Trump won the popular and electoral college; he has the support of the American people.
The “Hands Off” protests are fighting against the people’s will. They are the ones who are trying to overturn the democratic process. The ultimate goal is to tear down our republic and replace it with the administrative state. Together with the NGOs, they are directly threatened by the ferreting out of corruption and waste in the government by DOGE and Trump’s White House.
We will have an affordable government either by design or by financial collapse. The choice for that smaller government is between a total collapse or a careful restructuring (DOGE).
There was a great article published in the Daily Signal today – it is worth everyone’s time to read:
“I once stood within the halls of academia, benefiting from the generous funding of the National Institutes of Health. I was part of the system, a researcher fueled by grants that were supposed to propel scientific progress.
But after years inside the machine, I have come to a sobering conclusion: The NIH is fundamentally broken and morally corrupted. Corruption, waste, and fraud are not occasional lapses but systemic failures. The agency must be gutted and reformed if we are to salvage scientific integrity.
One of the most damning indictments against the NIH is the reproducibility crisis. Science is supposed to be built on verifiable, repeatable results, yet the vast majority of research funded by the NIH fails this basic test.
A widely cited survey in the journal Nature found that a staggering 70% of scientists surveyed reported failing to reproduce published research. Worse still, in a landmark study by Dr. Glenn Begley, only 11% of oncology studies that were reviewed could be replicated—meaning that 89% of these supposedly groundbreaking cancer studies were essentially worthless.
Dowódca sił USA w Europie (znany również jako USEUCOM), generał Chris Cavoli, zeznawał dziś na Kapitolu przed komisją ds. Sił Zbrojnych Senatu. Jego oświadczenie otwierające jest niezwykłą mieszanką szczerości, fantazji i czystych, nieskażonych odchodów bydła płci męskiej ( MBE ). [Taki amerykański dowcipasek: “it serves as a lovely way to say “Bullshit” md]
Podkreśla ono moje wcześniejsze twierdzenie, że wysocy rangą urzędnicy obrony USA będą ukrywać prawdę (eufemizm oznaczający „ kłamstwo ”), aby zachować nienaruszoną istniejącą politykę, nawet jeśli ta polityka zawodzi. Widzieliśmy to w wojnie w Wietnamie, a później w paradzie generałów, którzy wielokrotnie mówili Kongresowi, że wygrywamy w Afganistanie.
Przytoczę kilka akapitów z jego wypowiedzi, które ilustrują, co mam na myśli. Cavoli niechętnie przyznaje na początku swoich uwag, że Rosja nie jest w trudnej sytuacji militarnej:
Rekonstrukcja Rosji Pomimo rozległych strat na polu bitwy na Ukrainie, rosyjska armia rekonstruuje się i rośnie w szybszym tempie, niż większość analityków przewidywała. W rzeczywistości armia rosyjska, która poniosła ciężar walki, jest dziś większa niż na początku wojny — pomimo poniesienia szacunkowych 790 000 ofiar. W grudniu 2024 r. Moskwa nakazała armii zwiększenie jej liczebności do 1,5 miliona aktywnych członków służby i rekrutuje około 30 000 żołnierzy miesięcznie. Siły rosyjskie na liniach frontu Ukrainy przekraczają obecnie 600000, co jest najwyższym poziomem w trakcie wojny i prawie dwukrotnie większym od początkowej liczebności sił inwazyjnych.
Pomimo powtarzania kłamstwa, że Rosja poniosła 790 000 ofiar, Cavoli przyznaje, że armia rosyjska jest obecnie większa niż w 2022 r. i że Rosjanie co roku dodają do swoich szeregów co najmniej 360 000 nowych żołnierzy. Chcę przypomnieć, że w ciągu ostatnich 70 lat armia USA konsekwentnie przeceniała straty wroga. Najbardziej jaskrawym przypadkiem była wojna w Wietnamie, o której wspomniałem w poprzednim artykule. Podczas sowieckiej okupacji Afganistanu analitycy CIA i DIA twierdzili, że Rosja straciła ponad 30 000 ludzi. Oficjalne dane Rosji stanowiły połowę tej liczby. Przyznaję, że Cavoli przyznał, że „ armia rosyjska odbudowuje się i rośnie w szybszym tempie, niż przewidywała większość analityków ”.
Następny akapit jest naprawdę oszałamiający:
Rosja nie tylko rekonstruuje żołnierzy, ale także wymienia pojazdy bojowe i amunicję w niespotykanym dotąd tempie. Rosyjskie siły lądowe na Ukrainie straciły szacunkowo 3000 czołgów, 9000 pojazdów opancerzonych, 13 000 systemów artyleryjskich i ponad 400 systemów obrony powietrznej w ciągu ostatniego roku — ale jest na dobrej drodze, aby wymienić je wszystkie. Rosja rozszerzyła swoją produkcję przemysłową, otworzyła nowe zakłady produkcyjne i przekształciła komercyjne linie produkcyjne na cele wojskowe. W rezultacie oczekuje się, że rosyjska baza przemysłowa obronna wypuści w tym roku 1500 czołgów, 3000 pojazdów opancerzonych i 200 pocisków balistycznych i manewrujących Iskander. (Dla porównania, Stany Zjednoczone produkują tylko około 135 czołgów rocznie i nie produkują już nowych bojowych wozów bojowych Bradley). Ponadto przewidujemy, że Rosja będzie produkować 250 000 pocisków artyleryjskich miesięcznie, co stawia ją na dobrej drodze do zbudowania zapasów trzykrotnie większych niż Stany Zjednoczone i Europa razem wzięte.
Kluczową kwestią nie są ogromne SZACUNKOWE straty rosyjskich czołgów, pojazdów i artylerii. Pomimo strat Rosja „ jest na dobrej drodze, aby zastąpić je wszystkie ”. Cavoli przyznaje również, że Rosja produkuje 11 czołgów na każdy, który mogą wyprodukować Stany Zjednoczone. A ta liczba jest myląca. Amerykańskie czołgi, do których odwołuje się Cavoli, to w większości odnowione wersje istniejących już konstrukcji. Stany Zjednoczone nie produkują zupełnie nowych czołgów. Wisienką na torcie jest ostatnie zdanie: Rosja produkuje trzy razy więcej pocisków artyleryjskich niż Stany Zjednoczone i Europa razem wzięte. Mimo to wielu urojonych zachodnich ekspertów upiera się, że gospodarka Rosji zmaga się z problemami, jest na skraju załamania. To kwalifikuje się jako MBE [Bullshit md]
Pierwsze zdanie Cavoliego w następnym akapicie jest prawdziwą zagadką, ponieważ sugeruje, że część potencjału militarnego Rosji została zdegradowana. Naprawdę? Właśnie przyznał, że armia Rosji gwałtownie rośnie, a przemysł zbrojeniowy Rosji działa pełną mocą. Myślę, że po prostu próbuje nałożyć trochę szminki na zdychającą świnię, jaką jest Ukraina.
Nie wszystkie zdolności militarne Rosji zostały zdegradowane przez wojnę. Rosja nadal posiada największy na świecie arsenał broni jądrowej. Rosyjski arsenał nuklearny składa się z około 2500-3500 głowic o dużej i małej mocy, które można dostosować do użycia na polu bitwy lub wykorzystać strategicznie. Niedawno Kreml zaktualizował swoją politykę nuklearną, która ma na celu zakomunikowanie niższego progu nuklearnego i określenie zakresu ewentualności, które mogłyby uzasadnić użycie broni jądrowej. Rosja utrzymuje również solidne programy broni chemicznej i biologicznej i wielokrotnie używała broni chemicznej chloropikryny i środków kontroli zamieszek jako metody walki na liniach frontu Ukrainy, naruszając swoje zobowiązania wynikające z Konwencji o broni chemicznej. W zakresie swoich zdolności powietrznych i morskich Rosja poniosła jedynie niewielkie straty na Ukrainie. Rosyjskie Siły Powietrzno-Kosmiczne obecnie posiadają ponad 1100 samolotów zdolnych do walki, w tym myśliwce stealth Su-57 oraz bombowce strategiczne Tu-95 i Tu-160. Pomijając straty we Flocie Czarnomorskiej, rosyjska marynarka wojenna pozostaje nienaruszona, dysponując ponad 60 okrętami podwodnymi i 42 okrętami nawodnymi, zdolnymi do wystrzeliwania pocisków manewrujących Kalibr z głowicami nuklearnymi.
W ostatnich kilku zdaniach ukryte są pewne sensacyjne rewelacje — tj. rosyjskie siły powietrzne poniosły jedynie niewielkie straty, a rosyjska marynarka wojenna jest w bardzo dobrej kondycji. Więc, która część rosyjskiej armii została zdegradowana? A co z wynikami rosyjskiej armii:
Rosyjskie formacje zdobywają doświadczenie bojowe. Wojsko wykazało swoją zdolność do uczenia się na polu bitwy, rozpowszechniania nowych koncepcji w organizacjach i przeciwdziałania ukraińskim taktycznym i technicznym przewagom. Wdrożyło szybkie cykle adaptacji i rozwija nowe zdolności w celu przyspieszenia modernizacji sił. W listopadzie 2024 r. rosyjskie wojsko przeprowadziło swój pierwszy atak na ukraiński obiekt wojskowy za pomocą nowego pocisku balistycznego średniego zasięgu Oreshnik. Rosyjscy urzędnicy stwierdzili, że pocisk ten może być wyposażony w głowicę nuklearną. Widzieliśmy, jak rosyjskie siły stosują nowe, produkowane w kraju elektroniczne środki zaradcze przeciwko ukraińskiej technologii zakłócania w celu zwiększenia skuteczności uderzenia. Ponadto rosyjskie siły lądowe integrują rozpoznawcze i jednokierunkowe drony szturmowe do swoich ofensyw na polu bitwy. Rosja rozszerza również swoje możliwości podmorskie poprzez dodanie okrętów podwodnych z napędem jądrowym klasy Siewierodwińsk-II, okrętów podwodnych z napędem jądrowym klasy Dołgorukij II i innych zdolności rozpoznania podmorskiego zarówno na teatrach działań w Europie, jak i na Indo-Pacyfiku. Te nowe możliwości pokazują, że armia rosyjska zamierza zdobyć przewagę taktyczną i operacyjną na przyszłym polu bitwy.
Innymi słowy, rosyjscy przywódcy wojskowi nie są grupą niekompetentnych głupców, a wojska rosyjskie wykazują godny pozazdroszczenia poziom wyrafinowania w swoich działaniach. Pytam ponownie: Jakie poniżenie?
W razie gdybyście zapomnieli, artykuł Adama Entousa w New York Times z poniedziałku ujawnił Cavoliego jako anty-słowiańskiego rasistę i głównego planistę nieudanych ataków Ukrainy na Rosję. Oto próbka odpowiednich cytatów z tego artykułu:
Brytyjczycy ze swej strony twierdzili, że jeśli Ukraińcy i tak mieli iść, koalicja musiała im pomóc. Nie musieli być tak dobrzy jak Brytyjczycy i Amerykanie, powiedziałby generał Cavoli; musieli być po prostu lepsi od Rosjan. . . .
Jeśli koalicja nie przeorientuje swoich własnych ambicji, generał Donahue i dowódca US Army Europe and Africa, generał Christopher G. Cavoli, doszli do wniosku, że beznadziejnie słabsi pod względem liczebności i uzbrojenia Ukraińcy przegrają wojnę. Innymi słowy, koalicja musiałaby zacząć dostarczać ciężką broń ofensywną — baterie artyleryjskie M777 i pociski. . . .
Generałowie Cavoli i Aguto zalecili więc kolejny skok kwantowy, wyposażenie ukraińskiej armii w taktyczne systemy rakietowe — pociski znane jako ATACMS, które mogą pokonać odległość do 190 mil — aby utrudnić siłom rosyjskim na Krymie obronę Melitopola. . . .
Ale najpierw, pilne sprawy w Wiesbaden: generałowie Cavoli i Aguto wyjaśnili, że nie widzą żadnej sensownej drogi do odzyskania znaczącego terytorium w 2024 r. Koalicja po prostu nie była w stanie dostarczyć całego sprzętu na poważną kontrofensywę. Ukraińcy nie byli w stanie zbudować armii wystarczająco dużej, aby ją wystawić. . . .
Ukraińcy poprosili o pozwolenie na użycie broni dostarczonej przez USA za granicą. Co więcej, generałowie Cavoli i Aguto zaproponowali, aby Wiesbaden pomógł pokierować tymi atakami, tak jak zrobił to na Ukrainie i na Krymie — podając punkty zainteresowania i precyzyjne współrzędne. . . .
Stało się to momentem, w którym administracja Bidena zmieniła zasady gry. Generałowie Cavoli i Aguto otrzymali zadanie stworzenia „ops box” — strefy na rosyjskiej ziemi, w której Ukraińcy mogliby strzelać z broni dostarczonej przez USA, a Wiesbaden mogłoby wspierać ich ataki.
Gdyby rosyjski generał, działający z Meksyku, dopuścił się takiego zachowania na terytorium USA, czy myślisz, że prezydent, Kongres i naród amerykański by się tym przejęli? Założę się, że tak. Trump i jego negocjatorzy powinni o tym pamiętać, gdy będą mieli do czynienia z Putinem i jego zespołem. Nie uwolnią USA od odpowiedzialności za ułatwienie śmierci ponad miliona Ukraińców i wielu tysięcy Rosjan. [por. powyżej: szacunkowych 790 000 ofiar. md]
Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż niekompletny obraz historii. Za sto lat, jeśli władze postawią na swoim, nieliczne dzieci, którym pozwolono się urodzić (dzięki kontroli emisji dwutlenku węgla), będą raczone lekcjami szkolnymi o „ciemnych wiekach nacjonalizmu” – kiedy ludzkość była podzielona na walczące państwa i podzielone społeczeństwa, które odmawiały przyjęcia multikulturalizmu „ze szkodą dla wszystkich”.
Jak globaliści wykorzystują szalonych lewaków, aby wkurzyć społeczeństwo i sprowokować dyktaturę
Nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż niekompletny obraz historii. Za sto lat, jeśli władze postawią na swoim, nieliczne dzieci, którym pozwolono się urodzić (dzięki kontroli emisji dwutlenku węgla), będą raczone lekcjami szkolnymi o „ciemnych wiekach nacjonalizmu” – kiedy ludzkość była podzielona na walczące państwa i podzielone społeczeństwa, które odmawiały przyjęcia multikulturalizmu „ze szkodą dla wszystkich”.
