https://aurora.info.pl/oda-do-unii
19.12.2025
W książce „Operacja Terror”, wydanej przeze mnie już w roku 2016, czyli blisko dekadę temu, pochylałem się nad niezwykłą plagą zamachów terrorystycznych, która spadła wówczas na Europę. Punktem wyjścia był wypadek samolotu linii Germanwings, który rozbił się na alpejskim zboczu. Dziś, kiedy zastanawiamy się nad niezrozumiałą uległością europejskich przywódców wobec globalistycznego rządu cieni, warto przypomnieć sobie, o czym wtedy pisałem.
Wypadek Germanwings oceniam jako kontynuację nieudanych zamachów na Francję, akcję mającą w jakimś sensie Francję zastraszyć i osłabić. Głównie zwykłych obywateli tego kraju. A także tych, którzy wiedząc więcej od innych, nie chcą godzić się na dalsze pogłębianie swego kraju w chaosie i destrukcji. Ale i obywateli reszty eurokołchozu. Przygrywka z rejsem AFR 474 była pierwszą z wielu, wydawała się ostrzeżeniem przerażającym swym ogromem. Ale w efekcie ostatecznym zapewne niewłaściwie rozpoznanym lub poświęconym w rokowaniach możnych tego świata, którzy uznali, że to za mało na to, by rzucić ją na kolana.
Atak na paryską siedzibę wszawej, bo wszawej, ale jednak redakcji gazety, okazał się być widowiskową porażką służb. Nic ponad to. Atak Germanwins musiał wstrząsnąć Francją i nie udałoby się jej podźwignąć z tej tragedii bardzo długo. Jedyne, co mogłoby przelicytować taki numer, to atak na jakąś elektrownię jądrową. Te jednak leżą zbyt blisko innych poważnych państw. Zresztą, wiosną 2016 roku ujawniono informację o tym, że blisko dwa lata wcześniej, w kwietniu 2014 doszło do poważnej awarii we francuskiej elektrowni jądrowej Fessenheim, niedaleko granicy z Niemcami. Na trzy minuty temperatura w jądrze reaktora wymknęła się spod kontroli. Może nie wymknęła się tak całkiem samoczynnie? W maju 2016 roku słyszymy natomiast o gromadzonych przez państwa Europy lekach na chorobę popromienną, w związku z możliwymi zagrożeniami elektrowni jądrowych.
Po tym, jak w lipcu 2014 roku oskarżono Rosję o zestrzelenie malezyjskiego samolotu nad Ukrainą, czego efektem stały się huczne medialnie unijne sankcje wobec Rosji, państwo to 7 sierpnia wprowadziło podobne ograniczenia wobec krajów UE. Dość szybko okazało się, że postawiło to kraje unijne w niezwykle trudnym położeniu. Około 10 % produkcji mięsnej Francji przeznaczane było dotąd na eksport do Rosji. Podobne problemy dotknęły inne kraje zaangażowane w antyrosyjską politykę, w tym oczywiście Polskę.
Jednak to polskie zakłady mięsne poczęły upadać jeden po drugim. Producenci francuscy otrzymali poważne wsparcie w wysokości miliona euro od Komisji Parlamentu Europejskiego, podczas gdy przemysł polski pogrążał się tradycyjnie w niebycie.
Już we wrześniu 2014 roku prezydent Francji Hollande odwiedził białoruski Mińsk i kazachską Astanę, opowiadając się w rozmowach z tamtejszymi politykami za unormowaniem relacji z Rosją i zniesieniem wobec niej sankcji. To, że pojawił się akurat tam jest zrozumiałe, ponieważ oba kraje wchodzą w skład nowopowstałej, wieszczonej przeze mnie w roku 2008, Unii Euroazjatyckiej, w której obok nich i Rosji znajduje się także Armenia, Białoruś, Kirgistan i Tadżykistan. Niezależnie od oficjalnej retoryki antyrosyjskiej do cichych rozmów z Rosją dołączyli również przedstawiciele Włoch, Danii i Holandii, pomimo tego, że to obywateli tego ostatniego państwa zginęło najwięcej w rzekomym rosyjskim ostrzale Airbusa. (!) Tak robi się politykę.
