Msza „ekologiczna” zamiast Mszy Wszechczasów? Święty Pius V i bulla „Quo primum”

Msza „ekologiczna” zamiast Mszy Wszechczasów? Święty Pius V i bulla „Quo primum” msza-ekologiczna-zamiast-mszy-wszechczasow

Na jedenasty odcinek cyklu papieskiego PCh24.pl zapraszają prof. Marek Kornat i Tomasz D. Kolanek.

Kliknij TUTAJ i zobacz wszystkie opublikowane w tej serii rozmowy

Szanowny Panie profesorze, spotykamy się dzisiaj, aby porozmawiać o bulli św. Piusa V „Quo primum” wydanej w 1570 roku, w której papież promulgował pierwszy Mszał obejmujący całość liturgii, tzw. Mszał Rzymski. Dlaczego dopiero w 1570 roku Kościół katolicki doczekał się inicjatywy, która usystematyzowała czy też skodyfikowała Mszę Świętą?

Bulla „Quo primum” usystematyzowała Mszę Świętą pod względem jurydycznym, formalnym. Skodyfikowała zasady celebrowania Mszy Świętej, czyli najważniejszej publicznej modlitwy Kościoła, bo liturgia, o czym należy nieustannie przypominać w dzisiejszych czasach jest właśnie publiczną modlitwą Kościoła. Oczywiście to nie był pierwszy mszał w historii Kościoła, tylko doszło do ustanowienia mszału dla diecezji (i metropolii) rzymskiej (z którego celebruje papież) dla całego Kościoła, o ile w takich czy innych jego prowincjach nie zachowały się lokalne ryty mogące się wylegitymować dwustuletnią tradycją. Jednym z takich rytów jest np. ryt ambrozjański w metropolii mediolańskiej.

Jak do roku 1570 była sprawowana Msza Święta? Czy w każdej części świata, gdzie tylko znajdował się kościół wyglądała ona tak samo? A może w Paryżu Msza Święta była sprawowana inaczej niż na przykład w Berlinie, czy na ziemiach polskich?

Na typ polegała wielkość postanowień św. Piusa V, aby usunąć dowolność i rozbieżności. Msza więc powinna być taka sama w Paryżu jak i Krakowie, w Ameryce i w Azji. Jeden mszał, jeden język. W Kościele Katolickim od najdawniejszych czasów obowiązywał jednak uprawniony pluralizm rytów liturgicznych, co nie jest przejawem samowoli. Mamy więc ryty wschodnie jak choćby koptyjski, chaldejski czy ormiański, a na Zachodzie choćby ryt ambrozjański, czy lyoński. Ten równouprawniony pluralizm dopuszczający pewne (niewielkie) rozbieżności w formie celebrowania Mszy Świętej nie zaprzeczał zasadzie lex orandi, lex credendi, a więc „jak się modlimy, tak wierzymy”.

Czym wymienione przez Pana profesora ryty różniły się od rytu rzymskiego?

Można podać parę przykładów. W rycie ambrozjańskim mamy np. sześcio- a nie czterotygodniowy adwent. Adwentowe nabożeństwo wotywne o Najświętszej Maryi Pannie, czyli roraty, zna tylko Kościół w Polsce i na Węgrzech. Nie ma go np. we Francji. Msza o świcie w Niedzielę Wielkanocną, zwana rezurekcją nie jest znana szerzej na świecie tak jak w Polsce i krajach niemieckich (Austria, Bawaria). Dla Stolicy Apostolskiej było to wszystko uprawnioną różnorodnością.

Problem pojawił się w związku z rewolucją reformacyjną. Niestety w 1517 roku wybuchła ona i pod potężnym, coraz bardziej narastającym ciśnieniem herezji i błędu zaczęły wchodzić do liturgii złe obyczaje lub tak zwane dodatki zaciemniające istotę Mszy, wprowadzające rozmaite i niepotrzebne uzupełnienia. To się dzieje oddolnie w wielu diecezjach. Różne dodatkowe modlitwy, dodatkowe obrzędy i zwyczaje, które były „wdrażane” do Mszy Świętej w niemal całym Kościele na Zachodzie Europy, zyskały sobie prawo miejsca. Na Soborze Trydenckim, jak wiadomo, Kościół przeszedł do kontrofensywy – i to w wielkim stylu. Nie mógł więc nie odnieść się do tak wielkiego zagadnienia jak liturgia.

Co ma Pan na myśli?

Przede wszystkim zapadła decyzja ojców o zdefiniowaniu Mszy Świętej na nowo. Dokonano jej na historycznej i wiekopomnej XXII sesji Soboru w 1562 roku, kiedy to uszczegółowiono, sprecyzowano i zdefiniowano naukę o Eucharystii jako przebłagalnej ofierze, będącej Sakramentem Ołtarza. To jest sprawa fundamentalna. Sobór Trydencki powierzył papieżowi, biskupowi Rzymu skodyfikowanie Mszału poprzez przejrzenie lub rozpatrzenie przepisów i norm liturgicznych. To bardzo ważne. Opracowywanie mszy na nowo byłoby naonczas zresztą niemożliwe nawet do pomyślenia. Chodziło o SKODYFIKOWANIE obrzędów! Mszał istniał – jako mszał rzymski. Msza Święta – zdaniem ojców Soboru – wymagała korektur uporządkowujących obrzędy. Nic więcej nie wchodziło w rachubę.

Sprawa kluczowa. Otóż na Soborze Trydenckim przyjęto zasadę, że podstawą kodyfikacji będzie Mszał dla diecezji rzymskiej. Uważano bowiem, że przez to „Święty Kościół Rzymski” jaśniał będzie jako „Matka i Nauczycielka wszystkich innych Kościołów”, jak pisze św. Pius V.

Tam zresztą – czyli na dwór papieski – nie mógł się przedostać żaden błąd heretycki, bo papież z definicji strzeże depozytu wiary. Mogły się one przedostać do obrzędów w Niemczech, w Austrii, we Francji, w Hiszpanii, nawet w Polsce, ale nie w diecezji rzymskiej. Św. Pius V wolę Soboru wykonał. Trzeba wspomnieć, iż Mszał Rzymski z 1570 r. ma w swojej bulli promulgującej Quo Primum klauzulę „Sacro Concilio aprobante”, czyli „za zgodą Świętego Soboru”.

Nie powstawała więc żadna „Msza trydencka”, co sugeruje pośrednio, że podczas Soboru Trydenckiego stworzono jakąś nową na liturgię, którą niektórzy dzisiaj uważają za „starą”. Tak nie było. Dokonano wprawdzie pewnych zmian w Mszale, ale były one bardzo skromne, żeby nie powiedzieć kosmetyczne.  Nie ma więc podstaw do twierdzeń, jakie można przeczytać w gazetach liberalnych, że na Soborze Trydenckim stworzono Mszę Świętą, która rzekomo przez wieki ewoluowała. Jest to po prostu chore i absurdalne. Jest natomiast bezsporne, że nową mszę stworzono na Soborze Watykańskim II.

Czy mógłby Pan nakreślić definicję dogmatyczną Eucharystii, którą przyjęli ojcowie XXII sesji Soboru Trydenckiego?

Definicja ta zawiera wspaniałe, fenomenalne stwierdzenia – że Msza Święta jest to ofiara nowego i wiecznego Przymierza, w której Boski Zbawiciel i Pan Jezus Chrystus na Ołtarzu Krzyża bezkrwawo ofiaruje się Swojemu Boskiemu Ojcu, co Kościół odnawia i powtarza w bezkrwawej ofierze, którą prezbiter w osobie Chrystusa sprawuje za żywych i umarłych dla zbawienia dusz.

W czasie wymiany zdań, która ponoć przydarzyła się podczas XXII sesji Soboru Trydenckiego, o czym pisał w swoich książkach niedawno zmarły wybitny historyk francuski Jean Delumeau, miały paść głosy pytające czy należy trzymać się pojęcia Mszy Świętej jako ofiary. Jeden z biskupów włoskich miał na to odpowiedzieć, że nawet poganie mają ofiary i to oni je składają. Jeśli my katolicy uznamy, że jej nie mamy – będzie to już koniec Kościoła Katolickiego. W auli soborowej zawrzało. Ostatecznie niemal jednogłośnie zgodzono się, że Msza Święta jest ofiarą. Nie żadną ucztą, nie żadnym zgromadzeniem czy spotkaniem, tylko ofiarą. Ofiarą Krzyża odnawianą bezkrwawo, bo przecież krwawa ofiara była tylko jedna – na Golgocie. Wolą Soboru było wreszcie uwypuklenie, że Msza Święta jako publiczna modlitwa Kościoła stanowi centrum życia katolickiego. Obok ofiarnego charakteru ma ona charakter przebłagalny za grzechy, gdyż Chrystus Pan sprawuje urząd rzecznika ludzi wobec swego Ojca w niebie.

Poza tą definicją Sobór rozstrzygnął jeszcze kilka innych spraw o wielkiej wadze. Między innymi twardo i stanowczo obroniono wówczas msze prywatne kapłana. Trzeba pamiętać, że z mocy święceń każdy kapłan ma obowiązek codziennie sprawować Mszę Świętą z wyjątkiem Wielkiego Piątku, kiedy to Kościół Katolicki od zawsze wstrzymuje się od sprawowania Najświętszej Ofiary. Ojcowie Soborowi zdecydowali, że te Msze są tak samo ważne jak i te sprawowane dla ludu. W ten sposób sprzeciwiono się oskarżeniom reformatorów, którzy twierdzili, że Missae sine populo („Msze bez ludu”) są niepotrzebne czy też nawet nieważne.

Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na kwestię języka. Sobór Trydencki postanowił rzecz, która potem posłużyła rewolucji dokonanej po Soborze Watykańskim II, czyli 400 lat później. Sobór nie postanowił, że język łaciński jest jedynym językiem, którym należy sprawować Mszę Świętą, tylko zalecił możliwość wprowadzenia języka narodowego na usilne życzenie wiernych. Tutaj powstaje pytanie: jak to rozumieć? Czy Kanon Rzymski można również przełożyć z łaciny na języki narodowe? Moim zdaniem nie ma ku temu podstaw, ale niestety nie napisano tego wprost w tekście soborowym.

Jak więc powinniśmy to interpretować?

Prawdopodobnie tak, że na usilne życzenie wiernych ojcowie soborowi upoważnili papieża, aby pozwolił czytać Epistołę i Ewangelię w języku narodowym, ewentualnie modlitwę Pater noster („Ojcze nasz”) przed Komunią Świętą również można by odmówić w języku narodowym. I tyle. Kanon zostaje po łacinie.

Po Soborze, mimo tego przepisu Stolica Apostolska zabroniła udzielania takiej zgody. Zatamowano więc próbę aplikacji języków narodowych. Utrzymano łacinę i koniec. Jeszcze jedna sprawa: w czasie Soboru Trydenckiego padały stwierdzenia ze strony protestantów oraz tych katolików, którzy domagali się zmian, aby Kanon Rzymski od słów Te igitur clementissime Pater do słów doksologii końcowej Ofiary Eucharystycznej odmawiać głośno. Ci, którzy się tego domagali twierdzili, że jest to niezbędne, aby tworzyła się wspólnota kapłana z wiernymi, czyli antycypowali argumenty, które padły po Soborze Watykańskim II.  Pius V kategorycznie sprzeciwił się temu uznając, że ta modlitwa musi być odmawiana w ciszy, ponieważ w tym czasie wierni powinni kontemplować tajemnicę Eucharystii.

Dodam tylko, że ciche odmawianie Kanonu Rzymskiego ma swoje ogromne zalety. Bywało jednak w polskiej praktyce tak, że wierni nie mieli książeczek, z których mogliby czytać tę modlitwę. W tym czasie więc organista śpiewał pieśni o Eucharystii ale i maryjne (np. w maju), a kapłan recytował modlitwy wstawiennicze po przeistoczeniu. Należy również podkreślić, że Sobór Trydencki potępił tych, którzy domagali się bezwzględnego odprawiania Mszy zawsze z Kanonem odmawianym głośno i zawsze w języku narodowym. Padły tu słowa anatemy.

Sobór Trydencki zezwolił jednak na odprawianie Mszy Świętej w rytach, które miały co najmniej 200 lat. Dlaczego?

Zebrała się komisja, którą powołał jeszcze papież Pius IV – wielki papież dyplomata, który przygotował politycznie warunki dokończenia Soboru. Uznała ona, że nie wolno naruszyć fundamentalnej zasady, która mówi o uprawnionym pluralizmie rytów liturgicznych, w związku z czym drobne odstępstwa są dopuszczone. Ponieważ jednak trucizna herezji mogła się przedostać do Kościoła zdecydowano, że wszystkie dodatki, jakie w ostatnich 200 latach zostały wprowadzone do celebracji Mszy Świętej należy usunąć. W ten sposób uznano, że Mszał Rzymski, z którego celebruje papież, a którego edycja typiczna była dostępna z 1470 roku, w więc tuż po wynalezieniu przez Gutenberga druku. Ten Mszał wzięła komisja i rozciągnęła na cały Kościół na Zachodzie. Ryty wschodnie zostały nietknięte. Tak zresztą to pozostało.

