Unia Europejska zrujnuje Polaków. Oto konkretne EUROPODATKI

Tomasz Cukiernik: Unia Europejska zrujnuje Polaków. Oto konkretne EUROPODATKI

https://pch24.pl/tomasz-cukiernik-unia-europejska-zrujnuje-polakow-oto-konkretne-europodatki

Transformacja energetyczna w Unii Europejskiej zrujnuje nasze budżety i doprowadzi do gospodarczej zapaści. Mówił o tym w PCh24 TV Tomasz Cukiernik.

Tomasz Cukiernik od lat zajmuje się analizowaniem patologii socjalistycznej i klimatystycznej polityki Unii Europejskiej. Rozmawiał teraz na ten temat z red. Tomaszem Kolankiem w PCh24 TV.

Transformacja energetyczna rzeczywiście rujnuje nasze życie – i nie jest to proces nowy. Trwa on od kilku lat, a jego początki można datować co najmniej na moment, gdy ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla zaczęły znacząco wzrastać, czyli na lata 2019-2020. Ten wzrost miał bezpośredni wpływ na nasze wydatki – powiedział Tomasz Cukiernik.

Kiedy sektor energetyczny i przemysły energochłonne muszą kupować drogie uprawnienia do emisji CO₂, ich koszty działalności rosną. Przekłada się to na wyższe ceny produktów, takich jak energia elektryczna i cieplna. Trudno sobie wyobrazić działalność jakiejkolwiek firmy bez energii elektrycznej – korzystamy z niej także w domach, dlatego wyższe koszty energii uderzają bezpośrednio w każdego z nas – wskazał.

Jak mówił Tomasz Cukiernik, jedną z największych patologii jest system ETS2.

Wzrost kosztów energii oznacza również wyższe ceny wszystkich produktów i usług, gdyż żadna firma nie jest w stanie funkcjonować bez dostępu do energii. Uprawnienia do emisji to zatem rodzaj „zielonego europodatku”, który już dziś odczuwamy. Niestety, na horyzoncie są kolejne obciążenia – w roku 2027 ma zostać wprowadzony system ETS2. Spowoduje on radykalny wzrost kosztów ogrzewania oraz paliw silnikowych, co przełoży się na zwiększone wydatki na transport – powiedział ekspert.

Szacuje się, że w skali całego kraju straty wynikające z ETS2 mogą wynieść kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie – podobnie jak w przypadku obecnego systemu ETS1. Już teraz polska gospodarka traci z tego tytułu znaczące kwoty, sięgające również kilkudziesięciu miliardów złotych rocznie. Warto zaznaczyć, że ETS2 dotknie w dużej mierze także osoby fizyczne, choć firmy również poniosą dalsze koszty. Co więcej, na horyzoncie widać kolejne zielone podatki – zielone europodatki, których lista jest znacznie dłuższa niż tylko ETS1 i ETS2 – dodał gość red. Tomasza Kolanka.

Jak podkreślił krytyk zielonej transformacji UE, ETS jest w istocie parapodatkiem i papierem wartościowym zarazem.

ETS to w rzeczywistości podatek, który można uznać za rodzaj papieru wartościowego handlowanego na giełdzie w Lipsku. Uprawnienia do emisji dwutlenku węgla są przedmiotem obrotu między różnego rodzaju spekulantami. Można je kupować, sprzedawać, a w efekcie na nich zarabiać lub ponosić straty. Mechanizm funkcjonuje właśnie w ten sposób. Budżet państwa sprzedaje tak zwane darmowe uprawnienia, których z roku na rok jest coraz mniej, również na tej giełdzie w Lipsku. Wpływy z ich sprzedaży trafiają do budżetu, jednak trzeba pamiętać, że są one znacznie niższe niż koszty, jakie z tytułu tych uprawnień ponoszą firmy – czyli faktyczna, żywa gospodarka – mówił.

