Plan A, czyli okradanie Rosji, kończy się porażką – więc „elity” UE uciekają się do planu B: okradają własnych obywateli.

Strategic Culture;

Plan A, czyli okradanie Rosji, kończy się porażką

– więc elity euro uciekają się do planu B:

okradają własnych obywateli.

Unia Europejska została przejęta przez wojowniczych i złodziejskich neo-bolszewików, którzy zrobią wszystko, aby zaspokoić swoje bandycki fantazje.

DR IGNACY NOWOPOLSKI DEC 22

Plan A zakładał splądrowanie rosyjskiego majątku państwowego i przekazanie go skorumpowanemu ukraińskiemu reżimowi neonazistowskiemu, aby kontynuować wojnę zastępczą z Rosją. Ursula von der Leyen i klika rusofobicznych euro-elit forsowały ten napad od miesięcy. Pomimo zwodniczej retoryki prawnej o „pożyczce reparacyjnej”, plan był nie do zaakceptowania dla kilku państw UE, które uznały go za bezwzględną kradzież na masową skalę.

Nawet Europejski Bank Centralny i MFW ostrzegały przed tym planem, gdyż podważyłby on wiarygodność i długoterminową stabilność finansową Unii Europejskiej.

W tym tygodniu przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i inni niewybieralni eurokraci, tacy jak przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa, bezskutecznie próbowali przekonać wszystkie 27 państw członkowskich do zaakceptowania ich planu grabieży rosyjskich aktywów o wartości 200 miliardów euro. Te rosyjskie aktywa są nielegalnie przechowywane w europejskich bankach od wybuchu wspieranej przez NATO wojny zastępczej na Ukrainie w 2022 roku. Fanatyczną obsesję von der Leyen popierają kanclerz Niemiec Friedrich Merz, premier Polski Donald Tusk i inni globalistyczni tzw. przywódcy.

Po wielogodzinnych negocjacjach na szczycie Rady Europejskiej w czwartek, unijni grabieżcy aktywów ponieśli porażkę. Belgia, Czechy, Węgry, Włochy, Malta i Słowacja odmówiły udziału w kradzieży. Belgia, która przechowuje większość zamrożonych rosyjskich aktywów, obawiała się, że Rosja pociągnie ją do odpowiedzialności za kradzież. Moskwa wszczęła już międzynarodowe postępowanie arbitrażowe, domagając się odszkodowania za zamrożone aktywa. Rosja mogłaby potencjalnie przejąć równoważne europejskie aktywa znajdujące się w Rosji w odwecie, jeśli jej własne aktywa nie zostaną zwrócone.

Fantazyjny plan grabieży przewidywał udzielenie Ukrainie pożyczek w wysokości do 135 miliardów euro, wykorzystując jako zabezpieczenie nabyte przez Rosję aktywa. Pożyczki miały zostać spłacone po wojnie w ramach rosyjskich „reparacji”. Nie ma mowy o tym, by Moskwa zapłaciła reparacje za konflikt, który uważa nie za jego początek, lecz za wojnę zastępczą zainicjowaną przez NATO. Wręcz przeciwnie, sama Rosja będzie domagać się reparacji – zwłaszcza za utratę dochodów z odsetek od jej zagranicznych aktywów przechowywanych w europejskich bankach oraz za śmierć i zniszczenia wyrządzone jej narodowi.

Plan B.

Ponieważ ich plan grabieży Rosji się nie powiódł, elity euro opracowały Plan B. Zobowiązuje on Unię Europejską do zaciągnięcia „wspólnego długu” na rynkach międzynarodowych, aby pożyczyć Ukrainie 90 miliardów euro (105 miliardów dolarów). To kolejny, absolutnie szalony plan przestępczej nieodpowiedzialności niekontrolowanych elit euro. Wszech-obecnie skorumpowany reżim kijowski pod wodzą niewybranego szarlatana żydowskiego kokainisty Wołodymyra Zełenskiego roztrwonił już setki miliardów euro i dolarów w trwającej cztery lata, nie do wygrania wojnie. Ukraina jest bankrutem. Ten dodatkowy zastrzyk 90 miliardów euro zostanie przechwycony przez kijowską mafię i pomoże reżimowi przedłużyć tę beznadziejną wojnę zastępczą, która doprowadzi do dziesiątek tysięcy ofiar śmiertelnych.

W Planie B zamrożone fundusze Rosji pozostają nietknięte, mimo że nadal są nielegalnie wstrzymywane. Zamiast tego ciężar długu, który umożliwia udzielenie pożyczki reżimowi w Kijowie, zostaje przerzucony na obywateli Europy – obciążenie dla przyszłych pokoleń.

Trzy kraje – Węgry, Słowacja i Czechy – mądrze odmówiły udziału w nowej „pożyczce reparacyjnej”. Wyjaśniają, że ich obywatele nie powinni płacić za pieniądze zmarnowane przez ukraińską korupcję i przedłużanie przegranej, krwawej wojny.

Tak czy inaczej, bezczelność grabieży finansowej dokonywanej przez europejskie elity zapiera dech w piersiach. Jawny rabunek w celu sfinansowania wojny z Rosją, posiadającą broń jądrową, idzie w parze z finansowaniem korupcji przez neonazistowski reżim, którego przywódcy zgromadzili miliardy w zagranicznych nieruchomościach, zerwaniem jakiejkolwiek odpowiedzialności demokratycznej i prawnej wobec obywateli europejskich oraz tłumieniem wolności słowa i informacji w całej UE. UE straciła wszelkie pozory demokracji i przekształciła się w autokratyczny reżim rządzony przez elity.

Niesamowite, że obywatelom Unii Europejskiej odmawia się dostępu do artykułów takich jak ten i innych publikacji Fundacji Kultury Strategicznej, a także do artykułów o fałszywych doniesieniach o porwaniach dzieci w Rosji i innych materiałów informacyjnych rosyjskich mediów – z powodu zakazów internetowych nałożonych przez biurokrację UE. Alfred de Zayas i inni zauważyli, że ten regres w prawie publicznym do informacji oznacza śmierć demokracji w UE.

Jednak kradzież funduszy publicznych na finansowanie wojny i korupcji jest chyba najwyraźniejszym sygnałem, że elity UE wymknęły się spod kontroli. Von der Leyen była już uwikłana w skandale korupcyjne, gdy autokratycznie i bez ponoszenia odpowiedzialności nabyła od wielkich koncernów farmaceutycznych szczepionki przeciwko COVID-19 o wartości miliardów euro. Podobne tajne układy z funduszami publicznymi prowadziła, będąc ministrem obrony Niemiec.

Jest ona jedynie symbolem całej wyższej ligi elit i polityków UE, którzy wdrażają środki nie podlegając żadnej odpowiedzialności prawnej ani demokratycznej.

Rzeczywiście, mamy do czynienia z „re-bolszewizacją Europy”. Euro-elity są w zmowie z neonazistami w Kijowie (na czele z żydowskim oszustem). Te „elity”, takie jak von der Leyen i niemiecki Merz, mają nazistowskich przodków. Ich podobnie myślący odpowiednicy w innych państwach europejskich byli gorliwymi kolaborantami III Rzeszy. Dziś w państwach bałtyckich odsłaniane są pomniki gloryfikujące kolaborantów z SS i masowych morderców. Europejscy przywódcy NATO, tacy jak były premier Holandii Mark Rutte, wzywają cywilów, by byli gotowi umrzeć w wojnie z Rosją.

Podstawową polityką III Rzeszy było wykorzystywanie grabieży finansowej podbitych państw europejskich poprzez systematyczne i „legalne” rabowanie banków centralnych.

Donald Tusk (niemiecki agent globalista), którego polscy podwładni zostali wymordowani przez ukraińskich nazistów w czasie II wojny światowej, jest teraz bardziej zainteresowany wspieraniem neonazistów na Ukrainie niż poszukiwaniem sprawiedliwości historycznej.

Tusk uzasadniał w tym tygodniu kradzież europejskich funduszy publicznych słowami: „Jeśli dziś nie zrobi się tego pieniędzmi, jutro zrobi się to krwią”.

Tacy ludzie już raz zniszczyli Europę. Teraz robią to ponownie.

Polska Tuska wykluczona z rozmów o Ukrainie – Europa szuka dialogu z Rosją bez Warszawy

Polska została wykluczona z rozmów o Ukrainie

– Europa szuka dialogu z Rosją

bez Warszawy

22/12/2025 – zmianynaziemi/polska-zostala-wykluczona-z-rozmow-o-ukrainie-europa-szuka-dialogu-z-rosja-bez-warszawy

W czasie gdy europejscy liderzy coraz aktywniej angażują się w poszukiwanie dróg dialogu z Rosją, Polska pozostaje na marginesie kluczowych rozmów dotyczących zakończenia wojny na Ukrainie. Ostatnie doniesienia medialne wskazują, że Warszawa została wykluczona z istotnego szczytu w Londynie, gdzie europejscy przywódcy omawiali amerykańskie wysiłki zmierzające do zakończenia rosyjskiej agresji.

Według informacji przekazanych przez ukraińskie media, Polska nie otrzymała zaproszenia na londyńskie spotkanie, mimo że jego tematyka bezpośrednio dotyczy bezpieczeństwa państw wschodniej flanki NATO. Ta sytuacja wywołała konsternację w Warszawie, zwłaszcza że Polska od początku konfliktu należy do najaktywniejszych sojuszników Ukrainy.

Nie jest to pierwszy przypadek pominięcia Polski w rozmowach na temat przyszłości regionu. Wcześniej podobna sytuacja miała miejsce podczas spotkania w Berlinie, gdzie rozmawiali przedstawiciele USA, Niemiec i Francji. Warszawa oficjalnie określiła to wykluczenie jako „błąd”. Rzecznik polskiego rządu stwierdził wówczas, że „żadne rozmowy o bezpieczeństwie Europy Wschodniej nie powinny odbywać się bez udziału Polski i Ukrainy”.

Równocześnie obserwujemy wyraźną zmianę tonu wśród zachodnioeuropejskich liderów. Prezydent Francji Emmanuel Macron otwarcie wezwał do wznowienia dialogu z Władimirem Putinem. Jego zdaniem, jeśli amerykańskie negocjacje nie przyniosą rezultatów, Europa powinna być gotowa do bezpośrednich rozmów z rosyjskim przywódcą. „Będzie przydatne znów rozmawiać z Władimirem Putinem” – miał stwierdzić Macron, krytykując jednocześnie wykluczenie Europy z głównego procesu negocjacyjnego.

Niemcy, choć oficjalnie zachowują dystans wobec bezpośrednich kontaktów z Moskwą, utrzymują nieformalne kanały komunikacji. Media donoszą o spotkaniach byłych wysokich rangą polityków niemieckich z przedstawicielami Kremla w Abu Zabi i Baku. Te półoficjalne rozmowy mogą świadczyć o niemieckich próbach przygotowania gruntu pod ewentualne wznowienie formalnego dialogu.

Jeszcze dalej w kontaktach z Rosją posunęły się Węgry i Słowacja. Premier Viktor Orbán wielokrotnie spotykał się z Putinem w ostatnim czasie, omawiając kwestie energetyczne i możliwości pokojowego rozwiązania konfliktu. Węgry oferowały nawet Budapeszt jako miejsce potencjalnego spotkania Trumpa z Putinem. Premier Słowacji Robert Fico również utrzymuje bliskie relacje z Moskwą, konsekwentnie krytykując sankcje i blokując niektóre inicjatywy UE wspierające Ukrainę.

Na tym tle polska strategia całkowitego zerwania kontaktów z Rosją staje się coraz bardziej odosobniona. Rząd w Warszawie konsekwentnie podkreśla, że dialog z Moskwą będzie możliwy dopiero po całkowitym wycofaniu rosyjskich wojsk z terytorium Ukrainy i rozliczeniu zbrodni wojennych. Ta bezkompromisowa postawa, choć wydaje się być zgodna z zasadami prawa międzynarodowego, prowadzi do paradoksalnej sytuacji – kraj najbardziej zaangażowany w pomoc Ukrainie traci wpływ na kształt potencjalnego porozumienia pokojowego.

Eksperci ds. bezpieczeństwa zwracają uwagę, że wykluczenie Polski z kluczowych formatów negocjacyjnych może mieć poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa regionu. „Żadne trwałe rozwiązanie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego nie będzie możliwe bez uwzględnienia interesów państw graniczących bezpośrednio z obszarem konfliktu” – podkreślają analitycy.

Tymczasem Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, która niedawno otworzyła spotkanie w Polsce, stanowczo potępiła rosyjską agresję na Ukrainę. To kolejny dowód na to, że mimo rosnącej gotowości do dialogu z Moskwą, Europa wciąż oficjalnie potępia działania Rosji.

W najbliższych miesiącach kluczowe będzie, czy Polsce uda się przełamać swoją izolację i włączyć się w proces negocjacyjny, czy też rozmowy o przyszłości Europy Wschodniej będą toczyć się bez udziału Warszawy. Jedno jest pewne – wykluczenie Polski z tych rozmów rodzi pytania o spójność europejskiej polityki wobec Rosji i skuteczność dotychczasowych działań wspólnoty międzynarodowej.

Źródła:

https://english.nv.ua/nation/poland-excluded-from-key-london-talks-on-ending-russia-s-war-in-ukra…

https://www.msn.com/en-us/news/world/poland-left-out-of-ukraine-russia-peace-discussions-media/ar…

https://www.youtube.com/watch

https://www.reuters.com/world/europe/excluding-poland-ukraine-talks-berlin-was-mistake-says-warsa…

https://www.pbs.org/newshour/world/europe-security-meeting-opens-with-condemnation-of-russias-war…

O miękkich kalifatach Europy i dlaczego Polska to przezwycięży

O miękkich kalifatach Europy i dlaczego Polska to przezwycięży

Grzegorz GPS Świderski


salon24/gps65/o-miekkich-kalifatach-europy-i-dlaczego-polska-to-przezwyciezy

We­dług da­ny­ch sta­ty­stycz­ny­ch pań­stw Za­cho­du oraz ośrod­ków ba­daw­czy­ch zaj­mu­ją­cy­ch się de­mo­gra­fią re­li­gij­ną, udział lud­no­ści mu­zuł­mań­skiej w ta­ki­ch kra­ja­ch jak Niem­cy, Fran­cja, Bel­gia czy Wiel­ka Bry­ta­nia w per­spek­ty­wie dwó­ch–trzech de­kad mo­że się­gnąć po­zio­mu 20–30 pro­cent. To nie ozna­cza jesz­cze więk­szo­ści, ale ozna­cza prze­kro­cze­nie pro­gu kry­tycz­ne­go, po któ­rym za­czy­na­ją dzia­łać me­cha­ni­zmy wła­dzy nie­za­leż­ne od no­mi­nal­nej licz­by lud­no­ści.

  Wspól­no­ty na­ro­do­we nie roz­pa­da­ją się dla­te­go, że ktoś ogła­sza woj­nę. Roz­pa­da­ją się wte­dy, gdy prze­sta­ją do­mi­no­wać te­ry­to­rial­nie oraz psu­ją pra­wo pu­blicz­ne i lo­jal­no­ść cy­wi­li­za­cyj­ną. Dziś uru­cha­mia­ją się dwa sprzę­żo­ne ze so­bą me­cha­ni­zmy: po­li­tycz­no-wy­bor­czy oraz te­ry­to­rial­no-se­ce­syj­ny. Oba są już dziś wi­docz­ne na Za­cho­dzie, choć wciąż na­zy­wa­ne są eu­fe­mi­stycz­nie „wy­zwa­nia­mi in­te­gra­cyj­ny­mi”.

