Oficjalne ceny energii elektrycznej. Zmiany od IX.2021: 276%. Od I. 2022: 208%

Oficjalne ceny energii elektrycznej. Zmiany od IX.2021: 276%.Od I. 2022: 208%

8 minut 30 sek.

=================================

Mail:

Dane publikowane przez bank centralny.

Latem tego roku cena ropy naftowej była ponad dwukrotnie wyższa niż przed pandemią, cena węgla na rynkach światowych blisko siedmiokrotnie wyższa, a cena gazu ziemnego – ośmiokrotnie wyższa.

Hojny gest. Polska zrzeka się poboru podatków od Ukraińców, którzy pracują zdalnie.

Katarzyna Bartman https://www.money.pl/gospodarka/hojny-gest-polska-zrzeka-sie-poboru-podatkow-od-uchodzcow

Od 24 lutego do ubiegłego piątku granicę z Polską Ukraińcy przekroczyli 5,96 mln razy. Część już wróciła do siebie.

========================

Uchodźcy z Ukrainy, którzy przekroczyli granicę z Polską 24 lutego i od tego czasu pracują tu zdalnie dla swoich ukraińskich pracodawców, powinni do 20 września złożyć zeznanie podatkowe w Polsce i zapłacić podatek dochodowy. Jednak rząd polski odstępuje od poboru tych podatków. Pozwala tym osobom wybrać, gdzie chcą się rozliczać.

—————–

Gąszcz przepisów, można się zgubić

W myśl polskich przepisów: Olga, Iryna i Swieta pracują dla ukraińskich pracodawców nielegalnie. Ustawa z 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa – zwana specustawą – nic o statusie takich osób nie mówi. Obowiązuje je więc ustawa o promocji zatrudnienia. A ta nakłada na takie osoby – o ile wykonują one pracę w Polsce dłużej niż przez 30 dni – obowiązek posiadania zezwolenia na pracę typu E.

Tymczasem żadna z opisanych wyżej kobiet takiego pozwolenia nie ma. Żadna też nie jest w delegacji służbowej, bo to nie pracodawca je tu przysłał, ale rosyjska armia.

Na tym nie koniec. Zgodnie z przepisami krajowymi i międzynarodowymi, uchodźczynie, które przekroczyły 24 lutego polsko-ukraińską granicę i od tamtego czasu nie wyjeżdżały z Polski, a pracowały cały czas zdalnie dla swojego ukraińskiego pracodawcy, od 25 sierpnia (czyli po 183 dniach pobytu w Polsce) stają się polskimi rezydentkami podatkowymi i tutaj podlegają obowiązkowi podatkowemu.

Z tym faktem wiąże się obowiązek rozliczenia się z podatku dochodowego i to uwzględniając wszystkie dochody z okresu całego pobytu w Polsce wstecz. Osoby, które wjechały do Polski 24 lutego powinny rozliczyć się najpóźniej do 20 września.

Rosja i Ukraina doszły do porozumienia w kwietniu 2022… i wtedy interweniowała Wielka Brytania.

https://www.bibula.com/?p=135957

Naczelną dewizą imperiów i państw poważnych jest prowadzenie polityki zgodnej z obranym kierunkiem interesów państwowych. Nie inaczej zachowywała się w swej historii Wielka Brytania, która wszelkimi sposobami – włącznie z manipulacją, kłamstwem, propagandą czy szantażem, czyli dostępnymi narzędziami polityki – dążyła do realizacji swych celów.

Klasycznym już niemal przykładem dla każdego kto kojarzy podstawowe wydarzenia prowadzące do wybuchu II wojny światowej, są „gwarancje” udzielone II RP przez Wielką Brytanię, które odsunęly widmo hitlerowskiego ataku na Wyspy i skierowały najostrzejsze pierwsze fazy wojny przeciwko Polsce. Te pozbawione jakichkolwiek podstaw gwarancje i papierowe zapewnienia bez pokrycia, zostały naiwnie i romantycznie kupione przez władze polskie.

Trudno jest winić Wielką Brytanię, jej polityków i sprawny aparat administracyjny, za to że nie kierowała się i nie kieruje moralnymi pryncypiami i że konsekwentnie realizuje egoistyczne założenia. W polityce dominuje siła pozbawiona moralności, i tylko strony słabe, niewyrobione, łatwo ulegające iluzji, a może po prostu kierowane przez głupie jednostki, nie są w stanie tego zrozumieć i ulegają złudzeniom „trwałych sojuszy”.

Niemiecki plakat propagandowy z czasów II wojny światowej. Jakże celny, gdy spojrzy się na tamte czasy jako globalną rozgrywkę mocarstw, z Polską w roli całopalnej ofiary. I jakże symboliczny w czasach dzisiejszych…

===========================

Tak jak sytuacja sprzed II wojny światowej oddaliła od Wielkiej Brytanii pierwszą konfrontację wojenną, dając czas na dozbrojenie, na sterowanie innymi, na ocenę sytuacji jako obserwator, tak i w czasach dzisiejszych Wielka Brytania podobnie dba o swoje interesy. Interesy, które są definiowane w salonach i publicznie realizowane przez quasi-wybieralnych polityków, niekoniecznie od razu jednak rozpoznajemy, czy w pełni rozumiemy.

Taka też sytuacja ma miejsce w obecnie prowadzonej wojnie amerykańsko-rosyjskiej na Ukrainie.

Toczący się od wielu lat marsz rozszerzający granice NATO i okrążający Rosję, zastopowany został poprzez rozpoczęcie operacji specjalnej, która nabrała charakteru wojny lokalnej.

W tym starciu, wojska ukraińskie poniosły klęskę, która w magiczny sposób przemieniana jest przez zachodnie media w zwycięstwo ukraińskich herojów. Jednak obiektywnie oceniając sytuację, Zełensky gotowy był zawrzeć z Rosją rozejm i przyjąć warunki pokojowe.

Miało to miejsce w kwietniu 2022 r., kiedy negocjatorzy obydwu stron wstępnie zgodzili się na przyjęcie następujących warunków:

  1. Rosja wycofuje swe wojska na pozycje sprzed 23 lutego, czyli opuszcza terytorium Ukrainy (poza kontrolowanym Donbasem i Krymem);
  2. Ukraina wycofuje się z dążenia do członkostwa w NATO.

Jak widać, pokój był w zasięgu ręki i obydwie strony kierowały się w stronę pokojowego rozstrzygnięcia konfliktu.

Warto również dodać, że dokładnie w tym właśnie czasie (25 marca br), watykański Franciszek wraz z wieloma biskupami na świecie, dokonał tzw. konsekracji Rosji i Ukrainy, i jakkolwiek w żaden sposób nie wypełnia to próśb Matki Bożej Fatimskiej, to przecież trudno jest zaprzeczyć, aby publiczna modlitwa tego rodzaju nie mogła nie wpłynąć pozytywnie na duchową sferę ludzkości.

Niestety, właśnie w tym momencie kiedy istniała możliwość zawarcia pokoju, interweniowała Wielka Brytania.

Dowiadujemy się o tym nieco przypadkowo i pokątnie, choć z najlepszych źródeł.

Oto nijaka Fiona Hill (l. 57) – urodzona w Wielkiej Brytanii, lecz naturalizowana w USA; b. dyrektor amerykańskiej rządowej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, czyli odpowiedzialna za bezpieczeństwo USA; specjalistka od spraw europejskich i rosyjskich – napisała na łamach wpływowego pisma Foreign Affairs (wrzesień/październik 2022), artykuł pt „Świat, którego pragnie Putin”, w którym to tekście przekazuje tę kluczową informację.

Jak pisze Hill (artykuł napisany wspólnie z Angelą Stent (l.75), profesor Georgetown University, która jest również specjalistką od spraw rosyjskich, członkinią Narodowej Rady ds Wywiadu – National Intelligence Council):

„Według wielu byłych wysokich urzędników amerykańskich, z którymi rozmawiałyśmy, w kwietniu 2022 roku rosyjscy i ukraińscy negocjatorzy wydawali się wstępnie uzgodnić zarys wynegocjowanej tymczasowej ugody: Rosja wycofałaby się do swojej pozycji z 23 lutego, kiedy to kontrolowała część regionu Donbasu i cały Krym, a w zamian Ukraina obiecałaby nie starać się o członkostwo w NATO i zamiast tego otrzymać gwarancje bezpieczeństwa od szeregu krajów.”

According to multiple former senior U.S. officials we spoke with, in April 2022, Russian and Ukrainian negotiators appeared to have tentatively agreed on the outlines of a negotiated interim settlement: Russia would withdraw to its position on February 23, when it controlled part of the Donbas region and all of Crimea, and in exchange, Ukraine would promise not to seek NATO membership and instead receive security guarantees from a number of countries.

Screenshot source: Foreign Affairs

Co prawda artykuł napisany jest w typowym antyputinowskim i antyrosyjskim stylu, a Autorki celowo niedopowiadają wiele faktów i zaciemniają obraz, ale nie ulega wątpliwości, że mają wystarczające koneksje i wiedzę o zakulisowych wydarzeniach.

Zatem, gdy pokój był w zasięgu ręki i kompromisowego podpisu, na scenę wkroczył nie kto inny jak Boris Johnson (wpychany w wiele pułapek przez swoją kolejną żonę Carrie Symonds – złego duch Jonhsona i Wielkiej Brytanii), który 9 kwietnia oznajmił, że obiecuje Ukrainie pomoc militarną o wartości 100 milionów funtów oraz ekonomiczną pomoc w wysokości pół miliarda funtów, plus gwarancje na kolejne miliard funtów pożyczki. Gwarancje te zostały kupione przez Zełenskiego, jego otoczenie i poparte amerykańską militarną filantropią.

Bowiem celem skonsolidowanych działań amerykańsko-brytyjskich, wraz z serwilistycznymi „państwami sojuszniczymi” – na czele z Polską – nie jest zawarcie pokoju, nie jest międzynarodowa zgoda, nie jest stabilność i rozwój gospodarczy społeczeństw. Celem jest rozognianie sytuacji, kreowanie konfliktów i dalsze rozszerzanie strefy militarnych wpływów. Rosja stoi temu na przeszkodzie, Rosja nie ulega (przynajmniej nie w pełni) globalistycznym, masońskim siłom, Rosja jest duchową kością niezgody dla rewolucjonistów amerykańskich pragnących podpalić świat.

LM

Oprac. www.bibula.com
2022-09-03

Kaczyński: „Polska musi być ogrzana”. Trzeba tej zimy palić wszystkim, poza oponami.

PAP https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/kaczynski-trzeba-w-tej-chwili-palic-wszystkim-poza-oponami/pck3w1r

„Polska musi być ogrzana” — mówił podczas spotkania w Nowym Targu prezes PiS Jarosław Kaczyński i grzmiał, że „trzeba w tej chwili palić wszystkim, poza oponami i podobnymi szkodliwymi rzeczami”.Prezes PiS odpowiadał tak na pytanie o drogi węgiel i gaz oraz rygorystyczne przepisy antysmogowe.

Odnosząc się do pytania, czy rząd zamierza coś zrobić z ustawą antysmogową, Kaczyński wspomniał, że wie o działaniach podjętych w tym kierunku przez samorząd wojewódzki, „żeby tę sprawę ustawić tak, jak powinna być (ustawiona)”.

Zapowiedział też planowaną „bardzo niedługo” konferencję o inicjatywie przyjęcia przez Sejm apelu do Unii Europejskiej w tej sprawie.

Kaczyński wspominał także o „tradycji palenia drewnem”. Zapewniał, że „spokojnie można w ten sposób palić”.

==========================

mail: To już można palić drewnem???  Cóż za łaska! A jeszcze w zeszłym roku to było takie szkodliwe i były mandaty. 

MD: Ja dostałem mandat, bo Straż Miejska, Ekologiczna, przy kotle na drewno znalazła … gałązki świerka z igłami [to trujące !! – pouczył mnie oficer] i… stare gwoździe.

Credo quia absurdum. Wojna przeciw logice narasta.

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  3 września 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5242

Podczas kolejnej swoje pielgrzymki do Kijowa pan prezydent Andrzej Duda demonstruje Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, że dla niego gotów jest na wszystko – oczywiście w nadziei, że dzięki jego Wysokiemu Protektoratowi dostanie jakąś prestiżową synekurę, czy to w ONZ, czy to w NATO – kiedy już skończy mu się okres dobrego fartu na stanowisku tubylczego prezydenta.

Jestem pewien, że pan prezydent nie potrafi już ustanowić żadnych granic swojemu oddaniu sprawie Wielkiej Ukrainy i jak tak dalej pójdzie, to zwyczajnie przyłączy do niej Polskę, nawet bez urządzania żadnego referendum. Precedens już jest; pan prezydent Lech Kaczyński, którego proces beatyfikacyjny z pewnością wkrótce się rozpocznie, ratyfikował traktat lizboński bez pytania suwerena o zdanie, chociaż, zgodnie z art. 4 konstytucji, władza zwierzchnia należy u nas do „narodu”, podczas gdy pan prezydent Kaczyński, podobnie jak pan prezydent Duda, był tylko jegomościem wynajętym przez „naród” do zarządzania sektorem publicznym – ale bynajmniej nie do frymarczenia suwerennością suwerena. Już mniejsza o to, jaki „naród” miał na myśli pan Tadeusz Mazowiecki i pan Aleksander Kwaśniewski, sprawcy tej konstytucji. O rozterkach, jakie ich trawiły świadczy preambuła, bardzo podobna do modlitwy francuskiego żołnierza z epoki Rewolucji: Panie Boże, jeśli jesteś, zbaw duszę moją jeśli ją mam!

