Lewica, która nienawidzi mężczyzn

Lewica, która nienawidzi mężczyzn

https://myslpolska.info/2025/09/19/lewica-ktora-nienawidzi-mezczyzn/

Wyobraźmy sobie, że na podstawie deklaracji człowieka, który twierdzi, iż został okradziony, prokuratura będzie oskarżać osobę, którą wskazał on jako sprawcę kradzieży. 

Niewątpliwie pod siedzibami oskarżycieli publicznych ustawiłyby się kolejki ludzi, którzy chcieliby być uznani za finansowo poszkodowanych, najlepiej przez jakiegoś milionera. On przecież najprędzej „zwróciłby” pokaźną sumę, jaką „ukradł”, a jeśli nawet nie, to skłonny byłby do polubownego wyjścia z sytuacji, byle nie zmuszano go do „zwrotu” pokaźnej sumy, byle nie tułać się po sądach i nie tracić dobrego imienia. Rzecz jasna, taka sytuacja wywracałaby do góry nogami zasady, na jakich opiera się każdy istniejący system prawa.

Do czego prowadzi uczynienie słów dowodem?

Oznaczałoby ono, że zeznania kogoś mającego oczywisty interes w tym, by zapadło konkretne, niekorzystne dla oskarżanego rozstrzygnięcie, decydowałyby o postawieniu mu zarzutów, a później być może i o skazaniu. W gruncie rzeczy ów „pełniący obowiązki poszkodowanego” stawałby się sędzią we własnej sprawie.  Oznaczałoby, że postępowanie prokuratorskie zamienia się w coś na wzór debaty telewizyjnej, po której publiczność decydowałaby, kto lepiej wypadł – przy czym lepiej wypadałby w takim przypadku niekoniecznie ten, kto mówi prawdę, lecz ten, kto skuteczniej oddziałuje na emocje, czyli wzbudza większą sympatię, zaciekawienie czy współczucie. Instytucje wymiaru sprawiedliwości przestałyby aspirować do roli rzeczników tego, co obiektywne, stając się przedłużeniem świata memowo-twitterowego. Nastąpiłaby „postmodernizacja prawa”, czyli sytuacja, w której to, co ktoś powie, ma większą wartość niż dowody rzeczowe. Oznaczałoby, że to postawiony w stan oskarżenia musiałby dowodzić swojej niewinności. Mało tego – największa słabość „dowodu” ze słów staje się jego największą siłą, ponieważ udowodnienie, że nie było tak, jak ktoś mówi, jest równie trudne jak udowodnienie, że tak było. To, co nieweryfikowalne, jest przecież w pewnym sensie również niepodważalne. Odcisk palca był albo go nie było. Nagranie z kamer monitoringu ukazuje sprawcę bądź też nie. A zeznanie? Uwierzymy czy nie uwierzymy? Nie wiadomo – wiadomo tylko, że podobne zmiany w przepisach ich autorzy wprowadzaliby niewątpliwie z myślą, żeby w zeznania wierzyć.

Postmodernizacja prawa

Porzućmy tryb przypuszczający. Postmodernizm już tu jest, niosąc ze sobą cały swój bagaż abstrakcji konfrontującej się z metafizyką, bezwzględności tego, co względne, obiektywnego subiektywizmu. Postmodernizacji prawa dopuszcza się ideologia.

Jej wyznawcy robią to, zmieniając definicję gwałtu, a konkretnie wprowadzając przepis, który stanowi, że aby można było mówić o seksualnym wykorzystaniu, wystarczy brak wyrażenia zgody na odbycie stosunku przez drugą osobę. Jak miałoby wyglądać to wyrażenie zgody, nie wiadomo – widocznie mamy do czynienia z przesunięciem kontraktualnej wizji społeczeństwa do sfery intymnej, a „umowa społeczna” ma obowiązywać także w sypialni. Większą jasność mamy w kwestii tego, od kogo pochodzić będzie wiedza o zgodzie bądź jej braku – musi pochodzić ona od domniemanego poszkodowanego.  Artykuł 197 Kodeksu karnego brzmi teraz: „Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 15”, czyli – w porównaniu z poprzednimi przepisami – dodano fragment dotyczący zgody, a także zwiększono górną granicę grożącej kary. Parafrazując klasyka, być może jeszcze nigdy tak mało nie znaczyło tak wiele.

Fałszywe oskarżenia

Do czego może doprowadzić takie „domniemanie gwałtu”? Adanna Esemonu – Miss Black Arizona – została aresztowana za oszustwo i kradzież przez wymuszenie (theft by extortion) na znanym baseballiście Trevorze Bauerze. Bauer został zawieszony na całe sezony w amerykańskiej lidze za wymyślone zarzuty molestowania seksualnego.

Procesu doczekał się choćby aktor Kevin Spacey. W jego przypadku mieliśmy do czynienia z podejrzeniem o gwałt homoseksualny. Pewien mężczyzna twierdził, że aktor obmacywał jego krocze w barze w 2016 roku. Pozew został oddalony, jednak charakterystyczna jest przyczyna przedstawiona przez jedną z lewicowych gazet – otóż, jak możemy przeczytać: „pozew oddalono z braku dowodów”. Czyli – winny pewnie jest, ale po prostu źle szukali.

Amerykański celebryta Andy Signore został oskarżony o gwałt przez pewną kobietę. Długo musiał milczeć, gdyż sprawa była utajniona. Gdy w końcu akta mogły ujrzeć światło dzienne, prawda okazała się następująca (cytuję za tygodnikiem „Polityka”): „Z materiałów wynika, że romans miał miejsce, ale za obopólną zgodą, nie było «wabienia do hotelu pod pretekstem imprezy Screen Junkies», tylko jasne umówienie się na wieczór we dwoje. Nie doszło też do gwałtu. Na drugi dzień O’Donnell żałowała w wiadomości do Signore’a, że był zbyt nieśmiały, by wykonać «jakiś ruch». Krytyk nie zmuszał jej też najwyraźniej do rozbieranych sesji – April sama wysyłała mu swoje nagie zdjęcia”.

Podobne przypadki można mnożyć. Rzecz jasna, zwolennik nowych przepisów powie, że fałszywe oskarżenia zdarzają się rzadko. Już nawet nie chodzi o to, by udał się do celi, w której siedzi pomówiony mężczyzna i powiedział mu, żeby się nie martwił, bo jest tylko wyjątkiem. Zwróćmy uwagę na presję wywieraną na sędziach przez grupy lobbujące za taką legislacją – czy aby wyroki skazujące, na podstawie których ogłasza się, że „większość oskarżonych o gwałty była winna”, nie są efektem presji, by bezkrytycznie ufać zeznaniom zgłaszających się kobiet? Do takiego wniosku prowadzi żelazna logika – nie jest to żadna spiskowa teoria.

Nihilizm

Ideologie stojące za takimi i podobnymi (choćby penalizacja „mowy nienawiści”) zmianami w legislacji są dwie. Pierwszą, dziecko „lewicy sypialnianej”, wypełniają skondensowane opary marksizmu i freudyzmu z domieszką nietzscheanizmu. Oraz, dodajmy z kronikarskiego obowiązku, opary absurdu. Czyli – skoro pomysły XX-wiecznej lewicy kończyły się Gułagiem, to nie oznacza, że były one fatalne, lecz jedynie, że „coś nie wyszło”, wykonawcy nie tacy i okoliczności niesprzyjające. Jak wiadomo, żeby człowiek nieumiejący pływać się nie utopił, trzeba go po prostu przenieść do płytszego jeziora.

Odpór tezie o „wypadkach przy pracy” daje znakomicie choćby brytyjski filozof Roger Scruton w swojej książce Pożytki z pesymizmu i niebezpieczeństwa fałszywej nadziei, pisząc, że u podstaw lewicowego światopoglądu tkwią – między innymi – nihilizm oraz „fałszywy stereotyp o sumie zerowej”, czyli pogląd, że z ilością szczęścia i życiowego powodzenia w społeczeństwie jest mniej więcej tak jak z przedmiotami w magazynie, to znaczy są one limitowane i jak ktoś coś dostanie, to dla kogoś innego nie wystarczy. Zarówno „fałszywy stereotyp o sumie zerowej”, jak i nihilizm to logiczne rozwinięcia marksistowskiej koncepcji „walki klas”. Prowadzi to do myślenia o społeczeństwie (jeśli w ogóle to słowo znajduje się w lewicowej terminologii) jako o arenie walki grup czy płci, konfrontacji partykularyzmów wynikających w dodatku z czynników, o których decyduje samo urodzenie (stąd choćby walka lewicy z biologią).

To zresztą paradoks, bo traktowanie człowieka jako kogoś zdeterminowanego przez to, kim się urodził, jest zbieżne z założeniami światopoglądów, które lewicowcy przedstawiają jako najbardziej wrogie z ich punktu widzenia (choćby rasizm). Oczywiście z takiego opisu rzeczywistości lewica wyciąga inne wnioski – wywiedziona z niego zasada odpowiedzialności zbiorowej pozostaje jednak niewzruszona. Ta „kolektywizacja myślenia” podpowiada, że wielu lewicowców przyjmuje swój światopogląd nie ze względu na jakąś nadzwyczajną wrażliwość (jak pewnie chcieliby przekonywać), bo przecież wrażliwym można być na innych ludzi, ale nie na całą grupę – ich motorem działania jest rewolucyjność.

Roger Scruton pisze o wprowadzanych przez lewicę parytetach, które są „prawami grupowymi, przysługującymi danej osobie z racji tego, że jest kobietą, homoseksualistą, przedstawicielem mniejszości etnicznej i tak dalej”. Brytyjski badacz rozwija: „Uwidacznia się to w sporach o «akcję afirmatywną». Dwie osoby, John i Mary, ubiegają się o przyjęcie na studia. John ma lepsze kwalifikacje, ale Mary jest Indianką i z tego powodu się ją przyjmuje. W takich przypadkach liberałowie argumentują, że Mary ma prawo do tej preferencji dzięki grupie, do której należy – dawniej uciskanej grupie, której pozycję w społeczeństwie można poprawić tylko poprzez takie uprzywilejowane traktowanie”.

Oczywiście analogiczną politykę lewica stara się prowadzić także wobec kobiet czy homoseksualistów. Historia to w równoległych opowieściach wyzysk czarnoskórych przez białych, upokarzanie homoseksualistów przez Kościół czy ucisk kobiet przez „kulturę patriarchalną”. Mamy tu do czynienia ze swego rodzaju utopistyczną retrospekcją, w ramach której losy historycznych postaci opisywane są przez pryzmat motywacji, jakie im samym były nieznane, ale pasują do koncepcji części współczesnych ludzi.

