Rosja szerzy w krajach zachodnich swój obraz jako potęgi konserwatywnej. Kolejne dane pokazują, jak zakłamana to propaganda. Federacja Rosyjska jest dziś w absolutnej światowej czołówce gdy idzie o liczbę rozwodów.
Jak podał rosyjski tabloid „Komsomolskaja prawda”, w Rosji każdego roku jest średnio od 600 do 700 tysięcy rozwodów. Oznacza to, że rozpada się siedem na dziesięć małżeństw, ostatnio nawet jeszcze więcej. W pierwszej połowie 2024 zawarto w Rosji 360 tys. małżeństw, a rozwodów było 318 tysięcy. „Komsomolskaja prawda” przyznała, że Rosja zajmuje trzecie miejsce na całym świecie pod względem liczby rozwodów, wyprzedzana tylko przez Kazachstan i Malediwy.
Rosyjski dziennik próbuje tłumaczyć skalę problemu prawem podatkowym, sugerując, że wiele małżeństw rozwodzi się celem pozyskania zasiłków na rodziców samotnie wychowujących dzieci.
Niezależnie od konkretnych przyczyn, życie małżeńskie w Rosji jest w fatalnym stanie nie tylko z powodu rozwodów; Rosjanie nie chcą też mieć dzieci.
Jeszcze w 2000 roku w Rosji zamordowano 2,1 mln dzieci nienarodzonych. W 2020 Rosji wykonywano 314 aborcji na 1000 żywych porodów, prawie dwukrotnie więcej, niż średnia w Unii Europejskiej.
Oficjalne dane państwowe z roku 2022 wskazywały na około 500 tysięcy dzieciobójstw prenatalnych, ale eksperci demograficzni wskazują na małą wiarygodność tych danych, związanych przede wszystkim z gigantyczną szarą strefą – wielkie rozpowszechnienie chemicznych środków wczesnoporonnych sprawia, że setki tysięcy dzieci giną z oczu statystyków.
W 2022 roku dzietność w Rosji wynosiła 1,42 dziecka na kobietę – dalece mniej, niż konieczne dla osiągnięcia prostej zastępowalności pokoleń.
Agencja Reutera podała we wrześniu 2024 roku, że w pierwszej połowie 2024 roku w Rosji urodziło się najmniej dzieci od 1999 roku.
Rzecznik Kremla Dymitr Pieskow komentując dane dotyczące dzietności mówił wprost o „katastrofie dla przyszłości narodu”. Przewodnicząca Komisji ds. Ochorny Rodziny w Dumie, Nina Ostanina, wezwała do przeprowadzenia „operacji specjalnej” w sprawie dzietności. – Musimy przeprowadzić nową operację specjalną. Mamy wojskową operację specjalną, a teraz trzeba demograficznej operacji specjalnej – stwierdziła.
Według Organizacji Narodów Zjednoczonych populacja Rosji spadnie w ciągu najbliższych 50 lat do 120 mln z obecnych 143,8 mln.
Wiele dzieci rodzi się w Rosji w części azjatyckiej, podczas gdy mniej w części europejskiej.[tam przeważa Islam i pogaństwo. md]
W obszernej analizie z sierpnia 2024 roku „The Atlantic Council” wskazywał, że już dziś 30 proc. rosyjskiej populacji to nie są etniczni Rosjanie, a w przyszłości ich udział w społeczeństwie będzie się tylko zwiększać.
„Atlantic Council” wskazywał też na rosnące problemy z dzietnością wywołane przez wojnę. Według informacji przekazanych przez amerykański rząd na wojnie zginęło już ponad 100 tysięcy rosyjskich żołnierzy. W kwietniu 2024 roku brytyjska BBC podała, że na podstawie analizy liczby pochówków można potwierdzić śmierć ponad 50 tys. rosyjskich żołnierzy, zaznaczając, że faktyczna liczba ofiar na froncie jest prawdopodobnie o wiele wyższa.
W Korei sprzedaje się więcej wózków dla psynków i psórek niż dla niemowląt. Państwo to, będące 12. największą gospodarką świata pod względem PKB, zmaga się z poważnym kryzysem demograficznym. Współczynnik dzietności jest na rekordowo niskim poziomie. Czy Polska może wkrótce stanąć przed podobnymi problemami?
Kryzys dzietności w Korei
W ubiegłym roku współczynnik dzietności, czyli średnia liczba dzieci rodzonych przez kobietę w ciągu życia, w Korei Południowej spadł do rekordowo niskiego poziomu 0,72. Według danych agencji rządowej Statistics Korea współczynnik ten spadł w 2023 roku o prawie 8 procent w porównaniu z rokiem 2022. Kraj od dłuższego czasu boryka się z malejącą liczbą urodzeń, a już w 2018 roku wskaźnik ten spadł poniżej jednego dziecka na kobietę.
Najtrudniejsza sytuacja pod tym względem jest w Seulu, gdzie na dwie kobiety przypada zaledwie jedno dziecko, a współczynnik dzietności wynosi 0,55.
Warto podkreślić, że współczynnik dzietności wskazuje, ile dzieci urodzi przeciętna kobieta. Gdy wartość tego wskaźnika spada poniżej 2, oznacza to, że populacja kraju zacznie się zmniejszać.
Wykres, Współczynnik dzietności w Korei Południowej w latach 1970–2023.
Źródło: Statista.
Pomimo miliardowych nakładów na programy prorodzinne, w 2023 roku urodziło się zaledwie nieco poniżej 230 tysięcy dzieci. – W ciągu ostatnich 15 lat rząd wydał ponad 280 bilionów wonów na politykę mającą na celu odwrócenie spadkowego trendu urodzeń, ale nie zaobserwowano rezultatów – przyznał w marcu prezydent Korei Południowej Jun Suk Jeol.
“Wydaje się, że spadek współczynnika dzietności nastąpił, ponieważ liczba małżeństw gwałtownie maleje w wyniku pandemii COVID-19” – powiedział Lim Young-il ze Statistics Korea. Wyraził jednak obawy, że nawet wzrost liczby małżeństw nie wpłynie pozytywnie na dzietność, biorąc pod uwagę obecne trendy społeczne, takie jak rosnąca liczba młodych par rezygnujących z posiadania dzieci. Na pytanie, dlaczego liczba urodzeń wciąż spada, staraliśmy się odpowiedzieć w tym artykule: Wymieramy. Jak poprawić dramatyczną sytuację demograficzną.
Psyn i psórka. Czy świat oszalał?
Aby lepiej zrozumieć problem, z którym zmagają się Koreańczycy, warto spojrzeć na dane z jednego z największych internetowych rynków. Gmarket poinformował, że sprzedaż wózków dla zwierząt domowych przekroczyła sprzedaż wózków dziecięcych. W pierwszych trzech kwartałach 2023 roku, 57 procent sprzedanych wózków na platformie było przeznaczonych dla zwierząt, a jedynie 43 procent dla niemowląt.
Dane pokazują znaczącą zmianę w porównaniu z poprzednimi latami, kiedy wózki dla zwierząt stanowiły 33 procent całkowitej sprzedaży w 2021 roku i 36 procent w roku ubiegłym.
Analityk Gmarket zauważył, że w Korei Południowej rośnie trend adopcji zwierząt domowych i wydawania na nie pieniędzy, co kontrastuje z malejącą liczbą urodzeń i spadkiem liczby dzieci. Liczba gospodarstw domowych posiadających zwierzęta stale rośnie, a według ostatnich statystyk Ministerstwa Rolnictwa, Żywności i Spraw Wsi, ponad 25 procent Koreańczyków posiada teraz zwierzęta domowe.
Świat oszalał (…) Kraj, w którym sprzedaż wózków dla psów przewyższa liczbę wózków dziecięcych, nie jest zdrowym i bezpiecznym społeczeństwem. Nie zapewni to zdrowego świata. – pisał na portalu X autor Michael Eisenberg.
Dane te potwierdza HSBC, według którego Korea Południowa doświadczyła jednego z największych spadków liczby urodzeń w 2023 roku, notując 8,1% spadek w porównaniu do poprzedniego roku.
Niestety, Polska wypadła jeszcze gorzej, z największą procentową zniżką – liczba urodzeń w kraju zmniejszyła się o ponad 10% w stosunku do roku poprzedniego. Obecnie wskaźnik dzietności wynosi 1,29.
Analitycy HSBC ostrzegają, że w obecnych warunkach globalna populacja może zacząć się kurczyć jeszcze przed 2040 rokiem, a rynki rozwinięte są już na drodze do znacznego spadku liczby ludności w nadchodzących dekadach.
Wykres. Zmiana liczby urodzeń między 2022 a 2023.
✕
Więcej o polskiej katastrofie demograficznej przeczytasz tutaj
South Korea’s leader on Thursday said he plans to create a new government ministry to tackle the “national emergency” of the country’s infamously low birth rate as it grapples with a deepening demographic crisis.
In a televised address, President Yoon Suk Yeol said he would ask for parliament’s cooperation to establish the Ministry of Low Birth Rate Counter-planning.
“We will mobilize all of the nation’s capabilities to overcome the low birth rate, which can be considered a national emergency,” he said.
Speaking later in his first news conference since August 2022, held to mark two years in office, Yoon admitted his administration had fallen short in its efforts to improve people’s lives. He pledged to use the next three years of his term to improve the economy and address low births.
South Korean President Yoon Suk Yeol at a press conference in Seoul, South Korea, on, May 9, 2024.Song Kyung-seok/AP
South Korea has the world’s lowest fertility rate, which indicates the average number of children a woman will have in her lifetime.
It recorded a rate of just 0.72 in 2023 – down from 0.78 the previous year, the latest drop in a long string of yearly declines.
Countries need a fertility rate of 2.1 to maintain a stable population, in the absence of immigration.
The data underscores the demographic time bomb that South Korea and other East Asian nations are facing as their societies rapidly age just a few decades after their rapid industrialization.
Many European nations also face aging populations, but the speed and impact of that change is mitigated by immigration. Countries like South Korea, Japan and China, however, have shied away from mass immigration to tackle the decline in their working age populations.
Experts say the reasons for these demographic shifts across the region include demanding work cultures, stagnating wages, rising costs of living, changing attitudes toward marriage and gender equality, and rising disillusionment among younger generations.
But despite the economic factors at play, throwing money at the problem has proved ineffective. In 2022, Yoon admitted that more than $200 billion has been spent trying to boost the population over the past 16 years.
Initiatives like extending paid paternity leave, offering monetary “baby vouchers” to new parents, and social campaigns encouraging men to contribute to childcare and housework, have so far failed to reverse the trend.
Experts and residents have instead pointed to some deeper-rooted social issues – for instance, stigma against single parents, discrimination against non-traditional partnerships, and barriers for same-sex couples.
The Japanese government has tried a similar playbook to encourage couples to have children, to no avail – prompting the country’s leader to take urgent action in recent years.
In January 2023, Japanese Prime Minister Fumio Kishida warned that Japan was “on the brink of not being able to maintain social functions” due to the falling birth rate, and announced plans for a new government agency to focus on the issue.
That body, the Child and Families Agency, launched a few months later – intended to tackle a host of issues, from improving children’s health and welfare to supporting families and parents, according to its website.
These measures, ranging from boosting childcare services and providing places for children to play and live, aim to “overcome the declining birthrate” and create a society where people “feel hopeful about getting married, having children, and raising them,” the website says.
Polska ginie w zasłonie dymnej stworzonej przez różnych pseudo naukowców, ukrywających prawdziwe przyczyny zapaści demograficznej.
Według danych GUS, Liczba urodzeń w maju br. wyniosła 21 tys. i była o 14,3% niższa r/r. W czerwcu przybyło zaledwie 19 tys. dzieci, czyli o 19,5% mniej niż rok wcześniej.
W maju 2017 roku urodziło się w Polsce 35,9 tys. dzieci, w czerwcu tego samego roku liczba narodzin wyniosła 33,8 tys. W ciągu kilku lat odnotowano spadek 44%.
Sytuacja staje się jeszcze bardziej dramatyczna, gdy spojrzymy na wskaźniki roczne. W 2017 roku na świat przyszło ponad 400 tys. dzieci, prognozy na cały 2024 rok wynoszą 250 tys. urodzeń. Należy zaznaczyć, że dane dotyczą także dzieci imigrantów m. in. Ukraińców.
