Poradnik świadomego narodu – Historia debilizacji.

HISTORIA DEBILIZACJI

Sławomir M. Kozak

Szanowni Czytelnicy,

z przyjemnością informuję, że w ofercie Oficyny pojawiła się książka Bartosza Kopczyńskiego „Poradnik świadomego narodu. Księga I. Historia debilizacji”. Gorąco polecam!

.https://www.oficyna-aurora.pl/katalog/ksiazki/poradnik-swiadomego-narodu-ksiega-i-historia-debilizacji,p1689154579

Źródła dobrobytu i nędzy – czyli dlaczego Polska popada w ruinę

Na stronie rządowej pojawił się raport o pomocy dla Ukrainy w latach 2022-2023.

Państwo ma tyle pieniędzy ile ukradnie pracującym Polakom.

A ponoć naród jest Suwerenem! Zobaczmy zatem, jak nasi reprezentanci gospodarują pieniędzmi suwerena. Nie wspomnę o stratach – w zerwaniu stosunków gospodarczych z Białorusią i Rosją, imporcie bezcłowym z UA , niszczeniu rynku pracy poprzez zatrudnianie Ukraińców, przez co pracodawcy nie widzieli potrzeby podniesienia pensji. A zagrożenie bezpieczeństwa Polaków? Powiedzmy sobie prawdę – to że w Polsce jest wiele produktów droższych niż w DE, to że nie podnosi się II progu finansowego żeby łapać Polaków, to że na każdym kroku wprowadza się krypto podatki jak kaucje na butelki przy braku dostatecznej ilości butelkomatów (Vacik idzie dla Nie-Rządu a reszta zagranicę!) itd to efekt bratniej pomocy Ukrom. Zobaczmy wycinki z raportu:

taki przelicznik dla zabawy – ile pensji minimalnych netto składa się na miliard złotych 284808 pensji 🙂

Tu akurat wątpliwy dar:

Pomagamy nawet zwierzętom domowym Ukraińców:

A tego dziady nie liczą , więc pasowałoby dodać do tego zakup nowych czołgów i jakoś zbilansować to

Tak na szybko min 24mld złotych czołgi K2 w zamian za oddane za darmo Ukrom ( nie liczę że nie mamy przeszkolonych rezerwistów , nie liczę zaplecza do tych czołgów , nie liczę że w czasie wojny NA PEWNO Korea dostarczy nam części – przecież Korea jak Słowacja jest za miedzą

Abramsy (które przez swoją wagę nie mogą przejechać przez olbrzymią cześć mostów i wiaduktów w PL – spoko spoko w razie Wojny sie ję ewakuuje do Niemiec)

Raport TU:

Powered By EmbedPress

RAPSODIA POLITYCZNEJ PORAŻKI – Sławomir M. Kozak

https://aurora.info.pl/rapsodia-politycznej-porazki

Rapsodia politycznej porażki

08.10.2025

W ostatnim nagraniu „Punkt Zwrotny”, które umieściłem na portalu Reduta TV narzekałem na to, że ludzie w ogromnej większości mają pamięć jętki jednodniówki, owada żyjącego zaledwie jeden dzień. Że przypominam sobie o tym nieodmiennie po każdych wyborach, czy raczej głosowaniach, których wyniki cyklicznie potwierdzają tę tezę.

Ale, mimo że jako Polacy nie odbiegamy zbytnio w tym zakresie od obywateli innych państw, to wielu z nich nadal możemy pozazdrościć. Miałem na myśli ogromne rzesze ludzi protestujących w różnych krajach przeciw brutalnemu łamaniu ich praw, eskalacji kolejnych wojen, czy jawnym manipulacjom wyborczym. Sprzeciw wobec tyranii ludzie wyrażają często w formie ironii, aluzji, niewinnych z pozoru żartów, z czasem wychodząc z nim na zewnątrz, by nieść przekaz innym.

Polacy dawali temu w przeszłości wyraz wielokrotnie, podczas II Wojny Światowej odgrażając się okupantowi rysunkami na ścianach domów, czy zakazanymi piosenkami, a w czasach nieodległego realizmu socjalistycznego walcząc za pomocą podobnych środków przekazu, ale też słowem i gestem na deskach teatralnych czy scenach rozlicznych kabaretów. Zyskaliśmy dzięki temu miano najweselszego baraku w obozie. Dzisiejszy obóz wielce się jednak rozrósł i objął oddziaływaniem baraki teoretycznie leżące poza jego obrębem. Ale i one sięgają po tę broń.

Tak dzieje się w wyjątkowo orwellowskiej już Wielkiej (?) Brytanii, gdzie niedawno, na jednej z plaż pojawiła się wyjątkowo trafnie oddająca niezadowolenie społeczeństwa satyra bijąca w premiera tego państwa. Nawiązując do najsłynniejszej na świecie książki o utopijnym systemie przyszłości zatytułowanej „Rok 1984” (tytuł oryginalny: Nineteen Eighty-Four) odwzorowano na piasku ten tytuł, w który wpleciono twarz Keira Starmera. Zapewne nie tylko z powodów czysto stylistycznych piaskowy premier znalazł swe miejsce w zarysie cyfry 8, która w pewnych kręgach, poprzez odniesienie do ósmej litery alfabetu, kojarzy się jednoznacznie. Sprawą zajęły się organy ścigania, co samo w sobie pokazuje moc tkwiącą w artystycznym przekazie… i całkowitą porażkę coraz bardziej bezsilnego państwa.

O tej porażce kolejny twórca wypowiedział się w innej formule, wykorzystując równie ikoniczny dla paru pokoleń zespół muzyczny i… sztuczną inteligencję. To jeszcze bardziej wymowny przekaz, bo trafia do odbiorców zarówno siłą obrazu i dźwięku, ale też dając dowód na to, że broń kierowana przeciw społeczeństwu jest obosieczna.

I o tym wspominałem w swoim nagraniu mówiąc, że Oracle, będąca w zasadzie firmą już izraelską, właśnie forsuje w Wielkiej Brytanii, przy wydatnym wsparciu Tony Blaira wprowadzenie obowiązkowych, cyfrowych dowodów tożsamości. Bez nich nikt nie dostanie pracy, świadczeń medycznych czy socjalnych. A Tony Blair dostanie posadę szefa władz przejściowych w Strefie Gazy.

Ten utwór muzyczny, oparty na słynnej „Bohemian Rhapsody” brytyjskiego zespołu Queen jest manifestem niezgody na niekończące się porażki dzisiejszych władz. Rzuca im w twarz sprzeciw wobec niespełnionych obietnic, imigranckich hoteli, gangów wykorzystujących dzieci, gigantycznych podatków, deficycie 20 miliardów funtów. Jak napisał autor tej epickiej parodii – „podkręć głośność, udostępniaj i przypominaj wszystkim, że ten cyrk nie potrwa długo”.

A zatem udostępniam i wypatruję polskiej rapsodii politycznej porażki.

Sławomir M. Kozak

Dobry Maharadża. Przyjął setki polskich dzieci podczas II wojny światowej. „Nie jesteście już sierotami”.

źródło: https://histmag.org/Dobry-Maharadza-Przyjal-setki-polskich-dzieci-podczas-II-wojny-swiatowej-Nie-jestescie-juz-sierotami-28450

Katarzyna Łabicka

Zorganizował im nie tylko dach nad głową, wyżywienie i opiekę lekarską, ale i edukację zgodną z przedwojennym etosem nauczania w Polsce. A jak jego syn dostał na urodziny strój krakowski, nie mógł ukryć wzruszenia.

W 1941 roku rząd RP na uchodźstwie stanął przed nie lada wyzwaniem – co zrobić z tysiącami polskich dzieci uwolnionych przez Stalina w ramach „amnestii”. Brytyjczycy nie chcieli przyjąć ich do siebie. Pomocną dłoń wyciągnął Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja – tajemniczy [dla nas] maharadża Nawanagaru.

