Austria: Owady zawierają struktury uczulające, które mogą wywołać alergie aż do wstrząsu anafilaktycznego.
Były pracownik ministerstwa rolnictwa ostrzega przez pokarmami z owadów.
W ostatnim czasie bardzo duże kontrowersje wzbudza przyjęta przez Unię Europejską dyrektywa dopuszczająca stosowanie mączki z owadów do produkcji żywności na rynki europejskie. Zbiega się to z szeroką kampanią marketingową, w którą zaangażowani są m.in. celebryci z pierwszej półki światowego show biznesu.
Jak jednak ostrzega w sowim cotygodniowym komentarzu znany redaktor i publicysta Witold Gadowski, powołując się na opinie ekspertów, takie pokarmy mogą za sobą nieść ogromne zagrożenie wieloma chorobami, które są przez owady przenoszone. Te informacje potwierdza też – powołując się na liczne źródła fachowe – list otwarty byłego pracownika ministerstwa rolnictwa Austrii do obecnego szefa tego resortu.
=================================
List otwarty od byłego pracownika Ministerstwa Rolnictwa (fragment)
[28 stycznia 2023].
Szanowny panie ministrze Rauch,
Jak daleko posunął się ten rząd, a przede wszystkim Zieloni, do podawania obywatelom Austrii chorobotwórczego środka owadobójczego poprzez dodawanie go do żywności!
Czy jako minister zdrowia nie wie pan, że mączki zwierzęce w paszach są od dawna zakazane, ale obywatele mają je jeść?
Mało tego, chityna jest silnie uczulająca u ssaków, rozwala układ odpornościowy i dlatego jest związana z rozwojem wielu chorób przewlekłych. Owady zawierają również niezliczoną ilość chorobotwórczych dla człowieka zarazków i pasożytów. Wprowadzanie tego plugastwa do żywności to nie tylko zaniedbanie, to działanie z premedytacją.
Oto pouczający artykuł na temat chityny:
Nawiasem mówiąc, chityna została również znaleziona w tkance mózgowej pacjentów z chorobą Alzheimera. Oto praca naukowa na ten temat. Przed laty, pracując w Ministerstwie Rolnictwa, zajmowałem się kwestią owadów jadalnych i napisałem wewnętrzny raport na ten temat. Teraz zdaję sobie sprawę, dlaczego zlecono mi napisanie tego raportu, to musiało być zaplanowane już dawno temu.
Tutaj jest artykuł o Alzheimerze i chitynie:
W naszym kraju nawet zwierzęta, które dają mleko lub później trafiają na talerz, nie mogą być karmione mączką owadzią. Jest to konsekwencja kryzysu BSE, kiedy to krowy zachorowały, ponieważ były karmione resztkami chorych przeżuwaczy. Od tego czasu mączka zwierzęca jako pasza dla zwierząt w ogóle – nie tylko mączka z owadów – została zakazana w hodowli zwierząt.
Niebezpieczeństwa związane z produktami z owadów.
Nie zostało jeszcze dostatecznie zbadane, jakie zagrożenia dla ludzi stwarza żywność z owadów:
Larwy owadów [Insektenlarven] są bardzo bogate w tłuszcz; zanieczyszczenia takie jak kadm mogą gromadzić się w ciałach tłuszczowych, co może prowadzić do uszkodzenia nerek lub kości.
Owady zawierają struktury uczulające, które mogą wywołać alergie aż do wstrząsu anafilaktycznego.
Owady hodowlane mogą roznosić grzyby i inne patogeny: bakterie, wirusy, pasożyty. Larwy i owady często żywią się śmieciami i resztkami jedzenia. Patogeny, które się tam znajdują, mogą następnie dostać się do łańcucha pokarmowego.
Badanie: Żywność z owadów jest toksyczna(!), obrzydliwa i niebezpieczna: Dziś wchodzi w życie rozporządzenie UE, które pozwala na szeroką skalę dodawać owady do żywności.
Jest to szkodliwe dla zdrowia, jak wynika z badań przeprowadzonych przez Wydział Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu w León. Według badań szczególnie niebezpieczna jest chityna, która tworzy egzoszkielet wielu owadów.
Inne zagrożenia: Alkaloidy, obecne w wielu owadach, są według badania “toksyczne dla konsumentów powyżej pewnej dawki”, podobnie jak wiele chrząszczy, “których spożycia należy unikać, ponieważ zawierają hormony steroidowe, takie jak testosteron”. Istnieje zagrożenie maskulinizacji u kobiet, obrzęków, żółtaczki, a nawet m.in. raka wątroby!
Czy Zieloni mają w ogóle jakieś resztki przyzwoitości i charakteru???
Czy naprawdę wierzysz, że Austriacy są tak głupi i nie uznali tego lub uznają teraz?
A teraz TY pozwalasz, aby nasza żywność była zatruta, że tak powiem, brudem z mączki owadziej, chociaż wiesz, że to powoduje, że ludzie chorują i że ludzie mogą również umrzeć z powodu wstrząsu alergicznego?
Co pan myśli, panie Rauch, że starsza osoba, idąc na zakupy, czyta składniki na produktach, żeby rozpoznać ten owadzi brud?
Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego wydała pozytywną opinię nt. zmian traktatów, które przeniosłyby kwestię leśnictwa z kompetencji krajowych do wspólnych UE.
To kolejna próba przejęcia przez Unię Europejską kontroli nad polskimi lasami, jednym z naszych największych bogactw naturalnych.
Dość powiedzieć, że lasy zajmują aż 30 procent powierzchni Polski. UE chce położyć swoją ciężką łapę na naszym polskim, narodowym, zielonym skarbcu. Bowiem lasy dostarczają, dziś coraz droższego surowca dla przemysłu drzewnego, który obejmuje sieć tartaków, fabryki mebli, fabryki papieru, różnego rodzaju płyt drewnianych itp. Zagrożenie to doskonale widzą specjaliści w dziedzinie lasu.
– Jest to kontynuacja niebezpiecznych pomysłów Komisji Europejskiej, która wcześniej przeforsowała szkodliwą „Strategię na rzecz bioróżnorodności”. Celem jest osiągnięcie bezpośredniego wpływu na politykę leśną państw członkowskich. Jedna dla wszystkich państw polityka leśna, to pomysł zupełnie chybiony ze względu na totalnie różne warunki przyrodnicze państw UE oraz adekwatne do tych warunków różne sposoby prowadzenia gospodarki leśnej – powiedział PCh24.pl Adam Kwiatkowski, Naczelnik Wydziału Ochrony Zasobów Przyrodniczych w Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Trzeba pamiętać, że polskie lasy, a szczególnie puszcze, to część naszej tożsamości narodowej. To właśnie lasy były zawsze dla Polaków miejscem schronienia i walk z zaborcami oraz okupantami. W całym kraju odbywały się właśnie choćby uroczystości związane z obchodami 160. rocznicy Powstania Styczniowego. Przeważnie mają one miejsce przy krzyżach – pomnikach – często mogiłach, stojących w lasach, puszczach, gdzie miały miejsca powstańcze bitwy, czy egzekucje wykonane przez Moskali na powstańcach. Te pomniki – krzyże to ważna część naszej historii. Przeważnie odnawiają je i dbają o nie leśnicy z Lasów Państwowych.
Polscy leśnicy zawsze byli i są szczerymi patriotami. Dlatego m.in. Sowieci wywlekali ich i ich rodziny z gajówek, leśniczówek i wieźli bydlęcymi wagonami na Sybir. Tych co nie wywieźli – zamordowali w leśnych ostępach, gdzie dziś są mogiły ozdobione pięknymi krzyżami. Bo lasy i puszcze są świadkami męczeństwa wielu obrońców ojczyzny, a jednocześnie wspaniałych chrześcijan. Wystarczy wspomnieć dowódców i szeregowych żołnierzy leśnych oddziałów podziemia niepodległościowego oraz powojennych Niezłomnych. Ile ich krwi wsiąkło w leśną ściółkę? Niektóre leśne ostępy to prawdziwe cmentarze.
Czy możemy więc oddać nasze lasy, a w nich pomniki naszych bohaterów, pod zarząd brukselskich urzędników, których wiedza o polskiej historii jest na poziomie fałszywej zbitki – „polskie obozy koncentracyjne”? Zresztą – podobnie żenująco niską i nieprawdziwą wiedzę mają oni o polskich lasach.
Koroną polskich lasów i puszcz jest wciąż majestatyczna Puszcza Białowieska, a w niej m.in. „Szlak dębów królewskich”, które pamiętają nawet najdawniejszych władców Królestwa Polskiego. Te stare dęby, jak olbrzymy, strzegą wszystkiego, co zwie się Polską. Dlatego wara wam eurokraci od naszych lasów.
