Donald Tusk, Szymon Hołownia, Grzegorz Braun oraz Jarosław Kaczyński na tle Sejmu. / foto: PAP (kolaż)
Konfederacja Korony Polskiej (KKP) wchodzi do Sejmu i jest czwartą siłą polityczną – wynika z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Pollster dla nczas.info i „Najwyższego Czasu!”.
Co ważne, gdy badanym wskazuje się, że chodzi o „partię Grzegorza Brauna”, KKP zyskuje jeszcze większe poparcie.
Gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, wygrał by je PiS. Na lewicową opozycję wskazało 27 proc. badanych.
Drugie miejsce zajęła KO. Na obecną rządzącą partię zagłosowałoby 25 proc. Polaków.
Podium zamyka Konfederacja Wolność i Niepodległość. Na ugrupowanie Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena zagłosowałoby 11 proc. ankietowanych.
Na granicy progu wyborczego znalazły się Konfederacja Korony Polskiej i Trzecia Droga. Na te partie głos zadeklarowało 5 proc. badanych.
Poniżej progu znalazły się Nowa Lewica i partia Razem z wynikiem 4 proc. 13 proc. badanych nie wie, na kogo odda głos, zaś 6 proc. zadeklarowało nie branie udziału w głosowaniu.
Poparcie wśród wyborców w przypadku wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna
=======================================
Inaczej wygląda sytuacja, gdy badanym wskazano, że KKP to „partia Brauna”. Wówczas wynik KKP rośnie, a maleje… Trzeciej Drodze.
Podium w tym przypadku pozostaje bez zmian. KKP natomiast notuje wynik 6 proc. (wzrost o 1 pproc.), zaś Trzecia Droga 4 proc. (spadek o 1 pproc.), znajdując się poniżej progu wyborczego.
Poparcie wśród wyborców w przypadku wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna
Wśród zdecydowanych wyborców sytuacja wygląda trochę inaczej. Wśród nich Grzegorz Braun ma największe poparcie.
33,3 proc. zdecydowanych wyborców oddałoby głos na PiS, zaś 30,5 proc. na KO. Trzecie miejsce ponownie przypadło Konfederacji WiN, która zanotowała 13,5 proc. poparcia.
Wszystkie te ugrupowania mają większe poparcie wśród zdecydowanych wyborców. Podobnie jest z KKP.
Na KKP zagłosowałoby 6 proc. zdecydowanych wyborców, bez wskazania, że to partia Grzegorza Brauna. W przypadku wskazania, że to jego partia – jej poparcie rośnie do 6,9 proc.
Bez wskazania „partii Brauna” Trzecia Droga wśród zdecydowanych wyborców ma poparcie na poziomie 5,7 proc., Nowa Lewica – 5,4 proc., zaś Razem 4,9 proc.. 0,4 proc. badanych wśród zdecydowanych wyborców oddałoby głos na inną partię.
Ze wskazaniem „partii Brauna”, na lepszą pozycję wysuwa się Razem, której poparcie rośnie do 5,5 proc. Trzecia Droga i Nowa Lewica mają w tym wariancie poparcie na poziomie 5,1 proc., czyli obie tracą, choć Trzecia Droga więcej. W takim przypadku 0,1 proc. badanych wśród zdecydowanych wyborców wybrałoby inną partię.
Poparcie wśród zdecydowanych wyborców w przypadku bez wskazania, że KKP to partia Grzegorza BraunaPoparcie wśród zdecydowanych wyborców w przypadku wskazania, że KKP to partia Grzegorza Brauna
Badanie zrealizowane przez Instytut Badań Pollster w dniach 5-6 czerwca 2025 roku metodą CAWI na próbie 1029 dorosłych Polaków. Struktura próby była reprezentatywna dla obywateli Polski w wieku 18+. Maksymalny błąd oszacowania wyniósł około 3 proc.
Dziś w rodzinnej parafii sierżanta Mateusza Sitka w Nowym Lubielu odbyła się uroczysta Msza Święta oraz odsłonięcie pomnika ku jego pamięci. Jako wicemarszałek Sejmu RP złożyłem kwiaty na jego grobie. W obchodach wraz ze mną i @KarinaBosak uczestniczyła liczna delegacja Ruchu Narodowego.
EKSHUMACJI NIE BĘDZIE, bo nie chcą tego Żydzi, Niemcy i Tusk
Krzysztof Baliński
„Zakończone prace ekshumacyjne w dawnej wsi Puźniki to dla nas wszystkich rzecz o niezwykłym ciężarze historycznym. Zrealizowane zostały w bardzo trudnych warunkach, niestabilnej sytuacji w Ukrainie, która od trzech lat broni się przed rosyjską agresją. Ale dla nas wszystkich jest to społeczny, polityczny, dyplomatyczny, ale też psychologiczny przełom, który jest efektem wieloletnich rozmów. Wierzę, że będzie miał kluczowe znaczenie dla dbałości o pamięć historyczną” – ogłosiła Hanna Wróblewska, szefowa Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. „Ekshumacje w Puźnikach zakończone. Fundacja ma zamiar wystąpić o zgodę na poszukiwania drugiego dołu” – to słowa Macieja Dancewicza, wiceprezesa Fundacji Wolność i Demokracja, która otrzymała ukraińską zgodę na „ekshumację”.
Nic natomiast o sprawcach mordów i o tym, że wśród ukraińskich żądań warunkujących ekshumację było wyłączenie z identyfikacji niemowląt i małych dzieci, co w sposób oczywisty zmienia znacząco ich liczbę i ukrywa, jak ginęły. Ujawnili za to: „Wielkość wykopu mogiły w Puźnikach, to obwód ok. 13 m. Mogiła ma 4,4 na 1,60 m. Zorientowana na osi północ-południe, a jej głębokość to pół metra”. A co do „drugiego dołu” to Leon Popek z IPN przytoczył kiedyś liczbę miejscowości objętych ukraińskim ludobójstwem kwalifikujących się do ekshumacji: Ponad 4 tysiące miejsc ze szczątkami zamordowanych Polaków wrzuconych do bagien, studni, rowów, rzeczek, dołów śmierci.
Przypomnijmy, że gdy 13 września 2024 r. podczas spotkania szefów polskiego i ukraińskiego MSZ, ogłoszono ukraińską zgodę, media zalała lawina komentarzy: „Wreszcie będziemy mogli godnie upamiętnić ofiary rzezi wołyńskiej” „Doczekaliśmy się przełomu”. „Na ten moment czekały pokolenia Polek i Polaków”; „Tak wygląda skuteczna dyplomacja – rozwiązujemy dziś sprawę, której nie udało się zamknąć wcześniejszym rządom”, a w kilka godzin po spotkaniu szef ukraińskiego IPN stanowczo oświadczył: „Dopóki strona polska nie odnowi obiektu ku czci OUN-UPA na Górze Monastyrz i nie zacznie odnawiać innych zdewastowanych obiektów tego typu w Polsce, nie będzie zgody na poszukiwania i ekshumacje”.
Jeszcze bardziej groteskowo wyglądała reakcja gabinetu Tuska: „Rząd tworzy dokładny spis wszystkich grobów Ukraińców z UPA i ich pomników, które są na polskim terytorium”. Paweł Kowal, szef Rady ds. współpracy z Ukrainą polecił natomiast wojewodom podkarpackiemu i lubelskiemu sporządzenie spisu wszystkich grobów Ukraińców z UPA oraz ich pomników. Tu wyjaśnienie – w Monastyrze stoi nagrobek-pomnik ukraińskich bandytów, którzy zamordowali pasażerów pociągu osobowego w lesie pod wsią Zatyle. Innymi słowy, Ekshumacja w zamian za remont pomników zbrodniarzy UPA i wzniesienie nowych. To był szczyt bezczelności. Kpiny z Polaków. Dowód na kolaborację ze spadkobiercami Bandery i na to, że rząd pokornie godzi się na kłamstwa, w imię dogadzania Ukrainie. To była także precyzyjnie skoordynowana w czasie akcja mająca wpłynąć na wynik wyborów w Polsce.
Intrygę zaplanowali wcześniej. Kiedy za rządów Mateusza Morawieckiego pojawiła się informacja, że Ukraina „zezwoliła na poszukiwania, ekshumację i upamiętnienia polskich ofiar”, szybko okazało się, że zgoda dotyczy tylko wsi Puźniki. W ramach skleconej na chybcika akcji, Morawiecki udał się w okolice wsi, gdzie „uczcił” ofiary stawiając w szczerym polu zbity z dwóch kijów krzyż. Już wtedy zgodę na „ekshumację” otrzymała Fundacja Wolność i Demokracja, która od dawna działa na rzecz odnowienia pomnika na górze Monastyrz. Dlaczego ona? Odpowiedź jest prosta. Chodziło o propagandowy gest dla umocnienia lobby ukraińskiego w rządzie Morawieckiego i o wyeliminowanie z prac ekshumacyjnych Leona Popka oraz Krzysztof Szwagrzyka z IPN, którzy wcześniej się tym zajmowali. I tu wiadomość z ostatniej chwili: Prezes PiS miał zaproponować Karolowi Nawrockiemu, by w swej prezydenckiej kancelarii zatrudnił Marka Kuchcińskiego, wiceprezesa PiS, Ukraińca z Przemyśla, który, gdy był wojewodą podkarpackim, szczególną aktywność wykazał w załatwianiu pochówku dla bandytów z UPA i remontowaniu ich pomników oraz był bohaterem nagrań z podkarpackiego burdelu prowadzonego przez Ukraińców, którym wcześniej pomógł w szybkim uzyskaniu polskiego obywatelstwa.
Fundacja, która w swoim statucie ma: „Troskę o pamięć pomordowanych na Wschodzie i „promowanie wiedzy o antykomunistycznym podziemiu w Polsce”, dała tym samym przyzwolenie na wypromowanie narracji tych, którzy mordowali Polaków na Wschodzie. Stworzyła też ukraińskim mediom okazję do podania, że premier Polski odwiedził „miejsce zbrodni dokonanej przez Sowietów”, bo w dniu wbicia przez Morawieckiego krzyża z patyków, ukraiński portal „Suspilne Nowyny” napisał: „UPA zaatakowała wieś – centrum polsko-bolszewickiej agresji, z powodu żołnierzy AK i współpracujących z sowietami Polaków” i „Według doniesień ukraińskiego podziemia „w Puźnikach działał oddział polskiego podziemia nacjonalistycznego”, a przyczyną zniszczenia wsi była „działalność jednostki zbrojnej AK, która z nadejściem władzy radzieckiej na teren naszego obwodu automatycznie przekształciła się w tak zwany ‘istribitielnyj batalion’, które formowano pod egidą NKWD”.
A był to dokonany z wyjątkowym bestialstwem przez oddział UPA przy wsparciu ukraińskiej czerni, mord na niemal wyłącznie polskich kobietach, dzieciach i starcach. Najtragiczniejszym momentem masakry było zamordowanie bagnetami i kolbami karabinów kilkudziesięciu kobiet i dzieci próbujących schować się w kryjówkach w rowie przebiegającym przez wieś. O tym, jak wyglądały Puźniki po najściu bandy UPA, mówi wnuczka jednej z ofiar: „Znajdowano ludzi z siekierami w plecach, bez oczu, uszu bez rąk, dzieci z przebitym gardłem bagnetem”. Głównym sprawcą był Petro Chamczuk, który najpierw służył w Armii Czerwonej, a potem w niemieckich oddziałach Schutzmannschaft wykorzystywanych do akcji przeciwko ludności cywilnej, w tym masowych egzekucji Żydów. Gdy Niemcy batalion Chamczuka rozformowali, przeszedł do UPA, stając na czele sotni Siry Wowky (Szare Wilki), która dokonała zbrodni. W 2014 r. w Czortkowie, czyli niedaleko Puźnik, Chamczukowi wzniesiono pomnik, bo na Ukrainie uważany jest za bohatera.
Fundację Wolność i Demokracja w stu procentach finansują dziesiątkami milionów Kancelaria Premiera, ministerstwa, Senat i spółki skarbu państwa. Jej kierownictwo i większość pracowników to Ukraińcy. Chociaż ma w statucie: „Pomoc Polakom na Wschodzie”, „Kultywowanie pamięci o polskim dziedzictwie kulturowym i polskiej historii Kresów” oraz „Wspieranie rozwoju oświaty polskiej”, zajmuje się wyłącznie pomocą dla Ukraińców. Na swojej internetowej witrynie szczyci się: wyekspediowaniem na Ukrainę blisko 100 „TIR-ów z pomocą humanitarną dla Ukrainy, ewakuacją 7,2 tys. ukraińskich rodzin z kompleksowym wsparciem rzeczowym i finansowym, pomocą dla kilkunastu ukraińskich szpitali wojskowych oraz opracowaniem i dystrybucją „Biznesowego ABC dla uchodźców z Ukrainy”. Krótko mówiąc, zamiast Polakom na Wschodzie, pomaga ciemiężycielom Polaków, w tym potomkom morderców Polaków na Wschodzie (także tym koczującym w Polsce).
Fundację założył i przez wiele lat kierował Michał Dworczyk, zausznik Morawieckiego, który ma wiele innych „zasług” na tym polu: To on kierował akcją przesiedlenia milionów Ukraińców do Polski i rozdał na ten cel 40 miliardów. To on ambasadorem RP w Kijowie zrobił Jana Piekło, który rzeź wołyńską nazwał: „Epizod bratobójczej walki między Ukraińcami a Polakami”. To z jego poręki dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Kijowie został były prezes fundacji Robert Czyżewski, który (poza szczyceniem się ukraińskimi korzeniami) głosił: „Jak się Ukraińcy uparli stawiać pomniki Banderze, to może my powinniśmy odpuścić. Może niech przez polskie gardło przejdzie, że ten cel ukraiński jednak był słuszny. Strona polska również nie jest bez winy, bo reakcja polska w latach 1944/45 była brutalna i również naznaczona akcjami o charakterze zbrodni wojennych”. To on wiceprezesem inkryminowanej fundacji zrobił Macieja Dancewicza, wcześniej naczelnika w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, odpowiedzialnej za zaniechania w upamiętnianiu zbrodni UPA na Polakach.