[To nie byli „uchodźcy”, bałwanie. To była niewielka część z tych rodzin Polskich, które Sowieci porwali z Polski, a wywieźli na Sybir i do Kazachstanu.Część z nich dzięki gen. Sikorskiemu [umowa z Majskim] zdołała się ewakuować do Persji. Ja byłem z Mamą i nianią wśród tych, co musieli w sowieckim raju pozostać. M. Dakowski]

==================================

Na mocy układu Sikorski-Majski z 1941 roku tysiące Polaków zostały ewakuowane ze Związku Radzieckiego. Część z nich zasiliła szeregi Armii Andersa – razem z nią udała się najpierw do Iranu, następnie zaś na front, m.in. na pola Monte Cassino. Pozostało pytanie, co zrobić z cywilami – kobietami, dziećmi, osobami starszymi i chorymi.

Część z nich razem ze wspomnianą armią trafiła do Iranu – do utworzonych tam ośrodków w Teheranie, Isfahanie, Ahwazie czy Pahlevi – do Palestyny czy Libanu. Inni dostali się do Nowej Zelandii czy meksykańskiego Santa Rosa. Początkowo rozważano też przewiezienie polskich dzieci na Wyspy Brytyjskie. Rząd Wielkiej Brytanii nie zgodził się jednak na tę propozycję, by nie zrazić nowego sowieckiego sojusznika. Przystał jedynie na rozmieszczenie ich w koloniach, ale pod warunkiem, że Polacy pokryją wszelkie koszty.

W trudnej sytuacji pomocną rękę wyciągnął nieoczekiwany sojusznik – indyjski maharadża rządzący Nawanagarem, jednym z ponad 500 księstw niebędących formalnie częścią Indii Brytyjskich, lecz pozostających w ścisłym sojuszu z Wielką Brytanią.

Indyjski miłośnik Polski

O Polsce Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja po raz pierwszy usłyszał w latach 20. XX wieku, gdy razem ze stryjem mieszkał w Szwajcarii. Poznał tam Ignacego Paderewskiego. Polski muzyk zrobił na nim duże wrażenie, podobnie jak jego opowieści o odległym kraju, jakim dla indyjskiego księcia była Polska. Zainteresował się nią na tyle, że z jednego z wyjazdów do Londynu przywiózł ze sobą „Chłopów” Władysława Reymonta, zapewniając, że to jedna z jego ulubionych książek. Zafascynowały go również inne elementy polskiej kultury – jak na przykład stroje i tańce ludowe. Zapewne jeszcze nie wiedział, że w przyszłości będzie miał okazję poznać je nieco bliżej.

Digvijaysinhji był wpływową osobą – poza sprawowaniem władzy w Nawanagarze pełnił również funkcję kanclerza Izby Książąt Indyjskich i reprezentował Indie w brytyjskim Gabinecie Wojennym. To tam w 1941 roku, podczas jednego z posiedzeń, usłyszał Ignacego Paderewskiego, który w płomiennej przemowie nakreślił tragiczną sytuację polskich uchodźców ze Związku Radzieckiego. Jako że Digvijaysinhji mocno interesował się Polską, poruszyły go te słowa. Zaoferował, że jeśli nie uda się znaleźć innego miejsca dla młodych uchodźców, może przyjąć ich do swojego księstwa. Tak też się stało.

Początkowo rozmieszczono ich w utworzonym naprędce sierocińcu w turkmeńskim Aszchabadzie. Ogromną rolą odegrała w tym piosenkarka Hanka Ordonówna z mężem Michałem Tyszkiewiczem, która pomogła utworzyć ośrodek i była jedną z opiekunek. W tym miejscu najmłodsi zesłańcy powoli wracali do sił – wiele z nich było skrajnie niedożywionych, cierpiało na tyfus, malarię i inne choroby, niektórzy byli też zdemoralizowani zwyczajami, jakie zastali w biednych kazachskich czy uzbeckich wioskach.

Na pomoc polskim dzieciom

Pierwsza grupa 170 polskich sierot dotarła do Indii w kwietniu 1942 roku. Najpierw ulokowano je w nadmorskiej miejscowości Bandra – z wyjątkiem dzieci chorych na gruźlicę, te zakwaterowano w górskim uzdrowisku Panchgani. Tam pomoc z ramienia Polskiego Czerwonego Krzyża koordynowała malarka i działaczka społeczna Kira Banasińska, która w 1941 roku została mianowana delegatką tej organizacji w Indiach.

To właśnie Delegatura PCK pod jej kierownictwem zajęła się przygotowaniem ośrodków dla dzieci – urządzeniem pomieszczeń, wyposażaniem pokoi, przyjmowaniem napływających darów. Po zorganizowaniu tymczasowego osiedla w Bandrze sprawowała nad nim pieczę, zarządzała sprawami gospodarczymi, dbała o opiekę lekarską i edukację. Z czasem rola delegatury się zmniejszyła – dzieci trafiły pod opiekę maharadży.

Miejsce dla nich zorganizowano w miejscowości Balachadi koło Jamnagaru, niedaleko letniej rezydencji maharadży. To właśnie tam powstał Polish Children Camp – maharadża Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja nie tylko przeznaczył własne środki na jego budowę, ale i przekonał innych maharadżów do przesyłania datków na utrzymanie jego małych mieszkańców.

W tym celu utworzony został w Delhi fundusz Polish Children Fund – wpływały na niego datki od darczyńców prywatnych, jak i środki przekazane przez różne przedsiębiorstwa i organizacje oraz pochodzące ze zbiórek Indyjskiego Czerwonego Krzyża. Oprócz tego maharadża przekonał Izbę Książąt Indyjskich, by wzięła na siebie utrzymanie pięciuset polskich dzieci do końca II wojny światowej.

Indyjska badaczka Anuradha Bhattacharjee, na którą powołuje się serwis Culture.pl, w 2008 roku wyliczyła, że na pomoc polskim dzieciom zebrano środki o równowartości ponad 6,5 miliona euro. To wyróżniało ośrodek w Balachadi – te zlokalizowane w innych krajach utrzymywane były w dużej mierze przez rząd RP na uchodźstwie.

„Mała Polska” w Indiach

Maharadża Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja zapewnił polskim dzieciom nie tylko dach nad głową – zadbał o to, by na obcej dla nich ziemi stworzyć im namiastkę ojczyzny. Ośrodek w Balachadi był jednym z nielicznych w tym czasie miejsc na świecie, gdzie powiewała polska flaga. Zorganizowany był na wzór harcerski. Każdy dzień zaczynał się poranną gimnastyką i apelem, w czasie którego dzieci zwrócone były w stronę Polski.

Samo harcerstwo odgrywało dużą rolę w życiu ośrodka, podobne jak sekcja teatralna – kierowała nią Janina Dobrostańska, przedwojenna aktorka teatru bydgoskiego. Za zajęcia sportowe odpowiadał zaś Antoni Maniak – przed wojną piłkarz Pogoni Lwów. Komendantem osiedla został kapelan wojskowy ojciec Franciszek Pluta, a kierowniczką szkoły powszechnej Maria Skórzyn. Maharadża zadał więc o to, by wychowaniem dzieci zajęły się osoby dobrze znające życie kulturalne i sportowe przedwojennej Polski. Oprócz tego zorganizował orkiestrę – nauczaniem gry na instrumentach zajmowali się oddelegowani przezeń muzycy z jego orkiestry. Stworzył także czytelnię i bibliotekę, w której znajdowały się polskie książki wydawane przez emigracyjne wydawnictwa na Bliskim Wschodzie.

Sam Digvijaysinhji Ranjitsinhji Jadeja nie tylko finansował działania ośrodka, ale i aktywnie uczestniczył w jego życiu – chętnie chodził na wystawiane przez dzieci jasełka i spektakle teatralne.

