Przerwany wykład Grabowskiego. TO działo się tuż przed interwencją Brauna

We wtorek 30 maja w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie poseł Konfederacji Grzegorz Braun wkroczył z interwencja na wykład prof. Jana Grabowskiego. W kulminacyjnym punkcie jego przemówienia po prostu je przerwał.

„Moment kulminacyjny kiedy Grabowski nazywa żołnierzy NSZ i Żołnierzy Wyklętych «mordercami żydów» po długiej tyrradzie w której opowiadał jak instruował partie demokratyczną i republikańską w USA jak powinni traktować PL” – relacjonował na Twitterze Michał Specjalski, załączając nagranie z tego momentu.

W dalszych wpisach nakreślił też szerszy kontekst, w którym doszło do interwencji Brauna.

„Grabowski opowiadał jak to w 2016 roku przebywał w Muzeum Holokaustu w USA jako wykładowca i otrzymać miał telefon z departamentu stanu Zaproszono go aby opowiadał na temat poszczególnych polskich polityków, ich profilować i wyjaśniać działania związane z nowelizacją ustawy o IPN” – napisał.

„Spotkał się z doradcami politycznymi partii demokratycznej i republikanów w departamencie stanu USA. Doradcy partii wypytywali Grabowskiego o decyzje rządu ZJEP i poszczególnych polityków tego rządu. Grabowski wyjaśniał, że rząd ZJEP jest zaściankowymi autorytarnymi populistami” – dodał.

„Przedstawiał amerykanom, że «przekłamana» historia i mity narodowe polaków są wykorzystywane przez rząd ZJEP do rządzenia wewnątrz kosztem relacji międzynarodowych. Następnie stwierdził, że czuł że pokierował się racją stanu przedstawiając opinie mimo, że wcześniej nazwał się kanadyjskim historykiem” – czytamy dalej.

„Następnie żalił się, że chodzenie po prokuraturze IPN, ABW i sądach w Polsce zabiera mu czas aby następnie zarzucić @MorawieckiM i@CzarnekP nagonkę na «niezależnych badaczy holokaustu», granie na antysemickich strunach, zniekształcanie holokaustu, kampanii nienawiści” – relacjonował.

„Następnie zaczął wywód o historii i polityce «wtórnego antysemityzmu» powołując się na Bilewicza z UW. Tyradę zakończył oskarżeniem Narodu Polskiego o udział w Holokauście żydów systemowo i zaprzeczył, że Polacy systemowo pomagali żydom. Stwierdził, że pomoc Polaków żydom to kłamstwo” – pisał Specjalski.

„Wtedy wkroczył poseł @GrzegorzBraun_ odbierając mikrofon i uniemożliwiając kontynuacji pomówień Narodu Polskiego przez Grabowskiego mówiąc «Wystarczy! Enough is Enough! Ten wykład się zakończył». Na okrzyki «Hańba! Hańba!» stwierdził, że hańba tak krzyczącym na sali” – zakończył.

Nagranie, jakie zamieścił w tym wątku, zaczyna się w momencie, gdy Grabowski mówi o ustawie o IPN, „w której przewidziano karę do trzech lat więzienia dla historyków, mających na historię zagłady nieco odmienne poglądy od tego, co władza uważała za słuszne”.

– Była to jedna z bardziej haniebnych ustaw ostatnich lat, a było ich sporo. Tu wypada postawić pytanie: Na 465 posłów zasiadających w Sejmie, ilu zdecydowało się zagłosować przeciwko temu prawnemu skandalowi? Czterech. Warto to powtórzyć: czterech – grzmiał.

– To samo dotyczyło podziękowań dla prawdziwych patriotów, morderców Żydów z NSZ z Brygady Świętokrzyskiej – mówił dalej. W tym momencie widać, jak poseł Grzegorz Braun wstał ze swojego miejsca.

– To samo uznanie dla Żołnierzy Wyklętych ze szczególnym wskazaniem na Józefa Kurasia „Ognia” – słyszymy jeszcze, zanim Braun wymontował mikrofon ze stojaka.

– Dość tego – powiedział poseł Konfederacji, po czym zaczął uderzać mikrofonem o pulpit, a następnie rzucił nim o podłogę. Z sali dało się słyszeć nawoływania „ochrona”. Poseł natomiast kontynuował, wyrywając kable z głośnika i przewracając go na ziemię.

„Dumny jesteś z siebie, Braun?”, „To jest zachowanie posła?” – grzmieli zgromadzeni na wykładzie Grabowskiego.

– Tak, to jest zachowanie posła Rzeczypospolitej – odparł ze spokojem Braun.

Obecni na sali skandowali także „hańba”. – Zdrajcy pod panowaniem niemieckim nauczają Polaków, na ich własnym terenie. Hańba, wam hańba – mówił ktoś z otoczenia Brauna. – Istotnie, hańba wam, hańba wam wszystkim – skwitował Braun.

Z widowni dało się jeszcze słyszeć: „Wstyd faszysto” oraz „Jak można być faszystą i Polakiem?”.

W pewnym momencie do Brauna podszedł mężczyzna o kuli. – Tą laską pana naleję (…) Ty łobuzie jeden a nie pośle. Reprezentujesz jakieś pomyje ludzkie – grzmiał.

– Niech pan poprosi kierownika tego Instytutu – zwrócił się chwilę później Braun do ochroniarza.

=============================

mail:

[to nie żaden „mężczyzna”, lecz znany pederasta – „ciota Irenka”, jak lubi siebie nazywać – Ireneusz Krzemiński:

Walnąłem go laską” – powiedział z dumą OKO.press prof. Ireneusz Krzemiński, znany socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Prof. Krzemiński przyszedł na wykład, poruszając się o kulach.]

