Kosmiczne rachunki za fotowoltaikę.

Kosmiczne rachunki za fotowoltaikę. “Gdybym miał słabsze serce, zszedłbym na zawał”

KUC 24 listopada 2024, https://businessinsider.com.pl/gospodarka/kosmiczne-rachunki-za-fotowoltaike-paralizujaca-bezsilnosc/3gzz30n

Kilka lat temu zainwestowali w fotowoltaikę, a teraz płacą kilkadziesiąt tysięcy złotych za prąd. — Gdybym miał słabsze serce, to z trzy razy zdążyłbym zejść na zawał. Najgorsza jest bezczelność i bezduszność tego systemu — mówi TVN24 pan Aleksy ze Szczecina. “Bezsilność jest paraliżująca” — dodają inni. Wysokie rachunki mogą być wynikiem błędów, ale nie tylko.

Problemy z fotowoltaiką dotyczą części odbiorców w całej Polsce.
Problemy z fotowoltaiką dotyczą części odbiorców w całej Polsce. | Foto: Piotr Dziurman/REPORTER / East News

TVN24 opisuje historię kilku osób z różnych części Polski oraz korzystających z usług różnych operatorów. Wszystkich łączy jedno: kilka lat temu zainwestowali w fotowoltaikę. A teraz, zamiast płacić za prąd mniej, otrzymują rachunki na kilkadziesiąt tysięcy złotych.

“Pani Agnieszka z Rudy Kozielskiej (woj. śląskie) otrzymała 3 stycznia 2024 roku maila z firmy energetycznej Tauron, że jej zadłużenie wynosi 39 626,17 zł. Wyjaśnia nam, że na tę kwotę składa się rozliczenie za pobór prądu za rok 2022, około 19 tysięcy złotych, oraz faktura prognozowa w kwocie około 20 tysięcy złotych” — czytamy w serwisie.

Jak mówi czytelniczka, która w 2021 r. zainwestowała w panele słoneczne, wielokrotnie domagała się od Tauronu informacji na temat szczegółów zużycia.

— Aż mdli mnie od tego. Końca tego problemu nie widać, bo nowe rozliczenie i tak wynosi kolejne 15 tysięcy złotych. Na pewno nie zżarłam tyle prądu, bo niby z czego? — twierdzi. I dodaje, że stumetrowy dom ogrzewa ekogroszkiem, by nie korzystać z drogiego prądu.

Pan Aleksy ze Szczecina, czyli z drugiego końca Polski, mówi TVN24, że “gdyby miał słabsze serce, to już trzy razy zszedłby na zawał”. — W kwietniu tego roku zostajemy zaatakowani od Enei fakturą roczną na ponad 20 tysięcy złotych za prąd. Jest to rozliczenie zużycia za poprzedni rok. W związku z tym otrzymujemy również fakturę prognozową na kolejne 20 tysięcy złotych. Na dzień dobry mamy 40 tysięcy złotych zadłużenia — mówi serwisowi. Na fotowoltaikę wydał 70 tys. zł.

Z kolei pani Danuta z Chojnic otrzymała już rachunek na 11 tys. zł. — Wyjaśniamy tę sprawę od czerwca bieżącego roku. Obecnie mamy odłączony prąd. Na nasz wniosek został zabrany licznik do ekspertyzy — mówi klientka Enei.

Zobacz także: Połowa energii w Polsce produkowana ze stratami. Mamy najwyższe ceny w Europie

— Żyjemy po ciemku. Dziecko trzeba jakoś wyszykować do szkoły, uprać, uprasować, umyć w ciepłej wodzie. Dla nas to jest nieosiągalne. Nie ma też mowy o podładowaniu telefonu, laptopa czy włączeniu telewizora. Ta bezsilność wobec instytucji, codzienne funkcjonowanie bez prądu odpowiedzialność za 9-letnią córkę jest paraliżująca — mówi w TVN24.

Izabela Dąbrowska-Antoniak, koordynator ds. negocjacji przy prezesie Urzędu Regulacji Energetyki, nie bagatelizuje tego typu spraw. Są one obecnie wyjaśniane. — Widzę problem, w 2023 roku do koordynatora wpłynęło 630 spraw. Spora część skarg i to takich, które się powtarzają, dotyczy wysokich rachunków za prąd. One oznaczają dla klientów spółek energetycznych problemy ze spłatą zadłużenia — zaznacza.

Jak dodaje, powodem może też czasami być słaba komunikacja poprzedniego rządu w sprawie mrożenia cen prądu.

— To niezrozumienie widać w przypadku osób, które korzystały z taryf dwustrefowych. Taryfa ta jest wybierana do ogrzewania domu lub mieszkania, bo na przykład wieczorem można włączyć pobór energii po niższych stawkach. Rząd wprowadził mechanizm mrożenia cen energii, ale być może słabo było przekazane opinii publicznej, że w przypadku przekroczenia limitów (3 lub 2 tysiące kWh) w 2023 roku, wchodziło się w cenę maksymalną. Mało kto z tych dwustrefowych klientów wiedział, że ta cena prądu będzie taka sama, na dzień i na noc — tłumaczy.

Mówili zainstaluj fotowoltaikę, kup elektryka, ale o pożarach już nie powiedzieli

Foltyn: Mówili zainstaluj fotowoltaikę, kup elektryka, ale o pożarach już nie powiedzieli

3.07.2024 nczas/o-pozarach-juz-nie-powiedzieli

Samochód elektryczny Lucid Air płonie w Warszawie.
Samochód elektryczny Lucid Air płonie w Warszawie. / Fot. screen/Miejski Reporter

O tym w mediach głównego nurtu nie usłyszysz. Poseł Konfederacji Bronisław Foltyn w ramach interwencji poselskiej zadał kilka pytań wojewódzkim komendantom Państwowej Straży Pożarnej dotyczących pożarów instalacji fotowoltaicznych i samochodów elektrycznych. Odpowiedzi mogą wielu zszokować.

Kiedy w mediach mowa jest o pożarach to przede wszystkim w kontekście zmian klimatu i tzw. globalnego ocieplenia. Płoną góry, płoną lasy, morza się gotują a w ogóle to, jak powiedział Rafał Trzaskowski, planeta płonie. Strach się bać.

I mówią nam, że aby planeta nie płonęła musimy kupować samochody elektryczne i instalować panele fotowoltaiczne. A co jeśli okazuje się, że te panele i elektryki też płoną i to całkiem często?

Poseł Konfederacji Bronisław Foltyn zapytał komendantów wojewódzkich Państwowej Straży Pożarnej o pożary spowodowane przez fotowoltaikę i samochody elektryczne w 2023 roku.

„Mówili, zainstaluj sobie fotowoltaikę na dachu, elektryka sobie kup, mówili, ale o tym, że w ubiegłym roku było 148 pożarów domów spowodowanych przez instalacje fotowoltaiczne, już nie powiedzieli. O 45-ciu pożarach samochodów elektrycznych, też niewiele mówili” – napisał na portalu X poseł Foltyn.

„W 2023 roku w Polsce mieliśmy: – 148 pożarów fotowoltaiki na dachach; – 45 pożarów samochodów elektrycznych na parkingach, ulicach i w garażach” – wylicza poseł Konfederacji.

„Zapraszam serdecznie do przestudiowania wyników mojej interwencji poselskiej w tej sprawie. Czekam jeszcze na dane z dwóch województw, ale już teraz widać, że warto uświadomić sobie, iż część z nas sprowadza na swoją rodzinę i swoich bliskich spore zagrożenia, których chyba nikt do tej pory nie był świadomy. A to przecież dopiero początek Zielonego Ładu i problem z pewnością będzie narastał” – zakończył swój wpis poseł Foltyn załączając skany pism z komend wojewódzkich PSP.

Bronisław Foltyn @bronislawfoltyn

Mowili, zainstaluj sobie fotowoltaikę na dachu, elektryka sobie kup, mówili, ale o tym, że w ubiegłym roku było 148 pożarów domów spowodowanych przez instalacje fotowoltaiczne, już nie powiedzieli. O 45-ciu pożarach samochodów elektrycznych, też niewiele mówili Jeszcze raz W 2023 roku w Polsce mieliśmy: – 148 pożarów fotowoltaiki na dachach – 45 pożarów samochodów elektrycznych na parkingach, ulicach i w garażach Zapraszam serdecznie do przestudiowania wyników mojej interwencji poselskiej w tej sprawie. Czekam jeszcze na dane z dwóch województw, ale już teraz widać, że warto uświadomić sobie, iż część z nas sprowadza na swoją rodzinę i swoich bliskich spore zagrożenia, których chyba nikt do tej pory nie był świadomy. A to przecież dopiero początek Zielonego Ładu i problem z pewnością będzie narastał

Zdjęcie

Zdjęcie

Zdjęcie

Zdjęcie

3 920 Wyświetlenia

O pożarach samochodów elektrycznych i fotowoltaiki szeroko pisał śp. inżynier Marek Zadrożniak w „Kompendium wiedzy o elektrowniach”, którą można nabyć w naszej księgarni TUTAJ.

O konieczności magazynowania energii

O konieczności magazynowania energii.

[Tydzień temu otrzymał ten tekst dr. Sommer z NCZASINFO, do ew. publikacji. Nie odpowiedział – widać inną Kinderstube miał.. Więc publikuje u siebie. MD]

========================================

Mirosław Dakowski

W Czasie Najwyższym ukazał się artykuł pana Gajera o energetyce. https://nczas.info/2024/06/15/czy-dalsze-zwiekszanie-mocy-zainstalowanej-w-polskiej-fotowoltaice-ma-jeszcze-jakikolwiek-sens/

Moja analiza nie jest polemiką z nim, a raczej uzupełnieniem czy rozszerzeniem tematu.

