Czy pokój będzie straszny?

Czy pokój będzie straszny?

Stanisław Michalkiewicz: magnapolonia

    Kto wie, czy w sposób nieoczekiwany nie przekonamy się na własnej skórze o trafności przestrogi militarystów, co to nawołują: “korzystajcie z wojny, bo pokój będzie straszny”? Dotychczas nic takiego się nie stało, bo nasi Umiłowani Przywódcy pokazali, że nie tylko z pokoju, ale i z wojny korzystać nie umieją. Za to przywódcy ukraińscy – odwrotnie – o czym świadczy wiadomość przekazana przed niecałymi dwoma miesiącami przez tamtejsze władze – że poziom ukraińskich rezerw walutowych bije wszelkie rekordy.

Co się potem z tymi rezerwami dzieje – tego możemy się tylko domyślać przez tak zwane “czynności konkludentne” – na przykład, że pan prezydent Zełeński powyrzucał wszystkich szefów wojskowych komend uzupełnień na Ukrainie pod pretekstem, że za łapówki – i to właśnie dewizowe – udzielali poborowym zwolnień od służby wojskowej.

To oczywiście nieładnie – chociaż z drugiej strony, dlaczego tylko oligarchowie  mają bogacić się na wojnie?

Taki jeden z drugim wojskowy też musi pomyśleć o swojej przyszłości tym bardziej, że chyba Ukraina wkracza w etap, kiedy prezydent zaczyna z rządowej pirogi wyrzucać jednego po drugim murzyńskich chłopców na pożarcie krokodylom. Po ministrze obrony panu Reznikowie przyszła kolej na wszystkich wiceministrów tego resortu – chociaż na wszelki wypadek przyczyn ich zdmuchnięcia, niechby nawet nieprawdziwych – nie podano.

Jesteśmy tedy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i się domyślajmy. Ja na przykład się domyślam, że prezydent Zełeński zaczyna odczuwać jaskółczy niepokój na myśl, kiedy Amerykanie, którzy podsunęli mu pomysł odrzucenia porozumień mińskich, położą na niego lachę ze względu na przyszłoroczną kampanię wyborczą. Ponieważ wszyscy faworyci Partii Republikańskiej nie ukrywają intencji zakończenia ukraińskiej awantury, to jest więcej niż pewne, że ta kwestia pojawi się, a może nawet zdominuje tę kampanię.

W tej sytuacji prezydent Józio Biden, który najwyraźniej pragnie przewodzić i Ameryce i światu do upadłego, też będzie musiał zacząć podlizywać się amerykańskiej opinii publicznej, podobnie jak pan premier Morawiecki właśnie napręża się mocarstwowo, żeby podlizać się naszym suwerenom. Po dwóch latach bowiem ukraińska awantura utraciła dla publiczności, przez lata przyzwyczajanej do częstych zmian kolejnych atrakcji, początkową atrakcyjność, więc dotychczasowy entuzjazm dla Ukrainy może osłabnąć nie tylko w Polsce – gdzie te oznaki są widoczne już od dawna – ale również w Ameryce, nie mówiąc już o innych częściach świata.

Właśnie niemiecki “Die Welt”, komentując nowojorskie przemówienie prezydenta Zełeńskiego na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku napisał, że wywołało ono znacznie mniejszy rezonans, niż poprzednie. Jeśli tedy sekretarz stanu, pan Blinken, który niedawno odbył niezapowiedzianą wizytę w Kijowie – chociaż przywiózł miliard dolarów, ale może właśnie jako nagrodę pocieszenia – powie prezydentowi Bidenowi, że nie ma co się tak przy popieraniu  prezydenta Zełeńskiego upierać, to taka rzecz się nie ukryje.

A skoro tak, to prędzej, czy później jakaś ukraińska Schwein, postawi pytanie czy warto było odrzucać porozumienia mińskie, żeby nie tylko stracić 20 procent terytorium, ale również setki tysięcy obywateli zabitych, rannych i zaginionych, nie mówiąc już o zniszczeniach materialnych – a inna Schwein, a może nawet ta sama, nieubłaganym palcem wskaże na prezydenta Zełeńskiego jako sprawcę tego nieszczęścia. Skoro my to wiemy, to prezydent Zełeński wie to jeszcze lepiej, w związku z czym zaczyna wykonywać nerwowe ruchy, których efektem jest wybuch wojny handlowej z Polską.

W ramach retorsji za przedłużenie embarga na ukraińskie produkty rolnicze, Ukraina nie tylko zaskarżyła Polskę do Światowej Organizacji Handlu, ale też wprowadziła embargo – niestety nie na dostawy broni amunicji z Polski, tylko na pomidory, jabłka i jakieś jeszcze inne produkty. Jeśli chodzi o dostawy broni, to właśnie pan premier Morawiecki ogłosił, że Polska żadnej broni na Ukrainę wysyłać nie będzie, ale nie dlatego, że embargo, tylko – że już sama jej nie ma.

W ten sposób – chociaż zapewne bez takiej intencji – premier Morawiecki przyznał, że rząd “dobrej zmiany” Polskę rozbroił i to w dodatku za darmo – bo w podpisanej przez ówczesnego ministra obrony Antoniego Macierewicza umowie z Ukrainą z 2 grudnia 2016 roku, Polska zobowiązała się do nieodpłatnego udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa. Amunicję natomiast nadal mamy Ukrainie posyłać i pewnie nadal za darmo – bo nie słychać, by rząd “dobrej zmiany” tę umowę wypowiedział.

W ogóle na ten temat nic nie słychać, podobnie jak nie było słychać nic w związku z rewelacją, że pan Mateusz Morawiecki w 1989 roku był zapisany jako tajny współpracownik STASI. Że koła rządowe nabrały wody w usta – to rzecz zrozumiała sama przez się – ale że wody w usta nabrała nieprzejednana opozycja pod kierownictwem Volksdeutsche Partei – temu już można się dziwić, chociaż też nie za bardzo, bo dlaczego akurat Volksdeutsche Partei miałaby rozdmuchiwać takie rzeczy?

Jeśli jednak nie rozdmuchuje, to wzbudza podejrzenia, że tajna współpraca pana Mateusza Morawieckiego mogła mieć dalszy ciąg, jako że po zjednoczeniu Niemiec aktywa STASI zostały przejęte przez BND – pewnie łącznie z agenturą. Warto o tym przypomnieć w momencie, kiedy nawet pani Beata Szydło żałośliwym głosem przypomina, że Ukraińcy już raz obwąchiwali się z Niemcami, ale za dobrze na tym nie wyszli.

Inna sprawa, że nie wyszli na tym znowu aż tak źle, bo Amerykanie, ze względu na ich przydatność w zimnej wojnie przeciwko Sowietom, nie tylko wybaczyli im kolaborację z Hitlerem, ale rozpięli nad nimi parasol ochronny aż do chwili obecnej, w następstwie czego Polska naprawdę stała się “sługą narodu ukraińskiego”. To, że ten sługa akurat się zbuntował ze względu na przedwyborczy interes polityczny, nie mieści się niektórym ukraińskim dygnitarzom w głowach, bo każdy człowiek – a być może Ukraińcy szybciej niż inni – przyzwyczajają się do dobrego.

Ciekawe, czy Nasz Najważniejszy Sojusznik, podobnie jak Komisja Europejska, która przez palce patrzy na ewidentne naruszenie traktatów samowolnym przedłużeniem embarga, zachowa wyrozumiałość tylko do 15 października, a po wyborach tupnie nogą i każe embargo zakończyć, czy też nie będzie tupał, jako, że sam zacznie też przygotowywać się do zakończenia ukraińskiej awantury? A jeśli zdecyduje się tę awanturę zakończyć, to wtedy nastanie pokój, to znaczy – nie tyle może pokój, co zamrożenie konfliktu.

Jaki ten pokój się dla Polski okaże – tego nie wiemy; czy będzie tylko “straszny”, czy też przybierze postać ukraińskiej ucieczki do przodu kosztem rozbrojonej Polski – o tym się za kilka miesięcy przekonamy.

Mimo samowolnego złamania najświętszych traktatów Komisja Europejska postanowiła przymknąć oczy

Mimo samowolnego złamania najświętszych traktatów Komisja Europejska postanowiła przymknąć oczy

Michalkiewicz o wojnie handlowej z Ukrainą: „Wreszcie nasi umiłowani przywódcy się doczekali”

….wiecie, rozumiecie Telus, wy tak nie dokazujcie, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa –

nasi-umilowani-przywodcy-sie-doczekali

W jednym z najnowszych wideokomentarzy Stanisław Michalkiewicz odniósł się do polsko-ukraińskiej wojny handlowej. Wskazał też, że Komisja Europejska „przymknęła oczy” na złamanie przez Polskę „najświętszych traktatów”.

– Wreszcie nasi umiłowani przywódcy się doczekali. Polska znalazła się w stanie wojny. Co prawda tylko handlowej, ale wojna handlowa to też wojna i w dodatku z samą bezcenną Ukrainą. Lepszą sytuację trudno sobie wyobrazić – powiedział Michalkiewicz.

Przypomniał, że „ogromnymi latyfundystami na Ukrainie, którzy mają tam co najmniej 17 milionów hektarów pierwszorzędnego czarnoziemu, są dwa amerykańskie koncerny (…) i jeden niemiecki, który przedtem też był amerykański”.

– Nic dziwnego, że to dodatkowy powód, żeby Stany Zjednoczone tak się troszczyły o Ukrainę, ale to jeszcze nic, bo Ukraina pragnie eksportować produkty rolnicze, m.in. eksportowała je do Polski i do krajów graniczących z nią – dodał.

– To ukraińskie zboże już od ubiegłego roku zaczęło zasypywać polskie magazyny, mimo że teoretycznie miało tylko tranzytem przechodzić przez nasz nieszczęśliwy kraj, ale jakoś nie przechodziło i zasypało polskie magazyny.

Dopóki nie weszliśmy w rok wyborczy, to jakoś „nikt” nie zwracał na to uwagi, poza zdesperowanymi rolnikami, ale kiedy weszliśmy w rok wyborczy to nagle się okazało, że to jest sprawa poważna i rząd przyjął postawę mocarstwową – skwitował Michalkiewicz.

Przypomniał, że wbrew Komisji Europejskiej trzy państwa, w tym Polska, zdecydowały o samowolnym przedłużeniu embargo. – No i co się stało? Nic się nie stało! – wskazał.

Mimo samowolnego złamania najświętszych traktatów (…) Komisja Europejska postanowiła przymknąć na to oczy (…) i to pokazuje, że dopóki Unia Europejska nie ma własnych sił zbrojnych, to może nie powinniśmy się jej aż tak bardzo obawiać – stwierdził Michalkiewicz.

– W stanie wojny się Polska znalazła, bo (…) władze Ukrainy ogłosiły, że zaskarżą Polskę do Światowej Organizacji Handlu, a poza tym Ukraina wprowadza embargo też na polskie produkty rolnicze – wskazał.

Bardzo możliwe, że po wyborach 15 października to embargo już wygaśnie, nikt nie będzie go przedłużał– ocenił.

Publicysta zdradził, że myśli tak, ponieważ „minister rolnictwa Robert Telus, mimo że kilkakrotnie publicznie zapowiadał, że ujawni nazwy tych firm, które zasypały polskie magazyny ukraińskim zbożem, to do tej pory tego nie zrobił”.– Widocznie ktoś starszy i mądrzejszy mu powiedział: wiecie, rozumiecie Telus, wy tak nie dokazujcie, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa – skwitował Michalkiewicz.

Braun o stosunkach polsko-ukraińskich: Duda i Morawiecki leżą pod płotem. Trzeba przestać utrudniać narodowi ukraińskiemu szukanie rozwiązania pokojowego.

Braun OSTRO o stosunkach polsko-ukraińskich: Duda i Morawiecki leżą pod płotem. Trzeba przestać utrudniać narodowi ukraińskiemu szukanie rozwiązania pokojowego.

braun-ostro-o-stosunkach-polsko-ukrainskich

W czwartek w Jasionce odbyła się konferencja prasowa Konfederacji Korony Polskiej z udziałem posła Grzegorza Brauna. Mówił on o stosunkach polsko-ukraińskich.

– Bez tego lotniska (…) nie byłoby tej wojny. Ta wojna nie trwałaby dwóch tygodni, gdyby „słudzy narodu ukraińskiego” nie oddali Jasionki, wraz z naprawdę trudnymi do policzenia zasobami, siłami, środkami, sprzętem, materiałem, paliwami, amunicją i autorytetem państwa polskiego, gdyby nie oddali na usługi reżimu kijowskiego – wskazał poseł Konfederacji.

– Reżim warszawski doznaje właśnie gwałtownej deziluzji. Wart Pac pałaca. Wielkie zdziwienie po tym, jak prezydent Ukrainy Zieleński powiedział kilka niemiłych słów, bawiąc z drugiej strony globusa, jak potraktował per noga prezydenta belwederskiego Dudę. Frustracja, konsternacja, kryzys – mówił dalej lider Konfederacji Korony Polskiej.

– To nie żaden kryzys, to rezultat. Jest takie staropolskie powiedzonko: Kto z chłopem pije, ten z nim potem pod płotem leży. Otóż, właśnie leży. Duda, Morawiecki, Kaczyński, Błaszczak leżą pod płotem i zbierają się z wielkim trudem, tyle że w rowie wylądował, powtarzam, autorytet, Najjaśniejszej Rzeczypospolitej wraz z – różnie eksperci szacują – może ⅓, a może ½ uzbrojenia Wojska Polskiego, wraz z zasobami, których brakuje, czasami nawet na stacjach benzynowych w Polsce, brakuje tego, co tam jest potrzebne za granicą do napędzania wojny Moskali z Ukraińcami – wskazał polityk.

