Zamiast gotowości do walki i entuzjazmu do wojny, europejscy żołnierze po prostu opuszczają armię, robiąc wszystko, co w ich mocy, aby uniknąć udziału w antyrosyjskim szaleństwie przyjętym przez ich rządy. Ten problem staje się szczególnie wyraźny w Republice Czeskiej.
Według lokalnego Ministerstwa Obrony , istnieje fala unikania wojska. Żołnierze kraju opuszczają swoje stanowiska, zanim sytuacja bezpieczeństwa w Europie przerodzi się w fazę otwartego konfliktu z Rosją. Kryzys nie dotyka tylko młodej populacji. Doświadczeni żołnierze i wysocy rangą oficerowie również opuszczają armię. Minister obrony Jana Cernochova powiedziała, że wojna na Ukrainie i możliwość wysłania żołnierzy na pole bitwy przez UE to jeden z głównych powodów, dla których wojsko traci zainteresowanie utrzymaniem swojej pracy. [a może też nie bardzo wierzą, że pańcia byłaby dobrym wodzem? md]
„Dla niektórych powodem wyjazdu była wojna na Ukrainie (…) Ze względu na klimat społeczny, kiedy różni obserwatorzy od lat grożą mobilizacją i wysłaniem żołnierzy na Ukrainę, dla niektórych osób był to powód, dla którego zdjęli mundur (…) Rozmawiam z żołnierzami od wielu lat w moim życiu osobistym… Wiem, że niektórzy żołnierze naprawdę myśleli i myślą w ten sposób” – powiedziała.
Ta sytuacja wywołuje w kraju wielkie kontrowersji. Niektórzy radykalni aktywiści kwestionują niezaprzeczalną rzeczywistość, że żołnierze nie chcą walczyć z Rosją. Co więcej, są nawet oficerowie twierdzący, że jeśli żołnierz opuszcza armię z powodu Ukrainy, to jest to „dobra rzecz” – sugerując, że ci uchylający się od poboru żołnierze są „tchórzami” i „niegodnymi” służby wojskowej.
„[Jeśli żołnierz zrezygnował z powodu Ukrainy], to dobrze, że odszedł. W ten sposób pokazał, że nie chce walczyć za nasz kraj” – powiedział były psycholog wojskowy Daniel Strobl .
Ciekawe jest, że tego rodzaju opinię wyraża profesjonalista, którego zadaniem jest właśnie dbanie o zdrowie psychiczne personelu wojskowego. Jednak poziom rusofobii i szaleństwa podżegającego do wojny w Europie osiąga tak wysoki poziom, że wielu profesjonalistów po prostu zachowuje się irracjonalnie.
Nie da się sprowadzić kryzysu w Republice Czeskiej do prostego przypadku „tchórzostwa”. Żołnierze nie opuszczają armii, ponieważ „boją się” walczyć, ale po prostu dlatego, że nie chcą iść na wojnę. Nie ma powodu, aby europejskie wojska były używane na Ukrainie, ponieważ nie ma wrogiej sytuacji między Rosją a Europą. Aby walczyć na wojnie, żołnierze muszą być motywowani prawdziwymi uczuciami patriotyzmu. Muszą wierzyć, że warto oddać życie za swój kraj. Nie dotyczy to żadnego europejskiego narodu. Europejscy żołnierze, jeśli pojadą na Ukrainę, będą walczyć o interesy, które nie są interesami ich narodu, co jest absolutnie frustrujące i zniechęcające.
Należy podkreślić, że wskaźnik unikania w czeskiej armii osiąga alarmujące poziomy. Od początku specjalnej operacji wojskowej liczba odejść z sił zbrojnych wzrosła o 40% rocznie. Oczekuje się, że liczba ta wzrośnie jeszcze bardziej w miarę pogłębiania się kryzysu bezpieczeństwa w Europie – z powodu militarystycznych i nieodpowiedzialnych środków UE. Wkrótce możliwe jest, że Republika Czeska, a także inne kraje europejskie, zaczną wdrażać wyjątkowe środki w celu rozwiązania problemu unikania, wzywając do obowiązkowej polityki mobilizacji – nawet poza sytuacją otwartego konfliktu.
Wszystko to jest jasnym dowodem na to, że przeciętni Europejczycy nie są zainteresowani udziałem w planach wojennych UE. Militarystyczne środki są naprawdę antypopularne. Interesy ludzi nie znajdują odzwierciedlenia w polityce przyjmowanej przez państwa europejskie, a kryzys legitymacji w kilku krajach UE jest nieunikniony w niedalekiej przyszłości.
Rezygnacja ze służby wojskowej, aby uniknąć śmierci w wojnie, która nie ma nic wspólnego z ich krajem, nie jest aktem tchórzostwa, ale racjonalną postawą. Nie ma żadnego uzasadnionego powodu, aby Czesi chronili Ukrainę lub konfrontowali się z Rosją, ponieważ ta wojna nie dotyczy interesów Republiki Czeskiej. Opuszczając armię, żołnierze działają w sposób prawdziwie racjonalny, unikając uczestnictwa w szaleństwie bloku europejskiego.
Ona ma być ciągła. I taka właśnie jest. Podobnie jak niekończąca się wojna w ‘Roku 1984’ Orwella, jest ona prowadzona przez imperium przeciwko własnym poddanym, ale nie tylko po to, by utrzymać nienaruszoną strukturę społeczeństwa, ale także, jak w naszym przypadku, by przekształcić społeczeństwo w neototalitarną globalno-kapitalistyczną dystopię.
Ona ma być ciągła. I taka właśnie jest. Podobnie jak niekończąca się wojna w ‘Roku 1984‘ Orwella, jest ona prowadzona przez imperium przeciwko własnym poddanym, ale nie tylko po to, by utrzymać nienaruszoną strukturę społeczeństwa, ale także, jak w naszym przypadku, by przekształcić społeczeństwo w neototalitarną globalno-kapitalistyczną dystopię.
Nie kojarzysz wojny z czymkolwiek?
No dobrze, ale pamiętasz wojnę z terroryzmem.
Pamiętasz, kiedy „wolność i demokracja” zostały zaatakowane przez „terrorystów” i nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko odłożyć na bok nasze demokratyczne prawa i zasady, ogłosić krajowy „stan wyjątkowy”, zawiesić prawa konstytucyjne ludzi i rozpocząć wojenną agresję przeciwko państwu Bliskiego Wschodu, które nie stanowiło dla nas żadnego zagrożenia, i wypełnić ulice, stacje kolejowe, lotniska i wszystko inne ciężko uzbrojonymi żołnierzami, bo w innym przypadku „terroryści wygraliby”. Pamiętasz, kiedy zbudowaliśmy gułag na morzu, aby bezterminowo więzić tam podejrzanych terrorystów, których wcześniej umieściliśmy w tajnych więzieniach CIA, gdzie ich torturowaliśmy i upokarzaliśmy, prawda?
*
Oczywiście, że pamiętasz. Któż mógłby o tym zapomnieć?
Pamiętacie, jak Narodowa Agencja Bezpieczeństwa [NSA] nie miała innego wyjścia, jak tylko utworzyć tajny „Program Nadzoru Terrorystów” [“Terrorist Surveillance Program”], aby szpiegować Amerykanów, w przeciwnym razie „terroryści wygraliby”? A co z „antyterrorystycznymi” przeszukaniami krocza w wykonaniu TSA [Amerykańska Federalna Administracja Bezpieczeństwa Transportu -AC], które nadal obowiązują po ponad dwudziestu latach?
A co z wojną z populizmem? Może nie pamiętasz jej tak dobrze.
Za to ja tak, ponieważ opublikowałem dwie książki na ten temat. Zostały wydane latem 2016r., kiedy imperium zdało sobie sprawę, że „skrajnie prawicowi populiści” zagrażają „wolności i demokracji” w Europie, a Trump zyskiwał na popularności w USA. Tak więc ogłoszony został kolejny „stan wyjątkowy”, tym razem przez Wspólnotę Wywiadów, media, środowisko akademickie i przemysł kulturalny. Tak, to prawda, nadszedł wtedy czas, aby ponownie odłożyć na bok nasze demokratyczne zasady, cenzurować „mowę nienawiści” w mediach społecznościowych, bombardować masy absurdalną oficjalną propagandą na temat „Russiagate”, „Hitlergate” i tak dalej, bo w innym przypadku „skrajnie prawicowi populiści wygraliby”.
Wojna z populizmem osiągnęła punkt kulminacyjny wraz z wprowadzeniem Nowo Normalnej Rzeszy.
Wiosną 2020r. imperium ogłosiło globalny „stan zagrożenia zdrowia” w odpowiedzi na wirusa, którego wskaźnik przeżywalności wynosił około 99,8 procent. Imperium nie miało innego wyjścia, jak tylko nakazać lockdowny dla całych społeczeństw, zmusić wszystkich do chodzenia w maskach wyglądających na medyczne w miejscach publicznych, bombardować społeczeństwo propagandą i kłamstwami, zmuszać ludzi do poddania się serii eksperymentalnych „szczepień” mRNA, zakazać protestów przeciwko swoim dekretom oraz systematycznie cenzurować i ścigać tych, którzy odważyli się kwestionować ich wymyślone „fakty” lub krytykować ich totalitarny program.
Imperium nie miało innego wyjścia, jak to zrobić, bo w przeciwnym razie „zwyciężyliby negacjoniści covid-19, antyszczepionkowcy, teoretycy spiskowi i wszyscy inni ekstremiści”.
*
*
Jestem pewien, że to wszystko pamiętasz.
A teraz… no cóż, oto jesteśmy tutaj. Tak, zgadliście, czas znów porządnie naruszyć Konstytucję Stanów Zjednoczonych i wolność słowa, i deportować ludzi do jakiegoś salwadorskiego piekła, które wynajęliśmy, bo jakiemuś gliniarzowi nie podobały się ich tatuaże, oraz aresztować i wydawać studentów uniwersytetu za organizowanie antyizraelskich protestów, i oczywiście bombardować masy kłamstwami i oficjalną propagandą, i tak dalej, bo… OK, wszyscy razem: „inaczej antysemiccy terroryści i wenezuelscy członkowie gangów wygrają!”
Czy zaczynasz dostrzegać tu jakiś wzór? Tak? Witamy na wojnie z czymkolwiek [War on Whatever]!
Jeśli nadal nie do końca rozumiesz o co chodzi, pozwól, że spróbuję ci to wyjaśnić.
Globalny system ideologiczny, w którym wszyscy żyjemy, staje się totalitarny. (Ten system to globalny kapitalizm, ale nazywaj go, jak chcesz. Naprawdę mam to gdzieś.) Zdejmuje symulację demokracji, której już nie musi utrzymywać. Zimna wojna się skończyła. Komunizm umarł. Globalny kapitalizm nie ma zewnętrznych przeciwników. Więc nie musi uspokajać mas demokratycznymi prawami i swobodami. Więc stopniowo pozbawia nas tych praw i warunkuje nas do zaakceptowania ich utraty.
Robi to poprzez inscenizację serii „sytuacji nadzwyczajnych”, z których każda przedstawia inne „zagrożenie” dla „demokracji” lub „wolności”, lub „Ameryki”, lub „planety” lub czegokolwiek, z których każda ma swoje własne „potwory”, które stanowią tak wielkie zagrożenie dla „wolności” lub czegokolwiek, że musimy zrezygnować z naszych praw konstytucyjnych i ośmieszyć wartości demokratyczne, lub „w innym przypadku potwory wygrają”.
Robi to, zmieniając twarz, którą nosi, z „lewej” na „prawą”, a następnie z powrotem na „lewą”, a następnie z powrotem na „prawą”, a następnie „lewą” itd., ponieważ potrzebuje naszej współpracy, aby to zrobić. Nie całej naszej współpracy na raz. Po prostu jednej współpracującej grupy demograficznej na raz.
Udaje mu się to — tj. systemowi się to udaje — poprzez instrumentalizację naszego strachu i nienawiści. System kompletnie nie przejmuje się tym, czy identyfikujemy się jako „lewica” czy „prawica”, ale potrzebuje nas podzielonych na „lewicę” i „prawicę”, aby mógł karmić nasz strach i nienawiść do siebie nawzajem… jedna administracja, jeden „stan wyjątkowy”, jedna „wojna” na raz.
No, i proszę. To jest ta Wojna z Czymkolwiek. Prościej tego nie wytłumaczę.
Och, i jeszcze jedno… jeśli jesteś jednym z moich byłych fanów, jak Rob, który jest zdezorientowany moimi „spostrzeżeniami”, lojalnościami czy czymkolwiek innym… cóż, artykuł, który właśnie przeczytałeś, powinien ci to wyjaśnić. Nie jestem po żadnej stronie. Po jakiejkolwiek stronie. Ale za to hołduję kilku podstawowym zasadom demokratycznym. Nie zmieniają się one w zależności od tego, co jest aktualnie popularne lub kto zajmuje Biały Dom.
Chodzi o to, że muszę móc spojrzeć sobie w twarz w lustrze rano i nie zobaczyć w niej hipokryty albo… no wiesz, tchórza.
Główny doradca dyplomatyczny Zełenskiego, Igor Żółkiew, powiedział agencji AFP, że kraje europejskie powinny wysłać wojska bojowe, gotowe do walki, a nie do prowadzenia operacji pokojowych na Ukrainie.
Żółkiew zaapelował przed szczytem w Paryżu o „koalicję chętnych” krajów, które są gotowe udzielić Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa.
Powiedział: „Potrzebujemy poważnych, wyszkolonych żołnierzy… gotowych do walki ”.
Urzędnik wyjaśnił, że Kijów nie zabiega o to, aby europejskie siły bezpośrednio walczyły z wojskami rosyjskimi, lecz o wzmocnienie zdolności obronnych Ukrainy.
„Nie mówimy o żołnierzach, którzy będą walczyć z Rosją… ale o tych, którzy będą bronić, którzy będą odstraszać” – powiedział.
Dyskusje koalicji pod przewodnictwem Francji i Wielkiej Brytanii obejmowały potencjalne rozmieszczenie 30-tysięcznych sił „zabezpieczających” w celu zabezpieczenia kluczowych miast, portów i infrastruktury, a także misje patrolowania przestrzeni powietrznej.
Moskwa ostrzegała wcześniej, że rozmieszczenie personelu wojskowego NATO na Ukrainie – nawet w celu utrzymania pokoju – stanowiłoby bezpośrednie zaangażowanie państw NATO w wojnę z Rosją. Moskwa oskarżyła również Francję i Wielką Brytanię o celowe eskalowanie napięć na Ukrainie w celu osłabienia wysiłków USA i Rosji zmierzających do rozwiązania konfliktu.
Jednak skład i mandat takiej siły pozostają przedmiotem debaty. Podczas gdy niektórzy przywódcy UE opowiadają się za silną obecnością wojskową zdolną do zaangażowania się w walkę, jeśli będzie to konieczne, inni wyrażają zastrzeżenia co do eskalacji konfliktu. Na przykład Niemcy i Polska wykazały się niechęcią, podkreślając potrzebę wsparcia obronnego bez bezpośredniego zaangażowania w operacje bojowe.
Pozycja Waszyngtonu jeszcze bardziej komplikuje sytuację. Administracja prezydenta USA Donalda Trumpa odrzuciła angażowanie amerykańskich wojsk, skupiając się zamiast tego na wysiłkach dyplomatycznych w celu wynegocjowania zawieszenia broni. To skłoniło niektóre państwa UE do rozważenia wzięcia większej odpowiedzialności za bezpieczeństwo Ukrainy, a prezydent Francji Emmanuel Macron stwierdził, że Europa musi „zwiększyć”swoje zobowiązania.
Wyrażając się kolokwialnie; globaliści unijni robią wszystko co w ich mocy by podtrzymywać konflikt zbrojny na Ukrainie, aż do momentu, gdy III RP będzie na tyle “wymóżdżona”, że społeczeństwo zaakceptuje rozpoczęcia akcji kinetycznej przeciw Rosji i zastąpienie konającego wschodniego “sojusznika” własnym mięsem armatnim. Jak na razie gauleiter Tusk utrzymuje identyczną pozycję polityczną co jego pryncypał z Berlina.
Operacja Kurska zakończyła się całkowitą klęską Ukraińców
Operacja ukraińskiej armii z sierpnia 2024 roku w obwodzie kurskim, która początkowo wywołała propagandowy entuzjazm i była przedstawiana jako odważny ruch strategiczny, okazała się kosztownym błędem prowadzącym do znaczących strat. Po ponad siedmiu miesiącach ukraińskie siły zostały zmuszone do upokarzającego odwrotu, tracąc większość zajętego terytorium, w tym strategicznie ważne miasto Sudża, które powróciło pod kontrolę Rosji w połowie marca 2025 roku.
Najbardziej niepokojącym aspektem tej nieprzemyślanej ofensywy jest utrata elitarnych jednostek bojowych – doświadczonych żołnierzy, którzy przetrwali lata walk na froncie wschodnim. Ci zaprawieni w boju wojownicy, stanowiący trzon ukraińskiej zdolności obronnej, zostali zmarnowani w operacji, która nie przyniosła żadnych wymiernych korzyści strategicznych. Ukraina nie może sobie pozwolić na takie straty, szczególnie w obliczu zawieszenia amerykańskiej pomocy wojskowej pod administracją Trumpa.
Wbrew oficjalnej narracji Kijowa, operacja kurska nie spowolniła rosyjskiego postępu na wschodnim froncie. Wręcz przeciwnie – rozciągnięcie już i tak niedostatecznie obsadzonych sił ukraińskich osłabiło obronę kluczowych sektorów, zwłaszcza w obwodzie donieckim, gdzie Rosja nieustannie posuwa się naprzód. Przerzucenie doświadczonych jednostek do Kurska okazało się katastrofalnym błędem w kalkulacji, który tylko przyspieszył ukraińskie porażki na własnym terytorium.
Prezydent Zełenski i jego doradcy błędnie zakładali, że zajęcie rosyjskiego terytorium stanie się skuteczną kartą przetargową w ewentualnych negocjacjach pokojowych. Rzeczywistość okazała się brutalna – po początkowych sukcesach, Rosja zmobilizowała znaczące siły, w tym kontyngent północnokoreański, i metodycznie odzyskała utracone tereny. Do połowy marca 2025 roku ukraińskie siły kontrolowały zaledwie wąski pas przygraniczny o powierzchni około 78 km2, co stanowi zaledwie ułamek początkowo zajętego obszaru 1295 km2
Symbolem klęski stało się miasto Sudża, największa zdobycz terytorialna Ukrainy, która została utracona między 11 a 15 marca. Mimo zaprzeczeń prezydenta Zełenskiego o rzekomym “kłamstwie Putina” dotyczącym okrążenia ukraińskich wojsk, fakty mówią same za siebie – ukraińskie siły zostały zmuszone do chaotycznego odwrotu, tracąc kluczowe pozycje i sprzęt.
Ludzki, osobisty koszt tej nieudanej operacji jest równie tragiczny. Rodziny zaginionych żołnierzy, nie otrzymują odpowiedzi na pytanie, czy poświęcenie ich bliskich miało jakikolwiek sens. Rosnące wątpliwości wśród obywateli Ukrainy podważają zasadność ryzyka podjętego przez kierownictwo wojskowe i polityczne.
Operacja kurska została zaprojektowana również jako operacja psychologiczna, mająca podnieść morale ukraińskiego społeczeństwa po miesiącach porażek. Jednak krótkotrwały impuls entuzjazmu szybko ustąpił miejsca rozczarowaniu, gdy rzeczywistość brutalnie zweryfikowała nadzieje. Zamiast wzmocnić pozycję Ukrainy, ofensywa doprowadziła do dalszej izolacji międzynarodowej i osłabiła zaufanie do zdolności wojskowych kraju.
Analitycy wojskowi z Black Bird Group, jednoznacznie wskazują, że kurska awantura nie była warta poniesionych kosztów. Zamiast rozpraszać siły na ryzykowne operacje ofensywne, Ukraina powinna była skoncentrować się na wzmocnieniu obrony własnego terytorium i ustabilizowaniu linii frontu.
Gdy Rosja świętuje odzyskanie kontroli nad obwodem kurskim, a północnokoreańskie oddziały umacniają swoją obecność na ukraińskim kierunku, staje się jasne, że sierpniowa operacja nie tylko nie stała się przełomem, ale przyspieszyła ukraińską porażkę. Zamiast karty przetargowej w negocjacjach pokojowych, władcy Ukrainy otrzymali kolejną bolesną lekcję o realnym układzie sił w tym konflikcie.
W wywiadzie udzielonym amerykańskiemu dziennikarzowi Tuckerowi Carlsonowi w piątek powiedział, że Rosja nie ma zamiaru dokonywać inwazji na inne kraje europejskie, odrzucając takie obawy jako „absurdalne”.
Poproszony o komentarz na temat deklaracji Wielkiej Brytanii, że jest gotowa wysłać wojska na Ukrainę, aby pomóc zagwarantować potencjalne porozumienie pokojowe między Moskwą a Kijowem, Witkoff zasugerował, że brytyjscy decydenci chcą być „jak Winston Churchill”, który ostrzegał, że „Rosjanie będą maszerować przez Europę”.
Zapytany przez Carlsona, czy jego zdaniem Rosja chce to zrobić, Witkoff odpowiedział: „W 100% nie”.
„Uważam, że to absurdalne, nawiasem mówiąc. Mamy coś takiego jak NATO, czego nie mieliśmy w II wojnie światowej” – dodał.
Moskwa również nie chce „wchłonąć Ukrainy”, według Witkoffa.
