Arcybiskup JÓZEF TEODOROWICZ: Niechaj wodze spierają się i swarzą. To jest Cud nad Wisłą.

[przypominam, bo ważne TERAZ; 24 wrzesień 2024 md]

Niechaj wodze spierają się i swarzą. To jest Cud nad Wisłą.

…Dziś pomóc mogą więcej wasze modlitwy, niżeli nasza sztuka wojenna…

[Wstęp do książki płk. Franciszka Arciszewskiego „CUD NAD WISŁĄ, rozważania żołnierza”, Veritas, Londyn, 1957]

[ Ze zbioru kazań pt. NA PRZEŁOMIE, stronica  251. Nakład Księgarni Świętego Wojciecha. Poznań  – Warszawa – Wilno ‹- Lublin, rok 1923. ]   

[Jesteśmy dumni, że wiek temu mieliśmy TAKICH arcybiskupów i TAKICH żołnierzy. By się TERAZ przydali.. MD]

Wyciąg z kazania ks. arcybiskupa JÓZEFA TEODOROWICZA wypowiedzianego w katedrze warszawskiej w 1920 r., podczas nabożeństwa dziękczynnego za oswobodzenie stolicy i kraju od najazdu bolszewickiego.

===============

Ciężkie były zmagania się Izraela z Amalekitaini; bitwa rozgorzała wielka. Po jednej i drugiej stronie równy zapał ożywiał żołnierzy i wodzów. Nikt nie mógł rozróżnić, nikt rozpatrzyć, na która stronę przechyli się szala zwycięstwa. A wtedy Mojżesz odszedł, ażeby z dala od wrzawy i zgiełku bitwy do Pana się modlić. I wznosił obie dłonie w błagalnej modlitwie i jął zaklinać Boga, ażeby błogosławił orężowi Izraela. W tej samej chwili szyki wroga zachwiały się i cofać poczęły, a Izrael następował na nie. Lecz wysoko wyciągnione w górę ręce Mojżesza w zemdleniu poczęły opadać. Jak gdyby na dany znak, gdy osłabła modlitwa, wróg w lot poprawił trudne swoje położenie i odwrócił się, ścigany, jak gdyby czując słabość w Izraelu. I znowu losy bitwy poczęły być dla ludu wybranego wątpliwe. Jak fala zawrócona w biegu, odbita od twardej skały, tak duch Izraela cofał się i słabnął. A wtedy Mojżesz wznosił znów dłonie ku Panu i, o dziwo, Izrael na nowo poczynał brać górę. Az się spostrzegli i opatrzyli Mojżesza towarzysze, i wzięli jego ręce w swoje dłonie, i trz mali je wyciągnięte ku niebu. i juz szczęście wojenne trwale było przy Izraelu. I trzymali dłonie Mojżeszowe tak długo, aż ostatecznie zatryumƒował lud wybrany i w surmę zwycięstwa uderzył. (Ks. Wyjścia XVII,  8-16) 

Patrzcie, jak w tym wizerunku sprzęgają się i wzajem wspomagają: duch męstwa żołnierza i duch modlitwy. Bitwa ta rozgrywała się niezawodnie podług wszelkich praw znanej ówczesnej strategii. Losy przegranej, czy zwycięstwa ważyć się zdawały tylko podług rachunku ludzkiego, tj. gorszych czy lepszych planów strategicznych, większej czy mniejszej liczby żołnierzy, większej czy mniejszej sprawności wodzów.

I każdy historyk wojenny mógł śmiało uczniom wykładać, gdzie i w której chwili i dlaczego losy bitwy przechyliły się na tę, czy na tamta stronę.  A jednak i plany wojenne, i męstwo żołnierza, i zdolności dowódców nie rozegrały tej walki. Wszystko to, co bitwie stanowi, było narzędziem tylko w ręku niewidzialnego Wodza, który podług miary i wagi układa sam swój plan bitwy.

Nie miesza się On cudownie w zastępy walczących, nie zsyła Aniołów swych z nieba, by hufce mdlejące zasilały, bierze jednak w swe ręce to, co się wymyka z wszelkich i najlepszych obliczeń rycerskich dowódców i czego nie dosięgnie ni zapał, ni bohaterstwo żołnierzy; bierze On w swe ręce to, co się wydaje czystym przypadkiem albo jakimś niedopatrzeniem czy nie-doliczeniem, i wciąga to w swój rachunek, w swój plan, i albo daje przegrana albo też darzy zwycięstwem. 

Ten obraz żywo mi staje przed oczyma, kiedy dziś wespół z wami wspominam przed Bogiem ciężkie dni oblężenia Warszawy. Wasze wielkie wysiłki i ofiary, złożone w obronie stolicy przed straszliwym wrogiem, ale tez i wasze gorące po świątyniach modlitwy, wasze nowenny, wasze spowiedzi i wasze Komunie św., na intencję wybawienia Polski przyjmowane.

Niechaj wodze spierają się i swarzą, niech długo i uczenie rozprawiają, jaki to plan strategiczny do zwycięstwa dopomógł. Będziemy im wierzyli na słowo i słuszność im przyznamy. Ale cokolwiek wypowiedzą, nigdy nas o jednym nie przekonają, by plan, choćby najmędrszy, sam przez się dokonał zwycięstwa.

Jeżeli w każdej bitwie, nawet najlepiej przygotowanej, przy doborze wodzów i żołnierza, przy planach genialnych, jeszcze zwycięstwo -waha się niepewne, jeszcze zależnym jest od gry przypadków, a raczej od woli Bożej, to cóż dopiero mówić tutaj? – Tu, pod Warszawą, taka była pewność przegranej, że wróg telegramami światu oznajmił na dzień naprzód jej zajęcie. Sam zas wódz francuski, który tyle zasług niespożytych położył około obrony naszej stolicy, gdy go nuncjusz zapytał w przededniu bitwy. czy liczy na zwycięstwo – odpowiedział znacząco: „Dziś pomóc mogą więcej wasze modlitwy, niżeli nasza sztuka wojenna“. Istotnie modlitwy pomogły. Nie ujęły zasługi wodzom, ni chwały męstwu żołnierzy; nie ujęły tez wartości ofiarom i wysiłkom całego społeczeństwa; ale modły bitwę rozegrały, modły cud nad Wisłą sprowadziły.

Dlatego cokolwiek mówić czy pisać się będzie o bitwie pod Warszawą, wiara powszechna nazwie ją cudem nad Wisła, i jako cud przejdzie ona do historii.

Zupełnie podobny to cud do cudu pod Częstochową. Dzieje pisać o nim będą i takimiż złotymi upamiętnią, go w sercu narodu głoskami, jak pisały i wspominały obronę Częstochowy. Tu i tam czerń zalała Polskę, tu i tam od zdobycia jednego grodu losy Polski zawisły; tu i tam boje i zwycięstwo uwieńczone zostały cudem Pańskim. W niczym cud pod Częstochową nie obniży wartości męstwa broniących grodu żołnierzy; ni jednego nie uszczknie lauru ze skroni Kordeckiego. Bóg, czyniąc cuda, nie przytłacza i nie niszczy chlubnych wysiłków swojego stworzenia;  owszem, tam, gdzie i największe ofiary przed przemagającą siłą ustąpić musza, cudem je wspiera  zi cudami bohaterstwo wieńczy. Pycha to tylko, bałwochwaląca siebie, zdolna jest tak wysoko się wynieść, iż Bogu samemu urąga, dumnie w przechwałkach wołając: O cudach nam mówicie, cuda nam głosicie?  Zali to nie ramię nasze ocaliło Warszawę? zali to nie  geniusz wodzów ja zbawił? 

Tylko tym, co się mienia bogami na ziemi, wydaje się Bóg i Jego moc i Jego łaska jakąś konkurencją niepożądaną, która z zasług ich odziera. Nie za sługi Pańskie, ale za wcielone bóstwa uważają się ci, którzy ze śmiesznej i zuchwalej nadętości tak mówią.

Veni, vidi, Deus vicit” – Przyszedłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył – powiedział Sobieski pod Wiedniem.  Pytam się was, czy te słowa pokory i wiary umniejszyły w czymkolwiek lub obniżyły bohaterstwo króla i wodza? czy uszczknęły co z wawrzynów, jakie potomność i historia włożyły na skroń jego?

Nic,  zaiste, raczej mu ich przymnożyły: bo przepoiły jego  bohaterstwo wdziękiem niezwykłym, ze tak kornie o sobie trzymał, a nie nadymał się pysznie i nie  wynosił. Rzuciły te słowa na czoło królewskie aureolę, utkaną z promieni wiary, które Jana III pasują na chrześcijańskiego rycerza.

Można więc śmiało powiedzieć, ze te piękne i korne słowa wieńczą i zdobią jego skronie jeszcze wdzięczniej, niż samo męstwo. W słowach jego tkwi prawdziwa filozofia ducha wojen, w których Bóg, rozrządzający losem narodów, przegraną lub zwycięstwem dla swoich posługuje się  celów. Tkwi w nich obraz i symbol takich zwycięstw, które, jak zwycięstwo pod Warszawą, tylko w sposób nadprzyrodzony wyjaśnić i wytłumaczyć można.  Deus vicit! – powtarzamy za naszym zwycięskim królem, kiedy dzisiaj wspominamy o naszych przejściach strasznych i wielkim zmiłowaniu Bożym.  Deus vicit – Bóg zwyciężył! – zawołamy tym wszystkim, którzy by ludzkiej mocy czy zręczności wyłącznie przypisywać chcieli zwycięstwo i wiązać je nie z nadziemska pomocą Bożą, ale tylko z wojennymi planami. 

Cóż tu mówić dużo o planach, skoro przejścia do Warszawy dla wroga, jak się pokazało później, podobne były do nici pajęczej, którą trochę silniejszy napór albo trochę słabsza obrona każdej chwili mogły przerwać? Nie plan strategiczny rozstrzygał o ocaleniu Warszawy, skoro pozostawiał punktu obrony niezabezpieczone. Plan to inny ocalenie przyniósł. Plan ten skreślony był ręką Bożą a tworzył go i wykonywał  Duch Pański. Czego nie zdołał ni zabezpieczyć ni przewidzieć plan ludzki, to zabezpieczył i przewidział plan Boży. Gdy za słaba była obrona na przedmościu warszawskim i wróg już począł zwycięsko napierać, wtedy, jak spod ziemi dobywa Duch Boży serca bohaterskie… Kiedy szeregi wojsk poczynają się łamać, coƒać i pierzchać, wtedy Wódz Niebieski odkomenderowywa poruszeniem wewnętrznym kapelana Skorupkę i ten pierzchających zawraca, a śmiercią męczeńską zwycięstwo zabezpiecza. Bóg  to jeden do warunków, do potrzeb, do chwili odnajdywał i wydobywał serca, poddawał im szczęśliwe  natchnienia, uzbrajał męstwem bohaterskim i przez  nie swoje przeprowadzał plany.

To, co jest najsłabszą stroną w planie strategicznym człowieka, to właśnie stanie się najsilniejszym w planie nadprzyrodzonym, Bożym… Bóg, który bohaterów wzbudził, który ich przewidział i wybrał, na właściwym miejscu- postawił  i w chwili stosownej użył, czyż nie wsławia w nich  imienia swojego? czyż przez nich chwały swej nie rozgłasza?  A jak jedni papierowe plany, Bożej przeciwstawiają mocy, tak znowu inni twierdza, że zwycięstwo pod Warszawa było łatwe, bo wróg był wyczerpany.  Wyczerpany? On przecież gonił, duchem zwycięskim  ożywiony, naszego żołnierza aż pod Warszawę. Taka gonitwa wyczerpywała wojsko nasze, ale nie jego siły.  Poczucie tryumƒu i zwycięstwa jest i w najsłabszej armii zadatkiem potęgi, podobnie jak poczucie przegranej jest i w najpotężniejszej zadatkiem jej słabości i rozgromu. I gdyby naprawdę wróg czuł się słabym, toć właśnie tutaj skupiłby wszystkie swe siły, ażeby ostatecznym uderzeniem zwycięstwo sobie zapewnić.  Czy jednak czuł on naprawdę niemoc swoja? Czyżby rozgłaszał światu swoje zwycięstwo jako dokonane, i narażał tak siebie na ośmieszenie i poniżenie, gdyby zwycięstwa tego nie był sam pewien? A czyżby rozdzielał armie swoje najniepotrzebniej i jedne oddziały wysyłał ku Niemcom, a drugie ku Warszawie, gdyby co do obliczeń swoich nie był upewniony? Zapewne w takim rozdzieleniu sił był olbrzymi błąd strategiczny, który tylko oczywistemu zaślepieniu przypisać można.

Był to błąd podobny do tego jaki popełnił Absalon, ścigając wojsko Dawida. Zamiast uderzyć na oddziały jerozolimskie cała siłą, jak mu radził Ahitophel, poszedł on raczej za złą radą Chuzy i ociągał się, pewien, iż stanie się to, co ma Chuza zapowiadał:  „Przypadniemy nań a okryjemy go, jako zwykła rosa  padać na ziemię, a nie zostawimy z mężów, którzy  z nim są, ani jednego” (Por. II Król. XVII, 12)

Tak samo myślał wróg o grodzie naszym; sądził on, że może swobodnie dzielić wojska, bo i tak stolica Polski, jak dojrzały owoc z drzewa, na pewno mu się dostanie. Bóg dopuścił, że nieprzyjaciel upoił się pycha i pewnością siebie i zaślepił się.

Mówił mi jeden z generałów: ,,Pod Warszawa Bog zdziałał cud”.

Pomijam już wszystko inne, ale podobnie szalony plan, jak rozdzielenie sił wojennych przez bolszewików w pochodzie na Warszawę, tylko jakiemuś szczególniejszemu zaślepieniu przez Boga przypisać się musi.  Myśmy zaś wówczas, patrząc na to, mogli powtarzać za Prorokiem: Wypuścicie z piersi waszych okrzyk wojenny, a mimo to zniszczeni będziecie. Wnijdźcie w narady, a one będą rozerwane i unicestwione. Dawajcie jakie chcecie rozporządzenia, a one się staną bez skutku, albowiem Bóg jest z nami. (por. Iz. VIII,  9-10). Prawdziwie, kiedy się rozejrzymy w całym planie i dziele, wołamy z Prorokiem: „Oto Bóg Zbawiciel  mój… moc moja i chwała moja Pan, bo stał się wybawieniem“ (Iz. XII, 2).

Nie z nas to, o Panie, nagle wystrzelił promień nadziei. Z nas było tylko przygnębienie, z nas mówiło zrozpaczenie, kiedyśmy hordy dzikie pod Warszawa ujrzeli. Z nas szły tylko cienie, które chmura czarnej nocy przysłaniały oczy nasze. Ty to pośród ciemności rozpaliłeś światło, Ty w zwątpieniu wskrzesiłeś nadzieję, Ty w omdlałej naszej duszy rozpaliłeś płomień  życia, miłości i bohaterstwa. Bohaterstwo zatętniło w skroniach naszego polskiego żołnierza, a ono dziełem było rak Twoich. Ty je spuściłeś z niebios na jego rozmodloną przed ołtarzami Twymi duszę. Bo żołnierz w rozsypce, który od tygodni całych miał tylko jedno na myśli – ucieczkę, żołnierz wyczerpany na ciele i na  duchu, żołnierz zwątpiały, który wierzył święcie  w przegrana, a zrozpaczył o zwycięstwie, taki żołnierz  tylko od Ciebie, tylko z serca Twojego mógł zaczerpnąć  nowej wiary, nowej ufności i nowego zapału. Czym on był wówczas sam przez się, 0 tym świadczył ten oddział, który w chwili poczynającej się bitwy, wbrew zakazom, cofnął się z pola, oddając na pastwę wroga losy ostatecznej rozegranej. Oto czym był wówczas żołnierz sam z siebie, lecz w lwa się przemienił, gdyś Ty, o Panie, tchnął weń moc Twoją. «  A kiedyś nas tak przemądrze wspierał i wspomagał, nie spuszczałeś jednocześnie i wroga. z oczu.  – Nas oświecałeś, o Panie, a wroga naszego zaślepiałeś; w nas wskrzeszałeś ufność i wiarę, a jemu zatwardnieć dałeś w wyniosłości i pysze; z nas dobywałeś płomień bohaterstwa i wysiłki najszczytniejsze,  kiedy tymczasem u wroga pewność zwycięstwa wywoływała lekceważenie i nieopatrzność.

Teraz już rozumiemy, teraz już wiemy, teraz już czytamy plany Twoje, o Panie. Dziełami Twymi przemawiasz do nas tak, jak przemawiałeś do Izraela przez Izajasza Proroka, który o Tobie i w Twoim imieniu powiedział: Znam Ja me plany, którem powziął względem was – to plany na pokój, a nie na nieszczęście; aby wam przyszłość tworzyć i dać nadzieję (Jer. XXIX, 1,1).

 -Jak zaś sama obrona Warszawy, tak i moralne jej skutki świadczą o zmiłowaniu Bożym i o dziele Bożym. Bóg przez swój cud pod Warszawa dał nam odpowiedź wymowną na nasze trwożne pytania, które rozpacz ciskała na usta. Patrząc na zwycięskie hordy, następujące na stolicę, pytaliśmy: Dlaczego dopuściłeś to wszystko na nas, Panie? Bóg odpowiada: Jam was  na to nawiedził, ażeby mój lud poznał Imię moje;  dlatego pozna on w ten dzień, iż to Ja jestem, który  mu mówię.: otom tu jest (por. Iz. LII, 6).

Poznaliśmy Imię Pańskie w dzień wskrzeszenia Polski, ale dusze nasze wkrótce odbieżały od Jego świętego imienia, i pilno nam było imię własne wywyższać i wynosić. I Bóg dopuszcza na nas straszne nawiedzenie i ratuje nas z niego cudem swoim, ażebyśmy przez nowe przeżycie poznali, iż to On  prawdziwie jest pośród nas. W odpowiedzi zaś swojej cudzie swoim Bóg nam ukazał przyszłość naszą.

Pod Warszawą zrozumieliśmy: albo ogarnąć się damy hordom i nawale od Wschodu, a wtedy utracimy i byt nasz i duszę naszą, lub tez staniemy przeciw niej, ażeby wybawić siebie, a murem ochronnym stać się dla świata.

Przez cud swój pod Warszawą Bóg powiązał przyszłość naszą z przeszłością. Powiązał i sprzągł myśl swoją względem nas z dnia wczorajszego dniem dzisiejszym i jutrzejszym. I odzywa się do nas Bóg, jak się odzywał do Izraela przez Izajasza Proroka:  Narodzie, oczy twoje patrzą na Mistrza twego, i usłyszą  uszy twoje słowa napominającego: Ta jest droga,  chodźcie po niej, a nie ustępujcie ani na prawo, ani  na lewo (por. Iz. XXX, 20-21).

Cud pod Warszawą był też pochodnią, rozpaloną przez Boga, w której blasku ujrzały narody przeznaczenie Polski. Na co to – pytały – i dla jakich to celów Polska powstała i pośród nas stanęła? Na to odpowiada Bóg przez cud pod Warszawa – by murem ochronnym wam była, tarczą waszą i puklerzem waszym.

Bo ani wiedziały, ani się domyśliwały nawet narody, jak wielkie ma Polska dla nich znaczenie i przeznaczenie.  Oprócz wiernej sojuszniczki Francji, wszystkie inne państwa zostawiły nas w chwili oblężenia pod Warszawą własnemu losowi. Były pośród nich i takie nawet, które utrudniały dowóz broni i amunicji do stolicy. Inne z uśmiechem sceptycznym na ustach wołały, wzruszając ramionami: Już przepadli, już zginęli! Ze szpalt zaś prasy narodów, nawet z nami  sprzymierzonych, dolatywały nas nieraz docinki: Dobrze im tak, zasłużyli na ten los.

Gdyśmy walczyli o byt nasz, ludy i narody patrzyły na nasze zmagania tak, jak się wpatruje widz z galerii w jakieś cyrkowe widowisko.

Nigdy nie uwidocznił się żywiej brak wszelkiej myśli politycznej w Europie, jak w tej pamiętnej chwili.  Bo ci, którzy nam płacili obojętnością lekkomyślną, nie byli zdolni zadrżeć chociażby o swoje własne bezpieczeństwo. Jakżeż to więc chcemy, ażeby ludy te, państwa i narody wniknąć miały, pojąć i zrozumieć naszą misję dziejową -względem nich?

Dopiero gdy się rozległ po Europie i świecie okrzyk, iż Warszawa jest wolna, dreszcz przeszedł po wszystkich. Dopiero wtedy jęły się pytać narody: A cóż by to z nami się stało, gdyby Warszawa była padła, a dziki huragan przewalił się po niej i biegł, ażeby potem nam nieść zniszczenie?  Dopiero wtedy z piersi narodów dobył się okrzyk:  W zwycięstwie Warszawy jest zwycięstwo nasze, a wolność Polski poręcza i nam wolność.

Cud pod Warszawą był dopełnieniem cudu wskrzeszenia Polski. Powstanie narodu związał Bóg z wytrwałością jego w znoszeniu cierpień niewoli; ale cud nad Wisła wywołały nasze nowe przeniewierstwa.

Wskrzeszenie Polski było nowym tworem Bożym; ochrona zaś jej była dziełem zbawienia. Kiedy Polska stanęła pośród narodów, Bóg jeszcze nie wypisał na jej czole jej przeznaczeń. Ani ona sama nie wiedziała, czy ma powrócić do dawnych tradycji przeszłości, ani świat jej dawnego posłannictwa ku obronie świata od  Wschodu nie pamiętał.

Cudem pod Warszawą Bóg głoskami krwawymi, ale chwalebnymi, posłannictwo Polski na drogach jej nowych zapisał.  W dziele wskrzeszenia Polski Bóg posługuje się narodami, ażeby wespół z Nim, w myśl Jego, współdziałały ku jej powstaniu. Lecz w cudzie nad Wisłą, Bóg chce szczególniej stwierdzić, ze jednak On sam przede wszystkim dzierży naród nasz w ręce i kiedy chce, dopuszcza nań karę, a kiedy zechce, wybawia go.

Bóg łaskę zwycięstwa i cud pod Warszawą dał nam przez ręce Tej, która Polski jest Królowa. Mówił mi kapłan, pracujący w szpitalu wojskowym, iż żołnierze rosyjscy zapewniali go i opisywali, jak pod Warszawa widzieli Najświętsza Pannę, okrywającą swym płaszczem Polski stolicę. I z różnych innych stron szły podobne świadectwa; zupełnie jak pod Częstochową. I właśnie dzień 15 sierpnia dzień poświęcony czci Matki Boskiej, a dzień ostatni wielkiej nowenny narodowej, był dniem pamiętnym zwycięstwa. Na ten dzień wróg zapowiadał był swój tryumf; w tym dniu miał odbyć swój wjazd do stolicy sam naznaczył tę właśnie datę na upokorzenie i na rozgromienie nasze.

I to właśnie w tym dniu stało się coś zgoła nieprzewidzianego, niespodziewanego. Dzień 15 sierpnia, obwołany w biuletynach całego świata – jeszcze przed czasem jako dzień zajęcia Warszawy, obraca się dla pysznego wroga w klęskę, a dla nas w chwałę i zwycięstwo. „Haec dies, quam fecit Dominus, Alleluja.  (Ps. CXVII, 24)

To jest prawdziwy dzień Najświętszej  Panny – dzień Jej zmiłowania i dzień Jej opieki –  dzień cudu nad Polska. Chce Ona w nim przed narodem całym zaświadczyć, że będzie tym Polsce, czym  była w całej przeszłości: Panią jej i Obronicielką. Jak ongi nad murami Częstochowy, tak dziś rozbłysnąć zapragnęła nad Warszawą, ażeby przez ten nowy cud wycisnąć w sercu nowej Polski miłość swoją.  Cud pod Częstochowa prowadził króla i naród do ślubów świętych, złożonych przed ołtarzem Maryi w archikatedrze Lwowskiej i do obwołania Jej Królową Polskiej Korony.

Niechajże cud pod Warszawą zdziała to samo. Niechaj zwiąże naród cały w jedno bractwo wdzięcznych czcicieli Maryi. I niechaj bractwo to podejmie się dopełnienia zaciągnionych, a jeszcze nie wykonanych ślubów.

„Ocaleni z ludobójstwa”. O ukraińskim opętaniu i katolickim przebaczeniu

„Ocaleni z ludobójstwa”. Kilka słów o ukraińskim opętaniu i katolickim przebaczeniu – PCH24.pl

Tomasz Kolanek


https://pch24.pl/ocaleni-z-ludobojstwa-kilka-slow-o-ukrainskim-opetaniu-i-katolickim-przebaczeniu

„Są zbrodnie, których nie można wybaczyć. I ja nie wybaczam” – powiedział wiele lat temu redaktor Paweł Zarzeczny. Słowa te przypomniały mi się, kiedy czytałem książkę „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”… Jako katolik nie mogę się zgodzić ze słowami Zarzecznego. Niestety, oprócz tego, że jestem katolikiem, jestem również „tylko człowiekiem”…

Niewiele, bardzo niewiele jest książek, których nie byłem w stanie przeczytać do końca… Jedną z nich była „Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona” autorstwa Piotra Gursztyna, do której podchodziłem wielokrotnie, ale za każdym razem efekt był ten sam – dochodziłem do fragmentu, w którym autor tak naprawdę rozpoczynał opis niemieckich zbrodni na Polakach (przykład, którego nie zapomnę: Niemcy ustawiali w rzędzie polskie dzieci jedno za drugim, a następnie strzelali do pierwszego albo ostatniego, żeby sprawdzić, ile ciał jest w stanie przebić kula z niemieckiego karabinu) i odkładałem książkę na półkę. Po prostu nie byłem w stanie dalej czytać.