Ale wiadomo, że „daj kurze grzędę”… – i tak dalej, więc nic dziwnego, że i pan prezydent Duda uwija się wokół swojej przyszłej posady. Co będzie z Polską – o to już mniejsza. Tak samo, według przedwojennej jeszcze anegdoty, uważał cesarz Hajle Selasje, kiedy Mussolini okupował Etiopię. W Hyde Parku w Londynie jakiś Anglik go rozpoznał i zapytał: jak to, to nie zajmuje się Pan już Abisynią? – A po co – odparł z godnością cesarz. – Przecież zostawiłem tam włoskiego wicekróla!

Tedy i prezydent Zełeński jakoś tam zagospodaruje i nasz mniej wartościowy naród tubylczy i nasz nieszczęśliwy kraj, jako że pan prezydent Duda dał wyraz niezachwianej wierze w ostateczne zwycięstwo szlachetnego narodu ukraińskiego.

Powątpiewanie w to ostateczne zwycięstwo urasta w związku z tym do rangi myślozbrodni o podobnym ciężarze gatunkowym, jaki za komuny przypisywano „kontrrewolucji” – ale dopóki ostatecznie nie pogrążyliśmy się w etapie surowości, co nam szkodzi zwrócić uwagę na niektóre aspekty rozwijającej się sytuacji? Credo quia absurdum – powiedział w dyspucie z greckimi filozofami, żyjący na przełomie II I III wieku po Chrystusie chrześcijański teolog Tertulian, co się wykłada: wierzę, bo to niedorzeczne. Coś w tym jest, bo i w pobożnej pieśni eucharystycznej śpiewamy, że „wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój” – ale tu chodzi o możliwości Stwórcy Wszechświata, który najwyraźniej musi panować nad naturą, zgodnie z pełną mądrości sentencją starożytnych Rzymian, że cuius est condere, eius est tolere, co się wykłada, że kto ustanowił, ten może znieść. To się – jak powiadają – nawet trzyma kupy i pewnie dlatego nasi sojusznicy: Amerykanie i Anglicy („niech żyje nam towarzysz Stalin, co usta słodsze ma od malin, niech żyją nasi sojusznicy, Amerykanie i Anglicy…” – i tak dalej) wykombinowali sobie, że naszemu łatwowiernemu narodowi tubylczemu można będzie wcisnąć jeszcze jedną niedorzeczność.

Oto uciekające w popłochu wojsko rosyjskie, to znaczy – jak z upodobaniem nazywa je w rządowej telewizji pani red. Danuta Holecka – „bandyci Putina”, okupowali elektrownię atomową w Zaporożu. I jak tylko ją okupowali, to co zrobili? Natychmiast zaczęli ją ostrzeliwać z armat. Tak twierdzi Sztab Generalny Ukrainy i tak toczka w toczkę powtarzają za nim niezależne media w naszym nieszczęśliwym kraju. Dlaczego Rosjanie mieliby w ten sposób niszczyć swoją zdobycz? Trudno to pojąć, ale skoro jest rozkaz, żeby w to wierzyć, to nie ma rady – credo quia absurdum. Ukraińskie wojsko tej elektrowni nie ostrzeliwuje, a skoro ono nie – to nie ma innego wyjścia, jak tylko przypisać to działanie Putinowi, który przecież zdolny jest do wszystkiego.

Wydawało się, że ten zabieg jest rodzajem rozpoznania walką, jakie Nasi Sojusznicy przeprowadzają wobec naszego mniej wartościowego narodu tubylczego – co jeszcze można mu wcisnąć, żeby oduraczyć go do tego stopnia, że znowu rzuci się w przepaść – jak to było w roku 1939 i 1944.

Okazało się jednak, że takie wyjaśnienie byłoby jeszcze poczciwe, że w tym szaleństwie jest metoda. Wprawdzie Nasi Sojusznicy lubią posługiwać się mniej wartościowymi narodami tubylczymi, takimi Irokezami, za jakich Żydzi uważają w ogóle wszystkich „gojów”, bez względu na to, czy są „gojami-gejami”, czy tylko „gojami” zwyczajnymi, czyli – jak bełkoczą postępowi mikrocefale – „nieheteronormatywnymi”. Oto szef Brytyjskiego Komitetu Obrony Tobiasz Ellwood i amerykański kongresman Adam Kinzinger, właśnie zgodnie oświadczyli, że „celowe i umyślne” uszkodzenie „przez Rosję” elektrowni atomowej w Zaporożu, które mogłoby doprowadzić do wycieku promieniowania, zostałoby uznane za „atak Rosji na NATO” i za pretekst do zastosowania art. 5 traktatu waszyngtońskiego. Nasi sojusznicy taktownie wstrzymali się od wyjaśnienia, co by było, gdyby „umyślne i celowe” uszkodzenie elektrowni atomowej w Zaporożu zostało dokonane przez Ukrainę. Czy gdyby wtedy nastąpił „wyciek promieniowania”, NATO również uznałoby to za „atak Ukrainy na NATO” i pretekst do zastosowania art. 5 traktatu waszyngtońskiego, czy może – podobnie jak generał Wojciech Jaruzelski, który nałożył ścisłą cenzurę na informacje o wycieku promieniowania z elektrowni w Czarnobylu – zalepiłoby wszystkim niezależnym dziennikarzom usta gipsem, żeby nie mogli pisnąć na ten temat ani słowa, podobnie jak spacyfikowałoby wszystkich Umiłowanych Przywódców, którzy mogliby za każdą niedyskrecję byliby uciszeni przez seryjnego samobójcę?

To oczywiście pytanie retoryczne, bo ważniejsze jest co innego. Oto te niedorzeczne oskarżenia, że Rosja ostrzeliwuje okupowaną przez własne wojsko elektrownię, mają przygotować grunt do wciągnięcia środkowoeuropejskich państw NATO do bezpośredniej konfrontacji militarnej z Rosją. Tego od początku oczekiwał prezydent Zełeński, a w sytuacji, gdy wojna do ostatniego Ukraińca powoli zmierza do śmierci naturalnej, Nasi Sojusznicy nie mają innej rady, jak wkręcenie w maszynkę do mięsa kolejnych mniej wartościowych narodów tubylczych, za co ich Umiłowani Przywódcy zostaną wynagrodzeni prestiżowymi synekurami, albo przynajmniej dostaną trafikę, w której będą sprzedawali swoim wyznawcom – o ile jacyś jeszcze zostaną – anglosaskie paciorki i lusterka.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Pierwszy EUROPEJCZYK o holokauście Polaków. Rozkaz. Czemu ukryty.

Rozkaz do Holokaustu Polaków. Czemu ukryty.

AH: Nic mnie nie obchodzi, czy świat mi uwierzy, czy nie. Świat wierzy tylko w zwycięstwa.

https://niepoprawni.pl/blog/rafal-brzeski/rozkaz-do-holokaustu-polakow

Rafał Brzeski – 2 Września, 2022

Latem 1939 roku, kiedy wojska niemieckie zmierzały już ku polskiej granicy, Adolf Hitler zwołał na 22 sierpnia do Obersaltzberg na odprawę najwyższych stopniem dowódców sił zbrojnych Rzeszy.

Spotkanie w letniej kwaterze Fuehrera było super-tajne. Nikt nie miał prawa robić notatek, a jednak dwa dni później Louis P. Lochner,  szef biura amerykańskiej agencji prasowej Associated Press w Berlinie, otrzymał od swego zaufanego źródła trzy strony maszynopisu zatytułowane: “Zawartość wystąpienia do naczelnych dowódców i operacyjnych generałów, Obersalzberg, 22 sierpnia 1939.” Był to kondensat kilkugodzinnej argumentacji i wyjaśnień Hitlera dlaczego zdecydował się rozpocząć wojnę.

– “Decyzję zaatakowania Polski podjąłem minionej wiosny.”

– “Od jesieni 1938 roku zdałem sobie sprawę, że Japonia nie dołączy do nas bezwarunkowo, a Mussoliniego szachuje ten przygłup król wraz z tym nieuczciwym łajdakiem następcą tronu. Postanowiłem więc pójść ze Stalinem.”

– “Obecna analiza wykazuje, że jest tylko trzech wielkich mężów stanu na świecie. Stalin, ja i Mussolini. Mussolini jest najsłabszy, gdyż nie potrafi skruszyć wpływów korony i kościoła. Tylko Stalin i ja potrafimy patrzeć w przyszłość i tylko w przyszłość. Tak więc za kilka tygodni wyciągnę rękę do Stalina nad wspólną niemiecko-rosyjską granicą i podejmę z nim wysiłek przebudowy świata.”

– “Naszą siłą jest szybkość i brutalność. Dżyngis-chan z premedytacją i radością w sercu poprowadził na rzeź miliony kobiet i dzieci, a historia widzi w nim tylko założyciela państwa. Nie obchodzi mnie co powie o mnie słaba cywilizacja zachodnio-europejska.”

– “Wydałem rozkaz – i każę rozstrzelać każdego, kto wypowie choć słowo sprzeciwu – że naszym wojennym zadaniem nie jest osiągnąć jakąś rubież, jakąś linię. Naszym celem jest fizyczne zniszczenie przeciwnika. Zgodnie z tym, postawiłem w stan gotowości moje oddziały SS-Totenkopf  – na razie tylko na wschodzie – z rozkazem uśmiercania bez litości i współczucia mężczyzn, kobiet i dzieci polskiego pochodzenia i języka. Tylko w ten sposób osiągniemy potrzebną nam przestrzeń życiową. W końcu, któż dzisiaj wspomina o anihilacji Ormian?” 

Rysując perspektywy Niemiec Hitler podkreślił: “nie jesteśmy zdolni prowadzić długiej wojny”, ale generał pułkownik Walther von Brauchitsch, “obiecał mi, że zakończy wojnę w Polsce w ciągu kilku tygodni.” Ponieważ te “nędzne robaki” Daladier i Chamberlain “są zbyt tchórzliwi”, to Francja i Anglia ograniczą się do blokady, ale “my mamy autarkię (samowystarczalność gospodarczą) zaś Rosja ma surowce”. Później “Polska poddana zostanie depopulacji i zostanie zasiedlona przez Niemców” zaś “po śmierci Stalina, który jest ciężko chory, zburzymy Rosję i zaświta jutrzenka niemieckiej dominacji nad światem.”

Atak na Polskę i jej “zniszczenie” rozpoczną “dwie kompanie przebrane w polskie mundury, które dokonają napadu na Górnym Śląsku lub w Protektoracie. Nic mnie nie obchodzi, czy świat mi uwierzy, czy nie. Świat wierzy tylko w zwycięstwa.”

“Dla was panowie rozpoczyna się czas chwały i honorów jakie nie czekały nikogo od stuleci. Bądźcie twardzi! Pozbawieni współczucia! Działajcie szybciej i brutalniej od innych! Mieszkańcy zachodniej Europy muszą zadrżeć z trwogi…A teraz na wroga! Spotkamy się w Warszawie i będziemy świętować!

Po słowach Hitlera dowódca Luftwaffe Hermann Goering wskoczył podobno na stół i tańcząc pełen entuzjazmu obiecywał wypełnić nawet najbardziej krwiożercze rozkazy.

Po przeczytaniu maszynopisu Lochner uznał, że jest on niebezpieczny i poszedł zdeponować go w ambasadzie USA. Pełniący rolę ambasadora charge d’affaires Alexander Comstock Kirk, któremu przeczytał kilka pierwszych akapitów wykrzyknął: “panie to dynamit. Zabieraj pan to natychmiast. Nie będę tego trzymał w ambasadzie nawet przez godzinę.” Ponieważ Kirk odmówił przesłania do Waszyngtonu nawet wiadomości o istnieniu notatki, Lochner zwrócił się do radcy ambasady brytyjskiej George’a Ogilvie-Forbes, który mimo, że miał zakaz samodzielnego przesyłania raportów do centrali, to w ciągu kilku godzin przetelegrafował tekst do Londynu. Jednak w gorączce zmieniającej się sytuacji urzędnicy Foreign Office odłożyli depeszę na półkę. O niemieckiej decyzji wymordowania narodu polskiego nie powiadomiono ani ambasady RP w Londynie ani brytyjskiego ambasadora w Warszawie, ani opinii publicznej.  Zlekceważono wydany pod rygorem kary śmierci rozkaz Adolfa Hitlera do zagłady Polaków.

Louis Lochner kierował berlińskim biurem agencji Associated Press aż do  wypowiedzenia przez Niemcy wojny USA w grudniu 1941 roku. Wrócił do Nowego Jorku dopiero po pół roku w ramach wymiany internowanego personelu dyplomatycznego i natychmiast zasiadł do pisania książki, która pod tytułem “What About Germany?” ukazała się w listopadzie 1942 roku. W pierwszym rozdziale opublikował treść otrzymanej potajemnie notatki.

Przestrzegając obowiązującej dziennikarza normy ochrony źródła informacji, Louis Lochner ani w czasie wojny, ani po wojnie nie ujawnił, kto przyniósł mu 3 strony maszynopisu z notatkami o przebiegu tajnej odprawy w Obersalzberg.

Stało się to podstawą do podważania jej wiarygodności. Na przykład archiwiści biblioteki Lillian Goldman Uniwersytetu Yale stwierdzili, że nie można jej uznać za niepodważalne świadectwo, bowiem “brak dowodu przekazania doręczycielowi zapisków przez osobę, która je sporządziła.” Ponadto archiwiści zaklasyfikowali maszynopis otrzymany przez Lochnera jako “rzekomo oryginalny protokół” z przemówienia Hitlera podczas odprawy w Obersalzberg, chociaż Lochner nie wspominał o protokole, a tylko o trzech stronach maszynopisu zawierających fragmenty wystąpienia Fuehrera. Bibliotekarze z Yale podnoszą, że w archiwach Oberkommando der Wehrmacht, znalezionych w 1945 roku we Flensburgu przez wojska alianckie były dokumenty stwierdzające, że podczas odprawy w Obersalzberg Hitler przemawiał dwukrotnie: rano i po południu. Treści z obu przemówień pokrywają się wprawdzie z notatkami opublikowanymi przez Lochnera, ale  według archiwistów są one “nieco zniekształconym połączeniem obu wystąpień i dlatego nie można było oprzeć się na nich” i użyć ich w procesie przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze. Niewykluczone, że właśnie dlatego światowa opinia publiczna nie jest świadoma, że fizyczna likwidacja narodu polskiego została zadekretowana przez Niemcy w sierpniu 1939 roku, zatem wcześniej niż w styczniu 1942 roku zwołano konferencję w Wannsee, na której 15 urzędników niemieckich zadecydowało o „ostatecznym rozwiązaniu kwestii żydowskiej”.