To nie jest „przełom”. To przekręt. To zasłona dymna. To pozorowane działania uzgodnione z Ukraińcami, które stworzyły Tuskowi okazję do szczycenia się dyplomatycznymi sukcesami oraz spacyfikowania nastrojów antyukraińskich. I nie chodzi tylko o zmowę. Jest gorzej – to Tusk (a wcześniej Morawiecki) podpowiada Zełenskiemu, żeby nie przepraszał, żeby nie pozwalał na prawdziwe ekshumacje, bo to kłóci się z wizją ukrainizacji Polski i burzy misternie utkaną intrygę z powołaniem Ukropolin. I tu pytanie: Jeśli dogadują się za kulisami z obcymi, to czy nie jest to spisek, czyli przestępstwo?
Nie będzie zgody na prawdziwe ekshumacje. Rządzące Ukrainą żydowskie klany nie ustąpią, bo wiedzą, że nie chcą tego nowojorscy Żydzi, którzy nie zgadzają się na polską martyrologię, gdyż monopol na tym polu przysługuje tylko Żydom. Także banderowsko-hajdamackie klany wiedzą, że Żydzi wybaczyli im kolaborację z Hitlerem w unicestwieniu Żydów i żydowskim niedobitkom nie pozwalają powiedzieć na Banderę złego słowa, bo są znakomitym materiałem dla realizacji planów budowy Niebiańskiej Jerozolimy.
Ekshumacji pomordowanych Polaków nie będzie również dlatego, że żydowscy oligarchowie pozwolili ukraińskim nazistom zbudować silną banderowską tożsamość dla ich lepszej kontroli. I z tych powodów przemilczają powszechny na Ukrainie antysemityzm oraz kult odpowiedzialnych za śmierć setek tysięcy Żydów. Ich wcześniejsze krytyczne podejście skończyło się, gdy premierem został Wołodymyr Grojsman. Doszło do unikalnego fenomenu – Ukraiński Kongres Żydów wydał specjalne oświadczenie, że na Ukrainie antysemityzmu nie ma, a żydowskie media i rabini podkreślać zaczęli, że na Ukrainie antysemityzmu nie ma, „bo nikt nie sprzeciwiał się, aby Żyd został premierem”. Wątek „Ukraina to najbardziej przyjazne Żydom miejsce na ziem” zdominował propagandę żydowską po wyborze Zełenskiego, a wszelkie wzmianki o zbrodniach UPA na Żydach kontrowano argumentem, że Ukraina ma żydowskiego prezydenta. Doszło do prawdziwej semantycznej rewolucji – potomkowie morderców Żydów są hołubieni przez Żydów, bo zgadzają się na rządy żydowskiego komika, osadzonego w pałacu prezydenckim przez żydowskiego oligarchę.
Jaki może być jeszcze inny powód? Chodzi o coś całkiem prozaicznego. Z polskiego doświadczenia wiemy, że gdy chodzi o „geszeft” (w tym przypadku o bezlitosny rabunek tego, co jeszcze na Ukrainie do zrabowania pozostało) Żydzi nie mają żadnych skrupułów i gotowi są na najbardziej plugawe postępki, w tym kolaborację ze swoimi katami. A co do Zełenskiego to chodzi o strach przed członkami „nacbatów”, którzy za klęskę w starciu z Rosją i wytrzebienie ukraińskiej populacji będą chcieli skrócić go o głowę. A co do Tuska to nakazali mu to Niemcy, którzy tematem „Rzeź Wołyńska” i tym samym ekshumacjami nie są zainteresowani, bo to oni przymykali oczy na zbrodnie UPA, bo to oni wyszkolili i uzbroili morderców (w tym sotnię Chamiuka), a po wojnie przygarnęli, darowali zbrodnie i pozwolili na aktywność na terenie RFN.
Ale nie tylko Żydzi ukraińscy. Także w Polsce czynny udział w promowaniu takiej narracji bierze udział środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej”, które tropiąc wszelkie przejawy nacjonalizmu w Polsce, przeszło do porządku dziennego nad ideologią pogrobowców OUN-UPA. Dowodem jest choćby Anne Applebaum, która ukraińskiemu nacjonalizmowi udzieliła dyspensę i zrównał zbrodnie banderowców z akcją „Wisła”: „W końcu czerwca 1947 siłom interwencyjnym udało się wreszcie, część z liczącej sobie 140 tys. społeczności ukraińskiej wypędzić z jej siedzib, wepchnąć do brudnych bydlęcych wagonów i przesiedlić na północ i zachód Polski. To był krwawy i bezwzględny proces, tak samo krwawy i bezwzględny jak wymordowanie mieszkańców Wołynia trzy lata wcześniej”. Do takiej machinacji wciągnęła Radka, który w Sejmie grzmiał: „Nie upokarzajmy Ukraińców. Słowa o ludobójstwie mogą utrudnić zabiegi Ukrainy o przyjęcie do UE, co ma epokowe znaczenie, także dla Polski” i który „za działalność wzmacniającą pozycję Polski na arenie międzynarodowej” uhonorował prezesa ukraińskiego IPN, gdy placówka ta właśnie zablokowała ekshumacje. Innymi słowy, dla Żydówki i dla jej męża każda ofiara jest godna upamiętnienia, byle nie polska.
Żydzi nie dopuszczają do zrównywania innych ofiar z Holokaustem, bo status największej ofiary w dziejach ludzkości wiąże się z namacalnymi korzyściami. My robimy dokładnie odwrotnie. Nie tylko godzimy się na wykorzystywanie polskiej martyrologii przez innych, ale sami podsuwamy pomysły. Przykładem jest porównanie ukraińskich ofiar wojennych do Katynia. Tymczasem przypominanie zbrodni na Polakach powinno być naszym orężem w zwalczaniu obowiązującego na świecie paradygmatu: Ofiarami byli wyłącznie Żydzi, a współsprawcami Polacy. Przypomnijmy, że już wcześniej pozwoliliśmy, aby Powstanie Warszawskie zostało wyparte przez „powstanie” w getcie.
Ukraińcy naśladują w tym Żydów. Podobnie jak Żydzi, arogancko zachowują się wobec „naszych” polityków i traktują jak chłopców na posyłki. Ich chucpa polega także na tym, że grillują polskich pachołków (tak, jak Żydzi szabesgojów), w tym Dudę, mimo iż ten śmieszny człowieczek trajkocze na okrągło o interesach Ukrainy. Polaków nie tylko nie szanują, ale nimi gardzą. Nie tylko wymuszają na nich własną narrację historyczną, ale każą (tak, jak Żydzi) rozpowszechniać ją po świecie za polskie pieniądze. Spektakularnym przykładem jest podejście do ekshumacji. Z tym, że ekshumacji na Wołyniu nie chcą kaci, a ekshumacji w Jedwabnem nie chcą ofiary. A pozwalają sobie na to wszystko, bo widzą, jacy jesteśmy słabi wobec Żydów, którzy nas poniżają, a my, dla ich udobruchania, zwracamy pożydowskie majątki.
A wszystko to możliwe dlatego, że relacje polsko-ukraińskie są modelowane przez mniejszość ukraińską (tak, jak polsko-żydowskie przez mniejszość żydowską). Gdy weźmiemy do ręki listę uczestników rozmów polsko-ukraińskich w kwestiach „ekshumacyjnych”, to nie sposób doszukać się tam strony polskiej. I tu pytanie: Czy partnerem Drohobycza powinni być Ukraińcy z Fundacji Wolność i Demokracja, a partnerem Zełenskiego wnuk bandyty z UPA, w dodatku ożeniony z Żydówką? Stosowanie przez Kijów schematów żydowskich w polityce historyczne jest tym bardziej skuteczne, że „Nasi” ustępstwami Ukrainy nie są zainteresowani. Wręcz przeciwnie – wyręczają ambasadora Ukrainy w wyciszaniu wszelkich głosów domagających się ekshumacji, a nawet podpowiadają, jak to robić! Gdy doradca prezydenta Ukrainy ujawnił, że Polska „zgodziła się zapomnieć o tak zwanej rzezi Wołyńskiej”, nie było dementi polskiego MSZ. Gdy Duda, podpierając się słowami Zełenskiego „Wobec tego, co zrobili Polacy cała historia jest nieważna”, ogłosił: „Trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia”, nikt nie protestował.
Co robić? Wstrzymać ekshumacje. Nie godzić się na pomniki morderców. Przełomem może być tylko zburzenie na Ukrainie wszystkich pomników Bandery i Szuchewycza i potępienie odpowiedzialnych za rzeź oraz Muzeum Kresów w miejsce Muzeum Polin, a w nim ekspozycja o ludobójstwie na Wołyniu. No i wzięcie spraw w polskie ręce, ustalenie, kto ponosi odpowiedzialność za bezeceństwa i wymiecenie żelazną miotłą z Polski banderowskich jaczejek.
Choć zwycięstwo kandydata sił broniących Ładu cieszy, to jednak nie możemy pomijać faktu, że niemal połowa wyborców – ponad 10 milionów Polaków – przy rekordowo wysokiej frekwencji opowiedziała się za kandydatem, który na swoje sztandary wpisał walkę z chrześcijańskim dziedzictwem narodu Polskiego! Jest to fakt porażający swoją wymową! Fakt, który ukazuje gigantyczne spustoszenie w sercach i umysłach milionów Polskich katolików – ochrzczonych i zapewne korzystających z sakramentów świętych, którzy jednocześnie opowiedzieli się za kandydatem światowej, globalistycznej rewolucji działającej na rzecz totalnego zniszczenia nie tylko Kościoła i Wiary Chrześcijańskiej ale także wszelkich śladów, jakie Ewangelia Zbawiciela pozostawiła przez ponad 2000 lat w świecie.
Kandydat „cywilizacji śmierci” uzyskał poparcie aż 10 milionów dorosłych Polaków! Jest to wynik świadczący o ogromnym rozdźwięku między wyznawaną i praktykowaną Wiarą wielu naszych rodaków a podejmowanymi przez nich ważnymi decyzjami.
Można odnieść wrażenie, jakby olbrzymia część polskich katolików zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności! Zatracili oni zmysł moralny i obywatelską roztropność przy dokonywaniu ważnych wyborów mających gigantyczne konsekwencje dla zbawienia wiecznego tak osobistego, jak i bliźnich – współobywateli naszej Ojczyzny. Przez swoją postawę stali się równocześnie przyczyną zgorszenia dla wielu rodaków – czytamy w stanowisku Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi po Wyborach Prezydenckich 2025 roku.
Stanowisko Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi
po Wyborach Prezydenckich 2025 roku
„Jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje Imię, i będą błagać, i będą szukać mego imienia, i odwrócą się od swoich złych dróg, ja im wybaczę, a kraj ich ocalę.” 2 Krn 7,14
Tymi słowami Pan Prezydent Elekt Karol Nawrocki rozpoczął swoje przemówienie po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów na Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polski w 2025 roku.
Nie mogło być lepszego odniesienia ponad odwołanie się do Tego, który jest naszym Stwórcą, Opiekunem i Odkupicielem. W tych słowach Prezydent Elekt uznał prawdę, że „każda władza pochodzi od Boga” Rz 13,1-7 a każdy władca jest jedynie sługą Boga oraz sługą tych, nad którymi sprawuje władzę a celem każdej władzy jest dobro wspólne.
To odwołanie do księgi Pisma Świętego daje nam ogromną nadzieję, że deklaracje Pana Prezydenta z kampanii wyborczej będą znajdowały potwierdzenie w rzeczywistych działaniach.
Dzięki Bożej Opatrzności i opiece Maryi Królowej Polski w roku Jubileuszu 1000-lecia Królestwa Polskiego w Roku Świętym najwyższy urząd w państwie objął zdeklarowany katolik, polski patriota oraz historyk strzegący pamięci narodowej. Jak pisaliśmy w oświadczeniu z dnia 22 maja tuż przed 2. turą wyborów:
„Wiernym uczniom Jezusa Chrystusa nie wolno poprzeć polityka, który świadomie i otwarcie dąży do zniszczenia chrześcijańskiego porządku, wciąż jeszcze kształtującego prawo i życie społeczne Rzeczypospolitej. Oddanie głosu na kandydata Koalicji Obywatelskiej byłoby aktem niewierności wobec samego Stwórcy, jako że polityk ten głosi program, otwarcie zapowiadający pogwałcenie prawa naturalnego, między innymi w postaci postulatu legalizacji zbrodni aborcji oraz zapowiedzi realizacji rewolucyjnej agendy ruchu LGBT, w tym destrukcji instytucji małżeństwa poprzez zrównanie z nim w prawach związków jednopłciowych.”
Choć zwycięstwo kandydata sił broniących Ładu cieszy, to jednak nie możemy pomijać faktu, że niemal połowa wyborców – ponad 10 milionów Polaków – przy rekordowo wysokiej frekwencji opowiedziała się za kandydatem, który na swoje sztandary wpisał walkę z chrześcijańskim dziedzictwem narodu Polskiego! Jest to fakt porażający swoją wymową! Fakt, który ukazuje gigantyczne spustoszenie w sercach i umysłach milionów Polskich katolików – ochrzczonych i zapewne korzystających z sakramentów świętych, którzy jednocześnie opowiedzieli się za kandydatem światowej, globalistycznej rewolucji działającej na rzecz totalnego zniszczenia nie tylko Kościoła i Wiary Chrześcijańskiej ale także wszelkich śladów, jakie Ewangelia Zbawiciela pozostawiła przez ponad 2000 lat w świecie.
Kandydat „cywilizacji śmierci” uzyskał poparcie aż 10 milionów dorosłych Polaków! Jest to wynik świadczący o ogromnym rozdźwięku między wyznawaną i praktykowaną Wiarą wielu naszych rodaków a podejmowanymi przez nich ważnymi decyzjami.
Można odnieść wrażenie, jakby olbrzymia część polskich katolików zapomniała o podstawowych wymogach katolickiej moralności! Zatracili oni zmysł moralny i obywatelską roztropność przy dokonywaniu ważnych wyborów mających gigantyczne konsekwencje dla zbawienia wiecznego tak osobistego, jak i bliźnich – współobywateli naszej Ojczyzny. Przez swoją postawę stali się równocześnie przyczyną zgorszenia dla wielu rodaków.
Czyżby duża część polskich chrześcijan zapomniała o nauczaniu Św. Jana Pawła II? Ten wielki Polak błagał nas:
„Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością – taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, – abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, – abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy.”
Niestety lwia część naszego Narodu wyprzedaje swe duchowe dziedzictwo za miskę soczewicy w postaci mglistych obietnic dotacji, czy też wyrazów uznania ze strony światowych salonów służących „cywilizacji śmierci”.
Tymczasem nie można zapominać o niezwykle przełomowym i tragicznym położeniu, w jakim obecnie znajduje się świat, Kościół i nasza Ojczyzna.
