Mafia wizowa

Mafia wizowa

Jan Piński mafia-wizowa

Tylko w 2022 r. rząd PiS wydał ok. 136 tys. wiz na pracę w Polsce osobom z krajów muzułmańskich; łącznie ok. 250 tys. wiz dla osób z krajów Azji i Afryki. Dużą część za łapówkę!

Wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk stracił stanowisko, po tym jak do MSZ wkroczyli funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Służby PiS nie zajęły się – z własnej woli – partyjnymi działaczami PiS. Sprawą gigantycznego handlu wizami do Polski zajmują się służby Niemiec i Szwecji, do których przyjeżdżają setki tysiące ludzi, którym urzędnicy PiS sprzedawali wizy za ok. 5 tys. USD za sztukę. Tylko w 2022 r. rząd PiS wydał ok. 135 tys. wiz na pracę w Polsce osobom z krajów muzułmańskich. W zestawieniu z protestami PiS przeciwko relokacji ok. 2 tys. osób z innych krajów Unii Europejskiej mamy do czynienia z gigantyczną hipokryzją.

„200 tys. imigrantów w 2022 roku razy 5 tys. USD za wizę = 1 miliard dolarów. Tyle wart był przekręt na imigrantach w MSZ. Teraz rozumiem sytuację na Białoruskiej granicy. Trzeba było zwalczać konkurencję Łukaszenki. Było „polityczne złoto” i miliard dolarów” – kpił na portalu X (dawniej Twitter) Jakub Bierzyński, publicysta i przedsiębiorca.

Co ciekawe, jedna z osób, która ma zarzuty w tej sprawie, wybrała sobie na obrońcę Macieja Zaborowskiego. To adwokat Daniela Obajtka i Zbigniewa Ziobro. Bardzo drogi. Moi informatorzy uważają, że urzędnik, który ma postawione zarzuty, ma czuć się bezpiecznie, aby nie mówić za dużo. Dokładnie tak samo jak było w 2018 r., gdy Marek Ch., szef Komisji Nadzoru Finansowego, został nagrany na domaganiu się 40 mln złotych od biznesmena Leszka Czarneckiego, w zamian zaś obiecywał mu, iż podległy mu urząd zablokuje plan odebrania (ukradzenia) banków Czarneckiemu. Ten złożył zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury. Banki mu odebrano, a po 5 latach proces Marka Ch. nie rozpoczął się na dobre. „Szanowny Panie Redaktorze, bardzo dziękuje za pytania. Niestety nie będę komentował żadnych kwestii związanych z tym postępowaniem” – odpisał mi adwokat Maciej Zaborowski.

Czym się różni legalny emigrant od nielegalnego? Legalny płaci pisowcom łapówkę. Nielegalny płaci Łukaszence. Wojna hybrydowa to wojna gangów o wpływy z handlu ludźmi. Ci, którzy noszą mundur, muszą się czuć wykorzystani. Nikt się z nimi kasą nie podzielił” – szydzi Bierzyński. „U Łukaszenki 15 tys. zł i mordercza przeprawa przez bagna. Nasi załatwiają legalny wjazd czysto i bez ryzyka za jedynie 5 tys. USD od głowy. Łukaszenka im po prostu z nieba spadł. Mur i pushbaki zmieniły relacje korzyści do ceny. Tak się robi interesy!” – dodaje Bierzyński.

Biznes na wizach zaczęli szpiedzy

O tym, że za rządów PiS kwitnie nielegalny handel wizami za krocie, napisał jako pierwszy Grzegorz Jakubowski na łamach „Gazety Finansowej”. Kreśląc w lutym 2018 r. sylwetkę Piotra Krawczyka, szefa Agencji Wywiadu, napisał, że „CIA zwróciła uwagę, że na Bliskim Wschodzie dochodziło do procederu handlu polskimi wizami z udziałem oficerów AW. Amerykanie byli zbulwersowani, ponieważ na polskich papierach do krajów Unii Europejskiej mogli przeniknąć terroryści. Z kolei do MSZ trafił anonim, ujawniający skalę patologii w AW.

Afera wisiała w powietrzu, a wśród „ofiar” mogli znaleźć się koledzy („czyli oficerowie wywiadu” – red.) Krawczyka, który, pracując na placówce w Turcji, mógł posiąść wiedzę o procederze. Dość powiedzieć, że dopiero niedawno ujawniono, iż np. na oficjalnej stronie ambasady RP w Bagdadzie (Irak), w zakładce z instrukcją, jak uzyskać polską wizę, widniały podejrzane dane kontaktowe. Wśród nich adres e-mail na domenie Yahoo.com. Sprawę opisała blogerka Michalina Kupper, której znajomy z Kurdystanu, dzwoniąc na wskazany na stronie polskiej ambasady numer, dowiedział się, że wiza kosztuje 10 tys. dolarów. – Od razu pomyślałam, że to błąd. Napisałam mail. Odpowiedź nadeszła szybko: wiza 2-letnia, koszt tym razem 500 euro. „Przelej kasę (Bank of America), a my to wszystko załatwimy” – relacjonowała treść maila zwrotnego Kupper.

– Zadzwoniłam do MSZ. Roztargniony pan po drugiej stronie słuchawki wyjaśnił, że po wizy trzeba kierować się do Konsulatu w Erbilu, a co do podejrzanych danych, to przekaże te informacje dalej (przy mnie wchodząc na stronę i widząc te bzdury). Ambasada odpowiada, że podany mail jest nieautoryzowany przez polskie placówki – dodała. Sprawą zajęli się w styczniu dziennikarze, a MSZ nabrało wody w usta. Dane kontaktowe te były bowiem zamieszczone na oficjalnej stronie ambasady od kilku lat” – tyle Jakubowski.

Podobne afery korupcyjne miały miejsce w konsulatach i ambasadach na Białorusi i Ukrainie. Wygląda na to, że biznes rozpoczęty przez oficerów wywiadu podłapali politycy, tylko zwiększyli znacznie skalę procederu. Wraz ze wzrostem podaży wiz obniżono jej ceny – kosztowały one ok. 5 tys. USD za sztukę.

Samobójczy strzał Kaczyńskiego

Kaczyński i rząd PiS próbowali ogłosić walkę z imigrantami (uchodźcami) jako atut władzy PiS. Wystarczy wyjrzeć w dużym mieście za okno, aby wiedzieć, że coś jest nie tak. Tylko od 1 stycznia 2016 r. do 31 grudnia 2020 r. PiS legalnie wpuścił do Polski 3,16 mln imigrantów. Nie tylko z Ukrainy, ale też z Azji i krajów muzułmańskich.

Oprócz tego około miliona imigrantów weszło do Polski nielegalnie. Rząd PiS w ogóle nie zajmował się kwestią ochrony granic. Kolejne lata nie zmieniły tej polityki. Kaczyński kazał zbudować płot na granicy, co bardziej wygląda na ograniczenie nielegalnej konkurencji dla równie nielegalnego biznesu polityków PiS niż chęć zatrzymania nielegalnej imigracji.

To co robił PiS, wywołując wojnę w mediach o uchodźców, jest klasycznym przykładem post-polityki: nie liczą się działania i prawda, ale forma przekazu i narracja. Jest tak jak mówił Francis Underwood, bohater kultowego serialu „House of Cards” („Domek z kart”), który głosił, że starcia w polityce nie wygrywa ten, kto mówi prawdę, ale ten, który opowiada ciekawszą historię. Tutaj jednak nadział się na Donalda Tuska, który wbrew hasłom salonu, który reprezentuje, odpowiedział w stylu: że nie ma lepszego przyjaciela imigrantów niż Kaczyński. PiSowcy zawyli.

Otwarcie granic i masowe przyjęcie do Polski imigrantów przez rząd PiS było konieczne, aby utrzymać obecny poziom wydatków socjalnych. Kaczyński nie przejmuje się faktem, że składki, które obecnie obcokrajowcy płacą na polski ZUS, kiedyś trzeba będzie im oddać w postaci wypłaty emerytur. Otwierając granicę, pozyskał parę milionów nowych płatników. Nie tylko pracujących w Polsce, ale również wydających w Polsce pieniądze.

Dokonując największej zmiany w strukturze demograficznej Polski od czasów ostatniej wojny (1945 r.), Kaczyński z nikim się nie konsultował. Ponieważ zdecydowana większość imigrantów osiadła w Polsce w dużych miastach lub w jej zachodniej części, w miejscowościach uzdrowiskowych, to PiS nadal może kłamać swojemu elektoratowi ze wschodniej Polski, że broni Polskę przed zalewem „obcych”.

Cios w pracowników fizycznych

Pojawienie się Polsce kilku milionów obcokrajowców miało także wymierny wpływ na zahamowanie wzrostu płacy za najprostsze płace. To także jest na rękę PiS. Dzięki temu mogą bowiem występować dziś jako ci, którzy podnoszą płacę minimalną. Nikt z opozycji nie wytyka dziś Kaczyńskiemu, że to jego polityka imigracyjna doprowadziła do tego, że Polacy nie zarabiają więcej (większa podaż pracowników to niższe pensje). Mechanizm działania popytu i podaży w nieskomplikowanych pracach jest prosty jak przysłowiowa konstrukcja cepa. Polski kierowca zarabia kilka razy więcej niż jego odpowiednik np. z Indii, nie dlatego, że lepiej i produktywniej jeździ, ale dlatego, że świadczy pracę na regulowanym rynku (płaca minimalna!), do którego jest ograniczony dostęp. Podobnie jest ze sprzedawcami w sklepach. Otwierając granice, Kaczyński zwyczajnie spowodował podaż pracowników do prostych prac, hamując tym samym podnoszenie im płacy. Było to działanie jak najbardziej świadome.

Z jednej strony ogromna podaż pracowników do prostych prac. Z drugiej strony sabotaż zachodnich demokracji, które musiały wydawać kasę na socjal dla imigrantów, którzy z Polski często wiali do Niemiec. Ale kluczowe pytanie zadał cytowany już Jakub Bierzyński. „Ja w sprawie #SkorumpowanaMigracja mam 2 pytania: kto wymyślił przekręt za miliard dolarów i z kim dzielił się minister Wawrzyk?”

============================

mail:

Ministerstwo Spraw Zagranicznych przekazało, że w ciągu ostatnich 30 miesięcy wydało cudzoziemcom ponad 1 mln 950 tys. wiz pozwalających na pobyt w krajach Shengen i ponad 1 mln 782 tys. wiz krajowych (pozwalających na przebywanie jedynie w Polsce).

Obywatelom Białorusi wydano takich wiz odpowiednio ponad 586 tys. i ponad 534 tys., natomiast obywatele Ukrainy w tym czasie otrzymali ponad 990 tys. i ponad 988 tys. takich dokumentów.

Pozostałych niemal 375 tys. wiz Schengen i ponad 259 tys. wiz krajowych wydano obywatelom innych krajów.

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2023-09-16/afera-wizowa-msz-podalo-dane-dotyczace-wydawania-wiz-cudzoziemcom/?ref=slider

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Łukasz Warzecha imigracja-jakos-to-bedzie

Jeśli zagadnienie migracji pojawia się w obecnej kampanii wyborczej, to właściwie wyłącznie w karykaturalnej albo skrajnie powierzchownej postaci. Najnowsza odsłona tego dramatu czy może raczej farsy to afera wizowa.

Mamy tu trzy opowieści.

Pierwsza to opowieść obozu władzy. Zgodnie z nią były może jakieś nieprawidłowości, ale zostały szybko wykryte przez nasze dzielne służby, zaś za winowajców zabrała się już prokuratura. Nie ma wśród podejrzanych byłego wiceministra Piotra Wawrzyka, w sumie zaś może chodzić jedynie o kilkaset osób, które za sprawą układu korupcyjnego mogły się przedostać do Europy.  

Druga to opowieść największej partii opozycyjnej, zgodnie z którą mamy do czynienia z aferą tysiąclecia, a za sprawą układu w polskim MSZ na kontynent przedostały się setki tysięcy nielegalnych imigrantów, będących potencjalnymi terrorystami.

Trzecia opowieść to, jak się zdaje, dobrze udokumentowana historia, opisana przez Andrzeja Stankiewicza na portalu Onet, pokazująca wycinek działania korupcyjnego mechanizmu. Co ważne: poza jednym detalem – kwestią tego, czy Polska zaczęła działać sama na rzecz wykrycia patologii (jak twierdzi minister Stanisław Żaryn) czy dopiero pod wpływem informacji ze służb USA (jak twierdzi redaktor Stankiewicz) – wersja rządowa w niczym nie zaprzecza informacjom Onetu. A obraz, jaki się z nich wyłania, jest nawet nie tyle karykaturalny, co memiczny: były wiceminister, który wraz ze swoim 25-letnim asystentem, nachalnie przez niego zresztą promowanym, próbował wymuszać na konsulacie w Mumbaju wydanie wielokrotnych wiz Schengen dla indyjskich „filmowców”, którzy z filmem mieli tyle wspólnego, co ja z kolektywem „Stop Bzdurom” (tym od „Margota”).

