Koniec medycyny, dlaczego i w jaki sposób lekarze są teraz opłacani za zabijanie swoich pacjentów

Dr Vernon Coleman

Koniec medycyny, dlaczego i w jaki sposób lekarze

są teraz opłacani za zabijanie swoich pacjentów

Dr Vernon Coleman:

Przepraszam, jeśli to trochę dosadne, ale nie ma innego sposobu, aby to ująć. W The End of Medicine udowodnię wam, że lekarzom nakazano mordować swoich pacjentów i czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie, obawiam się, że dokładnie to robią. Teraz, gdy zwróciłem waszą uwagę, pozwólcie, że ujmę to inaczej: wasz lekarz dostał rozkaz, aby was zabić lub przynajmniej pozwolić wam umrzeć. Morderstwo lub zabójstwo, to jest wybór. Za to właśnie teraz mu lub jemu płacą. I dokładnie to zrobi. Oczywiście wymówką jest globalne ocieplenie – które jest wykorzystywane jako pretekst do zamieniania lekarzy w zabójców.

Każdy z funkcjonującą tkanką mózgową wie, że globalne ocieplenie to oszustwo – którego ostatecznym celem, jak ostrzegałe – gdy byliśmy znacznie młodsi – jest depopulacja – i zabicie miliardów.

Jaki lepszy sposób na zabicie miliardów niż wycofanie opieki medycznej? I jaki łatwiejszy i bardziej przekonujący sposób niż obwinianie globalnego ocieplenia za wszystko, co według nich musi zrobić? Placówki medyczne nieustannie i bezlitośnie wpychają nas w społeczeństwo takie jak w Chinach: technokrację, świat kontrolowany przez naukowców i techników.
Medycyną, obawiam się, od dawna rządzą skorumpowani i bezwzględni ludzie, którymi łatwo manipulować za pomocą perspektywy zysku. W rezultacie medycyna się wycofała i zawodzi pacjentów.

Naturalnie zaczynają od zabijania niepełnosprawnych, starszych, słabych, chorych psychicznie i biednych. Ale bez względu na to, jak bardzo jesteś sprawny i młody, oni również cię dorwą, co się dzieje, jest gorsze, o wiele gorsze, niż cokolwiek, co kiedykolwiek wydarzyło się w historii. To jest zimnokrwiste globalne ludobójstwo. Teraz nadchodzi najbardziej przerażający czas w historii. Nigdy wcześniej człowiek nie był w takim niebezpieczeństwie.

Na koniec rozważ to: rada Światowej Organizacji Zdrowia dla lekarzy i innych pracowników służby zdrowia brzmi po prostu tak: „Nie dyskutujcie o nauce”. Podobnie jak w przypadku COVID i szczepionki przeciwko COVID, debata jest zabroniona, ponieważ każda debata ujawniłaby prawdę. WHO wie, że jeśli lekarze zaczną debatować o nauce globalnego ocieplenia (lub zmiany klimatu), przegrają każdą debatę.

W mojej nowej książce The End of Medicine, Mam na myśli wybitne badanie, które stwierdza, że temperatura ziemi jest najniższa od ‘485 milionów lat’ i spada od lat. Ziemia była wcześniej znacznie cieplejsza niż teraz, a średnia globalna temperatura powierzchni spadła z prawie 100 stopni Fahrenheita na początku ery nowoczesnego człowieka do nieco ponad 50 stopni Fahrenheita obecnie. Mówi się wiele bzdur o wstrząsach ziemi i znikających wyspach, ale dowody pokazują, że te wydarzenia nie są niczym niezwykłym. Sejsmografowie potwierdzają, że przez stulecia wyspy w różnych częściach świata znikały w wyniku fal pływowych, zaburzeń wulkanicznych lub wstrząsów ziemi.

Największą ironią w historii świata jest to, że nasz klimat naprawdę się zmienia. I zmienia się z powodu człowieka. Ale to nie spalanie paliw kopalnych zmienia klimat. To celowe przyćmienie słońca, które teraz zacznie wyrządzać poważne szkody. Przyciemnienie słońca spowoduje burze i zimną pogodę, a także zaostrzy skutki nadchodzącej epoki lodowcowej. A każda nowa burza lub kilka godzin złej pogody zostanie zrzucona na nieistniejące globalne ocieplenie i uhonorowana nazwą, abyśmy wszyscy mogli mieć trzy lub cztery nazwane burze w ciągu tygodnia.

A teraz wierzą, że opieka medyczna musi zostać ograniczona, aby chronić planetę przed nami. Jesteśmy wrogiem. Musimy zostać wybici.

Spiskowcy zdecydowali (bez dowodów, badań lub pozwolenia), że opieka medyczna musi zostać ograniczona na wszystkie sposoby, aby zaspokoić ich absurdalną pseudonaukę. Ich arogancja jest tak całkowita, że narzucają swój kultystyczny pogląd opinii publicznej, nie dzieląc się swoimi planami, bez debaty, bez żadnego demokratycznego nadzoru i bez żadnych prób oceny wpływu, jaki ich plany będą miały na zdrowie publiczne. Spiskowcy i ich zwolennicy kultu są tak samo zainteresowani zdrowiem i dobrem ciebie i mnie, jak seryjni mordercy są zainteresowani zdrowiem i dobrym samopoczuciem swoich ofiar.

Globalne ocieplenie jest wykorzystywane jako pretekst do niszczenia opieki zdrowotnej i zabijania ludzi – jako część programu depopulacji. Pamiętajmy, że globalne ocieplenie zostało wymyślone, aby zapewnić pretekst do przeprowadzenia programu depopulacji i wprowadzenia wszystkich ograniczeń i praw, które obecnie kontrolują nasze życie.
Opieka medyczna pogorszyła się do tego stopnia, że można teraz powiedzieć, że opieka medyczna, którą mamy dzisiaj, jest gorsza niż ta, która była dostępna ponad pół wieku temu. Tak źle jest już teraz. I jeśli ich nie powstrzymamy, wszystko będzie się pogarszać – znacznie pogarszać.

Od czasu założenia Organizacji Narodów Zjednoczonych w latach 40. XX wieku ludzie byli wrogami, a celem samozwańczych zbawców świata było utworzenie rządu światowego i przekazanie całej władzy i pieniędzy małej elicie złośliwych samozwańczych filantropów.

To właśnie podczas lockdownów, które rozpoczęły się w 2020 r., zarówno lekarze rodzinni, jak i szpitale bardzo znacznie ograniczyli swoje usługi. Tchórzliwi lekarze rodzinni ubrali się od stóp do głów w zupełnie bezsensowne, ale drogie środki ochrony osobistej i schowali się pod biurkami, aby uniknąć grypy. Wielu z nich nalegało na udzielanie konsultacji wyłącznie przez telefon i komputer. Dowody jednoznacznie pokazują, że próby diagnozowania i leczenia pacjentów przez telefon lub połączenie internetowe są tak niebezpieczne, że są gorsze niż bezużyteczne.

W 2024 r. czasopisma medyczne na całym świecie nagle zaczęły drukować artykuły, w których argumentowano, że opieka zdrowotna jest główną przyczyną globalnego ocieplenia. Histeria była niemal namacalna i stało się jasne, że lewicowi kultyści zwerbowali globalny establishment medyczny jako kolejną broń przeciwko ludzkości i wykorzystują mityczny i nienaukowy nonsens znany jako globalne ocieplenie jako pretekst do zniszczenia opieki medycznej.

Zniszczenie opieki zdrowotnej jest sposobem na zmniejszenie populacji globalnej na potrzeby wielkiego resetu.
W Wielkiej Brytanii pierwszym strzałem ostrzegawczym w kierunku pacjentów była publikacja wydana przez NHS. Publikacja zatytułowana „Delivering a Net Zero National Health Service” „ustaliła ambicje osiągnięcia Net Zero dla emisji kontrolowanych bezpośrednio przez NHS do 2040 r. i dla emisji podlegających wpływowi NHS do 2045 r.”.

Uważam, że dokument jest prawdopodobnie jedną z najbardziej szalonych, ale przygnębiających produkcji, na jakie natknąłem się w ciągu całego mojego życia zetknięcia z szalonymi publikacjami. Publikacja zawiera to, co nazywa „10-punktowym zielonym planem dla praktyk”. Pierwszy z nich to „ogłoszenie kryzysu klimatycznego i przyrodniczego praktyki”, zakładając, że samo oświadczenie zamieni mit w rzeczywistość. Następne kilka pozycji obejmuje porady dotyczące „optymalizacji inhalatorów”, „obliczenia śladu węglowego praktyki”, „monitorowania i zmniejszania zużycia energii w praktyce” oraz „rozważenia zmiany dostawcy usług bankowych dla firm na bank ekologiczny”. Kolejna pozycja na liście dotyczy „przepisywania i leczenia środowiskowego”, a pierwsza sugestia tutaj brzmi, że lekarze „rozważą interwencje niefarmaceutyczne, takie jak „zielone przepisywanie społeczne” lub zwiększenie aktywności fizycznej. Musiałem poszukać „zielonego społecznego przepisywania” i odkryłem, że jest to „praktyka wspierania ludzi w angażowaniu się w interwencje i działania oparte na naturze w celu poprawy ich zdrowia psychicznego i fizycznego”. Najwyraźniej NHS zatrudnia teraz „pracowników łącznikowych ds. społecznego przepisywania”, którzy połączą ludzi z grupami społecznymi i agencjami w celu zapewnienia praktycznego i emocjonalnego wsparcia”. Kopiąc trochę głębiej, odkryłem, że oznacza to „lokalne programy spacerowe, projekty ogrodnictwa społecznego, wolontariat na rzecz ochrony środowiska, pływanie na otwartych wodach lub zajęcia artystyczne i kulturalne odbywające się na świeżym powietrzu”. Wspaniale. „Ma pani zapalenie płuc, pani Reeves. Wysyłam panią nad rzekę, żeby trochę popływała na otwartych wodnych ściekach”. „Ma pan serce uszkodzone szczepionką, panie Starmer, więc przepisałem panu zajęcia z kultury za tydzień”.

Jest również zalecenie, aby rozpocząć „odstawianie leków w stanie słabości”. Nie miałam pojęcia, co oznacza „odstawienie leków w stanie kruchości”, więc sprawdziłam to i wydaje się, że oznacza to niepodawanie zbyt wielu leków pacjentom – szczególnie starym i słabym. Piszę o tym od lat 70., ale nigdy nie przyszło mi do głowy, aby nazwać to „odstawieniem leków w stanie kruchości”. Istnieje również sugestia, że okresy przyjmowania leków na receptę powinny być odpowiednie do wymaganego cyklu leczenia. To samo można powiedzieć o nakazywaniu starszym ludziom, aby dużo pili, gdy jest gorąco, a zakładali szalik i czapkę, gdy jest zimno.

Następnie dochodzimy do sugestii, aby lekarze „kontynuowali zdalne konsultacje, jeśli jest to właściwe”. I to był punkt w raporcie, w którym wybuchłem i rzuciłem okularami do czytania przez pokój, ponieważ zdalne konsultacje, chociaż obecnie niezwykle popularne wśród leniwych lekarzy rodzinnych (którzy wolą unikać robienia tego, za co im płacą), prawie nigdy nie są właściwe. Każdego lekarza udzielającego zdalnych konsultacji (czy to przez telefon, czy komputer) należy … smarować smołą i pierzem, chirurgicznie usuwać mu licencję… Miejsce telefonu w medycynie polega na tym, aby pacjenci mogli poprosić lekarza, aby przyszedł i odwiedził ich w domu. Ale tak się teraz nie dzieje, ponieważ lekarze, w pełni wykorzystując mit globalnego ocieplenia, nie wstają już tak często z łóżka.

Reszta raportu była po prostu bzdurą. Kolejnym punktem na liście było „Zaangażowanie, edukowanie i wzmocnienie pacjentów, aby podejmowali indywidualne działania w sprawie kryzysu klimatycznego dla dobra ich zdrowia”. Ponieważ absolutnie nie ma kryzysu klimatycznego, ta sugestia była ewidentnie zbędna. A gdyby był kryzys, nie jestem pewien, co poszczególni pacjenci mieliby z tym zrobić poza martwieniem się.

A potem na liście pojawiła się sugestia, aby „promować aktywny transport zarówno dla personelu, jak i pacjentów”. Musiałem to również sprawdzić i chociaż początkowo myślałem, że może to oznaczać chodzenie lub jazdę na rowerze, to tak nie jest. „Aktywny transport” jest definiowany jako ruch cząsteczek lub jonów przez błonę komórkową z obszaru o niższym stężeniu do obszaru o wyższym stężeniu – wbrew gradientowi stężenia”. Mam nadzieję, że jesteś tym zdezorientowany, bo ja z pewnością jestem.

Następnie na liście zasugerowali „używanie makulatury i spinaczy zamiast karteczek samoprzylepnych” i „wybieranie naturalnie pakowanych smakołyków, takich jak mandarynki lub przekąski w opakowaniach kompostowalnych lub nadających się do recyklingu”. Byłem tym zaskoczony. Nigdy wcześniej nie myślałem, że mandarynki mają tak znaczącą rolę do odegrania w medycynie, ale cóż.

Jest też sugestia o nazwie „Rewolucja Zero”, która jest definiowana jako używanie masek wielokrotnego użytku. Nie wiem, dlaczego nie nazwali tego po prostu „używaniem masek wielokrotnego użytku”, ale ludzie, którzy ekscytują się mandarynkami, prawdopodobnie ekscytują się również takimi zwrotami jak „Rewolucja Zero”.

Numer 10 na liście to „Wykorzystaj zielony zestaw narzędzi dla zdrowia”, co jest, jak podejrzewam, tytułem całej sprawy, w tym rzeczy o aktywnym transporcie, robieniu czegoś z mandarynkami i lekarzach rodzinnych wykonujących poranne operacje przez telefon, nie marnując energii na wstawanie z łóżka.

W Ameryce pierwsze formalne zainteresowanie wykorzystaniem globalnego ocieplenia do zniszczenia opieki zdrowotnej pojawiło się wraz z twierdzeniem, że w USA sektor opieki zdrowotnej odpowiada za 8,5 procent emisji gazów cieplarnianych w kraju.

Sugestia, którą znalazłem w raporcie Demokratów z Komisji ds. Środków i Zasobów oraz w artykule zatytułowanym „Jak amerykański system opieki zdrowotnej przyczynia się do zmiany klimatu” brzmiała: „Systemy opieki zdrowotnej muszą nauczyć się dostosowywać do zmieniającego się klimatu, ale mogą również podjąć kroki w celu złagodzenia poziomu emisji dwutlenku węgla, które wytwarzają”.

Czytelnikom powiedziano, że „zmiany klimatyczne już niszczą planetę” i że „negatywne skutki zdrowotne kryzysów wywołanych przez klimat nieproporcjonalnie dotykają grup, które już są zagrożone, w tym osoby kolorowe, osoby o niskich dochodach, osoby z wcześniej istniejącymi schorzeniami, osoby starsze i dzieci”. Nie wyjaśnili, dlaczego osoby kolorowe są bardziej narażone na „spustoszenie”, które, jak twierdzą, już dotyka planetę, ale powiedzieli, że „zmiany klimatyczne zakłócają zdolność systemów opieki zdrowotnej do zapewniania bezpiecznej i skutecznej opieki”. Ponownie, nie przedstawiono żadnych dowodów na to dziwaczne twierdzenie.

Przewodniczący Komitetu ds. Środków i Sposobów wysłał prośbę o informacje do szpitali i systemów opieki zdrowotnej, aby dowiedzieć się, jak wydarzenia klimatyczne na nie wpłynęły. Wniosek respondentów został podsumowany jako „Kryzys klimatyczny nie zna granic”.

Większość respondentów powiedziała Komitetowi, że doświadczyli co najmniej jednego ekstremalnego zjawiska pogodowego w ciągu ostatnich pięciu lat. Nie było definicji ekstremalnego zjawiska pogodowego, ale zakładam, że respondenci mieli na myśli, że doświadczyli bardzo wietrznego dnia, bardzo gorącego dnia lub bardzo zimnego dnia. Myślę, że analiza ludzi w dowolnym stuleciu wykazałaby mniej więcej to samo.

Ten kompletny bełkot pomógł przygotować grunt pod zniszczenie medycyny. A gdy grunt był już przygotowany, następnym krokiem było rozpoczęcie układania kamieni węgielnych pod przejęcie medycyny i celowe, bezwzględne zniszczenie opieki zdrowotnej.

W artykule zatytułowanym „Jak klinicyści mogą przewodzić działaniom klimatycznym w celu ochrony pacjentów i planety” argumentowano, że klinicyści muszą „przyjąć swoją rolę w tworzeniu zrównoważonego ekologicznie systemu opieki zdrowotnej w celu ochrony pacjentów i planety” oraz że „amerykański system opieki zdrowotnej musi być bardziej proaktywny w łagodzeniu zmian klimatycznych, a klinicyści mają do odegrania dużą rolę”.

Po raz kolejny założono, że globalne ocieplenie jest faktem. Naprawdę nie tak powinna działać nauka. Nie można po prostu powiedzieć „najlepszym sposobem na leczenie zapalenia płuc jest podanie pacjentom miski kremu” lub „najlepszym lekarstwem na dnę moczanową jest ciasto z rabarbarem”. Potrzebne są dowody, zanim się coś stwierdzi. A nie ma żadnych. W artykule napisano, że istnieje kilka powodów, dla których wszyscy klinicyści powinni zaangażować się w ograniczanie domniemanego wpływu opieki zdrowotnej na zmiany klimatyczne.

Po pierwsze, twierdzą, że zmiana klimatu prowadzi do szkód dla zdrowia publicznego (choć nie przedstawiają żadnych dowodów), a ograniczenie tych szkód jest moralnym, zawodowym i publicznym nakazem dla lekarzy. I to też bzdura. Lekarze mają tylko jedną odpowiedzialność: robić wszystko, co możliwe, aby diagnozować, leczyć i opiekować się swoimi pacjentami. I tyle.

Po drugie, twierdzą, że lekarze należą do najbardziej szanowanych profesjonalistów w społeczeństwie i mogą wpływać na opiekę nad pacjentami, politykę i orędownictwo. Mówią, że „ich rola lidera może służyć jako przykład dla innych sektorów, które przecinają się ze zdrowiem, w tym żywności, rolnictwa, transportu, tworzyw sztucznych, odpadów i paliw kopalnych”. Obawiam się, że wątpię, aby lekarze nadal byli szanowani. Fiasco szczepionki przeciwko COVID-19 całkiem to zniszczyło. I nie sądzę, aby nawet jeśli lekarze nadal są szanowani, mieli jakąkolwiek odpowiedzialność za promowanie niebezpiecznej pseudonauki, która prowadzi nas bezpośrednio do Net Zero – czegoś, co powoduje choroby i śmierć na skalę globalną.

Po trzecie, twierdzą, że „wpływ zmian klimatycznych powoduje szkody, którym można zapobiec u pacjentów, społeczeństwa i planety”. Po raz kolejny nie przedstawiają żadnych dowodów, ponieważ nie ma żadnych dowodów. Jest dużo gorącego powietrza, ale gorące powietrze nie jest dowodem naukowym. W artykule stwierdzono również, że „wpływ zmian klimatycznych może powodować szkody podobnej wielkości do tych powodowanych przez błędy medyczne”. Zgadzam się, że błędy medyczne powodują ogromne szkody (jedna na sześć osób w szpitalu jest tam, ponieważ zachorowała z powodu lekarza, a każdego roku miliony pacjentów ginie z rąk lekarzy), ale zanim wprowadzi się zmiany w celu dostosowania się do nieistniejącego problemu, czy nie byłoby mądrze zająć się uznanym, rzeczywistym problemem (rosnącą częstością występowania jatrogenezy)?

Co to wszystko oznacza?

Cóż, najwyraźniej oznacza to stosowanie przyjaznych dla środowiska inhalatorów i jogi, a także wiele typowych plotek o „wysiłkach na rzecz zrównoważonego rozwoju organizacji”. (Uważam, że obecnie nielegalne jest omawianie globalnego ocieplenia bez regularnego używania słowa „zrównoważony rozwój”.) I mówi się o przyjaznych dla środowiska produktach i usługach oraz o potrzebie budowania świadomości i umożliwienia zmian. Całość brzmi jak ulotka opublikowana i rozprowadzana na szalonej konferencji dla fanatyków alternatywnego zdrowia noszących sandały. Niestety, w amerykańskich zaleceniach nie wspomniano o roli mandarynek.

Zawód lekarza stał się teraz jeszcze bardziej histeryczny. Wielokrotnie powtarza się, że „zmiany klimatu są głównym zagrożeniem dla zdrowia na świecie”. Oferowane rozwiązania obejmowały „przeniesienie opieki poza szpitale” i „unikanie niepotrzebnych interwencji” – to znaczy leczenia. Oficjalnie twierdzono, że radzenie sobie z globalnym ociepleniem ma poparcie zarówno opinii publicznej, jak i personelu NHS. Po raz kolejny nie przedstawiono na to żadnych dowodów.

Twierdzono, że „jedno sezonowe szczepienie przeciw grypie ma szacowany ślad węglowy ponad 14 razy mniejszy niż leczenie jednego przypadku grypy”.

Jednak to samolubne stwierdzenie (gwarantowane, aby zadowolić przemysł farmaceutyczny) nie zostało poparte żadnymi dowodami, że te dwa czynniki są ze sobą powiązane. Ilu zaszczepionych pacjentów unika zachorowania na grypę? (Niestety, nie dysponujemy takimi danymi). Ilu pacjentów umiera lub zostaje poważnie rannych w wyniku szczepionek przeciw grypie? (Niestety, nie możemy tego powiedzieć, ponieważ jest to tajemnica). Ta dziwaczna i nienaukowa bzdura na temat szczepionki przeciw grypie jest wskazówką co do przyszłości, jaką dla nas zaplanowali. Nasza wyznaczona przyszłość będzie zdominowana przez szczepionki (zwłaszcza toksyczne, niesprawdzone, nieprzetestowane szczepionki mRNA), a szczepienia kolejnymi nieprzetestowanymi, prawdopodobnie toksycznymi szczepionkami będą obowiązkowe. (Ostrzegałem przed obowiązkowymi szczepieniami w mojej książce „Każdy, kto mówi, że szczepionki są bezpieczne i skuteczne, kłamie”). Powiedzą nam, że z powodu globalnego ocieplenia musimy polegać na programach szczepień zapobiegawczych.

Stwierdzono, że wcześniejsze wypisywanie pacjentów ze szpitali pozwala zaoszczędzić ogromne ilości pieniędzy i dwutlenku węgla. Oczywiście nie ma dowodów na to, że pacjenci wypisywani wcześniej mają większe (lub mniejsze) szanse na przeżycie. I nikt nie wydaje się zawracać sobie głowy tym, czy pacjenci wypisywani wcześniej muszą wrócić do szpitala.

Stwierdzono, że „świadczenie opieki szpitalnej w warunkach domowych może również przynieść oszczędności w zakresie emisji dwutlenku węgla”. I oszczędności finansowe. Ale nie wydaje się, aby istniały jakiekolwiek dowody na to, że pacjenci szpitali leczeni w domu radzą sobie równie dobrze, jak pacjenci leczeni w szpitalu. Czy nie jest to coś, co powinno zostać przetestowane w odpowiednio przeprowadzonych eksperymentach, a nie wyssane z palca jako coś, co wydaje się „dobrym pomysłem”?

Stwierdzono również, że „można szukać alternatyw o niższej emisji dwutlenku węgla” w szpitalach. I tak zasugerowano, że należy stosować alternatywy dla popularnego gazu znieczulającego. Niestety, nie znalazłem żadnych dowodów eksperymentów, które dowodziłyby, że alternatywy są równie bezpieczne i skuteczne. Mogą być tańsze i mogą mieć mniejszy ślad węglowy. Ale czy działają równie wydajnie i bezpiecznie? Wydaje się, że to jest rodzaj pytania, którego nie należy zadawać. Polityka wydaje się polegać na znajdowaniu sposobów na zadowolenie kultystów globalnego ocieplenia, nie przejmując się upewnianiem, że alternatywy są równie bezpieczne i skuteczne.

Lekarzom młodszym w niektórych obszarach powiedziano, aby poświęcali połowę lub więcej swojego czasu na „poprawę jakości związaną ze zrównoważonym rozwojem środowiska”. To niewątpliwie pomoże wydłużyć listy oczekujących i zwiększyć liczbę niepotrzebnych zgonów.

Ale wielkim trendem dzisiaj są wirtualne wizyty.

Czym dokładnie jest wirtualna wizyta w szpitalu?

Na pierwszy rzut oka brzmi to tak, jakby pacjenci w domu byli połączeni elektronicznie ze szpitalem, aby mogli być badani, testowani i przesłuchiwani w zaciszu własnego domu. Tak to właśnie brzmi: wizyta bez niewygodnego krzesła, pięciogodzinnego oczekiwania i biblioteki wypożyczania zarazków.

Właściwie powiem ci, na czym polega wirtualna wizyta. Wirtualna wizyta to krwawa rozmowa telefoniczna. Jeśli musisz iść do szpitala na operację, przeprowadzą badanie przedoperacyjne przez telefon. Rozmowa telefoniczna to to, co teraz nazywają wirtualną wizytą. Nie możesz zmierzyć ciśnienia krwi ani posłuchać bicia serca przez telefon. Ale w wirtualnej wizycie to wszystko, co dostajesz. A kiedy wyrzucą cię ze szpitala i wyślą do domu, twoje badanie kontrolne pooperacyjne będzie się składać z… zgadnij czego? Masz rację, znowu rozmowy telefonicznej.

I to wszystko. Twoje wirtualne wizyty mogą trwać nie dłużej niż minutę. Mogą zająć mniej czasu niż zły numer. Czy ktoś przeprowadził jakieś badania, aby sprawdzić, czy pacjenci leczeni wirtualnie byli tak samo dobrze traktowani, jak pacjenci, którzy byli leczeni w szpitalu? Nie bądź głupi. To prawdopodobnie byłoby szkodliwe dla środowiska.

Wirtualne wizyty odniosły tak wielki sukces w oszczędzaniu pieniędzy i ograniczaniu podróży (i podejrzewam, że w zabijaniu ludzi), że teraz wprowadzane są wirtualne oddziały. Zapewnia się nas, że wirtualne oddziały umożliwią personelowi szpitala monitorowanie pacjentów „za pomocą urządzeń fizycznych i zintegrowanego oprogramowania”. Czy wirtualne oddziały są bezpieczne? Czy są dobre dla pacjentów? Cóż, nie mogłem znaleźć żadnych badań na ten temat, ale mogę powiedzieć, że opublikowano wiele informacji na temat kosztów i modeli kosztów. Szacunkowe oszczędności kosztów na pacjenta wyniosły 742,44 GBP.

Genialne, co? Wirtualne oddziały oznaczają, że personel szpitala może pracować z domu. Pacjent może zostać w domu, a personel medyczny może zostać w domu. Te dwie grupy w ogóle nie muszą się spotykać. Koniec z basenami, koniec z brudnymi prześcieradłami. Wirtualny oddział będzie czynny od 8:00 do 20:00. Pacjenci nie będą mogli zachorować poza tymi godzinami. Koniec z irytującymi nocnymi wypadkami. Ludzie, którzy nie przestrzegają zasad i zachorują w nocy, mogą umrzeć. I to wszystko.

A pacjenci będą uczestniczyć w podejmowaniu decyzji. Właściwie, z tego, co widziałem, mogą podejmować wszystkie decyzje. Brutalna prawda o przyszłości medycyny stała się oczywista, gdy Royal College of General Practitioners w Wielkiej Brytanii w końcu uległ szaleństwu i opublikował publikację zatytułowaną „Zestaw narzędzi dla zielonego lekarza”, chociaż być może trafniej byłoby ją opisać jako „Jak zabijać pacjentów, wykonywać mniej pracy i nadal czuć się dobrze ze sobą”.

Broszura zaczyna się od stwierdzenia, że „zmiana klimatu jest jednym z największych zagrożeń dla zdrowia ludzkiego” i „przewiduje się, że do 2050 r. spowoduje ona ponad 250 000 zgonów rocznie” (nie przedstawiono żadnych dowodów na poparcie tej dość dziwacznej i egzotycznej propozycji). Czytelnicy zostali ostrzeżeni, że Wielka Brytania nie będzie odporna na skutki ekstremalnych upałów, powodzi ani nieuchronnego przybycia uchodźców klimatycznych.

Autorzy publikacji twierdzą, że 2022 r. był najgorętszym rokiem w historii, powodując ponad 3000 zgonów. (Naturalnie, nie przedstawiono żadnych dowodów na poparcie tego twierdzenia, w co, po przeżyciu znacznie cieplejszych lat, nie wierzę ani przez sekundę, i nie wspomniano o fakcie, że jeśli pogoda stanie się cieplejsza, liczba osób umierających z powodu zimna prawdopodobnie spadnie z obecnego poziomu od 60 000 do 100 000. Globalne ocieplenie zmniejszy liczbę zgonów, a nie zwiększy ich.)

Cytowano brytyjską Agencję Bezpieczeństwa Zdrowia, która stwierdziła, że liczba zgonów związanych z upałem może wzrosnąć o 10 899 rocznie) od teraz do lat 50. XXI wieku. Naturalnie, nie przedstawiono żadnych dowodów na poparcie tego niezwykle szczegółowego szacunku, który, należy zauważyć, nadal skutkowałby znacznie mniejszą liczbą zgonów niż zwykle zimne brytyjskie zimy. Ciekawe jest to, że podane konkretne liczby raczej przypominają bardzo konkretne liczby podane dla zgonów z powodu COVID-19 na początku oszustwa pandemicznego.

Bez wątpienia ucieszy Cię informacja, że RCGP opracował imponującą listę sposobów, w jakie zachęca się lekarzy do radzenia sobie z rzekomą paniką związaną z globalnym ociepleniem. Sugerują, aby lekarze „upewnili się, że zarówno rozpoczęcie leczenia, jak i jego dalsze stosowanie jest ustalane we współpracy z pacjentami, przy użyciu wspólnych wskazówek dotyczących podejmowania decyzji”. Chcą, aby lekarze przeszli z dożylnych na doustne antybiotyki (choć jest to z pewnością decyzja kliniczna). I jest zwykła, ciężka biurokracja, tak popularna wśród kultystów globalnego ocieplenia. Lekarzy zachęca się do „wyznaczenia swojego lidera ds. zrównoważonego rozwoju klinicznego i lidera ds. zrównoważonego rozwoju w zarządzie” oraz do „uwzględnienia zmian klimatu i zrównoważonej opieki zdrowotnej jako stałego punktu na wszystkich spotkaniach dotyczących zarządzania klinicznego”. Lekarzom mówi się, aby „upewnili się, że używają właściwego pojemnika” i „zastanowili się dwa razy, zanim złożą wniosek (o badanie krwi)”. I lekarzom mówi się, aby ograniczyli niepotrzebne recepty. Myślałem, że wyeliminowanie wszystkich niepotrzebnych recept powinno być częścią życia zawodowego każdego lekarza, odkąd po raz pierwszy na poważnie założyli sobie stetoskop na szyję.

