Mordercy związani z Abotakiem zabili maleńkiego Emilianka

RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Piszę dziś do Pana z ciężkim sercem. W Katowicach rozegrała się tragedia, o której nie sposób mówić bez emocji.

Tak wygląda grób malutkiego Emilianka – ofiary przestępców aborcyjnych (screen z dziennika „Fakt”):

14-letnia Karolina była w piątym miesiącu ciąży, gdy wpadła w sidła bezdusznych aborterów, którzy handlują zdalnie tabletkami do aborcji.

Polska odnoga tego zagranicznego lobby skupiona jest wokół Aborcyjnego Dream Teamu i Abotaku.

Ostatniej zimy Karolina zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem starszym od niej o 4 lata. Fakt ten ukrywała przed swoją rodziną, jednak do czasu. Gdy wyszło na jaw, że nosi pod sercem dziecko, dorośli zaczęli naciskać, aby zrobiła aborcję. Siostra Karoliny wraz z matką znalazły organizację aborcyjną, która wysyła tabletki i ustaliły, co robić. Ojciec poczętego dziecka zapłacił za przesyłkę od aborcyjnych przestępców.

Karolina dostała tabletki pocztą, zażyła je i czekała. 14 marca br. rozpoczęło się poronienie, które okazało się dla dziewczyny trudne do wytrzymania fizycznie i psychicznie. W końcu zobaczyła swojego synka – widać było, że jest to maleńki człowiek z główką i rączkami – dzieciątko było martwe. 

Podczas aborcji doszło do komplikacji, więc 14-latka zadzwoniła po pomoc. Pogotowie przyjechało razem z policją, a ratownicy oszacowali, że zabity chłopczyk miał około 15 tygodni od poczęcia. Następnie w szpitalu lekarze określili wiek dziecka na jeszcze bardziej zaawansowany – około 20 tygodni.

Emilianek, maleńki synek Karoliny, już nie żył, gdy trafił w ręce swojej przerażonej mamy – nastolatki, która sama była jeszcze dzieckiem i potrzebowała ochrony i pomocy. Jednak dorośli pchnęli ją w sidła aborcyjnych przestępców, gdzie na nią i jej dziecko czekało tylko to: ból, cierpienie i śmierć.

Karolina chodzi teraz na grób Emilianka i płacze. “Śniło mi się dziecko, że ma już 3 latka. Widziałam je, jak wygląda, uśmiecha się do mnie. Chciałam to dziecko wychować”  mówi dziennikarce. Matka Karoliny, a równocześnie babcia martwego chłopczyka, ma wątpliwości, czy postąpiła słusznie, pomagając zabić własnego wnuka. Nie ma w tej historii radości ani ulgi, jest smutek, brak nadziei i niewielki nagrobek na cmentarzu.

Czy Aborcyjny Dream Team przejmie się tym, co się wydarzyło? Czy ktokolwiek z Abotaku przeprosi za reklamowanie przesyłek z tabletkami? A może kolejny raz powtórzą, że „aborcja jest ok” i wulgarnie zachęcą do praktykowania seksu „for fun”? Ci ludzie wciąż działają, wciąż wysyłają paczki ze śmiercią i rekrutują kolejne ofiary. Ogłaszają swoje mordercze usługi w Internecie i lewicowych mediach. Brylują na salonach i organizują zbiórki pieniędzy, by zabijać jeszcze więcej.

Kto ponosi winę za dramat Karoliny i Emilianka? Odpowiedź jest jasna: to organizacje aborcyjne.


Ale winę ponoszą też organy ścigania, które od dawna wiedzą o przestępczej działalności Abotaku i Aborcyjnego Dream Teamu, a mimo to nie podejmują skutecznych działań, by ich powstrzymać.

Dla aborterów Emilianek był tylko płodem do spędzenia domowym sposobem. Wysłali środki do aborcji 14-latce. I to w piątym miesiącu ciąży…

Drogi Panie,

Właśnie zaczął się szósty miesiąc, od kiedy Fundacja Życie i Rodzina organizuje oblężenie Abotaku – miejsca, z którego organizowane są (także zdalnie) podobne zbrodnie. Stajemy tam, aby ratować życie dzieci takich jak Emilianek. Aby powstrzymać bandytów, którzy żerują na cierpieniu. Każdy dzień pikiet to presja na władze, by wreszcie zamknęły tę zbrodniczą pseudo-przychodnię.

W ostatnich tygodniach stanęliśmy jednak przed perspektywą, że będziemy musieli zakończyć akcję pod Abotakiem z przyczyn finansowych.

Każda pikieta generuje koszty – przede wszystkim organizacyjno-logistyczne (sprzęt, jego serwisowanie i wymiana, dojazdy koordynatora), ale też prawne, bo Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski jest przeciwny działaniom prolife, a jego podwładni rzucają nam kłody pod nogi – odmawiają zgromadzeń i zgłaszają na policję i do sądu.

Czas wakacji wielu osobom wydaje się czasem przestoju i przerwy w działaniu. Ale my od obrony życia nie mamy wakacji.

Abyśmy nie musieli kończyć akcji pod Abotakiem, potrzebujemy Pańskiego wsparcia. Czy może Pan pomóc?

Czy może Pan przekazać 50, 100, 150 złotych lub inną sumę, jaka jest w tej chwili dla Pana możliwa, aby pomóc zwalczać ośrodek aborcyjny Abotak?

Bardzo proszę o hojną odpowiedź na mój apel.

Fundacja Życie i Rodzina

Numer konta: 

47 1160 2202 0000 0004 7838 2230

Kod SWIFT: BIGBPLPW

Blik/karty/przelewy online: 

www.RatujZycie.pl/wesprzyj

Emilianek już nie żyje, ale musimy ratować następne dzieci. Każda nasza pikieta pomaga paraliżować działania rzeźni w Śródmieściu Warszawy.

Z wyrazami szacunku i pozdrowieniami,

Kaja GodekKaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – 14-letnia Karolina płacze za swoim synkiem. Dziecko nie żyje. Aborterzy chcą dalej prowadzić biznes, bo to dla nich dobre pieniądze i świetna zabawa. Proszę o pomoc, bo pikiety pod Abotakiem to absolutna konieczność.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

RatujŻycie.pl

Lekarze wrócili ze Strefy Gazy. Skutki ludobójczej okupacji Izraela.

Lekarze wrócili do Europy ze Strefy Gazy. Oto, co mówią.

9.08.2025 nczas/lekarze-wrocili-do-europy-ze-strefy-gazy

Palestyńskie kobiety i izraelskie wojsko w Strefie Gazy
Palestyńskie kobiety i izraelskie wojsko w Strefie Gazy. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: PAP/EPA

„Le Monde” opublikowało relacje medyków ze Szwajcarii i z Francji, którzy powrócili z misji humanitarnych w Strefie Gazy. W gorzkich słowach opisali skutki ludobójczej okupacji Izraela i stwierdzają, że „wrócili z bliznami na duszach”.

Szwajcarski i francuski lekarze, którzy od 2023 roku pracowali w Strefie Gazy stwierdzili, że „to, co tam zobaczyli, przerosło ich najgorsze wyobrażenia”. Mehdi El Melali powiedział, że po trzech tygodniach „zostawił tam część siebie”. Powrót do życia w Europie zaś był dla niego „wyzwaniem psychologicznym”.

François Jourdel, ortopeda miał doświadczenie w pracy w trudnych warunkach. Wcześniej był w Angoli.

Jednak w rozmowie z „Le Monde” stwierdził, że Gaza była „nieporównywalnie bardziej niebezpieczna”. Codziennością były bombardowania, zaś ludność cywilna nie miała gdzie uciec. – Byłem przerażony – przyznał.

Karin Huster, pielęgniarka z doświadczeniem około 20 misji humanitarnych od 2014 roku, kierowała w ubiegłym roku działem medycznym Lekarzy bez Granic w szpitalu Al-Aqsa w Deir Al-Balah w Gazie.

– Na Izbie przyjęć były tylko trzy łóżka, obiekt nie przypominał normalnego szpitala. Pacjenci leżeli na podłodze z otwartymi, zakażonymi ranami. Kiedy umierali, odkładaliśmy ich w kąt, bo nie mieliśmy czasu na przewiezienie do kostnicy — napływały kolejne ofiary – powiedziała Huster.

Inna pielęgniarka, 36-letnia Sonam Dreyer-Cornut ze Szwajcarii zauważyła, że wiele osób cierpiało na poważne oparzenia. Wymagały spożywania dziennie co najmniej 3 tys. kalorii, by rany mogły się zagoić.

Pod koniec jej misji w Gazie nie było natomiast mąki, owoców ani mięsa. Dostępnych było tylko „kilka konserw”.

– Ich rany nie goiły się, a proces leczenia trwał dwa razy dłużej. […] Niektórzy borykali się z zakażeniami, ponieważ nie mieli dostępu do wody, aby je oczyścić – podkreśliła.

The Moral Cost of Modern Transplant Medicine

The Moral Cost of Modern Transplant Medicine

By: Joseph Varon 

ROBERT W MALONE MD, MSA UG 9

By. Dr. Joseph Varon

In a time when trust in public health is already hanging by a thread, recent revelations from the US Department of Health and Human Services (HHS) have delivered another blow—one that strikes at the very heart of medical ethics.

“Our findings show that hospitals allowed the organ procurement process to begin when patients showed signs of life, and this is horrifying,” Secretary Kennedy said. “The organ procurement organizations that coordinate access to transplants will be held accountable. The entire system must be fixed to ensure that every potential donor’s life is treated with the sanctity it deserves.”

Hidden beneath the surface and quietly ignored by corporate media is a story that should horrify every physician, patient, and policymaker: the commodification of human life in the American transplant system.

The Independent Medical Alliance (IMA), a coalition of physicians dedicated to restoring transparency and patient-centered care, has publicly denounced the findings of a recent HHS report. As President of IMA, I can tell you this: what we’ve uncovered is not a case of benign negligence. It is a deliberate erosion of the most sacred values in medicine—consent, dignity, and the inviolability of the human body.

A System That No Longer Sees the Patient

Organ transplantation is, in theory, one of the great achievements of modern medicine. When practiced ethically and transparently, it has saved countless lives. But like so many institutions corrupted by profit and policy, it has drifted far from its original mission.

