Stanisław Krajski. Masoneria polska 2022 [w kleszczach], str. 58 inn. savoir@savoir-vivre.com.pl tel. 601519 847
Aktywność Gorbaczowa poza Rosją wiązała się z jedną z największych klęsk jakie ponieśli masoni rytu francuskiego w swojej historii.
W jej planach była „pierestrojka”, w efekcie której ZSRR stałoby się wielkim socjalistyczno- kapitalistycznym mocarstwem o masońskiej i „ludzkiej ” twarzy zarządzanym dożywotnio przez Gorbaczowa.
Władimir Bukowski, jeden z największych rosyjskich dysydentów, ujawnił w swojej książce, że rzeczywistym celem polityki Gorbaczowa było odizolowanie Europy od Stanów Zjednoczonych i narzucenie jej ideałów komunistycznych, które realizowałby zjednoczony ruch eurokomunizmu i lewicy. W 1987 roku przedstawił na spotkaniu Biura Politycznego partii komunistycznej projekt o nazwie „Wspólny Europejski Dom”.
Bukowski zauważył później, że ten projekt się realizuje. To on nazwał Unię Europejską Związkiem Socjalistycznych Republik Europejskich.
W wykładzie wygłoszonym w Piotrkowie Trybunalskim w 2003 roku Bukowski rozwinął tę myśl. Powiedział między innymi: „Tak więc pod koniec lat osiemdziesiątych przywódcy sowieccy oraz przywódcy socjalistyczni na Zachodzie postanowili wprowadzić taki plan w życie.
Ze strony zachodniej polegało to na tym, aby kraje socjalistyczne przejęły projekt jedności europejskiej. I według tych planów, w momencie kiedy udałoby im się tego dokonać miały wywrócić do góry nogami unię ekonomiczną Europy Zachodniej. Zamiast wolnego rynku, zamiast wolnego przepływu towarów i usług Europa miała się stać jednolitym państwem federalnym. W dodatku to państwo federalne musiało mieć strukturę jak najbardziej zbliżoną do struktury państwa sowieckiego – żeby mogło dojść do planowanej konwergencji (zbieżności, zbliżania się – dop. S. K.). Ze strony radzieckiej podobne działania określono mianem budowy wspólnego europejskiego domu. I budowa tych struktur ze strony zachodniej postępowała ale do 1992 roku Związek Radziecki przestał istnieć.
I nagle lewica została jakby tylko z zachodnią częścią tego wspólnego europejskiego domu i W poczuciu niepewności. Zamiast jednak zatrzymać dalszy postęp tego projektu i zapobiec wprowadzeniu go w życie, postanowiła go kontynuować
Oczywiście dlatego, że zorientowała się, że dzięki temu będzie mogła zostać u władzy. Jakiekolwiek byłyby wyniki wyborów w poszczególnych krajach struktury europejskie pozostaną na dawnym miejscu. I oczywiście cała ideologia lewicowa będzie cały czas włączona w europejskie prawodawstwom.
Lewica europejska i masoneria rytu francuskiego.
Bukowski mówi o europejskiej lewicy i eurokomunizmie, ale my wiemy, że w istocie chodzi o europejską masonerię rytu francuskiego. Pisałem o tym nieco w książce pt. „Masoneria polska 2012”, w której prezentowałem kontakty polskich komunistów z komunistami francuskimi, a poprzez to z masonerią rytu francuskiego. Oto fragment tej książki: „Wśród polskich komunistów byli tacy, którzy rozpoczynali swoją karierę we Francuskiej Partii Komunistycznej lub w taki czy inny sposób byli związani z ta partią. Można założyć, że znaczne, jak wiadomo, wpływy masonerii rytu francuskiego w komunistycznych partiach Zachodu były największe we Francuskiej Partii Komunistycznej”.
Jeśli poznamy tylko te fakty, które podał w swojej pracy Leon Chajn, założenie to uznamy za pewnik. Pisze on: „W szeregach francuskiego wolnomularstwa znajdowało się wielu braci-socjalistów, którzy po powstaniu FPK (Francuskiej Partii Komunistycznej — dop. S.K.) znaleźli się w jej szeregach i pełnili odpowiedzialne funkcje. Do loży L’Internationale należał sekretarz generalny partii Louis Frossard (ojciec Andre Frossarda — dop. S.K.), do loży La Concorde Castillonnaise w 1899 r. był inicjowany Marcel Cachin. Członkiem loży Saint-Jean des Arts de la Regularite Nr 162 w Perpignan był znany Andre’ Marty (…) Z kierowniczego aktywu FPK zasiadali w lożach m.in. Charles Lussy, Andre Morizet, Antonio Coćn i Aleksandre Bachelet”.
Gdy Międzynarodówka Komunistyczna zabroniła komunistom przynależności do masonerii, niewiele to zmieniło. Utajniono tylko bardziej przynależność komunistów do masonerii i w dalszym ciągu przyjmowano w szeregi masonerii kolejnych komunistów. Głównymi teoretykami eurokomunizmu byli Enrico Berlinguer i Georges Marchais. Ten pierwszy przewodząc komunistycznej partii Włoch wspierany był finansowo przez Roberto Calviego, będącego prominentnym członkiem słynnej włoskiej loży masońskiej Propaganda Due (gdy prawda o tej loży wyszła na jaw Calvi uciekł prywatnym samolotem do Londynu, gdzie znaleziono go powieszonego na jednym z mostów)”. Ten drugi stał na na czele opanowanej przez masonów FPK.
Redaktor Łukasz Warzecha ujawnił bulwersujące i niezwykle kosztowne dla Polaków zapisy Krajowego Planu Odbudowy. W najbliższych latach słono zapłacimy w kolejnych podatkach i opłatach za miliardy, które napłyną do kasy państwa z Unii Europejskiej.
W programie Łukasza Karpiela „Prawy Prosty. Plus” publicysta „Do Rzeczy” namawiał do uważnego przyjrzenia się zapisom Krajowego Planu Odbudowy. – Pierwsze nieporozumienie w kwestii KPO to przekonanie, że jest to fundusz mający służyć odbudowaniu się gospodarek po covidzie. Otóż nie, to jest fundusz, który w rzeczywistości ma wyznaczone 4 obszary tematyczne, ściśle podporządkowane pewnym ideologicznym upodobaniom UE, w tym zwłaszcza dotyczącym Zielonego Ładu i w ogóle „zazielenianiu Europy” – zauważył Łukasz Warzecha. Nieprawdą jest więc, że 150 miliardów euro, w dużej mierze pozyskiwane przez Polskę w formie pożyczek, trafi do przedsiębiorców, których biznesy zostały zagrożone w okresie kolejnych lockdownów.
Ponadto pieniądze z tzw. funduszu odbudowy trafią do każdego z państw pod pewnymi indywidualnymi, wyznaczonymi osobno warunkami, nazwanymi „kamieniami milowymi”. Wbrew dotychczasowym rządowym przekazom, w odniesieniu do Polski nie chodzi jedynie o kwestie związane z reformą sądownictwa.
– To są rzeczy, od których włosy stają na głowie. Powiem o kilku. Mamy na przykład warunek całkowitego „ozusowania” wszystkich umów cywilno-prawnych. Dlaczego, nie wiadomo. Uzasadnienie, które podaje plan dla Polski jest takie, że to rozwiązanie ma zmniejszyć „fragmentację rynku pracy” – wyjaśniał publicysta.
– Potem mamy cały zestaw kwestii uderzających w normalny, tradycyjny transport. One mają być spełnione nie w ciągu 10 – 20 lat, tylko najdalej czterech, pięciu. To jest np. nałożenie opłat za przejazd wszystkimi nowymi autostradami i ekspresówkami; wprowadzenie specjalnego podatku obciążającego dodatkowo rejestrowane samochody spalinowe; wprowadzenie obowiązkowo we wszystkich miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców stref nisko–emisyjnego transportu [miało to pozostać w kompetencjach samorządów]; (…) Ma zostać wprowadzony specjalny podatek od posiadania samochodów spalinowych – wyliczał Łukasz Warzecha.
– To jest horror, o którym rządzący nam nic nie powiedzieli. W ogóle nie powiedzieli, na co my się godzimy za te 100 miliardów, nie licząc kredytów. Dzisiaj wychodzi pan minister Dworczyk i pytany mówi: „no tak my się tam musieliśmy na pewne rzeczy zgodzić żeby dostać te pieniądze” – relacjonował rozmówca Łukasza Karpiela.
– Czekam teraz, czy będzie taki moment, w którym rządzący zaczną być pytani w mediach głównego nurtu – może nie tych prorządowych, ale może „te drugie” się na to zabiorą – co tam tak naprawdę jest.Okazuje się, że warunki, na które się zgodziliśmy, prowadzą do głębokiej przebudowy polskiego życia społecznego w różnych dziedzinach, również bardzo dotykających zwykłych ludzi. A to miało być zawsze w naszej [Polski – red.] kompetencji. Teraz się okazuje, że Unia Europejska sobie napisała „pod te pieniądze” program, jak zmienić życie społeczne w Polsce. I ten program będzie za przyzwoleniem rządu Morawieckiego realizować – powiedział gość programu „Prawy Prosty. Plus”.
Marcin Palade: rabunki w Europie. Wsi spokojna, wsi anielska, ta środkowo–europejska 😉
Andrzej Zdzitowiecki: Ciekawe, że w UK czy Hiszpanii nie można nosić przy sobie nawet scyzoryka. Nic dziwnego, że tam, gdzie tak się dba o BHP w zawodzie bandziora, to usługi rabunku kwitną.
Jacek Piekara: Szukanie powiązań pomiędzy liczbą rabunków a liczbą wpuszczonych do danego kraju “lekarzy i inżynierów” z Azji oraz Afryki jest w oczywisty sposób wstrętnym rasizmem!
Żołnierze nowej unijnej armii, w przeciwieństwie do żołnierzy Wojska Polskiego, nie odpowiadaliby przed demokratycznie wybranym przez Polaków Prezydentem RP, ale oderwanymi od demokratycznej kontroli urzędnikami UE
Rok temu alarmowaliśmy, że rozpoczynająca się wówczas „Konferencja o Przyszłości Europy” (CoFoE) to tylko pozorowana otwartość. Dzisiaj nasze oceny potwierdzają się. Kompleksowa reforma Unii Europejskiej – rzekomo upragniona przez samych Europejczyków – to stara idea centralnie zarządzanej federacji. Zagrożenie dla suwerenności Polski w UE nigdy nie było tak wielkie.
Tydzień temu wiceprzewodniczący „Konferencji o Przyszłości Europy” Guy Verhofstadt ogłosił, że Konferencja „zatwierdziła radykalną przebudowę Unii Europejskiej: koniec jednomyślności, zniesienie prawa veta, unijna armia, ponadnarodowe listy wyborcze i wiele więcej”. Choć należący do europarlamentarnej „Grupy Spinellego” Verhofstadt otwarcie mówi, że jest zwolennikiem stworzenia „Stanów Zjednoczonych Europy” to przyjęta w ramach CoFoE wizja wspólnoty przypomina bardziej Związek Socjalistycznych Republik Europejskich, w którym państwa wchodzące w skład federacji są bezsilne wobec szkodliwych decyzji unijnej większości.
Nasi eksperci nie tylko ujawniają ten proces, ale angażują się w sprzeciw wobec łamania europejskich traktatów, które pisane były dla unii suwerennych państw narodowych. Jeżeli budowany obecnie ruch sprzeciwu nie powstrzyma ideologów takich jak Guy Verhofstadt, czeka nas dyktat unijnej większości nie tylko katastrofalny w sprawach gospodarczych czy geopolitycznych, ale także niebezpieczny w kwestiach obrony życia, małżeństwa, rodziny i niewinności naszych dzieci.
Czasu mamy coraz mniej. Urzędnicy i politycy w Brukseli błyskawicznie rozpoczęli realizację przyjętych przez Konferencję założeń. Już 3 maja Parlament Europejski przyjął projekt, zakładający utworzenie ogólnoeuropejskiego okręgu wyborczego, który miałby funkcjonować równolegle do okręgów krajowych. Oderwani od narodowej tożsamości i wierni ekspansji Unii biurokraci chcą stworzyć w ten sposób naturalne zaplecze polityczne dla dalszej federalizacji.
Zaproponowano też wprowadzenie instytucji ogólnoeuropejskiego referendum, w ramach którego „postępowe” społeczeństwa Zachodniej Europy mogłyby narzucić Polakom i innym mieszkańcom Europy Środkowej formalizację związków jednopłciowych czy aborcję „na życzenie”.
Także żołnierze nowej unijnej armii, w przeciwieństwie do żołnierzy Wojska Polskiego, nie odpowiadaliby przed demokratycznie wybranym przez Polaków Prezydentem RP, ale oderwanymi od demokratycznej kontroli urzędnikami UE.
W tym kluczowym dla obrony suwerenności Polski momencie, Instytut Ordo Iuris, jako jedyna organizacja pozarządowa z Polski, przeciwstawia się realizacji postulatów zagrażających suwerenności państw członkowskich UE. Nasi eksperci pracują już nad kompleksową ekspertyzą, dotyczącą uderzających w polską tożsamość konstytucyjną zaleceń CoFoE. Precyzyjnie wyjaśnimy w niej, dlaczego należy odrzucić postulaty federalistów. Analizę przekażemy wszystkim europosłom i rządom państw członkowskich UE, wywierając w ten sposób presję na rządzących, by skutecznie bronili suwerenności państw narodowych.
Jeszcze przed ogłoszeniem zaleceń CoFoE zorganizowaliśmy w Brukseli międzynarodową konferencję poświęconą praworządności, stwarzając pole do rzeczowej debaty o rządach prawa, które eurokraci nieustannie wykorzystują do dyscyplinowania konserwatywnych narodów naszego regionu.
Kilka dni temu – na zaproszenie europarlamentarnej frakcji Tożsamość i Demokracja – zabraliśmy też głos w debacie na forum Parlamentu Europejskiego w Strasburgu, poświęconej właśnie proponowanym zmianom w traktatach europejskich, gdzie dokonaliśmy krytycznej analizy zaleceń Konferencji o Przyszłości Europy. W dalszym ciągu monitorujemy również prace organów UE, reagując odpowiednimi krokami prawnymi, gdy radykałowie próbują implementować genderowe postulaty do prawa europejskiego.
Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by skutecznie obronić suwerenność naszej Ojczyzny przed zakusami eurokratów, którzy chcą na gruzach państw europejskich zbudować oparte na marksistowskich założeniach superpaństwo.
(…)
Unijną „Konferencję o Przyszłości Europy” zainaugurowano 9 maja 2021 roku – w rocznicę wygłoszenia przez Roberta Schumana deklaracji stojącej u podstaw integracji Europy jako unii suwerennych narodów. Paradoksalnie, ujawnionym już celem „Konferencji” jest pogrzebanie wielkiej idei Roberta Schumana i realizacja wizji marksistowskiego ideologa Altiero Spinellego, który wprost pisał o likwidacji państw narodowych – nawet jeśli miałoby się to odbyć wbrew woli samych Europejczyków.
Według regulaminu, „Konferencja o Przyszłości Europy” miała stanowić cykl wydarzeń, w ramach których „obywatele europejscy ze wszystkich grup społecznych i zakątków Unii” oddolnie, wypowiedzą się za pomocą specjalnej platformy internetowej na temat funkcjonowania i ewentualnego kierunku reformy wspólnoty. Jednak unijni ideolodzy zachowali dla siebie pełną kontrolę nad procesem wypracowywania dokumentów końcowych CoFoE. Znaczenie głosu obywateli wspólnoty miało tylko fasadowy charakter, zapewniając postulatowi federalizacji UE pozór poparcia społecznego. Ten zamiar sterowania kierunkami oddolnych głosów wyrażono zresztą w art. 1 regulaminu Konferencji, stanowiącym, że „sprawna struktura zarządzania pomoże ukierunkować prace konferencji”.
Prace na najważniejszym, europejskim poziomie Konferencji podzielono na cztery panele, w ramach których obywatelom doradzali wskazani przez eurokratów „niezależni eksperci”. Celem federalistów jest stworzenie pozorów powszechnego poparcia dla dalszego poszerzenia kompetencji UE kosztem państw członkowskich. Dlatego art. 2 regulaminu CoFoE zachęca do formułowani postulatów nie tylko w dziedzinach, „w których UE ma kompetencje do działania”, ale również tam, gdzie ich nie ma, a „w których działanie UE byłoby korzystne dla obywateli”.
Zgłoszone w ramach Konferencji opinie i pomysły obywateli UE były zbierane i opracowywane przez 9 grup roboczych, których pracami kierują… urzędnicy UE. To oni decydują, które głosy znajdą się w raportach końcowych. Co ciekawe, grupie zajmującej się oddolnymi głosami na temat wartości, prawa i praworządności przewodniczy, wielokrotnie atakująca Polskę i Węgry, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Věra Jourová.
Pod koniec kwietnia, podczas plenarnej sesji Konferencji, przyjęto przygotowane przez grupy robocze zalecenia. Znalazł się w nich między innymi postulat rozszerzenia mechanizmu warunkowości wypłat funduszy UE nie tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia dla budżetu UE, ale także każdego innego naruszenia praworządności, za której łamanie urzędnicy chcą uznać nieprzestrzeganie bliżej nieokreślonych „wartości unijnych”. Takie rozwiązanie znacząco ułatwi eurokratom wywieranie ideologicznej presji na konserwatywne narody naszego regionu. Radykałowie z Brukseli chcą także przyznania UE kompetencji w zakresie ochrony zdrowia, dzięki czemu będą mogli zmusić wszystkie państwa wspólnoty do wdrożenia aborcji „na życzenie”. Wśród zaleceń znalazła się również rezygnacja z jednomyślności oraz prawa weta, które zapewniają mniejszym krajom ochronę przed dyktatem unijnych potentatów i pozwalają na realizowanie narodowych interesów.
Większość postulatów jest jednak sformułowana w sposób ogólny i niejednoznaczny, co umożliwia ich interpretację w zgodzie z programem federalistów, zmierzających do budowy scentralizowanego superpaństwa europejskiego opartego na zasadach wywiedzionych z komunistycznego „Manifestu z Ventotene”.
Nasz stanowczy sprzeciw wobec wniosków końcowych „Konferencji” nie jest na szczęście odosobniony. W geście protestu wobec postulatów „Konferencji”, eurodeputowani z Grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów wycofali się CoFoE, uznając, że jest ona „zainscenizowanym i politycznie zmanipulowanym przedsięwzięciem”. Niestety zalecenia Konferencji cieszą się poparciem Europejskiej Partii Ludowej i socjaldemokratów, a więc dwóch największych frakcji w Parlamencie Europejskim.
(…)
Wspólnie zatrzymamy federalizację UE
Konkretne postulaty ogłoszone jako wnioski „Konferencji o Przyszłości Europy” niosą katastrofalne skutki dla polskiej suwerenności. Zniesienie prawa veta i jednomyślności w Unii będzie oznaczało, że ideologiczna większość będzie mogła narzucić Polsce dowolne prawo dotyczące życia, wolności, rodziny, ale także własności, przedsiębiorczości czy obronności.
Prawnicy Ordo Iuris doskonale poznali mechanizmy „Konferencji” i jej cele. Będziemy stać na straży suwerenności Polski oraz naturalnego ładu prawnego, podejmując systematyczne, profesjonalne i strategicznie przygotowane działania w szerokiej, międzynarodowej koalicji, by zatrzymać projekt unijnego superpaństwa.
Raport końcowy „Konferencji o Przyszłości Europy” jest jeszcze groźniejszym dokumentem niż przypuszczaliśmy. Jego autorzy doszli do wniosku, że zagrają o wszystko – o pełnię władzy brukselskich biurokratów nad państwami narodowymi. Skala pracy, która nas czeka, jest bezprecedensowa. Bez wsparcia, po prostu nie damy rady.
Finlandia przygotowuje się do wejścia do NATO, a Szwecja bez wątpienia wkrótce ogłosi taką samą decyzję. To nie tylko domykanie nowej zachodniej „żelaznej kurtyny” przed Rosją, ale szykowanie konfrontacji na północy, zwłaszcza na Oceanie Arktycznym.
Putin chciał sobie poprawić atakiem na Ukrainę sytuację geostrategiczną, a doprowadził do znacznego pogorszenia sytuacji swojego kraju. Arktyka byłą dotąd trochę jest omijanym i „uśpionym” terenem impasu pomiędzy Rosją a Zachodem.
Skutkiem ubocznym wojny na Ukrainie może być powstanie nowego obszaru konfrontacji. Także na poziomie wojskowym. Po obu stronach od dawna była tam bez rozgłosu wzmacniana obecność militarna.
Rosja utworzyła arktyczną marynarkę wojenną i planuje rozmieścić na tym obszarze pociski naddźwiękowe i broń jądrową. Od pięciu lat zwielokrotnia też ćwiczenia wojskowe w tym regionie. NATO robi podobnie. Sojusz Północnoatlantycki zorganizował m.in. pod koniec marca manewry pod kryptonimem „Cold Response”, czyli „zimna odpowiedź”.
Wejście Finlandii do NATO będzie oznaczać wzmocnienie obecności Sojuszu Atlantyckiego na dalekiej Północy. A zatem artykuł 5 NATO mógłby zostać uruchomiony w przypadku rosyjskiego ataku w arktycznej strefie Morza Barentsa. W przypadku agresji w północnej Finlandii w konflikcie włączyliby się wszyscy członkowie Sojuszu.[Oczywiście metodą energicznego kiwania palcem w lewym bucie. MD]
Jest i stawka ekonomiczna i to kolosalna. Szacuje się, że pod lodami Arktyki znajduje się około 25% światowych zasobów paliw kopalnych. Jest tam dużo gazu, ropy, a także minerałów: złota, uranu, niklu, metali rzadkich. Moskwa prowadzi już sto projektów w regionie.
Obecne napięcie może ograniczyć rosyjskie ambicje. Wiele z tych projektów zależy bowiem od zachodniego finansowania i technologii. Tak jest na przykład w przypadku arktycznej bazy LNG2, przeznaczonej do eksploatacji milionów ton skroplonego gazu.
W celu „bezproblemowego rozwiązywania problemów” w rejonie powołano Radę Arktyczną. Skupia kraje graniczące – Rosję, która jako jedyna posiada połowę wybrzeża Arktyki i siedem krajów zachodnich: Kanadę, Stany Zjednoczone, Finlandię, Danię, Islandię, Norwegię, Szwecję. W ostatnich latach Rada funkcjonowała dość dobrze, w imię założenia, że Arktyka jest strefą “nieokreśloną”.
Teraz jej prace zawieszono, przynajmniej do przyszłego roku. Jest to decyzja państw zachodnich „z powodu rażącego naruszenia suwerenności Ukrainy”. Arktykę czeka wyścig militarno-surowcowy?
