[pierwsza jest tu: Walka wzorców cywilizacyjnych, czyli Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY. Cz. I. ]
Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; któraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.
wawel, 23 maja 2024 ekspedyt/niemcy-rosja-i-zydzi-a-sprawa-polska
W drugiej połowie wieku XIV zanosiło się na znaczne rozszerzenie obszaru prawosławia. Dynastia Gedyminowiczow przenosiła się coraz bardziej na ruskie panowanie. Nie bronili Rusini wcale swoich Rurykowiczow, a nawet woleli letuwskich dynastow, bo nie dawali daniny tatarskim “carom”, a zatem nie dopuszczali się też zdzierstw na ludności pod pozorem ściągania “wychoda”. Gedyminowicze nie tylko nie wnosili nic a nic letuwskiego na Ruś, lecz sami się ruszczyli. Olgierd żenił się z Rusinkami, wszyscy synowie jego używali języka ruskiego, a ci z nich, ktorzy otrzymali księstwa na Rusi, przyjmowali chrzest w cerkwii wschodniej, i sam Olgierd uczynił to na łożu śmierci. Następca jego Jagiełło, gotow był zrobić to samo niemal na wstępie swojego panowania i oprzeć się tylko na Rusi, uważając Letuwę za straconą, nie dającą się już obronić przeciwko Krzyżakom. W tym najniespodzianiej dokonała się całkowita zmiana stanu rzeczy, gdy Jagiełłę wezwano na tron polski.
Na tron państwa, wyznającego chrześcijaństwo od poł tysiąca lat, wezwano poganina, ktory dopiero miał się chrzcić za… koronę. Był to straszny “skandal europejski”, tym bardziej, że dwor wileński nie słynął z łagodności obyczaju, a małżeństwu z Jadwigą towarzyszyła rozgłośna plotka o bigamii, i w ogole powątpiewano, czy brać na serio chrzest krakowski. Krzyżacy, Habsburgowie i Luksemburgowie urobili opinię Europy; sama Stolica Apostolska dopiero w roku 1388 odezwała się za Jagiełłą. Na zachodzie uchodził Zakon krzyżacki za pokrzywdzonego, ciężko pokrzywdzonego przez Jagiełłę i przez Polakow; nigdy jeszcze Krzyżacy nie byli tak popularni w zachodniej Europie, nigdy przedtem nie doznawali takiego wydatnego poparcia. Z całym zapałem szło zachodnie rycerstwo do Prus na pomoc uciśnionemu przez Polskę i Litwę Zakonowi niemieckiemu. Rozbrzmiewało hasło, żeby ratować chrześcijaństwo zagrożone przez niby chrzest krakowski; nawoływano do ofiar, bo oto Polska pod Jagiełłą gotowa sama powrocić do pogaństwa. Polacy zdrajcami Krzyża! Tak odnosił się do nas Zachod.
Nie brakowało głosow, uważających ewentualne zwierzchnictwo Polski nad Letuwą i połnocną Rusią litewską za rabunek, dokonany na państwie krzyżackim. To ich ziemie, bo oni nawracają je od XIII wieku, i oni jedni tylko mają prawo organizować tam Chrześcijaństwo. Chrzest z poręki Krzyżakow, zakonu rycerskiego poświęconego nawracaniu, byłby pewny i bezpieczny; ale czyż można zaufać chrztowi z poręki polskiej, z poręki wroga tegoż bogobojnego Zakonu?! Rzeczy stoją tedy tak samo. jak przed chrztem krakowskim, a zatem kraje owe połnocne są pogańskie, a jako takie podlegają Krzyżakom. W imię Chrześcijaństwa nie można dopuścić, żeby Polacy rabowali i przywłaszczali sobie własność Zakonu! Widzimy, jako nie brakło kolcow, i to bardzo grubych, naszemu stosunkowi do Zachodu. I to także stanowi… historię starą…
Światopogląd “świętego rzymskiego cesarstwa narodu niemieckiego” górą był niemal w zupełności; panował nad umysłami Zachodu bizantynizm niemiecki. Trzeba było dopiero przeprowadzać umyślną kampanię, by odgrzebać spod bizantyńskich popiołow światopogląd łaciński i rozdmuchać go na nowo. Zabrano się do tego, i po dłuższym czasie pozyskano dla sprawy polskiej szereg najwybitniejszych umysłów Francji i Włoch. Walkę stanowczą stoczono na soborach, zwłaszcza na konstanckim. Wygraliśmy dzięki użytkowi nowoczesnej broni, a mianowicie : książki. Jęliśmy się przekonywania opinii fundamentalnie, poprzez wywody naukowe, dostępne samym tylko uczonym w scholastycznej filozofii. Trudno orzekać, co bardziej Krzyżakom zaszkodziło: Grunwald (1410), czy też napisana w pięć lat potem rozprawa krakowskiego profesora, Pawła Włodkowica z Brudzewa, i przedstawiona soborowi jako podkład pod wytoczoną Zakonowi sprawę: De potestate papae et imperatoris respectu infidelium.Uczony polski wywodził, jako ziemia pogańska nie jest bynajmniej “niczyją”, lecz prawą własnością tubylców, których nie wolno nawracać przemocą, bo fides ex necessitate esse non debet.
Obie tezy całkiem proste – a jednak w owczesnym świecie rewolucyjne. Nie zastanawiano się głębiej nad tymi sprawami, aż dopiero na żądanie Polski i pod przewodem polskiego uczonego; zastanowiwszy się, dziwowano się, jak można było dać się powodować Krzyżakom. Ci bronili się zaciekle. W ich imieniu zaciął sobie pioro na Polskę zawodowy pamflecista Jan Falkenberg i nawoływał przeciw Polakom, ktorzy czczą bożka, ktory nazywa się Jagajło, i są “psy bezwstydne”, ktorzy “wrocili do odmętu niewiary”; toteż cała Europa winna ruszyć na krucjatę przeciw nim. Każdego Polaka wolno zabić bez grzechu, a nawet będzie to zasługa przed Bogiem; dostojnikom zaś i biskupom polskim należą się szubienice i trzeba ich powywieszać dla dobra Chrześcijaństwa.
