W cywilizacji Łacińskiej, obejmującej dużą większość narodów rozwiniętych, przez stulecia pielęgnowano instytucję sakramentalnego małżeństwa, a więc też odróżnianie odrębnej a tradycyjnej rolę męża i ojca, żywiciela i obrońcy oraz żony i matki, wychowawczyni i opiekunki. Te role wyrosły z naturalnych ról mężczyzny – myśliwego i wynalazcy, oraz kobiety- rodzicielki i strażniczki ogniska domowego.
Taką rolę rodziny ugruntował w Swym Objawieniu Jezus Chrystus.
Co najmniej od stulecia obserwujemy podważanie, podgryzanie tych wartości. W pierwszych dziesięcioleciach 21 wieku rodzina sakramentalna nie jest już celem życia „zbiorowości” [bo i pojęcie narodu jest dezawuowane], żyjącej w erze Postępu laickiego i technicznego. Planista nowego porządku świata [New World Order] wypromował singli, partnerów, aborcję jako „zabieg”, wiele różnych zboczeń, 78 płci i dużo tym podobnych absurdów.
Cieszymy się, że z wnętrza piekielnego Planned Parenthood w USA podniosła się i wyrwała jedna z dyrektorek, Abby Johnson. Film Nieplanowane, jak też jej książka pod tym samym tytułem, koniecznie powinny być oglądane, czytane i propagowane. Ale jest to krzyk z wnętrza tego ciężko już chorego społeczeństwa. Abby sama, jak większość [???] amerykanek, żyła z chłopem bez ślubu, skrobała „przypadkowe wyniki”. Chwała jej za to, że to współczesne zbrodnicze bagno opisała i z nim odważnie walczy.
Statystyki mówią już jednak o ponad miliardzie ludzi zamordowanych w ostatnim stuleciu.
Spójrzmy głębiej.
Narody, w tym kierunku przez wroga indoktrynowane, przestały się rozmnażać. Z jednej strony w sowietach, później Rosji, w Chinach, w obu Amerykach, w t.zw. „Europie”. Porównaj Summary of Reported Abortions Worldwide, through August 2015 i uaktualnienia.
Mordowanie bezbronnych stało się głównym sposobem antykoncepcji i polityki rządów. Były i są lata i kraje gdzie 2/3 dzieci jest zabijanych zgodnie z tamtejszym prawem. Percentage of Pregnancies Aborted by Country
Poza tym, cywilizacja białego człowieka stała się tak chorą, że kobiety przestały rodzić [bo już nie mówi się o rodzinie i jej roli]. Bolesnym dla nas przykładem jest Polska, gdzie około 1989-90 współczynnik dzietności gwałtownie spadł z około trzech do 1.8, potem nawet do 1.3. Przypominam, że do przetrwania narodu współczynnik ten musi być trwale co najmniej około 2.2, a dla jego zdrowego rozwoju około3. Teraz, w 2019 , jest ok. 1.45… Według prognoz GUS-u z lat 60-tych ubiegłego wieku powinno nas teraz być 60-70 milionów. A od trzech dziesięcioleci telepiemy się na ok. 40 milionach. Z perspektywą już oficjalnie [nie byle kogo, bo ONZ-u] jedynie około 20 milionów pod koniec wieku.
Jak obserwujemy, próby rządu naprawy sytuacji w postaci np. 500+ nie wpływają na ten współczynnik w sposób znaczący.
Możemy jednak, więc musimy dotrzeć głębiej, do podstawowych przyczyn.
1. Towarzystwa trzeźwości i wstrzemięźliwości rozwinęły się pod zaborami półtora wieku temu od dołu. Wielka była rola błog. Honorata Koźmińskiego.
Szydził z nich, choćby w Słówkach, Boy. Pisywał ładnie i lekko, ale nie wiedziałem w młodości, że był też pedałem, oraz człowiekiem żyjącym w seksualnych trójkątach i czworokątach. Bardzo więc nam, narodowi szkodził i zaszkodził.
Teraz więc, nie u progu katastrofy, ale w trakcie jej trwania, możemy i musimy od dołu rozwinąć ruchy, stowarzyszenia młodych idących za wskazaniami Chrystusa, zachowujących i promujących dziewictwo, czystość, też wstrzymujących się od alkoholu, narkotyków i podobnych świństw. Takie ruchy istnieją już i rozwijają się w Ameryce [to uwaga dla lubiących czerpać z obcych wzorów].
2. Możliwe i konieczne jest też dowartościowanie sakramentu małżeństwa katolickiego z jego potrójną przysięgą: miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej.
Pewność, że taka wzajemna potrójna przysięga jest wartością uznawaną i umacnianą przez Kościół i rządy da, przywróci rodzinie trwałość i szacunek. Dzieci będą więc, tak jak i były kiedyś, dumą i chwałą rodziny, a ich dobre wychowanie – głównym celem. Tylko powrót na stałe do Chrystusa może to zapewnić.
Przecież tylko w stabilnej, bezpiecznej rodzinie mogą małżonkowie chcieć i mieć dużo dzieci. Tylko więc, gdy taki model rodziny przeważy, osiągniemy szansę na przeżycie Narodu.
Te dwa radykalne kroki możemy wykonywać od dołu. Wiem, że moją stronę czytają dziesiątki, może setki księży, mam na to dowody, listy. Rozwińmy, rozwińcie księża propagandę tych dwóch kroków. Kazania, nauki, broszury, rozmowy z innymi księżmi. To wszystko jest dostępne, przeprowadzenie chyba nie trudne.
Gdy takie stowarzyszenia staną się silniejsze, dostrzegą je również nasi Biskupi. Teraz są oni uwikłani w demokratyczno-biurokratyczną sieć Konferencji Episkopatu Polski, tak jak i w innych krajach niby katolickich.
Ale katastrofa moralna jest bezpośrednio powiązana z katastrofą demograficzną. To Biskupi zauważą, nawet biskupi-urzędnicy. Jako następcy apostołów staną więc na czele odnowy moralnej, odnowy znaczenia dziewictwa i rodziny katolickiej. Zdecydują się więc do powrotu do swojej przyrodzonej roli Dobrych Pasterzy powierzonej sobie trzody katolików, rodzin katolickich. Czas, byście, ekscelencje, wydali Listy Pasterskie do swoich owieczek, odczytywane we wszystkich podległych im parafiach.
Przywrócenie czci i szacunku dla dziewictwa i czystości przed-małżeńskiej, oraz czci dla małżeństwa katolickiego jest konieczne, ale jest też możliwe.
To jest też ostateczny, już jedyny sposób przeciwdziałania katastrofie demograficznej, katastrofie cywilizacyjnej, w tym trwającej katastrofie cywilizacji Łacińskiej.
===================
PS. Do Kolegów z innych portali: Kopiujcie to, proszę, posyłajcie do swoich biskupów i znajomych księży, zachęcajcie do tego Czytelników. Pokonajmy [nie istniejącą przecież] cenzurę.
Świat się kurczy, Europa się starzeje, a Polska? Polska wymiera – i to w tempie, które jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe. To już nie kryzys – to demograficzna agonia. Przyczyny? Nie tylko gospodarka, ale przede wszystkim mentalność. Jeśli nie odwrócimy trendów, nie uratują nas ani dopłaty, ani ulgi, ani rządowe kampanie.
Blok z lat 90. Klasyczne M4, miejsce na wózek w przedpokoju, plac zabaw pod oknem. Blok 2024? Mikroapartamenty po 20 m², coworking zamiast placu zabaw, przestrzeń na rowery, ale dla dzieci plac zabaw – już niekoniecznie. Blok 2100? Wyburzony. Nie było zapotrzebowania.
Demografia wali się na naszych oczach, i to na całym globie. Raport ONZ World Population Prospects 2024 to dzwonek alarmowy, który zaczyna dźwięczeć coraz głośniej. W największych krajach na świecie spadek liczby urodzeń przyspiesza, i to w zawrotnym tempie. Globalna populacja, według nowych prognoz, ma osiągnąć swój szczyt jeszcze w XXI wieku – i następnie zacząć się kurczyć. 80-procentowe prawdopodobieństwo, że to się stanie, to niemała zmiana w stosunku do prognoz sprzed dekady. Wówczas szanse na koniec wzrostu populacji w XXI wieku wynosiły zaledwie 30 procent.
W wielu krajach rodzi się tak mało dzieci, że pokolenia znikają szybciej niż mogą się odrodzić. Potrzeba bowiem do tego bowiem średnio 2,1 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym. Współczynnik ten jest niepomiernie niższy w niektórych krajach. Is winter coming? Gorzej. Zima już tu jest.
Według raportu ONZ, do 2080 roku będzie więcej seniorów (65+) niż dzieci i młodzieży, czyli 2,2 miliarda. Tyle, ilu jest obecnie mieszkańców Chin, USA, Indonezji i Pakistanu razem wziętych. W krajach rozwiniętych zjawisko starzenia się społeczeństw nabiera coraz wyraźniejszych kształtów. Z jednej strony rośnie długość życia, ale z drugiej – spada liczba dzieci.
Problemy demograficzne w UE
Demograficzny kryzys dotyka w dużym stopniu krajów Unii Europejskiej. Co więcej, z każdym rokiem się pogłębia. Od 2012 roku w UE więcej ludzi umiera niż się rodzi, co potwierdzają dane Eurostatu (Demography: interactive publication 2024 edition). A przyszłość rysuje się w jeszcze ciemniejszych barwach. Według prognoz, do 2100 roku w Unii przyjdzie na świat 291,3 miliona dzieci, ale w tym samym czasie umrze aż 416,6 miliona osób. Rachunek jest prosty: populacja skurczy się o 125,3 miliona. Całkowity ubytek ludności UE będzie wprawdzie mniejszy („zaledwie” 27,3 miliony osób), jednak wyłącznie dzięki migracji.
Struktura wiekowa zmienia się gwałtownie. Jak wynika z raportu Eurostatu, w 2022 roku na jednego seniora przypadały trzy osoby w wieku produkcyjnym. Do końca XXI wieku nastąpi jednak dramatyczne odwrócenie tych proporcji – na pięciu pracujących przypadnie aż trzech emerytów. Oto zapowiedź świata, w którym coraz mniejsza grupa ludzi aktywnych zawodowo będzie dźwigać na swoich barkach finansowanie całych państw.
Demograficzna zima także nad Wisłą
Świat kurczy się, a wraz z nim także i Polska. Według prognoz GUS, do 2060 roku ubędzie nas 6,7 miliona. To więcej niż gdyby z mapy zniknęła cała Małopolska i Śląsk razem wzięte. Pokolenie wyżu lat 80. wejdzie w wiek największej śmiertelności, a liczba zgonów sięgnie niemal pół miliona w ciągu 12 miesięcy. Z kolei liczba urodzeń maleje w dramatycznym tempie. Za 35 lat na świat przyjdzie zaledwie 225 tysięcy dzieci rocznie.
Nie miejmy złudzeń, że jest to tylko przejściowy kryzys. To proces, który trwa nieprzerwanie od trzech dekad i z roku na rok przybiera na sile. Nasz kraj wszedł w długoterminową depresję demograficzną. Liczba urodzeń w 2023 roku spadła do 272 tysięcy – najmniej w całej powojennej historii. Żeby kraj się nie wyludniał, na każde 100 kobiet w wieku rozrodczym powinno przypadać 210 – 215 dzieci. Obecnie to zaledwie 116.