Powiedzą, że powstał „wielki ruch” na rzecz globalizmu i przebudzenia [wokeness], a odważni rewolucjoniści walczyli ze złymi konserwatywnymi faszystami, używając wszelkich niezbędnych środków. Lewica polityczna zostanie przedstawiona jako bohaterowie walczący nie o wolność, ale o równość i „większe dobro”. Kultura zachodnia, chrześcijaństwo, merytokracja, obiektywizm moralny, wolność osobista i apele do rozsądku zostaną zdemonizowane jako relikty starego świata – potworne konstrukty, które uniemożliwiły cywilizacji osiągnięcie prawdziwej „jedności”.
Oczywiście, nic z tego nie będzie prawdą. Większość wojen jest wywoływana przez interesy globalistów, a nie nacjonalistów, a polityczna lewica to stado szalonych fanatyków, którzy chcą zniszczyć Zachód. Ale, jak mówią, historię piszą zwycięzcy.
Wielu konserwatystów i zwolenników wolności wciąż nie rozumie, że jesteśmy w środku konfliktu czwartej generacji. To nie jest spór polityczny ani ideologiczny, to wojna. Wojna partyzancka, w której wróg kryje się za cywilnym statusem i aparatem prawnym.
Oni wykorzystują nasz kodeks moralny i nasze przepisy konstytucyjne przeciwko nam. Znajdują luki w strukturze rządowej i wykorzystują te słabości. Zamieniają nasze społeczeństwo w żywą samobójczą bombę, jednocześnie twierdząc, że zajmują pozycję etycznej wyższości. To już się zdarzało wcześniej…
Jeśli macie okazję, gorąco polecam czytelnikom zapoznanie się z dogłębną analizą badawczą profesora i ekonomisty Antony’ego Suttona. Szczególnie jego książkę „Wall Street And The Bolshevik Revolution”. Opisuje on w niej chronologicznie sposób w jaki Trocki i Lenin byli finansowani i wspierani przez elity tamtej epoki. Kluczowi przywódcy marksistowskiego przejęcia Rosji nie mogliby dokonać tego, co zrobili, bez pomocy amerykańskich i europejskich globalistów.
Najważniejszym wnioskiem płynącym z rewelacji Suttona nie jest to, co wydarzyło się w przeszłości, ale to, co dzieje się TERAZ i jak bardzo jest to podobne.
Rzeczywistość niewidzialnej ręki stojącej za rewolucją bolszewicką może brzmieć znajomo – dzisiejsze audyty DOGE ujawniły schematy masowych manipulacji biurokratycznych za pośrednictwem agencji takich jak USAID, aby wywołać zmiany polityczne i społeczne w Ameryce i w krajach obcych. Schematy te obejmują ogromne sumy dotacji z pieniędzy podatników krążących za pośrednictwem kontrolowanych przez globalistów organizacji pozarządowych, które następnie wykorzystują wolną gotówkę do promowania multikulturalizmu, propagandy LGBT i kolorowych rewolucji.
Agenda stworzenia jednego systemu światowego i wymazania tradycyjnych zachodnich zasad jest w toku, przekazywana wśród globalistów z pokolenia na pokolenie w pasożytniczym rodowodzie. Ludzie za tym stojący to moralni relatywiści i lucyferianie (czczą samych siebie i pragną stać się boskimi). Dążą do swoich celów z żarliwością religijnego kultu. Wierzą w to, co robią, całkowicie. Z takim samym przekonaniem, jakie masz ty czy ja w naszej walce o wolność i odpowiedzialność.
W Ameryce proces ten zaczyna przypominać ruchy lewicowe, które w Europie doprowadziły do marksistowskiego terroryzmu i późniejszego wzrostu faszyzmu.
Po I wojnie światowej lewicowcy zaangażowali się w cały huragan taktyk zakłócania, w tym sabotaż przemysłowy, zastraszanie tłumu, strajki robotnicze o podłożu politycznym, ataki terrorystyczne, ataki bombowe, zabójstwa itp. Współcześni naukowcy próbują przedstawiać te taktyki jako coś heroicznego lub przynajmniej twierdzą, że działania marksistów nie miały nic wspólnego z europejskim przyjęciem faszyzmu. To kłamstwo.
W rzeczywistości to właśnie ciągłe ataki psychologiczne, ataki ekonomiczne i bezpośrednie ataki skrajnie lewicowych grup sprawiły, że faszyzm stał się tak atrakcyjny dla zwykłych Europejczyków. Ernst Thalmann, wspierany przez Stalina przywódca skrajnej lewicy w ostatnich dniach Republiki Weimarskiej, doszedł do wniosku, że umiarkowana lewica stanowiła większe zagrożenie niż naziści. Komuniści postrzegali centrowych liberałów jako przeszkodę w ich wysiłkach, podobnie jak dzisiejsi przebudzeni lewicowcy [woke] traktują umiarkowanych jako heretyków, a nie sojuszników. Odstraszali każdego i sprawiali, że wszyscy chcieli współpracować z faszystami.
Oczywiście, Adolf Hitler i Benito Mussolini OBA otwarcie czcili Karla Marksa i jego socjalistyczny system rządów. Faszyzm był niczym więcej niż innym rodzajem lewicowej tyranii, udającym rozwiązanie na lewicową tyranię. Ale dla Europejczyków zmęczonych latami podziałów społecznych i nieustannych niepokojów, faszystowski przekaz porządku był kuszący.
Antony Sutton w swojej książce „Wall Street i powstanie Trzeciej Rzeszy” nakreśla tę dychotomię i opisuje, w jaki sposób globaliści przyczynili się do dojścia nazistów do władzy.
Innymi słowy, globaliści stworzyli marksistowską kampanię terroru w całej Europie, a następnie użyli jej, aby wciągnąć społeczeństwo w ramiona kolejnego socjalistycznego imperium w postaci Trzeciej Rzeszy.
W Niemczech ludzie popierali faszyzm, ponieważ chcieli wypędzić i wyeliminować zgniliznę społeczną stworzoną przez bolszewicki relatywizm (bardzo podobną do zgnilizny, którą widzimy dziś w Ameryce). Na przykład, degeneracja seksualna była powszechna w Niemczech po I wojnie światowej. Pierwsza klinika transseksualna została założona w Berlinie w 1919 roku. Marksiści lobbowali za legalizacją aborcji, aby zdobyć większe poparcie kobiet.
Nastąpił rozkwit „reformacji seksualnej” i narodził się odpowiednik ruchu „Gay Pride” z lat 20. Pedofile zaczęli wyłaniać się z ukrycia – koncepcja prostytucji nieletnich i „chłopców do wynajęcia” była znaczącym problemem w Berlinie.
Kwestie wolności osobistej podlegają uczciwej dyskusji. Jednak obsesje psychoseksualne bez umiaru przyjmowane na szeroką skalę mogą wywołać załamanie społeczne. Prawdziwym celem każdej reformy seksualnej jest normalizacja kulturowych i psychologicznych odmieńców. Niemcy Weimarskie w latach 20. XX wieku były pod tym względem bardzo podobne do Ameryki w latach 20. XXI wieku.
Potem nastąpiła hiperinflacja, trudności gospodarcze i rywalizujące frakcje polityczne, które wzbudzały strach wśród zwykłych Niemców. Faszyści oferowali jasną wizję, oferowali dobrobyt gospodarczy, oferowali pokój wewnętrzny, oferowali koniec moralnie bankrutującego szaleństwa lewicy, a społeczeństwo skwapliwie skorzystało z tej okazji. To nie był dobry wybór, ale dla nich był lepszy niż pozwolenie na przejęcie władzy przez komunistów.
Globaliści mają tendencję do atakowania populacji docelowej z dwóch stron, wykorzystując chaos, który kontrolują, a następnie porządek, który kontrolują. Marksizm odgrywa rolę chaosu, a faszyzm odgrywa rolę porządku.
Większość z nas zna ideę dialektyki heglowskiej. Jednak twierdzę, że sytuacja jest dziś o wiele bardziej złożona niż kiedykolwiek. Istnieje tylko jedna prawdziwa opcja. Oczywistym wyborem jest porządek. Lewicowcy i globaliści muszą zostać odsunięci od władzy.
Ale jak uniknąć tego, co zrobili Niemcy? Jak usunąć lewicowe zagrożenie, nie rzucając się na łeb na szyję w naszą własną odmianę totalitaryzmu? To może nie być możliwe.
Daje się zauważyć przesadną ingerencję sędziów aktywistów w celu udaremnienia jakichkolwiek cięć w biurokracji, jak również próby powstrzymania deportacji nielegalnych imigrantów. Mamy regularnie do czynienia z internetowymi groźbami zabójstw i wezwaniami do sojuszy z zagranicznymi aktywistami i grupami terrorystycznymi. Bądźcie gotowi na zamachy bombowe, strzelaniny i rozszalałe tłumy, ponieważ to wszystko nadejdzie tego lata, nie mam wątpliwości.
Ryzyko ogłoszenia stanu wojennego jest bardzo wysokie, jeśli sprawy potoczą się tak, jak podejrzewam, a większość społeczeństwa USA przyklaśnie temu pomysłowi.
Donald Trump do tej pory podjął działania, aby zrealizować wszystkie swoje obietnice wyborcze i uważam, że to zapewniło mu kredyt zaufania.
Jednak gdyby wezwał do wprowadzenia stanu wojennego w okolicznościach, które opisuję, aby przyspieszyć sprawy, konserwatyści wpadliby w klasyczną pułapkę władzy rządowej.
Gdy te drzwi zostaną otwarte, trudno będzie odwrócić bieg wydarzeń, a nie ma gwarancji, że prawica przejmie kontrolę nad działaniami, gdy przejdą one od kontroli i równowagi do usprawnionej autokracji odgórnej. Otarliśmy się o to za czasów administracji Bidena podczas covidu i to cud, że kraj jest nadal w jednym kawałku.
Straszne jest to, że poza hipotetycznymi zagrożeniami, trudno argumentować, że stan wojenny jest nierozsądny. Lewicowcy bardzo utrudniają nam walkę o ich wolność, a szczerze mówiąc, większość konserwatystów nie przejmowałaby się, gdyby zostali wysłani na odizolowaną wyspę, aby zacząć praktykować na sobie kanibalizm. Jeśli przyjrzysz się, jak ci aktywiści racjonalizują swoją przemoc w mediach społecznościowych, można jedynie dojść do wniosku, że należy ich zamknąć lub wyrzucić z kraju. Są niereformowalni.
Ich działania mają na celu spowodowanie użycia siły ze strony konserwatystów. Wtedy aktywiści rzucają się na globalną scenę i krzyczą: „Widzicie! Prawicowcy naprawdę są faszystami, za których ich uważaliśmy!”. Sam akt stosowania prawa i porządku staje się „tyranią” według ich postępowych definicji.
W międzyczasie wielu libertarian wciąż błąka się po pustyni, szukając idealnego rozwiązania, w którym nikt nie narusza swoich praw, a wszystkie punkty widzenia są respektowane. Zaakceptowałem, że to się nie wydarzy. Nie ma cudownego rozwiązania, nie ma magicznie czystego społeczeństwa, w którym każdy zostawia każdego w spokoju. Podczas wojny czyjeś prawa wylatują przez okno.
To gra o sumie zerowej dla konserwatystów, ponieważ im bardziej będziemy przystosowywać się do lewicy politycznej i traktować ją jak współobywateli, a nie wrogą rebelię, tym bardziej USA popadną w chaos. Jeśli zareagujemy na nią jak na wroga, miażdżąc ją jak robactwo, którym jest, to staniemy się złymi facetami i potencjalnie powitamy poziom władzy rządowej, który może ostatecznie zaszkodzić nam wszystkim.
Moje rozwiązanie jest brzydkie i jest czymś, czego większość konserwatywnych komentatorów nie chce dotknąć nawet kijem o długości dziesięciu stóp: Zamiast polegać na sile rządu, aby powstrzymać polityczną lewicę i globalistów, zwykli Amerykanie powinni się zorganizować i samodzielnie zająć tym problemem. To eliminuje niebezpieczeństwo nadużyć władzy przez rząd i naruszenia konstytucji.
Przeciętny Amerykanin nie jest ograniczony przez konstytucję, ogranicza go rząd. Nie musimy szanować praw organizacji pozarządowych. Nie musimy dawać pola lewicowym buntownikom, ponieważ boimy się politycznej optyki. Nie musimy pozwalać globalistom działać w USA bezkarnie i bez strachu. Pamiętaj, że USA NIE zostały założone jako rozwiązły naród, w którym wszystko uchodzi.
[Ojcowie] Założyciele wierzyli w rewolucję przeciwko tyranii, nie rewolucję przeciwko moralności. Wierzyli w wolność, dopóki jest to wolność WRAZ z odpowiedzialnością. Wierzyli w zasady i porządek, nie w anarchię. Za nic na świecie nie tolerowaliby lewicowych i globalistycznych machinacji. My też nie powinniśmy.
Kiedy podejmujemy działania, musimy uważać, aby nie stworzyć rządowego Golema, który ostatecznie zwróci się przeciwko nam.
Każdego dnia wielkie media bombardują odbiorców tekstami mającymi szkalować Donalda Trumpa i Elona Muska. Tworzą w ten sposób de facto poparcie dla nich, gdyż wiele osób widząc oszalałe reakcje na to, że ci po prostu żyją, zaczynają odczuwać wobec nich sympatię. Tym razem senator Demokratów Cory Booker postanowił przemawiać w Senacie przez ponad 25 godzin w proteście przeciwko Donaldowi Trumpowi.
Cory Booker to murzyn i były kandydat w prawyborach prezydenckich Demokratów. W poniedziałek o godz. 19 rozpoczął przemowę, która trwała łącznie 25 godzin i 5 minut.
Pewien sens w tym jest. Pobił bowiem rekord Stroma Thurmonda. Ten w 1957 roku przemawiał przez 24 godziny i 18 minut przeciwko ustawie o prawach obywatelskich dla murzynów.
Gdyby więc był to „pstryk w nos” murzyna wobec segregacjonisty, byłoby to zrozumiałe. Ale mądrość etapu nakazała wskazać inny, „szczytny” cel, czyli protest przeciwko Trumpowi.
Sam Booker podkreślił, że mógł przemawiać w Senacie pomimo starań segregacjonisty Thurmonda. Jednak jego głównym celem był protest przeciwko Trumpowi. Zdaniem murzyna-senatora, Trump wpędził kraj w kryzys i zagraża amerykańskiej demokracji oraz konstytucji.