Tak tedy nie w XIX dopiero wieku wymyślił niemiecki bizantynizm hasło “ausrotten”.Polemika pociągnęła za sobą dalsze rozprawy i innych autorow, objęła Polskę, Niemcy, Francję i Włochy – aż skończyła się zwycięstwem naszym, gdy w roku 1424 Falkenberg odwoływał swe pismo w Rzymie na konsystorzu publicznym wobec Marcina V, Papieża. Zdawano sobie sprawę z tego, że walczy się z pewnym światopoglądem, reprezentowanym przez cesarstwo niemieckie, a ktory zdaniem Polakow nie godzi się z Chrześcijaństwem, ani z cywilizacją łacińską; nazywano rzecz innymi wyrazy, stosownie do owczesnej terminologii “wojną z całą nacją niemiecką”. Tak nazywali wspołcześni ostatni okres wielkiej wojny polsko-krzyżackiej (1431- I435), zakończony świetnym zwycięstwem pod Wiłkomierzem. Bitwę tę porownywano wspołcześnie z Grunwaldem. Odrębna polska kultura wywalczyła sobie prawo do życia. Odtąd poczynała sobie śmiało, krocząc wbrew utartym przez niemiecki bizantynizm szlakom.
* * *
Ideologia Pawła Włodkowica z Brudzewa przyjęła się w umysłach polskich. Nie dbając o przeciwne poglądy Niemcow, zyskujących tu i owdzie czasem uznanie na Zachodzie, przyznano rownouprawnienie schizmie, nawracając tylko namową i przykładem. Zaczyna się to już od roku 1432 i przechodzi przez szereg etapow, ktorych tu bliżej wyłuszczać nie ma czasu. A w XVI wieku otwiera się istna przepaść między kierunkiem polskim a zachodnim, gdy na tle rewolucji religijnej luterańskokalwińskiej Francja nieraz dawała się powodować światopoglądowi bizantyńsko-niemieckiemu. Bizantyński kierunek zatriumfował w całych Niemczech na długo – dzięki tzw. “reformacji”. Wiadomo, jako nie brakło w Polsce herezji. Wtedy to Zygmunt August oświadczył, jako jest krolem kozłow i baranow jednakowo – a wielki Zamojski, zwrocony na sejmie do innowiercow, powiedział, że dałby sobie obciąć rękę za ich nawrocenie, lecz dałby drugą rękę, gdyby im miano zadawać gwałt. Tak powtarzano nieustannie rozmaitymi słowy dawną tezę Włodkowica, że “wiara nie ma być z przymusu”. A głosił to ten sam Zamojski, ktory był wspołpracownikiem (czy kierownikiem ?) Stefana Batorego w wyprawach na połnocny wschod, znaczonych zakładaniem kolegiow jezuickich. Czyż przyśniła się komu w Polsce barbarzyńska zasada: cuius regio, illius religio?! A jednak nawrocono olbrzymią większość zbłąkanych! Co więcej, gdy inteligencja schizmatycka całymi krainami przechodziła do obozu protestanckiego, nawracana następnie, nie chciała słyszeć o greckim obrządku, lecz tłumnie przyjmowała obrządek rzymski w łaciństwie. I zaczęła się mocna ekspansja kultury polskiej ku wschodowi. Aż po Dniepr przemawiano publicznie słowy: “Panowie bracia!”. A rownocześnie panował z tamtej strony Dniepru Iwan Groźny, oddający niemiłych sobie wielmożow rozdziczonym psom żywcem na pożarcie.
Ekspansja szła raźno, a sięgała tym głębiej, iż nie robił tego rząd sztucznymi sposobami, nakazami czy zakazami, lecz szerzenie kultury polskiej ku wschodowi odbywało się wyłącznie pracą i staraniem społeczeństwa, ktoremu nie przyśniło się wówczas żądać pomocy od urzędow państwowych. Dokonywało się to metodą typowo chrześcijańską; czy ktory Rusin lub Letuwin zdoła przytoczyć choćby jeden przykład jakiegokolwiek przymusu lub choćby tylko nacisku?
Miała Litwa, tj. Wielkie Księstwo litewskie, pośrod swej ludności już naowczas te same materiały etniczne, jak dziś: Rusinow (Białorusinow), Letuwinow, Polakow, Tatarow i żydow; taki sam materiał pstry pod względem wyznaniowym: katolikow, schizmatykow, starozakonnych i muzułmanow. Litwini – tj. obywatele Wielkiego Księstwa – sławnym wyborem i ogolną zgodą uczynili język białoruski swym językiem urzędowym (dlatego-to zwany był stale językiem litewskim), a Polska nie narzucała im nigdy ani polskiego języka, ani łaciny – i “litewski” został tam urzędowym do końca. Nie był nim letuwski dla tej prostej przyczyny, że żadnemu a żadnemu Letuwinowi nigdy to nie wpadło na myśl!
Dotychczas też nie wiadomo dokładniej, w jaki sposob polszczyła się inteligencja litewska, mianowicie ruska, letuwska i tatarska. Kto chciałby pisać dzieje tej polonizacji, miałby nie lada kłopot ze źrodłami, bo w źrodłach tego nie ma! Działo się to jakoś “samo przez się”, wpływami cywilizacyjnymi, współzawodnictwem cywilizacji, do czego używało się środkow wyłącznie cywilizowanych, zgodnych z duchem cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Tyle tylko wiadomo, że protestantyzm stanowił do tej polonizacji pomost, ale przez to, że porzucanie protestantyzmu wiodło do katolicyzmu, a ten łączył się siłą okoliczności z polskością; siłą okoliczności niezależnych od woli ni Kościoła ni Polakow. Miejmyż na uwadze, jako najwybitniejsi nawet prawosławni lgną do polskości i nienawidzą Moskwy, np. Konstanty Ostrogski. O gdybyż władza państwowa nie była się nadal zgoła mieszała w te rzeczy, czyż prawosławie nie byłoby wygasło w Wielkim Księstwie litewskim?
Z początkiem drugiej połowy wieku XVI powstaje w Polsce pomysł, czy nie możnaby dojść do unii z “Moskwicinem” podobnie, jak za Jagiełły z Litwą, z ktorą bywały rownież przedtem zaciekłe spory i wojny. Za wyborem Iwana Groźnego na następcę Zygmunta Augusta przemawiały względy wielkiej miary. Wojny z Moskwą miały zamienić się na spółkę handlową i polityczną z caratem. Za dopuszczenie Moskwy do morza otwarłyby się handlowi i przemysłowi polskiemu rozległe szlaki owczesnego Dalekiego Wschodu.