Wzorzec macierzyństwa zmienił się radykalnie. Jeszcze w latach 90. XX wieku przeciętna matka miała 26 lat – dziś ma 31. Wiek kobiet decydujących się na urodzenie pierwszego dziecka przesunął się z 23 do 29 lat. W 2060 roku połowa Polaków będzie miała ponad 50 lat – ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Dlaczego dzietność spada?
Spadek dzietności stanowi między innymi uboczny skutek szybkiego wzrostu dobrobytu. Historia rozwoju krajów to także historia demografii – od epoki przetrwania do ery ,,pustych kołysek”. W nieuprzemysłowionych, słabo rozwiniętych krajach rodzi się dużo dzieci. Ale równie wiele umiera – choroby, głód, brak higieny robią swoje. Wraz z rozwojem cywilizacji, w tym medycyny, śmiertelność spada, jednak ludzie wciąż mają liczne rodziny. Przez pokolenia nauczyli się bowiem, że to nie tylko tradycja, ale i gospodarcza konieczność.
Efekt? Populacja eksploduje. Aż w końcu nadchodzi dobrobyt – stabilizacja, komfort, większa wygoda. Progenitura przestaje być koniecznością – staje się wyborem. I coraz mniej osób się nań decyduje. Dzietność leci w dół, społeczeństwo jest coraz starsze, a kraj, który osiągnął ekonomiczny szczyt, zaczyna się kurczyć. To moment, w którym znajdują się już nie tylko zachodnie potęgi, ale i coraz więcej takich krajów jak Polska.
Jednak kryzys demograficzny to nie tylko efekt gospodarki czy braku odpowiedniej polityki prorodzinnej. To także problem tego, jak dziś wygląda „rynek matrymonialny”. Zamiast budowania trwałych więzi, ludzie ,,skanują się wzrokiem” w aplikacjach. Kilka sekund, jeden ruch palcem – i już ktoś jest „przekreślony” albo „zaklepany”. Nie ma czasu na głębszą refleksję. Nie ma miejsca na głębokie dojrzewanie relacji. W efekcie coraz więcej związków rozpada się szybciej niż powstało. A tam, gdzie brak trwałości, brak też dzieci – bo jak budować liczną rodzinę na piasku?
Co więcej, kultura od lat robi wszystko, by do dzietności zniechęcić. W filmach, serialach i innych wykwitach popkultury konsekwentnie lansuje się model singla i singielki: niezależnych, wolnych, beztroskich; żyjących dla siebie i własnych przyjemności. Kultura masowa jest dziś nastawiona na natychmiastową gratyfikację. Liczy się hinc et nunc, życie bez większych zobowiązań. Symbolami tego są kredyt konsumpcyjny czy natychmiastowy zastrzyk dopaminy z social mediów.
Do tego dochodzi odejście od tradycji. Tymczasem już starożytni poganie wiedzieli, że celem życia jest nieśmiertelność, również w postaci potomstwa. Nawet barbarzyńcy chcieli zostawić po sobie dziedzictwo, pomnik trwalszy niż ze spiżu – jak pisał Horacy. A co pozostawi po sobie współczesne pokolenie? Górę plastikowych odpadów, stertę gadżetów i puste mieszkania wzięte na kredyt.
Skutki kryzysu demograficznego
Spadek przyrostu naturalnego nie jest tylko statystycznym wykresem – to realne problemy gospodarki i jakości życia. System ubezpieczeń społecznych? Zachwieje się, bo coraz mniej pracujących będzie musiało utrzymać coraz większą liczbę emerytów. Zresztą pobierane przez nich państwowe świadczenia, jeśli nie zaczniemy oszczędzać, będą na poziomie ułamka pensji. Służby zdrowia nie będzie miał kto utrzymać. Demografia uderzy nas po kieszeni – i to boleśnie.
Kryzys ludnościowy oznacza także społeczną stagnację. Starsze pokolenia to skarbnica doświadczeń, ale bez młodych brakuje innowacji, świeżego spojrzenia i energii do działania. Gdy w państwie brakuje równowagi wiekowej, zamiast rozwoju mamy konserwowanie status quo. Populacja się starzeje, zaczyna myśleć defensywnie, unika ryzyka, dusi kreatywność. Historia pokazuje, że to prosta droga do zastoju. A świat nie stoi w miejscu – jeśli jedne kraje tracą impet, inne przejmują inicjatywę. Europa już teraz traci konkurencyjność na rzecz młodszych, dynamicznych społeczeństw. A Polska, jeśli nic się nie zmieni, podąża, niestety, w tym samym kierunku – drogą powolnego demograficznego wygasania.
Czy istnieje wyjście?
Rozwiązanie tego rodzaju kryzysu wymaga odwrócenia trendów, które nas do niego doprowadziły. Z ekonomicznego punktu widzenia konieczna jest polityka prorodzinna. To jednak nie tylko rozdawanie pieniędzy, lecz konkretne działania, które sprawią, że zakładanie rodziny stanie się realnie łatwiejsze. Wyższe ulgi podatkowe dla rodziców? Jak najbardziej. Węgrzy już to robią z rozmachem i może warto raz w życiu spojrzeć na Budapeszt nie tylko jako na cel turystyczny, ale i źródło inspiracji. Tyle że pieniądze – nawet dobrze przekazane – to nie wszystko. Potrzebne są mieszkania dostępne dla młodych, stabilność zatrudnienia dla matek i sensowne wsparcie przy ich powrocie na rynek pracy. Ale to wciąż tylko połowa sukcesu.
Bez powrotu do kultury wspierającej naturalne wspólnoty wszelkie ulgi i dotacje na niewiele się jednak zdadzą. Potrzebujemy znanych i lubianych osób pokazujących, że trwały związek ojca, matki oraz ich dzieci to nie obciach, ale coś wartościowego. Potrzebujemy filmów i seriali, które nie będą kolejną laurką dla życia „bez zobowiązań”, tylko pokażą rodzinę w pozytywnym świetle. Potrzebujemy błyskotliwych memów, trafiających do młodych szybciej niż rządowe kampanie.
Nowe pokolenie Polaków wciąż ma wybór – albo wejdzie w schematy narzucone przez kulturę tymczasowości, albo odzyska kontrolę nad własną przyszłością. Rodzina i wychowanie dzieci to nie jest wygodny life choice dla każdego. To krew, pot i łzy. To wyzwanie, które warto podjąć, by pozostawić po sobie dziedzictwo – i dla dobra przyszłych pokoleń.
Większość krajów, w których obserwuje się spadek dzietności, jest lepiej rozwinięta. Przyczyną tego trendu jest lepszy dostęp do środków antykoncepcyjnych oraz większa liczba kobiet zdobywających wykształcenie i podejmujących pracę.
W Japonii, innym azjatyckim kraju, który zmaga się z niskim wskaźnikiem urodzeń, średnia liczba urodzeń na kobietę w 2023r. pozostała na poziomie 1,2. To plasuje ten kraj wśród ponad 90 na świecie, w których populacja nie rośnie niezależnie od imigracji. W tej grupie znajduje się również wiele krajów z Europy, obu Ameryk i Azji Południowo-Wschodniej.
Większość krajów, w których obserwuje się spadek dzietności, jest lepiej rozwinięta. Przyczyną tego trendu jest lepszy dostęp do środków antykoncepcyjnych oraz większa liczba kobiet zdobywających wykształcenie i podejmujących pracę.
Infografika: Stan globalnej płodności. Więcej infografik znajdziesz na stronach Statista
=====================================
W 2023r. współczynnik dzietności w Somalii, Czadzie, Nigrze i Demokratycznej Republice Konga wyniósł 6,1, co jest najwyższą wartością na świecie. Na kolejnych miejscach znalazły się Republika Środkowoafrykańska i Mali.
W tym roku 29 z 31 krajów świata, w których kobiety miały średnio czworo lub więcej dzieci, znajdowało się w Afryce.
W 1963 roku kobiety miały średnio 5,3 dziecka w ciągu swojego życia, a do 2023 roku liczba ta zmniejszyła się ponad dwukrotnie, do 2,2.
W tym samym okresie liczba ludności na świecie wzrosła o około 150 procent, z 3,2 miliarda do 8,1 miliarda.
Fakt, że populacja stale rośnie, pomimo spadku globalnego wskaźnika dzietności, wiąże się z dłuższą oczekiwaną długością życia i niższą śmiertelnością dzieci.
ONZ prognozuje, że w połowie stulecia globalny wskaźnik dzietności osiągnie minimalny poziom zastępowalności pokoleń wynoszący 2,1, natomiast pod koniec stulecia liczba ludności na świecie zacznie prawdopodobnie spadać.
This is a must-read for those interested in the topics of Dr. Fauci and gain-of-function research. Speculation about the author includes Dr. Jeffrey Taubenberger. The question now is whether or not DNI Tulsi Gabbard is serious about calling out Fauci’s perjury before Congress, and whether the autopen blanket pardon is valid. I strongly suspect that the pardon relates to much more than just the WIV GOF. Fauci probably knew what was happening in the Ukraine biolabs and much more.
“I admired Fauci in his earlier career because I thought he was a strong leader with a vision for global research. But I can’t say that anymore.”
MAY 4
Today’s guest essay is by a infectious disease researcher at the National institutes of Health who wishes to remain anonymous to guard against retribution.
As a decades-long NIH insider, I wasn’t surprised to see Dr. Tony Fauci go toe-to-toe with President Trump in his first term. After all, this is a man who built a $4 billion taxpayer-funded empire—the National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID)—and transformed it into a medieval Italian Signoria, where his every word was law, his every whim obeyed. When I entered his office, I couldn’t help but notice a portrait of The Godfather hung above his desk—Marlon Brando as Don Vito Corleone, not Al Pacino as the young, upstart Michael—a fitting tribute to his persona and leadership style.
Upon entering NIH meetings, I sometimes caught a favored capo slouching down in his chair after dutifully raising Fauci’s own, so that, feet dangling, the diminutive Don would appear the tallest man in the room. From such commanding heights, the Boss often humiliated staff members, both women and men, in expletive-laden tirades. To avoid this wrath, his minions worked feverishly to anticipate his every desire and satisfy a relentless ambition to expand the Fauci’s scientific dominion.
I admired Fauci in his earlier career because I thought he was a strong leader with a vision for global research. But I can’t say that anymore.
Several incidents caused me to change my view beginning in March 2020 when a group of renowned virologists published a paper in Nature Medicinethat falsely concluded a lab accident could not have started the COVID pandemic. A year later, I watched in disbelief as Dr. Fauci testified before Congress where he strongly denied allegations about dangerous virus research he was funding at the Wuhan Institute of Virology. I realized that the Fauci-led NIAID had participated in a classic Washington ploy: satisfy your critics by pretending to regulate activity that can harm the public, while actually letting your friends do whatever they want. In this case, I’m talking about gain-of-function virus studies, research that should end tomorrow to protect us from future man-made pandemic disasters.
Like most everyone in the federal government, in the early months of the pandemic I was working from home when Nature Medicine published a paper called “The proximal origin of SARS-CoV-2.” Written by prestigious virologists Scripps researcher Kristian Andersen and Tulane University’s Robert Garry, this paper concluded, “We do not believe that any type of laboratory-based scenario is plausible.” The paper analyzed the genetic sequence of the COVID virus and concluded that SARS-CoV-2 was a naturally occurring virus, as no clear signs of “gain-of-function” were detected.