Już w 2023 roku urodziło się w Polsce 272 tys. dzieci, to o 36 proc. mniej niż wskazywały prognozy demograficzne ONZ.
Polscy naukowcy zajmujący się demografią wypisują jakieś koszałki opałki co do przyczyn zapaści demograficznej i są głusi i ślepi co do rzeczywistej przyczyny tego zjawiska.
Aby zauważyć tego demograficznego “słonia w składzie porcelany” musimy cofnąć się do roku 2014 w którym Światowa Organizacja Zdrowia oraz INICEF przeprowadzili szczepienia na tężec w Kenii. Według oficjalnych danych rządu Kenii, w państwie tym rocznie umiera około 500 osób zakażonych tężcem. Statystycznie jest to margines, który nie usprawiedliwia masowych szczepień milionów ludzi preparatem który (jak każda inna szczepionka!), nie ma udowodnionej naukowo skuteczności!
Zdumienie budził fakt, że szczepieniem objęto tylko kobiety w wieku od 14 do 49 lat, a więc w wieku rozrodczym. Pominięto chłopców i mężczyzn, tak jak gdyby nie byli oni podatni na zarażenie tężcem w równym stopniu co kobiety.
Komisja ds. zdrowia episkopatu Kenii, zaniepokojona powyższymi faktami zleciła przebadanie szczepionek kilku niezależnym laboratorium poza Kenią. Okazało się, że szczepionki zawierają antygen powodujący trwałą bezpłodność. W tej sytuacji akcja szczepień okazała się podstępną metodą ograniczającą liczbę urodzeń. Rząd Kenii natychmiast przerwał akcję szczepień, jednak zbrodniarze z WHO zdążyli wyszczepić ok 2,5 miliona kobiet, które stały się bezpłodne. Przyrost naturalny w Kenii spadł do poziomu poniżej 2%, przy średniej dla Afryki 2,59%.
Ostatnie lata tak zwanej pandemii covid-19 pokazały zerową wiarygodność wszelkich instytucji zajmujących się zdrowiem publicznym, zarówno w Polsce jak i na całym świecie.
Dlatego jest wielce prawdopodobne, że od dłuższego już czasu szczepionki podawane Polakom na różne choroby, w istocie zawierają substancje powodującą bezpłodność. Jeśli można było wysterylizować prawie 3 miliony kobiet w Kenii pod pretekstem szczepień na praktycznie nie istniejącą chorobę, , to co stoi na przeszkodzie aby ten manewr powtórzyć wszędzie na przyklad w Polsce?
Jeśli można było pod pretekstem szczepień na polio okaleczyć pół miliona dzieci w Indiach i Pakistanie (po szczepieniach zostały one sparaliżowane), to jaki to problem dobrać się do polskich dzieci, zwlaszcza tych pozbawionych rodzicow i przebywających w sierocińcach?
Przypomnę, że polscy zbrodniarze udostępnili dzieci z sierocińców firmie Pfajzer do eksperymentów medycznych, które są ludobójstwem w świetle prawa międzynarodowego! W imieniu rządu polskiego umowę na takie “udostępnienie” podpisał niejaki Cesak, zaś zlecone przez firmę Pfajzer konkretne badania na polskich sierotkach, przeprowadziło kilka krajowych ośrodków medycznych.
O ile w Kenii o los obywateli tego państwa zatroszczyli się biskupi, o tyle w Polsce nie ma ani jednej instytucji rządowej czy samorządowej, której los Polaków i ich zdrowie cokolwiek by obchodził! Zaś polski kler wziął czynny udział w zbrodni szczepionkowej na covid-19, zachęcony do tego przez Lucyfera z Watykanu! Nikt nie bada co zawierają podawane obywatelom w skali masowej szczepionki, choć wszystkie one są z założenia truciznami i co gorsza wiele z nich jest aplikowanych dzieciom i młodzieży pod przymusem, co jest skandalem nie spotykanym w Europie poza Bułgarią!
Dzisiaj wiemy już na 100%, że głównym celem szczepień na kowida jest depopulacje prowadzona dwutorowo. Po pierwsze zabić i okaleczyć jak najwięcej ludzi toksycznym preparatem, po drugie pozbawić płodności ludzi w wieku rozrodczym, dzieci i młodzież.
Jesteśmy w trakcie realizacji tej zbrodniczej polityki depopulacyjnej i możemy się tylko bezradnie przyglądać jak z roku na rok jest nas Polaków coraz mniej!
W jakim tempie ludnośc Polski będzie likwidowana poprzez “szczepienia”?
To zależy od tego, czy ludzie po doświadczeniach z kowidem “przejrzeli na oczy” i jaki procent populacjiodmówi udziału w samobójstwie szczepionkowym! Przekonamy się tym już jesienią tego roku, gdy rząd warszawski będzie próbował nagonić do szczepień jak najwięcej Polaków! Propagandowy sukces rządu, będzie oznaczał katastrofę demograficzną Polski, której już nikt nie powstrzyma!!
Anthony Ivanowitz 28.08.2024r. www.pospoliteruszenie.org
Główny Urząd Statyczny podał liczbę urodzonych w czerwcu 2024 r. dzieci. Dane są zatrważające.
Jak przekazał GUS, w czerwcu w Polsce urodziło się zaledwie 19 tysięcy dzieci. To jeden z najgorszych wyników w ostatnich latach. W porównaniu z czerwcem 2023 roku narodzin było mniej o 2,7 tys. Suma urodzeń z 12 miesięcy wyniosła 259,7 tys. To najmniej od czasów II wojny światowej.
Zapaść demograficzna
Czerwcowe dane potwierdzają pesymistyczną tezę o pogłębiającej się zapaści demograficznej w Polsce. Jeszcze w październiku 2017 roku liczba urodzeń wynosiła 403,7 tys. Jednak od tego czasu wskaźnik systematycznie spada. Co gorsza, kiedy liczba nowo narodzonych dzieci jest z roku na rok coraz mniejsza, w tym samym czasie liczba zgonów w Polsce rośnie.
Jak wskazali w swoim raporcie eksperci OECD, wśród czynników zmniejszających dzietność znalazły się m.in. wzrost poziomu wykształcenia kobiet, poprawa dostępu do skutecznej antykoncepcji czy rosnąca dominacja modelu rodziny z dwojgiem pracujących rodziców. Z kolei pronatalistycznie oddziałują płatne urlopy rodzicielskie, dostęp do opieki nad dziećmi zaraz po urodzeniu oraz rozwiązania ułatwiające godzenie pracy z obowiązkami rodzinnymi.
Analitycy nie mają wątpliwości, że decyzję o posiadania dziecka łatwiej podejmują pary, które mają zapewnione bezpieczeństwo ekonomiczne i zdrowotne.
“OECD zwraca też uwagę na Problem z dostępnością mieszkań przekłada się na coraz późniejsze usamodzielnianie się młodych Polaków. Według danych Eurostatu, aż 47,5 proc. osób w wieku 25-34 lata w Polsce wciąż mieszka z rodzicami. To jeden z najwyższych odsetków w UE” – czytamy na portalu 300gospodarka.pl.
W lipcu GUS podał, że w 2024 r. w porównaniu z 2023 r. liczba ludności w Polsce zmniejszyła się o 129 tys. Największy spadek ludności nastąpił w woj. śląskim (-26 572 osoby), a najmniejszy w woj. mazowieckim (-85 osób). Spadek liczby ludności odnotowano w 14 województwach.
Ponad połowa krajów na świecie ma współczynnik dzietności poniżej poziomu zastępowalności pokoleń.
Prognozy ONZ szacują, że światowa populacja osiągnie szczyt wcześniej i na niższym poziomie niż wcześniej sądzono: 10,2 miliarda, czyli o 6% mniej niż przewidywano dekadę temu.
Obecnie ponad połowa krajów na świecie ma współczynniki dzietności poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, w szczególności Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Australia.
Prawie jedna piąta krajów ma “bardzo niski” współczynnik dzietności wynoszący mniej niż 1,4 urodzeń na kobietę.
Demografowie przewidują załamanie populacji po 2100 r., co będzie miało katastrofalne skutki dla gospodarek i jakości życia.
Dean Spears, ekonomista z University of Texas Population Research Center, jest współautorem dokumentu szacującego prognozy światowej populacji po 2100 roku.
Jeden z trzech scenariuszy przedstawionych w dokumencie pokazuje, że jeśli światowa populacja pozostanie poniżej stopy zastąpienia, liczba ludzi na planecie gwałtownie spadnie do “bardzo niskiej” liczby.
Darrel Bricker i John Ibbitson, autorzy książki Empty Planet: The Shock of Global Population Decline, twierdzą, że gdy rozpocznie się globalny spadek populacji, który ich zdaniem nastąpi w ciągu trzech dekad, “nigdy się nie zatrzyma”.
Spadek liczby ludności doprowadzi do pogorszenia podstawowych usług i infrastruktury, bezrobocia, spadku innowacyjności, nieodpowiedniej opieki nad osobami starszymi i pogorszenia zdrowia psychicznego.
Polska bez Polaków. Prognozy są bezlitosne: wkrótce znikniemy
Z najnowszych danych Organizacji Narodów Zjednoczonych wynika jednoznacznie: jeżeli tzw. trendy demograficzne nie ulegną zmianie, to Polaków po prostu nie będzie.
Niewielka grupa polskiej ludności po prostu roztopi się w tyglu obcych, którzy napłyną na nasze ziemie. Są już konkretne wyliczenia.
Już za 76 lat Polaków będzie tylko 14,5 miliona – tak wynika z najnowszej prognozy ONZ.
Według eksperta demograficznego Mateusza Łakomego, ta liczba jest nawet przeszacowana i tak gigantyczny ubytek ludności Polska odnotuje w istocie wcześniej. Według Łakomego w roku 2200 – jeżeli Polacy będą mieć cały czas tak samo mało dzieci – będzie nas już tylko 4 miliony…
Mateusz Łakomy wskazał na portalu X.com, że w prognozie ONZ założono, że współczynnik dzietności w Polsce w latach 2024-2100 wyniesie 1,3. W istocie jest jednak niższy: w roku 2023 wyniósł tylko 1,16.
ONZ zawyżyła w efekcie liczbę urodzeń, zakładając, że w roku 2023 urodzi się 318 tys. dzieci. Naprawdę urodziły się tylko 272 tysiące. Jak podkreślił Łakomy, będzie się to wiązać ze znaczącym spadkiem znaczenia Polski w świecie. Dzisiaj mieszkający w Polsce Polacy stanowią 0,6 proc. populacji światowej. W roku 2100 będziemy stanowić już tylko 0,2 proc. światowej populacji.
W kolejnych latach będzie oczywiście tylko gorzej. Zachowując aktualny poziom dzietności w roku 2200 Polaków będą 4 miliony, a w roku 2307 – 1 milion.
Innymi słowy: nasza obecna kultura okazuje się być po prostu rozłożonym w czasie samobójstwem. Łatwo po tym poznać, że ojcem „trendów”, które dziś dominują, jest nieprzyjaciel człowieka, szatan, ten, który chce naszej śmierci. Debata wokół dzietności koncentruje się na rozbudowie sieci przedszkoli, szkół, ułatwieniach łączenia pracy z wychowywaniem dzieci…
Prawda jest jednak brutalna: jedyną przyczyną niskiej dzietności jest odrzucenie Boga i niechęć do tego, by zgodnie z Jego wolą dzieci mieć. Jako że ta prawda boli, jest zwalczana; ale przecież nie czyni jej to mniej prawdziwą!
The Kremlin’s propaganda campaign likes to portray the Russia of President Vladimir Putin as a pro-family oasis amid a decadent liberal world. However, when one crunches the numbers, the situation in Russia is every bit as bad as the world as a whole. Russia faces an impending demographic winter threatening the stability of the nation.
The problem is aggravated by the conflict in Ukraine that has claimed nearly 300,000 Russian casualties and caused almost a million more to flee the country. Russia also does not attract immigrants in great numbers. Birth rates are at a historic low, especially in regions near the conflict zones.
To counter these trends, Putin is attempting to boost the birth rate, labeling 2024 “The Year of the Family.” Like other countries that have tried to pay people to have more children, he has introduced subsidies and benefits for families with three or more children. He has emphasized the noble pursuit of motherhood as the cornerstone of a woman’s life, regardless of her career.