Premiera: www.tysol.pl(link is external)

Komentarze

Himmler – “Można ich zastrzelić bez żalu czy współczucia”

Andy-aandy 2 Września, 2022

Na początku 1941 roku Heinrich Himmler zwołał w zbudowanym przez więźniów obozu koncentracyjnego zamku SS w Wewelsburgu spotkanie z grupą 12 SS-Gruppenführerów, w tym z Erichem von dem Bach-Zelewskim, który o tym później zeznawał. Na tym spotkaniu Himmler zapowiedział, że celem kampanii rosyjskiej jest zredukowanie lokalnej populacji o około 30 milionów osób w celu zapewnienia terenów dla osadników niemieckich.

“Można ich zastrzelić bez żalu czy współczucia”

W czasie innego przemówienia do żołnierzy jednostek Waffen-SS w lipcu 1941 Himmler powiedział: “Po drugiej stronie stoi populacja licząca 180 milionów, mieszanka ras, których nazwy są nie do wymówienia — a których twarze wyglądają tak, że można ich zastrzelić bez żalu czy współczucia”.

Tauron sponsoruje wakacje „dzieci obrońców elektrowni jądrowych, BOHATERÓW” [SIC!!] , a my płacimy wielokrotnie wyższe rachunki.

https://energetyka24.com/atom/wiadomosci/tauron-wsparl-dzieci-bohaterow?

Tauron wsparł organizację wypoczynku dla dzieci pracowników ukraińskich elektrowni jądrowych. Udział w wypoczynku bierze 89 dzieci, których rodzice, służąc w Gwardii Narodowej Ukrainy, „bronią elektrowni jądrowych”. [SIC!!] .

Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę Grupa Tauron prowadzi szeroko zakrojone działania wspierające uchodźców wojennych. Energetyczny lider przygotował między innymi specjalne kanały obsługowe w języku ukraińskim, to dedykowana, uproszczona strona internetowa, pozwalająca na załatwienie najczęstszych spraw.

W działania pomocowe zaangażowała się także Fundacja TAURON.  Środki przekazywane są organizacjom udzielającym wsparcia w Ukrainie. Pomoc finansowa dla Ukrainy wyniosła już ok. 1 mln zł.

W marcu i kwietniu Tauron zawarł również dwie umowy darowizny z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych (RARS), na rzecz wsparcia odbudowy infrastruktury energetycznej Ukrainy. Dzięki temu na Ukrainę trafiło 25 transformatorów,  6 ton przewodów energetycznych, 13 bębnów kablowych, 168 słupów, uchwyty odciągowe i przelotowe oraz dodatkowe elementy służące do budowy linii energetycznych.

Natomiast w Tauron Arenie Kraków w pierwszej połowie marca uruchomiona została Dziecięca Przystań, w której organizowane były zajęcia sportowe, animacje, zabawy dla najmłodszych. Na miejscu ukraińskie dzieci oraz ich opiekunowie mogą liczyć…

[—-]

Kolejni Irokezi przed maszynką do mięsa

Stanisław Michalkiewicz 1 września 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5241

Jak zauważył Franciszek ks. de La Rochefoucauld, tylko dlatego Pan Bóg nie zsyła na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o całkowitej bezskuteczności pierwszego. Nieubłaganie zbliża się 83 rocznica wybuchu II wojny światowej, która rozpoczęła się od napaści Niemiec na Polskę. Ta napaść została poprzedzona zawartym 23 sierpnia 1939 roku paktem „Ribbentrop-Mołotow”, a podstawie którego Armia Czerwona 17 września „wkroczyła” na wschodnią część Polski. Z zagadkowych przyczyn Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły, zanim uciekł za granicę, wydał rozkaz, by „z Sowietami nie walczyć”.

Dlaczego Polsce wolno było walczyć z Niemcami, a z Sowietami – już nie – tajemnica to wielka, na którą pewne światło rzucają dwa wydarzenia. Pierwsze – to wizyta delegacji brytyjskiego sztabu imperialnego („były czasy, przed wojną, panietego!”) w Moskwie, podczas której marszałek Edmund Ironside próbował namówić Stalina do udziału w antyniemieckiej koalicji. Jak bowiem twierdzi Stanisław Cat-Mackiewicz, Wielka Brytania nie prowadziła wojen inaczej, jak w koalicji, której jest politycznym kierownikiem. Jeśli takiej koalicji stworzyć się nie uda, to Wielka Brytania wojny nie zaczyna, chyba, że już musi, bo ktoś ją zaatakował, jak to było np. na Falklandach – ale i wtedy starała się przynajmniej o nihil obstat ze strony amerykańskiego sekretarza obrony Aleksandra Haiga. Ojciec Narodów propozycji marszałka Ironside nie odrzucił, a tylko zwrócił uwagę, że ZSRR nie ma wspólnej granicy z Niemcami, więc jakże w tych warunkach Armia Czerwona miałaby wejść w kontakt bojowy z Wehrmachtem? Gdyby jednak Armia Czerwona obsadziła zachodnią granicę Polski – aaa, to co innego! Ponieważ Wielka Brytania zaledwie w kwietniu 1939 roku udzieliła Polsce enigmatycznych „gwarancji”, to marszałek Ironside taktownie tej propozycji do Warszawy podobno nie przekazał, dzięki temu wszyscy sanacyjni dygnitarze myśleli, że z tymi gwarancjami, to wszystko naprawdę.

Że tak właśnie było, przyznał to 5 lat później ówczesny Naczelny Wódz, gen. Kazimierz Sosnkowski w rozkazie do żołnierzy, którego pierwsze zdanie brzmiało: „Żołnierze! Mija pięć lat odkąd Polska, wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego, stanęła do samotnej walki z Niemcami.Ponieważ nic tak nie gorszy, jak prawda, toteż generał Sosnkowski za ujawnienie tej wielkiej tajemnicy, został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska Naczelnego Wodza, w jego miejsce zajął generał Tadeusz Bór-Komorowski, który żadnych pretensji pod adresem Wielkiej Brytanii już nie ośmielił się wysunąć, chociaż po tragicznym doświadczeniu Powstania Warszawskiego pewnie zdawał sobie sprawę, że było ono drugim etapem wkręcania Polski przez Wielką Brytanię w maszynkę do mięsa. Bo dzięki owej „zachęcie” – jak napisał generał Sosnkowski – pierwszy raz Polska została w tę maszynkę wkręcona właśnie we wrześniu 1939 roku. To, że maszynką kręcili Niemcy i Sowieci, niczego nie zmienia, bo samo wkręcenie zawdzięczamy naszej ówczesnej brytyjskiej „Sojuszniczce”. Najlepiej jest bowiem wojować ze swoim wrogiem rękoma jakichś Irokezów, którzy nie tylko myślą, że to wszystko naprawdę, więc kiedy zostaną pomyślnie wkręceni, to nawet się biją.

Od tamtej pory minęły lata, zmieniło się – jak pisze poeta – „oblicze świata”, ale mechanizm wkręcania mniej wartościowych Irokezów w maszynki do mięsa się nie zmienił. Kiedy w końcu 2013 roku prezydent Obama postanowił, czy też starsi i mądrzejsi postanowili za niego, zresetować swój poprzedni „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich z 17 września 2009 roku, USA przekazały Irokezom w Kijowie ponad 5 miliardów dolarów na przeprowadzenie „Majdanu”. Ujawniła to niechcący pani Victoria Nuland, która nie tylko maczała w tym palce, ale o której piszą, że tak naprawdę nazywa się Nudelman, a zamężna jest z trockistą nazwiskiem Robert Kagan.

To właśnie był początek wkręcania przez USA w maszynkę do mięsa ukraińskich Irokezów – bo poprzednia, „pomarańczowa rewolucja”, była tylko przygotowaniem na Ukrainie żerowiska dla starego żydowskiego grandziarza finansowego Jerzego Sorosa, który – jak ujawnił brytyjski „Guardian” – sypnął na ten cel 20 mln dolarów, za które zwolennicy Wiktora Juszczenki i pięknej Julii mieli i pieczone i smażone, dzięki czemu mogli nie tylko porzucić na kilka tygodni zajęcia zarobkowe, ale i wypić i zakąsić. W ten sposób ukraińscy Irokezi dostali się pod okupację tak zarwanych „oligarchów”, z których jeden, z pierwszorzędnymi korzeniami, nazwiskiem Igor Kołomojski, nawet wynalazł im charyzmatycznego przywódcę w osobie również pierwszorzędnie ukorzenionego Włodzimierza Zełeńskiego.

I dopiero wtedy Amerykanie zaczęli wkręcać ukraińskich Irokezów w maszynkę do mięsa.

Bo „Majdan” oznaczał, iż USA wysadziły w powietrze ustanowiony na szczycie NATO w Lizbonie 20 listopada 2010 roku, a wynegocjowany uprzednio z Moskalikami porządek polityczny, którego najważniejszym postanowieniem było proklamowanie strategicznego partnerstwa NATO -Rosja, którego najtwardszym jądrem było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, a jego kamieniem węgielnym – podział Europy na strefę rosyjską i strefę niemiecką. Moskalikowie skorzystali z tej okazji i oskubali Ukrainę z Krymu oraz otworzyli w organizmie tego państwa krwawiącą ranę w postaci zbuntowanych obwodów: donieckiego i ługańskiego.

Ale w czerwcu ub. roku do Europy przyleciał amerykański prezydent Józio Biden, do tego stopnia szczelnie obstawiony przez Żydów, że bez ich pomocy chyba nie wie, czy na świecie jest noc, czy dzień. Ten spotkał się dwukrotnie z zimnym ruskim czekistą Putinem i coś mu musiał powiedzieć, bo od tego momentu rozpoczęły się rosyjskie przygotowania do inwazji Ukrainy. Czy przypadkiem Józio nie powiedział Putinowi, że USA przeforsują przyjęcie Ukrainy do NATO i pod ruskim nosem zainstalują rakiety, podobnie jak to w 1962 roku zrobił Chruszczow na Kubie, 90 mil do USA? Na taką możliwość wskazuje ogłoszony przez Putina cel inwazji na Ukrainę w postaci „demilitaryzacji” tego państwa, to znaczy – wyeliminowania możliwości, by kiedykolwiek stało się ono członkiem NATO.

Krótko mówiąc, Moskaliki wolałyby przywrócić porządek lizboński, jeśli nawet nie towarzyszyłoby temu przywrócenie strategicznego partnerstwa NATO-Rosja.

Jaki był z kolei polityczny cel Ameryki? Wyjaśnił to sekretarz stanu z pierwszorzędnymi białostockimi korzeniami, pan Antoni Blinken, że tak naprawdę chodzi o osłabienie Rosji. Jeśli można tego dokonać poprzez wkręcenie w ruską maszynkę do mięsa ukraińskich Irokezów, no to czegóż chcieć więcej? Amerykanie nie tylko sami podsyłają Irokezom coraz to więcej broni, ale każą to robić też swoim wasalom, wśród których przodownikiem socjalistycznego współzawodnictwa jest oczywiście Polska. Na szczęście tym razem to nie my, tylko Irokezi ukraińscy, zostali wkręceni w maszynkę do mięsa, co nawet budzi moje współczucie tym bardziej, że Amerykanie wojują tam z Rosją do ostatniego Ukraińca – ale niepokój wzbudza to, że kiedy – co nie daj Boże – Ukraińców by zabrakło, albo stracili chęć do walki, to Nasi Sojusznicy już kombinują, jakby tu wkręcić w maszynkę do mięsa kolejnych Irokezów.

Oto szef Brytyjskiego Komitetu Obrony, pan Tobiasz Ellwood oraz amerykański kongresman, Adam Kinzinger oświadczyli niedawno, że „celowe i umyślne” uszkodzenie przez Rosję elektrowni atomowej w Zaporożu, zostałoby uznane za „atak Rosji na NATO” i pretekst do zastosowania art. 5 traktatu waszyngtońskiego. Dopiero teraz możemy zrozumieć, dlaczego od marca br. kiedy to Rosja okupowała tę elektrownię, tak intensywnie nam wmawiano, że natychmiast zaczęła ostrzeliwać ją z armat – bo Ukraińcy tam przecież nie strzelają. Czyżby w sytuacji, kiedy zabraknie ostatniego Ukraińca, Nasi Sojusznicy już zaplanowali, którego następnego Irokeza zaczną wkręcać w maszynkę do mięsa? Nie jest wykluczone, że nasz sanacyjny rząd, inclus z prezydentem Dudą, którego prezydent Zełeński udelektował ostatnio zmianą koszuli, będzie takim dowodem zaufania połechtany w samą łechtaczkę.

No a potem? A potem Adam i cholera, a potem Juliusz i suchoty, o Filareci, biedne dzieci, kochany kraju zloty!

Nadchodzi katastrofa energetyczna „Zachodu”.

https://www.bibula.com/?p=135917

Społeczeństwa zachodnie prowadzone przez szalonych polityków stały się największą ofiarą przyjętego pod dyktando Stanów Zjednoczonych kierunku antyrosyjskiego.

W czasie gdy państwa zachodnie obłąkańczo rozpoczęły sankcje przeciwko Rosji, ograniczając bądź rezygnując z rosyjskich nośników energii, Rosja zmuszona jest do spalania wydobywanego gazu. Rosja bezużytecznie spala gaz ziemny o wartości ponad 10 milionów dolarów – dziennie.