Witkoff argumentował, że Rosja już osiągnęła swoje cele w konflikcie. „Odzyskali te pięć regionów. Mają Krym i dostali to, czego chcieli. Więc po co im więcej?”
W referendum w 2014 r., po wspieranym przez Zachód zamachu stanu w Kijowie, Krym zdecydowaną większością głosów opowiedział się za przyłączeniem do Rosji. Jesienią 2022 r. tak samo zdecydowały obwody doniecki, ługański, chersoński i zaporoski.
Wywiad Witkoffa ukazał się po tym, jak na początku tego miesiąca odbył on rozmowy twarzą w twarz z prezydentem Rosji Władimirem Putinem w ramach dyplomacji mającej na celu mediację w zakończeniu konfliktu na Ukrainie. Po rozmowach zasugerował, że całkowite zawieszenie broni może zostać osiągnięte w ciągu „kilku tygodni”, dodając, że USA mogą złagodzić sankcje wobec Moskwy po osiągnięciu porozumienia.
Numer jest stary jak… Unia Europejska. Bo to w czasie jej zinstytucjonalizowanej hipokryzji proceder rozwinął się w najlepsze. Jest tak: jeśli chce się przepchnąć jakąś obrzydliwość, albo zrobić na złość swoim przeciwnikom politycznym, to takie kawałki wkłada się do innego aktu, miesza się łyżeczką hipokryzji właśnie i mówi – patrzcie, taki szlachetny akt, a wy tu nie chcecie się zgodzić. Podam przykład: ten akurat dotyczy tzw. konwencji stambulskiej o nazwie regulacji antyprzemocowej w stosunku do kobiet głównie. Ale tu ukrywał się ten wspomniany gen zamulania.
Zacytuję… samego siebie, jeszcze z lat kowidowych, czyli z wpisu z dnia 27 lipca 2020 roku: „Wydawałoby się, że nic bardziej naturalnego niż przystąpienie do antyprzemocowej konwencji, bo tylko jakiś wyjątkowy dewiant popierałby przemoc domową. Jednak po lekturze wychodzi, że konwencja ta ma bardzo silne przesłanie lewicowej ideologii gender. W rzeczy samej zdefiniowano w Konwencji źródło przemocy domowej, za które uznano tradycyjną rodzinę i jej tradycyjny „płciowy biologicznie” podział ról. (Równie dobrze można było uznać za przyczynę przemocy domowej… sam dom i domagać się zburzenia domów. Być może nawet rodzina na wolnym powietrzu miałaby mniejsze skłonności do przemocy).
Konwencja, a więc i nawiązujące do niej prawodawstwa lokalne, promuje kulturową i deklaratywną formułę płci, wpiera ideologię gender, łącznie z promowaniem nowych nieopresyjnych ról społecznych w procesie edukacji. Jako że czyni się to pod przykrywką nazwy konwencji antyprzemocowej, każdy, kto się jej przeciwstawia, z powyższych powodów może być (i jest) oskarżany o popieranie bicia żon kablem od żelazka (końcówką z żelazkiem). Ten zabieg pokrywania prawdziwych i zideologizowanych treści inną, mylną, acz pozytywną w brzmieniu formą jest nie tylko przykładem stosowania przemocy symbolicznej, ale także zabiegiem uniemożliwiającym artykułowanie swoich zastrzeżeń wobec tematu, którego ta manipulacja dotyczy. Kto bowiem rozsądny, bez konieczności dłuższego tłumaczenia się co do nudnych szczegółów, stanie i publicznie powie, że jest przeciwko regulacjom mającym zapobiec przemocy domowej?”
Rezolucja, czyli biała księga
I tu mamy tak samo, tyle, że z militariami. Z dyskursu w Polsce wynika, że cała zadyma dotycząca głosowania nad tzw. rezolucją, gdzie prawica zdradziła Polskę, głosując za Putinem, że ta rezolucja dotyczyła wręcz w całości tzw. Tarczy Wschód ogłoszonej w maju zeszłego roku przez premiera Tuska. Wynikałoby z tego, że mamy taką oto sytuację: Polska się stara o własne bezpieczeństwo, inicjuje rezolucję w tej sprawie, Parlament Europejski głosuje, i się okazuje, że mamy – również w szeregach posłów polskich, i to też w Sejmie nie tylko w Brukseli, bo temat wrócił bumerangiem wrzuconym przez Tuska do Sejmu – onucowych zdrajców, co to chcą rozbroić Polskę przed Putinem. Zdrada, zdrada, zdrada… Histeryczny już nie komentariat, ale mieszanina ochotnych wzmożonych i płatnych cwaniaczków uderzył w te tony, wyraźnie mające zebrać plusy dodatnie przed wyborami na Trzaska. A jest dokładnie odwrotnie.
Rezolucja wojenna, która jest de facto „Białą Księgą” obronności powstała w wyniku wewnętrznych tarć w łonie brukselskim. Komisja Europejska zaczęła inicjatywę ReArm Europe sama z siebie, bez konsultacji z Parlamentem Europejskim i odezwały się z jego łona popiskiwania, że jak to, że bez Parlamentu samoistnie podejmować takie decyzje? A więc Komisja powiedziała: sprawdzam, ale nie po to, by uzyskać jakąś opinię od przedstawicieli wyborców, czy uwzględnić uwagi, tylko dopisać do całego, uzgodnionego i wszczętego procesu element europejskiego demosu. Bo przyjęta rezolucja praktycznie potwierdza wcześniejsze działania Komisji, nawet w niejednych elementach, o których tu powiemy – popycha je do przodu.
Cała tzw. Tarcza Wschodnia została przez posłów od Tuska wrzucona do rezolucji w ostatniej chwili, by się załapać na numer opisany wyżej na przykładzie konwencji stambulskiej. Tyle, że odwrotnie – tarczę, jako pewnik, co do którego Polacy się zgadzają, wrzucono do całości rezolucji, która sama w sobie jest niezłym numerem. I teraz wszystkim, którzy mają wątpliwości dotyczącej idei rezolucji, z umieszczoną w niej Tarczą Wschód, zarzucają, że są tacy Polacy, którzy nie chcą bronić Polski. A ci nie chcą tylko głosować za szkodliwymi rzeczami, do których tylko po cwaniacku dopisano rzeczy godne. Po prostu samo pakietowanie miało cel manipulacyjny, by później wyzywać PiS-owców od idiotów.
Jak się “prawi” rzucili, że Tusk sprzedał Polskę po raz kolejny, to pojawił się wątek, że rezolucja PE nie ma mocy prawnej i nie ma się co ciskać, bo europarlamentarzyści tylko tak sobie pogadali, co zapisali w rezolucji. A więc prawicowi sygnaliści ciskają się na próżno – nie ma żadnego zagrożenia. Terefere: popatrzmy – takie same argumentacje padały w przypadku rezolucji dotyczącej tzw. zdrowia reprodukcyjnego. Rezolucja ta była de facto aktem wprowadzającym do obiegu prawnego krajów członkowskich wszystkie rzeczy, które zobaczyliśmy wpychane kolanem.
Mamy to nawet w Polsce, gdzie obowiązuje co prawda formalnie zakaz aborcji, ale się jej nie ściga, zaś co do rekomendacji dotyczących tzw. edukacji seksualnej opartej de facto na seksualizacji najmłodszych, to mamy już ją w ustawie pani minister Nowackiej. A więc takie rezolucje nie mają mocy prawnej, ale później jakoś się realizują. (To ciekawy moment, bo teraz zwolennicy Unii sami się przyznali, że PE wcale nie jest ciałem ustawodawczym, tylko tak sobie gadającym, zaś całą robotę co do przepisów odwala niewybieralna Komisja Europejska). Zresztą co tu tłumaczyć o opiniotwórczej, nie ustawodawczej roli rezolucji nam tu w kraju: przecież taka rezolucja to to samo, co nasze sejmowe uchwały, którymi rządzi rząd Tuska już półtora roku. Da się? Da się!
Rezolucja PE ma 19 stron, 89 punktów, zaś sama Tarcza zajmuje w niej góra trzy punkty, ale tak to już jest: jak z konwencją stambulską – wszyscy o tym gadają, ale nikt nie czytał. Czytać nie czytają, bo czasu mało, można go spędzić na żarliwych dyskusjach o tym, o czym w „tarczowym” skrócie dowiedzieli się dyskutanci ze swych bańkowych przekaziorów. No dobra, tak czy siak – może to i dobrze, że Unia, tym razem, poparła nasze do tej pory samotne usiłowania na wschodniej granicy NATO, ale czy Europy? Biją przecież w bębny, że to fajnie, że uznano naszą Tarczę za strategiczny projekt Unii. Ale najpierw zobaczmy o co tu się kruszy kopie, czyli co to za diabeł, ta Tarcza.
Z tarczą czy na tarczy?
Projekt, jak to u Tuska, ma w zasadzie wyłączny cel PR-owsko-polityczny. PR-em ma się pokazać, że niesłusznym jest oskarżać Tuska o brak patriotyzmu, gdyż ten się stara jak może o obronę wschodniej granicy, jeszcze niedawno namawiając do jej likwidacji poprzez wpuszczanie kogo się da. Tarcza była ruchem pod publiczkę, częścią całej serii odwracania kota ogonem, że to wcale tak nie jest. Cała czerwono-liberalna Europa dokonała takiego zwrotu, dodajmy wyłącznie PR-owskiego, na podstawie analizy badań opinii publicznej. Publika martwiła się o swoje bezpieczeństwo, kiedyś identyfikowane w polityce migracyjnej, teraz w obszarach bezpieczeństwa militarnego. I Tusk odpowiedział na to komunikacyjnie, wyszedł, naobiecywał i lud zadowolony, że Donek dba i widzi, rozszedł się do zajęć codziennych w wojnie polsko-polskiej.
Drugi aspekt Tarczy to prztyczek w nos prawicy. Ta ugrywała dużo na niedowładzie Tuska w dziedzinie bezpieczeństwa, wciąż przypominając przeniewiercze postawy tuskowych i lewicy na białoruskiej granicy. A więc wyszedł Tusk i przebił króla jokerem – jak to my nie chcemy działać w obronie? Jak nawet udało nam się, rządzącej koalicji, sprokurować konflikt w tej sprawie z samymi Niemcami? Bo trzeba nam wiedzieć, że jak teraz Unia wpisała Tarczę do rezolucji, to jeszcze za kanclerza Scholtza komunikowało się, że my chcemy, oni nie i Donek – uwaga! – naraża się przed Niemcami, ale wychodzi, że nawet za cenę konfliktu z jego promotorami z Berlina Tarczę wdroży. I PiS został zagoniony do taktycznego narożnika – proszę, nawet z Niemcami zadrzemy dla bezpieczeństwa Polski, a wy co, pisiory? Głupio Wam, c’nie?
Sama Tarcza ma fajną stronę internetową i… wszystko. Jak to u Tuska: projekt zaczyna się od stron www, publika ma co oglądać i można już iść pokimać do następnej bramki taktycznego slalomu Polski, mylonego często z polską racją stanu. W sprawie Tarczy nikt nie wyszedł nawet na poziom jej projektowania, Donek pojechał, dał się sfotografować na tle jakichś zapór przeciwczołgowych, co wszyscy fachowcy uznali właśnie za.. akcję propagandową.
Zdjęcie Tarczy Wschodniej, o którą odbywa się ta cała awantura
Pomijając już wpadkę gdy premier przed konferencją stojąc przed zaporami pytał gdzie ta Rosja jest. Znowu się premierowi pomyliły granice i nie wie, biedaczek, w którym kraju się znajduje..
To kolejny humbug, nawet jak to się znajdzie na liście priorytetów Unii. Nic się nie robi. Tak jak z amunicją. Jaką amunicją – zapytacie? W listopadzie 2024 Tusk zapewnił o otwarciu projektu amunicyjnego i… nic. Było to po blamażu, kiedy jeszcze w czasach rządu PiS podjęto „kroki” w celu nie rozbudowy, ale budowy przemysłu amunicyjnego i nic z tego nie wyszło. Tym bardziej nie wyjdzie za Tuska. Powie ktoś, że dostaniemy to wszystko w ramach unijnej inicjatywy, a ta wręcz popchnie leniwych Polaków do działania. Nic z tego, ale by to wytłumaczyć trzeba się zwrócić do samej rezolucji, bo tam jest napisane jak ten cały europejski układ militarny będzie chodził.
Czemu onuce nie podpisały rezolucji?
No właśnie – czemu gamonie z prawicy głosowały przeciwko rezolucji. Przecież nie mieli szans, bo ona i tak przechodziła, wszak wszystko już było uzgodnione, tylko europarlamentarna żaba chciała podstawić nogę kiedy kuje się nowy interes. Przecież gdyby towarzystwo było rzeczywiście onucowe, to głosowałoby za nieuchronną rezolucją, bo w ten sposób ich onucyzm pozostałby w ukryciu, a tak wylazł na wierzch na po nic. Nie tak się umawialiśmy chyba na Łubiance z pułkownikiem prowadzącym, c’nie?
Ale odrzucając te pogwarki dla wzmożonej gawiedzi pora się pochylić nad rzeczoną rezolucją. To Biała Księga, w której wyłożono jak ma wyglądać cały deal. Wzmożeni tego nie czytali (przecież to 19 stron nie o PiS-ie), a tam wszystko jest wyłożone jak paneuropejskiej krowie na globalistycznym rowie. Zacznijmy od tego, co się onucowym nie spodobało. Dla nich, i mam nadzieję, że dla wszystkich rozsądnych, niedopuszczalne były następujące passusy Białej Księgi:
Punkt 66: „podkreśla potrzebę zwiększenia spójności w zarządzaniu, […] że w tym celu konieczne jest stworzenie realnego powiązania w zarządzaniu pomiędzy państwami członkowskimi, wiceprzewodniczącym Komisji / wysokim przedstawicielem Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa w sprawie unijnej polityki zagranicznej i komisarzami; wzywa państwa członkowskie do rozwiązania problemu, jakim jest złożoność procesów decyzyjnych w zakresie zarządzania europejską obronnością; wzywa do utworzenia Rady Ministrów Obrony i odejścia od wymogu jednomyślności na rzecz głosowania większością kwalifikowaną przy podejmowaniu decyzji w Radzie Europejskiej, Radzie Ministrów i agencjach UE, takich jak EDA [to takie pożal się Boże unijne NATO – JK], z wyjątkiem decyzji dotyczących operacji wojskowych objętych mandatem wykonawczym;[…]”.
Co my tu mamy? A więc po kolei – rozwiązanie złożonego problemu zarządzania europejską obronnością poprzez koordynowanie jej w łonie Komisji Europejskiej przy powołaniu Rady Ministrów Obrony na poziomie europejskim. Nie wspomina się tu – przypadkiem? – o tym jak wygląda hierarchia w tym układzie? Kto decyduje na przykład jak Polska chce sobie kupić czołg czy drona? Rada Europejskich ministrów obrony czy MON w Polsce? Co do zakupów – co zobaczymy zaraz – decyduje… Komisja, ale „tylko” w przypadku „zaktywizowanych” przez siebie, a de facto pożyczonych pod zastaw państw pieniędzy, o czym pisałem w poprzednim tekście. A teraz, przy takiej „inter-operacyjności” jak proponowana, to nawet za swoje nie będziemy mogli tego kupić. Trzeba się będzie zapytać nowego ministerstwa obrony Europy. A jak ono nas przegłosuje, że żaden czołg się nie należy? A przecież jest napisane, że trzeba odejść od „wymogu jednomyślności”, a więc nasze sprawy, poza – na razie – wysłaniem wojska w bój mogą być przedmiotem decyzji niepolskich.
Kolejny artykuł, tym razem 69: „uważa, że preferencja europejska musi być przewodnią zasadą i długofalowym celem polityk UE związanych z europejskim rynkiem obronnym, aby rozwinąć i chronić europejską doskonałość technologiczną; podkreśla jednak, że taka preferencja nie może być stosowana kosztem gotowości obronnej Unii z uwagi na zakres międzynarodowych łańcuchów dostaw i wartości w sektorze obrony;”.
Rozczytajmy to. Co oznacza „preferencja europejska”? Ano to, że będzie preferowana produkcja europejska. A więc nie chodzi o szybkie nabycie zdolności obronnej, tylko by zarobił ten, kto ma zarobić. Bo w ramach takiego postulatu nie można kupić z półki sprzętu, który jest spoza Europy. A struktura europejskiego przemysłu zbrojeniowego jest już ustabilizowana i wiadomo gdzie pójdzie tak znaczony pieniądz. Francja, a zwłaszcza Niemcy to wiodący w świecie producenci uzbrojenia. To czemu tak słabo militarnie stoją? Ano dlatego, że oni to robili na eksport, bo na tym można zarobić, zaś produkcja dla siebie to wydatek. A więc zdolności produkcyjne są i wiadomo gdzie pójdą pieniądze. I dokąd nie pójdą. Komisja, tak Komisja Europejska, nie żaden tam nowy sztab Europy, będzie decydować o odstępstwach od zasady „preferencji europejskich”. A więc jak coś będzie wyłącznie do kupienia powiedzmy od znienawidzonych Amerykanów, to się okaże, że Komisja się nie zgodzi. Albo i zgodzi, ale za coś.
Dlatego taki Hołownia, który opowiada jak zwykle bajki z mchu i łusek po karabinach, jak mówi, że co najmniej 50% wydatków na zbrojenia zostanie w Polsce, to raczej jest to żałosne. Tak samo jak obietnice kiedyś Mateusza, a ostatnio Donka jak to jadą do nas worki złota z KPO. Na wszystkim trzyma łapę pani Ursula i da komu trzeba i na co trzeba dać.
Art. 57: „apeluje o znaczne zwiększenie wspólnych zamówień państw członkowskich na niezbędny europejski sprzęt obronny i zdolności; wzywa państwa członkowskie do agregowania popytu przez wspólne zamawianie sprzętu obronnego z możliwością udzielenia Komisji mandatu do zamawiania w ich imieniu, co w idealnej sytuacji zapewniłoby długofalowy horyzont planowania […] i interoperacyjność europejskich sił zbrojnych oraz pozwoliło efektywnie wykorzystywać pieniądze podatników dzięki korzyściom skali;”.
No, tu jest już proste – będzie jak za kowida. Mechanizm jest powtarzalny – składają się wszyscy, Komisja wymachuje tą forsą przed oczyma producentów, mamy błogosławiony efekt obniżki kosztów przy procuremencie. I mamy… jak ze szczepionkami w kowidzie. Też kupowała Komisja, po 10 dawek na głowę dwudawkowej szczepionki. Ceny były negocjowane przez Ursulę via smsy, które zaginęły. Unia lubi sprawdzone mechanizmy.
Prawda czasu i prawda ekranu.
O co chodzi? Bo w tej kurzawie nic już nie widać, tylko jakieś cepy latają, zaś główni macherzy, takie moje wrażenie, siedzą na płocie i robią cały ten kurz, by nie było widać o co kaman. No więc o co chodzi? To proste.
Wszystkie działania, powtarzam – wszystkie działania – projektu Unia Europejska dążą do realizacji jednego celu: federalizacji Europy w kraj związkowy pod światłym przywództwem „humanitarnego mocarstwa”, jakim ogłosiły siebie Niemcy.
Wszystkie działania, ale też wydarzenia są przekierowywane na ten cel. Tak samo było z kowidem (nie miejsce czy globaliści tu skorzystali, czy sami wywołali okazję). Powiedzmy, że się przydarzył: na początku Unia wydawała się bezradna i zostały tylko państwa, potem całkowicie przejęła proces nie tyle walki z kowidem, co jego komercjalizacji, zostawiając syf walczącym państwom. Sama zadbała o dwie rzeczy – kasę i władzę.
Kasa popłynęła najpierw na szczepionki, potem na te wszystkie niby KPO, co to miały nam pomóc lizać rany po strasznej pandemii. Poszły w dwie strony: na ideolo i do kolegów królika (najpierw do Big Farmy, potem do cudaków od Zielonego Ładu). Ideolo miało realizować utopijne cele globalistów, zaś kasa była wysysana z ubożejącego obywatela i pompowana w korporacje, te narzędzia dystrybucji światowego globalizmu. Wszystko szło dobrze, aż się przydarzył Putin ze swoją wojną na Ukrainie.
Tu, wtedy jeszcze światowy, globalizm musiał się trochę ogarnąć, gdyż pojawiły się w nim kontynentalne sprzeczności. Bidenowskie USA chciały osłabić Rosję w objęciach Chin, a więc mocno promowały i wręcz prowokowały te wojnę, bo ta realizowała ich cel. Niemcy na początku nie chciały tej wojny, bo ta im robiła pod górkę w dealu z Rosją: skończyła się tania energia do ichniego przemysłu, energetyczny szantaż nad Europą się poluzował i trzeba było zakręcić rurociągi pełne ukraińskiej krwi. Na pokaz. Pod spodem interes zaczął wracać w stare tory. Ale przydarzył się po drodze Trump.
Trump rozbił jedność globalizmu i ten wylądował już tylko na europejskim podwóreczku. Wycofując swoje wojskowe wsparcie kompletnie popsuł istniejący deal: Europa najpierw, jak z kowidem, ogarniała się powoli, ale – jak z kowidem – wylądowała na pomyśle o przechwyceniu kasy i powiększeniu władzy. Teraz już – pod pretekstem szybkich działań militarnych – nie trzeba się troszczyć o jednomyślność. Komisja Europejska, która systematycznie, pod ochroną swego europejskiego sądu, zaczęła zawłaszczać sobie kompetencje nieprzewidziane w traktatach, szła w kierunku jednego kierownictwa. Za kowida utyskiwało się na brak, tym razem światowego, zjednoczonego ministerstwa zdrowia (te załatwiano w formacie ONZ), teraz pojawiają się postulaty o jednym ministerstwie obrony. Konstruuje się rząd, już po odejściu trumpowych Stanów, nie światowy, a europejski.