Wiesław Stypuła w książce „W gościnie u »polskiego« maharadży (wspomnienia z pobytu w Osiedlu Dzieci Polskich w Indiach w latach 1942–1946)” w następujący sposób wspominał postać maharadży:

Praktycznie nie opuścił żadnej premiery. Potrafił szczerze bawić się na jasełkach, wzruszać perypetiami „Kopciuszka”, jak i głęboko przejmować losem „Kordiana”. Zazwyczaj przed przedstawieniem prosił o przetłumaczenie tekstu lub o dłuższe wprowadzenie. Reagował spontanicznie: widocznym wzruszeniem, śmiechem, oklaskami. Był naprawdę wdzięcznym widzem. Po spektaklu zapraszał młodych aktorów na uroczysty, wspólny podwieczorek, obdarowywał ich słodyczami.

Nie robił tego wyłącznie ze względu na dzieci – prawdziwie interesował się polską kulturą. Pewnego roku wychowankowie ośrodka podarowali jego synowi na piąte urodziny strój krakowski. Maharadża nie mógł ukryć wzruszenia, wielokrotnie dziękował za prezent, powtarzając, że sprawił mu on wiele radości. Często zapraszał też wychowanków ośrodka na wycieczki do swojej rezydencji. Nie raz zaglądał do pomieszczeń i rozmawiał z młodymi lokatorami.

Dzięki serdeczności i otwartości szybko zaskarbił sobie ich sympatię.

Był po prostu normalny. Był zwykłym człowiekiem. Nie musieliśmy kłaniać się, stając przed nim. W oczach zawsze miał iskierki i szeroki uśmiech na twarzy, kiedy był wśród nas. Tego klepnął po plecach, tamtego delikatnie popchnął. Potrzebowaliśmy tego. Byliśmy przecież sierotami. On był olbrzymim mężczyzną, ale wcale się go nie baliśmy. Jestem pewien, że gdyby rozpostarł ramiona, rzuciłbym się biegiem i go uściskał

– wspominał po latach Marian Raba, jeden z wychowanków osiedla, w rozmowie z Anuradhą Bhattacharjee. Ona sama w publikacji „Obywatele polscy z Nawanagar w Indiach” określiła go „ciepłą i porządną osobą”.

Zapytany o to, dlaczego tak zaangażował się w pomoc polskim uchodźcom, w korespondencji do generała Władysława Sikorskiego w następujący sposób wyjaśnił swoje motywacje:

głęboko wzruszony i przejęty cierpieniami polskiego narodu, a szczególnie losem tych, których dzieciństwo upływa w tragicznych warunkach najokrutniejszej z wojen, pragnąłem w jakiś sposób przyczynić się do polepszenia ich losu. Zaoferowałem im gościnę na ziemiach położonych z dala od zawieruchy wojennej. Może tam, w pięknych górach nad brzegami morza, dzieci będą mogły powrócić do zdrowia, może uda się im zapomnieć o wszystkim, co przeżyły i nabrać sił do przyszłej pracy, jako obywatele wolnego już kraju.

Przynajmniej w pewnym stopniu się to udało. Po latach wychowankowie jego obozu wspominali go jako ciepłego, gościnnego, wielkodusznego człowieka, szczerze zainteresowanego ich problemami. Przypominali też słowa, które usłyszeli od niego w pierwszym dniu, po przyjeździe do Balachadi:

nie jesteście już sierotami. Ja jestem Bapu. Ojciec wszystkich i wasz też.

Rozstanie

W maju 1945 roku w ośrodku odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru hufca harcerskiego. Maharadża wziął w niej udział, wygłosił przemowę, którą próbował dodać polskim dzieciom otuchy.

Zawsze pozostanę wierny i lojalny wobec Polski, zawsze będę sympatyzował z przyszłością Waszego kraju. Jestem pewny, że Polska będzie wolna, że powrócicie do waszych szczęśliwych domów, do kraju wolnego od ucisku. Duch Polski, który jest znany w całym świecie, jak długo pozostanie takim, jakim jest teraz, wywalczy wolność kraju – powiedział.

Wojna w Europie tymczasem dobiegła końca i przyszedł czas rozstania. Dorośli mieszkańcy ośrodka w Balachadi – opiekunowie i nauczyciele – szybko zdali sobie sprawę z tego, że komunistyczna Polska nie jest tą ojczyzną, do której chcą [boją się md] wracać. Zaczęto więc zastanawiać się, co zrobić z dziećmi. Te, które miały rodzinę w „wolnym świecie”, postanowiono wysłać do bliskich. Tymi, które straciły wszystkich bliskich, postanowił zaopiekować się maharadża.

Z obawy przed ich przymusowym wysiedleniem z Indii do komunistycznej Polski tak on, jak i ojciec Pluta i ppłk. Geoffrey Clark, angielski wojskowy zajmujący się osiedlem, adoptowali łącznie ok. 200 polskich dzieci. Część z nim wyjechała z duchownym do Stanów Zjednoczonych – prasa PRL-u nazwała go później „międzynarodowym porywaczem dzieci”.

Ostatecznie polskie osiedle zostało zlikwidowane w 1946 roku. Jak wspominał Władysław Stypuła:

bardzo smutne było ostatnie pożegnanie z maharadżą (…). Na dworzec kolejowy przyjechał osobiście. Żegnał się ze wszystkimi dorosłymi. Podchodził też kolejno do poszczególnych grup dzieci. Ze starszymi rozmawiał, młodsze głaskał lub przytulał do swego potężnego torsu. Widać było, że rozstanie sprawiało mu wielką przykrość. Wielce wzruszony, co chwila wycierał zwilgotniałe oczy. Może przeczuwał, że rozstajemy się na zawsze.

Gdy generał Władysław Sikorski zapytał maharadżę, jak może mu się odwdzięczyć za przygarnięcie bezdomnych polskich dzieci, powiedział, by w wyzwolonej Polsce nazwać jego imieniem którąś z warszawskich ulic. Tak też się stało. W 2012 roku jeden ze skwerów w Warszawie nazwano imieniem Dobrego Maharadży. Jego imię nosi też Zespół Społecznych Szkół Ogólnokształcących „Bednarska” w tym mieście oraz I Społeczne Liceum Ogólnokształcące. Rok wcześniej ówczesny prezydent Polski Bronisław Komorowski nadał maharadży pośmiertnie Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.

Ośrodek w Balachadi nie był jedynym miejscem, które przyjęło najmłodszych uchodźców z Polski. Łącznie wojnę zawieruchę w Indiach przetrwało ok. 5,5 tys. polskich dzieci. Jak przyznał po latach jeden z wychowanków tych ośrodków: „w Indiach znów byłem dzieckiem”.

Źródła:

  • Bhattacharjee A., Obywatele polscy z Nawanagar w Indiach, „Pamięć i Sprawiedliwość”, nr 2/2011.
  • Puchalska J., Wszystkie dzieci maharadży, Wydawnictwo Fronda, 2022.
  • Stypuła W., W gościnie u „polskiego” maharadży (wspomnienia z pobytu w Osiedlu Dzieci Polskich w Indiach w latach 1942–1946), Wydawnictwo Eko-Dom, Warszawa 2000.
  • Wróbel J., Indyjska misja Kiry Banasińskiej, [dostęp: 5.10.2025 r.].
  • Zakrzewski P., Indyjska gościnność. Dobry maharadża i polskie dzieci uchodźcze [dostęp: 5.10.2025 r.].

Rzeź Gazy, milczenie świata

https://klubjagiellonski.pl/2025/10/03/rzez-gazy-milczenie-swiata

Ten sprzeciw jest potrzebny nie tylko Palestyńczykom, ale także nam. Nawet jeśli nasze słowa nie uratują mieszkańców Gazy (choć mają na to i tak większe szanse niż milczenie), to może chociaż ocalą nasz język.