Pan Gajer przyjmuje sytuację zastaną, to jest wymuszenie przez dyktat panującej nad kolejnymi rządami w Polsce Unii Europejskiej – jako pewnik czy niezmiennik.

Ja omówię sytuację od strony merytorycznej, to jest dobra Polaków i Polski oraz możliwości naukowych i technicznych, a nie dyktatu obłędnej ideologii zielonego komunizmu.

Ukazanie takich horyzontów jest niezbędne, aby młodzi energetycy, a również wszyscy młodzi Polacy zrozumieli, że przeciw dyktatowi ideologicznych wariatów należy walczyć, a nie się mu poddawać.

W roku 1989, jako „spadek po komunie” mieliśmy 71 kopalni węgla kamiennego i trzy wielkie centra wydobycia węgla brunatnego i zamiany go na miejscu na energię elektryczną [Turoszów, Bełchatów i Konin].

Geologicznie udokumentowane zasoby węgla kamiennego starczały na około 700 lat przewidywanego i potrzebnego wydobycia.

Wskazywano wtedy [na przykład analizy i rekomendacje Aleksandra Szpilewicza], jak odrzucając skorupę biurokratyczną rozwijać kopalnie najrentowniejsze, a zwijać [nie niszczyć!!] te najmniej rentowne.

Narzucone z zewnątrz [Soros, Jeffrey Sachs, Geremek] władze nakazały jednak wykonawcy [ Balcerowicz & Co.] bezpowrotne zniszczenie, zalanie perspektywicznych kopalń, a tak zwany „popiwek” zniszczył rentowność pozostałych. Staliśmy się więc importerem węgla z Australii czy Rosji [sic!!], a potem posłusznym importerem nakazów z UE „zielonej ideologii”.

W latach 90-tych opracowano perspektywiczny rozwój energetyki, jednocześnie opartej na węglu, gazie, kilkakrotnym [tak!!] zmniejszeniu energochłonności, głównie przemysłu a szerzej – gospodarki, oraz na energiach odnawialnych: biomasa, fotowoltaika i energia wiatru. Niezbędnym składnikiem tego planu było magazynowanie energii, jego badania, i szybki rozwój.

Były – i są dopracowane – techniki magazynowania: podziemne zbiorniki gazów, w wodorze, metody chemiczne, oraz duże i małe elektrownie szczytowo-pompowe. Pisałem o tym między innymi w książce ” O energetyce dla użytkowników i sceptyków ” jeszcze w 2005 roku.

Niestety, narzucone z zewnątrz rządy odsunęły od steru polskiej energetyki świetnych energetyków, których jeszcze w latach 90-tych mieliśmy.

Przy tym sterze postawiono uległych władzom polityków – amatorów, na przykład ludzi o doświadczeniu radnych miejskich [p.K.]. Trochę, na jego prośbę, go pouczyłem, ale szybko odszedł do ważniejszych zadań – partyjnych.

Ceny hurtowe gazu tymczasem wzrosły [kilkanaście razy [tak!!], a te jeszcze nie zniszczone kopalnie węgla kamiennego przejęli [kupili?] Czesi i Niemcy. Im się widocznie to jednak opłaca.

Wprowadzono w Unii Europejskiej obłędne automatyczne „giełdy energii “. Śmialiśmy się wtedy, że nagle pojawiły się „ujemne ceny”, na przykład Wielka Brytania musiała płacić za eksport do Francji energii elektrycznej. Kolejne 10-lecia pogłębiły ten koszmar – obecnie żyjemy już wszyscy w ideolo-utopii.

Ale nie wolno nam uznać tej sytuacji za „normalną”.

Przechodzę do przykładowych detali w tej części, o której pisze pan Gajer.

Nie mówmy o mocy maksymalnej urządzeń fotowoltaicznych oraz wiatrowych. Ważniejsza jest ich moc realna, powiedzmy w uproszczeniu, na poziomie 10 do 15% mocy maksymalnej.

Od pół wieku jest oczywiste, że tak te źródła energii odnawialnych, jak i ewentualnie elektrownie jądrowe wymagają jako składnika niezbędnego – małych i dużych magazynów energii. Nie będę tu ronił łez, że ślepi durnie, politycy, nie biorą tego w Europie pod uwagę.

Przed sztucznym podniesieniem cen gazu budowano elektrownie gazowe [w Polsce na przykład Ostrołęka] jako uzupełnienie do elektrowni na węgiel, które w razie zwiększonego zapotrzebowania można [zdalnie, z Centrali] a nawet automatycznie, włączyć do pracy w sieci w ułamku godziny.

Natomiast nadmiar produkcji energii zawsze się zdarzy: fotowoltaika, ewentualnie energia jądrowa, reaktorów nie wolno nagle wyłączać (porównaj Czarnobyl), więc energia ta musi być magazynowana. Techniki magazynowania tak dobowego, jak sezonowego są znane, powinny jednak być rozwijane i uruchamiane. Pisałem o tym również w książce o energetyce – jest jeszcze dostępna w księgarni „Antyk” Dybowskiego.

Popytem zaś można sterować również za pomocą cen, czyli taryf: Niskie ceny w nocy zachęcą przemysł energochłonny do pracy głównie na trzecią zmianę, a zwykłych ludzi – do ogrzewania domów czy prania i zmywanie głównie w nocy.

Możliwe jest magazynowanie sezonowe w postaci wodoru, w dostosowanych do tego kawernach po wydobyciu soli, większe magazyny wodoru można zrobić w zbiornikach zbudowanych po wyeksploatowanych pokładach metanu.

Natomiast poszczególne gminy czy większe ośrodki mogą gromadzić energię dla siebie, tak w małych elektrowniach szczytowo pompowych [oczywiście jeśli im się to opłaca, bez chorych dotacji]. Można je budować na szczytach wzgórz, lub w postaci podobnej do dawnych wież ciśnień. Oczywiście – bez „dotacji celowych”!!

Lub przez elektrolityczną produkcję wodoru, który gromadzić należy dla najbliższych stacji benzynowo-wodorowych tankowania samochodów [oczywiście sprzedaje się swojemu szwagrowi, który taką stację ma]. W zdrowej nie uzależnionej ideologicznie gospodarcze to się opłaca. Nie widzę jednak prac omawiających sprawności i koszty różnych form magazynów energii, ani doniesień o nowych, rewelacyjnych rozwiązaniach, czy relacji z pracy prototypów.

Nie dają na to grantów, czyżby zidiociali zupełnie??

To samo pytanie dotyczy bezpieczeństwa baterii do samochodów elektrycznych. „Oni” naciskają na usunięcie samochodów spalinowych, a nie umożliwili powstania wcześniej baterii, która by w razie awarii oddawała swój nadmiar energii łagodnie, bezboleśnie. Nie ma przecież podstawowych praw fizyki, który by to uniemożliwiały. Gdyby rozwój elektromobilności następował bez nacisków ideologicznych, to taki akumulator już by się przypuszczalnie pojawił, bo jest potrzebny.

Zawsze, gdy ideologia idzie przed myślą racjonalną, muszą się zdarzać takie kiksy.

Bardzo mnie kiedyś zaciekawił, a też rozśmieszył artykuł znanego na świecie specjalisty od rurociągów, wyliczający, że taniej byłoby transportować energię z wielkich firm fotowoltaicznych na Saharze do ośrodków przemysłowych Europy rurociągami wodorowymi, taniej niż liniami elektrycznymi WN. Rurociągi wodorowe przecież już w latach 80 i 90-tych zeszłego stulecia były w Europie używane, choć na krótsze odległości.

Na koniec

Trochę humorystycznie brzmią obawy pana Gajera o przeciążeniu sieci lokalnych nadmiarem mocy z fotowoltaiki. Widać że to ” sieciowiec “, ale nie chce mu się wyjść poza status quo, mimo że jest to narzucony przecież absurd.

Tymczasem eksport energii elektrycznej z fotowoltaiki do sieci średnich napięć z osiedla należy robić innymi drutami, do oddzielnych transformatorów, które przekształcą ją na wyższe napięcie.

Ta metoda, przy już przecież istniejącej rozwiniętej automatyce, jest technicznie trywialna oraz tania. Przecież pojedyncze wiatraki czy fermy wiatrowe oddają energię do sieci przez oddzielne transformatory, a nie przez sieć zasilającą domki.

Czy powyższy apel o racjonalne, nieideologiczne, traktowanie energetyki może być realizowany?

Musi – panowie energetycy i politycy. Inaczej – pchacie nas – i siebie – do katastrofy. Musimy więc walczyć – by przeżyć.

Mam nadzieję, że ta zielona rewolucja niedługo się zawali pod ciężarem własnej głupoty i uporu. Oby nie na nasze głowy.

Ale wykorzystując te ich naciski, można chyba przemycić fundusze na rozwiązania racjonalne. Chyba trochę ludzi o umysłach uczonych lub inżynierów, kierujących się rozsądkiem znajdzie się blisko „rozdzielnika” ??

===============================

Tylko jako wsparcie:

M. Dakowski, Uogólniona Analiza Najmniejszych Kosztów a Energetyka Jądrowa, II Konferencja Racjonalizacji Użytkowania Energii i Środowiska, tom 1, str. 279, Szczyrk 17-19 X 1994

  • M. Dakowski, Jaka energetyka do końca XXI wieku: poza wiek ropy, węgla i rozszczepienia, III Konferencja Racjonalizacji Użytkowania Energii i Środowiska, tom 1, str. 197-214, Szczyrk, 16-18 X, 1995 . NOT.
  • M. Dakowski, Prawo energetyczne a niezawisłość Polski, II Sympozjum Falzmannowskie, str. 211, Warszawa, 22-23 września 1996
  • Mirosław Dakowski, Energochłonność a Prawo Energetyczne, Konferencja “Nowe prawo energetyczne. Zagrożenia i szanse.”  Senat RP, Wyd. Kancelarii Senatu, luty 1997

Czy dalsze zwiększanie mocy zainstalowanej w polskiej fotowoltaice ma jeszcze jakikolwiek sens?