– Puszcza Białowieska to puszcza królewska – to nasza historia. To część naszej polskiej tożsamości. Nasi przodkowie się w grobach przewracają, kiedy słyszą o planach położenia unijnej łapy na naszych lasach. To zamach na polską tożsamość – powiedział PCh24.pl Andrzej Józef Nowak, Dyrektor Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Odbieranie kompetencji przy zarządzie polskimi lasami miało już w naszej historii miejsce kilka razy i zawsze kończyło się katastrofą. Jeżeli jesteśmy już przy temacie Puszczy Białowieskiej, to znana jest z naszej przedwojennej historii, sytuacja kiedy sanacyjny rząd pozwolił angielskiej firmie „Century” gospodarować w najcenniejszym lesie Europy. Dewastacja puszczy prowadzona przez Anglików trwała 10 lat, do czasu ogromnych strajków polskich robotników leśnych, którzy nie mogli dłużej znieść dewastacji puszczy, i „wygonieniu” przez rząd zagranicznej firmy. W czasie jej gospodarowania w Puszczy Białowieskiej pod siekierę poszło około 17 mln m3 drzew. Czyli wycięto praktycznie połowę puszczy – i to drzewa o najlepszej jakości. Jedynie w roku 1925 wywieziono z puszczy do Anglii 800 tys. m3 drewna. Do tego na zrębach nie prowadzono zalesień. Po prostu katastrofa!
Dewastacja Puszczy Białowieskiej, z dużym udziałem UE, trwa również dziś. Co najmniej kilkanaście lat temu na masową skalę zaczęły schnąć świerki, stając się łatwym łupem korników. Przez to w puszczy doszło do plagi tego owada. Kiedy Lasy Państwowe chciały zaradzić temu nieszczęściu, dokonując cięć sanitarnych, na drodze tych dobrych działań stanęła międzynarodowa organizacja Greenpeace, którą z całą mocą popierają komisarze UE. „Zieloni”, za pozwoleniem ówczesnego polskiego rządu, przejęli stery gospodarki leśnej w Puszczy Białowieskiej, co w praktyce oznacza, że ją całkiem zablokowali, twierdząc iż „Puszcza obroni się sama”. Na efekt tej utopijnej polityki nie trzeba było długo czekać, wyschły potężne połacie puszczy, a kornik zdetronizował żubra i sam teraz niszczycielsko „króluje”. Kiedy obecny rząd zaczął ratować puszczę pozwalając na sanitarne cięcia, zaraz zareagował kto – oczywiście Trybunał Sprawiedliwości UE, który nakazał wstrzymać wycinkę chorych drzew, mateczników kornika. Rząd pod naciskiem eurokratów, którzy tak jak dziś, zaszantażowali go „wstrzymaniem środków”, ugiął się, efektem czego Puszczę Białowieską nadal w szybkim tempie dewastuje kornik.
Las to nie tylko drzewa, to ogromnie bogata różnorodność innych roślin i leśne zwierzęta. To skarby lasu takie jak owoce leśnego runa, jagody, maliny, grzyby, powietrze przepełnione zdrowotnymi fito-areozolami i długo by jeszcze wymieniać. Wystarczy pójść do jednego z kilku sklepów „Dobre bo z lasu”, które funkcjonują przy w obiektach Regionalnych Dyrekcji Lasów Państwowych, a wtedy przekonamy się jakich przysmaków dostarczają nam lasy – konfitury z owoców leśnych, pachnące zioła i uczynione z nich herbatki, miody, syropy, soki, no i przepyszne oraz jakże zdrowe i smakowite wyroby z dziczyzny.
– Dziczyzna jest najzdrowszym mięsem. Jasno pokazują to badania naukowe. Dzika zwierzyna jest „wybiegana”. Żeruje w lesie, spożywa znajdujące się tam rośliny, zioła, które nie są skażone żadną tzw. chemią. Zwierzęta leśne jedzą to, co w danym okresie jest dla ich organizmów potrzebne. To również ma wpływ na wysoką jakość dziczyzny – powiedział PCh24.pl Andrzej Łukasiewicz myśliwy i leśnik, od stuleci bogatej w zwierza, Puszczy Białowieskiej.
Ano właśnie – co stanie się z polskim myślistwem, jeśli urzędnicy UE, którzy nawet nie kryją się ze swoją zieloną ideologią, przejmą kontrolę nad polskimi lasami. Nie łudźmy się – polskim myśliwym zostanie tylko powiesić strzelbę na kołku, a wtedy lasy i całą przyrodę dotknie katastrofa przerostu populacji gatunków dzikich zwierząt.
Przekazanie kompetencji nadzorczych nad polskimi lasami miałoby katastrofalne dla Polski następstwa. Jakie? Posłuchajmy fachowców.
– Będzie tak, że te kraje które w UE dominują będą narzucały innym krajom swoją politykę leśną, oczywiście korzystną tylko dla siebie. Chodzi przede wszystkim o kontrolę nad polskim przemysłem drzewnym. Jest to dla nas bardzo niebezpieczne, bo Polska jest krajem, w którym przemysł drzewny jest bardzo ważną gałęzią całej gospodarki. Pomysł UE idzie w kierunku tym samym co jej „Strategia na rzecz bioróżnorodności” czyli wyłączenia ogromnych połaci lasów z użytkowania. To doprowadziłoby do bankructwa wielu Polaków i zniszczenia ponad stuletniej instytucji Lasów Państwowych, która od początku swego istnienia do dziś, bardzo dobrze gospodaruje lasami. Pozostała zaś część lasów, która nie zostałby wyłączona z użytkowania, byłaby sprywatyzowana i poddana bardzo intensywnemu użytkowaniu, co najpewniej by zniszczyło walory przyrodnicze tych lasów, bo zmieniono by je na zwykłe plantacje – mówi Adam Kwiatkowski, Naczelnik Wydziału Ochrony Zasobów Przyrodniczych w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Natomiast szef regionalnej dyrekcji LP w Białymstoku, na której terenie znajduje się aż siedem ogromnych, polskich puszcz, w tym Puszcza Białowieska, tak oto ocenia zamiary UE wobec polskich lasów: Są to grabieżcze plany UE dążące do zniszczenia bardzo dobrego polskiego modelu leśnictwa. Brukselscy urzędnicy chcą to wszystko rozwalić. To byłby ogromny krach dla polskiej gospodarki. Nasz wielki skarb narodowy jakim są polskie lasy jest zagrożony działaniami UE i dlatego musimy go bronić. To jest naszym obowiązkiem. Lasy są wielkim darem Stwórcy dla Polaków. Nie możemy pozwolić, aby nam Polakom ten dar odebrano – wzywa do obrony skarbu i majątku narodowego Andrzej Józef Nowak, Dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku.
Doczekaliśmy czasów gdy chrabąszcze, szarańcza, koniki polne i dotąd pogardzane insekty zagoszczą na naszych talerzach jako pełnowartościowa żywność i alternatywa dla mięsa. Na razie oficjalnie w postaci mączki, która od 24 stycznia może za zgodą Unii Europejskiej pojawiać się już na sklepowych półkach. A mąkę ze świerszczy będzie można wykorzystać przy produkcji chleba, ciastek, herbatników, chipsów, krakersów czy pizzy.
I bez oficjalnego namaszczenia Brukseli smażone owady były już od jakiegoś czasu serwowane np. we francuskich restauracjach, Zajadali się nimi ciekawi odkrycia nowego smaku zwłaszcza ludzie młodzi, gardzący zwierzęcym mięsem. I nawet chwalili, że usmażony świerszcz przypominał im smak pestek dyni. W ojczyźnie zjadaczy ślimaków, żabich udek i łykania żywych małż takie żywieniowe eksperymenty pewnie się przyjmą. Jednak czy w polskiej kulturze kulinarnej, gdzie nadal królują potrawy z wieprzowiny, pieczone szarańcze i larwy mącznika zastąpią schabowego czy grillowanego burgera? Śmiem wątpić. Chociaż na takie ekstremalne doznania na pewno znajdą się amatorzy.
UE od stycznia dopuściła do sprzedaży na swoim obszarze produkty spożywcze, w których wykorzystuje się proszek ze świerszcza domowego. Z takiej mąki można wypiekać chleb, dodawać ją do wyrobu ciastek, pizzy czy pierogów.
Konsumpcję owadów i insektów promują też ekolodzy ze względu na fakt, że produkują one mniej dwutlenku węgla niż krowy. Poza tym do hodowli bydła potrzebne są duże obszary ziemi, podczas gdy insekty czy owady można hodować w niewielkich, zamkniętych pomieszczeniach. Warto nadmienić, że miliarder Bill Gates, który chce nam urządzać lepszy świat, testuje już w Australii aparaturę do niwelowania krowich bąków, czyli metanu. Tak daleko już odlecieli lewicowi zbawcy świata, przy tej okazji robiąc „mimochodem” gigantyczny biznes.
Aby zachęcić konsumentów do zmiany diety, producenci owadów i robaków wyłożyli sporą kasę na reklamę i popularyzację owadożerności, zatrudniając znaną australijską i hollywoodzką aktorkę filmową Nicole Kidman. Na reklamowym filmie Nicole namawia oglądających, aby jedli owady. W ten sposób świat ma sobie poradzić z niedoborem żywności i śladem węglowym. Gwiazda Hollywood dołączyła do elity, która przekonuje ludzkość, by przestała jeść steki a zaczęła konsumować robaki. Nagrywając film promocyjny dla „Vanity Fair”, Nicole błogim wyrazem twarzy pokazała tłumom, że żywność taka jak larwy, świerszcze i koniki polne jest pyszna. Mówi, że rogatki (gatunek chrząszcza), są smakowo „niesamowite” , a świerszcze „tak wspaniałe, że dotąd nic lepszego nie jadłeś” .Nie mówiąc już o smażonych konikach polnych na deser, które są według gwiazdy po prostu wyśmienite.
