Przyjazd „na studia” stał się wygodnym wytrychem, zapewniającym gościom [tj. nachodźcom md] z nawet najdalszych zakątków globu prawo do pobytu w naszym kraju. Uczelnie masowo ściągają studentów obcego pochodzenia, z których wielu nie uzyskuje dyplomów. Znaczna część jest prawdopodobnie w ogóle niezainteresowana edukacją – ich dokumenty, mające potwierdzać kwalifikacje, nie podlegają żadnej weryfikacji. Znaczna część nie kończy pierwszego roku kształcenia.
„Wyniki rządowego audytu systemu wizowego MSZ i MSWiA nie pozostawiają złudzeń – cudzoziemcy „nadużywają zbyt łatwej rekrutacji na studia w Polsce a ich rzeczywistym celem wjazdu jest znalezienie pracy lub emigracja do innych państw strefy Schengen”, donosi portal rp.pl.
O wykorzystywaniu uniwersytetów do zagwarantowanie sobie pobytu w Polsce mówiło się od dawna – jednak dopiero po kilku latach temat uzyskał uwagę mediów i polityków. Jak świadczą wyniki audytu, mniej niż 60 proc. cudzoziemców przybywających nad Wisłę dociera do 2 roku studiów. „Ich rzeczywistym celem wjazdu jest świadczenie pracy lub emigracja do innych państw strefy Schengen” , czytamy w rządowych doniesieniach.
Od przybywających na studia cudzoziemców nie wymaga się nawet znajomości języka polskiego, w którym mają zdobywać wiedzę. Według autorów audytu najczęściej ściągają ich niepubliczne uczelnie, które weryfikują jedynie wpłacenie czesnego. Wystarczy sypnąć groszem i pobyt w kraju jako „student” zalegalizowany.
Choć audyt nie porusza tego problemu, również uczelnie publiczne na sporą skalę przyjmują obcych studentów. Ich kształcenie pozostaje bowiem bardziej opłacalne, niż edukacja Polaków. Wszystko z powodu większych państwowych dotacji dla uniwersytetów bardziej „umiędzynarodowionych”.
Skąd przybywają rwący się do nauki cudzoziemcy? Przez ostatnie 10 lat przez uniwersytety napłynęło do Polski łącznie ponad 321 tysięcy obcokrajowców, m.in z krajów takich jak Tanzania, czy Papua- Nowa Gwinea. Wśród nich znalazło się 45 tysięcy uczniów z Ukrainy, 12, 4 tysiąca z Białorusi, 4 tysiące z Zimbabwe i z Turcji, 3 tysiące z Indii itd.
W trakcie audytu zaproponowano również działania mające załagodzić problem. Za przyjmowanie obcokrajowców mogłaby zdaniem autorów dochodzenia odpowiadać jedna państwowa instytucja – która sprawdzi kwalifikacje potencjalnych studentów i znajomość języka, w jakim mają pobierać naukę. Wśród propozycji rozwiązań pojawił się także pomysł ograniczeń w zatrudnianiu „studentów” z zagranicy. Padł także postulat uzależnienia przyjęcia na studia od posiadania odłożonych środków na opłatę całości czesnego.
Ile Polska będzie płacić migrantom w ramach paktu migracyjnego? „Kiedy dodamy do tego wyżywienie, mieszkanie i możliwość połączenia rodzin, to wychodzi, że u nas taka rodzina 2+2, będzie miała dochód ok. 10 tys. zł” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jacek Saryusz-Wolski. Były europoseł PiS analizuje regulacje, jakie do naszego prawa wprowadza unijna dyrektywa dotycząca równych świadczeń migrantów w całej UE. „Migranci za te same pieniądze, będą mieli w Polsce wyższy poziom życia” – dodaje polityk i podkreśla, że to ma ich zachęcić do przenoszenia się z Niemiec do Polski.
Zgodnie z przyjętą w maju dyrektywą unijną, dotyczącą norm przyjmowania imigrantów, państwa członkowskie UE mają zapewniać imigrantom porównywalne warunki życia.
Dyrektywa musi zostać przetransponowana do naszego prawa i tym samym stanie się prawem w Polsce obowiązującym — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Jacek Saryusz-Wolski, który opublikował treść dyrektywy w sieci.
Migranci sami będą chcieli przenosić się do Polski
Pieniądze, które migranci mają otrzymywać w Polsce będą duże jak nasze warunki.
Zgodnie z intencją, która jest zawarta w tej dyrektywie, świadczenie na rzecz migranta ma być podobne we wszystkich krajach UE. W Niemczech wynosi ono ok. 500-600 euro. Kiedy dodamy do tego wyżywienie, mieszkanie i możliwość połączenia rodzin to wychodzi, że u nas taka rodzina 2+2 będzie miała dochód ok. 10 tys. zł — stwierdza były europoseł PiS, który w PE pracował przez 4 kadencje. Co to oznacza i kto za to zapłaci?
To będzie wyższy poziom życiowy i mieszkaniowy niż polska średnia płaca. To wszystko odbędzie się na nasz koszt, bo unijnych środków na to nie ma. To Polska będzie musiała to wszystko zafundować — dodaje polityk Prawa i Sprawiedliwości, dla którego skutki takich regulacji są oczywiste.
W sytuacji, kiedy we wszystkich krajach będą te same świadczenia – np. w Polsce i Niemczech – u nas będą one miały znacznie wyższą siłę nabywczą. Ich świadczenia będą miały wyższą siłę nabywczą w kraju relatywnie biedniejszym niż Niemcy. Migranci za te same pieniądze, będą mieli w Polsce wyższy poziom życia. Oznacza to tak naprawdę dodatkową motywację dla nich do tego, aby przepływali z Niemiec do Polski. Tu chodzi o to, aby pozostali w kraju do którego zostali skierowani — nie kryje były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Jacek Saryusz-Wolski skomentował także zachowanie niemieckich służb, które już teraz łamiąc prawo przerzucają do Polski migrantów bez zgody polskich władz.
To jest wolna amerykanka. Według informacji, które widziałem, migranci wysyłani do nas z Niemiec wcale nie przybyli tam z Polski, tylko np. z Holandii i Austrii. Niemcy chcą się z Polakami podzielić migrantami i to nie tylko tymi, którzy przeszli przez nasze terytorium, ale także tymi, którzy przeszli przez terytoria innych krajów — podsumowuje jeden z głównych negocjatorów przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Zapytany dlaczego rząd Tuska nie reaguje na tak bezczelne zachowanie przypomina, że politycy tworzący dziś ten obóz zawsze byli promigracyjni, chcieli iść w głównym unijnym nurcie.
Wszelkie wcześniejsze działania formacji obecnie rządzącej dowodziły, że oni są za relokacją migrantów. Tusk mówił w Radzie Europejskiej, że trzeba przyjmować migrantów, bo inaczej będą konsekwencje. We wszystkich wcześniejszych głosowaniach w PE jego europosłowie poparli pakt migracyjny. Ci politycy osłabiali ochronę granicy wschodniej, byli przeciwko budowie zapory i namawiali do wpuszczania atakujących tę granicę. Pamiętamy przecież słowa, że Polska przyjmie tyle migrantów, ile trzeba. Ich stanowisko było i jest realnie promigracyjne, a sprzeciwy pojawiły się u nich dopiero wtedy, kiedy wszystko było już przesądzone i były pozorem — wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.
W niemieckim rządzie wybuchła afera wizowa. Pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych mieli poinstruować niemieckie ambasady, aby wpuściły tysiące Afgańczyków, Irakijczyków i Pakistańczyków do kraju, mimo iż ci albo w ogóle nie mieli dokumentów, albo były one sfałszowane – donosi niemiecki tygodnik „Focus”.
W ciągu ostatnich pięciu lat kilka tysięcy osób wjechało do Niemiec z niekompletnymi lub w sposób oczywisty sfałszowanymi dokumentami — czytamy na łamach tygodnika. Sprawa trafiła do prokuratury w Berlinie i Cottbusie. Śledztwem objętych jest kilku pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych, którym kieruje polityk Zielonych Annalena Baerbock.
Wjazd bez dokumentów
Ministerstwo twierdzi, że chodzi „zaledwie o dwa tuziny przypadków”. Jak wynika z dziennikarskiego śledztwa magazynu „Focus” było ich jednak znacznie więcej. Nawet kilka tysięcy.
Do kraju wjechali nie tylko Afgańczycy, ale także Syryjczycy, Turcy, Pakistańczycy i obywatele różnych krajów afrykańskich, i to z najwyraźniej zmanipulowanymi dokumentami. W instrukcji MSZ dla ambasad było jasno zaznaczone, że „jeśli nie mają dokumentów, to nie szkodzi” — czytamy na łamach pisma.
Jak wynika z e-maila, do którego dotarli dziennikarze, przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych nalegał, aby pracownik ambasady republiki federalnej w Islamabadzie wydał wizę mężczyźnie, który rzekomo uciekł z Afganistanu. Mimo, że ambasada w Pakistanie jednoznacznie uznała, że paszport Mahammada G. został sfałszowany, otrzymał on wizę na podróż do Niemiec.
Fałszywy paszport, co to robi za różnicę? — miał napisać w e-mailu pracownik MSZ. Jak donosi „Focus”, dochodzenie prokuratury dotyczy kilku pracowników MSZ. Ministerstwo potwierdziło tę informację.
Trzy śledztwa są prowadzone przez prokuratury w Berlinie i Cottbusie. Dotyczą one indywidualnych przypadków, w których pojawiają się pytania dotyczące dokumentów używanych przy wjeździe do kraju — podał resort w oficjalnym komunikacie. Nie jest jasne, ile wiz wydano osobom ze sfałszowanymi dokumentami i ilu z nich przebywa już w Niemczech. Focus pisze o „kilku tysiącach osób”, które przybyły do Niemiec w ciągu ostatnich pięciu lat.
Większość złożyła wniosek o azyl. Byli to przede wszystkim Syryjczycy, Afgańczycy i Turcy — twierdzi „Focus”. Dla Annaleny Baerbock afera wizowa staje się coraz większym problemem. Fakt, że śledztwo zostało rozszerzone, potwierdza to, o czym donoszą media: brak kontroli tożsamości Afgańczyków chcących wjechać do Niemiec było działaniem systematycznym. Motywowanym najwyraźniej ideologicznie.
Hipokryzja
Może warto przy tej okazji przypomnieć jak Berlin zareagował na domniemaną aferę wizową w ubiegłym roku w Polsce. Niemieckie władze zażądały od Polski „szybkiego i pełnego wyjaśnienia” ich zdaniem „poważnych” zarzutów. Wezwały polskiego ambasadora, i domagały się „pilnych wyjaśnień dotyczących liczby wydanych wiz i narodowości osób, którym je przyznano”. A kanclerz Olaf Scholz obwinił Polskę za większą migrację do Niemiec.