Czy dalsze zwiększanie mocy zainstalowanej w polskiej fotowoltaice ma jeszcze jakikolwiek sens?

Autor: Miroslaw Gajer

https://nczas.info/2024/06/15/czy-dalsze-zwiekszanie-mocy-zainstalowanej-w-polskiej-fotowoltaice-ma-jeszcze-jakikolwiek-sens/

W chwili pisania niniejszego artykułu moc zainstalowana w polskiej fotowoltaice osiągnęła już wartość 17GW. Jest to bardzo dużo – wystarczy uświadomić sobie, że moc największej w Polsce elektrowni cieplnej w Bełchatowie wynosi nieco ponad 5GW. Zatem w polskiej fotowoltaice mamy już zainstalowane więcej niż trzy takie elektrownie, jak w Bełchatowie, w związku z czym wydawać by się mogło, że wszelkie problemy energetyczne powinniśmy mieć już definitywnie rozwiązane – właśnie dzięki fotowoltaice.

Tak jednak bynajmniej nie jest, ponieważ w polskich warunkach (na szerokościach geograficznych powyżej pięćdziesiątego równoleżnika) wykorzystanie mocy zainstalowanej w panelach fotowoltaicznych jest na poziomie zaledwie około 10 proc. W związku z tym ostateczny skutek energetyczny jest taki, jakbyśmy zamiast wspomnianych trzech elektrowni tej wielkości, co w Bełchatowie, mieli zaledwie jedną średniej wielkości elektrownię o mocy 1,7 GW, ale za to pracującą ze stałą mocą przez cały rok. Dokładnie tyle energii jest w stanie wygenerować w ciągu jednego roku polska fotowoltaika, po wszakże jednym zasadniczym warunkiem, że całą wygenerowaną w panelach fotowoltaicznych energię jesteśmy w stanie na bieżąco odebrać.

Tymczasem w roku 2024 w niedzielę w dniu 3 marca doszło do sytuacji, w której Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A. musiały wydać nakaz przymusowego odłączenia od sieci elektroenergetycznych wybranych farm fotowoltaicznych o łącznej mocy kilku gigawatów. Tego rodzaju sytuacja powtórzyła się w godzinach około-południowych w kolejną niedzielę 10 marca.

Zważywszy na to, że wtedy była jeszcze zima, a sezon generacji mocy w polskiej fotowoltaice rozpoczyna się w zasadzie od równonocy wiosennej i trwa do równonocy jesiennej, czyli wtedy, gdy dzień jest dłuższy od nocy, a słońce wędruje relatywnie wysoko nad horyzontem, należy oczekiwać, że w miesiącach wiosenno-letnich tego typu sytuacje staną się już zwyczajną normą. Ponadto nie będą dotyczyć wyłącznie niedziel, gdy zapotrzebowanie na energię elektryczną jest relatywnie najniższe, ale także i zwykłych dni roboczych w godzinach około-południowych.

Jest rzeczą niezwykle istotną, że za takie przymusowe wyłączenia farm fotowoltaicznych ich właścicielom wypłacane są odpowiednie odszkodowania, stanowiące ekwiwalent tego, co rozważane farmy fotowoltaiczne by zarobiły, gdyby wyprodukowaną w panelach energię mogły wprowadzić w rozważanym okresie czasu do sieci elektroenergetycznych. Oczywiście za tego rodzaju „fanaberie” płacą de facto pozostali odbiorcy energii elektrycznej, a zwłaszcza drobni przedsiębiorcy, którym nie przysługują żadnego rodzaju tarcze osłonowe, zapomogi, rozliczane po niższej cenie limity zużycia itp. Wszyscy przedsiębiorcy płacą za energię elektryczną stawkę nawet kilkakrotnie wyższą niż zwykłe gospodarstwa domowe.

Nie ma się zatem czemu dziwić, że z rynku znikają powoli małe sklepy, różnego rodzaju warsztaty rzemieślnicze, punkty usługowe, piekarnie, cukiernie, drobna gastronomia itp. Niestety, wszystko wskazuje na to, że w przyszłości będzie już tylko gorzej, a takich drobnych rodzinnych biznesów za kilka lat w zasadzie może w ogóle już nie być, ponieważ tak drastycznych podwyżek cen energii elektrycznej nie będą w stanie po prostu więcej zdzierżyć.

Dodatkowo takie przymusowe odłączenia od sieci elektroenergetycznej farm fotowoltaicznych powodują, że wartość współczynnika wykorzystania mocy w nich zainstalowanej drastycznie spada, ponieważ w okresie, gdy są relatywnie najlepsze warunki do generacji mocy, są one na okres kilku godzin całkowicie wyłączane. Jeśli wartość współczynnika mocy zainstalowanej dla polskiej fotowoltaiki w wyniku przymusowego odłączenia od sieci spadnie poniżej 5 proc., to mówienie o jakiejkolwiek opłacalności tego typu instalacji będzie po prostu czystą kpiną.

Wszystkiemu winne są sieci elektroenergetyczne

Za taki stan rzeczy winione są w powszechnym przekazie krajowe sieci elektroenergetyczne, które w obiegowej opinii są archaiczne, przestarzałe, niewydolne i całkowicie niedostosowane do współpracy z fotowoltaiką. Stwierdzenia takie powtarzane są aż do znudzenia, jak jakaś swego rodzaju mantra, gdy tymczasem prawda jest o wiele bardziej złożona. Sama modernizacja sieci elektroenergetycznych, polegająca na wymianie transformatorów, kabli, słupów i przewodów, niewiele tutaj zmieni, bowiem istota problemu polega na czymś zupełnie innym i wiąże się przede wszystkim z koniecznością zbilansowania mocy występujących w systemie elektroenergetycznym.

Reasumując, wszystkie źródła wytwórcze muszą generować dokładnie tyle mocy, ile w danym momencie żądają odbiorcy i nie ma żadnego sposobu na efektywne magazynowanie nadwyżek wytworzonej energii elektrycznej w tak ogromnej skali, jak cały krajowy system elektroenergetyczny.

Dzieje się tak dlatego, że w dowolnym obwodzie elektrycznym, przykładowo takim jak pokazano na rys. 1, w każdej chwili czasu moc elektryczna wydawana przez źródło prądu I jest równa mocy pobieranej przez odbiornik R i nie ma tutaj żadnej możliwości swego rodzaju „upchania” gdzieś tego prądu, żeby go później w jakiś sposób wykorzystać.

Tymczasem za wszystko obwiniane są Bogu ducha winne sieci elektroenergetyczne – zwłaszcza te niskich napięć. Tego typu opinie upowszechniły się wręcz do tego stopnia, że można całkiem poważnie zastanawiać się, czy aby w tym wypadku nie mamy już do czynienia ze swego rodzaju „anty-siecizmem”. Zrzucanie odpowiedzialności na sieci elektroenergetyczne pojawia się powszechnie w publikacjach zamieszczanych na przykład na portalu WysokieNapiecie.pl. Jednocześnie z rozważanego portalu możemy się dowiedzieć, że jeden z autorów tego rodzaju publikacji jest absolwentem prawa i dziennikarstwa, a drugi politologii i komunikacji społecznej. Poza tym żadna z osób tworzących ten portal nie jest inżynierem, a zatem nie ma żadnego wykształcenia technicznego, o ukończeniu wydziału elektrycznego na politechnice nawet nie wspominając.

Osobiście uważam, że trzeba mieć sporo odwagi – żeby wręcz nie powiedzieć: tupetu – aby z tak wielką swobodą „buszować” po dziedzinach jakże odległych od własnej profesji. Ponadto studia magisterskie na uczelni politechnicznej z elektrotechniki, elektroniki czy automatyki, trwają pięć lat i są powszechnie uważane z jedne z najtrudniejszych.

Tego rodzaju sytuację można przykładowo porównać do zachowania się osoby, która swego czasu przeczytała kilka popularnych opracowań na temat judaizmu, po czym ogłosiła się „ekspertem” w kwestiach związanych z interpretacją Talmudu, odczytywaniem przekazu Tory, znajomością Miszny i Gemary oraz praktycznym stosowaniem Halachy, a jeszcze na dodatek ma czelność ortodoksyjnych rabinów w tych sprawach pouczać, nie zważając zupełnie na to, jak wielce zwiła jest to materia…

Tego rodzaju sytuacja ma miejsce powszechnie w dziedzinie elektroenergetyki, gdzie różnej maści samozwańczy i domorośli „eksperci” nagminnie piszą, że za przymusowe odłączenia farm fotowoltaicznych odpowiedzialne są wyłącznie sieci elektroenergetyczne, które rzekomo „zapychają się prądem”. Tymczasem „zapchać się” to może co najwyżej zlew w kuchni, ewentualnie rura kanalizacyjna w ubikacji, natomiast w przypadku obwodów elektrycznych tego rodzaju zjawiska w ogóle nie mają miejsca.

Niemożność odwrócenia kierunku przepływu prądu

Ogólnie rzecz ujmując, generowany w elektrowniach prąd płynie przez sieci przesyłowe najwyższych napięć 220kV i 400kV (sieci oczkowe) do sieci przesyłowo-rozdzielczych 110kV (sieci oczkowe i promieniowe), a z nich do sieci średnich napięć 15kV (sieci promieniowe) i następnie poprzez transformatory 15/0,4kV do sieci niskich napięć 400/230V, do których podłączeni są już odbiorcy końcowi.