Pod koniec maja zeszłego roku firma Aspire Food Group ogłosiła , że w Londynie w prowincji Ontario w Kanadzie otworzyła największą na świecie fabrykę żywności „białka alternatywnego” , w której głównym składnikiem są świerszcze. „Nowa fabryka Aspire produkowałaby 9000 ton świerszczy rocznie do spożycia przez ludzi i zwierzęta. Stanowi to około dwóch miliardów owadów, które będą dystrybuowane każdego roku w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych ”- informuje raport firmy. Aspire chwali się, że ma już zamówienia, które zapewnią jej zbyt przez najbliższe kilka lat. Takich firm jak Aspire przybywa jak grzybów po deszczu.
Firma twierdzi, że świerszcze są bogate w białko i powinny być uważane za następną „super-żywność” . To bogate w błonnik źródło żywności można już znaleźć w sklepach spożywczych i restauracjach, i jak podkreśla Aspire, „zostawia mniejszy ślad środowiskowy niż tradycyjne źródła białka ” .
Lewicowy miliarder Bill Gates również namawiał do jedzenia robaków i owadów. Gates próbował również nakierować ludzi na żywność syntetyczną. Dwa lata temu jego apel trafił na nagłówki gazet, kiedy nalegał, aby świat przestał jeść wołowinę i zastąpił ją syntetycznymi produktami mięsnymi.
W Wielkiej Brytanii naukowcy[dlaczego takie brednie żurnaliści przypisują NAUCE? MD] usiłują skłonić brytyjski rząd do rozpoczęcia podawania pochodzącej z owadów żywności uczniom w szkołach publicznych. „Naukowcy planują karmić owadami, takimi jak świerszcze domowe i larwy mącznika, dzieci w wieku od pięciu do jedenastu lat w czterech szkołach podstawowych w Walii ” – donosił kilka miesięcy temu dziennik „The Daily Mail”.
Syntetyczna żywność i owady jako produkty do spożycia przez ludzi to propozycja lewicowych zbawców świata, której celem jest uratowanie planety. Mało kto się zastanawia, że równolegle w tym przedsięwzięciu jednak chodzi o wielki biznes. I wielkie pieniądze, tak wielkie, że w argumentach lewicowi aktywiści powołują się nawet na Ewangelię i zapisaną tam wiadomość, że Jan Chrzciciel też żywił się szarańczą.
Co jeszcze zrobią by zmusić nas do jedzenia robaków dla uratowania planety?
„Zgodnie z decyzją, w której powołano się na opinię naukową Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, dodatek jest bezpieczny w stosowaniu w całej gamie produktów, w tym między innymi w batonikach zbożowych, herbatnikach, pizzy, produktach na bazie makaronu i serwatce w proszku”.
−∗−
Tłumaczenie artykułu z serwisu Summit News na temat wprowadzenia przez UE nowych regulacji dotyczących specyficznych dodatków do żywności. /AlterCabrio – ekspedyt.org/
___________***___________
„Domieszka” z miażdżonych robaków jest teraz dodawana do pizzy, makaronów i płatków śniadaniowych w całej UE
Większość ludzi nawet nie będzie wiedziała, że to je.
Od wczoraj dodatek do żywności ze sproszkowanych świerszczy zaczął pojawiać się w produktach spożywczych, od pizzy, przez makarony, po płatki zbożowe w całej Unii Europejskiej.
Tak. Naprawdę.
Odtłuszczone domowe świerszcze są w menu Europejczyków na całym kontynencie, a zdecydowana większość z nich nie wie, że to jest teraz w ich jedzeniu.
„Dzieje się tak dzięki orzeczeniu Komisji Europejskiej przyjętemu na początku tego miesiąca”, donosi RT.
„Zgodnie z decyzją, w której powołano się na opinię naukową Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności, dodatek jest bezpieczny w stosowaniu w całej gamie produktów, w tym między innymi w batonikach zbożowych, herbatnikach, pizzy, produktach na bazie makaronu i serwatce w proszku”.
Ale nie martw się, ponieważ świerszcze muszą najpierw zostać sprawdzone, aby upewnić się, że „pozbyły się zawartości jelit”, zanim zostaną zamrożone.
Cudowna sprawa.
Krytycy sugerowali, że gdy robaki staną się powszechnie akceptowane jako dodatek do żywności, ich spożycie zostanie znormalizowane we wszystkich dziedzinach.
„Liberalny Porządek Świata zdecydował, że maluczcy muszą jeść robale, aby zapobiec wahaniom klimatu, zgodnie z ideologią klasy rządzącej” — pisze Dave Blount.
„Jednak zamiast bezmyślnie słuchać “Ekspertów”, jak większość z polityką Covid, ludzie stawili opór. Więc nasi lewaccy panowie i władcy ukradkiem przemycają owady do jedzenia”.
„To pozwoli im ujawnić w niedalekiej przyszłości, że już jemy robale, więc nie ma powodu, aby sprzeciwiać się zamykaniu farm i narzucaniu nowej diety”.
Unia Europejska również niedawno zatwierdziła wykorzystanie Alphitobius diaperinus, znanego również jako larwa mącznika, do spożycia przez ludzi.
Jak wyczerpująco to udokumentowaliśmy, globalistyczni technokraci i działacze na rzecz zmian klimatu konsekwentnie lobbują, aby ludzie zaczęli jeść robale w celu walki z globalnym ociepleniem, mimo że praktyka ta jest powiązana z infekcjami pasożytniczymi.
Wątpię, czy elitarystyczni technokraci, którzy niedawno odwiedzili Davos, przestawią się na dietę z owadów, bez względu na to, jak bardzo zastraszają nas zmianami klimatycznymi spowodowanymi przez człowieka.
W listopadzie „Washington Post” poradził Amerykanom, aby zamiast tradycyjnego obiadu w Święto Dziękczynienia, na który obecnie nie stać jednej czwartej rodzin, rozważyli jedzenie robaków.
I to wszystko podczas gdy hodowcy bydła w Holandii są eliminowani ze względu na zmiany klimatyczne, dzieci w wieku szkolnym są indoktrynowane do jedzenia robaków, a kolejna niemiecka szkoła całkowicie zakazała mięsa.
Złe jest dobre, dobre jest złe – dieta insektowa W ostatnich miesiącach byliśmy świadkami pojawienia się i usilnego propagowania w mediach np. amerykańskich programu zjadania robaków przez ludzkość, innymi słowy – globalnego przesterowania codziennej diety człowieka z przetworów roślinnych, […]
_________________
Sztuczne mięso i nuklearne drożdże czyli co fermentuje na COP27 Szczyty ONZ – zwłaszcza szczyty klimatyczne – zawsze stanowią mały przedsmak nadchodzących narracji. I chociaż „reforma żywnościowa” może nie być jedynym, ani nawet najważniejszym punktem programu… to zdecydowanie jest przeważającą […]
_________________
Warzywne jajka czyli czym zalać robaka Za mediami promującymi spożywanie robaków kryje się nowa energia. Ale ten reklamowany wielki ruch jest niewątpliwie punktem zwrotnym w kierunku hodowanego w laboratoriach mięsa i nabiału. Propaganda płynie szerokim strumieniem. […]
_________________
Dyptyk żywnościowy czyli apokalipsa, robaki i GMO Byliśmy świadkami jak lockdowny roznoszą gospodarkę na kawałki, podczas gdy klasa miliarderów osiąga rekordowe zyski, a korporacyjne molochy rozszerzają swoje monopole, tak też każda proponowana polityka bezpieczeństwa żywnościowego przyniesie korzyści […]
Emerytowany minister III Rzeszy, Joseph Goebbels wyraził ostatnio stanowczy sprzeciw wobec polityki kłamstw i manipulacji. Manipulacji i kłamstw obserwowanych ostatnimi czasy w relacjach międzynarodowych. Jeszcze nie umilkły gorące komentarze a już następnego dnia odezwała się minister Moskwa. Moskwa z Warszawy.
Wyrażam stanowczy sprzeciw wobec przyjętej dziś propozycji Parlamentu Europejskiego, który chce przenieść leśnictwo do kompetencji dzielonych pomiędzy UE a Państwa Członkowskie. Polskie lasy to wyłączna kompetencja Warszawy. Nie pozwolimy na zmianę traktatów w tym zakresie.