Ponadto poglądowi, który ujmuje historię i społeczeństwo jako pola ścierających się ze sobą grup i jest wsparty przez „fałszywy stereotyp o sumie zerowej”, towarzyszy wspomniany nihilizm – żeby „właściwa” grupa wygrała, musi pozbawić praw grupę, z którą walczy, czasem nawet odebrać jej prawo istnienia. Na pogląd, że świata idealnego, jakiejś odmiany ziemskiego raju, nigdy nie było i nie da się go stworzyć, „awangarda rewolucji” reaguje na dwa sposoby – po pierwsze, obarcza winą grupę „wyzyskującą”, żądając coraz intensywniejszego pozbawiania jej rzekomych przywilejów, a po drugie, doskwiera jej resentyment, czyli żal do tych, którym wcale nie przeszkadza istniejący porządek i potrafią być szczęśliwi, żyjąc w jego ramach (wspomnijmy choćby o oburzeniu feministek na kobiety, które wcale nie czują się dyskryminowane przez „kulturę patriarchalną”). Nihilizm staje się zarówno odreagowaniem frustracji, jak i jedynym rozwiązaniem wobec niemożności stworzenia idealnego świata.

Jak pisze Roger Scruton (w tym przypadku o aktywistach lewicowych z 1968 roku), „Swoją utopię zbudowali wyłącznie na negacji i taki jest moim zdaniem charakter utopii we wszystkich jej formach. Idealne buduje się w celu zniszczenia realnego”. Nihilizm ten jest jeszcze silniejszy z uwagi na samą naturę i ego lewicowych ideologów. Nie są konserwatystami między innymi dlatego, że konserwatyzm znacznie ograniczyłby ich rolę, pozostawiając niewiele miejsca na „wymyślanie świata na nowo” i nakazując po prostu się w ten świat wsłuchać. Lewicowym ideologom bardzo często nie chodzi tak naprawdę o „naprawę świata”, ale o samych siebie. Cóż jest warte społeczeństwo, cóż są warci ludzie, którzy własnym życiem zupełnie zaprzeczają koncepcjom powstałym w doniosłych głowach…

Reasumując, jeśli chodzi o relację lewicowego światopoglądu z rzeczywistością, bardziej niż o „wypadkach przy pracy” możemy mówić o pracy polegającej na powodowaniu wypadków. Sama istota tej ideologii sprawia, że jej wpływ zawsze będzie destrukcyjny. Sama zmiana definicji gwałtu jest jeszcze jednym efektem widzenia świata, w którym mężczyzna nie jest dla kobiety partnerem czy przyjacielem, lecz zagrożeniem. Zastanawiać może przy tym, jak lewicowcy łączą uznanie płci za coś „płynnego” czy względnego z uznawaniem mężczyzny za agresora jako prawdy absolutnej.

Jest też, przy okazji, w wersji rodzimej echem obrazów Polaków przedstawianych w tekstach z pogranicza socjologii i paszkwilu, w których wyspecjalizowała się „Gazeta Wyborcza”. „Schematy malarskie” były zwykle dwa – pierwszy to ten o Polaku-katoliku, który cały tydzień pije i bije żonę, a w niedzielę kłania się sąsiadom w kościele, a drugi to ten, w którym polski mężczyzna postrzega jako obowiązek swojej kobiety odbycie z nim stosunku seksualnego, gdy tylko tego będzie chciał. Cechy patologii występującej w każdym narodzie podniesione zostały do rangi cech narodowych Polaków (którzy to Polacy – rzecz jasna – negatywne cechy narodowe mają w przeciwieństwie do wszystkich innych narodów, którym wypominanie przywar to „ksenofobia”).

Zmiana definicji gwałtu jest jeszcze jednym efektem tęsknoty za ideałem istniejącym tylko w książkach i wyobrażeniach, do którego – w myśl tej ideologii – urzeczywistnienia doprowadzić może zmiana przepisów prawa. Tęsknota za ideałem łączy się z brakiem zrozumienia tego, że – choć pewnie brzmi to brutalnie – zdarzają się błędy lekarskie (to w przypadku kobiet, które według lewicowych ideologów żyłyby, gdyby dokonały aborcji) i zdarzają się zwyrodnialcy (to w przypadku sprawców odrażających przestępstw na kobietach), tak jak zdarzają się śmierci od uderzenia piorunem, ale zdarzają się rzadko, a na to, czy będą zdarzać się jeszcze rzadziej, mamy po prostu bardzo znikomy wpływ.

Usiłując ten wpływ zwiększać, prędzej niż do poprawy sytuacji kogokolwiek doprowadzimy do swoistego przeniesienia szkody – w tym przypadku na mężczyzn bezpodstawnie oskarżanych przez mściwe partnerki o dokonanie gwałtu (o tym za chwilę).

Freudyzm

O ile neomarksistowski charakter „lewicy sypialnianej” uwidacznia się w postrzeganiu społeczeństwa jako areny walki między grupami, o tyle o wpływie freudyzmu świadczy przywiązywanie niezmiernie dużej wagi do spraw związanych z seksualnością człowieka. W świetle lewicowej ideologii jednym z podstawowych celów życia człowieka jest uwalnianie popędów, a wszystko, co te popędy tłumi, w tym kultura czy społeczeństwo, zasługuje na destrukcję lub – w najlepszym przypadku – na totalne przeobrażenie.

Niech nie zmyli nas jeden z podstawowych frazesów używanych przez lewicowców „nikt mi nie będzie zaglądał do sypialni” (frazes ten występuje w rozmaitych odmianach, choćby: „nikt mi nie będzie mówił, co mam robić ze swoim ciałem”). Lewica uwielbia do tej sypialni zaglądać, postrzegając człowieka jako swoistego homo sexualis – kogoś, kto zastanawia się najczęściej nad zmianą płci, jeśli, rzecz jasna, nie myśli akurat o dokonaniu aborcji albo wzięciu tabletki „dzień po”. „Lewica sypialniana” wyparła „lewicę kuchenną” – bo przecież kwestie dotyczące zmiany płci trapią ludzi częściej niż brak jedzenia w lodówce.

Niech nie zmyli nas potok sloganów, że według lewicy osoby o innej niż heteroseksualna orientacji seksualnej to „ludzie tacy sami jak wszyscy”. Lewica opisuje choćby tych „wyzwalanych” ludzi wyłącznie przez pryzmat ich seksualności. Gdyby strona przeciwna patrzyła podobnie, tworzyłaby „kluby dla osób heteroseksualnych”.

Nikt normalny nie twierdzi, że gwałciciele nie zasługują na najsurowsze możliwe kary. Nikt nie bagatelizuje traum doświadczanych przez osoby przez nich poszkodowane (celowo nie używam słowa „ofiara”). Jako skandalicznie niskie należy ocenić znaczną część wyroków sądowych wymierzanych sprawcom gwałtów. Rzecz jednak w dostrzeganiu właściwej skali zjawiska. Czym innym jest domaganie się skazywania na wysokie kary zwyrodnialców, a czym innym doszukiwanie się przejawów „kultury gwałtu” w mężczyźnie mówiącym kobiecie, że mu się podoba. W lewicowym myśleniu skala zjawiska jest olbrzymia i przytłacza wszystko. Ze zdrowym rozsądkiem włącznie.

Rozwiązanie problemu znajduje się w zwiększeniu skuteczności organów ścigania, uświadamianiu o pełnym prawie do zgłoszenia swojej krzywdy, udzielaniu pomocy poszkodowanym i podwyższeniu kar realnie wymierzanych sprawcom, nie zaś w zwiększeniu liczby osób potencjalnie podejrzanych. Być może lewicowcy popadają w pułapkę myślową polegającą na przypisywaniu innym, a czasem i całemu społeczeństwu, swoich własnych cech – ich optyka, umiejscawiająca seksualność człowieka w centrum, prowadzi do tego, że jako myślących podobnie skłonni są postrzegać innych.

Europeizm 

Druga ideologia stojąca u podstaw takich zmian w prawie to „europeizm”. To ideologia rozleniwionych naśladowców, z jednej strony mentalnie obezwładnionych przez kompleks Europy (utożsamianej z Unią Europejską), a z drugiej strony – nie bardzo skłonnych do stworzenia czegoś własnego, odpowiadającego polskim uwarunkowaniom kulturowym. Argument „w całej Europie tak jest” traktują oni jako wieńczący każdą dyskusję, niechętni refleksji, czy dobrze by było choćby prowadzić politykę imigracyjną taką, jaką prowadziła ta „cała Europa”. Skoro „w całej Europie” obowiązuje przepis całkowicie lekceważący zasadę domniemania niewinności, u nas też należy go wprowadzić.

Logika czy system wartości muszą uklęknąć przed „całą Europą”. To taka metoda szkolnego lenia, który spisuje od kujona całą treść sprawdzianu. Tyle że tamten dostał inny rodzaj testu. O ile opisywana wyżej lewica uwielbia sięgać po argumenty odwołujące się do emocji i najchętniej cały spór o zmianę definicji gwałtu sprowadziłaby do konfliktu „obrońców praw kobiet” z „obrońcami gwałcicieli”, o tyle „Europejczycy” lubują się w „estetyzowaniu”. Przeciwnicy takich zmian w prawie to reprezentanci „patriarchatu” i „ciemnogród”. Pustka lub nieograniczona pojemność znaczeniowa takiego słownictwa utrudnia dyskusję z osobami po nie sięgającymi.

„Europejczycy” są – a jakże – propagatorami „postępu” i uwielbiają sięgać po kalkę myślową polegającą na utożsamianiu rozwoju technicznego z „postępem” kulturowym, będącym niczym innym, jak ideologią, z którą się utożsamiają. Inteligentniejsi z nich znaleźli sobie sprawny sposób manipulacji, mniej inteligentni zwykli zaś przyjmować „na wiarę”, że skoro w danym kraju homoseksualiści mogą adoptować dzieci, a ten kraj ma też nowe autostrady, to niewątpliwie słuszne jest pozwolenie homoseksualistom na adopcję. „Europejczyk”, jak to ujmował Fiodor Dostojewski, podziela „zapatrywania naszej nowej generacji i jest wrogiem wszelkich przesądów”. Wyższość odczuwana przez niego z powodu wykształcenia i deklarowanej wiedzy niekoniecznie idzie w parze ze zdolnością do oparcia swojej argumentacji na tej wiedzy. Deklarowanie wiedzy służy „estetycznej” potrzebie autoprezentacji człowieka „światłego” i „nowoczesnego”. Rzecz, jak przeważnie, rozbija się o konkret. To znaczy – nie chodzi o bycie wyedukowanym, chodzi o to, by adwersarza przedstawić jako „ciemnogród”. Przykładowo, spróbujmy zapytać lewicowca o to, z jakiej nauki o człowieku wynika twierdzenie o istnieniu „płci kulturowej”. Nie powie – za to z dużą dozą prawdopodobieństwa zarzuci nam brak wiedzy.