Jeśli mamy kolonię domków jednorodzinnych zasilanych z sieci niskiego napięcia 400/230V, podłączonych do wspólnego transformatora 15/0,4kV, na dachach których zainstalowano panele fotowoltaiczne o mocy rzędu kilku kilowatów, to w trakcie godzin okołopołudniowych w sieci tej będzie się pojawiała potężna nadwyżka mocy – w wielkości nawet kilkuset kilowatów. Jeśli jednocześnie do sieci tej nie są podłączone żadne zakłady przemysłowe lub choćby jakiś tartak czy stolarnia, gdzie pracują maszyny elektryczne i w związku z tym pobór mocy jest znaczny, to można postawić retoryczne pytanie, dokąd ten prąd generowany przez panele fotowoltaiczne ma w zasadzie płynąć? Około południa w takim domku jednorodzinnym w zasadzie raczej nikogo nie ma, pracuje tam być może lodówka, jakaś elektronika znajduje się w stanie czuwania, ewentualnie jakiś emeryt ogląda telewizję lub przez kilka minut świeci światło w toalecie.

Taki stan rzeczy powoduje, że napięcie w rozważanej sieci niskiego napięcia gwałtownie wzrasta ponad dopuszczalną wartość wynoszącą 253V, w wyniku czego falowniki zaczynają się wyłączać. Pomiędzy falownikami zainstalowanymi w poszczególnych budynkach rozpoczyna się swoista „zabawa” – swego rodzaju „chocholi taniec”, ponieważ zaczynają się one cyklicznie wyłączać i zaraz ponownie włączać, aby ubiec nieco konkurencję i tym samym wprowadzić do sieci trochę energii, aż jej napięcie ponownie przekroczy 253 V i konieczne będzie w związku z tym kolejne odłączenie się od sieci, w której napięcie wzrosło ponad dopuszczalną wartość.

Należy przy tym zaznaczyć, że nie ma żadnej możliwości, aby prąd płynął z sieci niskiego napięcia 400/230V do sieci średniego napięcia 15kV, czyli w kierunku przeciwnym, niż ma to miejsce w warunkach normalnych. Aby wymusić taki odwrócony kierunek przepływu prądu w sieci niskiego napięcia, należałoby podnieść jej napięcie znacznie powyżej maksymalnej dopuszczalnej wartości 253V. Być może napięcie to musiałoby wynosić przykładowo 275V, a może nawet i około 300V – wszystko zależy od ustawień zaczepów transformatora 15/0,4kV. Tak mocno zawyżone napięcie sieci spowodowałoby natychmiastowe uszkodzenie przyłączonych do niej urządzeń odbiorczych – chyba, że zadziałyby wcześniej zabezpieczenia przeciwprzepięciowe, oczywiście pod warunkiem, że dana domowa instalacja elektryczna jest w nie wyposażona.

Przy okazji warto uświadomić sobie jeszcze jedną rzecz. Mianowicie, gdy napięcie sieci wzrośnie do maksymalnie dopuszczalnej wartości wynoszącej 253V, wówczas klasyczna stuwatowa żarówka pobiera moc wynosząca około 121W, co znacznie skraca jej żywotność. Natomiast gdyby napięcie wzrosło do wartości 275V, wówczas żarówka ta pobierałaby około 143W, oczywiście gdyby nie uległa wcześniej natychmiastowemu przepaleniu.

Ogólnie rzecz ujmując, instalacje fotowoltaiczne poprzez zawyżanie napięcia w sieci przyczyniają się do zwiększenia zużycia energii elektrycznej, ponieważ moc odbiorów rezystancyjnych zależy od kwadratu przyłożonego na ich zaciskach napięcia. Z kolei wszelkiego typu „majstrowanie” przy falownikach, aby nie wyłączały się po przekroczeniu dozwolonych 253 V, co staje się w naszym kraju niestety coraz częstszą praktyką, stanowi już poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa użytkowania wszelkiego typu urządzeń elektrycznych, grożąc ich nieodwracalnym uszkodzeniem.

Mrzonki o magazynowaniu energii

Równie powszechnie lansowane są przez różnych „ekspertów” opinie, że wszelkie problemy rozwiąże wielkoskalowe magazynowanie energii elektrycznej. Tymczasem tego rodzaju „eksperci” powinni powrócić na lekcje fizyki do liceum, aby nabyć konieczną wiedzę, pozwalająca im później policzyć, z jakimi rzędami wielkości fizycznych mamy w tym wypadku do czynienia.

W okresie jesienno-zimowym dobowe zapotrzebowania na energię elektryczną w Polsce przekracza znacznie 500GWh i z roku na rok systematycznie rośnie. Porównajmy to teraz z pojemnością drugiego co do wielkości magazynu energii w Polsce, którym jest elektrownia szczytowo-pompowa Porąbka-Żar. Jej zdolność magazynowania energii wynosi „zaledwie” 2GWh. Zakładając, że jedynie 20 proc. dobowego zapotrzebowania na energię elektryczną w naszym kraju miałoby być pokrywane za pośrednictwem magazynów energii, to takich elektrowni szczytowo-pompowych, jak Porąbka-Żar należałoby wybudować co najmniej 50. Jest to oczywiście ilość wręcz niewyobrażalna – tego nie byłoby po prostu gdzie wybudować, abstrahując już od faktu, że koszt budowy tylko jednego tego typu obiektu sięga wartości około 10 miliardów złotych, a sama budowa trwa około 10 lat. Zresztą, co tu dużo mówić, jak niby mielibyśmy te 50 nowych elektrowni szczytowo-popowych w naszym kraju wybudować, gdy przez okres kilkudziesięciu lat nawet nie jesteśmy w stanie ukończyć budowy tylko jednego tego typu obiektu w miejscowości Młoty w Kotlinie Kłodzkiej.

Jako alternatywa dla elektrowni szczytowo-pompowych proponowane są obecnie akumulatorowe magazyny energii. Są to jednak urządzenia o zdecydowanie mniejszej mocy, wynoszącej najczęściej kilka bądź kilkanaście megawatów. Dla porównania moc elektrowni szczytowo-pompowej Porąbka-Żar po jej modernizacji wynosi 540 MW, a moc największej polskiej elektrowni szczytowo-pompowej w Żarnowcu 716 MW. We wspomnianym Żarnowcu ma powstać także największy akumulatorowy magazyn energii o mocy 205 MW, czyli prawie cztery razy mniejszej niż znajdująca się tam elektrownia szczytowo-pompowa (zresztą pojawiły się ostatnio wątpliwości czy ten magazyn energii w ogóle kiedykolwiek powstanie – jak zwykle „na papierze” to my mamy dosłownie wszystko!)

Problem z akumulatorowymi magazynami energii polega jeszcze na tym, że akumulatory wraz z upływem czasu tracą swoją pojemność i po 10 latach użytkowania nadają się już w zasadzie do wymiany. Nie rozwiążą one zatem problemu efektywnego magazynowania energii elektrycznej na wielką skalę, tym bardziej że nie są w stanie rozwiązać tego problemu znacznie potężniejsze od nich elektrownie szczytowo-pompowe.

W związku z powyższym pojawiają się od czasu do czasu różnego rodzaju pomysły dotyczące wykorzystania nadmiaru mocy elektrycznej, generowanej w panelach fotowoltaicznych w godzinach około-południowych. Do najbardziej popularnych należy nakłanianie prosumentów, aby w swych domach zainstalowali bojlery elektryczne, służące do podgrzewania wody użytkowej.

Jednak nie jest to w stanie całkowicie rozwiązać problemu, co wykażę za pomocą odpowiednich wyliczeń. Przyjmijmy zatem, że w domku jednorodzinnym zainstalowano duży bojler elektryczny o pojemności 300 litrów. Ponadto przyjmijmy, że po porannej toalecie jego mieszkańców, na którą zużyli nieco ciepłej wody, temperatura wody w bojlerze spadła do 40 stopni Celsjusza. Następnie w godzinach około-południowych, gdy produkcja energii z instalacji fotowoltaicznych osiąga swój szczyt, woda ta jest ponownie podgrzewana do maksymalnej dopuszczalnej dla tego typu urządzeń temperatury, czyli do 60 stopni Celsjusza.

Zużytą w tym celu energię można wyliczyć ze wzoru E=mCw(t2-t1), gdzie (m) – masa wody 300kg, (Cw) – ciepło właściwe wody 4200J/kgK, t1 – temperatura początkowa wody, t2 – temperatura końcowa wody (różnica tych temperatur wynosi 20 stopni Celsjusza). Ostatecznie energia zużyta do podgrzania wody wynosi około 7kWh.

Zakładając, że typowa moc paneli umieszczonych na dachu domku jednorodzinnego wynosi 5kW, to przy przeciętnym nasłonecznieniu w okresie wiosenno-letnim woda w bojlerze zostanie podgrzana w przeciągu około dwóch godzin. A co z pozostałymi godzinami okresu, gdy jeszcze silnie świeci słońce? Jak widać, zainstalowanie bojlera do podgrzewania wody użytkowej nie do końca rozwiązuje przedstawiony tutaj problem.

Ponadto, aby wyrobić sobie pogląd odnośnie tego, jak w sumie zawodne są odnawialne źródła energii (zwłaszcza fotowoltaika i wiatraki), wystarczy spojrzeć na rys. 2, na którym zamieszczono dane udostępnione na stronie internetowej Polskich Sieci elektroenergetycznych S.A.