The present plan calls for $157 billion to help support families and promote having more children. The result has been the same as in other countries: a flat birth and marriage rate. Having children is not an economic problem but a moral one.
Putin’s vision for an assertive Russia hinges on reversing the population decline, reshaping societal norms, and fostering a demographic shift towards larger families and greater immigration. It must also prevent the flight of valuable human talent, which would undermine Russia’s economic prospects and future social stability.
As of July 2023, approximately 920,000 Russian citizens have fled since Putin’s war on Ukraine. Although some have returned, a significant portion is comprised of skilled professionals in IT and other sectors who have permanently resettled abroad. Official figures show a spike in emigration, reaching around 668,000 in 2022 and 450,000 in 2023, the highest numbers since 1992.
However, political economist Nicholas Eberstadt notes that the most successful population strategy seems to be invading and annexing parts of neighboring countries rather than boosting the birthrate. The occupation of Crimea in 2014 added 2.4 million people to the population count.
Other factors contribute to the declining population trends. The nation is experiencing rising mortality rates, suicides and early deaths among young men. Russia’s life expectancy plummeted to 65 years by 2003, an alarming drop from 69 in 1990. Despite some more recent advances due to anti-drinking and anti-smoking programs, challenges persist.
“Deaths of despair” is a haunting term used by demographers to express their fear of a potential rise in such tragic deaths due to the ongoing war coupled with life under the authoritarian regime. These deaths, often linked to depression, substance abuse, alcohol-related diseases and other underlying causes, are now resurfacing with alarming prevalence among Russians who see little hope in the future.
When COVID-19 struck, Russia suffered a devastating blow, ranking among the hardest-hit nations globally. Over 1.12 million deaths were recorded due to the virus, the same as the American toll despite having less than half of the American population. According to a Bloomberg report, Russian healthcare ranks last among 55 developed countries, highlighting its inefficiency.
Extremely high abortion rates are another major problem dragging down population growth. The damage has reached the point that authorities have asked some private clinics to stop providing abortions. While recognizing it as a pressing problem, Putin has defended abortion, saying that “The rights and freedoms of women need to be respected when addressing the abortion issue.”
One immediate effect of the population decline is the present labor shortage in a wartime economy. Putin has shifted focus toward military production, taking specialized workers for the regular economy. Manufacturing firms are grappling with staff shortages, with 47 percent reporting deficits in January 2024, the highest in surveys since 1996.
The Russian Academy of Sciences estimates a shortfall of 4.8 million workers, particularly affecting the manufacturing, transportation, logistics and construction sectors. The long-term effect of these shortages is a decline in living standards that will likely affect Russia’s fertility rate, which faces severe challenges. There is a shifting sentiment in Russia, indicating a growing inclination towards postponing family expansion.
In a time when Moscow continues to dispatch countless young and middle-aged men to a useless war against Ukraine to be slaughtered, the present campaign for more children takes on a nationalistic tone. “Stay home and raise more soldiers” seems to be the unspoken sentiment that wafts through Russia’s dachas.
Niestety człowiekowi wmówiono, że jest kreatorem i sam może stanowić kim jest, co jest dla niego dobre a co złe, co mu da szczęście. I ustala… że jest innej płci, niż jest obiektywnie, że dobrem a nawet prawem człowieka jest zabicie dziecka przez matkę, albo zabicie „niepotrzebnych” rodziców, że szczęście można zdobyć przez zażywanie przyjemności (hedonizm), lub/i przez spełnienie swoich egoistycznych planów bez Boga i bez miłości (indywidualizm i samorealizacja). Takie myślenie wyprowadza człowieka na manowce i daje ułudę szczęścia ludziom obiektywnie głęboko nieszczęśliwym (bo bezbożnym i wynaturzonym). W naturę człowieka jest wpisana tęsknota do Boga… – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Jacek Pulikowski.
Panie Doktorze, kiedy obserwujemy to, co dzieje się w naszym kraju możemy powiedzieć, że widoczny jest kryzys nie tylko kobiecości, ale też – męskości. A może nawet bardziej – kryzys tożsamości?
Myślę, że ponad tym wszystkim jest kryzys człowieczeństwa. Kim jest człowiek? Dla mnie człowiek jest stworzeniem posiadającym ciało, wymiar psychiczny i duchowy. Jako stworzenia jesteśmy obiektywnie jacyś. Mamy zadania względem Stwórcy, względem siebie samego i względem innych. Mamy to odkryć, zaakceptować i żyć w czystości (ekologicznie) według pomysłu Stwórcy. Nasza natura jest najprecyzyjniej opisana przez Dekalog, więc życie w zgodzie z nim gwarantuje pełnię szczęścia na ziemi i w wieczności.
Wiemy o tym, ale kto z nas myśli o wieczności…
Niestety człowiekowi wmówiono, że jest kreatorem i sam może stanowić kim jest, co jest dla niego dobre a co złe, co mu da szczęście. I ustala… że jest innej płci, niż jest obiektywnie, że dobrem a nawet prawem człowieka jest zabicie dziecka przez matkę, albo zabicie „niepotrzebnych” rodziców, że szczęście można zdobyć przez zażywanie przyjemności (hedonizm), lub/i przez spełnienie swoich egoistycznych planów bez Boga i bez miłości (indywidualizm i samorealizacja). Takie myślenie wyprowadza człowieka na manowce i daje ułudę szczęścia ludziom obiektywnie głęboko nieszczęśliwym (bo bezbożnym i wynaturzonym). W naturę człowieka jest wpisana tęsknota do Boga (wszystkie znane ludy w historii świata wzdychały do jakoś rozumianej istoty wyższej) i do miłości z człowiekiem (św. Paweł powie: choćbym wszystko posiadł a miłości bym nie miał byłbym jak cymbał brzmiący). Dziś mamy całe rzesze celebrytów „cymbałów”, którzy z pogardą odrzucili Boga i wręcz chełpią się tym, że od nikogo nie są zależni, nikomu nie służą… czyli żyją bez miłości. W moim najgłębszym przekonaniu ludzie żyjący bez Boga i bez miłości uciekają od własnej natury i tym samym obiektywnie nie są szczęśliwymi, niezależnie od tego co myślą o sobie i swoim rzekomym szczęściu.
W to wszystko wpisuje się kryzys kobiecości objawiający się ucieczką od macierzyństwa i walką ze swym naturalnym obrońcą mężczyzną. Im bardziej żona wygra tę walkę tym jest… bardziej przegrana. Przegrana bo nie dość, że traci naturalnego opiekuna, ale przyczynia się do jego wycofania się z drogi rozwoju, czy mówiąc wprost do jego degradacji. Tak mąż, który nie podejmuje funkcji mu przynależnych wchodzi na ścieżkę uwstecznienia, degradacji a czasem wprost degeneracji. Smutne, ale nierzadkie.
Kobiety uciekają od macierzyństwa, mężczyźni od odpowiedzialności?
Mężczyźni uciekają od ojcowania, którego najważniejszym przejawem oprócz miłości (rozumianej jako służba) jest branie odpowiedzialności za powierzonych sobie (w rodzinie: za żonę i dzieci). Ucieczka to owocuje wspomnianą degradacją mężczyzny.
Kim jest mężczyzna?
Człowiekiem, który może stać się ojcem i pełnić przynależne temu funkcje: opiekuna, obrońcy, żywiciela i przewodnika. (Piszę o tym szerzej w książce Warto być ojcem, IW Jerozolima, Poznań.)
Dziś dowiadujemy się od ludzi, m.in. ze świata polityki, że mężczyzna może mieć okres, a nawet – podobno – urodzić dziecko. Jak Pan reaguje na tego typu newsy?
Ze smutkiem nad… nierozumnością i zarazem pychą człowieka „kreatora”, mówiąc wprost nad głupotą ludzką.
Czym dzisiaj jest męskość? Czego dziś wymaga się od mężczyzn?
Wczoraj dzisiaj i jutro prawdziwa męskość jest i zawsze będzie, potencjalnym ojcostwem. Pytanie czego się dziś wymaga od mężczyzn jest nieprecyzyjne. Stwórca odwiecznie wymaga miłości i odpowiedzialności mężczyzny za siebie i powierzonych sobie osób. Jan Paweł II w Adhortacji Apostolskiej Familiaris Consortio (Watykan 1981) określił wzorzec męskości przez funkcje jakie powinien wypełniać mąż i ojciec: Odpowiedzialność za życie poczęte, udział w wychowaniu dzieci, praca zawodowa służąca rodzinie i przykład dojrzałej postawy chrześcijańskiej. (Piszę o tym szerzej w książce: Cztery Funkcje mężczyzny, RTCK, Nowy Sącz.)
Problem w tym, że „nowoczesny” świat, który neguje Boga i zarazem naturę człowieka, nie wymaga niczego od mężczyzn pozwalając im być… bawiącymi się chłopcami (Piotruś Pan, Playboy, singielek). Niestety wielu mężczyzn – chłopców tymi drogami podąża.
Pocieszający jest fakt, że mężczyźni w Polsce jakby się obudzili. Chcą być prawdziwymi mężczyznami miłującymi i odpowiedzialnymi za losy rodziny, czy szerzej społeczności, w której żyją. Dowodem na to są rozwijające się wspólnoty mężczyzn, że wspomnę tylko: Wojowników Maryi, Mężczyzn św. Józefa, Bractwo św. Pawła, Żołnierzy Chrystusa, Brygady Różańcowe i wiele, wiele innych… Jest nadzieja.
Dużo się mówi o tym, że jedną z przyczyn kryzysu męskości są relacje matek z synami. Takie relacje, w których synowie są podporządkowani mamusiom w konsekwencji doprowadzą do tego, że ich męskość zostaje złamana wcześniej?
Myślę, że prawdziwą przyczyną kryzysu ojcostwa jest odejście od Boga i jego przykazań oraz niedostateczny udział ojców w wychowaniu dzieci. Najboleśniejszy i tragiczny w skutkach jest brak relacji miłości między ojcem i dziećmi i zanik ojcowskiego autorytetu. Wówczas dzieci już nie chcą być „tak wspaniałe jak tato – bohater”, buntują się i wybierają „własne” drogi często wiodące na manowce.
Próba wejścia matek w rolę ojców kończy się często katastrofalną niedojrzałością synków objawiającą się między innymi nieumiejętnością podejmowania decyzji w oparciu o rozum i wolę, za to z nadmiernym udziałem chwilowych uczuć i odczuć.
Z jakimi wyzwaniami mierzą się współcześni mężczyźni już wiemy, ale wspomniał Pan również o chłopcach…
„Bawiący się chłopcy”, którzy ulegli wizjom hedonistycznym i indywidualistycznym, z hasłem na ustach „mam prawo do swojego szczęścia” nie podejmują żadnych wyzwań przypisanych do męskości. Koncentrują się na przyjemnościach, realizacji swoich egoistycznych planów rujnując życie i szczęście nie tylko swoje, ale i bliskich osób, głównie rodziny. Gdy taki „chłopiec” wejdzie na jakiś szczebel władzy, to rozmiar szkód jakie wyrządza przybiera wymiar szerszy, społeczny.
Jaka powinna być rola żony w rozwoju ojcostwa swojego męża?
Podstawowym zadaniem kobiety (jako „pomocy potrzebnej”) wobec mężczyzny jest nauczenie mężczyzny miłości. Nauczenie, że człowiek jest ważniejszy od materii. Mężczyzna mający predyspozycje do walki z materią często się nadmiernie w nią angażuje. Zapominając, że „ogarnianie materii” jest jego zadaniem życiowym, ale nie celem życia. Celem życia jest szczęście, które może dać jedynie relacja miłości (z Bogiem i ludźmi). Tak więc kobieta matka, kobieta siostra, kobieta koleżanka, kobieta narzeczona mają uczyć „okolicznych” mężczyzn wchodzenia w relacje miłości. Miłości, która jest bezinteresownym darem z siebie samego. Najłatwiej ta nauka idzie gdy mężczyzna się w kobiecie zakocha… Praktycznie każda żona miała przed ślubem taką szansę, że on zakochany zrobiłby dla niej wszystko. Miała wtedy ogromną moc by nauczyć przyszłego męża miłości, czyli służenia innym ludziom z żoną i dziećmi na czele. Moc tę traci w chwili kiedy, się odda ukochanemu chłopakowi. Gdy ją zdobędzie, ona staje się zakładniczką i już nie pomoże mu we wzroście zdolności do kochania. Szkoda… To czego nie nauczyły męża inne kobiety i ona sama jako narzeczona, pozostaje zadaniem dla żony do końca życia.