Tomasz Cukiernik zaznaczył, że ETS to nie jest bynajmniej jedyny zielony europodatek. Niestety, jest ich o wiele więcej…

Co poza ETS? Od 2021 roku płacimy również inny zielony europodatek – podatek od nierecyklingowanego plastiku. Jest to podatek, który, co ciekawe, bezpośrednio zasila budżet Unii Europejskiej. Obecnie jego wysokość przekracza dwa miliardy złotych rocznie, co oznacza, że z polskiej gospodarki wypływają znaczące środki, by trafić do unijnej kasy. W ciągu czterech lat – 2021, 2022, 2023 i 2024 – łączna kwota wynosi już ponad osiem miliardów złotych. Nie są to drobne sumy, choć w porównaniu z kosztami ETS-u można je uznać za mniejsze. Kolejnym podatkiem, który planuje wprowadzić Unia Europejska, jest graniczny podatek węglowy. Ma on być odpowiedzią na sytuację, w której system ETS doprowadził do wyprowadzania przemysłu poza granice Unii Europejskiej. Produkcja w Europie staje się coraz mniej opłacalna, a przedsiębiorstwa działające w UE tracą konkurencyjność – nie tylko z powodu ETS-u, ale także innych unijnych regulacji. Unia wpadła więc na pomysł wprowadzenia tego podatku, by obciążać firmy importujące produkty spoza UE. Nie ma to jednak wiele wspólnego z ochroną klimatu, a raczej z próbą wyrównania kosztów dla europejskich przedsiębiorstw. Podatek ten ma zacząć obowiązywać w 2026 roku. Ostatecznie jednak zapłacą go konsumenci, ponieważ koszty te zostaną na nich przerzucone – jak to zawsze bywa w przypadku podatków – mówił.

Kolejnym planowanym obciążeniem jest podatek CAFE, dotyczący emisji dwutlenku węgla przez nowe samochody spalinowe. Od 1 stycznia 2025 roku będą go płacić koncerny motoryzacyjne, co również wpłynie na ceny pojazdów i ich dostępność – wymieniał dalej Tomasz Cukiernik.

Podatek od samochodów spalinowych może być bardzo dotkliwy. Chodzi o naprawdę znaczące kwoty…

Limit emisji dwutlenku węgla dla samochodów został ustalony na poziomie 93,6 g CO₂ na kilometr. Za każdy gram przekroczenia tego limitu naliczany będzie podatek w wysokości 95 euro. Przeciętny rodzinny samochód spalinowy emituje około 140-150 g CO₂ na kilometr, co oznacza, że jego cena może wzrosnąć od 1 stycznia nawet o ponad 20 tysięcy złotychwyjaśnił gość PCh24 TV.

Nie jest to jednak regułą, ponieważ wpływ tego podatku zależy od polityki poszczególnych koncernów motoryzacyjnych. Podatek nie będzie naliczany od każdego pojedynczego samochodu, lecz na poziomie całego producenta. Jeśli koncern produkuje pojazdy hybrydowe lub elektryczne, które emitują mniej CO₂ (lub w przypadku elektrycznych – wcale), możliwe jest rozłożenie tego obciążenia na inne pojazdy, w tym spalinowe. Co ciekawe, nawet samochody hybrydowe nie spełniają obecnych limitów. Na przykład oszczędna Toyota Corolla Hybrid emituje około 100-105 g CO₂ na kilometr, co oznacza, że także w jej przypadku konieczne będzie uiszczenie podatku, choć w znacznie niższej kwocie. W 2030 roku sytuacja ma się jeszcze zaostrzyć – limit emisji zostanie obniżony do około 40 g CO₂ na kilometr. Osiągnięcie takiego poziomu przy obecnym stanie technologii będzie prawdopodobnie niemożliwe, co spowoduje radykalny wzrost podatku, nawet dwukrotny. Już teraz w przypadku pojazdów takich jak SUV-y, samochody sportowe czy modele z dużymi, paliwożernymi silnikami, dodatkowy koszt podatku może przekroczyć 50 tysięcy złotych – wskazał.

Tomasz Cukiernik podkreślił, że rząd Donalda Tuska nieszczególnie dba o polskie portfele…

Mamy więc podatek CAFE, ale także cały szereg innych unijnych, zielonych podatków powiązanych z kamieniami milowymi Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Po pierwsze, jest to podatek od korzystania z autostrad i dróg ekspresowych. Po drugie, podatek od rejestracji samochodów spalinowych, a po trzecie – podatek od posiadania takich pojazdów. Początkowo rząd Donalda Tuska zapowiadał, że podatek od posiadania samochodów spalinowych zostanie wstrzymany, a zamiast niego miały być oferowane dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych. Ostatecznie jednak wszystko wskazuje na to, że podatek ten zostanie wprowadzony, choć w pierwszej kolejności będzie dotyczył jedynie przedsiębiorców – co rząd na razie niechętnie przyznaje – powiedział.