Nie chcę, żeby [ludzie] byli przepuszczani z Polski, a potem my mamy dyskusję o naszej polityce azylowej — powiedział. Niemcy naprawdę są bezczelni i zuchwali. Bo jak się okazuje, tych migrantów sami wpuszczali. Przez swoje własne ambasady. A biznes się najwyraźniej kręcił w najlepsze.
Od pewnego czasu ośrodki lewicowej propagandy zwane mediami głównego ścieku rozdzierają szaty z powodu pokazywania zdjęć i filmów przedstawiających nachodźców mających ciemny kolor skóry. Ciemny kolor skóry… a jaki mają mieć kolor skóry Arabowie, Murzyni i Azjaci? Dysfunkcyjne dziwnikarstwo przy aktywnym udziale partyjnego lewactwa z pokazywania nachodźców o ciemnym kolorze skóry usiłuje zrobić „rasizm”.
Są to typowe psychologiczne sztuczki, wirtualne zasieki, w których grzęzną rzekomi lub nieudolni obrońcy polskiej racji stanu. Hucpa z wymyślonym rasizmem ma odwrócić uwagę od pracujących w pocie czoła przemytników oraz od przekraczających granicę od strony Ukrainy przesiedleńców. Ale akurat o tym pani Anna Bryłka, przedstawicielka Konfederacji, słowem się nie zająknie, a mając wielokrotnie okazję zrobić to w mediach, nie raz chowała głowę w piasek gorliwie zaprzeczając: Stop ukrainizacji Polski nie jest hasłem Konfederacji, Stop ukrainizacji Polski nie jest hasłem Konfederacji…
Jeszcze gorzej zachowują się obłudni-lewoskrętni politycy PiS, którzy zapoczątkowali wszystkie destrukcyjne procesy, które teraz, z rosnącą intensywnością, kontynuuje Tusk. Słomianym patriotom wciąż zapatrzonym w cuchnących podsemityzmem lewaków Kaczyńskiego, przypominam:
Zasadniczym podziałem był, jest i pozostanie podział na dobro i zło, prawdę i kłamstwo.
To są główne granice podziału pomiędzy ludźmi prawymi a lewoskrętnymi, pomiędzy prawicą a lewicą. Praworządność stara się nawiązywać (w praktyce) do prawa naturalnego, leworządność (w praktyce) do ideologii antykultury, czerwonego i brunatnego przykrytego zielenią ładu oraz każdej innej aberracji, a w tym idei etnicznej podmiany.
Nieważne jak często i w jakich słowach nieudolny rząd i jego akolici bronić będą polityki otwartych drzwi dla nielegalnej imigracji – matematyka zawsze zadrwi z ich argumentacji.
Cyfry mówią same za siebie, choć media mainstreamu robią wszystko, aby je zataić lub skojarzyć używanie danych statystycznych wprost z faszyzmem. Przykładem jest artykuł jaki niedawno ukazał się w Wyborczej „Przestępczość w Niemczech osiągnęła nowy rekord. Skrajna prawica domaga się radykalnych rozwiązań” Michała Kokota. Tekst, który choć wreszcie przynosi parę niezbitych danych np. o tym, że „obcokrajowcy odpowiadają w Niemczech już za ponad 41 proc. przestępstw”, jednocześnie daje do zrozumienia, że tylko „skrajna prawica” domaga się rozwiązań, tak jakby większość obywateli godziła się znakomicie i oklaskiwała wzrost przestępczości. Oczywiście, pełno nam w tym tekście przemilczeń, bo gdyby wprost napisać, że maleńka mniejszość odpowiada za większość przestępstw od razu czytelnikom włączyłby się w głowie alarm.
Zapewne wkrótce, gdy dotrą do nas pierwsze sygnały o gwałtach czy rozbojach te same mainstreamowe media będą jak ognia ukrywały imię i narodowość sprawcy, co stało się niemal powszechną praktyką w partnerskich mediach „Wyborczej”, dziennikach „EL PAÍS”, „Le Monde” czy „la Repubblica”. W Hiszpanii dziennikarze sympatyzujący z lewicowym rządem sami otwarcie przyznali, że fakty należy zataić, aby uniknąć wzniecania nastrojów ksenofobii w społeczeństwie. Jak to się ma jednak do etosu rzetelnego dziennikarstwa? – nikt nie zgadnie. Dziennikarze wspierający retorykę lewicowego salonu już dawno złożyli uczciwość intelektualną na ołtarzu ideologii. My jednak nie szczędzimy danych statystycznych, z krajów które od lat zmagają się z napływem nielegalnej imigracji i dlatego warto przytoczyć Państwu następujące dane:
„Wielokulturowość pogrąża Barcelonę: prawie 80 proc. przestępstw zostało popełnionych przez obcokrajowców” donosi dziennik „El Debate” w styczniu tego roku cytując dane policyjne. Trzeba przy tym uwzględnić, że w Katalonii obcokrajowcy stanowią zaledwie 16 proc., a popełniają ogromną większość przestępstw.
Marion Marechal, która jako eurodeputowana dołączyła właśnie do grupy EKR w powtarzała miesiąc temu w czasie debat telewizyjnych, że „dziś we Francji co 6 minut dochodzi do napaści na tle seksualnym. Wiadomo też, że 77 proc. sprawców gwałtów w Paryżu to obcokrajowcy” i nikt nigdy nie podważył prawdziwości tej statystyki.
Kłamstwem jest także jest wmawianie Europejczykom, że imigranci zasilą rynek pracy, podejmą się mniej atrakcyjnych prac, których wykonywania odmawiają „rdzenni” obywatele i przede wszystkim, że swoim wkładem i pracą ocalą emerytury starzejących się narodów Zachodu. Najnowsze dane Narodowego Instytutu Statystyki dla Hiszpanii informują, że 70 proc. imigrantów żyje na koszt państwa. Jedynie 30,11 proc. całkowitej liczby cudzoziemców przebywających w Hiszpanii płaciło składki, co oznacza że zwyczajnie pasożytują na kraju, który ich przyjął.
Polska tym bardziej nie zdoła uchronić się przed negatywnymi skutkami napływu imigracji, a nie wolno nam zapominać, że skoro nie mieliśmy żadnego udziału w bogactwach płynących z kolonizacji, tym bardziej nie możemy ponosić kosztów „dekolonizacji”. Oczywiście zdaniem mentorów z Czerskiej te konkluzje to zapewne przejaw faszyzacji prawicy, ale tak się jakoś dziwnie składa, że wszystkie wnioski pochodzące z myślenia zdroworozsądkowego zaczynają im pachnieć Mussolinim. Tak czy owak, zasługują na nasze współczucie, ciężko jest bowiem pisać, publikować i funkcjonować na obrzeżach logiki przełykając codziennie dysonans poznawczy i dowodząc na przekór doświadczeniu, że nielegalna imigracja ubogaci nasz kontynent. Zapewne dziś lub jutro wielu z tych dziennikarzy i publicystów broniących multikulturalizmu i udających się na wakacje będzie musiało wyjąc na lotnisku butelkę wody stosując się do zasad bezpieczeństwa, gdy w tym samym czasie setki nielegalnych imigrantów przekraczają granice Europy wyposażeni w maczety lub noże. Widocznie o taką „równość” dziś walczy lewica.
[To rozlewnia gnojowicy. Sądzę, że najlepsza to świńska. MD]
Gnój… na granicy? Okazuje się, że to bardzo skuteczne rozwiązanie, które polscy rolnicy podpatrzyli u Greków. Portal PCh24.pl rozmawiał z inicjatorem rozlewania gnojowicy przy płocie powstrzymującym napływ przybyszów z Białorusi.
Marta Dybińska, PCh24.pl: Panie Hubercie, skąd pomysł na gnojowicę na granicy?
Hubert Ojdana: Mam dużo znajomych, którzy pracują w Straży Granicznej. Znam też ludzi, którzy są ochotnikami z Wojsk Obrony Terytorialnej. Kiedy rozmawialiśmy o sytuacji na granicy to opowiadali różne historie, które dzieją się w nocy na granicy – ile muszą walczyć z migrantami, ile się z nimi siłować… czasem dochodzi nawet do rękoczynów ze strony migrantów. Wspólnie szukaliśmy rozwiązania na te sytuacje, i w Internecie natknęliśmy się na filmik z Grecji, w którym sprawę załatwiła gnojowica. Koledzy ze Straży Granicznej powiedzieli, że przecież mam gnojowicę, więc co stoi na przeszkodzie żeby ją rozlać przy granicy. I tak narodził się pomysł.
Szybka też była realizacja planu, co możemy zobaczyć na filmiku na Pańskich mediach społecznościowych…
– Pojechaliśmy, rozlaliśmy gnojowicę na konkretnym odcinku, przy którym migranci mają obozowiska. Wszystko odbyło się legalnie, w majestacie prawa. Znaleźliśmy ludzi, którzy mają pola przy granicy, przy samym płocie. W Grecji podobne działania odniosły skutek.
To była jednorazowa akcja?
– Nie, ale czekamy aż rolnicy zrobią żniwa i wtedy dalej będziemy lać gnojowicę. Mam jeszcze dwie dodatkowe beczki, jakieś ciągniki… Myślę, że będzie trochę lepiej jak w Grecji.
Od czego to zależy czy powtórzycie akcje?
– Od Straży Granicznej. Jeśli im to nie będzie przeszkadzać, a wręcz – pomagać, to nie widzę żadnego problemu żeby tego nie robić. Napisałem również pismo do Komendanta Straży Granicznej, w którym przedstawiłem pomysł. Niestety, samego płotu się nie poleje [ależ czemu? Płot już jest islamistą? md] , chociaż osobiście byłbym za takim rozwiązaniem, bo wtedy tego płotu migranci w ogóle by nie dotykali, ale jeśli oblejemy teren tuż przy płocie to też będzie dobrze. „Lepiej” żołnierzom będzie trochę powąchać nieprzyjemnego zapachu, niż dostać nożem.
Jak na pomysł gnojowicy na granicy reagują ludzie z Pana otoczenia?
– Ludziom bardzo podoba się ten pomysł. Nikt tego nie hejtował, a wręcz przeciwnie – mówią, że to fajna inicjatywa. Co więcej – coraz więcej ludzi podsyła lokalizacje swoich działek po to, żeby tam też rozlewać gnojowicę.
Jeździ Pan na granice, jak to wygląda? Migranci rzeczywiście mają swoje obozowiska, jakieś baraki?