– Szczerze wierzę, że nasz kraj znajduje się w kryzysie – i to w sensie partyjnym, ponieważ tak wiele osób, które zwracały się do mojego biura, odczuwając ból, strach, mając wywrócone do góry nogami swoje życie – tak wiele z nich identyfikuje się jako republikanie – przekonywał senator Booker.
Poza krytyką rasizmu, podczas przemówienia Booker mówił o wojnie na Ukrainie, atakował Trumpa za rozmontowanie USAID – które wykorzystywano do szerzenia ideologicznych, nienaturalnych i szkodliwych bzdur na całym świecie – wyrażał obawy o zmniejszenie socjalu, deportacje imigrantów do więzienia w Salwadorze oraz skuteczne obcinanie wydatków przez DOGE Elona Muska.
Na koniec przemówienia przytoczył murzyńskiego działacza Johna Lewisa, by „narobić dobrych kłopotów, by odnowić duszę narodu”.
– To jest moralny moment: nie chodzi tu o lewicę czy prawicę, lecz to, co jest słuszne i niesłuszne – przekonywał.
Szczegóły gwałtownego pogorszenia się stanu poznawczego i fizycznego Joe Bidena pojawiły się w nowej książce, w której ujawniono, że opiekunowie próbowali ukryć oznaki pogorszenia stanu fizycznego Bidena pod makijażem.
Pojawiły się fragmenty nowej książki zatytułowanej „Fight: Inside the Wildest Battle for the White House” autorstwa starszej korespondentki politycznej The Hill, Amie Parnes i starszego analityka politycznego NBC News Digital, Jonathana Allena, z której wynika, że Demokraci i osoby z otoczenia Bidena byli aż nadto świadomi tego, co się działo, ale wszyscy podążali za fasadą, dopóki nie było już możliwe jej ukrycie.
W jednym z fragmentów były asystent Bidena opowiedział, jak zatrudnił stałego makijażystę, który miał zatuszować zły stan fizyczny Bidena.
Jak mówi konserwatywny komentator Stephen L. Miller, „dosłownie próbowali zrobić z Bidena Michaela Jacksona”, a każdego, kto kwestionował jego przenikliwość, nazywali teoretykiem spiskowym.
Czasami Bidenowi robiono makijaż, a potem odwoływano odprawy.
Innym incydentem było to, że Biden nie rozpoznał ani nie wiedział, kim był Rep. Eric Swalwell i musiał zostać poinstruowany, aby go zapamiętać.
The Hill zauważa…
Jak wynika z książki, Swalwell nie był często zapraszany do Białego Domu, podobnie jak większość członków Kongresu, ale kiedy Biden i Swalwell spotkali się twarzą w twarz, Biden nie rozpoznał od razu kongresmena.
Swalwell musiał podać swoje szczegóły osobiste, aby przypomnieć Bidenowi, kim jest.
Chociaż wówczas nikt się nie odzywał, Miller zauważa, że teraz, gdy pojawiają się informacje o umowach wydawniczych, wszyscy zaczynają się ujawniać.
Biden potrzebował też taśmy fluorescencyjnej, która wskazywałaby mu, gdzie ma iść i gdzie się nie oddalać podczas wydarzeń publicznych.
W książce zauważono również, że sojusznicy Bidena planowali jego śmierć i nominację Demokratów przez kogoś innego już w 2023 roku.
Według doniesień – zespół Kamali Harris sporządził t.zw. „listę śmierci” sędziów federalnych, którzy mogliby ją zaprzysiąc, gdyby i kiedy Biden zmarł podczas urzędowania.
Mimo jaskrawych sygnałów, współpracownicy Bidena nadal podążali za programem.
„Pod koniec dnia nie sądzę, żeby ktokolwiek z tego wewnętrznego kręgu przedstawiał prezydentowi jakąkolwiek nietrywialną radę, że ta sprawa nie będzie łatwa lub że może nie jest to najlepsza rzecz dla Partii Demokratycznej” – powiedział Parnesowi i Allenowi jeden ze sprzymierzeńców Bidena.
W programie Cuomo w NewsNation Parnes powiedział: „Myślę, że każdy Demokrata ma historię… w której nie postrzegał prezydenta Bidena w najlepszym świetle”.
Książka potwierdza również, że Biden w zasadzie oszukiwał Obamę i partyjnych insiderów, którzy ostatecznie podjęli decyzję o odwołaniu go, natychmiast popierając Kamalę Harris.
Jak czytamy w książce, zespół Harris „błagał” Bidena o poparcie jej w oświadczeniu wydanym po jego „rezygnacji” z nominacji Demokratów, zanim zwolennicy Obamy/Pelosi zaczęli naciskać na otwarte prawybory (wśród Demokratów) w celu wyłonienia nowego kandydata.
To chyba pierwszy raz się zdarzyło, kiedy media mainstreamowe takie jak The New York Times piszą o prowadzonej przez USA wojnie z Rosją. Naturalnie, że na koszt Ukrainy. Z zainteresowaniem przeczytałem długi artykuł o tym, jak amerykańscy generałowie organizowali każdy krok tej wojny. No tak, kilka kroków Ukraina zrobiła bez pytania sojusznika o zgodę. W tym artykule nie obyło się naturalnie, bez propagandy w stylu Rosja jest słaba. Najwyraźniej trzeba być słabym, żeby wygrać wojnę z USA. Przetłumaczyłem ten artykuł na język polski.Źródło.
Wiosennego poranka, dwa miesiące po wkroczeniu wojsk Władimira Putina na Ukrainę, konwój nieoznakowanych samochodów podjechał na róg ulicy w Kijowie i zabrał dwóch mężczyzn w średnim wieku w cywilnych ubraniach. Opuszczając miasto, konwój – obsadzony przez brytyjskich komandosów, nieumundurowanych, ale ciężko uzbrojonych – przejechał 400 mil na zachód do granicy z Polską. Przejazd był bezproblemowy, na paszportach dyplomatycznych. Dalej dotarli na lotnisko Rzeszów-Jasionka, gdzie czekał bezczynnie samolot transportowy C-130.
Brzmi jak powieść kryminalna – jest opowieścią o budowaniu przez USA frontu przeciwko Rosji. Dowiemy się wiele interesujących szczegółów o sporach i konfliktach interesów pomiędzy sojusznikami. Nie dowiemy się nic o nazistach ukraińskich, ale to byłyby stanowczo zbyt wielkie wymagania wobec New York Times.
To nie jest Nowy Porządek Świata. To jest Nazistowski Porządek Świata.
Administracja Bidena raz po raz autoryzowała tajne operacje, których wcześniej zakazała. Amerykańscy doradcy wojskowi zostali wysłani do Kijowa, a później pozwolono im podróżować bliżej walk. Oficerowie wojskowi i oficerowie CIA w Wiesbaden pomogli zaplanować i wesprzeć kampanię ukraińskich ataków na anektowanym przez Rosję Krymie. Wreszcie, wojsko, a następnie CIA otrzymały zielone światło, aby umożliwić precyzyjne ataki głęboko w samej Rosji. Pod pewnymi względami Ukraina była, w szerszej perspektywie, rewanżem w długiej historii amerykańsko-rosyjskich wojen zastępczych – Wietnam w latach 60., Afganistan w latach 80., Syria trzy dekady później.
Jak w tym kontekście wygląda bajka o złym Putinie, który kiedyś z powodu źle przespanej nocy postanowił zaatakować niewinną Ukrainę? Jak w tym kontekście wygląda akcja fałszywej flagi w Buczy, gdzie oddziały Azowa dokonały w kwietniu 2022 roku, po wycofaniu się wojsk Putina, masakry cywilów, jedynie po to, by zrzucić tę zbrodnię na Rosjan?
Obiecaliście wspomagać Ukrainę przeciwko Rosji, to dawajcie teraz pieniądze i rakiety!
Autor artykułu Marek Wójcik Mail: worldscam3@gmail.com
O sytuacji partii demokratycznej – w pięć miesięcy po przegranych wyborach w USA – najlepiej świadczy rezultat badań opinii publicznej, zleconych przez CNN. Okazało się, że dobrze ocenia demokratów zaledwie 29% społeczeństwa. Jest to najgorszy wynik w historii tego sondażu i aż o 20 punktów procentowych niższy, niż w roku 2021 – w momencie, gdy do Białego Domu wprowadzał się Joe Biden.
Donald Trump / POOL Dostawca: PAP/EPA
Nawet nazwa “Partia Demokratyczna” stała się toksyczna
Politycy partii demokratycznej mówią o największym kryzysie partii od roku 1980, gdy demokrata, prezydent Jimmy Carter przegrał z republikaninem – Ronaldem Reaganem. Obecnie demokraci nie mają politycznie nic, a republikanie – wszystko: swojego prezydenta, Izbę Reprezentantów, Senat i większość stanowisk gubernatorów poszczególnych Stanów. Konserwatywni sędziowie Sądu Najwyższego – nominowani przez republikanów – także stanowią większość, a to oni są ostateczną instancją w sporach konstytucyjnych.
Wśród działaczy partii demokratycznej panuje przygnębienie. Niektórzy z nich uważają nawet, że nazwa partii powinna zostać zmieniona. Organizacje polityczne, które współpracowały z partią demokratyczną (np. Klub Demokratyczny Rose Pak w San Francisco), zrywają tę współpracę, twierdząc, że sama nazwa “partia demokratyczna” jest toksyczna dla ich wyborców.
Hasło MAGA kluczem do sukcesu
Najważniejszą przewagą republikanów jest to, że większość przypadkowych ludzi zapytanych, o co walczą republikanie, odpowie bez wahania: “o uczynienie Ameryki znów wspaniałą”. Ruch MAGA (Make America Great Again) był znakomitym pomysłem marketingowym. Przekaz republikanów jest prosty, jasny, nośny i znakomicie się kojarzy. Odwołuje się do archetypu niegdysiejszej świetności kraju, czyli do wspólnego większości kultur mitu “złotego wieku”.
Gdy to samo pytanie dotyczy demokratów, odpowiedzią będzie jedynie zakłopotanie, milczenie lub stwierdzenie “demokraci walczą o to, żeby mężczyźni mogli brać udział w kobiecych sportach”. Ewentualnie: “żeby mężczyźni uważający się za kobiety mogli korzystać z damskich toalet”.
Taktyka “obrzydzania Ameryki” zawiodła
Ale istnieje coś znacznie gorszego, co obciąża partię demokratyczną. To obsesyjne propagowanie przez dziesięciolecia antyamerykańskiej ojkofobii – odrzucenia rodzimej tradycji, głoszenia, że Ameryka jest krajem rasistowskimi, imperialistycznym, ksenofobicznym, homofobicznym i transfobicznym. Plus cała standardowa litania historycznych win i zbrodni.
Ta odrażająca wizja Ameryki i jej historii stała się wizytówką partii demokratycznej. Chodziło o uzyskanie poparcia grup mniejszościowych, którym starano się wmówić, że są krzywdzone przez “białą Amerykę”. Stąd odwoływanie się do rzekomych niesprawiedliwości. I może byłby to skuteczny sposób, gdyby te niesprawiedliwości były faktem. Jednak większość wyborców uznała słusznie, że były fikcją.
Lewica zatopiła Partię Demokratyczną
Oczywiście, te pomysły wynikały z faktu przejęcia i uprowadzenia Partii Demokratycznej przez lewicę, szczególnie skrajną lewicę. Pod jej wpływem, demokraci przestali reprezentować umiarkowanych wyborców, szczególnie tzw. “klasę pracującą”. Żeby zaistnieć w partii, trzeba było licytować się na skrajności w tematyce tak oderwanej od rzeczywistych problemów wyborców jak “woke”, BLM, LGBTQ+ oraz opowiadać się za niekontrolowaną, nielegalną imigracją.
Można więc uznać za cud, że demokraci przegrywają w Kongresie tylko minimalnie, gdy weźmiemy pod uwagę, że to politycy partii demokratycznej byli gorącymi zwolennikami “walki z przestępczością” poprzez… drastyczne obcinanie budżetu na policję. I to także demokraci popierali wszystkie pomysły tzw. DEI, czyli preferowania – przy zatrudnieniu, przyjmowaniu na studia, awansowaniu i przydzielaniu stypendiów – nie ludzi najlepszych, najzdolniejszych i najbardziej pracowitych, ale należących do mniejszości rasowych, etnicznych, seksualnych, genderowych.
Nikt tym nie zarządza
Następną wielką słabością partii demokratycznej jest brak przywództwa na poziomie ogólnokrajowym. Joe Biden został przez własną partię zepchnięty w niebyt z racji wieku i demencji. Kamala Harris przegrała wybory, a – co jeszcze gorsze – nie była w stanie wypracować programu wyborczego, który mógłby przetrwać mimo jej personalnej klęski. Z kolei, wieloletnia szefowa demokratów w Izbie Reprezentantów, Nancy Pelosi ma już 85 lat i jej polityczna kariera wygasła. Przywódca demokratów w Senacie, Chuck Schumer jest skłócony z skrajną lewicą w partii demokratycznej oraz z Pelosi i właśnie trwają próby jego usunięcia. Poza tymi wymienionymi politykami, demokraci nie mają dosłownie nikogo.
Zostali im tylko lewacy
Charakterystyczne jest, że w tej chwili jedyni aktywni działacze demokratów – odbywający wiece i próbujący przeciwstawić się dominacji republikanów, to skrajni lewacy – Bernie Sanders i Aleksandria Ocasio-Cortez. Gromadzą wokół siebie demokratów o skrajnych, lewackich poglądach, ale jednocześnie coraz bardziej oddalają się od amerykańskich wyborców.
Sytuacją dla demokratów dotkliwą jest to, że dwie grupy wyborców, na których liczyli, odwracają się od nich. Mniejszości rasowe i etniczne (w tym i Czarni i Latynosi) oraz młodzież. Podważająca zdrowy rozsądek lewicowa metamorfoza demokratów spowodowała, że młodzi wyborcy stają się coraz bardziej konserwatywni.
Upadek tradycyjnych mediów – tuby demokratów
Kolejnym problemem partii jest upadek tradycyjnych mediów tzw. “głównego nurtu”, które od ponad pół wieku były bezwarunkowo sojusznikami demokratów. Obecnie dokonała się gigantyczna zmiana. Te media utraciły swój status, wiarygodność i miliony odbiorców. Czytelnictwo gazet jest w agonii, a telewizyjne wiadomości oglądają już tylko starcy, których z powodów naturalnych jest coraz mniej. Punkt ciężkości przeniósł się na konserwatywne, pro-republikańskie podcasty i na media społecznościowe. W efekcie, medialny świat przesunął się na prawo.