W tym czasie, państwa zachodnie, szykując się do kontynuowania, prowadzonego na terytorium Ukrainy konfliktu zbrojnego Stanów Zjednoczonych z Rosją, zapowiadają długi okres gospodarczego kryzysu, spadku poziomu życia, gwałtownego wzrostu cen, niedoborów materiałowych, braku żywności, mroźnych nadchodzących zim przy braku nośników energii, oraz zamieszek społecznych.

We Włoszech tysiącym biznesów grozi kompletne bankructwo, w wyniku szybujących w górę cen gazu i prądu, które przekroczyły już 320 euro za 1 megawatogodzinę, co stanowi wzrost o 900% w porównaniu z tym samym okresem zeszłego roku.

We Francji ceny energii elektrycznej przekroczyła 1000 euro, a to dopiero początek, gdyż rosyjski dostawca gazu naturalnego, Gazprom PJSC właśnie ogłosił, że 1 września zatrzymuje dostawy do francuskiego odbiorcy Engie SA, gdyż ten nie jest w stanie dokonać zapłaty. Premier Macron ostrzegł, że ten „koniec ery obfitości” może doprowadzić do rozruchów społecznych.

W Wielkiej Brytanii rachunki za prąd elektryczny rosną w tempie przewyższającym zapowiedziane przez rząd zapomogi dla emerytów. Ile biznesów zbankrutuje nie mogąc pozwolić sobie na podwyżkę prądu o dodatkowe 2,5 tysiące funtów rocznie? – pyta DailyMail. Na przełomie roku można spodziewać się, że rachunki przekroczą 5,4 tysiąca funtów (w rocznym rozrachunku), a na wiosnę przyszłego roku 6,6 tysiąca.

W okresie tzw. pandemii, kiedy to bezpodstawnie zamknięto biznesy i zatrzymano ludzi w domach, oficjalny poziom ubóstwa dotknął 4,5 miliona Brytyjczyków (dane z października 2021 r). Szacuje się, że w październiku tego roku liczba ta niemal podwoi się, osiągając 8,9 miliona. Doprowadzi to do sytuacji, gdy trzy czwarte przeciętnej emerytury brytyjskiej pochłonie rachunek za energię.

Belgijski premier Alexander De Croo ostrzegł otwarcie obywateli, aby spodziewali się ostrej zimy – gdyż pozbawionej możliwości ogrzewania się – i to nie tylko tej nadchodzącej, ale „w ciągu kolejnych 5 do 10 lat”.

W ramach „oszczędzania”, w Niemczech wprowadzono odgórne zarządzenia nakazujące w okresie zbliżającej się zimy obniżenie temperatury w budynkach rządowych, szkołach, szpitalach, domach starców, do maksimum 19 stopni Celsjusza. Natomiast w Hiszpanii, w środku obecnego upalnego lata nie wolno schładzać pomieszczeń poniżej 27 stopni. Tak jak i w innych krajach europejskich, również i w Czechach wprowadzono nakazujące obniżenie temperatury zimą, do maksimum 20 stopni.

Czeski prezydent Miloš Zeman wyraził zdroworozsądkowy sprzeciw, wskazując na to, że za przyczynę braku energii odpowiada nie tyle wojna na Ukrainie, lecz „zielony fanatyzm”, które pozbawił Europę możliwości produkcji energii elektrycznej konwencjonalnymi nośnikami. Zeman ostrzegł również, że brnięcie w zielone utopie np. pozbycia się samochodów napędzanych silnikami spalinowymi, pogłębi ten kryzys.

W tym czasie, gdy Europa pogrąża się w energetycznym chaosie, odrzucając handel z Rosją, Rosja szuka rynków zbytu na swoje produkty. Jak podaje izraelska agencja prasowa, afgańscy Talibowie wkrótce podpiszą umowę z Rosją na dostawę gazu, ropy oraz zboża.

Również Chiny zwiększyły import rosyjskiego gazu i Rosja stała się jednym z największych dostawców tego nośnika, stając się czwartym dostawcą gazu LNG i wyprzedzając tym samym takich eksporterów jak Stany Zjednoczone czy Indonezja.

Czy społeczeństwa zachodnie – jak i społeczeństwo polskie – karmione kłamstwami i półprawdami przez media, zrozumieją, że są oszukiwane przez polityków i przywódców światowych i wspólnie odrzucą obrany destrukcyjny kierunek? Niestety, można w to wątpić, szczególnie w Polsce ze względu na masywną indoktrynację (wg najnowszych danych rządowych: od 27 grudnia 2020 roku, podano 56 mln 91 tys. 709 „szczepionek na koronawirusa”…), choć w desperacji próby zapewne będą podejmowane.

Można też spodziewać się, że ci odważni podzielą los wcześniejszych powstańców, których w obozach reedukacyjnych oraz na cmentarzach, „demokratyczna waadza” oznaczy jako buntowników, ekstremistów, sabotażystów i spiskowców.

Oprac. www.bibula.com 2022-08-30

Prezydent Katowic Marcin Krupa zakazał organizacji publicznej modlitwy różańcowej na ulicach miasta! A przechodzić będzie tzw. „parada równości” LGBT. 

Szanowny Panie , prezydent Katowic Marcin Krupa zakazał nam organizacji publicznej modlitwy różańcowej na ulicach miasta! W najbliższą sobotę chcieliśmy zorganizować pokojowy różaniec, połączony z akcją informacyjną, gdyż w tym czasie przez Katowice przechodzić będzie tzw. „parada równości” LGBT. Gdy nam zabrania się modlić i ujawniać prawdę, pełnym wsparciem władz i podległych im służb cieszy się „parada równości”, którą publicznie określono jako wielkie „święto”!Każą nam milczeć, aby nie przeszkadzać w celebracji tego „święta”. Wie Pan na czym będzie ono polegać? Znamy szczegóły i będziemy walczyć, gdyż nie pozwolimy się uciszyć.
Zakazano nam różańca w Katowicach
W sobotę 3 września ulicami Katowic ma przejść tzw. „parada równości”, celem której jest oswajanie naszego społeczeństwa z rozwiązłością seksualną i zachęcanie do homoseksualnego stylu życia, który jest niezwykle niebezpieczny dla zdrowia i duszy człowieka. Nasza Fundacja zaplanowała na ten dzień organizację publicznego różańca wynagradzającego za promocję tego typu praktyk, połączonego z uliczną akcją informacyjną na temat „edukacji seksualnej” dzieci forsowanej przez aktywistów LGBT. Dostaliśmy właśnie pismo od prezydenta Katowic, w którym informuje on nas, że zakazał nam organizacji modlitwy w sobotę. Najwyraźniej nasza obecność na ulicach Katowic komuś przeszkadza. Komu? Kilka dni temu organizatorzy „parady” napisali na swojej stronie: „Odliczania nadszedł czas do celebracji naszego święta jakim jest Marsz Równości w Katowicach.” Sam marsz ma odbyć się w sobotę, ale poprzedzające go wydarzenia już trwają od 27 sierpnia pod nazwą „Tydzień Równości Katowice”. Wigilią „święta”, które wkrótce będzie celebrowane na ulicach Katowic, był… pokaz homoseksualnego tańca erotycznego, który odbył się kilka dni temu w jednym z klubów. „Striptease party” prowadził mężczyzna, który, wedle relacji medialnych, oprócz organizacji pokazów erotycznego tańca zajmuje się też transmitowaniem homoseksualnego seksu na żywo w internecie. Jak mówił w jednym z wywiadów: „Ludzie płacą, żeby taki seks na żywo obejrzeć. W trakcie można też dawać napiwki, zostawiać komentarze, fani mogą też pisać wiadomości prywatne. To ostatnie rzadko się zdarza. Czasami uczestniczę też w seksie grupowym.” Cześć dochodu z wejściówek na to wydarzenie została przeznaczona na organizację „parady równości” w Katowicach, która już w sobotę 3 września przez kilka godzin będzie przemieszczać się po ulicach w centrum miasta. Dodatkowo, przed i po „paradzie”, w centrum Katowic przez cały dzień organizowane ma być „miasteczko równości”, w trakcie którego mieszkańcy będą oswajani z homoseksualnym stylem życia. Z kolei po zakończeniu „parady” planowana jest impreza, którą prowadzić ma znany aktywista LGBT, który kilka lat temu symulował brutalne morderstwo arcybiskupa Marka Jędraszewskiego. W trakcie scenicznego show przebierający się za kobietę mężczyzna w zakrwawionej koszulce podrzynał gardło kukły z wizerunkiem abp Jędraszewskiego. Panie MirosĹ‚awie, tak właśnie będzie wyglądać „święto”, w którego celebracji przeszkadza nasza publiczna modlitwa różańcowa. „Święto” organizowane przez środowiska, których celem jest objęcie polskich dzieci „edukacją seksualną” oraz przeprowadzenie rewolucji (anty)moralnej w naszym społeczeństwie, aby zniszczyć cywilizacyjne fundamenty naszego narodu. Celem tej operacji jest stworzenie „nowego człowieka” – niewolnika własnych żądz i namiętności, niezdolnego do podejmowania odpowiedzialności i uzależnionego od popędów, którym łatwo manipulować. Rewolucja ta poskutkuje tym, że Polacy nie będą w stanie wchodzić w jakiekolwiek trwałe relacje oparte na miłości i odpowiedzialności. Tak „wyedukowane” społeczeństwo nie będzie mogło tworzyć stabilnych i kochających się rodzin, a jedynie samotne jednostki oddane sprzecznej z naturą rozwiązłości seksualnej. W praktyce oznacza to zagładę narodu poddanego takiej deprawacji. Skutki tej rewolucji obserwujemy już od dawna na zachodzie: miliony aborcji, setki tysięcy rozwodów, rosnąca liczba samobójstw i problemów duchowych wśród dzieci, epidemia HIV, ogromna liczba ludzi (głównie młodych) uzależnionych od pornografii, plaga narkomanii – to wszystko rezultat zniszczenia zasad moralnych. Musimy walczyć, aby Polska nie poszła tą samą drogą. Kluczowa jest modlitwa oraz budowa świadomości społeczeństwa, która skutkuje mobilizacją Polaków do obrony swoich dzieci i odzyskiwania przestrzeni publicznej na rzecz prawdy, dobra i piękna. Natychmiast odwołaliśmy się od decyzji prezydenta Katowic i czekamy teraz na decyzję sądu, który zdecyduje, czy podtrzymać decyzję Marcina Krupy. Nasza Fundacja podejmie wszelkie możliwe i dostępne prawnie działania, aby w najbliższą sobotę modlić się na ulicach Katowic i ostrzegać mieszkańców miasta przed czekającym ich zagrożeniem. Musimy być także obecni w wielu innych miastach Polski. Potrzebna nam jest do tego Pańska pomoc. Jeden ze znanych aktywistów LGBT przyznał ostatnio, że organizacja „parad równości” w Polsce nie byłaby możliwa, gdyby nie pomoc sponsorów z zagranicy – wielkich firm i korporacji. My na takie wsparcie nie możemy liczyć, a na niezbędne działania potrzebujemy w najbliższym czasie ok. 11 000 zł. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby wesprzeć organizację publicznych modlitw różańcowych oraz niezależnych akcji informacyjnych, w ramach których ostrzegamy Polaków przed zagrożeniem i mobilizujemy nasze społeczeństwo do działania. Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Zakazuje się modlitwy i mówienia prawdy, aby umożliwić swobodne oswajanie Polaków z rozwiązłością seksualną, połączone z pornograficznymi pokazami. Cenzura nasila się, ale nie zamierzamy się jej poddać. Nasi wolontariusze są już gotowi do organizacji akcji w sobotę w Katowicach oraz w innych miastach Polski. Prosimy teraz o Pana pomoc, aby umożliwić im to działanie. Będziemy informować Pana o dalszym rozwoju wydarzeń w tej sprawie.
Serdecznie Pana pozdrawiam,
Mariusz Dzierżawski
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszkówstronazycia.pl

Rząd stworzył budżet-widmo z mnóstwem dziur. Szok energetyczny pokrzyżuje plany.

Rząd stworzył budżet-widmo z mnóstwem dziur. Czeka nas wielki dług. Rząd zaniżył wydatki.

Szok energetyczny pokrzyżuje plany rządu

https://www.money.pl/gospodarka/czeka-nas-wielki-dlug-rzad-stworzyl-budzet-widmo.html

W momencie, w którym premier Morawiecki pokazał projekt budżetu na 2023 r., już należałoby go zaktualizować. Rząd nie wpisał bowiem po stronie wydatków ani na 14. emerytury, ani przedłużenia tarczy antyinflacyjnej, ani pomocy dla Polaków w dobie kryzysu energetycznego. A przed wyborami politycy na pewno z tych programów nie zrezygnują. Słowem, deficyt finansów publicznych na poziomie 4,4 proc. już teraz można wsadzić między bajki.

Rząd przedstawił założenia do budżetu na 2023 r. Założył w nim dochody na poziomie 604,4 mld zł i wydatki w kwocie 669,4 mld zł. Deficyt budżetu państwa tym samym na koniec 2023 r. ma wynieść nie więcej niż 65 mld zł. Z kolei deficyt finansów publicznych, który obejmuje nie tylko sam budżet, ale również samorządy czy ZUS, ma wynieść zdaniem rządu 4,4 proc.

Ekonomiści podkreślają jednak, że będzie on zapewne wyższy, bo politycy do budżetu nie wpisali wielu ważnych wydatków.

Budżet na 2023 r. już do aktualizacji? Rząd zaniżył wydatki

Dla przykładu specjaliści Santander Bank Polska uważają, że rząd przedobrzył z szacunkami dochodów z VAT-u. W budżecie czytamy, że wzrosną one w przyszłym roku do 286,3 mld zł wobec 233 mld zakładanych w tym roku. Naturalnie pompować je będzie wysoka inflacja, którą rząd szacuje na 9,8 proc. Jednak wzrost o ponad 53 mld zł jest zdaniem ekonomistów Santandera przesadzony z jednego prostego powodu.