Gain-of-function is a process where virologists manipulate a virus’s genetic sequence to make it more transmissible, lethal, or able to overcome countermeasures. After making a virus more dangerous through gain-of-function, researchers then try to figure out how to defeat it. However, the “Proximal Origin” letter in Nature Medicine overlooked a common gain of function method.
Virologists often use a technique called “serial passaging,” where a virus is repeatedly introduced to laboratory animals or different cell types, such as human cell lines. Repetitive passaging allows the virus to genetically adapt, enabling it to grow in the new animal or cells. And such passaging does not require direct genetic manipulation.
The authors of the “Proximal Origin” paper completely ignored the possibility of serial passaging. And because they didn’t discuss this very common laboratory practice, they did not “disprove” a laboratory origin for the virus. I have no idea how ignoring something so obvious could make it pass peer review and get published in a prestigious journal like Nature Medicine.
I remember sitting in my living room, carefully reading the paper line by line, and shouting over to my partner in the next room, “What the fuck is going on?!”
Despite such a gaping hole in the analysis, the paper was taken as gospel by basically every reporter covering it—New York Times, CNN, Science Magazine, NBC, Science News, Nature Magazine, Washington Post, etc…—as if it ended all doubt that the COVID virus could have come from a lab.
I discussed this quietly with a few close colleagues I consider friends, but I’m embarrassed to admit that I was afraid to speak out publicly. At the time, people were being called “conspiracy theorists” for even asking if the virus could have had a lab origin. There was a real fear of saying what you thought—shame, humiliation—and I was worried about getting fired. I believed the entire virology and the NIH-funded scientific communities would have banded together to discredit me if I said anything, and my career would have been over. Dr. Fauci was the most powerful man in the scientific community at that time and his word was undisputed.
Besides, the toxic political climate at the NIH did not allow much for dissenting opinions. All communications by federal employees are vetted and go through a multi-layered review process, and criticism of the official narrative would never have been allowed. As any member of the NIH knew, you don’t ever take sides against the family.
The authors of the “Proximal Origin” paper completely ignored the possibility of serial passaging.
During this same time period, I also became aware that something weird was happening inside the NIH. In April 2020, Trump cut off a grant to Peter Daszak who ran a nonprofit called EcoHealth Alliance. Daszak was partnering with researchers at the Wuhan Institute of Virology to collect and characterize bat coronaviruses in China. Trump’s executive action was an effort to prevent another possible COVID-19-like pandemic, even though Politico called these concerns a “conspiracy theory.” But rather than reassess the risks of this research, as the President wanted, the Fauci-led NIAID doubled down on high-risk viral research, funding new programs called Centers for Emerging Infectious Diseases (CREID). These research programs focused entirely on global collection and surveillance of zoonotic viruses from nature.
Instead of pausing to investigate whether a lab leak had occurred, Fauci awarded Daszak a new multi-million-dollar CREID grant dedicated to hunting for novel viruses in bats—not just in Chinese caves, but across Southeast Asia and parts of Africa. From 2020 to the present, Daszak and EcoHealth Alliance received $4,474,707 for his CREID grant plus another $3,353,628 for similar virus hunting grants.
At the same time, NIAID also awarded the authors of the Proximal Origin paper—Scripp’s Andersen and Tulane’s Garry—large CREID grants which have cost American taxpayers $11,322,650. By handing out awards to political allies, Don Fauci maintained a web of allegiances.
But these grants were a slap in the face to President Trump and completely dismissed the American public whose family members were dying from a pandemic which could have started from NIH-funded virus research. The timeline of these awards is also interesting. Andersen’s CREID grant had been reviewed in November 2019 and presented to the official NIAID Advisory Council in January 2020. Fauci would have known the names of researchers getting such a massive grant, and Andersen and Garry would have been very eager to please Fauci.
By publishing the “Proximal Origin” paper, both Andersen and Garry gave Fauci a handy talking point to misdirect public attention away from a lab accident in a Wuhan lab that he was funding. Dr. Collins promoted Andersen’s “Proximal Origin” paper in his March 2020 NIH Director’s Blog, and Fauci seized upon the paper during a televised White House briefing.
Fauci cast aside the possibility of a laboratory-based origin by citing the “Proximal Origin” paper in an April 17, 2020 White House Coronavirus Task Force press briefing. When asked whether the virus was possibly manmade in a lab in China, President Trump stepped aside from the podium and let Fauci answer:
There was a study recently that we can make available to you, where a group of highly qualified evolutionary virologists look at the sequences there and the sequences in bats as they evolve and the mutations that it took to get to the point where it is now is totally consistent with a jump of species from an animal to a human. So, the paper will be available. I don’t have the authors right now, but we can make that available to you.
Fauci’s remarks, as he stood next to the President, really gave the paper added media and public value. At the time, I thought it was weird that Fauci would promote researchers who ignored the obvious possibility of serial passaging, but we later learned that Fauci was intimately involved in the “Proximal Origin” paper.
Emails showed that Andersen sent Fauci several updates as the paper was being written, and even invited him to make suggestions. In a sworn congressional deposition, Fauci later admitted to receiving 5 to 10 drafts of the paper but claimed he didn’t really understand it. But if he really didn’t understand the paper, then why did he promote it to reporters at a White House briefing?
For such a politically savvy man to manipulate the scientific process directly under the nose of the President was rather unexpected. But it got worse. He also thumbed his nose at Congress.
Fauci was the darling of Republicans and Democrats, so he shocked me during a May 2021 Senate hearing when he pointed his finger at physician Senator Rand Paul and called him a liar for noting that NIAID funded dangerous gain-of-function virus research in Wuhan, China.
“Senator Paul, with all due respect, you are entirely and completely incorrect,” Fauci said while under oath. “The NIH has not ever and does not now fund gain-of-function research in the Wuhan Institute of Virology.”
In retrospect, none of this behavior should have surprised me. Fauci is highly territorial and has never allowed anyone—even the President of the United States—to mess with his fiefdom.
President Obama put a pause on funding for gain-of-function research in 2014 that lasted until 2017. The gain-of-function moratorium suspended federal funding for research that enhanced the pathogenicity, transmissibility, or host range of dangerous pathogens—the exact type of research Chinese scientists had been conducting at the Wuhan Institute of Virology. This moratorium covered all types of pathogens such as influenza, MERS, and SARS viruses—the type which gave us the COVID pandemic. President Obama imposed the moratorium in 2014 after growing concerns from the scientific community and public advocacy groups about the risks associated with research and the potential for accidental release or misuse of enhanced pathogens.
The pause was triggered by a group of virologists at the Erasmus Medical Center in the Netherlands who used a gain-of-function techniques including serial passaging to adapt influenza to ferrets and made the virus airborne. The pause was lifted in 2017 after the government created a new framework to assess the dangers of gain-function research called P3CO Framework (Potential Pandemic Pathogen Care and Oversight).
But in the end, nothing really changed.
The P3CO Framework was supposed to enforce stricter oversight for high-risk virus research. I now think it was a distraction. Once P3CO was put in place, Fauci’s NIAID simply resumed funding scientists to develop bioengineered viruses. For instance, researchers used a synthetic gene library to generate all possible H5 bird flu variants capable of escaping detection by the human immune system.
I feel certain today that the moratorium was a political show that lasted just long enough for the critics to forget about the dangers of high-risk virus research that created the airborne influenza virus. NIH spent years creating the P3CO safety review, but I now realize there is a gaping hole in the very guidelines designed to check the power of funders like Fauci. A gain-of-function study was only sent for P3CO review if Fauci or his subordinates felt it needed review.
This is an obvious conflict of interest, like allowing a batter to call his own balls and strikes, while sometimes letting an umpire opine, but only if the batter permits it. Although I have no direct evidence, I am suspicious that Fauci purposely avoided sending gain-of-function projects for review to the P3CO committee.
The details of this process are very intricate and hard for outsiders to follow, but Senator Rand Paul made some of this public during an interview a year back.
We have evidence, yes, that they were dishonest, that Anthony Fauci lied in hearings to me, which is a felony, punishable up to five years. We have emails that show him saying that he knew it was gain-of-function, that the virus looked manipulated, and he was worried that this came from Wuhan lab [on] February 1 of 2020. Then he spent the last three years saying nothing to see here. We also know there was a safety committee that should have reviewed this and we know that Anthony Fauci went around the safety committee – the safety committee set up in place to make sure this didn’t happen.
After President Biden granted Fauci a preemptive pardon on his last day in office, Senator Paul sent subpoenas to get answers about what Fauci knew and when he knew it. “In the wake of Anthony Fauci’s preemptive pardon, there are still questions to be answered,” he posted on X. “Who at NIH directed funds to the Wuhan Institute of Virology, and why was the proposal not scrutinized by the P3CO safety committee?”
Throughout the COVID pandemic, concerned scientists and the general public began piecing together a troubling narrative. Emails found that the Wuhan Institute of Virology had been funded by NIAID through a subcontract to Peter Daszak’s EcoHealth Alliance. The work was ostensibly classified as viral surveillance, which allowed it to bypass the new P3CO guidelines created to rein in dangerous virus research.
However, a closer look revealed that scientists at the Wuhan Institute of Virology led by Dr. Zhengli Shi had been trained by Dr. Ralph Baric at the University of North Carolina. Baric is widely regarded as one of the world’s leading bioengineers specializing in coronaviruses, and the NIAID had been funding him for years through a combination of grants and service contracts for pandemic preparedness. His groundbreaking work on manipulating coronaviruses (including constructing Frankenviruses) was pivotal, and that expertise had made its way to Wuhan—intentionally or otherwise.
This is an obvious conflict of interest, like allowing a batter to call his own balls and strikes, while sometimes letting an umpire opine, but only if the batter permits it.
“Don’t want to be cited in as having commented prior to submission,” Baric emailed the essay authors, before sending in his text changes.
NIAID’s international cooperation efforts were rooted in the belief that building scientific capacity abroad was a global good—an ideal that often holds true. But in this case, cooperation with foreign researchers came with unintended consequences. The transfer of technical expertise and bioengineering know-how across borders, paired with inadequate oversight and misclassification of research objectives, may have created the perfect storm. While the intent may have been altruistic, the outcome was anything but.
The NIH has repeatedly demonstrated a dangerous inability to safeguard public safety. The P3CO Framework was intended to enforce stricter oversight, but proved to be a hollow safeguard, allowing NIAID to continue funding dangerous research with a fig leaf for compliance. Worse, EcoHealth Alliance’s funding of the Wuhan Institute of Virology was classified as “viral surveillance,” an administrative sleight-of-hand that enabled high-risk experiments to continue with impunity. By allowing gain-of-function research to proceed unchecked, NIH abandoned its responsibility to ensure that taxpayer-funded science did not jeopardize public health.
But NIH’s errors are not merely a matter of oversight failure—they are the result of scientific arrogance compounded by an ingrained, symbiotic relationship between federal science officers and the research academics they fund. This relationship is mutually beneficial as scientists depend on NIH funding to build their careers, while NIH officers rely on these same scientists to generate the groundbreaking studies that justify new initiatives and expand NIH’s influence.