Bezbronne poddanie się żony mężowi wymusza na nim wzrost opiekuńczości, miłości i odpowiedzialności. Pod warunkiem, że ma on w sobie choćby odrobinę ludzkiej przyzwoitości, a tylko tacy powinni być akceptowani jako mężowie i ojcowie dla dzieci.
Czym dla Pana jest ojcostwo?
Bycie mężem i ojcem jest sensem mojego życia (mówiąc górnolotnie drogą do zbawienia) i źródłem szczęścia (obok ciągle nieudolnej relacji z Bogiem). Przy czym ojcostwo rozumiem szerzej niż ojcowanie rodzonym dzieciom. Ojcostwo ma wymiar szerszy, społeczny i staram się – jak umiem – te funkcje wypełniać. Między innymi przez wygłaszane konferencje, publikacje ale też przez zaangażowanie w działalność społeczną.
Past generations have been named with letters such as X-Generation and Gen-Z. The latest generation has already been labeled Alpha. Perhaps the one after that should take the name Generation Zero.
The reason will be the lack of babies to make a generation. A demographic winter approaches. Birth control and abortion have achieved the goal of ridding society of unwanted pregnancies as societal attitudes have taken away the desire for pregnancies.
The word is now out. Overpopulation is not a threat. Underpopulation, reflected in declining global birthrates, has reached a critical point, signaling a demographic crisis.
Fertility rates are plummeting worldwide, posing significant religious, economic, social and geopolitical challenges. This “baby bust” phenomenon primarily impacts every segment of society, regardless of income, education or employment status.
The implications are profound, affecting lifestyle choices, economic projections and the global balance of power. Many nations have already plummeted far below the replacement fertility rate of 2.2 children per woman
Projections forecast a global population decline within the next four decades, a rare historical event. Political leaders recognize this as a pressing issue with implications for social vitality and long-term sustainability.
Even India and Third World nations that normally have high birth rates are experiencing a significant population decline. Urbanization and the internet have exposed women to the possibility of having fewer or no children and enjoying greater pleasure.
In Sub-Saharan Africa, for example, the percentage of women using contraception increased from 17 to 23 percent in the last ten years. This shift can be attributed to African leaders promoting contraception and abortion and the Western programs promoting these practices.
Many associate this decline in birth rates with an unhealthy shift towards selfishness and individualism, resulting in a reduced emphasis on marriage, family and parenthood. Other factors include state laws, unemployment rates, Medicaid availability, housing costs, contraceptive usage, child-care costs and student debt.
However, none of these factors address the root cause. Observers speculate that the root is found deep inside the human soul. This shift is, above all, the result of a moral crisis in which all priorities are scrambled and a sense of direction and purpose is lost.
Thus, adult personal preferences now prioritize building careers, leisure activities and relationships outside the home. The fundamental mandate to “Go forth and multiply” is replaced by selfish considerations.
Governments worldwide are grappling with declining fertility rates by implementing pro-natalist policies. Japan has implemented incentives for births since the early nineties, including parental leave and subsidized child care. However, birth rates continue to fall.
Japan later introduced free hospital maternity care and birth stipends that temporarily raised fertility rates from 1.26 to 1.45 over a period of years. However, the rates continue to decline, reaching 1.26 in 2022. Prime Minister Fumio Kishida recently unveiled a program offering monthly allowances to all children under 18, free college for families with three or more children and paid parental leave to encourage more births.
The problem with all these efforts is that they try to apply financial solutions to moral issues. Families will not have children solely based on monetary incentives.
Thus, financial incentives will always fall short since couples must be motivated by the love of God to make the necessary sacrifice of having children. Free daycare, maternity leave and monthly allowances are helpful but do not address the root cause, which is selfishness.
A direct correlation exists between the loss of religious values and declining birth rates. The decline of religion leads to fewer marriages, which have a primary end of procreation, not pleasure. In the Catholic Church, marriage is a sacrament that provides couples with the graces to sustain themselves and their families.
The crisis inside the Catholic Church contributes to this decline since many liberal clergymen have turned a blind eye to contraception, abortion and moral virtue to concentrate on “social justice” issues.
Due to the neglect of traditional Church teaching, a significant number of Catholics are divorced, “re-married,” practice contraception, favor same-sex “marriage,” cease going to Mass, do not believe in the Real Presence in Holy Communion or have abandoned their faith altogether. This is the perfect storm that will produce Generation Zero.
Zgodnie z liberalnym credo, nienawiść wobec czarnoskórych, środowisk LGBT+ i wszelkich mniejszości jest całkowicie nie od pomyślenia. Co innego, jeżeli mówimy o dzieciach.
Miesiąc maj. Przez ulice polskich miast, nie niepokojone przez nikogo, w asystencji policji i służb, pod patronatem włodarzy i celebrytów, przetaczają się marsze „najbardziej uciskanej mniejszości w Polsce”. O straszliwych prześladowaniach opowiadają ich liczni polityczni reprezentanci, zasiadający w ławach poselskich, ministerstwach i instytucjach europejskich. Na ciężki los skarżą się niebinarni studenci, zakładający inkluzywne koła naukowe, uczęszczający na Queer and Gender studies, wspierani przez kadry pedagogiczne zwracające się do nich wybranymi zaimkami. Powszechne wykluczenie powoduje, że w centrach wielkich miast ciężko o lokal pozbawiony loga LGBTQ friendly”.
Wczorajsi aktywiści wchodzą dzisiaj w skład rządu. Tam przekonują o konieczności kneblowania ust oponentom, którzy za nawet najmniejsze słowa krytyki będą mogli trafić za kratki. Ich stronę trzyma wymiar sprawiedliwości, tylko czekający za uchwalenie nowej kategorii „przestępstw z nienawiści”.
Wraz z tą równoległą rzeczywistością, w Polsce istnieje grupa społeczna, o której faktycznych prześladowaniach nigdzie nie przeczytacie. BBC nie zrobi o tym filmów dokumentalnych, a głos tych osób nie przebije się na forum TSUE. Systemowego nękania doznają w internecie, przestrzeni publicznej, parkach, restauracjach. Dzieci – bo o nich mowa – stanowią dzisiaj jedną z najbardziej nielubianych grup społecznych.
Swego czasu wielką popularność zdobył angielski bar dog friendly, child free (ang. przyjazny psom, wolny od dzieci). Brytyjska prasa rozpisywała się o genialnej strategii marketingowej, oddającej nastroje społeczne. Doceniano, że ktoś w końcu nazwał pewne sprawy po imieniu. Jednocześnie na jaw wyszła niepokojąca prawda: wyrażanie otwartej dezaprobaty wobec dzieci stało się powszechnie akceptowalne.
Na problem zwrócił uwagę w swoich mediach społecznościowych magazyn Ładne Bebe. W jednej z ankiet autorzy stwierdzili: „nie ma nic złego w mówieniu, że się nie lubi dzieci”. Internauci w zatrważającej większości (92 proc.) przyznali im rację.
Problem w tym, że nieco wcześniej na profilu pojawiły się podobne ankiety, odnoszące się do czarnoskórych, seniorów, Żydów i ludzi otyłych. W przeciwieństwie do dzieci, internauci wyrazili powszechne oburzenie na sugestię, że można negatywnie mówić o którejkolwiek z powyższych grup. Tylko 16 proc. uważało, że nie ma nic złego w nielubieniu czarnoskórych, 36 proc. gdy sytuacja dotyczy seniorów, 26 proc. – Żydów, a 20 proc. – ludzi otyłych.
Ciężko o większy przykład „postępowej” schizofrenii. Podczas gdy „homofobia”, „transfobia”, rasizm”, „antysemityzm”, „ejdżyzm” czy „fatbofia” należą do grzechów głównych demokratycznego społeczeństwa, nienawiść do dzieci jeszcze nigdy nie miała tak dobrej prasy. Jak wynika z internetowych wyznań, najmłodsi drażnią swoją obecnością w restauracjach, ich płacz nie pozwala zrelaksować się w parku, przeszkadzają robiącym zakupy, wchodzą pod koła rowerzystów czy zaczepiają spacerujące z właścicielami czworonogi. Są i tacy, którzy nie życzą sobie ich obecności nawet w kościele.
Coraz gorszą pozycję dzieci w społeczeństwie odzwierciedlają zmiany w języku codziennym. Zaledwie krótka obecność w internetowej media-sferze wystarczy, by zauważyć natłok pejoratywnych określeń. Choć publicznie nie pozwalamy sobie na takie określenia jak „bachory” czy „gówniarze” w powszechnym użyciu pozostają „gówniaki”, „gówniaczki”, „bombelki” czy – ostatnio bardzo popularne – „kaszojady”. Piękno macierzyństwa ginie pod naporem „madkowego” contentu, a otrzymujący 800+ zaliczani są w pierwszej kolejności do patologii przepijającej świadczenia pobierane na swoje potomstwo. Nie mówiąc już o rodzinach wielodzietnych, nazywanych powszechnie żerującymi na zasiłkach „dzieciorobami”.
I choć część powie, że przecież to takie pieszczotliwe, a rodzice przecież mają prawo zwracać się do dzieci jak chcą, to – jak słusznie zauważył dr Marcin Kędzierski – kiedy w podobny sposób wyrażamy się o pociechach publicznie, czujemy, że coś jest nie tak.
W uprzedmiotawianiu dzieci często wiodą prym sami rodzice. Krzysztof Bosak, dzieląc się doświadczeniami ze spotkań wyborczych, stwierdził, że wiele dzieci często nie potrafi się nawet przedstawić. „Rodzice są często zaskoczeni kiedy witam się także z ich dziećmi, nawet już dorastającymi. Wyjątkiem są rodzice, którzy sami porządnie przedstawią z dumą swoje dzieci. Wydaje mi się, że to są drobne gesty, a budujące wartość i obycie młodego człowieka” – pisał wicemarszałek Sejmu.
W większości zachodnich społeczeństw na dobre odczłowieczono już dzieci nienarodzone. Najwyraźniej przyszedł czas na obrzydzanie tych, które zdążyły się urodzić. Doskonale łączyłoby się to z logiką depopulacji, widzącej we wzroście demograficznym największe zagrożenie dla planety i ludzkości. W takiej sytuacji tym bardziej – parafrazując klasyka – spieszmy się je kochać; dzisiaj jest ich już tak niewiele.
Ksiądz Mirosław Matuszny, którego sąd I instancji skazał za antyaborcyjnego mema, organizuje pielgrzymki w Polsce i za granicą. Podczas gdy prawnicy przygotowują apelację, ksiądz ma pełne ręce roboty, bo sezon na pielgrzymki już się rozpoczął.
Czy w nadchodzące wakacje (lub w dowolnym innym terminie) ma Pan ochotę wybrać się na jedną z takich wypraw?
Ciekawą ofertą jest program lojalnościowy „Apostoł” realizowany przez księdza Matusznego wspólnie z Archidiecezją Lubelską. O szczegółach przeczyta Pan na stronie www.programapostol.pl.
A samą historię księdza podanego do sądu przez aborcjonistkę Katarzynę Kotulę może Pan poznać w wiadomości poniżej, którą wysyłałem w ubiegłym tygodniu.