Czy republikanie znów zmarnują szansę?
Jednak polityczni przeciwnicy demokratów nie powinni popadać w triumfalizm. Przewaga republikanów w Kongresie jest cienka i krucha. Jak mawiał słynny komentator radiowy Rush Limbaugh, “republikanie nawet, gdy wygrywają, to przegrywają”. Dzieje się tak, bo nie potrafią przekładać swoich wyborczych zwycięstw na polityczne, ekonomiczne i kulturowe konkrety. Dlaczego? Ponieważ konserwatyzm nie żywi się wizją przemiany świata, więc reprezentujący go wyborcy traktują politykę “na chłodno”, czyli bez – charakterystycznego dla lewicy – emocjonalnego zaangażowania. Gdy tylko wygrają wybory, natychmiast wracają do swojego życia, bo mają na głowie ważniejsze sprawy niż polityka. I to trzeźwe podejście do polityki obraca się przeciwko nim. Szybko tracą zdobyte pozycje.
Czy będzie tak też tym razem – za prezydentury Trumpa? Jest on tak nietypowym, zaskakującym prezydentem, a – jednocześnie – świat amerykańskiej polityki przechodzi przez takie trzęsienie ziemi, że może jednak tym razem będzie inaczej.
Anglia i Francja, państwa marionetkowe wobec Ameryki, przez dziesięciolecia aż do pojawienia się Trumpa 2, wyraźnie pracują nad zakłóceniem wysiłków Trumpa zmierzających do osiągnięcia porozumienia z Putinem, które zakończy konflikt na Ukrainie. Rosyjskie Ministerstwo Obrony stwierdziło, że drugi atak na infrastrukturę rurociągu Sudzha w rosyjskim obwodzie kurskim w zeszły piątek, który zakończył zniszczenie obiektu, był dziełem [żołnierzy -specjalistów md] Wielkiej Brytanii i Francji.
Według rosyjskiego Ministerstwa Obrony, celowanie i nawigacja amerykańskich pocisków HIMARS (pocisków, których Biden powiedział, że nie da Zełenskiemu, ale dał) zostały zapewnione przez Francję. Brytyjscy specjaliści wprowadzali współrzędne celu, a polecenie wystrzelenia przyszło z Londynu.
Co wyjaśnia, że dwa amerykańskie państwa marionetkowe działają przeciwko rządowi Stanów Zjednoczonych? Czy to kolejna operacja CIA przeciwko Trumpowi? Czy to amerykański kompleks militarno-bezpieczeństwa płaci rządom brytyjskiemu i francuskiemu za podtrzymywanie dochodowego (dla amerykańskiego kompleksu militarno-bezpieczeństwa) konfliktu? Czy to wspierani przez Izrael amerykańscy neokonserwatyści syjonistyczni kontynuują swoje wysiłki, aby zmniejszyć wpływ Rosji na sprawy światowe?
Jakakolwiek jest odpowiedź, rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie ma lepszego pomysłu niż ja. Rzeczniczka Zacharowa obwinia Zełenskiego o nieprzestrzeganie wynegocjowanego porozumienia, zgodnie z którym obie strony zaprzestają ataków na infrastrukturę energetyczną drugiej strony. Rosja zgodziła się na propozycję Trumpa jako sposób ochrony elektrowni jądrowych, których zniszczenie może być śmiertelne dla dużej liczby cywilów w Rosji, na Ukrainie i w Europie.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow obwinił ukraińskie wojsko o niewykonanie rozkazów Zełenskiego. To zagadka, jak Zacharowa i Pieskow mogą nadal opisywać sytuację jako kwestię ukraińską, kiedy dwa uzbrojone w broń jądrową (uzbrojone przez Waszyngton) kraje NATO, Wielka Brytania i Francja, pracują nad podważaniem negocjacji pokojowych Trumpa i Putina.
Gdyby Trump i Putin byli w lidze, w zgodzie z wielkimi strategami w historii, co zrobiliby, aby położyć kres temu klaunowskiemu aktowi? Ogłosiliby sojusz wojskowy. Putin może mieć Ukrainę, kraje bałtyckie i tyle Europy, ile zechce. Trump weźmie Kanadę, Grenlandię i Panamę. Nikt na świecie nie mógłby nic z tym zrobić.
Putin nie chce Ukrainy, krajów bałtyckich ani Europy. Chce tylko, aby Rosja została sama i swobodnie angażowała się w sprawy krajów tworzących świat. Czego naprawdę chce Trump, jeszcze nie wiemy. Ale sojusz Trumpa z Putinem ustanowiłby dominację nad rządami na Ziemi, w tym nad Izraelem. Izraelski plan Wielkiego Izraela mógłby łatwo zostać zniweczony, broń jądrowa Izraela zniszczona, a Palestyńczykom oddana zostałaby sprawiedliwość. Izrael zostałby zmniejszony, a nie rozszerzony, w granicach, a Żydzi mogliby wykorzystać swój talent do biznesu, aby uczynić Bliski Wschód zamożnym obszarem świata.
Prezydent Trump wydaje się mieć pogląd, że dążenie do wspólnych interesów w biznesie jest o wiele lepsze od dążenia do wojny. Putin pokazał, że jest najmniej wojowniczym z przywódców potężnych krajów.
Gdyby tylko Trump i Putin zdali sobie sprawę, że sojusz wojskowy USA i Rosji zaprowadzi pokój na świecie, bez NATO, bez CIA obalających rządy, bez propagandy fałszywych wiadomości, moglibyśmy wkroczyć w złotą erę pokoju.
Oczywiście, kompleks wojskowo-bezpieczeństwa zamordowałby [MD: łagodzę; usiłowałby zamordować] zarówno Trumpa, jak i Putina.
Mimo wszystko uważam, że obaj powinni podjąć to ryzyko!
W obliczu rosnących napięć geopolitycznych pułkownik D. Douglas Macgregor bada prawdziwe tło konfliktu na Ukrainie, przyszłość NATO i rozpadający się porządek globalny.
[Mnie “nie istniejąca cenzura” zabrania wejścia na tę stronę. M. Dakowski]
Glenn Diesen rozmawia z nim o szansach dyplomatycznych, błędnych ocenach strategicznych Zachodu i możliwych ścieżkach do osiągnięcia pokoju. Spostrzegawcza, brutalnie szczera rozmowa – wykraczająca poza główny nurt mediów.
Podsumowanie najważniejszych punktów:
„Zełenski musi odejść” – pułkownik Douglas Macgregor wzywa do zmiany polityki wobec Ukrainy
Rozmowa z Glennem Diesenem
W kontrowersyjnej rozmowie z politologiem Glennem Diesenem, pułkownik USA Douglas Macgregor analizuje geopolityczne konsekwencje wojny na Ukrainie – i znajduje jasne słowa.
Zełenski jest największą przeszkodą na drodze do pokoju, NATO nie ma przyszłości, a Europa stoi w obliczu próby bezpieczeństwa i gospodarki.
„Przeszkody nie znajdują się w Rijadzie – znajdują się w Kijowie i Waszyngtonie”.
Macgregor podkreśla, że negocjacje między Rosją i USA w Arabii Saudyjskiej były zaskakująco konstruktywne. Prawdziwy problem leży jednak w prezydencie Zełenskim, który według Macgregora odrzuca każde rozwiązanie, które nie zakłada powrotu do sytuacji sprzed 2014 r. – scenariusz [Zełenskiego md] , który uważa za nierealny.
Rząd przejściowy zamiast eskalacji
Propozycja Macgregora: utworzenie na Ukrainie rządu przejściowego, któremu towarzyszyłyby wybory pod nadzorem ONZ lub OBWE. Tylko w ten sposób możliwe będzie dyplomatyczne wyjście z wojny. Obecne władze Ukrainy nie są już trwałe – sabotują porozumienia, celowo eskalują sytuację i tracą kontrolę nad własnymi siłami zbrojnymi.
NATO: obumierająca struktura?
Szczególnie mocna jest teza Macgregora o rychłym końcu NATO. Sojusz utracił strategiczną rację bytu, a gospodarcza i polityczna erozja Europy sprawia, że duży projekt militarny przeciwko Rosji staje się farsą. „Bez Stanów Zjednoczonych wszystko się zawali” – mówi Macgregor. Informuje o wcześniejszych próbach zapewnienia Europejczykom niezależnej infrastruktury dowodzenia – ale nikt nie chciał zainwestować.
Rosja: Brak zainteresowania podbojami
Macgregor przeczy zachodniej narracji, że Rosja chce zawładnąć Europą. Putin jest najbardziej pokojowym przywódcą rosyjskiego państwa od stulecia – celem jest stabilna, suwerenna Rosja. Kreml jest również skłonny do kompromisu w kwestiach terytorialnych – pod warunkiem uznania Krymu i terenów obecnie kontrolowanych oraz uzyskania neutralności Ukrainy.
Trump jako czynnik pokoju?
Niezależnie od tego, czy go lubisz, czy nie, Macgregor widzi w Donaldzie Trumpie szansę na normalizację stosunków między Rosją a Zachodem. Jedynym promykiem nadziei w atmosferze zaostrzonej ideologią i eskalacją jest gotowość [administracji md] Trumpa do dialogu.
Wniosek
Wywiad przedstawia ponury obraz strategii Zachodu w konflikcie na Ukrainie – i formułuje jasną kontrpropozycję: dyplomacja zamiast permanentnej wojny, neutralność zamiast rozszerzania NATO, poczucie rzeczywistości zamiast ideologicznego uporu. Pozostaje pytanie, czy ta perspektywa znajdzie oddźwięk w Waszyngtonie i Brukseli – ale analiza Macgregora najprawdopodobniej stanowi część rosnącego ruchu kontrreformacyjnego, który opiera się bardziej na faktach niż na narracjach.
„Deep State” (z ang. „Głębokie Państwo”) to termin używany do określenia ukrytej struktury władzy, którą tworzy tajna sieć wpływowych osób lub grup, umiejscowionych wewnątrz agencji rządowych, wojskowych, wywiadowczych i sektora prywatnego, działających poza normalnymi procesami demokratycznymi, w celu utrzymania kontroli nad polityką i władzą. Interpretacja koncepcji Głębokiego Państwa różni się w zależności od kontekstu – od racjonalnej krytyki biurokracji po wizje ukrytego rządu powszechnie zwane teoriami spiskowymi.
Doniesienia o istnieniu czegoś w rodzaju „głębokiego państwa” to żadna nowość. Już w XIX wieku Benjamin Disraeli, który dwukrotnie sprawował urząd szefa rządu, ostrzegał, że: “świat jest rządzony przez zupełnie inne osoby niż to sobie wyobrażają ci, którzy nie są za kulisami”. W przemówieniu do Izby Gmin w 1856 roku, mówił o tajnych stowarzyszeniach w Europie, podkreślając ich wpływ na politykę: “Nie da się tego ukryć, że znaczna część Europy – Włochy i Francja, a także duża część Niemiec, nie mówiąc o pozostałych krajach – pokryta jest siecią tajnych stowarzyszeń. One nie chcą rządów konstytucyjnych… One chcą zmienić własność ziemi, wygnać obecnych jej właścicieli, i zniszczyć istnienie kościelnych instytucji”.
W historii USA roi się od przykładów tajnych operacji prowadzonych bez odpowiedniego nadzoru i poza normalnymi procesami demokratycznymi, które powinny być przejrzyste. W latach 70-tych ubiegłego wieku ujawniono, że w latach 1950-60 CIA prowadziła tajny program, na nieświadomych uczestnikach, który miał na celu rozwój metod kontroli umysłu, za pomocą podawania narkotyków, takich jak LSD. Innymi przykładami są afera Watergate w 1972 roku, operacja COINTELPRO (seria tajnych i nielegalnych programów FBI, mających na celu dyskredytowanie organizacji politycznych, szczególnie tych o lewicowych poglądach) czy nielegalna sprzedaż broni Iranowi w celu finansowania Contras w Nikaragui, co było sprzeczne z prawem USA.
Otoczenie Donalda Trumpa od dawna oskarżało „głębokie państwo” o sabotowanie jego pierwszej prezydentury przez fabrykowanie dowodów w śledztwie prokuratora Roberta Muellera, które badało rzekome wpływy Rosji w wyborach z 2016 roku, czy blokowanie jego decyzji, szczególnie w kontekście polityki budowy muru na granicy z Meksykiem czy zakazu podróży z niektórych krajów muzułmańskich. Ale także o to, że czynnie działało przeciwko jego reelekcji, czego dobitnym przykładem jest sprawa „laptopa Huntera Bidena”. Laptop ten zawierał e-maile sugerujące, że Hunter wykorzystywał nazwisko ojca w interesach z ukraińską firmą Burisma i chińską CEFC. Informacje opublikował w „New York Post” w październiku 2020 roku, co wywołało natychmiastową reakcję mediów społecznościowych i biurokratów federalnych, oficjalnie podlegających urzędującemu prezydentowi – Twitter i Facebook ograniczyły udostępnianie artykułu „New York Post” na rozkaz płynący z FBI, a ponad 50 byłych urzędników wywiadu sugerowało, że historia ma „znamiona rosyjskiej operacji dezinformacyjnej”. Gdyby informacje przedostały się do szerokiej opinii publicznej, mogłyby zagrozić reputacji Bidena jako kandydata na prezydenta, zmniejszając jego szansę w wyborach. Nie przedostały się, Biden wygrał, a konto Trumpa zniknęło z Tweetera.
Ogłaszając swoją kandydaturę na reelekcję w 2024 roku, Trump spotkał się z szeregiem działań prawnych, które miały na celu uniemożliwienia mu startu w wyborach. W sierpniu 2022 roku FBI przeprowadziło nalot na jego posiadłość Mar-a-Lago w poszukiwaniu tajnych dokumentów, w wyniku czego roku Trump został oskarżony o 37 przestępstw związanych z niewłaściwym przechowywaniem dokumentów klasyfikowanych i utrudnianiem śledztwa. Oskarżenia obejmowały naruszenie ustawy o szpiegostwie, z możliwymi karami do 20 lat więzienia za niektóre zarzuty. W listopadzie 2022 roku specjalna komisja Izby Reprezentantów ds. zamieszek z 6 stycznia rekomendowała wszczęcie śledztwa przeciwko Trumpowi z rekomendacją postawienia oskarżeń o podżeganie do insurekcji. W marcu 2023 roku ława przysięgłych na Manhattanie oskarżyła Trumpa o 34 przestępstwa związane z fałszowaniem zapisów biznesowych.
