Upadek Zachodu a sprawa polska

Upadek Zachodu a sprawa polska

Bartosz Kopczyński 6 listopada 2024 wtowarzystwie.pl/upadek-zachodu-a-sprawa-polska

Grafika: Hieronim Bosch, tryptyk Wóz z sianem, fragment części środkowej. https://www.flickr.com/photos/mazanto/37762454024

Czas rozprawić się z pokutującymi u nas mitami o wspaniałości Zachodu i jego wszelkich rozwiązań, a także o naszej konieczności tkwienia w sieci sojuszy, a raczej zniewolenia. Czas też ukazać fałsz twierdzeń, opartych na historycznych konotacjach, głoszących, że nie mamy innego wyjścia. Czas uświadomić Polaków, czym naprawdę jest Zachód.

Artykuł dzisiejszy powstaje i ukazuje się dzień po wyborach w USA. Trwa liczenie głosów, pełnych wyników jeszcze nie ma, na razie wygrywa Trump. Większość ludzi o konserwatywnych poglądach, także w Polsce oddycha z ulgą, myśląc, że kandydat republikanów odwróci wektor zmian i ochroni Zachód przed upadkiem. A jak jest w istocie? Wybór ten ma znaczenie poważne, pokazuje bowiem, jaka jest kondycja deep – state, niejawnej struktury, rządzącej Ameryką, a przez nią – całym Zachodem, a przez niego – całym globem. Zwycięstwo kandydatki demokratów najprawdopodobniej oznaczałoby fałszerstwa wyborcze, co zapewne postawiłoby to państwo w stan głębokiego wzburzenia, prowadzącego do faktycznej secesji części stanów. Państwo amerykańskie mogłoby przez to utracić zdolności sterowania światem. Zwycięstwo Trumpa pozwoli na częściowe uspokojenie sytuacji. Co prawda zwolennicy Kamali zapewne rozpoczną jakieś burdy, ale raczej nie do stopnia secesji. Rysują się więc dwa scenariusze: albo przyspieszenie rozpadu i upadku Zachodu albo uspokojenie i zachowanie integralności. Do czasu.

Czytaj o prawdziwej historii kultury europejskiej:

Debilizacja-kabalistyczna zemsta na chrześcijaństwie cz.VI

Należy wyjaśnić, czym jest Zachód i na czym polega jego upadek. Wtedy dopiero można przejść do sytuacji Polski. Otóż Zachód jest obszarem geograficznym, składającym się z Europy, Ameryki Północnej (można się spierać, czy Meksyk należy do Zachodu), Australii z częścią Oceanii. Na obszarze tym żyją ludzie, którzy mają swoja kulturę. Każdy społeczność ma jakąś kulturę. Oznacza ona zespół przekonań i wzorców postępowania. Kultura jest tym, co ludzie uznają za prawdziwe i słuszne, według czego prowadzą swoje życie. Jest to zawartość umysłu, zasadniczo ta sama w większości głów ludzi, stanowiących jakąś społeczność. Istnieje ona właśnie dzięki tej umysłowej zawartości. Zawartość umysłów zależy od wielu czynników – warunków fizycznych, narzucających sposób życia, uzależnionych od geografii, rzeźby terenu, warunków klimatycznych, zasobów naturalnych; tradycji, wynikającej z historii; wyznawanej religii, która zawsze określa moralność, wskazującą, co jest dobre i pożądane, a co złe i negowane; władzy, która ma wiodący wpływ na procesy, zachodzące w społeczności; elit społecznych, czyli ludzi, stanowiących punkt odniesienia dla prostego ludu. Zawsze w każdej społeczności istnieje hierarchia społeczna, mniej lub bardziej widoczna. Zawsze istnieje jakaś elita, szlachta, arystokracja, prowadząca pozostałą ludność, mniej lub bardziej subtelnie.

Bardzo ważna jest jednolitość zasadniczych przekonań, istniejąca w dwóch płaszczyznach – pionowej i poziomej. Płaszczyzna pionowa to relacja władza – społeczeństwo. Jeśli przekonania władzy, elit i społeczeństwa są zbieżne, jest to naród, posiadający własne państwo. Jeśli przekonania władzy i elity są zbieżne, ale rozbieżne wobec przekonań społeczeństwa, możemy mówić, że władza jest wewnętrzna, pochodząca ze społeczności, istnieje natomiast głęboki konflikt wewnętrzny, który doprowadzi albo do ujednolicenia poglądów, albo do rozpadu i upadku społeczności. Jeśli przekonania władzy i elity zasadniczo się różnią, oznacza to, że władza jest narzucona z zewnątrz, co prowadzi albo do zniewolenia społeczności, gdy władza jest silna, albo do jej wyzwolenia, gdy władza upada. Jeśli natomiast w jakimś zbiorowisku ludzkim każdy ma w głowie co innego, nie jest to społeczność, a ludność. W zależności od statusu politycznego, albo jest ona zasobem rządzących, albo celem podboju jakiejś innej społeczności. Taka jest teoria, poparta całym doświadczeniem ludzkości. A jaka jest praktyka Zachodu?

Zachód powstał jako cywilizacja łacińska, posługująca się kulturą chrześcijańską. Obecny Zachód powstał z rozpadu i upadku Imperium Rzymskiego, spowodowanego wewnętrznym rozkładem. Ten został zapoczątkowany przez degeneracje elit i kompletną erozję kultury. Była to kultura pogańska, oparta na niewolnictwie, czyli odmówieniu statusu człowieka części ludności. Roma, tak, jak wcześniej Grecja nigdy nie była społecznością, zawsze byli lepsi i gorsi. Lepsi korzystali z gorszych, sensem życia gorszych było bycie mówiącym narzędziem – instrumentum vocale – na potrzeby lepszych. Z czasem większość tych, którzy byli lepszymi zdegradowała się ekonomicznie do poziomu gorszych, i pomimo tego, że formalnie ta większościowa grupa zachowała status lepszych, ich faktyczny sposób życia nie różnił się od gorszych. Byli bowiem w całości zależni od władzy, która była zależna od coraz węższej grupy coraz bogatszej elity. Sytuacji nie uratował nawet ożywczy wpływ chrześcijaństwa. Cała struktura społeczna, polityczna, ekonomiczna była już tak skorodowana i tak nieadekwatna do realnych potrzeb, że nie przetrwała pierwszego poważnego kryzysu, przychodzącego z zewnątrz – wędrówki ludów i wtargnięcia na terytorium imperium wielkich mas różnorodnych plemion, pchanych od wschodu przez kolejne masy koczowniczych, dzikich i mężnych Hunów. Imperium nie zabrakło złota ani materialnych podstaw – zabrakło ludzi. Nikt nie chciał walczyć za władzę Rzymu, ludność imperium nie stanowiła już narodu. Wewnętrznie rozbita, znajdująca się pod wpływem różnych filozoficznych prądów ze Wschodu, całkowicie różnych od pierwotnej, zdroworozsądkowej, pragmatycznej filozofii rzymskiej, a także od mądrościowej filozofii greckiej. Nawet przyjęcie chrześcijaństwa nie dało tym ludziom wewnętrznego wigoru. Elity sobie, ludność sobie, nikt nie myślał o jedności, każdy o sobie. W głowach panowała różnorodność, a członki ogarnęła gnuśność. Upadek był nie tylko nieuchronny, ale wręcz konieczny.

Kilka wieków trwał wewnętrzny zamęt Europy i układania na nowo jej mapy politycznej. Znamy to jako wieki ciemne, bezzasadnie zwane Średniowieczem i wrzucane do jednego worka z Renesansem Karolińskim i epoką gotyku. Średniowiecze to kilka różnych epok, które wyróżnia naprzemiennie – integracja Cesarstwa, a wraz z nim królestw, i ich rozpad. Jedno było stałe w ciągłej mozaice płynnej nowoczesności i feerii różnorodności – chrześcijaństwo, wówczas jeszcze nie rozdzielone na wschodnie i zachodnie, sprzed buntu Lutra i rewolucji protestanckiej. Generalny czynnik, zawsze wskazujący ogólny kierunek – integracja naturalnych, organicznych grup ludzkich w narody, posiadające swoje monarchiczne, dziedziczne władze. Całość, nie rozpad, stałość, nie zmiana, bezpieczeństwo, nie zamęt, ulepszanie organiczne i stopniowe, nie rewolucja. Tak można najkrócej opisać polityczne zasady chrześcijańskiego Zachodu, wyznającego religię katolicką. A wraz z nią – rzymskie prawo i filozofię grecką.

Katolicki, łaciński Zachód przyjął filozofię realistyczną jako podstawowe narzędzie poznania i opisu rzeczywistości. To filozofia bytów realnych – takich, jakie rzeczywiście są, i prawdy obiektywnej. Poznający i myślący człowiek po pierwsze ma przyjąć, że rzeczy mają się tak, jak się mają, ani tak, jak on chce, żeby się miały. Jeśli więc jego przekonania są inne, niż rzeczywistość, musi uznać jej prymat i dostosować swoje przekonania. Wtedy dopiero może zacząć zmieniać stan rzeczy na taki, który bardziej odpowiada jego zamiarom. A zamiary swoje powinien wyznaczać według zasad etycznych, określonych przez system moralny. Ten poznaje i przekazuje innym właśnie dzięki logicznym narzędziom filozofii realistycznej. Dzięki temu nie buja w obłokach, tylko bierze się do roboty, aby uczynić swoje otoczenie przyjemniejszym do życia. Trwa to długo, przetworzenie opornej rzeczywistości wymaga bowiem wielkich wysiłków i inwestycji w umysły i w materię. Działania te muszą trwać wieki i odbywać się w sposób nieprzerwany. Są jednak efekty – cywilizacja wysokich technologii, rosnące zdolności przetwarzania energomaterii, bezpieczeństwo, pokój, stabilność społeczna i ekonomiczna, wygodne, dostatnie życie. I brak niewolnictwa. Aby dało się dokonać tego wszystkiego, konieczne były wielowiekowe procesy, zgodne współdziałanie większości ludzi, współpraca władzy, elit i społeczeństwa, i ciągłe naprawianie wad, polegających na niezgodności. Prowadziła ona wielekroć do konfliktów, zawsze jednak prędzej czy później łacińscy ludzie Zachodu potrafili się dogadać i odzyskać wspólny napęd. Dopóki w głowach mieli to samo, czyli podstawowe zasady moralności, którą odnajdywali dzięki logice, wynikającej z filozofii realistycznej.

Jednym z kluczowych powodów wielkiego cywilizacyjnego sukcesu Zachodu była pedagogika, czyli sposób wychowania ludzi, od dziecka począwszy, przez młodzież aż do dorosłych. Celem tego procesu była dojrzałość, a ideałem dojrzałości była mądrość, a mądrością za Arystotelesem nazywamy rozumienie przyczyn pierwszych, a to jest możliwe dzięki uznaniu prawdy obiektywnej mocą rozumu, i dostosowanie się do prawdy siłą woli. Wychowanie na Zachodzie było wychowaniem do cnót moralnych i intelektualnych, dzięki którym dorosły człowiek zachowywał się w sposób dojrzały. Potrafił zrozumieć rzeczywistość rozumem i zmieniać ją wolą, używając władz ciała, we współpracy z innymi dojrzałymi ludźmi. Potrafił podejmować decyzje i brać za nie odpowiedzialność. Chciał poznać swoje otoczenie, uznać je ze swoje dobro, a następnie pracować i walczyć nie tylko za swój osobisty interes, ale także za interes wspólny, od którego zależą interesy osobiste wszystkich ludzi, żyjących w społeczności, zamieszkującej obszar. Tego nigdy nie był w stanie zrozumieć człowiek niedojrzały, bo to wymaga wejrzenia w przyszłość i zrozumienia, co będzie się działo na tym terytorium z tą społecznością w różnych horyzontach czasowych – za rok, za dziesięć lat, za trzy pokolenia. Tego nie pojmie człowiek niedojrzały, bo jest jak dziecko, które żyje chwilą obecną, tu i teraz. Dla dziecka to naturalne, ma przy sobie dorosłych – rodziców, rodzinę, nauczycieli, autorytety. W czasach chrześcijańskiego Zachodu to oni chronili go przed nieznajomością świata, a jednocześnie uzdalniali do życia dojrzałego, aby sam mógł robić to samo wobec kolejnych pokoleń. To, co dla dziecka jest naturalne, czyli niedojrzałość, dla dorosłego jest patologią. Nie potrafi on sam żyć w świecie bytów realnych, wymagających odpowiedzialności, nie tylko za siebie, ale też za społeczność. Jeśli człowiek dorosły nie jest dojrzały i nie bierze na siebie odpowiedzialności za siebie, staje się patologią – pasożytem na utrzymaniu społeczności. Jeśli natomiast nie bierze odpowiedzialności za społeczność, zadowalając się tylko sobą i swoim życiem ściśle prywatnym, wówczas jest patologią wysoko funkcjonującą. Odpowiedzialność za społeczność musi za niego przejąć władza. Po pewnym czasie jednak każda władza, nie doglądana przez społeczność za pośrednictwem elit ulega pokusom i coraz bardziej się degeneruje, aż staje się władzą obcą, okupacyjną. Wówczas musi dojść albo do zniewolenia społeczności, albo do jej wyzwolenia poprzez wymianę władzy. Jeśli są zachowane dojrzałe elity, jest to dość łatwe i oczywiste. Wszystko może odbyć się w ramach wewnętrznych rozliczeń społeczności. Jeśli zaś elity zdegenerowane są tak samo, jak władza, jest to trudniejsze i wymaga jakiegoś impulsu z zewnątrz, objawiającego się kryzysem. Kryzys ma trzy postaci – społeczny, ekonomiczny, militarny, i zwykle muszą łącznie wystąpić wszystkie trzy postaci, aby uzdrowić tak chorą społeczność. Może się jednak okazać, że uzdrowienie społeczności nie jest już możliwe bez radykalnej zmiany wewnętrznej, czyli jej przekształcenia. Zachowanie dotychczasowej struktury społecznej przy zdegenerowanej władzy i elitach jest możliwe, pod warunkiem, że społeczeństwo – szerokie masy zachowało zasadniczą jednolitość poglądów, a w szczególności zachowało ten sam pogląd na dojrzałość. Wówczas możliwe jest jeszcze odzyskanie społecznego wigoru i odnowienie społeczności. Wymaga to nie tylko wymiany władzy, co jest stosunkowo najłatwiejsze, szczególnie podczas poważnego kryzysu. Trudniejsza jest wymiana zdegenerowanych elit społecznych na świeże. To jednak możliwe, istnieje bowiem coś takiego, jak elita organiczna. W każdej społeczności rodzą się ludzie, i kilka do dziesięciu procent z nich jest ponadprzeciętna, a nawet zdarzają się jednostki wybitne. Ta proporcja jest stała i wynika z samej natury rzeczywistości, co samo w sobie jest jedną z wielu jej nieodgadnionych tajemnic. Ci ludzie w sytuacji głębokiego kryzysu władzy i elit mogą wpierw utworzyć nową elitę, niezależną od wcześniejszych przetasowań społeczno – politycznych, i korzystając z głębokiego kryzysu przejąć władzę, usuwając dotychczasowe struktury elitarno – społeczne, całkowicie lub częściowo. Jeden jest warunek – społeczeństwo musi być nadal społeczeństwem, a to znaczy, że przynajmniej znaczna część ludzi musi mieć w głowach te same przekonania. Odnowienie społeczności wymaga bowiem długotrwałego wysiłku wielu. Część musi się przyłączyć czynnie, reszta dać się pociągnąć i współpracować, a nie przeszkadzać. To, co ludzie Zachodu mieli wspólnego, to nie jakieś fantazmaty o demokracji i prawach człowieka, ale chrześcijaństwo – wiarę w Boga w trójcy Jedynego, wzbogacone o zasady moralne i intelektualne, wywodzące się ze starszych, pogańskich systemów Grecji i Rzymu, ujęte w jedno przez kulturę cywilizacji łacińskiej, której główną siłą wiodącą jest uniwersalna, powszechna religia chrześcijańska. Nie wystarczy bowiem przyjąć zasad filozoficznych i prawnych cywilizacji łacińskiej, należy poza tym zapewnić ich trwałość. Tym czynnikiem spajającym i utrwalającym jest chrześcijaństwo – oryginalna religia łacińskiego Zachodu. Religia jest spoiwem każdej kultury, a ta leży u podstaw każdej cywilizacji. Religia nie musi mieć konkretnego, osobowego bóstwa – może być nią cokolwiek, na przykład własna pycha. Religia to jest to, w co wierzy się bez dowodu, i za czym się podąża. Bez religii upada kultura i rozpada się cywilizacja. Dla Zachodu jest nią chrześcijaństwo. Pozostałe elementy – moralność, prawo, filozofia – zależą od trwałości tej pierwszej. Gdy zabraknie łącznika religijnego, ludzie pod wpływem pokus zaczną sobie roić w głowach każdy swoje, i w ciągu trzech pokoleń sami pozbędą się wszystkich pozostałych składników swojej kultury. Nieuchronnym skutkiem będzie upadek cywilizacji w pokoleniu czwartym. I to się dzieje na naszych oczach.

Przyjrzyjmy się najpierw Zachodowi w ogólności, a potem przejdźmy do sprawy polskiej. Zacznijmy od władzy. Kto dziś stoi na czele rządów zachodnich państw? Mężowie stanu? Ludzie niezłomnych zasad? Wierni swoim obowiązkom wobec własnych narodów? Ojcowie ojczyzny? Jest akurat odwrotnie, z kilkoma wyjątkami, np. Węgier. Mainstream to ludzie nijacy, chwiejni, zmienni, psychicznie słabi, intelektualnie mierni, psychicznie zaburzeni, moralnie patologiczni. Zachodem rządzą miernoty.

Czy są chociaż politykami samodzielnymi, czy to, co robią, wynika chociaż z ich własnych przekonań? Jeśli tak, to dlatego, że kryptokracja, czyli ukryta władza, która desygnowała ich na stanowiska wybrała sobie jednostki najbardziej spatologizowane. Żaden rząd Zachodu (poza wyjątkami) nie jest suwerenny, żadna z zachodnich partii, będących przy władzy nie rządzi samodzielnie, a żaden z zachodnich polityków nie jest niezależny. Zachodem zawiadują podstawieni figuranci, a partie działają dzięki potężnemu lobbingowi – jawnemu i ukrytemu. Widać to nawet nawet na poziomie formalnym – czymże bowiem są zobowiązania wobec instytucji ponadnarodowych, jak Unia Europejska, ONZ, WHO, UNICEF, UNESCO, czymże są zobowiązania wobec instytucji finansowych.

To może chociaż realizują interes swoich narodów i państw? I to nie, wszystkie zasadnicze polityki rządów Zachodu są umocowane w priorytetach unijno – globalnych, i wszystkie są nie tylko antynarodowe, ale wręcz antyludzkie. Rządy Zachodu (poza wyjątkami) realizują politykę gremiów ponadnarodowych, która jest jednoznacznie wroga ich własnym społeczeństwom. Rządy Zachodu niszczą więc własne gospodarki, własne narody i własnych ludzi. Widać to najdobitniej na przykładzie wiodących polityk zachodnich: zielony ład i inne polityki klimatyczne, feminizm, równość, rozdawnictwo, edukacja i wychowanie, antynatalizm, niszczenie przedsiębiorczości, imigracja. Gdyby to robiły rządy suwerenne, moglibyśmy mówić o polityce samobójczej, ponieważ jednak wiemy już, że prawie wszystkie rządy zachodnie realizują cele kryptokracji, nazwijmy to raczej polityka zabójczą. Dziś jednym z czterech największych wrogów państw i narodów Zachodu są ich własne rządy. Robią to jako wróg zastępczy, na zlecenie wroga głównego – kryptokracji. Drugim wrogiem zastępczym są hordy obcych rezunów, sprowadzone celowo przez własne rządy. Ten program ma bowiem swoja nazwę i cel. Nazwa to Paneuropa, a cel – trwała władza totalitarna.

Ideę Paneuropy sformułował kosmopolityczny arystokrata europejski Richard Koudenhove – Kalergi w Miedzywojniu. Z grubsza chodzi o to, że ma powstać jedno państwo europejskie, zarządzane przez elitę – kastę, złożoną z podobnych jak on arystokratycznych degeneratów europejskich, masonów i panów na literkę z z kropką (ten passus powtarzam za znanym publicystą Dawidem Mysiorem). Aby jednak narody się nie pobuntowały, należy dokonać wymiany ludności. Rasa biała ma zniknąć z Europy (poza kastą), a pojawić się ma nowa rasa negroidalna, podobna do starożytnego Egiptu. Dlaczego akurat Egipt, nietrudno zgadnąć. Tam lud słuchał się kapłanów, a faraon był bogiem. Posłuszna ludność kopała kanały, sypała groble, budowała piramidy i utrzymywała kastę. Co współcześni chcą bardzo powrócić do tego, mają poza tym jakieś ezoteryczne obsesje na punkcie piramid. W celu wymiany ludności należy sprowadzić na teren Paneuropy duże ilości imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, i to się dzieje.

O Paneuropie pisaliśmy:

Paneuropa-prawdziwe korzenie Unii Europejskiej

Trzeba zrobić coś jeszcze, aby biali się przed tym nie bronili – totalnie ogłupić i zdebilizować, szczególnie młodych. Nie nauczać, nie wymagać, rozpuścić, zdeprawować, zalać genderem i sprawić, aby sami nie chcieli łączyć się w trwałe związki, czyli małżeństwa, a zamiast tego aby obsesyjnie i nałogowo oddawali się czynnościom seksualnym, byle nie dla rodziny, prokreacji i wychowania. Dać każdemu dziecku smartfon, w nim ogłupianie i deprawację, nie oceniać w szkole, wpuścić wszystkich na postmodernistyczne studia, dawać utrzymanie, nie nauczać pracy, tworzyć posady nie wymagające kwalifikacji, promować miernoty, leni i chamstwo. Skuteczny sposób na wyhodowanie społecznej patologii, bezpłodnej meliny, ludzi, którzy nie będą pracować i walczyć o swoją wspólnotę. Równocześnie sprowadzać hordy obcych meliniarzy, kusząc ich życiem za darmo, a którzy z łatwością posłużą zarówno jako czynnik demograficzny pozytywny, jak i negatywny. Pozytywny, bo ochoczo się mnożą. To nie wymaga żadnych kwalifikacji, poza tym jest sowicie opłacane przez rządy. Czynnik negatywny, bo gdy przyjdzie odpowiedni moment, dokonają szybkiej likwidacji nadmiernej ilości pozostałej jeszcze ludności rdzennej, jak to zrobiono z Polakami na Wołyniu. Tymi procesami zajmują się właśnie rządy Zachodu, a owym drugim wrogiem zastępczym są obcy, używani jako broń D – demograficzna broń masowego rażenia.