I jest zabójcza (dosłownie) rada, aby oferować zdalne konsultacje i zdalne monitorowanie, gdy jest to klinicznie właściwe. Leniwi lekarze rzucili się na tę radę, by znaleźć wymówkę i przestać przyjmować pacjentów, ale w rzeczywistości zdalne konsultacje nigdy, przenigdy nie są właściwe. Lekarzom powiedziano, że powinni „w stosownych przypadkach szukać możliwości komunikacji cyfrowej, zmniejszając w ten sposób zanieczyszczenie związane z transportem drogowym”. I dlatego lekarze nie odwiedzają już pacjentów w domach, a w konsekwencji nie ma skutecznej opieki zdrowotnej w Wielkiej Brytanii. (Bez lekarzy rodzinnych wykonujących wizyty domowe ani pogotowie ratunkowe, ani oddziały ratunkowe nie poradzą sobie).

Istnieje zalecenie, aby pacjenci z astmą przechodzili na inhalatory zawierające sterydy (chociaż nie widziałem żadnych dowodów naukowych, które wykazałyby, że jest to bezpieczne lub skuteczne). Lekarzom powiedziano po prostu, że „większość ludzi jest otwarta na przejście na nowy inhalator i schemat terapii podtrzymującej i doraźnej, jeśli zaleci to ich specjalista ds. opieki zdrowotnej nad astmą”. Oczywiście, że tak. Większość ludzi stanęłaby na “głowie w wiadrze z kremem”, gdyby ich „specjalista ds. opieki zdrowotnej nad astmą” powiedział im, że wyleczy ich astmę.

Istnieje również lista wskazówek Światowej Organizacji Zdrowia. Lekarzom powiedziano, aby mówili swoim pacjentom, w jaki sposób globalne ocieplenie zagraża ich zdrowiu. (Podobno cztery osoby zmarły we Włoszech z powodu ekstremalnych upałów.) Ale zdecydowanie moją ulubioną wskazówką jest ta dziesiąta na liście: „Nie dyskutuj o nauce”.

Wszystko, co właśnie powiedziałem, pochodzi z mojej nowej książki The End of Medicine , która ma ponad 300 stron i jest pełna przerażających dowodów na to, w jaki sposób lekarzom płaci się za zabijanie, a nie leczenie. Na przykład częstość występowania sepsy gwałtownie wzrosła, odkąd lekarze stali się niechętni do przepisywania antybiotyków. I jest duży rozdział o horrorach obiecywanych przez nanotechnologię. Nic dziwnego, że liczba osób zabijanych przez lekarzy gwałtownie rośnie. Nie dzieje się to przypadkowo. Dr. Vernon Coleman: The End of Medicine (script …

Kult śmierci Net Zero

STEPHEN MCMURRAY

Kult zmiany klimatu jest podstępny, niezależnie od tego, jakie departamenty rządowe lub instytucje infiltruje. Jest jednak najbardziej niebezpieczny, gdy zaraża członków społeczności medycznej. Gdy ich apokaliptyczna histeria zaczyna wpływać na ich decyzje dotyczące opieki nad pacjentami, należy podjąć pilne działania.

Kultyści klimatu medycznego, którzy wierzą, że śmierć jest zdrowa
W Lancet niedawno opublikowano niezwykle niepokojący dokument zatytułowany „Raport Komisji Lancet na temat wartości śmierci: przywracanie śmierci do życia” (1). Został on napisany przez wielu lekarzy z sektora opieki paliatywnej. Jest to nic innego jak materiał propagandowy promujący ideę, że osoby cierpiące na potencjalnie skracającą życie chorobę nie powinny otrzymywać żadnych potencjalnie ratujących życie zabiegów w szpitalu, ale zamiast tego, aby pomóc w zmniejszeniu naszego śladu węglowego, powinny mieć możliwość umierania i być do tego zachęcane. We wstępie autorzy jasno wyrażają swoje odczucia, używając najbardziej orwellowskiego sformułowania, jakie można sobie wyobrazić, mówiąc: „komisja uważa, że umieranie jest zdrowe”. Dalej wyraźnie dają do zrozumienia, że ich zapał do walki z „kryzysem klimatycznym” jest siłą napędową działań mających na celu ograniczenie leczenia pod koniec życia – „Komisja uważa, że dążenie do odparcia śmierci i dążenia do drastycznego wydłużenia życia wynika również z braku uznania, że jesteśmy częścią natury; a ponieważ koszty finansowe i zużycie węgla są ściśle związane z kosztowną opieką, leczenie pod koniec życia będzie stanowić istotny wkład w ślad węglowy opieki zdrowotnej”.

Dalej dokument „głębiej bada koncepcję wartości śmierci jako daru”. Powodem, dla którego promują ideę, że śmierć ma wartość, jest to, że są zwolennikami depopulacji i wierzą, że ludzie muszą umierać – „Najprostsza propozycja wartości śmierci jest taka, że „bez śmierci każde narodziny byłyby tragedią”, a w bardzo zatłoczonym świecie jesteśmy na krawędzi takiej tragedii. W raporcie badamy wiele wartości śmierci”. Cytując powieść, opowiadają się nawet za ideą, że aby zapobiec kryzysowi klimatycznemu, najlepszą rzeczą, jaką może zrobić człowiek, jest umrzeć – „Jeśli mamy przetrwać kryzys klimatyczny, to niemal wszystko będzie musiało się zmienić, w tym opieka zdrowotna, opieka paliatywna i sposób, w jaki pozbywamy się zmarłych. W szeroko uznanej powieści Overstory , mowie pochwalnej na cześć drzew i natury, czołowa ekolożka pyta publiczność na konferencji, co mogą zrobić najlepiej, aby przeciwdziałać zmianom klimatycznym i zniszczeniu środowiska: jej odpowiedzią jest śmierć”. Podsumowują swoje całkowite podporządkowanie doktrynie zmian klimatycznych, gdy mówią: „Wszystko, a zwłaszcza śmierć, należy rozpatrywać w kontekście kryzysu klimatycznego”.

Teraz chęć dłuższego życia jest rasistowska
Jak to często bywa w przypadku propagandy produkowanej przez kult zmian klimatycznych, dokument jest również pełen absurdalnej skrajnie lewicowej ideologii. Używają oni bzdur o przebudzeniu w ordynarnej próbie przekonania czytelników, że oczekiwanie leczenia w szpitalu lekami przedłużającymi życie, jeśli ktoś potencjalnie stoi w obliczu śmiertelnej choroby, jest w rzeczywistości paradygmatem opartym na rasizmie. Ich argumentem jest to, że tylko bogaty człowiek Zachodu może sobie pozwolić na odpowiednią opiekę zdrowotną, a zatem jest to przykład kolonialnego sposobu myślenia, a aby osiągnąć równość, powinniśmy porzucić ten pomysł i umrzeć dobrowolnie, bez przedłużającej życie interwencji medycznej, jak biedni ludzie w krajach słabo rozwiniętych –

„Obraz śmierci białego człowieka rozprzestrzenił się wraz z cywilizacją medyczną i był główną siłą kolonizacji”. Rozwijający się ruch na rzecz dekolonizacji globalnego zdrowia „poprzez osadzenie go w ramach sprawiedliwości zdrowotnej, które uznają, że kolonializm, rasizm, seksizm, kapitalizm i inne szkodliwe „-izmy” stanowią największe zagrożenie dla równości w dostępie do opieki zdrowotnej” „Jest to odpowiedź na to historyczne tło, podobnie jak ruch mający na celu dekolonizację studiów nad śmiercią, praktyk związanych ze śmiercią i opieki nad osobami umierającymi”. Autorzy tego badania mają być profesjonalistami medycznymi, a nie aktywistami sprawiedliwości społecznej, jednak ich lewicowe uprzedzenia są ewidentnie widoczne. Czy naprawdę powinni podejmować decyzje dotyczące życia i śmierci, jeśli nie potrafią być obiektywni?

Hipokryzja kultu Covid, kim teraz jest kult kryzysu klimatycznego
W całym raporcie mówią, jak ważne jest umieranie w domu, w otoczeniu przyjaciół i rodziny, a nie w szpitalnym łóżku. To może być prawda, ale nie mówią tego ze współczucia, ale z chęci zaoszczędzenia pieniędzy i uratowania planety poprzez zmniejszenie śladu węglowego leków stosowanych pod koniec życia. Ta sama profesja medyczna, która gorąco popierała zamykanie szpitali dla krewnych umierających pacjentów podczas pandemii COVID, zapewniając, że będą oni cierpieć mękę umierania w samotności, teraz udaje, że jest orędownikiem obecności bliskich przy łóżku umierającego pacjenta. Ich hipokryzja zapiera dech w piersiach. Autorzy mają też czelność nasycać dokument odniesieniami do praktyk religijnych i duchowości, próbując przekonać czytelnika, że śmierć nie jest czymś, czego należy się bać, a wręcz przeciwnie, jest czymś dobrym, ponieważ wiele osób wierzy, że istnieje życie pozagrobowe. Udają, że publikują ten chory raport tylko dlatego, że obawiają się, że medykalizacja śmierci nie zaspokaja naszych duchowych i emocjonalnych potrzeb, gdy zbliżamy się do końca życia. Gdyby to pochodziło od głowy instytucji religijnej, można by to zrozumieć, ale pochodzi to od instytucji medycznej, która stanowczo trzyma się redukcjonistycznego poglądu, że nasze ciała to tylko maszyny z krwi i kości.

W raporcie, wychwalając zalety innych religii w traktowaniu umierających, przytoczono przykład praktyki religijnej, w której uczestniczą niektóre sekty indyjskie, jako alternatywę dla leczenia pacjentów w szpitalach – „Pragnienie przyspieszenia śmierci może być akceptowalne w niektórych religiach lub kulturach. Kultura indyjska miała tradycyjnie społecznie akceptowalną formę dobrowolnego zakończenia życia”. „W zasadzie praktyka ta polega na tym, że osoba dochodzi do wniosku, że nie ma już żadnych obowiązków ani pragnień. Za zgodą starszych religijnych osoba ta wchodzi w powolny proces postu, w którym rezygnuje z jednego produktu spożywczego na raz, aby głód był znośny. W ciągu kilku tygodni lub miesięcy osoba ta umiera, często pośród śpiewów”. Następnie mówią: „Argumentem przemawiającym za tą praktyką jest to, że opiera się ona na tym, że człowiek kończy swoje obowiązki w świecie, dochodzi do stanu, w którym nie ma żadnych pragnień i dobrowolnie akceptuje śmierć jako nieuniknione zwieńczenie życia”. Komisja sugeruje tutaj, że jeśli nie masz już nic do zaoferowania społeczeństwu, to w pełni akceptowalne jest to, że pozwalasz sobie umrzeć. Co więcej, nie sprzeciwiają się nawet okrutnej metodzie śmierci – powolnemu głodzeniu. Można jedynie założyć, że krewni tych pacjentów, którzy umarli z głodu w naszych własnych szpitalach NHS, byliby oburzeni tą bezdusznością (2).

Zachęcanie pacjentów do śmierci poprzez niszczenie nadziei
Uzasadnieniem dla powyższego przypadku miałoby być to, że pacjent pogodził się ze śmiercią i nie ma już dla czego żyć. Ale czy tak jest naprawdę? Być może pacjent chciałby spróbować leków potencjalnie przedłużających życie, ale opiekun sprawujący opiekę nad pacjentem, po tym jak uległ myśleniu zachęcanemu przez ten raport, wpływa na pacjenta, sprawiając, że wierzy on, że nie jest już nic wart. Dokument wyraźnie wskazuje, że tak właśnie się dzieje. „Istnieją dowody na to, że wola życia może utrzymać ludzi przy życiu. Jest wysoce prawdopodobne, że emocje, pozytywne i negatywne, mogą wpływać na prognozę, ale tyrania „pozytywnego myślenia” może prowadzić do ambiwalencji, poczucia winy i złych decyzji. Autorzy jasno stwierdzają, że pozytywne myślenie może prowadzić do lepszych rokowań, ale ta „tyrania pozytywnego myślenia” jest złą rzeczą. Od kiedy bycie w stanie umysłu, który może pomóc ci żyć dłużej, jest złym pomysłem, chyba że oczywiście chcą, żebyś umarł?

Po odrzuceniu pozytywnego myślenia jako czegoś negatywnego, zaczynają wyśmiewać również nadzieję. „Nadzieja zwiększa prawdopodobieństwo, że ludzie uwierzą, że ich choroba jest mniej poważna, niż mogłyby wskazywać obiektywne dane, pozwalając pacjentom trzymać się niskiego prawdopodobieństwa pomyślnego wyniku i ignorować znacznie większe prawdopodobieństwo wyniku niekorzystnego”. „Klinicyści mogą zalecać leczenie, jeśli istnieją potencjalne korzyści, niezależnie od kosztów. Mogą również zalecać dodatkowe leczenie, ponieważ jest to łatwiejsze niż próba komunikowania daremności dodatkowych interwencji. Na koniec mogą zalecać dodatkowe leczenie jako sposób na utrzymanie nadziei przez pacjenta, pomimo klinicznej daremności”. „Zjawiska te mogą prowadzić do nadmiernego leczenia u poszczególnych pacjentów pod koniec życia”. Prawdziwym powodem, dla którego ci ludzie postrzegają nadzieję jako coś negatywnego, jest to, że wpaja ona pacjentowi wolę życia. Jak mówią, wola życia „jest często silniej uwarunkowana czynnikami egzystencjalnymi, takimi jak utrata nadziei, poczucie bycia ciężarem lub poczucie, że życie nie ma celu ani sensu”.

„Utrata woli życia wiąże się z chęcią przyspieszenia śmierci i myślami samobójczymi”. Wygląda na to, że autorzy raportu chcą wzbudzić u pacjentów poczucie beznadziei, aby skłonić ich do samobójstwa i chęci szybszej śmierci. Artykuł twierdzi, że śmierć ma wartość. Szkoda, że nie uważają, że ludzkie życie ma jakąkolwiek wartość. Jest to jasne, gdy mówią-
„Jesteśmy ucieleśnionymi istotami, które ostatecznie nie są ważniejsze od jaszczurek czy ziemniaków”. Jeśli osoby pracujące w dziedzinie opieki paliatywnej i opieki nad pacjentami terminalnie chorymi traktują pacjentów tak, jakby nie mieli oni dla społeczeństwa większej wartości niż warzywo, nic dziwnego, że niektórzy z nich mogą zacząć wierzyć, że są bezwartościowi i decydować się na przedwczesną śmierć. Aby podkreślić, jak bardzo są zafascynowani zmianami klimatycznymi i jak mało szacunku mają do ludzi, autorzy promują pomysł przekształcania ciał zmarłych w nawóz, gdyż pozostawia on mniejszy ślad węglowy niż kremacja.

„Choć zmarli nie zużywają węgla, to jednak pozbywanie się ciał tak. Około trzech czwartych osób w Wielkiej Brytanii jest kremowanych po śmierci, uwalniając węgiel do powietrza. Hydroliza alkaliczna, w której ciało jest rozpuszczane, ma około jednej siódmej śladu węglowego kremacji, a powstały płyn może być używany jako nawóz”.

NHS wybiera „ratowanie planety” zamiast ratowania ludzkiego życia.
W całym dokumencie autorzy próbują uzasadniać brak oferowania leczenia pacjentom, którzy potencjalnie umierają, twierdząc, że nie jest to opłacalne, a zaoszczędzone pieniądze można by lepiej przeznaczyć na leczenie innych pacjentów – „Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że jeśli nie zostaną podjęte wysiłki, aby zapewnić, że koszty leczenia nie przekroczą oczekiwanych korzyści, prawdopodobne jest nadmierne leczenie pod koniec życia. Ta nierównowaga oznacza, że zasoby nie są dostępne dla innych elementów powszechnej opieki zdrowotnej”. Jednak jest to całkowicie nieszczere. Mając możliwość wydania ogromnych sum pieniędzy na opiekę nad pacjentami, NHS zdecydował się zamiast tego wydać je na realizację programu kultu klimatycznego Net Zero. Zamierzają wydać 492 miliony funtów na wymianę wszystkich żarówek NHS na żarówki LED (3). Najnowsze dane, jakie udało mi się znaleźć na temat operacji pacjenta, który doznał zawału serca, to 3584 funtów (4), a uważa się, że w Wielkiej Brytanii co roku hospitalizowanych jest około 100 000 osób po zatrzymaniu akcji serca (5). NHS mógł zdecydować się wydać 358 milionów funtów na potencjalne uratowanie 100 000 istnień ludzkich i mieć jeszcze 134 miliony funtów, ale jest tak oddanym wyznawcą kultu klimatycznego, że zamiast tego zdecydował się oszczędzać energię.

Weźmy obecny wybuch zakażeń Streptococcus A rozprzestrzeniających się wśród dzieci w Wielkiej Brytanii. Mówi się nam, że nie ma wystarczającej ilości penicyliny dla wszystkich. Koszt czternastodniowej kuracji amoksycyliną wynosi 0,18 GBP (6). W Wielkiej Brytanii jest około 12,7 miliona dzieci poniżej 16 roku życia (7). Dlatego zapewnienie wystarczającej ilości antybiotyków, aby chronić całą populację dzieci, kosztowałoby mniej niż 2,5 miliona GBP. Teraz rozważmy te oferty pracy ostatnio ogłoszone w NHS i ich początkowe pensje (8) – starszy kierownik ds. dostaw Net Zero 65 664 GBP, starszy kierownik ds. dostaw Net Zero 54 764 GBP, kierownik ds. dostaw Net Zero 47 126 GBP, kierownik projektu Net Zero 40 057 GBP, doradca Net Zero 40 057 GBP, co daje łącznie 247 668 GBP. Sir Simon Stevens powiedział, że w każdej organizacji NHS będzie Net Zero Lead, a prawdopodobnie także wszyscy członkowie zespołu Net Zero pod nimi. Ponieważ jest 219 NHS Trusts (9), same te prace stanowią prawie 55 milionów funtów wydatków NHS, 22 razy więcej niż potrzeba na zakup antybiotyków potrzebnych do ratowania życia dzieci. Niestety, tak endemiczna jest mania netto zero w naszych instytucjach, że jeśli chodzi o „ratowanie planety” w porównaniu z ratowaniem życia dziecka, planeta zawsze będzie na pierwszym miejscu.

A co jeśli diagnoza jest błędna?
Autorzy opowiadają się za unikaniem jakiegokolwiek potencjalnie przedłużającego życie leczenia, ponieważ jest to strata czasu. Co jednak, jeśli pacjent wcale nie umiera? Zdarzają się przypadki, w których u pacjentów błędnie diagnozuje się chorobę śmiertelną. Istnieje również pewien odsetek pacjentów kierowanych do hospicjów, ponieważ zdiagnozowano u nich chorobę śmiertelną, która faktycznie przeżywa (10). Jest przypadek, w którym u matki zdiagnozowano POChP, a jej lekarze trzy razy myśleli, że jest bliska śmierci, a mimo to siedem lat później wciąż żyje. Mężczyzna z rakiem mózgu dostał tylko kilka miesięcy życia i przeżył trzy i pół roku. Kobieta, która próbowała popełnić samobójstwo, skacząc z promu, ponieważ powiedziano jej, że ma śmiertelną chorobę, została uratowana, a następnie okazało się, że jej diagnoza była błędna (11). Jeśli era COVID-19 czegoś nas nauczyła, to tego, że eksperci medyczni wcale nie są nieomylni.

Promocja wspomaganego samobójstwa
Nie będzie zaskoczeniem, że raport opowiada się za legalizacją wspomaganego umierania. Jeden z jego głównych autorów, Richard Smith, jest przewodniczącym UK Health Alliance on Climate Change (12), którego członkami są Lancet, BMJ, BMA, Royal College of GPS, Royal College of Nursing, Royal College of Surgeons, Royal College of Physicians, College of Paramedics, Intensive Care Society i wiele innych organizacji medycznych. Napisał artykuł w British Medical Journal, który zaczyna się od zdania – „Powinniśmy pogodzić się z tym, że ludzkość umiera i przejść od leczenia do łagodzenia objawów – tak jak robią to mądrzy pacjenci pod koniec swojego życia (13).” W artykule roi się od apokaliptycznych stwierdzeń na temat zmian klimatycznych, mówiących, że ludzkość jest na skraju wyginięcia, a jedną z przyczyn jest przeludnienie, więc lepiej zmieńmy nasze postępowanie, przestańmy leczyć pacjentów z potencjalnie śmiertelnymi chorobami i pozwólmy im umrzeć.

Smith zgadza się z innym lekarzem zajmującym się opieką paliatywną, który twierdzi, że uważa, że… „Akceptacja naszej śmiertelności, nieistotności, ulotnej natury, nieskończonej ignorancji i daremności jest bardzo wyzwalająca”. Czy naprawdę chcemy ludzi, którzy mają władzę nad życiem i śmiercią, ale cierpią na nihilizm egzystencjalny i uważają, że życie ludzkie jest nieistotne i daremne, a którzy leczą każdego, a co dopiero tych, którzy mogą umierać? Smith był również dyrektorem UnitedHealth Chronic Disease Initiative (14) w tym samym czasie, gdy Sir Simon Stevens był tam dyrektorem wykonawczym (15). Sir Stevens był dyrektorem generalnym NHS do zeszłego roku i to on zobowiązał NHS do osiągnięcia Net Zero. Stevens studiował z Rupertem Readem, fanatykiem klimatu, który jest członkiem Extinction Rebellion i podobno się z nim przyjaźni. Brytyjskie Stowarzyszenie Zdrowia ds. Zmian Klimatu wymienia również grupę Doctors for Extinction Rebellion jako osoby, z którymi współpracuje. Oczywiste jest, że program kultu klimatycznego przenika każdy szczebel zawodu medycznego.

To UK Health Alliance promuje raport Lancet za pośrednictwem trzech prezentacji (16). „A Good Surgical Death” kończy się stwierdzeniem, że muszą „porównać operację końca życia z leczeniem zachowawczym opartym na środkach, które mają znaczenie dla pacjentów i które oceniają ślad węglowy”. Widzieliśmy już, które z tych kryteriów cenią najbardziej. W prezentacji zatytułowanej „Śmierć i kryzys planetarny” pesymista Richard Smith mówi: „musimy doprowadzić opiekę końca życia do zerowej emisji dwutlenku węgla, tak jak jest to konieczne w przypadku wszystkiego”, co wyraźnie pokazuje, gdzie leżą jego priorytety. W „Reducing the Carbon Footprint in End-Of-Life Care” pacjent zostaje sprowadzony do prostego równania. Twierdzą, że wartość jest równa wynikom dla pacjentów i populacji podzielonym przez wpływ na środowisko, społeczeństwo i finanse – potrójny wynik finansowy, jak to nazywają. Można by pomyśleć, że dobrostan pacjenta powinien być wynikiem końcowym, ale już nie, teraz priorytetem są koszty finansowe i środowiskowe leczenia. Należy również pamiętać, że wyniki leczenia dla całej populacji są traktowane tak samo priorytetowo, jak wyniki leczenia dla pojedynczego pacjenta, dlatego decyzja o leczeniu pacjenta musi uwzględniać korzyści dla całego społeczeństwa.

Autorzy raportu nie zadowalają się promowaniem tej chorej idei w brytyjskiej służbie zdrowia (NHS) i każdej innej organizacji medycznej, ale próbują również zmobilizować społeczeństwo, by skłoniło rządy do zaprzestania wydawania pieniędzy na zabiegi przedłużające życie. „Wszystkie kraje z powszechną opieką zdrowotną powinny znaleźć sposoby — być może za pośrednictwem ławy przysięgłych obywateli lub innych mechanizmów demokratycznych — na ustalenie, ile obywatele są skłonni wydać na leczenie mające na celu przedłużenie życia osobom cierpiącym na choroby ograniczające długość życia, uznając, że większe wydatki pod koniec życia będą oznaczać mniejsze wydatki gdzie indziej”.
Ciekawe jest również to, że Matt Hancock, który był ministrem zdrowia, gdy wydano ogólne zawiadomienia DNR pacjentom domów opieki podczas pandemii COVID, niedawno ogłosił, że jest zwolennikiem wspomaganego umierania i kręci na ten temat film dokumentalny, który bez wątpienia wypromuje ten pomysł wśród opinii publicznej. Kiedy był w swoim gabinecie, zarządził przegląd parlamentarny w tej sprawie, który teraz rozpoczęła komisja zdrowia (17).

Czy ideologia ma pierwszeństwo przed etyką medyczną?
Fakt, że histeria klimatyczna z towarzyszącą jej lewicową ekstremistyczną ideologią zainfekowała NHS, może mieć inne możliwe konsekwencje dla osób z potencjalnie skracającymi życie chorobami. Co jeśli przekonania lekarza sprawującego opiekę nad pacjentem determinują, jakie leczenie otrzymują? Jakich kryteriów użyliby, aby zdecydować, który pacjent, jeśli w ogóle, zasługuje na leczenie? Czy ich decyzja byłaby oparta wyłącznie na podstawach medycznych czy ich ideologii? W końcu zaledwie kilka tygodni temu pielęgniarka stwierdziła w mediach społecznościowych, że wyborcy Partii Konserwatywnej nie zasługują na reanimację (18). Czy to naprawdę był tylko żart? Jak wspomniano wcześniej, wiele osób starszych i niepełnosprawnych miało nielegalnie i bez zgody umieszczone na nich zawiadomienia Do Not Resuscitato podczas skandalu związanego z domami opieki covidowej (19). Co pomyśleliby krewni tych osób, słysząc tak chore oświadczenie pielęgniarki? Czy uwierzyliby, że decyzje dotyczące życia i śmierci są podejmowane bardziej na podstawie ideologii niż kryteriów medycznych? Większość osób, u których zdiagnozowano zbliżający się koniec życia, to starsze pokolenie. To właśnie tę grupę demograficzną eko-fanatycy obwiniają za tzw. kryzys klimatyczny (20) (21). Co, jeśli lekarz lub pielęgniarka byli tak zindoktrynowani propagandą kryzysu klimatycznego, że ich decyzja o zaprzestaniu leczenia opierała się na ich radykalnych poglądach, a nie na czysto medycznych powodach?

W kwietniu aktywista Extinction Rebellion wezwał do eutanazji pokolenia wyżu demograficznego (22). Może to chory żart, ale niektórzy z tych ludzi mają tak wyprane mózgi, że naprawdę wierzą, że świat się kończy i obwiniają niektórych przedstawicieli rasy ludzkiej za nieuchronny upadek planety. Przypomnijmy, że brytyjskie stowarzyszenie Health Alliance for Climate Change, które promuje tę obrzydliwą agendę, przyznaje, że współpracuje z Doctors for Extinction Rebellion. Czy biorąc pod uwagę fakt, że raport promuje pozwolenie pacjentom na umieranie i porównuje ludzi do jaszczurek i ziemniaków, jest aż tak nieprawdopodobne, by sądzić, że w pewnym momencie jakiś personel medyczny weźmie sprawy w swoje ręce? Ten chory raport Lancet podkreśla, jak głęboko kult Net Zero przeniknął do naszego systemu opieki zdrowotnej. Obsesja na punkcie redukcji naszego śladu węglowego jest obecnie tak integralną częścią sposobu myślenia pracowników służby zdrowia, że otwarcie promują śmierć jako zdrowy wynik. Należy natychmiast rozpocząć dochodzenie w sprawie tego raportu i autorów, którzy go opracowali. Czy tym ludziom naprawdę można powierzyć opiekę nad pacjentami, skoro tak nisko cenią ludzkie życie?

Zawód lekarza to siedlisko oszustw, chciwości, korupcji i złej nauki

Mit, że szczepionki są bezpieczne i skuteczne, pochodzi wyłącznie od samych producentów szczepionek. To oni przeprowadzają oryginalne testy, finansują większość zewnętrznych testów i zasiadają w radach doradczych, które wprowadzają rządy w błąd co do tego, jak bezpieczne i skuteczne są ich produkty. W każdym innym obszarze byłoby to uważane za ogromny konflikt interesów, ale nie w przypadku Big Pharma. Pytanie więc brzmi, dlaczego powinniśmy ufać temu, co nam mówią? Czy są znani z tego, że są uczciwymi obywatelami, zawsze mówią prawdę i pracują tylko dla dobra społeczeństwa? Prawda jest taka, że producenci szczepionek, firmy farmaceutyczne ogólnie rzecz biorąc i naukowcy mają długą historię oszustw, korupcji i przekupstwa.

Brak wiary w swój własny system
„Po prostu nie można już wierzyć większości publikowanych badań klinicznych ani polegać na osądach zaufanych lekarzy lub autorytatywnych wytycznych medycznych”. Powyższe nie są słowami aktywisty anty-big pharma ani osoby pracującej w dziedzinie naturalnego zdrowia. To cytat dr Marcii Angell , byłej redaktor naczelnej New England Journal of Medicine, jednego z najbardziej szanowanych czasopism medycznych na świecie. Dr Marcvia Angell, była redaktor naczelna New England Journal of Medicine, twierdzi, że nie można wierzyć większości publikowanych badań klinicznych. Nie tylko dr Angell uważa, że nie można już ufać medycynie.

Dr Richard Horton , obecny redaktor naczelny czasopisma Lancet, również dodał swoje spostrzeżenia: „Sprawa przeciwko nauce jest prosta: znaczna część literatury naukowej, być może połowa, może być po prostu nieprawdziwa. Dotknięta badaniami z małą liczbą próbek, niewielkimi efektami, nieważnymi analizami eksploracyjnymi i rażącymi konfliktami interesów, wraz z obsesją na punkcie podążania za modnymi trendami o wątpliwej ważności, nauka zwróciła się ku ciemności”. Kolejny miażdżący akt oskarżenia praktyk medycznych pojawia się w artykule redakcyjnym DG Altmana w British Medical Journal. W swojej krytyce instytucji medycznej autor mówi, że badacze – „Używaj niewłaściwych technik (świadomie lub z niewiedzy), używaj właściwych technik niewłaściwie, błędnie interpretuj ich wyniki, zgłaszaj ich wyniki wybiórczo, cytuj literaturę wybiórczo i wyciągaj nieuzasadnione wnioski . Powinniśmy być przerażeni. Jednak liczne badania literatury medycznej, zarówno w czasopismach ogólnych, jak i specjalistycznych, wykazały, że wszystkie powyższe zjawiska są powszechne… To z pewnością skandal”.