To, co wokół tej sprawy się dzieje w obecnej kampanii wyborczej, jest symptomatyczne dla poziomu dyskusji o imigracji. Nawet antyrządowy portal OKO Press (mimo swojej jednoznacznej orientacji czasem publikujący rzetelne teksty) wskazuje, że twierdzenie, jakoby Polska sprowadziła setki tysięcy muzułmanów czy Hindusów, jest absurdalne i bezpodstawne. A tak właśnie zaczęli twierdzić politycy Platformy Obywatelskiej. Oczywiście, że tak nie było – zdecydowaną większość sprowadzanych co roku setek tysięcy obcokrajowców stanowili do ubiegłego roku obywatele Ukrainy i Białorusi. To się zaczęło z oczywistych przyczyn zmieniać po 24 lutego 2022 r., aczkolwiek wciąż nie radykalnie.

W dodatku w tej sprawie jasny ogląd sytuacji utrudnia pomieszanie ze sobą kilku kategorii danych, odnoszących się do liczby obcokrajowców (spoza UE), pracujących w Polsce. Jedną stanowią pozwolenia na pracę (ich wydanie jest warunkiem przyznania wiz pracowniczych), drugą – wizy pracownicze, trzecią – pierwsze zezwolenia na pobyt w Polsce cudzoziemców związany z pracą. To oczywiście wina rządzących, że nie prezentują danych w czytelnej dla obywateli, jasnej i klarownej formie.

Mimo to najważniejsze liczby są jednoznaczne. Pisałem już o tym w kilku miejscach: liczby pozwoleń na pracę dla obywateli krajów, mogących budzić wątpliwości, wzrosły znacząco w 2022 r. Spójrzmy na najbardziej problematyczną grupę imigrantów zarobkowych: Gruzinów. Policyjna statystyka (opublikowana niedawno przez „Rzeczpospolitą”) wskazuje, że choć liczbowo w przypadku cudzoziemców w statystykach przestępczości przodują Ukraińcy, to jednak relatywnie do liczby osób przebywających w Polsce najgorzej wypadają właśnie Gruzini. W dodatku w ich przypadku nie chodzi głównie o – jak u Ukraińców – jazdę po alkoholu, ale o przestępczość pospolitą: kradzieże, włamania, rozboje.

W 2018 r. pozwoleń na pobyt związany z pracą Gruzinom wydano 4733. Jeszcze w 2021 r. było ich 6651. Zaś w roku ubiegłym już 14748. Wiz pracowniczych obywatelom tego kraju wydano około połowy tej liczby: 8413 (pozwolenia na pobyt mają niejako opóźnienie w stosunku do osób wjeżdżających do Polski na podstawie wiz pracowniczych). Gruzini są w tej statystyce trzeci, po wciąż pierwszych Ukraińcach (214 tys.) oraz Białorusinach (130 tys.). W następnej kolejności są Hindusi (12126), Turcy (11774) i Mołdawia (8325).

Jeśli spojrzymy na liczbę pozwoleń na pracę (pierwszy krok do wydania wizy pracowniczej) Ukraina jest na pierwszym miejscu (ponad 85 tys. – co jest ogromny spadkiem w relacji do poprzednich lat), później są Indie (ponad 41,5 tys.), następnie Uzbekistan (ponad 33 tys.), później Filipiny (22,5 tys.), dalej Nepal (20 tys.), Białoruś (18 tys.) oraz Bangladesz (13,5 tys.), który jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych kierunków sprowadzania imigrantów do pracy.

Jednocześnie po stronie rządzących nie ma nawet próby zmierzenia się z problemem migracji na poważnie. Suflowana jest wciąż ta sama retoryka: że wyłącznie PiS jest nas w stanie ochronić przed losem takim, jaki spotkał zachodnie społeczeństwa, gdzie imigracja stała się olbrzymim problemem. Przedstawiciele obozu władzy zapominają, że kłopoty między innymi Niemiec wzięły się właśnie ze sprowadzania masowo imigrantów zarobkowych.

A to, jak się zdaje, jest właśnie droga, na którą Polska wkracza. Różnica polega na tym, że Niemcy sprowadzali imigrantów – w olbrzymiej części Turków – do pracy we własnych firmach. Dzisiaj według oficjalnej statystyki w Niemczech mieszka około 1,5 mln osób z tureckim obywatelstwem, zaś łącznie osób o tureckim pochodzeniu jest blisko 3 mln. Na to nałożyły się problemy wynikłe z kryzysu imigracyjnego lat 2014-15.

Do Polski natomiast imigranci, w tym z krajów muzułmańskich, są sprowadzani przecież nie na zapotrzebowanie i „zamówienie” małych oraz średnich polskich przedsiębiorców, ale wielkich korporacji, w przeważającej części zagranicznych. Korporacje zyskują w ten sposób tanich pracowników, natomiast koszty obecności obcokrajowców – nie tylko finansowe, ale też społeczne – obciążają nasz kraj.

Próżno szukać w programach dwóch największych ugrupowań poważnego odniesienia się do problemu imigracji. Wiarygodność wiecowego przekazu Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej w tej sprawie jest w zasadzie żadna. Platforma Obywatelska ustawiała się zawsze po stronie proimigracyjnej, choć trzeba też przyznać, że wbrew kolportowanemu przez obecną władzę stereotypowi w latach 2014-15 Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, nie był entuzjastą niemieckiej Willkomenskultur i niejednokrotnie dawał temu publicznie wyraz. Prawo i Sprawiedliwość z kolei nigdy nie przedstawiło żadnej poważnej strategii migracyjnej, pozostając na poziomie najprostszego, żeby nie powiedzieć: prymitywnego przekazu.

Na czym w takim razie polega problem i dlaczego mamy prawo domagać się, żeby partie, które chcą być uważane za poważne, zaprezentowały rzetelne programy zmierzenia się z zagadnieniem imigracji?

Najpierw trzeba sobie zadać pytanie, czy jakakolwiek masowa imigracja do Polski jest konieczna. Niestety, realistyczna odpowiedź jest taka, że prawdopodobnie nie będziemy w stanie jej na jakimś poziomie uniknąć – chyba że nastąpi coś, co radykalnie napędzi naszą demografię. Na to się jednak nie zanosi.

Opublikowana niedawno prognoza demograficzna GUS na rok 2060 jest zatrważająca. Według niej w wariancie optymistycznym mielibyśmy mieć wówczas 34,8 mln ludności, w środkowym – 30,4 mln, zaś w pesymistycznym – jedynie 26,7 mln. Miejmy zarazem świadomość, że byłaby to ludność w ogromnej części w wieku poprodukcyjnym, co oznacza, że radykalnie wzrosłoby obciążenie każdej pracującej w naszym kraju osoby, która musiałaby utrzymywać znacznie więcej osób niepracujących niż dzisiaj. Skończyłoby się to nakładaniem kolejnych obciążeń, a te z kolei byłyby impulsem do emigracji. Mielibyśmy zatem błędne koło. Najlepszym wyjściem, jako się rzekło, jest radykalnie zwiększenie dzietności. Niestety, statystyka pokazuje, że sprawy zmierzają raczej w odwrotnym kierunku. Pozostaje nam w tej sytuacji jedynie umiejętnie i roztropnie zarządzana imigracja, choć oczywiście patrząca perspektywicznie władza powinna równolegle zdiagnozować przyczyny niechęci do posiadania dzieci i starać się im przeciwdziałać.

Druga kwestia to ta, że imigracja puszczona na żywioł musi się skończyć źle. Przykładów tego mamy wystarczająco dużo: Niemcy, Francja, Szwecja, Włochy. Rozsądna polityka imigracyjna musi być posadowiona na kilku parametrach. Po pierwsze – wpuszczamy jedynie tyle osób, ile jest absolutnie niezbędne. Po drugie – bardzo skrupulatnie wybieramy, skąd te osoby przyjeżdżają, biorąc pod uwagę wskaźniki przestępczości w danym kraju, doświadczenia innych państw, bliskość kulturową, wyznawaną religię. Bywa też tak, że brak bliskości kulturowej nie musi oznaczać problemów. Tak jest choćby w przypadku Wietnamczyków lub Filipińczyków.

Po trzecie – w przypadku doraźnych potrzeb przedsiębiorstw bierzemy pod uwagę przede wszystkim te polskie, a nie wielkie międzynarodowe korporacje.

Po czwarte wreszcie – i jest to punkt absolutnie najważniejszy – musimy dokładnie zaplanować politykę asymilacji tych imigrantów, których chcielibyśmy w Polsce zatrzymać. Trzeba tu podkreślić rozróżnienie między integracją a asymilacją właśnie. Integracja to poziom niżej, podczas gdy w przypadku tych, którzy mają trwale polepszyć nasze wskaźniki demograficzne, należałoby celować raczej w asymilację. Tu znów warto spojrzeć na mniejszość, która wydaje się znakomicie asymilować nie tylko w drugim pokoleniu: na Wietnamczyków. Szacunki dotyczące wielkości tej diaspory w Polsce mówią mało precyzyjnie o kilkudziesięciu tysiącach osób. Natomiast ważne jest, że Wietnamczycy urodzeni już w Polsce lub ci, którzy przyjechali tutaj jako dzieci czy w młodym wieku, asymilują się w zasadzie bezproblemowo. Mówią znakomicie po polsku, znają polską kulturę, mają polskich przyjaciół, dzieci chodzą do polskich szkół. (Jeśli chcą państwo zobaczyć, jak mogą w Polsce funkcjonować zasymilowani Wietnamczycy, polecam choćby kanał popularnonaukowy Emce Kwadrat, prowadzony od 2014 r. przez bardzo miłą Polkę wietnamskiego pochodzenia). I taka właśnie asymilacja powinna być naszym celem. Kierunki imigracji należy dobierać pod kątem podatności na działania asymilacyjne.

Oczywiście asymilacja nie nastąpi sama z siebie. Państwo musi mieć odpowiednią strategię. Polska jej nie ma. Nie ma zresztą również strategii integracji.

Trzeba wreszcie wspomnieć o wielkim ryzyku społecznym i politycznym, wynikającym z braku takiej strategii oraz z braku jakiegokolwiek imigracyjnego filtra.

Najlepiej dać tutaj za przykład ukraińskich uchodźców, przebywających obecnie w Polsce. Nie wiemy wprawdzie, jak duża ich część ostatecznie wyjedzie z Polski do innych krajów na Zachodzie albo wróci na Ukrainę. Można założyć, że całkiem spora – na to wskazywałyby opublikowane niedawno rezultaty badania zespołu pod kierownictwem dr. Roberta Staniszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Ukraińscy respondenci, przebywający w naszym kraju, w aż 47 proc. zadeklarowali chęć powrotu na Ukrainę po zakończeniu wojny, 3,3 proc. chce wyjechać do innego kraju, 16,5 proc. chce pozostać w Polsce przez jakiś czas po zakończeniu działań zbrojnych, zaś o osiedleniu się u nas mówi tylko 10,3 proc. Jeśli te deklaracje miałyby się spełnić, nie zrealizowałyby się nadzieje tej grupy komentatorów, którzy uważają, że ukraińscy uchodźcy będą ratować polską demografię.

Lecz nawet jeśli w Polsce pozostałoby w sumie niespełna 30 proc. spośród obecnie przebywających tu Ukraińców, wciąż byłaby to pokaźna grupa 200-300 tys. osób. Taka diaspora najpewniej nie uległaby asymilacji. Zresztą obecne relacje pomiędzy Polakami a goszczącymi u nas Ukraińcami, podobnie jak wcześniejsze doświadczenia z ukraińską imigracją zarobkową, wskazują, że Ukraińcy – być może paradoksalnie – nie tylko się nie asymilują, ale nawet słabo się integrują. Polacy i mieszkający dzisiaj w Polsce Ukraińcy to w zasadzie dwa światy, które się w dużej mierze nie przenikają. Ogólna socjologiczna prawidłowość jest taka, że im większa mniejszość, tym trudniej o jej integrację, o asymilacji nie mówiąc.

To zaś może z czasem doprowadzić do sytuacji, gdy ukraińska mniejszość zażąda przyznania jej pełnych praw obywatelskich i politycznych oraz zacznie na tej bazie tworzyć własną reprezentację polityczną. Byłby to naturalny proces i trudno byłoby o to mieć pretensję do Ukraińców. Natomiast jego konsekwencje społeczne mogą być dramatyczne. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której w jakimś 20-tysięcznym mieście Ukraińcy wygrywają wybory samorządowe i przejmują władzę. Tylko kompletny ignorant mógłby twierdzić, że nie stałoby się to źródłem olbrzymich napięć społecznych.

