Fetysz Zachodu: Kontrola

Fetysz Zachodu: Kontrola

Mariusz K. Pomianowski myslpolska/fetysz-zachodu-kontrola

Na wstępie małe wyjaśnienie: w niniejszym artykule przez „Zachód” pojmujemy rodziny oligarchiczne oraz arystokratyczne, których korzenie są umiejscowione w Europie Zachodniej, USA i na Bliskim Wschodzie.

Są one właścicielami globalnych korporacji oraz ich podmiotów zależnych, a także wszelkiego rodzaju giełdy, banki, agencje ubezpieczeniowe, inne instytucje finansowe, fundacje, stowarzyszenia i inne organizacje przez nich stworzone, koordynowane i finansowane. Ich nazwiska oraz pochodzenie tych rodzin będą przedmiotem osobnego artykułu, jeśli czas, zdrowie i okoliczności na to pozwolą.

W wielu przypadkach są to rody będące potomkami domów królewskich i książęcych, otoczone rojem bezpośrednich poddanych różnej maści tytulatury. Równolegle dochodzą do tego rody, które swego czasu wzbogaciły się na handlu jak Medyceusze, oraz te, które kupiły tytuły arystokratyczne, na przykład Rothschildowie.

To są już arystokraci nie krwi, ale pieniądza. Nauczeni doświadczeniem rewolucji francuskiej, rewolucji przemysłowej oraz koszmaru I wojny światowej i rewolucji październikowej arystokraci krwi wycofali się ze świecznika, z życia jawnie publicznego, stając się deep state, głębokie państwo.

Powierzają oni swoim plenipotentom funkcje polityczne, tworząc w ten sposób pozory demokracji. Dzięki temu zeszli z oczu masom ludzkim, które w tym momencie straciły możliwość weryfikacji, kto jest ich prawdziwym władcą, a tym samym potencjalnym wrogiem, przeciwko któremu mogliby wznieść swój krwawy gniew. Przykład dzisiejszej Francji, Belgii oraz innych krajów wskazuje, że jest to bardzo skuteczna praktyka. Gniew społeczny jest obracany przeciwko pozornym wrogom i wypala się, nie uczyniwszy krzywdy prawdziwie odpowiedzialnym. Instytucja kozła ofiarnego była i jest stosowana wielokrotnie.

Obecna sytuacja kryzysowa to efekt walki pomiędzy Zachodem bojącym się utracić władzę nad światem a podmiotami dojrzałymi i na tyle mocnymi, że chcą już się od niego uniezależnić. To odwieczna walka podległych z dominującym, która dziś ociera się o ryzyko unicestwienia ludzkości. Dominant bowiem nie odda władzy dobrowolnie. Nie robił tego w przeszłości, nie robi w teraźniejszości ani nie zrobi w przyszłości. Tylko krwawa rewolucja jest w stanie powstrzymać ich zapędy, przynajmniej na jakiś czas. Czasu przecież mają pod dostatkiem. Mogą planować i wdrażać swoje cele na przestrzeni nie czterech czy ośmiu lat, ale dziesiątków, setek, w skali całych kontynentów czy świata jako całości, co jest nieosiągalne dla zwykłych urzędników.

Podmioty i narzędzia kontroli:

  1. kontrola umysłu: A) media, B) Internet, C) sztuczna inteligencja, D) oświata;
  2. kontrola gospodarcza: A) banki, B) giełdy, C) ubezpieczyciele, D) przemysł i rolnictwo;
  3. kontrola polityczna: A) państwa, B) organizacje ponadpaństwowe.

Powyższy wykaz nie wyczerpuje ich liczby, jest tylko zakresem, do którego się ograniczę w dalszej części artykułu.

Każda władza jest formą biurokracji, czy jest to władza jawna, marionetkowa czy ta właściwa. Ich cechą wspólną jest to, by wiedzieć dużo, a najlepiej wszystko, o swoich poddanych. Wiedza, co mówią, piszą, co myślą i co chcą zrobić, jest jak najbardziej pożądana, aby po jej zdobyciu wyciągać wnioski, planować i wpływać na masy ludzkie. Przez pewien czas rozwoju cywilizacji tę rolę pełniła prasa, a później radio i telewizja. To nie był proces szybki, wręcz przeciwnie, i do tego pracochłonny. Wiedzę zdobywały służby specjalne, struktury siłowe. Ten etap miał też najwięcej błędów, gdyż opierał się na tym, co dany człowiek powiedział lub napisał. Nie wiedziano jednak, co myśli.

Jeszcze do lat 80. minionego wieku wiele gazet, czasopism było w miarę obiektywnych i nie podlegało władzy tak bardzo jak obecnie. Istniało wtedy jeszcze doskonałe dziennikarstwo śledcze. Wynikało to z prostego czynnika opłacalności. Ludzie kupowali to, co ich interesowało.  Koniec nastąpił, gdy na szeroką skalę pojawiły się reklamy. Gdy czasopisma, gazety stały się własnością spółek. W ten sposób głębokie państwo przejęło klasyczne media i zmieniło ich funkcję z informacyjnej na opiniotwórczą. Do tej pory taką rolę pełniły media finansowane i podległe państwu. To bardzo ważne, by umieć rozróżniać funkcję informacyjną od opiniotwórczej! Zależność jest oczywista: jeśli treść będzie niezgodna z interesem reklamodawcy, ten się wycofa, a ponieważ zysk z udziału reklam stanowi główne źródło dochodu, jakość pisma przestała być siłą wiodącą.

Dodajmy, że właściwy właściciel pisma zaczął pilnować, aby zawartość nie kolidowała z innymi aktywami z jego portfolio –  by nie pisano o problemach jego firmy ani o skandalu z jego synem handlującym narkotykami. W ten prosty sposób prawdziwe dziennikarstwo umarło. Kontrola. Zyskano narzędzie do kontrolowania tego, co można wydrukować. W ten sposób uzyskano jednolity wpływ na świat polityki. Media przestały wyrażać sympatie lub antypatie swoich właścicieli. Po monopolizacji i konsolidacji rynku, gdzie najpierw setki, potem dziesiątki tytułów prasowych przejęto i zlikwidowano, ośrodek kontroli i wpływów przeniósł się do głębokiego państwa. Ofiarą tego rodzaju zdarzeń padły znane i lubiane pisma, jak Stern, Lui i wiele innych. Dziś zapomniane, choć kiedyś kanclerz Strauss, a po nim Kohl zaczynali od nich dzień.

Prawdziwa rewolucja zaczęła się wraz z upowszechnieniem internetu. Powie ktoś, że nastała wolność w sferze informacji, że jest to szkodliwe dla głębokiego państwa. To złudzenie. Nastała złota era kłamstwa, manipulacji i dezinformacji – doskonała dla głębokiego państwa sfera poznania tego, co ludzie myślą, i wpływania na nich. Do tej pory identyfikacja i przypisanie danego poglądu do konkretnej osoby było bardzo utrudnione. Człowiek w kiosku kupował gazetę za gotówkę i po przeczytaniu lądowała ona w koszu albo pełniła inną rolę w gospodarstwie domowym. Czasem tacy jak ja je kolekcjonowali. Uzbierałem tym sposobem parę tysięcy numerów tygodnika Forum. Dla śledczego to już informacja – ta osoba interesuje się polityką. Raczej mało konkretna to informacja. Teraz śledczy nie musi wchodzić do mieszkania i przeglądać biblioteki domowej obiektu śledztwa. Teraz siada przy ekranie i ma do dyspozycji cały wachlarz narzędzi pozwalający wniknąć w poglądy danej osoby dzięki prześledzeniu jej komentarzy.

Sztuczna inteligencja

Głębokie państwo dysponuje narzędziami identyfikującymi, umiejscawiającymi każdego człowieka w sieci, która jest na bieżąco w czasie realnym monitorowana, zapisywana. Cały czas weryfikacji pod kątem użycia słów kluczowych podlega każdy użytkownik piszący jakikolwiek wpis czy choćby komentarz. Algorytmy wyszukują ich użycie i tworzą katalogi przypisane do danego użytkownika. Na ich podstawie powstaje profil psychologiczny jednostki z wyliczeniem prawdopodobieństwa zagrożenia dla systemu. Dodajmy używanie tak zwanej prowokacji, kiedy przy użyciu botów lub fałszywych kont pobudza się agresywną dyskusję, aby skłonić innych do wyrażenia opinii. Wszystko, co napiszesz w internecie, może być użyte przeciwko tobie. Imię, nazwisko, adres, spod którego napisałeś, i to nie tylko IP, ale konkretne miejsce, data, godzina, minuta, sekunda. Ba, nawet to, w jakim stanie emocjonalnym dokonałeś danego wpisu, ponieważ bierze się pod uwagę tempo i sposób uderzania palcami w klawisze klawiatury. Oczywiście głębokie państwo nie robi tego osobiście, używa do tego organów władzy marionetkowej.

Wraz z nadejściem czasów współczesnych pojawiły się zaawansowane algorytmy nazywane sztuczną inteligencją. Wcześniej były tylko przeglądarkami, wyszukiwarkami, potem dodano im  możliwość interakcji z użytkownikiem. Do prawdziwej sztucznej inteligencji jeszcze bardzo daleko. Te algorytmy o nazwie Grok, ChatGPT oraz wiele innych mają – poza swoimi oczywistymi funkcjami graficznymi, tekstowymi czy wyszukującymi – inną prawdziwą funkcję: kontrolują to, co zamierzasz zrobić, a nawet myśleć. Nie zalecam nikomu wpisać frazy typu: „Jak popełnić morderstwo doskonałe?”, „Jak skutecznie popełnić samobójstwo?”, czy „Jak zbudować bombę?”. Chyba że ktoś chce mieć o szóstej rano załogę G u drzwi.

ChatGPT zakłada, że jeśli pytasz o wrastające paznokcie u stóp, to masz z tym problem. Zakres pytań, jakie zadajesz sztucznej inteligencji, powoduje, że tworzona jest mapa twojej osobowości, która pomimo zapewnień i tak jest udostępniana na zewnątrz. Jeśli zapytasz o buty, to reklama butów pojawi ci się zaraz po zamknięciu Chata, gdy otworzysz pocztę w przeglądarce. Im więcej i dłużej z chatbotem rozmawiasz, tym dokładniejsza jest mapa cyfrowa ciebie samego. Masz agenta, który na ciebie donosi. Zbudowano narzędzie, które pośrednio wnioskuje, co myślisz. Do narzędzia skanującego w tym celu umysł jeszcze tylko krok. Ale profil twojego przewidywalnego zagrożenia dla systemu jest już prawie gotowy.

Jak zapewne większość zdążyła zauważyć, z roku na rok obniża się poziom oświaty, wykształcenia w Polsce, ale nie tylko – w każdym kraju, gdzie oligarchia Zachodu ma wpływy. Za minionego systemu w Polsce edukacja miała tworzyć Twórcę. Dziś tylko konsumenta. Wynika to z prostej przyczyny: osoba dobrze wykształcona ma rozwinięte rozumowanie, zmysł krytyczny, zadaje trudne pytania i pragnie prawdziwych, szczerych odpowiedzi. Takie osoby trudno kontrolować, trudno na nie wpływać, a jaszcze trudniej wymagać od nich posłuszeństwa. System oświaty tworzący takie osoby jest drogi, pracochłonny i wymagający pod każdym względem. Jego cechą jest to, że podnosi poziom ucznia. Dziś pani Nowacka, ministra oświaty mówi, że uczeń ma w szkole być szczęśliwy, że szkoła powinna dostosować się do poziomu ucznia [i]. To szkodliwe, antyludzkie stwierdzenie wstrząsnęło mną. Nie wiem, czy ta pani zdaje sobie sprawę, jakie są konsekwencje takiego trybu nauczania. Jest to zaprzeczenie całej historii nauczania, począwszy od czasów antycznych. Jednak to, co pani Nowacka proponuje, jak najbardziej wpisuje się w pragnienie totalnej i nienegowanej kontroli, jaką oligarchia globalna pragnie narzucić. Ofiara takiego systemu nauczania, a właściwie „deedukacji”, nie będzie myśleć, negować ani tym bardziej buntować się.

W razie braków wiedzy wszystko znajdzie w internecie za pomocą smartphone’a. Choć jak się przekonaliśmy na przykładzie Wikipedii, można ją modyfikować w czasie rzeczywistym. Dla oligarchii wyższość internetu nad książką drukowaną jest oczywista. Raz wydanej książki nie można modyfikować pod względem jej treści. Można dopiero przy następnym wydaniu. Dla przykładu w Szwecji książki Astrid Lindgren były korygowane, cenzurowane [ii]. Książka w formie elektronicznej, może być zmieniana w każdej chwili, kiedy tylko przyjdzie odpowiednia dyrektywa z góry i nowa formuła tekstu. Czy to Wam czegoś nie przypomina? Na szczęście są kraje, gdzie tego typu reformy nie są wdrażane. Choćby Chiny. Dodam tylko, że obniżanie edukacji dotyczy zwykłych ludzi. Dzieci samej elity są uczone według tradycyjnych metod i z użyciem komputerów na niewielką skalę. Są dostępne wyniki badań, że czytanie tradycyjne jest o wiele skuteczniejsze [iii].

Oligarchia Zachodu…

ma ogromny problem wynikający ze zmian zachodzących na świecie. W sferze gospodarki traci kontrolę nad morskimi szlakami handlowymi, których znaczenie maleje z powodu powstawania nowych wzdłuż północnych granic Rosji oraz rozwijania tras kolejowych na kontynencie azjatyckim do Europy; część z nich jest nazywana nowym jedwabnym szlakiem. Dzięki agencjom ubezpieczeniowym, które ubezpieczały okręty handlowe, Zachód kontrolował, co jest przewożone, skąd i dokąd. Dzięki bankom i przelewom międzynarodowym SWIFT wiedział, za jaką cenę, kto, gdzie i kiedy zawarł umowę. I oczywiście zapłacił w dolarach.

Dziś z powodu powstania alternatywy dla SWIFT, czyli CIPS – wynalazku chińskiego – tę wiedzę traci, a tym samym traci narzędzie kontroli nad podmiotami gospodarczymi. Przez wymianę handlową w walutach narodowych z pominięciem dolara opada następny element kontroli. Są to dla Zachodu straty bardzo wymierne i bolesne. Ideolodzy globalizacji zakładali, że taki kraj jak Chiny zawsze będzie pod ich kontrolą, dlatego przenieśli centra przemysłowe do tego kraju, kierując się oczywiście zasadą maksymalizacji zysków i minimalizacji kosztów. Najlepiej zaś przerzucić koszty na stronę społeczną, czyli zyski dla właściciela firmy, a koszta dla społeczeństwa. W swojej pysze Zachód zapomniał, że Chiny są dla ich pojmowania całkowicie obce i nieprzewidywalne. Tak samo jak Rosja.

W wyniku wielu działań stare pieniądze, czyli oligarchia Zachodu, powołały do istnienia nowe byty, które nazwę nowymi pieniędzmi – można też nazwać je warstwą średnią. Jednak stare pieniądze zauważyły, że ich zyski maleją i nowe podmioty, kiedyś częściowo od nich zależne, teraz nabierają samodzielności i wyszarpują z tortu coraz większe kawałki. Dlatego oligarchia Zachodu niszczy i przejmuje te podmioty, stosując agresywną politykę na rynku giełdowym, przy pomocy sfery politycznej, poprzez wpływanie na pewne regulacje prawne, a także stosując presję w postaci zielonej energii, zmian klimatycznych. Wywołują chaos w wielu krajach, wojny domowe. Efektem jest ubożenie społeczeństwa, zanikanie warstwy średniej, upadek wielu setek tysięcy, wręcz milionów firm w skali świata, choć w tym samym czasie powstają wielkie, monopolistyczne korporacje starych pieniędzy. I notują one niebotyczne zyski. Doskonałym narzędziem do niszczenia firm są giełdy. Odurzeni prezesi firm wchodzą na giełdę i ze zdziwieniem patrzą, jak nagle ich firma przestaje być ich, bo ktoś wykupił pakiet kontrolny akcji i firma nie jest dłużej własnością jej twórcy, tylko staje się z aktywem w portfolio korporacji globalnej.

Na celowniku rolnictwo

Globalni gracze w swoim nienasyconym pragnieniu zwrócili oczy na rolnictwo jako na obszar zysków, które tracą. Ich celem stali się rolnicy indywidualni, którzy odbierają im klientów. Proszę zauważyć jak w ramach EU celowo i świadomie niszczy się rolnictwo krajów jak Polska. Dopłaty do ugorowania, ulgi przy zmianie formuły produkcyjnej, a ostatnio premie za likwidowanie gospodarstw rolnych. Najnowszym takim sygnałem jest likwidacja branży futrzarskiej w Polsce. Niech każdy czytelnik sam sprawdzi, kto na tym zyskuje. EU w swoim szale biurokratycznym ciągle wdraża regulacje dotyczące rolnictwa, to znaczy normy, warunki, obostrzenia, zakazy, nakazy i wszechobecną biurokrację.

Wszystko to ma na celu zniechęcenie do prowadzenia działalności rolniczej przez zwykłego człowieka. I nagle słyszymy, że na rynek EU mogą być wprowadzone produkty rolne z Ukrainy i strefy Mercosur, które nigdy nie słyszały o żadnych normach i tym bardziej ich nie przestrzegają, są więc wielokrotnie tańsze niż analogi ze strefy EU. Czy to nie przejaw szczególnej hipokryzji? Wszak to uderza w producenta rolniczego indywidualnego, a nie w korporacyjnego. Trzeba sobie uświadomić, że towary ze strefy Mercosur czy Ukrainy nie pochodzą od odpowiedników rolnych naszych gospodarzy, tylko od korporacji Bayer, Monsanto, Cargill – choć to są trzy z pozoru różne nazwy, tak naprawdę tworzą jeden moloch.

Dodam tylko, że podwaliny pod niemieckie inwestycje, firmy i gospodarstwa rolne, ogromne latyfundia w strefie Mercosur zbudowano w latach 1943-1945, gdy z Niemiec Adolfa Hitlera wytransferowano aktywa w złocie oraz kamieniach szlachetnych [iv]. Dziś ta inwestycja niemiecka wraca do EU. Osoby, które za tym stoją to „[…] Alfried Krupp von Bohlen und Halbach zwany „królem armat” oraz baron Georg von Schnitzler, członek zarządu IG Farbenindustrie uważany za mózg tego gigantycznego koncernu chemicznego. […] szara eminencja przemysłu chemicznego Albert Pietzsch, wpływowy finansista, Brigadeführer SS, baron Kurt Freiherr von Schröder oraz bankier i rotarianin dr Otto Christian Fischer z zarządu Reichskreditgesellschaft” [v].

Czy wciąż dziwicie się, że dla EU dobro takich gigantów jest ważniejsze od zwykłego rolnika indywidualnego w Polsce? I nie ważne jest, że przy okazji gwałci się prawa, które się samemu ustanowiło.

Oligarchia Zachodu lubi kontrolować całe państwa przy użyciu niby obieralnych polityków, którzy są promowani, szkoleni, przygotowywani do pełnienia roli administratora ziem podległych ich władzy. Jeśli zaś nie daj Boże do polityki pchają się ludzie nieszkoleni przez Sorosa, nieocenieni przez Klausa Schwaba, są oni likwidowani jak politycy AfD w Niemczech Albo osadzani w więzieniach jak w Mołdawii, gdzie przeprowadzono parodię wyborów. Gdy te metody nie wystarczą, dokonuje się ataku terrorystycznego jak na premiera Słowacji. Mieliśmy możność poznać, jakiej klasy eksperci są wybierani do przewodzenia i bycia liderem na przykładzie pana Wiecha. Co prawda w ostatniej chwili nie doszło to do skutku…

Przykładem bytu ponadpaństwowego stworzonego do kontroli i utrzymania hegemonii oligarchii Zachodu jest choćby EU. Oficjalnie za ojca uważa się Schumana, ale prawdziwym twórcą i ideologiem jest Calergii, tak czczony przez panią Merkel, kanclerz Niemiec. Ten twór nazywany mylnie przez pana Brauna eurokołchozem, a trafnie określonym przez pana Michalkiewicza kontynuacją III Rzeszy Niemieckiej jest doskonałym narzędziem kontroli całych państw, które są wysysane i niszczone na rzecz tylko jednego państwa – Niemiec.

Ten moloch biurokratyczny niszczy nas. W tym gąszczu norm, przepisów, dyrektyw rozmywa się indywidualna odpowiedzialność. Przykład Ursuli von de Leyen pokazuje, że pomimo oskarżeń można pozostać nietykalnym [vi].

To, że ten chory twór się rozpadnie, jest rzeczą pewną, tylko kiedy? Zapewne wtedy, gdy oligarchia Zachodu uzna, że spełnił swoją rolę i już nie jest potrzebny.

Proszę wybaczyć, ale ten artykuł jest tylko próbą zasygnalizowania problemu. Temat jest bowiem olbrzymi i wymaga naprawdę szerokiego opracowania.

Mariusz K. Pomianowski

[i] J. Pytlak, Win-Win Barbary Nowackiej, edunews.pl, 2025, https://www.edunews.pl/badania-i-debaty/opinie/7126-win-win-barbary-nowackiej?utm_source=chatgpt.com

[ii] R. Donadio, Pippi Longstocking Ignites a Debate on Race, „New York Times”, 2014, https://www.demorgen.be/nieuws/pippi-longstocking-ignites-a-debate-on-race~bf2a7d9e/?utm_source=chatgpt.com&referrer=https%3A%2F%2Fchatgpt.com%2F

[iii] S. Habeshian, Reading print is better for comprehension than screens, study finds, „Axios”, 2023, https://www.axios.com/2023/12/15/reading-comprehension-print-digital?utm_source=chatgpt.com

[iv] B. Report, The Vatican and the Ratlines, „Journal of Contemporary History”, 2001, vol. 36

U.S. Department of State, U.S. and Allied Efforts to Recover and Restore Gold and Other Assets Stolen or Hidden during World War II: Preliminary Study, „Eizenstat Report”, Washington D.C. 1997

[v] R. Brzeski, X, 2025, https://x.com/drRafalBrzeski/status/1971465996406813062

[vi] A.-L. Dufeal, PfizerGate: EU Court says von der Leyen wrong to keep vaccine negotiation details secret, Brussels Signal, 2025, https://brusselssignal.eu/2025/05/pfizergate-eu-court-says-von-der-leyen-wrong-to-keep-vaccine-negotiation-details-secret/?utm_source=chatgpt.com

  1. Cormand, Ursula von der Leyen commet une trahison en abandonnant l’un des piliers de l’Union européenne que constitue la PAC, lemonade.fr, 2025, https://www.lemonde.fr/idees/article/2025/07/24/ursula-von-der-leyen-commet-une-trahison-en-abandonnant-l-un-des-piliers-de-l-union-europeenne-que-constitue-la-pac_6623489_3232.html?utm_source=chatgpt.com
  2. Liboreiro, V. Genovese, Ursula von der Leyen slams 'Russian puppets’ as MEPs debate motion to topple her presidency, euronews.com, 2025, https://www.euronews.com/my-europe/2025/07/07/ursula-von-der-leyen-slams-russian-puppets-as-meps-debate-motion-to-topple-her-presidency?utm_source=chatgpt.com

S.V. Rasquinho, Irish activist accuses European Commission head of ‘enabling genocide’ in Gaza, aa.com, 2024, https://www.aa.com.tr/en/europe/irish-activist-accuses-european-commission-head-of-enabling-genocide-in-gaza/3195308?utm_source=chatgpt.com

Myśl Polska, nr 47-48 (23-30.11.2025)

Jak Demony gryzą się w Dolinie Krzemowej. Serio??

Dolina Krzemowa, z Peterem Thielem, przyjmuje „chrześcijański nacjonalizm” Donalda Trumpa

Alfredo Jalife-Rahme https://www.voltairenet.org/article223017.html

To rewolucja intelektualna wstrząsająca Doliną Krzemową: według supermiliardera Petera Thiela, przez pół wieku główne światowe mocarstwa wymyśliły formę globalizacji, która jest niczym więcej niż panowaniem Antychrysta. Narody znikają na rzecz instytucji takich jak Międzynarodowy Trybunał Karny i Organizacja Narodów Zjednoczonych, podczas gdy innowacje naukowe, takie jak sztuczna inteligencja, są spowalniane.

Dzisiaj konflikt geostrategiczny przeciwstawia trzy największe mocarstwa Drogi Mlecznej, które konfigurują „strategiczną stabilność” – Stany Zjednoczone/Rosja/Chiny – do której Indie mogą być z powodzeniem dodane dzięki niedawnemu przejęciu koncepcji RIC Primakova (Rosja/Indie/Chiny), która, krótko mówiąc, dałaby nowy porządek tetrapolarny.

Na Zachodzie, głównie w anglosferze prowadzonej przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską, toczy się prawdziwa kosmogoniczna i teologiczna bitwa między upadkiem globalistycznej sorosokracji Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, którego tymczasowym prezesem jest Larry Fink, wielki szef BlackRock, z jego kontrowersyjną Agendą 2030/przebudzony/zielony, a powrotem „chrześcijańskiego nacjonalizmu” typu suwerennego/reaganowskiego z projektem Dziedzictwo 2025.

Niemiecko-amerykański multimilioner Peter Thiel (PT) wygłosił w San Francisco cztery „prywatne” konferencje o charakterze apokaliptycznym/eschatologicznym – których treść została ujawniona przez Washington Post – w których atakuje krytyków sztucznej inteligencji (AI) Doliny Krzemowej, których opisuje jako „Legionistów Antychrysta”.

