Socjolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego przeprowadzili badanie w sprawie socjalu dla Ukraińców. Wynika z niego, że Polacy niemal jednomyślnie oczekują zmniejszenia finansowania dla tej grupy imigrantów.
Badania socjologów z UW ze stycznia tego roku wskazują, że aż 95 proc. Polaków zmieniło swoje nastawienie wobec Ukraińców na gorsze.
„W ub. roku o tej samej porze pogorszenie nastawienia do Ukraińców deklarowało 88 proc. badanych” – podaje „Gazeta Wyborcza”.
Głównym powodem zmiany jest „postawa roszczeniowa” wśród Ukraińców.
„Zdaniem większości nie powinni na przykład dostawać 800+ na takich samych zasadach jak Polacy. Takiej odpowiedzi udzieliło 55 proc. badanych, zaledwie 22 proc. badanych nie ma nic przeciwko temu. Nie popieramy też prawa Ukraińców do zasiłków i pomocy społecznej (51 proc. na nie, tylko 26 proc. na tak)” – czytamy.
Aż 96 proc. badanych uważa, że należy zmniejszyć socjal dla Ukraińców. Ponadto coraz bardziej rzuca się Polakom „inna kultura” na ulicach. Badani wskazywali na „inne normy oraz zasady” i „brak dbałości o dobro wspólne”.
„Ankietowani wyliczają cwaniactwo, poleganie na socjalu, postawę roszczeniową, brak kultury osobistej, brak dbałości o dobro wspólne, nadużywanie alkoholu. Po raz pierwszy w badaniu wybrzmiał lęk o wzrost przestępczości” – przyznała „Gazeta Wyborcza”.
– Polacy zaczęli oczekiwać od obywateli Ukrainy większej samodzielności, pójścia do legalnej pracy, odprowadzania podatków. Czas, w którym dawaliśmy zgodę na pokrywanie kosztów zakwaterowania i wyżywienia, już minął – skomentował cytowany przez GW kierownik projektu, dr Robert Staniszewski, socjolog polityki z Uniwersytetu Warszawskiego.
„Mamy dwa gwałty zbiorowe dziennie. Mamy dziesięć zwykłych gwałtów dziennie. I mieliśmy 131 przestępstw z użyciem przemocy dziennie w ciągu ostatnich sześciu lat, popełnianych średnio przez imigrantów, głównie Syryjczyków, Afgańczyków i Irakijczyków”
Importowane zniszczenie Niemiec: migranci gwałcą zwierzęta, dokonują zbiorowych gwałtów na kobietach, terroryzują dzieci — podczas gdy rząd to tuszuje (wideo)
„Mamy dwa gwałty zbiorowe dziennie. Mamy dziesięć zwykłych gwałtów dziennie. I mieliśmy 131 przestępstw z użyciem przemocy dziennie w ciągu ostatnich sześciu lat, popełnianych średnio przez imigrantów, głównie Syryjczyków, Afgańczyków i Irakijczyków”.
Eksperyment z masową migracją w Niemczech po raz kolejny doprowadził do horrorów, do czego klasa polityczna nie chce się przyznać. Najnowsze wydarzenie, które odzwierciedla spiralę upadku kraju, to turecki azylant nagrany przez kamery monitoringu gdy gwałci kucyki i inne konie w bawarskiej stajni. Przestępstwo, które trwało ponad 25 minut, już jest wystarczająco szokujące — ale co jest prawdziwym skandalem? Sprawca został wypuszczony na wolność i następnego dnia pozwolono mu swobodnie spacerować po wiosce.
Ten groteskowy przypadek to tylko jeden z wielu, jak donosi CompactTV. Liczba przestępstw seksualnych popełnianych przez migrantów gwałtownie wzrosła w ostatnich latach, zarówno wobec ludzi, jak i zwierząt. Jednak zamiast zająć się źródłem tej przemocy, klasa rządząca Niemiec manipuluje statystykami, bagatelizuje przestępstwa i chroni przestępców. Nadchodzące niemieckie wybory federalne 23 lutego będą decydującym momentem: czy kraj będzie kontynuował to staczanie się w bezprawie, czy też ludzie w końcu wybiorą przywódców, którzy postawią Niemców na pierwszym miejscu?https://rumble.com/embed/v6hcrn1/?pub=4
Tuszowanie: Jak władze zniekształcają prawdę
Rząd i jego medialne pieski od dawna próbują przesłaniać przestępczość migrantów za pomocą oszukańczych statystyk. Jedną z taktyk jest etykietowanie nie-Niemców jako „Niemców” po uzyskaniu przez nich obywatelstwa, co tworzy mylne wrażenie co do tego, kto jest odpowiedzialny za falę przestępczości. Ta sztuczka z „Niemcem na papierze” [“Paper German”] pozwala władzom twierdzić, że znaczną część napaści seksualnych i przestępstw z użyciem przemocy popełniają „Niemcy”, podczas gdy w rzeczywistości wielu z tych sprawców to niedawni migranci z krajów islamskich.
Inna taktyka polega na manipulowaniu wykresami, aby wizualnie zbagatelizować nastroje antyimigracyjne. Niedawny sondaż ARD błędnie przedstawił dane pokazujące, że 57% Niemców popiera silniejszą kontrolę granic — sprawiając, że odsetek ten wydaje się nieznacznie większy niż 33% osób, które się jej sprzeciwiają. Takie zniekształcenia przypominają taktykę manipulacji danymi z ery covid stosowaną na całym Zachodzie.
Epidemia gwałtów w Niemczech: prawdziwe liczby, których nie chcą, żebyś poznał
Niemcy obecnie osiągają średnią:
Dwa gwałty zbiorowe dziennie
Dziesięć indywidualnych gwałtów dziennie
131 przestępstw z użyciem przemocy dziennie popełnianych przez imigrantów, głównie Syryjczyków, Afgańczyków i Irakijczyków
To są oficjalne liczby. A jednak, gdy polityk AfD Beatrix von Storch przytoczyła je w telewizji ogólnokrajowej, została zaatakowana — nie za to, że się myliła, ale za to, że miała rację. Gospodarz Louis Klamroth próbował zmienić temat, absurdalnie twierdząc, że przestępcami mogą być „australijscy studenci na wymianie”, a nie migranci.
Oczywiście zdrowy rozsądek pokazuje, że to bzdura. Żadna Niemka nie boi się australijskiego turysty nocą. Boją się samych migrantów, na import których ich rząd nalega.
Liczba ofiar: kobiety i dzieci przerażone we własnym kraju
Niemieckie kobiety i dzieci nie mogą już bezpiecznie wychodzić na zewnątrz. Strach jest teraz namacalny, jak widać na poruszających filmach, na których kobiety są prześladowane w biały dzień przez agresywnych mężczyzn z zagranicy. Pewna młoda matka, pchając wózek z dzieckiem, nagrała, jak jest nękana przez migranta, który wielokrotnie domagał się seksu, odmawiał odejścia i nalegał twierdząc, że „jej mąż nie musi wiedzieć”.https://rumble.com/embed/v6e13ny/?pub=4
Tymczasem brutalne ataki z użyciem noża na kobiety, dzieci i osoby starsze stały się codziennością. 73-letnia Niemka została pocięta na twarzy i szyi na cmentarzu, co szpital określił jako „obrażenia zagrażające życiu”. 11-letnia Holenderka została śmiertelnie dźgnięta nożem — przez 29-letniego Syryjczyka. Wspólny wątek? Za każdym razem media twierdzą, że napastnik był „zdezorientowany” lub „chory psychicznie”.
Jeśli, jak twierdzi niemiecki minister zdrowia Karl Lauterbach, 30% tych migrantów cierpi na choroby psychiczne, to dlaczego w ogóle wpuszcza się ich do Europy?
A może państwo niemieckie celowo oszukuje opinię publiczną, przedstawiając głęboko zakorzenione wartości kulturowe i ideologiczne wielu migrantów jako zwykłą „chorobę psychiczną” — taktykę mającą na celu uniemożliwienie ludziom dostrzeżenia prawdziwego problemu i domagania się praktycznych rozwiązań?
Schemat przestępczości, ignorowany i bagatelizowany
Raport CompactTV ujawnia, że liczba przypadków bestialstwa wśród migrantów w Niemczech znacznie wzrosła. To nie jest tylko jeden przerażający przypadek. To część trwającego schematu:
2019 (Vellfelden) – Mężczyzna dopuścił się napaści seksualnej na owcę. Świadkowie opisali go jako „ciemnoskórego, około 25-letniego, szczupłego”.
2019 (Korbach) – Na pastwisku zgwałcono konia – media odmówiły podania opisu podejrzanego.
2023 (Itstein-Wörsdorf) – Kolejny koń został zgwałcony, władze nie podały informacji o sprawcy.
2023 (Maschen) – Zgwałcono kucyka. Sprawcę opisano jako wysokiego, szczupłego, ubranego w spodnie dresowe i koszulkę, ale jego pochodzenie zostało utajnione.
2023 (Gornhofen) – 33-letni mężczyzna, który nie miał prawa pobytu w Niemczech, zgwałcił konia.
2024 (Braunlage) – Zgwałcono wiele koni i kucyków. Media przyznały, że sprawcą był 35-letni mężczyzna, ale nie podały dalszych szczegółów.
Sama częstotliwość tych przestępstw sugeruje, że dzieje się coś o wiele mroczniejszego. Taki poziom zepsucia był niespotykany w Niemczech, zanim zaczęto stosować politykę masowej migracji.
Polityczna zdrada Niemiec: tchórzostwo CDU i wzrost AfD
W obliczu napastowania kobiet i dzieci w kraju, niemieckie partie establishmentu są zbyt zajęte walką z AfD, by się tym przejmować. CDU pod przywództwem Friedricha Merza nadal nalega na brak współpracy z AfD, jedyną konserwatywną partią antyimigracyjną w kraju — nawet w obliczu gwałtownie rosnącej liczby członków AfD. Wymówka Merza? AfD rzekomo „podważa fundamenty Niemiec”.
Prawdziwe pytanie brzmi: Co pozostało z fundamentów Niemiec?
Kobiety nie mogą bezpiecznie chodzić po ulicach.
Dzieci są dźgane nożem w biały dzień.
Kucyki są gwałcone i w rezultacie ranione, a ich oprawcy pozostają wolni.
Wraz ze wzrostem poparcia dla AfD w sondażach, jest jasne, że Niemcy budzą się do rzeczywistości, której uznania ich liderzy odmawiają. Establishment nie może już dłużej ignorować krwi na swoich rękach.
Wniosek: Punkt krytyczny jest bliski
Niemcy znalazły się w historycznym punkcie zwrotnym. Rząd odmawia ochrony swoich obywateli. Media kłamią, aby manipulować faktami. Migranci popełniają okropne przestępstwa i chodzą na wolności, podczas gdy AfD jest demonizowana za mówienie prawdy.
Analitycy zajmujący się tą kwestią w CompactTV są o wiele lepsi niż przeciętny niemiecki program informacyjny. Mimo to nawet oni nie potrafią wyraźnie stwierdzić tego, co powinno być oczywiste: katastrofa masowej migracji w Niemczech nie jest przypadkiem — to dokładnie to, czego chciał rząd.
Dowodem jest to, jak państwo celowo kłamie na temat przestępczości migrantów. Manipulują danymi. Redefiniują przestępców jako „Niemców”. Bagatelizują gwałty i przemoc, aby zapobiec wszelkim wezwaniom do zakończenia masowej migracji.
To nie porażka. To jest plan.
Wzrost poparcia dla AfD w sondażach dowodzi, że Niemcy budzą się i dostrzegają katastrofę, która się wokół nich rozgrywa. Establishment nie może już dłużej ukrywać krwi na swoich rękach.
Niemcy muszą teraz dokonać wyboru: kontynuować drogę zniszczenia, gdzie kobiety i dzieci są ofiarami, przestępcy są chronieni, a rząd otwarcie okłamuje swoich obywateli. Albo powstać, zażądać zakończenia tego szaleństwa i odzyskać Niemcy, zanim będzie za późno.
Wybory federalne 23 lutego 2025r. to decydujący moment — szansa na odrzucenie nieudanego przywództwa, chaosu masowych migracji i rosnącej przestępczości. Podczas gdy establishment trzyma się otwartych granic i oszustw, wzrost poparcia dla AfD odzwierciedla żądanie ludzi dla prawdziwej zmiany.
Te wybory to nie tylko głosowanie — to walka o przetrwanie Niemiec. Wybór jest jasny: kontynuować upadek czy głosować za przywróceniem prawa, porządku i suwerenności, zanim będzie za późno.
Pakt samobójczy dla Polski – czy zaczął już działać? Czasoprzestrzeń podczas kampanii wyborczej ulega zakrzywieniu. Notoryczni kłamcy zaczynają mówić prawdę, inni kłamią jeszcze bardziej. Pojawiają się nagle nagrania, filmy, zdjęcia i nieistniejące dokumenty. Presji kampanijnej uległ Moskal. Jeżeli ktoś […]
Atak samochodowy w Monachium na ludzi przeprowadził kierowcą, którym jest 24-letni afgański azylant. Samochód potrącił wielu pieszych, a kierowca został aresztowany. Niemieckie media podały, że rannych zostało około 28 osób.
Do tego zamachu typowego dla terroryzmu islamskiego doszło w czwartek 13 lutego w stolicy Bawarii, Monachium. Burmistrz Monachium w oświadczeniu stwierdza, że jest „głęboko wstrząśnięty” atakiem na przechodniów.
Atak nastąpił tuż przed rozpoczęciem Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, na której spotykają się przedstawiciele światowej dyplomacji. Rozpędzony samochód prowadzony przez Afgańczyka wjechał w tłum.
Dieter Reiter, burmistrz Monachium związany z SPD, informował, że wśród rannych są dzieci. Do ataku doszło zaledwie kilka tygodni po podobnym, tragicznym ataku samochodowym w Magdeburgu, który wstrząsnął Niemcami.
Sprawcą staranowania samochodem tłumu jest 24-letni Afgańczyk ubiegający się o azyl, o czym poinformował wiceprezes monachijskiej policji Christian Huber. Bawarski minister spraw wewnętrznych Joachim Herrmann poinformował, że sprawca przebywa w Niemczech legalnie, chociaż jego wniosek o azyl został odrzucony. Był znany policji, m.in. z handlu narkotykami.
Stolica Bawarii przygotowuje się również na przyjęcie do niedzieli czołowych polityków z całego świata, w tym wiceprezydenta USA J.D. Vance’a, na tradycyjnej konferencji, której jednym z głównych tematów będzie wojna rozpętana przez Rosję na Ukrainie.
Każdego dnia pojawia się kolejne potwierdzenie tego, że przed polską opinią publiczną celowo ukrywane są istotne informacje dotyczące przyszłości polityki migracyjnej.
Powód jest prosty – trwa kampania wyborcza, a koalicja rządząca w Polsce chce za wszelką cenę „domknąć system” za pomocą swojego prezydenta i wtedy wszystko to, o czym dziś mówić wyborcom nie chce, będzie mogło zostać bez problemów wprowadzone w życie.
Donald Tusk / (aldg) PAP/Albert Zawada
Wbrew tym oczekiwaniom zaczynają powoli wychodzić na jaw szczegóły planów dotyczących relokacji migrantów do Polski, mimo iż władze starają się unikać tematu albo przy pomocy nowych wrzutek kreować kolejne, zastępcze.
Kampania w Niemczech
Nie pomagają w tym Niemcy, którzy sami są na finiszu kampanii parlamentarnej, więc politycy pod presją opinii publicznej – pokazują jak twardą prowadzą politykę wobec… no właśnie, Polski. Tym samym muszą trochę zepsuć narrację swoim sojusznikom w Warszawie, bo waży się ich osobisty, polityczny los. I tak Republika Federalna Niemiec, która jednostronnie przedłużyła kontrole na wszystkich swoich granicach do września 2025 roku, oficjalnie argumentuje swoje działania koniecznością ochrony przed nielegalną migracją i przemytnikami ludzi. MSW Niemiec podkreśla, że skutecznie ogranicza liczbę wniosków azylowych oraz deportuje nielegalnych migrantów. W praktyce jednak oznacza to wzmocnienie granic niemieckich i jednoczesne zrzucenie problemu migracyjnego na sąsiadów, w tym Polskę.