Dlaczego Gaza? Czemu w ogóle piszemy o tej zbrodni – kolejny raz? W tylu innych miejscach świata dzieją się przecież straszne rzeczy. Benjamin Netanjahu nie jest bynajmniej jedynym chodzącym po świecie mordercą i przywódcą państwa jednocześnie.

Kwestia intencji jest kluczowa – nie tylko dlatego, że z pewnością niejeden raz po ukazaniu się tego tekstu usłyszymy, że powodowały nami antyżydowskie uprzedzenia. Pytanie „dlaczego” wyprowadza nas poza zaklęty krąg moralnego oburzenia na działania państwa Izrael. Pozwala zrozumieć szerszy kontekst takich wydarzeń jak ludobójstwo w Gazie. Kontekst, który sięga wiele tysięcy kilometrów poza Bliski Wschód, obejmuje także nas. Być może nas przede wszystkim. A więc dlaczego?

Po niewłaściwej stronie

„Likwidacja ta ustalała w sposób demonstracyjny podział Europy na dwie kategorie. W jednej znajdowali się ludzie korzystający z praw wyborczych i gwarancji konstytucyjnych, w drugiej ci, których można strzelać jak zające, gnieść tankami i pławić w rzekach, bez tego, aby wykonujący te czynności mieli świadomość przekraczania zasad moralnych i przepisów etykiety towarzyskiej obowiązujący w ich krajach”.

Jerzy Stempowski pisał tu akurat nie o Palestyńczykach, ale uciekinierach ze Związku Sowieckiego, mocą decyzji zachodnich aliantów z 1945 roku mających być odesłanymi do „ojczyzny”. Co zarówno dla Stalina, Churchilla, jak i Roosevelta było równoznaczne z wykonaniem na nich wyroku śmierci. Bardziej oczywiste było to chyba tylko dla głównych zainteresowanych, podczas II Wojny Światowej walczących przeciwko władzy komunistycznej Kozaków i ich rodzin.

Józef Mackiewicz, który opisał te zdarzenia w powieści Kontra, przywołuje relacje kilku świadków, o płynącej Drawą na wznak kobiecie, z przywiązanym na piersiach niemowlęciem. Oboje wyłowiono martwych. Nie zdążyli się przeprawić na drugą stronę rzeki wyznaczającej granicę człowieczeństwa.

Zabili ich Anglicy; ci sami, którzy jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej przysięgali, przysięgi swe uwierzytelniając „honorem brytyjskiego oficera”, że nigdy, ale to przenigdy nie wydadzą ich Sowietom. Wiedząc już wówczas doskonale, że właśnie to – wysyłając swych jeńców na pewną śmierć – mają zamiar uczynić.

Raz na jakiś czas zachodni świat – a przecież próbuje nas się intensywnie przekonać, że państwo Izrael jest najdalej wysuniętą na Wschód forpocztą cywilizacji zachodniej – zostaje przedzielony taką niewidzialną granicą. Kto ma zdawać sobie sprawę, żądać jej zniesienia jak nie my, którzy tyle wieków znajdowaliśmy się po jej niewłaściwej stronie?

Granicę oddzielającą ludzi od „ludzkich zwierząt”. Tych chronionych przez prawa, regulacje i konwencje od wszystkich, którym prawo to nie tyle zostały odebrane, co nigdy nie weszli w jego posiadanie. Bez względu na to, czy są dziećmi, kobietami, starcami – stali się „stroną konfliktu” tylko przez fakt, że oddychają. Ośmielili się żyć w tym właśnie miejscu i czasie. Dzisiaj są to Palestyńczycy z Gazy. Ale kiedyś byliśmy to my.

„Wszystko jest dozwolone!”

Zeznania świadków, którym udało się przeżyć przetrzymywanie przez izraelskich żołnierzy, dostarczają nie mniej wstrząsających relacji. Potwierdzają je zresztą zdjęcia i filmy, którymi chętnie dzielą się sami izraelscy żołnierze w mediach społecznościowych – uśmiechając się i śpiewając w trakcie bombardowań budynków cywilnych.

Do sieci trafiają zdjęcia rozebranych do bielizny, klęczących Palestyńczyków z zawiązanymi oczami. Trudno powiedzieć, jak poniżanie i upokarzanie niewinnych ludzi ma pomóc w walce z Hamasem –wydaje się, że może raczej radykalizować mieszkańców Gazy.

„Zobacz, posikał się. Zaraz pokażę ci jego plecy. To będzie dopiero zabawne. Patrz, torturowali go, żeby zaczął mówić. Skur**syn” – to cytat z innego wideo. Jest to dowód oczywistego łamania Konwencji Genewskiej.

Dziennik „Haaretz” donosił, że schwytani Palestyńczycy byli przebierani w izraelskie mundury i zmuszani do wchodzenia do tuneli i niebezpiecznych budynków przed żołnierzami IDF. Według informatorów tej gazety często były to przypadkowe osoby, nie mające związku z terrorystami. Inni służyli za żywe tarcze, kiedy izraelscy żołnierze strzelali nad ich ramieniem.

Do sieci wyciekło nagranie, na którym nagi więzień jest kopany w brzuch i opluwany. Izraelscy żołnierze gwałcili i seksualnie znęcali się nad Palestyńczykami (relacje potwierdzone przez organizacje praw człowiek czy ONZ) – opisy tych zbrodni są tak drastyczne, że trudno je w całości przytoczyć.

Wojsko izraelskie zapowiedziało podjęcie odpowiednich kroków i zatrzymało 10 rezerwistów odpowiedzialnych za znęcanie się nad Palestyńczykami. Jeden z żołnierzy, który przyznał się do tych czynów, został skazany na 7 miesięcy.

Jedna z izraelskich organizacji praw człowieka utrzymywała, że znęcanie się nad Palestyńczykami w izraelskich więzieniach jest systemowym, a nie incydentalnym problemem. W parlamencie zapytała, czy [tu opis ohydnej seksualnej zbrodni] jest zgodne z prawem. „Tak! Wszystko jest dozwolone. Wszystko!” – odpowiedział poseł z Likudu, partii premiera Netanjahu. Kilka dni później w największej telewizji w Izraelu, Kanale 12, jeden z gości w studio stwierdził, że żałuje, że gwałty na Palestyńczykach nie są zinstytucjonalizowane.

Zdaniem ministra bezpieczeństwa narodowego Izraela, Itamara Ben-Gvira, nie ma takiego działania, które nie jest dopuszczalne, jeśli tylko służy to bezpieczeństwu państwa. Aresztowanych gwałcicieli nazwał bohaterami narodowymi. Minister finansów Izraela, Bezalel Smotricz, wzywał do pilnego znalezienia osób odpowiedzialnych za wyciek nagrania i użycia przeciwko nim całej mocy prawnych środków. O ofiarach tych gwałtów nie wspomniał ani słowem.

Wśród gruzów i głodu

ONZ uznało też, że Izrael intencjonalnie głodzi Palestyńczyków i używa głodu jako narzędzia wojny. Ponad pół miliona ludzi głoduje w samej północnej Gazie. Według francuskiego MSZ w kwietniu tego roku zagrożonych głodem, śmiercią lub chorobami epidemiologicznymi było milion dzieci.

To bezpośrednia konsekwencja m.in. blokady transportu żywności i pomocy humanitarnej do Gazy przez Izrael i karania kolektywnie całej grupy narodowościowej za zbrodnie jednostek. Izrael nałożył blokadę w marcu w trakcie zawieszania broni z Hamasem. W maju ją zniesiono, ale nadal niewiele pomocy mogło być wwiezionej do Gazy.

Po ogromnej presji międzynarodowej pod koniec lipca Izrael uchylił nieco drzwi dla transportu leków i żywności – choć są one wciąż dalece niewystarczające. Dodajmy też, że minister Smotricz otwarcie i oficjalnie głosi, iż głodzenie Palestyńczyków może być moralnie uzasadnione. Innym razem wspominał on, że należy odciąć dostawy prądy, wody i żywności do Gazy.