Me­cha­ni­zm po­li­tycz­no-wy­bor­czy

  W sys­te­ma­ch więk­szo­ścio­wy­ch – ta­ki­ch jak bry­tyj­ski FPTP czy róż­ne od­mia­ny JOW-ów – wła­dza nie je­st funk­cją więk­szo­ści na­ro­do­wej, le­cz kon­cen­tra­cji gło­sów w kon­kret­ny­ch okrę­ga­ch. Je­że­li da­na gru­pa je­st sku­pio­na prze­strzen­nie i gło­su­je blo­ko­wo, to 15–25 pro­cent w ska­li pań­stwa mo­że prze­ło­żyć się na fak­tycz­ną do­mi­na­cję po­li­tycz­ną na po­zio­mie lo­kal­nym. Tym bar­dziej, gdy resz­ta elek­to­ra­tu je­st roz­pro­szo­na mię­dzy wie­le par­tii, frak­cji i ide­olo­gii.

[JOW nie ma „odmian”. Jeden poseł z okręgu. „Odmiany” to celowe szkodnictwo. md]

  To nie je­st teo­ria. To do­kład­nie to, co ob­ser­wu­je się w wy­bra­ny­ch dziel­ni­ca­ch Lon­dy­nu, Bir­ming­ham, Bruk­se­li czy mia­st pół­noc­nej An­glii. Lo­kal­ne ra­dy, bur­mi­strzo­wie i ad­mi­ni­stra­cja uczą się tam jed­ne­go: nie rzą­dzi ten, kto ma ra­cję, tyl­ko ten, kto po­tra­fi zmo­bi­li­zo­wać uli­cę i gło­so­wa­nie blo­ko­we. Is­lam­skie struk­tu­ry spo­łecz­ne – me­cze­ty, ra­dy star­szy­ch, lo­kal­ne sie­ci lo­jal­no­ści – dzia­ła­ją jak do­sko­na­le zdy­scy­pli­no­wa­ne ma­szy­ny wy­bor­cze. Wy­star­czy kil­ka ta­ki­ch okrę­gów, by stać się ję­zycz­kiem u wa­gi w ko­ali­cja­ch z le­wi­cą, któ­ra w imię an­ty­dy­skry­mi­na­cji go­to­wa je­st od­dać re­al­ną wła­dzę w za­mian za mo­ral­ne sa­mo­po­czu­cie.

  Nie trze­ba wy­gry­wać wy­bo­rów w ska­li kra­ju. Wy­star­czy kon­tro­lo­wać new­ral­gicz­ne wę­zły: dziel­ni­ce, ra­dy, urzę­dy, szko­ły, po­li­cję lo­kal­ną.

Me­cha­ni­zm te­ry­to­rial­no-se­ce­syj­ny

  Rów­no­le­gle dzia­ła me­cha­ni­zm dru­gi – znacz­nie groź­niej­szy, bo do­ty­czą­cy sa­mej isto­ty te­ry­to­rial­nej cy­wi­li­za­cji. Cho­dzi o po­wsta­wa­nie stref „no-go”, czy­li ob­sza­rów, gdzie cy­wi­li­za­cyj­ny mo­del pra­wa i je­go eg­ze­kwo­wa­nie ule­ga fak­tycz­ne­mu za­wie­sze­niu. Po­li­cja wcho­dzi tam nie­chęt­nie al­bo tyl­ko w du­ży­ch gru­pa­ch, pra­wo dzia­ła wy­biór­czo, a nor­my spo­łecz­ne eg­ze­kwo­wa­ne są przez lo­kal­ną wspól­no­tę z od­mien­nie in­ną mo­ral­no­ścią.

  W prak­ty­ce są to już mięk­kie ka­li­fa­ty. Obo­wią­zu­je tam in­ny po­rzą­dek nor­ma­tyw­ny: mie­szan­ka sza­ria­tu, pra­wa zwy­cza­jo­we­go i ko­dek­su gan­gów. Ko­bie­ty do­sto­so­wu­ją się do lo­kal­ny­ch norm nie dla­te­go, że pań­stwo je do te­go zmu­sza, ale dla­te­go, że pre­sja spo­łecz­na je­st sku­tecz­niej­sza niż ko­deks kar­ny. Pań­stwo uda­je, że te­go nie wi­dzi, bo wej­ście z ca­łą kon­se­kwen­cją ozna­cza­ło­by eska­la­cję, na któ­rą nie ma ani od­wa­gi po­li­tycz­nej, ani spo­łecz­ne­go man­da­tu. Jak wi­dać, pań­stwo na­wet do te­go się nie na­da­je.

  W Wiel­kiej Bry­ta­nii funk­cjo­nu­ją ofi­cjal­nie nie­wią­żą­ce ra­dy sza­riac­kie. For­mal­nie to tyl­ko ar­bi­traż re­li­gij­ny. Fak­tycz­nie – rów­no­le­gły sys­tem pra­wa ro­dzin­ne­go i ma­jąt­ko­we­go, któ­re­go de­cy­zje są eg­ze­kwo­wa­ne spo­łecz­nie. Pań­stwo to­le­ru­je to w imię „róż­no­rod­no­ści”, choć w prak­ty­ce ozna­cza to ka­pi­tu­la­cję przed in­nym po­rząd­kiem.

  To je­st se­ce­sja cy­wi­li­za­cyj­na. Bez flag, bez re­fe­ren­dów, bez ogło­szeń w Dzien­ni­ku Ustaw. Z udzia­łem 20 pro­cent w ska­li kra­ju, ale 60–80 pro­cent w wy­bra­ny­ch dziel­ni­ca­ch, moż­li­we je­st jed­no­cze­sne:

  • prze­ję­cie lo­kal­ny­ch wła­dz,
  • wy­mu­sze­nie zmian w pra­wie pod ha­słem wal­ki z is­la­mo­fo­bią,
  • fak­tycz­na im­mu­ni­za­cja stref sza­riac­ki­ch przed in­ge­ren­cją pań­stwa.

  Czy ktoś mu­si ogło­sić ka­li­fat? Nie. Ka­li­fat nie je­st ak­tem praw­nym. Je­st sta­nem fak­tycz­nym. Je­śli pań­stwo boi się wej­ść na swo­je te­ry­to­rium, to su­we­ren­no­ść już zo­sta­ła utra­co­na – nie­za­leż­nie od te­go, co za­pi­sa­no w kon­sty­tu­cji.

Dla­cze­go w Pol­sce ten sce­na­riu­sz się nie po­wtó­rzy – przy­naj­mniej na ra­zie

  W Pol­sce ten me­cha­ni­zm dziś nie za­dzia­ła. Nie dla­te­go, że je­ste­śmy lep­si, tyl­ko dla­te­go, że nie speł­nia­my wa­run­ków brze­go­wy­ch: nie ma­my du­żej, skon­cen­tro­wa­nej dia­spo­ry mu­zuł­mań­skiej, nie ma­my ko­lo­nial­nej prze­szło­ści ge­ne­ru­ją­cej rosz­cze­nia, a spo­łecz­ne przy­zwo­le­nie na ustęp­stwa kul­tu­ro­we je­st znacz­nie mniej­sze. Co­raz wię­cej lu­dzi wi­dzi, czym koń­czy się po­li­ty­ka wie­lo­kul­tu­ro­wo­ści na Za­cho­dzie, i re­agu­je in­stynk­tem obron­nym.

  To wła­śnie dla­te­go ro­sną no­to­wa­nia ugru­po­wań, któ­re otwar­cie mó­wią o za­gro­że­niu is­la­mi­za­cją — czy­li głów­nie Kon­fe­de­ra­cji. Nie dla­te­go, że są ra­dy­kal­ne, tyl­ko dla­te­go, że na­zy­wa­ją rze­czy po imie­niu, gdy in­ni bo­ją się słów.

Efekt ubocz­ny: mi­gra­cja od­wrot­na

  I tu po­ja­wia się pa­ra­doks. Pro­ces is­la­mi­za­cji na Za­cho­dzie przy­spie­szy – bo rdzen­ne spo­łe­czeń­stwa bę­dą się kur­czyć nie tyl­ko de­mo­gra­ficz­nie, ale też przez uciecz­kę. Do Eu­ro­py Środ­ko­wej, do Mię­dzy­mo­rza, bę­dą mi­gro­wać lu­dzie bo­ga­ci, wy­kształ­ce­ni i kul­tu­ro­wo kom­pa­ty­bil­ni. Ci, któ­rzy nie chcą żyć w mięk­ki­ch ka­li­fa­ta­ch, ale też nie wie­rzą już w zdol­no­ść Za­cho­du do sa­mo­obro­ny.

  Ta­ka mi­gra­cja nie je­st za­gro­że­niem. Je­st wzmoc­nie­niem. Hi­sto­ria zna ten me­cha­ni­zm. Pró­by ger­ma­ni­za­cji ziem pol­ski­ch w cza­sa­ch za­bo­rów przez osad­nic­two koń­czy­ły się po­lo­ni­za­cją osad­ni­ków. To nie my sta­li­śmy się Niem­ca­mi – to oni sta­wa­li się Po­la­ka­mi. Asy­mi­la­cja dzia­ła za­wsze w stro­nę sil­niej­szej kul­tu­ry. Głów­nie dla­te­go, że osad­ni­cy nie­miec­cy to by­li męż­czyź­ni i oni że­ni­li się z Po­lka­mi. A to mat­ka plus szko­ła wy­cho­wu­je dziec­ko, na­da­jąc mu na­ro­do­wo­ść. Więc pra­wie wszy­scy po­tom­ko­wie Niem­ców sta­li się Po­la­ka­mi.

[Podobnie było we Lwowie: Austriacy, Żydzi, Niemcy się polonizowali. Ukraińcy – o wiele mniej.. MD]

  I tak sa­mo bę­dzie tym ra­zem. Ucie­ki­nie­rzy przed ka­li­fa­ta­mi nie przy­nio­są nam is­la­mi­za­cji. Przy­nio­są ka­pi­tał, kom­pe­ten­cje i po­twier­dze­nie, że cy­wi­li­za­cja, któ­rej bro­ni­my, na­dal ma sens.

Ka­li­for­ni­za­cja a is­la­mi­za­cja – fał­szy­wa ana­lo­gia

  Po­ja­wia się tu jesz­cze je­den lęk, czę­sto pod­no­szo­ny przez lu­dzi, któ­rzy in­tu­icyj­nie czu­ją za­gro­że­nie, ale my­lą me­cha­ni­zmy. Cho­dzi o oba­wę, że ma­so­wa imi­gra­cja za­chod­ni­ch Eu­ro­pej­czy­ków do Pol­ski do­pro­wa­dzi do efek­tu „ka­li­for­ni­za­cji” – zja­wi­ska, któ­re opi­sa­łem wcze­śniej ja­ko wi­rus le­wi­co­we­go po­stę­pu, prze­no­szo­ny przez mi­gra­cję we­wnątrz­-cy­wi­li­za­cyj­ną: https://niepoprawni.pl/blog/gps65/kalifornizacja-wirus-lewicowego-postepu. To re­al­ne zja­wi­sko, ale w tym przy­pad­ku ana­lo­gia je­st błęd­na.

  Ka­li­for­ni­za­cja i is­la­mi­za­cja to dwa zu­peł­nie róż­ne pro­ce­sy, dzia­ła­ją­ce we­dług in­ny­ch praw. Że­by ka­li­for­ni­za­cja mo­gła za­dzia­łać, mu­szą być speł­nio­ne jed­no­cze­śnie dwa wa­run­ki. Po pierw­sze: na­pływ ma­sy wy­bor­ców nio­są­cy­ch ze so­bą spój­ny pa­kiet ide­olo­gicz­ny – pro­gre­syw­ny, le­wi­co­wy, an­ty­tra­dy­cyj­ny. Po dru­gie: in­sty­tu­cjo­nal­ne otwar­cie sys­te­mu po­li­tycz­ne­go, któ­re po­zwa­la im ten pa­kiet na­tych­mia­st prze­ło­żyć na wła­dzę, czy­li peł­ne pra­wa wy­bor­cze, ni­skie ba­rie­ry oby­wa­tel­stwa i go­to­we do prze­ję­cia struk­tu­ry.

  W przy­pad­ku za­chod­ni­ch Eu­ro­pej­czy­ków ucie­ka­ją­cy­ch przed is­la­mi­za­cją te wa­run­ki nie są speł­nio­ne. Ci lu­dzie nie bę­dą mi­gro­wać dla­te­go, że ma­rzą o eks­por­to­wa­niu le­wi­co­we­go po­stę­pu. Oni mi­gru­ją dla­te­go, że ten po­stęp do­pro­wa­dzi ich kra­je do sta­nu mięk­ki­ch ka­li­fa­tów. Z de­fi­ni­cji bę­dą więc w ogrom­nej czę­ści an­ty­islam­scy, scep­tycz­ni wo­bec mul­ti­kul­tu­ra­li­zmu i wro­go na­sta­wie­ni do po­li­ty­ki ustęp­stw. Ich obec­no­ść nie osła­bi twar­dy­ch po­staw wo­bec is­la­mi­za­cji – ona je ra­czej wzmoc­ni.

  Dru­ga róż­ni­ca je­st jesz­cze waż­niej­sza. Ka­li­for­ni­za­cja dzia­ła tam, gdzie mi­gran­ci za­cho­wu­ją peł­nię praw po­li­tycz­ny­ch i mo­gą na­tych­mia­st gło­so­wać, zmie­niać pra­wo i przej­mo­wać in­sty­tu­cje. W Pol­sce ten me­cha­ni­zm nie ist­nie­je. Na­wet je­śli doj­dzie do ma­so­wej mi­gra­cji Niem­ców czy Fran­cu­zów, pro­ces uzy­ski­wa­nia oby­wa­tel­stwa i praw wy­bor­czy­ch bę­dzie dłu­gi, se­lek­tyw­ny i roz­cią­gnię­ty w cza­sie. To nie je­st na­tych­mia­sto­wa zmia­na elek­to­ra­tu, tyl­ko po­wol­na asy­mi­la­cja. Dla­te­go waż­ne je­st, by u nas nie przy­spie­szać pro­ce­su nada­wa­nia oby­wa­tel­stwa.

  Krót­ko mó­wiąc: ka­li­for­ni­za­cja to im­port ide­olo­gii wraz z pra­wa­mi po­li­tycz­ny­mi, a is­la­mi­za­cja to im­port od­ręb­ne­go po­rząd­ku cy­wi­li­za­cyj­ne­go wraz z rosz­cze­niem do au­to­no­mii. To nie są zja­wi­ska sy­me­trycz­ne ani po­rów­ny­wal­ne.

  Dla­te­go mi­gra­cja Za­chod­ni­ch Eu­ro­pej­czy­ków ucie­ka­ją­cy­ch przed ka­li­fa­ta­mi nie sta­no­wi dla Pol­ski za­gro­że­nia sys­te­mo­we­go. Przy­ja­dą ci, któ­rzy jesz­cze ro­zu­mie­ją, czym je­st cy­wi­li­za­cja, pra­wo i gra­ni­ce. Resz­ta zo­sta­nie tam, gdzie już dziś pań­stwo od­da­je swo­je dziel­ni­ce bez jed­ne­go strza­łu.

  Hi­sto­ria po­ka­zu­je ja­sno, że kul­tu­ra sil­niej­sza asy­mi­lu­je słab­szą. Pol­sko­ść je­st cią­gle sil­na, le­wac­two nas jesz­cze nie znisz­czy­ło, mi­mo że nie­ste­ty so­wiec­ka men­tal­no­ść do­mi­nu­je. Jed­nak du­ch daw­ny­ch swo­bód i wol­no­ści na­dal w nas tkwi, jak już nie w na­szy­ch gło­wa­ch, to w na­szej tra­dy­cji i kul­tu­rze, więc jesz­cze się od­ro­dzi­my.