Thiel, lat 58, współzałożyciel Palantir Technologies, PayPal, Founders Fund i zewnętrzny inwestor Facebooka, z majątkiem w wysokości 26 miliardów dolarów, jest wielkim sojusznikiem wiceprezydenta JD Vance’a, „chrześcijańskiego nacjonalisty” pokolenia Y i mentora Charliego Kirka, niedawno zamordowanego.

Peter Thiel atakuje Gretę Thunberg, osławioną wyznawczynię globalistycznej sorosokracji, i Eliezera Yudkowsky’ego, krytyka dereglementacji sztucznej inteligencji w Dolinie Krzemowej, którą opisuje jako „ministranci Antychrysta XXI wieku”. Gerrit de Vynck z Washington Post nie omieszka podkreślać, że konferencje Petera Thiela to „zbieg okoliczności z powstaniem chrześcijańskiego nacjonalizmu w Stanach Zjednoczonych”. Gerrit de Vynck komentuje, że „Chrześcijanie mają różne interpretacje biblijnego Antychrysta, ale jego obraz jest często rozumiany jako wizerunek przeciwnika Boga, który pojawia się na końcu czasu”.

Reuters, rzecznik Anglo-sfery, ujawnił już niektóre z konferencji Petera Thiela w San Francisco, dodając, że obecny zwolennik Trumpa zasugerował swojemu byłemu partnerowi Elonowi Muskowi, aby nie wpadał w naiwną pułapkę oddawania swojej fortuny „lewicowym organizacjom non-profit, które zostałyby wybrane przez Billa Gatesa, według niego jednego z liderów rządu światowego” i najbliższego „Antychrysta”.

Według Gerrita de Vyncka, „jeden z najbardziej wpływowych liderów w branży sztucznej inteligencji opiera się inwigilacji rozwoju technologicznego jako religijnej bitwie, która może zintensyfikować krucjatę branżową”, przyciągająca uwagę jako „przekonujący pokaz religijności w branży, która zawsze była świecka”. Chrześcijaństwo ugruntowało ostatnio znaczącą obecność w niektórych wpływowych kręgach technologicznych, częściowo dzięki ACTS 17 Collective, organizacji non-profit zajmującej się upowszechnianiem chrześcijańskich zasad w branży technologicznej, która organizowała konferencje Thiela”.

Nawiasem mówiąc, ACTS 17 Collective bierze swoją nazwę od ACTS 17 (Akta Apostolskie 17 – to Dzieje Apostolskie), tekstu odnoszącego się do kazań apostoła Pawła do elit Aten. ACTS 17 to również akronim od Uznanie Chrystusa w Technologii i Społeczeństwie.

W marcu zeszłego roku Lauren Goode z portalu naukowego Wired opisała „Chrześcijan z Doliny Krzemowej jako tych, którzy chcą zbudować raj na ziemi”. Gerrit de Vynck wyjaśnia, że Peter Thiele „był częścią sieci elit technologicznych, które pomogły zainstalować Vance’a, jego protegowanego, na stanowisko wiceprezydenta”.

Moim zdaniem „Antychryst” Petera Thiele jest bardzo potężną manichejską metaforą biblijnej kosmogonii w Stanach Zjednoczonych, która ma głębokie konsekwencje wyborcze.

======================

Wycierają sobie gęby pojęciem „chrześcijańskich zasad”… Na ile serio?? Zobaczymy?? md

Czy Trump może stać się inicjatorem globalistycznego „Wielkiego Resetu”?

Czy Trump zainicjuje Wielki Reset?

Autor: AlterCabrio, 9 września 2025

Śledzę powstawanie sojuszu BRICS od 2009 roku, a motywem przewodnim bloku gospodarczego (na pierwszy rzut oka) zawsze było zerwanie z dolarem jako światową walutą rezerwową. Przywódcy BRICS od lat nawołują do zniesienia dolara i wprowadzenia nowego globalnego systemu walutowego. Plan ten nie jest jednak tak skoncentrowany na Wschodzie, jak wielu zakłada. Innymi słowy, jeśli liczysz, że BRICS „położy kres globalizmowi”, jesteś w błędzie.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Czy Trump może stać się inicjatorem globalistycznego „Wielkiego Resetu”?

W zeszłym tygodniu media huczały od plotek o niedawnym spotkaniu Rosji, Chin i Indii w chińskim mieście portowym Tianjin. Władimir Putin, Xi Jinping i Narendra Modi zadbali o to, by na tym wydarzeniu prezentować jednolity front, przynajmniej pod względem gospodarczym. Widać było też wyraźnie, że więzi wojskowe Chin i Rosji się umacniają. Szanghajskie Spotkanie Współpracy [Shanghai Cooperation Gathering] jest traktowane przez media jako ostrzeżenie dla Stanów Zjednoczonych w obliczu narastających napięć handlowych.

Zachodni dziennikarze zdają się być nieco podekscytowani tymi doniesieniami, sugerując, że polityka celna Donalda Trumpa jednoczy wrogów Ameryki i tworzy oś antyamerykańską. Lewica polityczna nienawidzi Trumpa tak bardzo, że nie zdziwiłbym się, gdyby za rok lub dwa wiwatowali na cześć Putina i BRICSu.

Wiadomość dla niewtajemniczonych: BRICS tworzy swój sojusz już od czasów Obamy. To nic nowego i nie ma nic wspólnego z Trumpem.

Śledzę powstawanie sojuszu BRICS od 2009 roku, a motywem przewodnim bloku gospodarczego (na pierwszy rzut oka) zawsze było zerwanie z dolarem jako światową walutą rezerwową. Przywódcy BRICS od lat nawołują do zniesienia dolara i wprowadzenia nowego globalnego systemu walutowego. Plan ten nie jest jednak tak skoncentrowany na Wschodzie, jak wielu zakłada. Innymi słowy, jeśli liczysz, że BRICS „położy kres globalizmowi”, jesteś w błędzie.

W rzeczywistości w 2009 roku zarówno Rosja, jak i Chiny wysunęły koncepcję globalnej waluty zarządzanej przez MFW. Organizację, którą wielu uważa za kontrolowaną przez USA. W rzeczywistości jest ona kontrolowana przez globalistów, a globaliści nie mają trwałych powiązań z żadnym państwem narodowym. Są lojalni jedynie wobec własnych celów.

Niektórzy mogą twierdzić, że sytuacja zmieniła się dramatycznie od 2009 roku, ale ja się z tym nie zgadzam. Chiny są teraz nierozerwalnie związane z koszykiem SDR MFW, a Rosja pozostaje aktywnym członkiem MFW pomimo wojny na Ukrainie. Ważne jest, aby zrozumieć, że w przypadku wydarzeń światowych zawsze istnieją dwie różne osie czasu – jest bardziej nagłośniony teatr międzynarodowy, a następnie są działania instytucji globalistycznych, które istnieją poza geopolityką.

Moim zdaniem globaliści niekoniecznie są „inżynierami” stojącymi za każdym konfliktem czy kryzysem, ale pozycjonują się w ten sposób, aby wykorzystać sytuację, kiedy tylko jest to możliwe. I grają po obu stronach każdego konfliktu, aby uzyskać jak największe korzyści. Innymi słowy, grupy takie jak MFW, Bank Światowy, BIS, WEF i warte biliony dolarów konglomeraty, takie jak BlackRock i Vanguard, będą zabiegać o poparcie BRICS w takim samym stopniu, jak o poparcie Zachodu, jeśli chodzi o osiągnięcie scentralizowanej, globalnej gospodarki.

Nie jest tajemnicą, jak ma wyglądać ten „nowy porządek świata”. Ekipa z Davos od lat otwarcie omawia swoje wizje, a podczas pandemii zerwała maski i rozkoszowała się „nieuniknioną” realizacją swojego „Wielkiego Resetu”. Podsumowując, oto, czego elity oczekują od przyszłej gospodarki:

Globalny system bezgotówkowy. Jedna światowa waluta cyfrowa oparta na koszyku CBDC (Cyfrowych Walut Banku Centralnego). Sztuczna inteligencja śledząca wszystkie zapisy finansowe. „Gospodarka współdzielenia” [sharing economy], w której wszelka własność prywatna zostaje zniesiona. Wykorzystanie „debankingu” do kontrolowania dyskursu społecznego – co oznacza, że ​​możesz mówić, co chcesz, ale w konsekwencji stracić dostęp do swoich kont, a być może nawet do rynku pracy. Kontrola i redukcja populacji. Feudalizm węglowy, w którym narody płacą daninę globalistom w imię „powstrzymania antropogenicznej zmiany klimatu” (która nie istnieje).

Podatki te będą następnie redystrybuowane do różnych krajów, aby zachęcić je do współpracy. Ostatecznie chcą wprowadzenia powszechnego dochodu podstawowego (UBI), aby uzależnić każdego obywatela od scentralizowanego rządu w kwestii utrzymania, tak aby nigdy nie pomyślał o buncie.

To właśnie mają na myśli elity z Davos, mówiąc o „Wielkim Resecie”. Zwracałem jednak uwagę w ostatnich artykułach, że globaliści niepokojąco zamilkli w ciągu ostatniego roku. Nie są już tak odważni w swoich przemówieniach jak podczas pandemii, a ich plany zdają się rozbijać o ścianę.

Widziałem, jak media, wielu bankierów centralnych i przywódców politycznych określało tę kwestię mianem „resetu gospodarczego” Donalda Trumpa i uważam tę narrację za fascynującą. O czym właściwie mówią? Czy w grę wchodzą konkurencyjne resety, a jeśli tak, to czy oznacza to, że globalistyczny plan spalił na panewce?

Reset Trumpa i koniec Bretton-Woods

Reset Trumpa, jeśli można to tak nazwać, wydaje się mieć swoje korzenie w odwróceniu powojennego porozumienia z Bretton Woods, na mocy którego Stany Zjednoczone stały się de facto motorem napędowym światowej gospodarki. To właśnie wtedy umocnił się status dolara jako światowej waluty rezerwowej, Ameryka stała się centrum konsumpcyjnym dla Zachodu i powstało NATO.

Brzmi to jak świetna okazja dla Amerykanów, ale odgrywanie tej roli jest kosztowne. Powoli, ale nieubłaganie niszczy naszą gospodarkę poprzez zadłużenie i inflację.

Wielu prezydentów stosowało ukierunkowane cła od czasów II wojny światowej, ale żaden nie wprowadził tak daleko idących ceł jak Trump. Często porównywane do ceł Smoota-Hawleya z czasów Herberta Hoovera, niesłusznie obwinianych za Wielki Kryzys (w rzeczywistości to banki międzynarodowe i Rezerwa Federalna spowodowały kryzys), podatki importowe Trumpa zakłócają handel w ramach systemu Bretton Woods i hamują globalizację, zmuszając duże korporacje do ograniczenia outsourcingu zagranicznego.

Jak wielokrotnie zauważałem, globalne korporacje NIE są podmiotami wolnorynkowymi, lecz podmiotami socjalistycznymi, ustanowionymi przez rządy i chronionymi specjalnymi przywilejami prawnymi i ekonomicznymi. Jeśli firma jest „zbyt duża, by upaść” [too big to fail] i w związku z tym ma prawo do pieniędzy podatników w ramach programów pomocowych i luzowania ilościowego [bailouts and QE], to nie jest ona mechanizmem wolnego rynku. Dlatego nie powinniśmy się przejmować, jeśli zostanie opodatkowana cłami.

Szczerze mówiąc, uważam, że globalizm korporacyjny i współzależność ekonomiczna powinny zostać zniesione, nawet siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Uzasadniona decentralizacja czy kontrolowany chaos?

Cła Trumpa, cięcia subsydiów zagranicznych i inne strategie gospodarcze mogą za kilka lat całkowicie zrujnować globalizm, jaki znamy. W pewnym sensie jest to więc swego rodzaju „reset gospodarczy”. Ale sedno sprawy to: czy działania Trumpa mogą przyspieszyć globalistyczny reset, zamiast go zniweczyć?

Jak wspomniano wcześniej, budowanie ścisłych więzi między krajami BRICS trwa od 2009 roku, a ich głównym celem jest położenie kresu strukturom ustanowionym na mocy porozumienia z Bretton Woods. W przeszłości kraje BRICS deklarowały chęć wprowadzenia nowego systemu walutowego zarządzanego przez MFW. Niezależnie od tego, czy kraje BRICS zdają sobie z tego sprawę, czy nie, ich wysiłki na rzecz rozwoju CBDC i odsunięcia USA od władzy wpisują się w globalistyczny plan.

MFW i BIS intensywnie (i dyskretnie) pracują nad budową transgranicznych ram CBDC, a MFW planuje własną globalną walutę cyfrową opartą na koszyku SDR. BIS czasami nazywa ten system „Unified Ledger” [dosł. jednolity rejestr -AC].

Czy elity bankowe tworzą alternatywę dla dolara w ramach przygotowań do zbliżającego się starcia między USA a BRICS? I czy „reset” Trumpa jest katalizatorem tego kryzysu?

Popieram cła Trumpa z wielu powodów. Uważam, że globalizm musi się skończyć. Uważam, że krajowa produkcja powinna wrócić do Stanów Zjednoczonych, a korporacje muszą ponieść koszty outsourcingu. Nie sądzę, że Amerykanie powinni być głównym centrum konsumpcyjnym dla całego świata i nie sądzę, że naszym zadaniem jest dotowanie planety. Uważam również, że nic się nie zmieni, jeśli w najbliższej przyszłości nie zostaną podjęte drastyczne środki.

Rozumiem jednak również, że jeśli Stany Zjednoczone przestaną odgrywać rolę, jaką odgrywały od II wojny światowej, większość krajów na świecie stanie w obliczu szokujących perturbacji. Stany Zjednoczone odpowiadają za około 30% globalnej konsumpcji. Dostarczamy zdecydowaną większość globalnej pomocy zagranicznej (około 70–100 miliardów dolarów rocznie), od której wiele krajów jest zależnych. Jesteśmy głównym rynkiem eksportowym dla świata i nie ma tu realnego substytutu. Dolar i system SWIFT są kluczowymi czynnikami napędzającymi globalny handel.

Czy reset Trumpa rzeczywiście sprawi, że większość krajów znajdzie się w rozpaczliwej sytuacji? Sytuacji, która zmusi je do poszukiwania alternatywnego rozwiązania, którego w innym przypadku by nie zaakceptowały? Czy globaliści czekają w kolejce, by zaoferować to rozwiązanie w postaci własnego „Wielkiego Resetu” i globalnego systemu walut cyfrowych?

Tak czy inaczej, istniejąca współzależność gospodarcza musi zniknąć. Globalne korporacje muszą stanąć przed sądem po dekadach ochrony i specjalnego traktowania. Produkcja musi wrócić do Stanów Zjednoczonych. Amerykanie muszą przestać płacić za resztę świata za pośrednictwem pomocy zagranicznej. Ale jeśli chcemy pójść tą drogą, musimy jednocześnie zlikwidować wszystkie organizacje globalistyczne.

Uważam, że te instytucje planują wykorzystać niestabilność spowodowaną zerwaniem przez Stany Zjednoczone ze strukturą Bretton-Woods. Myślę, że jak zawsze, ustawiły się tak, aby wykorzystać każdy potencjalny konflikt, który może wyniknąć. Nie można pozwolić im wykorzystać naszych niezbędnych reform jako trampoliny do osiągnięcia zła, jakim jest Wielki Reset.

Prawdziwy „reset” będzie wymagał od nas, abyśmy priorytetowo potraktowali zniszczenie instytucji globalistycznych. W przeciwnym razie wszelkie nasze działania gospodarcze mogą ostatecznie przynieść korzyści ich planom.

________________

Could Trump End Up Triggering The Globalist “Great Reset”?, Brandon Smith, September 8, 2025

−∗−

Debanking to zamykanie kont bankowych osób lub organizacji przez banki, które postrzegają posiadaczy kont jako stanowiących ryzyko finansowe, prawne, regulacyjne lub reputacyjne dla banku.
Źródło: Wikipedia (angielski)

Izolacja, mówili: A tu Xi obejmuje Putina i Modiego na ważnym szczycie w Chinach – reakcja Trumpa

uncutnews/isolation-sagten-sie-xi-umarmt-putin-und-modi-auf-wichtigem-china-gipfel-trump-reagiert

Sputnik przez AP

Izolacja, mówili: Xi obejmuje Putina i Modiego na ważnym szczycie w Chinach – reakcja Trumpa

Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW) w Tianjinie, który odbył się od 31 sierpnia do 1 września, był wyraźnie gospodarczym „pokazem siły” przeciwko Zachodowi , który oprócz zwykłych formalnych powitań, przemówień i grupowych zdjęć zawierał także kilka mniej subtelnych przesłań.

W serdecznej atmosferze, w której prezydenci Xi, Modi i Putin wymieniali uściski, uściski dłoni i serdeczne chwile śmiechu, wydarzenie to ma zasygnalizować światu znaczące odejście od globalnej dominacji USA w kierunku świata wielobiegunowego, coraz bardziej kształtowanego przez Azję, Eurazję i Globalne Południe. Dzieje się to w czasie, gdy Waszyngton grozi surowymi sankcjami wtórnymi każdemu państwu prowadzącemu interesy z Rosją.

Sama populacja Chin, Indii i Rosji stanowi ponad jedną trzecią ludności świata. Obecni byli również przywódcy państw z ponad 20 innych krajów, w tym z Białorusi i Słowacji.

Prezydent Rosji Putin nazwał spotkanie szczytem „autentycznego multilateralizmu” i zaapelował o nowe ramy bezpieczeństwa euroazjatyckiego, wolne od wpływów Zachodu. Obecność premiera Indii Modiego była pierwszą od wielu lat.

„The New York Times” opisał „scenę we wschodnich Chinach, która niemal na pewno była przeznaczona dla publiczności po drugiej stronie świata: przywódcy Chin, Rosji i Indii, trzech największych mocarstw niezwiązanych z Zachodem, uśmiechali się i śmiali jak dobrzy przyjaciele, witając się na szczycie w poniedziałek”.

Gazeta kontynuowała: „Rozpoczyna się od tego, że premier Indii Narendra Modi i prezydent Rosji Władimir W. Putin trzymają się za ręce i wchodzą do sali konferencyjnej wypełnionej innymi światowymi przywódcami. Idą prosto w kierunku prezydenta Chin Xi Jinpinga, ściskają mu dłoń i tworzą ciasny krąg. Wymieniają kilka słów, zanim dołączają do nich tłumacze. Pan Putin szeroko się uśmiecha, a pan Modi śmieje się serdecznie. W pewnym momencie pan Modi podaje rękę obu przywódcom ”.

W dalszej części „The Times” czytamy, że szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy „zapewnił Chinom i Rosji platformę do spotkania partnerów takich jak Iran, Kazachstan, Kirgistan, Białoruś i Pakistan”.

Putin i Modi serdecznie się obejmują
Czy ktoś wspomniał o cłach?https://t.co/X58RZklRVA pic.twitter.com/AkKukBkEVC— RT (@RT_com)

1 września 2025

Tłumaczenia „X” : Putin i Modi serdecznie się obejmują. Czy ktoś powiedział „cła”?

„Przyszłość jest TUTAJ” – a może jak to ujął Modi? Co o tym sądzisz?

Różne media państwowe podkreślały ten motyw sprzeciwiania się amerykańskiej potędze militarnej i gospodarczej. Na przykład, przedstawiciel rosyjskich mediów państwowych powiedział w wywiadzie dla analityka ds. Chin:

Chiny i Indie mogą teraz współpracować, aby przeciwstawić się hegemonii USA– Wang Wen, dziekan wykonawczy Instytutu Studiów Finansowych Chongyang

„Smok i słoń mają mądrość pozwalającą im rozstrzygać swoje różnice i konflikty graniczne”.

W swoim przemówieniu otwierającym chiński przywódca Xi Jinping wezwał uczestników do przeciwstawienia się „mentalności z czasów zimnej wojny, konfrontacji między blokami i zastraszaniu”. Wezwał organizację do „postępu” w obliczu „globalnych wstrząsów”.

Wszystko to, rzecz jasna, dzieje się na tle wojny na Ukrainie, a Chiny to jedno z niewielu miejsc, gdzie Putin może swobodnie się poruszać i cieszyć się czerwonym dywanem, gdzie głowy państw z globalnego Południa rywalizują o uścisk dłoni lub zdjęcie z nim.

Zachodni dziennikarz mieszkający w Moskwie ironicznie podpisał zdjęcie: Izolacja, dziś w Chinach .

Tłumaczenie „X” : Porównajmy to z żałosnym obrazem europejskich przywódców, zbiorowo i uroczyście upokorzonych w Białym Domu w zeszłym tygodniu.

Jednak Gautam Bambawale, były ambasador Indii w Chinach, ostrzegł w wywiadzie dla CNBC: „Smok i słoń jeszcze nie tańczą razem. Po prostu patrzą na siebie z przeciwległych stron pokoju, próbując ocenić, jaki wpływ może mieć ich relacja. Powrót do normalności zajmie trochę czasu”.

Jednakże lata pokazały, że im większa presja ze strony Waszyngtonu i groźby sankcji wobec obu krajów, tym szybciej przezwyciężane są historyczne napięcia i podziały.

Grupowe zdjęcie [raczej filmik.md] przedstawiające nierozłącznych Putina i Xi…

https://twitter.com/i/status/1962201595728334990

Tłumaczenie hasła „X” : NAJNOWSZE: Przywódcy świata pozują do grupowego zdjęcia na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Chinach.

Rosyjskie media przedstawiły sytuację następująco:

Argument:Xi opowiada się za porządkiem, który„demokratyzuje”globalne zarządzanie i zmniejsza zależność od finansów skoncentrowanych na USA (tj. zmniejsza dominację dolara, a zwiększa rolę instytucji regionalnych). Putin określił Szanghajską Organizację Współpracy jako instrument„prawdziwego multilateralizmu”i bezpieczeństwa euroazjatyckiego. Opisując Chiny jako partnera, a nie rywala, Modi zasygnalizował, że New Delhi nie będzie popierać antychińskiej agendy Waszyngtonu.

Publiczność:Obecnych było ponad 20 przywódców państw i rządów spoza Zachodu, a Sekretarz Generalny ONZ António Guterres pomógł zorganizować wydarzenie — nie było to tajne spotkanie klubu, ale wydarzenie skupione wokół ONZ na forum kierowanym przez Chiny.

Prezydent Trump odpowiedział w poniedziałek na jasny przekaz „przyjaźni” i „jedności” między Chinami, Rosją i Indiami, pisząc na portalu Truth Social: „Niewiele osób rozumie, że z Indiami prowadzimy bardzo mało handlu, podczas gdy Indie prowadzą z nami ogromną wymianę handlową”. Dodał, że Stany Zjednoczone pozostają „największym klientem” Indii.

Wiceprezes JD Vance również wydał nieco defensywne oświadczenie w sprawie X…

„Powodem jest to, że Indie nałożyły na nas dotychczas tak wysokie cła – najwyższe spośród wszystkich krajów – że nasze firmy nie są w stanie sprzedawać swoich produktów w Indiach. To była katastrofa całkowicie jednostronna! Co więcej, Indie kupują większość ropy naftowej i produktów wojskowych od Rosji, a bardzo niewiele od Stanów Zjednoczonych. Teraz zaoferowali obniżenie ceł do zera, ale jest już za późno. Powinni byli to zrobić lata temu” – napisał Trump.

Zaraz po zakończeniu szczytu Modi napisał na X: „Miałem znakomite spotkanie z prezydentem Putinem na marginesie szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Tianjinie. Omówiliśmy sposoby pogłębienia współpracy dwustronnej we wszystkich obszarach, w tym w handlu, nawozach, kosmosie, bezpieczeństwie i kulturze. Wymieniliśmy poglądy na temat procesów regionalnych i globalnych, w tym pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie ”.

Źródło: Izolacja, mówili: Xi obejmuje Putina i Modiego na ważnym szczycie w Chinach – Trump odpowiada

Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy zniszczył nadzieje i plany Zachodu

Szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy zniszczył nadzieje i plany Zachodu

Los Ukrainy rozstrzygnął się w Chinach.

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 2

Reakcję Zachodu i jego Ukrainy na szczyt Szanghajskiej Organizacji Współpracy w Chinach można określić jednym słowem: oszołomienie. Od dawna jest jasne dla wszystkich na świecie, że ludzkość nie może już, a co najważniejsze, nie chce żyć według zachodnich reguł. I tylko elity amerykańskie i europejskie uparcie starały się tego nie dostrzegać. Ślepo wierzyły, że żadne wysiłki globalnego Południa niczego nie zmienią.

Ta pozycja strusia [legendarna.. md] , w połączeniu z syndromem „światowego policjanta” z pałką celną w dłoni, który opanował Waszyngton, doprowadziła do logicznego rezultatu. Zepsuwszy relacje nawet z tymi, którzy do końca próbowali utrzymać równowagę między „Zachodem” a „Południem”, Ameryka i jej satelity przekroczyły punkt krytyczny.

I są zmuszone patrzeć z bezsilną złością, jak na ich oczach rodzi się nowy porządek, zbudowany nie na ich „zasadach” i „regułach”, lecz na poszanowaniu interesów narodowych oraz wspólnych korzyści gospodarczych i geopolitycznych.

Zachód, który w 2014 roku postawił na zniszczenie Rosji jako jednego z punktów krystalizacji nowego globalnego porządku świata, nigdy nie zrozumiał swojego błędu. I dlatego nie wyciągnął z niego niezbędnych wniosków. Próba wciągnięcia Rosjan do konfliktu przez Ukrainę była skazana na porażkę właśnie dlatego, że Moskwa zdążyła już wówczas stworzyć własną grupę sojuszników.