Gdyby połączył siły wojenne Polski, Litwy, Moskwy, możnaby śmiało zabrać się do wypędzenia Turka z Europy, do oswobodzenia Słowian bałkańskich, do spełnienia misji Władysława Warneńczyka. Powstawała koncepcja polityczna, jedna z najwspanialszych jakie zna historia, a do tego opromieniona marzeniem o nawroceniu moskiewskich krain – lecz koncepcja zarazem jedna z najbardziej… fantastycznych. O tym miał pouczyć Polakow sam car – jak o tym wiadomo z każdego podręcznika historii polskiej. Nieporozumienie było co najmniej rowne ogromowi marzeń! A jednak pomysł kiełkował dalej i kandydatura moskiewska powracała podczas drugiego bezkrolewia. W Moskwie rozumiano wowczas tę chęć wyboru, jako dowod słabości, jako poddawanie się Moskwie z obawy przed wojną. Toteż gdy elekcja zawiodła, ruszył Iwan na polskie Inflanty, lecz Batory zadusił “Moskwicina” na dłuższy okres czasow. Idea unii z Moskwą trwała nadal. Zbiegiem okoliczności, wynikłych z wewnętrznych stosunkow polskich, poczyna się pomysł polityczny wikłać z religijnym. Zniechęceni do Zygmunta III protestanci porozumieli się z prawosławnymi, gotowi zrzucić krola z tronu. Wtedy obmyślił Zygmunt III klin do rozsadzenia – jak mniemał – tego związku: wznowić unię florencką. I to było ingerencją państwową w sprawy wyznaniowe, ingerencją zawsze i wszędzie niebezpieczną i dla religii i dla polityki! Polska nie miała nic wspólnego z unią florencką 1419 roku.
Ruscy bojarzy woleli już w XV wieku przechodzić wprost na łaciński obrządek. Ani jednego Polaka nie było we Florencji, a zawartej tam unii nie uznał nie tylko uniwersytet krakowski, ale ani prymas gnieźnieński, ani biskup wileński. W Wilnie nie pozwolono metropolicie-kardynałowi Izydorowi odprawić liturgii wschodniej w katedrze łacińskiej. Nie dopuszczono też wowczas do zorganizowania biskupstw unickich. Potem za Aleksandra “unia Bołgarynowicza” zeszła niemal od razu na nic nie znaczący epizod, o ktorym się już nie mowiło, a w następnym pokoleniu za Zygmuntow Jagiellończykow, zaginęła nawet jej pamięć. Tak tedy sprawa unii była za Zygmunta III czymś całkiem nowym dla umysłow.
Logika mowiła, że w czasie, kiedy dokonywano setkami nawracań z kalwinizmu, czy nawet z arianizmu, nawracanie ze schizmy (a więc nie z herezji) winnoby być znacznie jeszcze łatwiejsze. Jakżeż tedy nie miało, być prób, zmierzających do “jedności Kościoła Bożego na Rusi”. Były te próby popierane przez wybitne osoby prawosławne! Krol tego ruchu unijackiego nie wymyślił, ale chwycił się go ręką niezdarną (bo polityczną), chwycił go się zaś oburącz, poparł i co najgorsze: przyspieszył, nie mogąc się doczekać, aż dojrzeje bo mu było pilno ze względow politycznych. Pokierował też całym ruchem po swojemu, jak wszystkim zawsze pozbawiony ten krol zdolności, “di ingenio stretto”, jak go scharakteryzował sam Possewin. Ogłoszona pospiesznie w roku 1596 unia brzeska była dziełem na poł religijnym, na poł politycznym. Tylko Ruś Biała i Podlasie pragnęły unii i były do niej jako tako przygotowane, a krol kazał ogłosić ją na całą Ruś, sądząc, że polityką usunie ze swego państwa schizmę. Miał krol odtąd zaciekłych wrogow w Rusi południowej i sam Konstanty Ostrogski staje na czele opozycji; ten sam Ostrogski, ktory był tak zasadniczym wrogiem Moskwy. W jego drukarni ostrogskiej tłoczą się odtąd odezwy gwałtowne, podburzające przeciwko Polsce, jako tworczyni unii, ktorą pojęto wprost, jako prześladowanie prawosławia. Wznowienie unii florenckiej poruszyło Moskwę i… Stambuł. Prawosławny patriarchat carogrodzki pozostawał od samego początku, zaraz od roku I453, w zażyłej przyjaźni z sułtanem – wdzięczny Turkom właśnie za wybawienie od unii florenckiej.
“Raczej turban, niż tiarę”! – wołano w Konstantynopolu i hasłu temu hołdowano zawsze, nie cofając się przed żadną konsekwencją. Rządy sułtańskie prześladowały tylko katolikow, prawosławie cieszyło się zupełną swobodą i autonomią taką, iż tworzyło państwo w państwie. Stanął też sojusz polityczny Fanaru z kalifem przeciwko wspolnemu niebezpieczeństwu łacińskiej, papieskiej krucjaty. Obawa wspolna przed ligą antyturecką łączyła też Fanar i kalifat przeciwko Polsce. Wysłannicy carogrodzcy jeżdżą coraz częściej do Moskwy. Tam starano się jeszcze od czasow Iwana III o jak najlepszą przyjaźń z sułtanami. Fanar stawał się coraz bardziej turecką agencją polityczną na świat prawosławny. Muzułmański kalif w ciągu całych pokoleń uprawiał politykę swą względem prawosławnej Moskwy przez pośrednictwo patriarchatu. Fanar spełniał skwapliwie wszelkie poruczane sobie przez sułtanow misje polityczne. Dyplomatami w służbie połączonych w taki sposob kalifatu i patriarchatu bywali patriarchowie tytularni jerozolimscy, antiocheńscy itp., nawiedzający ciągle Moskwę, a potem i Ruś litewską. Już w roku I588 jeździł jednak do Moskwy sam carogrodzki patriarcha Jeremiasz, przyjmując wskazane sobie od kalifa islamu zadanie: jako agent sułtański miał wybadać, Moskwa da się skłonić do wspolności oręża z Polską i przeciwdziałać temu zawczasu. Teraz tedy poczęto wysyłać z Konstantynopola agitatorow, mających unię uczynić niemożebną.
Głownym agentem był Cyryl Lukaris, dawny rektor ostrogskiej, mający głowną kwaterę w Ostrogu i wielce popierany przez Konstantego Ostrogskiego. Lukaris i jemu podobni upatrywali interes prawosławia przede wszystkim w rozwoju moskiewskiej potęgi, toteż każdy taki agent, nasłany od patriarchatu w porozumieniu z rządem tureckim, stawał się zarazem moskiewskim agentem. Tak zbierały się z wolna okoliczności, mające dopuścić Moskwę do daleko sięgającej ingerencji w sprawy i dzieje Polski. Na razie zdawało się to niemożliwością, bo wypadki przybierały kierunek wręcz przeciwny: ingerencji i Litwy w dzieje Moskwy! Tak to niełatwo wspołczesnym odróżnić, co jest epizodem, a co ma posiąść historyczną trwałość. Na razie miał wnet nastąpić epizod z Samozwańcem, carem katolickim, składającym katolickie wyznanie wiary w krakowskim kościele św. Barbary.
