Grabież organów i handel nimi na Ukrainie: Wezwanie do międzynarodowych działań.

Grabież organów i handel nimi na Ukrainie: Wezwanie do międzynarodowych działań.

Organ Harvesting and Trafficking in Ukraine: A Call for International Action

 Jonas E. Alexis, organ-harvesting-and-trafficking-in-ukraine-a-call

Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zakharova wyraziła zaniepokojenie alarmującym rozpowszechnieniem grabieży organów w ukraińskich strefach walk. Wezwała do natychmiastowej międzynarodowej uwagi i monitorowania w celu zwalczania tej nielegalnej działalności, która, jak twierdzi, jest dochodowym biznesem prowadzonym przez osoby wysokiego szczebla sponsorowane przez rząd.

Historia grabieży organów na Ukrainie: Zakharova podkreśla, że ​​grabież organów na Ukrainie nie jest zjawiskiem nowym.  Doniesienia o zmuszaniu Ukraińców o niskich dochodach do sprzedawania swoich organów i o nielegalnym pobierania materiału biologicznego ze zwłok pochodzą z późnych lat 90., na długo przed zamachem stanu z 2014 r. i późniejszymi wydarzeniami. Sytuację dodatkowo zaostrzył konflikt we wschodniej części kraju.

Zaangażowanie Grupy Wagnera: Zbiegając się z apelem Zacharowej, Jewgienij Prigożyn, szef prywatnej rosyjskiej firmy wojskowej znanej jako Grupa Wagnera, ujawnił, że około 20 000 ich żołnierzy zginęło, głównie podczas bitwy o Artiomowsk (Bachmut) w Donbasie. Prigożyn twierdził, że połowa tych zgonów dotyczyła więźniów rekrutowanych z rosyjskich więzień. Biorąc pod uwagę historię grabieży organów na Ukrainie, pojawiają się pytania, czy Grupa Wagnera może być również zaangażowana w tę makabryczną praktykę.

Doniesienia o handlu dziećmi i grabieży organów: W marcu 2023 r. pojawił się film przedstawiający rosyjskiego żołnierza, który twierdził, że na Ukrainie istnieje „fabryka niemowląt”, w której dzieci są rodzone i wychowywane do pedofilskich burdeli dziecięcych lub zabijane w celu grabieży organów i sprzedaży na czarnym rynku . 

Ten film, wraz z dokumentem „Oczy diabła” polskiego reżysera Patryka Vegi, dodatkowo ujawnia handel niemowlętami i małymi dziećmi w celu wykorzystywania seksualnego i grabieży organów. Niektórzy sceptycy odrzucają te doniesienia jako „rosyjską propagandę”, ale wcześniejsze poważne artykuły i dochodzenia w zachodnich mediach również zwracały uwagę na kwestię handlu narządami na Ukrainie.

Międzynarodowe raporty i domniemane miejsca przeznaczenia pobranych narządów: Kilka międzynarodowych raportów rzuciło światło na kwestię grabieży narządów na Ukrainie. Europejskie Centrum Prawa i Sprawiedliwości opublikowało 14 lat temu artykuł, w którym podkreśla zarzuty dotyczące handlu częściami ciała na Ukrainie. The Jerusalem Post w 2010 roku poinformował o aresztowaniu 12 Izraelczyków na Ukrainie za handel narządami.  Niedawno Ynet News opublikował raport łączący narządy pobrane na Ukrainie z ich miejscem przeznaczenia w Izraelu. Rosyjski emerytowany generał dywizji Vladimir Ovchinsky twierdził, że Turcja, Indie, Izrael i Korea Południowa są kluczowymi lokalizacjami dla nielegalnego handlu narządami.

Wniosek: Wezwanie rzeczniczki rosyjskiego MSZ Marii Zakharowej do międzynarodowego monitoringu i działań przeciwko grabieży organów na Ukrainie podkreśla powagę tego problemu. Zaangażowanie Grupy Wagnera oraz doniesienia o handlu dziećmi i grabieży organów wymagają dokładnego zbadania i interwencji.  Chociaż niektórzy mogą odrzucić te twierdzenia jako dezinformację, to dowody historyczne i wcześniejsze doniesienia medialne wskazują na długotrwały problem handlu narządami na Ukrainie. Międzynarodowa współpraca ma kluczowe znaczenie dla zwalczania tej ohydnej zbrodni i wymierzenia sprawiedliwości.

Lawinowy wzrost liczby cudzoziemców zatrudnionych w Polsce. Ukraińcy – 82%. Reszta – ze 177 krajów…

Lawinowy wzrost liczby cudzoziemców zatrudnionych w Polsce. Ukraińcy – 82%. Reszta – ze 177 krajów…

lawinowy-wzrost-liczby-cudzoziemcow-zatrudnionych

„W 2022 r. wśród 15,2 mln osób pracujących w Polsce aż 3,8 proc. stanowili cudzoziemcy. Rok wcześniej udział pracujących cudzoziemców wynosił 1,6 proc., a w 2017 r. tylko 0,7 proc.”, informuje PolskieRadio24.pl.

Wśród pracujących w Polsce cudzoziemców dominują obywatele Ukrainy (81,6 proc.). Oprócz nich zatrudnienie w Polsce znajdują również Białorusini (5,8 proc.), Gruzini (3,8 proc.) i Mołdawianie (2,5 proc.). „Pozostałe 6,3 proc. stanowiły pozwolenia na pracę cudzoziemców z innych 174 krajów”.

„W 2022 r. najwięcej cudzoziemców pracowało w przedsiębiorstwach zajmujących się przetwórstwem przemysłowym – 110,3 tys. osób, z czego 47,1 tys. stanowiły kobiety. Niewiele mniej pracowników z zagranicy było zatrudnionych w branży transportowej (109,8 tys. osób, w tym niecałe 11 tys. kobiet). Trzecią najczęściej wybieraną przez cudzoziemców branżą było budownictwo, w której pracowało blisko 70 tys. obcokrajowców”, informuje PolskieRadio24.pl.

„Trzeba mieć świadomość, że duży przyrost liczby cudzoziemców pracujących w Polsce odnotowany w 2022 r. jest zjawiskiem wyjątkowym, spowodowanym wojną na Ukrainie. Po zakończeniu wojny może się okazać, że znaczna część pracowników powróci na Ukrainę, a polski rynek pracy będzie odnotowywał większe deficyty pracowników”, podsumowuje serwis.

Kto wysadził tamę w Nowej Kachowce skazując Krym na brak wody ?

Kto wysadził tamę w Nowej Kachowce skazując Krym na brak wody?

kto-wysadzil-tame-w-nowej-kachowce

6 czerwca 2023 r. doszło do przełamania dużej tamy z czasów ZSRR w kontrolowanej przez Rosjan części południowej Ukrainy, co spowodowało powódź na obszarze strefy działań wojnennych. Ukraińska propaganda podbijana bezrefleksyjnie przez polskojęzyczne media uznała, że za ten czyn odpowiadają Rosjanie z tym, że byłoby to tak głupie jak rzekome wysadzenie sobie gazociągów Nord Stream. Mimo to większość oficjalnych analityków powtarza to bezrefleksyjnie. 

Tama, mająca 30 metrów wysokości i długość 3,2 km, zbudowana w 1956 r. na rzece Dniepr, była częścią elektrowni wodnej w Kachowce. Tama dostarczała wodę na półwysep Krym, anektowany przez Rosję w 2014 roku, oraz do elektrowni jądrowej w Zaporożu, która również jest kontrolowana przez Rosję i otrzymuje wodę chłodzącą z zbiornika tamy.

Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (IAEA) stwierdziła, że nie ma bezpośredniego ryzyka dla bezpieczeństwa jądrowego z powodu awarii tamy, ponieważ reaktory są tam rzekomo wyłączone. Dyrektor elektrowni zapewnił, że obecnie nie ma zagrożenia dla obiektu.

Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, oczywiście obarczył Rosję winą za zniszczenie. Twierdzi, że rosyjskie wojsko wysadziło tamę. Z kolei rosyjskie władze w Chersoniu oświadczyły, że Ukraina zaatakowała tamę kilkakrotnie, niszcząc hydrauliczne zawory elektrowni wodnej, ale tama nie została całkowicie zniszczona.

Każda ze stron konfliktu przedstawia swoje własne narracje dotyczące zdarzenia. Ukraina twierdzi, że winni są Rosjanie, a Zełenski oznajmił, że było to “fizycznie niemożliwe”, aby tama w Kachowce została wysadzona spoza jej bezpośredniego obszaru, co oczywiście nie jest prawdą. Dodał, że Rosja kontrolowała tamę i jej okolicę przez ponad rok, a tama “była zaminowana przez rosyjskich okupantów”, którzy “ją wysadzili”.  Z drugiej strony, Rosjanie twierdzą, że to Ukraina zaatakowała tamę, niszcząc jej zawory hydrauliczne sugerując, że to przygotowanie do kontrofensywy.

Biorąc pod uwagę dotychczasowe informacje, zniszczenie tamy ma potencjalnie duże konsekwencje dla obu stron. Dla Ukrainy, jest to potencjalnie narzędzie do zakłócenia rosyjskiej kontroli nad regionem, ale z drugiej strony powoduje duże zniszczenia i problemy dla cywilnej populacji Ukrainy, co może mieć negatywny wpływ na poparcie dla ukraińskiego rządu.

Dla Rosji, zniszczenie tamy może stworzyć problemy logistyczne i strategiczne, a także zakłócić dostawy wody do anektowanego Krymu i elektrowni jądrowej w Zaporożu, ale może także posłużyć jako narzędzie propagandowe, aby oskarżyć Ukrainę o agresję i barbarzyńskie działania.

Wysadzenie tamy w Zbiorniku Kachowskim. USA nie wiedzą, kto za tym stoi. [a propagandyści w Warszawie – oczywiście od dawna wiedzą]

Wysadzenie tamy w Zbiorniku Kachowskim. USA nie wiedzą, kto za tym stoi.

tvp.info 7 czerwca

Zbiornik Kachowski to wielka zapora w dolnym biegu Dniepru, napełniony po wybudowaniu Kachowskiej Elektrowni Wodnej w latach 50. ubiegłego wieku. Jego wodami m.in. jest chłodzona największa elektrownia atomowa w Europie – Zaporoska.

We wtorek rano ukraińskie władze poinformowały, że Rosjanie wysadzili zaporę elektrowni wodnej w Nowej Kachowce. Zlokalizowana na zaporze hydroelektrownia została całkowicie zniszczona.

Ewakuowanych ma zostać kilkanaście tysięcy osób zamieszkałych na prawym brzegu Dniepru.

Rzecznik Białego Domu John Kirby powiedział, że Stany Zjednoczone nadal nie mogą stwierdzić, co spowodowało zawalenie się tamy. Jednocześnie rewidują doniesienia, że „eksplozja została spowodowana przez Rosję”.

„Zbrodnia wojenna”. Polskie MSZ zapowiada działania po wysadzeniu zapory na Dnieprze [Ci wiedzą lepiej.. Żenujące bredzenie. MD ]

Oświadczenia amerykańskich i europejskich urzędników są zasadniczo zgodne z prognozą ISW z października 2022 r., że Rosjanie są coraz bardziej zainteresowani zalaniem lewego brzegu Dniepru, mimo szkód dla ich własnych przygotowanych pozycji obronnych.

„Pod koniec ubiegłego roku ISW wstępnie ocenił, że Ukraina nie jest zainteresowana zniszczeniem tamy. Wskazał, że 80 osiedli będzie zagrożonych powodzią. ISW oceniła również, że Rosja może wykorzystać powódź do poszerzenia Dniepru i utrudnienia ukraińskim siłom prób kontrataków przez i tak już trudną przeszkodę wodną”, czytamy w codziennym raporcie amerykańskich analityków.

Zwracają również uwagę, że zawalenie się tamy zmusiło ukraińskie jednostki usadowione na prawym brzegu rzeki oraz na jej wyspach do ewakuacji.

Mimo deklaracji władz, kościół pw. św. Mikołaja w Kijowie nie został oddany katolikom

Mimo deklaracji władz, kościół pw. św. Mikołaja w Kijowie nie został oddany katolikom

oblaci.pl 2 czerwca 2023

Mimo deklaracji władz Ukrainy, które zapowiedziały zwrot kościoła pw. św. Mikołaja w Kijowie wiernym, świątynia ta nadal pozostaje w rękach państwa, a decyzja o jej przekazaniu jest blokowana – oświadczył proboszcz działającej tam parafii rzymskokatolickiej, Paweł Wyszkowski OMI.

Niestety, ta sprawa, która trwa tak długo, jak niepodległość naszego kraju, nie została dotąd rozwiązana. Walczymy obecnie z rosyjskim okupantem, ale ten Boży dom również jest okupowany przez prorosyjskie [??? md] , komunistyczne [??? md] decyzje, by nie oddawać tej świątyni właścicielowi, naszej parafii – powiedział na konferencji prasowej w Kijowie.

Kijowscy katolicy od lat prowadzą starania o odzyskanie świątyni, zaprojektowanej w 1909 roku przez polskiego architekta Władysława Horodeckiego. Ukraińskie władze deklarowały, że przekażą kościół wiernym 1 czerwca 2022 r.

Niezrealizowane memorandum

Nie zważając na nasze nadzieje i oczekiwania, że w naszym kraju coś zmienia się na lepsze, nasz kościół dotychczas nie został zwrócony wiernym, a memorandum nie zostało zrealizowane. Ktoś stale blokuje proces przekazania kościoła parafii. I jest to dla nas ogromna rana  – podkreślił ojciec Wyszkowski.

Ambasador Polski na Ukrainie Bartosz Cichocki zwrócił uwagę na zły stan budynku kościoła, który potrzebuje pilnego remontu i zabezpieczenia przed dalszym niszczeniem.

Uważamy w Polsce, że jest to część naszego dziedzictwa kulturowego. Nie rościmy sobie prawa własności, ale to Polacy ufundowali ten kościół i to Polak, Władysław Horodecki, go zaprojektował. Chcielibyśmy, żeby ta unikalna, jedyna w Kijowie budowla neogotycka trwała dalej i cieszyła oczy kolejnych pokoleń, a widzimy, że będzie to możliwe tylko, kiedy wróci on do prawowitych właścicieli – powiedział ambasador. – Dla nas jest faktem, że nie powrócił on dotychczas w ręce wiernych i niszczeje, a czasu do ratowania jest niewiele – podkreślił Cichocki.

Akt sprawiedliwości

Nuncjusz apostolski na Ukrainie arcybiskup Visvaldas Kulbokas stwierdził, że przekazanie kościoła św. Mikołaja wiernym będzie aktem sprawiedliwości. W jego ocenie będzie to też miało wpływ na obronę Ukrainy w wojnie, którą prowadzi przeciw niej Rosja.

Sprawiedliwy pokój i zwycięstwo dobra nad złem jest możliwy do osiągnięcia, kiedy połączymy aspekt duchowny z ludzkim. Jestem przekonany, że jeśli ta i inne świątynie zostaną jak najszybciej zwrócone katolikom i innym konfesjom, to będzie to też miało bardzo duży wpływ na obronę Ukrainy, bo jest to obrona ze strony Boga. Staniemy się w ten sposób silniejsi – powiedział.

Kościół św. Mikołaja, to neogotycka świątynia rzymskokatolicka, położona w centrum Kijowa przy ul. Wełykiej Wasylkiwskiej 75. Zbudowany w latach 1899–1909 według projektu Władysława Horodeckiego kościół był użytkowany przez katolików Kijowa do 1936 r., gdy zamknęły go władze radzieckie, przeznaczając pomieszczenia na cele gospodarcze.

Budynek potrzebuje

Zgodnie z przyjętym w 2002 r. prezydenckim dekretem o restytucji mienia kościelnego miał on zostać zwrócony Kościołowi katolickiemu jako właścicielowi pierwotnemu, ale zniknął z listy obiektów do oddania. Do niedawna przy kościele działał Państwowy Dom Muzyki Organowej i Kameralnej, który zorganizowano tam w 1978 roku, a parafia była jedynie dzierżawcą pomieszczeń dolnej kondygnacji świątyni. Tylko w niedziele i większe święta pozwalano na odprawienie nabożeństw przy głównym ołtarzu.

Wieloletnie próby przejęcia świątyni przez katolików kończyły się niepowodzeniem. Tymczasem ostatnie kapitalne remonty wykonano 40 lat temu, a z powodu niezabezpieczonej przed wibracjami linii metra, ułożonej tuż pod świątynią, budynek dosłownie zaczął się rozpadać.

Władze kościelne twierdziły, że są w stanie odrestaurować popadającą w ruinę świątynię pod warunkiem jednak, że zostanie ona oddana wiernym. Argumentowały, że sponsorzy nie zgodzą się na finansowanie odbudowy kościoła, który nie jest własnością parafii.

We wrześniu 2021 r. kościół został uszkodzony przez pożar. Zniszczeniu uległy między innymi zabytkowe organy i żyrandole oraz część wyposażenia liturgicznego. 6 listopada 2021 r. zawarto porozumienie między parafią św. Mikołaja oraz Ministerstwem Kultury i Polityki Informacyjnej Ukrainy. Porozumienie głosiło, że kościół zostanie oddany do użytku miejscowej parafii katolickiej 1 czerwca 2022 r. Tego dnia ukraiński minister kultury podczas wizyty w kościele św. Mikołaja potwierdził, że „zostanie on oddany wiernym”.

(PAP)

WSZYSTKO, CO MAMY, OBCYM ODDAMY czyli atak z podkulonym ogonem

WSZYSTKO, CO MAMY, OBCYM ODDAMY czyli atak z podkulonym ogonem

Krzysztof Baliński 1 czerwiec 2023

„Wzruszająca wystawa w Kijowie pokazująca paralele między niszczonymi przez rosyjskich barbarzyńców ukraińskimi miastami, a niszczoną przez niemieckich barbarzyńców Warszawą w 1944 r.” – poinformował na Twitterze niejaki Łukasz Adamski.

Czyli za własne pieniądze zawieźliśmy do Kijowa ekspozycję wykazującą, że kilka chałup zniszczonych przez Rosjan to to samo, co Warszawa zniszczona w niemal 100 procentach przez Niemców w roku 1944. W tyle nie odstawał inny Ukrainiec – ambasador Ukrainy: „Jak powstańcy warszawscy, dziś żołnierze ukraińscy stanęli do nierównej walki z brutalnym wrogiem. Jak powstańcy warszawscy, dziś potrzebujemy jak najwięcej broni. I jak powstańcom warszawskim, dziś nam, Ukraińcom i Ukrainkom, nie brakuje odwagi i determinacji w walce o wolność i niepodległość”. Do medialnego świństwa przyłączył się wiceminister Paweł Jabłoński. Komentując doniesienia o odkryciu grobów w  Izjum, wydurnił się na Twitterze: „Przerażające. I nie da się nie porównać tego do Katynia”. Przyznać jednak trzeba, że w głupocie nie pobił Michnika, który do Katynia przyrównał… marzec 1968.

Powstanie Warszawskie w służbie Ukrainy to działalność antypolska, to plucie Polakom w twarz, to demolowanie polskiej polityki historycznej. Głupotą jest przyrównywanie zniszczenia Warszawy do kilku zniszczonych ukraińskich chałup. Zaprzaństwem stawianie znaku równości między ukraińskim chutorem a Katyniem. To zdrada stanu. To naruszenie świętej zasady, że rocznica Powstania to POLSKIE święto, nie ukraińskie. To kwintesencja polskiej polityki historycznej nie różniącej się od propagandy Stalina, że Katyń to robota Niemców. I czy nie usłyszymy wkrótce, że UPA to tacy polscy żołnierze wyklęci, którzy razem z AK na Wołyniu walczyli z Rosjanami? A co do Izjum, to po jego „wyzwoleniu” Ukraińcy natychmiast przystąpili do „derusyfikacji ulic” i już tam mamy aleję Bandery i ulicę Szuchewycza.