Wstydliwe zakątki niezwyciężonej armii. Chwyt za nosek.

Wstydliwe zakątki niezwyciężonej armii

Stanisław Michalkiewicz Buffalo Bill 1 czerwca 2023

Jak głosi słynny „Alfabet” („Anioł jest to sługa Boży, Buffalo Bill, Buffalo … a potem np. Karabin to broń zdradziecka, Buffalo Bill, Buffalo…”itd.) – Armia nasza jest zwycięska – oczywiście „Buffalo Bill, Buffalo”. Jak dotąd największym zwycięstwem naszej niezwyciężonej armii, była wiktoria nad głupimi cywilami 13 grudnia 1981 roku. Nasza niezwyciężona armia rozgromiła wtedy wszystkich głupich cywilów i to nawet bez takich jatek, jak w grudniu 1970 roku, kiedy to tylko w okolicach przystanku kolejowego Gdynia-Stocznia zginęło ich aż kilkudziesięciu.

Podczas stanu wojennego ofiar było znacznie mniej, przede wszystkim dlatego, że głupi cywile nie stawili specjalnego oporu, z wyjątkiem kilku młodych ludzi, którzy podczas próby rozbrojenia, zastrzelili sierżanta milicji nazwiskiem Karos. Do transformacji ustrojowej nasza niezwyciężona armia już się nie wtrącała. Zresztą po co miałaby się wtrącać, kiedy całą transformację ustrojową w naszym bantustanie przeprowadziły stare kiejkuty, zgodnie z ustaleniami dokonanymi przez pana Daniela Frieda z Departamentu Stanu ze strony amerykańskiej i szefa KGB Władimira Kriuczkowa ze strony sowieckiej?

Wszystko było pod kontrolą, podobnie, jak wojna na Ukrainie, gdzie i Amerykanie i Rosjanie się pilnują, by nie przekraczać cienkiej, czerwonej linii. Kto tę cienką, czerwoną linię nakreślił – tajemnica to wielka – ale ktoś nakreślić ją przecież musiał, skoro największym zmartwieniem sekretarza generalnego NATO, pana Stoltenberga, którym zresztą się z nami podzielił, była obawa, żeby ta wojna nie wymknęła się spod kontroli? Dopóki bowiem wojna nie wymyka się spod kontroli, to wszystko jest w jak najlepszym porządku; pociski i bomby mają prawidłowe – jak pisał w „Żywotach pań swawolnych” Brantome – „kalibery”, a ginie tylko ten, kto ma zginąć. Na przykład na Ukrainie jest rozkaz, że ginąć mają tylko „bandyci Putina” – i rzeczywiście – śmierć dziesiątkuje ich każdego dnia, aż dziw, że jeszcze któryś został przy życiu, podczas gdy po stronie ukraińskiej nie ginie nikt, może poza jakimiś cywilami, no i dziećmi, na które Putin jest dlaczegoś szczególnie zawzięty. W tej sytuacji można się tylko dziwić, że ostateczne zwycięstwo, które przecież zostało zatwierdzone na najwyższym szczeblu, jeszcze nie nadeszło – ale przecież nadejdzie, niech nikogo głowa o to nie boli.

Jak wiadomo, wstępnym warunkiem powodzenia jakichkolwiek operacji militarnych jest rozpoznanie. Używa się do tego celu wywiadu, albo płytkiego, albo głębokiego, a jak nie ma na to czasu, bo sytuacja nagli, to stosuje się metodę rozpoznania walką. Uderzamy na nieprzyjaciela takimi siłami, żeby rozpoznanie nie zamieniło się w paniczną ucieczkę, to znaczy pardon – jaką tam znowu „paniczną ucieczkę”? O tym nie ma mowy; nasza niezwyciężona armia takich manewrów w ogóle nie dopuszcza, a jeśli już – to tylko wycofanie na z góry upatrzone pozycje. Nieprzyjaciel wtedy będzie musiał pokazać wszystko, co tam ma i w ten sposób zdobędziemy potrzebne informacje. W ogóle w wojsku wiele zależy od fortelów – o czym lubił mówić pan Zagłoba, któremu fortele przebiegały przez głowę z szybkością błyskawicy – zwłaszcza podczas ucie… to znaczy pardon – podczas wycofywania się na z góry upatrzone pozycje. Na przykład – żeby nie zdradzić się przed nieprzyjacielem, że wyszła nam cała amunicja, spokojnie strzelamy dalej, jakby nigdy nic – i tak, aż do ostatecznego zwycięstwa.

Rozpisałem się na ten temat, bo zdumiała mnie informacja, jaką z Judenratem „Gazety Wyborczej podzielił się pan generał Janusz Nosek. Pan generał jest żywym dowodem na to, że każdy, nawet najgłupszy cywil, nosi w swoim tornistrze buławę marszałkowską. Skończył był bowiem historię na KUL, potem nawet nauczał tego przedmiotu w szkole. Stamtąd trafił do UOP, potem do ABW, aż wreszcie, w 2008 roku premier Tusk powierzył mu kierowanie Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, która wypączkowała ze „zlikwidowanych” Wojskowych Służb Informacyjnych”, a prezydent Komorowski awansował go na generała brygady.