Następnie powiedział: „Niska jakość wielu badań medycznych jest powszechnie znana, jednak niepokojące jest to, że liderzy środowiska medycznego wydają się być jedynie minimalnie zainteresowani tym problemem i nie podejmują żadnych widocznych wysiłków w celu znalezienia rozwiązania”. Dr John Ioannidis, lekarz i badacz, jest jednym z najbardziej szanowanych lekarzy na świecie. Zasiadał w zarządzie dwudziestu czasopism naukowych i spędził znaczną część swojej kariery na analizowaniu badań naukowych i prac badawczych z zakresu medycyny. Doszedł do wniosku, że 80 procent badań nierandomizowanych okazuje się błędnych, podobnie jak 25 procent rzekomo wzorcowych badań randomizowanych.

Twierdzi, że nawet jeśli dowody obalają teorię, wielu naukowców, którzy zbudowali na niej swoje kariery, odmawia kwestionowania jej i kontynuuje utrwalanie błędu, jeszcze bardziej rozpowszechniając błędne idee. „Nawet jeśli dowody pokazują, że konkretny pomysł badawczy jest błędny, jeśli masz tysiące naukowców, którzy zainwestowali w niego swoje kariery, będą oni nadal publikować na jego temat artykuły” – mówi. „To jak epidemia, w tym sensie, że są zarażeni tymi błędnymi pomysłami i rozprzestrzeniają je na innych badaczy za pośrednictwem czasopism”. Richard Smith , były redaktor naczelny czasopisma British Medical Journal, posunął się tak daleko, że zasugerował, że domyślnie prace badawcze należy uważać za oszustwo, dopóki nie zostanie udowodnione inaczej – „Być może nadszedł czas, aby przestać zakładać, że badania rzeczywiście miały miejsce i zostały uczciwie zgłoszone, i zakładać, że badania są oszustwem, dopóki nie pojawią się dowody potwierdzające, że miały miejsce i zostały uczciwie zgłoszone”. Richard Smith, były redaktor naczelny British Medical Journal, uważa, że nadszedł czas, aby założyć, że większość badań jest oszustwem, dopóki nie zostanie udowodnione inaczej. Jakiego więc rodzaju oszustwa, podstępu i nieprawidłowości w nauce dopuszcza się placówka medyczna?

Procesy, które nigdy się nie odbyły.
Niezależnie od stronniczości, sfabrykowanych wyników lub jawnego oszustwa w badaniach naukowych, istnieje początkowy problem, że wiele publikowanych badań klinicznych w ogóle nie miało miejsca. Są one całkowicie zmyślone. Te fikcyjne badania są kompilowane przez „fabryki papieru” – organizacje, które produkują fałszywe badania za pieniądze. Naukowcy mogą kupić artykuł i przypisać sobie autorstwo fałszywych badań. Już samo kupowanie przez naukowców fałszywych artykułów jest wystarczająco złe, ale fakt, że są one publikowane w czasopismach medycznych po rzekomej recenzji eksperckiej, podkreśla całkowity brak kontroli w tym procesie. W zeszłym roku ponad 10 000 artykułów musiało zostać wycofanych, gdy odkryto, że są fałszywe.

Według artykułu w Guardian – „ Badania medyczne są zagrożone, rozwój leków jest utrudniony, a obiecujące badania naukowe są zagrożone z powodu globalnej fali pozorowanej nauki, która zalewa laboratoria i uniwersytety”. W artykule zacytowano profesor Dorothy Bishop z Uniwersytetu Oksfordzkiego, która stwierdziła: „Sytuacja stała się przerażająca. Poziom publikacji fałszywych artykułów stwarza poważne problemy dla nauki. W wielu dziedzinach coraz trudniej jest zbudować kumulatywne podejście do tematu, ponieważ brakuje nam solidnych podstaw wiarygodnych ustaleń. I jest coraz gorzej”. Jednym z przykładów badań, które nigdy nie zostały przeprowadzone, był dr Scott Reuben , profesor anestezjologii i medycyny bólu na Uniwersytecie Tufts w Bostonie. Był wysoko ceniony w środowisku medycznym, ale od 1996 do 2009 roku był zamieszany w ogromne oszustwo. Opublikował 21 artykułów w czasopismach na temat różnych badań klinicznych, które rzekomo przeprowadził, ale wszystko to były kłamstwa. Nigdy nie przeprowadził żadnych badań. Po prostu zmyślił wyniki. Wymyślił również pacjentów i podrobił nazwiska innych lekarzy w artykułach, jakby byli zaangażowani we współtworzenie ich.

Oszustwo zaowocowało licznymi pozytywnymi raportami na temat różnych leków produkowanych przez szereg firm farmaceutycznych. Firmy z kolei przyznały mu granty badawcze na dalsze badania. W rezultacie wielu lekarzy uległo wpływom jego badań i przepisywało leki częściej. Dr Scott Reuben, który opublikował 21 artykułów w czasopismach medycznych na temat badań, które nigdy się nie odbyły

Ta historia nie tylko podkreśla bezduszność i korupcję poszczególnych lekarzy, ale pokazuje, jak zepsuty jest system. Przez trzynaście lat ten lekarz fałszował badania i nikt o tym nie wiedział. Czasopisma, które opublikowały jego prace, nie zadały sobie trudu, aby to sprawdzić, a uniwersytet nie zadał sobie trudu, aby to sprawdzić. Cały sens naukowo wiarygodnych wyników polega na tym, że mogą być one powielane przez innych ludzi, ale najwyraźniej tak się nie stało, ponieważ wszystko zostało wymyślone. Ze względu na to, kim był i ponieważ pisał korzystne raporty o lekach, wszyscy po prostu zaakceptowali to, co powiedział. W rezultacie życie milionów pacjentów mogło zostać zagrożone. To kpina z twierdzeń zawodów medycznych, że obowiązują ścisłe procedury bezpieczeństwa.

Inny przykład dotyczy leku mannitol , stosowanego w celu złagodzenia ciśnienia śródczaszkowego. Badanie rzekomo wykazało, że lek może zmniejszyć liczbę zgonów spowodowanych urazami głowy o 50 procent. Jednak badania te nigdy się nie odbyły. Główny autor pracował w instytucji, która nawet nie istniała, a niektórzy z wymienionych współautorów nie mieli pojęcia, że ich nazwiska zostały wymienione jako osoby biorące udział w fikcyjnych badaniach. Mimo to badania te zostały opublikowane w szanowanych czasopismach neurochirurgicznych.

W 2021 roku lekarka na Florydzie została skazana na 63 miesiące więzienia za przeprowadzenie fałszywego procesu, który rzekomo badał skuteczność leków na astmę. Ona i jej kolega sfałszowali dokumentację, aby wyglądało na to, że pacjenci zgłaszali się do kliniki, przyjmowali lek i otrzymywali zapłatę. W 1995 roku brytyjski położnik , Malcom Pearce, został uznany winnym fałszowania danych medycznych i skreślony. Twierdził, że usunął płód z macicy pacjentki, która miała ciążę pozamaciczną i pomyślnie wszczepił go do jej macicy. Następnie rzekomo urodziła dziecko. Żadnemu chirurgowi nie udało się tego wcześniej, więc zostało to opublikowane w British Journal of Obstetrics i trafiło na pierwsze strony gazet na całym świecie. Niestety dla pana Pearce’a, informator ujawnił, że taka operacja nigdy nie miała miejsca. W rzeczywistości, domniemana pacjentka była fałszywa – połączenie kobiety, która poroniła i kobiety, która zmarła. Według Richarda Smitha – „To szokujące, ale powszechne. Wiele z tych oszukańczych badań jest po prostu wymyślonych. Nie było żadnych pacjentów. Badanie nigdy się nie odbyło”.

Proces recenzji eksperckiej nie spełnia swojego celu.
Często słyszymy, że prace badawcze muszą zostać zrecenzowane przez ekspertów, aby mogły zostać uznane za godne publikacji i że jest to złoty standard metody decydowania, czy praca badawcza jest ważna i spełnia najwyższe standardy akademickie. Niestety, to mit. Richard Smith ostro opisał proces recenzji eksperckiej – „Dowody, w przeciwieństwie do opinii, na temat recenzji eksperckiej przed publikacją pokazują, że jej skuteczność nie została udowodniona i że jest powolna, droga, w dużej mierze loterią, kiepsko wykrywa błędy, stronnicza, antyinnowacyjna (jak być może w tym przypadku), podatna na nadużycia i niezdolna do wykrywania oszustw. Globalny koszt recenzji eksperckiej wynosi 1,9 miliarda dolarów i jest to proces oparty na wierze, a nie na dowodach, co jest ogromnie ironiczne, gdy leży u podstaw nauki”.

Paul Sutter , kosmolog i autor książki „Rescuing Science”, zgadza się, że system recenzji eksperckich jest zepsuty i nie ma prawdziwej chęci jego naprawy – „Co więcej, pierwsza linia obrony w walce z błędami – recenzja ekspercka – jest zasadniczo zepsuta, bez absolutnie żadnej gwarancji odfiltrowania niewinnych błędów i winnych oszustw. Recenzenci eksperccy nie mają czasu, wysiłku ani ochoty, aby przebierać w nowych badaniach z lupą, a co dopiero rzucać na nie więcej niż długie spojrzenie. A nawet jeśli recenzent kopie trochę za głęboko, czy to ujawniając jakąś fatalną wadę, czy też węsząc na twoją próbę oszustwa, możesz po prostu pójść na zakupy czasopism i zabrać swoją pracę w bardziej przyjazne miejsce”. W artykule opublikowanym w czasopiśmie Pain Physician , zatytułowanym „Recenzja czasopism medycznych: proces i stronniczość”, autorzy wymieniają szereg problemów związanych z procesem recenzji eksperckiej.

„Pomimo akceptacji recenzji eksperckiej w społeczności naukowej jako złotego standardu, istnieją obawy; w szczególności potencjalne uprzedzenia wobec niektórych autorów, specjalności i instytucji, zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść; słabe recenzje eksperckie, w których redaktorzy i recenzenci nie są w stanie zrozumieć treści manuskryptu i czasami przedstawiają negatywne lub nawet pozytywne opinie; niemożność wykrycia poważnych wad lub ujawnienia poważnych wad po zaakceptowaniu publikacji przez redaktorów; niepotrzebne i ekstremalne opóźnienia w publikacjach, które w skrajnych przypadkach mogą trwać od 2 do 3 lat przed opublikowaniem manuskryptu po jego przesłaniu; niemożność wykrycia plagiatu, korupcji, nieuczciwości naukowej i oszustwa, bez wykorzystania odpowiedniej wiedzy, aby zgłosić plagiat lub nawet nieuczciwość naukową”.

Aby podkreślić skalę problemu, naukowcy z Massachusetts Institute of Technology stworzyli program komputerowy do tworzenia fałszywych prac badawczych, a następnie przedstawili je czasopismom. Ku zakłopotaniu świata naukowego, wiele z nich udało się opublikować po rzekomej recenzji, mimo że były kompletnym bełkotem. Podważyło to cały proces recenzji. Odkryto wówczas, że badacze czasami spotykali się i zgadzali się recenzować nawzajem swoje prace i wystawiać sobie nawzajem pochlebne recenzje, które nie były uzasadnione. Zaczęto je nazywać pierścieniami recenzji . Zakres pierścieni recenzji jest tak duży, że wydawcy badań Hindawi musieli wycofać ponad 500 prac, które ocenili. Wydawnictwo naukowe Hindawi musiało wycofać 500 prac naukowych po tym, jak odkryło, że zostały one ocenione przez grupy recenzentów.

Oszustwo związane z danymi
Manipulacje i fałszowanie w pracach badawczych i badaniach klinicznych jest powszechne, a liczne badania uwypukliły ten problem. Na przykład badanie badaczy medycznych w Norwegii wykazało, że 27% ankietowanych stwierdziło, że spotkało się z oszustwem w badaniach medycznych. Spośród członków Międzynarodowego Towarzystwa Biostatystyki Klinicznej 51% stwierdziło, że wiedziało o oszukańczych badaniach. Badanie brytyjskich instytucji medycznych dało podobne wyniki, przy czym ponad połowa respondentów przyznała, że wiedziała o przypadkach oszustw badawczych, z których wiele dotyczyło starszych pracowników naukowych, a tylko mniejszość z nich została zbadana. Jak podaje Michael GJ Farthing w swoim artykule w Journal of Gastroenterology and Hepatology, aż 50% studentów prowadzących badania przyznało, że byliby skłonni fałszować dane badawcze.

W 2010 roku dwóch byłych pracowników Merck pozwało firmę za fałszowanie testów skuteczności szczepionki MMR. Aby uzyskać pieniądze od rządu federalnego, twierdzili, że ich szczepionka ma 95% skuteczności, podczas gdy w rzeczywistości wiadomo było, że jest ona znacznie niższa. Aby to osiągnąć, przetestowali zdolność neutralizującą krwi niedawno zaszczepionych dzieci przeciwko wirusowi szczepu szczepionkowego zamiast dzikiego szczepu, którym dzieci miałyby się zarazić w rzeczywistości, a nie tym stworzonym w laboratorium. Nadal nie osiągnęli pożądanego rezultatu, więc dodali do mieszanki przeciwciała królicze, aby wyglądało, że powstało więcej przeciwciał, niż faktycznie powstało. W 2006 r. Eric Poehlman , profesor z University of Vermont, został skazany na rok więzienia za oszustwo danych. Odkryto, za pośrednictwem informatora, że przez ponad dziesięć lat fałszował dane w swoich badaniach nad otyłością i starzeniem się. Oszukańcze badania pozwoliły mu uzyskać granty na miliony dolarów w tym czasie.

Eric Poehlman trafił do więzienia po tym, jak zarobił miliony dolarów na fałszywych badaniach nad otyłością i starzeniem się Australijska lekarka Anna Ahimastos musiała zrezygnować w 2015 r. po tym, jak przyznała się do fałszowania danych w badaniach klinicznych. Wymieniła pacjentów, którzy nie istnieli, aby udowodnić, że lek Ramipril jest skuteczny w pomaganiu pacjentom z chorobą tętnic obwodowych w chodzeniu bez bólu. Artykuł został opublikowany w Journal of the American Medical Association i czasopiśmie wydawanym przez American Heart Association i musiał zostać wycofany. Jak na ironię, Ahimastos była członkiem instytutu promującego doskonałość naukową.

Inny przypadek fałszowania wyników danych klinicznych miał miejsce w Miami, gdzie niedawno dwóch badaczy zostało skazanych za oszustwo w związku z próbami leków na biegunkę związaną z Clostridium difficile. Posługiwali się prawdziwymi nazwiskami osób, ale fałszywie twierdzili, że brali udział w badaniach. Sfałszowali setki stron dokumentów, a następnie dodali fałszywe informacje do baz danych badań klinicznych. Oszustwo skutkowało przyznaniem im ponad ćwierć miliona dolarów za fałszywe badania. W 2018 r. Ching-Shih Chen , profesor chemii medycznej na Uniwersytecie Ohia, został zmuszony do rezygnacji po tym, jak uznano go winnym manipulowania obrazami i publikowania fałszywych danych w co najmniej dziesięciu pracach badawczych. Wcześniej otrzymał nagrodę Innowatora Roku od uniwersytetu.

Joachim Boldt był wysoko cenionym niemieckim anestezjologiem. W 2009 r. opublikował artykuł porównujący dwa roztwory do zalewania pomp bypassowych. Na pierwszy rzut oka wszystkie dane wydawały się spójne i znaczące. Jednak po przeczytaniu artykułu inny profesor anestezjologii podejrzewał, że wyniki są zbyt doskonałe i że dane zostały zmanipulowane. W rezultacie czasopismo, w którym artykuł został opublikowany, Anaesthesia and Analgesia, rozpoczęło dochodzenie i odkryło, że znaczna część danych została zmanipulowana. Po dalszym dochodzeniu okazało się, że w 91 jego innych pracach badawczych nie było żadnej dokumentacji lub była tylko częściowa dokumentacja. W niektórych badaniach sfabrykował liczbę pacjentów biorących udział w badaniu i punkty czasowe. Ostatecznie 18 różnych czasopism musiało wycofać łącznie 88 artykułów, co pokazuje, jak łatwo jest uzyskać akceptację fałszywych prac badawczych przez czasopisma medyczne.

Jeszcze bardziej jaskrawy przypadek dotyczy psychiatry Richarda Borisona i jego kolegi Bruce’a Diamonda. Zostali uznani za winnych fałszowania danych badawczych przez 8 lat w celu promowania skuteczności i bezpieczeństwa leków, które testowali w imieniu licznych firm farmaceutycznych, w tym Pfizer, Johnson and Johnson, Smith Kline Beecham i Zeneca. Żadna z firm nie zrobiła nic, aby powstrzymać oszustwo, co spowodowało dopuszczenie na rynek wielu wysoce toksycznych leków i narażenie życia pacjentów. Nawet FDA nie powstrzymała oszustwa, mimo że miała dowody na to, że Borison wcześniej przeprowadził oszukańcze badania.

W 2006 roku Borison został skazany na piętnaście lat więzienia, a Diamond dostał wyrok pięciu lat. Jednym z najgorszych przypadków wykorzystania fałszywych danych jest przypadek Samiego Anwara , lekarza, który prowadził ośrodki badawcze testujące różne leki, takie jak leki na choroby serca, cukrzycę, marskość wątroby, zapalenie stawów i astmę. Wyniki testów narkotykowych nie tylko były manipulowane, czasami w ogóle nie wydawał leków i po prostu fałszował wyniki. Fałszował odczyty elektrokardiogramu i kradł krew pacjentom. Uciekał się nawet do zastraszania świadków ze swojej firmy, którzy mieli zeznawać przeciwko niemu. Jeden z badanych zmarł, ponieważ jego stan zdrowia nie był monitorowany i nigdy nie został zgłoszony firmie farmaceutycznej. Doktor Sami Anwar zaczął grozić swoim pracownikom, gdy ci odkryli jego fałszywe badania. Zarobił 6 milionów dolarów na procesach narkotykowych, zanim został aresztowany i skazany za 47 przypadków oszustw.

Nieopublikowanie wyników
Oszacowano, że badania, które przynoszą pozytywne wyniki, są dwa do trzech razy bardziej prawdopodobne do opublikowania niż te negatywne . W Wielkiej Brytanii jest mało prawdopodobne, aby to się zmieniło, ponieważ, co niewiarygodne, nie ma prawnego obowiązku publikowania wyników badań. Niepublikowanie wyników negatywnych nazywane jest stronniczością publikacyjną.

Przykładem tego jest badanie, które wykazało, że 31% prób testujących leki przeciwdepresyjne w USA nigdy nie zgłosiło swoich wyników, z których prawie wszystkie były negatywne. To oczywiście sprawia, że wygląda to tak, jakby leki były faktycznie skuteczne i bezpieczne, podczas gdy istnieją dowody na to, że jest inaczej.

Jak podaje Australian and New Zealand Journal of Psychiatry – „Błędy publikacji były już wielokrotnie podkreślane jako poważny problem w badaniach naukowych, ze szczególnym naciskiem na potencjalne szkody kliniczne, jakie mogą być spowodowane, oraz fundusze na badania marnowane w wyniku niekompletnej publikacji lub niepełnej dostępności zestawów danych badawczych”. Ostatecznie powodem, dla którego negatywne wyniki nie są publikowane, jest fakt, że prawdziwym celem czasopism medycznych jest promowanie leków i wyrobów medycznych, ponieważ – jak ujął to British Medical Journal – „Wiele czasopism medycznych czerpie znaczne dochody od firm farmaceutycznych, pochodzące z zakupu reklam i przedruków oraz sponsorowania suplementów”.

Gdyby czasopismo opublikowało negatywne wyniki badań nad danym lekiem, firma farmaceutyczna najprawdopodobniej wycofałaby dofinansowanie. W dobie COVID-19 grupa Transparency International UK odkryła, że z 86 zarejestrowanych badań klinicznych nad szczepionkami przeciwko COVID-19 opublikowano tylko 45% wyników, a jedynie 12% faktycznych protokołów badań zostało upublicznionych, co uniemożliwia stwierdzenie, jakie kryteria lub metody były stosowane w badaniach. Raport zakończył się słowami: „Brak przejrzystości wielu badań klinicznych w połączeniu z ogromnymi zachętami finansowymi do opracowywania skutecznych metod leczenia stwarza szerokie możliwości wybiórczego raportowania wyników lub otwartej manipulacji danymi”.

Jednak znacznie gorszym przestępstwem niż niepublikowanie wyników, które pokazują, że lek jest nieskuteczny, jest nieujawnianie ustaleń, które dowodzą, że lek jest niebezpieczny. Po przeanalizowaniu 49 badań dotyczących terapii lekami przeciwwirusowymi odkryto, że tylko 33% zgłosiło pełną listę działań niepożądanych. Jednym z najgorszych przypadków ukrywania działań niepożądanych jest lek Vioxx (Rofecoxib) . Twórcy Vioxx, firma Merck, reklamowali lek jako środek przeciwbólowy i środek na zapalenie stawów. Czego nigdy nie ujawnili w tamtym czasie, chociaż było to znane z góry, to fakt, że badanie wykazało, że Vioxx zwiększa ryzyko poważnych zawałów serca o 400% w porównaniu ze stosowaniem innego podobnego leku. Badanie zostało opublikowane w prestiżowym New England Journal of Medicine, ale firma Merck pominęła dane dotyczące zwiększonego ryzyka zawałów serca.

Vioxx, zabójczy lek, który firma Merck wprowadziła na rynek, nie ujawniając faktu, że może on zwiększyć ryzyko zawału serca o 400% Merck ostatecznie wypłacił 4,85 miliarda dolarów 27 000 indywidualnych pozwów i został również ukarany grzywną w wysokości 321,6 miliona dolarów. Szacuje się, że lek spowodował 140 000 poważnych zawałów serca i 38 000 zgonów .

Innym przypadkiem zaniedbania przez firmę farmaceutyczną zgłoszenia działań niepożądanych jest przypadek leku Avandia firmy GlaxoSmithKline . Avandia to lek stosowany w leczeniu cukrzycy, który, po raz kolejny, zwiększa prawdopodobieństwo zawału serca. FDA stwierdziła, że lek był odpowiedzialny za co najmniej 83 000 zawałów serca. GlaxoSmithKline ostatecznie musiało zapłacić 500 milionów dolarów w pozwach i grzywnę w wysokości trzech miliardów dolarów za wstrzymanie wyników badań, które udowodniły, że lek zwiększa ryzyko zawałów serca.

Kiedy placebo nie jest placebo.
Jednym z najbardziej podstępnych trików, do których uciekają się firmy farmaceutyczne, jest stosowanie nieodpowiednich placebo w swoich badaniach. Firmy farmaceutyczne testują swoje leki w porównaniu z placebo, aby sprawdzić ich skuteczność i bezpieczeństwo. Placebo musi być obojętne. Jednak w celu sfałszowania wyników producenci szczepionek stosują aluminium jako placebo podczas testowania szczepionek. Merck dopuścił się tego oszustwa, testując swoje szczepionki Gardasil w Danii. Uczestnicy badania nie wiedzieli, że otrzymują „reaktogenne” placebo zawierające aluminium, ponieważ poinformowano ich, że placebo jest obojętną substancją solną.

Podanie substancji reaktogennej jako placebo całkowicie unieważnia badanie, ponieważ nie ma prawdziwej próby kontrolnej. Cały pomysł placebo polega na sprawdzeniu, czy lek ma więcej działań niepożądanych niż substancja obojętna. Jeśli szczepionka zawierająca aluminium zostanie przetestowana w porównaniu z substancją zawierającą aluminium, różnica w zgłoszonych działaniach niepożądanych będzie minimalna, podczas gdy byłaby o wiele bardziej znacząca, gdyby przetestowano ją w porównaniu z obojętnym placebo, które nie powinno powodować żadnych skutków ubocznych.

Jak piszą autorzy artykułu w czasopiśmie The International Journal for Risks and Safety in Medicine – „Naszym zdaniem podanie reaktywnego placebo w badaniach klinicznych Gardasilu nie przyniosło żadnych korzyści, niepotrzebnie narażało uczestników badania na ryzyko, a zatem było naruszeniem etyki lekarskiej. Rutynowe stosowanie adiuwantów aluminiowych jako „placebo” w badaniach klinicznych szczepionek jest niewłaściwe, ponieważ utrudnia odkrywanie sygnałów bezpieczeństwa związanych ze szczepionką”.

Szczepionki Gardasil nigdy nie testowano w porównaniu z placebo, ale z substancją zawierającą aluminium. Zauważ, że autorzy wspominają, że aluminium jest rutynowo stosowane jako adiuwant i rzeczywiście tak jest. W badaniu dotyczącym skutków ubocznych różnych szczepionek przeciwko covidowi autorzy odkryli, że wodorotlenek glinu był stosowany w 18 różnych badaniach jako placebo, podczas gdy w dwóch badaniach faktycznie użyli szczepionki przeciwko zapaleniu opon mózgowych jako kontroli.

Biorąc pod uwagę, że aluminium może powodować „złuszczające śródmiąższowe zapalenie płuc, białkomocz pęcherzyków płucnych, ziarniniaki, ziarniniakowatość i włóknienie, toksyczne zapalenie mięśnia sercowego, zakrzepicę i udar niedokrwienny, ziarniniakowe zapalenie jelit, chorobę Leśniowskiego-Crohna, choroby zapalne jelit, anemię, chorobę Alzheimera, demencję, stwardnienie, autyzm, makrofagowe zapalenie powięzi, osteomalację, oligospermię i niepłodność, chorobę wątrobowo-nerkową, raka piersi i torbiele, zapalenie trzustki, martwicę trzustki i cukrzycę”, nie można go uznać za nieaktywny. Dlatego porównanie działań niepożądanych szczepionki z aluminium da całkowicie wypaczony wynik, który sprawi, że szczepionka będzie wyglądać znacznie bezpieczniej, niż jest w rzeczywistości. Dlatego też firmy farmaceutyczne uciekają się do takiego oszustwa, ponieważ wiedzą, że ich produkty nie są bezpieczne.

Używanie innej szczepionki jako placebo jest zwykłym oszustwem. Wszystkie szczepionki mają potencjalne poważne skutki uboczne, więc porównywanie skutków ubocznych jednej z efektami ubocznymi innej nie ma nic wspólnego z porównywaniem jej do obojętnego placebo. Ponownie, rzeczywiste ryzyko niepożądanych reakcji zostanie całkowicie ukryte przez to oszustwo.

Badania szczepionek nie są jedynymi, w których stosuje się aktywne placebo. W przypadku leków przeciwdepresyjnych atropina jest czasami stosowana jako placebo, szczególnie dlatego, że jej efekt uboczny w postaci podwyższonego tętna przypomina efekt uboczny leku. Robi się to, aby oszukać pacjentów przyjmujących placebo i sprawić, by myśleli, że otrzymują prawdziwy lek. Od kiedy to jest najważniejsza część badania leku? Bezpieczeństwo powinno być kwestią najwyższej wagi, ale jak mogłoby być, skoro według firmy Pfizer „różnica w wynikach między lekiem przeciwdepresyjnym a placebo może być niewielka lub nieistotna”. Innymi słowy, badanie jest celowo ustawione, aby wykazać, że lek nie powoduje żadnych dodatkowych działań niepożądanych w porównaniu z placebo, co zostanie powiedziane opinii publicznej, nie informując jej o jawnym podstępie. Tego rodzaju oszustwo ujawnia bezczelne kłamstwa stojące za twierdzeniami, że szczepionki testowane w ten sposób są bezpieczne.

Manipulowanie punktami końcowymi
Punkt końcowy w badaniu klinicznym to wynik, który można obiektywnie zmierzyć, aby ustalić, czy badany lek lub urządzenie medyczne jest korzystne dla pacjenta. Powinny zostać ustalone na początku badania i nie powinny być zmieniane po jego rozpoczęciu. Tak jednak nie jest. Artykuł w czasopiśmie Oxford Academic Journal podkreśla tę tendencję do zmiany punktów końcowych – „Bardzo niepokojące jest to, że porównania protokołów z publikacjami w najważniejszych czasopismach medycznych wykazały, że w większości badań zmieniono, wprowadzono lub pominięto co najmniej jeden główny punkt końcowy”.

Badanie analizujące badania kliniczne w Danii wykazało, że w badaniach zaprojektowanych w celu zmierzenia skuteczności leku, 71% pominęło jeden z punktów końcowych, a w badaniach mierzących zdarzenia niepożądane wskaźnik ten wyniósł 60%. Dziewięćdziesiąt dwa procent badań miało co najmniej 1 niekompletnie zgłoszony wynik skuteczności, podczas gdy 81% miało co najmniej 1 niekompletnie zgłoszony wynik szkody. Grupa w Kalifornii zbadała 128 opublikowanych artykułów na temat leków zatwierdzonych przez FDA i odkryła, że 41 punktów końcowych związanych ze skutecznością leków, które zostały określone w protokołach, zostało pominiętych w końcowych wynikach. Doprowadziło to do tego, że leki wydawały się skuteczniejsze, niż były w rzeczywistości. Oszacowano, że w 50% badań klinicznych punkty końcowe związane ze skutecznością zostały pominięte lub niekompletnie zgłoszone, a liczba ta wzrosła do 65% w przypadku punktów końcowych związanych z działaniami niepożądanymi.

Zmiana punktów końcowych po rozpoczęciu badania może mieć istotny wpływ na ocenę skuteczności i bezpieczeństwa leku. Na przykład, jeżeli testowany jest nowy lek na raka, punktami końcowymi mogą być:
1. „O ile zmniejszył się ból u pacjenta po trzech latach stosowania nowego leku w porównaniu do pacjentów przyjmujących lek już dostępny na rynku?”
2. „Ilu pacjentów przeżyło po upływie trzech lat w porównaniu do pacjentów przyjmujących lek już dostępny na rynku?”


Jeżeli ból u pacjenta znacznie się zmniejszy, a wskaźnik przeżycia nie będzie się różnił od wskaźników u pacjentów przyjmujących inny lek, drugi punkt końcowy może zostać pominięty w końcowych wynikach, co sprawi, że będzie wyglądało, jakby lek osiągnął swój całkowity cel, podczas gdy w rzeczywistości nie spełnił on połowy swoich celów.
Innym przykładem może być liczba działań niepożądanych. Tak więc na przykład punktem końcowym nowego leku może być –

Całkowita liczba działań niepożądanych po okresie jednego roku w porównaniu do pacjentów stosujących podobny lek. Jeśli po roku nie ma znaczącej różnicy, ale po przeanalizowaniu wyników operator badania zauważy, że nowy lek ma znacznie mniej działań niepożądanych w porównaniu do już stosowanego leku po okresie trzech miesięcy, może zmienić punkt końcowy i skrócić datę graniczną do trzech miesięcy, aby zapewnić pozytywny wynik i sprawić, że lek będzie wyglądał na znacznie bezpieczniejszy, niż jest w rzeczywistości.