Jest jednak trzeci wróg zastępczy Zachodu, wróg najważniejszy. Kryptokracja staje się w końcu jawna. Można bowiem traktować sprzedajną władzę jako narzuconą, zdradzieckie elity jako renegatów, a broń D jako obcych. Nie można jednak oderwać się od samych siebie. Największym wrogiem Zachodu, poza trzema wcześniej wymienionymi jest ludność Zachodu. A konkretniej, jednym z czterech głównych wrogów chrześcijańskiego Zachodu cywilizacji łacińskiej są rdzenni mieszkańcy Zachodu, wywodzący się z tej religii, kultury i cywilizacji. Powód jest banalnie prosty – ostatecznie o przynależności do kultury i cywilizacji na skalę masową decyduje wyznawana religia. Ludność Zachodu, trzy pokolenia temu zasadniczo chrześcijańska odrzuciła religię przodków i przyjęła za swoje wierzenia odwrotne – lucyferyzm. A wraz z nim – nienawiść do chrześcijaństwa i robienie wszystkiego na odwrót, niż po bożemu.

Wielkie pragnienie kryptokracji polega na totalnym zniszczeniu chrześcijaństwa oraz cywilizacji, która niegdyś je przyjęła. Ale jest coś jeszcze, czego kryptokracja nienawidzi – filozofia realistyczna i etyka wychowawcza, oparta na cnotach. To wszystko razem prowadzi ludzi do samokontroli i rzeczywistej wewnątrz-sterowalności. Ludzie tak uformowani, tak wierzący potrafią korzystać z wolności, ale jej nie nadużywać. Nie potrzebują więc naczelnej, tyrańskiej władzy nad sobą, bo potrafią sami kontrolować swoje popędy, instynkty i emocje. Dzięki temu mogą sami zorganizować sobie pracę, gospodarkę i państwo. Podstawą tego ładu jest funkcjonalna rodzina, oparta na małżeństwie, co wymaga zapanowaniu nad sferą popędową, w tym – seksualną. Ludzie dojrzali potrafią to robić, niedojrzali – nie potrafią i nie chcą potrafić, nawet, gdy są dorośli. Wymagają więc sterowania we wszystkich aspektach życia.

Do takiego stanu ludzie Zachodu zostali doprowadzeni, dzięki działaniom możnych tego świata, przy kolaboracji elit, które wpierw uległy same degeneracji, a potem zdradziły swoje narody i pozwoliły na rozpowszechnienie zepsucia wśród szerokich mas społecznych. Dziś społeczeństwa Zachodu są w dużej mierze zepsute i zdegenerowane tak samo, jak elity, które dziś są elitami zepsucia i zdrady. Ludzie Zachodu, dawni chrześcijanie sami zdradzili swoją kulturę, pozwalają więc zdradzieckim elitom i równie zdradzieckiej władzy na dalszy postęp w zdradzie tego, co jeszcze nie zostało zdradzone, zaprzedania tego, co jeszcze nie zostało zaprzedane, i zniszczenia resztek wspaniałej cywilizacji łacińskiej. Deprawacja odgórna to jedna strona zjawiska, a druga – to, że ludzie Zachodu tak ochoczo ją przyjęli.

Objawy widać wyraźnie we wszystkich przejawach życia, prywatnego i publicznego. Młodzi nie chcą i nie potrafią pracować, starzy pozwalają im na wszystko, byle było sprzeczne z kulturą chrześcijańską. Pozwolono przenieść większość produkcji na Daleki Wschód, aby tym łatwiej było nurzać się ludziom Zachodu w gnuśności i rozpuście. Rodziny rozpadają się lub nie powstają wcale. Szerzy się zepsucie obyczajów we wszelkich możliwych rodzajach. Prawa upadły, skoro można karać za uczucia, bo tym właśnie jest penalizacja mowy nienawiści. Aberracje seksualno – płciowe zyskały status nadnormalności i stały się bardziej normalne, niż dawna, chrześcijańska normalność. Wszelkie lewactwo może wszystko, i jest w pełni akceptowane, pod pretekstem tolerancji. Ta jest niczym innym, jak tylko kapitulacją przed zaborem całej rzeczywistości przez sługusów kryptokracji. Posługuje się ona właśnie lewactwem, by terroryzować dawnych chrześcijan, bezbronnych obecnie i oddających pola na wszystkich frontach wojny przeciw narodom. Polityka jest zdradą nieustającą, i nie ma już prawie na Zachodzie takich polityków, którzy by nie zdradzili lub nie nosili się z zamiarem zdrady. Zdrada pleni się nawet wewnątrz Kościoła, opanowując kolejne kręgi hierarchii. Zdrada to podwójna, nie tylko ludu, ale i Chrystusa. Czym bowiem innym jest posłuszna recepcja i brak czynnego sprzeciwu wobec walca synodalności i posłuszeństwo kryptokracji, co widoczne było chociażby podczas niedawnej pandemii.

To wszystko płynie z góry, od władzy i elit. Ale lud, niegdyś chrześcijański pragnie właśnie tego, chce żyć w rozpuście, lenistwie, gnuśności, zepsuciu, jednocześnie czerpiąc pełnymi garściami z dobrodziejstw cywilizacji łacińskiej – dobrobytu, bezpieczeństwa, praw człowieka. Sami jednak ci ludzie dołożyć się do tego ani myślą, tylko brać, a nic nie dawać. Mężczyźni przestali walczyć i skupili się na swym dobrostanie. Młodzież nie wie, co znaczy być mężczyzną, bo mężczyzn wokół siebie nie widzi. Prawdą jest, że władza i elity, pod dyktando kryptokracji robi wszystko, by mężczyzn i męskość zniszczyć do cna, ale brak oporu jest już winą samych ludzi, którzy godzą się na to dla świętego spokoju. Młode pokolenie nie ma już ochoty nawet na rozpustę, zadowalając się masturbacją, coraz bardziej cyber-dostępną. Kobiety zaś, pod wpływem feminizmu, seksualizacji i wszechobecnej antykultury porzuciły honor i godność kobiety. Dziewczęta i kobiety Zachodu dziś chcą być ladacznicami i oddawać się każdemu, kto zaoferuje więcej atrakcji. Żyją, jakby całe życie i cała wieczność była jedną wielką imprezą w ogrodach Tyberiusza na wyspie Caprei. Ojcom nie przeszkadza, że ich synowie bojący się wszystkiego wolą zostać eunuchami lub grać rolę kobiet. Matki dumne są, widząc, jak ich córki wystawiają swą intymność na publiczny widok i prostytuują się, nazywając to samorealizacją i wyrażaniem siebie. Wszyscy ci zepsuci ludzie Zachodu, unurzani w sromocie jednocześnie pełne gęby praw mają, każdą krytykę tego życia sposobu traktują jak zamach na swe sakramentalne wolności. Chcą całe życie spędzić w burdelu na imprezie Lukullusa, ale niczego nie chcą za to zapłacić. Zawiodą się jednak srodze.

Zachodni burdel niebawem zbankrutuje finansowo i ekonomicznie, tak, jak niegdyś Imperium Romanum. Nie będzie komu walczyć, nie będzie komu robić. Zdradziecka władza będzie używać coraz więcej przymusu, popadając w coraz większy absurd w dziele ograbiania i zniewalania swoich własnych obywateli. Miliony obcych w końcu wyjdą ze swych dzielnic i zaczną jataganami wymierzać dziejową sprawiedliwość. Kto bowiem dopuszcza do tego i nic nie robi, aby się opamiętać i zepsucie naprawić, tego sięgnie bicz boży – hordy rezunów z jataganami.

Ludzie Zachodu dostaną, czego pragną, tyle, że w formie, której się nie spodziewają. Gnuśni mężczyźni, zbyt leniwi, by przyjąć odpowiedzialność za swoje kraje nie będą już musieli decydować o niczym. O ich losie zdecyduje albo nadzorca niewolników, albo terapeuta społeczny z jataganem. Gnuśni, leniwi mężczyźni Zachodu albo więc nadstawią gardła pod ostrze, albo ramiona pod strzykawkę. Nadaktywne kobiety Zachodu, domagające się praw do życia w burdelu otrzymają go na co dzień, z tą różnicą, że o realizacji ich praw seksualnych i reprodukcyjnych będą decydować na przemian: burdelmamy z alfonsami albo terapeuci z jataganami. Innych sposobów życia kryptokracja nie przewidziała, a one same, wraz z gnuśnymi mężczyznami pracują czynnie, aby nie było ani rodzin, ani narodów, chroniących swoje kobiety. Zachód z całym swoim zepsuciem, zadłużeniem, debilizacją, antykulturą wgląda dziś jak wóz z sianem z tryptyku Hieronima Boscha, zmierzający prosto do piekła, które elity i ludność Zachodu podobają sobie urządzać już tu, na ziemi.

Zachód czeka upadek niechybny. W sferze moralno – intelektualnej już nastąpił, w sferze materialnej nastąpi niebawem. Nie obudzą się ci ludzie szybciej, aż zaczną wyć z rozpaczy i przerażenia. I będzie to najlepsze, co Zachód może spotkać, a im szybciej to nastąpi, tym lepiej dla tamtejszej ludności. Jeśli bowiem systemy sterowania społecznego Zachodu utrzymałyby swoją sprawność, życie byłoby gorsze od śmierci, jako hodowlanych niewolników, własność kryptokracji. Na szczęście dla wszystkich byłych chrześcijan system ten zawali się szybciej, niż zdoła się ukonstytuować. Proces ten będzie bolesny i wielu ludzi go nie przetrwa, ale ci, co będą chcieli wyjść z tego żywi, zostaną zmuszeni, by wrócić do filozofii realistycznej. Po upadku zepsutych systemów Zachodu, jego ludność będzie musiała zresetować ustawienia wyjściowe.

A teraz o nas, pro domo sua. My jak zwykle mamy inaczej. Ten Zachód spoza dawnej żelaznej kurtyny jest dziś żywym eksperymentem Calhouna, znanym jako mysia utopia, tyle, że na ludziach. Polacy, podobnie, jak inne narody Europy wschodniej zostali zaś przeznaczeni jako żertwa, potrzebna do utrzymania tego eksperymentu. Na kimś trzeba żerować, aby jak najdłużej utrzymać ludzkie myszki w dobrostanie. Kryptokracja Zachodu ma jednak z nami problemy, jak zwykle zresztą. Z jednej strony nienawidzi nas jako chrześcijan i białych Europejczyków, z drugiej strony nienawidzi nas dodatkowo jako Polaków, bo nie daliśmy się wciągnąć w spisek, i z tego tytułu mamy wszelkie powody, aby obawiać się anihilacji. Z trzeciej jednak strony kryptokracja potrzebuje nas jako swoich niewolników, do utrzymywania coraz bardziej pasożytniczego Zachodu. W czasach pogańskich używano w tym celu mówiących narzędzi, w czasach nowożytnych kolonizowanych ludów tubylczych, a współcześnie – Polaków, traktowanych jako biali murzyni do wyzysku.

Różnica polega tez na roli elit. Na zachód od nas elity dały się zdeprawować i przyłączyły się do spisku przeciw własnym narodom. Nasze elity wycięto i rozproszono, a puste miejsce wypełniono podstawionymi figurantami, często z esbeckim lub masońskim rodowodem, aby udawały organiczne elity narodu polskiego. Do zarządzania państwem wyznaczono najnikczemniejsze kreatury, których łącznie można przedstawić w postaci memu – „głupszych nie było”. Możemy z tego odnieść wielką korzyść, jeśli bowiem myślący Polacy uświadomią sobie, kto pełni funkcję elity, w jednej chwili będą w stanie odciąć się od tych ludzi i zacząć polegać na odtwarzającej się w szybkim tempie elicie organicznej. To pozwoli sformułować nam własną, suwerenną myśl ustrojową dużo szybciej, niż będą w stanie to uczynić wydobywające się z degrengolady narody Zachodu. Być może w ogóle nie będą w stanie tego już zrobić, i będą tam musiały powstać jakieś nowe narody, co proces odnowy Zachodu wydłuży.

Podobnie jeśli chodzi o szerokie masy społeczne, biorąc pod uwagę, jak długo jesteśmy niszczeni moralnie i materialnie, z jaką wściekłą siłą i determinacją, ile środków użyto przeciw nam, to należy mieć podziw dla narodu polskiego, że wciąż jeszcze istnieje. Widać to po trzech dążeniach, których nie udało się z Polaków wyplenić, i pewnie się nie uda, choć mocno je uszkodzono. Jest to pragnienie własnego państwa, tożsamość narodowo – kulturowa i wiara katolicka. Działania, jakie wrogowie przedsięwzięli przeciwko nam, mają dwa rodzaje natężenia. Pierwsze natężenie jest wspólne dla całego Zachodu, i zmierza do tego, abyśmy znienawidzili wszystko, co jest związane z cywilizacją łacińską i kulturą chrześcijańską. Drugie natężenie adresowane specjalnie do nas, Polaków, i objawia się pedagogiką wstydu i upodlenia, poprzez działania mediów, antykultury, pseudo-autorytetów, politykierów i szeroko pojętej agentury wroga, umieszczonej wszędzie, gdzie się da. To wszystko dostało główne zadanie – zniszczyć duszę polską, Polaków skłócić, zubożyć, ośmieszyć, splugawić, zdeprawować, zdegenerować, oskarżyć o zbrodnie, popełniane przez antypolaków, na końcu zrzucić na na nich odpowiedzialność za całe zło tego świata. To jest właśnie powód, dlaczego wśród nas kryje się tak wielu Obcych Udających Swoich, którzy wciąż dręczą nas od środka.

Ale to się nie udało. Mimo tego, że wróg dokonał wielkich dzieł zniszczenia materialnego, moralnego i intelektualnego, mimo tego, że skusił nas błyskotkami i wielu przeciągnął na swoją stronę, mimo tego, że wciągnął nas w deprawację i zepsucie, nie udało mu się doprowadzić swego dzieła do końca. A jeśli nie udało się tego dokonać dotąd, to już się nie uda. Przy całym naszym upadku mamy tą przewagę nad wrogiem, że potrafimy dostrzec, gdzie się znajdujemy, jak do tego doszło, jakie błędy i grzechy popełniliśmy, i potrafimy opracować strategie odbudowy. Zachód tego nie wie, i być może nigdy tego nie dopuści do umysłów. Jeśli tak się stanie, wówczas z upadku będą tam się podnosili inni już ludzie, z inną tożsamością, my natomiast zachowamy tożsamość swoją. Doznawszy klęsk, właśnie zbieramy i przegrupowujemy swoje siły, by z nową energią stanąć do walki, której wróg się nie spodziewa. Mając tą wiedzę i tą wolę, a nie utraciwszy wiary, to właśnie my możemy Zachód na powrót nauczyć bycia Zachodem. My, traktowani dotąd z pogardą Polacy, Lechici, Słowianie, Sławianie.

Czytaj o wyjściu:

Ucieczka z matrixa

Gdy zbudzi się naród, cz. I

Gdy zbudzi się naród, cz. 2. Twierdza kulturowa

Gdy zbudzi się narod cz. III. Upadek Europy-geneza,objawy,skutki

Gdy zbudzi się naród, cz. IV. Podbój Europy przez narody

Nie liczmy więc na mityczny Zachód i jego cywilizację, bo tam nie czeka nas nic dobrego. Zachodem jesteśmy my, a oprócz nas – niewielkie wyspy. Cieszmy się raczej i oczekujmy na upadek Zachodu, a konkretnie tamtejszych systemów sterowania społecznego, które i nas trzymają pod zaborem. Jesteśmy bowiem gdzieś w okolicach roku 1910, krótko przed Wielką Wojną, która wstrząsnęła naszymi okupantami i umożliwiła odrodzenie się wolnej Polski. To spowoduje oczywiście również upadek III RP, ale tego też nie żałujmy. Tej struktury nie da się zreformować, a dopóki będzie ona istnieć, elity organiczne narodu polskiego nie zostaną dopuszczone do reformowania państwa. Nasze zadania na teraz można łatwo streścić w kilku punktach:

  1. nie dajmy się wciągnąć do wojny ze Wschodem, bo ten pretekst zostanie wykorzystany do kolejnego mordu na odradzających się organicznych elitach polskich.
  2. Budujmy własną tożsamość, dowiadujmy się jak najwięcej o procesach. Naszym celem jest obecnie budowa organicznej elity narodu polskiego, czyli zasobu intelektualnego i ludzkiego do odbudowy narodu i państwa. Na pierwszym etapie nie jest potrzebne tworzenie żadnych formalnych struktur, a nawet kontaktowanie się. Pierwsze zadanie, które musi wykonać każdy, kto chce do elity należeć, to zbudować własną tożsamość i wiedzę. Człowiekowi dobrej woli, znajdującemu się na początku drogi zajmie to, w zależności od możliwości czasowych i intelektualnych, od sześciu miesięcy do roku.
  3. Twórzmy nieformalne, oddolne struktury ludzi tej samej świadomości i tego samego celu – niepodległe państwo polskie, wolny naród polski.
  4. Pracujmy nad strategiami wielopoziomowymi odbudowy i naszej wielkości. Na poziomach: strategicznym, operacyjnym, taktycznym; centralnym, regionalnym, lokalnym; w podziale na wiodące obszary funkcjonowania państwa.
  5. Nie zajmujmy się bzdurami, nie traćmy czasu i energii na sprawy nieistotne. Na przykład bieżącej polityce polskiej nie poświęcajmy więcej uwagi, niż na to zasługuje.
  6. Nie sprzeciwiajmy się czynnie III RP, nie nawołujmy do jej obalenia, nie walczmy z władzami. Nie powielajmy błędów nieudanych powstań. Nie ma to obecnie najmniejszego sensu, a sprowadzić może represje władz. Nikt nie będzie skuteczniejszy, niż sama rzeczywistość, a tam są procesy tak potężne i dalece zaawansowane, że ani my nie będziemy mieli na nie wpływu, ani władza.
  7. Nie wpadajmy w panikę, rozpacz, defetyzm, beznadzieję, ani też nie ulegajmy huraoptymizmowi, ezoteryce i nastrojom mistycznym. Tego chce dla nas wróg. Stójmy twardo na ziemi, tej ziemi, której musimy bronić, i na którą zstąpi Duch Świętu, jeśli tylko zechcemy go przyjąć.
  8. Szykujmy się na długi marsz, trwający pokolenia. Pierwsze pozytywne efekty będą natomiast widoczne już krótko po podjęciu działania.
  9. Nie pozwólmy zepsuć własnych rodzin. O to dbajmy w pierwszej kolejności – aby mieć udany, trwały, wierny związek, aby narodziły się z niego dzieci, abyśmy nie dali ich zdeprawować, i wychowajmy na lepszych od siebie.
  10. Naszym celem powinno być nie tylko własne bezpieczeństwo, nie tylko wolna i niepodległa Polska, ale Polska silna i potężna, Polska na miarę Drugiego Wieku Złotego. Wszystkich wątpiących zapewniam – to jest w zakresie naszych możliwości, a samo dążenie do tego celu jest już jego częściową realizacją.

W ramach budowania tożsamości i wiedzy polecamy naszą publicystykę, dostępną na naszym portalu. Polecamy praktyczny Poradnik świadomych rodziców, do pobrania tu:

Poradnik dla rodziców.pdf

Polecamy też naszą najnowszą publikację, będącą w przygotowaniu, p.t. Poradnik świadomego narodu. Szkoła – dom – przyszłość, która już niedługo ukaże się na naszym portalu. Tam znajdziecie bardzo dużo wiedzy, przydatnej, aby przystąpić do odradzającej się elity narodu polskiego.

P.S.

Wygrał Trump, i to sporą większością. Znać, że ludzie normalnieją i otrząsają się z lewactwa. Ciekawe, jaki to będzie miało wpływ na sytuację w USA, na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, w Unii Europejskiej, na politykę państw BRICS, na sytuację w Polsce, na Nierząd Uśmiechniętej Zdrady. Ciekawie będzie też obserwować, jak politykierzy i dziennikarzełki, wcześniej ujadający, teraz będą się łasić i merdać ogonkami jak małe, salonowe pieski.

Polub nasz profil na Facebooku i śledź naszą działalność na bieżąco.

Ks. prof. Dariusz Kowalczyk: Możemy znaleźć się w sytuacji, w której najlepszym wyborem jest męczeństwo

Ks. prof. Dariusz Kowalczyk: możemy znaleźć się w sytuacji, w której najlepszym wyborem jest męczeństwo

(Oprac. GS/PCh24.pl) pch24/mozemy-znalezc-sie-w-sytuacji-w-ktorej-najlepszym-wyborem-jest-meczenstwo

„Niekiedy wspominamy lata 80. w taki sposób, jakby wówczas prawie wszyscy byli po stronie ks. Popiełuszki, a jedynie jakaś nieliczna, ale jeszcze mocna partyjno-esbecka grupa chciała utrzymać stary system. Rzeczywistość była inna”, pisze na łamach tygodnika „Idziemy” ks. prof. Dariusz Kowalczyk.

Duchowny przypomina, jak potoczyła się w III RP kariera niejakiego Jerzego Urbana, rzecznika stanu wojennego, który nazwał Msze za ojczyznę odprawiane przez ks. Jerzego Popiełuszkę „seansami nienawiści” oraz „sesjami politycznej wścieklizny”.

„Ten sam Urban w tzw. wolnej Polsce założył tygodnik Nie, który w latach 90., czyli dziesięć lat po zamordowaniu ks. Popiełuszki, osiągnął nakład przekraczający 700 tys. egzemplarzy. Siedemset tysięcy! Czytelnicy Nie przyczaili się, ale tym bardziej hołdowali zakłamanemu hasłu, że byli czerwoni, a teraz przyszli czarni, jeszcze gorsi”, relacjonuje kapłan.

Urban pluł na wszystko i na wszystkim. Głównym celem jego ataków był Jan Paweł II. „Wtedy wydawało się nam, że to jednak margines. Ale nie! To nie był margines. Z czasem się okazywało, że wiele innych środowisk mówi Urbanem. Aż doszliśmy do wypisywania na murach kościołów: Jan Paweł II – obrońca pedofilów”, pisze dalej jezuita.