Academic scientists and NIH bureaucrats don’t just collaborate professionally—they often emerge from the same university laboratories, attend the same conferences, and publish together in the same journals. Instead of government oversight of academic research, we have a system that rewards allegiance and mutual advancement. This cozy relationship is cemented by lavish taxpayer-funded travel to international conferences, where federal officers and the university scientists they support fly around the world, stay together at luxury hotels, and forge alliances that prioritize career advancement over public safety.
This conflict of interest is baked into the system, making genuine oversight of dangerous research nearly impossible. This is not just my professional experience, emails show this is the case. Despite public concerns about the nature of EcoHealth Alliance’s research and multiple media reports about the veracity of Peter Daszak’s public statements, the NIH program officer who oversaw EcoHealth Alliance’s grants began working directly with Daszak on his 2023 grant renewal.
NIH’s pattern of circumventing research safeguards, misrepresenting funding, and the entrenched culture of mutual dependency between program officers and academics has created a system where oversight becomes performative and regulatory frameworks like P3CO become mere window dressing. Dr. Fauci’s public denials of NIH involvement in gain-of-function research at the Wuhan Institute of Virology, despite documented evidence to the contrary, highlights a culture of obfuscation and regulatory evasion. NIH has forfeited public trust and can no longer be relied upon to serve as the gatekeeper for high-risk pathogen research.
Instead of government oversight of academic research, we have a system that rewards allegiance and mutual advancement.
The “conspiracy theory” label deployed by NIH leadership to knock down the possibility of a lab accident troubles me to this day, especially since it seems to have been a misinformation campaign. In my entire scientific career, I have never seen an alternative hypothesis shot down by labeling it a “conspiracy theory.” This was something completely foreign to me, a shameful example of McCarthyism in the scientific community, and the very antithesis of science.
To prevent future disasters, gain-of-function virus research should end at the NIH and should not be funded by any federal agency. Moreover, the government needs to assume legal authority to prevent gain-of-function virus research at private companies or institutions as well. High-risk research that involves manipulating pathogens capable of causing global pandemics should not be treated as routine biomedical research—it should be viewed as having the same risk as bioweapons development.
Despite its defenders, gain-of-function research has not demonstrably contributed to the prevention of pandemics. Let’s not forget, the COVID pandemic started in Wuhan, China, a city that hosts a research lab that is supposed to stop pandemics. The time has come to abandon the false promise that we can outwit nature by engineering lab viruses. We need to shift research to rapid identification of emerging pathogens when they cause symptoms in humans and domesticated animals, and funding should be redirected toward safer, more responsible methodologies such as structural and computational modeling, and laboratory techniques like deep mutational scanning, and loss-of-function studies.
These approaches can help us understand how viruses jump from animals to humans without making these same pathogens more dangerous. For too many years, scientists have sold the public on a lie. It is time to realign our research priorities with the principle that science should serve public safety and protect lives—not gamble with them.
Dlaczego exposé ministra spraw zagranicznych było tak ważne? Bo zdemaskowało intencje rządu i pokazało, że jest skrajnie niesuwerenny. Dlaczego uderzało w polską rację stanu? Bo osią polityki zagranicznej zrobił Ukrainę, uzależnił losy Polski od losów Ukrainy i było jednym wielkim chciejstwem typu „Ufam, że Putin przegra” albo „Z bożą pomocą zwyciężymy”. Oratorski wyczyn Sikorskiego przejdzie do historii także dlatego, że mówił przez kilka godzin o czymś, czego nie ma. Wytłumaczenie może być tylko jedno: Radkowi Sikorskiemu zabroniono prowadzenia jakiejkolwiek samodzielnej polityki zagranicznej. I na tym tle słowa Tuska: „Głos Polski w Europie od niepamiętnych czasów nie brzmiał tak mocno”, zabrzmiały wprost groteskowo. A na marginesie przypomnijmy słowa Platona: „Mądrzy mówią, ponieważ mają coś do powiedzenia. Głupcy mówią, ponieważ muszą coś powiedzieć”.
Sikorski ma przydatną przywarę – mówi wprost to, co inni folksdojcze skrywają. W sejmowej mowie złożył drugi „hołd berliński”. Tu przypomnijmy, że to on był pierwszym, który otworzył Polakom oczy na powiązania Tuska z Niemcami i nie w sposób pokątny, ale w świetle kamer. W listopadzie 2011 r. wezwał Niemcy, by przewodziły Europie. Mówiąc o oddaniu Berlinowi wszelkich kompetencji, użył określenia „drakońskie uprawnienia”, co sprawiło, że przemówienie przeszło do historii pod nazwą „hołdu berlińskiego”. Zdemaskował też Tuska inną wypowiedzią: Prawica nie przyjmuje do wiadomości, że Niemcy stracili na naszą rzecz 20 proc. swojego przedwojennego terytorium, że Niemcy głównie finansują nasze transfery z Unii. I nie chciało się wierzyć, żesłowa te wypowiedział polski polityk, bo tezy, że Ziemie Odzyskane to reparacje, nie głoszą nawet rewizjoniści w Berlinie.
Były i inne buńczuczne przechwałki: „Nasz budżet obronny sięga dziś niemal 50 miliardów dolarów i jest wyższy od budżetu wojskowego Hiszpanii, Kanady i Turcji”. Tymczasem Turcja, z budżetem w wysokości 17 mld dolarów, ma drugą pod względem liczebności i siły ognia armię NATO (po armii USA). Tureckie wojska lądowe liczą 400 tys. żołnierzy i dysponują 3046 czołgami, 2831 bojowymi wozami piechoty, 2990 jednostkami artylerii, 400 śmigłowcami. Turecka marynarka wojenna jest wyposażona w 14 okrętów podwodnych, 16 fregat, 6 korwet i 63 okręty patrolowe. Tureckie lotnictwo to 200 sztuk samolotów F-16 (w dodatku montowanych w Turcji) i już zakupionych 100 samolotów F-35. A może Sikorski celowo pominął, że te 50 mld to faktycznie część budżetu obronnego Ukrainy? Ale nie jest tak całkiem źle. PIS zbudował (a Tusk rozwija) drugą potężną armię – ukraińskich przesiedleńców, którą wzmocnił niedawno prezydent RP, mianując na stopień generała brygady Mirosława Bodnara i chełpiąc się, że Polska przeznaczyła 5% swego PKB, czyli przeszło 175 mld zł na pomoc dla Ukrainy. I jeszcze jedno: Sikorski słowo „Ukraina” wymienił 38 razy, równoważąc je tylko (chyba prześmiewczo) dwoma zwrotami: „polski rząd” i „polska gospodarka”. A nam się wydawało, że trudno na tym polu pobić Dudę, który w Davos słowo „Ukraina” wymienił 24 razy a „Polska” dwa razy.
W swym exposé Sikorski, ledwo zakamuflowanym językiem, nawoływał: „Jebać PiS”. Ale znalazł się w nim jeden „dobry” PiS-owiec – Michał Dworczyk. „W kwestii obrony Polski i Europy każdą próbę dezinformacji należy bezwzględnie zwalczać. Ale […] każdy dobry pomysł zasługuje na uwagę – niezależnie od barw politycznych jego autora. Interesujące były sugestie pana posła Michała Dworczyka dotyczące uproszczenia przepisów w zakresie pozyskiwania amunicji”. A jak to z ową „amunicją” było? Okazuje się, że Dworczyk ma wybuchową przeszłość – był skazany za nielegalne posiadanie materiałów wybuchowych. Jesienią 1999 r. policja dostała informację o „niewypale” na warszawskim Solcu. W trzech piwnicach znalazła skrzynki z pociskami artyleryjskimi, trotylem i głowicę do granatnika. Ewakuowano wszystkich mieszkańców 9-piętrowego bloku, zamknięto ulicę i wezwano saperów. Sprawcą był Michał Dworczyk. Podczas śledztwa okazało się, że to nie pierwszy raz, kiedy bawi się amunicją – sześć lat wcześniej jechał małym fiatem wyładowanym zapalnikami. Przyznał się do winy. Tłumaczył, że amunicję znalazł, poszukując przedmiotów z czasów wojny. Stanął przed sądem, który wydał wyrok: 1,5 roku więzienia w zawieszeniu.
Jak swoje doświadczenie z materiałami wybuchowymi wykorzystał później, gdy objął w rządzie Mateusza Jakuba Morawieckiego funkcję szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i dyrygował procesami, które do dziś wpływają na polską rzeczywistość? Oprócz kierowania akcją przesiedlenia kilku milionów Ukraińców i działań na rzecz ich stałego osiedlenia w Polsce, rozdał miliardy złotych oraz wydał trzy razy tyle na pomoc dla armii ukraińskiej, przekazując całe uzbrojenie polskiej armii, w tym całą amunicję. Stosunki z Ukrainą traktował jak prywatny folwark lub raczej hajdamacki chutor. Kierował wszystkimi możliwymi gremiami zajmującymi się polityką wschodnią. To on stosunki Polski z Ukrainą zamienił w stosunki hajdamacko-polskie i oddał na wyłączność Ukraińcom. To dzięki niemu Ukraińcy zdominowali dysponujące dziesiątkami milionów złotych fundacje, mające w założeniu pomagać Polakom żyjącym na Wschodzie, i tak zabrali się za dystrybucję tych środków, że dziwnym trafem trafiają wyłącznie do Ukraińców. Przykładem może być Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie. Nic też dziwnego, że tamtejsi Polacy pytają, czy fundacja nie powinna nosić nazwę „Nękanie Polaków na Wschodzie”? Sprawę wyjaśnia to, że jest Ukraińcem z pochodzenia a jego pierwotne nazwisko to Mychajło Dworczuk.
Że to bratnia dusza Sikorskiego, świadczy jeszcze coś: Za „Pierwszego Tuska” Radek rzucił apel: Zachęcamy do osiedlenia się w Polsce osoby z polskiego kręgu kulturowego i historycznego […] apeluję o przedstawienie nam pro imigracyjnych projektów, które moglibyśmy wesprzeć środkami publicznymi”. Nie czekając na takie projekty, w ramach programu „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą”,250 tysięcy złotych przyznał Centrum Taubego Odnowy Życia Żydowskiego w Polsce. 100 tysięcy złotych dał Fundacji Shalom na organizację Festynu Kultury Żydowskiej w Nowym Jorku. Grosza nie poskąpił dla Fundacji „Festiwal Kultury Żydowskiej” w USA, która 70 tysięcy otrzymała na projekt pod nazwą „Odnawiamy żydowskie więzi Polonii z Polską”. Gdy na zarzut, dlaczego lekką ręką wydaje pieniądze na wsparcie organizacji żydowskich kosztem tych instytucji, które wspierają polski język i polską kulturę, Sikorski odpowiedział: W polskim interesie narodowym jest uświadamianie amerykańskim Żydom, że tak naprawdę pochodzą z Polski.
Podobną złowieszczą zapowiedź złożył Michał Dworczyk: „Rząd rozpoczyna prace nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wkrótce po tym zainicjował „Ustawę o cudzoziemcach”, o której z gazet dowiedzieliśmy się, że „Rząd chce zachęcać Ukraińców do osiedlania się w Polsce i do uzyskiwania obywatelstwa”.