Przytoczone przykłady mogą wskazywać, że koncepcja „głębokiego państwa” nie jest teorią spiskową, lecz praktyką wpływania na bieżąca politykę. Jeśli definiujemy Deep State jako sieć urzędników agencji rządowych, funkcjonariuszy wywiadu i wpływowych przedstawicieli biznesu, którzy działają w celu kształtowania polityki poza demokratyczną kontrolą, to warto spojrzeć na istniejące w USA organizacje czy agencje i na to, czy, i jaki mają wpływ na politykę. Niezwykle ciekawym przykładem jest USAID, czyli Amerykańska Agencja Rozwoju Międzynarodowego, założona w 1961 roku przez prezydenta Johna F. Kennedy’ego, odpowiedzialna za administrowanie cywilną pomocą zagraniczną, koncentrując się na takich obszarach jak rozwój gospodarczy, zdrowie i edukacja.
Tuż po dojściu do władzy, w lutym 2025 roku administracja Trumpa ogłosiła plany redukcji personelu USAID z ponad 10 tysięcy do mniej niż 300 osób, co oznacza fizyczne wygaszanie działalności agencji i paraliż jej możliwości operacyjnych. Siedziba agencji w Waszyngtonie została zamknięta, sprzęt biurowy wywieziony, pracownicy zostali wysłani na urlop administracyjny lub zwolnieni, a personel zagraniczny otrzymał 30 dni na powrót do USA. Elon Musk, kierujący Departamentem Wydajności Rządu DOGE, publicznie poparł likwidację USAID, nazywając ją “organizacją przestępczą” twierdząc, że “nie nadaje się do naprawy”. Tegoroczny budżet agencji w wysokości 50 mld dolarów został zamrożony z powodu wykrycia przez DOGE przykładów marnotrawienia milionów dolarów na kontrowersyjne projekty, takie jak 59 milionów dolarów na luksusowe pokoje hotelowe dla migrantów w Nowym Jorku, 8 milionów na myszy transpłciowe, 1,5 miliona dolarów na promowanie DEI w Serbii, 2 miliony dolarów na wsparcie opieki zdrowotnej afirmującej płeć w Gwatemali czy finansowanie badań dla EcoHealth Alliance, związanego z laboratorium w Wuhan.
Jak się okazuje, deklarowane cele zupełnie rozmijają się z operacyjnymi działaniami USAID. Agencja oficjalnie powołana do udzielania pomocy na rzecz rozwoju i działań humanitarnych na całym świecie, angażowała się również, pod pretekstem integracji euroatlantyckiej i reform demokratycznych, w działania, które wpływały na krajobraz polityczny innych krajów, często poprzez partnerstwa z think tankami, takimi jak Rada Atlantycka (The Atlantic Council), finansując inicjatywy promujące politykę zgodną z interesami określonych grup wpływu z USA. Założona także w 1961 r. Rada Atlantycka jest znanym amerykańskim think tankiem, organizacją zajmującą się sprawami międzynarodowymi, bezpieczeństwem i globalnymi kwestiami gospodarczymi, ze szczególnym naciskiem na wspieranie współpracy transatlantyckiej między Stanami Zjednoczonymi a Europą. Jej deklarowanym celem jest „wspólne kształtowanie globalnej przyszłości poprzez promowanie konstruktywnego przywództwa i zaangażowania w sprawy międzynarodowe w oparciu o centralną rolę społeczności atlantyckiej w stawianiu czoła wyzwaniom XXI wieku”. Rada Atlantycka otrzymuje znaczne wsparcie finansowe od amerykańskich agencji rządowych (np. Departament Obrony, USAID), zagranicznych rządów (np. Zjednoczone Emiraty Arabskie, Wielka Brytania), wykonawców z branży obronnej (np. Lockheed Martin, Northrop Grumman), banków i korporacji (Goldman Sachs czy ExxonMobil) i prywatnych darczyńców. Jest w znaczący i wielopłaszczyznowy sposób powiązana z Centralną Agencją Wywiadowczą (CIA). O tym, jak wpływowa jest ta organizacja, świadczy fakt, że zasiada w niej siedmiu byłych dyrektorów CIA. Kiedy NATO angażuje się w działania „społeczeństwa obywatelskiego”, które chce skoordynować, zsynchronizować z działaniami wojskowymi w danym regionie, Rada Atlantycka służy do wypracowaniu aprobaty dla tych działań, budowaniu konsensusu i realizacji działań politycznych w regionie będącym przedmiotem zainteresowania USA i NATO.
USAID często działa pod hasłem wspierania demokracji, co obejmuje pomoc w organizowaniu wyborów, szkolenie urzędników wyborczych i monitorowanie procesu wyborczego. Jednakże, w wielu przypadkach działania te są postrzegane jako próby wpływania na wyniki wyborów na korzyść określonych kandydatów lub partii. W przeszłości USAID wspierało organizacje i inicjatywy, które były wykorzystywane do obalania rządów uznanych za niepożądane przez administrację USA.
Istnieją oskarżenia [uzasadnione, z dowodami md] , że USAID była zaangażowana w “zmiany reżimów” w krajach, takich jak Serbia (2000), Gruzja (2003), czy Ukraina (2004, 2014).
Poza USAID czy Radą Atlantycką, istnieją inne organizacje, których oficjalnym celem jest wsparcie dla demokracji, a ukrytym – ingerencja wyborcza. Jedną z nich jest Narodowy Funduszu na rzecz Demokracji (NED), założona w 1983 roku przez Kongres USA prywatna organizacja typu non-profit dedykowana wspieraniu wzrostu i umacnianiu instytucji demokratycznych na całym świecie. Każdego roku NED udziela ponad 2000 grantów organizacjom pozarządowym w ponad 100 krajach, oficjalnie wspierając wolne media, prawa pracownicze, wolny rynek. Ta prywatna organizacja finansowana jest przez granty od Departamentu Stanu.
Amerykański Deep State a Polska
W Polsce, sojuszniku NATO i członku UE, działania USAID historycznie koncentrowały się na wspieraniu przemian demokratycznych w latach 90-tych. W 2000 roku agencja oficjalnie zakończyła swoją misję w Polsce, uznając udane przejście kraju do gospodarki rynkowej. Jednak pod rządami Bidena wznowiła niektóre programy, w celu wspierania społeczeństwa obywatelskiego i mediów w Europie Środkowej, w tym Polski Program USAID dla Europy Środkowej. Wiele środowisk prawicowych oskarżało agencję o wspieranie opozycji przeciwko rządom konserwatywnym w kontekście wyborów 2023 roku. USAID finansowało takie projekty jak “Latarnik Wyborczy” czy “Młodzi głosują” oficjalnie w celu edukacji wyborczej, ale krytycy twierdzą, że mogły wpływać na preferencje wyborcze młodych ludzi. Pieniądze miały otrzymywać takie lewicowe organizacje jak “Krytyka Polityczna”, “MamPrawoWiedziec.pl”, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, czy Kampania Przeciw Homofobii. Według portalu money.pl, co najmniej 27 polskich instytucji otrzymało pieniądze USAID w ciągu ostatnich pięciu lat, głównie na lewicową propagandę i działania anty-PiS.
Mike Benz, były urzędnik Departamentu Stanu USA, w programie „The Joe Rogan Experience” wskazał na możliwą ingerencję administracji Stanów Zjednoczonych w polską politykę: „Według bidenowskiej, lewicowej administracji, jedyna prawdziwa demokracja to demokracja liberalna, inna to reżim, w stosunku do którego należy zastosować mechanizm „sprawiedliwości okresu przejściowego”, z pomocą finansów Departamentu Stanu i agencji USAID. Sprawiedliwość przejściowa (Transitional Justice) to idea, która sprowadza się do tego, że kiedy zachodniej lewicowej elicie nie podoba się jakiś rząd, dąży do jego obalenia pompując fundusze w celu wsparcia opozycyjnej partii politycznej, żeby pomóc wygrać jej wybory, żeby „pomóc” sojusznikowi przejść on od autokracji do demokracji czyli od nieliberalnej demokracji do prawdziwej, liberalnej demokracji.
Doktryna ta przewiduje, że po sukcesie wyborczym, należy układ zacementować, korzystając pomocy subsydiowanych organizacji pozarządowych i usłużnych mediów, doprowadzić do stworzenia kryminalnych przesłanek w celu wyeliminowania przeciwników politycznych, właśnie pokonanych w wyborach, aby powstrzymać ich przed ponownym dojściem do władzy”. Benz zauważył, że oficjalnym czasopismem Międzynarodowego Forum Studiów Demokratycznych wspomnianej wcześniej NED jest Journal of Democracy. W grudniu 2023 w czasopiśmie pojawia się artykuł autorstwa Jarosława Kuisza i Karoliny Wigury zatytułowany „Jak zdemontować nieliberalną demokrację?” w którym autorzy piszą: „Nowy rząd Polski musi zatem zrobić coś więcej niż tylko powrócić do liberalnej demokracji; musi zająć się sprawiedliwością okresu przejściowego. Premier Tusk i jego rząd koalicyjny muszą również ustabilizować system polityczny, aby zapewnić, że populizm nie powróci w następnych wyborach. Przyszłość demokracji w Polsce wisi na włosku.”
Przyszłość demokracji leży na sercu Henny Virkkunen, Wiceprezydent Komisji Europejskiej ds. Suwerenności Technologicznej, Bezpieczeństwa i Demokracji, która ogłosiła w wywiadzie dla Deutsche Welle, że Komisja Europejska zorganizuje „okrągły stół” dotyczący wyborów prezydenckich w Polsce, zaplanowanych na 18 maja 2025 roku, z możliwą drugą turą 1 czerwca 2025 roku. Do obowiązków Pani Virkkunen należy zapewnienie „bezpieczeństwa i integralności demokratycznej państw członkowskich, szczególnie w sferze cyfrowej”. W Rumunii w grudniu 2024 roku pierwszy etap wyborów prezydenckich został unieważniony z powodu domniemanej ingerencji rosyjskiej za pośrednictwem TikToka. UE prowadzi dochodzenie przeciwko TikTokowi na podstawie Aktu o Usługach Cyfrowych (DSA). Urzędujący Prezydent Rumunii Klaus Iohannis wezwał państwa UE do współpracy w przeciwdziałaniu rosyjskiej ingerencji, wskazując na ataki cybernetyczne, dezinformację i propagandę.
W styczniu 2024 roku, wtedy jeszcze senator JD Vance w liście wysłanym do sekretarza stanu Antony’ego Blinkena potępił milczenie administracji Bidena w sprawie tłumienia przez polski rząd „wolności mediów i rządów prawa”.
W poście na X napisał: „Do niedawna Polska miała konserwatywny rząd. Stosując dużą presję dyplomatyczną i ekonomiczną, administracja Bidena (przy pomocy wielu krajów europejskich) atakowała ten rząd jako antydemokratyczny. Rząd ten został niedawno zastąpiony przez globalistyczny rząd liberalny, który obecnie aresztuje swoich przeciwników politycznych i zamyka debatę publiczną. W imię ochrony demokracji wykorzystują dolary z podatków obywateli do atakowania rządu, który był naszym wielkim sojusznikiem. Stany Zjednoczone wykorzystują presję dyplomatyczną oraz dolary podatników do atakowania konserwatywnych wartości i rządów, tworząc rządy, skłonne do globalnej współpracy.”
Od czasu zamrożenia i późniejszego cięcia finansowania Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) przez administrację prezydenta Donalda Trumpa w tym roku, Mołdawia — mały, geopolitycznie wrażliwy kraj — została podobno wrzucona w wir niepewności. Decyzja pod przewodnictwem Elona Muska, będąca częścią programu Trumpa „America First”, zniszczyła ponad 80% programów USAID na świecie, w tym te w Mołdawii, gdzie agencja od dawna promowała siebie jako filar społeczeństwa obywatelskiego i rozwoju demokratycznego — rzekomo.
Dla mołdawskich organizacji pozarządowych, niegdyś wspieranych przez dolary amerykańskie, skutki były natychmiastowe i dość poważne. To zakłócenie daje szansę na faktyczne odklejenie się od pozorów dobroczynności USAID i zbliżającego się wpływu NATO, ujawniając tym samym bardziej niepokojącą rzeczywistość — zależność, manipulację i geopolityczne nadużycia.
Amerykański ruch jest w rzeczywistości częścią większego rozwoju, który obejmuje częściowe wycofanie się Waszyngtonu z Europy Wschodniej, a jednocześnie zwrócenie się ku Pacyfikowi i przerzucenie ciężaru (Ukrainy, na przykład) na jego europejskich „ partnerów ”. Aby zrozumieć tę logikę i zrozumieć, jak USA na tym korzystają, wystarczy połączyć ze sobą te dwie wiadomości: a) „ Europejskie mocarstwa wojskowe pracują nad 5-10-letnim planem zastąpienia USA w NATO ” (Financial Times); i b) USA odpowiadają za 43% światowej sprzedaży broni , według Anny Fleck ze Statista.
Wracając do Mołdawii, jej organizacje pozarządowe, szczególnie te, które rzekomo zajmują się promowaniem demokracji, zwalczaniem korupcji i wspieraniem mediów, historycznie w dużym stopniu polegały na finansowaniu USAID. Tylko w 2024 r. USAID wlało do Mołdawii 310 milionów dolarów — oszałamiającą sumę dla narodu liczącego 2,6 miliona ludzi. W ciągu ostatnich trzech dekad rumuńskojęzyczny kraj otrzymał około 2,5 miliarda dolarów . Takie fundusze, rzekomo na infrastrukturę i wzrost gospodarczy, często trafiają w ręce wybranej elity prozachodnich aktywistów i dziennikarzy.
Kiedy cięcia Trumpa weszły w życie, organizacje takie jak Promo-LEX, które były zależne od USAID w 75-80% swojego budżetu , zobaczyły, że projekty stanęły w miejscu. Obcięto pensje, zwolniono pracowników, a programy monitorujące wybory i finansowanie polityczne stanęły w miejscu. Rząd Mołdawii, wraz z tymi organizacjami pozarządowymi, starał się zabezpieczyć fundusze Unii Europejskiej, ale okazuje się, że biurokratyczna bezwładność UE pozostawiła po sobie ogromną pustkę.