Otóż w dniu 13 marca 2024 roku (przy czym nie jest to z pewnością kwestia owej „feralnej trzynastki”), tuż po godzinie osiemnastej, zapotrzebowanie na moc w krajowym systemie elektroenergetycznym wynosiło 23,478GW i było pokrywane głównie przez elektrownie cieplne 19,652GW (83,7 proc. zapotrzebowania). Dodatkowo elektrownie wodne generowały 1,436GW (6,1 proc. zapotrzebowania), choć w tym przypadku sformułowanie „elektrownie wodne” jest pewnym nadużyciem, ponieważ do tej kategorii zaliczane są także elektrownie szczytowo-pompowe i to właśnie one generowały większość mocy.

Zapewne nikogo specjalnie nie dziwi, że fotowoltaika w marcu po godzinie osiemnastej generuje dokładnie zero watów, natomiast pewnym zaskoczeniem może być informacja, że elektrownie wiatrowe generowały wtedy jedynie 0,181GW, podczas gdy moc w nich zainstalowana przekracza już 10GW – wykorzystywały zatem niecałe 2 proc. swego potencjału. Parafrazując słowa wypowiedziane niegdyś przez towarzysza Wiesława, można byłoby powiedzieć: „gdybyśmy mieli więcej wiatraków, mielibyśmy więcej prądu, ino wiatru nie mamy…”

Uwagę zwraca także relatywnie wysoki import energii elektrycznej z krajów ościennych w wysokości aż 2,163GW (9,2 proc. zapotrzebowania). W tym ostatnim przypadku jesteśmy jednak zdani całkowicie na łaskę bądź raczej niełaskę naszego zachodniego sąsiada, co raczej dobrze nie wróży na przyszłość.

Co zatem nas czeka?

Wszystko wskazuje na to, że w kolejnych latach moc zainstalowana w polskiej fotowoltaice będzie nadal systematycznie wzrastać i z każdym rokiem będzie przybywać tam po kilka gigawatów, co w okresie wiosenno-letnim w godzinach około-południowych będzie powodowało coraz poważniejsze problemy związane z koniecznością zbilansowania mocy w systemie elektroenergetycznym – w skrajnym przypadku taki niekontrolowany wzrost mocy generowanej przez fotowoltaikę może doprowadzić w efekcie nawet do tzw. blackoutu, czyli całkowitego wyłączenia prądu na obszarze całego kraju.

Powyższe stwierdzenie warto rozpatrzyć także w kontekście niedawno uchwalonej unijnej dyrektywy EPBD, która wymusza instalowanie paneli fotowoltaicznych na wszystkich nowo-powstałych budynkach mieszkalnych, począwszy już od 2029 roku, co przyczyni się w stopniu istotnym do kolejnego powiększania mocy zainstalowanej i dalszego przewymiarowania polskiej fotowoltaiki – w godzinach około-południowych większość tych instalacji trzeba będzie i tak odłączać od sieci, aby dosłownie nie „rozsadzić” systemu elektroenergetycznego od środka.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że koszt zainstalowania jednostki mocy w fotowoltaice jest porównywalny z kosztem zainstalowania jednostki mocy w elektrowni cieplnej. Dokładnie za te same pieniądze, za które zainstalowano łącznie ponad 17GW mocy w polskiej fotowoltaice, można było wybudować przecież aż cztery elektrownie cieplne o porównywalnej wielkości, jak elektrownia w Bełchatowie, ale wyposażone już w nowoczesne bloki nadkrytyczne o sprawności netto sięgającej 46 proc., co definitywnie rozwiązałoby nasze problemy energetyczne na co najmniej kolejne 30 lat. Zamiast tego w przyszłości będziemy mieć tylko coraz to większe problemy z gigantycznym wręcz nadmiarem mocy generowanej w godzinach około-południowych przez instalacje fotowoltaicznych, której w żaden sposób nie będziemy w stanie efektywnie zagospodarować.

Czemu Transformacja energetyczna słabnie. Koszty farm wiatrowych i słonecznych gwałtownie rosną.

Transformacja energetyczna słabnie. Dariusz Galczak.

17 grudzień 2023 altershot.tv/transformacja-energetyczna-slabnie

Koszty farm wiatrowych i słonecznych gwałtownie rosną – jak wpływa to na konsumentów?

Teoretycznie energia elektryczna ze słońca i wiatru powinna być tania, ponieważ nic nie kosztuje. Ale tak było kiedyś. Wysokie stopy procentowe, wąskie gardła w dostawach, cła, niekończące się procedury autoryzacji i roszczenia gwarancyjne sprawiają, że energia odnawialna jest złym interesem. Plany Dubaju dotyczące potrojenia produkcji energii to myślenie życzeniowe.

Nadeszły ciężkie czasy dla inwestorów w zrównoważone wytwarzanie energii. Pieniądze zainwestowane w budowę elektrowni i infrastruktury przesyłowej nie przynoszą już takich zysków, jak pięć lat temu. Zwroty są wyższe gdzie indziej, co ma konsekwencje dla wszystkich: Projekty przeciągają się w czasie, a za niektóre z nich nie ma już kto zapłacić. W tym kontekście ambitne cele, takie jak potrojenie rocznej produkcji energii ze źródeł odnawialnych, są warte dążenia, ale są po prostu myśleniem życzeniowym.

Ceny modułów słonecznych i turbin wiatrowych znacznie spadły

Rzeczywistość wygląda następująco. Według danych Międzynarodowej Agencji Energii, ceny paneli słonecznych i turbin wiatrowych zlokalizowanych na lądzie lub w morzu spadły o 87% (energia słoneczna), 64% (wiatr na lądzie) i 55% (wiatr na morzu) w latach 2010-2020. Czysta energia stała się konkurencyjna w stosunku do brudnych alternatyw i była kupowana bezpośrednio od deweloperów przez duże firmy zużywające energię elektryczną. Przyczyną spadku cen były coraz bardziej zaawansowane technologie i rozwój producentów.

Niektóre z największych na świecie firm zarządzających aktywami, takie jak kanadyjskie grupy inwestycyjne Brookfield i australijska Macquarie Group, postawiły na energię odnawialną. Podobnie postąpiły niektóre firmy zajmujące się paliwami kopalnymi, takie jak BP. Przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, takie jak RWE i EnBW w Niemczech, zainwestowały w zielone projekty. Według brytyjskiego dziennika ekonomicznego Economist, średni zwrot z inwestycji dla deweloperów projektów wzrósł z trzech procent w 2015 r. do sześciu procent w 2019 r., czyli do poziomu podobnego do produkcji ropy i gazu, choć z mniejszymi wahaniami.

Perspektywy dla branży były tak dobre, że na przykład wartość rynkowa NextEra, wiodącej amerykańskiej firmy zajmującej się energią słoneczną i wiatrową, na krótko przyćmiła wartość Exxon Mobil, najpotężniejszego amerykańskiego giganta naftowego. Przez kilka tygodni NextEra była najcenniejszą amerykańską spółką energetyczną. Dziś inwestorzy zadają sobie pytanie na swoich forach: Co, u licha, dzieje się z NextEra?

Rentowność odnawialnych źródeł energii osłabiona

Sytuacja wygląda następująco: W ciągu ostatnich dwóch lat rentowność energii odnawialnej ucierpiała z powodu rosnących stóp procentowych, problemów z łańcuchem dostaw, opóźnień w wydawaniu pozwoleń i coraz bardziej protekcjonistycznych działań niektórych rządów. “Zielona premia” dla akcji zamieniła się w “zielone dyskonto”, pisze Ecomomist. Dowodem na poparcie tej tezy jest indeks S&P Global Clean Energy, który śledzi wyniki tego sektora. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy spadł on o 32 procent, podczas gdy globalne rynki akcji wzrosły o jedenaście procent. NextEra jest warta około jedną trzecią tego, co Exxon Mobil. Większość producentów turbin wiatrowych odnotowała straty.

Splot kilku czynników

Trudności w branży są wynikiem połączenia kilku czynników. Są to rosnące koszty w łańcuchu dostaw. Cena polikrzemu, kluczowego materiału do produkcji modułów słonecznych, wzrosła z 10 USD za kilogram w 2020 r. do 35 USD w 2022 r. z powodu problemów z łańcuchem dostaw w Chinach spowodowanych pandemią.

Koszt turbin wiatrowych również gwałtownie wzrósł. Z jednej strony wynika to z inwazji Rosji na Ukrainę, która spowodowała wzrost cen stali. Ale wynika to również z faktu, że turbiny stają się coraz bardziej złożone. Aby zbudować mocniejsze łopaty wirnika, producenci zapuszczają się w nowe obszary technologii i eksperymentują z drogimi materiałami kompozytowymi z włókna węglowego. Aby uchwycić silniejszy wiatr na większych wysokościach, przeciętna wieża ma obecnie prawie 100 metrów wysokości. W 2018 r. firma General Electric zaprezentowała morską turbinę wiatrową o wysokości 260 metrów – wielkości wieży Eiffla. Dostawcy około 8000 części turbiny wiatrowej mają trudności z dotrzymaniem kroku. Statki i ciężarówki mają trudności z transportem części wielkości boisk piłkarskich. Transport wymaga niekończących się procesów zatwierdzania, co sprawia, że projekty są droższe.

Zatwierdzenia i budowa są szybsze w USA

W Ameryce zatwierdzenie farmy słonecznej zajmuje średnio cztery lata, a lądowej farmy wiatrowej – sześć lat. Zasada UE, zgodnie z którą czas zatwierdzania projektów energii odnawialnej w UE nie powinien przekraczać dwóch lat, zwykle nie jest przestrzegana. Ponieważ farmy słoneczne i wiatrowe generalnie generują mniej energii niż konwencjonalne elektrownie i są coraz częściej budowane w odległych obszarach ze względu na już zajęte, łatwe do podłączenia lokalizacje, często wymagają nowych i długich linii przesyłowych. Te również muszą najpierw uzyskać pozwolenie.