Według nich taki wzrost da się osiągnąć tylko, jeśli tarcza antyinflacyjna nie zostanie przedłużona. – Uważamy, że taki scenariusz jest wysoce nieprawdopodobny w roku wyborczym. W związku z tym dochody z VAT są zawyżone o ok. 30 mld zł (0,8-0,9 proc. PKB). W związku z tym uważamy, że deficyt może przekroczyć 5 proc. PKB w 2023 r. – przekonują.

Ale to nie koniec zaskoczeń. „Z naszej perspektywy najciekawsze jest spojrzenie na budżet pod kątem tego, co z zapowiadanych lub prawdopodobnych wydatków się w nim znajduje, a czego nie uwzględniono” – piszą z kolei eksperci mBanku.

W ich opinii oprócz braku przedłużenia tarczy w budżecie jest kilka dziur takich jak niewpisanie wydatków na 14. emeryturę, brak przelewu z NBP (pisaliśmy o tym TUTAJ), czy największego wydatku związanego z kryzysem energetycznym w Europie i samej Polsce.

„Nie znaleźliśmy nigdzie wydatków związanych z ewentualną 14. emeryturą (co nie dziwi, co rok nie jest ona wpisywana do budżetu). Nie założono też wpłat z tytułu zysku NBP (to też nie dziwi, praktyka ta przyjmowana jest co roku). Został jeszcze jeden słoń w pokoju – rekompensaty cen gazu i prądu w związku z planami ewentualnego zamrożenia ich cen. Tych wydatków również nie znaleźliśmy w przyszłorocznym budżecie. Należy mieć też na uwadze, że przyszły rok to rok wyborczy – ewentualne dodatkowe programy i działania ze strony rządu są więc prawdopodobne” – wyjaśniają.

Szok energetyczny pokrzyżuje plany rządu

A same dopłaty dla gospodarstw domowych pochłoną miliardy złotych wydatków. Na początku sierpnia ekonomiści Citi szacowali, że mogą wynieść one nawet 70 mld zł.

Przypomnijmy, że według zaprezentowanych założeń projektu ustawy rząd zaproponuje ciepłowniom dopłaty z budżetu w zamian za ograniczenie podwyżek taryf dla gospodarstw domowych do 40 proc. Jednocześnie minister klimatu zapowiedziała dopłaty dla gospodarstw domowych używających do ogrzewania: węgla, pelletu, drewna, oleju opałowego lub LPG (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ).

„Gdyby proponowane rozwiązania objęły także małe i średnie firmy to koszt wzrósłby do 2,7 proc. PKB, a uwzględniając wspomniane wyżej ograniczenia cen ciepła i dopłaty do paliw łączny koszt dla budżetu wyniósłby ok. 3 proc. PKB” – wyliczali analitycy Citi.

„Kluczowym wyzwaniem dla polityki fiskalnej w Polsce w nadchodzącym roku, podobnie jak we wszystkich innych krajach UE, są ceny energii. Ich skokowy wzrost sprawia, że dotychczasowe mechanizmy ustalania cen najprawdopodobniej zostaną istotnie zmodyfikowane. Stanowi to najpoważniejszy czynnik ryzyka dla realizacji przyszłorocznego budżetu” – podsumowują z kolei ekonomiści PKO BP.

Znacznie więcej optymizmu przejawiają ich koledzy z Banku Pekao. – Sądzimy, że wartość ta została założona z zapasem i faktyczny deficyt ukształtuje się na poziomie ok. 3,5 proc. PKB, mniej więcej tyle samo ile w 2022. Ryzykiem dla tego scenariusza jest brak przekazania środków na KPO przez Komisję Europejską przy jednoczesnym prefinansowaniu wydatków związanych z programem przez PFR. Może to podbić deficyt o ok. 0,5 proc. PKB – tłumaczą.

Potrzeby pożyczkowe i wyższe koszty obsługi długu

Co więcej, w 2023 roku wzrosną również potrzeby pożyczkowe brutto budżetu: do 269,5 mld zł wobec 222 mld początkowo przewidywanych na 2022 rok. To mnóstwo pieniędzy do pożyczenia na rynku.

A rząd już założył astronomiczny wzrost kosztów obsługi długu, które wzrosną z 26 mld zł w 2022 r. do 66 mld zł w 2023 r., co oznacza większe koszty o 154 proc., czyli 40 mld zł.  

„Ważniejsze od tego 154 proc., że to początek trendu. Warunki do prowadzenia polityki fiskalnej zmieniają się, im szybciej to sobie uświadomimy, tym lepiej” – konstatuje Wojciech Stępień, ekonomista BNP Paribas.

Inflacja ostro przyspiesza: 16,1% r/r. Prąd, gaz i węgiel 40,3%

GUS podał dane

https://businessinsider.com.pl/gospodarka/inflacja-mocno-zaskoczyla-miala-spasc-a-przyspiesza

Inflacja konsumencka w sierpniu wyniosła 16,1 proc. w skali roku — podał w środę GUS we wstępnym odczycie. Oznacza to, że inflacja w Polsce nie tylko nie spadła, jak prognozowali ekonomiści, ale bardzo mocno przyspieszyła.

  • Inflacja w sierpniu przyspieszyła do 16,1 proc. w skali roku z 15,6 proc. w lipcu
  • Najnowsze dane o inflacji są kluczowe dla wrześniowej decyzji RPP w sprawie stóp procentowych
  • Żywność zdrożała w sierpniu aż o 17,4 proc. w skali roku

Inflacja w sierpniu przyspieszyła do 16,1 proc. w skali roku z 15,6 proc. w lipcu – podał w piątek GUS w swoich tzw. szybkich wyliczeniach, które jednak zwykle niewiele się różnią od wyliczeń ostatecznych. Średnia prognoz ekonomistów wskazywała na spadek do 15,4 proc.

Przypomnijmy, że po spadku w lutym do 8,5 proc. z 9,2 proc., w kolejnych miesiącach wzrost cen w Polsce zaczął nabierać tempa. W marcu inflacja wyniosła 11 proc., w kwietniu 12,4 proc., w maju 13,9 proc., w czerwcu przyspieszyła do 15,5 proc., a w lipcu do 15,6 proc. w skali roku. Najnowszy odczyt pokazuje, że wzrost cen w sierpniu dalej przyspiesza.

Z kolei licząc miesiąc do miesiąca, uśredniony wzrost cen w sierpniu wyniósł 0,8 proc., wobec 0,5 w lipcu. Ekonomiści spodziewali się wzrostu zaledwie o 0,2 proc.

Inflacja w sierpniu. GUS podał, jak rosły ceny

Wzrost cen towarów i usług konsumpcyjnych o 16,1 proc. w skali roku jest wartością średnią. Ceny niektórych produktów rosną bowiem szybciej, a innych wolniej. Co i o ile zdrożało, dowiemy się za dwa tygodnie, kiedy poznamy finalne dane za lipiec.

W środowym raporcie GUS podał jedynie wzrost cen w trzech głównych kategoriach. Najszybciej drożały w ciągu roku nośniki energii, czyli prąd, gaz i węgiel (o 40,3 proc.) i paliwa samochodowe (o 23,3 proc.). Ceny żywności szły w górę szybciej od ogólnego wskaźnika inflacji, bo o 17,4 proc. rok do roku.

Inflacja w sierpniu. Co zrobi RPP?

Dane o wzroście cen są uważnie śledzone przez bank centralny. Aby walczyć z inflacją, Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła w październiku 2021 r. cykl podwyżek stóp procentowych. Od tego czasu stopa referencyjna NBP wzrosła z 0,1 proc. do 6,5%.

Dla wrześniowej decyzji RPP kluczowy jest środowy odczyt inflacji, a równie prawdopodobna jest niewielka podwyżka lub utrzymanie stóp — powiedział w środę rano, jeszcze przed publikacją danych GUS, w TVP Białystok członek RPP Henryk Wnorowski.

Prezes NBP Adam Glapiński powiedział [bla-bla md

Wojna, fakty, mity. Ukrainizacja czy – RU-SY-FI-KA-CJA.

Wojna, fakty, mity. Ukrainizacja czy – RU-SY-FI-KA-CJA.

Ewaryst Fedorowicz http://ewaryst-fedorowicz.szkolanawigatorow.pl/wojna-fakty-mity

Wojny dzielą się na nieuniknione – i pozostałe.

Te nieuniknione, to wojny o panowanie nad światem.
I taką, nieuniknioną wojną, której zdecydowana większość z nas dożyje (nie napisałem – przeżyje, bo to coś zupełnie innego), jest wojna pomiędzy USA a Chinami.
Wojna ta została już dawno zdecydowana, a jej kolejne fazy  zaplanowane w szczegółach.

Teraz jesteśmy w fazie czyszczenia przedpola, czego widocznym w telewizjach dowodem jest przepychanka pomiędzy USA i Rosją, tocząca się na Ukrainie, a której stawką jest neutralność nie tyle Rosji, co jej potencjału nuklearnego w przyszłej wojnie nieuniknionej.
Parafrazując klasyka Donalda: policzmy głowice!

Chiny – głowic ok 400, a USA – ok 5500.
Z tego rachunku wynika, że USA są w stanie zniszczyć Chiny kosztem (stosunkowo) niewielkich strat.

A ile głowic ma Rosja?
A tu niespodzianka, bo ma ich prawie 6000, z czego wynika, że bez spacyfikowania Rosji, USA w nieuniknionej wojnie z Chinami grałyby pokerowo, co w sytuacji, gdy gra się kartami znaczonymi i do tego nuklearnymi, brzmi nierozsądnie (eufemizm).

Tak tak, wiem: te ruskie głowice są gówno warte, ale jak już na tym portalu tłumaczyłem, na gównie wyrosły gigantyczne fortuny, a nawet toczyły się o gówno zajadłe wojny, więc w tych głowicach grzebać nie proponuję.

***

Przegniła (OK, niech będzie, że przekompostowana – tak lepiej?) Europa, która ma potencjał ekonomiczny i ludnościowy większy od USA, już została przez golfistów waszyngtońskich spacyfikowana, poprzez nasłanie milionów nachodźców z Afryki i Bliskiego oraz Środkowego Wschodu, w wyniku rozpętanych tam wcześniej przez USA wojen i rozwalenia tamtejszych państw, więc liczyć się już nie będzie.

***

Wydaje się, że waszyngtońscy golfiści, wykiwali też moskiewskich szachistów, sugerując im, że przepychanka na Ukrainie będzie wewnętrzną sprawą Rosji.

Z taką deklaracją wystąpił DementOne nazwiskiem Biden, który 20 stycznia b.r. obiecał publicznie Putinowi, ni mniej ni więcej, że jeśli ten się zbyt daleko na tej Ukrainie nie zapędzi, to on, DementOne, wielkiej afery z tego robił nie będzie.

Putin wziął ten żeton za monetę i to dobrą, posłał czołgi do Kijowa „kak na parad” i… już ich nie ma.

***

Ukraina, jak jeszcze niedawno było wiadomo, jest krajem skorumpowanym do cna, i rządzonym przez konkurujące ze sobą gangi, nazywane klanami oligarchicznymi.

Dlatego USA, na Ukrainie zastosowały sprawdzony w bananowych republikach patent pt „może to jest sukinsyn, ale to jest nasz sukinsyn” (© Franklin Delano Roosevelt, prezydent USA, który Polskę Stalinowi w Teheranie sprzedał)) i postawiły na sukinsyna Igora Kołomojskiego z klanu dniepropietrowskiego, który wystrugał ze wspomnianego banana Wołodię, któren jest z zawodu aktor i potrafi zagrać każdą rolę.
Nawet bohatera.

To i gra.

Polsce w tej wojence przypadła rola bezpośredniego zaplecza, ze wszelkimi tego konsekwencjami:
i tymi, które już widzimy gołym, a osłupiałym okiem – i kolejnymi, które dopiero zobaczymy.

Generalnie – bezpośrednie zaplecze ma wysyłać, przyjmować, płacić i nie pyskować.

Co też ma miejsce.

***

Jak wiadomo (a wiadomym być powinno), pierwszą ofiarą wojny jest prawda.

I to jest fakt.

Ale jest równie wiadomym, że życie nie znosi próżni. I to jest również fakt. Fizyczny.

I dlatego w trakcie wojny fakty wypierane są przez mity.

Ponieważ, jak napisałem powyżej, życie nie znosi próżni, logicznym jest pytanie następujące:

skąd się biorą mity?

Odpowiedź brzmi: moim (i rzecz jasna niesłusznym) zdaniem,
mity są produkowane.
Przez Grupę Produkującą Mity (GPM)  – i w tym momencie, uprzedzam odmową odpowiedzi, pytania o adres producenta.

***

Każdy, kto przeczytał dostępne w PRL książki o mitologiach greckich i rzymskich, rozumie potęgę mitu.

W czasach odległych bardzo, odległych mniej czy nawet dziś.
A że czasy mamy spsiałe (lubię siebie cytować)  to i mity też zeszły na psy.

Przykładem takiego, spsiałego mitu jest mit o zorganizowanej przez ferajnę z Nowogrodzkiej  ukrainizacji Polski, poprzez miliony przybyszów z Donbasu i kolejne – z wybrzeża Morza Czarnego.

Oba mity są łatwe do zdemaskowania, ale w dzisiejszych czasach, w zalewie codziennego bulszitu, nie chodzi już nawet o to, że coś jest mitem, a nawet ordynarną ściemą,
ale o fenomen, że nikt już nie zwraca uwagi na szycie tych mitów nawet nie grubymi nićmi, a snopowiązałkowym sznurkiem, czy wręcz ordynarnym postronkiem.