A oto tło sprawy Samozwańca: W dalszym ciągu dążeń do unii politycznej z Moskwą (na wzor, mniemano, litewskiej unii) jeździł w roku 1600 do Moskwy Lew Sapieha z projektem ścisłego związku prawnopaństwowego. Godunow projekt odrzucił, a Sapieha natenczas zostawił w Moskwie przywiezionego z sobą samozwańca, hodowanego od dawna przez grono opozycyjnych bojarow na dworach wielmożow Rusi południowej.
Kimkolwiek był właściwie ow Samozwaniec, chował się przez kilka ostatnich przed wystąpieniem lat pod panowaniem polskim, przejął się niemało obyczajem polskim i faktem jest, jako potem okazywały się w nim liczne rysy europejskie, co nawet miało stać się powodem jego zguby. Burzył się potem lud moskiewski, widząc, jak to car obcuje z polskimi ochotnikami zgoła nie po carsku, nie według moskiewskiego ceremoniału. Obyczaj zachodni, nie dość poddańczy, wydawał się ludowi temu poniżaniem majestatu carskiego. Samozwaniec popadł w gruby błąd, chcąc przeszczepiać tam formy zachodnie, a gdy potem widział, jak te eksperymenty europejskości stają się dlań niebezpieczne, sam pomagał przerzucić “winę” na Polakow.
Wtedy to, w roku 1606, powtórzono propozycje, wiezione przed sześciu laty przez Sapiehę, określając je ściślej i obszerniej w następujących punktach: Przymierze wieczyste, wspolna polityka zagraniczna (liga antyturecka), wzajemna swoboda przesiedlania się i nabywania majętności, nawet piastowania urzędow publicznych; wolność handlu z jednej strony aż do Niemiec, z drugiej aż do Persji; wolność zakładania kościołow katolickich, szkoł i kolegiow (jezuickich) w głownych miastach carstwa; wspolna moneta i zamiar wystawienia wspolnej floty (Bałtyk i Morze Czarne); w razie bezpotomnej śmierci Samozwańca następcą jego będzie Zygmunt III; gdyby zaś krol polski (mający synow) zmarł wcześniej, nowa elekcja nastąpi dopiero po porozumieniu się z carem.Co za warunki ścisłej unii! Co za wspaniały dla wyobraźni obraz!
Ale opozycja w Moskwie rośnie, autentyczność cara coraz bardziej podejrzana, bo jakżeżby prawy car mogł tak dalece lekceważyć swoj majestat, żeby jadać z posłami zagranicznymi przy jednym stole! Pamiętajmy, że w Moskwie klękało się przed carem, padało się następnie na ziemię i dosłownie “biło czołem”, podpełzając pod tron na czworakach. Na uczcie koronacyjnej jadło się palcami, kości rzucając pod stoł. Europejskość wprowadzanego nowego obyczaju stanowiła rodzaj herezji. I z takimi ludźmi zawierać unię?! nikt z nich nie wiedział, co to jest! Nie pomogła ani następna elekcja krolewicza Władysława carem. Dwie wielce rożne cywilizacje miały zmierzać ku wspolnemu celowi… w wyobraźni panow polskich: chrześcijańsko- klasyczna i turańska, kultura polsko-łacińska i turańsko-słowiańska, tj. moskiewska. Chodziło o syntezę Zachodu i Wschodu. Dobierano się do tego poprzez unię cerkiewną i polityczną. Stara – to sprawa, starożytna, bo datująca się jeszcze z czasow rzymskich. Roma probowała tego i na tym się potknęła; bogowie syryjscy zniszczyli imperium rzymskie! A tymczasem unia brzeska sprawiła, że hierarchia prawosławna poczęła się zajmować Kozakami. Cyryl Lukaris został patriarchą carogrodzkim i ustanowił na Rusi tajną hierarchię dyzunicką w roku 1620, wysławszy w tym celu na ziemie ruskie Rzpolitej patriarchę jerozolimskiego Teofana.
Fanar zwrocił szczegolną uwagę na Zaporożcow, bo ci, jako wojsko stałe na stepach pomiędzy rubieżami Polski a Tatarami krymskimi i Morzem Czarnym, stanowili ważny obiekt polityczno-wojenny dla… Wysokiej Porty. Nowsze badania wykazały jako geneza wojen kozackich w Carogrodzie! Długotrwałe te wojny ( 1634-1682), to rezultat spisku kalifatu i patriarchatu przeciw Polsce; zmowa ta kierowała wojnami kozackimi, wznawiała je, kiedy się wydawało, że przyczyny wojen usunięte, rozfanatyzowała tłum areligijny przeciw unii, by go użyć przeciw Polsce, by w zarodku stłumić możność ligi antytureckiej, a zwłaszcza by nie dopuścić połączenia sił zbrojnych Moskwy i Polski przeciwko Turcji. Od wojen kozackich zaczął się “potop” – a o skutkach jego nie trzeba się rozwodzić, bo to powszechnie wiadome.
Zwracam tylko uwagę, że był to owoc poszukiwania syntezy dwoch kultur, syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach polskich. Odtąd szło się po rowni pochyłej ku Wschodowi. Unię cerkiewną – obok uznanej na nowo hierarchii prawosławnej – utrzymywało się sztucznie, w ten mianowicie sposob, że część kleru polskiego przechodziła na obrządek wschodni, że polska młodzież obierała sobie “ruski” stan duchowny.
Pomiędzy duchowieństwem unickim stanowili Rusini drobną zaledwie mniejszość. Dopiero za czasow Sobieskiego przybywa więcej księży ruskich. Wiadomo, jako dopiero też za Sobieskiego złamano przewagę turecką. I nagle – za tegoż jeszcze Sobieskiego – przestała istnieć armia polska! Łamigłowka istna! “Ocaliwszy Wiedeń i Chrześcijaństwo” straciliśmy w znacznej części niepodległość, bo odtąd tronem polskim Polacy nie dysponowali. Odtąd nigdy elekt narodowy nie zasiadł na naszym tronie, zajmowali go stale krolowie nam przez wrogow narzuceni. Byli tacy, ktorzy dali się skusić tej rownoczesności i rozumowali według zasady: post hoc, ergo propter hoc. Ocaliliśmy Niemcy, wzmocniliśmy je, a one odwdzięczyły się rozbiorami etc. Gdyby Sobieski nie był ruszył pod Wiedeń, wszystko poszłoby innym torem! Nie będę się zajmował kwestią bliżej tak postawioną, tylko obejdę ją do okoła: Rozbiory powiodły się, ponieważ Polska nie posiadała armii odpowiedniej, żeby się obronić. Armii nie było już pod koniec panowania Sobieskiego. Czyż zwycięstwo wiedeńskie zniszczyło armię polską? czy byłaby ona istniała nadal, gdybyśmy byli pomagali Turkom, a zniknęła nagle skutkiem tego, żeśmy pomogli chrześcijanom? Oczywista rzecz, jako to nie ma związku z tamtym, i przyczyny trzeba szukać w czymś innym. Polska, krzewicielka i obrończyni cywilizacji łacińskiej, baszta Zachodu, porzuciła ją i zorientalizowała się. Poszukiwanie syntezy Zachodu i Wschodu doprowadziło wreszcie do tego, żeśmy przeszli do obozu wschodniego. Polska kontuszów i podgolonych łbów, Polska porzucająca mody zachodnie, a przyjmująca modę tatarsko- moskiewską, nie same tylko szaty miała ze Wschodu. Skądżeż ta orientalizacja po rozgromieniu islamu, po odzyskaniu Podola z Kamieńcem, po walnym rozszerzeniu unii cerkiewnej nawet na południową Ruś (właśnie za Sobieskiego), i wreszcie w czasie niezmąconej katolickiej prawowierności, w dobie najnabożniejszej? Tak jest, najnabożniejszej, lecz niezbyt pobożnej może – bo forma brała w Polsce gorę nad treścią, całkiem po orientalnemu. Największa ilość osob posiadała biegłość w łacinie, nie umiejąc w ogole niemal nic procz łaciny – wtenczas, kiedy duch łaciński z Polski uleciał, ustępując miejsca duchowi Orientu.