In 2024 alone, over 45,000 organ transplants were performed in the United States. That number should inspire hope—but instead, it invites scrutiny. A substantial portion of those organs were harvested under ethically ambiguous conditions, including donation after circulatory death (DCD) and questionable determinations of brain death. The line between patient and donor is blurring—and not in a way that honors either.

Organ Procurement Organizations (OPOs) are incentivized not by patient outcomes, but by volume. The more organs they harvest, the more funding they receive. Hospitals, too, receive significant reimbursement for transplant procedures, creating a perverse system where terminal patients are seen less as individuals with complex medical stories and more as reservoirs of reusable parts. The New York Times has published a piece that urges standards of death to be liberalized even further. “We need to figure out how to obtain more healthy organs from donors… We need to broaden the definition of death.”

Where Are These Organs Coming From?

The public assumes, understandably, that most organ donors are willing participants—cadaveric donors who’ve signed cards or checked boxes. But the data doesn’t support that rosy picture. A growing percentage of organ procurement comes from patients who are not dead in the traditional sense but are declared brain dead or transitioned to DCD protocols under murky guidelines.

Let’s talk plainly: Who decides when a person is truly dead? And how confident are we, as physicians, that our criteria are airtight?

The Trouble with Brain Death

Brain death is defined as the irreversible cessation of all brain activity, including the brainstem. On paper, that sounds final. In practice, it’s anything but.

There is no universal standard for determining brain death in the United States. Each state, and often each hospital, may have its own protocol.

Here’s how it’s supposed to be done:

  1. Prerequisites:
    • Establish cause of coma (e.g., trauma, hemorrhage, anoxic injury)
    • Rule out confounding factors: intoxication, metabolic disturbances, hypothermia
    • Ensure normothermia, normal electrolytes, and absence of sedatives or paralytics
  2. Neurological Exam:
    • No responsiveness to verbal or noxious stimuli
    • Absent brainstem reflexes:
      • Pupillary response to light
      • Corneal reflex
      • Oculocephalic reflex (“doll’s eyes”)
      • Oculovestibular reflex (cold calorics)
      • Gag and cough reflex
      • No spontaneous breathing on apnea testing (typically ≥8 minutes off ventilator with rising PaCO₂)
  3. Confirmatory Testing (if clinical exam incomplete or legally required):
    • Cerebral blood flow studies
    • EEG (flatline)
    • Nuclear medicine perfusion scans

It’s a thorough process—when done correctly. But that’s precisely the issue: it’s not always done correctly. There are documented cases where brain death was declared prematurely or without full testing. Hospitals under pressure to free up ICU beds or meet organ quotas may streamline protocols, sometimes performing incomplete assessments or skipping confirmatory imaging altogether.

In one documented case from a major metropolitan hospital, a patient declared brain dead still had spontaneous movements and reactive pupils—until a more experienced intensivist reversed the call and the patient recovered. That is not “rare.” That is underreported.

Even the apnea test, long considered a gold standard, is increasingly controversial. It requires removing the patient from mechanical ventilation long enough to provoke a rise in CO₂. But this test, by definition, stresses the brain and may worsen injury. In borderline cases, it can tip a patient from injured to truly nonviable. And it assumes that the absence of any spontaneous respiration equals death, a standard that conflates clinical irreversibility with absolute neurologic death.

The Rise of DCD and the Ethical Quagmire

Donation after circulatory death (DCD) is another increasingly common method of procurement. In DCD, life support is withdrawn, and after the heart stops—typically for just 2 to 5 minutes—organ harvesting begins. The ethical argument here is that the patient has died a “natural” death. But how natural is it when withdrawal of care is timed and orchestrated to maximize organ viability?

Imagine this scenario: a family is told their loved one is not brain dead but has “no chance” of recovery. They agree to withdraw support. Moments after the heart stops, a surgical team—already scrubbed and waiting—enters the room. The skin is still warm. The body is still perfused. And the scalpel goes in.

That’s not hypothetical. That’s protocol in many transplant centers today.

And it’s not only adults. Pediatric DCD cases are growing, too, with parental consent forms often filled out under stress, confusion, or duress.

This is not medicine. It’s logistics.

Incentives, Pressure, and Profit

The transplantation field has become a multi-billion-dollar industry. The average kidney transplant is reimbursed at over $300,000. Liver and heart transplants exceed $1 million. OPOs operate as pseudo-nonprofit organizations but are rewarded financially based on volume.

HHS oversight of these organizations is minimal. Even after several critical reports by the Office of Inspector General, no sweeping reforms have followed. In 2022, a Senate committee hearing revealed that one-third of OPOs had failed basic performance metrics—but not one was shut down.

Meanwhile, transplant candidates who refuse certain medical mandates—like Covid-19 vaccination—have been removed from waitlists, despite being otherwise viable recipients. So we will reject a healthy, unvaccinated patient but harvest a heart from someone whose family didn’t understand what “circulatory death” really meant?

That’s not health care. That’s institutionalized hypocrisy.

What Must Be Done

This is not a call to end transplantation. It is a call to reclaim the ethical foundation of organ donation before it’s too late. We can—and must—do better.

Policy Recommendations:

  • Standardized, federally mandated brain death protocols across all 50 states
  • Mandatory confirmatory testing (4-vessel cerebral angiogram or cerebral perfusion nuclear scan) for all brain death declarations
  • Real-time video documentation of brain death exams and DCD processes
  • Mandatory waiting period before DCD procurement to ensure true irreversibility
  • Full, informed consent recorded on video, with independent patient advocates present
  • Transparent audit logs from every OPO, published annually
  • Publicly searchable transplant registry, including donor status and procurement pathway
  • These are not radical ideas. These are the bare minimum requirements for a system that claims to respect life

Final Thoughts: Medicine Must Be Moral or It Is Nothing

There is no dignity in a system that cuts corners to save organs. There is no science in a system that calls someone dead based on arbitrary timelines and vague reflex testing. There is no trust in a system that silences physicians who speak up.

The medical profession is not a manufacturing line. Our job is not to optimize supply chains—it is to protect life, and when necessary, honor death. We must stop pretending that efficiency is equivalent to morality.

For years, I have trained residents and students to perform brain death exams. I’ve overseen transplants. I’ve supported grieving families and celebrated recipients. But I’ve also seen the shift—the slow erosion of principle under pressure. It’s time to draw a line.

Let us be the generation that doesn’t look away.

Rysie w owczych skórach

Rysie w owczych skórach

9.08.2025 Adam Wielomski nczas/wielomski-rysie-w-owczych-skorach

Kard. Grzegorz Ryś
Kard. Grzegorz Ryś Fot. PAP/Marian Zubrzycki

Polskimi katolikami, ale i wszystkimi Polakami, wstrząsnął ostatni list kard. Grzegorza Rysia o przyjmowaniu imigrantów. Listowi duszpasterskiemu towarzyszyło kilka wypowiedzi purpurata, z których wynikało, że każdy z nas powinien przyjąć pod swój dach grupkę „inżynierów”, „doktorów” i „pielęgniarek” w celu ubogacenia siebie, domu i kraju. Prawdę mówiąc, mnie te wypowiedzi nie zbulwersowały, gdyż wpisują się w pewną logikę, której my, Polacy staramy się nie dostrzegać.

Nadal żywy jest pośród nas mit Polaka-katolika powstały za zaborów, w czasie walki polskości z prawosławną Rosją i luterańskimi Prusami i II Rzeszą Bismarcka. Mit ten stanowi zresztą rozwinięcie mitu jeszcze z XVII wieku o Rzeczypospolitej jako „przedmurzu chrześcijaństwa”. Mity te i podobne zespoliły w jedno polski interes narodowy i interes Kościoła. Niestety jak to z mitami historycznymi bywa, jest w nich tyle prawdy co fałszu. Jest to problem, gdyż – jak pisał nasz konserwatywny klasyk – „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”.

Z racji najpierw słabości państwa w epoce Złotej Wolności, a potem jego ciągłego nieistnienia, w Polsce nie wykształciła się tradycja regalistyczna, czyli myślenia w kategoriach racji stanu. W tej sytuacji przewodnictwo Narodu często pełnił Kościół, co spowodowało unię w świadomości w jedno raison d’Etat (racji stanu) i raison d’Eglise (racji Kościoła), przy czym ta druga zaczęła definiować tę pierwszą. Niestety interesy Kościoła i państwa mogą być tożsame, lecz wcale takimi być nie muszą.

Państwo narodowe jest instytucjonalnym wyrazem egoistycznego interesu grupy ludzi o wspólnym języku, historii i obyczaju, subiektywnie czującej się wspólnotą narodową. Kościół katolicki jest korporacją ponadnarodową o celach uniwersalistycznych, dla której narody i państwa narodowe mogą być czasami sojusznikiem, a czasem wrogiem. Historia XX wieku zna przynajmniej dwóch papieży będących wrogami państw narodowych. Mam tutaj na myśli Piusa XI i Piusa XII.

Ten pierwszy w 1926 roku, obkładając sankcjami kościelnymi Action Française, chciał poświęcić francuski nacjonalizm na ołtarzu pojednania Kościoła z wolnomularską III Republiką. Z kolei radykalny germanofil Pius XII najpierw odmawiał potępienia publicznego III Rzeszy, aby po 1945 roku głosić, że za wybuch wojny i towarzyszące jej zbrodnie nazistowskie odpowiadali nie sami Niemcy, lecz mityczne „nacjonalizmy”. Pius XII był jednym z ojców współczesnej koncepcji federalizacji Europy, gdyż wyobrażał sobie, że Europą będą rządzić partie chrześcijańsko-demokratyczne, którymi on jako papież będzie ręcznie sterować niczym Innocenty III w średniowieczu. W ten sposób propaganda katolicka, wolnomularska i socjalistyczna zawarły nieświęty sojusz przeciwko nacjonalizmom i idei państwa narodowego. Jego widomym skutkiem jest współczesna Unia Europejska, której fundamenty zostały poświęcone przez Piusa XII, będącego jednym z jej fundatorów, obok słynnego Altiero Spinelliego.

Niemiecko-europejska imperialistka Ursula von der Leyen jest z niemieckiej CDU, czyli z partii chadeckiej, stanowiąc późne dziedzictwo błędnej doktryny politycznej, która narodziła się w Watykanie. Drugim pełnoprawnym późnym dziedzicem europejskiej doktryny Piusa XII jest kard. Ryś, powszechne określany jako „Ryś w owczej skórze” (copyright by Grzegorz Braun).