Do arsenału działań Izraela trzeba dopisać też regularne bombardowanie budynków cywilnych, w tym ponad 100 szpitali i klinik, zostawiając 75 milionów ton gruzu w Gazie. Wiele z nich jest uwiecznione na filmach opublikowanych w mediach społecznościowych. Chwali się nimi członek rządu Netanjahu, Itamar Ben-Gvir, chwalą się żołnierze. W ostatniej ofensywie w połowie września zrównano z ziemią 16 budynków w mieście Gaza. Zginęło w wyniku tych działań kilkadziesiąt osób.

Kiedy kłamstwo przestaje dziwić

I druga lekcja historii, jaką odebrali mieszkańcy „bloku wschodniego”, a która dzisiaj powinna motywować ich do głośnego stawania w obronie niewinnie cierpiących Palestyńczyków. Lekcja kłamstwa. Nie tego wielkiego, jawnego i jaskrawego. Ale takiego zwykłego, codziennego, które wżera się pod skórę jak niezmywana i z czasem niezmazywalna warstwa brudu.

Władimir Bukowski w swojej autobiografii „I powraca wiatr” pisze o tym, skąd wziął się jego sprzeciw wobec komunizmu. Nie zaczęło się od żadnego moralnego wstrząsu. Od wiedzy o jakiejś dokonanej, a ukrytej przed wiedzą ogółu zbrodni reżimu. Zaczęło się w szkole.

Mały Bukowski, któremu na lekcji wymsknęło się jakieś nieświadomie wywrotowe stwierdzenie zauważył, że wszyscy – nauczyciele, dyrektorzy, rodzice – recytują wobec niego formułki, w które nikt z nich nie wierzy. Wszyscy kłamią, wszyscy wiedzą, że kłamią, ale na nikim nie robi to żadnego wrażenia. Bo wszyscy przyzwyczaili się do kłamstwa.

Podobny los czeka „świat Zachodu”, jeżeli przejdzie on do porządku dziennego nad zbrodniami Izraela. Jeżeli ci sami politycy, moraliści, dziennikarze, liderzy opinii, którzy na co dzień wstają i kładą się spać z „prawami człowieka” na ustach, zaakceptują w swoim obozie, w granicach swojego świata hierarchii i wartości, obecność państwa gniotącego każde z tych praw buldożerami.

Kłamstwo przestanie nas dziwić. Przyzwyczaimy się do niego. Słowa stracą swoją wagę i znaczenie. Wydamy na siebie, na system sensu i znaczeń, który porządkuje nasze życie, wyrok śmierci. Co z tego, że odłożony w czasie.

A więc mówmy. Mówmy głośno i nazywajmy precyzyjnie. Wskazujmy palcem morderców i zbrodniarzy. Wyliczajmy ich zbrodnię. Ten sprzeciw jest potrzebny nie tylko Palestyńczykom, ale także nam. Nawet jeśli nasze słowa nie uratują mieszkańców Gazy (choć mają na to i tak większe szanse niż milczenie), to może chociaż ocalą nasz język.

Metoda, cel, reguła 

16 września Organizacja Narodów Zjednoczonych uznała, że Izrael popełnia w Gazie ludobójstwo, i to w aż 4 z 5 prawnych kategorii: zabicie członków grupy, spowodowanie u nich poważnych cielesnych i psychicznych obrażeń, celowe stwarzanie warunków do jej zagłady i zapobieganie narodzinom.

Wcześniej spełnienie definicji prawnej ludobójstwa przez Izrael stwierdzało m.in. Międzynarodowe Stowarzyszenie Badaczy Ludobójstwa (IAGS) a na poziomie dyplomatycznym oskarżało go o to wiele państw. O tym, że nie potrafi on znaleźć innego niż „ludobójstwo” słowa na opisanie działań swego państwa w Gazie mówił też Dawid Grossman, jeden z najwybitniejszych żyjących izraelskich pisarzy.

Przyjrzyjmy się bliżej działaniom Izraela. Nie mają one charakteru incydentalnego, ale metodyczny, celowy i regularny. Ich ocenę pozostawiamy Państwu.

Izrael morduje cywili, dziennikarzy, pracowników medycznych i humanitarnych. W połowie lipca w ostrzale izraelskich sił zbrojnych (IDF) śmierć poniosło 10 Palestyńczyków stojących w kolejce po wodę. Wśród nich było sześcioro dzieci. Kilka dni wcześniej w podobnym nalocie zginęło co najmniej 15 osób, w tym dziesięcioro dzieci, również stojących w kolejce – do szpitala.

Od ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. w wyniku prowadzonej przez Izrael wojny zginęło 247 dziennikarzy. 25 sierpnia izraelskie siły zbrojne zaatakowały szpital Chan Junus w Palestynie. Życie straciło ponad 20 osób, w tym dziennikarze agencji Reuters, Associated Press, Middle East Eye i Al Jazeery.

1 kwietnia 2024 r. w ataku na konwój humanitarny World Central Kitchen śmierć poniósł również polski wolontariusz z Przemyśla, Damian Soból. Izraelskie władze najpierw odmawiały przeprosin (dopiero po kilku dniach usłyszeliśmy zaledwie relację o przeprosinach ambasadora tego kraju z zamkniętej rozmowy z wiceszefem MSZ), a następnie odmówiły wypłaty odszkodowania rodzinie Sobola.

„Ofiary są same sobie winne”

Modus operandi Izraela po ujawnieniu przez media śmierci cywili to w najlepszym wypadku kondolencje, czasem przyznanie się do błędu, ale nigdy przeprosiny. W bardziej drastycznych i jednoznacznie wskazujących winę żołnierzy IDF zapowiada dochodzenie.

Najczęściej Izrael oskarża, czasem post mortem, ofiary o związki z Hamasem, co jest zupełnie nieweryfikowalne – musimy brać słowo władz Izraela za dobrą monetę. Z 52 postępowań ws. zbrodni wojennych 88 proc. jeszcze w sierpniu pozostawało nadal otwartych, ich wyniki nie zostały opublikowane lub zostały zamknięte bez znalezienia winnych. Tylko w jednym przypadku żołnierz został skazany na więzienie.

Postronne ofiary są zaś szkodą uboczną walki z terrorystami z Palestyny, status przyznawany przez Izrael na podstawie niejawnych dla zagranicznych państw i mediów kryteriów – coś jak zarzuty o antysemityzm w Polsce, kiedy pisze się o udokumentowanych zbrodniach Izraela. W sumie ponad 80 proc. ofiar rzezi (trudno nazwać tę nierówną walkę wojną) to cywile.

Przedtem jednak Izrael przerzuca winę za śmierć na ofiary – konwoje nie miały włączonych sygnałów świetlnych, ratownicy odpowiednich kamizelek, a dziennikarze zostali wzięci przez oprawców przypadkowo za obecnego w pobliżu poszukiwanego terrorystę.

Dziennikarze, medycy i dzieci na celowniku

Ile waży słowo Izraela? 23 marca ostrzelano ze skutkiem śmiertelnym 15 ratowników medycznych jadących ambulansami w południowej Gazie na pomoc poszkodowanym. Izrael oskarżył konwój o brak świateł, co wyglądało podejrzanie. Dopiero tydzień później międzynarodowym organizacjom udało się dostać na miejsce zdarzenia. Przy jednym z ciał znaleziono telefon z nagraniem egzekucji bezbronnych Palestyńczyków po wyjściu z samochodów.

Medycy byli w odpowiednich uniformach, a sygnały świetlne były włączone, co przeczy komunikatowi Izraela o uzasadnieniu morderstwa. Izraelskie służby obiecały, że przeprowadzą szczegółowe dochodzenie w tej sprawie.