Za czasow wojen kozackich byliśmy prawdziwie obrońcami cywilizacji łacińskiej, boć Kozacy byli pionierami panowania tureckiego i za ich przyczynieniem się powstawała na granicy Polski i Eurazji nowa kultura, bizantyńsko-turecka, synteza bizantynizmu i turańskości. Kiedy w roku 1651 odniesiono zwycięstwo w trzydniowej bitwie pod Beresteczkiem, obchodzono je uroczyście w Rzymie, w Wiedniu i w Paryżu, rozumiejąc słusznie, że pokonano straż przednią zalewu muzułmańskiego, wstrzymanego przez “przedmurze chrześcijaństwa”. I pokazało się, że rozumowano słusznie; Ukraina wraz z większą częścią Podola stała się ostatecznie prowincją turecką – nie moskiewską. Moskwa stała na drugim planie i dopiero z polecenia kalifa muzułmańskiego wezwał był Chmielnicki także Moskwę do najazdu na Polskę. Odtąd wyłania się atoli nowy cel, dla państwa polskiego zasadniczo fatalny: żeby Moskwa uznana była zwierzchniczką wszelkiego prawosławia. Miało się to kiedyś poźniej zwrocić przeciwko Turcji, lecz na razie nie tyczyło Bałkanu, lecz tylko prowincji polsko-litewskich i było dla tureckich interesow pożądanym osłabieniem Polski, jako tego państwa, ktore układało wciąż projekty ligi przeciw połksiężycowi. Odtąd interesy Moskwy i Turcji złączyły się na długo przeciw polsko-litewskim.
Moskwa nabrawszy pozy obrońcy prawosławia przeciw unii, jako łacińskiej herezji, zrobiła sobie z tego wnet pozycję polityczną. Skończył się czas, kiedy to Polska wywierała wpływ na Moskwę, a zaczyna się odwrotny kierunek wpływów poprzez Ruś litewską i Ukrainę. I przyjmują się wpływy te wschodnie, podmywając kulturę polską na wschodzie coraz widoczniej. Okazało się, jako kultura ta mocno jest osadzona tylko tam, dokąd sięgnęło “łaciństwo”. Unia cerkiewna nie stanowiła niczego a niczego pod względem cywilizacyjnym; li tylko kler unicki pochodzenia polskiego stanowił pomost cywilizacyjny w łonie unii, ale unia sama nie stanowiła wcale zwrotu ku cywilizacji zachodnio-europejskiej.
W razie osłabienia się w Polsce tej cywilizacji chrześcijańsko- klasycznej, w razie gdyby Polska przestała promieniować tą cywilizacją ku wschodowi, Ruś – sama cywilizacyjnie bierna – oddana byłaby wyłącznie pod wpływ cywilizacji turańskiej, mianowicie kultury moskiewskiej. A moment taki nadszedł w osławionych czasach saskich.
Przyczyna tak zasadniczo zmienionego toku naszych dziejow tkwiła w naszych stosunkach wewnętrznych. Myśmy rozszerzyli łacińską cywilizację na państwo litewskie aż po Dniepr – ale miejmy na uwadze, że dwie trzecie tego państwa, to Ruś prawosławna, wpływom Polski poddana już to więcej, już to mniej, lecz nigdy dla cywilizacji zachodnio europejskiej w całości nie pozyskana. Tylko katolicyzm obrządku łacińskiego stanowił zresztą rękojmię historyczną w tej kwestii. Doniosłe sprawy ekonomiczne – w co tu bliżej wdawać się nie mogę – sprawiły, że na Rusi litewskiej wytworzył się ów typ “królewiąt”, pojmujących życie zbiorowe wcale nie po zachodniemu, żyjących i innym urządzających życie zgoła odmiennie, niż to bywało w prowincjach “Korony”, a zwłaszcza w Wielkopolsce, nie mogącej nigdy zrozumieć metod życia publicznego w Wielkim Księstwie litewskim. W trzeciej redakcji statutu litewskiego czuje się mieszaninę Zachodu a Wschodu, a litewscy magnaci stają się z czasem istnymi kacykami orientalnymi. Korona nie znała zgoła takiego typu magnata – a zresztą najwięksi latyfundyści koronni byli ubogimi w porównaniu z litewskimi panami. Właściwie w Koronie nie było całkiem “panów”; wszyscy pochodzili z Litwy. Im uboższy kraj, im więcej nędzy w społeczeństwie, tym większe znaczenie bogaczy, choćby nieliczną stanowili warstwę. Polska i Litwa zubożały niesłychanie przez “potop” doznały straszliwych skutkow katastrofalnej deprecjacji pieniądza i… wyludnienia ponownego.