Rodzimi „Europejczycy” kierują się też pewnym cynizmem i wyrachowaniem politycznym. Wiadomo, że nie uda im się zliberalizować istniejącej ustawy aborcyjnej, zatem robią, co mogą, by choćby przez część zwolenników „lewicy sypialnianej” ich uśmiech był uznany za szczery. Zastanawiać może jedynie, czy taka zmiana jest aż groźna czy jedynie – jak być może chciałaby część cyników, dążących głownie do poparcia – bezsensowna. To znaczy – czy prokuratorzy i sądy będą brać pod uwagę tylko zeznania osób zgłaszających się i przedstawiających jako poszkodowane, czy też ich deklarację, że nie wyraziły zgody na stosunek, będą weryfikować, sprawdzając inne dowody. W pierwszym przypadku będziemy mieli do czynienia z sytuacją opisywaną wcześniej za pomocą analogii do rzekomego złodzieja, a w drugim przypadku tak naprawdę deklaracja o zgodzie bądź jej braku będzie miała bardzo umiarkowane znaczenie, będąc tylko jednym z kilku branych pod uwagę dowodów.

Populizm i realne konsekwencje

Zmianę definicji gwałtu poparła też jednak znaczna część polityków partii Prawo i Sprawiedliwość. Można odnieść wrażenie, że analizę konkretnych skutków wprowadzonych zmian politykom zastępują wizje – produkty różnych ideologii, utrwalonych schematów myślowych, a nawet popkulturowe kalki. Tak jak w przypadku lewicy jest to wizja kobiet poddawanych opresji przez mężczyzn, w przypadku „Europejczyków” jest to wizja „nowoczesności”, do której powinniśmy zmierzać, tak w przypadku „pełniących obowiązki prawicy” jest to wizja „prawdziwego mężczyzny”, który staje w obronie kobiety.

To, że wiele prawdziwie poszkodowanych kobiet, ze strachu przed oprawcą po prostu dalej nie będzie zgłaszać gwałtów, a otworzy się furtka dla kobiet, które formułują fałszywe oskarżenia, choćby w celu wyłudzenia pieniędzy, to zbyt przyziemne argumenty w porównaniu z wizją. Jest to pewien rodzaj populizmu, który każe wyłączyć rozum, obiecując w zamian poparcie. Taki populizm chce raz na jakiś czas „operować” system prawa wskutek wsłuchania się w emocjonalne komentarze po jakimś przestępstwie budzącym radykalny społeczny sprzeciw, zupełnie nie bacząc na to, że prawo nie jest od tego, by wyrażać czyjeś emocje. Zupełnie nie chce wziąć pod uwagę, że o zmianie w prawie decydować powinien nie nasz stosunek do sprawcy przestępstwa, ale nasze myślenie o systemie prawa. Emocje stoją za wymyśleniem pojęcia „zabójstwa drogowego”, nieuwzględniającego, że aby można było przypisać komuś odpowiedzialność za jakiś czyn, musimy brać pod uwagę intencje, jakie nim kierowały, a nie to, czy czujemy do niego nienawiść i czy „nabilibyśmy go na pal”.

Emocje i populizm kierują się „regułą jednego scenariusza”, tak jakby świat składał się tylko ze schematów zachowań. Oczywiście, przyjmowanie powtarzalności sytuacji lepiej usprawiedliwia określoną reakcję na nie. Problem w tym, że tylko niektóre sytuacje są powtarzalne. Przywoływana przez zwolenników zmian w przepisach historia kobiety, jest dramatyczna i nikt tego nie kwestionuje, że została zgwałcona, ponieważ w wyniku szoku będącego następstwem gwałtu nie była w stanie protestować.

Zastanawia oczywiście, kim byli świadkowie zeznający w tej sprawie (jeśli byli) – trzeba dużo złej woli, głupoty albo pieniędzy, by nie dostrzec, jaki wymiar ma taka sytuacja. Rzecz w tym, że odwoływanie się do jednej, konkretnej sytuacji – jak bardzo dramatyczna i budząca współczucie by ona nie była – przypomina obowiązek przebadania się alkomatem przed wjazdem na autostradę przez każdego kierowcę, dlatego że jeden kierowca spowodował tam wypadek pod wpływem alkoholu.

Nie, życie przynosi znacznie więcej niż jeden scenariusz. Mężczyzna pomówiony o dokonanie gwałtu ma szansę przeżyć w więzieniu traumę, którą będzie pamiętał do końca życia. Godzimy się na taką cenę ideologii?

Jacek Tomczak

fot. wikipedia

Myśl Polska, nr 37-38 (14-21.09.2025)

Problemy nowe starej lewicy

Problemy nowe starej lewicy

Konrad Rękas Wysłane przez: Marucha w dniu 2025-08-27 https://marucha.wordpress.com/2025/08/27/problemy-nowe-starej-lewicy/

Na Zachodzie (ostatnio w Anglii) tzw. prawdziwa lewica próbuje się oderwać od soc-liberalnego głównego nurtu i skorzystać na zjawisku nazywanym „wzbierającą falą populizmu” – a jednak nadal przegrywa na tym polu z nową (?) prawicą.

Winien jest nie tylko sam spóźniony start, ale także fakt, że ową nową lewicę starych wartości zakładają ludzie i grupy ukształtowane przez dekady degeneracji socjaldemokratów w kierunku liberalizmu.

Język normalsów

Stąd tuż obok rzekomo nowych haseł, odwołujących się do lewicowych korzeni i realnych potrzeb klasy robotniczej – po prostu muszą pojawić się zastrzeżenia, że „nie, nie, my też jesteśmy za klimatem, transgenderem i (przeważnie) imigracją, tylko okazujemy również zatroskanie, że już fabryk nie ma (o ile były wegańskie)”.

A w tym czasie Reform UK w opanowanych przez siebie samorządach zdejmuje obce flagi, kończy programy utransowienia młodzieży i wydaje zarządzenia uniemożliwiające zamykanie ciągle tych samych dróg na całe miesiące. Prosto, zrozumiale, jednoznacznie. Dostrzegacie Państwo różnicę w odczuwaniu potrzeb społecznych i reagowaniu na problemy?

Jasne, farage’owcy u góry to tylko „another Blue”, inny odcień torysów, ale na dołach to często normalsi, a nie aktywiści rozkładający akcenty między życiem pingwinów a życiem byłych hutników. Faktycznie bowiem także język nowej / starej lewicy nie nadaje się do komunikacji z elektoratem, a droga do odzyskania wiarygodności, jak pokazują przykłady Sahry Wagenknecht w Niemczech i George’a Galloway’a w Anglii – może być bardzo długa, jeśli w ogóle ma nie prowadzić w to samo, socliberalne przedpiekle.

Oderwać się od mainstreamu

Widać to także w Polsce, gdzie wielu kandydatów do roli prawdziwej lewicy po prostu nie umiało i nie unie oderwać się od głównego nurtu w kwestiach takich jak COVID, wojna na Ukrainie, górnictwo węglowe, ograniczenia dla kierowców czy imigracja. Tymczasem właśnie przykład entuzjastycznego akcesu grupki skądinąd poza tym sympatycznych komunistów do polityki lockdownowej pokazuje jak bardzo donikąd jest to droga.

Czy bowiem zamaskowani komuniści skorzystali jakoś na swym internetowym szurowaniu za lockdownami, przekonali kogokolwiek, że pandemia to wina kapitalistów, liczy się wspólnotowość, a rzekomo najlepiej poradziły sobie postkomunistyczne Chiny?

Nie, nikt nie zauważył, profity zebrał główny nurt, a niesmak z zachowania niektórych kolegów pozostał na dłużej. I podobnie rzecz się ma niemal ze wszystkim, co należy do pakietu nowej, soc-liberalnej lewicy i czego próżno szukać w pismach klasyków socjalizmu.

Prowadzić tłum, nie iść za nim

Tak, socjalizm w Polsce pojawił się wskutek zainteresowania szlacheckich dzieci nowymi prądami płynącymi z zewnątrz. I tak, to polski nacjonalizm wyewoluował z dążenia do samoświadomości jednostek wychodzących często z kręgów plebejskich. Oba te nurty przynajmniej czasowo zakorzeniły się w Polsce właśnie nie oglądając na ograniczenia swych źródeł, ale odnajdując wspólny język, cele i wartości z masami.

Prawdą jest również, że podobnie jak ruchy populistyczne w innych częściach świata, wielkie idee XX wieku święciły triumfy nie kiedy ulegały masowym skłonnościom, lecz gdy umiały je zorganizować i ukierunkować.

Brak jasno określonego kierunku zmian jest właśnie słabością współczesnych prawicowych populizmów, które wystarczająco wiarygodnie punktują czego nie chcą, słabo jednak artykułując do czego dążą. Odpowiedzialność nakazuje im bowiem często powstrzymać od „żeby było jak dawniej”, podczas gdy samo „żeby było normalnie” z czasem może już nie wystarczać.

Lewica, paradoksalnie, mogłaby mieć pod tym względem więcej atutów, choćby proponując powrót do usług publicznych rozumianych właśnie jako usługi i cywilizacyjny koszt społeczny, a nie jako źródło zysków, podczas gdy odwołująca się do pryncypiów liberalizmu prawica zawsze będzie miała problem z takim stawianiem sprawy.

Podobnie też rzecz mogłaby się mieć choćby z reindustrializacją, w realiach europejskich właściwie niemożliwą bez aktywnej roli państw, a więc i pełnym zatrudnieniem i szeregiem innych kwestii wobec których liberałowie zawsze byli i są bezradni nie umiejąc przyznać, że świat w którym żyjemy to dzieło firmowane przez Ronalda Reagana, Margaret Thatcher, a więc i Miltona Friedmana, a nie Antonia Gramsciego i spółkę. A jednak…

Wiarygodność populistów

A jednak jest coś, co uniemożliwia lewicy mówienie i działanie w taki właśnie, zdroworozsądkowy, zrozumiały dla ludzi sposób. To dlatego tylu dziedzicznych wyborców Labour głosuje dziś w UK na Reform UK, a nie na znacznie bardziej przecież wiarygodne Workers Party of Britain czy Social Democratic Party, a na prawicy nie mają żadnego znaczenia takie odpryski dawnego Frontu Narodowego jak Populist Party czy inni odwołujący się po dawnemu do dystrybucjonizmu, Gilberta Chestertona i Hillaire’go Belloca.

Wiarygodność wyborcza jest dziś po stronie populistycznej prawicy postliberalnej i ani lewicowy refleks szachistów, ani prawicowe przywiązanie do pryncypiów tego stanu rzeczy nie zmienią.

W Anglii nową starą lewicę tworzy dziś Jeremy Corbyn, skądinąd prywatnie sympatyczny, ale już otoczony przez aktywiszcza jeszcze bardziej dogmatyczne niż te, które podtopiły w Niemczech Sahrę Wagenknecht. Partia Corbyna jeszcze nie powstała, a już zachwyca masowością. Tylko że:

– zgodnie z tradycją labourzystowską ważniejsze jest poparcie central związkowych niż członkostwo indywidualne,

– za sprawy organizacyjne nowego ruchu biorą się już frakcje trockistowskie, genetycznie nastawione na ciągłą weryfikację i eliminację, zwłaszcza w ramach entryzmu.