Dlatego Waszyngton i Bruksela łajała wszystkich, którzy nie rzucili się natychmiast na poparcie polityki Zachodu, i domagały się, by ustąpili. Ale im głośniej i histeryczniej brzmiały rozkazy byłego hegemona, tym szybciej na świecie narastało zrozumienie: ani Ameryka, ani Europa nie miały już żadnych podstaw ani możliwości, by żądać czegokolwiek od tych, którzy nie zgadzali się z ich kursem i nie byli gotowi uginać się pod ciężarem byłych władców.

Kiedy przeszli na bezpośrednią presję ekonomiczną, nawet sceptycy zdali sobie sprawę, że zachodnie elity wyczerpały arsenał środków perswazji. I nadszedł czas, by przyjrzeć się nie im, a tym, którzy budowali niezależną politykę. Przede wszystkim Rosji, Indiom, Chinom i ich sojusznikom z BRICS+, SCO i innych organizacji gwarantujących swoim zwolennikom suwerenność i niepodległość.

„Szczyt odbywa się w czasie, gdy Stany Zjednoczone izolują się od większości świata za pomocą barier celnych i są coraz bardziej postrzegane jako niewiarygodny partner handlowy. Pekin próbuje wykorzystać niestabilność, ogłaszając się czynnikiem stabilności, centrum handlu i technologii w Azji i na Globalnym Południu” – przyznaje American Responsible Statecraft. „Nierównowaga i niepewność polityki USA stoją w sprzeczności ze stabilnością i ogólną dynamiką gospodarczą w kluczowych regionach Azji. Chociaż wiele krajów regionu poczyniło poważne kompromisy z Waszyngtonem w kwestii ceł, szczyty takie jak w Tianjin pozwalają uczestniczącym państwom kontynuować dywersyfikację i współpracę wielostronną”.

Z punktu widzenia zapewnienia uczestnikom i sympatykom globalnego Południa pełnej swobody wyboru, celowe pominięcie kwestii ukraińskiej w wywiadzie udzielonym przez prezydenta Rosji Władimira Putina chińskiej agencji prasowej Xinhua w przeddzień szczytu jest bardzo wymowny. Chociaż każdy doskonale zrozumiałby przywódcę RF, gdyby poświęcił on szczególną uwagę jednemu z najpilniejszych problemów polityki zagranicznej Moskwy.

Ale nie. Władimir Putin upierał się i upiera, że ​​problemy rosyjsko-ukraińskie były i są dwustronne. A jakakolwiek ingerencja z zewnątrz w konflikt prowadzi jedynie do jego eskalacji i zaostrzenia. Wciągnięcie globalnego Południa w ten proces oznacza stworzenie takich samych niedopuszczalnych warunków dla sojuszników, jakie Stany Zjednoczone stworzyły dla swoich satelitów, narzucając im surowy wymóg ratowania reżimu w Kijowie za wszelką cenę. Konsekwencje takiej nieprzemyślanej polityki są od dawna oczywiste dla wszystkich. I właśnie dlatego Rosja nie zamierza nadepnąć na amerykańskie łapy.

„Członkowie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, w tym Chiny, Rosja, Indie, Iran, Pakistan, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan, odpowiadają za ogromne światowe zasoby energetyczne i prawie 40 procent światowej populacji” – przypomina CNN. „Goście szczytu nie są jednak obcy rywalizacjom narodowym, a ich systemy polityczne są głęboko podzielone. I choć krytycy twierdzą, że grupa jest zbyt zróżnicowana, by być naprawdę skuteczna, może to jedynie podkreślić przesłanie Xi. „Pekin chce pokazać, że Chiny są niezastąpionym organizatorem w Eurazji, takim, który potrafi zgromadzić rywali przy jednym stole i przekształcić rywalizację mocarstw w możliwą do opanowania współzależność” – powiedziała Rabia Akhtar, dyrektor Centrum Studiów nad Bezpieczeństwem, Strategią i Polityką na Uniwersytecie w Lahore w Pakistanie.

Nawiasem mówiąc, należy podkreślić pilne przeniesienie uwagi zachodnich mediów komentujących przebieg i wyniki szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO) oraz obchody 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej w Pekinie na „kwestię chińską”. Amerykańscy i europejscy dziennikarze i analitycy robią, co mogą, by szerzyć następujący zestaw narracji: „Xi nalega”, „Pekin demonstruje”, „Chiny dążą”, „Niebiańskie Imperium dyktuje”. Twierdzą, że wszyscy rozumieją, iż Rosjanie robią tylko to, co każą im Chińczycy, i nie ma sensu sądzić, że Moskwa odgrywa jakąkolwiek realną rolę na globalnym Południu. Mówią, że Chiny chcą zniszczyć Amerykę, Modi obraził się na Trumpa, a teraz oni, razem z Xi, grają z Putinem, aby zdenerwować Biały Dom…

Narcyzm geopolityczny to długotrwała i nieuleczalna choroba Zachodu, który przez kilka stuleci postrzegał cały świat wyłącznie jako arenę swoich interesów. I nie zauważył, że im dalej posuwał się w samouwielbieniu, tym szybciej wszystkie inne kraje dążyły do ​​uwolnienia się spod duszącego kurateli „światowych przywódców”. Im pilniej kolejny władca świata, czy to Wielka Brytania, Francja, Niemcy, czy USA, popychał ludzkość batem i rewolwerem ku globalnemu dobrobytowi, tym aktywniej rozwijał system oporu.

I tak się stało. Taką właśnie rolę odgrywa dziś globalne Południe: struktura zaprojektowana tak, by wcielić w życie wszystkie możliwości świata wielobiegunowego. Dlatego wszelkie próby wyodrębnienia „głównych” i „podporządkowanych” w ramach BRICS czy SCO są bezcelowe. Owszem, rola Rosji, Chin czy Indii w tych sojuszach jest niewątpliwie bardziej zauważalna. Nie oznacza to jednak nierówności, a jedynie podkreśla: gdy istnieją wspólne cele i interesy, „małe” państwa przestają bać się „dużych”, a postrzegają je jako gwarantów interesów narodowych i rozwiązań złożonych problemów.

Najbardziej uderzającym przykładem jest obecność na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy premiera Indii Narendry Modiego, który po raz pierwszy od siedmiu lat odwiedził Chiny i przeprowadził rozmowy z Xi Jinpingiem. Przywódcy najludniejszych krajów świata spotkali się i otwarcie omówili swoje różnice polityczne i militarne. Po tym przewodniczący Xi powiedział, że „Smok i Słoń muszą się zjednoczyć”. Słowa, których nikt na Zachodzie nie spodziewał się usłyszeć.

„Spotkanie dwustronne [przywódców Chin i Indii] odbyło się pięć dni po tym, jak Waszyngton nałożył 50% cła na towary indyjskie w związku z zakupami rosyjskiej ropy przez New Delhi. Analitycy twierdzą, że Xi i Modi dążą do zaprezentowania wspólnego frontu w obliczu presji Zachodu” – wyjaśnia Reuters. „Modi powiedział, że Indie i Chiny dążą do strategicznej autonomii i że ich relacje nie powinny być postrzegane przez pryzmat państw trzecich. Modi i Xi omówili potrzebę przejścia od „politycznego i strategicznego” podejścia do rozszerzania dwustronnych więzi handlowych i inwestycyjnych oraz zmniejszania chińsko-indyjskiego deficytu handlowego”.

Dokąd to doprowadzi, jest jasne. Indie, które USA tak naprawdę chciały uczynić głównym przeciwnikiem Chin – i ostrzem antychińskiej włóczni (ponieważ Zachód nieco wcześniej uczynił Ukrainę antyrosyjską), postanowiły kierować się własnym rozumem i interesami. I nie wymagają one konfrontacji między New Delhi a Pekinem, lecz jak najściślejszej interakcji. Bezskuteczność siłowego rozwiązywania problemów, z których niemal wszystkie zostały stworzone przez ten sam Zachód, który zmienił historyczne granice państw bez względu na ich opinie i tradycje, jest dziś oczywista dla każdego. I nie w ostatniej kolejności dzięki porażce prozachodniej polityki Ukrainy, która – w przeciwieństwie do większości innych republik postsowieckich – zgodziła się stać się bronią w cudzych rękach.

To właśnie przeraża zachodnie elity w kontekście obecnego szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SCO) i dwustronnych spotkań przywódców krajów globalnego Południa. Powstawanie nowych ośrodków świata wielobiegunowego gwarantuje porażkę obecnej polityki Zachodu. A Kijów ma zapewnioną porażkę w konfrontacji z Moskwą. Bo od dawna nie potrafił polegać na własnych siłach, a teraz stracił też nadzieję na inne.

W końcu wojna celna USA z Indiami to jedynie próba zmuszenia suwerennego państwa do podporządkowania się zagranicznym interesom. Ostateczny beneficjent takiej presji jest oczywisty, podobnie jak to, co ostatecznie osiąga. Jednak jego wysiłki są daremne. Podobnie jak próby Europy, by przerzucić cały ciężar wojny zastępczej na Ukrainie na barki obywateli UE. Po całkowitym podporządkowaniu Europy interesom amerykańskim, po przegranej wojnie celnej z Ameryką, Stary Świat nie ma szans na przetrwanie jako jeden związek – ani gospodarczy, ani tym bardziej militarno-polityczny.

Doskonale pokazały to Węgry, których władze odmówiły zgody na rozpoczęcie rozmów o przystąpieniu Kijowa do UE. Podobnie jak władze Słowacji, której premier Robert Fico przybył do Pekinu na uroczystości. Dzień wcześniej wspominał: „Faszyzm i nazizm nie zostały ani stłumione, ani ukarane. Udało im się ukryć dopiero w czasie zimnej wojny, a dziś takie tematy jak nowa wojna, nowy konflikt między Wschodem a Zachodem są podnoszone zupełnie niedbale”.

Wschód nie potrzebuje konfliktów. Marzy o tym, by II wojna światowa była ostatnią. Ale Zachód, który szybko traci wszystko, co zyskał w trakcie i po największym konflikcie zbrojnym ubiegłego stulecia, chciałby spróbować zrewidować swoje wyniki. Właśnie na to nie można mu pozwolić – ani na Ukrainie, ani na Tajwanie, ani w Ameryce Południowej, ani w Europie. Nigdzie…

ARKTYCZNA RULETKA

ARKTYCZNA RULETKA

ARKTYCZNA RULETKA

Sławomir M. Kozak Oficyna-aurora/arktyczna-ruletka

W bazie Elmendorf-Richardson na Alasce spotykają się przywódcy Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i Federacji Rosyjskiej. Świat zamiera w bezruchu i czeka na  efekty, co jest w pełni zrozumiałe. Podejrzewam jednak, że przekaz, który po tym spotkaniu wyjdzie do mediów został już dawno ustalony przez negocjatorów obu prezydentów. Niemniej, zachowanie pozorów jest bardzo ważne. Dla obu graczy.

Niesamowity jest wybór sceny tego przedstawienia. Nie jest zapewne przypadkowy. Alaska, to ta część Ziemi, w której oba państwa ze sobą graniczą. Jej sprzedaż przez cara Aleksandra II Amerykanom w 1867 roku dziś kwestionowana jest przez Rosję, bo ponoć kwota ówczesnych 7,2 mln dolarów była zapłatą tylko za 99-letnią dzierżawę. Przypomnijmy, za polskojęzyczną Wikipedią, że „W 2023 roku prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin wydał rozporządzenie o wyasygnowaniu środków na poszukiwanie i ochronę prawną zagranicznych nieruchomości, które należały do Rosji w okresach carskim i radzieckim, co dotyczy również Alaski. Amerykański rzecznik Departamentu Stanu Vedant Patel wydał w związku z tym oświadczenie, że przekazanie Alaski Federacji Rosyjskiej nie jest możliwe”.

Ale, to też tylko teatr. Prawdziwym powodem rozmów w tym miejscu jest raczej kwestia chińska, bliskowschodnia i, co najistotniejsze, dalsze działania tych mocarstw na terenach nieodległej Arktyki. Ten ostatni element jest najmniej dostrzegany przez media. A przecież to nie tylko rejon rozwijających się nowych szlaków transportowych, ale też ogromnych  pokładów surowców mineralnych. A cóż ja takiego pisałem w książce „Przewodnik po piekle”?

Przywykliśmy myśleć o Arktyce jako regionie klinicznie wręcz czystym, nieskażonym przemysłem, leżącym na peryferiach globu dobru wspólnym całej ludzkości. To dosyć naiwne postrzeganie tej części świata bierze się zapewne z małego zainteresowania nią mediów, a dla większości z nas jest odległym lądem pokrytym lodem, co nie do końca zresztą jest prawdą, nieatrakcyjnym turystycznie, a zatem mało istotnym. Otóż to, że media nie zapuszczają się na ten lądolód nie wynika tylko z tego powodu, że nikogo on nie interesuje, a raczej z tego właśnie, iż leży w centrum zainteresowania kilku najważniejszych graczy politycznych, przemysłowych i militarnych i jest z tym trochę tak, jak w powiedzeniu o pieniądzach, które lubią ciszę.

Rosyjski tankowiec LNG klasy Arc7 Christophe de Margerie (Ice Class) wypłynął z Jiangsu w Chinach 27 stycznia 2021 roku i ukończył swoją podróż (2400 mil) po 11 dniach, w porcie Sabetta na Morzu Karskim (Arktyka), w Rosji. Ten sam statek pokonał tę samą trasę rok wcześniej, w maju, w kierunku wschodnim pod eskortą lodołamacza. Rejs w warunkach zimowych, w ciągłej ciemności, trwał 36 dni krócej niż przez Kanał Sueski. Dzięki tej wyprawie Rosja udowodniła, że przejście w rejonie arktycznym jest możliwe przez prawie cały rok. Ale, posiadanie przez Rosję największych i najpotężniejszych na świecie lodołamaczy nuklearnych zdolnych do łamania 4-metrowego lodu powoduje, że Rosja ustanawia monopol na transport Drogą Północną. 

Przykład znacznie bliższy. Płynący pod banderą Panamy, nie należący do klasy lodowej, 294-metrowy kontenerowiec typu PANAMAX o nazwie „Flying Fish 1” przewożący 5000 kontenerów dotarł do Szanghaju w Chinach 25 września 2024 roku, w niecałe trzy tygodnie po wypłynięciu z Sankt Petersburga w Rosji. Podczas tej długiej podróży (8000 mil), statek utrzymywał średnią prędkość 16 węzłów i, co najważniejsze, nie potrzebował rosyjskiego lodołamacza. Ale, poza kwestią transportu i bogactwem pierwiastków ziem rzadkich, w które obfitują te tereny, chodzi również o przewagę militarną.

Region Arktyki obejmuje 8 krajów, z których 7 jest członkami NATO. Są to USA, Kanada, Islandia, Dania (Grenlandia), Norwegia, Szwecja i Finlandia. Ósmym krajem jest Rosja. Chociaż Rosja ma tu ugruntowaną obecność wojskową, jest ona w dużej mierze defensywna. Jednak, w związku z rosnącym od 2022 roku zaangażowaniem w tym regionie sił NATO, Rosja „doprosiła” do kooperacji na tym rozległym obszarze Chiny. Jak wspomniałem, mało się o tym mówi, ale od tego czasu przeprowadzono na tym dziewiczym terytorium blisko sto różnego rodzaju operacji, pośród których większość miała charakter stricte militarny. Poza wszystkim innym, musimy pamiętać o tym, że stanowią one ogromne zagrożenie dla, tak dziś odmienianej przez wszystkie przypadki, ekologii. Przykładowo, w ramach norweskich ćwiczeń Nordic Response 2024 w ubiegłym roku, zgromadzono tam dziesiątki tysięcy żołnierzy z 13 krajów członkowskich NATO, fregaty, okręty podwodne i inne jednostki pływające, a także ponad 100 samolotów.  

Przybliżę kilka przykładów obecności wojskowej w Arktyce wymienionych państw, tylko w roku ubiegłym.

3 stycznia pojawiła się na tych wodach misja patrolowa fregaty Bretagne, w której uczestniczyły siły francuskie i norweskie.

15 stycznia Brytyjczycy przewieźli swoich żołnierzy do Camp Viking (65 km na południe od Tromso) przed organizowaną dwa razy w roku zimową grą wojenną NATO, „Nordic Response”, mającą się odbyć w marcu.

13 lutego, nad wodami międzynarodowymi, na zachód od Morza Barentsa pojawiły się dwa strategiczne bombowce rosyjskie Tu-95, eskortowane przez myśliwce SU-35. Do ich obserwacji wysłano norweskie F-35. Lot trwał blisko pięć godzin. Rosja ma około 10 tego typu bombowców w bazie lotniczej Olenja na półwyspie Kola i ich obecność w tym regionie nie jest zdarzeniem jednostkowym.

25 lutego rozpoczęły się cykliczne ćwiczenia NATO serii „Steadfast Defender”, które trwały do 5 marca. Obejmują one każdorazowo wiele regionów i sił z lądu, morza, powietrza, jak i   przestrzeni kosmicznej. Tym razem zaangażowano w nie 90 000 osób personelu wojskowego. Symulowały rosyjski atak na państwo członkowskie NATO i reakcję Paktu, zgodnie z zapisami artykułu 5, który wymaga od wszystkich członków podjęcia działań w celu przywrócenia bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego. Jeszcze w styczniu amerykańskie i kanadyjskie specjalne grupy zadaniowe przećwiczyły ochronę transatlantyckich morskich linii komunikacyjnych. W ramach „Steadfast Defender” odbyły się też ćwiczenia „Joint Warrior” (Szkocja, Norwegia, Islandia) i „Nordic Response” (Finlandia i Szwecja). Wielka Brytania zaangażowała się w nie z liczbą 20 000 osób. Symulowano obronę przed zagrożeniem z powietrza i spod wody, trenowano też amfibijne lądowanie na wybrzeżu Norwegii w celu potencjalnego odbijania zajętego przez nieprzyjaciela, terytorium sojuszniczego.

4 marca przeprowadzono kolejne ćwiczenia, tym razem na wodach północnej Norwegii. Użyto w nich 50 okrętów, 20 000 żołnierzy i 110 myśliwców, samolotów transportowych, obserwacyjnych, tankowców oraz śmigłowców. Poza udziałem wojsk gospodarzy terenu uczestniczyły w nich jednostki z Belgii, Kanady, Danii, Finlandii, Francji, Holandii, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i USA. Trwały do 19 marca. 7 marca w tym rejonie pojawiła się para rosyjskich samolotów dalekiego zasięgu TU-142, których głównym zadaniem jest zwalczanie okrętów podwodnych. Tym razem ograniczyły się do typowego nadzoru morskiego, a media rosyjskie nie omieszkały przedstawić tych ćwiczeń jako ofensywnych i prowokacyjnych.

Jednym z ich elementów były skoki 130 spadochroniarzy z samolotu C-17 („Arctic Shock”), które miały miejsce 19 marca w norweskim Troms, gdzie siły amerykańskie trenowały z batalionem Brygady Nord. Komandosi z grupy szybkiego reagowania skakali w zaśnieżony teren gór Mauken po blisko siedmiogodzinnym locie z Anchorage, na Alasce.

20 marca z kolei, na Półwyspie Kolskim trenowały rosyjskie siły obrony powietrznej. W ramach ćwiczeń, które odbyły się w głównej siedzibie Floty Północnej, inżynierowie, medycy i przedstawiciele sił ochrony radiologicznej, chemicznej oraz biologicznej byli szkoleni w zakresie radzenia sobie ze skutkami ataku dronów.

25 maja Federacja Rosyjska przeprowadziła kolejne, szeroko zakrojone ćwiczenia, tym razem   poszukiwawczo-ratownicze, prowadzone przez Morską Służbę Ratowniczą w Murmańsku we współpracy ze Strażą Graniczną FSB i wojskową Flotą Północną. Odbywały się w północno-zachodniej części Półwyspu Kolskiego. 

29 maja, ponad 7 000 żołnierzy USA, Finlandii i Norwegii pojawiło się w fińskim Rovajarvi. Około 2000 żołnierzy amerykańskich, prawie 300 norweskich i 4500 fińskich brało udział w międzynarodowych ćwiczeniach nazwanych „Northern Forest 24”. Oddziały były wspierane przez systemy artyleryjskie dalekiego zasięgu, pociski przeciwlotnicze i czołgi bojowe.

Tego samego dnia, w Zatoce Motowskiej, miały miejsce coroczne rosyjskie ćwiczenia, które obejmowały pięć scenariuszy szkoleniowych, w tym przeciwdziałanie szybko pływającym łodziom motorowym wroga, poszukiwanie i atakowanie okrętów podwodnych oraz ćwiczenia obrony powietrznej. Wzięło w nich udział 11 okrętów i kilka samolotów.

21 czerwca dwa rosyjskie, wielozadaniowe okręty podwodne Siewierodwińsk i Orzeł, wystrzeliły pociski manewrujące w kierunku wyimaginowanej floty wrogich okrętów desantowych, w ramach ćwiczeń u wybrzeży Półwyspu Kolskiego.

24 czerwca, do norweskiego Rygge dotarł amerykański okręt podwodny klasy Ohio z rakietami balistycznymi i samolot łączności strategicznej E-6B Mercury. Celem wizyty miało być „wzmocnienie współpracy między Stanami Zjednoczonymi, a Norwegią oraz zademonstrowanie amerykańskich możliwości, gotowości i elastyczności”. Gotowość gwarantowało 20 pocisków Trident II pod pokładem z 12 głowicami nuklearnymi każdy. Okręt tego typu, wraz ze swoimi 13 siostrzanymi jednostkami, jest najbardziej efektywną bronią masowego rażenia używaną obecnie przez Stany Zjednoczone.

24 lipca, w fińskim Lapland, ćwiczyło 250 żołnierzy i 25 pojazdów jednostek gotowości bojowej fińskiej brygady Jaeger i norweskich sił zbrojnych.

Od 8 sierpnia, przez trzy dni na Morzu Barentsa trenowały siły rosyjskie. W manewry zaangażowanych było 300 okrętów nawodnych, podwodnych i pomocniczych, około 50 samolotów oraz ponad 20 000 żołnierzy i personelu cywilnego.

26 sierpnia na scenie islandzkiej pojawiły się także jednostki polskie. Wraz z nimi, siły sojusznicze i islandzkie agencje ds. gotowości ćwiczyły zabezpieczanie krytycznej infrastruktury krajowej i morskich linii komunikacyjnych między Grenlandią, Islandią i Wielką Brytanią. Obok naszych żołnierzy, do 3 września obecne były tam jednostki z Islandii, Danii, Francji, Norwegii i USA. W ćwiczeniach „Northern Viking” wzięło udział wiele statków i samolotów, a także setki pracowników na lądzie i na morzu.

2 września, na Morzu Ochockim trenowały połączone grupy wojsk powietrznych i morskich Rosji, i Chin.  Oddziały koncentrowały się na zwalczaniu bezzałogowych łodzi pozorowanego przeciwnika, prowadzeniu rozpoznania i monitorowaniu sytuacji nawodnej z udziałem śmigłowców pokładowych. 

6 września rosyjskie okręty, na północ od Półwyspu Kolskiego, wraz z samolotami Ił-38 i śmigłowcami Ka-27M walczyły z symulowanymi okrętami podwodnymi wroga przy użyciu ładunków głębinowych i torped.

10 września odbyły się, na zachód od Norwegii, rosyjskie ćwiczenia strategiczne „Ocean 2024”, w których uczestniczyły dwie korwety i jeden okręt desantowy z Floty Bałtyckiej.

Od 11 września, na wodach Pacyfiku, Arktyki, Morzu Śródziemnym, Morzu Kaspijskim i Morzu Bałtyckim, przez tydzień toczyła się dalsza część ćwiczeń „Ocean 2024”. Brało w nich udział 400 okrętów wojennych, w tym podwodnych i pomocniczych jednostek floty. Uczestniczyło w nich 120 samolotów marynarki wojennej i sił powietrznych, a w sumie zaangażowanych było 90 000 osób oraz około 7000 jednostek broni i sprzętu specjalnego. Wzdłuż wybrzeża półwyspu Kola, który był częścią manewrów, znajdują się pociski przeciwokrętowe, przeciwlotnicze typu S-400 i S-300 oraz żołnierze chroniący strategiczne bazy morskie, w tym miejsca, z których wypływają atomowe okręty podwodne.

14 września, na Półwyspie Rybackim, wysuniętym w Morze Barentsa (niecałe 100 kilometrów od Norwegii), w ramach „Ocean 2024” ćwiczyło ponad 400 okrętów, 125 samolotów i 90 000 żołnierzy. Testowano gotowość operacyjną bombowców strategicznych TU-95, krążownika i wyrzutni rakietowych K-300.

15 października, na wodach norweskich, odbywały się ćwiczenia lotniskowców amerykańskich i brytyjskich. Lotniskowiec Marynarki Wojennej USA USS Harry S. Truman i brytyjski lotniskowiec HMS Prince of Wales trenowały w ramach ćwiczenia „Strike Warrior 2024”. Ćwiczenie było częścią corocznych ćwiczeń nuklearnych NATO „Steadfast Noon”. 