Nas ura­tu­ją na­sze wa­dy na­ro­do­we, co opi­sa­łem kie­dyś tu: https://niepoprawni.pl/comment/1562301

=========================================================

perfidia21 grudnia 2025,

============

Autor ten notki uprawia klasyczne wishful thinking. Wcale nie musi być tak jak on tu pisze. Ja jego optymizmu absolutnie nie podzielam bo uważam że jest on oparty na historycznie prawdziwych ale nie przenoszących się na współczesność przykładach.

1. Przede wszystkim opór przeciwko islamowi w Polsce ma jedynie charakter deklaratywny i nigdy nie został sprawdzony w praktyce. Przede wszystkim dlatego, że nie mamy mniejszości islamskiej. 

Ale patrząc na przykład „obsłużenia” przez lud „kwestii ukraińskiej” – panie Autorze – ja to widzę bardzo kiepsko gdy w Polsce pojawi się element islamski który mówi po polsku i który podejmie się „ewangelizacji” w duchu islamu.

Przypuszczam, że bardzo szybko znajdą się liczni etnicznie polscy miłośnicy Proroka i jego religii.

A na dodatek jak to z resztą waćpan zauważył – władza państwowa bardzo szybko stanie po stronie „nachodźców” szaleńczo walcząc z tym którym obecność Semitów nie będzie się podobać

2. Podobnie błędnie interpretuje waćpan problem migracji odwrotnej szczególnie na tle kontekstu historycznego.

Współcześni Polacy nie posiadają absolutnie żadnej odporności na obcego bakcyla. Powszechną polską religią jest oszalałe służalstwo wobec obcych z dowolnego kierunku.

Tutaj nie ma żadnej analogii do obcych migracji w czasach historycznych. Kiedy Polska była mocarstwem regionalnym z prawdziwego zdarzenia a ówczesny szlachecki naród polski był z jednej strony niezwykle hermetyczny wewnętrznie a z drugiej tolerancyjny wobec wyraźnie oznaczonego obcego elementu. 

W żadnym wypadku nie może Autor liczyć na to, że ci którzy przyjadą tutaj z zachodu nie podejmą się budowania lokalnych nie-polskich (choć też i nie-islamskich) społeczności. 

Niestety dekady pedagogiki wstydu oraz przyzwolenia na szkodzenie Polsce pod sztandarami już nie tyle obcych państw co ideologii i nurtów politycznych uczyniło z Polaków bezbronną plastelinę napakowaną dodatkowo ostrymi szklanymi odłamkami lokalnych niezwykle łatwych do pozyskania kolaborantów.

„EUROPA” ZMĘCZONA UKRAINĄ

EUROPA ZMĘCZONA UKRAINĄ

krzysztof mielewczyk salon24.pl/u/kmiel/europa-zmeczona-ukraina

Miniony tydzień pokazał w konkretnych odsłonach rzeczywisty stosunek państw Unii do Ukraińców. Konflikt z Rosją Kijów usilnie kreuje zagrożeniem wspólnym. Przyjęciem do UE Żeleński ma zatuszować mega-korupcję swojego obozu do spółki z Brukselą. Dlatego nie chce skończyć tej wojny.

Ostatnie godziny pokazują prezydenta Żeleńskiego, jako człowieka zastanawiająco zmiennego. W sobotę wyraził chęć podjęcia na propozycję USA rozmów trójstronnych z Rosją. Dziś już obwarował to dołączeniem krajów europejskich do takich negocjacji. Sęk w tym, że po totalnym fiasku szczytu w Berlinie w ostatni czwartek, gdzie odmówiono przekazanie Ukrainie rosyjskiego depozytu z równoczesnym rozpadem tak zwanej koalicji chętnych nawet niemieckie media nie mają wątpliwości, że ich społeczeństwo nie zgodzi się składać na pożyczkę 90 mld euro nie do oddania. Lista krajów z takim nastawieniem pięknie się wydłuża. I tylko Donald Tusk gotów jest zabrać bez pytania podatki Polaków i utopić w kieszeni swego kumpla Wałodii z Ciamajdanu. Po to ostatecznie został clown telewizyjny prezydentem, żeby wszyscy konkreti oligarchowie jeszcze bardziej się upaśli.

Bredzący coraz wyraźniej niczym zdziecinniały emeryt premier marzy dobić do końca kadencji, żeby pospłacać zaciągnięte zobowiązania. Jest bardziej, niż nerwowo, bo wybory w Stanach wygrał Trump, a jeszcze gorzej wybrali Polacy. Z trzech stron, a w zasadzie licząc z obozem prezydenckim, PiS i obydwie Konfederacje nawet w stanie ostrej niedyspozycji zaciskają jelita Koalicji Obywatelskiej.

Kiedy pan premier i świta wyskoczą z tematem pożyczki, który wcześniej ma wielką szansę rozpłynąć się po europejskich salonach, nastąpi powrót do skutków ,,ustawy łańcuchowej,, i rząd pokąsany kłami ulicy z podartą godnością też się rozpłynie. Każde sankcje Brukseli wobec Moskwy przy spadku temperatury społecznego poparcia dla Kijowa mają wymiar ciekawostki na miarę odkryć badaczy sanskrytu.

Wiadomo z historii, że Ukraina sama z siebie nic nie urodzi poza nacjonalistycznym warczeniem. Co tam dziś stoi pobudował Lenin, Stalin. I za niewdzięczność jeszcze osamotniona sromotnie zapłaci.

„Współczesna Europa jest głupia”. Prof. Legutko ostrzega: Muzułmanie przejmą władzę pokojowo, a my znikniemy?

„Współczesna Europa jest głupia”.

Prof. Legutko ostrzega:

Muzułmanie przejmą władzę pokojowo,

a my znikniemy

Przemysław Obłuski


niezalezna.pl/polityka/ryszard-legutko 20.12.2025,

Czy czeka nas koniec Europy, jaką znamy? Prof. Ryszard Legutko nie ma złudzeń. W rozmowie z naszym portalem wskazuje, że Stary Kontynent, odcinając się od chrześcijaństwa i rzymskiego prawa, stał się „niemądry” i bezbronny wobec lewicowych absurdów. Zapaść demograficzna rdzennych Europejczyków w zderzeniu z dzietnością imigrantów prowadzi do nieuchronnej katastrofy. „Mieszkańcy świata zachodniego będą żyli bezpiecznie, aż muzułmanie w końcu przejmą władzę” – wieszczy profesor, nawołując do buntu przeciwko dyktaturze głównego nurtu.

Gdyby pan profesor miał wymienić największe zagrożenia dla Europy, to jak wyglądałaby ta lista? Nie chodzi mi wyłącznie o politykę, choć z pewnością nie da się w tym kontekście od niej uciec. Chodzi mi bardziej o mentalność, o wartości.  

Obecnie słowa “Europa” używa się wymiennie ze słowami “Unia Europejska”. Poniekąd słusznie, bo kondycja Europy odzwierciedla się dzisiaj w kondycji Unii Europejskiej. Możemy więc o tej Europie powiedzieć, że odcina się od dziedzictwa europejskiego traktując je jako muzeum lub formę choroby. Pamiętajmy, że Unią rządzi lewica, a ta ma to do siebie, że zawsze chce budować nowy świat, dla którego uzasadnieniem jest przekonanie, że stary świat jest zły. I to samo obserwowaliśmy w marksizmie, przy czym marksiści mieli – powiedziałbym – nieco cieplejszy stosunek do części dziedzictwa europejskiego, bo chcieli się pod nie podpiąć, by dodać sobie wartości.

Natomiast współcześnie traktuje się je pogardliwie, co widać m.in. w edukacji, gdzie rzadko mówi się o tradycji europejskiej, a często o polityce czy politycznej ideologii. Stąd uważam, że – niech to nie zabrzmi nazbyt pysznie – Europa współczesna jest dość głupia. Głupia nie w tym znaczeniu, że nie ma wybitnych ludzi, czy że nie rozwija się nauka, lecz że jest niezainteresowana poznaniem czegokolwiek, co odbiega od aktualnie przyjętych punktów widzenia i nie ma świadomości własnego stanu. Europa wyraża się albo w tym co techniczne, odnoszące się do ekonomii, systemu bankowego, inżynierii, informatyki, itd., albo w tym co ideologiczne, czyli nakierowane na przyszły nowy, wspaniały świat. Na przykład metafizyka zniknęła uznana za kategorię uzasadniającą system władzy. Prawda, jedna z głównych kategorii myśli europejskiej, też została dezawuowana, przez sprowadzenie do sensu kontekstowego. Prawo rzymskie traci na znaczeniu i nie jest obowiązkowym przedmiotem nauczania, a jego zasady są łamane. Nic więc dziwnego, że Europa odwracając się od własnej kultury staje się niemądra. 

Powiedział pan, że współczesny świat jest głupi, mówił pan też o walce o dusze i o prawdzie. Żyjemy jednak w czasach, kiedy współczesnym Europejczykom można wciskać najbardziej absurdalne teorie powołując się na jakiś rzekomy konsensus naukowy. Ludzie są w stanie uwierzyć, że planeta płonie i dlatego nie powinni mieć dzieci, że mężczyzna jest kobietą i może rodzić dzieci, że zwierzęta powinny mieć takie same prawa jak ludzie. Wydaje się, że obecnie można dowolnie manipulować ludźmi i to paradoksalnie – przy znacznie większym jak kiedyś dostępie do informacji. Można zmienić ich sposób postrzegania otaczającej rzeczywistości i w końcu hierarchię wartości. Czy jako ludzie jesteśmy dziś taką plasteliną, którą dowolnie można urabiać? 

Człowiek współczesny jest bezbronny wobec tego, co się dzieje i można mu wcisnąć różne głupstwa. Nie ma narzędzi mentalnych, by te bzdury zakwestionować. Aby to uczynić, musiałby spojrzeć na dzisiejszą rzeczywistość z zewnętrznego punktu widzenia, a ten stał się dla niego nieosiągalny.

Chrześcijaństwo w Europie straciło wpływ, metafizyka, jak mówiłem, została zdyskwalifikowana, wychowanie klasyczne zlikwidowano. A skoro nie istnieje zewnętrzny trybunał oceniający, to świat realizujący przyszłość według lewicowego scenariusza nie podlega krytyce. To, co się dzieje jest dobre i żadna sensowna alternatywa rozwoju nie istnieje. Można jedynie zwiększyć radykalizm: nie wystarczy tylko głosić feminizm, ale trzeba represjonować tych, co się mu opierają; nie wystarczy głosić LGBT, ale trzeba dodawać kolejne litery, itd. Skoro takie przesłanie płynie zewsząd, nie tylko z instytucji politycznych, ale także z sądów, z uczelni, ze środowisk naukowych, z mediów, z korporacji, to w jaki sposób współczesny człowiek marnie wykształcony, oderwany od europejskich korzeni, nieobyty z argumentami może się przeciwstawić? Szanse ma niewielkie. Jeśli nie ulegnie wewnętrznie, to często popadnie w konformizm i na wszelki wypadek dostosuje się do otoczenia.

Paradoks polega na tym, że najbardziej absurdalne idee nie tylko wchodzą głęboko w umysły milionów ludzi, ale wchodzą z przesłaniem niezależności, niepokory, autonomii, śmiałości myślenia. Ludzie nieodróżnialni tworzący jednolitą masę nabierają przekonania, że każdy z nich jest duchem niezależnym i samodzielnym podmiotem, który w poczuciu wolności i autonomii zmienia świat. Kiedyś wyobrażano sobie, a to były lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, że wszystkie wielkie projekty zmiany świata się skończyły. Po dyskredytacji komunizmu żadna totalna idea nie chwyci, a mieszkańcy świata zachodniego będą żyli bezpiecznie, mając mnogie możliwości rozwoju intelektualnego i osiągnięcia zamożności. I choć podkreślano, że wielkie ideologie nadal będą się pojawiać w środowiskach intelektualnych, to nie wpłyną na umysły szerokich rzesz ludzkich. Te przewidywania się nie sprawdziły, bo wprawdzie w kręgach intelektualnych istotnie zrodziły się kolejne nowe ideologie i to jeszcze bardziej szalone, ale skutecznie przeniknęły do umysłów wielkiej liczby obywateli. Czy kiedyś wariactwo opadnie i kobieta będzie znowu kobietą, mężczyzna mężczyzną, małżeństwo małżeństwem, a aborcja zabójstwem nienarodzonego i czy wróci zdrowy rozsądek i poczucie miary oraz że międzynarodowe instytucje stojące na straży szaleństwa takie jak Unia Europejska ulegną ostatecznej kompromitacji? Powiedziałbym, że więcej szans jest na to, że po upadku dzisiejszych ideologicznych idoli ludzie znajdą sobie nowe i podejmą kolejne próby budowania nowego wspaniałego świata, jeszcze bardziej niedorzecznego i przynoszącego jeszcze większe szkody. Ale to będzie problem dla pokoleń w odleglejszej przyszłości. Na nas spoczywa obowiązek walczyć z szaleństwem dzisiejszym. 

Z tego, co pan powiedział wyciągam wniosek, że ten przeciętny, statystyczny Europejczyk – oczywiście wiem, że takiego nie ma, to jest bardzo duże uproszczenie – jest niemądrym, być może samorealizującym się egoistą, postrzegającym świat wyłącznie w perspektywie “tu i teraz”, a być może jakimś idealistą, altruistą z klapkami na oczach w postaci z gruntu fałszywych współczesnych dogmatów, na przykład klimatycznych. Kim ten dzisiejszy Europejczyk może być za 20-30 lat? 

Tego oczywiście nie wiem. Mogę jedynie uzupełnić poprzednią wypowiedź. Połączenie egoizmu i altruizmu jest stałą cechą natury ludzkiej. Szaleństwa biorą się właśnie z wzajemnego przenikania jednego i drugiego. Bardzo chcemy nadać swojemu życiu i swoim działaniom głębszy sens i szukamy go – by tak rzec – na bazarze sensów. Tam zaś najbardziej rozreklamowane i najbardziej proponowane dzisiaj jest to, o czym mówiliśmy, a więc klimatyzm, genderyzm i inne. Mają one dać każdemu, kto się w nie zaangażuje osobistą satysfakcję, która pozwoli wyleczyć się z rozmaitych udręk egzystencjalnych, samotności i innych cierpień współczesnej duszy. Jak ten bazar sensów będzie wyglądał za trzydzieści lat i jakie sensy będą dysponowały najskuteczniejszą reklamą, trudno powiedzieć. Myślę, że problemy z wyborem będą podobne. Jeśli uznamy, że człowiek dzieli się na ciało i duszę, to człowiek dzisiejszy dobrze zagospodarował ciało dzięki – mówiąc obrazowym skrótem – siłowni i diecie. Gorzej z duszą. Tutaj triumfy świecą terapie i terapeuci, ale to są środki doraźne. Pomysłu na spełnienie człowiek nie ma i nie udało mu się zbudować odpowiednika siłowni oraz diety dla duszy. Stąd rzuca się na ratowanie planety czy kondomizację Afryki.

Europa nie ma wiele do zaoferowania. Jedyną poważną ofertę dawało chrześcijaństwo, przede wszystkim katolicyzm, nie tylko dlatego, że dobrze opisuje duszę ludzką i naturę człowieka, ale także ponieważ jako jedyny dzisiaj nurt duchowy odwołuje nas do kultury klasycznej. Niestety, obserwujemy, że katolicyzm również wykazuje objawy kapitulanctwa oddając część swojej tożsamości dzisiejszym modom: błogosławienie lodu jako ukłon wobec klimatyzmu, czy błogosławienie par homoseksualnych jako ukłon w stronę genderyzmu. Na szczęście rodzi się opór przeciw temu kapitulanctwu, ale jak będzie skuteczny, pokażą następne dziesięciolecia. 