Charakterystyczne, że tym razem to Nigel Farage zdaje się unikać swojego ulubionego sportu, czyli wyrzucania wszystkich członków z własnej partii, samemu będąc zabezpieczonym jako faktycznie nieusuwalny współwłaściciel Reform UK. Dzięki temu właśnie błękitni rosną w terenie jako głos normalsów, nawet jeśli z torysowskimi miliarderami w Westminsterze.

Czy corbynowcom uda się ta sama sztuka? Skłonności wyniesione tak z Labour, jak z partyjek socjalistycznych będą to utrudniać.

Podobnie więc wygląda to i w Polsce. Odcinając grubą kreską dyskusję o odpowiedzialności za przeszło 35 lat III RP, po prostu nie da się zbudować w Polsce innego nurtu masowego niż narodowo-populistyczny, kojarzony z prawicą, jak długo koledzy z lewicy będą powtarzać „ale może niech włożą maseczki i się zaszczepią…, ale niech się przesiądą na rowery…, ale niech chłopy włożą sukienki…, ale dzięki wiatrakom będzie chłodniej…” itd.

Prawdą jest, że prawica nie tylko w Polsce skażona jest infantylnym liberalizmem gospodarczym, ale w przypadku lewicy jest podobnie, tylko również w zakresie kultury i zwłaszcza języka.

Drugie ćwierćwiecze XXI wieku

Prawdą jest również, że powoli dorasta elektorat, który nie zna innej rzeczywistości niż transgender, katastrofa klimatyczna i kapitalizm platformowy. Ta młodzież jednak to, póki co, wyborcy innego oblicza systemu, czyli na Zachodzie głównie Zielonych i różnych ruchów aktywiszczowskich, a w Polsce docelowo Razem i pochodnych.

Problem znalezienia języka z tą grupą, nadeksperysjną bądź skrajnie pasywną, przebodźcowaną, podprogowo przyjmującą inprintowany przekaz i wierzącą, że wszystkie jej problemy to ADHD, rozwiązywalne kolejną pigułką – będzie zadaniem drugiej ćwierci XXI wieku.

Na razie jednak środowiska nie-systemowe nie odrobiły nawet lekcji z przemian społecznych i świadomościowych po roku 2000.

Konrad Rękas
https://aniemowilem.pl

Pepe Mujica: The Left Failed to Implement Self-Managing Socialism

Pepe Mujica: The Left Failed to Implement Self-Managing Socialism

by John Horvat II May 22, 2025

Prophecies of Our Lady of Good Success About Our Times

Pepe Mujica: The Left Failed to Implement Self-Managing Socialism
Pepe Mujica: The Left Failed to Implement Self-Managing Socialism

Nothing heartens a counter-revolutionary more than the confessions of leftists who lament the errors of their Revolution. A leftist’s frank admission of failure serves to encourage those who oppose the left’s agenda. It shows that success is possible.

The late Uruguayan president and Marxist guerrilla José “Pepe” Mujica is one such case. His recriminations about the left’s failure to implement self-managing are particularly insightful. He shows how socialism stalled in the eighties and failed to take the next step forward. Before his death on May 13, the former Tupamaro terrorist, who was convicted of killing a police officer, had to admit that the left stagnated.

Why America Must Reject Isolationism and Its Dangers

His statements vindicate the efforts of the Societies for the Defense of Tradition, Family, Property (TFP), which opposed self-managing socialism when it was introduced in France in 1981. Back then, few realized the importance of this movement to the leftist cause.

The Importance of Culture

However, it was very important since this brand of socialism radically attacked Western culture in its minute details.

In an upcoming book1 written with American leftist author Noam Chomsky, Pepe Mujica complains that his generation made a “naïve error.” It mistook the control of institutions and the nationalization of modes of production and distribution as substitutes for culture. Leftists failed to see that culture dealt with those “unspoken values” that determine the way “millions of anonymous people” relate to each other in their daily lives.

He claimed these values are stronger than any army or even an atomic bomb. Indeed, he believes these “unspoken values” keep today’s capitalist and consumer society in power. All the efforts of the left have not defeated capitalism’s “culture of selfishness.”

Failure to Form a Culture

The admission of failure is curious, given the ex-Uruguayan president’s impact on the nation’s culture. During his tenure as president, from 2010–2015, he legalized marijuana, approved abortion and same-sex marriage and imposed other radical changes upon the country.

However, he made the “naïve error” of not conquering the hearts and minds of the nation’s citizens. He claims that his generation failed to understand the need to construct a contrary “culture of solidarity” to control these “unspoken values.” The left presented cold, pragmatic programs and legislation instead of considering that the heart often motivates these most powerful human values.

Eternal and Natural Law: The Foundation of Morals and Law

Yet worse, the left immersed itself in today’s consumerist culture and failed to be coherent with its socialist cause. Leftists became sick and adopted capitalist ways, unfaithful to their socialist diktats. He claims the left ended up doing “the same as capitalism but with more equality.”

Stuck in the Past

Thus, today’s left lacks creativity and has “run out of ideas.” It failed to implement the kind of socialism that would enter into the minutiae of daily life and culture. This proposal of integrating socialist thought into the smallest details of society was the essence of French self-managing socialism proposed by then-President Francois Mitterrand in 1981.

The Uruguayan ex-president claims this brand of socialism is lacking in the uncreative left.

“It means to live as you think. Otherwise, we end up thinking as we live. The struggle is for a self-managing society, to learn to be our own bosses and to lead our common projects.”

He claims that a “new left” will need to discuss these ideas. After all these years, it must start anew to adapt to changing times. He finds the old left “lives too much on nostalgia,” “finds it hard to realize why it failed,” and “has great difficulty in imagining new ways forward.”

Indeed, the decadent left has failed worldwide because it could not advance its program beyond tired Marxist versions that are unlinked to reality. It needed to follow the process by implementing self-management and beyond.

The TFP Campaign Against Self-Management

In 1981, the TFPs in thirteen countries published a message against self-managing socialism as a six-page advertisement in dozens of major newspapers worldwide. The message was written by Prof. Plinio Corrêa de Oliveira and was titled “What Does Self-Managing Socialism Mean for Communism? A Barrier? Or a Bridgehead?”

Read About the Prophecies of Our Lady of Good Success About Our Times

The TFP message denounced this “cultural” aspect of self-managing socialism that would eventually control people’s lives, extending even to the decoration of homes. It would invade the family, schools and industry. The proposal was truly a cultural revolution of colossal proportions that Pepe describes.

What Worked Was Not Socialist

The massive TFP effort contributed greatly to self-managing socialism’s spectacular failure. After a short time in office, President Mitterrand abandoned the path to self-management.

According to John Vinocur, writing for The New York Times, the fall of self-managing socialism represented what he called the “failure of a method, the abandonment of an economic theory and a crisis of the myth and ideology that dominated French intellectual life for nearly 100 years.”2

President Mitterrand backtracked to such an extent that French socialist economist Laurent Joffrin admitted: “What was socialist did not work and what worked was not socialist.”3

A Failed Left

Pepe Mujica died without seeing his Revolution win. The cause that he fought so hard for in his youth as a terrorist languishes. Indeed, he was forced to admit that changing “a system without facing the problem of a change in culture is useless.” He died, leaving behind a failed left with no plan for the future.

https://www.facebook.com/v17.0/plugins/page.php?adapt_container_width=true&app_id=&channel=https%3A%2F%2Fstaticxx.facebook.com%2Fx%2Fconnect%2Fxd_arbiter%2F%3Fversion%3D46%23cb%3Dfe3c62451bca4c12d%26domain%3Dwww.tfp.org%26is_canvas%3Dfalse%26origin%3Dhttps%253A%252F%252Fwww.tfp.org%252Ffe89c1d689baeffa7%26relation%3Dparent.parent&container_width=744&height=130&hide_cover=true&hide_cta=false&href=https%3A%2F%2Ffacebook.com%2FTradition.Family.Property.TFP%2F&locale=en_US&sdk=joey&show_facepile=false&small_header=true&width=400

Footnotes

  1. Noam Chomsky and José Mujica, Surviving the 21st Century, ed. Saúl Alvídrez, forthcoming from Verso in September 2025.
  2. John Vinocur, “France’s Leftist Leaders Veer From Chartered Path,” The New York Times, Dec. 24, 1983, p.1.
  3. Ibid.

Pytanie do Brauna, Mentzena i Nawrockiego: „Czy lewica powinna wtrącać się do polityki”?

Pytanie do Brauna, Mentzena i Nawrockiego: „czy lewica powinna wtrącać się do polityki”?

Autor: CzarnaLimuzyna , 11 kwietnia 2025

Rozdział państwa od lewicy !!

Jednym z najbardziej dobitnych przykładów rozdzielenia lewicy od państwa jest Art. 256. KK zabraniający „Propagowania nazizmu, komunizmu, faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego” przewidując za ten czyn karę pozbawienia wolności do lat 3.

Niestety, od wielu lat zapis jest martwy. Artykuł, który można interpretować jako rozdział antypolskiej lewicy od państwa nie jest stosowany w praktyce. Umożliwiło to jawną recydywę totalitaryzmu, na domiar złego, implementowanego do polskiego prawa.

Sprawiedliwym, lecz niestety ograniczonym i silą rzeczy spóźnionym zastosowaniem zasady rozdzielenia lewicy od państwa były decyzje Trybunału Międzynarodowego w Norymberdze.

Przykłady propagowania i stosowania ideologii neokomunizmu i metod faszystowskich

– manifest komunistyczny z Ventotene włączony oficjalnie do podstawy programowej UE od 2017 roku.

ideologia niszczącego ładu nazywanego zielonym ufundowanym na oszustwie rzekomej szkodliwości emisji CO2, oszustwie zbieżnym ze starym komunistycznym postulatem ograbienia ludzi z własności i likwidacji podstawowych wolności – aktualnie pod szyldem ich dobrostanu ekologicznego.

faszystowskie praktyki Unii słusznie nazywanej eurokołchozem realizujące żelazną zasadę faszyzmu: wszystko w państwie – Unii, nic przeciw państwu – Unii, nic poza państwem – Unią.

ideologia neomarksizmu z całym zestawem postulatów k+ lgbtq+p, molestowania seksualnego dzieci,  zastąpienia edukacji indoktrynacją. Zapisanie tolerancji represywnej Marcusego w prawie.

– ideologia zrównoważonego rozboju (nazywana ideą zrównoważonego rozwoju) zbieżna z doktryną Wielkiego Resetu i manifestem Spinellego.