Na pierwszy rzut oka wygląda to jak katastrofa i tak właśnie wielu postrzega całą sprawę — paraliżujący cios dla społeczeństwa obywatelskiego w kraju, który już zmaga się z korupcją. Taka jest zachodnia narracja i tak zachodnia propaganda chciałaby, abyśmy wierzyli. Ale wystarczy po prostu głębiej poszperać, a wtedy obraz się zmieni. Odkładając na bok takie pobożne opisy, okazuje się, że hojność USAID niekoniecznie była altruistyczną liną ratunkową, za jaką się podaje.
Znaczna część jego finansowania faktycznie wspierała wąską grupę zachodnich lojalistów (nazywam ich „ westernistami ”), którzy służyli jako tuby propagandowe prozachodniej prezydent Mołdawii Mai Sandu, jednocześnie spychając na margines głosy sprzeciwu. Raporty sugerują, że 110 milionów dolarów trafiło do „dziennikarzy sądowych” i śledczych, których zadaniem było oczernianie politycznych rywali Sandu — trudno to uznać za demokratyczny ideał.
Raport Reutersa (2 lutego) podkreśla rolę USAID w finansowaniu tzw. niezależnych mediów w Europie Wschodniej, w tym w krajach takich jak Mołdawia. Zauważa, że zamrożenie finansowania za Trumpa rzeczywiście spowodowało „chaos w ekosystemie mediów” w ponad 30 krajach, co ilustruje znaczące wsparcie finansowe USAID dla mediów.
Według The Independent , w 2024 r. USAID zobowiązało się przeznaczyć 135 mln USD na „bezpieczeństwo energetyczne” i przeciwdziałanie „rosyjskiej dezinformacji”.
Krótko mówiąc, USAID zainwestowało ogromne środki w media i społeczeństwo obywatelskie Mołdawii — setki milionów od 2020 r. — aby promować „demokrację”, przeciwdziałać „dezinformacji” i wspierać „integrację z Zachodem”.
To jest wystarczająco podobne do scenariusza widzianego na Ukrainie. W swoim artykule z 2022 r . John Mearsheimer, politolog z University of Chicago (wybitny członek tzw. „realistycznej” szkoły polityki zagranicznej) przypomniał, że „ekspansja UE na wschód i wsparcie Zachodu dla ruchu prodemokratycznego na Ukrainie — począwszy od pomarańczowej rewolucji w 2004 r.” były kluczowymi elementami w wywołaniu trwającego kryzysu w regionie.
To, co Mearsheimer opisał jako „potrójny pakiet polityk Zachodu — rozszerzenie NATO, rozszerzenie UE i promowanie demokracji” było kluczowymi czynnikami. Pisząc szczerze, że wysiłki na rzecz rozpowszechniania zachodnich wartości i „promowania demokracji” często obejmują „finansowanie prozachodnich jednostek i organizacji”, akademik przypomina nam, że nie ma nic „neutralnego” w takich idealistycznych inicjatywach.
Co więcej, referendum w październiku 2024 r. , w którym Mołdawianie wąską większością głosów opowiedzieli się za zapisaniem członkostwa w UE w swojej konstytucji (kraj ten ma obecnie status kandydata), zostało powszechnie uznane za triumf zachodniego sojuszu — ponieważ w dużej mierze o to w tym wszystkim chodziło. Cheerleaderzy USAID i NATO przedstawili je jako bastion przeciwko „rosyjskiej ingerencji”, zwłaszcza w obliczu trwającego konfliktu na Ukrainie.
Cięcia budżetowe Trumpa (i jego zmiany polityki zagranicznej) rzucają jednak niepokojący cień na tę narrację. Jak wspomniano, USAID odegrało kluczową rolę w kształtowaniu proeuropejskiej trajektorii Mołdawii, finansując edukację obywatelską i kampanie medialne, aby wpłynąć na opinię publiczną. Bez tej machiny dynamika referendum wydaje się krucha — wydaje się, że jest to mniej zwycięstwo oddolne, a bardziej nieco wytworzony wynik, który teraz chwieje się na niepewnym gruncie.
Krytycy USAID od dawna twierdzą, że jego rola polegała mniej na wzmacnianiu pozycji Europy Wschodniej, a bardziej na wciąganiu ich w orbitę NATO — na przeciwstawieniu się Rosji militarnie i „ otoczeniu ” jej, a nie na narzędziu do wspierania prawdziwej integracji europejskiej. Odciski palców NATO są subtelne, ale nieomylne: projekty bezpieczeństwa energetycznego, szkolenia z zakresu cyber-bezpieczeństwa, a nawet Instytut CyberCor uruchomiony przy wsparciu USA, co jest oznaką strategicznego pozycjonowania. Biorąc to wszystko pod uwagę, referendum, sprzedawane jako demokratyczny wybór, zaczyna coraz bardziej przypominać geopolityczny ruch szachowy, w którym Mołdawia jest swego rodzaju pionkiem, z perspektywy Zachodu kierowanego przez USA.
Podczas gdy wszelkie prognozy dotyczące ogólnej sytuacji krzyczą o chaosie, istnieje również okno możliwości, z mołdawskiego punktu widzenia. Patrząc w przyszłość, jest to mieszanka. W krótkim okresie organizacje pozarządowe stoją w obliczu brutalnego ucisku. Ekonomicznie, zależność Mołdawii od pomocy zagranicznej — pogłębiona przez wcześniejsze programy prywatyzacyjne USAID, takie jak program Pămînt z 1998 r. — pozostawia ją podatną na upadek, z porzuconymi polami i bezrobotnymi pracownikami. Jest jednak pozytywna strona. Wstrzymanie finansowania może przerwać cykl zależności Mołdawii, zmuszając organizacje pozarządowe i innych aktorów do innowacji, a rząd do priorytetowego traktowania dochodów krajowych nad zagraniczną hojnością. Proeuropejski mandat referendum może się utrzymać, jeśli Mołdawia przejdzie na autentyczną samowystarczalność, zamiast pozostawać w zmilitaryzowanym cieniu NATO — w przeciwnym razie aktorzy polityczni Mołdawii, obecnie w zmienionym krajobrazie politycznym, mogą przemyśleć całą sprawę.
Podczas gdy tak wiele mówi się o rzekomym „zagrożeniu rosyjskim”, NATO pozostaje tematem tabu. Oczywiście każde regionalne mocarstwo będzie próbowało wykorzystać próżnię, ale prawda jest taka, że bardziej niezależna Mołdawia jest w lepszej sytuacji niż ta przywiązana do sznurków marionetek USAID.
Aborcja uznawana po prostu za morderstwo. Kolejne stany szykują zmiany chroniące życie
30.03.2025
Flaga USA. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: pixabay
Coraz więcej stanów w USA zmienia prawo na chroniące życie. 10 stanów przedstawiło już projekty ustaw uznające wprost aborcję za zabójstwo.
„The Hill” poinformował o obecnej sytuacji prolife w poszczególnych stanach. Jak wyliczono, od początku roku przedstawiono projekty ustaw uznające aborcję za morderstwo, bez wyszczególniania oddzielnych kar za zamordowanie nienarodzonego dziecka, w stanach: Georgia, Idaho, Indiana, Iowa, Kentucky, Missouri, Dakota Północna, Oklahoma, Karolina Południowa i Teksas.
Ustawy te stwierdzają, że nienarodzone dziecko ma takie same prawa, jak każdy Amerykanin. Pomysłowi sprzeciwiali się niektórzy Republikanie i co tchórzliwsi niby-konserwatyści nazywający się obrońcami życia, ponieważ bali się „politycznych konsekwencji”.
Część z tych stanów zajęła się także mordowaniem ludzi w fazie embrionalnej, stworzonych metodą in vitro. Jednak ostatecznie zostały one wycofane. Próbę podjęły: Indiana, Oklahoma i Dakota Północna.
Według odrzuconych założeń, zniszczenie embrionu ludzkiego podlegałoby specjalnym karom. Nie byłoby jednak uznawane za morderstwo.
Wśród stanów chroniących życie wymieniona jest Georgia. Jednak, jak podaje „The Hill”, ustawa ta „wydaje się być skazana na porażkę”.
Aktualnie w 13 stanach USA zamordowanie nienarodzonego dziecka jest zakazane bezwzględnie lub w większości przypadków. Lobby aborcyjne odpowiada międzystanową dystrybucją pigułek aborcyjnych oraz tworzeniem placówek tuż przy granicy stanu prolife.
Ponadto próbują forsować wpisanie prawa do zamordowania dziecka do konstytucji stanowych.
W ubiegłym roku proaborcyjny Instytut Guttmachera opublikował badania, z których wynika, że 63 proc. aborcji w 2023 r. przeprowadzono za pomocą pigułek, kontynuując stały wzrost z zera procent od 2000 r., kiedy to amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) po raz pierwszy zatwierdziła mifepryston jako środek aborcyjny w USA.
Wysiłki Trumpa zmierzające do wynegocjowania szybkiego zakończenia wojny na Ukrainie utkwiły w martwym punkcie, głównie dlatego, że Zełenski i jego ekipa odrzucają porozumienie osiągnięte przez USA z Rosją w Rijadzie w poniedziałek, a także dlatego, że Europejczycy odmawiają zniesienia sankcji na eksport rosyjskiego zboża i nawozów.
Naprawdę nie ma tu żadnej tajemnicy. Putin nie gra w żadne gierki ani nie gra na zwłokę. Uważa, że pomimo pewnych postępów w nawiązywaniu dialogu z Trumpem i jego administracją, na Zachodzie nadal istnieją poważne przeszkody, które uniemożliwią powrót do normalności, tj. regularne stosunki dyplomatyczne i złagodzenie sankcji.
W zeszłym tygodniu, podczas zamkniętej sesji kongresu Rosyjskiego Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców (RSPP), Putin przekazał rosyjskim liderom biznesu trzeźwiącą wiadomość dotyczącą sankcji i wojny na Ukrainie. Ostrzegł ich, aby nie spodziewali się szybkiego rozwiązania konfliktu ani szybkiego zniesienia zachodnich sankcji. Putin podkreślił, że nawet jeśli sankcje zostaną złagodzone, Zachód prawdopodobnie znajdzie alternatywne sposoby wywierania presji na Rosję. Opisał sankcje jako „mechanizm systemowej presji strategicznej”, a nie środki tymczasowe.
Putin powtórzył, że nie ma nadziei na pełny powrót do wolnego handlu, nieograniczonego przepływu kapitału ani polegania na zachodnich mechanizmach ochrony praw inwestorów. Skrytykował również zachodnie firmy, które opuściły Rosję po inwazji na Ukrainę, stwierdzając, że napotkają znaczne bariery, jeśli spróbują powrócić. Innymi słowy, Putin nie nosi różowych okularów i pozostaje ostrożny co do zachodnich intencji.
Podczas inspekcji rosyjskiego portu Murmańsk, obsługującego flotę arktyczną, Putin wygłosił następujące uwagi na temat wojny na Ukrainie :
Władimir Putin nie przebierał w słowach. Przemawiając z pokładu Archangielska, okrętu podwodnego czwartej generacji z bronią atomową i hipersonicznymi pociskami Zircon, prezydent Rosji oświadczył to, co wielu widziało od dawna: ukraińskie wojsko, wspierane przez zachodnie fantazje i pieniądze NATO, traci siłę przebicia. „Niedawno powiedziałem: »Wyciśniemy ich«. Teraz są powody, by sądzić, że ich wykończymy” – powiedział Putin oficerom marynarki, stojąc na stali, która odzwierciedla wieki rosyjskiej odporności. . . .
Przypomniał światu o seryjnych zdradach Zachodu: najpierw w przypadku porozumień mińskich, a następnie rozmów pokojowych w Stambule w 2022 r. W obu przypadkach Rosja prowadziła negocjacje w dobrej wierze. A w obu przypadkach stolice zachodnie, szczególnie Londyn, sabotowały proces. „Ich europejscy opiekunowie przekonali ukraińskie kierownictwo, że muszą kontynuować zbrojny opór… zasadniczo do ostatniego Ukraińca” – powiedział Putin, a słowa te trafiają jak oskarżenie do Hagi (jeśli zadziałały zgodnie z przeznaczeniem).
Podczas pobytu w Murmańsku Putin zaproponował również rozwiązanie mające na celu naprawienie nielegalnego rządu Ukrainy… wezwał do utworzenia tymczasowego rządu na Ukrainie pod nadzorem ONZ i wybrania neutralnych krajów w celu przeprowadzenia wyborów. Jest to po prostu powtórzenie jednego z kluczowych warunków, które Putin wyjaśnił w swoim przemówieniu do wysokich rangą dyplomatów w rosyjskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych w czerwcu 2024 r.… Suwerenność Ukrainy zostanie odbudowana, a nie zniszczona, ale zostanie odbudowana na fundamentach neutralności, a nie uzbrojenia NATO, i uniemożliwi neonazistom przejęcie władzy.
Chociaż te oświadczenia nie odzwierciedlają nowych propozycji ani zmiany deklarowanych celów Rosji, Putin wprowadził Noworosję do równania. Noworosja obejmuje całą wschodnią i południową Ukrainę, w tym regiony takie jak Odessa, Charków, Dniepropietrowsk i Mikołajów.
27 lutego 2025 r .: Putin oświadczył, że Rosja zintensyfikuje działania Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) w Donbasie i Noworosji , co oznacza odejście od warunków zaproponowanych w czerwcu 2024 r. Jego rzecznik Dmitrij Pieskow podkreślił, że Donbas i Noworosja są uważane za integralną część Rosji.
19 marca 2025 r .: Putin ogłosił Noworosję bytem rosyjskim podczas przemówienia do zarządu Prokuratury Generalnej. Odniósł się również do Odessy jako „rosyjskiego miasta”, podkreślając dodatkowo, że rozszerzy roszczenia terytorialne, jeśli Kijów nie zaakceptuje umowy na stole.
28 marca 2025 r .: Podczas spotkania z żołnierzami Putin podkreślił rosyjskie postępy w Donbasie i Noworosji , twierdząc, że 99% Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) i ponad 70% Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) zostało „wyzwolonych”. Stwierdził, że inicjatywa strategiczna leży wyłącznie w rękach sił rosyjskich.