Ce sont toutes ces personnes magnifiques, lumineuses, attachées à la vérité et à la justice qui bâtiront le nouveau monde. Ce sont ceux-là qui nous redonnent espoir dans l’humanité.
Lorsque nous avons créé TV-ADP, j’avais indiqué qu’il était essentiel de redonner la parole à ceux qui ont d’abord été traités comme des héros, et qui ont ensuite été mis à pied par ce gouvernement criminel, parce qu’ils refusaient de s’injecter un produit dont tout le monde ignorait la composition.
Après une gestion calamiteuse de la « pandémie » dans laquelle on interdisait aux médecins de soigner sous de fallacieux prétextes, après avoir vu des personnels soignants habillés de sacs poubelles pour traiter des malades, après avoir appris que notre pays manquait de masques à cause de l’incurie et de l’irresponsabilité des autorités politiques et sanitaires, après avoir subi les mesures liberticides les plus absurdes et dangereuses qu’on pouvait nous imposer, après avoir constaté le niveau innommable de la corruption dans le secteur de la santé, après avoir du supporter les élucubrations des médecins de plateaux dont la vraie place est en prison, après avoir relevé l’impunité judiciaire accordée aux labos pharmaceutiques par les gouvernements occidentaux, il a été décidé que l’ensemble des personnels hospitaliers devait accepter de se faire injecter le « vaccin » miracle ou alors perdre leur travail, leurs revenus et se retrouver au chomâge sans la moindre indemnité.
Le Docteur Eric Loridan tout comme le Dr Edouard Broussalian sont parmi ceux là. Et avec eux des dizaines de milliers d’autres…
Le Doc Loridan est le symbole même de l’honnêteté, de l’intégrité. Chirurgien émérite à l’hôpital de Boulogne sur Mer depuis près de 20 ans, il était apprécié et aimé par ses patients, respecté par la direction et ses confrères. Il faisait une carrière brillante, vivait confortablement de sa passion. Père de 6 enfants, il est un père admirable et un époux exemplaire. Un croyant, un homme de foi avec de hautes valeurs morales. Un exemple pour beaucoup.
Cet homme a été sommé de choisir. Accepter l’injection ou alors tout perdre. Participer en silence à une campagne de vaccination mystérieuse et garder son emploi, poursuivre sa carrière tranquillement en faisant ce qui heurtait sa conscience et sa raison, obéir sans broncher aux mesures sanitaires absurdes, se rendre complice de ce que l’avocat Reiner Fuellmich qualifie de « crime contre l’humanité », ou bien être exclu du système de santé avec interdiction d’exercer son métier.
Il a choisi. Il a refusé de se rendre complice de cette conspiration criminelle ou d’y participer, quelle qu’en soit la manière.
Quand un homme est capable d’un tel courage, quand un homme est capable de renoncer à sa carrière, à ses avantages, à ses privilèges, à sa position sociale parce qu’il a compris toute l’horreur de ce qu’on exigeait de lui, on ne peut que dire merci.
Merci au Docteur Loridan, au Dr Broussalian, au Dr Laurent Montesino, au Dr Olivier Soulier, au Dr Amine Umlil, au Dr Anne Marie Yim, au Dr Louis Fouché, au Pr Christian Perronne, au Prix Nobel Luc Montagnier, au Dr David Bouillon, au Dr Gregory Pamart, au Dr Pascal Sacré, à Alexandra Haurion-Caude, à Astrid Stuckelberger et à tous ceux que j’oublie.
Ils sont – à la différence des médecins de plateaux qu’on ne peut pas considérer autrement que comme des charlatans malhonnêtes sans conscience et sans morale,- les médecins de la vie, les médecins de la vérité, les médecins de l’honneur et de la dignité.
Eux n’ont pas de conflits d’intérêts avec l’industrie pharmaceutique. Eux n’ont pas fait allégeance à des Loges funestes. Eux n’ont pas d’autre ambition que d’être utiles à leurs patients, aux êtres humains, aux malades. Eux sont incapables de trahir le Serment d’Hippocrate car ils aiment l’humanité quand d’autres rêvent de l’empoisonner, la réduire, la génocider…
Et puis, merci à Chloé Frammery, professeur de mathématiques et lanceuse d’alerte. Une intelligence vive, un esprit aiguisé, quelqu’un à qui on ne peut pas faire avaler n’importe quelle fable étiquetée OMS ou Bill Gates car elle décortique tout, analyse, scrute, compare, vérifie, recoupe. Elle est meilleure journaliste que les ignorants encartés qui se contentent de répéter tels des perroquets, la propagande indigeste et mensongère des agences de presse occidentales, véritables usines à désinformer, à manipuler, à maquiller la vérité.
Et avec elle, je veux saluer Silvano Trotta qui depuis le début de cette fausse pandémie fait un travail de réinformation phénoménal. Admirable Silvano Trotta que les chasseurs de complotistes et les mediamensonges tentent de décrédibiliser, salir, calomnier mais qui reste imperturbable et continue à privilégier la vérité.
Et puis je veux aussi rendre un hommage particulier à Reiner Fuellmich, à Diane Trotta, à Carlo Brusa, à Ellen Bessis, à Virginie de Araujo-Recchia et à tous les avocats qui luttent pour faire respecter nos droits contre une justice qui a perdu la boussole et punit les réfractaires, plutôt que de poursuivre la clique criminelle qui veut nous imposer le Grand Reset, la pauvreté, la famine, la guerre, le transhumanisme et le génocide programmé.
Ce sont toutes ces personnes magnifiques, lumineuses, attachées à la vérité et à la justice qui bâtiront le nouveau monde. Ce sont ceux-là qui nous redonnent espoir dans l’humanité. Quant à ceux qui ont renoncé à leur humanité par amour des biens matériels et des honneurs, leur sort est scellé. Il n’y a pas de place pour eux dans le monde qui vient car les Saintes Ecritures dans Apocalypse 14 à 16 les ont déjà avertis : Heureux ceux qui lavent leurs robes, afin d’avoir droit à l’arbre de vie, et d’entrer par les portes dans la ville ! Dehors les chiens, les empoisonneurs, les impudiques, les meurtriers, les idolâtres, et quiconque aime et pratique le mensonge ! https://vk.com/video_ext.php?oid=430568862&id=456240275&hash=990f32a881286cae&hd=2
Interpelacja parlamentarna z dnia 23 maja 2007 roku złożona na piśmie (E-2644/07)przez Hiltrud Breyer (Verts/ALE) do Komisji Unii Europejskiej
Dotyczy: Handlu komórkami macierzystymi i organami pochodzącymi od zamordowanych noworodków ukraińskich
Według doniesień BBC – na Ukrainie trwa handel komórkami macierzystymi i organami pochodzącymi z zamordowanych noworodków. Kilka ukraińskich matek poinformowało, że w roku 2002, w klinice w Charkowie odebrano im dzieci zaraz po urodzeniu, a następnie na podstawie niepotwierdzonych przyczyn stwierdzono ich zgon. Rodzicom nie pozwolono zobaczyć ciał. W roku 2003, na polecenie władz dokonano ekshumacji wielu ciał niemowląt pochowanych na cmentarzu szpitalnym.Okazało się, że noworodkom pobrano narządy i prawdopodobnie także komórki macierzyste. Według ukraińskiej organizacji pozarządowej, w latach 2001-2003 z tych samych powodów mogło zostać zabitych ponad 300 noworodków.
Jednocześnie, dochodzenia w tej sprawie prowadzi także Rada UE.
1. Czy Komisja wie o tych przypadkach? – Czy wiadomo, że komórki macierzyste i narządy z Ukrainy były przemycane do państw członkowskich? – Czy Komisja może potwierdzić, że narządy i komórki macierzyste są przedmiotem handlu?
2. Rada Europy zapewniła Ukrainę o swoim wsparciu w dochodzeniu w sprawie tego, co się stało. Czy Komisja również zaoferuje władzom ukraińskim swoje wsparcie?
3. Czy Komisja wie o podobnych przypadkach zaistniałych w innych krajach europejskich? – Jeśli tak, to w jakich krajach?
4. Pojawiły się również doniesienia, że z Ukrainy przemyca się komórki macierzyste z abortowanych płodów. Czy Komisja może to potwierdzić?
5. Czy Komisja – jeżeli zostanie potwierdzone, że odbywa się handel komórkami macierzystymi i narządami – zamierza podjąć działania, aby położyć kres owemu procederowi?
Plastikowy worek wygląda tak, jakby zawierał mięso. Ale potem zostaje z niego wyjęta prawa noga i chirurgicznie położona na stole w kostnicy, a następnie lewa. Potem tułów. Potem głowa – pusta przestrzeń, w której kiedyś znajdował się mózg.
Jednak dopiero gdy patolog w rękawiczce bada małe palce dziecka w wieku około 30 tygodni, dociera do mnie cały horror tego, czego jestem świadkiem.
Ta wstrząsająca scena została nagrana na wideo podczas sekcji zwłok przeprowadzonej w imieniu ukraińskich matek, które twierdzą, że ich dzieci zostały im skradzione zaraz po urodzeniu.
Film pokazała mi niezwykle odważna pracownica organizacji charytatywnej, Tatyana Zhakarova, która reprezentuje około 300 rodzin, które uważają, że ich zdrowe dzieci zostały celowo zabrane ze szpitala położniczego w najbardziej wysuniętym na wschód mieście Ukrainy, Charkowie.
Dzieci, zdaniem Tatyany, zostały porwane zaraz po urodzeniu, aby pobrać od nich organy i komórki macierzyste w ramach bardzo lukratywnego międzynarodowego handlu.
Z całą pewnością Ukraina stała się głównym dostawcą komórek macierzystych dla światowego handlu nimi.
Oficjalnie komórki pobiera się od płodów poddanych aborcji za zgodą matek, ale według Tatyany, na zamówienie mogą być też kradzione setki dzieci, aby zaspokoić popyt na komórki macierzyste na całym świecie.
Czy ona może mieć rację? Zaalarmowany jej twierdzeniami, postanowiłem przeprowadzić własne śledztwo w ramach specjalnego reportażu BBC, który zostanie wyemitowany jutro.
Moje poszukiwania zaprowadziły mnie na cały świat, od prywatnej kliniki na Karaibach po opustoszałe uliczki Ukrainy. To, co odkryłem, to niepokojąca opowieść o morderstwie, spisku … i nowym, obrzydliwym zabiegu upiększającym.
Pierwsze sygnały o tych zarzutach dotarły do mnie kilka miesięcy temu podczas rozmowy z jednym z czołowych brytyjskich ekspertów w dziedzinie badań nad komórkami macierzystymi.
Dr Stephen Minger z Kings College w Londynie jest wybitnym badaczem medycznym, który uważa, że komórki macierzyste są kluczem do znalezienia lekarstwa na niektóre z naszych poważnych chorób.
Te maleńkie komórki, które najpierw dzielą się w embrionie, mają zdolność przekształcania się w dowolny rodzaj tkanki. Jednak to właśnie ich potencjał jako przyszłej metody leczenia takich schorzeń, jak dystrofia mięśniowa i choroba Parkinsona, naprawdę ekscytuje doktora Mingera.
Jest on jednym z wielu renomowanych ekspertów, którzy obawiają się, że ich badania w tej dziedzinie są źle postrzegane przez firmy, które szybko zarabiają na niesprawdzonych terapiach z wykorzystaniem komórek macierzystych.
Dr Minger powiedział mi, że dowiedział się o handlu komórkami macierzystymi z abortowanych płodów ukraińskich dwa lata temu, kiedy został zaproszony na spotkanie z lekarzami z kontrowersyjnej kliniki na Barbadosie.
Firma ta, nosząca nazwę Institute For Regenerative Medicine (IRM), chciała, aby dr Minger poparł jej terapie.
Na swojej stronie internetowej firma chwali się, że IRM jest “poświęcony doskonałości w terapii komórkami macierzystymi w celu leczenia chorób wynikających z uszkodzenia tkanek i/lub skutków starzenia się”. Jednak eksperci podchodzą do tych twierdzeń sceptycznie.
Metoda leczenia stosowana w klinice polega na wstrzykiwaniu pacjentom komórek macierzystych pobranych od dzieci, które zostały poddane aborcji w wieku od siedmiu do dziesięciu tygodni.
Jest to technika – mówi dr Minger – która nie jest poparta żadnymi wiarygodnymi badaniami i która budzi niepokojące pytania dotyczące sposobu “pozyskiwania” komórek.
“Problem polega na tym, że nie jestem pewien, w jaki sposób przygotowuje się komórki” – mówi. “Sześciotygodniowy embrion może mieć zaledwie 1 cm długości od głowy do stóp, więc trudno jest wyciąć z niego tkankę. Możliwe, że po prostu homogenizuje się cały embrion”. Jest to grzeczny sposób powiedzenia, że abortowane dzieci mogły zostać poddane upłynnieniu [zmieleniu].
Dr Minger był szczególnie zaniepokojony faktem, że oprócz oferowania niesprawdzonych terapii pacjentom cierpiącym na choroby zwyrodnieniowe – za cenę do 10 000 funtów za sztukę – klinika prowadziła dochodową działalność dodatkową, oferując zabiegi z wykorzystaniem komórek macierzystych w celu odwrócenia skutków starzenia się.
Firma chwali się, że takie leczenie może prowadzić do wszystkiego – od poprawy kondycji i życia seksualnego po większą sprawność umysłową i lepsze wzorce snu.
“Uważam za bardzo niesmaczne, że są one wykorzystywane do zabiegów upiększających” – mówi dr Minger. Z tego, co udało mi się ustalić na podstawie opublikowanych informacji, wiele osób zgłasza się do kliniki na Barbadosie z poczuciem, że są nieco zmęczeni lub że ich skóra straciła elastyczność, a oni otrzymują “smoothies” lub “perk-me-up”.
Komórki macierzyste wykorzystywane w tych technikach są kupowane przez IRM na Ukrainie. Mówi się, że są one pobierane z abortowanych płodów, za zgodą matki. Ale czy może istnieć związek z ukraińskimi matkami, które uważają, że ich dzieci zostały im celowo odebrane?
Pojechałem na Barbados, aby porozmawiać z jednym ze starszych lekarzy IRM, Shami Ramesh.
Początkowo obawiałem się, że moja podróż poszła na marne. Kiedy zbliżyłam się do 170-letniego budynku kolonialnego, w którym mieści się klinika, zobaczyłam, że brama jest zamknięta na kłódkę – dr Ramesh powiedział mi, że będę musiała wrócić w styczniu.
W końcu jednak udało mi się go namówić, aby przyszedł do mojego hotelu, gdzie powiedział, że może mi pokazać dowody dwóch badań, które potwierdzają skuteczność leczenia.
Te “dowody” okazały się być badaniami jednego pacjenta z chorobą neuronu ruchowego i ośmiu pacjentów kardiologicznych. Liczby były zbyt małe, aby przeprowadzić właściwą analizę, a dane nie zostały opublikowane w żadnym renomowanym czasopiśmie recenzowanym.
Jednak wiara dr Ramesha w tę metodę leczenia była uderzająca. “Płodowe komórki macierzyste działają” – powiedział. “Gdyby pacjenci nie byli zadowoleni z efektów, nie wracaliby do nas po drugą i trzecią infuzję”.
Następnie nasza rozmowa zeszła na główny temat mojego pytania: skąd miał pewność, że komórki macierzyste, których używała klinika, rzeczywiście pochodzą wyłącznie z płodów poddanych aborcji na Ukrainie – w kraju, w którym istnieje bardzo mało regulacji dotyczących takich kwestii, jak zgoda dawców.
Czy to możliwe, że w rzeczywistości komórki zostały pobrane od noworodków donoszonych bez zgody ich rodziców?
Dr Ramesh zaprzeczył, że wie o poświęcaniu dzieci dla komórek macierzystych. Powiedział, że ma zaufanie do Instytutu Kriobiologii w Charkowie, który jest źródłem komórek macierzystych wykorzystywanych przez klinikę na Barbadosie, ale dodał, że “może w przyszłości pojedziemy tam i sprawdzimy to”.
==================
Postanowiłem sam pojechać na Ukrainę, aby sprawdzić, jaką gwarancję może dać Instytut co do źródła pochodzenia komórek macierzystych.
Po przyjeździe na miejsce kilkakrotnie próbowałem przeprowadzić wywiad z dyrektorem Instytutu, dr. Walentynem Greshenko, aby przedstawić mu moje wątpliwości, ale odmówił. Moje poszukiwania zaprowadziły mnie więc do Szpitala Położniczego nr 6, który znajduje się w “kryminalnej dzielnicy” Charkowa, jak nerwowo powiedział mi mój tłumacz.
To właśnie w tym szpitalu, w 2002 r., młoda kobieta o imieniu Swietłana Plusikowa urodziła córeczkę. 26-latka zgodziła się spotkać ze mną na pobliskim opuszczonym placu targowym, położonym w bezlistnym lesie. Była zbyt przestraszona, żebym przyszedł do jej miejsca pracy.
Swietłana opowiedziała mi, że po stosunkowo prostej ciąży urodziła bez żadnych komplikacji. “To stało się bardzo, bardzo szybko – lekarze nic nie powiedzieli”.
Dopiero znacznie później dowiedziała się, że dziecko urodziło się martwe. “Powiedzieli mi, że moje dziecko było we mnie martwe już od pięciu miesięcy”.
Swietłana nie była przekonana. Przecież gdyby jej dziecko było martwe tak długo, to na pewno by poroniła. I dlaczego nie pokazano jej martwego niemowlęcia? Zabrano je tak szybko, że nie miała nawet szansy usłyszeć, czy płacze.
Ma swoje własne teorie na temat tego, co się stało. “Myślę, że zostało skradzione. Jeśli nie żyła, powinnam mieć możliwość zobaczenia jej. Myślę, że wiele młodych matek, takich jak ja, straciło swoje dzieci, ale teraz nikt nie zgłasza się na policję”.
Oczywiście Swietłana nie jest osamotniona w swoich podejrzeniach. Dimitry’ego i Olenę Stulnevów spotkałam w ich dwupokojowym mieszkaniu w pobliżu. Przyjechałem w czasie przerwy w dostawie prądu i zacząłem przeprowadzać z nimi wywiad przy świecach. Tam, ze łzami spływającymi po twarzy, Olena opowiedziała mi o swoich przeżyciach w Szpitalu położniczym numer sześć.
“Urodziłam zdrową dziewczynkę” – powiedziała mi Olena. “Płakała i ruszała rękami i nogami. Pokazano mi dziecko. Potem dziewczynkę zabrano. Powiedzieli mi, że wszystko jest w porządku i że zobaczę ją następnego dnia”.
Ale tak się nie stało. Następnego dnia Olena dowiedziała się, że jej dziecko zmarło. Ale kiedy zapytała, co było przyczyną śmierci, odpowiedzi były niespójne. “Opowiedzieli mi trzy historie. Po pierwsze, że nie miała wystarczająco dużo powietrza do oddychania; po drugie, że płuca się nie otworzyły; i po trzecie, że jej serce przestało pracować”.
Para bezskutecznie próbowała dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało, ale im bardziej dociekali, tym mocniej drzwi zamykały się przed nimi.
Skontaktowała się więc z działaczką charytatywną o imieniu Tatyana Zhakarova z Federacji Rodzin Wielodzietnych, która zajęła się sprawą w jej imieniu.
Tatyana odkryła, że w szpitalu w podobnie dziwnych okolicznościach zmarło wiele innych niemowląt. Po intensywnym lobbingu władze w końcu zgodziły się na ekshumację i zbadanie ciał około 30 niemowląt.
Tatyana pokazała mi nagranie wideo, które pozwolono jej nagrać z sekcji zwłok. Na makabrycznym filmie widać zwłoki dzieci, niektóre z nich były pełnowymiarowe, ale brakowało im narządów i mózgu. Neurony w mózgu niemowląt są bogatym źródłem komórek macierzystych.
Inne ciało pokazane na filmie jest tak bardzo rozczłonkowane, że trzeba je składać kawałek po kawałku, jak układankę. Rozczłonkowanie nie jest standardową praktyką autopsyjną i zdaniem ekspertów może świadczyć o tym, że komórki macierzyste zostały pobrane ze szpiku kostnego.
Wnioski z sekcji zwłok były głęboko niepokojące. Teraz jednak Tatyana żyje w strachu, że władze próbują ją uciszyć.
Jej 20-letni syn zaginął w październiku w tajemniczych okolicznościach, a ona obawia się, że mógł zostać zabity w odwecie za jej kampanię na rzecz ujawnienia prawdy.
Władze Ukrainy zaprzeczają istnieniu jakiegokolwiek spisku i odrzucają twierdzenia, że istnieje handel komórkami macierzystymi pobranymi od skradzionych dzieci.
Jednak Rada Europy, zaniepokojona całą sprawą komórek macierzystych, przeprowadza własne dochodzenie w sprawie zarzutów ukraińskich matek.
W raporcie okresowym Rady mówi się o “kulturze handlu dziećmi porwanymi przy narodzinach i milczeniu personelu szpitalnego o ich losie”.
W ramach drugiego etapu dochodzenia rada bez wątpienia będzie chciała przeprowadzić szczegółowe rozmowy z pracownikami Szpitala Położniczego numer sześć. Ale czy uzyskają jakiekolwiek odpowiedzi, to już inna sprawa – o czym przekonałem się, gdy sam próbowałem porozmawiać z władzami szpitala.
To była ponura scena. Kiedy godzinami czekałem w Szpitalu Położniczym Numer 6, ciemnymi korytarzami mijałem kobiety w ciąży w strojach położniczych i starsze położne.
Ze ścian łuszczyła się farba i unosił się silny zapach środków antyseptycznych. W końcu otrzymałam pięć minut na rozmowę z głównym lekarzem, Larysą Nazarenko.
Gdy ustawiałem aparat, czuła się wyraźnie skrępowana – jej powieki szybko mrugały, gdy stała za biurkiem. “Dzieci nie zaginęły” – powiedziała mi. “Nie zostały skradzione – to tylko czyjeś złudzenie”.
Kto – zapytała – włożył te pomysły do głowy tej młodej matki?
“Chodzi o pieniądze” – odpowiedziałam – “o komórki macierzyste. O to, że ludzie Zachodu płacą mnóstwo pieniędzy za komórki macierzyste od niemowląt. I twierdzenia, że komórki z ich mózgów są pobierane do leczenia przez różne organizacje”.
“Nie ma takiej terapii” – powiedziała. “Żadna praca w tym szpitalu nie jest związana z wykorzystaniem komórek. To jest zły adres. Wszystkiemu zaprzeczam”. Potem kazano mi wyjść.
Być może dr Nazarenko będzie musiała poświęcić więcej czasu na rozmowę z przedstawicielami Rady Europy w lutym, kiedy to powrócą oni do Charkowa, aby kontynuować swoje śledztwo.