– Wzywam zatem z tego miejsca do wyciągnięcia właściwych, jednoznacznie nasuwających się wniosków, lepiej późno niż wcale. Wzywam do podjęcia np. pilnych prac remontowych pasa startowego lotniska w Jasionce, wzywam do zrewidowania polityki w tym względzie, wzywam do tego, by ziemia polska, ze szczególnym uwzględnieniem ziemi podkarpackiej, Rzeszowa, Jasionki przestała być strefą de facto eksterytorialną, zajmowaną przez armię naszego bezalternatywnego głównego sojusznika, armię amerykańską, do celu zasilania, przedłużania wojny ukraińskiej – apelował Braun.

„O ochronie honoru Dudy, Morawieckiego nie może już być mowy”

Jak podkreślił, wzywa do tego z dwóch powodów. – Pokój jest, cytując klasyka, rzeczą cenną i pożądaną w życiu ludzi, narodów i państw. (…) Ponieważ o ochronie honoru Dudy, Morawieckiego nie może już być mowy, trzeba przestać utrudniać narodowi ukraińskiemu szukanie rozwiązania pokojowego podkreślił.

Przypomniał, że na Ukrainie w wyniku działań wojennych zginęło „może 300, może 400 tys. ludzi”. – Dodajcie do tego ofiary różnych innych kategorii. Poza tymi, którzy trafili na cmentarze, są ranni, są okaleczeni, są ludzie, którzy do końca życia będą nosili na duszy, na sercu rany wojenne – zaznaczył.

W ocenie Brauna, „naród ukraiński za chwilę będzie rozglądał się bardzo bacznie, intensywnie za winowajcami”. – Naród ukraiński będzie pytał, kto ich wepchnął w tę wojnę, kto przeszkadzał szukać rozwiązania pokojowego, kto przedłużał te konwulsje – dodał.

– Myślę, że to nie jest trudna do zbudowania hipoteza, że pierwszymi nominowanymi na winowajców będą Polacy – wskazał.

„To już strefy de facto eksterytorialne”

Drugi powód jest taki, że jak zwykle przychodzi mi upominać się o suwerenność narodu, władzy i – uwaga – Wojska Polskiego na własnym terytorium dodał.

Zdaniem Brauna wiele stref w Polsce „to już strefy de facto eksterytorialne, to strefy, na które nie rozciąga się władza, jurysdykcja Warszawy, rządu, prezydenta, sztabu generalnego Wojska Polskiego”. – To jest rzecz perspektywicznie zgubna. A ci, którzy przyzwalają na to, moim zdaniem dopuszczają się ciężkiej głupoty albo i perfidnej zdrady – wskazał.

Braun przypomniał w tym miejscu, że we Wrocławiu będą patrole złożone m.in. z żandarmów armii amerykańskiej, którzy – na mocy umów – nie podlegają polskiej jurysdykcji. – W razie jakichś sytuacji wymagających sądowego wyjaśnienia, rozstrzygnięcia, oni po prostu temu nie podlegają – wyjaśnił.

– Dowództwo 18. dywizji pancernej w Siedlcach. W strukturę tego dowództwa wmontowano – o czym donosiła prasa i nie są to informacje poufne, klauzulowane – w ostatnich latach amerykańską jednostkę wsparcia logistycznego. Kimże są zatem polscy dowódcy? Kim są polscy oficerowie? Jakimiś dziećmi specjalnej troski, które potrzebują wsparcia, opieki, prowadzenia za rączkę? Też ma dwa końce ten kij, bo jeżeli ktoś jest prowadzony za rączkę, to kto właściwie odpowiada? Kto odpowiada, jeśli w efekcie tego wsparcia zostaną podjęte jakieś niewłaściwe decyzje, wymagające być może również oceny prokuratury i sądów. Kto wówczas do kogo będzie miał pretensje? – pytał poseł.

Asertywna postawa wobec Ukrainy

Ten stały transfer sprzętów, środków, kadr, paliw na Ukrainę powinien być wstrzymany i wówczas, jak ręką odjął, przejdzie ochota ukraińskim dyplomatom, ukraińskim przywódcom do tego, żeby pohukiwać na Polskę, szantażować, straszyć. Po prostu trzeba się zachować asertywnie i to jest ten moment, w którym lepiej późno niż wcale – ocenił.

– Należy wrócić do zdrowego rozsądku i do prawdziwego patriotyzmu, do reprezentowania polskiej racji stanu, polskiego interesu narodowego – wskazał.

Stop ukrainizacji Polski, stop banderyzacji polskiej racji stanu. Tu jest Polska i niech tak zostanie. Nie land eurokołchozowy, nie republika sowiecka, nie stan amerykański, nie Ukropol i nie Ukropolin – skwitował Braun, przypominając, że w maju 2022 roku prezydent Duda wyrażał nadzieję, że „faktycznie nie będzie granicy” między Polską a Ukrainą.

NIK: Import zboża do Polski z Ukrainy wzrósł w latach „wojny” 160 razy, a kukurydzy 300 razy.

NIK: Import zboża do Polski z Ukrainy wzrósł w latach „wojny” 160 razy, a kukurydzy 300 razy.

Nieoficjalnie: raport NIK – import zboża do Polski z Ukrainy wzrósł o 16 tys. procent

Monika Chlebosz 20-09-2023,

Jak wynika z raportu NIK ministerstwo dopuściło się wielu zaniedbań, fot. ID

Radio RMF dotarło do nieoficjalnego raportu NIK z kontroli w ministerstwie rolnictwa. Jego wnioski są porażające.

Jak przekonuje RMF dziennikarze stacji dotarli do nieoficjalnego raportu Najwyższej Izby Kontroli z postępowania sprawdzającego w ministerstwie rolnictwa.

Import pszenicy wzrósł o 16 tys. procent, kukurydzy o 30 tys.

Jak wynika z dokumentu tylko w ubiegłym roku import samej pszenicy z Ukrainy do Polski wzrósł o ponad 16 tysięcy procent, a kukurydzy nawet o blisko 30 tys. procent.

Kontrolerzy NIK są przekonani, że resort spóźnił się z podjęciem działań związanych ze zwiększonym importem ukraińskich zbóż. Dodatkowo podkreśla, że nawet, gdy działania takie były podejmowane, to były one chaotyczne, bez odpowiednich analiz.

Działania podejmowane przez rząd były nieskuteczne

W raporcie znajduje się także opinia, że podejmowane przez rząd działania były nieskuteczne z perspektywy polskiego rynku, co spowodowało, że do Polski wjechało zbyt wiele pszenicy oraz kukurydzy. Dodatkowo kontrolerzy wskazują, że minister rolnictwa, w kontekście ochrony polskiego rynku, miał zbyt późno – dopiero w grudniu – szukać wsparcia w Unii Europejskiej. 

Do tego czasu resort nie informował o sytuacji nikogo poza gronami ekspertów, pozbawionych kompetencji decyzyjnych ws. polityki rolnej i handlowej. Nie było żadnych analiz oraz dokumentacji z działalności pełnomocnika ds. rozwoju współpracy z Ukrainą.

NIK zaznacza, że w czerwcu tego roku zapasy zbóż w naszych magazynach wynosiły 10 mln t, podczas gdy jesteśmy w stanie zmagazynować 24,5 mln t. Dwa lata wcześniej zapasy zbóż wynosiły 3,8 mln t.

Raport NIK-u w złym świetle stawia byłego już ministra rolnictwa, Henryka Kowalczyka, w związku z jego wypowiedzią, w której przekazał rolnikom, żeby nie sprzedawali zboża, bo to tańsze nie będzie. Te słowa mogły przyczynić się do późniejszych wypłat dla 50 tys. producentów rolnych, co kosztowało Skarb Państwa ok. 500 mln zł.

W poszukiwaniu polskiej polityki zagranicznej. Czy ktokolwiek ją widział, ktokolwiek ją rozumie?

W poszukiwaniu polskiej polityki zagranicznej. Czy ktokolwiek ją widział, ktokolwiek ją rozumie?

Jakub Majewski https://pch24.pl/w-poszukiwaniu-polskiej-polityki-zagranicznej/


Dobijamy do ośmiolecia rządów „Dobrej Zmiany.” Choć w obliczu wyborów stojących na ostrzu noża, nie ma powodu, aby zakładać, iż Prawo i Sprawiedliwość ostatecznie żegna się z władzą, jest to dobry moment, aby pokusić się o ocenę międzynarodowej sytuacji Polski po dwóch ciągłych kadencjach rządów tej partii.

A sytuacja ta jest paradoksalna: z jednej bowiem strony, jest tragicznie. Ale z drugiej strony: jest zaskakująco dobrze. O co chodzi?

Wojna, jak mówił Clausewitz, to polityka prowadzona innymi środkami. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, iż twierdzenie to jest wyłącznie cynicznym (i prawdziwym) określeniem wojny jako kolejnego, może nieco bardziej drastycznego, narzędzia w repertuarze dyplomaty. Być może tylko o to chodziło Clausewitzowi, ale śmiem twierdzić, iż zdanie to ma jeszcze drugie, głębsze znaczenie: wskazuje ono na nierozłączność spraw wewnętrznych (polityki) i zagranicznych (wojny). Jest naturalne i oczywiste, iż polityka zagraniczna wynika z polityki wewnętrznej, tak samo jak u człowieka jedzenie, czyli oddziaływanie na świat zewnętrzny, wynika z wewnętrznego stanu jakim jest głód, lub ewentualnie zwykłe łakomstwo. Ta analogia uświadamia nam jednocześnie, iż państwo może działać na arenie międzynarodowej na skutek albo bodźców wewnętrznych, własnych pragnień i potrzeb, albo zewnętrznych, czyli pod wpływem sąsiadów, ewentualnie czynników naturalnych.

Więcej: na każdy rodzaj bodźców, państwo może odpowiadać na dwa odmienne sposoby: albo reagować impulsywnie, albo też świadomie. Inaczej mówiąc, albo tłumić szkodliwe odruchy, aby działaniem przemyślanym osiągnąć większe dobro, albo też dążyć do spełnienia najbardziej błahych „potrzeb,” choćby kosztem przyszłości. A to jeszcze nie wszystko! Oceniając bowiem działania państwa, możemy zauważyć, że czasem, nieprzemyślane działania dają dobre skutki. Człowiek pijany może uniknąć ciosu przeciwnika po prostu tracąc równowagę, gdy na trzeźwo być może nie zawsze zdążyłby wykonać unik. Nie oznacza to, iż należy pijaka chwalić za pijaństwo – nawet jeśli czysto przypadkiem będzie zawdzięczał mu ocalenie życia.

Stan na wejściu

Uzbrojeni w te konstatacje, możemy przystąpić do właściwej oceny polityki zagranicznej rządu Prawa i Sprawiedliwości, oraz – oddzielnie – efektów tejże polityki. Zacznijmy jednak od sytuacji, którą formacja ta odziedziczyła.

Pierwsze piętnaście lat III RP charakteryzowało się polityką zagraniczną, z którą można się nie zgadzać, której efekty można jak najbardziej krytykować, ale która niezaprzeczalnie była świadoma, i co więcej: wyjątkowo łączyła dążenia elit i wolę ogółu narodu: ten ostatni oczekiwał, iż po półwieczu sowieckiej niewoli, nowe rządy zabezpieczą kraj przed powrotem Rosji, oraz utrwalą pozycję Polski jako części Zachodu. Słusznie czy nie, to dziś bez znaczenia – faktem jest, że członkostwo w Unii Europejskiej i NATO było konkretnym celem, który świadomie, z poparciem narodu, realizowano przez piętnaście lat niezależnie od tego kto dzierżył stery.

Skoro jednak akcesja do NATO i Unii była celem naszej polityki, to świadome działania urwały się w dniu zakończenia tego procesu w 2004 roku. Moment ten rozpoczął dekadę błogiego snu, porzucenia jakiejkolwiek myśli o polityce zagranicznej. Tematy te albo uznano za nieważne ze względu na inne priorytety, albo też – ze względu na świadomy wybór stanu wasalstwa. Ten ostatni, nota bene, stanowił poniekąd logiczny dalszy ciąg polityki akcesyjnej, a przynajmniej jednego z jej nurtów, tego który wychodził z założenia, że Polska nie wstępuje do Unii po to aby w niej świadomie działać, ale po to aby na Unię scedować troskę o własne dobro. Niezależnie zresztą od poglądów na Unię aktualnie rządzących, charakterystyczne było to, iż Polska przez całą tamtą dekadę, patrzała na świat przez pryzmat końca historii. Pryzmat ten sprawił, iż nikt chyba wśród wiodących polityków nie wyłamywał się z dogmatu konieczności „demokratyzacji” na wschód od naszych granic – co nie miało zresztą szczególnego znaczenia, gdyż poza rzadkimi i nieskutecznymi inicjatywami jak Partnerstwo Wschodnie, Polacy działali tam nie wskutek świadomej i przemyślanej własnej polityki, ale w ramach biernego wspierania polityki Unii, i Niemiec. Rzadko tylko pojawiały się momenty przebudzenia, np. gdy sygnalizowaliśmy nasz niepokój gazociągiem Nord Stream, ale widząc brak możliwości działania, nasz rząd nie przejął się szczególnie, uznając, iż trzeba po prostu zdać się na łaskę zachodnich partnerów.