Nie chcę w ten sposób porównywać jednego z najskuteczniejszych ministrów propagandy w historii Europy do nieskutecznej minister Moskwy, ale chodzi mi o domniemanie nieszczerości. Sprzeciw Moskwy jest tak samo żarliwy jak sprzeciw Dudy, Morawieckiego, Szydło i Kaczyńskiego w sprawie “kompetencji Warszawy” w sądownictwie, oraz w sprawie likwidacji polskiego górnictwa. Po wielu podobnych “stanowczych sprzeciwach”, PiS zazwyczaj oddawało jeszcze więcej niż początkowo chcieli ukraść nam Niemcy. Ostatnio, po melanżu u satanistów, podkręcony Morawiecki zapowiedział kolejny etap wdrażania nowego porządku (cyfrowego niewolnictwa). Idioci nie zarejestrowali?
A może… tuż przed nadchodzącymi wyborami słudzy Ukrainy i Niemiec, USA i Izraela czymś nas zaskoczą? Powiedzą na przykład: „Tak, zgadzamy się”, a potem… po raz pierwszy… się nie zgodzą. Dotychczas po pierwszym „Nie” zawsze na końcu było „Tak”. Może w ramach rehabilitacji cofną też wszystkie zarządzenia zabierające nam Wolność? Cofną czy nie cofną? Cofną. Nie cofną? Cooofną… A jak nie, to co? Świnie czy agentura wpływu?
Od lat przykładem stanowczości jest sam prezes Kaczyński…
Szefowa unijnej cenzury bezczelnie grozi Twitterowi. „My jesteśmy również obrońcami wolności słowa”.
„Czas Dzikiego Zachodu dobiegł końca”, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej ds. wartości i transparentności Věra Jourová ostrzegła Elona Muska w obliczu zdarzeń wynikających z przejęcia Twittera przez miliardera za 44 miliardy dolarów (40,6 miliarda euro).
W rozmowie z Euronews Next na Światowym Forum Ekonomicznym (WEF) w Davos w środę, Jourová powiedziała, że platforma spotka się z sankcjami, jeśli nie będzie działać w zgodzie z nowymi unijnymi przepisami internetowymi.
Zapytana, czy blok ma wystarczającą siłę przebicia, aby duże platformy, takie jak Twitter, przestrzegały nowych przepisów, które mają na celu stworzenie bezpieczniejszych przestrzeni cyfrowych, powiedziała, że „nie ma nic silniejszego
niż obowiązujące przepisy”.
„Będziemy mieć ustawę o usługach cyfrowych [DSA]. Będziemy mieć kodeks postępowania jako część tego prawodawstwa” – powiedziała Jourová.
„Tak więc po tym, jak pan Musk przejął Twittera ze swoim„ absolutyzmem
wolności słowa ”, my jesteśmy również obrońcami wolności słowa”.
„Jednocześnie jednak nie możemy akceptować np. nielegalnych treści w Internecie itp. Nasz przekaz jest więc jasny: mamy zasady, których należy przestrzegać, w przeciwnym razie będą sankcje” – dodała.
Komisja Europejska działa metodami zorganizowanej grupy przestępczej, bezprawnym szantażem wymuszając zmiany w polskim porządku prawnym, sprzecznych z polską suwerennością – mówił Zbigniew Ziobro, przewodniczący partii Solidarna Polska.
Przypomnijmy, 11 stycznia Sejm głosował nad kontynuacją prac projektu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym.
Przepisy od samego początku wywoływały kontrowersje w wielu środowiskach politycznych. Zdecydowanym przeciwnikiem jest między innymi minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oraz jego ugrupowanie.
Komisja Europejska działa metodami zorganizowanej grupy przestępczej, bezprawnym szantażem wymuszając zmiany w polskim porządku prawnym, sprzecznych z polską suwerennością. Dlatego Solidarna Polska nigdy nie będzie uczestniczyć w pisaniu ustaw pod dyktando brukselskich urzędników – oświadczył polityk.
Za odrzuceniem projektu już w pierwszym czytaniu była także Konfederacja. Posłowie podjęli jednak inną decyzję i przepisy trafią do dalszych prac w komisji sprawiedliwości i praw człowieka.
Najważniejszym wydarzeniem dni ostatnich w naszym kraju były oczywiście „sylwestry marzeń”. Najwyraźniej nasi Umiłowani Przywódcy próbują nawiązywać do tradycji starożytnych, przynajmniej niektórych. Na przykład Unia Europejska ewoluuje w stronę despotii w jej przerażającym, asyryjskim wydaniu. Pod pewnymi względami Asyria z czasów Sargona wydaje się nawet bardziej atrakcyjna, bo wtedy nikomu jeszcze nie przychodziło do głowy, by nakazywać ludziom, co wolno im jeść, a czego nie wolno, podczas gdy teraz, pod pretekstem zdrowotności, jesteśmy z takimi pomysłami coraz intensywniej oswajani. Jeśli tylko odsetek wariatów w Parlamencie Europejskim nieznacznie wzrośnie, to tylko patrzeć, jak opracują optymalną dietę, oczywiście „przyjazną” dla „planety”, polegającą na recyklingu wszelkich cielesnych sekrecji.
Przewidział to jeszcze w latach 70-tych Stanisław Lem opisując kongres na którym delegacja japońska prezentowała projekt samodzielnego domu-miasta, w którym nawet „poty śmiertelne” oraz wszystkie inne cielesne sekrecje byłyby ponownie wykorzystywane przy produkcji żywności. Prelegenci rozdawali nawet opakowane w folię paszteciki, które uczestnicy konferencji ukradkiem upychali wz oparciach foteli i innych zakamarkach.
Ale to jeszcze pieśń przyszłości, natomiast już teraz, to znaczy – w dniach ostatnich – nasi Umiłowani Przywódcy nawiązali do rzymskiego hasła „panem et circenses”, co się wykłada, że chleba i igrzysk. Ponieważ na odcinku chleba perspektywy rysują się mgliście i nawet optymiści z kręgów rządowych dopuszczają możliwość inflacji powyżej 20 procent, to w tej sytuacji pozostają igrzyska, które przybrały postać wspomnianych „sylwestrów marzeń”. Służą one nie tyle może zabawie, bo najlepiej bawią się na tych imprezach tak zwane „gwiazdy” – jak uprzejmie nazywani są wyrobnicy przemysłu rozrywkowego – bo oni dostają za to pieniądze, podczas gdy publiczność statystuje tam za darmo. Potem te „sylwestry” służą do wzajemnego się okładania w ramach rywalizacji między obozem rządowym i obozem nierządnym – bo obecnie w Polsce w walce politycznej wykorzystywane jest dosłownie wszystko. W dodatku w rządowej telewizji wystąpili jacyś Murzyni, którzy pozakładali sobie na rękawy tęczowe opaski na znak solidarności nie tylko z sodomczykami, ale również – z Żydami – co pokazuje, że wiedzą, komu trzeba się podlizywać. Jednak 8 milionów widzów, którzy ten „sylwester marzeń” w rządowej telewizji oglądali, zostało wpędzonych w potężny dysonans poznawczy tym bardziej, że pan premier Morawiecki i pan Joachim Brudziński zaprezentowali się w charakterze zwolenników „tolerancji”, co dodatkowo wzbudziło najgorsze obawy.
Ale okładanie się „sylwestrami marzeń” dokonuje się niejako na marginesie sporów głównego nurtu. W głównym nurcie znalazł się spór o sprzedaż przez Orlen udziałów w gdańskiej rafinerii firmie Saudi Aramco – bo tak kazała nam zrobić Unia Europejska. Toteż spór nie dotyczy samej sprzedaży, bo Unii Europejskiej nawet nieprzejednana opozycja sprzeciwić by się nie ośmieliła, tylko tego, czy w umowie zostały zawarte zabezpieczenia przed ewentualną odsprzedażą tych udziałów przez Saudi Aramco na przykład – zbrodniarzowi wojennemu Putinowi. Nieprzejednana opozycja, czyli obóz zdrady i zaprzaństwa twierdzi, że takich zabezpieczeń nie ma, podczas gdy rząd i prezes Orlenu pan Obajtek utrzymują, że wszystko jest pod kontrolą. Jak pisał rosyjski bajkopisarz Kryłow bajce o łabędziu, szczupaku i raku: „Кто виноват из них кто прав – судить не нам”, co się wykłada, że to nie nasza rzecz orzekać, kto ma rację, a kto jej nie ma, ale sprawa jest oczywiście rozwojowa, bo zainteresowanie nią objawił prezes Najwyższej Izby Kontroli, pan Marian Banaś, który ani wobec rządu, ani wobec prezesa Obajtka z pewnością nie będzie obserwował żadnej staroświeckiej rewerencji.
Skoro jednak jesteśmy przy Orlenie, to koniecznie musimy odnotować cud gospodarczy, jaki objawił się za sprawą Komisji Europejskiej, rządu i pana prezesa Obajtka. Otóż Komisja Europejska z dniem 1 stycznia nakazała położyć kres tarczy inflacyjnej, co oznaczało konieczność odejścia od 8-procentowej stawki podatku VAT na paliwa ku stawce 23 procent. I tak się stało – tymczasem ceny paliw na stacjach Orlenu ani drgnęły. Zatem – cud niewątpliwy, zaistniały dzięki zbiorowej mądrości partii i rządu. Ale w dzisiejszej epoce powszechnego niedowiarstwa natychmiast pojawiły się podejrzenia, że to nie cud, a tylko dowód, że PKN Orlen, w zmowie z rządem „dobrej zmiany” po prostu przez wiele miesięcy nadmuchiwał sobie marże, łupiąc w ten sposób obywateli i przyczyniając się do wzrostu inflacji. Pan premier Morawiecki podejrzenia te skomentował w sposób wymijający, że mianowicie powinniśmy się cieszyć, ale podejrzliwców to nie zadowoliło i próbują alarmować Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – że granda w biały dzień. Prezes UOKiK na razie się „przygląda”, bo on też jest pod władzą postawiony, więc instynkt samozachowawczy podpowiada mu zachowanie ostrożności.