Inną „niedokończoną” przeze mnie książką jest „Zagłada Polaków w Związku Sowieckim. Od przewrotu bolszewickiego do operacji polskiej” autorstwa Anny Zechenter. Kiedy dotarłem do fragmentu opisującego, co robiono z ciałami zamordowanych Polaków (wrzucano do dołów i przysypywano obornikiem) „wymiękłem” po raz pierwszy. Kiedy zaś przeczytałem, że niewinnej krwi, jaką wówczas przelano, było tak wiele, iż na rosyjskich morderców wylewano całe wiadra perfum, co i tak niczego nie dawało, bo po chwili znowu było czuć od nich ludzką krew, wówczas „wymiękłem” po raz drugi i już nigdy więcej nie wróciłem do lektury.

W ostatnich dniach sytuacja się powtórzyła, a wszystko za sprawą książki „Ocaleni z ludobójstwa. Wspomnienia Polaków z Wołynia”, która ukazała się nakładem wydawnictwa IPN.

Sięgnąłem po tę publikację w przekonaniu, że tym niezależnie od wszystkiego przeczytam ją od deski do deski nie po to, żeby ekscytować się – jak co niektórzy – ukraińskim bestialstwem, jakie miało miejsce podczas ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, tylko bardziej po to, aby poznać nazwiska zamordowanych Polaków; nazwiska ich oprawców; nazwiska „ostatnich sprawiedliwych”, którzy ryzykując własnym życiem jednak potrafili czasami ukryć Polaków przed swoimi żądnymi krwi rodakami. I w końcu: zrobiłem to z myślą, że wojna na Ukrainie kiedyś przecież się skończy, a wówczas udam się tam, aby zapalić znicz i pomodlić się na polskich cmentarzach i polskich mogiłach, których przybliżoną lokalizacje wskazano w publikacji IPN. Skoro państwo polskie nie jest w stanie tego zrobić, to musimy zrobić to my, szarzy obywatele, ponieważ nam – jak się okazuje – dużo bardziej niż państwu polskiemu zależy na pamięci o ofiarach ukraińskiego ludobójstwa.

O tym jak poważny jest problem mówił na łamach PCh24.pl dr Leon Popek. – Biorę udział w akcjach porządkowania polskich cmentarzy na Ukrainie. Wielokrotnie, kiedy pierwszy raz udawaliśmy się, na któryś cmentarz widzieliśmy na nim pasące się bydło. Kiedy zwracaliśmy uwagę właścicielom tych zwierząt, to oni byli zdziwieni i pytali „Ale o co wam chodzi?”. My tłumaczymy, że to jest cmentarz, że tu leżą nasi rodacy i przodkowie, a oni są zdziwieni – relacjonował. – Jednego razu na cmentarzu w Wiśniowcu Nowym spotkaliśmy młodych Ukraińców grających w piłkę. Powiedzieliśmy im: „Chodźcie, pogramy w piłkę na waszym cmentarzu”. Oni oburzeni, że jak to? Przecież „tam leżą nasi” – dodał.

Dr Popek w całej tej historii jest postacią kluczową. Rozmawiałem z nim o ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, o ukraińskim zwyrodnialstwie oraz (mówiąc najdelikatniej) nieporadności i indolencji państwa polskiego w temacie przeprowadzenia ekshumacji i upamiętnienia ofiar jeszcze na łamach Niepoprawnego Radia PL, z którym przez kilka lat współpracowałem. Powiem szczerze, iż miałem nadzieję, że rozmowy z nim i porażające historie, o których mówił (jak ta powyższa z krowami na polskim cmentarzu) jakoś mnie uodporniły.

Kiedyś w jednym z wywiadów zapytałem go: „Czy Polacy mieszkający na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego mieli świadomość, że czeka ich zagłada? Czy istniał dla nich jakikolwiek ratunek przed śmiercią z rąk banderowców?”.

Największą tragedią tamtego czasu było to, że stało się to samo, co na Wołyniu – Polacy mieszkający w województwie lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim zostali zostawieni sami sobie. Brutalna, często nieludzka działalność Sowietów i Niemców odebrała im możliwość prowadzenia jakiejkolwiek działalności konspiracyjnej. Nawet, jeśli miała ona miejsce, to była bardzo ograniczona i niewystarczająca. Rząd w Londynie i Polskie Państwo Podziemne w Warszawie jedynie dywagowały, w jaki sposób pomóc Polakom na tych terenach. Myślano o zrzutach broni, planowano wysłanie oddziałów z terenów Zamojszczyzny, które mogłyby im pomóc obronić się przed ukraińskimi nacjonalistami, ale nigdy tego nie zrealizowano. Pomoc była mało nieskuteczna i w zbyt małym zakresie. Po tym jak w krótkim czasie – w ciągu kilku miesięcy –  Wołyń został wypalony to samo stało się na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego – odpowiedział dr Leon Popek.

Mając to wszystko w pamięci zacząłem czytać i… „wymiękłem” szybciej niż w przypadku „Rzezi Woli”, czy „Zagłady Polaków”.

„Ocaleni z ludobójstwa” to książka, która z jednej strony powinna znajdować się na półce każdego domu w Polsce, ale jednocześnie chyba nikt o zdrowych zmysłach nie będzie w stanie przeczytać jej od początku do końca. Moim zdaniem po prostu nie da się tego zrobić. Mój redakcyjny kolega Marcin Austyn, kiedy wziął i nie tyle przeczytał, co bardzo pobieżnie przejrzał tę książę, rzucając przede wszystkim okiem na zamieszczone w niej czarno-białe fotografie, powiedział, że tytuł nie powinien brzmieć „Ocaleni z ludobójstwa”, tylko „Zapis ukraińskiego opętania tudzież bestialstwa”.

Moim zdaniem Marcin idealnie ujął tę sprawę. Książka IPN to właśnie zapis diabelskiego opętania, bo jak inaczej nazwać, to co działo się na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, gdzie Ukraińcy mordowali Polaków oraz samych Ukraińców – bo znaleźli się tacy – którzy próbowali pomóc, ukryć, ocalić czy ostrzec Polaków, na których czekali banderowcy z widłami, siekierami, szczurami, które zaszywano Polakom w brzuchach etc. Nie oszczędzano nikogo, o czym za chwilę przekonacie się Państwo z zacytowanych przeze mnie relacji Polaków cudem ocalonych z ukraińskiego ludobójstwa.

Wybrałem na chybił trafił trzy relacje. Nie ukrywam, że decydujące znaczenie miała długość tychże relacji. Kartkując książkę starałem się wybrać jak najkrótsze, żeby jak najszybciej je spisać i jak najszybciej odłożyć ten zapis ukraińskiego szaleństwa i obłąkania na półkę. Tak się złożyło, że relacje, które dla Państwa przygotowałem opisują ukraińskie zbrodnie, jakie miały miejsce przed „krwawą niedzielą” 11 lipca 1943 roku, kiedy to na Wołyniu miał miejsce kulminacyjny moment ukraińskiego ludobójstwa. Może to i dobrze… Nie wiem, czy byłbym w stanie spisać relacje z samego 11 lipca…

Tutaj póki co stawiam przecinek i ostrzegam Państwa – zamieszczone poniżej relacje czytacie na własną odpowiedzialność…

***

Relacja s. Karoliny Emilii Rutkowskiej dotycząca stosunków polsko-ukraińskich w powiecie Sarny oraz zbrodni dokonanych w styczniu, lutym i sierpniu 1943 roku we wsiach Siedliszcze Małe i Kamienne, gm. Klesów, złożona prawdopodobnie w 1986 roku.

[…]

Siedliszcze Małe, wioska położona w pow. Sarny, parafia Klesów (20 km od Klesowa), zamieszkana przeważnie przez Ukraińców, jedynie rodziny Łysakowskich i Mioduszewskich pochodziły z Warszawy (właściciele niewielkiego majątku ziemskiego i kamieniołomu), oraz trzech Polaków, którzy zawarli związki małżeńskie z Ukrainkami. Ponadto [mieszkała tu] rodzina Bagińskich pochodzenia miejscowego, przyznająca się do Polaków. Pozostali to Ukraińcy.

Stosunki polsko-ukraińskie układały się pozytywnie, dopóki bandy UPA nie zaczęły grasować. Mieliśmy wielu przyjaciół i ludzi życzliwych wśród Ukraińców, [ale] gdy nacjonaliści rozpoczęli swą działalność, stosunki uległy pogorszeniu, [a] niekiedy przerodziły się w nienawiść. Już w grudniu 1942 roku ginęli Polacy pojedynczo, którzy odważyli się iść na wioski ukraińskie w celu zdobycia żywności przez handel wymienny. Tak zginął znajomy, Stanisław Adamski (lat około 30) we wsi Lipniki, i staruszka, której wbito kołek do gardła.

15 I 1943 roku przez Siedliszcze Małe przeszła ogromna liczba upowców uzbrojonych „po zęby”. Przyszli do nas (mieszkałam z rodziną Łysakowskich od 1939 roku) i doszczętnie nas ograbiono, zabrano wszystko, nawet ściągnęli nam buty z nóg, jednak wszystkich zostawiono przy życiu. Dopiero dnia 31 I 1943 roku o godzinie 22.00 upowcy dokonali bestialskiego mordu w okrutny sposób na rodzinach Łysakowskich i Mioduszewskich. Porąbano ich naszą siekierą, zostawiając ją całą we krwi na trupach. To był chyba pierwszy mord zbiorowy. Początkowo nie wiedzieliśmy, kto był sprawcą, lecz po paru dniach nie było wątpliwości.

Ofiarami morderstwa padli:

1. Łysakowska Maria – lat 45, właścicielka majątku;

2. Łysakowski Wiesław – [lat] 25, syn;

3. Żalińska Irena – [lat] 19, narzeczona Wiesława;

4. Mioduszewski Antoni – [lat] 74, brat Łysakowskiej;

5. Mioduszewska Jadwiga – [lat] 32, córka Antoniego;

6. Morawska Stefania – [lat] 78, szwagierka;

7. Serko Bolesław – lat 11, półsierota, ojca zabili [mu] Niemcy; przyjęła go Łysakowska w celu odciążenia matki wychowującej sześcioro dzieci.

Wiesław Łysakowski współpracował z partyzantką radziecką, z oddziałem kpt. Wiktora Wasyl[i]ewicza Koczetkowa, podlegającego płk. Miedwie[d]jewowi. Po zakończeniu działań wojennych spotkałam się z Koczetkowem w Równem i tak mi zrelacjonował ten tragiczny wieczór, że od godz. 21-22 był u Łysakowskich. Po odejściu radzieckich partyzantów upowcy wdarli się przez dach do domu i dokonali strasznego mordu na całej rodzinie. Ocalałam, gdyż nie byłam w domu – wróciłam od znajomych rano i zastałam dom pełen grozy. Żyli jeszcze Mioduszewski i Łysakowsk, lecz byli nieprzytomni z upływu krwi. Udało się jeszcze ich odwieźć do szpitala w Klesowie. Mioduszewski zmarł w drodze do szpitala, Łysakowska nie odzyskawszy przytomności zmarła w szpitalu. Uroczysty pogrzeb odbył się 3 II 1943 roku w godzinach popołudniowych. Zostali pochowani we wspólnej mogile.

Ponadto jest mi wiadomo, że tej nocy, tj. 3 II 1943 roku, z sąsiedniej wsi Kamienne zginęła polska rodzina nauczycieli – młodzi rodzice i dwoje dzieci, kilkuletnich chłopców. Ocalała tylko kilkumiesięczna dziewczynka, niezauważona w łóżku przez bandytów. Dziecko miało być adoptowane przez ukraińską rodzinę, lecz po wielu trudnościach oddano je ciotce, siostrze matki – s[iostrze] zakonnej ze Zdołbunowa. Niestety nazwiska tej rodziny nie pamiętam.

W sierpniu 1943 roku w tychże Siedliszczach zginęła również rodzina Bolesława Bagińskiego. On został zastrzelony u znajomych, a żona ciężarna z czwórką dzieci została zaprowadzona na miejsce przeznaczone na polski cmentarz i tam ich zasztyletowano. Zwłoki zamordowanych pozostawiono na żer psów i ptaków drapieżnych, gdyż pogrzebanie ofiar groziło śmiercią, obojętnie, kto to był.

Z rodziny B[olesława] Bagińskiego uratowała się dwunasto- czy trzynastoletnia Stefania, nie była obecna w domu podczas napadu. Przy pomocy dobrych ludzi, kolejarzy ukraińskich „przemycono” ją do Polski.

Pozostałe rodziny, jak Michała Dudy, Kazimierza Seńki i Władysława Supińskiego, ocalały, gdyż po śmierci Łysakowskich ojcowie tych rodzin natychmiast opuścili Siedliszcze Małe, przeprowadzając się do Polski.

***

Relacja Eugeniusza Pindycha dotycząca zbrodni dokonanych w kwietniu 1943 roku w kolonii Antonówka, gm. Antonówka, złożona w 1985 roku w Lublinie.

Dot[yczy] terroru nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu w latach 1941-1944

W 1943 roku w kwietniu, około 10 dni przed Wielkanocą, zamordowany został brat mojej matki, wuj Józef Ejsmont, w rejonie Antonówki, koło Sarn na Wołyniu. A oto przebieg wydarzenia według relacji naocznych świadków.

Brat mojej matki, Józef Ejsmont, zamieszkiwał we wsi Stepań, koło Antonówki, od roku 1932 […]. W tej miejscowości mieszkało wiele rodzin polskich i rodzin ukraińskich. Do wojny 1939 roku stosunki między zamieszkałymi były dobre. Od 1943 roku [ze strony ukraińskiej] kilkakrotnie grożono Polakom, że ich wymordują; przyjmowano [to] z niedowierzaniem. Z opowiadań ciotki i jej dzieci (cioteczne siostry i bracia) wiem, że od wczesnej wiosny nie nocowali [oni] w domu. Zbierało się kilka rodzin raz u jednej rodziny polskiej, inny raz w innym domu; mężczyźni pełnili warty.

Zbliżały się święta wielkanocne, brakowało mąki. Wówczas mój wuj, Józef Ejsmont, postanowił zebrać od kilku sąsiadów zboże i pojechać do Antonówki i zemleć zboże we młynie. Właścicielem młyna był ob[ywatel] narodowości ukraińskiej. Kiedy wuj przyjechał do młyna wozem konnym, właściciel młyna podszedł do niego i powiedział mu: „Józefie, uciekaj, bo w Antonówce jest silna banda; byli w młynie, zabrali mąkę i tutaj gdzieś kręcą się”. Wuj miał odpowiedzieć: „Przecież mnie tu wszyscy znają i dlaczego mają mi zrobić krzywdę?”. Młynarz prosił wuja: „Uciekaj prędko, bo jak przyjadą bandery, to spalą mi młyn i ciebie zabiją – bo teraz są takie czasy”. Wówczas [wuj] posłuchał wywodów młynarza i odjechał z młyna. W drodze powrotnej dogonili go banderowcy i stała się tragedia. Przywiązali go do słupa i wydłubali oczy, obcięli język, żywcem przerżnęli piłą, bili, znęcali się. Sąsiedzi powiadomili rodzinę, ciotka i czworo dzieci zbiegło, ukrywając się w lesie, [na] moczarach. Po zamordowaniu wuja banda przybyła do [jego] gospodarstwa, ale dalszych członków rodziny nie było; dobytek zrabowano, budynki spalono.

Ucieczką uratowało się wiele rodzin; [ci], którzy nie zdążyli zbiec zostali zamordowani. Po kilku dniach tułaczki ciotka z dziećmi i przy pomocy uczciwych Ukraińców dotarła do Rafałówki. Niemcy zgromadzili wiele rodzin uciekinierów w obozie, a następnie wywieźli do Niemiec na roboty. […] Wiarygodność podanych faktów stwierdzam własnoręcznym podpisem.

***

Relacja Piotra Mosiejczyka dotycząca zbrodni dokonanych w maju 1943 roku w kolonii Ugły, gm. Stepań, złożona w 1985 roku w Prabutach.

W odpowiedzi na wasz apel o terrorze band UPA na Wołyniu pragnę poinformować, że jestem urodzony we wsi Ugły, gmina Stepań, powiat Kostopol. W roku 1939 służyłem w wojsku – Centralna Szkoła Podoficerów KOP w Osowcu k. Grajewa. Tam zastała mnie wojna.

[…]

Po powrocie do domu w czasie okupacji niemieckiej zaczęły się napady na polskie wsie i osady, zorganizowaliśmy samoobronę. We wrześniu 1942 roku przybył do nas oddział partyzantki radzieckiej pod dowództwem kpt. Iwana Michajłowicza; zajęli gajówkę oddaloną od wsi Ugły [o] 3,5 km, Grafski Kureń. Tam mieli punkt informacyjny, rozpoczęliśmy z nimi współpracę, trwało to do maja 1943 roku. [Potem] partyzanci zmienili swoje miejsce postoju, przeszli na zachód, wtenczas 12 maja 1943 roku o godz. 4 rano bandy UPA napadły na polskie wioski: Ugły, Ubereż, Osty, Folwark, Płoskie.

Polska wieś Ugły liczyła 320 mieszkańców, zamieszkiwali [w niej]: Polacy, Niemcy, [którzy] wyjechali do Niemiec po przyjściu władzy ZSRR na [te] tereny, i pięć rodzin Białorusinów. Wieś otoczono z trzech stron, od strony łąk i lasów pozostały otwarte pola, tam stały karabiny maszynowe. Po bardzo znikomej obronie bandy wdarły się do wsi, tam zaczęły palić i rabować. Zamordowane zostały 72 osoby; zginęły nawet całe rodziny, ja zostałem ciężko ranny, dobę leżałem w lesie, potem [zostałem] odwieziony do szpitala w Sarnach […]. Pomordowanych i spalonych na Ugłach po kilku dniach pochował mój ojciec Mosiejczyk Aleksander wraz z Pawłem Kucnerem i Wincentym Grabką; pochwani [zostali] we wspólnej mogile, na miejscu, gdzie stała kaplica.

[…]

Uciekając przed bandą [podczas napadu na Ugły], ob. Orzechowska wraz z półtorarocznym synkiem chroniła się w piwnicy Białorusina Szczećki; tam była jego rodzina oraz Jan Różewicz. Banderowcy kazali wszystkim wyjść na zewnątrz, Szczećko wskazał na Orzechowską i Różewicza, że to są Polacy; jeden banderowiec wyrwał z rąk matki dziecko, Orzechowska rzuciła się na ratunek dziecku, drugi banderowiec podłożył nogę i popchnął ją; jak upadła, wtenczas przygwoździł ją widłami do ziemi, a dziecko wziął za nóżki o roztrzaskał główkę o pieniek, potem wykończyli widłami matkę. Różewicz patrzył na to, w obawie przed śmiercią oświadczył, że wie, gdzie są karabiny. Banderowiec wziął go za rękę; on zaprowadził [go na miejsce], gdzie zginął jego stryj Konstanty, zamordowany i spalony; miał opaloną kolbę karabinu. Banderowiec wziął karabin, wtenczas Różewicz wyrwał mu rękę, pobiegł pomiędzy furmanki, które stały po rabunki, i zrabowane mienie, dobiegł do lasu i uciekł. Jan Różewicz, sierżant LWP, stracił nogę, jest odznaczony Krzyżem Walecznych […].

Następnie spalonych Kucnerów oglądała bratanica, ranna w rękę, okrwawiona, udała martwą, widziała, jak jej bratanicę, Kazimierę, 4 latka, dwóch banderowców wzięło za ręce i nogi [i] wrzuciło do płonącego domu; tak samo zrobili z trzynastoletnim jej bratem Piotrem, rannym w nogę.

Ranni na Ugłach byli: Piotr Mosiejczyk, Kucner Leokadia, Kucner Czesław, Rottynger Jan, s to ranni, którzy mogli uciec; rannych, których dopadli banderowcy – dobijali. Na Ugłach schroniło się sześć rodzin kolonistów, którzy kupili ziemię koło wsi ukraińskiej Zulnia. Zdążyli uciec wszyscy, mieszkania ich spalono; tutaj po raz drugi wpadli na banderowców. U nas mieszkała rodzina Linków.

[…]

***

Na koniec pozwolę sobie wrócić do słów red. Pawła Zarzecznego, od których rozpocząłem powyższy tekst: „Są zbrodnie, których nie można wybaczyć. I ja nie wybaczam”. W roku 2023 – w 80. rocznicę krwawej niedziel – przeprowadziłem wywiad z ks. prof. Józefem Mareckim, który odkąd tylko pamiętam walczy o prawdę o Wołyniu i upamiętnienie ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

Zapytałem go wówczas: „Jak Polak-katolik ma na to wszystko patrzeć? Czy katolik może w ogóle przebaczyć taką zbrodnię jak rzeź na Wołyniu? Jak wybaczyć, skoro ze strony ukraińskiej nie został spełniony ani jeden warunek dobrej spowiedzi?”.

Ks. Marecki odpowiedział mi wówczas:

„Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia.

My – katolicy obrządku łacińskiego – przebaczamy. Mamy wielu świętych, którzy umierając pod ciosami, pod nożami, pod siekierami przebaczali swoim oprawcom. Ostatnie wielkie przebaczenie, które powinno dać nam do myślenia to Jan Paweł II i Ali Agca.

Przebaczenie to postawa katolicka. Przebaczenie to postawa, która zawsze musi być po naszej, katolickiej stronie.

Wiem, że ciężko to czytać dzieciom czy wnukom ofiar ukraińskich nacjonalistów. Wiem jak niełatwo mówić im takie rzeczy. Wiem również, że w głębi serca oni przebaczyli, bo inaczej nie mogliby brać udziału w Sakramentach Świętych, nie mogliby być katolikami.

Przebaczenie nie jest równoznaczne z żalem. O co Polacy mają żal do Ukraińców? Mamy żal i pretensje o to, że nasi rodacy nie zostali odnalezieni, godnie pochowani i upamiętnieni. O to mamy żal, ból i łzy.

Wielokrotnie spotykałem się z osobami, które są potomkami ofiar ludobójstwa ukraińskiego, które mówiły: Tobie to dobrze, bo ty wiesz, gdzie zapalić znicz; Ty wiesz, w którym grobie leżą twoja mama i tata; Ty wiesz, na który cmentarz masz się udać, a my nie wiemy. Ja ich rozumiem! Rozumiem ich słuszny żal, ale my musimy im w tym żalu pomóc, aby go ukoić i naprawić to zło, które przez lata im wyrządzali różni politycy czy to ukraińscy, czy polscy, ponieważ nie chcieli doprowadzić do ekshumacji i godnego, chrześcijańskiego upamiętnienia ofiar.

To jest jedna strona medalu – strona polska. Jest jednak i druga strona, czyli strona ukraińska. Ja nie mogę wchodzić w duszę ukraińską. Naród ukraiński musi sam się z tym zmierzyć, on sam musi upaść na kolana, uderzyć się w pierś i powiedzieć Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. My nie możemy ich do tego zmuszać, nie możemy ich bić, boksować, aby oni padli na kolana i przeprosili. Jako chrześcijanie my musimy im przebaczyć. Ich żal musi być szczery i prawdziwy, a nie wymuszony. Musimy się modlić o to, żeby Ukraińcy dostąpili łaski przebaczenia. Być może Ukraińcy nie są jeszcze na to gotowi; być może Ukraińcy w ogóle nie zdają sobie sprawy, że żyją w grzechu jako naród. Nie wiem, jak powiedziałem – nie mogę wchodzić w ukraińską duszę. Powtórzę jednak: oni sami muszą dokonać pokuty, oni z własnej winy muszą upaść na kolana i z własnej inicjatywy szczerze uderzyć się w pierś”.

Czy Ukraińcy uderzyli się w pierś? Nie, a nawet można odnieść wrażenie, że z każdym kolejnym dniem są coraz bardziej aroganccy i podli, jeśli chodzi o podejście do sprawy ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Przykładem niech będą tutaj wszystkie haniebne słowa, jakie padły po 14 lipca br., kiedy to w miejscowości Domostawa na Podkarpaciu odsłonięto pomnik ofiar rzezi wołyńskiej. W wydarzeniu tym z jednej strony wzięły udział tysiące Polaków, którzy chcieli w ten sposób oddać hołd Polakom pomordowanym w czasie ukraińskiego ludobójstwa w 1943 roku. Z drugiej jednak strony mogliśmy usłyszeć m. in. od prezesa Związku Ukraińców w Polsce Mirosława Skórki takie oto słowa: „Nie jest to pomnik ofiar, tylko pomnik nienawiści. I dlatego jest przez wielu ludzi interpretowany właśnie tak, jako coś, co ma utrzymywać, podsycać nienawiść, a nie oddać należną cześć, należny szacunek ofiarom tego, co się stało w 1943 roku”.

Kolejnym przykładem niech będzie wstrzymanie przez stronę ukraińską prowadzonych przez Polskę ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej, które miało miejsce już w 2017 roku – 5 lat przed wybuchem wojny na Ukrainie! Rozmawiałem o tej skandalicznej sytuacji 7 lat temu – 13 lipca 2017 roku z mec. Anną Szeląg, ówczesnym zastępcą dyrektora Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN.

– Zgodnie z ukraińskim prawem prace poszukiwawcze na terytorium Ukrainy mogą być prowadzone tylko przez ukraińskich archeologów. Archeolodzy IPN mieli te prace nadzorować i w nich uczestniczyć w charakterze ekspertów. Podkreślę raz jeszcze, żeby być dobrze zrozumianą: na tym etapie planowaliśmy przeprowadzenie prac poszukiwawczych. Poszukiwawczych a nie ekshumacyjnych. Mówię o tym dlatego, że ukraińskie przepisy mówią, iż w momencie przeprowadzania prac archeologicznych, jeśli natrafi się na ludzkie szczątki, to prace są wstrzymywane. Ekshumację można przeprowadzić dopiero po uzyskaniu odpowiedniego pozwolenia od strony ukraińskiej. W dniu, kiedy nasza ekipa wyjeżdżała na Ukrainę doszło do wydarzeń związanych z rozbiórką pomnika w Hruszowicach. Wtedy zostało opublikowane oświadczenie pana Wołodymyra Wjatrowycza o tym, że Ukraina wstrzymuje wszelkie prace, ponieważ są one nielegalne – relacjonowała mec. Szeląg.