W sumie sytuacja jest zatem katastrofalna. – Do tego dochodzą inne podatki związane z KPO czy kamieniami milowymi, które niekoniecznie można zaliczyć do kategorii zielonych, jak choćby oskładkowanie umów cywilnoprawnych. Są jednak również dodatkowe opłaty o charakterze środowiskowym, takie jak: opłata od uwalniania metanu w kopalniach (od 2025 roku), opłata recyklingowa od toreb foliowych, opłata od produktów jednorazowego użytku wykonanych z tworzyw sztucznych, podatek opakowaniowy, obciążający producentów opakowań przeznaczonych na produkty sprzedawane gospodarstwom domowym. Podsumowując, unijnych, zielonych podatków i dodatkowych opłat jest całkiem sporo, a ich wpływ na gospodarkę będzie coraz bardziej odczuwalny – powiedział rozmówca red. Tomasza Kolanka.
Do tego dochodzi jeszcze na przykład dyrektywa budynkowa.

Oprócz podatków istnieją także inne obciążenia, które będziemy musieli ponieść, w tym konieczne inwestycje. Dotyczą one zarówno sektora publicznego, czyli będą finansowane z naszych podatków, jak i prywatnego, czyli bezpośrednio z naszych kieszeni. Przykładem są inwestycje związane z tzw. dyrektywą budynkową. Choć sama dyrektywa jeszcze nie weszła w życie, już teraz pojawiają się różnego rodzaju naciski, by rezygnować z tradycyjnych metod ogrzewania domów na rzecz fotowoltaiki czy pomp ciepła. Okazuje się jednak, że wielu ludzi nie jest w stanie sprostać finansowym konsekwencjom takich zmian. W szczególności dotyczy to pomp ciepła, które generują wysokie rachunki, często niemożliwe do opłacenia. W efekcie wiele osób czuje się oszukanych. Kiedy dyrektywa budynkowa zacznie obowiązywać, wprowadzone zmiany staną się obligatoryjne. Brak dostosowania się do nowych wymogów – w tym przeprowadzenia kosztownych remontów – będzie skutkował nakładaniem kar finansowych – opowiadał.

Widać wyraźnie, w jaki sposób Unia Europejska coraz mocniej obciąża nasze domowe budżety i rujnuje nasze życie. Perspektywy są, niestety, bardzo niedobre – podsumował.

Zapis jest zredagowaną wersją części rozmowy z kanału PCh24 TV. Całość rozmowy do obejrzenia poniżej.

Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie

Sabotaż klimatyczny! Skutki będą katastrofalne

16.11.2024 Autor:Redakcja NCzas sabotaz-klimatyczny

Wiatraki
Wiatraki. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay

Realizowanej przez polski rząd polityki wobec branży energetycznej nie można nazwać inaczej niż sabotażem, który będzie miał katastrofalne skutki dla gospodarki i całego społeczeństwa – mówi z rozmowie z „Najwyższym Czasem!” redaktor Tomasz Cukiernik w związku z wydaniem jego najnowszej książki „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie”.

Redakcja NCZ!: Skąd pomysł na taką książkę?

Tomasz Cukiernik: – Wśród opinii publicznej – bombardowanej dezinformacją i zmanipulowanymi faktami – panuje błędne przekonanie na temat tzw. transformacji energetycznej. Chciałbym, aby moja książka była odtrutką na ciągle powtarzaną propagandę i dezinformację medialną oraz mity dotyczące Europejskiego Zielonego Ładu, energetyki węglowej oraz odnawialnych źródeł energii.

Jakie to mity?

– W pierwszym rozdziale wskazuję na gigantyczne koszty realizowanej przez polskich polityków unijnej polityki energetyczno-klimatycznej, w tym Zielonego Ładu: niepotrzebne inwestycje na niewyobrażalną skalę, cała gama zielonych europodatków, które po części już płacimy, a następne będą stopniowo wdrażane, uderzenie w wolność wyboru i we własność prywatną oraz pozbycie się suwerenności i bezpieczeństwa energetycznego. W kolejnych rozdziałach tłumaczę, dlaczego farmy wiatrowe i fotowoltaiczne nigdy nie zastąpią energetyki konwencjonalnej – a to dlatego, że nawet Bruksela miliardami euro nie zmieni praw fizyki.