Wszystko po to, by sfederalizować Europę, tym razem pod pretekstem militarnym. A wszystko oparte na społecznym przyzwoleniu zasadzonym na stymulowanym strachu. Tylko to umożliwia taki nagły skok na kasę. Przetrenowano to w czasach pandemicznych, kiedy pompowano dane, mnożono warianty śmiertelnej grypy, panikowano w mediach jedną narracją. Kowida już dawno nie było, ale był po to promowany, by uzasadnić marsz elit po kolejne obszary władzy i uzyskać zgodę, a przynajmniej bierność panikowanego ludu.
Teraz zmienił się tylko jeździec Apokalipsy: z zarazy na wojnę. Wszystko zostało takie samo. Że techniki manipulowania, to oczywiste, ale znika nam z oczu cel. Wywoływanie paniki ostatecznej, czyli strachu przed wojną, ma nam przykryć właściwy proces – marsz po władzę globalistów. Teraz już to oni będą decydować co sobie za karabin kupi jeden z drugim, kto jest naszym wrogiem i kto pójdzie do okopów, a kto będzie dowodził mięsem armatnim. A więc potrzebne jest co? Promowanie wzrastającego zagrożenia. Ale aby ten cel zrealizować wojna na Ukrainie nie może się skończyć. Właśnie po to, by uzasadniać zamordyzm istnieniem zagrożenia.
Tę zmianę widać w ciągu całego konfliktu wokół wojny na Ukrainie. Na jej początku – uwaga, kiedy można było ją jakoś skończyć na pokoju jeszcze w maju-czerwcu 2020 roku – europejski komentariat wraz z politykami nawoływali do umiaru, zaś deklaracje były wręcz pacyfistyczne, zaś pomoc militarna na poziomie przysłowiowych już niemieckich hełmów z demobilu. Wiadomo było, napaleni Jankesi (wraz z przybocznymi Polakami) załatwiali całą sprawę. Wojna miała pełne szanse na trwanie. Teraz kiedy wojna, za przyczyną Trumpa, ma się ku końcowi, to co się robi? Podczas kiedy Trump negocjuje pokój na boku przyjmuje się takie rezolucje Białych Ksiąg, jak ta omawiana, gdzie głównie załatwia się trzy rzeczy. Dwie już omówiliśmy – kasa i władza dla globalistów. Trzecia, i o tym jest połowa tej rezolucji, nie o jakichś pomijalnych i papierowych tarczach Tuska, jest poświęcona pomocy militarnej dla Ukrainy.
Powtórzmy to sobie jeszcze raz. Trump gada z Putinem, żeby zamknąć to jakimś pokojem, a w tej samej chwili Europa podejmuje działania, które dążą do przedłużenia tego konfliktu. A więc to utrudnia proces pokojowy. A jednocześnie Unia ma pełne usta frazesów, że robi to jakoby dla pokoju. Dodajmy – sprawiedliwego. Znowu jakiś nadworny językoznawca wymyślił kolejny schlagwort – sprawiedliwy pokój. A co to za diabeł: nikt nie wie. Wiadomo na pewno, że nie jest to pokój Trumpa, czyli szybki. Nasz, europejski, jest tak sprawiedliwy, że będzie z nim jak z samą sprawiedliwością – nigdy nie nastanie. I o to chodzi. Po to jest ta wojna wciąż się tląca na ukraińskich trupach, ten straszny Putin ze swym nowym strasznym kolegą Trumpem, te wszystkie optymistyczne doniesienia z frontu, zawołania o własnej szlachetności, tropienie onuc i ciągłe wzmożenie ludu panikowanego. To po to, by pomysł zawładnięcia Europą przez globalistyczny projekt miał swoje uzasadnienie, fundowane na przetrenowanym w kowidzie fundamencie strachu.
Europa wojenna
Europa się rozbroiła na własne życzenie. Teraz może zrobić trzy rzeczy: nic, nadgonić zaległości w ramach Unii, modląc się o to, by tego okresu bezbronności nikt nie wykorzystał. Trzecia droga to nowe porozumienie pomiędzy europejskimi krajami w oparciu o budowę siły każdego z członków tego nowego porozumienia. Wyjście drugie – budowa siły militarnej w oparciu o Unię wydaje się wyjściem najgorszym. Wejdziemy bowiem od razu w unijne tory, którymi dojedziemy tam, gdzie Unia zawsze dojeżdżała: będzie długo, dla swoich, w połączeniu z dalszą poza-traktatową ekspansją władzy Komisji Europejskiej jako biura politycznego europejskiego globalizmu. A więc na końcu będą „unijne” rezultaty, których mamy pełno dookoła.
Będziemy mieli za to wszystko wojenne. Tak bardzo, że czasy kowidowe będziemy wspominali jeszcze z rozrzewnieniem, jako czasy wręcz „starej normalności”. A z wojną nie ma żartów. Skoro Weber z niemieckich socjaldemokratów mówi o wprowadzeniu wojennej gospodarki, to ja już widzę jak to będzie. Cały naród buduje armię, ja wiem, że trzeba nadganiać szybko zaległości, ale ta panika jest po to, by pod pretekstem podżeganej wojny złapać nas za ryj i to w sposób instytucjonalny, w dodatku, przynajmniej na poziomie narracyjnym – akceptowalny społecznie, bo uzasadnionym najwyższą potrzebą: przetrwaniem.
A wojna to poważna sprawa, jest wymarzoną okazją dla globalistów. Potrzeba byśmy żyli w jej coraz mniej hybrydowym stanie. A wtedy wszystkie prawa obywatelskie można za zgodą obywateli zawiesić, gospodarkę ustawić na wojenną, czyli odrealnić od rynku, dawać ręcznie zlecenia wybrańcom, zamordować już ostatecznie klasę średnią, przejąć kasę z oszczędności obywateli (inicjatywa Ursuli z dnia 10 marca o unii oszczędnościowo-inwestycyjnej), pogonić w kamasze i na front każdego. Wolność słowa dobić kompletnie, wprowadzając już wprost cenzurę na poziomie wojennym, wszak wróg czuwa, zaś lud mięsny trzeba wciąż motywować do wzmożenia kolejnymi doniesieniami, naprzemiennie: raz o zagrożeniu ze strony okropnego wroga, raz o wielkich sukcesach. Taki ustrój to marzenie europejskich globalistów.
I na drodze takiego projektu stanął Trump, choć przy takiej postawie niewiele może zrobić. Unia, przy takich rezolucjach, w realizacji swego nadrzędnego celu, będzie dostawami na Ukrainę torpedować wszelkie szanse na pokój. No, chyba, że Trump pociśnie i Zełenskiego, i Europę i skończy tę ciuciubabkę. Ale my wtedy w Europie zostaniemy z armią dowodzoną z Berlina, wypompowani z kasy, która przepłynęła od nas do zbrojeniówki Francji czy Niemiec. Z 200.000 armią, która wyraźnie co do swych rozmiarów i przeznaczenia nie będzie się mogła oprzeć Putinowi. Do czego więc jest ona robiona? Coś mi się zdaje, że do użytku, że tak powiem, „wewnętrznego”.
Dlatego dozbrojenie Europy nie może się dokonać w formacie unijnym. I dlatego właśnie się w nim dokona. Nie powinno się to tak odbyć, bo nieuchronnie skończymy bez pieniędzy, bez skutecznego uzbrojenia, ze szczątkową armią, za to ze scentralizowaną Europą dowodzoną przez miks globalizmu i całkiem staroświeckiego dążenia Niemiec do hegemonii. To już czwarta taka próba, na razie – bezkrwawa. A może to właśnie ta bezkrwawość jest tu synonimem nowoczesności? Nie, to tylko zaadoptowanie starej krytyki Marksa dokonanej przez Gramsciego: że jak się odpowiednio poduraczy, to do przejścia do niewoli ustroju jakiego świat nie widział wcale nie trzeba będzie przelewać krwi. Wszystko odbędzie się bezboleśnie, na tyle, iż pacjent nie poczuje, że już został zoperowany. Będzie szczęśliwy, nie dlatego, że nic nie ma, tylko dlatego, że w ogóle przeżyje.
Jedno mnie cieszy. W ujęciu globalnym, pomijając geopolityczne wstrząsy, cieszy mnie prezydentura Trumpa. Bez niej globalizm w dyszlu USA z Europą dalej by się rozwijał, teraz jest już tylko dziwacznym lokalnym skansenem. Wyjdzie na to, że ocaleje tylko u nas, na nieważnym kontynencie świata. To pewna satysfakcja, ale dość gorzka, bo to my tu zostaniemy. W tym eksperymencie. Będzie jak w starej żydowskiej anegdocie, kiedy rabin mówi do narzekającego na świat Żyda: „Świat nie umarł, ani nie żyje. Świat się po prostu męczy”.
I tak się skończy ten „koniec historii”, tu u nas w Europie. Całość tego bałaganu i tak padnie, ale co się namęczymy… Bo z globalizmem jest jak z komunizmem: musi zwyciężyć na całym świecie. Inaczej, jak będą istniały inne kraje bez niego, to będzie widać różnice. A widoczne różnice między zamordyzmem a wolnością są dla zamordystów śmiertelne. Widać, że na razie, poza Europę to szaleństwo się nie za bardzo rozprzestrzeni. A więc – niestety – będziemy się tak męczyć, bo to cały świat pójdzie w jakąś normalność, my zaś – znowu – będziemy żyli w jakiejś fantasmagorii, marnując życie i czas. W miniaturowej atrapie pomysłu na cały glob, realizowanym w historycznie upadającym miejscu świata.
If peace is on the way, why are they feverishly preparing for World War III? It appears to me that NATO countries are convinced that something really big is coming. Is there something that they know that they aren’t telling the rest of us? As I discussed yesterday, things in the Middle East are really heating up, and the conflict in Ukraine has reached a very dangerous stage. If negotiations with Russia fail, both sides are likely to significantly escalate matters in a desperate attempt to win the war, and the Russians could come to the conclusion that a final showdown with NATO has begun. We do not want the Russians to view the conflict in Ukraine in those terms, because they are already extremely paranoid and it wouldn’t take much to push them over the edge. Unfortunately, NATO countries continue to do things that will raise tensions instead of easing them. The following are 7 actions that NATO countries are taking which indicate that something really big is coming…
Michael Snyder’s Substack is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.
#1 France is getting ready to distribute a 20 page survival manual that instructs citizens what to do if a full-blown war erupts…
France is the latest country set to issue an invasion survival how-to guide for its citizens.
The 20-page booklet will give advice to French civilians on how to defend the republic in the face of an invasion by signing up to reserve units or local defence efforts.
It will also have tips on how to create a survival kit with essentials including six litres of water, canned food, batteries, and basic medical supplies.
#2 The French government is also telling their citizens to leave Iran “immediately”…
French authorities on Thursday requested its citizens to immediately leave the territory of Iran.
The French Foreign Ministry has issued a warning to its citizens amid the release of one of its nationals who had been imprisoned in Iran for over 880 days.
#3 It is being reported that military planners in the UK have ordered special forces units to get ready to be sent to Ukraine…
Special Forces units were told to prepare for mobilisation to Ukraine by military planners tasked with readying forces by the Cabinet Office, according to two military sources with knowledge of the directive.
The command centre for UK military planning, the Permanent Joint Headquarters (PJHQ), was sent directives last week to begin the process for the deployment of personnel and resources.
The orders, which also applied to Special Forces reservists, put personnel on standby in order to ensure military equipment is in working order before receiving a notice to mobilise to Ukraine.
#4 Turkey has announced that it would also be willing to deploy troops to Ukraine “if needed”…
Turkey would be ready to deploy troops to Ukraine as part of a broader peacekeeping mission if needed, a Turkish defence ministry source said on Thursday.
“The issue of contributing to a mission … will be evaluated with all relevant parties if deemed necessary for the establishment of regional stability and peace,” the source said.
The Russians have already stated that they will never accept NATO troops on Ukrainian soil under any circumstances.
So why are these nations preparing to send troops anyway?
Warsaw is preparing to face down any invasion by Vladimir Putin by conscripting every adult male for military training.
But the Eastern European nation also wants nukes and President Andrzej Duda has now said the US could send some of its arsenal to his country.
#6 The Baltic states are jointly constructing a massive defense line that includes six hundred bunkers, tank ditches, dragon’s teeth and rocket systems…
The Baltics are building a joint defence line on their border with Russia that will have some six-hundred bunkers across each border.
It will also include tank ditches, forests, dragon’s teeth, hedgehogs, and rocket systems.
Poland and the Baltics have also withdrawn an international treaty banning anti-personnel landmines as they prepare to stop an advancing Russian army in its tracks.
#7 In a letter that was delivered to the Iranians, Donald Trump has given Iran only two months to reach a peace agreement…
President Donald Trump has given Iran a two-month deadline to reach a new nuclear agreement, according to a report by Axios.
A letter sent earlier this month to Supreme Leader Ayatollah Ali Khamenei warned of consequences if Tehran continued its nuclear program while also offering renewed talks. The message, described as uncompromising, made clear that prolonged negotiations were not an option.
According to Axios, it “isn’t clear whether the two-month clock begins from the time the letter was delivered or from when negotiations start”.
Since the Iranians have already said that there will be no negotiations, I would assume that the clock started when the letter was delivered.
So the good news is that the bombing of Iran will probably not happen next month.
But if Trump is serious, there is a very good chance that it could happen before the midpoint of this year.
Meanwhile, the Ukrainians just conducted an absolutely massive drone strike on a Russian strategic bomber airfield that is located hundreds of miles from the front lines…
Ukrainian forces backed by Western munitions and technology struck a major Russian strategic bomber airfield on Thursday with drones, 435 miles from the Ukrainian front lines.
The strike ignited a massive explosion and sent a huge blast of fire into the air at Engels-2 airbase in Russia.
Videos posted by Reuters showed a huge blast spreading out from the airfield and wrecking nearby cottages.
Russia reportedly called this the largest drone attack ever.
The Ukrainians keep trying to provoke the Russians into doing something really dramatic.
One of these days, the Ukrainians might just succeed.
The Russians are fed up with the government in Kyiv. If negotiations with Trump fail, I expect the Russians to bring down the hammer.
We really are right on the verge of an apocalyptic conflict with Russia, and we really are right on the verge of an apocalyptic conflict in the Middle East.
The final exit ramps for both of these conflicts are rapidly approaching, and so let us hope that global leaders make very wise decisions in the months ahead. [hi….hi… pojękuje… md]
Po ponad 80 latach Niemcy znów mają Führera, który w niczym nie ustępuje staremu pod względem kłamstwa i megalomanii, wydając jednocześnie kwoty, które dla większości ludzi są niewyobrażalne.
Wczoraj przeczytałem w Internecie następujące słowa – niestety bez podania autora: Coś takiego jeszcze się nie zdarzyło: człowiek, który nie został jeszcze wybrany na kanclerza, a mimo to negocjuje największe zadłużenie w historii Republiki Federalnej Niemiec z partiami, które przegrały wybory, w Bundestagu, który już dawno został rozwiązany.
Gdybyś 10 lat temu opisał Niemcowi obecne zachowanie Friedricha Merza, uznano by cię za niepoczytalnego i umieszczono w klinice bez wzbudzania żadnego zamieszania.
Friedrich Merz, który odmawia utworzenia koalicji z AFD, ponieważ oskarża ich o prawicowy ekstremizm, przygotowuje Niemcy do wojny z Rosją. AFD chce pokoju z Rosją, Rosja szuka pokoju, Amerykanie chcą pokoju, a Merz sprzeciwia się wszystkim, którzy szukają pokoju.
W tym tygodniu Handelsblatt poinformował, że można wydać do 1,7 biliona. Ten artykuł udowodni, że ten plan to szaleństwo, po prostu przedstawiając tę astronomiczną liczbę w perspektywie dla zwykłych ludzi.
Ile to jest bilion sekund?
Uważam, że niewiele osób jest w stanie określić wielkość tej liczby.
Spróbujmy:
Ile czasu upływa w ciągu miliona sekund? – Prawidłowo, 12 dni
Ile czasu upływa w bilionie sekund? – Pomylisz się, jeśli powiesz kilka lat. To dokładnie 31 709 lat. To rzeczywiście dawno temu. Ziemię zamieszkiwały tygrysy szablozębne i mamuty włochate, miała miejsce ostatnia epoka lodowcowa. Rzym został założony dopiero dobre 28 000 lat później.
Zakładam, że wszyscy czytelnicy są w pewnym sensie przytłoczeni faktem, że bilion to tak dużo.
1,7 biliona dolarów
Obecny dług Niemiec na szczeblu federalnym
Na dzień 30 czerwca dług federalny Niemiec wynosił 1,621 biliona – czyli 1621 miliardów euro. Odpowiada to stosunkowi długu publicznego do produktu krajowego brutto wynoszącemu 62,4%.
1,7 biliona dolarów to sto razy więcej, niż wszystkie spółki indeksu DAX razem wzięte zarobiły w 2023 roku.
Friedrich Merz podwoi ten dług. Doprowadziłoby to do wskaźnika zadłużenia wynoszącego 125% – co umieściłoby kraj w sąsiedztwie Grecji (158%) .
Dodatkowe obciążenie odsetkami
Dodatkowe obciążenie odsetkami od kwoty 1,7 biliona euro wyniesie 47,6 miliarda euro rocznie, jeśli do obliczeń zostanie użyta obecna stopa oprocentowania 10-letnich niemieckich obligacji skarbowych wynosząca 2,8%.
Łączny zysk Volkswagena, Mercedesa-Benza i BMW wyniósł w 2024 r. 29,2 mld euro. Niemieckie koncerny motoryzacyjne nie byłyby więc w stanie zapłacić odsetek od tego szaleństwa, gdyby wszystkie swoje zyski wysyłały do Berlina.
Nie ma szans na spłatę tego długu
W 2024 r. Niemcy zebrały podatki dochodowe w wysokości 181,95 mld euro na szczeblu federalnym. Oznacza to, że przez prawie 10 lat 100% całkowitych podatków dochodowych musiałoby zostać wydane na spłatę 1700 mld euro.
Wniosek
Nawet nie wspominając, że działania Friedricha Merza są więcej niż prawnie wątpliwe, już z kwoty 1,7 biliona euro jasno wynika, że stracił rozum. Ta bonanza długu doprowadzi byłego mistrza świata eksportu i byłą perłę przemysłu do finansowej ruiny.
Przez wiele lat niemiecka elita polityczna skarżyła się na Rosję, kraj, któremu zawdzięczała tanią energię, dzięki której Niemcy stały się przemysłowym klejnotem świata. Rosja wybaczyła Niemcom, którzy mieli na sumieniu 27 milionów Rosjan; Rosjanie nie zapomnieli o tych okrucieństwach, ale Niemcy, a raczej niemieckie kierownictwo, tak, ponieważ to, co myślą, wybierają lub chcą Niemcy, jest w Germanii ponownie rzeczą przeszłości. Niemcy zwróciły się wówczas władczo przeciwko Chinom, obecnemu klejnotowi przemysłowemu, który w przeciwieństwie do Niemców nie przespał głównych trendów. Na koniec, ale nie mniej ważne, niemieckie kierownictwo ślini się na USA, kolonialnego władcę Niemiec, który dokonał politycznego zwrotu o 180 stopni i teraz dąży do pokoju z Rosją. Dlatego też nie jest w żadnym wypadku niestosowne opisanie zachowania Friedricha Merza jako megalomanii.
Pani Baerbock, która w czasie pełnienia funkcji ministra spraw zagranicznych uczyniła z Niemiec pośmiewisko na arenie międzynarodowej, tuli się do nowego rządu syryjskiego, który składa się z terrorystów. Od około dwóch tygodni w Syrii morduje się cywilów, kobietom i dzieciom odcina się głowy, co jest oczywistą koniecznością na drodze do demokracji. Pani Baerbock wydaje się zgadzać z tym. Nawiasem mówiąc, nie polecam naszym czytelnikom oglądania filmów z tych wydarzeń, których tysiące są zamieszczane w mediach społecznościowych; to koszmary, które pozbawią was snu. Pani Baerbock przelewa 300 milionów euro tym właśnie panom. Pani Baerbock, która wkrótce straci pracę, wydaje się mieć szczególne talenty. Ma zostać nową przewodniczącą Zgromadzenia Ogólnego ONZ .
Zdolna pani Baerbock – nie może to być zasługą wykształcenia, inteligencji ani manier, ale jej poprzedniego zawodu prostytutki
Wojna na Ukrainie pochłonęła już setki tysięcy istnień ludzkich, jednak szef niemieckiego wywiadu przewiduje, że straty będą o wiele większe, a ukraińska opozycja reaguje oburzeniem.
Bruno Kahl, szef Federalnej Służby Wywiadowczej (BND), skomentował to w wywiadzie, mówiąc: „Jeśli wojna na Ukrainie zakończy się wcześniej niż (w 2029 lub 2030 r.), wówczas wszystkie środki (Rosji) – zarówno techniczne, jak i materialne – będą w stanie znacznie wcześniej zagrozić Europie”.
Na Ukrainie ta część wywiadu spotkała się z ostrą krytyką.
Niemiecka gazeta Berliner Zeitung pyta teraz: „Czy wojna będzie prowadzona na plecach Ukrainy?” Być może śmieszne pytanie na ten temat jest już prowadzone na ich plecach przez ostatnie trzy lata.