Ale w roku 2013 został z tej funkcji odwołany, czemu towarzyszyły fałszywe pogłoski, jakoby z siedziby SKW był wyprowadzony „chwytem za nosek”, a w 2017 roku reżym „dobrej zmiany” zawlókł go przed prokuratora, który podejrzewał go współpracę z obcym wywiadem. Najwyraźniej podejrzenia te się nie potwierdziły, bo nie słychać, by pan generał został zawleczony przed niezawisły sąd, tylko – jak to u nas – wszystko zakończyło się wesołym oberkiem. No a teraz pan generał Nosek, za pośrednictwem Judenratu „Gazety Wyborczej”, poinformował nas, że „PiS jest przesiąknięty agenturą rosyjską”.

Przypadek zrządził, czy dobry los – jak głosi piosenka – że rewelacja o przesiąknięciu PiS rosyjską agenturą ukazały się akurat w momencie, gdy rząd „dobrej zmiany” usiłuje przeforsować w Sejmie ustawę o komisji, która zbadałaby rosyjskie wpływy w polskiej polityce. Jak wiadomo, pomysłowi utworzenia takiej komisji zdecydowanie sprzeciwia się obóz zdrady i zaprzaństwa, z kierującą nim politycznie Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Ostatnią nadzieję upatruje w panu prezydencie Dudzie – że się opamięta i ewentualnej ustawy nie podpisze, na wszelki wypadek kierując ją do Trybunału Konstytucyjnego, a panujący w nim „burdel i serdel” sprawi, że się tam zaśmierdzi i nigdy nie nabierze mocy obowiązującej. Głos zabrał nawet ambasador USA w Warszawie pan Marek Brzeziński, przestrzegając panią kierowniczkę Sejmu Elżbietę Witek, że „z procedowanych w Sejmie przepisów” mogą skorzystać „kraje nie budzące zaufania”, co mogłoby wpłynąć na „dwustronne relacje” USA z Polską.

Jak pamiętamy, Polska już raz otarła się o groźbę naruszenia swoich interesów strategicznych, kiedy Sejm w 2018 roku znowelizował ustawę o IPN. Kiedy jednak Departament Stanu udzielił nam przestrogi, reżym „dobrej zmiany” wycofał się z tej nowelizacji z podwiniętym ogonem i stosunki USA z Polską wkroczyły w etap idylli. List pana ambasadora Brzezińskiego pokazuje, że ten etap chyba dobiega końca. Coś może być na rzeczy, bo skoro Polska oddała już Ukrainie wszystko, co tylko mogła, a w Ameryce kupiła wszystko, co tamtejsi twardziele jej wtrynili, to w stosunkach z Polską można wrócić do stanu normalnego i skrócić jej smyczkę, żeby nikomu nie przewróciło się w głowie. Dlatego też pani minister Jadwiga Emilewicz, wciągnięta do rządu ze względów wyborczych, nie potrafiła odpowiedzieć nie tylko na pytanie, za jakie pieniądze będzie odbudowywana, pozostająca na zachodniej już nie kroplówce, ale transfuzji finansowej Ukraina, ale również – czy Polska nadal ma odbudowywać Donbas, który – póki co – pozostaje w rękach rosyjskich.

Inna rzecz, że pan red. Rymanowski taktownie jej o to nie zapytał, co by wskazywało, że i Polsat został podporządkowany ukraińskiemu Sztabowi Generalnemu, jak telewizja rządowa, czy druga telewizja nierządna. A tymczasem pan generał Nosek powiada, że PiS, który na rozkaz Pana Naszego z Waszyngtonu dla Ukrainy zrobił wszystko, a nawet więcej – jest „przesiąknięty agenturą rosyjską”. W tej sytuacji mamy dwie możliwości; albo pan generał Nosek przewąchał coś, czego my jeszcze nie wiemy, albo niczego nie przewąchał, tylko wykonuje zadanie w ramach kampanii wyborczej. Myślę, że ta druga możliwość jest znacznie bardziej prawdopodobna od tej pierwszej, a jeśli tak, to może lepiej, gdybyśmy nie mieli służb wywiadowczych, ani żadnych innych, które nic nie wiedzą, tylko załatwiają swoje prywatne porachunki i kręcą lody. Wtedy bylibyśmy ostrożniejsi, a tak, to wydaje nam się, że ktoś pilnuje interesu, a tymczasem nikt niczego nie pilnuje – byle zdrowie było.

Tylko Braun zachował się jak trzeba

Tylko Braun zachował się jak trzeba

Gdyby – biorąc przykład z Brauna – wszyscy odmówili noszenia masek, pandemiczny terror skończyłby się z dnia na dzień. Gdyby – biorąc przykład z posła Brauna – wszyscy odebrali mikrofon Grabowskiemu, jego paszkwilancka kariera skończyłaby się z dnia na dzień.

Katarzyna Treter-Sierpińska maj 31, 2023 tylko-braun-zachowal-sie-jak-trzeba

We wtorek (30.05.2023) poseł Konfederacji Grzegorz Braun przerwał antypolski, oszczerczy i kłamliwy wykład prof. Jana Grabowskiego pt. „Polski (narastający) problem z historią Holokaustu”. Grabowski jest synem ocalonego z Holokaustu Ryszarda Abrahamera, czyli Żyda uratowanego przez Polaków.

Natomiast wykład, w którym Grabowski po raz kolejny obarczał Polaków współwiną za Holokaust, odbywał się w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie. To doskonała ilustracja niemiecko-żydowskiej współpracy w budowaniu antypolskiej narracji, której celem jest propagandowe przerobienie Polaków z narodu ofiar (którym był) na naród katów (którym nie był).