Przypominanie zbrodni na Polakach to nasz główny oręż w zwalczaniu obowiązującego paradygmatu: Ofiarami wojny byli wyłącznie Żydzi, a prześladowcami Naziści oraz Polacy. To także oręż w staraniach o reparacje od Niemiec i w odpieraniu żydowski roszczeń majątkowych. Gdy Zełenski przyrównał ofiary Mariupola do Holokaustu, izraelskie media nie zostawiły na nim suchej nitki. Schłostany został za słowa w Knesecie, że Ukraina i Izraela stoją wobec tego samego zagrożenia: „Podziwiamy prezydenta Ukrainy, ale porównywanie eksterminacji milionów Żydów w komorach gazowych w ramach ostatecznego rozwiązania do zwyczajnej wojny jest zniekształcaniem historii. To graniczy z negowaniem Holokaustu. To próba napisania na nowo historii i wymazania udziału narodu ukraińskiego w eksterminacji Żydów”. „Wojna jest zawsze straszna, ale jakiekolwiek porównanie zwyczajnej wojny do zagłady milionów Żydów w komorach gazowych w ramach ostatecznego rozwiązania jest kompletnym fałszowaniem historii” – podsumował dziennik „Israel Hajom”.

Podobne oburzenie wywołała wypowiedź o „Ukraińcach ratujących Żydów podczas II wojny”. Z tym, że to nie był niesmaczny żart byłego komika. Tu chodziło o wysłanie w świat przesłania: To nie Ukraińcy, ale Polacy tworzyli formacje pomocnicze w niemieckich obozach zagłady; To nie UPA, ale Polacy „uciskając Ukraińców w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić” (jak rzekł ambasador Melnyk) przećwiczyli mordowanie Żydów. Tymczasem, gdy Zełenski powiedział, że „między Polakami a Ukraińcami nigdy nie było poważniejszych sporów”, Duda przytakiwał. Nie przypomniał, że to UPA mordując Polaków przećwiczyła mordowanie Żydów przez ukraińskie formacje pomocnicze w niemieckich obozach zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince oraz mordowanie powstańców i ludności cywilnej Warszawy.

Izrael nieprzerwanie narzuca światu dogmat o „wyjątkowości żydowskiego cierpienia” i nie dopuszcza do zrównywania innych ofiar z Holokaustem, bowiem status największej ofiary w dziejach ludzkości wiąże się z namacalnymi korzyściami politycznymi (i materialnymi). My robimy dokładnie odwrotnie pozwalamy innym na propagandowe wykorzystywanie polskiej martyrologii, a nawet sami podsuwamy pomysły.

Dlaczego nie prowadzimy polityki historycznej podobnej do żydowskiej? Dlaczego nie przypominamy, że straty Polski w ludziach były nie mniejsze, a materialne nieporównanie większe oraz że Niemcy wypłacili odszkodowania wszystkim, tylko nie nam? Dlaczego nie pokazujemy istotę kłamstwa, że Polacy byli pierwszymi ofiarami Hitlera, że mamy swoich męczenników, że Auschwitz był przeznaczony najpierw dla Polaków, że polskie ofiary od żydowskich gorsze nie są? Dlaczego na wszystko mamy prostą odpowiedź: O dobre imię Polski w świecie zatroszczy się Amerykański Kongres Żydów, a o bezpieczeństwo polskich granic Ukraińcy? I wreszcie – dlaczego, zamiast wzywać Żydów na pomoc w uzyskaniu odszkodowań od Niemców, nie naśladujemy żydowskich metod?

My nie naśladujemy, ale Ukraińcy to już tak. Przykładem ambasador w Berlinie, który zrównał Polskę z hitlerowskimi Niemcami. Polskie władze odniosły się do tego tak, jak do pomówień żydowskich, czyli schowały głowę w piasek. Rau uznał za „prywatną opinię”, a Duda za „wewnętrzną sprawę Ukrainy”. A jak na „prywatną opinię” eksperta ukraińskiego zareagowali Żydzi? „To przeinaczanie faktów historycznych, bagatelizowanie Holokaustu i zniewaga dla tych, którzy zostali zamordowani przez Banderę i jego ludzi”. I jeszcze jedno – fałszowanie historii jest nagradzane nie tylko w Kijowie – prezydencki minister Jakub Kumoch porównał Banderę do Romana Dmowskiego. Także relacje polsko-ukraińskie zaczynają przypominać polsko-żydowskie. Z tym, że w roli Żydów obsadzają się Ukraińcy. Przy tym rzecz ciekawa: Żydobanderowców (termin wymyślony skądinąd przez matkę b. premiera Wołodymyra Hrojsmana) wspiera rządząca Polską żydokomuna, redaktorzy „Gazety Wyborczej”, a osłonę medialną zapewnia Anne Applebaum i „Gazeta Polska” (która niedawno urządziła marsz Żołnierzy Wyklętych w barwach ukraińskich). Wszystkich łączy pogląd, że każdy nacjonalista jest dobry, byle nie polski.

Do tego, że ambasador USA mówi „jak ma być” przywykliśmy. Ale Ukrainy! Następny w kolejce ambasador Kazachstanu? W przeciwieństwie do „Naszych” (tu przypomnijmy: narodowość pisze się z dużej litery), ukraińscy dyplomaci są agresywni. Pozwalają sobie na aroganckie pouczania, a nawet traktowanie polskich polityków, jak chłopców na posyłki. To kuriozum na skalę światową, bo Ukraina nie jest podmiotem politycznym w regionie, to kraj przegrany, upadły, z nikłą tradycją państwowości, rządzony przez osobnika osadzonego na stolcu prezydenckim przez szemranego oligarchę znajdującego się na listach gończych USA, którego ugrupowanie wzięło nazwę z programu satyrycznego. No i mamy to, co mamy: „Robicie dobrą robotę, róbcie tak dalej”; „Polski rząd powinien być ambasadorem interesów Ukrainy na świecie”. Dlaczego pozwalają sobie na takie zachowanie? Nie tylko dlatego, że „sługa narodu ukraińskiego” nie może dyktować swemu panu, co ma robić. Także dlatego, bo widzą, jacy Polacy są słabi wobec Żydów.

Gdy ukraiński IPN ogłosił, że „Siły Zbrojne Ukrainy kontynuują tę samą walkę, jaką prowadziła UPA”, gdy ukraiński Sąd Najwyższy uznał, że symbol dywizji SS-Galizien nie jest nazistowski, gdy doradca prezydenta Zełenskiego ujawnił, że Polacy zgodzili się zapomnieć Rzeź Wołyńską a „Polscy dyplomaci we wszystkich organizacjach międzynarodowych biją się za nas nieraz bardziej niż my sami”, Duda ogłosił, że „trudna historia obu narodów straciła znaczenie w obliczu konieczności zjednoczenia”. I podparł się słowami Zełenskiego, że „wobec tego, co zrobili Polacy cała historia jest nieważna”. Gdy gościliśmy w Warszawie sekretarza stanu, świat dowiedział się, że bohaterem obu narodów nie są Kościuszko i Puławski, lecz Frank Blajchman, żydowski funkcjonariusz UB, nadzorca stalinowskich łagrów i herszt żydowskiej bandy rabunkowej. A gdy gościliśmy w Warszawie amerykańskiego prezydenta, świat dowiedział się, że bohaterem narodów polskiego i ukraińskiego jest Zełenski.

Zagrożenie ukraińskimi roszczeniami terytorialnymi jest mało realne. Ale realnym jest agresywnie forsowana przez Kijów antypolska polityka historyczna. W przeciwieństwie do Polski, która nie ma żadnej polityki, Ukraina taką ma, i to jasno zdefiniowaną. Tym bardziej skuteczną, że rządzący Polską ustępstwami Ukrainy nie są zainteresowani, wyręczają ambasadora Ukrainy w wyciszaniu wszelkich głosów domagających się stawiania polskich interesów względem Kijowa, a nawet blokują i torpedują wszelkie próby obrony tych interesów. Bo wiedzieć trzeba, że polscy dyplomaci mają dużą wprawę w pilnowaniu cudzych interesów, i to zawsze kosztem własnych.

Ale oni się dopiero rozkręcają, a to oznacza, że dla udobruchania Ukraińców zbudują 100 pomników Bandery w miejscach wskazanych przez ambasadora Ukrainy (nie wyłączając miejsca obok pomnika Lecha K. na Placu Piłsudskiego) i przeproszą za „polski kolonializm”. Czy rządząca ekipa nie konspiruje przed własnym narodem? Odpowiedź brzmi: Tak. Decyzja o udobruchaniu potomków rezunów już zapadła, a Ukraińcy, po zwróceniu im przez Polskę lasów w Bieszczadach, w zamian popilnują Polaków, gdy Żydzi będą odbierać majątki, jak ci strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz. Dlatego właśnie, oprócz bezustannego kłucia w oczy obrazami zniszczonej Warszawy należy prowadzić ofensywną polityką historyczną wobec Ukrainy, mówić o tym że ukraińscy strażnicy obozowi w Auschwitz z niezwykłym bestialstwem mordowali więzionych tam Polaków i że mieli swój udziale w zdławieniu Powstania Warszawskiego. No i pokazać w Kijowie „wzruszającą wystawę” pokazującą paralele pomiędzy mordami w Buczy a mordami OUN/UPA w Hucie Pieniackiej.

Codziennie widzimy, jak Rosjanie niszczą kulturę i bogate dziedzictwo Ukrainy. Dlatego od pierwszego dnia wojny jesteśmy zaangażowani we wspieranie instytucji kultury i ochronę dziedzictwa na Ukrainie (…) polskie archiwa stworzyły i koordynują projekt „Mamo, ja nie chcę wojny!!!” – wyjątkową dwujęzyczną wystawę, na której zestawione zostały przechowywane w polskich zasobach historyczne rysunki polskich dzieci z roku 1946, będące zapisem ich przeżyć z czasu II wojny światowej i okupacji niemieckiej 1939–1945, oraz współczesne rysunki dzieci ukraińskich, związane z wojną toczącą się obecnie na Ukrainie – to słowa polskiego ministra kultury, który na promowanie Ukrainy wyasygnował 5 mln euro. Dla porównania – na dziedzictwo kulturalne polskich Kresów przeznacza 10 milionów złotych (i 10 razy mniej niż na renowację żydowskiego cmentarza). Krótko mówiąc – na katów wydaje tyle, że na ofiary już mu nie starcza.

Gliński zdradził, że wystawa zaprezentowana została w większości placówek dyplomatycznych na całym świecie i że słudzy narodu ukraińskiego w polskim MSZ zalecili placówkom aktywne służenie polityce historycznej Ukrainy. I tak – konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak otwarł wystawę „Mamo, ja nie chcę wojny” (która jest zestawieniem przechowywanych w polskich zasobach historyczne rysunków polskich dzieci z roku 1946, będących zapisem ich przeżyć z czasu wojny i okupacji niemieckiej, oraz współczesnych rysunków dzieci ukraińskich), a państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego, za trzy miliony dolarów, wynajął dwie żydowsko-amerykańskie firmy public relations, dla wsparcia propagandy ukraińskiej na terenie USA.

Gdy Kaczyński zwrócił się o pomoc do Żydów w zmaganiach z Niemcami, to włączył rząd RP do antypolskiej polityki historycznej Żydów i Niemców, utrzymujących, że Polacy są współodpowiedzialni za holokaust. Sekundował mu Arkadiusz Mularczyk: „Rosja musi zapłacić reparacje wojenne Ukrainie, a Niemcy muszą zapłacić Polsce”. Minister w kancelarii premiera zapowiedział: „Sami zadeklarowaliśmy chęć odbudowy obwodu charkowskiego”. Czyli – odbudujemy Charków w ramach polskich reparacji dla Ukraińców tak, jak wcześniej odbudowaliśmy Warszawę (bez reparacji niemieckich). W takiej sytuacji nie można wykluczyć, że już wkrótce Duda wystąpi z pomysłem – odebrać Niemcom i dać Ukraińcom. I wszystko skończy się tak: Żydom wypłacimy odszkodowania za mienie pożydowskie; z Żydami podzielimy się odszkodowaniami od Niemców; Ukraińcom wypłacimy odszkodowania w postaci odbudowy Charkowa; zadowolimy się jakimś gestem w kwestii rzezi wołyńskiej pod warunkiem, że będzie poprzedzony przeproszeniem Żydów, a z Ukraińcami będzie tak, jak z Żydami – pomogli im i ratowali Polacy, ale to Niemcy okazali się przyjaciółmi. Innymi słowy – Mularczyk jeździ po świecie w interesie odszkodowań dla Żydów, a Duda w interesie odszkodowań dla Ukraińców.

Wszystkie państwa mają własną narrację, tylko nie my. My przyjęliśmy narrację ukraińską, a o swojej boimy się nawet myśleć. Nadzorowany przez MSZ i utrzymywany z budżetu państwa kwotą 9 milionów rocznie Ośrodek Studiów Wschodnich rozesłał do instytucji państwowych opracowanie, w którym lansuje doktrynę: Akcji „Wisła” była „czystką etniczną, stanowiącą zbrodnię przeciwko ludzkości”. Szybki rzut oka na życiorysy autorów raportu pozwala zrozumieć, skąd tezy wpisujące się w 100 procentach w politykę historyczną Ukrainy. Wszyscy byli zatrudnieni w Fundacji Batorego lub w „Wyborczej”, albo współpracowali z kwartalnikiem „Nigdy Więcej”. Nawiasem mówiąc autor wpisu o „wzruszającej wystawie w Kijowie” to też wychowanek Ośrodka, i też obcoplemieniec. I czy to nie jest najlepszą ilustracją tego, kto „broni” dobrego imienia Polski? A tak w ogóle – czy ze strony takich ludzi można liczyć na obronę dobrego imienia Polski z pozycji innej, niż sługa narodu ukraińskiego”?

Zmarnowaliśmy i utraciliśmy kompletnie wszystkie dyplomatyczne zasoby. Została tylko polityka historyczna, ale i tej karty się pozbywamy. Wszyscy kierują się własnym interesem, definiują go i bronią. My kierujemy się doktryną: „Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego”. No i mamy to, co mamy: Zamiast obrony dobrego imienia Polski, tchórzliwy propagandowy bełkot. Zamiast walki z antypolską hołotą, przymilanie się do niej. Zamiast demaskowania wrogów Polski, wchodzenie z nimi w szemrane geszefty. Zamiast mężów stanu, łajzy, którym, gdy napotykają małego Żydka, uginają się nogi. Nie ma Panów, są zalęknione kmioty, potulnie i tchórzliwie merdające ogonkami. Mamy prezydenta, który szepcze głosem przymilnym, główkę na bok przechyla i służalczo patrzy w oczy Zełenskiego. Mamy ministra od tajnych służb o buzi zbitego psa. Mamy ministra wojny o wyglądzie przedszkolanki. Mamy ministra spraw obcych i spraw przegranych. Mamy też okazję do smutnych podsumowań: Polacy raz po raz dostają w pysk i tylko się oblizują.

Krzysztof Baliński

Ukraina – kiedy ofensywa? I dlaczego rusza 11 lipca? Żydzi z Waszyngtonu nie mogą się doczekać !

Ukraina – kiedy ofensywa? I dlaczego rusza 11 lipca? Waszyngton nie może się doczekać!

2023-05-30 kiedy-ofensywa-waszyngton-nie-moze

Banderowska Ukraina. Kiedy ofensywa?
Okazuje się, że jest na świecie osoba która wie najlepiej. Nawet podaje datę.

To ta która wulgarnie krzyczała: „Fuck the EU” – Victoria Nuland ujawnia: Ukraińska kontrofensywa rusza 11 lipca, pracowaliśmy nad tym od miesięcy.

Ale tu z mojej strony, ironiczna uwaga. Zawsze dobrze jest podać dokładną datę rozpoczęcia ofensywy, wtedy przeciwnik nie może tego wziąć pod uwagę i szansa na to, że go zaskoczysz jest największa.

„Akuszerka Majdanu” na Kijowskim Forum Bezpieczeństwa potwierdziła rolę Waszyngtonu w konflikcie.

Sekretarz stanu USA Victoria Nuland powiedziała będąc ostatnio w Kijowie, że Waszyngton od sześciu miesięcy planuje ukraińską „kontrofensywy” przeciwko Rosji.

A tu taki mały drobiazg. „Zabawnym” faktem jest to, że nie tylko sekretarz stanu Victoria Nuland jest żydówką, ale także zastępca sekretarza stanu Wendy Sherman i minister spraw zagranicznych Anthony Blinken. Tak więc w rzeczywistości nie jest to Departament Stanu USA, ale Departament żydowski. Dotyczy to również innych ministerstw w Stanach Zjednoczonych Ameryki, które mają znaczenie.

Nuland na Kijowskim Forum Bezpieczeństwa:
„Tę kontrofensywę my planujemy. Pracujemy nad tym od około 4-5 miesięcy, już zaczynamy rozmowy z ukraińskim rządem i przyjaciółmi w Kijowie – zarówno po stronie cywilnej, jak i wojskowej – i o długoterminowej przyszłości Ukrainy” – powiedziała Nuland za pośrednictwem łącza wideo.

Dodała, że ​​atak „prawdopodobnie rozpocznie się i nastąpi jednocześnie” z wydarzeniami takimi jak szczyt NATO na Litwie zaplanowany na 11 lipca.

Jak okazuje się, jej arogancja i butność nie zna i nie ma granic.

Według Nuland, Stany Zjednoczone planują również przyszłą armię Ukrainy, aby odstraszyć Rosję, więc „gdziekolwiek i jakkolwiek to się skończy – rok, sześć lat, 16 lat – nie zrobimy tego ponownie”.

Ta Nuland jest zapewne na jakiś środkach halucynogennych, bo namalowała także różowy obraz przyszłości, w której Ukraina będzie „motorem odrodzenia Europy” i „da demokratyczny przykład… całemu światu”.

Ona i oni, ci ludzie oderwani są od Boga i rzeczywistości. Podobnie jak alkoholik Yoeri Albrecht twierdzi, że na Ukrainie panuje demokracja. Przecież dla tych na Zachodzie „demokratów” zupełnie nieważne jest, że wszystkie partie opozycyjne są zdelegalizowane, a kościoły spalone. To, w jaki sposób Ukraina ten najbiedniejszy, najbardziej skorumpowany i wyludniony kraj Europy ma stać się „motorem odrodzenia Europy”. No ale nie takie brednie można usłyszeć ze strony nawiedzonych przez szatana polityków szczególnie w Stanach Zjednoczonych gdzie istnieje kościół diabła i nazizm jako religia.

Forum zostało zorganizowane przez Fundację Otwarta Ukraina, założoną przez byłego premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka, który moderował panel, z którym rozmawiała Nuland. Inny panel był współ-sponsorowany przez Radę Atlantycką, której przedstawiciele przekonywali, że „jedność transatlantycka i silne wsparcie mogą pomóc Ukrainie pokonać Rosję i odnowić europejskie bezpieczeństwo”.

Junta w Kijowie od miesięcy zapowiada wielką „kontrofensywę”. A ten wasal Zachodu Zełenski i inni ukraińscy urzędnicy argumentowali, że nie mają wystarczającej ilości broni, amunicji i sprzętu i potrzebują Zachodu, aby im wysłał więcej. Od czwartku dwóch doradców Zełenskiego wydało publiczne oświadczenia sugerujące, że ofensywa jeszcze się nie rozpoczęła, a trzeci upierał się, że już trwa wzdłuż linii frontu o długości 1200 km.

Ta ukraińska kontrofensywa nie nastąpi. Rosjanie prowadzą intensywną kampanię bombardowań od trzech tygodni i tym razem nie celują w dostawy energii, jak to zrobili po wysadzeniu mostu krymskiego przez terrorystów Zełenskiego ale obecnie po rozpoczęciu kampanii powietrznej celują w magazyny broni NATO. Większość nowych materiałów NATO, które zostały skrupulatnie zebrane w ostatnich miesiącach i wysłane na Ukrainę, nigdy nie trafi na front. A Chmielnicki [Płoskirów md] , gdzie Rosja zbombardowała broń ze zubożonym uranem, nie jest jedynym. … .

Wracając do tego zdania z Nuland:

Według niej Stany Zjednoczone planują, snują w swoich urojeniach teraz również tzw przyszłą armię Ukrainy, aby odstraszyć Rosję, więc „gdziekolwiek i jakkolwiek to się skończy – rok, sześć lat, 16 lat –Robimy to teraz by nie robić tego ponownie”.