Nie jest przypadkiem, że Jan Paweł II i polski episkopat tak gorąco poparły wejście Polski do Unii Europejskiej. Kościół miał tutaj własne rachuby polityczne. Jakkolwiek zdawano sobie sprawę, że spowoduje to przyśpieszenie laicyzacji w Polsce, to liczono, że per saldo spowoduje to wzmocnienie katolicyzmu i chrześcijaństwa w Europie. Słowem, celowo poświęcano interesy katolicyzmu polskiego na ołtarzu rechrystianizacji całego kontynentu, co zresztą od samego początku do końca było utopią.

Biskupi jednak nigdy się do tej porażki nie przyznają, przytulając całkiem obfite dotacje unijne dla swoich diecezji, na remonty kościołów etc. Jakby nie zauważają, że jakkolwiek europejskie kościoły są pięknie wyremontowane za unijne pieniądze, to świecą pustkami. Ten sam kierunek przeciwko interesom państwa narodowego, lecz w imię interesów katolickich, przyświecał polskim biskupom, którzy w 1966 roku wygłosili przesłanie do niemieckich biskupów, ze słynnym „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Czytałem reakcje biskupów niemieckich i niemieckiej prasy katolickiej na to przesłanie: w RFN nikt nic nie słyszał o zbrodniach niemieckich na Polakach, więc nie bardzo wiedziano, co polscy biskupi wybaczają katolikom niemieckim, ale dobrze zrozumiano frazę „prosimy o przebaczenie”. Uznano, że jest to pokajanie się polskich katolików za zbrodnię… wypędzenia Niemców z Ziem Zachodnich.

Przykładów rozejścia się interesów narodowych i interesu polskiego państwa narodowego jest oczywiście więcej. Dziś obserwujemy to w bezwarunkowym poparciu biskupów polskich dla Ukrainy. W Watykanie trwa cały czas proces beatyfikacyjny skrajnie kontrowersyjnego arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego. Trudno nie dostrzec, że po śmierci ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego zaangażowanie duchownych katolickich w sprawę prawdy o Wołyniu jest nikłe. Słowem, episkopat wydaje się poświęcać prawdę o tych straszliwych dla Polaków wydarzeniach w imię… no właśnie, w imię czego? Odpowiedź jest prosta: w imię powiększania zasięgu unitów (grekokatolików) na Wschodzie.

Śmiem sądzić, że jakkolwiek nikt tego jeszcze nie powiedział zupełnie wprost i bez ogródek, to w przeprowadzonej przez Władimira Zełenskiego schizmie prawosławnej przeciw patriarchatowi moskiewskiemu, władze kościelne wyczuły szansę dołączenia jej do kościoła greko-katolickiego i podporządkowania Rzymowi. Gdy więc podstawowy interes Polski to niemieszanie się w wojny graniczne w państwach sukcesyjnych po ZSRR, to podstawowy interes “Kościoła” zdefiniowany jest jako aktywne mieszanie się w te sprawy. Stąd wspólna polityka wschodnia polskich biskupów i globalisty, jakim jest małżonek Anne Applebaum.

O początkach wojny na Ukrainie, o KWK Pstrowski, „prywatnych” kopalniach dla Czechów i Ukraińców.

O początkach wojny na Ukrainie, o KWK Pstrowski, „prywatnych” kopalniach dla Czechów i Ukraińców.

To ciekawy komentarz pod artykułem: https://pch24.pl/dlugopis-ideowiec-suwerenista-dekada-andrzeja-dudy/ , którego nie kopiuję. MD

Michał Rogoziński 4 sierpień 2025

Zupełnie nie na temat, ale o tym za chwilę, bo pod tematem się nie da. W temacie to tyle, że prezydent Duda został bardzo łagodnie potraktowany przez redaktora. Obawiam się że historia nie będzie taka łagodna. Największa zasługa – odebranie władzy Komorowskiemu, największa wina – zaprzepaszczenie niepodległości i suwerenności Polski, wbicie w plecy noża narodowi polskiemu, poprzez ściągniecie piątej kolumny banderowskiej na plecy Polakom i wpędzenie Polski w trzecią wojnę światową „w obronie Ukrainy”. Nikt nic nie wiedział? Kto się mógł spodziewać?

Bardzo prosta odpowiedź – dwa miesiące przez wojną na żydobanderowii zwanej Ukrainą, przez Polskę i za polskie pieniądze ściagano w te pędy z Ukrainy, mieszkających tam Żydów. Potem ekspediowano ich dalej. (Powtórzyła się sytuacja sprzed lat, kiedy z pomocą Polski i za pieniądze Polaków wywożono z Rosji Żydów odpowiedzialnych za to co się stało w bolszewickiej Rosji, w tym morderców polskich oficerów w Katyniu i dziadka mojej żony, tak na marginesie).

Gdy się ich pytano: Co się dzieje, co wy robicie? Odpowiadali: Dostaliśmy informację, że mamy wyjeżdżać. Na dwa miesiące przed wojną, której miało nie być! W sytuacji, gdy wybrany na prezydenta Ukrainy po to by wojny nie było, żydowski komik i striptizer zapewniał, ze żadnej wojny nie będzie.

Tak więc NIEKTÓRZY WIEDZIELI CO BĘDZIE.

Kto doprowadził do tego, ze ta wojna wybuchła? Zgodnie z wypowiedzią prezydenta USA Donalda Trumpa – USA. Kto doprowadził do tego że wojna, która mogła zakończyc się w dwa tygodnie, lub 2 miesiace, trwa do dzisiaj?

Polska pod rządami PiS i Dudy futrując żydobanderowię wszystkim co Polska ma i nieusuwalny żydowski komik i striptizer na stanowisku prezydenta żydobanderowii. Oczywiście miał w tym pomagierów typu premier GB nieprzechwalający się matką Żydówką, ale bez tego mielibyśmy od ponad 3 lat sprawę dawno zamkniętą, żadnej wojny by dzisiaj nie było i banderowcy w bantustanie nie mieliby co robić (ale byłoby ich jakieś 800 tys. więcej na świecie – sam nie wiem jak to oceniać, chociaż taki zysk naiwniaków(?), tyle, że Ukraińcy uciekli, a do ich wojska wciela się tzw. mniejszości narodowe – podobnie robi Rosja).

Polska dobrowolnie zostala wpędzona przez Dudę w unię z wrogą jej żydobanderowią, ktora wcale tej unii nie chce, w której to „unii” Polacy zostali wyzuci z wszelkich praw, a jak sa traktowani czy to w bantustanie, czy w żydobanderowii, to każdy sobie moze sprawdzić.

W ktorym miejscu prezydent Duda bronil rzeczywistego interesu POLAKÓW? Co zrobił dla zapobieżenia wybuchowi trzeciej wojny światowej? To się kwalifikuje wszystko jako podzeganie do wojny i doprowadzenie do niej zupelnie jak działania ministra Becka w 1938 r. i do maja 1939. Tyle, że Beck mial perspektywę zostania prezydentem w 1940 r. i ta pycha go determinowała (i urażone ego w stosunku do Francji i Hitlera, ktory nie dotrzymał słowa, i Słowacja nie zostala inkorporowana do Polski), a jaka perspektywa przyświecała prezydentowi Dudzie?


W temacie głównym, czyli co wyprawia żydobanderowia w Polsce, bo pod tematem nie można. To i tak bez znaczenia, skoro będzie wojna i nikt niczego nie rozliczy, ale gwoli prawdy historycznej.

Ukraińcy przejmują polskie kopalnie taki jest tytuł artykułu obok.

Nie da się tego skomentować, więc tylko podam fakty z miasta w którym się urodziłem (rodzice dostali nakaz pracy, wiec jestem „zesłańcem” z „miejsc zakazanych” i tak na marginesie pogrobowcem IV komendy VIN, ktora jak wiadomo mieściła się w Zabrzu, 50 m od miejsca w ktorym mieszkał mój tata, zanim trafil do wiezienia UB i po powrocie z niego, więc mogę mieć swoje zdanie o tym wszystkim odmienne od powszechnie obowiązującej wersji), jako że jestem z urodzenia i przekonania Ślązakiem – proszę nie mylić tego, że jestem Slązakiem z przekonania, z ostatnim wyczynem prezydenta Dudy, ktory rzutem na taśmę nadal odznaczenie facetowi, ktory chce przyłączyć Ślask (do macierzy), czyli do IV Rzeszy – bez owijania bawełny – wprost do Niemiec, z poparciem Donalda Tuska, i pisał w tej sprawie nawet wiernopoddańcze listy do „kagiebisty Putina” (W razie ataku na Polskę, prosze Śląsk ominąć, bo to nie Polska tylko Niemcy).

Nota bene zetknąłem się z tym osobnikiem na początku stanu wojennego (nawiedzal duszpasterstwo akademickie przy katowickiej katedrze i próbował głosić tam swoje dzisiejsze poglądy) i tzw. szeptany przekaz brzmiał – uważać i trzymac się od niego z daleka, tyle w temacie działalności prezydenta Dudy do ostatniej chwili urzędowania.


Ukraincy chcą przejąć, z tego co wiem, na razie jedną kopalnię, którą znam dosyć dobrze. Chodzi o KWK Pstrowski, a właściwie o jeden jej szyb. (Pod pomnikiem Pstrowskiego postawionym przez I sekretarza KW PZPR tow. Dycymbra, czyli Grudnia, (któremu Ślązacy spuścili spodnie i łomot), by podlizać się Gierkowi, a który Pstrowskiego [tego co przyjechał do Polski chyba w 1947, ogłosił „Kto do wincej wungla co jo?!”] i 3 miesiace potem zdechł] szczerze nienawidził, bo Pstrowski doskonale wiedział, ze Gierek nie tylko nigdy w kopalni nie pracował (sklepik prowadził), ale i czytac i pisac za bardzo nie poradził, ten inż. górnik.