„Ktoś powie, że zbyt pesymistyczna jest ta moja refleksja. Nie! To nie pesymizm. To raczej przypomnienie, że walka o prawdę i wolność nigdy się nie kończy. I że także dziś możemy znaleźć się w sytuacji, w której najlepszym wyborem jest męczeństwo”, podsumowuje ks. prof. Dariusz Kowalczyk.

Źródło: tygodnik „Idziemy” TG

Zwyciężyliśmy! Marsz Niepodległości przejdzie legalnie.

Ordo Iuris
 
W ostatnich miesiącach kilkukrotnie pisaliśmy o problemach organizatorów corocznego Marszu Niepodległości, którzy od początku mogli liczyć na wsparcie prawników Ordo Iuris.
Dziś z radością mogę poinformować Pana, że nasza wytrwałość, nieustępliwość i konsekwencja w obronie wolności zgromadzeń przyniosła owoc. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski ugiął się pod presją społeczną i po długich sądowych bataliach, zgodził się na legalne przejście Marszu Niepodległości 11 listopada – pomimo tego, że wcześniej zapowiadał w mediach, że będzie dążyć do zakazania tej największej w Polsce manifestacji patriotyzmu i przywiązania do niepodległości.
Władza od wielu miesięcy robiła wszystko, by zniszczyć Marsz Niepodległości.
Najpierw powołany przez Donalda Tuska wojewoda mazowiecki odmówił organizatorom Marszu statusu „zgromadzenia cyklicznego” i zaciekle walczył w sądzie, by Marsz tego statusu nie otrzymał. Później prokuratura Adama Bodnara wysłała do siedziby Stowarzyszenia Marsz Niepodległości kilkudziesięciu policjantów, którzy wyłamali zamki w drzwiach wejściowych i godzinami przeszukiwali każdą szafę, biurko oraz komputery, telefony i poufne dokumenty organizatorów Marszu. Wreszcie Rafał Trzaskowski zakazał organizacji zgromadzeń, zgłoszonych przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości.Wydawało się, że władza do samego końca będzie robić wszystko, co tylko możliwe, by doprowadzić do oficjalnego zakazania Marszu, po to, by później móc brutalnie spacyfikować jego uczestników – tak jak kilka miesięcy temu spacyfikowano protestujących pod Sejmem rolników.
Tym sposobem rząd mógłby zniechęcić do udziału w przyszłych Marszach Niepodległości wiele rodzin z dziećmi, osób starszych, kombatantów i tysiące polskich patriotów, którzy w przyszłości po prostu baliby się przychodzić na „niebezpieczny marsz”. Dzięki temu łatwo mogliby wmówić całemu społeczeństwu, że Marsz Niepodległości to manifestacja agresywnych bandytów.Ale nasza nieustępliwość w batalii prawnej i presja społeczna pokazała rządzącym, że ta taktyka się nie powiedzie. Dzięki wsparciu ludzi takich jak Pan, mogliśmy pomagać organizatorom Marszu i koordynować społeczny sprzeciw, dzięki czemu pokazaliśmy, że nie odpuścimy w obronie gwarantowanej konstytucyjnie wolności zgromadzeń.
W warszawskim Biuletynie Informacji Publicznej opublikowano już informację o przyjęciu zawiadomienia dotyczącego Marszu Niepodległości 11 listopada. Oznacza to, że Marsz Niepodległości w tym roku po raz 15. przejdzie ulicami Warszawy.
Oczywiście nie możemy stracić czujności. Jesteśmy przygotowani na to, że w dniu Marszu Niepodległości może na nas spaść ogrom pracy. Musimy być gotowi na policyjne prowokacje. Marsz Niepodległości może zostać rozwiązany pod byle pretekstem ze strony Rafała Trzaskowskiego już w trakcie jego trwania, co może sprawić, że manifestacja zakończy się tak jak tegoroczne protesty rolników….
Dlatego nasi prawnicy będą uważnie monitorować tegoroczny Marsz Niepodległości i dokumentować bardzo dokładnie jego przebieg, by – w razie realizacji najgorszych scenariuszów – móc stanąć w obronie polskich patriotów, którzy mogą paść ofiarą bezprawnych aktów przemocy ze strony służb.
Pomożemy im, dokładnie tak jak pomogliśmy rolnikom, oczyszczanym z zarzutów dzięki pracy naszych prawników.Ale brak zakazu dla Marszu Niepodległości daje nadzieję na to, że Marsz Niepodległości przejdzie spokojnie i bezpiecznie, a rząd Donalda Tuska nie postanowi powrócić do niechlubnych praktyk, które pamiętamy z jego poprzednich rządów.
Nie byłoby tego sukcesu bez zaangażowania i hojności ludzi takich jak Pan.
Dlatego serdecznie dziękuję za wszelkie okazane nam wsparcie i proszę o jego kontynuację, bo przed nami wielkie wyzwanie.Tylko wspólnie możemy zwyciężać. Tylko wspólnie możemy wywierać skuteczną presję na rządzących i bronić konstytucyjnych praw i wolności obywatelskich.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk
Z wyrazami szacunkuAdw. Jerzy Kwaśniewski - Prezes Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris

Pijani Ukraińcy – dezerterzy z tamecznej wojny – staranowali stragany w Białce Tatrzańskiej

Pijany Ukrainiec staranował stragany w Białce Tatrzańskiej

pijany-ukrainiec-staranowal

21 października br. doszło do groźnego zdarzenia drogowego, nieopodal kościoła w Białce Tatrzańskiej. Rozpędzony samochód, który znacznie przekraczał dozwoloną w tym miejscu prędkość, wypadł z drogi i wjechał w stojące nieopodal drewniane stragany. Kierowca i pasażer uciekli z samochodu zabierając ze sobą tablice rejestracyjne. Jak się szybko okazało, byli to tzw. “uchodźcy wojenni” z Ukrainy. Wypadek spowodowali będąc w typowym dla siebie stanie, tj. po pijaku.

Pijany Ukrainiec staranował stragany w Białce Tatrzańskiej. Tuż po godzinie 23-szej w poniedziałek policjanci z Komisariatu Policji w Bukowinie Tatrzańskiej zostali wezwani do wypadku w centrum Białki Tatrzańskiej. Jak wynikało ze zgłoszenia, rozpędzony samochód osobowy wypadł z drogi uderzając z impetem w przydrożne stragany. Siła uderzenia była tak duża, że drewniane budynki rozpadły się na drobne kawałki.

Na miejscu policjanci zastali pusty samochód ze zdemontowanymi tablicami rejestracyjnymi, co miało utrudnić namierzenie sprawcy. Policjanci szybko jednak ustalili, do kogo należy samochód oraz kto mógł się nim poruszać w chwili zdarzenia. Po kilkudziesięciu minutach ustalono, że chodziło o dwóch tzw. “uchodźców wojennych” z Ukrainy, w wieku poborowym.

– W miejscu zamieszkania policjanci zatrzymali dwóch 18-latków z Ukrainy. Badanie alkomatem wykazało, że obaj są nietrzeźwi. Pierwszy z nich miał w organizmie blisko 0.6 promila, a drugi blisko 0.9 promila alkoholu – powiedział asp. szt. Roman Wieczorek z Komendy powiatowej Policji w Zakopanem. – Nastolatkowie trafili do policyjnego aresztu do wytrzeźwienia i wyjaśnienia sprawy. Śledczy z wnętrza samochodu zabezpieczyli ślady i dowody, które wykorzystane zostaną w identyfikacji kierowcy. Pojazd został odholowany na strzeżony parking – dodał.

Za jazdę po spożyciu alkoholu, Ukraińcom grozi kara nawet do 3 lat więzienia.

=================

MD: A potem – tj. też po zapłaceniu kar – deportacja na Ukrainę !

TRUMP i ŚMIERĆ PORZĄDKU GLOBALNEGO

TRUMP i ŚMIERĆ PORZĄDKU GLOBALNEGO

Krzysztof Baliński

Powrót Trumpa oznaczałby śmierć porządku globalnego– obwieścił Juwal Noach Harari. Jego rozpaczliwy krzyk nie wziął się znikąd. Minione dwa lata zadały znaczące ciosy globalistom – na ostatnim Forum w Davos obrady zdominowały obawy o „deglobalizację”, a oficjalne motto sabatu czarownic głosiło: „Potrzeba odbudowy zaufania”. U nas, równie rozpaczliwy okrzyk wzniósł gen. Waldemar Skrzypczak. Komentując propozycję kandydata na wiceprezydenta, która miałaby „zakończyć wojnę kosztem ukraińskich terytoriów”, przestrzega: Nie warto kombinować z Donaldem Trumpem. W moim przekonaniu ci, którzy są jego zwolennikami, są wrogami Polski. Przypomnijmy, że ten generalski cymbał zapowiada, że wraz z Zełenskim, odbierze defiladę zwycięstwa w Moskwie.

Prawdziwą zapamiętliwość w oskarżeniach wobec Trumpa, przekraczających granice zawziętości, obsesji i nienawiści przejawia Anne Applebaum. Na łamach skrajnie lewicowego „The Atlantic” porównała Trumpa do największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości. Według małżonki ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej, Trump posługuje się taką samą retoryką jak Hitler, Stalin,  Mussolini, Mao i Pol Pot, ma takie same intencje jak oni i może urządzić „krwawą łaźnię”. W tym miejscu nie sposób wstrzymać się z refleksją: Już widzimy jej minę (skądinąd demoniczną), gdy 5 listopada ogłoszą zwycięstwo Trumpa. Amerykańskim gazetom wyborczym sekunduje A. Kwaśniewski: „Politycznych poglądów Trumpa trzeba się bać”. Ostrzega i wylicza: będzie reset USA z Rosją, zapłaci za niego Ukraina. Każe nam też bać się muru na granicy z Meksykiem.

W swoim przemówieniu w Detroit, Trump skrytykował pomoc dla Ukrainy, o którą prośby „nie ustają”. „Zełenski jest prawdopodobnie najlepszym komiwojażerem ze wszystkich polityków, jaki kiedykolwiek żył. Za każdym razem, gdy przyjeżdża do naszego kraju, wyjeżdża z 60 miliardami dolarów. Wraca do domu i ogłasza, że ​​potrzebuje kolejnych 60 miliardów. I to nigdy się nie kończy, nigdy się nie kończy. Jako prezydent, rozwiążę tę kwestię”. Na swoich wiecach wyborczych Trump podkreśla: Jesteśmy na granicy wybuchu III wojny światowej. Chcę, by wojna w Ukrainie się skończyła. Miliony ludzi giną bez sensu.

J.D. Vance, który przewodził w Senacie batalii o zablokowanie pomocy wojskowej dla Ukrainy, napisał: „Muszę być z wami szczery – tak naprawdę nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą w ten czy inny sposób”. Podkreśla, że czasami trzeba porozumiewać się ze złymi ludźmi: „Przecież w II wojnie światowej sprzymierzyliśmy się z Józefem Stalinem”. Według kandydata na wiceprezydenta, wojnę na Ukrainie mogłoby zakończyć porozumienie. „Wyglądałoby ono mniej więcej tak: Obecna linia demarkacyjna między Rosją a Ukrainą staje się strefą zdemilitaryzowaną. Jest mocno ufortyfikowana, aby Rosjanie nie dokonali kolejnej inwazji. Ukraina zachowuje suwerenność. Rosja otrzymuje od Ukrainy gwarancje neutralności – nie dołącza do NATO. Sfinansowaniem odbudowy Ukrainy zajęłyby się Niemcy”.

I tu pytanie: Czy zakończenie wojny nie leży w interesie Polski?


Czym podejście Trumpa różni się od podejścia tych, którzy sprzeciwiają się wciąganiu Polski do wojny? Czy hipoteza, że Trump jest za „białorusinizacją” Ukrainy, nie jest korzystna dla Polski, bo wtedy Ukraina byłaby państwem buforowym, a nie drugim Izraelem w Europie? Czy polski patriota nie powinniśmy powtarzać za Trumpem: Dlaczego wydawać miliardy na obronę granicy Ukrainy, a nie na obronę granicy przed nielegalnymi imigrantami? Zatem, nikt myślący w kategoriach interesu swego kraju nie powinien być zmartwiony powrotem Trumpa, a już z pewnością nie powinni to być Polacy.

Czy pomysły pokojowe Trumpa są niebezpieczne dla Polski? Czy pokój w  proponowanej formule, nie ośmieli Putina do testowania kolejnych krajów? Może tak się stać. Bo konfliktu  na Wschodzie nie wykorzystaliśmy dla umocnienia Polski, ale dla zdewastowania finansów państwa. Tuż po wybuchu wojny wydali 40 miliardów, a później w kolejnych transzach 100 miliardów na pomoc Ukrainie. Marnowali czas, bo uznali, że od pilnowania polskich interesów ważniejsza jest walka z polskim antysemityzmem i z „ruskimi onucami” oraz uczenie segregowania śmieci i miłości do pederastów. Inwestowali w wiatraki i nowe plastikowe nakrętki do butelek, prawie ćwierć miliarda złotych poszło na walkę z sezonowymi przeziębieniami, których śmiertelność wynosiła 0,23 procenta.

Ale to nie wszystko – to zapowiedź kolejnych klęsk. Na wszelkie pytania mają tylko jedną odpowiedź: Bij Moskala.Popełniają wciąż te same błędy. 11 lat temu poparli Majdan, czyli swego rodzaju ukraińską Magdalenkę i dorwanie się do władzy oligarchów. Nie widzieli, że Majdan finansował George Soros. Ten sam, który razem z Geremkiem i Michnikiem „wykombinowali” transformację Polski i… Balcerowicza. I ten sam, który założył i utrzymuje Fundację Batorego, zaplecze naszych rodzimych trockistów, którzy kiedyś przywędrowali w taborach dywizji NKWD, zmienili nazwiska i wprowadzili w Polsce komunizm.

Trump będzie prowadził nieprzewidywalną politykę zagraniczną. Będzie zagrożeniem dla stabilności i bezpieczeństwa na świecie – takie oskarżenia lansują żydowskie gazety dla Amerykanów i żydowskie gazety dla Polaków. Tymczasem, gdy spojrzymy wstecz, to widzimy, że za prezydentury Trumpa Ameryka żadnej wojny nie rozpoczęła, a toczące się wygaszała. Chiny nie zagrażały Tajwanowi, Rosja nie najechała na Ukrainę, Korea Północna przestała wysyłać rakiety nad Japonię i zniszczono Państwo Islamskie. To pod rządami Obamy doszło do zamętu w praktycznie każdym zakątku świata. Chiny zajęły Hongkong, a wojska amerykańskie tak wycofały się z Iraku, że powstał islamski kalifat. Co więcej, mieliśmy do czynienia z tzw. „arabską wiosną”, która skończyła się przejęciem władzy przez islamistów w kilku krajach arabskich. Taka sama jest administracja Bidena, która wojuje z całym światem. Nic więc dziwnego, że podpalona Europa z niecierpliwością czeka na strażaka zza oceanu.

W tym kontekście powinniśmy pamiętać, że stosunki z USA są kluczowe dla naszego bezpieczeństwa, że w interesie Polski jest wiarygodny, stabilny i silny sojusz z USA, że wbrew urojeniom euroentuzjastów nikt Ameryki w tym nie zastąpi. Jest gnębiona ogromnymi problemami i podzielona brutalnym konfliktem, ale innej Ameryki nie ma. I szkodliwe, a nawet sabotażem wobec państwa polskiego jest zaangażowanie pary Applebaum-Sikorski po jednej strony sporu w USA, bo zapowiada szalenie groźny i politycznie niebezpieczny scenariusz, w którym folksdojcz Tusk wyprawia dyplomatyczne harce w interesie Berlina, zainteresowanego wypchnięciem Ameryki z Europy. Pamiętajmy jednak przy tym, że Trump nic dla Polski nie zrobi, jeśli nie będzie to w interesie USA.

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych tuż tuż, bo już 5 listopada. Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy, ile od nich zależy. Zwycięstwo Donalda Trumpa może storpedować niemiecki zamysł budowy Ukropol i żydowski zamysł budowy Ukropolin. Anuluje też przyzwolenie Joe Bidena dla Berlina, aby, w zamian za sojusz strategiczny Berlin -Tel Awiw, w miejsce sojuszu z Putinem Niemcy urządziły sobie Europę po swojemu, co oznacza dla nas, Polaków państwo pozbawione suwerenności, które nie będzie mogło decydować o własnej polityce zagranicznej, gospodarczej, obronnej, a nawet o podatkach. I w tym miejscu trzeba powiedzieć Polakom: Coś jest w powietrzu, coś się czai, coś się święci.

„Donald Trump to ‘przyjaciel Izraela’. Wystarczy wspomnieć, że będąc prezydentem wielokrotnie wysługiwał się syjonistom, wydał rozkaz zrzucenia bomb na Syrię, kazał przenieść ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy, uznał izraelską władzę nad Wzgórzami Golan, zlecił zabicie irańskiego generała Ghasema Solejmaniego – biadoli jedna z tych, która „nie dała się nabrać na Trumpa”. Tymczasem, po wyborczym zwycięstwie w 2016 r., Trump powiedział: „Wojna w Iraku była bardzo wielką pomyłką. Nigdy nie powinniśmy się tam znaleźć”. Potem oświadczył: „Wydaliśmy 4 biliony dolarów, aby obalić jednego człowieka (…) gdybyśmy przeznaczyli te pieniądze na budowę dróg i mostów, żyłoby nam się o wiele lepiej”. Kiedy zaczął mówić o neutralnym podejściu do konfliktu palestyńsko-izraelskiego, szybko przetestowali go – już następnego dnia pojawiły się karykatury hajlującego Trumpa z hitlerowskim wąsikiem. Bo wiedzieć trzeba, że nic tak nie jednoczy lobby żydowskie, jak zagrożenie pokojem na Bliskim Wschodzie oraz mówienie o „stawianiu na pierwszym miejscu interesów Ameryce”.

Przypomnijmy – pod pretekstem obalenia terrorysty, który miał popierać Ben Ladena i manipulować przy broni masowego rażenia, USA dokonały inwazji na Bagdad (w imieniu Polaków wojnę Arabom wydał Bronisław Geremek, a zagrzewała do niej Anne Applebaum). Na wojnie Polska nie zyskała nic. Koszty wyniosły 3 miliardy zł plus 720 milionów dolarów z umorzenia irackiego długu. W zamian, na otarcie łez, dostaliśmy zardzewiałą fregatę, fakturę na 12 miliardów za F-16, logo „okupanta Iraku” i wsparcie dla roszczeń hien cmentarnych spod znaku „Przemysł Holokaustu”. Dziś, w zamian za bezwarunkowe poparcie dla Netanjahu, też dostajemy faktury do opłacenia: zagrożenia terrorystyczne, ceny gazu i ropy, odciąganie uwagi USA od bezpieczeństwa Polski i „uchodźców. Podobnie postąpili, kiedy popierali Majdan, aby obalić jednego człowieka – Janukowycza, a dziś wydają miliardy, aby utrzymać przy władzy jeden człowiek – Zełenskiego.

Dziś jesteśmy wciągani w wojnę z Iranem, pod pretekstem obalenia krwawego ajatollaha, który popiera Hamas i manipuluje przy rakietach Hezbollah, u boku – jak zakomunikował rabin Szalom Dow Ber Stambler z Chabad-Lubawicz – „najbardziej humanistycznego na świecie wojska”. Izrael, który ma w zwyczaju walczyć gojami, co pokazała inwazja na Bagdad, powtarza jak mantrę, że „broni całego cywilizowanego świata” (a Polski w szczególności). Do wojny z Teheranem zachęca też „Gazeta Wyborcza”: Jesteśmy świadkami największej od czasów Holokaustu masakry Żydów. Poparcie dla Izraela jest dziś więc przejawem człowieczeństwa”.Przypomnijmy, że przy okazji beatyfikacji rodziny Ulmów rozpętano akcję wpajania Polakom przekonanie, że prawdziwym bohaterstwem jest poświęcenie swojej rodziny w imię ratowania Żydów.

A co na to wszystko „polski patriota, który nabrał się na Trumpa”? Po pierwsze – „prożydowskie gesty” Trump adresuje do protestantów-ewangelików, którzy stanowią główną bazę wyborczą Republikanów, i do amerykańskich katolików (których jest 52 miliony). I trudno wymagać, aby równocześnie zabiegał o muzułmanów czy hinduistów. Jeden z żydowsko-amerykańskich geostrategów wygadał się: „Jeśli zwycięży Trump, to źle dla Ukrainy, a dobrze dla Izraela. Jeśli Harris, to dobrze dla Ukrainy, a źle dla Izraela”. Którą zatem opcję powinniśmy wybrać? Czy nie pierwszą, bo Ukraina ma bezpośredni związek z polskimi interesami, a Izrael nie (a jeśli już, to tylko pośrednio, i polega na tym, że im bardziej Żydowie będą dostawać w dupę od Palestyńczyków, tym mniej będą nalegać na zwrot mienia. Dlatego, gdy słyszymy głosy: Trump nie jest przyjacielem Polski, bo jest przyjacielem Izrael i nie lubi Hamasu, to powinniśmy ripostować: „Co ma piernik do wiatraka!”. Polaków w pierwszym rzędzie martwić powinna nie izraelska suwerenność nad Wzgórzami Golan, ale żydowska suwerenność nad obozem w Auschwitz (i nad Jedwabnem). Niepokoić powinno nie przeniesienie stolicy Izraela do Jerozolimy, ale przenoszenie stolicy Polski do Kijowa.

Zmartwieniem Polaków nie powinno być to, kto wydał rozkaz zabicia gen. Solejmaniego, ale kto wydał polecenie uciszenia posła Brauna, i kto uśmiercił polskiego wolontariusza w Gazie. Nie ważne, czy Trump lubi Hamas, ale ważne, czy lubi Polaków. Nie uznawać krytycznych wobec Hezbollah wystąpień Trumpa za wymierzone w Polaków, bo nie zawsze to, co antyarabskie i antyislamskie jest antypolskie. Inny przykład to arabska i islamska imigracja do Polski. W tej kwestii różnimy się diametralnie. I tu pytanie do palestyńskich przyjaciół: Czy powrót Żydów z Palestyny do Polski postrzegają, jako naprawienie historycznej krzywdy? Czy cieszą się z napływu swoich ziomków do Polski?