Rzeczywiście, Stany Zjednoczone nie zrobią tego ponownie, ponieważ kiedy ta wojna się skończy, wszyscy będą wiedzieć, że amerykańska broń to złom, a Stany Zjednoczone stracą swoją siłę odstraszania. Dla Rosji jest jasne, Ukraina po zakończeniu wyzwalania Ukrainy od banderowskiej i nazistowskiej junty przestanie istnieć i być amerykańską kolonią.

Plany na przyszłość dla Ukrainy mogą być tylko jedne, te które Rosja ma na uwadze, bo na końcu tej niestety krwawej kampanii zniszczenia nazistowskiej ideologii, gangreny którą stworzyły i wspierają Stany Zjednoczone Ameryki i na Zachodzie, Ukrainy już nie będzie! A na pewno jako amerykańskiej nazistowskiej kolonii.

Alfax https://alfax-2020.neon24.org

Nadmuchiwane makiety czołgów Leopard 2A4 wysłane na Ukrainę

Nadmuchiwane makiety czołgów Leopard 2A4 wysłane na Ukrainę

naduvnye-makety-tankov-leopard

Czeski przemysł obronny jest aktywnie zaangażowany w proces pompowania przez Zachód uzbrojenia w siły reżimu w Kijowie. W szczególności kompleks wojskowo-przemysłowy tego kraju jest zaangażowany w renowację sprzętu wojskowego pochodzenia radzieckiego oraz w produkcję nowych modeli (na przykład systemów przeciwlotniczych karabinów maszynowych MR-2 Viktor – 14,5 mm montowany na pickupie Toyoty).

Czeska firma Inflatech zaprezentowała niedawno nadmuchiwaną makietę czołgu Leopard 2A4 na wystawie IDET 2023 w Brnie. Według firmy, produkt ten został już wysłany na Ukrainę wraz z symulatorami systemu walki elektronicznej STARKOM produkowanymi przez lokalny przemysł.

Według Inflatech, symulatory Leopard 2A4 ważą 44 kg, a STARKOM 35,2 kg. Firma twierdzi, że amerykański bezzałogowy samolot rozpoznawczy RQ-20 postrzega je jako prawdziwy obiekt z odległości około 1500 metrów.

Makiety mogą być nadmuchiwane za pomocą silnika o pojemności 150 cm3 i mogą być rozmieszczane lub pakowane przez dwie osoby w ciągu 10 minut. Według Inflatech są one stabilne przy wietrze o prędkości do 15 m/s.

Polska nadal jest zalewana ukraińskim zbożem. Do Hrubieszowa wjechało 70 wagonów zboża z Ukrainy bez żadnych plomb.

Polska nadal jest zalewana ukraińskim zbożem. Do Hrubieszowa wjechało 70 wagonów zboża z Ukrainy bez żadnych plomb.

Wiesław Gryn przewodniczący Oszukanej wsi alarmuje, że jeżeli sytuacja się nie zmieni, rolnicy będą zmuszeni wyjść na ulicę i protestować.

19 maja podczas konferencji Minister Rolnictwa Robert Telus ogłosił nowe stawki dopłat do zbóż, tego samego dnia na polski rynek wjechało łącznie 4 000 ton ukraińskiego zboża. Początkowo zboże wjechało przez Słowację i zostało rozładowane na Zamojszczyźnie, stamtąd zostało przeładowane i pojechało dalej do Polski, jako rzekomo „nasze zboże”.

Rolnicy alarmują, że problem ukraińskiego zboża, mimo obietnic rządu o „natychmiastowym wstrzymaniu importu i wzmożonej kontroli na granicach”, nie został rozwiązany. Wiesław Gryn zapowiedział, że jeżeli ukraińskie zboże nadal będzie importowane, rolnicy będą protestować:

„Jeżeli zboże z Ukrainy będzie dalej wjeżdżało, wyjdziemy na ulicę. Powinniśmy zrobić to od razu, jak tylko zorientowaliśmy się, że te pociągi wjechały, ale na razie przekazaliśmy te informacje do ministerstwa i czekamy na reakcję”.

Głos zabrał także Stanisław Barna, działacz NSZZ Solidarności Rolników Indywidualnych i organizator protestu w Szczecinie:

„Też będziemy protestować, bo import zboża to główny punkt, który łamie wszelkie uzgodnienia z ministerstwem. Jeżeli będzie ono wjeżdżało do Polski, na pewno będziemy protestować, na pewno złączymy siły i dołączymy do „Oszukanej Wsi ”

Wiesław Gryn zwrócił uwagę, że mimo dopłat dla polskiej wsi, problem ukraińskiego zboża nie zostanie rozwiązany.

Co z tego, że będziemy robili skupy z dopłatą ze skarbu państwa, jeśli to zboże będzie dalej napływało z Ukrainy? Jeśli tego nie ukrócimy, to nadal będziemy trwali w tym samym marazmie.”.

Czytaj także: unia-publikuje-dane-zboza-rolnicy-w-nie-nie-wierza/

——————–

mail: No to wyjdźcie, nie gadajcie jak impotenci!!

Ten artykuł to reakcja kury na przejechanie przez Trabanta

Za chodzenie po ulicy w Prudniku – dwa lata więzienia? Czy litery Z i V są zbrodnicze?

Za chodzenie po ulicy w Prudniku – dwa lata więzienia? Czy litery Z i V są zbrodnicze?

popierajacych-agresje-rosji-na-ukraine-grozi-mu

49-latek miał używać „symboli popierających agresję Rosji na Ukrainę”. Grozi mu więzienie

Prokuratura w Prudniku przedstawiła zarzuty mężczyźnie, który chodził po ulicach miasta w mundurze z symbolami rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak powiedział Stanisław Bar, rzecznik Prokuratur Okręgowej w Opolu, „mężczyźnie grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności”.

W połowie maja na ulicach Prudnika przechodnie zobaczyli mężczyznę w wojskowym uniformie, na którym były symbole używane przez wojsko rosyjskie po napaści na Ukrainę – litera „Z” i stosowana przez wagnerowców litera „V”.

Poinformowani przez świadków policjanci zidentyfikowali i znaleźli podejrzanego.

– Zatrzymano 49-letniego Macieja K., któremu przedstawiono dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy występku polegającego na używaniu symboli popierających agresję Rosji na Ukrainę. Drugi dotyczy nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym na dwóch profilach społecznościowych, przy czym wpisy antyukraińskie zamieszczane były od kilku lat – powiedział prokurator Bar.

Podejrzany nie przyznał się do winy. Jest pod nadzorem policji. Za zarzucane mu czyny grozi do dwóch lat więzienia.

============================

mail:

Już Jaruzel bardzo nie lubił litery V.

Twierdził, że żadne słowo w polskim języku nie zaczyna się na taką literę.

========================================

mail:

Podczas swojego pobytu na Watykanie prezydent Vładimir Zelenski otrzymał 
pamiątkową gałązkę oliwną wykonaną ze srebra.
Na tabliczce dedykacyjnej napisano łacińskimi literami imię i nazwisko 
prezydenta.
Pierwsze litery imienia i nazwiska, czyli “V” i “Z” były wydrukowane na 
czerwono.

Maestria watykańskiej dyplomacji.

Kudak – kresowe Westerplatte (dokończenie)

Kudak – kresowe Westerplatte (dokończenie)

stanislaw-orda-kudak-kresowe-westerplatte-dokonczenie

 Oto link do części pierwszej: Kudak – kresowe Westerplatte

Jeszcze trochę tła historycznego

Konieczność zbudowania warowni na progu „Dzikich pól” pojawiła się po skutkach buntów kozackich z lat poprzednich, krwawo tłumionych przez wojska hetmanów Mikołaja Potockiego, Stanisława Koniecpolskiego, czy książąt Koreckich, a klamka zapadła po wybiciu pierwszej załogi Kudaku, gdy w ramach retorsji Sejm koronny cofnął dotychczasowe przywileje dla „niżowców” (rok 1638 i 1639), spychając wszystkich, znajdujących się poza rejestrem, mieszkańców Zaporoża do kategorii chłopstwa.

Oznaczało to, iż utracili oni status ludzi wolnych, a zostali podporządkowani w sensie formalno-prawnym właścicielom latyfundiów na ziemiach kresowych ze wszystkimi rygorami odnoszącymi się do chłopów, zaś ziemie „ukrainne” otrzymały status „królewszczyzn” pod zarządem ludzi wyznaczonych przez króla. Rzecz jasna, nastawiło to mieszkańców Dzikich Pól, przywykłych do swobód i życia bez nadzoru żadnych zwierzchności, skrajnie nieprzyjaźnie do reprezentantów władzy („koroniarzy”), a taki bieg spraw sytuował Kudak i jego dowódcę na pozycji posterunku żandarmerii w dzielnicy objętej permanentnym stanem wyjątkowym, a często-gęsto wojennym. Sejm koronny składał się głównie z ludzi, którzy mieli albo słabe albo błędne wyobrażenie o realiach życia na tych odległych ziemiach. Wyobrażenia oparte na gęsto zaludnionych i z niezłą infrastrukturą zachodnich czy centralnych rejonach Rzeczpospolitej Obojga Narodów (dalej: RON) przykładane były do rozległego obszaru bezludnych stepów, gdzie nie było żadnych miast, dróg czy zamków, a przemieszczanie się po tym obszarze zimową porą, wymagało zabierania ze sobą zapasów dla ludzi i koni na cały czas wyprawy.

Ponadto nie było to możliwe przez część roku, w porze wiosennych wylewów Dniepru i jego dopływów. W pierwszym półwieczu XVII stulecia zimy stawały się coraz sroższe, co jak dzisiaj wiemy, wiązało się z malejącą aktywnością Słońca, które wchodziło w tzw. minimum Maundera, skutkując „małą epokę lodowcową”, datowaną na  okres lat 1645 –1715 (efekt maksimum). Poza klęskami spowodowanymi grabieżczymi najazdami, był to rejon nawiedzany regularnie innymi plagami w rodzaju chmar szarańczy pożerającej wszystko na swojej drodze. Z jednej strony stwarzało to rosnącą presję ludności kozackiej na wyprawy grabieżcze, a z drugiej kresowa szlachta wywierała presję dotyczącą spacyfikowania takiej samowoli i domagała się podporządkowania ludności tych terenów reprezentantom władzy królewskiej .

Jednak w początkach XVII stulecia rozwiązanie spraw na Niżu pozostawiono „odłogiem”, gdyż po śmierci cara Borysa Godunowa w kwietniu 1605 roku, kresowi możnowładcy polscy i litewscy zaangażowali się w popieranie sukcesji samozwańczych pretendentów do władzy w carstwie rosyjskim. W latach 1601-1603 wystąpiła na terenach Rosji katastrofalna susza, która spowodowała masowy głód, wędrówki ludności w poszukiwaniu lepszych miejsc do życia, a w konsekwencji niepokoje i bunty, zwłaszcza wszczynane przez kozaków dońskich i chłopstwo na Kubaniu. Magnaci zakładali, że stworzyło to dobrą okazję do zdobycia ziem na wschodzie, gdyż państwo moskiewskie zdawało się chylić ku upadkowi. Z tego względu, na potrzeby ekspedycji militarnych, prowadzono masowy zaciąg na Zaporożu, angażując praktycznie wszystkich chętnych i zdolnych do walki drogą obiecywania im wszelkiego rodzaju przywilejów. Dodam, że już wówczas Sicz mogła wystawić nawet kilkanaście tysięcy zbrojnych. Ich ilość szybko wzrastała, gdyż wraz z rosnącą siłą i znaczeniem Siczy, przybywało na Niż dnieprowy wciąż więcej uciekinierów spod samowoli magnatów, licznych banitów z wyrokami sądowymi oraz  pospolitych zbójców i łotrzyków.

W czerwcu 1605 r. 25-letni Dymitr Samozwaniec (pierwszy z ”łżedymitrów”), konwertyta na katolicyzm, wspierany przez kilkutysięczne oddziały kozackie oraz oddziały magnatów kresowych, głównie Mniszchów, Strusiów i Wiśniowieckich, zdołał zająć Moskwę, a w następnym miesiącu objąć tron carski. Ale już w maju następnego roku Dymitr został stracony w Ugliczu, gdzie schronił się przed powstańcami dowodzonymi przez Wasyla Szujskiego, po tym gdy wyrżnięto do nogi 500 – osobową załogą polską, stacjonującą na moskiewskim kremlu. Okoliczności związane ze śmiercią „samozwańca” były bardzo widowiskowe, jak mówi o tym następujący fragment zapisków dotyczący tych zdarzeń:

„Zwłoki Dymitra zostały najpierw pochowane, później odkopane, zawleczone na sznurze uwiązanym do genitaliów na Łobnoje Miesto, a tam zmasakrowane, poćwiartowane i spalone. Prochami nabito armatę ustawioną na rogatkach Moskwy i wystrzelono je na zachód w kierunku Polski.”

Na fali niepokojów ogarniającej coraz większe obszary Rosji, wzniecone zostało następnie powstanie skierowane przeciwko władzy cara Wasyla Szujskiego, a także pojawił się w 1607 roku kolejny Dymitr Samozwaniec, którego pretensje do objęcia władzy w Moskwie poparło tym razem jeszcze więcej zwolenników, na czele z Wiśniowieckim (Adamem), Różyńskim (Romanem), Sapiehą (Janem), lisowczykami oraz kozakami z Zaporoża, nie licząc rodzimych bojarskich przeciwników Wasyla Szujskiego. Gdy ten drugi Dymitr zginął w 1610 roku w bójce, zniknął cel i sens wszczętej dymitrady.

Do kolejnej próby odzyskania tronu moskiewskiego, podjętej w 1617 r. przez królewica Władysława Zygmuntowicza (syna króla Zygmunta III Wazy), włączyło się ponad 20 tysięcy Niżowców pod wodzą Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego, herbu Pobóg, pułkownika kozaków rejestrowych. Oddziały kozackie, których tzw. „rejestr” liczył tylko 1000 zbrojnych, a reszta była z wolnego zaciągu, połączyły się z wojskami królewicza Władysława pod murami Moskwy w celu jej oblężenia i zdobycia. W nagrodę Sahajdaczny otrzymał od królewica buławę hetmańską. Gdy jednak nie udało się zdobyć Moskwy, a następnie na jesieni 1618 r. podpisano rozejm z Rosją, kozacy przestali być potrzebni i, oczywiście, nie wypłacono nierejestrowym obiecanego wynagrodzenia, a także stale zalegano z wypłatą żołdu dla rejestrowych. W tej sytuacji kozacy ograbili oraz spustoszyli wszystkie miejscowości znajdujące się na trasie drogi powrotnej oraz w jej okolicy. Pomimo pewnej dozy wdzięczności za udział kozaków w ekspedycji moskiewskiej Rzeczpospolita chciała definitywnie załatwić sprawy na Siczy z powodu, że Niżowcy nie przestrzegali żadnych warunków zawartych w podpisywanych dotychczas porozumieniach. Doskonale zdawali sobie sprawę z nierealności ich egzekwowania przez władzę królewską czy poszczególnych wojewodów lub hetmanów.

Ponadto sułtan turecki postawił ultimatum, że jeśli Rzeczpospolita nie ukróci grabieżczych rajdów kozaków niżowych na terytoria tureckie oraz włości zarządzane przez wasali Turcji (np. Mołdawia, Wołosza, Besarabia-Budziak), wówczas armia Imperium Ottomańskiego podejmie się sama pacyfikacji Zaporoża i Dzikich Pól. Ultimatum zawierało realną groźbę, gdyż gdyby ta armia tam weszła, to niezwykle trudno byłoby ją zmusić do opuszczenia zajętych terytoriów. W tej sytuacji wojska królewskie, dowodzone przez wielkiego hetmana koronnego Stefana Żółkiewskiego, wyruszyły na Zaporoże, docierając w okolice Białej Cerkwi i założyły obóz ok. 130 km na południe od Kijowa, nieopodal miejscowości Pawołocz nad rzeką Rastawicą. Ta demonstracja siły nie odniosła skutku, a przeciwnie, ponad dziesięć tysięcy kozaków dowodzonych przez Sahajdacznego wyruszyło wraz z artylerią na spotkanie ekspedycji hetmańskiej i w początkach września 1619 r. również założyło warowny obóz nad rzeką Uzeń, ok. 40 km na południe od Białej Cerkwi. Ze względu na wyrównane siły obydwu stron, przywódcy kozaccy (m.in. Jan Kostrzewski, Piotr Odyniec, Racibor Borowski i Jacyna Liutorenko) rozpoczęli negocjacje, które nie przynosiły skutku, ale były przez stronę polską przeciągane, gdyż kozacy, chcąc przygotować siedliska na przezimowanie, zaczęli dość gremialnie opuszczać obozowisko.

W końcu września przewaga po stronie wojsk hetmański stała się oczywista, toteż starszyzna Niżowców oraz strona polska zawarły ugodę w dniu 17 października 1619 r., którą w imieniu Rzeczypospolitej podpisali hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski h. Pobóg, wojewoda ruski Jan Daniłowicz h. Sas, Jan Żółkiewski h. Lubicz (syn kanclerza wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego), wojewoda kijowski Tomasz Zamoyski h. Jelita (syn Jana Zamoyskiego) oraz starosta kamieniecki i bracławski Adam Kalinowski h. Kalinowa (syn Walerego Aleksandra Kalinowskiego – generała ziem podolskich i właściciela rozległych dóbr humańskich).

Kanclerz koronny St. Żółkiewski spodziewał się, że kozacy, którzy uzyskali zarówno zapłatę zaległych poborów, podniesienie rejestru do 3 tysięcy ludzi, podniesienie wysokości żołdu dla rejestrowych oraz mieli zrezygnować za odszkodowaniem z podejmowania „chadzek” na wybrzeża tureckie i krymskie, tym razem zechcą dotrzymać warunków ugody. Ale na Zaporożu zachodziły zmiany, których w praktyce nikt nie kontrolował. Rejestr dotyczył tylko nikłej części kozaków, natomiast rosnącą ich część stanowili ludzie „luźni”, którzy mogli utrzymywać się wyłącznie z rozboju i łupieżczych ekspedycji. Wymuszali oni na wybieranych dowódcach (atamanach) organizowanie takich właśnie eskapad. Sahajdaczny wraz z Zaporożcami natychmiast po podpisaniu ugody z hetmanami zorganizował wypad na pogranicze Chanatu Krymskiego i gdy jego mołojcy łupili okolice Perekopu, wówczas na dnieprowej Siczy, nie biorący udziału w wyprawie na ułusy tatarskie kozacy wybrali kogoś innego na własnego hetmana.

Tymczasem Turcja zmierzała do podjęcia zapowiedzianych kroków wojennych, podobnie chan krymski. Groźba interwencji turecko-tatarskiej była skierowana przeciwko kozakom na Niżu, więc niejako z konieczności w wojnie lat 1620-1621 ich kilkudziesięciotysięczne oddziały podporządkowały się Sahajdacznemu i walczyły z sukcesami po stronie wojsk polskich. Sahajdaczny, korzystając z okazji we wrześniu 1621 r. skazał na śmierć Jacka Borodawkę (Jakow Adamowicz Borodawka-Nierodycz), hetmana wybranego przez Siczowców w 1619 r., wówczas gdy oddział Sahajdacznego pustoszył pogranicze Chanatu krymskiego. Po klęsce cecorskiej w 1620 roku oraz zawarciu ugody z sułtanem tureckim po nierozstrzygniętej batalii pod Chocimiem w 1621 roku, okazało się, że kozacy ponownie przestali być potrzebni. Na Zaporożu było coraz więcej ludzi bez przydziału („wypiszczków”), bo rejestr został podwyższony w ugodzie z Sahajdacznym tylko do sześciu tysięcy ludzi, (na więcej nie pozwalała zasobność skarbu królewskiego, mocno uzależniona od każdorazowych zrzutek szlachty na cele wojenne). Hetman St. Koniecpolski nie dowierzał Sahajdacznemu, iż ten dotrzyma warunków ugody, a z kolei kozacy, skutecznie walczący w kampanii przeciw siłom turecko-tatarskim, poczuli się pewniej i zaczęli być świadomi swojego potencjału militarnego, skoro Rzeczpospolita zdołała wystawić na wspomnianą wojnę kontyngent mniej liczny, niż Sicz Zaporoska.