– Miejscowość, do której jeżdżę, to Starzyna [na południowym skraju Puszczy Białowieskiej md]. Tam migranci mają trzy obozowiska, przy płocie. Widać ich jak chodzą wzdłuż płotu, szukają przejścia. Historii z nimi jest mnóstwo. Nawet w momencie kiedy rozlewaliśmy gnojowicę to leciał nad nami śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i za jakiś czas wracał w stronę szpitala, czyli pewnie też jakaś nieciekawa sytuacja się wydarzyła… Migranci rzucają kamieniami, patykami. Często mają też noże. Gdyby nie płot to nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić na jaką skalę szli by na terytorium naszego kraju.
Czyli nie są to „biedni ludzie, którzy szukają swojego miejsca na ziemi” – jak mówił Donald Tusk…
– Ich po tamtej stronie jest naprawdę setki, jeśli nie tysiące. Kiedy nie podjadę pod płot to po drugiej stronie mogę spotkać migrantów. Ludzie, kiedy zaczęli kopać ziemniaki przy samym płocie słyszeli od migrantów: „Dajcie nam trochę do jedzenia”; „Rzućcie nam przez płot”.
W dniu 4 czerwca odbył się protest rolników w Brukseli. To był protest rolników z Unii Europejskiej, też pod konkretnym hasłem, które przyniosło zamierzony efekt?
– Pod hasłem: „Odgłosujmy ich”. Było dużo ludzi, dużo ciągników. Myślę, że frekwencja mogłaby być jeszcze lepsza wśród rolników, ale efekt został osiągnięty, ponieważ widać, że partie prawicowe zyskały poparcie wśród obywateli m.in. we Francji czy w Niemczech. U nas również Konfederacja zrobiła fajny wynik. Uważam, że protesty, które trwały od początku roku nie poszły na marne.
Nie ma Pan już żadnych nieprzyjemności ze strony ukraińskiej [czemu nie białoruskiej? md] , nikt Panu nie grozi?
– Od siedmiu/ośmiu tygodni mam spokój. Nie ma już tego, co było na początku. Nikt też nie jeździ koło mojego gospodarstwa, co się wcześniej zdarzało. Były takie sytuacje, że czasami w nocy ktoś jeździł, ale teraz już tego nie ma. Jest spokojnie.
Czyli SMS w treścią, że „jak jesteś na granicy to przyjedziemy i cię zabijemy” też już nie ma?
– SMS i wiadomości na jednym z komunikatorów internetowych jeszcze są, ale już nawet ich nie czytam. Ważne jest to, że nie ma fizycznych zagrożeń.
Jakie dalsze plany ?
– Rolnicy teraz będą mieli żniwa, ale trzymają rękę na pulsie. Jeśli będą wchodzić jakieś kolejne głupie ustawy, jak np. ostatnio – zakaz hodowli futerek, a dobrze wiemy, że od futerek się zacznie, później będą krowy, które są gwałcone – jak uważają niektórzy, później świnie… Jeśli ustawa o zakazie chowu zwierząt futerkowych przejdzie to będziemy mieli listę kto za tym głosował i będziemy – tak jak do tej pory robiliśmy – protestować, jeździć pod biura poselskie posłów, którzy poparli ustawę. Jako rolnicy jesteśmy ostatnią grupą, która może coś w tym kraju zmienić. Teraz mamy bardzo dużo kontaktów, wystarczy chwila, żeby się skrzyknąć i zacząć wspólnie, solidarnie działać. Jeśli okaże się, że ktoś będzie miał u siebie posła, który głosował za tą konkretną ustawą to pojedziemy do niego i ewentualnie u niego na podwórku wylejemy trochę gnojowicy. Niech politycy nie myślą, że mogą sobie nami pomiatać.
Bierze Pan nadal udział w komisjach sejmowych?
– Komisje sejmowe były, są i będą. Praktycznie na każdej komisji staramy się być – jeśli nie ja, to chłopaki z Ruchu Młodych Farmerów. Kto ma czas to jedzie i stara się wypowiadać na komisji.
Dyrektor generalny Ryanair, Michael O’Leary, stwierdził, że system azylowy to „kompletne oszustwo” i że takie osoby „nie są uchodźcami”, ponieważ przybywają z bezpiecznych krajów, a następnie spłukują swoje paszporty w toalecie.
Dyrektor generalny Ryanair: „To kompletne oszustwo, ci ludzie nie są uchodźcami”
Mówi, że migranci spłukują paszporty w toalecie, kiedy przybywają do Irlandii z bezpiecznych krajów.
Dyrektor generalny Ryanair, Michael O’Leary, stwierdził, że system azylowy to „kompletne oszustwo” i że takie osoby „nie są uchodźcami”, ponieważ przybywają z bezpiecznych krajów, a następnie spłukują swoje paszporty w toalecie.
O’Leary skomentował tę sytuację podczas wystąpienia w stacji radiowej Newstalk.
Szefa linii lotniczych zapytano, w jaki sposób ludzie mogą przylecieć do Irlandii lotami Ryanair bez odpowiednich dokumentów lub możliwości udowodnienia swojej tożsamości.
„Tak, ponieważ spuszczają je w toalecie, przylatują na lotnisko w Dublinie i spuszczają je w toalecie” – odpowiedział.
O’Leary powiedział, że osoby przyjeżdżające do Irlandii spoza UE muszą mieć sfotografowane paszporty w punkcie kontroli granicznej, aby móc przesłać szczegółowe informacje rządowi, jest to jednak niemożliwe w przypadku imigrantów zarobkowych.
„Pojawiają się tutaj… to kompletne oszustwo i nie są to uchodźcy. Jedną z rzeczy, która doprowadza mnie do szału w Irlandii, jest to, że traktujemy ludzi jak uchodźców przybywających z Wielkiej Brytanii lub Francji” – poskarżył się.
„Nikt nie dostał się do Irlandii z Afganistanu, Kenii, Nigerii czy Syrii bezpośrednim lotem, ponieważ takich nie ma, więc to nie są ucieczki przed prześladowaniami w Wielkiej Brytanii czy Niemczech” – dodał O’Leary.
„Powinniśmy opiekować się uchodźcami, bardzo współczuję Ukraińcom, ale ludziom, którzy przybywają tutaj z Wielkiej Brytanii, Francji czy innych krajów UE, powinniśmy ich zawracać, mówiąc: wróćcie do krajów UE, z których przybyliście.”
O’Leary powiedział, że trudno jest ustalić, jakim lotem migranci lecieli lub na jakim miejscu siedzieli, „ponieważ niszczą lub spłukują swoją dokumentację w toaletach, a przecież wszyscy oni mają dokumenty, wchodząc na pokład samolotu RyanAir po drugiej stronie.”
Irlandia została całkowicie opanowana przez imigrantów zarobkowych, z których ogromna liczba osiedliła się w miasteczkach namiotowych w głównych irlandzkich miastach, zwłaszcza w stolicy Irlandii, Dublinie.
Tymczasem, według danych opublikowanych w Niemczech przez Federalny Urząd ds. Migracji i Uchodźców, 57 procent osób ubiegających się o azyl nie posiada dokumentów potwierdzających ich tożsamość, wiek lub kraj pochodzenia, a liczba ta wzrosła z 48 procent w 2023.
Biblią szantażują katolików – ks. Daniel Wachowiak Sam szatan potrafił Panu Jezusowi cytować różne zdania z Pisma Świętego, ale przedstawiał je w takim kontekście, w którym ta interpretacja była bardzo fałszywa. Podobnie robią ci, którzy na co […]
_____________
Miesiąc dumy z imigrantów Imigracja ma podobno wzmocnić polską demokrację zagrożoną odradzającym się rasizmem i radykalnym populizmem. Hasło ataku na polski ciemnogród dała pierwszy raz, kilkanaście lat temu, Gazeta Wyborcza drukując artykuł „Patriotyzm jest […]
Kultura, która wdziera się w naszą przestrzeń wolności jest, zgodnie z samą nazwą, kulturą uległości. Uległości wymuszanej na nas. Spotyka się kultura wolności chrześcijańskiej i europejskiej z kulturą podboju dążącą do naszej uległości, do naszego zniewolenia. To jest radykalna opozycja wobec której wszelkie inne różnice etniczne, społeczne, ekonomiczne są wtórne, trzeciorzędne i w końcu nieistotne. Istotnym sporem jest konflikt wolności z dążeniem do zniewolenia nas, do poddania nas uległości zupełnie obcej kulturze – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.
Tomasz Kolanek, PCh24.pl: Wielebny Księże profesorze, czy diabeł jest najwybitniejszym teologiem?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Niewątpliwie można odnieść takie wrażenie. Wystarczy przywołać dwa fragmenty Pisma Świętego, gdzie diabeł zachowuje się jak teolog. Pierwszy fragment to scena z Raju, kiedy diabeł zadaje niezwykle sprytne, bardzo prowokacyjne, wręcz genialne pytanie: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” (Rdz 3, 1), a potem, gdy Ewa mu odpowiedziała dodał: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 4-5).
Pytanie diabła można było zrozumieć dwuznacznie. Ponadto było ono na tyle prowokacyjne, że zasiało w człowieku wątpliwości, które przerodziły się w wypaczoną decyzję wolności. Jeszcze bardziej diabeł ujawnił swój wymiar teologiczny, jeszcze bardziej zaprezentował się jako biblista w scenie kuszenia Chrystusa, kiedy posłużył się Pismem Świętym:
„Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień” (Mt 4, 5-6). Diabeł wyrwał z kontekstu jedno zdanie z Biblii, aby uzasadnić poddanie się Boga Człowieka szatanowi.
Ta scena dobitnie pokazuje nam, że diabeł zna Biblię jak mało kto, ale wykorzystuje ją w sposób instrumentalny, cyniczny, wręcz perwersyjny.
Kościół od zawsze zachęca do czytania Pisma Świętego, ale nie na własną rękę. Biblia musi być czytana zgodnie i razem z Magisterium Kościoła. Jeśli ktoś robi inaczej, to może się to skończyć jak w przypadku protestanckich heretyków, prawda?
Zdecydowanie tak. Protestanci są najlepszym dowodem na to, że dowolność interpretacji Pisma Świętego może doprowadzić do radykalnego zdeformowania obrazu Pana Boga, Bożej Miłości, zbawienia oraz wypaczenia wizji Kościoła i człowieka.
Kościół od wieków przestrzega przed czytaniem Pisma Świętego na własną rękę. Przywołam tutaj tylko słowa Świętego Pawła Apostoła, który w jednym z listów podkreślił, że Pismo Święte nie jest do dowolnego wyjaśniania.
Widocznie już wtedy – 2000 lat temu w pierwotnej gminie chrześcijańskiej – istniały tendencje do tego, aby interpretować Pismo Święte według własnej miary rozumu, a nie według autorytetu Kościoła.