Pod koniec średniowiecza, wprawdzie z chwalebnych intencji, ale niezwykle, a nawet przesadnie rozrósł się śpiew sekwencyjny przed Ewangelią. W różnych częściach Europy Zachodniej ten śpiew sekwencyjny spowodował, że w roku liturgicznym było wykonywane do siedemdziesięciu sekwencji. Komisja, która pracowała z polecenia św. Piusa V postanowiła to usunąć i zostawić tylko pięć sekwencji, które są arcydziełami teologii, literatury i muzyki, mianowicie: na Wielkanoc sekwencję Victimae paschali laudes christiani; w uroczystość Zesłania Ducha Świętego Veni Sancte Spiritus; w uroczystość Bożego Ciała Lauda Sion Salvatorem. Do tego dochodzą jeszcze dwie sekwencje żałobne na święto Matki Bożej Bolesnej, czyli Stabat Mater Dolorosa oraz z Mszy pogrzebowej i żałobnej Dies irae. Dokonano poza tym niewielkich korektur graduału (psalmów) oraz oracji mszalnych. To właściwie wszystko. Niczego więcej nie zmieniano. Nie było tak, że komisja coś wykreślała, coś dopisywała, coś zmieniała – wedle życzeń wywołanych impulsem chwili.

Krąży taka opowieść, która chyba nie jest tylko anegdotą, mianowicie: gdy pracowała komisja po Soborze Watykańskim II i kreowała nową Mszę jeden z jej członków miał powiedzieć: „Chyba trochę za dużo rzeczy wyrzuciliśmy. Ludzie to źle przyjmą”. W odpowiedzi usłyszał od innego: „Zawsze coś można dodać”. Kardynał Ratzinger, później Benedykt XVI, mówił wprost, że po Soborze Watykańskim II Msza Święta została stworzona na nowo za biurkiem, co w moim odczuciu najlepiej oddaje to, co się stało kilkadziesiąt lat temu.

W czasach św. Piusa V niczego takiego nie było! Postanowiono, że Kanon Rzymski jest nietykalny i nie wolno nic do niego dodać ani nic usunąć. Jest wolny od błędu. Jeśli ktokolwiek twierdziłby, że jest inaczej – anathema sit!

Ale przez następne stulecia do Mszału Rzymskiego wprowadzano zmiany. Dokonywano ich również przed II Soborem Watykańskim? Na czym one polegały? Dlaczego papieża się na nie decydowali? Czy wprowadzając zmiany nie doszło do naruszenia bądź złamania zapisów bulli św. Piusa V?

Przede wszystkim były to zmiany arcy-kosmetyczne. Bulla Quo primum wydana w 1570 roku przez św. Piusa V była przedmiotem ingerencji jeszcze czterech papieży. A byli to Klemens VIII pod koniec XVI w., Urban VIII w pierwszej połowie XVII wieku oraz św. Pius X na początku XX wieku. Kościół – można tak powiedzieć – wiernie strzegł Mszału św. Piusa V jako wielkiego dzieła i największego skarbu.

Urban VIII zmodyfikował graduał. Czwartą, kluczową zmianą przeprowadził Jan XXIII. Jej przedmiotem było już naruszenie Kanonu Rzymskiego, bo na życzenie licznych biskupów dodano do niego zaraz po Najświętszej Dziewicy imię Jej Oblubieńca – św. Józefa. Należy dodać, że od momentu, kiedy kult św. Józefa silnie się rozwinął w Kościele pod koniec XIX wieku. Leon XIII był pierwszym adresatem petycji w tej sprawie. Odpowiedział jednak, że mimo iż cel jest chwalebny, to nie może go spełnić, ponieważ Kanon Rzymski ma być na wieki ten sam – bez zmian. Podobnej odpowiedzi udzielił Pius XII. Kiedy jednak petycja trafiła do Jana XXIII ten powiedział, że jak najbardziej może to zrobić i tak też uczynił. Była to ostatnia tego typu interwencja przed Soborem Watykańskim II jeśli o Kanon chodzi. Oczywiście Jan XXIII zmieniał jeszcze choćby upraszczając rubryki (choćby znosząc ryt półzdwojony). Skreślał niektóre święta. Znosił wigilie. Usunął dotychczasową modlitwę za Żydów w Wielki Piątek. Ale to wszystko nie ugodziło w korpus Mszy św. tak aby dać ludziom nowe obrzędy.

Patrząc na niektóre współczesne Msze Święte widzimy jednak totalną dowolność i de facto promocję tego, co Sobór Trydencki uznał za dodatki heretyckie…

Powiem tak: uważam oczywiście, że nowa Msza Święta jest ważna, ale jeśli dochodzi w czasie jej sprawowania do nadużyć, to przynosi więcej szkód niż pożytku… Niekiedy nadużycia mogą godzić w sakramentalną ważność obrzędów. To jednak występuje nie u nas, ale głównie na Zachodzie, gdzie ciśnienie liberalizmu pozostaje bardzo silne. Oczywiście jeżeli by się zdarzyło, że prezbiter, który celebruje nie wierzy np. w zmartwychwstanie Chrystusa to nie może z pewnością mieć intencji konsekrowania, czyli czynienia tego, co Kościół zawsze czynił. Albo jeżeli by było tak, że celebrans nie wyznaje wiary w transsubstancjację, czyli przeistoczenie, też można wnosić, że nie ma intencji. I sprawuje nieważnie. Jeżeli wreszcie sprawowana jest msza np. w tzw. wspólnotach charyzmatycznych bez jakiegokolwiek poszanowania Najświętszego Sakramentu to zachodzi tu jeszcze i zbezczeszczenie największej świętości.

Ten podział, jaki się wytworzył i zakorzenił w świadomości wiernych: nowa Msza i stara Msza. A nie po prostu Msza Święta? To samo tyczy się stwierdzenia Msza Trydencka. Wielu nie zdaje sobie sprawy, na co zwracał Pan już uwagę, że Msza Święta była sprawowana wiele wieków przed Soborem Trydenckim…

Msza Święta wyrosła ewolucyjnie. Niektóre zmiany możemy prześledzić. Przecież św. Piotr musiał sprawować Mszę i wszystko wskazuje na to, że czynił to w języku greckim. Najprawdopodobniej już wtedy mieliśmy do czynienia z elementami Kanonu Rzymskiego. Kanon – uczy Kościół – odzwierciedla wiernie nauką apostołów. Nakaz śpiewania Gloria czyli uroczystego hymnu pochwalnego ku czci Trójcy Przenajświętszej we mszach uroczystych nakazał papież Symmach, o który w niniejszym cyklu rozmawialiśmy. Modlitwy wstawiennicze dodawano potem, tak jak podział roku liturgicznego. Tu wielkie zasługi położył Grzegorz Wlk., o którym też mówiliśmy. Oczywiście opracowując nowe oficjum ku czci danego świętego, którego kanonizowano, wprowadzano nową kolektę, sekretę, postkomunię i tak dalej. Nie ma w tym niczego dziwnego. To naturalny rozwój. I wolno powiedzieć, że prowadził przez stulecia Kościół Duch Święty.

Dlaczego dzisiaj sformułowanie Msza Wszechczasów jest dzisiaj tak mocno krytykowane? Dlaczego pojawiają się wśród modernistów głosy zabraniające używania takiej nazwy?

Jeżeli stworzono nową Mszę, to aby ją narzucić wiernym, trzeba było wyeliminować Mszę wcześniejszą i zabronić jej sprawowania. Porównanie mszy „starej” z „nową” nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, która wyraża doskonale największą tajemnicę wiary.

Ale Panie profesorze, rozmawiałem na ten temat z moim tatą i moją babcią, którzy całe życie należą do parafii św. Michała Archanioła w Chabielicach. Dowiedziałem się, że w momencie wejścia w życie nowej Mszy proboszczem parafii był ks. Piotr Siczek, który mimo zmian odprawiał tylko Mszę Wszechczasów, ponieważ mówił wprost: na takiej Mszy zostałem wychowany, tylko taką Mszę umiem sprawować i nie mogę zostawić parafian w tych niepewnych czasach, aby jechać kilkadziesiąt kilometrów, aby uczyć się, jak odprawiać nową Mszę…

Takich kapłanów z pewnością było bardzo wielu. Tak na przykład w mojej parafii na przykład św. Wawrzyńca w Goszczy pod Krakowem dopiero w 1989 roku do kościoła wstawiono stół. Wcześniej był tam normalny ołtarz. Tego typu odstępstwa od narzuconych nowych form pobożności były oczywiście jakoś tolerowane przez władze Kościoła mniej lub bardziej. Raczej po cichu.

Ale do czasu…

Tak, do czasu. To wszystko prędzej czy później zostało zmienione. W Warszawie przecież jeszcze za kard. Wyszyńskiego był normalny ołtarz w kościele katedralnym, który za jego następcy na urzęzie prymasa Józefa Glempa został rozebrany i postawiono tam stolec biskupi. Krótko mówiąc: tego typu zmiany były wytworem „ducha soboru” i większość z nich została dokonana bardzo często spontanicznie i znienacka. Niekiedy podstępem. Myślę, że warto tutaj dodać jeden szczegół, mianowicie katolicy świeccy w Wielkiej Brytanii zdobyli się na gest dużej wagi, mianowicie stworzyli listę, na której podpisało się mnóstwo intelektualistów by prosić Pawła VI o specjalny indult, jakim była zgoda na odprawianie nadal Mszy Wszechczasów. Paweł VI, co ciekawe, zgodził się na to. Stąd w Wielkiej Brytanii nie jest trudno znaleźć Kościół, w którym sprawuje się taką właśnie liturgię. Niestety, kiedy dowiedzieli się o tym katolicy we Francji, a konkretnie zwolennicy ruchu oporu katolickiego, którzy napisali identyczną petycję, tyle że dotyczącą właśnie Francji, to Paweł VI kategorycznie odmówił. Uznał, że dość już stwarzania wyjątków.

Dlaczego?

Odpowiedź nie jest trudna. Żeby nie rozszerzać indultu, bo w takiej sytuacji jego rewolucyjna reforma zostałaby obalona.

Ale chodzi przecież o centrum życia Kościoła! O Mszę Świętą!

Nie wątpię, że Paweł VI wierzył w skuteczność Mszy Świętej i w to wszystko, co Kościół czyni ją sprawując, ale jak widać reforma była ważniejsza… W 1972 roku na audiencji generalnej Paweł VI powiedział, że wzywa wszystkich kapłanów, aby z takim samym zapałem sprawowali nową Mszę jak sprawowali dotychczas Mszę Wszechczasów. Oczywiście było to pium desiderium.

Św. Pius V opatrzył jednak wieczystym indultem Mszę w bulli „Quo primum” orzekając mocno i stanowczo, że niech się nikt nie waży jej uchylić lub zmieniać. Jeśli by ktoś to uczynił, to jest to niebyłe i nieważne. Wielkie znaczenie, moim zdaniem, ma formuła sanacyjna bulli. Głosi zaś ona, że „nikomu nie wolno naruszyć lub nierozważnie zmienić tego tekstu Naszego zezwolenia, ustanowienia, nakazania, polecenia, skierowania, przyznania, indultu, deklaracji, woli, dekretu i zakazu”. Kto to uczyni – ściąga na siebie gniew Boga Wszechmogącego. Słowa te mają kolosalne znaczenie, ponieważ oznaczają jednoznaczne poparcie moralne (i rozgrzeszenie) dla tych wszystkich, którzy domagają się sprawowania Mszy Wszechczasów obecnie. Był to wielki gest wielkiego papieża wobec przyszłych pokoleń – obdarzenie ich wielkim, niewzruszonym dobrodziejstwem Mszy Wszechczasów.

Dlaczego Msza Wszechczasów jest nazywana „nadzwyczajną formą rytu rzymskiego”? Moim zdaniem „nadzwyczajną formą rytu rzymskiego” jest „nowa Msza”, zaś Msza Wszechczasów – która jest z katolikami od początku istnienia Kościoła – powinna być nazywana „zwykłą, normalną formą rytu rzymskiego”…

Tak powinno być, ale papież Benedykt XVI – natrafiając na gigantyczny opór w swoich staraniach o uwolnienie Mszy – musiał z tego jakoś wybrnąć. Zafundował więc Kościołowi koegzystencję dwóch rytów. To jest sytuacja bez precedensu. Ale chciał Mszę uwolnić, a nowej nie mógł znieść nakazując biskupom i prezbiterom porzucenie mszału z 1969 r. To zresztą nie byłoby skuteczne. Zapewne nie byłoby wykonane.

Dlaczego dzisiaj należy dostać zgodę na możliwość odprawiania Mszy Wszechczasów? Co Watykan chce w ten sposób osiągnąć?

Formalnie do wprowadzenia dekretu Traditionis custodes nie trzeba było na to żadnej zgody – ani ordynariusza miejsca, ani Watykanu. Każdy kapłan miał prawo dokonać wyboru zgodnie z motu proprio Summorum Pontificum Benedykta XVI, które było wspaniałym prezentem dla wiernych. Problem polega na tym, że w praktyce episkopaty niemiecki a najwyraźniej jego śladem też polski zawęziły interpretację Summorum Pontificum w sposób krańcowy. Odprawienie Mszy „trydenckiej” publicznie wymagało ujawnienia się grupy wiernych, która poprosi musi o zgodę biskupa (ordynariusza miejsca), ten zaś poruczy to konkretnemu duszpasterzowi. Oczywiście obowiązuje zasada opcji przy celebrowaniu przez kapłana prywatnych Mszy św. Tak oto każdy kapłan mógł odprawić, z którego Mszału chce. Miało to kolosalne znaczenie, ale ocena skuteczności Summarum Potificum w zakresie uzdrowienia Kościoła nie może być jednoznacznie optymistyczna. Dalej nie ustawały restrykcje i powtarzane bywało to samo zgrane hasło o „rozbijaniu jedności” za sprawą powrotu do tego co było przed rewolucją soborową. I tak przyszło Traditionis custodes, które powraca do wymogu zgody ordynariusza miejsca.