Tak więc od lat trzydziestych XVII stulecia Sicz Zaporoska szybko emancypowała się, tworząc swoiste „państwo w państwie”, które rosnąc w siłę i znaczenie, zaczynało się stawać cennym taktycznym sojusznikiem w rozgrywkach prowadzonych na tym obszarze przez Turcję, Chanat Krymski, Rzeczypospolitą, Carstwo Rosyjskie oraz Austrię Habsburgów. A nawet Szwecję za Gustawa Adolfa, którego agenci dotarli na Sicz, by kaperować Zaporożców do udziału w wojnie trzydziestoletniej, aczkolwiek bez rezultatu.

Ale dla Rzeczypospolitej były to wciąż odległe kresy, położone na jednej z otaczających ją granic. I tylko hetmani, posiadający włości na południowo-wschodnich krańcach RON, orientowali się w powadze sytuacji, ale i te ich włości posiadały, oprócz południowej, także inne granice, którym musieli poświęcać uwagę. Na ziemiach pogranicza z Zaporożem reagowali więc jedynie na doraźnie pojawiające się zagrożenia. Dopiero projekt warowni w Kudaku miał stać się początkiem trwałej infrastruktury instytucjonalno-militarnej na Niżu dnieprowym. Ale było już za późno na ujarzmienie rosnącej siły kozactwa siczowego, które pod przywództwem przebiegłych i zdolnych hetmanów zaczęło przejawiać dążenia w kierunku wybicia się na samodzielność. Patronem tego ruchu  w zakresie ideowym stało się, zaczęte przez Sahajdacznego, podporządkowanie Zaporoża cerkwi prawosławnej, aby uniknąć podporządkowania ekspansywnemu katolicyzmowi w wydaniu jezuickim.

W odpowiedzi hetmani kresowi i hierarchowie kościoła katolickiego zaczęli siłą odbierać cerkwie prawosławne i przekazywać je duchowieństwu, które podpisało unię z Rzymem (unici). Tym samym rywalizacja polityczno-militarna toczona na Zaporożu zaczynała przyjmować również oblicze ostrego konfliktu religijnego. Również na tym tle zaczęły się otwarte bunty Kozaków i osiadłego po chutorach chłopstwa, co powodowało próby ich pacyfikacji ze strony kresowych magnatów, skutkujące przybierającymi z obydwu skonfliktowanych stron coraz bardziej brutalnymi formami, włącznie z ludobójstwem dokonywanym na mieszkańcach całych miejscowości. Wrzenie na Zaporożu stało się w latach trzydziestych elementem trwałym, przerywanym krótkimi okresami przesilenia po podpisaniu kolejnych porozumień, wkrótce zrywanych przez mnożących się, wraz z wzrastającą liczebnością kozaczyzny, watażków siczowych. Co więcej, lokalni watażkowie z Zadnieprza (po lewej stronie Dniepru) nie uznawali zwierzchnictwa przywódców wybranych na Naddnieprzu (prawa strona Dniepru) i Zaporożu, a z kolei atamani siczowi nie uznawali żadnej władzy nad sobą. Chaos i anarchia potęgowany był przez samowolne działania pacyfikacyjne pojedynczych dowódców wojskowych w służbie u hetmanów koronnych, co nakręcało spiralę nienawiści i żądzy odwetu.

Dopiero w sierpniu 1638 roku zdecydowane działania sił ekspedycyjnych, dowodzonych przez hetmana Stanisława „Rewerę” Potockiego (h. Pilawa), księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (h. Korybut) i starostę kaniowskiego Samuela Łaszcza (h. Prawdzic), rozbiły pod Łubniami, Żowninem i nad rzeką Starzec ostatnie duże zgrupowania powstańcze, dowodzone przez hetmanów kozackich Jakuba Ostrzanina (Ostranicę) h. Kopacz i Dymitra Hunię. W rezultacie, po podpisaniu kolejnego porozumienia na kresowych ziemiach Niżu dnieprowego, nastało dziesięciolecie względnego i pozornego spokoju. Pozornego, bo wykorzystanego przez niedocenianego i lekceważonego przez „koroniarzy”, sprytnego lawiranta nazwiskiem Bohdan Chmielnicki. I ten “nierozgarnięty chłopek” (na mocy uchwały sejmowej klejnot herbu Abdank nadano w 1659 r. dopiero synowi Chmielnickiego, Jerzemu) zadał śmiertelne ciosy RON, po których już tylko wykrwawiała się. Ale intrygi i zaniechania polskich i litewskich oligarchów, które doprowadziły B. Chmielnickiego do pozycji rozdającego karty przy elekcji króla w 1648 roku, to jest temat na zupełnie odrębne opowiadanie.

W tej sytuacji najwyższa już pora, by powrócić do zasadniczego wątku.

Gdy RON podpisała we wrześniu 1635 r. rozejm ze Szwecją w Sztumskiej Wsi (Strumsdors), hetman St. Koniecpolski mógł powrócić z częścią swoich hufców zbrojnych do rodowej siedziby w Brodach, w wyniku czego zdobywca Kudaku, Iwan Michajłowicz Sulima został wydany „koroniarzom” przez kozaków siczowych, zakontraktowanych w ramach tzw. rejestru i stanowiących część wojsk hetmańskich. Kozacy ci obawiali się wykreślenia z rejestru oraz odwetu na osadach kozackich (gdzie zamieszkiwały ich rodziny). W wyniku czego ów hetman kozacki został ścięty w Warszawie w dniu 12 grudnia tego samego roku wraz z trzema innymi przywódcami buntu. Tylko jeden z przywódców uniknął wówczas śmierci, niejaki Paweł Michnowicz (Pawluk), wyreklamowany przez kanclerza koronnego Tomasza Zamoyskiego, oligarchę ziemi podolskiej i starostę generalnego krakowskiego. Pawluk, natychmiast po powrocie na Zaporoże, wszczął bunt kozacki, za co zapłacił głową dwa lata później, po klęsce pod Kumejkami zadanej buntownikom przez wojska hetmana Mikołaja Potockiego. Wówczas ceną za odstąpienie od oblężenia taboru kozackiego przez wojska koronne było wydanie przywódców buntu. Dwaj z nich zdołali uciec, ale Pawluka schwytano. Tym razem wykonano na nim wyrok  śmierci, który otrzymał  on dwa lata wcześniej.

Natomiast Sulima, podczas rozprawy przed sądem, utrzymywał, iż podniósł bunt nie przeciwko majestatowi Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale zrobił to przeciwko uprawiającemu samowolę uzurpatorowi w osobie komendanta Kudaku. Przed egzekucją przeszedł na katolicyzm, ale i to mu nie pomogło uniknąć śmierci, a jego zwłoki, po poćwiartowaniu na cztery części, wystawiono w czterech miejscach Warszawy jako przestrogę dla innych buntowników.

Samotność kresowej stanicy

Raptowny i niespodziewany upadek warowni kudackiej w końcu lata 1635 roku, zaledwie w kilka miesięcy po jej obsadzeniu załogą, został potraktowany przez hetmana Koniecpolskiego jako „błąd w sztuce”, który wynikł ze zbytniego pośpiechu oraz nietrafnego wyboru osoby komendanta twierdzy. Za jeden z kluczowych błędów uznano także to, że w skład garnizonu warowni wchodził oddział Zaporożców, który podczas szturmu przez oddział Sulimy prawdodobnie odegrał rolę konia trojańskiego.

Już na wiosnę 1636 roku rozpoczęto prace nad odbudowaniem i rozbudowaniem twierdzy. Tym razem nie spieszono się, wznosząc fortyfikacje ściśle wg planu wykonanego ponownie przez francuskiego inżyniera, kapitana Wilhelma le Vasseur de Beauplan, zaś rozmieszczenie bastionów ze stanowiskami artylerii oraz wyznaczenie pól ostrzału dla armat, wykonał jeden z kilku najlepszych fachowców artylerzystów w RON w XVII stuleciu, niemiecki ogniomistrz Fryderyk Getkant;
http://www.promemoria.pl/arch/2004_12/getkant/getkant.html

Pozostali ogniomistrzowie RON są wymienieni w appendix na końcu notki.

Według nowego projektu zostały zdecydowanie podwyższone obwałowania Kudaku, na których ustawiono trzynaście armat (sześć spiżowych i siedem żelaznych) z puli tych, w które wzbogaciła się Rzeczypospolita w trakcie wojny z Rosją, gdzie samo tylko zwycięstwo pod Smoleńskiem przyniosło w łupie sto kilkadziesiąt armat o kalibrach od 30 do 70 funtów. Tak więc było z czego wybrać i właśnie zainstalowanie armat przesądzało o tym, że ordyńcy i kozacy nawet nie podejmowali prób zdobycia szturmem warowni kudackiej.

Od południowej strony widok z obwałowań był przesłonięty przez wznoszący się grunt, dlatego wybudowano tam wysoką wieżę (czatownię), wysuniętą prawie na 3 km przed głównymi fortyfikacjami, aby można było z niej obserwować stepowe pola w dalekim horyzoncie (przy dobrej widoczności nawet do odległości kilkudziesięciu kilometrów).

Link do ilustracji obrazujących twierdzę w Kudaku:

https://www.google.pl/search?q=%D0%BA%D1%80%D0%B5%D0%BF%D0%BE%D1%81%D1%82%D1%8C+%D0%BA%D0%BE%D0%B4%D0%B0%D0%BA&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwiAvc3AiILXAhUDJlAKHc5aBOMQsAQILg&biw=1366&bih=64

Gdy na jesieni 1637 roku budowa twierdzy została ukończona, hetman St. Koniecpolski obsadził w niej funkcje dowódcze wojakami nie tylko sprawnymi w boju, ale również zaufanymi.

Dowództwo fortecy (gubernator) powierzył bohaterowi spod Cecory, rycerzowi Janowi Wojsławowi Żółtowskiemu, walczącemu pod komendą księcia Janusza III Zasławskiego (ród Żółtowskich miał zawołanie pod herbem Ogończyk). Natomiast na stanowisko kapitana twierdzy (zastępca gubernatora) desygnował swojego krewniaka Adama Przedbór Koniecpolskiego h. Pobóg (syna Zygmunta Stefana Koniecpolskiego), podówczas starościca będzińskiego (starościc syn starosty), tuż zaraz po jego powrocie z Niderlandów, gdzie ów krewniak kształcił się w wojskowości. W Kudaku otrzymał on pod komendę załogę wieży strażniczej, liczącą stu zbrojnych, w tym dziesięciu konnych zwiadowców. Liczebność tego oddziału stanowiła, mniej więcej, szóstą część całego garnizonu twierdzy. Podstawowym segmentem załogi warowni  byli najemnicy z rozmaitych, głównie europejskich, krain, a których okoliczna ludność oraz kozacy siczowi zwała, in gremio, dragonami.

Rozmiar odbudowanej warowni (w tym ilość pomieszczeń dla załogi ) był niemal trzykrotnie obszerniejszy niż poprzednio. Oczywiście, odnosi się to do pojemności maksymalnej, gdyż w różnych okresach liczebność załogi ulegała zmianie. Zasadniczą jej część stanowili cudzoziemscy najemnicy – dragoni, ale także wzmacniał załogę kontyngent z jednego z pułków rejestrowych, czyli wojska zaporoskiego. Choć pułki kozaków rejestrowych, w przypadku znaczniejszych walk z kozakami siczowymi z reguły nie wykazywały lojalności wobec hetmanów Rzeczypospolitej,  jednak  lokalne uwarunkowania najczęściej  nie dawały  jakiejkolwiek swobody wyboru, więc  posiłkowano się Zaporożcami z rejestru, zwłaszcza w przypadku odpierania najazdów tatarskich.

W twierdzy został wprowadzony regulamin typowy dla obozu wojskowego, z zamykaniem bram na  noc oraz z wystawianiem straży obchodzącej obwałowania (ront), co wymagało używania hasła i odzewu, zmienianych co każdą dobę. Ponadto kapitan twierdzy otrzymał polecenie, aby każdego roku podwyższać obwałowania na łokieć (ok. 60 cm), którą to pracę, oprócz załogi oraz najmujących się do niej okolicznych mieszkańców, wykonywali także jeńcy tatarscy, tureccy, wołoscy itp. Na etapie kończenia prac budowlanych odwiedził fortecę, by ocenić stan wykonania dzieła, hetman Stanisław Koniecpolski wraz ze stosownym orszakiem. Ponoć obecny był przy tej lustracji Bohdan Chmielnicki, wówczas pisarz wojska zaporoskiego, który znał się z hetmanem z racji wspólnego ich pobytu w niewoli tureckiej, do której trafili po przegranej bitwie pod Cecorą (w bitwie stoczonej w 1620 roku z armią Turków osmańskich, Tatarów krymskich i Wołochów, po stronie wojsk koronnych walczyło ok. 1600 zaporożców – kozaków rejestrowych), i który należał do protegowanych rodu Koniecpolskich. Zapytany przez hetmana, co sądzi na temat nowej fortecy, miał odpowiedzieć, że to co ludzką ręką zostało zbudowane, ludzka ręka może zburzyć. Powyższa maksyma miała znaleźć swoje potwierdzenie również i w tym przypadku.

W latach 1637-1648 warownią kudacką zarządzało trzech kapitanów, a wszyscy wywodzili się z rodu Koniecpolskich. Po Adamie Koniecpolskim, o którym było wcześniej, i który w 1641 roku został skierowany na inne odcinki służby Rzeczpospolitej, dwaj kolejni byli synami kuzyna hetmana Stanisława Koniecpolskiego, a mianowicie Aleksandra – syna podkomorzego sieradzkiego z jego związku z Dorotą Dębińską h. Rawicz, córką Kaspra, podkomorzego mielnickiego. Bracia nosili imiona Jakub i Stanisław i obaj zginęli w Kudaku. Pierwszy w zasadzce poza jego murami, a drugi został zasiekany po poddaniu twierdzy, gdy kozacy nie dotrzymali warunków kapitulacji.

Z kolei na stanowisko gubernatora twierdzy po Janie Wojsławie Żółtowskim, który w 1640 r. utonął w nurtach Dniepru, został wyznaczony mistrz artyleryjski Krzysztof Grodzicki, h. Łada (vide: appendix), który funkcję tę pełnił aż do momentu kapitulacji garnizonu kudackiego. Nastąpiła ona w początku października 1648 roku przed dowodzącym oblężeniem, pułkownikiem pułku korsuńskiego wojska zaporoskiego, Maksymem Nesterenko, h. Pobóg,

Po stłumieniu rozmaitych dużych buntów kozackich przez wojsko podległe rozkazom hetmana St. Koniecpolskiego, sytuacja na Zaporożu po roku 1630 weszła w fazę względnego spokoju, którego stanem permanentnym były zwykłe rozboje i napady na kupców, transporty z zaopatrzeniem, wypady na tatarskie czambuliki, które w takich samych celach zapędzały się na Niż dnieprowy. Załoga Kudaku wysyłała patrole, których  zadaniem było  konwojowanie dostaw zaopatrzenia dla twierdzy.  Główna część zaopatrzenia przypływała z nurtem Dniepru z Kijowa i okolic. Ale załoga miała przydzielone okoliczne tereny,  na które nałożony został obowiązek utrzymywania garnizonu w Kudaku. Rzecz jasna, zbieranie takich danin zwykle wiązało się z oporem osiadłej w okolicy ludności, która starała się prowadzić tutaj uprawy rolne czy hodowle. Nadużycia, czyli wymiar danin „na oko” był na porządku dziennym i stanowił powód wrzenia pośród kozaków chutorowych. Brzegi Samary stanowiły dla kozactwa siczowego bazę zaopatrzeniową, gdyż tutaj koncentrowało się osadnictwo i znajdowali się ludzie parający się rzemiosłem, w tym wyrobem łodzi (czajek), na których kozacy dokonywali swoich chadzek na nadbrzeżne czarnomorskie miejscowości.

Działa Kudaku kontrolujące ujście Samary do Dniepru ograniczyły swobodę w zakresie owych chadzek, co budziło stałe niezadowolenie na Siczy, gdyż kozaków w rejestrze (na żołdzie) bywało maksymalnie 6 lub 7 tysięcy, podczas gdy pozostająca poza rejestrem ich liczba zaczęła przekraczać 30 tysięcy i wciąż  wzrastała. Lokalni watażkowie zmuszeni byli żyć z rozbojów i napadów, ale rozboje lokalne nie załatwiały sprawy, bo ziemie na Niżu i w okolicy były biedne i nieustannie ograbiane, ludność niekozacka (koloniści) po krótkiej próbie gospodarowania, porzucała te tereny. Krótko mówiąc, ciśnienie niezadowolenia rosło i szukało okazji do rozładowania. Patrole dragonów kudackich wysyłane w teren również parały się napadami np. na rozmaite grupy, które uprzednio gdzieś dokonały rabunku, i odbierały im łupy. Rzecz jasna, nikt łupów nie oddawał dobrowolnie, zatem potyczki przy tego rodzaju okazjach były częste, a nienawiść do „kudackiego żandarma”  bynajmniej nie malała.  I właśnie przy okazji podobnej zbrojnej utarczki zginął kapitan twierdzy kudackiej Jakub Koniecpolski, kuzyn hetmana.

Wiosną roku 1646 zmarł Stanisław Koniecpolski, hetman wielki koronny i starosta krakowski, ale nazwisko Koniecpolski już na stałe bardzo źle kojarzyło się kozakom. Być może respekt przed karzącą ręką hetmańską, który odczuwali w czasie kiedy hetman żył, powstrzymywał ich od otwartego buntu. Po jego śmierci poczuli się pewniej, a chęć rewanżu u wielu pobitych i upokorzonych atamanów, znalazła sposobność. Na dodatek władza królewska piąty rok zalegała z wypłatą żołdu  w ramach rejestru. Potrzebna była bodaj jedna iskra.

Pierwszy sygnał do buntu dał w lutym 1648 roku pułk korsuński wojska zaporoskiego, którego rejestrowi, za namową Bohdana Chmielnickiego, którym powodowała doznana krzywda sądowa, wypowiedzieli służbę Rzeczpospolitej. To właśnie była ta iskra, na którą tęsknie wyczekiwano na Niżu dnieprowym.

Dzieje buntu kozackiego zorganizowanego i wszczętego przez B. Chmielnickiego są znane i dokładnie opisane, zatem w tym miejscu nie ma potrzeby, by je omawiać. Natomiast jedną z wielu ofiar tej rewolty stała się również warownia w Kudaku oraz jej załoga. Warownia, która od ponownego obsadzenia,  nigdy nie została zdobyta szturmem . W  zamęcie wojennej zawieruchy twierdza kudacka została pozostawiona sama sobie, a po zamknięciu okrążenia przez oddziały buntowników, odcięto ją od zaopatrzenia. Kiedy skończyły się zapasy prochu do armat i do muszkietów,  gdy skończyły się zapasy żywności, zaś po klęskach wojsk koronnych (Korsuń, Żółte Wody) stało się jasne, że na żadną odsiecz liczyć już nie można, po kilku miesiącach skutecznej obrony, komendant twierdzy Krzysztof Grodzicki podpisał w końcu września 1648 roku warunki honorowej kapitulacji.

Kozacy nie dotrzymali tych warunków i urządzili krwawą łaźnię wielu obrońcom wziętym do niewoli, zwłaszcza  oficerom oraz cudzoziemskim najemnikom.  Zlinczowali, między innymi, imiennika i kuzyna hetmańskiego, kapitana Kudaku Stanisława Koniecpolskiego. Komendant Krzysztof Grodzicki przeżył, w  rok później został wymieniony, jako jeniec wojenny, w ramach  ugody zborowskiej.

A po 1711 roku, na mocy umowy pokojowej zawartej pomiędzy Rosją i Turcją (tzw. traktat prucki), fortyfikacje Kudaku zostały rozebrane.