Tym sposobem Niemcy zdejmują z siebie odium za zbrodnie przodków i nurzają w szambie Polaków, których ich przodkowie mordowali. Żydowski geszeft polega zaś na tym, że jak już wzięli od Niemców pieniądze, wypłacone jako odszkodowanie za niemieckie ludobójstwo na Żydach, chcą teraz za to samo wydębić kasę od Polaków. ]Grabowski, który robi karierę na produkcji antypolskich kłamstw, jest jednym z filarów tego geszeftu. I zupełnie nie przejmuje się naukowymi polemikami obnażającymi jego brednie. Po prostu idzie w zaparte i przekracza kolejne granice.

Podczas wykładu w Niemieckim Instytucie Historycznym Grabowski po raz kolejny wygłaszał tezy o polskiej współwinie za Holokaust utrzymując, że Polacy nie ratowali Żydów, tylko ich mordowali i to systemowo. Gdy Grabowski nazwał żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej NSZ „mordercami Żydów”, poseł Braun wstał, podszedł do prelegenta, zabrał mu mikrofon, powiedział „Dość tego” i uderzył mikrofonem w mównicę. Następnie przewrócił głośnik i w ten sposób zakończył wykład antypolskiego oszczercy. Brawo! Ktoś musiał w końcu dobitnie pokazać, że nie wolno dłużej tolerować tej antypolskiej hucpy. Tym kimś okazał się Grzegorz Braun, bo tylko on miał odwagę to zrobić.

Inni słuchali bredni Grabowskiego, żeby po wykładzie tradycyjnie podjąć z nim „naukową polemikę”, która i tak nic nie daje, bo przecież w całej tej antypolskiej nagonce nie chodzi o prawdę i naukę, tylko o obrzucanie Polaków łajnem w myśl zasady, że zawsze coś się przyklei.

Gdy Braun spektakularnie zakończył wykład paszkwilanta Grabowskiego, został obrzucony wyzwiskami, wśród których znalazły się określenia „faszysta”, „łobuz” i „pomyje ludzkie”.  Dziennikarz „Gazety Wyborczej”, Wojciech Czuchnowski, nazwał Brauna „ruską onucą” i „ruskim agentem”, a prof. Ireneusz Krzemiński próbował uderzyć go laską. Krzyczano „Hańba!”, na co poseł Braun odparł: „Istotnie, hańba wam wszystkim”.

Natomiast w oświadczeniu złożonym przed kamerami wskazał, że przerwanie wykładu Grabowskiego było „działaniem w stanie wyższej konieczności”. – Za wyższą konieczność uważam kładzenie kresu tego typu prowokacjom wobec narodu polskiego. Wkroczyłem w momencie, kiedy znany notorycznie z antypolskiej, łajdackiej, kontrfaktycznej, ahistorycznej propagandy osobnik  zdecydował się snuć narrację, w której jak zwykle w jego twórczości polscy patrioci zostali obsadzeni w roli czarnych charakterów. Ja temu przysłuchiwać się biernie nie zamierzam – powiedział Braun.

Reakcja na czyn posła Brauna po stronie lewicowo-liberalnej jest następująca: „faszysta i ruski agent dokonał bandyckiej napaści na wybitnego naukowca”.

Spójrzmy teraz, co na ten temat piszą osoby kojarzone z poglądami prawicowymi. I tu mamy dwa rodzaje reakcji. Pierwsza, liczniejsza, to „Brawo Braun”. Natomiast druga to twierdzenie, że swoją akcją Braun dał pożywkę zwolennikom Grabowskiego, a jego samego uwiarygodnił i uczynił ofiarą.  Oto dwa cytaty z Twittera reprezentujące tę opcję.

– Akcja Grzegorza Brauna była, jak rozumiem, obliczona na zwiększenie własnej popularności polityka z 1 proc. do 1,25 proc. kosztem sprawy, bo takie naśladowanie bojówkarskich zachowań lewicy raczej uwiarygadnia oszczerstwa Grabowskiego, niż im przeciwdziała – napisał Rafał Ziemkiewicz.

– Grabowski to postać wyjątkowo szkodliwa i antypatyczna, ale Braun swoim idiotycznym, chamskim zachowaniem tylko wyświadczył mu przysługę. Żenujący prymityw i szkodnik z tego Brauna – napisał publicysta „Do Rzeczy” Maciej Pieczyński.

Moim zdaniem obaj panowie mylą się, przy czym pierwszy wykazuje się również daleko posuniętą hipokryzją. Przypominam, że Rafał Ziemkiewicz wręcz specjalizuje się we wpisach obliczonych na wywołanie gigantycznej awantury. To przecież on zamieścił wpis, w którym użył słowa „parchy”. I to on niedawno nazwał ukraińskiego ambasadora „chachłem” oraz kazał mu „spierdalać”. A tu nagle nie podoba mu się, że Braun zabrał mikrofon antypolskiemu oszczercy. A jego redakcyjny kolega nazywa Brauna „prymitywem i szkodnikiem”.