Niemieckie ciekawostki

W Niemczech prowadzi to do takich kuriozów, jak “ghost power”: turbiny wiatrowe muszą być wyłączone, ponieważ w przeciwnym razie produkowałyby energię elektryczną, której nie można by przetransportować. Operatorzy otrzymują jednak za to rekompensatę. Według szacunków Niemieckiego Stowarzyszenia Przemysłu Energetycznego i Wodnego, tylko w 2022 r. ograniczono dobre trzy miliardy kilowatogodzin energii wiatrowej, która mogłaby zostać wyprodukowana przez turbiny lądowe. Koszt tego może teraz wynieść ponad miliard euro.

Co więcej: W październiku turbina duńskiej firmy Vestas zapaliła się w stanie Iowa. Mniej więcej w tym samym czasie łopaty turbiny GE w Niemczech odłamały się i spadły na pole. Ze względu na zapisy gwarancyjne w umowach zakupu, producenci muszą ponosić koszty. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy takie gwarancje kosztowały Vestas 1,2 miliarda dolarów.

Problemy z jakością w Siemens Gamesa, w tym zagniecenia łopat wirnika, spowodowały, że roczne straty operacyjne spółki-matki Siemens Energy wzrosły do 4,6 mld euro. 14 listopada niemiecki rząd udzielił firmie gwarancji kredytowej, w przeciwnym razie Niemcy doświadczyłyby kolejnego spektakularnego bankructwa. Wszystko to doprowadziło na przykład do wzrostu cen morskich projektów wiatrowych o 50% w ciągu ostatnich dwóch lat, zgodnie z obliczeniami dostawcy danych energetycznych BloombergNEF. I to nawet biorąc pod uwagę dotacje zawarte w ustawie o redukcji inflacji (IRA), gigantycznej ustawie klimatycznej prezydenta Joe Bidena.

Deweloperzy projektów z problemami

Deweloperzy projektów, którzy uzgadniają ceny energii elektrycznej ze swoimi klientami przed ustaleniem kosztów, wpadają w pułapkę nierentownych projektów. Według BloombergNEF, w Ameryce anulowali oni lub próbowali renegocjować kontrakty na połowę budowanych obecnie morskich elektrowni wiatrowych. W październiku duńska firma Orsted, największy na świecie deweloper morskich elektrowni wiatrowych, musiała odpisać 4 miliardy dolarów, gdy anulowała dwa duże projekty u wybrzeży New Jersey, jak podaje The Economist.

Wszystko to pogarsza rosnący protekcjonizm. Ameryka skutecznie zablokowała chińskich producentów energii słonecznej wysokimi cłami antydumpingowymi. Według firmy konsultingowej Wood Mackenzie, moduły słoneczne są ponad dwukrotnie droższe w tym kraju niż gdzie indziej.

First Solar, największy amerykański producent modułów, zwiększa obecnie swoje krajowe moce produkcyjne z 6 GW w tym roku do 14 GW do 2026 roku. Jest to jednak tylko niewielki ułamek tego, czego Ameryka potrzebuje, aby osiągnąć swoje cele w zakresie dekarbonizacji. W dniu 22 listopada UE przyjęła ustawę Net Zero Industry Act, która wprowadzi minimalny udział energii krajowej w publicznych kontraktach na energię odnawialną. Komisja Europejska rozważa również przeprowadzenie dochodzenia w sprawie chińskich dotacji dla producentów turbin, którzy sprzedają swoje turbiny o 70% taniej w kraju niż zachodni konkurenci w innych częściach świata. Prawdopodobne są niedobory dostaw. Niewiele wskazuje też na to, by protekcjonistyczne nastroje miały ulec poprawie.

Największym zagrożeniem jest protekcjonizm polityczny

Czy jest jakaś nadzieja na poprawę sytuacji? Problemy z podażą będą prawdopodobnie możliwe do opanowania. Jednak protekcjonizm jest napędzany politycznie – i taki pozostanie. Przynajmniej branża zdaje sobie sprawę, że musi pozycjonować się inaczej. “Większe nie zawsze znaczy lepsze”, jeśli chodzi na przykład o turbiny wiatrowe, mówi Henrik Andersen, dyrektor generalny Vestas. Duńska firma niedawno odzyskała rentowność.

autor: Oliver Stock źródło: https://www.focus.de/finanzen/news/energiewende-stockt-kosten-fuer-wind-und-solarparks-explodieren-wer-soll-das-noch-bezahlen_id_259472497.html

Fotowoltaika – i śmierć? Eurokraci ze wszystkich sił walczą o wywołanie kryzysu energetycznego

Fotowoltaika albo śmierć? Eurokraci ze wszystkich sił walczą o wywołanie kryzysu energetycznego

pch24/fotowoltaika-i-smierc-eurokraci

(fot. Pixabay)

„Już od 2025 r. nie będą dozwolone dotacje na zakup kotłów gazowych. Z kolei od 2030 r. nie będzie można montować takich urządzeń w nowych nieruchomościach. Decyzja Unii Europejskiej to totalny zwrot akcji, gdyż w ostatnich latach kotły na gaz są w Polsce bardzo popularne, w dużej mierze dzięki dotacjom z programu Czyste Powietrze”, pisze na łamach serwisu GazetaPrawna.pl Jan Wojtal.

Publicysta przytacza dane, z których wynika, że tylko od 2018 r. zawarto ponad 660 tys. umów na wymianę źródeł ciepła. W zdecydowanej większości wymiana ta polegała na zamianie pieców węglowych na kotły gazowe. „Według danych Centralnej Emisyjności Budynków z marca 2023 r. ponad 3.2 mln gospodarstw domowych w Polsce ogrzewa swoje domy właśnie gazem”, zauważa.

Zgodnie z planem eurokratów do 2030 roku ma nastąpić „zmniejszenie średniego zużycia energii w budynkach mieszkalnych o 16 proc.”. Z kolei do roku 2035 ma ono wynosić 20-22 proc. mniej. „Nowa dyrektywa wprowadza też obowiązek instalacji fotowoltaicznych na dachach budynków. Przykładowo, po 31 grudnia 2029 r. instalacje fotowoltaiczne będą musiały być na wszystkich nowych budynkach mieszkalnych i zadaszonych parkingach, które do nich będą przylegać”, czytamy w serwisie.

Bruksela chce, aby do roku 2050 wszystkie budynki na terytorium Wspólnoty stały się zeroemisyjne. „W praktyce oznacza to zakaz instalowania pieców na paliwa kopalne w nowych budynkach i stopniowe usuwanie takich pieców z już istniejących obiektów. (…) Właściciele już istniejących budynków, które ogrzewane są węglem, eko-groszkiem, gazem lub olejem opałowym, będą musieli pozbyć się pieców do 2040 r. i zastąpić je zeroemisyjnymi instalacjami”, podkreśla Wojtal. Chodzi o instalacje fotowoltaiczne, pompy ciepła i przydomowe wiatraki.

Źródło: GazetaPrawna.pl

Od dziesięcioleci głupcy i głupota „rządzą” energetyką. Brak MAGAZYNÓW energii. Zarządzają przymusowe odłączanie fotowoltaiki.

Od dziesięcioleci głupcy i głupota „rządzą” energetyką. Brak MAGAZYNÓW energii.

[Od początku lat 90-tych zeszłego wieku tłumaczyłem, tłumaczyliśmy kolejnym „ministrom energetyki” lub tp. że należy największy wysiłek, tak finansowy jak badawczy, skierować na budowę tak dużych, jak i małych, rozproszonym magazynów energii. Niezbędne tak dla źródeł odnawialnych (wiatr, Słońce), jak i dla ew. jądrowych, które daja niezmienną moc.

Padało na głuche i głupie uszy bęcwałów. Mamy rezultaty.

Poniżej średnio-rozsądne, ale bezsilne biadolenia. Mirosław Dakowski]

=====================

Zaczęło się. Zarządzają przymusowe odłączanie fotowoltaiki.

money/zaczelo-sie-zarzadzaja-przymusowe-odlaczanie-fotowoltaiki

Nie zaczęła się jeszcze wiosna, a już ruszyły wyłączenia farm fotowoltaicznych. To marnowanie ogromnych ilości czystego i taniego prądu. – Można temu zapobiec, ale to nie jest w interesie państwa – mówi inwestor na rynku OZE, cytowany przez wyborcza.biz.

Jak informuje serwis, Polskie Sieci Elektroenergetyczne coraz wcześniej zarządzają przymusowe odłączanie fotowoltaiki od sieci. Tani, czysty prąd jest marnowany i nie ma pomysłu na to, jak ten problem rozwiązać. Pierwsze w tym roku nakazowe wyłączenie dużych instalacji PV miało miejsce w miniony weekend.

PSE zarządziły redukcję produkcji w fotowoltaice w wysokości 815 MW ze względu na nadpodaż energii elektrycznej w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym.

Sytuacja będzie się powtarzać i nie ma pomysłów, jak to zmienić – ostrzega wyborcza.biz.

W niedzielę 4 marca o godz. 11 produkcja energii z farm fotowoltaicznych wyniosła blisko 7,2 GWh, a farm wiatrowych 1,75 GWh – w sumie to prawie 9 GWh. W tym samym czasie zapotrzebowanie na energię wyniosło zaledwie 16,5 GWh. Polska w ponad 55 proc. produkowała prąd ze źródeł odnawialnych .

A problem jest olbrzymi, bo chodzi o pieniądze. Gdy fotowoltaika nie pracuje, nie tylko nie obniża cen prądu, ale inni użytkownicy sieci muszą się zrzucić na rekompensaty z tytułu wyłączeń. Opłaty są zaszyte w rachunkach za prąd – wyjaśnia “Wyborcza”.