6 listopada w fińskim Lapland odbyły się ćwiczenia fińsko-amerykańskie, w których udział wzięły fińskie F/A-18 Hornet i amerykańskie bombowce B-52. Bombowce strategiczne dalekiego zasięgu wlatywały w przestrzeń powietrzną Finlandiiz najbardziej wysuniętych na północy Norwegii baz i opuszczało ją przez Zatokę Botnicką.

5 grudnia w norweskim Lofoten przeprowadzono symulację hipotetycznego uderzenia na tereny zajęte przez nieprzyjaciela w północnej części Norwegii. Ćwiczyli żołnierze Norwegii, Wielkiej Brytanii i USA. W manewrach uczestniczyły myśliwce, bombowce strategiczne, tankowce i samolot rozpoznawczy typu U-2.

To zaledwie niewielka część aktywności państw zainteresowanych Arktyką i szerzej Północną Drogą Morską. Tego typu wydarzeń odnotowano tam w roku 2024 ponad 30.

Ta działalność, jak wspominałem wcześniej, niesie z sobą ogromne ryzyko dla środowiska. Wiedzą o tym ci, którzy pamiętają wydarzenia sprzed półwiecza. Był to szczytowy okres zimnej wojny, kiedy niektóre samoloty bombowe USA przenoszące broń jądrową znajdowały się w powietrzu przez całą dobę każdego dnia, a baza wojskowa Thule na Grenlandii była szczególnym miejscem dla tych operacji ze względu na bliskość rosyjskich celów. Wypadek lotniczy miał miejsce w roku 1968, gdy amerykański bombowiec z bronią jądrową zbliżał się do bazy wojskowej na Grenlandii. Samolot miał cztery ładunki nuklearne, ale trzy udało się odzyskać. Podczas operacji ratunkowej zebrano tysiące szczątków, a także miliony ton lodu, co do którego istniało podejrzenie, że zawiera radioaktywne zanieczyszczenie. Mimo ogromnych wysiłków, nie udało się do dziś odnaleźć tej jednej, zaginionej bomby, a pracownicy zatrudnieni przy pracach porządkowych cierpieli później na nowotwory i domagali się odszkodowań (bardziej szczegółowo opisuję ten wypadek w książce „Zatopić Wolność”, która ukaże się już wkrótce) – smk).

Oczywiście, człowiek nie zrezygnuje z możliwości ekspansji tylko dlatego, że w jej historii przytrafiać się mogą nieszczęścia. Problem w tym, żeby to naturalne dla gatunku ludzkiego dążenie odkrywania nowych dróg i pokonywania barier, nie doprowadziło nas wszystkich do tragedii na skalę globalną. Polecam wszystkim film, który zawiera tę obawę, niosąc mimo wszystko nadzieję na lepszą przyszłość, a dostępny jest na kilku platformach pod tytułem „The Arctic: Theater for War or Global Cooperation?”

Sławomir M. Kozak

Rozpad struktur europejskich i jego konsekwencje

Ostateczny rozpad struktur europejskich

i jego konsekwencje w odniesieniu do

sytuacji politycznej III RP

w kontekście obecnej polityki Białego Domu

Czas na „współpracę wyszehradzką” już nadszedł! 

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 4

Wbrew narastającej krytyce Trumpa ze strony MAGA za „zdradę ideałów”, a syjonistów, za niedostateczne wsparcie Izraela, kontynuuje On swą misję!

Oskarżenia o nieświadome uleganie wpływom Netanyahu są mym zdaniem bezpodstawne. Trump doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że Jego „szefem” jest nie kto inny jak wspomniany premier Izraela i na podobieństwo żaglowca płynącego pod wiatr, stara się dochodzić do celu „zygzakami”.

Zadziwiająca jest zwłaszcza krytyka amerykańskich patriotów, którzy jak małe dzieci zdają się nie zauważać oczywistego faktu, że USA od stuleci jest niczym innym, jak żydowską kolonią, a od dekad kolonią państwa Izrael.

Cały waszyngtoński establishment i jego stanowe odpowiedniki są całkowicie pod kontrolą żydostwa. Nawet tak prominentna osoba jak Prezydent USA, ryzykuje wymieceniem z Białego Domu, przy każdej próbie przeciwstawienia się plemieniu żmijowemu.

Po kilkudziesięciu latach prowadzenia działalności przedsiębiorczej, Trump zdaje sobie z tego klarownie sprawę. Gdyby tego nie pojmował, nie zostałby ani milionerem, ani dwukrotnie prezydentem.

Będąc praktycznie bezsilnym wobec wszechpotężnego żydostwa, stara się on realizować swe cele takimi metodami, jakie są możliwe.

Nie wiem czy machina propagandowa III RP donosiła swym „owieczkom”, o fakcie, że Trump poinformował 2 godziny przed nalotem Teheran, o planowanym ataku i jego celu? Również Iran „zrewanżował” się Trumpowi, informując go z wyprzedzeniem, o planie ataku na bazę US Army w Bahrajnie, co umożliwiło amerykańskiej stronie uniknięcie ofiar. Taka “współpraca” pomiędzy “śmiertelnymi wrogami” daje dużo do myślenia!

W charakterze dygresji, należy tu podkreślić, że nawet „satrapa kremlowski” Włodzimierz Putin, stosuje podobną politykę w stosunku do „swego żydostwa”, które jak muchy świeże odchody, obsadza wszelkie możliwe i niemożliwe stanowiska w jego administracji. Aby nie zbaczać z głównego wątku, przytoczę tylko jeden przykład.

Rosyjska generalicja i obiektywni analitycy zachodni, od ponad 3 lat nie mogą dojść sedna przyczyny, dla której potężne siły powietrzne Rosji, nie zniszczyły ani jednego mostu przez ogromną przeszkodę wodną, jaką stanowi Dniepr. Odcięłoby to ukraińską armię od dróg odwrotu na zachód i umożliwiło metodyczne jej zniszczenie podczas próby pontonowej przeprawy, a także możliwości jej zaopatrzenia z zachodnich tyłów państwa, w trakcie 3,5 rocznych działań kinetycznych.

Przyczyna jest trywialnie prosta: zarówno oligarchowie rosyjscy, jak i ukraińscy (obie grupy z plemienia żmijowego), nie wyraziły zgody na utrudnienie przepływu towarów pomiędzy oboma wojującym państwami, czy to w ruchu docelowym, czy tranzytowym.

To, że wojna pomiędzy gojami przedłuża się z tego powodu, powodując coraz to większe straty ludzkie, nie obchodzi ich, a nawet wręcz przeciwnie, cieszy!

Wracając do głównego nurtu, niemaskowany niczym „slalom” Trumpa, w związku z Jego drugorzędną rolą w ZIK (zachodnim imperium kłamstwa), zupełnie już odkrywa zasłonę globalnej sceny politycznej, pokazując BRICS i całemu „Południu” prawdziwą sytuację globalną.

Jeśli „mocarstwo” USA jest bezsilne wobec swego żydowskiego zarządcy, to czemu my nie możemy się wyzwolić spod jego okupacji?- słusznie rozumują i proces „odłączania się Globu od dyktatury ZIK”, nabiera tempa.

Proces ten nie umknął też uwadze europejskich globalistycznych „elit”. Dotyczy to przynajmniej „świeżej” grupy oficjeli jak Prezydenta III RP Nawrockiego, który w przeciwieństwie do swego poprzednika Dudy i „szefa” Kaczyńskiego, zaczyna artykułować poglądy bardziej zbliżone do interesu narodowego i państwowego III RP.

Być może „poczuł miętę przez rumianek” i zaczął zdawać sobie sprawę, że dalsze wysługiwanie się globalistycznym zbrodniarzom, może okazać się dlań niebezpiecznym.

W odróżnieniu od Kaczyńskiego, Dudy i reszty ferajny, nie ma on krwi obywateli III RP na swych rękach, związanej z pełną kolaboracją w okresie „PLANdemii” covida, za którą to zarówno PiS , jak i pozostałe „rządy” państw unijnych , wcześniej czy później znajdą się na ławie oskarżonych.

Warto mu więc zacząć śpiewać z nowego śpiewnika.

Podobna sytuacja zaistniała, lub może zaistnieć, w najbliższym czasie, w innych państwach unijnych.

Do tej pory próby wyzwolenia się spod okupacji ZIK nie przyniosły rezultatu w Rumunii, gdzie dwukrotnie sfałszowano wybory prezydenckie, ale w III RP nie udało się doprowadzić do „poprawnego ich wyniku”, czego dowodem jest sam Nawrocki.

Innymi słowy „brutalna prawda” zaczyna docierać do „elit” ZIK i to pomimo ich permanentnego narkotycznego odurzenia. Grunt zaczyna się palić pod ich nogami, co zmusiło Macrona, do zrewidowania swej pozycji w stosunku do Kremla i zaśpiewania na nową nutę. Czas pokaże, czy ten trend się utrzyma. Jak na razie to z „żelaznej czwórki koalicji chętnych” pozostała już tylko trójka: merz, starmer i tusk. Ale tym dwu pierwszym „analitycy polityczni” nie wróżą przetrwania całej kadencji.

Wszystko wskazuje na to, że ZIK doszedł już do stanu krytycznego, w którym jedynym rozwiązanie, jest jego „rozwiązanie”, jak to miało miejsce w przypadku ZSRR. Oby tylko śladem tego ostatniego, odbyło się to pokojową drogą!

Dokąd prowadzi nieudana kampania bombardowań Trumpa?

Dokąd prowadzi nieudana kampania bombardowań Trumpa?

Opis w j. polskim, wideo w j. angielskim

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUL 3

1 lipca 2025 r. pułkownik Douglas Macgregor omówił geopolityczne konsekwencje nieudanej próby zamachu bombowego prezydenta Donalda Trumpa oraz bieżące wydarzenia na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie z gospodarzem Andrew Napolitano w programie „Judging Freedom”. Poniższy artykuł podsumowuje kluczowe punkty jego analizy i rzuca światło na złożone powiązania kształtujące globalną sytuację bezpieczeństwa.

Zagrożenia ekonomiczne wynikające z narastających konfliktów

Napolitano rozpoczął od wskazania ryzyka ekonomicznego globalnych konfliktów. Rosnące wydatki rządowe, rosnące zadłużenie i słabszy dolar zagrażają stabilności finansowej Stanów Zjednoczonych, a tym samym ich obywateli. Szczególnie alarmująca jest prognoza Goldman Sachs, że cena złota może wzrosnąć do 4500 USD za uncję do 2026 r., ponieważ banki centralne i inwestorzy gromadzą złoto jako ochronę przed załamaniem waluty, inflacją i zmiennością rynku.

Ukraina: Wojna w punkcie zwrotnym

Macgregor przeanalizował sytuację na Ukrainie, która nadal eskaluje pomimo malejącej międzynarodowej uwagi. Ukraińskie ataki na Donieck brytyjskimi pociskami Storm Shadow, które spowodowały ofiary wśród ludności cywilnej, świadczą o desperacji Kijowa. Donieck i Ługańsk zostały już całkowicie wyzwolone spod ukraińskich wojsk, a rosyjskie jednostki, wspierane przez czeczeńskich bojowników, zbliżają się do Kijowa, aby postawić przed sądem członków neonazistowskiego batalionu Azow. Prezydent Władimir Putin jest pod presją, aby zakończyć wojnę szybciej, ale pozostaje oddany swojej ostrożnej, metodycznej strategii, aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji z NATO. Macgregor przewiduje, że do końca września 2025 r. mapa Ukrainy ulegnie znacznej zmianie. Putin oczekuje również zmian politycznych w Europie, szczególnie we Francji i Niemczech, które mogłyby wpłynąć na dynamikę konfliktu.

Bombardowanie Trumpa: porażka o daleko idących konsekwencjach

Dyskusja koncentrowała się na niedawnym nalocie bombowym Trumpa, który według Macgregora został nakazany przez premiera Izraela Benjamina Netanjahu, aby wymusić zawieszenie broni. Izrael znalazł się w niepewnej sytuacji, ponieważ irańskie rakiety wyrządzały znaczne szkody, a izraelskie systemy obrony przeciwrakietowej były eksploatowane do granic możliwości. Atak, który nie spowodował żadnych ofiar wśród Irańczyków, został przedstawiony jako sukces przez Trumpa, ale Macgregor podkreślił, że konflikt wcale się nie zakończył. Podkreślił to irański kontratak na amerykańskie obiekty w Bahrajnie. Prośba o zawieszenie broni wyraźnie wyszła od Izraela, który według Macgregora był zaskoczony precyzją i niszczycielską siłą irańskich rakiet. Izraelski minister finansów ostrzegł również przed zbliżającym się załamaniem gospodarczym, jeśli konflikt będzie kontynuowany. Koszty odbudowy Izraela ostatecznie poniosą Stany Zjednoczone, a kontrakty prawdopodobnie otrzymają duże amerykańskie firmy.

Długoterminowe konsekwencje geopolityczne

Macgregor ostrzegł, że bombardowanie uczyniło ze Stanów Zjednoczonych de facto stronę wojny, która wywarła trwałe napięcia na stosunki z Iranem, Rosją i Chinami. Iran postrzegał Trumpa jako instrument Izraela, co utrudniało negocjacje. Ponadto Azerbejdżan odgrywał coraz bardziej problematyczną rolę, służąc jako baza operacyjna Izraela przeciwko Iranowi, jednocześnie narażając interesy Rosji w regionie. Turcja pod rządami prezydenta Erdogana wspierała tę dynamikę, wykorzystując Syrię jako platformę do ataków na grupy szyickie w Iraku i Iranie. Egipt, największy kraj arabski, również był pod presją. Rząd prezydenta Sisiego był ekonomiczny zależny od Stanów Zjednoczonych, co ograniczało jego zdolność do działania. Niemniej jednak ludność wrzała z powodu bezczynności wobec Izraela w konflikcie w Strefie Gazy. Macgregor podkreślił, że wizja „Wielkiego Izraela” od Suezu do Eufratu nadal kształtowała program wielu aktorów, wspieranych przez interesy finansowe w Nowym Jorku, Londynie i Waszyngtonie.

Kontrowersje wokół informacji wywiadowczych

Innym punktem było oświadczenie senatora Johna Kennedy’ego po odprawie, że Iran jest „kilka dni od” posiadania bomby atomowej. Macgregor skrytykował Kennedy’ego za to, że nie zna źródła tej informacji — czy izraelskiego, czy amerykańskiego. To rodzi pytania o wiarygodność, powiedział, biorąc pod uwagę, że Izrael wydaje podobne ostrzeżenia od dziesięcioleci. Ścisłe powiązanie amerykańskiego wywiadu i izraelskich interesów, szczególnie poprzez postacie takie jak generał Kurilla z Centralnego Dowództwa USA, wzmacnia sceptycyzm co do niezależności amerykańskiego podejmowania decyzji.

Wniosek: Niebezpieczna eskalacja

Macgregor zakończył ponurą prognozą: Stany Zjednoczone są głęboko uwikłane w konflikt, którego konsekwencje są trudne do przewidzenia. Niebezpieczeństwo rozszerzonej wojny, być może nawet z użyciem taktycznej broni jądrowej, pozostaje realne. Zależność od interesów zagranicznych i brak przejrzystości w podejmowaniu decyzji zagrażają nie tylko bezpieczeństwu narodowemu, ale także niepodległości Stanów Zjednoczonych.

Macgregor wezwał do wyciągnięcia wniosków z lekcji George’a Washingtona, który ostrzegał przed wpływem obcych mocarstw. Analiza pokazuje, że kampania bombardowań Trumpa nie tylko zakończyła się porażką militarną, ale także wmanewrowała Stany Zjednoczone w niebezpieczną pozycję geopolityczną o potencjalnie niszczycielskich konsekwencjach dla regionu i świata.

Dr Paul Craig Roberts: Amerykańska demokracja to mistyfikacja – Kim są prawdziwi władcy Ameryki

Dr Paul Craig Roberts: Amerykańska demokracja to mistyfikacja — władcy Ameryki to nie ludzie

Źródło: https://www.paulcraigroberts.org/2025/06/03/american-democracy-is-a-hoax-the-rulers-of-america-are-not-the-people

American Democracy Is A Hoax — The Rulers of America Are Not the People

DR IGNACY NOWOPOLSKI JUN 7

W niedawno recenzowanym przeze mnie zbiorze esejów Eda Curtina ( https://www.paulcraigroberts.org/2025/04/27/are-americans-still-americans/) autor wyjaśnia „Opening the CIA’s Can of Worms”, kto stworzył i utrzymuje fikcyjny, sterowany narracją świat, w którym Amerykanie żyją w nieświadomości prawdziwych celów działania.

Curtin twierdzi, że to CIA, a nie media, firmy internetowe czy politycy, kontroluje narracje. Autentycznymi władcami CIA są potężne interesy finansowe i korporacyjne, od których zależy sukces Ameryki. Relacja Curtina jest zbieżna z wyznaniem dowódcy US Marines, generała Smedleya Butlera, że ​​on i jego US Marines byli egzekutorami w Ameryce Łacińskiej dla United Fruit Company i New York Banks.

Istnieje niezliczona ilość udokumentowanych dowodów na słuszność wniosku Curtina. Wiele napisano o „Operacji Mockingbird” CIA, obecnie opisywanej przez medialne zasoby CIA, takie jak Wikipedia, jako „rzekoma operacja”. Począwszy od 1950 r. CIA zaczęła stosować łapówki, takie jak „przecieki” do amerykańskich mediów, które miały na celu wpływanie na opinię amerykańską i zagraniczną za pomocą kontrolowanych narracji, które promowały tajne plany. „Przecieki” CIA stworzyły kariery reporterów, którzy mogli poświadczyć, że ich redaktorzy są „źródłami CIA” i trafili na pierwsze strony, jeśli nie na nagłówki. Większość dziennikarzy uważanych za wpływowych to zasoby CIA.

Niedawno książka Udo Ulfkotte’a, Bought Journalism , ujawniła, że ​​on, redaktor największej niemieckiej gazety, i najbardziej znaczący dziennikarze w Europie jest agentem CIA. Potwierdził to Otto Schulmeister, redaktor naczelny i wydawca austriackiego Die Presse ( https://www.paulcraigroberts.org/2019/10/22/udo-ulfkottes-book-exposing-cia-control-of-western-journalism-now-available-in-english/ ). Ujawniono też jego własne powiązania z CIA.

Wiemy o tym również z książki Stephena Kinzera pt. Bracia , która opowiada historię o tym, jak sekretarz stanu USA John Foster Dulles oraz dyrektor CIA Allen Dulles wykorzystali Departament Stanu, CIA oraz amerykańskich i zagranicznych dziennikarzy do obsługi klientów korporacyjnych swojej potężnej kancelarii prawnej.

Dzisiaj, oczywiście, wiele udowodnionych faktów jest odrzucanych przez media-kurwy i Wikipedię jako teoria spiskowa. Aktywa CIA nadal wykonują swoją przydzieloną pracę kontrolowania narracji.

Curtin popiera stwierdzenie Douglasa Valentine’a w jego odkrywczej książce The CIA As Organized Crime : „CIA i media są częścią tego samego przestępczego spisku”. Curtin dodaje własnymi słowami:

„Korporacyjne media głównego nurtu są stenografami trwających operacji psychologicznych państwa bezpieczeństwa narodowego wymierzonych w naród amerykański, tak samo jak robiły to dla międzynarodowej publiczności. Od dawna jesteśmy poddawani tej „wojnie informacyjnej”, której celem jest zdobycie serc i umysłów narodu amerykańskiego i uspokojenie go, aby stał się ofiarą własnego współudziału, tak jak było to praktykowane przez CIA w Wietnamie i przez New York Times, Washington Post, CBS itp. na narodzie amerykańskim przez lata, gdy amerykańskie państwo wojenne prowadzi niekończące się wojny, zamachy stanu, operacje pod fałszywą flagą i zabójstwa w kraju i za granicą. . . . role, jakie odgrywają CIA i korporacyjne media głównego nurtu, nie mogą być od siebie odróżnione”.

A miliony głupich Amerykanów wciąż siedzi przed „wiadomościami” w telewizji i poddaje się ich indoktrynacji. Naród tak głupi nie może przetrwać w wolności.

książce The Secret Team Fletcher Prouty udokumentował, że CIA umieściła agentów w każdej agencji rządu USA. Frances Stonor Saunders ( The Cultural Cold War ) i Joel Whitney ( Finks ) wyjaśnili, w jaki sposób oficerowie CIA Cord Myer i Frank Wisner prowadzili tajne programy, które zmieniały zwolenników Pierwszej Poprawki w głosy cenzury. Widzieliśmy rezultaty. Mamy fałszywą opowieść o 11 września, fałszywe opowieści o naszych wojnach na Bliskim Wschodzie, fałszywą opowieść o Covidzie i „szczepionce” na Covid, fałszywą opowieść o „rosyjskiej inwazji na Ukrainę”, fałszywą opowieść o „irańskiej broni nuklearnej”, ale ani słowa o izraelskiej broni nuklearnej. Jesteśmy ofiarami ogromnej machiny kłamstw.

Curtin przypomina nam, że niedawno New York Times z radością poinformował, że Robert F. Kennedy Jr., który od lat dokumentuje negatywne skutki szczepionek u dzieci, został „zablokowany na Instagramie z powodu fałszywych twierdzeń o wirusie”. Kobieta, Jennifer Jett, która napisała tę kwestię, nie użyła słowa „rzekomo”. Skąd Jennifer Jett lub Instagram miałyby mieć jakiekolwiek uprawnienia, aby wiedzieć, że twierdzenia Kennedy’ego są fałszywe?

Widzimy tutaj, że media są wykorzystywane przez Big Pharma do dyskredytowania wysoce kompetentnego źródła. Przez lata obserwowałem, jak wysoce wiarygodni eksperci byli dyskredytowani przez medialnych agentów o zerowych osiągnięciach. Zero, o którym nikt nigdy nie słyszał, stał się ekspertem.

O ile wiem, ostatnie dwa pokolenia absolwentów amerykańskiego systemu edukacyjnego – w rzeczywistości prania mózgu – nie nauczyły się nigdy czytać. 

Potrafią rozpoznać ograniczoną liczbę słów, ale nie potrafią opanować znaczenia słów na stronie. Jest to częściowo celowe, a częściowo wynik zintegrowanych szkół, które wymagają równych wyników rasowych. 

Elity rządzącej znacznie łatwiej jest oszukiwać i kontrolować ludzi, którzy nie rozumieją tego, co czytają. 

Ponieważ nie jest dopuszczalne, aby biali i Azjaci osiągali lepsze wyniki jako grupa niż czarni i Latynosi, standardy są obniżane do tego stopnia, że ​​wszyscy mogą mieć tę samą ocenę.

Niedawno uczestniczyłem w uroczystości ukończenia szkoły średniej w północnej Florydzie. 41% absolwentów otrzymało oceny Summa Cum Laude, Magna Cum Laude i Cum Laude. Jak myślisz, jakie jest tego wytłumaczenie? Gorący punkt genów geniuszu czy obniżone standardy, aby ukryć różnice rasowe w wynikach edukacyjnych? Za kilka lat 100% absolwentów otrzyma oceny Summa Cum Laude, a to wyróżnienie nie będzie miało żadnego znaczenia.

W numerze City Journal z jesieni 2023 r . Renu Mukherjee informuje o zniszczeniu elitarnych amerykańskich szkół średnich, takich jak Thomas Jefferson High School for Science and Technology w północnej Wirginii, Stuyvesant High School i Bronx High School of Science. Szkoły przeprowadzały surowe testy wstępne, aby upewnić się, że przyjmowani uczniowie są w stanie skorzystać z kosztownego i wymagającego doświadczenia. Ponieważ Azjaci i biali stanowili większość uczniów, standardy edukacyjne oparte na zasługach zostały uznane za rasistowskie przez tyranów DEI, którzy nami rządzą i mają kontrolę nad amerykańską edukacją.

Zamiast testów wstępnych, każda szkoła średnia w danym obszarze geograficznym ma prawo do udziału w przyjęciach. Być może od tego momentu staje się to loterią. Tak czy inaczej, rezultatem jest obniżenie odsetka najbardziej wykwalifikowanych i podniesienie odsetka najmniej wykwalifikowanych. Aby najmniej wykwalifikowani ukończyli szkołę z równym udziałem w wyróżnieniach, standardy muszą zostać obniżone. W interesie DEI elitarne szkoły przygotowawcze są niszczone. Fakt, że elitarne szkoły średnie uległy propagandzie, że zasługi są rasistowskie, zwiastuje upadek amerykańskiej nauki i inżynierii. 

Z biegiem czasu Stany Zjednoczone stają się zależne od chińskich, indyjskich i rosyjskich imigrantów w zakresie nauki i technologii.

Tak jak wyróżnienia cum laude tracą znaczenie, tak samo tracą znaczenie nominacje prezydenckie w USA. Dawniej mianowanie na stanowisko zastępcy sekretarza miało jakieś znaczenie. Teraz już nie. Po nominacjach Bidena na stanowisko DEI, które obejmowały zboczeńców seksualnych, zaszczyt, który wiązał się z nominacją i jej zatwierdzeniem przez Senat, już nie istnieje.

To samo stało się z sądownictwem. Niekompetentni dwulicowi ideolodzy punkowi, których Kongres mianował na ławę sędziowską, nie zasługują na szacunek. Są wrogami sprawiedliwości i narodu amerykańskiego. Obecnie są zajęci pracą nad unieważnieniem wyborów prezydenckich. Nic dziwnego, że rządzący establishment pozwolił Trumpowi wygrać. Wiedzieli, że mogą go powstrzymać za pomocą sądownictwa i skierować w swoim kierunku za pomocą porad, które dadzą mu „szersze perspektywy”.