Ja musiałem w swoim czasie składac uroczyste przyrzeczenie studenckie zanim zostalem przyjety na Politechnike Gliwicką im. Wincentego Pstrowskiego, którą tak na marginesie budował jeden z moich wujków, po drodze prowadząc podchody z UB, ale to inna historia. Tak więc Pstrowskiego estymą nie darzę. Z pochodnią pod pomnikiem Pstrowskiego pilnowanym dzień i noc przez milicję obywatelską stalem, żadnych przyrzeczeń nie składałem. Młodzi górnicy mieli gorzej, bo zanim zostali górnikami, musieli niezależnie od posterunku milicji pod nim, wspiąć się na pomnik i narobić Pstrowskiemu na głowę. Pomnik chyba do dzisiaj stoi (nie sprawdzałem), ponieważ wdowa po Pstrowskim przeżyła go o cale wieki i pomnika wyburzyć nie pozwoliła.
Sama kopalnia powstala w połowie XIX w., jako kopalnia Jadwiga [Hedwigswunsch, „Bertha Hedwig, Jadwiga, wreszcie od 1948 r. (po śmierci przodownika pracy Pstrowskiego) Pstrowski]. W latach 70-tych włączono do niej KWK Rokitnica i kilka innych pól i szybów. Z nastaniem premiera chemika z Politechniki Śląskiej T.W. Buzek rozpoczeła się likwidacja kopalń wegla kamiennego w Polsce i KWK Pstrowski przeszła w stan likwidacji.

Górnicy dostali kopa w odwrotną część ciała, a kopalnia przestała istniec jako taka. Co to jednak oznacza w rzeczywistosci? Ano ktoś się na niej uwlaszczył. Był to wieloletni dyrektor KWK Pstrowski, (od 1966 r. w PZPR) lokalny baron SLD dziś prawie 80-cio letni Jan Chojnacki. Wyodrębiono z KWK Pstrowski najbardziej wartosciowe złoże , szyb i całą infrastrukturę i sprywatyzowali go towarzysze z byłego PZPR, ktorzy stali się załogą pierwszej prywatnej kopalni wegla kamiennego w Polsce. By ta część kopalni mogła działać, pozostała część KWK Pstrowski w likwidacji musi zapewniac jej do dzisiaj warunki działania, czyli np. zapewniać odwadnianie, dostarczać energię, inaczej mówiąc utrzymywałc calą infrastrukturę, bez ktorej cale to złoże już dawno byłoby niedostępne. Czyli przez te wszystkie lata (ponad 25) cale społeczeństwo składało sie na to by ta prywatna kopalnia, ktorą obecnie chca przejąć Ukraińcy była dochodowa.
Dodam, że dla mnie prywatnie wykończenie górnictwa w Polsce było zbrodnią (rękami dawnych TW w solidarnościowym rządzie uwłaszczyli się na tym także towarzysze z PZPR, kosztem tysięcy górników, którzy wylądowali na bruku, a Polska przeszła korzystną dla Niemiec dezindustrializację, dzięki której stała się zapleczem taniej siły roboczej dla UE), natomiast do towarzyszy, ktorzy tę prywatyzację przeprowadzili – osobiscie nic nie mam. Są to prywatnie bardzo sympatyczni i rozsadni ludzie, Polacy o pogladach z którymi mi nie zawsze po drodze, ale nie mam wątpliwości co do tego, że to polska lewica o dosyć zdrowym oglądzie tzw. rzeczywistości i ludzie znajacy się na swojej robocie. Z tego co wiem przez cały okres istnienia tej prywatnej kopalni był jeden wypadek śmiertelny. Raz wystapił tam chyba jakiś zawał, podczas którego nic nikomu się nie stało, ale była jedna ofiara śmiertelna – na wieść o zwale, człowiek odpowiedzialny za tzw. utrzymanie ruchu, bardzo odpowiedzialny zawodowo fachowiec, tak na marginesie [znałem go], dostał zawału serca i nie udało się go uratować.

To tyle w temacie prywatnej kopalni, a właściwie jednego szybu do którego przymierzają się Ukraińcy. Nie wiem w jakim jest stanie, jak bardzo jest wyeksploatowany, ale cokolwiek tam będzie dalej, podejrzewam że rozmowy dotyczą tego, ile będą musieli do dalszej eksploatacji i utrzymania kopalni dołożyć Polacy. Bo samo wydobycia w oparciu o istniejaca infrastrukturę to nikła część wszystkich kosztów. KWK Pstrowski nie ma od 30 lat, ale by mogła istnieć prywatna kopalnia przez ten cały czas, nieistniejąca kopalnia (czytaj społeczeństwo) musiało łożyć niemałe kwoty. Różnica jest taka, że wtedy te pieniądze pracowały jednak w Polsce i na Polaków.
A znaczną część złóż, których eksploatacja była dla Polski oficjalnie nieopłacalna w latach 90-tych, odkupili od nas Czesi, także w moim mieście. I polscy górnicy jeździli do pracy w Ostrawie.

80 lat temu masoni w wojsku USA zniszczyli serce katolicyzmu w Japonii. Bomba atomowa wybuchła dokładnie nad katedrą w Nagasaki

80 lat temu zniszczono serce katolickiej wiary w Japonii. Bomba atomowa wybuchła dokładnie nad katedrą w Nagasaki

[To ci sami, co zniszczyli Opactwo Benedyktynów na – opuszczonym przez wojska niemieckie – Monte Casino. md]

(fot. 663highland, CC BY-SA 3.0 , via Wikimedia Commons)

80 lat temu, 9 sierpnia 1945 r., nad japońskim miastem Nagasaki eksplodowała druga amerykańska bomba atomowa o kryptonimie „Fat Man”. W wyniku eksplozji natychmiast lub w kolejnych miesiącach zginęło około 75 000 osób. [W następnych latach – w męce i torturach – zginęło co najmniej tyle samo na skutek choroby po-promiennej. MD]

Wybuch zniszczył znaczną część miasta, w tym dzielnicę Urakami, uważaną za centrum życia katolickiego w Japonii. Przypomina o tym w swojej korespondencji niemiecka agencja katolicka KNA.

Nagasaki nie było pierwotnie planowane jako cel ataku, ale ze względu na słabą widoczność nad miastem Kokura, zmodyfikowano plany. Ważny punkt orientacyjny stanowiła Katedra w Urakami, wówczas największy kościół chrześcijański w Azji Wschodniej. W ten sposób bomba uderzyła w społeczność, która przetrwała wieki ucisku, męczeństwa i życia w podziemiu.

Kościół prześladowanych

Historia katolików w Nagasaki sięga XVI wieku. Wiarę chrześcijańską przynieśli do Japonii portugalscy misjonarze z jezuitą Franciszkiem Ksawerym na czele. Nowa religia zakorzeniła się szczególnie w Nagasaki. Przez pewien czas ochrzczony był prawie co piąty mieszkaniec miasta .

Jednak po początkowym rozkwicie nastąpiły brutalne prześladowania: od początku XVII wieku chrześcijanie byli systematycznie ścigani za czasów szogunatu Tokugawa. Wielu z nich zostało straconych lub zmuszonych do wyrzeczenia się wiary. Ci, którzy pozostali katolikami, żyli w ukryciu. „Kakure Kirishitan”, czyli ukryci chrześcijanie, przetrwali ponad 250 lat – bez księży, sakramentów i bez kościołów. Ich tajne praktyki religijne były przekazywane w rodzinach, często w zaszyfrowanej formie, z figurami Matki Boskiej przypominającymi buddyjskie figurki Kannon.

Chrześcijaństwo zostało ponownie zaakceptowane prawnie w Japonii dopiero w drugiej połowie XIX wieku. W Nagasaki wyszły na światło dzienne tysiące tych podziemnych chrześcijan. Budowę katedry Urakami rozpoczęto w 1895 roku, a ukończono w 1925 roku.

Krzyż w kuli ognia

Ten symbol katolickiej historii Japonii zniszczyła bomba atomowa w ciągu kilku sekund. Katedra, zbudowana z czerwonej cegły i widoczna z daleka, znajdowała się niecałe 500 metrów od hipocentrum wybuchu. Kościół zawalił się. W chwili eksplozji w katedrze przebywało około 30 wiernych, przygotowujących się do spowiedzi i uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.

W bezpośrednim sąsiedztwie świątyni mieszkało ponad 8000 katolików. Wielu z nich przebywało w kościele lub w jego pobliżu – zginęli w ułamku sekundy. Z katedry pozostała jedynie dymiąca sterta gruzu. Nawet po dziesięcioleciach wciąż odnajdywano stopione różańce, zdeformowane dzwony i figury Madonny, których twarze spłonęły w wyniku eksplozji atomowej.

Symbol zniszczenia stał się symbolem pamięci: jedna z figur Matki Boskiej, której twarz została poważnie poparzona, została później odzyskana i obecnie służy jako pomnik pokoju. Znajduje się ona w odbudowanej katedrze Urakami.

„Zbrodnia przeciwko człowiekowi i stworzeniu”

Nagasaki odwiedził w 1981 roku papież Jan Paweł II (1978-2005). W mocnych słowach mówił wówczas o „grzechu wojny” i „niezatartym cierpieniu” ofiar. Również papież Franciszek (2013-2025) podczas swojej wizyty w Japonii w 2019 roku nazwał broń jądrową „zbrodnią przeciwko ludzkości i stworzeniu”.

Mimo wszystko wspólnota katolicka miasta nie zniknęła. Katedra Urakami została odbudowana w latach 50. XX wieku, nadal żyje tam wielu katolików.

KAI/oprac. FA

Spokojnie, to tylko drobne nieprawidłowości

Spokojnie, to tylko drobne nieprawidłowości

Autor: CzarnaLimuzyna , 8 sierpnia 2025

AIX

To nie jest jurgielt. To nie są łapówki. To unijne dotacje. Ewentualnie, jak ktoś się wygada, jak się wyda, to wciąż nie jest kradzież, tylko: „marnowanie środków z KPO” albo „środki, które nie zostały właściwie wydane”.

Dotacje unijne służą również jako wewnętrzne rozliczenia pomiędzy Olakami „coś za coś”. Czas zapłaty nadchodzi po wyborach. Gdzieś pada kwota 1,2 mld złotych. Głos zabiera minister finansów i wszyscy zastygają w milczeniu. Oto facet, który umie dobrze liczyć do kilku miejsc po przecinku… Niestety, pan Domański zawodzi na całej linii, podając liczbę pomiędzy “jeden” a “kilka”.