Świat ogarnięty jest błędem i szałem skierowanym przeciw Bogu i prawdziwej Religii. Niemal wszystkie istotne ośrodki wpływające na rzeczywistość społeczną, polityczną, ekonomiczną i kulturową stają po stronie anty-kościoła i antycywilizacji. Ideologia „zrównoważonego rozwoju” i służąca jej strategia „Wielkiego Resetu” zmierzają systemowo do usunięcia wszelkich śladów nauki Chrystusa w każdym obszarze życia. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych błędów jest antynatalizm, który każe widzieć w człowieku „nowotwór świata” i dąży do depopulacji naszego globu. W drodze do utopijnego raju na ziemi dokonywany jest zamach na prawo naturalne: rodzinę złożoną z mężczyzny i kobiety oraz dzieci. Atakuje się autonomię rodziny kreując jej obraz jako instytucji opresyjnej. Zwalcza się zdrowe zasady ekonomiczne, by w ten sposób utrzymanie dużej rodziny było dla wielu nie do udźwignięcia.
Efekty tej wojny przeciw normalności już widać. Jesteśmy narodem, który wymiera! Na liście dzietności ze wskaźnikiem 1,12 zajmujemy jedno z ostatnich miejsc na świecie! Obok głębokiego kryzysu religijnego i moralnego to największa katastrofa, z jaką boryka się współczesna Polska. Listę nabrzmiałych problemów można by wydłużać…
Nasza Ojczyzna jest również krajem niezwykle zadłużonym i powiększającym ciągle zobowiązania. Niefrasobliwe władze zaciągają dług na koszt nie tylko obecnie żyjących obywateli ale także przyszłych pokoleń. Polska, której suwerenność jest stale ograniczana, jest państwem słabym militarnie z nieliczną armią i niedorozwiniętą infrastrukturą obronną w tym słabym systemem obrony cywilnej. W kontekście zagrożeń wojennych te braki jawią się jako karygodne zaniedbania! Olbrzymim wyzwaniem i koniecznością dla polskiej armii staje się również jej morale. Nie będziemy mieli gotowej do obrony Ojczyzny armii bez fundamentów duchowych, o które w pierwszej kolejności zadbać powinni dobrze ukształtowani i posyłani hojnie przez pasterzy Kościoła kapelani wojskowi. Tej pracy nad morale żołnierzy nie zastąpi nawet najlepsze uzbrojenie!
Sygnowanie szkodliwych umów międzynarodowych tych związanych z tzw. „zielonym ładem” i walką ze „zmianami klimatu” nakłada na Polaków ciężary, które stają się nie do udźwignięcia tak dla rodzin, jak i polskich przedsiębiorców. W obliczu postępującej dyskryminacji polskiego przemysłu i rolnictwa, może oznaczać bankructwo wielu wartościowych przedsiębiorstw dających utrzymanie naszym rodakom!
To tylko część wyzwań, z jakimi muszą zmierzyć się Polacy! Biorąc pod uwagę skalę problemów, wygrana Prezydenta Elekta – Karola Nawrockiego z kandydatem sił globalistycznych, stanowi z jednej strony nadzieję, z drugiej zaś budzi niepokój, bowiem zwycięstwo to dokonało się zaledwie różnicą 369 tys. głosów ukazując, jak niewiele dzieliło nas od epokowej katastrofy!
Niewiele brakowało, by w obliczu wielkich wyzwań, najwyższy urząd w Państwie objął człowiek, który w swój program wpisał walkę z tym, co Polskę buduje i stanowi!
To najwyższy czas, aby wszystkie odpowiedzialne za dobro wspólne instytucje i osoby, od pasterzy Kościoła Katolickiego, poprzez polityków, naukowców, działaczy społecznych i dziennikarzy, dokonały rachunku sumienia i zapytały: czy ich postawa odpowiadała wyzwaniu chwili, jaką były te epokowe w naszej historii wybory? Na to pytanie należy odpowiedzieć sobie jak najpilniej, aby każde następne decyzje w życiu społecznym i indywidualnym były podejmowane odpowiedzialnie!
Niestety wyniki wyborów i ponad 10 milionów głosów za kandydatem nieakceptowalnym z punktu widzenia katolickiej doktryny i dobra wspólnego dowodzi, że uczyniono zbyt mało.
Zabrakło przede wszystkim jasnego i donośnego głosu biskupów, którzy przypomnieliby zasady moralne dotyczące życia publicznego i jasno wskazali wiernym, że głosowanie na ludzi otwarcie popierających zło jest grzechem. Wskazywanie jedynie na moralny obowiązek wzięcia udziału w wyborach jest dalece niewystarczające. W myśl przykazania miłości, aby nieumiejętnych pouczyć, koniecznym jest jasne demaskowanie zła oraz przestrzeganie przed nim. Także postawa niektórych liderów politycznych mogła przyczynić się do innego, skrajnie niekorzystnego dla Rzeczypospolitej wyniku. Niestety też, niektórzy działacze społeczni, którzy słusznie głęboko rozczarowani byli polityką zaplecza Prezydenta Elekta, sugerowali, że głosowanie na obu kandydatów jest jednakowo złe. Katolik i każdy człowiek dobrej woli, który w sercu ma miłość Ojczyzny i zasady budujące naszą tożsamość, dokonując jakichkolwiek ważnych wyborów, nie może kierować się zaciemniającymi osąd emocjami, ale powinien dostrzec, z jakiej decyzji wynika większe dobro i która bardziej ograniczy zło.
W systemie politycznym, jaki obowiązuje w Polsce i w wielu państwach, z takimi wyzwaniami spotykamy się niestety często i nasza postawa musi być odpowiedzialna i roztropna.
Taka właśnie odpowiedzialna za dobro wspólne postawa, mimo wspomnianych zaniedbań i ludzkiej przewrotności, zwyciężyła. Stało się to możliwe dzięki pomocy Bożej Opatrzności i wielu anonimowym ludziom dobrej woli, którzy czynem, słowem a także często cichą modlitwą i ofiarowanym za Ojczyznę cierpieniem uprosili u Dobrego Boga tę łaskę wyboru człowieka, który deklaruje Wiarę Katolicką, zamiast wskazania na kogoś, kto jawnie opowiada się po stronie zła.
Dlatego też jako Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, które podczas kampanii wyborczej dostępnymi sobie środkami jasno wskazywało, jak powinien się zachować katolik w tej godzinie próby, apelujemy do Pana Prezydenta Elekta Karola Nawrockiego oraz całego jego zaplecza politycznego, aby pamiętał o swoich deklaracjach, oraz o tym, komu ten wybór wszyscy zawdzięczamy. Jest to bowiem nie tylko zasługa obozu politycznego, który poparł tę kandydaturę, ale przede wszystkim istotnej części tych Polaków, którym zależało na tym, aby nie dopuścić do „domknięcia systemu” będącego jawną ekspozyturą globalnych sił rewolucyjnych.
To właśnie odpowiedzialni wyborcy, mimo popierania innych, ugrupowań politycznych i innych kandydatów, w krytycznym momencie właściwie rozeznali, jak należy postąpić i rozumnie oddali głos za kandydatem dającym nadzieję na przełamanie niekorzystnego dla Polski status quo.
Apelujemy zatem do Pana, Panie Prezydencie, jako głowy Państwa Polskiego, któremu udzieliliśmy ogromnego kredytu zaufania, aby wypełnił Pan swoją misję służby dobru wspólnemu w duchu deklarowanych przez Pana poglądów. Aby miał Pan w pamięci te wszystkie różnorodne środowiska, bez poparcia których ta prezydentura z pewnością nie byłaby możliwa. A przede wszystkim, aby nie ulegał Pan Prezydent jakimkolwiek wewnętrznym i zewnętrznym naciskom politycznym i ideologicznym szkodliwym dla Polski.
Polskę rzeczywiście trzeba ocalić! Nie tylko dla niej samej i dla jej obywateli, ale także dla Kościoła Świętego i całej Cywilizacji Chrześcijańskiej. Oby pokora, szukanie dróg Bożych i odwrócenie się od zła było rzeczywiście fundamentem Pana prezydentury dla dobra wspólnego i na chwałę Bożą.
Zapewniamy o naszej gorącej modlitwie za „umiłowaną matkę Ojczyznę naszą” oraz za wszystkich, którzy rządy w Niej sprawują, w tym także za Pana, Panie Prezydencie i Pana Rodzinę.
Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi
Dziś, 2 czerwca, Błogosławionych Męczenników Sandomierskich, warto o nich przypomnieć. To święto jakby dubeltowe, bo zarówno bł. Sadoka i Męczenników Dominikańskich, jak i bł. Męczenników Sandomierskich, mieszkańców miasta.
Dziś to wszystko poszło w zapomnienie, jak i lwia część naszej ojczystej tradycji… przykre… smutne
======================================
Andrzej Sarwa
SŁOWO O BŁOGOSŁAWIONYM SADOKU-PRZEORZE I CZTERDZIESTU OŚMIU DOMINIKAŃSKIEJ BRACI W SANDOMIERZU PRZEZ TATARÓW OKRUTNIE POMORDOWANYCH Dzień wstał mroźny i rześki. Poza oknem celi przeora Sadoka, na tle białosiwego nieba, oświetlonego od wschodu szkarłatnozłocistą poświatą, rysowały się konary rozłożystej lipy, oprószonej świeżo spadłym śniegiem.
Do uszu zakonnika dobiegł głos sygnaturki zwołującej mieszkańców świętojakubskiego klasztoru na poranną mszę.
— Ech, inaczej było przed laty! — pomyślał przeor, przywołując w pamięci dni młodości. — Inaczej, gdym jako nieopierzony młodzik udał się był, anno Domini 1221, na kapitułę do Bolonii. Ileż zapału i ileż radości, ileż wdzięczności, gdy Ojciec Dominik posłał mnie i brata Pawła szczepić Zakon Kaznodziejski w ziemi węgierskiej i nieść światłość Panachrystusowej Ewangelii, Prawdy nie znającym Kumanom.
Spojrzał w okno napełniające się coraz większym blaskiem. Dzień się zaczął na dobre i całkiem widno się już zrobiło, mimo iż niebo jęły zasnuwać na nowo ciężkie śniegowe chmury, z których rychło poczęły bezszelestnie osypywać się grube i ciężkie płatki śniegowe, sfruwając przez niczym nie osłonięty otwór i osiadając na posadzce ułożonej z czerwonej cegły, kładzionej na sztorc ściśle jedna obok drugiej.
Przeor podszedł ku oknu i założył je szczelnie sosnową ramą obciągniętą błonami ze świńskich pęcherzy. Wstrząsnął nim dreszcz, bowiem ziąb ciągnący z dworu przejął niemłode już ciało, wnikając — zda się — aż do samych trzewi. Opuściwszy celę, wędrując niespiesznie tonącym w półmroku klasztornym korytarzem, kierował się ku kościołowi, jednocześnie rozmyślając o minionych dniach, miesiącach, latach…
Oto w umyśle pojawiły się obrazy przeszłości.
Znów był złotoustym kaznodzieją, przyciągającym tłumy pogan, znów polewał wodą nisko pochylone głowy nowo nawróconych, wymawiając sakramentalne słowa formuły chrzcielnej.
Wspominał dzień największego swojego triumfu, gdy do owczarni Jezusowej przywiódł, i obmył z grzechów, książąt tamtej ziemi: Bruchusa i Bembrocha z rodzinami i dworem.
Ale oto napłynęło wspomnienie inne, wspomnienie rzezi, jaką Kumanom urządzili Tatarzy… Przed oczyma stawały mu ciała porżniętych dominikanów: Pawła i współbraci, leżące w kałużach parującej na chłodzie krwi, której ciemnopąsowa powierzchnia ścinała się, marszcząc przy tym lekko.
Jego Pan Chrystus ocalił… Jego ocalił… Czemuż? Czyż nie prosił wówczas, o koronę męczeńską także i dla siebie? Czyż nie pragnął ofiarować życia na ołtarzu Pana? Dla Pana i za Pana?
Trzeba było potem opuścić ziemię Kumanów, bo nie miał już komu głosić Królestwa Bożego. Wrócił do ojczyzny, osiadł w sandomierskim, świętojakubskim klasztorze, wiodąc żywot cichy i skromny, budując Państwo Najwyższego inaczej zgoła niż tam, w odległej krainie, budując je codzienną mrówczą pracą, budując słowem głoszonym z kazalnicy, budując przykładem świątobliwego żywota, ale bez tak ciężkiej walki o dusze, które wcześniej przemocą wydzierać musiał ze szponów Szatana.
Sadok przyzwyczajony był do bojowania przez te długie lata, więc skoro przyszło zamieszkać w Sandomierzu, czuł, że powoli gnuśnieje. Mniej tu było sposobności, iżby wykorzystać całe bogactwo, całą siłę charakteru.
Tak, miał poczucie, iż gnuśnieje i bolał nad owym srodze. Jednocześnie zaś tęskniąc za minionym, choć minione to także był trud i udręczenie, i sen na twardej ziemi, i chłód, i niejednokrotnie pusty brzuch…
Nie buntował się przecież. Wiedział, iż taka jest wola Jezusowa, że skoro go tu przysłał, że sprawił, iż został przeorem, taki a nie inny zamysł miał wobec swego sługi, zatem sługa wolę Bożą musi wypełniać z pokorą…
* * *
Wciąż daleki myślami od sandomierskiej powszedniości nakładał w zakrystii humerał, albę, stułę — oznakę kapłaństwa, ornat i manipularz.
Szczupły, wysoki, o żółtawej niezdrowej cerze, kleryk Medardus ukląkł na stopniach ołtarza, podczas gdy Sadok uniósłszy w górę rozłożone ręce szeptał modlitwy mszalne…
Dzień zimowy, pochmurny dzień, niczym nie różnił się od tylu innych. jakie w cichej, acz wytrwałej, wytężonej pracy w upływał w sandomierskim, świętojakubskim klasztorze.
Śnieg bez ustanku grubymi płatkami bezszelestnie osypywał się z obłoków na ziemię, wszystko wokół szczelnie okrywając niepokalaną białością. Przed wieczorem wypogodziło się i nawet na widnokręgu pojawiło się nieco słonecznego poblasku, który zresztą zaraz umknął przed gęstym mrokiem. Sadok posłyszawszy, iż w grodzie uczynił się jakiś wielki ruch, wszedłszy do klasztornego ogrodu rozlokowanego na łagodnym skłonie Świętojakubskiego Wzgórza, spoglądał na sąsiednie — Zamkowe. Widział tak rycerzy, jak i pachołków, przebiegających spiesznie wąskie grodowe uliczki.