Strategia imigracyjna dla Polski powinna być jednym z głównych tematów publicznej debaty. Jeśli nie zamierzają jej podejmować partie polityczne, powinny się nim zająć organizacje pozarządowe, a przede wszystkim powinien tę dyskusję podjąć pan prezydent. Tak się jednak nie dzieje. Można odnieść wrażenie, że podobnie jak jest z wieloma innymi problemami, które w ciągu kilku lat zwalą się nam na głowę, tak i tutaj polityczna elita uważa, że jakoś to będzie.

Afery XXI wieku

Afery XXI wieku

Stanisław Michalkiewicz: Afery XXI wieku michalkiewicz-afery-xxi-wieku

“Z wszystkiego można szmal wydostać, tak, jak za okupacji z Żyda” – twierdził Janusz Szpotański w nieśmiertelnym poemacie “Towarzysz Szmaciak”.  Rzeczywiście, nasze człowieki akurat do tego mają dryg – podobnie jak inne uzdolnione środowiska, a nawet całe narody. Ten ostatni pogląd jest uważany za antysemicki, przynajmniej przez Żydowską Ligę Antydefamacyjną, która z zagadkowych przyczyn pragnęłaby ukryć przed światem, że Żydzi w Ameryce mają nieproporcjonalny do swojej liczebności wpływ na sektor finansowy, na media i na przemysł rozrywkowy.

Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to powód do dumy, ale skoro Liga chciałaby to ukryć, to znaczy, że musi być coś do ukrycia. A co? Tego oczywiście nie wiemy, ale powiadają, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Najwyraźniej środowiska żydowskie muszą z tych wpływów czerpać rozmaite korzyści, nie tylko finansowe, ale i każde inne, no a korzyści – jak to korzyści – przekładają się na sumę korzyści, którą nazywamy władzą.

To już jest powód do stosowania minimum konspiracyjnego, bo jeśli by się to rozniosło, to szerokie masy ludowe mogłyby zwątpić w demokrację, nie mówię, że naszą – bo tę naszą, to kto tylko wcześniej wstanie, to bezlitośnie chłoszcze – tylko tę eksportową, amerykańską. Tymczasem z eksportu demokracji Nasz Najważniejszy Sojusznik też potrafi wydostać szmalec – no i wszystko się zazębia. Liga Antydefamacyjna stara się ukryć i napiętnować oczywiste oczywistości, żeby Nasz Najważniejszy Sojusznik mógł bez przeszkód eksportować demokrację i wydostawał z tego szmal – “tak, jak za okupacji z Żyda”.

Rozgadałem się na temat sytuacji u Naszego Najważniejszego Sojusznika, bo wygląda na to, że tamtejsza bezpieka stała się przyczyną afery, którą Donald Tusk nazwał “największą” w XXI wieku.  To nie do końca prawda, bo w XXI wieku wydarzyła się też afera hazardowa, w ramach której Wielce Czcigodny Zbigniew Chlebowski (“walczę, Rysiu!”) wytapiał z siebie tłuszcz na oczach całej Polski, spłoszony premier Tusk wyrzucał z rządu jednego po drugim murzyńskich chłopców w rodzaju Wielce Czcigodnego Grzegorza Schetyny, no a stare kiejkuty wzięły w obroty samego Donalda Tuska, któremu dały szlaban na wybory prezydenckie.

I kto wie, czym by się to wszystko skończyło, gdyby nie Nasza Złota Pani z Berlina. Ta załatwiła Donaldu Tusku nagrodę im. Karola Wielkiego, co było sygnałem, że jeśli odtąd ktoś podniesie na niego  rękę, to będzie miał z nią do czynienia – ale na wszelki wypadek (“bo na tym świecie pełnym złości, nigdy nie dość jest przezorności”) przeniosła go na brukselskie salony i w ogóle – zrobiła z niego człowieka. Na taki widok stare kiejkuty aluzję zrozumiały do tego stopnia, że w końcu się okazało, że żadnej afery hazardowej “nie było”.

My jednak wiemy, że oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności, jak to ma miejsce w przypadku Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej.

A w ogóle “nieistnienie jest atrybutem zaszczytnym, bo przysługuje także Bogu i sprawiedliwości” – napisał prof. Tadeusz Kotarbiński w liście do Antoniego Słonimskiego, kiedy w publikacji wydanej w 1968 roku na temat Związku Literatów Polskich okazało się, że w latach 1957-1959 nikt nie był prezesem tej organizacji.

Wróćmy jednak do afery.

Chodzi oczywiście o aferę wizową, która ma charakter rozwojowy, chociaż pociągnęła już za sobą pierwsze ofiary, a właściwie jedną w osobie Wielce Czcigodnego Piotra Wawrzyka, który został dosłownie zdmuchnięty ze stanowiska wiceministra spraw zagranicznych. Wiele wskazuje na to, że pana ministra zgubiło nawet nie to, że zaczął dawać polskie wizy Hindusom, ale – że zaczął eksportować ich do Ameryki i to w dodatku w charakterze filmowców.

Szkoda, że nie był jakimś porządnym antysemitą, bo w przeciwny razie wiedziałby, że amerykański przemysł filmowy jest zazdrośnie strzeżonym monopolem starszych i mądrzejszych, więc kiedy wylądował tam desant filmowców hinduskich, w dodatku wyposażonych w wizy wystawione im przez polskie konsulaty, to amerykańscy bezpieczniacy zostali poderwani na równe nogi. Tymi nogami musieli tupnąć naszym mężykom stanu, dając do zrozumienia, że przegięli.

Taka reprymenda jest jeszcze groźniejsza, niż obsztorcowanie przez pana ambasadora Brzezińskiego, toteż pan wiceminister Wawrzyk został – jak wspomniałem – zdmuchnięty ze stanowiska w jednej chwili i to na pięć tygodni przed wyborami!

Wprawdzie pan Żaryn, rzecznik naszej tubylczej bezpieki zaprzecza, by amerykańscy bezpieczniacy tupnęli nogą na naszych mężyków stanu, bo nasza bezpieka miała wszystko pod kontrolą jeszcze od lata ubiegłego roku – ale kto by mu tam wierzył!

Gdyby nasza bezpieka miała wszystko pod kontrolą, to pan wiceminister Wawrzyk zostałby ze stanowiska spławiony  dyskretnie, na przykład – ze względu na stan zdrowia lub z przyczyn natury rodzinnej – jeszcze w ubiegłym roku, a nie teraz, kiedy Tusk stoi ante portas głównej jaskini PiS na Nowogrodzkiej. Jeśli nasza bezpieka w ogóle cokolwiek kontrolowała, to najprędzej w ramach kontroli wewnętrzej – czy wszystkie łapówki są dzielone “po czinu” – czyli według rangi – jak mawiają Rosjanie, co to, jak wiadomo, ”wpływają” na naszą – pożal się Boże! – politykę.

A skoro już o Rosjanach mowa, to przypomnę zasadę ruskiego ministra spraw zagranicznych, księcia Gorczakowa, który nie wierzył nie zdementowanym informacjom. Ponieważ podana przez “Onet” informacja o udziale amerykańskiej bezpieki w położeniu kresu aferze wizowej została przez pana Stanisława Żaryna energicznie zdementowana, to wygląda na stuprocentowo wiarygodną.

Oczywiście odpowiednie organa wszczęły tak zwane “energiczne kroki” i podobno już siedem osób zostało w tej sprawie zatrzymanych – ale nie ma wśród nich żadnego urzędnika  państwowego. To może być akurat prawda, bo przecież pan Wawrzyk wiceministrem spraw zagranicznych już być przestał, a poza tym nie wiadomo, czy jest on wśród zatrzymanych.

Jego sytuacja przypomina mi sytuację Władysława Gomułki po tzw. “wydarzeniach grudniowych” w roku 1970, w następstwie których utracił on stanowisko pierwszego sekretarza KC PZPR na rzecz Edwarda Gierka. Opinia publiczna gubiła się w domysłach, co się stało z Władysławem Gomułką, więc partia po dłuższym namyśle wydała komunikat,  że “Władysław Gomułka mieszka w Warszawie, pisze pamiętniki, poza tym – leczy się”. W sprawie pana Wawrzyka partia jeszcze się nie wypowiedziała, no, ale mamy wybory, więc i partia ma większe zmartwienia.

Stanisław Michalkiewicz

Pali się pod zadkiem PiS. Jak reagują na aferę wizową. Bosak zadaje cztery ważne pytania.

Pali się pod zadkiem PiS. Jak reagują na aferę wizową. Bosak zadaje cztery ważne pytania.

pali-sie-w-pis

Prawo i Sprawiedliwość po wielu dniach bezczynności reaguje na aferę wizową. Najwyraźniej w szeregach władzy się pali – postanowili wypowiedzieć umowę wszystkim wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 r. powierzono zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych.

Ponadto szef MSZ Zbigniew Rau zdecydował o przeprowadzeniu kontroli i audytu w Departamencie Konsularnym MSZ oraz wszystkich placówkach konsularnych RP oraz o zwolnieniu ze stanowiska i rozwiązaniu umowy o pracę z dyrektorem Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością w MSZ Jakubem Osajdą.

Przed tygodniem wyszło na jaw, że za rządów PiS dosłownie każdy mógł sobie kupić na boku wizę i tym samym wjechać do Polski. Część z tych osób zostawała nad Wisłą, większa część jechała dalej – na Zachód, do Skandynawii lub Stanów Zjednoczonych.

Polskie służby nie miały o tym pojęcia – lub miały, ale ze względu na korzyści nie chciały niczego ujawniać – co jest kompromitujące dla PiS-u. Cały proceder wykryły obce służby i dopiero wtedy nasze zaczęły działać. Dotychczas ze stołka poleciał jedynie wiceminister Piotr Wawrzyk.

Dopiero, gdy afera zaczęła nabierać rozpędu, szef MSZ Rau zdecydował się podjąć drastyczne kroki. Jeszcze kilka dni temu ten sam minister w rozmowie z red. Ziemcem w RMF FM ignorował nieprawidłowości przy wydawaniu wiz.

„W związku z trwającymi ustaleniami w sprawie nieprawidłowości w procesie wydawania wiz minister Spraw Zagranicznych zdecydował co następuje: zwolnić ze stanowiska i rozwiązać umowę o pracę z dyrektorem Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością MSZ Jakubem Osajdą” – poinformował resort dyplomacji. Podjęto także decyzję, by wypowiedzieć umowy „wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 r. powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych w wyniku zamknięcia 31 placówek decyzją ówczesnego szefa resortu Radosława Sikorskiego”.

Najnowszy ruch PiS-u komentuje Krzysztof Bosak. Dziwi się podejmowanym akurat takim działaniom. Zadał rządowi cztery pytania.

  1. Dlaczego MSZ zwalnia dyrektora biura prawnego, a nie szefostwo departamentu konsularnego?
  2. Dlaczego MSZ audyt robi dopiero teraz skoro pierwszy współpracownik Piotra Wawrzyka do aresztu trafił w kwietniu?
  3. Co realizacja polityki Mateusza Morawieckiego z 2019 roku ma wspólnego z decyzjami Radosława Sikorskiego?
  4. Jak MSZ zamierza obsługiwać dalej ruch wizowy po wypowiedzeniu wszystkich umów i nie mając personelu do tego???

Pokłosie afery wizowej: Min. Wawrzyk próbował popełnić samobójstwo? A inni, ekipa?

Pokłosie afery wizowej: Min. Wawrzyk próbował popełnić samobójstwo? Nieoficjalnie: TO napisał w liście pożegnalnym

min-wawrzyk-probowal-popelnic-samobojstwo

Były wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk jest w warszawskim szpitalu – poinformowało radio RMF FM. Według informacji podanych przez rozgłośnię, były szef MSZ najprawdopodobniej próbował popełnić samobójstwo, o czym może świadczyć pozostawiony przez niego list pożegnalny.

RMF FM poinformowało, że Wawrzyk trafił do szpitala po północy w „stanie zagrażającym życiu”, a obecnie „jego stan jest bardzo poważny”. Według ustaleń radia, „kiedy ratownicy pojawili się w domu polityka ten siedział na krześle i miał rany na rękach”.

„Wiele wskazuje na to, że próbował popełnić samobójstwo, o czym może świadczyć między innymi pozostawiony list pożegnalny” – przekazał dziennikarz RMF FM Krzysztof Berenda.

RMF FM informuje także o liście pożegnalnym zostawionym przez byłego wiceministra. Według nieoficjalnych ustaleń Wawrzyk miał napisać, że „nie zrobił nic złego, starał się pomagać ludziom bez względu na barwy polityczne i zapłacił za to najwyższą cenę”.

„Miał stwierdzić, że nie chce się tłumaczyć, że nie jest łapówkarzem i że nie chce żyć z piętnem łapówkarza. W liście miał zapewniać, że od nikogo nic nie wziął i nie dostał” – czytamy na stronie rmf24.pl.