Oczywiście zdarzy się, że wśród tak olbrzymiej puli pojawi się jeden, czy kilka przykładów środków, które nie zostały właściwie wydane

Żurek już się gotuje

A w ogóle po co te złośliwości? Żurek już się gotuje. W sensie prokurator Żurek już jest prawie gotowy i czeka tylko na sygnał od Donalda. Ale Donald uważa to za „marnowanie środków”, a nie kradzież. Nowomowa to też innowacja warta dotacji, nieprawdaż?

Oczywiście wiecie, że najwięcej na KPO zgarnęła Kulczykówna za nikomu niepotrzebne wiatraki duszące bałtyckie śledzie, do których pielgrzymował dziś sam Danek Tusk. 750 milionów będziecie za nią spłacali. /Tomasz Sommer/

W ramach platformianej afery KPO, znajomi królika zakupili 107 jachtów (słownie: sto siedem), w tym 2 katamarany. Razem, wyniosło to 50 mln zł /Radosław Patlewicz/

@Lemingopedia podała niektóre przykłady dotacji:

526 tysięcy złotych “na zdalne treningi personalne”. Bo przecież jak przyjdzie kryzys, to najlepiej ratować gospodarkę przysiadami przed kamerką. 521 tysięcy złotych na “ośmioosobową łódź” bo to dywersyfikuje możliwe kryzysy w branży gastronomicznej. 489 tysięcy złotych “na Muzeum Ziemniaka w Warszawie”, 532 tys. złotych na aplikację do układania planu treningowego, 261 tys. na solarium… w pizzerii, 500 tys. złotych na rozszerzenie działalności pośrednictwa finansowego o segment kredytów krótkoterminowych z wykorzystaniem innowacyjnych narzędzi oceny ryzyka i automatyzacji obsługi klienta czyli… kredyt na kredyt.

Ja tego nie wymyślam. Ja to Wam cytuję.

I teraz najlepsze: na fabrykę leków – NIC. Na linie produkcyjne, które miały nas uniezależnić od zagranicy i chronić zdrowie Polaków – nie starczyło. Zapisane w KPO czarno na białym, ale kto by tam inwestował w bezpieczeństwo, skoro fabryki stoją pod Wiedniem i Berlinem? Polaków przecież można kupić za pół bańki. Wystarczy pozwolić tym cwańszym poopalać tyłek na łajbie za pół miliona z publicznej kasy.

Jachty, kluby erotyczne, przelewy bez pokrycia na firmy krzaki. KPO to gigantyczny przekręt, który musi zostać rozliczony, a winni muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Tym bardziej, że pieniądze to w większości kredyt, który spłacić będzie musiało państwo polskie. /Włodzimierz Skalik/X

To tylko kropla w brudnym ścieku KO

==================================

Nietytus 8 sierpnia 2025

No nie, to czystki wewnątrzpartyjne, przed czymś większym. Koncentracja kapitału i wpływów i eliminacja murzynków na pożarcie przez krokodylki płynące za jachtami.
Celowo krokodylki, a nie krokodyle, bo i murzynek niemały, a i krokodyl nieduży.
Taka zabawa, ale z widocznymi przetasowaniami w obrębie piaskownicy.

RFK Jr. ujawnia prawdę o szczepionkach mRNA: „Pandemia” się przedłuża, uszkodzenia serca u dzieci itd.

RFK Jr. ujawnia niewygodną prawdę o szczepionkach mRNA: „Pandemia” się przedłuża, uszkodzenia serca u dzieci i nie tylko

W niedawnym wywiadzie Robert F. Kennedy Jr. wyraził krytyczną opinię na temat szczepionek mRNA przeciwko COVID-19, które od dawna są odrzucane przez media i władze jako „teorie spiskowe”.

DR IGNACY NOWOPOLSKI AUG 9

Szczepionki mRNA przedłużyły pandemię

Kennedy jasno dał do zrozumienia, że szczepionki mRNA przeciwko COVID-19 nie są skuteczne w leczeniu innych chorób układu oddechowego i „nie działają szczególnie dobrze”. Widzi dwa główne problemy:

  1. Przesunięcie antygenowe spowodowane mutacją:
    Szczepionki mRNA celują w pojedyncze białko wirusowe – białko kolca. Według Kennedy’ego, ta koncentracja wywołała przesunięcie antygenowe, czyli przyspieszoną mutację wirusa. Doprowadziło to do szybkiego rozprzestrzeniania się nowych wariantów, takich jak omikron, co sprawiło, że oryginalna szczepionka stała się nieskuteczna przeciwko nim. „Ludzie otrzymali szczepionkę przeciwko pierwotnemu wariantowi COVID – i wirus natychmiast zmutował w wirusa omikronowego, przeciwko któremu szczepionka była nieskuteczna”.
  2. Niekontrolowana dystrybucja w organizmie.
    Kolejnym poważnym problemem jest niekontrolowane rozprzestrzenianie się szczepionki w organizmie: „Nie ma nad nią żadnej kontroli ani przewidywalności. W efekcie trafia ona do każdego narządu”. To sprawia, że organizm staje się swego rodzaju „fabryką antygenów” , która w niekontrolowany sposób produkuje białka wirusa – co może mieć potencjalnie toksyczne konsekwencje, zwłaszcza w przypadku przedawkowania. W przeciwieństwie do tradycyjnych szczepionek, w których ilość antygenu jest precyzyjnie regulowana, technologia mRNA nie zapewnia żadnej formy kontroli dawki.

Zapalenie mięśnia sercowego u dzieci

Szczególnie alarmujące jest to, że Kennedy mówi o „epidemii zapalenia mięśnia sercowego i osierdzia ”, czyli zapaleniu mięśnia sercowego lub osierdzia – zwłaszcza u dzieci.

„Teraz jesteśmy świadkami epidemii zapalenia mięśnia sercowego i osierdzia, zwłaszcza u dzieci”.

Oświadczenia te są spójne z doniesieniami o wzroście liczby problemów z sercem u młodych ludzi po podaniu szczepionek mRNA – temat ten często był bagatelizowany lub ignorowany w debacie publicznej.

Wnioski: Ostrzeżenie, którego nie należy ignorować

Robert F. Kennedy Jr., od dawna sceptyk szczepionek i kandydat na prezydenta, swoimi wypowiedziami kwestionuje podstawy polityki szczepień mRNA. Jego krytyka opiera się na uzasadnionych naukowo mechanizmach i wskazuje na realne zagrożenia dla zdrowia – zwłaszcza dla dzieci i młodzieży. Czy media głównego nurtu ponownie odrzucą te stwierdzenia jako „spisek”, czy wreszcie będą gotowe na otwartą dyskusję, dopiero się okaże.

https://twitter.com/i

JERUSALEM POST: Armia Izraela (IDF) oraz systemy wywiadowcze posiadały szczegółową wiedzę o planie Hamasu

„Ujawniony dokument ujawnił, że Armia Izraela (IDF) oraz systemy wywiadowcze posiadały szczegółową wiedzę o planie Hamasu, który miał na celu najazd na Izrael i porwanie 250 osób na kilka tygodni przed masakrą 7 października, również dzięki wdrożeniu przez IDF Dyrektywy Hannibala”.

Fakt, że artykuł ten ukazał się w głównej izraelskiej gazecie, pokazuje, że Żydzi zaczynają zdawać sobie sprawę, że ich rząd zabijał ich własnych obywateli , aby usprawiedliwić ludobójstwo.

====================================================

https://www.jpost.com/israel-hamas-war/article-806634

IDF knew of Hamas’s plan to kidnap 250 before October 7 attack – report

The IDF had precise information about Hamas’s intentions, but due to prevailing conceptions in the security establishment and possible negligence by officials, the warning signs were not acted on.

 IDF soldiers are seen working as part of the Israeli military's Gaza battlefield intelligence collection unit.

IDF soldiers are seen working as part of the Israeli military’s Gaza battlefield intelligence collection unit.(photo credit: IDF SPOKESPERSON’S UNIT)

ByJERUSALEM POST STAFFJUNE 17, 2024 21:16Updated: JUNE 17, 2024 22:05

A newly surfaced document has revealed that the Israeli Defense Forces (IDF) and intelligence systems had detailed knowledge of Hamas’s plan to raid Israel and kidnap 250 people weeks before the October 7 massacre.

The document, which was compiled in the Gaza Division, outlined Hamas’s intentions and was known to top intelligence officials, according to a report by Kan News.

The document, titled “Detailed End-to-End Raid Training,” was distributed on September 19, 2023, and described in detail the series of exercises conducted by Hamas’s elite units.

These exercises included raiding military posts and kibbutzim (collective communities in Israel), kidnapping soldiers and civilians, and maintaining the hostages once they were in the Gaza Strip.

The report by Kan News stated, “Security sources told Kan News that the document was known to the intelligence leadership, at the very least in the Gaza Division.”

 ''There is a fear of serving in office after what happened on October 7.'' Observation in action (credit: IDF SPOKESMAN’S UNIT)
”There is a fear of serving in office after what happened on October 7.” Observation in action (credit: IDF SPOKESMAN’S UNIT)

The document’s revelations came in the wake of widespread criticism over the failure to anticipate and prevent the October 7 attack, which resulted in significant casualties and hostages.

Warning signs were not acted upon

The IDF had precise information about Hamas’s intentions, but due to prevailing conceptions within the security establishment and possible negligence by senior officials, the warning signs were not acted upon.

The report further detailed that Israeli intelligence officials monitored the exercise and documented the steps Hamas planned to take after breaching Israeli territory and taking over military posts. The expected number of hostages, according to the document, was between 200 and 250 people.

“Israeli intelligence officials who monitored the exercise detailed in the document the next steps after breaching into Israel and taking over the posts, determining that the instruction is to hand over the captured soldiers to the company commanders. The expected number of hostages, it states, is between 200 and 250 people,” Kan News reported.

This information, combined with a new and sophisticated security barrier completed two years before the attack, was believed to have made such an assault improbable. However, the barrier failed during the Hamas attack, highlighting a significant intelligence and security oversight.

The general staff investigation team is expected to present initial findings from this failure to the Chief of Staff in the coming weeks, as the country seeks to understand how such a lapse in security could occur despite having detailed advance knowledge of the enemy’s plans.

The Israel-Hamas war began on October 7 when Hamas launched an attack, with thousands of terrorists infiltrating from the Gaza border and taking more than 240 hostages into the Gaza Strip. 