Zapytałem o te dwie kwestie, ponieważ dzisiaj mamy do czynienia z zalewem przestrzeni publicznej przez wyrwane z kontekstu fragmenty Pisma Świętego przez ludzi którzy Kościoła nienawidzą; którzy wzywali do niszczenia katolickich świątyń w czasie tzw. czarnych marszy; którzy nazywają Najświętszy Sakrament „opłatkiem” i którym przeszkadzają krzyże i bicie kościelnych dzwonów. Ci ludzie instrumentalnie wykorzystują Pismo Święte, aby uderzać w katolików w każdym temacie – aktualnie jest to kwestia przyjmowania nielegalnych imigrantów. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tego typu tendencje przybierają na sile? Dlaczego w końcu nie widać stanowczej odpowiedzi hierarchów na tego typu podłe ataki?
Pyta Pan, dlaczego tak się dzieje. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Mogę jedynie powiedzieć, że najwidoczniej nienawiść do Kościoła, nienawiść do katolików, antychrześcijańskie zacietrzewienie odebrały niektórym zdolność logicznego myślenia. Być może ludzie ci dali sobie wmówić, że nauka Chrystusa to zło i w związku z tym nie cofną się przed niczym, aby „dowalić” Kościołowi, poniżyć katolików, obrazić duchownych etc.
Mamy tutaj do czynienia z jakimś strasznym paradoksem polegającym na tym, że ludzie, którzy odrzucają Boga, szydzą z Kościoła, drwią z autorytetu Pisma Świętego w pewnym momencie sięgają po Biblię, aby wyrywać z kontekstu jej fragmenty i używać ich niczym pałki do atakowania katolików. To o takich ludziach Onufry Zagłoba w „Trylogii” Henryka Sienkiewicza mawiał „Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na Mszę dzwoni”.
To jest po prostu perfidna forma manipulacji, która – jak słusznie Pan zauważył – nie spotyka się ze stanowczą odpowiedzią ze strony nas, katolików, ani tym bardziej biskupów Kościoła katolickiego. Trzeba pamiętać o tym, że Biblia jest naszą Świętą Księgą i w związku z tym manipulowanie Słowem Bożym nie może być traktowane tak jak traktują je wyżej opisani przez nas ludzie. Słowo Boże jest Święte! Słowo Boże ma swoje znaczenie, ma swoją wagę, ma swoją hermeneutykę, która jasno i precyzyjnie określa przede wszystkim interpretację Słowa Bożego, sytuuje je w kontekście etc. O tym wszystkim trzeba pamiętać i nieustannie to przypominać.
Nam, katolikom zabrania się ostrego wypowiadania na temat „wartości” strony lewackiej. Nas, katolików krytykuje się za jakiekolwiek ostre wypowiedzi i mocniejsze słowa. Jednocześnie my, katolicy przyzwalamy na to, żeby wrogowie Kościoła szydzili ze Słowa Bożego. I oni bardzo chętnie to robią – w sposób cyniczny i perwersyjny sięgają po Słowo Boże, aby uzasadniać tezy zupełnie nie Boże.
Powiem szczerze Księże profesorze, że dosłownie krew mnie zalewa, jak słyszę ludzi, o których rozmawiamy, gdy mówią, piszą etc., że „Jezus też był uchodźcą”. Mało tego! Ci sami ludzie piszą otwartym tekstem, że gdyby dzisiaj Święta Rodzina próbowała „przedostać się” do Polski, to „miliony polskich katoli” żądałyby, aby „zastrzelono ich”…
Ci ludzie robią to specjalnie, celowo i z premedytacją, aby nas sprowokować, zdenerwować i jeszcze bardziej rozgrzać i tak napięte emocje społeczne.
Odpowiem najspokojniej jak tylko się da. Polacy nie zastrzeliliby uchodźcy, o czym świadczą ostatnie dwa lata, kiedy mieliśmy do czynienia z ogromną falą realnych uchodźców ukraińskich. Oczywiście z Ukrainy do Polski przybyli również imigranci zarobkowi, dezerterzy i wiele osób, które niekoniecznie z powodu wojny opuścili swój kraj. W przeważającej części mieliśmy jednak do czynienia z uchodźcami. I co? Polacy widząc, że do naszej ojczyzny przybywają realni uchodźcy wojenni potrafili okazać im otwartość etniczną, otwartość gospodarczą etc.. Byliśmy w stanie podzielić się bogactwem narodowym. Byliśmy w stanie podzielić się przestrzenią naszych domów. Byliśmy w stanie dosłownie podzielić się chlebem i czymś do tego chleba. Byliśmy w stanie podzielić się z Ukraińcami pomimo podziałów, jakie istniały i nadal istnieją między nami.
Jedna rzecz była tutaj istotna: z Ukraińcami łączy nas pewna wspólna kultura. Mimo wielu różnic łączy nas pewien rdzeń kulturowy. Mimo wielu nadużyć, które zawsze w świecie ludzkim się zdarzają, wielu Ukraińców odpowiedziało na naszą gościnność swoją wdzięcznością. Oczywiście zdarzały się jakieś patologie, ale niestety taka jest natura ludzka. Nie każdy jest idealny, nie każdego stać na wdzięczność. Ukraińcy pokazali, że potrafią się asymilować. Podejmują pewną pracę, co pokazuje, że mają nie tylko prawa, ale i obowiązki. Ta symetria praw i obowiązków jest niezwykle ważna.
Natomiast w sytuacji tzw. uchodźców, o których dzisiaj mówimy w wymiarze politycznym… Uchodźców nie wiadomo skąd, nie wiadomo z jakich przyczyn… Uchodźców, których jedynym wspólnym mianownikiem jest pojęcie „nielegalny” – w stosunku do tych ludzi nie zostaje spełniony żaden z wyżej wymienionych elementów.
Nie zostaje spełniona żadna wspólnota kulturowa, nie zostaje spełniona możliwość symetrii praw i obowiązków. W ogóle nie ma mowy o tym, żeby roszczeniom towarzyszyły jakieś próby narzucania obowiązków. To jest sytuacja absolutnie nieporównywalna. Chrystus Pan, który odbył przymusową migrację w wyniku prześladowań do Egiptu wraz ze swoją Rodziną podjął życie w ziemi egipskiej. Nie wiemy jak dokładnie ono wyglądało, ale na pewno nie było postawą roszczeniową. Przede wszystkim Chrystus wraz z Maryją i Józefem wrócił do domu rodzinnego w sytuacji, w której zaistniały ku temu stosowne warunki.
Nie ma tutaj żadnej, absolutnie żadnej analogii między tym obrazem biblijnym, a tymi obrazami, które są kreślone przez współczesnych ideologów.
Druga strona odpowie na powyższe argument Księdza profesora w sposób następujący: to wszystko dlatego, że Ukraińcy są biali, a uchodźcy to albo Murzyni, albo Arabowie…
Ukraińcy są biali, to fakt. Proszę jednak zauważyć, że w stosunku do nich są też pewne różnice i to istotne różnice będące cierniem czy zadrą związaną z naszą trudną historią. Mimo tego byliśmy i jesteśmy w stanie to pokonać.
Czytałem niedawno artykuł autorstwa Chantal Delsol, w którym wyraźnie ona stwierdziła, że Europejczycy jako Europejczycy rasistami nie są. Nie przeszkadza nam, czy ktoś jest takiej, czy innej rasy. Nam przeszkadza i będzie przeszkadzać agresywność i radykalna obcość kultury, która ma szczególne znamiona.
Najkrócej rzecz ujmując: ta kultura, która wdziera się w naszą przestrzeń wolności jest, zgodnie z samą nazwą, kulturą uległości. Uległości wymuszanej na nas.
Spotyka się więc kultura wolności chrześcijańskiej i europejskiej z kulturą podboju dążącą do naszej uległości, do naszego zniewolenia. To jest radykalna opozycja wobec której wszelkie inne różnice etniczne, społeczne, ekonomiczne są wtórne, trzeciorzędne i w końcu nieistotne. Istotnym sporem jest konflikt wolności z dążeniem do zniewolenia nas, do poddania nas uległości zupełnie obcej kulturze.
W tym miejscu z kolei druga strona odpowiedziałaby Księdzu profesorowi, że przecież papież Franciszek do Litanii Loretańskiej dodał wezwanie „Pociecho migrantów, módl się za nami”… Jak można w związku z tym mówić o obcej kulturze, skoro Matka Boża jest „pociechą” dla tych ludzi?
Jestem członkiem zgromadzenia zakonnego, które zajmuje się pracą wśród polskich emigrantów i Polaków żyjących w różnych krajach. Część z nich wyjechała z własnej woli, część została „opuszczona” przez państwo polskie w wyniku powojennych zmian granic, część otrzymała od komunistów „wilczy bilet” etc. Sama pociecha dla migrantów jest czymś jak najbardziej wskazanym.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że ci ludzie, o których mówimy najprościej są definiowani jako „nielegalni uchodźcy”, „nielegalni imigranci”. To nie jest kwestia migracji. To jest kwestia bardzo specyficznej grupy przemieszczającej się, która ma dwie cechy: nielegalność od strony prawnej i radykalną obcość od strony kulturowej. Obcość, w którą wpisana jest wojna kulturowa.
Tutaj nie jest rozwiązaniem pociecha dla tych ludzi. Tutaj trzeba by było sformułować obok wezwania „Pociecho migrantów” wezwanie „Obrończyni przed nielegalnymi uchodźcami”.
W pełni zgadzam się z Księdzem profesorem. Podejrzewam jednak, że takie wezwanie nie zostanie dodane do Litanii Loretańskiej, ponieważ Franciszek dopisując wezwanie „Pociecho migrantów” na pewno nie miał na myśli np. migrantów z Polski, tylko właśnie nielegalnych migrantów.
Szkoda, że Franciszek nie tylko w tym wypadku nie sięga do swoich poprzedników, np. do Świętego Jana Pawła II, który w adhortacji „Ecclesia in Europa” w punkcie 101. pisał o kryzysie migracyjnym. Dokument ten został wydany 28 czerwca 2003 roku – ponad 10 lat przed ogłoszeniem przez Angelę Merkel hasła „Herzlich Willkommen”. Papież w tym dokumencie zwracał uwagę na obowiązki kultury gościnności. Sam obowiązek gościnności wynika z potrzeby ludzkiego serca.
Jednocześnie papież bardzo wyraźnie zaznaczył, że do obowiązków rządów poszczególnych państw kierujących się roztropną troską o dobro wspólne powierzonych sobie społeczności należy prawne regulowanie ruchów migracyjnych, które mogą wyrażać się w konsekwencji w odmowie wjazdu. Migrant ma prawo do przemieszczania się, ale to nie oznacza, że każde państwo, każda wspólnota ma obowiązek przyjęcia tego migranta.
Jeżeli migrant zagraża bezpieczeństwu wspólnoty, to kierując się porządkiem miłości jesteśmy zobowiązani do chronienia bezpieczeństwa własnego domu, własnej rodziny, własnej wspólnoty narodowej.