Dlaczego „powrót do tego co było przed rewolucją soborową” w ocenie progresistów, modernistów i wszelkiej maści liberałów jest niemożliwy? Przecież na zdrowy rozum nie byłoby takiego zamieszania, takich podziałów, takich niekończących się sporów, gdyby pozwolono środowiskom tradycji i wiernym chcącym uczestniczyć we Mszy Wszechczasów, że tak powiem „żyć własnym życiem”. A tak wraz z kolejnymi represjami w stosunku do nich mamy do czynienia z coraz głębszymi podziałami i rozbijaniem tzw. jedności, o którą rzekomo „postępowi” katolicy walczą…

Ci wszyscy, którzy dokonali rewolucji, albo wierzą w sens tej rewolucji – bronią jej zdobyczy i zakazują powrotu do tego co było przed nią. To oczywiste, ponieważ taka jest logika rewolucji. Nie ma mowy o żadnych ustępstwach i kroku wstecz. Tak było przez wieki, tak jest i obecnie.

Wielokrotnie podkreślał Pan w naszych rozmowach, że Mszy Świętej „nie tworzy się za biurkiem”, jednak nasi Czytelnicy zwracali uwagę, że w taki właśnie sposób – za biurkiem – powstała tzw. nowa Msza po II Soborze Watykańskim…

Tak było. Usuwano na ogromną skalę treści będące w mszale. Zmieniono ofertorium. Dano nowe czytania. Wymyślono nowe tzw. modlitwy eucharystyczne. Nakazano ustawić stoły. Potem zezwolono na komunię na rękę. Narzucono koncelebrę.

Rozmawiałem z wieloma kapłanami na temat zmian liturgicznych po II Soborze Watykańskim. Wielu z nich podkreślało, że na pewno na plus należy zaliczyć możliwość sprawowania Mszy Świętej w językach narodowych. Niestety wielu z nich tutaj zakończyło wymienianie „plusów”. Czy wyobraża Pan sobie Mszę Wszechczasów sprawowaną nie po łacinie, tylko po polsku?

Powiem wprost, gdyby tylko zmieniono język liturgii, ale już nie wprowadzono tych wielkim innowacji i skróceń – nie byłoby tak źle. Ale na języku rewolucja się nie zatrzymała.

Ja jednak nie uważam, że łacina jest przeszkodą w czasach, kiedy nie ma analfabetów. Mamy ogromną ilość ludzi pseudo-wykształconych, wypuszczanych przez pseudo-uczelnie, ale jednak nie analfabetów.

Na marginesie: lewicowy rząd w Polsce obecnej przekształca szkoły w fabryki analfabetów, ale to temat na inną dyskusję.

Skoro doszło do sytuacji, że nie ma analfabetów (jak dotychczas) –  to każdy może przeczytać sobie w mszaliku jaka jest treść kolekty, czy introitu. Nie powinien narzekać. Ja zresztą nie słyszałem, aby w Kościele przed rokiem 1962 gdzieś pisano petycje czy urządzano manifestacje, aby wymusić porzucenie łaciny.

Notabene łacina ma potężny wpływ na kulturę człowieka. Człowiek, który nie kojarzy z tego języka ani słowa, nie wie co znaczą słowa Sursum corda! na frontonie bazyliki św. Krzyża w Warszawie. Nie rozumie co znaczą słowa modlitwy maryjnej Sub Tuum praesidium. Z niczym mu się nie będzie kojarzyć tytuł noweli Żeromskiego „Ponad śnieg bielszym się stanę”. Itd.

I jeszcze jedno. Wstrząsające i wspaniałe wrażenie robi np. taka uroczystość w Rzymie jaką była uroczysta proklamacja dogmatu o Wniebowzięciu Najśw. Maryi Panny 1 listopada 1950 r. Olbrzymie tłumy śpiewały najpierw litanię loretańską po łacinie przy procesji obrazu „Salus Populi Romani” z Santa Maria Maggiore na Plac Św. Piotra. Potem kiedy Najwyższy Kapłan opuszczał to miejsce – Salve Regina. To byli ludzie z całego świata. Łączył ich w modlitwie jeden język. Nikt mi nie przetłumaczy, że to nie  było bardzo ważne. Dzisiaj oczywiście już niemożliwe.

Dlaczego zdecydowano, że Ołtarz ma zostać zastąpiony stołem?

Jest to skopiowane z protestanckich koncepcji sprawowania tzw. pamiątki Pana, co powinna sprawować (czy nawet celebrować) wspólnota. Musi więc ona gromadzić się wokół stołu. Problem ten jest logiczny i jasny. Tyle tylko, że liturgia to adoracja Stwórcy a nie manifestacja samozadowolenia ludzi.

Dlaczego na „nowej Mszy” kapłan prawie zawsze stoi plecami do Tabernakulum, w którym ukryty jest Najświętszy Sakrament? Podkreślam „prawie zawsze”, ponieważ sam uczestniczyłem w „nowych” Mszach Świętych, w których kapłan stał plecami do wiernych i odprawiał nowy ryt „po trydencku”. Czemu jednak miała służyć ta zmiana?

Ustawienie stołu zakłóciło przestrzeń sakralną, jaką jest prezbiterium. Celebrans nie może zachowywać się inaczej, jak stać za stołem, a więc tyłem do tabernakulum. Problemu o który Pan pyta – nie da się rozwiązać, jeżeli przyjmiemy, że ustawienie stołu ma pozostać jako innowacja nienaruszalna. A takie jest z pewnością przekonanie władz Kościoła dzisiaj.

Niestety coraz częściej można spotkać się z głosami, że „nowa Msza” jest nieważna; że to żadna Msza, tylko jakaś protestancka herezja; że nie dochodzi podczas jej sprawowania do Przeistoczenia etc. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?

Jest nieważna, jeśli naruszona została materia lub forma sakramentu. To Kościół mówił zawsze. Jest też nieważna, kiedy celebrans nie ma intencji, o czym już mówiłem. Jeżeli wyłania się ksiądz, który mówi wyraźnie, że zmartwychwstanie dokonało się nie jako fakt historyczny tylko przeżycie duchowe apostołów to musimy przyjąć, że najpewniej jest o człowiek niewierzący. Jeżeli jego ordynariusz przynajmniej go nie suspenduje, to znaczy że pozwala mu sprawować sakramenty (zapewne nieważnie). Taką sytuację mamy wówczas ponad wszelką wątpliwość.  Zresztą – nadmienię – wyłonił się w Polsce ksiądz, który napisał obszerną książkę, z której jasno wynika, że nie wierzy w zmartwychwstanie. Nie będę wymieniał nazwisk. Ale reklamuje go „Tygodnik Powszechny”. Chce ten człowiek notabene uzyskać nawet habilitacje, ale przy trzech negatywnych recenzjach w przewodzie chyba mu się to na razie nie uda…

Czy w pierwszych latach obowiązywania w Kościele „nowej Mszy” mieliśmy do czynienia z taką ilością różnych nadużyć, a nawet profanacji i bluźnierstw, jak mamy do czynienia obecnie? Przecież praktycznie nie ma dnia, żebyśmy nie mogli znaleźć informacji o kolejnych kapłanach, którzy z Mszy Świętej robią jakiś show, jakiś event, jakieś dziwne zgromadzenie, w którym nie chodzi o oddanie czci Panu Bogu, tylko o dobrą zabawę…

W Polsce na pewno nie. Bronił kultu Wielki Prymas. Na Zachodzie – tak. Obecnie – po krótkim interludium papieża Ratzingera – występuje niewątpliwie przyzwolenie dla takich innowacji o jakich Pan mówi. One się nasilają. Stłumienie tego jawi się zgoła niemożliwe. Na pewno zaś nie jest do wyobrażenia bez stosowania przez Stolicę Apostolską (i ordynariuszy) sankcji karnych dla winnych nadużyć. No, ale skoro np. metropolita wiedeński odważył się usprawiedliwiać nikczemną profanację Ostatniej Wieczerzy przez tzw. kochających inaczej przy otwarciu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu – to czego tu oczekiwać?

Coraz częściej słyszymy głosy, że Watykan dąży do całkowitego zakazu sprawowania Mszy Wszechczasów. Jeśli tak się stanie, to co będzie to oznaczać dla Kościoła i dla wiernych? Zapytam wprost: czy może czekać nas nowa wielka schizma?

Jeżeli to nastąpi – będzie zwieńczeniem rewolucji, która trwa. Ale moim zdaniem nie zdoła to stłumić pragnienia licznych ludzi, aby się uświęcać i żyć dla Boga. To nie będzie możliwe, nawet kiedy wzmogą się prześladowania. Rozłamy są możliwe. Nie wiemy oczywiście na jaką skalę przybrać mogą postać jawną i formalną. Bo to że są faktycznie – nie ulega wątpliwości.  

Wraz z pomysłami całkowitego zakazu sprawowania Mszy Wszechczasów pojawiają się pomysły stworzenia nowych rytów, np. rytu ekologicznego. Czy oznacza to, że czeka nas kolejna rewolucja liturgiczna?

Tak. Wiem o tym. Słyszałem, że główny motyw tzw. mszy ekologicznej to ceremonia wnoszenia ziemi w jakieś donicy, czy miednicy do świątyni, aby za tę ziemię Bogu podziękować. No cóż. Nie mam zwyczaju obracać wielkich problemów w żarty, ale może skończymy tę rozmowę żartobliwie. A skoro tak, to doradzałbym tym, którzy tę maskaradę przygotowują, aby wykorzystali jeszcze tak ważne symbole historyczne jak sierp i młotek. Sierp to przecież symbol rolnictwa, młotek to godło klasy robotniczej. Cóż więcej potrzeba…

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Liturgia Novus Ordo stała się rytuałem religii zupełnie odmiennej nawet od tej ogłoszonej przez Sobór Watykański II

Mosebach: Franciszek rządzi błędnie i sprzecznie.gloria

Niemiecki pisarz Martin Mosebach rozmawiał z “La Verità” (7 lipca) o Mszy św. w rycie rzymskim. Kluczowe punkty.

– W każdej liturgii lub religii treść i forma, w jakiej jest ona przedstawiana, są ze sobą nierozerwalnie związane. Jeśli zmienia się forma, zmienia się również treść.
– Wierzymy tylko w niewielkim stopniu głową. Wiara w konsekrowaną hostię jest okazywana przez klękanie itp. Tłumienie form czci, począwszy od Pawła VI, znacznie osłabiło wiarę w Eucharystię. W wielu przypadkach wiara nawet zanikła, nawet bez zmiany doktryny.

– Dla młodych ludzi rozpad religii na niezobowiązujące rozmowy duszpasterskie nie wystarcza. Szukają oni doświadczenia religijnego we Mszy rzymskiej. Hierarchowie oskarżają młodych katolików o ekstremizm religijny, nie biorąc pod uwagę powodów, które prowadzą młodych ludzi do Mszy Świętej.

– Modlitwa kapłana, skierowana do wspólnoty, a nie do ołtarza, jak to było w całej historii Kościoła, jawi się jako dyskurs ze wspólnotą, a nie modły skierowane do Boga. Już sama ta zmiana orientacji przekształca modlitwę w coś zupełnie innego.

– Liturgia Novus Ordo stała się rytuałem religii zupełnie odmiennej nawet od tej ogłoszonej przez Sobór Watykański II, która wciąż była związana z dwutysięczną tradycją Kościoła: Stała się religią antropocentryczną, a nie teocentryczną.

– Franciszek rządzi nieregularnie i często sprzecznie. Tworzy atmosferę, w której wszystko wydaje się możliwe. Nie ma to już żadnego związku z Depositum Fidei.

– Tradycyjna liturgia umożliwiła kiedyś odbudowę historii w długim okresie politycznej i kulturowej ruiny, w epoce migracji i wczesnego średniowiecza.

– Nowa kultura może pochodzić tylko ze skarbu Kościoła. Tak jak drzewo czerpie soki z korzeni, aby uformować nowy pień i wydać owoce, tak nasze społeczeństwo musi czerpać siłę do własnego odrodzenia z liturgii, modlitwy i tradycji religijnej.

Obraz: Martin Mosebach © Dtv Verlagsgesellschaft, CC BY-SA,

Bp Athanasius Schneider: Tradycyjna Msza święta [trydencka] to skarb Kościoła. Musi zostać zachowany dla przyszłych pokoleń.

Bp Athanasius Schneider: Tradycyjna Msza święta to skarb Kościoła. Musi zostać zachowany dla przyszłych pokoleń

pch24/bp-athanasius-schneider-tradycyjna-msza-swieta-to-skarb-kosciola

Tradycyjna Msza święta wzrastała z Kościołem przez wieki a nawet przez tysiąclecia. To skarb, który bezpiecznie, jasno i pięknie wyraża autentyczną katolicką wiarę. Dlatego musi istnieć w Kościele i zostać przekazany następnym pokoleniom, mówi bp Athanasius Schneider.

Ten ryt wzrastał przez stulecia, a nawet przez tysiąclecia. Dojrzewała w nim cała miłość i wiara Kościoła. Dojrzała w nim naprawdę w pełni. Została wyrażona rytualnie w treści, w modlitwie, we wierze w Eucharystii. Ten ryt nie został stworzony ani wynaleziony przez jakąś komisję, ale wzrastał, począwszy od Apostołów aż po XX wiek – powiedział bp Schneider w rozmowie z niemieckim kanałem youtube’owym „Certamen – DE”.