“ — I cóż to się wydarzyło, że gród przypomina mrowisko, które niebaczny przechodzień roztrącił stopą?” — pomyślał zakonnik.
Postał jeszcze chwilę, a potem udał się — jak to miał we zwyczaju — do kościoła, by adorować i cześć oddawać Panu Jezusowi ukrytemu w Eucharystycznym Chlebie. Nikły, żółtawy poblask kaganka ledwie oświetlał tabernakulum i niewielki krąg posadzki tuż u stopni ołtarzowych.
Ukląkł przeor, a skrzyżowawszy ręce na piersiach i nisko pochyliwszy głowę, pełnym żarliwości szeptem wypowiadał słowa modlitw.
Długo musiał tak tkwić nieporuszony, skoro w kolanach i plecach zgiętych w pałąk — mimo iż przecież nawykłych do nabożnych ćwiczeń — poczuł ból i zmęczenie. I oto naraz posłyszał odgłos kroków odbijających się echem od nagich ceglanych ścian korytarza prowadzącego do kościoła ku celom klasztornym.
Podniósł głowę i bacznie wpatrywał się w mrok, skąd po kilku chwilach wysunęła się postać ojca Piotra, furtiana, dzierżącego w wyciągniętej przed siebie i uniesionej dłoni, długą smolną szczypę płonącego łuczywa. Za furtianem szedł jeszcze ktoś, ciężko stawiając stopy. Przeor natężył wzrok. Był to Piotr z Krępy, kasztelan sandomierski. Podźwignął się tedy z kolan leciwy przeor Sadok, a zbliżywszy, się do przybysza, zapytał:
— I cóż to cię sprowadza do mnie, o tak późnej porze, panie kasztelanie?
— Dzisiaj przed wieczorem, świątobliwy ojcze, doszły nas wieści, iż Tatarzy, idą na Sandomierz… A miasto prawie bezbronne. Nie masz zbrojnych, prócz garstki rycerzy, bo reszta przy księciu panu, w Krakowie… — A zatem?… — zapytał przeor Sadok.
— Cóż… Będziemy bronić grodu. Bez walki go nie poddamy… Wezmą go Tatarzy siłą, wola boska, ale nikt nie powie, żeśmy nie próbowali…
— A miasto? — znów zapytał przeor, spoglądając Krępie prosto w oczy. Ten opuścił głowę na piersi i wyszeptał:
— Miasta bronić nie będziemy długo… Bo i kim? Kim, skoro ludzi niedosyt…
Krępa uniósł głowę i patrząc przeorowi prosto w oczy, dodał:
— Wiesz ojcze, co owo oznacza… Klasztoru także bronić nie będziemy…
* * *
Sadok klęczał przed Ukrzyżowanym. Zaczerwienionymi z bezsenności oczyma wpatrywał się w Twarz Cierpiącego. Złocisto—szkarłatne refleksy płonącego łuczywa igrały po surowych murach, po owej Twarzy, sprawiając pozór życia w wyrzezanym z ciemnego drewna Zbawicielu.
Poza oknem był mrok. I w kątach celi też czaił się mrok. A wpośród mroku słychać było oddech Kusiciela:
— Uchodź, uchodź czym prędzej… Oddech układał się w słowa.
— Uchodź, uchodź czym prędzej… Czy warto tak głupio skończyć? Oddech potężniał, niczym fala wiosennej powodzi uderzająca o ściany domostw wzniesionych na wiślanym brzegu.
— I jakiż sens dać gardło? Jaki sens? Ileż jeszcze — żywy — mógłbyś zdziałać w świecie? Umrzeć nietrudno… Głupio umrzeć łatwo… Umrzeć z sensem, to sztuka nie lada!…
A Chrystus Pan na Krzyżu w nieustającej męce Golgoty zakrył oczy powiekami. Twarz zastygła w boleści konania… Chciał Sadok odczytać radę z owej Twarzy, przecież daleka mu była teraz… Jakże daleka… Jak jeszcze nigdy w życiu…
— Nie zostawiaj mnie, Panie, w rozterce! — Sadok uniósł ręce w błagalnym geście — Nic zostawiaj samemu sobie! czemuż wydajesz mnie na pokuszenie? Czemuż nie chronisz, czemu nie osłaniasz?
Ale Jezus uparcie milczał. Tylko twarz wykrzywiła się w skurczu niesłychanej boleści. Jego udręka i pohańbienie sięgały krawędzi piekieł — na odkupienie wszystkich bez wyjątku przewin. Na obmycie wszelkiego brudu, na starcie każdego występku…
— Zbierz braci. Skoro świt nadejdzie… zbierz braci. Uchodźcie póki jeszcze można. Komuż pomoże to, iż dacie głowy? Komu?
Jezus na Krzyżu już nie cierpiał. Twarz wygładziła się. Wpółotwarte usta zastygły w bezruchu. Skonał.
* * *
Przeor odwrócił się od ołtarza. Jeszcze tylko jedno zdanie miał wyrzec: “— Ite missa est” — “Idźcie, msza skończona”, a bracia poczną wychodzić z kościoła.
Zawahał się. Poruszył wargami raz i drugi, ale nie wydobył z nich głosu. Aż wreszcie się przemógł, by rzec:
— Wiecie bracia, że za dzień — dwa przybędą Tatarzy. Wiecie, że nie ma rycerstwa w Sandomierzu… Ot, garstka… Tyle tylko, by obsadzić grodowe wały… Miasta nikt nie będzie bronił… A jak miasta, to i klasztoru… Któż z was chce, może odejść… Poszukać bezpiecznego schowu… Nie mam prawa przymuszać nikogo, iżby pozostał… Nie wolno mi cudzym szafować żywotem…
Bracia stojąc w dwuszeregu w pośrodku świątyni milczeli, nisko pochylając głowy. Ale oto ciszę przerwał głośny szept jednego z kleryków:
— A ty, ojcze?… A ty co uczynisz?…
— Ja?…
— Sadok zawahał się przez moment, Jeszcze skądś — nie wiedzieć skąd — wnikając wprost do mózgu doszedł go głos Kusiciela:
“— Uchodź!”
— Ja?… — powtórzył — Zostaję… Zostaję, bom nie po to stawał się Panachrstusowym żołnierzem, by stchórzyć, gdy nadejdzie czas próby… Bo nie godzi się pasterzowi owiec, porzucać je, lecz do końca trwać przy nich, nawet gdy wie, iż nie będzie mógł ich ochronić przed stadem wilków… Bo nie godzi się umykać tym, którzy są tu postawieni na straży chrześcijaństwa!… Przecież… Przecież wiedziałem… Zawsze to wiedziałem, iż kiedyś przecie nadejdzie taki dzień, w którym Pan zażąda mojego życia…
I nikt już nie wyrzekł ni jednego słowa. Mnisi jęli się rozchodzić, każdy do, swoich zajęć.
* * *
Następny dzień wstał pogodny i rześki. Słońce powoli wspinało się po nieboskłonie, niezbyt ostry mróz delikatnie szczypał w policzki i płatki uszu świątobliwego przeora Sadoka, który, skoro świt udał się do ogrodu i błądząc jego alejkami, zapatrzony w cud rodzącego się dnia, odmawiał pacierze, w oczekiwaniu na głos sygnaturki, która — jak zwykle — miała oto za czas jakiś wezwać na wspólne modły wszystkich braci do kościoła.
Śnieg chrzęścił pod stopami zakonnika, a gawrony, które licznym stadem obsiadły jabłoniowe i morelowe drzewa rosnące po obydwu stronach alejki, spoglądały nań ciekawie, przekrzywiając głowy, nie podrywając się do lotu, nawet gdy mnich zbliżał się do nich. Widać czuły, czarniawe ptaszyska, iż nic im nie zagraża ze strony owego człowieka.
Naraz — wrzask przeciągły i dziki wydobywający się z tysiąca piersi, uderzył w niebo. Gawrony wylęknione wzbiły się do góry i jęły krążyć ponad miastem, kracząc doniośle i przeciągle.
Oto Tatarzy — przeprawiwszy się nocą po lodzie przez zamarzniętą Wisłę — podeszli już pod same obwałowania i teraz wrzaskiem próbowali przestraszyć obrońców. A zaraz potem przypuścili atak. Najpierw jeden, potem drugi, dziesiąty… Każdy z nich odbijał się od wałów, niczym fala morska od stromizny wyniosłego brzegu. Oto bowiem, tak rycerstwo, jak też i sami łyczkowie dzielnie bronili miasta przed pogańską szarańczą.
Gdy zmrok spłynął na ziemię. walka ustała, aby zarówno wojownicy tatarscy, jak i obrońcy Sandomierza mogli odpocząć, opatrzyć rany, pogrzebać zabitych. Noc przyniosła też sny — jednym miłe i kojące, innym przerażające koszmary…
Pogoda, jak na zamówienie najeźdźców, utrzymywała się od chwili rozpoczęcia oblężenia wspaniała. Słońce nisko wiszące ponad widnokręgiem, przegnało precz śniegowe chmury. Leciutki mrozik utwardził ścieżki.
2 lutego 1260 roku, gdy Mongołowie, skoro świt, przypuścili następny atak, wiadomym było, iż miasto dłużej nie będzie mogło się opierać. Dominikanie, nie mniej uznojeni od walczących, którym przez wszystkie te dnie i noce opatrywali rany, przyrządzali gorące posiłki, dysponowali na śmierć i kopali mogiły, prawie przestali myśleć, co się stanie, skoro poganie sforsują wały i wedrą się do środka. Ot, po prostu, nazbyt wiele ciężkiej prać nie pozostawiało czasu na rozpamiętywanie tego, co miało już rychło nadejść.
Tymczasem — tak jak każdego ranka — rozdzwoniła się sygnaturka, wzywająca mnichów na poranną mszę. Jęli tedy zewsząd — z klasztoru i z wałów — schodzić się do kościoła, a skoro już każdy zajął swoje miejsce, wyszedł z zakrystii, przyodziany w szaty liturgiczne, w asyście dwu diakonów — Stefana i Mojżesza — leciwy przeor Sadok.
Nim zbliżył się do ołtarzowych stopni, podszedł wpierw ku ciężkiemu pulpitowi, wyrobionemu z jednego kloca dębu, a wyrzezanemu zmyślnie w kształt ludzkiej postaci. Na pulpicie spoczywała księga Martyrologium. Otwarł ją i odszukawszy odpowiednią stronicę, pochylił się, aby — jak zwyczaj kazał — odczytać, któregoż to z męczenników Pańskich czci Kościół Święty tego właśnie dnia. Spojrzał na kartkę i osłupiał: oto na pergaminie jarzyły się pozłocistym blaskiem kunsztowne — nieziemską ręką wymalowane — litery układające się w zdanie.
Bezskutecznie próbował wydobyć głos z zaciśniętego bolesnym skurczem gardła. Bezgłośnie tedy poruszał ustami. Zaniepokojeni mnisi spoglądali to na niego, to na siebie nawzajem, nie rozumiejąc, cóż wydarzyć się mogło.
Wreszcie przeor skinął na diakona Stefana, a gdy młodzieniec się zbliżył, odsunąwszy się od pulpitu, wychrypiał:
— Ty czytaj…
Spojrzał Stefan w rozwartą księgę i zdumienie pomieszane z lękiem odmalowało się na jego twarzy. Mimo jednak, iż drżeć począł na całym ciele, a pot perlisty zrosił mu czoło, zebrał się w sobie i głosem niepewnym, lecz wystarczająco donośnym, aby wszyscy posłyszeć go mogli, przeczytał:
“— Dziś błogosławionego Sadoka, przeora, i czterdziestu ośmiu dominikańskich braci, w Sandomierzu przez Tatarów okrutnie pomordowanych.”
Gdy Stefan skończył czytać zgroza ogarnęła mnichów. Spoglądali na siebie przerażonymi oczyma. Oto bowiem żaden z nich ani przypuszczał, iż w tym kościele, od tego pulpitu paść mogą słowa dotyczące jego samego. Takie słowa… A przecież padły…
Sadok, uniósłszy dłonie ku górze, rzekł:
— Ach, bracia, nie lękać, lecz cieszyć się nam trzeba. Bo wielka to łaska korona męczeńska — i nie każdy może na nią zasłużyć. Myśmy przecie zasłużyli. Bowiem żaden z nas nic stchórzył… Żaden nie uciekł z Sandomierza, opuszczając Panachrystusową owczarnię…
I nie powiedziawszy już nic więcej, zbliżył się do stopni ołtarza, by rozpocząć sprawowanie Najświętszej Liturgii.
— In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
— Introibo ad altare dei. — Przystąpię do ołtarza bożego — rzekł.
— Ad Deum qui letificat iuventutem meam — Do Boga, który uweselił młodść moją — odpowiedział nowicjusz, który mu ministrantował.
I odprawiała się ta msza, jak tyle innych przed nią, jakby nic się nic wydarzyło, jakby poza drzwiami nie szalała bitwa, jakby Pan nie dał cudownego znaku… Skoro przeor uniósł patenę z hostią i kielich z winem na ofiarowanie, rumor straszny uczynił się przed świątynią, a Tatarzy jęli rąbać solidne drzwi dębowe, nabijane brązowymi ćwiekami, prowadzące do kościoła Świętego Apostoła Jakuba.
A gdy Sadok wyrzekł słowa przeistoczenia: Hoc est enim Corpus meum — To jest bowiem Ciało moje. — Hic est enim calix Sanguinis mei… — To jest bowiem kielich Krwi mojej… — a białą hostię uniósł wysoko ponad głowę, gdy ministrant zadzwonił na podniesienie, z trzaskiem pękła jedna zawiasa.
Tuż po komunii zaś, pękła druga, a rozwścieczeni, ochlapani krwią pomordowanych mieszczan żołdacy tatarscy wpadli do świątyni.
A stało się to tuż po tym, jak celebrans, odwróciwszy się od ołtarza, wyrzekł: — Ite missa est! — Idźcie, msza skończona.
Dominikanie stali w dwuszeregu w pośrodku świątyni. Przez małe, wąskie okienka wpadały pozłociste smugi światła, pachniało kadzidlanym dymem. Dostojnie było i uroczyście. Toteż Tatarzy miast od razu uderzyć na mnichów, zatrzymali się w pobliżu drzwi, zbici w gromadkę, zaskoczeni ich przedziwnym spokojem.