PiS zrobiło z niego jedynego winnego afery wizowej

Przed tygodniem wyszło na jaw, że za rządów PiS dosłownie każdy mógł sobie kupić na boku wizę i tym samym wjechać do Polski. Część z tych osób zostawała nad Wisłą, większość jechała dalej – na Zachód, do Skandynawii lub Stanów Zjednoczonych.

Polskie służby nie miały o tym pojęcia – lub miały, ale ze względu na korzyści nie chciały niczego ujawniać – co jest kompromitujące dla PiS-u. Cały proceder wykryły obce służby i dopiero wtedy nasze zaczęły działać. Ludzie ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego, ze Stanisławem Żarynem na czele, tak łatwo tworzący w wielu kwestiach narrację przychylną rządowi, teraz milczą. Ze stołka poleciał jedynie wiceminister Piotr Wawrzyk. PiS uznaje, że to załatwia sprawę i próbuje aferę na wszelkie możliwe sposoby wyciszyć.


Czytaj więcej: Wyrzucą nas ze Strefy Schengen? Konsekwencje afery wizowej mogą być poważne


W TVP nie ma tematu

TVP robi wszystko, by jej widzowie nie dowiedzieli się zbyt wiele o aferze. Gdy ostatnio posłanka Urszula Pasławska próbowała poruszyć ten wątek na antenie, to nagle prowadząca i obecny w studiu polityk PiS, zaczęli robić niesamowity cyrk, nie dając dojść Pasławskiej do słowa.

[To tu: SZALEŃSTWO w TVP! Posłanka zaczęła mówić o aferze wizowej. Prowadząca zagłuszała ją, jazgocząc bez sensu. szalenstwo-w-tvp MD]

Szokujące kulisy PiSowskiej afery wizowej. „Ekipa filmowa”, naciski na konsulaty i amerykańskie służby wpadające na trop

Szokujące kulisy PiSowskiej afery wizowej. „Ekipa filmowa”, naciski na konsulaty i amerykańskie służby wpadające na trop

szokujace-kulisy-pisowskiej-afery-wizowej

PiS oficjalnie jest przeciwko napływowi imigrantów do Polski i chwali się uszczelnieniem granicy z Białorusią.

W praktyce granica, wyłączając tą z Białorusią, jest dziurawa jak nigdy. Na jaw wychodzą nowe wątki z afery wizowej.

Przed tygodniem wyszło na jaw, że za rządów PiS dosłownie każdy mógł sobie kupić na boku wizę i tym samym wjechać do Polski. Część z tych osób zostawała nad Wisłą, większa część jechała dalej – na Zachód, do Skandynawii lub Stanów Zjednoczonych.

Polskie służby nie miały o tym pojęcia – lub miały, ale ze względu na korzyści nie chciały niczego ujawniać – co jest kompromitujące dla PiS-u. Cały proceder wykryły obce służby i dopiero wtedy nasze zaczęły działać. Ludzie ministra koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego, ze Stanisławem Żarynem na czele, tak łatwo tworzący w wielu kwestiach narrację przychylną rządowi, teraz milczą. Ze stołka poleciał jedynie wiceminister Piotr Wawrzyk. PiS uznaje, że to załatwia sprawę i próbuje aferę na wszelkie możliwe sposoby wyciszyć.

Nielegalny kanał przerzutu imigrantów z Azji i Afryki przez Polskę działał w najlepsze od wielu miesięcy – co najmniej od 2022 roku. Według ustaleń Onetu, to właśnie Wawrzyk i jego ludzie decydowali, kto ma dostawać wizy i nie wahał się używać swej władzy, by ręcznie sterować strumieniem wjeżdżających do Polski. Wawrzyk miał wysyłać polecenia konsulom w zagranicznych placówkach, by wskazane osoby przepuszczały poza kolejką.

Opierając się na dwóch niezależnych źródłach i poznając treść korespondencji dyplomatycznych Onet opisuje jedną z historii. W listopadzie 2022 roku wysłano listę Hindusów, którzy w tempie ekspresowym powinni dostać wizy.

Gdy dyplomatka pracująca w Indiach prosi o” kontakt do osoby odpowiedzialnej za tę grupę, by ich bezpośrednio skontaktować z właściwymi konsulami”, Wawrzyk odpowiada, że to ekipa filmowa i musi jak najszybciej wjechać do Polski.

Przekazuje kontakt do Edgara Kobosa, który nie jest pracownikiem MSZ. To jasny dowód, że wiceminister angażował się w prywatne przedsięwzięcie.

Zaskoczeniem nie będzie pewnie informacja, że „ekipa filmowa” była jedynie przykrywką. W tym przypadku chodziło o 49 osób, większość miało to samo nazwisko. Konsulaty w Indiach przyznały im wizę jednokrotnego użytku. Wtedy interweniował człowiek Wawrzyka, czyli Kobos, który domagał się wiz wielokrotnego użytku. I 36 takich wiz wydano. Jak sprawdzono potem, „filmowcy” nigdy do Indii nie wrócili.

Proceder się powtarzał. Kolejnym razem poproszono o wizy dla ponad 80 osób. Gdy tych ludzi sprawdzono, okazało się, że i oni żadnymi filmowcami nie są. Polscy dyplomaci odmawiają wtedy udzielenia wiz. Wówczas ponownie zaczyna się presja ze strony MSZ i Kobosa. Wysyłane są kontrole do konsulatów w Indiach, co dziś jest odczytywane tak, że szukano nieprawidłowości, by tych dyplomatów po prostu wymienić na takich, którzy nie będą robić problemów.

W międzyczasie cały proceder odkrywają Amerykanie. Ich agenci rozpracowali kanały nielegalnej migracji do USA i tak wpadli na „polski” trop. Kluczowe w całym procederze było wydawania wiz Schengen wielokrotnego użytku. Dzięki temu Hindusi mogli przekraczać w różnych częściach świata. Niekoniecznie w Polsce. Część leciała legalnie do Meksyku, a stamtąd utartym szlakiem przerzutu nielegalnych imigrantów do USA.

Historia z „filmowcami” to tylko jeden z przykładów. Onet pisze, że „ludzie Wawrzyka wciąż słali do innych ambasad i konsulatów w Azji i Afryce listy z osobami do sprowadzenia do Polski. Każdy e-mail to setki nazwisk”. Skala procederu nie jest na razie dokładnie znana. Wg Eurostatu w 2022 roku Polska, pod rządami PiS, wydała aż 700 tysięcy wiz cudzoziemcom ze 148 krajów.

Ile z tych osób dostało wizę „na lewo”, za odpowiednią opłatą, zapewne nie dowiemy się nigdy.

Afera korupcyjna w MSZ? W 2022 roku Polska wydała ponad 700 tys. “takich pozwoleń” cudzoziemcom ze 148 państw. Kulisy sprzedawania wiz imigrantom.

Afera korupcyjna w MSZ? Urzędnik UJAWNIA kulisy sprzedawania wiz imigrantom. „Przed naszą ambasadą stały stoiska”-

7.09.2023 afera-korupcyjna-w-msz-urzednik-ujawnia-kulisy

FacebookTwitterWhatsApp

Zdjęcie ilustracyjne / Imigranci /Fot. PAP/EPA
Zdjęcie ilustracyjne / Imigranci /Fot. PAP/EPA

W środę „Gazeta Wyborcza” napisała, że polski MSZ mógł sprowadzić do Europy setki tysięcy migrantów, a premier Mateusz Morawiecki przyznał, że dymisja wiceministra Piotra Wawrzyka jest wynikiem dochodzenia służb w MSZ. „Możliwe, że chodzi o wielką aferę korupcyjną, w wyniku której do Europy napłynęły setki tysięcy imigrantów” – napisał dziennik. W czwartek Radio ZET ujawnia zaś kulisy całego procederu.

„GW” napisała, że Wawrzyk był w MSZ odpowiedzialny za sprawy konsularne i wizowe. Dziennik podał, że okazał się on autorem projektu rozporządzenia w sprawie ułatwień wizowych dla robotników tymczasowych z około 20 krajów, w tym krajów islamskich. „Zakładało ono możliwość zatrudnienia w Polsce do 400 tys. pracowników” – pisze „GW”.

Dziennik napisał, że „z nieoficjalnych informacji wyłania się jednak obraz afery korupcyjnej, która umożliwiała napływ do Europy dziesiątków tysięcy imigrantów za pośrednictwem międzynarodowych firm rekruterskich. To one, według informacji «Wyborczej», stały za projektem rozporządzenia ministra Wawrzyka” – napisała „GW”. Podała, że w 2022 r. do Polski przybyło około 200 tys. migrantów, w tym 130 tys. z krajów muzułmańskich.

W rozmowie z Radiem ZET jeden z wysoko postawionych urzędników resortu spraw zagranicznych miał wyjaśnić, na czym polegał proceder dotyczący wydawanych wiz. Ujawnił m.in., że w jednym z krajów afrykańskich „przed naszą ambasadą stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty”.

CBA w MSZ

W zeszły czwartek do MSZ weszło CBA. Agenci przedstawili postanowienie o zabezpieczeniu sprzętu elektronicznego należącego do wiceministra Wawrzyka – który kilka godzin później stracił stanowisko. Oficjalnie powodem dymisji był „brak satysfakcjonującej współpracy”.

Z nieoficjalnych doniesień wynika, że akcja CBA ma związek z aferą korupcyjną dotyczącą przyznawania – niezgodnie z przepisami – polskich wiz migrantom z Afryki i Bliskiego Wschodu. W ciągu ostatnich trzech lat mogło dojść do nawet 350 tys. takich przypadków. Tak przynajmniej wynika ze środowej kontroli poselskiej, jaką w MSZ przeprowadzili posłowie KO Marcin Kierwiński i Jan Grabiec.

Nielegalny proceder

Radio ZET, powołując się na swojego rozmówcę – urzędnika MSZ, który chce pozostać anonimowy – ujawniło, jak wyglądać miał proceder załatwiania nielegalnych wiz dla cudzoziemców. Do nieprawidłowości miało dochodzić już w konsulatach, m.in. w jednym z krajów w Afryce.

– Przed naszą ambasadą stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty, wystarczyło wpisać nazwisko. Wysłaliśmy tam kontrolę i zdecydowaliśmy o wstrzymaniu wydawania wiz – mówił urzędnik w rozmowie z Mariuszem Gierszewskim i Radosławem Grucą.

– Najpierw w ambasadzie urywały się telefony od lokalnych oficjeli, a później z MSZ-tu prawie nie wychodził ambasador tego kraju. W końcu musieliśmy ustąpić – dodał.

Z doniesień medialnych wynika, że specjalne firmy pośredniczyły w „obchodzeniu systemu”. Za otrzymanie polskiej wizy cudzoziemcy mieli płacić od 4 do 5 tys. dolarów. To zaś dawało im możliwość starania się o legalne zatrudnienie w Polsce.

– Ocena ryzyka imigracyjnego należy do konsula. Jeśli firmy miały problem z szybkim załatwieniem wiz w konsulacie, przychodziły do centrali i mówiły: „jeśli nam nie pomożecie, to cena owoców będzie 2-3 razy wyższa, bo bez pracowników z zagranicy ich nie zbierzemy”. Każda firma przychodziła z politykiem, przychodzili ze wszystkich stron sceny politycznej twierdził cytowany przez Radio ZET urzędnik MSZ. Jak dodał, „znaleźliśmy się pod presją”.

Polska liderem

Według unijnych statystyk Polska jest liderem wśród państw UE – jeśli chodzi o przyznawanie imigrantom zezwoleń na tzw. pierwszy pobyt. Z danych Eurostatu wynika, że w 2022 roku Polska wydała ponad 700 tys. takich pozwoleń cudzoziemcom ze 148 państw, czyli najwięcej w całej Unii. Dalej były Niemcy (540 tys.), Hiszpania (ponad 450 tys.), czy Włochy (prawie 340 tys.).

Co więcej, z opublikowanego w czerwcu raportu ZUS-u „Cudzoziemcy w polskim systemie ubezpieczeń 2022” wynika, że przybywa zgłoszeń do systemu ubezpieczeń emerytalnych i rentowych m.in. dla obywateli Gruzji, Turkmenistanu, czy Indonezji. Są to wzrosty rzędu odpowiednio ponad 54-krotności, ponad 39-krotności i ponad 36-krotności.

„Urzędnicza pomyłka”

Z informacji ujawnionych Radiu ZET przez urzędnika polskiego resortu dyplomacji wynika też, że sygnały o nieprawidłowościach miały pojawiać się już dwa lata temu. Przynajmniej w jednym takim przypadku ministerstwo miało przekazać sprawę służbom.