Niejako uprzedzając złośliwe komentarze, podsumujmy: Oburzamy się poglądami Applebaum i naśmiewamy z gen. Skrzypczaka, a tymczasem w Polsce funkcjonuje silna (kto wie, czy nie najsilniejsza) formacja polityczna „Partia Kononowicza”. Przypomnijmy: w 2006 r. Krzysztof Kononowicz kandydował na urząd prezydenta Białegostoku, pod hasłem „Żeby nie było niczego”. Jeszcze inni, porażeni syndromem „najmądrzejszych we wsi”, wypowiadają się na każdy temat. A jeszcze innych (lub raczej „inne”) można podejrzewać, że swe poglądy kształtują upodobaniem do nie-białych mężczyzn.

A tak w ogóle – Nie zajmujmy się dobrostanem Żydów, Palestyńczyków, Ukraińców, ale troszczmy się o Polaków. Zawsze pytajmy: Gdzie tu Polska? Gdzie tu Polak? Gdzie Polski Interes Narodowy? Nie kierujmy się emocjami, bo to nie nasza wojna tak, jak nie naszą jest wojna Rosja-Ukraina. Nie przejmujmy się losem Palestyńczyków, bo oni sobie całkiem dobrze radzą. Zajmijmy się Polakami, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji. Nie oznacza to, że z tego, co się dzieje w Palestynie nie można wyciągnąć pożytecznych konkluzji. Poza wyrazami współczucia oraz potępienia izraelskiego ludobójstwa i barbarzyństwa, pogratulujmy Palestyńczykom zwycięstwa nad „niezwyciężoną i jedną z najsprawniejszych armii świata”. Przez 75 godzin osiągnęli więcej niż wszystkie armie arabskie przez 75 lat. Pokazali, że izraelski żołnierz jest bohaterem, ale tylko w kokpicie samolotu F-16 zrzucającego bomby na kobiety i dzieci. Skompromitowali uważane dotychczas za perfekcyjne izraelskie służby specjalne (w których ręce oddaliśmy bezpieczeństwo państwa polskiego!). Okazał się, że Mosad jest sprawny tylko tam, gdzie może liczyć na V kolumnę. Pokazali, że Stalowa Kopuła (lub raczej Stalowa Mycka, bo tak ją nazywają sami Izraelczycy) jest dziurawa jak durszlak (a my ją właśnie zakupiliśmy!).

Izrael poniósł wielką klęskę polityczną. Runął mit żydowskiej wszechpotęgi. Okazało się, że Żydzi to brutalny okupant, który głodzi i morduje palestyńskie dzieci („bo to przyszli terroryści”), że to rasiści, którzy nie-Żydów nazywają „ludzkimi zwierzętami” i z Gazy zrobili „getto” (nawiasem mówiąc, czy nie zasadne jest skojarzenie Gazy z gettem warszawskim i z tłumieniem „powstania w getcie”?).

I rzecz najważniejsza – zbrodnicze poczynania Izraela stały się wiodącym tematem w kampanii wyborczej w USA. Oprócz wzrostu nastrojów antyżydowskich, pokazały zmęczenie Amerykanów uległością Bidena i Kongresu wobec ciągle rosnących izraelskich żądań. Amerykanie coraz częściej pytają: Czy nasz interes narodowy ma związek z bezpieczeństwem Izraela? Czy w naszym interesie są niekończące się wojny, które wykrwawiły i doprowadziły kraj do bankructwa?

Na koniec – życząc z całego serca Palestyńczykom wolnej Palestyny, życzę im … Wolnej Polski, wolnej od żydowskich i ukraińskich okupantów. A Polakom, zamiast „Chwała Palestynie” lub „Chwała Ukrainie” zalecam wznoszenie zawołania „Jeszcze Polska nie zginęła” lub bardziej aktualnego: „Co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy”.

Krzysztof Baliński

Rząd planuje 49 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC). Umieścić tam, gdzie była największa akceptacja !

Rząd planuje centra dla cudzoziemców. Ziemkiewicz wskazał, gdzie je ulokować. „To nie żadna zemsta a logika”

15.10.2024 rzad-planuje-centra-dla-cudzoziemcow

Na wniosek rządu warszawskiego w Polsce powstać ma aż 49 nowych Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC). Publicysta Rafał Ziemkiewicz zaproponował, gdzie najlepiej ulokować takie ośrodki.

Premier Donald Tusk zapowiedział, że we wtorek na posiedzeniu rządu przedstawi strategię migracyjną Polski, której jednym z elementów ma być czasowe terytorialne zawieszenie prawa do azylu. „Odzyskać kontrolę. Zapewnić bezpieczeństwo. Kompleksowa i odpowiedzialna strategia migracyjna Polski na lata 2025-2030” – tak nazywa się strategia, nad którą ma pracować rząd.

Tusk oświadczył też, że rząd nie będzie respektować i wdrażać europejskich pomysłów godzących w bezpieczeństwo Polski takich jak unijny pakt migracyjny.

Z drugiej jednak strony resort rodziny w gabinecie Tuska szykuje 49 Centrów Integracji Cudzoziemców. – W 2021 roku wiceminister Szwed z PiS podpisał umowy na pierwsze centra integracji cudzoziemców. Zawnioskowano wtedy o pieniądze z Unii Europejskiej. UE te pieniądze przyznała – tłumaczył szef MSWiA Tomasz Siemoniak w rozmowie z Radiem ZET. Jak twierdził, centra te mają służyć tym imigrantom, którzy już do Polski trafili.

Na zlecenie MSWiA Komitet Badań nad Migracjami PAN przygotował badanie dotyczące migracji i polityki migracyjnej wśród podmiotów zajmujących się polityką migracyjną. Na podstawie badania powstał raport „Polityka migracyjna Polski w opiniach aktorów instytucjonalnych”, w oparciu o który miała zostać przygotowana strategia migracyjna.

Z dokumentu wynika, że badani przedstawiciele zarówno instytucji rządowych, pozarządowych, organizacji pracodawców, związków zawodowych, czy uczelni wyższych, jako wiodącą wartość przyświecającą tworzeniu polityki migracyjnej wskazywali bezpieczeństwo. Jednak kolejnymi wartościami wybranymi przez ponad połowę respondentów były prawa człowieka i humanitaryzm, dobrobyt i rozwój gospodarczy oraz spójność społeczna.

Pomysł na to, gdzie rozlokować Centra Integracji Cudzoziemców, przedstawił na portalu X Rafał Ziemkiewicz. Jeden z internautów przypomniał bowiem instrukcję „Gazety Wyborczej” przed ostatnim referendum. „«Odmawiam przyjęcia karty do głosowania». Przypominamy, co zrobić, gdy nie chcemy brać udziału w #referendum” – czytamy. Jedno z pytań dotyczyło wówczas zapory na granicy polsko-białoruskiej.

„Centra integracji imigrantów, by uniknąć problemów, trzeba budować tam, gdzie lokalna społeczność jest najbardziej życzliwa i otwarta. Czyli tam gdzie było najwięcej odmów przyjęcia kart referendalnych. To nie żadna zemsta a logika, oczywista oczywistość” – skwitował Ziemkiewicz.

Centra integracji imigrantów, by uniknąć problemów, trzeba budować tam, gdzie lokalna społeczność jest najbardziej życzliwa i otwarta. Czyli tam gdzie było najwięcej odmów przyjęcia kart referendalnych. To nie żadna zemsta a logika, oczywista oczywistość. Daj RT jeśli podzielasz https://t.co/ltnuC98MBl

— Rafał A. Ziemkiewicz (@R_A_Ziemkiewicz) October 14, 2024

Źródło:PAP/NCzas/X

Główny kontroler Unii: w 2028 roku Wspólnota zbankrutuje. Dług UE w 2 lata podwoił się i za 3 lata Bruksela [my!!] nie będzie go w stanie spłacać

Główny kontroler Unii: w 2028 roku Wspólnota zbankrutuje. Dług UE w 2 lata podwoił się i za 3 lata Bruksela nie będzie go w stanie spłacać

Dariusz Matuszak https://wpolityce.pl/polityka/709756-glowny-kontroler-unii-w-2028-roku-wspolnota-zbankrutuje


Teza o możliwym/prawdopodobnym, niemal nieuchronnym bankructwie Unii do 2028 roku nie pochodzi od mających coraz częściej rację wyznawców teorii spiskowych, ale z ust samego Tony’ego Murphy, szefa Europejskiego Trybunału Obrachunkowego (ETO). To najważniejsza instytucja od kontrolowania budżetu Unii i jej funduszy. Sprawdza jak się zbiera i wydaje nasze wspólnotowe pieniądze, a teraz ostrzega przed katastrofą finansową.

10 października Irlandczyk przedstawił Komitetowi Kontroli Budżetowej Parlamentu Europejskiego sprawozdanie z wykonania budżetu Unii i działania jej funduszy za 2023 rok.Tutaj relacja https://multimedia.europarl.europa.eu/en/webstreaming/cont-committee-meeting_20241010-0830-COMMITTEE-CONT . Sprawa przeszła w mediach bez większego echa i została opisana w poetyce unijnego urzędniczego języka.

Tymczasem wieści są iście przerażające. I tak:

Niezrealizowane zobowiązania płatnicze Unii sięgnęły rekordowej kwoty 543 miliardów euro

Dług Unii w ciągu 2 lat praktycznie podwoił się i wynosi 458 miliardów euro. Jeszcze w 2021 roku było to „tylko” 236 miliardów.

• Podczas gdy dopuszczalny poziom błędów, nieprawidłowości w realizacji budżetu wynosi 2% to w 2023 był niemal trzykrotnie wyższy – 5,6%

• 10,7 miliarda euro podatków zostało wydanych w sposób niezgodny z prawem i  przepisami

• Wykryto co najmniej 20 oszustw, czy prób oszustwa, o czym powiadomiono odpowiednie organa Unii

• Aż 43,5 miliarda euro z tzw. Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF) zostało wydanych mimo niespełnienia warunków przez odbiorców tych pieniędzy. To część pakietu tzw. Funduszu Next Generation (NGEU), owo słynne ale już coraz bardziej przeklęte KPO. W 2023 dokonano 23 płatności z tego RRF z czego aż 1/3 niezgodnie z uzgodnionymi warunkami.

Największym kamieniem u szyi unijnych podatników stał się właśnie NGEU, czyli owo nieszczęsne KPO, które zadłużyło Unię na 270 mld euro, a które wedle szefa Trybunału spłacać będą następne pokolenia Europejczyków.

Unijni kontrolerzy z ETO twierdzą, że nie ma pewności, czy to, co Unia chce teraz ściągnąć od Europejczyków wystarczy na pokrycie tego długu. — napisali audytorzy w sprawozdaniu.

Koszty obsługi długu mogą wzrosnąć o 17 do 27 miliardów euro ponad to co przewidywano.

Szef Europejskiego Trybunału Obrachunkowego Tony Murphy ostrzegł więc, że do końca 2028 roku, czyli w ciągu 3 lat Komisja Europejska, czyli Unia może stać się niewypłacalna. Inaczej mówiąc stanie się realnym bankrutem.

By uświadomić sobie skalę problemu wystarczy porównać budżet Unii z 2024 roku – 189,4 miliarda euro z zadłużeniem na koniec 2023 – 458 miliardów. Na razie nie wiadomo o ile jeszcze ten dług wzrósł w tym roku, ale trzeba przypomnieć, że podwoił się w ciągu 2 lat. Lekko licząc obecne zadłużenie może sięgać 600 miliardów.

Gdy ocenia się zadłużenie państw, to jego poziom porównuje się z PKB. Problem w tym, że Unia jako instytucja/organizacja nie ma żadnego PKB. Ona niczego nie produkuje, nie wytwarza, nie sprzedaje żadnych komercyjnych usług, które się kupuje. To po prostu urząd do mielenia pieniędzy europejskich podatników.

Dlatego nie wiadomo do czego odnieść zadłużenie samej Unii jako takiej. Na pewno nie do całego PKB wszystkich państw. Te przecież mają swe własne ogromne, przekraczające roczne PKB długi – jak choćby Francja, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Grecja.

Szef unijnych kontrolerów Murphy mówiąc o kłopotach finansowych Unii stwierdził, że sposobem na ich rozwiązanie nie jest rzucanie państwom członkowskim palet pieniędzy. Przy okazji pokłócił się z Komisją Europejską, bo ta stwierdziła, że ma inne szacunki dotyczące błędów i nieprawidłowości w budżecie. Ponadto Komisja inaczej niż Trybunał interpretuje pewne fakty. Zaś jeśli chodzi o RRF, czyli to całe KPO, to Komisja jest niewinna, tylko winne są poszczególne państwa.

Drodzy Rodacy. Szykuje się wielkie łupienie i skubanie. Będą z nas zdzierać pieniądze, a tych co się należą nie wypłacać. Temu także ma służyć propozycja, by w przyszłej perspektywie budżetowej uzależnić wypłaty funduszy od spełnienia rożnych wymyślonych przez jaśnie państwo z Brukseli warunków – np. dotyczących równości płci, promowania ideologii LGBT coś tam, zielonego ładu etc.

Pod byle pretekstem – nieprzeprowadzenia reform jakich sobie eurokraci życzą pieniądze nie będą wypłacane. Znamy to z czasów beznadziejnej walki PiS o środki z KPO.

Powstaną też nowe fundusze, na które zrzucać się będą państwa członkowskie. Minister Sikorski już z entuzjazmem zapowiedział zwiększenie Europejskiego Funduszu Obronnego. To oznacza większą składkę do Unii. Podobnie pieniądze będą szukane w nowych podatkach, przy czym część z nich chce nakładać bezpośrednio Bruksela, choć jest to sprzeczne z Traktatami.

Obecne problemy budżetowe Polski są zapowiedzią nadciągających lat biedy. Być może rząd Tuska zdaje sobie sprawę z tego, że Unia zmierza ku katastrofie gospodarczej i stąd wstrzymanie, czy też porzucenie wielkich inwestycji z obawy, że zabraknie na nie pieniędzy, bo nie dość że dochody państwa się będą kurczyć, to trzeba się będzie zrzucać na podtrzymywanie rzężenia samej Unii.

Tak jak w 2011 roku kiedy Donald Tusk zaoferował 8,4 mld euro z pożyczki NBP na ratowanie Grecji. Od tamtego czasu Hellada ma się tylko gorzej, podobnie jak Francja, Hiszpania, Włochy, Portugalia, a za chwilę Niemcy, które też biednieć zaczynają.

Żadne pompatyczne zaklęcia o wspaniałości Unii, o sprostaniu nowym wyzwaniom nie zmienią faktu, że Europa zmierza ku kolejnemu już kryzysowi gospodarczemu, a sama Unia ku katastrofie finansowej.

Minęło 20 lat odkąd do niej wstąpiliśmy. Z tego ledwie trzy – 2004 – 2007 były w samej Unii latami spokoju – bez kryzysów, gospodarczych, finałowych, społecznych, które właściwie już przestają być – jak to kryzys chwilowym odstępstwem od normy, a właśnie trwałą normą się stają. Np. właśnie wchodzimy w 10 rok kryzysów związanych z imigracją.

Jeśli Polska będzie czynić to co czyni Zachód Europy, to zacznie jak on biednieć i za 15 lat będziemy wspominać 2024 jako rok naszego największego dobrobytu.

Wygaszanie Polski, czyli czy Kasandra miała rację?