Błogi stan dryfu przerwał się nagle u krańca rządów Platformy Obywatelskiej, wraz z pierwszą rosyjską inwazją na Ukrainę.

To jest ważne: samozwańcza Dobra Zmiana obejmowała władzę w chwili, gołym okiem było widać skutki dekady zaniedbań, ale nie było za późno by im przeciwdziałać i podjąć własną, asertywną politykę zagraniczną, szczególnie konieczną na wschodniej flance. Był to moment, gdy łatwo też można byłoby wytłumaczyć narodowi mocną zmianę polityki, jeżeli logika podpowiadałaby, że zmiana ta może zabezpieczyć nas przed niebezpieczeństwem płynącym z Rosji. Podobnie, dziesięć lat błogiego dryfu względem Unii oraz napięcia, które lada dzień miały zaowocować zwycięstwem Brexitu w Wielkiej Brytanii, dawały lepszą niż kiedykolwiek szansę na asertywną zmianę vis-à-vis Brukseli.

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

Co więc wynikło z tej sytuacji? Dużo – i zarazem, niewiele. Cynicy mówią, że Polska zamieniła w 2015 r. rządy stronnictwa pruskiego na stronnictwo amerykańskie, co sprowadziło się po prostu do słuchania poleceń z innej ambasady. Niezaprzeczalne jest, że Polska w bardzo wyraźny sposób podporządkowała swoją politykę zagraniczną woli Stanów Zjednoczonych, na przykład kategorycznie blokując jakiekolwiek możliwości szerokiej współpracy z Chinami. Niezaprzeczalne jest też to, że Polska w wielu kwestiach zwyczajnie wstrzymywała się od zdania, jak gdyby czekając na instrukcje, które nie przychodziły. Tak oto, nasza polityka względem Białorusi była nijaka, niemrawa, pozbawiona znaczących inicjatyw, czego trudno nie wiązać z analogiczną apatią po stronie amerykańskiej.

Skutki tego poddaństwa pewnie nie zawsze były złe, ale kiedy już były – to były tragiczne.

Niebywała, ogromna tragedia, de facto pogrzebanie trzydziestu lat szans wydarzyła się na Białorusi, gdzie zamiast po cichu wspierać i łagodzić autorytarny rząd Łukaszenki, uznaliśmy iż jedyną drogą jest wspieranie opozycji zgodnie z mantrą demokratyzacji, po czym nagle zobaczyliśmy że pozbawiony mandatu narodu, Łukaszenka bynajmniej nie uciekł, ale poddał się Rosji.

Skutek tej bierności widzimy dziś aż za dobrze: o ile dla Ameryki, wasalizacja Białorusi stanowi drobne niepowodzenie zbyt mało ważne by się nim przejmować, o tyle dla Polski, oznacza przybliżenie zagrożenia ze wschodu oraz zerwanie mozolnie odbudowywanych więzi z wschodnią połową dawnej Rzeczypospolitej. Niedawno wzniesiony mur na naszej wschodniej granicy przecież biegnie nieopodal linii trzeciego rozbioru.

W przypadku Unii Europejskiej, było jeszcze gorzej: tu bowiem nie widać, aby powodowała nami niewidzialna ręka sojusznika zza oceanu, a raczej: bezmyślne dawanie upustu emocjom. Nie ulega wątpliwości przecież, iż Polska w 2015 r. była znacznie silniejsza gospodarczo niż przed dekadą, i że mogła świadomie dążyć do wzmocnienia swej pozycji w Unii, lub też przygotowania ewentualnego wyjścia z Unii gdyby uznano że dalsze członkostwo przynosi więcej szkód niż korzyści. Tak się nie stało: asertywność, owszem, pojawiła się, ale nie jako świadoma polityka, dążąca do konkretnych celów, lecz jako głupie impulsy, wywołujące coraz to kolejne burze, kolejne pełne tromtadracji boje werbalne, które, nie prowadzone jakąkolwiek strategią, nie będące środkami do osiągnięcia jakiegoś większego celu, zawsze przynosiły szkody, gdyż zawsze kończyły się kapitulacją. Spory te jednak dobitnie pokazują prawdę o polityce zagranicznej jako przedłużeniu polityki wewnętrznej – dwie główne partie, Platforma i PiS, nadmuchiwały konflikty z Unią, jedni by osłabić rząd w oczach swoich wyborców, a drudzy by wzmocnić go w oczach swoich.

Czy polska polityka zagraniczna więc istnieje? Czy ktokolwiek ją widział, ktokolwiek ją rozumie? Czy nie był to po prostu ciąg bezrozumnych reakcji przemieszany z mniej lub bardziej świadomą abdykacją woli na rzecz innych państw? Trudno doprawdy nie odnieść wrażenia, że mimo tak ostrego sygnału jakim był 2014 r., polska klasa polityczna – zarówno rządzący, jak też opozycja – traktowała relacje międzynarodowe jako kolejne pole wewnętrznej walki o władzę. Za wschodnią granicą trwała wojna, ale skoro udało się ją zamrozić, to wzmacnianie wojska polskiego ograniczało się głównie do deklaracji oraz symboli. Zmianę przyniósł dopiero rok 2021, gdy coraz ostrzejsze rosyjskie poczynania, pokazały, że wojna lada dzień rozgorzeje ze zdwojoną siłą. Dopiero wtedy zaczęły się realne działania, zamówienia sprzętu wojskowego i pertraktacje z potencjalnymi partnerami. Nawet jednak działania w trakcie wojny wydają się być głównie powodowane emocjonalnymi reakcjami, co szczególnie objawia się vis-à-vis Ukrainy – jakkolwiek bowiem z perspektywy polskiej państwowości niezaprzeczalnie wspieranie Ukrainy przeciw Rosji jest żywotnym interesem, to podejmowanie działań w stanie emocjonalnego uniesienia, bez jakiegokolwiek zastanowienia, bez podjęcia prób neutralizacji zagrożeń z tym związanych, doprowadziło paradoksalnej sytuacji gdzie państwo które usilnie wspieramy raz po raz obraca się przeciw nam, dążąc przy tym do osłabienia naszej pozycji wewnątrz Unii.

Bynajmniej zaś nie jest tak, że nie dało się udzielać Ukrainie wsparcia w taki sposób, aby równocześnie wymuszać korzystne dla nas rozwiązania tych czy innych zatargów – pod warunkiem, że polscy dyplomaci mieliby konkretne cele do osiągnięcia, wpisane w szerszą strategię.

Stan na dzisiaj

Przykłady takich odruchowych, nieprzemyślanych działań można by mnożyć – ale po co, szukać innych przykładów? Cóż można znaleźć bardziej dobitnego niż wojna za wschodnią granicą, i niekompetencja w sporach kompetencyjnych z władzami centralnych pseudo-federacji której członkiem jesteśmy?

To wszystko prowadzi do wniosku, że polska polityka zagraniczna jest w stanie bardzo złym, żeby nie powiedzieć: tragicznym. Wydaje się, iż obecny rząd nie ma ani pomysłu na politykę zagraniczną, lub też nie potrafi narzucić swojej woli biurokratycznemu aparatowi ministerstwa – a może jedno i drugie? Zmarnowane szanse się mnożą, a Polska pogrąża się w dziwną, bo dualną zależność od Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych.

A jednak, o dziwo, jest czym się pocieszyć na zakończenie. Bowiem zważywszy na zaniedbania, realna sytuacja Polski jest zaskakująco dobra. Nasze potulne odrzucenie chińskich inicjatyw okazało się fortunne, bo gospodarcza zadyszka tego państwa, jego narastające kłopoty demograficzne i jego sojusz z Rosją, oznaczają, iż porzucenie Stanów na rzecz Chin i tak trzeba by desperacko odwracać w lutym 2022 roku – jeśliby się w ogóle dało.

Z kolei, nasze impulsywne wsparcie dla Ukrainy może nie przyczyniło się do uporządkowania relacji z tym krajem – ale przecież dobitnie pomogło Ukrainie zatrzymać i stępić ostrze Rosji, dramatycznie osłabiając jej kontrolę nawet nad Białorusią. Ani więc sytuacja na Ukrainie, ani na Białorusi nie okazuje się być beznadziejna – gdyby opracować świadomą strategię i systematycznie ją realizować. Względem Stanów Zjednoczonych, nasza zależność się pogłębiła, a mimo to wisi na włosku, gdyż głębokie rozdźwięki wewnętrzne tego kraju dają szansę na renegocjację naszych relacji – co jest o tyle pilne, że jeśli kryzys polityczny w Ameryce rozgorzeje, albo kraj ten znajdzie się na wojnie z Chinami, skończy się przede wszystkim amerykańskie wsparcie dla Polski i Ukrainy.

I wreszcie Unia Europejska – tu jest źle, a gdyby doszła do władzy prounijna Koalicja Obywatelska, byłoby katastrofalnie. A jednak: gospodarczo, Polska jest dziś diametralnie innym krajem niż była przed dekadą, o czasach akcesji nie wspominając. Militarnie, Polska stała się szańcem Unii, co nawet poskutkowało osobliwym „trendem” internetowym – nazbyt łatwo dziś znaleźć na YouTubie nagrania rozmaitych analityków proklamujących Polskę wschodzącym mocarstwem Europy. Puste słowa? Owszem – ale fakt, iż ludzie za granicą propagują taki obraz Rzeczypospolitej pokazuje, iż Polska dziś ma znacznie mocniejsze karty przetargowe względem Unii niż kiedykolwiek wcześniej.

Rozgrywka trwa. Karty, które trzymamy w rękach, [ nie my, synek, ale samozwańcze „elity”.. MD] wcale nie są złe – najwyraźniej, mimo wszystkich naszych błędów, Bóg jest zdeterminowany dać nam przynajmniej jeszcze jedną szansę. Pozostaje tylko żeby ktoś chciał, świadomie, rozumnie, z premedytacją tę szansę wykorzystać. Aby nasza polityka zagraniczna przestała być chaotyczną szamotaniną, aby przestać poddawać się uniesieniom i emocjom. Nie trzeba wiele: naprawdę wystarczy tylko chcieć. Czy fakt ten jest jednak powodem do optymizmu czy pesymizmu, to pozostawiam bez odpowiedzi.

Jakub Majewski

Za rok o tej samej porze w Humaniu

Za rok o tej samej porze w Humaniu

  • środa, 20 września 2023

elity wśród której nie uświadczysz etnicznego Ukraińca,chasydzi całujący praw-osektorowe symbole,amerykański wykastrowany cudak z cyckami i w peruce jako rzecznik ukraińskich sił zbrojnych.

————————————————–


Cadyk Nachman z Bracławia  miał rodowód  lepszy (w znaczeniu pewniejszy)  niż Windsorowie.

Kto bodaj ździebko interesował się  światem chasydzkim wie o tym że urząd cadyka jest dziedziczny i tylko w wyjątkowych przypadkach na tę funkcję powołuje się  kogoś spoza kręgu rodzinnego (link 1).

Tak  więc żył sobie  cadyk Nachman   w Bracławiu a tuż przed śmiercią   pojechał  do Humania gdzie postanowił umrzeć. (link 2). Ale nim umarł  zapowiedział że każdemu Żydowi  który by w okresie między Rosz-Haszana a Jom Kipur nawiedził jego grób, będą odpuszczone wszystkie grzechy. Nawet te najcięższe.

Rosz Haszana (głowa roku)  pospolicie zwany “nowym rokiem” nie ma niczego wspólnego z naszym “nowym rokiem”. W tym czasie Bóg  spogląda na padół ziemski i  czyni pierwsze szacunki o kogo jest na nim za dużo i bez kogo powietrze  będzie czystsze. Przez następne dziesięć dni oddzielające Rosz Haszana od Jom Kipur Żydzi  mają czas na naprawienie  wyrządzonych krzywd, czynienie pokuty i błagalne modły. Jeśli czynią to szczerze być może Bóg im wybaczy i odstąpi od swoich planów względem nich.

Cadyk Nachman wniósł drobną korektę i zarządził że jeśli akty pokutne uczynią w Humaniu Bóg wybaczy im z pewnością. Po prostu nie będzie miał innego wyjścia jak wybaczyć i zapisać ich do księgo żywota na kolejny cykl czyli do następnego Rosz Haszana.

Z tej to przyczyny Humań, prowincjonalne miasteczko na zadupiu Zachodniej Ukrainy, raz w roku na kilkanaście dni staje się dla dwudziestu,trzydziestu tysięcy ortodoksyjnych Żydów najbardziej pożądanym miejscem na planecie. Staje się też miejscem zjazdu ukraińskich kurtyzan albowiem pobożni pątnicy nim rozpoczną pokutę lubią sobie porządnie pogrzeszyć. Skoro Bóg i tak musi im wybaczyć czemu nie mieliby z tego nie skorzystać.

Chasydzkie pielgrzymki spadają klęską na Humań gdyż miastu przynoszą wyłącznie straty. Z religijnych przyczyn chasydzi przywożą ze sobą wszystko co jest potrzebne do życia, żywność, wodę, nawet garnki i środki czystości więc nie ma mowy o tym żeby ich liczna i niezwykle głośna obecność ożywiała lokalny handel i gastronomię.

Chasydzi zostawiają po sobie piramidy śmieci, nadszarpniętą infrastrukturę, zdemolowane miejsca noclegów i wkurzonych aborygenów czyli Ukraińców wciąż  jeszcze pętających się po Humaniu.