Pewnie inaczej by było, gdyby dominikanie poczęli uciekać, krzyczeć, żebrać litości. Ale oni stali z twarzami wzniesionymi ku górze, jakby wypatrując nadejścia kogoś ze sfery gwiazd.
I oto naraz subdiakon Mojżesz, asystujący przeorowi Sadokowi, skrzyżowawszy ręce na piersi, zaintonował pieśń za umarłych:
Natychmiast pozostali podjęli pieśń, która z mocą wybuchła z wszystkich piersi, odbijając się pogłosem od belkowanego świątynnego stropu i surowych czewonych, ceglanych ścian.
A wówczas — jakby czar spadł z Tatarów. Oto jeden z wojowników zdjął giętki łuk z pleców, nałożył na cięciwę pierzastą strzałę i wypuścił ją ze świstem w pierś najbliżej stojącego mnicha. Ów pochylił się gwałtownie do przodu, by zaraz paść na kolana, a wreszcie osunąć się na szare, piaskowcowe pyty posadzki. Wokół leżącego jęła się zbierać krew wypływająca z piersi. Parująca na zimnie rozlewała się w coraz większą i większą ciemnopąsową kałużę.
Karol de Prevot, Męczeństwo sandomierskich dominikanów
Wyciągnęli wojownicy zakrzywione szable i z okrzykiem bojowym, z wyciem, rzucili się ku śpiewającym. I siekli ich dotąd, aż ostatni upadł, aż śpiew zamilkł, aż nastała cisza…
A jeden z mnichów, który jeszcze podczas sprawowania Świętej Liturgii chyłkiem opuścił szereg i skrył się na chórze, albowiem przeląkł się śmierci, skoro zobaczył współbraci swoich okrutnie pomordowanych, zawstydził się swego tchórzostwa, zszedł z chóru i uklęknąwszy przy zwłokach, jął za zabitych odmawiać pacierze.
Gdy dostrzegli go Tatarzy, przepełnieni wściekłością, rozsiekli go szablami. I nie ocalał nikt spośród sandomierskich dominikanów…
A gdy Tatarzy objuczeni łupami opuścili kościół i klasztor, oto aniołowie niebiescy przybyli z gałęźmi palmowymi, aby dusze pomordowanych zaprowadzić przed oblicze Pańskie, iżby za wierność mogli odebrać wiekuistą nagrodę w Raju.
Te oto imiona w swoim dziele MATKA ŚWIĘTYCH POLSKA, w Krakowie roku Pańskiego 1767 tłoczonym, podał O. Floryan Jaroszewicz, kapłan zakonu Ś.O. Franciszka. reformat, z sandomierskiego konwentu Ś. Józefa. Kościół Rzymski Katolicki męczenników owych wyniósł na ołtarze, a ich święto wyznaczył na dzień 2. czerwca.
Andrzej Sarwa
———–
P.S. Dziś na dachu sandomierskiego kościoła św. Jakuba rosną brzozy, ściany prezbiterium popękane, wnętrze… brak słów… można więc już bezpiecznie chwalić Czyngis-chana i jego spadkobierców, bo o tamtych wydarzeniach jakoś nie chce się już pamiętać...
Od wczoraj (5 marca 2025 r.) panuje spore poruszenie spowodowane wypowiedziami kandydata Konfederacji na prezydenta – Sławomira Mentzena1 odnośnie do PiS i tego jak obie partie powinny traktować siebie nawzajem w tejże kampanii. Sama redaktor Holecka, która prowadziła w telewizji Republika wywiad z kandydatem Konfederacji była nieco zaskoczona koncyliacyjnym charakterem wypowiedzi Mentzena, który niczym połączenie baranka pokoju ze świetnym strategiem opowiadał o tym, jak to mainstreamowe sondażownie pompując sztucznie poparcie dla niego „próbują poróżnić wyborców prawicy”. Lider Nowej Nadziei doprecyzował, że chodzi oczywiście o wyborców Konfederacji i PiS a spory między wyborcami tych partii nie są do niczego potrzebne. Jaki miałby być cel tej zmiany narracji? Mentzen, podobnie jak całe rzesze rzekomo prawicowego komentariatu mówi o tragicznym scenariuszu „domknięcia systemu”, gdyby wybory prezydenckie wygrał Rafał Trzaskowski, bowiem podówczas pełnia władzy leżałaby w rękach Donalda Tuska i jego ekipy.
Zacząć jednak należy od tego, że zdziwienie słowami Sławomira Mentzena jest mocno spóźnione. Uważnie obserwujący Konfederację od początku jej powstania zauważali pewne pęknięcia w narracji oraz języku, jakiego zaczęli używać politycy tej partii od momentu wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Bynajmniej nie należy w tym miejscu zrzucać winy na sytuację wokół wyrzucenia Korwin-Mikkego, co było słusznym ruchem, lecz było jedynie skutkiem zmiany linii Konfederacji.
Trudno zamykać oczy na korelację między pojawieniem się w partii Przemysława Wiplera a ową zmianą linii, szczególnie uwzględniając „dokonania” tego politycznego szkodnika w dawniejszych czasach. Sztuczki prawne godne naginania przepisów przez PiS doprowadziły do kolejnego pęknięcia, wyrzucenia Grzegorza Brauna i tym samym jak się okazuje otwarcia na oścież drzwi do sojuszu Konfederacji z PiS.
Już wtedy maski opadły całkowicie, bowiem gdy 17 stycznia 2025 roku Braun został usunięty z szeregów partii2 to niecały tydzień później jeden z polityków Konfederacji i jednocześnie wiceprezes Nowej Nadziei – Bartłomiej Pejo jasno stwierdził, że nie wykluczają koalicji z partią Jarosława Kaczyńskiego3. Nie trzeba przypominać, że tym samym p. Pejo dał paliwo do narracji zwolennikom Grzegorza Brauna, którzy od dłuższego czasu wskazywali, że Konfederacja prze ku mainstreamowi i sojuszom z siedzącymi wygodnie od 20 lat przy stoliku a przecież stolik miał być wywracany. Wypowiedź posła Pejo była więc oznajmieniem przygotowywanego od dłuższego czasu scenariusza i robieniem odpowiedniego gruntu pod coś, co jak najbardziej było do przewidzenia. Jakby tego było mało, sam marszałek Bosak, co znamienne również w telewizji Republika, 24 lutego 2025 roku ponowił sygnał do swoich wyborców, że grunt do sojuszu z PiS jest przygotowywany, bowiem gdy zadano mu pytanie „z kim Konfederacja byłaby w stanie zawiązać koalicję” odpowiedział, że „z każdym, kto chciałby realizować program korzystny dla Polski”. Dopytany czy z Platformą również, odżegnywał się od tego scenariusza argumentując, że nie jest to partia, która taki program realizuje. Zapytany jednak o taką koalicję z PiS odpowiedział mocno pokrętnie: „czy to jest partia, która chce realizować program korzystny dla Polski?”, redaktor odpowiedziała „to już musi Pan ocenić”, co marszałek skwitował: „mam nadzieję”4.
Cóż takiego się wydarzyło w opinii Krzysztofa Bosaka oraz polityków Konfederacji, że pozwolili sobie na tak skrajne przesunięcie semantyczne? Dlaczego PiS nagle jednak stał się prawicą i Mentzen wprost zalicza skrajnie socjalistyczną i rewolucyjną frakcję Kaczyńskiego do tego samego obozu ideowego, co Konfederację? Odnośnie do czego marszałek żywi nadzieję? Nie jestem naiwny, by po latach słuchania popisowych i krytycznych w stronę PiS wypowiedzi Bosaka po właśnie takich pytaniach jak zadane w telewizji Republika, nagle wcisnął on hamulec i uznał, że „ma nadzieję, że to jemu pozostaje ocena czy PiS chce realizować program korzystny dla Polski”. Przecież znamy doskonale narrację Konfederacji i sposób jej przedstawiania – gdy tylko była okazja, wszyscy politycy tej partii deklarowali, że nie są zainteresowani żadnym sojuszem z żadną partią mainstreamową, bo ich celem jest wywrócenie stolika i zmiana jakości polskiej polityki. Czyżby PiS nagle nie był odpowiedzialny za szereg błędów wytykanych przez Konfederację przez lata i na którym to wytykaniu Konfederacja de facto się wybiła? Partia Kaczyńskiego nie jest odpowiedzialna za rujnujący polskich rolników, przedsiębiorców i zwykłych obywateli płacących coraz wyższe rachunki Zielony Ład? To jednak nie rękami Morawieckiego doprowadzono do tej skrajnie niekorzystnej dla Polski sytuacji, co forsował Bosak w dyskusji z byłym premierem w debacie Klubu Jagiellońskiego moderowanej przez Jana Rokitę jeszcze we wrześniu ubiegłego roku? PiS nie ponosi winy za fatalne zarządzanie w trakcie COVID, za tysiące bankructw, zamkniętych firm i przede wszystkim za ponad 200 tysięcy nadmiarowych zgonów? Już nie muszą za to odpowiadać?
Jak widać sen o nowej jakości w polityce skończył się stosunkowo szybko. Aby jednak wyborcy nie byli nadmiernie zszokowani, buduje się wspomnianą na początku narrację o „domknięciu systemu”. I choć faktycznie wygrana Trzaskowskiego nie będzie korzystna dla Polski i jest to scenariusz bardzo niekorzystny, to wmawianie ludziom, że konieczne są pokojowe relacje z PiS, będące w zasadzie zakończeniem wytykania oczywistych błędów poprzednio rządzącej partii jest kompletną bzdurą i robieniem z własnego elektoratu idiotów. Jakie bowiem są scenariusze? Pierwszy i jednocześnie nierealny to taki, że Trzaskowski uzyskał ponad 50% wszystkich głosów w wyborach. Czy jakieś zawieszenie broni czy cichy sojusz obu tych partii cokolwiek zmienia? Jeśli tak, to akurat będzie to wynik właśnie tej taktyki, bowiem jeśli dwie partie wystawiają swoich kandydatów celując w ten sam elektorat – prawicowy, to poparcie zostanie rozbite a część elektoratu może nawet nie pójść na wybory. Po co wyborca Konfederacji ma głosować na Mentzena, skoro on sam ustawia się w tym samym bloku, co PiS a przez lata wyborca Konfederacji był profilowany na anty-PiS i anty-PO w myśl hasła „PiS, PO jedno zło”?
Drugi scenariusz to taki, w którym będzie miała miejsce druga tura a do tej niewątpliwie wejdzie Trzaskowski i tenże scenariusz ma dwa warianty – z Mentzenem albo z Nawrockim w drugiej turze. Jeśli Mentzen wejdzie do drugiej tury, to nie dlatego, że zacznie klepać się po plecach z PiS i puszczać oko do ich wyborców. Tak jak żelazny elektorat Konfederacji był budowany na narracji „PiS, PO jedno zło”, tak żelazny elektorat PiS jest zbudowany na narracji „albo my albo nikt” oraz „Konfederacja to ruskie onuce”. Mentzen ma szansę na drugą turę tylko i wyłącznie jeśli utrzymałby dotychczasową narrację, bowiem jednym z jej istotnych komponentów jest granie na wiarygodności opartej o argument „nigdy nie siadaliśmy do stolika z PiS czy PO”. Obecną postawą lider Nowej Nadziei strzela sobie w stopę, bowiem wchodząc w jakikolwiek sojusz z partią duopolu wytrąca sobie z ręki najlepszy oręż wśród grupy docelowej zmęczonej PiS i PO a więc gotowej, by oddać na niego głos. Z tego też powodu uważam, że Konfederacja popełniła strategiczny błąd i mimo ogromnej pracy w kampanii, Mentzen bardzo mocno zmniejsza sobie szanse na wejście do drugiej tury, o ile ich już nie przekreślił.
A przecież założenia lidera Nowej Nadziei o scenariuszu wygrania z Trzaskowskim w drugiej turze były jak najbardziej słuszne – Mentzen nie musiał robić absolutnie nic, by zgarnąć wtedy głosy wyborców PiS, którzy bardziej niż ruskich onuc nie trawią nikogo od Tuska. Jeśli zaś do drugiej tury wejdzie Karol Nawrocki, co jest scenariuszem bardzo prawdopodobnym, to dopiero wtedy Konfederacja musiałaby wybrać jakiś wariant działania – poprzeć Trzaskowskiego, Nawrockiego czy nikogo? To jednak nie zaburzyłoby ani kampanii Mentzena i jego obrazu jako kandydata innego niż z duopolu ani nie zmuszało do żadnych cichych sojuszy z kimkolwiek. Zarówno Mentzen jak i cała Konfederacja przesuwając się w stronę PiS doprowadzili do sytuacji, w której wygranym będzie tutaj właśnie tylko PiS. Dlaczego? Bo Nawrocki w drugiej turze raczej z Trzaskowskim przegra a Konfederacja zostanie z tym sojuszem i poparciem dla PiS niczym Himilsbach z angielskim. Nie wygra niczego na scenie politycznej – dołączy do obozu przegranych przekreślając swoją główną siłę partii opartej na anty-duopolu dając jednocześnie wyraźny sygnał PiS, że to ta partia rozdaje karty i jeśli Konfederacja coś sobie roi odnośnie do stolika, to może co najwyżej usiąść na taborecie niższym niż ten prezesa Kaczyńskiego. Toteż jakiekolwiek bajania o „domknięciu systemu” można sobie darować – system właśnie się domknął, bowiem jedyna partia, która miała cień szansy na dokonanie pęknięcia w nim, dokłada wszelkich starań, by wtopić się w jeden z rewolucyjnych i skonfliktowanych obozów, tym samym utrwalając obraz, w jakim tkwimy od ponad 20 lat.
W tej kampanii wyborczej padło wiele słów, ale nie odsłoniła ona najważniejszego: potężnego kryzysu energetycznego, który zbliża się: do Pani, do mnie, do zakładów pracy, do szkół, do szpitali itd. Kryzysu, wobec którego obecny rząd wydaje się być zupełnie ślepy lub bezradny!
Zamiast w trybie pilnym remontować istniejące i budować nowe elektrownie węglowe, resort przemysłu przyjmuje kuriozalny projekt ustawy…
Nowa wersja projektu ustawy o funkcjonowaniu górnictwa przewiduje likwidację sześciu kopalń w ciągu najbliższych 10 lat. Koszt wygaszania wydobycia oszacowano na 9,125 mld zł, z czego 8,3 mld zł pokryje budżet państwa.
Dodajmy do tego rozbiórkę – choć nie pracowała ani jednego dnia! – najnowocześniejszej w Polsce elektrowni Ostrołęka C, co pochłonęło łącznie 1,3 mld zł.