Gazeta pisze dalej: „Na Ukrainie ten fragment wywołuje emocje. Odczytano w Kijowie: Szef niemieckiego wywiadu publicznie oświadcza, że wojna na Ukrainie nie powinna zakończyć się przed 2029 r. W przeciwnym razie Rosja mogłaby szybciej wykorzystać swoje zasoby, aby zagrozić Europie”.
Innymi słowy, porozumienie pokojowe nie przyniosłoby korzyści Europie, gdyby doszło do niego przed upływem najbliższych pięciu lat. Zamiast tego niemiecki szef sugeruje, że w interesie Europy leży dalsze wysyłanie fal ukraińskich mężczyzn na śmierć na froncie.
Była premier Ukrainy, która nadal pozostaje jednym z najpotężniejszych głosów w kraju, Julia Tymoszenko, zareagowała na wypowiedzi Kahla. Na swojej stronie na Facebooku napisała, że „coś wymknęło się” z ust Kahla, czego Ukraińcy „nie chcieli przyznać” sami przed sobą.
„Czy ktoś postanowił zapłacić za wyczerpanie Rosji w imię bezpieczeństwa w Europie istnieniem Ukrainy i życiem setek tysięcy Ukraińców? Nigdy nie myślałam, że będzie to omawiane tak oficjalnie i otwarcie” – napisała. Następnie wezwała Zełenskiego do natychmiastowego zakończenia wojny i podpisania porozumienia pokojowego.
Jako przewodnicząca opozycyjnego Stowarzyszenia Ojczyzna Tymoszenko [Батьківщина] skarżyła się, że nawet najbliżsi sojusznicy Ukrainy przede wszystkim realizują własne interesy. Wzywa ukraiński parlament do zajęcia się oświadczeniem Kahla.
Oleksij Hontscharenko z Europejskiej Grupy Solidarności również złożył podobne oświadczenie na Telegramie: „Nie za pięć czy dziesięć lat. Zakończmy to. Aby odbudować gospodarkę i rozbudować armię. Ważne jest, aby zachować nasz kraj teraz. Nie musimy nikogo ratować. Musimy ratować siebie”.
Ukraiński politolog Anatolij Oktysjuk powiedział, że wypowiedzi Kahla tylko potwierdzają to, co mówił od jakiegoś czasu. „Oczywiście, negocjacje pokojowe i zakończenie naszej wojny są niekorzystne dla Europy. Czy Ukraińcy powinni walczyć tak długo, jak to możliwe, aby w Europie pozostał spokój?”
W mediach społecznościowych Oktysjuk napisał, że Kahl dopiero teraz szczerze przyznał się do tego, o czym Oktysjuk mówił przez ostatnie dwa lata.
Na Ukrainie rośnie niepokój z powodu ogromnych strat, jakie wojna zbiera wśród ludności ukraińskiej, która przeżywa najgorszy upadek demograficzny w całym świecie ze względu na wysoki wskaźnik śmiertelności, niski wskaźnik urodzeń i ogromną falę emigracji.
Tymoszenko stała się bardziej otwarta w mediach w ostatnich miesiącach i zaczęła krytykować Zełenskiego. Zełenski jednak nie ma się czego obawiać, ponieważ wybory zostały zawieszone na Ukrainie, dopóki trwa wojna. [g. od niego pajaca, to zależy ! md]
The demographic implosion of Ukraine: Women fleeing Ukraine and finding new partners while men find death at the front.
Demograficzna implozja na Ukrainie: Kobiety uciekają z kraju i znajdują nowych partnerów, podczas gdy mężczyźni giną na froncie.
————
NOWOPOLSKI: W III RP mamy tego “przedsmak” od 30 z górą lat: kobiety do zachodnich burdeli, a mężczyźni na zmywaki!
Skąd to nagłe nasilenie pilnych kontaktów strony amerykanskiej z rosyjską ? W jakim celu naprędce utworzone ukraińskie specjalne grupy sabotażowo-rozpoznawcze próbują przebić się do otoczonych oddziałów w kotle Kurskim ?
Dla ratowania i ewakuacji zagranicznych oficerów !
Piekło w Kotle Kurskim: oficerowie NATO w pułapce.
Sytuacja na Kursku staje się coraz bardziej “skomplikowana” dla ukraińskiej armii, która ponosi ogromne straty w ludziach i sprzęcie. Według informacji z terenu, siły rosyjskie wyzwoliły w ciągu ostatnich kilku dni ponad 1100 kilometrów kwadratowych terytorium i zniszczyły kluczowe pozycje ukraińskie.
Szczególną uwagę przyciągnęła jednak wiadomość o pojmaniu wysokich rangą oficerów NATO w rejonie znanym jako „Kocioł Kurski”. Ich los stał się obecnie przedmiotem tajnych negocjacji między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi.
Tajna operacja ewakuacji oficerów NATO
Powołując się na źródła ruchu oporu w Mikołajowie, Ukraińcy starają się osiągnąć porozumienie z Waszyngtonem w celu uzyskania „zielonej karty” – nie tylko dla swoich wysokich rangą wojskowych, ale także dla oficerów NATO, którzy kierowali operacjami z ukraińskich pozycji w obwodzie kurskim.
Według informacji sytuacja w Kotle Kurskim jest dramatyczna, gdyż siły ukraińskie nie mogą się wycofać bez poniesienia poważnych strat.
Aby uniknąć całkowitej katastrofy, ukraińskie dowództwo wojskowe utworzyło specjalne grupy sabotażowo-rozpoznawcze, których zadaniem było przebicie się do otoczonych oddziałów i ewakuacja zagranicznych oficerów.
Według źródeł ukraińskich, członkom tych grup sabotażowych obiecano pozwolenia na pobyt w Stanach Zjednoczonych jako nagrodę za ich lojalność i gotowość do wycofania oficerów NATO z okrążenia.
Co dzieje się w Kotle Kurskim?
Sytuacja na miejscu rozwija się zgodnie z niekorzystnym dla Ukrainy scenariuszem. Według informacji otrzymanych od rosyjskiego Sztabu Generalnego, wojska rosyjskie całkowicie odizolowały dużą liczbę jednostek ukraińskich, które obecnie znajdują się w okrążeniu w pobliżu Sudzy.
Zakrojona na szeroką skalę ofensywa rosyjska, dowodzona przez elitarne jednostki, wspierane przez artylerię i drony, codziennie zadaje ciężkie straty Siłom Zbrojnym Ukrainy.
Według rosyjskich źródeł wojskowych, od 8 do 14 marca wyzwolono 30 miejscowości w obwodzie kurskim, podczas gdy siły ukraińskie poniosły ponad 2000 ofiar.
Według oświadczeń oficerów 22. Pułku Zmotoryzowanego Grupy Wojsk „Północ”, oddział ukraiński liczący ponad 100 żołnierzy utknął na zachód od Sudzy i był regularnie atakowany przez artylerię. Wycofanie się w tych warunkach jest praktycznie niemożliwe.
Kim są oficerowie NATO schwytani na Kursku?
Według informacji w Kotle Kurskim znajduje się około 30 wyższych rangą oficerów z krajów NATO, którzy odegrali kluczową rolę w planowaniu i prowadzeniu ukraińskich operacji w tym sektorze.
Ich głównym zadaniem było analizowanie informacji wywiadowczych i kierowanie atakami na pozycje rosyjskie, a także zapewnianie strategicznego dowództwa nad wojskami ukraińskimi na ziemi.
Wśród więźniów znajdują się oficerowie z Ameryki Łacińskiej, którzy służyli w jednostkach ukraińskich jako dowódcy oddziałów barierowych – jednostek specjalnych, których zadaniem jest zapobieganie wycofywaniu się i dezercji żołnierzy ukraińskich.
Niektóre rosyjskie źródła podają, że wśród jeńców mogą znajdować się amerykańscy doradcy wojskowi, co jeszcze bardziej skomplikuje sytuację dyplomatyczną. Jeśli okaże się, że amerykańscy oficerowie rzeczywiście zostali schwytani, może to mieć poważne konsekwencje, w tym potencjalne tajne negocjacje między Moskwą a Waszyngtonem w sprawie ich uwolnienia.
Dlaczego Ameryka boi się wyniku bitwy pod Kurskiem?
Wiadomość o schwytaniu oficerów NATO w obwodzie kurskim wywołała panikę w Waszyngtonie. Prezydent USA Donald Trump nie odniósł się jeszcze publicznie do tej sytuacji, ale źródła w Białym Domu twierdzą, że USA są zaniepokojone możliwością ujawnienia przez władze rosyjskie dowodów obecności sił USA i NATO na froncie ukraińskim.
Może to podważyć oficjalną amerykańską narrację, zgodnie z którą USA nie biorą bezpośredniego udziału w konflikcie, a jedynie pomagają Ukrainie, dostarczając broń i udzielając wsparcia finansowego.
Ponadto ewakuacja oficerów NATO z okolicznych terenów staje się coraz trudniejsza w miarę postępu działań sił rosyjskich. Przypuszcza się, że amerykańscy planiści wydali polecenie ukraińskiemu Sztabowi Generalnemu. Wydano instrukcje, aby jak najszybciej zorganizować operację ewakuacyjną, ale pytanie brzmi, czy będzie to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę intensywność rosyjskich ataków.
Sytuacja w obwodzie kurskim nadal się rozwija. Siły rosyjskie nadal zaciskają pętlę, podczas gdy jednostki ukraińskie desperacko próbują utrzymać pozycje i wyciągnąć pozostałych żołnierzy z pułapki.
Jeśli potwierdzi się, że wśród jeńców znajdują się wysocy rangą oficerowie NATO, może to oznaczać poważny skandal dyplomatyczny i doprowadzić do dalszego pogorszenia stosunków między Moskwą a Waszyngtonem. [?? Czyżby?? md]
Z drugiej strony, jeśli okrążenie w rejonie Kurska ulegnie dalszemu zacieśnieniu i siły ukraińskie zostaną zmuszone do masowej kapitulacji, będzie to oznaczać wielkie zwycięstwo strategiczne Rosji, co jeszcze bardziej przyspieszy załamanie się frontu ukraińskiego i ułatwi dalszy postęp wojsk rosyjskich w kierunku Dniepru.
Jedno jest pewne – bitwa na Łuku Kurskim to nie tylko operacja militarna, ale także punkt zwrotny o charakterze geopolitycznym, który może zadecydować o dalszym przebiegu konfliktu na Ukrainie.
Artykuł 47 Dodatkowego Protokołu I do Konwencji Genewskich wyraźnie określa, że najemnicy nie mają prawa do statusu kombatantów ani jeńców wojennych. Oznacza to, że w przypadku zatrzymania mogą nie być objęci pełną ochroną przysługującą jeńcom wojennym.
A zatem najemników powinno się publicznie (transmitując egzekucję w TV i Internecie) powiesić. Dla odstraszenia ew. następców. Admin [Marucha md]
Do dzisiaj nie wiadomo, kto właściwie podjął decyzję o przeprowadzeniu ukraińskiego uderzenia na obwód kurski Federacji Rosyjskiej. Musiała to być jakaś wyjątkowo tęga głowa, ktoś ocierający się o geniusz, jak nie przymierzając – nasz Książę-Małżonek – bo pamiętamy, że uderzenie na obwód kurski miało polepszyć pozycję negocjacyjną prezydenta Zełeńskiego i w ogóle – Ukrainy – przy dyktowaniu zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi warunków bezwarunkowej kapitulacji. Bo – tak przynajmniej wynikało z dezinformacji podawanych do wierzenia przez funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, wziętych na posady w rozmaitych TVP-nach i TVN-ach oraz w mediach nierządnych, jak na przykład – żydowska gazeta dla Polaków, kierowana przez Judenrat z Czerskiej – ostateczne i miażdżące zwycięstwo Ukrainy nad Rosją było nie tylko zatwierdzone, ale – z dawna niebieskim oznajmione cudem i poprzedzone głuchą wieścią między ludem.
Widocznie jednak prosty lud ukraiński okazał się mądrzejszy od większości generałów naszej niezwyciężonej armii, bo nie czekając na ostateczne zwycięstwo, zagłosował nogami, przedostając się nie tylko do naszego nieszczęśliwego kraju, ale również do innych krajów, bardziej fortunnych od naszego, notorycznie – jak wiadomo – nieszczęśliwego. Rzeczywisty stan rzeczy był starannie ukrywany zarówno przez naszych funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, którym oficerowie prowadzący surowo przykazali powtarzać własnymi słowami propagandowe wynalazki Sztabu Generalnego niezwyciężonej armii ukraińskiej, więc nic dziwnego, że i znaczną część naszej generalicji dała się ponieść euforii i rozsnuwała coraz to bardziej optymistyczne „ekspertyzy” i „scenariusze” – aż do ostatecznego zwycięstwa, które – zgodnie z prognozą szefa ukraińskiego wywiadu – miało przybrać postać okupacji europejskiej części Federacji Rosyjskiej, a przynajmniej – jej „demilitaryzacji” – czego bez okupacji Kremla chyba nie dałoby się przeprowadzić.
Tymczasem po zwycięstwie w listopadowych wyborach w Ameryce Donalda Trumpa, a zwłaszcza – po objęciu przez niego stanowiska prezydenta – oblicze świata zaczęło się zmieniać, może jeszcze nie w tempie stachanowskim, no ale na tyle szybkim, by prowadzić niejeden, ale całe mnóstwo dysonansów poznawczych wśród funkcjonariuszy Propaganda Abteilung. Jednym z głównych okazał się właśnie obwód kurski Federacji Rosyjskiej. Jak wiadomo, Propaganda Abteilung miała rozkaz pokazywania, jak w tym obwodzie kurskim niezwyciężona ukraińska armia brnie od sukcesu do sukcesu, zajmując z góry upatrzone pozycje, z których niszczy do imentu armię zimnego ruskiego czekisty Putina.
Aż tu nagle w dniach ostatnich okazało się, że wszystko wygląda zupełnie inaczej. Niezwyciężona armia ukraińska w obwodzie kurskim właśnie została podgarnięta na kupkę i przygotowana w okrążeniu do wymłócenia. W odróżnieniu od większości naszych generałów, prezydent Trump ma chyba lepsze rozeznanie sytuacji, bo właśnie zwrócił się do prezydenta Putina, by ulitował się nad okrążonymi w obwodzie kurskim Ukraińcami i darował im życie. I co Państwo powiecie? Zimny ruski czekista, co to zuchwale nie chciał natychmiast zgodzić się na „koncepcję” zakańczania wojny na Ukrainie, przyjętą podczas rozhoworów ukraińsko-amerykańskich w Arabii Saudyjskiej, nie odmówił prezydentu Trumpu spełnienia jego prośby – ale postawił warunki – żeby ci okrążeni żołnierze złożyli broń i skapitulowali.
[Są tam też duże ilości wysokich oficerów z Zachodu. Tak sobie przyjechali na majówkę w marcu – i siedzą w Kotle Kurskim jak zające pod miedzą. A zimny Putin – zamiast ich odwieźć do domu – czegoś tam “wymaga”?? Składać broń i kapitulować?md]
Co za perfidia, co za zuchwalstwo! Kto to widział, żeby ukraińscy żołnierze mieli składać broń i kapitulować? Prezydent Zełeński za nic w świecie takiego rozkazu im nie wyda – a tymczasem zimny ruski czekista twierdzi, że taki rozkaz powinien być wydany przez stronę ukraińską. Z pozoru to się nawet trzyma kupy – ale tak naprawdę, to żadnej kupy się nie trzyma, bo – jak pamiętamy – prezydent Zełeński taką możliwość wykluczył w drodze ustawodawczej. Więc co teraz będzie? Pan generał Polko na pewno zna rozwiązanie. Putin nie powinien stawiać nikomu, a już zwłaszcza – naszej umiłowanej duszeńce, prezydentowi Wołodymyrowi Zełeńskiemu – żadnych warunków, tylko zwyczajnie wycofał swoich zbrodniarzy z obwodu kurskiego, najlepiej od razu za Ural.
Jestem pewien, że z takiego klucza będą teraz ćwierkali funkcjonariusze Propaganda Abteilung, a resortowa „Stokrotka” wyśle wezwanie na piśmie pani Sławomirowi Mentzenowi, żeby stawił się na przesłuchanie w „Kropce nad „i”, gdzie zostanie zdemaskowany jako wróg ludu pracującego miast i wszy, wykonujący rozkazy Putina – żeby uczestnicy okrągłego stołu w sprawie wyborów prezydenckich w Polsce, a zwłaszcza – Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje – nie miała wątpliwości, kogo powinna nakazać „wyłączyć” – jak to się stało w Rumunii z panem Georgescu, któremu nie pomogło nawet odwołanie do niezawisłego sądu.
Inna sprawa, że ten cały Putin to rzeczywiście wyjątkowo zatwardziała sztuka. Tutaj, to znaczy – nie tutaj, tylko w Arabii Saudyjskiej – podczas rozhoworów amerykańsko-ukraińskich, rada w radę wypracowano koncepcję, której nie powstydziłby się nawet Kukuniek, a tu Putin, zamiast w podskokach wyrazić radość z danej mu wspaniałomyślnie szansy i bezwarunkowo na wszystko się zgodzić, to kręci, chachmęci, bo – jak zauważył prezydent Zełeński – nie może wytrzymać, żeby nie „zabijać Ukraińców”. Jak wiadomo, każe sobie podawać jednego Ukraińca na śniadanie, a już szczególnie przepada za dziećmi, zwłaszcza takimi tłuściutkimi, prosto z duchówki, jakim był w dzieciństwie pan D. – dzieciątko znanej aktywistki aborcyjnej. Teraz już zmężniał, więc do duchówki się nie nadaje, bo podobno ma mięso, jak z jakiegoś starego kurwiarza, no a taki Putin – wiadomo: byle czego nie zje.
Toteż decyzja, by ukraińskie niezwyciężone wojska uderzyły na obwód kurski, musiała być dla niego prawdziwym darem Niebios – bo teraz perfidnie będzie próbował wykorzystać sytuację w jakiej niezwyciężona ukraińska armia się tam znalazła, żeby z powrotem posłać piłkę na stronę ukraińską.
A tymczasem nasi funkcjonariusze Propaganda Abteilung już otwierali szampana, żeby tęgim łykiem uczcić posłanie piłki na ruską stronę. Zdaje się, że będą musieli wziąć sobie na wstrzymanie, podobnie jak większość naszej generalicji, która podobno kazała wypucować sobie oficerki na defiladę zwycięstwa.
Ale to nic – bo zwycięstwo, zwłaszcza to ostateczne, niewątpliwie nadejdzie, skoro zostało zatwierdzone, więc nie powinniśmy pokazać, że nie mamy amunicji, tylko spokojnie strzelać dalej – właśnie do ostatecznego zwycięstwa.
Światowej sławy brytyjski ekspert ds. obrony, komandor Steven Jeremy, publikuje list otwarty:
W 2024 roku, odzwierciedlając popularne na Zachodzie przekonanie, były sekretarz obrony Lloyd Austin powiedział: “NATO jest najpotężniejszym i odnoszącym największe sukcesy sojuszem w historii”.
Jednak zaledwie dwa lata wcześniej, w 2022 roku, po trwającej 15 lat kampanii, NATO zostało pokonane przez talibów, grupę słabo uzbrojonych powstańców.
Jak można pogodzić upokarzającą porażkę NATO z poglądami Austina?
Oczywiście NATO nigdy nie było najpotężniejszym sojuszem wojskowym w historii – to wyróżnienie z pewnością należy się aliantom z czasów II wojny światowej: Stanom Zjednoczonym, Rosji, Wielkiej Brytanii i krajom Wspólnoty Narodów.
Jednak od czasu upadku muru berlińskiego ich historia została nadszarpnięta. Zadowalający wynik w Kosowie. Upokorzenie w Afganistanie. Zbliżająca się strategiczna porażka w Ukrainie. Czy naprawdę jesteśmy pewni, że NATO jest w stanie obronić demokratyczną Europę przed rzekomo ekspansjonistyczną Rosją w scenariuszu zagłady konwencjonalnej wojny NATO-Rosja?
Scenariusz zagłady wojny NATO-Rosja jest definiującym sposobem na zbadanie tego pytania. “Amatorzy rozmawiają o taktyce, profesjonaliści studiują logistykę”, a nasza analiza strategiczna musi zaczynać się od logistycznych obszarów zaplecza NATO, a następnie wybiegać w przyszłość, aż do przyszłej linii bitwy na kontynencie europejskim.
Po pierwsze, w przeciwieństwie do Rosji, żadne z głównych państw NATO nie jest przemysłowo zmobilizowane do wojny, o czym świadczy fakt, że Rosja nadal przewyższa NATO w zakresie pocisków 155 mm dla Ukrainy. Co, nawiasem mówiąc, zadaje kłam poglądowi, że Rosja jest gotowa zająć większą część Europy – gdybyśmy w NATO naprawdę w to wierzyli, wszyscy mobilizowalibyśmy się w szybkim tempie.
Co ważniejsze, nie jest jasne, czy NATO byłoby w stanie zmobilizować się w tempie lub skali potrzebnej do wyprodukowania takiej ilości sprzętu, amunicji i ludzi, aby dorównać Rosji.
A już na pewno nie bez długich przygotowań, które sygnalizowałyby nasze zamiary. Nie chodzi tylko o utracone zdolności przemysłowe, ale także o utracone zdolności finansowe. Spośród największych państw NATO, tylko Niemcy mają wskaźnik zadłużenia do PKB poniżej 100%.