Ale skąd u cadyka Nachmana z Bracławia kaprys żeby umrzeć akurat w Humaniu? A  bo to mało zapierdzianych, obskurnych miasteczek w tamtym rejonie i w tamtym czasie?

Humań tym odróżnia się od pozostałych  sztetlów I Rzeczpospolitej że w 1768 roku miały tam miejsce wydarzenia które zakończyły się pogromem wielu Polaków i Żydów. Mówi się nawet o 100 000  ofiar ale to “holokasutyczna szkoła matematyki” i kto chce wierzyć w  100 000 luda w XVIII-wiecznym Humaniu to niech sobie wierzy. Ja nie wierzę.

Wprawdzie pogrom był wielką tragedią ale trudno uwierzyć że jego ofiarami stała się cała katolicka ludność zamieszkująca ukraińskie tereny. Jak wiadomo w XVIII wieku było ich tam 200 000 czyli 11% wszystkich mieszkańców (link 3).

Ja uważam że ilość ofiar szła tylko w setki. Być może był  jeden tysiąc  w porywach półtora tysiąca,ale nie więcej. Swoje szacunki opieram na znajomości  genezy tych wydarzeń. Wydarzeń nietkniętych przez propagandę z ostrożności bowiem jak bardzo nie chciałoby się “zrównoważyć” Wołyń Humaniem to jednak nawet oględna  narracja grozi  ujawnieniem  kłopotliwych  faktów. Na przykład narodowiści rdzennej ludności tamtych terenów.

Bo jak bez powiedzenia kto na tamtym terenie był ludnością rdzenną opisać bunt ruskiego prawosławnego chłopstwa przeciwko polskiej szlachcie, katolickiemu i unickiemu klerowi oraz Żydom?  Co do tych ostatnich zastrzegam że  nie mam pojęcia czy idzie o tych żyjących jako osobny etnos, czy tych którzy już zdążyli przeniknąć w szeregi polskiej szlachty. Wszak  rzecz się  działa w czasie kiedy rzesze frankistów przyjęło chrzest w zamian za tytuł szlachecki.

Powód buntu był dokładnie taki sam jak w przypadku wszystkich innych buntów chłopskich, najbezwzględniej eksploatowana warstwa społeczna wkurzona rozmiarem bezprawia i wyzysku  chwyciła za to  co było  pod ręką i rzuciła  się na ciemiężców. Krwawe porachunki trwały czas jakiś  i w  końcowej fazie  buntownicy osadzili  broniący wjazdu do Humania zamek Franciszka Potockiego w którym schronili się  ścigani gniewem ludu ciemiężcy czyli posiadacze ziemscy, drobna szlachta, okoliczni  proboszczowie, zakonnicy i żydowscy handlarze z okolicznych sztetlów.

Kiedy twierdza została zdobyta  większość znajdujących się tam  ludzi została przez buntowników zabita. Z tego też powodu Humań jest miejscem szczególnym ale czy Bóg faktycznie  ma nadzwyczajną  słabość do modlących się tam Żydów za to ręczyć nie mogę. W każdym razie chasydzi w to wierzą i od 1991  corocznie przybywają tu w dużych ilościach  na okres  od Rosz Haszana  do Jom Kipur.

Każde takie obchody zaznaczają się jakaś dziką awanturą. A to chasydzi kogoś pobiją,a to mieszkańcy Humania chcą złoić skórę chasydom. Pięć lat temu policja ledwie zdążyła z odsieczą  nierozsądnej reporterce która w przebraniu chasyda wmieszała się w tłumek modlący się przy grobie cadyka Nachmana a zdemaskowana mało nie stała się ofiarą linczu rozhisteryzowanych Żydów.

Ten rok zapisał się w pamięci  aktem miłości chasydzko-nazistowskiej. Chasydzki pielgrzym w Humaniu całuje szewrony “żołnierza” Prawego Sektora. Ów pocałunek  w szewrony dowodzi że nie idzie tu o tak pożądany u pokutującego  gest pojednania z wrogiem w tym wypadku również  żydowskim pielgrzymem, a o wyraźny hołd dla paramilitarnej organizacji i jej ideologii których  symbolem jest naszywka na mundurze.




Ten epizod wywołał wielkie oburzenie. Izraelski polityk Jakow Kedmi miotał pod adresem chasyda,i chasydów wogóle, najcięższe oskarżenia i epitety.

A ja nie do końca rozumiem tego oburzenia. Nie tak żeby całkiem nie rozumieć  bo przecież rozumiem że na logikę biorąc Żydzi którzy w przeszłości wiele ucierpieli od wybitnie antysemickiego ukraińskiego nacjonalizmu powinni się obawiać sił które ucieleśniają  tę ideologię. Jednak  trzydzieści minionych lat podczas których  rzeczywistość dała setki dowodów na to że część Żydów nie tylko sprzyja  renesansowi ukraińskiego nacjonalizmu ale wyraźnie go pilotuje.

Nie jest tajemnicą że część liderów faszyzujących ugrupować Ukrainy jest etnicznymi Żydami. Idzie o liderów Prawego Sektora Borysława Bieroze (link 4) i Dymitra Jarosza ale nie tylko. O prezydentach, premierach, ministrach,obecnej kijowskiej junty nawet nie mówię bo to powszechnie wiadoma sprawa.

Uwrażliwieni na punkcie niezależności Ukraińcy prowadzenie na smyczy przez elity wśród której nie uświadczysz etnicznego Ukraińca,chasydzi całujący prawosektorowe symbole, amerykański wykastrowany cudak z cyckami i w peruce jako rzecznik ukraińskich sił zbrojnych,wszystko to wyglada na sen wariata (link 5).


Więc lepiej nie być w skórze tych którym wkrótce przyjdzie się obudzić. Bo nawet najbardziej zwariowany sen kiedyś się kończy podobnie jak najdłuższe święto kończy się wyjazdem gości. I  tylko śmieci  trzeba posprzątać.


1 https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Hasidic_dynasties_and_groups
2 https://pl.wikipedia.org/wiki/Nachman_z_Brac%C5%82awia
3 https://www.rp.pl/wydarzenia/art16809691-dawno-temu-czyli-polacy-na-ukrainie
4 https://kievvlast.com.ua/news/nacionalpatriot_bereza_okazalsja_grazhdaninom_izrailja_bljaherom_s_poddelnim_diplomom_o_visshem_obrazovanii31478
5 https://en.wikipedia.org/wiki/Sarah_Ashton-Cirillo

USDA: Zakaz uprawy roślin GMO – na Ukrainie nieskuteczny

USDA: Zakaz uprawy roślin GMO na Ukrainie nieskuteczny

Obrazek

Chociaż uprawa roślin transgenicznych jest na Ukrainie zabroniona, istnieją przesłanki świadczące o tym, że na niektórych obszarach prowadzona jest produkcja na szeroką skalę.

Dominika Mulak topagrar-usda-zakaz-uprawy-roslin-gmo-na-ukrainie-nieskuteczny

Pokazuje to tylko, że istniejący zakaz komercyjnej uprawy roślin GMO na Ukrainie jest nieskuteczny. Jak wynika z ostatniego raportu Zagranicznego Serwisu Rolniczego (FAS) Amerykańskiego Departamentu Rolnictwa (USDA) w Kijowie, wyniki testów na obecność organizmów zmodyfikowanych genetycznie (GMO) okazały się pozytywne w 50-65% soi uprawianej na Ukrainie, w 10-12% rzepaku i w około 1% kukurydzy produkowanej w tym kraju na eksport. Ponadto, udokumentowano przypadki, w których towary eksportowane z Ukrainy były badane przez odbiorcę pod względem GMO i otrzymywały wynik pozytywny.

Oficjalnie nie, ale…

Według FAS, Ukraina nie eksportuje oficjalnie produktów genetycznie modyfikowanych, ponieważ nie są one obecnie ani oficjalnie zarejestrowane, ani zatwierdzone do produkcji lub sprzedaży. Jednakże większość ukraińskiego eksportu zboża i nasion oleistych trafia do krajów, w których zatwierdzono stosowanie niektórych upraw transgenicznych do celów spożywczych lub paszowych, jak np. kraje UE i Chiny. Tymczasem jeszcze inni importerzy nie wymagają ścisłych kontroli biotechnologicznych, ponieważ towary są testowane na Ukrainie przed ich wywozem.

Mimo wszystko, według badań, udział GMO w ukraińskiej produkcji soi pozostaje w ostatnich latach stabilny. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku uprawy rzepaku GMO. Według ekspertów z branży, w porównaniu z odmianami konwencjonalnymi można tu zaoszczędzić dobre 60 euro/ha, ponieważ stosuje się mniejsze ilości herbicydów – zwłaszcza w przypadku rzepaku. 

Źródło: AgE

Pijany Ukrainiec – dezerter zdemolował kaplicę na lotnisku w Balicach

Pijany Ukrainiec – dezerter zdemolował kaplicę na lotnisku w Balicach

magnapolonia-pijany-ukrainiec-zdemolował

Na lotnisku w podkrakowskich Balicach doszło do poważnego bluźnierstwa. Sprawca określany jako „młody mężczyzna – obcokrajowiec” sprofanował kaplicę, wywracając krzyż, rozrzucając kwiaty i szarpiąc za tabernakulum z Najświętszym Sakramentem.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że chodzi o ukraińskiego dezertera.

Pijany Ukrainiec zdemolował kaplicę na lotnisku w Balicach. 22-latek, który wtargnął pod wpływem upojenia alkoholowego do lotniskowej kaplicy został ujęty przez Służbę Ochrony Lotnika, która przekazała go policjantom z komendy w Zabierzowie. Postawiono mu zarzuty obrazy uczuć religijnych i usiłowania zniszczenia mienia. Jak podała policja, grozi mu do 5 lat więzienia.

Pijany wandal kierujący się najprawdopodobniej pobudkami antykatolickimi, spędził noc w areszcie, a obecnie oczekuje na dalsze postępowanie.

Sprawę skomentowała kom. Justyna Fil, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Krakowie. – Na miejsce niezwłocznie został wysłany patrol. Policjanci ustalili, że mężczyzna, którym okazał się 22-letni obcokrajowiec, wtargnął do lotniskowej kaplicy, gdzie przewrócił krzyż, rozrzucił kwiaty, ściągnął obrus z ołtarza i szarpał za tabernakulum – powiedziała.

– Kolejnego dnia, w komisariacie, obcokrajowiec usłyszał dwa zarzuty: obrazy uczuć religijnych, poprzez znieważenie miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych oraz usiłowania zniszczenia mienia. Podejrzany przyznał się do popełnionych czynów, tłumacząc swoje zachowanie upojeniem alkoholowym – dodała.

NASZ KOMENTARZ: Policja znów ośmiesza się, odmawiając ujawnienia narodowości sprawcy. Dobrze, że są jeszcze uczciwi Polacy, którzy ujawniają tego typu fakty.

Zełenski atakuje Polskę na forum ONZ !!

Koniec przyjaźni. Zełenski atakuje Polskę na forum ONZ. „Pomagają przygotować scenę dla moskiewskiego aktora”

20.09.2023
Wiedziałem, że ta Wielka Przyjaźń z Ukrainą skończy się jakąś komedią, ale nie sądziłem, że to będzie aż taka farsa
.. [Warzecha]

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelenski przemawiający na forum ONZ. Foto: pprint screen yt
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelenski przemawiający na forum ONZ. Foto: pprint screen yt

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przemawiał podczas debaty generalnej Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Kijowski polityk ostro wypowiedział się na temat embarga na ukraińskie zboże, które podtrzymuje m.in. Polska. Tak się kończy nadskakiwanie rządu PiS Ukraińcom.

Zełenski podczas przemówienia na forum ONZ mówił o embargu na ukraińskie zboże, które niektóre europejskie państwa utrzymały po tym, jak UE zniosła je 15 września.

Słowa ukraińskiego prezydenta można odebrać jako oskarżenie wobec państw, które utrzymały zakaz. Kijowski polityk zarzuca tym krajom, w tym Polsce, że działają na korzyść Federacji Rosyjskiej.

– Nasze porty na Dunaju w dalszym ciągu są celem jej rakiet i dronów. Rosja próbuje wykorzystać braki żywności na rynku światowym jako broń w zamian za uznanie części – jeśli nie wszystkich – zdobytych terytoriów. Rosja używa cen żywności jako broni – mówił Zełenski.

Prezydent przypomniał, że Ukraina uruchomiła tymczasowy korytarz eksportowy na Morzu Czarnym.

– Pracujemy nad ochroną szlaków lądowych. Niepokojące jest to, jak w tej chwili niektórzy w Europie podważają solidarność i organizują teatr polityczny, robiąc thriller ze zboża. Może się wydawać, że odgrywają swoją własną rolę, ale zamiast tego pomagają przygotować scenę dla moskiewskiego aktora – powiedział Zełenski.

„Oddaliśmy czołgi, udostępniliśmy lotniska, wysyłaliśmy wszystkie typy uzbrojenia, przyjęliśmy miliony uchodźców, zapewniliśmy im pomoc socjalną. Byliśmy z Ukrainą od pierwszego dnia wojny. I dzisiaj prezydent Zelenski- za obronę polskich rolników – nazywa nas pośrednio sojusznikami Rosji. To się po prostu w głowie nie mieści” – skomentował dziennikarz Wprost – Marcin Makowski.

[komentarze – w oryginale MD]

„Uuu, panie kochany, to wszystkie te Dudy, Morawieckie i inne Żaryny na koniec okazują się onucami wykrytymi przez samego Zełenskiego.
Wiedziałem, że ta Wielka Przyjaźń z Ukrainą skończy się jakąś komedią, ale nie sądziłem, że to będzie aż taka farsa” – napisał Łukasz Warzecha.