Jedna z dwóch osób, które przeżyły masakrę, spędziła ponad miesiąc w izraelskim areszcie jako podejrzana o terroryzm, zanim pod międzynarodową presją zwolniono ją z więzienia. Człowiek ten był bity, poddawany torturom, poniżaniu i głodzeniu, a władze Izraela nie ujawniały informacji o jego przetrzymywaniu przez dwa tygodnie.

Izraelskie wojsko już przed inwazją na Gazę potrafiło zabijać dziennikarzy w kamizelkach oznaczonych napisem „press” i zamiatać tę sprawę pod dywan. W 2022 r. według zeznań świadków i lekarza przeprowadzającego autopsję strzał w głowę otrzymała Shireen Abu Akleh, współpracująca 25 lat z agencją Al-Jazeera. Dziś, po ponad 3,5 roku od jej śmierci, nadal nikt nie poniósł za to odpowiedzialności. Podobnie było z dziennikarzem Reutersa, Issamem Abdallahem.

W sumie od 2 lat prawie 65 tys. mieszkańców Gazy zostało zabitych przez izraelskie siły zbrojne. Prawie jedna trzecia z nich to dzieci. Kolejne 164 tys. zostało rannych. Ponad 10 proc. populacji Gazy odniosło obrażenia lub zginęło w wyniku działań Izraela (te liczby potwierdził sam Tel-Awiw). Średnio co godzinę w Gazie umiera jedno dziecko.

„Wszystko jest dozwolone!”

Zeznania świadków, którym udało się przeżyć przetrzymywanie przez izraelskich żołnierzy, dostarczają nie mniej wstrząsających relacji. Potwierdzają je zresztą zdjęcia i filmy, którymi chętnie dzielą się sami izraelscy żołnierze w mediach społecznościowych – uśmiechając się i śpiewając w trakcie bombardowań budynków cywilnych.

Do sieci trafiają zdjęcia rozebranych do bielizny, klęczących Palestyńczyków z zawiązanymi oczami. Trudno powiedzieć, jak poniżanie i upokarzanie niewinnych ludzi ma pomóc w walce z Hamasem –wydaje się, że może raczej radykalizować mieszkańców Gazy.

„Zobacz, posikał się. Zaraz pokażę ci jego plecy. To będzie dopiero zabawne. Patrz, torturowali go, żeby zaczął mówić. Skur**syn” – to cytat z innego wideo. Jest to dowód oczywistego łamania Konwencji Genewskiej.

Dziennik „Haaretz” donosił, że schwytani Palestyńczycy byli przebierani w izraelskie mundury i zmuszani do wchodzenia do tuneli i niebezpiecznych budynków przed żołnierzami IDF. Według informatorów tej gazety często były to przypadkowe osoby, nie mające związku z terrorystami. Inni służyli za żywe tarcze, kiedy izraelscy żołnierze strzelali nad ich ramieniem.

Do sieci wyciekło nagranie, na którym nagi więzień jest kopany w brzuch i opluwany. Izraelscy żołnierze gwałcili i seksualnie znęcali się nad Palestyńczykami (relacje potwierdzone przez organizacje praw człowiek czy ONZ) – opisy tych zbrodni są tak drastyczne, że trudno je w całości przytoczyć.

Wojsko izraelskie zapowiedziało podjęcie odpowiednich kroków i zatrzymało 10 rezerwistów odpowiedzialnych za znęcanie się nad Palestyńczykami. Jeden z żołnierzy, który przyznał się do tych czynów, został skazany na 7 miesięcy.

Jedna z izraelskich organizacji praw człowieka utrzymywała, że znęcanie się nad Palestyńczykami w izraelskich więzieniach jest systemowym, a nie incydentalnym problemem. W parlamencie zapytała, czy [tu opis ohydnej seksualnej zbrodni] jest zgodne z prawem. „Tak! Wszystko jest dozwolone. Wszystko!” – odpowiedział poseł z Likudu, partii premiera Netanjahu. Kilka dni później w największej telewizji w Izraelu, Kanale 12, jeden z gości w studio stwierdził, że żałuje, że gwałty na Palestyńczykach nie są zinstytucjonalizowane.

Zdaniem ministra bezpieczeństwa narodowego Izraela, Itamara Ben-Gvira, nie ma takiego działania, które nie jest dopuszczalne, jeśli tylko służy to bezpieczeństwu państwa. Aresztowanych gwałcicieli nazwał bohaterami narodowymi. Minister finansów Izraela, Bezalel Smotricz, wzywał do pilnego znalezienia osób odpowiedzialnych za wyciek nagrania i użycia przeciwko nim całej mocy prawnych środków. O ofiarach tych gwałtów nie wspomniał ani słowem.

Wśród gruzów i głodu

ONZ uznało też, że Izrael intencjonalnie głodzi Palestyńczyków i używa głodu jako narzędzia wojny. Ponad pół miliona ludzi głoduje w samej północnej Gazie. Według francuskiego MSZ w kwietniu tego roku zagrożonych głodem, śmiercią lub chorobami epidemiologicznymi było milion dzieci.

To bezpośrednia konsekwencja m.in. blokady transportu żywności i pomocy humanitarnej do Gazy przez Izrael i karania kolektywnie całej grupy narodowościowej za zbrodnie jednostek. Izrael nałożył blokadę w marcu w trakcie zawieszania broni z Hamasem. W maju ją zniesiono, ale nadal niewiele pomocy mogło być wwiezionej do Gazy.

Po ogromnej presji międzynarodowej pod koniec lipca Izrael uchylił nieco drzwi dla transportu leków i żywności – choć są one wciąż dalece niewystarczające. Dodajmy też, że minister Smotricz otwarcie i oficjalnie głosi, iż głodzenie Palestyńczyków może być moralnie uzasadnione. Innym razem wspominał on, że należy odciąć dostawy prądy, wody i żywności do Gazy.

Do arsenału działań Izraela trzeba dopisać też regularne bombardowanie budynków cywilnych, w tym ponad 100 szpitali i klinik, zostawiając 75 milionów ton gruzu w Gazie. Wiele z nich jest uwiecznione na filmach opublikowanych w mediach społecznościowych. Chwali się nimi członek rządu Netanjahu, Itamar Ben-Gvir, chwalą się żołnierze. W ostatniej ofensywie w połowie września zrównano z ziemią 16 budynków w mieście Gaza. Zginęło w wyniku tych działań kilkadziesiąt osób.

„Gdyby Izrael złożył broń…”

Kiedy czytacie Państwo ten tekst, jest on już nieaktualny. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o kolejnych zbrodniach jakich dopuścił się Izrael. Zbrodniach, na które rząd tego państwa ma niestety społeczne przyzwolenie.

Według wykonanego pod koniec lipca dla Izraelskiego Instytutu Demokracji sondażu 78 proc. żydowskich Izraelczyków uważa, że ich kraj dokonuje „znacznych wysiłków, by uniknąć cierpienia Palestyńczyków”. Z kolei niemal połowa respondentów jest zdania, że armia jest wobec nich zbyt pobłażliwa.

Natomiast w maju tego roku przeprowadzone zostały na zlecenie Uniwersytet Pensylwanii przez Geocartography Knowledge Group z Tel Awiwu badania, w których 47 proc. izraelskich Żydów zgodziło się z tezą, że armia „podbijając miasto wroga powinna działać tak, jak w Jerychu działali Izraelici pod wodzą Jozuego, czyli zabijać jego wszystkich mieszkańców”.

Na zakończenie swojego tekstu „Dobitny dowód na niebezpieczeństwo antysemityzmu” opublikowanego na łamach „Rzeczpospolitej” Pani Agnieszka Markiewicz z American Jewish Committee stwierdziła: „Gdyby Izrael złożyłby broń, przestałby istnieć”. Czy naprawdę Izrael i wspierające to państwo organizacje chcą nas przekonać, że wszystko, czego dopuszcza się w Gazie jest warunkiem koniecznym do jego przetrwania?