Dobrze, żeby Franciszek podejmował nauczanie jasno i precyzyjnie wyrażone przez jednego ze swoich poprzedników.
I znowu, Księże profesorze, przywołam argument liberalnej lewicy i innych wrogów Kościoła. Oni w tym miejscu rozdarliby szaty i stwierdzili, że przecież Polacy też gwałcą, też kradną, też mordują, też są przestępcami, gangsterami etc. W ostatnim czasie w mediach społecznościowych mieliśmy do czynienia z jakimś dziwnym rozkoszowaniem się przez tych ludzi informacjami, że gdzieś na Zachodzie sąd skazał Polaka, który popełnił zbrodnię gwałtu bądź morderstwa. Pisali oni, że ciemnogród boi się migrantów, a przecież sami Polacy to takie i takie złesyny…
W przypadku Polaków opisane przez Pana zdarzenia to patologia radykalnie zaprzeczająca naszej kulturze. Patologia, którą należy wypalać gorącym żelazem.
Z kolei w przypadku islamistów są to cechy wpisane w ich kulturę i tutaj leży radykalna różnica. Dążenie do uległości, takie a nie inne traktowanie „niewiernych”, zasada tekijja, zasada ketman, stosunek do kobiet etc. – to nie są elementy, które wyizolowano z islamu. One stanowią jego integralną część.
W przypadku przedstawicieli kultury zachodniej, kultury chrześcijańskiej w tym Polaków mówimy więc o skrajnej patologii godnej potępienia i najsurowszego ukarania. Z kolei w przypadku kultury islamu mamy do czynienia z normą postępowania i to jest przerażające.
Jesteśmy wzywani do okazywania fałszywego miłosierdzia`- za wszelką cenę mamy przyjmować i pomagać nielegalnym imigrantom. Nieważne, skąd i kim oni są. Ważne, że my też jesteśmy złymi ludźmi i musimy za to zapłacić. Jak powinno wyglądać jednak prawdziwe, realne miłosierdzie z naszej strony dla nielegalnych imigrantów?
Obowiązuje nas porządek miłości, a więc przede wszystkim miłość własnej wspólnoty poczynając od wspólnoty rodzinnej.
Zauważmy, że Przykazanie Miłości Bliźniego mówi wprost: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”. To jest bardzo realistyczny, bardzo konkretny punkt odniesienia dla nas. Musimy miłować dobrze pojętą miłością siebie samych. Musimy miłować tą miłością nasze rodziny, swój naród. Oczywiście w miarę możliwości człowiek może rozszerzać to serce dalej, ale w taki sposób, który nie będzie zagrażał tym dobrom, które stanowią pierwszorzędny przedmiot mojej miłości. Oznacza to, że mogę dzielić się swoim domem, ale nie mam obowiązku oddać tego domu obcym, zostać z niego wypędzonym i samemu stać się bezdomnym.
Miłość jest racjonalna. Miłość nie jest emocją kierowaną jakąś ideologią. Miłość jest autentyczna. Najczystsza miłość jest miłością życzliwości i dobrej woli, ale ta dobra wola musi opierać się na rozumie.
Często w dyskusji o imigrantach przywołuje się obraz miłosiernego Samarytanina. On rzeczywiście reaguje w potrzebie, ale proszę zauważyć, że rannego wędrowca przekazuje on do instytucji, jaką była gospoda.
Gospoda w tej przypowieści wcale nie była jakimś przypadkowym miejscem. To nie była tylko restauracja. W tamtych czasach gospoda pełniła również rolę pewnej placówki opiekuńczej. W gospodzie można było opatrzyć rany, przenocować etc. To była instytucja. Miłosierny Samarytanin nie zabiera rannego wędrowca do swojego domu, nie wiąże się z nim na stałe. Owszem udziela mu konkretnej pomocy, asygnuje pewną kwotę pieniędzy, ale kieruje rannego do zorganizowanej instytucji. To jest działanie bardzo racjonalne i celowe, a nie chaotyczne i oparte wyłącznie na emocjach.
Niesprawiedliwość gwarantowania migrantom lepszej opieki niż tym, na których koszt się to będzie odbywać, to jedno.
Kwintesencją tego pomysłu jest coś innego.
Regulacje prowadzące do wyrównania poziomu świadczeń w całej Unii, stworzą potężną zachętę do osiedlania się w Polsce imigrantów socjalnych, niechętnych podjęciu pracy a polujących na benefity. Dotąd takiej zachęty brakowało.
Co więcej, przy takim samym poziomie świadczeń nominalnych, korzystniej jest wydawać te same pieniądze w Polsce, na Węgrzech czy w Rumunii niż w Holandii lub Francji.
Może to stworzyć dodatkowo bodziec do przenoszenia się z Europy Zachodniej do krajów, gdzie za te same pieniądze kupią więcej, gdzie siła nabywcza euro jest większa. Gdzie w dodatku będą prestiżowo i materialnie górować nad dużą częścią autochtonów.
Stworzyłoby to potężny mechanizm „spontanicznego” obdzielenia nas ubogaceniem, ze wszystkimi jego, jakże uderzającymi, korzyściami.
W ostatnim czasie w mediach niemal niezauważona przeszła informacja dotycząca nowej dyrektywy Unii Europejskiej, która ma istotny wpływ na zasady przyjmowania ciągnących masowo na zasiłki cwanych nierobów z Azji i Afryki. Dyrektywa 2024/1346, przyjęta 14 maja 2024 roku, nakłada nowe standardy, które państwa członkowskie, w tym Polska, będą musiały wprowadzić do 12 czerwca 2026 roku. Niemcy zamiast zaprzestać płacenia zasiłków niepracującym przybyszom chcą zmusić wszystkie kraje w UE do płacenia im kieszonkowego na poziomie Niemiec, żeby nie uciekali do nich po pieniądze.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów dyrektywy jest brak możliwości wyboru kraju pobytu przez osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową. Oznacza to, że państwa członkowskie będą miały prawo decydować, gdzie umieścić tych, którzy szukają azylu. Z jednej strony ma to zapobiec zjawisku “asylum shopping”, czyli wybierania przez uchodźców kraju, który oferuje najlepsze warunki socjalne. Z drugiej strony, rodzi to pytania o sprawiedliwość i etyczność takiego podejścia, zwłaszcza w kontekście różnic w standardach życia w różnych krajach UE.
W przeciwieństwie do obywateli płacących podatki, którzy muszą zadbać sami o siebie, migranci będą mieli dodatkowo prawo do mieszkań zapewniających im odpowiedni standard życia. W wyjątkowych sytuacjach, takich jak wyczerpanie dostępnych miejsc, mogą być stosowane tymczasowe rozwiązania o niższym standardzie, ale nadal zapewniające dostęp do opieki zdrowotnej i godziwy poziom życia.
Dyrektywa gwarantuje również prawo do świadczeń materialnych, takich jak kieszonkowe, wyżywienie, odzież i artykuły higieny osobistej. Zrównanie kieszonkowego z poziomem obowiązującym w innych krajach członkowskich budzi szczególnie duże kontrowersje. Na przykład w Niemczech wynosi ono 502 euro miesięcznie, co oznacza, że taka kwota musi być również przyznawana w Polsce. Dla porównania, polscy emeryci i renciści często otrzymują świadczenia na znacznie niższym poziomie, co rodzi obawy o sprawiedliwość i moralność takich rozwiązań.
Dzieci osób ubiegających się o ochronę międzynarodową będą miały prawo do edukacji na takich samych zasadach jak obywatele danego państwa członkowskiego. Po określonym czasie, nie później niż sześć miesięcy od złożenia wniosku, imigranci zyskają również prawo do dostępu do rynku pracy.
Przybysze będą mieli prawo do otrzymania jasnych i zrozumiałych informacji na temat swoich praw i obowiązków, warunków przyjmowania, dostępnej pomocy prawnej i innych istotnych kwestii. Informacje te powinny być przekazywane w języku, który dana osoba rozumie, co ma na celu zapewnienie pełnego zrozumienia procesów azylowych i możliwości dostępnych dla uchodźców.
Dyrektywa 2024/1346 jest kontynuacją działań Unii Europejskiej mających na celu harmonizację standardów przyjmowania osób ubiegających się o ochronę międzynarodową w państwach członkowskich. Celem jest zapewnienie, że wszystkie osoby poszukujące ochrony w UE będą traktowane w sposób godny i sprawiedliwy, niezależnie od kraju, w którym złożą wniosek. Dyrektywa ma również na celu zmniejszenie różnic w procedurach azylowych i warunkach przyjmowania między poszczególnymi krajami, co ma ograniczyć wtórne przemieszczenia uchodźców w obrębie Unii Europejskiej.
Jednakże, wprowadzenie tych nowych standardów może napotkać na różne wyzwania. Krytycy argumentują, że kraje takie jak Polska, które borykają się z trudnościami gospodarczymi, mogą mieć problemy z wdrożeniem tych standardów bez odpowiedniego wsparcia finansowego ze strony UE. Istnieje również obawa, że zrównanie świadczeń materialnych z poziomem obowiązującym w bogatszych krajach członkowskich może przyciągnąć do biednych krajów większą liczbę cwaniaków chętnych na łatwe pieniądze, co zwiększy presję na ich systemy społeczne i gospodarcze.
Dla wielu obywateli, szczególnie tych, którzy sami zmagają się z trudnościami ekonomicznymi, nowe przepisy mogą wydawać się niesprawiedliwe. Fakt, że nielegalni imigranci mogą otrzymywać świadczenia na poziomie wyższym niż niektórzy emeryci i renciści w Polsce, jest szczególnie kontrowersyjny. Wielu ludzi obawia się, że będą musieli pracować ciężej, aby utrzymać system socjalny, który oferuje takie świadczenia imigrantom. Niemcy zamiast skończyć z wabieniem nierobów zasiłkami chcą po prostu zmusić wszystkich do popełnienia ich błędu, który skutkuje tam teraz licznymi atakami nożowników z krajów islamskich.
Polacy jeszcze się nie zorientowali co dla nich przyszykowali unijni decydenci. „Kieszonkowe” dla nieroba z Azji czy Afryki, ma być wyższe niż zasiłek dla pełnoprawnego obywatela po 10 latach uczciwej pracy i tylko 1400 zł niższe niż wynagrodzenie ludzi ciężko pracujących na ten socjal za tak zwaną najniższą krajową.
Do tego nielegalni imigranci muszą dostać darmowe lokum i opiekę zdrowotna. Jednak ostatnie wyniki wyborów i to trzykrotnie, wskazują na to, że Polacy chcą być zrobieni w przysłowiowego człona i nadal nie pojęli co się wyprawia w UE i krajach członkowskich, co najwyraźniej skłania ich do głosowania na swoich oprawców, bo tak kazał im telewizor.