Appendix

Krzysztof Grodzicki, h. Łada
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/krzysztof-grodzicki-z-grodziska-h-lada

http://phw.org.pl/cyklop-kudaku-zycie-dzialalnosc-wojskowa-krzysztofa-grodzickiego-generala-artylerii-koronnej/

jego brat, Paweł Grodzicki h. Łada, http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/pawel-grodzicki

Kazimierz Siemienowicz, h. Ostoja
https://bialczynski.pl/2015/06/17/wielcy-polacy-kazimierz-siemienowicz-1600-1651-tworca-podrecznika-artylerii-i-rakiet-zwlaszcza-wielostopniowych/

Krzysztof Arciszewski, h. Prawdzic
ttps://www.wprosth.pl/historia/10041626/Jako-pierwszy-Polak-dotarl-do-Brazylii-w-Amsterdamie-witano-go-jak-Cezara-Niezwykla-historia-najslynniejszego-XVII-wiecznego-awanturnika.html

Zygmunt Przyjemski h. Rawicz
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/zygmunt-przyjemski-h-rawicz

******

Wykaz moich notek na portalu “Szkoła Nawigatorów” pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty

U krainy krwawy lud. „Przyczynek do psychologji  ludu na Ukrainie”

U krainy krwawy lud. „Przyczynek do psychologji  ludu na Ukrainie”

Stanisław Orda, unukalhai https://www.salon24.pl/u/dawidowicz/587823,u-krainy-krwawy-lud

 Zamieszczam tekst autorstwa Janiny Przecławskiej, który  ukazał się w kwartalniku „Przegląd Powszechny”,w  t. 176 październik – listopad – grudzień)  z 1927 r., wydawanym w Krakowie, jako drugą część „tryptyku ukraińskiego”. Test pod oryginalnym tytułem brzmiącym  Krwawy lud oraz podtytułem „Przyczynek do psychologji  ludu na Ukrainie”, zawiera rozważania Autorki na temat dramatu Polaków na Kresach w trakcie wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-1920, którego była uczestnikiem i jednym z bardzo wielu Polaków dotkniętych jego skutkami. 

Pozostawiłem pisownię tekstu w wersji oryginalnej, poza poprawieniem oczywistych „przekłamań” wynikających z zastosowania techniki skanowania dla potrzeb zbiorów bibliotecznych, gromadzonych w  formie cyfrowej. Dostosowałem również akapity do formy strawnej na blogu.
Oraz uzupełniłem tekst  własnymi przypisami.

 (Ostatnia część tryptyku będzie miała tytuł „Kresowe Westerplatte” i będzie ona mojego autorstwa).

 ………………………………………

 Krwawy lud 

Czy o tobie mówić mam, ziemio, na której Słowacki czuł Boga, Bohdan Zaleski [1] jak o łaskę najwyższą błagał, by mógł cię oglądać w niebie? Ukraino, o której tęskny poeta śpiewa:

 „U nas – inaczej, inaczej, inaczej!”[2]  bo słońce tam buja jak na morzu, a kłos złoty rodzi obficie,
a myśl, goniąc z wiatrem w zawody, nabiera owego rozmachu szerokiego! 

Kultura i marzycielstwo polskie różnemi czasy wydobywało twe czary, kołysząc serca do dumek
i baśni. Dziś lud twój staje przede mną, ten z ciebie wyrosły, na gruncie twym od wieków osiadły.

Rusini, czy jak obecnie nazywają się sami  –  Ukraińcy.

Geneza ludu tego trudna do oznaczenia. Czy zrodziły go bandy wysiedlone buntowników, które ukrywały się na rubieżach rzeczypospolitej przed gniewem królów polskich, czy też odstawieni tam jeńcy wojenni, turcy, tatarzy, kozacy? Czy zrodziła ich matka polka, ojciec tatarzyn, hodowała rodzina kozacka, czy odrębne ruskie plemię zmieszało się z krwią obcą, wydając ten lud krwawy? Rozmaite są wyobrażenia o źródłach, zgrupowaniach i związkach tych bądź co bądź rdzennych mieszkańców tej ziemi. W twarzy ich zarysowuje się często jasny typ słowiański o szczerem, prostem, do duszy idącem wejrzeniu, ale spotyka się niemniej często ostry dziki rys kałmucki  w oczach skośnych, grubych wargach, nosie spłaszczonym… tęskne zadumy i okrucieństwo bezlitosne, poddanie i bunt, jad kipiącej nienawiści i poświęcenie bez granic równoważą szalę sprzeczności. 

Staje on przede mną takim, jakim był przedewszystkiem w latach od 1905 i przedtem jeszcze aż do r. 1918 i do dni ostatnich w stosunku do polskiego społeczeństwa. Nieufny, zamknięty w sobie, podejrzliwy i łatwowierny zarazem, stosownie do tego, z kim ma do czynienia, lekceważący wszelki wysiłek „pana” odnośnie do prac rolnych i wszelkich rozporządzeń, idących ze dworu. Posiada silne poczucie własności, ale tylko swojej, której bronić będzie kłami i pazurami, jak dzikj zwierz. Duchowy rozwój i kulturę zewnętrzną, drobne zdobycze cywilizacji odpycha z całą pogardą pierwotnego człowieka, który, czując, iż nie dorówna, woli odeprzeć raz na zawsze, niż tentować o coś, co mu „niedostępne”. „U nas w mużyćtwi — mówi — tak buło i bude”, a dźwięczy w tem twierdzeniu jakby przewaga, zaznaczenie nieprzejednanego stanowiska, głęboki żal i niewyjaśniona krzywda i ból wyrzeczenia.

Takim cię widzę, biedny „mużyku” ukraiński, sam w swym chłopskim mózgu zaplątujący swój los, wiecznie w ciemności brodzący, w wiecznym wysiłku opierania się swej doli, po którym zapadasz w noc coraz głębszą. Widzę cię, „rozjuszoną bestję”, pod wpływem agitacji r. 1905, wołającego o zmianę, o jakieś prawo, które zdało ci się, żeś pojął i wiesz, o co wołasz! Niestety, nic nie pojąłeś i nic nie wiesz! Przedewszystkiem nie masz pojęcia, czego ci brakuje, potrzeb swoich nie znasz, zmian nie pragniesz.

Krzywda! Uczucie to tkwi w nim, jak rana wieczna! Przesuwają się w jego pamięci ciężkie dni pańszczyzny, praca źle opłacana, razy odbierane; przeszłość tę przywołuje, podnieca wrogi rząd, wyolbrzymiając polskie winy, zapominając, że „pańszczyzna” to było prawo czasu i obyczaju, stosowanego wszędzie w pewnej epoce. Jednak były wsie, W których pańszczyzna łączy się ze wspomnieniem dobrego „pana”, dbającego o szczęście podwładnych, życia bez troski pod opieką czujną  i mądrą. Bierne natury radośnie przyjmują byt, w którym—jak się wyrażali — „o nic ich głowa nie bolała”.

Wśród polskiego społeczeństwa budziły się nieraz mocne pragnienia: współżyjąc z tym ludem trudno było wyrzec się pracy dla niego! Dusze gorętsze, szersze roiły o zbrataniach serdecznych, o podniesieniu moralnem tego ludu, o uświadomieniu narodowem, któreby ludowi temu ukazały drogi inne. Cel myśli polskiej tkwił w wiecznem marzeniu: „Jak odna mołytwa, tak u świti cia odyna Polsza, Ruś i Łytwa”. W myśl tego powiedzenia ukazywał się ów lud bratni złączony z Polską przeciw wspólnym wrogom. Lecz na straży stał żandarm moskiewski i polityka rządu, której celem była właśnie ciemnota tego ludu i odgrodzenie go wszelkiemi sposobami od „pana” — Lacha. Więc nie szczędzono barw jaskrawych, aby w oczach chłopa ukraińskiego wyolbrzymić wiekowe winy polskiego „pana”, obniżyć dzisiejszy jego autorytet. Od lat dziesiątków wsiąkało w lud ten przekonanie, że „pan” to jest uzurpator, zły i nieprawny władca, „krowopijca”, jak ochrzczono go w ostatnich latach, kiedy już wroga agitacja dosięgła miary. Rząd rosyjski natomiast, zawsze ustępliwy dla chłopa, zamykający oczy na wszelkie przewiny, usprawiedliwiający nawet zbrodnie, rozstrzygający przychylnie spory graniczne, dopomagający chłopu, kiedy chodziło o wykupienie ziemi z rąk polskich, pozostawał uosobieniem tej dobrej władzy, którą czcili z zabobonną trwogą i szacunkiem. Oczy wrogie strażników moskiewskich czatowały na wszelkie porozumienie między chatą i dworem polskim, gotowe każdej chwili przeciąć je brutalnie, groźbą zsyłki lub konfiskaty, bardziej czujne na owo zbliżenie się niż na stosunek do ludności polskiej, której znikoma garstka tonęła w morzu ludności ukraińskiej. 

Dzieliły nas i ich wyznanie, język — a jednak sympatje polskie niepokonane wbrew przeszkodom szły do tego ludu. Panowie polscy brali udział pieniężnie w rozwoju teatru ukraińskiego, drużyn śpiewaczych, w zakładaniu warsztatów tkackich, kilimkarskich, jedwabniczych, przyczyniali się do wydawnictw książek ukraińskich i takich pism jak Światowa Zernycia, w większej części będąca pracą polskiego społeczeństwa, przez Polaków subsydjowana. Były dwory, które w „zuchwalstwie” swem szły dalej jeszcze. Ufne w siłę swego zapału i dobre stosunki z „prystawem” [3] i „urjadnikiem” [4], osobami urzędowemi, policyjnemi, których można było przekupić zbożem i pieniędzmi, organizowały formalną szkołę, ogródki dziecięce, bibljoteki ludowe, wchodząc w ów zabroniony kontakt z ludnością.

 Działo się to mniej więcej w 1900 roku podczas lata. Już przed siódmą rano olbrzymią falą kołatały dzieci całej wsi do bram pewnego dworu, wołając natarczywie i nagląco: „Czy można wże pryjty?” (Czy można już przyjść?).  Bez wątpienia była to duża ulga dla całej wsi; matki spokojnie szły do pracy pewne, że dzieci zajęte nie walają się w błocie, nie zapalą ognia w chacie, by jak się to nieraz podczas żniw zdarzało puścić ją z dymem. Dla dzieci była to olbrzymia atrakcja; zamiast bezmyślnych, niczem niezajętych godzin rannych — porządnie ułożony dzień pracy. Rozpierzchały się dzieci po całym ogrodzie, szukając swoich miejsc. Godziny, podzielone na naukę czytania, pogadanki, rysunek, roboty, śpiewy, zabawy i, gimnastykę upływały szybko. Gdyby praca ta mogła przetrwać, dałaby stanowczo ogromne rezultaty. Niestety nie przetrwała roku. Podobno sami rodzice donieśli władzy, iż dzieci ich chcą „opolaczyć”. Prystaw dał ostrzeżenie, uznając, że to wszystko jest bardzo ładne, ale tego robić nie wolno, bo pociągnąć może nieobliczalne skutki. W zimie jeszcze zorganizowano czytelnię, wybrano książki, na które na ręce „pani” przyniesiono zebrane pieniądze. Te wysiłki przekonały, że w ludzie tym są pierwiastki siły i dobra, leżące odłogiem lub, marnowane, że użyte stosownie, kierowane sercem i myślą stworzyć mogą naród. Dzieci szybko poddawały się wpływom cywilizacyjnym, organizowały się z łatwością. Umysły świeże, zdolne chwytały i przyswajały chętnie wiadomości, orjentując się
i pojmując wlot. Niestety, trzeba było przerwać. Dzieci poszły do swych szkół parafjalnych, które prócz wiadomości cerkiewnych nie zdołały nawet po paru latach nauczyć ich czytać i pisać. Długo jednak jeszcze brzmiały na wsi piosenki, których uczono „W ogródku”: „Hej, hej idem w pole, hej, hromado ciła!” i długo jeszcze dzieci ze smutkiem stawały przed bramą dworu, pytając czy mogą wejść. 

Pozostawała inna droga, droga pomocy samarytańskiej, opieki sanitarnej, dobroczynnej. I tej nie zaniedbano. Niepodobna było przezwyciężyć niechęci ludu do szpitala i lekarza. Szpital uważany był za miejsce katuszy i śmierci, doktor „nic nie wiedział”, wiedziała „pani” i w jej ręce z ufnością oddawano chore dziecko, opatrunki wszelkie. „Pani”, zwykle łącząc w swej osobie lekarza, aptekę i siostrę miłosierdzia, szybko działała na natury nieprzyzwyczajone do lekarstw. Pewna hygjena i czystość także miały swą wagę. Chorzy zwykle powracali do zdrowia, wówczas „pani”, słynęła jako cudotwórczyni i do takiej „pani” biegł chłop z urwanym przez maszynę palcem w kieszeni, wierząc, że mu go „pani” przyklei znowu. Kiedyś po wielu staraniach udało się umieścić w szpitalu ciężko chorego na rany w żołądku, po dwu dniach uciekł stamtąd, wyciągnąwszy dreny, zrzuciwszy bandaże, twierdząc, że tam w szpitalu nic nie umieją i tylko „pani” może go wyratować, byleby zechciała.

 Tak się układał stosunek dworu polskiego, wynikający z wiary w misję polską i daleko idących marzeń na przyszłość. Znając owe wysiłki polskiego ziemiaństwa i prawdziwą sympatję, którą ono czuło dla miejscowej ludności, jak dziwnie brzmią słowa, iż gdyby wszyscy utrzymywali łączność z chłopem ukraińskim i wchodzili z nim w bliższy kontakt, zadawalniając jego potrzeby i wypełniając braki, to nie byłoby tej krwawej karty i tego tragicznego końca dla polskiego właściciela na kresach!  Niestety, jedno jeszcze stwierdzić można, źe właśnie ów bliższy stosunek wywoływał większą zuchwałość i że najpierwsze padły dwory znane ze swej przyjaźni względem chłopa ukraińskiego, że tam, gdzie pan był surowy, srogi w obchodzeniu się, wahano się dłużej — powstrzymywał od gwałtów sam autorytet i obawa. 

Chłop ukraiński, korzystając i przyjmując wszelkie ze strony „państwa” dobre chęci, patrzał ponuro, nieufnie i podejrzliwie. Długo nie mógł pojąć powodu dobrego postępowania, przyjaznych względów, w końcu zdawało mu się, że wpadł na właściwy domysł. Oto działo się to wszystko z rozkazu cara! Przychodził więc do dworu po lekarstwa jak do apteki, przyjmował wszelkie zabiegi i starania, jako z prawa sobie należne. Potem wytłumaczono mu to jeszcze inaczej; powiedziano mu, iż wiedzieli panowie, że wszystko do niego należy i dobrocią chcieli go przekupić. To pobudziło bardziej jego nienawiść i stłumiło w nim raz na zawsze wszelkie uczucie wdzięczności.

Już w roku 1905 krzyczano: „Nie trzeba nam waszej łaski, wszystko sami sobie zrobimy, bo to wszystko nasze!” Później nastąpiło chwilowe uspokojenie  –  zamilkł zdumiony chłop jeszcze na lat kilkanaście, bo go w  owych niefortunnych usiłowaniach buntowniczych pierwszej rewolucji zatrzymano policyjnie. Powikłało mu się w głowie, w żaden sposób nie mógł sobie wyjaśnić dlaczego buntowano go przeciw „panom” ,w imieniu cara, a potem w imieniu tegoż cara otoczono go wojskiem, zmuszając do milczenia. Ukorzył się wnet, pozornie uległy, w głębi nieprzejednany, wzburzony.

 Do zrozumienia przyczyn okrutnych przejść lat ostatnich, które odbiły się na dużej części naszego narodu, niszcząc gniazda polskie i wiekowy ich dorobek, trzeba rzucić kilka rysów, w których wystąpi jaśniej charakter ludu ukraińskiego. Popatrzmy jak wygląda on w życiu. 

Oto ten chłop poruszający się leniwie, przesypiający zimę na piecu lub trwoniący czas w karczmie, gdzie upija się do nieprzytomności, budzi się z błyskiem wiosny cały przesiąknięty myślą o ziemi. Ponadto niema ukochania! Jak najwięcej ziemi, aby bez końca sadzić kartofle i siać zboże i być swym kawałku władcą, właścicielem bez zastrzeżeń. Żona, dzieci, sąsiad, rodzice, wszystko to nie ma dla niego wartości; zastyga w nim serce, gdy pomyśli, iż może być posiadaczem jedynym! O kawałek gruntu toczą się krwawe bójki, o prawo do swej części długie wiodą się spory, a bójki W tej rozpaczliwej żądzy kończą się nieraz śmiercią lub kalectwem. Na uczucie niema żadnego miejsca, kiedy występuje jasna, stanowcza chęć posiadania. 

Opowiada jeden z sędziów przysięgłych, obecny podczas sądzenia chłopa, który chcąc pozostać sam w chacie i pozbyć się wszelkich współwłaścicieli i dziedziców, zamordował rodziców, żonę i dzieci.  Na pytanie jak to uczynił, chłop odpowiada bez drgnienia, poprostu uważając swój okrutny czyn za racjonalny. „Ot tak, wziaw sokiru, perekrestywsia, taj po hołowońci, persz starych pośle żinki i ditki”. (Wziąłem siekierę, przeżegnałem się  –  i tak po główce, najprzód starych, potem żonę i dzieci). Opowiada o tem bez najlżejszego wyrzutu sumienia, nerwy jego spokojne nie dają mu widzieć krwawych widm pomordowanych, czuje się jakby po spełnieniu zwykłego czynu, który pomnoży mu dobrobyt. Jest to pewna atrofja moralna, nieczułość nerwowa, która może nam również wytłumaczyć dlaczego cierpienia fizyczne nie są tak przez nich odczuwane, jakby się to zdawać mogło ludziom bardziej wrażliwym. 

Często się zdarza, iż kobieta rodzi w polu, nazajutrz już staje znowu do pracy; dzieci przechodzą najcięższe choroby, biegając w koszulach po mrozie, chociaż większość umiera, ale są takie, co przetrzymują. „Na toj bik, albo na toj”, (albo na tę, albo na tamtą stronę) powiadają ojcowie bez wzruszenia; jak wyjdzie z choroby, będzie zdrów i silny. Zdarzyło się, że młoda kobieta zmarła nagle –  przy badaniu okazało się, że przeszła ciężki tyfus, chodząc codziennie do pracy w 40° gorączki.  „Aż poczerniła ciła”, opowiada mąż, stwierdzając fakt z spokojem. Raz po zaciętej walce z sąsiadem, w której latały noże i siekiery, chłop uderzony w głowę wraca do domu, po drodze, zatrzymał się, by porozmawiać z „panem”, który mu czynił wymówki z powodu tego zajścia. Chłop stał wyprostowany, tylko czapką przyciskał głowę  –  dopiero w chacie okazało się, iż miał przez głowę tak straszne cięcie,  iż mu kawałkami mózg wypływał z czerepu. W parę chwil skonał. 

Obdarzeni w wysokim stopniu zmysłem praktycznym, poczuciem realności, chłopi ukraińscy umieją sobie zawsze zdać sprawę i wytłumaczyć każde dobrodziejstwo pochodzące ze dworu, lecz nigdy, a przynajmniej bardzo rzadko odczuwają wdzięczność, traktując podziękowanie jako grzeczność nie poruszającą nic w ich sercach; wracają do domu, roztrząsając przyczyny tego dobrodziejstwa.  Nieraz budzą się w nich, zupełnie inne uczucia. Baba, otrzymawszy wór mąki od obywatela, idzie przez wieś
i urąga mu bez ceremonji:

Szob tobi tak łehko buło w świty żyty, jak ce meni’ nesti” (Oby ci tak lekko było żyć, jak mnie dźwigać ten wór!).