Jak relacjonuje na łamach portalu Tysol.pl dziennikarka zajmująca się tematyką polityki niemieckiej i relacji między naszymi krajami, Aleksandra Fedorska – tamtejsza policja federalna, która pełni w Niemczech obowiązki służby granicznej, będzie po marcu dalej przeprowadzać kontrole na wszystkich granicach Niemiec, wstępnie do września 2025 roku. Co więcej, niemiecki rząd, wnioskując w Brukseli o przedłużenie kontroli granicznych, przedstawia migrację jako poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilności kraju.
Polska pod ścianą
Tymczasem w Parlamencie Europejskim politycy związani z obozem rządzącym w naszym kraju spotykają się z jednoznacznym przekazem od przedstawicieli sojuszniczych frakcji: Polska nie zostanie zwolniona z realizacji paktu migracyjnego. Hiszpański eurodeputowany Juan Fernando López Aguilar mówi wprost – wszystkie państwa członkowskie muszą się podporządkować i wdrożyć obowiązki wynikające z przepisów migracyjnych.
Obecny rząd, który w kampanii wyborczej przekonywał Polaków, że kraj nie zostanie objęty przymusową relokacją migrantów, a jeszcze w maju premier twierdził, że będziemy jego „beneficjentami”, dziś milczy na temat realnych konsekwencji polityki unijnej. Wydaje się, że temat ten jest niewygodny dla rządzących, zwłaszcza w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich, gdzie przyznanie się, że Polska będzie musiała, nawet już przyjmuje narzucone kwoty migrantów, mogłoby poważnie zaszkodzić ich notowaniom.
Czy po wyborach temat zostanie brutalnie odsłonięty i Polska, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, zostanie zmuszona do przyjęcia relokowanych migrantów? Wszystko wskazuje na to, że tak. Pozostaje pytanie, czy opinia publiczna jeszcze zanim dojdzie do głosowania dowie się tego, co miało zostać ukryte. Tylko w ten sposób wybór, jakiego dokonamy 18 maja i pewnie również 1 czerwca (II tura) będzie prawdziwie demokratyczny.
Właśnie oglądam debatę wyborczą w ARD, Merz kontra Scholz. Obaj zgodnie stwierdzili, że pozbywanie się migrantów zaraz przyspieszy. Pochwalili Tuska i powiedzieli że niedługo 200 tys. pojedzie do Polski. Tyle w temacie.
———————-
Jaki jest sens bycie w UE, gdy nie jesteśmy już gospodarzami w swoim własnym kraju? Dmowski z Piłsudskim przekręcają się w grobach, za to Kaczyński i Tusk śpią spokojnie w swoich łóżkach. Pierwszy dlatego, że przecież “naród zdecydował”, drugi po prostu realizuje agendę swoich niemieckich Panów.
Panie Prezesie, mam do Pana takie małe pytanko, dobrze Pan wiedział, że żadne referendum w Polsce nie było wiążące, poza dwudniowym unijnym. Nawet referendum konstytucyjne ledwo przekroczyło 40%. Czy nie przyszło Panu do głowy, by np. dać w referendum pod głosowanie np. kwestii in vitro, by uzyskać frekwencję i bardzo utrudnić totalnym bojkot referendum. Nie? No to może referendum dwudniowe, skoro takie krytycznie ważne. Też nie? No to mamy problem, została bowiem skanalizowana energia Polaków, a partię rozlicza się nie z intencji lecz z wyników. Jednym słowem, koncertowo spieprzyliście sprawę. Jeszcze raz, to nie naród zawiódł, to wasze zaniechania i wasza pycha. Albo co gorsze, głupota.
Wyciąłem i wstawiłem autmatyczne napisy. Scholz powiedział to, co napisała @a_fedorska, że wydalenia imigrantów z Niemiec są zgodne z prawem, bo on do wszystkich premierów w krajach sasiednich dzwonił i powiedział, że muszą się na to zgodzić.
Krzysztof @Krzyszt81617925 12 tys złotych miesięcznie dla jednego,Na tyle oblicza sie koszty utrzymania Zasiłek bezterminowy,to co najmniej 2,400( przyjedzie 4 os rodzina 10.00,Zakwaterowanie służba zdrowia,Darmowe bilety,kina baseny itd,Za co? Za nasze,Ludzie po 40 latach pracy dostaja 3 tys,
12 tys zlotych miesiecznie dla jednego,Na tyle oblicza sie koszty utrzymania Zasilek bezterminowy,to co najmniej 2,400( przyjedzie 4 os rodzina 10.00,Zakwaterowanie sluzba zdrowia,Darmowe bilety,kina baseny itd,Za co? Za nasze,Ludzie po 40 latach pracy dostaja 3 tys,
Hanne Nabintu Herland jest historyczką religii, autorką i założycielką The Herland Report. Jej najnowsza książka to „The Billionaire World. How Marxism Serves the Elite”, dostępna na Amazon.
Powszechnie wiadomo, że urodzeni za granicą gwałciciele i przestępcy unikają odpowiedzialności w Europie, ponieważ przywódcy polityczni są pochłonięci strachem przed byciem nazwanymi „rasistami”.
Podsumowując, wydaje się, że istnieje całkowity brak ochrony rodzimych, białych kobiet przed brutalnymi przestępcami spoza Zachodu.
Premier Keir Starmer został niedawno zaatakowany przez Elona Muska i armię użytkowników X za ukrywanie przerażających historii tysięcy głównie białych dziewcząt gwałconych przez głównie muzułmańskie grupy w Wielkiej Brytanii. Dzięki Elonowi Muskowi i X, historie te są teraz przedmiotem zainteresowania na całym świecie. Brak działań przeciwko tym okropnym przestępstwom ze strony europejskich polityków i bagatelizowanie kryzysu przez media stworzyły de facto prawo własności imigrantów-przyjezdnych do ciał białych kobiet.
Ta odmowa ochrony rodzimej białej populacji etnicznej nie jest wyjątkowa dla Wielkiej Brytanii, dzieje się tak w całej Europie, a sprawcy są w większości spoza Zachodu, a ich ofiarami są prawie wyłącznie rdzenne, białe dziewczęta.
W Norwegii jeden z nielicznych raportów, w którym opublikowano pochodzenie etniczne przestępców, wykazał, że 100% gwałtów zostało dokonanych przez imigrantów. W Szwecji niedawne badanie wykazało, że 96% gwałtów zostało popełnionych przez imigrantów. W obu przypadkach zgwałcone zostały niemal wyłącznie białe kobiety. W Danii imigranci spoza Zachodu są ponad 7 razy bardziej narażeni na popełnienie gwałtu niż rodowici Duńczycy. (więcej szczegółów poniżej)
Marksistowsko-socjalistyczna indoktrynacja przez dziesięciolecia wpajała Europejczykom, że należy zawsze usprawiedliwiać i współczuć imigrantom spoza Zachodu, ponieważ pochodzą oni z niefunkcjonalnych, często wysoce skorumpowanych państw w biednych częściach świata. W ten sposób lewica wdrożyła wielokulturową dyskryminację rodzimych Europejczyków, która wymaga odpowiedzialności za rdzenne europejskie grupy etniczne w sposób, o jakim nigdy nie marzyłoby się ciemnoskórym, niezachodnim imigrantom.
Ta socjalistyczna idea jest przeciwieństwem historycznego zachodniego ideału równości bez względu na rasę, wyznanie czy pozycję społeczną. Doprowadziła ona do rasizmu wobec białych Europejczyków, który dziś przenika europejskie media głównego nurtu i dyskurs publiczny.
Szwecja jest notorycznie tracona przez marksistowskich polityków, którzy odmówili powstrzymania przemocy wobec rdzennej ludności.
Oto kilka statystyk: Kraj ma prawie sześćdziesiąt „stref no-go” rządzonych przez gangi imigrantów, gdzie policja nie ma wstępu; miasto Malmø ma ponad 50% imigrantów spoza Zachodu z wyższym wskaźnikiem przestępczości niż Bagdad; Szwecja ma największą liczbę zamachów bombowych dla kraju, który nie jest w stanie wojny – i nadal jej politycy tego nie powstrzymują.
Według ostatnich badań, 96% gwałtów w Szwecji jest popełnianych przez imigrantów urodzonych za granicą, a ofiarami są etniczne Szwedki. Dochodzenie z 2018 roku wykazało, że 40 z 43 mężczyzn skazanych za gwałt zbiorowy było imigrantami lub urodziło się z rodziców imigrantów. Szwecja ma największą liczbę zarejestrowanych przestępstw gwałtu w Europie. W 1977 roku w Szwecji zgłoszono 689 gwałtów; w 2015 roku zgłoszono 18 100 przestępstw seksualnych. Ofiarami są prawie wyłącznie etniczni Szwedzi. Mimo to szwedzcy politycy nie powstrzymują tego procederu, a media głównego nurtu milczą.
Dane liczbowe dotyczące Norwegii wskazują, że niezwykle niewiele osób zostaje skazanych za gwałt. Tylko jedno na dziesięć zgłoszeń przemocy seksualnej jest składane, a około 80 procent jest po prostu umarzanych. W Szwecji, z 4 895 zgłoszonych przypadków gwałtu w 2017 roku, tylko 190 zakończyło się skazaniem. W Norwegii tylko jedna na dziesięć spraw zakończyła się wyrokiem skazującym. Jedna na trzy kobiety, które zostały brutalnie zgwałcone, nigdy nikomu o tym nie mówi. Statystyki pokazują również, że jedna na pięć norweskich dziewcząt poniżej 15 roku życia jest narażona na przemoc seksualną.
Przykładem zakorzenionego rasizmu wobec białych grup etnicznych w Norwegii jest niewielka liczba opublikowanych statystyk dotyczących pochodzenia etnicznego sprawców. Szwecja nie publikuje oficjalnych danych dotyczących przestępczości powiązanych z pochodzeniem etnicznym lub statusem imigracyjnym, podobnie jak Norwegia. Poruszanie kwestii pochodzenia etnicznego brutalnych przestępców stanowi całkowite skandynawskie tabu.
Co więcej, specjaliści wydają się bardzo obawiać wypowiadania się na ten temat. Bardzo niewielu mówi o wielu zgłoszonych samobójstwach białych dziewcząt po gwałcie, podczas gdy ich rodziny i dziewczęta obserwują, jak policja niechętnie angażuje się w aktywne ściganie sprawców. Niezwykle rzadko można znaleźć osoby, które chcą publicznie mówić na ten temat. Jako wieloletnia autorka w największych norweskich gazetach, kilka lat temu próbowałam przynajmniej przedstawić ideę „mile widzianych imigrantów przestrzegających prawa” w porównaniu z „niepożądanymi imigrantami kryminalnymi”. Praca była całkowicie daremna, ponieważ norwescy politycy całkowicie podążają za marksistowskim trendem usprawiedliwiania brutalnych przestępców spoza Zachodu i po prostu nie powstrzymują gwałtów.
Były jednak wyjątki. Hanne Kristin Rohde, ówczesna szefowa sekcji ds. przemocy i wykroczeń w policji w Oslo, skomentowała wyjątkowy raport policyjny z 2007 roku, w którym ośmielono się poruszyć kwestię pochodzenia etnicznego gwałcicieli. Raport wykazał, że 100% gwałtów w latach 2006-2008 zostało popełnionych przez imigrantów spoza Zachodu, głównie mężczyzn z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu.
W ostatniej dekadzie odnotowano 100-procentowy wzrost liczby zgłoszonych gwałtów. Ogólnie rzecz biorąc, imigranci z Azji, Afryki, Ameryki Południowej i Środkowej oraz Turcji mają znacznie wyższe wskaźniki przestępczości niż ogół populacji, a zdecydowanie najgorsi są imigranci z Afryki. Od czasu opublikowania tego raportu, krajowe norweskie statystyki powróciły do nie pokazywania odsetka obcokrajowców dopuszczających się przemocy.
Następnie, w ubiegłym roku, szybko rosnąca i obecnie największa partia polityczna w Norwegii, Libertariańska Partia Postępu – prawdopodobnie norweska wersja Reform UK – opłaciła nowe badania dotyczące wskaźnika przestępczości określonego według grup etnicznych. Statystyki wykazały znaczny wzrost nadreprezentacji imigrantów w latach 2020-2023. Młodzi mężczyźni z Iraku i Somalii mają wyjątkowo wysokie wskaźniki oskarżeń, z ponad 1200 na 1000 dla imigrantów i do 1300 na 1000 dla urodzonych w Norwegii obcokrajowców etnicznych z rodzicami z tych krajów. W Oslo młodzi mężczyźni o pochodzeniu imigranckim mają wskaźnik oskarżeń na poziomie 820 na 1000, podczas gdy urodzeni w Norwegii rodzice imigrantów mają wskaźnik 910 na 1000. Pozostała część populacji ma wskaźnik 280 na 1000.
“Na przykład w przypadku somalijskich mężczyzn w Oslo (w wieku 15-24 lat) w latach 2020-2023 na 1000 mieszkańców przypada 2 120 oskarżeń. To 15 razy więcej niż populacja Oslo bez pochodzenia imigranckiego”, pisze Partia Postępu: “Liczby są dramatyczne. To pokazuje, jak ważne jest, aby otwarcie mówić o tym, kto stoi za przestępczością wśród młodzieży. Kiedy Partia Postępu mówiła, że przestępczość i imigracja są ze sobą powiązane, to nie bez powodu. Fakt, że niektóre grupy imigrantów są tak bardzo nad-reprezentowane, jest bardzo poważny i oznacza, że prawdopodobnie musimy mieć zupełnie inne podejście do problemu niż dotychczas” – mówi liderka partii Sylvi Listhaug.”
Liczby dotyczące Danii są równie przygnębiające, ujawniając znaczne różnice w zależności od pochodzenia etnicznego. Dane z lat 2010-2014 wskazują, że imigranci spoza Zachodu są znacznie nadreprezentowani wśród osób skazanych za gwałt w porównaniu z rodowitymi Duńczykami. Podczas gdy wskaźnik skazań białych Duńczyków na 100 000 osób wynosił 0,7, Somalijczycy stanowili 25,1, Afgańczycy 18,1, a Irakijczycy 10,4. Oznacza to, że imigranci spoza Zachodu i ich dzieci są 7,3 razy bardziej narażeni na popełnienie gwałtu niż rodowici Duńczycy. [Należy pamiętać, że zgłaszanie gwałtów dokonanych przez imigrantów jest bezcelowe, dlatego zgłaszanych jest niewiele gwałtów, a jeszcze mniej jest ściganych. Dlatego dysproporcja jest znacznie gorsza].
Tak więc istnieje całkowity brak ochrony rdzennych skandynawskich kobiet przed urodzonymi za granicą imigrantami-gwałcicielami. Oskarżam marksistowsko-socjalistyczną ideologię, która przez tak długi czas trzymała Europejczyków jako zakładników, wraz z jej rasizmem wobec rdzennej białej ludności w Europie, za umożliwienie kontynuowania tego przerażającego wykorzystywania kobiet rok po roku.
Political fiction. Prezydent Trzaskowski na konferencji “Razem przeciw rasizmowi i ksenofobii” AI/X
O tym jak bardzo niebezpieczne były mniejszości narodowe w Polsce uczy nas historia. O tym jak zbrodnicza jest polityka wpuszczania do Europy nachodźców – barbarzyńców dotkniętych dysfunkcjami intelektualnymi i moralnymi świadczą popełniane każdego dnia, niezliczone już, w tej chwili, przestępstwa i zbrodnie. Napady, kradzieże, pobicia, gwałty, morderstwa. Część z tych tragedii przykrywa się propagandą o rzekomych uchodźcach lub wymazuje za pomocą zwykłej cenzury.