Powtarzam: obaj panowie mylą się i do tego wykazują daleko posuniętą naiwnością. Na czym ona polega? Na tym, że – wnosząc z ich wpisów – wierzą, iż kłamstwom i prowokacjom Grabowskiego można skutecznie przeciwdziałać wchodząc z nim w polemikę. Otóż czas pokazał, że to nie działa. Każda polemika z Grabowskim jest i tak przedstawiana jako „faszystowski i antysemicki atak na wybitnego badacza Holokaustu”. Co z tego, że dr Piotr Gontarczyk wyjaśnia, iż prof. Grabowski manipuluje źródłami, fałszuje cytaty i nie weryfikuje oczywistych kłamstw? Nic z tego nie wynika! Grabowski w ogóle się tym nie przejmuje, a gdy Filomena Leszczyńska wytoczyła jemu i prof. Barbarze Engelking cywilny proces o ochronę dóbr osobistych jej stryja śp. Edwarda Malinowskiego, którego w książce „Dalej jest noc” kłamliwie określono jako „współwinnego zabójstwa Żydów”, i gdy w pierwszej instancji sąd nakazał im przeprosić za to kłamstwo, to żydowskie instytucje darły się na cały świat, że w Polsce nie można prowadzić badań nad Holokaustem.

ZOBACZ: Żydowskie organizacje atakują Polskę w związku z procesem przeciwko Engelking i Grabowskiemu za kłamstwo w “Dalej jest noc”

ZOBACZ: „Jestem przerażony”. Przewodniczący Światowego Kongresu Żydów o wyroku w procesie przeciwko Engelking i Grabowskiemu

Po tym wrzasku Sąd Apelacyjny szybciutko uchylił wyrok twierdząc, że nakaz przeprosin za kłamstwo stanowi „niedopuszczalną ingerencję w wolność badań naukowych i swobodę wypowiedzi”.

Jeżeli nie działa naukowe wykazywanie, że Grabowski kłamie, a pod wpływem żydowskich wrzasków polski sąd daje przyzwolenie na te kłamstwa, to w jaki sposób Polacy mają bronić się przed pluciem tego paszkwilanta? Dotychczasowe metody nie tylko go nie powstrzymały, ale wręcz rozzuchwaliły.

Przypominam, że gdy Grabowski puścił w świat informację o tym, jakoby Polacy zamordowali 200 tys. Żydów, IPN wykazał, że jest to kłamstwo sprokurowane poprzez manipulację wynikami badań Szymona Datnera, który twierdził, że 200 tys. Żydów uciekło z gett i transportów, a Polakom udało się uratować ok. połowę z nich. To było w 2018 roku. Od tego czasu minęło pięć lat. Na stronie IPN wisi komunikat w tej sprawie. I co? I po demaskacji tego kłamstwa Grabowski nadal jest traktowany jako „poważny badacz Holokaustu”, a na szkalujący Polaków wykład zaprasza go Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie.

Dość tego!

Dalsze traktowanie prowokatora i paszkwilanta Grabowskiego jako naukowca, z którym toczy się polemiki, jest drogą donikąd. Dlatego bardzo dobrze się stało, że poseł Grzegorz Braun zabrał mu mikrofon i przerwał ten antypolski sabat. Oczywiście Żydzi urządzą wrzask na cały świat. I niech wrzeszczą. Pora przestać przejmować się tym wrzaskiem. Tego wrzasku i tak nie uciszą polemiki naukowe i wykazywanie, że Grabowski kłamie. Siedzenie na jego wykładach i słuchanie wygłaszanych przez niego oszczerstw, a następnie polemizowanie z jego tezami, do niczego nie prowadzi. Dlaczego? Dlatego, że mało kto tych polemik słucha i mało kto o nich wie. A dzięki akcji posła Brauna wszyscy dowiedzieli się, że są Polacy, którzy nie będą dłużej tolerować tej hucpy.

Tak jak podczas pandemii tylko Grzegorz Braun – spośród wszystkich parlamentarzystów – zachował się jak trzeba odmawiając noszenia bezużytecznej szmaty na twarzy, tak teraz tylko poseł Braun zachował się jak trzeba odbierając mikrofon paszkwilantowi, który ma w nosie naukowe polemiki i śmieje się w twarz tym, którzy demaskują jego kłamstwa. Gdyby – biorąc przykład z Brauna – wszyscy odmówili noszenia masek, pandemiczny terror skończyłby się z dnia na dzień. Gdyby – biorąc przykład z posła Brauna – wszyscy odebrali mikrofon Grabowskiemu, jego paszkwilancka kariera skończyłaby się z dnia na dzień.

Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie jestem przeciwniczką polemiki naukowej i nie popieram odbierania głosu osobom, które mają inne poglądy. Ale na kłamstwa nie może być przyzwolenia. Dość już traktowania Grabowskiego jako badacza Holokaustu. To nie jest żaden badacz, tylko manipulant, kłamca, paszkwilant i prowokator.

Dość tego! Brawo Pośle Braun!

“Won z Polski!”. Braun przerwał wykład [polakożercy i oszczercy] Grabowskiego. Dlaczego po raz kolejny formalna władza (PiS) dopuszcza do antypolskich ekscesów ?

“Wynoś się z Polski!”. Braun przerwał wykład [polakożercy i oszczercy md] Grabowskiego.

grzegorz-braun-przerwal-wyklad-grabowskiego

Poseł Konfederacji Grzegorz Braun przerwał wykład Jana Grabowskiego. Wydarzenie zorganizował Niemiecki Instytut Historyczny.

We wtorek w siedzibie Niemieckiego Instytutu Historycznego odbywał się wykład prof. Jana Grabowskiego, mieszkającego na stałe w Kanadzie historyka i badacza Holokaustu, oskarżanego o manipulacje historią relacji polsko-żydowskich.

Celem wykładu miało być pokazanie “prób zafałszowania historii Holokaustu, których wspólnym mianownikiem jest chęć ochrony swoiście rozumianego dobrego imienia narodu polskiego”. Wykład został zorganizowany przez Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie i Wydział Historii Uniwersytetu Warszawskiego.