Spróbujmy nieco przełożyć to, o czym pan dotychczas powiedział na konkrety. Śmiertelnie ważna – i uważam, że nie ma tu żadnej przesady – jest postępująca zapaść demograficzna w większości państw Europy. Wydaje się, że bagatelizujemy jej skutki, nie dostrzegamy, a one nieuchronnie będą dramatyczne. Dodajmy, że ta zapaść dotyczy głównie rdzennych Europejczyków, bo np. mieszkający w Europie muzułmanie cieszą się bardzo licznym potomstwem. Jak to możliwe, że daliśmy sobie wmówić, że kiedy nie będziemy tworzyli rodzin, nie będziemy mieli dzieci, będzie nam lepiej? 

Europejczycy wiedzą, że jeśli zabraknie pieniędzy, to system się nie utrzyma. Dlatego za jeden ze środków zaradczych uznano imigrantów, którzy mieli wypełnić demograficzną zapaść. To praktyczne rozwiązanie, dość skuteczne, przysporzyło jednak kłopotów innego rodzaju i jeszcze większych.

Dlaczego Europejczycy się nie rozmnażają?

Są różne odpowiedzi. Kiedyś, kiedy nędza była problemem palącym, wydawało się, że po jej likwidacji rodziny rozkwitną. Okazało się to nieprawdą. Nędzę radykalnie ograniczono, a efektem wzrostu zamożności stała się wygoda. Im więcej mamy możliwości zadbania o dziecko, tym częściej pragnienie wygody wygrywa. Im bardziej się przyzwyczajamy do wygody, tym mniej chcemy ją ograniczać.

Można też na problem niedzietności patrzeć bardziej metafizycznie i wiązać go z sekularyzacją. W świecie zsekularyzowanym życie ludzkie postrzegane jest w kategoriach pojedynczego skończonego istnienia. Żyję od momentu narodzin do momentu śmierci, a moja myśl nie wykracza poza tę granicę. Takie postrzeganie siebie sprawia, że dzieci nie są już czymś niezbędnym, bo one tego życia nie przedłużą. Stąd też biorą się ataki na rodzinę jako zakłócającą wygodę egzystencji; stąd też bierze się uzasadnienie aborcji coraz częściej uznawane nie tylko jako prawo kobiety, ale także prawo człowieka.

Jest więc po części paradoksalne, a po części zrozumiałe, że ktoś, kto nie sięga świadomością poza granicę swojego życia i nie potrzebuje do swojego samookreślenia dzieci, będzie jednocześnie ulegał wielkiemu wzburzeniu na myśl, co stanie się z naszą planetą za kilkaset czy kilka tysięcy lat i że będzie walczył o zachowanie rzadkich owadów, choć bez zmrużenia okiem – w zależności od płci – podda się aborcji lub zmusi do niej kobietę. Zdumienie budzi nie samo dbanie o rzadkie owady, czy troska o planetę, ale niezwykła dysproporcja między postrzeganiem własnego życia, a postrzeganiem świata.  

Stara Europa nie tylko umiera, ale – o czym pan już mówił – traci nieodwracalnie swoją tożsamość religijną, historyczną i kulturową. Wnuki dzisiejszych 30-latków będą już żyły w zupełnie innej rzeczywistości, bo muzułmanie w końcu przejmą władze pokojowo. Czy Europejczycy zdają sobie w pełni sprawę z konsekwencji takiej perspektywy? 

Zbyt wielu z nich usuwa ten problem poza świadomość. Europejczycy, jak mówiłem, wolą rozpaczać nad tym, co stanie się z całym światem za kilka czy kilkadziesiąt tysięcy lat niż myśleć o tym, co stanie się w kolejnych dziesięcioleciach. Zgubne podejście do imigracji na Zachodzie bierze się z przemieszania dwóch elementów. Pierwszym jest ciągle istniejący kac po kolonializmie, skutecznie podtrzymywany w istnieniu przez lewicę. Drugim czynnikiem jest liberalny projekt społeczeństwa otwartego, w którym mają się pomieścić wszyscy i aby to osiągnąć należy zniszczyć przeszkadzające otwartości stare nawyki, obyczaje i stereotypy. Imigranci traktowani są jako taran rozbijający to co stare i umożliwiający powstanie tego co nowe.

Połączenie pokolonialnego kaca i idei społeczeństwa otwartego, choć skrajnie niemądre, spowodowało paraliż woli. Weźmy Szwecję, kraj, który jeszcze dwadzieścia lat temu należał do najbardziej bezpiecznych w Europie, a w tej chwili należy do najmniej bezpiecznych. Nie wiem, jak dalece Szwedzi utożsamili się z kolonialnym grzechem białej rasy, ale zważywszy, że od dziesięcioleci rządzi tam lewica, to pewnie odczuwają kaca za innych. W każdym razie degradacja tkanki społecznej spowodowana imigracją nie dokonała się w wyniku jednej decyzji, ale trwała przynajmniej kilkanaście lat. A Szwedzi patrzyli na tę degradację i nie zrobili niczego, by proces zatrzymać. Dotyczy to całej Europy zachodniej, która uległa podobnemu paraliżowi.

Teraz już jest za późno. I żadne żałosne pakty migracyjne wymyślone przez Komisję Europejską zmian nie odwrócą. 

To może teraz o demokracji. O kształcie Europy decydują politycy, którzy w swoich krajach cieszą się znikomym poparciem, jak np. Emmanuel Macron czy Friedrich Merz. Z kolei Komisja Europejska, która ma ogromne kompetencje jest organem nieprzejrzystym, wyłanianym w dość szemranej i niezrozumiałej dla przeciętnego zjadacza chleba procedurze. Jak to możliwe? Jak to się ma do idei demokracji, o której tak wiele w Europie się mówi? 

Mówiłem wcześniej o zgłupieniu Zachodu. To zgłupienie przejawia się między innymi na tym, że w świecie powszechnego dostępu do informacji ludzi można łatwo i masowo okłamywać. Czyni to również Unia Europejska, która w 10 artykule Traktatu o UE mówi o sobie, że działa w oparciu o demokrację przedstawicielską, a przecież to ewidentne kłamstwo. Bliższe prawdy byłoby stwierdzenie, że Unia, a także zachodni świat zmierzają w kierunku despotyzmu. Prawo staje się coraz bardziej represywne, rośnie cenzura, a ludzie coraz powszechniej boją się represji. To widać wszędzie, nie tylko na uczelniach, gdzie te złe rzeczy się zaczęły, ale w ogóle w całym życiu społecznym. Miarą dzisiejszej potulności, łatwowierności czy, jak powiedziałem powyżej, głupoty jest to, że wielu ludzi uwierzyło, że cenzura nie jest cenzurą, lecz troską o prawdę, że represje nie są represjami, lecz narzędziem szerzenia różnorodności, że istnienie monopolu ideologicznego nie rodzi konformizmu, lecz pluralizm, i tak dalej.  

I wielu ludzi w to wierzy. 

Tak, wielu w to wierzy szczerze, a inni przyjmują to bezrefleksyjnie jako oczywistość myśląc sobie „przecież powszechnie wiadomo, że…”. Udało się w Europie stworzyć na dużą skalę coś w rodzaju ortodoksji. Powstał system de facto jednopartyjny, bo składają się nań partie mające podobne poglądy: od zielonych i socjalistów przez liberałów, do tak zwanych chadeków, którzy z chadecją nie mają nic wspólnego. Ową koalicję nazywa się głównym nurtem, choć jest on oparty o agendę lewicową, a tzw. chadecy z CDU i innych partii z EPL już dawno skapitulowali i przyjęli ją jako własną. Kto do tego nurtu nie należy temu odmawia się legitymacji do pełnoprawnego występowania w przestrzeni publicznej.  W Unii Europejskiej otacza się takie partie kordonem sanitarnym i praktycznie uniemożliwia dostęp do ciał podejmujących decyzje. Kraje, które się z głównego nurtu wyłamują są przedmiotem presji, szantażu i, jak w przypadku Polski, ingerowania w demokratyczne wybory. Węgry doświadczają podobnej agresji. Były też ataki na Rumunię i Chorwację. A ponieważ główny nurt opanował wszystkie instytucje europejskie i większość rządów, zdołał on w ciągu ostatnich kilkunastu lat znacznie powiększyć swoją władzę, z której coraz bardziej bezceremonialnie korzysta. Unia w szybkim tempie stacza się w bezprawie. 

Co można zrobić w tej sprawie? Jak to zmienić? 

Najprostszą drogą, choć trudną w praktyce jest uzyskanie możliwości wpływania na politykę unijną, na przykład, przez uformowanie mniejszości blokującej w Radzie. Główny nurt sam władzy nie odda i jej nie ograniczy o ile nie spotka się z efektywnym oporem. Na podobny scenariusz wskazał prezydent Nawrocki na Uniwersytecie Karola w Pradze. Rozwiązanie jest proste, ale na razie trudno zebrać wystarczającą liczną koalicję. Może uda się to po udanych wyborach na Węgrzech, w Polsce, we Francji i w innych krajach. Trójka wyszehradzka wypowiedziała posłuszeństwo ETS-owi. To dobry sygnał.

Mnie się marzy, by Europa Wschodnia i Środkowa stworzyła wspólny front. Zbliżoną myśl znajdujemy w dokumencie przedstawiającym nową strategię amerykańską. Ale oprócz poziomu politycznego jest także poziom mentalny. I tutaj rzecz staje się bardziej skomplikowana. Wrócę jeszcze raz do pytania, jak to jest możliwe, że miliony ludzi w Europie poddają się mistyfikacji, na przykład, nazywając europejską oligarchię systemem demokratycznym.

Albo weźmy Polskę. Od dwóch lat mamy do czynienia z politycznym gangsteryzmem, z szalejącym bezprawiem, kryminalizacją opozycji i innymi okropnymi rzeczami. Jak to jest możliwe, że w świecie, w którym panuje religia praw człowieka, a wszyscy śpiewają zbiorowe hymny ku czci demokracji, ten polityczny gangsteryzm nie wywołuje szerokich protestów? Rozumiałbym, że nie protestują instytucje europejskie, bo one są upartyjnione do granic patologicznych. Ale przecież istnieją instytucje nominalnie niepolityczne – media, stowarzyszenia, uniwersytety. Chatham House, instytucja ciesząca się dobrą reputacją przyznała nagrodę Donaldowi Tuskowi za przywracanie demokracji i rządów prawa.

Czy już wszyscy zwariowali – chciałoby się zapytać? Samo istnienie głównego nurtu nie powinno przecież zwalniać ludzi bezpośrednio nieuwikłanych politycznie z myślenia. Czy możliwe, że sytuacja zaszła tak daleko, że Chatham House straciłby całą reputację, gdyby skrytykował Tuska? Może w Europie zachodniej mamy też do czynienia z tzw. demokracją walczącą i każdy kto się wychyli, niechby znajdował się na samej górze prestiżu, natychmiast zostanie strącony na samo dno i sponiewierany. Jest to wszystko dość przerażające, bo oznacza bezwzględny triumf ideologii i polityki nad rzeczywistością. Przecież to, co się dzieje w Polsce to nie jest rzecz zakryta jak w Korei Północnej, lecz widoczna gołym okiem. Wygląda niestety, że świat zachodni pogrąża się w kłamstwie, mimo, że informacja prawdziwa jest na wyciągnięcie ręki. Na pytanie, jak z tego wyjść, nie mam odkrywczej odpowiedzi poza tą dobrze znaną: samemu nie należy ani kłamać, ani w kłamstwie uczestniczyć. 

W Stanach Zjednoczonych wahadło odbiło w drugą stronę. Nie wiemy na jak długo, bo to może się skończyć po kolejnych wyborach, ale czy według pana będzie to miało jakieś istotne znaczenie dla przebudzenia w Europie. Na razie jakiegoś szczególnego wpływu nie widać i Europa dalej grzęźnie w starych koleinach. 

Europa jest nieruchawa. Widać jednak już pewną zmianę, a to daje podstawy do umiarkowanego optymizmu. Trump odegrał tu pewną rolę, ale niezależnie rozrasta się ruch kwestionujący niepodzielne rządy głównego nurtu. W scenariuszu optymistycznym można sobie wyobrazić przesilenie we Francji po wyborach prezydenckich, kontynuacje rządów Victora Orbana i Georgii Meloni, wzrost siły Voxu w Hiszpanii, nadkruszenie monopolu wielkiej koalicji w Niemczech, zwycięstwo prawicy w Polsce i pewne przebudzenie w Europie Środkowej i Centralnej. Ale tutaj trzeba być ostrożnym.

Zwycięstwo Zjednoczenia Narodowego we Francji nie musi wcale oznaczać triumfu konserwatyzmu, Orban może wybory przegrać, a prawica polska też w tej chwili nie daje gwarancji zwycięstwa. AFD przy władzy, jeśli by ją zdobyło, to raczej niewiadoma. I tak dalej. Ważne jest jednak, by wybić z poczucia bezkarności partie głównego nurtu i by powstrzymać, a w wersji optymalnej częściowo zwinąć Unię Europejską. Bo ona jest teraz głównym wehikułem degradacji Europy i główną siłą niszczącą europejską kulturę polityczną. 

Nie brzmi to zbyt optymistycznie. 

Być może nie. Ja zawsze noszę dwa kapelusze – jeden filozofa, drugi polityka. Ten pierwszy, skłania do sceptycyzmu, ten drugi do aktywizmu. A ponieważ jestem już politykiem byłym, sceptycyzm, ostrożność, a nawet okazjonalne popadanie w pesymizm dzisiaj u mnie zapewne przeważają. Tym większa będzie moja radość, gdy rzeczy potoczą się lepiej niż sądziłem. 

Źródło: niezalezna.pl

Ogromna „pożyczka” dla Ukrainy. Co zdecyduje Karol Nawrocki?

Ogromna pożyczka dla Ukrainy. Co zdecyduje Karol Nawrocki?

fronda.pl/a/Ogromna-pozyczka-dla-Ukrainy-Co-zdecyduje-Karol-Nawrocki


Przywódcy państw Unii Europejskiej zdecydowali na szczycie w Brukseli o zaciągnięciu pożyczki w wysokości 90 mld euro na wsparcie Ukrainy. Dla Polski byłoby to obciążenie w wysokości ok. 4 mld euro. Jak jednak zauważa poseł PiS Sebastian Kaleta, decyzję premiera Donalda Tuska najpierw będzie musiał jeszcze ratyfikować parlament, a ostateczny głos będzie należał do prezydenta Karola Nawrockiego.

Były wiceminister sprawiedliwości podkreśla w mediach społecznościowych, że „zgodnie z art. 89 ust. 1 pkt 4) Konstytucji unijne budżety jako znacząco wpływające na polskie finanse publiczne muszą być dodatkowo ratyfikowane ustawą przez Sejm, Senat, a ustawa oczywiście musi uzyskać podpis prezydenta”.

– „Przypominam, że obciążenie Polski udziałem gwarantowanej pożyczki Ukrainie wynosi ok 4 mld euro, nie wliczając odsetek!- zaznacza.

Kaleta podkreślił, że premier Donald Tusk ma teraz obowiązek przedstawić Sejmowi właściwą ustawę.

– „Jeśli Premier Tusk nie przedstawi takiej ustawy Sejmowi, a będzie traktował podjętą przez UE decyzję w sprawie emisji nowego długo celem sfinansowania pożyczki dla Ukrainy jako obowiązującą z pewnością popełni przestępstwo zdrady dyplomatycznej wskazanej w art. 129 kodeksu karnego zagrożonego karą do 10 lat więzienia” – stwierdził.

Politycy Konfederacji ostrzegają: Polska będzie musiała spłacać kredyt Ukrainy!