Do Komisji Europejskiej trafił wniosek o zarejestrowanie nowej unijnej inicjatywy obywatelskiej, której celem jest zlikwidowanie w Unii Europejskiej hodowli zwierząt do celów służących człowiekowi – pisze “Nasz Dziennik”. Według gazety pierwszym krokiem miałoby być wyeliminowanie uboju zwierząt
“Nasz Dziennik” poinformował, że twórcy inicjatywy mają rok na zebranie minimum miliona podpisów w co najmniej siedmiu krajach Unii Europejskiej. Jeżeli im się to uda, to Komisja Europejska będzie musiała rozpatrzyć wniosek w tej sprawie.
Inicjatywa obywatelska pod nazwą “End The Slaughter Age”, czyli “Koniec epoki rzezi”, jest – w ocenie “ND” – “kolejną próbą stworzenia w Europie lewicowej utopii”.
Zdaniem “ND” twórcy nowej inicjatywy obywatelskiej “straszą wizją katastrofy klimatycznej, za którą rzekomo odpowiadają rolnicy, a szczególnie hodowcy zwierząt”. Jak czytamy, inicjatorzy akcji – zdaniem autorów artykułu – konsumentów mięsa oskarżają o niszczenie planety. A w zamian – twierdzi “ND” – proponują, aby UE postawiła na mięso komórkowe tworzone w laboratoriach oraz dania warzywne, które mają imitować mięso.
Gazeta przytacza komentarz prof. Romana Niżnikowskiego z Katedry Hodowli Zwierząt Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, w ocenie którego jest to “plan zniszczenia rolnictwa – nie tylko hodowli zwierząt, ale też producentów pasz”.(PAP)
==================
[Oczywiście jest o wiele gorzej: Plan zniszczenia naturalnego pożywienia ludzi.. M. Dakowski]
…ale o to, żeby osłabić Rosjan. https://www.bibula.com/?p=133772
“Jestem bardzo przywiązany do klimatu. Musimy uratować świat i przestać spalać węgiel, ropę i gaz. Także dlatego, że korzystają na tym tylko zbrodniarze wojenni na Kremlu. Chcę zielonej rewolucji i dlatego nigdy nie piję z plastikowych słomek, tylko z papierowych słomek. Ale teraz wszyscy musimy najpierw uratować biednych Ukraińców z ich wspaniałą demokracją przed złymi rosyjskimi podludźmi. W tym celu musimy również zapewnić im ciężką broń, aby chronić niewinne ukraińskie kobiety i dzieci przed szalonym rosyjskim przywódcą Putinem. Warto zaryzykować za to III wojnę światową i może trochę wojny nuklearnej. Osobiście mocno wierzę, że nie będzie wojny nuklearnej. Wszyscy wiemy, że wiara przenosi góry.“
To z grubsza ten przekaz, gdy śledzisz coraz bardziej szalone talk show w telewizji lub słuchasz dyskusji w radiu. To przerażające, jak przedstawiciele berlińskiej kolorowej koalicji rządzącej, najwyraźniej w stanie szaleństwa psychicznego, prześcigają się w chęci zaryzykowania końca świata. Ale to szaleństwo nadal można podkręcić. W tych dyskusjach dziennikarze zwykle nie są wystarczająco zadowoleni planami koalicji rządowej i chcą zepchnąć społeczeństwo o kilka kroków bliżej otchłani przy wiwatach CDU/CSU.
Podobnie jak wcześniejsza histeria Corona, „histeria broni dla Ukrainy” zżera mózgi mas. Można mieć tylko nadzieję, że ta masowa psychoza, którą również zmanipulowano, zniknie jak psychoza Covida.
Grupy parlamentarne koalicji rządowej SPD/FDP/Zieloni wraz z frakcją parlamentarną CDU/CSU ukoronowały w środę tego tygodnia (27 kwietnia) panujące bzdury wspólnym, 10-stronicowym wnioskiem do Bundestagu.
Były pułkownik Bundeswehry przesłał mi w środę wieczorem tę nieoficjalną broszurę z komentarzem: „Historyczny dokument zbiorowego szaleństwa”. Po wczorajszej zgodzie parlamentu na dostawę ciężkiej broni na Ukrainę, jako dokument Bundestagu ukaże się dokument pod imponującym tytułem „Obrona pokoju i wolności w Europie – kompleksowe wsparcie dla Ukrainy”. Będzie to dokumentować całkowitą klęskę kasty politycznej naszego kraju, ku przerażeniu przyszłych pokoleń.
Ponieważ dobrobyt ludności niemieckiej, a konkretnie życie w skromnym dobrobycie w pokoju, oczywiście nie ma znaczenia dla tych fałszywych przedstawicieli w Bundestagu. Służą innym mistrzom. Ale to nie powstrzymuje ich przed pomaganiem sobie w bogactwie stworzonym przez ludzi, tylko po to, by jednocześnie oskarżać polityków w innych krajach o korupcję. Poniżej omówimy, które plany obcego mocarstwa idealnie wpisują się w ten niezwykle niebezpieczny krok Bundestagu.
W rzeczywistości dokument Bundestagu, napisany przez grupy parlamentarne pięciu partii (SPD-FDP-Zieloni-CDU i CSU), jest najczystszym środkiem na wymioty. Fakt przyjęcia wniosku zdecydowaną większością 586 głosów, przy zaledwie 100 głosach przeciwnych, głównie AfD i Die Linke, oraz 7 wstrzymujących się, świadczy o stanie psychicznego rozstroju, w jakim pozostaje zdecydowana większość posłów do Bundestagu. Ponieważ dokument w swoim historycznym znaczeniu jest równoznaczny z wypowiedzeniem wojny Rosji.
Nie inaczej zinterpretował to wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew. W komunikatorze na Telegramie, Miedwiediew ostrzegał przed konsekwencjami i nawiązywał do wyniku II wojny światowej, w szczególności zdobycia Berlina i zniszczenia Reichstagu, mówiąc:
„Najwyraźniej „laury” ich poprzedników nie pozostawiają spokoju niemieckim ustawodawcom. Spotkali się w niemieckim parlamencie, który w ubiegłym stuleciu nosił inną nazwę [poprzednia nazwa to Reichstag – przyp. tłumacza]. Wstyd dla Parlamentu. Takie rzeczy zwykle mają smutne zakończenie”.
Chciałbym prosić wszystkich czytelników o przeczytanie tego dokumentu Bundestagu w całości i przekazanie go dalej, aby jak najwięcej wyborców wiedziało, jacy ludzie są w Bundestagu i jakie ogromnie niebezpieczne szaleństwo prowadzą w naszym imieniu. Link do druku Bundestagu znajduje się tutaj [1], a aktualności dotyczące tego punktu porządku obrad plenum Bundestagu można znaleźć tutaj [2].
Tymczasem dla imperium w Waszyngtonie i jego geostrategicznych podżegaczy wojennych wszystko idzie zgodnie z planem, który obejmuje niedawną decyzję Bundestagu o przyznaniu ciężkiej broni dla Ukrainy. Ten plan nie jest tajnym, ani ściśle tajnym dokumentem, ale szeroko nagłośnioną rekomendacją korporacji RAND z 2019 r. dotyczącą postępowania z Rosją. Ponieważ Amerykanie już wtedy zdawali sobie sprawę, że militarne zwycięstwo nad Rosją nie jest już opcją, RAND opracowało serię wojennych i realistycznie możliwych do wdrożenia strategii podporządkowania Rosji globalnej dominacji USA.
Tytuł tego badania RAND brzmi: „Rozszerzenie Rosji: konkurowanie z pozycji uprzywilejowanej”. W niniejszym opracowaniu wiodącą rolę odgrywa strategia z udziałem Ukrainy.
RAND to ogromny think tank Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, w którym pracują tysiące wojskowych i cywilnych naukowców z różnych dziedzin. Nie trzeba dodawać, że RAND jest bardzo ściśle powiązany z armią amerykańską, ale także z polityką amerykańską, a przede wszystkim z establishmentem polityki zagranicznej w Waszyngtonie. Ale RAND działa również w prawie wszystkich państwach wasalnych USA. Wydany w 2019 roku dokument „Rozszerzeni Rosji” został zainicjowany przez szereg departamentów planowania Pentagonu, w tym Biuro Przeglądu Obrony Pentagonu, Biuro Zastępcy Szefa Sztabu w Kwaterze Głównej G-8 oraz Departament Armii.
Dokument bada i zaleca sposoby, w jakie Stany Zjednoczone mogłyby zdominować rosyjską gospodarkę i wojsko w sposób, który przyniósłby korzyści USA. Oprócz tego, że daje laikowi doskonały wgląd w sposób myślenia rządu USA jego doradców na temat polityki zagranicznej, badanie pokazuje najbardziej realny sposób, w jaki Stany Zjednoczone mogą uzyskać strategiczną przewagę nad Rosją, np. poprzez zwiększenie produkcji własnej energii oraz nałożenie na Rosję sankcji handlowych i finansowych, tym samym obciążając rosyjską gospodarkę oraz wydatki rządowe i obronne.
Wnioski z badania „przeciążenia Rosji” sugerują, że najbardziej realnym sposobem uzyskania przewagi USA jest wyposażenie i szkolenie Ukrainy we wszelkiego rodzaju śmiercionośne bronie oraz wykorzystanie niestabilności w Donbasie w celu wycelowania w przytłaczające siły rosyjskie i umożliwienie USA zastosowania sankcji niezbędnych do osiągnięcia większego celu. Im dłużej jest to przeciągane, tym lepiej dla USA, ponieważ dodatkowo osłabia to Rosję i lepiej umożliwia Stanom Zjednoczonym realizowanie swoich celów.
W opublikowanym w 2019 r. opracowaniu badawczym zaleca się następnie wywieranie nacisku na Szwecję i Finlandię, aby przystąpiły do NATO, przy jednoczesnym umożliwieniu przez USA sprowadzenia i rozmieszczania nowej broni jądrowej w Europie, po wcześniejszym anulowaniu traktatu nuklearnego INF z Rosją.
To opracowanie jest dostępne na stronie internetowej organizacji RAND (link poniżej) i jest w Bibliotece Kongresu (dane katalogowe w publikacji: ISBN 978-1-9774-0021-5). Link do oryginalnego dokumentu. [3]
Co ciekawe, w przedmowie dokumentu czytamy: „Zakładane przez nas kroki nie miały na celu ani obrony, ani odstraszania”. Bo celem jest osłabienie Rosji. Aby osłabić Rosję, ludzie na Ukrainie są obecnie masowo poświęcani dla interesów USA.
Należy zauważyć, że Waszyngtonowi nie chodzi o „obronę ani odstraszanie”, ale o osłabienie Rosji, włącznie z niepokojami wewnętrznymi i zmianą reżimu w Moskwie. A Bundestag popiera taką politykę przytłaczającą większością. Nic dziwnego, że Miedwiediew zajmuje się porównaniem z Reichstagiem. Wojna gospodarcza z Moskwą, którą nasi wielcy wizjonerzy w Berlinie rozpoczęli hurra, od dawna okazała się nie do rozpoczęcia, z wielką szkodą dla narodu niemieckiego. A teraz niewidomi piloci w Berlinie są również gotowi zaryzykować wojnę militarną z Rosją.
Według innego kompleksowego badania przeprowadzonego przez RAND, które symulowało wojnę USA z Rosją w Europie Wschodniej w różnych warunkach,
Ostatecznie stało się jasne, że nawet przy najbardziej korzystnych założeniach dla „niebieskiej” strony, wojsko amerykańskie „poniosłoby miażdżącą porażkę z Rosjanami” już po krótkim czasie.
Należy zauważyć, że RAND doszedł do tego druzgocącego dla USA wniosku w czasie, gdy znaczenie pierwszej na świecie militarno-technologicznej rewolucji dla nowoczesnych działań wojennych, która w międzyczasie została w dużej mierze zakończona przez Rosję, nie było prawie znane.
Oznacza to, że w sytuacji zagrożenia nie będzie w przyszłości floty bojowej amerykańskich lotniskowców na Morzu Śródziemnym, Północnym czy Bałtyckim. Nie będzie też dostaw przez Atlantyk. Bazy USA/NATO, takie jak Ramstein, głęboko schowane centra dowodzenia, kontroli i łączności, stacje rozrządowe i strategicznie ważne mosty w krajach NATO, stały się łatwym celem dla nowych rosyjskich pocisków hipersonicznych. Pomimo prędkości dochodzących do 10 000 kilometrów na godzinę nowe rakiety nie latają po przewidywalnych, balistycznych ścieżkach, ale w razie potrzeby zbaczają w górę, w dół lub w bok z kursu. Dlatego w dającej się przewidzieć przyszłości na Zachodzie nie będzie możliwości odparcia tej nowej rosyjskiej broni. Te fakty nie zapadły jeszcze w umysły wielu czołowych polityków i przywódców wojskowych na Zachodzie, ponieważ ucinają oni sprawę za pomocą brzytwy myśląc, że to, czego nie może być, nie może być.
Przez wiele dziesięcioleci zaufanie polityków i wojska USA/NATO do absolutnej wyższości zachodnich sił powietrznych i systemów przeciwrakietowych urosło do nieugiętego przekonania, że zachodnie zaplecze jest bezpieczną przystanią przed rosyjskim atakiem powietrznym. Dziś już tak nie jest, ale wydaje się, że jest to głęboko zakorzenione przekonanie wielu zachodnich decydentów. Nie ma innego sposobu na wyjaśnienie, dlaczego na przykład niemiecki rząd nadal uważa, że Rosja ostatecznie uniknie konwencjonalnej konfrontacji z NATO, i że Niemcy będą bezpieczne przed poważnymi atakami nawet w sytuacji zagrożenia. Tu kryje się niebezpieczeństwo zsunięcia się w kierunku wielkiej wojny.
Aroganckie przecenianie strony USA/NATO, połączone z jednoczesnym niedocenianiem rosyjskich zdolności militarnych, jest receptą na niebezpieczne błędne decyzje Zachodu, który m.in. celowe działanie strony rosyjskiej interpretuje jako przejaw słabości.
Uważny obserwator już dawno powinien zauważyć, że Rosjanie prowadzą swoją operację na Ukrainie z dużą pewnością siebie i spokojem, który z pewnością wynika ze świadomości, że w sytuacji kryzysowej mogą wystąpić przeciwko NATO.
Na zakończenie chciałbym zwrócić uwagę na długi wywiad z byłym oficerem szwajcarskiego wywiadu Jacques’em Baud, który został niedawno opublikowany w Nachdenkseiten, zatytułowany „Zachód nie chce pokoju”. Baud ma między innymi wieloletnie doświadczenie w NATO, w kontaktach z Rosjanami i był na miejscu jako członek personelu OBWE w Donbasie i na Ukrainie. Pełny wywiad o przyczynach wojny na Ukrainie i jej rosnących zagrożeniach dla Europy można znaleźć tutaj. [4]
Poniżej kilka fragmentów:
Plan osłabienia Rosji
„Ponadto prawdopodobnie wiedzą, że ta wojna, którą teraz widzimy [na Ukrainie], jest częścią większej wojny przeciwko Rosji, która rozpoczęła się lata temu i myślę… w rzeczywistości nikt nie dba o Ukrainę. Prawdziwym celem, głównym planem, jest osłabienie Rosji, a kiedy skończą z Rosją, zrobią to samo z Chinami, jak już dziś widać. To znaczy, widzieliśmy, że do tej pory kryzys na Ukrainie przyćmiewał resztę, ale coś bardzo podobnego może się zdarzyć na przykład z Tajwanem. Chińczycy są w pełni świadomi tej możliwości. Dlatego nie będą zagrażać ich, powiedzmy, stosunkom z Rosją”.
„Nazwa tej gry to osłabienie Rosji, a jak wiecie, RAND Corporation przeprowadziła kilka badań dotyczących nadmiernego rozciągania Rosji. Chodziło o znalezienie sposobów, aby Stany Zjednoczone mogły imperialnie rozciągnąć i zachwiać równowagę Rosji, a najważniejszą opcją, która się pojawiła, było wysłanie broni na Ukrainę i rozpoczęcie tam konfliktu, który obejmowałby Rosję. A więc dokładnie taki scenariusz, który się teraz pojawił.”
„Myślę, że to dojrzały plan osłabienia Rosji i to właśnie dzieje się teraz na naszych oczach. Mogliśmy to przewidzieć i myślę, że przewidział to Putin. I myślę, że zrozumiał w dniach poprzedzających 24 lutego, że nie może nic zrobić. Musiał coś zrobić.”
Decyzja Putina (kolejny fragment wywiadu z Baudem)
„Opinia publiczna w Rosji nigdy by nie zrozumiała, gdyby Rosja obserwowała inwazję lub zniszczenie republik Donbasu przez Ukrainę. Nikt by tego nie zrozumiał. Więc musiał coś zrobić. A potem – pamiętacie, co powiedział 24 lutego: Bez względu na to, co zrobi, pakiet (zachodnich) sankcji dla Rosji pozostanie taki sam. Wiedział więc, że najmniejsza interwencja w Donbasie pociągnie za sobą ogromny pakiet sankcji, to było jasne. Dlatego od razu zdecydował się na opcję maksymalną. Inną możliwością byłaby obrona republik tylko na linii styku, bez uznania państwa. (Ale to nie rozwiązałoby problemu) Ale wybrał większą opcję, a mianowicie zniszczenie sił zagrażających Donbasowi.”
„A potem masz te dwa cele (wskazane przez Putina): rozbrojenie i denazyfikację. Rozbrojenie nie dotyczy całej Ukrainy, ale zażegnanie militarnego zagrożenia Donbasu, to było głównym celem. … Dokładnie to powiedział Putin 21 lutego. powiedział, gdy mówił o rozbrajaniu zagrożenia militarnego wobec Donbasu. Jego drugi cel, denazyfikacja, nie oznacza zabicia Zełenskiego ani obalenia rządu w Kijowie. Jak powiedziałem, wojna dla Rosjan to połączenie walki i dyplomacji. Przy takim podejściu potrzebne jest nienaruszone przywództwo jako osoba kontaktowa w negocjacjach, dlatego wykluczone są wszystkie warianty, w których kierownictwo Kijowa zostanie zabite lub zniszczone.”
Tak więc „denazyfikacja” nie dotyczy tych 2,5 procent prawicowych partii ekstremistycznych w Kijowie. Ale około 100 procent mieszkańców Azowa w Mariupolu czy Charkowie i innych podobnych grupach. To jest zawsze źle rozumiane. Zdecydowanie chodzi o grupy zwerbowane przez rząd ukraiński w 2014 r. do, powiedzmy, walki, tłumienia i kontrolowania potencjalnych buntowników, czyli prorosyjskich Ukraińców w Donbasie. … Ci ludzie są ekstremistami, faszystami i są niebezpieczni.”
Europa igra z ogniem (kontynuacja z pułkownikiem Baudem)
„To, co mnie martwi w całej sprawie [chodzi o Buchę i Kramatorsk], nie polega na tym, że tak mało wiemy. Takie sytuacje, w których nie można określić odpowiedzialnych, są normalne w czasie wojny. Martwi mnie to, że zachodni przywódcy zaczęli podejmować decyzje, nie wiedząc, co się dzieje, co się stało. I to mnie naprawdę niepokoi. Zanim pojawią się jakiekolwiek wyniki jakiegokolwiek śledztwa – a powinno to być międzynarodowe, bezstronne śledztwo. Bez tego zaczynamy już nakładać sankcje, podejmować decyzje – myślę, że to pokazuje, jak wypaczony jest ten cały proces decyzyjny na Zachodzie.”
„Mieliśmy już coś podobnego po porwaniu – a raczej nieuprowadzeniu – lotu Ryanaira na Białorusi. To było w maju 2021 r., kiedy kilka minut po tym, jak doniosła o tym prasa, ludzie zareagowali, nawet nie wiedząc, co się dzieje!”
„Tak reaguje przywództwo polityczne w Europie – na poziomie UE, ale także w poszczególnych krajach. Jako oficerowi wywiadu to mnie niepokoi. Jak możesz podejmować tak poważne decyzje dla ludności lub dla całych krajów, które nawet zaburzają nasze gospodarki?”
„Więc uderza to w nas. Ale podejmujemy też decyzje, nie znając tak naprawdę stanu rzeczy. I to, jak sądzę, pokazuje, jak niedojrzałe przywództwo mamy na Zachodzie w ogóle. To z pewnością prawda w USA, ale myślę, że na przykładzie kryzysu na Ukrainie widać, że europejskie przywództwo nie jest lepsze niż to, które mamy w USA. Chyba nawet gorzej, czasem myślę. To powinno nas naprawdę niepokoić!”
To ostatnie zdanie pułkownika Bauda odnosi się również w całości do Niemiec. Ale to prawdopodobnie nie tylko ignorancja, ale także zgodność z USA i UE. Faktem jest, że to niezwykle niebezpieczne, że nasi politycy rządowi w Berlinie podejmują decyzje dotyczące wojny i pokoju oraz naszego dobrobytu gospodarczego bez żadnych podstaw! Jeśli polityka militarna Zachodu wobec Rosji jest równie „świetnie” przemyślana, jak polityka sankcji, która uderza głównie i szczególnie mocno w ludność Zachodu, to Dobranoc Niemcom. Ale proszę nie panikować, to może być tylko wojna nuklearna.
Rainer Rupp
Tłumaczył: Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.
Oryginalny tekst ukazał się 29 kwietnia 2022 na stronie https://apolut.net/es-geht-nicht-darum-der-ukraine-zu-helfen-von-rainer-rupp/
Stanisław Michalkiewicz • 2 maja 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5172
Jak ten czas leci! Dzieci, które urodziły się w czerwcu 2003 roku mają dzisiaj już 19 lat i mogą zostać Umiłowanymi Przywódcami w Sejmie, gdzie Pani Kierowniczka będzie mogła stawiać ich do kąta, jeżeli nie będą chcieli zakładać maseczki, albo ustanawiać niewłaściwe prawa.
Wspominam czerwiec 2003 roku, bo wtedy odbywało się w naszym nieszczęśliwym kraju referendum akcesyjne w sprawie Anschlussu Polski do Wspólnot Europejskich, jako że Unia Europejska formalnie jeszcze wtedy nie istniała, bo zaistniała dopiero 1 grudnia 2009 roku, kiedy to wszedł w życie traktat lizboński. W tym referendum zwolennicy Anschlussu uzyskali nieznaczną przewagę, która sprawiła, że Polska ratyfikowała traktat akcesyjny, na mocy którego 1 maja 2004 roku, wraz z innymi krajami Europy Środkowej została przyłączona do wspomnianych Wspólnot, których politycznym kierownikiem były i są Niemcy. Teraz Niemcy nie mają u nas dobrej opinii przede wszystkim dlatego, że – odwrotnie niż my – nie spełniają w podskokach wszystkich pragnień prezydenta Zełeńskiego, a nawet kombinują z Putinem, chociaż przez Senat Stanów Zjednoczonych został on uznany za zbrodniarza wojennego.