Jednak badacz nie zdołał dokończyć swojego wystąpienia. “Nagle siedzący wśród publiczności Braun wstał z krzesła, podszedł do mównicy, po czym zniszczył mikrofon (uderzając go o stół) oraz wywrócił stojące z boku sali kolumny nagłaśniające” – opisuje Radio Zet.

– Ten mikrofon mógł równie dobrze rozbić na mojej głowie. Poczułem się jak w Polsce lat 30. Nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło – mówił później Grabowski w rozmowie z “Gazetą Wyborczą”.

“Stan wyższej konieczności”

Jak swoje zachowanie tłumaczy polityk Konfederacji? “Wkroczyłem działając w stanie wyższej konieczności, bo za wyższą konieczność uważam kładzenie kresu tego typu prowokacjom wobec narodu polskiego w momencie kiedy znany notorycznie z antypolskiej, łajdackiej kontrfaktycznej, historycznej propagandy osobnik zdecydował snuć narrację, w której jak zwykle w jego twórczości Polscy patrioci zostali obsadzeni w roli czarnych charakterów i ja temu przysłuchiwać się biernie NiE zamierzam” – napisał Braun na Twitterze.

Posła do opuszczenia budynku wezwał dyrektor instytutu, Milos Reznik. Polityk krzyczał do niego, aby “wynosił się z Polski” i że “Niemiec w Warszawie będzie mnie pouczał, bym czegoś nie niszczył” (Reznik jest Czechem).

Choć na miejscu była ochrona, konieczne były wezwanie policji. Gdy ta przybyła, Grzegorz Braun tłumaczył, że “działa w stanie wyższej konieczności”.

– Odmawiam opuszczenia budynku. Zabezpieczam tu naród polski przed prowokacyjnym atakiem na naszą wrażliwość historyczną – twierdził, dodając, że “nie będą nas Niemcy w Polsce uczyć historii”. Wzywał policjantów by “nie dopuszczali do naruszenia jego nietykalności poselskiej”.

W końcu organizatorzy poprosili uczestników wykładu, by opuścili salę i ogłosili, że wydarzenie zostało przerwane. Na zewnątrz budynku czekała popierająca działanie Grzegorza Brauna grupa narodowców.

Szokujące tezy:

W zapowiedzi wykładu można było przeczytać, że „na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci chęć zafałszowania historii Zagłady przez Polaków była niemal powszechna”. Tego rodzaju próby podejmowane były, według Instytutu, zarówno przez “organy państwa polskiego (w ramach tzw. Polskiej Polityki Historycznej – PPH) jak i organizacje i ludzie od państwa niezależni”.

Co więcej, autorzy wpisu stwierdzają, że w tak politycznie głęboko podzielonym społeczeństwie, jak polskie, fałszowanie historii o zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej stało się “jednym z nielicznych obszarów”, na którym jest ono w stanie osiągnąć “trwały kompromis”.

“W ostatnich latach do «tradycyjnych» terenów ataku na historię Zagłady – takich jak prace badawcze, książki, publicystyka czy też muzea, dołączyły środki przekazu oparte o media cyfrowe, przede wszystkim Wikipedia, na łamach której trwają próby przeniesienia PPH na arenę międzynarodową” – czytamy dalej w opisie.

=================================

Z: ” Won z Polski “. Grzegorz Braun zablokował antypolski “wykład”

Pytaniem, które się nasuwa jest: Dlaczego po raz kolejny formalna władza ( PiS) dopuszcza do antypolskich ekscesów, a na domiar złego atakuje głosem swoich narratorów jedynego posła, który przerwał prowokację?

Wkroczyłem działając w stanie wyższej konieczności, bo za wyższą konieczność uważam kładzenie kresu tego typu prowokacjom wobec narodu polskiego w momencie kiedy znany notorycznie z antypolskiej, łajdackiej kontrfaktycznej, historycznej propagandy osobnik zdecydował snuć narrację, w której jak zwykle w jego twórczości Polscy patrioci zostali obsadzeni w roli czarnych charakterów i ja temu przysłuchiwać się biernie NiE zamierzam. Grzegorz Braun

„Grabowski, Gross, Engelking. Antypolonici, którzy w dodatku służą Niemcom. Ktoś musiał w końcu powiedzieć stop! Brawo poseł Braun” Tomasz Sommer

Ukraina – kiedy ofensywa? I dlaczego rusza 11 lipca? Żydzi z Waszyngtonu nie mogą się doczekać !

Ukraina – kiedy ofensywa? I dlaczego rusza 11 lipca? Waszyngton nie może się doczekać!

2023-05-30 kiedy-ofensywa-waszyngton-nie-moze

Banderowska Ukraina. Kiedy ofensywa?
Okazuje się, że jest na świecie osoba która wie najlepiej. Nawet podaje datę.

To ta która wulgarnie krzyczała: „Fuck the EU” – Victoria Nuland ujawnia: Ukraińska kontrofensywa rusza 11 lipca, pracowaliśmy nad tym od miesięcy.

Ale tu z mojej strony, ironiczna uwaga. Zawsze dobrze jest podać dokładną datę rozpoczęcia ofensywy, wtedy przeciwnik nie może tego wziąć pod uwagę i szansa na to, że go zaskoczysz jest największa.

„Akuszerka Majdanu” na Kijowskim Forum Bezpieczeństwa potwierdziła rolę Waszyngtonu w konflikcie.

Sekretarz stanu USA Victoria Nuland powiedziała będąc ostatnio w Kijowie, że Waszyngton od sześciu miesięcy planuje ukraińską „kontrofensywy” przeciwko Rosji.