Osiągnął swoją pełną postać na długo przed Soborem Trydenckim. Czasami nazywa się go błędnie Mszą trydencką. To nie jest Msza trydencka. Mamy teksty, manuskrypty, na długo sprzed Soboru Trydenckiego, gdzie Ordo Missae jest identyczny. To oznacza, że Sobór Trydencki niczego nie zmienił. Nie chciał zresztą niczego zmieniać. Wprost przeciwnie; panowała wówczas swoista anarchia, również w obszarze liturgii. Wiele diecezji dokonywało zmian liturgicznych, coś wprowadzało, panował nieporządek. Reformacja protestancka przypuściła atak na wiarę w Eucharystię. Dlatego Sobór Trydencki poprosił papieża, by przedłożył całemu Kościołowi i uczynił obowiązkowym ryt rzymski, a więc jedną z najbezpieczniejszych form wyrazu katolickiej wiary w Eucharystii, ryt sprawdzony i tradycyjny. Chciano w ten sposób zakończyć chaos w liturgii i dać bezpieczne normy przeciwko nowinkom protestantów. Dlatego nazwałbym ten ryt «stałą formą rytu rzymskiego». Stała, a zatem trwała forma – wskazał bp Athanasius Schneider.

Jak dodał biskup, znamy teksty z początku II tysiąclecia, a zatem już z XI wieku, gdzie ryt Mszy świętej jest identyczny z tym, którą znamy jako tradycyjny ryt Mszy świętej. Przypomniał, że ta Msza święta była sprawowana przez niezliczonych świętych, uformowała niezliczonych świętych, stanowiła dla nich duchową ojczyznę. Tradycyjny ryt Mszy świętej nie powstał zresztą nagle na początku II tysiąclecia. Mamy dokumenty już z IX wieku, gdzie zawarty jest kanon ze wszystkimi znakami krzyża i ze wszystkimi rubrykami, tak, jak my go dziś znamy. Już w VI wieku papież Grzegorz Wielki pisał, że kanon należy odmawiać po cichu.

Z tego względu Kościół nie powinien porzucać tej formy, ale ją przechować i przekazać następnym pokoleniom – powiedział biskup. – Jest to jedna z najbezpieczniejszych, najjaśniejszych i najpiękniejszych form wyrazu naszej wiary. Dlatego ta forma Mszy świętej musi istnieć w Kościele dalej – dodał.

Bp Athanasius Schneider mówił też o decyzji papieża Franciszka z 2021 roku ograniczającej możliwość sprawowania tradycyjnej Mszy świętej.

Trzeba powiedzieć, że tak zwane motu proprio Traditionis custodes to niezwykle smutny dokument. Przejdzie do historii Kościoła jako wielkie nadużycie urzędu ze strony papieża. Papież nie otrzymał władzy od Jezusa, by umniejszać albo znosić Tradycję. Żaden papież nie może swobodnie dysponować wielkim skarbem tysiącleci, tradycyjną formą Mszy świętej. To nie leży w jego gestii. Papież nie jest wszechmocny. Także dla niego są granice. Tradycja jest granicą. To przekaz [wiary] wyznacza papieżowi granice: tutaj nie masz żadnej mocy. Dostrzegam w tej kwestii bardzo ciężkie nadużycie władzy urzędu przez papieża, który źle wykorzystuje swoją władzę. Papież bardzo wyraźnie ograniczył praktykę tej starodawnej formy Mszy świętej tym wiernym, którzy, by tak rzec, już się do niej przyzwyczaili – powiedział.

[Papież] ogłosił nową formę Mszy świętej za jedyny wyraz wiary w Eucharystię, modlitwy, lex credendi. To nie jest właściwe. Jest to niezgodne z zasadą przekazywania wiary. Papież jest związany tą zasadą. Mamy nadzieję, że ten dokument będzie mieć krótki żywot, tak jak to działo się już z niektórymi dokumentami w historii Kościoła. Mamy nadzieję, że w przyszłości jakieś papież przywróci w całej pełni tradycyjną i trwałą formę Mszy świętej – podsumował.

Źródło: Certamen – DE Pach

Pope Francis Wages Unjust War on the Latin Mass

Pope Francis Wages Unjust War on the Latin Mass

by Luiz Sérgio Solimeo francis-wages-unjust-war-on-the-latin-mass

Shortly after returning from his Africa trip (January 31–February 5, 2023), where he celebrated a Zaire rite Mass to the sound of drums and dances,1 Pope Francis hastened to take another step to hinder even further the celebration and attendance of the traditional Latin Mass.

On February 20, Arthur Cardinal Roche, Prefect of the Dicastery for Divine Worship, signed a rescript in which the pope confirmed the new rules for implementing his July 16, 2021 motu proprioTraditionis custodeson the celebration of the Latin Mass.2

According to the rescript, a bishop must request authorization from the Dicastery for Divine Worship in the following cases:

  1. allowing the celebration of the Latin Mass in parish churches;
  2. establishing personal parishes for the celebration of the Latin Mass;
  3. granting permission for this celebration to priests ordained after July 16, 2021 (the publication date of Traditionis custodes).3

The decree further tightens restrictions on celebrating the traditional Mass because the dicastery headed by Cardinal Roche—a sworn enemy of the improperly called “Tridentine Mass”—will not grant those permissions easily. The goal is to abolish once and for all the traditional Mass, which is of apostolic origin.4

Destroy the Traditional Mass to Impose “Tribalist” Liturgy?

Contrary to the opinion of many, however, this virtual abolition of the Mass of the ages is not intended to leave Pope Paul VI’s Novus Ordo Mass as the only valid rite in the Latin Church.

There is every indication that Pope Francis prefers an “inculturated” and “tribalist” liturgy consistent with the idolatrous worshipping of Pachamama – Mother Earth5 held in Vatican gardens and inside St. Peter’s Basilica in October 2019.6

That is not pure speculation. As already said, during his recent trip to the Democratic Republic of Congo, Pope Francis celebrated Mass “according to the Zaire Use of the Ordinary Form of the Roman Rite.”7 The so-called “Zaire Use of the Ordinary Form of the Roman Rite is an inculturated Mass formally approved in 1988 for the dioceses of what was then known as the Republic of Zaire.”8

By celebrating this “inculturated rite,” Pope Francis signaled once more where he is heading. As he wrote in a preface to a book on the Zairean Rite, “The Zairean Rite suggests a promising way also for the possible elaboration of an Amazonian Rite.”9 He said he hopes this liturgical “inculturation” work “can help to move in this direction.”10

An Amazonian rite is not the only one being prepared. “The Diocese of San Cristóbal, in the south of Mexico, will send Pope Francis a proposal to include in Catholic masses indigenous Mayan rites such as dance, music and the participation of women.11

Incorporating Pagan Rituals Into the Holy Sacrifice of the Mass

In the nineteenth and twentieth centuries, when European missionaries were laboring to convert African peoples to the Catholic Faith, the Mass they celebrated was the Latin Mass. In the second half of the twentieth century, however, missionaries started to succumb to the inculturation ideology. This ideology seeks to adapt the liturgy of the Holy Sacrifice of the Mass to African or indigenous pagan rituals or, alternatively, to incorporate into the Mass elements of today’s secularist “pop” culture.12

Belgian Franciscan, created the famous “Luba Mass” with drums and tribal-style singing. A recording of this “Mass” was disseminated and heard worldwide, inspiring similar celebrations.13

Pope Francis’s Strange Mercy

Pope Francis has a peculiar conception of mercy. For example, he receives homosexual “couples” and allows himself to be filmed while embracing and cordially conversing with them, as in the Washington, D.C. Apostolic Nunciature. He invites a same-sex female couple to the Vatican, one of whom presents herself as a man and poses for a picture with them.14

There are no reports that the pope urged them to repent for offending God and to convert, as authentic mercy would require. One of the spiritual works of mercy is to “admonish sinners” to abandon their sins.

In contrast, Pope Francis shows acrimony and bad humor when priests, seminarians or laypeople strive to follow the traditional Church Magisterium. He ridicules them with insults like “rigid,” “Pelagians,” “Gnostics,” and the like.15 He does the same with those who want to celebrate or participate in the Latin Mass.

Waging Unjust War on the Traditional Latin Mass

Here is how Franca Giansoldati, the Vatican expert for the Roman newspaper Il Messaggero, reported on the rescript’s publication: “Pope Francis declares war on Latin Masses: from now on only if authorized by the Vatican. The feared crackdown on Latin Masses, already abundantly reduced, controlled and subjected to the evaluations of individual bishops, has arrived.”16

Pope Francis’s actions and words speak for themselves. They amount to war (an unjust war at that) against the most sacred and sublime thing the Church Militant has to offer God—the unbloody renewal of the sacrifice of Calvary. Pope Francis is trying to eradicate the Holy Sacrifice of the Mass as the apostles and Tradition have bequeathed it to us in the Roman Rite.17

  1. See, “Apostolic Journey to the Democratic Republic of Congo and South Sudan (31 January – 5 February 2022),” Vatican.va, //www.vatican.va/content/photogallery/en/eventi/rdcongo-sudsudan2023.html; Gerard O’Connell, “Pope Francis Preaches Peace to One Million Congolese People at Zaire Rite Mass,” AmericaMagazine.com, Feb. 1, 2023, //www.americamagazine.org/politics-society/2023/02/01/pope-francis-congo-mass-victims-244638#.
  2. See “Rescriptum ex audientia Ss.mi,” Vatican.va, Feb. 21, 2023, //press.vatican.va/content/salastampa/it/bollettino/pubblico/2023/02/21/0150/00323.html; See also Gerard O’Connell, “Pope Francis Reaffirms Bishops Must Get Vatican Approval to Allow Latin Mass,” //www.americamagazine.org/faith/2023/02/21/pope-francis-latin-mass-restrictions-244776.
  3. See O’Connell, “Pope Francis Reaffirms.”
  4. See Msgr. Klaus Gamber, The Reform of the Roman Liturgy: Its Problems and Background (Una Voce Press-The Foundation for Catholic Reform, 1993), 24.
  5. See “Pachamama,” Wikipedia.org, accessed Feb. 28, 2023, //en.wikipedia.org/wiki/Pachamama#Etymology.
  6. See Luiz Sérgio Solimeo, “Having Worshipped Pachamama, Pope Francis Now Disparages Mary’s Co-Redeeming Role,” TFP.org, Dec. 23, 2019, //www.tfp.org/having-worshipped-pachamama-pope-francis-now-disparages-marys-co-redeeming-role/.
  7. Hannah Brockhaus, “1 Million Attend Joyful Mass With Pope Francis in Democratic Republic of Congo,” CatholicNewsAgency.com, Feb. 1, 2023, //www.catholicnewsagency.com/news/253515/1-million-attend-joyful-mass-with-pope-francis-in-democratic-republic-of-congo.
  8. Brockhaus, “1 Million Attend.” (Our emphasis.)
  9. Paul Samasumo,  “Pope Francis: The Zairean Rite Is a “Promising Model” for the Amazon,” VaticanNews.va, Dec. 1, 2020, Pope Francis: The Zairean Rite is a “promising model” for the Amazon – Vatican News.
  10. Debora Donnini, “O Papa: o rito zairense ‘caminho promissor’ para um rito amazônico,” VaticanNews.va, Dec. 1, 2020, //www.vaticannews.va/pt/papa/news/2020-12/papa-o-rito-zairense-caminho-promissor-para-um-rito-amazonico.html.
  11. Peter Kwasniewski, “Mexican Bishops Will Ask Pope to Include Mayan Rites in Catholic Masses: Zaire Was Just the Start,” Rorate-Caeli.blogspot.com, Mar. 3, 2023, //rorate-caeli.blogspot.com/2023/03/mexican-bishops-will-ask-pope-to.html
  12. On the inculturation of native customs, see Plinio Corrêa de Oliveira, Indian Tribalism: The Communist-Missionary Ideal for Brazil in the Twenty-First Century, TFP.org, accessed Feb. 28, 2023, //www.tfp.org/indian-tribalism-the-communist-missionary-ideal-for-brazil-in-the-twenty-first-century/.
  13. See “Missa Luba,” Wikipedia.org, accessed Feb. 25, 2023, //en.wikipedia.org/wiki/Missa_Luba#References.
  14. See Marissa Marchitelli, “Pope Francis Hugs US Gay Couple at Vatican Embassy,” BBC.com, Oct. 2, 2015, //www.bbc.com/news/av/world-us-canada-34428408; Jesús Bastante, “El transexual recibido por el Papa: ‘Muchos obispos te hacen agachar la cabeza y pedir perdón por existir,’” ElDiario.Es, Oct. 2, 2016, //www.eldiario.es/sociedad/diego-neria-existe-obispos-haciendo_128_3815505.html.
  15. See “Holy Mass Homily of His Holiness Pope Francis; St. Peter’s Basilica Third Sunday of Ordinary Time, 23 January 2022,” Vatican.va, //www.vatican.va/content/francesco/en/homilies/2022/documents/20220123_omelia-domenicadellaparoladidio.html; “The Pope Francis Bumper Book of Insults,” accessed Mar. 4, 2023, The Pope Francis Little Book of Insults (popefrancisbookofinsults.blogspot.com).
  16. Franca Giansoldati, “Papa Francesco dichiara guerra alle messe in latino: d’ora in poi solo se autorizzate dal Vaticano,” IlMessaggero.it, Feb. 21, 2023, //www.ilmessaggero.it/vaticano/papa_francesco_messa_latino_solo_autorizzata-7244578.html.
  17. For an in-depth study of the 1969 Novus Ordo Mass, besides the already cited Msgr. Klaus Gamber, see Arnaldo Xavier da Silveira, Two Timely Issues: The New Mass and the Possibility of a Heretical Pope (Spring Grove, Penn.: The Foundation for a Christian Civilization, Inc., 2022); Fr. Joseph de Sainte-Marie, O.C.D., L’Eucharistie, salut du monde: Études sur le saint sacrifice de la messe (Paris: Éditions du Cèdre, 1982).

Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami. + Carlo Maria Viganó

Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami. + Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

https://remnantnewspaper.com/web/index.php/articles/item/6252-vigano-s-open-letter-to-the-bishop-of-novara-for-suspending-the-traditional-mass

Najczcigodniejszy Ekscelencjo,

Wasza niedawna decyzja o zawieszeniu celebracji Liturgii trydenckiej w kościele w Vocogno i w kaplicy San Biagio w Dolinie Ossola (Piemont, Włochy) wywołała wielkie rozgoryczenie u tysięcy wiernych i u kapłanów przywiązanych do Rytu Tradycyjnego. Po latach stosowania Motu Proprio Summorum Pontificum, chłód z jakim wykonaliście zalecenie Traditionis Custodes wzbudził głębokie oburzenie, pomimo tego, że Kodeks Prawa Kanonicznego daje Ordynariuszom możliwość odstąpienia od tego.

Rozumiem, że Wasza rola jako biskupa i Następcy Apostołów jest wystawiona na próbę pod  presją oczywistego autorytaryzmu stosowanego przez Rzym. Rozumiem również, że mając do wyboru posłuszeństwo wobec dyktatu Rzymu i ochronę świętych praw wiernych, najbardziej ludzkim wyborem jest ten, który w innych czasach doprowadził Don Abbondio do współudziału w bezprawiu Don Rodrigo i Innominato.

(Arcybiskup odnosi się tutaj do włoskiej powieści historycznej Narzeczeni- dop. tłumacza. Więcej  https://pl.wikipedia.org/wiki/Narzeczeni ]

Ta Msza nie może się odbyć, bo tego chcą możni tego świata.
“Kościół miłosierdzia” stosuje swoją władzę za pomocą  przymusu, który zawodzi, gdy powinien być użyty do uzdrowienia sytuacji o wiele poważniejszych czyli odchyleń teologicznych, aberracji moralnych, świętokradztw i nierządu w liturgii. Obrazu hierarchii doskonale dopełnia to stare porzekadło; silni wobec słabych, słabi wobec silnych. Jest to dokładne przeciwieństwo tego, co przyrzekaliście robić jako biskup.
Wielokrotne apele o parezję (https://pl.wikipedia.org/wiki/Parezja) i synodalność są codziennie dezawuowane przez autorytarne decyzje, motywowane klerykalizmem,  tak często  potępianym w słowach. Jakąż to okropną zbrodnię popełnili wierni z Vocogno i San Biagio, aby zasłużyć na pozbawienie ich tradycyjnej Mszy, która została uznana przez Benedykta XVI za “nigdy nie zniesioną”, ale dziś jest anulowana jako przyczyna podziałów, ponieważ jest sprzeczna z eklezjologią SW II? Gdzie podziała się słynna hermeneutyka ciągłości? Gdzie jest troska o lud Boży i wsłuchiwanie się, o których tak wielu biskupów mówi na synodzie o synodalności?
W Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskim wyznajemy, że Kościół jest jeden, święty, katolicki i apostolski. Jest jeden nie tylko terytorialnie, ale także na przestrzeni czasu i wydarzeń. Wierny katolik jest w komunii nie tylko z Kościołem swoich czasów, ale koniecznie musi być w komunii z Kościołem wszystkich czasów: z Kościołem katakumb, Konstantyna, Świętego Bernarda, Świętego Piusa V i Błogosławionego Piusa IX. 

Lex credendi – i wyrażająca go lex orandi – nie może być podatne na zafałszowania podyktowane najnowszymi modami lub okolicznościami. Jeśli jednak lex orandi zrodzone w modernistycznym umyśle Annibale Bugniniego jest uznawane za jedyny liturgiczny wyraz “Kościoła soborowego”, oznacza to, że wyrażana przez nie doktryna jest inna – jest przeciwna – nauce naszego Pana przekazanej Apostołom, przekazywanej przez wieki i wiernie strzeżonej przez Kościół katolicki.

Jeśli to zerwanie z Tradycją jest uznane i przyznane przez samego projektodawcę Traditionis Custodes, to stawia to “kościół soborowy” poza Tradycją katolicką, eliminując tym samym wszelką prawowitą władzę do promulgowania praw sprzecznych z celami, dla których Pan tę władzę  ustanowił.
Nie wiem, czy Wasza Ekscelencja podziela tę wizję i czy uważa Świętą Mszę trydencką za nie do pogodzenia i obcą dla “kościoła synodalnego”. Wydaje mi się, że Wasza decyzja, poza tym, że jest wyrazem władzy biskupiej, która została oderwana od obowiązku strzeżenia depositum fidei, pokazuje niepokojące oddalenie od Ciała Kościelnego, jest ofiarą zmienności i idiosynkrazji Hierarchii, która realizuje swój własny program ideologiczny bez najmniejszej nawet troski o konsekwencje, jakie może on wywołać.
 W rezultacie otrzymujemy bardzo niepochlebny obraz Pasterzy, w których rerum novarum cupiditas [chciwość nowości] bezkarnie depcze niezmienne Magisterium Kościoła, słuszne prawa kapłanów i duchowe potrzeby wiernych; którzy, jak Wiecie, nie proszą swego biskupa o nic innego, jak tylko o pozwolenie na swobodne korzystanie z obrządku, który od wieków jest modlitewnym głosem Kościoła i którego sześćdziesiąt lat porażek i aberracji nie może uczynić nielegalnym tylko dlatego, że wydobywa na jaw oszustwa i fałszerstwa.
Zastanawiam się, jaką naukę wyciągną wierni diecezji Novara – a także miliony tradycyjnych wiernych na całym świecie – z tego autorytarnego użycia władzy przeciwko celom, z których czerpie ona swoją legitymizację. Niezależnie od tego, czy podporządkują się rozkazowi, który uznają za niesprawiedliwy, czy też sprzeciwią się mu w imię posłuszeństwa Bogu, a nie ludziom, autorytet pasterzy będzie całkowicie zdyskredytowany, ponieważ to, czego wczoraj Kościół nauczał i co zalecał, dziś jest pogardzane i zakazane przez osoby sprawujące funkcje kierownicze w Kościele, a to, co wcześniej było uważane za sprzeczne z nauczaniem Chrystusa, teraz jest wskazywane jako wzór do naśladowania.
Jaki zarzut można by postawić księżom i wiernym przywiązanym do usus antiquior, którzy – prawie wszyscy bez przekonania i jedynie z konformizmu – pogodziliby się z narzuceniem Novus Ordo? To, że pragną adoracji Boga? Poprawności i stosowności w celebracji? Niezrównanego bogactwa tradycyjnych tekstów liturgicznych w porównaniu z celową pustką obrządku zreformowanego? Tęsknoty za tym, by zobaczyć chwałę dworu niebieskiego antycypowaną tu na ziemi? Pobożnej kontemplacji Męki Chrystusa w miejsce hałaśliwej braterskiej agape, w której Pan jest tylko alibi dla celebrowania samych siebie? Co jest tak nieznośnego, tak godnego pożałowania w chęci modlenia się świętymi słowami przekazywanymi nam przez dwa tysiące lat Wiary?
Wierni i kapłani z Vocogno, podobnie jak wszyscy katolicy rozproszeni po diecezjach na całym świecie, znajdą sposób na ucieczkę od tych dyktatów, podobnie jak to miało miejsce w czasach herezji ariańskiej, w czasie Pseudo-Reformacji czy w czasie schizmy anglikańskiej. Ich cierpienie z powodu pozbawienia niezbywalnego prawa jest testem wierności, który czyni ich miłymi Bogu, podobnie jak to, co robili  duchowni w czasach Terroru we Francji. Nie wierzcie jednak, że przekonacie ich do nowego obrządku, albo że nagniecie ich determinację pozostania wiernymi religii ojców. Co najwyżej będziecie mogli przeszkodzić im w korzystaniu z pociechy, jaką daje codzienna Msza Święta, lub z asystowania przy funkcjach liturgicznych w niedziele i święta, ale to wszystko nie będzie sprzyjać ani harmonii wśród wiernych, ani ich szacunkowi dla władzy kościelnej.
Czas pokaże, że mają rację, jak to zawsze miało miejsce w wydarzeniach, które przeciwstawiały katolicką ortodoksję wyznawaną przez prostych ludzi, heretyckim odchyleniom narzuconym przez błądzącą lub zniewoloną władzę. Sąd Boży również udowodni ich rację i będziesz musiał zdać przed nimi relację z własnej pracy jako biskup. Nie będzie Cię sądził Sanhedryn bergogliański, ani Komisja Duszpasterska, ani fałszywi przyjaciele, którzy wspierają Cię w tej już przegranej walce o utrzymanie w ryzach skompromitowanej narracji soborowej.
Uważam zatem, że zbawienna refleksja nad Rzeczami Ostatecznymi i Waszym wiecznym przeznaczeniem jest jak najbardziej wskazana, także biorąc pod uwagę Wasz wiek i nieuchronność spotkania ze Sędzią Sprawiedliwym. Jeśli wierzycie, że działaliście i działacie zgodnie z wolą Bożą, nie macie się czego obawiać: możecie nadal uważać wiernych i kapłanów z Val d’Ossola za buntowników, możecie zakazać odprawiania tradycyjnych Mszy i zademonstrować całą swoją bezwarunkową uległość wobec obecnie panującej władzy.

Pamiętajcie jednak, że możni tego świata przemijają, a ci, którzy ich popierają i podążają za nimi, skazani są na zapomnienie lub bezwzględne potępienie.
Z nadzieją, że świadomość czasu, jaki pozostał Ci do zasłużenia na wieczną chwałę, pobudzi Cię do cofnięcia się i dokonania aktu prawdziwego Miłosierdzia wobec wiernych powierzonych Twojej opiece, zapewniam Waszą Ekscelencję, że będę o Was pamiętał w Świętej Ofierze Mszy Świętej (oczywiście Św. Piusa V), błagając Parakleta, aby oświecił swoim darem Rady Twoją Najczcigodniejszą Ekscelencję, której pozostaję,

Najbardziej oddany w Chrystusie
+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

tłum. Sławomir Soja
PS. 
Ten list otwarty skierowany jest również do braci biskupów i biskupa ordynariusza Brambilli oraz do wszystkich biskupów, którzy znajdują się pod presją Kurii Rzymskiej, aby systematycznie niweczyć dobroczynne skutki Motu Proprio Summorum Pontificum.

Bp Schneider o tradycyjnej Mszy świętej. „Tysiącletni skarb” nie może zostać zniszczony, ponieważ jest dziełem Ducha Świętego.

Bp Schneider o tradycyjnej Mszy świętej. „Tysiącletni skarb” nie może zostać zniszczony, ponieważ jest dziełem Ducha Świętego.

https://pch24.pl/bp-schneider-o-tradycyjnej-mszy-swietej-tysiacletni-skarb-nie-moze-zostac-zniszczony-poniewaz-jest-dzielem-ducha-swietego/

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Biskup Athanasius Schneider z Kazachstanu zachęca biskupów, księży i ​​wiernych do zachowania przywiązania i wierności do starożytnej liturgii tj. Mszy świętej trydenckiej. Hierarcha powiedział, że ta forma „jest skarbem całego Kościoła”.

Hierarcha wskazał, że tradycyjna Msza święta jest bezcennym darem dla Kościoła i trzeba znaleźć sposób, by ten skarb ochronić i przekazać go następnym pokoleniom. Podkreślił, że należy to uczynić ze względu na miłość do świętej Matki Kościoła, ale również z miłości do honoru Stolicy Apostolskiej.

„To była próba częściowego zniszczenia tradycji liturgicznej. Żaden papież przez 2000 lat ani żaden sobór nie odważył się zreformować sprawdzonego, odwiecznego czcigodnego obrzędu; nikt nie odważyłby się zrobić tego z czymś, co okazało się tak czcigodne i przynoszące owoce” – mówi biskup pomocniczy Astany w Kazachstanie. Na łamach National Catholic Register nie zostało to wprost wskazane, ale można podejrzewać, że ta wypowiedź dotyczy obecnej sytuacji po wprowadzeniu motu proprio Traditionis Custodes.

„Z tych powodów, biskupi, księża i wierni muszą pozostać wierni temu wielkiemu skarbowi Kościoła” – podkreślił bp Schneider. Jeśli tego nie robią i współpracują w egzekwowaniu tych restrykcyjnych środków, to wyrządzają „duchową szkodę Kościołowi, ponieważ utrata takiego skarbu uświęconego przez świętych przez tyle lat byłaby oczywistą szkodą dla duchowego dobra Kościół i za dusze” – mówił biskup z Kazachstanu.

Hierarcha uważa również, że wierni powinni naciskać na swoich biskupów i Stolicę Apostolską, aby ujednolicili lekcjonarz i kalendarz liturgiczny. Jako powód wskazuje, że tradycyjna Msza święta oraz Novus Ordo Missae mają różne czytania i kalendarze liturgiczne.

Biskup zapytany, czy sądzi, że dialog w tej sprawie z papieżem Franciszkiem i kard. Arthurem Roche jest możliwy odparł, że w tej sprawie nie jest optymistą.