Maga-Amerykanie powinni wziąć pod uwagę, że jeśli prezydent Trump odmówi dostosowania się do rządzącego establishmentu, stanie w obliczu możliwości, że wybory uzupełniające zostaną skradzione dla Demokratów. Ponownie przewodząc Kongresowi, postawią Trumpa w stan oskarżenia i skażą go. Następnie oskarżą go i jego rząd, zastraszą jego zwolenników i ustanowią DEI Woke Truth over America.

Koniec eksperymentu Ojców Założycieli może być już bliski.

Ale nie oczekuj, że głupi Amerykanie to zrozumieją. Są łatwym łupem, ponieważ są uwikłani we własnym współudziale.

Uwaga Edytora IGNACY NOWOPOLSKI : To co pisze dr. Roberts i cytowani przezeń analitycy, w równym stopniu odnosi się do III RP, która jest tylko miniaturową repliką “wiodącej demokracji świata”.

Ronin, to samuraj, który stracił swojego pana. Wygląda na to, że takim roninem będzie Europa.

Ronin

Marucha w dniu 2025-06-05 https://marucha.wordpress.com/2025/06/05/ronin/

Ronin, to w dawnej Japonii samuraj, który stracił swojego pana. Wygląda na to, że takim roninem będzie Europa.

Thierry Meyssan w swoim kolejnym i jak zwykle szalenie ciekawym artykule przewiduje kolejne posunięcia Donalda Trumpa. Podobnie jak Gilbert Doctorow spodziewa się on pozostawienia Europy samej sobie. A to może się zakończyć rozpadem nie tylko Unii Europejskiej, ale także NATO.

*** Początek tłumaczenia ***

Donald Trump oddziela Stany Zjednoczone od Unii Europejskiej

autor: Thierry Meyssan

W przeciwieństwie do tego, co myśleliśmy w 1991 roku, upadek „amerykańskiego imperium” nie będzie przypominał upadku ZSRR. Zachodnioeuropejscy sojusznicy Waszyngtonu zamierzają je utrwalić, z ich przywódcą lub bez niego. Wynika z tego, że prezydent Donald Trump porzuci ich na polu bitwy.

Po oddzieleniu Stanów Zjednoczonych od „rewizjonistycznych syjonistów” rządzących w Izraelu, prezydent Trump oddziela je od NATO i Unii Europejskiej: nie chce już, aby jego kraj miał cokolwiek wspólnego z „amerykańskim imperium” i jego spadkobiercami, ukraińskimi „integralnymi nacjonalistami”.

Po oddzieleniu Stanów Zjednoczonych od Izraela [1], Donald Trump zaczął oddzielać je od Unii Europejskiej. Podobnie jak w przypadku Izraela, najpierw sprawiał wrażenie, że pozostawia członkom UE i Wielkiej Brytanii carte blanche, a następnie zaczął się izolować.

Przypomnijmy: prezydent Trump przekonał zachodnich przywódców, że mogą samodzielnie walczyć z Rosją na Ukrainie. Na licznych spotkaniach w Paryżu, Londynie i Kijowie przywódcy UE i Wielkiej Brytanii próbowali ogłosić, że wspólnie zapewnią bezpieczeństwo kontynentu w obliczu niebezpieczeństwa „rosyjskiej inwazji”. Przewidywali umieszczenie wszystkich swoich krajów pod brytyjskim i francuskim parasolem nuklearnym, a nie pod parasolem Stanów Zjednoczonych. Przewidywali wojnę kontynentalną przeciwko Rosji i reorganizację sojuszy wokół Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Polski.

A potem: nic. Stany Zjednoczone zawiesiły koordynację z UE [2]. Nie konsultują już ze sobą jednostronnych środków przymusu podejmowanych wobec Rosji. Siedemnasty pakiet unijnych „sankcji” był ostatnim uzgodnionym w Brukseli z Waszyngtonem. Osiemnasty będzie samodzielnym. Ogłoszono, że będzie większy niż kiedykolwiek, ale bez Stanów Zjednoczonych jest już skazany na porażkę.

W ramach Rady Europy Stany Zjednoczone obserwują przygotowania „międzynarodowego trybunału karnego do osądzenia rosyjskich zbrodni na Ukrainie”, ale trzymają się od tego z daleka [3]. Ich zdaniem taki trybunał nie ma sensu. Trybunały karne w Norymberdze i Tokio powstały po zwycięstwie aliantów nad nazizmem, ale ten przewiduje zwycięstwo nad Rosją ukraińskich „integralnych nacjonalistów”, którzy kolaborowali z nazistami. Nie został on zatwierdzony przez Organizację Narodów Zjednoczonych i nie ma na to szans, biorąc pod uwagę rosyjskie prawo weta.

Dziś Wielka Brytania i UE muszą stawić czoła faktom. Nie mają środków militarnych do realizacji swojej polityki. Zamknęły się w swoich sprzecznościach, potępiając ukraińskie ofiary wśród ludności cywilnej, będące skutkiem rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej, jednocześnie wyrażając zadowolenie ze znacznie większych palestyńskich ofiar wśród ludności cywilnej spowodowanych izraelską wojną z Hamasem. Zdystansowały się od Stanów Zjednoczonych, które nie są przez nich traktowane poważnie.

Pozostała im jeszcze jedna broń: konfiskata rosyjskich aktywów, które już zamrozili. Umożliwiłoby im to odbudowę Ukrainy bez konieczności płacenia za nią. Ale konfiskata aktywów z powodów politycznych jest naruszeniem praw własności. Taka decyzja byłaby nieodwracalna. Jest to możliwe tylko w czasie wojny. Konfiskata tych aktywów oznacza zatem wypowiedzenie wojny wrogowi kilkakrotnie potężniejszemu niż Wielka Brytania i UE razem wzięte.

Pomijając fakt, że ich armie nie wytrzymałyby dwóch dni w wojnie z Rosją, UE przestraszyłaby wszystkich swoich partnerów na całym świecie: jeśli możliwe jest skonfiskowanie rosyjskich aktywów, dlaczego Bruksela miałaby na tym poprzestać i nie skonfiskować również aktywów państw, które nie potępiły Rosji?

Postawmy sprawę jasno. Prezydent Donald Trump ogłosił, że od teraz będzie wymagał od wszystkich sojuszników przeznaczania 5% ich PKB na wydatki wojskowe. Ponieważ jest to niemożliwe do osiągnięcia – oznacza to podwojenie wydatków – wyjście Stanów Zjednoczonych ze zintegrowanego dowództwa NATO było do przewidzenia.

Jednocześnie prezydent wielokrotnie zapewniał, że Unia Europejska została stworzona, aby zaszkodzić Stanom Zjednoczonym, podczas gdy UE jest cywilnym ramieniem „amerykańskiego imperium”, którego wojskowym ramieniem jest NATO.

Teraz, po ustaleniu, że ani Wielka Brytania, ani UE nie są w stanie rzucić wyzwania „amerykańskiemu imperium”, że ich przywódcy są zależni od „amerykańskiego imperium” ze szkodą dla swoich obywateli i że odmawiają wolności i niezależności, Waszyngton zrywa z nimi wszelkie więzi.

Należy pamiętać, że Donald Trump nie atakuje zachodnich Europejczyków. On po prostu pozwala im dryfować w pogoni za jakąś mrzonką.

Dla tych, którzy tak jak ja przewidywali rozpad NATO i UE od czasu rozpadu Związku Radzieckiego, jest to krok naprzód. Ale dla Brytyjczyków i obywateli Europy jest to katastrofa.

W nadchodzących miesiącach będziemy świadkami pojednania Stanów Zjednoczonych i Rosji. Wszystko, co organizowało nasz sposób myślenia, zostanie wyrzucone na śmietnik historii. Nadszedł czas, aby ludzie Zachodu wymienili swoje elity i przemodelowali swoje społeczeństwa. Są na to zupełnie nieprzygotowani.

Podczas gdy w 1991 roku przewidywaliśmy rozpad „amerykańskiego imperium” na wzór ZSRR, widzimy, że prezydent Donald Trump zamierza zrealizować zupełnie inny scenariusz. Podobnie jak Michaił Gorbaczow, chce przywrócić swój kraj do jego korzeni (Make America Great Again!), ale jego europejscy sojusznicy chcą przedłużyć imperium.

Administracja UE w Brukseli nadal nie zaakceptowała tego kowboja. Mają nadzieję, że zostanie on wkrótce zamordowany lub że przegra wybory w połowie kadencji i zostanie zmuszony do podporządkowania się.

W pewnym sensie stawką jest dziś koniec zimnej wojny, kiedy to służby NATO utrzymywały rządy w Europie Zachodniej. Przywódcy UE, począwszy od Ursuli von der Leyen i Kaji Kallas, są bezpośrednimi potomkami tych tajnych operacji. Są dziećmi „amerykańskiego imperium” i zamierzają je utrzymać.

[1] “Donald Trump Decouples the United States from Israel”, by Thierry Meyssan, Translation Roger Lagassé, Voltaire Network, 13 May 2025.

[2] «Russland-SanktionenEnde der Absprache mit den USA», Florian Flade & Ben Huebl & Joerg Schmitt, Süddeutsche Zeitung, 27. Mai 2025.

[3] Press Release 3526: “The Justice of Victors Who Have Lost”,” Voltaire, International Newsletter – No. 135 – May 30, 2025.

*** Koniec tłumaczenia ***

============================================

W artykule brakuje mi jednego wątku: dlaczego Unii Europejskiej tak potrzebna jest wojna na Ukrainie. Podzielam tu zdanie Państwa Wielomskich, że nie tyle Unii, ile niemieckim elitom ta wojna jest potrzebna do zbudowania europejskiego imperium pod wodzą Niemiec. A brak amerykańskiej kurateli jest im na rękę.

Straszenie „zagrożeniem rosyjską inwazją” jest metodą do budowania wspólnej europejskiej armii, która będzie służyła do ewentualnej pacyfikacji nieposłusznych krajów. Pani Wielomska porównuje dotychczasowe działania Niemiec w ramach Unii do metod, jakimi Prusy doprowadziły do zjednoczenia Niemiec. Podobieństwa są zadziwiające!

https://youtube.com/watch?v=YIbOQJCYol8%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dpl%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

Meyssan ma rację, że czekają nas ciekawe czasy. Ma także rację, że zachodnie kraje będą zmuszone przemodelować swoje społeczeństwa, ale są do tego zupełnie nieprzygotowane. Powiedziałbym raczej: obecnie są nieprzygotowane.

O ile w innych krajach taki proces przemodelowania mogę sobie wyobrazić, to w naszym kraju jest on praktycznie niemożliwy. W naszej 1000-letniej historii jedynie przez krótkie okresy czasu mieliśmy elity, które kierowały się dobrem kraju. Przez większość naszej historii nie mieliśmy silnego państwa. Nie mam tu na myśli siły militarnej, ale siłę i sprawność aparatu państwowego.

Nie mamy tego także w dzisiejszej Rzeczpospolitej. Nie mamy elit, które potrafiłyby zanalizować położenie naszego kraju i wybrać najkorzystniejszą dla nas strategię, a nieliczne jednostki, które próbują to robić, nie są słuchane. Jesteśmy naiwni jak dzieci w naszym rozumieniu polityki. Nie znamy historii własnego kraju i nie rozumiemy, że przez wiele stuleci byliśmy umiejętnie manipulowani, wpychani w niepotrzebne powstania, wojny i bezsensowne sojusze.

[Ależ NIE ! Elity są – ale na razie nie mają dostępu do Głównego Ścieku. Widać je jednak w internecie. Mirosław Dakowski]

Byliśmy szczuci na Rosję, która przez większość czasu nie była dla nas żadnym zagrożeniem. Podobnie jest dzisiaj. Straszy się nas Rosją, ale prawdziwym zagrożeniem są Niemcy i Ukraina! Ale przeciętnemu obywatelowi nikt tego nie wytłumaczy!! To do nikogo nie dociera!! Fakt, wiem to z własnego doświadczenia, że dojście do takich wniosków wymaga ogromu pracy, zdobycia wiedzy, przełamania uprzedzeń i schematów myślowych. To przejście przez dysonans poznawczy.

Jestem przekonany, że w innych krajach europejskich proces przebudowy będzie trudny, ale w końcu się powiedzie, gdyż kraje te mają elity, które są w stanie poprowadzić społeczeństwa przez ten trudny okres. Dla naszego kraju nie widzę najmniejszych szans. Czeka nas katastrofa, która albo nas otrzeźwi, albo zmaże jako kraj i naród z mapy świata.

robertwaterski https://pecuniaolet.wordpress.com

Freedom News Digest

Monday, May 26, 2025 
Freedom News Digest 
Email preferences |  View articles on one page | Submit News Tip
 
Featured
FDA says Pfizer, Moderna must expand warnings for COVID shots to young men By LifeSiteNews staff
DOJ opens investigation into Andrew Cuomo for lying about nursing home deaths cover-up By Calvin Freiburger
 
Videos
Dejection to HOPE | What caused my delayed embrace of Pope Leo By LifeSiteNews.com
Babies or bio-waste? The dark cost of IVF By LifeSite
A new dawn for the unborn or same old lies? | Trump’s America By LifeSite
ENCORE | Faith before politics: Catholics can SAVE the WEST By John-Henry Westen
Is Trump turning against Israel? By LifeSite
U.K. BACKS DOWN on surrogacy … for now By LifeSiteNews.com
 
Editor’s Picks
Mark Carney’s Liberals sign WHO’s globalist ‘pandemic agreement’ By Anthony MurdochPlanned Parenthood closing 8 locations in Iowa and Minnesota citing funding cuts, pro-life laws By Doug Mainwaring
Virginia high school boys under investigation for opposing ‘transgender’ girl in their locker room By Doug MainwaringDeSantis defends ‘fundamental’ parental rights at Florida homeschooling conference By Stephen Kokx
 
Top News
Joe Rogan discusses shocking study on deaths linked to COVID shot with Aaron Rodgers By LifeSiteNews staff
Australian state health department permanently halts massive COVID vaccine study, scraps data By Angeline Tan
Canada Pension Plan becomes latest institution to drop carbon ‘net zero’ target By Anthony Murdoch
Parents pack school board meeting to protest boy competing in girls’ track meet By Calvin Freiburger
Canadian Broadcasting Corporation fails ‘fact check,’ forced to issue correction By Anthony Murdoch
Canadian sports bar removes job ad for workers who oppose COVID mandates after backlash By Anthony Murdoch
DeSantis signs bill to strengthen punishment for deadly ‘swatting’ harassment used by leftists By Calvin Freiburger
Elderly pro-lifer assaulted in Baltimore says city is ‘dragging its feet’ in case against attacker By Doug Mainwaring
UK police will now body search detainees of same biological sex, not ‘gender identity’ By Emily Mangiaracina
Big Pharma company Regeneron buys 23andMe, set to acquire genetic data of millions By LifeSiteNews staff
 
Blogs
Female prisoner describes horror of being incarcerated with gender-confused men By Jonathon Van Maren
Canadian media trod out hysterics over Trump’s affirmation of biological sex By Jonathon Van Maren
France poised to legalize ‘right’ to assisted suicide in coming days By Jeanne Smits, Paris correspondent
Advance requests for lethal injection are illegal in Canada. Hundreds have made them anyway By Jonathon Van Maren
Don’t have a will? Create one for free in 15 minutes By John-Henry Westen
Hollywood freaks out over Planned Parenthood defunding threat By Jonathon Van Maren
Surrogacy operation in China exploits the disabled, further exposes horrors of human trafficking By Jonathon Van Maren
Planned Parenthood’s annual report shows it commits crimes against humanity By Susan Ciancio, American Life League

Wojna celna czy koniec globalizacji?

Wojna celna czy koniec globalizacji?

Data: 13 aprile 2025Author: Uczta Baltazara INFO: https://italiaeilmondo.com/2025/04/12/guerra-dei-dazi-di-michele-rallo/

Co się dzieje?Krach na rynkach?Recesja?Planetarna wojna handlowa?

Pomijając aroganckie zachowania Donalda Trumpa, propagandową buńczuczność i wreszcie niewłaściwą politykę komunikacyjną, odpowiedź brzmi NIE. Całkiem zwyczajnie, mamy do czynienia ze zmianą kierunku – radykalną, ekstremalną, o 180 stopni – amerykańskiej polityki gospodarczej oraz spazmatyczną reakcją przegrywających: przede wszystkim w samych Stanach Zjednoczonych, a następnie w reszcie świata.

Kim są przegrywający?Są nimi tzw. „rynki”, lub raczej duże międzynarodowe korporacje, które zdominowały rynki i które za rynkami się kamuflują i ukrywają. To przede wszystkim one zostaną ukarane przez cła Trumpa, ponieważ od tej pory nie będą mogły już więcej oddawać się swojej ulubionej zabawie: „delokalizacji”, czyli produkowaniu w Chinach lub krajach Trzeciego Świata przy śmiesznie niskich kosztach, a następnie sprzedawaniu gotowych produktów na rynku amerykańskim po cenach niebotycznie wyśrubowanych – nie tylko osiągając oszałamiające zyski, ale także powodując efekt uboczny w postaci powalania małych firm na kolana, nie będących w stanie konkurować z „chińskimi” kosztami produkcji.

Kiedy gazety i serwisy informacyjne mówią nam, że w tym i tym dniu biliony dolarów wyparowały z giełd, nie jest to wcale prawdą, ponieważ pieniądze nie „parują”, nie znikają, nie ulegają zniszczeniu. Zmieniają tylko właściciela. To, co ktoś traci, ktoś inny zyskuje. W szczególności, to głównie duże międzynarodowe korporacje z nałogiem relokacji straciły pieniądze poprzez deprecjację ich akcji. Pieniądze te zostały jednak w tym samym czasie pozyskane przez kogoś innego, na przykład poprzez zakup tychże samych akcji po korzystnych, a niekiedy bardzo korzystnych cenach, z konkretnymi perspektywami przyszłych (i znacznych) zysków. W grze rynków, „czarny dzień” dla kogoś prawie zawsze odpowiada „pomyślnemu dniu” dla kogoś innego.

Abstrahując jednak od kwestii niewyparowanych miliardów, to, co zapoczątkował Trump, jest zmianą o gigantycznych proporcjach, z pewnością pozytywną, ogromnie pozytywną. Naturalnie patrząc perspektywicznie, z zastrzeżeniem nieuniknionych negatywnych reperkusji krótkoterminowych. Podobnie, pozytywne tego skutki mogą być również w Europie, jeśli i w Europie, zamiast funkcjonować jak pudło rezonansowe dla żalów „rynków”, znajdzie się odwagę, by dokonać radykalnej zmiany kursu; jeszcze lepiej, jeśli zrezygnuje się z niektórych idiotycznych „reform” i powróci do współpracy gospodarczej z Rosją.

Ale na czym, poza środkami warunkowymi, polega zmiana Trumpa? – Krótko mówiąc, na odrzuceniu globalizacji i powrocie do starego i wypróbowanego protekcjonizmu. Oznacza to wyrzucenie za burtę całej amerykańskiej historii XX wieku i pierwszych dekad XXI wieku i powrót do głębokiej Ameryki XIX wieku, z (rosnącym) bogactwem, które rozlewało się na ludzi, a nie było zarezerwowane wyłącznie dla wielkiego kapitału spekulacyjnego, jak stało się później za sprawą globalizacji.

To wielki anglosaski kapitał spekulacyjny – co więcej, z siedzibą w Londynie, a nie w Waszyngtonie – doprowadził do końca amerykańskiego protekcjonizmu; a także do ustanowienia polityki „wolności handlu”, która zubożyła naród amerykański i wzbogaciła wielkie międzynarodowe korporacje oraz wielki kapitał. I to zawsze w imię „wolności handlu” Ameryka podjęła dwie wojny światowe, oraz kolejne, które po nich nastąpiły (ostatnio tę zakamuflowaną jako wojna rosyjsko-ukraińska) pod – kłamliwym – pretekstem chęci eksportu anglosaskiej demokracji do wszystkich zakątków globu ziemskiego.

Pamiętacie „Czternaście Punktów” https://en.wikipedia.org/wiki/Fourteen_Points, za pomocą których prezydent Wilson podyktował zasady, jakim miał podlegać świat po pierwszej wojnie światowej? – W szczególności, trzeci z owych punktów, który stwierdza: „Zniesienie, w największym możliwym stopniu, wszelkich barier gospodarczych i ustanowienie równych warunków handlu dla wszystkich narodów, które zgadzają się na pokój i stowarzyszają się w celu jego utrzymania.”  Był to manifest globalizacji ante litteramwytrych, który miał pozwolić anglo-amerykańskiej finansjerze na inwazję na świat za pomocą jej „handlowych” oraz finansowych machinacji. I nie dla dobra narodu amerykańskiego, ale dla własnego zysku, to znaczy dla zysku owego bardzo wąskiego kręgu macherów i spekulantów, którzy za sznurki światowego „handlu” pociągali tak wczoraj, jak i dziś.

Oczywiście, na krótką metę trudno jest ogarnąć skalę protekcjonistycznej rewolucji, która stawia właśnie pierwsze kroki. To, co się wyłania, to „wojna celna” z jej bezpośrednimi konsekwencjami dla gospodarek innych krajów. Aż do momentu, gdy inne kraje – poczynając od naszego własnego – zdadzą sobie sprawę, że powrót do protekcjonizmu z pewnością byłby dobry także dla nich. Że dobrze i słusznie byłoby przekazać owoce rozwoju gospodarczego własnym społeczeństwom, a nie pozwalać na to, by korzystali z nich znani potentaci należący do korporacji międzynarodowych oraz finansjery.

Przypominam, że taryfy celne istniały zawsze: jako instrument ochrony produkcji gospodarczej państw (dawniej także poszczególnych gmin) przed konkurencją ze strony innych krajów. Były instrumentem obrony interesów narodowych. Ich stopniowe osłabianie szło w parze z osłabianiem obrony interesów narodowych, na rzecz bardzo wąskiego kręgu macherów hiperkapitalizmu pasożytniczego.

Dlatego racjonalna rewaloryzacja ceł, ze szkodą dla wysokiej finansjery, będzie mile widziana, pod warunkiem, że taka rewaloryzacja nie będzie dotyczyć tylko jednego kraju. Pod warunkiem, że – żeby wszystko było jasne – zamiast szukać nierealistycznej „zemsty”, która połaskotałaby tylko Stany Zjednoczone, zaczniemy dążyć do powrotu do protekcjonizmu również w naszym kraju, po to, by chronić naszą produkcję, naszą gospodarkę, nasze interesy. Także za cenę niezadowolenia »rynków« oraz banków „inwestycyjnych”.

INFO: https://italiaeilmondo.com/2025/04/12/guerra-dei-dazi-di-michele-rallo/

Geopolityczne priorytety. Trump niemal wywrócił stolik

Geopolityczne priorytety. Trump niemal wywrócił stolik

12.04.2025 Wojciech Tomaszewski nczas/geopolityczne-priorytety-trump-niemal-wywrocil-stolik

Donald Trump. Foto: PAP/EPA
Donald Trump. Foto: PAP/EPA

Analiza polityki zagranicznej USA wskazuje, że prezydent Donald Trump wywrócił niemal geopolityczny stolik Ameryki. Od początku drugiej dekady tego wieku najważniejszym celem USA stała się rywalizacja z Chinami w strefie Pacyfiku oraz we Wschodniej Azji, czyli tzw. Pacific Pivot. [pivot to taki nagły zwrot w miejscu, z żargonu koszykówki zdaje się. md]

Następnymi były już standardowe kierunki: Bliski Wschód i interesy Izrael oraz utrzymanie tradycyjnych więzów z Unią Europejską. Do tego dochodziły specjalne relacje z Wielką Brytanią i Japonią nazywane niezatapialnymi lotniskowcami USA oraz budowanie, a właściwie próba budowy takowych z Indiami. Donald Trump wyraźnie zmienił hierarchię geopolitycznych celów Stanów Zjednoczonych.

Ameryka Północna

Hasło Trumpa America first jest jednoznacznie rozumiane jako kierowanie się w pierwszej kolejności tylko interesami USA w polityce zagranicznej.

Pod rządami nowej administracji należy je także rozumieć jako priorytet w polityce zagranicznej dla spraw Ameryki Północnej. Zamiarem Trumpa jest wchłonięcie Kanady i Grenlandii. Jeśli uda mu się zrealizować plany, to Stany Zjednoczone Ameryki zamienią się w Stany Zjednoczone Ameryki Północnej i ta nazwa będzie odpowiadała rzeczywistości.

Należy koniecznie w tym szczególnym przypadku zadać pytanie, dlaczego  prezydent Trump chce przejąć i włączyć oba wymienione kraje do swojego państwa?

Przede wszystkim jest to kwestia bezpieczeństwa. Do tej pory USA były teoretycznie dość bezpieczne. Z wyjątkiem ataku 11 września 2001 r., kiedy islamscy terroryści [?? spał Autor? To deep state byłplanistą, jednoznacznie wykazano. md] porwali cywilne samoloty i zamienili je w pociski, terytorium amerykańskiego państwa było poza wszelkimi konfliktami zbrojnymi. Używając geopolitycznej nomenklatury, nazywa się je sanktuarium, czymś niedostępnym. Jednakże gwałtowny rozwój broni powietrznych, w tym przede wszystkim dronów, zmienia sytuację. Najnowsze drony wojskowe mają zasięg do 2 tys. km. Dynamiczny rozwój tej broni z miesiąca na miesiąc zwiększa jej donośność i skuteczność. Obecnie należy się liczyć z tym, że praktyczną możliwością wysłania kilkuset dronów naraz może mieć nawet kraj nienależący nawet do najbogatszych.