A tu taki mały drobiazg. „Zabawnym” faktem jest to, że nie tylko sekretarz stanu Victoria Nuland jest żydówką, ale także zastępca sekretarza stanu Wendy Sherman i minister spraw zagranicznych Anthony Blinken. Tak więc w rzeczywistości nie jest to Departament Stanu USA, ale Departament żydowski. Dotyczy to również innych ministerstw w Stanach Zjednoczonych Ameryki, które mają znaczenie.

Nuland na Kijowskim Forum Bezpieczeństwa:
„Tę kontrofensywę my planujemy. Pracujemy nad tym od około 4-5 miesięcy, już zaczynamy rozmowy z ukraińskim rządem i przyjaciółmi w Kijowie – zarówno po stronie cywilnej, jak i wojskowej – i o długoterminowej przyszłości Ukrainy” – powiedziała Nuland za pośrednictwem łącza wideo.

Dodała, że ​​atak „prawdopodobnie rozpocznie się i nastąpi jednocześnie” z wydarzeniami takimi jak szczyt NATO na Litwie zaplanowany na 11 lipca.

Jak okazuje się, jej arogancja i butność nie zna i nie ma granic.

Według Nuland, Stany Zjednoczone planują również przyszłą armię Ukrainy, aby odstraszyć Rosję, więc „gdziekolwiek i jakkolwiek to się skończy – rok, sześć lat, 16 lat – nie zrobimy tego ponownie”.

Ta Nuland jest zapewne na jakiś środkach halucynogennych, bo namalowała także różowy obraz przyszłości, w której Ukraina będzie „motorem odrodzenia Europy” i „da demokratyczny przykład… całemu światu”.

Ona i oni, ci ludzie oderwani są od Boga i rzeczywistości. Podobnie jak alkoholik Yoeri Albrecht twierdzi, że na Ukrainie panuje demokracja. Przecież dla tych na Zachodzie „demokratów” zupełnie nieważne jest, że wszystkie partie opozycyjne są zdelegalizowane, a kościoły spalone. To, w jaki sposób Ukraina ten najbiedniejszy, najbardziej skorumpowany i wyludniony kraj Europy ma stać się „motorem odrodzenia Europy”. No ale nie takie brednie można usłyszeć ze strony nawiedzonych przez szatana polityków szczególnie w Stanach Zjednoczonych gdzie istnieje kościół diabła i nazizm jako religia.

Forum zostało zorganizowane przez Fundację Otwarta Ukraina, założoną przez byłego premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka, który moderował panel, z którym rozmawiała Nuland. Inny panel był współ-sponsorowany przez Radę Atlantycką, której przedstawiciele przekonywali, że „jedność transatlantycka i silne wsparcie mogą pomóc Ukrainie pokonać Rosję i odnowić europejskie bezpieczeństwo”.

Junta w Kijowie od miesięcy zapowiada wielką „kontrofensywę”. A ten wasal Zachodu Zełenski i inni ukraińscy urzędnicy argumentowali, że nie mają wystarczającej ilości broni, amunicji i sprzętu i potrzebują Zachodu, aby im wysłał więcej. Od czwartku dwóch doradców Zełenskiego wydało publiczne oświadczenia sugerujące, że ofensywa jeszcze się nie rozpoczęła, a trzeci upierał się, że już trwa wzdłuż linii frontu o długości 1200 km.

Ta ukraińska kontrofensywa nie nastąpi. Rosjanie prowadzą intensywną kampanię bombardowań od trzech tygodni i tym razem nie celują w dostawy energii, jak to zrobili po wysadzeniu mostu krymskiego przez terrorystów Zełenskiego ale obecnie po rozpoczęciu kampanii powietrznej celują w magazyny broni NATO. Większość nowych materiałów NATO, które zostały skrupulatnie zebrane w ostatnich miesiącach i wysłane na Ukrainę, nigdy nie trafi na front. A Chmielnicki [Płoskirów md] , gdzie Rosja zbombardowała broń ze zubożonym uranem, nie jest jedynym. … .

Wracając do tego zdania z Nuland:

Według niej Stany Zjednoczone planują, snują w swoich urojeniach teraz również tzw przyszłą armię Ukrainy, aby odstraszyć Rosję, więc „gdziekolwiek i jakkolwiek to się skończy – rok, sześć lat, 16 lat –Robimy to teraz by nie robić tego ponownie”.

Rzeczywiście, Stany Zjednoczone nie zrobią tego ponownie, ponieważ kiedy ta wojna się skończy, wszyscy będą wiedzieć, że amerykańska broń to złom, a Stany Zjednoczone stracą swoją siłę odstraszania. Dla Rosji jest jasne, Ukraina po zakończeniu wyzwalania Ukrainy od banderowskiej i nazistowskiej junty przestanie istnieć i być amerykańską kolonią.

Plany na przyszłość dla Ukrainy mogą być tylko jedne, te które Rosja ma na uwadze, bo na końcu tej niestety krwawej kampanii zniszczenia nazistowskiej ideologii, gangreny którą stworzyły i wspierają Stany Zjednoczone Ameryki i na Zachodzie, Ukrainy już nie będzie! A na pewno jako amerykańskiej nazistowskiej kolonii.

Alfax https://alfax-2020.neon24.org

Prezydent Ugandy podpisał ustawę anty-LGBT. Przewiduje nawet karę śmierci. Wściekłość Bidena – w obronie „personelu ambasady USA, turystów i biznesmenów”.