Także Radek niegdyś oświadczył w Senacie: „Proponujemy nowość, a mianowicie to, aby w miejsce pojęcia Polonia i Polacy za granicą zacząć konsekwentnie stosować nowe pojęcie ‘diaspora polska’ czy ‘diaspora narodowa’. By być częścią ‘diaspory polskiej’ nie trzeba mieć polskich korzeni. Naszym oddziaływaniem chcemy objąć wszystkich tych, którzy mają sentyment do Polski lub mają związki rodzinne lub historyczne z ziemiami historycznej Rzeczypospolitej”. Diaspora polska to wszyscy, którzy Polsce dobrze życzą – dodał enigmatycznie.Na koniec uściślił: Dotychczas stosowane określenie ‘Polonia’ było zbyt ‘plemienne’ i ‘wyznaniowe’. Sikorski długo krygował się zanim zdradził, o jaką nację chodzi – „żyjącą w USA b. wpływową, potężną w mediach diasporę, która potrafi wpłynąć na politykę wobec Izraela, na to że nastąpiło wsparcie wojskowe Izraela”. Wygadał się także z czymś innym: „Uważam, że tych, którzy niekoniecznie dzisiaj uważają się za Polaków można by wykorzystać na rzecz jakichś polskich projektów tak, aby w przyszłości oni albo ich dzieci chcieli związać się z Polską przez jakieś biznesy czy osiedlenie”. Pochwalił się też swymi osiągnięciami na niwie osiedlania w Polsce owej „potężnej diaspory”: Wydajemy 25 tysięcy polskich paszportów w Stanach Zjednoczonych dla amerykańskich Żydów.
Ale to nie jedyna zasługa Sikorskiego w popieraniu obcych nacji.Za „Pierwszego Tuska” też uchylił się od zadania wspieranie Polaków na Białorusi, ostentacyjnie pompując miliony w tzw. opozycję białoruską i w Telewizję Biełsat. Kiedy całym swoim dyplomatycznym partactwem doprowadził do tego, że Białoruś, kraj nam najbardziej życzliwy spośród sąsiadów na Wschodzie i najlepiej traktujący żyjących tam Polaków, przekształcił się w jeden z najbardziej nam wrogich, Łukaszenko zdiagnozował, że Radkowi przydałyby się konsultacje u dobrego psychiatry. Tej trafnej diagnozy nic lepiej nie potwierdza, niż fizjonomia przemawiającego w Sejmie Sikorskiego. To prawdziwy cymes: wybałuszone oczy, nerwowe tiki, głupawe uśmieszki, buzia w ciup, pokraczne miny, z których wyziera twarz pospolitego głupka. No i ta stara fotka Radka w łachach afgańskiego mudżahedina.
Na sejmowej sali spotkali się inni sojusznicy w „ukrainizacji Polski”,którzy tak, jak Sikorski spartaczyli wszystko, co było do spartaczenia w polityce wschodniej, którzy wyznają zasadę „Ukraińcy to nasi bracia i musimy im oddać wszystko”, którzy obarczają Rosjan winą za wołyńskie ludobójstwo. Przykładem Antek Macierewicz, dla którego: „Wrogiem, który rozpoczął, i który użył ukraińskich sił nacjonalistycznych do tej straszliwej zbrodni ludobójstwa była Rosja. To tam jest źródło tego straszliwego nieszczęścia”. Jeszcze inne, świadczące o sekretnych związkach Dworczyka z Macierewiczem, fakty: Dworczyk był wychowankiem Macierewicza w drużynie harcerskiej „Czarna Jedynka” (i jego „ulubieńcem”, bo złośliwe języki mówią, że to jego golenie głaskał namiętnie). Gdy prokurator w aferze z „amunicją” wnioskował o areszt, Dworczyka uratował Antoni Macierewicz, składając za niego osiem poręczeń, że „jest harcerzem i patriotą zaangażowanym w sprawy społeczne i polityczne”. Przypomnijmy też, że 2 grudnia 2016 r. Macierewicz (gdy był ministrem obrony, a Dworczyk jego zastępcą) zawarł tajną umowę, która zawiera jednostronne zobowiązania zakładające nieodpłatne przekazanie Ukrainie wszystkich zasobów Państwo Polskie, tak jakby Polska wypłacała Ukrainie kontrybucje wojenne.
A co łączy Antka z Radkiem? Sikorski, dzięki żonie, związał się z amerykańskimi trockistami, dla niepoznaki zwanymi neokonserwatystami, którzy paradoksalnie mają swój drugi odpowiednik w Polsce, w postaci… Macierewicza (który pielgrzymował do nich, gdy był w opozycji i szukał remedium na polskie bolączki, rywalizując z Sikorskim i jego żoną o względy owych trockistów). A skoro mowa o trockistach, to wymieńmy ich wzorcowego przedstawiciela w Sejmie – Pawła Kowala, przewodniczącego komisji spraw zagranicznych. Przy czym ten ostatni, w rankingu polityków mających decydujący głos w polskiej polityki wschodniej, stoi o niebo wyżej niż Sikorski. To nie tylko żydokomuna, ale i żydobanderowiec, mający w dodatku rabina prowadzącego z Chabad.
To z inspiracji neokonserwatystów Radek robi bardzo dużo, by zepsuć relacje z Waszyngtonem. Poza tym, że nie robi Amerykanom laski tylko czapkuje Berlinowi, nie uznał wyników wyborów prezydenckich w USA. Gorliwie pomaga mu w tym połowica (chociaż słowo „połowica” nie oddaje treści, bo to „większa połowa”, a Radek to pacynka udająca ministra), która, co jest kuriozum w skali światowej, modeluje stosunki z prezydentem światowego mocarstw. I dlatego, wbrew nakazom poprawności politycznej, pytać trzeba: Z jakich to tajemniczych powodów tak wielokrotnie skompromitowany osobnik, który ma obce obywatelstwo, którego żona jest obywatelką USA i którego syn służy w obcej armii jest ministrem w polskim rządzie? Kto Tuskowi (a wcześniej Kaczyńskiemu) podsunął tego buca?
Pełniąc z woli żydokomuny zaszczytne funkcje rządowe, o mało co nie został prezydentem RP. „Newsweek” pisał o nim: „Ma znakomite kontakty międzynarodowe”, a potencjalną pierwszą damę wychwalał: „Taka para prezydencka mogłaby bardzo mocno wizerunkowo pomóc Polsce”. Gazeta wchodzi w skład koncernu medialnego Axel Springer i dyryguje nią Michał Broniatowski, wzorcowe dziecko żydokomuny, którego ojciec przyszwędał się do Polski w taborach dywizji NKWD i kierował stalinowskimi szkołami bezpieki, matka pracowała w aparacie propagandy, a on, z poręki Sikorskiego, jest dyrektorem TVP World, czyli aparatu propagandy nakierowanego na zagranicę, w tym ukraińskojęzycznego Радио Слава. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. To dobrze, że Broniatowski zabiera głos, bo bez jego chucpy trudniej byłoby zrozumieć, na czym polega zagrożenie i że od katastrofy dzielą nas jedynie wybory wygrane przez wychowanego w żydowsko-ubeckiej rodzinie kamrata Radka. Tu przypomnienie: Trzaskowskim wraz z Sikorskim był w europarlamencie członkiem zarządu Grupy Spinelli, włoskiego komunisty, autora projektu eurokołchozu.
Sikorski może być wdzięczny Dworczykowi za to, że przekazał mu MSZ w stanie, w jakim zostawił je w 2015 roku. Niczego nie musiał zmieniać i wchodzi Ukraińcom w tyłek tak samo głęboko, jak Dworczyk albo jeszcze głębiej. I tu konstatacja: Wszyscy biorą udział w tym przestępczym dziele. Zarówno PO jak i PiS mówią jednym głosem. Drobne animozje wynikają jedynie w prześciganiu się w deklaracjach, kto da Ukraińcom więcej oraz licytowaniu, kto głośniej nawołuje do wojny z Rosją. W takiej sytuacji nie należy wykluczyć, że Sikorski weźmie do sobie Mychajło Dworczuka na wiceministra. A zapowiedzią powołania Ukropolin jest to, że najbogatszy ukraińsko-żydowski oligarcha kupił kamienicę w Warszawie, tuż pod oknami gabinetu Sikorskiego, pokazując tym samym, kto w Polsce rządzi. Geremek, gdy kompletował swój zespół złożony z potomków aktywistów Kominternu i funkcjonariuszy UB, mówił o „pięknym dowodzie istnienia rozumnego układu politycznego”. I czy dzisiaj Dworczyk w rządzie Tuska też nie byłby takim „pięknym” dowodem?
Sytuacja jest niezwykle trudna. Polska dyplomacja potrzebuje najlepszych z najlepszych. Tymczasem, po kilkunastu miesiącach rządów „geniusza dyplomacji”, nasz kraj jest bliżej katastrofy niż kiedykolwiek wcześniej a ministerstwo, na czele którego stoi, to „Ministerstwo Spraw Przegranych”, i to wszystko nie może się dla Polski dobrze skończyć. Sąsiedzi Polski w czasach przedrozbiorowych „polskim sejmem” nazywali bezładne gadanie. Dziś obiegowe staje się powiedzenie „polska dyplomacja”. I tylko pomarzyć można o ministrze, który mówiłby: Jestem sługą narodu polskiego. Na obronę Polski nie można liczyć ze strony autora słów „Tu jest Polin”. Trudno też wyobrazić sobie w tej roli kogoś, dla którego „Polska to nienormalność”. Alenie tylko stronnictwo państwa Applebaum jest temu winne. To my, Polacy, przez swoją głupotę tkwimy w tym chocholim tańcu i szybkim krokiem zbliżamy się do katastrofy, a każdy dzień urzędowania Radka przynosi Polsce nieodwracalne szkody. I właśnie dlatego ten rząd trzeba jak najszybciej obalić, nie czekając na kolejne wybory.
This one below may be dated- but it is still damn funny.
Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support our work, consider becoming a free or paid subscriber. We are deeply grateful to the decentralized network of paid subscribers that enables us to continue doing what we do to support freedom.
Dziennikarka Karolina Pajączkowska ujawniła informacje dotyczące monitoringu dostaw pomocy dla Ukrainy. Zgodnie z jej relacją, do jednej z dostaw został włożony nadajnik GPS, który wykazał, że sprzęt nigdy nie trafił na front. Dziennikarka powołuje się również na relacje osób związanych z centrum logistycznym w Jasionce pod Rzeszowem, które sugerują, że część broni wypływa na czarny rynek.
– “Ktoś” włożył do tych dostaw GPS-a. Okazało, że one nigdy nie opuściły Lwowa. I tam leżały przez miesiące – powiedziała Pajączkowska na kanale Biznes Misja.
– Mam znajomych w Rzeszowie. Jasionka, wiemy, że jest tym centrum logistycznym dostaw. Tam są firmy cywilne. Byli żołnierze, najczęściej amerykańcy, którzy… Są takim pomostem pomiędzy U.S. Army, U.S. Government a ukraińskim wojskiem. Oni też mówią, że broń wypływa na czarny rynek – dodała dziennikarka, która wielokrotnie jako korespondent nadawała ze stref konfliktu na Ukrainie.
Podobne twierdzenia pewne kręgi z marszu kwalifikują jako rosyjską dezinformację. W ostatnim czasie jednak problem handlu bronią zaczęły oficjalnie dostrzegać nawet ukraińskie służby.
W jednej z akcji rozbito dwie grupy handlarzy działające w obwodach kijowskim, lwowskim, rówieńskim i czerniowieckim. Członkowie tych grup, udając ochotników, wywozili broń z terenów walk, a następnie przywracali jej właściwości bojowe w prowizorycznych warsztatach [trochę “podkręcali”, czyścili md]. Gotowy sprzęt wysyłali pocztą, a pieniądze przyjmowali w formie przelewów na karty bankowe wystawione na fikcyjne dane.