– część wspólna wszystkich dotychczasowych totalitaryzmów:  życie społeczne, gospodarcze i polityczne podporządkowane narzucanym odgórnie totalitarnym doktrynom likwidującym każdy przejaw indywidualnej i narodowej wolności prócz swobody czynienia rzeczy złych i głupich.

Który z wymienionych kandydatów jest za realnym rozdziałem państwa od totalitarnej teorii i totalitarnej praktyki lewicy?

Który z kandydatów jest w stanie, w praktyce, dążyć do zmiany domu wariatów i degeneratów na państwo – bezpieczny dom normalnych Polaków?

Jedyną receptą na uzdrowienie ustawodawstwa szeroko pojętego we wszystkich państwach świata i w naszym państwie polskim, jedyną receptą jest na uzdrowienie całej szeroko pojętej kultury prawnej i prawniczej jest właśnie powrót do poznania, do przyjęcia, do uszanowania i do aplikowania.Czyli dostosowania tego wspomnianego przez nas do początku rozmowy prawa naturalnego./link/ks.prof. Tadeusz Guz

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne

„Tak mi dopomóż Bóg”. W roku 2015 NIE przysięgało tak 27 posłów. 4 lata później – 97. Teraz 128. „Bób, humus, włoszczyzna”.

Tak mi dopomóż Bóg”. W roku 2015 nie użyło ich 27 posłów. 4 lata później – 97. Teraz 128. „Bób, humus, włoszczyzna”…

„Tak mi dopomóż Bóg”. Czy Polacy rozumieją znaczenie tych słów?

==========================

Krótka historia lewicy: „Trzeci stan, trzeci świat, trzecia droga, trzecia płeć”…

——————————————–

pch24/tak-mi-dopomoz-bog-czy-polacy-

Tak mi dopomóż Bóg”. W roku 2015 nie użyło tej przysięgi 27 posłów. 4 lata później – 97. Teraz 128.

– Jeśli sami Polacy w zdecydowanej większości nie będą zainteresowani podtrzymywaniem polskości, to będzie koniec. Polskość bowiem nie jest czymś teoretycznym. Polskość jest zdefiniowana przez ponad tysiącletnią historię – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jan Żaryn, historyk, senator IX kadencji, p.o. dyrektora Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego.

Czy Pan Profesor wyobraża sobie, że już niedługo zostaną podjęte systemowe kroki mające na celu laicyzację Polski? Pytam, ponieważ Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok uznający możliwość wprowadzenia zakazu noszenia symboli religijnych w miejscu pracy, jakim są urzędy administracji publicznej. Politycy koalicji KO – Lewica – Trzecia Droga wielokrotnie podkreślali, że trzeba respektować wyroki TSUE, i że są one ważniejsze niż wyroki polskich sądów. Czy katolicy powinni się obawiać?

Jest to jak najbardziej prawdopodobne. Widać wyraźnie, że w koalicji KO – Lewica – TD może dominować i zapewne będzie dominował nurt postpeerelowsko-bolszewicki czy postpeerelowsko -rewolucyjny. Odwołuje się on do nowoczesnego neomarksizmu, który zakłada, że przestrzeń publiczna powinna być pozbawiona jakichkolwiek akcentów odwołujących się do chrześcijaństwa, ponieważ te akcenty nawet na takim poziomie jak kartki pocztowe z wizerunkiem szopki i wątki związane z Bożym Narodzeniem mogą stanowić dyskomfort dla osób obchodzących dzień 25 grudnia, jako dzień 25 grudnia, czyli bez odniesienia do konkretnego wydarzenia religijnego. W ocenie neomarksistów nawet składanie życzeń bożonarodzeniowych mogłaby zniewalać poczucie godności innego człowieka, więc lepiej tego zakazać.

Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę, że to, co powiedziałem wyżej, to nie jest żart tylko pewna konstrukcja pseudo-intelektualna. W różnych kręgach staje się ona obowiązującą i – co więcej –wpisuje się w laickie, zakorzenione w rewolucji francuskiej, a potem w bolszewizmie, izolowanie przestrzeni publicznej od kontekstu religijnego. Być może taka rzeczywistość nas czeka i to, na dodatek, w formie decyzji demokratycznie przegłosowanej.

Polacy przez wieki na szczęście mówili „NIE” ideologicznym i nienaturalnym pomysłom, które udało się przeprowadzić czy to w Rosji, czy to w Europie Zachodniej, jak na przykład jeden z największych sukcesów masonerii – wprowadzenie dekretów o rozdziale państwa i Kościoła we Francji w 1905 roku. Wyjątkiem był tutaj okres totalitaryzmu, zwłaszcza okres tzw. Polski Ludowej, kiedy obowiązywała m.in. narzucona nam siłą ustawa o wolności sumienia i wyznania z 1949 roku. Były to, wbrew swej nazwie, przepisy zezwalające na dyskryminowanie symbolu krzyża w szkołach, urzędach, szpitalach etc. Na mocy tej ustawy również wprowadzano zakaz lub ograniczenia obecności kapłanów w miejscach publicznych, takich jak szkoła czy szpital.

Tylko, czy nadal Polacy będą mieli siłę mówić to „NIE”, biorąc pod uwagę, że aż 128 posłów Sejmu X kadencji składając ślubowanie nie użyło słów „Tak mi dopomóż Bóg”.

Kluczowy jest tutaj rok 1997, kiedy to parlamentarzyści  AWS powiesili w sali sejmowej krzyż argumentując, że nie można wypowiadać słów „tak mi dopomóż Bóg” gdy nie ma krzyża w widocznym miejscu. Przez lata słowa te była swego rodzaju oczywistością. W roku 2015 nie użyło ich 27 posłów. 4 lata później – 97. Teraz, powtórzę, 128. Co się stało z nami przez ostatnie 26 lat?

Przede wszystkim wyrosło nowe pokolenie Polaków, które być może nosi w sobie swego rodzaju brak pamięci o polskim dziedzictwie kulturowym, które to dziedzictwo jest w sposób nierozerwalny związane z wiarą w Pana Boga, jako Stworzyciela świata, oraz porządku prawnego w tej wersji prawa naturalnego wyrastającej z Dekalogu, czyli z zapisów od strony moralnej – definicji dobra i zła – determinujących zapisy prawa stanowionego.

Ponieważ zaniknęła ta triada: prawo boskie – prawo naturalne – prawo stanowione jako coś, co jest ze sobą kompletne, to naturalnym tego następstwem był fakt, że prawo stanowione zostało oderwane od jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego. Wprowadzone zaś zostało w kręgosłup nazwany niegdyś „utylitaryzmem”, a obecnie, propagandowo – „wartościami europejskimi”.

One, oczywiście z punktu widzenia etyki nic nie znaczą. „Wartości europejskie” nie mają bowiem żadnych norm stałych, żadnego stałego punktu odniesienia. Wszystko jest w nich zmienne, jest tylko jakaś większość, która ma definiować za każdym razem nowe rozumienie tego pojęcia. Na dziś ta większość próbuje narzucić pewien schemat interpretacyjny dotyczący głównie zwiększenia uprawnień dla tych środowisk – czy tych osób, czy tych układów, relacji międzyludzkich – które nie stanowią normy z punktu widzenia prawa boskiego, naturalnego i za tym stanowionego. Chodzi oczywiście o definicję człowieka (mężczyzny i kobiety), rodziny, małżeństwa, ale także miłości. Można bowiem zrelatywizować np. pedofilię, uznając że dziecko 12-letnie jest zdolne do wyboru swego partnera seksualnego w imię „praw wolnego dziecka i obywatela”.

To jest ta smutna rzeczywistość, w jakiej obecnie żyjemy i ona, niestety, może doprowadzić do dalej idącego zachwiania niż mieści się to w naszej wyobraźni. Żeby była jasność: to nie jest proces jednopokoleniowy czy nawet dwupokoleniowy.

Warto na przykład zauważyć, że w latach 60. minionego wieku dr Christiaan Barnard dokonał rewelacyjnego i rewolucyjnego zabiegu ratowania życia człowieka w postaci przeszczepu serca. Żeby to stało się prawem stanowionym, transplantologia i opcja, że tak powiem, „rozumienia życia ludzkiego” stworzyły definicję „śmierci mózgowej”. Chodziło o to, by – mówiąc brutalnie – dr Barnard nie stał się osobą podejrzaną o zabicie człowieka, od którego pobrał serce do przeszczepu.

Ojciec dr Jacek Norkowski, dominikanin, autor prac na temat transplantologii – zarówno naukowych, jak i popularnych – wielokrotnie udowadniał, że zostały w tym przypadku naruszone pewne granice norm boskich i praw naturalnych, granice naturalne życia i śmierci. Co za tym idzie, świat niepostrzeżenie zmierza po raz kolejny w kierunku utylitarnego zdefiniowania prawnego, m. in. takich pojęć jak życie i śmierć. Podmiotowość życia poczętego została zdewastowana. Już w prawie stanowionym w wielu, wielu państwach nie istnieje gwarancja zachowania istnienia dziecka nienarodzonego. Podobnie jest ze śmiercią.

Śmierć mózgowa to stan, z którego ludzie niejednokrotnie wychodzili, co potwierdza wiele świadectw. Nie jest to więc faktyczna śmierć biologiczna. Śmierć mózgowa to nazwa mająca zabezpieczyć możliwość ratowania życia drugiej osoby. Czyli istnieje życie mniej warte niż inne! To jeden z wielu dowodów na to, iż mentalnie w medycynie, etyce, nie porzucono „dorobku” III Rzeszy. Tak samo wygląda kwestia tak zwanej eutanazji, która w niejednym państwie zyskała status prawny jako czyn jak najbardziej dopuszczalny.

Tylko w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z dramatycznymi przykładami dylematu między uporczywym podtrzymywaniem życia, a „woluntarystycznym” zabijaniem poprzez odłączenie chorego od aparatury podtrzymującej życie. Jeśli udajemy poprzez wzmożoną autocenzurę, że problemu nie ma, to znaczy że sumienie zbiorowe ludzkości stanie się nieczułe także na kolejne akty gwałtu. Niestety coraz więcej osób, coraz więcej przedstawicieli stanu lekarskiego mówi wprost, że odłączenie od aparatury to najlepsze, najbardziej humanitarne, ale także ekonomiczno -oszczędnościowe wyjście.

Jeszcze kilka lat temu cały świat żył sprawą Alfiego Evansa. W tym roku na oczach świata odłączono aparaturę 8-miesięcznej Indi Gregory. O ile w przypadku Alfiego pojawiły się głosy buntu ze strony lekarzy, fachowców, filozofów, polityków, o tyle w przypadku Indi takich głosów prawie w ogóle nie było. Ewolucyjnie i „postępowo”, w imię „uciekającego horyzontu”, zmierzamy do zagłady.