Wtedy jednak, to znaczy – w roku 2003 – było inaczej. Wtedy głównym argumentem za Anschlussem było rozbudzanie w obywatelach nadziei, że Unia, to znaczy Niemcy, sypną złotem i znowu będzie, jak za Gierka. Zwolennicy Anschlussu stręczyli też Unię, jako „Europę Ojczyzn”, chociaż w roku 1993 wszedł w życie traktat z Maastricht, który zmienił formułę funkcjonowania Wspólnot Europejskich z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe. Wtedy wszystkich, którzy zwracali na to uwagę, mądrzy, roztropni i przyzwoici, co to rozpoznają się po zapachu, uważali za „płaskoziemców” i tak dalej – ale teraz intencja budowania europejskiego imperium o strukturze federacyjnej, została wpisana do umowy koalicyjnej trzech partii tworzących aktualny rząd niemiecki. Mimo to Nasi Umiłowani Przywódcy nadal, jak gdyby nigdy nic, bredzą, jak nie o „Europie Ojczyzn”, to o unii Polski z Ukrainą, czyli przyłączeniu Polski do Ukrainy. Z punktu widzenia ukraińskiego może to być nawet pomysł atrakcyjny, zwłaszcza gdyby zbrodniarz wojenny Putin oderwał od Ukrainy wschodnie, uprzemysłowione obwody i wybrzeże Morza Czarnego. Wtedy Nasz Najważniejszy Sojusznik wytłumaczyłby Ukraińcom, że wysłuchawszy jego zachęty wprawdzie ponieśli ofiary, ale za to otrzymali rekompensatę terytorialną w postaci Polski, która już teraz – jak to wyjaśnił pan Łukasz Jasina, rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych – jest „sługą narodu ukraińskiego”. Taki stan może okazać się trwały, a w każdym razie Jego Ekscelencja Andrij Deszczyca, ambasador Ukrainy w Polsce najwyraźniej tak musi uważać, bo zachowuje się wobec naszego nieszczęśliwego kraju nader mocarstwowo. Oto zaraz potem, jak Polska odniosła spektakularne zwycięstwo nad Putinem, rekwirując kompleks budynków przy ulicy Sobieskiego w Warszawie zwany potocznie „Szpiegowem”, pan ambasador zadeklarował, że może oddać „Szpiegowo” Rosji, jeśli ta zwróci Ukrainie Donbas i Krym. U nas o unii Ukrainy z Polską dopiero się dyskutuje, podczas gdy z ukraińskiego punktu widzenia sprawa wydaje się przesądzona. Najwyraźniej muszą oni już wiedzieć coś, czego my jeszcze nie wiemy, ale nie ma strachu; prędzej czy później zostanie nam to objawione.
Wróćmy jednak do Anschlussu i jego konsekwencji. Kiedy Radek Sikorski na początku lat 90-tych był jeszcze normalnym człowiekiem, przeprowadził wywiad telewizyjny z Henry Kissingerem, który o polityce światowej coś tam musi wiedzieć. Zapytał go m.in, czy kredyty, jakie w okresie „detente”, czyli w latach 70-tych, Zachód w wielkiej obfitości dawał całemu obozowi socjalistycznemu, wynikały z dobroci serca, czy też towarzyszyła temu jakaś polityczna kalkulacja. Na to Kissinger bez wahania odparł, że oczywiście. Kalkulacja była taka, żeby uzależnić „demoludy” od zachodniej kroplówki finansowej tak, jak narkoman uzależnia się od narkotyków, a kiedy się uzależnią, zacząć stawiać im warunki polityczne. Najwyraźniej Niemcy wykombinowały sobie tak samo i chociaż – owszem – sypały złotem, to przecież nie z miłości do Polaków, czy innych Słowaków, tylko traktowały to jako inwestycję, która w pewnym momencie musi zacząć się zwracać. A w którym momencie? Ano w tym, kiedy te kraje bez niemieckiej kroplówki nie będą już mogły normalnie funkcjonować. Wtedy zaczną stawiać im warunki polityczne, które one będą musiały spełnić, bo w przeciwnym razie staną się ofiarami szantażu finansowego.
Ten moment nadszedł w styczniu 2016 roku, kiedy to Unia Europejska rozpętała w Polsce walkę o demokrację. Powstał KOD, zaktywizowały się „Polskie Babcie”, a nawet pan mecenas Roman Giertych entuzjastycznie kicał w obronie demokracji. Jednak po fiasku „ciamajdanu” w grudniu 2016 roku, Nasza Złota Pani inaczej rozłożyła akcenty; walka o demokrację zeszła na plan dalszy, a na plan pierwszy wysunęła się walka o praworządność, która od 2017 roku zaczęła przybierać formy ostre w postaci szantażu finansowego. Parlament Europejski z udziałem rodaków skupionych w Volksdeutsche Partei, poparł „mechanizm warunkujący”, to znaczy – uzależnienie wypłaty subwencji od swobodnej oceny, czy kraj wzięty w obroty spełnia wszystkie niemieckie życzenia, czy nie. Teraz pretekstem jest Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, ale to wszystko lipa, bo czy Izba jest, czy jej nie ma, to sądy po staremu się bęcwalą, jeszcze gorzej, niż za komuny. Nie o to jednak naszym szantażystom chodzi, by się nie bęcwaliły, tylko żeby Polska, która – podobnie jak Węgry – znalazła się na niemieckim celowniku, we wszystkim słuchała poleceń z Berlina, a przede wszystkim – by raz na zawsze wybiła sobie z głowy wszelkie mrzonki o „Trójmorzu”. Jak już nie może wytrzymać bez mrzonek, to niech sobie roi o unii z Ukrainą, bo to nikomu nie przeszkadza po pierwsze dlatego, że to widłami pisane, a po drugie – że gdyby nawet do tego doszło, to tym lepiej, bo wtedy zawsze będzie można Polskę za pośrednictwem Ukraińców dyscyplinować.
W tej sytuacji pojawił się pomysł Solidarnej Polski, by Polska wstrzymała się z płaceniem składki rocznej do Unii, której wysokość wynosi 6,5 mld euro rocznie, czyli około 35 mld złotych. To ciekawy pomysł, ale mam wrażenie, że nadaje się wyłącznie do wpędzania w coraz to większe nerwy pana premiera Morawieckiego. Już teraz jest nerwowy, bo Niemcy wstrzymały wszystkie subwencje dla Polski, łącznie z Funduszem Odbudowy i nie chcą nawet płacić na ukraińskich uchodźców.
Jak widzimy, etap tresury trwa już w najlepsze, ale o tym trzeba było myśleć w roku 2003, kiedy to Naczelnik Państwa, w najlepszej komitywie z Donaldem Tuskiem stręczyli Polakom Anschluss.
Ich retoryka była tym razem już nieco mniej parciana i choć nadal posługiwali się łańcuchami tautologii i pojęciami jak cepy, odrobili lekcję, jaką zadał im największy polski poeta XX wieku.
Kuszono nas więc lepiej i piękniej, malowano perspektywę sytości i bezpieczeństwa, które miały stać się udziałem pokolenia dojrzałych Polaków i jego rodzących się właśnie dzieci. Dziś, po osiemnastu latach spędzonych w Unii, dzieci te dorosły i mają prawo, a nawet obowiązek postawić pytanie – czy Polacy w roku 2003 nie zostali oszukani? Czy nasz kraj więcej zyskuje czy traci na swej przynależności do Unii Europejskiej?
Pomimo wielu sporów targających „klasą polityczną” III RP, pomimo rozmaitych gier interesów i walk partyjnych, w jednej sprawie już od wczesnych lat dziewięćdziesiątych panował konsensus. Zarówno liberalno-lewicowa jej część o proweniencji komunistycznej, jak i wywodząca się z „Solidarności” tak zwana centroprawica upatrywały spełnienia wszystkich swych aspiracji w wejściu Polski w struktury Unii Europejskiej.
Nic dziwnego, wszak przeważająca większość ówczesnych polityków całe swoje dorosłe życie przeżyła w PRL-u. Nieprzyzwyczajeni do samodzielności, nie potrafili nawet wyobrazić sobie pełnej niezależności, a stosunek podległości do zewnętrznego ośrodka decyzyjnego był dla nich stosunkiem naturalnym. Jedni już widzieli siebie i swoich bliskich na dobrze płatnych unijnych stanowiskach lub zacierali ręce na myśl o profitach, jakie mogą skapnąć z pańskiego stołu tym, którzy będą się zajmowali rozdzielaniem unijnych funduszy. Inni, ci o nieco szerszych horyzontach (z pewnością mniej liczni) wyobrażali sobie, jak wiele ze swoich projektów będą w stanie zrealizować przy pomocy europejskich patronów i ich pieniędzy. Jednych i drugich nie trzeba było przekonywać, by poddali nasz kraj żmudnym i bolesnym procesom dostosowawczym, byleby tylko spotkać się z uznaniem polityków rządzących europejskimi potęgami i zostać wpuszczonym na brukselsko-strasburskie salony.
Pozostawała jeszcze reszta – znakomita większość Polaków, którą trzeba było nakłonić, żeby zagłosowała na „tak” w referendum akcesyjnym, by mogły ziścić się marzenia niewielu o brukselskich posadach. Bo pozytywne skojarzenia związane z bogatą i stabilną Europą Zachodnią to jedno, a rezygnacja z niepodległości, dopiero co zyskanej po rozpadzie sowieckiego imperium, to coś zupełnie innego.
Gra na kompleksach i przekupstwo
Jakimi więc argumentami usiłowano nas przekonać? Po pierwsze, apelując do naszej tożsamości i poczucia przynależności do Zachodu, od którego odcięci byliśmy przez pół wieku wraz z innymi „demoludami”. Argument ten z gruntu był fałszywy, jako że wspólnota cywilizacyjna i kulturowa nie musi być wcale budowana przez jedność polityczną, co pokazują długie dzieje naszego kontynentu.
Po drugie, kierowano się do naszego kompleksu niższości. Polska – mówiono – zapóźniony kraj młodszej cywilizacyjnie części Europy ma oto szansę doszlusować do liderów i być traktowana na równi z Niemcami, Wielką Brytanią czy Francją. To również było ułudą, co zweryfikował czas spędzony w Unii, w której nadal jesteśmy państwem drugiej kategorii, a rozmaici „starsi i mądrzejsi” bez przerwy pouczają nas, byśmy siedzieli cicho (jak uczynił to niegdyś prezydent Francji Jacques Chirac).
Po trzecie, zapewniano, że Polska w Unii znajdzie stabilność i bezpieczeństwo. Tymczasem okazało się, że to właśnie nasz kraj był oazą spokoju, podczas gdy Zachodem wstrząsały burzliwe protesty i zamachy terrorystyczne, a kiedy na naszej granicy pojawiło się zagrożenie ze strony wschodnich sąsiadów, stało się jasne, że Niemcy lub Francja nie kiwną palcem, by udzielić nam zdecydowanej pomocy.
Po czwarte wreszcie, stworzono poczucie bezalternatywności.
– Jeśli nie Unia, to co? – pytano. – Białoruś?
Tak jakby niemal czterdziestomilionowa Polska rządząca się samodzielnie i swobodnie wybierająca sobie partnerów gospodarczych była skazana na los niewielkiej, pozbawionej znaczących zasobów naturalnych postsowieckiej republiki. Swój stosunek do „bezalternatywności” unijnej formy integracji europejskiej pokazali Brytyjczycy, którzy uwolnili swoje państwo spod kurateli brukselskich urzędników.
Jednak argumentem przesądzającym o euroentuzjazmie przeciętnego Kowalskiego miały być przede wszystkim wielkie kwoty pieniędzy mające popłynąć do naszego kraju z budżetów zasilanych przez bogatsze państwa. Fundusze unijne, których działanie obmyślone jest w taki sposób, by zwykli ludzie na każdym kroku widzieli ich działanie, nie zadając sobie już pytania, jakie koszty trzeba było ponieść, by za pieniądze przydzielone przez unijnych urzędników można było zbudować konkretną drogę, oczyszczalnię ścieków czy kładkę dla pieszych.
Stalinowska propaganda
Żeby cała ta argumentacja mogła trafić pod strzechy, trzeba było uruchomić całą machinę propagandową. Polskę zaczęli więc odwiedzać w wielkiej liczbie notable zagraniczni i unijni komisarze, zapewniając, że organizacja, do której aspiruje nasz kraj, to naprawdę elitarny klub i warto się w nim znaleźć. Składali obietnice i zapewnienia; przekonywali, jak wiele możemy zyskać na wejściu do UE, a niekiedy straszyli perspektywą osamotnienia i uzależnienia od Rosji w razie pozostania poza strukturami Unii.
Referenda w krajach Europy Środkowo-Wschodniej zorganizowano tak, by najpierw głosowano w tym kraju, w którym poparcie dla wejścia do Unii było największe, co miało wywrzeć wpływ na decyzje innych.
Akcja tak zwanego informowania społeczeństwa przywodziła na myśl najgorsze wzory czasów komunistycznych – no cóż, nie znaliśmy jeszcze wówczas totalitaryzmu informacyjnego czasów „pandemii”. W każdym razie, po okresie stosunkowej wolności słowa, jaka panowała w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, jednolity front propagandowy przyjęty przez wiodące media i niemal całą klasę polityczną robił niesamowite wrażenie. Na wrażeniu się zresztą nie kończyło, bo redaktorzy naczelni tychże mediów oficjalnie podpisali pakt, w którym zobowiązali się do podjęcia wszelkich możliwych działań, aby przekonać Polaków do akcesji.
O jakiejkolwiek symetrii w traktowaniu zwolenników i przeciwników Unii nie mogło więc być mowy. Rząd Leszka Millera wprowadził w życie tak zwany Program Informowania Społeczeństwa, którego głównym celem miała być – według oficjalnych dokumentów – rzetelna informacja na temat Unii i warunków wejścia do niej, jednak przedstawiciele rządzącej koalicji SLD–PSL nie kryli się specjalnie z deklaracjami, że tak naprawdę chodzi o poszerzanie szeregów euroentuzjastów.
Nic dziwnego więc, że pełnomocnikiem rządu do spraw informowania o integracji został Sławomir Wiatr – propagandzista PZPR, syn jednego z ideologów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Swoje podejście do prawdy i uczciwości zademonstrował już na wstępie urzędowania, kiedy to złożył kolejno dwa wzajemnie sprzeczne oświadczenia lustracyjne – najpierw oświadczył, że był współpracownikiem organów bezpieczeństwa, by zaraz potem zapewnić, że nim nie był.
Dziennikarze do wynajęcia
Wróćmy jednak do propagandy. Komitet Integracji Europejskiej – urząd powołany jeszcze w latach dziewięćdziesiątych przez również zdominowany wówczas przez postkomunistów parlament – mający zapewnić koordynację wszystkich działań związanych z wejściem Polski do UE, wydał w samym tylko roku 2000 około dwóch milionów złotych na umieszczanie zakamuflowanych wątków prounijnych w programach radiowych i telewizyjnych.
Dziś może kwota ta nie robi szczególnego wrażenia, ale wówczas można było za nią kupić mnóstwo słabo płatnych i gotowych na wszystko pracowników mediów. Im bliżej było do referendum, nakłady przeznaczane na tę formę propagandy jeszcze rosły i sprawiały na przykład, że nagle bohaterowie popularnej telenoweli Klan zaczęli z zapałem i nadzieją wypowiadać się na temat Unii, a w teleturnieju Jeden z dziesięciu znienacka pojawiły się pytania dotyczące integracji europejskiej.
Media elektroniczne, zarówno publiczne, jak i prywatne, dosłownie prześcigały się w uruchamianiu własnych programów „europejskich”, wśród których królował telewizyjny Euroexpress, a dzień bez publikacji przez któryś z dzienników lub tygodników „unijnej” wkładki i co najmniej kilku euroentuzjastycznych wywiadów czy „raportów” był dniem straconym. Nic dziwnego, skoro pieniądze dla dziennikarzy płynęły szerokim strumieniem. Na szczególnie zaangażowanych czekały nagrody w wysokości od dziesięciu do trzydziestu tysięcy złotych, wypłacane czy to w ramach rządowej kampanii Unia bez tajemnic, czy przy realizacji programów rozmaitych agend rządowych, a także przez fundusze i fundacje dotowane z zagranicy.
Te ostatnie skupiały się jednak przede wszystkim na organizacji prounijnych eventów, z których największym była bez wątpienia Parada Schumana maszerująca ulicami Warszawy co roku w dzień tak zwanego Święta Europy. Założona przez polityków byłej Unii Wolności fundacja, która ją organizowała, zainicjowała też tworzenie sieci Szkolnych Klubów Europejskich, skupiających uczniów i nauczycieli i pełniących niezwykle ważną rolę w wychowaniu przyszłych młodych aktywistów, zarówno w okresie referendum akcesyjnego, jak i po nim.
Żadne duże przedsięwzięcie polityczne w III RP nie obyło się bez listów i apeli popierających go intelektualistów. Tak też było i w tym przypadku. Ponad dwustu naukowców, twórców i ludzi mediów podpisało na Wawelu 11 listopada 2002 roku apel, w którym stwierdzono, że jak kiedyś wyrazem patriotyzmu była walka o niezależność państwa polskiego, tak dziś jest nim działalność na rzecz jego wcielenia do Unii.
Ku reewangelizacji Europy
Zdawano sobie jednak sprawę, że wszystkie te wysiłki spełzną na niczym, jeśli stanowisko polskiego Kościoła, wciąż u progu XXI stulecia uznawanego za autorytet przez większą część Polaków, będzie niechętne wejściu do UE. Żeby więc nie drażnić śpiącego lwa, postkomunistyczny rząd Millera powstrzymywał zapędy co bardziej krewkich działaczy SLD, chcących natychmiast przeforsować aborcję na życzenie i małżeństwa homoseksualne, sugerując, że na to czas przyjdzie po wejściu Polski do Unii.
Do prounijnej propagandy zaprzężeni zostali księża i świeccy związani ze środowiskami liberalnymi lub otwarcie lewicowymi. Media nagłaśniały ich jednoznacznie unioentuzjastyczne wystąpienia, jednocześnie wyciszając lub starając się zdeprecjonować tych kapłanów, którzy prezentowali odmienne stanowisko. Posługiwano się także kilkoma wyrwanymi z kontekstu mniej lub bardziej przychylnymi integracji stwierdzeniami Ojca Świętego Jana Pawła II.
Na użytek propagandy skierowanej do katolików zdefiniowano taką oto linię argumentacyjną: Polacy jako chrześcijanie nie powinni opierać się wejściu do Unii, więcej – powinni być jego entuzjastami, bo da nam ono okazję do nawrócenia zlaicyzowanej Europy Zachodniej. Wszelkie zatem niedogodności mogące wyniknąć dla Polski z faktu wyzbycia się suwerenności i podporządkowania się paneuropejskiej strukturze politycznej są tylko niewielkimi wyrzeczeniami, jakie złożymy na ołtarzu reewangelizacji Starego Kontynentu.
Fatalizm i mesjanizm
Nic dziwnego, że choć oficjalne stanowisko, jakie polscy biskupi zajęli w sprawie integracji, nie było jednoznaczne i pobrzmiewały w nim dalekie echa argumentacji uniosceptycznej, to generalnie można było z niego wywnioskować, że hierarchowie, z pewnymi zastrzeżeniami, popierają integrację. Owszem, dostrzegano w Europie postępujący proces laicyzacji mentalności i polityki konsumpcyjnej oraz związanego z nimi indyferentyzmu religijnego, ale w odpowiedzi nań proponowano, zamiast rezerwy do politycznej instytucjonalizacji tej laicyzacji, pogłębioną formację chrześcijańską, która pozwoli wszystkim odnaleźć się w nowej rzeczywistości Unii Europejskiej.
Autor niniejszego artykułu w latach poprzedzających referendum akcesyjne zaangażowany był w szereg inicjatyw promujących inną, niż przybrana przez Unię, koncepcję zjednoczonej Europy. Jedną z nich był Instytut Europy Ojczyzn, który rozesłał do wszystkich polskich biskupów przygotowane przez siebie dossier na temat różnorakich zagrożeń związanych z wejściem Polski do Unii w kształcie, jaki wyłaniał się z kolejnych traktatów zjednoczeniowych. Wielu z pasterzy polskiego Kościoła, szczególnie tych o bardziej konserwatywnych poglądach, odpowiedziało na te przesyłki, niektórzy z nich otwarcie zgadzali się z zaprezentowaną argumentacją. Jaki jednak użytek zamierzali z niej zrobić?
Symptomatyczna była odpowiedź prymasa Polski, kardynała Józefa Glempa, który stwierdził: Wiemy, że Europa objęta Unią w dużym stopniu jest antychrześcijańska. Kościół jest dla wielu bardzo niewygodny, tak, jak nie był wygodny dla komunizmu.
Jakie jednak wnioski wynikały z tej konstatacji? Ewangelizacja ostatecznie nie może opierać się na strategii i kalkulacji. Musimy przyjąć jako podstawowe prawo, że w Kościele obecny jest Duch Święty i że Opatrzność sprawia, że przegrane stają się zwycięstwem w wymiarze zbawienia – napisał metropolita warszawski.
W słowach tych, choć pięknych, pobrzmiewał duch jakiegoś fatalizmu i (znowu!) bezalternatywności, a równocześnie romantycznego polskiego mesjanizmu. Czy naprawdę Polacy, nawet jeśli podskórnie czuli, że akces do Unii może okazać się katastrofą dla naszego katolicyzmu, winni poświęcić swój naród, by pozwolić Opatrzności działać (a przede wszystkim, czy to aby na pewno prawidłowe odczytanie planów Opatrzności)? I czy naprawdę ewangelizacja musi dokonywać się poprzez wchodzenie w jakieś polityczne struktury? Cała historia Kościoła temu przeczy.
Przeczy temu również ostatnie osiemnaście lat. Choć Polacy, wskutek uwolnienia rynku pracy, szerokim strumieniem rozlali się po Europie, by w niektórych krajach (jak Irlandia czy Islandia) stać się pierwszą co do wielkości mniejszością narodową i choć faktycznie przyczyniło się to do pewnego ożywienia struktur Kościoła katolickiego w niektórych krajach, to jednak nie dość, że nie nawrócili Europy, sami poddani laicyzującej indoktrynacji mediów i kultury masowej coraz dalej odsuwają się od Kościoła. Warto było?
Piotr Doerre
===============
maiL, RW:
“Posługiwano się także kilkoma wyrwanymi z kontekstu mniej lub bardziej przychylnymi integracji stwierdzeniami Ojca Świętego Jana Pawła II.”