Jak Pani widzi, ogromne miliardy idą na niszczenie kopalń (bo trudno nazwać „zamknięciem” to, co uczyniono z kopalniami Krupiński i Makoszowy) i rozbiórkę kolejnych elektrowni, podczas gdy mija ostatni okres zgody Komisji Europejskiej na funkcjonowanie 40 bloków elektrowni węglowych, bez których polski system elektroenergetyczny padnie!
Pod powyższym linkiem odnajdzie Pani naszą petycję do Donalda Tuska i posłów koalicji, jak również dodatkowe informacje o fatalnych decyzjach w sprawie polskich kopalń i elektrowni. Bardzo Panią proszę o włączenie się w naszą akcję – tak jak to zrobiło już wiele tysięcy Polaków – i wysłanie tego apelu do premiera.
Być może zapyta Pani: czy w kraju takim jak Polska naprawdę może dojść do wielkiej awarii systemu dostarczania prądu?
Cóż, przed miesiącem w Hiszpanii doszło właśnie do takiego blackoutu. I prędko się z tego nie podnieśli! Oto zdjęcie satelitarne części Europy z tamtej nocy:
Ktoś napisał, że Hiszpania wyglądała tutaj jak komunistyczna Korea Północna.
To straszne: przez kilkanaście godzin miliony osób były pozbawione dostępu do prądu, transport publiczny został sparaliżowany, a dostęp do usług telekomunikacyjnych – zakłócony.
Jak do tego doszło? Mówiąc w dużym uproszczeniu – choć dużo więcej na ten temat napisali już nasi eksperci – brak inercji i tym samym możliwości szybkiego zareagowania na skoki zapotrzebowania energii spowodował posypanie się całego systemu elektroenergetycznego Hiszpanii niczym domku z kart.
Zbyt duży jest tam udział OZE w miksie energetycznym, na co nakładają się coraz częstsze awarie i remonty. Tak tworzy się rozchwianie systemu, którego w pewnym momencie nie można już uratować. I być może już Pani dostrzega, co w tym jest najgorsze…
NAJGORSZE JEST TO, ŻE POLSKA IDZIE TĄ SAMĄ DROGĄ!!!
Nie mając prądu z elektrowni atomowych jako państwo podcinamy jedyną gałąź, na której siedzimy – stabilne źródła energii, pozwalające na utrzymanie przez system tej niezbędnej inercji, tj. węgiel i gaz.
Proszę Panią o rzut oka na tę grafikę – to bilans polskiego miksu energetycznego w roku 2023:
No właśnie, niecałe 7% z fotowoltaiki i 14% z wiatru? Tak mało energii, pomimo tego, że w samych panelach słonecznych dostępnych wówczas w całej Polsce mieliśmy średnio 15 GW zainstalowanej mocy?! Proszę mi wierzyć, to potężna moc, która jednak, kiedy daje najwięcej do systemu, jest najmniej potrzebna (a więc trzeba ją odłączać, by zachować równowagę popytu i podaży energii), a kiedy jest na nią zapotrzebowanie (szczególnie pod wieczór) – wówczas daje bardzo mało.
Tak wygląda obecnie ta droga donikąd, którą wciska nam się pod hasłami walki ze zmianami klimatu…
Dlatego warto naciskać na polityków i pytać: gdzie inwestycje w remonty kopalń? Gdzie koncesje i otwarcia nowych złóż, których nie brakuje? Dlaczego wstrzymano modernizację najstarszych elektrowni węglowych oraz budowę nowych, czekając aż organy UE zakażą nam użytkowania istniejących?
A przecież demontaż polskich elektrowni węglowych już się zaczął. W Elektrowni Pątnów w grudniu 2024 roku wyłączono ostatni z sześciu najstarszych bloków opalanych węglem brunatnym. Teraz pracuje tam już tylko jeden blok węglowy – Pątnów II. Ta instalacja została oddana do użytku 16 lat temu…
Tak wyglądają decyzje polityczne, podejmowane przy zupełnie bierności obywateli, za to pod presją ideologów klimatyzmu, którzy żyją w urojeniach transformacji od paliw kopalnych do prądu płynącego z OZE.
To najwyższy czas i zarazem jeden z ostatnich sygnałów ostrzegawczych – już w 2028 roku wygasa bowiem niemożliwa do odnowienia zgoda unijnych decydentów na korzystanie ze wspomnianych 40 bloków elektrowni węglowych o mocy 200 MW każdy. Pokażmy zatem rządowi, że nie zgadzamy się na dryfowanie ku katastrofie w imię realizacji założeń utopijnego Zielonego Ładu:
Bardzo Panią proszę o ten jeden podpis i tym samym włączenie się w nasz ogólnopolski protest. Walczymy przecież o swój własny interes – by nie zabrakło prądu nam i naszym bliskim.
Jako polscy patrioci mamy prawo domagać się tego od rządu, którego premier zajmuje się plotkami i pomówieniami, zamiast pracować nad ratowaniem systemu energetycznego Polski. Proszę Panią – zróbmy to wspólnie, aby mocny oddolny głos społeczeństwa trafił do Donalda Tuska i jego posłów.
Sławomir Skiba Fundacja Wolność i Własność
PS. Mobilizujemy do masowego sprzeciwu tysiące Polaków, którzy nie chcą biernie czekać na nadchodzącą katastrofę. Dlatego zwracam się również do Pani, prosząc o pilny podpis pod petycją do Donalda Tuska i parlamentarnej większości, by odstąpili od planu likwidacji górnictwa i ocalili elektrownie węglowe, bez których po prostu zabraknie nam prądu.
Nie znoszę dorabiania ideologii do aktualnej sytuacji. Według mnie sprawa jest prosta.
Aby stworzyć szansę, stworzyć, bo jej na razie nie ma, zaledwie lub aż szansę na opóźnienie lub powstrzymanie procesu niszczenia Polski można zagłosować przeciw Trzaskowskiemu. Pomimo słusznego obrzydzenia do PiS jedyną opcją jaka pozostała ludziom świadomym jest wybór wystawionego przez „umiarkowaną targowicę”, Karola Nawrockiego. „Targowica radykalna” wystawiła sponsorowanego i faworyzowanego przez „Bestię” – Trzaskowskiego.
Różnica jest ogromna
O ile różnica programowa pomiędzy PiS a KO jest minimalna, co usiłują ukryć obydwie opcje ogłupiając swoje elektoraty, to potencjał tkwiący w Nawrockim do wykonania manewru przepłynięcia pomiędzy Scyllą a Charybdą pozwala zakwalifikować tę możliwość do kategorii zdarzeń realnych.
Uważam tak dlatego, że Nawrocki w przeciwieństwie do Trzaskowskiego nie wyrzekł się ani Boga ani Polski oraz zadeklarował sprzeciw wobec planów ustanowienia prawa dającego szersze możliwości mordowania ludzi przed ich narodzeniem, a także, co już pokazała praktyka, w trakcie narodzin oraz po narodzinach.
Karol Nawrocki zadeklarował również sprzeciw wobec ustanowienia cenzury oraz implementowania do polskiego prawa ustawy dającej narzędzia lewicy do prześladowania ludzi normalnych za mówienie prawdy. Nie za „mowę nienawiści” jak twierdzi neokomuna, lecz właśnie za mówienie prawdy.
Kwestii sprowadzania do Polski wędrujących bandytów oraz „zrównoważonego rozboju” nazywanego zielonym nie będę opisywać.
Na koniec polecę felieton Bartosza Kopczyńskiego z którego zacytuję mały fragment
Wybór .upiarza będzie tym złym na pewno, natomiast wybór boksera jest niewiadomą – albo będzie zły, albo dobry, i na tą chwilę nie ma żadnej determinacji, a jeśli ktoś mówi, że na pewno wie, jak będzie, opowiada głupoty. Możemy więc zarówno doczekać się bramkarza Polski, broniącego swojego klubu przed niepożądanymi gośćmi, lub alfonsa, osłaniającego polityczną prostytucję. Co więc wybrać? Nic gorszego od .upiarza nie może nas spotkać, a czasy Dudusia Gryzipiórka już się nie powtórzą, bo jakiś wybór będzie musiał zostać dokonany. Lepiej więc już teraz dokonać go samemu, by nie pozwolić, aby ktoś zdecydował poza nami. Na dziś optymalnym wyborem jest nie dopuścić .upiarza, wybrać boksera i pilnować, aby nie okazał się zwykłym eskortem.
Piszę dziś do Pana jako do Przyjaciela Życia i Rodziny. Piszę na chwilę przed ciszą wyborczą, w sytuacji, gdy wielu z nas doświadcza poważnej rozterki co do niedzielnego głosowania.
Z pewnością wie Pan, co mam na myśli… Kandydaci, którzy jednoznacznie deklarowali obronę życia dzieci przed aborcją i lobby LGBT, odpadli w I turze wyborów. Pozostało dwóch. Jeden jawnie proaborcyjny i zainteresowany przekazaniem licznych przywilejów dla lobby zboczeńców. Drugi – czasem mówiący pięknie o wartościach, by znów za chwilę poddawać w wątpliwość konieczność pełnej ochrony życia dzieci, zmieniający deklaracje w zależności od etapu kampanii. W ostatnich dniach Karol Nawrocki złożył jednak konkretne deklaracje:
Moim celem będzie wsparcie dla polskiej rodziny i zabezpieczenie jej przed niebezpiecznymi ideologiami i przymusami narzucanymi przez grupy ideologiczne. Przed takimi zjawiskami szczególnie powinny być chronione dzieci.
Jako Prezydent będę chronił życie od poczęcia do naturalnej śmierci.
Stoję na niezachwianym stanowisku, że wolność decydowania o swoich poglądach i przekonaniach, w tym wolność słowa czy prawo rodziców do wychowywania dzieci, zgodnie z własnymi przekonaniami to sprawy fundamentalne.
/odpowiedzi z dn. 25.05.2025 na pytania KKP i sztabu G. Brauna/
Przyglądam się temu, co obecnie rządzący przepychając tzw. ustawę o mowie nienawiści chcą zrobić z polską wolnością słowa i jestem tym oburzony. I nie podpisałbym nigdy czegoś takiego.
/odpowiedź w dn. 22.05.2025 w programie „Mentzen Grilluje”/
Mamy więc deklaracje, które należy zapamiętać i z nich rozliczyć przyszłego Prezydenta Polski. Politycy, gdy dostaną się na swoją funkcję, lubią zapominać o składanych obietnicach, jednak mając w ręku powyższe deklaracje będziemy mogli wszyscy – Pan i ja – przypominać o konieczności ich realizacji, szczególnie, że w pierwszej kadencji prezydent zazwyczaj stara się wykazać przed wyborcami, by mieć szansę na drugą kadencję.
Co na pewno stanie się, jeśli wygra Rafał Trzaskowski?
Po pierwsze – natychmiast speckomisja sejmowa ruszy naprzód i dokończy prace nad czterema ustawami w pełni legalizującymi aborcję. Oni czekają tylko na zmianę prezydenta i nie ukrywają, że Trzaskowski podpisze im wszystko, co uchwalą.
Po drugie – ustawa o mowie nienawiści wraz z szaleńczymi wytycznymi Adama Bodnara wejdzie w życie. Nie będzie już żadnej możliwości obrony dzieci w szkołach przed obowiązkową demoralizacją. Także Pan będzie mógł pójść do więzienia za post na Facebooku lub wpis na grupie na komunikatorze. To, co przeżywam teraz ja – od 8 lat ścigana przez 16 gejów na drodze cywilnej w sądzie za słowo „zboczenie” – dotknie także Pana, ale mocniej – poprzez Prokuraturę, w procesie karnym, w kilka lub kilkanaście miesięcy. Lobby LGBT wymusi poprawność i wsadzi do więzienia wszystkich, którzy będą chcieli zachować zdrowy rozsądek.
Po trzecie – natychmiast zostanie uchwalona ustawa o zmianie płci – zapowiedziała to Minister Równości Katarzyna Kotula jeszcze w styczniu tego roku i tłumaczyła, że czekają tylko na swojego prezydenta.
Po czwarte – aborterzy ośmielą się jeszcze bardziej. Zbrodnie, które dziś popełnia się w Oleśnicy, będą dziać się w każdym szpitalu z oddziałem położniczym. Pseudo-przychodnie aborcyjne jak Abotak w Warszawie na Wiejskiej będą w każdym większym mieście.
Po piąte – nasza Ojczyzna nie przeżyje żadnego wielkiego katharsis i nie odbije się od dna, jak zdaje się niektórym publicystom. Zlewaczały parlament do spółki z życzliwym sobie prezydentem dociśnie Polakom śrubę i zniszczy zasoby energii, dobrych ludzi, wytresuje bezmyślne masy. Nie będzie gorzej, by potem było lepiej. Będzie gorzej, a potem jeszcze trudniej będzie wstać z kolan. Mesjanizm zawsze prowadził Polskę wprost w przepaść.
Świadoma, że nie jesteśmy w sytuacji idealnej, ale równocześnie wiedząc, że najprawdopodobniej właśnie nadszedł moment, by ratować życie polskich dzieci przed największą możliwą katastrofą, proszę, aby poszedł Pan na wybory i oddał głos przeciw Rafałowi Trzaskowskiemu. A Karolowi Nawrockiemu zapamiętał przedwyborcze obietnice, a jeśli wygra, nie ulegał euforii, patrzył prezydentowi na ręce i rozliczał go z obietnic.
Wynik wyborów będzie się ważył do ostatniej chwili. Pański głos jest kluczowy.
Obrońcy życia powinni iść na głosowanie i oddać w tych wyborach ważny głos.
Nie ulegajmy pokusie zdystansowania się od sytuacji w Polsce i pozostania w domu, bo „lepszy kandydat już odpadł”. Nie można sobie na to pozwolić.
PS – Nie bądźmy naiwni, ale też nie uciekajmy w wygodnictwo. Pójście na te wybory i zagłosowanie przeciw Rafałowi Trzaskowskiemu jest obowiązkiem każdego prolifera.
Platformerka w Domu Pomocy Społecznej. Czy wszystkich nas to czeka?
„Do Rzeczy”, „okazuje się jednak, że posłanka kłamała, gdyż tak naprawdę odwiedziła hospicjum”.
Tylko – czy tym miłym “uśmiechniętym” starczy DPS-ów dla nas wszystkich?
Może część upchną w namiotach czy na stadionach. Bo kartofli na początek starczy. A potem – procedura “terapia daremna” załatwi resztę.