During the massacre, more than 1,200 Israelis and foreign nationals were murdered, including over 350 in the Re’im music festival and hundreds of Israeli civilians across the Gaza border communities.

120 hostages still remain in Gaza captivity.

Toniemy w “kulturze” eksterminacji

Toniemy w kulturze eksterminacji

Mateusz Piskorski

Krytyka ludobójstwa dokonywanego obecnie przez Izrael na Palestyńczykach wymaga wielkiej odwagi. Jeszcze większej odwagi wymaga umiejscowienie dokonującej się na oczach całego świata eksterminacji narodu na Bliskim Wschodzie w szerszym kontekście kulturowym – próba dotarcia do źródeł naszego przyzwolenia na masowe mordy, a nawet usprawiedliwiania ich.

Takiej ambitnej i – od razu zaznaczmy – udanej próby dokonuje prof. Paweł Mościcki, filozof z Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk.  Nawiązując trochę do klasyków interpretujących ludzkie zachowania podczas dokonywania zbrodni nazistowskich tuż obok, autor stwierdza: „Jesteśmy częścią kultury, której płynne funkcjonowanie opera się na niezauważalności, można by powiedzieć – banalności, otaczającego nas zła” (s. 12).

Mościcki nie boi się analiz samej istoty państwowości izraelskiej. „Według oficjalnych zasad, jakimi rzekomo kieruje się nasza kultura, sama koncepcja państwa izraelskiego w jego obecnym kształcie powinna rozbić wszystkie skale systemów ostrzegania przed ‚ekstremizmem religijnym’, ‚faszystowskimi tendencjami’ i ‚przemocą na tle rasowym’” (s. 18) – pisze. Nie chodzi tu zatem o żaden błąd systemu, o wypadek przy pracy czy odchylenie, lecz o istotę projektu syjonistycznego. Jednoznacznie oceniają go zresztą sami Żydzi, a przynajmniej część żydowskich intelektualistów.

Cytowany przez Mościckiego przedstawiciel żydowskiej społeczności we Francji Maxime Benatouil stwierdza, że syjonizm to „kolonializm ufundowany na żydowskiej supremacji i obsesyjnie skupiony na kwestiach demograficznych” (s. 35). Polski uczony woli zresztą na określenie realnego syjonizmu, istniejącego w praktyce na Bliskim Wschodzie, termin „izraelizm”, opisywany przez niego jako „system warunków zaistnienia możliwości ludobójstwa, zbiór przekonań, argumentów i praktycznych środków do tego, żeby fizyczna eliminacja Palestyńczyków stała się możliwa, a nawet uprawniona czy pożądana” (s. 37). Syjonizm jest w tym kontekście doktryną na wskroś współczesną, przeniesioną z gruntu europejskiego na Bliski Wschód.

Uznanie, że państwo żydowskie budowane jest w Palestynie od zera, od swoich „nowoczesnych”, „postępowych” fundamentów, doprowadziło – o czym często się zapomina – do marginalizacji i wykluczenia z tego projektu tradycjonalistycznych wspólnot Żydów lewantyńskich zamieszkujących tam wcześniej. Powstanie XX-wiecznej państwowości izraelskiej uznawane jest za magiczną cezurę, od której wszystko się zaczęło. Nie ma więc mowy o respektowaniu samej nawet obecności innych rdzennych kultur i etnosów – podlegają one bezwzględnemu, fizycznemu wymazaniu.

Podstawowym elementem systemu izraelizmu jest odwoływanie się do rozumianego w sposób specyficzny, choć narzuconego całemu współczesnemu tzw. Zachodowi, ludobójstwa na Żydach w okresie II wojny światowej. Nie chodzi przy tym o jakiekolwiek umniejszanie tragedii narodu żydowskiego, lecz o nadanie jej właściwych proporcji i pozbawienie usprawiedliwiającego każde współczesne żydowskie bestialstwo nimbu wyjątkowości. Tymczasem dominuje „zabieg absolutyzacji Zagłady” (s. 42), do tego stopnia nas przenikający, że nawet sam autor omawianej książki pisze ją przez wielkie „Z”, choć twierdzi, że doszło do „przekształcenia wydarzenia historycznego, wynikającego z wielu ideologicznych, społecznych i politycznych czynników, w wydarzenie o charakterze metafizycznym” (s. 42).

Tymczasem ludobójstwo dokonane na Żydach trzeba – postuluje autor – osadzić w historii innych zbrodni tego rodzaju, których przecież nie brakuje również w czasach nam nieodległych. Zabieg wiktymizacji ofiar i ich potomków prowadzi do tego, że Żydzi uznawani są za absolutnie „dobrych”, a skoro tak – to zwolnionych z wszelkiej odpowiedzialności za popełniane przez siebie czyny, uprawnionych do dokonywania najbardziej krwawych działań eksterminacyjnych. Dostrzegał to we Francji choćby Alain Badiou, który pisał dwadzieścia lat temu, że bycie ofiarą nazistowskiego ludobójstwa „przekazano nie tylko potomkom i potomkom potomków, ale także każdemu, kto będzie się posługiwał tym imieniem, choćby był przywódcą kraju albo oficerem wojska prześladującego właśnie tych, którym skonfiskowało ziemię” (s. 233-234). Nie jest oczywiście tak, że strona palestyńska zawsze działa w sposób humanitarny i pokojowy. Mościcki to zauważa, ale jednocześnie uczciwie odnotowuje, że „Naród skazany na zagładę nie ma swobody decyzji, jest przyparty do muru” (s. 121).

„W kontekście wiktymizacji, czyli nadania Żydom jako grupie etnicznej, a następnie reprezentującemu ją rzekomo państwu, statusu stałej ofiary, ‚Nigdy więcej’ zaczyna oznaczać ‚Nigdy więcej Żydom’” (s. 51) – zauważa Mościcki.

W tym dogmacie funkcjonować zmuszony jest cały zachodni świat naukowy, który jak ognia unika zajmowania się naukową analizą fenomenu narzucanej obecnie interpretacji zagłady Żydów; „Okazuje się, że pozycję w systemie zapewnia powtarzanie argumentów budujących zbrodnicze mitologie, a nie pilnowanie akademickich standardów i krytycznego analizowania źródeł” (s. 58-59). Wszelka krytyka działań Izraela prezentowana jest zatem nieodmiennie jako przejaw antysemityzmu. „Gdy tylko Izrael dokonuje jakiejś zbrodni na Palestyńczykach, świat zachodni obiega informacja o nowej fali antysemityzmu, którego natura ulega nieustannej transformacji, mimo że uznaje się ją zarazem za zjawisko niemal transhistoryczne” (s. 105) – pisze Paweł Mościcki. Izrael impregnowany jest zatem na wszelką krytykę; może posunąć się do wszystkiego bez większego ryzyka odcięcia się od niego zachodnich partnerów kontrolowanych przezeń mentalnie. „Nie ma takiego poziomu faszyzacji, że izraelscy politycy nie będą traktowani przez swoich europejskich odpowiedników (i to ze wszystkich stronnictw, z nominalnie lewicowymi i antyfaszystowskimi włącznie) z pełnymi honorami” (s. 245-246) – czytamy.

Do ideologicznej nadbudowy dostosowana jest baza, czyli technologia eksterminacji prezentowanej jako działania obronne. Służą jej bezwzględne taktyki, takie jak choćby dyrektywa Hannibala zakładająca, że żołnierze izraelscy mają prawo do zabijania żydowskich cywilów, którzy dostać się mogą do niewoli palestyńskiej jako zakładnicy. Na poziomie psychologicznym eksterminacja staje się możliwa wyłącznie, jeśli poprzedzi ją dehumanizacja eksterminowanej grupy. Skuteczną metodą kształtowania umysłów okazuje się w tej sytuacji „propaganda okrucieństwa”, znana zresztą z frontów innych wojen (choćby ukraińska Bucza), mająca przekonać, że strona przeciwna dokonała czynów wyjmujących ją ze wspólnoty gatunkowej człowieczeństwa. Tym samym owych „terrorystów” czy „zbrodniarzy” poddawać można fizycznej eliminacji, niczym populację pasożytów bądź insektów. Na marginesie – w podobnej poetyce III Rzesza prezentowała w swoich materiałach propagandowych samych Żydów. Izrael „broni się” zresztą nie tylko na terytorium okupowanej przez niego Palestyny. Można sparafrazować dawne powiedzenie o tym, że „Zachód ingeruje w sprawy wewnętrzne Związku Radzieckiego na całym świecie” – dziś to Izrael „broni się”, atakując inne suwerenne państwa – Liban, Iran, Syrię czy Jemen.

Ilustracją zastosowania ideologii w zbrodniczej praktyce, użycia poszczególnych technik przez stronę izraelską jest przeprowadzona przez Mościckiego dość dokładna analiza wydarzeń 7 października 2023 roku. Przede wszystkim autor zwraca uwagę, że izraelskie służby prawdopodobnie doskonale wiedziały o planowanym ataku Hamasu w tym dniu. Wydaje się wręcz, że świadomie, z rozmysłem do niego doprowadziły.

Rozwój mediów społecznościowych i technologii sprawia, że eksterminacji Palestyńczyków nikt specjalnie nawet nie ukrywa. Dlatego Mościcki, w ślad za szeregiem innych autorów, odkrywa przerażającą istotę obecnego ludobójstwa na Bliskim Wschodzie: to według niego eksterminacja „slow motion” (s. 128), „ludobójstwo transmitowane na żywo” (s. 131). Paweł Mościcki korzysta i przytacza szereg źródeł izraelskich. Sprawcy eksterminacji w przeszłości nie mieli okazji szczycić się swymi „dokonaniami”; niektórzy z nich zacierali ślady, mając świadomość może nie tyle (i nie tylko) grożącej im odpowiedzialności, ale przede wszystkim odczuwając przeraźliwy dysonans etyczny. To już przeszłość. Armia Obrony Izraela chwali się publicznie mordami, zaś relacje o jej okrucieństwach mają wzbudzić poczucie współczucia wobec sprawców, którym przyszło działać tak brutalnie w imię wyższych, usankcjonowanych moralnie czynów, a nie ofiar padających pod ich ciosami, ale dawno już odczłowieczonych. Autor odnotowuje makabryczną prawidłowość: „fikcyjna dekapitacja izraelskich dzieci przez Hamas wywołała więcej oburzenia niż rozrywanie na strzępy ciał dzieci palestyńskich, które można oglądać niemal codziennie tam, gdzie cenzura mediów masowych i portali społecznościowych jeszcze nie sięga” (s. 167).