„Oddaliśmy Ukrainie czołgi, broń i amunicję. Przyjęliśmy miliony uchodźców. Wydaliśmy na to wszystko olbrzymie pieniądze. Wszystko po to, żeby Zełeński uznał teraz, że działamy w interesie Putina. To jest bankructwo polityki międzynarodowej PiS i prezydenta Andrzeja Dudy” – skomentował słowa prezydenta Ukrainy współprzewodniczący Konfederacji Sławomir Mentzen.

Inni komentatorzy wskazywali jeszcze na to, że Zełenski wyszedł przed przemówieniem prezydenta Andrzeja Dudy

Embargo na ukraińskie zboże

Zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do Bułgarii, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji został wprowadzony przez Komisję Europejską na początku maja 2023 roku w wyniku porozumienia z tymi krajami w sprawie ukraińskich produktów rolno-spożywczych. Początkowo ograniczenia obowiązywały do 5 czerwca, a następnie zostały przedłużone do połowy września.

Embargo zniesiono 15 września na podstawie postanowienia KE. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że Polska przedłuży zakaz wwozu ukraińskiego zboża, mimo braku zgody Unii Europejskiej. Następnie w Dzienniku Ustaw ukazało się rozporządzenie ws. bezterminowego zakazu przywozu do Polski ukraińskich produktów rolnych.

Decyzje o jednostronnym przedłużeniu ograniczeń importowych podjęły również rządy Węgier i Słowacji.

ŹRÓDŁO Unian, PAP, NCzas

=======================

Poza ścisłym gronem partyjnym niewiele osób chce równie dyplomatycznie interpretować skandaliczne słowa Wołodymyra Zełenskiego.

Co do ich autoramentu nie ma wątpliwości red. Łukasz Warzecha. Uuu, panie kochany, to wszystkie te Dudy, Morawieckie i inne Żaryny na koniec okazują się onucami wykrytymi przez samego Zełenskiego.
Wiedziałem, że ta Wielka Przyjaźń z Ukrainą skończy się jakąś komedią, ale nie sądziłem, że to będzie aż taka farsa
 – pisze publicysta na X.

„Ukraińcy są kompletnie niedojrzali, zachowują się jak rozwydrzone bachory, które żądają szczególnych przywilejów, za to, że są przez chwilę grzeczne”.

Prof. Górski dla Frondy: koniec wojny będzie dla nas prawdziwym początkiem problemów

https://www.fronda.pl/a/Prof-Gorski-dla-Frondy-koniec-wojny-bedzie-dla-nas-prawdziwym-poczatkiem-problemow,220620.html


„Ukraińcy są kompletnie niedojrzali, zachowują się jak rozwydrzone bachory, które żądają szczególnych przywilejów, za to, że są przez chwilę grzeczne. Próbują uczynić ze swojej walki o swoją niepodległość i wolność, towar eksportowy” – mówi w wywiadzie udzielonym portalowi Fronda.pl prof. Grzegorz Górski.

Fronda.pl: UE nie przedłuży embarga na ukraińskie zboże, tymczasem Polska ogłosiła, że własne embargo utrzyma. Jak taka decyzja ma się do treści traktatów europejskich? 

Prof. Grzegorz Górski: Co do zasady, decyzje związane z regulacjami handlowymi są traktatowo zastrzeżone dla Komisji Europejskiej. To jedno z jej podstawowych zadań, aby dbać o poszanowanie unijnych reguł handlowych, w tym takich stosunków z państwami trzecimi.

Ale traktaty pozostawiają także krajom członkowskim możliwość reagowania na sytuacje nadzwyczajne, które zakłócają normalne stosunki handlowe. W tym sensie działanie Polski i innych krajów regionu jest w pełni uzasadnione. I mówimy tu nie o czysto teoretycznych zagrożeniach, ale o realnych, zweryfikowanych przez życie w okresie poprzedzającym wprowadzenie unijnego embarga. Poziom rozregulowania rynków wewnętrznych tych krajów kilka miesięcy temu okazał się tak duży, że nie było innej możliwości opanowania sytuacji niż embargo. I – co ważne – sytuacja potencjalnego zagrożenia trwa nadal, a nawet jest trudniejsza, bo teraz mamy być obiektem transferu niemal całkowitego komponentu ukraińskich produktów rolnych z tegorocznych zbiorów.

 Ukraina już zapowiada podjęcie kroków prawnych przeciwko Polsce na arenie międzynarodowej. Czy to przysłowiowy kubeł zimnej wody na głowę wszystkich ukroentuzjastów?

Na Ukrainie trwa gigantyczny konflikt wewnętrzny. Opcja proamerykańska zwarła się ze z nieoczekiwaną koalicją sił prorosyjskiej oligarchii i neobanderowskiej agentury proniemieckiej.

Stawką jest przyszłość Ukrainy, do której kluczem jest usunięcie przez połączone siły niemiecko – rosyjskie Zełenskiego. Ten konflikt zbożowy i pobudzanie kolejnych, antypolskich resentymentów, jest po prostu elementem tej wspólnej w istocie gry Moskwy i Berlina.

Dodatkowo, w zamyśle Brukseli od początku było wywołanie decyzją o zniesieniu embarga chaosu w Polsce w obliczu wyborów. Zakładali, że Warszawa ugnie się presji i pozwoli na powtórkę z poprzedniej sytuacji, a tym samym uderzy to ciężko w obóz rządzący. Kiedy zorientowali się, że Polska zastosuje adekwatne do sytuacji środki, szybko wezwali do Brukseli ludzi Tuska, aby stworzyć pozory tego, iż oppoisitionsführer nie maczał rąk w kreowaniu tej afery.

Niezależnie od tego wszystkiego, zachowanie Ukraińców w tej sprawie dowodzi, że zupełnie stracili rozum. Ale to nie pierwszy raz w historii.

 Ukraiński minister rolnictwa już operuje dychotomią pojęciową, używając sformułowań „my i Unia” przeciwko Polsce i Węgrom. Czy ten polityk trochę się nie zagalopował?

Tak jak powiedziałem – Szmychal i jego ekipa to są po prostu ludzie prowadzeni na pasku Berlina. Realizują niemiecką agendę, która zakłada szybkie porozumienie z Rosjanami i uczynienie z Ukrainy współprotektoratu niemiecko – rosyjskiego. Niemcy mamią Ukraińców swoim przyszłym zaangażowaniem w odbudowę Ukrainy. A ci nieszczęśnicy nie dostrzegają, że Niemcy sami wkraczają w fazę, w której będą potrzebowali pomocy w swojej odbudowie.

W tym kontekście wypowiedzi ministra rolnictwa Ukrainy są po prostu elementem gry neobanderowców, którzy chcą zrujnowania stosunków ukraińsko – polskich. To ma w ich chorej wyobraźni doprowadzić do umożliwienia pełnego zaangażowania Niemców. Aż trudno komentować porażającą głupotę tych założeń, ale znając historię, trudno się tym ludziom dziwić, że dzisiaj się tak zachowują.

Ukraina grozi odwetowym zakazem importu polskich owoców i warzyw. Mamy się czego obawiać?

Jasne i proponuję, żeby od razu obłożyli embargiem dostawy uzbrojenia z Polski, a także zamknęli wszelki transfer na Ukrainę przez Polskę. Zwłaszcza dostaw amerykańskiego sprzętu wojskowego. Notabene, Ukraińcy już „popisali się” w Wilnie na szczycie NATO, gdzie obrażali kogo się dało, a zwłaszcza najważniejszych swoich sojuszników. Są kompletnie niedojrzali, zachowują się jak rozwydrzone bachory, które żądają szczególnych przywilejów, za to, że są przez chwilę grzeczne. Próbują uczynić ze swojej walki o swoją niepodległość i wolność, towar eksportowy. Tak jakby to innym miało bardziej niż im zależeć na tej wolności i suwerenności. To niepojęte, jak po tym wszystkim czego doznali od Polaków i Polski w ostatnim okresie, mogą tam funkcjonować ludzie pokroju tego ministra. Dowodzi to – niestety – z jaką łatwością ośrodki neobanderowskie zdobywają poklask na Ukrainie.

Jak powinniśmy ukształtować nasze stosunki z Ukraina? Jak znaleźć balans pomiędzy twardą ochroną własnej gospodarki, a wspieraniem militarnym Ukrainy w celu minimalizacji zagrożenia rosyjskiego? Czy może zagrożenie rosyjskie zostało już na tyle zminimalizowane, że nie ma potrzeby udzielania takiego wsparcia?

Wojna będzie trwała jeszcze parę lat. Trzeba mieć tego świadomość. Oczywiście Amerykanie mogą ją skończyć z dnia na dzień – kosztem Ukrainy – ale na to my nie mamy żadnego wpływu. To czy i kiedy tak się stanie, będzie funkcją relacji amerykańsko – chińskich i Ukraina jest tu tak pionkiem w wielkiej grze. My zaś musimy zachować czujność, aby ruchy amerykańskie nas nie zaskoczyły. To będzie miało decydujące znaczenie.

Koniec wojny to będzie jednak dopiero prawdziwy początek problemów dla nas. Ukraina będzie zdruzgotana i wyniszczona, niezdolna do samodzielnej egzystencji przez wiele lat. I do tego będzie wystawiona na agresywne zabiegi „sił odbudowy” z całego świata – przede wszystkim Niemców, Rosjan i Chińczyków. My musimy myśleć o tym najgorszym scenariusz i  mieć koncepcje jak i z kim wziąć udział w grze, która nie pozwoli właśnie Rosjanom, Niemcom i Chińczykom zainstalować się trwale na Ukrainie.

Oprócz Polski podobne embargo wprowadziły także inne dotknięte kryzysem zbożowym kraje tj. m.in. Węgry, Rumunia i Bułgaria. Czy możliwa jest integracja wyżej wymienionych krajów wobec Polski, wobec faktu, że KE jest ślepa na interesy naszej części kontynentu?

Rumunia i Bułgaria są zakładnikami Brukseli, z uwagi na poziom korupcji w tych krajach.

Jeśli „podskoczą”, to Bruksela mocno w nie ugodzi, więc nie będą naszymi sojusznikami w tej walce. Póki się to nie zmieni, to będą udawali – w każdej sprawie – że są z nami. Ale realnie będą słuchać Brukseli. Chyba że Amerykanie ich przycisną – zwłaszcza Rumunów. Tylko raczej nie nastąpi to w sprawie „zbożowej”.

Na Allegro oszukali prawie 500 osób. Dwaj Ukraińcy. A inni – ukradli 11 rowerów…

Na Allegro oszukali prawie 500 osób. Dwaj Ukraińcy. A inni – ukradli 11 rowerów…

Rzeszów News

9 września 2023 14:45

Zdjęcia: Komenda Wojewódzka Policji w Rzeszowie

Rok i dwa miesiące więzienia dla 23-letniego Jegora O. i 1,5 roku więzienia dla 47-letniego Oleksandra O. – takie kary wymierzył im Sąd Okręgowy w Rzeszowie. 

Dwaj obywatele Ukrainy zostali zatrzymani w lutym 2021 roku przez funkcjonariuszy wydziału do walki z cyberprzestępczością Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Potem sprawę przejęło Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości.

Jegor O. i Oleksandr O., jak ustalono w śledztwie, oszukali na Allegro 489 osób i podmiotów. Od lipca do października 2020 roku oferowali do sprzedaży m.in. miksery, kosiarki i roboty kuchenne. Klienci wpłacali pieniądze, towaru nie otrzymali. 

Ukraińcy na Allegro używali dwóch kont: „SalesStock” oraz „EverStock”. Pieniądze wyłudzili  nie tylko od kupujących, ale również od samego serwisu aukcyjnego – ok. 30 tys. zł. 

Oszukani byli z całej Polski. Ich łączne straty sięgnęły pół miliona złotych. Policjanci przesłuchali około 600 osób. Ukraińcy, oprócz oszustw, odpowiadali przed sądem za tzw. pranie brudnych pieniędzy, czyli lokowanie wyłudzonej gotówki w legalne interesy. 

Jegor O. i Oleksandr O. nie musieli nigdzie pracować, zyski z oszustw na Allegro pozwalały im na wystawne życie. Internetowych naciągaczy namierzyli rzeszowscy policjanci, po złożonym wcześniej zawiadomieniu o przestępstwie przez Allegro. 

Znany serwis aukcyjny zwrócił pieniądze oszukanym osobom, teraz sam będzie dochodził swoich roszczeń od Ukraińców, którzy właśnie zostali skazani za oszustwa przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie. Sąd potwierdził ustalenia w śledztwie. 

Jegor O. został skazany na rok i dwa miesiące więzienia, a Oleksandr O. ma spędzić za kratkami 1,5 roku. Groziło im nawet 15 lat więzienia. Obaj dostali też grzywny – do zapłacenia po 15 tys. zł. Mają zwrócić wyłudzone pieniądze i pokryć koszty postępowania.

Ukraińcy dobrowolnie poddali się karze.  

(ram) redakcja@rzeszow-news.pl

NAPISZ KOMENTARZ:

Areszt dla dwóch obywateli Ukrainy za kradzież rowerów

Data publikacji 18.09.2023

Wnikliwa praca kryminalnych z Jaworzna zaowocowała ustaleniem i zatrzymaniem dwóch obywateli Ukrainy podejrzanych o liczne kradzieże rowerów, do których doszło na terenie Jaworzna i innych miast woj. śląskiego oraz małopolskiego. Policjanci odzyskali łącznie 11 rowerów o łącznej wartości ponad 50 tys. złotych. Sprawcy usłyszeli już zarzuty. Decyzją sądu najbliższe 3 miesiące spędzą w areszcie.