– Jak uzasadniono to stanowisko? – zapytałem, po czym usłyszałem: „Podczas rozmowy telefonicznej pomiędzy panem Światosławem Szeremetem a dr Leonem Popkiem – naczelnikiem wydziału kresowego w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji IPN, przedstawiciel strony ukraińskiej powiedział, że strona ukraińska nie jest w stanie zapewnić polskiej ekipie bezpieczeństwa na terenie Ukrainy”.

Na kolejne pytanie: „Jak oceniać te tłumaczenia?”, mec. Anna Szeląg odpowiedziała wówczas: „Nie chciałabym wypowiadać się na ich temat. Powiem tylko, że po przedstawieniu ukraińskiego stanowiska przez pana Szeremetę nie mogliśmy ryzykować i narażać naszych ludzi na coś, co ewentualnie mogło się wydarzyć i dlatego odwołaliśmy całą akcję.

To jednak nie wszystko. Nagle okazało się bowiem, że ukraińska firma archeologiczna, z którą mieliśmy podpisać umowę, musi dodatkowo uzyskać pozwolenie na prace na stanowiskach historycznych. Taką informację przekazał nam w rozmowie telefonicznej pan Szeremeta. Biorąc pod uwagę, że wcześniej firma ta wykonywała podobne prace na podstawie zwykłego zezwolenia, można tłumaczyć w jeden sposób: strona ukraińska interpretuje dowolnie swoje własne przepisy w zależności od sytuacji. To, co wczoraj było zgodne z prawem, dzisiaj okazuje się przekroczeniem tego prawa”.

Minęło siedem lat i co? I polscy politycy jedyne, co potrafią to gadać o ekshumacjach. Nie potrafią (nie chcą?) wymusić na Ukrainie nawet pół konkretnej decyzji w tej sprawie…

No i trzeci przykład: wypowiedź niejakiego Dmytra Kułeby na organizowanym przez Rafała Trzaskowskiego spędzie ludzi czujących podniecenie, kiedy słyszą hasło „***** ***”. Ówczesny minister spraw zagranicznych Ukrainy w panelu dyskusyjnym z Trzaskowskim i Radosławem Sikorskim.

Kułeba próbował zrównać wymordowanie 150 tys. Polaków (do dzisiaj nie wiemy, ilu naprawdę zginęło) przez Ukraińców w trwającym od 1939 roku ludobójstwie na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z tzw. akcją „Wisła”, a nawet zrzucić odpowiedzialność za rzeź wołyńską na samych Polaków, którzy – jak można było odczytać między wierszami – sami byli sobie winni.

– Gdybyśmy dzisiaj zaczęli grzebać w historii, to jakość rozmowy byłaby zupełnie inna i moglibyśmy pójść bardzo głęboko w historię i wypominać sobie te złe rzeczy, które Polacy uczynili Ukraińcom i Ukraińcy Polakom – mówił dalej Kułeba, chcąc sprowadzić dyskusję na temat Wołynia do absurdu.

Przykłady można mnożyć i mnożyć.

I tutaj wracamy do słów Zarzecznego i pytania: Czy w związku z tym możemy wybaczyć Ukraińcom? Po ludzku chyba nikt nie jest w stanie tego zrobić. Pamiętajmy jednak o tym, co powiedział wyżej cytowany ks. prof. Józef Marecki: „Katolik zawsze wybacza! W prawdziwym katolicyzmie jest miłość Boga i bliźniego i wynikające z nich przebaczenie. Nie ma katolicyzmu bez przebaczenia”.

Wybaczmy, ale nie zapominajmy. Wybaczmy i pamiętajmy. Wybaczmy i zróbmy wszystko, co w naszej mocy, aby upamiętnić ofiary, walczyć o prawdę, zadośćuczynić rodzinom ofiar ukraińskiego ludobójstwa, które przez ponad 80 lat są traktowane gorzej niż rodziny komunistycznych zbrodniarzy i przede wszystkim nie pozwólmy, aby propaganda głoszona przez Kijów zwyciężyła i zatruwała serca, umysły i dusze współczesnych Ukraińców, o czym mówił dr Leon Popek, którego słowa pozwolę sobie zacytować, jako podsumowanie powyższych rozważań:

„Od kilku lat obserwuję, że sporadycznie, ale jednak na Ukrainie ma miejsce porządkowanie cmentarzy polskich przez Ukraińców. W co najmniej 10 miejscach – o tylu przynajmniej wiem – Ukraińcy zrzeszeni w różnych stowarzyszeniach porządkują nasze cmentarze. Ja wiem, że ich praca polega na tym, że wykoszą trawę, wygrabią śmieci, spalą liści czy połamane gałęzie. Ale to już jest coś.

Nie ma lepszego świadectwa. Jeśli miejscowi Ukraińcy dostrzegają, że to są ważne miejsca dla nas, to zapobiegają dewastacji i opiekują się nimi. Często pomagają w tym miejscowe władze, np. podstawiają jakiś sprzęt do wywózki śmieci. W takim sprzątaniu bierze udział do kilkudziesięciu osób. To są pewne jaskółki, które może nie zapowiadają nadejścia wiosny, ale od czegoś trzeba jednak zacząć.

My również musimy działać. Jeśli możemy to musimy jeździć i porządkować polskie cmentarze. Szkoda, że wciąż jest wiele miejsc, do których nie możemy dotrzeć. Trzeba wielu, wielu lat pracy, aby to zmienić”.

Tomasz D. Kolanek

================

Katarzyna24 wrzesień 2024

Nie ma wybaczenia bez żalu i skruchy. Nigdy nie było ani żalu, ani skruchy , nie mówiąc o naprawie. Moja rodzina też była poraniona przez ” sąsiadów”.

Smutne,że tylko jeden Domostaw miał honor i odwagę.

=================================

mail:

Już nie ból i łzy, ale przerażenie bliskie rozpaczy wywołuje kult 
Bandery i UPA pielęgnowany przez państwo ukraińskie..

Kompromitacja rządów PO. Do dymisji! Wszyscy!

Kompromitacja rządów PO. Do dymisji! Wszyscy!

Tomasz Sommer 23.09.2024 nczas/kompromitacja-rzadow-po-do-dymisji-wszyscy

Tomasz Sommer oraz Donald Tusk.
Tomasz Sommer oraz Donald Tusk. / foto: PAP (kolaż)

Chciałem opisać powodziowy dramat polityczny sam, ale skorzystam z lekko zmodyfikowanego tekstu w 12 punktach, napisanego przez posła Konfederacji Bronisława Foltyna. Bo (czary?) napisał on niemal dokładnie to, co ja chciałem napisać. Z powodzią było tak:

  1. W latach 2015–23 PiS ignoruje budowę zbiorników retencyjnych na ścianie zachodniej.
  2. Każda inicjatywa w tej sprawie jest torpedowana przez „ekologów” i „mieszkańców”.
  3. Tych finansują służby niemieckie, a ABW miało i ma to tam, gdzie PiS miało zbiorniki.
  4. Sprowadzane za niemieckie pieniądze „paprotki”, a obecnie już „ministry”, w licznych wypowiedziach mówią, że ryby są ważniejsze niż inwestycje w zbiorniki retencyjne.
  5. Po zwycięstwie „uśmiechniętych” nic się nie zmienia poza tym, że „paprotki” i „ekolodzy” dostają ministerstwo klimatu.
  6. Od 10 września rządzący dostają z systemu Copernicus ponad 100 alertów o nadchodzącym kataklizmie, a prof. Piotr Kowalczak sześć dni przed powodzią ostrzega, że wystąpi ona w Kotlinie Kłodzkiej.
  7. Tusk 13 września kłamie, że „prognozy nie są przesadnie alarmujące”.
  8. Wody Polskie (Ministerstwo Infrastruktury) nie widzą potrzeby opróżniania zbiorników.
  9. 14 września dochodzi do kataklizmu.
  10. 16 września Tusk ogłasza klęskę żywiołową, a „ministry-paprotki” proponują powodzianom kredyt 2,5 proc.
  11. Ursula von der Leyen pozwala „uśmiechniętym” wydać na odbudowę, 5 mld euro z przelanej już na KPO kasy, którą media reklamują jako „załatwioną przez Tuska”.
  12. Propagandyści rządowi wraz ze służbami blokują przepływ informacji. Szykanują internautów. Nieoficjalnie mówi się o 50 ofiarach powodzi i ponad 100 osobach zaginionych.

To jest niepełny jeszcze obraz klęski rządu Tuska. Do dymisji! Wszyscy! Bo ten kataklizm mógł być opanowany. Na budowę zbiorników retencyjnych było 14 lat. Gdyby one zaistniały i zadziałały, to powódź byłaby pod kontrolą, woda zostałaby spiętrzona, a później wypuszczona, nikt by nie zginął i żadne budowle nie zostałyby zalane.

Wystarczyło tylko przeanalizować fakty i z faktów wyciągnąć wnioski. Ale jak można coś takiego zrobić, skoro polscy decyzyjni politycy są opanowani przez przekaz niemieckiej propagandy, którą przyjmują bezkrytycznie, bo za pieniądze. Za te pieniądze są w stanie uwierzyć we wszystko: w globalne ocieplenie, w katastrofę klimatyczną, w suszę, powódź, a nawet holokaust niedźwiedzi polarnych i koralowców.

A przecież powódź to nie jedyna katastrofa, jaką w efekcie wywołują. Przecież w tym samym tygodniu, w którym uderzyła w Polskę powódź, okazało się, że cena energii dla przemysłu jest u nas dwa razy wyższa niż w Niemczech i Francji. To musi doprowadzić do deindustrializacji naszego kraju. Czy incele [zboczeńcy, idioci? nie znam słowa i nie chcę poznać. md] u władzy, którzy do tego doprowadzili, naprawdę tego nie rozumieją?

Oczywiście, że rozumieją. Ale łatwiej przyjąć niemieckie/unijne pieniądze, niż zrobić coś w interesie Polski. W efekcie w kraju stojącym na węglu brunatnym, z którego można wyprodukować najtańszą energię na świecie – energia jest najdroższa na świecie. Tylko dlatego, że klasa rządząca połasiła się na niemieckie łapówki. W takiej rzeczywistości, brutalnie znegliżowanej przez powódź, żyjemy.

Po długiej i męczącej kompromitacji rządów PiS przyszła błyskawiczna, choć nie mniej męcząca kompromitacja rządów PO. I powstaje pytanie, kiedy w końcu uwolnimy się od tych okropnych ludzi, którzy za niemieckie pieniądze są gotowi zniszczyć własny kraj?

Mordercy pokazują! VIDEO: Krew w pojemniku – aborcja w Oleśnicy Wypompowywania dziecka z macicy


VIDEO: Krew w pojemniku – aborcja w Oleśnicy
RatujŻycie.pl

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Jestem wstrząśnięta.

Szpital w Oleśnicy udostępnił na swoich profilach w Internecie relację z aborcji metodą próżniową. Widać tam urządzenie do wypompowywania dziecka z macicy pod ciśnieniem i krew biednego maluszka płynącą wprost do pojemnika.

Czy Pan też nie może się pozbierać po tym, co zobaczył? Ja nie rozumiem, jak można zrobić coś tak potwornego niewinnemu dziecku. Ale też nie pojmuję, jak można chwalić się w sieci, że dokonuje się tak okrutnego czynu.

Niepojęte, prawda?

Charakterystyczne przezroczyste urządzenie to zestaw do aborcji próżniowej. Szpital w Oleśnicy otrzymał cały pakiet takich urządzeń od morderców z Aborcyjnego Dream Teamu. Stosuje je do aborcji, najprawdopodobniej w pierwszych dwunastu tygodniach życia dzieci, gdyż takie są rekomendacje dla aborcji próżniowej. Potężny ciąg robi z dzieciątka miazgę i dziecko ginie w męczarniach.

Czy wie Pan, że zwolennicy aborcji często argumentują, że dziecko na tak wczesnym etapie nie odczuwa jeszcze bólu?

Tymczasem nauka mówi coś zupełnie innego.

Przesyłam Panu fragment z wywiadu, jaki ukazał się na portalu www.RatujZycie.plDr Beata Głodzik, licencjonowana położna i doktor pedagogiki, swoje zainteresowania naukowe ogniskuje wokół neurologii dziecięcej i rozwoju dziecka. Wyjaśnia, że w życiu płodowym zdolność odczuwania bólu pojawia się o wiele wcześniej niż się powszechnie uważa, bo już około piątego tygodnia od poczęcia. Co więcej, niedojrzałość zmysłów nie powoduje, że bodźce odczuwane są słabiej. Wręcz przeciwnie – im mniej dojrzały jest określony zmysł, z tym większą intensywnością odbiera bodźce. Innymi słowy: im mniejsze dzieciątko, tym silniej odczuwa ból.

Ze względu na niedojrzałość zmysłów, zwłaszcza dotyku, dziecko czuje bardzo wyraźnie, a jednocześnie ten dotyk jest bardzo wrażliwy. Wynika to z braku mieliny grubej na aksonie w mózgu płodu, co sprawia, że zmysły są niesamowicie wyostrzone i czułe. Ta nadwrażliwość nie oznacza, że zmysł jest tępy i nie reaguje, wręcz przeciwnie – on już funkcjonuje, on już reaguje i jest bardzo wrażliwy. Odczuwalność tych wszystkich bodźców jest bardzo natężona. Trudno sobie nawet wyobrazić, jak ogromne cierpienie może odczuwać maleństwo poddawane aborcji. Myślę, że my tak realnie nigdy sobie tego nie wyobrazimy, ponieważ nasze układy nerwowe są już na zupełnie innym etapie dojrzałości. Dlatego nawet jeśli doświadczamy bólu: złamania nogi czy skaleczenia, nasze odczucia są inne. Mają mniejszą intensywność niż odczucia dziecka, które ma bardzo niedojrzały układ dotykowy. Dlatego nawet delikatny bodziec może powodować ból u dziecka w fazie rozwoju między zapłodnieniem a narodzeniem. To już jest dziecko, które za względu na swoją wrażliwość rozwija się w innym środowisku aniżeli środowisko zewnętrzne. Pan Bóg umieścił dziecko w wodach płodowych, ponieważ amortyzują one wiele bodźców i tworzą ochronę dotykową, obmywając ciało dziecka. Wody płodowe są po prostu przyjemne. Natomiast kiedy ta bariera wodna zostaje przekroczona to każdy dotyk jest silnie odczuwany.

Cały wywiad znajduje się pod linkiem: https://ratujzycie.pl/dziecko-czuje-bol-juz-w-piatym-tygodniu/

Nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo cierpiało dziecko, którego kaźń pokazali aborterzy z Oleśnicy.

Ten widok to dla nas jeszcze większa mobilizacja, aby działać przeciw aborcji. Okrutne mordowanie dzieci musi się skończyć. A ludzie, którzy zabijają z premedytacją, muszą mieć jasność: jeśli to zrobisz, trafisz na długie lata do więzienia.

Bo nie każdy ma dobre serce. Niektórzy mają po prostu mentalność morderców.

Serdecznie Pana pozdrawiam,

Kaja Godek
Kaja GodekKaja Godek
Fundacja Życie i Rodzina
www.RatujZycie.pl

PS – film z Oleśnicy uświadamia mi kolejny raz, że stajemy naprzeciw ZŁA w jego najczystszej [najbrudniejszej – najstraszniejszej] postaci. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla zbrodni, jaką jest rozerwanie dziecka żywcem na strzępy i odessanie resztek plastikową rurą.

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

Przymusem wyrwani z kresowej Polski. Propaganda komunistyczna nazwała to „repatriacją”

Przymusem wyrwani z kresowych ziem. Propaganda komunistyczna nazwała to „repatriacją”

(Zdjęcie ilustracyjne Oprac. GS/PCh24.pl)

80 lat temu, narzucony Polsce przez Sowietów, komunistyczny rząd PKWN zawarł z ZSRR porozumienie o „ewakuacji obywateli polskich z republik radzieckich białoruskiej i ukraińskiej oraz litewskiej” czyli z zagarniętych przez ZSRR polskich Kresów. Propaganda komunistyczna nazwała to fałszywie repatriacją, co w rzeczywistości było przymusowym wysiedleniem. W bydlęcych wagonach, około 2 milionów Polaków zostało wywiezionych z ziem, na których od wieków żyli, budowali wiarę, tworzyli tradycję, kulturę, wznosili dwory, pałace i przepiękne świątynie. 

Litwa

Polaków wysiedlano z litewskiej ZSRR w dwóch okresach. Najpierw od roku 1944 do roku 1946. Następnie w latach 1955 – 1959. Z Litwy w ramach tak zwanej „pierwszej repatriacji” w latach 1944–1946 wysiedlono aż 148 tysięcy Polaków. Większość przesiedleńców z Litwy osiadła na Warmii i Pomorzu, a mniejsze grupki na Dolnym Śląsku. Podczas drugiej repatriacji wysiedlono ponad 46 tysięcy Polaków. Duża ich grupa zamieszkała na terenie ówczesnego województwa białostockiego. Większość z nich była sybirakami. 

Sowieci zabrali nam nasz majątek ziemski koło Wilna, a nas wywieźli na Sybir. Byliśmy tam osiem lat, do roku 1957. Nasz majątek zamieniono na kołchoz, dwór uległ zniszczeniu. Mieszkaliśmy trochę w Wilnie, ale komuniści nas tam nie chcieli. Tak naprawdę to Polaków, wypędzano po wojnie z Wileńszczyzny. Robili to litewscy komuniści, którzy przenosili się do Wilna z głuchej prowincji. Organizowali oni specjalne składy pociągów i kazali Polakom wsiadać do nich i „jechać do Polski”. To była tzw. repatriacja. Tak trafiliśmy do Białegostoku, gdzie mieszkał brat mojej mamy, który nas przygarnął – mówi Michał Wileński – Siewruk.  

Białoruś

Z Białoruskiej ZSRR, w latach 1944–1959, wysiedlono 375 tysięcy Polaków. Wysiedleńcy osiedlali się głównie na tzw. ziemiach odzyskanych – na Dolnym Śląsku i w zachodniej części Wielkopolski, a także w województwie zachodniopomorskim oraz na Pomorzu. Wielu z nich stanowiło dla władzy radzieckiej „element niebezpieczny ideologicznie”, którego trzeba się było pozbyć.

Byłem żołnierzem AK. Mieszkałem koło Grodna. W roku 1948 aresztowała mnie NKWD. Sowiecki sąd najpierw dał mi 105 lat łagrów, a potem się „zlitował” i zmniejszył tę kare do 25 lat. Trafiłem do Irkucka. Podczas katorżniczej pracy w lesie umierało wielu ludzi. Ja przeżyłem, wskutek amnestii zwolniono mnie z łagru. Mój rodzinny dom, po wojnie, znalazł się na terytorium białoruskiej ZSRR. Władze uważały mnie „za wroga ludu” więc nie mogłem tam żyć. Jako tzw. repatriant w roku 1948 przyjechałem do Polski, do Białegostoku. Później udało się mi tu sprowadzić moich rodziców i siostrę, którzy też byli sybirakami – wspominał Piotr Pocałujko, sierżant AK.

Ukraina

W okresie pierwszej masowej akcji wysiedleńczej, której kulminacja przypadła na drugą połowę 1945 i pierwsze półrocze 1946, z terenów Ukraińskiej ZSRR (przed wojną południowo-wschodnich terenów II RP) przesiedlono około 1,3 miliona Polaków. Ludność Polska z terenów Sowieckiej Ukrainy osiadła głównie na zachodzie województwa śląskiego oraz na Dolnym Śląsku, część na Białostocczyźnie.

– Moja rodzina ocalała z rzezi wołyńskiej. Mieszkaliśmy w miejscowości Osiecznik koło Kowla. Jednak po wojnie komuniści źle się odnosili do Polaków. Uważali, że nie powinno nas być na Wołyniu. Z moim mężem, który również był z Wołynia i do tego był żołnierzem AK, musieliśmy wyjechać do Polski. Osiedliśmy niedaleko Białegostoku.  Tylko raz odwiedziłam Wołyń, to było w roku 1998. Ciężko mi było patrzeć na to, co tam zastałam.  Tylko ruiny i totalna dewastacja. Wszędzie groby rodaków – powiedziała nam Alfreda Kołodzińska.

Wysiedlenia z głębi ZSRR

Na terenie ZSRR, w głębi tego kraju przebywała masa zesłańców, łagierników oraz uchodźców polskich. W czerwcu 1945 roku rozpoczęły się ich przesiedlenia do Polski. W sumie z głębi Rosji przesiedlono około 160 tysięcy Polaków.  Ponadto, w latach 1951-1952 sowieckie władze ZSRR wyraziły zgodę na to, aby 787 polskich dzieci opuściło sowieckie domy dziecka i trafiły do PRL- u.

Ciężkie warunki przesiedleń

Przesiedlani z Kresów Polacy byli zrozpaczeni koniecznością opuszczenia rodzinnych stron, pozostawienia swoich majątków, dziedzictwa, kultury, kościołów, grobów bliskich oraz udania się w nieznane. Ksiądz Józef Anczarski przed wysiedleniem z Tarnopola (obecnie Ukraina)w maju 1946 roku zanotował

Jutro już wyjeżdżamy. Jest transport. Długi skład wagonów czeka na stacji. Paskudne i obskurne są te wagony. Krytych i zamkniętych jest mało, najwięcej otwartych, które normalnie służą do wożenia węgla, kamieni czy cegły do budowy domów. I na tym mają jechać całe rodziny ze swoim dobytkiem, z krowami, końmi, kurami i wszystkim, co dało się zabrać. To już ostatni dzień naszego pobytu w tym mieście i na tej ziemi. Ostatnia Msza św. w naszym kościele. I mówią nam, że wyjeżdżamy na zawsze, że Polska już nigdy tutaj nie wróci. Zostawiamy to Bogu i Jego zrządzeniom. My tu już teraz nie mamy nic do powiedzenia. Jest jak jest. Wyrzucają nas gwałtem, przemocą i rzeziami”.

Adam Białous

Blinken, wracaj pan do domu!

Blinken, wracaj pan do domu!

Marucha w dniu 2024-09-14 marucha/braun-blinken-wracaj-pan-do-domu

Jak zwykle nadążający za kluczowymi zdarzeniami „Times of India” publikuje tym razem zadziorne wyzwanie polskiego posła w Parlamencie Europy – Grzegorza Brauna. 

W nietypowy dla siebie sposób, ale adekwatny do stylu kowbojskiej dyplomacji administracji amerykańskiej, w reakcji na wizytę pierwszego sekretarza USA – Anthony’ego Blinkena, pan Braun obcesowo, sprawnym angielskim, skierował pod adresem wizytującego mocne przesłanie: „Blinken, wracaj pan do domu! Spadaj! My tu nie chcemy pana. Polacy nie chcą płacić i umierać za wasze wojny. Panie Blinken, niech pan wyjeżdża do domu jak najprędzej. Bardzo dziękujemy”.

Wypowiedź posła Brauna nastąpiła po spotkaniu i konferencji prasowej Blinkena z ministrem Rarosławem Sikorskim. Ich rozmowy dotyczyły złagodzenia dotychczasowych ograniczeń w korzystaniu z zachodnich dostaw broni, co miałoby eskalować konflikt w głąb Rosji, przy całkowitym pominięciu skali reakcji symetrycznej.

Zachęta ze strony Sikorskiego do przyjęcia pocisków dalekiego zasięgu miałaby oznaczać zwiększenie potencjału obronnego Polski. Łącząc ten wątek z rzekomą chęcią uniknięcia bezpośredniego zaangażowania państw NATO w toczącą się wojnę, minister wykazuje zachowanie pozorów wstrzemięźliwości z równoczesnym dążeniem do zaangażowania Polaków w samobójcze uczestnictwo rozbrojonej armii polskiej i kompletnie bezbronnych milionów obywateli.

Szczególnym w tej sytuacji przypadkiem jest wypowiedź rozgorączkowanego nieodpowiedzialnie i nieadekwatnie do sytuacji (choć w randze generała) pana Waldemara Skrzypczaka. Jak niegdyś pewien działacz przywiązany do „maciejówki” na głowie, ten wieloletni żołnierz czasów pokoju powiedział, że Rosja, ośmielając się zaatakować Polskę, nie ma pojęcia, jak stojąca za nią potężna siła amerykańska jest w stanie „zdmuchnąć” Rosję daleko za Ural, kończąc z dotychczasowym kapitulanckim podejściem.

Pan generał najwyraźniej myli prawo do obrony z inspirowaniem prawa do ataku przeciwnika wielokrotnie potężniejszego i nowoczesnego, któremu jankesi stanąć oko w oko sami się nie ośmielą. Jako praktyczni wypuszczą innych na ring wojny, a sami pobawią się w sekundantów. Kiedyś rycerze, dziś żołnierze do zakutych głów należą; niegdyś — w szyszak, dziś — w ideologię.

Zwiększenie budżetu wojskowego Polski na rok 2025 do blisko 48 miliardów dolarów jest równoznaczne z podwyżką podatków i cięciami świadczeń socjalnych. Przeciek, że Blinken „przywiózł Polsce 6 miliardów dolarów na odbudowę Ukrainy” wskazuje raczej na koniec wojny, zaś, znając szczodrość Amerykanów, można te pieniądze potraktować jako łapówkę na poczet kolejnego majdanu w Polsce, a w najlepszym razie kredyt do spłacenia na 44,7% – czyli nie do spłacenia.

Doskonale wiadomo od dwóch lat, że Ukraina jest już podzielona na strefy wpływów należące do BlackRocka, więc wszelkie bajdy o polskim udziale w odbudowie powinny przypomnieć, jak do dnia dzisiejszego obietnice odbudowy Iraku zniknęły za horyzontem, którego zawsze broni zwarta i gotowa zbieranina sojusznicza.

Opracowanie: Jola
Na podstawie: YouTube.com
https://wolnemedia.net

Demolka państwa. Są przesłanki, by rząd Tuska został uznany za organizację przestępczą o charakterze zbrojnym i postawiony poza prawem.