Ukrainizację już dawno podrzucił, w ramach kolejnej kombinacji operacyjnej/operacji kombinacyjnej jakiś fachura z Rakowieckiej, by mieć wygodny temat do grzania i odwracania uwagi od faktu:

że w rzeczywistości mamy rusyfikację.

Dokładnie tak: RU-SY-FI-KA-CJĘ.

Skąd wiem?
A dlatego, że doskonale znam rosyjski i nikt mnie nie weźmie na plewy, że przybysze z Ukrainy mówią po ukraińsku (bo nie mówią.
To znaczy, w ponad 90% przypadków – nie mówią).

Co zresztą oddaje rozkład demograficzny pomiędzy Małopolską Wschodnią i Wołyniem – a zakordonową (po Traktacie Ryskim) częścią USRR.

To rosyjski, nie ukraiński, jest codziennym językiem warszawskiej (i każdej innej, polskiej do niedawna) ulicy, transportu publicznego, sklepów, campusu na SGGW, Dworca Centralnego, wiślanych bulwarów itd. itp.

I galerii handlowych.

Przed Arkadią, w czasie największych upałów, pluskające się w fontannach dzieci, ich mamy nawoływały po… rosyjsku.

A wg oficjalnych danych, obywateli Ukrainy jest dziś w Rzeszowie 37%, we Wrocławiu 27%, a w Warszawie –  nieco poniżej 20%

***

Do obrony mitu o ukrainizacji Polski, stosowne organy zaangażowały odpowiednią liczbę propagandystów, którzy pociskają  narrację:

to są Ukraińcy mówiący po rosyjsku.

Tyle, że w przypadku przestrzeni postsowieckiej (a ona liczy sobie raptem lat 30) język stanowi zdecydowanie mocniejszy identyfikator narodowościowy, niż w krajach normalnych.

Dlatego też faktem niezbitym jest, że do Polski, w ciągu ostatnich 6 miesięcy, przybyły miliony obywateli Ukrainy w ogromnej większości posługujących się językiem rosyjskim,

Z przyjemnością obserwuję narracyjne wygibasy pt. po rosyjsku mówią tylko starzy, którzy pamiętają czasy Sojuza, a urodzeni po 1991 – nie.

Bo to jest prawda Tischnera i to ta ostatnia, czyli numer 3 (guglować młodzi, guglować).

Zapraszam do dowolnego polskiego miasta (nawet małego) by usłyszeć, jak 2 pokolenie Samostijnej Ukrainy (matka) mówi do pokolenia 3 (dziecko) po rosyjsku.

Jeśli dwudziestoparoletnia matka mówi do swego, kilkuletniego dziecka po rosyjsku, to znaczy, że to ten język identyfikuje narodowościowo ją i jej dziecko, a nie ukraiński.

A że paszport ukraiński ma?

No taki dostała w spadku po Stalinie i Gorbaczowie razem wziętych.

Bo skoro Sowiety się rozpadły, a granice (Polski też) Stalin rysował jak chciał, to ludzie, którzy byli obywatelami ZSRR („moj adries nie dom i nie ulica – moj adries Sawietskij Sajuz…”) , w sposób mechaniczny stali się obywatelami Ukrainy, a 8 lat temu, niektórzy z nich, obywatelami bytów zwanych Krym i Sewastopol, a wreszcie, po ostatecznym wcieleniu – Rosji.

Taka i dola ludzi (i terenów), którzy teraz staną się obywatelami republik Donieckiej, Ługańskiej i zaraz potem Rosji.

A skoro paszport ukraiński daje wolny wjazd do UE wraz z socjalem, o jakim na Ukrainie nawet marzyć by ci ludzie nie mogli, to i go używają, bo mają w tym osobisty interes i byliby idiotami, gdyby z tej, jedynej w życiu okazji, nie skorzystali.

Na wypadek grepsu, że w Donbasie walczą po obu stronach żołnierze mówiący po rosyjsku, wypada odpowiedzieć, że  najokrutniejsze są wojny domowe, w których skala potworności jest niewyobrażalna.
Reasumując:

do nas, w ciągu ostatnich 6 miesięcy, milionami przybyli obywatele Ukrainy mówiący po rosyjsku i to tym językiem rusyfikują polską przestrzeń publiczną i w latach najbliższych – strukturę społeczną.

 
https://www.rp.pl/polityka/art19074921-ile-glowi-atomowych-beda-miec-chiny-pentagon-gwaltownie-zmienia-szacunki

https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1056888%2Cbrytyjskie-media-biden-jest-niepokojaco-naiwny-w-roli-glownodowodzacego

http://blog.wirtualnemedia.pl/ewaryst-fedorowicz/post/lancet-pan-szczepionka-i-rodzina-na-200-bankach

http://ewaryst-fedorowicz.szkolanawigatorow.pl/mowa-nienawisci-vs-mowa-taknawisci#95891

https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8497929,ukraincy-polska-wojna-uchodzcy-miasta-raport.html

=============================

Mapka prezentująca wielkość pomocy dla Ukrainy w stosunku do PKB (po angielsku GDP)

Matka-Scypiona

Jakoś klasy rosyjskojezyczne w polskich szkołach nie powstają. Wszyscy Ukraińcy, których spotkałam mówili bardzo dobrze po rosyjsku, ale między sobą po ukraińsku. 

Dalsza dyskusja – w oryginale. MD

Piekarnie na skraju bankructwa. Gigantyczny [5-krotny] wzrost rachunków za gaz! Chleb będzie bardzo drogi

https://nczas.com/2022/08/30/piekarnie-na-skraju-bankructwa-gigantyczny-wzrost-rachunkow-za-gaz-chleb-bedzie-bardzo-drogi/

30 sierpnia 2022

Już na przełomie 2021 i 2022 roku w Polsce zaobserwowaliśmy dużą podwyżkę cen energii. To był jednak dopiero początek. Szalejące ceny… Piekarnie płacą za gaz nawet pięć razy więcej miesięcznie niż jeszcze rok temu.

Produkcja pieczywa w Polsce staje się coraz mniej opłacalna. Rekordowe ceny doprowadzają lokalne piekarnie na skraj bankructwa.

Wojciech Jaros, prezes Spółdzielni Produkcyjno-Handlowej „Samopomoc Chłopska” w Kolbudach na Pomorzu, w rozmowie z portalem money.pl zdradza, że rachunek za gaz rok do roku wzrósł mu aż pięciokrotnie.

Rachunek za gaz. Było 20 tys. zł, jest 100 tys. zł

Kupuję gaz spotowo. Ostatni rachunek, jaki dostałem, opiewa na około 100 tys. zł za miesięczne zużycie, a rok temu wynosił on 20 tys. zł. Udział energii w kosztach rośnie w niesamowitym tempie, a końca nie widać – wskazuje.

Piekarnie bazują na gazie, więc horrendalne ceny tego surowca odbijają się szczególnie na tej branży.

Każdemu z nas wydawało się, że są granice absurdu. Jak była podwyżka pod koniec 2021 r., to myśleliśmy, że gorzej być nie może. Okazuje się, że może być i to znacznie gorzej. Coraz trudniej prowadzić firmę według jakiegoś planu. Dziś to bardziej „radosna twórczość” – uważa Jaros.

Piekarnie czy cukiernie nie mają wyjścia i muszą podnosić ceny, by pokryć koszty. Problem w tym, że nie mogą tego robić w nieskończoność. A koszty wciąż rosną.

Ludzie kupują coraz więcej mrożonego pieczywa

Branża już zauważa zmianę nawyków konsumentów. Rzemiosło zaczyna przegrywać z przemysłem. Ludzie coraz częściej kupują mrożone pieczywo z hipermarketów, bo jest tańsze.

Stowarzyszenie Producentów Pieczywa zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny problem.

Miesiąc przed wojną otrzymaliśmy pismo, w którym dystrybutor gazu – Polska Spółka Gazownictwa – poinformował nas, że w przypadku niedoborów, my tego gazu nie otrzymamy w wymaganych ilościach. Jeśli nie dostaniemy gazu i prądu, to nie wypieczmy pieczywa. Nawet mrożone pieczywo jest podpiekane – mówi Jacek Górecki, prezes SPP, które odpowiada za 30 proc. krajowej produkcji pieczywa.

Dodaje, że jeszcze kilka miesięcy temu koszt gazu stanowił 1-2 proc. finalnej ceny produktu. Dziś to już ok. 7 proc. A podrożały także inne składniki (mąka, drożdże, cukier – itd.), podrożał transport. Stąd coraz więcej płacimy za sam chleb czy bułki.

Górecki wskazuje, że od kilku miesięcy trwają rozmowy z rządem, by branżę uznać za odbiorców chronionych. Urzędnicy wykazywali niby zrozumienie, ale finalnej odpowiedzi nadal nie ma.

Ceny gazu szaleją. Zagrożenie dla 2 mln polskich rodzin. Rachunki mogą wzrosnąć o 400 proc.

https://www.money.pl/gospodarka/zagrozenie-dla-2-mln-polskich-rodzin-rachunki-moga-wzrosnac-o-400-proc-6807017316662176a.html

Ceny gazu szaleją. Jeśli rząd nie zainterweniuje, w przyszłym roku koszt ogrzewania domu tym surowcem wzrośnie nawet od 25 tys. zł – podaje portal WysokieNapiecie.pl. Z drugiej strony próba zamrożenia cen byłaby silnym ciosem dla budżetu państwa, uszczuplając go o blisko 10 proc.

WysokieNapiecie.pl wskazuje, że rodzinom ogrzewających domy gazem rząd nie zaproponował wsparcia. Wprowadzenie dodatków do pozostałych źródeł ogrzewania będzie kosztować państwo w sumie 20 mld zł. „Koszty zamrożenia cen gazu dla 2 mln gospodarstw domowych (i zrównanych z nimi od stycznia odbiorców wrażliwych, takich jak szpitale), sięgnęłyby w przyszłym roku 46 mld zł. Dodatkowe 14 mld zł budżet utraciłby na podatku VAT, gdyby rząd przedłużył tarczę antyinflacyjną” – podaje portal.

Rachunki za gaz wyższe o 400 proc.

Obecna taryfa na gaz ziemny, zamrożona na poziomie 20 gr za 1 kWh, będzie utrzymana do końca tego roku. „Natomiast środowe notowania gazu z dostawą w ostatnim kwartale tego roku zamknęły się ceną 1,4 zł/kWh, a z dostawą w całym przyszłym roku przekroczyły 1,33 zł/kWh.

To 5-6 razy więcej od cen, jakie do końca roku będą płacić polskie rodziny„.

Rząd zakłada, że już w tym roku strata PGNiG na zamrożonych taryfach dla gospodarstw domowych sięgnie maksymalnie 10 mld zł. Według szacunków WysokieNapieice.pl ostatecznie będzie to blisko 12,7 mld zł. Początkowo koszty miały być zrolowane w formie taryf na kolejne trzy lata, ale rząd zdecydował o pokryciu niemal całego deficytu PGNiG OD z budżetu państwa.

W stosunku do wzrostów kosztów LPG (o 50 proc.), ciepła sieciowego (o 100-200 proc.), węgla (o 200 proc.), czy biomasy (200-300 proc.), wzrost kosztów ogrzewania domu gazem o 400 proc. byłby najbardziej dotkliwy i politykom Zjednoczonej Prawicy trudno byłoby uzasadnić brak działań wobec tej grupy Polaków – pisze WysokieNapieice.pl.

– Jeżeli od nas by to zależało, to proponowalibyśmy utrzymanie obecnych taryf także i w przyszłym roku. Boimy się, że w przypadku znacznych wzrostów cen zaczną narastać długi gospodarstw domowych – mówi w rozmowie z portalem jeden z gazowników.

Co może zrobić rząd?

Całkowite zamrożenie cen na obecnym poziomie nie mogłoby nie być sprawiedliwe wobec innych gospodarstw. Ceny energii zimą dotkną bowiem wszystkich. Całkowite zamrożenie byłoby też wyjątkowo kosztowne. Można się więc spodziewać pułapu wzrostu rachunków na poziomie 40 proc., jak w przypadku ciepła sieciowego.

Niewykluczone jest także rolowanie części podwyżki taryf na kolejne lata, jak miało to działać w tym roku. Ograniczeniem w tym wypadku może być jednak zdolność kredytowa PGNiG. Na koniec drugiego kwartału koncern miał 15,7 mld zł długów, z czego tylko w ostatnim kwartale przybyło 6,5 mld zł.

=========================================

Mail:

Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl : W stabilnych czasach gaz na rynku kosztował 20-30 euro za MWh, a teraz – ponad 260 euro i zmierza ku 300 euro.

Egzekutywa wydała dyrektywę i Obajtek wszczął produkcję

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/egzekutywa-wydala-dyrektywe-i-dyrektor-wszczal-produkcje/

Poszukiwania jakichkolwiek oryginalności w ostatnich działaniach rządu Mateusza Morawieckiego i samego premiera, jest zajęciem kompletnie jałowym, po prostu nie ma w tym najmniejszego sensu. Z kolei porównanie tego, co się dzieje, do realnego socjalizmu nie jest żadnym nadużyciem, czy paralelą, ale faktem i to oczywistym. Parę dni temu dwie duże firmy produkujące głównie nawozy sztuczne, podjęły dramatyczną, niemniej zgodną z rynkowymi realiami decyzję, o wstrzymaniu produkcji. Powody tej decyzji nie stanowią żadnej tajemnicy, zwłaszcza, że Anwil i Azoty Kędzierzyn jasno je sprecyzowały. Chodzi o ceny gazu i pełne magazyny nawozów, co rzecz jasna jest ze sobą ściśle powiązane. Producenci całkowicie uzależnieni od dostaw gazu kupują to paliwo po abstrakcyjnych cenach i tym samym windują ceny nawozów.