Szanowny Panie, nadzwyczaj trudno oderwać się od natłoku zadań związanych z obroną obecności krzyża i symboliki religijnej w Warszawie. Już za kilka dni poinformujemy Pana o naszych nowych krokach, które podejmujemy, by powstrzymać zdejmowanie krzyży ze ścian, gdzie zawieszono je po upadku komunizmu. Dzisiaj jednak chciałabym napisać do Pana o temacie jeszcze bardziej strategicznym, od którego zależeć będzie przyszłość całego naszego Narodu. Kontynuacja lat zaniechań w tym obszarze oznaczać będzie w perspektywie jednego lub dwóch pokoleń oddanie Polski w ręce fal imigrantów, niezbędnych do wypełnienia strat ludnościowych spowodowanych przez antyrodzinną kulturę, politykę i prawo. W niedzielę będziemy świętować Dzień Matki. Zapewne media będą prześcigać się w publikowaniu pięknych tekstów i materiałów, doceniających i afirmujących macierzyństwo. Ale niestety to tylko jeden dzień w roku…Przez pozostałe 364 dni jesteśmy zewsząd atakowani propagandą zniechęcania do macierzyństwa (podobnie jak ojcostwa). W mediach społecznościowych, memach i artykułach na portalach dla nastolatków – macierzyństwo jest regularnie wyśmiewane i pogardzane. Młode dziewczyny słyszą na każdym kroku, że kobiety nie różnią się niczym od mężczyzn i powinny pragnąć przede wszystkim kariery zawodowej. Ponadto powinny skoncentrować się na realizacji osobistych marzeń, dla których macierzyństwo jest tylko przeszkodą i cierpieniem. A za zagłuszanie instynktu macierzyńskiego ma być odpowiedzialny piesek lub kotek…Czy zatem musimy się po prostu pogodzić z tym, że współczesny świat skutecznie wygasza w kobietach instynkt macierzyński i jedynym sposobem na demograficzne przetrwanie Polski jest przyjmowanie masowo imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu? Na te pytania kompleksowe odpowiedzi przygotowuje od lat zespół ekspertów polityki rodzinnej Ordo Iuris. Jednak co z tego, jeżeli politycy – z lewa i z prawa – zainteresowani są jedynie szybkimi, doraźnymi efektami i politycznym poparciem, jakie może wygenerować „polityka rodzinna” już przy następnych wyborach. Tymczasem, odpowiedzialna polityka rodzinna to oddziaływanie na kulturę prorodzinną i systemowa budowa instrumentów wsparcia, których efekty będziemy dostrzegać w perspektywie pokoleń.Według badań CBOS tylko 30 procent badanych do 40. roku życia ma zaspokojone tzw. potrzeby prokreacyjne, a 57 procent ma mniej dzieci, niż by chciało. Dlaczego zatem tak wiele kobiet nie decyduje się na dziecko pomimo głębokiego pragnienia jego posiadania?Nie mam wątpliwości, że winę za to ponosi w decydującym stopniu współczesna kultura – wroga macierzyństwu (szczególnie wielodzietnemu), ojcostwu i wiążącemu się z nimi poświęceniu; rozdzielenie i przeciwstawienie sobie kobiecości i macierzyństwa, macierzyństwa i ojcostwa, stygmatyzujące rodziców – zarówno matki i ojców – słownictwo. Dlatego, aby zażegnać kryzys demograficzny, musimy działać dwutorowo.Po pierwsze – trzeba dążyć do zmiany społecznego odbioru rodzicielstwa; walczyć ze stygmatyzacją i pogardą dla matek konsekwentnie szerzoną wśród młodego pokolenia, przez ukazywanie piękna szczęśliwej i licznej rodziny w mediach i kulturze. A po drugie – musimy inspirować budowę systemu, realnie premiującego macierzyństwo, aby mądre i celowe wsparcie było w stanie docenić realny wkład matek w przyszły dobrobyt Polski.Oba kierunki systemowej polityki rodzinnej rozwijamy w Instytucie Ordo Iuris. Dlaczego piszę o tym w czasach, gdy rząd nie zdradza zainteresowania rozwojem takich działań? Bo ten czas jest najlepszy do przygotowania gotowych rozwiązań, analizy przykładów dobrej polityki rodzinnej, upowszechnienia wiedzy o przyczynach niepowodzenia polityki nastawionej wyłącznie na transfery pieniężne. Gotowa, sprawna polityka demograficzna i rodzinna musi stać się programem całej, prorodzinnej opozycji. Nie stanie się to bez naszego zaangażowania. W Instytucie Ordo Iuris analizujemy i opiniujemy wszelkie projekty i zmiany prawne obejmujące szeroko rozumianą politykę prorodzinną. Przygotowujemy raporty, analizy i własne rekomendacje oraz projekty ustaw, organizujemy debaty i konferencje. Najnowszym rządowym projektem o charakterze rzekomo prorodzinnym jest program „Aktywny rodzic”, czyli tzw. „babciowe”. Program miał być wsparciem dla matek, ale w rzeczywistości jest swoistym szantażem i próbą przymuszenia kobiet do wybrania pracy zawodowej, kosztem samodzielnej czyli najlepszej opieki nad dzieckiem. Takie programy „prorodzinne” nie mają nic wspólnego z promowaniem rodzicielstwa. Wręcz przeciwnie. Wpisują się w realizacje „celów barcelońskich”, czyli unijnego programu narzucającego państwom członkowskim budowanie żłobków i stosowanie zachęt czy nacisków, aby jak najwięcej maluchów trafiło do żłobka oraz „aktywizację zawodową” kobiet, których zawodowa praca ma stać się wyłącznym wyznacznikiem „życiowej aktywności”. To tak, jakby pełna poświęceń praca wychowawcza była stratą czasu, relaksem lub zwykłym… lenistwem. Każda odpowiedzialna polityka demograficzna musi rozpocząć się od docenienia ciężkiej pracy wychowawczej matek, promując posiadanie dzieci, macierzyństwo a także ojcostwo jako atrakcyjny styl życia i spełnienie niezwykle ważnej części swoich pragnień. Musi także pozwalać matce na podjęcie autentycznie wolnej decyzji o pozostaniu w domu z dzieckiem bez poczucia winy i skazywania się na ubóstwo. Tym zagadnieniom kulturowej wojny o popularność rodziny, małżeństwa, macierzyństwa i rodzicielstwa poświęciliśmy wielką, międzynarodową konferencję we wrześniu ubiegłego roku. Zbudowane wówczas relacje z badaczami z USA, Węgier, Czech, Francji czy Wielkiej Brytanii pozwalają nam kontynuować prace nad całościową, systemową rodzinną polityką kulturową dla Polski. Niedawno w jednym z uniwersyteckim czasopism w USA nasz przyjaciel dr Bracy Bersnak podsumował nasze starania słowami „wierzę, że Lwy Ordo Iuris powstaną do obrony swej wielkiej Ojczyzny”. Nasi eksperci w ciągu ostatnich lat przygotowali także szereg konkretnych rekomendacji, które w miejsce szerokiego socjalnego rozdawnictwa wprowadziłyby precyzyjne instrumenty wsparcia o sprawdzonej już demograficznie wartości. To między innymi wprowadzenie tzw. ilorazu rodzinnego, obniżającego opodatkowanie rodzin proporcjonalnie do liczby posiadanych dzieci, podniesienie świadczenia dla matek, które nie mają prawa do zasiłku macierzyńskiego, oraz wydłużenie płatnego urlopu rodzicielskiego (który odpowiada za nadzwyczaj wysokie wskaźniki dzietności w Czechach). Analizy i staranne planowanie systemowej polityki demograficznej i rodzinnej to wyzwanie, którego obecnie podjąć może się jedynie Ordo Iuris. I to wyłącznie dzięki wsparciu naszych Darczyńców, którzy podobnie jak ja i Pan rozumieją, że strategiczne planowanie przesądzi o przyszłości całego Narodu.Dzięki Pana wsparciu, Polska może zyskać gotowe rozwiązania, dające nam szansę kulturowego, cywilizacyjnego i… biologicznego przetrwania w XXI wieku.
Po pierwsze – promować założenie rodziny!
Niemal od początku istnienia Instytutu Ordo Iuris, nasi eksperci zajmują się poszukiwaniem odpowiedzi na pytania o przyczyny i rozwiązania problemu kryzysu dzietności w Polsce. Do pierwszego naszego raportu „Jakiej polityki rodzinnej potrzebuje Polska” wprost odwoływał się rząd w czasie wprowadzania wybranych instrumentów polityki rodzinnej w 2016 roku. Później część naszych pomysłów została uwzględniona w rządowej Strategii Demograficznej 2040, a część była realizowana pośrednio w takich programach jak chociażby Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. I choć niektóre rządowe programy prorodzinne przynosiły krótkotrwałe zmiany trendów demograficznych, to jednak długofalowe efekty wciąż nie są wystarczające. Dlaczego? Nasi eksperci od zawsze podkreślają, że dobre rozwiązania podatkowe czy socjalne są tylko wsparciem dla tego, co w skutecznej polityce prorodzinnej musi być fundamentem i absolutnym priorytetem, czyli dla budowania kultury posiadania dzieci, społecznego szacunku dla macierzyństwa i rodzicielstwa i odkłamywania coraz częściej obecnego – zwłaszcza w młodym pokoleniu – przekonania o tym, że rodzicielstwo to tylko wyrzeczenia i cierpienia. Jeśli młode Polki nie odkryją piękna macierzyństwa i tego, jak wielkim szczęściem i spełnieniem jest posiadanie dzieci, to nawet najlepsze rozwiązania polityki prorodzinnej państwa nie przyniosą skutku.Aby szerzej przeanalizować to zagadnienie, zorganizowaliśmy w ubiegłym roku międzynarodową, konferencję naukową „Kulturowe aspekty polityki prorodzinnej – dodatek czy podstawa skutecznej recepty na kryzys demograficzny”. Wybitni, światowi naukowcy oraz przedstawiciele think-tanków z Polski, Węgier, Wielkiej Brytanii i USA prezentowali swe badania oraz dyskutowali na temat kulturowego tła kryzysu demograficznego w świecie zachodnim. Szerzej całą konferencję relacjonowaliśmy już kilka miesięcy temu. Dlatego proszę pozwolić, że przypomnę tylko głos jednego z prelegentów – wspomnianego poniżej profesora Bracy’ego Bersnaka z amerykańskiego Christendom College, który przytoczył wyniki amerykańskich badań, dowodzących, że ludzie ceniący karierę zawodową wyżej od rodziny mają średnio o 0,6 dziecka mniej od tych, którzy wyżej cenią rodzinę. Profesor zauważył, że współczesna kultura masowa prezentuje rodzinę i małżeństwo jako zagrożenie dla ludzkiej wolności rozumianej w duchu skrajnego indywidualizmu. Jednocześnie podkreślił, że aby dać odpór tej antyrodzinnej narracji, powinniśmy podkreślać korzyści wynikające z życia rodzinnego. Powołując się na liczne badania, wskazał, że małżeństwo sprawia, że małżonkowie oceniają swoje życie jako bardziej szczęśliwe. I o tym właśnie trzeba mówić głośno!Wszyscy prelegenci byli zgodni, że dobra polityka prorodzinna to nie tylko rozwiązania socjalne i ulgi podatkowe, ale też przede wszystkim promocja małżeństwa i rodzicielstwa. Kluczem do jej sukcesu jest nieustanne przekonywanie, że małżeństwo i rodzina pozytywnie wpływają na całe życie człowieka. Państwo powinno wykorzystać swoje środki do wspierania twórców kultury – filmów, seriali, muzyki – promujących pozytywny obraz macierzyństwa i rodzicielstwa, będącego źródłem szczęścia, spełnienia i realizacji samego siebie. Matka w domu też jest „aktywna”!Niestety wprowadzane przez polskie rządy programy prorodzinne bardzo rzadko spełniają te postulaty.Ostatnio nasi eksperci przeanalizowali przyjęty w ubiegłym tygodniu projekt „Aktywny rodzic”, znany też jako „babciowe”. Program wprowadza dodatkowe świadczenie w wysokości 1 500 zł (lub 1 900 zł w przypadku rodziców dzieci z niepełnoprawnościami) dla rodziców, chcących wrócić do pracy po narodzeniu dziecka. Rząd deklarował, że program ma charakter wolnościowy i wychodzi naprzeciw preferencjom rodziców, bo to oni będą mogli zdecydować, czy zostawić dziecko pod opieką np. członka rodziny (stąd nazwa „babciowe”), czy też zostawić je w instytucjonalnym miejscu opieki, takim jak żłobek. Niestety program wyraźnie promuje rodziców, którzy zdecydują się na powrót do pracy zawodowej, za co otrzymają 1 500 zł „babciowego” lub 1 500 zł dofinansowania na żłobek. Jeśli jednak matka nie zdecyduje się na powrót do pracy zawodowej, otrzyma tylko 500 zł miesięcznie. Program jest więc de facto próbą przymuszenia kobiet do