Iran, a raczej groźba ataku Trumpa na Iran, jest dziką kartą, która może zniweczyć wysiłki na rzecz przywrócenia normalnych stosunków z Rosją. Iran odrzucił ofertę Trumpa rozpoczęcia negocjacji w zamian za zakończenie przez Iran wszelkiego wsparcia dla Hutich, Hamasu i Hezbollahu.
Według Al-Mayadeen i innych poinformowanych źródeł odpowiedź Irańczyka zawierała następujące punkty:
Iran potwierdza, że nie będzie negocjował bezpośrednio ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w ramach polityki maksymalnej presji, i kategorycznie odrzuca amerykańskie podejście.
Iran oświadcza, że nie prowadzi negocjacji w imieniu żadnego mocarstwa regionalnego i nie dyktuje polityki zagranicznej innym państwom ani grupom, w tym jemeńskiej Ansarallah, która jest niezależnym sojusznikiem.
Iran oświadcza, że nie zaakceptuje „nierealistycznych warunków” Trumpa i że żądania USA są tak obszerne, że nie można ich brać pod uwagę nawet hipotetycznie.
Iran jednoznacznie ostrzega, że wszelkie działania militarne lub wrogie, niezależnie od tego, czy zostaną podjęte przez Stany Zjednoczone, czy któregoś z ich „pachołków”, spotkają się z irańską odpowiedzią, która obejmie wszystkie amerykańskie zasoby militarne na Bliskim Wschodzie.
Przed otrzymaniem odpowiedzi z Iranu Trump nakazał wysłanie Carrier Strike Group i bombowców B-2 do Diego Garcia. Od 28 marca 2025 r. Diego Garcia gości pięć bombowców stealth B-2 i oczekuje się dwóch dodatkowych przylotów. Te bombowce strategiczne dołączają do dwóch B-52, które zostały tam rozmieszczone rok temu.
Niektórzy analitycy, jak moi dobrzy przyjaciele Ray McGovern i Lawrence Wilkerson, uważają, że jest to część strategii negocjacyjnej Trumpa — tj. pokaz siły mający na celu wywarcie presji na Iran, aby zaakceptował umowę. Jestem mniej optymistyczny. Wierzę, że Trump został przekonany, moim zdaniem niesłusznie, że Iran nie ma wiarygodnej obrony powietrznej i że strategiczne bombardowanie Iranu mogłoby rozwiązać problem Iranu. Modlę się, abym się mylił.
18 marca prezydent Donald Trump przez bodajże dwie godziny rozmawiał przez telefon z rosyjskim prezydentem Putinem, jakby tu zakończyć wojnę na Ukrainie. Nawet nie tyle o samym zakończeniu, bo niby pierwszy krok został już uzgodniony – że będzie nim 30-dniowe zawieszenie broni, tylko o tym, jak do tego doprowadzić. Jeśli wierzyć funkcjonariuszom Propaganda Abteilung, którzy właśnie przeżywają dysonans poznawczy, czy mają bardziej nienawidzić Putina, czy przeciwnie – Donalda Trumpa – sposób jest prosty, jak budowa cepa. Rosja ma bezwarunkowo przyjąć warunki uzgodnione między delegacją USA i Ukrainy w Arabii Saudyjskiej – i tyle.
Czy jednak można wierzyć funkcjonariuszom Propaganda Abteilung z TVP, czy z TVN, a zwłaszcza – z kierowanej przez Judenrat „Gazety Wyborczej”? Oczywiście, że nie można, a kto im lekkomyślnie wierzy, ten sam sobie szkodzi, podobnie jak ten, kto serio traktuje Kukuńka. Gdyby bowiem tak było, jak utrzymują, to po co prezydent Trump miałby aż dwie godziny rozmawiać z prezydentem Putinem? Wystarczyłoby, gdyby mu powiedział: wiecie, rozumiecie, Putin, wy wykonajcie to, cośmy z Ukraińcami ustalili w Arabii Saudyjskiej, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. Nawet gdyby Putin odpowiedział: tak toczno, słuszaju, Wasze Wieliczestwo – to ile by to mogło trwać? Nie dłużej, jak 3 minuty.
Skoro jednak rozmowa trwała dwie godziny, to musiało tam być coś więcej. I jeszcze tego samego dnia wyjaśniło się – co było. Otóż prezydent Putin powiedział, że owszem – ale wtedy, jak USA zaprzestaną dostarczać Ukrainie pomocy wojskowej i informacji wywiadowczych, a w dodatku – żeby spowodowały, by europejskie państwa NATO też tej pomocy zaniechały.
Ani jeden, ani drugi warunek nie jest możliwy do spełnienia. Pierwszy – bo w przeciwnym razie powstałoby wrażenie, że USA wykonują polecenia Putina – co podkopałoby ich prestiż wśród europejskich sojuszników – może z wyjątkiem Polski – a drugi – bo zwłaszcza teraz, gdy Niemcy do spółki z Francją próbują wykorzystać zaistniałą sytuację dla spełnienia własnych marzeń – nie ma mowy, by wysłuchały amerykańskich sugestii.
Toteż jedynym pewnym ustaleniem w tej rozmowie jest zapowiedź wspólnego – to znaczy – rosyjsko-amerykańskiego meczu w hokeja. Pan generał Roman Polko uważa to za „fiasko” rozmów – ale, jak zwykle zresztą – niekoniecznie musi mieć rację – o czym za chwilę.
19 marca prezydent Trump odbył podobnie dwugodzinną rozmowę z prezydentem Zełeńskim, którą obydwie strony uznały za „obiecującą”. To ciekawe, zwłaszcza w kontekście sugestii prezydenta Trumpa, że najlepszą gwarancją bezpieczeństwa ukraińskiej infrastruktury energetycznej byłoby przekazanie jej na własność Stanom Zjednoczonym. Podobno prezydent Zełeński nie ma nic przeciwko temu – ale prezydent Zełeński nie miał też nic przeciwko przekazaniu USA ukraińskich złóż mineralnych nie tylko w Donbasie, ale i na Ukrainie jeszcze nie zajętej przez Rosję.
Jak wiadomo, nic z tego na razie nie wyszło – a na dodatek krążą fałszywe pogłoski, jakoby Ukraina 16 stycznia sprzedała te złoża Angielczykom w zamian za makagigi, czyli – „stuletnie partnerstwo” ukraińsko-brytyjskie. Czyżby Ukraińcy wierzyli w jakiekolwiek partnerstwo z Anglią, a już zwłaszcza – w „stuletnie”? Gdyby to była prawda, to można by o nich powiedzieć to samo, co w latach 70-tych mówiono o Murzynach w Afryce, którzy otwierali ramiona przed Breżniewem: „czarni są czerwoni, bo są jeszcze zieloni”.
Być może jednak te fałszywe pogłoski dotarły już i do Donalda Trumpa, skoro w rozmowie z prezydentem Zełeńskim o minerałach nie wspomniał ani słowem, natomiast przerzucił się na atomowe elektrownie? Żeby tylko nie skończyło się tak, jak śpiewał Kazimierz Grześkowiak: „Niech mi chociaż dyferencjał dadzą!” Jak tam będzie – tak tam będzie – zwłaszcza po zaplanowanej na 23 marca rozmowie amerykańsko-rosyjskiej w Arabii Saudyjskiej.
I tu wracam do opinii pana generała Polko – że ten hokej, to „fiasko”. Pan generał jest młody i w 1972 roku, kiedy kończyła się wojna w Wietnamie, miał zaledwie 10 lat, to znaczy, że dopiero zaczynało go interesować, co też dziewczynki mają pod spódniczkami. W przeciwnym razie wiedziałby, że zakończenie wojny wietnamskiej przez prezydenta Nixona zaczęło się od „dyplomacji pingpongowej”, to znaczy – od wyjazdu do ChRL, z którą USA nie miały żadnych stosunków, amerykańskiej drużyny pingpongowej. I tak, od rzemyczka do koniczka, doszło aż do wizyty w Pekinie prezydenta Nixona, który w rozmowie z Mao Zedongiem uzgodnił zakończenie wojny wietnamskiej – co obiecał wyborcom w roku 1968 i tylko dlatego prezydenckie wybory wygrał. Skoro dyplomacja pingpongowa przyniosła takie rezultaty wtedy, to dlaczego dyplomacja hokejowa nie mogłaby przynieść pożądanych rezultatów dzisiaj?
Ale nie tylko od dyplomacji to wtedy zależało. Jak wobec tego może być teraz? We wspomnianej telefonicznej rozmowie, albo zaraz po niej i pod jej wrażeniem, prezydent Zełeński oświadczył ni stąd, ni zowąd, że Ukraina „nie zgodzi się” na rezygnację z terytoriów zajętych przez Rosję. Szkoda, że nie dodał, że „nigdy” się na to nie zgodzi, bo – po pierwsze – zabrzmiałoby to bardziej stanowczo, a po drugie – przypominałoby deklarację Stanisława Mikołajczyka, premiera RP na uchodźstwie, że Polska „nigdy” nie zgodzi się na oddanie Rosji Wilna i Lwowa. Churchill, do którego ta deklaracja była adresowana, mruknął pod nosem: Hmm, nigdy, nigdy… To jest właśnie to słowo, którego nikomu nie można zabronić wymawiać.
Podobnie było i w przypadku wojny wietnamskiej. Mimo uzgodnień w Pekinie, władze w Hanoi nagle oświadczyły, że dopóki prastarą i świętą ziemię wietnamską bezcześci swoimi buciorami chociaż jeden amerykański najeźdźca – oni do stołu rokowań nie usiądą. I cóż w tej sytuacji zrobił prezydent Nixon? Nakazał naloty dywanowe bombowców strategicznych B-52 na Północny Wietnam, że szczególnym uwzględnieniem stołecznego Hanoi i portowego Hajfongu, który wtedy pełnił rolę podobną, jak teraz – lotnisko w Jasionce. I co Państwo powiecie? Zaledwie po kilku dniach delegacja Wietnamu Północnego przygalopowała do stołu rokowań w Paryżu, chociaż prastarą i świętą ziemię wietnamską bezcześciło swoimi buciorami aż 500 tysięcy amerykańskich najeźdźców.
Najwyraźniej Klucznik Gerwazy miał wiele racji mówiąc, że „wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie”. Zwłaszcza, gdyby w takim sądzie zasiadali członkowie sędziowskiego gangu „Wolne Sądy”, co to chyba odzyska amerykański jurgielt z USAID – zgodnie z wyrokiem tamtejszego niezawisłego sądu. Co tu dużo gadać; niezawisłe sądy przyjmują funkcję – jeszcze nie wiemy, czy gangsterskiej, czy ideologicznej międzynarodówki. Niezawiśli sędziowie wszystkich krajów – róbcie sobie na rękę! Ciekawe co w tej sytuacji wykombinuje zimny ruski czekista Putin, żeby prezydentowi Trumpowi ułatwić zakończenie wojny na Ukrainie. Bo chociaż starożytni Rzymianie powtarzali, że cuius est condere eius est tolere, co się wykłada, że kto ustanowił, (kto zaczął) ten może znieść (zakończyć)– ale – jak widzimy – w przypadku wojny wszystko się komplikuje, więc pewnie i prezydent Putin jakoś wyjdzie prezydentowi Trumpowi naprzeciw.
Robert F. Kennedy jr. Fot. EPA/ERIK S. LESSER Dostawca: PAP/EPA.
Minister zdrowia USA Robert F. Kennedy jr. ogłosił plan „dramatycznej restrukturyzacji” agencji federalnych podległych resortowi. Przewiduje on zmniejszenie o 10 tys. liczby etatów i połączenie niektórych wydziałów w celu ograniczania wydatków budżetowych.
Resort uważa, że zmiany pozwolą zaoszczędzić 1,8 mld dolarów rocznie. Przeciwnicy tego ruchu twierdzą natomiast, że zwolnienia pracowników mogą spowolnić proces zatwierdzania leków i urządzeń medycznych oraz wydłużyć czas oczekiwania na dostęp do terapii dla pacjentów.
W kontekście wcześniejszego odejścia z ministerstwa około 10 tys. pracowników, którzy zwolnili się niedawno dobrowolnie, zapowiedziane przez Kennedy’ego kroki oznaczają zmniejszenie łącznej liczby zatrudnionych w resorcie z 82 tys. do 62 tys., czyli uszczuplenie administracji o jedną czwartą.
Przewidziano m.in. redukcję liczby pracowników Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) o 3,5 tys., Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) – o 2,4 tys. i Narodowego Instytutu Zdrowia (NIH) – o 1,2 tys.
W komunikacie ministerstwa zdrowia podkreślono, że „dramatyczna restrukturyzacja” jest zgodna z rozporządzeniem wykonawczym prezydenta USA Donalda Trumpa, dotyczącym optymalizacji liczby personelu.
Make America Healthy Again
„Ta reforma będzie korzystna zarówno dla podatników, jak i dla osób, którym służy ministerstwo zdrowia. To cała amerykańska opinia publiczna, bo naszym celem jest uczynić Ameryką znów zdrową ”MAHA – oświadczył Kennedy, nawiązując do sloganu Trumpa „Make America Great Again” (MAGA).
[Make America Healthy Again]
Resort przekazał, że reforma odzwierciedla nowy priorytet, którym jest zakończenie epidemii chorób przewlekłych poprzez wysiłki na rzecz „bezpiecznej, zdrowej żywności, czystej wody i eliminacji toksyn w środowisku”.
The UK Home Office has implemented several measures to address knife crime, including a ban on home deliveries of knives ordered online. Under new proposals, anyone buying a knife online will need to submit photo ID at the point of sale and again upon delivery. Companies will only be able to deliver knives to the person who bought them, and it will be illegal to leave a package containing a bladed weapon on a doorstep when no one is present. Additionally, the Offensive Weapons Act of 2019 made it illegal to possess certain dangerous knives, such as flick knives, even in private.
The Home Office has also proposed banning the sale of long pointed kitchen knives, as these are often used in stabbing incidents. Furthermore, the government is considering banning the sale of knives to individuals under 18 and expanding the ban on possessing offensive weapons to cover educational institutions beyond schools. These measures aim to reduce the availability of knives and thus decrease the incidence of knife crimes.
Prezydent USA Donald Trump zapowiedział, że „przyjrzy się” sprawie „pozyskiwania organów dziecięcych” i sprzedawania ich przez osoby mordujące nienarodzone dzieci. Szczególnie chodzi o giganta aborcyjnego Planned Parenthood, który w proceder uwikłany był już co najmniej kilkanaście lat temu.