Demolka państwa

13 września 2024 Stanisław Michalkiewicz:

prawy/Michalkiewicz-Demolka-panstwa

Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości co do tego, że premier Donald Tusk wykonuje zlecone mu przez Naszego Złotego Pana z Berlina zadanie zdemolowania państwa, by w ten sposób przygotować teren pod budowę Generalnego Gubernatorstwa, to chyba trzeba by mu narysować obrazek. Nie dość, że zrobił głupstwo “uchylając” swoją kontrasygnatę pod aktem nominacji sędziego Wesołowskiego do Sądu Najwyższego, to jeszcze na posiedzeniu Rady Ministrów oświadczył – co widziała cała Polska – że skoro nie ma narzędzi prawnych do reformowania państwa, to skorzysta z narzędzi pozaprawnych – znaczy – bezprawnych.

Tymczasem art. 7 konstytucji, w obronie której kicało całe towarzycho z rozmaitymi giertychami i “polskimi babciami”, a którą to konstytucję Kukuniek nosi obok Matki Boskiej nie tylko na koszuli, ale chyba i na kalesonach, stanowi, że organy władzy publicznej działają “na podstawie i w granicach prawa”. Wynika z tego, że nie można domniemywać kompetencji organu władzy publicznej, tylko na każdy swój krok musi ona mieć podstawę prawną i poruszać się w granicach tego upoważnienia.

Już mniejsza o to, że to “uchylenie” własnego podpisu na urzędowym akcie ośmiesza Polskę i naraża ją na kompromitację na arenie międzynarodowej – no bo czy teraz ktokolwiek podpisze z Donaldem Tuskiem jakąś międzynarodową umowę, jakiś traktat, skoro Donald Tusk “uchyla” swoje podpisy w wybranym przez siebie – albo przez kogoś innego – czasie? W dodatku decyzja premiera Tuska o “uchyleniu” swojego podpisu pod aktem państwowym rodzi bardzo niebezpieczny precedens, który może doprowadzić do poważnych perturbacji w obrocie prawnym. Art. 32 ust. 1 konstytucji stwierdza bowiem, że “wszyscy są wobec prawa równi”. Skoro tedy premierowi rządu wolno było “uchylić” swój podpis pod aktem państwowym, to na jakiej zasadzie mielibyśmy nie pozwalać obywatelom “uchylać” swoich podpisów na przykład na wekslach, czy umowach kredytowych?

Ale jeszcze gorsza i brzemienna w skutki jest jest deklaracja premiera Tuska, o której wspomniałem wyżej. Jeśli premier rządu otwartym tekstem mówi, że będzie posługiwał się środkami pozaprawnymi, czyli bezprawnymi, to znaczy, że jego rząd od tej chwili staje się zorganizowaną grupą przestępczą o charakterze zbrojnym.

Zwróćmy uwagę, że art. 10 ust. 1 konstytucji stanowi, że ustrój III RP opiera się na “podziale i równowadze” władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej. Jak to jest realizowane w praktyce, to inna sprawa – tymczasem zarówno Donald Tusk, jak i członkowie jego rządu otwartym tekstem deklarują, że “nie uznają” Trybunału Konstytucyjnego, czy Sądu Najwyższego. Nawiasem mówiąc, nie do końca mówią szczerze, bo kiedy Sąd Najwyższy, a konkretnie – ta właśnie Izba, której rząd Donalda Tuska “nie uznaje” – stwierdziła ważność wyborów parlamentarnych 15 października ub. roku, to rząd tego orzeczenia nie zakwestionował – chociaż na dobry porządek – powinien.

Jak widzimy, nawet w tym, co deklaruje, nie jest konsekwentny, bo gdyby był konsekwentny, to powinien zakwestionować również orzeczenie SN o ważności wyborów. Gdyby je jednak zakwestionował, to podciąłby gałąź, na której siedzi – więc tu skwapliwie skorzystał z okazji, by siedzieć cicho. Skoro jednak wtedy “uznał”, to na jakiej zasadzie teraz “nie uznaje”? Dodajmy, że z uwagi na wspomnianą przez art. 10 konstytucji “równowagę” władz, rząd, jako jeden z dwóch organów władzy wykonawczej (bo drugim jest Prezydent), nie ma nic do gadania w kwestii “uznawania” lub “nieuznawania” innych władz państwowych. Ocena zdarzeń prawnych należy bowiem nie do władzy wykonawczej, tylko do władzy sądowniczej. Zatem jeśli rząd twierdzi, że “nie uznaje” Trybunału Konstytucyjnego, czy Sądu Najwyższego, dopuszcza się uzurpacji, a tym samym za jednym zamachem popełnia szereg przestępstw, bo nie tylko sam podważa porządek konstytucyjny, ale podżega do tego również inne osoby. Jak widzimy, są przesłanki, by rząd Donalda Tuska został uznany za organizację przestępczą o charakterze zbrojnym i postawiony poza prawem.

Niedawno w sprawie kontrasygnaty zabrał głos pan Adam Bodnar twierdząc, że premier Tusk “miał podstawę prawną” – ale nie bardzo potrafił ją wskazać. Chodziło mu o to, że dwóch sędziów SN złożyło, czy też miało złożyć skargę do NSA w sprawie nominacji sędziego Wesołowskiego do SN. Ale to, że ktoś złożył do sądu jakąś skargę, a zwłaszczza – jeśli “miał” ją złożyć – nie stwarza żadnej podstawy prawnej dla kogokolwiek, by “uchylił” swój podpis, a zwłaszcza – dla premiera rządu, który – zgodnie z brzmieniem art. 7 konstytucji – musi działać “na podstawie i w granicach prawa” – a nie na podstawie przypuszczeń pana Adama Bodnara. To, że ma on tytuł doktora habilitowanego, to nie znaczy, że ma rację. Józef Goebbels też miał tytuł doktora, ale to nie znaczy, że jakiekolwiek jego opinie miałyby być źródłami prawa, na podstawie którego miałby działać szef rządu Rzeczypospolitej Polskiej.

Pan minister Bodnar jest jednak na tyle spostrzegawczy, iż pewnie zdaje sobie sprawę, że jego opinia, jakoby złożenie przez kogoś skargi do sądu miało stanowić podstawę prawną dla “uchylenia” podpisu premiera pod aktem państwowym, nie jest warta funta kłaków, więc zaprosił do Polski towarzystwo, zwane “Komisją Wenecką” w nadziei, że jak ją nakarmi i spoi, to ona z wdzięczności dostarczy mu podkładki, która by go uwiarygodniała. Może tak będzie, ale warto zwrócić uwagę, że ta cała Komisja Wenecka nawet w systemie organów Unii Europejskiej nie ma żadnych uprawnień decyzyjnych, bo ma charakter “doradczy”. Więc nawet gdyby kanonizowała Donalda Tuska pod pretekstem heroicznego “uchylenia” swojego podpisu, to Niebo co najwyżej mogłoby wzruszyć na to ramionami.

Słowem – mamy do czynienia z zaplanowaną i postępującą demolką struktur państwowych i anarchizacją państwa, a to, że odbywa się ono pod pretekstem “przywracania praworządności”, niczego merytorycznie nie zmienia. Skutkiem tych działań będzie osłabienie I obezwładnienie państwa, podobne do tego jakie miało miejsce w wieku XVIII, czego następstwie były rozbiory.

W tej sytuacji musimy zapytać, co o tym wszystkim sądzi nasza niezwyciężona armia? Rota przysięgi wojskowej zobowiązuje żołnierzy, by “stali na straży konstytucji”, a rota ślubowania oficerskiego mówi o niezłomnym staniu na straży bezpieczeństwa narodu i państwa. Bez względu na to, czy zagraża mu Putin, czy zagraża mu zorganizowana grupa przestępcza o charakterze zbrojnym, która otwarcie zapowiada podejmowanie działań bezprawnych. Więc jakże będzie?

Stanisław Michalkiewicz

Ku zagładzie – szlakiem przetartym przez Ukrainę?

Ku zagładzie szlakiem przetartym przez Ukrainę

III RP pierwsza w kolejce na „szlak”

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 10
 
READ IN APP
 

W najnowszym wywiadzie, amerykański ekspert militarny Brian Berletic, omawia stan konfliktu na Ukrainie,  a także jego przyczyny i prawdopodobne konsekwencje.

Całość wywiadu, w języku angielskim, znajduje się tu:

==============================

Stwierdza on, między innymi, że ukraiński atak na rosyjski Kursk, przyspieszył tylko nieuniknioną katastrofę militarną Kijowa, w postaci załamania się frontu donieckiego.

Nie jest moją intencją opisywać jego obszerne wywody i wyjaśnienia w obszarze strategii wojskowej, a jedynie skupić się na autentycznych przyczynach obecnego konfliktu i nieodwracalnych skutkach.   

W  18 minucie przekazu stwierdza on bez ogródek, że Zachód doskonale zdawał sobie zawsze sprawę z niezdolności Kijowa w dziele pokonania Rosji.  Dysproporcje militarne, demograficzne i przemysłowe były tak wielkie, że marzenie banderowców o  wiktorii nad Kremlem, były zawsze czystą fantazją.

Zachód, jak zawsze, z zimnym cynizmem użył Kijowa jako instrumentu w dziele osłabienia Rosji, tak by kolejne konflikty „proxy” dawały lepsze rezultaty.  Takie stopniowe drążenie „rosyjskiej opoki”.

Według Briana, już na obecnym etapie, konflikt jest przesądzony na korzyść Kremla, ale Zachód będzie popychał Kijów do dalszej walki dosłownie „do ostatniego Ukraińca”, jak długo będą tam chętni do ginięcia za waszyngtońskie interesy.

Stopień zniszczenia Ukrainy jest tak duży, że pozostałe na jej terytorium około kilkunastu milionów osób, będzie miało poważne trudności z przetrwaniem nadchodzącej zimy.

Truizmem jest stwierdzenie, że taka rutynowa strategia Zachodu ( na przestrzeni wieków) jest wyzuta z jakichkolwiek hamulców moralnych.  Zachód NIGDY nie kierował się moralnością, a zawsze własnymi partykularnymi interesami, maskowanymi kłamstwem, hipokryzją i cynizmem.

Reszta świata, dawała się jak dotąd nabierać na tą strategię.

Gwałtowne załamanie głównego hegemona, Stanów Zjednoczonych, we wszystkich obszarach funkcjonowania, zarówno materialnego, jak i duchowego, a właściwie jego całkowitego zaniku, zmusiły Zachód do coraz brutalniejszego działania, bez zbędnych kamuflaży i ceregieli.   

Stąd też bierze się narastające tempo odsuwania się reszty świata, od zbankrutowanego i szatańskiego w swym już nie maskowanym obrazie, Zachodu.

Na nieszczęście, Polska jest już głęboko zintegrowana, w formie kolonii, z najbardziej zdeprawowanym elementem ZIK (zachodniego imperium kłamstwa), jakim jest Unia Europejska.

Wykorzystując historyczne pretensje Polaków w stosunku do Kremla, przy całkowitym braku jakichkolwiek autentycznych narodowych elit, globalistyczna administracja III RP z łatwością prowadzi Polskę i Polaków ku pełnowymiarowemu konfliktowi z Rosją.  Fakt, że poprzednia administracja, udając do dziś „polskich patriotów”, była i jest gorącym zwolennikiem konfliktu z Rosją, ułatwia pełną akceptację społeczeństwa, do podążania, wytartą już przez banderowców, ścieżką.

Przy czy, nie można mieć nawet cienia wątpliwości, że efekt tej „krucjaty”, będzie dla Polski równie katastrofalny jak dla banderowszczyzny.

POLSKA W RUINIE a SŁAWA UKRAINIE

[Cóż… przypominam… MD]

Krzysztof Baliński 25 maj 2022

Koszt obsługi polskiego długu rośnie w szalonym tempie. W 2021 roku wyniósł 29 miliardów zł. W tym roku wyniesie 49 miliardów. W kolejnym 20 miliardów więcej [69 !! md], co oznacza, że więcej pieniędzy włożymy do portfeli międzynarodowych lichwiarzy niż na utrzymanie armii.

Tegoroczne potrzeby pożyczkowe w budżecie państwa prognozowano na 222 mld zł. Dzisiaj wiadomo, że przez 100 miliardów wydatków związanych z uchodźcami będą o kilkadziesiąt miliardów wyższe. Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii opublikował ranking krajów wspierających Ukrainę. Wynika z niego, że Polska jest na drugim miejscu, zaraz po USA, a w relacji do PKB (pominąwszy maleńką Estonię) na pierwszym. Przy czym 1/10 to pomoc humanitarna, a reszta finansowa.

I tak: w lutym rząd przyznał Ukrainie 1 mld euro kredytu (a faktycznie darowizny), a w marcu NBP udzielił pomocy bankom ukraińskim w wysokości 4,5 miliarda zł, wykupując bezwartościowe hrywny.

Jeśli ktoś sądzi, że polska polityka zagraniczna oderwana jest od wszelkiej logiki, nie myli się. Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że już osiągnęliśmy dno. Ostatnie dni przynoszą przykłady decyzji wręcz absurdalnie sprzecznych z fundamentalnymi interesami Polski. Chodzi o sankcje wobec Rosji, które faktycznie uderzają w Polskę. Ostatnie dni obfitują też w kolejne deklaracje przedstawicieli rządu na temat tego, co jeszcze należy zrobić dla Ukrainy. Zadajmy sobie zatem fundamentalne pytanie: W imię czego państwo realizuje politykę zagraniczną?

Wbrew bajdurzeniom telewizji Kurskiego (no i Lecha w Tbilisi), Polsce nic nie grozi. Kanonem polskiego interesu narodowego i tym samym podstawowym celem polityki zagranicznej, nie jest zatem bezpieczeństwo militarne, lecz ekonomiczne. I każde posunięcie na niwie dyplomacji oceniane powinno być pod kątem, czy przyczynia się do rozwoju gospodarczego Polski, czy podnosi poziom życia Polaków.

„Ukraińcy potrzebują broni. Czego mogą spodziewać się od Polski?” – takie pytanie w rozmowie z Euronews usłyszał szef polskiego rządu. Otrzymali od nas wiele broni. Byliśmy bardzo hojni, jeśli chodzi o to, jak wiele różnych rodzajów uzbrojenia dostarczamy Ukrainie, od czołgów po różnego rodzaju pociski przeciwlotnicze – odparł. Zaznaczył, że łącznie przekazaliśmy broń o wartości 1,7 mld dol. (8 mld zł). Takie wsparcie będziemy dalej kontynuować i wzmacniać. Dopytywany o dalszą pomoc powiedział: Prawie każdego dnia otrzymujemy od nich listę tego, czego potrzebują, i albo staramy się załatwić sprawę sami, ale też próbujemy koordynować wysiłki wielu innych państw.

W tyle nie odstawał Duda: „czekam na telefon prezydenta Zełenskiego i wykonuję jego życzenia”, a minister zdrowia zapowiedział: Gotowi jesteśmy do przyjęcia 10 tysięcy rannych. Tego samego dnia z Kliniki Kardiologicznej w Aninie odezwał się b. minister zdrowia (ten sam, który podczas pandemii zapewnił Polakom „teleporady”), z dumą informując: „Cieszę się, że serce polskie bije w ukraińskiej piersi”. A wiedzieć trzeba, że polscy pacjenci czekają na serce dawcy 14 miesięcy, że pod koniec ubiegłego roku w kolejce czekało 360 pacjentów i że koszt transplantacji to 150 tys. zł.

18 maja Polska odniosła kolejny sukces militarny – przekazała za darmo siódmemu eksporterowi broni na świecie (i największemu eksporterowi broni do Rosji) kilkaset sprawnych, niedawno zmodernizowanych do standardów NATO czołgów i wozów opancerzonych. Polska jest z największym przegranym tej wojny, stała się państwem frontowym NATO, do głosu w Europie doszła siła militarna, którą Polska dysponuje w znikomym zakresie, sojusznik chce załatwić coś naszymi rękami, NIK ocenia, że „nie istnieją zdolności operacyjne polskiej armii”, i w takiej sytuacji, zamiast zbroić się na potęgę, zbroimy Ukrainę i przeznaczamy na uchodźców więcej miliardów niż na cały budżet obronny.

Do dyspozycji Ukrainy oddali wszystkie zasoby gospodarcze, wojskowe, polityczne, dyplomatyczne. Interes Ukrainy uczynili priorytetem finansów publicznych i całej administracji państwowej.Hojnie opłacają na koszt podatnika obcy element koczujący w Polsce. Dla ratowania żydowskich oligarchów są gotowi do utworzenia UkroPolin, nie pomni tego, że Polska w takim związku byłaby dawcą organów. Ukraińcy, którzy zaczęli uważać się za naród wybrany, domagają się różnych świadczeń: moralnych, politycznych i materialnych. A nasi politycy, mimo że też z narodu wybranego, padają przed nimi plackiem. Krótko mówiąc – Polska w ruinie, ale sława Ukrainie. À propos Dudy i Morawieckiego – zachodzimy w głowę, jak można łączyć skrajny filosemityzm ze skrajną pro-ukraińskością. Bo to przecież nikt inny jak ich jedna ulubiona nacja – Ukraińcy, wymordowała podczas wojny 450 tysięcy przedstawicieli ich drugiej ulubionej nacji – Żydów.

Ambasador Ukrainy w Warszawie jest za „całkowitym embargiem na rosyjskie źródła energii, na gaz, ropę i węgiel, tak jak zrobiła to Polska”. Kolejną rzeczą, której się domaga, to odcięcie połączeń komunikacyjnych Rosji. „Musimy zamknąć granicę rosyjską i białoruską” – nakazywał. Ukraińscy uchodźcy wojenni zablokowali przejście graniczne w Kukurykach, co uderzyło bezpośrednio w polskich kierowców zmuszonych do stania w kilkudziesięcio-kilometrowych kolejkach. Wcześniej Ukraina zablokowała wjazd do Polski 36 składów pociągów z Chin, powodując ogromne straty PKP Cargo. Z informacji, jakie ujawnił dziennik „Rzeczpospolita” wynika, że Ukraina domaga się od Polski 200 tysięcy zezwoleń na międzynarodowe przewozy ciężarowe (równocześnie blokując przepustowość przejść granicznych po stronie ukraińskiej dla polskich ciężarówek), a ambasador Ukrainy podkreślił, że jego kraj jest zdeterminowany, aby bronić interesów swoich przewoźników, bo brak zezwoleń „krępuje ukraińską wymianę handlową i ogranicza wzrost gospodarki kraju”.

Sankcje przyczyniły się do ogromnych problemów polskich przedsiębiorstw operujących na wschodzie, w tym w Kazachstanie i innych krajach Azji Środkowej. Ograniczyły import z Rosji i Białorusi o 90 procent. Straty ponosi sektor transportu i logistyki, który jest naszą narodową specjalnością i odpowiada za 6 proc. PKB. Polska traci swój ogromny atut w postaci korzystnego położenia geograficznego i wszystkie profity z racji tranzytowego położenia, a tranzyt i handel przejmują firmy z krajów z poza Unii, które nie są objęte sankcjami, z Turcji, z Bałkanów iz samej Ukrainy. Zapadająca gospodarcza żelazna kurtyna wyłącza nas w niebezpieczny sposób z sieci drogowych i kolejowych połączeń łączących Europę z całą Azją.

I tu pytanie: Czy polski interes gospodarczy wymaga zrywania kontaktów z Białorusią i Rosją, tj. państwami, poprzez które przebiegają główne kontynentalne korytarze handlowe do Chin? Czy sami, zamiast myśleć o sobie i naszych interesach z własnej woli musimy ograniczać sobie możliwości prowadzenia samodzielnej polityki?

Pomoc niesiona uchodźcom może posłużyć za studium pewnego kuriozum – przywilejów, udogodnień i ułatwień, które polskie państwo zastosowało wobec Ukraińców, nie doświadczył nigdy żaden polski obywatel, ani tym bardziej przedsiębiorca. Nagle okazało się, że polskie państwo potrafi świadczyć błyskawiczną i wszechstronną pomoc, znaleźć w budżecie miliardy, uruchomić lawinę bezpłatnych świadczeń, zwolnień i punktów obsługi oraz uczynić interesy wybranej grupy ludzi priorytetem finansów publicznych i całej administracji państwowej. Chciałoby się, aby rząd takie zabiegi przekierował ku rodzimym przedsiębiorcom, aby polski w pierwszej kolejności przeznaczył pieniądze na rzecz Polaków, na edukację polskich dzieci, na obronę polskich granic. No i na sprowadzenie Polaków z Kazachstanu.

Wszyscy mają własną narrację – z wyjątkiem Polski. My przyjęliśmy za swoją narrację ukraińską. Wszyscy kierują się w stosunkach międzynarodowych własnym interesem, definiują go i bronią – z wyjątkiem Polski. My obraliśmy za motto polityki zagranicznej „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”.Ukraina, państwo upadłe, z 31-letnią zaledwie tradycją państwowości, które nawet nie jest podmiotem politycznym w tym konflikcie, zachowuje się wobec Polski jak polityczne mocarstwo – dyktuje wszystkie dyplomatyczne decyzje, wmawia Polakom, że nie tyle broni siebie, ile Polski, całej Europy i cywilizowanego świata. W dodatku Polski nie szanuje, a nawet nią gardzi. Także Morawiecki bajdurzy: „Na tamtych szańcach Ukraińcy walczą za nas”, a słowa „wojna na Ukrainie to nie nasza wojna” uznaje za zdradę stanu.

Tymczasem nie jedno motto polityki zagranicznej podsuwa nam Orbán: W tym konflikcie Węgry stoją po stronie Węgier; Węgierskie władze muszą dbać o węgierskie interesy, bo nikt tego za nich nie zrobi; W naszym interesie jest uniknięcie roli pionka poświęconego w obcej grze; W tej wojnie nie mamy nic do zyskania, a stracić możemy wszystko.

Wystarczy tylko wstawić w miejsce „Węgry” słowo „Polska”.

Rząd kraju miodem i mlekiem płynącego prowadzi rabunkową gospodarkę finansową, przeznacza 20 procent budżetu na pomoc dla innego kraju, dzieli się z nim PKB.Jak nazwać taki rząd? Szabrowniczy, łupieżczy, jak owe hordy tatarsko-mongolskie napadające z Dzikich Pól? Anna Moskwa: „Polska jest gotowa zapewnić na Ukrainie ciągłość dostaw energetycznych. Derusyfikacja dostaw zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej jest naszym stałym wyzwaniem”. Grażyna Bandych (szef kancelarii Dudy): „Ukraina dostaje od Polski to, o co prosi”. Arkadiusz Mularczyk (europoseł PiS) „Nie ważne, ile zapłacimy za gaz, byleby nie był to rosyjski gaz”. Piotr Woźniak (b. minister gospodarki): „Póki nie przestaniemy kupować ropy z Rosji będziemy mieć ukraińską krew na rękach”. Jarosław Kaczyński: Nas stać, bo jesteśmy 3 razy bogatsi od Ukrainy i nie będziemy chodzić po prośbie”.

Przypomnijmy, że niedawno ten sam idiota ekonomiczny wymusić chciał tzw. piątkę dla zwierząt, która – gdyby weszła w życie – kosztowałaby polską gospodarkę setki milionów złotych (i przejęcie hodowli zwierząt futerkowych przez Ukraińców). Czy te sprzeczne z polską racją stanu słowa nie są przestępstwem? Czy nie wyczerpują jako żywo znamion czynu karalnego? Artykuł 231 KK jednoznacznie mówi, że jeśli funkcjonariusz publiczny nie dopełni obowiązków i naraża przez to państwo na szkodę, wówczas w grę wchodzi czyn karalny ścigany z urzędu.

Nie dość, że traktują nas jak zaplecze finansowe, to domagają się, i to skutecznie, pełnego zatrzymania polskiej gospodarki. Szef MSZ Ukrainy po rozmowie z Morawieckim: Omawialiśmy kwestię zablokowania handlu między Rosją, a innymi państwami, który przechodzi przez terytorium Polski. Doceniłem przywództwo w rezygnowaniu z rosyjskich nośników energii. Cieszymy się z przywództwa Polski w tej kwestii. Bardzo dużo zostało już zrobione przez stronę polską w sferze wzmocnienia zdolności obronnych Ukrainy, ale wojna trwa, konieczne są kolejne wysiłki, kolejne kroki. JESTEŚMY SŁUGAMI NARODU UKRAIŃSKIEGO – rzekło polskie MSZ ustami ryżego rzecznika (ciągle na polskim etacie!). Wiceminister Paweł Jabłoński: My jesteśmy gotowi do tego, żeby w tej sprawie działać w każdy możliwy sposób, który będzie przede wszystkim uzgodniony z Ukrainą. Jeżeli Kijów będzie chciał, my będziemy gotowi. Najważniejsze będą oczekiwania samej Ukrainy. Wcześniej ten sam osobnik zapewniał: Nikt dziś na Ukrainie nie ma wątpliwości, że Polska udzieli Ukrainie wszelkiej pomocy, jaka będzie niezbędna. I nie przyszło otrzeźwienie, że wychodzimy na świrów, że Polska wybiega przed szereg, że jest jedynym kraje, który faktycznie wprowadza sankcje, że sama Ukraina pozostaje pierwszym partnerem handlowym Rosji, a ukraińscy oligarchowie robią w Moskwie wielkie biznesy.

Morawiecki zapowiedział: „Polska będzie kontynuowała wsparcie na rzecz uchodźców, przynajmniej o wartości 3,4 mld euro do końca tego roku. Te pieniądze trafią na wspieranie mieszkalnictwa, transportu i na inne sposoby wsparcia”. Zadeklarował też, że Polska będzie w dalszym ciągu oferować bezpłatne szkolnictwo, transport, dostęp do rynku pracy oraz dostarczać pomoc o wartości 100 mln euro w postaci artykułów higienicznych, leków, a także tymczasowych domów, które będą wznoszone w Ukrainie. Przyznał, że nasze systemy logistyczne pozwalają na podejmowanie dużo bardziej skutecznych transportów pomocy. „Dzięki temu możemy docierać do najdalej oddalonych lokalizacji na Ukrainie. Codziennie ciężarówki jadące z pomocą z Polski docierają do wszystkich miast i miasteczek w Ukrainie”.