W Polsce również pojawiły się głosy – tak jak zauważył Pan profesor – że odłączenie od aparatury jest humanitarne… Zauważyłem jednak, że wielu spośród tych, którzy tak twierdzą, zamieniło hasło „Bóg, honor, Ojczyzna” na pseudo-hasło „bób, humus, włoszczyzna”…

To pseudo-hasło jest jedną z form obśmiewania, podważania systemu wartości, w którym znacząca część naszych rodaków – taką przynajmniej mam nadzieję – nadal chciałaby żyć i definiować polskość przez triadę „Bóg, Honor, Ojczyzna”.

Jedną z form podważania polskości jest tolerowanie podważania szacunku do osoby ludzkiej, ośmieszanie jej samej oraz jej poglądów, naigrywanie się, dezawuowanie powagi naszej tradycji, naszego dziedzictwa i uznawanie tego podważania szacunku za formę artystycznego wyrazu – a nie za prostackie chamstwo, którym w istocie jest – czy jakiejś dziwnie pojmowanej wolności, w której mieści się prawo do niszczenia, obrażania, poniżania tego wszystkiego, co mieści się w pojęciach: Ojczyzna, patriotyzm, chrześcijaństwo.

To jest efekt sytuacyjnego definiowania prawa stanowionego, które nie jest umocowane w normach, tylko jest umocowane w rewolucyjnych potrzebach zmiennych. To jest czysty bolszewizm. Jak mówił Jana Paweł II demokracja bez wartości trwałych zamienia się w totalitaryzm. To jest odwoływanie się nie w sensie werbalnym, tylko w sensie realnym do doświadczeń Rosji bolszewickiej.

Bolszewicy są wśród nas i jest ich w Europie i w Polsce bardzo wielu, choć oni sami udają, że nimi nie są.

Jeden z posłów X kadencji z ramienia Lewicy Łukasz Litewka, składając ślubowanie, wypowiedział formułę „Tak mi dopomóż, Bóg”. Z miejsca pojawiły się głosy, że trzeba wobec tego człowieka wyciągnąć konsekwencje. Obawiam się, że to zapowiedź totalnej laicyzacji określonej przez posła Nitrasa mianem „opiłowywania katolików”. Czy wyobraża Pan sobie zakaz procesji na Boże Ciało, a potem zakaz chodzenia w niedzielę do kościoła, bo wiara „to prywatna sprawa”?

Nie, Panie redaktorze. Nie wyobrażam sobie. Wielu Polaków wciąż bardzo mocno opiera swoją tożsamość na rodzinie i nie wyobrażam sobie, żeby dali sobie oni wydrzeć z ręki prawo wychowywania dzieci, wnucząt zgodnie z tym, co głosi Ewangelia. Tym zaś między innymi jest właśnie to, co Pan powiedział, czyli wprowadzenie zakazu procesji Bożego Ciała czy zakazu chodzenia w niedzielę do kościoła.

Moim zdaniem, nikt nie odważy się wprowadzać tego typu antychrześcijańskich rozwiązań w Polsce, ponieważ miałby do czynienia z twardymi i ostrymi protestami ze strony ojców, matek, dziadków, babć. Jestem przekonany, że zdrowe, wciąż wielomilionowe, rodzinne protesty spowodowałyby szybkie wycofanie się neomarksistów z takich planów.

Jeśli zaś chodzi o wywołanego przez Pana redaktora posła Litewkę, który mimo, że jest posłem Lewicy, śmiał odwołać się do Pana Boga: pierwsze, czego można mu życzyć, to aby jak najszybciej przeszedł do innego klubu, bo ewidentnie znalazł się w nieodpowiednim miejscu. Klub Lewicy, jeśli traktuje swoje poglądy poważnie – jak np. poseł Zandberg, czy poseł Nowacka – będzie jak zawsze w swej historii, pełen nietolerancji i walczący o przestrzeń publiczną bez odniesień do Pana Boga, o szkołę bez religii, o urzędy bez znaku krzyża, szpitale bez kapelanów. Pytanie tylko, czy metodami demokratycznymi, czy w imię zasady „cel uświęca środki”, znowu poprzez rewolucję – siłowo, na rympał, z udziałem obcych sił. Zobaczymy. W pewnym sensie poseł Zandberg, poseł Nowacka i inni ideowi socjaliści są przynajmniej uczciwi: chcą przywrócić w Polsce system realnego socjalizmu. Najgorzej jest z takimi, którzy przebierają się za liberałów, chadeków, a czasem chcieliby, aby nazywać ich konserwatystami, a w rzeczywistości są bolszewikami. Liczą także na przychylność obcych sił, którym już dziś wyrażają swoją wdzięczność. Wtedy nie ma o czym z nimi rozmawiać.

Przez wieki mieliśmy do czynienia ze swego rodzaju fenomenem, jakim jest program polityczny, społeczny, narodowy kryjący się za hasłami „Bóg, Honor, Ojczyzna” i „Tak mi dopomóż, Bóg”. Czy Polacy będą w stanie zachować ten fenomen? Jeśli tak, to co musimy zrobić, żeby nam tego nie odebrano, nie zakazano?

Przede wszystkim sami Polacy muszą chcieć być Polakami, i to jest w mojej ocenie kwestia kanoniczna. Jeśli sami Polacy w zdecydowanej większości nie będą zainteresowani podtrzymywaniem polskości, to będzie koniec. Polskość bowiem nie jest czymś teoretycznym. Polskość jest zdefiniowana przez ponad tysiącletnią historię.

Pojęcie patriotyzmu nie jest pojęciem abstrakcyjnym, tylko realnym. W naszych warunkach próbujemy jako naukowcy definiować polski patriotyzm i wiemy, że jest on republikański, insurekcyjny i narodowo-demokratyczny. To są trzy formy postaw patriotycznych wyrastające z naszej historii. W każdym z tym zdefiniowanych patriotyzmów poprzez historyczne postawy Polaków nieodłącznym elementem jest uznanie porządku, który został człowiekowi przypisany przez obecność Boga nadającego normy i zestawy wartości. Jak pisał Roman Dmowski, katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, jest tej polskości najgłębszym sensem.

Nawet ci, którzy byli związani z bardzo daleko idącą tradycją lewicy niepodległościowej właśnie przez to, że niepodległościowej, zdecydowanie nie widzieli powodu, żeby niszczyć tę religijno-chrześcijańską obudowę polskiego patriotyzmu. Po Bitwie Warszawskiej, socjalista i Naczelnik Państwa Józef Piłsudski przybył na Jasną Górę, by dziękować Matce Boskiej Królowej Korony Polskiej za ocalenie. Jako historyk i jako człowiek nie jestem zwolennikiem poglądów przedwojennej Polskiej Partii Socjalistycznej, ale oddaję jej sprawiedliwość, ponieważ było to ugrupowanie niewątpliwie niepodległościowe, uznające, że państwo polskie i naród polski mają prawo do suwerenności, czyli swej specyficznej tożsamości. W związku z tym, ta tradycja socjalistyczna, jeżeli nie naruszała porządku historycznego dziedzictwa, tylko próbowała je na swój mylny sposób doskonalić, oczywiście mieściła się w pojęciu polskości.

Nie chodzi też o to, żeby wykluczać różne, nawet moim zdaniem błędne porządki. Muszą one jednak mieć zdrowy fundament w postaci poszukiwania zgodnego rozumienia niepodległości, suwerenności, tego co nazywamy słowem „polskość”. Niezależnie od tego, jak bardzo mógłby człowiek być odległy od praktykowania religii – to jest kwestia indywidualna – jeśli chce być Polakiem, to powinien szanować tę drogę rozwoju naszego narodu, naszej wspólnoty, w której od Mieszka I po Jana Pawła II niewątpliwie bardzo ważnym kośćcem nierozerwalnym z Polską jest chrześcijaństwo. W praktyce zatem dnia codziennego nie wolno bezkarnie bezcześcić kościołów, napadać na kapłanów. Zresztą właśnie lewicowo-liberalne środowiska – bo dla nas to oczywiste – powinny w pierwszym rzędzie potępiać takie zjawiska, a nie milczeć i ganić, a nawet skazywać tych, którzy kościołów bronili.

Marcin Giełzak popełnił krótką historię lewicy pod tytułem: „Trzeci stan, trzeci świat, trzecia droga, trzecia płeć”…

Jeśli mam być szczery, to ja nie chcę nie szanować ludzi, a w tym zdaniu może dla niektórych wybrzmiewać pewien brak szacunku. Ja staram się być człowiekiem, który ewangelizuje w sensie nie tylko religijnym, ale i patriotycznym. Widzę rolę między innymi swoją, ale także części wspólnoty narodu polskiego, żebyśmy byli misyjni wobec tych wszystkich ludzi, którzy błądzą, którzy mają błędne poglądy. Oni sami niewątpliwie bardzo często te błędne poglądy osadzają na chęci czynienia dobra. Ona powoduje szacunek do nich jako do osób.

Natomiast ci biedacy się mylą i to na różne sposoby. Jedni się mylą przez wybór niewłaściwej orientacji człowieczej, bo poza dwoma płciami nie ma trzeciej i jeśli ktoś ją znajduje to po prostu się myli. I rodzi to jego własne nieszczęścia. Jeśli ktoś jest z wyboru czynnym homoseksualistą, to po prostu tworzy nieszczęście dla siebie i dla najbliższych, a więc myli się w tym tragicznym swoim wyborze etc. Ten, kto zabija nienarodzone dziecko myli się podejmując tę decyzję, która potem owocuje tragediami sumienia. Doskonale o tym wie każda matka, która straciła dziecko. Ojcowie mam nadzieję, że też! Tak można długo wymieniać, ale to nie zmienia szacunku do tych osób; zakładamy, że ich pomyłki nie wyrastają z chęci czynienia zła, tylko ze złego zdefiniowania dobra. Jak ktoś źle definiuje dobro, to trzeba mu pomóc, żeby się obudził i odkrył, że to dobro istnieje, że jest piękne, że jest warte poświęceń, tylko trzeba je zupełnie inaczej zdefiniować.

Pełna zgoda, Panie profesorze. Czy nie jest jednak tak, że to krótkie zdanie, które zacytowałem, oddaje, czym jest rewolucja lewicowa – czyli ciągłym radykalizowaniem się, a jednym ze sposobów jej działania jest czynienie zła poprzez jednoczesne wmawianie ludziom, że to dobro?

Ma Pan rację. Rewolucjoniści, czyli bolszewicy istnieją i nie są zdolni do właściwej refleksji, ponieważ ich wybór jest w pełni świadomy. Będą czynili zło na tym świecie i nie ma w ich przypadku mowy o jakimkolwiek dialogu. Odróżnienie jednych od drugich – rewolucjonistów od ludzi zagubionych – nie jest jednak takie proste i w związku z tym zawsze stoi pytanie, czy nie warto spróbować dialogu i dopiero potem, ewentualnie dojść do wniosku, że niestety, ale ten dialog jest niemożliwy.