Jak przypomina, odszkodowania za odłączenia źródła energii od sieci wynikają z unijnych przepisów. Inwestorowi, który wybudował farmę PV (albo wiatrową) przysługuje odszkodowanie za czas, w którym nie ze swojej winy musiał ograniczyć produkcję prądu.

Archaiczny system energetyczny. “Sytuacja jest dramatyczna”

Wraz z rozwojem magazynów energii problem nadpodaży czystej i taniej energii powinien zniknąć – to dobra wiadomość. [Spóźniona o trzy dekady, matołku! MD]

Poprzedni rząd jednak zamiast wprowadzić strategię magazynowania energii, w dokumentach planistycznych zapisał, że fotowoltaikę trzeba będzie systemowo odłączać. Przygotowana przez PiS polityka energetyczna Polski do 2040 sankcjonuje wyłączanie fotowoltaiki.

Mamy archaiczny system energetyczny, który pozwala operatorowi jednym przyciskiem wyłączyć źródła OZE. Trzeba go jak najszybciej zreformować i zużyć energię tam, gdzie ktoś jej potrzebuje. Może być też zamieniona na inną energię, którą można zmagazynować, choćby na kilka godzin, gdy nadwyżki mocy już nie będzie – mówił w rozmowie wyborcza.biz Krzysztof Kochanowski, prezes Polskiej Izby Magazynowania Energii.

Sytuacja jest dramatyczna. Otrzymanie rekompensat jest bardzo skomplikowane, bo w mowach przyłączeniowych są różne klauzule – mówi jeden z inwestorów w OZE.

=================================

Polska na węglu leżała, węglem stała. Mieliśmy go na 700 lat.

Zabili, zasypali.

Teraz – importują:

Licznik swoje, faktura swoje. Właściciele fotowoltaiki mają tego dość. Nie mikroodczyt, tylko megaoszustwo. TAURON oszukuje?

Licznik swoje, faktura swoje. Właściciele fotowoltaiki mają tego dość. Nie mikroodczyt, tylko megaoszustwo. TAURON oszukuje?

wlasciciele-fotowoltaiki-maja-tego-

Czy boom na prąd ze słońca w Polsce się kończy? Kolejni właściciele mikroinstalacji fotowoltaicznych zgłaszają problemy z rozliczeniami. W wiadomościach przesłanych money.pl widać ogromną frustrację klientów firmy Tauron. Spółka przekonuje, że wprowadzone ustawowo zmiany są dla Polaków korzystne.

Kolejni prosumenci czują się oszukani w związku ze zmianą sposobu rozliczania za korzystanie z fotowoltaiki (Getty Images, ANGEL GARCIA)

“Jestem klientem Tauronu i posiadam umowę na fotowoltaikę podpisaną na starych zasadach. Do tej pory myślałem, że problem mikroodczytów i związanych z nimi niezgodności dotyczy tylko mojej instalacji” – zaczyna swoją wiadomość pan Paweł.

To nie pierwszy posiadacz mikroinstalacji fotowoltaicznej, który napisał do redakcji money.pl w sprawie polityki informacyjnej państwowej spółki i wprowadzonych przez nią zmian w metodzie rozliczenia nadwyżki energii.

“Nie mikroodczyt, tylko megaoszustwo”

“Pisałem kilka reklamacji do firmy Tauron, ale niestety otrzymywałem tylko szablonowe odpowiedzi. Dziś wiem, że problem dotyczy wielu tysięcy osób. Moje całościowe wskazania licznika nijak się mają do zsumowanych wartości na fakturach, które otrzymuję. Oczywiście wskazania te są na moją niekorzyść” – podkreśla nasz czytelnik, twierdząc, że czuje się oszukany przez dostawcę energii.

Skoro licznik energii elektrycznej jest jedynym certyfikowanym urządzeniem, a do tego wskazania w aplikacji Tauronu oraz wskazania w aplikacji producenta paneli są zbliżone do wartości wskazanych na liczniku, to nie rozumiem, jak jakiś mikroodczyt może wskazywać o 2000 kWh mniej wyprodukowanej energii. To nie jest mikroodczyt tylko megaoszustwo – czytamy w nadesłanym e-mailu.

Zobacz także: 14.04 Program Money.pl | Pompy ciepła. Czy użytkownicy mogą spać spokojnie?

Pan Paweł nie kryje rozgoryczenia. Szuka grup zrzeszających prosumentów (użytkownikach instalacji fotowoltaicznych jednocześnie produkujących i zużywających energię – przyp. red.) uznających się za pokrzywdzonych przez firmy energetyczne, rozważając podjęcie kroków prawnych.

Kradzież prądu jest karana, a ja zostałem okradziony. Oddałem więcej energii, aniżeli ujęto to w końcowym rozrachunku – przekonuje.

Ogólnopolski problem

Prosumenci podkreślają w przesłanych nam wiadomościach, że wielokrotnie próbowali skontaktować się z Tauronem i spółkami zależnymi (Tauron Dystrybucja, Tauron Sprzedaż) w celu wyjaśnienia sytuacji, składali reklamacje, interweniowali w Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Bezskutecznie. Wielu z nich rozważa wejście na drogę prawną.

Zapytaliśmy Tauron w czwartek rano (19.10), co ma do zaproponowania sfrustrowanym klientom, z czego zdaniem przedstawicieli spółki wynikają opisywane niejasności i jak skomentują przytoczone słowa prosumentów. W poniedziałek (23.10) otrzymaliśmy odpowiedź, w której czytamy, że “obowiązujące systemy rozliczeń prosumentów wynikają z ustawy o OZE i nie są zależne od sprzedawcy energii”.

“Od kwietnia 2022 ustawa wprowadziła zasady rozliczeń oparte na bilansowaniu międzyfazowym metodą wektorową. W związku z tym występują różnice między ilością energii pobranej na liczniku – w aplikacji e-licznik a danymi rozliczeniowymi na fakturze. Dane nie pokrywają się. Warto jednak podkreślić, że ustawowe zasady rozliczeń są korzystne dla prosumentów” – dodaje Tauron.

Obecnie energia bilansowana jest w sposób wektorowy, co równoważne jest z tym, że w momencie, kiedy przykładowo prosument wprowadza energię 3 kWh, jest ona w danej godzinie bilansowana z energią pobraną z sieci. W momencie, kiedy całkowity pobór klienta wynosi np. 2kWh, klient po zbilansowaniu nie pobiera energii z sieci, a oddaje 1 kWh – co jest dla niego korzystniejsze, ponieważ zwiększa on tym samym swoją autokonsumpcję i nie musi zapłacić za energię zbilansowaną oraz ponieść opłat dystrybucyjnych od tej energii – przekonuje spółka.

O prosumentach, którzy skarżyli się na skokowy wzrost kosztów korzystania z energii ze słońca, pisaliśmy w money.pl pod koniec sierpnia. Okazało się wówczas, że problem leży gdzie indziej, a mianowicie w kwestii informowania klientów o wprowadzaniu zmian.

Zmiany bez uprzedzenia?

Po publikacji wspomnianego artykułu otrzymaliśmy wiadomość od pana Tadeusza, który w 2019 r. podpisał aneks do umowy sprzedaży prądu zawartej z Tauron Sprzedaż. Na mocy aneksu do sieci energetycznej została przyłączona wykonana przez pana Tadeusza mikroinstalacja fotowoltaiczna. Aneks określa sposób wzajemnych rozliczeń.

Zgodnie z umową na podstawie wskazań licznika, na początku i na końcu wynoszącego pół roku okresu rozliczeniowego, następowało ustalenie różnic pomiędzy wielkością oddanej i wykorzystanej energii elektrycznej. Następnie ustalano wysokości opłaty.

Zwykle wielkość oddanej energii, z uwzględnieniem stosownych korekt, przewyższała ilość energii zużytej – pisze pan Tadeusz.

Zobacz także: Prąd ze słońca już się nie opłaca? “Liczenie na oszczędności jest złudne”

Problemy zaczęły się nieco ponad rok temu. W ocenie naszego czytelnika, Tauron jednostronnie zmienił zasady rozliczeń na mniej korzystne dla klienta, “przyjmując prawdopodobnie, że różnice w ilości sprzedanej i wykorzystywanej energii są ustalane na bieżąco w mikrookresach godzinowych”.

“W ten sposób utraciłem – zapewne nie tylko ja – możliwość kontroli właściwości rozliczeń” – tłumaczy nasz rozmówca, który sytuację nazywa “niezrozumiałą i niedopuszczalną”.

Panu Tadeuszowi udało się skontaktować z Miejskim Rzecznikiem Konsumentów w Krakowie, który przekonuje, że działania dostawcy prądu są zgodne z prawem. Powołuje się przy tym na nowelizację ustawy o odnawialnych źródłach energii z grudnia 2021 r., która nadała tzw. systemowi net-billing status nowego docelowego systemu rozliczeń. O szczegółach nowego systemu za chwilę.

Prosumenci stracili możliwość rozliczania się w oparciu o licznik. Zamiast tego rozliczamy się, bazując na jakichś danych, które są w dyspozycji jedynie firmy energetycznej – mówi money.pl właściciel mikroinstalacji.

Pan Tadeusz podkreślił raz jeszcze, że nie dostał komunikatu uprzedzającego o zmianach w sposobie rozliczeń.

Jego zdaniem, po boomie na fotowoltaikę okazało się, że sieci nie są dostosowane do odbioru dużej ilości energii. – Dlatego rząd robi wszystko, by rozwój fotowoltaiki przyhamować. Pozbawia się prosumentów możliwości właściwego rozliczania z firmami energetycznymi — twierdzi mieszkaniec Krakowa.

Rezygnacja z usług danego dostawcy nie ma sensu, bo inny zrobi to samo. Rozważam sporządzenie pisma do Rzecznika Praw Obywatelskich – deklaruje.