Ostatnie dni obfitowały w deklaracje przedstawicieli rządu na temat tego, co jeszcze zrobią dla Ukrainy. Właściwie nie ma dnia bez zapowiedzi olbrzymich wydatków:

– 5 maja w Warszawie, z inicjatywy Polski, odbyła się międzynarodowa konferencja darczyńców na rzecz Ukrainy. Morawiecki wyraził pogląd, że „wszyscy powinniśmy być wdzięczni Ukraińcom za niezwykłe męstwo i odwagę. Wiemy, że bronią na barykadach nie tylko swojej wolności, ale też bezpieczeństwa i pokoju całej Europy”. Zwracając się do Zełenskiego rzekł: „W dalszym ciągu będziemy was wspierać w każdy możliwy sposób. Wspieramy Ukrainę w bardzo wielu wymiarach, między innymi na szczeblu politycznym, pomocy wojskowej, jak i pomocy humanitarnej”. Przyznał się, że Polska przekazała Ukrainie ponad 180 tysięcy ton pomocy humanitarnej. Ukraina potrzebuje 12 ton pomocy humanitarnej codziennie. Taką informację otrzymaliśmy od naszych przyjaciół z Ukrainy. W tej chwili tylko trzy tysiące ton takiej pomocy jest dostarczane; to mniej niż 25 procent potrzeb – biadolił.

– 16 maja Michał Dworczyk (pierwotnie Mychajło Dworczuk) zapowiada (w Kijowie), że Polacy sfinansują dwa nowe programy pomocowe realizowane bezpośrednio na Ukrainie. Po spotkaniu z wicepremier Ukrainy ogłosił: Bardzo się cieszę, że mogliśmy omówić te założenia, które zgodnie z decyzją premiera Morawieckiego będą realizowane: programy dobroczynne dla kobiet-żołnierzy uwolnionych z niewoli rosyjskiej i program stałej pomocy dla sierot, dla tych dzieci, które straciły ojców zabitych przez Rosjan. Wg Ukrainki, „program skierowany do kobiet ma objąć pomoc materialną, w tym mieszkaniową, ponieważ wiele osób straciło domy. Szczegółowa forma pomocy będzie indywidualnie dostosowywana do każdego przypadku. Każda z nich przeżywa inną osobistą tragedię i ból. Komuś może być potrzebna pomoc psychologiczna, komuś innemu zwyczajnie potrzebna jest pomoc materialna, jak kobietom z Mariupola czy innych terytoriów tymczasowo okupowanych, które nie mają gdzie mieszkać”.

– 5 maja inkryminowany Dworczyk zapowiedział:„Gdy otrzymamy środki z KPO powinniśmy pewną częścią wspomóc Ukrainę”. A wiedzieć trzeba, że w ramach KPO z unijnego budżetu na lata 2021-2027, który ma wspomóc gospodarkę po pandemii, Polska ma do dyspozycji 76 miliardów euro.

– 18 maja Anna Moskwa ogłosiła w Kijowie: Z polskich rezerw, w ramach pomocy przekażemy dla armii ukraińskiej 25 tysięcy ton benzyny (o wartości 200 mln zł). Kilka tygodni wcześniej Polska przekazała 50 tysięcy ton oleju napędowego (760 cystern, 12 składów pociągów). Moskwa zaznaczyła, że prowadzone są prace mające na celu zwiększenie przepustowości polsko-ukraińskiej granicy, jeśli chodzi o przesyłanie paliw i dodała: „Tak dobrej współpracy pomiędzy polskimi i ukraińskimi spółkami paliwowymi jeszcze nie było”. Nie dodała natomiast, że znaczną część tych dostaw rozkradziono. I jeszcze jedno – kluczowe decyzje gospodarcze rząd ogłasza nie w Warszawie, ale w Kijowie!

– Ruszyła wypłata 500+ dla obywateli z Ukrainy – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”. Prawie 700 tysięcy ukraińskich dzieci wnioskowało o 500+. Do 12 maja zostało wypłacone 266 mln zł, a 13 maja – kolejne 110,3 mln zł. Kwoty są wypłacane z wyrównaniem, czyli za więcej niż jeden miesiąc – tłumaczy rzecznik ZUS. I dodaje, że wypłata w ramach kolejnego naboru będzie realizowana od czerwca 2022 r. do maja 2023 r.

Rozpoczęła się wielka rozgrywka o podziałów łupów z funduszu odbudowy Ukrainy. Z wielu stron słychać rojenia na temat intratnego udziału Polski, który miałby dla naszej gospodarki ożywczy, wręcz zbawienny wpływ. Tymczasem „Business Insider Polska” podaje, jaką ofertę dotyczącą zaangażowanie się Polski przygotowuje resort wicepremiera Jacka Sasina. „Chcemy stworzyć spójną koncepcję pomocy Ukrainie w odbudowie po wojnie. To będzie plan, który powinien zostać przyjęty przez rząd, a później zawieziony do Kijowa, aby tam skonsultować nasze możliwości z potrzebami Ukrainy” – powiedziała osoba zaangażowana w przygotowanie strategii. „Włączenie w ten plan spółek Skarbu Państwa jest także zobowiązaniem politycznym ze strony polskiego rządu, że nasza pomoc zostanie zrealizowana, że nikt nie porzuci jakiegoś projektu czy nie zejdzie z placu budowy albo z jakiegoś innego powodu się nie wycofa”. Tymczasem Ukraińcy oczekują, że Polska wyłoży na to swoje pieniądze. I wszystko wskazuje, że nie odwzajemnią się preferencjami dla polskiego biznesu, a zostawią Polskę ze zbankrutowaną gospodarką, z olbrzymimi długami, z milionami przesiedleńców, z ukraińską mafią i przemytnikami broni.

Ponadto, jeśli polscy politycy mówią jasno, że Ukraina walczy za nas, broni przed Rosją, to bardzo łatwo wyobrazić sobie sytuację, że po wojnie do Warszawy przyjeżdża Zełenski i mówi: Obroniliśmy was, to teraz dawajcie forsę! 

Polska to kraj na progu bankructwa, z 2 bilionami długów, z 2 milionami młodych wygnanych za chlebem, ze zrujnowanymi finansami, galopującymi cenami i opieką zdrowotną w rozpaczliwym stanie. To równocześnie państwo przypisujące sobie rolę herolda pomocy dla obcego państwa, wprowadzające do systemu edukacji i zdrowia 3 miliony obywateli tego państwa, którzy odbierają nam mieszkania, pracę, szkolne ławki, łóżka szpitalne. Politykom państwa, które na tej wojnie traci najwięcej, nie szczędzi komplementów państwo, które na tej wojnie zyskuje najwięcej. Mark Brzeziński, w wygłoszonym na Uniwersytecie Warszawskim wykładzie powiedział: „Polska jest uważana za humanitarne supermocarstwo, jestem dumny, że jestem ambasadorem USA w mocarstwie humanitarnym”. W tym samym czasie amerykański Senat zatwierdził pomoc dla Ukrainy w wysokości 40 miliardów dolarów, dla Polski nie wydzielił nawet centa. Na szczęście jest UE i nie będzie „wspomożenia Ukrainy pewną częścią środków z KPO”. Na szczęście są Niemcy, które ratują nas przed jeszcze większą katastrofą, bo nie dają sobie zniszczyć, połączonej tysiącami więzów z gospodarką Polski, własnej gospodarki. Na szczęście jest NATO, które powstrzymuje szaleńców.

Dziwna to wojna. A może inny jest jej cel, i nie jest nim tylko Ukraina? W doskonale przygotowanej i skoordynowanej akcji Polska jest ograbiana z resztek zasobów i zasiedlana milionami przesiedleńców. Czy to nie z nią toczy się niewypowiedziana wojna? Czy nie chodzi o Majdan w Polsce, w którym pochodzącym z polskich Kresów i warszawskich Nalewek dywersantom Sorosa sekunduje Bruksela, „zielone ludziki” z TVN i YouTube?

Czy to nie ta ferajna stanowi większe zagrożenie dla Polski niż Putin i Łukaszenko razem wzięci? Czy nie chodzi o kaskadę wydarzeń: zdruzgotany gospodarczo kraj z rozgrodzonymi granicami, przez które przelewają się nieprzerwanie hordy obcych; chaos i zamieszki (ale nie Ukraińców z Polakami, lecz między Polakami). Kto stoi za tym, że Polska „w ciemno” popiera Ukrainę i bierze ją na kroplówkę finansową? Czy to nie państwo polskie ponosi największe straty wojenne? Czy to nie Polska ginie? Czy to nie ono jest w trakcie ostatniego etapu wrogiego przejęcia, metodą grabieży jego finansów i potęgowania chaosu?

Porażka Ukrainy w toczącej się wojnie to sprawa oczywista. Co robić, aby nie ucierpiało bezpieczeństwo Polski. Czy mają sens dostawy polskiej broni, która i tak nie zmieni wyniku wojny, a obciąża budżet państwa i sprowadza zagrożenie wojenne? Czy zamiast dolewania benzyny do ognia (tj. paliw dla armii ukraińskiej) nie lepiej stać się orędownikiem pokoju? Nie bójmy się myśleć o naszych interesach. Powiedzmy wreszcie – To nie nasza wojna.

Co robić, gdy Polacy, największe ofiary wojny z wielkim entuzjazmem, własnymi rękami likwidują sobie państwo, gdy polska klasa polityczna jest wyjątkowo jednomyślna w proukraińskim amoku, a drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński, i kto da Ukraińcom więcej? Pozbycie się zdrajców i obcych agentów nie wchodzi w rachubę. Nie ma też koniunktury na odbudowanie elity zdolnej do prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Pozostaje jedynie sporządzanie list hańby z nazwiskami tych, którzy przyczyniają się do ruiny Polski.

No i czas najwyższy przywrócić słowo „ZDRADA”, a Morawieckiemu (i Dudzie) powiedzieć: иди нахуй

Od teorii do praktyki

Stanisław Michalkiewicz: Od teorii do praktyki 

Co to jest państwo? Ma ono bardzo liczne cechy i właściwości, spod których trudno jest wydłubać jego najtwardsze jądro. Spróbujmy jednak eliminować jedną po drugiej, cechy i właściwości państwa, bez których pozostaje ono nadal państwem. W ten sposób dotrzemy do najtwardszego jądra państwa,  którego wyeliminować już nie możemy, bo bez niego państwo przestaje istnieć. Tym najtwardszym jądrem jest przemoc. Państwo bez przemocy nie istnieje, przeciwnie – to właśnie ona jest treścią istnienia państwa, które jest monopolem na przemoc.

Jak charakteryzuje to poeta: “Ale ty wyjść nie możesz. Tobie by wyjść nie dali. Bo za drzwiami jest siła. Potęga z żelaza i stali. Kiedy tak drżysz zajączku u stóp mistycznej drabiny, za drzwiami stoją ludzie mający karabiny”. Warto zwrócić uwagę, że gdyby tych ludzi z karabinami zabrakło, “mistyczna drabina” zawaliłaby się w jednej chwili.

Jako monopol na przemoc, państwo jest najgroźniejszą organizacją przestępczą o charakterze zbrojnym. Wielu autorów wskazuje, że dopuszcza się ono – i to w dodatku, jako swoich działań rutynowych – wszystkich  przestępstw, wyliczonych w kodeksach karnych.

Dlaczego zatem  traktujemy państwo nie tylko jako coś zwyczajnego, ale nawet – jako coś pożytecznego? Dlaczego tolerujemy tę przestępczą organizację od strony moralnej? Dlatego, że przemoc, będącą przedmiotem państwowego monopolu, może być używana w służbie sprawiedliwości – i nawet niekiedy tak bywa – chociaż “rzadkość to wielka i obrosła mitem”.

Od czego zależy, od jakiej okoliczności, czy przemoc, będąca przedmiotem państwowego monopolu, jest używana w służbie sprawiedliwości? Myślę, że zależy to od ogólnego poziomu etycznego społeczności zorganizowanej w państwo. Na przykład kiedy rewolucja francuska, w której instynkty motłochu zostały podniesione do rangi cnoty, na skalę masową użyła przemocy dla eliminacji konkurujących z motłochem grup społecznych, ogólny poziom etyczny gwałtownie sie obniżył.

Podobny, a chyba nawet głębszy proces miał miejsce podczas rewolucji bolszewickiej we wszystkich jej odmianach. Przemoc przestała służyć sprawiedliwości, bo została wprzęgnięta w służbę rabunku i zbrodni.

Spójrzmy z tego punktu widzenia na naszą społeczność, obecnie zorganizowaną w państwo pod nazwą “III Rzeczpospolita”. O ile w wieku XIX etyczny poziom tej społeczności był stosunkowo wysoki, o tyle w ramach upływu czasu stopniowo się obniżał. Niektórzy przypisują to demokratyzacji tej społeczności. Coś może być na rzeczy, bo w miarę postępów demokratyzacji  ogólny poziom etyczny naszej społeczności systematycznie się obniżał, aż doszło do tego, że pod pewnymi względami zaczęła ona przypominać społeczność sowiecką.

Pewnym hamulcem tego ześlizgu było chrześcijaństwo, którego za komuny całkiem wyeliminować się nie udało. Czas na to przyszedł dopiero teraz, kiedy to wspólnymi wysiłkiem Judenratu “Gazety Wyborczej” i innych promotorów komunistycznej rewolucji, niektóre segmenty naszej społeczności zaczynają przypominać stada anonimowe.

 Toteż trudno się dziwić, że w obliczu tak głębokiego obniżenia się poziomu etycznego naszego społeczeństwa, polityka państwa zdegenerowała się do wojny gangów, które walczą już tylko o dostęp do żerowiska, czyli – do zasobów obywateli. Pociąga to za sobą daleko idące skutki również dla środowisk tworzących aparat państwowy.

Po II Wojnie Światowej wielu mądrali zastanawiało się nad fenomenem hitlerowców, którzy gotowi byli na wszystko i nigdy nie zadrżała im ręka. Szkoda, że z taką samą gorliwością nie zajęli się funkcjonariuszami komunistycznego aparatu państwowego, którzy też zdolni byli do wszystkiego.

Szkoda – bo ten aparat bowiem otrzymaliśmy w spadku. Charakteryzuje się on tym, że dla miłego grosza zrobi wszystko, czego od niego zażądają, zwłaszcza gdy to “wszystko”, czyli rewolucyjna praktyka, zostanie okraszona jakąś rewolucyjną teorią. Wtedy wszyscy pławią się w pierwotnej niewinności, chociaż oczywiście zbrodnie obiektywnie pozostają zbrodniami.

Na to wszystko nakłada się agenturalne uzależnienie administratorów naszego państwa od państw trzecich. I właśnie w dniach ostatnich dostarczyli nam oni znakomitego przykładu zarówno tego uzależnienia, jak i jego przełożenia na działania funkcjonariuszy aparatu państwowego. Jak wiadomo, po tym, gdy w marcu ub. roku amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu, w ten nowej kombinacji Polsce przypadła rola Generalnego Gubernatorstwa, prawdopodobnie terytorialnie opiłowanego.

Toteż oczyma duszy widzę, jak Donald Tusk podniósł słuchawkę telefonu, z której usłyszał następujący komunikat: “wiecie, rozumiecie, Tusk. Zróbcie wy mi tu porządek z tym całym Marszem Niepodległości! Kto to widział, żeby w Generalnej Guberni Untermensche urządzały sobie takie marsze. W przeciwnym razie będzie z wami brzydka sprawa: wyrwę ręce i wstawię patyki. Zrozumiano?” – a premier Tusk w odpowiedzi wyjąkał: rad staratsia, jawohl Obersturmbannfuhrer – a następnie chwycił za telefon i zadzwonił do pana ministra Adama Bodnara: wiecie, rozumiecie, Bodnar; podkręćcie wy mi tu tych swoich bodnarowców, niech tych wszystkich organizatorów Marszu Niepodległości zneutralizują, a potem – niech ich zaciągną przed niezawisłe sądy, co to powinność swej służby zrozumieją.

I tak się właśnie stało, to znaczy – bodnarowcy ryszyli do akcji, a w niezawisłych sądach też zapanowało zrozumiałe poruszenie, bo wiadomo, że takich spraw byle chmyzowi się nie powierza.

Jak widzimy, funkcjonariusze państwowi za pieniądze zrobią dosłownie wszystko, czego zażądają od nich nasi panowie gangsterzy. Pod tym względem nic się nie zmieniło od czasów stalinowskich i jeszcze trochę kryzysu, a zobaczymy recydywę w całej straszliwej postaci, z dołami z wapnem włącznie. Wprawdzie ten cały Marsz Niepodległości, to – powiedzmy sobie szczerze – impreza całkowicie nieszkodliwa, bo jest on serwowany ZAMIAST niepodległości – ale widocznie w Berlinie doszli do wniosku, że lepiej dmuchać na zimne, niż się poparzyć.

W tej sytuacji tylko patrzeć, jak zostanie utworzony w Polsce Legion Ukraiński. Nie za duży, bo po co przesadzać – ale taki, żeby potrafił urządzić mniej wartościowemu narodowi tubylczemu wołynkę, dzięki której zostaną zastosowane procedury przewidziane  w ustawie nr 1066, która cały czas obowiązuje, bez względu na to, który gang administruje państwem.

Nowy traktat ONZ w sprawie cyber-przestępczości jest bliski legalizacji pornografii dziecięcej.

Nowy traktat ONZ w sprawie cyber-przestępczości jest bliski legalizacji niektórych form pornografii dziecięcej.

Traktat, który ma na celu zwalczanie przestępstw internetowych, może w rzeczywistości sprawić, że posiadanie materiałów erotycznych z udziałem dzieci będzie legalne, jeśli zostanie uznane za „prywatne” lub powstałe „za obopólną zgodą”.

Pozwoliłoby to również na legalizację treści o jednoznacznie seksualnym charakterze, w tym obrazów dzieci generowanych przez sztuczną inteligencję lub materiałów udostępnianych przez same dzieci.
ONZ mocno naciska na te wyjątki, argumentując, że dzieci mają „prawo” do rozwijania relacji seksualnych, nawet z dorosłymi!Czy możesz uwierzyć, że doszło do czegoś takiego?Sam pomysł wdrożenia takich przepisów  jest przerażający — to krok w kierunku normalizacji zachowań, które nigdy nie powinny być tolerowane. Nie możemy na to pozwolić.
Czy podpiszesz tę pilną petycję, domagając się, aby Prezydent RP , Andrzej Duda i przedstawiciele RP przy ONZ odrzucili ten niebezpieczny traktat na zbliżającym się Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, które rozpocznie się 10 września? 
Czas ma niezwykle istotne znaczenie. Mamy tylko 72 godziny na powstrzymanie tego szaleństwa!
Jeśli ten traktat zostanie przyjęty, pozbawi on ochrony, która obecnie zapewnia bezpieczeństwo naszym dzieciom, a jednocześnie umożliwi oprawcom wykorzystywanie luk prawnych.
Musimy działać teraz, aby zapewnić, że ten traktat nigdy nie zostanie przyjęty.

Dziękujemy za wsparcie nas w tej krytycznej walce, Ignacio Arsuaga z całym zespołem CitizenGO 
P.S. Bezpieczeństwo naszych dzieci jest zagrożone, a sami nie możemy go obronić. Prosimy o podzielenie się tą petycją z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi, aby rozpowszechnić tę wiadomość. Powstrzymajmy ten traktat, zanim będzie za późno! 

Jak Wikipedia cenzuruje polską historię. Które tematy są pod szczególną „opieką”.

Jak Wikipedia cenzuruje polską historię. Pewne tematy są pod szczególną „opieką”

6.09.2024 Marek Skalski Jak-wikipedia-cenzuruje-polska-historie

W numerach 51-52/2022 oraz 3-4/2024 naszego dwutygodnika opublikowaliśmy dwa artykuły autorstwa Tomasza Mysłka pt. „Ostatni wolny partyzant”. Obydwa teksty były poświęcone postaci Józefa Grygi, pseudonim „Twardy” i „Partyzant” – zapomnianego partyzanta, który przez ponad dwadzieścia lat, do sierpnia 1966 r., ukrywał się i przemieszczał z bronią w ręku. A wcześniej zbrojnie walczył z komunistami, MO i UB i ich współpracownikami – w latach 1945-1947. Zgodnie z naszymi ustaleniami Gryga był najdłużej pozostającym w konspiracji i często przemieszczającym się z wioski do wioski polskim niepodległościowym partyzantem. Na kanwie tej historii powstał dokumentalny i edukacyjny film w reżyserii Tomasza Sommera i Macieja Dębały.

Premiera filmu „Gryga” miała miejsce 1 marca br. w Bieczu, rodzinnym mieście „Twardego”. W celu popularyzacji tej niemal zapomnianej dzisiaj postaci Maciej Dębała i Tomasz Mysłek opracowali i opublikowali poświęcony Józefowi Grydze obszerny biogram w popularnej internetowej „encyklopedii” – Wikipedii. Biogram ten, jak na standardy Wikipedii, został bardzo rzetelnie opracowany w oparciu o materiały źródłowe znajdujące się w archiwum cyfrowym Instytutu Pamięci Narodowej, a także w archiwach oddziałów IPN w Rzeszowie i Krakowie oraz na podstawie wspomnianych artykułów opublikowanych na łamach naszego pisma.

Niespodziewanie kilkanaście dni temu ten biogram został bezpowrotnie usunięty z zasobów Wikipedii. Szybkie śledztwo przeprowadzone przez reżyserów filmu doprowadziło do zdumiewającego finału. Okazało się, że hasło „Józef Gryga” usunął – na podstawie własnego widzimisię – użytkownik Wikipedii ukrywający się pod pseudonimem „Hoa binh”. Ten internetowy neokomunistyczny cenzor, choć bardzo pragnie pozostać anonimowy, jest już dość dobrze znany w środowisku osób zajmujących się edycją treści publikowanych w Wikipedii. Znany jest przede wszystkim ze swojej gorliwości w usuwaniu treści, które w jego mniemaniu są „fałszywe”, gdyż on ma inne poglądy na naszą najnowszą historię.

Jak działa Wiki?

Żeby dobrze zrozumieć mechanizmy, które towarzyszą edycji treści publikowanych na stronach popularnej bazy wiedzy, czyli Wikipedii, warto uświadomić sobie, że ten projekt już dawno nie jest tym, do czego został stworzony. Wikipedia powstała 15 stycznia 2001 r. jako projekt pomocniczy pisanej przez ekspertów i już nieistniejącej Nupedii. Od roku 2003 jej właścicielem jest organizacja non-profit – Wikimedia Foundation.

Jak czytamy w haśle poświęconym Wikipedii (oczywiście na Wikipedii ;)):

Wikipedia to wielojęzyczna encyklopedia internetowa działająca zgodnie z zasadą otwartej treści. Wykorzystuje oprogramowanie MediaWiki (haw. wiki – „szybko”, „prędko”), wywodzące się z koncepcji WikiWikiWeb, umożliwiające edycję każdemu użytkownikowi odwiedzającemu stronę i aktualizację jej treści w czasie rzeczywistym. Słowo Wikipedia jest neologizmem powstałym w wyniku połączenia wyrazów wiki i encyklopedia. Slogan Wikipedii brzmi: „Wolna encyklopedia, którą każdy może redagować”.

Idea jest bardzo piękna, gdyż zakłada, że każdy niezależny badacz może mieć wpływ na redagowanie treści haseł, tak aby te treści mogły być coraz bardziej obszerne, a zarazem rzetelne. Rosnąca popularność tego projektu sprawiała jednak, że określone środowiska „poprawiaczy historii” musiały być coraz bardziej zaniepokojone zbyt – w ich mniemaniu – liberalnym podejściem do kwestii redakcji treści.

– Podobne problemy mieliśmy już przy okazji hasła dotyczącego sprawy Jedwabnego – mówi Tomasz Sommer, współautor filmu o Józefie Grydze. – Dziś Wikipedia stała się przedsięwzięciem, które jest pod specjalnym nadzorem. Czasy, kiedy była ona redagowana przez pasjonatów, którzy „po godzinach” społecznie redagowali hasła, już dawno minęły.

Redaktor naczelny „Najwyższego Czasu!” mówi, że pewne tematy są tam pod szczególną „opieką” i kontrolą określonych środowisk. – Takim tematem jest na przykład historia państwa Izrael, w tym również stosunki polsko-żydowskie. Redakcją haseł z tym związanych zajmują się ludzie powiązani z izraelskim wywiadem wojskowym.

Wojna o Grygę

W opisywanym przypadku usunięcia hasła poświęconego Józefowi Grydze mamy raczej do czynienia z lewicowymi fanatykiem, który z założenia odrzuca i dezawuuje działania, które mają na celu przywrócenie dobrego imienia i należnego upamiętnienia żołnierzom niepodległościowego podziemia z lat 1944-1956, popularnie nazywanych „Żołnierzami Wyklętymi”. Świadczy o tym styl i treść dyskusji, jaką ww. cenzor prowadził z autorem hasła, które usunął.

W uzasadnieniu swojej decyzji, w trakcie dyskusji z użytkownikami, przedstawił typowy lewicowy sposób patrzenia na problematykę polskiej niepodległościowej partyzantki, czyli dezawuowanie i sprowadzanie ich działalności do obraźliwych określeń typu „rabunek”, „pospolity bandytyzm” etc. Próby przywrócenia należnej partyzantowi pamięci nazywa „fantazją autorów” i o Józefie Grydze pisze tak:

Pospolity bandyta, który »w latach 1954–1964 co kilkanaście miesięcy dokonywał już w pojedynkę zaopatrzeniowych napadów na wiejskie spółdzielcze sklepy GS« [to cytat z tekstu o Grydze w Wikipedii]. »Żołnierz antykomunistycznego podziemia« z 5 klasami podstawówki, który uaktywnił się po 1945 roku, dokonując rabunków po wsiach. Wcześniej to tylko jakieś domniemania, że w czasie okupacji prawdopodobnie miał jakieś kontakty z AK, że prawdopodobnie należał do jakiejś organizacji podziemnej tam lub owam.
Hasło napisał zięć Krula, opierając się w przypisach wyłącznie na linkach do proputinowskiego i antysemickiego pisemka Najwyższy Czas! oraz na sygnaturach teczek w archiwum IPN. Tak więc WP:WER. Dziwi też, że ten rzekomy »ostatni na ziemiach polskich partyzant, który ukrywał się i przemieszczał wraz z bronią palną, a także ostatni schwytany przez MO i SB partyzant powojennego antykomunistycznego podziemia«, mimo że zmarł w 1997, nie został po 1989 roku zrehabilitowany ani odznaczony. Nie został też odznaczony ani upamiętniony przez IPN w ostatnich latach, żadnych pośmiertnych orderów za 10-letnich rządów Prawa i Sprawiedliwości. Lalek dostał. Inka dostała. Łupaszka dostał. Nawet tak mocno kontrowersyjne postaci jak Kuraś mają jakieś swoje tablice. A ostatni partyzant nie, nic, null? Nie nagrodzili go za te napady na GS-y? Coś tu mi śmierdzi mocno…”. Hoa binh (dyskusja) 12:56, 8 sie 2024 (CEST).