Politycy Konfederacji ostrzegają: Polska będzie musiała spłacać kredyt Ukrainy! – PCH24.pl

Adrian Fyda


pch24.pl/politycy-konfederacji-ostrzegaja-polska-bedzie-musiala-splacac-kredyt-ukrainy

– Widzę że część ludzi kupuje propagandę premiera, że planowane na setki miliardów pożyczki (potencjalnie bezzwrotne pożyczki!) dla Ukrainy „są zabezpieczone zamrożonymi aktywami rosyjskimi” – napisał na Facebooku wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. Polityk przypomniał, że w rzeczywistości pożyczkę tę będziemy spłacać wszyscy.

– Trzymajcie mnie. UE właśnie zdecydowała, że państwa członkowskie, w tym Polska, ZADŁUŻĄ SIĘ na kolejne 90 miliardów euro na rzecz Ukrainy, a Donald Tusk się na to zgodził – napisała z kolei europoseł Ewa Zajączkowska-Hernik.

Unia Europejską zaciągnęła 90 mld euro pożyczki na rynkach finansowych i przekazała te fundusze Ukrainie. Z ust unijnych polityków słychać zapewnienia, że nie ma się co bać, bo w belgijskim Euroclear Banku NV znajdują się zamrożone rosyjskie fundusze, które mogłyby być wykorzystane na spłatę długu. Sprawa nie jest jednak taka prosta, ponieważ – jak zauważył premier Belgii Bart de Wever – nie ma ku temu podstawy prawnej, a premier Węgier Victor Orban ostrzegł nawet, że konfiskata rosyjskich funduszy na rzecz Ukrainy mogłaby oznaczać przyłączenie się do wojny.

Kto zatem spłaci ukraiński dług? Ona sama uczyni to tylko w przypadku otrzymania reparacji wojennych od Rosji. Jeśli tak się nie stanie, pożyczkę spłacą państwa członkowskie UE, w tym Polska.

Sprzeciw wyraziły trzy kraje: Węgry, Słowacja i Czechy, i w konsekwencji nie będą one „dorzucać się” do spłaty ukraińskiego długu.

Politycy Konfederacji – wicemarszałek Krzysztof Bosak i europoseł Ewa Zajączkowska-Hernik – wezwali w mediach społecznościowych, by nie dać się zwieść propagandzie o rzekomym wykorzystaniu zamrożonych rosyjskich funduszy do spłaty długu.

– Widzę że część ludzi wierzy w propagandę premiera, że planowane na setki miliardów pożyczki (potencjalnie bezzwrotne pożyczki!) dla Ukrainy „są zabezpieczone zamrożonymi aktywami rosyjskimi” – napisał Bosak. Polityk wymienił jednocześnie 7 argumentów wskazujących na to, że rosyjskie fundusze nie zostaną wykorzystane w tym celu.

Wicemarszałek przypomniał również, że Polska już spłaca i będzie spłacać odsetki od ukraińskich kredytów, a przecież nasz kraj ma obecnie dwukrotnie większy deficyt budżetowy niż Ukraina. – To polskie instytucje nie są w stanie realizować przelewów do instytucji takich jak szpitale czy inne podmioty, które powinny normalnie wypłacać wynagrodzenia i realizować inwestycje – zauważył lider Konfederacji.

Polityk podkreślił wreszcie, że Ukraina nie jest wdzięczna Polsce za okazywaną jej pomoc. – Co Polska otrzymuje w zamian za całą tę pomoc? Po pierwsze, nie ma zgody generalnej na to, żeby prowadzić poszukiwania i ekshumacje polskich ofiar na terytorium Ukrainy. Po drugie, nie ma współpracy w zakresie dwóch ofiar tego, co się wydarzyło w Przewodowie. Po trzecie, nie są przekazywane polskiej stronie dane o skazanych na Ukrainie rosyjskich dywersantach. Po czwarte, w ONZ Polska została oskarżona, mimo całej tej rekordowej pomocy, o sprzyjanie Rosji. I wreszcie po piąte, Polska jest wyłączona z kluczowych, toczących się na forum międzynarodowym rozmów pokojowych – wyliczył Bosak.

– To nie może tak wyglądać. Polska musi przestać prowadzić politykę na kolanach. Polska zasługuje na rząd, który będzie twardo reprezentował wyłącznie polski interes narodowy – podsumował wicemarszałek Sejmu.

W podobnym tonie wypowiedziała się europoseł Ewa Zajączkowska-Hernik. – Trzymajcie mnie. UE właśnie zdecydowała, że państwa członkowskie, w tym Polska, ZADŁUŻĄ SIĘ na kolejne 90 miliardów euro na rzecz Ukrainy, a Donald Tusk się na to zgodził – napisała w mediach społecznościowych. – Przekażemy Ukrainie w formie pożyczki 90 MILIARDÓW euro (niemal 380 miliardów złotych) na najbliższe dwa lata, a pożyczka ta zostanie spłacona przez Ukrainę tylko wtedy, gdy otrzyma od Rosji reparacje wojenne. Jeśli ich nie otrzyma, to spłacimy to my, wszyscy! – podkreśliła.

Europoseł wskazała absurd jakim jest finansowanie Ukrainy w momencie największej w historii afery korupcyjnej w tym kraju, w którą zamieszani są najbliżsi ludzie Zełenskiego. Podkreśliła również, że na udział Polski w gronie poręczycieli pożyczki dla Ukrainy zgodził się Donald Tusk, a przecież mamy dosyć własnych wydatków. – Rząd zadłuża nas w rekordowym tempie miliarda zł dziennie, mamy najwyższe w historii deficyty budżetowe, zapaść w ochronie zdrowia, zamykane kolejne oddziały szpitalne, a rachunki za prąd jedne z najwyższych w całej Europie. Ale kto by się własnymi obywatelami przejmował, prawda? – pytała.

 Niech finanse publiczne upadają, niech polskie rodziny ledwo wiążą koniec z końcem, niech kobiet rodzą na SOR-ach. Ważne, żeby zadłużyć się na kolejne miliardy dla totalnie niewdzięcznej nam Ukrainy, które daliśmy wszystko, nie otrzymaliśmy nic w zamian! To jest priorytet tego rządu upodlenia narodowego – napisała Zajączkowska-Hernik.

Źródło: facebook.comPCh24.pl

„Foreign Affairs”: <Elity> UE chciałyby centralizacji, ale boją się własnych wyborców

„Foreign Affairs”:

Elity UE chciałyby centralizacji,

ale boją się własnych wyborców – PCH24.pl

Paweł Chmielewski


pch24.pl/foreign-affairs-elity-ue-chcialyby-centralizacji-ale-boja-sie-wlasnych-wyborcow

Elity Unii Europejskiej chciałyby dokonać silnej centralizacji, ale nie wiedzą, jak przekonać do tego własnych wyborców. Bez radykalnych zmian Europa zostanie tymczasem zmarginalizowana przez Stany Zjednoczone – piszą na łamach „Foreign Affairs” Douglas Rediker i Heidi Crebo-Rediker.

Douglas Rediker to były reprezentant USA w zarządzie Międzynarodowego Funduszu Monetarnego. Heidi Crebo-Rediker była główną ekonomistką w Departamencie Stanu USA.

Zdaniem Redikera i Crebo-Rediker Unia Europejska znalazła się w momencie kryzysowym, o którym jej elity mówiły już od dawna. Chodzi o wyjątkowy moment zagrożenia interesów Wspólnoty – tak poważny, że uzasadniający bezprecedensowe działania polityczne.

Stany Zjednoczone coraz wyraźniej dystansują się od roli strategicznego gwaranta bezpieczeństwa Europy, Rosja pozostaje agresywnym i zmilitaryzowanym zagrożeniem, a Unia wciąż nie potrafi skutecznie wykorzystać własnego potencjału gospodarczego do wzmocnienia obronności. Autorzy wskazują na symboliczny wstrząs w Monachium, gdzie wiceprezydent USA JD Vance otwarcie zakwestionował dotychczasowe założenia relacji transatlantyckich. Nowa amerykańska strategia bezpieczeństwa idzie jeszcze dalej, sugerując wręcz potrzebę przeciwdziałania obecnemu kierunkowi integracji europejskiej, a nawet wspierania sił politycznych, które miałyby rozbijać jedność UE. W tym kontekście ostre wypowiedzi Donalda Trumpa pod adresem europejskich liderów nie są jedynie retoryką, lecz sygnałem realnego zagrożenia dla pozycji Europy w globalnej polityce.

Zdaniem autorów Europa powinna wreszcie uznać, że jest to kryzys egzystencjalny. Jeśli UE nie nauczy się działać wspólnie i mobilizować zasobów, grozi jej marginalizacja przez najbliższego sojusznika i podatność na działania państw trzecich, które chcą ją dzielić. Pewnym sygnałem zmiany było niedawne przedłużenie sankcji na rosyjskie aktywa banku centralnego bez jednomyślności wszystkich państw członkowskich.

Autorzy apelują o wykorzystanie obecnej sytuacji do głębokiej przebudowy europejskiego modelu gospodarczego. Ich zdaniem problemem UE nie jest brak diagnoz, lecz chroniczna niezdolność do wdrażania znanych rozwiązań. Mechanizm oparty na konsensusie i ochronie interesów mniejszości, choć demokratycznie wartościowy, prowadzi w praktyce do paraliżu decyzyjnego. Przypominają słowa Jean-Claude’a Junckera sprzed lat, że wszyscy wiedzą, co należy zrobić, lecz nikt nie wie, jak po takich decyzjach wygrać wybory. Ta logika wciąż dominuje, mimo że luka między tym, co konieczne, a tym, co politycznie akceptowalne, stale się pogłębia.

Rediker i Crebo-Rediker przywołują raporty Mario Draghiego i Enrica Letty z 2024 roku, które szczegółowo opisały reformy potrzebne do zwiększenia konkurencyjności Europy. Chodzi przede wszystkim o unię rynków kapitałowych, dokończenie unii bankowej oraz trwałe mechanizmy wspólnego zadłużania. Mimo szerokiej akceptacji tych rekomendacji, ich realizacja pozostaje szczątkowa. Brak jednolitego rynku kapitałowego sprawia, że europejskie oszczędności nie pracują na rzecz inwestycji w obronność, nowe technologie czy infrastrukturę, lecz trafiają do nisko oprocentowanych depozytów lub na rynki amerykańskie. Podobnie niedokończona unia bankowa, pozbawiona wspólnego systemu gwarantowania depozytów, pozostaje konstrukcją ułomną, blokowaną przez obawy polityczne i interesy krajowych elit finansowych.

Najbardziej drażliwym tematem pozostaje wspólne zadłużanie. Autorzy przywołują szacunki MFW, według których strefa euro mogłaby bezpiecznie emitować wspólny dług na poziomie około 15 procent PKB, co oznaczałoby nawet 2,5 biliona dolarów dostępnych na strategiczne inwestycje, w tym obronne. Mimo to państwa uznawane za fiskalnie ostrożne wciąż sprzeciwiają się takim rozwiązaniom, obawiając się reakcji własnych wyborców. Dotychczasowe inicjatywy obronne na poziomie UE pozostają ograniczone, tymczasowe i oparte głównie na pożyczkach, a nie trwałych transferach. W efekcie, sądzą autorzy, Europa nadal finansuje bezpieczeństwo poprzez 27 odrębnych budżetów i systemów zamówień, co autorzy uznają za nieefektywne zarówno ekonomicznie, jak i strategicznie.

Ich konkluzja jest jednoznaczna: albo Unia wykorzysta obecny kryzys do wzmocnienia swojej gospodarki i obronności, albo utrwali wizerunek podmiotu niezdolnego do samodzielnego, strategicznego działania.

Źródło: Foreign Affairs

Rozłam w UE?

Thomas Röper anti-spiegel.ru/der-misserfolg-von-merz-und-von-der-leyen-mit-den-russischen-geldern/

Niemcy płacą rachunek

Porażka Merza i von der Leyen w kwestii rosyjskich funduszy

Media i politycy próbują bagatelizować fiasko nieudanej kradzieży rosyjskich aktywów, przedstawiając je jako „rozwiązanie pomostowe”. W rzeczywistości oznacza to przede wszystkim jedno: Niemcy będą musiały ponieść odpowiedzialność za kolejne 90 miliardów euro długu.

Anti-Spiegel  19 grudnia 2025

Niewiele można powiedzieć o fiasku szczytu UE. Kanclerz Merz i przewodnicząca Komisji Europejskiej von der Leyen ponieśli druzgocącą porażkę swoim planem przejęcia rosyjskich aktywów zablokowanych w UE. Było to już przewidywalne w ostatnich dniach; pisałem o tym obszernie i nie będę się tu powtarzał.

Interesujące pytanie, na które wciąż nie znamy odpowiedzi, brzmi: które państwa członkowskie UE sprzeciwiły się temu planowi?

Otwarcie sprzeciwiły się temu Belgia, Węgry, Słowacja, Czechy, Bułgaria, Włochy i Malta.

Jednak ich sprzeciw nie był wystarczający, aby uzyskać większość głosów, jaką Merz i von der Leyen chcieli zdobyć do  przejęcia rosyjskich funduszy. Musiały być też inne państwa członkowskie UE, które się temu sprzeciwiały, ale wyraziły swój sprzeciw jedynie za zamkniętymi drzwiami. A UE nie ma interesu w publicznym wymienianiu ich nazwisk, ponieważ jeszcze bardziej uwydatniłoby to podziały w UE.

W rezultacie zdecydowano, że UE zaciągnie pożyczkę w wysokości 90 miliardów euro dla Kijowa. Podczas gdy UE musi płacić odsetki od pożyczki, Kijów ma ją otrzymać nie tylko bez odsetek, ale także bez konieczności jej spłaty. To kolejny prezent dla Kijowa kosztem europejskich podatników.

Jednak nie kosztem wszystkich europejskich podatników, ponieważ Węgry i Słowacja odmówiły udziału w pożyczce.

UE zastrzegła sobie prawo do spłaty pożyczki z rosyjskich reparacji, jeśli Rosja przegra wojnę. Ponieważ wszyscy wiemy, że tak się nie stanie, dług zostanie po stronie europejskich podatników.

Oczywiście, Niemcy odczują to szczególnie dotkliwie, ponieważ większość pozostałych państw członkowskich UE jest mocno zadłużona, a niewypłacalność państw członkowskich UE w nadchodzących latach nie jest wykluczona. W przeciwieństwie do Grecji sprzed 15 lat, UE nie będzie w stanie ich uratować, ponieważ UE i jej państwa członkowskie po prostu nie będą miały na to pieniędzy.

Nowa pożyczka w wysokości 90 miliardów euro z pewnością nie spowolni tego procesu; wręcz przeciwnie.

Nieudana próba kradzieży rosyjskich funduszy pokazuje, że jedność w UE jest daleka od poziomu, jaki próbuje nam się zaprezentować. Poczekajmy więc i zobaczmy, co wydarzy się w nadchodzących miesiącach, ponieważ za kulisami wyraźnie coś się dzieje, a Ursula von der Leyen, która wykorzystała wszystkie swoje wpływy polityczne do tego nieudanego skoku, jest teraz zdecydowanie osłabiona politycznie. Dlatego nie można wykluczyć w przyszłości dalszych „buntów” państw członkowskich UE przeciwko von der Leyen, która i tak jest powszechnie nielubiana.

Unia -> Ukraina : Dać pieniądze, aby korupcja kwitła ?

Unia – Ukraina : dać pieniądze,aby korupcja kwitła ?

Ryszard Czarnecki salon24.pl/u/ryszardczarnecki/unia-ukraina-dac-pieniadze-aby-korupcja-kwitla 20.12.2025 

Ostatni raz w tym roku byłem na.sesji europarlamentu. Oto garść , raczej smutnych , refleksji. Zacznę jednak miło i pozytywnie. Oto dzieci w Strasburgu zachwycają się pluszowymi misiami umocowanymi na kamienicach w centrum Starsnurga, opodal katedry,przy największym w Europie „Christmas Market”. Czy wyborcy ponad 700 eurodeputowanych mogą zachwycić się tym,co ich wybrańcy robią we francuskiej siedzibie Parlamentu Europejskiego w stolicy Alzacji. Można to spuentowac dylematem księcia duńskiego Hamleta stworzonego przez angielskiego pisarza ,którego nazwisko w spolonizowanej wersji brzmi „Szekspir” –„oto jest pytanie”.