Czy sytuacja może się pogorszyć? „Wszystko jest w rękach Opatrzności” – odpowiedział biskup Schneider. „Nawet jeśli Bóg pozwala na takie prześladowanie tego skarbu Kościoła, pozwala na to dla większego dobra, aby nasza wiara została oczyszczona, a prawda po tym kryzysie była jeszcze bardziej widoczna” – wskazuje bp Athanasius Schneider.

Hierarcha przyznał również, że „piękno ofiarnego, adoracyjnego i niezmiennego charakteru Mszy świętej i liturgii powinno być jeszcze bardziej podkreślane, aby w przyszłości żaden papież nie odważył się ponownie dokonać takiej rewolucji – nie w tak drastyczny, rewolucyjny sposób”.

Źródło: ncregister.com

Gdy demon wije się podstępnie między internetem a telewizorem, quærens quem devoret [szukając kogo by pożreć].

O Apostolskiej Mszy Świętej – Orędzie Arcybiskupa Viganò do kapłanów i biskupów

Dilecta Mea [moja miłość] – O  Apostolskiej Mszy Świętej

Serdeczne orędzie abp.Viganò do kapłanów i biskupów

Wy, którzy ośmielacie się zakazywać Apostolskiej Mszy Świętej, czy kiedykolwiek ją odprawialiście? Wy, którzy z wysokości waszych  katedr rozprawiacie o „starej Mszy”, czy kiedykolwiek rozważaliście jej modlitwy, jej obrzędy, jej starożytne i święte gesty? W ciągu ostatnich kilku lat, sam zadawałem sobie to pytanie wiele razy. Choć znałem tę Mszę od najmłodszych lat; choć nauczyłem się do niej służyć i odpowiadać celebransowi w czasach gdy nosiłem jeszcze krótkie spodenki, prawie o niej zapomniałem i ją utraciłem. Introibo ad altare Dei.

Klęczałem w zimie na lodowatych stopniach ołtarza, przed wyjściem do szkoły, pociłem się w gorące letnie dni w moich ministranckich szatach, a jednak zapomniałem tę Mszę, choć była to Msza moich święceń kapłańskich 24 marca 1968 roku. Była to epoka, w której można już było dostrzec oznaki rewolucji, która wkrótce potem miała pozbawić Kościół jego najcenniejszego skarbu, narzucając na jego miejsce fałszywy rytuał.

Cóż, ta Msza, którą reforma soborowa zlikwidowała i zakazała w pierwszych latach mojego kapłaństwa, pozostała jako odległe wspomnienie, jak uśmiech ukochanej osoby, spojrzenie zaginionego krewnego, dźwięki niedzielnych dzwonów, przyjazne głosy bliskich krewnych. Było też coś, co miało związek z nostalgią, młodością, entuzjazmem tej epoki, w której zmiany w Kościele miały dopiero nadejść, a w której wszyscy chcieliśmy wierzyć, że dzięki nowej duchowej energii świat może otrząsnąć się z następstw drugiej wojny światowej i zagrożenia komunizmem. Wydawało nam się, że dobrobytowi ekonomicznemu może w jakiś sposób towarzyszyć moralne i religijne odrodzenie naszego narodu [włoskiego]. Wydawało nam się tak, pomimo rewolucji 1968 roku, agresji terytorialnych, terroryzmu, Czerwonych Brygad czy kryzysu na Bliskim Wschodzie. Tym sposobem, pośród niezliczonych obowiązków kościelnych i dyplomatycznych, wykrystalizowało się w mojej pamięci wspomnienie czegoś, czemu w rzeczywistości nie poświęcałem wiele uwagi, co było „chwilowo” odłożone na bok przez dziesięciolecia. Coś, co cierpliwie czekało, z pobłażliwością, na jaką stać tylko Boga.

Moja decyzja o ujawnieniu skandali wśród amerykańskich hierarchów i samej Kurii Rzymskiej była okazją, która sprawiła, że ponownie zacząłem rozważać, już w innym świetle, nie tylko moją rolę jako Arcybiskupa i Nuncjusza Apostolskiego, ale także istotę mojego kapłaństwa. Moja posługa, najpierw w Watykanie, a potem w Stanach Zjednoczonych, sprawiła, że w pewien sposób stało się ono niepełne,  bardziej skierowane na samo bycie księdzem niż na posługę kapłańską.

A to, czego do tej pory nie rozumiałem, stało się dla mnie jasne dzięki nieoczekiwanym okolicznościom, kiedy to moje osobiste bezpieczeństwo wydawało się zagrożone i znalazłem się, wbrew mojej woli, w sytuacji, w której musiałem żyć niemal w ukryciu, z dala od pałaców Kurii. To właśnie wtedy to błogosławione odosobnienie, które dziś uważam za rodzaj powołania zakonnego, doprowadziło mnie do ponownego odkrycia Mszy Świętej trydenckiej. Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym zamiast posoborowego ornatu założyłem tradycyjne szaty liturgiczne z ambrozjańskim cappino i manipularzem. Przypominam sobie strach, jaki odczuwałem wypowiadając ponownie po pięćdziesięciu prawie latach, modlitwy z Mszału. Słowa psalmu Judica me, Deus, Munda cor meum ac labia mea, nie były już słowami ministranta czy młodego seminarzysty, ale słowami celebransa, mnie, który po raz kolejny, a śmiem twierdzić, że po raz pierwszy, celebrował przed Trójcą Przenajświętszą. Bo choć prawdą jest, że kapłan jest osobą, która żyje przede wszystkim dla innych – dla Boga i dla bliźniego – to równie prawdą jest, że jeśli nie ma świadomości własnej tożsamości i nie pielęgnuje własnej świętości, to jego apostolstwo jest jałowe jak cymbał brzmiący.

Wiem dobrze, że te refleksje mogą pozostawić wielu niewzruszonymi, a nawet wzbudzić poczucie politowania u tych, którzy nigdy nie doznali łaski odprawiania Mszy Św. wszechczasów. Ale to samo dzieje się, jak sądzę, z tymi, którzy nigdy się nie zakochali i nie rozumieją entuzjazmu i czystej relacji ukochanego do ukochanej, albo z tymi, którzy nie znają radości zatracenia się w jej oczach. Tępy liturgista rzymski, hierarcha w skrojonym na miarę stroju duchownym i z krzyżem pektoralnym w kieszeni, konsultor Kongregacji Rzymskiej z najnowszym egzemplarzem Concilium lub Civiltà Cattolica w zasięgu wzroku, patrzy na Mszę św. Piusa V oczami entomologa [nauka zajmująca się badaniem owadów], analizując tę perykopę tak, jak przyrodnik obserwuje żyłki liścia lub skrzydła motyla. Rzeczywiście, czasami zastanawiam się, czy nie robią tego z aseptycznością patologa, który skalpelem rozcina żywe ciało. Ale jeśli kapłan o minimalnym poziomie życia wewnętrznego zbliży się do Mszy trydenckiej, niezależnie od tego, czy znał ją wcześniej, czy odkrywa ją po raz pierwszy, będzie głęboko poruszony złożonym majestatem obrzędu, jakby wyszedł poza czas i wszedł w wieczność Boga.

Chciałbym, aby moi bracia w biskupstwie i kapłaństwie zrozumieli, że Msza Św. jest z natury boska, ponieważ postrzega się w niej sacrum w sposób naoczny. Jest się dosłownie przeniesionym do Nieba, do obecności Trójcy Przenajświętszej i na dwór niebieski, z dala od zgiełku świata. Jest to pieśń miłosna, w której powtarzanie znaków czci i świętych słów nie jest w żaden sposób bezużyteczne. Podobnie  jak matka nigdy nie przestaje całować swojego syna, a ukochana nigdy nie przestaje mówić mężowi „kocham cię”.

Tam zapomina się o wszystkim, ponieważ wszystko, co się w niej mówi i śpiewa, jest wieczne, wszystkie gesty, które się w niej wykonuje, są odwieczne, są poza historią, ale zanurzone w kontinuum, które łączy Wieczernik, Kalwarię i ołtarz, na którym sprawowana jest Msza. Celebrans nie zwraca się do zgromadzonych, starając się być zrozumiałym, miłym, czy też sprawiać wrażenie nowoczesnego; zwraca się raczej do Boga: a przed Bogiem jest tylko poczucie nieskończonej wdzięczności za przywilej, że może nieść ze sobą modlitwy ludu chrześcijańskiego, radości i smutki tak wielu dusz, grzechy i niedociągnięcia tych, którzy błagają o przebaczenie i miłosierdzie, wdzięczność za otrzymane łaski i modlitwy za naszych drogich zmarłych. Jest się samotnym, a jednocześnie czuje się wewnętrznie zjednoczonym z nieprzebranym zastępem dusz, które to uczucie przekracza czas i przestrzeń.

Kiedy odprawiam Mszę Św. Apostolską, myślę o tym, jak na tym samym ołtarzu, konsekrowanym relikwiami Męczenników, tylu Świętych i tysiące kapłanów, używało tych samych słów, które ja wypowiadam, powtarzało te same gesty, wykonywało te same ukłony, nosiło te same szaty liturgiczne. Ale przede wszystkim, przyjmowało Komunię Świętą z tym samym Ciałem i Krwią naszego Pana, do którego wszyscy zostaliśmy upodobnieni, składając Najświętszą Ofiarę. Kiedy odprawiam Mszę Świętą wszechczasów, w najbardziej wzniosły i pełny sposób uświadamiam sobie prawdziwe znaczenie tego, czego uczy nas doktryna. 

Działanie in persona Christi nie jest mechanicznym powtarzaniem jakiejś formuły, ale świadomością, że moje usta wypowiadają te same słowa, które Zbawiciel wypowiedział nad chlebem i winem w Wieczerniku; że wznosząc Hostię i Kielich do Ojca, powtarzam Ofiarę, jakiej Chrystus dokonał z siebie na Krzyżu; że przyjmując Komunię świętą, spożywam tę Ofiarę i karmię się samym Bogiem, a nie uczestniczę w jakimś przyjęciu. Wtedy cały Kościół jest ze mną: Kościół Triumfujący, który  jednoczy się z moją modlitwą błagalną, Kościół Cierpiący, który oczekuje na nią, aby skrócić pobyt dusz w czyśćcu, i Kościół Walczący, który umacnia się w codziennej walce duchowej.

Jeśli jednak, jak to wyznajemy zgodnie z naszą wiarą, nasze usta są rzeczywiście ustami Chrystusa, jeśli nasze słowa podczas konsekracji są rzeczywiście słowami Chrystusa, jeśli ręce, którymi dotykamy świętej Hostii i kielicha są rękami Chrystusa, jakiż szacunek powinniśmy mieć dla naszego własnego ciała, zachowując je czystym i nieskażonym? Jaka może być lepsza zachęta do trwania w łasce Bożej? Mundamini, qui fertis vasa Domini. [Bądźcie czyści, którzy nosicie naczynia Pańskie] i ze słowami Mszału: Aufer a nobis, quæsumus, Domine, iniquitates nostras: ut ad sancta sanctorum puris mereamur mentibus introire. [Zgładź nieprawości nasze, prosimy Cię Panie, abyśmy do przybytku najświętszego, z czystym sercem mogli przystąpić.]

Teolog powie mi, że jest to powszechna doktryna, i że Msza właśnie tym jest, niezależnie od obrządku. Nie przeczę temu, racjonalnie rzecz ujmując. Ale podczas gdy celebracja Mszy trydenckiej jest nieustannym przypomnieniem nieprzerwanej ciągłości dzieła Odkupienia usianego Świętymi i Błogosławionymi wszystkich czasów, to wydaje mi się, nie dzieje się tak samo w przypadku obrządku zreformowanego. Gdy patrzę na stół versus populum, widzę tam ołtarz luterański lub stół protestancki.

Gdy czytam słowa ustanowienia Ostatniej Wieczerzy w formie narracji, słyszę modyfikacje z Common Book of Prayer Cranmera i nabożeństwa Kalwina. Gdy przeglądam zreformowany kalendarz, zauważam, że ci sami święci, którzy ogłaszali heretykami twórców Pseudoreformy, zostali z niego usunięci. To samo odnosi się do pieśni śpiewanych pod sklepieniem kościoła, które przeraziłyby angielskiego czy niemieckiego katolika: słyszącego hymny autorstwa tych, którzy mordowali ich kapłanów i deptali Najświętszy Sakrament w pogardzie dla „papistowskiego zabobonu”.

Powinniśmy zrozumieć przepaść, jaka istnieje między katolicką Mszą a jej soborowym falsyfikatem. Nie mówiąc już o języku: pierwszymi, którzy znieśli łacinę, byli heretycy, w imię umożliwienia ludowi lepszego zrozumienia obrzędów; ludowi, który oszukiwali, kwestionując objawioną Prawdę i propagując błąd. W Novus Ordo wszystko jest profanacją. Wszystko jest chwilowe, wszystko przypadkowe, wszystko warunkowe, zmienne i ulegające zmianie. Nie ma nic z tego, co wieczne, ponieważ wieczność jest niezmienna, tak jak niezmienna jest wiara. Tak jak Bóg jest niezmienny.

Powinniśmy zrozumieć przepaść, jaka istnieje między katolicką Mszą a jej soborowym falsyfikatem.

Jest jeszcze jeden aspekt tradycyjnej Mszy Świętej, który chciałbym podkreślić, a który łączy nas ze Świętymi i Męczennikami z przeszłości. Od czasów katakumb aż po ostatnie prześladowania, gdziekolwiek kapłan odprawia Najświętszą Ofiarę, nawet na strychu czy w piwnicy, w lesie czy w stodole, a nawet w furgonetce, jest w mistycznej komunii z zastępem heroicznych świadków wiary, a wzrok Trójcy Przenajświętszej spoczywa na tym zaimprowizowanym ołtarzu, wszystkie zastępy anielskie kłaniają się przed nim w adoracji; wszystkie dusze czyśćcowe wpatrują się w niego.