Kryminalni z Jaworzna prowadzili czynności operacyjne w sprawie kradzieży dwóch rowerów z Jaworzna, do których doszło pod koniec sierpnia. Każdorazowo złodzieje wykorzystywali moment, gdy rower był pozostawiony, a właściciel nie był w pobliżu. Sprawcy usuwali zabezpieczenie i kradli rower. Kryminalni przy pomocy monitoringu miejskiego wytypowali pojazd, którym poruszało się dwóch obywateli Ukrainy odpowiedzialnych za kradzież. Ustalili, że jeden z nich przebywa w Krakowie. Tam 29-latek został zatrzymany. Następnie kryminalni ustalili tożsamość drugiego sprawcy, który miał przebywać w miejscowości Wieszowa pod Tarnowskimi Górami. Na miejscu siłowo weszli do mieszkania, w którym ukrywał się 41-letni sprawca. Podczas przeszukania pomieszczeń mundurowi ujawnili 11 rowerów. Ich łączna szacowana wartość to ponad 50 tys. zł. Zatrzymani trafili do policyjnego aresztu. Kryminalni z Jaworzna zgromadzili materiał dowodowy. Obu mężczyznom przedstawili zarzuty kradzieży dwóch rowerów z terenu Jaworzna o łącznej wartości ponad 10 tys. zł oraz zarzut kradzieży roweru z terenu Krakowa o wartości ponad 12 tys. zł. Sprawa jest rozwojowa. Śledczy ustalają pochodzenie pozostałych rowerów, co może skutkować kolejnymi zarzutami dla sprawców. Na wniosek śledczych jaworznicki Sąd wczoraj aresztował mężczyzn na trzy miesiące. Grozi im do 5 lat pozbawienia wolności.

Bezczelność i roszczeniowość: Kijów chce aby Polska zapisała pomoc Ukrainie w ustawie

Bezczelność i roszczeniowość: Kijów chce aby Polska zapisała pomoc Ukrainie w ustawie

kijow-chce-aby-polska-zapisala-pomoc-ukrainie-w-ustawie

Sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (RBNiO) Ołeksij Daniłow zaproponował, by pomoc dla Ukraińców została zapisana w ustawodawstwie krajów sojuszniczych. Miałoby to sprawić, że wsparcie byłoby kontynuowane przez kolejne rządy.

Kijów chce, by Polska i inni wasale USA zapisały pomoc Ukrainie w swoim ustawodawstwie. Według Daniłowa, przedłużający się konflikt zbrojny może nasilić “zmęczenie wojną” wśród zachodnich społeczeństw. To z kolei może spowodować, że po zmianie władzy w kolejnych państwach, chęć kontynuowania pomocy będzie mniejsza niż w pierwszych miesiącach inwazji.

Sekretarz ukraińskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony wezwał sojuszników “do wypracowania wizji ukraińskiego zwycięstwa oraz do określenia pomocy wojskowej dla Ukrainy w ramach krajowych legislacji obejmujących długoterminowe cykle”.

“Biorąc pod uwagę cykle wyborcze i możliwą zmianę sytuacji w Europie i w Stanach Zjednoczonych, dalekowzrocznym krokiem byłaby konsolidacja pomocy wojskowej w ramach legislacyjnych” – napisał.

Ocenił, że taki krok nie tylko zobowiązałby kolejne rządy do kontynuowania pomocy, ale też przyczyniłby się do “zachowania stabilności partnerstwa” między Ukrainą, a krajami Zachodu.

Daniłow wezwał też Zachód do wdrożenia “zestawu środków, mających na celu zmniejszenie ‘zmęczenia wojną’, na które liczy Rosja”.

Według niego, biorąc pod uwagę nastawienie Rosji, nie należy się spodziewać, że w najbliższym czasie możliwe będą jakiekolwiek rozmowy pokojowe. Jak stwierdził, “na froncie należy się raczej nastawiać na bieg długodystansowy z przeszkodami”, a do tego Ukraina potrzebuje “stabilności”.

NASZ KOMENTARZ: Bezczelność i roszczeniowość Ukraińców przekroczyły już wszelkie granice. Przypominamy, że “zmęczenie wojną” wśród zachodnich społeczeństw pojawiło się w związku z ukraińskimi niepowodzeniami zapowiadanej od zimy kontrofensywy. Zamiast zatem wymuszać na Europie wpisywanie pomocy dla Kijowa do ustaw (a zapewne też konstytucji), może lepiej wziąć się za siebie i skuteczniej walczyć na froncie? [albo – zawrzeć pokój MD]

Kaczka się pieni: Ukraina zapowiada działania odwetowe skierowane przeciwko Polsce. Obsobaczyć “sługę” !

Kaczka się pieni: Ukraina zapowiada działania odwetowe skierowane przeciwko Polsce. Chodzi o embargo w sprawie zboża.

ukraina-dzialania-odwetowe-przeciwko-polsce

Kijów zapowiada, że pozwie Polskę, Węgry i Słowację w związku z odmową zniesienia embarga na ukraińskie produkty rolne – powiedział wiceminister gospodarki i rolnictwa Ukrainy Taras Kaczka w wywiadzie dla „Brussel Playbook” Politico.

Będziemy zmuszeni do działań odwetowych na dodatkowe produkty i zakażemy importu owoców i warzyw z Polski – zapowiedział Kaczka. Według niego odpowiednie kroki prawne zostaną podjęte już w poniedziałek 18 września. Pozew ma zostać wytoczony przed Światową Organizacją Handlu, tak, aby „cały świat zobaczył jak państwa członkowskie UE zachowują się wobec swoich partnerów handlowych”.

Przedstawiciel Ukrainy stwierdził również, że uzasadnienie decyzji Polski i Węgier ochroną interesu własnych rolników jest błędne. – Polski zakaz nie pomoże rolnikom, nie wpłynie na ceny, ponieważ ceny są globalne – to, co robią, opiera się na opinii publicznej – powiedział.

Do zapowiedzi ukraińskiego polityka odniósł się w Studio PAP poseł PiS Radosław Fogiel. – Ani jedna tona ukraińskiego zboża nie może pozostać na terytorium Polski. Rząd będzie bronił polskich interesów – zapewnił. – Decyzja o pozwaniu Polski to nie jest najrozsądniejsza decyzja ukraińskich polityków – ocenił szef sejmowej komisji spraw zagranicznych. – Decyzja Ukrainy odbije się niedobrym echem w Polsce i Ukraina musi mieć tego świadomość. Nasza decyzja nie jest wymierzona w Ukrainę, jest podyktowana ochroną polskiego rolnika i ochroną interesu Polski, bo to jest dla nas najważniejsze – wskazał.

Głos zabrała także Beata Szydło. Wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kaczka zachowuje się impertynencko, pouczając Polskę w sprawie zboża – oceniła była premier.  Jej zdaniem Kaczka powinien pomyśleć, jaki przykład daje Ukraina, gdy w taki sposób traktuje kraj, który uratował ją w dramatycznych chwilach.

„To, że Ukraina chce pozwać Polskę (oraz Słowację i Węgry) za przedłużenie zakazu importu ukraińskiego zboża – to jedno. Drugie – to zadziwiający styl wypowiedzi ukraińskiego wiceministra gospodarki Tarasa Kaczki, który zachowuje się po prostu impertynencko. W wywiadzie dla +Politico+ poucza Polskę, co jego zdaniem mogą, lub nie mogą robić kraje członkowskie Unii. Kaczka mówi wręcz, że pozwanie Polski ma być przykładem dla świata– napisała Beata Szydło.

„Ukraiński wiceminister zamiast pouczać Polskę, powinien pomyśleć, jaki +przykład dla świata+ daje Ukraina, gdy w taki sposób traktuje kraj, który uratował Ukrainę w najbardziej dramatycznych chwilach. A przede wszystkim zastanowić się, jak Polacy odbierają słowa i zachowanie ukraińskich władz” – podkreśliła była premier.

Po decyzji Komisji Europejskiej, która nie przedłużyła embarga na ukraińskie zboże dla pięciu krajów, Polska, Słowacja i Węgry przedłużyły zakaz importu produktów rolnych z Ukrainy. Rumunia z decyzjami w tej kwestii wstrzymuje się do 18 września, czekając na propozycje Kijowa w sprawie środków kontroli eksportu ukraińskiej produkcji rolnej.

Na stronach Rządowego Centrum Legislacji opublikowano projekt rozporządzenia Ministra Rozwoju i Technologii w sprawie zakazu przywozu z Ukrainy do Polski produktów rolnych, m.in. pszenicy, kukurydzy, nasion rzepaku, słonecznika. Rozporządzenie weszło w życie w sobotę 16 września.

Źródło: PAP/interia.pl luk

Ardanowski przejrzał: Coraz ciężej zrozumieć dziwną grę, w którą gra Ukraina

Ardanowski przejrzał: Coraz ciężej zrozumieć dziwną grę, w którą gra Ukraina

https://www.fronda.pl/a/Ardanowski-coraz-ciezej-zrozumiec-dziwna-gre-w-ktora-gra-Ukraina,220567.html


“To są wielkie gospodarstwa, które są własnością czy też w jakimś użytkowaniu międzynarodowych koncernów. To jest kilkanaście milionów hektarów czarnoziemów – najlepszych gleb na świecie. Stosowane są technologie niedozwolone w UE, tania siła robocza, tania energia. Praktycznie te firmy, ze względu na powiązania z oligarchami, z politykami ukraińskimi, nie płacą żadnych podatków na Ukrainie” – powiedział Jan Krzysztof Ardanowski na temat zniesienia embarga na ukraińskie płody rolne przez UE.

Komisja Europejska poinformowała, że obowiązujące do 15 września embargo na ukraińskie zboże i inne produkty rolne nie zostanie przedłużone. Przyczyna takiej decyzji to stabilizacja rynku płodów rolnych w UE, która zdaniem Komisji Europejskiej już nastąpiła.

Na taki obrót spraw nie zdecydowały się takie kraje, jak Polska, Węgry, Słowacja, Bułgaria i Rumunia. Premier Morawiecki poinformował, że embargo ze strony Polski nie zostanie zniesione. Podobne rozwiązanie wprowadziły także m.in. Węgry. Zgodnie z obowiązującym tam dekretem, węgierski rynek jest zamknięty dla ukraińskich produktów rolnych, poza ich tranzytem.

“Martwię się tym, że Komisja Europejska nie do końca rozumie, dlaczego my nie chcemy tego zboża ukraińskiego, czy szerzej, żywności z Ukrainy. Brnie dalej w uzależnienie bezpieczeństwa żywnościowego poprzez import z Ukrainy, a jestem o tym przekonany, tylko dobrze funkcjonujące rolnictwo w każdym z krajów unijnych, rolnictwo unijne, a my pro domo sua, tylko nasze dobre rolnictwo może zapewnić długofalowo bezpieczeństwo żywności, nie import” – powiedział Ardanowski w rozmowie z telewizją wpolsce.pl.

Ukraina gra w dziwną grę, którą coraz trudniej zrozumieć. To są wielkie gospodarstwa, które są własnością czy też w jakimś użytkowaniu międzynarodowych koncernów. To jest kilkanaście milionów hektarów czarnoziemów – najlepszych gleb na świecie. Stosowane są technologie niedozwolone w UE, tania siła robocza, tania energia. Praktycznie te firmy, ze względu na powiązania z oligarchami, z politykami ukraińskimi, nie płacą żadnych podatków na Ukrainie. Ta żywność zawsze będzie konkurencyjna w stosunku do tego, co produkuje rolnictwo w Unii. (…) Musimy twardo bronić własnego rynku. Proeuropejskie tendencje Ukrainy wspieramy, ale musi być serdeczna, ale i twarda, rozmowa z Ukraińcami. Z ich strony musi być wyciągnięta ręka” – stwierdził.

“Mamy obowiązek bronić własnego rolnictwa, bo tylko ono w ostateczności zapewnia nam bezpieczeństwo” – skonkludował.

Ardanowski: Ukraina gra w dziwną grę, którą coraz trudniej zrozumieć. Mamy obowiązek bronić własnego rolnictwa

https://wpolityce.pl/polityka/662860-tylko-u-nas-ardanowski-ukraina-gra-w-dziwna-gr

autor: wPolsce.pl

Dlaczego Polska chce embarga na zboże z Ukrainy? Jaka jest rola oligarchów z Ukrainy? Na czym polega problem z tzw. Fit for 55? Do tych kwestii odniósł się na antenie telewizji wPolsce.pl Jan Krzysztof Ardanowski.

Przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP był gościem telewizji wPolsce.pl podczas Krynica Forum 2023.

Były minister rolnictwa komentował sprawę polskiego sprzeciwu wobec zdjęcia unijnego embargo na ukraińskie zboże.

Martwię się tym, że Komisja Europejska nie do końca rozumie dlaczego my nie chcemy tego zboża ukraińskiego, czy szerzej, żywności z Ukrainy. Brnie dalej w uzależnienie bezpieczeństwa żywnościowego poprzez import z Ukrainy, a jestem o tym przekonany, tylko dobrze funkcjonujące rolnictwo w każdym z krajów unijnych, rolnictwo unijne, a my pro domo sua, tylko nasze dobre rolnictwo może zapewnić długofalowo bezpieczeństwo żywności nie import– mówi Ardanowski na antenie wPolsce.pl.

poster

Następnie zwraca uwagę na problem ukraińskich oligarchów.