W imię realizacji celu nadrzędnego izraelizmu, jakim jest Wielki Izrael, odbywa się proces wyniszczenia fizycznego wszelkich przeszkód fizycznych i symbolicznych stojących na drodze Tel Awiwu. To m.in. wymieniane przez Mościckiego politykobójstwo (likwidacja liderów palestyńskich i Palestynę wspierających, często w zamachach terrorystycznych organizowanych przez służby specjalne), kulturobójstwo (eliminacja z przestrzeni wszelkich obiektów kultury nieżydowskiej), miastobójstwo (zrównanie z ziemią historycznej, żywej do niedawna palestyńskiej tkanki miejskiej), a nawet nekrobójstwo (autor podaje przykłady niszczenia nieżydowskich cmentarzy w ramach przejmowania przez Izrael pełnej kontroli nad przestrzenią, również symboliczną). Strona izraelska przedstawia to wszystko w całkowicie innym świetle, używając wyjątkowo karkołomnych interpretacji i manipulacji. Mimo wszystko, działają one całkiem nieźle.

Mościcki, w ślad za Stanley’em Cohenem, wymienia tu cztery najczęściej występujące rodzaje zaprzeczeń: 1) otwarte (Izrael jest humanitarny); 2) dyskredytacja (uznanie, że źródła wskazujące na zbrodnie związane są z Hamasem lub innymi przeciwnikami Izraela); 3) zmiana nazwy (ofiary cywilne może i się zdarzają, ale są czysto przypadkowe); 4) usprawiedliwienie (zabijamy wszystkich, bo może wśród nich są również terroryści).

Izraelski plan eksterminacji realizowany jest przy użyciu najnowszych zdobyczy technologicznych, a zatem przy współudziale zajmujących się nową technologią, korporacyjnych gigantów; to „ludobójstwo high-tech” (s. 156). Występuje przy tym zadziwiająca symbioza obu podmiotów: politycznego (Izraela) i korporacyjnego (sektor big tech). Jak wskazuje Paweł Mościcki, w zarządach największych firm amerykańskich zajmujących się technologiami Big Data czy sztuczną inteligencją zasiadają byli funkcjonariusze Mossadu, w tym elitarnej jednostki 8200 odpowiedzialnej za gromadzenie i analizowanie danych o Palestyńczykach.

Czy problem dotyczy wyłącznie Palestyny i można go zredukować do określonej społeczności, zamknąć w zdefiniowanych granicach geograficznych? Zdaniem Mościckiego, nie – i w tym właśnie być może tkwi jedna z najważniejszych refleksji omawianej książki. „Ludobójstwo w Gazie można uznać za sygnał tego, co szykuje nam epoka autorytarnego kapitalizmu, której pierwsze dekady właśnie przeżywamy” (s. 159) – pisze. Jak na razie całemu Zachodowi możemy zarzucić współudział w zbrodni ludobójstwa dokonywanej przez forpocztę jego cywilizacji na Bliskim Wschodzie – Izrael. Ten współudział przejawia się na wielu płaszczyznach. Mościcki wymienia tu sferę informacyjną, techniczną, polityczną i strukturalną, ale pewnie moglibyśmy dokonać jeszcze szerszego przeglądu różnych dziedzin życia. Książka Pawła Mościckiego jest lekturą obowiązkową nie tylko dla tych, którzy chcą zrozumieć, co dzieje się obecnie na Bliskim Wschodzie. To również interdyscyplinarna podróż po piekle, w kotłach którego nas również w każdej chwili mogą zacząć gotować. Nikt do tej pory w Polsce nie napisał tak mocno i przeszywająco celnie na ten temat. I pewnie nikt długo nie napisze, bo odwaga jest u nas coraz bardziej deficytowa.

Mateusz Piskorski

Paweł Mościcki, „Gaza. Rzecz o kulturze eksterminacji”, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2025, ss. 278.

Fot. wikipedia

Myśl Polska, nr 31-32 (3-10.08.2025)

WOJNA O POKÓJ, CZ. 1. Kozak

WOJNA O POKÓJ, CZ. 1

WOJNA O POKÓJ, CZ. 1

Sławomir M. Kozak

Mamy kolejny sierpień. To dla większości z nas czas beztroski i odpoczynku, choć przecież wiele razy w przeszłości ten letni miesiąc bywał dla Polski przełomowy. Ale też dla historii świata. Do spotkania na szczycie, jak niegdyś, przymierzają się przywódcy mocarstw, by ustalać dalsze losy milionów ludzi.

Jakże podobnie było zaledwie 80 lat temu. Poniżej, urywek książki, której tytuł „Requiem dla Amelii Earhart” sugerować może, iż mówi o sprawach zupełnie innych. A jednak…

W swoich felietonach, dotyczących wielkiej polskiej tragedii, jakim było Powstanie Warszawskie, pisałem, że kiedy roztrząsamy ten moment naszej historii, wcześniej, czy później, w tych rozmowach dochodzimy do kwestii zdrady, jakiej dopuścili się wobec Polski, nasi ówcześni alianci. Do konferencji teherańskiej przede wszystkim jako tej, podczas której przesądzono losy Polski, już na przełomie listopada i grudnia 1943 roku, na wiele miesięcy przed wybuchem Powstania. Późniejsze, jałtańska i poczdamska, przypieczętowały tylko ustalenia wcześniejsze.

Jednak, mało kto sięga dalej wstecz, do tzw. Konferencji w Quebecu, na którą nie przybył Stalin, ale już był zaproszony przez jej inicjatorów. Konferencja była oczywiście ściśle tajna, nosiła kryptonim „Quadrant” i odbyła się w dniach 17-24 sierpnia 1943, czyli prawie na rok przed zrywem w Warszawie. Teoretycznie zorganizowali ją przywódcy Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Kanady, ale kanadyjski premier William Mackenzie King , był tylko gospodarzem, zapewniał miejsce i kwestie techniczne, a do rozmów nie został nawet włączony, bo przecież Kanada nie była nigdy równoprawnym partnerem dla Churchilla i Roosevelta. Już wówczas, powojenne losy świata kreśliła wielka trójka, pomimo formalnej nieobecności na tym sabacie przywódcy Związku Sowieckiego. To wtedy dopinano szczegóły dotyczące inwazji na Francję, czyli operacji Overlord, usunięcia Włoch z sojuszu państw Osi i zajęcia ich wraz z Korsyką, omawiano plany współpracy w budowie bomby atomowej, ale też kwestię posunięć wobec Japonii. O tym wszystkim możemy przeczytać w Wikipedii, choć pomiędzy angielską wersją hasła „Konferencja w Quebecu”, a polską, istnieje pewna różnica. W naszej wersji językowej pominięto jeden istotny fragment.

„Zdecydowano, że operacje na Bałkanach powinny być ograniczone do zaopatrywania partyzantów, natomiast operacje przeciwko Japonii zostaną zintensyfikowane w celu wyczerpania zasobów japońskich, przecięcia ich linii komunikacyjnych i zabezpieczenia baz wypadowych, z których można by zaatakować kontynent japoński. 

Oprócz dyskusji strategicznych, o których poinformowano Związek Sowiecki i Czang Kaj-Szeka w Chinach, konferencja wydała również wspólne oświadczenie w sprawie Palestyny, mające na celu uspokojenie napięć, gdyż okupacja brytyjska stawała się coraz trudniejsza do utrzymania. Konferencja potępiła również niemieckie okrucieństwa w Polsce”. (tłum. smk).

Dlaczego akurat jedyne zdanie, w którym podniesiono kwestię naszego kraju, zostało pominięte w polskiej wersji językowej, nie wiemy.

Żadne logiczne wytłumaczenie, poza konsekwentnym wypychaniem ze świadomości Polaków, nazwanego po imieniu niemieckiego ludobójstwa na naszym narodzie, nie przychodzi do głowy. To pokazuje wiarygodność tego źródła (dez)informacji. Z tego powodu, w swoich felietonach i książkach, częściej sięgam do zasobów anglojęzycznych, bo choć one również skażone są cenzurą politycznej poprawności, to nadal – na mniejszą skalę. Brytyjczycy nie obawiają się mimo wszystko pisać, że prowadzili okupację Palestyny, która stawała się „coraz trudniejsza”, choć oczywiście takie stwierdzenie pojawiło się tylko dlatego, by umacniać odbiorców w przekonaniu o nieuchronności, mającego nastąpić 5 lat później, powstania państwa Izrael. Ale, dobra psu i mucha!

Polskiemu czytelnikowi taka wiedza nie jest do niczego potrzebna, a wręcz mogłaby zaważyć na formowaniu niewygodnej opinii na temat naszego sojusznika. I to tego, który coraz poważniej myśli o wejściu w buty wuja Sama na podwórku europejskim.

Oczywiście, wycięty urywek wskazuje na jeszcze kilka innych, istotnych elementów. Przede wszystkim, na podjętą już wówczas decyzję o nieangażowaniu się poważnie w działania na Bałkanach, gwarantując Stalinowi swobodny marsz na zachód bez obaw o zajęcie Europy przez aliantów od jej miękkiego podbrzusza, czyli strony południowej. Pokazuje też kontynuację silnej współpracy z Chinami, które Amerykanie poważnie wspierali finansowo i militarnie jeszcze przed wybuchem wojny japońsko-chińskiej, co nadal pozostaje tematem tabu, bo podcina utrzymywaną od ponad 80 lat bajkę dla naiwnych o niespodziewanym, niesprowokowanym ataku na Pearl Harbor.