Ten dynamiczny rozwój spowoduje, że w przyszłości i to wcale nie takiej odległej, takimi możliwościami będą dysponowały duże międzynarodowe podmioty niepaństwowe. Przy takiej ilości uderzeniowej żaden system obrony, żadna „żelazna kopuła” nie wychwyci wszystkich tych pocisków. Dlatego lepiej mieć przesunięte granice „do przodu”, żeby zwiększyć strategiczną głębię i odpowiednio wcześniej z pozycji wysuniętych, gdzieś daleko od obecnych granic USA, zareagować na niebezpieczeństwo.

Bezpieczeństwo nie jest jedynym powodem. Zmienia się klimat [?? skąd on to ma? od „klimatystów”?? md] , a topniejące lody zwiększają dostępność szlaków komunikacyjnych przy Grenlandii oraz Północnej Kanadzie, a także przy Arktyce. Rozciągnięcie swojej państwowości na te dwa pierwsze terytoria wzmocniłoby amerykański monitoring dotyczący używania tych szlaków, ale też północnej części Europy i Północnej Rosji. Grenlandia jest ponadto jednym z ważniejszych źródeł pozyskiwania metali ziem rzadkich. Złoża na tej wyspie nie są oceniane jako wielkie, ale i tak Grenlandia zajmuje ósmą pozycję na świecie z zasobami szacowanymi na 1,5 mln ton, podczas gdy wielkość złóż USA jest szacowana 1,8 mln zł. Główny konkurent, czyli Chiny, mają zasoby oceniane na 44 mln ton, co stanowi ponad 36 proc. globalnej ilości szacowanej na ok. 120 mln ton. Druga jest Brazylia z 21 mln ton, a trzecia Rosja mająca 10 mln ton. Czwarte miejsce na liście szacunków zajmują Indie – 6,9 mln ton. Jak widać, ta ogromna przewaga Chin w posiadaniu zasobów, a daleko większa w ich wydobyciu – ok. 90 proc. w skali globu – powoduje, że Grenlandia, największa wyspa świata z ludnością liczącą zaledwie 60 tys. osób stała się niesłychanie ważna, tym bardziej że topnienie lodów umożliwia w większym stopniu eksploatację złóż, nie tylko metali ziem rzadkich.

Warto dodać, że wspomniana lista jest szacunkowa i jest jedną z wielu. W innej podkreśla się, że obecnie np. afrykańskie zasoby stanowią 30 proc. wielkości globalnej. Duże złoża są w Birmie i w Wietnamie, a wielkie odkryto w Norwegii i Szwecji. Metale ziem rzadkich (ang. rare earth metals) są surowcami strategicznymi, niezbędnymi w wielu dziedzinach gospodarki, przede wszystkim w najnowocześniejszych gałęziach przemysłu. W sytuacji niemal monopolu Chin na wydobycie, dla USA każde złoża są na przysłowiową wagę złota.

Pacyfik i Azja Wschodnia

USA uważają Chiny za swojego największego i najbardziej groźnego przeciwnika w historii. Politykiem, który najgłośniej o tym mówił, był i jest Donald Trump. Jednakże jego polityka względem Chin jest pełna sprzeczności. Prezydent Barack Obama w 2015 r. doprowadził do podpisania Partnerstwa Trans-pacyficznego, czyli umowy gospodarczej 12 państw regionu Pacyfiku opartej na bezcłowej wymianie. Umowa ta faktycznie była skierowana przeciw Chinom i miała stanowić zaporę przeciw chińskiej dominacji gospodarczej w regionie.

Trump, kiedy w 2017 r. został prezydentem, od razu wycofał USA z porozumienia. Skutkiem tego na opuszczone przez Amerykę pozycję weszły Chiny i utworzyły organizację Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze, czyli porozumienie o wolnym handlu grupujące sojuszników USA (Australię, Japonię, Koreę Płd. N. Zelandię) oraz 10 państw południowo-wschodniej Azji, czyli ASEAN. Dziś ASEAN jest największym handlowym partnerem Chin, większym niż UE i większym niż USA.

Obecnie Trump, prowadząc politykę nakładania ceł, zbliża do siebie Chiny, Japonię i Koreę Płd. Po spotkaniu ministrów handlu tych państw, pierwszym od 6 lat, zapowiedziano, że Japonia i Korea Południowa zamierzają importować surowce do produkcji półprzewodników z Chin, a Chiny będą importowały chipy z Japonii i Korei Południowej. To mocne uderzenie w USA, które prowadzą bezwzględną politykę odcięcia Chin od światowego rynku półprzewodników. Odwrotnością relacji gospodarczy są stosunki polityczne pomiędzy USA a Japonią. Podczas wizyty Shigeru Ishiby, premiera Japonii, Trump zadeklarował pełne potwierdzenie amerykańskich zobowiązań dotyczących bezpieczeństwa Japonii i dalszą współpracę wojskową. Jednocześnie odniesiono się negatywnie do polityki Chin w regionie, szczególnie w kwestii zmian na Morzu Wschodnio-chińskim i Południowo-chińskim. W tym czasie amerykański Departament Stanu usunął ze swojej internetowej strony passus „nie wspieramy niepodległości Tajwanu”, co oznacza kierunek wzmocnienia obrony wyspy.

Taka kakofonia między działaniami politycznymi a gospodarczymi świadczy o tym, że Trump nie zdecydował jeszcze, jaką politykę chce prowadzić w regionie, w tym w stosunku do Chin. Wydaje się, że najpierw chce doprowadzić do zakończenia wojny na Ukrainie, żeby mieć tylko jeden front.

Bliski Wschód

Przez wiele lat, szczególnie w drugiej połowie XX wieku, Bliski Wschód uważany był za drugi front geopolityczny, zaraz po zimnowojennej konfrontacji z Sowietami. Z biegiem lat znaczenie tego regionu dla USA wyraźnie zmalało. Przyczynił się do tego najpierw upadek Związku Sowieckiego, nieformalnego sojusznika krajów arabskich, upadek promoskiewskich dyktatorów: Kadafiego w Libii, Saddama Husajna w Iraku, al-Asada w Syrii, oraz zniszczenie Hamasu i znaczne osłabienie Hezbollahu. Drugim bardzo istotnym czynnikiem było odkrycie ogromnych złóż ropy naftowej i gazu w USA, co uczyniło ten kraj największym producentem tych surowców energetycznych na świecie.

USA z importera stały się eksporterem. Skutkiem tych zmian było malejące znaczenie Bliskiego Wschodu w polityce Waszyngtonu. Jeśli Stany Zjednoczone nadal wskazują jeszcze wysokie zainteresowanie tym regionem, to z powodu obaw o bezpieczeństwo Izraela w kontekście istnienia już osłabionej Islamskiej Republiki w Iranie, ale ciągle pracującej nad uzyskaniem broni jądrowej. Izrael chciałby zaatakować ośrodki, gdzie trwają prace nad tą bronią, ale skuteczność takiego ataku wydaje się wątpliwa, ponieważ one są ukryte pod ziemią. Z tego powodu nawet najbardziej proizraelski prezydent USA, za jakiego uważany jest Donald Trump, woli wywierać polityczny nacisk na Teheran zamiast akcji militarnej. Dla USA złamanie woli Iranu ma zasadniczą korzyść, ponieważ ten kraj należy do kręgu nieformalnych sojuszników Chin.

Unia Europejska

Trump z dużą swobodą rozgrywa Unię Europejską. O ile poprzedni prezydenci uważali UE za partnera-juniora, ale mającego mocną pozycję ze względu na wielki potencjał gospodarczy z dochodem per capita równym amerykańskiemu i z rozbudowanymi armiami w celu odparcia ewentualnej agresji sowieckiej – to obecna UE ma PKB per capita na poziomie połowy amerykańskiego i szczątkowe armie. Efekt jest widoczny: lekceważenie Unii i bezwzględne odsunięcie jej od negocjacji w sprawie zakończenia na Ukrainie. Upokorzenie, jakiego Unia nie zaznała w całej swojej historii. Do tego należy dodać żądanie, żeby Europa przeznaczała 5 proc. PKB na zbrojenia i wzięła wojskową odpowiedzialność za defensywę kontynentu.

Ukraina

Dla USA Ukraina nie jest ważnym problemem z punktu widzenia geopolitycznych celów. To natomiast karta, którą Trump chce zgrać. On nie ma zamiaru ani angażować się politycznie w tym regionie, ani zapewnić tam bezpieczeństwa. Uważa, że z Ukrainy należy wyciągnąć pieniądze, które USA zainwestowały w pomoc militarną i finansową dla tego kraju. Środkiem odzyskania pieniędzy ma być umowa o korzystaniu z ukraińskich aktywów.

Umowa w obecnej wersji obejmuje wydobycie metali ziem rzadkich, ropy naftowej i gazu, korzystanie z infrastruktury gospodarczej, rurociągów, gazociągów, systemów transportowych i portów. To oznacza, że niemal cała gospodarka byłaby zarządzana przez fundusz odbudowy kierowany przez zarząd składający się z 3 Amerykanów i 2 Ukraińców. Fundusz miałby być zarejestrowany w USA i podlegający prawu amerykańskiemu, a sądem właściwym do rozstrzygania spraw byłby stanowy sąd w Nowym Jorku. Zyski tego funduszu przekazywane byłyby na spłacenie subsydiów i kredytów przekazanych przez rząd Joe Bidena Ukrainie z dodaniem 4 proc. odsetek. Dopiero wtedy po spłaceniu „zobowiązań” można byłoby zyski przekazać na odbudowę Ukrainy. Ponieważ Fundusz miałby mieć prawo pierwszeństwa w wydobyciu surowców, to w ten sposób firmy unijne zostałyby odsunięte od tego biznesu.

Ta umowa to nawet nie jest neokolonializm, ale zwykły XIX-wieczny kolonializm oddający gospodarkę jednego państwa w zarząd drugiemu państwu. Umowa to element planu, jaki dyskutują Trump i Putin, ale jak na razie, obaj się jeszcze nie porozumieli. W geopolitycznej wizji obecnej administracji USA dogadanie się z Rosją jest kluczowe dla strategii konfrontacji z Chinami, dlatego zakończenie wojny na Ukrainie może być tylko uzgodnione między nimi na zasadzie pokój za ziemie, oczywiście ziemie ukraińskie, ale Ukraina mówi: nie. Ponieważ Kijów nie może liczyć na gwarancje bezpieczeństwa od nikogo, należy się spodziewać, że asekuracji poszuka w odbudowie militarnego potencjału jądrowego.

Polska

Bezpieczeństwo Polski jest zagrożone. Osłabianie Ukrainy przez USA jest niekorzystne dla nas. Ukraina jako jedyna w Europie ma armię umiejącą powstrzymywać rosyjską. Odsunięcie Europy od decyzji w jej sprawach jest również niekorzystne dla nas, niezależnie od tego, jak oceniamy UE. W dodatku militarna siła armii europejskich jest tak słaba, że Europejczycy nie są w stanie wysłać odpowiednich sił na ewentualną linię rozejmową na Ukrainę.

W sytuacji, kiedy Amerykanie prowadzą zakulisowe rozmowy z Rosjanami, o niczym nas nie informując, zmusza nas do szybkiej dywersyfikacji relacji ze światem zewnętrznym. Ostatnio kierunkiem dotyczącym wzmocnienia naszego bezpieczeństwa mają być specjalne relacje z Francją. Kraj nad Sekwaną nie zapewni nam takiego poziomu ochrony, jaki może to uczynić USA, ale w sytuacji niepewności, jaką nam prezentują Amerykanie, jest to dobry ruch.

W tej sytuacji nasze działania powinny iść w dwóch kierunkach: przeszkolenie jak największej liczby rezerwistów, rozwój własnego przemysłu obronnego w kooperacji ze Szwecją, z Turcją i państwami Międzymorza. Drugim kierunkiem powinna być budowa własnego programu jądrowego.

========================================

M. Dakowski:

Z końcówką, wiec wnioskami dla Polski, zdecydowanie się nie zgadzam. Są małe, małostkowe. Tu potrzebna debata mężów stanu.

Co się na tym świecie porobiło …

Co się na tym świecie porobiło …

Autor: piko , 5 marca 2025

Poniższy tekst zawiera opinie i tezy już publikowane w wielu obszernych opracowaniach z którymi się zgadzam. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że jest krótki i mniej wytrwali czytacze Ekspedyta będą w stanie go strawić.

—————————–

Żeby lepiej zrozumieć co się teraz na świecie dzieje, również na Ukrainie, trzeba wiedzieć że:

1.    Istnieje grupa obrzydliwie bogatych i zdemoralizowanych ludzi, mających olbrzymi wpływ na organizacje ponadnarodowe i rządy, która ma szatańską wizję urządzenia świata ale oficjalnie to oczywiście chcą nam nieba przychylić.
Marek Chodorowski (@MarekTomasz) nazwał ich „Bestią”. Mniej demonicznie można ich określić jako globalistów, Deep State (DS – głębokie państwo) czy jeszcze inaczej.

2.    Wybór Trumpa stał się przełomem w tym sensie, że ktoś się postawił Bestii (będę tak pisał bo jest krócej) i nagle okazało się, że może być normalnie a nie idiotycznie. Stany Zjednoczone przestały być z dnia na dzień rozsadnikiem rewolucji neokomunistycznej (tęczowa szmata zniknęła z ambasady US na Pięknej i lewactwo odcięto od funduszy płynących z US).

3.    Bestia oczywiście nie zniknęła, bo to struktura jak rak wbudowana w różne tkanki, ale ich pole wpływu w zasadzie zostało ograniczone do państw europejskich, Kanady i Australii.

Jak to się ma do sytuacji w naszym grajdole czyli w eurokołchozie, którego jesteśmy ważną częścią składową, nawet teraz mu przewodniczymy?
Ma się jak widać – zapanował znaczny strach u tzw. elit władzy oraz duży dysonans poznawczy wśród różnych pismaków i „autorytetów moralnych”. Nie bardzo wiedzą jak się ustawić. A po prostu USA powiedziało, że zabiera swoje zabawki i teraz będzie się zajmować bardziej sobą niż innymi, że dosyć ładowania kasy w nieswoje projekty. Bujajcie się sami.

Co z Polską? Polska ma teraz hipotetycznie dwie ścieżki po których może się poruszać – iść z Bestią czyli z eurokołchozem albo znormalnieć i próbować podłączyć się do imperium amerykańskiego.
Przejdźmy do sprawy bliskiej zagranicy, czyli relacji RP-Ukraina.
Poprzedni i obecnie rządzący nie realizują polskich interesów. Relacje z Ukrainą wyglądają jakby cwaniak wysłał jełopa do rozmowy z chamem.
Ukraina to żadne państwo, to oligarchia oligarchów, gdzie właśnie oni decydują kto będzie np. prezydentem. W Rosji jest odwrotnie, to Putin decyduje kto będzie oligarchą. Rządząca Ukrainą mafia – powiązana z korporacjami międzynarodowymi, czyli Bestią – eksploatuje jej bogactwa bez oglądania się na czerń a tu jakiś Trump próbuje zakończyć wojnę i położyć łapę na “ich” zasobach. Tak nie może być!
Stąd moim zdaniem zagrywka tego farfocla Zełeńskiego w trakcie negocjacji w US, żeby nie doszło do umowy. Być może zerwał porozumienie aby mu sponsorzy łba nie urezali. Teraz okazało się, że jednak trzeba zakończyć wojnę, bo bez US będzie większa demolka. Poza tym Trump ma takie kompromaty na rządzących Ukrainą banderowców, jak widać zmiękli (patrz link do YT na końcu).

A co z tym strasznym Putinem?
Przecież śp. Lech Kaczyński, kiedy ratował Gruzję mówił:
„… najpierw Gruzja potem Ukraina, Polska, itd. …”.
Z Gruzją było tak, że prezydent Bush, którego sekretarzem stanu była Condoleezza Rice, forsował przyjęcie Gruzji i Ukrainy do NATO. W związku z tym w Gruzji wybuchła Rewolucja Róż, w wyniku której prezydent Szewardnadze został obalony i USA zainstalowało swojego agenta Michaiła Sakaszwilego.
Z atakiem Rosji na Gruzję było tak jak z rozdawaniem rowerów na Placu Czerwonym … . To Gruzja napadła na Osetię Południową a nie Rosja na Gruzję. Ale w przestrzeni medialnej, a co za tym idzie w głowach jej odbiorców zostało, że to Ruskie napadły na Gruzję.

W końcówce rządów Busha juniora Condoleezza Rice w Wilnie w 2004 złożyła deklarację, że już USA nie będą forsowały przyjęcia Gruzji i Ukrainy do NATO tylko będą pilnowały żeby tam demokracja panowała. Co można przez to rozumieć? Pewnie to, żeby US agenci mogli tam działać. I tak było szczególnie po Majdanie w 2014.

Co okrutny Putin zrobił?
Zrobił straszną rzecz – nie dał się otoczyć od zachodu i południa państwami, które deklarowały przystąpienie do NATO. Jak tak mógł?!
Jak Sowieci w 1962 zaczęli się ze swoimi rakietami instalować na Kubie to Kennedy ich pogonił – i słusznie. Co prawda w zamian US miała zabrać swoje rakiety z Turcji. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację – Meksyk dogaduje się z Rosją i instalują różne bazy i inne zabawki przy północnej granicy. Proszę o jakieś pomysły co zrobiłoby USA.

Co Putin teraz robi?
Otworzył popcorn i śledzi wiadomości ze świata.

Co Putin zrobi?
Mam nadzieję że dogada się z Trumpem i zakończy się wojna. Żal tylko, że ta cała awantura sprowokowana przez Bestię pochłonęła tyle żyć. Czy ktoś za to odpowie? Nie wiem, ale raczej nie.

Koniecznie do zobaczenia chociaż do 12 minuty.

A tu komik w garniturku u swojego szefa.

A tu Florcia kontroluje jak przebiega praca twórcza nad powyższym tekstem.

image

Narody mają dość rewolucji genderowej i polityków oderwanych od rzeczywistości

Raport z USA: obywatele mają dość rewolucji genderowej i polityków oderwanych od rzeczywistości

https://pch24.pl/raport-z-usa-obywatele-maja-dosc-rewolucji-genderowej-i-politykow-oderwanych-od-rzeczywistosci

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Pew Research Center zauważa, że mijający rok 2024 był niezwykłym rokiem, ze względu na liczne elekcje na całym świecie. Obywatele w ponad 60 państwach okazali frustrację z powodu status quo i dali czerwone kartki tradycyjnym partiom politycznym z powodu drastycznie pogarszającej się sytuacji ekonomicznej oraz wdrażanej odgórnie globalnej rewolucji (anty)kulturowej.

W tegorocznych wyborach prezydenckich i uzupełniających do kongresu w USA spektakularną porażkę ponieśli demokraci. W Wielkiej Brytanii – w przeciwieństwie do USA – władza polityczna przechyliła się w lewo. Partia Pracy zdobyła większość parlamentarną, kończąc 14-letnie rządy Partii Konserwatywnej. Spektakularną porażkę poniosła Partia Demokratyczna w Botswanie, która sprawowała rządy przez 60 lat.

W Korei Południowej wygrała opozycyjna Partia Demokratyczna, która miała powstrzymać zapędy prezydenta Yoon Suk Yeola. Prezydent wprowadził stan wojenny i oskarżył liderów Partii Demokratycznej o działania „antypaństwowe”. Jego decyzję szybko anulowało Zgromadzenie Narodowe, głosując jednogłośnie za zniesieniem stanu wojennego.

Partie opozycyjne o różnych proweniencjach zdobyły władzę w różnych krajach, w tym w Ghanie, Panamie, Portugalii i Urugwaju. W innych państwach rządzące elity zachowały władzę, ale poniosły znaczne straty.

W RPA, Afrykański Kongres Narodowy nie zdobył większości miejsc w Zgromadzeniu Narodowym po raz pierwszy od zakończenia apartheidu. W Japonii rządząca od lat Liberalno-Demokratyczna Partia wraz z koalicjantem Komeito, straciła większość w parlamencie.

Premier Indii Narendra Modi i jego partia Bharatiya Janata – chociaż zwyciężyła w wyborach po raz trzeci – została zmuszona do utworzenia rządu koalicyjnego.

We Francji prezydent Emmanuel Macron „przeszarżował” z decyzją o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów latem 2024 r., które przyniosły odwrotny skutek od zamierzonego i centrowy sojusz Ensemble Macrona stracił grunt pod nogami na rzecz lewicowego Nowego Frontu Ludowego, jak i prawicowego Zgromadzenia Narodowego.

Wielu wyborców narzeka, że żyje im się coraz gorzej i jest niezadowolonych z obecnej polityki w swoim kraju.

Pew przywołuje badania przeprowadzone w 34 krajach na początku 2024 r., które uwydatniło ponury stan gospodarki światowej, co tylko frustrowało obywateli. W badanych krajach mediana 64 procent dorosłych stwierdziła, że ​​ich gospodarka narodowa jest w złym stanie. We Francji, Japonii, RPA, Korei Południowej i Wielkiej Brytanii ponad siedmiu na dziesięciu wyraziło taki pogląd. Narzekano na inflację, narastające nierówności i poziom ubóstwa.

Inną niezwykle ważną kwestią dla obywateli była frustracja związana z funkcjonowaniem demokracji przedstawicielskiej. W 31 krajach mediana 54% dorosłych była niezadowolona ze sposobu działania demokracji w ich kraju. A w kilku państwach o wysokich dochodach, niezadowolenie znacznie wzrosło w ciągu ostatnich trzech lat.

Politycy, partie i instytucje pozostają coraz bardziej oderwani od rzeczywistości. Ludzie narzekali, że ​urzędnicy pochodzący z wyborów nie przejmują się tym, co myślą obywatele. Ubolewano, że nie ma na kogo głosować, nie ma partii politycznych, które reprezentowałyby poglądy obywateli. Znaczna część ludzi skarżyła się, że ma niewielki lub żaden wpływ na politykę w swoim kraju.

W tej sytuacji zaobserwowano wyraźny trend, zwłaszcza w Europie dotyczący rozwoju „prawicowego populizmu” i „innych przeciwników tradycyjnych partii i politycznego status quo”.

W Europie zyskały partie antyimigranckie w wyborach do Parlamentu Europejskiego, w wyborach we Francji, w Austrii, Rumunii (trzy partie prawicowe zyskały znaczne poparcie, a ponadto kandydat prawicowy Calin Georgescu otrzymał najwięcej głosów w pierwszej turze wyborów prezydenckich, które unieważnił rumuński Sąd Konstytucyjny). Nawet w Portugalii sukces odniosła prawicowa partia Chegi, zdobywając 50 z 230 miejsc w parlamencie, w porównaniu z zaledwie 12 w 2022 r. i jednym w 2019 r.

Partia Reform UK zdobyła trzecią co do wielkości liczbę głosów w wyborach powszechnych w Wielkiej Brytanii, z wynikiem 14 procent, a jej lider Nigel Farage w końcu zyskał miejsce w parlamencie (po ósmej próbie).

W Niemczech w wyborach w landach, po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej zwyciężyła prawicowa partia, Alternatywa dla Niemiec

Pew zauważa, że w ciągu ostatniej dekady „prawicowy populizm” zakorzenił się w Europie, „znacznie zakłócając politykę kontynentu”. Prawicowe partie zdobyły najwięcej głosów w Holandii w 2023 r. i we Włoszech w 2022 r., chociaż straciły władzę w Polsce, niemniej „teraz są konsekwentnie konkurencyjne w sposób, w jaki nie były do niedawna”.

„Populiści odnieśli sukces również poza Europą”, na przykład w Stanach Zjednoczonych, gdzie ruch Trumpa: „Make America Great Again” stał się dominującą siłą w Partii Republikańskiej. Obecne GOP (kierownictwo partii) już nie przypomina GOP sprzed 2015 r.

Chociaż prawicowe ruchy różnią się od siebie, to co je ma łączyć, to według „The Economist”: „sprzeciw wobec aborcji, praw kobiet i praw LGBTQ+; sprzeciw wobec socjaldemokracji; i nieprzejednane poglądy na temat przestępczości”.

W Meksyku zyskał na znaczeniu „populizm lewicowy” (partia Moreno, która istnieje od około dekady, a obecnie dominuje w polityce kraju).

„Partie populistyczne” wykorzystały „frustrację wyborców związaną z elitami – i przekonanie, podzielane przez wielu, że partie establishmentu i ich liderzy nie mają kontaktu ze zwykłymi obywatelami”.

Innym wyraźnym trendem jest pogłębiająca się polaryzacja ideologiczna dotycząca kultury i tożsamości w wielu krajach. Obserwuje się zwrot ku tradycji i sprzeciw wobec postępowych zmian. Obywatelom nie podoba się rewolucja genderowa.

Jeszcze w 2022 r. Pew Research Center przeprowadziło badanie, pytając obywateli w różnych państwach o to, czy uważają, że ich kraj będzie w lepszej sytuacji w przyszłości, jeśli będzie trzymał się swoich tradycji i sposobów życia, czy też, gdy będzie otwarty na zmiany dotyczące tradycji i sposobów życia.

W 15 z 16 krajów zarysowała się wyraźna różnica ideologiczna między prawicą a lewicą. W USA była ona największa. 91% liberałów uznało, że ​​kraj będzie w lepszej sytuacji, jeśli zaakceptuje zmiany, w porównaniu z zaledwie 28% konserwatystów. Pew podkreśla, że również z innych badań wynika, że USA należą do najbardziej spolaryzowanych państw pod względem ideologicznym i szczególnie duże różnice występują w kwestiach takich jak aborcja i zmiana klimatu. Wraz z odgórnie promowaną rewolucją genderową i lansowanymi nowymi tożsamościami, polaryzacja ta nasiliła się.