Jednocześnie cytowany przez rozgłośnię urzędnik twierdził, że były już wiceminister Wawrzyk mógł paść ofiarą „różnych grup interesów”. Mogło chodzić też o polityczne wskazanie kozła ofiarnego za rozporządzenie, z którego musiał wycofać się PiS zastrzegł.

Chodzi o projekt rozporządzenia MSZ, który pojawił się na stronach rządowych w czerwcu 2023 roku. Zakładał on ułatwienie imigracji do Polski obywatelom 21, w większości obcych nam kulturowo, państw (Arabia Saudyjska, Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Filipiny, Gruzja, Indie, Indonezja, Iran, Katar, Kazachstan, Kuwejt, Mołdawia, Nigeria, Pakistan, Tajlandia, Turcja, Ukraina, Uzbekistan, Wietnam oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie).

https://nczas.com/2023/06/22/bosak-ostro-o-dzialaniach-pis-u-ws-imigrantow-w-ciagu-10-lat-mowimy-o-czterech-milionach-ludzi-video/embed/#?secret=yFFLgRSGZT#?secret=T2GAmeUydO

Już na początku lipca ówczesny wiceminister Wawrzyk stwierdził w Sejmie, że „rozporządzenie było urzędniczą pomyłką”. Oświadczył, że „zostało wycofane”.

========================

W Polsce 27% mężczyzn i 6% kobiet nie dożywa emerytury, czyli o tym skąd PiS bierze na 13 i 14 emerytury i na futrowanie “gości”.

27% mężczyzn w Polsce i 6% kobiet nie dożywa emerytury, czyli o tym skąd PiS bierze na 13 i 14 emerytury i na futrowanie “gości”.

Skąd PiS bierze na 13 i 14 emerytury i jak tzw. „fałszywa pandemia Covid” znacząco poprawiła i nadal poprawia finanse ZUS, a pośrednio także NFZ.

W Polsce umiera rocznie ok 400 tys. Polaków, z czego ok. połowa czyli 200 tys. to mężczyźni. Ponieważ według GUS ok. 27 %. z nich , czyli ok. 55 tys. nie dożywa emerytury i umiera w wieku średnio ok. 53 lat, to oznacza, że ZUS zabiera ich, zbierane przez 28 lat składki (przy założeniu, że zaczęli pracę w wieku 25 lat) na emeryturę. W przybliżeniu, zagarniany przez ZUS kapitał zmarłych mężczyzn wynosi ok. 15-20 miliardów rocznie. 
Dodatkowo, ponieważ mężczyźni żyją na emeryturze średnio ok. 13,5 roku, a ZUS liczy im 17,5 roku, ZUS zagarnia każdego roku 4-letnie składki blisko 150 tys. mężczyzn co daje kwotę ok. 15 miliardów zł.  Czyli rocznie ZUS zagarnia ok. 30-35 miliardów. 
Koszt 13 i 14 emerytur w poprzednich latach oscylował w granicach 22 miliardów. W tym roku będzie to prawdopodobnie ok. 33-35 miliardów.  Dodatkowe emerytury dostają nawet ci co mają ją w wysokości ponad 5 tys. miesięcznie.
W tym samym czasie w Polsce żyje na granicy ubóstwa ok. 1,5 miliona wdów, które po odejściu małżonka, same, z jednej emerytury muszą pokryć koszty mieszkania, życia i leczenia, które do momentu zgonu były pokrywane z 2 emerytur. 
Oprócz w/w zdarzeń, bardzo korzystny wpływ na finanse ZUS miała i nadal ma tzw. „fałszywa pandemia Covid”. Według różnych szacunków z powodu zamknięcia podczas tej fałszywej pandemii szpitali, wstrzymania operacji planowych, uniemożliwienia dostępu do diagnostyki, leków, wizyt itd. zmarło w Polsce przedwcześnie ok 150-250 tys. osób, głównie seniorów.
Zakładając, że było to 200 tys. i ci „nadwyżkowo” zmarli żyli średnio połowę tego, co mieli jeszcze przeżyć oznacza to, że ok. 200 tys. mężczyzn i kobiet zmarło przedwcześnie w średnio wieku ok. 70-72 lata. Jak łatwo policzyć dzięki tym 200 tys. przedwczesnych zgonów ZUS „wzbogacił się” o ok. 30 miliardów.
Jeśli więc ktoś się zastanawiał, skąd ta tzw. „dobra zmiana” bierze pieniądze na 13 i 14 emerytury, to mam nadzieję, że teraz już poznał odpowiedź. 
Oprócz nader korzystnego wpływu na finanse ZUS fałszywa pandemia miała (i nadal ma) nader korzystny wpływ na finanse NFZ. 
Po pierwsze, w wyniku masowego opróżnienia szpitali z naprawdę chorych Polaków w celu zrobienia miejsca dla chorych na fikcyjną chorobę Covid-19 (która, ponieważ nie ma swoistych symptomów jest z definicji niemożliwa do zdiagnozowania), wstrzymania operacji, planowych, diagnostyki, ograniczenia wizyt w POZ itd., NFZ osiągnął w roku 2020 i 2021 gigantyczne oszczędności finansowe rzędu minimum 20-30 miliardów. 
Po drugie, w powodu odcięcia Polaków od diagnostyki podczas tzw. „fałszywej pandemii” do lekarzy onkologów zgłaszają się chorzy z chorobami nowotworowymi w tak zaawansowanych stadium rozwoju, że nie nadają się do leczenia. Leczenie to koszt dla NFZ – brak leczenia = brak kosztów.
Po trzecie Polskę (i cały świat też, ale to tajemnica) zalewa fala tzw. „turbonowotworów”, udarów, zawałów, której to fali tzw. „eksperci” nie są w stanie wyjaśnić. Turbonowotwory potrafią rozwinąć się u całkowicie zdrowego człowieka i zabić go nawet w dwa, trzy miesiące. Krótka choroba, czy nagłe zejście, to niskie koszty dla NFZ.
I po czwarte, choć od końca „fałszywej pandemii” minęło już półtora roku ( 24 lutego, to dzień w którym „doktor” Putin zaczął likwidować w Polsce tzw. „pandemię Covid” i którą w mniej więcej tydzień skutecznie zlikwidował) Polacy nadal żyją krócej niż w 2019 roku, co w przypadku seniorów oznacza, że umierają szybciej, a to znacząco się przekłada na oszczędności NFZ.
Według tabel ZUS, polski 65 – letni senior w 2019 miał przed sobą jeszcze średnio ponad 217 miesięcy życia, gdy w 2023 ma tylko 210 miesięcy, czyli o ponad 3% krócej. Ponieważ wiadomo, że ok. 90% wydatków na zdrowie jest ponoszone w wieku starczym, można przyjąć, że ponad 3 % skrócenie życia polskich seniorów przekłada się na 3% oszczędności NFZ na leczeniu Polaków, co daje kwotę ok. 4 miliardów rocznie.

To, co oszczędza NFZ na leczeniu krócej żyjących, polskich seniorów natychmiast wydaje na leczenie „ukraińskich gości”. Według Ministerstwa Zdrowia koszty leczenia „ukraińskich gości” wynoszą właśnie ok. 4 miliardów rocznie. Szacunek ten jest zaniżony prawdopodobnie co najmniej 2-3 krotnie, ale wydaje się, że na obecną chwilę na większe finansowanie leczenia „ukraińskich gości” polscy seniorzy jeszcze nie są gotowi. 

Gruzin dokonał serii kradzieży. Grozi mu 5 lat więzienia.

Gruzin dokonał serii kradzieży. Grozi mu 5 lat więzienia.

Mateusz Pławski gruzin-dokonal-serii-kradziezy

Policjanci z Dąbrowy Górniczej zatrzymali Gruzina, który dopuścił się serii kradzieży. Grozi mu teraz do 5 lat więzienia.

Policja poinformowała o sprawie: “Policjanci przerwali dwutygodniową serię kradzieży alkoholu oraz artykułów spożywczych na terenie naszego miasta. 27- letni Gruzin został zatrzymany. Działał według podobnego schematu, wykorzystując chwilę nieuwagi personelu sklepu”.

Materiał dowodowy zgromadzony przez śledczych pozwolił przedstawić podejrzanemu 3 zarzuty kradzieży na łączną kwotę blisko 3,000 zł. Podczas przeszukania jego mieszkania policjanci zabezpieczyli skradziony alkohol. Grozi mu kara nawet do 5 lat pozbawienia wolności.

Przeczytaj: Przemytnicy nielegalnych imigrantów. SG: Dominują Ukraińcy i Gruzini

Policja znów podała dane dot. przestępczości cudzoziemców. Dominują Ukraińcy i Gruzini.

Policja znów podała dane dot. przestępczości cudzoziemców. Dominują Ukraińcy i Gruzini.

Mateusz Pławski policja-dominuja-ukraincy-i-gruzini

Statystycznie najwięcej przestępstw popełniają w Polsce Ukraińcy, jednak okazuje się, że najczęściej dopuszczają się ich Gruzini  – podaje Rzeczpospolita. Medium powołuje się na dane Komendy Głównej Policji, która znów podała dane dot. przestępczości cudzoziemców. Na początku roku odmówiła podania ich portalowi Kresy.pl, tłumacząc to m.in. “prośbami ambasad” i niechęcią do “piętnowania” poszczególnych narodowości.

Kradzieże i jazda po alkoholu, a także posiadanie narkotyków – tych przestępstw w okresie od stycznia do maja bieżącego roku przebywający w Polsce cudzoziemcy dopuścili się najwięcej. W bieżącym roku zarzuty usłyszało blisko 4,7 tys. z nich – wynika z danych Komendy Głównej Policji.

W ciągu dekady grono obcokrajowców podejrzanych o czyny kryminalne zwiększyło się trzyipół-krotnie – z 3,5 tys. w 2013 roku do 12,4 tys. w ubiegłym.

W ciągu pierwszych pięciu miesięcy br. wśród 4695 cudzoziemców podejrzanych o przestępstwa statystycznie najwięcej było obywateli Ukrainy – 2288 osób, Gruzji – 901, Białorusi – 277 oraz Mołdawii – 228 i Rosji – 80.

Kolejne miejsca zajęli obywatele Rumuni (69 osób), Niemiec (67), Bułgarii (63) i Czech (51 osób). Pozostali pochodzą z Łotwy, Litwy, Uzbekistanu, Słowacji, Armenii, Azerbejdżanu i Turcji.

Imigranci dopuszczali się głównie kradzieży – 1156 z nich ma za to zarzuty – oraz kierowania pod wpływem alkoholu – łącznie 1109 osób (40 kolejnych osób, odpowiadało z innego paragrafu – wysoka liczba promili została uznana za przestępstwo). O posiadanie narkotyków podejrzanych jest ponad pół tysiąca, a 152 o łamanie zakazu sądowego dot. kierowania pojazdami.

Inny podrabiali dokumenty, dokonywali włamań czy oszustw. Łącznie 84 osoby to podejrzani o spowodowanie wypadku, 80 – o udział w bójce, a 57 – o stosowanie gróźb.

Statystycznie najwięcej osób z zarzutami to Ukraińcy. Ma to związek ze skalą ich obecności w Polsce. Obecnie legalnie przebywa ich u nas ok. 1,5 miliona (ok. 1 mln posiada PESEL, a 460 tys. ma ważne zezwolenia na pobyt).

Z kolei uwzględniając liczbę cudzoziemców przebywających w Polsce legalnie, najgorzej w kryminalnych statystykach wypadają Gruzini – obecnie 22 tys. z nich posiada aktualne prawo pobytu, a podejrzanych o przestępstwa jest 901 osób. “Dla porównania – Białorusinów z prawem pobytu jest czterokrotnie więcej – 88 tys., a zarzuty ma tylko 277 z nich” – czytamy.

W danych dotyczących ubiegłego roku i 5 miesięcy bieżącego nie podano jednak ogólnej liczby podejrzanych o przestępstwa. Nie wiadomo więc, jaki ogólny procent podejrzanych stanowili obcokrajowcy.

Ukraińcy i Gruzini dominują także w przypadku przemytu nielegalnych imigrantów. Straż Graniczna przekazała w lutym portalowi Kresy.pl, że obcokrajowcy stanowili w ub. roku 90 proc. osób zatrzymanych za pomoc przy nielegalnym przekraczaniu granicy (art. 264. § 3. kodeksu karnego). Wśród zatrzymanych było najwięcej Ukraińców i Gruzinów. Podobnie wyglądała sytuacja rok wcześniej.

Młodzi bandyci z imigranckich rodzin, czyli udana integracja z kulturą francuską.

Młodzi bandyci z imigranckich rodzin, czyli udana integracja z kulturą francuską.

Grzegorz Górny  z-imigranckich-rodzin

Po niedawnych bitwach ulicznych, które na długi czas ogarnęły wiele miast we Francji, w europejskich mediach pojawił się zalew komentarzy stawiających następującą diagnozę: problemem jest to, że główna siła sprawcza wspomnianych zajść, czyli młodzież pochodząca z imigranckich rodzin, nie zintegrowała się dostatecznie ze współczesną kulturą francuską.

Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę

A może problem jest odwrotny? Może ta młodzież jest właśnie lepiej zintegrowana z dominującą obecnie we Francji kulturą niż się na pozór wydaje. To przecież współczesna szkoła francuska wpaja młodym, by odrzucili dotychczasowe autorytety, dyscyplinę i tradycję; to dzisiejsza kultura mówi im, by na pierwszym miejscu stawiali samorealizację i autoekspresję; to cała rzesza opiniotwórczych influencerów i trendsetterów przekonuje ich, by wybierali absolutną wolność jednostki nieskrępowaną żadnymi normami, zakazami i tabu – wolność, która nie akceptuje ograniczeń w postaci prawdy obiektywnej, etyki absolutnej czy prawa naturalnego. Młodzi wciąż słyszą, że najważniejsze jest, aby byli autentyczni, a zatem robili to, co chcą. Więc robią, co chcą. Niszczą budynki, palą samochody, obrzucają kamieniami policję.

To, co robią, nie jest bynajmniej wyrazem religii muzułmańskiej, nawet w wydaniu wahabickim czy salafickim. Ich niszczycielska furia – pozbawiona politycznego celu, programu i przywództwa – ma niewiele wspólnego z islamem, ma za to dużo wspólnego z nihilistyczną manifestacją wolności rozumianej jako nieustanna transgresja, czyli przekraczanie kolejnych norm. Oni nie recytują sur Koranu, rzucając koktajle Mołotowa w policyjne radiowozy. Do religii muzułmańskiej powracają dopiero później, gdy odrzucą postmodernistyczną kulturę pustki i wyczerpania.

Minister sprawiedliwości Eric Dupond-Moretti, szukając osób odpowiedzialnych za zamieszki, postanowił winą obarczyć rodziców. Jego zdaniem nie skorzystali oni z przysługującej im władzy rodzicielskiej, by zdyscyplinować swoje pociechy. Ale przecież to cała francuska kultura, przy walnym wsparciu systemu szkolnictwa i wymiaru sprawiedliwości, usilnie pracowała przez ostatnie dziesięciolecia nad tym, by osłabić pozycję rodziny i odebrać rodzicom prawo decydowania o swoich dzieciach. Teraz zbierane są tylko owoce tych działań.

Kto „zatruwa młodym głowy”?

Młodzi imigranci mówią, że nie lubią Francji i się z nią nie utożsamiają. W sumie oni wyciągają tylko logiczne konsekwencje z tego, co od lat głoszą mainstreamowe autorytety: że państwo narodowe jest złem, którego trzeba się pozbyć jak anachronicznego przeżytku; że cywilizacja zachodnia od wieków była i nadal pozostaje źródłem największych nieszczęść i zbrodni w historii ludzkości; że nietolerancyjna i ksenofobiczna kultura europejska odpowiedzialna jest za rasizm, kolonializm, islamofobię i inne plagi społeczne. Czy można więc zarzucać młodzieży z imigranckich rodzin, że nie chce utożsamiać się z tak monstrualnym złem?

Ci sfrustrowani młodzi ludzie w rzeczywistości są wyrazicielami głęboko dysfunkcyjnej kultury panującej we francuskim społeczeństwie, kultury, która kwestionuje dotychczasowe pewniki i odrzuca tradycję, stawiając na piedestale jednostkę i jej nieograniczoną niczym wolę. W tym sensie są oni nieodrodnymi dziećmi dzisiejszej Republiki.

Emmanuel Macron winę za ostatnie zamieszki zrzucił na gry komputerowe oraz platformy społecznościowe, takie jak TikTok czy Snapchat, które „zatruwają młodym głowy”. Z powodu swej diagnozy został skrytykowany przez media, które zarzuciły mu powierzchowność w ocenie sytuacji. A jednak prezydent Francji ma częściowo rację. Dostrzega, niestety, tylko wycinek problemu, jakim jest fragment kultury masowej. Powinien jednak spojrzeć na zjawisko znacznie szerzej. Wówczas być może dostrzegłby, że odpowiedzialność za uformowanie młodzieży spoczywa na całej dominującej dziś we Francji kulturze, w której hegemonem są środowiska lewicowo-liberalne, i której częścią jest także on sam.

ŚDM: Przyjechali z Afryki „na pielgrzymkę” i się… rozpłynęli. Czy Ryś przeszwarcuje część do Polski?

ŚDM: Przyjechali z Afryki „na pielgrzymkę” i się… rozpłynęli

Zjawisko oddalania się pielgrzymów przybywających z Afryki na wydarzenia międzynarodowe do Portugalii „nie należy do rzadkości i nie jest nowym zjawiskiem”.

Na podst.: z-afryki-na-pielgrzymke

Liczba afrykańskich „pielgrzymów”, którzy po dotarciu na Światowe Dni Młodzieży w Portugalii, rozpierzchli się i nie stawili w diecezjach goszczących uczestników wydarzenia wzrosła do 195 – poinformował wchodzący w skład struktur portugalskiego MSW Urząd ds. Cudzoziemców i Granic (SEF).

Z ustaleń portugalskich służb wynika, że do diecezji biorących udział w ŚDM nie dotarło do czwartku 168 obywateli Republiki Zielonego Przylądka oraz 27 Angolczyków. Miejsce ich pobytu jest nieznane, a żadna z poszukiwanych osób nie odbiera telefonu.

Oświadczenie urzędników SEF jest reakcją na poniedziałkową informację władz diecezji Leiria-Fatima, które podały, że do trzech parafii przyjmujących pielgrzymów nie stawiły się grupy młodzieży kabowerdeńskiej i angolskiej.

Pomimo oświadczeń portugalskich służb i władz kościelnych pochodzący z Wysp Zielonego Przylądka diakon Jose Manuel Vaz powiedział w rozmowie z telewizją CNN Portugal „że żaden z pielgrzymów nie zaginął”. Informację o rozpierzchnięciu się młodych Afrykańczyków nazwał „dezinformacją”. „Nikt nie zaginął, a żaden pielgrzym nie jest zobowiązany do udziału w aktywnościach w diecezji podczas ŚDM” – zaznaczył.

Zdziwienia deklaracjami kabowerdeńskiego diakona nie kryje portugalska działaczka katolicka Ana Silva z lizbońskiej dzielnicy Lumiar, od wielu lat włączająca się w organizację imprez o charakterze społeczno-religijnym.

„Dezinformacją są raczej tego typu deklaracje sugerujące, że pielgrzymi, którym wydano wizy, aby dotarli do Portugalii na ŚDM nie mają obowiązku stawienia się w diecezji, do której zostali przydzieleni. Jeśli tak, to warto zapytać w jakim celu przybyli do Lizbony, skoro nie biorą udziału w tym wydarzeniu” – powiedziała PAP Ana Silva.

Potwierdziła, że zjawisko oddalania się pielgrzymów przybywających z Afryki na wydarzenia międzynarodowe do Portugalii „nie należy do rzadkości i nie jest nowym zjawiskiem”.

„W grudniu 2004 r. w Lizbonie odbywało się Europejskie Spotkanie Młodych, na które organizatorzy zaprosili grupy młodzieży z byłych portugalskich kolonii. Część z nich, m.in. niektóre osoby z Republiki Wysp Świętego Tomasza i Książęcej nie wróciły wówczas do swego kraju” – dodała Silva.

W lipcu br. episkopaty Republiki Zielonego Przylądka i Angoli zaapelowały do młodych udających się na ŚDM do Lizbony, aby nie odłączali się od swoich grup i „nie szukali okazji do ucieczki i pozostania na zawsze w Portugalii”.

[—-] „Zadeklarowali oni, że nie chcą już wracać do Luandy. Chcą pozostać w Europie” – powiedział biskup Chissengueti. Z Angoli na ŚDM do Lizbony przybyło 1518 młodych.

Duchowny wyraził przekonanie, że do niedzieli, kiedy w Lizbonie zakończą się Światowe Dni Młodzieży, należy spodziewać się „kolejnych zaginięć tego typu”.
(PAP)

„Święte zespolenie” ludzkości. Polityka migracyjna Franciszka to obraz tytanicznej, demonicznej rewolucji.

„Święte zespolenie” ludzkości. Polityka migracyjna Franciszka to obraz tytanicznej, demonicznej rewolucji.

Filip Adamus

https://pch24.pl/swiete-zespolenie-ludzkosci-polityka-migracyjna-franciszka-to-obraz-tytanicznej-rewolucji/

Stosunek papieża do migracji to jedno z najszerzej komentowanych zagadnień pontyfikatu. Dramatyczne apele o przyjmowanie zmierzających do Europy mas cudzoziemców płyną przy tym nie tylko z ust Franciszka.

W pro-migracyjnej gorliwości Ojca Świętego doścignąć chce nasz rodzimy [? jakiego rodu? md] episkopat, a wiele organizacji, by wspomnieć choć wpływowe Sain’t Egidio, posługę cudzoziemcom uznaje za kluczowy element swojego „charyzmatu”. Liderzy wspólnoty Św. Idziego nie poprzestają zresztą na uczynkach miłosierdzia, a lobbują na rzecz otwierania „szlaków humanitarnych”. [por.: Wielki bluff: O kato-komuchach od św. Idziego. To oni usuwają i wyznaczają papieży?

Wspólnota Sant’Egidio i jej wizja świata. Ku religii synkretycznej.

—————————————

Migracja stała się „oczkiem w głowie” współczesnych hierarchów… Powodem tego stanu rzeczy nie są jednak ich polityczne przekonania, a tektoniczne zmiany, jakie przed kilkoma dekadami przemodelowały katolicką „naukę społeczną”. 

Migracyjny amok

Kto przygląda się działalności papieża, ten nie ma złudzeń, że migracja leży Franciszkowi szczególnie na sercu. Ojciec Święty przy wielu okazjach dał się poznać jako orędownik cudzoziemców wdzierających się do lepiej prosperujących państw.

Następca Benedykta XVI kilkakrotnie odwiedzał Lampedusę, położoną u wybrzeży Afryki włoską wyspę, na którą szukający pobytu w Europie migranci napływają w rekordowych ilościach. Głosił z niej narodom Europy moralny obowiązek przyjmowania nieproszonych „gości”. Wspomnienia wielkoczwartkowego obmycia nóg dwunastu obcokrajowcom dokonanego w samym środku kryzysu migracyjnego, liczne papieskie apele o nastawienie polityków na „otwartość”, wreszcie wdrożenie migrantów do Litanii Loretańskiej [sic!! wciśnięcie… md] nie pozostawiają złudzeń co do jego stanowiska w tej sprawie.

Jasne oczekiwania liberalizacji polityki migracyjnej docierają nie tylko z Rzymu. W podobnym tonie co Franciszek, nawet w sytuacjach największego zagrożenia bezpieczeństwa publicznego, wypowiada się i nasz episkopat. Gdy w 2021 roku Aleksander Łukaszenka otworzył szlaki migracyjne, a przybyszów z bliskiego wschodu kierował ku polskiej granicy, pasterze nakazywali „gościnną” postawę i przestrzeganie praw cudzoziemców… Mimo [nie-]jasnych konsekwencji i wykorzystania ich w charakterze narzędzi wojny hybrydowej.

Z kolei po zeszłorocznej agresji Kremla na Ukrainę, kiedy mieszkańcy sąsiedniego kraju znaleźli schronienie w granicach Polski, biskupi wyjaśniali, że między migrantami, a uchodźcami nie ma różnicy… Podobne wsparcie miałoby zatem należeć się również przybywającym do Polski za lepszym groszem mieszkańcom Azji Centralnej, czy Bliskiego Wschodu…

Ostatnią pro-migracyjną interwencję episkopat podjął tymczasem przed zaledwie kilkoma tygodniami. Wydane przez radę ds. migracji, turystyki i pielgrzymek stanowisko to komentarz do politycznej wymiany zdań, wzmożonej przez unijne plany relokacji obcokrajowców. Z dokumentu dowiadujemy się, że zagadnień związanych z polityką migracyjną rządzący nie powinni poddawać pod referendalny osąd oraz, że każdemu z migrantów przysługuje niezbywalne prawo do swobodnego zdecydowania o tym, że zamierza osiedlić się w naszym kraju…

Słowem – wizja oparcia polityki w tym kluczowym zakresie o żonglowanie hasłem otwartości nie jest przedsięwzięciem jednego, czy kilku hierarchów – to tendencja we współczesnym Kościele. I choć swoje apele biskupi uzupełniają fragmentami o konieczności „rozeznania”, czy „przemyślenia” konkretnej realizacji ich wykładni, to są one wyłącznie „zaklęciami”. W praktyce bowiem bezpieczeństwo, ani pokój z intensywną migracją nie chadza parami… Niezależnie od tego jak bardzo chcielibyśmy te zjawiska ze sobą pożenić.