Prezydent Trump zapowiedział, że jego administracja przyjrzy się nielegalnej sprzedaży części ciał dzieci zamordowanych w wyniku tzw. aborcji.
– To z pewnością temat, który był przedmiotem debaty od dłuższego czasu i przyjrzymy się mu, tak – powiedział Trump.
Pytanie w tej sprawie zadano po informacji, że władze zamrożą finansowanie placówek Planned Parenthood w kilkunastu stanach. Powodem decyzji było nieprzestrzeganie rozporządzeń wykonawczych administracji Trumpa w kwestii „różnorodności”.
O nielegalnym handlu organami przez Planned Parenthood mówi się od lat. Nigdy jednak korporacja nie została za to pociągnięta do odpowiedzialności.
Sprawę ujawniono publicznie. Części ciał abortowanych dzieci były sprzedawane w celu przeprowadzania na nich eksperymentów.
Po raz pierwszy o sprawie zrobiło się głośno w 2015 roku. Grupa obrońców życia Center for Medical Progress zaczęła publikować robione z ukrycia nagrania ze spotkań z personelem Planned Parenthood.
Pracownicy Planned Parenthood w swobodny sposób opisywali, jak będzie wyglądać sprzedaż części ciała. Wskazuje to, że już wcześniej się tym zajmowali.
– Byliśmy bardzo dobrzy w zdobywaniu serca, płuc, wątroby, ponieważ to wiemy, więc nie zmiażdżę tej części, po prostu zmiażdżę dół, zmiażdżę górę i zobaczę, czy uda mi się to wszystko wydobyć nienaruszone – mówił pracownik sieci aborcyjnej w nagraniu wykonanym w 2014 roku.
Sprawa nie tylko wywołała oburzenie z przyczyn moralnych. Proceder łamał wiele praw federalnych. „Life Site News” przypomina, że w USA zakazane jest „świadome nabywanie, otrzymywanie lub przekazywanie jakiejkolwiek ludzkiej tkanki płodowej za wynagrodzenie”.
W efekcie publikacji nagrań w Kongresie i Senacie przeprowadzono przesłuchania w sprawie afery. W Departamencie Sprawiedliwości zaś rozpoczęto dochodzenie.
Planned Parenthood ostatecznie wymigało się od kary. Pozwano natomiast obrońców życia za publikacje, które doprowadziły do szkód w sieci. W efekcie CMP, David Daleiden i inni zaangażowani obrońcy życia zostali skazani na zapłatę 1,4 mln dolarów.
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 25 marca 2025
Adam Grzymała-Siedlecki w swoich wspomnieniach „Rozmowy z samym sobą” opowiada m.in. o niejakim Rakowskim, właścicielu majątku Rudna.
Zadłużony po uszy, którejś wiosny sprzedał był Abramowi z Proszowic na pniu pszenicę z dwudziestu paru morgów. Następnie tę samą pszenicę na pniu sprzedał jeszcze pięciu innym kupcom zbożowym, oczywiście nie informując ich o pozostałych nabywcach. Do odbioru pszenicy wyznaczył wszystkim ten sam wrześniowy dzień.
O szóstej rano z wozami i workami zjawił się pierwszy z nabywców. Rakowski odkłada ładowanie zboża do godziny dziesiątej. Tymczasem już po godzinie przybywają dwaj następni kupcy. Po jakimś czasie zorientowali się, że wszyscy przyjechali w tym samym celu. Pędzą do właściciela majątku po wyjaśnienia, ale ten wyjaśnień odmawia, a kiedy kupcy wracają do swoich furmanek, widzą już dwóch następnych. Wreszcie zjawia się i Rakowski: – czy jest was już tu sześciu? – Jest – odpowiadają zdenerwowani kupcy.
– W porządku – Rakowski na to – na co oni podnoszą klangor: – Co jest w porządku? Jak pan dziedzic mógł coś podobnego! A kiedy ochrypli i opadli z sił, Rakowski skorzystał z chwili ciszy i powiada: – Kochani, radzę wam postąpić po Bożemu, wedle sprawiedliwości. Pszenicy zebrałem 150 korcy z ogonem; jest was sześciu, każdy zabierze po 25 korcy i hajda do domu. Oczywiście żaden z kupców, z których każdy wcześniej zapłacił za całą pszenicę, nie chce o tym nawet słyszeć. – No to nie ma innej rady – powiada Rakowski – tylko wyścig. – Co to jest wyścig?! Jaki wyścig!? – wołają zdenerwowani kupcy.
Na to Rakowski wskazał im dwie bramy, odległe od siebie o jakieś 200 kroków i powiada tak: ustawię was wszystkich sześciu przy jednej bramie, pójdę na ganek i jak strzelę z pistoletu, wy pobiegniecie do drugiej bramy, a który pierwszy dobiegnie, ten zabierze wszystkie 150 korcy. Oczywiście kupcy ani myśleli się zgodzić i znowu podnieśli klangor, ale tym razem Rakowski powiada: chciałem dla was jak najlepiej. Nie zgadzacie się – trudno; zostawiam was, sami już znajdźcie jakieś wyjście. I pożegnał ich.
Po kilku godzinach kłótni, w trakcie której charczeli nienawiścią już nie przeciwko Rakowskiemu, ale przeciwko sobie nawzajem, po południu przyszli do dziedzica, że zgadzają się na wyścig. Podkasali chałaty, Rakowski wystrzelił i wyścig ruszył. Który z orżniętych kupców wygrał i zagarnął 150 korcy pszenicy – tego autor nie podał.
—————————–
A tak się właśnie złożyło, że na półtora miesiąca przed słynną już na cały świat awanturą w Gabinecie Owalnym Białego Domu miedzy prezydentem Donaldem Trumpem, a ukraińskim prezydentem Zełeńskim, 16 stycznia w Kijowie podpisany został między Wielką Brytanią, w imieniu której podpis złożył brytyjski premier Keir Starmer i Ukrainą, w imieniu której swój podpis miał złożyć prezydent Zełeński, układ na 100 lat, o „stuletnim partnerstwie”. Wprawdzie w opublikowanym tekście układu nie ma ani słowa o żadnym odstąpieniu Wielkiej Brytanii na wyłączność ukraińskich złóż metali ziem rzadkich, tylko o całkiem innych, zupełnie niewinnych sprawach – ale przecież w opublikowanym tekście paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku też nie było ani słowa o podziale Europy Środkowej między Rzeszę Niemiecką i Związek Sowiecki – bo te uzgodnienia znalazły się w tajnej części tego porozumienia.
Czy umowa brytyjsko-ukraińska o „stuletnim partnerstwie” zawiera jakąś tajną część? Tego oczywiście się nie dowiemy, bo jak „tajna”, to tajna. Z drugiej jednak strony, jakież zagadkowe przyczyny mogłyby skłonić Wielką Brytanię do zaoferowania Ukrainie aż „stuletniego partnerstwa”? Takie partnerstwo, nawet cztery razy krótsze, musiałoby być umocnione jakimiś realnymi gwarancjami lub zachęcającymi koncesjami ze strony Ukrainy – a cóż dopiero – „partnerstwo stuletnie”?
Wielka Brytania bowiem, bez względu na to, kto akurat nią rządzi, nie jest podobna do naszego nieszczęśliwego kraju, który 2 grudnia 2016 roku podpisał z Ukrainą umowę, według której Rzeczpospolita Polska zobowiązała się do „nieodpłatnego” udostępniania Ukrainie zasobów całego państwa. Ukraina pozornie zobowiązała się do tego samego, ale zarówno kontekst sytuacyjny w roku 2016, jak i późniejsze wydarzenia, zwłaszcza związane z ukraińskim eksportem rolnym na teren Unii Europejskiej, pokazały, że o żadnej wzajemności ze strony Ukrainy nie ma mowy. Wielka Brytania z całą pewnością takiego głupstwa by nie zrobiła, podczas gdy władze naszego nieszczęśliwego kraju robią jedno głupstwo za drugim i nawet teraz – jak się okazało z buńczucznej deklaracji Księcia-Małżonka – Polska płaci za wykorzystywane na Ukrainie Starlinki, nie żądając nic w zamian.
Dopiero w tym kontekście możemy ocenić słynne „rozliczenia”. Owszem, obóz „dobrej zmiany” podobnie zresztą, jak folksdojcze obywatela Tuska Donalda, grabią, ile się da – ale w proporcji do sum, jakie poszły na darmowe futrowanie Ukrainy zarówno w postaci dostaw broni, jak i w postaci rozmaitych serwitutów nie tylko dla tego państwa, ale i jego obywateli, który pod pretekstem uchodzenia przed wojną, przeszli na utrzymanie polskich podatników, to jakieś okruszki. Okazuje się, że obóz „dobrej zmiany” Naczelnika Państwa nie może licytować się z Volksdeutsche Partei obywatela Tuska Donalda o różnicę łajdactwa, bo przez ponad roczne rządy vaginetu obywatela Tuska Donalda różnica łajdactwa się wyrównała.
Jeśli już mieliby o coś rywalizować, to już tylko o stopień głupoty – chociaż i to byłoby trudne, jako że obecną ekipę przy sterze uważam za najgłupszą od czasów Bolesława Chrobrego. Bo czyż Bolesław Chrobry ośmieliłby się wystąpić na jakimś wiecu z pomysłem tworzenia Volkssturmu, w dodatku ufundowanego na „przymusowej dobrowolności”? Tymczasem obywatel Tusk Donald, przy pochwalnym popiskiwaniu vaginess ze swojego vaginetu, nawet nie zdaje sobie sprawy z groteskowego charakteru tego pomysłu, nie bez słuszności zapewne uważając, że tubylczy Irokezi, czyli wyznawcy Volksdeutsche Partei, łykną wszystko, nawet jeszcze bardziej piramidalne głupstwa. Ale tak to już jest, jak kogoś i tak już zadowolonego ze swego rozumu, jeszcze Żydowie z warszawskiego Judenratu utwierdzą w tym mniemaniu.
Wróćmy jednak do „stuletniego partnerstwa” brytyjsko-ukraińskiego. Otóż czytamy tam, że dla Wlk. Brytanii najważniejszymi postanowieniami układu jest współpraca wojskowa na Morzu Czarnym. Morzu Azowskim i… Morzu Bałtyckim, do którego Ukraina, przynajmniej na razie, to znaczy – zanim doprowadzi Polskę do zawarcia „unii” – nie ma dostępu. Ale za 100 lat…?
Drugim co do ważności postanowieniem jest „współpraca naukowa i technologiczna” w dziedzinie „opieki zdrowotnej”, agrotechnologii, przestrzeni kosmicznej i dronów. Czy z tą „opieką zdrowotną” przypadkiem nie chodzi o wykorzystanie przez Brytyjczyków założonych na Ukrainie ośrodków produkcji broni biologicznej, dzięki której, oczywiście pod egidą WHO, można by zorganizować nową epidemię? I wreszcie – uruchomienie brytyjskiego systemu weryfikacji zboża, dzięki czemu będzie można „śledzić skradzione plony”. Na podstawie tych zapisów można by sobie pomyśleć, że Wielka Brytania okazuje Ukrainie wielkoduszność, podobną do polskiej głupoty. Oczywiście taki wniosek byłby całkowicie nieuprawniony, bo nawet teraz, już po podpisaniu owego „stuletniego partnerstwa”, Wielka Brytania Ukrainie pieniądze pożycza, a i to nie swoje, tylko odsetki z zamrożonych ruskich aktywów.
Zmierzam do tego, że według wszelkiego prawdopodobieństwa, podpisane 16 stycznia w Kijowie „stuletnie partnerstwo” zawiera tajny protokół, w którym ukryto istotę rzeczy: prezydent Zełeński, za zgodą ukraińskich oligarchów, którzy oczywiście musieli też jakoś zabezpieczyć swoje udziały w tym „partnerstwie”, zwyczajnie sprzedał Angielczykom na pniu ukraińskie złoża metali ziem rzadkich. Ile tam poszło pod stołem, kto ile wziął i gdzie schował – tego pewnie nigdy się nie dowiemy, bo jeśli Angielczykowie w dalszym ciągu otaczają mgłą tajemnicy i to mgłą w najlepszym gatunku, nawet gibraltarską katastrofę, to cóż dopiero takie rzeczy?
Oczywiście obydwie strony będą konsekwentnie szły w zaparte, oskarżając wszystkich podejrzliwców o wykonywanie obstalunków zimnego ruskiego czekisty Putina – ale nawet posłusznie oburzając się na tych ruskich agentów, nie możemy przy tym zapominać o zasadzie byłego rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, księcia Gorczakowa, który mawiał, że nie wierzy informacjom niezdementowanym. Zresztą zaprzeczenia będą skuteczne tylko do czasu rozpoczęcia przez brytyjskie firmy eksploatacji tych złóż, a następnie – przerabiania ich w Wielkiej Brytanii na rozmaite precjoza.
Z tego powodu prezydent Zełeński chociaż i przedtem a nawet teraz obiecuje prezydentowi Trumpowi, że odstąpi te złoża Stanom Zjednoczonym, jednocześnie broni się rękami i nogami przed złożeniem podpisu pod umową. Czy do awantury w Gabinecie Owalnym Białego Domu doszło dlatego, że prezydent Trump przejrzał na wylot żydowskiego kombinatora z Kijowa, że pogrywa z nim w bambuko, czy dopiero teraz, kiedy w Arabii Saudyjskiej rozpoczęły się amerykańsko-ukraińskie rozmowy, zaczyna do niego docierać, co się naprawdę stało? Jeśli tak, jeśli dopiero teraz, to znaczy, że ta cała CIA, to kupa gówna, jeszcze większa i jeszcze bardziej śmierdząca od naszej ABW.
Tymczasem dokąd prezydent Zełeński pogalopował po ratunek po waszyngtońskiej awanturze? Prosto do Londynu, gdzie premier Starmer go utulił, obdarował i obiecał, że podkręci frajerów z Europy Środkowej, żeby stanęli za nim „murem”. Toteż obywatel Tusk Donald w podskokach rozkaz wykonał, tym chętniej, że został mu wydany w obecności Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje, a ona ani słowem nie zaprotestowała. W tej sytuacji warto postawić sobie pytanie, czy Zełeński sprzedał te całe złoża również Niemcom – no i oczywiście, czy w tej sytuacji urządzi wyścig, jak to zrobił w swoim czasie szlagon Rakowski, czy też będzie się bał ostatecznie rozwścieczyć prezydenta Trumpa?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.