Na wyniki wyborów wpływ miały także konflikty międzynarodowe, zwłaszcza wojny Rosja-Ukraina i Izrael-Hamas.

W wielu krajach istnieją podziały ideologiczne co do tego, jak poradzić sobie z inwazją rosyjską na Ukrainę, „przy czym poparcie dla Kijowa jest często niższe wśród osób z ideologicznej prawicy”. Widać to zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, we Francji, na Słowacji, w Austrii i Niemczech, czy nawet w USA. W tych państwach „prawica” uznaje, że NATO sprowokowało Władimira Putina do inwazji na Ukrainę z powodu ciągłej ekspansji na wschód. Wojna Izraela z Hamasem wywołała napięcia pośród ideologicznej lewicy.

W 2025 r. ważne wybory odbędą się m.in. w: Kanadzie, Chile, Niemczech, Norwegii, na Jamajce i w Singapurze.

Źródło: pewresearchcenter.org AS

Za dwie dekady nie będzie globalnej władzy światowych korporacji

Thomas Cole – Rozpad z cyklu Dzieje imperium (1836)

————————-

Za dwie dekady nie będzie globalnej władzy światowych korporacji

Agnieszka Piwar 2019-08-08 https://piwar.info/za-dwie-dekady-nie-bedzie-globalnej-wladzy-swiatowych-korporacji/

«Przed upadkiem idzie pycha; a przed ruiną – wyniosłość ducha»
[Przypowieści Salomona 16:18]. 

Skąd ta pewność zawarta w tytule? – może zapytać czytelnik. Przecież wszystko wskazuje na to, że potęga wielkich korporacji się umacnia. Tzw. zarządzanie globalne – ONZ, UNIE, NGO’s, rządy, business – stanowią jedną wielką orkiestrę tzw. ‘demokracji uczestniczącej’. Istnieje konkretny, precyzyjnie przygotowany program działania. Z powierzchni ziemi ‘zmiatana’ jest etyka chrześcijańska, etyka prawa naturalnego «czyń dobro, unikaj zła», niszczone są tradycyjne kultury.

Świat podporządkowywany jest nowej etyce globalnej wzniesionej na absurdalnej koncepcji człowieka – jako popędu (gender), zwyrodniałej koncepcji prawa ‘do zabicia’ (aborcja, eutanazja). W celu umocnienia władzy „wyprodukowano” kolejny totalitaryzm – syntezę dwóch poprzednich (komunizm i narodowy socjalizm). Jednak – jak każdy z totalitaryzmów – i ten będzie miał swój kres.

Moje przekonanie, że tak się stanie, wynika z wiary w Opatrzność Bożą i z pewnych prawideł historii. Dzieje ludzkości ukazują bowiem, że upadek największych potęg wynikał z tych samych przyczyn, które dziś wyraźnie wskazują na początek końca zarządzania globalnego, czyli Imperium Międzynarodowej Finansjery.

W artykule „The Fate of Empires” (Los Imperiów) opublikowanym w 1976 roku na łamach brytyjskiego pisma „Blackwood’s Magazine” sir John Bagot Glubb (1897-1986) przedstawił mechanizm powstania i upadków wielkich narodów i mocarstw, których historie zostały spisane ludzką ręką na przestrzeni minionych trzech tysięcy lat. Ten zasłużony dla brytyjskiej armii oficer bardzo dokładnie zbadał historię znanych imperiów – począwszy od Asyrii, przez Persję, Imperium Rzymskie, Imperium Osmańskie, itp… na Imperium Brytyjskim kończąc.


Zagłębiając się w historię upadku tych potęg, Brytyjczyk odkrył zdumiewającą prawidłowość. Otóż wynika z niej, że dekadencja jest rezultatem nazbyt długiego okresu bogactwa i sprawowania władzy, a także egoizmu, pociągu do pieniędzy i utraty poczucia obowiązku. Fazie schyłku towarzyszą takie zjawiska jak: obniżenie moralnych standardów, materializm, konsumpcjonizm, rozwiązłość, napływ cudzoziemców, pasywność, pesymizm, opiekuńczość państwa, rozrost biurokracji, rozkład rodziny, osłabienie religii, upadek obyczajów, itp.


Co znamienne, w okresie dekadencji mężczyźni stają się słabi i borykają się z problemem własnej tożsamości [patrz: wybiegi mody, muzyczne festiwale typu Eurowizja, itp.]. Jednocześnie następuje zwiększenie roli kobiet w życiu publicznym, które w znacznym stopniu przejmują obowiązki mężczyzn. Zjawiska te nie są przyczyną rozkładu, lecz jego konsekwencją. Co ciekawe, jak zauważył John Glubb „bohaterowie czasów upadku są zawsze podobni – sportowcy, śpiewacy lub aktorzy. Współczesne słowo ‘celebryta’ jest używane wobec komika lub piłkarza, ale nie polityka, wojskowego lub wspaniałego pisarza”.

Władców imperium w okresie dekadencji cechuje wysoki stopień ignorancji i przekonanie, że władza jest im dana na zawsze. Poddani (społeczeństwo) nie mogą liczyć na wsparcie polityków, ponieważ tych całkowicie pochłaniają wewnętrzne kłótnie i bezsensowne spory. Po tym wszystkim następuje utrata nadziei, gdyż „dekadencja charakteryzuje się tym, że obywatele nie wykazują już chęci obrony czegokolwiek, ponieważ żyją w przekonaniu, iż nic nie jest tej obrony warte”. Nie ma wątpliwości, że znaki czasów upadku – które w dziejach minionych imperiów zauważył Glubb – z przerażającą dokładnością powtarzają się tu i teraz. Autor spisał swoje spostrzeżenia w latach 70. XX wieku, więc nie mógł wiedzieć, że opisane przez niego zjawiska jak ulał pasują do drugiej dekady XXI wieku.

Tym razem rzecz się dzieje na szeroko pojętym Zachodzie (Unia Europejska, Stany Zjednoczone, itp.), którego wielkie metropolie pełnią funkcję stolic współczesnego Imperium. Autor „The Fate of Empires” słowem nie wspomniał o globalnej władzy światowych korporacji, gdyż opisał jedynie losy znanych mu potęg, które już zdążyły się rozpaść. Skąd zatem wiem, że zbliża się właśnie kres Imperium Międzynarodowej Finansjery? John Glubb wykazał, że pełny cykl – od narodzin potęgi do samobójstwa imperium – to około 10 pokoleń, a zatem średnio 250 lat.

Podejmując się opisania tematu – ‘jak będzie wyglądał świat za dwadzieścia lat’ – porównałam obecne zjawiska z tymi, które znamy z historii (a te wyraźnie wskazują na okres schyłku) oraz sięgnęłam po… kalkulator, aby dotrzeć do źródeł, czyli początku tego, co właśnie się kończy. Jeśli w 2039 roku odejmiemy 250 lat, to przeniesiemy się prosto do 1789 roku, a więc początku rewolucji francuskiej, która pogrzebała stary porządek. Kto zatem zbudował nowy?

W okresie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych (1775–1783) i po dokonaniu się rewolucji francuskiej (1789–1799) na zgliszczach zniszczonego świata nowe imperium z rozmachem zaczął budować Mayer Amschel Rothschild. Oba wydarzenia historyczne przyczyniły się do gwałtownego powiększenia jego biznesów. U szczytu możliwości i przy najbardziej sprzyjającej koniunkturze „ojciec finansów międzynarodowych” – jak go określił magazyn „Forbes” – posłał swoich pięciu synów w świat. Ekspansję rozpoczęli kolejno: Nathan Mayer (Londyn), Jacob (Paryż), Salomon (Wiedeń), Kalman (Neapol) i Amschel Mayer (Frankfurt nad Menem).

Od tamtej pory międzynarodowa finansjera nieprzerwanie sprawuje władzę nad ziemskim światem. Obecnie aż 189 państw jest poddanymi Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którego główna siedziba znajduje się w Waszyngtonie. Dawniej imperiami rządzili cezarowie, królowie, sułtani, itp. Współczesnymi władcami są banksterzy, a ich namiestnikami – politycy. Narzędziem utrzymującym wszystko w ryzach jest system liberalnej demokracji. A kto się nie podporządkowuje pod ‘władzę dolara’, podzieli los takich państw jak Libia czy Syria, którym „demokrację” zaprowadza się pod ‘fałszywą flagą’ (false flag) przy użyciu siły.

Żeby utrzymać władzę, rządzące światem Imperium posuwa się do największych niegodziwości i podstępów. Ale wykonawcy tego projektu już niedługo przestaną być bezkarni.

A co będzie z nami? Kto nas uratuje i poprowadzi? Jak przetrwać zbliżającą się III wojnę światową? Dobra wiadomość jest taka, że jak zauważył Glubb, wielu z największych świętych żyło w czasach dekadencji. To właśnie oni wzniośli sztandar obowiązku i służby przeciw zdeprawowaniu i rezygnacji. Nie możemy tracić nadziei. Bóg wzbudza Świętych i przysyła nam swoich Proroków. Rozglądajmy się i pytajmy: Gdzie oni są? Jakimi cechami się charakteryzują? Przed czym nas ostrzegają? I wreszcie – którędy wskazują nam drogę…

Bądźmy przygotowani. Już wkrótce dotychczasowy świat runie i narodzi się Nowe Imperium. A my zostaniemy tego świadkami i uczestnikami.

Agnieszka Piwar

Esej pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Россия в глобальной политике”: https://globalaffairs.ru/articles/cherez-20-let-globalnoj-vlasti-mirovyh-korporaczij-ne-budet/

Dzieje się potwornie dużo. Proponuję wysłuchać i obejrzeć.

Dzieje się potwornie dużo.

Proponuję wysłuchać obejrzeć w takiej właśnie kolejności:

27 -12-2024

Tomasz Piekielnik:

Energia, wybory i wojsko: Czy Polska i Europa tracą kontrolę?

Tomasz Marek Chodorowski: O bestii dziś i dawniej 

26-12-2024

Tomasz Piekielnik: 

Tomasz Piekielnik o Bliskim Wschodzie i nie tylko w czasie świąt Bożego NarodzeniaL

Och, ty Brahmaputra ! Chiny planują największą zaporę wodną na świecie.

Chiny planują największą zaporę wodną na świecie. To potężne zagrożenie

26.12.2024 https://www.tysol.pl/a132933-chiny-planuja-najwieksza-zapore-wodna-na-swiecie

Władze Chin zatwierdziły projekt budowy największej zapory wodnej na świecie – podała w czwartek Agencja Reutera. Obawy co do projektu wyraziły położone w dolnym biegu rzeki Indie i Bangladesz.

zdjęcie ilustracyjne Chiny planują największą zaporę wodną na świecie. To potężne zagrożenie

zdjęcie ilustracyjne / Pixabay

Władze Chin zatwierdziły projekt budowy największej zapory wodnej na świecie, która ma powstać na rzece Yarlung Tsangpo (Brahmaputra) na Wyżynie Tybetańskiej – podała w czwartek Agencja Reutera. Obawy co do wpływu projektu na środowisko wyraziły położone w dolnym biegu rzeki Indie i Bangladesz.

Chiny planują największą zaporę wodną na świecie

Według szacunków chińskiej spółki państwowej Power Construction Corp. z 2020 roku połączona z zaporą hydroelektrownia będzie w stanie wyprodukować 300 mld MWh energii elektrycznej rocznie.

To ponad trzy razy więcej, niż produkuje Tama Trzech Przełomów (88,2 mld kWh) w środkowych Chinach, obecnie największa na świecie zauważył Reuters.

To potężne zagrożenie dla środowiska

Jak dodała agencja, spodziewany koszt przedsięwzięcia również ma być większy. Postawienie Tamy Trzech Przełomów kosztowało ponad 254 mln juanów (ok. 35 mld dolarów), czyli ponad czterokrotnie więcej, niż pierwotnie zakładano, i wiązało się z wysiedleniem ok. 1,4 mln osób.

Nowy projekt ma odegrać kluczową rolę w osiągnięciu przez Chiny celów dotyczących ograniczenia emisji dwutlenku węgla i neutralności węglowej, a także dać impuls do rozwoju pokrewnym gałęziom przemysłu i stworzyć miejsca pracy w regionie – podała agencja prasowa Xinhua.

Chińskie władze nie poinformowały, ile osób będzie musiało zostać przesiedlonych w związku z realizacją projektu.

Mimo uspokajających zapewnień władz w Pekinie obawy dotyczące budowy zapory wyraziły Indie i Bangladesz, położone w dolnym biegu rzeki. Państwa te podkreśliły, że projekt może zmienić nie tylko lokalny ekosystem, ale także bieg rzeki w jej dolnym odcinku.

Nigdy nie pozwól, aby rząd mówił ci, kim są twoi wrogowie

Nigdy nie pozwól, aby rząd mówił ci, kim są twoi wrogowie

caitlinjohnstone.com.au/2024/10/06/never-let-your-government-tell-you-who-your-enemies-are

Dr Ignacy Nowopolski Oct 09, 2024 Caitlin Johnstone

https://www.youtube-nocookie.com/embed/WMN6BLuc4ro?rel=0&autoplay=0&showinfo=0&enablejsapi=0

Nasi prawdziwi wrogowie są w Waszyngtonie, Londynie i Tel Awiwie. W Berlinie, Paryżu i Canberze. W tajnych biurach rządowych w stanie Wirginia oraz w imperialnych obiektach propagandowych w Nowym Jorku i Hollywood.

Caitlin Johnstone

To nie wina mieszkańców Bliskiego Wschodu, że żyją na złożach ropy w pobliżu głównych szlaków handlowych w regionie łączącym trzy kontynenty. I tylko o to chodzi. Nie o walkę z „terroryzmem”. Nie o szerzenie wolności i demokracji. Nawet nie o ochronę Izraela. Ostatecznie chodzi o kontrolowanie tego, co dzieje się w regionie ważnym geostrategicznie i bogatym w zasoby.

Ludzie mieszkający w tej części świata nigdy nic ci nie zrobili. Nie stanowią dla ciebie zagrożenia. Mówią ci tylko, żebyś ich nienawidził, ponieważ najpotężniejsi ludzie na świecie muszą rządzić Azją Zachodnią, aby rządzić planetą, a żeby to zrobić, muszą użyć ogromnych ilości przemocy. To wszystko.

Nasi władcy wykorzystują wszelkiego rodzaju narracje z całego świata i całego spektrum politycznego, aby usprawiedliwić swoje działania. Wykorzystują syjonizm, fundamentalizm chrześcijański, fundamentalizm islamski, fundamentalizm hinduski, liberalizm, konserwatyzm, nacjonalizm lub zabawną politykę tożsamości, aby uzyskać poparcie dla swoich programów tam, gdzie jest to konieczne. Karmią cię wszystkimi zwrotami, które musisz usłyszeć, aby cię przekonać, że nieposłuszne narody Bliskiego Wschodu zasłuzyły na rzucane na nie bomby i rakiety.

Nasi władcy wykorzystują swoich propagandystów w głównych mediach informacyjnych i gawędziarzy w Dolinie Krzemowej, aby manipulować publicznym postrzeganiem tych morderczych programów poprzez półprawdy, kłamstwa poprzez pominięcia, zniekształcenia, wprowadzające w błąd nagłówki, odwrócenie roli ofiary i sprawcy. Rozpoczęcie chronologii wydarzeń od wygodnego czasu, dogodnego punkty i bezkrytyczne powtarzanie niepotwierdzonych twierdzeń z niewiarygodnych źródeł. Ci manipulatorzy są tak samo ważni dla funkcjonowania imperialnej machiny wojennej, jak ludzie, którzy zrzucają bomby.

Jaki przymilny, niewolniczy pochlebca by się z tym zgodził? Jaki kochający władzę prostak pozwoliłby na masowe morderstwa i znęcanie się nad ludźmi, którzy nie stanowią dla niego zagrożenia tylko dlatego, że przełożeni kazali mu tak się czuć? Cóż za żałosny, głęboko pozbawiony godności sposób istnienia.

Ciężko pracują, aby uzyskać naszą zgodę na te okrucieństwa, ponieważ tak bardzo jej potrzebują. Więc nie dawaj im tego. Przecież nasi władcy zawsze zdają sobie sprawę z tego, że jest nas znacznie więcej niż ich i łatwo moglibyśmy się odwrócić i usunąć ich wszystkich, gdybyśmy poszli po rozum do głowy. . Trzymajcie się swojej oceny, nie dajcie się nabrać na ich manipulacje i pomóżcie obudzić wszystkich ludzi do świadomości, że morderczy psychopaci, którzy chcą zdominować świat, nieustannie popychają nas do uległości, rezygnacji i bezsilności.

Naszych prawdziwych wrogów nie ma w Iranie.

Naszych prawdziwych wrogów nie ma w Libanie.

Naszych prawdziwych wrogów nie ma w Gazie ani na Zachodnim Brzegu.

Nasi prawdziwi wrogowie nie są w Jemenie, Syrii czy Iraku.

Nasi prawdziwi wrogowie są w Waszyngtonie, Londynie i Tel Awiwie. W Berlinie, Paryżu i Canberze. W tajnych biurach rządowych w Wirginii i w imperialnych instytucjach propagandowych w Nowym Jorku i Hollywood.

Naszymi prawdziwymi wrogami nie są Arabowie i Irańczycy, ale menedżerowie imperium, którzy rujnują nasz świat, niszczą naszą biosferę, uzurpują sobie nasze bogactwa i zasoby, grożą nam bronią nuklearną i sprawiają, że jesteśmy biedni, chorzy i zajęci, a także poddajemy się praniu mózgów by nie zrozumieć, co się dzieje i nie walczyć z tym.

Nie daj się zwieść, wierząc, że jest inaczej. Walczmy z ich manipulacjami i przeciwstawiajmy się ich nadużyciom. My, rozsądni ludzie, możemy wygrać tę bitwę, ale nawet jeśli tego nie zrobimy, możemy przynajmniej zapobiec temu, aby pozbawili nas godności i sprawić, że nie będziemy oklaskiwać ich deprawacji.

Judeochrześcijański koń trojański u bram zachodniej cywilizacji

Tekst do uważnej, spokojnej lektury. Zawiera wiele tropów do zrozumienia obecnej zaawansowanej destrukcji naszej cywilizacji.

prof. Jacek Bartyzel  ekspedyt/bartyzel

image

MOTTO

“[…] zaraza ta rozprzestrzenia się wszędzie i błyskawicznie. Całe życie polityczne kręci się wokół ekonomii (“gospodarka, głupku!”) i nawet oś podziału “prawica – lewica” dzieli jedynie wyznawców mistyki “wolnego rynku” i utopii “państwo dobrobytu”, a zatem tak czy inaczej uprawiających kult Mamony  – u pierwszych własnej, u drugich cudzej (do przejęcia).”

Judeochrześcijański koń trojański u bram zachodniej cywilizacji

“W związku z niedawnym poruszeniem, jakie wywołali swoimi “judeochrześcijańskimi” i proizraelskimi deklaracjami publicyści Frondy, warto rozważyć również wątek pojawiający się nierzadko w innych także wypowiedziach, a mianowicie twierdzenie, iż strategiczny sojusz (Polski, katolików, konserwatystów – w zależności od stawianego akcentu) ze Stanami Zjednoczonymi oraz Izraelem ma istotne – pozytywne – znaczenie dla sprawy cywilizacji chrześcijańskiej, albowiem, w myśl tego założenia, USA mają być dziś cywilizacji tej opoką i bastionem, Izrael zaś – jej bliskowschodnim przyczółkiem.

To rzecz pewna, że oba te kraje reprezentują jakąś cywilizację, bo – parafrazując dzielnego wojaka Szwejka – jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakiejś cywilizacji nie było. Problem jednak w tym, jaka to cywilizacja i jakie są podstawy, aby wspomniane kraje wiązać akurat z cywilizacją chrześcijańską, tym bardziej zaś przypisywać im tak szczególne z tego punktu widzenia znaczenie.

Przede wszystkim, na początek, pragnę odsunąć na bok terminologiczno-semantyczne spory o to, jak “prawidłowo” nazywać tę cywilizację: chrześcijańską, zachodnią, europejską czy zwłaszcza łacińską – jak chcą “ortodoksi” Konecznianizmu, twierdzący, że cywilizacja nie może być chrześcijańska, bo nie jest – w rozumieniu tego autora – “sakralna”. Spory te, choć na swój sposób interesujące, wydają mi się dosyć jałowe, a na pewno niekonkluzywne. Ja, na określenie “tego, co [tu] domniemane”, tj. owej cywilizacji, przyjmę określenie najprostsze, a zarazem o jasnej i jednoznacznie określonej treści: Christianitas. Nie sądzę, aby jakiekolwiek kontrowersje wzbudziła taka oczywistość, jak to, że Christianitas zbudował Kościół Rzymski na “materiale ludzkim” ochrzczonych i ucywilizowanych przez Niego ludów “barbarzyńskich”: celtyckich, gockich, germańskich, słowiańskich, a nawet (Węgrzy!) turańskich, przekazując im – prócz światła Wiary, oczywiście – harmonijnie splecione ze sobą potrójne dziedzictwo kulturowe: biblijne, greckie i rzymskie.

Duchowym szczytem tej Christianitas było Papiestwo – najwyższy urząd Zastępcy Chrystusa na ziemi i Następcy Księcia Apostołów; jej sercem – benedyktyńskie, cysterskie i inne opactwa, od Monte Cassino po Cluny, oraz pielgrzymkowe sanktuaria na czele z Santiago de Compostella, gdzie spotykała się i prawdziwie jednoczyła cała Europa; jej mózgiem – Uniwersytet, z Paryskim jako primus inter pares. Bezpośrednią transmisję skarbów zniszczonego najazdami świata starożytnego (w tym antycznego chrześcijaństwa) zapewnili iro-szkoccy mnisi z Zielonej Wyspy św. Patryka; najstarszą, najbogatszą w dobra materialnej i duchowej kultury i przez wieki najpobożniejszą, najbardziej obfitującą w świętych, córą Kościoła było francuskie Królestwo Lilii, Królestwo św. Ludwika; swoje apogeum osiągnęła Christianitas w wieku XIII, wydając najwyższe arcydzieła ludzkiego ducha: gotyckie katedry, Sumy Teologiczne na czele z tą Tomaszową, Boską komedię Dantego i Siete Partidas Alfonsa X Mądrego. Jej największa “duchowa przygoda” – Krucjaty – wydała także wzniosły fenomen zakonów rycerskich. Na jej wschodnich rubieżach jej heroicznym przedmurzem, stawiającym czoła otomańskiej nawałnicy, były Węgry i Polska (która także schrystianizowała pokojowo ostatni pogański lud w Europie – Litwę); na zachodnich – narody Hiszpanii i Portugalii, które też, po dokończeniu rekonkwisty, podjęły wspaniałe, niemające sobie równych w historii, dzieło konkwisty Nowego świata, ocalając z niewoli pogaństwa i jednocześnie okrutnej, barbarzyńskiej tyranii, miliony ludzkich dusz, wszczepiając je na wieki w Mistyczne Ciało Chrystusa.

Polityczną formą Christianitas było Ekumeniczne święte Cesarstwo, wskrzeszone (jako pars occidentalis) przez “nowego Dawida” i “nowego Konstantyna” – króla Franków Karola Wielkiego: imperium karolińskie ustaliło raz na zawsze znaczenie pojęcia “cywilizacji chrześcijańskiej” jako przesycania wspólnoty doczesnej pierwiastkami duchowości (civitas terrena spiritualisata), tak, aby – na ile to możliwe na tym padole łez – mogła się ona przybliżyć do Civitas Dei, które, jak uczył św. Augustyn, zaistnieje w pełni dopiero w Niebie; można ten sens ująć jako równanie: “Europa = Zachód = Rzym = Katolicyzm”. Sacrum Imperium, jako polityczny analogon Santa Ecclesia, w oparciu o trynitarną ideę jedności Ojca (papieża) i Syna (cesarza) w Duchu świętym, przenikającym Res Publica Christiana, trwało następnie pod berłami niemieckich dynastii Ludolfingów, Hohenstaufów i wreszcie Habsburgów, dopóki nie doznało śmiertelnego pchnięcia w Traktacie Westfalskim (1648) – tym triumfie narodowych egoizmów i wyznaniowego partykularyzmu, i nie padło ostatecznie pod ciosami cezara rewolucyjnego w 1806 roku. Zanim to jednak nastąpiło, i Cesarstwo, i wszystkie inne królestwa i księstwa należące do Res Publica Christiana, zdołały przekazać nam święty depozyt Monarchii Katolickiej, taki o jakim mówi na przykład napis na mozaice w weneckiej Bazylice św. Marka: “Biskup jako głowa władzy duchowej; Król w Radach jako głowa władzy doczesnej oraz Naród [zgromadzony] wokół ołtarza, jako źródło prawdziwego pokoju i pełni człowieczeństwa”.

Monarchii katolickiej, to znaczy także misyjnej, której misja – jak pisał Ramiro de Maeztu – “polega na pouczeniu wszystkich ludzi na ziemi, że jeśli pragną, mogą być zbawieni, i że osiągnięcie tego zależy tylko od ich wiary i woli”. Oto zatem “cywilizacja chrześcijańska” – “pokój Chrystusa pod panowaniem Chrystusa (…); cywilizacja (…), surowa i hierarchiczna, sakralna od podstaw, antyegalitarna i antyliberalna” (Plinio Correa de Oliveira). Innej nie było, nie ma i być nie może.