 Na ostatniej w tym roku sesji europarlamentu w Strasburgu najbardziej poruszającym momentem było wystąpienie naszej robaczki Jany Poczobut, która odebrała Nagrodę Sacharowa w imieniu.swojego ojca Andrzeja,który od lat siedzi w bialoruskim więzieniu. Nagrodzenie Polaka-opozycjonisty w kraju naszego wschodniego sąsiada ,a przez lata aktywnego działacza mniejszości polskiej jest niewątpliwie sukcesem europosłów polskiej prawicy,którzy wyszli z taką inicjatywa i sprawe „dowieźli” do końca. Szkoda tylko, że Poczobut musiał prestiżowa nagrodę podzielić z mało znaną działeczka gruzińska,która uzyskała specyficzną sławę z powodu… uderzenia policjanta podczas demonstracji. Władysław Frasyniuk „tylko” policjanta w Polsce zbluzgał, więc został oczywiście uniewinniony,ale międzynarodowego wyróżnienia nie dostąpił. Oby z gruzińska aktywistka nie było tak,jak z białoruskim młodym „opozycjonista”, który po.paru latach okazał się agentem służb Łukaszenki. 

Jednak nie tylko tym żył PE w alzackiej stolicy. Przegłosowano choćby „pożyczkę reparacyjna” dla Ukrainy. Cóż, oby nie padła ona łupem skorumpowanych polityków i urzędników w Kijowie. 

Debatowano też o ” gotowości obronnej” Unii Europejskiej. Cóż, może warto przełożyć to pojęcie z tzw.eurospeaku  czyli unijnej euro-mowy na ludzki język. Oto Niemcy,ale też Francja chcą na ruszcie „wspólnej polityki obronnej UE” upiec interesy swojego przemyslu wojennego.

Europejski podatnik, także ten polski ma złożyć się na zamowienia, które trafią do Berlina i Paryża. Na tym w praktyce,a nie teorii euroentuzjastów polega codzienność Unii : mniejsi mają utrzymywać większych, jak ci znajdą się w tarapatach gospodarczych. Trawestując słowa rosyjskiego cara Aleksandra II Romanowa do Polaków :” żadnych złudzeń, drodzy czytelnicy”. Chyba ,że części naszych kochanych rodaków zależy ,aby dalej tkwić otchłani złudzeń ? Skoro tak ,to nie przekonają ich żadne twarde fakty…

Czym właściwie są interesy niemieckie i europejskie?

Thomas Röper anti-spiegel.ru/was-sind-eigentlich-die-deutschen-und-europaeischen-interessen/

Długo oczekiwane pytanie:

Czym właściwie są interesy niemieckie i europejskie? 

Rząd niemiecki i Komisja Europejska zawsze uzasadniają swoje decyzje polityczne interesami niemieckimi i europejskimi, niezależnie od tego, jak niepopularne mogą być te decyzje. To nasuwa proste pytanie: czym właściwie są interesy niemieckie i europejskie?

Anti-Spiegel  19 grudnia 2025

Niemieccy i europejscy politycy uzasadniają wszelkiego rodzaju decyzje, twierdząc, że leżą one w interesie Niemiec i Europy. Obecnie wykorzystują ten argument głównie do uzasadnienia poparcia dla wojny z Rosją, sankcji i związanych z nimi konsekwencji, takich jak de-industrializacja, cięcia socjalne, wysokie ceny energii, zbrojenia i rosnący dług publiczny.

Ale o jakich konkretnie interesach Niemiec i Europy mówią rządy z takim przekonaniem?

Gdyby UE była demokratyczna, większość ludzi pragnęłaby właśnie interesów Niemiec i Europy. A czego pragnie na przykład większość mieszkańców Niemiec?

Niezależnie od tego, z którego badania skorzystamy, kwestie, które najbardziej niepokoją Niemców, to konsekwentnie polityka migracyjna, a następnie kwestie społeczne i gospodarcze, takie jak mieszkalnictwo, kryzys gospodarczy, ubóstwo itd. Kolejność bywa różna w zależności od badania, ale to właśnie te kwestie najbardziej niepokoją Niemców – i to właśnie te problemy większość Niemców chciałaby rozwiązać.

Innymi słowy, to właśnie te prawdziwe interesy Niemiec powinny być najwyższym priorytetem rządu, gdyby Niemcy były krajem prawdziwie demokratycznym, w którym rząd realizuje to, czego chce naród.

Jak jednak wiadomo, rząd niemiecki ma inne priorytety; w rzeczywistości ma tylko jeden priorytet, któremu obecnie podporządkowuje wszystko inne: wojnę z Rosją.

Ipsos prowadzi tzw. „barometr zmartwień”, który regularnie śledzi, które kwestie są obecnie najważniejsze dla Niemców. Najnowsze wydanie ukazało się 11 grudnia. Według badania, imigracja jest obecnie największym zmartwieniem Niemców, a następnie temat „ubóstwa i sprawiedliwości społecznej”. Trzecie miejsce również należy do tej kategorii, ponieważ zajmują je obawy dotyczące inflacji. Czwarte miejsce to „przestępczość i przemoc”, a piąte – strach przed konfliktami zbrojnymi, co prawdopodobnie można interpretować jako brak chęci udziału Niemców w konfliktach zbrojnych.

Obawa, że ​​Ukrainie zabraknie pieniędzy i broni, nie znalazła się na liście, nawet w pierwszej dziesiątce obaw Niemców. Niemniej jednak wsparcie Ukrainy jest zdecydowanie najważniejszą kwestią dla rządu niemieckiego, na który, według kanclerz Merz, rząd wydał już 76 miliardów euro i zamierza wydać kolejne 11 miliardów euro w 2026 roku.

Co można było zrobić z tą kwotą, na przykład w obszarze „ubóstwa i sprawiedliwości społecznej”? Przecież te kwoty oznaczają, że każdy Niemiec, od niemowląt po emerytów, zapłacił Ukrainie prawie 1000 euro w ciągu ostatnich czterech lat. Próg 1000 euro na osobę w Niemczech zostanie przekroczony w przyszłym roku, gdy do tego dodane zostanie kolejne 11 miliardów euro.

I to pomimo faktu, że obawa przed utratą Donbasu przez Ukrainę nie należy do największych obaw, a raczej nie leży w interesie Niemców. Podobnie jest w innych krajach europejskich.

O jakich więc „niemieckich i europejskich interesach” mówią rządy w Europie, uzasadniając swoje poparcie dla Ukrainy?

Z pewnością nie o interesach Europejczyków – to jest jasne.

UE znów NAS zadłuża żeby dofinansować skorumpowane władze Ukrainy

UE znów się zadłuża żeby dofinansować władze Ukrainy

/pch24.pl/ue-znow-sie-zadluza-zeby-dofinansowac-wladze-ukrainy

(Fot. PAP/Radek Pietruszka)

Zdecydowana odpowiedź Unii Europejskiej na aferę korupcyjną z udziałem najbliższych współpracowników Wołodymira Zełenskiego. Zaciągnięcie wspólnotowego długu w wysokości 90 miliardów euro, by wesprzeć rząd w Kijowie, będzie oznaczało, że państwa będą wspólnie spłacać co roku odsetki w wysokości około 3 mld euro.

Udziału w procederze dalszego zadłużania swych obywateli odmówiły Węgry, Czechy i Słowacja.

Przywódcy unijnej „27” po wielogodzinnych negocjacjach zgodzili się w piątek nad ranem udzielić Ukrainie wsparcia na kolejne dwa lata w wysokości 90 mld euro. Pokryje to około dwie trzecie potrzeb pogrążonego w wojnie państwa, które będzie potrzebować dofinansowanie od drugiego kwartału przyszłego roku, brzmi oficjalna wersja.

Upadła opcja użycia w tym celu zamrożonych aktywów Rosji. W jej miejsce liderzy zdecydowali się na zaciągnięcie wspólnego długu, z którego „wyłączone” zostaną trzy państwa: Czechy, Słowacja i Węgry.

Pożyczka zaciągnięta przez Komisję Europejską na rynkach kapitałowych i zabezpieczone unijnym budżetem zostanie przekazana Ukrainie, która spłaci ją w momencie uzyskania reparacji od Rosji. We wnioskach ze szczytu czytamy, że do tego czasu aktywa rosyjskiego banku centralnego pozostaną unieruchomione, a Unia zastrzega sobie prawo do wykorzystania ich do celów spłaty pożyczki.

Ukraina nie będzie też musiała spłacać odsetek od pożyczek. Zrobią to za nią państwa członkowskie UE. Jak powiedzieli dziennikarzom w piątek wysocy rangą urzędnicy w Komisji Europejskiej, będzie to oznaczać roczny koszt dla Wspólnoty w wysokości około 3 mld euro, co przy unijnym PKB w wysokości 18 bln euro będzie oznaczać wzrost deficytu o 0,02 proc. Wysokość odsetek dla poszczególnych krajów będzie ustalana proporcjonalnie do dochodu narodowego brutto (DNB).

Wyłączenie” Czech, Słowacji i Węgier będzie polegać na tym, że nie będą one spłacać odsetek. Ich udział, wynoszący łącznie 3,75 proc. unijnego DNB, zostanie rozdzielony proporcjonalnie pomiędzy 24 pozostałe państwa.

Unijny urzędnik pragnący zachować anonimowość powiedział, że najwcześniej państwa UE zaczną spłacać odsetki w 2027 r., ale może to nastąpić też później.

By ustanowić pożyczkę dla Ukrainy zabezpieczoną unijnym budżetem konieczne jest zwiększenie tzw. headroomu. Robiące zawrotną karierę w ciągu ostatnich 24 godzin słowo oznacza margines w budżecie UE, który powstaje wówczas, gdy kraje członkowskie decydują się zwiększyć udział swoich składek ponad kwotę, która jest potrzebna na pokrycie przewidywanych wydatków. Na zwiększenie headroomu zgadzają się Czechy, Słowacja i Węgry.

Jest to rozwiązanie przetestowane już przez Wspólnotę w trakcie tak zwanej pandemii, gdy ustanowiony został fundusz odbudowy w wysokości 750 mld euro w odpowiedzi na trudności gospodarcze państw członkowskich. Innymi słowy, headroom zwiększono, by umożliwić sfinansowanie Krajowych Planów Odbudowy z pożyczek zaciąganych przez KE na rynkach. Jak KPO zostało wydatkowane w Polsce, pamiętamy z niedawnej afery.

Po decyzji Rady Europejskiej o zaciągnięciu kolejnej pożyczki gwarantowanej unijnym budżetem komentowano, że wspólny dług wchodzi Unii w krew.

Unijny urzędnik, pytany o to, dlaczego nie nazywamy tej pożyczki euroobligacjami, odpowiedział: „Zdefiniuj, czym są euroobligacje i potem ci powiem”.

Pozostaje pytanie, na jak długo UE zaciąga tę pożyczkę. – Mówimy, że Ukraina spłaci tę pożyczkę w momencie wypłaty reparacji. Do tego czasu możemy „rolować” dług. Ale w pewnym momencie, będziemy musieli zadać sobie pytanie, czy powinniśmy kontynuować prolongowanie tego długu, spłacić go, czy zrobić coś innego – powiedział urzędnik KE.

pap logo

Źródła: PAP, PCh24.pl RoM

„UE zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”

„UE zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”

19.12.2025 tysol.pl/ue-zdecydowala-sie-zbankrutowac-z-powodu-kijowa

Po czwartkowym szczycie UE, na którym szefowie państw i rządów UE osiągnęli porozumienie w sprawie wspólnej pożyczki w wysokości 90 miliardów euro na finansowanie Ukrainy, szybko pojawiła się krytyka ze strony europejskiej prawicy.

Premier Węgier Viktor Orban podczas szczytu w Brukseli

Premier Węgier Viktor Orban podczas szczytu w Brukseli / PAP/EPA

Jak poinformował portal European Conservative, krytycy podkreślili, że porozumienie pogłębia ryzyko finansowe dla Europy, jednocześnie skutecznie podważając wysiłki na rzecz zakończenia wojny na Ukrainie.

Węgry zablokowały wykorzystanie rosyjskich aktywów

Premier Węgier Viktor Orbán określił nocne negocjacje jako próbę powstrzymania rosnącej presji wojennej ze strony Brukseli. Orbán powiedział, że Węgrom udało się „zapobiec bezpośredniemu ryzyku wojny” poprzez zablokowanie wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów, argumentując, że takie posunięcie byłoby równoznaczne z „wypowiedzeniem wojny Rosji” i nałożyłoby na Węgry ogromne obciążenie finansowe.

„Pożyczka wojenna, której Ukraina nie spłaci”

Orbán również nie docenił decyzji o udzieleniu Kijowowi dużej wspólnej pożyczki. Ostrzegł, że „24 państwa członkowskie zdecydowały się udzielić Ukrainie pożyczki wojennej”, podkreślając, że jeśli Ukraina nie będzie w stanie jej spłacić, „te kraje europejskie będą musiały pokryć spłatę”.

Słowacja i Czechy ściśle współpracowały z Węgrami, co pozwoliło im zrezygnować z umowy, co oznacza, że trzy kraje Wyszehradu będą zwolnione z ciężaru wspólnej pożyczki.

„UE zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”

Milan Uhrík, słowacki poseł do Parlamentu Europejskiego, zapytał, w jaki sposób UE może „pożyczyć” Ukrainie 90 miliardów euro, „których nawet nie ma”, argumentując, że UE „wyraźnie zdecydowała się zbankrutować z powodu Kijowa”. Dodał wprost: „Ani centa więcej dla Zełenskiego ze Słowacji!”.

Czechy wyłamały się ze wspólnotowego długu

Premier Czech Andrej Babiš również podkreślił bezpieczeństwo narodowe, a nie zbiorowy entuzjazm. Potwierdzając, że przywódcy UE zgodzili się na dalsze wsparcie dla Ukrainy w formie pożyczki, Babiš podkreślił, że „zadbał o to, aby Czechy nie zagwarantowały pożyczki”, stwierdzając, że spełniło to jego wcześniejsze obietnice.

„Pieniądze, których więcej nie zobaczymy”

Krytyka napływała także z innych części Europy. W Holandii lider PVV Geert Wilders powtórzył obawy dotyczące wspólnego zaciągania pożyczek, nazywając pakiet 90 miliardów euro „szalonym” i opisując go jako „zamaskowane euroobligacje, pieniądze, których nigdy więcej nie zobaczymy”. Porównał rezygnacje zapewnione przez Węgry, Czechy i Słowację ze stanowiskiem rządu holenderskiego, oskarżając premiera Dicka Schoofa o pozostawanie w tyle „za eurofilami”.

Podatnicy zapłacą rachunek

Z Niemiec krytyka skupiała się na ciężarze spoczywającym na obywatelach. Alice Weidel, liderka opozycyjnej Alternatywy dla Niemiec (AfD), oświadczyła, że dzięki tej ogromnej pożyczce kanclerz Friedrich Merz eksportuje „swoją nieodpowiedzialną politykę zadłużenia do UE”. Na koniec powiedziała, że „niemiecki podatnik będzie musiał ponownie zapłacić rachunek”.