Money.pl zwrócił się z prośbą o komentarz do Ministerstwa Aktywów Państwowych, Urzędu Regulacji Energetyki oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Odpowiedź nadeszła jedynie z UOKiK. Urząd potwierdza otrzymanie sygnałów od indywidualnych klientów Tauronu, dotyczących kwestii rozliczeń z prosumentami.

Co do zasady każda zmiana w umowie wymaga świadomej akceptacji konsumenta i niezgodne z prawem jest jednostronne wprowadzanie zmian – czytamy w komentarzu UOKiK.

Urząd zastrzegł jednak, że „każdy przypadek wymaga osobnego rozpatrzenia”.

Tauron: nie widać nieprawidłowości

W międzyczasie Tauron wysłał wiadomość do pana Tadeusza, odnosząc się do wątpliwości prosumenta. Spółka stwierdza kategorycznie, że nie widzi nieprawidłowości w stosowanym od połowy ubiegłego roku systemie rozliczeń.

Po 1.04.2022 r. nie wykorzystujemy wskazań licznika tylko dane zużycia. Rozliczenie oparte jest na bilansowaniu godzinnym energii pobranej i oddanej zgodnie z nowelizacją ustawy o OZE. Rozliczenia dla prosumentów energii odnawialnej, prowadzimy na podstawie ilości energii sumarycznie zbilansowanej w każdej godzinie. Sumaryczne bilansowanie zrealizowane jest w systemie informatycznym. Dane, które przedstawiamy na fakturze, są wynikiem bilansowania – czytamy w udostępnionym nam komunikacie Tauronu.

Spółka wspomina również o tzw. e-Liczniku – oferowanym przez Tauron narzędziu, pozwalającym na monitorowanie zużycia energii. Jak wskazano, w e-Liczniku oraz na liczniku zainstalowanym na posesji prosumenta “nie widać rozliczenia w formie zbilansowanej, a jedynie stany liczydeł oraz energie pobraną i oddaną przed zbilansowaniem”.

Przypomnijmy: decyzją rządu każdy, kto zdecydował się na montaż fotowoltaiki po 1 kwietnia 2022 r., jest objęty nowym systemem rozliczeń nadwyżek energii, tzw. net-billingiem. Podobnie jak dotychczasowy model – tzw. net-metering – obowiązuje przez 15 lat każdego, kto przyłączył do sieci swoją mikro instalację.

W net-billingu osobno rozliczana jest wartość energii wprowadzonej do sieci oraz energii pobranej. Tym samym każda kilowatogodzina przekazana do sieci jest wyceniana na podstawie ceny rynkowej. Wielkość nadwyżki energii z fotowoltaiki jest przeliczana na pieniądze, a następnie trafia na konto prosumenta. Pobierając energię z sieci, prosument płaci za każdą kilowatogodzinę zgodnie z cennikiem sprzedawcy, z którym ma umowę. Ponosi również koszty opłat dystrybucyjnych.

Prosumenci objęci net-meteringiem (czyli ci, którzy zdążyli z montażem fotowoltaiki do kwietnia 2022 r.) rozliczani są bezgotówkowo, nie według wartości, lecz według ilości przekazanej do sieci energii. Za każdą oddaną kilowatogodzinę prądu mogą odebrać 0,7 lub 0,8 kWh w ciągu roku, w zależności od mocy posiadanej instalacji. Z kolei właściciele fotowoltaiki objęci net-billingiem od 1 lipca 2022 r. sprzedają nadwyżki energii na podstawie średnich cen miesięcznych. Przy rozliczeniach pod uwagę brane są stawki z poprzedniego miesiąca.

Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl

Na bezdrożach ekolo: Fotowoltaika przyczyną kolejnego pożaru domu?! „Wysokie temperatury to prawdziwy test dla instalacji”

Na bezdrożach ekolo: Fotowoltaika przyczyną kolejnego pożaru domu?! „Wysokie temperatury to prawdziwy test dla instalacji”

W upalne dni fotowoltaika powinna sama się wyłączać, by nie dochodziło do jej przegrzania. [sic!! md]

Instalacja fotowoltaiczna przyczyną kolejnego pożaru domu? Wiele na to wskazuje. Doszło do tego w Strzebowiskach na Podkarpaciu.

Jak relacjonują strażacy, „po przybyciu na miejsce zdarzenia zastaliśmy w pełni rozwinięty pożar domu drewnianego. Ogniem objęty był cały parter i poddasze. Ogień wydostawał się również z obydwu ścian szczytowych” – czytamy w relacji OSP Cisna.

Akcja gaśnicza, w której uczestniczyło sześć okolicznych zastępów, przebiegała w trudnych warunkach. Nie udało się uratować płonącego domu. Żywioł ognia okazał się silniejszy. Czteroosobowa rodzina straciła cały swój dobytek. Jedna osoba została ranna – ojciec, który wynosił z płonącego domu małe dzieci. Doznał oparzeń twarzy i ręki.

Ten pożar to było coś niewyobrażalnego. Słup ognia widoczny był na drugim końcu wsi. Żar lał się tego dnia z nieba. Strażacy robili co w ich mocy, ale i tak niczego nie udało się uratować– relacjonuje w rozmowie z money.pl jedna z sąsiadek poszkodowanej rodziny.

Przyczyną tragedii mogła być instalacja fotowoltaiczna. Na finalne ustalenia trzeba jeszcze poczekać, ale niemal pewne jest, że doszło do zwarcia instalacji elektrycznej, najpewniej właśnie fotowoltaiki.

Eksperci od tego – podobno ekologicznego – wynalazku przyznają, że podczas upałów panele produkujące prąd są znacznie bardziej awaryjne.

Wysokie temperatury powietrza są prawdziwym testem dla instalacji fotowoltaicznych. Szczególnie tych, które były kładzione samodzielnie. A takich przypadków jest wiele – mówi rzecznik prasowy Komendy Powiatowej PSP w Gorlicach, mł. bryg. Dariusz Surmacz.

Temperatury paneli fotowoltaicznych osiągają w kulminacyjnym punkcie gorącego dnia nawet 80 stopni. W nocy spada ona do 20 stopni.

Różnice w temperaturach powodują, że tworzywo w złączkach często się odkształca powodując przerwanie obwodu i wystąpienie groźnego łuku elektrycznego, a w konsekwencji pożaru – tłumaczy rzecznik.

Dodaje, że w upalne dni fotowoltaika powinna sama się wyłączać, by nie dochodziło do jej przegrzania.

Osoby, które korzystają z prawidłowo podłączonej fotowoltaiki, produkują teraz mniej prądu, niż w chłodniejszym kwietniu – podaje przykład Surmacz.

Wątpliwa opłacalność pomp ciepła

Pan Marcin ma pompę ciepła, ma panele solarne i rachunki wyższe też ma.
Pan Marcin ma pompę ciepła, ma panele solarne i rachunki wyższe też ma. | Foto: Czytelnik Business Insidera / zdjęcie czytelnika
  • Dopłaty od państwa idą w dziesiątki tysięcy, samemu trzeba wyłożyć mniej niż połowę i już ma się ekologiczny prąd i ogrzewanie. Do tego obiecują, że będzie taniej niż przy piecu na ekogroszek
  • Rzeczywistość weryfikuje to negatywnie. Ceny prądu po przekroczeniu limitu 2000 kWh rocznie są bardzo wysokie, więc ogrzewanie pompą też
  • Do tego fotowoltaika produkuje prąd w lecie, kiedy ten jest tańszy, a ogrzewać trzeba, kiedy prąd jest droższy
  • Według wyliczeń czytelnika po zainwestowaniu 64 tys. zł oszczędność w porównaniu z ekogroszkiem jest 1,9 tys. zł rocznie. Gdyby jednak kupił ekogroszek taniej niż założył, oszczędności nie byłoby w ogóle. A niemałe odsetki od kredytu trzeba spłacać, więc inwestycja jest na minusie
  • A to nie wszystkie atrakcje, jakie system zapewnia “ludziom eko”

więcej tutaj:

https://businessinsider.com.pl/technologie/nowe-technologie/rachunki-ostro-w-gore-mimo-fotowoltaiki-i-pompy-ciepla-rzad-wystawil-nas-do-wiatru/jr4bnrw

Potężny pożar. Płonie instalacja fotowoltaiczna na dachu kościoła… pw. św. Floriana.

Potężny pożar w Sosnowcu. Płonie instalacja fotowoltaiczna na dachu kościoła… pw. św. Floriana.

Przez

RP

21.06.2023

Około 20 zastępów straży pożarnej gasi w środę po południu pożar dachu kościoła pw. św. Floriana w Sosnowcu; sytuacja jest nieopanowana. Strażacy nie mają informacji o poszkodowanych.

Rzeczniczka śląskiej straży pożarnej bryg. Aneta Gołębiowska poinformowała, że informacja o pożarze kościoła przy ul. Bora-Komorowskiego w Sosnowcu dotarła do służb po 14.

Na miejscu działa ponad 50 strażaków – około 20 zastępów pojazdów, w tym dwie drabiny i jeden podnośnik hydrauliczny, z których są podawane prądy gaśnicze. Sytuacja na razie nie jest opanowana – powiedział PAP mł. bryg. Tomasz Dejnak z Komendy Miejskiej PSP w Sosnowcu. Jak dodał, w pożarze nikt nie został poszkodowany.

„Ogromny pożar instalacji fotowoltaicznej na dachu Kościoła Parafia św. Floriana w Sosnowcu” – napisał na Facebooku Kamil Wnuk, który udostępnił nagranie z akcji strażaków.

https://www.facebook.com/plugins/video.php?height=476&href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2FKamilWnukSosnowiec%2Fvideos%2F3866338706926053%2F&show_text=false&width=476&t=0

ŹRÓDŁOPAP/Facebook