Ćwierć BILIONA na Ministerstwo Zdrowia, a nadal im mało. Gigantyczne manko w NFZ

https://nczas.info/2025/10/03/cwierc-biliona-na-ministerstwo-zdrowia-a-nadal-im-malo-gigantyczne-manko-w-nfz/

Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) ma w tym roku mieć brak na 14 mld zł. W przyszłym zaś 23 mld zł. I to tylko pod warunkiem, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda zapowiada, że „wspólnie z premierem i z ministrem finansów znajdziemy rozwiązania na uzupełnienie tych braków”, co oznacza wzrost kolejnych opłat i haraczy.Minister Sobierańska-Grenda podczas spotkania z dziennikarzami przedstawiała priorytety ministerstwa. Największe wyzwanie, jak oceniła, to brak pieniędzy.

„Z prognoz wynika, że w 2025 r. zabraknie 14 mld zł, a w roku przyszłym – 23 mld zł” – podaje rynekzdrowia.pl.

Przypomniała, że 26 września premier Donald Tusk zadeklarował wejście do rozmów między Ministerstwem Finansów i Ministerstwem Zdrowia odnośnie środków finansowych. Zapowiedział, że sam haracz nazywany składką zdrowotną nie będzie podnoszony.

Minister przyznała, że jej resort pochłania gigantyczne środki, ale to wciąż za mało. Na MZ przeznaczono w projekcie przyszłorocznego budżetu 248 mld zł. Mimo tego brakuje 23 mld.Następnie wyraziła nadzieję, że uda się znaleźć z premierem środki na MZ bez podnoszenia składki zdrowotnej. To zaś oznacza podniesienie innych opłat.

– Tak jak powtarzaliśmy już od pewnego czasu: Bez dotacji budżetowej nie jesteśmy w stanie takich środków w ramach NFZ wygospodarować – ogłosiła minister Sobierańska-Grenda.

Dodała, że jeśli będzie realizowana ustawa podwyżkowa oraz realizowane świadczenia na obecnym poziomie, pieniędzy zabraknie na pewno.

Wiceprezes NFZ Jakub Szulc wyliczył, że „jeśli w kolejnych kwartałach będzie podobna dynamika świadczeń jak w ciągu pierwszego kwartału tego roku, to zabraknie około 14 mld zł w 2025 roku i 23 mld zł w roku 2026 w stosunku do tego, co jest dzisiaj w planie finansowym”.

„Na koniec sierpnia, jeśli chodzi o świadczenia ponadlimitowe, wykonane i sprawozdane przez podmioty, było 4,2 mld zł nadwykonań w świadczeniach nielimitowych, 1,5 mld na nadwykonań w zakresie programów lekowych i leków w chemioterapii. Przy jednoczesnym poziomie 2,35 mld niedowykonań” – czytamy na rynekzdrowia.pl.

Minister zapytano, czy pacjenci odczują braki finansowe. Odpowiedziała, że popiera, by „pracować w ramach posiadanych środków”.

– Natomiast chciałabym, żeby pacjent nie odczuwał braku środków finansowych, stąd też będą na pewno rozmowy sprawie ustawy podwyżkowej – mówiła.

Po tej taniej PR-owej wypowiedzi, w końcu odpowiedziała, że nie potrafi odpowiedzieć na zadane pytanie.

Początkowa planowana dotacja na NFZ w tym roku, czyli 18,3 mld zł, została powiększona o 9 mld zł. Po uwzględnieniu innych funduszy plan finansowy NFZ zwiększył się o 13 mld zł.

„Z projektu planu finansowego NFZ na 2026 r. wynika, że przychody NFZ wyniosą 217,4 mld zł i będą większe o 9,9 proc. w porównaniu z rokiem 2025. Wpływy ze składki zdrowotnej, według planu, wyniosą 184,3 mld zł, czyli wzrosną o 6,5 proc. w porównaniu z rokiem 2025. Dotacja podmiotowa z budżetu państwa ma wynieść 26 mld zł, czyli wzrosnąć o 42 proc. w stosunku do pierwotnie założonej wartości dotacji w planie finansowym NFZ na 2025 r. (18,3 mld zł)” – czytamy.

Nowa Żelazna Kurtyna czyli granica Mordoru

Bartosz Kopczyński https://wtowarzystwie.pl/nowa-zelazna-kurtyna-czyli-granica-mordoru/

Przyzwyczailiśmy się traktować pojęcie żelaznej kurtyny jako fakt historyczny, o którym pierwszy raz powiedział Winston Churchill w 1946 r. podczas przemówienia na uniwersytecie w Fulton, USA. Wówczas była to granica zimnej wojny, oddzielająca blok sowiecki, dowodzony przez ZSRR od bloku zachodniego, zwanego też „wolnym światem”, zarządzanego przez USA.

Nowa Żelazna Kurtyna, czyli granica Mordoru

Przyzwyczailiśmy się traktować pojęcie żelaznej kurtyny jako fakt historyczny, o którym pierwszy raz powiedział Winston Churchill w 1946 r. podczas przemówienia na uniwersytecie w Fulton, USA. Wówczas była to granica zimnej wojny, oddzielająca blok sowiecki, dowodzony przez ZSRR od bloku zachodniego, zwanego też „wolnym światem”, zarządzanego przez USA.

W istocie bloki te nie różniły się zbytnio od siebie, zasady ich konstrukcji i zarządzanie masami ludzkimi były podobne. W zakresie polityki zagranicznej zgoda narodów na to, co robiła z nimi władza wymuszana była przez strach atakiem drugiej strony i nuklearną zagładą. Różnica polegała na polityce wewnętrznej. U sowietów posłuszeństwo wymuszano strachem przed brutalnymi represjami i reglamentacją dóbr, na Zachodzie posłuszeństwo kupowano konsumpcją i wygodą życia. Poza tym wszystko była tak samo – i w jednym, i w drugim obszarze demontowano tradycyjne, organiczne struktury społeczne, zastępując je mechanicznymi, sztucznie stworzonymi przez władzę, wysługującą się kapitałowi (na Zachodzie) lub przez kapitał, wysługujący się władzy (na Wschodzie). I tu, i tam posługiwano się wygodnym wytrychem postępu, używano podobnej socjotechniki i ukrywano prawdziwe intencje władzy, a nawet osoby decyzyjne. Na najwyższym metapoziomie decyzyjnym przedstawiciele obydwu bloków spotykali się bowiem na tajnych spotkaniach, będących w istocie zebraniami ezoterycznych lóż, na których zapadały wspólne decyzje globalnej polityki. Narodom zaś sprzedawano bajkę o zasadniczym konflikcie. Konfliktu de facto nie było, był sojusz, dążący do zawładnięcia prywatnym życiem ludzi, a drogą do tego było rozbicie narodów, a metodą na to było rozbicie rodzin. Podobną relację pomiędzy pozornymi wrogami widzimy w stosunkach między PiS, PO i narodem polskim.

Czytaj też:

wojna-w-polsce-czyli-ksztalt-rzeczy-strasznych-cz-1/

wojna-w-polsce-czyli-ksztalt-rzeczy-strasznych-cz-2/

Ogłoszono nam jednak, że Zimna Wojna się skończyła, nastąpił koniec historii, a ludzkość czeka już tylko pokój i dobrobyt. Było to kłamstwem jeszcze większym, niż Zimna Wojna, natychmiast przystąpiono do przejmowania za ułamek wartości majątków narodów Wschodu, w tym Polaków. Rosjan i Ukraińców (to raczej narodowość, niż naród), aby wszystkich podporządkować tej samej władzy kapitału, ukrywającej starych, poczciwych (to sarkazm) braci lożowych. Wojny miało już nie być, tylko dobrobyt, czytaj bezkarne grabienie wszystkiego i zniewalanie wszystkich. Szybko też powróciła wojna – strach jest najlepszym sojusznikiem rozbójników – pod szyldem walki z terroryzmem, która w istocie była walką w narodami. Potem jednak plany się rozjechały, i globalni rozbójnicy zmuszeni zostali do wszczęcia wojny prawdziwej w Europie, i do odtworzenia żelaznej kurtyny.