Na zezwierzęcenie i tak brutalnych instynktów wpływała ogromnie wódka, która także w agitacji 1917 i 1918 r. odegrała rolę niemałą. Rozjuszona bestja, tkwiąca w każdym chłopie ukraińskim, występowała ze zdwojoną potęgą, nie szczędząc niczego i nikogo. Rząd rosyjski rok rocznie zwiększał ilość monopoli, a poza tem handel wódką bezkarnie bywał uprawiany po chatach. Grosze zarobione szły na wódkę — dość powiedzieć, że dwie niewielkie wsie przepiły 36.000 rubli przez rok jeden, co w owych czasach było bardzo pokaźną sumą. Wódka, to był właściwy sens i cel życia, które poza tem nie posiadało żadnych pragnień, nurzając się bez miary w pijaństwie. Ani szkoła, ani duchowieństwo prawosławne nie pobudzały do podnioślejszych uczuć, nie wskazywały szerszych horyzontów. Religja nie uczyła moralności, bo to był zbiór ciasnych formułek, które chłop pełnił z tępą zaciętością ciemnego człowieka. Niewykonanie przepisów cerkiewnych było w jego pojęciu zbrodnią, więc na Wielkanoc tłumnie znoszono dzieci do cerkwi dla przyjęcia komunji, bez względu na gorączkę lub przebytą świeżo ospę lub szkarlatynę; ciężko chorzy woleliby umrzeć, niż złamać post ścisły na oleju przez wypicie szklanki mleka lub rosołu przepisanego przez lekarza. To wszystko nie przeszkadzało jednocześnie popełniać rabunki, zbrodnie, upijać się do upadłego.

Bóg, przystosowując się do ich pojęć, nie gniewał się o takie małostki; post i spowiedź wielkanocna rozgrzeszały z łatwością i człowiek czuł się wolny, sumienie nic mu nie wyrzucało. Dusza, pozostawiona w mroku i zaślepieniu, układała sama sobie pojęcia, nie wychodzące poza ciasne ramki chłopskich rozumowań, a „pasterz dusz”, bardzo obojętnie zwykle usposobiony, nie usiłował nawet  z tem walczyć. „Pop” była to osoba najmniej wzbudzająca miłości i szacunku, a on sam bardzo zwykle pesymistycznie zapatrywał się na swe owieczki. Raz słysząc o staraniach podjętych przez pewną ziemiankę dla umoralnienia ludności, taki miejscowy kapłan powiedział wzgardliwie:  „Proszę pani, to bydło”! Takie było wewnętrzne przekonanie „pasterza ludu”, który w tych słowach starał się zrzucić z siebie odpowiedzialność.

Istotnie, to był zbydlęcony, znieprawiony, niekultywowany człowiek, z którego jednak pomimo wszystko niekiedy przezierała dusza. Tak, dusza człowiecza, ale okrutna, ponura, mściwa, a nieraz zasnuta jakby mgłą zadumy nad własnym losem, niby żalem szczyptą poezji kraszonym, który dźwięczał w pieśni zawodzącej, który młodej dziewczynie kazał wpatrywać się z zachwytem w świerki owiane szronem i mówić tęsknie: „meni zdajetsia szo ony wse taki cwetut”. Albo w poczuciu nieznanej,  a żywo odczutej krzywdy mówić: „ja nyczyho ne znaju, jak toj peniok”. Albo pomrukiwać przez zaciśnięte zęby: „ja muzyk temnyj i tra szob takim ostawsia”.

Zapewne były to tylko pojedyncze głosy, ale w nich tkwiło jakby poczucie tajonego żalu, niewysłowionej tęsknoty, skarga niemocy ducha. A ta siła ich świeża, radosna, dziecinna, porywająca się w tych wstęgach barwistych, w tych pieśniach weselnych, nastrojach świątecznych, ta młoda dusza wybłyskująca z gromady, kiedy pełni uroczystości rozpoczynali pracę na roli — czas orki, siewów, żniw. Zapominano wówczas o bójkach i pijaństwie, cała moc zdrowa, niewydana tego ludu wnikała w ten dzień pracy, w epokę stanowiącą o nadziei jutra. 

Czy nie była to „dusza”, odzywająca się w przywiązaniu i oddaniu zacnej służby dobremu panu, ta umiejętność wierności do grobu przez tradycję całych pokoleń? 

 Rozumienie „narodowości” nigdy nie występuje u tego ludu wyraźnie; nazwa, którą sam sobie nadaje „mużyk” zaznacza tylko odrębność, z jaką się odgradzają od „pana” i od wszystkiego co „pańskie”,  a więc przedewszystkiem nieprzejednana odraza do oświaty, kultury, wszelkich wprowadzonych ulepszeń, uprzedzenie niepokonane do pracy umysłowej i nawet pewna trwoga przed nią. Raz chłopak wiejski, dostawszy się do dworu, za staraniem „pani” wyuczył się czytać, pisać i skończywszy sześć klas dostał odpowiednią dobrą posadę. Po pewnym czasie zachorował na wrzód w uchu, trzeba mu było robić ciężką operację, po której umarł w szpitalu. Wieś osądziła, że te wszystkie nauki tak mu zaszkodziły; byłby zdrów, gdyby się nie uczył. 

Bywają jeszcze wsie na Ukrainie, do których zupełnie nie dotarła cywilizacja nowoczesna; jeszcze do ostatnich czasów automobil witano ze strachem, jako „nieczystą siłę”, a kiedyś chłop po odmierzeniu przez geometrę przestrzeni między wsią a najbliższem miasteczkiem, po skonstatowaniu, że wedle obliczenia odległość wynosi nie jak liczono dotychczas 14 wiorst lecz 16, skonsternowany twierdził naiwnie:  „Dobrze jeśli dobra droga, ale kiedy będą te szarugi jesienne, jak ja te dwie wiorsty jeszcze przejadę?”

Z podobną naiwnością traktowano też posiadanie ziemi i swobody. Ziemia, upragnione bogactwo, ale użycie jego przedstawiało się w wiecznęm pijaństwie i swobodnem, niekrępowanem niczem leżeniu na piecu, a gdy zabłyśnie słońce, machinalnem zasiewaniu tej samej roli, która zawsze wiernie powinna była dostarczać zapasów zboża i dlatego jedynie była tak pożądana! Choroba konia lub krowy bardziej wzruszała chłopa niż śmierć żony lub dziecka. Gdy się zdarzyło raz, iż chłop wyprzągł konia z pługa, aby pojechać po lekarza dla śmiertelnie chorej żony, opowiadano sobie o tem  z najwyższem zdumieniem. 

Nie na tle różnic plemiennych rozwijała się niechęć do „pana”, ale na podstawie ekonomicznej; widziano w „panu” jedynie posiadacza i właściciela. Rosjanin i Polak jednakową wzbudzali nieufność. Jeden i drugi był dla chłopa zawadą, tak jak w chacie przeszkadzał mu brat lub syn, mający pretensje do posiadania i władzy. Na dnie myśli może spoczywało nieokreślone marzenie, aby pozostać samemu; może to było nieobjawione dotąd pragnienie budzącej się indywidualności, przez wieki tłumionej  i usuwanej, a jednak wyrywającej się bezwiednie, wszechmocnie, jako dusza powstającego do życia narodu? Kiedy raz w poufnej rozmowie pytano bardziej inteligentnego chłopa czy woli lacha, czy moskala, odpowiedział: „Szob toj utikał a tamtoj za nym pustywsia, my szczeb batohom dokłały” (Gdyby ten uciekał, a tamten puścił się za nim, tobyśmy im jeszcze batogiem dołożyli). 

Kiedy jednak idea odrębności narodowościowych występować zaczęła silniej i rozeszły się wieści o wolności każdego narodu, wiadomości o szkole ukraińskiej, o prawie językowem, chłop ukraiński przyjął to obojętnie, nawet z niechęcią. Nie chciał zrozumieć, iż ma uczyć dzieci w tym języku,  którym mówi w chacie. Nadsyłane broszurki i gazety, pisane obcym dialektem, odczytywał z triudnością i twierdził z uporem, że dzieci powinny chodzić do szkół polskich albo rosyjskich, bo on nie myśli pozostawić je na życie całe „mużykami”. Tyle narazie zdziałały nowe prądy.

Lud miejscowy nie dał sobie nigdy wytłumaczyć co to narodowość, co zwłaszcza organizacja państwowa, to była dla niego martwa litera. To też nigdy w zaburzeniach, które przyszły, sprawa plemienna nie grała żadnej roli. Trudno nie wspomnieć o owym dniu niezwykłym, kiedy to ogłoszono rząd rewolucyjny z Kiereńskim r. 1917. Wieś przejęta ważnością chwili, z której zupełnie nie zdawała sobie sprawy, z okrzykami dzikiego triumfu, z popem i całą paradą cerkiewną wypłynęła na ulice, gromadząc się naprzeciw dworu. Każda niemal wieś miała już wówczas swą polską szkołę, prowadzoną otwarcie i swój polski szkolny sztandar. Wysłana starszyzna wiejska przyszła do dworu prosić o ten sztandar dla dodania świetności tej uroczystej chwili. „Dajte nam waszu „Flaku“, tak harno bude“, wołano.

Zaprawdę dziwny był widok tego popa bijącego pokłony przed dworem polskim i dla podniesienia rewolucyjnych haseł wymieniającego w nabożeństwie całą rodzinę cesarską  –  a nad tem powiewający polski narodowy sztandar z białym orłem i Marją Częstochowską. 

I przyszły te najgorsze chwile. Zwierz w duszy ludzkiej zawył strasznym głosem, pobudzony apetyt pożądaniem tego, co najbardziej było mu pożądanem, dzika zwierzęca chciwość prześwietlona ludzką chciwością. Okazała się w całej ohydzie ta bestja człowiecza, nie hamowana żadnem dobrem, nie łagodzona zasadami religji, promieniem wiary. Dusza ludzka, jeśli nie unosi się wyżej, upada niżej od zwierzęcia. Tak się też stało.  Uderzono w najczulsze miejsce i ozwał się ryk bestji przeszywając drżeniem i męką. Zwierz rzucił się na zdobycz bez wahań. Reszty dopełniła wódka. Niech mi nikt nie mówi o wdzięczności, natura ludzka w ogóle posiada jej mało  –  być może, iż to wynika z tej natury ludzkiej właśnie, która chce czuć własną siłę  –  łaska, wdzięczność upokarza mocnego człowieka. Zawyło nieokiełznane, gwałtowne pożądanie samodzielności, nie oparte na żadnej podstawie, nie ujęte w karby prawa i umiejętnego działania. Projekty sypały się bezmyślnie. –  Chciano odrzucić szpitale  – chorzy i starcy niech umierają. Chłopi będą siedzieli w pokojach, jak panowie, jeździć powozami i t. p. Panowie, którzy, wedle insynuacyj wrogich, chcieli ich przekupić, wiedząc iż wszystko do nich należy, stawali w ich oczach jako ludzje niegodni, nie zasługujący na współczucie. Przywiązanych do dworu uważano za zdrajców i zemsta ludu straszna dosięgała ich. Nowy ład układał się chaotycznie,   w rozpitych mózgach  –  mówiły tylko rozkiełzane apetyty, prawo bezprawia. 

Nie chcę powtarzać tu obrazów krwawych, pożogi rozpętanej nad krajem stepów i mogił, obrazów, których niesamowita groza blednąc każe najbardziej wyuzdanym opisom mąk średniowiecza i Sienkiewiczowskiej trylogji, uczyniono to już nieraz. Historja nasza powtarza je niejednokrotnie…

Szukamy w tem głębszej przyczyny, pytając niespokojnie, czyja wina? Upornie stawiamy jedno rozwiązanie; jedynie tylko w postępowaniu „panów” względem „chłopów”, lub w dawnej jeszcze kozackiej tradycji szukamy rozwiązania problemu dziejowych nienawiści !… A jednak czyż nie inaczej sądzićby to wypadło!  

Rozwój ducha i pojęć ludzkich, prawo człowieka i godność jego, idąc tu jednako, stopniowo przyjmują się wszędzie, niosąc złagodzenie praw, znosząc pojęcie przywilejów i nierówności społecznych  –  przyczyny tkwiły właściwie, gdzie indziej. Brak siły dla rozwoju odrębności narodowych, brak poczucia państwowości, wyzyskiwane przez państwa wrogie! Nie stawało tej siły nigdy, bo i wówczas w latach zespolenia z Polską, kjedy nic nie stawało na przeszkodzie, a obojętność Polski w tym względzie nie krępująca w niczem, wydająca prawa równe bez zastrzeżeń dla różnej nacji swych poddanych, czyż nie torowała drogi do rozwoju języka, literatury, świadomości narodowej? Zanik tego przyrodzonego uczucia poddaje lud ten wiecznie wpływom polskim lub rosyjskim. Obrządek wschodni religijny zdaje się pozornie łączyć go z Rosją, a jednak jest chwila,  w której unoszą się ponad ubóstwo duchowe przez walkę unji z prawosławiem. Prześladowania podlaskie budzą na chwilę uśpione dusze, unosząc na szczyt męczeństwa i zwracają lud ten ku zachodowi, ku Polsce. 

Położenie geograficzne między Polską a Rosją stawia ten naród w niepewnej przynależności, niepewność tę umiejętnie wyzyskuje jedyny wróg słowiańszczyzny, Niemcy. A kiedy rozbiory dzielą Polskę na trzy części wraz z włączonemi Litwą i Rusią, wrogie agitacje podburzają z podwójną siłą, kierując z dwu stron swe ostrza przeciw Polsce. Ta bierność i nieświadomość uczuć narodowych sprawiła zapewne, iż kiedy w pewnej fazie burzy bolszewickiej chciano obudzić w ludzie ukraińskim samopoczucie narodowe, spotkano się z odpornością i niechęcią, ze zdumieniem, które odrzucało z pogardą tę odrębność jako ubliżenie. Jedynie działać mogła nienawiść na tle ekonomicznem, przemawiająca zrozumiale do instynktów pierwotnego człowieka i to rzuciło ten lud w brutalną, zwierzęcą walkę bez godności i. sumienia. Więc nie działały tam pobudzone plemienne nienawiści, ale przystosowane do pojęć pierwotnych idee bolszewickie, dogadzające w swej brutalności niskiemu  poziomowi dusz. Bezmyślne, bezduszne ofiary zbrodniczych namiętności bez ideału i celu wyższego pokazały światu czem stać się może istota ludzka, dla której jedynem pożądaniem jest zdobycie żerowiska. Ale i w tej ostatniej krwawej karcie czyż nie widzimy tychże powtarzających się rzezi, z poza których wysuwa się okrutna dłoń Carycy i słychać śmiech szatańskiego Fryderyka?

Wiecznie to samo. Historją się nie powtarza, ale jest w niej ciąg jednej myśli, idącej systematycznie, tym samym szlakiem wiążąc nici.

 Deprawowany, utrzymywany rozmyślnie w ciemności po zaborach, nieświadomy siebie, szczuty na Polskę, w której widzi tylko nienawistnego „pana”, nie pobratymczy naród, z którym idąc ręka w rękę mógłby wspólną siłą uderzyć w tego wroga, lud ukraiński nie mający siły aby być narodem, staje się ślepą igraszką w ręku nieubłaganem. Czyż i w polityce rządów Rosji nie odczuwamy, iż zawsze każdym ruchem, każdem złowrogiem uderzeniem wymierzonem w Polskę, kieruje ta sama dłoń niemiecka? Dziś w bezstronnem spojrzeniu na lud krwią naszą obluzgany, w wejrzeniu w  przeszłość naszą wspólną, słyszymy wyraźnie też same głosy nienawiści germańskiej. Polska mocna i wielka pozbawiona zachłanności, nie dążąca do wynaradawiań, umiejąca utrzymać władzę siłą wewnętrznej potęgi, skłonna do bratań, zniewalająca mocą swej idei, może być ową dłonią bratnią wyciągającą się do bratniego narodu. Polska przez wygórowaną miłość Ojczyzny powinna potrafić uszanować odrębność narodu pokrewnego. Wtedy też wiele osiągnie dążąc drogą pojednań bratnich przeciw nieprzyjacielskiej sile. 

Jaką rolę przeznacza nam przyszłość w związku z tym ludem? Czy złączy jeszcze nasze ręce, jak już się wielokrotnie łączyły nasze kości i mieszała nasza krew we wspólnej przed wrogiem obronie? Przyszłość milczy, a Ukraina dzisiejsza to wielkie cmentarzysko, gdzie senne mogiły dumają o krwi tak strasznie przelanej. Lecz dzieje narodów nieskończone i Bóg je pisze. 

………………………………………………………

 Przypisy:

[1]  Józef Bohdan Zalewski –    1802  gubernia kijowska, zm. 1886  Villepreux, obecnie miejscowość w regionie Île-de-France, w departamencie Yvelines Cmentarzu Montmartre w Paryżu. Polski poeta okresu romantyzmu Antonim Malczewskim  Sewerynem Goszczyńskim  “szkoły ukraińskiej” polskiego romantyzmu sylabotonikiem melicznym*, charakteryzującym się bardzo regularnym uporządkowaniem sylab akcentowanych  i niezwykłą melodyką wiersza. Z tego powodu wiele jego utworów stało się bardzo popularnymi i uzyskało oprawę muzyczną, również ze strony wybitnych ówczesnych kompozytorów, m.in.,
Fr. Chopina;

*sylabotonik  meliczny  –  rodzaj wiersza regularnego, odnoszący się do pieśni lirycznych; śpiewny, w którym podstawę rytmu tworzą: stała liczba sylab oraz stała pozycja sylab akcentowanych;

[2]  leitmotive wiersza Józefa B. Zalewskiego pt: „U nas inaczej”. Wiersz  opublikowany, m.in., w  niedzielnym dodatku do pisma „Postęp”,  wydawanego w Poznaniu w latach 1890-1925 (dodatek „Biesiada”, numer z 15.02.1914 r.).  W całości do przeczytania w zdigitalizowanych zbiorach Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej;

 link: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=228265

[3]  prystaw – w Rosji komisarz policji albo komendant posterunku(1837 – 1918),;

[4] uriadnik – w Rosji niskiej rangi  funkcjonariusz policji, głównie na terenach wiejskich (jw.);

Możliwe są zwroty w sprawie tropienia wszelkich przejawów rusko-onucyzmu.

Możliwe zwroty w sprawie tropienia wszelkich przejawów ruskoonucyzmu.

Michalkiewicz: „Przypuszczam, że w tej chwili bezpieczniacy będą takie robić numery”

bezpieczniacy-beda-takie-robic-numery

Stanisław Michalkiewicz na antenie TV ASME w cyklu pytań i odpowiedzi odniósł się m.in. do „pospolitego ruszenia” oraz możliwych zwrotów w sprawie tropienia wszelkich przejawów ruskoonucyzmu.

„Szanowny Panie Stanisławie, jakie widzi Pan wyjście z nawałnicy ustaw totalitarnych na nadchodzących w niedalekim czasie obradach Sejmu, na przykład o ruskiej onucy dezinformacji. Co sądzi Pan o pospolitym ruszeniu we współczesnej formie?” – pytał jeden z widzów.

– Pospolite ruszenie we współczesnej formie, to jest zawracanie głowy. Mieliśmy przykład, właściwie dwa przykłady, takiego pospolitego ruszenia – wskazał Michalkiewicz.

– Pierwszy to był szturm na Kapitol w Waszyngtonie – zaznaczył. Moim zdaniem to była prowokacja FBI. Policja nawet przepuściła tych szturmujących, oni się wdarli na Kapitol i co? I dalej nie wiedzieli, co zrobić –przypomniał.

Podobnie było w Brazylii. Też się wdarli do budynków rządowych i nie wiedzieli, co dalej zrobić. I tyle, nie miało to żadnych następstw – wskazał publicysta.

– Dlatego przypuszczam, że w tej chwili bezpieczniacy będą takie robić numery, że to niby lud, ale tak naprawdę to tłum, który nie jest zdolny do niczego poza destrukcją ewentualnie – ocenił.

Odnosząc się zaś do pytania, jakie widzi wyjście z nawałnicy ustaw totalitarnych, odparł: „Przeczekać”.

– Teraz to chyba nie, bo nasz najważniejszy sojusznik uważa, że nie ma potrzeby dokonywania podmianki na naszej politycznej scenie, ale może kiedyś… – stwierdził.

– Potwierdziły się podobno informacje, że Putin i Zełenski przyjęli działania mediacyjne Stolicy Apostolskiej (…), dla Putina też mogą być jakieś plusy dodatnie w tym rozstrzygnięciu i będziemy musieli ćwierkać z innego klucza i ta gadka o ruskich onucach będzie musiała być zaprzestana – skwitował Michalkiewicz.

Oto cytaty o “zdradzie” Zełenskiego usunięte przez Washington Post. Wije się jak żmija nadziana na widelec.