Tymczasem wszyscy przestępują z nogi na nogę w oczekiwaniu, co też wydarzy się 11 stycznia, kiedy to na rozkaz Pani Kierowniczki Sejmu, będzie on debatował nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Założenia do tej ustawy Komisja Europejska podyktowała panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi) w ramach formuły bezwarunkowej kapitulacji Polski, która wtedy – być może – dostanie środki z funduszu odbudowy. Pan premier Morawiecki żałośliwie przedstawia, ile to „żłobków”, „przedszkoli” i „szkół” można by za to zbudować, ale nie jest to do końca pewne, bo Wielce Czcigodny Jacek Saryusz-Wolski z Parlamentu Europejskiego twierdzi, że przeważającą część tej forsy Polska będzie musiała przeznaczyć nie na żadne tam „żłobki”, tylko na walkę z klimatem i cyfryzację.
Ale na „walce z klimatem” też można się obłowić, toteż nieprzejednana opozycja już nie może się doczekać bezwarunkowej kapitulacji Polski i z pewnością zagłosuje za ustawą o SN w brzmieniu podyktowanym przez Komisję Europejską. Pan premier w roku wyborczym, chyba wolałby jednak uniknąć takiej ostentacji, by ustawę przepychać przy pomocy opozycji, więc na 4 stycznia zaprosił wszystkich posłów Solidarnej Polski na rozmowę ostatniej szansy. Jak się to wszystko skończy – trudno powiedzieć, bo jest jeszcze pan prezydent Duda, który już raz wymusił na Pani Kierowniczce Sejmu przesunięcie debaty na styczeń, a przy różnych okazjach zapowiada, że nie zejdzie z nieubłaganego gruntu porządku konstytucyjnego i niepodważalności nominacji sędziowskich.
Tymczasem z drugiej strony i pan premier Morawiecki i jego ministrowie podkreślają, że nie może być „znaczących odstępstw” od podyktowanej przez Komisję Europejską formuły, więc ustalenie, w jaki sposób i pieniądze zarobić i wianuszka nie stracić, może okazać się trudne.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Zielony komunizm szaleje w UE. To chyba przedśmiertny taniec św. Wita. System kartkowy na powietrze.
ETS dla transportu i budownictwa, 2000 kg CO2 dla każdego! Czy Unia Europejska pozbawi nas domów podatkiem od powietrza?
Totalitaryzm klimatyczny, forsowany przez unijnych Zielonych Khmerów, będzie czymś dużo gorszym od dwudziestowiecznego komunizmu jaki znamy i jaki jawi nam się jako coś strasznego.
W zeszłą sobotę w parlamencie UE doszło do porozumienia w zakresie kontroli emisji CO2 będzie to miało wielkie znaczenie dla naszej przyszłości bo wprowadzony zostanie handel powietrzem ETS II, który tym razem obejmie emisję nie tylko Elektrowni ale również z budynków i z transportu.
Oprócz ETS II premier Mateusz Morawiecki zgodził się na budowę „węglowego kredytu społecznego”, co w praktyce oznacza wprowadzenie powszechnego podatku osobistego od emisji dwutlenku węgla.
Zielony komunizm nigdy nie był tak blisko wdrożenia jak po sobotnim głosowaniu w Parlamencie Europejskim. Zdecydowano, że wszystkim zostanie narzucony tak zwany ETS czyli Emission Trading System, a po polsku system handlu emisjami dwutlenku węgla. Będzie to pierwszy krok a drodze do stworzenia systemu „kredytu społecznego”, w którym wszyscy będziemy płacić za każdą emisję gazów CO2.
Już od przyszłego roku każdy budynek będzie musiał mieć tak zwany certyfikat energetyczny i za jego brak grozić będzie kara finansowa. Wcześniej spisywano źródła ciepła, czyli robiono inwentaryzację pieców, kominków i pomp ciepła. Innymi słowy czyniono przygotowania do tego co właśnie objawiono. Obowiązek posiadania certyfikatu energetycznego jest tylko częściowo związany z prądem elektrycznym, jak postrzegają to ludzie, choć konsumpcja energii elektrycznej jest jednym z elementów oceny tego jak bardzo ekologiczny jest budynek. Na podstawie tych danych będą wyliczane dozwolone emisje. To samo dotyczyć będzie również ruchu samochodów ciężarowych i osobowych, które także zostaną objęte system ETS ll.
„Opłaty za powietrze”, które w tej chwili płacą elektrownie, wkrótce będą musieli płacić wszyscy i to już od 2027 r. Nie jest to zatem jakaś bliżej niesprecyzowane przyszłość tylko nasza rzeczywistość za kilka lat. Nie wiadomo w tej chwili jakie limity CO2 zostaną przyznane dla budynków, w tym domów jednorodzinnych, ale można podejrzewać że utrzymanie domu i samochodu będzie jeszcze trudniejsze i droższe po wdrożeniu unijnego zielonego komunizmu. Konstruktorzy tego dyktatu nie ukrywają że chodzi im o powstaniu świata w którym nikt nic nie będzie posiadał a emisje dwutlenku węgla będą minimalne,
Dla zwolenników marksizmu klimatycznego, ważne jest aby ograniczyć działalność ludzi. Mimo że ostateczne decyzję co do tego jeszcze nie zapadły to już teraz zaproponowano, że każdy będzie dysponował rocznym limitem 2000 kg CO2 do wykorzystania. Np. lot samolotem będzie liczony na 500 kg CO2, a jeden stek 6 kg, zatankowanie 50 l paliwa PB 95 ma kosztować 50 kg CO2 i tak dalej.
Cały ten system kartek na powietrze będzie bardzo przypominał paszporty szczepionkowe i być moze zostanie użyta ta sama infrastruktura, czyli stanie się czymś w rodzaju systemu kredytu socjalnego. Każda nasza transakcja będzie automatycznie przeliczana na CO2 a zajmą się tym banki, które już to robią w ramach testów, na przykład polski oddział Santandera. Oczywiście warunkiem koniecznym wdrożenia tego typu rozwiązania jest też likwidacja gotówki i zastąpienie jej cyfrową walutą banków centralnych tak zwanym CBDC. Po takim uszczelnieniu systemu ucisku, w świecie marksizmu klimatycznego to inni będą decydować za nas czy możemy zakupić dane dobra. Bank będzie wiedział czy mamy nie tylko odpowiednią sumę pieniędzy ale też czy nie brakuje nam specjalnych punktów CO2 i jeśli zużyjemy nasz limit transakcja nie będzie możliwa chyba że odkupimy CO2 od tych, którzy zużywają go mniej niż 2000 kg rocznie.
Obraz systemu jaki chce nam wprowadzić Unia Europejska może przerażać zwłaszcza tych, którzy przeżyli komunizm. Wygląda na to że ten poprzedni marksizm nie był perfekcyjny i dlatego upadł, bo nie miał jeszcze tak doskonałych narzędzi kontroli ludzi jakie dała informatyzacja. Niestety w związku z tym można oczekiwać, że totalitaryzm klimatyczny, forsowany przez unijnych Zielonych Khmerów, będzie czymś dużo gorszym od dwudziestowiecznego komunizmu jaki znamy i jaki jawi nam się powszechnie jako coś strasznego.=======================
mail:
Od wieków na świecie toczy się wojna o pieniądz. Banki i bankierzy kształtują świat, są “elitarnym klubem”, co rządzi światem. Bankierzy w swoich działaniach są bezwzględni. Ludzkie tragedie nie mają nic do rzeczy, gdy bankierzy „strzygą owce”.
Na liście narzędzi bankierów są spekulacje, zamachy, kryzysy i konflikty zbrojne, w których ten sam bank wspiera obie strony konfliktu. Obecnie ze względu na możliwość całkowitej zagłady nuklearnej, wojna światowa “nie jest wskazana”. Dlatego wymyślili globalną wojnę o klimat.
Wydawało się, że Naczelnik Państwa ze swoimi pretorianami brnie od sukcesu do sukcesu. Głosowanie w Sejmie nad złożonym przez Wielce Czcigodnego posła Pupkę wnioskiem o wotum nieufności wobec ministra Zbigniewa Ziobry zostało przez stronnictwo rządowe wygrane, podobnie jak powtórne głosowanie nad uchwałą, że Rosja „sponsoruje terroryzm”, do której – jako akt rosyjskiego terroryzmu – włączona została również katastrofa smoleńska. Zwłaszcza to musiało szczególnie spodobać się Naczelnikowi, bo pogląd, iż prezydent Lech Kaczyński „poległ” w Smoleńsku w następstwie zamachu, jest wszak podstawą kultu, ubarwianego opowieściami o jego proroctwach, które spełniają się jeszcze dokładniej, niż przepowiednie Nostradamusa.