==============
Dacie wiarę, że taki film z podkładem muzycznym Gajewska wrzuciła na swoje media społecznościowe? A teraz jeszcze kit wciska, że była w DPS. (Film już usunęła, ale się uratował) pic.twitter.com/Ra1RTM6y94
Amerykańscy politycy zwrócili się do Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, z serią pytań dotyczących polskiej kampanii wyborczej w związku z podejrzeniami o nielegalne finansowanie spotów promujących Rafała Trzaskowskiego, a zohydzających innych kandydatów.
Pod oficjalnym pismem skierowanym do Komisji Europejskiej podpisał się m.in. Brian Mast, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów USA.
Politycy amerykańscy pytają w swoim liście m.in. o to, kto dostarczył środki na wykup reklam promujących Rafała Trzaskowskiego, a zohydzających Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Jaką rolę odegrała w tym spółka Estratos oraz jej główny udziałowiec, amerykański fundusz powiązany z Partią Demokratyczną? Co Komisja Europejska zamierza z tym zrobić i dlaczego stosuje podwójne standardy?
Poza Brianem Mastem pod listem do szefowej KE podpisała się szóstka kongresmenów, w tym Keitf Self, przewodniczący podkomisji ds. Europy Izby Reprezentantów USA. Self był szefem amerykańskiej delegacji, która w kwietniu spotkała się z Rafałem Trzaskowskim. Po tym spotkaniu Trzaskowski ogłosił, że ma dobre relacje z obecnie rządzącymi w USA. Podpisani pod dokumentem to przedstawiciele Partii Republikańskiej.
“Podważenie integralności procesów demokratycznych”
Amerykanie w liście do Ursuli von der Leyen piszą wprost, że w czołowych polskich mediach ukazały się materiały, które udowadniają, że tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich możemy mieć w Polsce do czynienia z “podważeniem integralności procesów demokratycznych”.
Chodzi o materiały promujące Rafała Trzaskowskiego i zniechęcające do głosowania na Karola Nawrockiego i Sławomira Mentzena. Jak podkreślają politycy USA, powołując się na ustalenia Wirtualnej Polski, stoi za nimi austriacka spółka Estratos. To podmiot, w którym 80 proc. udziałów mają Amerykanie związani z partią Demokratyczną, a 20 proc. Węgrzy związani z byłym rządem liberalnym, będącym u władzy przed Orbanem.
W Polsce Estratosowi pomagała m.in. fundacja sympatyzująca z Koalicją Obywatelską – Akcja Demokracja.
To one najprawdopodobniej stoją za akcją, w ramach której na dwóch facebookowych profilach – “Wiesz Jak Nie Jest” oraz “Stół Dorosłych” – 10 kwietnia zaczęły się pojawiać reklamy polityczne promujące Trzaskowskiego i stawiające w złym świetle Nawrockiego i Mentzena. Administrator tych profili, który nie ujawnił swojej tożsamości, wydał na promocję treści więcej niż jakikolwiek komitet wyborczy.
”Wyraźnie podkreślmy: agitacja prowadzona przez spółki i fundacje, na dodatek finansowana z zagranicy, jest w Polsce nielegalna. Zgodnie z Kodeksem wyborczym agitację prowadzić mogą bowiem wyłącznie komitety wyborcze oraz sami wyborcy”. Na różnicę pomiędzy wyborcą a zorganizowaną akcją zwracał zresztą uwagę przedstawiciel Krajowego Biura Wyborczego podczas posiedzenia sejmowej komisji cyfryzacji. Dyrektor NASK także uważa to, co się wydarzyło, za nielegalne.
Sztab Rafała Trzaskowskiego oraz sam kandydat odcięli się od materiałów sponsorowanych w mediach społecznościowych.
Grzegorz Braun i Karol Nawrocki. / Foto: PAP (kolaż)
Komitet polityczny Konfederacji Korony Polskiej wystosował do pozostających w wyścigu o fotel Prezydenta RP kandydatów zestaw pytań.
Na razie ustosunkował się do nich tylko „obywatelski” kandydat PiS Karol Nawrocki.
Przypomnijmy, że dzień po I turze wyborów komitet KKP, partii Grzegorza Brauna, wystosował następujące pytania do Karola Nawrockiego i Rafała Trzaskowskiego, którzy 1 czerwca zmierzą się w II turze wyborów prezydenckich:
Czy jako kandydat na Prezydenta RP będzie Pan kierował się wyłącznie polskim interesem narodowym – a w szczególności, czy zobowiązuje się Pan do:
Zdecydowanych działań na rzecz pokoju, a zwłaszcza do niewysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę oraz nieprzekazywania sprzętu wojskowego na rzecz Ukrainy?
Zdecydowanych działań na rzecz zachowania jednolitości i tożsamości narodowej państwa polskiego – a zwłaszcza powstrzymania ukrainizacji Polski, stanowczego potępienia banderyzmu i wyegzekwowania ekshumacji ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Polakach?
Zdecydowanych działań na rzecz bezpieczeństwa publicznego – a w szczególności odrzucenia tzw. paktu migracyjnego Unii Europejskiej i powstrzymania imigracji zarówno legalnej, jak i nielegalnej?
Odrzucenia tzw. zielonego ładu Unii Europejskiej – zwłaszcza w odniesieniu do rolnictwa, górnictwa, budownictwa, energetyki i motoryzacji?
Zaniechania legalnego dzieciobójstwa, a także eksperymentów medycznych na Polakach, przymusu szczepień, selekcji eugenicznej oraz eutanazji wprowadzanej m. in. pod hasłami „terapii daremnych” i „śmierci mózgowej”?
Rozliczenia instytucjonalnego bezprawia lat 2020-2022, m. in. w lecznictwie, wojskowości i gospodarce – a w szczególności ukarania winnych i sprawców kierowniczych, oraz zadośćuczynienia poszkodowanym i rodzinom ofiar?
Doprowadzenia do ekshumacji w Jedwabnem, odrzucenia roszczeń żydowskich oraz zaprzestania celebracji chanukowych w Pałacu Prezydenckim?
Nie odpowiedział na nie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. „Ubolewamy, że Rafał Trzaskowski do dnia dzisiejszego wcale nie odniósł się do ww. pytań, a z jego wypowiedzi publicznych możemy wnioskować, że na każde z zadanych pytań NIE odpowiedziałby twierdząco…” – czytamy na stronie KKP.
Do tak postawionych pytań odniósł się natomiast szef Instytutu Pamięci Narodowej Karol Nawrocki. Jego sztab przesłał odpowiedzi 25 maja.
„Szanowny Panie Pośle,
W odpowiedzi na Pana postulaty uprzejmie wyjaśniam, co następuje:
Nie zgodzę się na wysyłanie polskich wojsk na Ukrainę. Jednoznacznie sprzeciwiam się jako Prezes IPN i będę sprzeciwiał się banderyzmowi – jestem gotów podpisać ustawę, która zakłada penalizację banderyzmu oraz tzw. kłamstwa wołyńskiego. Uzależniam dobre, sąsiedzkie relacje z Ukrainą od pełnej zgody na ekshumację ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Jednocześnie stwierdzam, że w interesie naszego Państwa leży jak najszybsze doprowadzenie do pokoju na Ukrainie.
Zapewniam, że podejmę działania na rzecz jednostronnego wypowiedzenia paktu migracyjnego i zielonego ładu, który blokuje nasz rozwój, blokuje naszą gospodarkę, rolnictwo i łupi portfele Polaków.
Moim celem będzie wsparcie dla polskiej rodziny i zabezpieczenie jej przed niebezpiecznymi ideologiami i przymusami narzucanymi przez grupy ideologiczne. Przed takimi zjawiskami szczególnie powinny być chronione dzieci.
Jako Prezydent będę chronił życia od poczęcia do naturalnej śmierci.
Stoję na niezachwianym stanowisku, że wolność decydowania o swoich poglądach i przekonaniach, w tym wolność słowa czy prawo rodziców do wychowywania dzieci, zgodnie z własnymi przekonaniami to sprawy fundamentalne.
Jestem zdania, że poza obowiązującym prawem dotyczącym kalendarza szczepień, wszystkie inne szczepienia nie ujęte w kalendarzu, powinny być kwestią wyłącznie osobistego wyboru.
Pragnę podkreślić, że w bardzo trudnym czasie pandemii Covid rząd podejmował różne decyzje, także niepopularne i z perspektywy czasu błędne. W całości swej polityki doprowadził jednak do uratowania milionów miejsc pracy i przeprowadził Polskę przez ten kryzys światowy. Podkreślam jednak, że sam nie byłem zwolennikiem restrykcji tak drastycznych jak zamykanie kościołów czy lasów.
Wg mojej opinii Polska powinna zajmować się uzyskaniem reparacji od Niemiec, a wszelkie roszczenia wynikające z niemieckich działań wojennych powinny być kierowane właśnie do Berlina, a nie do Warszawy.
Pragnę przypomnieć także, że już w styczniu tego roku w mediach jasno zadeklarowałem, że przywiązanie do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę i promuję święta i związane z nimi polskie tradycje i zwyczaje, które są bliskie naszemu wspólnemu wyznaniu i wartościom.
Pragnę zapewnić, że broniłem i będę bronił dobrego imienia Polski i Polaków przed wszystkimi obrzydliwymi atakami takich osób, jak np. p. Grabowski, Gross czy Engelking. Będę w tym celu podejmował wszelkie działania, które tylko skutecznie będą prowadziły do tego celu.
Karol Nawrocki”.
==============================================
Jego odpowiedzi oceniła Konfederacja Korony Polskiej.
„1. Odnosząc się do treści odpowiedzi na nasze pytania, pozytywnie oceniamy deklaracje Karola Nawrockiego odnośnie :
działań na rzecz pokoju za naszą wschodnią granicą,
niewysyłania polskich żołnierzy na Ukrainę,
potępienia banderyzmu,
chęci wyegzekwowania ekshumacji ofiar ukraińskiego ludobójstwa na Polakach,
odrzucenia paktu migracyjnego,
odrzucenia zielonego ładu,
zaniechania legalnego dzieciobójstwa.
Wiarygodność ww. deklaracji pozostawiamy do oceny wyborcom.
=================================================
2. Jednoznacznie negatywnie oceniamy poniższe wątki zawarte w odpowiedziach:
a. całkowite pominięcie poniższej problematyki, zawartej w naszych pytaniach, a dotyczącej:
nieprzekazywania sprzętu wojskowego na rzecz Ukrainy,
powstrzymania ukrainizacji Polski,
kwestii zarówno nielegalnej, jak i legalnej migracji,
eksperymentów medycznych na Polakach, przymusu szczepień, selekcji eugenicznej oraz eutanazji wprowadzanej m. in. pod hasłami «terapii daremnej» i «śmierci mózgowej».
b. zauważamy u Karola Nawrockiego brak zrozumienia tego, czym był okres instytucjonalnego bezprawia lat 2020-2022; twierdzenie kandydata, że «rząd […] doprowadził jednak do uratowania milionów miejsc pracy i przeprowadził Polskę przez ten kryzys światowy…» jest dowodem na to, że jego prezydentura, w przypadku wystąpienia podobnej sytuacji jak w latach 2020-2022, byłaby gwarantem powtórzenia zgubnych działań duetu Morawiecki-Duda.
c. Karol Nawrocki wykazał rażący brak zrozumienia problemu obowiązkowych szczepień, czyli kalendarza szczepień (obowiązkowe szczepienia zawarte są właśnie w kalendarzu szczepień) – w większości państw UE nie ma żadnych szczepień obowiązkowych (brak kalendarza szczepień) i dzieci nie są tam wyszczepiane tak ogromną ilością preparatów jak w Polsce.
d. Pominięcie przez Karola Nawrockiego w odpowiedziach sprawy selekcji eugenicznej oraz eutanazji wprowadzanej m. in. pod hasłami «terapii daremnych» i «śmierci mózgowej» stanowi wg nas przesłankę do twierdzenia, że w czasie pełnienia obowiązków Prezydenta Polski Karol Nawrocki w tych kwestiach będzie ściśle współpracował z aktualnym rządem.
e. Karol Nawrocki pełniąc funkcję Prezesa IPN, sam stwierdził, że «sprawa ekshumacji w Jedwabnem go przerosła» – niestety odpowiedź na pytanie związane z obroną interesów Polaków przed atakami żydowskich organizacji (ekshumacja w Jedwabnem, odrzucenie roszczeń do majątków bezspadkowych, celebracji chanukowych) została przez Karola Nawrockiego pominięta – zatem wnioskujemy, że w tych kwestiach będzie on kontynuatorem działań Andrzeja Dudy” – wskazano.
„Nasza konkluzja po analizie treści odpowiedzi Karola Nawrockiego i braku odpowiedzi Rafała Trzaskowskiego:
BOŻE, miej w opiece Polskę całą!” – skwitowała partia Grzegorza Brauna.
==============================================
Mirosław Dakowski:
Przed wyborami uzupełniam:
Lepsza przewlekła grypa od syfilisu i AIDS w jednym.
Studiując nagłówki polskojęzycznych szmatławców, trudno nie zauważyć narastającej histerii wojennej. Inteligentna większość społeczeństwa III RP, zapewne na tym etapie nawet nie rozróżnia chaotycznej rozkrzyczanej propagandy, od faktu braku jakiejkolwiek akcji zbrojnej FR w stosunku do III RP.
Jest oczywistym, że III RP jest na gwałt szykowana do zastąpienia rozpadającej się Ukrainy w wojnie proxy z RF.
Teraz potrzeba tylko zręcznej prowokacji, jak to było w przypadku Radiostacji Gliwice w 1939 roku by zmusić III RP do ataku na FR. Tyle, że tym razem agresorem będzie III RP a nie III Rzesza!
Przy czym konsekwencje tego szalonego aktu oznaczać będą koniec istnienia III RP, jako struktury administracyjnej UE, oraz Jej społeczeństwa.
O ile w przypadku Ukrainy, FR stosowała wstrzemięźliwość przynajmniej przez dwa lata, o tyle agresja członka NATO, jakim mieni się być III RP, spotka się ze zmasowanym atakiem na całym terytorium kraju.
Przy czym RF bez użycia broni jądrowej może w krótkim czasie zlikwidować życie na obszarze od Bugu do Nysy. Hipersoniczne rakiety nawet bez jakiegokolwiek ładunku działają jak meteoryty, które rozpalone przejściem przez ziemską atmosferę stanowią same sobą „bombę słoneczną”.