wybrania pracy zawodowej, kosztem samodzielnej opieki nad dzieckiem. Dlatego w naszych analizach wskazujemy, że to rozwiązanie nie przyczyni się do przeciwdziałania kryzysowi demograficznemu, a w dłuższej perspektywie może go wręcz pogłębić. Aby naprawdę przysłużyć się polepszeniu dzietności, nowe świadczenie powinno objąć matki osobiście opiekujące się swoimi dziećmi w tym samym stopniu, co matki, decydujące się na powrót do pracy zawodowej. Jak prowadzić skuteczną politykę demograficzną? Oprócz opiniowania rządowych inicjatyw, nasi eksperci analizują także skuteczne rozwiązania przyjmowane w innych państwach.Jednym z nich jest tzw. iloraz podatkowy, którego wprowadzenie w Polsce postulujemy już od 2015 roku. W trakcie ubiegłorocznej kampanii wyborczej o wprowadzeniu podobnego rozwiązania mówił prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz, który zadeklarował, że jednym z postulatów ustawodawczych Trzeciej Drogi jest wprowadzenie „PIT-u rodzinnego” – „wspólnego rozliczania dzieci wraz z rodzicami. Dziś tylko małżonkowie mogą się wspólnie rozliczać, przez to mają niższy podatek. Jak doliczymy do tego jedno, drugie, trzecie dziecko, to ten podatek z każdym dzieckiem jest niższy. Od trzeciego dziecka duże rodziny przestają płacić podatek”. Nasi eksperci dysponują gotowym projektem ustawy wprowadzającej iloraz rodzinny do polskiego systemu podatkowego wraz z uzasadnieniem, z którego rząd może skorzystać w każdej w chwili, jako z gotowej propozycji legislacyjnej.Rekomendujemy także reformę systemu emerytalnego. Dziś kobiety, która rezygnują z kariery zawodowej, by poświęcić swój czas i energię na wychowanie dzieci, wciąż znajdują się w o wiele gorszej pozycji, pod względem zabezpieczenia emerytalnego, od osób pracujących zarobkowo – pomimo tego, że ich praca w domu ma konkretną, wymierną wartość dla społeczeństwa. Wykonywanie czynności opiekuńczych nad własnymi dziećmi nie znajduje jednak odpowiedniego odzwierciedlenia w budowaniu stażu emerytalnego i gromadzeniu kapitału, przekładającego się na wysokość przyszłej emerytury. Dla porównania, praca zawodowa niani wiąże się z odprowadzaniem składek emerytalnych i budowaniem tym samym stażu emerytalnego mającego wpływ na wysokość przyszłej emerytury. Ta sama praca kobiety – tyle, że we własnym domu – nie jest zaś honorowana i to pomimo tego, że z punktu widzenia dziecka, jego rozwoju, relacji rodzinnych, niewątpliwie o wiele bardziej pożądaną sytuacją jest ta, w której pieczę nad nim sprawuje jego biologiczny rodzic. Obecnie od 2019 r. funkcjonuje w Polsce program „Mama 4+”, w ramach którego matki co najmniej czwórki dzieci otrzymają najniższą emeryturę. Przyjęte rozwiązanie nie honoruje jednak w żaden sposób pracy rodziców wychowujących mniej niż czworo dzieci oraz nie uwzględnia w sposób proporcjonalny trudu włożonego przez rodziców pięciorga i większej liczby dzieci. Alternatywnym rozwiązaniem może być wprowadzenie tzw. emerytury alimentacyjnej, w ramach której wysokość emerytury rodziców byłaby powiązana z liczbą posiadanych dzieci, ich przyszłymi dochodami lub z wysokością odprowadzanych przez nie składek emerytalnych. Możliwym rozwiązaniem jest także wprowadzenie bezpośredniego transferu części składek emerytalnych odkładanych przez pełnoletnie dzieci na świadczenia emerytalne ich rodziców. Poza tym proponujemy też między innymi podwyższenie świadczenia dla matek, które nie mają prawa do zasiłku macierzyńskiego. Od 2015 roku świadczenie utrzymuje się na niezmiennym poziomie 1 000 zł miesięcznie. Proponujemy, by było ono „aktualizowane” i stanowiło zawsze 60% minimalnego miesięcznego wynagrodzenia za pracę brutto. Dzietność Polek leży w naszym interesie! Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że niezarobkowa praca wykonywana przez kobiety w domu powiększa światowe PKB średnio o… 40%! Dlatego wszystkim nam powinno zależeć na tym, by kobiety chciały i mogły mieć dzieci. Pamiętając o tym, nasi eksperci nie ustają w monitorowaniu i analizowaniu polityki prorodzinnej i prodemograficznej w Polsce i innych państwach, którym udawało się w przeszłości wychodzić z demograficznego dołka. Obecnie analizujemy między innymi politykę prorodzinną Czech i Węgier. Ta systematyczna praca analityczna ekspertów Ordo Iuris odbywa się w cieniu bieżącej działalności interwencyjnej w pilnych i głośnych sprawach – takich jak ostatni atak Rafała Trzaskowskiego na wolność wyznania i chrześcijańskie dziedzictwo Polski. Jednak w perspektywie dekad to właśnie ta praca może okazać się kluczowa nie tylko dla dobrobytu, ale też po prostu dla przetrwania Polski. Nie będziemy w stanie jednak kontynuować tej pracy bez wsparcia naszych Przyjaciół i Darczyńców. Monitorowanie prac legislacyjnych parlamentu i samorządów oznacza dla naszych analityków wiele godzin pracy. Miesięczny koszt tej aktywności to wydatek rzędu 8 000 zł. Dodatkowo opracowanie analizy każdego z proponowanych przez posłów lub radnych projektu to w zależności od rozległości zmian i stopnia skomplikowania zagadnienia koszt od 8 000 do nawet 20 000 zł. Jak pokazuje doświadczenie, nasze merytoryczne argumenty często wpływały na końcowy kształt aktów prawnych. Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli kontynuować naszą pracę analityczną w trosce o budowanie skutecznej polityki i kultury prorodzinnej w Polsce. Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk Z wyrazami szacunkuP.S. Gdy na początku tego roku, media obiegła przekazana przez Główny Urząd Statystyczny informacja o kolejnym roku katastrofalnych wskaźników demograficznych w Polsce, Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł, którego autor stwierdził, że rodzenie dzieci przez Polki jest… niepotrzebne, bo i tak już wkrótce Polskę zaleją fale imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, a „jeśli ktokolwiek boi się utraty «polskiego dziedzictwa» genetycznego i kulturowego, niech poda choć jeden argument za tym, że jest ono warte ochrony”. Myślę, że akurat Pana nie muszę przekonywać, że Polska jest warta ochrony. Ale żeby czarna wizja redaktorów z Czerskiej się nie spełniła, musimy doceniać macierzyństwo częściej niż raz w roku! Wszystkim zaś mamom czytającym tę wiadomość składam najserdeczniejsze życzenia z okazji tego pięknego święta – sił i wytrwałości, radości i satysfakcji oraz poczucia spełnienia w tej jakże ważnej misji naszego życia. Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji. Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris
W cywilizacji Łacińskiej, obejmującej dużą większość narodów rozwiniętych, przez stulecia pielęgnowano instytucję sakramentalnego małżeństwa, a więc też odróżnianie odrębnej a tradycyjnej rolę męża i ojca, żywiciela i obrońcy oraz żony i matki, wychowawczyni i opiekunki. Te role wyrosły z naturalnych ról mężczyzny – myśliwego i wynalazcy, oraz kobiety- rodzicielki i strażniczki ogniska domowego.
Taką rolę rodziny ugruntował w Swym Objawieniu Jezus Chrystus.
Co najmniej od stulecia obserwujemy podważanie, podgryzanie tych wartości. W pierwszych dziesięcioleciach 21 wieku rodzina sakramentalna nie jest już celem życia „zbiorowości” [bo i pojęcie narodu jest dezawuowane], żyjącej w erze Postępu laickiego i technicznego. Planista nowego porządku świata [New World Order] wypromował singli, partnerów, aborcję jako „zabieg”, wiele różnych zboczeń, 78 płci i dużo tym podobnych absurdów.
Cieszymy się, że z wnętrza piekielnego Planned Parenthood w USA podniosła się i wyrwała jedna z dyrektorek, Abby Johnson. Film Nieplanowane, jak też jej książka pod tym samym tytułem, koniecznie powinny być oglądane, czytane i propagowane. Ale jest to krzyk z wnętrza tego ciężko już chorego społeczeństwa. Abby sama, jak większość [???] amerykanek, żyła z chłopem bez ślubu, skrobała „przypadkowe wyniki”. Chwała jej za to, że to współczesne zbrodnicze bagno opisała i z nim odważnie walczy.
Statystyki mówią już jednak o ponad miliardzie ludzi zamordowanych w ostatnim stuleciu.
Spójrzmy głębiej.
Narody, w tym kierunku przez wroga indoktrynowane, przestały się rozmnażać. Z jednej strony w sowietach, później Rosji, w Chinach, w obu Amerykach, w t.zw. „Europie”. Porównaj Summary of Reported Abortions Worldwide, through August 2015 i uaktualnienia.
Mordowanie bezbronnych stało się głównym sposobem antykoncepcji i polityki rządów. Były i są lata i kraje gdzie 2/3 dzieci jest zabijanych zgodnie z tamtejszym prawem. Percentage of Pregnancies Aborted by Country
Poza tym, cywilizacja białego człowieka stała się tak chorą, że kobiety przestały rodzić [bo już nie mówi się o rodzinie i jej roli]. Bolesnym dla nas przykładem jest Polska, gdzie około 1989-90 współczynnik dzietności gwałtownie spadł z około trzech do 1.8, potem nawet do 1.3. Przypominam, że do przetrwania narodu współczynnik ten musi być trwale co najmniej około 2.2, a dla jego zdrowego rozwoju około3. Teraz, w 2019 , jest ok. 1.45… Według prognoz GUS-u z lat 60-tych ubiegłego wieku powinno nas teraz być 60-70 milionów. A od trzech dziesięcioleci telepiemy się na ok. 40 milionach. Z perspektywą już oficjalnie [nie byle kogo, bo ONZ-u] jedynie około 20 milionów pod koniec wieku.
Jak obserwujemy, próby rządu naprawy sytuacji w postaci np. 500+ nie wpływają na ten współczynnik w sposób znaczący.
Możemy jednak, więc musimy dotrzeć głębiej, do podstawowych przyczyn.
1. Towarzystwa trzeźwości i wstrzemięźliwości rozwinęły się pod zaborami półtora wieku temu od dołu. Wielka była rola błog. Honorata Koźmińskiego.
Szydził z nich, choćby w Słówkach, Boy. Pisywał ładnie i lekko, ale nie wiedziałem w młodości, że był też pedałem, oraz człowiekiem żyjącym w seksualnych trójkątach i czworokątach. Bardzo więc nam, narodowi szkodził i zaszkodził.
Teraz więc, nie u progu katastrofy, ale w trakcie jej trwania, możemy i musimy od dołu rozwinąć ruchy, stowarzyszenia młodych idących za wskazaniami Chrystusa, zachowujących i promujących dziewictwo, czystość, też wstrzymujących się od alkoholu, narkotyków i podobnych świństw. Takie ruchy istnieją już i rozwijają się w Ameryce [to uwaga dla lubiących czerpać z obcych wzorów].
2. Możliwe i konieczne jest też dowartościowanie sakramentu małżeństwa katolickiego z jego potrójną przysięgą: miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej.
Pewność, że taka wzajemna potrójna przysięga jest wartością uznawaną i umacnianą przez Kościół i rządy da, przywróci rodzinie trwałość i szacunek. Dzieci będą więc, tak jak i były kiedyś, dumą i chwałą rodziny, a ich dobre wychowanie – głównym celem. Tylko powrót na stałe do Chrystusa może to zapewnić.
Przecież tylko w stabilnej, bezpiecznej rodzinie mogą małżonkowie chcieć i mieć dużo dzieci. Tylko więc, gdy taki model rodziny przeważy, osiągniemy szansę na przeżycie Narodu.
Te dwa radykalne kroki możemy wykonywać od dołu. Wiem, że moją stronę czytają dziesiątki, może setki księży, mam na to dowody, listy. Rozwińmy, rozwińcie księża propagandę tych dwóch kroków. Kazania, nauki, broszury, rozmowy z innymi księżmi. To wszystko jest dostępne, przeprowadzenie chyba nie trudne.
Gdy takie stowarzyszenia staną się silniejsze, dostrzegą je również nasi Biskupi. Teraz są oni uwikłani w demokratyczno-biurokratyczną sieć Konferencji Episkopatu Polski, tak jak i w innych krajach niby katolickich.