Imigracja ma podobno wzmocnić polską demokrację zagrożoną odradzającym się rasizmem i radykalnym populizmem. Hasło ataku na polski ciemnogród dała pierwszy raz, kilkanaście lat temu, Gazeta Wyborcza drukując artykuł „Patriotyzm jest jak rasizm”. Diagnozę potwierdził rabin Schudrich mówiąc, że widział na własne oczy maszerujący po ulicach Warszawy, faszyzm.
Uśmiechnięte Ukropolin nie poddaje się i wbrew terrorowi skrajnej normalności świętuje ostatnio na potęgę. Był dzień konfidenta, a w ostatnią Niedzielę dzień zgnilizny. Przepraszam, „miesiąc”. Ogłoszono miesiąc dumy ze zgnilizny. Okazuje się, że nie ma przeszkód, aby do świątecznego kalendarium dołączyć inne ruchome święta. Chodzi o nieustannie atakowanych, przez straż graniczną i żołnierzy, imigrantów wśród których jest wielu chirurgów specjalizujących się w operacjach szyi, gardła i klatki piersiowej.
Jak napisał Sztab Generalny WP na Twitterze: W ostatnich dniach na polskie patrole nasiliły się ataki migrantów ze strony białoruskiej. Tylko w maju w bezpośrednich starciach z coraz bardziej agresywnymi zachowaniami poszkodowanych zostało 25 żołnierzy…
– Faszyści! Bestie w mundurach! -rozbrzmiewały głosy pełne oburzenia.
Do świątecznych obchodów włączyli się Niemcy robiąc nam prezent. Sprawę opisała Rzeczpospolita: „Straż Graniczna poinformowała, że niemiecka policja przywiozła i pozostawiła cudzoziemców w Polsce”.
“Przywiezienie i pozostawienie przez niemiecką Policję cudzoziemców w Polsce (Osinów Dolny) odbyło się z naruszeniem zasad współpracy obu służb i prawa regulującego kwestie przekazywania osób” – pisze w komunikacie umieszczonym na swoim profilu w serwisie X Straż Graniczna.
Wszystko to kropla w morzu potrzeb. Zanim nachodźcy zmienią Polskę minie kilka lat, kilka lat użerania się z Polakami, którzy nie chcą się dzielić tym co otrzymują z Unii.
Dwoją się i troją aktywiści, którzy pomagają w przewozach, a nawet dzielą się… butami.
Jak widać mój sarkastyczny ton nie jest przesadny. To się dzieje naprawdę.
Nie byle jakiego wysiłku dokonuje “przedstawiciel mniejszości etnicznej” Donald Tusk, który codziennie przepoczwarza się po kilka razy będąc równocześnie i za i przeciw. I to ten sam Tusk?- pytają niektórzy. Tak, ten sam. Jest lepszy od Morawieckiego.
Nie zostało jeszcze uchwalone prawo do nienawiści. Jeszcze nie uchwalone, lecz dziennikarze TVP i TVN już je stosują!
„Ustawa o mowie nienawiści”, tak jak już wielokrotnie pisałem, ma być prawem do okazywania nienawiści ludziom normalnym, dając możliwość represjonowania Polaków za poglądy i postawę patriotyczną. Można ją porównać do prawa okupacyjnego lub regulacji państwa totalitarnego.
Ustawa nie została do tej pory uchwalona przez Szejm, ale wielu lewicowych funkcjonariuszy tzw. frontu ideologicznego stosuje ją w praktyce.
Kłamliwy, ohydny, podżegający do nienawiści wpis Karoliny Opolskiej, dziennikarki TVP. Apeluję do Rady Etyki Mediów o niezwłoczną interwencję, tj. o zdjęcie jej programów z anteny.
Dlaczego wpis jest kłamliwy?
WSZYSTKIE oficjalne źródła (zarówno dane policyjne, jak i rozmaite sondaże wiktymizacyjne, robione na reprezentatywnych próbach) niezmiennie wykazują, że biali Polacy mają jedne z najniższych wskaźników przemocy (w tym przemocy seksualnej) w Europie i na świecie.
Jeżeli ktoś chce przeczytać co napisała Pani Wytatuowana, to całość znajduje się pod tym linkiem.
Kończę dość konkretnym cytatem
“Dzisiaj na X (dawniej Twitter) lewary oraz inne liberałki miotają w amoku epitetem “rasistowski” i z moralną wyższością kierują wyzwiska typu “rasista” pod adresem każdego, kto nie ma ochoty oglądać subsaharyjskich Murzynów i afgańskich pakoli u siebie na osiedlowym przystanku. Jest to idealna okazja, aby przypomnieć skalę lewarskiej hipokryzji w rzeczonym temacie. Otóż biali o poglądach lewicowych uciekają od “kolorowych imigrantów” do białych dzielnic i robią to częściej niż biali o poglądach konserwatywno-prawicowych. Innymi słowy, lewoskrętni na sztandarach mają wypisane obłąkańcze slogany, że “różnorodność jest naszą siłą”, po czym pakują walizki i bunkrują się w białych, izolowanych, homogenicznych rasowo enklawach. Niestety – nie wszystkich białych stać na luksus przeprowadzki. Ci mniej zamożni muszą żyć w towarzystwie Murzynów albo innych arabskich plemion i regularnie doświadczać dobrodziejstw ideologii multikulti, czyli konfliktów plemiennych, wybuchów bomb i granatów, syfu na ulicach, pospolitej przemocy oraz drastycznego spadku zaufania społecznego. Do refleksji“.
Dopiszę jeszcze rzecz zasadniczą. Brak zgody na przyjmowanie Murzynów, Arabów, Azjatów, Żydów, Ukraińców lub kogokolwiek innego jest niezbywalnym prawem każdego normalnego Polaka, prawem narodu do decydowania kogo chce gościć na swojej ziemi, a kogo nie.
Wojna hybrydowa, w której bronią są nielegalnie imigranci, rozszerza się. Do atakujących do tej pory Moskwy i Mińska najwyraźniej dołączył kolejny sojusznik czyli Berlin. Znów jesteśmy w kleszczach, jak w 1939 r.
Sprawa Niemców podrzucających do Polski nielegalnych imigrantów zrobią się głośna, kiedy zarejestrowano radiowóz niemieckiej policji podrzucający kilkuosobową rodzinę nielegalnych imigrantów do Polski.
Jak poinformował portal chojna24.pl, w piątek niemiecki radiowóz pojawił się w Osinowie Dolnym (woj. zachodniopomorskie), a z samochodu wysiadła rodzina migrantów. O incydencie portal został poinformowany przez jednego z czytelników. Z samochodu miały wysiąść dwie osoby dorosłe i troje dzieci. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Polska Straż Graniczna wystąpiła do niemieckiej policji o niezwłoczne wyjaśnienie incydentu, ale oni mają tam teraz weekend i Euro2024, więc odpowiedzi szybko nie uzyskamy. Jednak okazuje się, że to nie jest jednorazowy incydent, ale niemalże praktyka niemieckich służb. Regularnie podrzucają nam nielegałów.
Internauci alarmują, że nagle, praktycznie z dnia na dzień, w Szczecinie – a więc blisko granicy z Niemcami, pojawiło się dużo śniadych mężczyzn.
Poseł Dariusz Matecki z PiS przekazał następujące informacje, dotyczące podrzucania imigrantów przez niemieckie służby:
– 8 czerwca (sobota) przejście graniczne Rosówek policja niemiecka zostawiła 4 osoby pochodzące z Bliskiego Wschodu. Osoby te nie posiadały żadnych dokumentów, po interwencji polskiej policji, osoby te zostały przekazane i odwiezione na dworzec PKP przez Straż Graniczną.
– 9 czerwca (niedziela) taka sama sytuacja tylko że 6 osób, wsiedli do autobusu linii 241 kierunek Szczecin i tam policja ze Szczecina miała się nimi zająć.
Wygląda to na zorganizowaną akcję.
Do informacji odniósł się redaktor naczelny tygodnika „Najwyższy CZAS!” Tomasz Sommer.
„To może niech polska policja też zacznie wysadzać murzynów bez dokumentów na granicy niemieckiej. Myślę, że chętnie zgodzą się na taki transport” – napisał Sommer.
Jedno jest pewne – dzieje się coś bardzo niepokojącego a rządzący zupełnie sobie z tym nie radzą i chyba tylko pod publiczkę udają, że coś robią.
O pakcie migracyjnym i sytuacji w Polsce, która eskaluje wraz z kolejnymi doniesieniami o obecności imigrantów w różnych zakątkach kraju, mówił w Telewizji Republika poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Kuźmiuk.
– Red. Aleksandra Fedorska w korespondencji ze stroną niemiecką ustaliła, że zwrotów imigrantów, tylko od stycznia do kwietnia, mieliśmy 3,5 tysiąca. Wiceminister tego rządu mówi zaś o dwustu ludziach. Atakował naszych posłów, pokrzykując, skąd mamy takie informacje. Jeśli strona niemiecka zawiadamia o tych liczbach, a polski rząd udaje, że nic o tym nie wie, to nie jest to dobra forma ochrony polskich interesów – zarzucił oponentom.
Tłumaczy, że „zgodnie z prawem azylowym Niemcy mają prawo w ciągu 48 godzin cofnąć do kraju sąsiedniego imigranta,
ale muszą spełnić cztery warunki”:
Ten człowiek nie chce u nich złożyć wniosku o azyl;
Trzeba udowodnić, że ten człowiek trafił do Niemiec przez Polskę;
Jeżeli złożył wniosek o azyl, należy poczekać na jego rozpatrzenie;
Polska strona musi być informowana o każdym pojedynczym fakcie zawrócenia.
Zapewnia, że „jeżeli niemiecka policja przejeżdża przez granicę i zostawia tę rodzinę to żadnego z tych warunków nie spełniła, a polskie państwo na to nie reaguje, rząd jest daleki od stanowczego podejścia do tej sprawy”. – Jeśli rząd będzie się tak zachowywał to oznacza, że takich dyspozycji nie ma polska Straż Graniczna – wskazał.
Wsparcie finansowe dla imigrantów
I dalej: „Przyjęto dyrektywę unijną, zgodnie z którą warunki wsparcia finansowego dla imigrantów muszą być jednakowe w całej Europie. Do tej pory było tak, że pomoc niemiecka czy francuska była na tyle atrakcyjna, że ci ludzie wędrowali tam, gdzie otrzymywali największe pieniądze”.
Wskazał, że „jeśli warunki finansowe będą takie same, nie będzie motywacji, by się przemieszczać”.