– Polska zawsze stanowiła ważną cześć Europy i dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty – powiedział Jan Paweł II podczas spotkania z rodakami zgromadzonymi na Placu św. Piotra z okazji 25-lecia pontyfikatu.
– Wejście w struktury Unii Europejskiej, na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego Narodu i bratnich Narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości – dodał Papież. Jan Paweł II serdecznie podziękował rodakom za przybycie i wspominał wraz z nimi kolejne wizyty w kraju.
– Nie będzie jedności Europy, dopóki nie będzie ona wspólnotą ducha – przypomniał Papież rodakom swe słowa wypowiedziane w Gnieźnie w 1997 roku. Dodał, że powtarza je i przywołuje na nowo w dniu, gdy Polska i inne kraje byłego Bloku Wschodniego wkraczają w struktury Unii Europejskiej. – Nie wypowiadam ich – mówił Papież – aby zniechęcać. Przeciwnie, aby wskazać, że te kraje mają do spełnienia ważną misję na Starym Kontynencie.
Papież przyznał, że wie jak wielu jest przeciwników integracji w Polsce. Dodał, że docenia ich troskę o zachowanie kulturalnej i religijnej tożsamości naszego Narodu.
Papież podkreślił, że Polska zawsze stanowiła ważną cześć Europy i „dziś nie może wyłączać się z tej wspólnoty, która wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy, ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą na wspólnej chrześcijańskiej tradycji”.
– Wejście w struktury Unii Europejskiej – kontynuował – na równych prawach z innymi państwami, jest dla naszego Narodu i bratnich Narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy – mówił Jan Paweł II. – Europa potrzebuje Polski – wołał Papież. – Kościół w Europie potrzebuje Świadectwa wiary Polaków. Polska potrzebuje Europy!
Odchodząc od wcześniej przygotowanego tekstu, Ojciec Święty dodał: – *Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej!* To jest wielki skrót, ale bardzo wiele się w tym skrócie mieści wielorakiej treści.
Globalistyczni technokraci płynnie przekształcili program „Wielkiego Resetu” na rzecz obniżenia standardów życia w wezwanie do „wspierania Ukrainy”. (…) Za niekontrolowaną inflację, gwałtownie rosnące ceny żywności i gazu, które były ogromnym problemem jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę, teraz można obwiniać Putina, podczas gdy ludzie z Zachodu są wzywani do poświęceń w imię nowej religii, polegającej na wspieraniu „aktualnych kwestii”.
−∗−
W menu na dziś danie higieniczne. Wbrew tytułowi wpis nie jest ponurym żartem. Poniżej zestaw wypowiedzi przeróżnych polityków na szczeblu krajowym i unijnym namawiających do obniżenia standardów higieny osobistej i uzasadniających to w absurdalny sposób. Niestety, wszystko na poważnie. Jaki mają w tym cel?
Zapraszam do lektury.
____________***____________
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej mówi ludziom, aby „wspierali Ukrainę” poprzez branie mniejszej liczby pryszniców i zaprzestanie prania ubrań
Technokraci nadal ukrywają za rosyjskimi sankcjami program obniżenia standardów życia.
Europa Press News via Getty Images
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej zasugerował, aby obywatele „wspierali Ukrainę” i embarga nałożone na Rosję poprzez rzadsze branie pryszniców, powstrzymanie się od jazdy samochodami i wietrzenie ubrań zamiast ich prania.
Tak, naprawdę.
Frans Timmermans, holenderski wiceprzewodniczący organu wykonawczego Unii, wygłosił swoje uwagi podczas posiedzenia Komisji Ochrony Środowiska Parlamentu Europejskiego.
Według Timmermansa Europejczycy muszą „mniej ogrzewać, więcej jeździć na rowerze i wietrzyć swoje ubrania zamiast je prać”, aby wesprzeć środki karne wobec Rosji, które dla setek milionów ludzi na Zachodzie zaostrzyły kryzys kosztów życia.
Technokrata, który osobiście nie musi się zbytnio martwić rosnącymi kosztami energii, biorąc pod uwagę jego pensję w wysokości 250 000 dolarów rocznie, przekonywał „współobywateli, że oni też mogą zrobić coś, aby przenieść mniej pieniędzy do kieszeni Putina”.
„Oczywiście mogą też nic nie robić, ale mogą też zdecydować się na zmniejszenie ogrzewania, jeżdżenie rowerem, a nie samochodem, krótsze branie prysznica lub wietrzenie ubrań zamiast ich prania” powiedział holenderski polityk.
Tymczasem Diederik Samsom, szef sztabu Fransa Timmermansa, zapewnił: „Od teraz energia będzie znacznie droższa. Energia była zbyt tania przez ostatnie 40 lat”.
Samsom, który zarabia ponad 200 000 dolarów rocznie, pouczał Europejczyków, w jaki sposób ich poprzednia jakość życia była zależna od „niezrównoważonej” kombinacji rosyjskich paliw kopalnych i dewastacji środowiska.
„Skorzystaliśmy z tego i stworzyliśmy ogromne bogactwo kosztem planety Ziemia i, jak teraz sobie uświadamiamy, kosztem nierównowagi geopolitycznej [przez zależność od Rosji]” – powiedział Samsom. „Obie te rzeczy muszą zostać naprawione. Ale aby je naprawić, musimy płacić więcej za energię – a także za żywność. Za dwie podstawowe potrzeby życiowe – żywność i energię – zapłaciliśmy zdecydowanie za mało w ciągu ostatnich 40 lat”.
Te zalecenia pojawiły się po tym jak Włochy przeszły na racjonowanie energii poprzez zakaz używania klimatyzacji poniżej 25 stopni Celsjusza i ogrzewania powyżej 19 stopni we wszystkich szkołach i budynkach użyteczności publicznej.
Ponieważ stopa inflacji w Niemczech osiągnęła najwyższy poziom od 30 lat, obywatelom tego kraju mówi się, aby brali mniej pryszniców, a jacyś wątpliwi „eksperci” twierdzą, że będą pachnieć lepiej po 3 tygodniach odpowiedniego mycia.
Minister w rządzie, Peter Hauk powiedział również Niemcom, że powinni poradzić sobie z rosnącymi kosztami energii, po prostu wyłączając ogrzewanie i zakładając cieplejsze swetry.
„W swetrze można wytrzymać 15 stopni [Celsjusza] zimą. Od tego nikt nie umiera. Ale ludzie umierają gdzie indziej” – powiedział.
Jak już wcześniej podkreślaliśmy, globalistyczni technokraci płynnie przekształcili program „Wielkiego Resetu” na rzecz obniżenia standardów życia w wezwanie do „wspierania Ukrainy”.
Za niekontrolowaną inflację, gwałtownie rosnące ceny żywności i gazu, które były ogromnym problemem jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę, teraz można obwiniać Putina, podczas gdy ludzie z Zachodu są wzywani do poświęceń w imię nowej religii, polegającej na wspieraniu „aktualnych kwestii” [the current thing].
Niemcom powiedziano, że mają brać mniej pryszniców, ponieważ koszty energii rujnują
Obniż swój poziom życia, aby „popierać Ukrainę”.
Adriana Duduleanu / EyeEm via Getty Images
Ponieważ koszty energii nadal dają się we znaki za sprawą sankcji nałożonych na Rosję, Niemcom mówi się, aby brali mniej pryszniców.
Tak, naprawdę.
Pośród dyskusji w kraju o potencjalnym całkowitym embargo na energię z Rosji, zaczęły pojawiać się artykuły o rzekomych korzyściach zdrowotnych wynikających z mniejszej liczby kąpieli pod prysznicem.
W artykule zatytułowanym „Wystarczy umyć TE cztery części ciała – dlaczego skóra się oczyszcza, jeśli na to pozwolisz”, niemiecka gazeta Bild cytuje porady ministra gospodarki Roberta Habecka, który wezwał obywateli do ograniczenia ogrzewania, wizyt w saunie i pryszniców, aby pomóc krajowi zmniejszyć jego zależność od rosyjskiej energii.
Artykuł mówi, że unikanie pryszniców daje szansę dobrym bakteriom na rozmnażanie się, wspomagając kondycję skóry, a także pochłaniać substancje odpowiedzialne za [często przykry] zapach ciała.
„W ten sposób [skóra] sama się oczyszcza”, stwierdza artykuł, z powątpiewaniem argumentując, czy unikanie mycia ciała rzeczywiście sprawi, że będziesz wydzielać lepszy zapach.
Artykuł cytuje dermatolog Yael Adler, która twierdzi, że unikanie prysznica przez trzy tygodnie sprawia, że „nieprzyjemne zapachy znikają, a skóra rozpoczyna swoisty proces samooczyszczania”.
Według Adler, Niemcy mogą oszczędzać energię i zachować wystarczającą czystość, myjąc tylko cztery obszary ciała, pośladki, pachy, stopy i pachwiny.
W niektórych krajach jest to potocznie nazywane „whore’s wash” [higiena prostytutek].
Artykuł został opublikowany po tym, jak Klaus Mueller, szef niemieckiej Federalnej Agencji ds. Sieci [organ podlegający Ministerstwu Gospodarki i Ochrony Klimatu Niemiec -tłum.], zapytał swoich rodaków: „czy naprawdę musisz brać gorący prysznic siedem dni w tygodniu – z podgrzewaniem gazowym”.
Jak już wcześniej podkreślaliśmy, minister rządu Peter Hauk powiedział również Niemcom, że powinni poradzić sobie z rosnącymi kosztami energii, po prostu wyłączając ogrzewanie i nosząc cieplejsze swetry.
„W swetrze można wytrzymać 15 stopni [Celsjusza] zimą. Od tego nikt nie umiera. Ale ludzie umierają gdzie indziej” – powiedział.
Przed wybuchem wojny Niemcy importowały z Rosji 55 proc. gazu, jedną trzecią ropy i 45 proc. węgla.
Jestem pewien, że ministrowie rządu, niemieccy technokraci i cała reszta z pewnością przejmą inicjatywę w dobrowolnym obniżaniu własnego standardu życia w solidarności z tymi, których nie stać na to.
Dżinsy? Pierz raz na miesiąc. To musi ci wystarczyć Światowe Forum Ekonomiczne, któremu przewodniczy słynny architekt „Wielkiego Resetu” Klaus Schwab, rutynowo podkreśla, że obniżenie jakości życia przeciętnych obywateli jest sposobem na powstrzymanie zmian klimatycznych i rzekomej katastrofy. […]
_____________
Sankcje – prawdziwy cel Tak więc zakrojone na szeroką skalę sankcje nałożone na Rosję przez Zachód, rzekomo w odpowiedzi na inwazję na Ukrainę, nie mają na celu zdemolowania rosyjskiej gospodarki, ale wywołują wzrost cen […]
_____________
Idiokracja – Wyuczona głupota Wyuczona głupota wyjaśnia, jak i dlaczego wysoce inteligentni ludzie, stojąc przed wyborem, raz po raz wybierają głupią, jeśli nie najgłupszą opcję. […]
Azovstal jest to ogromny kompleks przemysłowy, sfera hut, fabryki stali i wyrobów ze stali typu wojskowego, która mieści się poza Mariupolem. Jest tu podobieństwo do położenia Nowej Huty – poza Krakowem. Oczywiście Azovstal jest wielokrotnie większy od budowanych w latach 50 hut, nazwanych potem Nową Hutą, ale zasady planowania i budowy całości są podobne. Od wielu lat sam Azovstal jest własnością prywatną; formalnie można znaleźć że jest to firma międzynarodowa z siedzibą w Holandii, ale w rzeczywistości, według wiarygodnych plotek, jest to własność oligarchy – przepraszam, ale wczesnego bękarta któregoś z poprzednich prezydentów Ukrainy. [mail: Rinat Achmetow; obiecuje, że odbuduje na swój koszt cały Mariampol (bo taka jest stara nazwa tego miasta), ma poza tym fabryki i kopalnie w Donbasie. Syn Kuczmy]
Ponieważ same huty i stalownie planowane i budowane „za sojuza” fabryki wAzovstalu pracują, tj. pracowały dla wojska, to wczasach [uzasadnionej] obawy przed atakami jądrowymi, pod całym Azovstal i okolicą zaplanowano i zbudowano sieć, podobno sześciu kondygnacji pancernych bunkrów połączonych korytarzami w ten sposób, że w razie przerwania kontaktu z powierzchnią ziemi, na przykład po ataku jądrowym możliwe byłoby utrzymanie tam przy życiu i zdolności bojowej wielu tysięcy żołnierzy. Liczba ta szacowana jest na ponad 30000 ludzi. Są tam oczywiście również szpitale, kuchnie, ogromne zapasy nie tylko różnych rodzajów paliwa, ale również ogromne ilości jedzenia, woda dostarczana z studni głębinowych. Natomiast kłopot jest z dostarczaniem czystego powietrza; przewidziane również w swoim czasie [później unowocześnione] filtry powietrza wychodzą, część z nich daleko poza samym obszarem Azovstalu tak, by można było uzyskiwać czyste powietrze do przeżycia tych dziesiątków tysięcy ludzi.
Porównajmy: Nowa Huta była zbudowana na – wcześniej budowanych – bunkrach atomowych. Były i są dalej połączone między sobą ogromną ilością korytarzy i tuneli. Prawdą są opowieści robotników pracujących w Nowej Hucie, że gdy weszli do takich podziemi w jakiejś dzielnicy Nowej Huty, to po paru godzinach mogli wyjść i wychodzili w zupełnie innej dzielnicy. Te dane [sprawdzałem ostatnio] przez kręgi związane z Gazetą Wyborczą są ignorowane, a nawet obśmiewane [czemu?? ], jednak rzeczywiste świadectwa ludzi są nie do podważenia. Kto obecnie ma plany podziemnych bunkrów i tuneli pod Nową Hutą, nie wiem. Na pewno mają jakieś organizacje wojskowe.
Kto ma plany bunkrów podziemi i wszelkich połączeń pod miasteczkiem fabryk, głównie wojskowych, zwanym Azovstal, też nie wiemy, ale z całą pewnością takie plany, czy też te, według których było to budowane czy później rozbudowywane, musiały być w rękach oficerów GRU.Przy rozpadzie Związku Sowieckiego w 1989 ta część GRU, która pozostawała na terenach Rosji, z całą pewnością takie plany miała.
Mówię to w związku z tym, że obecnie siły pułków Azow[to są te pułki które zostały przez wiele państw uznane za grupy terrorystyczne, zwane przez świadomych a nieżyczliwych „bojówkarzami”, OUN itp] , które okupują podziemia Azovstalu, otóż grupy te mają połączenia ze światem zewnętrznym przy pomocy nie tylko internetu, telewizji, ale również zespołu podziemnych tuneli. Wychodzą one, ukryte, w różnych miejscach czy to pól czy lasków wokół Mariupola,a także w samym Mariupolu. Dlaczego tylko część z tych tuneli jest znana atakującym siłom rosyjskim nie wiem, ale z całą pewnością jest potwierdzone, że na niektóre wyjścia z tych tuneli atakujący, to znaczy strona rosyjska natykali się przypadkowo. Nie mogli tam wejść, więc pompowali wodę by, jak sądzili, zalać podziemia. Podobno również rzucano tam gaz usypiający czy jakiś inny gaz działający na organizm ludzki, ale skończyło się to niepowodzeniem, ponieważ od wewnątrz zamknięto pancerne bramy tego właśnie tunelu do bunkrów i dalej ani woda ani te gazy dalej się do środka nie przedostały. [Por. filmik na końcu]
Jest dla nas zagadką, dlaczego te plany, które z całą pewnością ma GRU w Rosji – nie są używane do – na przykład masowego wejścia wszystkimi wejściami do tuneli równocześnie lub do puszczenia wszystkimi tymi wyjściami do środka jakiegoś materiału szkodzącego, na przykład właśnie wody czy gazu usypiającego. Bunkry to nie są tak zwane „schrony przeciwatomowe”, oczywiście i tę rolę one miały pełnić, ale z całą pewnością oparły się również potwornym wielotonowymbombom burzącym, np. FAB3000[projektowane jeszcze w latach 30-tych zeszłego wieku, ulepszane i zbudowane ok 1950-go], które zostały spuszczone na przypuszczalne miejsca znajdowania się tych bunkrów przez lotnictwo rosyjskie w ostatnich tygodniach. Wojskowi rosyjscy martwią się, że nie mieli samolotów zdolnych do transportu bomb FAB 9000. Brrr…
Muszę dodać, że według oficerów, którzy znali te plany, że same bunkry są „dowcipnie” umieszczone, na przykład pod jakimś budynkiem wiejskim albo pod przedszkolem, żeby wiadomo było że uderzenie bomby w takie przedszkole – no to z przyczyn humanitarnych jest właściwie wykluczone czy ciężko uzasadnialne.
Przejdźmy do aktualnej sytuacji bojowej wokół Azovstal-i. W tych wielopiętrowych bunkrach i podziemiach pod miasteczkiem przemysłowym podobno kryje się rzędu 1000 bojowników z pułków Azow i „doradców”. Otoczeni przez wojska rosyjskie z wszystkich stron, jedyny kontakt ze światem zewnętrznym mają może przez jakieś pozostawione jeszcze tajne tunele, ale jest to wątpliwe. Natomiast komunikują się swobodnie przy pomocy internetu [Jak to możliwe???]. Dlaczego strona rosyjska nie spowodowała totalnego zagłuszania tych jednostek bojowych w Azovstali, nie rozumiemy.
Parę dni temu pełniący obowiązki ich dowódcy w dramatycznym wystąpieniu zażądał od prezydenta Ukrainy Żełenskiego – natychmiastowej interwencji, pomocy wojskowej. Żełenski odpowiedział w telewizji i radio, że wojska ukraińskie są w minimalnej odległości 120 km od Azovstali, więc interweniować nie mogą i nie będą mogły. Cała przestrzeń powietrzna wschodnich obszarów Ukrainy jest jednoznacznie pod kontrolą sił rosyjskich, więc jakiekolwiek desanty czy zrzucanie broni czy żywności są też wykluczone.
Putin, chyba jako rzecznik sztabu generalnego armii rosyjskiej, parę dni temu powtórzył – włożony w jego usta rozkaz sztabu, by wstrzymać operację bojowe przeciwko resztkom pułków Azow, ale w ten sposób, by – jak się wyraził –i mucha stamtąd swobodnie nie odleciała. Trochę zapewne przesadził, bo pojedynczy żołnierze przez któryś z tych nierozpoznanych jeszcze tuneli wyjściowych uciekali, ale zostali złapani. Wszyscy???
Natomiast od paru dni tak przy pomocy ulotek, jak i przy pomocy radia czy też megafonów, siły przebywające w bunkrach pod Azovstal są informowane, że mogą spokojnie wyjść, będą mieli zachowane życie, jeśli wyjdą z białą szmatą czyli poddadzą się. Ponieważ dowodzący tymi siłami Azow powtarza dramatyczne wołanie, że mogą się utrzymać najwyżej parę dni, to cóż prostszego byłoby dać kije z białymi szmatami, na początek wszystkim cywilom, kobietom czy dzieciom, żeby ci cywile mogli wyjść [jeśli oni tam rzeczywiście są, to do podziemi zostali zabrani].
Fakt że od kilku dni nie wypuszczono żadnych cywilów, płaczących kobiet z dziećmi przy piersi, spod ziemi, spod gruzu fabryk, świadczy, że ci cywile, te kobiety są tam przetrzymywani jako zakładnicy.
Według danych wywiadów w pułapce pod Azovstalą znajduje się również co najmniej kilkudziesięciu oficerów państw zachodnich, NATO, przypuszczalnie również oficerów polskich, którzy przedtem doradzali w wojnie przeciwko Rosji. Dla państw NATO to byłoby z kolei kompromitujące, gdyby ci oficerowie dostali się jako jeńcy w ręce armii rosyjskiej. Musieliby wtedy zeznawać o swoich zupełnie przecież nielegalnych działaniach w wojnie na Ukrainie. Czy zostaną oni tam wymordowani, jako kompromitujący, a jako katów ogłosi się wojska rosyjskie?
A ruskom na wymianę się też przydadzą, nie tylko do zeznań…
Spośród tych około 1000 bojowników czy żołnierzy ukraińskich, prywatnych pułków Azowi podobnych ugrupowań, fanatykami, którzy wolą tam zginąć, niż iść w niewolę do Rosjan, jest zapewne tylko kilku, może najwyżej kilkunastu dowódców. Cała reszta tych nieszczęsnych chłopców jest więc również zakładnikami jakiejś obłędnej ideologii. Oczekujemy z niepokojem jak ta sytuacja zostanie w najbliższych dniach rozwiązana, bo nie widać, najprawdopodobniej nie ma możliwości, żeby obecna sytuacja trwała dłużej niż kilka dni.
======================
mail:
Kompleks Azovstal 160 hektarów, ale 24 km obwodu. Miasto pod miastem; sześć poziomów, dawny schron przeciw–atomowy dla 40 000 ludzi. Modyfikowany od 2014 przez speców z NATO. Własna komunikacja podziemna itd .
Wojna na Ukrainie trwa już ponad miesiąc, a ani rozstrzygnięcia, ani końca nie widać. Trudno się temu dziwić w sytuacji, gdy na Ukrainie Rosja prowadzi wojnę z NATO. Wprawdzie NATO nie jest bezpośrednio zaangażowane w operacje wojskowe, ale, pod pretekstem samoobrony, dostarcza Ukrainie broń, amunicję i inne materiały wojenne za darmo, więc nie można tego nazwać zwyczajnym handlem.
Tylko do 27 lutego USA, Wielka Brytania, Kanada, Francja, Niemcy, Polska Belgia, Czechy, Holandia, Grecja, Litwa, Łotwa, Estonia, Portugalia, Rumunia, Słowacja, dostarczyły tam różnego rodzaju broń ogromnej wartości. Tylko USA do 27 lutego przekazały Ukrainie broń za prawie 3 miliardy dolarów, a przecież to był dopiero początek. Polska, przez którą przechodzi większość tych dostaw, zachowuje się wzorowo, bo – jak zauważył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych pan Łukasz Jasina – „jesteśmy tutaj sługami narodu ukraińskiego, jego próśb”. Ta deklaracja była niewątpliwie szczera, toteż nic dziwnego, że władze ukraińskie zachowują się wobec opieszałych państw NATO mocarstwowo, zapewne w przekonaniu, że tak będzie również po wojnie, a może nawet zawsze? Być może właśnie dlatego została tam przyjęta jeszcze w lipcu ubiegłego roku ustawa o „rdzennej ludności Ukrainy”, która co prawda – jak się wydaje – dotyczy przede wszystkim Krymu, ale można też będzie interpretować ją szerzej – jak zajdzie taka potrzeba.