Po drugie, aby mieć najmniejsze szanse powodzenia w tym scenariuszu zagłady, jakim jest wojna NATO -Rosja, siły amerykańskie musiałyby zostać rozmieszczone na dużą skalę w Europie kontynentalnej. Nawet gdyby armia amerykańska została utworzona w niezbędnej skali – a w 2023 roku miała ona liczyć 473 000 żołnierzy, czyli mniej niż jedną trzecią obecnej armii rosyjskiej – przytłaczająca większość amerykańskiego sprzętu i logistyki musiałaby podróżować drogą morską.
Tam byłyby narażone na rosyjskie torpedy i miny wystrzeliwane z okrętów podwodnych. Jako były specjalista ds. wojny podwodnej, nie wierzę, by NATO dysponowało obecnie siłami przeciw okrętom podwodnym lub siłami przeciwminowymi niezbędnymi do ochrony morskich linii komunikacyjnych Europy.
Siły te nie byłyby także w stanie skutecznie chronić importu węglowodorów do Europy, w szczególności ropy naftowej i LNG, które są kluczowe dla przetrwania gospodarczego Europy. Straty z powodu naszej podatności na dostawy morskie nie tylko pogorszyłyby produkcję wojskową, ale także przyniosłyby coraz większe trudności ekonomiczne obywatelom NATO, ponieważ gwałtownie rosnące ceny i niedobory energii towarzyszące wybuchowi wojny szybko zwiększyłyby polityczną presję na zawarcie ugody.
Po trzecie, nasze lotniska, porty morskie, bazy szkoleniowe i logistyczne byłyby narażone na ataki konwencjonalnymi pociskami balistycznymi, przed którymi mamy bardzo ograniczone możliwości obrony. W rzeczywistości – w przypadku pocisku Oreshnik – nie ma żadnej obrony.
Pocisk Oresznik lecący z prędkością Mach 10+ zdewastowałby fabrykę broni NATO lub bazę marynarki wojennej, armii i sił powietrznych. Podobnie jak na Ukrainie, rosyjska kampania balistyczna byłaby również wymierzona w naszą infrastrukturę transportową, logistyczną i energetyczną. W 2003 roku, gdy pracowałem w sztabie planowania polityki brytyjskiego MON, nasza analiza zagrożeń po 11 września sugerowała, że udany atak na terminal LNG, taki jak Milford Haven, Rotterdam czy Barcelona, miałby konsekwencje subnuklearne. Następujące po nim gospodarcze fale uderzeniowe szybko rozeszłyby się po całym kontynencie europejskim, obecnie coraz bardziej zależnym od LNG.
Po czwarte, w przeciwieństwie do Rosji, siły zbrojne państw NATO są niejednorodne. Z mojego własnego doświadczenia, gdy kierowałem szkoleniem wszystkich europejskich okrętów wojennych na morzu w ramach Flag Officer Sea Training w Plymouth, a później pracowałem z siłami NATO w Afganistanie, wynikało, że wszystkie siły NATO były wyjątkowo entuzjastyczne, ale miały bardzo różny poziom zaawansowania technologicznego i wyszkolonej skuteczności.
Być może ważniejsze jest to, że poza garstką instruktorów NATO rozmieszczonych na Ukrainie, nasze siły są szkolone zgodnie z „doktryną manewru” sprzed epoki dronów i nie mają żadnego rzeczywistego doświadczenia w prowadzeniu nowoczesnej walki w warunkach ścierania się przeciwników. Podczas gdy armia rosyjska ma już blisko trzyletnie doświadczenie i jest bezdyskusyjnie najbardziej zaprawioną w bojach armią na świecie.
Po piąte, system decyzyjny NATO jest uciążliwy i utrudnia go konieczność ciągłego komunikowania się pomiędzy Naczelnym Dowództwem Sojuszniczych Sił Zbrojnych w Europie a stolicami poszczególnych państw – złożoność ta pogarsza się za każdym razem, gdy przyjmowane jest kolejne państwo.
Co gorsza, NATO nie potrafi opracowywać strategii.
Wkrótce po przybyciu do Afganistanu w 2007 roku byłem zszokowany, gdy odkryłem, że NATO nie ma strategii kampanii. W 2022 roku, pomimo licznych rosyjskich ostrzeżeń o tym, że ekspansja NATO stanowi czerwoną linię, NATO było całkowicie nieprzygotowane strategicznie na oczywistą możliwość wybuchu wojny – czego dowodem jest nasza niezdolność do dorównania Rosji w produkcji pocisków 155 mm.
Nawet teraz, w 2025 roku, strategia NATO wobec Ukrainy jest nieprzejrzysta, być może najlepiej podsumowana jako „podwojenie sił i nadzieja”.
Podsumowując, NATO pozycjonuje się jako obrońca Europy, ale sojuszowi brakuje zdolności przemysłowej do prowadzenia działań wojennych peer-to-peer, jest całkowicie zależny od sił amerykańskich, jeśli chodzi o najmniejsze szanse powodzenia, nie jest w stanie w zadowalający sposób bronić swoich morskich linii komunikacyjnych przed rosyjskimi okrętami podwodnymi, ani swojej infrastruktury szkoleniowej i przemysłowej przed strategicznym bombardowaniem balistycznym, składa się z różnorodnej mieszanki niezaprawionych w boju sił konwencjonalnych i brakuje mu zdolności do myślenia i działania strategicznego.
Nie można zakładać łatwego zwycięstwa NATO i obawiam się, że bardziej prawdopodobna wydaje mi się sytuacja odwrotna.
Były prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski (koniec kadencji maj 24r) uznał zaproponowaną przez USA inicjatywę tymczasowego zawieszenia broni za dyplomatyczne „zwycięstwo” dla swojego kraju.
Twierdzi, że Ukraina otrzymała liczne gratulacje od zachodnich zwolenników za sposób, w jaki przeprowadziła niedawne rozmowy z USA w Arabii Saudyjskiej.
Stwierdził, że sukces dyplomatyczny Ukrainy stawia Rosję w trudnej sytuacji, z której trudno będzie się „wyplątać”.
Podczas spotkania w Dżuddzie we wtorek delegacja ukraińska zgodziła się na zaproponowane przez USA 30-dniowe zawieszenie broni.
„Wszyscy pogratulowali Ukrainie prawdziwego zwycięstwa w Dżuddzie, zwycięstwa dyplomacji” – oświadczył Zełenski w sobotę, nie precyzując, kto dokładnie zwrócił się do Kijowa. „Wszyscy uważają, że to poważny postęp” – twierdził.
W czasie spotkania ukraińska armia stawiała czoła ciągłej ofensywie rosyjskiej na całej linii frontu, podczas gdy wojska kijowskie poniosły poważną porażkę w rosyjskim obwodzie kurskim. Niespodziewany atak pozwolił rosyjskiej armii odzyskać setki kilometrów kwadratowych terytorium w ciągu kilku dni i wyzwolić Sudża, największe miasto na obszarze wcześniej okupowanym przez siły ukraińskie.
Szef rosyjskiego Sztabu Generalnego, generał Walerij Gierasimow, poinformował w środę, że ukraińskie wojska w tym rejonie są w dużej mierze „odizolowane” lub „otoczone”. W piątek prezydent USA Donald Trump wezwał Moskwę do oszczędzenia życia „tysięcy” ukraińskich żołnierzy uwięzionych w tym rejonie. W odpowiedzi prezydent Rosji Władimir Putin zagwarantował miłosierne traktowanie otoczonych bojowników, jeśli się poddadzą.
Ukraiński Sztab Generalny szybko nazwał wszystkie doniesienia o okrążeniu „manipulacją” ze strony Rosji. Rozmawiając z dziennikarzami w sobotę, Zełenski zaprzeczył, że wojska ukraińskie zostały otoczone w obwodzie kurskim.
Ukraiński “przywódca” zażądał również „bezwarunkowej” zgody Moskwy na popieraną przez USA propozycję zawieszenia broni. „Jeśli Ukraina podejmie taki krok, musi być on bezwarunkowy” – stwierdził.
Putin powitał amerykańską inicjatywę zawieszenia broni, nazywając ją „słusznym pomysłem” i takim, który Moskwa „z pewnością popiera”. Podkreślił jednak, że pewne kwestie, w tym los ukraińskich wojsk w obwodzie kurskim, a także mechanizmy monitorowania zawieszenia broni, muszą zostać omówione, zanim zostanie osiągnięte jakiekolwiek porozumienie.
Wiosna jest kobietą. Przyszła bowiem 8 marca. Można wreszcie otworzyć szeroko drzwi balkonowe i nawdychać się po kokardę. Idzie wiosna, a ta zawsze niesie jakąś nadzieję. Po prostu człek jest tak wyposzczony tą szarówką polskiej zimy, że jak tylko pojawi się jakiś kolorek, a ptaszek zaśpiewa, to zaraz wchodzi do głowy ten niepoprawny optymizm. To jasne, inaczej – wychodzi na to, że gdyby się człowiek nie łudził – ciężko byłoby przeżyć w dzisiejszych czasach. Czasy zaś pełne niepokoju o przyszłość, a tu – wiosna. A więc powdychajmy nie tylko świeże powietrze ale też trochę realizmu. A ten ostatnio mocno kłóci się z optymizmem.
Płonne nadzieje konia padłego
Zaczaiłem się na ten szczyt w Brukseli licząc, wciąż naiwny jak widać, na jakieś decyzje – albo wiernopoddańcze wobec Trumpa, albo jakiś program na serio w ramach europejskiego rozsądku, który obecnie zdaje się brzmieć jak oksymoron. Nic z tego – jak widać Europa, szczególnie w unijnym sosie, najlepiej czuje się na naradach, z których wynikają kolejne serie konferencji i powoływanych komisji. Ale, ludzie – czegoście się spodziewali po przywódcach o mentalności i pochodzeniu urzędniczym!? No, będą jak zwykle deliberować o padłym koniu.
Nie znacie tej konstrukcji? To opowiem. W Ameryce istnieje takie pojęcie jak „teoria padniętego konia”. To prześmiewcza metafora ilustrująca, jak niektórzy ludzie, instytucje lub całe narody radzą sobie z oczywistymi, nierozwiązywalnymi problemami. Zamiast zaakceptować rzeczywistość, trzymają się uzasadniania swoich działań, częściej – zaniechań. No, bo czy to czegoś Państwu nie przypomina, takie reakcje, jak koń zdechnie?
Kupno nowego siodła dla konia.
Poprawa diety konia, mimo że jest martwy.
Zmiana jeźdźca zamiast rozwiązania prawdziwego problemu.
Zwolnienie opiekuna konia i zatrudnienie kogoś nowego, mając nadzieję na inny rezultat.
Organizowanie spotkań w celu omówienia sposobów zwiększenia szybkości martwego konia.
Tworzenie komitetów lub zespołów zadaniowych w celu analizy z każdej strony problemu martwego konia. Grupy te pracują miesiącami, sporządzają raporty i ostatecznie dochodzą do oczywistego wniosku: koń jest martwy.
Uzasadnienie wysiłków poprzez porównanie konia do innych podobnie martwych koni, dochodząc do wniosku, że problemem był brak treningu.
Proponowanie programów treningowych dla konia, co oznacza zwiększenie budżetu.
Redefiniowanie pojęcia „martwego”, aby przekonać samych siebie, że koń nadal ma potencjał.
Nudne, bo przewidywalne
Tyle „teoria”. A kto zdechł, zapytacie? Ano – co najmniej stary porządek, ale może i Europa, czego zdaje się jesteśmy świadkami, jeśli reakcja pt. „teoria padniętego konia” będzie kontynuowana w wydaniu, pożal się Boże, europejskich elit. No, bo weźmy ten brukselski szczyt: przed nim były ze dwie narady najwyższych kręgów. Też nic nie ustaliły, poza tym, że trzeba się znowu spotkać.
To typowe dla lewackich postaw, tym razem na najwyższym poziomie. W zderzeniu lewego ideolo z rzeczywistością powstają podłe fakty dokonane, a jak dochodzi do przesilenia, to namawia lewica do dialogu. Co prawda wyklucza z niego najczęściej nieprawomyślnych, bo po co mieć zamieszanie w czasie deliberowania? Taki dialog przypomina kampanijne spotkania z Tuskiem – chodzi milusi facecik i opowiada bon mociki, zero faktów, a jak się takie pojawią, to (tak jak z setką konkretów) wychodzi, że to dla picu, co twardy elektorat zrozumie, bo to przecież było tylko po to by pomamić wahających się debili, których po naiwnym zawierzeniu można kopnąć w obywatelskie de. I tak się „dialoguje” – dla pozoracji wypuści się od czasu do czasu jakiegoś naiwniaka, co to nieskładnie i śliniąc się krzyknie coś w rodzaju „Żydzi na Madagaskar!” i mamy uzasadnienie, że po drugiej stronie to sami debile, a więc – wtedy już za zgodą publiczności – trzeba zamykać drzwi do takich wygłupów i kontrolować za pomocą choćby i cenzury jakość takiego dialogu. A więc spotykają się na potęgę.
Temat podsumowania tego brukselskiego szczytu zgłosiłem do redakcji mego tygodnika, dostałem jak zwykle pozwolenie na potraktowanie go, a potem się zobaczy. Ale nie będę tego pisał. Po pierwsze – dobrze ten szczyt opisał mój redaktor naczelny, Paweł Lisicki, na tym etapie – nic dodać, nic ująć. Czemu „na tym etapie”, ano dlatego, że wynikiem tego szczytu są dość ogólnikowe „konkluzje”, zaś po ich podjęciu przez państwa członkowskie dopiero Komisja Europejska skonkretyzuje co wszyscy mieli na myśli. Tak to działa w Unii – zbiera się Rada Europejska, wydaje z siebie konkluzje, te się później doszlifowuje w Komisji i nagle okazuje się, na co się zdecydowano. A więc podpisanie konkluzji to droga w nieznane. A więc na tym etapie lepiej byłoby poczekać do 12 marca, aż komisarze przetłumaczą z ludzkiego na ichnie, ale wydaje się, że nie ma po co. Bo ja wiem jak będzie. Będzie jak z padniętym koniem.
Mamy do wyboru dwa pewne warianty i jeden realny. Pierwszy został nam objawiony w ramach konkluzji na poziomie, który wysoce uprawdopodabnia przyszłe zjawiska. A więc po pierwsze – sprawa zbrojenia się Europy została przejęta przez Unię. A przez kogo miałaby być przejęta, spyta ktoś, wydawałoby się, rozsądny? A dlaczegoż miałaby by być przejęta? Co ma piernik do wiatraka? A co ma ta Unia? Pieniędzy żadnych, chyba, że pożyczone, ale do tego wrócimy, bo Unia obiecała, że „zmobilizuje” (uwaga, dobre, nie?) 800 mld euro. Otóż Unia ma jedno – regulacje. I tym narzędziem ma… rzucić na kolana Putina. Terefere! Mieliśmy bowiem w wykonaniu szefowej Unii, pani Ursuli cały wachlarz propozycji jak tu się dozbroić na złego Putina, z którym zakolegował się pomarańczowo-włosy zdrajca zza Oceanu. Program nazywa się ReArm Europe i zaraz do niego zajrzymy.
Ursula na wojnie
Po pierwsze, co warto zauważyć, program dotyczy kasy. Dowody leżą w zachowaniu się przyszłego kanclerza Niemiec, który odpowiedział, że zbrojenie Niemiec odbędzie się bez zabierania socjalu, a więc za pożyczone, pytanie tylko – od kogo i kto to będzie spłacał? To charakterystyczne dla Europy. Jak się sypnie groszem w oczy, szczególnie Putinowi, to ten się położy na ziemi i załamie.
W tym podejściu brakuje jednego – ok, mamy kasę, ale kto pójdzie na wojnę. A pójść trzeba będzie w razie W, gdyż – ku zdziwieniu wszelkich przepowiadaczy wojny nowego typu – ta ukraińska skończyła się w regularnych okopach, jak za I wojny światowej. A więc mówi się o kasie tylko, bo inaczej, mówiąc o rozwoju wojska, niechybnie trafiłoby się na kwestie liczebności armii i poboru.
A nie tak się europejskie elity umawiały w swoim kontrakcie społecznym z suwerenem. Ten miał cicho siedzieć za sute socjalne łapówy, nawet do roboty mu się nie chciało iść, bo tę wykonywały świstaki w Mitteleuropie. I takie rurkowce miałyby usłyszeć od swoich wybrańców, że się mają wybrać na wojnę? Gdzież tam! Ci usłyszą, że sypnie się złotem, zaś w kwestii „kto pójdzie na tę wojnę” istnieje ciche porozumienie, że raczej mieszkańcy tzw. „Skrwawionych ziem”, czyli specjaliści w dostarczaniu armatniego mięsa. To pierwsza kwestia, która wynika z generalnego podejścia Unii do sprawy.
Druga kwestia – to dlaczego niby ta Unia ma to organizować? Po pierwsze dlatego, że gdyby Unia przegapiła taki moment, gdzie Europa może się zorganizować bez niej, to ktoś by mógł wyjść na beczkę i zapytać – to po co nam ona. Nikt taki nie wyszedł w czasie kowida, a był duży powód. Przypomnę jak to było – gruchnęła pandemia i pokazało się, nawet za poduszczeniem Unii, że pozostały tylko państwa narodowe, gdyż Unia nie rozeznała tematu, nie wiedziała jak i czym reagować.
Pierwsze spotkania w Brukseli – przypomnę były zbiorowymi akcjami oklasków dla dzielnych medyków. Tylko tyle Unia dała z siebie. Ale młyny unijne pracują powoli, lecz dokładnie. Jak już się kraje ogarnęły, to zjawiła się Bruksela – właśnie – z regulacjami. I przejęła cały miód, syf, wzmagany również swoimi wynalazkami – pozostawiając państwom. A więc zajęła się pilnowaniem interesów Big Farmy, zbiorowymi, a więc monopolistycznymi, zakupami oraz wykorzystywaniem wzmożonej paniki do uzasadnienia wszechobecnej kontroli obywateli.
Modus unijnego pomagania
I powtórki tego numeru jesteśmy obecnie świadkami. Państwa się wypruwały na pomoc Ukrainie, przyjmowały uchodźców, no bo przecież nie Unia, zaś ta zjawia się na koniec wojny na białym koniu podkutym pożyczkami pod zastaw państw. Zobaczmy co tam są za propozycje. Unia ma się łaskawie zgodzić, zobaczymy jeszcze w jakim zakresie, na to, że wydatki na zbrojenia nie będą się liczyły do podstawy obliczania nadmiernego zadłużenia. Tak, jakaś organizacja biurokratyczna, będzie łaskawie się zgadzać co ze swoim budżetem będą robić poszczególne kraje, które mogą mieć przecież różne scenariusze inwestycji w wojo. A więc to Unia będzie decydować każdorazowo, czy można czy nie. A jak wyjdzie, że nie można, zaś kraj przekroczy te limity, to mu się, jak Grecji czy Włochom, przyśle z Brukseli „trojkę”, która przejmie finansowe rządy nad danym krajem.
Dobre, ale niemożliwe? A jak było z Polską i imigracją Ukraińców? My mówiliśmy, żeby nas zwolnić z limitów na imigrantów, bo już swoje zrobiliśmy kilkakrotnie więcej przyjmując Ukraińców. Nota bene z kraju wojny, a nie z jakiegoś afrykańskiego zadupia, skąd ucieka się za chlebem, a nie przed wojną. I co? I nic – dalej jesteśmy w tych samych limitach – Ukraińcy zniknęli z europejskich statystyk, ale nie z naszych ulic. I tak samo może być z tymi uznaniowo przecież, bo indywidualnie w zależności od państwa, limitami przekroczenia zadłużenia. Unia po to robi, by wzmocnić swoje władztwo nad krajami członkowskimi.
Drugi pomysł to euroobligacje. To będzie wypisz-wymaluj powtórka z KPO. Jak to wygląda? Zacznijmy od początku – cały ten bałagan był po to by sfinansować wydobycie się z pandemicznych strat spowodowanych sanitarystycznym szaleństwem. A jako, że było ono dziełem samej Unii, to jest tak jak z baronem Munchausenem, który sam siebie za włosy wyciągał z bagna. To tylko w Polsce ten fundusz nazywał się tak jak idea jego powstania – Krajowy Program Odbudowy (w podrozumieniu – po kowidzie). W Europie się nie certolili i nazwali ten fundusz tak, jakie były ich intencje. Nazywa się New Generation EU, a więc pod pretekstem lizania pokowidowych ran wystawiło się fundusz dla sfinansowania nie strat pandemicznych, ale stworzenia nowego typu świata. I na to poszły te pieniądze – co ma bowiem odbudowa gospodarki do zielonego szaleństwa, digitalizacji – głównie kontroli ludności, czy tęczowo-genderowe projekty?
Ciekawy był też mechanizm działania tego funduszu, co odczuliśmy na własnej skórze. Politycznie była to rozgrywka mająca obalić istniejącą władzę, pod pretekstem że tu kasa leży, a tacy niepraworządni po nią przeniewierczo sięgają, jakby to miało cokolwiek mieć wspólnego z odbudową, o poleganiu na prawdzie nie mówiąc.
Ale sam mechanizm finansowy był cudowniejszy. Polacy – głupi, bo ci głosujący na obecną władzę – myśleli, że jak się PiS obali, to się worek z pieniędzmi zaraz otworzy, bo przecież wiadomo było, że gra się tu z Unią do jednej bramki. A tu – zonk! Pierwsza kasa poszła na dofinansowanie elektrycznego samochodowego złomu importowanego z Niemiec na zasadzie „gospodarki obiegu zamkniętego”, a w której u nas lądował niemiecki szrot kupowany za… nasze pieniądze. Potem przyszło ratowanie – również za nasze – padającego Siemensa, który po przyznaniu nam na zielony ład środków zaczął „niespodziewanie” wygrywać wszystkie polskie przetargi na OZE. Potem poszła kasa na kulczykowe też wiatraki, za co zapłacił polski drzewostan, o którego wycinanie Zieloni, dzisiaj u władzy, tak bardzo piętnowali kiedyś szyszkowy PiS.