– Osoba bezrobotna w Polsce będzie otrzymywała takie świadczenie, jakie wynika z prawa – a więc bardzo niskie i przez pół roku – a osoba, która trafi do Polski nielegalnie, będzie otrzymywała dwu-trzykrotnie większe, będzie miała prawo do mieszkania, a czas wsparcia finansowego będzie znacznie dłuższy. Jeśli rząd to zaakceptuje, czeka nas bunt społeczny – podsumował.
Dyrektywa 2024/1346 – wstrząsająca lektura azylowa. Imigranci mogą mieć lepiej, niż obywatele kraju UE | Niezalezna.pl
Choć część ekspertów powołuje się na Walerego Gierasimowa jako autora nowoczesnej rosyjskiej doktryny wojskowej, wykorzystanie migrantów do destabilizacji wroga opisał szczegółowo gen. Aleksandr Władimirow w monografii „Podstawy ogólnej teorii wojny” wydanej w 2012 r. Sam Gierasimow dopiero rok później wygłosił serię teorii dotyczących koncepcji wojny nowej generacji. Zgodnie z nimi metody pozamilitarne są równie skuteczne do destabilizacji wrogich państw jak przeprowadzane tradycyjne działania wojenne. Dlatego Rosja tak chętnie używa nacisków ekonomicznych, szantażu politycznego, korupcji czy dezinformacji.
Doktryna Władimirowa
Gierasimow twierdzi, że agresję rozpoczyna się w trakcie pokoju, nie wypowiadając wojny, natomiast agresywne działania maskuje się pod pretekstem misji pokojowych, humanitarnych i ewakuacyjnych. Główny cel ataku kieruje się na infrastrukturę krytyczną, natomiast działania prowadzone są zarówno przez cywilów, jak i służby specjalne. Zastosowanie tej strategii widzimy od dekady na Ukrainie. Władimirow szczegółowo opisał wykorzystanie migracji do uderzenia w stabilność systemów społecznych i gospodarczych.
Wojskowy zauważył, że polityka muliti-kulti zawiodła na Zachodzie, bowiem przybysze nie chcą się integrować, ponadto generują poważne problemy społeczne, głównie związane z przestępczością. Migranci, głównie ekonomiczni, powodują coraz więcej społecznych napięć. Natomiast skuteczna manipulacja opinią publiczną może jeszcze je zaognić. W ten sposób przeprowadzane są dezintegracja poszczególnych państw, niszczenie ich tkanki społecznej i wprowadzenie chaosu. Dlatego skutecznym narzędziem walki jest inżynieria przymusowej migracji, którą Rosjanie i Białorusini wdrożyli na użytek operacji „Śluza” prowadzonej przeciwko Polsce, Litwie i Łotwie od 2021 r. [Przecież to samo robi UE, czyżby umówili się z ruskimi ideologami? M.D.]
W ten sposób stworzono komercyjny sposób przerzucania migrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji na przyczółek białoruski. Tam szkoli się ich i uposaża, tak aby sami współtworzyli proces dyslokacji. Wśród części migrantów umieszcza się groźnych terrorystów czy byłych wojskowych, aby dokonywali aktów przemocy wobec mundurowych strzegących granic. Jako główne instrumenty psychologiczne tego rodzaju wojny asymetrycznej Władimirow określił wzbudzanie postaw odwołujących się do „człowieczeństwa”, „litości wobec słabszych” czy niechęci wobec użycia siły. Postawę tę można określić jako humanitarną, natomiast jej wspieranie jest elementem geopolitycznej wojny informacyjnej. Warto też podkreślić, że nie jest to pierwszy raz, gdy Rosjanie stosują migrację jako broń. Najbardziej znany przypadek to kontrolowany exodus Kubańczyków na wybrzeża Miami w latach 80. ubiegłego stulecia.
Migrodywersanci
Bardzo ciekawy termin, podczas jednej z ostatniej debat poświęconych bezpieczeństwu narodowemu w Polsacie, zaproponował Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz i ekspert ds. wojskowości. Zauważył on, że szturmujący naszą granicę z Białorusią nie są żadnymi uchodźcami – co jeszcze niedawno próbowali Polakom wmawiać politycy Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi – uciekającymi przed przemocą czy wojną, ale są migrantami ekonomicznymi lub wprost osobami wykonującymi określone zadania dywersyjne. Świadczą o tym celowe ataki na naszych strażników granicznych, a w szczególności zamordowanie jednego z nich.
Zgromadzeni w studiu na tej interesującej debacie byli w zasadzie zgodni, że Polska powinna odejść natychmiast od biernej, uległej postawy, którą wyartykułował marszałek Sejmu Szymon Hołownia: żołnierze nie używają broni, aby przypadkowo nie zranić odpowiedników białoruskich, co mogłoby wywołać eskalację. Zachowawczą postawę naszego kraju potwierdził też wiceszef MON Paweł Zalewski, według którego poluzowanie zasad użycia broni palnej spowodowałoby, że migranci zabijani byliby po naszej stronie granicy i dochodziłoby do częstych wymian ognia z białoruskimi KGB-istami. Nic bardziej mylnego! Na tę chwilę konieczne jest podejmowanie działań ofensywnych. Co to oznacza? Gen. Leon Komornicki w omawianej debacie zwrócił uwagę, że problem trzeba zdusić w zarodku. Zarówno używając nacisków wewnątrz NATO, np. na Turcję, z której przylatują migrodywersanci, jak i wysyłając na miejsce swoich agentów, którzy nakłoniliby migrantów do działań na tyłach wroga.
Jedna kwestia nie pozostawia żadnych wątpliwości. Polska jest w stanie hybrydowej wojny z Rosją i Białorusią. Z tym że Rosja i Białoruś atakują, a my jesteśmy w zasadzie bierni, rozzuchwalając wroga. Agresor rozumie tylko język siły. Bierność uznaje za słabość. Dlatego będzie eskalował, ponieważ mu się na to pozwala. Zupełnie inną postawę zaprezentowała Hiszpania, gdy w 2022 r. agresywny tłum Afrykańczyków szturmował granicę między Marokiem a hiszpańską enklawą w Melilli – wówczas siły bezpieczeństwa i żołnierze otworzyli ogień. Zginęło blisko 30 napastników – początkowo sądzono, że byli tam także funkcjonariusze służb marokańskich. 140 Hiszpanów zostało rannych, wielu również po stronie szturmujących. Agresorzy używali noży, pałek, żrących substancji. Forsując ogrodzenie, spadali z dużej wysokości i tracili życie.
Błędy rządzących
Niestety kwestia naszego bezpieczeństwa na ten moment wygląda fatalnie. Za poprzedniej władzy zbudowaliśmy mur i sprawnie odparliśmy pierwszą falę ataków, łącznie z zaangażowaniem Grupy Wagnera. Słabo wyglądała jednak nasza obrona przeciwlotnicza. Obecnie jest coraz gorzej. Brakuje rozwiązań na poziomach strategicznym, taktycznym i prawnym. Funkcjonariusze służący na granicy czują się opuszczeni i zaszczuwani przez dowódców. W sieci można znaleźć zdjęcia prowizorycznych baraków przypominających slumsy, skleconych z byle czego, które mają chronić żołnierzy przed zimnem i chłodem. W porównaniu z profesjonalną infrastrukturą budowaną na froncie na Ukrainie jest to żenujące.
Nie brakuje także relacji żołnierzy, którzy wysyłani są z gołymi rękami na migrodywersantów. Brakuje im broni i środków komunikacji. W dodatku nadzorujące ich służby tylko czekają na pretekst, aby im dopiec. W efekcie jest coraz mniej chętnych do takiej służby. W Straży Granicznej jest ponad 2 tys. wakatów. W Wojsku Polskim wielokrotnie więcej. Zresztą wysyłanie armii na granicę jest nieporozumieniem. Wiąże to wojskowych na granicy i ogranicza konieczne szkolenia w armii do celów prowadzenia wojny.
Pojawiły się także głosy, aby uformować Korpus Ochrony Pogranicza, formację, która chroniła nasze Kresy po wojnie z bolszewikami. KOP chronił terytorium II RP przed przerzucaniem agentów, terrorystów i dywersantów przez granicę. Jego zakres działań obejmował tereny od granicy z Rumunią po województwo wileńskie. Jednak współcześnie nie ma potrzeby formowania dodatkowej formacji. Wydaje się, że tego typu rozeznanie lokalnych terenów i społeczności jest w gestii istniejących już Wojsk Obrony Terytorialnej, które mogłyby wspomagać Straż Graniczną w ochronie pasa nadgranicznego. Angażowanie w te zadania wojska i policji jest marnotrawieniem zasobów.
Żołnierze jak tlenu potrzebują teraz odrodzenia morale i wsparcia dowódców. Miejmy nadzieję, że generałowie zdobędą się na odwagę i staną murem za polskim mundurem. Tego oczekiwałoby się od głównodowodzących, w których rękach jest kierowanie bezpieczeństwem narodowym.
Tekst ukazał się w dzisiejszym numerze “Gazety Polskiej Codziennie”. Źródło: niezalezna.pl
=================================
mail:
<<Zarówno używając nacisków wewnątrz NATO, np. na Turcję, z której przylatują migrodywersanci>>
To znaczy, że kraj NATO współpracuje z Rosją i Białorusią w hybrydowej wojnie przeciw Polsce..
Strona niemiecka zawróciła na terytorium Polski ponad 3,5 tysiąca cudzoziemców
(Polsko-niemieckie przejście graniczne Słubice -Frankfurt nad Odrą. Fot. Łukasz Dejnarowicz / Forum)
Od początku roku 2024 do końca maja na całej zachodniej granicy Polski strona niemiecka zatrzymała 7371 cudzoziemców próbujących nielegalnie przekroczyć granicę polsko-niemiecką – podał w piątek Lubuski Urząd Wojewódzki.
Strona niemiecka zawróciła na terytorium Polski 3 578 osób, z czego 2 238 to obywatele Ukrainy. Czynności administracyjne wszczęto wobec 549 osób.
Dane pochodzą z Polsko-Niemieckiego Centrum Współpracy Służb Policyjnych, Granicznych i Celnych w Świecku.
Nieubezpieczonego pacjenta z Afryki nie ma gdzie przekazać. Szpital od dwóch lat ponosi koszty rynekzdrowia.pl
Autor: oprac. MCD • Źródło: Rynek Zdrowia, TOK FM •
Szpital kliniczny nr 4 w Lublinie zapłacił ponad milion złotych za leczenie pacjenta z Zimbabwe, który nie jest ubezpieczony. W Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie zadłużenie cudzoziemców wobec placówki sięga już dwóch milionów, a w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym wzrosło rok temu o 50 tys. zł. To problem systemowy, nie ma w Polsce stosownych rozwiązań prawnych – wskazują eksperci w rozmowie z TOK FM.