Nie powinna nas wobec tego dziwić polityka Bestii i jej unijnej agendy pod kierownictwem niemieckim oraz realizacja tych antyeuropejskich i antypolskich wytycznych przez antypolską ekipę Tuska z Nowacką w roli „historycznej edukatorki”.
Dziwić nas powinna nasza własna bierność w obliczu tak dużego zagrożenia.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski podczas wykładu o “przyczynach antypolonizmu” analizując poszczególne wątki, przypomniał:
“17 maja 1939 roku Cesare Vincenzo Orsenigo, nuncjusz Stolicy Apostolskiej w Berlinie, odbył godzinną rozmowę z Joachimem von Ribbentropem, ministrem spraw zagranicznych III Rzeszy. Nuncjusz próbował odwlec swojego rozmówcą od zamiaru ataku na Polskę, który w maju 1939 roku był już wyraźnie widoczny. Zachowało się sprawozdanie, które nuncjusz Orsenigo skierował, adresował do Watykanu i w tym sprawozdaniu przytoczył słowa Ribbentropa, który oświadczył, że w starciu z Niemcami Polska nie ma żadnych szans.
Dlaczego? I teraz spojrzenie na nas, oczami naszych wrogów.
Orsenigo with Hitler and Joachim von Ribbentrop/ Wikipedia
Cytat
Od liczby 34 milionów mieszkańców kraju należy odjąć 8 milionów Ukraińców, którzy nie kiwną palcem, by wspomagać Polskę oraz 4 miliony Żydów, wspomniał bez uściślenia liczbowego o znacznych mniejszościach niemieckiej i rosyjskiej. Ostatecznie widział 18 milionów Polaków skłonnych do walki. W razie wojny z narodem jak nasz 85 milionowym, to nadal słowa Ribbentropa, uzbrojonym po zęby, Polsce przypadnie niewiele dni walki. Zostanie unicestwiona błyskawicznie, zaatakowana równocześnie z 10 stron.
Ribbentrop wyraźnie daje do zrozumienia, że ówczesne mniejszości narodowe w Rzeczypospolitej będą wobec państwa polskiego nielojalne.
Rzecz jasna, że Ribbentrop tutaj okazał się niestety prorokiem tego, co najgorsze. Oczywiście, że można zadać pytanie, dlaczego tak się stało, dlaczego te mniejszości narodowe były nielojalne. Spojrzenie tych mniejszości będzie zapewne inne niż spojrzenie Polaków, a wszystko to pewnie jest ugruntowane w okresie zaborów i w zasadzie [przez politykę] zaborców, która była forsowana przez cały czas – divide et impera – dziel i rządź”. /Ks. prof. Waldemar Chrostowski/link do wykładu/
Polska ma być ofiarą paktu migracyjnego
W kłamstwo, że Polska ma być beneficjentem czegoś, co zostało pomyślane jako kontynuacja procesu destrukcji społeczeństw europejskich, jest tezą dla skończonych idiotów.
Z wyrywkowych Kontroli Straży Granicznej wynika, że jedna czwarta tzw. migrantów przebywa w Polsce nielegalnie. Do tej grupy należy dodać przesiedleńców z Ukrainy.
Manipulacja obecnych urzędników III RP polega na przeniesieniu uwagi na bliżej nieokreśloną „świetlaną przyszłość”, gdy tymczasem już dziś wystąpiła pilna potrzeba deportacji ogromnej rzeczy nielegalnych i pozornie legalnych nachodźców oraz przesiedleńców z Ukrainy. Wyjątkiem od reguły mogą być wdowy i sieroty (dzieci) z terenów objętych wojną. Inne osoby dorosłe (niepracujące oraz tzw. turyści socjalni) powinny zostać natychmiast deportowane.
Ucieczka w przyszłość oraz postawienie Polaków przed faktami dokonanymi – na tym polega plan tej ekipy.
Powinniśmy wyrwać się z tej manipulacji czyli żądać natychmiastowej deportacji. Zaniechanie tego, jak uczy historia, może nas bardzo drogo kosztować.
Właśnie w tym kontekście widać najbardziej zakłamanie “rządu Tuska”, który wypomina poprzednikom przyjęcie liczby kilkuset tys. nielegalnych imigrantów, ale jak widać wcale nie kwapi się, aby ich deportować.
W tym kontekście, Polską racją stanu jest:
Jak najszybsze rozpoczęcie procesu masowej deportacji
Polska nie będzie zwolniona z mechanizmu przymusowej „solidarności” mimo że przyjęła największą liczbę uchodźców z Ukrainy? Tak wynika z odpowiedzi Komisji Europejskiej na pismo europosła Marcina Sypniewskiego ws. relokacji imigrantów.
„To się w głowie nie mieści Rząd Tuska przekonywał, że zapisy paktu imigracyjnego nie będą dotyczyć Polski, gdyż przyjęliśmy setki tysięcy Ukraińców” – przypomniał na portalu X Sypniewski.
„Powiedziałem: Sprawdzam! I zadałem pytanie Komisji Europejskiej. Otrzymałem odpowiedź, z której czarno na białym wynika, że jest to kłamstwo!!! „Zgodnie z prawem UE nie ma prawnych możliwości zwolnienia Polski z wdrażania jakichkolwiek części paktu.” – tak brzmi oficjalna odpowiedź!!” – wskazał polityk Konfederacji.
„To oznacza, że będziemy musieli przyjmować imigrantów albo płacić gigantyczne kwoty, nie ma żadnego zwolnienia
Co więcej, rząd do dzisiaj nie kiwnął palcem pomimo takich możliwości, aby wykazać presję migracyjną i ratować nas przed płaceniem ogromnych kwot wynikających z Paktu!
Jest to absolutny skandal!” – skwitował wiceprezes Nowej Nadziei.
Chodzi o pismo skierowane 15 listopada 2024 roku do Komisji Europejskiej, w którym Sypniewski wnioskował ws. kwestii dotyczących unijnego Paktu o migracji i azylu – w kontekście wypowiedzi premiera rządu warszawskiego Donalda Tuska oraz komisarz UE ds. wewnętrznych Ylvy Johansson. Chodziło o słowa, w których zapewniali, że w związku z przyjęciem przez Polskę dużej liczby uchodźców z Ukrainy, nasz kraj będzie częściowo lub nawet całkowicie zwolniony z postanowień ww. Paktu dot. relokacji imigrantów.
W piśmie Sypniewski zawarł następujące pytania:
„Czy Polska formalnie przedstawiła sytuację związaną z presją imigracyjną na swoim terytorium?
Czy Komisja dostrzega przyjęcie przez Polskę milionów Ukraińców jako przesłankę do zwolnienia Polski z całości lub części przepisów paktu?
Czy przygotowywane są rozwiązania mające na celu zwolnienie Polski z zapisów paktu i w jakim zakresie?”.
Teraz nadeszła odpowiedź KE, którą sygnował Komisarz ds. wewnętrznych i migracji Magnus Brunner.
„Polska jest związana wszystkimi instrumentami prawnymi wchodzącymi w skład Paktu o migracji i azylu, które zostały przyjęte zgodnie z unijnym zobowiązaniem do rozwijania wspólnej polityki azylowej oraz z pełnym poszanowaniem zasady kompetencji dzielonych w przestrzeni wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości. Na gruncie prawa unijnego nie istnieją prawne możliwości zwolnienia Polski z implementacji jakichkolwiek elementów Paktu” – czytamy.
„Rozporządzenie w sprawie azylu i zarządzania migracjami przewiduje obowiązkową solidarność, a każde państwo członkowskie ma pełną swobodę wyboru między różnymi formami solidarności, tj. relokacją, wkładem finansowym i środkami alternatywnymi (wsparcie rzeczowe)” – zaznaczył.
„Liczba osób korzystających z tymczasowej ochrony w danym państwie członkowskim jest jednym z czynników decydujących o tym, czy państwo członkowskie znajduje się pod presją migracyjną lub stoi w obliczu znaczącej sytuacji migracyjnej, co pozwala na pełne lub częściowe obniżenie składek solidarnościowych” – czytamy dalej.
Brunner zaznaczył, że pierwsza ocena tego stanu rzeczy odbędzie się w październiku 2025 roku, a „Polska nie przedstawiła jeszcze żadnych informacji” w tym zakresie.
Syryjczyk z Essen sprowadził dla swojego brata 12-letnią dziewczynkę, która została jego “żoną”. Dziecko było bite, poniżane i gwałcone. Mężczyzna, który poślubił dziecko, został skazany; ale jego brat odpowiedzialny za dostarczenie mu dziewczynki – już nie. Sąd go uniewinnił.
Do sprawy doszło jesienią 2021 roku. Syryjczyk z Essen wybrał się do rodzinnej wioski w Syrii, żeby poszukać tam żony dla swojego brata. Od początku zakładano, że musi być nieletnia. Sąd uznał jednak, że nie ma dowodów, iż Syryjczyk wiedział, że dziecko ma 12 lat. Mógł myśleć, że ma 13 lat, a wtedy w świetle niemieckiego prawa nie ma już mowy o przestępstwie.
Co szczególnie szokujące, w sprawie chodzi o… handel. Jak podała eksperta ds. islamu Sigrid Herrmann, która zajmowała się procesem Syryjczyka, dziewczynka została kupiona od rodziny za 2000 dolarów.
Dziecku obiecano, że w Niemczech będzie chodzić do szkoły i otrzyma wykształcenie. 12-latka nie otrzymała jednak takiej możliwości. Została zamknięta w domu, a tam była gwałcona, bo jej mąż traktował ją jak żonę, pomimo jej wieku.
W 2024 roku mąż dziewczynki został skazany na pięć i pół roku więzienia (wyrok nie jest jeszcze prawomocny).
Dziecko było nie tylko gwałcone, ale również bite. Dziewczynkę uderzano pięścią, dłonią i pasem; była też duszona kablem.
Przed nocą poślubną dziecku pokazywano materiały pornograficzne, celem zaznajomienia jej z czekającym ją losem. Mąż 12-latki był później dumny z pierwszego gwałtu i chwalił się nim przed rodziną dziecka.
Dziewczynka ma obecnie 15 lat. Nie może wrócić do Syrii; jest leczona w Niemczech.
Sędzia, który ogłosił uniewinnienie Syryjczyka odpowiedzialnego za przywiezienie dziewczynki z Syrii do Niemiec, był niezadowolony z wyroku, ale w świetle prawa, jak powiedział, nie mógł postąpić inaczej.
Paryż po zamachu terrorystycznym w 2015 roku. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikimedia, Marc Barkowski, CC BY 2.0
Wstrząsająca ofensywa syryjskiej al Kaidy, obalając reżim al Asada, przypieczętowała załamanie się geopolitycznego ładu na Bliskim Wschodzie, który rozpadał się już od „arabskiej zimy” 2010-11 r. Zwycięstwo islamistów, przyspieszy to, co zwiastowała już napaść Rosji na Ukrainę. Wojna obejmie Europę, tyle, że nie za kilka lat, a już w tym roku. Przegniły do szpiku kości lewicowo-liberalnym rakiem kontynent sobie z nią nie poradzi.
Banałem jest stwierdzić, że Zachód się rozkłada. A jeszcze 35 lat temu, kiedy upadał komunizm, powszechnie uważano, jak Fukuyama, że oto nastał kres historii. Liberalna demokracja miała być ostatecznym stadium cywilizacji, objąć cały świat i trwać w wiecznym pokoju i konsumpcji. Nawet po 11 września 2001 r. mało kto dostrzegał początek nowej epoki konfrontacji, a co dopiero, że Zachód ją przegra. USA przeprowadziło błyskawiczną operację antyterrorystyczną w Afganistanie na końcu świata, o której szybko zapomniano, podobnie jak o interwencji w Iraku z 2003 r.
Lewicowy rak niszczy Zachód od środka
Tyle że islamski terroryzm, mimo militarnych klęsk, ciągle się odradzał, bo znajdowały się kolejne tysiące gotowe umierać w dżihadzie, podczas gdy Zachód nie był gotów do żadnych poświęceń, a przeżerająca go od środka neomarksistowska ideologia wręcz dążyła do jego klęski. Po 1989 r. komunizm odniósł zwycięstwo zza grobu, bo zanim politycznie upadł, całkowicie zinfiltrował i zatruł duchowo elity Zachodu. Teraz zainfekowany neomarksizmem Zachód niszczy się sam. Jego skrajnie lewicowy establiszment żywi się tak naprawdę jedną ideą – fanatyczną nienawiścią do chrześcijaństwa i wszystkiego co z niego wyrasta. Sam zupełnie niczego nie tworzy. Jedynym jego celem jest niekończąca się rewolucja, czyli niszczenie cywilizacji, nad którą jak rak mózgu przejął władzę, na wszelkich możliwych poziomach – religii, kultury, gospodarki, indywidualnej duszy, a ostatnio nawet biologii człowieka.
Jednym z przejawów tej dzikiej nienawiści do chrześcijaństwa jest ideologia multi-kulturalizmu, w ramach której lewica od lat 70-tych otworzyła Europę na masową imigrację zarobkową z krajów Afryki i Azji, równocześnie promując wśród Europejczyków bezdzietność, aborcję i antykoncepcję. Doprowadziło to w ciągu dwóch pokoleń do zapaści demograficznej białych i wymiany etnicznej ludności kontynentu. Oficjalne motywy ekonomiczne tej polityki są tylko pozorem. Sztuczne wykreowanie dużych mniejszości kulturowych miało stanowić uzasadnienie ostatecznego usunięcia chrześcijaństwa z życia publicznego (rzekomo w obronie dyskryminowanych mniejszości), rozmyć dawne narody i stworzyć marksistowską utopię europejskiego superpaństwa bez tożsamości religijnej i narodowej.
Projekt ten zakładał, że ściągnięte do Europy obce grupy etniczne ulegną takiej samej laicyzacji jak rdzenni Europejczycy i staną się twardym zapleczem promującej je skrajnej lewicy. Tyle, że wbrew lewackim ideologom miliony muzułmanów się nie zasymilowały. Zaczęły za to przytłaczać swoją dzietnością zateizowanych Europejczyków.
„Islamska zima”
W Europę świadomość tego uderzyła z całą ostrością po 2010 r., kiedy w świecie islamu wybuchła fala buntów społecznych nazywanych ładnie „arabską wiosną”, chociaż tak naprawdę przetoczyła się zimą i wywołała mrożące skutki. Dość powiedzieć, że po interwencji w Afganistanie al Kaida była na krawędzi unicestwienia. Działało tylko kilka jej kilkusetosobowych komórek. Sam bin Laden przez 10 lat w zasadzie tylko się ukrywał. Do 2010 r. w całej Afryce Północnej istniała tylko jedna dogorywająca komórka al Kaidy Islamskiego Maghrebu, licząca 300 ludzi. „Arabska Zima” zmieniła wszystko w kilka miesięcy. Zamiast rojonej przez Zachód demokracji po całym świecie islamu zaczęły wyrastać terrorystyczne bojówki. Dzisiaj dziesiątki tysięcy islamistów chwytają przyczółki terytorium we wszystkich państwach Afryki Subsaharyjskiej, Libii, Nigerii, na egipskim Synaju, Somalii, a nawet w dalekim Mozambiku. Najgorsza okazała się jednak destabilizacja Syrii i Iraku. Radykalniejsze od al Kaidy Państwo Islamskie w latach 2012-14 opanowało terytorium zamieszkane przez kilka milionów ludzi i zagroziło obaleniem całego porządku społecznego.
Demograficzne samobójstwo dla 10-latków
Otworzyło to drogę do zalewu Europy już zupełnie nielegalną imigracją – wcale nie spontaniczną. Od zewnątrz organizują ją muzułmańskie gangi i dążące do wywołania kryzysu w Europie Turcja i Rosja, od wewnątrz kontrolujący Zachód lewico-liberalny establiszment. Wyrazem tego była słynna polityka „Herzlich willkommen” – całkowicie bezprawne a zupełnie bezkarne zaproszenie w 2015 r. przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel milionów muzułmanów do UE.