W reakcji na ten stek oszczerstw współautor hasła o Józefie Grydze – Maciej Dębała, powołał się na materiał źródłowy, w tym przede wszystkim na materiały archiwalne wytworzone przez komunistyczne UB i SB, a zgromadzone w IPN, co wywołało kolejną lawinę drwin i oszczerstw:

„Poprosimy o poważne źródła. Film, który nakręciliście sobie do spółki z niejakim panem Tomaszem Sommerem i wyświetliliście w gminnym domu kultury, na premierę zapraszając Tomasza Mysłka i Józefa Śreniowskiego (których w linku wyżej nazwaliście niezgodnie z prawdą historykami), to nie jest wiarygodne źródło. Gdyby IPN miał znać Grygę, to znałby go już dawno, a nie czekał do 2024 roku na »odkrycie« twoje i Sommera”. Hoa binh (dyskusja) 07:50, 21 sie 2024 (CEST).

Odpowiedź Macieja Dębały:

„Biuletyn Informacji Publicznej! Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu! Dane dot. Józefa Grygi z katalogu osób »rozpracowywanych«: https://www.katalog.bip.ipn.gov.pl/informacje/668846”.

Maciej Dębała (dyskusja) 11:02, 21 sie 2024

„Pięknie, nauczyłeś się szukać teczek w archiwum IPN! I wciąż tam czytamy o osobie dokonującej bandyckich napadów na sklepy po 1945. Jakoś nie widzę tam tego, coś pisał w haśle – że był to w czasie okupacji żołnierz AK, a po wojnie ostatni »żołnierz« antykomunistycznego podziemia walczący z bronią w ręku. W podlinkowanych dokumentach IPN-owskich nie ma o tym ani słowa. To tylko i wyłącznie wasza fantazja. Jakoś dziwne, że do roku 2024 roku Instytut Pamięci Narodowej nie słyszał o ostatnim żołnierzu wyklętym i dopiero »Najwyższy Czas!« go odnalazł w tegoż IPN-u archiwach, co nie?”. Hoa binh (dyskusja) 11:24, 21 sie 2024 (CEST).

Co dalej?

Na apel Tomasza Sommera opublikowany w mediach społecznościowych już zgłosiły się do naszej redakcji osoby, które zajmując się społecznie pracą na rzecz Wikipedii doskonale znają osobę skrywającą się pod nickiem „Hoa binh”. Cieszy się on wątpliwą sławą gorliwego „poprawiacza historii”. Dzięki pomocy tych osób, już udało nam się zidentyfikować tę personę. W tej chwili autorzy filmu rozważają podjęcie stosownych kroków, w tym również na drodze prawnej, w celu przywrócenia hasła w jego pierwotnej wersji do sieci.

Co chcemy, by było po III RP?

Co po III RP? – Bartosz Kopczyński

Kategoria: Archiwum, Co piszą inni, Filozofia, Polecane, Polityka, Polska, Pudło, Świat, Ważne, Wiara

Autor: AlterCabrio , 4 września 2024

Dziś pytanie o przetrwanie oznacza, jak odnaleźć się w możliwych kryzysach, które mogą spotkać III RP, a które doprowadzą do zakończenia jej bytu. Przy czym część kryzysów jest fakultatywna – mogą się zdarzyć, ale nie muszą, a część jest obligatoryjna – zdarzą się na pewno. Do kryzysów fakultatywnych należą: działania wojenne na terytorium państwa polskiego oraz kryzys federalny – generalny kryzys UE po jej przymusowym zjednoczeniu i wchłonięciu państw członkowskich.

Wolność Polski zależy od tego, jak swoje dzieci wychowają dzisiejsi i przyszli rodzice. Jeśli wychowają, jak należy – wtedy możemy być spokojni. Jeśli pozwolą z synów zrobić tchórzy i eunuchów, a z córek wariatki i prostytutki – wtedy Polska się skończy. Dzisiejsi nastolatkowie w dużej części są już straceni na progu życia i nie nadają się do niczego, więc ta funkcjonalna część narodu będzie musiała wykonać pracę za nich. Będą potrzebować dużo rozsądku, logiki, refleksji, wydajnej pracy, i zwycięskiej walki. Jeśli nie stchórzą i wytrwają – wygrają.

−∗−

Czas zacząć szukać tam, gdzie byliśmy sobą. LINK

Co po III RP?

Zamykamy trylogię o III RP ucieczką do przodu. Po analizie obecnych bagien i szuwarów zapowiadamy wyjście na twardy, suchy ląd i drogę w górę, w stronę gwiazd i muz. Prowadzimy nasze rozważania nie ku beznadziei małości nikczemnej, jak to jest dziś we zwyczaju, ale tam, dokąd powinna podążać każda refleksja o własnym narodzie i państwie – w stronę wielkości i potęgi. Uważamy bowiem, że Polaków nie tylko stać na to, lecz jest to wręcz nam pisane, i sami tylko możemy to zniweczyć, nie wchodząc na ścieżkę zwycięstwa – najpierw nad sobą, potem – nad światem. Rozpoczynamy zaś ten wątek od zagadnienia najbardziej podstawowego – przetrwania biologicznego.

Poprzednie dwa artykuły cyklu:

Dlaczego nie należy obalać III RP

Czy warto bronić III RP?

JAK PRZETRWAĆ III RP

Celowo nie piszę: „jak przetrwać w Trzeciej RP”, ale: „jak przetrwać Trzecią RP”. Na to pierwsze pytanie każdy znajduje sobie jakoś odpowiedź i radzi sobie lepiej lub gorzej w zastanej rzeczywistości. Wynika z niego naturalne pytanie kolejne – „jak poprawić sytuację w Trzeciej RP na tyle, aby zwykłym ludziom żyło się lepiej”, ale na nie odpowiedź została już udzielona w poprzednich dwóch częściach – nie da się poprawić III RP metodami III RP, będzie coraz gorzej dopóty, dopóki będzie istniał ten twór, a rzeczywista poprawa będzie możliwa dopiero w niepodległym, suwerennym, narodowym państwie polskim, którym III RP nigdy nie będzie, nie była i nie zamierzała być.

Dziś pytanie o przetrwanie oznacza, jak odnaleźć się w możliwych kryzysach, które mogą spotkać III RP, a które doprowadzą do zakończenia jej bytu. Przy czym część kryzysów jest fakultatywna – mogą się zdarzyć, ale nie muszą, a część jest obligatoryjna – zdarzą się na pewno. Do kryzysów fakultatywnych należą: działania wojenne na terytorium państwa polskiego oraz kryzys federalny – generalny kryzys UE po jej przymusowym zjednoczeniu i wchłonięciu państw członkowskich. Do kryzysów obligatoryjnych należy zaliczyć zapaść demograficzną, oraz kryzys państwowy, który może ogarnąć III RP zanim jeszcze zostanie całkowicie wchłonięta przez UE. Kryzys ten będzie bezpośrednim następstwem polityk UE oraz niesuwerenności państwa polskiego. Będzie on dotyczył nie tylko Polski, ale wszystkich państw członkowskich – w mniejszym lub większym stopniu. Głębokość kryzysów państwowych zależeć będzie od uwarunkowań indywidualnych poszczególnych państw oraz od części wspólnych każdego kryzysu państwowego: stopnia realizacji polityk Zielonego Ładu oraz ilości przyjętych nachodźców. Wszystkie wymienione kryzysy, poza swoimi unijnymi uwarunkowaniami mają jeszcze źródło globalne – jawną i tajną politykę elit, zarządzających Zachodem za pomocą Anglosasów, a której generalnym celem jest zniszczenie Zachodu z powodu jego chrześcijańskich źródeł.

KRYZYS WOJENNY

Na chwilę obecną jedyną możliwością wojny w Polsce jest rozszerzenie obecnego teatru działań na Ukrainie. Jest wielce wątpliwe, że Rosja sama z siebie chciałaby atakować Polskę lub jakiekolwiek państwo NATO. Nawet, gdyby w swoich strategicznych planach miałaby dalszą ekspansję terytorialną, obejmującą Polskę, w obecnej sytuacji strategicznej byłoby to głupotą z rosyjskiego punktu widzenia. Poza tym według rosyjskich planów strategicznych Polska leży poza bezpośrednią strefą wpływów. Co innego bowiem działania agentury, destabilizacja sytuacji wewnętrznej i wpływy polityczne – to jak najbardziej należy do arsenałów polityki czasu pokoju, stosowanych przez mocarstwa, w tym Rosję. Nie oznacza to jednak wysyłania wojsk czy pocisków.

Zainteresowanie wprowadzeniem polskiej armii, a co za tym idzie państwa i narodu do wojny pomiędzy Rosją i Ukrainą można raczej zaobserwować z naszej zachodniej stron. Znamienne była tu inicjatywa prezydenta Macrona w marcu 2024 r. Nie możemy mieć pewności, czy Polska nie stanie się jedną ze stron tego konfliktu. Gdyby do tego doszło, byłaby największym przegranym. Sytuację wojenną możemy podzielić na dwie sytuacje:

  1. na nasze terytorium spadają pociski rakietowe i bomby lotnicze bez angażowania sił lądowych. Wówczas poza bezpośrednim zagrożeniem wojennym należy spodziewać się paniki, chaosu, niepewności, trudności w zaopatrzeniu, poważnych zakłóceń działania wszelkich systemów, inflacji, poważnego kryzysu ekonomicznego. Zapewne nastąpiłoby też wzmożenie cenzury i ograniczenie swobód obywatelskich, przy czym w sytuacji ogólnego chaosu i rozprzężenia państwa byłoby to skuteczne jedynie częściowo. W zależności od długości trwania ataków, kryzys ekonomiczny zamieniłby się w humanitarny. Pierwszą reakcją paniczną będzie ucieczka za granicę, najczęściej do Niemiec. Wydaje się to kuszącą perspektywą, jednak świadomym Polakom należy to odradzać. Żadne państwo ani żaden naród nie będzie tak gościnny, jak są Polacy dla Ukraińców. Każda propaganda w każdym kraju natychmiast ustawi się przeciwko Polakom, jako tchórzom, opuszczającym swoją ojczyznę. Nie moglibyśmy liczyć na żadne szczególne względy nigdzie. Nie będą chcieli nas przyjmować ani dzielić się tym, co mają. Powiedzą nam, że mają już u siebie dość imigrantów, a skoro my wcześniej się wzbranialiśmy przed ich przyjmowaniem, to teraz odbieramy sprawiedliwość. W takiej sytuacji należy pozostać na miejscu i unikać miejsc, narażonych na ostrzał. Należy zawczasu zaopatrzyć się w niezbędne zapasy oraz zbudować prywatną sieć powiązań, co zostanie rozwinięte dalej. Ucieczka za granicę pozbawi poza tym Polaków wpływu na sytuację w kraju, w sytuacji, gdy wreszcie pojawi się szansa dokonania zmiany.
    _
  2. To samo, co powyżej, wraz z inwazją armii lądowej. Możemy od razu założyć, że nasi wierni sojusznicy będą nas gorąco zachęcać do walki do ostatniego Polaka. Jest to jedyna nasza aktywność, którą oni skwapliwie poprą. Byłby to najtrudniejszy dla Polski i Polaków moment od czasu II Wojny Światowej. Mielibyśmy bowiem dylemat – w którym momencie kończy się walka o niepodległą Polskę, a zaczyna obrona III RP i jej sojuszników. Każda sytuacja i indywidualny przypadek musiałby być rozpatrywany indywidualnie, we własnym sumieniu. Można tu jedynie udzielić ogólnych wskazówek. Nie należy powtarzać błędów naszych nieudanych powstań narodowych i Kampanii Wrześniowej. Państwa nie dałoby się uratować, natomiast bezsensowna walka naraziłaby Polskę na zniszczenie armii, straty ludności, infrastruktury, finansów, majątków prywatnych. Liczebność Polaków w Polsce spadłaby nie tylko z powodu strat bezpośrednich, ale także emigracji. Nasi wrogowie otrzymaliby też niepowtarzalną okazję do wykrwawienia odradzającej się elity narodu polskiego. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia naturalnie wybiera się ucieczkę, należy to jednak traktować jako rozwiązanie ostateczne. W takiej sytuacji przychylność obcych państw i narodów i ich skłonność do przyjmowania uchodźców z Polski byłaby tylko nieznacznie większa, niż w sytuacji nr 1. Gdyby doszło do inwazji armii lądowej, działania wojenne zostałyby rozstrzygnięte w krótkim czasie i część lub całość terytorium Polski znalazłoby się pod okupacją. Po ustaniu walk ludność stałaby się zależna od polityki okupanta. Nie miałby on raczej powodów do przeprowadzania czystek etnicznych, jest również mało prawdopodobne, że chciałby bezpośrednio okupować terytorium Polski na stałe. Raczej należałoby się spodziewać sformowania jakiegoś marionetkowego rządu w rodzaju PKWN i powtórki z PRL. Po ustabilizowaniu się sytuacji zapewne znaleźlibyśmy się w sytuacji niewiele różniącej się od dzisiejszej, z tą różnicą, ze zamiast pod Zielony Ład podlegalibyśmy pod Ruski Mir. Wówczas interes narodowy sprowadziłby się do takiego ułożenia stosunków z okupantem, aby naród tracił jak najmniej swojej substancji i zasobów. Taka quasi – okupacja byłaby jednak docelowo mniej korzystna, niż unijna, ponieważ Federacja Rosyjska jest bytem politycznym znacznie bardziej stabilnym, niż Unia Europejska i nie moglibyśmy liczyć na jej szybki rozpad. Okupacyjny status Polski zostałby więc zabetonowany na dłuższy czas. Tworzenie własnej sieci powiązań prywatnych w tym wariancie jest równie pożądanie, jak w powyższym przypadku. Wydaje się jednak, że sytuacja gorącej wojny na naszym terytorium staje się coraz mniej prawdopodobna, choć nie można jej wykluczyć. Wiele będzie tu zależało od wyników wyborów prezydenckich w USA na jesieni 2024 r.

KRYZYS FEDERALNY

Wydarzy się, jeśli zostaniemy głęboko wchłonięci w struktury federalne UE. Wówczas ogarną nas wszystkie „ekologiczne” polityki europejskie, które u nas będą wprowadzane ze szczególną zajadłością. Wielka jest bowiem nienawiść tamtych ludzi do Polski i Polaków. Możemy więc być pewni każdego sposobu upokorzenia i wyzysku, jaki zdołają zastosować. Eksploatacja z czasem stanie się podobna do tej, znanej z Generalnej Gubernii. Generalplan Ost, opracowany w RSHA pod kierunkiem Reichsfuhrera Heinricha Himmlera pozostał w mocy i jest realizowany konsekwentnie od 1989 r. Poza wyzyskiem ekonomicznym, zakłada on wymianę ludności. Nowym Herrenvolkiem dla unijnych elit są masy ludności przesiedlanej z Afryki, Bliskiego Wschodu, Azji i Ukrainy. Zostało to dokładnie opisane w projekcie Paneuropy, spisanym przez Richarda Koudenhove – Kalergi, który jest drugim, nieoficjalnym programem integracji europejskiej. Tym pierwszym, oficjalnym jest manifest z Ventotene komunisty Altiero Spinelliego. Gdy Polska utraci nawet tą namiastkę suwerenności, którą zapewnia jeszcze III RP, magistratury unijne nie będą się już musiały niczym krępować. Przekonamy się wówczas boleśnie, czym naprawdę jest Unia, i jak bardzo samotni jesteśmy. Należy się również spodziewać wzrostu restrykcyjności władz unijnych, Utracimy nie tylko wolność polityczną, opinii i wypowiedzi. Władze federalne będą dynamicznie wprowadzać coraz bardziej absurdalne regulacje, obejmujące wszelkie aspekty życia, także prywatnego. Niezależna działalność gospodarcza i rolnicza będą szczególnie monitorowane i zwalczane, a rodziny i dzieci zostaną upaństwowione w ramach Europejskiego Obszaru Edukacyjnego. Oznacza to, że relacje pomiędzy żoną i mężem oraz rodzicami i dziećmi zostaną objęte ścisłą kontrolą służb.

Na szczęście wariant ten jest wielce niepewny, z uwagi większe prawdopodobieństwo kryzysu państwowego, o czym będzie dalej. Gdyby jednak stan ten się zdarzył, nie trwałby długo, z powodu ogólnego upadku Zachodu oraz wewnętrznego rozpadu UE. Jednakże wtedy już zostaniemy pozbawieni własnych struktur władzy i sterowania społecznego, system prawny będzie zdezorganizowany, gospodarka zrujnowana, a kraj zasiedlony unijnym Herrenvolkiem. Wówczas nasz poziom życia cofnie się do początku lat 90-tych – utracimy bezpieczeństwo ekonomiczne i fizyczne, nie tylko ich poczucie. Szereg naszych obecnych problemów rozwiąże się sam, z powodu braku podstawowych dóbr i usług oraz obecności band obcych agresorów. Wyjazd z kraju na Zachód nie byłby fortunnym pomysłem, gdyż w tym wariancie tam będzie jeszcze gorzej. Przetrwanie będzie wówczas polegało na posiadaniu sieci powiązań prywatnych, o czym będzie dalej.

KRYZYS PAŃSTWOWY

Obejmuje wybrane państwo członkowskie UE, przed jego pełnym wchłonięciem przez federację. Wydaje się obecnie najbardziej prawdopodobną przyszłością państw białego człowieka, w tym państw członkowskich UE. Wystąpi w mniejszym lub większym stopniu w każdym z nich, a jego długość i głębokość będzie zależała od wewnętrznej sytuacji konkretnego państwa, kondycji psychicznej jego narodu oraz stopnia wejścia w polityki UE. Dwie z nich są szczególnie destrukcyjne – Zielony Ład i imigracja. Im dłużej i bardziej państwo będzie wystawione na radioaktywne promieniowanie tych pierwiastków, tym głębszy będzie upadek państwa i dłuższy czas podnoszenia się. Nałoży się na inne kryzysy – zadłużenia państwa, inflację, demografię. Będzie on mniej dotkliwy niż kryzys federalny, ale i tak jego wymiar będzie na tyle duży, że nie będzie się opłacało podtrzymywać istniejących struktur zarządzania państwem. Będzie to tzw. punkt polifurkacyjny – czyli taki, w którym możliwe są różne rozwiązania, podobnie jak w listopadzie 1918 r. Zamiast podtrzymywać stare, dysfunkcyjne i patologiczne struktury, narzucone przez zewnętrznych organizatorów, narody będą mogły wybrać swoje własne rozwiązania i na nowo zorganizować struktury zarządzania państwem. Nas, czyli Towarzystwo Wiedzy Społecznej interesuje najbardziej ten właśnie moment i to, co będzie działo się potem.

SIEĆ POWIĄZAŃ PRYWATNYCH

Jest to coś, co Polacy mieli zawsze, aż do lat 90-tych. Były to powiązania rodzinne, sąsiedzkie i wspólnotowe, głównie w ramach wspólnot zawodowych i religijnych. Pozwalały organizować się i prezentować stanowisko narodu wobec władzy, co zawsze było skuteczną formą ograniczania absolutum dominium. Pod koniec istnienia I Rzeczypospolitej, na skutek oddziaływań agentur zagranicznych i zepsucia moralnego szlachty część tych powiązań została wykorzystana przeciwko państwu polskiemu do jego dezorganizacji i przygotowania do rozbiorów. Potem jednak sieć społeczna pozwalała przetrwać w różnych okolicznościach. Jej podstawą jest wspólna etyka i wspólny interes. Gdy Polacy zapominali, że jadą na jednym wózku stawali się skłóconą bandą warchołów i trafiali w niewolę, gdy odzyskiwali przytomność i rozum, odzyskiwali też z czasem wolność. Ostatecznie sieć ta została porwana na skutek różnorodnych operacji na narodzie polskim, przeprowadzanych po 1989 r. Ich omówienie znajdzie się w innym artykule.

Na skutek działań antynarodowych ludność Polski jest obecnie rozbita i zdezorganizowana. Większość oddolnych organizacji społecznych została przejęta przez systemy, rozdzielające fundusze, i wykonuje wolę swoich sponsorów. Nie można więc liczyć na władze tych organizacji, można natomiast wykorzystać ich struktury, o czym będzie dalej. Na chwilę obecną nawet struktury Kościoła Katolickiego zostały częściowo przejęte lub zneutralizowane. Trwa obecnie próba wrogiego przejęcia struktur i możliwości organizacyjnych Kościoła przez siły globalne, dążące do budowy państwa światowego. Służy do tego herezja modernizmu, tocząca Kościół jak nowotwór od Soboru Watykańskiego II, ekumenizm oraz proces synodalny. W tym projekcie Kościół ma stać się strukturą administracyjną, podległą Mózgowi Świata, a jego praktyki religijne mają upodobnić się do magicznych obrzędów uświęceniowych. Kościół czeka taka sama walka o niezależność od globalnej władzy, jak państwa narodowe. Wskazana byłaby współpraca elit zarządzających państwami i Kościołem przeciwko wspólnemu wrogowi, niestety, zgodnie z hermetycznym prawem Kybalionu, tak samo jest na górze, jak na dole. Tak samo, jak władze większości państw są przejęte lub podstawione, również Kościół zmaga się z tym problemem. Zanim pewna ilość biskupów i księży nie znajdzie w sobie dość wiary, nadziei i miłości, narody będą musiały toczyć walkę o wolność bez wsparcia pasterzy. Będzie raczej odwrotnie – to narody, jeśli te cnoty odnajdą w sobie, mogą pomóc pasterzom wydźwignąć Kościół. Nie wolno pomijać tego aspektu, duchowość i wiara są ważniejsze, niż się to większości ludzi wydaje. Świadomy trud narodu, polegający na zrzuceniu obcej władzy i odzyskaniu wolności powinien objąć też pomoc dla Kościoła. Świadome narody mogą walnie przyczynić się do tego, że Kościół znów stanie się katolicki.

Sieć powiązań prywatnych częściowo istnieje, zachowana w formie szczątkowej, i tam należy ją za wszelką cenę zachować i rozbudować. Tam, gdzie jej nie ma, znajdują się ludzie, żyjący samotniczo i egoistycznie, zajmujący się swoimi sprawami, w większości nie wiedzący, co się dzieje. Sieć ta jest w istocie pozostałością struktur rodowych. Jej podstawą są bowiem stosunki pokrewieństwa pośród rodziny bliższej i dalszej, a nadbudową – relacje przyjaźni, sąsiedztwa, zawodu, współpracy. Przez ostatnich 35 lat Polacy byli tresowani, że każdy ma żyć sam, bez naturalnej rodziny, pośród płynnie zmieniających się przelotnych relacji międzyludzkich. Rodziny, dawniej liczne i zwarte w dużej mierze dziś już nie istnieją, relacje niegdyś bliskie, dziś znikające nie dadzą się już odtworzyć. Teraz, aby przetrwać, należy kultywować, podtrzymywać i rozwijać bliskie relacje rodzinne tam, gdzie jeszcze istnieją, a tam, gdzie ich już nie ma, należy tworzyć od podstaw. Każdy młody człowiek, wchodzący w życie dorosłe, powinien mieć to jako swój nadrzędny cel, aby dobrać odpowiednią osobę płci przeciwnej jako partnera życiowego do założenia rodziny. Najlepiej sprawdza się sakramentalne małżeństwo katolickie jako struktura z założenia najtrwalsza, bo nierozerwalna, dozgonna i nastawiona na prokreację. Sam bowiem związek dwojga ludzi to za mało, aby samemu przetrwać w płynnej nowoczesności, i by odtworzyć naród. Związek ten powinien mieć potomstwo, i to na tyle dużo, aby co najmniej zapewnić zastępowalność pokoleń. Z uwagi na malejącą dzietność polskich kobiet, te rodziny, które chcą przetrwać, powinny nastawiać się na więcej niż dwoje dzieci.

Rodzina nuklearna, czyli ojciec, matka i dzieci powinna być wzmocniona poprzez bliskie związki pokrewne z podobnymi rodzinami. Należy unikać konfliktów, wybierać miejsce zamieszkania niezbyt odległe od krewnych, kontaktować się często, wspierać się w potrzebie. Dzieci spokrewnionych małżeństw powinny często spędzać czas ze sobą, aby od urodzenia nawiązywać silne relacje. Jeśli małżeństwo, nastawione na dzieci nie ma takich krewnych, z którymi może mieć takie relacje, powinno odnaleźć w swojej okolicy inne małżeństwa, aby zapewnić wzajemne kontakty dorosłych i dzieci. Do takiej grupy należy dołączyć relacje przyjacielskie oraz lokalne kontakty sąsiedzkie i gospodarcze. Należy mieć znajomych rolników, lekarzy, mechaników, handlowców. Należy wspierać lokalnych przedsiębiorców. W tym celu trzeba zmienić zwyczaje konsumenckie, ograniczyć zakupy w zagranicznych sieciach handlowych i Internecie na korzyść rynku lokalnego. Potrzeba takich naturalnych relacji będzie coraz większa, a korzyści są wielorakie:

  • pomoc przy opiece i wychowaniu dzieci;
  • pomoc przy opiece nad osobami starczymi i chorymi;
  • wspólne wyjazdy i imprezy rodzinno – towarzyskie;
  • zapewnienie dzieciom stosownego towarzystwa do zabaw;
  • łatwiejsza kontrola procesu wychowawczego przez rodziców i mniejsze ryzyko deprawacji dzieci;
  • oparcie w razie pandemii i lock-downów;
  • oparcie w razie kryzysów ekonomicznych i wojennych;
  • grupa wsparcia, zapewniająca bezpieczeństwo wobec coraz liczniejszych agresywnych nachodźców;
  • grupa wsparcia, pomagająca obronić się przed coraz bardziej restrykcyjnym i totalitarnym prawem;
  • grupa wsparcia, pozwalająca ominąć systemy i prowadzić niezależne interesy;
  • łatwiejszy dostęp do niezależnych informacji;
  • łatwiejsza możliwość ucieczki lub znalezienia ukrycia.