Na razie jednak wojna trwa, więc mamy trzy możliwości.
Pierwsza – że Ukraina tę wojnę wygra. Za wygranie uważam wyparcie Rosji ze wszystkich części państwa ukraińskiego, łącznie z Krymem. W takiej sytuacji Ukraina stałaby się niewątpliwie rodzajem regionalnego mocarstwa tym bardziej, że niezależnie od wyniku wojny, napłyną tam kolejne miliardy nie tylko na armię, ale również – na odbudowę ze zniszczeń. Czy w tych kosztach partycypowałaby również Rosja? Prawdopodobnie, gdyby jej klęska była spektakularna, czego wykluczyć przecież nie można, zwłaszcza opierając się na komunikatach ukraińskiego Sztabu Generalnego czy wywiadu.
Druga możliwość jest taka, że Ukraina tej wojny nie wygra, ale też nie przegra. Wtedy Rosja zajmie wschodnią, uprzemysłowioną część Ukrainy, odetnie ją od Morza Czarnego, pozostawiając w gestii ukraińskich władz słabiej uprzemysłowioną część zachodnią – dlatego w takim przypadku nie można mówić o wojnie przegranej przez Ukrainę. Z polskiego punktu widzenia ta możliwość wydaje się najbardziej korzystna, bo nadal mielibyśmy na wschodzie niepodległą Ukrainę, w dodatku – trwale skonfliktowaną z Rosją – ale nie mocarstwową.
Wreszcie możliwość trzecia – że Ukraina tę wojnę przegra, to znaczy – Rosja zmusi ją do kapitulacji, to znaczy – zainstaluje tam „bratni” rząd i zawrze z nim układ o przyjaźni – jak ze zbuntowanymi republikami: doniecką i Ługańską. Najbardziej prawdopodobna wydaje się dziś możliwość druga, bo – jak pokazuje sytuacja na froncie – Rosja uzyskanie lądowego korytarza do Krymu ma już w zasięgu ręki, podobnie jak odcięcie Ukrainy od wybrzeża czarnomorskiego. W tej sytuacji to Rosja jest zainteresowana w jak najszybszym zakończeniu działań wojennych i zawarciu z Ukrainą pokoju, a przynajmniej rozejmu, w którym Ukraina tę zmianę swoich granic przyjęłaby do wiadomości, nawet bez formalnego uznania.
Musimy bowiem pamiętać, że i Rosja nie może zbytnio przeciągać struny, bo przecież na Ukrainie wojuje z NATO – co prawda do ostatniego Ukraińca, niemniej jednak. Doświadczenia II wojny światowej, w której starła się „rasa”, „masa” i „kasa” pokazują, że rozsądek nakazuje, by z „kasą” się liczyć.
Porzućcie marzenia
Wspominam o tym wszystkim dlatego, że wojna na Ukrainie rozpaliła wyobraźnię wielu polskich patriotów do tego stopnia, że własne marzenia zaczynają brać za rzeczywistość. Czy naprawdę, czy tylko w nadziei, że w ten sposób przypodobają się Naczelnikowi Państwa, który w nagrodę hojnie ich wyfutruje za pośrednictwem spółek Skarbu Państwa – o to mniejsza – chociaż wykluczyć tego nie można, choćby z powodu, że ma on skłonności do – jak to nazwał Aleksander Smolar na etapie, gdy panu red. Michnikowi wywietrzał już z głowy entuzjazm do prezydenta Lecha Kaczyńskiego – „postjagiellońskich mrzonek”. Te „mrzonki” polegają na przekonywaniu, że Rosję, która jest „niepoprawna, trzeba „zniszczyć”, a wtedy, w wytworzonej w ten sposób politycznej próżni, powstanie organizm przypominający Rzeczpospolitą Obojga Narodów, oczywiście z Polską, jako jej politycznym kierownikiem.
Jest to wizja wprawdzie piękna, ale chyba zbyt piękna, by była prawdziwa. Rzecz w tym, że od czasów mocarstwowej Rzeczypospolitej, we Wschodniej Europie trochę się zmieniło. W XIX wieku zaczęły kształtować się tam nacjonalizmy: ukraiński, litewski i nieco później – białoruski – które powstawały w opozycji do polskości – i tak już zostało. Czy tak zostało z powodu podjudzania tych nacjonalizmów przez Niemcy i Rosję w celu szachowania Polski, czy też złożyły się na to również antypolskie antagonizmy na tle socjalnym, o to mniejsza, bo ważniejsze jest to, że ani Ukraina, ani Białoruś, ani nawet Litwa nie chcą nawet słyszeć o poddaniu się polskiemu kierownictwu politycznemu.
Jeśli już widzą jakąś wspólnotę z Polską, to raczej na zasadzie sformułowanej właśnie przez rzecznika MSZ w Warszawie pana Jasinę, który – chociaż został za to ofuknięty – może mieć więcej oleju w głowie niż Naczelnik Państwa, a w każdym razie – więcej poczucia rzeczywistości. Warto w tym miejscu przypomnieć, że „postjagiellońskim mrzonkom” prezydenta Lecha Kaczyńskiego położył kres prezydent USA Barack Obama, dokonując 17 września 2009 roku słynnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, którego politycznym owocem było proklamowane 20 listopada 2010 w Lizbonie „strategiczne partnerstwo NATO-Rosja”, będące najważniejszym postanowieniem „porządku lizbońskiego”, którego kamieniem węgielnym był podział Europy w strefę niemiecką i strefę rosyjską, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. I chociaż pod koniec 2013 roku prezydent Obama wysadził ten porządek w powietrze, z czego natychmiast skorzystała Rosja, by oskubać Ukrainę, to z „postjagiellońskich mrzonek” naszych Umiłowanych Przywódców pozostały jedynie kabotyńskie, lizusowskie okrzyki, jakie wydawali na kijowskim „majdanie” pod adresem Ukraińców.
Teraz było podobnie: „koncepcję” Naczelnika Państwa, by pod pretekstem uzbrojonej po zęby „misji pokojowej” NATO na Ukrainie wciągnąć Sojusz Atlantycki w „niszczenie Rosji”, zlikwidował prezydent Biden po wysłuchaniu opinii państw poważnych, a prezydent Zełeński, najwyraźniej przez kogoś oświecony, też się od „koncepcji” zdystansował się udając, że jej „nie rozumie”, chociaż zrozumiał w lot, a prawdziwe powody wyjaśnił już w następnym zdaniu: „Na szczęście albo niestety, to jest nasz kraj, a ja jestem prezydentem, więc to my będziemy decydowali, czy będą tu inne siły”.
On najwidoczniej też uważa, podobnie jak pan rzecznik MSZ Jasina, że Polska, jeśli już, to co najwyżej może być „sługą narodu ukraińskiego” oczywiście pojmowanego według kryteriów przewidzianych w ustawie „o rdzennej ludności Ukrainy”. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że znaczna część narodu ukraińskiego już przeniosła się do Polski, która właśnie służy mu, jak tylko może, poczytując to sobie za cnotę. Czy ten kubeł zimnej wody na Naczelnika podziałał – nie można wykluczyć, bo zaraz po fiasku „koncepcji” proklamował powrót do rozdziobywania katastrofy smoleńskiej. Przy jej pomocy „zniszczyć Rosji” się jednak nie da, ale oczywiście zaprzyjaźnione media będą nadal opływały w dostatki.
Nasz wybór
W tej sytuacji Polska ma dwa wyjścia: albo pozostać w Unii Europejskiej, to znaczy – pożegnać się już nawet nie z „postjagiellońskimi mrzonkami”, ale nawet z mrzonkami o niepodległości i zgodzić się na status niemieckiego landu w IV Rzeszy, albo podjąć próbę przyłączenia się do Stanów Zjednoczonych, jako kolejny stan tego państwa. To co prawda oznaczałoby również konieczność rezygnacji z mrzonek o niepodległości, ale – jak w swoim czasie mówił mi Guy Sorman – porównywać można tylko możliwości istniejące z istniejącymi. Zatem tak naprawdę stoimy przed alternatywą – czy zostać niemieckim landem, czy stanem USA. Jaka jest nasza sytuacja jako niemieckiego landu – to już mniej więcej wiemy na podstawie doświadczeń dotychczasowych – a ona może tylko się pogarszać w miarę, jak w Unii Europejskiej będzie narastał socjalizm, a presja na promocję sodomczyków i ekologizmu będzie narastała do poziomu paranoi.
Stany Zjednoczone od pewnego czasu pod tym względem lepiej nie wyglądają, ale tam pozycja prezydenta Bidena i Partii Komunis…, to znaczy pardon – oczywiście Partii Demokratycznej, nie jest taka znowu silna, by to się nie mogło zmienić, a ponadto – w odróżnieniu od Unii Europejskiej, panuje tam większy pluralizm prawny. Na przykład, mimo że w USA panuje zakaz poligamii, senat stanu Utah zdecydował, że w tym stanie nie jest ona przestępstwem, tylko wykroczeniem, za które grozi symboliczna grzywna, a jest to zaledwie wstęp do całkowitej legalizacji wielożeństwa. Zatem, chociaż administracja prezydenta Józia Bidena forsuje wszystkie możliwe zboczenia, być może udałoby się uchronić Polskę jako jeden ze stanów USA przed tą plagą?
Wprawdzie Polska leży daleko od Ameryki Północnej, ale Hawaje też leżą ponad 3500 kilometrów od zachodniego wybrzeża, czyli w odległości mniej więcej takiej jak Portugalia od Polski, więc niekoniecznie musiałoby to być przeszkodą tym bardziej, że Izrael, który wprawdzie formalnie nie jest stanem USA, przecież wywiera na politykę tego państwa znacznie większy wpływ niż np. Arizona, a leży od Ameryki jeszcze dalej. Odległość, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, nie powinna być problemem, zatem zajmijmy się potencjalnymi korzyściami takiej zmiany.
Co prawda musielibyśmy pożegnać się z mrzonkami o niepodległości, ale w Unii Europejskiej nie mamy żadnej innej alternatywy, co zostało postanowione w traktacie z Maastricht, który wszedł w życie w 1993 roku. W tej sytuacji opowieści o „Europie Ojczyzn”, to kolejna mrzonka, jeszcze większa od tych „postjagiellońskich”. Szkoda każdego słowa. Gdyby tedy Polska została kolejnym stanem USA, to nie musielibyśmy z trwogą i niepewnością myśleć o art. 5 traktatu waszyngtońskiego, bo on nie miałby tu nic do rzeczy, zaś ewentualny atak Rosji na Polskę byłby już uderzeniem na Stany Zjednoczone. Jak pamiętamy, nigdy nic takiego się nie zdarzyło, bo zgodnie z doktryną elastycznego reagowania i Rosja i USA konfrontują się ze sobą bezpośrednio, ale na przedpolach, np. na Ukrainie. W tej sytuacji Ameryka przestałaby promować w Polsce narwańców, na czym nasza scena polityczna mogłaby tylko skorzystać. Nie musielibyśmy też kombinować, za co uzbroić dodatkowe 200 tys. żołnierzy, o których chcemy powiększyć naszą niezwyciężoną armię, bo zatroszczyłyby się o to Stany Zjednoczone, nawet bez specjalnych próśb z naszej strony. Zresztą skoro już teraz pan prezydent Duda mówi o kilkunastu, a w porywie serca gorejącego – nawet o kilkudziesięciu tysiącach żołnierzy amerykańskich w Polsce, to gdyby było ich 300 tysięcy, wielkiej różnicy by nie było tym bardziej, że i tak i tak podlegaliby oni rozkazom z Waszyngtonu, natomiast rozkazom Warszawy mogłaby podlegać obrona terytorialna – jak w USA gwardia narodowa.
Po drugie jako stan USA musielibyśmy wystąpić z Unii Europejskiej, za co prawdopodobnie nie spotkałyby nas żadne konsekwencje, przynajmniej dopóty, dopóki wojska amerykańskie stacjonują w Niemczech. Nie byłoby łamania sobie głowy, czy przystępować, czy nie przystępować do unii walutowej, bo walutą naszą stałby się dolar. Nie muszę dodawać, że moglibyśmy w jednej chwili plunąć na wszystkie „wyroki” TSUE i nie przejmować się karami, jakie na nas nakłada, bo Ameryka zaraz pokazałaby mu ruski miesiąc. Niewiarygodne, ale dzięki przystąpieniu do USA, moglibyśmy przestać się obawiać nawet o roszczenia żydowskie. Żydzi w stosunku do USA żadnych roszczeń majątkowych nie wysuwają, kontentując się subwencją rządu amerykańskiego, którą – jak piszą uczeni politologowie w książce „Lobby izraelskie w USA” – zaraz pożyczają temu rządowi na wysoki procent. Wprawdzie Stany Zjednoczone przyjęły ustawę nr 447, ale przecież ani myślą zmieniać własnego prawa w taki sposób, w jaki sugerowały tam Polsce, więc również pod tym względem byłoby bezpiecznie.
Jedyną trudność, jaką widzę, to kwestie językowe, ale to rzecz mniejszej wagi, bo – po pierwsze – coraz więcej młodych ludzi używa cudzoziemskich słów, jak „hejt”, albo inne takie, po drugie – w Stanach Zjednoczonych też nie wszyscy mówią po angielsku, nawet przeciwnie – coraz więcej mieszkańców USA mówi językiem hiszpańskim i na przykład nawet na lotnisku w Chicago już kilka lat temu zauważyłem napisy w obydwu językach, chociaż przedtem były tylko po angielsku. No to dlaczego w naszym stanie język polski nie miałby być dominujący – oczywiście obok urzędowego angielskiego? Jak widzimy, chyba będziemy musieli zrewidować nasze dotychczasowe spojrzenie na to, co realne i to, co nierealne, bo ewentualny akces do USA jest chyba bardziej prawdopodobny, a przede wszystkim – bardziej realistyczny – niż „postjagiellońskie mrzonki” starzejącego się Naczelnika Państwa.
Konflikt na Ukrainie nie został wszczęty przez Rosję 24 lutego, lecz przez Ukrainę tydzień wcześniej. Świadkiem tego była OBWE. To starcie na peryferiach zaplanowane zostało przez Waszyngton, by narzucić Nowy Ład Światowy, z którego wykluczona zostałaby Rosja, a następnie Chiny. Nie dajmy się oszukać!
Rosyjska operacja wojskowa na Ukrainie trwa od ponad miesiąca, a operacje propagandowe NATO zaczęły się półtora miesiąca temu.
Londyńskie centrum propagandy
Wojna propagandowa Anglosasów jest tradycyjnie koordynowana przez Londyn. Brytyjczycy wypracowali technologie w tej sferze jeszcze podczas I wojny światowej. W 1914 roku udało im się przekonać własną opinię publiczną, że niemieccy żołnierze dokonują masowych gwałtów w Belgii, zatem obowiązkiem moralnym każdego Brytyjczyka jest ratowanie biednych, padających ich ofiarą kobiet. W ten sposób przysłonięto prawdziwy powód, którym było przeciwstawienie się próbie zakwestionowania brytyjskiego imperium kolonialnego przez cesarza Wilhelma II. Pod koniec wojny społeczeństwo brytyjskie zażądało rozliczenia sprawców tych gwałtów. Podliczono ofiary i okazało się, że ich liczba została ewidentnie zawyżona.
Tym razem, w 2022 roku, Brytyjczykom udało się przekonać Europejczyków, że 24 lutego Rosjanie zaatakowali Ukrainę, by ją anektować. Moskwa miałaby dążyć do odbudowy Związku Radzieckiego poprzez inwazję na wszystkie kontrolowane niegdyś przez siebie tereny. Wersja ta wyglądała dla Zachodu bardziej atrakcyjnie od przywoływania „pułapki Tukidydesa”, o której wspomnę nieco później.
W rzeczywistości Kijów zaatakował własną ludność na Donbasie po południu 17 lutego. Chwilę później Ukraina pomachała przed Rosją czerwoną płachtą niczym przed bykiem, gdy prezydent Wołodymyr Zełeński wygłosił przed zgromadzonymi w Monachium politycznymi i wojskowymi dygnitarzami NATO wystąpienie, w którym zapowiedział, że jego kraj zamierza pozyskać broń jądrową, by bronić się przed Rosją.
Donbas
Nie wierzycie? Poczytajcie raporty OBWE z linii rozgraniczenia na Donbasie. Nie było na niej żadnych starć od wielu miesięcy, aż do popołudnia 17 lutego, gdy obserwatorzy tej neutralnej organizacji odnotowali 1400 przypadków ostrzału. W ich wyniku zbuntowane obwody doniecki i ługański, wciąż uznające się za terytorium Ukrainy i deklarujące jedynie autonomię, zdecydowały się na ewakuację ponad 100 tys. ludności cywilnej. Większość z nich trafiła na wschód Donbasu, inni uciekli do Rosji.
W latach 2014-2015, gdy wybuchła wojna domowa Kijowa przeciwko Donieckowi i Ługańskowi, straty materialne i ludzkie w jej wyniku były sprawą wewnętrzną Ukrainy. Jednocześnie, wraz z upływem czasu, niemal wszyscy mieszkańcy Donbasu zaczęli rozważać emigrację i uzyskali dodatkowe, rosyjskie obywatelstwo. Tym samym, atak Kijowa na ludność tego regionu 17 lutego byłby atakiem na obywateli ukraińskich i jednocześnie rosyjskich. Moskwa przyszła im na ratunek, pospiesznie interweniując 24 lutego.
„Narkoman” i „banda neonazistów”
Chronologia zdarzeń jest bezdyskusyjna. To nie Moskwa chciała tej wojny, lecz właśnie Kijów, choć cena za nią trudna była do przewidzenia. Prezydent Zełeński świadomie naraził własnych obywateli na niebezpieczeństwo i ponosi wyłączną odpowiedzialność za ich obecne cierpienia.
Dlaczego to zrobił? Od początku swej kadencji Wołodymyr Zełeński kontynuował politykę swego poprzednika Petra Poroszenki polegającą na rozkradaniu środków od swoich amerykańskich sponsorów oraz wspieraniu we własnym kraju banderowskich ekstremistów. Prezydent Władimir Putin miał wkrótce nazwać tego pierwszego „narkomanem”, a tych drugich – „bandą neonazistów”. Zełeński nie tylko zadeklarował publicznie, że nie zamierza rozwiązać konfliktu na Donbasie poprzez realizację porozumień mińskich, lecz na dodatek zakazał swym obywatelom posługiwania się w szkołach i w urzędach językiem rosyjskim, podpisując 1 lipca 2021 roku rasistowską ustawę, faktycznie wykluczającą z życia Ukraińców pochodzenia rosyjskiego i pozbawiającą ich podstawowych praw człowieka oraz wolności.
Różna wartość krwi
Armia rosyjska dokonała inwazji na Ukrainę początkowo nie z Donbasu, lecz z Białorusi i Krymu. Zniszczyła wszystkie ukraińskie obiekty wojskowe używane od lat przez NATO i rozpoczęła walkę z grupami bandyckimi. Obecnie próbuje rozprawić się z nimi na wschodzie kraju. Propagandyści z Londynu i prawie 150 agencji PR z całego świata przez nich wynajętych przekonują nas, że rosyjskie wojska napotkały heroiczny opór ukraiński i zrezygnowały ze swego pierwotnego celu, jakim miało być zdobycie Kijowa. Tymczasem, Władimir Putin nigdy nie twierdził, że Rosja zamierza brać ukraińską stolicę, obalać Zełeńskiego i okupować jego kraj. Przeciwnie, podkreślał, że celem operacji jest denazyfikacja Ukrainy oraz zniszczenie zagranicznych (NATOwskich) składów broni. I to właśnie robią Rosjanie.
Cierpią z tego powodu mieszkańcy Ukrainy. Przypominamy sobie, że wojna jest zawsze okrutna, że niesie śmierć niewinnych ofiar. Pod wpływem obecnych emocji zapominamy o ukraińskich atakach z 17 lutego i winimy we wszystkim Rosjan, których, wbrew faktom, określamy mianem „agresorów”.
Nie czujemy podobnego współczucia wobec ofiar wojny toczącej się w tym samym czasie w Jemenie, gdzie zginęło już 200 tys. ludzi, w tym 85 tys. dzieci, które zmarły z głodu. Jemeńczycy to jednak przecież w oczach Zachodu po prostu jacyś tam Arabowie.
Trybunał a ludobójstwo
Fakt cierpienia nie może być z góry uznany za dowód, że ktoś stoi po właściwej stronie. Przestępcy cierpią tak samo, jak niewinni.
Ukraińska delegacja w Międzynarodowym Trybunale Karnym nie uzyskała rozstrzygnięcia merytorycznego, lecz nakaz zabezpieczający przeciwko Rosji.
Jak to się stało, że Trybunał uległ manipulacji? Ukraina odniosła się do stwierdzenia Władimira Putina w jego orędziu, w którym ogłosił początek operacji, gdzie powiedział, że ludność Donbasu pada ofiarą „ludobójstwa”. Odrzuciła to oskarżenie, twierdząc, że Rosja nie przedstawiła żadnych dowodów. W prawie międzynarodowym termin „ludobójstwo” odnosi się już nie tylko do likwidacji jakiejś grupy etnicznej, lecz również do zabójstw dokonywanych na polecenie władz. W zależności od tego, czy bierzemy pod uwagę źródła ukraińskie, czy rosyjskie, w ciągu ostatnich ośmiu lat zginęło od 13 tys. do 22 tys. cywilnych mieszkańców Donbasu. W swoim złożonym na piśmie pozwie strona rosyjska argumentuje, że odwołuje się nie do Konwencji ws. karania i zapobiegania zbrodni ludobójstwa, lecz do art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, która dopuszcza wojnę obronną, o której mówił w swoim wystąpieniu prezydent Putin. Trybunał nie podjął się weryfikacji zarzutów. Wystarczyło mu zaprzeczenie ich prawdziwości przez stronę ukraińską. Uznał, że Rosja postąpiła niezgodnie z przepisami konwencji. W związku z tym, że Rosja nie widziała potrzeby fizycznego stawienia się swoich przedstawicieli przed Trybunałem, sędziowie wykorzystali ich nieobecność, by ogłosić absurdalne środki zabezpieczające. Pewna swych racji Moskwa odmówiła zastosowania się do nich i zażądała rozstrzygnięcia merytorycznego, które wydane zostanie nie wcześniej niż pod koniec września.
Pułapka Tukidydesa i Chiny
Wiedząc to wszystko i umieszczając wydarzenia w ich właściwym kontekście, możemy zrozumieć dwulicowość Zachodu. Przez ostatnie dziesięć lat politologowie amerykańscy przekonywali nas, że wzrost potencjału Rosji i Chin doprowadzi do nieuniknionej wojny.