Zapanowała nie bieda, lecz wprost nędza, a zatem… trzęśli odtąd Polską i Litwą bogaci “panowie” z Litwy. Przestaje Korona wywierać wpływ na Litwę; wszystko przesuwa się wręcz odwrotnie: Korona ulega wpływowi Litwy. Demokracja polska zamienia się w litewską oligarchię, oświata polska ustępuje litewsko- ruskiej niższości kulturalnej.Wszystkie sprawy państwa opanowane zostały przez żywioł litewsko-ruski, Koroniarze zepchnięci w życiu państwowym na drugi plan. Sejmy stały się igraszką samowoli panów litewskich, ich chuci władzy, ktora dochodziła aż do tego, że niejeden raz pojawiały się pomysły utworzenia osobnego udzielnego państwa dla tego lub owego magnata, ktoremu zachciewało się korony na jakiej prowincji, gdy nie mogł zostać krolem całości. W Koronie bądź co bądź takich pomysłów nie bywało! Na Litwie powstały “milicje nadworne” panów, po prostu wojska prywatne wielmożów, na ich żołdzie i posłuszeństwie, siła zbrojna mająca jawnie służyć prywacie jednostki. Pod sam koniec XVII wieku związała się na Litwie szlachta przeciwko Sapiehom; trwała lat kilka wojna domowa, prawdziwa wojna, ani nawet zwycięstwem walnym szlachty pod Olkienikami nie zakończona (listopad 1700 r.), ani też nie załatwiona “komisją” roku 1702. To był doprawdy Wschód! Co za orientalizm w “Pamiątkach Soplicy”! Ale skąd się to wzięło?
Zubożeniem wyjaśnia się wiele, bardzo wiele – ale ubostwo może nastać w obrębie każdej cywilizacji. Oczywiście, że nędza cywilizację kazi, psowa, obniża, ale nam tu nie o to chodzi, ale o zmianę cywilizacji. Pijanego szlachcica, najmującego się do zerwania sejmu; analfabetę wyniesionego nad mieszczaństwo, z prawem noszenia szabli na sznurku i otrzymywania kary cielesnej na kobiercu; dewociarza, ktory każe się braciszkowi od Bernardynow biczować za łotrostwa, ktore jutro będzie popełniać na nowo; takich typow nie sposob zaliczać do cywilizacji zachodniej. Czyż miała choćby cień jakiegoś pojęcia o prawie publicznym “Alba” Radziwiłłowska? Czy znajdowała posłuch inna władza, jak tylko oparta na majątku i sile, wypływającej ze stosunkow osobistych, prywatnych, a mogącej użyć przemocy? czy na rozległej Rusi litewskiej uznawano jakąś powagę, procz przemocy? czy gwałt nie stał się tam jedynym regulatorem życia? I to miała by być cywilizacja nasza, chrześcijańsko-klasyczna?
Spojrzmy na tę sprawę głębiej :Ustrój życia zbiorowego zmienił się radykalnie, z demokratycznego na oligarchiczny, a dostęp do urzędow wpływowych zawisł od osobistych stosunkow do członkow oligarchii. Nie ma stronnictw, nie ma programow; są tylko partie tego i owego oligarchy. Tylko bogacz, ktorego stać na utrzymanie dworu i milicji, posiada głos w sprawach państwowych; on bowiem mianuje po prostu posłow sejmowych, wybieranych za jego pieniądze i pod przemocą gwałtow jego zbirow. Wszystko, co się wydaje sprawą publiczną, ma źrodło gdzieś w jakiejś sprawie prywatnej.
Organizacje wszelkie pochodzą z inicjatywy jakiegoś “pana”, noszą nawet jego mundur. Wytwarza się specjalny feudalizm litewski, iż każdy szlachcic, chcąc żyć spokojnie, musi chwytać się jakiejś pańskiej klamki, zaciągnąć się do czyjejś kohorty. Trzeba się oddać w zawisłość prywatną silniejszemu, jeżeli kto nie chce znaleźć się poza urządzeniami społecznego ładu i względnego przynajmniej bezpieczeństwa. Oto stan Wielkiego Księstwa!
Ten brak prawa publicznego odrębnego, a oparcie porządku publicznego na prawie prywatnym, wielce pomnożonym, rozszerzonym – to zasadnicza cecha cywilizacji turańskiej. Cała szlachta zorganizowana jest militarnie; wszelka szabla znajduje się zawsze w pogotowiu do służby temu, kto ją opłaca czy to bezpośrednio, czy dzierżawą folwarku, czy utrzymywaniem dzieci w szkołach itp., lecz do służby państwu w takim tylko razie, gdy prywatny zwierzchnik wyda odpowiednie rozkazy: Już są bez znaczenia organizacje dawne, wszystkie rozwiały się wobec tej jednej. Społeczeństwo może się rozwijać tylko w ramach wskazywanych przez oligarchow. To jest czysto turańskie (europejska oligarchia, np. wenecka, nie wkraczała w sprawy społeczne, ograniczając się do polityki). Taki stan rzeczy nastał już pod koniec panowania Jana III, a rozwijał się z przeraźliwą szybkością i wszechstronnością. Męty i ciemnota, oto żywioł, w ktorym przygotowywał się upadek państwa. Byliśmy zupełnie oddaleni od cywilizacji łacińskiej, a wytwarzaliśmy jakąś nową odmianę turańskiej, przynajmniej w prowincjach wschodnich Rzplitej.
Oto skutki dążeń do wynalezienia syntezy Zachodu i Wschodu! Przez tę syntezę zginęliśmy. Bo Wschód zawsze gorą, gdy Zachód w imię poszukiwania syntezy do niego się zniża. Utraciliśmy związek z krajami cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, łacińskiej. Nie sąsiadowaliśmy bezpośrednio z żadnym takim krajem. Niegdyś czerpaliśmy cywilizację wprost ze źrodeł, z Francji i z Włoch, tak dalece, iż Sienkiewicz mogł wyrazić się, jako inteligentny Polak posiada dwie ojczyzny: polską własną rodzimą, tudzież Włochy, rodzimej uzupełnienie. Niegdyś! Ale jakież były stosunki z Włochami lub Francją w okresie saskim?
A w bezpośrednim sąsiedztwie niemieckim triumfowała właśnie kultura bizantyńsko – niemiecka, wydobywały się na pierwsze miejsce Prusy, a prawo dynastyczne uznawane było powszechnie jako najwyższe prawo państwowe. Okoliczność ta miała zaważyć rozstrzygająco na losach Polski. Kiedy sapere ausus X. Konarski rozpoczął swe zbożne dzieło odrodzenia, zaczął od społeczeństwa, nie od państwa, a więc brał się do rzeczy całkiem po zachodniemu. Podniety i w znacznej mierze wzorow szukał we Francji, a spopularyzowanie języka francuskiego stanowiło środek do wytkniętych przez niego celow. Ponad głowami Niemiec sięgnęliśmy do krynicy Zachodu i to ocaliło przynajmniej narodowość polską, skoro już za poźno było ocalić państwo. Tu bowiem padły na szalę siły, ktorym nie zdołaliśmy jeszcze przeciwstawić dostatecznych własnych: pojęciu państwa dynastycznego i absolutnego jakżeż przeciwstawić skutecznie to państwo, ktore istniało w Polsce w czasie pierwszego rozbioru, a ktore stanowiło przedmiot szyderstw w Europie? Karykaturą też była nasza armia, ktorej przesmutne opisy mamy we wspołczesnych pamiętnikach; siła zbrojna właściwa była w prywatnych milicjach, ofiarowywanych czasem państwu z łaski, za co było się nawet… patriotą. Samo pojęcie patriotyzmu musiało ulec zmianie.