Tak więc zlikwidować stosunkowo niewielki obszar III RP, nie będzie stanowiło dla FR żadnego problemu. Przy czym irytacja Kremla poszczekiwaniem bałtyckich kundli i III RP, osiągnęła już apogeum. Zapewne z dużą przyjemnością zlikwiduje te hałaśliwe istoty, bezustannie szarpiące FR za nogawki.
„Prezydentura Rafała Trzaskowskiego to domknięcie systemu” – alarmują prawicowi politycy i publicyści. Teza ta brzmi nie tylko niepokojąco, ale niestety także wiarygodnie. Tylko co tak naprawdę oznacza „domknięcie systemu”? I dlaczego to hasło rezonuje dziś z taką siłą?
Nawet umiarkowanie konserwatywny prezydent może okazać się ostatnią zaporą dla zmian prawnych wymierzonych w fundamentalne wartości cywilizacji chrześcijańskiej. Wystarczy przypomnieć sprawę ustawy o tzw. „mowie nienawiści”, która – gdyby nie skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego przez Andrzeja Dudę – już dziś mogłaby obowiązywać, penalizując wyrażanie katolickich poglądów w przestrzeni publicznej. Osoby wierzące narażone byłyby na postępowania prokuratorskie, konfiskatę urządzeń elektronicznych, a także inwigilację i poszukiwanie związków z tzw. grupami radykalnymi.
Podobny los czeka inne projekty rewolucji obyczajowej, jak legalizacja paramałżeństw homoseksualnych czy zabijania dzieci w prenatalnym okresie rozwoju. Blokowanie ich przez umiarkowanie konserwatywną mniejszość (np. resztki oporującego skrzydła PSL-u) w końcu uda się obejść, a próby utrzymania obecnego składu Trybunału Konstytucyjnego – to również kwestia czasu. W takiej sytuacji jedyną realną barierą wobec pełnego wdrożenia tego programu będzie podpis – lub jego brak – prezydenta RP.
Jednak stawka, jaką jest „domknięcie systemu”, nie ogranicza się tylko do pojedynczych ustaw. Chodzi o całościową przemianę polityczno-instytucjonalną, po której odwrót stanie się praktycznie niemożliwy – i to przez długie dziesięciolecia.
Kto naprawdę będzie decydować?
Sednem sprawy jest pytanie: kto w najbliższej przyszłości właściwie będzie podejmować najważniejsze decyzje polityczne? Wbrew pozorom nie chodzi tylko o Sejm czy prezydenta – chodzi o realne ośrodki władzy w Europie. Już dziś wiele kompetencji zostało przekazanych instytucjom Unii Europejskiej, których skład personalny i linia ideowa znajdują się poza naszą kontrolą. Polska, jako kraj peryferyjny i mniej wpływowy, coraz częściej może jedynie wykonywać decyzje zapadające w Brukseli, Berlinie czy Paryżu. Mimo to pozostała jeszcze pewna doza samodzielności – zwłaszcza w zakresie kultury, edukacji czy ochrony zdrowia. Te resztki suwerenności mogą jednak zostać skonsumowane przez UE w ciągu najbliższych kilku lat.
Plan kolejnego etapu tzw. „integracji europejskiej” został przedstawiony 22 listopada 2023 roku przez Komisję Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego, która przyjęła rezolucję dotyczącą reform traktatowych. Wśród jej głównych założeń znalazła się rezygnacja z zasady jednomyślności w Radzie UE w aż 65 obszarach – w tym w polityce zagranicznej, społecznej, fiskalnej czy ochronie środowiska. Przewiduje się także rozszerzenie zakresu kompetencji współdzielonych (czyli takich, w których prawo unijne ma pierwszeństwo przed krajowym), a także uproszczenie procedur nakładania sankcji za rzekome naruszenia „praworządności” (kij na nieposłusznych, bo o tym co „niepraworządne” decyduje przecież centrala). Jeśli te zmiany zostaną ratyfikowane – Polska przestanie mieć realny wpływ na kluczowe kwestie dotyczące swojej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Utraci możliwość aspirowania choćby do statusu gracza wagi średniej.
Szczególnie groźne są propozycje dotyczące rozszerzenia kompetencji Unii w zakresie edukacji i polityk dot. zdrowia publicznego. Oznaczałoby to instytucjonalne przepisanie tożsamości przyszłych pokoleń Polaków – nie przez krajowych polityków, media czy fundacje, lecz poprzez system edukacyjny podlegający unijnym wytycznym ideologicznym. Proces, który do tej pory był rozciągnięty na dekady, odbywał się oddolnie i niejednorodnie, teraz miałby zostać zinstytucjonalizowany i skoordynowany – z poziomu transnarodowego. Byłoby to nie tylko symboliczne, ale realne zakończenie epoki suwerenności kulturowej. Polski kod kulturowy – zakorzeniony w chrześcijaństwie i etosie narodowym – zostałby najpierw zrelatywizowany, a następnie zastąpiony ideologią progresywnej unifikacji. To wszystko czyni z pojęcia „domknięcia systemu” nie tylko alarmistyczny slogan, ale diagnozę sytuacji, w której może się znaleźć Polska – jeśli zabraknie ostatnich instytucjonalnych bezpieczników.
W przypadku Polski ratyfikacja reform traktatowych zależy między innymi od woli prezydenta. Głowa państwa odgrywa bowiem kluczową rolę w budowaniu społecznego konsensusu wokół tak fundamentalnych zmian. W sytuacji skrajnej może też – niczym współczesny Rejtan – odmówić podpisania dokumentów, nawet za cenę wywołania poważnego kryzysu konstytucyjnego. Ale lepszy taki kryzys, niż spokojne i bezrefleksyjne oddanie resztek polskiej suwerenności w ręce środowisk, które chcą narzucić Polakom obce zasady, wartości i styl życia.
Zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich mogłoby znacząco ułatwić przyjęcie nowej wersji traktatów, ponieważ – podobnie jak Donald Tusk – jest on entuzjastą pogłębionej integracji i centralizacji Unii. W jego przypadku istnieje też cały wachlarz kuglarskich pretekstów, za pomocą których mógłby przekonać istotną część społeczeństwa do poparcia reform. Przykładowo, mógłby powoływać się na potrzebę szybszego podejmowania decyzji w ramach Unii w sprawach obronnych w kontekście zagrożenia rosyjskiego – choć reforma traktatowa dotyczy znacznie szerszych i bardziej kontrowersyjnych sfer niż tylko bezpieczeństwo.
Tego rodzaju propaganda z łatwością znalazłaby zastosowanie przy okazji ewentualnego referendum w tej sprawie. Zwłaszcza jeśli całość aparatu państwowego, mediów publicznych oraz silnych mediów prywatnych działałaby w jednym chórze, a opozycja została wcześniej zepchnięta do narożnika. Społeczeństwo, pozbawione dostępu do rzetelnej debaty, mogłoby zostać skutecznie wprowadzone w błąd co do prawdziwego charakteru tych zmian.
Przykład? Ujednolicenie polityki zdrowotnej w UE z pozoru nie budzi emocji – jednak pod tym niewinnym szyldem mogłyby się kryć praktyki takie jak liberalizacja prawa aborcyjnego czy też regulacje dotyczące tzw. „korekty płci” (tj. okaleczania) nieletnich, przeprowadzanej bez zgody rodziców. To nie są spekulacje: podobne rozwiązania były już forsowane w krajach zachodnich, takich jak Niemcy czy Hiszpania, a także promowane przez Komisję Europejską w tzw. Strategii na rzecz Równości LGBT 2020–2025. Prezydent wywodzący się z obozu konserwatywnego – mógłby skutecznie powstrzymać ten proces. I nie chodzi tu tylko o doraźne blokowanie poszczególnych inicjatyw. Stawką jest możliwość obrony modelu życia, który chcemy przekazać następnym pokoleniom. W tym sensie wybór prezydenta sprowadza się nie tyle do wyznaczenia „strażnika żyrandola”, co punktem zwrotnym: przesądza, czy Polska będzie miała jeszcze siłę powiedzieć „nie”.
Wolność – nie dla wszystkich
O naszym życiu nie decyduje jednak wyłącznie formalna polityka. Równie ważny, jeśli nie ważniejszy, jest krajobraz społeczny i ukryta w nim sieć zależności, interesów i hierarchii. Demokracja liberalna – przynajmniej w swojej obecnej formie – coraz mniej przypomina system otwarty dla obywateli, a coraz bardziej zinstytucjonalizowaną oligarchię. Pod pozorem obrony „praw mniejszości” i powierzchownej inkluzji promuje ona model społeczeństwa, w którym realną władzę sprawują najbogatsi, najlepiej usieciowieni i najbardziej wpływowi. Za parawanem humanizmu, praw człowieka i tolerancji odbywa się miękka, ale skuteczna kontrola społeczna, która coraz częściej przechodzi w twardą presję ideologiczną. Ideologia ta – choć ubrana w język szumnie brzmiących wartości – jest często głęboko sprzeczna z ludzkimi instynktami, tradycją, a także zwykłym rozsądkiem.
Problem polega na tym, że system liberalny znajduje się dziś w fazie wyczerpania: rośnie poparcie dla partii kontestujących jego podstawy, coraz więcej ludzi dostrzega jego iluzoryczność, niesprawiedliwość, a przede wszystkim – nieefektywność. Ale to właśnie czyni go groźnym. Bo im bardziej spada zdolność do miękkiego zarządzania społeczeństwem, tym chętniej sięga się po rozwiązania siłowe – prawne, administracyjne, czynione rękami służb specjalnych. Gdy stara ideologia nie wystarcza do legitymizacji władzy, przychodzi czas na „zarządzanie przez kryzys” i ręczne sterowanie. Tak było w przypadku realnego socjalizmu, i tak bywa coraz częściej w sferze edukacji, zdrowia publicznego czy polityki tożsamościowej. Najwięksi beneficjenci liberalnego porządku – wielkie korporacje, eurokraci, finansjera, think-tanki, organizacje pozarządowe żyjące z grantów – nie chcą dopuścić do utraty kontroli. Dlatego dążą do „domknięcia systemu”: zabetonowania go na tyle szczelnie, by społeczne niezadowolenie nie mogło już zakwestionować jego fundamentów.
Symptomy nadchodzących zmian ustrojowych są już dostrzegalne od kilku lat: tworzenie liberalno-lewicowych „kordonów sanitarnych” wokół partii prawicowych, blokowanie kandydatur niewygodnych polityków (jak Marine Le Pen we Francji czy Călin Georgescu w Rumunii), nielegalne działania wymierzone w opozycję i przychylne jej media (AfD w Niemczech, PiS i Konfederacja w Polsce), czy upolitycznienie komisji wyborczych. To wszystko można uznać za swego rodzaju balony próbne. Przy relatywnej bierności społeczeństw – uśpionych skuteczną propagandą – władza liberalno-lewicowa posuwa się coraz dalej. Coraz silniejsze stają się frakcje postulujące delegalizację niektórych partii i niezależnych tytułów medialnych, wspierane chętnie przez salonowych dziennikarzy i globalne korporacje cyfrowe. W ten sposób zmierzamy ku sytuacji, w której wybory powszechne staną się jedynie fasadowym rytuałem, pozbawionym realnego znaczenia. W tym kontekście pięcioletnia prezydentura Rafała Trzaskowskiego stanowiłaby skuteczny parasol ochronny dla dalszych kroków w kierunku instytucjonalnej oligarchizacji. Jako zwierzchnik sił zbrojnych, mógłby gwarantować płynny przebieg tych procesów, zabezpieczając je przed zakłóceniami ze strony oporującego społeczeństwa. Przeciwnik takiej transformacji na stanowisku prezydenta – nawet jeśli jego wpływ byłby głównie formalny – mógłby stanowić realną barierę oraz objąć patronat nad wyrazami społecznego sprzeciwu.
Pacyfikacja opozycji
Tak daleko posunięte działania wymierzone w opozycję, jak te prowadzone obecnie przez unioentuzjastyczne siły liberalno-lewicowe, nie mają precedensu we współczesnej historii Europy. Osiągnęły one mistrzostwo w przyprawianiu zdroworozsądkowym siłom politycznym gęby radykałów i niebezpiecznych fanatyków. Równocześnie potrafią oszukiwać nieuprzywilejowane warstwy społeczne, wmawiając im przynależność do elit, którymi w rzeczywistości nie są – co skutkuje głosowaniem wbrew ich własnym interesom. Jednak w dobie szybkiego przepływu informacji i łatwości tworzenia niezależnych mediów, owe „centra iluzji” są coraz boleśniej konfrontowane z rzeczywistością, i kłamstwo nie może trwać wiecznie.
Co więcej – liberalno-lewicowe kordony sanitarne nie potrafią przedstawić spójnej, pozytywnej propozycji dla społeczeństwa, ponieważ ich wnętrze rozdzierają różnice światopoglądowe. Zmusza to ich strategów do zasłaniania się politycznymi igrzyskami, w których kolejne osoby z kręgu prawicy są publicznie stygmatyzowane i rzucane na pożarcie zniecierpliwionemu tłumowi. W takiej sytuacji system musi bronić się fizycznie przed każdym, kto zauważa i demaskuje jego niewydolność.
Prezydent może temu przeciwdziałać – nie tylko jako strażnik konstytucji czy zwierzchnik sił zbrojnych, ale także jako osoba dysponująca prawem łaski i dużym autorytetem społecznym. Wiele zależy od jego osobowości i determinacji. Choć prezydent Andrzej Duda nie uchodził pod tym względem za szczególnie stanowczego, jego potencjalny następca – bardziej niezależny i asertywny – już teraz budzi niepokój w środowiskach salonowych elit, o czym świadczy histeria medialna z listopada, reżyserowana m.in. przez Antoniego Dudka i czołowych „intelektualistów” salonu.
Sumując przywołane fakty: wybór Rafała Trzaskowskiego na prezydenta, rzeczywiście potęgowałby szansę na „domknięcie systemu” już nie tylko w bezkarności uśmiechniętej koalicji, co przekazania resztek władzy w ręce kosmopolitycznych postępowców i rewolucjonistów. Oznaczałby to trwałe wkomponowanie Polski w coraz bardziej jednolity pejzaż unijno-europejski. Niosłoby to za sobą dalszą gwałtowną oligarchizację systemu, w którym głos obywateli spoza wielkomiejskich „elit” ekonomiczno-prawnych będzie systemowo marginalizowany, a wszelka próba zaistnienia w debacie publicznej z przekazem nieprzychylnym proeuropejskiemu establishmentowi – brutalnie pacyfikowana.