Jeden z nich, Graham Allison, stworzył koncepcję „pułapki Tukidydesa” (zob. Graham Allison, Skazani na wojnę? Czy Ameryka i Chiny unikną pułapki Tukidydesa?, Bielsko-Biała 2018). Nawiązał on do wojen peloponeskich IV w. p.n.e., w których Sparta starła się z Atenami. Strateg i historyk Tukidydes przeanalizował te wydarzenia i doszedł do wniosku, że konflikt stał się nieuchronny, kiedy dominująca w Grecji Sparta zdała sobie sprawę, że Ateny dążą do stworzenia imperium, które mogłoby zakwestionować jej hegemonię. Analogia jest wprawdzie wymowna, lecz myląca: Sparta i Ateny były położonymi blisko od siebie greckimi miastami; tymczasem Stany Zjednoczone, Rosja i Chiny to odrębne kultury.
Na przykład, Chiny odrzucają koncepcję prezydenta Joe Bidena w sferze konkurencji handlowej. Proponują swoje własne, odmienne podejście, oparte na zasadzie win-win. Robią to odnosząc się nie do wzajemnie korzystnych układów handlowych, lecz do własnej historii. Państwo Środka ma gigantyczną populację. Jego cesarz zmuszony był do maksymalnego poszerzania zakresu swej władzy. Do dziś Chiny są najbardziej zdecentralizowanym państwem świata. Cesarskie dekrety wchodziły w życie w niektórych prowincjach, lecz nie wszędzie. Cesarz musiał więc podjąć próby zagwarantowania, by jego polecenia nie były ignorowane, a jego władza podważana, przez miejscowych gubernatorów. Tym, którzy nie byli obejmowani jego dekretami przyznawał rekompensaty, by wciąż czuli się poddanymi jego władzy.
Od początku kryzysu ukraińskiego Chiny nie tyle wykazywały się niezaangażowaniem, co wręcz broniły swego rosyjskiego sojusznika w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Stany Zjednoczone obawiały się bezzasadnie, że Pekin wesprze Moskwę dostawami broni. Nigdy się tak nie stało, choć pojawiło się ich wsparcie logistyczne, choćby w postaci aprowizacji żywnościowej żołnierzy. Chiny obserwują rozwój wydarzeń i wyciągają z nich wnioski, zastanawiając się w tym kontekście nad przywróceniem kontroli nad swoją zbuntowaną prowincją, Tajwanem. Pekin grzecznie odrzuca kolejne propozycje Waszyngtonu. Myśli długofalowo i wie z doświadczenia, że – jeśli dopuści do zniszczenia Rosji – będzie kolejnym obiektem agresji Zachodu. Jego przetrwanie możliwe jest tylko we współpracy z Moskwą, nawet jeśli w przyszłości ich interesy będą sprzeczne na Syberii.
Napoleon, Hitler i Pentagon
Powróćmy jednak do pułapki Tukidydesa. Rosja zdaje sobie sprawę, że Stany Zjednoczone chcą zmieść ją z powierzchni ziemi. Oczekuje potencjalnej inwazji i zniszczenia. Jej terytorium jest gigantyczne, lecz jej liczba ludności niewystarczająca. Nie jest w stanie bronić swych rozciągniętych granic. Od XIX wieku uznawała, że może bronić się wyłącznie ukrywając się przed przeciwnikiem.
Gdy zaatakował ją najpierw Napoleon, a później Adolf Hitler, decydowała się na przemieszczanie swej ludności coraz dalej na wschód. I paliła własne miasta nim zajął je przeciwnik. Nie mógł on przez to zapewnić zaopatrzenia swym wojskom. Ta taktyka „spalonej ziemi” okazywała się skuteczna wyłącznie dlatego, że ani Napoleon, ani Hitler, nie mieli w pobliżu zaplecza logistycznego. Współczesna Rosja wie, że nie przetrwa, jeśli broń amerykańska rozlokowana będzie w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
To dlatego u schyłku Związku Radzieckiego zażądała, by NATO nigdy nie rozszerzało się na wschód. Znający jej dzieje prezydent Francji François Mitterand i kanclerz Niemiec Helmut Kohl przekonali Zachód do zgody na takie zobowiązanie. W rozmowach na temat zjednoczenia Niemiec zaproponowali i podpisali układ gwarantujący, że NATO nigdy nie rozszerzy się na wschód od linii Odry-Nysy, granicy niemiecko-polskiej.
Rosja wymogła potwierdzenie tych gwarancji w 1999 i 2010 roku w postaci deklaracji OBWE ze Stambułu i Astany. Stany Zjednoczone złamały je w 1999 roku (przyjęcie do NATO Czech, Węgier i Polski), w 2004 roku (akcesja Bułgarii, Estonii, Łotwy, Litwy, Rumunii, Słowacji i Słowenii), w 2009 roku (akcesja Albanii i Chorwacji), 2017 roku (akcesja Czarnogóry) i w 2020 roku (akcesja Macedonii Północnej). Problemem nie był sojusz tych krajów z Waszyngtonem, lecz to, że zezwoliły na rozmieszczenie jego instalacji wojskowych na swoich terytoriach. Nikt nie krytykował tych państw za dokonany przez nie wybór sojusznika; Moskwa oskarżała je wyłącznie o to, że zgodziły się na pełnienie roli zaplecza Pentagonu przygotowującego atak przeciwko niej.
Anglosasi przeciwko Europie
W październiku 2021 roku, numer 2 w amerykańskim Departamencie Stanu, Victoria Nuland, przybyła z wizytą do Moskwy, by przekonywać Rosję do wyrażenia zgody na rozmieszczenie broni amerykańskiej w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Deklarowała, że w zamian za to Waszyngton dokona inwestycji w rosyjską gospodarkę. Następnie przeszła do gróźb wobec Rosji i jej prezydenta, strasząc go międzynarodowym trybunałem. W odpowiedzi Moskwa zaproponowała traktat gwarantujący utrzymanie pokoju na bazie Karty Narodów Zjednoczonych, którego projekt przedstawiła 17 grudnia. I tu tkwi przyczyna obecnego konfliktu. Przestrzeganie zapisów Karty powołujących się na zasady równości i suwerenności państw, wiązałoby się z przekształceniem NATO, którego działanie polega na hierarchii państw członkowskich. Złapane w „pułapkę Tukidydesa” Stany Zjednoczone zdecydowały się wówczas doprowadzić do wybuchu wojny.
Działania Anglosasów podejmowane w obliczu kryzysu ukraińskiego stają się czytelne, jeśli przyznamy, że ich celem jest usunięcie Rosji ze sceny międzynarodowej. Usiłują oni nie tyle odeprzeć rosyjskie wojska, czy uderzyć w rosyjskie władze, co zlikwidować wszelkie ślady kultury rosyjskiej na Zachodzie. Ponadto, próbują też osłabić Unię Europejską.
Wolfowitz i Nuland o Unii Europejskiej
Zaczęli od zamrożenia aktywów rosyjskich oligarchów na Zachodzie, czyli środka, który spotkał się z aprobatą samych Rosjan, uznających ich za bezprawnych beneficjentów zdewastowania ZSRR. Następnie zmusili firmy zachodnie do zaprzestania działalności w Rosji. Potem odcięli banki rosyjskie od zachodnich, odłączając Rosję od systemu SWIFT. Tymczasem, te ograniczenia finansowe okazały się wprawdzie katastrofalne dla rosyjskich banków, ale już nie dla rosyjskich władz. I są korzystne dla Rosji, która dokonuje inwestycji wewnętrznych. Co więcej, zamknięta od 25 lutego do 24 marca moskiewska giełda papierów wartościowych odnotowała wzrosty zaraz po tym, jak wznowiła działalność. Wprawdzie dotyczący głównie rynków spekulacyjnych indeks RTS spadł pierwszego dnia o 4,26%, ale już indeks IMOEX, odzwierciedlający krajową aktywność gospodarczą, wzrósł o 4,43%. Jedynymi przegranymi zachodniej fali sankcji okazały się bezmyślnie je przyjmujące kraje Unii Europejskiej.
Jeszcze w 1991 roku straussista Paul Wolfowitz napisał raport, w którym twierdził, że Stany Zjednoczone powinny zapobiegać powstaniu ośrodków potencjalnie wobec nich konkurencyjnych. Związek Radziecki był już wtedy w gruzach. Stwierdził zatem, że takim potencjalnym rywalem, do którego zniszczenia należy dążyć jest Unia Europejska (zob. Patrick E. Tyler, US Strategy Plan Calls For Insuring No Rivals Develop, „New York Times”, 8.3.1992; Barton Gellman, Keeping the US First, Pentagon Would Preclude a Rival Superpower, „The Washington Post”, 11.3.1992). Sam realizował tą strategię, gdy jako nr 2 w Pentagonie, w 2003 roku zabronił Niemcom i Francji partycypowania w odbudowie Iraku. Wyraziła ją też w 2014 roku w Kijowie Victoria Nuland, która zwracała się do amerykańskiego ambasadora słowami „pieprzyć Unię Europejską!”.
Tym razem Unii Europejskiej zabroniono importu rosyjskich surowców energetycznych. Jeśli rzeczywiście do tego dojdzie, nastąpi zrujnowanie gospodarki niemieckiej, a w ślad za nią całej Unii. I nie będzie to uderzenie rykoszetem, lecz rezultat świadomych planów, jednoznacznie wypowiadanych przez ostatnie trzydzieści lat.
Globalne wykluczenie
Najważniejsze dla Waszyngtonu jest wykluczenie Rosji ze wszystkich organizacji międzynarodowych. Do tej pory udało im się wyrzucić ją z G8 w 2014 roku. Pretekstem było wówczas włączenie w skład Federacji Rosyjskiej Krymu, który domagał się niepodległości od rozpadu ZSRR, jeszcze przed tym, gdy o niepodległości myślała Ukraina. Rzekoma agresja na Ukrainę ma stanowić argument na rzecz wykluczenia Rosji z G20. Chiny zauważyły natychmiast, że nie można nikogo wykluczyć z organizacji mającej charakter nieformalnego forum, nie mającego żadnego statutu. Mimo to, prezydent Joe Biden znów poruszył ten temat 24 i 25 marca w Europie.
Waszyngton intensyfikuje wysiłki na rzecz wykluczenia Rosji ze Światowej Organizacji Handlu (WTO). Tymczasem zasady WTO i tak zostały całkowicie unieważnione przez jednostronne „sankcje” wprowadzane przez Zachód. Podjęcie takiej decyzji byłoby niekorzystne dla wszystkich. Zastosowano tu rekomendacje Paula Wolfowitza. W 1991 roku pisał on, że Waszyngton nie powinien starać się być najlepszym w tym, co robi, lecz pokonać w tym innych. Oznacza to, że – aby zachować hegemonię – Stany Zjednoczone powinny bez wahania zgodzić się na straty własne, pod warunkiem, że straty innych będą jeszcze większe. Za takie podejście zapłacimy wszyscy.
Najważniejszym celem straussistów jest usunięcie Rosji z ONZ. Zgodnie z Kartą NZ nie jest to możliwe, jednak Waszyngton, podobnie jak w innych przypadkach, nie będzie się tym przejmował. Skontaktował się już w tej sprawie z prawie wszystkimi członkami ONZ. Propaganda anglosaska skutecznie przekonała ich, że państwo członkowskie Rady Bezpieczeństwa wywołało wojnę mającą na celu zajęcie terytorium jednego ze swych sąsiadów. Jeśli Waszyngtonowi uda się zwołanie specjalnego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego ONZ i zmiana statutu organizacji, wszystko może się zdarzyć.
Program wymazania ze świadomości
Na Zachodzie zapanowała histeria. Poluje się na wszystko, co rosyjskie, bez zastanowienia, czy ma to związek z kryzysem ukraińskim. Zakazuje się występów nawet tym rosyjskim artystom, którzy znani są ze swej opozycyjności wobec Putina.
Niektóre uniwersytety wykreślają z programów antyradzieckie dzieła Aleksandra Sołżenicyna, inne zakazują rozważającego problemy wolnej ludzkiej woli Fiodora Dostojewskiego (1821-1881), który był przeciwnikiem reżimu carskiego. Usuwa się z programów występy dyrygentów mających obywatelstwo rosyjskie, z repertuaru wykreślany jest Piotr Czajkowski (1840-1893). Wszystko, co rosyjskie, ma zniknąć z naszej świadomości, podobnie jak Imperium Rzymskie metodycznie usuwało wszelkie ślady istnienia Kartaginy do tego stopnia, że dziś niewiele wiemy o jej cywilizacji.
Prezydent Biden nie ukrywał tego w wystąpieniu z 21 marca. Występując przed przedsiębiorcami, mówił„To chwila, gdy wszystko się zmienia. Kształtuje się Nowy Ład Światowy i musimy stanąć na jego czele. I musimy zjednoczyć wokół tego cały wolny świat”. Ten nowy porządek ma podzielić świat na dwa hermetycznie zamknięte bloki, wprowadzić podział niespotykany dotąd w historii, nieporównywalny nawet z żelazną kurtyną okresu zimnej wojny. Niektóre kraje, jak Polska, uważają, że wprawdzie wiele stracą, lecz mogą też coś zyskać. To dlatego gen. Waldemar Skrzypczak zażądał przyłączenia do Polski rosyjskiej enklawy kaliningradzkiej. Skoro świat ma być podzielony, rzeczywiście pojawia się pytanie, jak ten region połączony będzie z resztą terytorium Rosji.
Gdybym został wynajęty przez jakieś niezależne medium głównego nurtu, na przykład – telewizję rządową, albo choćby i nierządną, albo przez pana red. Tomasza Sakiewicza do któregoś z jego niezależnych mediów i gdybym z tego tytułu partycypował w subwencjach, jakie od spółek Skarbu Państwa, albo i bezpośrednio od rządu niezależne media dostają z jednej, albo z drugiej kasy (za pierwszej komuny „komunistyczny parobek Hamilton” pisał w warszawskiej urzędówce „Kulturze”, że w Polsce są dwa światopoglądy, bo są dwie kasy), to o wojnie jaką NATO prowadzi z Rosją na Ukrainie mógłbym mówić, albo pisać tak:
„Krwawy i zbrodniczy wariat, zimny ruski czekista i bezbożny komunista Putin, dokonał bestialskiej napaści na miłującą pokój Ukrainę, gdzie jego soldateska, przy pomocy poprzebieranych w mundury bandytów i zbrodniarzy, dopuszcza się zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości – co autorytatywnie potwierdził Senat Stanów Zjednoczonych i osobiście prezydent Joe (bo za żadne skarby nie przetłumaczyłbym wtedy tego imienia na polski, jako Józio) Biden, za którym te pryncypialne oskarżenia chórem powtarza cały postępowy i miłujący pokój świat. Niestety nawet w tym chórze pobrzmiewają fałszywe tony.
W genialnym przebłysku klasowej świadomości ukraiński prezydent Wołodymir Zełeński przejrzał na wylot brudną i cyniczną grę niemieckiego kanclerza – wspólnika Putina w rozboju – i nie tylko odprosił go z wycieczki do Kijowa, dokąd chciał go zabrać wraz z innymi miłującymi pokój uczestnikami bohaterskiej wyprawy pan prezydent Andrzej Duda, ale w dodatku nie obdarzył go własnoręcznym uściskiem, wskutek czego ukazał całemu wstrząśniętemu z oburzenia światu jego odrażający wizerunek, wskutek czego niemiecki kanclerz Olaf Scholz nie tylko nie przejdzie do historii, jak to już uczynił pan prezydent Andrzej Duda, ale razem z Putinem dostanie się do piekła, gdzie cały czas będzie bolało, a w dodatku wszyscy będą musieli na okrągło słuchać kompozycji „Nergala”, co – jak wiadomo – gorsze jest od śmierci.
Będzie tam miał za kompana węgierskiego premiera Wiktora Orbana, który nie tylko wyłamał się z postępowego fołksfrontu, ale w dodatku zlekceważył zbawienne napomnienia prezydenta Zełeńskiego, który gorąco pragnął zawrócić go ze złej drogi. Na domiar złego papież Franciszek, zamiast potępić i zwyzywać zbrodniarza wojennego Putina, jak to z coraz większą wprawą robi pani red. Danuta Holecka, Edyta Lewandowska, a nawet Anita Werner – bo w jedynie słusznej sprawie wszyscy ludzie dobrej woli akomodują się do linii partii – kręci, wygłaszając kontrowersyjne opinie, jakoby „wszyscy” mieliśmy być „winni” tego, co się na Ukrainie wyprawia.
Jest to ohydna potwarz, bo czy na przykład wojnie na Ukrainie winny jest prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, czy nawet Donald Tusk, który wprawdzie utkwił w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, ale w sprawie Ukrainy kurczowo trzyma sie zatwierdzonej linii i nie popada w najdrobniejsze odchylenia? Nic więc dziwnego, że pan red. Tomasz Terlikowski, podobnie jak przewielebny ojciec Paweł Gużynski, nie ukrywa swego rozczarowania kunktatorską i dwulicową postawą papieża Franciszka tym bardziej, że chociaż Jego Ekscelencja abp Stanisław Gądecki pospieszył doń z braterskim upomnieniem, to głuche milczenie było mu odpowiedzią.
To oczywiście bardzo smutny objaw, ale są w tym też plusy dodatnie, bo dzięki temu lepiej rozumiemy, dlaczego z „piekielnej mocy” musiał „ojców świętych” wyswobadzać sam Pan Jezus. Takich występków nie może zrównoważyć nawet postępujący dialog z judaizmem, więc nie ma rady; trzeba będzie wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość.
Na szczęście zdrowe siły postępowej ludzkości, pod światłym przewodnictwem Umiłowanego Przywódcy, Ojca Narodów i Chorążego Pokoju, genialnego prezydenta bratnich Stanów Zjednoczonych Joe Bidena, nie tylko nie dają posłuchu tym haniebnym przykładom, ale je z pogardą odrzucają, przyjmując powszechnie i bez zastrzeżeń wszystko, co wychodzi z ust prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego „w Ukrainie”. Dzięki temu nieugięcie wiedzą, że zbrodnicza napaść Rosji na miłującą pokój Ukrainę, zakończy się haniebną klęską agresora.
Ta klęska jest zresztą widoczna już od samego początku, kiedy to na naszych oczach zdemoralizowane hordy rosyjskich bandytów cały czas w popłochu uciekają przed mężnym wojskiem zaporoskim, porzucając po drodze swój zabytkowy sprzęt, uprzednio zresztą zniszczony dzięki cudownej broni, jakiej Ukrainie dostarczają miłujące pokój państwa NATO – niestety za wyjątkiem putinowskich pachołków: Niemiec i Węgier. Nietrudno w tej sytuacji przewidzieć zbliżający się koniec. Obawiając się sądu zagniewanego ludu zbrodniczy ruski czekista wymierzy sobie sprawiedliwość własną ręką, jak to stało się udziałem jego prekursora i preceptora, przywódcy nazistów Adolfa Hitlera.
Niestety w dniach ostatnich cała postępowa ludzkość została wtrącona w dysonans poznawczy za sprawą pana Konstantego Geberta, który przez ponad 30 lat kolaborował z „Gazetą Wyborczą” pod redakcją pana redaktora Adama Michnika. Pan Konstanty Gebert, podobnie jak inni prominentni członkowie środowiska, wytyczał jedynie słuszną linię partii, do której masy posłusznie się stosowały. Tymczasem okazało się, że zaraza zawitała również do Grenady. Pan Konstanty Gebert w publikacji, którą zamierzał podstępnie wydrukować w „Gazecie Wyborczej” napisał, że sławny w całym mężnym wojsku zaporoskim pułk „Azow” to „naziści”. To jeszcze gorsza potwarz, niż „polskie obozy zagłady”, bo – po pierwsze – ten pułk, jeszcze jako batalion, został utworzony z inicjatywy Igora Kołomojskiego, który z całego narodu ukraińskiego wyznaczył na prezydenta całej Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego. Czyż Igor Kolomojski może mieć cokolwiek wspólnego z nazizmem? Nie może – może prócz słusznej, żeby nie powiedzieć – świętej rasowej nienawiści.
Po drugie – czy w mężnym wojsku zaporoskim jest miejsce dla jakichś „nazistów”? Nie ma go nie tylko w wojsku, ale i w całym ukraińskim narodzie, na co zwrócił uwagę prezydent Wołodymir Zełeński w swoim przemówieniu w izraelskim Knesecie przypominając, jak to w czasie rozpętanej przez nazistów wojny, Ukraińcy pomagali Żydom. Czyż jakikolwiek nazista mógłby pomagać Żydom? O tym nie ma mowy, więc to jest kolejny powód, dla którego Konstanty Gebert nie może mieć racji.
Wreszcie – po trzecie – zarzut, jakoby mężny pułk „Azow” składał się z „nazistów”, koresponduje z ohydnymi kłamstwami zimnego ruskiego czekisty, zbrodniarza wojennego i zbrodniarza przeciwko ludzkości, Władimira Putina. Okazuje się, ze Putin zapuścił swoje macki nawet w środowisku, które dotychczas wydawało się pozostawać poza wszelkim podejrzeniem. W tej sytuacji wypada przypomnieć o obowiązku wzmożonej czujności, by każdy obywatel, kiedy tylko poweźmie jakieś podejrzenie, natychmiast nieubłaganym palcem demaskował putinowskich agentów, a wtedy rząd „dobrej zmiany” będzie mógł „zamrozić” ich mienie i przekazać je któremuś z ponad 3,5 miliona ukraińskich uchodźców, który dotychczas postanowili skorzystać z naszej, polskiej gościnności.”
==================================
Niestety jest inaczej; moimi pracodawcami są Czytelnicy, Słuchacze i Widzowie, w związku z czym poczuwam się do lojalności względem nich, za co płomienni dzierżawcy monopolu na patriotyzm życzą mi, by zainteresował się mną pułk „Azow” i złożył mi wizytę. Jestem pewien, że takiego eksperymentu bym nie przeżył – ale – jak mówił swemu królowi kanclerz Otto Bismarck – umrzeć i tak kiedyś musimy, Najjaśniejszy Panie – ale to nie powód, żeby robić głupstwa.
США и НАТО в открытую заявляют о поставках различных вооружений киевскому режиму с целью затянуть проведение специальной военной операции России с одновременным нанесением как можно большего ущерба российской армии. После того как российская авиация и ПВО закрыли воздушное пространство на Украиной, у Запада остался только наземный способ доставки оружия через границу. Правда была одна попытка прорваться по воздуху, но прекрасно сработала ПВО, сбив украинский военно-транспортный самолет в районе Одессы. Сейчас основная масса оружия идет на Украину через Польшу, которая стала логистическим хабом НАТО. Доставляемое в Польшу самолетами оружие перегружается на наземный транспорт и далее следует на Украину, в основном автомобилями. Пока шли поставки легкого вооружения, такие колонны маскировались под гражданские, но с началом поставок тяжелого вооружения гаубицы или танки в рефрижератор не засунешь, поэтому будет применяться специальная техника. Как заявили в российском МИД, все транспорты США и НАТО с оружием, следующие по украинской территории, будут считаться законной целью российской армии. Вашингтон и Брюссель предупреждение уже получили.