Prostuję kłamstwa o dopłatach: państwo i Unia Europejska na olbrzymią skalę dotuje budowę i funkcjonowanie instalacji odnawialnych źródeł energii, a w przypadku górnictwa węglowego wspierana jest przede wszystkim redukcja mocy wydobywczych i likwidacja kopalni. Gdyby w górnictwie dotacje miały iść na rozwój, tak jak to jest w przypadku OZE, to byłyby wspierane inwestycje w otwieranie nowych ścian wydobywczych. Z kolei gdyby w przypadku OZE dotacje wydawano na to, na co idą w górnictwie, to powinny iść na demontaż i utylizację wiatraków i paneli słonecznych.

Nieprawdą jest też, że w Polsce kończy się węgiel – w rzeczywistości starczyłoby go na 800 lat. Zafałszowaniem jest także to, że nikt nie chce w węgiel inwestować – w rzeczywistości to polskie rządy blokują takie inwestycje. Na przykład ostatnio australijska spółka GreenX Metals wygrała postępowanie arbitrażowe przeciwko polskim władzom w sprawie niezrealizowania projektu budowy kopalni węgla kamiennego i my jako podatnicy będziemy musieli zapłacić ponad 1,3 mld zł odszkodowania. Istotne jest też to, że cała ta tzw. transformacja energetyczna realizowana jest wbrew nie tylko zdrowemu rozsądkowi, ale i wbrew prawom ekonomii. Unia Europejska na siłę – depcząc zasady rynkowe i wykorzystując szczególnie nam bardzo źle kojarzące się centralne sterowanie i interwencjonizm państwowy – przekształca całą gospodarkę, by doprowadzić do urojonej zeroemisyjności. A tymczasem choćby pojęcie miksu energetycznego w skali roku czy miesiąca to rodzaj oszustwa wtłaczanego opinii publicznej. A to dlatego, że istotne jest jedynie to, ile energii elektrycznej produkuje się w danym momencie i to, że musi ono wypełnić zapotrzebowanie tego danego momentu.

Skąd tytuł książki?

– Sabotażem określam proces likwidacji przez kolejne władze górnictwa i energetyki węglowej pod dyktando Brukseli. A to dlatego, że doprowadzi on do katastrofalnych skutków: ruiny gospodarki i ubóstwa obywateli. Odczuwamy to już teraz wzrostem cen energii elektrycznej i cieplnej. Z tego powodu zamykane są dziesiątki tysięcy małych firm, które nie wytrzymują tych wzrostów. Ale to początek. Armagedon drobnej działalności gospodarczej dopiero przed nami. Z kolei zwykłych ludzi nie będzie stać na ogrzanie własnego domu, nie wspominając o niepotrzebnych, ale obowiązkowych inwestycjach w panele fotowoltaiczne i pompy ciepła. Natomiast słowo „klimatyczny” odnosi się do pretekstu, pod jakim przeprowadzana jest cała ta rewolucja. Ja tylko powiem, że jeśli weźmiemy pod uwagę dwutlenek węgla emitowany łącznie przez procesy naturalne i przez człowieka, to Unia Europejska emituje 0,3 proc. całości, a Polska – 0,03 proc. I mamy zarżnąć całe gospodarki tylko po to, by tę niemającą właściwie żadnego znaczenia emisję ograniczyć. Czyż to nie jest sabotaż? Dodam, że w Chinach wydobywa się 53 razy więcej węgla niż w Polsce, a chińskie elektrownie węglowe emitują 33 razy więcej CO2 od polskich, ale to Polska, która odpowiadała zaledwie za… 1 proc. światowej produkcji węgla, ma ratować klimat, a nie Chiny.

Jaką konkretnie tematykę poruszasz w książce?