Następnie istnieją zastępcze punkty końcowe. To tutaj punkt końcowy mierzy konkretny biomarker, który powinien prowadzić do pozytywnego wyniku klinicznego. Są one wykorzystywane do przyspieszenia badań, ponieważ dany biomarker został rzekomo już ustalony jako znaczący krok w kierunku pozytywnego wyniku klinicznego. Jednym z najlepszych przykładów tego są statyny. Według Journal of Clinical Epidemiology –

„Często używanym przykładem udanego zastępczego punktu końcowego jest obszar chorób sercowo-naczyniowych. W tym kontekście cholesterol lipoprotein o niskiej gęstości (LDL) jest biomarkerem używanym jako zastępczy punkt końcowy dla zachorowalności sercowo-naczyniowej przy ocenie skuteczności leków obniżających poziom cholesterolu (np. terapii statynami).”

„Istnieje dobrze ugruntowana wiedza na temat związku między podwyższonym poziomem cholesterolu LDL a ryzykiem zdarzeń sercowo-naczyniowych, takich jak zawały serca i udary (tj. lipidy i lipoproteiny są zaangażowane w miażdżycę). Wiadomo, że obniżenie poziomu cholesterolu LDL zmniejsza ryzyko tych zdarzeń”.

Oto problem. Nie ma absolutnie żadnego związku między poziomem cholesterolu a zawałami serca. To mit, kłamstwo, które było powtarzane w kółko, aby promować stosowanie nieskutecznych i niebezpiecznych statyn. Związek ten był obalany w kółko. Dlatego używają zastępczego punktu końcowego. (zobacz mój artykuł – Mit cholesterolu zagraża zdrowiu ludzi ).

Statyny są testowane tylko w celu sprawdzenia, czy obniżają poziom cholesterolu, a nie czy zmniejszają ryzyko zawałów serca. Niestety nie ma związku między poziomem cholesterolu a zawałami serca. Z pewnością, gdyby statyny rzeczywiście zmniejszały liczbę ataków serca, ich badania udowodniłyby to, mając mniej ataków serca jako punkt końcowy z pozytywnymi konsekwencjami w prawdziwym życiu, a następnie mogliby krzyczeć wyniki na dachach. Zamiast tego udowadniają, że ich leki obniżają poziom cholesterolu. I co z tego? Jakie korzyści odnosi pacjent? Czy ma mniejsze szanse na atak serca – nie! To, co zyskuje, to zwiększone ryzyko różnych innych chorób związanych z toksycznością leków. Zastępcze punkty końcowe są stosowane jako forma sztuczki, mająca na celu skłonienie pacjenta do myślenia, że lek przynosi pacjentowi pozytywne efekty kliniczne, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest.

Łapówkarstwo i korupcja
Żadne badanie podejrzanych i nieetycznych praktyk instytucji medycznych nie byłoby kompletne bez przyjrzenia się tematowi łapówkarstwa i korupcji. Według British Medical Journal – „Korupcja w medycynie jest tajemnicą poliszynela i niewiele zrobiono, aby ją zwalczać”. Głównymi winowajcami są lekarze, którzy za trzydzieści srebrników zdradzają zaufanie swoich pacjentów i przepisują leki, za które firmy farmaceutyczne przekupują ich, by je rozdawali, lub wykonują niepotrzebne procedury i wystawiają za nie rachunek rządowi. Jest to szczególnie powszechne w USA. GlaxoSmithKline zostało ukarane grzywną w wysokości 3 miliardów dolarów za przekupywanie lekarzy, aby przepisywali dzieciom leki przeciwdepresyjne, które były odpowiednie tylko dla dorosłych ze względu na zwiększone ryzyko samobójstwa wśród młodych ludzi. Lekarze otrzymali w pełni opłacone wycieczki na Bermudy, Jamajkę i do Kalifornii, gdzie mogli oddać się wędkarstwu, nurkowaniu i golfowi. GSK opublikował również artykuł błędnie przedstawiający profil bezpieczeństwa leku dla dzieci.

Firma GlaxoSmithKline została ukarana grzywną w wysokości 3 miliardów dolarów za przekupywanie lekarzy, aby przepisywali niebezpieczne leki przeciwdepresyjne dzieciom. W 2019 roku miliarder John Kapoor z Insys Therapeutics został uznany winnym przekupstwa i wymuszeń. Wielu lekarzy było więcej niż szczęśliwych, że ich ręce zostały posmarowane, aby przepisywać opioidy, takie jak wysoce niebezpieczny fentanyl, pacjentom, którzy w wielu przypadkach nawet ich nie potrzebowali.

W 2022 roku piętnastu amerykańskich lekarzy zostało skazanych za oszustwo. Wydawali recepty na opioidy narkomanom, którzy w zamian musieli przyjmować bolesne i niepotrzebne zastrzyki w plecy, aby lekarze mogli oszukiwać firmy ubezpieczeniowe. Niektórzy „pacjenci” skończyli z niepożądanymi reakcjami na leki. W innym identycznym przypadku opioidów podawanych w celu wykonania zastrzyków w plecy, łącznie sześciu lekarzy zostało oskarżonych o korupcję na łączną kwotę 450 milionów dolarów. W innym przypadku wykorzystywania osób bezbronnych dziewięciu lekarzy w Brooklynie zostało oskarżonych o oszustwo. Prowadzili oni proceder, w którym osoby z gospodarstw domowych o niskich dochodach i osoby bezdomne były zwabiane do klinik medycznych, aby poddać się niepotrzebnym badaniom w zamian za pary butów.

Brooklyn ponownie znalazł się w centrum kolejnego oszustwa w 2023 r. Kardiolog Niranjan Mittal poddał swoich pacjentów niepotrzebnej operacji naczyniowej, aby rzekomo usunąć skrzepy krwi z nóg, mimo że ich nie mieli. Wciągnął również innych w spisek, zachęcając ich do tworzenia fałszywych dokumentacji medycznej, aby uzasadnić operację, dzięki czemu mógł oszukańczo domagać się 100 milionów dolarów od Medicare i firm ubezpieczeniowych. Jednak najgorszym przypadkiem w USA, w którym lekarz wykonywał niepotrzebne zabiegi za pieniądze, był przypadek dr Farida Faty , onkologa z Michigan. Został skazany na 45 lat więzienia za oszustwo Medicare na kwotę 34 milionów dolarów. Odkryto, że Fata podawał nadmierną ilość chemioterapii pacjentom, którzy jej nie potrzebowali, z których niektórzy nawet nie mieli raka. W niektórych przypadkach przepisywał dożywotnie leczenie raka pacjentom, którzy nigdy nie mieli raka. Niektórzy pacjenci stracili włosy i zęby z powodu leczenia, a u innej pacjentki pęcherz, jelita i nerki zostały tak uszkodzone, że po 177 niepotrzebnych sesjach chemioterapii ledwo mogła funkcjonować. Ogółem podał chemioterapię 553 pacjentom, którzy jej nie potrzebowali. Biorąc pod uwagę, jak toksyczna jest chemioterapia, można tylko zgadywać, jak wiele długoterminowych szkód ponieśli ci pacjenci.

Doktor Farid Fata poddawał swoich pacjentów niepotrzebnej, niebezpiecznej chemioterapii, chociaż niektórzy z nich nie mieli nawet raka. Niedawne badanie wykazało, że 57% lekarzy w USA otrzymało pieniądze od firm farmaceutycznych lub producentów urządzeń medycznych w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Łącznie 12 miliardów dolarów zostało wypłaconych ponad 800 000 lekarzy w tym okresie. W latach 2014–2018 2500 lekarzy w USA otrzymało od wielkich koncernów farmaceutycznych po pół miliona dolarów, a 700 z nich otrzymało co najmniej milion dolarów. Przy takim poziomie konfliktu interesów, jak ktokolwiek może zaufać lekarzom, którym płaci się tak ogromne sumy?

Łapówkarstwo i korupcja nie są jednak wyłącznie problemem Ameryki. To samo dotyczy Wielkiej Brytanii . W 2023 r. Hasan Abusheikha , który pracował dla St Albans City Hospital Trust, został skazany na jedenaście lat więzienia za kradzież, oszustwo i przekupstwo. Był odpowiedzialny za zaopatrzenie szpitala w sprzęt medyczny i przyjął łapówki w wysokości 600 000 funtów, aby upewnić się, że sprzęt został zakupiony od 2 firm, od których otrzymywał płatności. Stwierdzono również, że ukradł sprzęt medyczny o wartości 65 000 funtów. Dr Rumi Chhapia pracował dla Portsmouth Primary Care Alliance, gdzie przywłaszczył ponad milion funtów na swoje uzależnienie od hazardu. Został skazany na trzy lata i cztery miesiące więzienia.

W 2016 r. branża medyczna zapłaciła 454,5 mln funtów pracownikom służby zdrowia. Jednak nie tylko lekarze otrzymują płatności. Znaczne płatności są dokonywane na rzecz praktyk ogólnych. W 2021 r. badanie wykazało , że Bayer wypłacił 765 987,77 funtów za zabiegi u lekarzy rodzinnych, podczas gdy Pfizer i Eli Lilly wypłaciły odpowiednio 360 556,90 funtów i 271 139 funtów.

W 2015 r. osoba z otoczenia lekarza ujawniła, że brytyjscy lekarze często przyjmowali łapówki od firm farmaceutycznych w zamian za kierowanie pacjentów do prywatnych szpitali na badania, leki i operacje.

Innym sposobem, w jaki lekarze biorą pieniądze od Big Pharma, jest opłacanie kosztów podróży, gdy jadą na konferencje handlowe. W 2013 r. branża wypłaciła brytyjskim lekarzom 40 milionów funtów na pokrycie opłat za usługi, lotów, hotelu i innych kosztów podróży.

Dr Harold Shipman jest najgorszym seryjnym mordercą w Wielkiej Brytanii. Szacuje się, że zabił do 284 pacjentów. Chociaż jego motywy nie są znane, wiadomo, że ukradł biżuterię swoim ofiarom i sfałszował testament jednego pacjenta, aby otrzymać 386 000 funtów od zamordowanej ofiary.

Najgorszy seryjny morderca w Wielkiej Brytanii, dr Harold Shipmen, kradł biżuterię swoim ofiarom i podrabiał jeden z ich testamentów. Historia łapówkarstwa i korupcji w środowisku medycznym jest taka sama na całym świecie.

W Chinach francuska firma Sanofi została oskarżona o wypłacenie lekarzom 280 tys. dolarów za przepisywanie jej produktów. Łapówki te, zamaskowane jako granty na badania, miało otrzymać 503 lekarzy.

We Włoszech 175 lekarzy i kierowników służby zdrowia zostało uznanych za winnych oszustwa. Przywłaszczyli sobie 2 miliony euro, zlecając pacjentom drogie testy, które nie były wymagane.

W innym przypadku dwunastu pediatrów zostało aresztowanych za przepisywanie konkretnej marki mleka modyfikowanego dla niemowląt i zniechęcanie matek do karmienia piersią, mimo znanych korzyści karmienia piersią. W zamian lekarze otrzymali prezenty, takie jak: I. Telefony, telewizory, komputery i luksusowe rejsy.

W 2014 r. odkryto, że brytyjska firma GlaxoSmithKline przekupywała polskich lekarzy , aby przepisywali jej lek na astmę Seretide. Łapówki były maskowane jako szkolenia edukacyjne.


Niemiecka firma Bayer została oskarżona o przekupywanie personelu medycznego w Grecji . W procederze brało udział 800 lekarzy i pielęgniarek, którym płacono od 1000 do 20 000 euro i oferowano bezpłatne wakacje w zamian za przepisywanie leków Bayer. W podobnym procederze w Niemczech brało udział 800 kolejnych lekarzy , którzy wręczyli łapówki w wysokości 2 milionów euro.

W Holandii neurolog został uznany winnym oszustwa, które przyniosło mu 171 000 funtów. Sfałszował 438 zapisów dotyczących badania, które rzekomo przeprowadzał w celu przetestowania leku stosowanego w leczeniu udarów. Zapisy zostały zmienione, aby wyglądało na to, że przeprowadził badania, które w rzeczywistości nigdy nie miały miejsca.
W Hiszpanii nefrolodzy w różnych szpitalach w całym kraju zarobili miliony euro od firmy medycznej specjalizującej się w sprzęcie i leczeniu pacjentów z chorobami nerek. Lekarze musieli wpływać na proces przetargowy, aby zapewnić firmie kontrakty na drogi sprzęt i skierować pacjentów do ich szpitali na leczenie. Szacuje się, że na Litwie, w Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech 20% pacjentów musiało przyjąć łapówki, aby otrzymać opiekę zdrowotną podczas pandemii COVID.

Oszustwo związane z COVID-em
Największym oszustwem w historii jest jednak oszustwo covidowe. Nie dotyczyło ono kilku lekarzy ani kilku szpitali. Wzięła w nim udział cała światowa służba zdrowia. Na całym świecie praktycznie każdy pracownik służby zdrowia twierdził, że istnieje globalna pandemia, opierając się jedynie na pozytywnym wyniku testu PCR, którego twórca, a nawet sami producenci stwierdzili, że nie jest przeznaczony do diagnozowania żadnej choroby. Co gorsza, testy były przeprowadzane przy ekstremalnie wysokich progach cykli, co sprawiło, że nieuniknione było, że większość osób otrzyma pozytywny wynik testu na wirusa, który nigdy nie został wyizolowany i istnieje wyłącznie jako model generowany komputerowo.

Covid – fałszywa pandemia stworzona na podstawie fałszywych wyników testu, który nie został stworzony w celu zdiagnozowania czegokolwiek. Cały sens oszustwa polegał na tym, aby zmusić nas do toksycznych szczepień przeciwko chorobie, która nie istniała, jednocześnie zarabiając miliardy dolarów dla firm farmaceutycznych. Tak daleko posunie się zawód lekarza. Są gotowi zmusić nas do stosowania swojej psiej nauki i podejrzanych produktów, nawet jeśli zabije to i zrani miliony ludzi na całym świecie.

Nigdy nie ufaj personelowi medycznemu
Zawód lekarza to siedlisko oszustw, chciwości, korupcji i złej nauki. Nie chodzi o kilka zgniłych jabłek, ale o całą beczkę, która gnije od dziesięcioleci i teraz śmierdzi nieziemsko. Czas wziąć sobie do serca słowa Richarda Smitha, byłego redaktora British Medical Journal, i założyć, że wszelkie badania medyczne są oszustwem, dopóki nie udowodni się inaczej. Alternatywnie, ponieważ idea, że zawód lekarza to grupa profesjonalistów, którym na sercu leży dobro pacjenta, jest całkowitą fikcją – jeśli chodzi o zawód lekarza, „Nie ufaj nikomu”… The Net Zero Death Cult, The Medical Profession is a Cesspool of Fraud, …

Lekarze zabili Felka. Chirurdzy rozebrali na części Marcina [28 lat]. Medycy odpowiedzialni za 230 000 nadmiarowych zgonów w Polsce. Jaki lekarz zabije mnie, i czy w ramach „terapii daremnej”?

Lekarze zabili Felka. Chirurdzy rozebrali na części Marcina [28 lat]. Medycy odpowiedzialni za 230 000 nadmiarowych zgonów w Polsce. Jaki lekarz zabije mnie, i czy w ramach „terapii daremnej”??

Mirosław Dakowski

O zamordowaniu chłopczyka, Felka w szpitalu w Oleśnicy chyba wszyscy wiemy.

Natomiast Marcin był młodym, bardzo dobrym sportowcem. Uległ ciężkiemu wypadkowi podczas uprawiania sportu we Włoszech. Tam lekarze bardzo szybko orzekli o tak zwanej “śmierci klinicznej” i zawiadomili rodzinę w Polsce. Rodzina jest dynamiczna, więc część poleciała natychmiast do Włoch, by przetransportować Marcina do Polski. Druga część, a było to w czasie weekendu, znalazła jakoś profesora Talara, który wyprowadza takie przypadki, często na pełne zdrowie, i wybłagali go, by przyjął Marcina do swojej przepełnionej kliniki. Profesor zgodził się. Ale lekarze i dyrekcja szpitala we Włoszech nie zgodziła się na oddanie tak cennego pacjenta. Rodzina sprawę przegrała, a liczne zdrowe narządy Marcina poszły, zapewne za niebagatelną cenę, na przeszczepy.

Te i podobne poszczególne sprawy to nie są oddzielne, odosobnione przypadki, czy „wypadki przy pracy”.

Również przypadkowe nie jest to wszystko, ta CAŁOŚĆ. Widzimy, że to wszystko dzieje się na skutek uporczywego wykonywania dalekosiężnego planu „tych z góry”.

Czemu większość medyków cichutko zgadza się na „procedury” zamiast uczciwych diagnoz i leczenia? Czemu przyjmowali ogromne pieniądze „kowidowe”? Za przyszłe milczenie?

Już dawno przy nauczaniu młodych medyków usunięto przysięgę Hipokratesa.

Oto ona:

Będę stosował zabiegi lecznicze wedle mych możności i zdolności ku pożytkowi chorych, broniąc ich od uszczerbku i krzywdy. Nikomu, nawet na żądanie, nie podam śmiercionośnej trucizny, ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka na poronienie.

Młodzi lekarze nie wiedzą nawet co to jest. Spotkałem taki przypadek.

Od przeszło pół wieku usunięto z nauk medycznych sprawdzone przez tysiąclecia ziołolecznictwo.

W tym czasie nastąpił wielokrotny wzrost ilości najróżniejszych szczepionek, w tym niektórych stosowanych przymusowo tuż po urodzeniu. Podam jeszcze jeden z wielu przykładów absurdów. Mianowicie chodzi o wmuszanie w dziewczynki, a czasem nawet w chłopców szczepionki przeciwko rakowi szyjki macicy. Tymczasem jak wiadomo, a na pewno wiadomo lekarzom, rak szyjki macicy dotyka tylko starych, zużytych prostytutek.

Obserwujemy tendencję wybijania, wymordowywania „niepotrzebnych”, w tym ludzi z zespołem Downa.

I widzimy już chyba wszyscy, że cała medycyna światowa idzie śladami Hitlera i jego zbrodniczej eugeniki. Tylko że teraz już się tego nie wstydzą i robią to zupełnie jawnie.

W Polsce pracuje ponad 140 000 lekarzy z dyplomami [163,2 tys. wg GUS]. Ogromna ich ilość ma już tytuły doktorskie a nawet profesorskie.

Tymczasem zwykli ludzie zaczynają się ich bać, często panicznie.

Rozmawiałem ze znajomą starszą panią o zdrowiu i szpitalach. Ona nie czytuje mojej strony ani portali podobnych, nie jest więc przez nas indoktrynowana.

Ona gorąco ostrzega mnie przed lekarzami i szpitalami. Skąd pani to wie?

Przytacza losy i opowieści licznych znajomych, losy chorych i ich zupełnie niepotrzebne cierpienia i śmierci.

O tych sprawach pisałem, np. tu: Powinniśmy przywrócić swoim rodzinom lekarzy domowych. Możemy.

Sprawa covida.

Wiemy że było ponad 230 000 nadmiarowych zgonów. Ministerstwo Zdrowia i oficjele medyczni ostro blokowali stosowanie tanich, skutecznych środków przeciwko kowidowi [na przykład amantadyna doktora Bodnara].

Tępili – i tępią – uczciwych i skutecznych lekarzy. A sami są dalej bezkarni – i na decydujących stanowiskach [np. Grzesiowski]

Skąd jednak taka barania bierność w środowisku lekarskim?

Znajomy ordynator, przysyłający mi uczciwe artykuły na temat covida i podobnych chorób, dopiero na explicite zadane pytanie o „terapie daremne” odpowiedział, że tak, że od dwóch lat Narodowy Fundusz Zdrowia zaleca czy nakazuje to postępowanie. [O tym szerzej tu: W łapach humanistów II. „Protokół terapii daremnej”. ]

A czemu ty, Ordynatorze, nie podniosłeś głosu wtedy, przed dwoma laty? Czemu nie protestujesz teraz? Czy wy – ponad 140 000 medyków jesteście w letargu, że nie protestujecie, nie organizujecie się w skuteczne związki? Podkreślam skuteczne, bo nieskuteczne nie mają sensu.

Czemu nie protestujecie wielkim głosem i wielkim tłumem?

Morturi tu, te salutant!

Skandal w szpitalu MSWiA. Pacjenci płacili krocie za możliwość operacji.

Płać albo cierp! Skandal w państwowym szpitalu MSWiA. Pacjenci płacili krocie na fundację za możliwość operacji

7.04.2025 skandal-w-szpitalu-mswia-pacjenci-placili-krocieza-mozliwosc-operacji

Robot da Vinci.
Robot da Vinci. / Fot. PAP

Operacja robotem da Vinci wiążę się z dopłatą na fundację (…) około 20 tysięcy. (…) Niestety, nie jest to mało, ale te narzędzia są bardzo drogie – takie oczekiwania wobec chorych na raka trzustki formułował prof. Marek Durlik, szef Kliniki Chirurgii Gastroenterologicznej i Transplantologii przy Państwowym Instytucie Medycznym MSWiA. Śledztwo w tej sprawie przeprowadziła Wirtualna Polska, która dysponuje także nagraniem potwierdzającym finansowe oczekiwania wobec pacjentów leczących się w państwowym szpitalu.

Jak opisuje wp.pl, mechanizm działał według ustalonego schematu. Pacjenci, którzy otrzymywali diagnozę zmian nowotworowych w obrębie trzustki, często byli kierowani do prof. Durlika, uznawanego za jednego z najlepszych specjalistów w Polsce. Na forach internetowych pacjenci nazywają go „Bogiem od trzustki”, ponieważ podejmował się przypadków, których inni lekarze nie chcieli operować.

Podczas prywatnych wizyt, kosztujących 1150 zł, profesor informował pacjentów, że mogą być operowani klasycznie skalpelem lub nowocześnie – robotem da Vinci. Jednocześnie zaznaczał, że drugi wariant wiąże się z koniecznością wpłaty około 20 tysięcy złotych na fundację działającą przy szpitalu.

Na forach internetowych można znaleźć całe poradniki opisujące tę ścieżkę: wizyta prywatna u profesora, wpłata na fundację, a następnie operacja robotem da Vinci. Pacjenci byli informowani, że operacje są wykonywane w ramach publicznej służby zdrowia, ale ponieważ NFZ nie finansuje narzędzi do robota, konieczna jest dodatkowa opłata.

Wielu ocenia cały schemat po prostu jako przekazywanie łapówki.

Miliony złotych dla fundacji

Fundacja działająca przy szpitalu MSWiA odnotowała znaczące przychody – 2,4 mln zł w 2022 roku oraz 2 mln zł w 2023 roku. Z tej kwoty większość stanowiły darowizny od osób fizycznych: 1,85 mln zł w 2022 roku i 1,6 mln zł w 2023 roku.

Pacjenci profesora Durlika otrzymywali instrukcje, aby oznaczać przelewy jako „darowizna na cele statutowe dla transplantologii”. W 2023 roku fundacja przekazała 2,4 mln zł na działalność statutową, z czego 1,65 mln zł przeznaczono na narzędzia do bloku operacyjnego robotyki dla kliniki kierowanej przez prof. Durlika.

Środki fundacji były również wykorzystywane na sponsorowanie wyjazdów kadry naukowej na konferencje zagraniczne, pokrywanie kosztów publikacji naukowych, a także na zakup sprzętu dla szpitala, w tym ekspresów do kawy (jeden za 8390 zł) czy papieru do ksero.

Stanowisko prof. Durlika

W rozmowie z dziennikarzami prof. Durlik przyznał, że pacjenci byli proszeni o wpłaty na fundację, ale zapewnia, że sam nie czerpał z tego żadnych korzyści finansowych. Tłumaczył, że szpital doświadczał poważnych problemów finansowych, szczególnie na przełomie 2022 i 2023 roku.

Trzeba było wymyślić coś, aby dało się kontynuować program robotowy. Za ustną zgodą ówczesnego dyrektora prof. Waldemara Wierzby, potwierdzoną na zebraniu ordynatorów klinik, zaczęliśmy zbierać pieniądze dla fundacji na zakup potrzebnych instrumentów – wyjaśnił Durlik.

Profesor argumentował, że NFZ finansuje wyłącznie operacje metodą klasyczną na trzustce, pomimo jego wielokrotnych apeli do Funduszu oraz Ministerstwa Zdrowia o uwzględnienie wyceny dla zabiegów robotowych. Operacja z użyciem robota jest droższa o kilkanaście tysięcy złotych, głównie ze względu na koszt jednorazowych końcówek.

Mogliśmy zawiesić program robotowy i dzisiaj nie musielibyśmy rozmawiać na ten temat. Ale jestem przede wszystkim lekarzem i życie każdego pacjenta jest dla mnie najważniejsze. Nie miałem poczucia, że robię coś złego – stwierdził prof. Durlik, choć przyznał, że według polskiego prawa nie powinno się pobierać żadnych pieniędzy od pacjentów.

Profesor twierdzi, że wpłaty były dobrowolne, a pacjenci mogli dokonywać ich zarówno przed, jak i po zabiegu. Zaprzeczył, jakoby prowadzona była weryfikacja wpłat, choć przyznał, że każdy pacjent, który wpłacił pieniądze, był operowany robotem, a spośród tych, którzy nie wpłacili – tylko część.

Kto wiedział, a kto nie wiedział

Gdy sprawa wyszła na jaw, wszyscy jak jeden mąż – od minister zdrowia, przez urzędników, po szpitalną kadrę wysokiego szczebla – wyrażają oburzenie funkcjonującym schematem. I oczywiście są zaskoczeni.

Tymczasem prof. Durlik podkreślił, że o procedurze wiedzieli wszyscy w szpitalu, w tym obecne kierownictwo. – Cała obecna dyrekcja wie o tym, że pacjenci musieli wpłacać na fundację, żeby można było przeprowadzić operację robotową – stwierdził.

Obecnie, jak zapewnił profesor, pacjenci nie są już proszeni o wpłaty, ponieważ dyrektor Suwalski rozpisał postępowanie na narzędzia i tych już nie brakuje.

Obecne kierownictwo szpitala w oficjalnym oświadczeniu podkreśliło, że „fundacja, o której mowa, ustanowiona została przez osoby prywatne i stanowi wobec PIM MSWiA odrębną i niezależną osobę prawną”, zaznaczając, że instytut nie posiada uprawnień związanych z nadzorowaniem jej działalności.

Mimo to na terenie szpitala wiszą plakaty zachęcające do wpłat na fundację, w tym jeden tuż przed wejściem do kliniki kierowanej przez prof. Durlika.

====================================

Mail :

Wystarczy zapłacić 1150 zł, aby dostać się do profesora.
==========================

Jacek Dobrzyński @JacekDobrzynski

Natychmiast po uzyskaniu informacji o ewentualnych nieprawidłowościach w ramach działalności fundacji wspierającej @pim_mswia

już w miniony czwartek (3 kwietnia) materiał dźwiękowy nagrany w 2023 roku i udostępniony mi przez dziennikarzy został przekazany do @CBAgovPL

. Państwowy Instytut Medyczny MSWiA zapewnia, że nigdy nie żąda od nikogo jakichkolwiek opłat za leczenie. Decyzją ministra @MSWiA_GOV_PL do szpitala zostanie skierowana kontrola

9 870 wyświetleń

Polonistka w randze Ministra Zdrowia (Leszczyna) i prawnik w randze Rzecznika Praw Pacjenta (Chmielowiec) żonglują projektem ustawy zabraniającej sensownych terapii.

Jerzy Zięba

Wysłane przez: Marucha w dniu 2025-02-12

Z wykształcenia polonistka w randze Ministra Zdrowia (Izabela Leszczyna) i prawnik w randze Rzecznika Praw Pacjenta (Bartłomiej Chmielowiec) żonglują projektem ustawy zabraniającej jakichkolwiek terapii oprócz tych, które są stosowane w szpitalach.

Chcą zamknąć wszystkie gabinety, gdzie np. stosuje się ozonoterapię, wlewy różnego rodzaju, pijawki, pszczoły, klawiterapię, biorezonans itd…

Minister Zdrowia Izabela Leszczyna w tym swoim szale, nie mając bladego pojęcia ani wiedzy na temat zdrowia człowieka, ośmiela się nam odebrać wolność do dysponowania naszym ciałem.

Na przykład, taki urzędas Chmielowiec, za pieniądze podatników, uzurpuje sobie prawo do nakładania kar na właścicieli takich gabinetów w wysokości nawet 1 000 000 zł.

Oczywiście, w takim przypadku tysiące ludzi straciłoby pracę, ale to jest przysłowiowy pikuś. Tych dwoje ignorantów, nie mających wiedzy na temat tych terapii, nie wie o tym, że dziesiątki może setki tysięcy Polaków odzyskało zdrowie, a wielokrotnie i życie.

Polska stanie się chyba jedynym takim państwem na świecie. Polacy będą tracić zdrowie jak również, jak praktyka wskazuje, będą tracić życie. Czy za to, tych dwoje urzędasów kiedykolwiek odpowie? Nigdy. Jak niektórzy z Państwa wiedzą, w tym momencie, trwa wściekła nagonka na naturoterapię jakiej nie robi, tak jak wcześniej wyżej wspomniałem, żadne państwo na świecie.

Z obłędem w tych swoich oczach, jak w jakimś amoku, wrzucili wszystkie naturoterapeutyczne terapie do jednego worka. Mówią, że to jest pod pretekstem szarlatańskich metod jakie są stosowane przez naturoterapeutów.

Po części mają niestety rację. Ostatnio, zostali opisani w mediach naprawdę prawdziwy szarlatani stosujący rzeczywiście metody szarlatańskie. Do tego samego worka jednak wrzucili metody naturoterapeutyczne, które są stosowane od setek, a niektóre od tysięcy lat. Dzięki nim, wiele osób po prostu odzyskało zdrowie, a wielokrotnie życie.

Od 1 stycznia 2025 lekarze są zobowiązani przestrzegać zasad tak zwanej „terapii daremnej”. Czyli jeśli „oni” uznają, że pacjent nie „rokuje”, to nawet nie założą mu respiratora. Nie dadzą jeść stosując karmienie poprzez sondę. A przecież to już tak się dzieje. Za ujawnienie tego procederu dostałem wyrok skazujący.

Ten proceder jest nie do opisania. Dlatego bardzo proszę o zapoznanie się z tym przerażającym materiałem :

O. dr. Jacek Norkowski:

Jerzy Zięba

Mordowanie ludzi aby pobrać od nich narządy do przeszczepów

Mordowanie ludzi aby pobrać od nich narządy do przeszczepów

Myślenie podstawowe

Tylko prawda jest ciekawa

W Polsce uprawiana jest bandyterka lekarzy: mordują ludzi aby pobrać od nich narządy do przeszczepów. Prof. Jan Talar takich ludzi skutecznie leczy, medyczna dzicz ich morduje!