Jak samobójcza jest ta polityka, można sobie uświadomić, dodając najprostsze liczby. Już przed 2015 r. muzułmanie w Niemczech stanowili około 5,5 % populacji. W praktyce oznacza to, że w młodszych rocznikach było ich co najmniej 10 %, bo dzietność muzułmanów jest znacznie wyższa od Europejczyków. W pojedynczym roczniku rodziło się w Niemczech około 350 tys. chłopców, co oznacza, że populacja mężczyzn, którzy dziś są w wieku poborowym (20-40 lat) wynosiła około 7 mln, z tego około 700 tys. muzułmanów. Na skutek merkelowego „damy radę” w ciągu niecałych 2 lat do Niemiec napłynęło 1,5 mln imigrantów, w 3/4 młodych mężczyzn, przedstawianych jako wdowy i sieroty. Populacja muzułmanów w wieku poborowym wzrosła więc skokowo do około 1,8 mln. Już w 2016 r. na 8 mln młodych mężczyzn, więcej niż co piąty miał muzułmańskie pochodzenie. A przecież kryzys migracyjny się nie skończył. Dalej co roku do Niemiec przybywa kilkaset tysięcy młodych muzułmanów. Sytuacja w mniejszych krajach zachodniej Europy jest równie katastrofalna.
Co teraz zrobić z tą hordą młodych niepracujących byczków? Albo pozwolić im sprowadzić muzułmańskie kobiety do Europy, co spowoduje napływ kolejnych milionów albo tolerować setki tysięcy gwałtów na białych kobietach. Nawet wg oficjalnych statystyk w Europie Zachodniej dochodzi do 100 tys. gwałtów rocznie. W rzeczywistości zapewnie jest ich kilka razy więcej. To oczywiście lewakom i feministkom nie przeszkadza. Sami żyją w strzeżonych osiedlach dla „elit” i nie odczuwają skutków swojej polityki. Ich wrogiem jest biały „patriarchalny” mężczyzna.
Przegrana „wojna z terroryzmem”
Co oczywiste, porządek społeczny w Europie się załamie. Zanosiło się na to już po szokującym zdobyciu przez Państwo Islamskie Mosulu w 2014 r. Wówczas w morzu imigrantów dostały się do Europy tysiące terrorystów, a w drugą stronę popłynęły dziesiątki tysięcy ochotników do Państwa Islamskiego, uznając, że nadeszła chwila podrzynania gardeł „niewiernym”. Skutkowało to falą zamachów terrorystycznych z 2015-16 r. Nie było w Europie miesiąca bez masakry w strzelaninie lub staranowaniu samochodem.
Ta fala stopniowo wygasła, bo międzynarodowa interwencja zdołała w latach 2015-19 obalić Państwo Islamskie i zepchnąć je do podziemia. Trwałe stłumienie islamizmu przez militarne interwencje nie jest już jednak możliwe. Kiedy prezydent USA George Bush ponad 20 lat temu ogłaszał, że „wojna z terroryzmem” potrwa dekady, odbierano to jako szukanie pretekstu do przeciągania interwencji. Okazało się, że miał rację. Tyle, że wynik wojny okazał się inny niż oczekiwał. Wojna na Bliskim Wschodzie jest już przegrana. Znakiem tego było wycofanie się USA z Afganistanu w 2021 r. Zarazem przyspieszyło tę klęskę, bo natychmiast cały kraj opanowali talibowie. Tysiące dżihadystów zyskały bezpieczną wyspę, z której mogą prowadzić ofensywy na całym świecie. Wprawdzie al Kaida pozostawała przez ten czas cicha i niewidoczna, ale to część jej ogólnej strategii przetrwania, przyjętej przez 20 lat ukrywania się przed amerykańskim pościgiem. Tym różniła się od Państwa Islamskiego, które na fali chwilowego powodzenia w 2014 r. ostentacyjnie wzywało muzułmanów do światowego dżihadu, dążąc do obalenia międzynarodowego ładu i oskarżając al Kaidę o odstępstwo. Ściągnęło tym na siebie zagraniczną interwencję i klęskę.
Milczenie al Kaidy się opłaciło. Po agresji Rosji na Ukrainę i Izraela na Liban, zagraniczni sojusznicy dyktatora Syrii Baszara al Asada, odwrócili uwagę od zamrożonej od 5 lat wojny w Syrii. I tę nieuwagę wykorzystało syryjskie skrzydło al Kaidy. Piorunującą ofensywą z niewielkiej prowincji Idlib w ciągu zaledwie 11 dni obaliło reżim, który był bliski wygrania 13-letniej wojny. Niech nikogo nie mylą nic niemówiące i stale zmieniające się oficjalne nazwy islamskiego ugrupowania. Te zmiany były częścią tej samej strategii al Kaidy roztapiania się w szerszych organizacjach i schodzenia z oczu Zachodnim interwenientom.
Al Kaida znalazła się teraz w o niebo lepszej sytuacji niż Państwo Islamskie w 2014 r. Zmęczony i zajęty wojną na Ukrainie Zachód nie podejmie nowej interwencji. Al Kaida będzie więc miała olbrzymią swobodę działania (czego wyrazem jest świeża wizyta w Damaszku ugodowej delegacji UE).
Wszystko się posypie
Dotychczasowy porządek w regionie nie tylko jest nie do odtworzenia, ale sytuacja będzie się gwałtownie pogarszać. Al Kaida w przeciwieństwie do Państwa Islamskiego opanowała sztukę mydlenia oczu, ale cel – globalny islamski kalifat, pozostaje ten sam. Upadek Asada w Syrii ma zaś efekt uboczny. Rosja w ostatnich latach całkowicie wypchnęła Francję i jej wojska z jej dawnych kolonii w Afryce Subsaharyjskiej. Słabe armie tamtejszych państw liczą po kilkanaście tysięcy żołnierzy. Już w 2013 r. jedynie francuska interwencja uratowała Mali przed zajęciem przez al Kaidę Islamskiego Maghrebu. To głównie obecność Francji stabilizowała region. Jednakże kolejne dyktatury wojskowe na Sahelu krótkowzrocznie wyprosiły armię francuską i zastąpiły rosyjskimi najemnikami, zainteresowanymi jedynie eksploatacją lokalnych zasobów.
Stabilność regionu zależy teraz od kilku tysięcy najemników o wątpliwym morale ze stacjonującej tam Grupy Wagnera, przeorganizowanej po buncie z 2023 r. w Afrika Korps. Tyle, że ta pomoc jest złudna. Putin jest całkowicie pochłonięty wojną na Ukrainie i nie upilnował nawet tak ważnej dla niego Syrii. Przez bazy w Syrii szło zaś zaopatrzenie dla wagnerowców w państwach Sahelu, teraz odcięte. Jakakolwiek silniejsza ofensywa saharyjskich dżihadystów doprowadzi do natychmiastowego załamania tamtejszych państw i tarcza rosyjskich najemników okaże się iluzją. Wypchnięta z regionu Francja nie przyjdzie zaś z pomocą. Do ataków dochodzi zaś bezustannie i wagnerowcy tracą w Afryce dziesiątki ludzi. Cały ład w Północnej Afryce wisi na włosku i w każdej chwili może się rozsypać jak domek z kart.
I tu można przewidzieć, co się wkrótce stanie w Europie Zachodniej. Powtórzy się sytuacja z 2015 r. Pod wpływem wydarzeń w Syrii uaktywnią się ukryte od lat komórki terrorystyczne i tysiące domorosłych islamistów, czujących, że nadchodzi ich dzień. Kontynent już w tym roku zaleje fala ataków i strzelanin, tyle że na znacznie większą skalę niż 10 lat temu, bo sytuacja demograficzna zmieniła się jeszcze bardziej na korzyść muzułmanów. Różnica będzie taka, że tym razem ta fala nie wygaśnie, bo nikt nie obali islamistycznych państw na bliskim wschodzie, które staną się niewyczerpanym rezerwuarem terrorystów. Otoczona pasem wyrastających emiratów Europa będzie ulegać dezintegracji.
Proces ten jeszcze wzmocni Rosja, która za wszelką cenę dąży do destabilizacji Europy przy pomocy imigrantów przerzucanych od 2021 r. przez Białoruś, by w ten sposób odwrócić uwagę od Ukrainy. Ukraina już od roku toczy wojnę z Rosją wyłącznie dzięki pomocy militarnej z Zachodu. Ustanie tej pomocy oznaczałoby natychmiastową klęskę i drugi rozbiór Ukrainy. Celem Putina jest jednak całkowite wchłonięcie i Ukrainy i Białorusi i państw bałtyckich oraz odbudowa imperium w granicach Związku Radzieckiego (Wbrew różnym pseudo-realistycznym mędrkom, którzy do końca twierdzili, że Rosja żadnej agresji nie planuje, chociaż nawet zwykły zjadacz chleba bez pojęcia o polityce mógł z telewizji dowiedzieć się o zbliżającej się wojnie. A kiedy wojna wybuchła, ci sami mędrkowie twierdzą, że jej przyczyną było szczekanie NATO u bram Rosji a metodą osiągnięcia pokoju odcięcie pomocy napadniętemu, żeby Rosja go szybciej podbiła a potem napadła nas).
Trump przy pomocy Muska wzywa do buntu
Jaka na to będzie reakcja establiszmentu Unii Europejskiej? Udawanie zmiany polityki imigracyjnej oraz zwiększenie agresji przeciw „faszystom” i „rasistom”, czyli zwykłym ludziom, przenoszącym poparcie na partie „populistyczne” ze strachu przed zalewem islamu. Lewicowemu establiszmentowi UE wojna na Ukrainie najbardziej przeszkadza przez to, że rodzi możliwość powrotu demonów patriotyzmu. Najchętniej wróciłby on do tego, co było, czyli biznesów z Rosją i wojny z prawdziwym wrogiem, czyli do fanatycznego niszczenia resztek cywilizacji chrześcijańskiej poprzez walkę o „wolność, równość, braterstwo”, eko-religię, wymyślanie praw dla kolejnych zboczeń, mniejszości gatunkowych, rasowych i płciowych.
Wydawało się, że bezustannie pałowani i lżeni przez terror medialny normalni Europejczycy mogą już głównie bezsilnie uciekać na wewnętrzną emigrację od coraz bardziej nieznośnej rzeczywistości. Zwycięstwo Donalda Trumpa wywołuje jednak wstrząs w lewicowych rządach Zachodu. Upadł rząd Niemiec. 6 stycznia dymisję zapowiedział ultra-lewicowy premier Kanady Justin Trudeau. Elon Musk zaczął kampanię agitacji na rzecz najbardziej anty-imigranckich sił w Europie, dotychczas traktowanych jak trędowaci. Zuchwale wzywa do głosowania na AFD w lutowych wyborach w Niemczech. Do tej pory na takie rzeczy pozwalały sobie tylko Niemcy i Bruksela, bezprawnie ingerując w wewnętrzne sprawy krajów UE i bezczelnie obalając lub kreując rządy we Włoszech, Grecji, czy Polsce.
Każdą wypowiedź Muska śledzi teraz cały świat. 2 stycznia odpalił przeciw brytyjskim socjalistom medialną bombę atomową. Wyciągnął sprawę tysięcy gwałtów na białych dziewczynkach (niektórych w wieku 11 lat), jakich dopuszczali się pakistańscy imigranci. Aferę tuszowały brytyjskie władze i policja, a zamiast bronić ofiar ścigały za „rasizm” i „islamofobię” ludzi próbujących ujawnić prawdę. Nie ma bardziej upokarzającego aspektu islamizacji Europy i europejski establishment boi się sprawy jak ognia. Musk nie dał głosu wykluczonym. Prawie otwarcie wezwał do buntu. Wezwał do obalenia brytyjskiego rządu, a nawet do ustąpienia Nigela Farage’a, popularnego sprawcy Brexitu, przywódcy uważanej za skrajnie prawicową Partii Reform (dawniej „Brexit”). Farage nie chciał bowiem bronić z Muskiem Tommy’ego Robinsona, prawicowego działacza relacjonującego procesy muzułmańskich gwałcicieli, który za swoje anty-islamskie nagrania w sądzie trafił do więzienia. Bez wątpienia Musk działa w porozumieniu z Trumpem. Wprawdzie prezydent USA nie ma aż takiej mocy sprawczej, żeby sobie umeblować rządy w Europie. Swoją aktywnością może jednak doprowadzić do eksplozji społecznej frustracji Europejczyków, przez dekady tłamszonej przez terror lewicowego monopolu medialno-kulturowego. Wtedy nadchodzący kryzys będzie miał jeszcze gwałtowniejszy przebieg.
Wojna przyjdzie do Europy szybciej niż się spodziewa, tyle, że nie ze wchodu, a od środka. Polska zostanie wciśnięta między dwa śmiertelne zagrożenia. I jest na to kompletnie nieprzygotowana. Zatruwana duchowo przez tą samą skrajnie lewicową toksynę, sączącą się od dekad z organów Michnika, TVN-ów, Onet-ów i kontrolowana politycznie przez proniemiecką koalicję ryżego folksdojcza, która podrzuci nam muzułmańskie kukułcze jajo poprzez pakt migracyjny. Alternatywą są zaś rządy tchórzliwych pseudo-patriotów, którzy mieli przeciwdziałać zagrożeniu, a potulnie się pod unijne trendy dostosowali i jako uzasadnienie swojej władzy wymyślili rozdawnictwo socjalne poprzez 500+ i 14 emerytury. Kryzys nadchodzi nieubłaganie. Trzeba szykować się jak Churchill na pot, krew i łzy, a nie obiecywać rozdawnictwo masła, kiedy potrzeba czołgów. Bez nich wkrótce zabiorą nam masło.
Dzięki odważnej reakcji kobiety kierującej autobusem siedleckiego MPK policjantom udało się ująć agresywnego pasażera, który przystawił 15-latkowinóż do gardła, żądając pieniędzy.
-Zdarzenie miało miejsce 18 stycznia w autobusie miejskim linii nr 21, w rejonie ulicy Brzeskiej. 42-letni obywatel Ukrainy, zamieszkały w Siedlcach, wszczął awanturę z 15-letnim chłopakiem siedzącym przed nim. Napastnik wyciągnął nóż, grożąc chłopcu i żądając pieniędzy. Po zatrzymaniu się autobusu na przystanku, obaj opuścili pojazd, ale kierująca, nie tracąc zimnej krwi, interweniowała. Zdołała sprowadzić sprawcę z powrotem do autobusu, zamykając za nim drzwi i uniemożliwiając ucieczkę, jednocześnie omijając kolejne przystanki i kontaktując się z dyspozytorem MPK – informuje kom.Ewelina Radomyska, rzecznik siedleckiej policji.
Dyspozytor powiadomił policję, a kierująca pojechała bezpośrednio na pętlę autobusową. Na miejscu policjanci z Samodzielnego Pododdziału Prewencji Policji w Ostrołęce obezwładnili napastnika, zabezpieczając nóż oraz odzyskując telefon ofiary, który sprawca ukradł podczas szamotaniny. Badanie wykazało, że napastnik był nietrzeźwy, mając w organizmie jeden promil alkoholu.
42-latek został oskarżony o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia, a sąd na wniosek policji i prokuratury zdecydował o trzymiesięcznym areszcie tymczasowym.
Dzięki szybkiej reakcji i zdecydowanemu działaniu kierującej autobusem udało się zapobiec eskalacji niebezpiecznej sytuacji.
Ratować gospodarkę migracją? Eksperci: napływ cudzoziemców się nie opłaca
W debacie politycznej napływ migrantów bywa przedstawiany jako konieczny element utrzymania wzrostu gospodarczego. Wydany niedawno raport podważa zasadność takiej argumentacji. Według analityków Centrum Myśli Gospodarczej masowa migracja oznacza wiele strat.
„Coraz bardziej palący problem imigracji jest zwykle traktowany jako konflikt pomiędzy korzyściami gospodarczymi a zagrożeniami nieekonomicznymi. W swoim najnowszym raporcie Migracja pod lupą. Jakie są koszty otwartych granic? nasi eksperci pokazują, że nie do końca tak jest”, czytamy w publikacji Centrum Myśli Gospodarczej.