Oto cytaty o “zdradzie” Zełenskiego usunięte przez Washington Post. Wije się jak żmija na widelcu.

here-are-the-zelensky-treason-quotes-the-washington-post-deleted

——————————-

[Umieszczam dla pokazania, jak przewrotna jest ta „wojna” i te – różne, wrogie, ale powiązane i połączone – propagandy – nie zaś, jako informacja rzeczowa, merytoryczna. Mirosław Dakowski]

=================

Gazeta usunęła wywiad, w którym ukraiński przywódca rzucił się do konfrontacji z twierdzeniami z dokumentów, które wyciekły. Zaatakował on rzekomych “zdrajców” w swoich szeregach.

————————————–

Washington Post usunął duży fragment wywiadu z ukraińskim prezydentem Władimirem Zełenskim, w którym zaatakował on rzekomych “zdrajców” w swoich szeregach. RT publikuje całą sekcję, którą amerykańska gazeta wolałaby ukryć.

Poniższy fragment pojawił się w wywiadzie z ukraińskim prezydentem z 20 maja. Został on usunięty bez żadnego wyjaśnienia.

==================

Po omówieniu zbioru niedawno ujawnionych dokumentów Pentagonu, które ujawniły między innymi, że USA monitorują komunikację Zełenskiego, gazeta przedstawiła mu nowy zarzut, który nie został jeszcze zgłoszony w amerykańskich mediach.

Należy zauważyć, że Evgeny Prigozhin jest założycielem i szefem Wagner Group, rosyjskiej prywatnej firmy wojskowej walczącej obecnie w Donieckiej Republice Ludowej.

————————————-

WaPo: Dokumenty wskazują, że GUR, pańska dyrekcja wywiadu, utrzymywała zakulisowe kontakty z Jewgienijem Prigożynem, o których pan wiedział, w tym spotkania z Jewgienijem Prigożynem i oficerami GUR [Główny Zarząd Wywiadu Ukrainy]. Czy to prawda?

Zelensky: To jest kwestia wywiadu [wojskowego]. Chcesz, żebym został skazany za zdradę stanu? A więc, to bardzo interesujące, jeśli ktoś mówi, że masz dokumenty lub jeśli ktoś z naszego rządu mówi o działaniach naszego wywiadu, chciałbym również zadać ci pytanie: Z jakimi źródłami z Ukrainy macie kontakt? Kto mówi o działaniach naszego wywiadu? Bo to jest najcięższe przestępstwo w naszym kraju. Z którymi Ukraińcami pan rozmawia?

WaPo: Rozmawiałem z urzędnikami w rządzie, ale te dokumenty nie pochodzą z Ukrainy, tylko z…

Zelensky: Nie ma znaczenia, skąd pochodzą dokumenty. Pytanie brzmi, z którym ukraińskim urzędnikiem rozmawiałeś? Bo jeśli mówią coś o naszym wywiadzie, to jest to zdrada. Jeśli mówią coś o konkretnym planie ofensywy tego czy innego generała, to też jest zdrada. Dlatego zapytałem, z którymi Ukraińcami rozmawiałeś?

WaPo: O tych konkretnych dokumentach? Jesteś pierwszą osobą, z którą o nich rozmawiam.

Zelensky: Dobrze.

WaPo: I mogę przeczytać, jakie dokładnie informacje są na temat Prigożyna i GUR. 13 lutego Kiriłł Budanow, szef Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy, poinformował o rosyjskim planie destabilizacji Mołdawii z udziałem dwóch byłych współpracowników Wagnera. Budanow poinformował, że postrzega rosyjski plan jako sposób na oskarżenie Prigożyna.

Dlatego dzisiaj publikujecie te informacje jedna po drugiej. Publikujecie informacje o kontrofensywie na Ukrainie, o tym czy o tamtym. Mówiłem, że uważam, że to jest, jak to powiedzieć? – ktoś coś gdzieś słyszał, ktoś coś gdzieś opublikował, ale informacje są skompilowane, są inne i na pewno nie działają na korzyść Ukrainy. To wszystko.

A teraz chcesz wziąć byka za rogi. Musisz uzasadnić lub nie uzasadnić tę informację, a wtedy twoja informacja będzie miała pewną wagę, ponieważ reaguje na nią prezydent Ukrainy. Rozumiecie? I to właśnie robicie. W tej chwili bawicie się, jak sądzę, rzeczami, które nie są dobre dla naszego narodu.

Nie mówię tego po raz pierwszy. Uważam, że to złe, ale mimo to mówisz: “Jeszcze trochę, to jeszcze nie koniec”. Cóż, tak, jest. Na Ukrainie pozostało jeszcze kilka osób. Nie jestem zainteresowany tym, aby ta liczba ludzi się zmniejszyła. Dlatego właśnie walczymy. [Bardzo przepraszam, nie byłem tak szybki, za długo mówiłem o tych dokumentach]. Nie wiem o tym…

WaPo: Przyszliśmy porozmawiać o tym. Jest to wyraźnie wrażliwe dla ciebie i twojego kraju.

Zelensky: [Po angielsku] To nie jest delikatna sprawa. Jeśli odpowiem, że jest wrażliwa, oznacza to, że są to prawdziwe dokumenty. Proszę, przestań ze mną pogrywać. Jestem prezydentem kraju ogarniętego wojną. Powiedziałem o mojej reakcji na te dokumenty, powiedziałem, że nie jest to dobre dla naszych ludzi. Nie gram w Counter-Strike’a. Przygotowujemy kontrofensywę. To są różne rzeczy – dlatego powiedziałem, że wszystkie szczegóły ode mnie usłyszysz. I oczywiście jesteśmy wdzięczni za waszą pracę i pomoc, gdy wspieracie Ukrainę w tej wojnie. Wykonaliście kawał dobrej roboty. A teraz powiem o tych dokumentach…

Nie uznaję tego za dokumenty. Nie widziałem tego. To jest pierwsza rzecz. Nie wiem, jak to zrobiłeś i moje pytanie było do ciebie: “Dlaczego nadal to robisz?” Jesteś wolny. To znaczy, zrobisz, co zechcesz, ale nie chcę mówić o tym ze szczegółami.

Ponieważ nie wiem, o czym mówię. To coś z pewnymi informacjami. Powiedziałem, że nie miałem żadnego kontaktu z Białym Domem w sprawie tych dokumentów. Albo nie dokumentów. O tych dokumentach. Albo nie dokumentów. O tej platformie. Albo fałszywej platformy… Nie miałem wcześniej, teraz i, nie wiem, może w przyszłości. Po prostu mówię tę samą wiadomość bardzo publicznie i bardzo otwarcie.

Powiedziałem to tobie, niektórym dziennikarzom i wielu liderom. Kiedy mnie o to zapytali, powiedziałem, że to nie jest dla nas dobre. Co mogę powiedzieć? Nie jest dobrze. Nie wiem, czy to fałszerstwo, czy jakiś procent – nie wiem, co to jest. I nie wiem, kto tego potrzebuje i o co toczy się gra. Nie wiem po co. To wszystko. Dla mnie to nie jest poważne. To brzmi jakby ktoś powiedział, ktoś coś usłyszał… na, ponieważ “mamy z nim interesy”.

Poleciłeś Budanovowi, aby poinformował prezydenta Mołdawii Maia Sandu, a Budanov powiedział ci, że GUR poinformował Prigożina, że zostanie uznany za zdrajcę, który współpracuje z Ukrainą.

Dokument mówi również, że Budanow oczekiwał od Rosjan wykorzystania szczegółów tajnych rozmów Prigożyna z GUR i spotkań z oficerami GUR w Afryce….

Zelensky: Słuchaj, szczerze mówiąc, po prostu coś czytasz, coś mówisz. Po prostu nie rozumiem, skąd to masz, z kim rozmawiasz i tak dalej. Mówisz o tym, jak poznałem Budanowa. To sugeruje, że – jak to ująć? Wygląda na to, że masz ludzi, którzy mają jakieś nagrania lub masz jakieś dowody lub masz coś, bo tak to wygląda. Ponownie robisz, przepraszam, to, co robiłeś wcześniej. Ujawniasz jakieś informacje, które nie pomagają naszemu państwu w ataku i nie pomagają nam w obronie naszego państwa.

Więc nie do końca rozumiem, o czym mówisz. Nie do końca rozumiem wasz cel. Czy waszym celem jest pomoc Rosji? To znaczy, że mamy różne cele. Jeśli nie siedzę z nimi przy jednym stole, to nie do końca rozumiem, o czym rozmawiamy. Każde z tych pytań po prostu demotywuje Ukrainę i demotywuje niektórych partnerów do pomocy Ukrainie. Cóż, tak czy inaczej, po prostu nie rozumiem waszego celu.

WaPo: Naszym celem nie jest pomaganie Rosji.

Zelensky: Cóż, wygląda to inaczej.

WaPo: Nikt nie przekazał nam tych informacji osobiście. Były one zawarte w dokumentach, które wyciekły, a które wskazują, jak powiedziałem wcześniej, że Stany Zjednoczone was podsłuchują.

Zelensky: A jeśli masz tajne dokumenty, to znaczy, że ktoś ci je dał. Jeśli masz dostęp do dokumentów, ktoś ci je dał. Dzisiaj, w świecie nowoczesnych technologii, kiedy masz dostęp, niekoniecznie ktoś ci go dał. Ty masz dostęp. Teraz cytujesz niektóre dokumenty jako oryginały, nie rozumiejąc odpowiedzialności za to, mówisz tylko o pewnych informacjach. Dla mnie jest to niezrozumiała informacja, ale w tym, w naszym dialogu, chcę zrozumieć, dlaczego to robisz.

Powiedziałem na początku naszej rozmowy, że uważam, że program telewizyjny, który został uruchomiony, uruchomiony w dziedzinie informacji, pomaga – nie wiem komu, ale pomaga Rosji, na pewno nie pomaga Ukrainie. Jesteś zaangażowany w kontynuowanie tej historii. I dlatego pytam, czy to wasz wybór i czy uważacie, że Federacji Rosyjskiej trzeba pomóc w różnych sferach – że spodziewali się ukraińskiej kontrofensywy w dowolnym kierunku, aby wiedzieli, kiedy nadejdziemy, aby znali nasze potężne siły i co planujemy, co robi nasz wywiad? Cóż, jeśli tak jest, to…

WaPo: Powiedziałbym, że te dokumenty wyciekły, nie przez nas, i były w Internecie na czacie przez tygodnie.

Zelensky: Nie były w internecie, były częścią czegoś. My, normalne społeczeństwo, nie mieliśmy do tego dostępu. Nie mogliśmy. A potem, jak sądzę, zaczęły pojawiać się informacje, że częściowo opublikujemy wszystko inne. Myślę, że to twoja sprawa – albo twojej redakcji, albo kogokolwiek.

Nie chcę nikogo urazić, nie wiem. Dlatego dzisiaj publikujecie te informacje jedna po drugiej. Publikujecie informacje o kontrofensywie na Ukrainie, o tym czy o tamtym. Mówiłem, że uważam, że to jest, jak to powiedzieć? – ktoś coś gdzieś słyszał, ktoś coś gdzieś opublikował, ale informacje są skompilowane, są inne i na pewno nie działają na korzyść Ukrainy. To wszystko.

A teraz chcesz wziąć byka za rogi. Musisz uzasadnić lub nie uzasadnić tę informację, a wtedy twoja informacja będzie miała pewną wagę, ponieważ reaguje na nią prezydent Ukrainy. Rozumiecie? I to właśnie robicie. W tej chwili bawicie się, jak sądzę, rzeczami, które nie są dobre dla naszego narodu.

Nie mówię tego po raz pierwszy. Uważam, że to złe, ale mimo to mówisz: “Jeszcze trochę, to jeszcze nie koniec”. Cóż, tak, jest. Na Ukrainie pozostało jeszcze kilka osób. Nie jestem zainteresowany tym, aby ta liczba ludzi się zmniejszyła. Dlatego właśnie walczymy. [Bardzo przepraszam, nie byłem tak szybki, za długo mówiłem o tych dokumentach. Nie wiem o tym…

WaPo: Przyszliśmy porozmawiać o tym. Jest to wyraźnie wrażliwe dla ciebie i twojego kraju.

Zelensky: [Po angielsku] To nie jest delikatna sprawa. Jeśli odpowiem, że jest wrażliwa, oznacza to, że są to prawdziwe dokumenty. Proszę, przestań ze mną pogrywać. Jestem prezydentem kraju ogarniętego wojną. Powiedziałem o mojej reakcji na te dokumenty, powiedziałem, że nie jest to dobre dla naszych ludzi. Nie gram w Counter-Strike’a. Przygotowujemy kontrofensywę. Wiesz, to są różne rzeczy – dlatego powiedziałem, że wszystkie szczegóły ode mnie usłyszysz. I oczywiście jesteśmy wdzięczni za waszą pracę i pomoc, gdy wspieracie Ukrainę w tej wojnie. Wykonaliście kawał dobrej roboty. A teraz powiem o tych dokumentach…

Nie uznaję tego za dokumenty. Nie widziałem tego. To jest pierwsza rzecz. Nie wiem, jak to zrobiłeś i moje pytanie było do ciebie: “Dlaczego nadal to robisz?” Jesteś wolny. To znaczy, zrobisz, co zechcesz, ale nie chcę mówić o tym ze szczegółami.

Ponieważ nie wiem, o czym mówię. To coś z pewnymi informacjami. Powiedziałem, że nie miałem żadnego kontaktu z Białym Domem w sprawie tych dokumentów. Albo nie dokumentów. O tych dokumentach. Albo nie dokumentów. O tej platformie. Albo fałszywej platformy… Nie miałem wcześniej, teraz i, nie wiem, może w przyszłości. Po prostu mówię tę samą wiadomość bardzo publicznie i bardzo otwarcie.

Powiedziałem to tobie, niektórym dziennikarzom i wielu liderom. Kiedy mnie o to zapytali, powiedziałem, że to nie jest dla nas dobre. Co mogę powiedzieć? Nie jest dobrze. Nie wiem, czy to fałszerstwo, czy jakiś [jego] procent – nie wiem, co to jest. I nie wiem, kto tego potrzebuje i o co toczy się gra. Nie wiem po co. To wszystko. Dla mnie to nie jest poważne. To brzmi jakby ktoś powiedział, ktoś coś usłyszał….

==========================

mail, RW:

Jak pamiętamy, to sam Putin wskazał Zelenskego  jako kandydata 
odpowiedniego na prezydenta republiki Ukraińskiej.
Zelenski nie znał wtedy ukraińskiego i zapowiadał realizację umowy 
minskiej.
Od początku akcji specjalnej, czyli “przewrotnej wojny” (MD) rosyjski 
gaz i ropa naftowa płyną na Ukrainę, podobnie jak zaopatrzenie frontu z 
Rzeszowa  przez nienaruszony system komunikacyjny.
Natomiast Polska zaludniła się milionami Ukraińców, którzy zostali 
przesiedleni z rejonów nie objętych żadnymi działaniami wojennymi.

Wsparcie Zachodu dla neonazizmu na Ukrainie nie powinno być zaskoczeniem. Potężne interesy finansowe.

Neonazizm i wojna na Ukrainie: Wywiad z Michelem Chossudovskym

neo-nazism-and-the-war-in-ukraine

Wsparcie Zachodu dla neonazizmu na Ukrainie nie powinno być zaskoczeniem.

W przeszłości potężne interesy finansowe USA nie tylko wspierały nazistowskie Niemcy, ale także banderowski nazizm na Ukrainie. Pod pewnymi względami totalitarna praktyka neonazizmu jest podobna do doktryny neokonów sformułowanej w Projekcie Nowego Amerykańskiego Stulecia (PNAC).

Serbio, uważaj, jesteś jedynym krajem w Europie, który odważnie przeciwstawił się naciskom USA.

Michel Chossudovsky, ekonomista, emerytowany profesor Uniwersytetu w Ottawie i redaktor renomowanej antyglobalistycznej strony internetowej Global Research.

***

Dragan Vujicic: Jak postrzega Pan wojnę między Ukrainą a Rosją?

Prof. Michel Chossudovsky: Wojna na Ukrainie skończyła się zanim się zaczęła. Rosjanie dosłownie zniszczyli ich siły powietrzne i marynarkę wojenną na samym początku w lutym-marcu 2022 roku.

Rosja ma również strategiczną kontrolę nad dużą częścią Morza Czarnego i całkowitą kontrolę nad Morzem Azowskim. Turcja, która należy do NATO, jest niewypowiedzianym sojusznikiem Rosji. Turcja kontroluje południową flankę Morza Czarnego.

Każdy, kto ma minimalne pojęcie o strategiach wojskowych, wie, że nie można prowadzić konwencjonalnej wojny lądowej bez marynarki wojennej i sił powietrznych.

Teraz, po ostatnich “przeciekach” Pentagonu, istnieje wiele dowodów na to, że Ukrainie kończy się amunicja i że nie ma ona (nawet przy wsparciu USA-NATO) zdolności bojowych do konfrontacji z Rosjanami.

Miejmy nadzieję, że dojdzie do zawieszenia broni, aby ocalić życie. Myślę, że wojna może zakończyć się za około miesiąc i mogą rozpocząć się negocjacje.

Istnieją jednak przeszkody na drodze do osiągnięcia tego celu. Mamy do czynienia z kryzysem dyplomacji w dobrej wierze. Administracja Bidena odmawia podjęcia dialogu z Rosją w celu osiągnięcia zawieszenia broni i negocjacji pokojowych.

W rzeczywistości największym problemem jest to, że politycy w Ameryce wierzą we własną propagandę. Uważają, że mogą pokonać Rosję za pomocą broni jądrowej. Broń jądrowa została przeklasyfikowana. Tak zwane taktyczne mini-bronie nuklearne o niskiej wydajności zostały przeznaczone do użycia w konwencjonalnym teatrze wojennym. Jeśli broń jądrowa zostanie użyta, doprowadzi nas to do scenariusza III wojny światowej.

Badałem historię broni nuklearnej, począwszy od Projektu Manhattan (stworzenie amerykańskiej bomby atomowej). Wiele osób po prostu nie wie, że Projekt Manhattan w bezpośrednim następstwie Hiroszimy i Nagasaki w sierpniu 1945 r. miał na celu prowadzenie wojny nuklearnej przeciwko ZSRR, w czasie, gdy Związek Radziecki i USA były sojusznikami.

============================

Alkohol z Ukrainy, ale „niewiadomego pochodzenia” zalewa Polskę. Gorzelnie nie pracują, nadchodzi fala bankructw. Przywóz tego spirytusu – też z Mołdawii.

Alkohol z Ukrainy, ale „niewiadomego pochodzenia” zalewa Polskę. Gorzelnie nie pracują, nadchodzi fala bankructw. Przywóz tego spirytusu z Mołdawii.

Też: Alkohol spoza Unii Europejskie (Brazylia, Chile, Pakistan), wchodzący do Europy przez Rotterdam został wprowadzony do Polski

23.05.2023 alkohol-niewiadomego-pochodzenia-zalewa

Wiele polskich gorzelni zaprzestało swojej pracy w związku z wprowadzaniem do Polski ukraińskiego alkoholu etylowego „z bliżej nieoznaczonych kierunków” – poinformował prezes Związku Gorzelni Polskich Łukasz Karmowski podczas obrad zespołu parlamentarnego ws. niekontrolowanego importu artykułów rolno-spożywczych z Ukrainy.

Szef ZGP postulował przede wszystkim ochronę Polski przed dalszym, niekontrolowanym importem m.in. zbóż oraz jak najszybsze wprowadzenie standardu E10 w produkcji benzyn z wykorzystaniem alkoholu etylowego.

Sytuacja wygląda dramatycznie w tej chwili. Wiele gorzelni zaprzestało swojej pracy. Zauważyliśmy, że zaczęła się to dziać od grudnia ubiegłego roku, dramatycznie definitywnie, a tak naprawdę produkcja stanęła w styczniu– poinformował prezes Karmowski podczas obrad zespołu parlamentarnego.

Według niego i obserwacji jego związku wynika, że związane jest to z wprowadzaniem do Polski alkoholu etylowego „z bliżej nieoznaczonych kierunków”.

Etanol spoza UE

Mamy też sygnały, że alkohol etylowy pochodzący spoza Unii Europejskie (Brazylia, Chile, Pakistan), wchodzący do Europy przez Rotterdam został wprowadzony do Polski, jako alkohol etylowy ukraiński lub też wyprodukowany w oparciu o surowce ukraińskie– dodał Karmowski.