W innej operacji ukraińska policja, we współpracy z SBU, przeprowadziła aż 700 przeszukań i aresztowała 22 osoby podejrzane o nielegalny handel bronią i amunicją. Podczas akcji skonfiskowano tysiące sztuk amunicji różnego kalibru, karabiny szturmowe, granaty, karabiny maszynowe i granatniki.
Zaniepokojenie procederem wyrażały nawet organizacje międzynarodowe. Na przykład sekretarz generalny Interpolu Jurgen Stock ostrzegał, że broń przekazana Ukrainie może z czasem dotrzeć do grup przestępczych, szczególnie po zakończeniu działań wojennych.
Również Europol potwierdził istnienie dowodów na przemyt broni z Ukrainy. Rzecznik tej organizacji przyznał, że odnotowano przypadki czarnorynkowego handlu bronią palną i sprzętem wojskowym, a policjanci z krajów UE znaleźli „ślady handlu ciężką bronią wojskową”.
Eksperci oceniają, że z nielegalnym handlem bronią „przywiezioną” z frontu będziemy mieli do czynienia coraz częściej. Problem może dotknąć nie tylko Ukrainy, ale całej Europy, podobnie jak miało to miejsce po konflikcie na Bałkanach.
Ukraina miała problemy z przemytem broni jeszcze przed rosyjską inwazją. Według Global Organized Crime Index z 2021 roku, kraj ten był jednym z największych rynków nielegalnie przemycanej broni w Europie. W latach 2013-2015 „zagubiono” lub skradziono około 300 tys. sztuk broni strzeleckiej i lekkiej, z czego odzyskano jedynie nieco ponad 13 procent.
4 maja 2025 roku izraelskie lotnisko Ben Gurion stało się celem ataku rakietowego przeprowadzonego przez grupę Huti z Jemenu. Pocisk balistyczny uderzył w obszar portu lotniczego, powodując czasowe zawieszenie operacji lotniczych. Choć nie odnotowano ofiar, incydent wywołał silne reakcje zarówno w Izraelu, jak i poza jego granicami. Szczególnie niepokojące okazało się to, że zaawansowane systemy obrony – izraelski Arrow i amerykański THAAD – nie zdołały przechwycić rakiety.
W reakcji na atak kilka międzynarodowych linii lotniczych, w tym Wizz Air, Lufthansa, Air France, Air Europa, Austrian i Swiss Airlines, tymczasowo zawiesiło loty do Izraela. Przewoźnicy powołali się na względy bezpieczeństwa – Wizz Air zawiesił loty na 48 godzin, do rana 6 maja. Decyzje te mogą uderzyć w izraelski sektor turystyczny i pogłębić obawy inwestorów oraz podróżnych.
Izraelski premier Benjamin Netanjahu i minister obrony Israel Katz zapowiedzieli szybkie konsultacje w sprawie możliwej odpowiedzi na atak. Gabinet bezpieczeństwa ma zebrać się o godzinie 19:00, a jednym z rozważanych wariantów jest bezpośredni atak na cele Huti w Jemenie. Cytat ministra Katza: „Kto nas krzywdzi, zostanie uderzony siedmiokrotnie”, jasno wskazuje na determinację władz w Tel Awiwie.
Wydarzenia z 4 maja wpisują się w dłuższy ciąg napięć w regionie. W listopadzie 2024 roku Hezbollah uderzył w okolice Ben Gurion rakietami, a w marcu 2025 roku Huti przeprowadzili już trzeci atak w ciągu 48 godzin na to samo lotnisko, używając zaawansowanego pocisku Palestine 2. Wszystkie te wydarzenia wskazują na rosnącą zdolność ugrupowań wspieranych przez Iran do rażenia celów strategicznych w Izraelu.
Kontekst regionalny nie sprzyja deeskalacji – zawieszenie broni między Izraelem a Huti z początku 2025 roku zostało zerwane po izraelskiej blokadzie pomocy humanitarnej dla Gazy. Huti, deklarując wsparcie dla Palestyńczyków, od końca 2023 roku kontynuują serię ataków na izraelskie cele, w tym statki handlowe na Morzu Czerwonym i teraz – najważniejsze lotnisko kraju.
Jeśli Izrael zdecyduje się na kontratak, może to prowadzić do eskalacji o nieprzewidywalnych skutkach. Przesunięcie konfliktu z obszaru Gazy i Libanu na południowy zachód – do Jemenu – może wciągnąć inne państwa w działania wojenne.
Dla Izraela oznacza to również nowe wyzwania strategiczne – konieczność rozciągnięcia obrony przeciwrakietowej na tysiące kilometrów i ryzyko dalszego pogorszenia relacji z partnerami regionalnymi.
The depth of the crater at the site of the Houthi ballistic missile crash near Tel Aviv airport reaches 25 meters Foreign airlines are canceling flights to Israel and demanding an explanation from the authorities on how the missile managed to penetrate 4 layers of air defense.
A to dopiero niespodziankę zrobił organizatorom rocznicowych uroczystości powstania w Getcie Warszawskim papież Franciszek! Jak wiadomo, w drugi dzień Świąt Wielkanocnych umarł z samego rana. W rezultacie o rocznicy powstania w Getcie Warszawskim, która miała być głównym motywem Świąt Wielkanocnych w Polsce, nikt już nie pamiętał i na nic zdały się papierowe żonkile i inne gadgety, przywdziewane z tej okazji przez wszystkich, którzy albo bezpośrednio, albo pośrednio, biorą jakieś pieniądze od rządu. Po śmierci papieża Franciszka żonkile gdzieś zniknęły, natomiast rozpoczęły się przepychanki medialne, kto pojedzie do Rzymu na pogrzeb. Najsampierw zgłosił się pan prezydent Duda, który poza tym na sobotę zarządził narodową żałobę. Od razu zaprotestowała pani Szczepkowska Joanna i pani Janda Krystyna – że kto to widział, żeby z takiego powodu urządzać żałobę. Protestowali też niżsi rangą pracownicy przemysłu rozrywkowego – ale kiedy obywatel Tusk Donald zarządzenie pana prezydenta Dudy w sprawie żałoby kontrasygnował, protesty ucichły, jakby ręką odjął i obydwie damy z podkulonymi ogonami skwapliwie skorzystały z okazji by siedzieć cicho.
Kiedy sprawa żałoby w ten sposób została załatwiona ponad podziałami, okazało się że do Rzymu wybiera się też pan marszałek Sejmu Szymon Hołownia i posągowa Małgorzata Kidawa-Błońska, piastująca aktualnie fuchę marszałka Senatu. Obywatel Tusk Donald postanowił zostać w kraju pod pretekstem, że ktoś musi pilnować interesu. Jakiego interesu – tego już obywatel Tusk Donald nie wyjaśnił – ale i bez tego domyślamy się, że chodzi o zadania zlecone mu przez Reichsfuhrerin Urszulę Wodęleje.
Ostatecznie stanęło na tym, że do Rzymu pojechał marszałek Hołownia Szymon – i bardzo dobrze – bo podczas pogrzebu dał się poznać od najlepszej swojej strony. Fotografował się mianowicie telefonem komórkowym na tle koronowanych głów i rozmaitych prezydentów. Nietrudno się domyślić, że była to dokumentacja przygotowana dla cioci na imieniny – żeby pan marszałek pochwalił się, jaki jest ważny i sławny. – „Watykan się mną interesuje” – jak w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” mówił już w dobrym chmielu feldkurat Otto Katz. Pan marszałek Hołownia Szymon wprawdzie feldkuratem nie jest, ale odbywał w swoim czasie nowicjat u przewielebnych Ojców Dominikanów, więc Watykan ma powód, by również i nim się interesować co najmniej w takim samym stopniu, jak feldkuratem Ottonem Katzem.
Najważniejszym momentem pogrzebu papieża Franciszka była jednak spowiedź, jaką u stóp prezydenta Donalda Trumpa odbył ukraiński prezydent Zełeński. Początkowo w Bazylice św. Piotra ustawiono trzy krzesła, bo między prezydenta Trumpa i prezydenta Zełeńskiego próbował wcisnąć się natrętny prezydent Macron – ale najwyraźniej prezydent Trump musiał mu przypomnieć o tajemnicy spowiedzi, bo taktownie odpuścił. Toteż i nam nie wypada dociekać, jakie grzechy wyznał prezydentowi Trumpowi prezydent Zełeński – czy na przykład przyznał się, że ukraińskie minerały sprzedał Brytyjczykom już w styczniu w zamian za „stuletnie partnerstwo”, czy też ten grzech zataił i tylko rękami i nogami broni się przed powtórną sprzedażą tych samych złóż Stanom Zjednoczonym. Możliwe jednak, że prezydent Zełeński nie spowiadał się przed prezydentem Trumpem z grzechów własnych, tylko cudzych – konkretnie grzechów prezydenta Putina. Można o tym wnosić choćby z deklaracji prezydenta Trumpa, który już po spowiedzi wyraził wątpliwość, czy ten cały Putin nie robi go aby w konia.
Wracając do obywatela Tuska Donalda i interesu, którego ma tu pilnować, to nie ulega wątpliwości, że najważniejszą sprawą jest przeforsowanie zwycięstwa obywatela Trzaskowskiego Rafała, który – jako szczęśliwy posiadacz podwójnych korzeni; jerozolimskich i bezpieczniackich – namaszczony został na tubylczego prezydenta już ponad dwa lata temu przez dwóch wpływowych amerykańskich Żydów: Ronalda Laudera ze Światowego Kongresu Żydów i młodego Sorosa, któremu stary grandziarz przekazał klucze do kasy. Toteż nic dziwnego, że obywatel Tusk Donald wyłazi ze skóry, żeby wykazać się przed Reichsfuhrerin Urszulą Wodęleje na tym odcinku. W tym celu zapowiedział przeprowadzenie „deregulacji”, a kiedy to nie wystarczało, to zapowiedział „repolonizaczję” gospodarki.
Wreszcie pojechał po bandzie i za pozwoleniem Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje ogłosił, że będzie realizował „model piastowski”. Co to konkretnie znaczy – tego nikt jeszcze nie wie – ale to nieważne, bo zarówno o deregulacji, jak i „repolonizacji” gospodarki, a także o „modelu piastowskim” obywatel Tusk Donald zapomni następnego dnia po wyborach prezydenckich i życie publiczne wróci w stare koleiny przekomarzania między szefem Volksdeutsche Partei i Naczelnikiem Państwa Jarosławem Kaczyńskim – bo widać, że jeden bez drugiego po prostu żyć nie może. Jeśli chodzi o „model piastowski” to na razie ograniczył się od do puszczania przez obywatela Tuska Donalda bąków ku czci króla Bolesława Chrobrego. Te bąki, zwane inaczej dronami sprawiły, że straż miejska przez całą noc usuwała samochody z ulic Powiśla – między innymi i mój – za co będę musiał zapłacić 800 złotych, tytułem kary oraz kosztów odholowania i parkowania. Ale czego się nie robi dla Polski? Nawet jeśli to tylko takie makagigi, to ofiary muszą być.