Jak wskazują autorzy dokumentu, silny napływ migrantów przyczynia się do spadku wynagrodzeń – szczególnie pośród pracowników prostych zawodów. Cudzoziemcy pełnią rolę taniej siły roboczej i zmuszają obywateli do zgadzania się na niższe wypłaty pod groźbą zastąpienia tańszym pracownikiem.
Wśród zagrożeń autorzy raportu wymienili też zjawisko „zabierania miejsc pracy” przez obcokrajowców i wzrostu bezrobocia. Takie konsekwencje ma nasilona migracja w połączeniu z wyposażonymi w duże kompetencje instytucjami ochrony zatrudnionych.
Zdaniem ekspertów zbyt wysoka podaż pracy, do jakiej przyczyniają się otwarte granice, „hamuje absorpcję technologii w przedsiębiorstwach”, a tym samym „utrzymuje specjalizację kraju w nisko zaawansowanej produkcji”.
Nie należy również lekceważyć zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego i zaufania społecznego, do jakich przyczynia się nasilona migracja i „wielokulturowość”, wskazują eksperci Centrum Myśli Gospodarczej. Jak wyjaśniają analitycy, „zróżnicowanie etniczne” zdecydowanie sprzyja również przestępczości. Te czynniki przekładają się negatywnie na „długookresowy rozwój”.
Z tych powodów kolejne kraje zachodnie coraz poważniej myślą o ograniczeniu liczby migrantów. Pojawiają się też postulaty deportacji przyjezdnych, zauważają eksperci Centrum Myśli Gospodarczej. Czy te doświadczone od dekad przez napływ obcokrajowców państwa byłby zmuszone do opracowywania takich posunięć, gdyby migracja oznaczała zabezpieczenie dobrobytu?
Britain is back in the news for its mishandled child gang rape scandals. This is a continuation of a crisis that has been ongoing in the U.K. since at least the year 2000. While many believe these to be decade-old crimes that now only need to be investigated and closed, it is much more likely that they continue to occur. This is because the underlying motivation behind them still exists. First, some backstory for those unfamiliar.
For at least two decades, English schoolgirls as young as 12 were groomed by groups of Muslim men and systematically drugged, threatened, and repeatedly raped. They were not only literally passed between these men in houses of horror, they were told that if they did not return on another day, for a recurrence of their victimization, their parents would be killed and their houses would be burned down.
When some of those girls eventually overcame the immense terror of what had happened to them and informed authorities, entire police departments, local city councils, and the nation’s Crown Prosecution Service refused to investigate out of fear that they would be viewed as racist and that they would create “community unrest.” The anticipated reaction of the public against those immigrants was perceived as worse than the assaults that had taken place. Thus, the behavior continued unabated, and for thousands of girls and their devastated families, justice continues to be elusive.
Behind veneered speeches about “cultural differences” and “cultural incompatibility,” there has been a failure to properly assert the truth that the children who were raped were targeted specifically because they were white and not Muslim. These men were not targeting members of their own community. They were targeting those they believed held dhimmi status (a second-class social position given to non-Muslims in a conquered land). MP Robert Jenrick faced media criticism for merely stating that the mass immigration of alien cultures was the genesis of this catastrophe; but he didn’t go far enough.
Ultimately, these systematic rapes were (and are) acts of war against a people whom they consider to be conquered. These children are the victims of a religious war that they didn’t know they were fighting. If we do not acknowledge this, then we cannot have an honest conversation about immigration policy in the West. It would be preposterous to expect, for example, that mass immigration from Hungary to England would similarly result in the gang rape of British schoolchildren. Our feigned ignorance on this matter represents a political cowardice that betrays these children and condemns the next generation to a similar fate.
Some of it is the subtle racism of low expectations—as if men from Pakistan are too inherently stupid or have innately lower impulse control, so as to be unable to avoid raping children in their downtime. More commonly, though, it is a spineless refusal to admit that Islamic immigration is a danger to the West and that the children of England have been made into victims by an unholy union of the gutless political class and aggressive, criminal, Muslim gangs.
Those who engaged in this behavior and were prosecuted still live among the British people. A leader of one such grooming gang, Qari Abdul Rauf, was sent to prison for only six years; and after serving two and a half years, he was released in November 2014. He was not deported back to Pakistan because that would “deprive the man of the right to family life,” since he has a wife and five children in the U.K. He continues to live in the town where he committed these acts of barbarism. His story is not unique.
While the deportation of criminals who have served more than 12 months is supposed to be standard, human rights exceptions can be made, and they have become the norm. As a result, people are no longer being deported if their country of origin has poorer health-care access than England, which is most of the world. It is considered inhumane to do so. But the inhumanity of allowing these people to live freely among their victims is never considered.
Imigranci na polsko-białoruskiej granicy / fot. ilustracyjne / foto: YT: NBC News
Poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek przekazał odpowiedź od Marszałka Województwa Mazowieckiego ws. sześciu Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC), które powstaną na Mazowszu. Ich budżet wyniesie ponad 100 mln zł, zaś partnerami będą zwolennicy ściągania nielegalnych imigrantów do Polski.
„Ręce opadają! Gdzie my żyjemy? Właśnie otrzymałem odpowiedź na moją kolejną interwencję poselską od Marszałka Województwa Mazowieckiego. Marszałek poinformował mnie, iż w województwie mazowieckim już wkrótce powstanie 6 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) – w Ciechanowie, Ostrołęce, Płocku, Radomiu, Siedlcach i Warszawie” – napisał na X poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek.
„Ich budżet na lata 2025-2029 wyniesie blisko 105 mln zł (!), a sam roczny koszt utrzymania tylko jednego CIC w Warszawie wyniesie 600 tys. zł!!! Nad projektem, o czym można przeczytać w piśmie, ‘czuwa’ samo @MSWiA_GOV_PL” – podkreślił Płaczek.
Poseł zaznaczył, że „to nie koniec tej historii”.
„Partnerem warszawskiego Urzędu Marszałkowskiego w projekcie będą 4 organizacje pozarządowe, a wystarczy tylko: przejrzeć Statuty niektórych z tych organizacji, zapoznać się ze składami osobowymi ich Rad/Zarządów oraz sprawdzić kilka faktów i ich dotychczasowe źródła finansowania, aby zauważyć, że pojawiają się: zbyt często mało brzmiące nazwiska w Radach/Zarządach tych organizacji, powiązania tych organizacji ze skompromitowaną ‘Grupą Granica’, prokuratorskie zarzuty ułatwiania obcokrajowcom (przez członków tych organizacji) NIEZGODNEGO z prawem pobytu na terenie Polski, liczne oskarżenia o dezinformację oraz pojawiające się w ostatnich latach obrzydliwe oskarżenia członków tych organizacji pozarządowych wobec polskich żołnierzy oraz funkcjonariuszy Straży Granicznej o ‘nieludzkie traktowanie migrantów’ na polskiej granicy” – zauważył poseł Płaczek.
„W całej tej historii pojawia się również wątek powiązań niektórych z tych 4 organizacji z lewicową Fundacją Batorego, która od lat – zdaniem wielu – prowadzi programy pozbawiające narody tożsamości, tradycji i religii. TO WSZYSTKO JEST TAK PATOLOGICZNE I ANTYPOLSKIE, ŻE AŻ BOLI!” – ocenił Grzegorz Płaczek.
„Jak państwu w Warszawie i w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji nie jest wstyd wydawać w ten sposób niemal 105 mln zł??? Czas skończyć z patologiczną polityką migracyjną w naszej ojczyźnie!” – napisał Płaczek.
„Panie premierze @donaldtusk, to jest ten plan walki o polską rację stanu i bezpieczeństwo polskich obywateli?” – podsumował poseł Konfederacji Grzegorz Płaczek.
Ręce opadają! Gdzie my żyjemy? Właśnie otrzymałem odpowiedź na moją kolejną interwencję poselską [MCPS-OR/NG/071-50/2024] od Marszałka Województwa Mazowieckiego. Marszałek poinformował mnie, iż w województwie mazowieckim już wkrótce powstanie 6 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) – w Ciechanowie, Ostrołęce, Płocku, Radomiu, Siedlcach i Warszawie. Ich budżet na lata 2025-2029 wyniesie blisko 105 mln zł (!), a sam roczny koszt utrzymania tylko jednego CIC w Warszawie wyniesie 600 tys. zł !!! Nad projektem, o czym można przeczytać w piśmie, „czuwa” samo
. Ale to nie koniec tej historii. Partnerem warszawskiego Urzędu Marszałkowskiego w projekcie będą 4 organizacje pozarządowe, a wystarczy tylko: przejrzeć Statuty niektórych z tych organizacji, zapoznać się ze składami osobowymi ich Rad/Zarządów oraz sprawdzić kilka faktów i ich dotychczasowe źródła finansowania, aby zauważyć, że pojawiają się: – zbyt często mało brzmiące nazwiska w Radach/Zarządach tych organizacji, – powiązania tych organizacji ze skompromitowaną „Grupą Granica”, – prokuratorskie zarzuty ułatwiania obcokrajowcom (przez członków tych organizacji) NIEZGODNEGO z prawem pobytu na terenie Polski, – liczne oskarżenia o dezinformację, – oraz pojawiające się w ostatnich latach obrzydliwe oskarżenia członków tych organizacji pozarządowych wobec polskich żołnierzy oraz funkcjonariuszy Straży Granicznej o „nieludzkie traktowanie migrantów” na polskiej granicy. W całej tej historii pojawia się również wątek powiązań niektórych z tych 4 organizacji z lewicową Fundacją Batorego, która od lat – zdaniem wielu – prowadzi programy pozbawiające narody tożsamości, tradycji i religii. TO WSZYSTKO JEST TAK PATOLOGICZNE I ANTYPOLSKIE, ŻE AŻ BOLI! Jak Państwu w Warszawie i w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji nie jest wstyd wydawać w ten sposób niemal 105 mln zł??? Czas skończyć z patologiczną polityką migracyjną w naszej ojczyźnie! Panie premierze
W czasie ostatniej nocy sylwestrowej w wielu miastach Europy dochodziło do brutalnych ekscesów z udziałem imigrantów. Dotyczyło to również stolicy Niemiec, Berlina. Teraz problemy mają policjanci, którzy ujawnili, że sprawcami aktów przemocy byli muzułmanie.
Policja w Berlinie rozpoczęła dochodzenie przeciwko funkcjonariuszom, którzy ujawnili listę imion sprawców przestępstw z ostatniej nocy sylwestrowej. Lista obejmuje w sumie 265 imion. Najczęściej pojawiają się takie imiona jak „Ali”, „Mohammed”, „Yussuf” czy „Hassan”. Nie brakuje też „Kerima”, „Abdulhamida”, „Abdulkadira”, „Abdullaha” i tym podobnych.
Sprawa jest o tyle skandaliczna, że media podały początkowo, iż wśród sprawców dominowali „dorośli Niemcy”. Problem w tym, że choć znaczna część rzeczywiście była „z Niemiec” – to chodzi właśnie o „nowych Niemców”, takich, jak „Nour”, „Kemal” czy „Özgür”.
Po ujawnieniu tożsamości etnicznej sprawców przemocy rzecznik berlińskiej policji Florian Nath mówił w mediach o „nieakceptowalnym” zachowaniu policjantów, którzy pozwolili na ujawnienie „nielegalnej listy” imion imigrantów. Miałoby to być działaniem naruszającym nie tylko zasady ochrony danych osobowych, ale także przejawem „dyskryminacji”. Zdaniem rzecznika nie ma przecież fachowych podstaw do tego, by sugerować, że przestępczość jest związana z pochodzeniem etnicznym, kulturą czy konkretną religią.
W sumie w noc sylwestrową popełniono w Berlinie conajmniej 1453 czynów karalnych. W większości chodziło o niszczenie budynków i przedmiotów petardami i fajerwerkami.
Wstrząsająca ofensywa syryjskiej al Kaidy, obalając reżim al Asada, przypieczętowała załamanie się geopolitycznego ładu na Bliskim Wschodzie, który rozpadał się już od „arabskiej zimy” 2010-11 r. Zwycięstwo islamistów przyspieszy to, co zwiastowała już napaść Rosji na Ukrainę. Wojna obejmie Europę, tyle, że nie za kilka lat, a już w tym roku. Przegniły do szpiku kości lewicowo-liberalnym rakiem kontynent sobie z nią nie poradzi.
Banałem jest stwierdzić, że Zachód się rozkłada. A jeszcze 35 lat temu, kiedy upadał komunizm, powszechnie uważano, jak Fukuyama, że oto nastał kres historii. Liberalna demokracja miała być ostatecznym stadium cywilizacji, objąć cały świat i trwać w wiecznym pokoju i konsumpcji. Nawet po 11 września 2001 r. mało kto dostrzegał początek nowej epoki konfrontacji, a co dopiero, że Zachód ją przegra. USA przeprowadziły błyskawiczną operację antyterrorystyczną w Afganistanie na końcu świata, o której szybko zapomniano, podobnie jak o interwencji w Iraku z 2003 r.
Lewicowy rak niszczy Zachód od środka Tyle, że islamski terroryzm, mimo militarnych klęsk, ciągle się odradzał, bo znajdowały się kolejne tysiące gotowe umierać w dżihadzie, podczas gdy Zachód nie był gotów do żadnych poświęceń, a przeżerająca go od środka neomarksistowska ideologia wręcz dążyła do jego klęski. Po 1989 r. komunizm odniósł zwycięstwo zza grobu, bo zanim politycznie upadł, całkowicie zinfiltrował i zatruł duchowo elity Zachodu. Teraz zainfekowany neomarksizmem Zachód niszczy się sam. Jego skrajnie lewicowy establiszment żywi się tak naprawdę jedną ideą – fanatyczną nienawiścią do chrześcijaństwa i wszystkiego co z niego wyrasta.
Sam zupełnie niczego nie tworzy. Jedynym jego celem jest niekończąca się rewolucja, czyli niszczenie cywilizacji, nad którą jak rak mózgu przejął władzę, na wszelkich możliwych poziomach – religii, kultury, gospodarki, indywidualnej duszy, a ostatnio nawet biologii człowieka.
Jednym z przejawów tej dzikiej nienawiści do chrześcijaństwa jest ideologia multi-kulturalizmu, w ramach której lewica od lat 70-tych otworzyła Europę na masową imigrację zarobkową z krajów Afryki i Azji, równocześnie promując wśród Europejczyków bezdzietność, aborcję i antykoncepcję.
Doprowadziło to w ciągu dwóch pokoleń do zapaści demograficznej białych i wymiany etnicznej ludności kontynentu. Oficjalne motywy ekonomiczne tej polityki są tylko pozorem. Sztuczne wykreowanie dużych mniejszości kulturowych miało stanowić uzasadnienie ostatecznego usunięcia chrześcijaństwa z życia publicznego (rzekomo w obronie dyskryminowanych mniejszości), rozmyć dawne narody i stworzyć marksistowską utopię europejskiego superpaństwa bez tożsamości religijnej i narodowej.
Projekt ten zakładał, że ściągnięte do Europy obce grupy etniczne ulegną takiej samej laicyzacji jak rdzenni Europejczycy i staną się twardym zapleczem promującej je skrajnej lewicy. Tyle, że wbrew lewackim ideologom miliony muzułmanów się nie zasymilowały. Zaczęły za to przytłaczać swoją dzietnością z-ateizowanych Europejczyków.