Dialogować warto. Tak nam dopomóż, Bóg!

Tak nam dopomóż, Bóg! Wierzmy w drugiego człowieka, że potrafi nie tylko błądzić, ale także naprawiać swoje błędy; i nie zmieniajmy własnych poglądów.

Bóg zapłać za rozmowę.

Rozmawiał Tomasz Kolanek

Czy można strzelać do nachodźców? Bosak: Zatapiać łodzie, a ludzi wysadzać tam, gdzie wsiedli…

Czy można strzelać do nachodźców? Bosak: zatapiać łodzie, Czarzasty: skandaliczne!

Autor: CzarnaLimuzyna , 18 września 2023 czy-strzelac-do-nachodzcow-zatapiac-lodzie

Kolejny spektakl teatru telewizji w studiu telewizji Polsat News zawiera w swoim opisie, na stronie producenta, dość wybiórcze streszczenie. Ominięto dramatyczną kłótnię, którą postanowiłem przytoczyć w jej istotnym fragmencie.

Bosak: Służby graniczne konkretnych państw muszą zaczął stosować siłę. (…) Premier Włoch jest sparaliżowana układem (…) ponieważ ma kadrę lewicową.  … także kto ma utonąć, to po prostu utonie, a nie będzie się go karmić, pieścić i transportować na północ Europy…

Czarzasty: A wie pan do czego pan namawia… tzn. w imieniu prawicy jakiejś… nie wiem, konfederacyjnej…

Bosak: Do topienia łodzi przemytników …

Czarzasty: Otóż pan Bosak w tej chwili powiedział „do topienia łodzi przemytników”. Rozumiem, że pan namawia do tego, żeby tych ludzi zabić. To jest po prostu skandaliczne.

Bosak: Powiedziałem o łodziach, a nie przemycanych osobach…

Czarzasty: A co z tymi ludźmi… zastrzelić!

Bosak: Wysadzać na tym brzegu na którym do łodzi wsiedli. I to trzeba robić zdecydowanie. (…) i to mówił także jeden z filozofów odważnych, były marksista, prof. Wolniewicz

Czarzasty: Jak pan może coś takiego mówić…

Bosak: Ludzi brać i wysadzać na właściwym brzegu.

Czarzasty: Jestem przeciwko mordowaniu ludzi…!

* * *

Nie jest mi znany żaden fakt z kariery politycznej pana Czarzastego, związany z jego ewentualnym protestem przeciwko polityce terroru i mordowania ludzi – przeciwników politycznych formacji komunistycznej do której wstąpił już po dokonaniu przez nią wielu zbrodni, będąc członkiem tej zbrodniczej formacji w latach: 1983–1990. Tutaj, jak widzimy, jawi się jako obrońca praw “intruzów”, którzy po przybyciu “na siłę” do Europy stają się kolejnymi potencjalnymi zbrodniarzami tak jak ich poprzednicy, którzy zdążyli już okaleczyć i zabić tysiące białych Europejczyków.

W trakcie swoich wywodów Bosak wskazywał, że nie można dopuścić do tego, aby o polityce imigracyjnej decydowała „polityka unijna” ze względu na dominację lewicy w gremiach decyzyjnych. Powiedział też, żeby rozwiązać problem nielegalnej imigracji trzeba ”odrobiny niepoprawności politycznej”.

„Fala rabunków i przestępstw seksualnych w Warszawie”

Potrzeba odrobiny niepoprawności politycznej. Po to żołnierz i funkcjonariusz służby granicznej nosi broń, że jeżeli ktoś nie podporządkowuje się jego poleceniom, żeby jej użyć…

Niestety, poseł Bosak w jednym się myli. „Odrobina niepoprawności politycznej” nie wystarczy, ponieważ służy ledwie jako zaprawa do dobrych intencji, którymi brukuje się piekło. Jedynie konsekwentna realizacja rozdziału państwa od lewicy stworzy wstępne warunki poprawy sytuacji.

______________________________________________________________________

link do filmu

Dla polskiej racji stanu, o której mówią jedynie ludzie rozsądni, znający historię oraz uwarunkowania geopolityczne i cywilizacyjne tzn. naturę plemion turańskich, rzeczą najistotniejszą jest konieczność natychmiastowego przerwania proces przesiedlania Ukraińców do Polski. Jest to jeden z wielu tematów tabu w aktualnej kampanii wyborczej.

Tymczasem, na ulice Wrocławia wyruszą mieszane patrole z udziałem…amerykańskiej żandarmerii. Wrocław jest aktualnie największym skupiskiem mniejszości ukraińskiej w Polsce. W mieście od wielu lat prowadzą swoją działalność ośrodki niemieckie i żydowskie korzystając z silnej protekcji rządzącej tym miastem lewicy.

Tagi: Bosak: zatapiać łodzie, Czy można strzelać do nachodźców?

Ani „polska” ani „lewica”, ale chcą, żeby modlitwa stała się myślozbrodnią.

Ani „polska” ani „lewica”, ale chcą, żeby modlitwa stała się myślozbrodnią.

“Nie będziemy mogli spokojnie modlić się nawet w kościołach”

Na podst.: Goran Andrijanić zeby-modlitwa-stala-sie-myslozbrodnia

To wydaje się prawdziwą „obietnicą wyborczą“.

Katarzyna Kotula, posłanka Lewicy na Sejm, napisała, że jej partia, gdy dojdzie do władzy, zakaże modlitwy przed szpitalami i klinikami aborcyjnymi.

Wprowadzimy zakaz modlitw- pikiet z krwawymi banerami przed szpitalami w których są oddziały ginekologiczne, zaraz po wygranych wyborach—napisała Kotula , komentując wiadomość z Wielkiej Brytanii.

W Wielkiej Brytanii zakazano modlitw w okolicy budynków, w których przeprowadzane są aborcje. To bardzo „kontrowersyjna” decyzja, o którą cały czas toczą się zaciekłe dyskusje. [skandaliczna, panie Goran! MD].

CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Nie” dla życia. „Ustawa wymierzona w organizacje katolickie uczestniczące w modlitwach przed hiszpańskimi szpitalami”

Na obszarze w odl. 150 metrów wokół klinik aborcyjnych zabronione jest wyrażanie uczuć religijnych. Nawet cicha modlitwa. Dwie osoby, które odważyły się zatrzymać na chwilę na tym „chronionym” terenie i pomodlić się, zostały już zatrzymane. Są to działacz pro-life Isabel Vaughan Spruce i ksiądz Sean Gaugh. Oboje zostali aresztowani w Birmingham za modlitwę, której nawet nie odmówili na głos.

W ten sposób modlitwa do  prawdxziwego Boga stała się pierwszą oficjalną „myślozbrodnią” na Zachodzie. Spełniła się wizja George’a Orwella z jego arcydzieła „1984”.

Długo zajęłoby nam wyliczenie wszystkich powodów, dla których decyzja władz w Wielkiej Brytanii jest błędna. Między innymi zagraża swobodom obywatelskim i religijnym oraz stanowi niebezpieczny precedens dla społeczeństwa demokratycznego.

Pani poseł Kotula jednak wcale się tym nie martwi. Wszystkie te wątpliwości rozwiązałaby w prosty sposób – zakazem. I zrobiłaby to zgodnie z tradycją polityczną partii, do której należy. Tradycja, w której represje wobec katolików są preferowaną metodą.

Polska według „totalsów”

I właśnie taka będzie [byłaby, panie Goran !! MD] Polska, którą obóz totalnej opozycji już dla nas przygotowuje, pewny swojego zwycięstwa w nadchodzących wyborach [co on pieprzy… Oni widzą, że nawet przy takiej gównianej ordynacji dostaną w dupe. MD.]

Polska, gdzie modlitwa w miejscu publicznym będzie przestępstwem. Jednocześnie nie będziemy mogli spokojnie modlić się nawet w kościołach, bo zawsze będzie istniała możliwość, że Msza św. zostanie przerwana przez jakiś „działaczy lewicowych.” Którzy, oczywiście, nie zostaną za to ukarani.

Tak jak ukarani nie zostali lewaccy „aktywiści” z Poznania.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wdarli się do kościoła, zastawili ołtarz transparentami podczas Mszy Świętej, ale sąd ich uniewinnił! Powód? „Nie zrobili tego złośliwie”

Radykalna lewica w walce o władzę nad dziećmi. Już tego nie ukrywają – działają przy otwartej kurtynie.

Aberracja indoktrynacja – Elżbieta Yore https://www.bibula.com/?p=133669

Uwaga – kolor włosów i kolczyki na twarzy to znak rozpoznawczy, sygnalizujący patologię.

Niestety, ci ideologiczni odmieńcy „uczą” małe dzieci. Gdy obserwuje się ich wściekłość, staje się oczywistym, że radykalna lewica angażuje się w walkę o władzę nad dziećmi. Już tego nie ukrywają – działają przy otwartej kurtynie.

Zabierają się już za maluchy.

Zabierają się za maluchy – nie po to, by uczyć je elementarza, ale by głosić im program nauczania perwersji, LGBTQIA+.

Radykalne lobby LGBTQIA++++etc. przeniknęło do przedszkoli i szkół podstawowych wyłącznie po to, by indoktrynować i uwodzić seksualnie bardzo małe dzieci. Nie ma żadnego innego powodu, dla wyjaśnienia tego upiornego zachowania.

Nadrzędnym celem jest zasilenie szeregów zaburzonego seksualnie ruchu LGBTQIA,  świeżymi, młodymi rekrutami. Chcą, by małe dzieci były tak samo zagubione i zdezorientowane jak oni. Starają się w pełni zapełnić i nieustannie uzupełniać swoje oddziały zradykalizowanymi, zindoktrynowanymi i bezbronnymi dziećmi – im młodszymi, tym lepiej.

Jak wskazuje na to skrót, chodzi tu o maniakalną obsesję seksualizowania dzieci i o nic więcej. Każda litera w tym ciągle rozwijającym się akronimie oznacza seks w najróżniejszych postaciach. Nie szukajcie tu żadnych filozoficznych podstaw. Jest to czysty, nieskażony, świadomy program opresji seksualnej, propagowany przez narcystycznych czubków, którzy dążą do zawłaszczenia małych dzieci.

Pożegnanie z niewinnością

Ich obsesyjna mania na punkcie dzieci ma na celu normalizację tego, co obłąkane, patologiczne i dziwaczne, poprzez niekończące się pranie mózgów, powszechne seksualizowanie i modelowanie programów nauczania przesiąkniętych seksem. Dlatego też w programach nauczania edukacji początkowej dominuje homoseksualna tabliczka mnożenia czy zadania matematyczne o podłożu seksualnym.

Jakie mogą być konsekwencje?