Ale katastrofa moralna jest bezpośrednio powiązana z katastrofą demograficzną. To Biskupi zauważą, nawet biskupi-urzędnicy. Jako następcy apostołów staną więc na czele odnowy moralnej, odnowy znaczenia dziewictwa i rodziny katolickiej. Zdecydują się więc do powrotu do swojej przyrodzonej roli Dobrych Pasterzy powierzonej sobie trzody katolików, rodzin katolickich. Czas, byście, ekscelencje, wydali Listy Pasterskie do swoich owieczek, odczytywane we wszystkich podległych im parafiach.
Przywrócenie czci i szacunku dla dziewictwa i czystości przed-małżeńskiej, oraz czci dla małżeństwa katolickiego jest konieczne, ale jest też możliwe.
To jest też ostateczny, już jedyny sposób przeciwdziałania katastrofie demograficznej, katastrofie cywilizacyjnej, w tym trwającej katastrofie cywilizacji Łacińskiej.
===================
PS. Do Kolegów z innych portali: Kopiujcie to, proszę, posyłajcie do swoich biskupów i znajomych księży, zachęcajcie do tego Czytelników. Pokonajmy [nie istniejącą przecież] cenzurę.
„Dzietność w Polsce w 2023 r. wyniosła zaledwie 1,158. Tak źle nie było od lat, a zdaniem ekspertów nie jesteśmy też przygotowani, by wchłonąć większą liczbę migrantów”, alarmuje w środę „Dziennik Gazeta Prawna”.
„DGP” wylicza główne przyczyny kryzysu demograficznego w Polsce. O dziwo najważniejszymi z nich nie są kwestie finansowe i ekonomiczne, tylko kulturowe i społeczne. Dowiadujemy się na przykład, że „najważniejsza przyczyna bardzo wysokiej bezdzietności w Polsce, dotykającej ok. 30 proc. 40-latków” to… brak związku.
Z kolei najważniejszym czynnikiem niskiej dzietności w ostatnich latach była tzw. pandemia koronawirusa i związane z nią działania polityczne takie jak lockdown, które mocno poluźniły, nadwyrężyły, a w wielu przypadkach zniszczyły więzi społeczne, ale nie tylko. Tzw. pandemia sprawiła, że wiele osób boi się o swoje zatrudnienie. Niepokój ten rośnie z każdym dniem biorąc pod uwagę to wszystko, co przygotowali dla nas eurokraci w tzw. „Zielonym Ładzie”. Chodzi m. in. o potężną podwyżkę cen prądu, gazu i benzyny.
Pozostałe przyczyny to: niedostatek pracy na część etatu dla rodziców, trudności z utrzymaniem rodziny w pierwszych latach po urodzeniu dziecka czy niska dostępność mieszkań o odpowiedniej powierzchni i wiele innych.
„DGP” stawia pytanie: Czy starzejącemu się społeczeństwu mogą pomóc migranci? – Przykłady państw Europy Zachodniej, które mają bogatsze doświadczenia migracyjne od nas, jasno pokazują, że migranci nie rekompensują luki w dzietności. Choć krótkookresowo pojawianie się migrantów może poprawić dzietność w kraju przyjmującym, to ten pomysł na dłuższą metę nie działa już tak dobrze – wyjaśnia dr Sabina Kubiciel-Lodzińska z Politechniki Opolskiej.
Dzietność na całym świecie spada szybciej niż w prognozach ONZ, a według niektórych szacunków spadła już poniżej poziomu zastępowalności pokoleń – pisze w poniedziałek „Wall Street Journal”. Podkreśla, że polityka mająca zachęcać do posiadania większej liczby dzieci zwykle nie przynosi pożądanych efektów.
Dziennik powołuje się na badanie ekonomisty z Uniwersytetu Pensylwanii, Jesusa Fernandeza-Villaverde, specjalizującego się w demografii. Według danych zbieranych przez naukowca w wielu krajach – takich jak Chiny, Egipt czy Kenia – liczba urodzeń jest o kilkanaście procent niższa niż prognozowana przez ONZ. W efekcie globalny współczynnik dzietności wynosi obecnie między 2,1-2,2. W krajach rozwiniętych przyjmuje się, że współczynnik wymagany do zastępowalności pokoleń to 2,1, podczas gdy w krajach rozwijających się – ze względu na wyższą śmiertelność kobiet i niższą liczbę rodzących się dziewczynek – 2,2.
Ostatnie dane opublikowane przez ONZ z 2021 r. szacowały ten współczynnik na 2,3, podczas gdy jeszcze w 2017 r. wynosił 2,5. Choć nie wszyscy naukowcy zgadzają się co do tego, że globalna dzietność spadła poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, liczba urodzeń spada szybciej, niż oczekiwano, co przekłada się też na prognozy dotyczące tego, kiedy liczba ludności na Ziemi zacznie spadać. Jeszcze w 2017 r. ONZ zakładała, że będzie ona rosnąć aż do końca XXI w. i osiągnie 11,2 mld w 2100 r. Teraz naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego szacują, że światowa populacja osiągnie szczyt już w 2061 r. na poziomie 9,5 mld (obecna szacowana liczba ludności to ok. 8 mld).
„WSJ” zauważa, że spadek dzietności notuje się już nie tylko w państwach bogatych, ale też w tych rozwijających się. W Indiach, które prześcignęły w ostatnich latach Chiny jako najludniejsze państwo świata, współczynnik dzietności spadł poniżej poziomu gwarantującego zastępowalność pokoleń. Liczba rodzących się dzieci spada też w Afryce (choć tam liczba ludności wciąż rośnie najszybciej), m.in. dzięki zwiększeniu stosowania środków antykoncepcyjnej. „WSJ” pisze, że jest to związane również z globalizacją kultury i dostępem do internetu, dzięki czemu np. kobiety w indyjskich wioskach stykają się z kulturami, gdzie normą jest mniejsza liczba dzieci. W USA, które do niedawna były wyjątkiem, jeśli chodzi o dzietność w państwach rozwiniętych, współczynnik dzietności spadł podczas kryzysu finansowego 2008 r. poniżej 2, lecz wbrew oczekiwaniom demografów nie powrócił do tego poziomu i obecnie wynosi 1,79.
Dziennik przytacza przykłady, gdy rządy państw zmagających się z kryzysem demograficznych starały się walczyć ze starzeniem się społeczeństw poprzez politykę zachęcającą obywateli do posiadania większej liczby dzieci. Gdy Japonia wprowadziła kilka zachęt – w tym urlop rodzicielski, subsydiowaną opiekę nad dziećmi czy „becikowe” – współczynnik dzietności wzrósł w latach 2005-2015 z 1,26 do 1,45, lecz w 2022 r. wrócił do poziomu początkowego. Podobnie nieznaczne efekty przynosiły ambitne programy pronatalistyczne na Węgrzech.
Jak zauważa „WSJ”, spadek liczby ludności może mieć znaczące konsekwencje dla gospodarki i jakości życia. Mniejsza liczba dzieci i starzejące się społeczeństwo oznacza większe obciążenie dla służby zdrowia i trudności w znalezieniu pracowników. To również problem dla funduszy emerytalnych. W Korei Południowej, gdzie współczynnik dzietności jest najniższy na świecie (0,72), funduszowi emerytalnemu mogą skończyć się środki już w 2055 r. Mimo to problem nie przyciąga dużej uwagi wyborców, bo – jak twierdzi cytowany przez gazetę ekonomista Sok Chul Hong – „starzy nie są zbyt zainteresowani reformą emerytalną, a młodzi mają apatyczny stosunek do polityki”.
Gdyby o przyroście naturalnym decydować miała polityka prorodzinna, wówczas musielibyśmy naśladować strategie rozwojowe takich krajów, jak Niger, Mali, Burundi, Somalia, Uganda, Burkina Faso czy Zambia, gdzie współczynnik dzietności pozostaje największy na świecie. W rzeczywistości są to jednak państwa, które nie wydają żadnych środków na programy pronatalistyczne.
Odwrotnie jest w Europie, gdzie od lat władze przeznaczają olbrzymie fundusze, by zachęcić rodziców do posiadania większej liczby potomstwa, a jednak nigdzie nie udało się osiągnąć pożądanych efektów w postaci trwałego przekroczenia progu zastępowalności pokoleń. Rządy próbują wszystkiego: zwiększają dodatki macierzyńskie, wydłużają urlopy wychowawcze dla rodziców, wprowadzają ulgi podatkowe, uruchamiają preferencyjne kredyty dla młodych małżeństw, ułatwiają matkom po porodzie powrót na rynek pracy, mnożą świadczenia – wszystko na nic.
„Nie chcemy być rodzicami”
Kolejne dane statystyczne z Włoch, Hiszpanii, Grecji, Polski czy innych krajów pokazują, że zapaść demograficzna pogłębia się. Problemem nie jest brak pieniędzy czy udogodnień. Kiedyś była większa bieda, panowały niedostatek i niepewność, a jednak ludzie decydowali się mieć dzieci. Istotę problemu dobrze oddają słowa bohaterów tekstu „Pokolenie bez dzieci”, który ukazał się niedawno na łamach włoskiego dziennika „La Repubblica”. Mówią oni wprost:
Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy, nie chcemy być rodzicami.
Decydujący okazuje się wyobrażony ideał szczęśliwego życia, w którym nie ma miejsca dla dzieci. Szczęście to cieszenie się życiem, swoboda dysponowania własnym czasem, realizacja swoich pasji, sukcesy w karierze zawodowej, podróżowanie, rozrywki. W tej perspektywie dzieci są tylko przeszkodą, które ograniczają możliwości, komplikują niepotrzebnie życie, odbierają kontrolę nad czasem. Trzeba się do nich dostosowywać, zajmować się nimi, poświęcać im uwagę. Innymi słowy: jedynie bez dzieci życie ma smak. Gdy pojawiają się dzieci, życie traci cały swój urok.
Dzieci przestają kojarzyć się ze szczęściem. Wręcz przeciwnie: są zagrożeniem dla szczęścia. Bycie ojcem i matką przestaje być aspektem ludzkiego spełnienia. Staje się balastem. Taki obraz wyłania się z badań nad motywacją przedstawicieli „childfree generation”, dla których – jak deklarują – najważniejszą wartością pozostaje wolność. A dziecko ogranicza naszą wolność.
Jeśli posiadanie dziecka pojawia się w planach, to raczej na późniejszym etapie życia – po zrealizowaniu wcześniejszych celów. Na liście priorytetów ojcostwo i macierzyństwo, jeśli już się pojawiają, to zajmują dalsze miejsca. W porównaniu z czasami minionymi nastąpiło zatem odwrócenie hierarchii ważności. To, co niegdyś było w życiu najistotniejsze, staje się mało istotne, a to, co traktowane było jako przygodny dodatek, zagnieździło się w samym centrum istnienia.
Zmiana kulturowa
Skąd wzięło się to coraz powszechniejsze przekonanie? Odpowiedź jest prosta. Na to pracuje niemal cała kultura masowa na świecie, rozbudowany przemysł rozrywkowy, branża filmowa i muzyczna, media społecznościowe, niezliczona rzesza reżyserów, aktorów, piosenkarzy, celebrytów, influencerów i trendsetterów. Wpajają oni kolejnym generacjom przekonanie, że najważniejsze na świecie jest „ja” oraz zaspokajanie jego pragnień, pożądań, zachcianek, kaprysów. Kariera, konsumpcja, rozrywka. W tej optyce nie mają sensu poświęcenia, wyrzeczenia czy ofiary dla innych. Nie ma sensu oddawanie swego życia za drugiego. „Masz tylko jedno życie, dlaczego masz je dawać innym?”
W takiej sytuacji nie pomogą żadne preferencyjne kredyty, zachęty podatkowe czy świadczenia socjalne. Nie da się przezwyciężyć obecnego kryzysu demograficznego bez zmiany mentalności, ta zaś w największym stopniu kształtowana jest przez współczesną kulturę z jej egoistycznym paradygmatem szczęścia.
Przeprowadźmy małe ćwiczenie z wyobraźni i zastanówmy się: co musiałoby się stać na świecie, żeby zachodnia kultura masowa zmieniła w skali globalnej swój charakter i zaczęła afirmować macierzyństwo, posiadanie dzieci i poświęcanie się dla innych, a zaczęła potępiać aborcję i mentalność antykoncepcyjną? To prawdziwa miara wyzwania, przed którym stoimy jako cywilizacja.