„Islamska zima”
Świadomość tego uderzyła w Europę z całą ostrością po 2010 r., kiedy w świecie islamu wybuchła fala buntów społecznych nazywanych eufemistycznie „arabską wiosną”, chociaż tak naprawdę przetoczyła się zimą i wywołała mrożące skutki. Dość powiedzieć, że po interwencji w Afganistanie al Kaida była na krawędzi unicestwienia. Działało tylko kilka jej kilkusetosobowych komórek. Sam bin Laden przez 10 lat w zasadzie tylko się ukrywał. Do 2010 r. w całej Afryce Północnej istniała tylko jedna dogorywająca komórka al Kaidy Islamskiego Maghrebu, licząca 300 ludzi. „Arabska Zima” zmieniła wszystko w kilka miesięcy. Zamiast rojonej przez Zachód demokracji po całym świecie islamu zaczęły wyrastać terrorystyczne bojówki. Dzisiaj dziesiątki tysięcy islamistów chwytają przyczółki terytorium we wszystkich państwach Afryki Subsaharyjskiej, Libii, Nigerii, na egipskim Synaju, Somalii, a nawet w dalekim Mozambiku. Najgorsza okazała się jednak destabilizacja Syrii i Iraku. Radykalniejsze od al Kaidy Państwo Islamskie w latach 2012-14 opanowało terytorium zamieszkane przez kilka milionów ludzi i zagroziło obaleniem całego porządku społecznego.
Demograficzne samobójstwo dla 10-latków Otworzyło to drogę do zalewu Europy już zupełnie nielegalną imigracją – wcale nie spontaniczną. Od zewnątrz organizują ją muzułmańskie gangi i dążące do wywołania kryzysu w Europie Turcja i Rosja, od wewnątrz kontrolujący Zachód lewico-liberalny establiszment. Wyrazem tego była słynna polityka „Herzlich willkommen” – całkowicie bezprawne a zupełnie bezkarne zaproszenie w 2015 r. przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel milionów muzułmanów do UE.
Jak samobójcza jest ta polityka, można sobie uświadomić, dodając najprostsze liczby. Już przed 2015 r. muzułmanie w Niemczech stanowili około 5,5 % populacji. W praktyce oznacza to, że w młodszych rocznikach było ich co najmniej 10 %, bo dzietność muzułmanów jest znacznie wyższa od Europejczyków. W pojedynczym roczniku rodziło się w Niemczech około 350 tys. chłopców, co oznacza, że populacja mężczyzn, którzy dziś są w wieku poborowym (20-40 lat) wynosiła około 7 mln, z tego około 700 tys. muzułmanów. Na skutek Merkelowego „damy radę” w ciągu niecałych 2 lat do Niemiec napłynęło 1,5 mln imigrantów, w 3/4 młodych mężczyzn, przedstawianych jako wdowy i sieroty.
Populacja muzułmanów w wieku poborowym wzrosła więc skokowo do około 1,8 mln. Już w 2016 r. na 8 mln młodych mężczyzn, więcej niż co piąty miał muzułmańskie pochodzenie. A przecież kryzys migracyjny się nie skończył. Dalej co roku do Niemiec przybywa kilkaset tysięcy młodych muzułmanów. Sytuacja w mniejszych krajach zachodniej Europy jest równie katastrofalna.
Co teraz zrobić z tą hordą młodych niepracujących byczków? Albo pozwolić im sprowadzić muzułmańskie kobiety do Europy, co spowoduje napływ kolejnych milionów, albo tolerować gwałty na białych kobietach. Nawet według oficjalnych statystyk w Europie Zachodniej dochodzi do 100 tys. przestępstw seksualnych rocznie. W rzeczywistości zapewne jest znacznie więcej. To oczywiście lewakom i feministkom nie przeszkadza. Sami żyją w strzeżonych osiedlach dla „elit” i nie odczuwają skutków swojej polityki. Ich wrogiem jest biały „patriarchalny” mężczyzna.
Przegrana „wojna z terroryzmem” Co oczywiste, porządek społeczny w Europie się załamie. Zanosiło się na to już po szokującym zdobyciu przez Państwo Islamskie Mosulu w 2014 r. Wówczas w morzu imigrantów dostały się do Europy tysiące terrorystów, a w drugą stronę popłynęły dziesiątki tysięcy ochotników do Państwa Islamskiego, uznając, że nadeszła chwila podrzynania gardeł „niewiernym”. Skutkowało to falą zamachów terrorystycznych z 2015-16 r. Nie było w Europie miesiąca bez masakry w strzelaninie lub staranowaniu samochodem.
Ta fala stopniowo wygasła, bo międzynarodowa interwencja zdołała w latach 2015-19 obalić Państwo Islamskie i zepchnąć je do podziemia. Trwałe stłumienie islamizmu przez militarne interwencje nie jest już jednak możliwe. Kiedy prezydent USA George Bush ponad 20 lat temu ogłaszał, że „wojna z terroryzmem” potrwa dekady, odbierano to jako szukanie pretekstu do przeciągania interwencji. Okazało się, że miał rację. Tyle, że wynik wojny okazał się inny niż oczekiwał. Wojna na Bliskim Wschodzie jest już przegrana. Znakiem tego było wycofanie się USA z Afganistanu w 2021 r. Zarazem przyspieszyło to klęskę, bo natychmiast cały kraj opanowali talibowie. Tysiące dżihadystów zyskały bezpieczną wyspę, z której mogą prowadzić ofensywy na całym świecie. Wprawdzie al Kaida pozostawała przez ten czas cicha i niewidoczna, ale to część jej ogólnej strategii przetrwania, przyjętej w ciągu 20 lat ukrywania się przed amerykańskim pościgiem. Tym różniła się od Państwa Islamskiego, które na fali chwilowego powodzenia w 2014 r. ostentacyjnie wzywało muzułmanów do światowego dżihadu, dążąc do obalenia międzynarodowego ładu i oskarżając al Kaidę o odstępstwo. Ściągnęło tym na siebie zagraniczną interwencję i klęskę.
Milczenie al Kaidy się opłaciło. Po agresji Rosji na Ukrainę i Izraela na Liban, zagraniczni sojusznicy dyktatora Syrii Baszara al Asada, odwrócili uwagę od zamrożonej od 5 lat wojny w Syrii. I tę nieuwagę wykorzystało syryjskie skrzydło al Kaidy. Piorunująca ofensywa z niewielkiej prowincji Idlib w ciągu zaledwie 11 dni obaliła reżim, który był bliski wygrania 13-letniej wojny. Niech nikogo nie mylą nic niemówiące i stale zmieniające się oficjalne nazwy islamskiego ugrupowania. Te zmiany były częścią tej samej strategii al Kaidy roztapiania się w szerszych organizacjach i schodzenia z oczu Zachodnim interwenientom.
Al Kaida znalazła się teraz w o niebo lepszej sytuacji niż Państwo Islamskie w 2014 r. Zmęczony i zajęty wojną na Ukrainie Zachód nie podejmie nowej interwencji. Al Kaida będzie więc miała olbrzymią swobodę działania (czego wyrazem jest świeża wizyta w Damaszku ugodowej delegacji UE).
Wszystko się posypie Dotychczasowy porządek w regionie nie tylko jest nie do odtworzenia, ale sytuacja będzie się gwałtownie pogarszać. Al Kaida w przeciwieństwie do Państwa Islamskiego opanowała sztukę mydlenia oczu, ale cel – globalny islamski kalifat – pozostaje ten sam. Upadek Asada w Syrii ma zaś efekt uboczny. Rosja w ostatnich latach całkowicie wypchnęła Francję i jej wojska z dawnych kolonii w Afryce Subsaharyjskiej. Słabe armie tamtejszych państw liczą po kilkanaście tysięcy żołnierzy. Już w 2013 r. jedynie francuska interwencja uratowała Mali przed zajęciem przez al Kaidę Islamskiego Maghrebu. To głównie obecność Francji stabilizowała region. Jednakże kolejne dyktatury wojskowe na Sahelu krótkowzrocznie wyprosiły armię francuską i zastąpiły rosyjskimi najemnikami, zainteresowanymi jedynie eksploatacją lokalnych zasobów.
Stabilność regionu zależy teraz od kilku tysięcy najemników o wątpliwym morale ze stacjonującej tam Grupy Wagnera, przeorganizowanej po buncie z 2023 r. w „Afrika Korps”. Tyle, że Putin jest całkowicie pochłonięty wojną na Ukrainie i nie upilnował nawet tak ważnej dla niego Syrii. Przez bazy w Syrii szło zaopatrzenie dla wagnerowców w państwach Sahelu, teraz odcięte. Jakakolwiek silniejsza ofensywa saharyjskich dżihadystów doprowadzi do natychmiastowego załamania tamtejszych państw i tarcza rosyjskich najemników okaże się iluzją. Wypchnięta z regionu Francja nie przyjdzie nikomu z pomocą. Do ataków dochodzi bezustannie i wagnerowcy tracą w Afryce dziesiątki ludzi. Cały ład w Północnej Afryce wisi na włosku i w każdej chwili może się rozsypać jak domek z kart.
Można przewidzieć, co się wkrótce stanie w Europie Zachodniej. Powtórzy się sytuacja z 2015 r. Pod wpływem wydarzeń w Syrii uaktywnią się ukryte od lat komórki terrorystyczne i tysiące domorosłych islamistów, czujących, że nadchodzi ich dzień. Kontynent już w tym roku zaleje fala ataków i strzelanin, tyle że na znacznie większą skalę niż 10 lat temu, bo sytuacja demograficzna zmieniła się jeszcze bardziej na korzyść muzułmanów. Różnica będzie taka, że tym razem ta fala nie wygaśnie, bo nikt nie obali islamistycznych państw na Bliskim Wschodzie, które staną się niewyczerpanym rezerwuarem terrorystów. Otoczona pasem wyrastających emiratów Europa będzie ulegać dezintegracji.
Proces ten jeszcze wzmocni Rosja, która za wszelką cenę dąży do destabilizacji Europy przy pomocy imigrantów przerzucanych od 2021 r. przez Białoruś, by w ten sposób odwrócić uwagę od Ukrainy. Ukraina już od roku toczy wojnę z Rosją wyłącznie dzięki pomocy militarnej z Zachodu. Ustanie tej pomocy oznaczałoby natychmiastową klęskę i drugi rozbiór Ukrainy. Celem Putina jest jednak całkowite wchłonięcie i Ukrainy, Białorusi i państw bałtyckich oraz odbudowa imperium w granicach Związku Radzieckiego (wbrew różnym pseudo-realistycznym mędrkom, którzy do końca twierdzili, że Rosja żadnej agresji nie planuje, chociaż nawet zwykły zjadacz chleba bez pojęcia o polityce mógł z telewizji dowiedzieć się o zbliżającej się wojnie; a kiedy wojna wybuchła, ci sami mędrkowie twierdzą, że jej przyczyną było szczekanie NATO u bram Rosji, a metodą osiągnięcia pokoju odcięcie pomocy napadniętemu, żeby Rosja go szybciej podbiła, a potem napadła nas).
Trump przy pomocy Muska wzywa do buntu Jaka na to będzie reakcja establiszmentu Unii Europejskiej? Udawanie zmiany polityki imigracyjnej oraz zwiększenie agresji przeciw „faszystom” i „rasistom”, czyli zwykłym ludziom, przenoszącym poparcie na partie „populistyczne” ze strachu przed zalewem islamu. Lewicowemu establiszmentowi UE wojna na Ukrainie najbardziej przeszkadza przez to, że rodzi możliwość powrotu demonów patriotyzmu. Najchętniej wróciłby on do tego, co było, czyli biznesów z Rosją i wojny z prawdziwym wrogiem, czyli do fanatycznego niszczenia resztek cywilizacji chrześcijańskiej poprzez walkę o „wolność, równość, braterstwo”, eko-religię, wymyślanie praw dla kolejnych zboczeń, mniejszości gatunkowych, rasowych i płciowych.
Wydawało się, że bezustannie pałowani i lżeni przez terror medialny normalni Europejczycy mogą już bezsilnie uciekać na wewnętrzną emigrację od coraz bardziej nieznośnej rzeczywistości. Zwycięstwo Donalda Trumpa wywołuje jednak wstrząs w lewicowych rządach Zachodu. Upadł rząd Niemiec. 6 stycznia dymisję zapowiedział ultra-lewicowy premier Kanady Justin Trudeau. Elon Musk zaczął kampanię agitacji na rzecz najbardziej anty-imigranckich sił w Europie, dotychczas traktowanych jak trędowaci. Zuchwale wzywa do głosowania na AfD w lutowych wyborach w Niemczech. Do tej pory na takie rzeczy pozwalały sobie tylko Niemcy i Bruksela, bezprawnie ingerując w wewnętrzne sprawy krajów UE i bezczelnie obalając lub kreując rządy we Włoszech, Grecji, czy Polsce.
Każdą wypowiedź Muska śledzi teraz cały świat. 2 stycznia odpalił przeciw brytyjskim socjalistom medialną bombę atomową. Wyciągnął sprawę tysięcy gwałtów na białych dziewczynkach (niektórych w wieku 11 lat), jakich dopuszczali się pakistańscy imigranci. Aferę tuszowały brytyjskie władze i policja, a zamiast bronić ofiar ścigały za „rasizm” i „islamofobię” ludzi próbujących ujawnić prawdę.
Nie ma bardziej upokarzającego aspektu islamizacji Europy i europejski establishment boi się sprawy jak ognia. Musk nie dał głosu wykluczonym. Prawie otwarcie wezwał do buntu. Wezwał do obalenia brytyjskiego rządu, a nawet do ustąpienia Nigela Farage’a, popularnego sprawcy Brexitu, przywódcy uważanej za skrajnie prawicową Partii Reform (dawniej „Brexit”). Farage nie chciał bowiem bronić z Muskiem Tommy’ego Robinsona, prawicowego działacza relacjonującego procesy muzułmańskich gwałcicieli, który za swoje anty-islamskie nagrania w sądzie trafił do więzienia. Bez wątpienia Musk działa w porozumieniu z Trumpem. Wprawdzie prezydent USA nie ma aż takiej mocy sprawczej, żeby sobie umeblować rządy w Europie. Swoją aktywnością może jednak doprowadzić do eksplozji społecznej frustracji Europejczyków, przez dekady tłamszonej przez terror lewicowego monopolu medialno-kulturowego. Wtedy nadchodzący kryzys będzie miał jeszcze gwałtowniejszy przebieg.
Wojna przyjdzie do Europy szybciej niż się spodziewa, tyle, że nie ze wchodu, a od środka. Polska zostanie wciśnięta między dwa śmiertelne zagrożenia. I jest na to kompletnie nieprzygotowana. Zatruwana duchowo przez tą samą skrajnie lewicową toksynę, sączącą się od dekad z organów Michnika, TVN-ów, Onet-ów i kontrolowana politycznie przez proniemiecką koalicję ryżego folksdojcza, która podrzuci nam muzułmańskie kukułcze jajo poprzez pakt migracyjny. Alternatywą są zaś rządy tchórzliwych pseudo-patriotów, którzy mieli przeciwdziałać zagrożeniu, a potulnie się pod unijne trendy dostosowali i jako uzasadnienie swojej władzy wymyślili rozdawnictwo socjalne poprzez 500+ i 14 emerytury.
Kryzys nadchodzi nieubłaganie. Trzeba szykować się jak Churchill na pot, krew i łzy, a nie obiecywać rozdawnictwo masła, kiedy potrzeba czołgów. Bez nich wkrótce zabiorą nam masło.
Meijeren podkreślił erozję holenderskich korzeni kulturowych, ostrzegając, że masowa imigracja osłabia wartości, język i tradycje, które definiują Holandię. „Nasza tożsamość narodowa jest stopniowo zastępowana przez wielokulturowe społeczeństwo bez stałych ram” – argumentował. To, jak powiedział, wzmacnia poczucie wyobcowania wśród rdzennej ludności i tworzy napięcia między grupami, torując drogę do większej kontroli rządowej pod pozorem utrzymania porządku. „Zdezorientowane społeczeństwo jest bardziej podatne na scentralizowaną władzę i globalistyczne plany”
„Wymiana populacji jest faktem”: holenderski poseł ujawnia sztucznie wywołany kryzys demograficzny w Holandii .
„Holandia jest prześladowana – to nie jest teoria, to fakt. Bez zdecydowanych działań będziemy świadkami wymazywania naszego dziedzictwa i rozpadu naszych społeczności” – oświadczył Gideon van Meijeren, poseł Forum for Democracy (FvD).