Wschód okazał się niegodny świetlanej przyszłości całego świata, odmówił wejścia do klubu jednego światowego państwa, zamiast tego zrobił rzecz najgorszą z możliwych: postanowił pójść drogą swoich własnych państw. Najpierw Chiny, potem Rosja, począwszy mniej więcej od 2008 roku zaczęły dystansować się od jednego porządku na rzecz świata wielobiegunowego, czego widzialną emanacją jest sojusz BRICS i projekt odtworzenia Jedwabnego Szlaku – głównej magistrali handlowej świata, łączącej Wschód z Zachodem. Połączenie świata miało powrócić, ale na zupełnie innych zasadach, niż chcieli lożowi bracia: nie w jednym porządku, decydującym o wszystkim, ale w wielu porządkach, uzgadniających zasady współpracy. Tak wielka herezja nie mogła zostać bez reakcji postępowego, lożowego świata. Uruchomiono więc bardzo poważne narzędzia jednolitej, globalnej kontroli: najpierw pandemię, a gdy to się zaczęło wymykać spod kontroli, wojnę ukraińską. Narzędzia lożowych braci mają jednak pewną wadę: im są bardziej potężne, tym mniej przewidywalne. Wojna ukraińska też zaczęła przynosić skutki odwrotne od zamierzonych: Wschód, zamiast się nawrócić, pokajać i powrócić do wspólnego porządku wzmocnił się i zintegrował, a Zachód osłabił i zdezorganizował. Coś trzeba było zrobić, zmieniono więc cele wojny ukraińskiej, konfliktem wszak można zarządzać, i postanowiono uczynić ją powodem do odbudowy żelaznej kurtyny.

Widzialnym znakiem było rozszerzenie NATO o państwa skandynawskie i atak połączonych sił USA i Izraela na Iran. Jeśli spojrzymy na mapę Euroazji, przyjrzyjmy się, gdzie znajdują się państwa, należące do NATO, czyli znajdujące się pod kontrolą USA/Izraela. Następnie zobaczmy, gdzie znajduje się Iran, i przypomnijmy sobie, że celem Wojny Dwunastodniowej z czerwca 2025 r. była zmiana władzy w Iranie, powrót szacha i ponownie wciągnięcie Persji pod zarząd USA/Izraela. Braciom lożowym dałoby to wiele korzyści: pozbawiłoby Chiny dostaw węglowodorów i zamknęłoby pewien obszar. Wschodni brzeg Zatoki Perskiej znalazłby się wtedy pod tą samą kontrolą, co jej brzeg zachodni, czyli cały Półwysep Arabski. Pozwoliłoby to kontrolować główne światowe szlaki morskie i surowcowe oraz główne obszary roponośne, ale nie tylko. Przejęcie Iranu byłoby zamknięciem południowego krańca Nowej Żelaznej Kurtyny. Jej kraniec północny oddziela Finlandię i Norwegię od Rosji, do jej całkowitego domknięcia brakowałoby tylko przejęcia niepokornej Turcji. Po zdobyciu Syrii, odzyskaniu Iranu i ugruntowaniu lożowego panowania nad Bliskim Wschodem byłoby tylko kwestią czasu, jak osamotniona, otoczona przez wrogów Turcja musiałaby skapitulować lub zostać podbita na skutek jakiejś kolorowej rewolucji, jak np. Euromajdan na Ukrainie. A wówczas USA/Izrael mogłyby doprowadzić do sukcesu swój wielki projekt geopolityczny: „Oś błogosławieństwa”, czyli szlak handlowo-surowcowo-telekomunikacyjny, łączący Azję z Europą przez ziemię Izraela i Półwysep Arabski, omijając od południa Nową Żelazną Kurtynę. W tym samym momencie Chiny mogłyby zostać odcięte przez sieć baz USA, ich flotę i lotnictwo. Większość świata zostałaby uzależniona od dostaw, znajdujących się pod kontrolą tandemu USA/Izrael. Tak to wreszcie mógłby powstać Wielki Izrael, ziścić mogłoby się odwieczne marzenie lożowych braci: Niebiańska Jerozolima.

Lożowi bracia mają jednak problemy. Iran walczy dzielnie i nie zamierza się poddać, podobnie Turcja, zwracająca się przeciw Izraelowi. Reszta świata, widząc barbarzyństwo i ludobójstwo w Gazie zaczyna coraz wyżej podnosić głowy i coraz natarczywiej pytać swoje rządy, dlaczego nie sprzeciwiają się złu, które piętnują na całym świecie, a tam pozwalają i wspierają. No i miękkim podbrzuszem Nowej Żelaznej Kurtyny jest front polski. Rosja ani myśli przegrać tej wojny, powoli przejmując kontrolę nad Ukrainą. Utrata Ukrainy byłaby strategiczną katastrofą Wielkiego Izraela, dlatego obecnie główna uwaga koncentruje się na odcinku polskim. Panowanie nad Ukrainą wymaga, aby Polacy nadal posłusznie wspierali politykę Wielkiego Izraela, czyli USA, UE, NATO, a robią to dlatego, bo kolejne rządy w Polsce obsadzane są przez sługi tych samych lóż. Polacy wciąż myślą, że dokonują wyborów między dwoma różnymi siłami, w rzeczywistości wybierają wciąż tą samą Lożę Okrągłego Stołu. Utrzymanie Nowej Żelaznej Kurtyny wymaga więc utrzymania wojny ukraińskiej, a ta wymaga współudziału posłusznych Polaków. A Polacy stają się coraz bardziej nieposłuszni, co dało efekt podczas wyborów prezydenckich w 2025 r. Tam też większość kandydatów, a wszyscy główni zostali wytypowanych przez loże, jednak o prawdziwych zmianach nie decyduje to, co widać, ale to, czego nie widać. Zmienia się sposób myślenia i świadomość Polaków. Pozostaje tylko kwestią czasu, jak zrozumieją, w jaki sposób są oszukiwani i niszczeni, i zmienią układ swoich sojuszy, dogadując się ze Wschodem przeciwko wspólnemu wrogowi: Niebiańskiej Jerozolimie. Lożowcy, będąc w coraz większej desperacji próbują odpalić to, co potrafią najlepiej – kontrolowaną zagładę. Ta jednak nie wychodzi, bo Rosja, jak dotąd nie wykazuje zamiarów eskalacji wojny poza Ukrainę, pomimo licznych prowokacji ze strony NATO. Próbują więc oddziaływać na Polaków strachem. Propaganda i media, tak lewackie, jak nibyprawicowe straszą Polaków agresją Rosji, powołując się na fakty, które sami stwarzają. Straszą polskich mężczyzn branką do wojska i wysyłką na stepy, a kobiety i dzieci straszą wzięciem w jasyr. W ten sposób chcą wygnać Polaków z Polski. Jednocześnie lożowcy robią wszystko, aby sprowadzić do Polski wielkie masy obcej ludności, mającej zastąpić ludność polską. Polacy jednak coraz wyraźniej widzą, jak wielkim jest to kłamstwem, i jak wielkimi kłamcami są politycy, specjaliści i dziennikarze, udający bezstronnych fachowców, chcących dobrze dla Polski. Widzą coraz lepiej, że chcą dobrze tylko dla Ukropolin. Sytuacja jednak jest dynamiczna i Polacy mogą spodziewać się jeszcze wielu mocnych wrażeń, a także prób ich przepędzenia lub likwidacji. Nowa Żelazna Kurtyna wyznacza bowiem granicę Nowego Mordoru, w jaki zamienia się uwielbiona dotąd przez Polaków Unia Europejska.