Z przerażeniem obserwujemy, jak najnowsza szalona rewolucja przypuszcza z pełnym rozmachem napaść na małe dzieci, by zaprzeczyć ich biologii, uzurpować sobie prawo do więzi rodzinnych i pozbawienia ich tak cennej niewinności na tym etapie rozwoju. To się dzieje na naszych oczach.

Ta radykalna agenda musi zostać natychmiast zdemaskowana i usunięta z edukacji i rozrywki. Pod pozorem programu edukacji seksualnej dla przedszkolaków kryje się nic innego, jak skrajna indoktrynacja i uwodzenie dzieci przez osoby trans-płciowe. Ale na tym nie koniec. Diabelskie mikstury rozmaitych specyfików powstrzymujących dojrzewanie i satanistyczne rytuały okaleczania narządów płciowych zapowiadają trwałe uszkodzenia fizyczne i urazy psychiczne.

Język odmieńców

Każdy ruch marksistowski wymyśla nowe słowa, zwroty i terminy, a następnie domaga się ich przestrzegania przez masy. Podobnie rewolucja LGBTQIA+++ dyktuje i wymyśla nowe, bzdurne słowa, w tym zaimki, które mają oznaczać zmianę porządku seksualnego. Lepiej używajcie ich nowych, wymyślonych dziwacznych zaimków, bo w przeciwnym razie pożałujecie.

Celem tego językowego bełkotu jest stworzenie masowej psychozy, która nakazuje obywatelom, korporacjom i mediom przyjęcie nowego języka… bo w przeciwnym razie. Co w przeciwnym razie? Wasi przełożeni z LGBTQIA, elita awangardy przebudzonych, nazwą cię NIENAWISTNIKIEM, zdeprecjonują, ukarzą lub zamkną w kryminale. 

Tyrani marksistowskiego ruchu genderowego najpierw domagają się przestrzegania języka, a następnie akceptacji i podporządkowania się ich kodeksowi postępowania. Nic dziwnego, że dzieci są w wysokim stopniu niezdolne do manewrowania na tym totalitarnym polu minowym.

Biblioteki i wydawnictwa włączyły się w kontrolę umysłów dyktowaną przez tych ludzi. Książki dla dzieci, kasety wideo, gry, filmy i kreskówki są obecnie wykorzystywane do wprowadzania w niewinne umysły nowych zaimków w celu promowania ideologii LGBTQIA++++.

Czy byliście ostatnio w dziale dziecięcym swojej lokalnej biblioteki? Nie sposób przeoczyć wystaw pełnych książek na temat sprawiedliwości społecznej/płynności płci. Jak można się spodziewać, książki dla dzieci nagrodzone Bluestem Award wspierają program „przebudzonej” sprawiedliwości społecznej/propagandy/gender. Co więcej, na dowód sojuszu marksistów i genderystów, Amerykańskie Stowarzyszenie Bibliotekarzy wybrało właśnie na swojego przewodniczącego marksistowską lesbijkę, której celem jest „de-hetero-normatyzacja bibliotek”. (w języku ludzkim oznacza to spedalenie bibliotek – dop. tłumacza)

Kierownictwo Disneya przyznaje, że jego programy dla dzieci zawierają podprogowe przekazy seksualne, jednak obecnie podejmowane są wspólne wysiłki w celu przyjęcia bardziej agresywnej postawy, aby cała działalność programowa opierała się na indoktrynacji i przedstawieniu jako zupełnie normalnej postawy, całego przekazu w zakresie gender-płynności płciowej/LGBTQIA.  Pojawiają się dowody na to, że ta ideologia „przebudzenia” drogo kosztuje Disneya. Wartość giełdowa akcji Disneya spadła o 50 miliardów dolarów, gdy firma zwiększyła swoją aktywność na rzecz programu LGBT, w tym sprzeciwiając się nowej ustawie przeciwko molestowaniu dzieci wprowadzonej na Florydzie.

Celem, jaki przyświeca marksistom w wymyślaniu i masowemu wprowadzaniu na rynek słów i terminów, jest śmierć starego paradygmatu. Nowe słowa sygnalizują zupełnie nowy sposób myślenia. Zmień język, a zmienisz myślenie. Zasłoń język, a ukryjesz prawdę.

Kiedyś społeczeństwo potępiało i cenzurowało przebierańców, ekshibicjonistów, drag queens, a teraz to dziwactwo jest celebrowane jako chlubna zasada ubioru ruchu LGBTQIA, teatrzyku  obdarzonego szacunkiem z tytułu ochrony praw człowieka. Wystarczy wybrać się na paradę gejów, by to zobaczyć.

Podczas gdy większość państw uznaje za przestępstwo okaleczanie żeńskich narządów płciowych, ohydną, ale powszechną praktykę muzułmańską, okaleczanie narządów płciowych staje się modne i jest praktykowane przez środowiska LGBTQIA. Zapowiada to i promuje przeformułowany, eufemistyczny termin „operacja zmiany płci”. Zmiana płci?

Zatem nienawistnicy, nadszedł czas, aby się spiąć i zaangażować w zakończenie tego szaleństwa. Nie możemy odwracać głowy.

Światło rzuca swój promień w ciemności i widzimy tam czeluści piekielne.

Ich celem są nasze dzieci.

Nie ma wątpliwości, że będzie to prawdziwy pojedynek o dusze naszych dzieci.

Elżbieta Yore

-Elżbieta Yore jest międzynarodowym prawnikiem specjalizującym się w prawach dziecka. Pełniła funkcję głównego radcy prawnego w Departamencie ds. Dzieci i Rodziny Stanu Illinois. Była głównym radcą prawnym i szefem wydziału międzynarodowego w Krajowym Centrum do Spraw Zaginionych i Wykorzystywanych Seksualnie Dzieci . Występuje w podcaście LifeSitenews, Faith and Reason, a także jest stałym współpracownikiem WarRoom Steve’a Bannona. Jej strona internetowa to YoreChildren.com.

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant (April 27, 2022) Wesprzyj naszą działalność

Twarda edukacja seksualna typu B w szkołach. Min. Czarnek bezradny?

Ale ostro: Mają świra na tym punkcie. Edukacja seksualna typu B to edukacja biologiczna, techniczna, włączona w zajęcia lekcji biologii.

Trzaskowski, Jaśkowiak i Dulkiewicz mają świra na punkcie edukacji seksualnej. Oni chcą na siłę wpuszczać te organizacje, są lobbystami organizacji pozarządowych demoralizujących dzieci – mówił w programie „#Jedziemy” minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek pytany o nowelizację prawa oświatowego zmierzającą do wzmocnienia roli kuratorów oświaty.

Minister był pytany o projektowaną nowelizację ustawy Prawo oświatowe, zwaną „lex Czarnek” i apel m.in. Związku Miast Polskich o jej odrzucenie. Samorządowcy stoją na stanowisku, że planowane zmiany to „zamach na wolną, samorządną, otwartą i nowoczesną szkołę”.

Pierwsze czytanie rządowego projektu nowelizacji ustawy Prawo oświatowe, zmierzającej do wzmocnienia roli kuratorów oświaty, odbędzie się we wtorek na posiedzeniu połączonych komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Obrony Narodowej.

Czarnek: To problem w wielkich miastach


Minister Czarnek pytany o protesty przeciwko proponowanym zmianom mówił, że „cała lewica i lewactwo mają świra na punkcie twardej edukacji seksualnej typu B, która demoralizuje dzieci, wtłacza im w głowy jakieś głupoty nieprawdopodobne rodem z ideologii neomarksistowskiej”. – Na to nie chcemy pozwolić, jest mnóstwo rodziców, którzy zgłaszają się do nas i do kuratoriów, to jest problem w wielkich miastach – wskazywał.

Przypomnijmy, edukacja seksualna typu B to edukacja biologiczna, techniczna, włączona w zajęcia lekcji biologii.

Ministra zapytano o to, jak rozumieć ujawniony przez portal tvp.info list Rafała Trzaskowskiego – wysłał go do rodziców dzieci z warszawskich szkół – który pisze, że rodzice „zostaną sprowadzeni do roli pionków”, a edukacja stanie się wyrazem „politycznej woli rządzących”.

Czarnek przekonywał, że to dzisiaj rodzice dzieci w „Warszawie Trzaskowskiego i w jego szkołach” sprowadzeni są do roli pionków. – Nie otrzymują informacji co do tego, jaka jest treść przekazywana dzieciom przez organizacje pozarządowe na zajęciach pozalekcyjnych. Później się dopiero okazuje, że to treści absolutnie demoralizujące – komentował minister.

Jak mówił, zna liczne przypadki, w których rodzice zgłaszają się do kuratora, żeby to powstrzymać, a kurator nie ma narzędzia. Wyjaśniał, że po wejściu w życie tej ustawy kurator będzie musiał otrzymywać od dyrektora szkoły treść, jaką organizacja pozarządowa będzie chciała przekazywać dzieciom.

– Kurator jest organem nadzoru pedagogicznego, organem nadzoru nad treścią. Jeśli ta treść będzie demoralizująca, to kurator będzie miał prawo sprzeciwu – wskazał minister. Tłumaczył, że kurator będzie mógł przyjrzeć się treściom i zareagować twardej edukacji seksualnej typu B.

Trzaskowski, Jaśkowiak i Dulkiewicz mają świra na punkcie edukacji seksualnej, Oni chcą na siłę wpuszczać te organizacje, są lobbystami organizacji pozarządowych demoralizujących dzieci – ocenił.

Zgodnie z projektem, jeśli dyrektor szkoły lub placówki oświatowej nie zrealizuje zaleceń wydanych przez kuratora oświaty, będzie on mógł wezwać go do wyjaśnienia, dlaczego tego nie zrobił. Jeśli dyrektor nadal nie będzie realizował zaleceń, kurator może wystąpić do organu prowadzącego szkołę lub placówkę z wnioskiem o odwołanie dyrektora w czasie roku szkolnego, bez wypowiedzenia.

Nowelizacja zmierza też do zwiększenia nadzoru nad zajęciami prowadzonymi w szkole przez stowarzyszenia i inne organizacje. Zgodnie z projektem dyrektor szkoły lub placówki będzie miał obowiązek – przed rozpoczęciem zajęć prowadzonych przez stowarzyszenia lub organizacje – uzyskać szczegółową informację o planie działania na terenie szkoły, konspekt zajęć i materiały wykorzystywane na oferowanych zajęciach, a także uzyskać pozytywną opinię kuratora oświaty dla działań takiej organizacji w szkole lub w placówce.

Udział ucznia w zajęciach prowadzonych przez stowarzyszenia lub organizacje będzie wymagał pisemnej zgody rodziców niepełnoletniego ucznia – lub zgody pełnoletniego ucznia.

===============

https://www.tvp.info/57439951/lex-czarnek-a-twarda-edukacja-seksualna-typu-b-w-szkolach-czarnek-ostro-oni-maja-swira-na-tym-punkcie