W Internecie można znaleźć rozmaite zestawienia i porównania, jeśli nawet część z nich jest przesadą na poziomie było po 800 zł, a jest po 4000 zł za tonę, to praktycznie nikt nie podważa tego, że ceny nawozów poszły ostro w górę. Naturalną konsekwencją jest ograniczony popyt, rolnicy od lat żyli na skraju opłacalności produkcji i doskonale potrafią policzyć każdy grosz. Wiadomo, że „jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz”, ale gdy smar kosztuje więcej niż koła i osie, to interes jest żaden. Mniejsza ilość nawozu oznacza mniejsze plony, jednak wielu rolników uznaję tę stratę za bardziej korzystną, niż niemal dosłowne wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo przy tych cenach nawozów tak to wygląda. No i nagle nastąpiła zmiana frontu w bardzo tradycyjnym schemacie. W TVN i GW rozpętano aferę, że idzie głód, PiS przez pierwsze dni wyśmiewał te zarzuty, skądinąd słusznie, w końcu aż tak tragicznie jeszcze nie jest [oj, jest, panie! MD] , ale sprawa nie przycichła i wtedy znaleziono cudowne rozwiązanie. Egzekutywa na Nowogrodzkiej podjęła uchwałę, że Obajtek ma nakazać wznowienie produkcji. Po co i za co? Nieistotne, cel jest jeden, w mediach ma nastąpić cisza, a w kraju socjalistyczny dobrobyt.

W całym tym groteskowym zamieszaniu trudno się połapać i to na podstawowym poziomie. Jak rozumieć „pełne magazyny” połączone z brakiem dwutlenku węgla i suchego lodu? Przecież średnio rozgarnięty biznesmen wie, że produkuje się to, czego rynek szuka i nie zapycha magazynów towarem niezbywalnym. Wniosek? Raczej dość prosty, odpuszczamy sobie nawozy, do czasu opróżnienia magazynów lub zmiany cen gazu i produkujemy komponenty dla przemysłu spożywczego i motoryzacyjnego, skoro wszyscy się o nie upominają, pomimo wyższej ceny! Nie da się, tak się nie da w warunkach gospodarki centralnie planowanej, gdzie polityczne decyzje muszą popadać w gigantomanię i robić wrażenie na klasie pracującej miast i wsi. Kto ma swoje lata i pamięta, jak to wyglądało w PRL-owskim oryginale, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że do wszystkiego trzeba będzie dopłacić i żaden problem w ten sposób nie zostanie rozwiązany. Oddzielny skecz socjalistyczny zawiera się w jeszcze innym fakcie, otóż produkcję wznawia Anwil, ale Azoty Kędzierzyn już nie, przynajmniej żadna decyzja do tej pory nie zapadła.

Praprzyczyna chaosu, czy raczej początku chaosu, bo najgorsze dopiero przed nami, jest jedna. Na przełomie marca i kwietnia Morawiecki i cały PiS w patriotycznym uniesieniu zerwali kontrakty na dostawy „krwawego gazu i węgla”. Przez jakiś czas Orlen importował jeszcze „krwawą ropę”, ale i tutaj wygrał „patriotyzm”. W sumie „szlachetne” pobudki, jednak za gigantyczną cenę narażania 38 milionów Polaków, plus 4 milionów uchodźców na ciemność, głód, chłód i ubóstwo, czyli powrót do realnego socjalizmu. Nie potrafię na to wszystko patrzeć spokojnie i gdybym jeszcze na własne oczy nie widział PRL-u, może wykrzesałabym z siebie iskierkę nadziei, że wszystko będzie dobrze.

Na pewno nie będzie i najgorsze dopiero przed nami.

Podbój przez pokojowe jednoczenie

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5240

„Najwyższy Czas!”  •  30 sierpnia 2022

Nieubłaganie zbliża się 84 rocznica wybuchu II wojny światowej, która – jak pamiętamy – zaczęła się od niemieckiego ataku na Polskę. Jak to pięć lat później napisał w rozkazie dla wojska Naczelny Wódz, generał Kazimierz Sosnkowski – Polska przystąpiła do tej „samotnej walki”, „wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego”. Ponieważ nic tak nie gorszy jak prawda, a poza tym rząd Rzeczypospolitej był wtedy na łasce Brytyjczyków, którzy wkrótce i tak mu tę łaskę cofnęli, to generał Sosnkowski, za powiedzenie rodakom tej prawdy, utracił stanowisko Naczelnego Wodza.

Ciekawe, czy podobne będą losy Ukrainy, która też „wysłuchała zachęty” rządu amerykańskiego, a chyba i brytyjskiego, bo w przeciwnym razie Angielczykowie by się tak wokół Ukrainy nie uwijali – ale o to mniejsza, bo jak tam będzie, tak tam będzie, a ważne jest, by nasze społeczeństwo zdało sobie sprawę, że interes państwowy Polski jest inny, niż interes państwowy ukraiński i powstrzymało zarówno rząd „dobrej zmiany”, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa, które w sprawie ukraińskiej idą ręka w rękę, przed głupstwami, których skutkiem byłoby wciągnięcie Polski do bezpośredniej konfrontacji militarnej z Rosją.

Co prawda, nie obiecuję sobie po tym zbyt wiele, bo – podobnie jak w 1939 roku i w roku 1944, przed wybuchem Powstania Warszawskiego, nasze społeczeństwo jest, podobnie jak było wtedy, wprawiane przez pierwszorzędnych fachowców w stan zbiorowej histerii, ale mimo to trzeba próbować dopuszczać do dyskursu również głos rozsądku. Skoro tedy rozpamiętujemy rocznicę wybuchu II wojny światowej, to musimy melancholijnie stwierdzić, że Polska wojnę tę przegrała. Podjęła walkę w imię obrony niepodległości, której nie udało się obronić ani wtedy, ani odzyskać w roku 1945, więc nie ma co się pocieszać, że Polacy „walczyli na wszystkich frontach”.

W polityce nie liczy się stopień, w jakim ktoś się poświęcił dla „sprawy”, tylko rezultaty. Nie jest to punkt widzenia powszechnie akceptowany, bo przeciwko niemu wytacza się ciężkie działa w postaci zarzutu „szargania” narodowych świętości i bohaterów, ale mimo to warto postawić pytanie, co jest lepsze – czy utrata całego państwa, które zostało rozebrane między dwóch wrogów i pozostawienie narodu ich łaskę, czy też zgoda na utratę części terytorium państwowego, by za tę cenę zachować kontrolę nad resztą? Przeciwnicy tego sposobu myślenia podnoszą zarzut, że „nie było gwarancji”, że Hitler nie będzie wysuwał kolejnych żądań. To akurat prawda; takich gwarancji nie było, ale dlatego, że w stosunkach międzynarodowych niczego nie można zagwarantować absolutnie, więc nie ma polityki bez ryzyka.

Ale jedno wydaje się prawdopodobne, że gdyby Polska nie wysłuchiwała „zachęt” rządu brytyjskiego i jeszcze wiosną 1939 roku przyjęła warunki niemieckie, to Niemcy we własnym interesie nie podpisywaliby 23 sierpnia paktu „Ribbentrop-Mołotow”, bo nie mieliby żadnego powodu, by w ten sposób, bez żadnej konieczności, dopuszczać Stalina bliżej Niemiec. W takim razie ta część terytorium państwowego, która by pozostała po przyjęciu żądań niemieckich, pozostawałaby pod kontrolą rządu polskiego, a więc uniknęłaby, przynajmniej przez jakiś czas, masakry, zarówno z jednej, to znaczy – niemieckiej – jak i z drugiej, to znaczy – sowieckiej strony.

O zaletach takiej sytuacji przekonuje przykład węgierski. Węgry – owszem – zostały wprzęgnięte w niemiecki rydwan wojenny i w związku z tym musiały ponieść ofiary w postaci wykrwawienia się armii węgierskiej nad Donem, ale do 1944 roku, to znaczy – do obalenia admirała Horthy’ego, gestapo na Węgrzech nie szalało i nawet tamtejszym Żydom nic złego się nie działo, bo Eichmann zaczął wywozić ich do Oświęcimia dopiero potem.

Ale to są tematy z zakresu tak zwanej „historii alternatywnej”, w ramach której można snuć rozmaite, mniej lub bardziej wiarygodne i spójne wewnętrznie hipotezy. Warto jednak postawić pytanie, dlaczego w takim razie te same środowiska, które stoją na nieubłaganym stanowisku zbrojnego przeciwstawienia się żądaniom niemieckim w roku 1939, tak skwapliwie stręczyły Polakom Anschluss podczas referendum akcesyjnego w roku 2003 i ratyfikację traktatu lizbońskiego w roku 2007, 2008 i 2009? Dla człowieka myślącego w kategoriach historycznych i politycznych było przecież oczywiste, że po dwukrotnym, nieudanym eksperymencie jednoczenia Europy i podporządkowania jej sobie metodami siłowymi, Niemcy odwołają się do strategii jednoczenia pokojowego.

Było to jasne zwłaszcza po wejściu w życie w roku 1993 traktatu z Maastricht, który w sposób zasadniczy zmieniał formułę funkcjonowania wspólnot europejskich z konfederacji, czyli związku państw, na federację, czyli państwo związkowe. Kamieniem milowym na drodze budowy IV Rzeszy tą strategią był traktat lizboński, podpisany przez przedstawiciela Volksdeutsche Partei Donalda Tuska i Księcia-Małżonka 13 grudnia 2007 roku, a którego ratyfikacja przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego nastąpiła 10 października 2009 roku, na podstawie ustawy z 1 kwietnia 2008 roku, za którą głosował zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i część PiS-u z Naczelnikiem Państwa na czele.

To ten traktat dostarcza pozorów legalności dla prowadzonej przez Niemcy przeciwko Polsce wojnie hybrydowej, której celem jest całkowite obezwładnienie naszej kraju i pozbawienie go nawet pozorów niepodległości. Opowieści Naczelnika Państwa, że traktaty nie pozwalają Niemcom za pośrednictwem organów Unii Europejskiej doprowadzać do anarchizacji państwa poczynając od wymiaru sprawiedliwości, można bowiem włożyć między bajki. Wprawdzie traktat lizboński ustanawia zasadę przekazania, według której Unia Europejska, to znaczy – jej organy – mają tylko takie kompetencje, jakie zostały jej przekazane przez kraje członkowskie, ale nie można zapominać, że ten sam traktat ustanawia też zasadę lojalnej współpracy, według której państwo członkowskie musi powstrzymać się przed każdym działaniem, które mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii Europejskiej.

Ponieważ chodzi o cele Unii Europejskiej, to wyłączną właściwość oceny, czy coś mogłoby im zagrozić, czy nie, ma Unia Europejska, czyli jej organy. Wystarczy tedy proklamować – co właśnie się stało – że jednym z ważnych celów UE jest praworządność, a już na tej podstawie można sztorcować nieposłuszne państwa i obmyślać sposoby surowego ich karania. Wprawdzie Donald Tusk z rozbrajającą szczerością przyznał, że traktat lizboński podpisał bez czytania, co całkowicie rozumiem, bo niby po co miałby go czytać, skoro starsi i mądrzejsi, w osobie Naszej Złotej Pani już go przeczytali i kazali podpisać? O Księciu-Małżonku szkoda nawet wspominać.

Dlaczego jednak Naczelnik Państwa nie tylko nie poprosił brata – prezydenta, by zapobiegł jego podpisaniu, ani też nie przekonał go, żeby – mimo ustawy z 1 kwietnia 2008 roku, która mu zezwalała na jego ratyfikację – z tego pozwolenia jednak nie skorzystał? Przypuszczenie, że również Naczelnik Państwa tego traktatu nie przeczytał, podobnie jak w 2003 roku nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji traktatu z Maastricht, byłoby niegrzeczne, ale wykluczyć tego przecież nie można, skoro to właśnie Naczelnik, korzystając z pomocy klubu parlamentarnego Lewicy, całkiem niedawno przeforsował ustawę o zasobach własnych Unii Europejskiej, która wyposaża Komisję Europejską w dwa nowe uprawnienia – do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii i do nakładania bezpośrednich „unijnych” podatków. Być może że doradził mu to zły duch w osobie pana premiera Mateusza Morawieckiego, którego uważam za postać coraz bardziej zagadkową z uwagi na konsekwencje dla Polski jego decyzji. Nietrudno zauważyć, że wspólną konsekwencją posunięć pana Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera rządu, jest coraz głębsze, wieloaspektowe uzależnienie Polski od Niemiec, które kontrolują instytucje Unii Europejskiej od samego początku.

Dlaczego jednak Naczelnik Państwa nie tylko dopuścił do siebie złego ducha w roku 2015, kiedy zrobił go gospodarczym dyktatorem Polski za plecami poczciwej Beaty Szydło, a w roku 2017, wskutek „głębokiej rekonstrukcji rządu” wyniósł go na stanowisko premiera? Żadnymi względami wyborczymi, ani politycznymi uzasadnić się tego nie da, bo Mateusz Morawiecki, ani w 2015, ani w 2017 roku nie reprezentował żadnego potencjału – a w takim razie – co zadecydowało o jego, powołaniu do rządu, a potem – o awansowaniu na stanowisko premiera? Ja nie twierdzę, że pan premier Morawiecki wykonuje zadania, które dyskretnie powierzają mu Niemcy, ale cóż innego by robił, gdyby je wykonywał? Też przeprowadziłby dekarbonizację i inne tego typu wynalazki, też pod pozorem gorliwości w walce z Rosją nałożyłby embargo na import rosyjskiego węgla na kilka miesięcy przedtem, zanim zrobiła to Unia – i tak dalej? Dlaczego jednak Naczelnik Państwa, który przecież jest dużym chłopczykiem, na to mu pozwala, jednocześnie ciskając bezzębne pogróżki, jak to będzie własną piersią zasłaniał Polskę przez niemieckim pokojowym naporem?