==============

Gdy w roku 2007 wybuchła w Łodzi afera “łowców skór” (lekarze i pielęgniarze z łódzkiego pogotowia mordowali pacjentów, aby ich zwłoki sprzedać firmom pogrzebowym) napisałem proroczy artykuł, którego fragmenty przypomnę.


Łowcy skór

“… Jeśli  kilkuset pracowników łódzkiego pogotowia uznamy za reprezentatywną próbę socjologiczną  polskiego społeczeństwa (co nie jest dużym błędem metodologicznym!),  to uznać należy, że  jako społeczeństwo jesteśmy zdolni do mordowania innych ludzi, jeśli wiązałoby się to z jakimiś korzyściami finansowymi!!! Wniosek acz szokujący jest niestety prawdziwy.

Jeśli kilkaset osób stanowiących intelektualny „kwiat” społeczeństwa (w tym jakieś 30-40 % z wyższym wykształceniem medycznym) akceptuje mord lub bierze w nim udział, dlatego, że na tym zarabia, to logicznym wydaje się wniosek, że zasada taka byłaby zaakceptowana w każdym innym środowisku.  Historia potwierdza powyższe spostrzeżenie.  Mordowanie ludzi w skali masowej przez hitlerowców w czasie II wojny światowej, nie spotkało się z żadnymi protestami Niemców, gdyż jako społeczeństwo czerpali oni korzyści, rabując majątki swoim ofiarom!

   Bogatsi o przedstawioną wyżej wiedzę -której dostarczyli nam niechcąco pracownicy łódzkiego pogotowia- musimy spojrzeć na nas samych z przerażeniem i wyciągnąć z makabrycznych wydarzeń w Łodzi odpowiednie wnioski.  

Oto one: jeśli mordowanie ludzi będzie się „opłacało”, to zawsze i wszędzie znajdą się tacy którzy w ten „biznes” wejdą!! Jeśli chcemy spać spokojnie i zakończyć swój żywot w naturalny sposób,  to jako społeczeństwo musimy uczynić z mordowania ludzi dla pieniędzy, „biznes” całkowicie nieopłacalny! Każdy sprawca mordu rabunkowego musi trafić na szafot, zaś sam akt pozbawienia życia zbrodniarza  musi być pokazywany wiele razy w telewizji, , ze wszystkimi makabrycznymi detalami!! Tylko szok wywołany widokiem ginącego na szubienicy zbrodniarza, może powstrzymać innych przed wejściem na drogę „łowców skór” Bydle o nazwie człowiek, jest zdolne do każdej zbrodni, jeśli  przyniesie ona sprawcy finansowe profity! „Kolektyw” łódzkiego pogotowia udowodnił to w sposób bezdyskusyjny!…”

Ponieważ afera łowców skór zakończyła się “wesołym oberkiem”, więc proceder mordowania ludzi dla pieniędzy przez medyków trwa w najlepsze, czego dobrym  przykładem jest uśmiercanie ludzi w polskich szpitalach po to by pobrać od nich narządy do przeszczepów!

Obowiązujący w Polsce system tzw. domniemanej zgody, skazuje pacjentów w śpiączce na śmierć. Przed ludźmi ukrywa się przerażającą prawdę na temat transplantologii. Społeczeństwo nie ma świadomości, że pobieranie organów do przeszczepów wiąże się z zabiciem dawcy. Transplantolodzy dobijają pacjentów dla zysku.

Na domiar złego media powielają kłamliwą propagandę i trzymają sztamę z lekarską mafią, jakoby narządy do przeszczepów pobierano ze zwłok!

W związku z powyższym, Konfederacja Korony Polskiej szykuje projekt ustawy mającej chronić Polaków przed zabójcami w kitlach. O współczesnym kanibalizmie – bo tym jest właśnie transplantologia – dyskutowano podczas III posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Życia i Zdrowia Polaków. Wydarzeniu przewodniczył poseł Roman Fritz.

Sprawozdanie z III posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds Ochrony Życia i Zdrowia Polaków, napisane przez Agnieszkę Piwar, do pobrania tutaj:
Czy Sejm RP powstrzyma proceder zabijania dla organów?

Na zakończenie przypomnę jeszcze jeden fragment z mojego artykułu z roku 2007:

“…Wszyscy „światli” Europejczycy, którzy wiele lat temu doprowadzili do zawieszenia wykonywania i orzekania kary śmierci, są współodpowiedzialni za wymordowanie tysięcy ludzi przez pracowników łódzkiego pogotowia!

   Pracownicy łódzkiego pogotowia z czasów „łowców skór” powinni otrzymać dożywotni zakaz pracy w służbie zdrowia. Jeśli nawet sami nie mordowali, to wiedzieli, że czynią to ich koledzy. Wiedząc – milczeli całe lata.  Są więc wspólnikami w zbrodni nie mającej precedensu w całej historii medycyny! Byłaby to wyjątkowo łagodna kara, gdyż poczucie elementarnej sprawiedliwości wymagałoby aby ich wszystkich rozstrzelać. Pierdolone skurwysyny, bestie w ludzkiej skórze. Tylko po to, aby tych zwyrodnialców wybić do jednego jak wściekle psy, przydałby się choć na jeden dzień jakiś dyktator pokroju Stalina!!!…”

Anthony Ivanowitz 31.01.2024r. www.pospoliteruszenie.org 

Mimo śmierci ciężarnej matki lekarze uratowali dziecko. Zdrowa dziewczynka trafiła do domu.

Mimo śmierci ciężarnej matki lekarze uratowali dziecko. Zdrowa dziewczynka trafiła do domu.

https://pch24.pl/mimo-smierci-ciezarnej-matki-lekarze-uratowali-dziecko-zdrowa-dziewczynka-trafila-do-domu

W wyniku tragicznego rozwoju nowotworu 31- letnia kobieta w stanie błogosławionym na kilka miesięcy przed końcem ciąży była już bliska pewnej śmierci. Lekarze nie widząc szans na uratowanie matki w porozumieniu z rodziną podtrzymywali życie kobiety, mając nadzieję na uratowanie dziecka. Trudne przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Dziewczynka trafiła już do domu, a medykom udało się ocalić przynajmniej jedno istnienie.

Lekarze z legnickiego szpitala przez kilka miesięcy utrzymywali w śpiączce farmakologicznej kobietę, która we wczesnej ciąży doznała pęknięcia tętniaka mózgu. Medykom udało się doprowadzić ciążę do 30. tygodnia i zakończyć ją cesarskim cięciem. Szczęśliwie dziecko w dobrym stanie zostało wypisane do domu.

31-latka doznała pęknięcia tętniaka mózgu w pierwszych tygodniach ciąży. Jej ratunek w tym przypadku był niemożliwy. Medycy z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy zdecydowali w porozumieniu z rodziną, że spróbują podtrzymać ją przy życiu, aby uratować dziecko.

Kobieta była utrzymywana w śpiączce farmakologicznej przez kilka miesięcy. Została podłączona do specjalistycznej aparatury podtrzymującej funkcje życiowe organizmu, a jej stan był codziennie konsultowany przez zespoły z zakresu ginekologii, kardiologii i neonatologii – przekazał w piątek rzecznik legnickiego szpitala Krzysztof Maciejak.

Ciążę udało się doprowadzić do 30. tygodnia. – Zapadła decyzja, by zakończyć ciążę cesarskim cięciem, ponieważ wystąpiła infekcja wewnątrzmaciczna i rozpoczęły się skurcze porodowe – wyjaśnił Wojciech Kowalik, kierownik Oddziału Neonatologii z Pododdziałem Intensywnej Terapii Wcześniaków, Noworodków i Dzieci.

Dziewczynka przyszła na świat z masą ciała 1550 gramów. Jak podano, urodziła się w stanie zamartwicy i z niewydolnością oddechową. Dzięki intensywnej opiece neonatologicznej dziecko udało się uratować. Po dwóch miesiącach dziewczynka została wypisana do domu w dobrym stanie – przekazał Kowalik.

Praca lekarzy i ich troska o nienarodzone życie okazały się bezcenne.

(PAP)/oprac. FA

Długi uderzają w chorych. Szpitale wstrzymują przyjęcia pacjentów, bo NFZ nie płaci. Należę od miesięcy do zdychających z bólu.

Długi szpitali uderzają w chorych. Dyrektorzy szpitali grożą sądem

2024-12-04 https://www.pap.pl/aktualnosci/dlugi-uderzaja-w-chorych-dyrektorzy-szpitali-groza-sadem

Szpitale wstrzymują przyjęcia pacjentów, bo NFZ nie płaci. Dyrektorzy grożą, że pójdą do sądów – informuje “Rzeczpospolita”.[Tak spokojnie pisze PAP. A mnie, kurwa, potwornie boli w dzień i w nocy. Co pacjenta umierającego obchodzi sądzenie się, tj. pieniactwo szpitala z NFZ?? Mirosław Dakowski]

NFZ nie płaci za świadczenia ponad limit. “Wyczerpał się fundusz zapasowy”

[“Nie możemy odmówić leczenia onkologicznego ” – pisze jakiś dyrektor. Ja, autor tego bloga, mam od 29 września mocne podejrzenie raka. Ale – mimo pilności [cito] – nie dali mi nawet pierwszej biopsji. Od tylu tygodni wyję dzień i noc z bólu – Do komputra dopełzam w przerwach. Poziom portalu widocznie się obniżył. Lekarz – jedyny chętny – nie potrafi przepchnąć przez rafy “procedur”. Mam “kombatanctwo” – nic nie przyspiesza, bo to chyba “TYLKO JEDEN RAZ”. A jeśli powiesiłem [prawnie ujawniając] – wielu zbrodniarzy??

“To się ciesz, że żyjesz” – napisał znajomy ordynator.

Wieczorem: Dostałem wiele mądrych, prywatnych rad. Więcej proszę nie przysyłać, za duża dawka szkodzi… Mirosław Dakowski]

==========

Nie możemy odmówić leczenia onkologicznego czy nie przyjąć na SOR, ale tam, gdzie się da, przesuwamy planowane zabiegi na przyszły rok. Zastanawiamy się trzy razy, czy na pewno wdrożyć kosztowne leczenie, bo kontrahenci coraz częściej tracą cierpliwość z uwagi na zwłokę w płaceniu” – powiedział gazecie dyrektor dużego szpitala w Warszawie.

Tomasz Kopiec, dyrektor Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego im. prof. W. Orłowskiego CMKP w Warszawie, szacuje w „Rzeczpospolitej, że nad-wykonania za ten rok wyniosą ok. 5 mln zł.

Realizujemy wszystkie przyjęcia. Niezrozumiała jest dla mnie argumentacja innych dyrektorów, mówiących, że ‘przesuną pacjentów na przyszły rok’. Szpitale z definicji są od leczenia, a nie od podejmowania takich decyzji” – powiedział gazecie dyrektor.

Ordo Iuris: Proaborcyjne wytyczne ministerstwa zdrowia nie obowiązują lekarzy

29 października 2024

Ordo Iuris: proaborcyjne wytyczne ministerstwa zdrowia nie obowiązują lekarz

(Fot. Pixabay)

Te wytyczne nie są żadnym prawem obowiązującym. One nie mogą narzucać lekarzowi postępowania w określonej sytuacji. Lekarza wiążą przepisy ustawowe, przepisy rozporządzeń, przepisy kodeksu etyki lekarskiej. Jest on także uprawniony do stosowania przepisów Konstytucji – czyli w tym również do sprzeciwu sumienia – powiedział o próbach zmuszania przez ministerstwo do przeprowadzania tak zwanych aborcji radca prawny Marek Puzio, koordynator programu instytutu Ordo Iuris „Chrońmy dzieci. Rodzina i małżeństwo”.

Trybunał Konstytucyjny nie tylko w tym wyroku z 2020 roku jasno wypowiadał się, że polska Konstytucja stoi na straży życia od momentu jego poczęcia. Ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka w artykule 2 definiuje dziecko jako osobę od momentu poczęcia do osiągnięcia pełnoletności. Zatem z prawa, powszechnie obowiązującego również na gruncie ustawowym, jak i na konstytucyjnym, możemy wywieść taką definicję, że z człowiekiem mamy do czynienia już od momentu poczęcia – podkreślił prawnik na wstępie rozmowy prowadzonej we wtorek na antenie Radia Maryja.

Marek Puzio wspomniał o wyjątkach w polskim prawie odnoszącym się do ochrony życia. Po uchyleniu tak zwanej przesłanki eugenicznej w świetle przepisów „aborcja” dozwolona pozostaje w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia matki, a także w razie, kiedy „istnieje duże prawdopodobieństwo, że ciąża jest wynikiem czynu zabronionego”. – Natomiast ponieważ prawo stoi na straży ochrony tego życia, próbuje się w ostatnim czasie otwierać takie furtki, które tę ochronę życia osłabią – wskazał gość „Aktualności Dnia”.

Jeżeli mielibyśmy pod przesłankę ochrony zdrowia matki jako dopuszczającą dokonanie aborcji, podciągnąć zdrowie psychiczne, to faktycznie sytuacja taka jest bardzo trudna do zweryfikowania. Więc otwieramy tutaj szeroko drzwi do dokonywania aborcji, która w pewnych sytuacjach – jeżeli te zaświadczenia będą nierzetelne – będzie de facto aborcją na życzenie – ostrzegł radca prawny.

Pod wytycznymi adresowanymi do placówek medycznych oraz lekarzy, a opublikowanymi na stronie rządowej brakuje podpisów konkretnych osób. Do instytutu Ordo Iuris docierają od lekarzy informacje wskazujące na to, że proaborcyjne dyspozycje trafiły do poszczególnych szpitali.

Przede wszystkim należy zaznaczyć, że te wytyczne nie są żadnym prawem obowiązującym.

One nie mogą narzucać lekarzowi postępowania w określonej sytuacji. Lekarza wiążą przepisy ustawowe, przepisy rozporządzeń, przepisy kodeksu etyki lekarskiej. Jest on także uprawniony do stosowania przepisów Konstytucji – czyli w tym również do sprzeciwu sumienia. Wolność sumienia jako jedna z konstytucyjnych wolności człowieka podlega ochronie na tym najwyższym poziomie, na poziomie konstytucyjnym. Toteż wytyczne nie dotyczą bezpośrednio lekarzy, ile bardziej szpitali – podkreślił Marek Puzio.

Prawnik odniósł się do doniesień o otwarciu w Warszawie „przychodni aborcyjnej”.

Otóż taka działalność jest zabroniona przez polskie prawo. Artykuł 152 Kodeksu Karnego penalizuje pomoc w dokonaniu aborcji w sytuacjach, które nie są dopuszczone ustawą – podkreślił.

Za taką pomoc należy uznać również przekazywanie środków poronnych w ciężarnej kobiecie. Orzecznictwo wskazuje nawet na pomoc w dokonaniu aborcji za granicą. Tutaj tak daleko sięga ta ochrona życia poczętego, jeżeli chodzi o polskie prawo karne. Rewolucja ideologiczna wymierzona jest w wiele obszarów życia. Nie dziwi, że również w tę podstawową komórkę społeczeństwa, jaką jest małżeństwo, jaką jest rodzina – zaznaczył analityk Ordo Iuris.

Źródło: Radio Maryja

RoM

Niemcy: Brak 500 ważnych leków, też.. soli fizjologicznej.

Lewicki: Kryzys ochrony zdrowia w Niemczech. Polska idzie w tym samym kierunku konserwatyzm/kryzys-ochrony-zdrowia-w-niemczech

Niedawno w mediach niemieckich natrafiłem na tekst o sytuacji w tamtejszej służbie zdrowia zarządzanej przez ministra Karla Lauterbacha z SPD.
Okazuje się, że system ochrony zdrowia, pod zarządem socjalistycznego ministra, przeżywa widoczny kryzys objawiający się tym, że nie tylko brakuje około 500 ważnych leków, przez co prawie co druga recepta nie może być zrealizowana bez poszukiwania zamienników, ale niedobory obejmują nawet sól fizjologiczną co już jest absolutnym skandalem, gdyż jest to produkt łatwy do wytwarzania, a jednocześnie niezbędny i jego brak faktycznie uniemożliwia nie tylko przeprowadzanie operacji, ale też wielu prostych zabiegów, faktycznie paraliżując działanie służby zdrowia.

Te niedobory, które pojawiły się już wiele miesięcy temu, obecny minister nie jest w stanie załagodzić, zaś kryzys przybiera charakter stanu chronicznego.
Poszukiwanie, gdziekolwiek się da, brakujących leków doprowadziło do tego, że specyfiki dla leczenia chorób wenerycznych, które to choroby  także ostatnio znowu pojawiły się w Niemczech, sprowadzono aż z Kamerunu i wprowadzono do obiegu pomimo tego, że miały one dołączone ulotki tylko w języku francuskim.
Pikanterii dodaje tu fakt, że Kamerun był kiedyś niemiecką kolonią, która przeszła, po pierwszej wojnie światowej, pod zarząd francuski, i stąd dziś niemiecki użytkownik musi się trudzić próbą zrozumienia francuskiego tekstu, choć i tak pewnie wystarczającym powodem irytacji jest dla niego to, że jego własny kraj nie jest w stanie wyprodukować leków do leczenia kiły i syfilisu, a musi je ściągać z Afryki, gdzie według pokutujących przekonań, to właśnie Niemcy wysyłają wielką pomoc medyczną.
Cóż, wszystko się zmienia i okazuje się, że Niemcy, ongiś światowa potęga w przemyśle farmaceutycznym, musi dziś poszukiwać leków w Kamerunie.

Dlaczego Niemcy doszły do takiego stanu? Według autora tekstu, doktora Lothara Krimmela, który przez wiele lat pełnił ważne funkcje w instytucjach związanych z ochroną zdrowia w Niemczech, powodem jest socjalizm i przy okazji przypomina powiedzenie byłego przewodniczącego CSU Franza Josefa Straussa: „Co się stanie, jeśli na Saharze zostanie wprowadzony socjalizm? Dziesięć lat nic się nie będzie działo, a potem skończy się piasek”.
Okazuje się, że był to wcale inteligentny człowiek i niewielu wie, że to właśnie on był autorem tego dość powszechnie znanego w kręgach wolnościowych powiedzenia o działaniu socjalistycznych metod w gospodarce.
Ten alarmujący stan niemieckiej ochrony zdrowia potwierdza też prof. Ulrike Holzgrabe, która zwraca uwagę na uzależnienie od importu antybiotyków z Chin. Gdyby nagle Chiny wstrzymały dostawy to efekt tego mógłby być porównywalny z użyciem broni jądrowej.

Nie piszę o tym wszystkim aby się napawać marną sytuacją w ochronie zdrowia u naszych zachodnich sąsiadów.
Niestety, sytuacja u nas wcale nie jest lepsza i nie stało się tak, jak zapowiadała przed wyborami obecna minister zdrowia, że wszystkie „problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”, gdy tylko jej formacja obejmie władzę.
Problemy, taka ich złośliwa natura, nie tylko nie znikły, ale narastają, mnożą się w błyskawicznym tempie i atakują całymi batalionami. Wiceminister zdrowia oświadczył niedawno w Sejmie, że w NFZ skończyły się pieniądze na świadczenia medyczne realizowane ponad limit. W drugim półroczu 2022 r. i w 2023 r., czyli za poprzedniego rządu, NFZ płacił za wykonane ponad limit świadczenia z Funduszu Zapasowego. Obecnie tego funduszu już nie ma co powoduje, że trzeba będzie likwidować szpitalne oddziały, ograniczać przyjęcia i wykonywane zabiegi, odsyłać pacjentów i odmawiać im leczenia, a kolejki do specjalisty znowu się wydłużą.
To zresztą już się dzieje: według informacji PAP tylko szpital w Lubaczowie o połowę zmniejszył liczbę wszczepianych endoprotez.
A to dopiero początek problemów, gdyż luka finansowa w NFZ ma się, z roku na rok, powiększać i, według „Rzeczpospolitej”, w 2025 r. ma zabraknąć 27,5 mld zł, a w 2026 aż 42 mld zł

Także i w naszych szpitalach, podobnie jak w Niemczech, pojawiły się braki soli fizjologicznej. Według informacji pochodzących od Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych coraz więcej szpitali zgłasza problemy z dostępnością soli fizjologicznej, której ma brakować w hurtowniach.
Ciekawe, czy te braki w hurtowniach mają związek z sytuacją w Niemczech? Jest to możliwe, gdyż jednym z głównych producentów soli fizjologicznej był niemiecki koncern B.Braun, który ma także swoje zakłady w Polsce.

Stanisław Lewicki

Chorzy na stwardnienie rozsiane (SM) lub rdzeniowy zanik mięśni nie dostaną w tym roku leczenia. Wyczerpały się kontrakty z NFZ.

Ekspertka: chorzy z SMA i SM nie dostaną w tym roku leczenia. Wyczerpały się kontrakty z NFZ

Źródło: PAP • Opublikowano: 14 października 2024 rynekzdrowia/Neurologia

Nowi pacjenci, u których zdiagnozowano np. stwardnienie rozsiane (SM) lub rdzeniowy zanik mięśni (SMA), nie dostaną w tym roku leczenia, bo wyczerpały się kontrakty z NFZ – podkreśliła prof. Iwona Kurkowska-Jastrzębska z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

  • Pacjenci ze schorzeniami neurologicznymi, zdiagnozowani w ostatnim kwartale 2024 r., nie otrzymają leczenia – alarmuje
  • Ośrodki neurologiczne wykorzystały już kontrakty na programy lekowe, a NFZ odmówił zapłaty za nadplanowe świadczenia
  • Prof. Kurkowska-Jastrzębska podkreśla, że w ośrodkach neurologicznych brakuje środków na leczenie pacjentów, a sytuacja może prowadzić do poważnych opóźnień w leczeniu kluczowych schorzeń, takich jak stwardnienie rozsiane (SM) i rdzeniowy zanik mięśni (SMA)
  • Dodaje, że NFZ zalega z płatnościami, co dotyczy m.in. terapii genowej dla dzieci z SMA oraz innych kosztownych terapii neurologicznych

Pacjenci zdiagnozowani w ostatnim kwartale tego roku nie otrzymają leczenia

Prof. Kurkowską-Jastrzębską, kierownika II Kliniki Neurologicznej Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, cytuje Polskie Towarzystwo Neurologiczne (PTN).

– Niestety, pacjenci zdiagnozowani w ostatnim kwartale tego roku nie otrzymają leczenia, ponieważ ośrodki neurologiczne zrealizowały już kontrakty na programy lekowe, a NFZ zapowiedział, że nie zapłaci za leczenie pacjentów nadplanowych. To oznacza, że do końca roku nie mamy możliwości kwalifikowania do programów lekowych nowo zdiagnozowanych pacjentów. To samo dotyczy pacjentów pediatrycznych, którzy skończyli 18 lat i powinni przejść z leczenia w ośrodkach neurologii dziecięcej do ośrodków dla dorosłych – podkreśla.

W neurologii obecnie funkcjonuje 17 programów lekowych, dotyczących leczenia m.in. stwardnienia rozsianego (SM), rdzeniowego zaniku mięśni (SMA), choroby Parkinsona, dystonii ogniskowych i spastyczności poudarowej za pomocą toksyny botulinowej, choroby Pompego, choroby Fabry’ego czy migreny – podało PTN. – W przewlekłych chorobach neurologicznych leczenie powinno być włączane jak najszybciej po diagnozie – zaznaczono.

Profesor tłumaczy, że aktualnie NFZ zalega szpitalowi z płatnościami za świadczenia w programie leczenia SM na sumę około miliona złotych. Podkreśliła, że klinika stara się pacjentom znaleźć inny ośrodek, jednak sytuacja w kraju wygląda podobnie: w dużych ośrodkach w kraju pokończył się kontrakty, a w mniejszych niekiedy nie ma personelu do obsługi programów lekowych.

– Liczymy na to, że decydenci zrozumieją, jak dramatyczna jest to sytuacja, zarówno dla pacjentów, jak i dla nas lekarzy, i Narodowy Fundusz Zdrowia zmieni swoją decyzję. Inaczej chorzy zdiagnozowani w ostatnim kwartale roku zostaną na kilka – być może kluczowych dla nich – miesięcy bez leczenia. Jako środowisko neurologów nie chcemy do tego dopuścić – mówi ekspertka.

Opóźnienia w płatnościach a brak terapii genowej? “Nie wyobrażam sobie”

– Nie wyobrażam sobie, że z powodu opóźnienia w płatnościach dziecko z SMA nie otrzyma terapii genowej, bo minie czas na jej podanie. Zresztą to samo dotyczy leczenia dorosłych pacjentów z SMA np. terapią doustną – oni też nie mogą czekać na rozpoczęcie leczenia, bo choroba postępuje. W stwardnieniu rozsianym nie wiem, czy nie będę zmuszona do tego, żeby proponować pacjentom, żeby kupili sobie leki do końca roku i czekali na włączenie do programu lekowego w nowym roku – zaznacza prof. Kurkowska-Jastrzębska.

Kurkowska-Jastrzębska dodaje, że kontrakty z NFZ nie zakładają zwiększenia liczby pacjentów, choćby o 5-10 proc., chociaż liczba pacjentów np. chorych na stwardnienie rozsiane (SM) co roku rośnie. Zaznaczyła, że w ośrodku już teraz w programach lekowych jest więcej pacjentów niż przewiduje kontrakt.

Większość leków stosowanych w programach lekowych w neurologii, jak enzymatyczne terapie zastępcze w chorobach Pompego i Fabry’ego czy terapie modyfikujące przebieg SMA, to terapie, na które pacjentów zwykle nie stać. Najdroższym lekiem (ok. 9 mln zł) dostępnym w Polsce w ramach programu lekowego jest Zolgensma dla dzieci do szóstego miesiąca życia (podawana jako jednorazowy wlew dożylny), u których stwierdzono rdzeniowy zanik mięśni (SMA). Terapie w przewlekłych chorobach neurologicznie są stosowane dożywotnio, a dzięki nowoczesnym terapiom np. pacjenci z SM mogą być w pełni sprawni, pracować i wychowywać dzieci.

W ubiegłym tygodniu wiceminister zdrowia Marek Kos poinformował, że w planie finansowym NFZ na 2024 r. nie ma wystarczającej ilości środków, by zapłacić za wszystkie wykonane usługi zdrowotne. Wyjaśniał, że latach 2022 r. i 2023 r. NFZ płacił szpitalom za świadczenia wykonywane ponad limit z Funduszu Zapasowego, który w 2024 r. wyczerpał się.

Leczenia nie ma i nie będzie

Leczenia nie ma i nie będzie

19-9-2024 nowyobywatel/leczenia-nie-ma-i-nie-bedzie

Fatalne wieści płyną z NFZ: nie ma pieniędzy na leczenie.

Portal Rynek Zdrowia opisuje fatalną sytuację w Narodowym Funduszu Zdrowia i zależnych od niego finansowo podmiotach leczniczych.

Brakuje pieniędzy na leczenie. Skutkuje to m.in. wstrzymaniem przyjęć do szpitali, brakiem kontynuacji leczenia, niepełnosprawnością pacjentów. W NFZ brakuje pieniędzy nad nad-wykonania, czyli dodatkowe zabiegi wynikające z potrzeb medycznych. Oznacza to, że szpitale wstrzymują przyjęcia na zabiegi oraz włączanie chorych do programów lekowych. Takie wieści dochodzą już z dużych szpitali m.in. w Poznaniu i Wrocławiu. Jeden z nich nie otrzymał z NFZ należnych 1,2 miliona złotych za nad-wykonania. Wstrzymał zabiegi, co skutkuje, że w kolejce oczekują już 54 osoby.

NFZ nie ogłosił także konkursów na finansowanie nowych terapii lekowych. Dotyczy to m.in. leczenia ciężkiej osteoporozy po-menopauzalnej, ropnego zapalenia gruczołów potowych, kardiomiopatii, czerniaka błony naczyniowej oka. Mają także miejsce opóźnienia w kontraktowaniu nowoczesnej immunoterapii dla pacjentek chorych na raka szyjki macicy. W pięciu województwach w ogóle nie rozpoczęto kontraktowania takiej terapii.

Placówki podstawowej opieki zdrowotnej nie przyjmują nowych pacjentów na terapie koordynowane i do programów lekowych. Oznacza to dla wielu osób pogorszenie stanu zdrowia, w tym nieodwracalne kalectwo. Z powodu niedoborów finansowych nie są  opłacane także świadczenia nielimitowane. To z kolei prowadzi do ograniczania liczby dostępnych wizyt i też wydłuża kolejki do lekarzy-specjalistów.

NFZ jest winny placówkom ochrony zdrowia duże kwoty za I półrocze 2024. Brakuje także około 5 miliardów złotych za nad-wykonania planowane w III kwartale tego roku. „Najbliższe miesiące i kolejny rok będą okresem, w którym należy się spodziewać ograniczenia w dostępności do świadczeń z racji braku gwarancji pokrycia kosztów ich realizacji w pełnej wartości” – głosi komunikat NFZ.

Z kolei raport pt. „Luka finansowa systemu ochrony zdrowia w Polsce, perspektywa 2025-2027”, przygotowany przez Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny PZH, Instytutu Finansów Publicznych i Federację Przedsiębiorców Polskich, twierdzi, że w 2025 roku potrzeba będzie o 27,4 mld zł więcej niż zaplanowano jako budżet NFZ.

Medycyna czy biznes? Narzucone kryteria stwierdzania zgonu przeczą zasadom nauki

Medycyna czy biznes? Kryteria stwierdzania zgonu przeczą zasadom nauki

pch24./kryteria-stwierdzania-zgonu-przecza-zasadom-nauki

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Nowe definicje śmierci wprowadzają „szarą strefę”. Widzimy, iż  w przypadku chorego u którego można wysunąć podejrzenie śmierci pnia mózgu, mamy do czynienia z żywym człowiekiem, a nie zwłokami, ponieważ wszystkie czynności fizjologiczne istotne dla potrzymania życia w jego ciele poza świadomością i zdolnością do jej ekspresji ruchowej i werbalnej u niego występują albo udaje się je w większości przypadków  przywrócić. Niestety, według procedur uważa się, że jeśli pacjent jest bez kontaktu i nie ma odruchów z pnia mózgu, to znaczy, że nie ma świadomości, a co za tym idzie – nie żyje. To są nieuprawnione przejścia i uproszczenia, które mają zgodnie z prawem i w majestacie prawa arbitralnie potwierdzić, że ktoś zmarł – mówi o. Jacek Norkowski OP, doktor medycyny, filozof, wykładowca teologii moralnej, autor książki „Medycyna na krawędzi. Ewolucja definicji śmierci człowieka w kontekście transplantacji narządów”.