Kilka tygodni później, 2 grudnia, francuski parlament przyjął uchwałę wzywającą rząd do uznania państwa palestyńskiego, aby ostatecznie rozwiązać konflikt między Palestyną i Izraelem. Wydarzenie to spotkało się oczywiście z krytyką ze strony Izraela. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już 7 stycznia 2015 roku Francją wstrząsnęła informacja o ataku na redakcję Charlie Hebdo. Ostrzeżenie zostało odebrane z pokorą i zrozumieniem. Pod koniec stycznia Francja ogłosiła wstrzymanie dostaw Mistrali dla Rosji. Wkrótce potem jednak Rosja zaproponowała swym najpoważniejszym oponentom w Europie, Niemcom i Francji właśnie, zniesienie embarga na towary spożywcze. Niemal natychmiast USA zintensyfikowały pogróżki pod adresem Rosji, a amerykański prezydent zapowiedział wprost powrót do pomysłu zbrojnej pomocy dla Ukrainy.
Jednakże, zgodnie z francuską racją stanu, prezydent Hollande w dniach 11 i 12 lutego 2015 roku ponownie pojawił się w Mińsku. Możliwe, że bez związku z tym wydarzeniem, już dwa dni później, 14 lutego doszło do strzelaniny w kopenhaskiej restauracji, w której pośród zgromadzonych gości przebywał między innymi ambasador Francji w Danii wraz z dwoma towarzyszącymi mu osobami. Nie wiążemy tego wydarzenia z niczym o czym pisaliśmy wcześniej, bo tego samego dnia miała również miejsce strzelanina w Karolinie Północnej, z podtekstem muzułmańskim oczywiście, a w Warszawie spłonął Most Łazienkowski, z podtekstem rosyjskim, jak zwykle, niemniej jednak koincydencja zaiste ciekawa.
Warto tu nadmienić, że kiedy my bohatersko rzucaliśmy gromy na Putina, w połowie lutego premier Orban podpisał z Rosją umowę na dostawy gazu, za który Węgry będą płacić dwukrotnie taniej, niż Polska. 25 maja 2015 roku anonimowy rozmówca poinformował, że na pokładzie samolotu AFR022, lecącego z Paryża do Nowego Jorku, znajduje się bomba. Maszyna, eskortowana przez dwa myśliwce F15 wylądowała bezpiecznie na lotnisku Kennedy’ego.
26 czerwca 2015 roku „zamachowcy” wysadzili zbiorniki z gazem na terenie zakładów w Saint-Quentin-Fallavier, niedaleko Lyonu, w środkowo-wschodniej Francji. Oczywiście na miejscu zdarzenia znaleziono flagę z islamskimi znakami i zwłoki pozbawione głowy. Ponoć zabity był lokalnym biznesmenem. Zapewne więc, przy okazji, ktoś usunął konkurenta w interesach.
Tego samego dnia w Kuwejcie samobójca zdetonował ładunek wybuchowy w meczecie wypełnionym modlącymi się szyitami. Trzeci atak nastąpił w miejscowości Susa, w Tunezji. Na plaży doszło do strzelaniny, zginęło kilka osób. W latach 1881–1956 Tunezja znajdowała się pod protektoratem Francji, która do dziś zapewne wspomina ten okres z rozrzewnieniem. Uważam, że ten zamach był po części również uderzeniem wymierzonym mentalnie we Francję. Niespodziewanie, 29 lipca 2015 roku, na należącej do Francji wyspie Le Reunion odnaleziono element skrzydła jakiegoś samolotu.
Tymczasem, aby wzmocnić swe przesłanie zarówno dla Francji, jak i Holandii, ale również całej UE, „zamachowcy” postanowili już trzy tygodnie później, 21 sierpnia dokonać kolejnego aktu terroru, w pociągu relacji Amsterdam (!) – Paryż, kiedy przejeżdżał on przez terytorium Belgii. Superszybki pociąg francusko-belgijskiej spółki Thalys obsługuje połączenia między Paryżem, Brukselą, Amsterdamem i Kolonią. Oczywiście, marokańskiego napastnika (w rzeczywistości nie działał sam) obezwładnić musieli akurat przypadkowo jadący pociągiem amerykańscy żołnierze będący na wakacjach (!) i brytyjski emeryt (!!!). Obsługa TGV uciekła bowiem na tył składu, gdzie ukryła się w ostatniej lokomotywie.