Czy to jednak była droga ku świetlanej przyszłości, czy też – jak mawiał Witkacy – „los ultimos podrigos”? Pewności niestety nie ma, bo jakby na zakończenie tego pasma sukcesów przyszedł „kompromis” z Unią Europejską w sprawie praworządności.
Jak pamiętamy, walka o praworządność w naszym bantustanie rozpoczęła się w marcu 2017 roku, po gospodarskiej wizycie Naszej Złotej Pani w Warszawie. Przedtem Unia walczyła w Polsce o „demokrację”, co zakończyło się „ciamajdanem” w grudniu 2016 roku i chociaż wcześniej w obronie demokracji kicał nawet pan mecenas Roman Giertych, to mimo tych poświęceń Nasza Złota Pani zdecydowała, że lepiej będzie walczyć o praworządność. Toteż już w marcu 2017 roku wszystkie organizacje broniące praw człowieków zażądały od Komisji Europejskiej, kierowanej podówczas przez dwa niemieckie owczarki: Jana Klaudiusza Junckera i Franciszka Timmermansa, by zrobiła z Polską porządek, bo poziom ochrony praw człowieków w naszym bantustanie urąga wszelkim standardom. Tedy na pierwszą linię frontu walki o praworządność zostali wypchnięci niezawiśli sędziowie, przede wszystkim ci zwerbowani w charakterze konfidentów jeszcze przez WSI, podobnie jak ci zwerbowani przez ABW w ramach operacji „Temida”, no i rozmaici ambicjonerzy, co to – jak powiedziałby Józef Ozga Michalski – „w dymach bijących z wojny o praworządność, zamierzali uwędzić swoje półgęski” – nie tyle „ideowe”, co w postaci karier – bo jeśli w ramach walki o praworządność pojawił się pomysł, by jedni niezawiśli sędziowie mogli testować niezawisłość innych niezawisłych sędziów – to nieomylny to znak, że w efekcie nieuchronnych ruchów kadrowych, szanse na awanse wzrastają w postępie geometrycznym.
Pojawiły się tedy dwa stronnictwa polityczne; sędziów rządowych i sędziów nierządnych, popieranych przez instytucje Unii Europejskiej, opanowane przez niemieckie owczarki. W maju 2017 roku wprawdzie rząd przeforsował w Sejmie ustawy regulujące ustrój sądowy w Polsce, ale już w lipcu pan prezydent Duda, po 45-minutowej rozmowie telefonicznej z Naszą Złotą Panią zapowiedział ich zawetowanie, a potem je zawetował. W tej sytuacji rząd uznał, że najlepiej będzie jeśli ustrój sądowy zaprojektuje pan prezydent – i tak się stało. Pomysły pana prezydenta, a przynajmniej – przez niego firmowane – Sejm przyklepał i dopiero się zaczęło. Okazało się bowiem, że te wszystkie wynalazki są sprzeczne z zasadami praworządności ludowej, co Polsce wytknął nie tylko Europejski Trybunał Sprawiedliwości, „srogie głosząc kary”, ale i Komisja Europejska, wykorzystując ten pretekst do rozmaitych szantażów, spośród których najskuteczniejszy okazał się szantaż finansowy. Nawiasem mówiąc, do skuteczności tego szantażu przyczyniła się również Polska, to znaczy – pan premier Morawiecki – lekkomyślnie – co jest przypuszczeniem chyba nazbyt uprzejmym – godząc się na tzw. mechanizm warunkujący, to znaczy – uzależniający przekazywanie środków finansowych od swobodnej oceny praworządności.
Wskutek tego pieniądze z funduszu odbudowy, a być może również i inne, zostały przez Komisję Europejską zablokowane. Tymczasem zaczęły dawać o sobie znać finansowe skutki prowadzonej przez rząd „dobrej zmiany” polityki rozrzutności. W tej sytuacji pan minister Szynkowski vel Sęk rozpoczął w Brukseli „negocjacje”, które właśnie zakończyły się bezwarunkową kapitulacją Polski. Oczywiście zostało to otrąbione jako jeszcze jeden wielki sukces, ale natychmiast ujawniły się plusy ujemne. Chodzi m.in. o to, że Komisja Europejska, za pośrednictwem pana ministra Szynkowskiego (vel Sęka), nie tylko kazała Polsce zlikwidować Izbę Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, ale w dodatku kazała przekazać rozpoznawanie spraw dyscyplinarnych sędziów sądów powszechnych Naczelnemu Sądowi Administracyjnemu.
Tymczasem konstytucja naszego bantustanu wyposażyła NSA tylko w uprawnienie badania zgodności z prawem decyzji organów administracji publicznej, natomiast nie przyznała mu żadnych kompetencji w zakresie dyscyplinowania sędziów sądów powszechnych. Poza tym Komisja Europejska nakazała utrzymanie możliwości wzajemnego testowania się niezawisłych sędziów pod kątem ich niezawisłości.
Premier Morawiecki niemal nie dostał zawrotu głowy od tego sukcesu, przekonując nieprzejednaną opozycję, że została postawiona pod ścianą: krytykowała rząd, że nie potrafi przełamać blokady środków, no to teraz – proszę! – przełamał, więc nie ma innego wyjścia, jak przyłożyć rękę do sukcesu, czyli – bezwarunkowej kapitulacji. Tedy Wielce Czcigodny poseł Pupka oświadczył, że owszem – przyczynią się do tego z radością – ale rząd powinien procedować w tej sprawie nie po stachanowsku, tylko dbając, by nieprzejednana opozycja mogła to zrobić „z godnościom osobistom”. Pojawiły się wszelako niespodziewane trudności z innej strony. Oto Solidarna Polska, której przywódca, minister Ziobro, dzięki poparciu Zjednoczonej Prawicy wygrał głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności, oświadczyła, że „kompromisu” w postaci nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym nie poprze, z obawy przed całkowitą anarchizacją wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Rzeczywiście – wprowadzenie wzajemnego testowania się sędziów przekształciłoby wymiar sprawiedliwości w – jak to mawiał marszałek Piłsudski – „burdel i serdel”. Pomruk niezadowolenia wydał z siebie także pan prezydent Duda, który z kolei utwardził się na odcinku obrony porządku konstytucyjnego, najwyraźniej wyręczając płomiennych obrońców konstytucji, którym oficerowie prowadzący chyba jeszcze nie zdążyli przekazać instrukcji, co myślą i co mają robić.
Na tym tle znakomitym pendant jest informacja podana przez pana red. Szymowskiego, że w roku 1989 Mateusz Morawiecki został zarejestrowany pod dwoma pseudonimami: „Student” i „Jakub”, w charakterze tajnego współpracownika NRD-owskiej STASI. Ponieważ po zjednoczeniu Niemiec aktywa STASI, łącznie z agenturą, zostały przejęte przez BND, to casus pascudeus pana Mateusza Morawieckiego mógł mieć swój dalszy ciąg, a może ma go nadal. W takich podejrzeniach utwierdza mnie również zagadkowa cisza, jaka w tej sprawie zapanowała zarówno w mediach i środowiskach rządowych, jak i nierządnych. Tylko Konfederacja podczas specjalnej konferencji prasowej domagała się wyjaśnienia tej sprawy przez odpowiednie organy naszego bantustanu, ale na razie głuche milczenie było jej odpowiedzią. Zatem jest prawdopodobne, że ta sprawa będzie miała podobny przebieg, jak oskarżenie o zdradę stanu, rzucone w 1992 roku przez Krzysztofa Wyszkowskiego wobec ministra spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego. Wtedy też wszyscy, ponad podziałami, udali, że nie słyszą, wskutek czego sprawa nie mogła nawet zakończyć się wesołym oberkiem, bo w ogóle się nie zaczęła.
Rząd wywiesił białą flagę, przyjmując dyktat Komisji Europejskiej ws. praworządności. Ewidentnie sprzeczne z Konstytucją.
Michalkiewicz: Jesteśmy świadkami przełomowego momentu w dziejach naszego Bantustanu
Stanisław Michalkiewicz w felietonie wyemitowanym na kanale TV ASME na YouTube odniósł się do nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym. Jest to jeden z warunków podyktowanych nam przez Brukselę w związku z KPO.
– Jesteśmy świadkami przełomowego momentu w dziejach III Rzeczpospolitej, naszego Bantustanu. Właśnie rząd wywiesił białą flagę, przyjmując dyktat Komisji Europejskiej ws. praworządności – mówił Stanisław Michalkiewicz, odnosząc się do projektu nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym.
Nowelizacja ustawy o SN
Projekt zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, który ma wypełnić kluczowy kamień milowy wskazany przez Komisję Europejską ws. KPO, wpłynął do Sejmu i został opublikowany w nocy z wtorku na środę na sejmowej stronie internetowej.
We wtorek wieczorem podczas konferencji prasowej o projekcie tym mówili minister ds. europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk i rzecznik rządu warszawskiego Piotr Müller.