Trzeba 30 lat, żeby mogli zająć odpowiedzialne stanowiska i zacząć wpływać na opinię wychowankowie danej szkoły; trzeba drugich lat 30, żeby otrzymać rezultaty przez dostateczną ilość zwolennikow, należycie zdecydowanych, choćby na walkę orężną. Pierwsza szkoła Konarskiego stanęła w roku 1740 (Collegium Nobilium w Warszawie). Sejm Wielki obradował w lat 48-52 potem; Konstytucję Trzeciego Maja ogłoszono w 51 lat po zawiązku “reformy Konarskiego”; powstanie Kościuszkowskie wypada w 54 lat po roku 1740. Były to reformy niewątpliwie z łacińskiej wynikłe cywilizacji. Odrodziła się w Polsce i z początkiem wieku XIX miała zapanować na nowo niepodzielnie.
Gdybyż to było nastąpiło o jakie 20 lat wcześniej! Ale za czasow Sejmu Czteroletniego turańska opozycja była jeszcze dość silna, a z pomocą zewnętrzną postawiła na swoim i dzieło Trzeciego Maja obaliła. Należy traktować te wypadki na podłożu ogolno-cywilizacyjnym, jako walkę dwoch metod ustroju życia zbiorowego, a zatem walkę dwoch cywilizacji. Szczęsny Potocki jest typem turańskim, Kościuszko łacińskim.
W porozbiorowych dziejach nie brakło mocnych uderzeń obydwóch wrogich polskości cywilizacji: bizantyńsko-niemieckiej i słowiańsko- turańskiej, ale odpieraliśmy je zwycięsko aż do końca XIX wieku. Ileż w tym zasługi Kościoła! Odpadło, co w nim samym nie było związane z cywilizacją zachodnio-europejską, łacińską, odpadła niemal cała unicka cerkiew, ale to, co zostało, stanowiło niewzruszoną twierdzę. Po roku 1863 nastąpił istny nowy najazd mongolski na nasze ziemie.
Czynownictwo i szkolnictwo rosyjskie dotarło do każdej gminy wiejskiej. Odtąd nie było pod zaborem rosyjskim Polaka, ktory by za młodu nie podlegał wpływom kulturalnym moskiewskim. Wszystko zależało od tego, co będzie silniejsze: dom, czy szkoła? Z reguły dom polski okazywał się bez porownania silniejszym i nawet nie odczuwało się wpływow rosyjskiej szkoły; strzepywało się to, jak pył z ubioru chłopca, przyjeżdżającego na wakacje do rodzicielskiego domu.
Ale nie każdy chłopiec pochodził z silnego domu, nie każdy dom posiadał tradycję i świadomość cywilizacyjną, nie w każdym znalazły się odpowiednio silne charaktery. Czasy zaś demokratyzowały się nawet pod rządami rosyjskimi, i coraz więcej ubiegało się o nabycie “praw” przez szkołę młodzieży takiej, ktora wychodziła z domu licho uzbrojona, a nawet zgoła nieuzbrojona do walki z rusyfikacją intelektu. Dostojewski, a potem Tołstoj rozstrajali duszę polską… Właśnie na przełomie wieku XIX i XX począł się pojawiać w Polsce typ nowy: Polaka o gorącym sercu polskim, gotowego do wszelakich ofiar, nawet do męczeństwa za Polskę, ale mającego… mozg zrusyfikowany.
W literaturze polskiej wskazać można na bardzo głośne nazwiska autorów, którzy nie tylko przejęli fakturę literacką od Rosjan, ale szerzyli rosyjskie “nastroje”, a nawet wprost rosyjskie pojęcia o życiu prywatnym i publicznym – nienawidząc Rosję z całej duszy! Nasiąkli rosyjską metodą myślenia i starali się stosować ją… dla dobra sprawy polskiej. Skutek musiał być oczywiście wręcz przeciwny zamiarom. Dlatego to tak znaczna część przedsięwzięć naszych literackich, podjętych z patriotycznym zapałem, nie wyszła bynajmniej na dobro polskości.
Gdybyż rosyjska metoda rozumowania ograniczyła się w polskich mozgach do literatury! Nie jest to wcale najważniejsza część bytu zbiorowego!
Ale chodziło i chodzi o stawki grubsze, o sprawy społeczne i polityczne. Te, traktowane na modłę rosyjską, wywierały skutki przeraźliwe, burzyły ustroj polski, osłabiały strukturę narodu, odbierały nam oporność. Zwłaszcza socjaliści polscy lubowali się w rosyjskich metodach. Oni, najwięksi wrogowie caratu, nieubłagani w walce z Rosją oficjalną, rusyfikowali mozgi polskie bardziej, niż całe czynownictwo.
Nihilizm rosyjski odbił się fatalnie na całej lewicy polskiej. A pojęcia państwowe opozycja ta brała żywcem od caratu; chodziło im tylko o zmianę osob rządzących, o zmianę osob prześladowanych, ale nie o zmianę systemu rządow. Terror, przemoc, stanowiły w ich oczach rownież jedyne środki rządzenia. Przez rewolucję nie rozumieli nic innego, jak tylko odwrocenie kierunku i pola działania terroru despotycznego. żaden a żaden rewolucjonista rosyjski nie pomyślał ni sekundy o praworządności, bo… nie miał w sobie tego pojęcia, nie wiedział, co to jest.
Koniec wieku XIX i początek XX zaznacza się w Polsce innym jeszcze przejawem orientalizmu: od drugiej połowy wieku XV kwitnie w Polsce cywilizacja żydowska, ubezpieczona już od połowy XVI mocnym podłożem ekonomicznym, od czasow “potopu” i jego następstw zagarniająca coraz wyłączniej cały ruch ekonomiczny w Polsce dla siebie. Nauka talmudyczna dostąpiła na ziemiach Rzplitej rozwoju najwyższego, a w wieku XIX stała się Polska klasyczną ziemią cywilizacji żydowskiej.