Podobne obawy wyraził w Parlamencie Europejskim chorwacki poseł do Parlamentu Europejskiego Stephen Nikola Bartulica, który stwierdził, że porozumienie „należy otwarcie krytykować”. Ostrzegł, że pieniądze „najprawdopodobniej nigdy nie zostaną zwrócone”, podczas gdy „wojna trwa bez wyraźnego końca”. Według Bartuliki UE „zaciąga jeszcze większe długi”, mimo że nie ma „żadnego realnego wpływu na zakończenie wojny na Ukrainie”, argumentując, że takie decyzje pokazują, jak „europejscy przywódcy są oderwani od rzeczywistości i konsekwencji ponoszonych przez obywateli”.

Europejski dług na potrzeby Ukrainy

Jak podkreśla portal European Conservative, jasne jest, że dzięki tej gigantycznej pożyczce UE przenosi obecnie długoterminowe zobowiązania finansowe na europejskich podatników, osłabiając odpowiedzialność fiskalną i pozostając na kursie, który przedłuża konflikt, zamiast zbliżać go do końca.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, a mianowicie kolejny wspólnotowy dług pozwoli Komisji Europejskiej zacieśnić ramy fiskalne tworzonego przez Niemcy europejskiego superpaństwa.

  • Autor: Anna Wiejak,kor.

Unia Europejska chce karać biednych Polaków za to, że ogrzewają się w zimie

Unia Europejska chce karać biednych Polaków za to, że ogrzewają się w zimie

19/12/2025 zmianynaziemi/unia-europejska-chce-karac-biednych-polakow-za-ze-ogrzewaja-sie-w-zimie

Unia Europejska zaostrza walkę z tradycyjnymi źródłami ogrzewania, a Polska staje przed wyzwaniem wprowadzenia radykalnych zmian w systemie grzewczym milionów gospodarstw domowych. Od 1 stycznia 2026 roku wchodzi w życie kluczowy etap wojewódzkich uchwał antysmogowych, które zakażą użytkowania starych kominków i pieców niespełniających norm emisyjnych, nawet jeśli są używane sporadycznie.

Nowe przepisy wywołują falę niepokoju wśród Polaków, dla których kominek czy piec na drewno to nie tylko sposób ogrzewania, ale często element tradycji i kultury. UE wprowadza stopniowe wycofywanie wszystkich urządzeń grzewczych opartych na paliwach kopalnych, rozpoczynając od 2025 roku. Proces ten ma zakończyć się całkowitym zakazem, co budzi obawy o dostępność i koszt alternatywnych rozwiązań.

Eksperci zwracają uwagę, że wymiana starego kominka na model spełniający normy Ecodesign to wydatek rzędu kilkunastu tysięcy złotych. Choć istnieją programy dotacyjne, jak „Czyste Powietrze”, procedury uzyskania wsparcia są często skomplikowane, a kwoty niewystarczające dla wielu gospodarstw domowych, szczególnie tych o niższych dochodach.

Badania naukowe publikowane w ResearchGate wskazują, że Polska nie jest odosobniona w swoim podejściu do regulacji użytkowania ognia. Całkowity lub częściowy zakaz stosowania otwartego ognia obowiązuje już w kilku krajach europejskich, m.in. w Belgii, Bułgarii, Czechach, Niemczech, na Węgrzech, w Rumunii i Słowenii. Jednak skala zmian w Polsce, gdzie tradycyjne ogrzewanie jest powszechne ze względu na surowe zimy i ograniczone zasoby finansowe wielu mieszkańców, budzi szczególny sprzeciw.

System kontroli przestrzegania nowych przepisów również wzbudza niepokój. Straż miejska, urzędnicy gminni i inspektorzy będą uprawnieni do przeprowadzania kontroli w domach prywatnych, weryfikacji dokumentacji technicznej urządzeń grzewczych i nakładania kar sięgających nawet 5000 zł za niespełnienie wymogów. Takie działania są postrzegane przez wielu jako ingerencja w prywatność i podstawowe prawo do zapewnienia ciepła we własnym domu.

Dyskusje na forach internetowych, pokazują, że opinie Polaków są podzielone. Część społeczeństwa popiera zmiany, wskazując na problemy ze smogiem w sezonie grzewczym, szczególnie w mniejszych miejscowościach i na przedmieściach. Inni wyrażają obawy dotyczące kosztów i praktycznych aspektów przejścia na alternatywne źródła ogrzewania, zwłaszcza w starszych budynkach.

Krytycy nowych regulacji podkreślają, że promowanie ogrzewania elektrycznego jako alternatywy może prowadzić do problemów z przeciążeniem sieci energetycznej, szczególnie w okresach szczytowego zapotrzebowania zimą. W przypadku awarii zasilania, brak możliwości ogrzewania tradycyjnymi metodami może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia, zwłaszcza dla osób starszych i chorych.

Zwolennicy zmian argumentują, że nowoczesne kominki i piece spełniające normy Ecodesign emitują znacznie mniej zanieczyszczeń, przyczyniając się do poprawy jakości powietrza. Podkreślają, że długoterminowe korzyści zdrowotne dla społeczeństwa przewyższają krótkoterminowe niedogodności związane z wymianą urządzeń. [Gówno prawda, łobuzy !! md]

Niezależnie od perspektywy, jedno jest pewne – nadchodzące zmiany wymuszą na milionach Polaków podjęcie decyzji dotyczących sposobu ogrzewania ich domów. Czy będzie to inwestycja w nowy, ekologiczny kominek, przejście na ogrzewanie gazowe, elektryczne czy pompę ciepła – każde rozwiązanie wiąże się z określonymi kosztami i wyzwaniami. Czas na dostosowanie się do nowych wymogów nieubłaganie się kurczy, a konsekwencje nieprzestrzegania przepisów mogą być dotkliwe zarówno finansowo, jak i praktycznie.

Źródła:

https://www.researchgate.net/figure/Fire-use-regulation-in-European-countries_fig1_266415569

„Czego trzeba więcej, by podnieść bunt przeciwko tyranowi?”. Prezes Ordo Iuris miażdży skandaliczny wyrok TSUE

„Czego trzeba więcej, by podnieść bunt przeciwko tyranowi?”. Prezes Ordo Iuris miażdży skandaliczny wyrok TSUE

pch24.pl/czego-trzeba-wiecej-by-podniesc-bunt-przeciwko-tyranowi-prezes-ordo-iuris-miazdzy-skandaliczny-wyroku-tsue

„Dzisiejszy wyrok TSUE przejdzie do historii. Trybunał ogłosił suwerenność Unii ponad państwami członkowskimi” – zauważył prezes Ordo Iuris, mec. Jerzy Kwaśniewski. W ocenie prawnika, orzeczenie brukselskiego sądu oznacza „koniec zasady przyznanych kompetencji” państwom członkowskim.  

Trybunał Sprawiedliwości UE w czwartkowym wyroku orzekł, że polski Trybunał Konstytucyjny naruszył kilka podstawowych zasad prawa Unii i nie jest niezawisły.

Wyrok TSUE zapadł po zaskarżeniu przez Komisję Europejską wyroków polskiego TK z 14 lipca i 7 października 2021 r., w których TK orzekł niezgodność niektórych zapisów unijnych traktatów z polską konstytucją. Sprawa dotyczyła wówczas mianowania części składu TK, w tym prezesa gremium, Julii  Przyłębskiej. 

Według TSUE, w niektórych aspektach prawnych ocenianych jako „wspólne wartości europejskie”, polska Konstytucja nie ma pierwszeństwa nad traktatami unijnymi. W uzasadnieniu TSUE przekazało, że Polska „nie może powoływać się na swoją tożsamość konstytucyjną, aby uchylić się od respektowania wspólnych wartości zapisanych w art. 2 Traktatu o UE”, takich jak państwo prawne, skuteczna ochrona sądowa i niezależność wymiaru sprawiedliwości, bowiem wartości te „stanowią podstawę samej tożsamości Unii, do której Polska przystąpiła dobrowolnie”.

Jak podkreślono, „sądy krajowe nie mogą jednostronnie określać zakresu i granic kompetencji przyznanych Unii”. Decyzję o podporządkowaniu prawa krajowego wyrokom unijnym argumentowano koniecznością zachowania „autonomii i skuteczność porządku prawnego Unii”. 

Prezes Ordo Iuris jednoznacznie wskazuje, że decyzja unijnego sądu stanowi „znaczące przekroczenie traktatowych kompetencji TSUE”. 

Traktaty przekazują TSUE prawo do wydawania wyroków w granicach kompetencji przyznanych UE przez państwa członkowskie. Dzisiaj TSUE uznał, że tylko TSUE będzie decydował, jakie kompetencje przekazano Unii. TSUE dodaje, że Państwu członkowskiemu i jego organom nie wolno oceniać działań Unii w świetle zgodności z traktatami – napisał Kwaśniewski na X.

– Jeżeli sąd krajowy (nawet konstytucyjny) ośmieli się oceniać TSUE, to przestanie być sądem. To jest koniec zasady przyznanych kompetencji, to koniec suwerenności – nie ma wątpliwości prezes Ordo Iuris.

Drodzy Państwo, czego trzeba więcej, by podnieść bunt przeciwko tyranowi? – konkludował.

Źródło: X / PAPpap logo

PR

Orban: „W Brukseli przygotowania do wojny trwają”

Zaskakujący komentarz Orbana.

Napisał o długiej i trudnej nocy.

„W Brukseli przygotowania do wojny trwają”

19.12.2025 nczas/zaskakujacy-komentarz-orbana-o-dlugiej-i-trudnej-nocy-w-brukseli-przygotowania-do-wojny-trwaja

Viktor Orban. Foto: PAP/EPA
NCZAS.INFO | Viktor Orban. Foto: PAP/EPA

Udało nam się uniknąć bezpośredniego zagrożenia wojną i nie pozwoliliśmy, by Europa wystosowała wobec Rosji deklarację wojny poprzez wykorzystanie jej aktywów. Złą wiadomością jest jednak to, że przygotowania wojenne w Brukseli trwają – ocenił w piątek na X premier Węgier Viktor Orban.

„Przetrwaliśmy długą i trudną noc” – napisał w komentarzu do rozmów unijnych przywódców premier Orban. „Udało nam się uniknąć bezpośredniego zagrożenia wojną. Nie pozwoliliśmy Europie, by wypowiedziała Rosji wojnę, wykorzystując rosyjskie aktywa” – stwierdził polityk.

Zaznaczył jednocześnie, że „24 państwa członkowskie podjęły decyzję o udzieleniu Ukrainie pożyczki wojennej na kolejne dwa lata, a jeśli Ukraina nie będzie w stanie, to te kraje będą musiały pokryć jej spłatę”.

Orban zwrócił uwagę, że „znów działa” współpraca Węgier, Czech i Słowacji, które „postanowiły nie wsiadać do tego pociągu”. „W ten sposób oszczędziliśmy naszym dzieciom i wnukom ciężaru tej ogromnej pożyczki w wysokości 90 miliardów euro” – dodał.

Na szczęście współpraca V3 znów działa: Węgry, Słowacja i Czechy postanowiły nie wsiadać do tego pociągu. W ten sposób oszczędziliśmy naszym dzieciom i wnukom ciężaru tej ogromnej pożyczki w wysokości 90 miliardów euro” – dodał Orban.

Przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa ogłosił w nocy z czwartku na piątek, że europejscy liderzy podjęli na szczycie w Brukseli decyzję o udzieleniu Ukrainie wsparcia w formie pożyczki w wysokości 90 mld euro na kolejne dwa lata. Zostanie ona sfinansowana ze wspólnego długu, gwarantowanego unijnym budżetem. Udziału w zaciągnięciu tego zobowiązania odmówiły trzy państwa: Czechy, Węgry i Słowacja.

Na szczycie nie osiągnięto jednak porozumienia w sprawie wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów w celu sfinansowania potrzeb Ukrainy. Kluczowy okazał się sprzeciw Belgii, gdzie zdeponowana jest większość rosyjskich aktywów. Premier tego kraju Bart de Wever domagał się od innych państw członkowskich bezwarunkowego zabezpieczenia.

W Brukseli przygotowania do wojny trwają. Węgry pozostają głosem pokoju w Europie i nie pozwolą, by pieniądze węgierskich podatników były wykorzystywane do finansowania Ukrainy. Tylko rząd patriotów może zagwarantować pokój i dopilnować, aby węgierskie fundusze nie trafiały na Ukrainę. Gdyby na Węgrzech istniał rząd brukselski, wpędziłby kraj w wojnę i wydał każdy grosz na wsparcie Ukrainy. Nie możemy i nie pozwolimy na to” – zaznaczył premier Węgier.

Największe zagrożenie związane z przystąpieniem Ukrainy do UE

Thomas Röper anti-spiegel/was-ist-die-groesste-gefahr-eines-eu-beitritts-der-ukraine/

[jakaś banda „wolnościowców” blokuje dostęp.. md]

Broń wojenna i przestępczość

Jakie jest największe zagrożenie związane z przystąpieniem Ukrainy do UE?

Krytycy przystąpienia Ukrainy do UE przytaczają przede wszystkim argumenty ekonomiczne, twierdząc, że byłoby ono nieopłacalne. To prawda, ale nie jest to wcale największe zagrożenie dla UE, jakie wynikałoby z przystąpienia Ukrainy.

Anti-Spiegel  18 grudnia 2025

Są wydarzenia, o których nie mówi się w Niemczech, bo lepiej, żeby niemiecka opinia publiczna o nich nie wiedziała. Jedno z takich zdarzeń miało miejsce 20 listopada, kiedy rumuńskie służby celne odkryły broń wojenną, w tym pociski Igła i Stinger, wyrzutnie rakiet Kornet, przenośną broń przeciwpancerną i inny sprzęt, w ciężarówce przybywającej z Mołdawii. Kierowca twierdził, że przesyłka była przeznaczona dla Izraela, ale później okazało się, że broń ta pochodziła z Ukrainy i prawdopodobnie była przeznaczona do Rumunii, skąd miała być odsprzedawana w UE.

Przemyt broni wojennej z Ukrainy to jeden z tematów, których niemieckie media unikają jak ognia. Nic dziwnego, bo gdyby skala przemytu broni wojennej z Ukrainy do UE była znana, mogłoby to wywołać niewygodne pytania wśród niemieckiej opinii publicznej o nieograniczone i, niestety, niekontrolowane dostawy broni z Niemiec na Ukrainę.

To w żadnym wypadku nie jest „rosyjska propaganda”, ponieważ już w maju 2022 roku Europol ostrzegał, że broń dostarczana do Kijowa z Zachodu prędzej czy później trafi w ręce europejskiej przestępczości zorganizowanej. I to już jest faktem, o czym wielokrotnie informują doniesienia z Hiszpanii, gdzie broń wojenna z Ukrainy jest na masową skalę przejmowana od karteli narkotykowych.

I nie jest to zaskakujące, ponieważ to, co dzieje się z bronią dostarczaną z Zachodu na Ukrainę, jest całkowicie niekontrolowane. Pentagon potwierdził to na przykład na początku 2024 roku, kiedy w raporcie Pentagonu stwierdzono, że 59% broni dostarczonej do Kijowa z USA było nie do namierzenia.

Przykład broni dostarczonej Ukrainie pokazuje, że niemieccy „dziennikarze” błędnie nazywają siebie „dziennikarzami”, ponieważ nie zadają pytań, które dziennikarze powinni zadawać. To naprawdę alarmujące, że rosyjscy dziennikarze wydają się o wiele bardziej zaniepokojeni bezpieczeństwem w UE niż ich niemieccy koledzy. W Rosji dziennikarze pytają, co stanie się po wojnie z całą bronią, która krąży niekontrolowanie w niemal nieskończonych ilościach na Ukrainie, obecnie jednym z najbiedniejszych i najbardziej skorumpowanych krajów na świecie. To pytanie, które powinni zadawać sobie niemieccy i europejscy dziennikarze, ale tego nie robią.