Zwróćmy uwagę, że wskutek tych wszystkich posunięć Niemcy są bardzo bliscy osiągnięcia w Polsce celu jeszcze bardziej ambitnego, od tego, który formalnie stawiał sobie wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler. On chciał tylko Gdańska, autostrady do Prus wschodnich, ewentualnie części Wielkopolski, podczas gdy teraz Niemcy nie tylko przejmują kontrolę nad całą Polską, ale nawet ustanawiają dla niej prawa.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Skokowy wzrost cen energii. Wzrost kosztów przekracza 400%. Sasin i Kowalczyk budzą się z letargu??

Przygotowali „rozwiązania dla przedsiębiorców”

https://nczas.com/2022/08/30/skokowy-wzrost-cen-energii-sasin-i-kowalczyk-przygotowali-rozwiazania-dla-przedsiebiorcow/

Mnożą się apele o energetyczne ulgi dla biznesu. [Dlaczego „dla biznesu”, a nie dla Polski??? MD]

Zdaniem ekspertów inaczej czeka nas fala bankructw przedsiębiorstw, a w jej konsekwencji – wzrost bezrobocia – pisze wtorkowa „DGP”.

Gazeta podkreśla, że przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała, że „Unia Europejska planuje pilną interwencję” w celu obniżenia rosnących cen energii i strukturalną reformę rynku energetycznego. Dodała, że szybko rosnące ceny ujawniają ograniczenia obecnego projektu unijnego rynku energii, przyznając, że został on opracowany w zupełnie innych okolicznościach.

„DGP” zaznacza, że we wtorek rząd ma zająć się propozycjami łagodzenia skutków wzrostu cen gazu dla zakładów azotowych, piekarni czy branży mięsnej. „Przygotowali je wicepremierzy Henryk Kowalczyk i Jacek Sasin. Tymczasem z kręgów biznesowych coraz częściej dochodzą apele o ochronę przed gigantycznymi podwyżkami. Prośby te poparł rzecznik małych i średnich przedsiębiorców” – pisze „DGP”.

„Liczne branże, od przetwórstwa spożywczego, przez firmy pralnicze, aż po sektor usług, zmagają się z rosnącymi cenami energii i jej nośników, które zaczynają zagrażać istnieniu przedsiębiorstw. Rząd wraz z Prezesem Urzędu Regulacji Energetyki powinni niezwłocznie, w dialogu z reprezentantami środowiska przedsiębiorców i pracodawców, przygotować instrumenty ochronne” – podkreślono w apelu Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP), cytowanym przez „DGP”, który ma trafić do rządu.

„DGP” podkreśla, iż z powodu wyjątkowo wysokich cen gazu Cerrad, duży polski producent płytek ceramicznych, wstrzymuje trzy z siedmiu linii produkcyjnych.

„Obawy przedsiębiorstw potwierdza odpowiedź, którą dostaliśmy z ArcelorMittal Poland” – czytamy w gazecie. „Z coraz większym niepokojem obserwujemy sytuację na rynku związaną z rosnącymi cenami gazu i energii elektrycznej, które bez wątpienia mają wpływ na naszą działalność” – przyznaje, cytowana przez „DGP” firma.

„DGP” zauważa, że z kolei producent materiałów budowlanych Lafarge wskazuje, że energia elektryczna stanowi 35–50 proc. kosztów. „Wysokie ceny są zagrożeniem dla produkcji. Choć w chwili obecnej mocno obciążają nas w warstwie kosztowej, to na razie nie planujemy zatrzymania produkcji” – zapewnia producent.

Gazeta podkreśla, że większym zagrożeniem są dla niego możliwe zimą ograniczenia dostaw prądu. „Nasza produkcja odbywa się w trybie 24/7, dlatego wprowadzenie stopni zasilania spowoduje znaczne ograniczenie lub nawet zatrzymanie produkcji. Mimo podjęcia inwestycji i działań w zakresie wykorzystania odnawialnych źródeł energii, tej zimy nie będziemy mogli skorzystać z innych źródeł zasilania” – wyjaśnia Lafarge.

FPP podkreśla, że niektóre państwa UE, jak Bułgaria, Francja, Grecja, Hiszpania i Włochy, za zgodą KE podjęły różne działania antykryzysowe. „Jednym z podstawowych narzędzi stosowanych w innych krajach jest zamrożenie cen energii i jej nośników oraz wyrównanie strat sprzedawcom” – wyjaśnia. [Co za soc-ślepota!! MD]

W „DGP” zaznaczono, że zdaniem FPP mechanizmy pomocowe dla biznesu powinny być kierowane szeroko, bez ograniczeń do sektorów energochłonnych, ze szczególnym uwzględnieniem mikro-, małych i średnich przedsiębiorców. Jak podaje, uśredniony wzrost kosztów przekracza 400 proc. „Już dziś niektórzy przedsiębiorcy zmagają się z kosztami energii wyższymi o ponad 800 proc. niż w ubiegłym roku. Przedsiębiorcy nie są w stanie funkcjonować w takich warunkach, potrzebna jest pilna, systemowa i szeroko zakrojona pomoc” – apeluje Federacja.

„W innym przypadku ryzykujemy nie tylko utratę konkurencyjności firm, względem zagranicznych podmiotów, lecz utratę miejsc pracy oraz przenoszenie wzrostu kosztów prowadzenia działalności gospodarczej na konsumentów” – dodaje.

Przez drożyznę szpitale mogą upaść. „W ciągu dwóch miesięcy zacznie się armagedon”

Michał Tomaszkiewicz 29.08.2022 https://wiadomosci.radiozet.pl/Biznes/Przez-drozyzne-szpitale-moga-upasc-W-ciagu-dwoch-miesiecy-zacznie-sie-armagedon

Szpitale nie są w stanie ponosić zwiększonych kosztów zakupu gazu, energii elektrycznej oraz podwyżek inflacyjnych dla kontrahentów – alarmowali dyrektorzy mazowieckich placówek. Jeśli nie dostaną pomocy, pieniądze skończą się w październiku – poinformowała Wirtualna Polska.

Inflacja daje się we znaki nie tylko podczas zakupów w sklepie. Na gigantyczny wzrost kosztów działania wskazały szpitale, które nie będą w stanie regulować rachunków za pieniądze przyznane im w ramach kontraktów przez NFZ. Wyższych wydatków jest coraz więcej – placówki zostały dotknięte nawet przez braki suchego lodu wykorzystywanego do zabezpieczenia pobranych do badań próbek. Laboratoria muszą kupować go drożej od dostawców zagranicznych. A to tylko wierzchołek góry lodowej.

– Czas powiadomić premiera. W ciągu dwóch miesięcy zacznie się armagedon, idziemy kursem na tragedię – alarmował na spotkaniu szefów mazowieckich szpitali Krzysztof Jan Żochowski, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.

Prąd zbyt drogi dla szpitali. Pieniędzy wystarczy na dwa miesiące

Szpital Wolski za energię elektryczną będzie musiał płacić rocznie 4,5 mln zł, do tej pory otrzymując rachunek na 1,5 mln zł. Kontrahenci szpitala, czyli dostawcy leków i materiałów opatrunkowych, a także na przykład przedsiębiorstwa świadczące usługi sprzątania, domagają się waloryzacji cen uwzględniającej wynoszącą ponad 15 procent inflację. Do tego w lipcu szpital zgodnie z przyjętą przez obóz rządzący ustawą podniósł wynagrodzenie minimalne pracownikom do 5300 zł.

– Wypłaciłem pierwsze pensje, może wypłacę drugie, ale kolejne koszty, które nas czekają, być może nas zabiją. Przy rocznym budżecie 100 mln złotych zabraknie mi 30 mln zł. Mówimy o szpitalu w stolicy, który przyjmuje 400 pacjentów.

Według informacji przekazanych przez zarządzających szpitalami, pieniądze mogą skończyć się już w październiku. Oznaczać to będzie ryzyko braku wypłat pensji dla lekarzy i pielęgniarek, a w konsekwencji między innymi zaprzestania działalności przez szpitalne oddziały ratunkowe.

– W budżetach wielu placówek brakuje około miliona złotych miesięcznie. Tak źle nigdy jeszcze nie było. Dramat sytuacji, w której się znaleźliśmy, powoduje, że czas już wystąpić do premiera – stwierdził Krzysztof Jan Żochowski, dyrektor szpitala w Garwolinie i wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych.

Dyrektor mazowieckiego oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia zapewnił, że w razie sytuacji kryzysowej szpitale będą mogły wystąpić o wypłatę zaliczek na pokrycie świadczeń medycznych dla ludności, dodając, że wysoka inflacja oznacza także większe niż zapisano w ustawie wpływy ze składek zdrowotnych. Dodatkowe środki mogą uratować szpitale, chociaż zapewne Adam Niedzielski ogłaszając 12 sierpnia podpisanie przez 80 procent szpitali nowych, wyższych kontraktów z NFZ nie spodziewał się, że trzeba będzie po nie sięgnąć tak szybko.

Mafie, ale tolerowane: Porzucają naczepy gdzie się da. „W środku jakieś baniaki z chemią”

MATEUSZ LUBCZAŃSKI •https://autokult.pl/45857,porzucone-naczepy-toksyczne-odpady

Przez Polskę gnają ciężarówki z tonami nielegalnych odpadów. Pół biedy, jeśli opuszczają kraj. Gorzej, gdy śmieci i niebezpieczne ciecze są porzucane na podwórkach, placach, a nawet przydrożnych parkingach. Wtedy kosztują nas setki tysięcy złotych – o ile zostaną wykryte.

To miał być "zwykły" złom

To miał być „zwykły” złom (mat. prasowe Krajowej Administracji Skarbowej)

Czerwiec 2022. Krajowa Administracja Skarbowa zatrzymuje ciężarówkę z 26 tonami śmieci, które miały być stalowym złomem. Wcześniej, w kwietniu, zatrzymano ciężarówkę wiozącą 17 ton metalowych puszek zamiast tworzyw sztucznych. W marcu z kolei 27 ton śmieci zatrzymano w Świecku. Zgodnie z dokumentami transport miał jechać przez Polskę z jednej niemieckiej firmy do drugiej.

Takie zbiorniki można było znaleźć w jednej z naczep
Takie zbiorniki można było znaleźć w jednej z naczep (fot. nadesłana przez czytelnika)

W lutym 2022 roku z kolei KAS szukała właściciela opuszczonego przy autostradzie ciągnika siodłowego z naczepą wypełnioną chemikaliami w różnym stanie skupienia. Jak donosiło Radio Wrocław, zastępca prokuratora rejonowego w Bolesławcu nie wykluczał, że ktoś porzucił tam ciężarówkę by pozbyć się odpadów. Za magazynowanie, transport czy obrót takimi materiałami bez zezwolenia grozi kara do pięciu lat więzienia.

To nie są odosobnione przypadki. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu pracuje nad sprawą zorganizowanej grupy przestępczej, która działała chociażby w Elblągu, Lesznie i innych nieustalonych miejscach w kraju.

Zobacz również: Sposoby na schłodzenie auta. Zobacz, który jest najlepszy

Nie ma wolności mediów bez oglądalności reklamMasz włączone blokowanie reklam, co uniemożliwia odtworzenie filmu. Wyłącz blokowanie (np. Adblock lub inne), aby zobaczyć film.(kod błędu:<13>)

Z kolei policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie z wydziału dw. z przestępczością zorganizowaną zwrócili uwagę, że na Warmii i Mazurach odnotowano kilka przypadków obrotu odpadami, co wskazuje na zorganizowane (w liczbie mnogiej) grupy przestępcze.

Każda pozostawiona przyczepa to setki tysięcy złotych wydanych na ich utylizację, co czyni z nich prawdziwe „gorące” kąski. „Naczepy pozostawiane są w różnych miejscach np., na drogach serwisowych, parkingach, poboczach” – informuje Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad.

Jedna z naczep
Jedna z naczep (fot. nadesłana przez czytelnika)

— Jakoś na początku tego roku jadąc drogą serwisową musiałem się przeciskać obok stojącej na niewielkim poszerzeniu naczepy — opowiada mieszkaniec Kałuszyna z województwa mazowieckiego. — Po kilku miesiącach znów tamtędy jechałem i ona nadal stała. Wysiadłem z auta by ją obejrzeć i zrobiłem zdjęcia. To było w kwietniu. Pal licho, że naczepa utrudniała przejazd, ale w środku były pewnie jakieś niebezpieczne chemikalia — opowiada.

Burmistrz miejscowości Kałuszyn jeszcze na początku roku wezwał GDDKiA do usunięcia takiego zagrożenia z sąsiedztwa autostrady A2. Sprawa skończyła się w Samorządowym Kolegium Odwoławczym, bowiem obowiązek ustalenia właściciela leżał na burmistrzu. Wiemy, że w tej chwili naczepy nie ma. Inną opuszczoną przyczepę znaleziono przy DK7.

— Któregoś dnia jadąc na myjnię w Czosnowie zwróciłem uwagę na naczepę, która stoi na takiej bocznej drodze przy głównej trasie — opowiada czytelnik z Czosnowa w woj. mazowieckim. — Kilka dni później nadal tam stała więc zatrzymałem się, żeby zrobić zdjęcia. Pewnie policja się tym zajmuje, bo tam nawet numery rejestracyjne były, a w środku jakieś baniaki z chemią — informuje.

Jak dowiedziałem się w GDDKiA, jeszcze w 2020 roku znaleziono dwie takie przyczepy, a koszt utylizacji odpadów wyniósł kolejno 250 i 380 tys. (!) zł. „Policja znalazła sprawców porzucenia pierwszej z dwóch naczep, od których GDDKIA będzie dochodziła zwrotu poniesionych kosztów po prawomocnym skazaniu” – informował zespół prasowy.

Nieco więcej światła na skalę zanieczyszczenia rzucają dane przekazane Autokultowi z Departamentu Zwalczania Przedsiębiorczości Środowiskowej Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. O ile w 2021 roku ujawniono 125 miejsc nagromadzenia niebezpiecznych odpadów, tak tylko do końca lipca 2022 roku „znaleziono” już 81 takich punktów.