– Przede wszystkim próbuję odkłamywać rzeczywistość. Społeczeństwo zmanipulowane dezinformacją medialną i propagandą polityków nie zdaje sobie sprawy, że aktualnie w Polsce – na rozkaz płynący z Brukseli – odbywa się bardzo głęboka rewolucja. Jej efektem będzie to, że Polska, która u progu tej rewolucji była krajem suwerennym i bezpiecznym energetycznie, stanie się krajem uzależnionym energetycznie od czynników i sił zewnętrznych. W rezultacie przekłada się to również na całą gospodarkę – najpierw dojdzie do rosnących cen energii eklektycznej i cieplnej – z czym już mamy do czynienia, a wkrótce czekają nas braki energii i blackouty. A żadna współczesna gospodarka nie może funkcjonować bez energii. Oznacza to, że realizacja tej polityki prowadzi do destrukcji całej polskiej gospodarki. To jednocześnie poskutkuje tym, że narazimy się na utratę choćby możliwości poprawy bezpieczeństwa militarnego – zniszczona gospodarka nie wytworzy nadwyżek, które można by przeznaczyć na żołnierzy i uzbrojenie, nie wspominając o tym, że w kraju nie będzie nawet hut, które mogłyby wytwarzać stal do produkcji uzbrojenia.

No ale czy jednak ta polityka klimatyczna nie spowoduje, że będziemy żyli w czystszym środowisku? To argument często podnoszony przez zwolenników „zielonej” transformacji.

– Polityka klimatyczna nie ma nic wspólnego z ochroną środowiska. To dwie całkowicie odmienne sprawy. Aktualnie w powietrzu jest około 0,04 proc. dwutlenku węgla i jest to jedna z niższych wartości w historii geologicznej. CO2 jest konieczny do procesu fotosyntezy i wszystko wskazuje na to, że przy aktualnym poziomie rośliny są na głodzie węglowym. Właściciele szklarni tłoczą do środka ten gaz, aby było go czterokrotnie więcej. Wtedy hodowane rośliny szybciej rosną. Naukowcy obliczają, że gdyby poziom dwutlenku węgla w powietrzu spadł o połowę, to przestałby zachodzić proces fotosyntezy, a to oznacza koniec życia na Ziemi w postaci, jaką znamy. Czy o to chodzi tym, którzy promują całą tę ideologię klimatyzmu?

No to może chociaż po zrealizowaniu całej tej transformacji energetycznej dojdziemy, o ile nie do darmowej, to może chociaż do bardzo niskich cen energii?

– To kolejne kłamstwo. Badanie zlecone przez BusinessEurope wykazało, że do 2050 roku w ramach scenariusza, w którym cele klimatyczne są osiągane bez większych zakłóceń, koszty wytwarzania energii elektrycznej w Unii Europejskiej będą co najmniej o 50 proc. wyższe niż w USA i Chinach. Z kolei w scenariuszu „trudności transformacyjnych” koszty te mogą być nawet trzykrotnie wyższe niż u głównych konkurentów.

Z pewnością zaletą książki jest to, że nie tylko krytykujesz politykę klimatyczną, ale też dajesz pozytywną alternatywę, a to już rzadkość…

– Na ten temat jest cały ostatni rozdział. Porównuję koszty produkcji energii elektrycznej z różnych źródeł i wychodzą bardzo ciekawe wnioski. Okazuje się, że nawet z podatkiem ETS w Polsce najtańsza jest energia produkowana z węgla brunatnego. Z kolei moja rozmowa z dr. Grzegorzem Chocianem pokazuje, w jaki sposób Polska mogłaby zablokować ten skrajnie szkodzący nam Europejski Zielony Ład.

Czy nie obawiasz się hejtu ze strony osób, które wierzą w całą tę ideologię klimatyzmu?

– Jestem przyzwyczajony do hejtu, który na mnie spadł, choćby po wydaniu mojej poprzedniej książki „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”. Pisząc „Sabotaż klimatyczny”, zrobiłem wszystko, by nikt nie mógł się do niczego przyczepić. Przede wszystkim opieram się na autorytetach w tej dziedzinie: wykładowcach akademickich i praktykach z branży. Przedmowę do mojej książki napisał prof. Wojciech Naworyta z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a konsultację merytoryczną przeprowadził dr inż. Mirosław Gajer z tej samej uczelni (teksty Pana profesora często goszczą na naszych łamach – dop. red.). Z kolei na końcu książki czytelnik znajdzie bogatą bibliografię, z której korzystałem przy pisaniu.