16 maja o godzinie 10:00 Sejmowa Komisja Nadzwyczajna ds. aborcji organizuje wysłuchanie publiczne ws. proaborcyjnych ustaw. Oznacza to, że każdy obywatel może zgłosić się i zabrać głos – za zabijaniem lub za życiem. Pan też ma prawo przyjść do Sejmu i mówić.
Nie trzeba wiele, wystarczy być i powiedzieć tylko dwie rzeczy: że dziecko jest człowiekiem od poczęcia i że pod żadnym pozorem nie wolno mordować niewinnych dzieci. Lub w inny wybrany przez Pana sposób dać świadectwo prawdzie.
Pański głos się liczy.
Na wysłuchanie publiczne trzeba się zgłosić w określony sposób:
Wydrukować formularz zgłoszenia w PDF wpisując numer druku sejmowego 176 lub 177 lub 223 lub 224 – dowolny z nich. W okienku w części D wystarczy wpisać „Będę bronić życia dzieci” lub podobne zdanie.
Zanieść wypełniony dokument do Biura Podawczego Sejmu Al. Na Skarpie 16 w Warszawie lub nadać pocztą listem poleconym (najlepiej także priorytetowym).
Ostatni dzień na zgłoszenia to 6 maja – decyduje data stempla pocztowego lub dzień zaniesienia zgłoszenia osobiście do Biura Podawczego w Warszawie.
NIE można zgłaszać się mailem.
Czy może Pan być 16 maja w Sejmie? Jeśli tak, to bardzo proszę się zgłosić. Proszę pamiętać, że dzieci zagrożone aborcją nie będą mogły nic powiedzieć w swojej obronie, dlatego potrzebują właśnie Pana.
Proszę także o przekazanie tej wiadomości innym osobom o poglądach pro-life – im więcej z nich zjawi się na posiedzeniu komisji, tym lepiej.
PS – Wysłuchanie publiczne to czas, gdy posłowie dostają informację, jak powinni się zachować. Dlatego obecność w Sejmie każdego, kto żąda ochrony życia dzieci, jest kluczowa.
WSPIERAM
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Sejm RP większością głosów poparł wczoraj dalsze prace nad upowszechnieniem aborcji w Polsce. Wszystkie mordercze projekty pro-aborcyjnych ustaw zostały skierowane do dalszej debaty w tzw. komisji nadzwyczajnej Sejmu. Aborcjoniści mówią, że celem forsowanych ustaw jest danie kobietom “prawa wyboru”. To kłamstwo. Aborcyjna ofensywa w Sejmie to początek dobrze zaplanowanego planu masowej rzezi milionów polskich dzieci. Jan Paweł II mówił, że: “naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”. Piątkowe głosowanie w Sejmie przybliża nas do moralnej, duchowej i demograficznej zagłady. Możemy jednak jeszcze pójść inną drogą. Wszystko zależy od postawy każdego z nas, od naszego działania i od naszych osobistych decyzji – włączam się w walkę o życie, albo stoję z boku i nie robię nic. Każdy z nas ma wpływ! Wpływ na innych i na swoje otoczenie – w pracy, w szkole, w parafii, wśród znajomych, w swoim miejscu zamieszkania. Nasza Fundacja pomoże każdemu wywierać ten wpływ. Co w obecnej sytuacji powinniśmy robić? Jak powinniśmy działać? Co się stanie z Polską, jeśli będziemy bierni? Proszę przeczytać.Niech nikogo nie zmylą powielane przez aborcjonistów i usłużnych im polityków kłamstwa o “prawie kobiet” do rzekomego “wyboru”. W legalizacji i upowszechnieniu aborcji nie chodzi o żaden “wybór”. Chodzi o urządzenie masowej rzezi polskich dzieci.
Tuż przed głosowaniem w Sejmie głos w mediach zabrała Gizela Jagielska, wicedyrektor szpitala w Oleśnicy, który jest obecnie największym ośrodkiem aborcyjnym w Polsce. Jagielska, zwolenniczka aborcji, którą osobiście wykonuje na dzieciach w szpitalu, wyraziła w związku z wejściem w życie projektów ustaw Tuska i lewicy… obawy! Czego się boi aborcjonistka? Jak powiedziała:
“- Nie jesteśmy w stanie przyjąć 70 000 pacjentek do oddziałów, żeby rozdać im tabletki aborcyjne. (…) Gdyby to weszło w życie, to rzeczywiście jest to dosyć niewesoła wizja.”
Na sam początek szykują nam 70 000 ofiar! Czołowa polska aborcjonistka obawia się wręcz, że będą mieli za dużo “pacjentek”! Skąd ta liczba? Skąd tyle “pacjentek” do aborcji? Skąd oni zamierzają je wziąć i jak zamierzają zgładzić tyle dzieci?
Po pierwsze, projekty ustaw forsowane przez Sejm zakładają prawną możliwość powstawania w Polsce tzw. “klinik” aborcyjnych, czyli ośrodków śmierci wyspecjalizowanych wyłącznie w mordowaniu dzieci. To właśnie w takich placówkach morduje się miliony dzieci na Zachodzie.
Po drugie, konieczna jest propaganda, reklama, oraz namowy i przymuszanie kobiet do aborcji. Szczególną rolę w tej propagandzie zajmuje deprawacja seksualna młodzieży.
Dokładny model działania aborterów opisała była szefowa dużego ośrodka aborcyjnego w Teksasie Carol Everett. Kobieta nawróciła się i dołączyła do ruchu pro-life. Jak powiedziała:
„Naszym celem biznesowym było sprzedanie 3–5 aborcji każdej dziewczynie w wieku 13–18 lat, ponieważ w przemyśle aborcyjnym wszyscy opierają się na prostym systemie prowizyjnym. Każda klientka zwiększała moją zamożność. Aby sprzedawać aborcję, najpierw trzeba stworzyć odpowiedni rynek. To znaczy, że trzeba przekonać dzieci i młodzież, na jak najwcześniejszym możliwym etapie, do patrzenia na seksualność w całkowicie odmienny sposób niż poprzednie pokolenia.”
Gdzie tu jest miejsce na “wybór” kobiety, skoro aborcyjne lobby przyznaje, że w związku z aborcją stawia sobie konkretne cele i planuje liczbę dzieci, które mają zostać zamordowane!? Poza nienawiścią do Boga i człowieka, aborcjoniści morderstwo dziecka traktują również w kategoriach rynkowych. To tak jak z jakimś nowym produktem wypuszczonym na rynek, np. nowym modelem telefonu. Jeśli nie będzie miał on reklamy i promocji, to może on być powszechnie dostępny w sprzedaży, ale nikt go nie kupi.
Tak samo jest z aborcją. Zwolennicy mordowania dzieci w łonach matek nie poprzestaną na tym, aby ich “usługa” była tylko legalna i powszechnie dostępna, a od Polek będzie zależało, czy z niej skorzystać. Nie! Oni będą masowo namawiać Polki do mordowania własnych dzieci! To już się dzieje w Polsce od lat.
W ubiegłym roku szpital w Oleśnicy, największe obecnie centrum aborcyjne w Polsce, podwoił liczbę wykonywanych aborcji. Podobnie jest w innych szpitalach, które notują wzrosty morderstw na dzieciach. Równolegle, na gigantyczną skalę sprzedawane są w Polsce nielegalne pigułki poronne, za pomocą których dokonuje się aborcji w domach. To efekt m.in. reklam śmiercionośnych tabletek, które w mediach społecznościowych kierowane są do nastolatek i młodych dziewcząt.
Teraz, zgodnie z planami Tuska i lewicy, wszystkie szpitale w Polsce mają zostać przekształcone w ośrodki aborcyjne, mają zacząć powstawać specjalne “kliniki” do mordowania dzieci, handlarze pigułkami poronnymi mają być całkowicie bezkarni, a każdy lekarz za odmowę aborcji ma z urzędu odpowiadać przed prokuratorem. Aborcyjna koalicja chce, aby polskie dzieci były mordowane na masową skalę, podobną do zagłady dzieci dokonującej w krajach Zachodu, gdzie każdego roku morduje się miliony niewinnych. Polska ma spłynąć krwią, a nasz naród w perspektywie kilku następnych pokoleń ma przestać istnieć w rezultacie katastrofy demograficznej.
Narody Europy Zachodniej, które nie chcą mieć dzieci i które mordują własne dzieci, są obecnie intensywnie podmieniane przez tzw. imigrantów, głównie z Afryki i Bliskiego Wschodu. Są to społeczeństwa obce (i często wrogie) nam kulturowo, religijnie i cywilizacyjnie. Mają jednak dużo dzieci, którymi zaludniają państwa zachodnioeuropejskie. Arabskie imię Mohammed jest obecnie najczęściej nadawanym nowo urodzonym chłopcom imieniem w Berlinie. Co więcej, w trzech niemieckich krajach związkowych imię Mohammed znajduje się w pierwszej trójce nadawanych imion dla noworodków. Podobna sytuacja jest w Wielkiej Brytanii – kolejny rok z rzędu najpopularniejszym imieniem dla noworodków w Londynie jest Mohammed. Z kolei w belgijskiej Brukseli, stolicy Unii Europejskiej, muzułmanie stanowią obecnie największą grupę wyznaniową.
Jeżeli Polacy nie będą otwarci na życie, nie będą chcieli zakładać rodzin i mieć dzieci, a za to będą mordować poczęte dzieci w łonach matek, czeka nas ten sam los – jako naród przestaniemy istnieć. A razem z nami przestanie istnieć polskość, nasza kultura, wiara i tradycja. Być może zachowa się kraj o nazwie “Polska” lub powstanie euroregion “nadwiślański”, ale nie będą go już zamieszkiwali Polacy. Właśnie po to dokonuje się w naszym kraju aborcyjna rewolucja.
Musimy walczyć! Musimy stawić opór! Musimy ratować Polskę, polskie dzieci i naszą przyszłość!Mordercze projekty ustaw trafiły teraz do tzw. komisji nadzwyczajnej w Sejmie, gdzie większość mają zwolennicy ludobójstwa. Co to dla nas oznacza? Dalszą walkę. Musimy wywierać presję i kolejne naciski, a przede wszystkim docierać do Polaków z prawdą o aborcji i kształtować świadomość naszego społeczeństwa, aby nie ulegało manipulacjom i nie zaakceptowało aborcji. Aborcjoniści będą teraz bardzo aktywni w mediach, gdzie zamierzają upowszechniać swoją propagandę. My również musimy intensyfikować nasze działania i niezależne kampanie informacyjne oraz publiczne modlitwy różańcowe o powstrzymanie aborcji. Musimy także wywierać wpływ na posłów oraz pomóc wszystkim ludziom z różnych rejonów Polski, którzy zgłaszają się do nas i przy naszym wsparciu chcą organizować akcje i różańce w swoim miejscu zamieszkania (możemy również pomóc w tym Panu, prosimy tylko o kontakt). W ostatnich tygodniach takie akcje z pomocą naszych koordynatorów po raz pierwszy udało się zorganizować m.in. w Krośnie. Lista miast, w których publicznie wybrzmiewa prawda o aborcji, wciąż musi się powiększać, stąd konieczność pomocy kolejnym osobom oraz zakupu nowych środków takich jak plakaty, megafony, głośniki, billboardy i bannery. Kilka dni temu w Elblągu rozdaliśmy kilkaset broszur “Jak rozmawiać o aborcji?” i ulotek ujawniających prawdę na temat mordowania dzieci. Zgłaszają się do nas kolejne osoby, które takie materiały chcą rozdawać w swoich miejscowościach i w ten sposób docierać z prawdą do innych (Pan też może – prosimy tylko o kontakt). Im też musimy pomóc. W nadchodzącym czasie potrzebujemy na te działania ok. 25 000 zł.
Dlatego proszę Pana o przekazanie 50 zł, 100 zł, 200 zł, lub dowolnej innej kwoty, jaka w aktualnej sytuacji jest dla Pana możliwa, aby umożliwić nam dalszą walkę i mobilizację kolejnych Polaków do działania w obronie życia i przyszłości naszego narodu. Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667 Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW Aborcja to nie “wybór” kobiet. Aborcja to dobrze zaplanowana, masowa rzeź polskich dzieci, którą musimy powstrzymać. Proszę Pana o włączenie się do walki. Z wyrazami szacunku Fundacja Pro – Prawo do życia ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków stronazycia.pl