Karmowski wyraził przypuszczenie, że to z kolei jest związane z tym, że obowiązujące „skomplikowane uwarunkowania umożliwiające stosowanie alkoholu etylowego w benzynach, jako biokomponentu, wymagają przechodzenia certyfikacji, udowodniania pochodzenia i tzw. świadectw poświadczenia”. „Myślę, że ta luka została już wykorzystana i stąd też nasza branża w tak krótkim czasie po prostu została zatkana” – ocenił.

Bankructwa polskich gorzelni

Karmowski podał też ceny tak sprowadzanego alkoholu do benzyn. „Mamy informacje, że ten alkohol etylowy kosztował 1,50 zł, natomiast na ówczesny moment, przy tamtejszych cenach surowców zbóż, to była cena w Polsce około 5 zł” – poinformował.

Tymczasem w Polsce, przy tak ogromnych różnicach cen, „wiele gorzelni bankrutuje. Ci którzy podjęli wysiłki modernizacyjne, zmierzające w kierunku tym, że jednak zazieleniamy nasze paliwa, mając nadzieję na to, że będziemy w ten sposób zużywali również biomasę” – powiedział.

Przypomniał, że w Polsce wykorzystywane są w do tego celu różne składniki, takie, jak między innymi kukurydza.

Szczególnie mniejsze gorzelnie często współpracują z rolnikami i zużywają te surowce niepełnowartościowe, które na rynku mają niską wartość, a gorzelnie są w stanie przerobić je na pełnowartościowy alkohol, który może być stosowany do benzyn, jako dodatek do biokomponentów – wyjaśnił.

Standard E10 ratunkiem dla branży?

Prezes ZGP podkreślił, że alkohol etylowy jest wymaganym dodatkiem do benzyn ze względu na zwiększenie liczby oktanowej, a także jako nośnik tlenu. „On zastąpił swego czasu tlenek ołowiu, który występował w benzynach” – dodał.

Zapewniał, że zużycie w tym celu w Polsce takich surowców jest całkowicie zgodne z normami technologicznymi i mogłoby być w tej chwili większe o co najmniej o kilkaset tysięcy ton, w tym przede wszystkim zbóż. Sprecyzował, że zastosowanie standardu E10 pozwoliłoby nam zwiększyć zużycie alkoholu etylowego do benzyn o ok. 200 tys. ton. „Także moglibyśmy w całości, stosując ten standard, zużywać ok. 1 mln 800 tys. ton zbóż na cele energetyczne” – podliczył.

Prezes Karmowski przekonywał, że ten kierunek zagospodarowania zbóż byłby optymalny, bo „ten surowiec trzeba zacząć zużywać”, zamiast magazynować i budować kolejne magazyny. „Jeżeli nie możemy go wyeksportować, bo mamy ograniczone moce wywozowe z Polski, to trzeba go zacząć zużywać na cele niekonsumpcyjne. Jednym z kierunków jest alkohol etylowy w benzynach. Pojawiają się również głosy – i takie rzeczy też się dzieją – że te surowce o niższej wartości są wprost spalane do produkcji energii elektrycznej. Tak spala się zrębki, tak spala się słomę i można również spalać zboże” – zauważył. Przyznał, że dla niektórych jest to nieakceptowalne, jednak przekonywał, że „ze względu na ratowanie rynku są to kierunki, które ekonomicznie mogą być uzasadnione”.

Karmowski poinformował, że po wprowadzeniu rozporządzenia ministra rozwoju i technologii z 15 kwietnia br. w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy produktów rolnych na terytorium Polski, „niektóre przedsiębiorstwa zaczęły myśleć o tym, żeby ten surowiec, który znajdował się na Ukrainie, sprowadzić przez inne kraje, między innymi takim krajem jest Mołdawia”.

„I wiemy już, że jeden z dużych graczy na rynku polskim, nie tylko na rynku paliw, bo on jest akurat na rynku konsumpcyjnym, planuje przywóz tego spirytusu z Mołdawii. A wiemy, że chyba tam takie porozumienie nie jest trudno zrobić, bo nie jest trudno zrobić spirytus ukraiński mołdawskim, więc dokumenty będą się zgadzały” – powiedział.

Jak najszybsze wprowadzenie standardu E-10 to konieczność

Prezes Karmowski przedstawił też postulaty Związku Gorzelni Polskich, w tym dotyczący jak najszybszego wprowadzenia standardu E-10 do produkcji benzyn przy wykorzystywaniu alkoholu etylowego, „żeby dogonić i zrównać się z innymi państwami w Europie, a jednocześnie zwiększyć zużycie zbóż przerobionych na alkohol etylowy i zużytych na cele energetyczne. W ten sposób nie będziemy destabilizowali rynku konsumpcyjnego” – zapewniał.

Podkreślił jednocześnie, że warunkiem jest, aby „surowiec zużywany do produkcji alkoholu etylowego pochodził z terenów Rzeczypospolitej Polskiej”. „Bo samo zachęcenie do dodawania większej ilości alkoholu do benzyn, nie gwarantuje, że zdejmiemy surowce z rynku polskiego. Bo bardzo szybko mogą się pojawić inne kierunki dostaw i standard E10 zostanie wypełniony, natomiast jeżeli nie będzie zabezpieczeń, to tak naprawdę będziemy go zużywali, natomiast rynek zbóż pozostanie nieruszony” – wyjaśnił.

Przypomniał, że jego branża od 20 lat lat „walczy” o wprowadzenia standardu E10, czyli paliwa o największej zawartości alkoholu (10 proc.).

Więc to, że teraz słyszymy deklaracje, że może ten standard być, nie jest dla nas rozwiązaniem, ani deklaracją pewną. Historycznie to biorąc, to takie deklaracje się pojawiały, natomiast znajdowały się zawsze jakieś inne rzeczy, powiedziałbym moce, których nie do końca daje się określić, które powodowały, że to nie zostało wdrożone – powiedział.

W podsumowaniu, Karmowski podkreślił, jak ważny sektor gospodarczy w Polsce reprezentuje Związek Gorzelni Polskich. „Na rynku gorzelni, które nie miały długofalowych kontraktów, a jest to rynek nie tylko alkoholu etylowego przeznaczonego do benzyn, bo jest to również rynek konsumpcyjny, jest to również rynek techniczny, farmaceutyczny, (a więc – dop.red.) rozpuszczalniki, rozcieńczalniki, farba, chemia. To są bardzo znaczne sektory, i to wszystko jest unieruchomione po stronie gorzelni w tej chwili. My nie pracujemy w tej chwili” – alarmował Łukasz Karmowski.

Główny Inspektor Sanitarny [GIS] dostanie 28 mln zł m.in. na zatrudnienie 181 uchodźców z Ukrainy.

Główny Inspektor Sanitarny [GIS] dostanie 28 mln zł m.in. na zatrudnienie 181 uchodźców z Ukrainy.

2023-05-05 28-mln-zl-m.in-na-zatrudnienie-uchodzcow-z-ukrainy

181 uchodźców z Ukrainy ma zatrudnić sanepid, a 300 pracowników inspekcji ma mieć lekcje języka ukraińskiego. GIS dostał ekstra pieniądze do wykorzystania w tym roku – chodzi o blisko 28 mln zł.

Sanepid dostanie pieniądze unijne poza konkursem. Chodzi o środki z Unii Europejskiej – są one dla osi priorytetowej VII Wsparcie REACT-EUdla obszaru zdrowia Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój. Ministerstwo Zdrowia, jako instytucja pośrednicząca w przyznawaniu funduszy UE podpisało już z GIS umowę. Kwota przyznanego dofinansowania wynosi 27 745 842 zł. Co za to będzie?

Odpowiedź na braki kadrowe w inspekcji?

Projekt, na który przyznano dotację, nosi nazwę „Wzmocnienie nadzoru sanitarno-epidemiologicznego Polski”. Będzie realizowany przez Głównego Inspektora Sanitarnego przy współudziale organów Państwowej Inspekcji Sanitarnej.

Jak czytamy na ministerialnej stronie, głównym celem projektu jest wzmocnienie systemu nadzoru sanitarno-epidemiologicznego Polski poprzez m.in.:

  • zwiększenie kompetencji miękkich i znajomości języka ukraińskiego 300 pracowników jednostek Państwowej Inspekcji Sanitarnej oraz
  • przeszkolenie i zatrudnienie w organach Inspekcji na terenie całego kraju 181 uchodźców z Ukrainy.

Projekt będzie realizowany do końca tego roku.   

Warto przypomnieć, że inspekcja od lat boryka się z problemami kadrowymi z powodu niskich zarobków.

===========================

[—]

Firtasz górą: Uszczelnienie granicy z Ukrainą nie pomogło. Ceny zbóż rekordowo niskie. Afera zbożowa trwa.

Firtasz górą: Uszczelnienie granicy z Ukrainą nie pomogło. Ceny zbóż rekordowo niskie. Afera zbożowa trwa.

19 maja 2023 uszczelnienie-granicy-z-ukraina-nie-pomoglo

Sytuacja polskich rolników stale się pogarsza – a opłacalność produkcji żywności w Polsce systematycznie maleje. Jednym z większych wstrząsów, jaki pogorszył położenie sektora rolnego była niedawna afera zbożowa – kiedy przez brak kontroli i reakcji władz na ostrzeżenia na krajowy rynek przedostały się ogromne ilości zagranicznego zboża niskiej jakości. Niestety – spóźnione uszczelnienie granicy sytuacji nie poprawiło – a ceny zboża osiągają najniższe pułapy w historii – relacjonował minister rolnictwa. 

– Ceny zboża na rynkach sięgają historycznych minimów, stąd decyzja rządu o zwiększeniu dopłat dla rolników do sprzedawanego zboża – oświadczył w piątek w Nowych Proboszczewicach koło Płocka na Mazowszu Robert Telus.

Jak podkreślał polityk, w piątek cena pszenicy na paryskiej giełdzie MATIF spadła do 220 euro za tonę, co jest wartością najniższą od wielu lat. Jak dodał, rząd zauważył, że od paru dni sprzedaż zboża przez rolników w Polsce maleje, stąd decyzja o podniesieniu kwoty dopłat do sprzedawanego zboża, które w przypadku pszenicy zostały podniesione do 3025 zł od hektar.

– Cały czas chodzi o to, aby rolnicy sprzedali magazynowane zboże, aby zrobić miejsce w magazynach przed żniwami – tłumaczył minister. – To są wielkie koszty dla państwa, ale i dla podatników, bo to są pieniądze podatników, ale zagospodarowane w ten sposób, że w trudnych momentach dla rolników jesteśmy z nimi i wspieramy ich – tłumaczył Telus. [ależ bla-bla… md]

(PAP)/ oprac. FA

Polska emerytura dla Ukraińców po jednym dniu pracy? TAK… ale „nie jest to informacja publiczna”.

Polska emerytura dla Ukraińców po jednym dniu pracy? Nie jest to informacja publiczna”.

Interwencja poselska Konfederacji

maj 19, 2023 polska-emerytura-dla-ukraincow-po-jednym-dniu-pracy

W czwartek (18.05.2023) poseł Konfederacji Krzysztof Bosak oraz kandydat tej partii w najbliższych wyborach Grzegorz Płaczek udali się do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, żeby w trybie interwencji poselskiej złożyć zapytanie o to, czy prawdą jest, że obywatel Ukrainy, który nabył uprawnienia emerytalne na Ukrainie, może po jednym dniu pracy w Polsce otrzymywać minimalną polską emeryturę.

O sprawie polskich emerytur dla Ukraińców zrobiło się głośno, gdy w kwietniu br. w sieci pojawiło się nagranie, na którym Ukrainka instruuje swoich rodaków, jak otrzymać takie świadczenie. Wyjaśnienie brzmi tak: Ukraińska emerytka przyjeżdża do Polski i zatrudnia się na umowę o pracę lub umowę zlecenie, pracuje przez tydzień, a potem składa dokumenty do ZUS i dostaje świadczenie w wysokości 1588 zł brutto niezależnie od tego, czy zostanie w Polsce, czy też wróci na Ukrainę.

W reakcji na ten instruktaż Grzegorz Płaczek zadzwonił do ZUS i zapytał, czy to prawda. Urzędniczka wytłumaczyła, że polska minimalna emerytura w wysokości 1588 zł przysługuje wyłącznie tym ukraińskim emerytom, którzy zostaną w Polsce. Będą oni wtedy otrzymywali emeryturę ukraińską, a Polska dopłaci tyle, żeby całe świadczenie było na poziomie polskiej emerytury minimalnej. Jeśli natomiast ukraiński emeryt, który nabył prawo do polskiej emerytury, wróci na Ukrainę, to ZUS wypłaca mu tylko taką kwotę, jaką faktycznie wypracował ze składek płaconych w Polsce.

Na pytanie, w jaki sposób sprawdzane jest faktyczne miejsce pobytu ukraińskiego emeryta uprawnionego do polskiej emerytury, urzędniczka wyjaśniła, że ZUS wysyła raz w roku pismo na podany przez niego polski adres. Jeśli nie ma odpowiedzi, to wypłata świadczenia może zostać wstrzymana.

Ale jeśli emeryt, który mieszka na Ukrainie, zostanie powiadomiony o tej korespondencji i przyjedzie do Polski, żeby fałszywie poświadczyć, że mieszka pod wskazanym adresem, to świadczenie nadal jest wypłacane.

Po tej rozmowie Grzegorz Płaczek wysłał w tej sprawie pisemne zapytanie do ZUS, ale odmówiono mu udzielenia odpowiedzi argumentując, że „nie jest to informacja publiczna”. W związku z tym Płaczek poprosił Konfederację o podjęcie interwencji poselskiej w tej sprawie.

– Wiemy już, że instytucje państwa polskiego nie poradziły sobie z weryfikowaniem zamieszkania w Polsce przy wypłacie innych świadczeń i mamy również informacje prasowe o tym, że odzyskiwanie wyłudzonych świadczeń właściwie w ogóle nie idzie do przodu, bo nie ma do tego żadnych narzędzi – powiedział Krzysztof Bosak podczas konferencji prasowej przed budynkiem ministerstwa. Podkreślił, że oczekuje „konkretnych odpowiedzi” dotyczących praktyki w zakresie wypłaty polskich emerytur Ukraińcom.

[WIDEO] w oryg. md

Wojna: Przyszła również nasza katastrofa: Rolnictwo i inflacja.

Wojna: Przyszła również nasza katastrofa: Rolnictwo i inflacja.

Witold Modzelewski 2023-05-19 przyszla-rowniez-nasza-katastrofa

Dwa istotne wydarzenia trwale zmieniły a w zasadzie zburzyły propagandowy obraz wojny rosyjsko-ukraińskiej, który bezwzględnie, nie szczędząc środków zbudowano przez miniony rok z udziałem zwłaszcza „wolnych mediów”.

Pierwszym, najważniejszym jest ekonomiczna katastrofa polskiego rolnictwa w wyniku nieoclonego napływu ukraińskich płodów rolnych. Drugim jest równie masowy wyciek tajnych dokumentów amerykańskich dotyczących tej wojny. Pierwsze z nich unaoczniły (boleśnie) oczywistą tezę, że prowojenna polityka wschodnia jest dla nas nie tylko całkowicie nieopłacalna, lecz wręcz katastrofalna ekonomicznie.

Straty liczone w dziesiątkach lub nawet setkach miliardów złotych są bezpowrotne i bezsensowne, bo nie mają obiektywnie żadnego wpływu na wynik ten wojny. Umożliwienie nieograniczonego zbytu płodów rolnych kilku „międzynarodowym koncernom”, które przejęły istotną część lub nawet większość gruntów ornych na Ukrainie, nie ma żadnego znaczenia militarnego.

Wojska ukraińskie są w całości zaopatrywane przez państwa trzecie (w tym Polskę) i według mojej wiedzy robimy to za darmo. Nieznana w przeszłości ekonomiczna destrukcja polskiego rolnictwa (strukturalna nieopłacalność) jest już faktem, bo spóźnione embarga na przywóz zbóż niewiele już zmienią, bo w ich miejsce przyjedzie np. ukraińska mąka o wiele tańsza od tej, która powstanie z przemiału polskiego ziarna. Na razie jedynym pomysłem zaradczym jest pokrycie rolnikom ze środków publicznych powstałych strat, czyli z naszych podatków. Na barki zubożonego społeczeństwa w wyniku obecnej „polityki wschodniej”, które już utraciło co najmniej jedną piątą wartości swoich aktywów, przerzuci się pokrycie strat rolników w wyniku bezsensownego otwarcia rynków UE na ukraińskie płody rolne.

W budżecie państwa nie ma na to pieniędzy. Rozumiem, że cała klasa polityczna, która zgodnie ponosi odpowiedzialność za tę katastrofę, uchwali nadzwyczajny podatek lub podatki, które sfinansują straty rolników w związku ze „zwycięską wojną” rządów w Kijowie z „rosyjską agresją”. „Światowe przywództwo” zapowiada, że wojna ta potrwa jeszcze długo, więc podatek ten pewnie będzie pobierany przez wiele lat.

Z niecierpliwością oczekuję projektów tego podatku (podatków), który powinien być efektywny fiskalnie dając przez rok co najmniej 10 mld zł, bo tyle co najmniej wyniosą ponoć straty rolników w wyniku bezcłowego importu produktów rolnych z Ukrainy.

Kto miałby zapłacić ten podatek? Na pewno nie „międzynarodowi inwestorzy”, którzy od lat korzystają z wielu szczodrze przyznanych im przywilejów podatkowych (np. niskiej akcyzy na swoje produkty). Gdyby ktoś miał odwagę zlikwidować te patologie, dodatkowe dochody budżetowe wyniosłyby co najmniej 10 mld zł. Czekamy, aż wizja tych podatków pojawi się w programach wyborczych partii opozycyjnych. A tak na marginesie: lewicowi politycy zorganizowali zbiórkę na zakup dla Ukraińców drona bojowego, może teraz zaproponują zbiórkę na pokrycie strat rolników, np. 100 zł od osoby miesięcznie.

Dochody budżetowe w tym roku będą niższe od planowanych, a nawet mogą spaść w stosunku do ubiegłego roku. Według oficjalnych informacji ministerstwa finansów po pierwszym kwartale 2023 r. zebrano tylko 20% dochodów, czyli jesteśmy pod grubą kreską. A może być jeszcze gorzej, bo bezsprzecznie jedyną udaną operacją ekonomiczną ostatniego roku jest powszechne zubożenie, zwłaszcza konsumentów oraz małych i średnich przedsiębiorców: popyt spada, a to oznacza również spadek dochodów budżetowych. A ten „sukces” idzie w parze ze spadkiem wpływów podatkowych. Będziemy biedni, przestraszeni groźbą „rosyjskiej agresji” oraz być może obciążeni nadmiernymi podatkami, a to wszystko w imię obrony aktualnych rządów w Kijowie. Możemy się tylko „pocieszyć”, że wyniszczenie Ukrainy jest dużo większe, ale te wszystkie ofiary są konieczne aby „pokonać Putina”. Jak dotąd wszystkie prognozy o „rozpadzie” Rosji, skrytobójstwie jej prezydenta i nowej rewolucji postbolszewickiej nie chcą się sprawdzić i prawdopodobnie nie sprawdzą się.

Zakończeniu tego konfliktu może pomóc przypadek: może z przyczyn jak najbardziej naturalnych odejść do wieczności jeden z dwóch starców, którzy toczą ostatnią wojnę swojego życia politycznego. Może również ktoś (jak się to robi w „wielkiej” polityce) wykorzystać zużycie się głównych aktorów tej wojny dla realizacji swoich globalnych interesów a wszyscy widzą tu ostateczne zjednoczenie Chin, które chcą zająć zbuntowaną prowincję będąca dziś protektorem amerykańskim.

Lepiej abyśmy nie byli po stronie przegranych w dosłownym znaczeniu (ekonomicznie już przegrywamy).

Najbliższe wybory mogą być klęską istotnej części naszej klasy politycznej. Tak jak Sanacja przegrała wojnę 1939 roku i już nigdy nie wróciła do władzy. Może i dobrze?

Witold Modzelewski https://myslpolska.info