Zdecydowana większość organizacji ekologicznych wspiera działania pro-klimatyczne. A tymczasem na okładce tak wywrotowej książki, pokazującej problem z odmiennego punktu widzenia, poza logotypem między innymi „Najwyższego Czasu!”, znalazły się także logotypy organizacji ekologicznych…

– Trzeba odróżnić organizacje ekoterrorystyczne wspierane finansowo przez różne fundacje mniej lub bardziej bezpośrednio powiązane z możnymi tego świata, takimi jak ci od Wielkiego Resetu czy rządy niektórych państw, których celem jest zamiana Ziemi w obóz koncentracyjny, od organizacji prawdziwie ekologicznych, które właśnie objęły patronat nad moją książką: Fundacja Konstruktywnej Ekologii EcoProBono, Polski Klub Ekologiczny 80 i Międzynarodowy Instytut Polityki Strategii Ekologicznej.

Książka red. Tomasza Cukiernika „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie” jest do nabycia w oficjalnej księgarni Najwyższego Czasu: sklep-niezalezna.pl.


Spotkania otwarte Tomasza Cukiernika na temat książki:

20.11.2024 – godz. 17.00, Dąbrowa Górnicza, Villa Moda, ul. Kościuszki 4b.

23.11.2024 – godz. 16.00, Gliwice, ul. Prymasa Wyszyńskiego 7/2.

28.11.2024 – godz. 18.00, Kraków, ul. Św. Filipa 7.

1.12.2024 – godz. 15.00, Warszawa, wystąpienie podczas XV Konferencji Prawicy Wolnościowej, ul. Freta 39.

7.12.2024 – godz. 10-19, Kraków, Świąteczny Kiermasz Dobrej Książki, Restauracja Avangarda, Zyblikiewicza 1

13.12.2024 – godz. 18, Częstochowa, ul. Jagiellońska 59/65, sala konferencyjna na 1 piętrze

14.12.2024 – godz. 10-18, Toruń, Targi Książki Patriotycznej

21.12.2024 – godz. 10-18, Poznań, Targi Książki Patriotycznej

Elektryczność Polsce aż 4 razy droższa niż w Chinach!

Polska kopalnia węgla vs chińska elektrownia atomowa

Energetyka

Prąd w Polsce aż 4 razy droższy niż w Chinach! Ceny energii wzrosły dwukrotnie

Konrad Karpiuk 2024-11-15 superbiz/prad-w-polsce-az-4-razy-drozszy-niz-w-chinach

Jak podaje Polska Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla (PIGSW), ceny energii w Polsce są jednymi z najwyższymi w Europie. Koszty odbijają się na firmach, które muszą być konkurencyjne z firmami z Chin, które za prąd płacą aż cztery razy mniej!

Ceny energii w Polsce, a ceny energii w Chinach. Polskie firmy mogą mieć problem z konkurencyjnością

W raporcie PIGSW czytamy, że wzrost cen energii w Polsce wynika głównie z wysokich i wciąż rosnących kosztów uprawnień do emisji CO2. Uprawnienia w ramach unijnego systemu ETS opierają się na zasadzie “zanieczyszczający płaci”, czyli w zależności od poziomu emisji CO2, firmy energetyczne ponoszą dodatkowe koszty. To przekłada się na wyższe ceny energii u producentów, więc i dla przedsiębiorców i odbiorców prywatnych.

Zdaniem PIGSW gdyby nie system ETS, Polska energetyka oparta na węglu mogłaby mieć jedną z najniższych cen energii w Polsce. W raporcie porównano polską gospodarkę do Chińskiej, która ma podobny udział węgla w miksie energetycznym. W Polsce w 2023 roku węgiel stanowił o 63 proc. wyprodukowanej energii, a w Chinach 65 proc.

Chiny mają czterokrotnie tańszy prąd. Tam ceny spadają, u nas rosną

Cena energii w Polsce od stycznia 2024 wynosiła 1,15 zł/kWh, a w Chinach w przeliczeniu na polską walutę 0,30 zł/kWh. 

Jeszcze w 2019 roku cena za kWh energii w Polsce wynosiła 0,61 zł, a w Chinach 0,38 zł/kWh. To oznacza, że w Chinach cena za kWh energii spadła, a w Polsce wzrosła niemal dwukrotnie!

Jak podaje PIGSW elektrowni węglowych w Polsce wynosi 36 GW, w Chinach 1160 GW. Jednocześnie udział Polski w światowej emisji CO2 wynosi 0,84 proc., a udział Chin to 32,88 proc.