W kontaktach tego rodzaju nie rządzi prawo, lecz etyka. Spory powinny być uśmierzane, zanim się rozwiną, a jeśli już powstaną, nie mogą wyjść poza grupę. Kto nie potrafi żyć według norm etycznych, nie może należeć do takiej grupy. Jeśli prośby i napomnienia nie pomagają, należy dystansować się od takich i usuwać z grupy. Wywleczenie wewnętrznych spraw grupy powoduje w najlepszym razie postawienie takiej osoby i jej najbliższych poza grupą, w najgorszym – unicestwienie grupy. Należy brać przykład z Romów. Oni mają Romanipen, natomiast grupy oddolne, odtwarzające naród polski mogą z całą pewnością stosować zasady katolickie. Jeśli ktoś odrzuca to z samej zasady, lepiej nie wchodzić z takim w bliższą komitywę. Tak samo, jeśli ktoś kwestionuje ideę wolnego narodu i suwerennego państwa polskiego. Szkoda czasu i zawiedzionych nadziei dla tych, którzy odrzucają naród i moralność katolicką. Z nimi na dłuższą metę nie uda się nic trwałego.

Zasada przewodnictwa w grupie nie ma żadnej uniwersalnej zasady, poza jedną. W normalnej, funkcjonalnej rodzinie do załatwiania spraw na zewnątrz najlepiej nadaje się mąż i ojciec w jednej osobie. Nieformalna grupa oddolna o charakterze rodowym nie musi mieć formalnego kierownictwa. Dojrzali mężczyźni, kierujący się katolicką etyką potrafią się zawsze tak porozumieć, aby było dobrze.

Należy wykorzystać istniejące przepisy, aby nabyć broń i nauczyć się jej używać. Umiejętności strzelania sportowego przydają się do ćwiczenia precyzji, skupienia, dokładności, cierpliwości, wytrwałości. Umiejętności bojowe z kolei mogą okazać się najważniejsze, szczególnie w sytuacji napaści band nachodźców lub maruderów po przejściu frontu, w sytuacji chaosu bez władzy. Należy mieć wciąż w umyśle dewizę bractw kurkowych – „ćwicz oko i dłonie w Ojczyzny obronie”. Trzeba raz na zawsze pozbyć się ze swego serca i umysłu pacyfizmu. To modernistyczny jad i trucizna, czyniąca narody bezbronnymi. Sivis pacem, para bellum. Inni zaczną nas szanować dopiero wtedy, gdy zobaczą, że kto na matkę pluje, z miejsca dostaje od nas po mordzie. A matki każdy Polak ma trzy, nawet, gdy o nich nie pamięta – swoją własną, Ojczyznę i Kościół – Ecclesię.

NOWE PAŃSTWO

Nowe państwo polskie, które powstanie po zakończeniu niesławnego żywota III RP musi być państwem narodowym, opartym na moralności katolickiej. Jest to jedyna, podkreślam z całą mocą, jedyna formuła organizacji narodu i państwa, która w naszych warunkach daje możliwość przetrwania narodu i państwa. Nie mamy tradycji autorytarnych, dlatego każda silna władza typu turańskiego lub bizantyjskiego szybko się zdegeneruje i upadnie, ponownie pozostawiając naród bez przywództwa. Tylko bowiem katolicyzm oparty jest na filozofii realistycznej, dającej narzędzia zrozumienia i opisania rzeczywistości, oraz etyce wychowawczej, kształtującej cnoty wszelkiego rodzaju, niezbędne do osiągnięcia dojrzałości psychicznej, etosu pracy i sprawności wykonywania obowiązków. Zawiera w sobie naukę społeczną, zdatną do wprowadzenia realnej sprawiedliwości i nadaje się do zarządzania dużymi społecznościami z minimalnym użyciem przymusu. Wyznacza jednocześnie cele życia dla jednostek i całej społeczności narodowej. Ze względu na swoje przymioty katolicyzm wraz z ideą narodu jest najbardziej zwalczanym systemem myślowym przez globalistów oraz wszystkie ich struktury podległe. Świadczy to o skuteczności połączenia tych idei oraz ich użyteczności dla odbudowy narodu i państwa.

CO ROBIĆ

Jest to coraz częściej zadawane pytanie, a problem jest taki, że nie bardzo wiadomo, komu je zadać. Elity opiniotwórcze narodu są sfałszowane, elity polityczne agenturalne, elity naukowe podstawione. Kościół uwikłany w proces synodalny sam potrzebuje wsparcia, organizacje społeczne albo nieświadome, albo przejęte. Media wrogie i chaotyczne, rodziny rozbite, ludzie zagubieni, skupieni na sobie.

Otóż więc sytuacja idealna dla nowej elity – najpierw narodu, a potem państwa polskiego. Trzeba budować ją od podstaw, i nastawić się na długi marsz, który zacząć należy od podniesienia się z wygodnego fotela i opuszczenia własnej strefy komfortu – od siebie.

Nie należy teraz szukać wyzwolicielskich partii czy politycznego lidera, nie ma takich jeszcze. Nie ma gotowej organizacji, do której można się zapisać, gdzie mędrcy – wizjonerzy poprowadzą. Jedyne, co jest teraz, to ludzie – Polacy, żyjący w kraju i diasporze, szczerze marzący o wolnym narodzie i silnym państwie, o odzyskaniu należnej nam pozycji w świecie i sięgnięciu jeszcze wyżej, niż nasi wielcy przodkowie. To, co można robić od teraz, to budować swoją tożsamość nowej elity. Nie mogą to być ludzie, którzy myślą, że im się coś więcej należy, ale tacy, którzy więcej od siebie wymagają, niźli od innych. Nie tacy, którzy mają roszczenia do świata, że im da, ale tacy, którzy ze światem wezmą się za bary, aby wyrwać, co im należne. Swój trud kierują, by mieć dzieci, nie dać zepsuć, wychować na porządnych ludzi, a wszystkim, którzy są w stanie przyjąć, przekazują swoją wiedzę, wiarę i wolę. Każdy człowiek, który uzna, że powinien przyłączyć się do tego ruchu, powinien zadbać o swoje otoczenie tak, jak opisano to powyżej. Następnie w miarę swoich możliwości powinien przyswoić wiedzę, niezbędną nowej elicie polskiej do prowadzenia narodu i odbudowy państwa. Następnie powinien tą wiedzę przekazywać innym. Najlepiej niech każdy wyznaczy sobie cele mierzalne – nabycie minimalnej niezbędnej wiedzy będzie trwało przeciętnie około 0,5 roku. Wiedzę przekazuje Towarzystwo Wiedzy Społecznej, i jest to kondensat tego, co sami zdobywamy, badając źródła i przeprowadzając szerokie analizy intelektualne. Zacząć więc można od przeczytania wszystkich artykułów na portalu www.wtowarzystwie.pl, poradników praktycznego życia, które będą się pojawiać w najbliższym czasie, śledzić kolejne publikacje. Kolejny cel mierzalny, po własnym nabyciu wiedzy to przekazać tą wiedzę innym. Najlepiej to zrobić, inicjując rozmowę, pobudzić zainteresowanie rozmówcy, skierować go do naszego portalu, aby dowiedział się prawdy, a potem namówić, aby przekazywał pałeczkę wiedzy i świadomości dalej.

Rozwijamy cały czas, bezustannie naszą refleksję i zasób wiedzy. Już niedługo zaprezentujemy bibliotekę źródeł, z których korzystamy. Oprócz nas coraz więcej jest podobnych, oddolnych grup, pracujących nad kształtem nowego państwa polskiego i przekazujących dalej tą wiedzę.

Osoby świadome, mające już cel, jakim jest przyjęcie na siebie obowiązków nowej elity narodu, mogą z łatwością wykorzystać istniejące struktury społeczne, administracyjne, a nawet polityczne. Należy wchodzić w działające organizacje społeczne, nawet te, które są zależne od grantów. Należy w ich strukturach przekonywać ludzi, którzy mają potencjał do świadomości narodowej. Można wówczas wykorzystać możliwości, zasoby i kontakty tych organizacji do przeprowadzania inicjatyw, korzystnych dla świadomości narodowej. Tak samo można wykorzystać samorządy i administrację państwową. Te struktury są co prawda przejęte przez decyzyjność sił zewnętrznych, ale one nie są w stanie kontrolować, co się dzieje wewnątrz. Im bardziej te struktury są skomplikowane, im więcej zadań dostają, tym łatwiej grupa zaufanych ludzi wewnątrz może przejmować kierunki ich działań.

Podobnie należy traktować partie polityczne. Nie można mieć nadziei na ich nawrócenie, ale można przekonywać poszczególnych ludzi, aby po pierwsze mieć źródło informacji, po drugie wpływać nieformalnie na procesy. Nie da się tak co prawda zmienić polityki partii na narodową, ale można przeprowadzić ograniczone działania sektorowe, korzystne dla narodu i państwa, w dodatku zgodne z prawem.

Wszystkie powyżej opisane rodzaje działań można wykonywać samodzielnie tudzież z grupą wiernych przyjaciół, i nie trzeba być częścią jakiejkolwiek formalnej struktury. Dopóki nie uda się sformować dość dużej liczby ludzi, mających narodową tożsamość i wiedzę, należy działać nieformalnie. Dopiero gdy liczebność nowej, narodowej elity będzie odpowiednia, można będzie formalizować swoje uczestnictwo. Każda bowiem inicjatywa patriotyczna, narodowa czy inna tożsamościowa jest śledzona i monitorowana przez służby, w celu jej rozłamu, marginalizacji lub represji.

Jest jeszcze jeden typ aktywności, którą każdy, kto chce zostać ozdrowieńczą elitą narodu, może i powinien podjąć już teraz – od dziś. Chodzi nam o wychowanie i edukację dzieci, wspomniane już wcześniej. Teraz pokrótce jeno wzmiankuję, jest to bowiem rzecz ważna, i trzeba jej poświęcić niejedno osobne opracowanie. Pierwsze z nich już istnieje – Poradnik świadomych rodziców, dostępny tutaj:

Poradnik świadomych rodziców. Całość do pobrania

W tym artykule ujmę rzecz niezwykle skrótowo. Rola wychowania własnych dzieci nie tylko prawem jest, ale wręcz obowiązkiem – wobec samych dzieci, narodu, ludzkości, a nade wszystko, samego Boga, który stworzył ich dusze i powierzył nowe istoty ludzkie rodzicom, aby w świat wypuścili ludzi jak najlepszych. Poglądy dorastającego młodego człowieka głównie od ojca zależą, i on szczególnie nie ma prawa z roli tej zrezygnować. Tą świadomość, wiedzę i mądrość, którą rodzice w życiu nabyli, przekazać muszą dzieciom. Od razu widać, że głupcy się tu nie sprawdzą, bo oni jeno głupotę mają na zbyciu. Należy wychowywać swoje dzieci świadomie – na dobrych katolików i narodowców. Wskazać cel ich życiu – zbawienie w życiu wiecznym, w doczesnym – sukces osobisty – trwała, dzietna rodzina, uczciwa praca, zachowanie honoru i godności; sukces publiczny – prężny naród i silne państwo. Wychować synów na twardych mężczyzn, dzielnych wojowników, niezłomnych jak skała wobec zła, giętkich jak wierzba wobec dobra. Wychować córki na panny roztropne, posłanniczki trwałej miłości, dzielne strażniczki domowego ogniska, dumne kariatydy społecznego gmachu, mądre przewodniczki nowych pokoleń.

Wolność Polski zależy od tego, jak swoje dzieci wychowają dzisiejsi i przyszli rodzice. Jeśli wychowają, jak należy – wtedy możemy być spokojni. Jeśli pozwolą z synów zrobić tchórzy i eunuchów, a z córek wariatki i prostytutki – wtedy Polska się skończy. Dzisiejsi nastolatkowie w dużej części są już straceni na progu życia i nie nadają się do niczego, więc ta funkcjonalna część narodu będzie musiała wykonać pracę za nich. Będą potrzebować dużo rozsądku, logiki, refleksji, wydajnej pracy, i zwycięskiej walki. Jeśli nie stchórzą i wytrwają – wygrają.

Na zwartą organizację przyjdzie więc czas, a najpierw – wiedza. Koncepcja nowej organizacji państwa i zarządzania narodem jest już zaczęta, i będzie rozwijana. Jest to TWIERDZA KULTUROWA, czyli taka rzeczywistość, w której każdy może żyć bezpiecznie, i realizować cele swoje i narodu. Przeczytać o tym można tutaj:

Gdy zbudzi się naród, cz. 2. Twierdza kulturowa-program pozytywny-struktury

To koniec trylogii o III RP. W następnym minicyklu napiszemy o ludziach Wolnej Polski – kto ma predyspozycje, aby stać się elitą narodu i państwa, kto się nada, kto się nie nada. Polecamy czytać i przekazywać dalej.

______________

Co po III RP?, Bartosz Kopczyński, 4 września 2024

−∗−

Warto porównać:

Nowa flaga Polski z Sercem Jezusa
Było to w moich wczesno-studenckich latach, gdzieś w środku epoki Gierkowskiej, gdy odpowiednio do ówczesnych mód nosiłem włosy do ramion, spodnie dzwony i w klubach studenckich spijałem wraz kolegami […]

______________

Pierścień władzy narodu polskiego – idea narodowa
Nacjonalizm – pierścień władzy narodu polskiego MOTTO “Kwiatem rozwoju i dumą ludów jest poczucie narodowe […]” “Poczucie narodowe jest kwiatem cywilizacji łacińskiej.” “Zdobywszy poczucie narodowe trzeba dalej pracować, […]

______________

Wojna z narodem polskim. Etnocyd – godzina zero bije
Niewypowiedziana wojna z narodem polskim 1944-2024 – metody okupacji i perspektywy samoobrony § 1. Wojna kulturowa i cywilizacyjna z narodem polskim. Trzej główni wrogowie polskiej suwerenności narodowej – przebrania […]

Kalisz. Ukraińcy przejęli polski zakład Calfrost i wszystkich zwolnili. Teraz sprzedają fabrykę

Ukraińcy przejęli polski zakład i wszystkich zwolnili. Teraz sprzedają fabrykę

Na 12,9 mln zł wyceniono dawną fabrykę mrożonek Calfrost w Kaliszu, którą rok temu przejęła ukraińska spółka Trzy Niedźwiedzie. Wszystkich pracowników zwolniono, a teraz ukraińska spółka szuka inwestora, który przejmie zakład i całą nieruchomość – informują faktykaliskie.info.

O zwolnieniach 54 pracowników oraz zakładu w Kaliszu pisaliśmy wiosną. Część z osób działała w zakładzie prawie 30 lat. Teraz mrożone warzywa i owoce Calfrost przechodzą do historii. – Fabryka znajdowała się w złej sytuacji finansowej, co było skutkiem wieloletnich zaniedbań i braku niezbędnych inwestycji. Dlatego taka została podjęta decyzja. Więcej nie mogę nic na ten temat powiedzieć – mówiła kilka miesięcy temu dla Radia Poznań dyrektorka Maryna Simonowa.

Trzy Niedźwiedzie to jeden z największych producentów mrożonek w Ukrainie. Spółka w 2023 r. kupiła polską firmę Nordis, do której należał zakład Calfrost.

Calfrost na sprzedaż. Znamy cenę

Zakład po mrożonkach Calfrost przy ul. Wrocławskiej 31 i 31a wystawiono na sprzedaż za 12,9 mln zł.

“Ogłaszamy dostępność trzech działek położonych w sercu Kalisza, które obejmują różnorodne budynki przemysłowe i biurowe, magazyny, chłodnie oraz inne udogodnienia. Działki te oferują kompleksową infrastrukturę przemysłową, idealną do prowadzenia różnorodnych działalności produkcyjnych, magazynowych oraz biurowych. Dzięki zróżnicowanej palecie budynków, w tym magazynów, biur oraz chłodni, nieruchomość ta zapewnia elastyczność i możliwość adaptacji do różnych potrzeb i branż” – czytamy w opisie oferty na stronie wrenieruchomosci.pl.

Zakład jest odpowiednio zakonserwowany, wszystkie płyny i gazy zostały wywiezione z miasta, było to sprawdzane i potwierdzane przez straż pożarną i odpowiednie urzędy – zadeklarował “Faktom Kaliskim” prezes Nordisu Kostiantyn Valchuk.

Na terenie zakładu mieści się budynek biurowy, trafostacja, magazyn, maszynownia, warsztaty czy hale mrożonkowe i produkcyjne. Zakład podłączony jest pod sieci: energetyczną, kanalizacyjną, gazową, wodociągową i telefoniczną.

Kto sierpem i młotem wojuje, ten od sierpa i młota ginie

Kto sierpem i młotem wojuje, ten od sierpa i młota ginie

Autor: CzarnaLimuzyna , 2 września 2024

Ivan Khotenov “Crowd”

Bolszewickie kto kogo lub kto komu więcej zabierze z koryta jest nieprzemijającym modus vivendi, panującym w politycznym głównym ścieku. Największym poszkodowanym przez ten stan rzeczy, wbrew pozorom, nie są wcale politycy jednej lub drugiej koterii, lecz jest nim dojone ponad miarę, społeczeństwo.

Jarosław Cyniczny, wielu przydomków, zwany dobrym, genialnym, prawym i sprawiedliwym, a przeze mnie rozpoznanym jako gnom sromotnik (od sromoty i promila trucizny) „płaci frycowe” z powodu zaniedbania swoich obowiązków m. in. postawienia przed Sądem osobnika, którego rozpoznał swego czasu jako niemieckiego agenta.

Podobno nie mógł tego zrobić z powodu… sojuszniczych zobowiązań od czasu pamiętnej ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego, a potem z powodu koalicji. Jakiej koalicji? – zapyta niejeden oburzony słomiany patriota. Jakiej? Chanukowej.

Antyrasistowski happening Grzegorza Brauna polegający na zgaszeniu gaśnicą świec chanukowych w Sejmie, po raz kolejny obnażył koalicyjną jedność ponad podziałami. Przemysław Czarnek nazwał wydarzenie skandalem i chwalił byłego Marszałka, panią Witek za czujność dzięki której żaden podobny, gorący patriotyczny incydent nie miał szans się wydarzyć.

Okazało się, że wrażliwym tolerastom z PiS i KO wcale nie przeszkadzają ani żydowska nietolerancja ani też rasistowskie poglądy niektórych rabinów w stylu: “Bóg jest stworzycielem Żydów i reszty ludzkości, która po to tylko została powołana do istnienia, by służyć Żydom”.

Dwa dni temu, wspomniany przeze mnie Czarnek zaczął biadolić nad zabranymi przez KO dotacjami i nad planem wstrzymania subwencji. To co mówił na swoim kanale filmowym o KO odnosiło się prawie w całości również do PiS.

Jedno trzeba im przyznać, są niesamowicie bezwzględni w łamaniu konstytucji, ustaw i w ogóle wszelkich reguł praworządności w Polsce. Odbije się to im czkawką już niebawem, ale dziś są bezwzględnie w tym skuteczni. Skuteczni w łamaniu prawa. Zabrali nam część dotacji i planują zabrać całą subwencję.

W dalszej części wywodu Czarnek zarzucając KO łamanie demokracji, konstytucji i praworządności,  zaapelował o wpłaty na konto PiS.

Raz sierpem, strzykawką i młotem, padają ludzie i kładą się paragrafy pokotem

Jednym z intelektualnych mentorów Jarosława Kaczyńskiego był żydowski komunista, specjalista od prawa i polityki, Stanisław Ehrlich, promotor pracy magisterskiej i doktorskiej prezesa PiS. Stanisław Ehrlich był postacią podobną pod względem życiorysu do Zygmunta Baumana.

Pewny swego Gnom Sromotnik zapomniał o jednym. Łaska ogłupionego ludu na pstrym koniu wierzga. Wiadomym było, że po bezprawiu i niesprawiedliwości, w tej sytuacji, może być tak samo lub gorzej.

Słomianym patriotom przypominam, być może na próżno, uniwersalną prawdę, że „mniejsze zło” zabija tak samo skutecznie jak „zło większe”.

Tagi:Bezprawie i niesprawiedliwość, Bolszewickie kto kogo, gnom sromotnik, Jarosław Cyniczny, koalicja Chanukowa, Kto sierpem i młotem wojuje…

O autorze: CzarnaLimuzyna Wpisy poważne i satyryczne

1 komentarz

  1. pokutujący łotr 2 września 2024
  2. Warto przypominać piosenkę – proroczą – dwóch braci K., gdy jeszcze byli “genialnymi dziećmi” w 1962 r. (film “O dwóch takich co ukradli księżyc”). Kto im napisał te słowa? Jakiś prorok (a dosłownie: Jan Brzechwa, prawdziwe nazwisko Lesman). No i wszędzie te małe czapeczki, jeśli tylko dobrze poskrobać… https://www.youtube.com/watch?v=cL2v0B0d3jE
  3. “Jam jest zuch i tyś jest zuch
    Jest nas razem zuchów dwóch.
    Mamy wielkie używanie
    przewidziane w naszym planie.
    Gdy złowimy Księżyc w sieć
    dużo złota będziem mieć.
    A że złoto jest dziś w cenie
    wzbogacimy się szalenie.Bo my jesteśmy tacy bliźniacy
    którzy szukają życia bez pracy.
    (…)
    Gdy ma się złoto wszystko się kupi
    Księżyc jest złoty więc się go złupi.(…)
    My jesteśmy tacy dwaj
    tacy dwaj na cały kraj.
    A odważnym dzielnym zuchom
    wszystko musi ujść na sucho”
    .
  4. I co, czy nie zostaliśmy już wtedy lojalnie ostrzeżeni, jaki desant na Polskę szykowany jest w postaci tej parki? Która wyskoczy w odpowiednim momencie, już dokładnie wyszkolona… Jak i tyle innych “wybitnie utalentowanych dzieciątek” szkolonych od kołyski do publicznych działań po linii i po myśli, jak już od zarania obecne w programach dla “dziecięcych geniuszy” małe Justynki Pochanke, Hanie Kedaj (po mężu Lis), Basie Nowackie czy małe Kraśki.
  5. A potem pobożna pani Mama opowiada nam bajdy w wywiadach, że “całkiem przypadkiem” wpadła na to, żeby swych synków zgłosić do filmu. I też “całkiem przypadkiem” wygrali casting wśród 70 par bliźniaków, które tam przybyły.

Minister Kułeba pokazał kły

Minister Kułeba pokazał kły magnapolonia/michalkiewicz-minister-kuleba-pokazal

    Niedawno pan prezydent Andrzej Duda odbył pielgrzymkę do Kijowa z okazji rocznicy proklamowania niepodległości Ukrainy i oświadczył się tam prezydentowi Zełeńskiemy z bezwarunkową przyjaźnią. Te bezwarunkowe oświadczyny najwyraźniej musiały ukraińskiego prezydenta nieco rozbawić, bo pół żartem, ale pół serio rzucił uwagę, że jeśli pan prezydent Duda będzie do niego dzwonił, to jego telefon może być zajęty. Rzeczywiście; skoro pan prezydent Duda oświadcza się bezwarunkowo, to po co jeszcze podnosić słuchawkę?

   Wkrótce potem odbywał się cykliczny “Campus Polska Przyszłości”, jakie pan prezydent  Warszawy Rafał Trzaskowski, urządza w Polsce za niemieckie pieniądze. Do spędzonej tam młodzieży, która – jak to młodzież – chciałaby się bzykać, a ponieważ Niemcy wprawdzie płacą, ale i wymagają, więc dała wyraz swemu pragnieniu wybzykania PiS-u. To oczywiście tylko takie przechwałki, bo już znający się na rzeczy Tadeusz Boy-Żeleński przestrzegał przed takimi młodzieżowymi deklaracjami, ufundowanymi na mierzeniu siły (męskiej) na zamiary. “A młody? Głupie to, płoche. Tylko pobrudzi pończochę.”

Do tej młodzieży dowożeni są rozmaici dygnitarze, tubylczy i obcy. Tubylczy – żeby się jej podlizać, a obcy – żeby coś załatwić, a przynajmniej powiedzieć. Jednym z takich dygnitarzy był ukraiński minister spraw zagranicznych, pan Dmytro  Kułeba.  Został przez kogoś zapytany o “Wołyń”, to znaczy – zorganizowane przez OUN-UPA ludobójstwo ludności polskiej, żeby w ten sposób “oczyścić” teren pod niepodległą Ukrainę.

Teren został oczyszczony, polscy dygnitarze w swoich najdalej idących deklaracjach, milcząco się z tym oczyszczeniem godzą, a tylko dopraszają się u Ukraińców łaski w postaci pozwolenia na ekshumację ofiar i ich “godne upamiętnienie”. Ale nie z Ukraińcami takie numery!

Przez lata nauczyli się oni obcinania kuponów od prezentowania Ukrainy na arenie międzynarodowej, jako państwa specjalnej troski, na podobieństwo do upośledzonego w rozwoju dziecka, któremu lepiej się nie sprzeciwiać, bo albo sobie coś zrobi, albo kogoś zadźga nożem lub podpali dom – więc o żadnych ekshumacjach, a zwłaszcza – “upamiętnieniach” nie chcą w ogóle słyszeć. Gdyby bowiem takie “upamiętnienie” nastąpiło, po wsze czasy świadczyłoby o dokonanej tam zbrodni – co Ukraińcom jest potrzebne, jak psu piąta noga.