Tymczasem, jak tylko skończyła się żałoba narodowa, 27 kwietnia w Poznaniu, w którym krążą fałszywe pogłoski, jakoby tamtejszy prezydent miał przepoczwarzyć się w postępową kobietę, co to walczy o swoje „prawa” – swoją konwencję wyborczą odprawował obywatel Trzaskowski Rafał. Wpierał go Książę-Małżonek, który zaledwie dwa dni wcześniej przeszedł do historii, przez siedem, czy może nawet osiem godzin bredząc w Sejmie o polskiej polityce zagranicznej – a więc o czymś, co – jak wszyscy wiedzą – nie istnieje. Wprawdzie jeszcze nie wynaleziono aparatu fotograficznego, który byłby w stanie utrwalić jakieś osiągnięcia Księcia-Małżonka na niwie polityki zagranicznej – ale za to na odcinku wiązania krawatów naprawdę ociera się on o genialność.
Z kolei w Łodzi swoją konwencję wyborczą odprawował pan Nawrocki Karol, którego wsparł tam pan prezydent Andrzej Duda oświadczając, że będzie na niego głosował, a przy okazji nie szczędząc gorzkich słów obywatelu Tusku Donaldu i jego vaginetowi. Bo sondaże wskazują, że obywatel Trzaskowski i obywatel Nawrocki idą prawie łeb w łeb – a to stanowi nieomylny znak, że wybory prezydenckie w Polsce w stu procentach odbędą się zgodnie z formułą zaproponowaną przez klasyka demokracji Józefa Stalina, bez względu na to, kto je wygra – będą one wygrane.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Po lewej spotkanie Rafała Trzaskowskiego w Olsztynie, po prawej spotkanie Sławomira Mentzena w tym samym mieście. Foto: X
Kandydat Konfederacji na prezydenta Polski, Sławomir Mentzen, w sobotę 3 maja odwiedził m.in. Olsztyn. Frekwencja jak zwykle dopisała, a być może była największa ze wszystkich dotychczasowych spotkań Mentzena. Jednak niektórzy politycy PO, jak Sławomir Nitras, mają jakieś dziwne problemy z postrzeganiem świata i twierdzą, że to na spotkaniu z Rafałem Trzaskowskim było więcej uczestników. Zdjęcia nie pozostawiają wątpliwości.
– Pani Zajączkowska, po co kłamać? Na spotkaniu prezydenta Trzaskowskiego w Olsztynie było znacznie więcej osób niż na spotkaniu pana Mentzena – napisał Sławomir Nitras z PO na portalu X podając dalej nagranie video ze spotkania z Trzaskowskim, na którym widać niewielki tłumek może 300 osób.
Ewa Zajączkowska-Hernik, europoseł z Konfederacji, odpowiedziała Nitrasowi zamieszczając zdjęcia ze spotkania z Mentzenem w Olsztynie. Widać na nich z pewnością kilka tysięcy osób.
Niektórzy twierdzą, że spotkanie Mentzena w Olsztynie było największe podczas tej kampanii, ale nikt nie policzył wszystkich uczestników, wiec z pewnością można powiedzieć, że było jednym z największych, z frekwencją kilku tysięcy osób.
[więcej takich zdjęć w oryginale. md]
Jaka jest prawda, każdy widzi. Na spotkania z Trzaskowskim przychodzi niewiele osób, główne są to urzędnicy PO i zwożeni autokarami członkowie partii. Na spotkaniach z Mentzenem często przychodzi kilka a może nawet kilkanaście procent wszystkich mieszkańców miejscowości, które odwiedza. W największych miastach są to tysiące ludzi, jak np. w Katowicach czy we Wrocławiu.
Gdyby mierzyć popularność kandydatów frekwencją na ich wiecach wyborczych to zdecydowanie wygrywa tutaj Sławomir Mentzen. Drugi jest Grzegorz Braun, który także przyciąga dużo więcej ludzi niż Rafał Trzaskowski.
Dopiero daleko za Braunem można uplasować Rafała Trzaskowskiego ex aequo z Karolem Nawrockim – na ich spotkaniach królują jednak emeryci i partyjni działacze.
Zastanawiałam się kiedyś, a nawet konsultowałam z prawnikami problem, czy nazwanie kogoś tak, jak on sam się w publicznych wystąpieniach nazywa może być uznane za obraźliwe. Czy mamy prawo bezkarnie nazywać Trzaskowskiego „dupiarzem” jeżeli on sam tak się nazwał, a nawet wydawał się szczycić taką o nim opinią. Trzaskowski uważa zapewne, że „dupiarz” to to samo co kobieciarz, bawidamek czy amant.
Opinią kobieciarza szczycił się kiedyś słynny bon viveur, pierwszy ułan Rzeczpospolitej Wieniawa- Długoszowski. Większość przedwojennych anegdot na jego temat była zmyślona, podobno Wieniawa wcale nie wjeżdżał do Adrii konno i nie musztrował w Alejach Ujazdowskich prostytutek, lecz widać zadowolony z rozpowszechnianej o nim opinii, nie oddawał spraw do sądu. Jednak pomimo, że został nominowany przez Ignacego Mościckiego na jego następcę na stanowisku prezydenta, prezydentem nie został. W 1938 roku Wieniawa został ambasadorem w Rzymie, gdzie dał się poznać jako doskonały organizator i zręczny polityk. Pod koniec 1939 roku, kiedy przez Włochy prowadziły drogi ewakuacji polskich wojsk z Bałkanów do Francji, doprowadził drogą dyplomatyczną do tego, że Włosi udostępnili Polakom środki transportu i opłacali przez pół roku ich tranzyt przez Włochy. Trwało to do czasu, gdy Mussolini wypowiedział wojnę Francji. Skierowanie na placówkę dyplomatyczną było dla Wieniawy formą zesłania, odstawienia na boczny tor. Prezydent Mościcki miał po prostu dosyć jego wybryków i jego złej sławy. Nominacji Wieniawy na prezydenta sprzeciwiał się również generał Sikorski.
Prezydent Mościcki, generał Sikorski czy Marszałek Śmigły Rydz uważali, że pomimo ogromnej inteligencji, wielu międzynarodowych kontaktów i talentów dyplomatycznych, bon viveur, alkoholik i bawidamek nie może godnie reprezentować kraju. Wieniawa został następnie attaché wojskowym w Stanach Zjednoczonych, a ponieważ Sikorski wolał trzymać go z dala od Londynu, w dalszych planach zamierzano powierzyć mu placówkę na Kubie. Wieniawa pomimo swoich bezspornych zalet oraz zasług dla państwa polskiego, jako skandalista i kobieciarz nie był godny zostać prezydentem tego państwa.
A przecież zwykły „dupiarz” to tylko podróbka Wieniawy. Ma się do niego tak jak wyrób czekoladopodobny do czekolady Wedla. Cóż budzącego szacunek i ważnego dla kraju może zaprezentować nam Trzaskowski? Wiemy, że umie powiedzieć „bon jour” i zapewne wie jak się mówi „dzień dobry” w kilku innych językach. Zasłynął zbudowaniem najdroższego szaletu w Warszawie i prowadzącej do niego ścieżki. Szalet, jako parodia pałacu Saskiego, został nazwany przez internetowych prześmiewców pałacem Trzaskim, a ścieżka nazywana jest Via Trocina.
Kilka lat temu Trzaskowski zbudował również letni ogródek dla dzieci i emerytów przed stołecznym ratuszem, który kosztował – jak pamiętam – około miliona złotych, a meblami w tym ogródku były stare palety i skrzynki po owocach. Natomiast lekką ręką blisko dwa miliony złotych podarował Trzaskowski na promocję LGBT niejakiej Gontarczyk vel Lange, agentce SB podejrzewanej o zamordowanie księdza Blachnickiego.
Co gorsza władze Warszawy zarządzanej przez prezydenta Trzaskowskiego przyłączyły się do międzynarodowej organizacji C40 Cities. Zapowiadały zakaz wjazdu do miasta, albo przynajmniej jego części, starszych samochodów, co oznacza dyskryminację niezamożnych ludzi, a także ograniczenie spożycia mięsa i nabiału na głowę mieszkańca. Teraz władze twierdzą, że nie będą nikogo do niczego zmuszały, a postulaty C40 to tylko delikatne sugestie. Podobnie Trzaskowski zaprzecza również zarządzonemu przez siebie procederowi zdejmowania krzyży w instytucjach państwowych, a w swoich ostatnich wypowiedziach wydaje się być właściwie konserwatystą i obrońcą wartości chrześcijańskich. W okresie przedwyborczym Trzaskowski generalnie wycofuje się rakiem z większości swoich uprzednich działań i inicjatyw.
Trzaskowski wydaje się cierpieć na tą samą dolegliwość co grany przez Woody Allena Leonard Zelig- człowiek, któremu w Chinach robiły się skośne oczy, a w Afryce jego skóra czerniała.
Kameleonem politycznym jest również Donald Tusk. W swoich wypowiedziach Tusk sformułował ostatnio postulat repolonizacji gospodarki. Czyżby zapomniał, że za jego rządów sprzedawano wszystko co się da, a co potem trzeba było odkupywać za ciężkie miliardy. Tak jak kolejkę na Kasprowy Wierch. Choroba na którą cierpiał Leonard Zelig staje się już w KO pandemią. Mamy ministra spraw zagranicznych, który jednego dnia porównuje bałtycką rurę do układu Ribbentrop-Mołotow, a drugiego kłania się Niemcom w pas i składa „hołd pruski”. Który jednego dnia widzi Rosję w NATO, a drugiego domaga się wymazania jej z mapy świata. Komentując udzielenie Asadowi azylu w Rosji Sikorski błysnął dyplomatycznym taktem mówiąc: „panowie Snowden, Depardieu i Janukowycz mają czwartego do brydża”. Ci dyplomaci z Bożej łaski nie rozumieją, że jak powiedział Winston Churchill- „prawdziwym dyplomatą jest ten, kto dwa razy pomyśli, zanim nic nie powie”. Sikorski Trzaskowski i Tusk “zmarnowali okazję, żeby siedzieć cicho” – jak pod adresem Polaków, ku ich ogromnemu oburzeniu, powiedział w 2003 roku Jacques Chirac. Ci politycy – wypisz wymaluj jak z powieści Dołęgi Mostowicza „Kariera Nikodema Dyzmy” -naprawdę zrobiliby lepiej gdyby milczeli.
Antoni Słonimski nazwał kiedyś Polskę „ przedmurzem obrotowym”. Ta ponura przepowiednia sprawdza się w naszych czasach. Nie tylko okazało się, że zdeprawowany „długim marszem przez instytucje” Zachód stanowi dla Polski podobne zagrożenie jak Wschód, gdyż zagraża naszym wartościom i naszej niepodległości. Co istotniejsze argumenty w sporze politycznym też okazują się obrotowe. Tusk łamiący prawo – zapowiada Norymbergę dla zwolenników PiS. Tusk deklarujący reset z Rosją „taką jaką ona jest” – tworzy komisję badającą wpływy rosyjskie w Polsce. Ruską onucą obecnie jest już prawie każdy.
Cóż możemy powiedzieć. Przetrzymaliśmy Ruska – przetrzymamy i Tuska.
Historia lubi się powtarzać, ale nie dlatego, że jest to jakieś Boskie prawo natury, ale z powodu pospolitej ludzkiej głupoty i głęboko zakorzenionego zła.