PIGSW wskazuje również, że Chiny budują nowe jednostki węglowe. Polska powoli wycofuje się z mocy węglowych, jednak perspektywa budowy elektrowni jądrowej jest dosyć odległa, niedawno minister przemysłu Marzena Czarnecka powiedziała, że realny termin uruchomienia pierwszego reaktora to 2040 rok! Przez ten czas Polska będzie skazana na korzystanie z drogich przez unijne opodatkowanie mocy węglowych i uzupełniania miksu energetycznego Odnawialnymi Źródłami Energii. [MD: Jeśli nie rozwali tej idiotycznej, komunistycznej Unii “Europejskiej”]

“Polacy stracą nawet połowę dochodu”. Prof. Mielczarski ostrzega przed Zielonym Ładem

“Polacy stracą nawet połowę dochodu”. Prof. Mielczarski ostrzega przed Zielonym Ładem polacy-straca-nawet-polowe-dochodu

"Polacy stracą nawet połowę dochodu". Prof. Mielczarski ostrzega przed Zielonym Ładem

Prof. Władysław Mielczarski wskazuje, że mocno zbiedniejemy przez Europejski Zielony Ład Fot. PTWP

– Zielony Ład będzie szczególnie kosztowny dla biedniejszych krajów europejskich. Np. Niemcy przez niego nieco zbiednieją, ale Polacy stracą nawet połowę dochodu liczonego na osobę – mówi portalowi WNP.PL prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki.

  • – Polityka Europejskiego Zielonego Ładu jest i będzie bardzo kosztowna. Przede wszystkim zaś jest ona niemożliwa do zrealizowania. Ustanowiono bowiem nierealne cele – uważa prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki.
  • – Żeby osiągnąć cele założone w Zielonym Ładzie, trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów – ironizuje nasz rozmówca.
  • Jak uważa prof. Władysław Mielczarski, Europejski Zielony Ład doprowadzi do utraty konkurencyjności europejskiego przemysłu.

Co oznaczać będzie realizacja założeń Europejskiego Zielonego Ładu?

– Na pewno polityka Europejskiego Zielonego Ładu jest i będzie bardzo kosztowna. Natomiast przede wszystkim jest ona niemożliwa do zrealizowania.

Ustanowiono bowiem nierealne cele. Unia Europejska chce osiągnąć zerowe emisje netto do 2050 roku. Jednak tego nie uda się osiągnąć.

Prof. Mielczarski: żeby osiągnąć cele założone w Zielonym Ładzie, trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów

Nie uda się?

– Gdyby chcieć to osiągnąć, trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów. Ironizuję, ale tak to właśnie wygląda.

Ten Europejski Zielony Ład będzie szczególnie kosztowny dla biedniejszych krajów europejskich, w tym dla Polski. Przykładowo Niemcy przez Europejski Zielony Ład nieco zbiednieją, ale Polacy stracą przez niego nawet połowę dochodu liczonego na osobę.

Oznaczać to będzie pauperyzację społeczeństw w UE. Ponadto będzie szybko postępować utrata konkurencyjności europejskiego przemysłu.

Niektórzy wskazują, że forsowanie rozwiązań z zakresu Europejskiego Zielonego Ładu wygląda jak jakiś sabotaż ze strony urzędników unijnych. Co pan o tym sądzi?

– Sytuacja jest teraz taka, że jak mówi stare przysłowie: „siali wiatr, a teraz zbierają burzę”. Unia Europejska chciała znaleźć sobie takie obszary, gdzie będzie lepsza od innych i wyprzedzi konkurencję.

Wymyślono przed laty, że będzie to sektor zielonej energetyki i rozwoju odnawialnych źródeł energii. Jednak UE mocno się przeliczyła. Okazało się bowiem, że kraje azjatyckie dużo lepiej opanowały te technologie.

Potrafią produkować o wiele taniej i teraz zalewają nas między innymi panelami fotowoltaicznymi czy samochodami elektrycznymi. To oni coraz więcej tych produktów sprzedają w Europie i na tym zarabiają. Natomiast firmy europejskie popadają w coraz większe tarapaty, musząc ponosić koszty wyśrubowanej polityki klimatycznej.