Wielebny Ojcze Jacku, kiedyś lekarze przeżywali ogromne dramaty, kiedy nie mogli pomóc swoim pacjentom. Dzisiaj dla wielu z nich nie jest to dramat, tylko… No właśnie nie wiem jak to nazwać… Cały ten mechanizm opisuje Ojciec w swojej książce „Medycyna na krawędzi. Ewolucja definicji śmierci człowieka w kontekście transplantacji narządów”. Dowiadujemy się z niej, jak system tak zwanej publicznej służby zdrowia, system wielkich koncernów medycznych zaczął dostrzegać w śmierci pacjenta możliwość zarobku…

Na pewno jest nadal bardzo wielu lekarzy, którzy głęboko przeżywają fakt, że nie mogą pomóc swoim pacjentom. Nadal jest wielu lekarzy poczuwających się do tego, że mają służyć dobru chorego. Nadal działa wielu lekarzy kierujących się rzymską zasadą Salus aegroti suprema lex esto, czyli: „dobro chorego niech będzie najwyższym prawem”.

Lekarze działają jednak w różnych systemach opieki zdrowotnej. Wszystkie one narzucają pewne standardy i wzorce leczenia. W Polsce nazywa się je procedurami. Co ciekawe jednak, owe procedury w naszym kraju nie są ściśle związane z wymogami prawnymi, to znaczy: nie ma odpowiedzialności prawnej lekarza za jakiś błąd, za jakieś zaniechanie, jeśli powoła się on na swoją wiedzę bądź na praktyki przyjęte w szpitalu, gdzie pracuje.

W wielu innych krajach, na przykład w Stanach Zjednoczonych, takie procedury są wyraźnie i konkretnie określone. Można więc pociągać lekarza do prawnej odpowiedzialności, jeśli nie działał on według procedur.

Procedury niekiedy bronią interesu pacjenta i po to tak naprawdę zostały początkowo wprowadzone. Przez lata sytuacja uległa jednak diametralnej zmianie. Obecnie lekarze postępują według z góry narzuconych schematów, żeby uniknąć poważnych problemów prawnych.

Jeśli wobec chorych, na przykład z urazem mózgu, mamy skodyfikowane określone sposoby postępowania, to lekarzowi trudno się z nich wyłamać. Mało tego: w wielu krajach – albo zgodnie z prawem, albo z pominięciem czy też obejściem prawa – interesy pacjentów z urazem mózgu, z zaburzeniami świadomości bądź innych ciężko chorych bywają, najdelikatniej mówiąc, naruszane. Krótko mówiąc, otwierają się drzwi dla eutanazji. To jest właśnie krawędź medycyny, o której piszę w mojej książce. Lekarze przestają działać dla dobra konkretnego pacjenta i zaczynają wdrażać działania, które nie służą jego dobru, a nawet mogą doprowadzić do pozbawienia go życia.

Jak w praktyce wygląda „realizacja” wspomnianych przez Ojca procedur?

Podam przykład. Lekarz, bądź nawet kilku lekarzy może orzec, że człowiek jest w stanie wegetatywnym bez podawania konkretnych dowodów na to. Tak samo może się dziać np. w przypadku braku odruchów pniowych oraz braku oddechu u pacjenta. Lekarze bardzo często mówią wówczas, że to świadczy o zatrzymaniu funkcji pnia mózgu. Najczęściej towarzyszy temu stwierdzony na podstawie powierzchownych badań brak świadomości, bardzo często mylony z brakiem kontaktu. W rzeczywistości zaś brak kontaktu nie oznacza jednak automatycznie braku świadomości!

Lekarze mogą orzekać również śmierć pacjenta na podstawie zatrzymania krążenia sprowokowanego przez uprzednie wyłączenie respiratora. Jest to tak zwana śmierć krążeniowa.

Co ciekawe: po przywróceniu krążenia przy użyciu specjalistycznej aparatury można od takiego pacjenta pobierać organy! Pacjent jest wtedy sztucznie utrzymywany w stanie „braku świadomości”. Gdyby orzeczono śmierć, a chory na przykład odzyskałby świadomość i zaczął rozmawiać z osobami w jego otoczeniu – a takie przypadki zdarzają się – byłby problem…

Brzmi to przerażająco…

Istnieją dwa sposoby orzekania śmierci w odniesieniu do dawców narządów. Robi się to albo na podstawie kryteriów neurologicznych, albo na podstawie zatrzymania krążenia.

Obowiązująca w Polsce definicja z 2019 roku, zawarta w załączniku do obwieszczenia ministra zdrowia, opiera się na przyjętej 7 lat wcześniej definicji z Montrealu. Głosi ona, że śmierć rozumiana jest jako trwała utrata przytomności i wszystkich funkcji pnia mózgu. Ta definicja dla wielu ludzi brzmi bardzo przekonująco. Niestety, mało kto zadaje sobie pytanie: właściwie to na jakiej podstawie orzeka się, że pacjent nieprzytomny – nawet jeśli stwierdzono u niego utratę czynności pnia mózgu – na pewno jest martwy?

No właśnie… Utrata czynności pnia mózgu… W swojej książce „Medycyna na krawędzi” wielokrotnie Ojciec podkreśla, że jeśli ktoś jest martwy, to nie przyjmuje pokarmów; jeśli ktoś jest martwy, to gdy delikatnie przecięlibyśmy mu skórę nożem, rana mu się nie zagoi, etc. W przypadku osób, u których stwierdzono „brak czynności pnia mózgu” mamy do czynienia zarówno z przyjmowaniem pokarmów, z gojeniem się ran jak i wieloma innymi „zjawiskami”, które występują jedynie u ludzi żywych…

Osoby spełniające wstępne kryteria śmierci pnia mózgu mogą przejść okres dojrzewania – bo takie przypadki zostały zanotowane – a kobiety mogą urodzić dziecko!

Można więc powiedzieć, iż przesłanki, o których mówię, zaprzeczają naukowości. Bardzo często słyszymy, że to „sztuczne życie”; że tak naprawdę pacjent jest martwy, ponieważ to aparatura sztucznie podtrzymuje jego funkcjonowanie i spełnia funkcje życiowe zamiast organizmu. No, przepraszam bardzo: respirator mechanicznie wpycha powietrze do płuc pacjenta, ale wydech wykonuje sam pacjent przez żywe płuco, przez to, że jest ono elastyczne i póki pacjent żyje, ma naturalną zdolność wydechu. Gdyby pacjent nie żył, to nie byłoby ani jednego wydechu. Pacjent nadąłby się jak balon, a po pewnym czasie jego płuca mogłyby się rozerwać, nic więcej.

Zgadzam się z Ojcem, że lekarze w gruncie rzeczy chcą dobra pacjenta, ale – niestety – system bardzo często zmusza ich aby robili to, co robią, o czym przekonaliśmy się chociażby w czasie tzw. pandemii koronawirusa. W związku z tym pojawia się kluczowe pytanie: kto i na jakiej podstawie stworzył te procedury? Dlaczego lekarz może orzec, iż na kanwie takich czy innych objawów ktoś umarł, mimo że człowiek wykazuje funkcje życiowe?

Procedury, o których rozmawiamy, stworzył przede wszystkim Komitet Harwardzki. Został on powołany po to, aby – jak sam stwierdził – zdefiniować nieodwracalną śpiączkę jako śmierć człowieka bez podania uzasadnienia tego kroku oraz po to, aby można było zgodnie z tak sformułowanym prawem pobierać legalnie narządy od pacjentów jeszcze żyjących.

Podobnie postępowano w sprawie kolejnych kryteriów śmierci. Nadal brakowało narządów do przeszczepów, więc wprowadzono definicję zgonu na kanwie kryteriów sercowych, to znaczy: pobierano narządy od osób, które w momencie wyrażenia zgody na bycie dawcą, miały zachowane różne odruchy nerwowe, a nawet normalny poziom świadomości. Cierpiały jednak na różne choroby neurologiczne powodujące, że ich jakość życia jest bardzo niska. Wówczas orzeczono, że jeśli się zgodzą na zostanie dawcami, to odłączy się od nich respirator, by zatrzymać akcję serca i po czasie od 2 do 5 minut uznać, że chory nie żyje, ponieważ doszło do nieodwracalnego ustania czynności pnia mózgu.

Jest to również fałszywe, niezgodne z danymi medycznymi podejście! Przecież w warunkach hipotermii ludzie potrafią odzyskać świadomość po zatrzymaniu krążenia na kilkadziesiąt minut. Takich przykładów jest dużo! W związku z tym reżim dwu- czy pięciominutowy, o którym mówiłem, jest łatwy do obalenia pod względem naukowym. W tym czasie na pewno nie u wszystkich pacjentów dochodzi do nieodwracalnego ustania czynności pnia mózgu! Jest wiele przykładów na to, że do auto-resuscytacji u pacjentów, którzy mają zatrzymaną akcję serca, dochodzi nawet po 10 minutach. Dowodzi to, że organizm próbuje wrócić do normalnego funkcjonowania.

Aby pobrać organy od pacjenta z orzeczoną śmiercią z powodu zatrzymania akcji serca, po kilku minutach od stwierdzenia zgonu – mimo, iż nadal istnieje szansa, że odzyska on świadomość – uruchamia się specjalistyczną aparaturę, która rozpoczyna sztuczne krążenie i natlenianie krwi bez inicjowania akcji serca. Co wówczas się dzieje z mózgiem? Mózg może odzyskać normalną czynność, czyli pacjent może odzyskać świadomość. Co w związku z tym nakazują procedury? Zastosowanie dużych dawek środków znieczulających albo mechaniczne zablokowanie tętnic dochodzących do mózgu, aby pacjent po prostu się nie wybudził. Mówimy tu o człowieku, u którego już orzeczono śmierć na podstawie kryteriów sercowych.

Tak więc obok kryteriów neurologicznych śmierci pnia mózgu mamy przesłanki śmierci sercowej. Te jednak jeszcze bardziej zaprzeczają temu, czego mają dowodzić, czyli że doszło do śmierci dawcy. W obu przypadkach nie dochodzi do rzeczywistej śmierci dawcy!

Problem polega również na tym, że z medycyny wyparto filozofię oraz jakikolwiek głębsze myślenie. Śmierć dla wielu lekarzy to po prostu trwała utrata przytomności, świadomości i wszystkich funkcji pnia mózgu. Po pierwsze, jest to od strony filozoficznej łatwe do podważenia. Życie człowieka zaczyna się zanim wykształci się u niego mózg, zanim jest on w stanie wytworzyć świadomość. Utożsamianie życia człowieka ze świadomością jest bardzo arbitralne.

Czym zatem jest śmierć?

Niektórzy autorzy procedur próbowali to zdefiniować. Ich zdaniem, śmierć to ustanie zdolności organizmu do tego aby być w stanie skoordynowanym, czyli stanowić zintegrowaną całość. Organizm – ich zdaniem – jest albo całością, albo go nie ma. Albo funkcjonuje jako całość, albo nie funkcjonuje w ogóle, czyli nie żyje.

Nowe definicje śmierci wprowadzają „szarą strefę”. Widzimy, iż mamy do czynienia z żywym człowiekiem, a nie zwłokami, ponieważ wszystkie czynności poza świadomością działają albo udaje się je przywrócić u większości pacjentów prawidłowo leczonych. Niestety, według procedur uważa się, że jeśli pacjent jest bez kontaktu, to znaczy, że nie ma świadomości i nie ma odruchów pniowych w tym – odruchu oddechowego, a co za tym idzie – nie żyje. To są nieuprawnione przejścia w rozumowaniu i uproszczenia, które mają zgodnie z prawem i w jego majestacie arbitralnie potwierdzić, że ktoś zmarł. Co gorsza, panuje przekonanie, że skoro prawo tak mówi, to nie ma problemu…

Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna. Pacjenci, o których mówiłem, mogą się wybudzić. Znane są przypadki, że człowiek przygotowany do pobrania narządów otwiera oczy i zaczyna rozmawiać, jest coraz bardziej reaktywny i świadomy. Takim pacjentem był np. Zachariasz Dunlap ze Stanów Zjednoczonych, u którego komisja orzekła śmierć. Miały być od niego pobrane narządy. Przyjechała rodzina, a wśród krewnych – kuzyni pielęgniarze. To oni zauważyli, iż Zachariasz reaguje na bodźce. Zbadali go i nie zgodzili się na pobranie narządów do przeszczepu. Po kilku dniach „zmarły” został wybudzony, a następnie rehabilitowany. Przyznał on, że wszystko słyszał! Słyszał jak stoi nad nim komisja lekarska i orzeka, że nie żyje.

To wszystko jest pokłosiem wyrzucenia ze świadomości wielu ludzi czynnika, który powoduje, że człowiek jest zintegrowanym organizmem. Tym czynnikiem jest nieśmiertelna dusza. Przez wieki głoszono, że życie to akt duszy, która jest formalnym, dominującym czynnikiem w każdej żywej istocie, i że to ona daje życie, bo pochodzi od Stwórcy.

Jeśli spojrzymy na ciała dawców, nie mamy wątpliwości – to żywe, zintegrowane organizmy. Mówienie, że jest inaczej oznacza po prostu fałsz naukowy i filozoficzny. Wmawianie nam, że osoba, u której stwierdzono tzw. śmierć mózgu to zaledwie „zwłoki z bijącym sercem” czy jakiś zbiór tkanek i narządów to kłamstwo, coś nagannego etycznie.

Pozwolę sobie jeszcze dodać jedną rzecz o paradoksie wynikającym z tych wszystkich definicji i przyjętej praktyki. Mówi się o trwałej utracie przytomności bez centralnego zbadania stopnia świadomości u pacjenta; mówi się o utracie wszystkich funkcji pnia mózgu, a jednocześnie ignoruje to, że pacjent ma zachowane funkcje hormonalne; że ma zachowane działanie przysadki mózgowej; że ma zachowane działanie ośrodka naczyniowo-ruchowego (bo tylko wtedy jest stabilny krążeniowo i tylko wtedy można pobierać narządy); że ma działanie ośrodka temperatury etc. Ignoruje się więc to, że pień mózgu wykonuje szereg czynności, wmawiając coś wręcz przeciwnego.

Tak samo mówi się o braku przytomności i braku świadomości mimo niewykonania ani czynnościowego rezonansu magnetycznego, ani badania opartego na specjalnych bodźcach, które odczytujemy jako rodzaj EEG, czyli przez zastosowanie tzw. potencjałów wywołanych. Na ogół tu chodzi o zdolność do rozumienia mowy ludzkiej, reakcję na własne imię etc. Takie testy można zrobić. Takie testy są opisane już dawno, a mimo wszystko ich się nie przeprowadza.

Nie sprawdza się zatem w ten sposób, jaki jest poziom świadomości u chorego. Ignoruje się fakt, że pień mózgu wykazuje mnóstwo czynności. Wmawia się, że pacjent nie ma świadomości i żadnych funkcji pnia mózgu; że wszystko zostało nieodwracalnie przez pacjenta utracone. Dzieje się to na podstawie arbitralnych decyzji i błyskawicznie, coraz częściej w czasie kilkunastu godzin po wystąpieniu objawów.

Nie jest to rzetelna medycyna. Na pewno nie ma to etycznego uzasadnienia. Nie ma tutaj żadnej próby zrozumienia, czym jest fenomen życia. Po prostu są procedury i to one są ostateczną wyrocznią…

Przywołam tutaj przypadek Terri Schiavo, która w 2005 roku po kilkunastu latach życia w stanie wegetatywnym została poddana „eutanazji” polegającej na zaniechaniu żywienia i pojenia  pacjenta. Ta kobieta konała z głodu i pragnienia przez kilka tygodni. Słowo eutanazja trzeba tutaj wziąć w cudzysłów, ponieważ moim zdaniem dokonano na niej brutalnego morderstwa…

Morderstwa zgodnego z prawem i w majestacie prawa. To pokazuje, że kryteria, o których rozmawiamy, są fałszywe (w przypadku Terri Sciavo chodziło o wystąpienie tzw. stanu wegetatywnego, który charakteryzuje się tym, że pacjent samodzielnie oddycha i dlatego,   nie można u niego postawić diagnozy śmierci pnia mózgu). Gdyby były prawdziwe, nie dochodziłoby do tego typu strasznych przypadków. Nie byłoby tak, że pacjent zaczyna mówić, że pacjent tak jak Terri Schiavo zaczyna płakać…

Płakała, uśmiechała się…

To był niewątpliwie stan minimalnie świadomy. Swojego czasu wprowadzono tę nową, jednostkę chorobową, mówiącą, że chory wprawdzie zdradza zdolność do kontaktu z otoczeniem, ale robi to niekonsekwentnie. Te nową jednostkę chorobową nazwano stanem minimalnie świadomym. Czasami w takim stanie jest zdolny, czasami nie jest zdolny do nawiązania kontaktu.   Natomiast gdy tego kontaktu się nie stwierdza, mówi się wtedy o wystąpieniu stanu wegetatywnego,  co jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że pacjent nie ma świadomości. W krajach takich ja Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania można go całkiem legalnie  pozbawić życia przez zagłodzenie i zatrzymanie podawania wody i pokarmu.

Jest to więc działanie systemowe. Jedni nazwą to eutanazją, inni celowym przemysłem śmierci, inni morderstwem. Podobnie dzieje się w przypadku osób wytypowanych na dawców. Tam dochodzi do jeszcze większych nadużyć. U młodych osób przy dobrym leczeniu – zwłaszcza jeśli chodzi o urazy mechaniczne pnia mózgu – szansa na wyjście ze szpitala, wyzdrowienie, powrót do aktywnego życia jest duża i wynosi powyżej 60 procent. Profesor Jan Talar w Polsce miał wiele przypadków młodych ludzi typowanych do dawstwa narządów, ponieważ uznano, że doszło u nich do śmierci mózgu. Jednak po rehabilitacji budzili się, żyli, kończyli szkoły wyższe, zakładali rodziny, wracali do normalnego życia. Takich przykładów na świecie jest wiele, nie tylko w Polsce. Ci ludzie mieli wielkie szczęście, że wymknęli się systemowi, który chciał pozbawić ich życia. Niestety, system na ogół jest bardzo skuteczny i pozbawia szansy tych, którzy mogliby je dalej aktywnie prowadzić.

Oczywiście istnieją przypadki, że pacjent cierpi na nieodwracalne zmiany; że ma uszkodzonych wiele narządów. Tacy pacjenci jednak – jakkolwiek to nie zabrzmi – sami umrą i nikt nie musi im w tym „pomagać”. Organizm mocno uszkodzony zakończy swoje życie.

Pętla proceduralna jednak coraz bardziej się zaciska. Jeden przykład z ostatnich lat – Alfie Evans. Placówki z całego świata wręcz błagały Brytyjczyków, aby wysłać do nich tego chłopczyka, ponieważ chciały podjąć się jego leczenia, chciały go ratować. I co? Sąd w Wielkiej Brytanii powiedział „NIE”, a dziecko zostało zabite na oczach całego świata…

Niestety, w Wielkiej Brytanii sąd ma taką władzę i na ogół decyduje, że pacjenta można pozbawić życia, jeśli jest on w stanie wegetatywnym.

Ale przecież Alfie przytulał się do taty, płakał, cierpiał…

No właśnie… Złamano zasady domagające się rzeczywistej troski o każdego pacjenta i nie będzie chyba nadużyciem stwierdzenie, że na małe dziecko wydano wyrok śmierci żonglując przy tym różnymi pojęciami, które nie miały jakiegokolwiek pokrycia w rzeczywistości.

Wielokrotnie z ust Ojca padły tutaj słowa: narządy, organy, dawca. O to w tym wszystkim chodzi? To jest naprawdę wyznacznik tego, że procedury są jakie są, a lekarze i sądy robią to, co robią?

Z jednej strony chodzi o narządy, bo to ogromny, lukratywny biznes i ogromne pieniądze. Z drugiej jednak, szpitale i państwa chcą zaoszczędzić na leczeniu. Istnieje bowiem „obawa”, że pacjent w stanie wegetatywnym spędzi długie tygodnie w szpitalu, co pociągnie za sobą ogromne koszty. Żeby takie sytuacje nie miały miejsca, orzeka się ich śmierć i „problem zostaje rozwiązany”.

Bóg zapłać za rozmowę

Tomasz D. Kolanek

„Medycyna na krawędzi. Ewolucja definicji śmierci człowieka w kontekście transplantacji narządów”

Autor:   Ks. Jacek Maria Norkowski

Wydawnictwo: Wektory

Rok wydania: 2024

Wir etykiet medycznych czyli długi marsz donikąd. [Raczej – do piekła]

Wir etykiet medycznych czyli długi marsz donikąd

Autor: AlterCabrio , 4 lipca 2024

Gdybym był chciwym młodym psychopatą, który dopiero zaczyna swoją przygodę ze światem, wybrałbym kierunek Komunikacja Społeczna na prestiżowej uczelni i napisał pracę magisterską zatytułowaną:

„100 sposobów na recykling śmierci i oznaczanie jej wieloma nazwami chorób”.

Mając takie ​​opracowanie w ręku, dostałbym bardzo dobrą posadę na początek w jednej z największych firm farmaceutycznych na świecie.

−∗−

Oprac. AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Populacje wciągnięte w wir… etykiet medycznych

Weźmy dla przykładu takie klęski jak: pestycydy, które zaburzają poziom hormonów, wszechobecne tworzywa sztuczne, substancje chemiczne w martwej, przetworzonej żywności, mleko modyfikowane zastępujące mleko matki, szczepionki, które zaburzają i niszczą układ odpornościowy.

WTEDY pojawiają się naukowcy.

Łączą objawy wywołane przez te nieszczęścia i przypisują im etykietę medyczną.

ADHD, depresja, choroba afektywna dwubiegunowa, dysforia płciowa…

Jeśli chodzi o zaburzenia układu odpornościowego spowodowane pestycydami, plastikiem, brakiem mleka matki, martwą przetworzoną żywnością itp., spójrz na tę zdumiewającą listę „chorób układu odpornościowego”, które wymyślił system medyczny:

Choroby autoimmunologiczne:

Reumatoidalne zapalenie stawów (RZS)
Toczeń rumieniowaty układowy (SLE)
Stwardnienie rozsiane (SM)
Cukrzyca typu 1
Zapalenie tarczycy (Hashimoto)
Choroba Gravesa-Basedowa
Łuszczyca
Nietolerancja glutenu (celiakia)
Zespół Sjogrena
Miastenia (myasthenia gravis)

Niedobory odporności:

Ciężki złożony niedobór odporności (SCID)
Pospolity zmienny niedobór odporności (CVID)
Przewlekła choroba ziarniniakowa (CGD)
Agammaglobulinemia sprzężona z chromosomem X (XLA)
Zespół Wiskotta-Aldricha (WAS)
Zespół hiper-IgM
Zespół DiGeorge’a
Wirus niedoboru odporności ludzkiej (HIV) prowadzący do zespołu nabytego niedoboru odporności (AIDS)

Nadwrażliwość:

Alergiczny nieżyt nosa (katar sienny)
Astma
Anafilaksja
Atopowe zapalenie skóry (wyprysk)
Alergie pokarmowe
Kontaktowe zapalenie skóry

Inne choroby:

Nieswoiste zapalenia jelit (IBD), w tym choroba Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejące zapalenie jelita grubego
Zespół Guillaina-Barrégo
Zapalenie skórno-mięśniowe
Twardzina

Ci ludzie naprawdę wiedzą, jak etykietować.

Są ekspertami.

Potrafią grupować i dzielić objawy, a następnie wymyślać nazwy medyczne aż po sam horyzont.

Potrafią opierać się wszelkim próbom udowodnienia, że ​​pestycydy, mleko modyfikowane i przetworzona żywność są rzeczywistością.

Teraz już wiesz dlaczego.

Za każdą nazwą choroby kryje się procedura medyczna. Leki.

Leczenie i leki=$$$.

A także kontrola nad życiem pacjentów.

Istnieje o wiele dłuższa lista niż ta, którą właśnie opublikowałem powyżej. To suma chorób w oparciu o…

Wirusy, które nie istnieją.

Prezentowana przez Mistrzów Etykietowania.

Gdybym był chciwym młodym psychopatą, który dopiero zaczyna swoją przygodę ze światem, wybrałbym kierunek Komunikacja Społeczna na prestiżowej uczelni i napisał pracę magisterską zatytułowaną:

100 sposobów na recykling śmierci i oznaczanie jej wieloma nazwami chorób”.

Mając takie ​​opracowanie w ręku, dostałbym bardzo dobrą posadę na początek w jednej z największych firm farmaceutycznych na świecie.

Od razu dostrzegliby moją wartość.

Teraz rozważmy punkt widzenia lekarza. Pacjent przychodzi z dolegliwościami. Lekarz może wysłuchać, zlecić kilka badań, przykleić etykietę danej choroby i przepisać lek, albo może też powiedzieć:

„Wygląda mi na to, że występuje u pana/pani zatrucie pestycydami. Nie wiem, co z tym zrobić. Nie mam lekarstwa, które usunie truciznę z pana/pani ciała”.

Nie powie TEGO, nawet gdybyś skuł go łańcuchami i tłukł pałką.

Gdyby reprezentował taki stopień uczciwości, szybko wypadłby z interesu. A ostatecznie znalazłby się przed państwową komisją lekarską, próbując (i nie mogąc) zachować licencji [prawa wykonywania zawodu].

Idioci z zarządu komisji i sprzedajni szarlatani zbesztaliby go. [1]

Więc dlaczego nie wybrać łatwiejszej drogi? Zamknąć oczy, rzucić wyimaginowaną lotką w wyimaginowaną tarczę i wymyślić nazwę choroby, o której pacjent nigdy nie słyszał.

„To jest właśnie to, co panu dolega” – mówi do pacjenta. „Mamy na to stosowne leczenie. Zaczynajmy”.

I tak też robią.

W długim marszu donikąd.

CODA: Aby zbadać fałszywą naukę, która doprowadziła do fałszywej pandemii, która z kolei doprowadziła do „szczepionek” przeciwko covid, przeczytaj książkę dr Marka Baileya i dr Sam Bailey. Tytuł: „The Final Pandemic”. Ten dynamiczny duet opisuje prawdziwą naukę. To potężne antidotum na mainstreamowe bzdury.

______________

Populations sucked into the vortex of… medical labels, Jon Rappoport, Jul 03, 2024

−∗−

Warto porównać:

‘Choroba bez przyczyny’ czyli skuteczny model biznesowy
Sto lat medycyny rockefellerowskiej „ustaliło”, że istnieją tysiące odmiennych, odrębnych i unikatowych chorób, zaburzeń i zespołów. I każde ma przyczynę. W przypadku wielu chorób przyczyna „nie została jeszcze odkryta”. Czytaj: […]

−∗−

Ukrywana rzeczywistość badań nad rakiem

Ukryta rzeczywistość badań nad rakiem

Autor: AlterCabrio , 12 czerwca 2024

Pomimo gigantycznych budżetów na badania w ciągu ostatnich 100 lat, wskaźnik umieralności na raka stale rośnie. Czy choroba jest naprawdę nie do pokonania? A może po prostu każe się nam w to wierzyć? Dlaczego, na przykład, alternatywne wyniki badań i terapii raka są ukrywane przed opinią publiczną? Ten dokument nie tylko dostarcza faktów na temat badań nad rakiem, ale także rzuca światło na zrujnowane filary, na których opiera się nasz system opieki zdrowotnej.

−∗−

Ukryta rzeczywistość badań nad rakiem

https://www.kla.tv/index.php?a=showembed&vidid=29358&lang=pl

[Tekst transkrypcji zachowany w tłumaczeniu automatycznym zgodnie ze stroną źródłową -AC]

Żadna inna choroba nie ma tak głębokiego wpływu na nasze społeczeństwo jak rak. Z pewnością każdy z nas zna kogoś w swoim najbliższym otoczeniu, u kogo zdiagnozowano raka lub kto na niego zmarł. Tylko w 2018 r., tj. przed koronawirusem, na całym świecie odnotowano 18 milionów nowych przypadków raka. W Niemczech rak był drugą najczęstszą przyczyną zgonów w 2022 roku. Statystyki z ostatnich 10 lat pokazują wzrost wskaźnika umieralności na raka o 1,5 procent. W 2019 r. Südkurier opublikował nagłówek: “120 miliardów euro na badania: dlaczego UE wypowiada wojnę rakowi”. W związku z tym wydatki na badania mają zostać zwiększone o kolejne 120 miliardów między rokiem 2021-2027. Na badania nad rakiem zawsze przeznaczano ogromne sumy pieniędzy. Dlaczego jednak wciąż nie ma znaczących postępów w walce z rakiem? Zacznijmy od krótkiego spojrzenia na historię badań nad rakiem ponad 100 lat temu.

1. Historia badań nad rakiem

Około roku 1900 odkryto coraz więcej patogenów odpowiedzialnych za różne choroby zakaźne. Naukowcy początkowo szukali również patogenu w nowotworze. Wyniki badań profesorów Roberta Kocha i M. Nevyadomsky’ego były bardzo pouczające. Oba niezależnie od siebie ustaliły, że komórki guza nowotworowego różnią się od normalnej tkanki. Wykazują one zachowania, które nie są znane komórkom ciała w ich normalnym stanie. Na przykład wykazują pozornie nieograniczony wzrost, poruszają się “jak ameby” i tworzą przerzuty w zupełnie innych częściach ciała. Koch i Nevyadomsky doszli zatem do wniosku, że rak jest powodowany przez mikro-pasożyty, tj. małe patogeny. Inni badacze opisali jednak rozwój raka z przyczyn “nieożywionych”, np. poprzez wpływ bodźców na komórki organizmu. Zgodnie z tym, komórka nowotworowa jest zmutowaną, tj. zdegenerowaną, endogenną komórką. Po zaciętych sporach zwyciężyła teoria zdegenerowanej komórki. Dzisiejsza onkologia opiera się na tej “degeneracji” Poszukiwania patogenu zostały oficjalnie anulowane. Inne wyniki badań nie były już potrzebne. Do tej pory oficjalne badania nad rakiem odniosły sukces, ignorując “alternatywne” wyniki badań lub walcząc z niewygodnymi badaczami. Oto krótki przegląd wyników badań, o których prawdopodobnie nigdy nie słyszałeś.

2. Alternatywne wyniki badań Dr Alfons Weber

W 1967 r. niemiecki lekarz onkolog i badacz komórek, dr Alfons Weber, opublikował wyniki swoich badań. Dzięki temu mógł wykryć mikro-pasożyty w każdej tkance nowotworowej. Dr Alfons Weber był przekonany, że żadna z oficjalnie zatwierdzonych metod leczenia raka nie pomoże. Zamiast mikro-pasożytów powodujących raka – atakowana jest komórka tkanki. Jego badania zostały w dużej mierze zignorowane. Są to “artefakty, bańki wodne lub sztuczne twory”, a nawet “halucynacje szaleńca”. Jego skuteczna metoda leczenia raka za pomocą leków na malarię przyniosła mu lata spraw sądowych i cofnięcie licencji na wykonywanie zawodu lekarza. W 1972 r. został wepchnięty do szpitala psychiatrycznego, chociaż nie było dowodów na jakąkolwiek chorobę psychiczną.