Podczas debaty na temat budżetu azylowego i migracyjnego na rok 2025 poseł Forum for Democracy (FvD) Gideon van Meijeren wygłosił śmiałą i ostrą krytykę holenderskiej polityki imigracyjnej, ujawniając jej niszczycielskie skutki społeczne i kulturowe.
Centralnym punktem jego przemówienia było użycie terminu „wymiana populacji” [population replacement], zwrotu, który wywołał intensywną debatę i kontrowersje w parlamencie. Wcześniej pojawiały się nawet wnioski mające na celu zakazanie jego używania. Niezrażony tym Meijeren bronił tego terminu jako faktycznego opisu zmian demograficznych spowodowanych masową imigracją, odmawiając ugięcia się pod parlamentarną cenzurą.
Meijeren rozpoczął od uznania humanitarnej odpowiedzialności za pomoc tym, którzy uciekają przed przemocą. Jednak później ostro zmienił temat, krytykując politykę otwartych granic kraju, twierdząc, że niekontrolowana imigracja przez dziesięciolecia doprowadziła do katastrofalnych skutków. Powołując się na statystyki Centralnego Biura Statystycznego (CBS), podkreślił drastyczną zmianę demograficzną: „Od 2000r. populacja Holandii wzrosła o ponad 2 miliony osób, z których około 95 procent ma pochodzenie migracyjne. Od tego czasu populacja osób o holenderskim pochodzeniu maleje, ponieważ umiera więcej osób niż rodzi się dzieci”.
Ostrzegał przed przyszłością, w której prawie połowa populacji będzie miała pochodzenie migracyjne, co opisał jako „celową transformację demograficzną”. Meijeren cytował historycznych zwolenników UE, takich jak Richard Coudenhove-Kalergi — teoretyk polityczny i jeden z pierwszych orędowników integracji europejskiej, który wyobrażał sobie zjednoczoną Europę ukształtowaną przez masową imigrację — oraz architektów polityki, takich jak Peter Sutherland, były szef ds. migracji ONZ i komisarz UE, często nazywany „ojcem globalizacji”. Meijeren oskarżył ich o promowanie globalistycznej agendy mającej na celu podważenie jednorodności narodowej.
„Peter Sutherland, były szef ds. migracji ONZ, powiedział w 2012r. dosłownie, że imigracji należy żądać, aby podważyć jednorodność krajów europejskich” — stwierdził Meijeren, podkreślając dodatkowo celowy charakter takiej polityki. Coudenhove-Kalergi w swojej pracy „Praktyczny idealizm” opisał, że masowa imigracja z Afryki i Bliskiego Wschodu doprowadzi do zmieszania, czego efektem będzie „rasa euro-azjatycko-negroidalna”.
W swoim przemówieniu Meijeren podkreślił również systemową porażkę obecnego podejścia do polityki imigracyjnej. Skrytykował brak odpowiedzialności i przejrzystości w procesie podejmowania decyzji, argumentując, że takie niepowodzenia jeszcze bardziej wyobcowują holenderską ludność i pogłębiają jej nieufność do instytucji rządowych. „Ludzie czują się niesłyszani i porzuceni przez te same systemy, które powinny chronić ich interesy” – powiedział, podkreślając rosnący rozdźwięk między obywatelami a decydentami.https://rumble.com/embed/v63fnsg/?pub=4
Cenzura wywołuje sprzeciw
Odniesienie Meijerena do „wymiany populacji” wywołało natychmiastowe sprzeciwy ze strony innych parlamentarzystów, powołujących się na wcześniejszy wniosek potępiający ten termin jako propagandę. Meijeren odpowiedział: „Nie może być tak, że większość parlamentarna decyduje w drodze uchwały o tym, czego mniejszość nie może powiedzieć. Podważa to nasz demokratyczny system równej reprezentacji”.
Omówił szczegółowo niebezpieczeństwa związane z tłumieniem konkretnej terminologii, łącząc je z szerszymi wysiłkami na rzecz stłumienia sprzeciwu i kontrolowania dyskursu publicznego. „Konstytucja chroni moją wolność wypowiedzi” – oświadczył. „Tłumienie języka jest narzędziem tłumienia idei. Kto reguluje język i zabrania słów, zapewnia tłumienie pewnych idei”. Według Meijerena stanowi to fundamentalny atak na zasady demokratyczne.
Ostrzegł, że bez zdecydowanych działań trwające zmiany demograficzne i kulturowe sprawią, że Holandia stanie się nie do poznania w ciągu kilku dekad. „Jesteśmy świadkami wymazywania naszego dziedzictwa i rozpadu naszych społeczności” – oświadczył. Meijeren argumentował, że ta trajektoria jest nie tylko niezrównoważona, ale także fundamentalnie niesprawiedliwa dla przyszłych pokoleń obywateli Holandii.
Pretekst humanitarny czy wyzysk?
Kwestionując humanitarną narrację polityki imigracyjnej, Meijeren argumentował, że większość osób ubiegających się o azyl nie ucieka przed sytuacjami zagrażającymi życiu, ale jest migrantami ekonomicznymi wykorzystującymi hojne państwo opiekuńcze Holandii. „Jeśli uciekasz przed wojną, dlaczego zostawiasz swoją rodzinę? Dlaczego przejeżdżasz przez osiem bezpiecznych krajów, żeby akurat tu przyjechać?” – pytał.
Meijeren podkreślił również zagrożenia związane z obecną polityką azylową, nazywając ją nieludzką i kontrproduktywną. Jako dowód na istnienie systemu, który zachęca do podróży zagrażających życiu, przytoczył niebezpieczne przeprawy przez Morze Śródziemne ułatwiane przez handlarzy ludźmi. „Wielu migrantów tonie, odnosi obrażenia lub staje się ofiarami handlu ludźmi i wykorzystywania, w tym dzieci i nieletni, którzy doświadczają poważnych urazów, a nawet przemocy seksualnej” — zauważył Meijeren. „Los tysięcy osób nie jest znany, po prostu znikają w chaosie systemu”. Te niedociągnięcia, argumentował, nie tylko szkodzą migrantom, ale także podważają zasadność holenderskiej polityki azylowej.
Koszt multikulturalizmu
Gideon van Meijeren twierdził, że skutki społeczne masowej imigracji wykraczają daleko poza doraźne kwestie humanitarne, zagrażając infrastrukturze kraju i podważając jego tożsamość kulturową.
Meijeren podkreślił erozję holenderskich korzeni kulturowych, ostrzegając, że masowa imigracja osłabia wartości, język i tradycje, które definiują Holandię. „Nasza tożsamość narodowa jest stopniowo zastępowana przez wielokulturowe społeczeństwo bez stałych ram” – argumentował. To, jak powiedział, wzmacnia poczucie wyobcowania wśród rdzennej ludności i tworzy napięcia między grupami, torując drogę do większej kontroli rządowej pod pozorem utrzymania porządku. „Zdezorientowane społeczeństwo jest bardziej podatne na scentralizowaną władzę i globalistyczne plany” – ostrzegł Meijeren, wiążąc ten proces z Celami Zrównoważonego Rozwoju (SDGs) ONZ i szerszym naciskiem na globalne zarządzanie.
Wyzwanie ze strony Meijerena wykraczało poza krytykę polityki, obejmując szersze potępienie tego, co opisał jako „europejską elitę technokratyczną”. Oskarżył te elity o priorytetowe traktowanie celów globalistycznych ponad dobrobyt i suwerenność poszczególnych narodów. „Naród holenderski zasługuje na przywódców, którzy walczą za niego, a nie za Brukselę” – stwierdził, przedstawiając swoje wezwanie do reform jako walkę o samą duszę Holandii.
Wezwanie do radykalnej reformy
Meijeren zakończył wystąpienie apelem o całkowitą przebudowę systemu azylowego i imigracyjnego, wzywając Holandię do opuszczenia UE w celu odzyskania suwerenności. „Dopóki będziemy związani dyktatami UE, nie będziemy mogli skutecznie kontrolować naszych granic ani definiować naszej polityki. Opuszczenie UE nie jest opcją — jest koniecznością”.
Meijeren przedstawił szereg praktycznych reform, w tym uchylenie międzynarodowych traktatów, takich jak Konwencja ONZ w sprawie uchodźców, i wprowadzenie stałych kontroli granicznych. Wezwał również Holandię do odzyskania suwerenności poprzez całkowite opuszczenie UE. „Dopiero wtedy będziemy mogli określić naszą politykę azylową i zdecydować, kogo wpuścić do naszego kraju” – stwierdził. Meijeren podkreślił, że bez tych zmian strukturalnych wszelkie tymczasowe środki będą jedynie „leczyć objawy, nie rozwiązując podstawowego problemu”.
Ponadto przemówienie Meijerena podkreśliło obciążenia ekonomiczne spowodowane masową imigracją, wskazując na rosnące bezrobocie wśród rodzimych obywateli i zwiększoną konkurencję o ograniczone zasoby. „To nie jest współczucie. To zaniedbywanie naszych własnych obywateli” – argumentował, wzywając rząd do przekierowania zasobów, aby w pierwszej kolejności wesprzeć obywateli Holandii.
Zakończył mocnym stwierdzeniem: „Dopiero wtedy możemy uczynić Holandię ponownie Holandią. Nasz kraj jest wart walki”. Obiecał: „Nawet jeśli będziemy musieli płynąć pod prąd, nawet jeśli będziemy stać sami, będziemy nadal walczyć o Holandię, jaką kiedyś znaliśmy. Ponieważ nasz kraj jest tego więcej niż wart”.
Imigranci na łodzi. Zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/EPA
Z danych rządu Zjednoczonego Królestwa wynika, że imigranci są 3,5 razy częściej aresztowani za przestępstwa seksualne, niż obywatele brytyjscy. Należy przy tym podkreślić, że wśród „obywateli brytyjskich” zapewne są także dzieci czy wnuki imigrantów.
Nowe dane opublikowane przez władze w Londynie wskazują, że obcokrajowcy są ogólnie dwukrotnie częściej aresztowani za przestępstwa w stosunku do obywateli brytyjskich. Z kolei w przypadku aresztowań za przestępstwa seksualne imigranci są aresztowani aż 3,5 razy częściej, niż obywatele Zjednoczonego Królestwa.
Dane zostały opracowane przez Centrum Kontroli Migracji na podstawie danych z policji, brytyjskiego MSW oraz Urzędu Statystyk Narodowych (ONS).
„Obcokrajowcy byli 3,5 razy bardziej narażeni na aresztowanie za przestępstwa seksualne niż podejrzani brytyjscy, w oparciu o wskaźnik prawie 165 aresztowań na 100 000 populacji migrantów w porównaniu z 48 na 100 000 Brytyjczyków” – podał „Telegraph”.
26,1 proc. aresztowań za przestępstwa seksualne w pierwszych 10 miesiącach ubiegłego roku stanowili imigranci. Stanowią oni około 9 procent populacji. W przypadku wszystkich przestępstw obcokrajowcy stanowili 16,1 proc. całkowitej liczby aresztowań. To dwa razy więcej niż obywatele brytyjscy.
Należy podkreślić, że w danych brytyjskich pod pojęciem „imigrant” czy „obcokrajowiec” rozumie się osobę nie posiadającą obywatelstwa. Z kolei dzieci czy wnuki imigrantów, niejednokrotnie kultywujące obyczaje z kraju pochodzenia, są w znacznej mierze określani „obywatelami” czy też „Brytyjczykami”.
W niektórych regionach Zjednoczonego Królestwa wskaźniki przestępstw imigrantów są znacznie wyższe. W Londynie aż 66,9 proc. aresztowań za przestępstwa seksualne dotyczyło obcokrajowców. W Derbyshire z kolei 44,8 proc. podejrzanych o przestępstwa seksualne to imigranci.
Wśród 48 narodowości o wyższym wskaźniku aresztowań niż obywatele brytyjscy, na czoło wysuwają się Albańczycy, Afgańczycy, Irakijczycy, Algierczycy i Somalijczycy.
„Liczby te prawdopodobnie byłyby znacznie wyższe i bardziej niepokojące, gdyby wziąć pod uwagę osoby z pochodzeniem migracyjnym” – zaznacza portal „ZeroHedge”.
Dane opublikowano w efekcie skandalu w sprawie tuszowania islamskich gangów zajmujących się gwałtami w Wielkiej Brytanii. Rząd Partii Pracy odmówił zatwierdzenia nowego dochodzenia, a problem ten był wielokrotnie podkreślany przez Elona Muska.
Portal wskazuje również, że „ponad połowa przestępstw w Niemczech jest popełniana przez migrantów”.
Do Polski mają wkrótce przyjeżdżać uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Dziesiątki tysięcy rocznie. Może setki tysięcy. Przyjadą na mocy paktu migracyjnego Unii Europejskiej. Wprowadzą się do naszych miast, wsi i miasteczek – na długo lub na stałe. Polacy mają więc prawo zadać kilka zasadniczych pytań. Kim będą ci przybysze – tak naprawdę? Jak zmienią nasze życie? Na lepsze? Czy na gorsze? I czy Polacy muszą się na to wszystko zgodzić? Ten autor spędził ostatnie 32 lata w najludniejszym mieście Europy Zachodniej. Mieszkańcy tego miasta to już w większości imigranci. Większość rdzennych mieszkańców opuściło swoją własną stolicę. Uciekli przed szybko rosnącą liczbą gwałtów, napadów i morderstw. To miasto to Londyn. Ten artykuł to naoczna relacja z kraju płacącego krwią i dobytkiem za swoje otwarte serce – i za otwartą granicę.
Przyszli bez ostrzeżenia
Duży hotel w małym brytyjskim mieście Altrincham nagle anulował wszystkie rezerwacje – pokoje, konferencje, wesela. To był moment, w którym mieszkańcy tego miasta dowiedzieli się, że jadą do nich uchodźcy. I że wprowadzą się do miejscowego hotelu. Nie było żadnego ostrzeżenia czy dyskusji – ani z mieszkańcami, ani z radą miasta.
Wkrótce do miasta wprowadziło się 300 młodych mężczyzn z Afryki. Wprowadzili się do hotelu tuż obok szkoły podstawowej dla dziewcząt. Większość z tych mężczyzn wyrzuciło swoje paszporty bezpośrednio przed nielegalnym wkroczeniem do Wielkiej Brytanii. Co ukrywają?
Podobne sytuacje zdarzają się w całej Wielkiej Brytanii. Obecnie około 97 tys. uchodźców mieszka w brytyjskich hotelach i innych ośrodkach dla imigrantów. Wielu z nich przyjechało do Zjednoczonego Królestwa nielegalnie. Większość to przybysze z Afganistanu, Turcji, Iranu, Iraku, Syrii, Erytrei i Sudanu.
Krew i łzy
Mieszkańcom brytyjskiej wioski Scampton powiedziano, że wkrótce wprowadzą się do nich uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Będą to głównie młodzi mężczyźni. Przyjadą w sile 2 tys. (wioska Scampton liczy 1 tys. mieszkańców). Zamieszkają w opuszczonej bazie lotniczej – tuż obok szkoły podstawowej.
Mieszkańcy Scampton byli oczywiście przerażeni. „Jak możesz powiedzieć swojemu dwunastoletniemu dziecku, aby poszło się bawić do parku, w którym przechadza się 2 tys. mężczyzn”, podsumował całą sprawę jeden z mieszkańców wioski.
Czy troska mieszkańców Scampton o swoje bezpieczeństwo jest uzasadniona? Zdecydowanie tak. Dane z wielu krajów Europy Zachodniej jasno pokazują, że napływ uchodźców spoza UE powoduje wzrost brutalnych przestępstw, konfliktów społecznych i ataków terrorystycznych.