KPO 2.0 i nie tylko
W dodatku pokazano nam, że dorzucać się możemy, ale czy z tej puli coś dostaniemy – to nie wiadomo. Bo dorzuciliśmy się i dorzucamy (długiem i podatkami), zaś czy dostaniemy, i na co – decyduje p. Ursula. Po szczycie okazało się, że „Unia pożyczy państwom”. Ale tak wcale nie jest – jak w KPO, Unia pożyczy na tzw. „rynkach” kasę pod zastaw zobowiązań państw członkowskich, bo przecież Unia żadnej swojej kasy, poza składkami i karami nie ma. Nie pożyczy więc „od siebie”, tylko dla nas, jest więc raczej brokerem, w dodatku nie bezinteresownym. Dostaje za to prowizję w postaci władzy przydzielania lub nie pieniędzy pożyczonych pod zastaw pożyczkobiorców. A to niezły numer, taki jak z KPO. Mamy więc precedens – na niego powołuje się Komisja Europejska, możemy więc, bez teorii, zobaczyć jak to chodzi w rzeczywistości.
I tak samo będzie teraz – Unia pożyczy „w naszym imieniu”, zaś sama będzie decydować na co możemy to wydać. I gdzie. To też ciekawy numer – musimy wydać tę kasę na wyroby europejskie, zaś odstępstwa od tej reguły będą w gestii… no zgadliście, Komisji Europejskiej. A więc znowu – władza. A co takiej Unii może przyjść do głowy, to już można sobie wyobrazić. To, że będzie preferowała zakupy u „starszych i mądrzejszych”, to jasne, ale jak będzie chciała wystawić „zeroemisyjną armię”, ekologiczną taką? Żartuję? Gdzież tam – zero-emisyjność przyszłej armii europejskiej to najważniejszy wniosek z raportu jaki w kwestii obronności Europy zamówiła Komisja.
Kolejne pomysły na sfinansowanie to przesunięcie środków z Zielonego Ładu na zbrojenia. Tusk powiedział, że jego rząd już nad tym pracuje, ale uwierzę jak zobaczę. A więc można to szaleństwo zamienić na bezpieczeństwo? Ale że do tego trzeba było aż Putina? Ten, najpierw atakiem na Ukrainę, zakończył kowida na świecie, teraz zaś – pośrednio – ma uratować Europę przed zielonym szaleństwem, w dodatku powodując jej przebudzenie w kierunku dozbrojenia. A więc – obok medycznego – także Nobel… pokojowy? Z ekonomii? Ale tu znowu – zwolnienie, w jakich przypadkach i w jakich kwotach, będzie umożliwiała Komisja Europejska.
Kolejny pomysł to rozluźnienie kryteriów kredytowania zbrojeń przez Europejski Bank Inwestycyjny. Po propozycji zwolnień dowiedzieliśmy się co to takiego ten bank mógł. A więc nie mógł pożyczać więcej niż 8 mld euro na wojo. A teraz będzie mógł. Będzie mógł też – o łaska niebieska – pożyczać na wojo, ale tylko takie obronne. Mógł do tej pory pożyczać na tzw. podwójne zastosowania, a więc mógł dofinansować np. fabryczkę dronów dziecięcych, co to je w czasie wojny można przerobić na śmiercionośną broń, ale mógł też dofinansowywać produkcję metalowych kubków, bo te też się przydadzą w okopach. A teraz będzie mógł dofinansować militaria obronne, a to oznacza, że namioty, szlabany, ale już nie myśliwce, czy czołgi, bo przecież z takich ustrojstw można zrobić krzywdę Rosjaninowi, a nie tak się umawialiśmy.
Widać jak byliśmy rozbrajani systemowo. No bo czemu EBI, w końcu własność wszystkich krajów członkowskich Unii, czemu akurat w zakresie obronnym był poddany takim limitom? Kto je zaserwował? Podejrzewam, że było to kluczowym dziełem czynnika niemieckiego: wszak to Niemcy umówili się z Rosją, że w ramach dealu niemieckiej hegemonii opartej na gospodarce działającej na preferencyjnych warunkach energetyczno-surowcowych z Rosji – za to Niemcy rozbroją kontynent. I tak to się odbywało, czego skutki widzimy obecnie z całą tą szarpaniną, która ma przysłonić ten wstydliwy fakt.
Ale zaraz, zaraz… Pomysł i sugestia do EBI wypłynęła z Komisji Europejskiej, na co EBI zaraz przystał. A co ma Komisja do EBI? Przecież właścicielami tego banku są kraje członkowskie, a tu nagle okazuje się, że zarząd tak skonstruowanego banku słucha się nie właścicieli, a jakichś biurokratów skądeś? Za pomocą jednego tylko przedstawiciela Komisji Europejskiej? A może to jest właśnie prawdziwy układ zależności, nie to co można wyczytać w statutach? Jakie to wszystko ciekawe…
Najfajniejszy pomysł, to sfinansowanie zbrojeń za pomocą środków… rosyjskich. Przypomnieć należy, że do tej pory Europa korzystała z zamrożonych na jej terenie aktywów rosyjskich tylko w zakresie przejęcia wpływów z ich oprocentowania. Te miały być przeznaczane na pomoc Ukrainie. Teraz ma być skok na całą kasę, ale tu mamy dwie zagwozdki. Pierwsza to prawo międzynarodowe – no, bo na jakiej zasadzie ma się dokonać takie zagarnięcie?
To to pikuś, ale taki numer podważy zaufanie Rosji do lokowania swych aktywów w Europie na zawsze. A banki tego nie chcą, a więc mocno naciskają, stąd ten pomysł międli się od dłuższego czasu. Ale jest jeszcze drugi aspekt – Trump gada z Rosjanami, a na pewno ci mają ten temat na stole. Europa może więc pokazać Trumpowi, a właściwie Putinowi, że Amerykanie handlują Inflantami, niedźwiedziem, co to biega póki co po europejskim lesie. No, bo Rosjanie będą chcieli oddania swych aktywów z Europy, zaś przy stole siedzi tylko Trump i jak to ma niby zagwarantować Putinowi? A to zbliża do konfliktu Trump-Europa, na który zdaje się szykować Stary Kontynent, tylko czy da radę?
Naiwny? Raczej wyrachowany…
Widać w tych europejskich działaniach próbę utarcia nosa Jankesowi. Jak to – tak wstać i wyjść z Europy, nawet jak masz w tym interes? Nie to, że nie tak się umawialiśmy, ale my tu wszyscy na takim dealu się umościliśmy w elicie od pokoleń. Taka postawa ma też głębsze korzenie – i to w kilku warstwach – pierwsza to taka, że Europa też chce położyć łapę na minerałach na Ukrainie, że Niemcy chcą wykorzystać tę sytuację, by z kryzysu wyskoczyć do przodu, posiadając europejską, a więc swoją armię. Już bez amerykańskiego straszaka ochrony, w końcu – że tak w sumie to się dobrze żyło w tym dealu europejskich elit z ukraińskimi oligarchami. A więc konstatacja jest obecnie widoczna jak na dłoni, acz smutna dla naszego region i tragiczna dla narodu ukraińskiego – wśród europejskich elit nie ma woli do zatrzymania, co dopiero zakończenia tej wojny. To dlatego, a nie z powodu zmiany priorytetów USA, tak się Europa wyżywa na Trumpie. On chce to wszystko popsuć swymi dążeniami do natychmiastowego pokoju. Stoi na drodze do wojny, która daje korzyści tej spółdzielni europejsko-oligarchicznej.
To tłumaczy postawienie się Zełenskiego w Owalnym Gabinecie. Przed rozmowami prezydent Ukrainy pogadał z Europejczykami, którzy powiedzieli mu, żeby wojny nie kończył. A ci właśnie mówili mu – „walcz, walcz” – kiedy po klęsce pierwszego ataku Rosjan na Ukrainę można było w Stambule podpisać pokój na warunkach, o których marzyłby dziś każdy rozsądny polityk. Wtedy z Europy przyjechał premier Johnson, zaś z Ameryki Sullivan i też mu wytłumaczyli, że nie można poprzestać na tym, że trzeba dobić gada, zaś Zachód zapewnia „kryszę”. Nic z tego nie zostało: ani kryszy, ani sukcesu na froncie, tylko tysiące poległych, zajęcie kolejnych terenów przez Rosję i ruina kraju. Zełenski nie rozumiał, że robi za zderzaka, że to po to, by Zachód wykrwawiał Rosję, potencjalnego partnera Chin, fundując jej drugi Afganistan na ukraińskiej krwi.
To, że Zełenski robi ten sam numer z zawierzeniem przez podpisaniem umowy z Trumpem daje mu możliwość stawiania się. Ale to oznaczałoby, że daje się nabierać po raz drugi, bo chyba łatwo się domyśleć, że Europa, teraz już bez Stanów, a nawet wbrew nim, takiej obietnicy nie dowiezie. A jeśli ktoś się nabiera drugi raz na ten sam numer, to może oznaczać, że i za pierwszym razem się nie bardzo nabrał, tylko odnosi korzyść z pozornego oszustwa.
Zobaczmy dlaczegóż Zełenski miałby nie chcieć końca tej wojny, zwłaszcza w wykonaniu Trumpa.
Po pierwsze – może przegrać wybory, gdyż jego poparcie spada, zaś stan wojny powstrzymuje proces weryfikacji jego legitymacji w postaci wyborów. Zacznie się jeszcze jakaś kampania, odezwą się jacyś kandydaci z nie najciekawszymi diagnozami, media trochę poluzują wojenną propagandę i będzie kłopot. Stawianie się Zełenskiego w Białym Domu miało mu też przysporzyć mu popularności przy spadającym na Ukrainie poparciu dla niego. Po drugie – wyjdą sprawki, że można to było skończyć wcześniej, że naród nic nie zyskał na przedłużaniu tej wojny.
Wyjdą też na jaw osobiste sprawki prezydenta, jego transfery własnego majątku, już o kwestii jak na tej wojnie zarobili rzeczywiści sponsorzy Zełenskiego, czyli ukraińscy oligarchowie nie mówiąc.
I trzeci, chyba najgorszy powód kontynuacji wojny – okazuje się, że przy takim podejściu to nie tylko Ukraina, ale i osobiście Zełenski jest zainteresowany umiędzynarodowieniem tej wojny, bo jak się zacznie dym na całego, to nikt już nie będzie zaglądał w ukraińskie kieszenie. Nota bene – niestety – umiędzynarodowieniem tego konfliktu zainteresowani są europejscy globaliści, ci liczą na to, że jak zacznie się awantura na całego to Amerykanie i tak przyjdą z pomocą. A jeśli tak to widzi i Trump, to nie dziwota, że chce dogiąć i Europę, i Zełenskiego, za największy w jego mniemaniu grzech – próbę wciągnięcia Ameryki do wojny i płacenie rachunków za gnuśność Europy.
No i Europa też nie chce z wielu powodów. Ma też chrapkę na złoża, ale w wojnie się sporo dorobiła, a tu miałoby się kończyć Eldorado kupione za ukraińską krew? Przecież handel z Rosją idzie na całego, nawet bije przedwojenne rekordy. To tworzy całą sieć interesariuszy – pośredników, korporacji, ale też i medialnych przykrywaczy tych rewelacji. Tak było fajnie i teraz ma się to skończyć? Tylko ten fakt, powtarzam, tylko on jest stanie wytłumaczyć te szaleńcze nawoływanie do kontynuacji przegrywanej wojny. Ktoś musi mieć w tym interes, bo na logikę – po co kontynuować proceder, który nie idzie? Nie idzie – a to zależy komu…
Czemu można nie chcieć pokoju?
I to jest drugi, obiecany przeze mnie scenariusz – że te wszystkie zbrojenia to tylko po to, by znowu poszerzyła się niekontrolowana władza elit europejskich, żeby zarobił ten, kto ma zarobić, byśmy się zapożyczali do wora, który trzyma ktoś inny. Żeby – w końcu w „trudnych czasach wojennych” doszło do ostatecznej federalizacji Europy pod berłem niemieckim, za nasze pieniądze. Żeby wreszcie ziściło się marzenie o europejskiej armii bez Amerykanów, która wcale nie ma nas bronić przed Kremlem, tylko polepszyć warunki business as usual, w odwiecznym dealu niemieckiej dominacji nad Europą w porozumieniu z Rosją, starej idei jeszcze Bismarcka. Ale tak jak w przypadku II wojny Hitler wyciął numer i wypowiedział ten deal, atakując Sowietów, tak i może się stać i teraz, tyle że na odwrót. Putin przecież wszystko popsuł atakiem na Ukrainę. Brzydkie szydła tego układy wyszły z medialnego worka.
Mamy więc scenariusz, który, jak się go da pod światło, pokazuje prawdziwe zwoje papieru, na którym go spisano. Zbrojenie się Europy ma, jak akcje kowidowe, doprowadzić do globalistycznego celu zjednoczenia Europy z geopolitycznym celem Niemiec jako hegemona władzy w Europie, którą się z Berlina steruje za pomocą Komisji Europejskiej. Zaś program drugi – dofinansowania Ukrainy – ma też jeden i to złowieszczy cel: niedopuszczenia do końca wojny. Bowiem gdy można zakończyć ją jednym podpisem, a tego się nie chce, dozbrajając Ukrainę w konflikcie bez szans na wygranie, to może oznaczać to jedno: wojna ma trwać z wymienionych wyżej powodów, zaś Trump staje się wrogiem numer 1 w osiągnięciu tego celu. A taki format pomysłu na europejską już tylko dominację globalizmu tworzy naczynie w które nalewa się już tylko kolejne hektolitry ukraińskiej krwi.
A może się kończyć jak zwykle, czyli jak uprzedzałem na początku. Skończy się normalnie, czyli nijak. Europa kupi sobie trochę czasu, który zmarnuje. Odbędą się konferencje, popłynie kasa za obligacje, przecież zadłużamy przyszłe pokolenia, ale kto tam o nich by myślał w czasie postmodernistycznej rzeczywistości życia wyłącznie w czasie rzeczywistym? Europa w formacie unijnym znowu nie dowiezie, odbędą się kolejne kroki na drodze federalizacji kontynentu, Putin się przez ten czas odbuduje i będzie gotowy, okno możliwości zamknie się (nomen, omen) z trzaskiem i będziemy w jeszcze gorszej sytuacji.
A, wbrew zakusom Europy, na business as usual, Trump pociśnie Europę, podpisze umowę i z Rosją, i z Zełenskim. Jego sobie zostawi na koniec. Jak świat, a szczególnie żołnierze w ukraińskich okopach dowiedzą się gdzie przepadały miliardy przesyłane przez międzynarodową społeczność na obronę Ukrainy, to nie będzie czego zbierać z człowieka w zielonym dresie, który swój ubiór wojskowy zmienia na garnitur tylko wtedy kiedy odwiedza swoich prawdziwych sponsorów – globalistów w Davos.
Gen. Leon Komornicki: pokój trzeba zawrzeć! Nie możemy wchodzić w konflikt z USA
Ukraina nie ma szans wygrać. Trzeba kończyć wojnę, podpisywać pokój i dać sobie pauzę strategiczną – przekonuje gen. Leon Komornicki, były zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w rozmowie z Interią.
Generał przestrzega przed powielaniem narracji zachodnich polityków, których kraje znajdują się zupełnie innym położeniu niż Polska. Jak podkreślił, Warszawa nie ma żadnego interesu w pogarszaniu relacji ze Stanami Zjednoczonymi, których wsparcie w tej części świata jest kluczowe z perspektywy naszego bezpieczeństwa.
– Nie możemy przyjmować narracji europejskiej i prowadzić polityki sprzecznej ze Stanami Zjednoczonymi. Powinniśmy popierać to, co robi Europa, ale nie oglądając się na nią (…) Trzeba konsolidować, pracować z Bałtami, Rumunią, Skandynawią i Turcją. W ślad za wypracowaniem strategii, zdefiniować nasze oczekiwania – przekonuje gen. Komornicki.
W ocenie wojskowego, dalsze osłabianie relacji europejsko-amerykańskich grozi sytuacją, gdy w przypadku ataku Rosji na kraje NATO, Stany Zjednoczone nie zadziałają zgodnie z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. To znaczy nie przybędą z interwencją w obronie atakowanego.
– Amerykanie, w obecnej sytuacji, nie są zainteresowani wojnami, które ich tylko osłabiają – podkreśla generał.
W ocenie Komornickiego, w najlepszym interesie Polski jak i całej Europy leży jak najszybsze zakończenie działań zbrojnych na Ukrainie.
– Ukraina nie ma szans wygrać. Trzeba kończyć wojnę, podpisywać pokój i dać sobie pauzę strategiczną. Europa i USA dostaną czas, ale Kreml ma go nieustannie. Na zapleczu buduje masową armię. Jeśli nie dojdzie do zawarcia pokoju, a rozłam w NATO będzie postępował, Rosja zaatakuje kraje bałtyckie. To może stać się pod koniec tego roku albo na początku przyszłego. Inwazja jest w ich planie – konkluduje generał.[A skąd to wiesz, pikuś?? md]
Ostatni mój post a właściwie reakcja Wasza na ten post budzi we mnie nadzieję, że jeszcze nie do końca wszyscy popadli w ukraiński szał. Media ściekowe takie jak TVN czy Onet zalały Polską rzeczywistość niewyobrażalnym potokiem kłamstwa i dziennikarskiej brei w której nie znajdziecie prawdy. Wszystkie te media reprezentują tylko jeden pogląd liberalno-lewicowy o tęczowym zabarwieniu i wszystkie są w rękach korporacji, które przejęły kontrolę nad światem. Co te korporacje potrafią zrobić z nami i jaki mają wpływ na świat widzieli Państwo podczas niedawno wymyślonej ogólnoświatowej zarazy. To te media promowały produkty takich gigantów jak Pf…. czy Mo.. a dzisiaj milczą o ofiarach ich eksperymentu.
To te media promują wojnę i pokazują tylko i wyłącznie jedną stronę.
Dzisiaj opowiem prawdę o Mariupolu mieście, które przeżyło własną śmierć.
Do Mariupola trafiłem po jego wyzwoleniu lub jak kto woli po jego zajęciu przez Rosjan. Przyjechaliśmy z pełnym tirem pomocy humanitarnej dla jego mieszkańców. Myślałem że sytuacja będzie analogiczna do tej którą widziałem od 10 lat w Ługańsku czy Doniecku, ale było dużo gorzej.
Mariupol to piękne miasto zbudowane wokół ogromnego kombinatu metalurgicznego Azovstal. Mariupol leży nad morzem Azowskim. Mieszkało tam wiele mniejszości etnicznych, Rosjanie, Ormianie, Grecy, Ukraińcy.
Niestety od 2014 Mariupol stał się miejscem stacjonowania nazistowskiego batalionu Azov. Jego początki były bardzo prymitywne kilkudziesięciu uzbrojonych nazistów sponsorowanych przez oligarchów ukraińskich, robiło rajdy w głąb Donbasu zabijając wszystkich których napotkali. Niestety pieniądze i nazistowska indoktrynacja zrobiły swoje i oddział urósł na początek do rozmiaru batalionu a później pułku i w tym momencie był już oficjalnie zaopatrywany i zbrojony przez armię ukraińską a nawet stał się jej częścią.
Rosja stawiając sobie za pierwszy cel denazyfikację Ukrainy siłą rzeczy musiała rozprawić się z tym nazistowskim oddziałem. Przypominam że pułk w zależność od rodzaju broni i armii to 3-5 tyś ludzi.
24 lutego 2022r. Wojska Rosyjskie przekroczyły granicę i weszły na terytorium Ukrainy obierając początków 3 kierunki Kijów, Charków i Mariupol.
Jak wiemy w momencie rozpoczęcia rozmów pokojowych Rosjanie zatrzymali ofensywę na Kijów i stanęli ogromnymi kolumnami wojska 26 km od Kijowa. Podobna sytuacja miała miejsce pod Charkowem. Natomiast Mariupol został okrążony a los nazistów z Azova przesądzony. W początkowej fazie bitwy otworzono korytarze dla ludności cywilnej która mogła opuścić miasto, część mieszkańców zdołał uciec niestety Azovcy wpadli na szatański plan i zablokowali miasto. Każdy kto próbował opuścić miasto był rozstrzeliwany na miejscu. Rozstrzeliwano wszystkich bez wyjątku w pewnym momencie rozstrzelano cały autobus pełen ludzi który próbował przebić się przez barykady blokujące ucieczkę z miasta.
Azovcy postanowili się nie poddawać, ale walczyć w samym mieście. Walki toczyły się o każdą ulicę i były bardzo krwawe.
W czasie walk, ci którzy nie zdążyli się ewakuować schronili się w piwnicach i starali się przeżyć. Walczono o każdy budynek, snajperzy strzelali do każdego który wyszedł z domu. Z ludźmi z którymi rozmawiałem a było ich bardzo wielu mówili, że brakowało im przede wszystkim wody i jedzenia. Każdy na własną rękę próbował wyjść i znaleść gdzieś w ruinach coś co dawało im szansę na przeżycie. Wielu którzy odważyli się wyjść zostało zabitych podczas ostrzału lub przez snajperów. Azov walczył zaciekle mając świadomość że dla nich litości nie będzie. Rosjanie spychali Azovców w kierunku morza i z biegiem czasu ostatnim miejscem obrony jaki im został stał się kombinat Azovstalu znajdujący się pośrodku miasta. To był teren praktycznie nie do zdobycia. Gdyby Azovcy od razu zdecydowali się na ten krok ocaliło by to życie wielu cywilnym mieszkańców Mariupola.