Dr Helmut Keller, Niemcy Od 1972 r. Keller z powodzeniem leczył niektóre nowotwory wyciągiem z muchomora sromotnikowego. Jego lek “Carnivora” otrzymał tymczasowe pozwolenie na dopuszczenie do obrotu w Niemczech i był bardzo popularny wśród pacjentów. Cierń w boku przemysłu farmaceutycznego. W rezultacie Federalny Urząd Zdrowia został zmuszony do ponownego zakazania nowego leku w 1986 roku. Ponieważ dr Keller nadal leczył swoich pacjentów preparatem Carnivora, został skazany na zapłacenie grzywny w wysokości 10 000 DM.

Tamara Lebiediewa w 1989 roku rosyjska chemiczka i mikrobiolog była w stanie zidentyfikować starożytnego pasożyta Trichomonas jako przyczynę raka. Z jej doświadczenia wynika, że dla niewykwalifikowanego oka onkologa wiciowce wydają się być komórkami nowotworowymi. Trichomonas są “mistrzami oszustwa”. Na przykład, mogłyby zmienić swój wydłużony kształt z włóknami i wici w okrągły kształt ameby, który bardzo przypominałby ludzką komórkę. W formie ameby tworzą kolonie i w razie potrzeby zamykają się w kapsułkach. Lebedeva uznała rzęsistkowicę za pierwsze stadium raka. Jej wysiłki zmierzające do zwrócenia uwagi opinii publicznej na wyniki tych badań zakończyły się niepowodzeniem.

Lebedeva: “Każde pismo, każde zapytanie do Ministerstwa Zdrowia lub innych organów opieki zdrowotnej było ponownie wysyłane do Narodowego Centrum Onkologii w Moskwie, A stamtąd za każdym razem przychodzi druzgocąca odpowiedź, że odkrycie nie jest warte wysiłku testowania”. Drodzy widzowie: Przedstawione tutaj wyniki badań są reprezentatywne dla wielu innych. Dlaczego są one ukrywane przed opinią publiczną? Kto ma interes w tłumieniu, oczernianiu, a nawet kryminalizowaniu alternatywnych badań nad rakiem? Poniżej pokazujemy, w jaki sposób pewne kręgi wysokich finansów przejęły system opieki zdrowotnej dla własnych celów.

3. Transformacja systemu opieki zdrowotnej

Przejdźmy do rodziny, która zapisała się w annałach historii jako “wielcy dobroczyńcy”, znani również jako filantropi: amerykańskiej rodziny Rockefellerów. Rockefeller Sr. kontrolował 90% całego amerykańskiego rynku ropy naftowej około 1880 roku. Około 1900 roku naukowcy odkryli “petrochemię”, czyli produkcję chemikaliów z ropy naftowej. Zaczęto syntetycznie produkować roślinne składniki aktywne. Mogły one zostać opatentowane i skomercjalizowane z dużym zyskiem. Plan Rockefellera polegał na stworzeniu rynku zbytu dla chemicznych produktów medycznych. Jednak preferencje Amerykanów dotyczące naturalnych i ziołowych leków stanęły mu na drodze. Ponadto prawie połowa lekarzy i szkół medycznych w USA praktykowała medycynę holistyczną. W jaki sposób Rockefeller Sr. zdołał podbić branżę medyczną? Raport Flexnera “Towarzyszem Rockefellera w lukratywnych interesach” zawsze był Andrew Carnegie.

Obaj byli przekonanymi eugenikami. Eugenicy inwestują w kontrolę populacji i powstrzymywanie tak zwanych “gorszych części populacji”, na przykład poprzez przymusową sterylizację Andrew Carnegie osiągnął wielkie bogactwo dzięki przemysłowi stalowemu i wcześnie zyskał sławę “wielkiego filantropa” dzięki hojnym darowiznom i zakładaniu instytucji. Na przykład Carnegie założył Carnegie Foundation for the Advancement of Teaching w 1905 roku Aby wdrożyć plan Rockefellera, Fundacja Carnegie zleciła teoretykowi edukacji Abrahamowi Flexnerowi przeprowadzenie badania amerykańskich studiów medycznych. Flexner opublikował swoje odkrycia w 1910 roku w tak zwanym “Raporcie Flexnera”. Raport ten skierował medycynę na ścieżkę pożądaną przez Rockefellera – z daleko idącymi konsekwencjami dla szkolenia lekarzy. W skrócie były to: Wszystkie szkoły, które nie nauczały “farmakologii”, tj. “medycyny naukowej”, straciły licencję i wszelkie wsparcie finansowe. Z dawnych 155 szkół medycznych w USA i Kanadzie w 1935 r. pozostało tylko 66. Pozostałe szkoły medyczne utraciły niezależność. Holistyczne podejście do zdrowia i profilaktyki zdrowotnej w dużej mierze zniknęło z nauczania i szkolenia. Leki chemiczne zostały podniesione do rangi nauki. Amerykanie ukuli slogan “pigułka na każdą chorobę”. Leki pochodzenia naturalnego zostały zniesławione. Zaledwie dwa lata później cała sytuacja powtórzyła się w Europie – z takimi samymi konsekwencjami. Egzekwowanie postanowień raportu Flexnera Raport Flexnera został wdrożony przez Radę Edukacji Ogólnej Seniorów Johna D. Rockefellera GEB jest fundacją założoną przez niego w 1902 roku. Dzięki temu fundusze trafiały do szkół wyższych, uniwersytetów i szkół medycznych. Miały one ułatwić im “restrukturyzację” w duchu rodziny Rockefellerów. Na pokładzie znajduje się również Abraham Flexner. W 1912 r. przeniósł się do GEB jako zastępca sekretarza. Flexner: “…W latach 1919-1928 Rada Edukacji Ogólnej… bezpośredniej i pośredniej wniosła co najmniej pół miliarda dolarów do zasobów i funduszy amerykańskiej edukacji medycznej”. Odpowiada to obecnej wartości 9,1 miliarda dolarów!

Dwie dekady po założeniu General Education Board, John D. Rockefeller Jr. założył International Education Board. Oprócz instytucji, IEB wspierał również indywidualnych naukowców na poziomie międzynarodowym. Przyznał setki stypendiów i grantów organizacjom w 39 różnych krajach. W sumie Rockefeller Jr. przekazał na rzecz IEB ponad 21 milionów dolarów. Dziś odpowiada to wartości 376 milionów dolarów. Fundacja Rockefellera przejęła zadania Międzynarodowej Rady Edukacji w 1938 roku i kontynuowała je. Kolejne fundacje Rockefellerów Jak widać, John D. Rockefeller Sr. był strategicznym myślicielem, który nie “wprowadził edukacji medycznej w nowoczesną erę” z czystego dobroczynności. W końcu stał się magnatem naftowym i najbogatszym człowiekiem na świecie w tamtym czasie dzięki nieuczciwym praktykom biznesowym. Zawsze wykorzystywał swoje pieniądze w celu maksymalizacji zysków. Restrukturyzując edukację medyczną i opiekę zdrowotną, stworzył gigantyczny rynek sprzedaży chemicznych produktów medycznych. Jednocześnie miał znaczący wpływ na badania naukowe. W tym celu Rockefellerowie założyli między innymi wpływowe uniwersytety, bardzo ważny szpital badawczy i elitarną szkołę medyczną: 1901, założenie Instytutu Badań Medycznych Rockefellera, dzisiejszego Uniwersytetu Rockefellera, prywatna organizacja zajmująca się badaniami biomedycznymi. 1910, założenie Szpitala Uniwersyteckiego Rockefellera, pierwszego szpitala badawczego w USA. Prowadzone są tam badania finansowane ze środków prywatnych. Problem polega na tym, że często prowadzą one do wyniku “przyjaznego dla sponsora”. 1910, fundacja Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health. Więcej informacji na temat wpływów i relacji całej rodziny Rockefellerów można znaleźć w programie “Dynastia Rockefellerów: o krok przed światowymi wydarzeniami?”. Przyjrzymy się również bliżej Rockefellerowi Jr. i jego wpływowi na organizację zdrowotną “American Cancer Society”.

4. Rockefeller finansuje Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem

W 1913 r. założono “Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem” lub w skrócie ACS. Strona linkedin.com wymienia nawet Rockefellera Jr. jako założyciela ACS. Zgodnie z jej własnym opisem, jest to “ponadregionalna, społeczna organizacja zajmująca się ochroną zdrowia, której celem jest wyeliminowanie raka jako głównego problemu zdrowotnego”. Ale jak wygląda rzeczywistość, pomimo miliardowego budżetu? Przyjrzyjmy się liczbom: W 1913 roku na raka zmarło 75 000 z około 96 milionów mieszkańców USA. Daje to wskaźnik umieralności na poziomie 78 na 100 000 mieszkańców. Obecnie każdego roku na raka umiera około 606 000 Amerykanów z 338 milionów mieszkańców (stan na 2022 r.). Wskaźnik śmiertelności wynosi 179 na 100 000. Po 110 latach pracy ACS, mamy ponad dwukrotnie wyższy wskaźnik umieralności na raka w USA. Szczegółowa książka “Murder by injection” autorstwa E. Mullinsa z 1988 roku dokumentuje, którzy dyrektorzy banków stali za tym Towarzystwem Walki z Rakiem i do czyich kieszeni płynęły pieniądze na walkę z rakiem: “Krytycy zauważyli w 1976 roku, że co najmniej osiemnastu członków zarządu American Cancer Society było dyrektorami banków. (…) Rzecznik ACS przyznał, że 70% budżetu na badania w 1976 r. trafiło do “osób lub instytucji”, z którymi powiązani byli członkowie zarządu”.

5. Chemioterapia

Wraz z założeniem Instytutu i Szpitala Rockefellera, rodzina Rockefellerów była w stanie wywierać bezpośredni wpływ na badania biomedyczne. Sama interpretacja wyników badań może skierować je w określonym, pożądanym kierunku. Obecnie najczęstszą formą leczenia raka jest chemioterapia. Miało to swoje początki podczas II wojny światowej. W 1942 r. w laboratorium Yale School of Medicine przeprowadzono badania nad wpływem chemicznego środka bojowego – gazu musztardowego – na chłoniaki.

Gaz musztardowy został po raz pierwszy użyty jako gaz trujący podczas I wojny światowej. Największym na świecie producentem toksycznych gazów był niemiecko-amerykański Frederick Zinsser – teść prezesa Banku Światowego Johna J. McCloya. Frederick Zinsser nauczył się produkować trujący gaz w Heidelbergu i wzbogacił się w USA. McCloy rozpoczął sprowadzanie niemieckich nazistowskich naukowców do USA w celu produkcji broni chemicznej i biologicznej jako zastępca sekretarza wojny USA. Zaangażowani są również japońscy eksperci od broni biologicznej z UNIT 731. McCloy przybył do Niemiec w 1949 r. z dyktatorskimi uprawnieniami i uczynił swojego szwagra Konrada Adenauera pierwszym kanclerzem federalnym. Heidelberg pozostawał centrum niemieckich badań nad bronią chemiczną i biologiczną zarówno pod rządami nazistów, jak i Adenauera. Niemiecki Instytut Badań nad Rakiem (DKFZ) znajduje się w Heidelbergu.

Ale wracając do USA: W 1957 r. w National Cancer Institute (NCI) po raz pierwszy zastosowano chemioterapię w leczeniu raka. Jak wszyscy wiedzą, stosowana obecnie chemioterapia jest obarczona poważnymi skutkami ubocznymi. Tak publikują ( Deutsche Wirtschaftsnachrichten), Niemieckie wiadomości gospodarcze cytuję: “Chemioterapia jest opłacana przez firmy ubezpieczeniowe, a przemysł farmaceutyczny sponsoruje badania, aby chemioterapia się sprzedawała. (…) W chemioterapii często nie chodzi o pacjenta, ale raczej o ogromne sumy pieniędzy, które można zarobić”. Każde leczenie chemioterapią kosztuje średnio od 10 000 do 20 000 euro, które fundusze ubezpieczeń zdrowotnych zwracają producentom leków ze stale rosnących składek wpłacanych przez płatników. Chemioterapia generuje zatem gigantyczne zyski dla przemysłu farmaceutycznego. W tym momencie nie należy zaprzeczać, że chemioterapia może osiągnąć pewne sukcesy w leczeniu raka i ratować życie. Ale jakim kosztem? Dlaczego alternatywne wyniki badań i alternatywne terapie są nadal zaciekle tłumione? Jakim prawem oficjalne badania nad rakiem masowo blokują alternatywy dla chemioterapii? I dlaczego nie słyszymy, że w Malezji praktycznie nie ma raka, ponieważ tamtejsi ludzie jedzą tak zwany owoc kraba? Albo przykład medycyny rosyjskiej: Ściśle powiązana z siecią terapeutka i piosenkarka Sara Bennet donosi, że dla wielu lekarzy w Rosji rak nie ma większego znaczenia niż przeziębienie. Dlaczego nie słyszymy nic o rosyjskiej medycynie, która obecnie czyni takie postępy w leczeniu raka? Dlaczego te środowiska, które osiągają tak słabe wyniki dzięki swoim metodom leczenia, że wskaźnik umieralności na raka wzrósł ponad dwukrotnie po 110 latach, wszystkie alternatywy są pod kluczem?

6. Big Pharma: maski opadają

Czy wiesz, że w listopadzie 2023 r. Francja wprowadzi ustawę “mającą na celu wzmocnienie walki z niebezpiecznymi sekciarskimi wydarzeniami” i jest teraz na skraju utrwalenia jako prawo? Na pierwszy rzut oka pokazuje to, jak bezlitośnie Big Pharma chce zachować kontrolę nad rynkiem medycznym. Tekst prawny brzmi następująco: “Żądanie zaniechania lub powstrzymania się od terapeutycznego lub profilaktycznego leczenia jest zagrożone karą jednego roku pozbawienia wolności i grzywną w wysokości 15 000 euro, (…) Te same kary mają zastosowanie do prowokacji praktyk, które są przedstawiane jako terapeutyczne lub profilaktyczne dla zainteresowanych osób, mimo że zgodnie z obecnym stanem wiedzy medycznej oczywiste jest, że praktyki te narażają ich na bezpośrednie ryzyko śmierci lub obrażeń, co może prowadzić do trwałego okaleczenia lub niepełnosprawności. Jeśli zastosowano prowokację przewidzianą w pierwszych dwóch akapitach, kary są zwiększone do trzech lat pozbawienia wolności i grzywny w wysokości 45 000 euro”.

Nowe prawo jest uzasadnione następującymi słowami: “Biorąc pod uwagę entuzjazm opinii publicznej dla praktyk terapeutycznych, które nie zostały naukowo potwierdzone poszukiwanie dobrego samopoczucia i rozwoju osobistego oraz ze względu na wzrost liczby programów szkoleniowych, które przyznają dyplomy nieuznawane przez państwo, pacjenci mogą być wykorzystywani lub poddawani nadużyciom terapeutycznym, szczególnie o charakterze sekciarskim. Francuska gazeta L’Express również zwraca na to uwagę: Jest to wystarczająca odpowiedź na liczne przypadki, w których ludzie, którzy odnoszą się do spisków i różnych alternatywnych terapii, na przykład zalecając unikanie leczenia raka”. Uzasadnienie wyjaśnia rzeczywiste motywy francuskiego ustawodawcy: Ustawa ma na celu zapewnienie, że kompleks farmaceutyczny będzie mógł dalej rozszerzać swoją kontrolę. Każdy, kto proponuje inną terapię, która nie jest “potwierdzona naukowo” lub nie odpowiada “stanowi wiedzy medycznej”, ma zostać uciszony. Znamy już to podejście z Raportu Flexnera. Pytanie: Dlaczego Big Pharma chce dbać o “dobre samopoczucie” ludzi w sposób dyktatorski i, jeśli to konieczne, wbrew ich wolnej woli? Czy jest możliwe, że chodzi o dokładne przeciwieństwo “miłosierdzia i zdrowia” dla wszystkich?

7. Badania nad bronią biologiczną pod fałszywą flagą

Lekarz i oficer Heiko Schöning ujawnia w wywiadzie bardzo interesujący aspekt: Bezpośrednio łączy badania nad rakiem z badaniami nad bronią biologiczną. Teraz można obejrzeć krótkie fragmenty programu. “Ale jesteśmy teraz w erze broni biologicznej. Ten postęp techniczny jest możliwy. Jeśli cofniemy się wstecz, zobaczymy, że tak, w 1972 r. wprowadzono oficjalny zakaz broni biologicznej. Nie wolno było ich używać, produkować ani przechowywać. Co ciekawe, powiedział to prezydent USA Richard Nixon. Jedyną dobrze udokumentowaną rzeczą jest to, że Richard Nixon był najlepszym oszustem mafii globalnej przestępczości zorganizowanej. Jego oficjalnym pseudonimem był również Tricky Dick. Tak, a Nixon tak naprawdę tylko ukrył i zmienił nazwę badań nad bronią biologiczną w USA. Ponieważ jedną z głównych lokalizacji był Fort Detrick w USA. A co się stało z tymi wszystkimi badaczami broni biologicznej i obiektami i budynkami? Właśnie zmieniono ich nazwę. Pojawił się nowy znak. Na znaku widniał napis NCI [National Cancer Institute] – Narodowy Instytut Badań nad Rakiem. Naprawdę musi się to zrozumieć. Pozostali tam ci sami badacze, te same budynki, a teraz oficjalnie prowadzono tam badania nad rakiem”. Krótki postój: “Czystym zbiegiem okoliczności” w tym samym czasie, co zakaz badań nad bronią biologiczną, rząd USA przyjął National Cancer Act. Prezydent Nixon obiecał siedem miliardów dolarów do 1976 roku na “walkę z rakiem”. Za jednym zamachem Narodowy Instytut Raka (NCI) stał się największym i najbardziej wpływowym ze wszystkich amerykańskich instytutów zdrowia – a raczej “instytutem broni biologicznej”.

Schöning kontynuuje: “Czym jest broń biologiczna? Są to cytotoksyny. Czym są leki przeciwnowotworowe? Toksyny komórkowe. Jaka jest różnica między testem na broń biologiczną a badaniem nad rakiem? Inna pisownia. I dokładnie to zrobił Nixon. Właśnie umieścili znak wokół Fort Detrick, już nie Biological Weapons Research – National Cancer Research Institute”. Drodzy widzowie, jedna rzecz musi być dla nas jasna: Broń biologiczna zwykle ma na celu niepozorne zabijanie! Czego możemy oczekiwać od instytutów broni biologicznej – przepraszam, instytutów badań nad rakiem – w najbliższej przyszłości? Schöning kontynuuje: “Jedną z przykrywek był na przykład fakt, że ci badacze broni biologicznej nagle od dziesięcioleci prowadzili badania nad szczepionką przeciwko rakowi. Teraz znów o tym zapomniano. Wracając do miejsca, w którym skończyliśmy, dziś słyszymy, że szczepionki mRNA, tak, w rzeczywistości eksperymentalne terapie genowe przeciwko rakowi, są nam teraz sprzedawane”.

Voilà, po katastrofie z tak zwanymi szczepionkami mRNA Covida, szczepionki przeciwnowotworowe mRNA mają być teraz sprzedawane mężczyznom i kobietom. Przestępstwa związane ze szczepieniami przeciwko Covidowi, które mają niszczycielskie skutki, takie jak rozwój raka turbo, nie zostały jeszcze rozpatrzone. W programie “Eksplozja raka turbo po szczepieniu przeciwko koronie” Kla.TV wyjaśniła związek między szczepionką mRNA a niezwykle szybko rosnącymi nowotworami. A teraz dostępne są nowe szczepionki mRNA. Nic więc dziwnego, że zaufanie ludzi do medycyny opartej na farmaceutykach gwałtownie spada!

Wnioski:

1. Pozbawieni skrupułów ludzie pieniądza i władzy, tacy jak Rockefeller & Co., położyli podwaliny pod nowoczesny przemysł farmaceutyczny i nasz system opieki zdrowotnej.
_
2. Od samego początku ich celem była absolutna kontrola edukacji medycznej i nauki.
_
3. Niezależne badania są również radykalnie odrzucane od samego początku, nawet jeśli są obiecujące.
_
4. “Dobroczynny wizerunek” fundacji i instytucji superbogatych służy ukryciu ich prawdziwych intencji: Mianowicie, ekspansji władzy i kontroli.
_
5. Pomimo ogromnych inwestycji, wskaźniki umieralności na raka stale rosną.
_
6. Istnieją dowody na to, że za badaniami nad rakiem kryją się również badania nad bronią biologiczną z dużym budżetem. Celem broni biologicznej jest zazwyczaj niepozorne i masowe zabijanie!
_
7. Obecnie znajdujemy się w punkcie, w którym istnieje zagrożenie dyktaturą zdrowotną i wysoce niebezpiecznymi środkami przymusu medycznego. Przemysł farmaceutyczny, kontrolowany przez Rockefellerów tego świata, okazuje się być prawdziwym rakiem.

Zadajemy sobie pytanie: Czy oficjalne oświadczenia dotyczące badań nad rakiem mogą być prawdziwe? Kiedy przez około 100 lat napływały ogromne sumy pieniędzy, a sukces był tak niewielki? Sukcesy w leczeniu wydają się tak małe, że wystarczają, aby utrzymać nadzieję przy życiu. Wieczna nadzieja na zwycięstwo nad rakiem nigdy nie pozwala wyschnąć gigantycznemu strumieniowi pieniędzy na wątpliwe badania. Coraz bardziej radykalno-dyktatorski kompleks farmaceutyczny okazuje się być prawdziwym rakiem. Nadszedł czas, aby rozpoznać prawdziwe przyczyny i aby odkryć sprawców stale rosnących wskaźników zachorowań na raka. Należy zbadać podmioty czerpiące zyski z toksyn w żywności, powietrzu, glebie, wodzie i produktach farmaceutycznych. Ponieważ jakikolwiek paternalizm ze strony kontrolowanej przez farmaceutyki WHO i jej wasali musi zostać powstrzymany!

_______________

Źródło: kla.tv

Każdą chorobę można wyleczyć jeżeli usuniemy jej przyczynę. Prof. dr hab. n. med. Andrzej Frydrychowski

Profesor poza systemem – prof. dr hab. n. med. Andrzej Frydrychowski

Autor: AlterCabrio , 13 kwietnia 2024

‘Zostałem zaatakowany przez system, właściwie przez Izby lekarskie, za to, że uważam, że każdą chorobę można wyleczyć jeżeli usuniemy jej przyczynę. Medycyna uważa, że choroby przewlekłe nie da się wyleczyć, co jest nieprawdą. Można to wyleczyć pod jednym warunkiem, że będziemy usuwali przyczynę tych chorób, a nie będziemy leczyli objawów, bo nigdy jej nie wyleczymy. (…) Zmuszano mnie do zapisywania leków, które są nieskuteczne, a wręcz odwrotnie. Bardzo często mają wiele działań ubocznych.’

‘Tytuł profesora nie jest rzeczą prostą, trzeba przejść szereg etapów, trzeba mieć wkład w światową naukę. (…) Ale to nie ma znaczenia. Izby mi zarzucają, że ja nie potrafię czytać, nie potrafię czytać ze zrozumieniem. Nie mam podstawowej wiedzy lekarskiej. Doszło nawet do tego, że na jednej z rozpraw pseudo-sąd lekarski skierował mnie na podstawowe szkolenie, który musi przejść każdy lekarz, który kończy studia. No, są pewne granice absurdu. Włącznie oczywiście ze zdawaniem kolokwium. Po pięćdziesięciu latach nie mam żadnej wiedzy, nikt mi nie zarzucił najmniejszej szkody, a słyszę jedną mantrę: moja wiedza jest niezgodna ze współczesnym stanem wiedzy.’

−∗−

Profesor poza systemem – prof. dr hab. n. med. Andrzej Frydrychowski

https://banbye.com/embed/v_bg8U7wB8gl_n

−∗−

Warto porównać:

Apel do lekarzy polskich – prof. Andrzej Frydrychowski
Będziemy tworzyć alternatywną medycynę. Naukową Medycynę Naturalną. Ta nazwa nie nawiązuje do ziół, czy babcinych przepisów. Odwołuje się do natury ludzkiej, którą medycyna winna badać i studiować, uwzględniając w leczeniu naturalne, a dokładnie mówiąc, molekularne właściwości anatomii, fizjologii oraz psychiki człowieka. Poprzez zastosowanie właściwego doboru środków medycznych oraz naukowych metod leczenia. Czyli takich, które nie szkodzą. Primum non nocere.[…]

____________

‘Podważam kanony medycyny’ czyli czym są izby lekarskie – prof. Andrzej Frydrychowski
Jeśli ja mam wyniki, to moi koledzy powinni się ode mnie uczyć dlaczego ja je mam.

Nie można mówić prawdy? Za próbę ochrony społeczeństwa być karanym? To po co taka izba, jeśli mnie nie chroni?

Podważam podstawy medycyny gdyż twierdzę, że trzeba znaleźć przyczynę choroby i ją wyleczyć. To jest coś trudnego do zrozumienia.[…]

Polska służba zdrowia spoczywa. Starcy, którzy powinni być na emeryturach [lub – ministowie – w więzieniach]

Polska służba zdrowia spoczywa na barkach starców, którzy powinni być na emeryturach

21.01.2024 nczas.info/sluzba-zdrowia-spoczywa

lekarz służba zdrowia senior
Stary lekarz / obrazek ilustracyjny Fot. Pixabay

Deficyt kadr medycznych jest w Polsce problemem od lat. W tej chwili niedobory widać zwłaszcza wśród specjalistów kluczowych dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia – internistów, pediatrów i ginekologów-położników.

Spada też popularność specjalizacji takich jak geriatria czy chirurgia ogólna, co w najbliższych latach może skutkować koniecznością zamykania takich oddziałów szpitalnych.

Na dodatek kadra lekarska w Polsce sukcesywnie się starzeje – lekarze w wieku emerytalnym są w tej chwili istotnym wsparciem systemu. Natomiast młodzi coraz częściej wybierają pracę w otwartej służbie zdrowia: bez konieczności pełnienia dyżurów – co pogłębia niedobór lekarzy na oddziałach szpitalnych – albo w placówkach niepublicznych, które oferują im lepsze warunki zatrudnienia i wyższe płace.

Według ostatniego raportu OECD „Health at a Glance 2023” w Polsce na każdy 1 tys. mieszkańców przypada 3,4 praktykującego lekarza (przy średniej dla krajów OECD wynoszącej 3,7) oraz 5,7 praktykujących pielęgniarek (przy średniej dla krajów OECD wynoszącej 9,2).

Natomiast w raporcie „World Index of Healthcare Innovation 2023” – opracowanym przez działającą na rzecz równości szans organizację Foundation for Research on Equal Opportunity – Polska znalazła się na ostatnim, 32. miejscu (spadając z 31. w 2021 roku i 30. w 2020 roku). Autorzy rankingu zwrócili uwagę m.in. na fakt, że Polska ma najniższą spośród przeanalizowanych państw liczbę lekarzy i pielęgniarek podstawowej opieki zdrowotnej.

– W Polsce cały czas brakuje nam lekarzy. Funkcjonujemy od wielu lat w realiach permanentnego kryzysu i braku specjalistów – mówi agencji Newseria Biznes Krzysztof Żochowski, wiceprezes zarządu Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.

Jak wynika z wrześniowej ekspertyzy, opracowanej w ramach projektu „Polskie Zdrowie 2.0” Polskiej Akademii Nauk, w krajach OECD w sektorze ochrony zdrowia pracuje średnio co 10. osoba aktywna zawodowo i ten odsetek rósł nawet w czasie kryzysu z lat 2008–2009. Ogółem w krajach UE liczba lekarzy wzrosła z ok. 1,5 mln jeszcze w 2010 roku do 1,8 mln dekadę później (liczba lekarzy rosła w tym czasie szybciej niż liczba ludności).

Na tym tle Polska wypada niekorzystnie – w ochronie zdrowia pracuje ok. 6 proc. zatrudnionych, a dystans względem pozostałych państw OECD się zwiększa. Niedobory kadrowe widać zwłaszcza wśród specjalistów w wieku 41–50 lat, w tym kluczowych dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia – internistów, pediatrów, chirurgów ogólnych i ginekologów-położników. Uwagę zwraca też odsetek lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, który w 2020 roku w krajach UE wynosił średnio 20 proc., a w Polsce – zaledwie 9 proc.

Co więcej, dane OECD dotyczące liczby lekarzy w przeliczeniu na każdy tysiąc mieszkańców uwzględniają również pracujących specjalistów w wieku emerytalnym. To właśnie oni stanowią dziś istotne wsparcie dla polskiego systemu ochrony zdrowia – według danych Naczelnej Izby Lekarskiej obecnie wśród lekarzy aktywnych zawodowo jest 77 proc. mężczyzn po 65. roku życia (wobec 60 proc. w 2012 roku) oraz 66 proc. kobiet po 60. roku życia (wobec 46 proc. w 2012 roku).

– Specjalnością, której dramatycznie brakuje, są chirurdzy ogólni. Ja będę mieć za rok 60 lat i mogę występować w sekcji młodzieżowej Towarzystwa Chirurgów Polskich, ponieważ średni wiek chirurgów ogólnych w Polsce osiągnął wiek emerytalny –
mówi Krzysztof Żochowski. – Brakuje też m.in. anestezjologów i specjalistów medycyny ratunkowej. W tej chwili – w związku z bardzo dynamicznym rozwojem procedur diagnostycznych – bardzo brakuje też radiologów, ale jest wiele specjalności, gdzie potrzebujemy większej liczby lekarzy. Niewystarczająca jest m.in. również liczba lekarzy rodzinnych. Gdziekolwiek spojrzeć, tam braki.

Polski system opieki zdrowotnej z narastającym deficytem kadr medycznych boryka się już od lat. Opublikowany jeszcze przed pandemią COVID-19 raport ManpowerGroup („Niedobór talentów w służbie zdrowia”) pokazał, że już wtedy 72 proc. polskich szpitali szukało pielęgniarek, a 68 proc. lekarzy wszystkich specjalizacji. Tymczasem starzenie się populacji i rosnąca liczba zachorowań na choroby przewlekłe i cywilizacyjne powodują coraz większe zapotrzebowanie na świadczenia medyczne. Przy jednoczesnym niedoborze kadr skutkuje to m.in. kolejkami do specjalistów i wydłużonym czasem oczekiwania na usługi medyczne.

– W ostatnim czasie powstało bardzo wiele nowych uczelni kształcących lekarzy, ale efekty tych działań będziemy obserwować dopiero za 10–15 lat. Oczywiście otwartą kwestią pozostaje pytanie o rzetelność tej nauki, na ile te nowo powstałe uczelnie będą w stanie dobrze przygotowywać do wykonywania tego trudnego zawodu – mówi wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.