Im ciszej, tym lepiej; minie kilka pokoleń i wszyscy się przyzwyczają, że zbrodnia popłaca. O tym jednak nie trzeba głośno mówić, więc kiedy tylko strona polska wyjękuje swoje suplikacje, to strona ukraińska twardo odpowiada, że na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w roku 1943 trwała “wojna domowa”, więc suplikacje są nie na miejscu.

Jest to oczywiście argument fałszywy, bo żeby mówić o wojnie, niechby i domowej, to muszą być przynajmniej dwie strony wojujące. Tymczasem  w 1943 roku żadnych “stron wojujących” nie było. Po stronie ukraińskiej była strona mordująca, a po polskiej – strona mordowana.

   Pan minister Kułeba  zażył osobę pytającą z innej mańki. Najwyraźniej uznając, że najlepszą metodą obrony jest atak, zaapelował, by “nie gmerać” w historii”, bo w przeciwnym razie strona ukraińska zacznie dźgać stronę polską nieubłaganym palcem w chore z nienawiści oczy “operacją Wisła”. Że jak wy nam “wołyń”, to my wam “Wisłę”.

Rzecz jednak w tym, że jest to porównanie niesymetryczne. “Wołyń” oznaczał bezlitosne mordowanie “Lachów”, podczas gdy w ramach operacji “Wisła” Ukraińcy nie byli mordowani, a tylko przesiedlani na tereny poniemieckie, gdzie mogli – często po raz pierwszy w życiu – zapoznać się z dobrodziejstwami cywilizacji.

Nie to jednak było najważniejsze w wystąpieniu pana Kułeby. Z obfitości serca usta mówią – więc i on, jako o rzeczy oczywistej, powiedział en passant, że owo przesiedlenie nastąpiło “z terytoriów ukraińskich”.

Wprawdzie potem ukraińskie MSZ zdementowało opinię, jakoby Ukraina miała pod adresem Polski jakieś pretensje terytorialne, ale rosyjski minister spraw zagranicznych, książę Gorczakow mówił, że nie wierzy informacjom nie zdementowanym. Tymczasem ta nie tylko została zdementowana, ale znajduje dodatkowe potwierdzenie w deklaracji, jaką pod koniec roku 2006 przekazał ukraińskiemu prezydentowi Juszczence  Światowy Związek Ukraińców z siedzibą w Toronto.

Chodziło nie tylko o to, by prezydent Juszczenko uznał rok 2007 za rok upamiętnienia “operacji Wisła”, ale żeby główne obchody odbywały się na “ukraińskim terytorium etnicznym”, przez które autorzy odezwy rozumieli województwo podkarpackie, część województwa małopolskiego, mniej więcej do Nowego Sącza i część województwa lubelskiego.

Te tereny Światowy Związek Ukraińców, nawiasem mówiąc, całkowicie zdominowany przez banderowców, uznaje za ukraińskie, nawiązując w ten sposób do darowizny, jaką podczas I Wojny Światowej na rzecz Ukrainy uczyniła monarchia austro-węgierska. Ukraina została wyposażona w Małopolskę Wschodnią ze Lwowem i Przemyślem, część Małopolski i część Lubelszczyzny. Chodziło o to, by zatwierdzając państwo ukraińskie, państwa centralne mogły szachować bolszewicką Rosję i utrzymywać w ryzach Polaków.

Żeby było  śmieszniej, na tym całym Campusie, obok ministra Kułeby siedział nasz Książę-Małżonek, któremu premier Tusk w swoim vaginecie powierzył fuchę spraw zagranicznych. Książę-Małżonek skwapliwie skorzystał z okazji by siedzieć cicho i dopiero dziennikarze wydusili  z niego wyznanie, iż “ma nadzieję”, że Ukraina rozwiąże  problem ekshumacji “w duchu wdzięczności za pomoc, którą Polska jej świadczy.”

Obawiam się jednak, że nadzieje Księcia-Małżonka nie zostaną spełnione, a to dlatego, iż Ukraina do żadnej wdzięczności wobec Polski się nie poczuwa. Uważa ona, co niestety powtarzają nie tylko polskie dyplomatołki, ale za nimi, jak za panią matką, również  niezależni dziennikarze z mediów głównego nurtu, że Ukraina walczy o niepodległość Polski i Europy, więc to nie ona powinna być wdzięczna, tylko odwrotnie.

Tymczasem Ukraina wcale nie walczy o niepodległość Polski i Europy, tylko została wkręcona w maszynkę do mięsa przez Stany Zjednoczone, które  skapowały, że wojny per procura kosztują je pięciokrotnie mniej, niż “operacje pokojowe” i “misje stabilizacyjne” prowadzone przez nie bezpośrednio, więc szukają frajerów, którzy pozwoliliby się w takie maszynki do mięsa powkręcać.

Miejmy tedy nadzieję, że nie uda im się wkręcić w tę maszynkę również naszego nieszczęśliwego kraju, chociaż biorąc pod uwagę służalczość naszych dygnitarzy, nie jest to nadzieja specjalnie duża.

W Gietrzwałdzie rozstrzygnęła o losach świata siła bezsilnych [Maryja]

Wywiad

Grzegorz Braun: W Gietrzwałdzie rozstrzygnęła o losach świata siła bezsilnych

Przez Agnieszka Piwar 2024-09-01 piwar.info/grzegorz-braun-w-gietrzwaldzie-rozstrzygnela-o-losach-swiata-sila-bezsilnych

Agnieszka Piwar: W trakcie oglądana dokumentu „Gietrzwałd 1877. Wojna Światów”, przemknęła mi taka myśl, że jeśli Pana najnowszy film dotrze do odpowiednich osób, to może powstrzymać wybuch III wojny światowej, która wisi na włosku. Po prostu dopatrzyłam się wielu analogii do obecnych czasów.

Wtedy też miała wybuchnąć wojna wszystkich ze wszystkimi, ale z konkretnego powodu do niej nie doszło.

Grzegorz Braun: – Cieszę się, że te analogie są na tyle mocne i w filmie uwidocznione, że to natychmiast wywołuje taki – przeze mnie oczekiwany, wytęskniony – odzew. Chciałbym, żeby ten film był tak odbierany. Jednak proszę zwrócić uwagę, że jeśli Gietrzwałd w roku 1877 okazał się czarnym łabędziem polityki globalnej, wielkiej gry mocarstw i po prostu udaremnił realizację scenariusza eskalacji wojennej, to nie stało się tak dlatego, że przesłanie Gietrzwałdu dotarło w sposób skonkretyzowany do jakichś mężów stanu, królów, cesarzy, marszałków, generałów, sułtanów. Nic takiego się nie wydarzyło.

Sytuacja w tamtym roku miała już charakter tak wielowątkowej, zawikłanej, wielo-wektorowo nawarstwionej i wielostronnie prowadzonej operacji politycznej, dyplomatycznej – z akcentem coraz mocniejszym na rozwiązania militarne, wojenne – że tej sytuacji, tak zapętlonej, nie dawało się już rozwikłać.

Nie dawało się już wprowadzić rozwiązania pokojowego – które by wszystkich satysfakcjonowało – w trybie dyplomacji, negocjacji, decyzji politycznych i militarnych.

Dlaczego?

– Ponieważ została już uruchomiona logika eskalacji, która w sposób nieodzowny i nieodwracalny dyktowała pewne działania, nawet nie politykom tylko marszałkom i generałom. Z tej ścieżki nie było już odwrotu. I musiało zdarzyć się coś takiego jak Gietrzwałd.

Co zmieniło bieg wydarzeń…

– Nie chciałbym tu za wiele zdradzać, bo chciałbym Państwa gościć na kolejnych projekcjach mojego filmu. Jednak w sposób bynajmniej nie li tylko mistyczny, duchowy, religijny, ale w sposób bardzo praktyczny, militarny, geostrategiczny, a nawet i na poziomie techniki wojskowej, gietrzwałdzki game changer – czarny łabędź – pokrzyżował ten plan. Mam nadzieję, że to z filmu wynika. Naród polski i inne narody zastały uratowane przed zagładą wojenną.

Zmierzając do Gietrzwałdu ze wszystkich stron, z ziem wszystkich trzech zaborów, a nawet i z emigracji, naród polski – w sposób nieuświadomiony wtedy – oszczędził sobie koszmaru wojennego, który bardzo realnie groził i który widzimy jako pewien scenariusz alternatywny w wojnie na Bałkanach, która się wtedy toczy.

W Gietrzwałdzie rozstrzygnęła o losach Polski i świata siła bezsilnych. Nastąpiła tam wielka mobilizacja narodu. Na szczęście nie została ona zutylizowana w eskalacji wojennej i nie została skanalizowana w kolejnej prowokacji powstańczej.

Gietrzwałd w centrum opowieści, ale opowiada o zdarzeniach, które rozgrywają się na szerszej mapie, na mapie wielkiej gry imperiów. Ta wielka gra to jest termin fachowy, którego używa i historiografia anglosaska, i historiografia rosyjska, ale akurat polska historiografia w najmniejszym stopniu. Można nawet powiedzieć, że jeszcze niedostatecznie zaznajomiła się z tym terminem. A szkoda, wielka szkoda, dlatego że to jest istotny, kluczowy kontekst naszych nieszczęść, wojen, kolejnych prowokacji powstańczych w XVIII, XIX i XX wieku.

Na premierze prasowej powiedział Pan, że polscy historycy uważają ten okres za nudny.

– Po prostu w tym czasie nie dzieje się nic interesującego. Prawdę mówiąc polska historiografia ciągle funkcjonuje w tym paradygmacie od powstania do powstania, od rewolucji do wojny – a więc między rokiem 1863, a rokiem 1905, ulubionym przez historiografię o nastawieniu lewackim.

Tymczasem powinniśmy dowartościować rok 1877, skupiając na tym okresie większą uwagę. Bo to jest właśnie ten czas, kiedy naród polski odbudowuje się, odbudowuje swoją substancję i rośnie demograficznie. Na blisko cztery dekady zapada cisza na morzu i trwa pauza strategiczna – nieprzerwana, mimo prowokatorskich wysiłków w 1877 roku. Dzięki temu podwaja się liczba Polaków i możemy w ogóle stanąć w tych blokach startowych do niepodległości. I mimo zniszczeń pierwszej wojny światowej, mogliśmy po tę niepodległość sięgnąć.

Niesamowite, że o tak istotnym aspekcie nie uczono nas w szkołach…

– Tylko Stach Wokulski w pierwszym rozdziale „Lalki” wraca do Warszawy właśnie z tej wojny bałkańskiej, gdzie razem z kupcem Suzinem robili dobre interesy dorabiając się na dostawach dla wojska. Jednak w „Lalce” ta wojna jest synonimem czegoś kompletnie oderwanego od sprawy polskiej, to się dzieje za górami za lasami, daleko w Bułgarii. Nawet Bolesław Prus – tak przenikliwy przecież obserwator sceny politycznej i tak doskonale pojmujący mechanizmy życia politycznego, czego świadectwem jest chociażby wiwisekcja władzy w „Faraonie” – nawet on, wraz z całą polską inteligencją tamtej epoki nie dostrzegł Gietrzwałdu. Po prostu tego nie zauważył.

Jak można nie zauważyć słonia w menażerii? Jak można nie zauważyć tego, że w ciągu paru tygodni setki tysięcy naszych rodaków zmierzają do tego jednego punktu na mapie? To fenomenalne i my już więcej tego błędu – jakim było przeoczenie Gietrzwałdu – nie powtarzajmy.


Przecież ta historia ma swój ciąg dalszy. Jeśli lekceważy się takie rzeczy, to potem następuje chociażby zawłaszczenie zwycięstwa 1920 roku. Cud nad Wisłą zostaje przywłaszczony przez elitę piłsudczykowską, zarówno w wymiarze militarnym jak i świeckim. Rola generała Rozwadowskiego zostaje wymazana przez propagandę zwycięskiego obozu sanacji. Podobnie jak też i fenomen obecności Najświętszej Marii Panny na polach bitew tej wojny, czego światkami – o paradoksie – są bolszewicy, których w kategoriach fizykalnych trudne do ujęcia zjawiska, wprawiają w różnych miejscach w panikę latem tamtego roku.

To zostaje zawłaszczone. A ponieważ Pan Bóg szanuje wolną wolę, to w 1939 roku ta sama elita zostaje sam na sam z przeciwnikiem z obu stron. No ale to już jest taki pewien skrót myślowy.

Kto w filmie wypowiada się o historii z 1877 roku i dokąd dotarła ekipa filmowa?

– W moim filmie występują eksperci rosyjsko, angielsko, bułgarsto, turecko i niemieckojęzyczni. To historycy, badacze różnych dziedzin. Zdjęcia realizowane były już przed laty w kilku krajach europejskich, a nawet poza Europą, bo dotarliśmy na przyczółek Azji do Stambułu – dawniej Konstantynopola – oraz do Gwatemali, gdzie zmarła w opinii świętości młodsza z dwóch z wizjonerek gietrzwałdzkich.

Produkcja filmu przeciągnęła się aż o sześć lat, co wynikało z pewnych trudności jakich przysporzył nam czas walki z mniemaną pandemią. Po prostu zdjęcia zagraniczne nie mogły odbyć się w terminach wcześniej założonych. Ale też produkcja niewątpliwie wydłużyła się z powodu pewnych zobowiązań, których nabawiliśmy się wspólnie z producentem Włodzimierzem Skalikiem, dziś posłem na Sejm RP.

Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Z jednej strony w filmie mogły znaleźć się pewne szczegóły, pewne klocki do tej układanki, które udało mi się znaleźć dopiero w ostatnich kwartałach, już w czasie montażu filmu. Z drugiej strony myślę, że film (co skądinąd nie powinno cieszyć, ale dokument powinien na tym zyskać) radykalnie zaktualizował się, przez zmieniający się – niestety w negatywnym sensie – kontekst międzynarodowy. Analogie sytuacji z roku 1877, analogie do współczesności, myślę że dla każdego świadomego odbiorcy będą aż nadto czytelne.

Jeszcze à propos analogii. W filmie zostało odnotowane używanie Polaków jako pionków w grze. Jaką ma Pan radę dla naszych rodaków w tej kwestii? Na co Polacy muszą szczególnie zwracać uwagę, żeby nie dać się tak rozgrywać?

– Myślę, że na dobry początek warto odrobić lekcję Gietrzwałdu. Problemem jest, jak wówczas, zrewolucjonizowanie elit. Elita narodowa polska w drugiej połowie XIX wieku była już do tego stopnia zaczadzona własną propagandą, ideologią demokratyczną, rewolucyjną, że niestety pełne pokrycie w rzeczywistości mała diagnoza postawiona w listach wymienianych między Marksem i Engelsem: „Na Polaków zawsze możemy liczyć”.

Wiedzieli co mówią, bo dla zwycięstwa rewolucji światowej potrzebna jest wojna światowa, a do jej rozpętania potrzebna jest jakaś dobra podpałka. Jak na podpałkę patrzyli na Polaków właśnie Marks z Engelsem i rewolucyjności. Tak samo patrzyli na nas wielcy imperialiści, mężowie stanu, szefowie sztabów i lichwiarze z kantorów bankowych, które jak zawsze traktowały wojnę i rewolucję jako okazję do spekulacji i dobrych interesów.

Co robić, żeby nas po raz kolejny nie posadzono na te same lewe sanki? Też się o to pytam i nie znajduję lepszej dzisiaj rady, niż gruntowne odrobienie lekcji historycznej na czele z lekcją Gietrzwałdu.

W moim odczuciu film ma przekaz antywojenny. W końcu dzięki wydarzeniom w Gietrzwałdzie nie doszło do Wielkiej Wojny, co ocaliło nasz naród. Jednak na pokazie prasowym powiedział Pan, że „Gietrzwałd to nie jest wezwanie do kapitulacji”. W takim razie, jeżeli nie kapitulacja, to co?

– Przepraszam za drastyczne sformułowanie, ale wojna też jest dla ludzi. Matka Boża nie jest pacyfistką bynajmniej, tylko jest – jako hetmanka narodu i wojska polskiego – dobrym wodzem, a więc rozważnym. W roku 1877 przez Gietrzwałd zrealizowana została przecież kardynalna zasada sztuki wojennej: nie przyjmować bitwy w czasie i miejscu wyznaczonym przez przeciwnika. Tylko i aż tyle.

W 1920 roku to już zupełnie inna para kaloszy. Właśnie na tej fali wychodzącej z Gietrzwałdu, przez Różaniec, przez odnowę rodzin, odnowę narodu dokonał się wcześniej cud demograficzny. Polaków przybyło, z blisko 10 milionów zrobiło się nas dwakroć tyle. Niepodległość w roku 1918 była do ugrania i wojna w roku 1920 była do wygrania, tylko dlatego, że wcześniej dokonał się ten cud.

Pytanie, czy obecnie nas stać na wydatki energetyczne na poziomie wojennym. Ja jestem zdania, że w żadnym wypadku nie wolno nam dzisiaj prowadzić narodu polskiego na wojnę, ponieważ naród polski nie wróci z tej wojny w jednym kawałku. Państwo polskie nie przetrwa wojny w kształcie integralnym. Dlatego dzisiejszą naszą sytuację traktuję jako bardzo silnie analogiczną do sytuacji z roku 1877.

Naprawdę warto do Gietrzwałdu wrócić, po to, żeby sprawę polską we wszystkich jej wymiarach na nowo przemyśleć, być może wyjść znowu na prostą i otworzyć jakiś nowy rozdział polskiej historii. Mam głębokie przekonanie, że naszym obowiązkiem, wyzwaniem – któremu obyśmy sprostali – jest rocznica 2027 roku.

Chciałbym, żeby ten film, w jakikolwiek najskromniejszy sposób, przyczyniał się do przygotowania się przez polskich patriotów na 150. rocznicę Gietrzwałdu, która oby obchodzona była godnie. Oby ten film nie pozostał jedynym, oby pojawiły się inne książki i opracowania, a może i scenariusze filmowe, teatralne i kompozycje muzyczne. Wszystko jest do przeorania.

Jeśli chodzi o historiografię, to na podstawie moich skromnych doświadczeń badawczych, gotów jestem założyć się z każdym, że w archiwach Berlina, Londynu, Moskwy, Wiednia i Rzymu, a może nawet Waszyngtonu, są raporty i dokumenty, po które nikt do tej pory nie sięgnął, które nigdy do tej pory nie były nawet przeglądane przez historyków, a które właśnie mogą rzucić nowe światło na historię tamtego roku.

Dlaczego jest Pan o tym przekonany?

– Dlatego, że wiem, że poważne państwa nie mają najmniejszego problemu w utajnianiu dokumentacji historycznej na kolejne stulecia. Ot, choćby zaledwie paręnaście lat temu ukazała się bardzo istotna książka brytyjskiej autorski, oparta na dokumentach, na tajnej korespondencji agentów brytyjskich doby napoleońskiej. Równo dwieście lat te rzeczy były zamknięte w archiwum i po dwóch stuleciach proszę bardzo – jest bomba. Na przykład sprawa spisku na życie cara Pawła I. Spisku, jak się okazuje, od początku do końca zaaranżowanego przez ambasadora brytyjskiego w Petersburgu.

Przez dwieście lat historiografia nie znała tych dokumentów
. Ba, nawet dzisiaj jeszcze rosyjscy historycy – w tym ci, z którymi miałem okazję rozmawiać na użytek tego filmu – traktują tę sprawę jak należącą do jakiejś teorii spiskowej, ponieważ właśnie stosunkowo świeże publikacje brytyjskie nie zostały przez nich jeszcze przyswojone. I myślę, że tak samo jest z rokiem 1877.

Jakbym miał takie możliwości, to nawet bym wystąpił z jakimś stypendium dla badacza, który wgryzie się w ten rok 1877 i dorzuci coś, co wzbogaci naszą widzę i rozszerzy zasób archiwalny. Myślę, że na podstawie białego wywiadu sporo jeszcze można by wyciągnąć z kwerendy prasowej, którą ja jakoś tam wstępnie podjąłem i ciekawe rzeczy znalazłem. Drobne elementy układanki pojawiają się w filmie, wyciągnięte właśnie z gazet tamtej epoki.

Gdyby znalazł się ktoś, np. na emigracji, kto zadałby sobie trud przewertowania prasy polskiej z USA z tamtych czasów, to czyż nie byłoby to piękne ofiarowanie na tę 150. rocznicę? Taki opis w postaci przyczynków historycznych, relacji właśnie z wyjazdów, pielgrzymek polskich emigrantów, którzy jeszcze latem 1877 zdążyli jakimś cudem – bez Facebooka, bez telefonu komórkowego – powziąć wiedzę o tym, co się dzieje w Gietrzwałdzie. Ale też zdążyli poczuć wolę bożą i razem ze swoim proboszczem wsiąść na parostatek do Europy i po wielkich trudach dotrzeć do Gietrzwałdu. To jest wszystko fenomen nieopisany.

Taka sensacyjna historia, a tymczasem zauważyłam, że na pokazach prasowych nie było dziennikarzy głównego nurtu. Dlaczego?

– Wolne żarty pani redaktor. Myśmy przecież z Włodzimierzem Skalikiem bardzo poważnie i solidnie wywiązali się z naszych obowiązków wobec mediów i wszystkich o tym poinformowaliśmy. Zaczęliśmy od konferencji prasowej w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej. Wszystkie media dostały informację o tym, że właśnie zrealizowaliśmy prace nad filmem i zapraszamy na pokazy.

Ciekawa rzecz, bo kiedy wcześniej trwały prace nad filmem, niektórzy nie wahali się insynuować, że to pic na wodę fotomontaż i ten film może w ogóle nigdy nie powstanie; że jakieś tam podejrzane tropy ruskiej agentury prowadzą do Moskwy. Pojawiały się nawet w druku, w prasie głównego ścieku, bardzo skonkretyzowane insynuacje defraudacji pieniędzy pochodzących ze zbiórki publicznej. I nikogo z tych – którzy wczesnej tak właśnie realizowali swoją misję dziennikarką – nie widziałem ani na konferencji prasowej, ani na pokazach dla dziennikarzy.

Skoro jest bojkot największych mediów, to jak chcecie dotrzeć z filmem do ludzi?

– Już dotarliśmy, dlatego że z pierwszych paru tuzinów pokazów zaplanowanych w różnych miastach Polski, część będzie już niedostępnych dla publiczności, ponieważ wyczerpał się limit miejsc. To jest dla nas wielka otucha i wspaniała nagroda, że na miesiąc przed tymi pokazami, w niektórych miastach zarezerwowane już zostały ostatnie miejsca.

Zapraszam na stronę gietrzwald1877.pl zakładka pokazy. Szukajcie tam Państwo pokazów już zaplanowanych, a może ktoś z Was zechce inicjować kolejne projekcje. Prosimy o rezerwowanie miejsc właśnie za pośrednictwem systemu, chociaż pokazy nie są biletowane i film będzie pokazywany nieodpłatnie.

Przy okazji dziękuję – i jeszcze nie raz zdążę podziękować – naszym fundatorom. Ten film został ufundowany przez 2085 naszych rodaków. Nikt kto nie miał takiej ochoty i woli nie został zmuszony do tego, żeby w takiej produkcji uczestniczyć za pośrednictwem jakichś instytucji państwowych. Z tego też jestem dumny.

Do zobaczenia na pokazach. Zapraszam! I do zobaczenia w Gietrzwałdzie, możliwie licznie, najpóźniej w roku 2027.

Dziękuję za rozmowę.

Niemcy od lat prowadzą masowo na Ukrainie ekshumacje żołnierzy Wehrmachtu i SS. Anty-polska Ukraina.

Niemcy od lat prowadzą masowo na Ukrainie ekshumacje żołnierzy Wehrmachtu i SS

Andrzej Kumor August 7, 2023 goniec/niemcy-od-lat-prowadza-masowo-na-ukrainie-ekshumacje-zolnierzy-wehrmachtu-i-ss

Tylko w ubiegłym roku na Ukrainie ekshumowano  szczątki 816 niemieckich żołnierzy poległych w II wojnie światowej, a ukraińskie władze nadal odmawiają ekshumacji pomordowanych na Wołyniu Polaków.

Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi zdołał w ubiegłym roku wydobyć na Ukrainie szczątki 816 poległych Niemców z czasów II wojny światowej – informował w kwietniu portal Deutsche Welle. Ekshumacje były prowadzone także podczas [obecnej md] wojny – zwracały uwagę niemieckie media.

Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi zdołał w ubiegłym roku wydobyć szczątki 816 poległych Niemców z czasów II wojny światowej – sprawców hitlerowskiej inwazji na Ukrainę, która wówczas należała do Związku Radzieckiego. Było to o połowę mniej niż w poprzednich latach, ale działo się to w środku nowej wojny. – czytamy w DW.

Niemiecki Związek Ludowy Opieki nad Grobami Wojennymi powstał jeszcze w Republice Weimarskiej – pierwszym demokratycznym państwie na ziemi niemieckiej – po I wojnie światowej. Początkowo w celu odnalezienia i pochowania zmarłych w bitwach pod Verdun i Ypres. Po II wojnie światowej stowarzyszenie kontynuowało swoją działalność najpierw w zachodnich Niemczech, a później w sąsiednich krajach Europy Zachodniej. Po upadku żelaznej kurtyny Związek rozszerzył działalność na kraje Europy Środkowej i Wschodniej oraz byłego Związku Radzieckiego – przede wszystkim na Polskę, Białoruś i Ukrainę, ale także na samą Rosję.

Miejsca, w których znaleziono kości, są sprawdzane z informacjami z niemieckiego Archiwum Federalnego. Potem szczątki są chowane na różnych cmentarzach Niemieckiego Związku Ludowego Opieki nad Grobami Wojennymi w całej Europie i często w obecności krewnych z Niemiec – także na Ukrainie.

Anton Drobowycz, szef Ukraińskiego IPN oświadczył w czerwcu, że dopóki strona polska nie odnowi obiektu ku czci OUN-UPA na Górze Monastyrz i nie zacznie odnawiać innych obiektów tego typu w Polsce, nie będzie zgody na poszukiwania i ekshumacje szczątków pomordowanych Polaków.

[oryginalne wypowiedzi – oczyw. w oryginale. md]