12.10. Wygaszanie Polski, czyli czy Kasandra miała rację?

By Jerzy Karwelis on 12 października, 2024, wpis nr 1304

Właściwie to nie bardzo wiadomo jacy są ci Polacy. Wielu wskazuje, że żyjemy w czasach przedrozbiorowych, bo te chyba charakteryzowały się tym samym co dzisiejsze – większość wcale nie uważała, że coś się kroi. W szkole męczono mnie na temat rozbiorów na różne sposoby. Ja wiem, z pozycji wtedy  Polski Ludowej trzeba było wciskać nowe rewelacje o polskiej historii, które były miksem prawd i kłamstw mających wytłumaczyć stan ówczesny. Że za komuny musimy być częścią większej całości, bo sami ze sobą nie możemy sobie, jak widać, poradzić. Mieliśmy w historii czasy wielkości, ale te skończyły się fatalnie i nie ma co myśleć o takiej przeszłości, bo ta nas zawodzi. Jest tylko krótkim przystankiem, aberracją dziejów w naszym mentalnym skazaniu na małość, z bolesnym przebudzeniem z takich snów. I za PRL-u wskazywano nam na wiele błędów dziejowych, popełnionych przez Polaków, które nas do rozbiorowych upadków doprowadziły.
Peerelowskie winy rozbiorowe
Wiadomo – ta „historia wstydu” miała wtedy swoje ideologiczne uzasadnienie, ale oddzielmy to od pomieszanej z tym prawdy. PRL utrzymywało kilka tez: że byliśmy źle uplasowani geopolitycznie i pokłóceni ze wszystkimi sąsiadami, zwłaszcza z Rosją. A za PRL to radziecka emanacja Rosji i przyjaźń z nią miały nam pokazywać, że polska rusofobia to nasze przekleństwo. Trzeba patrzeć na Wschód, bo tam nasza, pansłowiańska, przyszłość. Był to więc argument taktyczny. Drugim, podobnym, ale lżejszego kalibru, było twierdzenie, że to wina naszych zapyziałych stosunków społecznych. Wiadomo, lewacy mieli pretensje, że socjalizmu nie było nie tylko w wieku XVIII, ale i w starożytności. To było śmieszne, ale dzwoniono dobrze, tyle, że nie w tym kościele. Z naszymi stosunkami społeczno-politycznymi to było głównie tak, że z powodu utrzymania się starej struktury społecznej, opartej na konserwowaniu rolnictwa w wykonaniu ziemiaństwa nie wykształciły się ani przemysł, ani klasa średnia. Zachód zaczął odjeżdżać nam na całego, co jeszcze pogłębiło zacofanie rozbiorowe. Najlepszym tego przykładem jest fragment z filmu „Szwadron” (12:35), kiedy rosyjscy żołdacy poskramiający powstanie styczniowe dworują sobie, że w Londynie otwarto pierwszą linię metra, czyli według nich „koncept dla kretów”. Ten rozziew był już w okresie przedrozbiorowym i tony książek napisano, i cysterny krwi wylano, by w przyszłość szedł ze szlachtą polski lud. Niewiele z tego wyszło.
Okazało się, że tak naprawdę to przegraliśmy przez… innowacyjność w demokracji. Tak, winą nie było to, że uprawialiśmy nie tylko przodujące formy ustrojowe, ale głównie to, że ćwiczone one były w otoczeniu państw autokratycznych – nasza jak najbardziej rozwinięta i naiwnie rozumiana demokracja musiała przegrać. Po prostu w środku Europy rodził się ładny i niespotykany źrebaczek, ale otoczony był przez wilki, i losy jego bezbronności były przesądzone. I teraz te wilki, co to nas pożarły, przebrały się za źrebaczki i uczą nasze państwowe pozostałości jak to źrebaczkami być. Uważają nas za niedoróbki, rachityczne i niedorozwinięte jednostki aspirujące do dojrzałej państwowości, choć to ich dwie wojny poobgryzały nam nasze kosteczki. Okazało się wtedy, ale to nie znaczy, że wiemy to i dziś, że w tej części Europy Polska musi być silnym państwem, jeśli ma istnieć jako projekt i byt instytucjonalny.Oczywiście ciągnie się za nami ta ponura sława, że nie dorośliśmy swym metalem do tych rozwiązań, nie rozróżniając między wolnością a samowolą, interesem zbiorowości a własnym. Na taką wadę wskazywała komuna w swych naukach rozbiorowych – mieliśmy się ukorzyć przed własnymi wadami narodowymi, oddając stery nad naszą rozpasaną wizją wolności w ręce przywódców obdarzonych – darowanym z Moskwy – rządem wszystkiego, ale nie dusz. Jak sobie nie radziliśmy jako naród, to trzeba nam było znaleźć impuls zewnętrzny, który nas uratuje przed samym sobą. Jest coś w tym, że my, jedni z pierwszych zachodnich uprawiaczy wolności, miotaliśmy się w tej puszce dziejów, króla lekceważyliśmy – co to za estyma, wszak z elekcji mógł nim zostać każdy, nawet potopowy „Piekłasiewicz” z Psiej Wólki (2:30), byleby ze szlachty. Na armię skąpiliśmy, bo każdy magnat miał swoje zagony. I stworzyliśmy układ, gdzie króla można było sobie kupić (z zagranicy), zaś potężna Polska stała się krajem upadłym, do najechania. Nie jesteśmy bez win i nie wszystko da się zarzucić na geopolitykę i na nasze prymusostwo we wdrażaniu europejskiej demokracji.Jedną z taktycznych, ale bardzo ważnych wad była wspominana często przed redaktora Michalkiewicza zadziwiająca pobłażliwość w stosunku do zdrajców i agentów. To jest jakiś rys szczególny, bo trwający nawet do dzisiaj. W innych krajach to był powróz i stryczek, u nas cackano się z pulardą. Do końca. A bezkarność daje jeden przykład – do kontynuacji na rozszerzającą się skalę. U nas były całe zastępy jawnych jurgieltników, na żołdzie państw obcych. I oni mieszali w polskim garze. A skoroś zdrajca nieukarany, to i pamięć po tobie zaniknie, bo któż by tam gromadził polskie rachunki krzywd i przekazywał je z pokolenia na pokolenie? Tak, pamięć – to też nasza słaba strona. Nie uczymy się na błędach, nawet swoich własnych, osobistych. Co dopiero jako społeczność, naród. A to skazuje nas na ciągłe powtarzanie tej samej lekcji historii, tylko w nieznacznie różnych wariantach geopolitycznych. I właśnie powtarzamy taką lekcję, tylko, że nikt jej nie słucha, zapatrzony w ekrany smartfonów „nowej normalności”.
Podobieństwo momentów?
A więc już wyeksploatowaliśmy na rzecz tego dyskursu kwestię analogii czasów dzisiejszych do czasów przedrozbiorowych i pora przyjrzeć się czy jest to porównanie naciągane, czy tylko nieznacznie różniący się wariant tamtej sytuacji. A więc wróćmy do tamtych tez. Geopolitycznie siedzimy w tym samym miejscu, tyle, że jesteśmy mniejsi i „może nas nie zauważą?”. Popatrzmy na tych, co nas mają nie widzieć, czyli sąsiadów naszych. Jak z nimi stoimy? Słabiutko. Popatrzmy się tak dookoła. Czesi, jak zwykle – my ich lekceważymy, a oni nas. My ich za niezgulstwo i schlebianie Niemcom, oni nas za zadarty nos wyższości i nieobliczalne awanturnictwo. Słowacy – raczej słabo, od kiedy poróżniły nas efekty naszych ostatnich wyborów, kiedy Słowacja ma kurs ostro antyunijny. Ukraina to osobna katastrofa, bo my się czujemy niedowdzięczeni, zaś Ukraińcy zrobili sobie z nas zdrajcę zastępczego, głównego przyszłego winowajcę opuszczenia Ukrainy przez Zachód. Białoruś – to samo, nasza wschodnia racja stanu przeciągania Łukaszenki na stronę Zachodu za pomocą polskiego pasażu spłonęła na ołtarzu zachodniej polityki antagonizowania Wschodu, nawet kosztem naszej tam Polonii. No, zostały nam Niemcy i Rosja, bo Skandynawów, choć graniczymy przez Bałtyk, odpuściliśmy sobie, poddani stałemu impulsowi Zachodu, byśmy byli stacją benzynową na drogach wschód-zachód, a nie samodzielnym podmiotem montującym kontynentalne korzyści dla układu północ-południe, czym jest w zasadzie plan Międzymorza.A więc Rosja – moim zdaniem nasz stosunek do niej jest wypadkową naszych zagranicznych patronów politycznych. Jak jesteśmy w orbicie USA, to nasz stosunek do Rosji jest wypadkową aktualnej polityki Waszyngtonu. Teraz jesteśmy mocno przeciw, bo taka jest jazda z Bidenem. Jak jesteśmy w orbicie Berlina – to samo. Za Tuska pierwszego, jak energetyczny deal stulecia robiły Niemcy z Rosją, to Tusk był rzeczywiście „Putina człowiekiem w Warszawie”. Teraz, gdy z powodu wojny na Ukrainie wszystko się pozamieniało, to ci sami ludzie i w Berlinie, i w Warszawie, którzy zabiegali o przychylność włodarza Kremla, teraz prześcigają się w tropieniu onucyzmu, szczególnie wśród tych, którzy… ostrzegali ich jeszcze 3 lata temu przed układaniem się z Kremlem. I taki jest nasz stosunek do Rosji – jak nam każe pryncypał.Znowu stosunek do Niemiec jest wypadkową tego kto rządzi. Jeżeli to jest delegatura Berlina, jak teraz, to jest prosty kurs na to, co teraz mamy – słuchamy się jak świnia grzmotu, likwidujemy nasze ostatnie ścieżki rozwojowe – po drodze do przyszłego dealu z Rosją (a powrót do niego jest niechybny, jak Owsiak w piekle) nie może być żadnych przeszkód. Ma być swobodny, wolny przejazd, co najwyżej jakieś stacje obsługi, żadnych marzeń panowie. Nie może być, że tu poważne kraje się umawiają, konie kują, a jakaś biało-czerwona żaba nogę podstawia. Sprawa jest jasna. Inna sprawa jest jak mamy u nas rządzące przedstawicielstwo amerykańskie. Wtedy element niemiecki jest odstawiany na bok, mamy się komu poskarżyć, możemy patrzeć za ocean i się stawiać. No, chyba, że mamy jak teraz. Bo przedtem mógł PiS się stawiać (i tak to robił w stopniu minimalnym) Berlinowi, bo Trump się z Niemcami nie lubił, uważając ich (i słusznie) za pasażera na gapę, który swe środki zamiast na obronę (tę zostawił łaskawie w rękach USA) przeznaczał na swój socjal i międzynarodową ekspansję. W dodatku poprzez wzmacnianie gospodarcze Rosji swoimi dealami osłabiając pozycję Stanów.Ale teraz się zmieniło. Doszło do dealu Waszyngron-Berlin w wykonaniu Bidena, który mianował na swego europejskiego junior-partnera Niemcy. Wtedy zaszło słońce nad Polską, choć naród się nieźle bawił, nawet w pandemię. Nie widząc tego, że jak się nasi naprzemienni, a właściwie równoważący czy znoszący swymi wpływami dwaj partnerzy wpływu dogadają, to nie będzie już żadnej alternatywy. Nie będzie w co grać, nie będzie nadziei. PiS się jeszcze opierał w tym układzie, ale coraz słabiej. Nie miał szans, Unię już sobie prawie całkowicie odpuścił, a jak przyszły Tuski, to już się układ domknął.Nie ma dobrego wyjścia, bo stan dotychczasowy jest dla nas zabójczy, chyba, że wygra Trump. A i wtedy nie wiadomo jak będzie, wielu więc woli znane zło, niż nieznane zagrożenie. Bo Trump chce tę wojnę na Ukrainie skończyć, ale nikt nie wie, za jaką cenę. A my możemy być w tym koszyku i nikt nie wie na co się wtedy strony umówią. Wpływy Rosji w Europie wzrosną, co dla nas jest wiadomością fatalną, bo niewiele można powiedzieć o naszej racji stanu, ale na pewno do jej podstaw należy, żeby Rosja nie zasiadała przy stole spraw europejskich, a zwłaszcza przy takim stole, gdzie nas nie ma, za to decydują się nasze losy. A taka nam się Europa kroi. Zresztą – inna teraz też nie istnieje.
Wygaszanie Polski – objawy
Dlaczego uważam, że żyjemy w układzie zamkniętym? Bo, moim zdaniem, jesteśmy świadkami wygaszania Polski. No właśnie – czy świadkami, czy tylko widzami, którzy niewiele z tego rozumieją? I tu wróciliśmy wielkim kołem do początku naszych rozważań. Czyli – a jesteśmy w podobnej sytuacji granicznej dla naszego kraju – czy jest i jeśli jest, to jaka, percepcja narodowa tego stanu? Czy jak za Sasa popuszczamy sobie pasa (dodajmy – za pożyczone), licząc, że znowu będziemy mieli fart, a właściwie jakąś prolongatę cudownej cezury w naszych dziejach powolnego wzrostu i szybkich upadków, gdzie po upadku przeżywamy wielopokoleniową lekcję, że może jednak lepiej rządzić się samemu? Właśnie, czy tacy jak ja, to są – jak za kowida – jakieś przewrażliwione wyjce, tworzące co najwyżej jakieś lokalne grupy Laokona, wieszczki zagłady, podczas, kiedy dookoła kwili życie „rumiane, jak rzeźnia o poranku”? Co myślą wyborcy „uśmiechniętej Polski”? Bo przecież nie mogą nie widzieć wygaszania naszego kraju w kierunku rzeczonej stacji benzynowej, co najwyżej montowni Zachodu, dzieła pokracznego decouplingu, małymi Chinami, gdzie – teraz Polak – będzie zawijał zachodnie dobra w sreberka.
Nie można nie widzieć tego mówienia o rządzeniu, zamiast rządzenia, kierowania się nie obowiązkami instytucji państwowych, ale PR-em skierowanym do swego elektoratu, zwijania inwestycji, łykania, ba – forsowania rozwiązań klimatycznych, uchodźczych, obyczajowych czyniących z naszego kraju gospodarczą pustkę wypełnioną zagranicznymi korporacjami zblatowanymi z lokalnymi „dopuszczaczami” do rynku. Widać to na każdym kroku i trzeba być ślepym, by tego nie zauważać. Ślepym, albo może zaślepionym? Tak, może w tym jest część odpowiedzi. Chodzi o takich, którzy bardziej nienawidzą PiS, niż kochają swoją ojczyznę. I tak wielu z nich nigdy jej nie kochało, bez względu na to kto rządził. Chce, by ten nieudany eksperyment (z dokładnie takich samych powodów jak w przedrozbiorowej narracji PRL-u) rozpuścił się w czymś większym. Kiedyś w panslawizmie pod przywództwem Rosji, później w rodzinie radzieckiej – dziś w europejskim tyglu idących na cywilizacyjną zagładę. Ci to nie będą widzieli takiego wygaszania kraju, a nawet jak to zauważą, to temu przytakną. Po co te wszystkie trudy, trzeba tylko doczepić się (choćby z ostatnim) wagonikiem do pociągu postępu, nie grymasić, bo z tego – jak widać – same tylko zgryzoty. Ci będą powtarzać, że jako naród to jesteśmy wstydem Europy, zaś tylko nasze elity, do których się rzecz jasna apologeci ojkofobii zaliczają, godne są obcowania z unijnym kosmosem kosmopolityzmu. Tak – ci nic nie widzą, a jak zobaczą, to przytakną.Ale ilu tam ich jest, takich? Uwaga! – coraz więcej. Mamy bowiem dwie drogi: przebudzenia z jednej i zsucziwanija z drugiej. Jedna mówi, że zawiedzeni się odwracają od zdrajców wiarygodności, choćby dopiero przy następnej urnie. Druga szkoła mówi, że w miarę grzęźnięcia w okropieństwa – stają się oni wspólnikami. Wystarczy tylko nie zareagować. Jak w mafii, żeby wejść musisz zabić i stajesz się taki jak my – spółką współwinnych. Jak by co, to przecież to wszystko nasza robota. A milczenie (krzywo) uśmiechniętych jest takim wspólnictwem, z którego się trudno wycofać. Coraz trudniej, im bardziej to przyspiesza w strony niespodziewane.
Mimikra wygaszania, czyli dym
Mamy do czynienia z mimikrą wygaszania Polski. To, że inwestycje, że CPK zrobią u siebie Niemcy, Węgrzy czy Austriacy to trudno. Poszło. Ale najgorszy jest demontaż państwa. Jesteśmy na granicy państwa upadłego. Kolejne instytucje są likwidowane, a to przecież sól demokracji. W dodatku te filary stoją na jednym ważnym, acz chybotliwie polskim fundamencie – zaufaniu społecznym. Zaufaniu, które jest teraz potężnie testowane. A Polakom tylko tego trzeba – zakwestionowania sensu i powagi instytucji republiki, które demonstracyjnie wykazuje obecna ekipa. Dla odrodzenia się demona polskiego warcholstwa, machnięcia ręką na państwowość, potakiwania, że u nas tak zawsze, żeby wreszcie przyszedł ktoś i zrobił porządek. No to przyjdzie. Jak na zawołanie.Wielu mówi, że opadliśmy na dno, ale codziennie odzywa się pukanie od spodu. W sądzie to nie wiesz, czy twój wyrok „w mieniu Rzeczpospolitej…” ostanie się, bo się okaże, że jeden sędzia z województwa odległego o setki kilometrów go nie uznaje, bo mu się twój skład orzekający nie spodobał. Którego prokuratora mamy się bać, którego ma się słuchać policja? Którą fabrykę teraz zamkną, bo „liberalny” rząd podwyższył płace minimalną, jeszcze wyżej niż „socjalistyczny” PiS? Jakie będą rachunki za prąd, co dowalą małym przedsiębiorcom, jaki zboczeniec zaraz poprowadzi inkluzywne lekcje w szkole naszego dzieciaka i ile miesięcy trzeba będzie czekać, by przyjął cię lekarz ze skierowaniem na cito? W takim kraju żyjemy i trzeba przyznać, że jest to kierunek upadłościowy.To my, tu u siebie. Ale najgorsze, że na świat to jeszcze chojrakujemy. Skaczemy jak wesz na grzebieniu. Potrząsamy nieistniejącą szabelką, sadzimy się po przedpokojach światowych spraw, hałłakujemy, że jakby co, to my tu zaraz, panie, Putina wdepczem, czołgiem – na Moskwę, silni, zwarci, gotowi.
Raczej ugotowani, jak żaba w europejskim bajorze podgrzewanym grzałką chichotu końca historii.I tak, jak sprzed zaborów – mamy pokraczną strukturę społeczną. Samo-mianowaną szlachtę zwaną elitą. Z zagwożdżonymi ścieżkami awansu, chyba, że poprzez kooptację. A więc awans nie wiąże się u nas z rozwojem, zasługami – jest właśnie feudalny: przyjmiemy cię, jak będziesz konserwował nasz układ. A więc mamy Polskę w pookrągłostołowej formalinie, w słoju zamkniętych nadziei, z wykrzywioną twarzą, jak ofiary zakonserwowanej przez Hanibala Lectera w „Milczeniu owiec”.
Wiem, w innych krajach jest podobnie – po kowidzie już tylko naiwni mogą wierzyć w sprawczość demosu. Chyba, że przyznają, iż sami sobie zgotowali kwarantanny, lockdowny i sanitaryzm szczepienny – wtedy tak, proszę bardzo. A Zachód to jeszcze czegoś się tam boi, choćby i resztek nieogłupiałego suwerena. Ale Zachód uczy się – od nas. Że można zarządzać krajem w drodze do realizacji globalistycznego ideolo poprzez napuszczanie na siebie grup społecznych, poprzez antagonizowanie ich sztucznymi i wmuszanymi gównoburzami. Wykopując nieprzekraczalne przepaści, bez jakichkolwiek mostów komunikacji. „Dziel i rządź”, „Polak mądry po szkodzie” (a gdzie tam!), „Gdzie dwóch Polaków, to trzy opinie”. I w końcu: „Polak Polakowi… batem!”Co jest na końcu tej ścieżki wygaszania państwa? Na pewno sąsiednie mocarstwa nie chcą mieć tu dziury, z chaosem w środku Europy. Będzie jakaś forma, coraz bardziej komisarycznego, zarządu krajem. Taki kapitalizm kompradorski, kiedy depozytariuszami interesów kolonialnych mocarstw są ich lokalni namiestnicy, otoczeni wąską elitą służąca już tylko do eksploatacji lokalsów.
Niektórzy wróżą rozpad, ale – moim zdaniem rozbiorów nie będzie, gdyż w dzisiejszych czasach międzynarodowe kłótnie o postaw polskiego sukna mogą nie być w pełni kontrolowalne. Michalkiewicz wieszczy Generalną Gubernię 2.0, na co ma papiery. To by nawet pasowało – taka peryferia interesów niemieckich, z ograniczoną, już wtedy bez białych rękawiczek, suwerennością. Z ludem pracującym z mordą w kubeł (niech będzie, że w kuble – ryżu).
Teraz ta wizja wydaje się nieprawdopodobna, ale tylko dlatego, że wydaje się – fałszywie – odległa. Ale jak już nadejdzie, to ci wszyscy, co się do tego przyczynili będą utyskiwać na innych. Inaczej musieliby wyjść siebie, stanąć ze sobą twarzą w twarz i… strzelić się we własny pysk. I dzieciom się będzie tłumaczyło jak to się walczyło ze złem na Marszach Wolności czy Błyskawic (tu wymiennie), ale się nie udało. A dziadek tak się starał. A wszystko to przez ten nasz warcholski mental. I znowu będziemy mieli wymienność pokoleń – jedni będą tracić niepodległość w poczuciu, że „projekt Polska” (znowu) się nie udał, a ich dzieci, kiedy już odkryją, że „ojczyzna to więcej niż chleb” będą jak ich dziadowie konspirować jak to odwojować. I znowu, jak ich dziadowie, kiedy zwyciężą, w ogromnej radości swej nie dopilnują tego powrotu do końca. I znowu, w ostatniej chwili przejmą cały interes nie ci, co walczyli o zwycięstwo, ale „szarzy, nie-zwykli” ludzie, depozytariusze Polski, kraju, w którym „jest jak jest”. Zmęczeni bojownicy po odtrąbieniu zwycięstwa wrócą do swych opuszczonych w boju rodzin, zostawiając sprawy publiczne tym cierpliwym z poczekalni dziejów, robiących interesy, nawet kosztem swego kraju.
Zapiski z końców świata 
 Ostatnio czytałem zapiski z końca świata, jaki dla ówczesnych światłych był koniec, wydawałoby się wiecznego, porządku cesarstwa rzymskiego. Też widzieli wszystko, znali przyczyny, byli… niesłuchani przez resztę, która sama nawet nie wiedziała, że pogania konie pędzące z rzymskim wozem w przepaść. I to jest dopiero determinizm dziejów – nic nie można z tym zrobić. To tak, jak by się ruszyło jakieś koło dziejów, którego nie zatrzymasz. Jakbyś patrzył na to przez nieprzeniknioną szybę. Jakby to się wszystko MUSIAŁO ziścić. Bez szans na reakcję, na ratunek. Ale jak czytałem te zapiski upadku, to zrozumiałem wątpliwą celowość takich działań. Nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. A dziś, w czasach globalizmu, cała planeta jest naszym krajem.

A więc nikt cię nie wysłucha, będziesz jak Cogito u Herberta: gdy „oni wygrają, pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę, a kornik napisze twój uładzony życiorys”. I wzorem tych moich poprzedników „zapisków z końca świata” widzę, że warto jest robić rzeczy godne nie dla uzyskania efektu, nawet nie do szuflady, tylko dlatego, że tak trzeba.
Napisał Jerzy Karwelis
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Symboliczne kary za przekręty na zbożu technicznym. Grzywny od 4 do 6 tys. zł. Jawnie rządzą wspólnicy rabusiów.

Symboliczne kary za przekręty na zbożu technicznym. Grzywny od 4 do 6 tys. zł

12 październik 2024 cenyrolnicze/symboliczne-kary-za-przekrety-na-zbozu-technicznym

zboże z Ukrainy, import zboża, zboże techniczne

Dwie osoby zostały skazane przez sądy w związku z  nieprawidłowościami w handlu tzw. zbożem technicznym sprowadzanym z Ukrainy w latach 2022/23.  Prokuratura Regionalna w Rzeszowie przedstawiła zarzuty w sumie 19 podejrzanym. Kary narzucone nieuczciwym podmiotom są symboliczne w porównaniu choćby do przypadku rolnika z woj. łódzkiego, który musi wypłacić ponad 100 tys. zł za legalnie prowadzoną działalność.

– Prokuratura Regionalna w Rzeszowie prowadzi śledztwo w sprawie doprowadzenia w okresie od 2022 r. do 2023 r. do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości podmiotów nabywających zboże, za pomocą wprowadzenia w błąd osób działających w ich imieniu, co do kraju pochodzenia zboża oraz wprowadzenia w błąd w okresie od 2022 r. do 2023 r. w krótkich odstępach czasu, w wykonaniu tego samego zamiaru organów uprawnionych do kontroli celnej, poprzez posłużenie się nierzetelną dokumentacją w tym, fakturami VAT, co do rodzaju sprowadzanego towaru, podlegającego reglamentacji pozataryfowej – czytamy w komunikacie Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie.

Aktualnie zakresem postępowania przygotowawczego w tej sprawie objętych jest 70 wątków dotyczących podmiotów, które importowały produkty rolno – spożywcze takie jak pszenica, rzepak, kukurydza, soja i inne przeznaczone na cele techniczne z Ukrainy. Poszczególne wątki śledztwa w przeważającej części dotyczą przestępstw skarbowych polegających na wprowadzeniu w błąd przedstawicieli organów uprawnionych do kontroli celnej co do tego, że deklarowany towar sprowadzony z Ukrainy, w tym pszenica, rzepak i inne jest przeznaczony na cele techniczne, podczas gdy faktycznie towar był przeznaczony do obrotu na rynku rolno – spożywczym.

Do chwili obecnej w toku śledztwa 19 osobom przedstawiono zarzuty popełnienia przestępstw karnych i karno – skarbowych. Wobec 4 podejrzanych prokuratorzy zastosowali środki zapobiegawcze w postaci zakazu opuszczenia kraju, dozoru policji i poręczenia majątkowego. Ponadto również wobec 4 podejrzanych prokuratorzy wydali postanowienia o zabezpieczeniu majątkowym zabezpieczając mienie na poczet przyszłych kar, w tym grzywny oraz ściągnięcia równowartości przepadku przedmiotów

W toku postępowania przygotowawczego wykonano szereg czynności procesowych zmierzających do wszechstronnego wyjaśnienia okoliczności sprawy. Do chwili obecnej w sprawie zapadły dwa wyroki skazujące: Sąd Rejonowy w Janowie Lubelskim uznał oskarżonego winnym popełnienia zarzucanych mu czynów z art. 270 § 1 k.k. oraz z art. 87 § 2 i 3 k.k.s.  i wymierzył mu karę grzywny w łącznym wymiarze 6.000 zł oraz obciążył kosztami postępowania. Natomiast Sąd Rejonowy Lublin Wschód w Lublinie Wydział Karny z siedzibą w Świdniku również uznał oskarżonego winnym popełnienia zarzucanego mu przestępstwa skarbowego z art. 87 § 2 i 3 k.k.s.  i wymierzył mu karę grzywny wymiarze 4.000 zł i ponadto obciążył kosztami postępowania.

Aktualnie w śledztwie sukcesywnie przez organy procesowe, w tym prokuratorów, funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej oraz policji wykonywane są czynności dowodowe mające na celu wyjaśnienie  wszystkich  wątków  objętych zakresem postępowania. Jak zapowiada Prokuratura, z uwagi na zaplanowane czynności a także dobro śledztwa, kolejne informacje na ten temat zostaną udzielone we właściwym czasie.

Źródło: Prokuratur Regionalna w Rzeszowie

Do czego może nam się przydać ślepy i głuchy generał Kukuła?

Do czego może nam się przydać ślepy i głuchy generał Kukuła?

Autor: CzarnaLimuzyna , 10 października 2024

Pixabay

Korzystając z domniemania niewinności stawiam tezę, że generał Kukuła jest upośledzony –  porażony ślepotą i głuchotą. Przypadłość dość powszechna, często spotykana wśród politruków i żołdaków III RP. Gdyby było inaczej pan generał już dawno wypowiedziałby wojnę wrogom Polski i użyłby podległych sobie oddziałów. Chodzi o wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, którzy ogołocili nas już prawie do szczętu z całej suwerenności, rozpoczynając kolejny etap gospodarczej i demograficznej anihilacji Polski.

Czy ktoś słyszał coś na ten temat? Czy generał Kukuła ma zamiar bronić resztek polskiej niepodległości? Ja, nic podobnego nie słyszałem. Słyszałem jedynie zapowiedź przystąpienia do wojny z Rosją.

Tymczasem Unia Anty-Europejska –  totalitarny eurokołchoz nie przewiduje po kolejnym traktacie istnienia państwa polskiego. Co na to generał Kukuła i reszta polskich oficerów, podoficerów, szeregowych? Wypadałoby ruszyć mózgownicą, przynajmniej raz na jakiś czas.

(…) jesteśmy tym pokoleniem, które stanie z bronią w ręku w obronie naszego państwa

Naprawdę? „Z bronią w ręku”?

W Polsce wciąż obowiązuje zakaz posiadania broni wydany na terenach Polski przez Hitlera i Stalina, zakaz lekko zmodyfikowany, który w praktyce pozbawia Polaków możliwości samoobrony. To pierwszy podstawowy poziom samoobrony, drugim bardziej wyrafinowanym poziomem jest modernizacja polskiej armii o której tylko się mówi. Nie mamy samolotów, czołgów, ochrony przeciwlotniczej, amunicji… nie ma jednostek amerykańskich na szpicy, a zamiast tego, ze strony USA…

…mamy zapowiedź prelekcji badającej związek inkluzywności dewiacji z siłą gównokracji. Mają być też, jak czytamy, spotkania z przedstawicielami organizacji społeczeństwa zepsutego działającego na rzecz nienormalności.