W 2021 roku lekarzy kształciło ponad 20 polskich uczelni, które oferowały nieco ponad 5 tys. miejsc stacjonarnych i 1,2 tys. niestacjonarnych. W ostatnich kilku latach liczba takich szkół szybko rosła, a obecnie otwierane są kolejne wydziały lekarskie na uczelniach, które nie posiadają zaplecza dydaktycznego ani kadr nauczycieli akademickich i zazwyczaj zakładają wykorzystanie potencjału szpitali wojewódzkich. To zaś rodzi uzasadnione obawy o jakość kształcenia lekarzy.

„Neo-uczelnie” nie kształcą dobrych lekarzy?

Swoje zaniepokojenie „zmianami prawnymi i organizacyjnymi prowadzącymi do degradacji kształcenia na kierunku lekarskim w Polsce” ostatnio wyraziło prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, nazywając nowe placówki neouczelniami medycznymi, nieprzygotowanymi do prawidłowego kształcenia lekarzy. Lekarze apelują o zmianę w tym zakresie, zapewniając, że w przypadku zamknięcia nowych kierunków lekarskich, które nie spełniają odpowiednich wymogów i otrzymały negatywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej, uczelnie zrzeszone w Konferencji Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych (KRAUM) byłyby gotowe przyjąć studentów z tych placówek.

– Musimy mieć też świadomość, że lekarz kończący wydział lekarski nie jest jeszcze w pełni przygotowany i nie jest w pełni wartościowym pracownikiem. On musi jeszcze ukończyć specjalizację. I tu bardzo ważnym wyzwaniem jest właściwa polityka państwa w zakresie rezydentów, ich dostępności, dobrego obliczenia, jakie są rzeczywiste potrzeby Polaków, jeśli chodzi o zapewnienie pomocy, ilu specjalistów w poszczególnych dziedzinach potrzebujemy, i właściwe sfinansowanie tego. To trzeba podkreślić: istotnym elementem polityki państwa są nie nowe wydziały lekarskie, ale to, jakie specjalności po ukończeniu tych wydziałów będą lekarze nabywać – czy będą to interniści, czy będą to okuliści, kardiolodzy czy chirurdzy – zaznacza Krzysztof Żochowski.

Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej jesienią 2022 roku kształcenie specjalistyczne rozpoczęło 1950 lekarzy. Spośród 76 kierunków specjalizacji największą popularnością cieszyła się specjalizacja z zakresu chorób wewnętrznych (162), medycyny ratunkowej (104), neurologii (103), onkologii (87) i rehabilitacji medycznej (85).

Statystyki pokazują, że wyraźnie spada za to popularność specjalizacji takich jak geriatria czy chirurgia ogólna, co w najbliższych latach może skutkować koniecznością zamykania takich oddziałów szpitalnych.

– Są specjalności, w których pozyskiwanie specjalistów jest łatwiejsze, a są też takie, których lekarze nie chcą wykonywać – mówi ekspert. – Przykładem jest m.in. wymóg, aby w części zespołów ratownictwa medycznego jeździli lekarze, ale nikt nie chce tej pracy wykonywać. Dlatego dziś ok. 60 proc. karetek S, gdzie powinien być lekarz, jeździ bez lekarzy. Za te wyceny, które są obecnie proponowane, nie jesteśmy w stanie pozyskać lekarzy, którzy chcieliby tę pracę wykonywać. W środowisku istnieje opinia, że nawet gdybyśmy tę wycenę znacząco zwiększyli, to i tak dalej mogłoby nie być chętnych. Podobnie jest z lekarzami pracującymi na SOR-ach, w NPL-ach – to są te rodzaje prac, które są przez lekarzy dużo mniej chętnie widziane.

Z ekspertyzy PAN wynika, że problem braku lekarzy dotyczy przede wszystkim mniejszych ośrodków, ponieważ duże miasta dają specjalistom większe możliwości. Natomiast młodzi lekarze coraz częściej wybierają pracę w otwartej służbie zdrowia – bez konieczności pełnienia dyżurów szpitalnych (co pogłębia niedobór lekarzy zatrudnionych w oddziałach szpitalnych) oraz w placówkach niepublicznych, które oferują lepsze warunki zatrudnienia i wyższe płace.

– Szpitale, żeby móc udzielać świadczeń medycznych, cały czas rywalizują między sobą o poszczególne grupy specjalistów – tak aby nie wypaść z rynku i móc realizować wymogi koszykowe. Ale to nie jest wyłącznie rywalizacja pomiędzy szpitalami. W realiach Polski powiatowej jest też potężna rywalizacja między szpitalami a podstawową opieką zdrowotną, chociażby o internistów i pediatrów. Z kolei w dużych ośrodkach, w większych szpitalach istnieje rywalizacja między szpitalami publicznymi a niepublicznymi, ale też placówkami udzielającymi porad specjalistycznych, ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Część lekarzy odchodzi ze szpitali, żeby realizować się zawodowo właśnie w tych miejscach, gdzie przy mniej stresującej pracy mogą osiągnąć lepszy wynik finansowy – wyjaśnia Krzysztof Żochowski.

Według danych GUS na 2022 rok polski system ochrony zdrowia zatrudnia blisko 720,1 tys. osób, przy niewielkiej przewadze sektora publicznego nad prywatnym (384 tys. vs. 336 tys.). Zgodnie z prowadzonymi rejestrami branżowymi na koniec 2020 roku prawo wykonywania zawodu w Polsce posiadało 153,3 tys. lekarzy, 303,2 tys. pielęgniarek i 39,8 tys. położnych.

Jednak dane te przeszacowują liczbę pracujących, ponieważ obejmują również osoby nieaktywne zawodowo. Z ekspertyzy przygotowanej przez ekspertów PAN wynika też, że do zaostrzenia problemu związanego z niedoborem kadr medycznych w Polsce przyczyniła się emigracja. Naczelna Izba Lekarska – na podstawie wydawanych dla lekarzy zaświadczeń – szacuje, że za granicą pracuje ok. 15 tys. polskich lekarzy.

Źródło:Newseria Biznes

Zespoły ratownictwa będą dalej jeździć do chorych bez medyków. W ponad połowie zespołów nie ma lekarza.

Brakuje lekarzy. Ministerstwo Zdrowia nie będzie egzekwować wytycznych, które samo wprowadziło

20.11.2023 brakuje-lekarzy-ministerstwo-zdrowia-nie-bedzie-egzekwowac-wytycznych-ktore-samo-wprowadzilo/

Karetka, ambulans.
Karetka, ambulans. / Fot. PAP

Zespoły ratownictwa będą mogły dłużej jeździć do chorych bez medyków, a szpitale dostaną więcej czasu, by wykonać zaległe świadczenia. Jednocześnie Ministerstwo Zdrowia nie ma zamiaru egzekwować wytycznych, które samo wprowadziło.

Jak opisuje „Rzeczpospolita”, brak personelu medycznego, zwłaszcza lekarzy, i problemy finansowe to bolączki wielu placówek medycznych. Dlatego Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się na swoistą abolicję – wstrzymanie stosowania przepisów i stosowania kar, które samo wprowadziło.

„Rz” przypomina, że w czasie pandemii placówki medyczne mogły liczyć na pewne ułatwienia. Jednym z nich był przepis, który pozwalał na funkcjonowanie zespołów ratownictwa medycznego (ZRM) bez lekarza w składzie. I choć stan zagrożenia epidemicznego przestał obowiązywać 1 lipca tego roku, sytuacja nie uległa poprawie.

Gazeta podaje, że zgodnie z ostatnimi danymi z Systemu Wspomagania Dowodzenia Państwowego Ratownictwa Medycznego w ponad połowie zespołów nie ma lekarza.

Dlatego – jak informuje „Rz” – NFZ nie będzie nakładał kar za brak lekarza w karetce jeszcze do połowy przyszłego roku. Przewiduje to projekt rozporządzenia, który trafił do konsultacji. Taką abolicję wprowadzono już w tym roku, kiedy po pandemii okazało się, jak zła jest sytuacja. Teraz abolicja zostanie wydłużona. Ma to umożliwić placówkom medycznym skuteczne zrekrutowanie medyków do pracy w karetkach i uchronić je przed stratami finansowymi.

Do konsultacji trafił też inny projekt ratujący sytuację finansową.

Co spowodowało powszechne zbydlęcenie środowiska medyków, a ujawniło się w pełnej krasie w czasie tak zwanej pandemii?

Jak to było możliwe?

Anthony Ivanowitz 7 listopada 2023, anthony.neon24-jak-to-bylo-mozliwe

Co spowodowało powszechne zbydlęcenie środowiska medyków w Polsce, co ujawniło się w pełnej krasie w czasie tak zwanej pandemii?

Jak to było możliwe?

Gdy w roku 2009 wybuchła w łódzkim pogotowiu afera “łowców skór”, polegająca na tym, że medycy zatrudnieni w pogotowiu mordowali pavulonem i potasem  chorych ludzi- gdyż za każdą “skórę” (zwłoki) firmy pogrzebowe płaciły im kilkaset złotych- opinia publiczna poinformowana o tej potwornej zbrodni najpierw nie mogła w to uwierzyć zaś po okazaniu dowodów zbrodni ludzie w Łodzi byli gotowi dokonać samosądów na zwyrodnialcach, zaś ci bali się wyjeżdżać do wezwań gdyż byli atakowani fizycznie co często kończyło się interwencją policji.

Przez kilka lat wymordowano pavulonem i potasem tysiące ludzi, tylu ile dawek pawulonu i potasu pobrali zbrodniarze z apteki pogotowia. 
Afera zakończyła się prawie niczym, skazano na kary więzienia 4 osoby, reszta zbrodniarzy uniknęła kary, choć powinni odpowiadać za współudział w zbrodni, (jeśli nie udało się im udowodnić czynnego udziału), gdyż wiedząc o zbrodni siedzieli cicho!

Gdy wydawać się mogło, że tak potworna zbrodnia w wykonaniu medyków nie może się nigdy powtórzyć, historia pokazała, że jednak powtórzyła się i to w skali całego kraju. Gdy tylko politycy zapewnili medykom bezkarność w mordowaniu ludzi ( w postaci ustawy “Dobrego Samarytanina”)i stworzyli pretekst ku temu w postaci tak zwanej pandemii, całe hordy medyków skoczyło do gardeł chorych ludzi, co zakończyło się zgonami 250 tysięcy Polaków (tak zwanymi “ponadnormatywnymi”) i nie wiadomo jaki będzie końcowy wynik tego ludobójstwa, gdyż zgony poszczepienne trwają i nie wiadomo kiedy sią zakończą!

Jak taki horror mógł się wydarzyć w warunkach pokojowych? Co spowodowało powszechne zbydlęcenie środowiska medycznego? Wyjaśnienie takie, że mordowali bo im za to politycy zapłacili (w sumie 7 mld złotych tak zwanych dodatków kowidowych) nie wydaje się być wystarczające. Coś zmieniło psychikę tych ludzi, czyniąc z nich krwiożercze bestie. 
Jak to się stało, że środowisko medyczne (z jednostkowymi wyjątkami) stało się zbrodniczym ramieniem rządu warszawskiego? Zauważmy, że gdyby nie masowy udział w zbrodni kowidowej środowiska lekarskiego, to złoczyńcy rządowi byliby bezsilni i bezradni!

Dlaczego nakłonienie do zbrodni środowiska lekarskiego okazało się tak łatwym zadaniem? Samo skorumpowanie lekarzy i zapewnienie im bezkarności jeszcze nie do końca wyjaśnia ten przerażający fenomen.

Musimy sięgnąć do wyjaśnień psychologicznych.

Praca lekarzy należy do jednej z najbardziej odrażających profesji. Na co dzień stykają się oni z ludźmi wyniszczonymi chorobami, śmierdzącymi, niedomytymi, czasami unurzanymi fekaliami, zdeformowanymi, okropnie okaleczonymi w wypadkach ….listę okropności przynależnych zawodowi lekarza można mnożyć w nieskończoność.

By móc normalnie funkcjonować w takich realiach, musi nastąpić adaptacja. Polega ona najpierw na powstaniu znieczulicy wobec chorych u prawie każdego medyka, która przeradza się obrzydzenie do pacjentów a na koniec w nienawiść do nich!

Taki uformowany „materiał ludzki” można ulepić w każdą formę, na przykład morderców ludzi, co właśnie obserwujemy na co dzień.

Środowisko medyków nigdy nie zmyje hańby którą właśnie się okrywa! Tych ludzi powinien spotkać całkowity ostracyzm społeczny, bo o tym by ponieśli odpowiedzialność karną za ogrom zbrodni którą już popełnili i popełniają, nie ma co marzyć!

Pamiętam wizytę z kolegą w rzeźni, której jego ojciec był dyrektorem. Było to dla mnie  traumatyczne przeżycie,  utkwiło mi ono w pamięci na zawsze!
Dyrektor oprowadził nas po wszystkich wydziałach rzeźni w tym ubojni. Po raz pierwszy i ostatni widziałem płaczące krowy prowadzone na rzeź. Po tej makabrycznej “wycieczce” (miałem wówczas chyba 16 lat) dyrektor zrobił nam wykład o zasadach pracy w rzeźni z którego dowiedziałem się, ze istnieje opracowany (chyba przez jakiś komuszych naukowców?) system rotacyjnego przenoszenia pracowników z wydziału na wydział, tak aby praca na ubojni nie trwała dłużej niż 2 tygodnie. Podobno zbyt długie mordowanie zwierząt deformuje psychikę pracowników i mogą się oni stać niebezpieczni dla otoczenia.

Podobny system rotacji (czy może nawet częstych urlopów wypoczynkowych) powinien obowiązywać w służbie zdrowia, co być może zapobiegło by zbydlęceniu medyków!

Póki co, trzymajmy się od nich z daleka, te bestie w ludzkiej skórze są niebezpieczne, gdy tylko otrzymają przyzwolenie na następny atak, przeprowadzą go ku zgubie nieszczęśników którzy wpadną w ich śmiercionośne szpony!

Anthony Ivanowitz 7.11.2023r. www.pospoliteruszenie.org

=======================

  • tadman 8 listopada 2023,
  • 1. Wysoka temperatura, omdlenie i rodzina wzywa pogotowie. Przyjeżdżają, wykonują dwukrotnie test, za drugim razem jest pozytywny i wiozą delikwenta do szpitala kowidowego. Tam wykonują pomiar temperatury, osłuchiwanie klatki piersiowej, pomiar ciśnienia, następny test, morfologię, gazometrię, podłączają pod stacjonarny puloksymetr i TK klatki piersiowej. Płuca czyste, więc następnego dnia wypis do domu. W domu tydzień inkubacji i oba płuca zajęte i ponownie karetka i przewiezienie do innego szpitala kowidowego, antybiotyki, leki przeciwgorączkowe, kroplówki, remdesiwir i środki przeciwbókowe, heparyna w brzuch, sonda tlenowa do nosa i po 2,5 tygodnia leczenia skierowanie na 3-tygodniową rehabilitację. Sporo straconego czasu i sprowadzenie na chorego nieokreślonego ryzyka.
    2. Sąsiadce skończyły się leki i nie może dodzwonić się do przychodni, więc idzie tam i na drzwiach wisi kartka z numerem telefonu, który jest wiecznie zajęty i ostrzeżenie, aby nie pukać w drzi i okno. W końcu przychodzi ktoś umówiony po skierowanie i przez otwarte okno wydają papiery i wtedy sąsiadce udaje się poprosić o receptę na leki. Powiedziała, że długo stała pod drzwiami i w końcu zaczęła pukać w drzwi, ale pomimo iż widziała, że pielęgniarki kursują po korytarzu zamkniętej przychodni to nikt nawet nie spojrzał w kierunku drzwi.
    3. W maju, czyli w drugim miesiącu wprowadzenia obostrzeń, dopada mnie ostry atak woreczka żółciowego. Pogotowie nie przyjeżdża, więc idziemy do najbliższego szpitala gdzie odsyłają nas, bo nie ma przyjęć i mamy udać się do sąsiedniej miejscowości, bo tamten szpital prowadzi przyjęcia. Ląduję na SORze, wyniki wątrobowe i trzustkowe złe, więc kładą mnie na oddział. Dostaję antybiotyk stosowany tylko w szpitalach i w trakcie injekcji dostaję ślinotoku i mam odruchy wymiotne. Pielęgniarka przerywa podawanie antybiotyku i zawiadamia lekarza. Następuje zmiana antybiotyku, który organizm toleruje. Zasada leczenia w tamten czas to stosowanie antybiotyków w celu ogarnięcia zapalenia dróg żółciowych i operacje wykonywane były tylko w przypadku zagrożenia życia. Przy wypisie rozmowa z lekarzem prowadzącym i zalecenie do wykonania usunięcia woreczka. Zgodnie z tym co powiedział lekarz idę do pielęgniarki medycznej, która zapisuje pacjentów do kolejki czekających na operację i dopiero tam dowiaduję się, że z powodu pandemii zapisów nie prowadzi się i trzeba się dowiadywać co jakiś czas.

=================================

  • demonkracja 7 listopada 2023,————————-
    Tak – bezkarność, forsa i nienawiść do ludzi – zwłaszcza tych starszych. Dochodzi do tego i to, że wiara w Boga w cywilizacji śmierci jest passe.
    Wniosek?
    Nie zapominajmy, że już od dawna w szkołach i uniwersytetach trwa podmiana młodym ludziom ich szarych komórek na szatańskie odchody.
  • =====================================
  • Mail:
  • Jednak winny jest przede wszystkim rząd.
  • Podobnie jak medyczne zachowywało się środowisko nauczycielskie i 
  • naukowe, kler, a nawet dużo przypadkowych ludzi w tramwaju i na ulicy.

Wlewki i góry, które uzdrawiają. Spod Turbacza 4.

Wlewki i góry, które uzdrawiają. Spod Turbacza 4.

Mirosław Dakowski, październik 2023

W ciągu życia, jakie obecnie prowadzimy, coś z organizmu człowieka jest wypłukiwane, a wdychamy oraz zjadamy duże ilości innych substancji, w tym szkodliwych.

To nie slogan lecz doświadczenie, również osobiste.

Przykłady:

Od 20 lat pogarszał mi się wzrok. Mówili, że „to od mikroskopu”, nad którym sporo ślęczałem w młodości. Oczywiście „od ekranu”, przy którym sporo ślęczę, też od 20 lat. Lekarze okuliści zrobili mi ze 30 badań „pola widzenia”, z których wynikało, że siatkówki się stale degenerują, że mają nowe stany zapalne. W środku pola widzenia plamy ciemne, rosnącej nieprzezroczystości, „rosła w oczach”. Pytałem o to, jak mogą to powstrzymać. Odpowiadali: Nie da się, „to cywilizacja” lub „to proces starczy”.

To po cholerę ganiacie mnie ciągle do tych badań?? By monitorować??

Podobnie wyglądały, z wielkim trudem uzyskiwane, rozmowy ze zwykle bardzo znanymi kardiologami i tymi lekarzami od mózgu. „Stan widzimy, ale naprawić nie potrafimy”.

Znany mi skądinąd doktor C. zaproponował wlewki dożylne. Trzy razy po półtora litra. Po wszystkim, mocno naciskany, powiedział: Ja nie leczę chorób, ja uzdrawiam.

Te wlewki usunęły mi senność dzienną, zmniejszyły „nieuleczalne” plamy na obu siatkówkach 3 do 5 razy, zwiększyły też kilkakrotnie wydolność serca na wysiłek [na przykład chodzenie]. I usunęły wiele innych objawów. Odżyłem.

Są inni faceci, z ratowników pochodzący, podobno w firmach typu” Pan Kroplówka “. Też coś mogą pomóc przy pomocy wlewek, na przykład szybkie czy natychmiastowe usuwanie skutków kaca. Ale chyba nie mają, że nie mogą mieć wiedzy, doświadczenia i fantazji czy dalekowzroczności doktora C. Jego wlewki działają dwa do trzech miesięcy.

Pojechałem pod Turbacz, na okres tego żałosnego a potwornego wrzasku “daj głos dupku” [t.zw. „wybory”]. Bacówka na wysokości około 1200 m. Leki doraźne stosowane od lat na zatkany nos, na suchy kaszel itp od razu okazały się zbędne. Te ” nieodwracalne ” uszkodzenia siatkówki i ciemne plamy w polu widzenia dalej się zmniejszyły, z nocy na noc, i stały bardziej przezroczyste. Po raz pierwszy od 20 lat zobaczyłem i policzyłem Plejady.

Czy to skutek mniejszego ciśnienia powietrza [tam jest o 15% niższe niż w Warszawie], czy czystszego powietrza? W Aninie jest też chyba czyste, dużo lasów i drzew wokół.

Więc przyczyn nie znam, ale by ukrywana prawda pod korcem nie leżała, opisuję. Działalność doktora C. jest zapewne sprzeczna z dopuszczoną dla lekarzy “nauką “.

Tak jak ku wściekłości dobrych, głównie starych lekarzy, usunięto z programu w studiów medycznych ziołolecznictwo, zakazano je. A przecież są to leki znane, zbadane przez 2 do 3 tysiącleci skutecznej medycyny.

Nie mogę na stałe zamieszkać w górskich lasach. Ale może wśród czytelników są tacy którzy mogą. Warto. Tylko bez telewizora w chałupie. Bo może też z telewizorów te choroby wpełzają w człowieka? Bo jest pewne, że ogłupienie włazi w młodych ze smarkfonów. To realna pandemia, nie wydumana jak ta z kowid. Ale obie narzucone są przed apostołów Złego.

Buki już się żółcą, złocą, za parę dni sczerwienieją. Na polanę wyszła łania, parę podrostków za nią. Już się łączą w stada? A śnieg znów stopniał. Po raz drugi… Piszę 15 października.

=============================

Nauki ścisłe, oświata.

W ciągu kilkudziesięciu lat nastąpił szybki, nagły i katastrofalny upadek oświaty, także wyższego wykształcenia oraz nauki. Nie mógł być przypadkowy, widzimy więc że jest celowy. Medycyna oficjalna odrzuciła ogromny dorobek tysięcy lat medycyny naturalnej, w tym całe ziołolecznictwo. Gorzej. Nawet ściga i karze skutecznych lekarzy.

Człowiek, który neguje wiedzę fizyki medycznej [na przykład dobroczynne działanie promieniowania ultrafioletowego Słońca, czy ruchu na świeżym powietrzu]nie tylko kończy pierwszy rok studiów medycznych [a powinien być relegowany, usunięty], lecz dostaje dyplom lekarza medycyny, potem uzyskuje doktorat i o zgrozo! – zostaje profesorem i Ministrem Zdrowia. Doprowadza do 230 000 nadmiarowych zgonów w Polsce i nie ma procesu karnego, nie zostaje skazany na długoletni więzienie!!

Obecnie każdy, na przykład leń czy niedorozwinięty umysłowo, uzyskuje dyplom na uczelni, tytuł profesora itp, byle „wypełniał procedury”. Popatrzmy na ilość i jakość wyższych uczelni, oraz ich absolwentów.

To musi się skończyć katastrofą cywilizacji, jeśli tego szybko nie odwrócicie! Tak zwane „szerokie masy” muszą obudzić się do oporu, choćby biernego.

A elity, te prawdziwe, a nie celebryci, muszą się zjednoczyć i zorganizować, zbudować kontrrewolucję. Czyli coś przeciwnego każdej rewolucji.

Historia jeżyn z Ochotnicy Dolnej. [I katastrofy “nauki” narzuconej]

Historia jeżyn z Ochotnicy Dolnej. [I katastrofy medycyny narzuconej]

Izabela Brodacka

To historia dość dawna lecz – zapewniam – autentyczna. Trzymiesięczna córeczka przyjaciół mego męża miała ciężką anemię. Nie działały żadne medyczne środki i sposoby. Lekarz prowadzący wziął ojca dziecka na stronę i powiedział, że trzeba spróbować podawania dziecku soku z jeżyn. Jeżyny – jak twierdził – mają własności krwiotwórcze. Dodał, że muszą to być jeżyny zebrane w górach, daleko od wszelkich szos i ulic czyli nie poddane działaniu spalin samochodowych. Jeżyny z miejskich działek – przestrzegał – mogą tylko zaszkodzić, bo gromadzą metale ciężkie. Jak się wyraził – mają w sobie pół tablicy Mendelejewa. Określił w jakich ilościach dodawać sok do pitej przez dziecko wody zastrzegając surowo, że znajomy musi podawać ten sok w tajemnicy i nigdy nie może ujawnić kto mu udzielił tej rady, gdyż radzący mógłby stracić prawo do wykonywania zawodu lekarza.

Znajomy przyszedł do nas z prośbą o pomoc. Nie znał takich miejsc gdzie mógłby zebrać bezpieczne jeżyny a wiedział, że my dobrze znamy liczne tereny górskie. Faktycznie w Ochotnicy Dolnej gdzie spędzaliśmy z dziećmi wakacje ogromne pola jeżyn były między innymi na szczycie Tworogów, pasma górek okalających Ochotnicę od lewej orograficznie rzecz biorąc strony, czyli po lewej stronie Ochotnickiego potoku. Była też stosowna do zbiorów pora, koniec września. Pojechałyśmy więc z koleżanką spędzającą ze mną zwykle wakacje w Ochotnicy dosłownie na jeden dzień w Gorce. Nie chciałyśmy brać znajomego, bo naszym zdaniem tylko by przeszkadzał. Koleżanka była to dawna alpinistka z niezwykłą kondycją, a poza tym ze zmysłem społecznym każącym jej angażować się w różne cudze problemy. Jak mówiły moje dzieci: „ Alinkę można wkręcić w każde ( przepraszam) gówno”.

Na Tworogach zebrałyśmy całe kubły dojrzałych pięknych jeżyn a potem Alina z naszą gospodynią z Kołodziei , panią Jordanową przez całą noc obsługiwały sokownik i pasteryzowały słoiki z sokiem. Ja też miałam pomagać ale – przyznam ze wstydem – zasnęłam na góralskiej ławie w kuchni a litościwe panie nie obudziły mnie. Wracałyśmy z Ochotnicy z wypełnionymi słoikami plecakami najpierw autobusem do Krakowa, a potem pociągiem do Warszawy. Alina niosła więcej bo nie tylko miała olbrzymią horolezkę z kominem ale również o wiele lepszą ode mnie kondycję.

Zapamiętałam z tej podróży przezabawny incydent. Na dworcu Centralnym w Warszawie pewien uprzejmy młody człowiek zapragnął zdjąć plecak Aliny z półki. „ Nie ruszaj”- wrzasnęła Alina lecz chłopak nie posłuchał i usiadł na ziemi przygnieciony ciężarem plecaka. „ Mówiłam ci żebyś nie ruszał” – powiedziała Alina, zarzuciła bez trudu plecak na ramię i ruszyła do wyjścia zostawiając na ziemi osłupiałego mężczyznę.

Znajomy umieścił sok w lodówce i zaczął podawać niemowlęciu według wskazówek lekarza. Najpierw pół łyżeczki do butelki z wodą, potem łyżeczkę, stopniowo zwiększając dawkę. Po miesiącu czy dwóch anemia ustąpiła, a nieświadomi niczego niewtajemniczeni lekarze byli zdumieni niespodziewaną gwałtowną poprawą. Dziewczynka piła ten sok przez dłuższy czas. Jak długo dokładnie nie pamiętam a nie chciałabym czegoś przekłamać.

Gdy słyszymy o medycynie ludowej wszyscy przypominają i cytują historię Rozalki z opowiadania Bolesława Prusa pod tytułem „Antek”, którą gdy zachorowała, za radą znachorki, wsadzono na kilka zdrowasiek do pieca. Nie neguję, że ludzie czasem padają ofiarą oszustów, którzy odradzają im leczenie oficjalnymi, uznanymi metodami i czerpią zyski ze sprzedawania – w przypadkach beznadziejnych – nadziei.

Tym razem porady udzielił doświadczony lekarz, przekonany o słuszności swoich słów lecz obawiający się reakcji środowiska lekarskiego na ujawnienie jego terapii. Epidemia covidu odsłoniła prawdziwe oblicze izb lekarskich które w kapturowych procesach odbierały lekarzom prawo wykonywania zawodu nie tylko za stosowanie nieuznawanych oficjalnie terapii ( na przykład za skuteczne leczenie amantadyną) lecz za wyrażanie jakichkolwiek wątpliwości wobec autentyczności pandemii, stosowanych środków zaradczych czy skuteczności szczepionek.

Dawno nie była w Polsce tak bardzo gwałcona wolność słowa i nigdy zaufanie do lekarzy nie uległo takiemu upadkowi. Dwieście tysięcy nadmiarowych zgonów to nie tylko wynik błędnej polityki zdrowotnej władzy w okresie pandemii lecz rezultat lekceważenia przez licznych lekarzy przysięgi Hipokratesa. Nie przyjmowano do szpitali nawet pacjentów w ciężkim stanie, nie wykonywano koniecznych operacji zasłaniając się koniecznością oczekiwania na wynik bezsensownych, nieskutecznych testów. Wiele znanych mi osób, którym zaproponowano telefoniczną wizytę u kardiologa czy ginekologa, zerwało wszelki kontakt z oficjalną medycyną i wypisało się z przychodni. Wiele z nich twierdzi że czują się lepiej. Choć rezygnacja z oficjalnej medycyny nie jest zapewne korzystna i bezpieczna trzeba przyznać, że telefoniczna wizyta u kardiologa to wręcz perwersja i nikt rozsądny nie może tego akceptować ani się na to godzić.

Zaufanie społeczne utraciły również środowiska naukowe. Podporządkowały się pokornie wszelkim głoszonym bez przeszkód idiotyzmom, wszelkim teoriom globalnego ocieplenia, czy idiotyzmom dotyczącym liczby płci. Brednie Miczurina czy Łysenki mogą się schować w porównaniu z bredniami głoszonymi przez współczesne środowiska naukowe.

Nic dziwnego, że prestiż nauki spadł tak gwałtownie, że jak potwierdzają badania socjologiczne młodzi ludzie przestali wiązać z nauką swoje marzenia i plany. Planują na ogół pracę w banku, w wielkiej korporacji lub założenie własnej firmy. Zarówno lekarze jak i naukowcy stracili społeczne zaufanie gdyż zdradzili etos swego zawodu. Nie należy się dziwić, że nastąpił renesans medycyny ludowej i ziołolecznictwa. Nie należy tego potępiać i się tego obawiać. Wręcz przeciwnie – powinniśmy zbierać stare sprawdzone recepty i przepisy. Współczesna medycyna sprowadza leczenie do medycznych procedur. W obawie o swój monopol nawet działanie soku z jeżyn potrafi zaliczyć do szkodliwych przesądów