Przesłanie jasne – tylko Korona, nawet na (pozornej) emeryturze, jest w stanie wespół w zespół z młodą i silną Ameryką obronić Francję, i resztę Europy przed zagrożeniem islamskim. Tym samym zagrożeniem, którym zainfekowano w późniejszych miesiącach już całą Europę. „Zamach” był wielokrotnie nagłaśniany w mediach, jednak tylko nieliczne podały w czerwcu 2016 roku, że rzekomych „zamachowców” po prostu zwolniono z aresztu bez postawienia im jakichkolwiek zarzutów! Francuzi po raz kolejny aluzju poniali i już 4 września eksperci z Laboratorium w Tuluzie uznali element odnalezionego na Le Reunion skrzydła, za należący do maszyny MH370! (…)
24 marca 2016 roku, zamordowano w belgijskim mieście Charleroi, pracownika firmy ochrony G4S, Didiera Prospero. Mordercy zabrali zabitemu przepustkę umożliwiającą wejście na teren elektrowni atomowej w Doel, w której ów nieszczęśnik pracował. Elektrownia nuklearna Doel jest jednym z dwóch tego typu ośrodków w Belgii. Położona jest niedaleko Antwerpii, w niezwykle gęsto zaludnionym regionie, w promieniu 75 kilometrów wokół zakładu mieszka 9 milionów osób. Osobiście wątpię, by doszło do zamachu na terenie jakiejkolwiek elektrowni atomowej w Europie, jednak samo zastraszanie mieszkańców naszego kontynentu odbywa się w sposób coraz bardziej spektakularny. Sianie paniki, permanentnego strachu jest przecież słownikowym wręcz tłumaczeniem pojęcia terroru, a fakt, że owymi terrorystami nie muszą być islamiści, nie zmienia powagi sytuacji. Samo sugerowanie ataku na elektrownię jądrową pokazuje, że pomysły im się kończą i spirala terroru będzie przybierać na sile. (…)
David Chase Taylor, naczelny strony Truther.org (już nieistniejącej) 16 marca napisał, że CIA planuje operację „fałszywej flagi” w stolicy Belgii między 16 i 23 marca. Dziś wiemy też, że jeden z zamachowców porzucił w koszu na śmieci komputer, w którym znajdował się jego „testament”. To dokładnie ten sam schemat, według którego po ataku na WTC 11 września w Ameryce znaleziono leżący na ziemi nienaruszony paszport zamachowca, a w samochodzie po zamachu na redakcję Charlie Hebdo dowód tożsamości tamtejszego terrorysty.
Naprawdę, za nic mają te kreatury planujące owe „zamachy”, obywateli Europy! Już po niespełna roku o wydarzeniach tych opowiadał blisko godzinny film „dokumentalny” pokazywany w jednym z kanałów telewizyjnych w Polsce. O tym, ile lat muszą zbierać fundusze polscy dokumentaliści na rzeczywiście ważne i prawdziwe filmy, nikogo przekonywać nie muszę.
Oczywiście, aby podobieństwom do innych „zamachów” stało się zadość, w Brukseli nie zapomniano przeprowadzić wcześniej stosownych ćwiczeń. Okazuje się, że na stacji metra Schuman odbyła się 25 lutego 2016 roku taka właśnie symulowana katastrofa, o czym można przeczytać na portalach internetowych. Policja, Belgijski Czerwony Krzyż, strażacy i służby medyczne trenowały wówczas ratowanie 150 osób uwięzionych w pożarze tunelu. Marcello Foa pytał w swoim felietonie 23 marca – „kto przekazał sieciom telewizyjnym tę rejestrację?”, dodając „Wszyscy widzieliście wideo pokazujące eksplozję na lotnisku w Brukseli, wraz z towarzyszącymi mu przejmującymi opisami dziennikarzy. Wideo jest jednak fałszywe. Lub dokładniej mówiąc – jest prawdziwe, ale dotyczy zupełnie innego zamachu, a mianowicie tego na lotnisku Domodiedowo w Moskwie w roku 2011.”
Jak widzimy, gama środków imponująca, nie ograniczająca się li tylko do jakichś szantaży seksaferami, ale zastraszająca całe rzesze ludzi. Aby nie było jednak tak smutno i pesymistycznie, zostawiam Was z satyrą na to unijne szambo o dźwięcznym tytule „Oda do Unii Europejskiej”.
Sławomir M. Kozak