Także przez to, a zwłaszcza przez to, każdy z nas może zrozumieć, jak Tradycja tworzy nierozerwalną więź między wiekami, nie tylko w zazdrosnym strzeżeniu tego skarbu, ale także w stawianiu czoła próbom, które ta więź za sobą pociąga, aż do śmierci. W obliczu tego, arogancja obecnego tyrana, z jego obłąkańczymi dekretami, powinna nas umocnić w wierności Chrystusowi i dać nam odczuć, że jesteśmy integralną częścią Kościoła wszystkich czasów, ponieważ nie możemy zdobyć palmy zwycięstwa, jeśli nie jesteśmy gotowi do bonum certamen [dobrej walki]. 

W Novus Ordo wszystko jest profanacją

Chciałbym, aby moi współbracia odważyli się dokonać rzeczy nie do pomyślenia. Chciałbym, aby zbliżyli się do Mszy Świętej trydenckiej nie po to, aby nacieszyć się koronką alby czy z haftem ornatu, czy też ze względu na zwykłe racjonalne przekonanie o jej kanonicznej prawomocności lub o tym, że nigdy nie została zniesiona; ale raczej z pełną szacunku bojaźnią. Z tą samą bojaźnią, z jaką Mojżesz zbliżył się do płonącego krzewu: wiedząc, że każdy z nas, odchodząc od ołtarza po Ostatniej Ewangelii, jest w jakiś sposób wewnętrznie przemieniony, ponieważ tam zetknął się ze Świętością. Tylko tam, na tym mistycznym Synaju, możemy zrozumieć istotę naszego Kapłaństwa, które jest oddaniem się przede wszystkim Bogu; ofiarą z siebie samego wraz z Chrystusem Ofiarnikiem, na większą chwałę Bożą i dla zbawienia dusz; ofiarą duchową, która czerpie siłę i energię z Mszy Świętej. Jest wyrzeczeniem się siebie, aby ustąpić miejsca Najwyższemu Kapłanowi; znakiem prawdziwej pokory, polegający na unicestwieniu własnej woli i poddaniu się woli Ojca, za przykładem Pana. Jest gestem autentycznej „komunii” ze świętymi, polegającym na wspólnym wyznawaniu wiary i korzystaniu z tego samego obrzędu.

Chciałbym, aby tego „doświadczenia” doznali nie tylko ci, którzy od dziesięcioleci celebrują Novus Ordo, ale przede wszystkim młodzi kapłani i ci, którzy pełnią swoją posługę na pierwszej linii frontu: Msza Św. Piusa V jest dla dusz niepokornych, dla dusz hojnych i heroicznych, dla serc płonących miłością do Boga i bliźniego.

Wiem dobrze, że dzisiejsze życie kapłanów składa się z tysięcy prób, stresów, poczucia osamotnienia w walce ze światem, z obojętności i ostracyzmu przełożonych, z powolnego zużywania się, które odciąga od skupienia, od życia wewnętrznego i od wzrostu duchowego. I wiem bardzo dobrze, że jest to poczucie bycia oblężonym, znalezienia się w sytuacji żeglarza, który jest sam i musi przeprowadzić statek przez burzę. Nie jest to tylko udziałem tradycjonalistów czy postępowców, ale jest wspólnym losem tych wszystkich, którzy ofiarowali swoje życie Panu i Kościołowi. Każdy z nich mierzy się z własnymi nieszczęściami, z problemami ekonomicznymi, nieporozumieniami z biskupem, krytyką ze strony współbraci, a także wymaganiami wiernych. Bywają też godziny samotności, w których obecność Boga i Dziewicy Maryi wydają się znikać, tak jak w „Nocy ciemnej” Św. Jana od Krzyża. Quare me repulisti? Et quare tristis incedo, dum affligit me inimicus?[czemu mnie odrzucasz i czemu smutny chodzę, gdy nieprzyjaciel mnie nęka].

Gdy demon wije się podstępnie między internetem a telewizorem, quærens quem devoret [szukając kogo by pożreć], wykorzystując nasze zmęczenie odstępstwem. W takich przypadkach, z którymi wszyscy musimy się mierzyć, tak jak nasz Pan w Getsemani, to właśnie w nasze Kapłaństwo chce uderzyć szatan, działając tak przekonująco, jak Salomea przed Herodem, prosząc nas o dar głowy Jana Chrzciciela. Ab homine iniquo, et doloso erue me [wybaw mnie od człowieka fałszywego i podstępnego]. W tej próbie wszyscy jesteśmy tacy sami: ponieważ zwycięstwo, które chce odnieść nieprzyjaciel, nie odnosi się tylko do biednych dusz ochrzczonych, ale także do Chrystusa Kapłana, którego namaszczenie nosimy.

Z tego powodu, dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, Msza Święta trydencka jest jedyną kotwicą ratunku katolickiego kapłaństwa, ponieważ w niej kapłan odradza się każdego dnia w tym uprzywilejowanym czasie intymnego zjednoczenia z Trójcą Przenajświętszą i z niej czerpie niezbędne łaski, aby nie popaść w grzech, aby postępować na drodze świętości i aby na nowo odkryć zdrową równowagę, z którą może stawić czoła swojej posłudze.

Każdy, kto uważa, że wszystko to można zlikwidować jako kwestię czysto ceremonialną lub estetyczną, nie zrozumiał nic z własnego powołania kapłańskiego. Ponieważ Msza Święta „wszechczasów” – i rzeczywiście taka jest, ponieważ odwiecznie była zwalczana przez Wroga – nie jest uległą kochanką, która ofiarowuje się komukolwiek, ale raczej zazdrosną i czystą Oblubienicą, tak zazdrosną jak Pan. 

Czy chcesz się podobać Bogu, czy temu, który cię od Niego oddala? Podstawa tego pytania jest zawsze taka sama: wybór pomiędzy łagodnym jarzmem Chrystusa a kajdanami niewoli Jego przeciwnika. Odpowiedź ukaże się wam w sposób jasny i klarowny w chwili, gdy i wy, zachwycając się tym ogromnym skarbem, który był przed wami ukryty, zrozumiecie, co to znaczy sprawować Najświętszą Ofiarę nie jako żałośni „przewodniczący zgromadzenia”, ale raczej jako „słudzy Chrystusa i szafarze tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1).

Weźcie do ręki Mszał, poproście o pomoc znajomego kapłana i wejdźcie na Górę Przemienienia: Emitte lucem tuam et veritatem tuam: ipsa me deduxerunt, et adduxerunt in montem sanctum tuum, et in tabernacula tua. [Ześlij światłość swoją i prawdę swoją, one mnie poprowadzą i przywiodą na świętą górę Twoją, aż do przybytków Twoich]. Jak Piotr, Jakub i Jan, będziecie wołać: Domine, bonum est nos hic esse – „Panie, dobrze, że tu jesteśmy” (Mt 17,4). Albo słowami Psalmisty, które celebrans powtarza na Offertorium: dilexi decorem domus tuæ, et locum habitationis gloriæ tuæ. [Umiłowałem Panie piękność domu Twego, stałe mieszkanie Twojego majestatu.]

Gdy ją odkryjecie, nikt nie będzie w stanie odebrać wam tego, przez co Pan nie nazywa was już sługami, lecz przyjaciółmi (J 15, 15). Nikt nigdy nie będzie w stanie przekonać was do wyrzeczenia się Go, zmuszając was do zadowolenia się Jego fałszywym obrazem, które zrodziły zbuntowane umysły. Eratis enim aliquando tenebræ: nunc enim lux in Domino. Ut filii lucis ambulate. „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu. Postępujcie więc jak dzieci światłości” (Ef 5, 8). Propter quod dicit: Surge qui dormis, et exsurge a mortuis, et illuminabit te Christus. „Dlatego mówi: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a Chrystus cię oświeci” (Ef 5, 14).

+Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

2 stycznia 2022
Najświętszego Imienia Jezus

—————-

Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Remnant  (January 14, 2022) – „THE LATIN MASS: Viganò Remembers What Francis Wants Us to Forget”

„To, co Bóg dał Kościołowi, zwycięży, a to, co do tego dodaje człowiek, marnie się kruszy” – arcybiskup Viganò o „pontyfikacie” Bergoglio

Vos estis qui justificatis vos coram hominibus:
Deus autem novit corda vestra:
quia quod hominibus altum est,
abominatio est ante Deum.

Powiedział więc do nich: «To wy właśnie wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w oczach Bożych.» (Łk 16:15)

Czytając Responsa ad Dubia, opublikowane niedawno przez Kongregację Kultu Bożego, zastanawiamy się, jak nisko musiała upaść Kuria Rzymska, aby z takim serwilizmem wspierać Bergoglio w okrutnej i bezwzględnej wojnie przeciwko najbardziej uległej i wiernej części Kościoła. Nigdy, w ostatnich dziesięcioleciach tego tak bardzo poważnego kryzysu w Kościele, władza kościelna nie okazała się tak zdecydowana i surowa. Nie czyniła tego w stosunku do heretyckich teologów, którzy zarażają papieskie uniwersytety i seminaria; nie czyniła tego w stosunku do cudzołożących księży i hierarchów; nie czyniła tego, przykładnie karząc uwikłanych w skandale biskupów i kardynałów. Jedynie wobec wiernych, księży i zakonników,  proszących tylko o możliwość odprawiania Mszy Świętej  trydenckiej, nie ma litości, nie ma miłosierdzia, nie ma inkluzywności. Fratelli tutti?

Nigdy wcześniej, jak dopiero za tego „pontyfikatu”, nadużycia władzy kościelnej nie były tak bardzo odczuwalne. Nawet wtedy, gdy Paweł VI poświęcił dwa tysiące lat lex orandi na ołtarzu Vaticanum II, narzucając Kościołowi obrządek równie wieloznaczny, co obłudny. To narzucenie, które obejmowało zakaz odprawiania Mszy w starożytnym rycie i prześladowanie dysydentów, miało przynajmniej alibi w postaci iluzji, że ta zmiana być może poprawi szanse katolicyzmu w obliczu coraz bardziej zsekularyzowanego świata.

Dzisiaj, po pięćdziesięciu latach straszliwych klęsk i czternastu latach Summorum Pontificum, to marne uzasadnienie nie tylko nie ma już racji bytu, ale upada w konfrontacji z faktami. Wszystkie nowości, które przyniósł Sobór okazały się szkodliwe. Opustoszały kościoły, seminaria i klasztory; zniszczono powołania kapłańskie i zakonne; pozbawiono katolików wszelkich duchowych, kulturalnych i obywatelskich bodźców. Upokorzono Kościół Chrystusowy i zepchnięto Go na margines społeczeństwa, czyniąc go żałosnym w jego niezdarnych próbach przypodobania się światu. I odwrotnie, odkąd Benedykt XVI próbował uzdrowić ten vulnus (ranę), uznając pełne prawa dla tradycyjnej liturgii, wspólnoty związane z Mszą św. Piusa V pomnożyły się, seminaria instytutów Ecclesia Dei rozrosły się, wzrosła liczba powołań, zwiększyła się częstotliwość uczestnictwa wiernych, a życie duchowe wielu młodych ludzi i wielu rodzin znalazło nieoczekiwany impuls.

Jaką naukę należało wyciągnąć z tego „doświadczenia Tradycji”, na które powoływał się także Abp Marcel Lefebvre? Najbardziej oczywista i zarazem najprostsza: . Dusza nie zaślepiona ideologicznym szałem przyznałaby się do popełnionego błędu, starając się naprawić szkody i odbudować to, co w międzyczasie zostało zniszczone, przywrócić to, co zostało porzucone. Ale to wymaga pokory, nadprzyrodzonego spojrzenia i ufności w opatrznościową interwencję Boga. Wymaga to również świadomości ze strony pasterzy, że są oni szafarzami dóbr Pańskich, a nie ich panami. Nie mają prawa do prywatyzowania tych dóbr, ukrywania ich ani zastępowania własnymi wynalazkami. Muszą ograniczyć się do strzeżenia ich i udostępniania wiernym, sine glossa (bez dodatków), wraz z ciągłą myślą, że będą musieli odpowiadać przed Bogiem za każdą owcę i każde jagnię z Jego stada. Apostoł napomina: „Hic iam quæritur inter dispensatóres, ut fidélis quis inveniátur” – A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny. (1 Kor 4, 2).

Responsa ad Dubia są zgodne z Traditionis Custodes i wyjaśniają dywersyjną naturę tego „pontyfikatu”, w którym uzurpuje się najwyższą władzę Kościoła, aby osiągnąć cel diametralnie różny od tego, dla którego nasz Pan ustanowił władzę Świętych Pasterzy i Swojego Wikariusza na ziemi. Jest to władza indocile (nieposłuszna) i buntownicza wobec Tego, który ją ustanowił i który ją legitymizuje. Władza, w którą wierzy się fide solutus(poprzez niedoinformowanie), że tak powiem, zgodnie z zasadą wewnętrznie rewolucyjną, a zatem heretycką.

Nie zapominajmy: Rewolucja rości sobie prawo do władzy, która usprawiedliwia się samym faktem bycia rewolucyjną, wywrotową, spiskową i sprzeczną w stosunku do legalnej władzy, którą zamierza obalić. Władzy, która, gdy tylko przychodzi do wypełniania swojej roli,  sprawowana jest na sposób  despotyczny i  autorytarny, dlatego, że nie jest uznawana ani przez Boga, ani przez lud.