Najlepszy przykład stanowi Ukraina, której zamarzył się unijny raj i natowski „prestiż”. Teraz dogorywa jako państwo i jako społeczeństwo. Przy czym żadna, nawet najbardziej jazgotliwa globalistyczna propaganda, nie zmieni tego faktu dokonanego
Nie wiele lepiej ma się sytuacja w UE, której kraje i społeczeństwa członkowskie, budzą się w „Sowieckim Sajuzie Bis”, czyli „Jerwosajuzie”.
Przy czym kraje takie jak Polska posiadały w bloku sowieckim sporą autonomię i pełną państwową separację od struktur administracyjnych bolszewickiego hegemona. Wtedy wydawało się to niczym, ale z punktu widzenia dzisiejszej sytuacji w UE, bardzo wiele. III RP w bezwzględny sposób zarządzana jest przez globalistyczną „nomenklaturę”, działającą WYŁĄCZNIE na Jej niekorzyść i dogorywa gospodarczo.
Co prawda, Jej „konserwatywny odłam”, gorączkowo robi sobie zdjęcia z Trumpem i innymi waszyngtońskimi oficjelami, ale jego administracja, ani zna, ani interesuje się wewnętrznymi sprawami „egzotycznego kraju” na obrzeżach, tego co oni zwą Europą. I nie należy się temu dziwić. Mają dość własnych problemów.
Inne kraje unijne też są w podobnej sytuacji, a przecież niektóre z nich, jeszcze niedawno uważały się za mocarstwa, jak przykładowo Francja, czy Niemcy.
Teraz, gdy rozpad Jewrosojuza widać już na horyzoncie, dochodzi jeszcze jeden problem w postaci starych animozji i roszczeń. Przy czym III RP jest w najgorszej sytuacji ze wszystkich unijnych członków. Na Jej zachodnie terytoria już ostrzą sobie zęby germanie, na utraconych ziemiach Wołynia i Galicji panoszą się banderowscy bandyci i wcale nie jest pewne, czy Rosją rzeczywiście „zdenazyfikuje” te tereny, czy tylko będzie je okupować w jakiś wygodny dla siebie sposób.
Serwilistyczna polityka polskich globalistów w stosunku do zachodniego okupanta (bo jedynie w takiej kategorii można rozpatrywać unijne członkostwo), spowodowała, że III RP jest w gorszej sytuacji niż II RP w 1939 roku.
Jest całkowicie otoczona przez wrogów: od wschodu banderowską Ukrainą, od północy rosyjską enklawą królewiecką, od zachodu germańskim monstrum, od południa niechętnym nam obecnie Węgrom i Słowacji, które wybrały narodową politykę i postrzegają Polskę jak globalistycznego wroga.
Jak już wspomniałem, realna gospodarka praktycznie nie istnieje w III RP, a na dodatek kraj zapełnia się kolorową dziczą, którą trzeba utrzymywać. W kraju, od lat już funkcjonuje liczna banderowska diaspora, gotowa w każdej chwili przyłączyć III RP do „germańskiej macierzy”.
Szczerze mówiąc, nie potrafiłbym sobie wyobrazić gorszej sytuacji…. no chyba że III RP zastąpi konającą Ukrainę w wojnie z Rosją.
Jak przekonać innych, że warto być Polakiem? Oto jest pytanie.
Kto lepiej niż my sami zajmiemy się własnymi sprawami? Niemcy? Rosja? A może europejska biurokracja?
Nie, oni i tak już dbają o to, żebyśmy nie czuli się zbytnio u siebie…
Ta książka zachęca, aby bez kompleksów i odważnie rozmawiać o tym, że warto być wolnym, że warto być Polakiem. Ta książka zachęca, aby bez kompleksów i odważnie rozmawiać o tym, że warto być wolnym, że warto być Polakiem.
Wolność, cywilizacja łacińska, chrześcijaństwo to trwałe symbole polskości. Dlatego chcemy namówić Cię do podjęcia krucjaty. Rozmawiaj z sąsiadem zawzięcie czytającym „GW”, z kumplem oczarowanym TVN, antypatycznym urzędnikiem wpatrzonym w EU.
Wszczynaj i prowadź zawzięte debaty z ludźmi zwanymi niesłusznie lemingami. To może być fascynująca przygoda!
Dziś polem bitwy jest nasza świadomość. Do dzieła zatem!
@Sluzby_w_akcjiPolicja poszukuje 18-letniego Ukraińca Sai Roman, który na początku marca w Płocku zgwałcił młodą dziewczynę. Policja zatrzymała sprawcę, ale sąd nie zgodził się na areszt tymczasowy. Ukrainiec rozpłynął się w powietrzu, dopiero teraz sąd zgodził się na areszt, a policja opublikowała jego wizerunek. Każdy, kto posiada informacje o miejscu przebywania młodego mężczyzny proszony jest o kontakt z Komendą Wojewódzką Policji zs. w Radomiu, nr tel. 47 701-24-44 lub 112. Ostatnio podobny przypadek miał miejsce w Jarocińskim, tam również dwóch cudzoziemców zza wschodniej granicy wspólnie i w porozumieniu pobili i zgw# łcili młodą kobietę w lesie. Prokuratura postawiła zarzut tylko jednemu z nich i zastosowała jedynie dozór policyjny. Zdjęcie: Policja Płock / poszukiwany
Lider Konfederacji Korony Polskiej (KKP) i kandydat na prezydenta Grzegorz Braun opublikował nowy spot promujący jego kandydaturę w wyborach na prezydenta III RP.
Pojawiają się w nim podstawy jego programu. Konfrontuje ze sobą także hasła jak np. „schabowy czy świerszczowy” albo „Chanuka czy Boże Narodzenie”.
– Szczęść Boże. Nazywam się Braun. Grzegorz Michał Braun – mówi na początku Grzegorz Braun.
– Tu jest Polska. Nie Bruksela, nie Ukropol ani Ukropolin. Nie gubernia niemiecka czy republika sowiecka. Nie amerykańska kolonia. Polska. Przede wszystkim dla Polaków – mówi dalej w nowym spocie lider KKP.
– Nikt nie będzie nam dyktował, jak rządzić i gospodarować na ojczystej ziemi. Co mamy jeść, jak mamy się ubierać, czym jeździć, jak budować i czym się ogrzewać – stwierdza kandydat na prezydenta.
– Jesteśmy u siebie, na swoim – podkreśla.
– Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie pośle wojska na nie nasze wojny – zapewnia Grzegorz Braun.
– Nie dopuszczę do zniszczenia polskiej gospodarki w imię fałszywych doktryn klimatycznych. Uwolnię pracę i przedsiębiorczość od ucisku i wyzysku. Upomnę się o prawo do ojczyzny dla tych, co na obczyźnie – mówi Grzegorz Braun.
– Unormuję stosunki wewnętrzne i zewnętrzne. Koniec wojny polsko-polskiej. Wracamy do wolności i normalności. Wracamy do węgla – przekonuje kandydat KKP na prezydenta.
– Schabowy czy świerszczowy? Chanuka czy Boże Narodzenie? Wielki Post czy Ramadan? Nie, tu jest Polska. I niech tak zostanie – kontynuuje.
– Na tysiąclecie podniesienia korony polskiej odzyskajmy niepodległość. Dla siebie, dla naszych dzieci i wnuków – kończy Grzegorz Braun.
Earlier last month, April 10, the City of San Francisco erected a 45-foot-tall statue of a nude woman at the Embarcadero Plaza in San Francisco. Called “R-Evolution,” the statue was originally used in a “Burning Man” festival — an annual “art” event in Nevada where clothing is optional and public nudity is welcome.
This statue is in an area of large foot traffic — in clear view of the public!
” ‘R-Evolution,’ a 45-foot-tall sculpture of a naked woman that was originally slated to be unveiled in Union Square [San Fransico], now towers above a different part of the city. The statue, the work of artist Marco Cochrane, was instead erected along the San Francisco Embarcadero…
” With plans for the Union Square unveiling halted, the decision was made to put the statue up on the Embarcadero across from the SF Ferry Building. R-Evolution was officially unveiled at the Embarcadero on Thursday, April 10 from 5 p.m. to 8 p.m.” (Source: KRON4 .com)
One Bay Area report even complained: “One of several problems with R-Evolution is that we are all the audience for this thing, and no one asked us if we wanted it.” (KQED .org)
But, the real problem is this: nudity is on display as something normal, and will be seen by hundreds of families and impressionable children.
We must voice our opposition to the San Francisco Recreation & Parks to have this statue removed.
This work would incur the just wrath of God who detests unabashed immorality as well as the corruption of our youth. Before God and history, you and I must oppose the normalization of nudity.
Once nudity becomes generally accepted, civilization is dead.
Please sign our petition, urging San Francisco Recreation & Parks to remove this nude statue from public property.
Thank you! John Horvat Vice-President, Tradition, Family, and Property (TFP)
=====================================
Nobody Asked for This
R-Evolution is public art only in the most literal sense: It exists in public space. But the public — as in, the people — had nothing to do with it.
[Zwykle nie publikuję “tego, co na pewno będzie”. Czekam, by opublikować, że To już się stało. Tym razem jednak inaczej – bo może tę wiadomość “znikną” nasze milusińskie media. md]
Work is progressing on the continued origins of the COVID-19 pandemic through a “special teams group,” the Directors Initiative Group, which is focused on investigating several of President Donald Trump’s top priorities, according to Director of National Intelligence Tulsi Gabbard.
Gabbard, in an interview on “The Megyn Kelly Show” on SiriusXM Wednesday, said the group is working with National Institutes of Health Director Jay Bhattacharya and Health and Human Services Secretary Robert F. Kennedy Jr. to investigate the gain-of-function research that had been performed in China and around the world, and results of the probe could be revealed soon.
“In the case of the Wuhan lab, as well as many of these bio labs around the world, it was actually U.S.-funded and led to this dangerous kind of research that, in many examples, has resulted in a pandemic or some other major health crisis,” Gabbard told Kelly.
She added that the results of the investigation could be shared “very soon” to link the research and the pandemic, and Kelly remarked that if it pans out, then it would show that “Anthony Fauci helped fund the pandemic.”
“[This is] the thing that he denied over and over and over to [Kentucky Republican] Sen. Rand Paul’s questioning,” said Gabbard. “And under oath. So is it any wonder that he sought a preemptive pardon for anything, during a certain period of time, by President [Joe] Biden before he left office?”
The investigation is important, Gabbard added, because it doesn’t just deal with the past but the present, as “gain-of-function research is happening in bio labs around the world.”
Gabbard added that she was attacked when she warned against U.S.-funded bio labs in Ukraine when the war with Russia started.
“Who knows what kinds of pathogens are in these labs, and if released, could create another COVID-like pandemic,” she said. “For that, I was called a Russian asset … we have to end this gain-of-function research and provide the evidence that shows exactly why and how it’s in our best interest — the American people’s best interest — to bring about an end to it.”
Meanwhile, Gabbard, who had been a presidential candidate for the Democratic Party’s nomination in the past, told Kelly that she would “never rule out” an opportunity to serve the United States.
“If we had talked a year ago, the thought would not have crossed my mind that I would be here and that we would be having this conversation,” said Gabbard. “My decisions in my life have always been made around how can I best be of service to God? How can I best be of service to our country? And that is what has led me here. I’m grateful for this opportunity, and I will continue to chase those opportunities where I can make the most positive impact and be of service.”