Zaczął się ostrzał gigantycznego kombinatu Azovstalu kilka baterii haubic i dział umieszczonych wokół miasta systematycznie dzień po dniu ostrzeliwało tego stalowego giganta, zamieniając kombinat w stertę gruzu i stali, co widać na zamieszczonym przeze mnie filmie.
Wielu nazistów zginęło w ruinach niestety część zeszła do podziemi, które miały kilka kilometrów i tam ukryli się jak szczury. Rosjanie schodzili do podziemi i jednego po drugim wybijali przy tym tracąc swoich ludzi.
Wielu próbowało uciec przebrani za cywilów na filmie widzicie jak chwytają takich ludzi. Przed wojną naziści będąc pewni swojej bezkarności tatuowali swoje ciało w satanistyczne i nazistowskie symbole, w ten sposób byli od razu rozpoznawalni. Im bardziej znaczący nazista tym bardziej był napiętnowany wcielonym złem.
Rozmawiałem z kobietą mówiła że jej chłopak wyszedł z podziemi i ukrył się u niej żył w jej mieszkaniu przez miesiąc ale jak zaczęły wychodzić na jaw okrucieństwa jakich Azovcy dopuścili się na zwykłych ludziach poszła i go wydała. Rozmawiałem z Wagnerowcami którzy niedaleko od nas mieli ośrodek gdzie wracali do zdrowia po ranach jakie odnieśli w Mariupolu i mówili że ostatni z katakumb Azovstali wychodzili po 3 miesiącach zjadając siebie na wzajem.
Oblężenie Mariupola trwało ponad 3 miesiące i wielu cywili można było uratować niestety nie pozwolono im wyjść z miasta posłużyli jako żywe tarcze nazistom z Azova. Schwytani naziści zostali osądzeni jak zbrodniarze wojenni i niestety nie otrzymali wyroków śmierci za mordowanie ludności cywilnej i przynależność do nazistowskiego oddziału militarnego, otrzymali od 15 do 25 lat koloni karnej.
Wielu rosyjskich żołnierzy z którymi rozmawiałem było oburzonych tym faktem i żałowali że nie zabito wszystkich na miejscu.
Jednego z dowódców Azova po schwytaniu Rosjanie oddali w ręce cywili i ludzie rozerwali go na strzępy, mówili że nie było co chować.
Dzisiaj Mariupol wraca do życia i ogromnymi nakładami środków jest odbudowywany. Wracają też ludzie którzy uciekli. Żeby się tam dostać z Ukrainy jadą do Polski a potem przez Kaliningrad do Rosji a z tamtąd do Mariupola.
Jeżeli chcecie zobaczyć jak dzisiaj wygląda Mariupol wystarczy wpisać na YouTube Mariupol i zobaczycie filmy, które wstawiają ludzie.
Część mnie samego została w Mariupolu
a wcześniej w Doniecku i Ługańsku widząc krzywdę tych ludzi pozabijane dzieci i kobiety zrównane całe kwartały miast i wioski z ziemią, ludzi którzy na słowo Azov, Ajdar, banderowiec wpadają w przerażenie i panikę.
Na czym polega zasadnicze kłamstwo tej wojny, które nie pozwała wielu z was zrozumieć że wojna toczy się na wschodzie Ukrainy tam gdzie mieszkają Rosjanie od setek lat. Oni mogą liczyć tylko na pomoc Rosji bo o nich liberalny świat zapomniał a wspiera tych którzy bezpiecznie żyją na zachodnich terenach gdzie życie toczy się w miarę normalnie. Tam nikt nie bombarduje miast i zabija cywili tak jak ma to miejsce np. w Palestynie czy Syrii.
Dla Rosjan wojna zaczęła się w 2014r. To wtedy Ukraińcy po tym jak stracili Krym wpadli na szatański plan i ogłosili słynne “ATO”uderzając na Donbas i zabijając tysiące swoich obywateli. Powstańcy Donbasu czekali na pomoc 8 lat i dla nich jest to wyzwolenie.
Dzisiaj nasi politycy prą do wojny i bez ogródek mówią o tym wprost, ubrani w tęczowe garniturki ruszają na Rosję, nie zdają sobie sprawy że wojna to straszliwe zło i trzeba robić wszystko co w naszej mocy by do niej nie dopuścić. Wasze życie i waszych dzieci macie w swoich rękach i jeżeli wybieracie się na wybory bez względu jaką macie opcję polityczną czy jaki jest wasz światopogląd, głosujcie na tych którzy mówią o pokoju a nie o zbrojeniach i wojnie, to ludzie szaleni i uwikłani w różne szwindle które chcą ukryć podczas wojennej zawieruchy. Wtedy też będą mogli ukraść o wiele więcej niż w czasie pokoju.
Ratujcie siebie i swoje dzieci stańcie po stronie prawdy i pokoju tylko to ma sens.
Wszystkie zdjęcia zrobiłem sam z wyjątkiem zdjęcia z sądu i z pojmania nazisty, możecie je powielać i kopiować ale tylko w kontekście mówienia prawdy o Mariupolu i Ukrainie.
Yuriy Ignat, były rzecznik ukraińskiego dowództwa sił powietrznych, złożył uderzające oświadczenie na temat niedawno nabytych przez ten kraj myśliwców F-16. Mówiąc do ukraińskich mediów, Ignat powiedział, że samoloty dostarczone przez zachodnich partnerów nie są wystarczająco nowoczesne, aby skutecznie konkurować z rosyjskimi samolotami Su-35 w walce powietrznej jeden na jeden.
Jego komentarze, które pojawiły się wczesnym rankiem na Ukrainie, szybko odbiły się szerokim echem w mediach informacyjnych i społecznościowych, wywołując pytania o możliwości samolotów, którymi obecnie dysponuje Kijów.
Wypowiedzi Ignata pojawiają się w krytycznym momencie trwającej wojny między Ukrainą a Rosją, w której przewaga powietrzna pozostaje kluczowym czynnikiem. Zwracają one uwagę na wyzwania, przed którymi stoi Ukraina, integrując te długo oczekiwane samoloty ze swoją strategią wojskową.
Oświadczenie wywołało dyskusję na temat wieku i stanu przekazanych myśliwców F-16, oczekiwań wobec nich, a także tego, jak wypadają w porównaniu z zaawansowanymi myśliwcami rosyjskimi.
Perspektywa Ignata ma swoje korzenie w jego bogatym doświadczeniu w ukraińskich siłach powietrznych, gdzie do niedawna był głosem opinii publicznej w kwestiach wojskowych. Podkreślił, że F-16 dostarczone Ukrainie to starsze modele, którym brakuje najnowocześniejszej technologii potrzebnej do dorównania Su-35, rosyjskiemu odrzutowcowi znanemu ze swojej zwinności i zaawansowanego uzbrojenia.
Według Ignata ta luka stawia ukraińskich pilotów w niekorzystnej sytuacji w bezpośrednich starciach powietrznych. W swoim oświadczeniu nie sprecyzował dokładnych modeli ani ich pochodzenia, ale jego przesłanie było jasne: te samoloty, choć stanowią znaczący dodatek do arsenału Ukrainy, nie spełniają wymagań, aby rzucić wyzwanie dominacji powietrznej Rosji.
Jego komentarze odzwierciedlają szersze obawy na Ukrainie dotyczące tempa i jakości pomocy wojskowej ze strony sojuszników, zwłaszcza że konflikt trwa już trzeci rok i nie widać jego końca.
Nabycie F-16 przez Ukrainę było procesem stopniowym, naznaczonym miesiącami negocjacji i przeszkodami logistycznymi. Na początku 2025 r. kraj otrzymał skromną liczbę tych samolotów od zachodnich partnerów, w tym Holandii, Danii i prawdopodobnie Stanów Zjednoczonych.
Raporty sugerują, że do tej pory dostarczono około 20 samolotów F-16, choć dokładne liczby pozostają niejasne ze względu na obawy dotyczące bezpieczeństwa i różne oświadczenia urzędników. Holandia zobowiązała się do dostarczenia 24 samolotów w 2023 r., a dostawy rozpoczęły się w połowie 2024 r., podczas gdy Dania zobowiązała się do dostarczenia 19 samolotów, z których część już dotarła.
Stany Zjednoczone odegrały rolę w szkoleniu ukraińskich pilotów i zapewnianiu wsparcia, choć nie jest jasne, czy jakiekolwiek amerykańskie F-16 zostały bezpośrednio przekazane. Patrząc w przyszłość, Ukraina ma nadzieję zabezpieczyć więcej — potencjalnie do 80 samolotów — w perspektywie długoterminowej, zgodnie z wcześniejszymi szacunkami jej sił powietrznych.
Liczby te zależą jednak od gotowości państw NATO do rezygnacji z dodatkowych samolotów i czasu potrzebnego na przygotowanie ich do walki.
Przybycie tych samolotów zostało początkowo okrzyknięte przełomem, symbolem zachodniego zaangażowania w obronę Ukrainy. Jednak krytyka Ignata podkreśla rzeczywistość, z którą Kijów wielokrotnie się mierzył: otrzymywany sprzęt często wiąże się z ograniczeniami.
Wiele z F-16 to starsze wersje, wycofane ze służby w krajach-darczyńcach i odnowione do użytku na Ukrainie. Choć są funkcjonalne, brakuje im ulepszeń, które można znaleźć w nowszych modelach używanych obecnie przez siły powietrzne NATO.
Ukraina głośno mówiła o potrzebie co najmniej 128 myśliwców, aby w pełni zmodernizować swoją flotę powietrzną, cel, który pozostaje odległy, biorąc pod uwagę obecny skąpy dopływ dostaw. Na razie skupiamy się na maksymalnym wykorzystaniu tego, co jest dostępne, nawet gdy urzędnicy tacy jak Ignat podkreślają wyzwania, które na nas czekają.
Ze strony Rosji pewność co do zdolności Su-35 do przeciwstawienia się ukraińskim F-16 sięga czasów poprzedzających ich przybycie na pole bitwy. Już w 2023 r., gdy rozmowy o dostarczaniu Kijowowi zachodnich samolotów zyskały na popularności, rosyjscy analitycy wojskowi i państwowe media wyraziły optymizm co do wyższości ich samolotów.
Su-35, filar rosyjskich sił powietrznych, to myśliwiec czwartej generacji z ulepszeniami, które dają mu przewagę w manewrowości i sile ognia. Rosyjscy komentatorzy zwrócili uwagę na jego zaawansowane systemy radarowe, pociski dalekiego zasięgu i silniki z wektorowaniem ciągu — cechy, które pozwalają mu przechytrzyć przeciwników w walkach powietrznych.
[Ciąg wektorowany (ang. thrust vectoring lub thrust vector control, TVC) – rozwiązanie pozwalające na zmianę kierunku wektora siły ciągu silnika odrzutowego.md]
Twierdzili również, że F-16, które prawdopodobnie dotrą na Ukrainę, będą starszymi modelami, prognozę, którą oświadczenie Ignata wydaje się teraz potwierdzać. To przekonanie podsyciło narrację Moskwy, że pomoc Zachodu, choć znacząca, nie przechyli szali zdecydowanie na korzyść Ukrainy.
Rosyjscy oficerowie podkreślali również doświadczenie bojowe swoich sił powietrznych, zdobyte przez lata operacji w Syrii, a teraz na Ukrainie. Su-35 był kluczowym graczem w kampanii Rosji, używanym do atakowania celów naziemnych i przejęcia kontroli nad sporną przestrzenią powietrzną.
Eksperci wojskowi w Rosji twierdzą, że nawet z F-16 Ukraina będzie miała trudności z zakwestionowaniem tej dominacji, biorąc pod uwagę dysproporcje w szkoleniu pilotów i ogromną liczbę samolotów, które Moskwa może rozmieścić. Choć te twierdzenia niosą ze sobą dawkę propagandy, odzwierciedlają one wyrachowaną pewność co do możliwości Su-35 — pewność, z którą obecna flota Ukrainy musi się teraz zmierzyć na polu bitwy.
Jak więc Ukraina faktycznie wykorzystuje swoje F-16? Od czasu przybycia pierwszych samolotów w 2024 r., były one rozmieszczane głównie w misjach obronnych, takich jak przechwytywanie rosyjskich dronów i pocisków manewrujących.
Znaczący sukces miał miejsce w styczniu 2025 r., kiedy ukraiński pilot podobno zestrzelił sześć pocisków manewrujących w jednym locie, pokazując potencjał samolotu w walce z pewnymi zagrożeniami. Jednak ich rola w bezpośredniej walce powietrze-powietrze wydaje się ograniczona. Komentarze Ignata sugerują, że Ukraina unika wystawiania ich do walki jeden na jeden z Su-35, prawdopodobnie ze względu na związane z tym ryzyko.
Zamiast tego odrzutowce są używane ostrożnie, często pozostając za liniami frontu, aby chronić miasta i infrastrukturę przed atakami rakietowymi. Takie podejście odzwierciedla zarówno ich wartość jako rzadkiego zasobu, jak i ograniczenia narzucane przez ich możliwości.
Jednym z głównych ograniczeń jest brak zaawansowanego uzbrojenia. F-16 dostarczone Ukrainie są podobno wyposażone w starsze systemy rakietowe, takie jak AIM-9 Sidewinder i AIM-120 AMRAAM, ale nie w najnowsze wersje, które mogłyby zwiększyć ich zasięg lub celność.
Bez amunicji dalekiego zasięgu ukraińscy piloci muszą zbliżyć się do swoich celów — w tym rosyjskich odrzutowców — bardziej niż ich odpowiedniki Su-35, które mogą atakować z bezpieczniejszej odległości. Ponadto systemy radarowe i walki elektronicznej samolotów mogą nie dorównywać rosyjskim, co jeszcze bardziej przechyla szalę zwycięstwa na korzyść Moskwy.
Kolejną przeszkodą jest szkolenie. Choć ukraińscy piloci przeszli intensywne programy w USA i Europie, wciąż muszą się przystosować do platformy, która znacząco różni się od samolotów MiG i Suchoj z czasów Związku Radzieckiego, na których latali przez dziesięciolecia.
Analitycy z BulgarianMilitary.com wyrazili swoją opinię na temat tej dynamiki, zauważając, że ukraińskie myśliwce F-16 są nadmiernie wykorzystywane w wielu rolach — obronie powietrznej, wsparciu naziemnym i okazjonalnych atakach — a ich liczebność i wyposażenie nie pozwalają na osiągnięcie doskonałości w żadnej konkretnej dziedzinie.
=========================
W bułgarskim oryginale [po angielsku] dwa ciekawe dla amatorów – filmiki o obu tych maszynach. md
To było kryminalne szaleństwo, że USA zaangażowały się w wojnę graniczną między dwoma krajami po drugiej stronie świata. Niewielu Amerykanów wie, że „Ukraina”, która wcześniej zawsze była znana jako „Ukraina”, oznacza pogranicze. Był to po prostu region, taki jak Kurdystan, z nieokreślonymi, ruchomymi granicami, dopóki Lenin nie stworzył jej w 1921 roku.
Dlaczego, możesz zapytać, Zachód miałby podjąć ryzyko i rozpocząć III wojnę światową z powodu najbardziej skorumpowanego kraju w Europie?
Kilka powodów. Po pierwsze, Ukraina była bardzo skuteczną pralnią. Gigantyczne kwoty amerykańskich podatków zniknęły w czarnej dziurze, by ponownie pojawić się w kieszeniach organizacji pozarządowych, udając pomoc. Po drugie, powiązani łajdacy, tacy jak Bidenowie, nabrali tłuszczu. Dziesiątki miliardów zostały redystrybuowane do producentów broni, wykonawców wojskowych i Bóg wie kogo jeszcze. I oczywiście, duża grupa neokonserwatystów w DC zrobiła karierę, próbując zniszczyć Rosję za wszelką cenę.
Mam tylko nadzieję, że gdy Trump zbada, gdzie podziały się wszystkie pieniądze, dojdzie do masowych odzyskań pieniędzy i długich kar więzienia dla wielu osób, zarówno w USA, jak i w Europie.
International Man: Co sądzi Pan o przyszłości Zełenskiego i Ukrainy?
Doug Casey: Jak Zełenski, drugorzędny aktor w biednym kraju, stał się niezwykle bogaty, to opowieść, która powinna być szeroko rozpowszechniona. Kilka lat temu Panama Papers pokazały, że Zełenski był już wart około 300 milionów dolarów i miał dwa ultra drogie domy na południowej Florydzie. Ale do dziś nikt nie zbadał pochodzenia tej fortuny. Jestem pewien, że w międzyczasie wzrosła do miliardów.
Oto praktyczna zasada: dyktatorzy odpowiedzialni za masowe zniszczenia, miliony ofiar i masowe grabieże powinni skończyć jak Mussolini, którego powieszono za pięty na latarni.
Gdyby Zełenski był mądry, uciekłby do kraju bez ekstradycji. Izrael mógłby zadziałać, chociaż odmówili schronienia Meyerowi Lansky’emu, który również miał prawa powrotu.
Było zabawnie patrzeć, jak Trump traktował go z szacunkiem, na jaki zasługiwał w Białym Domu, zanim go wyrzucił ( link ).
International Man: Jakie są szersze geopolityczne konsekwencje zwycięstwa Rosji na Ukrainie?
Jaki wpływ może to mieć na NATO, UE i Europę jako całość?
Doug Casey: Mimo że Putin powiedział, że tęskni za granicami dawnego Związku Radzieckiego, szanse na to, że Rosja spróbuje podbić Europę, są zerowe. W rzeczywistości szanse są takie, że sama Rosja — która jest wielokulturowym imperium wewnętrznym — rozpadnie się na wiele mniejszych jednostek w ciągu najbliższych kilku dekad.
Ludzie nie rozumieją, że rzeczy są zupełnie inne niż w czasach Cesarstwa Rzymskiego, a nawet przed I wojną światową. Wtedy miałoby to sens, gdybyś podbił lub skolonizował inny kraj.
Życie było tanie; jeśli wygrałeś, mogłeś ukraść złoto, bydło, dzieła sztuki i niewolników. Dziś jest inaczej. Gdyby Rosja była na tyle głupia, żeby spróbować ponownie włączyć stary ZSRR — zapomnij o reszcie Europy — odkryje, że w dzisiejszym świecie istnieje niewiele bogactw „możliwych do kradzieży”. Skończyliby z niezwykle kosztowną wojną, po której nastąpiłaby niekończąca się wojna partyzancka, która doprowadziłaby do całkowitego upadku Rosji. Nie ma absolutnie nic do zyskania, a wszystko do stracenia.
Skąd w ogóle biorą się takie szalone memy? Są ku temu powody psychologiczne, ale teraz nie jest czas, abyśmy wpadali w tę króliczą norę. Rosyjska inwazja na Europę to mylący trop podsunięty przez amerykańskich i natowskich podżegaczy wojennych. Tylko bardzo głupi i nieświadomi ludzie w ogóle o tym myślą. Ale to nie znaczy, że nie wprowadzono wielkich niebezpieczeństw.
Rosja musiała potroić liczebność swojej armii, a to jest kosztowne. Jeśli wojna się skończy, będzie musiała rozwiązać większość armii, co spowoduje kolejne zniekształcenia, zawirowania w jej gospodarce.
Innym prawdopodobieństwem jest to, że NATO — które powinno zostać zniesione po rozpadzie Związku Radzieckiego na początku lat 90., ale nadal rośnie jak rak, mimo że nie służy już żadnemu użytecznemu celowi — w końcu się rozpadnie. To dobrze, ponieważ NATO jest niczym innym, jak prowokacją dla Rosji i Chin.
Będzie fala emigrantów z Ukrainy, dołączając do milionów, którzy już wyjechali. Większość Ukraińców jest w miarę dobrze wykształcona. Kto chce zostać w dotkniętym biedą, rozdartym wojną kraju z drapieżnym rządem? Miliony więcej przeniesie się na Zachód.
Jeśli chodzi o odbudowę Ukrainy, pomysł planu Marshalla jest kontr-produktywny. Jeśli obcokrajowcy chcą przyjechać i przywłaszczyć sobie pieniądze, to jedno. Ale bankrutujące rządy USA lub UE rzucające tam pieniędzmi tylko pogorszą sytuację. Nieuchronnie trafią one do kieszeni dobrze sytuowanych bogatych facetów, korumpując zarówno dającego, jak i otrzymującego.
Ukraina powinna być całkowicie wolna dla handlu. Przedsiębiorcy szybko się tam pojawią, nie po to, by stworzyć altruistyczną farsę, współczesną wioskę Potiomkinowską, ale by zarobić. Ale kto wie? Może ONZ i UE prowizorycznie sfabrykują jakieś rozwiązanie, a miejsce będzie przypominało wieczną Gazę lub powojenne Niemcy Wschodnie.
International Man: Po przelaniu tak dużej ilości krwi, skarbów i kapitału politycznego w ukraińskim bagnie, porażka będzie gorzką pigułką dla Deep State i zwolenników tej wojny. Histeria antyrosyjska pozostaje głęboko zakorzeniona w dużych segmentach amerykańskiego i europejskiego społeczeństwa.
Jak ci ludzie poradzą sobie ze zderzeniem z rzeczywistością, skoro przez lata obiecywano im zwycięstwo?