Na antenie radia TOK FM pracownicy Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 4 w Lublinie opowiedzieli historię studenta z Zimbabwe, który prawie dwa lata temu uległ wypadkowi. Trafił w ciężkim stanie do szpitala, gdzie przebywa do dzisiaj. Nie chodzi, nie mówi, potrzebuje stałej opieki, ale nie ma go gdzie przenieść
A koszty szpitala rosną. Wydatki na opiekę nad pacjentem przekroczyły już milion złotych. Z niezapłaconymi rachunkami za leczenie cudzoziemców zmagają się praktycznie szpitale w całej Polsce – Kwoty na niezapłaconych rachunkach wahają się od 100 zł do nawet pół miliona złotych za osobę – wylicza w TOK FM Maria Włodkowska, rzeczniczka Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie
Kto zapłaci za leczenie pacjenta z Zimbabwe? Koszty opieki przekroczyły milion zł
Historię 27-letniego pacjenta z Zimbabwe, który prawie dwa lata temu trafił po wypadku do Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 4 w Lublinie, nagłośniło radio TOK FM. Mężczyzna przebywał w Polsce legalnie, miał wizę i był studentem. W 2021 roku uległ jednak poważnemu wypadkowi samochodowemu. Najpierw przebywał na oddziale intensywnej terapii. Od stycznia 2022 roku hospitalizowany jest w klinice neurologii. Nie chodzi, nie mówi, choć jego stan jest ciężki, to jednak stabilny i mógłby zostać ze szpitala wypisany. Potrzebuje jednak stałej opieki, ale nie ma go gdzie przenieść. A koszty szpitala rosną.
– Żadna instytucja nie chce z nami rozmawiać, bo nie ma gwarancji finansowania pobytu tego pacjenta. Każdy inny, który miałby PESEL i ubezpieczenie, byłby przeniesiony do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego. Na ten moment, w tym przypadku nie ma takiej możliwości – mówił na antenie radia prof. Konrad Rejdak, kierownik klinicznego oddziału neurologii SPSK Nr 4 w Lublinie.
Szpital prosił o wsparcie Ambasadę Zimbabwe w Berlinie, kontaktował się też z rodziną pacjenta, ale ta nie wykazała chęci przejęcia nad nim opieki.
Wojewoda lubelski Lech Sprawka szukając rozwiązania z sytuacji miał zwrócić się do Ministerstwa Zdrowia, ale otrzymał odpowiedź, że nie ma podstaw prawnych do sfinansowania przez resort kosztów świadczeń udzielonych cudzoziemcowi.
Tymczasem wydatki na opiekę nad pacjentem przekroczyły już milion złotych. Z niezapłaconymi rachunkami za leczenie cudzoziemców zmagają się praktycznie szpitale w całej Polsce.
Szpitale leczą i liczą straty. “Nie mamy polityki migracyjnej”
Jak podaje TOK FM, w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie zadłużenie cudzoziemców wobec placówki sięga już dwóch milionów, a w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym tylko rok temu koszt 17 niezapłaconych przez obcokrajowców faktur wyniósł 50 tys. zł (w pierwszym półroczu tego roku wzrósł o kolejnych ponad 10 tys. złotych).
– Kwoty na niezapłaconych rachunkach wahają się od 100 zł do nawet pół miliona złotych za osobę – wyliczyła w TOK FM Maria Włodkowska, rzeczniczka prasowa krakowskiego szpitala.
Anna Chmielewska, członkini zarządu Fundacji Ocalenie i koordynatorka Centrum Pomocy Cudzoziemcom w Warszawie tłumaczy, że cudzoziemcy przyjeżdżający do pracy w Polsce często nie wiedzą nawet, że nie zostali ubezpieczeni. – Wielu myśli, że skoro podpisało “jakąś” umowę z pracodawcą, to może liczyć na bezpłatną pomoc medyczną – tłumaczy.
Szpitale w sytuacji zagrożenia życia muszą natomiast przyjąć pacjenta. Wobec nieubezpieczonych mają obowiązek żądać potem zwrotu kosztów realizowanych świadczeń (art. 50 ust. 11 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej). Nie zawsze jednak udaje się odzyskać pieniądze.
Medycy w obliczu sytuacji rozkładają ręce. Jeden z lekarzy w rozmowie z dziennikarką TOK FM podkreśla, że w kraju brakuje rozwiązań systemowych, a lekarze nie mogą nikomu odmówić pomocy. Pochodzenie, religia, orientacja seksualna czy narodowość są tu bez znaczenia.
„Radiowóz niemieckiej policji przekroczył przejście graniczne w Osinowie Dolnym i po polskiej stronie zostawił rodzinę imigrantów z Bliskiego Wschodu – informuje nas czytelnik. Do zdarzenia doszło w piątek 14 czerwca około godziny 9-tej. Policyjny radiowóz z Niemiec zaparkował na parkingu, wysiadło z niego kilka osób pochodzenia bliskowschodniego – dwie dorosłe osoby i trójka dzieci
Według relacji świadków radiowóz odjechał a pozostawione osoby zaczepiały przechodniów i udały się w kierunku jednego z dużych dyskontów. Na miejscu była przybyła polska policja, poinformowano również straż graniczną. Do tej pory jednak nie udało nam się uzyskać informacji od służb, czy osoby, które zostały przywiezione zostały zatrzymane i czy są to nielegalni imigranci…”
=======================================
MD: Ci osobnicy ubrani w mundury policajów powinni był zatrzymani, przesłuchani – i najpewniej osadzeni w areszcie jako przemytnicy ludzi.
W przytułkach w Zielonej Górze i okolicy, pomocy szuka coraz więcej arabskich i murzyńskich nachodźców, wydalonych z Niemiec. Ma to związek z falą ich wydaleń z Niemiec. Berlin wyrzuca niechcianych ludzi do Polski, korzystając z nieudolności proniemieckiej ekipy Tuska.
Niemcy masowo odsyłają nachodźców do Polski. Dziennikarka Aleksandra Fedorska ujawniła, że ponad 3,5 tys. migrantów odesłali Niemcy do Polski w ciągu kilku miesięcy, a polski rząd przymyka oko na ten problem. Ludzie zaangażowani w pomoc cudzoziemcom obawiają się, że liczba osób wydalanych przez Niemców nabierze jeszcze bardziej na sile.
“Od miesięcy w Lubuskiem wrze i bije się na alarm, ale władze nie chcą nic słyszeć o problemach. Straż Graniczna w Tuplicach, która przejmuje tych wydalonych z Niemiec ludzi, może działając nawet w dobrej wierze, wciska im zaledwie kartkę do ręki z punktami pomocy dla imigrantów” – napisała Fedorska.
Dziennikarska pisze również o dokumentach wskazujących na to, że “Niemcy wykorzystują niezdecydowanie polskich władz i z zasady decydują, że osoby bez dokumentów wydalane są do Polski”. Polska Straż Graniczna ma akceptować wywody Niemców, które “nie są ani logiczne, ani rzeczowe, ani zgodne z prawem”.
Bartosz Sulczewski, który prowadzi zielonogórską noclegownię powiedział dziennikarce, że ludzie, którzy trafiają do niego z posterunku granicznego w Tuplicach, są przerażeni. – Czasem mijają trzy doby, nim zrozumieją, że nie są w więzieniu. Większość z nich nie wie, co to jest noclegownia – wyjaśnił.
Sulczewski zapewnił, że do Polski trafiają z Niemiec mężczyźni w sile wieku, w przedziale wiekowym 30–40 lat. Zaznaczył, że cudzoziemcy funkcjonują jakby poza społecznością, która mieszka w noclegowni. Nie integrują się z nią.
Jak przeprowadzane są wydalenia niechcianych nachodźców z Niemiec do Polski wskazuje przypadek osoby określanej przez niemiecką Straż Graniczną z Frankfurtu nad Odrą jako „Jammal”. Inspekcja policji federalnej wydała w stosunku do niego zakaz wjazdu do Niemiec. Wydalono go do Polski, jak zapisane jest w dokumencie z 13 maja 2024 roku. Niemieccy policjanci pisemnie informują, że wydalają Jammala, bo kojarzą go z wydarzeniem, do którego doszło niedaleko jego lokalizacji i było nieuprawnionym wjazdem na terytorium Niemiec. Nie podają na to jednak dowodów.
Dokument sporządzony przez policję niemiecką nie został podpisany przez Araba, mimo to i tak został wydalony do Polski. W międzyczasie pojawiły się dokumenty wskazujące na to, że Niemcy wykorzystują niezdecydowanie polskich władz i co do zasady decydują, że nachodźcy zatrzymani w Niemczech bez dokumentów, wydalane są do Polski.
NASZ [magnapolonia] KOMENTARZ: Wygląda na to, że wojnę hybrydową przeciwko Polsce prowadzą nie tylko Łukaszenka z Putinem, ale także Scholz. Celem jest zrobienie z naszego kraju swoistego śmietnika na niechcianych Murzynów i Arabów którzy nie nadają się do pracy i normalnego życia w cywilizowanym kraju. Niestety, w Warszawie rządzi zdradziecka ekipa, która temu wszystkiemu przyklaskuje.
===============================
mail:
Nie do pojęcia. Na granicy wschodniej straszny Łukaszenko, parkany, straże, przepychanki, a na przyjaznej granicy zachodniej bez problemu, kto chce niech idzie
Jak naprawdę wygląda sytuacja z migrantami odesłanymi stronie polskiej przez Niemców? Redaktor Aleksandra Fedorska kontynuuje swoje śledztwo w bulwersującej sprawie.
Fedorska odniosła się do informacji Straży Granicznej o przyjęciu do Polski 188 migrantów przekazanych przez Niemcy.
Nasza polska Straż Graniczna pisze, że od stycznia przyjęła 188 cudzoziemców przekazywanych przez niemiecką policje! Kurcze zgubili aż prawie 3 350 osób! — czytamy w jej wpisie.
Dzień wcześniej podała liczby, które uzyskała od niemieckiej policji.
Jestem na posterunku policji niemieckiej w Guben- szukam odpowiedzi w sprawie 3578 osób przekazanych na stronę polską – czekam – pisała.
Migranci w noclegowniach
Jak udało się ustalić Fedorskiej, część migrantów jest rozwożona do noclegowni na terenie RP. Okazuje się, że wielu z nich próbuje przekonywać, że do Niemiec dostali się przez inne niż Polska kraje UE. Oznaczałoby to, że nie powinni zostać wysłani na teren naszego kraju.
Bez butów, głodni i zdesperowani – taki jest stan ludzi wydalonych przez Niemców do Polski. Osoby oddane polskiej Straży Granicznej przez Niemców są przez Straż Graniczną rozwożone do różnych noclegowni na terenach województw przygranicznych. W tych noclegowniach wiele z tych osób miało powiedzieć pracownikom, że przybyło do Niemiec przez Holandię, Austrię lub inny kraj niż Polska!!!!!! – czytamy.