Nieszczęściem jest to, że w rzeczywistości politycznej tej cywilizacji już nie ma; Christianitas jest już od dawna, by tak rzec, bezdomna, bez dachu nad głową. Żyje i będzie żyć dopóki żyją i karmią się nią ludzie, rodziny, środowiska oddychające jej dziedzictwem i przekazujące je swoim dzieciom lub uczniom, ale – odkąd upadły Portugalia Salazara i Hiszpania Franco, Irlandia się zlaicyzowała, a Włochy i kraje Ameryki Romańskiej na żądanie watykańskich modernistów zsekularyzowały swoje konstytucje – nie ma już żadnego państwa, które by chroniło i wspierało Christianitas.

Może jedynie współczesna Kolumbia, w zachodniej hemisferze, i Węgry blisko nas, są płomykami nadziei na jej odrodzenie, ale nawet jeśli ten optymizm nie jest przedwczesny, to i tak przecież są to jedynie małe wysepki w morzu laicyzmu. Christianitas broniła się dzielnie, czasami nawet (Kontrreformacja, Wandea, Hiszpania, meksykańscy cristeros) kontratakowała, ale ostatecznie została zdruzgotana przez wszystkie rewolucje religijne, polityczne, społeczne i kulturalne, począwszy od rewolucji protestanckiej, a w sensie intelektualnym podkopała ją rewolucja nominalistyczna u schyłku średniowiecza. Na jej miejscu rozparła się inna cywilizacja, geograficznie też europejska, której zasady są kontr-zasadami ładu Christianitas, a całe tragiczno-groteskowe nieporozumienie (którego już to sprawcami, już to ofiarami jego iluzji są właśnie “judeochrześcijanie”) polega na tym, że czasami próbuje się ona podszywać pod cywilizację chrześcijańską, albo tak jest przez nieświadomych rzeczy postrzegana (do tych ostatnich należą na przykład ci wyznawcy Allacha, którzy w “przynoszących im demokrację” amerykańskich marines widzą “krzyżowców”).

Kontradyktoryjny charakter Christianitas (hiszp. Cristiandad) i cywilizacji nowoczesnej, określanej tu jako Europa”, gdzie pierwsza jest tradycją, druga zaś rewolucją, wypunktował dokładnie karlistowski myśliciel Francisco Elías de Tejada: Europa jest mechanizmem; to neutralizacja władz; formalna koegzystencja wyznań; moralność pogańska; absolutyzmy; demokracje; liberalizmy; domowe wojny nacjonalistyczne; abstrakcyjna koncepcja człowieka; państwa narodowe i organizacje międzynarodowe; parlamentaryzm; konstytucjonalizm; zburżuazyjnienie; socjalizm; protestantyzm, republikanizm; suwerenność; królowie, którzy nie rządzą; indyferentyzm, ateizm i antyteizm: w sumie rewolucja.

Cristiandad, przeciwnie, jest organizmem społecznym; to chrześcijańska wizja władzy; jedność wiary katolickiej; władza ograniczona; krucjaty misyjne; koncepcja człowieka jako bytu konkretnego; Kortezy autentycznie reprezentujące rzeczywistość społeczną, rozumianą jako ciało mistyczne; systemy wolności konkretnych; kontynuacja historyczna przez wierność przodkom: w sumie tradycja.

Jeżeli to wszystko stało się w Europie i z Europą, to cóż dopiero powiedzieć o anglosaskiej Ameryce Septentrionalnej, zbudowanej przez religijnych wyrzutków, którzy nawet dla twórców i szerokich rzesz wyznawców głównych nurtów reformacji: luteranizmu, kalwinizmu i anglikanizmu byli zbyt skrajni? Rzecz jasna, nie wszyscy koloniści północnoamerykańscy byli religijno-politycznymi wywrotowcami (“dysydentami”): Wirginię czy obie Karoliny zasiedlili przecież anglikańscy (a po części nawet “anglokatoliccy”) rojaliści; jednak najmocniejsze piętno na ustroju i charakterze kolonii amerykańskich, w konsekwencji zatem i niepodległych Stanów Zjednoczonych, wywarli nowoangielscy purytanie – nurt ekstremistyczny pod każdym względem, czego dowiodło także śmiercionośne spustoszenie, jakie poczynili podczas wojny domowej i rewolucji z lat 1640-1660 ich pobratymcy w metropolii; jak dowiódł Eric Voegelin, purytańska rewolucja była pod wieloma względami prefiguracją rewolucji bolszewickiej, a na pewno “czasem osiowym” przejścia od religijnej do świeckiej wersji gnostycyzmu.

Ten sam ewolucyjny proces sekularyzacji przeszła i Ameryka: już twór “Ojców Założycieli” był (mimo szlachetnych wysiłków niektórych amerykańskich konserwatystów, aby dowieść ich szczerze chrześcijańskiej inspiracji)

eklektyczną miksturą purytańskiej “teologii przymierza”, wigowskiego kultu pisanej konstytucji, Locke’owskiego kontraktualizmu, oświeceniowego deizmu, ideologii kupieckiej i wolnomularskiego okultyzmu:

jego ostatecznym rezultatem jest to, co w samej jurysprudencji amerykańskiej nazywa się “ceremonialnym deizmem” albo “uogólnionym” (na bazie różnych odłamów protestantyzmu i bez żadnej treści dogmatycznej) i akonfesyjnym chrześcijaństwem. Jak słusznie zauważa Nina Gładziuk, “Gdy widzimy zaprzysiężenie amerykańskiego prezydenta, to trudno je sobie wyobrazić bez Księgi Biblii. Ale nie jest to zbiór pism religii objawionej, ale nade wszystko Księga Prawa: paktu, przymierza, umowy i testamentu. Jeżeli odsyła do jakiejś teologii, to jest teologia federalistyczna”.

Nadto, gdy przywołamy symbol piramidy na amerykańskim banknocie dolarowym, to napis na zwoju u stóp zdobiącej go piramidy, obwieszczający Novus Ordo Seclorum, “standardowo tłumaczy się jako “nowy porządek wieków”, ale możemy też uwolnić masoński sens tej formuły, a wówczas otrzymamy: “nowy świecki zakon”” (Druga Babel. Antynomie siedemnastowiecznej angielskiej myśli politycznej, Warszawa 2005, s. 30-31)

Zsekularyzowane później, ale źródłowo purytańskie dziedzictwo republiki amerykańskiej zawierało już in nuce dwie najbardziej zgubne idee: egalitaryzmu i kontraktualizmu – można by rzec “idee – matki” wszystkich błędów politycznych, zawleczonych z Nowego do Starego świata, niszczących właśnie cywilizację chrześcijańską, a dzisiaj także inne cywilizacje tradycyjne. To dlatego deistyczny “Stwórca” kanonicznych tekstów demokracji amerykańskiej, od Deklaracji Niepodległości poprzez Mowę Gettysburską po Rooseveltowskie Cztery Wolności, “Stwórca”, który jakoby stworzył ludzi równymi sobie, dał im “prawo” do “poszukiwania szczęścia” i obalania wedle swego widzimisię rządu oraz zalecił “rządy ludu, dla ludu i przez lud”, nie ma nic wspólnego z Bogiem chrześcijańskim, z Chrystusem – Pantokratorem, od którego pochodzi wszelka władza, płynąca zawsze “z góry” i przelewana od wyższego ku niższemu (“nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci nie była dana z góry”). Pojmowanie każdej sfery życia: politycznego, prawnego, społecznego, a nawet religijnego, jako serii niekończących się kontraktów, zawieranych przez pierwotnie “wolne i równe” jednostki, niszczy każdą instytucję i każdy autorytet. Nadaje im też nieuchronnie charakter “biznesowy”: purytanie nawet swoje osobiste kontakty z Bogiem nawiązywali i artykułowali w języku kupców i lichwiarzy z City (“weksel”, “list zastawny” etc.) – co skądinąd stało w jaskrawej sprzeczności z ich oficjalnie wyznawaną teologią kalwińską, według której “Bóg nam nic nie jest dłużny”.

Amerykańscy politycy zawierają tedy “kontrakty” z Ameryką, a zaraza ta rozprzestrzenia się wszędzie i błyskawicznie. Całe życie polityczne kręci się wokół ekonomii (“gospodarka, głupku!”) i nawet oś podziału “prawica – lewica” dzieli jedynie wyznawców mistyki “wolnego rynku” i utopii “państwo dobrobytu”, a zatem tak czy inaczej uprawiających kult Mamony – u pierwszych własnej, u drugich cudzej (do przejęcia). Jak destrukcyjny jest wpływ kontraktualizmu na przykład na system prawa, niechcąco pokazują – intencjonalnie przecież propagandowe – niezliczone filmy hollywoodzkie o tematyce sądowniczej (w mojej “prywatnej” genologii nazywam je filmami z gatunku objection), gdzie orzecznictwo oparte jest nie na dociekliwym poszukiwaniu prawdy materialnej, aby móc wydać wyrok adekwatny do winy i możliwie najbliższy moralnemu poczuciu naturalnej sprawiedliwości, lecz na skomplikowanej sieci ugód, wedle zasady “coś za coś”, zawieranych przez szczwanych i znających wszystkie formalne kruczki prawników.

Powszechnie zwraca się uwagę na “prekursorski” wobec świeckich demokracji charakter umów zawieranych przez purytańskich dysydentów, takich jak Mayflower compact czy Fundamental Orders kolonii Connecticut. Mniej zauważany jest fakt politycznego “archeologizmu” purytanów, których nienawiść do “papizmu” i monarchizmu prowadziła do wskrzeszania najbardziej archaicznej formy politycznej starożytnego Izraela, stosownej do luźnego związku półkoczowniczych jeszcze plemion, jaką był “ustrój sędziowski” – dziś kulminujący w tyranii Sądu Najwyższego. Trudno o bardziej wymowny dowód odrzucenia idei rozwoju i kumulacji tradycji, a więc tego, dzięki czemu wzrastała i bogaciła się przez wieki Christianitas.

Dla purytanów papiestwo i monarchia były zresztą słabo zakamuflowanym “pogaństwem” – wystarczy przeczytać dzieła Miltona, zarówno polityczne (Obrona narodu angielskiego), religijne (Racja istnienia rządu kościelnego), jak poetyckie (Samson walczący). Nawiasem mówiąc, ten polityczny “archeologizm” purytanów uderzająco przypomina równie barbarzyński “archeologizm” liturgiczny współczesnych modernistycznych destruktorów mszy katolickiej.

W świetle powyższego wzajemna sympatia i przyciąganie się – wedle tajemnej zasady duchowych powinowactw – pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Izraelem jest czymś naturalnym i zrozumiałym. Wszakże protestantyzm w ogóle jest rejudaizacją chrześcijaństwa, a purytanizm jest nią w takim stopniu, że można wątpić czy jest jeszcze chrześcijański; w każdym razie cywilizacyjnie należy do cywilizacji żydowskiej. Już w epoce Szekspira trzymających się całkowicie sformalizowanej i bezdusznej etyki, “skrupulatnych” (precise) purytanów nazywano “Żydami Nowego Testamentu”.

Meksykański myśliciel katolicki i przywódca synarchizmu – Salvador Abascal nazywał Stany Zjednoczone krajem “żydowsko-jankeskim” (judíoyankee). Żyd – ateista, poeta Heine, wyrażał to dosadniej, a nawet cynicznie, lecz nie bez racji, mówiąc, że anglosaski protestantyzm to “żydostwo, które żre wieprzowinę”. Oś “Waszyngton – Tel-Aviv” ma zatem – niezależnie od niepokoju, jaki wzbudza to u prawdziwych amerykańskich patriotów, a zarazem katolików, takich jak Patrick J. Buchanan, przerażonych ideologiczno-politycznym szaleństwem “amerykańskich likudników” – głębokie podstawy cywilizacyjne. Tylko co to ma wspólnego z “cywilizacją chrześcijańską”? I z powołaniem Polski, jako antemurale christianitatis – nie mówiąc już, bardziej “przyziemnie”, o jej interesach?

Wyznaję więc, jak na spowiedzi świętej, że przez lata całe lekceważyłem zagrożenie płynące ze strony tegoż “neokonserwatyzmu”. Wiedziałem oczywiście, jakie spustoszenie poczynili neocons w Stanach Zjednoczonych, eliminując praktycznie zupełnie z polityki i głównego nurtu życia intelektualnego wszystko, co miało jakikolwiek związek z autentycznym konserwatyzmem, ale wydawało mi się, że ideologia tak całkowicie obca naszemu rodzimego doświadczeniu, zrodzona w środowisku tak dla nas egzotycznym, roznamiętniona kwestiami mającymi się nijak do naszych problemów, nie ma najmniejszych szans, aby zapuścić i u nas korzenie. Przemawiał za tym zwykły zdrowy rozsądek. Gdyby ćwierć wieku temu ktoś w Polsce rozprawiał o “judeochrześcijaństwie” (wyjąwszy oczywiście przypadek elitarnego seminarium czy konferencji naukowej, na której spotykają się i dyskutują specjaliści badający najstarsze dzieje Kościoła), to słuchacze najzwyczajniej pukaliby się w czoła. Usłyszawszy zaś o “wspólnej matrycy antropologicznej” judaizmu i chrześcijaństwa, słowo “matryca” kojarzyliby z podziemną drukarnią, nie wiedząc jednak jak dopasować do niego resztę, bo termin ów jeszcze nie przeszedł był wówczas do żargonu niby-naukowego. Sądziłem przeto, że po krótkotrwałym zachłyśnięciu się kolejną nowinką z Zachodu, moda ta szybko się znudzi, i że jedynym wiernym sympatykiem neokonserwatyzmu pozostanie u nas p. Jacek Kwieciński – człowiek zacny skądinąd, tylko “zapeklowany” w realiach tamtego czasu; wydaje mu się, że neokoni wciąż dopingują Reagana do walki z sowieckim imperium zła, a tymczasem oni już dawno znaleźli sobie innego potwora, którego ścigają po całym świecie i ani im w głowie drażnić postsowieckiej Rosji.

Wiele powinien też dać do myślenia fakt podjęcia przez środowisko “Frondy” polskiej edycji amerykańskiego czasopisma First Things, a więc flagowego organu “neokonserwatystów religijnych”.

First Things to środowisko religijnie synkretyczne: są tam katolicy, luteranie, prezbiterianie i rabini. Uchodzą za religijnych konserwatystów dokładnie z tego samego powodu, dla którego jako polityczni konserwatyści traktowani są “neokoni” laiccy: bo w mainstreamie nie ma dla nich alternatywy, a wszystko, co poza nimi, jest jeszcze bardziej progresistowskie, modernistyczne i zrewoltowane. Skoro zaś religijni neokonserwatyści przeciwstawiają się aborcji, eutanazji, homoseksualizmowi i innym wynaturzeniom współczesnej “cywilizacji śmierci”, to wystarczy, aby mogli cieszyć się reputacją “ultrareakcjonistów”.

Nas szczególnie interesuje oczywiście rola tych z nich, którzy są katolikami (najbardziej znany, także w Polsce, jest oczywiście prof. Michael Novak). Krąży takie powiedzenie, że każdy antysemita ma swojego “alibi-Jude”, czyli zaprzyjaźnionego Żyda, którego może pokazać na dowód, że nie jest antysemitą. Nie wiem czy to prawda, ale pasuje jak ulał do relacji pomiędzy neocons głównego nurtu a neokonserwatywnymi katolikami, tylko na odwrót. Pomimo zdarzających się pomiędzy nimi nieporozumień, istnienie katolickich neokonserwatystów to prawdziwa gratka: pełnią oni właśnie rolę “alibi-katoli”, mogących zaświadczyć, że nie wszystkich neocons łączy (by przywołać sardoniczną uwagę Davida Brooksa) “oś obrzezania”.

Nadto są oni bardzo pożyteczni z innych powodów. Oprócz pełnej aprobaty “posoborowia” (w duchu umiarkowanego modernizmu), katolickich neocons znamionuje zapał do wstrzykiwania w krwiobieg katolickiej myśli teologicznej, filozoficznej i społecznej potężnych zastrzyków z zawartością ideologii wywodzących się z anglosasko-protestanckiego oświecenia, na czele z liberalizmem. Można rzec, że do Dziesięciu Przykazań neocons katoliccy dodają jedenaste: “Będziesz czcił demokratyczny kapitalizm i wznosił akty strzeliste do demokracji liberalnej i wolnego rynku (poza którymi nie ma zbawienia)”.

Nadto, zawsze można na nich liczyć w priorytetowej dla “neokonów” kwestii bezwarunkowego poparcia dla wszystkich działań Izraela i “wojny z terroryzmem”: ileż to razy prof. Novak jeździł do Watykanu, aby przekonywać papieży, że podjęte właśnie inwazje czy bombardowania to ” wojna sprawiedliwa”?

Przypadek ten przywodzi na myśl inną historię: destrukcyjnej roli odegranej we frankistowskiej Hiszpanii, i nie tylko w niej, przez Opus Dei. Oczywiście, należy uwzględnić proporcje zjawisk: neokonserwatyści katoliccy to niewielka grupa autorów dysponujących kwartalnikiem oraz posadami i grantami od wpływowych think tanków; Opus Dei to potężna kongregacja dysponująca tysiącami zdyscyplinowanych członków i dziesiątkami uniwersytetów, mająca ogromne wpływy w Kościele (i status prałatury personalnej) oraz w świecie polityki, biznesu i kultury. Niemniej, podobieństwa są liczne i uderzające. Skupiam się tu jednak tylko na zewnętrznych aspektach działalności Dzieła – tak w polityce, jak w Kościele – nie zamierzając bynajmniej kwestionować tego, że wielu jego członków prowadzi autentycznie uświęcone życie duchowe.

Założyciel Opus Dei, ks. Josemaría Escrivá de Balaguer zręcznie omotał pobożnego Caudillo oraz szybko zdobył duże poparcie tak w Kościele hiszpańskim, jak w samym Watykanie. Mało kto wówczas dostrzegał, że duchowość i etos promowane w Dziele mają nalot protestancki (kalwinistyczny). Gdy idzie o sprawy wewnątrzhiszpańskie, opusdeistas szybko postawili na “właściwą kartę”: widząc (uzasadnioną) niechęć Franco do hrabiego Barcelony, jako niepoprawnego liberała i demokraty, a ignorując karlistowski legitymizm, stali się gorącymi juancarlistas, podsycając nadzieję Franco, że odpowiednie wychowanie księcia Juana Carlosa zapewni sukcesję w osobie władcy prawdziwie katolickiego. Jaki był tego skutek – gdy znamy już “dorobek” 35 lat panowania Jana Karola I Dzieciobójcy – nie trzeba wyjaśniać. Ich pozycję wzmocnił “cud gospodarczy”, którego autorami byli ministrowie “technokraci” z Opus Dei po 1957 roku: Mariano Navarro Rubio (finanse) i Alberto Ullatres Calvo (handel); Franco cieszył się jak dziecko, że Hiszpanie się bogacą.

Trzeba przyznać, że opusdeistas zwiedli także na pewien czas tradycjonalistów (karlistów). Ich sympatię zyskał zwłaszcza czołowy intelektualista Opus Dei tego okresu – Rafael Calvo Serer (1916-1988), który w 1949 roku opublikował głośną książkę pt. Hiszpania bez problemu. Była ona znakomitą repliką na wydaną rok wcześniej książkę Hiszpania jako problem, której autorem był intelektualista falangistowski – jeszcze niedawno sympatyk hitleryzmu, który miał za złe Franco, że nie przeprowadzi ł rewolucji faszystowskiej – Pedro Laín Entralgo. W książce tej Laín podniósł jedną z ulubionych idei falangistów, tj. przekroczenia podziału na “dwie Hiszpanie”: katolicką, tradycjonalistyczną i monarchistyczną oraz laicką, liberalną i republikańską, proponując – w ramach “polityki wyciągniętej ręki” – aby równouprawnić obie Hiszpanie, jako wspólne dziedzictwo narodowe. Calvo zdecydowanie odrzucił ten fałszywy irenizm, dowodząc, że niepodobna pogodzić “hiszpańskiej ortodoksji” z “hiszpańską heterodoksją” (przeciwstawienie zaczerpnięte od XIX-wiecznego polihistora Marcelina Menendeza Pelayo) i konieczna jest “restauracja” katolickiej Hiszpanii. Tę opcję, nazwaną przez niego “neotradycjonalizmem”, rozwija ł jeszcze w kolejnych pracach, jak Teoria Restauracji (1952), Podchody liberałów i postawa tradycjonalistyczna (1956) i Monarchia ludowa (1957). Calvo Serer założył też miesięcznik Arbor [“Altana”] i wydawnictwo Rialp, w którym ukazały się najważniejsze dzieła karlistów: La Monarquía social y representativa (1953) Rafaela Gambry i La monarquía tradicional (1954) F. Eliasa de Tejady.

Liberalne szydło wyszło z neotradycjonalistycznego worka w latach 60., podczas Soboru Watykańskiego II i po jego zakończeniu. Opus Dei dokonało zwrotu o 180 st., przyjmując doktrynalne nowinkarstwo, na czele z nauką o wolności religijnej, oraz nowy ryt mszy, a ponieważ jego kapłani odprawiali ją “według rubryk” i bez dodatkowych ekstrawagancji, to zyskali reputację “konserwatystów” – choć słuszniej należałoby ich określić mianem “posoborowego High Church”. Wykorzystując wielką zdradę jezuitów, którzy stali się jawną ekspozyturą czerwonej rewolucji, Dzieło zajęło ich dotychczasowe miejsce, jako “wojsko papieża”.

Tę samą linię, co w Kościele, Opus Dei przyjęło w Hiszpanii, rozpoczynając demontaż autorytarnego państwa katolickiego – dokończony przez ich konkurentów, aparatczyków postfalangistowskiego Movimiento, na czele z Adolfo Suarezem Gonzalezem. Przyjęta z inicjatywy opusdeistas Ustawa o wolności religijnej (1967) była pierwszym wyłomem w ortodoksyjnym murze “jedności katolickiej” Hiszpanii. Intelektualiści i politycy związani z Dziełem poszli jeszcze dalej, przechodząc nawet do antyfrankistowskiej “opozycji demokratycznej”. Niedawny neotradycjonalista Calvo Serer i jego przyjaciel Antonio Fontán Pérez (1923-2010) założyli w 1966 roku domagający się demokracji dziennik Madrid, w którym popierali nawet goszystowską rewoltę studencką 1968 roku. Fontán organizował później Partię Demokratyczną, a Calvo Serer wszedł do antyfrankistowskiej koalicji pn. Junta Demokratyczna w towarzystwie i we współpracy z komunistycznym mordercą – głównym sprawcą “hiszpańskiego Katynia” (masakr w Paracuellos de Jarama) – Santiago Carrillo.

Nie ma przeto żadnej wątpliwości, że opusdeistas są jednymi z głównych aktorów “przejścia” (transición) do demokracji liberalnej, parlamentarnej, partiokratycznej i ostatecznie… ateistycznej – z monarchistyczną dekoracją. Już w tejże demokracji politycy związani z Opus Dei za pełną aprobatą swoich duchowych kierowników zasilają wszystkie partie establishmentu: chadeckie, liberalne, socjaldemokratyczne. Działają zatem dokładnie tak samo jak masoneria, “obstawiając” wszystkie opcje, aby umożliwić w razie tarć upragniony “konsens”. “Konserwatystami” są więc jedynie w takim sensie, że konserwują i stabilizują system demoliberalny. Zauważmy, że po śmierci Fontana nie mogła się go dość nachwalić Gazeta Wyborcza: bardzo wymowny (i trafny) artykułu Macieja Stasińskiego: Antonio Fontán, czyli jak być monarchistą i katolikiem, liberałem i demokratą (“GW”, 29 I 2010). Faktycznie, all inclusive!

Podsumujmy: “neokonserwatyści” – ci religijni, bo pozostałymi w ogóle nie ma sobie co zawracać głowy – są kolejnym awatarem tej samej tendencji, którą w XIX wieku reprezentowali “katolicy liberalni”, w XX zaś chadecy, personaliści”, wreszcie Opus Dei, czyli dążenia do pogodzenia Kościoła z Rewolucją, niemożliwej z gruntu syntezy Tradycji katolickiej z protestantyzmem, oświeceniem, liberalizmem i demokracją. Chcą oni zatem dokładnie tego wszystkiego, co zostało uroczyście potępione w 80. tezie Syllabusa papieża Piusa IX. To modernizm w Kościele i demoliberalizm w polityce, panowanie “wolności religijnej” i “praw człowieka” zamiast Społecznego Królestwa Chrystusa. Wkładem własnym neokonów jest jeszcze, co najmniej ocierająca się o herezję, mętna koncepcja “tradycji judeochrześcijańskiej”. W obozie konserwatywno-katolickim są oni więc, czy z tego zdają sobie sprawę, czy nie, “koniem trojańskim”. Trzeba im powiedzieć jasno – ale spokojnie i bez niegodnych wyzwisk, którymi tak bardzo zaśmiecona jest przestrzeń wirtualna – nie mamy ze sobą wspólnej sprawy.”

Autor: prof. Jacek Bartyzel           Źródło: Głos Polski – Tygodnik Polonii kanadyjskiej, nr 29-30/2012

Tytuł oryginalny: “Judeochrześcijański neokonserwatyzm” – koń trojański demoliberalizmu.

image

=====================================