I teraz pojawia się bardzo proste pytanie: broń nadal musi być przemycana z Ukrainy, co przynajmniej nieco utrudnia sprawę, a przemyt broni jest czasami ujawniany, jak to miało miejsce ostatnio w Rumunii. Pytanie brzmi: co się stanie, jeśli Ukraina rzeczywiście stanie się członkiem UE tak szybko, jak chce Komisja Europejska, a kontrole graniczne zostaną zniesione lub przynajmniej znacznie złagodzone?

Ile broni wojennej z Ukrainy trafi w czyje ręce w UE? I do czego właściwie potrzebują ci „kupujący” w UE pocisków przeciwlotniczych, takich jak Igła czy Stinger, produkowanych w ZSRR i USA? Rozumiem, że gangsterzy są zainteresowani karabinami maszynowymi i granatami. Ale kto w UE chce atakować który samolot i w związku z tym zamawia te przenośne pociski przeciwlotnicze?

To jest prawdziwe zagrożenie, jakie stwarza przystąpienie Ukrainy do UE, zagrożenie, o którym niemieckie i europejskie media nie informują. Po prostu nie idzie to w parze ze wsparciem dla dalszych dostaw broni dla reżimu w Kijowie, które niemieckie media chcą promować, więc wygodnie je ignorują.

Wieża Babel II: Europarlament otwiera drogę do „turystyki aborcyjnej”. Za unijne fundusze

Europarlament otwiera drogę do „turystyki aborcyjnej”. W grę wchodzą unijne fundusze

17.12.2025 tysol.pl/europarlament-otwiera-droge-do-turystyki-aborcyjnej-w-gre-wchodza-unijne-fundusze

Parlament Europejski przyjął rezolucję popierającą „obywatelską inicjatywę” „My Voice, My Choice”, której celem jest zwiększenie dostępności aborcji w Unii Europejskiej. Kluczowym elementem dokumentu jest postulat uruchomienia mechanizmu „solidarności finansowej”, który mógłby umożliwić finansowanie aborcji z funduszy unijnych – także z pominięciem restrykcyjnych regulacji obowiązujących w części państw członkowskich.

Parlament Europejski

Parlament Europejski / Pixabay/Leonardo1982

obraz Pietera Bruegla (starszego).

======================================================

Wynik głosowania w Parlamencie Europejskim

Rezolucja została przyjęta większością głosów: 358 europosłów opowiedziało się za jej przyjęciem, 202 było przeciw, a 79 wstrzymało się od głosu. W dokumencie Parlament Europejski stwierdza, że w wielu krajach UE kobiety nadal nie mają – zdaniem autorów rezolucji – pełnego dostępu do aborcji.

Europosłowie popierający prawo do zabijania dzieci nienarodzonych wskazują na istniejące bariery prawne i praktyczne w części państw członkowskich oraz wyrażają zaniepokojenie skalą tych ograniczeń. W związku z tym wzywają poszczególne kraje do zmian w obowiązujących przepisach.
Mechanizm „solidarności finansowej” i rola Komisji Europejskiej

Jednym z kluczowych elementów rezolucji jest wezwanie skierowane do Komisji Europejskiej, aby w ramach inicjatywy „My Voice, My Choice” uruchomiła dobrowolny mechanizm finansowy, otwarty dla wszystkich państw UE i finansowany z budżetu unijnego.

Zgodnie z zapisami dokumentu mechanizm ten miałby umożliwić państwom członkowskim zapewnienie kobietom – w granicach krajowych regulacji – dostępu do aborcji w sytuacjach, gdy obecnie jest on dla nich niedostępny. W praktyce może to prowadzić do obejścia prawa krajowego poprzez finansowanie tzw. turystyki aborcyjnej.


Potępienie ruchów antygenderowych

Rezolucja zawiera również zapisy potępiające ruchy antygenderowe, które – zdaniem europosłów – mają na celu podważanie równości oraz praw człowieka w Unii Europejskiej. Ten fragment dokumentu spotkał się z ostrą krytyką środowisk konserwatywnych i pro-life, które uznają go za próbę ideologicznego nacisku na państwa członkowskie.


Komisja Europejska ma czas do marca 2026 roku

Komisja Europejska została zobowiązana do marca 2026 r. do wskazania, jakie działania zamierza podjąć w odpowiedzi na rezolucję – zarówno o charakterze legislacyjnym, jak i pozalegislacyjnym – oraz do przedstawienia uzasadnienia swojej decyzji.


Środowiska pro-life: To finansowanie turystyki aborcyjnej

Prezes Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia (PFROŻ) Jakub Bałtroszewicz zwraca uwagę, że sprawa jest uważnie monitorowana przez Komisję Europejską, która może zdecydować się na finansowanie aborcji dla obywatelek UE poza granicami ich krajów.

– Jeżeli do tego dojdzie, Polka, która będzie chciała dokonać aborcji, będzie mogła wyjechać do Niemiec, Francji czy Holandii i przeprowadzić ją na koszt europejskiego podatnika, czyli każdego z nas – podkreśla Bałtroszewicz.

Jak dodaje, taki mechanizm oznaczałby faktyczne pominięcie przepisów krajowych i przeniesienie decyzji w sprawie aborcji z poziomu państw narodowych na poziom instytucji unijnych.

– To prowadziłoby do sytuacji, w której Unia Europejska – mimo braku kompetencji w tej dziedzinie – decydowałaby o prawie do aborcji w Polsce, a obowiązujące przepisy chroniące życie stałyby się w praktyce martwe – zaznacza prezes PFROŻ, przytaczany przez portal dorzeczy.pl.

Szkoda, że nie w Polsce. Rząd Czech odrzucił unijne absurdy, w tym pakt migracyjny

Szkoda, że nie w Polsce. Rząd TEGO kraju odrzucił unijne absurdy, w tym pakt migracyjny

16.12.2025 nczas/szkoda-ze-nie-w-polsce-rzad-tego-kraju-odrzucil-unijne-absurdy-w-tym-pakt-migracyjny/

Nie dla UE. Obrazek ilustracyjny nczas.info
Nie dla UE. Obrazek ilustracyjny nczas.info

Czeski rząd premiera Andreja Babisza przyjął we wtorek uchwały odrzucające system handlu emisjami ETS2 oraz pakt migracyjny UE. Według szefa zaprzysiężonego dzień wcześniej rządu unijne decyzje dotyczące tych regulacji nie będą implementowane do czeskiego prawa.

Ministrom środowiska oraz przemysłu i handlu premier zalecił poszukiwanie poparcia w UE dla zniesienia systemu ETS2. O pozyskanie sojuszników w tej sprawie rząd Babisza poprosił wszystkich czeskich eurodeputowanych. Jedną z nich jest opozycyjna euoro-posłanka Danusze Nerudova, która została sprawozdawczynią dokumentów o drugim etapie systemu handlu emisjami w Parlamencie Europejskim.

Za poprzedniego rządu Petra Fiali Czechy należały do grupy 19 państw, które domagają się zmian w systemie ETS 2. Babisz zaznaczył na konferencji prasowej po posiedzeniu gabinetu, że nie spodziewa się, by ta inicjatywa doprowadziła do ograniczenia cen uprawnień. ETS2 to nowy system handlu uprawnieniami do emisji, który ma objąć transport drogowy oraz budynki. Pierwotnie UE planowała, że zacznie obowiązywać w 2027 r. Wprowadzenie go w życie opóźniono o rok.

Rząd w przyjętej na posiedzeniu we wtorek uchwale odrzucił także unijny pakt migracyjny, poinformował dziennikarzy Babisz, nie podając dalszych szczegółów. Agencja CTK, która ma pełny zapis uchwały, napisała, że rząd chce odrzucenia kwot migracyjnych i wprowadzenia polityki zerowej tolerancji dla nielegalnej migracji do Czech i całej UE. Ma dążyć do zaostrzenia przepisów migracyjnych.

Szef resortu spraw wewnętrznych Lubomir Metnar otrzymał od rządu zadanie przedstawienia projektu nowych ram prawnych w walce z migracją, a wspólnie z szefem dyplomacji Petrem Macinką mają odrzucić udział Czech w programie relokacyjnym UE.

Wyścig o sztuczną inteligencję rozstrzygnie się w elektrowniach, a nie w centrach danych. EU gasnącą czerwoną latarnią.

Wyścig o sztuczną inteligencję rozstrzygnie się w elektrowniach, a nie w centrach danych

15/12/2025 zmianynaziemi.pl/wyscig-o-sztuczna-inteligencje-rozstrzygnie-sie-w-elektrowniach-nie-w-centrach-danych

Światowa rywalizacja o dominację w sztucznej inteligencji coraz wyraźniej zmienia się w brutalny wyścig o dostęp do energii elektrycznej. Podczas gdy globalne supermocarstwa prześcigają się w budowie kolosalnych centrów danych potrzebnych do trenowania modeli AI, prawdziwym polem bitwy staje się infrastruktura energetyczna. I w tym starciu Europa zajmuje pozycję tragicznie przegraną.

Skala problemu przerasta wyobraźnię. Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że zużycie prądu przez centra danych na świecie podwoi się do 2030 roku, osiągając 945 terawatogodzin rocznie – tyle samo, ile zużywa obecnie cała Japonia. Tylko w USA centra danych odpowiadać będą za prawie połowę wzrostu zapotrzebowania na energię w najbliższych pięciu latach. Do końca dekady przetwarzanie danych w Ameryce pochłonie więcej prądu niż wszystkie energochłonne gałęzie przemysłu razem wzięte.

Chiny budują przewagę nie dzięki lepszym algorytmom, lecz dzięki czystej sile infrastrukturalnej. W 2024 roku Państwo Środka uruchomiło 429 gigawatów nowych mocy wytwórczych – ponad 15 razy więcej niż Stany Zjednoczone w tym samym okresie. Eksperci AI wracający z Chin mówią otwarcie: kwestia dostępu do energii jest tam „rozwiązanym problemem”.

Podczas gdy w Kalifornii czy Teksasie władze regularnie ostrzegają przed przeciążeniem sieci, chińskie centra danych mają nieograniczony dostęp do prądu. W razie potrzeby kraj może nawet uruchomić nieaktywne elektrownie węglowe, by zapełnić lukę – nie jest to idealne rozwiązanie, ale jest wykonalne.

Administracja Trumpa dostrzegła zagrożenie i odpowiedziała AI Action Plan – pakietem działań mających przyspieszyć budowę infrastruktury. Uproszczenie procedur środowiskowych, udostępnienie gruntów federalnych i wsparcie finansowe dla projektów przekraczających 100 megawatów to próba nadgonienia. Problem w tym, że przez ostatnie 20 lat zapotrzebowanie na prąd w USA praktycznie nie rosło – system jest po prostu nieprzygotowany. W Północnej Wirginii, sercu amerykańskiej infrastruktury cyfrowej, podłączenie nowego centrum danych do sieci zajmuje ponad 3 lata. Prawie 2 terawaty czystej energii czeka w kolejkach przyłączeniowych – to półtora raza więcej niż obecna moc całej amerykańskiej sieci.

Europa natomiast nie ma nawet złudzeń wygranej. Ceny energii elektrycznej w Unii są 2-2,5 razy wyższe niż w USA, a gaz hurtowy kosztuje pięciokrotnie więcej. W 2024 roku gospodarka UE urosła zaledwie o 0,7-0,8 procent – w tym samym czasie Chiny odnotowały wzrost rzędu 4,5 procent, a Ameryka 2,2 procent. Produkcja stali w Europie spadła do najniższego poziomu od 1960 roku. Firmy energochłonne przenoszą fabryki za ocean lub do Azji, bo w Europie po prostu nie stać ich na rachunki za prąd.

W wyścigu o AI Unia nie jest nawet widoczna w lusterku wstecznym. Podczas gdy USA wyprodukowały 40 dużych modeli AI w 2025 roku, a Chiny 15, Europa stworzyła zaledwie 3. Siedemdziesiąt procent usług cyfrowych w UE działa na infrastrukturze amerykańskich gigantów. Udział Europy w światowych centrach danych skurczył się z 25 procent w 2015 roku do zaledwie 15 procent dzisiaj. W kluczowych ośrodkach – Frankfurcie, Londynie, Amsterdamie, Paryżu i Dublinie – na podłączenie do sieci czeka się 7-10 lat. Koszty przeciążenia europejskich sieci energetycznych w 2024 roku wyniosły 4,3 miliarda euro.

Raport Accenture pokazuje, że 56 procent dużych firm europejskich nie widzi realnych korzyści z inwestycji w AI. Średni europejski pracownik wytwarza dziś tylko 76 procent tego, co jego amerykański odpowiednik – 30 lat temu ta produktywność była równa. Mario Draghi w swoim raporcie o konkurencyjności UE ostrzega wprost: wewnętrzne bariery regulacyjne w Europie odpowiadają 45-procentowej taryfie na towary przemysłowe i 110-procentowej opłacie na usługi.

Zielony Ład, który miał być wizytówką Europy, stał się kamieniem młyńskim u szyi kontynentu. Dyrektywa o efektywności energetycznej wymusza szczegółowe raportowanie wskaźników zrównoważonego rozwoju. Wszystkie centra danych mają osiągnąć neutralność klimatyczną do 2030 roku. AI Act nakłada kolejne warstwy biurokracji. Podczas gdy Chiny i USA pompują setki miliardów dolarów w infrastrukturę bez oglądania się na limity fiskalne, budżet UE wynosi zaledwie 1 procent PKB. Instrument Odbudowy i Odporności wygasa w 2026 roku – kończy się europejski zastrzyk finansowy.

Paradoks jest bolesny: Europa chce być liderem w technologii, jednocześnie celowo uniemożliwiając sobie to poprzez najdroższą energię na świecie i najbardziej restrykcyjne regulacje. Kontynent, który dał światu rewolucję przemysłową, dziś patrzy bezradnie, jak giganci z innych kontynentów budują fundamenty pod kolejną rewolucję technologiczną. Nie na laboratoryjnych stołach, lecz w elektrowniach i na liniach wysokiego napięcia rozstrzygnie się, kto zdominuje gospodarkę przyszłości. I wszystko wskazuje na to, że Europa zostanie daleko z tyłu.

Źródła:

https://www.iea.org/reports/energy-and-ai/energy-demand-from-ai
https://www.iea.org/news/ai-is-set-to-drive-surging-electricity-demand-…
https://www.pewresearch.org/short-reads/2025/10/24/what-we-know-about-e…
https://fortune.com/2025/08/14/data-centers-china-grid-us-infrastructur…
https://www.scmp.com/economy/china-economy/article/3313194/china-hopes-…
https://www.technologyreview.com/2025/03/26/1113802/china-ai-data-cente…
https://www.goldmansachs.com/insights/articles/chinas-ai-providers-expe…
https://www.whitehouse.gov/presidential-actions/2025/07/accelerating-fe…
https://bipartisanpolicy.org/explainer/strategic-federal-actions-aim-to…
https://www.deloitte.com/us/en/insights/industry/power-and-utilities/da…
https://www.whitecase.com/insight-alert/data-centres-and-energy-consump…
https://datacentremagazine.com/data-centres/global-ai-boom-to-triple-eu…
https://www.europarl.europa.eu/RegData/etudes/BRIE/2025/775859/EPRS_BRI…
https://institute.global/insights/tech-and-digitalisation/europe-in-the…
https://www.atlanticcouncil.org/in-depth-research-reports/issue-brief/w…
https://financeand.money/2025/01/europes-manufacturing-crisis-the-decli…
https://www.imf.org/en/news/articles/2025/01/13/sp-integrating-the-eu-e…
https://www.euronews.com/business/2025/11/27/going-green-will-high-ener…
https://fortune.com/2025/09/09/theres-more-to-life-than-llms-or-why-eur…
https://www.consultancy.eu/news/12083/europe-behind-us-in-ai-arms-race-…
https://newsroom.accenture.com/news/2025/accenture-report-european-firm…