Ukraina gra w dziwną grę, którą coraz trudniej zrozumieć. To są wielkie gospodarstwa, które są własnością czy też w jakimś użytkowaniu międzynarodowych koncernów. To jest kilkanaście milionów hektarów czarnoziemów – najlepszych gleb na świecie. Stosowane są technologie niedozwolone w UE, tania siła robocza, tania energia. Praktycznie te firmy, ze względu na powiązania z oligarchami, z politykami ukraińskimi, nie płacą żadnych podatków na Ukrainie. Ta żywność zawsze będzie konkurencyjna w stosunku do tego, co produkuje rolnictwo w Unii. (…) Musimy twardo bronić własnego rynku. Proeuropejskie tendencje Ukrainy wspieramy, ale musi być serdeczne, ale i twarda, rozmowa z Ukraińcami. Z ich strony musi być wyciągnięta ręka – twierdzi.

Mamy obowiązek bronić własnego rolnictwa, bo tylko ono w ostateczności zapewnia nam bezpieczeństwo – dodaje.

Zagrożenie dla rolnictwa

Jan Krzysztof Ardanowski odniósł się też do kwestii rzekomej walki o środowisko, które forsuje Komisja Europejska.

Ukuto tezę, że działalność gospodarcza człowieka, w tym również rolnictwo, szkodzi środowisku, klimatowi, przyrodzie. (…) Twierdzenie, że rolnictwo szkodzi klimatowi jest jakimś niezrozumieniem, a słyszę codziennie, że pola uprawne to nie przyroda, lasów nie powinniśmy zagospodarowywać, a hodowla zwierząt jest czymś zbrodniczym. Mówi się o tym, że nie powinno się jeść mięsa. (…) Z tej ochrony przyrody zrobiono nową religię. To ekoreligia i bałwochwalstwo wobec zwierząt, które stają się ważniejsze od ludzi. Ludzi się poniża. (…) Nikt nie kwestionuje potrzeby troski o przyrodę, a w najmniejszym stopniu rolnicy, którzy wśród tej przyrody żyją. Są kustoszami tej przyrody. Dbają o zwierzęta również dlatego, że mają w tym interes– mówi.

Jeżeli będziemy dalej brnęli w tę utopię, to zniszczymy produkcję żywności i przestanie ona być wystarczająca dla 500 milionów ludzi w Unii Europejskiej– dodaje.

ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ: https://youtu.be/EzS7mxwDmS8

Masowe płatne “ucieczki” ukraińskich poborowych. Ceny od 3 do 5 tys. dolarów.

Masowe ucieczki ukraińskich poborowych. Ceny od 3 do 5 tys. dolarów.

masowe-ucieczki-ukrainskich-poborowych

Ukraińskie media ujawniły, że w proceder ucieczki z kraju poborowych zamieszane było 327 organizacji. Chodziło o wydawanie dokumentów umożliwiających opuszczanie Ukrainy na podstawie systemu “Szlach”.

Masowe ucieczki ukraińskich poborowych. Okazuje się, że co najmniej kilkanaście tysięcy zdolnych do walki mężczyzn opuściło kraj. Wiele z organizacji pośredniczących w procederze nosi nazwy, odwołujące się m.in. do postaci Stepana Bandery.

W proceder zamieszanych jest szereg organizacji społecznych, które dzięki systemowi Szlach wysyłały rezerwistów za granicę, przedstawiając ich m.in. jako wolontariuszy działających na rzecz pozyskania broni i amunicji oraz wyposażenia dla ukraińskiej armii. Zidentyfikowano 327 takich instytucji. Niektóre noszą dumne nazwy, odwołujące się do dziedzictwa historycznego państwa, jak “Fundacja Charytatywna im. Stepana Bandery” czy “Legion Strzelców Siczowych”.

Co więcej, ujawniono kwoty, jakie trzeba było zapłacić za czarnorynkowy koszt zakupu niezbędnych dokumentów. Ceny wahają się do 3 do 5 tys. dolarów.

Zasady systemu Szlach określają czas powrotu. Według mediów, zidentyfikowało co najmniej 2248 osób, które skorzystały z takiej możliwości, ale przekroczyły dozwolony okres pobytu i prawdopodobnie nie wróciły do kraju.

O przekrętach wiedzą ukraińskie władze. Tymczasowa Komisja Śledcza Rady Najwyższej ustaliła, że do kwietnia 2023 roku kraj opuściło prawie 19 tys. rezerwistów.

Wcześniej władze w Kijowie ujawniły skalę przekrętów w komisjach wojskowych, które wydawały fałszywe orzeczenia lekarskie. Kijów groził, że będzie ubiegać się o ekstradycję zbiegłych za granicę mężczyzn. Procedura jest praktycznie niemożliwa do zrealizowana w obecnych warunkach, głównie ze względu na czasochłonność procesu.

NASZ KOMENTARZ: Dotychczas nie skontrolowano jeszcze ukraińskiej straży granicznej. Przed wojną za każdym razem gdy wracało się do Polski, trzeba było włożyć do bagażnika określoną sumę pieniędzy. Jesteśmy pewni, że wojna stała się dla strażników granicznych dodatkowym źródłem utrzymania i w zamian za gratyfikacje finansowe, przepuszczają do Polski niejednego poborowego.

Polecamy również: Straż graniczna zatrzymała busa z 37 nachodźcami. Za kierownicą był pijany 17-latek

Oto, kto [formalnie] kontroluje ziemię rolną na Ukrainie

Saryusz-Wolski: Oto, kto kontroluje ziemię rolną na Ukrainie

https://www.fronda.pl/a/Saryusz-Wolski-Oto-kto-kontroluje-ziemie-rolna-na-Ukrainie,220528.html


Eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski zamieścił informację o tym, jakie podmioty sprawują kontrolę nad największą częścią ziemi rolnej na Ukrainie.

„Kto kontroluje ziemię rolną na Ukrainie?” – postawił w mediach społecznościowych pytanie Jacek Saryusz-Wolski.

W ramach odpowiedzi europarlamentarzysta PiS zamieścił zestawienie dziesięciu największych firm kontrolujących ziemię rolną na Ukrainie.

Z zestawienia tego dowiadujemy się, iż największym posiadaczem ziemskim w kraju naszych wschodnich sąsiadów jest luksemburski Kernel Holding, który dysponuje aż ponad 582 tysiącami hektarów ziemi rolnej na Ukrainie.

Kolejne miejsca na podium okupują dwie cypryjskie firmy, w których posiadaniu znajduje się łącznie blisko 765 tys. hektarów.

Na kolejnych miejscach znajdziemy jeszcze dwie firmy amerykańskie, holenderską, saudyjską oraz kolejne z Luksemburgu i Cypru. Każda z tych firm z osobna posiada znacznie ponad 100 tys. hektarów ukraińskiej ziemi rolnej.

Dopiero ostatnie miejsce w pierwszej dziesiątce wspomnianego zestawienia zajmuje koncern ukraiński o nazwie Nibulon, który może się pochwalić dysponowaniem 82,5 tys. hektarów ziemi rolnej na Ukrainie.

Szacuje się, że na Ukrainie znajduje się ok. 40 mln hektarów ziemi rolnej, co stanowi ponad 70 proc. całej powierzchni kraju. Dla porównania Polska dysponuje ponad 18 mln ziemi uprawnej, co stanowi ok. 58 proc, powierzchni naszego państwa.

Sekretarz generalny NATO Stoltenberg: Ukraina może przestać istnieć.

Sekretarz generalny NATO Stoltenberg kreśli porażający scenariusz: Ukraina może przestać istnieć

stoltenberg-kresli-porazajacy-scenariusz-ukraina-moze-przestac-istnie

Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ocenił, że nie należy się spodziewać szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie. “Pokój nastąpi, gdy broń złoży Rosja, jeśli jednak poddadzą się Ukraińcy, to ich kraj przestanie istnieć” – uznał Stoltenberg w wywiadzie dla niemieckiej grupy medialnej Funke.

Większość wojen trwała dłużej, niż przewidywano, gdy się zaczynały. Musimy zatem przygotować się na długą wojnę na Ukrainie – powiedział Stoltenberg w wywiadzie opublikowanym w niedzielę. Wszyscy chcemy szybkiego pokoju, ale jednocześnie musimy przyznać, że jeśli prezydent (Wołodymyr) Zełenski i Ukraińcy przestaną walczyć, to ich kraj przestanie istnieć – dodał szef NATO.

Według jego słów pokój nastąpi, gdy broń złoży Władimir Putin i Rosja. Stoltenberg ocenił także, że po zakończeniu wojny potrzebne będą gwarancje dla Ukrainy, inaczej bowiem “historia może się powtórzyć”.

Stoltenberg wyraził też przekonanie, że “prędzej czy później Ukraina będzie w NATO”. [?? md]

O nadzwyczajnych ulgach dla Ukraińców w polskich aptekach. Sięgające od 85 do 95%.

Witold Gadowski o nadzwyczajnych ulgach dla Ukraińców w polskich aptekach 

https://pch24.pl/witold-gadowski-o-nadzwyczajnych-ulgach-dla-ukraincow-w-polskich-aptekach/

Według informacji podanej przez Witolda Gadowskiego obywatele Ukrainy kupujący lekarstwa w aptekach na terenie Polski mogą liczyć na zniżki sięgające od 85 do 95 procent. 

W „Komentarzu Tygodnia na swym kanale You Tube publicysta podzielił się informacją uzyskaną od polskiego farmaceuty. – Przychodzą do apteki Ukraińcy i płacą od 5 do 15 procent ceny leku, ponieważ resztę mają refundowane – dzięki aplikacji Epruf. Zaintrygowało mnie to, bo mało o tym wiemy – powiedział Gadowski.

Według tych doniesień, wojenni imigranci uzyskują ogromne zniżki niedostępne dla Polaków.

– Przychodzi babcia i musi płacić za swoje leki grube pieniądze, na dzieci bierzemy leki i płacimy grube pieniądze, chociaż płacimy cały czas podatki. Przychodzą Ukraińcy i płacą góra 15 procent ceny leku, nawet bardzo drogiego – stwierdził autor komentarza.

Według felietonisty, polskie państwo wprowadziło system kodów, dzięki którym przybyli do Polski po rozpoczęciu rosyjskiej agresji obywatele Ukrainy mogą cieszyć się w naszym kraju takimi przywilejami.

Aplikacja Epruf współpracuje z fundacją charytatywną ze Stanów Zjednoczonych o nazwie Direct Relief. Direct Relief przygotował program „Health 4 Ukraine”. Przekazał na ten cel – według oficjalnych danych – 10 milionów dolarów. To (…) jest jakieś 41-42 miliony złotych. Wsparciem zostało objętych 100 tysięcy obywateli Ukrainy. Po to nadane im były numery PESEL. Mają refundację od 85 – do 100 procent ceny leku – opisywał Gadowski.

Według relacji, oprócz wspomnianego Direct Relief, partnerami programu są: Polski Czerwony Krzyż, Fundacja ING Dzieciom i Fundacja Deloitte. Jak wyliczył publicysta, skorzystanie przez 100 tysięcy osób ze zniżek wynoszących po 500 złotych daje kwotę 50 milionów, co już przekracza o 8 mln kwotę zadeklarowaną przez Direct Relief.

Chciałbym zobaczyć, czy Direct Relief przekazał te pieniądze, ile przekazał, a ile już kosztowała refundacja leków Ukraińcom. Bo to są pieniądze, których w ostatecznym rachunku brakuje w budżecie państwa i stąd następuje w tej chwili jakaś niesamowita kreacja długu publicznego – podkreśla autor.

Źródło: prokapitalizm.pl, You Tube RoM

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Łukasz Warzecha imigracja-jakos-to-bedzie

Jeśli zagadnienie migracji pojawia się w obecnej kampanii wyborczej, to właściwie wyłącznie w karykaturalnej albo skrajnie powierzchownej postaci. Najnowsza odsłona tego dramatu czy może raczej farsy to afera wizowa.

Mamy tu trzy opowieści.

Pierwsza to opowieść obozu władzy. Zgodnie z nią były może jakieś nieprawidłowości, ale zostały szybko wykryte przez nasze dzielne służby, zaś za winowajców zabrała się już prokuratura. Nie ma wśród podejrzanych byłego wiceministra Piotra Wawrzyka, w sumie zaś może chodzić jedynie o kilkaset osób, które za sprawą układu korupcyjnego mogły się przedostać do Europy.  

Druga to opowieść największej partii opozycyjnej, zgodnie z którą mamy do czynienia z aferą tysiąclecia, a za sprawą układu w polskim MSZ na kontynent przedostały się setki tysięcy nielegalnych imigrantów, będących potencjalnymi terrorystami.

Trzecia opowieść to, jak się zdaje, dobrze udokumentowana historia, opisana przez Andrzeja Stankiewicza na portalu Onet, pokazująca wycinek działania korupcyjnego mechanizmu. Co ważne: poza jednym detalem – kwestią tego, czy Polska zaczęła działać sama na rzecz wykrycia patologii (jak twierdzi minister Stanisław Żaryn) czy dopiero pod wpływem informacji ze służb USA (jak twierdzi redaktor Stankiewicz) – wersja rządowa w niczym nie zaprzecza informacjom Onetu. A obraz, jaki się z nich wyłania, jest nawet nie tyle karykaturalny, co memiczny: były wiceminister, który wraz ze swoim 25-letnim asystentem, nachalnie przez niego zresztą promowanym, próbował wymuszać na konsulacie w Mumbaju wydanie wielokrotnych wiz Schengen dla indyjskich „filmowców”, którzy z filmem mieli tyle wspólnego, co ja z kolektywem „Stop Bzdurom” (tym od „Margota”).