Oprócz powszechnie znanego podatku klimatycznego ETS (Europejski System Handlu Emisjami  – przyp. red.) coraz powszechniejszy staje się przymus inwestowania w „zielone” technologie poprzez wymagania ESG (z ang. Environmental, Social and Corporate Governance, środowisko, społeczna odpowiedzialność i ład korporacyjny) dotykające obszarów związanych z ochroną środowiska naturalnego, odpowiedzialnością społeczną i ładem korporacyjnym.

A chodzi między innymi o to, że przykładowo dana firma w UE nie otrzyma dziś kredytu, jeżeli nie udowodni, że jest „dość zielona” i musi kupować zieloną energię, samochody elektryczne i inne zupełnie jej niepotrzebne rzeczy. To wszystko kosztuje i przez to firmy europejskie tracą konkurencyjność wobec firm spoza Unii. I będą ją tracić nadal.

Ponad 20 lat temu grupa aktywistów zgłaszała postulaty walki z emisją gazów cieplarnianych. Mówiono o potrzebie walki ze zmianami klimatycznymi. Jednak to się potem wymknęło spod kontroli.

Obecnie masy ludzi w UE żyją z różnych grantów, propagując Europejski Zielony Ład. Oni otrzymują coraz to nowe granty i sami już uwierzyli w zieloną utopię. Dzisiaj przez to bardzo trudno zrobić krok w tył. Miliony ludzi bowiem dały się zindoktrynować. Takim przykładem jest znana aktywistka klimatyczna Greta Thunberg. Powstało coś na kształt nowej pseudoreligii.

Prof. Mielczarski: upiliśmy się Europejskim Zielonym Ładem

Czy da się to jeszcze odwrócić?

– Nie wierzę raczej w to, że się uda. Upiliśmy się bowiem całym tym Europejskim Zielonym Ładem. I jesteśmy jak alkoholik. On nie przestanie pić, dopóki sobie czegoś nie zrobi, dopóki nie przestraszy się swojego stanu.

W UE ludzie przez Europejski Zielony Ład mocno zbiednieją. Może dopiero wtedy do nich dotrze, że coś jest nie tak. Chyba innej drogi dla społeczeństw UE, jak przejście przez „smugę cienia”, nie ma.

Możliwe, że czeka nas okres upadku Europy. Przecież upadek Cesarstwa Rzymskiego też nastąpił. Za jakiś czas UE też może upaść. Zachodzi tutaj pytanie: czy potem Europa zdoła się odbudować i ile czasu jej to zajmie. Obecnie prym na świecie zaczyna wieść Azja. Teraz mamy czas Azji, która się rozwija i nie zawraca sobie głowy kwestiami ochrony klimatu.

Jako UE popełniamy zbiorowe samobójstwo. Być może jako UE musimy mocno upaść również pod względem cywilizacyjnym, żeby nadeszło otrzeźwienie.

Nie wszystkich będzie stać na to, żeby przystosować stare domy do nowych restrykcyjnych norm wynikających z założeń Europejskiego Zielonego Ładu. Jak się pan na to zapatruje?

– Oczywiście, że Europejski Zielony Ład będzie wywoływał zmiany społeczne i własnościowe. Wielu ludzi nie będzie stać na to, aby dostosować się do rygorystycznych norm. I zostaną oni wywłaszczeni.

Może będą musieli przenieść się do jakichś klitek w blokach z wielkiej płyty. A ich własność przejmą wielkie koncerny. Spójrzmy na Ukrainę, gdzie są olbrzymie gospodarstwa rolne. Tyle że one nie należą do Ukraińców, tylko do międzynarodowych koncernów. Trudno rozdzielać kwestie dalszego rozwoju gospodarczego od polityki.

Pomysły z Zielonym Ładem to są pomysły unijne. Reszta świata tym się nie przejmuje i stawia na rozwój. Niestety u nas polityka unijna ciągnie społeczeństwa i gospodarki w dół.

Problemem ostatnich ośmiu lat było to, że politycy dali się zaczarować środkami z tytułu Krajowego Planu Odbudowy i godzili się na wszystko, byle tylko uzyskać KPO. Tyle że tu chodzi nie tyle o subsydia unijne, tylko o pożyczki, które trzeba będzie spłacić. I dalej niestety brniemy w sytuację, w której KPO stało się rodzajem bożka, dla którego można wszystko poświęcić.

Rozmawiał: Jerzy Dudała