Tymczasem, już 23 czerwca 1941 r., Sekretarz Departamentu Zasobów Wewnętrznych USA, Harold L. Ickes pisał do Roosevelta, że „nigdy nie będzie tak dobrego momentu na zablokowanie transportów ropy do Japonii jak teraz. Z embarga na ropę może powstać sytuacja, która sprawi, że nie tylko możliwe, ale i łatwe będzie skuteczne włączenie się do tej wojny. A gdybyśmy w ten sposób pośrednio zostali do niej wciągnięci, uniknęlibyśmy krytyki, że weszliśmy do niej, jako sojusznik komunistycznej Rosji.”[1]  (tłum. smk). Ten współtwórca tzw. Nowego Ładu pisał tak nie bez przyczyny, albowiem zaledwie dzień wcześniej Niemcy z sojusznikami uruchomiły Operację Barbarossa, czyli atak na Związek Sowiecki. Ickes realizował tym samym sugestie komandora Arthura McColluma z wywiadu Marynarki Wojennej, w którego planie prowokacji przeciwko Japonii, jeden z punktów zakładał „całkowite embargo na handel USA z Japonią, we współpracy z podobnym embargiem nałożonym przez Imperium Brytyjskie” i podkreślał, że „jeśli za pomocą tych środków można skłonić Japonię do popełnienia jawnego aktu wojny, tym lepiej”[2].  (tłum. smk). Jak widzimy, z tak krótkiego fragmentu tekstu, którego zabrakło w polskojęzycznej wersji internetowej encyklopedii, bardzo wiele można wywnioskować. Między innymi o daleko posuniętej naiwności tych wszystkich, którzy wierzyli w gwarancje składane nam przez naszych sojuszników. Jeszcze na rok przed wybuchem Powstania. Na rok przed…

(…) oszustwo i zdrada w polityce są czymś naturalnym, są jej częścią składową, a kto tego nie rozumie, ten nie powinien za politykę się brać. Wszelkie wojny i idące za tym tragedie milionów ludzi są wypadkową zakulisowych działań beznamiętnych sterników polityki globalnej. Dla nich nie liczą się jednostki, rodziny, miasta, ani nawet państwa. Istotna jest tylko zimna, bezwzględna kalkulacja, mająca zapewnić panowanie uprzywilejowanej grupy osób nad światem. Oczywiście, z uwzględnieniem jak największych zysków, wynikających nie tylko z kredytów udzielanych najczęściej obu czy kilku walczącym ze sobą stronom na etapie przygotowań do wojen, ale także w ich trakcie. Skrupulatnie liczone są potencjalne korzyści mogące wynikać z bezwzględnego łupienia przy tej okazji zasobów walczących państw, zarówno w złocie, drogocennych kamieniach, jak i dziełach sztuki, ale też leżących pod ziemią lub wodą złożach naturalnych. Jednak prawdziwy interes zaczyna się dopiero po zakończeniu działań wojennych. To wtedy, hojnie jak nigdy wcześniej, płyną nowe kredyty na odbudowę, naturalnie z tysiącami gwarantowanych posad dla reprezentantów kredytodawców, w każdym ważnym urzędzie, każdej znaczącej spółce, o bankach nie wspominając. Tak było przez całe wieki i tak jest dzisiaj. Jeśli słyszycie w mediach, że chodzi o prawa człowieka, zasady, demokrację, bądźcie pewni, że nie ma to nic wspólnego z prawdą. Im goręcej będą o tym zapewniać, o tym większy łup toczy się gra.

Niejaki Hans Morgenthau, który rodzinne Niemcy opuścił w roku 1937, bardzo szybko przeobraził się w amerykańskiego prawnika i badacza stosunków międzynarodowych, a w swoim dziele „Polityka między narodami” przedstawił sześć zasad realizmu politycznego. Tak uczy Wikipedia.

Ale prawda jest inna i nikogo, może poza studentami historii, nie obchodziło nigdy jego sześć zasad wyłożonych w owym dokumencie. Zasady, które legły u podstaw przyszłej hegemonii Stanów Zjednoczonych, były omawiane podczas drugiej Konferencji w Quebec, ale o nich mówi się dziś mniej i z pewnym zażenowaniem. Dla osadzenia jej w kontekście historycznym przypomnę, że kiedy się rozpoczynała, we wrześniu 1944 roku, Powstanie Warszawskie broczyło ostatnią strugą krwi, a Zamek Królewski zamieniano metodycznie w stertę gruzu. Na Konferencji w Quebec, o wiele ważniejsze, aniżeli poglądy Hansa Morgenthau, były koncepcje opracowane przez innego Morgenthau, urodzonego w prominentnej, nowojorskiej rodzinie żydowskiej, którego rodzice także uciekli z Niemiec. 

Henry Morgenthau junior, był amerykańskim Sekretarzem Skarbu i swoje zasady przygotował dla powojennej Europy. Jego koncept szybko zyskał nazwę „planu Morgenthaua”. Nadal znajomo brzmią dziś, po blisko 80 latach, te ciągle niespełnione przez możnych tego świata zasady, jak „całkowita demilitaryzacja”, czy „denazyfikacja”, choć teraz inni je głoszą i w innym zupełnie języku. Ale, do czego namawiam kilka zdań wyżej, nie patrzmy bezkrytycznie na to, co przedstawia nam Wiki, czy jakakolwiek inna tuba propagandy anglosaskiej. Czytając w takich encyklopediach, na przykład o Operacji Flying Tigers, dowiemy się, że była to grupa ochotników, pilotów amerykańskich, „pomagających w walce Chin z agresją japońską”.

Nie przeczytamy jednak o tym, że Henry Morgenthau zaaranżował wsparcie Chin dowodzonych ówcześnie przez Czang Kaj-Szeka, kwotą 100 milionów dolarów, właśnie na tę operację, zanim jeszcze wybuchła II Wojna Światowa. Warto przy tej okazji wspomnieć, że to właśnie Henry Morgenthau był pierwszym przewodniczącym Konferencji w Bretton Woods i jako taki miał największy wpływ na powołanie Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Międzynarodowego Banku Odbudowy i Rozwoju, czyli Banku Światowego. (cdn).

Sławomir M. Kozak

Skazany pedofil peroruje w Sejmie. Ekspert ! Poseł Józefaciuk [jawny pedal, neopoganin i wyznawca wicca] przyzwolił.

Skazany pedofil peroruje w Sejmie. Poseł Józefaciuk [jawny pedal, neopoganin i wyznawca wicca] przyzwolił.

dorzeczy./pedofil-ekspertem-zespolu-parlamentarnego-jozefaciuk-sie-tlumaczy

Poseł KO Marcin Józefaciuk
Poseł KO Marcin Józefaciuk Źródło: PAP / Albert Zawada

Na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Dzieci w Procesie Rozstania Rodziców głos zabrał mężczyzna skazany za przestępstwo seksualne wobec małoletniego. W ogniu krytyki znalazł się przewodniczący organu, poseł Marcin Józefaciuk.

Do niepokojącej sytuacji doszło 4 sierpnia br. Tematem prac zespołu miały być – krytykowane przez środowisko prawnicze – tablice alimentacyjne. Dyskusję zakłóciła jednak sytuacja, do której w ogóle nie powinno dojść. Okazało się bowiem, że jednym z uczestników posiedzenia jest człowiek skazany prawomocnie za seksualne wykorzystanie małoletniego. Co więcej, mężczyzna widnieje w tzw. rejestrze pedofilów (Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym).

Pedofil w roli “eksperta” parlamentarnego zespołu

Redakcja “Wprost” dotarła do uczestników posiedzenia zespołu parlamentarnego, którzy nie kryją oburzenia zaistniałą sytuacją.

“Ku naszemu zaskoczeniu, w roli ‘eksperta’ wystąpił mężczyzna widniejący w publicznym rejestrze sprawców przestępstw seksualnych wobec małoletnich. Osoba ta została dopuszczona do przedstawienia swojej sytuacji oraz formułowania rekomendacji legislacyjnych w obecności posłów i przedstawicieli organizacji społecznych” – czytamy w piśmie Danuty Zduńczyk, prezes Stowarzyszenia “Samotni Rodzice”, przesłanym dziennikarzom “Wprost”.

– Wśród osób zabierających głos znalazł się mężczyzna prawomocnie skazany za przestępstwo seksualne wobec małoletniego. Jego obecność na posiedzeniu, na którym poruszane były kwestie związane z sytuacją dzieci w trakcie rozstania rodziców, uważamy za absolutnie niedopuszczalną – podkreśla z kolei inna uczestniczka spotkania, Magdalena Kobiałko, przewodnicząca stowarzyszenia BoKochamZaBardzo. Jak wskazuje Kobiałko, “nie poinformowano uczestników zespołu o tożsamości tej osoby ani o jej przeszłości karnej”.

Co ciekawe, transmisja z obrad nie została przerwana, a nagranie dokumentujące wydarzenie wciąż jest dostępne na stronie Sejmu.

Józefaciuk: Nie umniejszam swojej winy

Do sytuacji odniósł się w rozmowie z “Wprost” poseł Koalicji Obywatelskiej, Marcin Józefaciuk.

– Na zespoły parlamentarne zgłaszane są osoby poprzez różne fundacje, stowarzyszenia. I te osoby przechodzą przez biuro przepustek. One są wstępnie sprawdzane po numerze PESEL, czy w ogóle to jest osoba, która może pojawić się na terenie Sejmu, czyli na przykład nie jest to ktoś z wyrokiem, ktoś, kto powinien być we więzieniu, uciekinier, nielegalny imigrant itd. Takie podstawowe sprawdzenie – tłumaczy parlamentarzysta.

Józefaciuk przyznaje, że nie myślał o tym, by sprawdzać uczestników w Rejestrze Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym. – Być może zbyt pochopnie, zbyt szybko zaufałem stowarzyszeniom, które są wpisane w Krajowym Rejestrze Sądowym. A dokładniej jednemu. Reszta fundacji i stowarzyszeń wprowadziła osoby, wobec których nie było jakichkolwiek wątpliwości – mówi poseł.

Marcin Józefaciuk podkreśla, że wcześniej współpracował z tą organizacją i nie miał wobec niej zastrzeżeń. – Zawsze, jeśli ktoś budzi moje wątpliwości, nie dostaje wstępu na posiedzenie – zapewnia polityk. – Tutaj takiej sytuacji przed posiedzeniem nie było – dodaje.

– Ja w żaden sposób nie umniejszam swojej winy, bo spotkanie zostało zhańbione obecnością osoby, która, moim zdaniem, nie ma moralnego prawa być na nie. Jednak trudno jest powiedzieć, że ja czegoś nie dopełniłem. To samo dotyczy kancelarii Sejmu. Wszystko odbyło się zgodnie z procedurami i nikt nie został narażony na niebezpieczeństwo – zaznacza parlamentarzysta.