Прямо говорим представителям США, что американо-натовские транспорты с оружием, следующие по украинской территории, вооруженные силы России вправе рассматривать в качестве законных военных целей – заявил Кошелев. Отметим, что до настоящего времени российская армия наносила удары по местам скопления или складирования западного вооружения, а также по железнодорожным станциям, на которых располагались эшелоны с техникой ВСУ.
Zachodnie sankcje przeciwko Rosji, wprowadzone jednostronnie przez Waszyngton, przedstawiane są jako kara za agresję na Ukrainę. Pomijając jednak nawet ich niezgodność z prawem międzynarodowym, każdy widzi już, że nie osiągają one założonego celu. W rzeczywistości Stany Zjednoczone doprowadzają do izolacji Zachodu w nadziei, że uda im się utrzymać hegemonię nad swymi sojusznikami.
W pułapce Tukidydesa
Stany Zjednoczone, które w ostatniej chwili dołączały do wojen światowych i nie ponosiły żadnych ofiar na swoim terytorium, wychodziły z wszystkich globalnych konfliktów zwycięsko. Przejmując schedę po europejskich imperiach, ukształtowały system dominacji, w którym odgrywały rolę „światowego policjanta”. Jednak ich hegemonia była dość krucha i nie była w stanie oprzeć się rosnącemu znaczeniu wielkich państw. Jeszcze w 2012 roku politologowie zaczęli nawiązywać do „pułapki Tukidydesa”, kreśląc analogię do wojen między Spartą a Atenami. Ich zdaniem, wzrost potęgi Chin musiał doprowadzić do ich nieuniknionej konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi. Biorąc pod uwagę, że światową potęgą ekonomiczną stały się Chiny, a światową potęgą militarną – Rosja, Waszyngton zdecydował się na odrębne starcie z każdym z tych mocarstw.
To w tym kontekście rozpoczęła się wojna na Ukrainie. Waszyngton przedstawia ją jako „agresję rosyjską”, uchwala sankcje i zmusza do ich wprowadzenia również swoich sojuszników. Nie bez podstaw mogła się zatem wydawać teoria, że Stany Zjednoczone wybrały obszar konfliktu, mając na uwadze swoją niższość militarną przy jednoczesnej przewadze gospodarczej. Jednakże analiza zaangażowanych sił i środków przeczy takiej wersji.
Światowy system gospodarczy
Światowy system ekonomiczny powstał na mocy umowy z Bretton Woods z 1944 roku. Stanowiła ona próbę stworzenia dla kapitalizmu ram wychodzących poza kryzys 1929 roku, którego nie zdołał zażegnać nazizm. Stany Zjednoczone ustanowiły jako filar tego systemu dolara mającego pokrycie w złocie. Związek Radziecki i Chiny nie były stroną tego porozumienia.
W 1971 roku prezydent Richard Nixon zdecydował się nieoficjalnie na odejście od parytetu dolara i złota. Umożliwiło mu to sfinansowanie wojny w Wietnamie. W praktyce oznaczało to, że przestały istnieć sztywne kursy wymiany. Decyzję tą sformalizowano dopiero po wojnie, w 1976 roku. Właśnie wtedy Chiny zawarły sojusz z anglosaskimi korporacjami transnarodowymi. Dostosowała się do tego Wspólnota Europejska (poprzedniczka Unii Europejskiej, która uregulowała kursy walut w 1972 roku (tzw. wąż walutowy), a następnie powołała do życia euro.
Od 1981 roku Stany Zjednoczone zezwoliły na radykalne podniesienie swego zadłużenia publicznego. Wzrosło ono z ówczesnego poziomu 30% PKB do obecnych 130% PKB. Zmierzały też do globalizacji gospodarki światowej poprzez narzucenie swoich zasad krajom wypłacalnym i zniszczenie struktur państwowych pozostałych krajów (strategia Donalda Rumsfelda i Arthura Cebrowskiego). Aby spłacić swe długi, Stany Zjednoczone dodrukowywały dolara, szpiegowały swych sojuszników i ukradły rezerwy dwóch krajów wydobywających ropę naftową – Iraku i Libii. Nikt nie śmiał się im sprzeciwić, jednak po 2003 roku amerykański system gospodarczy przestał być takim, za jaki się podawał. Oficjalnie nadal był liberalny, lecz wszyscy już wiedzieli, że nie wytwarza on własnej żywności i innych niezbędnych dóbr, bazując na grabieży.
Gospodarka Stanów Zjednoczonych, która w momencie rozpadu ZSRR stanowiła 1/3 światowej gospodarki, dziś stanowi jej zaledwie 1/10.
Nowy układ
Szereg krajów przewidywało zmierzch zasad ustanowionych w Bretton Woods i zaczynało myśleć o własnych regułach. W 2009 roku Brazylia, Rosja, Indie i Chiny, do których następnie dołączyła Republika Południowej Afryki, utworzyły BRICS. Kraje te stworzyły instytucje finansowe, które w przeciwieństwie do Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i Banku Światowego nie uzależniały udzielania pożyczek od realizacji reform strukturalnych oraz zobowiązania politycznego do współpracy z Waszyngtonem. Wolały inwestować w roli udziałowców, umożliwiając przekazanie własności pożyczkobiorcy, gdy zaczynała ona przynosić zyski.
W 2010 roku Białoruś, Kazachstan i Rosja, do których dołączyła Armenia, stworzyły Eurazjatycką Unię Gospodarczą. Kraje te powołały wkrótce strefę wolnego handlu z Egiptem, Chinami, Iranem, Serbią, Singapurem i Wietnamem. Mogły do nich niebawem dołączyć Korea Południowa, Indie, Turcja i Syria.
W 2013 roku Chiny rozpoczęły swój gigantyczny projekt Nowego Jedwabnego Szlaku. Rok później, gdy chiński PKB przewyższył PKB Stanów Zjednoczonych w wymiarze siły nabywczej, Pekin powołał do życia Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), a w 2020 roku dokonał regulacji kapitału zagranicznego.
W 2021 roku Unia Europejska ogłosiła strategię „Global Gateway” nakierowaną na konkurowanie z Chinami i narzucanie jej modelu politycznego. Ambicje te zostały jednak uznane za kolonialną recydywę i projekt został odrzucony przez szereg krajów.
Blok rosyjski i chiński stopniowo zbliżały się do siebie dzięki wspólnemu projektowi Wielkiego Eurazjatyckiego Partnerstwa Globalnego (2016 rok) w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Jego celem było stworzenie harmonijnych kanałów komunikacji na bazie ideologicznej zaproponowanej przez kazachstańskiego przywódcę Nursułtana Nazarbajewa: inkluzywności, suwerennej równości, szacunku dla tożsamości kulturowych i społeczno-politycznych, otwartości oraz gotowości do integracji z innymi zrzeszeniami.
Podjęta przez Waszyngton próba zniszczenia tego rodzącego się podmiotu nie ma żadnych szans powodzenia. Uderza fakt, że atak gospodarczy rozpoczął się nie w chwili inwazji na Ukrainę, lecz dwa dni wcześniej. Skierowany był głównie przeciwko rosyjskim bankom, miliarderom, sektorowi gazowemu, a nie przeciwko systemowi komunikacji eurazjatyckiej. Ma też na celu wykluczenie Rosji z organizacji międzynarodowych, lecz nie zakłada tego samego wobec krajów odmawiających potępienia Moskwy. Oznacza to, że zostaną one wepchnięte w objęcia Pekinu.
Innymi słowy, Stany Zjednoczone nie izolują Rosji, lecz Zachód (10% ludzkości), odcinając go od reszty świata (90% ludzkości).
Proces odizolowania Zachodu od reszty świata
Dzień po tym, jak Moskwa uznała niepodległość Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej w dniu 21 lutego 2022 roku, Stany Zjednoczone rozpoczęły atak ekonomiczny na Rosję (22 lutego). 23 lutego dołączyła do niego Unia Europejska. Wnieszekonombank i Promswiazbank odłączone zostały od globalnego systemu finansowego.
Pierwszy z nich (WEB) jest regionalnym bankiem rozwoju. Mógł wspierać Donbas. Drugi (PSB) inwestuje głównie w sektorze zbrojeniowym. Mógł odgrywać dużą rolę w realizacji układów o wzajemnych gwarancjach bezpieczeństwa.
Po tym, jak Rosja rozpoczęła swoją Specjalną Operację Wojskową na Ukrainie (24 lutego), Stany Zjednoczone odcięły od globalnego systemu finansowego wszystkie banki rosyjskie (25 lutego). Tego samego dnia dołączyła do nich Unia Europejska.
Aby uniemożliwić maksymalnej liczbie krajów współpracę z Rosją, Waszyngton rozszerzył sankcję również o Białoruś. Unia Europejska zaczęła na żądanie Stanów Zjednoczonych odłączanie banków rosyjskich od systemu SWIFT, nałożyła sankcję na Białoruś i objęła cenzurą rosyjskie media państwowe, m.in. RT i Sputnik (2 marca).
Waszyngton zaczął identyfikować zamożnych obywateli rosyjskich (błędnie nazywanych „oligarchami”) pozostających w złych stosunkach z Kremlem (3 marca) i nakładać embargo na import rosyjskich surowców energetycznych (8 marca). W jego ślady podążyła Unia Europejska, która odmówiła jednak rezygnacji z importu bardzo jej potrzebnego rosyjskiego gazu (9 marca).
Waszyngton narzucił stosowanie sankcji finansowych również przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, rozszerzył listę oligarchów objętych sankcjami i zakazał eksportu towarów luksusowych do Rosji (11 marca). Unia Europejska poszła w jego ślady (15 marca).
Waszyngton zagwarantował, że deputowani do Dumy i oligarchowie nie będą mieli żadnych praw na Zachodzie; Rosja nie będzie mogła korzystać ze swoich aktywów w Stanach Zjednoczonych w celu spłaty zadłużenia wobec Amerykanów; oraz, że nie będzie mogła korzystać ze swych rezerw złota w celu spłaty zadłużenia zagranicznego (24 marca). Unia Europejska przyłączyła się do tych restrykcji. Ogłosiła zamiar wprowadzenia zakazu importu rosyjskiego węgla i ropy, ale nadal utrzymywała poza tym zakazem import gazu.
Poniższa tabela podsumowuje skoordynowane działania Białego Domu i Brukseli.
Stany Zjednoczone
Unia Europejska
22 luty – wprowadzenie pierwszych sankcji dostępu do systemu SWIFT i sankcji finansowych;
23 luty – wprowadzenie pakietu sankcji za uznanie przez władze rosyjskie obwodu donieckiego i ługańskiego za nie podlegające jurysdykcji Kijowa;
24 luty – „Stany Zjednoczone wraz ze swymi sojusznikami i partnerami narzucą Rosji druzgocące koszty”;
25 luty – pierwszy pakiet sankcji UE;
2 marca – „Stany Zjednoczone kontynuują wprowadzanie sankcji wobec Rosji i Białorusi w związku z wybraną przez Putina drogą wojny”;
2 marca – drugi pakiet sankcji UE;
3 marca – „Stany Zjednoczone uderzają w oligarchów, którzy popierają wywołaną przez Putina wojnę”; 8 marca – „Stany Zjednoczone zakazują importu rosyjskiej ropy naftowej, gazu skroplonego i węgla”;
9 marca – trzeci pakiet sankcji UE;
11 marca – „Stany Zjednoczone, UE i G7 ogłoszą dodatkowe sankcje ekonomiczne wobec Rosji”;
15 marca – czwarty pakiet sankcji UE;
24 marca – „Stany Zjednoczone oraz ich sojusznicy i partnerzy stworzą dodatkowe koszty dla Rosji”; 6 kwietnia – „Stany Zjednoczone, G7 i UE ogłoszą istotne i natychmiastowe sankcje przeciwko Rosji”.
8 kwietnia – piąty pakiet sankcji UE.
Reakcja reszty świata
To niezwykle zaskakujące zjawisko: Stany Zjednoczone zdołały przeciągnąć większość państw na swoją stronę, ale państwa te reprezentują jedynie niewielką część populacji świata. Wygląda jednak na to, że nie mają wystarczających środków do wywierania nacisku na kraje zdolne do zachowania niezależności.
Za sprawą jednostronnych działań Anglosasów i Unii Europejskiej świat zaczyna dzielić się na dwie całkowicie odmienne przestrzenie. Epoka globalizacji gospodarczej się skończyła. Niszczone są kolejne ekonomiczne i finansowe mosty.
Rosja podjęła błyskawiczne działania, by przekonać swoich partnerów z BRICS do porzucenia rozliczeń dolarowych w handlu i stworzenia własnej, wirtualnej waluty rozliczeniowej. Póki co, środkiem służącym do rozliczeń będzie złoto. Nowa waluta będzie oparta na koszyku walut krajów BRICS kształtowanym na podstawie wielkości PKB każdego z nich oraz koszyku towarów obecnych na giełdach. System ten powinien być znacznie stabilniejszy od panującego obecnie.
Przede wszystkim jednak Rosja i Chiny wydają się mieć dużo większy szacunek do swoich partnerów niż Zachód. Nie żądają od nikogo gospodarczych ani politycznych reform strukturalnych. Przypadek ukraiński dowodzi, że Moskwa nie zamierza przejmować kontroli nad Kijowem i okupować Ukrainy, lecz jedynie wypchnąć z niej NATO i pokonać banderowców (w terminologii Kremla – „neonazistów”). To cele uzasadnione, nawet jeśli metody ich osiągnięcia są brutalne.
W rzeczywistości obserwujemy zmierzch trwającej od czterech wieków dominacji ludzi Zachodu i ich imperiów. To starcie dwóch różnych sposobów myślenia.
Ludzie Zachodu rozumują perspektywą tygodni. Ich krótkowzroczność sprawia, że mogą odnosić wrażenie, że to Stany Zjednoczone mają rację, a Rosjanie się mylą. W przeciwieństwie do nich, reszta świata myśli perspektywą dziesięcioleci, a nawet stuleci. Z tego punktu widzenia nie ma wątpliwości, że to Rosja ma rację, a Zachód całkowicie się myli.
Poza tym, Zachód odrzuca prawo międzynarodowe. Zaatakował Jugosławię i Libię bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ, kłamał, by napaść na Afganistan i Irak. Akceptuje wyłącznie te reguły, które sam ustanawia. W przeciwieństwie do niego, inne kraje dążą do świata wielobiegunowego, w którym każdy podmiot może rozumować zgodnie z kategoriami własnej kultury. Świadomi są tego, że wyłącznie prawo międzynarodowe umożliwić może zachowanie pokoju na świecie, którego pragną.
Stany Zjednoczone nie tyle zdecydowały się na konfrontację z Rosją i Chinami, co postanowiły wycofać się na obszar własnego imperium: odizolować Zachód, by zachować na nim swą hegemonię.
Od 2001 roku wszyscy światowi przywódcy uznają Zachód, a szczególnie Stany Zjednoczone, za rannych drapieżników. Nie zamierzają zmierzać do konfrontacji z nimi; wolą delikatnie odprowadzić ich na cmentarz. Nikt nie sądził, że przed śmiercią Zachód pogrąży się jeszcze w samoizolacji.
Ani Ghebreyesus, ani Gates nigdy przez nikogo nie zostali wybrani, a pomimo to ich rozporządzenia powinny obowiązywać na całym świecie.
Poniższe zdjęcie przedstawia dyrektora generalnego WHO – Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa trzymającego w ręku książkę Billa Gatesa na temat przyszłych planów pandemicznych; chodzi o unikatowy tekst, który Ghebreyesus oficjalnie zaprezentował i oczywiście pochwalił.
Nie należy dziwić się pojawieniu się owej pary, ponieważ Gates, za pośrednictwem własnej fundacji ora GAVI – sojuszu na rzecz szczepień – jest głównym finansistą WHO oraz sponsorem wyboru Ghebreyesusa na stanowisko dyrektora tejże agencji. W innych czasach można byłoby poironizować na ten temat, ale aktualna, toksyczna sytuacja zasługuje na najwyższy alarm, ze względu na fakt, że Światowa Organizacja Zdrowia planuje obecnie zawarcie porozumienia w sprawie globalnej gotowości na wypadek pandemii, które zastąpiłoby konstytucje wszystkich krajów członkowskich. Tak więc, w przypadku gdy WHO ogłosi nową “pandemię”, nasze wolności i prawa podstawowe będą mogły zostać ograniczone lub stłumione w każdej chwili i bez żadnego racjonalnego powodu.
Przypominam, że zgodnie z nową definicją stworzoną na użytek Covida 19, do ogłoszenia pandemii nie potrzeba już ani zgonów, ani nawet osób chorych, a jedynie testów PCR wykazujących obecność dowolnie wybranej sekwencji wirusowej.
Jest to tym bardziej niepokojące, ponieważ ani Ghebreyesus, ani Gates nigdy przez nikogo nie zostali wybrani, a pomimo to ich rozporządzenia powinny obowiązywać na całym świecie. Ponadto obaj są kompletnymi ignorantami w sprawach, na temat których wypowiadają się: Bill Gates wielokrotnie udowodnił, że jest miernym amatorem i że w ogóle nie rozumie logiki biologii: dowodem na to są zgony towarzyszące jego kampaniom szczepień. Z drugiej strony, Ghebreyesus uzyskał fałszywy tytuł magistra medycyny na nieistniejącym uniwersytecie, a jako minister zdrowia Etiopii, będąc członkiem zbrodniczego rządu, trzykrotnie skłamał na temat epidemii malarii, której nie potrafił powstrzymać, myląc się we wszystkim. Wtedy też nawiązał kontakt z Fundacją Gatesa, która go uratowała, powołując go na stanowisko szefa WHO. Oczywiście w zamian za całkowite posłuszeństwo.
Krótko mówiąc, oto kontekst ludzki, który kieruje światową ochroną zdrowia: nie lekarze, nie badacze czy sławni uczeni, nie mówiąc już o ludziach wybranych za zgodą jakichś organów przedstawicielskich rządów, ale niedouczony i pozbawiony skrupułów miliarder oraz mętny polityk, niezdolny do działania, ale będący za to na usługach przemysłu farmaceutycznego.
Oczywiście, oni są po prostu dozorcami, których zadaniem jest utrzymywanie funkcjonowania takich instrumentów, jak tzw. green pass, który będzie mógł być zastosowany do nowych – prawdziwych lub wymyślonych przez testy – wirusów, ale także do wielu innych okoliczności.Nie masz szóstego boostera? – Nie jeździsz samochodem elektrycznym? – Ogrzewasz gazem? – Twoja firma jest niewystarczająco inkluzywna? – Wyrażasz sprzeciw w mediach społecznościowych lub należysz do partii, której “kopuła” nie lubi? – A więc odpadasz; twoje prawa zostają unieważnione, a ty zostajesz usunięty z życia zawodowego, społecznego, intelektualnego lub pozbawiony środków do życia poprzez zablokowanie twojego konta bankowego, które będzie wyłącznie cyfrowe. Oczywiście w początkowym okresie, jako zwiastun tego rodzaju dyktatury, nadal będzie wykorzystywany najbardziej wrażliwy klucz, jakim jest opieka zdrowotna.
Dlatego tak ważne jest kontynuowanie walki o prawdę, a zwłaszcza tę dotyczącą szkodliwych skutków szczepionek, aby móc oskarżyć tych, którzy je wyprodukowali oraz przedstawili badania kliniczne, nieścisłe i zmanipulowane, urzędników służby zdrowia, którzy zatwierdzili ich użycie, udając, że nie dostrzegają zawartego w nich fałszu, oraz organy konstytucyjne, które podczas wydawania orzeczeń biorą pod uwagę wyłącznie dane oficjalne, często zupełnie bezsensowne i po prostu polityczne.
Tworzenie sił przeciwstawiających się dyktaturze wymaga czasu, dlatego powinniśmy trwać na barykadach, zwłaszcza gdy wróg udaje, że wycofuje się.
[Wybrane wypowiedzi internautów pod w/w wpisem na Tweeterze (tłum. z angielskiego):]
Czy to Plan Biznesowej Kontynuacji COVID?
Cieszę się, że masz przewodnik autorstwa swojego nowego pracownika.
Kiedy następna pandemia przyjdzie?
Pozwól, że Afryka i inne kontynenty będą prowadziły swoją własną politykę zdrowotną; my mamy inne wartości i sposoby zapobiegania różnym przypadkom. [To co robicie[ to jest przeciwko prawom człowieka!
Czy mógłbyś wyjaśnić jak WHO sprzyja interesom Gatesa? Jestem ciekawy.
Gates źle napisał słowo „tworzę” w tytule książki [chodzi o to, że zamiast słowa „przeciwdziałać – prevent” powinno być „tworzyć – create”]
Jeśli Gates przewodzi i tworzy przewodniki dla WHO, świat jest stracony. Ujawniłeś powiązania!
Wy wszyscy jesteście magalomaniakami i psychopatami, których powinno się zamknąć za to co robicie. Odpier**cie się i zostawcie nas w spokoju!
Covid został stworzony przez Modernę aby wprowadzić szczepionkę, która ma doprowadzić do paszportów i w końcu do cyfrowego oznaczenia [każdego] i społecznego systemu kredytowego. Lekcja jakąś dostaliśmy jest to, że nie możemy wierzyć sponsorowanej propagandzie w jakimkolwiek temacie.
Ile jeszcze pandemii mamy się spodziewać się, Tedros? Czy takie przypadki nie powinny zdarzać się raz w życiu [na kiladziesiąt lat], JEŚLI mają one naturalne źródło? Kto postawił Gatesa a roli zarządzającego?
Żaden z was nie ma kwalifikacji medycznych.
Oni planują następną pandemię i nawet się tego nie wstydzą.
Dyrektor WHO nie jest lekarzem, a swój doktorat ma uzyskany z korespondecyjnego uniwerstytetu, a Bill Gates jest jednym ze sponsorów jego kampanii
[wyborczej na szefa WHO]
Odpierdo**cie się!
Kolejna antypopulacyjna agenda poprzez wyszczepianie
Czy dzwonisz do hydraulika aby naprawił ci samochód?
Kolejna pandemia? Oni cały czas je tworzą…
Jesteś gów..em!
Zabierz swego przyjaciela do psychiatry. Nie zapomnij wziąć Schwaba ze sobą.
Czy WHO nie straciło wystarczająco swojego autorytetu w ciągu dwóch lat?
…
To tylko kilka przykładów z tysięcy wpisów internautów… Niemal żaden wpis nie jest pozytywny, aprobujący działalność WHO, jej szefa i całej tej Plandemii