Czy sądzisz, że Głębokie Państwo podejmie próbę zablokowania jakiegokolwiek zbliżenia USA z Rosją?
Doug Casey: Rosja i Związek Radziecki były bête noire — wrogiem narodowym — USA odkąd byłem małym dzieckiem. Wszyscy ćwiczyliśmy chowanie się i krycie pod biurkami ze strachu przed ewidentnie niesprowokowanym atakiem złych Rosjan.
Amerykanie powinni zdać sobie sprawę, że wrogiem nigdy nie był naród rosyjski, było to państwo radzieckie przesiąknięte dogmatami marksizmu-leninizmu. I niemal równie patologiczne Deep State USA, zamieszkane przez naszą własną grupę podżegaczy wojennych, oportunistów i socjopatów.
Przez ostatnie 30 lat na samych amerykańskich uniwersytetach było więcej komunistów niż w całej Rosji. Prawdziwym zagrożeniem są socjaliści, faszyści, komuniści i Przebudzeni Europejczycy, którzy przejęli władzę w większości europejskich rządów.
W USA kompleks Deep State (z jego wojskowymi, korporacyjnymi, akademickimi, finansowymi i rozrywkowymi mackami) nie powinien być niedoceniany. Potrzebuje wrogów, aby machina wojenna produkowała zasadniczo bezużyteczne i przestarzałe śmieci. A jego ramię informacyjno-rozrywkowe utrzymywało pospólstwo w strachu, chętnie wspierając rząd, który twierdzi, że ich „broni”.
Prawdziwe niebezpieczeństwo, jak sugerował JD Vance w swoim przemówieniu w Monachium, kryje się wewnątrz nas.
Czy uważam, że Głębokie Państwo będzie próbowało zablokować jakiekolwiek zbliżenie z Rosją?
Absolutnie. Nie chcą, aby chaos się skończył, ponieważ ujawniłoby to głębokie pokłady przestępczości i korupcji, które są tak samo złe w całym rządzie USA, jak i na samej Ukrainie. Zakończenie chaosu wojennego ujawniłoby rząd USA jako pełen aroganckich i roszczeniowych oszustów.
Byłoby dla nich bardzo niewygodne, gdyby wojna na Ukrainie, być może najskuteczniejsza pralnia pieniędzy w historii, zniknęła. Następnie przeprowadzono by dogłębne śledztwo, aby ustalić, gdzie podziały się pieniądze. Oczywiście, będą chcieli zablokować jakiekolwiek zbliżenie z Rosją.
Jeśli jednak Departament „Obrony” i 15 agencji w tzw. „Wspólnocie Wywiadowczej” zostaną dokładnie zbadane, życie śledczych będzie poważnie zagrożone. To ryzykowne zajęcie rozbijać miski ryżu tych kolesi.
International Man: Poprzedni rząd USA zamroził cały obrót rosyjskimi akcjami i obligacjami na zachodnich rynkach finansowych.
Można przypuszczać, że po zakończeniu wojny aktywa te zostaną odmrożone i staną się dostępne dla zachodnich inwestorów.
Co sądzisz o rosyjskich akcjach?
Biorąc pod uwagę dalekosiężne konsekwencje przegranej Ukrainy w wojnie z Rosją, jakie inne implikacje inwestycyjne przewiduje Pan?
Doug Casey: Będzie wspaniale, gdy znów będzie można kupować rosyjskie akcje i obligacje.
W tym momencie mogą być oferowane niesamowite okazje. Pozwólcie mi podkreślić to, co powiedziałem wcześniej: sama Rosja ostatecznie rozpadnie się na wiele mniejszych krajów, tak jak Związek Radziecki 30 lat temu. Rosja nie jest najbardziej stabilnym krajem na świecie, ale jest o kilka odchyleń standardowych lepsza niż jakiekolwiek miejsce w Afryce, na przykład.
Nie postrzegam Rosji jako inwestycji, ale raczej jako spekulację o wysokim potencjale po ponownym otwarciu rynków. Kraj nie ma długu i mógłby łatwo przejść na rubla opartego na złocie. Secesja posiadłości nierosyjskich mogłaby być bardzo dobrą rzeczą.
Tymczasem na Zachodzie jest prawdopodobne, że zobaczymy załamanie finansowe i gospodarcze, ponieważ Trump będzie usuwał liczne zniekształcenia w tym samym czasie, gdy będzie wprowadzał nowe. Wielki Kryzys prawdopodobnie przywróci Demokratów do władzy, co jest złą wiadomością.
Biorąc pod uwagę, że Kijów przegrywa wojnę z Moskwą, jest całkiem pewne, że teraz jest czas na sprzedaż akcji wojskowych/przemysłowych i wojennych. Jeśli Trumpowi uda się ograniczyć wydatki na wojsko, jak mówi, dużo pieniędzy przestanie płynąć do takich firm jak Lockheed, Raytheon i Boeing. Biznes „obronny” jest absolutnie pełen oszustw, głupoty i korupcji.
W ciągu ostatnich 30 lat radzili sobie znakomicie, ale biorąc pod uwagę zmiany w sytuacji makroekonomicznej, myślę, że impreza się skończyła. Nie dość, że to, to jeszcze technologia wojskowa zmienia się radykalnie. Rodzaj hi-tech-owego badziewia, które produkują — np. F-35, B21, lotniskowce i pociski artyleryjskie za 100 000 dolarów — ma tyle samo sensu, co produkcja pancerników pod koniec II wojny światowej. Tanie drony mają więcej sensu. Podobnie jak Terminatory za 20 000 dolarów.
Natura całego świata zmienia się pod każdym względem. Radykalnie.
Uwaga redaktora: Niestety, praktycznie rzecz biorąc, pojedyncza osoba może niewiele zrobić, aby zmienić bieg tych trendów.
Najlepsze, co możesz i powinieneś zrobić, to pozostać poinformowanym, aby móc jak najlepiej się chronić, a nawet skorzystać z tej sytuacji.
Właśnie dlatego poczytny autor Doug Casey i jego współpracownicy właśnie wydali pilny nowy raport PDF , w którym wyjaśniają, co może się wydarzyć dalej i co można z tym zrobić.
Kiedy w 1991 rokuUkraina uzyskała niepodległość, wydawało się, że posiada wszystkie wymagania, aby być odnoszącym sukcesy, szczęśliwym i zamożnym narodem. Spośród piętnastu suwerennych państw, które powstały po upadku Związku Radzieckiego, Ukraina była najwyraźniej najbardziej uprzywilejowana. Jej rozległe połacie bardzo żyznych gruntów rolnych, czarnoziemu, produkowały ogromne ilości pszenicy, kukurydzy i ziemniaków. Jednocześnie Ukraina była potęgą przemysłową, a produkcja koncentrowała się w miastach takich jak Donieck i Charków (gdzie mieści się słynna fabryka samolotów Antonow). W 1975 roku ukraińska produkcja stali dorównywała produkcji Niemiec Zachodnich, europejskiej potęgi przemysłowej. W 1988 roku, kiedy była jeszcze republiką radziecką, ukraiński PKB uczyniłby ją jedenastą co do wielkości gospodarką świata.
Obecnie zajmuje czterdzieste piąte miejsce. Ze względu na PKB na mieszkańca (PPP) Ukraina jest jednym z najbiedniejszych krajów europejskich. Straciła ponad połowę z 52 milionów mieszkańców, którymi szczyciła się w momencie uzyskania niepodległości, ponieważ na obszarze kontrolowanym przez reżim kijowski pozostało co najwyżej około 25 milionów. Całkiem imponujące osiągnięcie w ciągu zaledwie trzydziestu pięciu lat niepodległości.
A jednak niepodległość wydawała się tak obiecująca ! Rząd USA i wielu Amerykanów z ukraińskimi przodkami i korzeniami natychmiast żywo zainteresowało się nowym suwerennym państwem. Byli to potomkowie słowiańskich imigrantów z Ukrainy, czyli Małej Rosji, jak nazywano ją jeszcze nieco ponad sto lat temu, ale głównie potomkowie Żydów, którzy opuścili tę część Rosji, aby znaleźć lepsze życie w Nowym Świecie.
Amerykanie przybyli z całym swoim arsenałem, w tym z typowym wachlarzem organizacji pozarządowych i przede wszystkim „międzynarodowych” podmiotów finansowych, takich jak Bank Światowy i MFW. Instrumenty te okazały się niezwykle skuteczne w podporządkowaniu i utrzymaniu kontroli USA nad krajami Ameryki Łacińskiej.
USA rozpoczęły więc demontaż gospodarki Ukrainy, zabierając to, co wydawało się najcenniejsze i pozbywając się reszty, przykuwając kraj do USA i zdominowanych przez USA organizacji międzynarodowych, jednocześnie przejmując kontrolę nad jego finansami. W tym procesie ukraiński przemysł wytwórczy, zatrudniający miliony, został wypatroszony i ostatecznie rozebrany. Ukraińscy politycy byli tylko zbyt chętni, aby grać i nie przegapić złotej okazji, aby wypchać swoje kieszenie. Według Wskaźnika Percepcji Korupcji (CPI) Ukraina jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów Europy, wśród znanych miejsc, takich jak Mołdawia. Innymi słowy, można powiedzieć, że Ukraina stała się europejskim klonem klasycznej latynoamerykańskiej republiki bananowej, takiej jak Nikaragua czy Honduras.
W 1994 r. Ukraina została całkowicie podporządkowana banksterom z Wall Street, MFW i Banku Światowego, gdy Wiktor Juszczenko został mianowany szefem banku centralnego kraju. Gdy amerykańscy rabusie i doradcy, a za nimi chętni spekulanci z Europy, zalali kraj, rozpoczęła się kolejna wielka kradzież.
Dziesięć lat później, w 2004 r., za pośrednictwem organizacji pozarządowych i innych instrumentów, takich jak National Endowment for Democracy, USA zorganizowały lokalną rewolucję kolorową, „pomarańczową rewolucję”, która doprowadziła do wyboru Juszczenki na prezydenta. W tym czasie Ukraina już (w 2003 r.) dała dowód swojej lojalności wobec USA, wysyłając 1600 żołnierzy na okupację Iraku po tym, jak USA go podbiły.
Można powiedzieć, że Ukraina przekształcała się w europejski odpowiednik Kuby w latach 60.: bastion supermocarstwa na progu innego supermocarstwa, taki, jakim Kuba była dla Związku Radzieckiego na progu Ameryki. Różnica polegała na tym, że Ukraina była rządzona dokładnie tak samo jak Kuba od 1902 do 1959 r.: jako zwykły protektorat USA, z lokalnym ambasadorem USA jako prokonsulem.
Kolejną dekadę później, w 2014 roku, po tym, jak prezydent Wiktor Janukowycz, ulegając zdrowemu rozsądkowi i rosyjskiej presji, wycofał się z podpisania umowy o wolnym handlu i stowarzyszeniu z Unią Europejską (politycznym ramieniem NATO), USA zorganizowały „Rewolucję Godności”, znaną również jako Euromajdan. Interwencja zakończyła się sukcesem, co doprowadziło do wyboru nowego prezydenta: cara czekolady Petra Poroszenki. Przystępując do uchwalania serii antyrosyjskich dekretów, nowy reżim sprowokował bunt w regionach (obwodach) donieckim i ługańskim, w których większość stanowią rosyjskojęzyczni. Oba regiony ogłosiły następnie autonomię, po czym reżim w Kijowie rozpętał falę odwetowej przemocy wobec lokalnej ludności cywilnej, co do 2022 roku doprowadziło do śmierci ponad 14 000 mieszkańców.
Amerykanie, którzy teraz mieli pełną kontrolę nad Ukrainą, postanowili przejąć bazę morską w Sewastopolu na Półwyspie Krymskim. Region ten był również w przeważającej mierze zamieszkany przez rosyjskojęzycznych. Przejęcie bazy przez USA pozbawiłoby rosyjską marynarkę wojenną strategicznej bazy południowej, która była absolutnie niezbędna. W ciągu kilku dni od zakończenia „Rewolucji Godności” jednostki armii rosyjskiej zostały wysłane na Krym, aby zabezpieczyć go dla Rosji i uniemożliwić USA przejęcie bazy w Sewastopolu. 11 marca krymski parlament regionalny i rada miejska Sewastopola ogłosiły niepodległość regionu, która została zatwierdzona w referendum kilka dni później. Miesiąc później Krym dołączył do Federacji Rosyjskiej.
Amerykanie wrzeli z bezsilnej wściekłości, gdy ich plan przejęcia Sewastopola upadł. W pewnym stopniu złagodzili to, sprawiając, że ich „społeczność międzynarodowa” odmówiła uznania legalności przyłączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej. Ale co dalej? Reżim Obamy, w którym neokonserwatyści z PNAC odegrali kluczową rolę, zdecydował się na incydent pod fałszywą flagą, aby doprowadzić do zbrojnej konfrontacji z Rosją, którą, jak byli całkowicie pewni, USA i NATO wygrają bezapelacyjnie. 17 lipca 2014 r. Amerykanie, za przyzwoleniem, jeśli nie pomocą holenderskiego rządu Rutte, zorganizowali zestrzelenie przez ukraińskie myśliwce malezyjskiego samolotu pasażerskiego, na pokładzie którego znajdowało się dwustu obywateli Holandii. Samolot MH-17 został zestrzelony i rozbił się w oderwanym regionie Doniecka. Rosjanie, oskarżeni o tajne wspieranie rebeliantów w Doniecku, zostali natychmiast obwinieni o zestrzelenie samolotu pasażerskiego. Nie trzeba dodawać, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tego twierdzenia. [Nawiasem mówiąc, można przypuszczać, że nominacja Rutte’a na stanowisko Genseka NATO jest nagrodą za jego lojalną współpracę w sprawie oszustwa związanego z lotem MH-17 .]
Chociaż „wojna rosyjsko-ukraińska” rozpoczęła się w 2014 r., była prowadzona w bardzo dyskretny sposób, szczególnie po stronie rosyjskiej. Ukraińcy z kolei, wspomagani i podżegani, często wręcz prowadzeni przez Amerykanów i ich wasali z NATO (zwłaszcza Anglików), rozpoczęli szeroko zakrojony program zbrojeniowy w ramach przygotowań do poważnej konfrontacji z Rosją.
Pod koniec 2021 r. prezydent Rosji Władimir Putin, w celu zakończenia rozlewu krwi w Doniecku i Ługańsku oraz trwałego rozwiązania problemu, wysłał wielokrotne propozycje do reżimu Bidena w USA i do NATO. Jednak ponieważ nikt nie chciał odpowiedzieć, w lutym 2022 r. Rosja rozpoczęła Specjalną Operację Wojskową (SMO).
Po raz kolejny USA i ich europejscy wasale wrzeszczeli z wściekłości na kolejne naruszenie ich „opartego na zasadach” porządku. W rzeczywistości, zgodnie z tymi zasadami, tylko USA i Izrael mają prawo robić to, co właśnie zrobiła Rosja. Jednak stworzyło to dokładnie taką sytuację, do której USA i NATO przygotowywały się przez cały czas. W ten sposób rozpoczęła się wojna zastępcza NATO przeciwko Rosji, która miała doprowadzić do upadku i podziału Federacji Rosyjskiej.
W swojej trwającej przez dziesięciolecia zarozumiałości i pysze zachodnie elity rządzące, ich media i różni „eksperci” byli przekonani, że ich lepsza zachodnia broń z łatwością zwycięży. Ku ich całkowitemu zaskoczeniu, broń zachodnia okazała się gorsza od rosyjskiej. Co więcej, ukraińskie siły zbrojne zostały wyszkolone według standardów NATO, które same w sobie są gorsze od standardów rosyjskich sił zbrojnych. Chociaż poszczególnym ukraińskim żołnierzom z pewnością nie brakowało odwagi i zaangażowania, okazali się mięsem armatnim dla rosyjskiej armii i jej lepszej broni.
W tej chwili, trzy lata po rozpoczęciu SMO, klęski ukraińskiej armii nie da się już ukryć przed opinią publiczną za pomocą fake newsów i codziennych dawek dezinformacji.
Na polu bitwy zginęło ponad milion ukraińskich żołnierzy, co oznacza, że co najmniej dwa miliony innych zostało rannych, z których wielu pozostanie kalekami do końca życia.
Chociaż dzięki rosyjskiej taktyce straty cywilne są bardzo niskie, nie będzie przesadą stwierdzenie, że wojna pogłębiła upadek demograficzny Ukrainy. Miliony Ukraińców, w tym wielu mężczyzn w wieku poborowym, uciekło do innych krajów europejskich. Ponad dwa miliony znalazło schronienie w Polsce, gdzie ukraińscy lekarze i pielęgniarki przejęli szerokie połacie systemu medycznego. Ponad milion jest teraz w Niemczech, prawie milion w Czechach. Duże kolonie Ukraińców znajdują się (w kolejności malejącej) we Włoszech, Rumunii, Słowacji i Holandii. Przed wybuchem wojny setki tysięcy Ukraińców opuściło już swoją ukochaną ojczyznę, aby znaleźć lepsze życie w Ameryce, ale także w Rosji, gdzie istnieje duże zapotrzebowanie na wszelkie możliwe rodzaje pracy. Tyle o patriotyzmie Ukraińców!
Mając na uwadze ostateczną porażkę ukraińskich sił zbrojnych i ich sponsorów z NATO i USA, zrozumiałe jest, że w obu obozach podejmowane są działania w celu osiągnięcia formalnego porozumienia. Nowo wybrany prezydent USA Donald Trump działa obecnie jak katalizator w tym delikatnym procesie.
Prezydent Ukrainy Władimir Zełenski, nie pozbawiony talentu komik, który został starannie wybrany i przygotowany do pełnienia urzędu, pozostaje wierny swojej roli niezłomnego przywódcy wojennego wbrew przytłaczającym przeciwnościom i prezentuje pokaz odporności i determinacji. Jednak coraz bardziej wygląda na to, że jest przywódcą pustej skorupy. Ukraińska gospodarka ogromnie ucierpiała z powodu wojny. Sieć energetyczna musi zostać całkowicie przebudowana, a inne elementy infrastruktury również wymagają ogromnych inwestycji i wysiłku, aby przywrócić je do normy.
Ostatnie wystąpienie Zełenskiego w Białym Domu w sporze z Trumpem i wiceprezydentem Vance’em nie powinno odwracać uwagi od tego, co prawdopodobnie zostało już ustalone przez Trumpa i Putina. Obaj chcą zakończenia operacji wojskowej na Ukrainie, ale to Rosja dyktuje warunki. Zełenski i Trump chcą ratować twarz, a Putin z pewnością pozwoli Trumpowi to zrobić.
Ukraina wyjdzie z tego amputowana i pokryta bliznami, opłakując swoich zmarłych i żywiąc urazę do milionów Ukraińców, którzy wyjechali i prawdopodobnie nie wrócą. Będzie to swego rodzaju cud, jeśli szczątkowa Ukraina wokół Kijowa, bezpiecznie związana z Rosją, przetrwa.
Historia zna niewiele przykładów, w których naród posiadający wszelkiego rodzaju zalety został zniszczony w ciągu zaledwie czterech dekad. Ukraina stanowi wyjątkowy przypadek z tej sytuacji.
Jest niezwykle smutne, że Ukraina nie została zniszczona przez zwykłych Ukraińców. Wszystko, czego chcą, to to, czego naprawdę pragnie większość ludzi na świecie: prowadzić zdrowe, szczęśliwe życie z rodziną i przyjaciółmi, być bezpiecznym i jeść przyzwoite jedzenie. Kraj został zniszczony przez USA i ich wasali z NATO oraz klikę banksterów, wspomaganą przez małą klikę bezwzględnych ukraińskich polityków.
W rzeczywistości Ukraina to po prostu kolejne upadłe państwo, którego istnienie podtrzymują ogromne pieniądze, trafiające głównie do kieszeni rzesz skorumpowanych polityków i biznesmenów w USA, Europie, Izraelu i na Ukrainie.
W Dżuddzie w Arabii Saudyjskiej spotkają się delegacje USA i Ukrainy. Prezydent Wołodymyr Zełeński zapewnił, że tym razem stanowisko Kijowa będzie „w pełni konstruktywne”. Wyraził też nadzieję, że uda się osiągnąć konkretne efekty w kierunku zakończenia wojny z Rosją.
„Mamy nadzieję na praktyczne rezultaty. Pozycja Ukrainy w tych rozmowach będzie w pełni konstruktywna” – napisał Zełeński na X.
Ukraiński prezydent poleciał do Arabii Saudyjskiej. Jednak nie będzie brał udziału w negocjacjach.
Delegacja ukraińska składa się m.in. z szefa gabinetu prezydenta Andrija Jermaka, ministra spraw zagranicznych Andrija Sybihy oraz ministra obrony Rustema Umierowa. Na czele amerykańskiej delegacji stoi sekretarz stanu Marco Rubio.
Jak podkreślił, jest optymistą przed rozmowami w Dżuddzie.
– Gdybym nie był, to bym tu nie przyjechał – powiedział Rubio.
Potwierdził, że Wołodymyr Zełeński nie weźmie udziału w negocjacjach. Nie wyklucza jednak spotkania z nim.
– Nie jest planowane, ale jest możliwe – zaznaczył Marco Rubio.
Będzie to pierwsze spotkanie przedstawicieli USA i Ukrainy od czasu skandalicznego zachowania Zełeńskiego w Gabinecie Owalnym w Białym Domu. W rozmowach nie przewidziano udziału Rosji.
Negocjacje USA-Ukraina mają rozpocząć się o godz. 12 czasu miejscowego, czyli godz. 10 czasu polskiego.