Wracając do tematu ślepoty i głuchoty… rzecz, jak się zdaje, dotyczy również przełożonego generała Kukuły, Kosiniaka-Kamysza, który po ostrzelaniu polskich żołnierzy w Libanie przez jednostkę izraelską nie był w stanie wydusić z siebie kto, jak i dlaczego dopuścił się tego aktu agresji. W sukurs przyszli internauci.

Tymczasowe Siły ONZ w Libanie (UNIFIL) poinformowały za pośrednictwem swojego konta w serwisie X, że dzisiaj rano dwóch żołnierzy sił pokojowych zostało rannych,. Było to skutkiem ostrzału wieży obserwacyjnej w siedzibie UNIFIL w Naqoura, dokonanego przez izraelski czołg Merkawa./ Defence24/

O autorze: CzarnaLimuzyna

Kalendarz na 1000 lat suwerenności Polski


Kalendarz na 1000 lat suwerenności Polski
Ordo Iuris
 
W 2025 roku przypada tysięczna rocznica koronacji pierwszego króla Polski – Bolesława Chrobrego.
Uzyskanie zgody papieża na koronację, które potwierdzało uznanie suwerenności Polski w chrześcijańskiej Europie, było zwieńczeniem wieloletnich starań polskiego władcy.
Milenium Korony Polskiej zbiegło się w czasie z niespotykanym od dziesięcioleci zagrożeniem dla suwerenności naszej Ojczyzny – formowaną przez eurokratów reformą UE, która prowadzi do powstania Państwa Europa na gruzach państw narodowych. Instytut Ordo Iuris od roku przewodzi w budowie europejskiego frontu sprzeciwu wobec proponowanych zmian w traktatach UE.
Wydaliśmy raport „Po co nam suwerenność?”, w którym udowadniamy, że planowana reforma UE doprowadzi do oddania Brukseli kompetencji w 10 kluczowych dla suwerenności obszarach. Raport został już przetłumaczony na język angielski i chorwacki, a obecnie tłumaczymy go także na węgierski i francuski. Przygotowaliśmy serię infografik i materiałów informacyjnych. Dotarliśmy do najważniejszych ośrodków analitycznych Europy i USA, do polityków partii suwerennościowych oraz liderów opinii i dziennikarzy, a nawet do ludzi ze sztabu Donalda Trumpa. W ten sposób, z wiedzą o zagrożeniu dla suwerenności państw UE dotarliśmy do milionów Polaków i Europejczyków.Skuteczna obrona tak kluczowych wartości jak życie, rodzina, wiara, i wolność, które leżą w centrum misji Ordo Iuris będzie możliwa tylko wtedy, gdy Polska pozostanie państwem suwerennym. Dlatego motywem przewodnim kalendarza Ordo Iuris na rok 2025, który co roku trafia do naszych Przyjaciół i Darczyńców, uczyniliśmy właśnie suwerenność. Pokazujemy w nim, czym ona jest i jak przejawiała się na przestrzeni dziejów Polski.Projekt kalendarza nie został zlecony żadnemu zewnętrznemu podmiotowi. Od początku do końca pracował nad nim Zespół Ordo Iuris. Osobiście nadzorowałam ten proces, uczestnicząc w kolejnych „burzach mózgów”, które wyłoniły ostateczny motyw oraz kształt kalendarza.
W ten sposób wyłoniliśmy 12 obrazów, ukazujących 12 historycznych momentów chwały polskiej suwerenności.Selekcjonując obrazy do kalendarza, staraliśmy się oddać cztery perspektywy suwerenności: ideową, w której suwerenność to wolność do realizacji dobra wspólnego; duchową, przypominającą, że realizacji dobra wspólnego konieczna jest wspólna, narodowa i chrześcijańska tożsamość; perspektywę celowości prawa, w której Rzeczpospolita ma zapewnić realizację zasady sprawiedliwości oraz perspektywę niezbędnych dla suwerenności symboli i znaków.
W kalendarzu umieściliśmy między innymi obraz, ukazujący bitwę pod Kłuszynem, w której hetman Stanisław Żółkiewski rozgromił kilkukrotnie liczniejsze wojska rosyjskie, wspierane przez kilka tysięcy szwedzkich najemników. Polskie zwycięstwo doprowadziło do złożenia przez cara Iwana Szujskiego hołdu królowi Polski Zygmuntowi III Wazie, co ukazuje obraz Jana Matejki.
Tegoroczny kalendarz Ordo Iuris przypomina także o związku polskiej suwerenności z chrześcijańską tożsamością naszego Narodu poprzez obraz Ludwika Patka „Scena historyczna z Mieszkiem i Dobrawą”, na którym dziewiętnastowieczny artysta przedstawił symboliczny moment dołączenia Polski do cywilizacji chrześcijańskiej. Duchowy wymiar polskiej suwerenności podkreśla z kolei obraz „Jagiełło i Jadwiga jako założyciele Uniwersytetu Jagiellońskiego” pędzla anonimowego artysty oraz dzieło Jana Matejki przedstawiające odwiedziny kanclerza i hetmana Jana Zamoyskiego u najwybitniejszego literata doby przedrozbiorowej – Jana Kochanowskiego.
W kalendarzu na 2025 rok nie mogło zabraknąć dzieła, ukazującego koronację Bolesława Chrobrego. Obok niego znajdują się tam także obrazy, przedstawiające majestatyczny wjazd polskiego dyplomaty Jerzego Ossolińskiego do Rzymu w roku 1633, Unię Lubelską z 1569 roku, wydanie jednego z pierwszych na ziemiach polskich pisemnych regulacji prawnych przez Kazimierza Wielkiego czy obłożenie klątwą króla Bolesława Śmiałego przez biskupa Stanisława ze Szczepanowa.
Serdecznie zachęcam Pana do zamówienia wyjątkowego kalendarza Ordo Iuris na 2025 rok. Można to zrobić, klikając w poniższy link i wypełniając specjalny formularz. Zamówienia zbieramy do 25 października. 

 ZAMÓW KALENDARZ

Żywię głęboką nadzieję, że nasz kalendarz będzie się Panu podobał i ozdobi ścianę Pana domu lub miejsca pracy.Opracowanie pojedynczego kalendarza to koszt 25 zł. Składają się na niego przygotowanie szaty graficznej, złożenie publikacji, jej druk oraz koszt wysyłki. Będziemy Panu ogromnie wdzięczni za wsparcie udzielone Instytutowi Ordo Iuris przy tej okazji. Każda pozyskana w ten sposób złotówka zostanie wykorzystana do realizacji tak drogiej naszym Darczyńcom, Przyjaciołom i całemu naszemu Zespołowi misji Ordo Iuris.Z wyrazami szacunkuMonika Leszczyńska - Wiceprezes ds. Członkowskich Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris
Działalność Instytutu Ordo Iuris możliwa jest szczególnie dzięki hojności Darczyńców, którzy rozumieją, że nasze zaangażowanie wymaga regularnego wsparcia.Ustaw stałe zlecenie i dołącz do naszej misji.
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris

CZY NIE SPRZEDA NAS ŻYDOM i RUSKIM?

CZY NIE SPRZEDA NAS ŻYDOM i RUSKIM?

Krzysztof Baliński

„Czy nie poświęci Polskę na rzecz przemysłu holokaustu, czy nie sprzeda nas Ruskim? Trump to najbardziej pro-izraelski prezydent od czasów Trumana. To cynik prowadzony na sznurku przez lobby żydowskie, a podpisem pod ustawą 447 przekreślił wszystko, co powiedział pod pomnikiem Powstania Warszawskiego” – dywagują. Przy czym podszepty takie dyskretnie powiela nie tylko żydowska gazeta dla Polaków, ale i organ prasowy stronnictwa amerykańsko-żydowskiego, które za gwaranta utrzymania się przy władzy uznawało nowojorskie lobby żydowskie.

Kiedy latem 2020 r. bojówkarze palili i plądrowali Minneapolis i Seattle, na prawicowych portalach w Polsce sekundowały im chorobliwie antyamerykańskie typy, widzące w komunistycznej rebelii początek końca „Imperium Zła”, rzucające hasło „Śmierć Ameryce!”. Ale i kilka dni temu portal ze słowem „myśl” w tytule rzucił myśl: „Życzę Ameryce szybkiego i bolesnego upadku”. Do tego dochodzą podpowiedzi z Łubianki, że przed Amerykanami musimy uciekać pod opiekę Rosji, bo okupacja żydowska będzie jeszcze gorsza niż sowiecka.

O takich, jak autor tych słów, napisała: „Polski patriota, który nabrał się na Trumpa. Judeo-masońscy spece od pijaru doskonale wstrzelili się w jego gusta. Wypatruje rycerza na białym koniu, który ma uratować świat. Wszystko jest cyniczną grą. Bez względu na ‘wynik’ wyborów i tak rządzi ta sama, bezwzględna klika. Dla uśpienia czujności, należy dać ludziom ułudę. Trzeba podsunąć im ‘bohaterów’ wykreowanych na przeciwników złego systemu. Trump sam jest na usługach bandytów, którzy trzymają ludzkość w niewoli”. Jeszcze inny wtóruje: „Czasami łapię się na tym, że odczuwam jakąś sympatię dla Trumpa, jednak życzę zwycięstwa amerykańskiej komunistce. Dlaczego? Bo nie życzę dobrze Ameryce. A dlaczego Ameryka ma upaść? Bo opanowało ją plemię żmijowe, które ma jedyny cel – niszczenie i destrukcja, tak jak pasożyt zżera swego gospodarza”.

Jeszcze inny, który „nie dał się nabrać na Trumpa”, głosi „memento dla szabesgojów”: Trumpowi nie pomógł prożydowski serwilizm. Ale ten medal ma także drugą, ciemniejszą stronę. Jest nią jego oczywiste rozgoryczenie jako osoby, która zrobiła dla żydostwa więcej niż którykolwiek z poprzednich przywódców światowego mocarstwa. […] rysuje się nam obraz nadgorliwego szabesgoja, zaangażowanego w realizację żydowskich planów jak mało kto. Wydawało się, że szabesgoj z talmudycznym zapleczem w osobach zięcia i córki ma wystarczające „papiery” na lojalnego i zaufanego pachołka żydokomuny. Okazało się jednak, że poszedł w swoim serwilizmie jeszcze dalej. […] postanowił stać się żydem pełną gębą. Cztery lata temu, w głębokiej tajemnicy przed opinią publiczną, przeszedł na judaizm. Niestety, nawet tak karkołomna przewrotka nie pomogła. Tępiony jest przez swoich współbraci bardziej niż niejeden „antysemita”. Dzisiaj Trump to trup. Na razie trup tylko polityczny, lecz mimo to nadal włóczony przez amerykańską żydokomunę z iście szatańską perfidią.

Mitem jest, że był najbardziej prożydowskim prezydentem w historii USA. Mitem jest, że został prezydentem dzięki Żydom. Został nim wbrew Żydom. Że tak było, świadczy poparcie lobby żydowskiego dla Hillary Clinton w wyborach ‘2016 i dla Joe Bidena w wyborach ‘2020 oraz że wśród najbardziej jadowitych krytyków Trumpa są wyłącznie żydowskie nazwiska. Mitem natomiast nie jest, że był ofiarą „żydowskiego spisku”, że za jego obaleniem kryła się żydokomunistyczna rewolta i że chodziło w niej o to, aby stetryczały Biden przekazał władzę Kamali Harris, która zrealizuje agendę swego żydowskiego męża. Przypomnijmy też sekwencję wydarzeń: Poparcie republikańskiego establishmentu uzyskał dopiero wtedy, gdy zagroził, że wystartuje jako kandydat niezależny; Był „odszczepieńcem”, bo odrzucił „głębokie państwo”, które – według niego – opętało Partię Republikańską.

Że nie był najbardziej prożydowskim prezydentem w historii USA, świadczy to, że (nieliczni) Żydzi, którzy kręcili się w Białym Domu, zdradzili go (w tym zięć) i zdradził go Benjamin Netanyahu. „Pierwszą osobą, która pogratulowała Bidenowi to Bibi Netanyahu, człowiek, dla którego zrobiłem więcej niż dla kogokolwiek. Popełnił ogromny błąd. Nie rozmawiałem z nim od tamtego czasu. Jebać go” – to słowa byłego prezydenta na temat izraelskiego premiera, który z przyjaźnią z Trumpem obnosił się demonstracyjnie.

To prawda, że mając poważne kłopoty, próbował zneutralizować żydowskie lobby. To prawda, że ostentacyjnie obnosił się z filosemityzmem i ustępował Żydom w niektórych sprawach. Ale czy nie wychodził ze słusznego założenia, że nie można walczyć ze wszystkimi? Znienawidzony przez cały amerykański establishment, musiał przestrzegać kanonu, że prożydowskość jest ciągle podstawowym wymogiem politycznej poprawności, i nie sposób, w opozycji do tego lobby, wygrać.

Nie tylko nie uznawali go za filosemitę, ale oskarżali go o „antysemityzm”. No bo skąd wziął się w „Haaretz” tytuł „Ataki Trumpa na Antifę są atakami na Żydów”, i zawarta w tekście instrukcja: „Amerykańscy Żydzi nie powinni popierać Trumpa w wojnie z Antifą, ponieważ wybór antyfaszystów jako kozła ofiarnego jest z natury antysemityzmem”? Antysemityzmem było oskarżanie Sorosa o finansowanie sprawców zamieszek: […] skrajnie lewicowe ruchy antyfaszystowskie były obroną dla Żydów. Dlatego każdy Żyd w Ameryce powinien sprzeciwić się atakom Trumpa na antyfaszyzm. Spiskowa teoria o aktywistach Antify opłaconych przez Sorosa opiera się na rasistowskim wyobrażeniu, że czarni nigdy nie mogliby się zorganizować sami bez marionetkowego mistrza, a za sznurki pociąga międzynarodowe żydostwo”.

O antysemityzmie byłego prezydenta mają świadczyć słowa: „Żydzi myślą tylko o swoich interesach […] trzymają się zawsze w kupie”. Na swój sposób Trumpa „zdemaskował” Louis Farrakhan, radykalny murzyński lider Nation of Islam – gdy szef Ligi Antydefamacyjnej zarzucił Trumpowi, że nie wyrzekł się poparcia Farrakhana, ten ogłosił: „Trump jest jedynym liderem, który stanął przed społecznością żydowską i powiedział – nie chcę waszych pieniędzy”. Przypadkiem nie jest też, że wyspecjalizowana w tropieniu antysemitów ADL przodowała w krytyce Trumpa. A po jego odejściu triumfowała, bo firmowana przez Bidena administracja okazała się żydokomunistyczną rekonkwistą. W nowej bolszewickiej republice pojawiła się sprawa Polski – w osobie Trumpa utraciliśmy sojusznika, a władzę przejęli ci, w których oparcie znajdują roszczenia do pożydowskiego mienia. W Warszawie pojawił się też nowy ambasador USA (i zatęskniliśmy za Mosbacher).

„Nawet Żydzi przecierali oczy ze zdumienia – prawie wszyscy członkowie administracji to Żydzi […] Gdy Joe Biden ogłosił skład gabinetu, po żydowskim twitterze zaczął krążyć dowcip – w Białym Domu będzie minjan” (kworum modlitewne w judaizmie wynoszące 10 mężczyzn) – pisał żydowski „Forward”. Szefem personelu został Ronald Klain. Żydami są: sekretarz stanu Antony Blinken (i Victoria Nuland), sekretarz departamentu bezpieczeństwa wewnętrznego Alejandro Mayorkas, prokurator generalny Merrick Garland, szefowa Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Anne Neuberger, koordynator służb wywiadowczych Avril Haines, zastępca dyrektora CIA David Cohen, sekretarz zdrowia Rachel Levine, dyrektor tamtejszego Sanepidu Rochelle Walensky i sekretarz skarbu Janet Yellen. Wszystkie urzędy, poza dwoma obsadzonymi przez Indiankę i Murzyna, objęli przedstawiciele tej mniejszości. Z tym że czarnoskóry sekretarz obrony urzędowanie rozpoczął od oświadczenia, że będzie pilnował praw mniejszości seksualnych. Prezydenckim doradcą ds. bezpieczeństwa został goj J.J. Sullivan, ale wkrótce okazało się, że to mąż Margaret Goodlander, dyrektorki biura planowania politycznego w Departamencie Stanu, głównej macherki od kolorowych rewolucji.

A jak było z gabinetem Trumpa? To był ewenement – w jego skład wszedł tylko jeden żyd. Według cytowanej wcześniej gazety, na 24 członków administracji Trumpa tylko trzech było nie-białych. Żydowska gazeta dla Amerykanów zastosowała jednak „specyficzne” kryterium rasowe – nie podała, że u Trumpa sekretarzem ds. zdrowia został Alex Azari, a sekretarzem obrony Mark Esper, obaj potomkowie maronickich (czyli katolickich) imigrantów z Libanu. Dowodem na to, że Trump to nie Ku Klux Klan, byli Murzyn i Chinka w jego gabinecie oraz to, że głosowało za nim wyjątkowo dużo Czarnych.

Joe Biden to „katolik”, ale nieźle zblatowany z Żydami. Jego synowie Beau i Hunter oraz córka Ashley weszli w związki małżeńskie z członkami, jak określają się sami Żydzi, „Plemienia”. Żona Beau urodziła Bidenowi dwóch wnuków. Hunter poślubił południowoafrykańską Żydówką i tuż przed ceremonią ślubną wytatuował sobie na bicepsie hebrajski napis identyczny z tatuażem narzeczonej – „Shalom”. Gdy córka Bidena przypieczętowała swój związek katolicko-żydowską ceremonią, prezydent USA odtańczył żydowski taniec hora. „Jestem jedynym irlandzkim katolikiem, którego marzenie się spełniło, ponieważ moja córka wyszła za mąż za żydowskiego lekarza” – wyraźnie zadowolony dowcipkował. A co do Trumpa – gdy go zapytano o córkę, wyraźnie zasmucony powiedział: „Tak, jedna z moich córek jest żydówką. To nie było planowane, po prostu tak się stało”.

Katolik Biden otoczył się Żydami, a protestant Trump otoczył się katolikami (a kandydat na wiceprezydenta przeszedł na katolicyzm). Trump i Biden zabiegali o głosy katolickich wyborców, ale na różne sposoby. Pierwszy odwołuje się do katolickiego wychowania, chodzi do kościoła z różańcem w ręku i przejawia troskę wobec imigrantów. Drugi broni życia nienarodzonych i skupia się na krytyce Bidena za jego podejście do aborcji. Wielu wyższych urzędników jego administracji to konserwatywni katolicy. No i żona Trumpa jest katoliczką.

„Czy nie poświęci Polski na rzecz przemysłu holokaustu? To przyjaciel Izraela i Żydów! Wystarczy wspomnieć, że za czasów jego prezydentury, doszło do uchwalenia ustawy 447, a Trump ją podpisał” – biadolą. A jak było naprawdę? Trump, podpisując ustawę, nie mógł wiedzieć, że chodzi o nas, bo w jej tekście nie pada słowo „Polska” – jest tylko mowa o krajach Europy Środkowej. Polska ambasada nie zrobił nic, żeby zapobiec jej procedowaniu w Senacie, nie miała żadnych wyprzedzających informacji o intrydze lobby żydowskiego, nie utrzymywała żadnych kontaktów z administracją Trumpa, nie współpracowała z Polonią. Miała za to ambasadora Schnepfa vel Sznepfa. Mało tego – gdy przedstawiciele Polonii podjęli próbę zapobieżenia uchwaleniu ustawy, Kaczyński wydelegował do Waszyngtonu ministra Marka Magierowskiego, tylko po to, by Polonię spacyfikować i jej starania storpedować.

Sprawę dodatkowo gmatwało to, że Trump, skupiony na wewnętrznych przepychankach z „głębokim państwem”, zaniedbywał resztę świat, z Polską włącznie. A także to, że z amerykańską żydokomuną walczył, a Kaczyński z tą hołotą układał się, Morawiecki chciał z nią tworzyć „biało-czerwoną drużynę”, i obaj byli gorącymi orędownikami przeflancowania stosunków Polski z Ameryką na stosunki polsko-żydowskie a w kontaktach z USA korzystali z usług żydokomunistycznych pośredników. Innymi słowy – mieli relacje z nowojorskimi Żydami a nie z Donaldem Trumpem.

Zapytany, dlaczego nie poruszył tego tematu podczas spotkania z Trumpem, Andrzej Duda odpowiedział: „bo strona amerykańska tego nie zaproponowała”. I tu kilka uwag: To nie prezydent USA, ale prezydent RP ma obowiązek zabiegać o interes Polski; Trump, gdy wróci do Białego Domu, nie będzie prezydentem Polski, lecz prezydentem USA i nie na nim będzie spoczywał obowiązek troszczenia się o polskie interesy; Trump nic nie zrobi dla Polski, jeśli nie będzie to w interesie USA; W obronie Polski nie kiwnie palcem, jeśli nie będzie to obrona Ameryki. Najlepszą tego ilustracją jest jego wpis na platformie X: „Amerykanie będą walczyli tylko tam, gdzie to służy interesom ich kraju, i tylko po to, by wygrać”. Także i z naszej strony w stosunkach z przyszłym prezydentem unikać trzeba będzie „murzyńskości” i „robienia laski”, a twardo negocjować – wypominając, że czasami mówi jednym głosem z naszymi oponentami. Z Trumpem można będzie zrobić interes, pod warunkiem, że po naszej stronie do rozmów z nim zasiądą obrońcy interesu narodowego Polski, a nie Ukrainy czy Izraela.

Kto zostanie nowym prezydentem USA, to ważne dlatego, że wybory w USA są inne niż wszystkie poprzednie, że konfrontacja polityczna staje się wojną cywilizacyjną, a nie tylko konkurencją programów politycznych dwóch partii, wojną totalną różnych światów, gdzie gra idzie o wszystko i nie będzie brania jeńców. Toczące się starcie to nie tylko wojna z Trumpem, ale także z nami, bo, kto popiera, a kto zwalcza Trumpa to nasza narodowa sprawa, bo linie podziałów politycznych w obu krajach są podobne, bo tu i tam, jak w soczewce widać, kto patriota, a kto zaprzaniec.