Pozwólcie, że wskażę na porównanie między dwiema pozornie oderwanymi od siebie sytuacjami. Tak jak w obliczu pandemii odmawia się skutecznego leczenia, narzucając bezużyteczną „szczepionkę”, która w rzeczywistości jest szkodliwa, a nawet śmiertelna, tak samo w sposób zawiniony odmówiono wiernym Mszy trydenckiej, prawdziwego lekarstwa dla duszy, w momencie bardzo poważnej zarazy moralnej, zastępując ją Novus Ordo. Lekarze nie wywiązują się ze swego obowiązku, choć środki lecznicze są łatwo dostępne, a zamiast tego narzucają chorym i zdrowym eksperymentalne serum, uparcie je podając mimo dowodów jego całkowitej nieskuteczności i wielu negatywnych skutków.

Podobnie kapłani, którzy są lekarzami duszy, zdradzają swoje pełnomocnictwo, chociaż nieomylny „lek” jest łatwo dostępny, sprawdzony od ponad dwóch tysięcy lat, a oni robią wszystko, aby ci, którzy doświadczyli jego skuteczności, nie mogli go używać do leczenia z grzechu.

W pierwszym przypadku osłabia się lub niszczy mechanizmy obronne ciała, aby stworzyć chronicznie chorych pacjentów, którzy będą zależni od koncernów farmaceutycznych.

W drugim przypadku osłabia się mechanizmy obronne duszy poprzez narzucanie mentalności światowej i poprzez odrzucenie wymiaru nadprzyrodzonego i transcendentnego, aby pozostawić dusze bezradne wobec ataków diabła. Jest to również właściwa odpowiedź tym, którzy twierdzą, że należy stawić czoła kryzysowi religijnemu, nie biorąc pod uwagę równoległego do niego kryzysu społecznego i politycznego, ponieważ właśnie dwutorowość tego ataku czyni go tak strasznym i ujawnia, że jest on kierowany przez ten sam zbrodniczy umysł.

Nie chcę się zagłębiać w szczegóły tego „delirium Responsa”: wystarczy po prostu znać ratio legis (cel przepisu), aby móc odrzucić Traditionis Custodes jako dokument ideologiczny i dywersyjny, sporządzony przez ludzi mściwych i nietolerancyjnych, pełnych próżnej ambicji i pełny rażących błędów kanonicznych. Jest to dokument zmierzający do zakazania obrządku kanonizowanego przez dwa tysiące lat świętych i papieży, a na jego miejsce narzucenia fałszywego, skopiowanego od luteran i poprawionego przez modernistów obrządku, który w ciągu pięćdziesięciu lat spowodował straszliwą katastrofę w ciele Kościoła i który właśnie z powodu swojej niszczycielskiej skuteczności nie może dopuszczać żadnych wyjątków. Nie chodzi tu tylko o winę, ale także o złośliwość i podwójną zdradę zarówno Boskiego Prawodawcy, jak i wiernych.

Biskupi, kapłani, zakonnicy i świeccy ponownie muszą dokonać wyboru: albo Kościół katolicki i 2000 lat niezmiennej doktryny, albo Kościół soborowy i bergogliański, z jego błędami i zsekularyzowanymi obrzędami. Dzieje się to wszystko w paradoksalnej sytuacji, w której Kościół katolicki i jego falsyfikat zbiegają się w tej samej Hierarchii, a wierni czują, że muszą być jej posłuszni jako wyrazowi autorytetu Boga, a jednocześnie muszą być jej nieposłuszni jako zdradzieckiej i buntowniczej.

To prawda, że nie jest łatwo być nieposłusznym tyranowi. Jego reakcje są bezlitosne i okrutne; ale o wiele gorsze były prześladowania, jakie musieli znosić w ciągu wieków katolicy. Stawiali czoła arianizmowi, ikonoklazmowi, herezji luterańskiej, schizmie anglikańskiej, purytanizmowi Cromwella, masońskiemu sekularyzmowi we Francji i Meksyku, sowieckiemu komunizmowi, komunizmowi w Hiszpanii, w Kambodży, w Chinach… .

Ilu biskupów i księży zostało zamęczonych, uwięzionych i wygnanych? Ilu zakonników zmasakrowanych, ile kościołów zbezczeszczonych, ile ołtarzy zniszczonych? A dlaczego to wszystko się stało? Ponieważ święci słudzy Pańscy nie chcieli wyrzec się najcenniejszego skarbu, jaki dał nam nasz Pan: Mszy Świętej. Mszy, której On nauczył odprawiać Apostołów, którą Apostołowie przekazali swoim Następcom, której strzegli i odnawiali Papieże, a która zawsze była w centrum piekielnej nienawiści wrogów Chrystusa i Kościoła. Myśl, że ta sama Msza Święta, dla której misjonarze byli wysyłani na ziemie protestanckie, a księża więzieni w łagrach i  ryzykowali dla Niej życiem, dziś jest zakazana przez Stolicę Apostolską, jest powodem bólu i oburzenia, a także obrazą dla Męczenników, którzy bronili tej Mszy do ostatniego tchu. Ale te rzeczy mogą zrozumieć tylko ci, którzy wierzą, którzy kochają i którzy mają nadzieję. Tylko ci, którzy żyją Bogiem.

Ci, którzy ograniczają się do wyrażenia zastrzeżeń lub krytyki wobec Traditionis Custodes i Responsa, wpadają w pułapkę przeciwnika, ponieważ w ten sposób uznają prawomocność przestępczego i nieważnego prawa, pożądanego i ogłoszonego w celu upokorzenia Kościoła i jego wiernych. Wszystko na przekór „tradycjonalistom”, którzy jedynie ośmielili się sprzeciwić heterodoksyjnym doktrynom potępianym aż do Soboru Watykańskiego II, który uczynił je swoimi i które dziś stały się znakiem pontyfikatu Bergoglia. Traditionis Custodes i Responsa muszą być po prostu zignorowane, odesłane do nadawcy. Należy je zignorować, ponieważ jest jasne, że ich intencją jest ukaranie katolików, którzy pozostają wierni Panu Bogu, rozproszenie ich i doprowadzenie do ich unicestwienia.

Jestem przerażony służalczością tak wielu kardynałów i biskupów, którzy, aby przypodobać się Bergoglio, depczą prawa Boże i dusze powierzone ich opiece, i którzy okazują swoją niechęć do liturgii „przedsoborowej”, uważając, że zasługują za to na publiczną pochwałę i aprobatę Watykanu. Do nich skierowane są słowa Pana: „Uważacie się za sprawiedliwych wobec ludzi, lecz Bóg zna wasze serca: to, co się wywyższa przed ludźmi, jest obrzydliwe przed Bogiem” (Łk 16, 15).

Spójną i odważną odpowiedzią w obliczu tyranii władzy kościelnej musi być opór i nieposłuszeństwo wobec tego niedopuszczalnego rozkazu. Pogodzenie się z tym kolejnym uciskiem oznacza dodanie kolejnego precedensu do długiej serii dotychczasowych tolerowanych nadużyć, a własne służalcze posłuszeństwo będzie przyznaniem się do traktowania władzy jako celu samego w sobie.

Koniecznym jest, aby Biskupi, Następcy Apostołów, sprawowali swoją świętą władzę, w posłuszeństwie i wierności wobec Głowy Mistycznego Ciała, aby położyć kres temu kościelnemu zamachowi stanu, który dokonuje się na naszych oczach. Wymaga tego honor papiestwa, które dziś narażone jest na dyskredytację i upokorzenie przez tego, który zasiada na Tronie Piotrowym. Wymaga tego dobro dusz, których zbawienie jest suprema lex Kościoła. Wymaga tego chwała Boża, w stosunku do której nie można tolerować żadnego kompromisu.

Polski Arcybiskup, Jan Paweł Lenga, powiedział, że nadszedł czas na katolicką kontrrewolucję, jeśli nie chcemy, by Kościół zatonął pod herezją i wadami najemników i zdrajców. Obietnica Non prævalebunt (nie przemogą) w najmniejszym stopniu nie wyklucza odważnego i stanowczego działania. Wręcz przeciwnie, prosi i domaga się takiego działania od biskupów i kapłanów, a także od świeckich, którzy jeszcze nigdy tak jak dziś nie byli traktowani przedmiotowo, mimo durnowatych nawoływań do actuosa participatio (czynne uczestnictwo) i podkreślania ich roli w Kościele. Zauważmy: klerykalizm osiągnął swoje apogeum za „pontyfikatu” tego, który z hipokryzją nie robi nic innego, jak tylko ją piętnuje.

+ Carlo Maria Viganò, Arcybiskup

W Narodzenie Pańskie 2021

Tłum. Sławomir Soja

https://www.bibula.com/?p=130420 Źródło: The Remnant (January 2, 2022) – „Viganò on the “Responsa ad Dubia” of Traditionis Custodes”

Masońska dewastacja katedry Notre-Dame dokonana rękami biskupów. To “polit-poprawny Disneyland”.

Jan Pospieszalski o „planach przebudowy”.

Rewolucja i masońskie rządy pierwszych republik na potęgę niszczyły kościoły. Katedra Notre-Dame cudem uniknęła całkowitej dewastacji. Dziś masońskie dzieło zniszczenia dokonywane jest rękami biskupów Paryża. Ale czy należy się dziwić? Przykład idzie z góry – mówi Jan Pospieszalski na antenie PCh24TV, komentując nieoficjalne plany przebudowy katedry Notre-Dame w Paryżu. 

Gdy stoję w katedrze, patrzę na to co mnie otacza, rozbrzmiewa w mym umyśle hymn Gloria i przypominam sobie, że pierwszą podstawą i powinnością naszej egzystencji jako chrześcijanina jest oddanie Bogu czci i dziękczynienie. Bo katedra to przede wszystkim Dom Boga, ale również miejsce sprawowania Eucharystii, która nie jest tylko pamiątką, ale urzeczywistnieniem Ofiary Jezusa Chrystusa na Krzyżu, Jego Zmartwychwstaniem i spełnieniem obietnicy, że zostanę z Wami po wszystkie dni aż do skończenia świata. Bo przecież tu również możemy go adorować w Tabernakulum lub Najświętszym Sakramencie – podkreśla dziennikarz i publicysta.

Niestety, jakże inna jest postawa biskupów Paryża – dodaje, komentując przecieki dotyczące planów przebudowy katedry, którą w 2019 r. trawił ogromny []Niewątpliwie celowy, z okrucieństwem zaplanowany. MD] pożar. Brytyjska gazeta Telegraph informuje, że z wnętrza znikną boczne ołtarze oraz prawie wszystkie konfesjonały. Na ścianach wyświetlane będą projekcje zawierające cytaty z Biblii. Ma być również zainstalowana multimedialna ścieżka dla turystów, w której nie zabraknie wątków afrykańskich i azjatyckich. Podsumowując projekt, brytyjski dziennikarz pisze, że „przypomina to jakiś politycznie poprawny Disneyland czy salon, z którego wyrugowano również symbolikę chrześcijańską”.

Dlaczego? Aby nie ranić uczuć przedstawicieli innych wyznań i osób niewierzących – podkreśla Pospieszalski.

Adaptacja w tym kształcie jest jakimś gigantycznym nieporozumieniem, żeby nie powiedzieć szaleństwem. Wnętrze przecież podczas pożaru praktycznie nie uległo zniszczeniu. Wiele elementów ocalało, zatem nie ma żadnych merytorycznych podstaw do aż tak bardzo radykalnej zmiany. Jest też sprzeniewierzeniem się intencji darczyńców, którzy, uwaga, zebrali na rekonstrukcję niebagatelną sumę 1 mld euro – komentuje publicysta. – Po co? Żeby tworzyć jakąś multimedialną galerię? Nie! Oni chcieli odtworzenia tej niezwykłej świątyni w jej oryginalnym, niepowtarzalnym i jedynym w swoim rodzaju kształcie – przypomina.

Autor programu „W Pośpiechu” zwraca uwagę, że adaptacja jest przede wszystkim sprzeczna z funkcją liturgiczną. – Liturgia jest przecież źródłem siły dla każdego z nas, każdej chrześcijańskiej rodziny, parafii i wspólnoty. Zatem pogwałcenie funkcji liturgicznej na rzecz zrobienia jakiegoś multimedialnego parku rozrywki dla turystów, pokazuje tak naprawdę z kim mamy do czynienia – kim są księża i hierarchowie diecezji Paryża – podkreśla.

Rewolucja i masońskie rządy pierwszych republik na potęgę niszczyły kościoły. Katedra Notre Dame cudem uniknęła całkowitej dewastacji. Dziś masońskie dzieło zniszczenia dokonywane jest rękami biskupów Paryża. Ale czy należy się dziwić? Przykład idzie z góry. Jak potraktować motu proprio papieża Franciszka, które radykalnie ogranicza, wręcz eliminuje z praktyki Kościoła powszechnego nadzwyczajny ryt rzymski, tzw. tradycyjną Mszę trydencką. Przecież jest to akt wrogi wobec dziedzictwa Kościoła. Tego rodzaju historie, z którymi mamy do czynienia w Katedrze Notre-Dame i ta decyzja radykalnie ograniczająca możliwość sprawowania mszy trydenckiej to także wrogi akt wobec naszej, katolickiej tożsamości – ocenia.

Źródło: PCh24TV

https://pch24.pl/masonska-dewastacja-dokonana-rekami-biskupow-jan-pospieszalski-o-planach-przebudowy-katedry-notre-dame/