Zamknięta dotychczas w sobie, o kulturę polską zgoła się nie troszcząca, poczyna cywilizacja żydowska pod koniec wieku XIX występować do wspołzawodnictwa z cywilizacją chrześcijańsko-klasyczną, a nie bez powodzenia, ktore wzmogło się znacznie z początkiem wieku XX. Metody żydowskie zdobywały pozycje w belletrii i sztukach pięknych polskich, a wkrótce żydowska metoda ustroju życia zbiorowego poczęła wspołzawodniczyć w życiu społecznym i politycznym z metodą chrześcijańsko-klasyczną, łacińską, gdzie niegdzie nawet rugując ją zwycięsko. Żydowskie pojęcia prawnicze znajdowały zwolenników pośrod inteligencji polskiej, toteż żydzi stawali się nawet oficjalnymi rzecznikami interesow polskich, w prasie, w sejmie lwowskim i w parlamencie wiedeńskim. Zastał nas tedy wiek nowy pod silnym naporem Wschodu, pod falami dwoch cywilizacji obcych, turańskiej i żydowskiej, działających jednak jeszcze całkiem niezależnie od siebie. Po odzyskaniu niepodległości napor ten ogromnie się zwiększył, ślepy chyba tego nie widzi! Kultura polska, łacińskopolska, poczęła doznawać niebezpiecznych wstrząśnień. Napor tamtych dwoch zamienił się w ataki, tym groźniejsze że obie połączyły się w akcji przeciw cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, reprezentowanej w Polsce niepodległej nadal przez katolicyzm. Od kilku lat jesteśmy świadkami skoncentrowanej roboty moskiewsko- żydowskiej na ziemiach polskich.
Czy tylko na ziemiach polskich? Ależ całą Europę obejmuje ta systematyczna akcja przeciwko Polsce! Uderza ona w podstawy cywilizacji łacińskiej wszędzie, od Wilna po Londyn, ale zgnębienie państwa polskiego jest jej pierwszym celem. Tu bowiem, u nas w Polsce, rozegra się walna rozprawa o cywilizację łacińską; gdy orientalne kierunki zawładną Polską, owładnięcie całą Europą będzie wielce ułatwione. Należy brać pod uwagę jak najpoważniej niebezpieczeństwo zagłady naszej cywilizacji. Jest ono tym większe, iż rownocześnie wzmogła się nadzwyczaj cywilizacja bizantyńska. Sprawił to traktat wersalski układany nie przez najtęższe głowy spośrod zwycięskich narodow Zachodu; ileż dowodow zabawnej ignorancji złożyli tworcy tego traktatu! Pierwszym, kto spostrzegł się na świetnych dla bizantynizmu następstwach wojny nieudolnie zakończonej był metropolita belgradzki, ktory wydał w lot płomienną i triumfalną odezwę o nastającej dobie wielkiego odrodzenia całej cywilizacji bizantyńskiej. A nie wiedział dostojnik ow prawosławnej cerkwi i nie zdawał sobie z tego sprawy, jako na geograficznym zachodzie ma nadzwyczajnego sojusznika do wschodniego dzieła: bizantynizm niemiecki. Dzięki arcydziwnej omyłce zwycięzców, iż zwrócili się przeciwko Niemcom w ogole, zamiast ostrze warunkow pokoju zwrocić wyłącznie przeciwko Prusom, dzięki jakiemuś zaślepieniu dyplomacji Zachodu, ktora postępowaniem swym narzucała wprost Niemcom, iżby sprawę niemiecką identyfikowali z powodzeniem Prus – powiększyła się jeszcze bardziej hegemonia pruska w Niemczech, zyskując na powadze moralnej.
Dzięki błędom traktatu wersalskiego kierunek pruski góruje w Niemczech jeszcze bardziej, a jest to niemiecki bizantynizm. Skoro jesteśmy świadkami, jak judaizm połączył się z moskiewszczyzną, związany przeciw wspolnie znienawidzonemu katolicyzmowi (reprezentowanemu na Wschodzie przez Polskę), nie wolno nie przewidywać rownież możliwości, że podadzą sobie ręce z tego samego powodu i w tym samym celu bizantynizm południowy i połnocny.
Cywilizacja chrześcijańsko-klasyczna jest poważnie zagrożona w całej Europie, a najgroźniej w Polsce. Otucha w tym, że prawdopodobnie Kościoł zidentyfikuje się w Europie z tą cywilizacją, ktora jest jego dziełem. Kościoł stoi wprawdzie w zasadzie ponad cywilizacjami, lecz w danym kraju i w danym czasie hierarchia kościelna musi oczywiście należeć do pewnej cywilizacji, właściwej dobie i miejscu.
Z czterech rozsiadłych w Europie cywilizacji (łacińska, bizantyńska, turańska, żydowska) trzy są katolicyzmowi wrogie tak dalece, iż zniszczenie go zaliczają do swych celow, a czwarta, łacińska była i jest Kościoła podporą. A zatem nasuwają się nieuchronnie pewne wnioski, całkiem logiczne i jasne. Oto garść uwag, ktorymi pragnąłem się podzielić z audytorium jednolicie i gorąco katolickim.
Jakżeż mylne jest mniemanie, jakoby na naszych ziemiach nie bywało nigdy innej cywilizacji, jak tylko zachodnio-europejska, łacińska! Polska położona jest pomiędzy Zachodem a Wschodem nie tylko geograficznie, ale cywilizacyjnie. Wschód wysunął swe macki daleko ku Zachodowi, a orientalizm cywilizacyjny ciśnie nas z dwóch stron; nadto zaś trzeci orientalizmu rodzaj wytwarza się w samej Polsce (cywilizacja żydowska).
Nie uważajmy Polski za kraj niedostępny dla cywilizacji innych, jak łacińska, bo historia temu przeczy! W okresie saskim szerzyliśmy nie łacińską cywilizację ku Wschodowi, lecz turańską ku Zachodowi i byliśmy sami tworem orientalnym. Baczmy, żeby się to nie powtorzyło! A zasadniczą rzeczą do uniknięcia niebezpieczeństwa jest to, żeby sobie z niego zdawać sprawę. Polska albo będzie katolicką, albo jej nie będzie. Katolicyzm jest w Polsce związany ściśle z cywilizacją łacińską, i bez niej nie ma panowania katolicyzmu u nas. Losy Kościoła związane są w Polsce z losami tej cywilizacji.
Geograficznie nie przestaniemy być pomiędzy Wschodem a Zachodem – ale cywilizacyjnie nie musimy wcale być pomiędzy Wschodem a Zachodem, lecz możemy przychylić szalę stanowczo na rzecz Zachodu. Nie dajmy uwodzić się syrenim głosom, nawołującym nas znow do jakiejś syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach Polski, bo przy tym możemy się znow zorientalizować, a to znaczy: pozbawić się wszelkich sił i duchowych i fizycznych, jak o tym uczy doświadczenie czasow saskich.
W dążeniu do syntezy cywilizacyjnej zachodnio-wschodniej kryje się dla Polski nicość kulturalna i nicość polityczna.
Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; któraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.