Migracyjny amok, w którym znalazło się wielu duchownych, zasługuje jednak na znacznie więcej, niż krytyczny komentarz… Jeśli po wygranych przez Georgię Meloni wyborach we Włoszech przewodniczący tamtejszego episkopatu obiecuje „surową” reakcję w razie ograniczania migracji, a watykańskie media uczą stosowania względem cudzoziemców poprawności politycznej, to widać doskonale, że mamy do czynienia z problemem globalnym – którego korzenie sięgają dekad wstecz…

Ludzkość” – Świecki Kościół 

Źródeł tego zjawiska należy szukać w tektonicznych zmianach, jakie do katolickiej nauki społecznej wprowadzili papieże Soboru Watykańskiego. Ustępy poświęcone migracji, jakie znajdujemy w ich dokumentach, z pewnością brzmiałyby wiarygodnie w ustach urzędującego papieża: „Każdemu człowiekowi winno też przysługiwać nienaruszalne prawo pozostawania na obszarze swego własnego kraju lub też zmiany miejsca zamieszkania (…)”, pisze w „Pacem in Terris” Jan XXIII. Jak dodaje „Fakt, że ktoś jest obywatelem określonego państwa, nie sprzeciwia się w niczym temu, że jest on również członkiem rodziny ludzkiej oraz obywatelem owej obejmującej wszystkich ludzi i wspólnej wszystkim społeczności”…

To właśnie wizji „ludzkości”, nie jako zbioru wszystkich jednostek, ale realnie istniejącej wspólnoty, powinniśmy się z uwagą przyjrzeć. Wedle Jana XXIII i Pawła VI jest ona zbiorem braci, zmierzających wspólnie do radykalnej przebudowy stosunków społecznych. Urasta również do nadprzyrodzonego charakteru… jakiegoś kolejnego – obok Kościoła – ludu bożego…

Społeczność zatem ludzka, czcigodni bracia i umiłowani synowie, jest przede wszystkim wartością duchową. Dzięki niej ludzie, współdziałając ze światem prawdy, przekazują sobie wzajemnie swą wiedzę, mogą bronić swych praw i wypełniać obowiązki, otrzymują zachętę do starania się o dobra duchowe, słusznie cieszą się wspólnie z każdej rzeczy pięknej, bez względu na jej rodzaj, stale pragnąc przekazywać innym to, co w nich jest najlepsze, starają się usilnie przyswajać sobie duchowe wartości posiadane przez innych. Wartości te oddziałują pobudzająco i kierowniczo zarazem na wszelkie sprawy dotyczące nauki, gospodarki, stosunków społecznych, rozwoju i ustroju państwa, ustawodawstwa oraz innych elementów składowych i rozwojowych danej wspólnoty ludzkiej, dlatego jest też najgłębszym źródłem istnienia społeczności ludzkiej (…)”, opisywał jej charakter papież Roncalli w „Pacem in Terris”.

Jego następca – Paweł VI – przekonany był natomiast, że na mocy niemal dziejowych praw – to „święte zespolenie duchowe” rozwijać się będzie ku zaprowadzeniu na całym świecie pomyślnego porządku doczesnego. W encyklice „Populorum Progressio” datowanej na 1967 rok, wyrażał on wiarę, że w globalnej skali umacnia się relacja charytatywnej współpracy. Nawoływał zatem, by kierując się „życzliwością” i „braterstwem” dotychczasową rywalizację między narodami zastąpić dialogiem. Zdaniem Pawła VI „Gdy bowiem między cywilizacjami, podobnie jak poszczególnymi ludźmi nawiązuje się szczerzy dialog, z łatwością wytwarza się wówczas łączność braterska. Plany współdziałania dla rozwoju powiążą ludy ze sobą,  jeśli wszyscy obywatele, począwszy od rządów i urzędów, a na najskromniejszym rzemieślniku skończywszy, będą ożywieni miłością braterską i szczerym pragnieniem ugruntowania na całym świecie jednej powszechnej cywilizacji”, obiecywał papież Montini w „Populorum Progressio”…

Jan XXIII również zapewniał ludzkość, że możliwa – a nawet prawdopodobna – jest przebudowa stosunków społecznych tak, by przeciwne ambicje, interesy i konflikty nie miały na nie wpływu…  Jeszcze w roku 1963 papież Roncalli prorokował:

„Ponieważ wszystkie narody albo już osiągnęły wolność, albo są w trakcie jej zdobywania, dlatego w niedalekiej przyszłości nie będzie ani narodów panujących nad innymi, ani pozostających pod obcym panowaniem”… W 1963 roku! Gdy wszystkie państwa bloku wschodniego cierpiały pod sowiecką tyranią….

Najlepszym podsumowaniem wizji wyłożonej przez obu pierwszych papieży doby SVII jest chyba wskazanie, że postrzegają oni „społeczność ludzką” jako świecki odpowiednik Mistycznego Ciała Chrystusa. Dla obu z nich jest ona bowiem zamierzoną przez Boga wspólnotą braci, zmierza w jednym i pomyślnym kierunku – budowy wspaniałego globalnego porządku w wymiarze doczesnym…

Wobec takiego wyobrażenia strzeżenie własnych granic przez państwa narodowe istotnie traci rację bytu… Wszak ich zadaniem jest ochrona podobnej sobie grupy ludzi przed krzywdą ze strony obcych… Skupienie się w opartych na wspólnym pochodzeniu grupach to z kolei przeciwdziałanie naturalnej skłonności do złego. Zraniony grzechem pierworodnym człowiek rzadko jest w stanie postępować dobrze z samych moralnych racji. Utożsamienie z grupą daje jednak emocjonalne powody, by wobec „swoich” postępować słusznie. Ogranicza to chaos i krzywdę na świecie. To na własną grupę oddziałujemy w końcu w największym stopniu…

——————————-

Wszystkie te zabezpieczenia zdają się jednak bezsensowne, gdy tradycyjnie katolicką wizję ludzkiej natury zastępuje optymizm antropologiczny – wiara w to, że zło w człowieku bierze się z okoliczności, które można przezwyciężyć. Wtedy rywalizacja międzynarodowa i konflikt zdają się możliwe do zastąpienia „braterstwem”…

A jednak niezależnie od tego, jak pięknie wydają się brzmieć papieskie wizje, skutki winy pierwszych rodziców oddziałują na nas przemożnie. „Braterska” postawa w konsekwencji często spotyka się z niewdzięcznością i niestety – gwarancji jej odwzajemnienia nie daje… Kto jednak sądzi, że tak wcale być nie musi, że zło to wynik braków braterskiej kultury, niech próbuje eksperymentować ze zmianami tego stanu rzeczy. Musi tylko wyjaśnić Europejkom, że plaga gwałtów spotykająca je ze strony cudzoziemców obsypanych zasiłkami, to wypadek przy zaszczytnym przedsięwzięciu.

Kamień węgielny „aggiornamento”

Jak zwracał uwagę wybitny teolog Romano Amerio, naiwna wizja stosunków międzynarodowych, to tylko element fatalnych tendencji, jakie obudziły wizje Jana XXIII i jego następcy. Optymistyczna wiara „w człowieka i postęp” legła, jego zdaniem, u podstaw logiki „aggiornamento”: dostosowania Kościoła do oczekiwanych przez nowoczesność zmian społecznych.

Uwagi tej, tak celnej, nie powinniśmy z pośpiechem pomijać. Ukazuje ona fundamentalną zmianę paradygmatu – niezgodność pomiędzy tym, jak do dziejowych wstrząsów odnosili się papieże oświecenia i pozytywizmu oraz przywódcy Kościoła po II Wojnie Światowej.

Ci pierwsi przez wieki – od Grzegorza XVI po Piusa XI – stawiali czoła popularnym błędom, wskazując niezgodność między zasadami wiary a „nowinkami” w kluczowych obszarach. Papieże powojenni dokonali odwrócenia tej tendencji: afirmując przemiany światowe, a nawet aspirując do roli ich żyrantów. Oczywiście, mowa o konieczności zachowania Bożego prawa i porządku pojawia się i u Pawła VI i Jana XXIII – są to jednak zapiski na marginesie, nie zmieniające nowej wizji Kościoła dostosowanego do „nowoczesności”.

Trend ten w ostatnich dekadach pozwolił modernistycznym hierarchom otworzyć istną „Puszkę Pandory”. Skoro rozwój ludzkości miał zmierzać w kierunku coraz dalszej doskonałości, to jak zinterpretować jej coraz większy konflikt z nauczaniem Kościoła i prawem naturalnym? Są dwie możliwości: albo obietnica soborowych papieży zawiodła, albo potrzeba rewizji doktryny…

I ta rewizja właśnie ma miejsce – gdy informuje się wiernych, że homoseksualizm, zaburzenia tożsamości płciowej, czy wreszcie rozwody powinny zyskać akceptację. A nawet jeśli w ustach wielu duchownych tak radykalne zdanie nie postoi – to wiemy przecież, że wszyscy jesteśmy braćmi, budującymi świetlany doczesny porządek. Zatem walka ze zgubnymi tendencjami w tym wymiarze nie ma sensu, musimy bowiem „iść razem”.

Tylko ku czemu?

Filip Adamus

 ========================

as 3 sierpień 2023

Braterstwo całej ludzkości to fałszywa nauka. Pan Jezus jasno powiedział kto jest bratem: „Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką” Mt12,50. Pan Jezus powiedział też o niektórych faryzeuszach i uczonych w Piśmie: „Wy macie diabła za ojca…” J8,44. Jeśli ktoś uważa że jego braćmi są wszyscy ludzie, to znaczy że uważa za braci także tych, którzy mają diabła za ojca. Czyli taki ktoś sam uznaje diabła za swojego ojca.

Francuzi są narodem, który postradał rozum. To „młodzi ludzie” podpalają Francję? Jak mitologia lewicy okazała się samobójstwem.

Francuzi są narodem, który postradał rozum. To „młodzi ludzie” podpalają Francję? Jak mitologia lewicy okazała się samobójstwem…

Filip Obara podpalaja-francje

Osiem lat temu – w dobie ataków terrorystycznych we Francji – wydawało się, że muzułmanie, którzy mordują po kilkanaście osób na raz w imię supremacji religijnej i cywilizacyjnej, dadzą politykom wystarczający powód do opamiętania się i zweryfikowania mitów na temat „różnorodności kulturowej” oraz „religii pokoju”… Jednak europejski pęd ku samozagładzie okazał się silniejszy. 

Tamte zamachy pokazały, że Francuzi są narodem, który postradał rozum. Najbardziej kuriozalnym tego wyrazem było słynne nagranie, na którym ojciec tłumaczył małemu dziecku, wyjście z kwiatami naprzeciw karabinom maszynowym jest najlepszym rozwiązaniem w sytuacji zbrojnej agresji. Kilkuletni chłopak tego jednak „nie kupił”. Dlaczego? Bo rozum przyrodzony JESZCZE w nim nie zgasł. Zjadliwy wirus lewicowego myślenia nie przeżarł jeszcze jego dziecięcego mózgu. Ale minęły lata a Francuzi, jak widać, do wyciągania wniosków nadal się nie kwapią. Mówienie jedynie o zagubionym rozumie byłoby już w tym momencie niezręcznym eufemizmem…

Z czysto historycznego punktu widzenia nasuwa się pytanie: Kiedy Europa weszła na drogę samozagłady?

Dawniej mocarstwa były po prostu raczej egoistyczne niż autoagresywne. Nie pomogły Polakom w starciu z dwoma socjalistycznymi totalitaryzmami, jeszcze wcześniej nie pomogły Rosjanom zniszczyć bolszewii, która zalała następnie pół świata. Wszystko to ze względu na własne krótkowzroczne interesy. Choć te zaniechania ostatecznie odbiły się czkawką, to jednak można powiedzieć, że w ciasnej perspektywie rządów alianckich była w tym spora doza zachowawczej postawy dbania o wyłącznie własne podwórko…

Natomiast co stało się z polityką dziś, gdy Ursula von der Leyen jedzie do Tunezji, aby tam błagać prezydenta tego mało rozwiniętego i nic nie znaczącego na arenie międzynarodowej kraju, by łaskawie nie przysyłał już nielegalnych imigrantów do Europy? Efektem rozmów jest podpisanie paktu zawierającego „porozumienia dotyczące zakłócenia modelu biznesowego przemytników i handlarzy ludźmi, wzmocnienia kontroli granicznej oraz poprawy rejestracji i powrotu”, a więc „wszystkich niezbędnych środków dla wzmocnienia wysiłków na rzecz powstrzymania nielegalnej migracji” – jak napisał na Twitterze premier Holandii.