Napływ uchodźców (i legalnych imigrantów) spoza UE to także wzrost barbarzyńskich gwałtów na nieletnich dziewczynkach. Oto kilka najnowszych przykładów z Wielkiej Brytanii. Uchodźca z Afganistanu (Sakhidad Ahadi) zgwałcił 12 letnią dziewczynkę w jednym z hoteli dla uchodźców. Czterech uchodźców z Syrii wielokrotnie zgwałciło (i torturowało) 13 letnią dziewczynkę w Newcastle. Uchodźca z Konga (Anicet Mayela) zgwałcił 15 letnią dziewczynkę w Oxfordshire – dziewczynka w rezultacie zaszła w ciążę.
Nie wolno tutaj także zapomnieć o gangach pakistańskich gwałcicieli operujących w Wielkiej Brytanii od lat. Do tej pory zgwałcili przynajmniej 20 tys. nieletnich dziewczynek w Rotherham, Rochdale, Telford i wielu innych brytyjskich miastach. Najmłodsze ofiary miały 11 lat. Warto tutaj dodać, że najwięcej muzułmańskich terrorystów w Wielkiej Brytanii pochodzi właśnie z Pakistanu – oraz z Afganistanu, Turcji, Iranu, Iraku, Somalii i Indii.
Czas na zastrzeżenie prawne. Zwolennicy masowej imigracji często atakują artykuły, które eksponują przestępstwa popełnianie przez uchodźców. Mówią, że nie wszyscy uchodźcy to gwałciciele, kryminaliści czy terroryści. Pełna zgoda. Nie wszyscy uchodźcy to przestępcy. Ten artykuł mówi tylko o tych uchodźcach, którzy popełniają przestępstwa. Niestety jest ich niemało.
Nieczysta gra – którą przegrywają obywatele
Samorządy lokalne, jeden po drugim, podają rząd brytyjski do sądu. Napływ uchodźców rujnuje handel i turystykę w wielu brytyjskich miejscowościach. Radni martwią się także o bezpieczeństwo swoich mieszkańców. Mają też dość przyjmowania uchodźców bez jakiejkolwiek dyskusji czy nawet ostrzeżenia ze strony rządu.
Co więcej, wielu miejscowości po prostu nie stać na utrzymywanie uchodźców. Koszt utrzymania jednego dziecka imigranta to 15 tys. funtów tygodniowo (ok. 78 tys. zł). Nawet mała grupa uchodźców może w ten sposób zbankrutować niejedną wieś czy małe miasto.
Niestety sprawy sądowe zwykle wygrywa rząd – samorządy lokalne są bez szans. Rząd brytyjski bowiem używa specjalnego prawa (ang. special development orders), które pozwala rządowym urzędnikom ominąć rady lokalne podczas organizowania kwaterunku dla uchodźców.
Nieczysta gra? Niewątpliwie. Ale rządowi biurokraci nie mają innego wyjścia. Wielka Brytania jest legalnie zobowiązana do zapewnienia kwaterunku każdemu uchodźcy. Więc rząd w sądach wygrywa. Więc następne grupy uchodźców jadą do następnych miast i wsi.
Czterogwiazdkowe „więzienia”
W 2023 r. w Wielkiej Brytanii mieszkało 58 tys. uchodźców w ponad 400 hotelach. To kosztowało Brytyjczyków ponad 8 mln funtów dziennie (ok. 42 mln zł).
W 2024 r. około 30 tys. uchodźców mieszka w 250 hotelach (liczby te znowu szybko rosną). To kosztuje brytyjskich podatników 4.2 mln funtów dziennie (ok. 22 mln zł). Dla przypomnienia – obecnie 97 tys. uchodźców mieszka w Wielkiej Brytanii w hotelach i ośrodkach dla imigrantów.
Większość hoteli dla uchodźców są trzygwiazdkowe. Ale niektóre lokale to luksusowe dworki i czterogwiazdkowe hotele. Jeden z nich to sławny Stoke Rochford Hall, w którym książę i księżna Sussex spędzili noc w 2018 r.
Ale uchodźcy nie chcą już mieszkać w hotelach. Chcą domów i mieszkań. Wpływowe organizacje charytatywne popierają ich żądania i przeprowadzają z nimi wywiady, nagłaśniając ich mieszkaniowe postulaty.
Organizacja charytatywna Migrant Voice rozmawiała ostatnio z Abu (uchodźca z Sudanu). Abu mieszka w hotelu w Yorkshire. Jak każdy uchodźca ma tam zapewniony darmowy pokój, darmowe wyżywienie i darmowy dostęp do służby zdrowia. Dostał też kartę debetową, na którą regularnie wpływają pieniądze – prosto z kieszeni brytyjskich podatników.
Ale Abu nie jest zadowolony. Mówi, że w hotelu czuje się „uwięziony”. Mówi, że powinien otrzymać dom w Wielkiej Brytanii. Do tego domu sprowadzi swoją rodzinę z Sudanu. Tak samo czują inni uchodźcy w Wielkiej Brytanii. Hotele dla nich to „otwarte więzienia”. Dla niektórych hotele są nawet „gorsze niż więzienia”.
Tymczasem setki tysięcy brytyjskich obywateli śpi na ulicach – 325 tys. Brytyjczyków jest obecnie bezdomnych.
Co więcej, wielu brytyjskich emerytów spędza swoje dni w autobusach – aby się ogrzać. Bo nie stać ich na ogrzanie swoich własnych mieszkań.
Jak nie prośbą, to groźbą
Wpływowa organizacja charytatywna Refugee Council twierdzi, że uchodźcy powinni być kwaterowani w domach lub mieszkaniach (raczej niż w hotelach) nie później niż w ciągu 35 dni od przybycia do Wielkiej Brytanii – lub w ciągu 19 dni, jeśli przybyli z dziećmi.
Organizacja charytatywna Scottish Refugee Council poszła dalej. Uważa, że uchodźcy powinni zamieszkać w domach lub mieszkaniach już od pierwszego dnia pobytu w Zjednoczonym Królestwie. Z nielegalnie przekroczonej granicy – prosto na kanapę w swoim nowym mieszkaniu.
Jak nie prośbą, to groźbą. Tak zdecydowała organizacja pozarządowa Human Rights Watch. Otóż ostrzegła, że kwaterowanie uchodźców w hotelach narusza „prawa człowieka do zadowalających mieszkań”. Zadziałało? Być może – bo rząd brytyjski skoczył do akcji.
Latem tego roku minister spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii ogłosiła, że rząd zacznie kupować dla uchodźców domy (i inne nieruchomości). Właściwie rząd brytyjski już zakupił około 16 tys. nieruchomości dla uchodźców od początku 2024 r.
Tymczasem ponad 1.3 mln brytyjskich rodzin oczekuje od lat na mieszkania socjalne. Niestety będą musieli jeszcze trochę poczekać. Bowiem Wielka Brytania buduje tylko 210 tys. nowych domów rocznie – a migracja netto w 2022 r. wyniosła 872 tys., w 2023 r. 906 tys. i w 2024 r. 728 tys. Warto tutaj też dodać, że mieszkania socjalne są częściej przyznawane imigrantom niż rdzennym obywatelom.
Na zawsze – w kraju i w mieszkaniu
Odrzucenie podania o status uchodźcy nie oznacza opuszczenie kraju – przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Często też nie oznacza wyprowadzki „odrzuconego” uchodźcy z darmowego kwaterunku czy utraty pomocy społecznej.
W ostatnich pięciu latach około 75 tys. podań o status uchodźcy zostało odrzucone przez rząd brytyjski. A ilu z tych „odrzuconych” uchodźców opuściło Zjednoczone Królestwo? Nikt – statystycznie rzecz biorąc. W 2021 r. tylko 346 „odrzuconych” uchodźców zostało usuniętych z Wielkiej Brytanii. W 2022 r. było ich tylko 588.
W 2023 r. usunięto 1.9 tys. „odrzuconych” uchodźców – ale w większości byli to Albańczycy. Imigranci z Albanii zaczęli przybywać (nielegalnie) w dużych ilościach do Wielkiej Brytanii w 2022 r. Stąd ten nagły wzrost usunięć „odrzuconych” uchodźców w 2023 r. Ale liczba nielegalnych imigrantów z Albanii zmniejszyła się ostatnio o 90 proc. Więc liczba usunięć „odrzuconych” uchodźców z Wielkiej Brytanii wkrótce wróci do wartości błędu statystycznego.
Refugees welcome – miejscowi wynocha
W 2012 r. ogłoszono, że w Londynie mieszka już więcej imigrantów niż rdzennych mieszkańców. Innymi słowy, rdzenni Brytyjczycy stali się mniejszością w swojej własnej stolicy.
W ciągu dziesięciu lat (od 2001 r. do 2011 r.) z Londynu wyprowadziło się ponad 620 tys. rdzennych Brytyjczyków. Dlaczego? Dane pokazują, że rdzenni Londyńczycy zostali „wypchnięci” ze swojego miasta przez imigrantów (legalnych i nielegalnych) – oraz przez szybko rosnącą liczbę gwałtów, napadów i morderstw.
Rdzenni Brytyjczycy opuszczają także inne brytyjskie miasta. Najgorzej to wygląda w Birmingham, Leicester, Slough, Luton, Blackburn, Burnley i Bradford. Na przykład duża dzielnica Whalley Range w mieście Blackburn to już 95 proc. muzułmanie. Jeden z lokalnych rzeźników oświadczył, że w życiu nie widział białego klienta w swoim sklepie.
Czy o taki wzrost Polakom chodzi?
Do Polski mają wkrótce przyjeżdżać tysiące uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki – rok w rok. Wzrośnie więc liczba ludności Polski. Wzrosną też inne rzeczy.
Wzrośnie liczba brutalnych przestępstw. Dane z Europy Zachodniej jasno pokazują, że napływ imigrantów spoza UE to wzrost gwałtów, morderstw i ataków terrorystycznych.
Napływ imigrantów spoza UE to także wzrost konfliktów religijnych. To też nie są żarty. Tysiące Europejczyków zginęło z rąk muzułmanów w ostatnich latach. Zginęli na ulicach swoich miast. Często ostatnią rzeczą, którą usłyszeli w swoim życiu, był bojowy okrzyk religijnego fanatyka – Allahu Akbar!
Około 90 proc. uchodźców przybywających (nielegalnie) do Wielkiej Brytanii przez kanał La Manche to młodzi mężczyźni. Niestety wzrost liczby młodych mężczyzn w społeczeństwie to także wzrost przestępstw. Na przykład w ostatnich 12 miesiącach w Wielkiej Brytanii było ok. 51 tys. przestępstw z użyciem noża – czyli 141 ataków nożem dziennie. Liczba ataków nożem w Zjednoczonym Królestwie rośnie rok za rokiem.
Wzrost liczby uchodźców to także wzrost wydatków na ich utrzymanie. Imigranci ubiegający się o status uchodźcy w Polsce mają zapewnioną pomoc socjalną w postaci zakwaterowania, wyżywienia i opieki medycznej (średni czas oczekiwania na decyzję w sprawie statusu uchodźcy to 14 miesięcy). Ale to nie wszystko. Po uzyskaniu statusu uchodźcy, cudzoziemcy mogą także otrzymać tzw. pomoc integracyjną przez okres do 12 miesięcy. Mogą też ściągnąć swoje rodziny.
Obecnie z pomocy socjalnej w Polsce korzysta „zaledwie” 6 tys. uchodźców. Ale rządowi polskiemu już zabrakło pieniędzy na ich opiekę. W rezultacie rząd musiał ostatnio uruchomić dodatkowe pieniądze z tzw. rezerwy celowej – ok. 20 mln zł. Pieniądze te wystarczą na utrzymywanie uchodźców przez następne trzy miesiące. Ciekawe, co zrobi rząd kiedy do Polski zaczną regularnie przyjeżdżać dziesiątki tysięcy uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki? Gdzie ich zakwaterują? I ile będzie nas to kosztować?
Podsumujmy. Napływ uchodźców spoza UE to wzrost brutalnych przestępstw, wzrost ataków terrorystycznych, wzrost konfliktów religijnych, wzrost wydatków i wzrost niepokoju. Czy o taki wzrost Polakom naprawdę chodzi? I czy naprawdę musimy się na to wszystko zgodzić?
Okazuje się, że jeśli żołnierz broniący granicy zginie na służbie, jego rodzina otrzyma mniejsze odszkodowanie, niż nielegalny Murzyn za to, że został zatrzymany w „niewłaściwy” sposób. Różnica wynosi kilka tysięcy złotych.
Gigantyczne odszkodowanie dla Murzyna
Wysokość jednorazowego świadczenia dla rodziny żołnierza poległego na służbie w trakcie obrony granicy jest mniejsza, niż odszkodowanie dla Murzyna z Afryki, który nielegalnie próbując dostać się do Polski został „niewłaściwie” zatrzymany. Spowodowało to u niego „negatywne przeżycia psychiczne wnioskodawcy w postaci poczucia niesprawiedliwości i utraty bezpieczeństwa”, za co – według sądu – należy mu się potężne odszkodowanie.
Sieć obiega informacja o skandalicznych zasadach w III RP. Choć chyba nikogo nie powinno dziwić, jak fatalnie jest to urządzone.
Wyrok Sądu Okręgowego w sprawie nielegalnie dostającego się do Polski Etiopczyka to 40 tys. zł dla Murzyna. Tymczasem rodzina poległego na służbie w trakcie obrony granicy szer. Mateusza Sitka otrzymała mniejszą kwotę.
Wsparcie dla rodziny poległego żołnierza
Rodzina żołnierza zabitego na służbie za pomocą noża przez nielegalnego imigranta otrzymała jednorazowe świadczenie. Było ono zgodne z procedurą i wyniosło kilkukrotność standardowej wypłaty.
„Dziennik Gazeta Prawna” kilka miesięcy temu podawał, że szeregowy otrzymuje 6 tys. zł brutto. Rodzinie zabitego przysługiwała sześciokrotność tej kwoty, czyli 36 tys. zł brutto.
Od tej kwoty trzeba było jeszcze zapłacić odpowiedni podatek. Tymczasem okazuje się, że sędziowie w państwie na ziemiach polskich uważają za większą tragedię „nieodpowiednie” potraktowanie nielegalnie dostającego się do Polski Murzyna, niż śmierć żołnierza na służbie.
Nielegalny imigrant cenniejszy od żołnierza
O wypłacie odszkodowania poinformował „Fakt”. Nielegalny imigrant, którego w „opiekę” wzięła organizacja o nazwie Helsińska Fundacja Praw Człowieka, wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie ma otrzymać 40 tys. zł zadośćuczynienia.
Zdaniem sądu, Murzyn niesłusznie został umieszczony w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców w Polsce. Spędził w nich łącznie 179 dni.
„Przesłuchanie było jedyną czynnością przeprowadzoną z jego udziałem w przedmiocie udzielenia mu ochrony międzynarodowej. Mężczyzna ten nie miał ponadto wiedzy o tym, czy z jego udziałem podjęte będą jakiekolwiek inne czynności dowodowe. W uzasadnieniu ustnym orzeczenia sąd stwierdził ponadto, że pozbawienie wolności osób, które złożyły wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej na terenie Polski, powinno być stosowane ‘nad wyraz delikatnie i wyjątkowo’” – przekazała Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
„Sąd uwzględnił także negatywne przeżycia psychiczne wnioskodawcy w postaci poczucia niesprawiedliwości, utraty bezpieczeństwa i ogólnego uczucia beznadziei w związku z przedłużającym się pozbawieniem wolności. Istotnym czynnikiem były również bariery językowe, które towarzyszyły mu podczas pobytu w ośrodku. Wzmacniały one poczucie izolacji i uniemożliwiały komunikację z zarówno pracownikami ośrodka, jak i innymi osobami” – przekonywali.
Będzie jeszcze inny wyrok?
Wyrok jest nieprawomocny. Jest niemała szansa, że zostanie zmieniony, bo sprawa wywołuje gigantyczne emocje.
Okazuje się bowiem, że III RP na znacznie większą kwotę wycenia „niesłuszne” uwięzienie nielegalnego imigranta w ośrodku dla cudzoziemców, niż śmierć polskiego żołnierza na służbie. A to jest sytuacja obiektywnie chora.