To, co wokół tej sprawy się dzieje w obecnej kampanii wyborczej, jest symptomatyczne dla poziomu dyskusji o imigracji. Nawet antyrządowy portal OKO Press (mimo swojej jednoznacznej orientacji czasem publikujący rzetelne teksty) wskazuje, że twierdzenie, jakoby Polska sprowadziła setki tysięcy muzułmanów czy Hindusów, jest absurdalne i bezpodstawne. A tak właśnie zaczęli twierdzić politycy Platformy Obywatelskiej. Oczywiście, że tak nie było – zdecydowaną większość sprowadzanych co roku setek tysięcy obcokrajowców stanowili do ubiegłego roku obywatele Ukrainy i Białorusi. To się zaczęło z oczywistych przyczyn zmieniać po 24 lutego 2022 r., aczkolwiek wciąż nie radykalnie.

W dodatku w tej sprawie jasny ogląd sytuacji utrudnia pomieszanie ze sobą kilku kategorii danych, odnoszących się do liczby obcokrajowców (spoza UE), pracujących w Polsce. Jedną stanowią pozwolenia na pracę (ich wydanie jest warunkiem przyznania wiz pracowniczych), drugą – wizy pracownicze, trzecią – pierwsze zezwolenia na pobyt w Polsce cudzoziemców związany z pracą. To oczywiście wina rządzących, że nie prezentują danych w czytelnej dla obywateli, jasnej i klarownej formie.

Mimo to najważniejsze liczby są jednoznaczne. Pisałem już o tym w kilku miejscach: liczby pozwoleń na pracę dla obywateli krajów, mogących budzić wątpliwości, wzrosły znacząco w 2022 r. Spójrzmy na najbardziej problematyczną grupę imigrantów zarobkowych: Gruzinów. Policyjna statystyka (opublikowana niedawno przez „Rzeczpospolitą”) wskazuje, że choć liczbowo w przypadku cudzoziemców w statystykach przestępczości przodują Ukraińcy, to jednak relatywnie do liczby osób przebywających w Polsce najgorzej wypadają właśnie Gruzini. W dodatku w ich przypadku nie chodzi głównie o – jak u Ukraińców – jazdę po alkoholu, ale o przestępczość pospolitą: kradzieże, włamania, rozboje.

W 2018 r. pozwoleń na pobyt związany z pracą Gruzinom wydano 4733. Jeszcze w 2021 r. było ich 6651. Zaś w roku ubiegłym już 14748. Wiz pracowniczych obywatelom tego kraju wydano około połowy tej liczby: 8413 (pozwolenia na pobyt mają niejako opóźnienie w stosunku do osób wjeżdżających do Polski na podstawie wiz pracowniczych). Gruzini są w tej statystyce trzeci, po wciąż pierwszych Ukraińcach (214 tys.) oraz Białorusinach (130 tys.). W następnej kolejności są Hindusi (12126), Turcy (11774) i Mołdawia (8325).

Jeśli spojrzymy na liczbę pozwoleń na pracę (pierwszy krok do wydania wizy pracowniczej) Ukraina jest na pierwszym miejscu (ponad 85 tys. – co jest ogromny spadkiem w relacji do poprzednich lat), później są Indie (ponad 41,5 tys.), następnie Uzbekistan (ponad 33 tys.), później Filipiny (22,5 tys.), dalej Nepal (20 tys.), Białoruś (18 tys.) oraz Bangladesz (13,5 tys.), który jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych kierunków sprowadzania imigrantów do pracy.

Jednocześnie po stronie rządzących nie ma nawet próby zmierzenia się z problemem migracji na poważnie. Suflowana jest wciąż ta sama retoryka: że wyłącznie PiS jest nas w stanie ochronić przed losem takim, jaki spotkał zachodnie społeczeństwa, gdzie imigracja stała się olbrzymim problemem. Przedstawiciele obozu władzy zapominają, że kłopoty między innymi Niemiec wzięły się właśnie ze sprowadzania masowo imigrantów zarobkowych.

A to, jak się zdaje, jest właśnie droga, na którą Polska wkracza. Różnica polega na tym, że Niemcy sprowadzali imigrantów – w olbrzymiej części Turków – do pracy we własnych firmach. Dzisiaj według oficjalnej statystyki w Niemczech mieszka około 1,5 mln osób z tureckim obywatelstwem, zaś łącznie osób o tureckim pochodzeniu jest blisko 3 mln. Na to nałożyły się problemy wynikłe z kryzysu imigracyjnego lat 2014-15.

Do Polski natomiast imigranci, w tym z krajów muzułmańskich, są sprowadzani przecież nie na zapotrzebowanie i „zamówienie” małych oraz średnich polskich przedsiębiorców, ale wielkich korporacji, w przeważającej części zagranicznych. Korporacje zyskują w ten sposób tanich pracowników, natomiast koszty obecności obcokrajowców – nie tylko finansowe, ale też społeczne – obciążają nasz kraj.

Próżno szukać w programach dwóch największych ugrupowań poważnego odniesienia się do problemu imigracji. Wiarygodność wiecowego przekazu Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej w tej sprawie jest w zasadzie żadna. Platforma Obywatelska ustawiała się zawsze po stronie proimigracyjnej, choć trzeba też przyznać, że wbrew kolportowanemu przez obecną władzę stereotypowi w latach 2014-15 Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, nie był entuzjastą niemieckiej Willkomenskultur i niejednokrotnie dawał temu publicznie wyraz. Prawo i Sprawiedliwość z kolei nigdy nie przedstawiło żadnej poważnej strategii migracyjnej, pozostając na poziomie najprostszego, żeby nie powiedzieć: prymitywnego przekazu.

Na czym w takim razie polega problem i dlaczego mamy prawo domagać się, żeby partie, które chcą być uważane za poważne, zaprezentowały rzetelne programy zmierzenia się z zagadnieniem imigracji?

Najpierw trzeba sobie zadać pytanie, czy jakakolwiek masowa imigracja do Polski jest konieczna. Niestety, realistyczna odpowiedź jest taka, że prawdopodobnie nie będziemy w stanie jej na jakimś poziomie uniknąć – chyba że nastąpi coś, co radykalnie napędzi naszą demografię. Na to się jednak nie zanosi.

Opublikowana niedawno prognoza demograficzna GUS na rok 2060 jest zatrważająca. Według niej w wariancie optymistycznym mielibyśmy mieć wówczas 34,8 mln ludności, w środkowym – 30,4 mln, zaś w pesymistycznym – jedynie 26,7 mln. Miejmy zarazem świadomość, że byłaby to ludność w ogromnej części w wieku poprodukcyjnym, co oznacza, że radykalnie wzrosłoby obciążenie każdej pracującej w naszym kraju osoby, która musiałaby utrzymywać znacznie więcej osób niepracujących niż dzisiaj. Skończyłoby się to nakładaniem kolejnych obciążeń, a te z kolei byłyby impulsem do emigracji. Mielibyśmy zatem błędne koło. Najlepszym wyjściem, jako się rzekło, jest radykalnie zwiększenie dzietności. Niestety, statystyka pokazuje, że sprawy zmierzają raczej w odwrotnym kierunku. Pozostaje nam w tej sytuacji jedynie umiejętnie i roztropnie zarządzana imigracja, choć oczywiście patrząca perspektywicznie władza powinna równolegle zdiagnozować przyczyny niechęci do posiadania dzieci i starać się im przeciwdziałać.

Druga kwestia to ta, że imigracja puszczona na żywioł musi się skończyć źle. Przykładów tego mamy wystarczająco dużo: Niemcy, Francja, Szwecja, Włochy. Rozsądna polityka imigracyjna musi być posadowiona na kilku parametrach. Po pierwsze – wpuszczamy jedynie tyle osób, ile jest absolutnie niezbędne. Po drugie – bardzo skrupulatnie wybieramy, skąd te osoby przyjeżdżają, biorąc pod uwagę wskaźniki przestępczości w danym kraju, doświadczenia innych państw, bliskość kulturową, wyznawaną religię. Bywa też tak, że brak bliskości kulturowej nie musi oznaczać problemów. Tak jest choćby w przypadku Wietnamczyków lub Filipińczyków.

Po trzecie – w przypadku doraźnych potrzeb przedsiębiorstw bierzemy pod uwagę przede wszystkim te polskie, a nie wielkie międzynarodowe korporacje.

Po czwarte wreszcie – i jest to punkt absolutnie najważniejszy – musimy dokładnie zaplanować politykę asymilacji tych imigrantów, których chcielibyśmy w Polsce zatrzymać. Trzeba tu podkreślić rozróżnienie między integracją a asymilacją właśnie. Integracja to poziom niżej, podczas gdy w przypadku tych, którzy mają trwale polepszyć nasze wskaźniki demograficzne, należałoby celować raczej w asymilację. Tu znów warto spojrzeć na mniejszość, która wydaje się znakomicie asymilować nie tylko w drugim pokoleniu: na Wietnamczyków. Szacunki dotyczące wielkości tej diaspory w Polsce mówią mało precyzyjnie o kilkudziesięciu tysiącach osób. Natomiast ważne jest, że Wietnamczycy urodzeni już w Polsce lub ci, którzy przyjechali tutaj jako dzieci czy w młodym wieku, asymilują się w zasadzie bezproblemowo. Mówią znakomicie po polsku, znają polską kulturę, mają polskich przyjaciół, dzieci chodzą do polskich szkół. (Jeśli chcą państwo zobaczyć, jak mogą w Polsce funkcjonować zasymilowani Wietnamczycy, polecam choćby kanał popularnonaukowy Emce Kwadrat, prowadzony od 2014 r. przez bardzo miłą Polkę wietnamskiego pochodzenia). I taka właśnie asymilacja powinna być naszym celem. Kierunki imigracji należy dobierać pod kątem podatności na działania asymilacyjne.

Oczywiście asymilacja nie nastąpi sama z siebie. Państwo musi mieć odpowiednią strategię. Polska jej nie ma. Nie ma zresztą również strategii integracji.

Trzeba wreszcie wspomnieć o wielkim ryzyku społecznym i politycznym, wynikającym z braku takiej strategii oraz z braku jakiegokolwiek imigracyjnego filtra.

Najlepiej dać tutaj za przykład ukraińskich uchodźców, przebywających obecnie w Polsce. Nie wiemy wprawdzie, jak duża ich część ostatecznie wyjedzie z Polski do innych krajów na Zachodzie albo wróci na Ukrainę. Można założyć, że całkiem spora – na to wskazywałyby opublikowane niedawno rezultaty badania zespołu pod kierownictwem dr. Roberta Staniszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Ukraińscy respondenci, przebywający w naszym kraju, w aż 47 proc. zadeklarowali chęć powrotu na Ukrainę po zakończeniu wojny, 3,3 proc. chce wyjechać do innego kraju, 16,5 proc. chce pozostać w Polsce przez jakiś czas po zakończeniu działań zbrojnych, zaś o osiedleniu się u nas mówi tylko 10,3 proc. Jeśli te deklaracje miałyby się spełnić, nie zrealizowałyby się nadzieje tej grupy komentatorów, którzy uważają, że ukraińscy uchodźcy będą ratować polską demografię.

Lecz nawet jeśli w Polsce pozostałoby w sumie niespełna 30 proc. spośród obecnie przebywających tu Ukraińców, wciąż byłaby to pokaźna grupa 200-300 tys. osób. Taka diaspora najpewniej nie uległaby asymilacji. Zresztą obecne relacje pomiędzy Polakami a goszczącymi u nas Ukraińcami, podobnie jak wcześniejsze doświadczenia z ukraińską imigracją zarobkową, wskazują, że Ukraińcy – być może paradoksalnie – nie tylko się nie asymilują, ale nawet słabo się integrują. Polacy i mieszkający dzisiaj w Polsce Ukraińcy to w zasadzie dwa światy, które się w dużej mierze nie przenikają. Ogólna socjologiczna prawidłowość jest taka, że im większa mniejszość, tym trudniej o jej integrację, o asymilacji nie mówiąc.

To zaś może z czasem doprowadzić do sytuacji, gdy ukraińska mniejszość zażąda przyznania jej pełnych praw obywatelskich i politycznych oraz zacznie na tej bazie tworzyć własną reprezentację polityczną. Byłby to naturalny proces i trudno byłoby o to mieć pretensję do Ukraińców. Natomiast jego konsekwencje społeczne mogą być dramatyczne. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której w jakimś 20-tysięcznym mieście Ukraińcy wygrywają wybory samorządowe i przejmują władzę. Tylko kompletny ignorant mógłby twierdzić, że nie stałoby się to źródłem olbrzymich napięć społecznych.

Strategia imigracyjna dla Polski powinna być jednym z głównych tematów publicznej debaty. Jeśli nie zamierzają jej podejmować partie polityczne, powinny się nim zająć organizacje pozarządowe, a przede wszystkim powinien tę dyskusję podjąć pan prezydent. Tak się jednak nie dzieje. Można odnieść wrażenie, że podobnie jak jest z wieloma innymi problemami, które w ciągu kilku lat zwalą się nam na głowę, tak i tutaj polityczna elita uważa, że jakoś to będzie.