Jeśli Trump wygra, to rządząca Polską koalicja znajdzie się w położeniu nie do pozazdroszczenia, i będzie chciało się oglądać miny tych wszystkich, którzy trzymali kciuki za wiktorię Kamali. I czy nie jest to argument przemawiający za tym, aby kibicować Trumpowi? Jeśli cię to nie przekonuje, to może przekona to, że na Trumpa zagięli parol nie tylko amerykańscy Żydzi, ale i warszawski Judenrat z Michnikiem na czele. I tu prosta rada: Jeśli nie wiesz, co o danej sprawie sądzić, wystarczy zorientować się, co pisze „Gazeta Wyborcza”. Jeśli bardzo dobrze, to na pewno nie jest to w interesie Polski. Jeżeli bardzo źle to na 100 procent sprawa jest słuszna.

Trumpa powinniśmy lubić także dlatego, że za Kamalą jest von der Leyen oraz że dla kanclerza Niemiec, Trump to największe zagrożenie dla światowego ładu. Za takie uznał Trumpa niemiecka sondażownia YouGov – Trump „wygrał” z ajatollahem Iranu, prezydentem Chin i Putinem. No i jeszcze dlatego, że przeciw Trumpowi jest papież Franciszek, a za Kamalą jest Anne Applebaum, która kandydata połowy Ameryki nazwała „debilem i obłąkańcem”. A może do Trumpa przekona cię to, że dziadek męża Kamali (podobnie jak dziadkowie żony Radka Sikorskiego) urodził się w żydowskim sztetlu pod Gorlicami?

Wyobraźmy sobie sytuację: Chcemy wydalić z Polski tych, którzy wdarli się przez granicę z Ukrainą (tak, jak wdarli się do USA przez granicę z Meksykiem), a przy władzy jest Kamala. Jaki klangor wzniósłby się za Oceanem? A jak zareagowałby Donald, który zapowiada deportację milionów nachodźców i którego platforma wyborcza mówi o „odwróceniu destruktywnej polityki otwartych granic prowadzącej do tego, że nielegalni imigranci z całego świata krążą po USA”? No, bo, kto w Polsce stoi za imigrantami? Czy nie ci sami, którzy Trumpa znienawidzili za oskarżanie obozu Biden-Harris o sprowadzanie imigrantów „dla wymazania chrześcijańskiego oblicze Ameryki”, zarzucający Trumpowi, że „w szeregach swych zwolenników ma białych nacjonalistów, obawiających się, aby ich wnukowie nie stali się we własnym kraju znienawidzoną mniejszością”?

Czy za Trumpem nie przemawia to, że bezwzględnie ściga go żydokomuna za to, że nie mają nad nim kontroli i że powiedział: „Dla prezydenta najważniejszy powinien być interes własnego narodu”? Czy nie przemawia za nim zerwanie porozumień klimatycznych, rewolta przeciwko marksizmowi kulturowemu i tyranii politycznej poprawności, a także to, że stanął w obronie dzieci nienarodzonych, i „piekło zawyło” albo – jak pisał poeta – „zatrząsły się portki pętakom”? Czy Trump nie zyskuje w naszych oczach za to, że jak czerwona płachta na byka działa na sodomitów i na całe to antypolskie tałatajstwo, które z wytęsknieniem wyczekuje chwili, kiedy Kamala przejmie Biały Dom i będą mogli dalej ratować, zamiast Polski, klimat i uchodźców? Czy Trumpa nie powinniśmy lubić za to, że oskarżają go o szerzenie teorii spiskowych o Sorosie o o nazywanie oponentów „globalistami”? Czy za Trumpem nie przemawia to, że Republikanie to partia nacjonalistyczna, a Demokraci to partia internacjonałów i lewackich wariatów, popierających imigrację i mieszanie ras?

Polubmy Trumpa za słowa sprzed Pomnika Powstańców Warszawskich, które globalistyczny think tank opisał: „Swoim przemówieniem odrzucił ‘neokonserwatywny internacjonalizm Busha’, jak i ‘liberalny internacjonalizm Obamy’, a zainicjował ‘nacjonalistyczny internacjonalizm’ oraz przyrzekł, iż współpracować będzie ze swymi sojusznikami w obronie zachodniej cywilizacji”. Dla „The Atlantic”: „Wstrząsające było przywołanie pojęć takich jak ‘Zachód’ i ‘wartości Zachodu’, a przemówienie pełne było rasowej i religijnej paranoi”. To, co Trump powiedział było dla Polski przełomowe. Pierwszy raz od dekad zabrzmiał z Ameryki głos inny niż pedagogiki wstydu. Jego wizyta dała więcej niż wszystkie wizyty prezydentów Izraela i zrobiła dla Polski więcej niż wszyscy prezydenci III RP razem wzięci. W jego 7-minutowym przemówieniu było wszystko, czego Polska potrzebowała. Wystarczyło, by pokazać światu, że powstanie warszawskie to nie „powstanie” w getcie. Ujawniły to żydowskie media: „Podczas swej wizyty dał przyzwolenie na polski nacjonalizm […] Trump poparł prawicową narrację, według której Polacy byli ofiarami nazistów i nie odgrywali czynnej roli w mordowaniu Żydów […] jako pierwszy prezydent USA od kilkudziesięciu lat nie pojawił się przy pomniku Bohaterów Getta”.

Jest jeszcze inny powód, żeby Trumpa lubić – „trump” to po angielsku „zuch, chwat”, a „tusk” to po kaszubsku „kundel”. Co znaczy „tusk” w amerykańskim slangu więziennym też wiemy – to synonim agresywnego pederasty. I jeszcze jedno – Amerykanom można pozazdrościć Trumpa za stosowanie taktyki: Jeśli zostaniesz zaatakowany, to jedną trzecią sił przeznacz na obronę, a dwie trzecie rzuć do kontrataku. Nigdy nie przechodź do defensywy, zawsze szukaj słabych punktów przeciwnika i wygrywaj. A poza tym podobać nam się powinna rodzina Trumpa – małżonka o pięknej słowiańskiej urodzie.

Czy wygra wyścig z czasem? Czy zatrzyma pochód lewackiej zarazy? Czy stłumi żydokomunistyczną rabację? Czy tak, jak cztery lata temu wygra, bo zdoła przemówić do mieszkańców „głębokiej” Ameryki, którzy czują, że kraj jest w wielkim niebezpieczeństwie? A może dewiza „Make America Great Again” zainspiruje Polaków do hasła: „Aby Polska była polska”? I może spełnią się słowa Trumpa rzucone pod pomnikiem Powstańców Warszawy: Polska zwyciężyła. Polska zawsze zwycięży!

Krzysztof Baliński

Kłamstwa na temat szczepień HPV w szkołach ujawnione w sejmie.

Zamiar dokonania zbrodniczej depopulacji na całym pokoleniu młodych Polek i Polaków wychodzi na jaw. [Kolejny raz – czy na trwałe?? MD]

===========================

Zapis posiedzenia parlamentarnego Zespołu do spraw Życia i Zdrowia 
Polaków, który odbył się w dniu 8.10.2024 r. w Sejmie RP.

Temat posiedzenia brzmiał następująco: “SZCZEPIENIA HPV W SZKOŁACH – 
PROPAGANDA VERSUS FAKTY. AKTUALNA WIEDZA MEDYCZNA I STAN PRAWNY WEDŁUG  NIEZALEŻNYCH EKSPERTÓW”.

Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata w ciągu dwóch lat !

Czy Donald Tusk sprzeda Polskę? Szef Ordo Iuris alarmuje: Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata

czy-donald-tusk-sprzeda-polske

(PCh24TV)

Do 2026 roku Polska może ponownie zniknąć z politycznych map świata. I nie ma w tym cienia przesady – podkreśla mec. Jerzy Kwaśniewski, szef Ordo Iuris w najnowszym Newsletterze Instytutu. Jak to możliwe? Otóż zgodnie z rezolucją Parlamentu Europejskiego z listopada 2023 roku, „cechy suwerennego Państwa Polskiego mają zostać oddane zreformowanej, nowej Unii Europejskiej”. – Po ponownym wyborze Ursuli von der Leyen na Przewodniczącą Komisji Europejskiej, proces reformy przyspiesza, a kluczową rolę ma w nim odegrać… polski rząd z Donaldem Tuskiem na czele – alarmuje mec. Kwaśniewski.

Jak czytamy, już za trzy miesiące Polska obejmie prezydencję w Unii Europejskiej. – Działając ręka w rękę z niemiecką przewodniczącą Komisji, Donald Tusk przez pół roku będzie miał szczególny wpływ na decyzje Brukseli. Coraz częściej można usłyszeć – w tym między innymi od śledzącego uważnie politykę UE Jacka Saryusz-Wolskiego – że zadaniem Donalda Tuska będzie przeprowadzenie wielkiej, traktatowej reformy – wskazuje.

Mec. Kwaśniewski przypomina, że Instytut Ordo Iuris od roku przewodzi w budowie europejskiego frontu sprzeciwu wobec oficjalnej procedury zmian w traktatach UE. Dlatego właśnie powstał raport „Po co nam suwerenność?”, który ma już swoje wydania w kilku językach. To także serie infografik uświadamiających opinię publiczną w jakiej sytuacji jesteśmy. Instytut dotarł także do najważniejszych ośrodków analitycznych Europy i USA oraz polityków partii suwerennościowych i liderów opinii, a także do ludzi ze sztabu Donalda Trumpa.

– Osobiście odbyłem też kilkadziesiąt spotkań w Polsce, gromadząc na nich łącznie tysiące słuchaczy. Polacy – zaaferowani narastającym kryzysem, kataklizmem powodzi, podwyżkami cen prądu – bez naszej kampanii informacyjnej mogliby nie dostrzec skali zagrożenia dla Państwa i Narodu. Wszystkim rozmówcom wyjaśniamy, że autorzy zmian w traktatach UE chcą odebrać nam prawo do decydowania o sprawach ochrony życia i rodziny, programie edukacji, ale także o regulowaniu gospodarki, o podatkach, a nawet o wydatkach zbrojeniowych! Bruksela chce nabyć prawo do dowodzenia polską armią, do zastępowania polskich ambasad unijnymi, czy do przejmowania kontroli nad granicami państwowym i polityką migracyjną – podkreśla szef Ordo Iuris.

A jak przypomina, zarówno twórcy reformy, jak i Parlament Europejski powołują się w oficjalnej treści rezolucji na plan politycznego przekształcenia Europy ogłoszony w „Manifeście z Ventotene” przez komunistę Altiero Spinellego.

Ten radykalny dokument zakłada likwidację państw, granic i tożsamości narodowych, ograniczenie własności i dziedziczenia, a – nade wszystko – wyraża najgłębszą pogardę dla demokracji, zalecając zaprowadzenie w Europie dyktatury partii europejskiej. Fakt, że „Manifest” umieszczono w treści rezolucji inicjującej reformę UE pokazuje, jak pewni siebie są autorzy zmian – wskazuje mec. Kwaśniewski.

Jak czytamy, „aby to wszystko było możliwe, Donald Tusk musi przekonać nowe kraje UE do przyjęcia 267 poprawek do traktatów UE. W tym celu Komisja Europejska już zaprzestała krytykowania Polski, a jej coroczny raport na temat praworządności chwali reżimowe metody rządzenia tak premiera jak i ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Nowym komisarzem UE ds. budżetu został dawny szef gabinetu Donalda Tuska. Jego pierwszym zadaniem, ogłoszonym przez Ursulę von der Leyen, będzie uzależnienie dostępu państw do europejskich środków od lojalnego wdrażania polityki gender i Zielonego Ładu”.

Zdaniem prezesa Ordo Iuris, w świetle tych planów proces pacyfikowania polskiej opozycji oraz niszczenia niezależnych instytucji państwa nabiera zupełnie nowego znaczenia. – Rząd odmawia posłuszeństwa orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, zapowiada odbieranie od sędziów swoistych hołdów i oświadczeń o „czynnym żalu”. Upolityczniona prokuratura Adama Bodnara prześladuje przeciwników politycznych, ale także kapłanów i organizatorów patriotycznych demonstracji. Na zlecenie rządu, policjanci wtargnęli do siedziby Krajowej Rady Sądownictwa, Prokuratury Generalnej, telewizji publicznej czy Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Brutalnie spacyfikowano protesty rolnicze – wylicza mec. Kwaśniewski.

I pyta – dlaczego unijni urzędnicy wydają się być jakby ślepi na to bezprawie? Odpowiedź jest oczywista: milcząca akceptacja eurokratów oraz ich wsparcie dla fali rządowego bezprawia ma swoją cenę – a będzie nią niepodległość Polski.

Dlatego Instytut Ordo Iuris podejmuje zdecydowane działania, by wznieść naprzeciw projektu „Państwa Europa” silną i międzynarodową koalicję oporu. Mec. Kwaśniewski w swoim liście szczegółowo opisuje podjęte aktywności, takie jak zorganizowanie we wrześniu br. w Warszawie wraz z The Heritage Foundation międzynarodową konferencję ekspercką. Wybrzmiał tam zdecydowany głos, że należy zatrzymać radykalną centralizację Unii Europejskiej, bo jej negatywne skutki odczuje cały świat. A konferencja, to początek dalszych, wspólnych działań. Podkreśla też jak ważna jest obecność Instytutu na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, skąd także nadchodzą regularnie ataki na polską suwerenność. Dość wspomnieć tylko Szczyt Przyszłości i przyjęcie dokumentu promującego cele Agendy 2030. A przecież globaliści chcą forsować narzucanie kolejnym państwom aborcji oraz wulgarnej edukacji seksualnej. Potrzeba też mocnego głosu w obronie życia i rodziny…

„Współpraca jest kluczowa dla skutecznej obrony suwerenności narodów europejskich, zagrożonych przez postępującą centralizację Unii Europejskiej. Tylko jako wielka koalicja możemy stawić opór radykałom, którzy od lat forsują swoją agendę w ramach UE i ONZ. Powstrzymanie budowy Państwa Europa zależy od milionów zwykłych Europejczyków, którzy muszą się przebudzić i wyrazić swój sprzeciw” – wskazuje mec. Kwaśniewski.

Źródło: Ordo Iuris

MA

OJCIEC ZAŁOŻYCIEL. UKRYTA PRAWDA O UNII EUROPEJSKIEJ [CAŁY FILM]

https://youtube.com/watch?v=JEf9o-cYN9o%3Ffeature%3Doembed

Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim

Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim – prof. Gabriel Łasiński

Autor: AlterCabrio , 6 października 2024

Raport IP PAN tak definiuje Zawstydzonych Polską: „osoby o niskiej identyfikacji z narodem polskim. Mają niskie poczucie więzi z innym Polakami, polskość rozumieją bardzo płytko. Ta część Polaków lepiej postrzega inne narody niż własny. Dla nich bycie Polakiem jest powodem do wstydu. Często uznają, że nie mają swoich przedstawicieli wśród polityków”

−∗−

Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim

Fragment rozdziału 5 pt. „Zaprzaństwo – pomiędzy obojętnością, wypieraniem, kosmopolityzmem i zdradą” z książki Gabriela Łasińskiego pt. „Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim”.

* * *

Istota zaprzaństwa

Wprowadzeniem do rozważań nad istotą, uwarunkowaniami i konsekwencjami zaprzaństwa mogą być następujące pytania:

  • Dlaczego dla tak wielu jest obojętne, jaka będzie Polska i czyja będzie Polska?
    _
  • Dlaczego wielu nie odczuwa dumy z Polski, tylko jej się wstydzi i wręcz jej nienawidzi?
    _
  • Dlaczego tak wielu Polakom nie zależy na suwerennej, bezpiecznej i silnej ekonomicznie Polsce, a demontaż polskiego bezpieczeństwa i polskich interesów nie ma dla nich znaczenia?
    _
  • Dlaczego tak wielu odpowiada rola państwa słabego, zależnego, podległego formalnie UE, a praktycznie supremacji niemieckiej i jej interesom, a ostatecznie przyjęcie roli państwa II kategorii?
    _
  • Dlaczego tak wielu Polaków głosuje przeciwko narodowemu interesowi?

Postawienie takich pytań uzasadniają wyniki badań przeprowadzonych w „Laboratorium Poznania Politycznego” Instytutu Psychologii PAN (w maju 2023 roku) na temat stosunku Polaków do polskości: „Czy i jak identyfikujemy się z Polską?”. Badania dokonane zostały na reprezentatywnej próbie 1504 Polek i Polaków w wieku 18-96 lat i pogłębione później 40 wywiadami z przedstawicielami wyróżnionych pięciu segmentów postaw. „Oto one: Spełnieni Demokraci (20%) – dla nich »bycie Polakiem jest OK«. To oni najczęściej głosują na Koalicję Obywatelską, lecz identyfikują się z polskością. Otwarci Tradycjonaliści (23%) przeważnie głosują na zjednoczoną prawicę. Dla nich »bycie Polakiem to wyróżnienie«, ale zachowują tolerancję wobec innych wspólnot. Zaangażowani Konserwatyści (15%) – dla nich »bycie Polakiem to zaszczyt i misja«. Zawstydzeni Polską to 14-procentowa grupa obywateli naszego kraju. Ostatni segment, szczególnie liczny, to Wycofani Pesymiści (28%). Dla nich »bycie Polakiem w sumie niewiele znaczy«. Z raportu wynika, że zajęci są oni raczej życiem indywidualnym niż wspólnotowym.”[1]

Raport IP PAN tak definiuje Zawstydzonych Polską: „osoby o niskiej identyfikacji z narodem polskim. Mają niskie poczucie więzi z innym Polakami, polskość rozumieją bardzo płytko. Ta część Polaków lepiej postrzega inne narody niż własny. Dla nich bycie Polakiem jest powodem do wstydu. Często uznają, że nie mają swoich przedstawicieli wśród polityków”. Autorzy badania oceniają, że wpływ na ich postawę mogą mieć także „ogólnie niska samoocena, niezadowolenie z życia, poczucie samotności, brak utożsamienia się z polskością na głębszym, wykraczającym poza politykę poziomie. (…) Zawstydzeni Polską to ludzie, których często nazywamy »ojkofobami« (niechęć do własnego narodu) lub »lewakami«. (…) Wyżej cenią oni Unię Europejską, wręcz bardziej czują się Europejczykami niż Polakami. Zawstydzeni Polską nie dostrzegają sensu w pielęgnowaniu tradycyjnych wartości patriotycznych. Patriotyzm narodowy kojarzy im się negatywnie, z ksenofobią, rasizmem, manią wielkości” – czytamy w analizie. „(…) Ponadto »to osoby o niskiej samoocenie, zarówno zdrowej, jak i narcystycznej«.”[2] Jeśli do tej grupy dodamy „Wycofanych Pesymistów” (28%), dla których bycie Polakiem w sumie niewiele znaczy, to mamy już do czynienia z pokaźną, 42-procentową zbiorowością, dla której suwerenna i silna Polska nie ma istotnego znaczenia.

Zaprzaństwem nazywa się wyparcie się czegoś, kogoś – swojej ojczyzny, suwerenności, rodziny, religii, kultury, obyczajów itp. – na rzecz innych. To także dopuszczenie się zdrady, sprzeniewierzenie się (targowica, kolaboracja) narodowym interesom, zaparcie się, sprzedanie się, wiarołomstwo, wyrzeczenie się dotychczasowych przekonań.[3] Zaprzaństwo jest z jednej strony synonimem zdrady, z drugiej zaś pojęciem szerszym. W powszechnym odczuciu zdrada kojarzy się bardziej z radykalną formą zaprzaństwa, jest silniej zaznaczona negatywną konotacją i odnosi się bardziej do działań politycznych, antynarodowych i antypaństwowych, a nie tyle do sfery religijnej, rodzinnej i obyczajowej, gdzie częściej pojawia się termin wiarołomstwo, sprzeniewierzenie, odszczepienie.

W odniesieniu do ojczyzny zaprzaństwo jest bliskie pojęciu „ojkofobia” (gr. oîkos – dom + phóbos – strach = przed domem, rodziną). Termin wprowadzony został przez brytyjskiego filozofa, pisarza i eseistę – profesora Rogera Scrutona (2004). W swoich pracach określał zjawisko kryzysu tożsamości społecznej charakteryzującego dekadencką fazę rozwoju cywilizacji, przypisywaną środowiskom lewicowym i liberalnym, oznaczającą odrzucenie (od rezerwy do nienawiści) rodzimej kultury i apologię innych systemów wartości. W opisie Scrutona ojkofobia jest przeciwieństwem „ojkofilii”, rozumianej jako miłość do domu, do tego, co nasze. Przyczyn tego zjawiska upatruje w buncie młodzieży, aktywnościach kojarzonych z poglądami lewicowymi, takimi jak odrzucenie tradycji, oraz w działaniach o charakterze inżynierii społecznej. Za charakterystyczne uważa się samookreślenie tych grup jako obrońców przed ksenofobią – rozumianą jako awersja do obcych – bez precyzyjnego określenia sensu i aspektów zarzutów, a także poprawne polityczne szermowanie hasłami walki z seksizmem, rasizmem, homofobią i antysemityzmem. Deklarowanym celem ich działania jest stworzenie inkluzywnego, otwartego, wielokulturowego społeczeństwa. W opinii Scrutona część tzw. elit intelektualnych i politycznych Europy popada w ojkofobię. Postawę wyrzeczenia się dziedzictwa i domu, wyrażaną hasłem: „tam moja ojczyzna, gdzie mi dobrze”, przypisuje się instytucjom międzynarodowym (Unia Europejska) oraz szeroko rozumianym intelektualistom kosmopolitycznym, pragmatycznym i postmodernistycznym. Jako skrajna forma ojkofobii określana jest nienawiść do rodziny, ojczyzny, kultury narodowej i wspólnoty cywilizacyjnej; wyobcowanie połączone z niezadomowieniem, lękiem i frustracją. Przyczyn upatruje w zeświecczeniu społeczeństwa. Jako remedium Scruton wskazuje powrót do metafizyki realistycznej, antropologii i – w konsekwencji – klasycznej cywilizacji chrześcijańskiej.[4]

* * *

1J.A. Maciejewski, Co zrobić z „zawstydzonymi Polską”?, „Sieci” 2023, nr 46, ss. 38-39, s. 38.

2J.A. Maciejewski, Co zrobić z „zawstydzonymi Polską”?, „Sieci” 2023, nr 46, s. 38.

3Wikipedia, pl.wikipedia.org.

4Wikipedia, pl.wikipedia.org.