Okoliczności iście poniżające. Oto przedstawicielka większości państw europejskich płaszczy się przed egzotycznym władyką i uroczyście ogłasza akt kapitulacji przed szantażem, wskutek którego my, podatnicy Europy, będziemy musieli zapłacić za ograniczenie fali imigrantów.

Ale zwróćmy uwagę na inną rzecz. W pakcie jest mowa o ukróceniu przestępczej działalności, która ma miejsce w samej Tunezji. Czyli potrzeba było specjalnego porozumienia, żeby stwierdzić, że Tunezja ma walczyć z własną przestępczością? Przecież jest to konstytutywne zadanie państwa, dotyczące utrzymania porządku wewnętrznego, a skutkiem jego zaniechania jest destabilizacja wielu innych państw. Jeżeli Tunezja nic z tym nie robi – a może zrobić, jak się okazuje z samej deklaracji prezydenta – to wniosek jest jasny: Celowo tego nie robiła, bądź dokonywała zaniechań, bo było jej to na rękę…

Czy takiego państwa nie nazywamy terrorystycznym? A jeżeli tak, to wszelki dialog jest wykluczony, a tym bardziej płacenie jakichkolwiek pieniędzy. W grę wchodzi jedynie wyegzekwowanie ukrócenia tej terrorystycznej działalności. Tym bardziej, że wcześniej doświadczaliśmy już tego samego ze strony Maroka i Turcji…

Widok tej atrofii zdrowego rozsądku i odruchów samozachowawczych każe zapytać, czy organizacje, które nazywają się rządami, mają jeszcze coś wspólnego z legalną władzą? Przecież władza ma dbać o dobro wspólne, a nie niszczyć kraj przez haniebne zaniechania, nawet jeżeli podejmowane są pod pretekstem jakiejś przepełnionej „empatią” ideologii.

Cywilizacja, która traci rozsądek i nie umie użyć zdecydowanych działań, w tym koniecznej przemocy wobec najeźdźców, jest cywilizacją, która zdobnym lakiem i nic już nie znaczącym herbem pieczętuje swój własny upadek.

Najlepszym tego przykładem jest Francja. Czy może być coś bardziej symbolicznego niż świętowanie zdobycia Bastylii (czyt. uwolnienia kryminalistów przez pre-bolszewicką dzicz rewolucyjną) z udziałem lewicowego prezydenta jadącego na wozie pancernym, podczas gdy współczesna dzicz imigrancka demoluje kraj? Nic, tylko czekać na nową Bastylię, z tym że dawniej do władzy doszli barbarzyńcy, którzy tworzyli nowy świat na gruzach cywilizacji, a dziś mamy do czynienia z inną cywilizacją – silniejszą, ponieważ nie negującą własnych korzeni.

Co jeszcze musiałoby się wydarzyć, żeby europejskie elity władzy poszły po rozum do głowy? Nie wystarczyły akty terroru i masowe mordy religijne, nie wystarczają zamieszki, wyglądające momentami niemalże jak wojna domowa. Linia narracyjna ani trochę się nie zmienia. Władze i media mówią o zamieszkach wywołanych przez „młodych ludzi” na francuskich ulicach, a słowo „islam” nie pada publicznie; podobnie jak słowa „imigrant”, „Arabowie”, „murzyni”, „Bliski Wschód”, „Afryka”, „obca cywilizacja”.

Właściwie to chyba nie pada nawet słowo… „problem”. No bo jaki problem, proszę Państwa, skoro 17-letni Nahel był… „Francuzem”?

Władza musiałaby się przyznać do przyjęcia fundamentalnie błędnych założeń światopoglądowych, i to nie kilkanaście, lecz prawie dwieście pięćdziesiąt lat temu. A to nie przejdzie. Przyznanie się do tego byłoby jednoznaczne z odebraniem samej sobie podstawy bytu, a tego władza rewolucyjna przecież nie zrobi! Obawiam się, że nawet za cenę unicestwienia państwa i narodu…

Sposoby

15 lipca 2023 r. | Nr 28/2023 (628)
Sposoby  
mtodd
         Szanowni Państwo!
           Jak skłonić człowieka, żeby podejmował niekorzystne dla siebie wybory? Albo inaczej: jak skłonić go, do zrzeczenia się podejmowania ważnych decyzji? Są dwa sposoby: zmusić, lub przekonać. Pierwszy wymaga siły, drugi umiejętności manipulacji. Terroru nie da się niczym zastąpić i podlega mu każdy, natomiast „przekonać” najłatwiej durni. Stąd bierze się ta totalna tolerancja, dla przejawów głupoty wszelakiej. Narzekamy i słusznie, że wymordowano nam elity, które mogłyby nam teraz przewodzić.
           Mordercy naszych elit, czyli Niemcy i Rosjanie sami światłych elit nie potrzebują, co udowadniają na każdym kroku, zarówno ci na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Naszym sąsiadom führer, albo car zastępuje wszelkie elity. A zatem jesteśmy i tak w o niebo lepszej sytuacji. Mamy, co prawda, przygłupów wierzących w Tuska, chociażby on sam sobie codziennie przeczył. Jaki  procent zwolenników ma ten rusko-pruski agent w naszym społeczeństwie? Trudno powiedzieć. Ale porównajmy to z Niemcami, czy Francuzami, którzy bez słowa sprzeciwu dali sobie narzucić „nachodźców”.
           Róbmy swoje, demaskujmy głupotę. Odwołujmy się nie do uczuć, którymi łatwiej sterować, a do rozumu! Polacy, to przecież mądry naród. Mam nadzieję, że nawet z międzynarodowymi korporacjami prędzej, czy później  uporamy się, chociaż sama jestem stale sekowana, bo jakiejś „sztucznej (a może obcej) inteligencji” nie podoba się to, co piszę.
Z pozdrowieniami
Małgorzata Todd

Wieść się niesie po Azji, inżynierowie i eseiści się już pakują… PR & Citizenship in Poland | Poland Visa For Pakistani & Indian | Poland Work Permit….

Wieść sie niesie po Azji, inżynierowie i eseiści się już pakują….

PR & Citizenship in Poland | Poland Visa For Pakistani & Indian | Poland Work Permit | Student Visa

Data premiery: 15 lip 2023 #StudyInPoland #PolandVisa #WorkPermit

To obtain PR and citizenship in Poland, you will need to follow specific procedures and meet certain requirements.

Permanent Residency Permit (Czasowa Karta Rezydencji): After living legally in Poland for 5 years, you can apply for a permanent residency permit.

Citizenship: After holding a permanent residency permit for a certain period (typically three years), you may be eligible to apply for Polish citizenship.

Call us if you are interested to study or work in Poland.

🇪🇺 Twelve Consultants – Europe Office

Ubogacenie Niemiec: Atak nożownika Somalijczyka w tramwaju w Dreźnie. Komunikacja ze sprawcą ataku „utrudniona”. Nie żyje ugodzony mężczyzna.

Ubogacenie Niemiec: Atak nożownika Somalijczyka w tramwaju w Dreźnie. Komunikacja ze sprawcą ataku „utrudniona”. Nie żyje ugodzony mężczyzna.

atak-nozownika

40-letni mężczyzna został w sobotę 8 lipca ugodzony nożem przez 32-latka w tramwaju w Dreźnie; ofiara nie przeżyła ataku – poinformował portal RND.

Jak potwierdziła policja, 40-latek został w stanie krytycznym przewieziony do szpitala, gdzie niedługo później zmarł. Napastnika zatrzymano na miejscu zdarzenia; zabezpieczono także nóż, którym się posługiwał.

Zarówno ofiara, jak też podejrzany to Somalijczycy. Ofiara doznała „licznych ran kłutych”.

Więcej informacji o przestępstwie mają dostarczyć zeznania świadków i zapis monitoringu z tramwaju, ponieważ komunikacja ze sprawcą ataku okazała się „utrudniona” – wyjaśniła policja.

PiS sprowadza do Polski setki tysięcy muzułmanów. Wykresy.

PiS sprowadza do Polski setki tysięcy muzułmanów

Partia rządząca podaje się za patrotyczną i antyimigrancką. Fakty mowia coś zupełnie innego.

PiS ustami swoich przedstawicieli przekonuje, że jest partią patirotyczną, nastawioną na realizacje polskiego interesu narodowego. Nic bardziej mylnego. Najlepszym na to dowodem jest sprawa ściągania imigrantów z krajów muzułmańskich.

W ciągu ostatnich kilku lat, polskie miasta zaroiły się nie tylko tabunami młodych Ukraińców w wieku poborowym, którzy uciekli przed branką do ukraińskiej armii. Daje się też zauważyć lawinowy wzrost osób o ciemnej, bądź też czarnej karnacji. Dane rządowe mówią same za siebie:

PiS
Liczba legalnie zatrudniowych cudzoziemców.

Powyżej widzimy lawinowy wzrost liczby imigrantów w Polsce. Zauważmy, że diagram zawiera jedynie dane dotyczące osób legalnie zatrudnionych, choć wiemy, że wielu imigrantów pracuje w szarej strefie. To jednak nie jest sedno problemu. Tego dotyczy kolejna tabela:

PiS
Wzrost liczby imigrantów muzułmańskich w Polsce

Jak widzimy, to w czasach rządów PiS zaczęło się iście masowe ściąganie imigrantów muzułmańskich do Polski. Co więcej, dysponujemy przeciekami, że władze pracują aktualnie nad uproszczeniem procedury przyjazdu do Polski nowych imigrantów z krajów takich jak Bangladesz, Uzbekistan, czy Nigeria. Docelowo chcą ściągać ok. 400 tys. ludzi rocznie!

NASZ KOMENTARZ: Rząd PiS twierdzi, że ściąga do Polski wyłącznie ludzi chcących pracować. Przypominamy, że Francja robiła dokładnie to samo, a rogi pokazało jej dopiero drugie i trzecie pokolenie muzułmaskich imigrantów zarobkowych. Efekty widzimy dzisiaj na francuskich ulicach. Jako polscy patrioci, nie chcemy zniszczenia naszego względnie mono-etnicznego państwa, i z tej perspektywy mało interesująca jest dla nas dyskusja o tym czy masowa imigracja będzie chaotyczna czy przemyślana, czy muzułmańscy imigranci będą legalni, czy nielegalni, pracowici czy leniwi. Sednem problemu jest to, że procesu wymieszania nie da się już później cofnąć w sposób cywilizowany.

Polecamy również: Francuscy kibice bronią ludzi i mienia przed agresją murzynów i arabów

Bernard Margueritte: Nie ma już Francji. Została skolonizowana. Francuzi przestają być ludźmi wiary, mamy nie wolność, ale dowolność.

Bernard Margueritte: Nie ma już Francji. Została skolonizowana. Francuzi przestają być ludźmi wiary, mamy nie wolność, ale dowolność.

3.07.2023, Nie-ma-juz-Francji-Zostala-skolonizowana

Komentując trwające od wtorku zamieszki, Bernard Margueritte ocenił, że „Francja jest w stanie agonalnym”. Zwrócił uwagę, że już nawet prezydent Emmanuel Macron mówił o „odcywilizowaniu”.

O sytuacji we Francji legendarny korespondent francuskich mediów w Polsce mówił na antenie Polskiego Radia 24.

Dziennikarz ocenił, że nie można mówić o wojnie domowej, ponieważ „ci ludzie, jak zauważył świetny publicysta Mathieu Bock-Côté, bardzo często nie czują się Francuzami, oni właściwie walczą z Francją”.

Gdzie natomiast szukać powodów tej walki?

– „Mamy tu mieszankę różnych powodów, Francja jest w stanie kryzysu w różnych dziedzinach, mamy do czynienia z kryzysem gospodarczym, spowodowanym także polityką neoliberalną prowadzoną przez Brukselę, zadłużeniem, prawie jedna czwarta Francuzów żyje poniżej progu ubóstwa” – wymieniał Francuz.

– „Ponadto Francuzi przestali być Francuzami, oddali pole walkowerem (…) mamy plądrowanie kościołów, walkę z wartościami duchowymi i moralnym. Francuzi przestają być ludźmi wiary, mamy nie wolność, ale dowolność.

W tle tego jest przyjęcie ludzi z zewnątrz, prawie dziesięć procent kraju to ludność muzułmańska, to jest kolonizacja à rebours. Ci ludzie, kiedy nawet są de iure obywatelami Francji, nie czują się Francuzami, oni walczą z Francją” – dodał.

Przywołał też szacunki, wedle których za 30 lat połowa Francji może być już muzułmańska.

– „Nie ma Francji, bo Francuzi przestali być Francuzami, nie ma Francji, bo została skolonizowana. Na peryferiach miast ludzie są często sterroryzowani bojówkami czy grupami przestępców” – powiedział.

kak/Polskieradio24.pl

==================

mail: Czytałeś „Obóz świętych” Jean Raspaille? Sprzed pół wieku? To poczytaj powtórnie!!