–Z satysfakcją przyjmujemy informacje z dzisiejszego posiedzenia komisarzy (KE), którzy przyjęli wynegocjowane założenia jako rozwiązujące. Jeżeli zostaną przyjęte przez polski parlament wypełnią kamień milowy dotyczący wymiaru sprawiedliwości, który jest najbardziej kluczowy z punktu widzenia spełnienia warunków dla uzyskania środków z KPO – powiedział we wtorek Szynkowski vel Sęk.
Minister ds. UE zaznaczył, że pierwszą fundamentalną propozycją zmian, będzie to, aby sądem rozstrzygającym sprawy dyscyplinarne sędziów był Naczelny Sąd Administracyjny w miejsce dzisiejszej Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. Doprecyzował, że Izba Odpowiedzialności Zawodowej będzie zajmowała się sprawami dotyczącymi odpowiedzialności zawodowej adwokatów i radców prawnych.
Minister zapewnił, że prezydent Andrzej Duda w trakcie negocjacji ws. KPO był na bieżąco konsultowany i został poinformowany „o zarysie tych finalnych ustaleń”.
– Druga istotna zmiana to doprecyzowanie zastosowania testu niezależności. Z jednej strony, tak by mógł być stosowany również przez składy sędziowskie, z drugiej strony by za nie tylko stosowanie testu niezależności, ale też ewentualne wykorzystanie innych ścieżek ustalania statusu sędziego nie groziła odpowiedzialność dyscyplinarna – powiedział.
KE na początku czerwca zaakceptowała polski KPO, co było krokiem w kierunku wypłaty przez UE 23,9 mld euro dotacji i 11,5 mld euro pożyczek w ramach Funduszu Odbudowy, jednak pieniądze nie zostały wypłacone. Komisja zaznaczyła, że polski KPO „zawiera kamienie milowe związane z ważnymi aspektami niezależności sądownictwa, które mają szczególne znaczenie dla poprawy klimatu inwestycyjnego i stworzenia warunków dla skutecznej realizacji” i że „Polska musi wykazać, że te kamienie milowe zostały osiągnięte przed dokonaniem jakichkolwiek wypłat w ramach Funduszu Odbudowy”.
Rozwiązanie sprzeczne z polską Konstytucją
Mówiąc o zapisach zawartych w nowelizacji, Michalkiewicz stwierdził, że „tego właśnie dowiedział się w Brukseli pan minister Szynkowski vel Sęk, który tam negocjował te wszystkie dyrdymały”.
– Bardzo ciekawe jest, mówiąc nawiasem, to rozwiązanie, dlatego że ono jest ewidentnie sprzeczne z polską Konstytucją. Otóż Konstytucja przewiduje, że owszem, Naczelny Sąd Administracyjny zajmuje się badaniem legalności, czy prawidłowości decyzji administracji publicznej, natomiast ani słowem nie wspomina, że on się ma zajmować sędziami sądów powszechnych i tam prowadzić jakieś postępowania dyscyplinarne – wskazał publicysta.
W ocenie Michalkiewicza „być może – co zresztą jest przypuszczeniem uprzejmym – że pan minister Szynkowski vel Sęk też nie zdawał sobie z tego sprawy, przyjmując ten dyktat Komisji Europejskiej ws. Naczelnego Sądu Administracyjnego”.
– Ciekawe, co w tej sytuacji zrobią płomienni obrońcy Konstytucji z kukuńkiem na czele, któremu ta koszulka z napisem KONSTYTUCJI już pewnie zdążyła przyrosnąć do ciała. (…) Mogą udać, że tego słonia w menażerii nie zauważają, ale mogą też przyjąć, żeby zmienić Konstytucję tak, żeby dostosować ją do życzeń Komisji Europejskiej – zaznaczył.
– Tu precedens już jest, dlatego że tak właśnie się zdarzyło w przypadku europejskiego nakazu aresztowania – przypomniał Michalkiewicz.
Dlaczego tak się nie dzieje? Tzw. „demokratyczna” większość dająca poparcie organizacjom, w praktyce przestępczym, popiera zaawansowany już proces nie tylko likwidacji Polski, ale ogólnie – c y w i l i z a c j i, dostosowując się do zabójczych standardów. Oczywiście, większość użytecznych idiotów będzie zaprzeczać, udowadniając w ten sposób, po raz kolejny, swoją głupotę. W ostatnim czasie mogłem się dobitnie przekonać, że ludzie są głupi równie często jak grzeszni.
Tymczasem komunikat dla niewolników… dla wszystkich niewolników, brzmi:
Sasin przyznał, że ze względu na decyzję Komisji Europejskiej, która zakwestionowała niektóre działania w związku z tarczą, polski rząd będzie musiał przywrócić wyższe stawki VAT na energię elektryczną czy paliwa. “Będziemy musieli niestety ten VAT przywrócić, nie tylko w tym zakresie (energii elektrycznej – PAP), ale w obszarze pozostałych surowców energetycznych, również nawozów” – powiedział. /Gazeta Prawna/
Dodatkowo premier kraju, „który należy do kogoś z zagranicy” przygotował niewolników na różne warianty sytuacji, o których zadecyduje ”Unia”.
Ze strony KE nawet mamy groźby, że będą nakładane kary, jeżeli nie wycofamy się z dotychczasowych działań osłonowych, obniżek stawek podatkowych VAT”
Zapewnił jednocześnie, że “tak długo, jak się da, i nie będzie gwałtownego sprzeciwu KE, utrzymamy zerowe stawki VAT na żywność”. (PAP)
Widać wyraźnie, że “”tak długo, jak się da, i nie będzie gwałtownego sprzeciwu” będzie coraz gorzej.
W związku z szaleńczą „klimatyczną”, czyli anty-energetyczną i anty-gospodarczą polityką władz Unii Europejskiej (coraz bardziej lewacko-komunistycznych), również w Niemczech, podobnie jak w Polsce, w ostatnich miesiącach podrożało niemal wszystko. Oprócz postępującej drożyzny towarów, usług i inflacji, niemieckie sklepy, firmy i konsumentów prześladują także duże opóźnienia w dostawach i inne problemy.
9 października aż 38 dostawców gazu ziemnego ogłosiło, że cena tego surowca dla konsumentów w Niemczech, w tym dla firm i gospodarstw domowych, wzrośnie w ostatnim kwartale br. o średnio 13 procent.
W pierwszym półroczu 2021 r. przeciętne niemieckie gospodarstwo domowe musiało zapłacić za prąd i gaz łącznie już o 4,7 proc. więcej, niż w drugim półroczu 2020 r. Natomiast ceny produktów energetycznych w Niemczech (jak informował dziennik „Die Welt”) były we wrześniu br. aż o 14,3 proc. wyższe, niż rok wcześniej. Szczególnie dużo wzrosły ceny oleju opałowego (aż o 76,5 proc.) i paliw do samochodów (o 28,4 proc.). A cena benzyny na wielu stacjach w Saksonii i innych landach wynosiła 17 października już nawet 1,779 euro za litr (tj. ok. 8,14 zł). Ceny detaliczne gazu ziemnego wzrosły przez ten rok o 5,7 proc., ceny energii elektrycznej o 6,6 proc., a żywności średnio o 4,9 proc. (ale np. ceny warzyw aż o 9,2 proc.). Z kolei koszty ogrzewania w Niemczech wzrosły we wrześniu br. aż o 33 proc. w porównaniu z wrześniem 2020 r. (!). W związku z tym jedna z kilkunastu bardzo „postępowych” i „demokratycznych” posłanek SPD do parlamentu UE, tj. Katarina Barley, poradziła niemieckim konsumentom, żeby w swoich mieszkaniach przykręcili ogrzewanie i nosili ciepłe swetry. Sehr schön und demokratisch!
Rosnące na rynkach świata i Europy od miesięcy hurtowe ceny węgla i gazu skutkują ponoć również tym, że w wielu niemieckich magazynach i elektrowniach już od kilku tygodni gazu i węgla brakuje i nie jest pewne, czy tych nośników energii wystarczy na całą nadchodzącą zimę. Należy jednak pamiętać, że w Niemczech aż około 75 proc. końcowej, detalicznej ceny energii elektrycznej i kosztów ogrzewania domów nie jest pochodną samych kosztów surowców i kosztów wytworzenia tej energii, ale przede wszystkim efektem licznych podatków, tzw. opłat sieciowych i innych oraz różnych przymusowych dopłat. A więc skutkiem niemieckiego i unijnego socjalizmu!