________________

Głupota i zaprzaństwo we współczesnym społeczeństwie polskim, Prokapitalizm Prokap, 05/09/2024

−∗−

Prof. Gabriel Łasiński o głupocie i zaprzaństwie współczesnych Polaków ODCINEK 1

W tym odcinku profesor Gabriel Łasiński wyjaśnia przyczyny dla których napisał książkę o głupocie i zaprzaństwie współczesnych Polaków i dlaczego nie mógł z tego wyjść tylko krótki felieton lub artykuł, a rozprawa rozrosła się do rozmiarów książki.

Co się z nami dzieje? Dlaczego tak łatwo dajemy sobą manipulować, dajemy się okłamywać i wykorzystywać; działać wbrew własnym interesom osobistym i narodowym?

Po co i dlaczego tak łatwo sprzeniewierzamy się własnym wartościom, zmieniamy (porzucamy) nasze poglądy i postawy, godzimy się na utratę godności, ograniczenie wolności i niezależności? Z czego to wszystko się bierze?

Odpowiedzi na te fundamentalne pytania udziela prof. dr hab. Gabriel Łasiński – prakseolog specjalizujący się w teorii sportu, prakseologicznej teorii działania, komunikacji interpersonalnej i wystąpieniach publicznych, który przez 25 lat zarządzał własną firmą szkoleniową „Akademia Prezentacji”.

W niniejszej książce autor w publicystyczny sposób łączy wywód dedukcyjny z interpretacją poszczególnych przypadków zarówno analitycznych, jak i syntetyzujących, tworząc oryginalną rozprawę o stanie współczesnego polskiego społeczeństwa napisaną z pozycji umiarkowanego konserwatysty, ale przede wszystkim refleksyjnego praktyka.

Obejrzyj odcinek 1 [8min]

−∗−

Prof. Gabriel Łasiński o głupocie i zaprzaństwie współczesnych Polaków ODCINEK 2.

W tym odcinku Gabriel Łasiński tłumaczy jako rozumie pojęcie głupoty, kim są według jego klasyfikacji głupcy, wreszcie przypomina jakby zapomniane i zdjęty ze słowników termin zaprzaństwa. Czym jest, kim są owi zaprzańcy, czym się charakteryzują we współczesnej Polsce? Zapraszamy do oglądania!

Co się z nami dzieje? Dlaczego tak łatwo dajemy sobą manipulować, dajemy się okłamywać i wykorzystywać; działać wbrew własnym interesom osobistym i narodowym?

Po co i dlaczego tak łatwo sprzeniewierzamy się własnym wartościom, zmieniamy (porzucamy) nasze poglądy i postawy, godzimy się na utratę godności, ograniczenie wolności i niezależności? Z czego to wszystko się bierze?

=======================

Odpowiedzi na te fundamentalne pytania udziela prof. dr hab. Gabriel Łasiński – prakseolog specjalizujący się w teorii sportu, prakseologicznej teorii działania, komunikacji interpersonalnej i wystąpieniach publicznych, który przez 25 lat zarządzał własną firmą szkoleniową „Akademia Prezentacji”.

W niniejszej książce autor w publicystyczny sposób łączy wywód dedukcyjny z interpretacją poszczególnych przypadków zarówno analitycznych, jak i syntetyzujących, tworząc oryginalną rozprawę o stanie współczesnego polskiego społeczeństwa napisaną z pozycji umiarkowanego konserwatysty, ale przede wszystkim refleksyjnego praktyka.

Obejrzyj odcinek 2 [11min]

Dziś 106. rocznica odzyskania niepodległości! Jesteśmy okłamywani od początku.

Dziś 106. rocznica odzyskania niepodległości! Jesteśmy okłamywani od początku.

7.10.2024 „Jesteście państwo okłamywani od początku” nczas/dzis-106-rocznica-odzyskania-niepodleglosci

flaga Polski
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay

Już dziś, 7 października, przypada prawdziwa rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę. Z tej okazji przypominamy, co o wydarzeniach sprzed 106-ciu lat mówili publicyści „Najwyższego Czas-u!” Stanisław Michalkiewicz oraz Janusz Korwin-Mikke.

To właśnie 7 października 1918 roku Rada Regencyjna przejęła zwierzchność nad wojskiem polskim i rozpoczęła proces przejmowania władzy i formowania państwa Polskiego.

„11 listopada właściwie nic takiego się nie stało”

Stanisław Michalkiewicz podkreślał, że „11 listopada właściwie nic takiego się nie stało, żadna niepodległość nie została wówczas proklamowana″. Niepodległość Polski po 123 latach niewoli została proklamowana 7 października przez Radę Regencyjną na wieść o tym, że Niemcy próbują utworzyć niepodległą Ukrainę, do której chcieliby inkorporować Lwów mówił publicysta.

Rada Regencyjna uznała, że to zagraża żywotnym interesom państwa Polskiego i w związku z tym 7 października 1918 roku proklamowała niepodległość Polski. 11 listopada Rada Regencyjna przekazała Piłsudskiemu władzę. Czyli co dokładnie? Przekazała mu zorganizowane wcześniej państwo wyjaśnił Michalkiewicz.

Dopiero 16 listopada 1918 roku Piłsudski notyfikował powstanie państwa Polskiego opartego na podstawach demokratycznych. (…) Z tego wynika, że proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości był rozciągnięty w czasie – dodawał.

„11 listopada nie jest żadną rocznicą”

Janusz Korwin-Mikke podkreślił, iż „jesteście państwo okłamywani od początku, 11 listopada nie jest żadną rocznicą odzyskania niepodległości″. – 11 listopada nastąpiło jedynie przekazanie władzy przez Radę Regencyjną towarzyszowi Ziukowi z partii socjalistycznej, czyli Piłsudskiemu – mówił poseł.

7 października Rada Regencyjna zadekretowała oderwanie się od mocarstw centralnych i tę rocznicę świętujemy, a nie rocznicę przekazania władzy socjaliście (…) niestety takie były wówczas nastroje społeczne, że Rada Regencyjna uznała, że lepiej przekazać władzę Piłsudskiemu, niż żeby miał być rząd lubelski złożony z komunistów – przypominał Korwin-Mikke.

11 listopada jako data odzyskania niepodległości został ogłoszony dopiero w 1937 roku i tylko dwa razy był obchodzony przed wojną. Rząd londyński zakazał obchodzenia tego (…) Chodzi o zamanifestowanie, że 7 października nastąpiło odzyskanie niepodległości, a 11 listopada władzę przejęli socjaliści, którzy potem gnębili Polskę podatkami i doprowadzili do klęski. 11 listopada to jest rocznica klęski wyjaśnił.

U progu III etapu. Partia odzyskała zaufanie do narodu.

U progu III etapu

Stanisław Michalkiewicz  5 października 2024 michalkiewicz

Jeszcze nie do końca uporaliśmy się z tegoroczną powodzią i prawdę mówiąc – trudno powiedzieć kiedy się uporamy, a tu już nadciąga kolejne wyzwanie. Co do powodzi, to wody potopu, popychane siłą grawitacji, powoli spływają ku morzu. Ciekawe, że rząd nie musi rzek w tym celu dodatkowo popychać. Specjaliści twierdzą, że fala się „wypłaszcza”, co jest chyba kolejną wiadomością dobrą. Wprawdzie powódź uznana została przez rząd za „klęskę żywiołową”, w następstwie której mnóstwo obywateli utraciło dorobek całego życia, a wiele miejscowości zostało zdewastowanych – ale za to nie tylko rząd zachował się na poziomie, ale również obywatele.

Wielce Czcigodny pan poseł Paweł Zalewski z sejmowej trybuny wystawił obywatelom znakomite świadectwo – że mianowicie „zdali egzamin”. Przypomina mi to wystąpienie Stanisława Gucwy, początkującego wówczas polityka ludowego, który w 1956 roku oznajmił, że partia odzyskała zaufanie do narodu. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby tak, dajmy na to, nie odzyskała. Pewnej odpowiedzi udzielił w jednym ze swoich utworów niemiecki pisarz Bertold Brecht stwierdzając, że w tej sytuacji nie byłoby innego wyjścia, jak takie, że partia musiałaby znaleźć sobie jakiś inny naród. Na szczęście wszystko skończyło się wtedy wesołym oberkiem, podobnie jak i teraz, chociaż oczywiście mężny Donald Tusk, co to własną piersią zasłaniał kraj przez powodzią, musi odpowiadać na niecne krzyki opozycji, która doszukuje się dziury w całym, a już zwłaszcza uczepiła się sztandarowego postulatu rządu, by rozpocząć nieubłaganą walkę z bobrami. Okazało się bowiem, że bobry – jak to bobry – nic, tylko bobrują, a konkretnie, gdy tylko rząd wybuduje jakiś wał, niekoniecznie od razu „Wał Tuska” tylko zwyczajny wał przeciwpowodziowy, to złowrogie bobry od razu gremialnie się na ten wał rzucają, rozkopują go, ale nie zwyczajnie, tylko podstępnie. Na zewnątrz wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku; wał stoi – ale co z tego, że stoi, kiedy w środku podziurawiony jest od bobrów, niczym szwajcarski ser? Toteż kiedy nadchodzi powódź, to rząd, myśląc, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wzywa do zachowania spokoju i unikania paniki, no a potem już jest za późno, bo woda, zupełnie niewrażliwa na zaklęcia, kierowane pod jej adresem przez sztaby kryzysowe, płynie tam, gdzie chce, aż zgodnie z zasadą naczyń połączonych, wyrówna poziomy. Tak było dotychczas, ale teraz, dzięki przenikliwości Donalda Tuska i zbiorowej mądrości Volksdeutsche Partei, już wiemy, czego się trzymać i bobrom wypowiadamy nasze zdecydowane NIE! Dzięki temu rząd, pławiąc się w odmętach pierwotnej niewinności, znowu będzie mógł objąć przewodnią rolę w budowie socjalizmu – jak to było za pierwszej komuny.

A skoro już jesteśmy przy przewodniej roli i rozpamiętujemy analogie z pierwszą komuną, to wypada zwrócić uwagę, że oto kiedy w najogólniejszych zarysach właśnie próbujemy uporać się z klęską żywiołową, na horyzoncie jawi się kolejne wydarzenie. Mam oczywiście na myśli rozpoczęcie 2 października w Watykanie III etapu „Synodu o synodalności”, który ma potrwać do 27 października. Co będzie potem, to znaczy – jak już III etap dobiegnie końca? Na pewno zostaną sformułowane mądrości III etapu, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, bo podobno materiałów, które mogą posłużyć za surowiec do sformułowania mądrości etapu, jest pod dostatkiem. Sęk w tym, że te materiały, przynajmniej dotychczas, sporządzane były specyficznym, specjalistycznym, eklezjalnym żargonem, który wprawdzie ma wszelkie znamiona języka naukowego, ale – jak to język naukowy – nie zawsze bywa zrozumiały i to nie tylko dla profanów, jak niżej podpisany, ale bywa, że i dla luminarzy. Przypominam sobie, jak to kiedyś, kiedyś, byłem zaproszony do „Areopagu Gdańskiego”, w którym zasiadłem miedzy JE bp. Tadeuszem Pieronkiem, a panią prof. Jadwigą Staniszkis. I stało się, że pani profesor wygłosiła tam przemówienie, które wszystkich słuchaczy wprawiło w osłupienie. Po zdawkowych oklaskach, którymi wypadało skwitować każde wystąpienie i kiedy głos zabrał następny mówca, pani profesor zwróciła się do mnie z pytaniem, czy to, co powiedziała, było zrozumiałe. – Ani w ząb – odpowiedziałem szczerze – co pani profesor przyjęła z całkowitym zrozumieniem, które skłoniło mnie do podejrzeń, że być może ona sama też nie rozumiała tego, co powiedziała.

Podobnie jest z „synodalnością”, na którą ma został przestawiony Kościół katolicki. Od kilku lat próbuję się dowiedzieć, co to konkretnie jest, ta cała „synodalność” – ale dotychczas udało mi się uzyskać enigmatyczne wyjaśnienie, że chodzi to o wspólne „podążanie” i w ogóle. To częściowo rozumiem, podobnie, jak Tuwim wynurzenia Władysława Broniewskiego: „ Ostro urżnęliśmy się czystą, Władek i ja. Władek jest twardym komunistą, gdy w czubie ma. (…) A Władzio mi o kolektywach. A won! Industrializacja – racja; pożytek z niej. Indus – rozumiem, trializacja – już mniej.” Podobnie jest z synodalnością, na temat której odbyło się na całym świecie coś, co przypominało mi tak zwane „konsultacje społeczne” za pierwszej komuny. Jak partia nie wiedziała co zrobić, albo wiedziała, ale nie chciała brać za to odpowiedzialności, to urządzała „konsultacje społeczne”. Takie konsultacje są bowiem całkowicie bezpieczne. Na przykład podchodzę na ulicy do jegomościa i mówię jemu tak: szanowny panie, właśnie postanowiłem pana obrabować i zabić. I co pan na to? On na to, że jest przeciwny. No dobrze – ale kiedy już zrobię z nim porządek zgodnie z zapowiedzią, to nikt nie będzie mógł postawić mi zarzutu, że się z nim uprzednio nie skonsultowałem.

Podobnie na te konsultacje napłynęło mnóstwo deklaracji i wypowiedzi – ale jak to przy konsultacjach; jeden chce tego, drugi tamtego; jedno i drugie kupy się nie trzyma, więc co w tej sytuacji ma zrobić partia? Ano, zrobić to, co od razu chciała zrobić, tyle, że teraz może zwalić odpowiedzialność na konsultowanych: przecież samiście tego chcieli, no nie? Toteż odwołuję się w tym momencie do pada doktora Andrzeja Olechowskiego, który swoją kampanię prezydencką odbywał pod hasłem: „Przejdźmy do konkretów”. Więc konkretnie – czy sodomczykowie będą oficjalnie dopuszczeni nie tylko do „błogosławieństw”, ale i do sakramentów, z kapłaństwem i małżeństwem włącznie, czy nie – a przede wszystkim – czy będziemy mogli w demokratycznym głosowaniu wybrać sobie jakiegoś innego Pana Boga, kiedy ten dotychczasowy, z jakichś powodów przestanie nam pasować? O inne rzeczy nawet nie pytam, bo konkretna odpowiedź przynajmniej na te dwa pytania otwiera przed nami nieograniczone możliwości, niczym przed Wielce Czcigodnym posłem Kierwińskim, właśnie mianowanym pełnomocnikiem rządu do odbudowy Dolnego Śląska i Opolszczyzny.

Stanisław Michalkiewicz

Dupochron

Dupochron

Redakcja Konserwatyzm.pl Andrzej Szlęzak

Uwielbiam patrzeć, jak coś dobrze działa. Szczególnie zachwyca mnie sprawnie działające państwo. Niestety Polacy nie mają tradycji sprawnie działającego państwa. Chyba po raz kolejny potwierdza to powódź, która spustoszyła nadrzeczne obszary Dolnego Śląska.

Pan Jacek Żakowski, bardzo wpływowy publicysta środowisk określanych jako liberalno – lewicowe, skrytykował premiera Donalda Tuska za sposób zarządzania akcją przeciwpowodziową na Dolnym Śląsku. Żakowski zarzucił Tuskowi putinowskie metody, czyli prowadzenie działań na pokaz, ręczne sterowanie pracą administracji i służb z czego wynikać ma autorytaryzm na wzór rządów w Rosji Włodzimierza Putina.

Nie mam zamiaru bronić premiera Tuska, ale motywy jego zachowania chyba rozumiem. Jednak bardziej mnie interesuje czy z tej katastrofy struktury państwa wyszły obronną ręką, czy też tradycji stało się zadość i górę wziął bałagan i niekompetencja. Zapewne, żeby to rzetelnie ocenić trzeba być na terenie objętym powodzią. Takich możliwości nie mam. Mam jednak w tym pewne doświadczenie, ponieważ będąc prezydentem Stalowej Woli zetknąłem się z powodzią poprzez organizowanie zakwaterowania dla setek powodzian, a przygotowany byłem na ich kilka tysięcy. Pamiętam, że odniosłem zdecydowanie złe wrażenie z organizacji wszystkich służb oraz administracji państwowej i samorządowej. Zarówno w służbach, jak i administracji największy problem sprowadzał się do odpowiedzialności, a w zasadzie strachu wzięcia jej na siebie.

I tu dochodzimy do fundamentalnej wady administracji w państwie polskim. Otóż mamy w Polsce, kształtowany już przez sto lat, od II Rzeczpospolitej poprzez PRL do dzisiaj, model działania urzędników, w którym najważniejsze jest mieć tzw. dupochron, czyli robić tak, żeby się żaden zwierzchnik nie czepił i w razie jakichś problemów nie mógł winy zwalić na podwładnego. Cała struktura administracji w praktyce nie jest nastawiona na rozwiązywanie problemów, co nieuchronnie wiąże się z braniem odpowiedzialności na siebie, ale właśnie z załatwianiem sobie owego dupochronu, czego istotą jest uciekanie od odpowiedzialności. Obawiam się, że ta patologia opanowuje – jeśli już nie opanowała – służby mundurowe i nie mundurowe. Biada każdej organizacji, w której przywódcy uciekają przed braniem odpowiedzialności za swoje decyzje, ale i po części nie swoje. Dla kontrastu można wskazać administrację w krajach skandynawskich, gdzie również zdarzają się przerosty biurokracji, ale tam urzędnicy zdecydowanie nastawieni są na rozwiązywanie problemów, a nie zapewnianie sobie dupochronu.

Czego krytycznego nie powiedzieć by teraz o zarządzaniu poprzez ręczne sterowanie przez premiera Tuska, to jedno z tego wynika bezsprzecznie; czy robi to świadomie, czy nie, to Donald Tusk wziął osobistą odpowiedzialność za prowadzenie akcji przeciwpowodziowej. Z kolei istotne jest czy zrobił to dlatego, że jest świadomy słabości struktur państwa i skali nieprzygotowania na klęskę żywiołową o rozmiarach tej na Dolnym Śląsku? Albo czy kierowały nim motywy czysto polityczne? W tym regionie Platforma Obywatelska ma tradycyjnie bardzo duże poparcie, więc być może Tusk uznał, że musi osobiście dopilnować tych spraw, by wyborcy nie odwrócili się od PO. Nie wykluczony jest jest również zbieg tych motywów. Jednak po braku kompetencji kilku ministrów, bezradności części samorządowców i pewnej nieporadności służb, dochodzę do wniosku, że ręczne sterowanie prze premiera Tuska wzięło się przede wszystkim z obawy, że struktury państwa się skompromitują, a o taką kompromitację szczególnie łatwo biorąc pod uwagę ogromną skalę klęski żywiołowej, jaką okazała się wspomniana powódź.

Zapewne na ostateczne oceny jeszcze za wcześnie, ale już teraz można powiedzieć, że struktury państwa cały czas są słabo przygotowane na mierzenie się z takimi klęskami żywiołowymi. Niezmiennie niezawodna jest solidarność, a co za tym idzie poczucie odpowiedzialności za państwo, ogółu Polaków. Szkoda tylko, że do cementowania więzi narodowych potrzeba klęsk żywiołowych. Oczywiście największe partie ani myślą o cementowaniu tych więzi. Klęska żywiołowa, to dla nich idealna okazja, żeby się wściekle atakować i przerzucać odpowiedzialnością, czyli w zasadzie brakiem odpowiedzialności za powódź, a zwłaszcza jej skutki.

.

Uznam, że w Polsce jest normalnie, gdy reakcja struktur państwa na klęski żywiołowe będzie taka, jak działanie pralki automatycznej, czyli w wypadku zagrożenia premier nastawia program, a poszczególne urzędy i służby zaczynają działać wedle dużo wcześniej przygotowanych i przećwiczonych procedur. Wiadomo kto, kiedy i co ma robić, jakimi środkami dysponuje i za co odpowiada, a ta odpowiedzialność jest egzekwowana tak, że nikt od odpowiedzialności za swoje decyzje i czyny nie ucieka, bo uciec nie może. Na razie strukturom państwa do sprawności pralki automatycznej dużo brakuje, więc pewnie po premierze Tusku będą następni politycy urządzający pokazówki, jak to dzielnie walczą z problemami, które w normalnych państwach już dawno rozwiązano.

A Państwo sądzicie, że doczekam czasów, w których będę się zachwycał sprawnie funkcjonującym państwem polskim?

Andrzej Szlęzak

Rząd Tuska chciał stworzyć w Polsce ukraiński legion, ale nie znalazł chętnych Ukraińców. Wolą 800+++

Rząd Tuska chciał stworzyć w Polsce ukraiński legion, ale nie znalazł chętnych Ukraińców

2.10.2024 nczas/rzad-tuska-chcial-stworzyc-w-polsce-ukrainski-legion-ale-nie-znalazl-chetnych-ukraincow

08.07.2024 r. Zełenski i Tusk podczas spotkania w Warszawie.
08.07.2024 r. Zełenski i Tusk podczas spotkania w Warszawie. / Foto: PAP

Rząd Donalda Tuska chciał stworzyć ukraiński legion, ale okazało się, że nie ma chętnych. Mieszkający w Polsce Ukraińcy nie chcą jechać na front.

W lipcu premier Donald Tusk i prezydent Wołodymyr Zełenski podpisali dokument o wzajemnej pomocy. Wówczas zapowiedziano stworzenie ukraińskiego legionu w Polsce. Zdaniem polityków Konfederacji takie działanie było złamaniem Konstytucji, a formowanie obcych wojsk na polskim terytorium może być równoznaczne z wejściem w wojnę. Jednak premier Tusk miał to wszystko gdzieś.

– Umówiliśmy się na sformowanie i szkolenie na terenie Polski ukraińskiego legionu; będzie to nowa formacja złożona z ochotników – mówił Zełenski. – Każdy obywatel Ukrainy, który zdecyduje się zaciągnąć do Legionu, będzie mógł podpisać kontrakt z Siłami Zbrojnymi Ukrainy – dodała ukraińska głowa państwa.

Minęło kilka miesięcy i wydaje się, że nic się w tej sprawie nie ruszyło. Na szczęście. Pojawił się już komentarz wicepremiera i szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza w tym temacie.

– Nie odpowiadamy za rekrutację. Liczba osób, która się miała zgłosić ze strony ukraińskiej jest jednak za mała. Te deklaracje na początku były bardzo wysokie – że może być sformowana nawet jedna brygada – to jest kilka tysięcy osób. Tak się jednak nie stało – powiedział szef ludowców w rozmowie z portalem „Wirtualna Polska”.

Jednocześnie Kosiniak-Kamysz przypomniał, że Polska do tej pory wyszkoliła 20 tys. ukraińskich żołnierzy.