Ciągle rosnące koszty i ceny energii i paliw, a także liczne inne „zielone”, „klimatyczne”, finansowo-podatkowe i biurokratyczne wymagania władz UE i władz krajowych, powodują więc rosnącą drożyznę towarów i usług i coraz większą inflację. Jak podał oficjalnie niemiecki GUS (14 października), w sumie inflacja w Niemczech wyniosła we wrześniu br. już 4,1 proc. rocznie – tj. najwięcej od prawie 28 lat. A to przecież zapewne nie koniec jej postępów i wzrostów. Tym bardziej, że ceny w niemieckich hurtowniach były we wrześniu br. już o 13,2 proc. wyższe, niż w tym samym okresie roku 2020. Tak wysokiej inflacji w niemieckim handlu hurtowym nie było ponoć od roku 1974. Z kolei, jak podawał monachijski instytut ekonomiczny Ifo, aż 74 proc. ankietowanych niemieckich sklepów detalicznych skarżyło się we wrześniu br. na coraz większe problemy i opóźnienia z dostawami towarów. W przypadku sklepów budowlanych na zaległości i opóźnienia w dostawach narzekało aż 98 proc. tych placówek handlowych, a np. wśród ankietowanych sklepów z meblami 94 proc. Natomiast w dziedzinie sklepów spożywczych te zaległości i opóźnienia dotknęły „tylko” 47 proc. z nich.
Co na to wykonawcze władze UE?
Co w reakcji na tę skandaliczną drożyznę podstawowych dóbr i usług i ciągle rosnącą inflację (także w Polsce, Rumunii, Italii, socjalistycznej Republice Francuskiej i pozostałych krajach euro-kołchozu) proponują wykonawcze władze UE? Czyli brukselska Komisja UE (zwana przez lewicowych polityków i lewicowe media „Komisją Europejską”), w tym niezwykle „zielone” i „postępowe” komisarki, ich rzeczniczki i inne urzędniczki? Ano, proponują – jak to zwykle wszelkiego rodzaju euro-socjaliści i komuniści płci obojga – „dopłaty do rachunków za gaz i prąd dla najuboższych” oraz „dopłaty dla firm najbardziej dotkniętych podwyżkami” (chodzi oczywiście o dopłaty na koszt ogółu podatników, w tym tych ubogich). Ponadto, zamiast pożądanej przez cały przemysł i ogół konsumentów całkowitej likwidacji czy choćby znacznej redukcji przymusowo-złodziejskich unijnych opłat za dozwolone emisje dwutlenku węgla czy np. wielkiej redukcji podatków w branży energetycznej, postulują jakiś zagadkowy „system specjalnych bonów energetycznych” (który miałby być finansowany ze środków pochodzących z unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji gazów, czyli tzw. ETS). Ponadto postulują jakiś system „dotacji w ramach dozwolonej pomocy publicznej” dla firm i „na dłuższą metę być może także wspólne zakupy gazu przez kraje UE”. Komisarka UE do spraw energii Kadri Simson zapowiedziała (13 października), że jej urzędnicy już „pracują” nad systemem wspólnych zamówień gazu przez państwa UE oraz nad planem „koordynacji zmagazynowanych rezerw gazu” we wszystkich krajach UE. Ale zaraz czujnie dodała: musimy mieć jednak pewność, że nadal będziemy mogli realizować nasz Europejski Zielony Ład (..) i nasze cele klimatyczne (!).
Sehr dumm und demokratisch!
Tego samego 13 października komisarze UE przedstawili – obok powyższych „propozycji” – także swoją opinię, że „przejście na energię czystą jest najlepszym zabezpieczeniem przed skokami cen w przyszłości, więc to przejście należy przyspieszyć”. W związku z tym zapowiedzieli „dalsze wspieranie inwestycji w energię odnawialną i w energetyczną efektywność”. Widać więc wyraźnie, że przy tym ich całym neo-sowieckim „centralnym planowaniu” i „koordynowaniu” polityki energetycznej i innej we wszystkich 27 państwach UE, ci brukselscy i inni euro-komuniści nadal twardo obstają przy swoim ideologiczno-absurdalnym i niezwykle kosztownym (dla ludzi i firm) „Zielonym Ładzie”. Czyli przy systemie centralistyczno-socjalistycznym, który chcą zaprowadzić w niemal całej Europie. Furchtbar!
Co proponują kierownicy niemieckich partii?
Tymczasem w reakcji na te „klimatyczno”-energetyczne szaleństwa i plany (tysięcy polityków i urzędników UE i Niemiec) oraz na wielkie problemy przez nich wywołane, już nawet (nieduża) część lewicowej elity Niemiec wyraziła publicznie swoje silne zaniepokojenie postępującymi deficytami i rekordowo wysokimi cenami energii, paliw oraz związanymi z tym licznymi problemami. Np. jeden z liderów pokomunistycznej partii Lewica (Die Linke), Dietmar Bartsch, opowiedział się nawet za czasowym obniżeniem podatków i ceł na benzynę i olej napędowy. Z kolei np. w zbiorowym liście, podpisanym przez kilkudziesięciu niemieckich i innych „europejskich” publicystów i dziennikarzy, w tym m.in. przez byłego naczelnego redaktora opiniotwórczego tygodnika „Die Zeit” Theo Sommera, wezwali oni władze Republiki Federalnej, żeby – wbrew swoim wciąż obowiązującym planom (z roku 2011 i 2012) – nie rezygnowały jednak z dalszej i wieloletniej produkcji energii atomowej. Według sygnatariuszy listu, całkowite odejście od energii atomowej przyczyniłoby się bowiem nie tylko do zwiększenia problemów gospodarczych i socjalnych, ale także do znacznego zwiększenia krajowej emisji dwutlenku węgla. A także do znacznego opóźnienia osiągnięcia unijnych i niemiecko-rządowych „celów klimatycznych”. Bo energię jądrową w Niemczech, w razie jej braku, mogą zastąpić jedynie paliwa kopalne, a to by oznaczało „dodatkowe 60 mln ton dwutlenku węgla” rocznie. Wskutek tego emisja tego (złowrogiego) gazu wzrosłaby wówczas w Niemczech co najmniej o 5 proc. – alarmują mocno zatroskani (głównie o „klimat”) pismacy lewicy (wg welt.de).
A co proponują kierownicy pięciu parlamentarnych niemieckich partii (licząc z dwoma partiami chadeków), które chcą w Niemczech rządzić (zapewne już za 1-2 miesiące) w już nowym partyjno-powyborczym układzie? Wydaje się, że na razie w palącej kwestii ww. drożyzny, inflacji, braków węgla i gazu itp. problemów nic istotnego i nic mądrego nie proponują. Choć rozmowy zwycięskiej w wyborach (26 września) lewicowej SPD z euro-komunistycznymi Zielonymi i demo-liberałami z FDP na temat utworzenia nowego rządu trwają już od 11 października, to na razie (tj. do 18 października włącznie) partie te, jak podawała niemiecka prasa, osiągnęły „wstępne porozumienie” głównie w sprawie tzw. płacy minimalnej – czyli w sprawie stałego priorytetu (stałego hopla) lewicy. Ponoć ta płaca ma zostać podniesiona aż ok. 25 proc. – z obecnych 9,60 euro brutto za godzinę pracy do 12 euro za godzinę (!). I to już w pierwszym roku ich partyjnych rządów. W skali miesiąca ma to dać niemieckim „minimalnym” podwyżkę aż o ponad 290 euro brutto, a ich „płaca minimalna” ma wynieść w sumie już ok. 1980 euro miesięcznie i ma być drugą najwyższą w całym euro-socjalistycznym kołchozie (po Luksemburgu). Wunderbar!
Należy przy tym pamiętać, że w dość licznych sektorach niemieckiej gospodarki, jak np. w przemyśle motoryzacyjnym, obowiązują jeszcze wyższe (niż 9,60 euro/godz.) „płace minimalne”. Wyższe, bo ustalane na podstawie branżowych tzw. układów zbiorowych (kierownictw firm ze związkami zawodowymi i radami pracowników). A nie zanosi się przecież na obniżenie jakichkolwiek podatków i opłat obciążających niemieckie przedsiębiorstwa przemysłowe i handlowe. Zanosi się więc na to, że w razie kilkuletnich wspólnych rządów ww. dwóch partii lewicy i demo-liberalnej FDP w znacznej części branż niemieckie produkty i niemiecka gospodarka utracą na rynkach świata swoją dotychczasową (jako taką) cenową atrakcyjność i konkurencyjność. Pytanie tylko – kiedy utracą? Może już w drugim czy trzecim kwartale przyszłego roku?Sehr schlimm!
Z przecieków do krytycznej prasy (jak tygodnik „Junge Freiheit”) wynika, że już nie Deutschland über alles, jak dawniej, ale lewackie „Klimaschutz über alles” („ochrona klimatu nade wszystko”) stało się dewizą i naczelnym priorytetem większości niemieckich polityków. Podobno „liberałowie” z FDP zgodzili się już wstępnie i warunkowo na: powszechny przymus instalowania solarów na wszelkich dachach w Niemczech, na przyspieszenie całkowitej rezygnacji Niemiec z węgla kamiennego i węgla brunatnego w energetyce i ciepłownictwie oraz na zbudowanie wiatraków („farm wiatrowych”) na łącznej powierzchni aż 2 procent całego lądowego terytorium Niemiec (!). Czy tych zwariowanych i już niemal zbrodniczych szaleńców, lewaków i euro-komunistów z partii Zieloni, SPD i innych – w tym także tych z euro-komunistycznej Brukseli i Paryża – już nikt i nic w naszej Europie nie powstrzyma?