Prezydent Ugandy podpisał ustawę anty-LGBT. Przewiduje nawet karę śmierci. Wściekłość Bidena – w obronie „personelu ambasady USA, turystów i biznesmenów”.

Obowiązek informowania władz o przypadkach homoseksualizmu. Ustawa przewiduje kary więzienia za te czyny, a nawet karę śmierci w szczególnie rażących przypadkach. Biden grozi sankcjami i wycofaniem pomocy

ustawe-anty-lgbt-biden-grozi-sankcjami

Prezydent USA Joe Biden zapowiedział, że rozważy sankcje oraz zrewiduje wszystkie aspekty współpracy z Ugandą po tym, jak prezydent tego kraju podpisał ustawę penalizującą homoseksualizm, w tym z użyciem kary śmierci. Biden ocenił, że ustawa jest „tragicznym pogwałceniem uniwersalnych praw człowieka”.

Wprowadzenie ustawy antyhomoseksualnej jest tragicznym pogwałceniem uniwersalnych praw człowieka – takim, które nie jest godne narodu ugandyjskiego i naraża na ryzyko perspektywę kluczowego wzrostu gospodarczego dla całego kraju – powiedział Biden w oświadczeniu wydanym przez Biały Dom, w którym wezwał do natychmiastowego zniesienia prawa.

Prezydent USA stwierdził, że nowe prawo, w połączeniu z „alarmującym trendem” naruszeń praw człowieka i korupcji w Ugandzie stwarza zagrożenie dla wszystkich mieszkających w tym kraju, w tym personelu ambasady USA, turystów i biznesmenów.

Zapowiedział też, że polecił Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, by przeanalizowała wpływ ustawy na „wszystkie aspekty zaangażowania USA w Ugandzie”, w tym zdolność do kontynuowania pomocy między innymi w ramach programu PEPFAR skupionego na wspieraniu cierpiących na AIDS. Zasugerował też, że może to wpłynąć na preferencyjne warunki w handlu z USA, a jego administracja rozważa dodatkowe sankcje i zakazy wjazdu do USA dla wszystkich zaangażowanych w naruszenia praw człowieka i korupcję.

Biden zareagował w ten sposób na podpisanie w poniedziałek przez prezydenta Yoveriego Museveniego ustawy penalizującej homoseksualizm, jego propagowanie oraz nakładającej obowiązek na informowanie władz o znanych przypadkach homoseksualizmu. Ustawa przewiduje kary więzienia za te czyny, a nawet karę śmierci w szczególnie rażących przypadkach.

Ostro – ale fałszywie – grają na dudach. Na Dudzie?

Bat na niezależnych dziennikarzy? Wiceminister: Wielu powinno stanąć przed TĄ komisją.

Prezydent Andrzej Duda błyskawicznie zdecydował o podpisaniu ustawy, dzięki której warszawski rząd będzie mógł stworzyć zależną od polityków komisję weryfikacyjną do spraw badania rosyjskich wpływów. Wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz zasugerował, że przed komisją powinno się postawić dziennikarzy.

Komisję Sejm powołał, odrzucając weto Senatu, pod koniec ubiegłego tygodnia. Z obozu prezydenckiego, ustami Andrzeja Dery, płynęły wieści, że prezydent decyzję o podpisaniu bądź zawetowaniu ustawy podejmie w „mniej niż trzy tygodnie”.

Podjął już po kilku dniach. W poniedziałek 29 maja przed południem Duda oświadczył, że zdecydował się „na podpisanie ustawy”. Jednocześnie Duda poinformował, że poza podpisaniem ustawy, skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. To raczej rzadki ruch – dotychczas, przy ewentualnych wątpliwościach, prezydent najpierw kierował ustawę do TK, a potem podpisywał.

Publicyści ostrzegają, że komisja może być niebezpiecznym narzędziem w rękach państwa. Warszawa będzie mogła jak nigdy wcześniej zastraszać dziennikarzy i osoby publiczne.


Czytaj więcej: Prezydent podpisał niebezpieczną ustawę. Warzecha: „Kpiny w żywe oczy”


Komisja będzie batem na niepokornych dziennikarzy?

Niestety, obawy niezależnych publicystów zdaje się potwierdzać wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz, który zasugerował, że przed komisją powinno się postawić dziennikarzy.

==================================

mail:

Anioł z dudami” – Jan Matejko

“The Times” bije na alarm: Brytyjska armia ma 245 generałów a 89 haubic…

“The Times” bije na alarm: Brytyjska armia ma 245 generałów a 89 haubic…

oprac. Piotr Kozłowski brytyjska-armia-generalowie-haubice

Brytyjskie wojska lądowe mają więcej generałów niż sztuk haubic – wynika z danych ministerstwa obrony, o których pisze w poniedziałek “The Times”. Gazeta wskazuje, że liczba generałów jest nieproporcjonalnie duża w stosunku do zmniejszającego się stanu osobowego armii.

Składając wniosek na podstawie prawa do swobody informacji, “The Times” dowiedział się w ministerstwie obrony, że na koniec 2021 roku w siłach zbrojnych służyło 245 osób mających stopień przynajmniej jednogwiazdkowego generała lub ich odpowiedników.

Więcej generałów niż haubic

W wojskach lądowych było ich 123, podczas gdy liczba samobieżnych armatohaubic AS-90, będących podstawowym ciężkim sprzętem artyleryjskim, wynosiła 89; w siłach powietrznych było 56 osób mających stopnie komodora, wicemarszałka lub marszałka lotnictwa oraz 26 odrzutowców F-35 Lightning, zaś w marynarce wojennej – 66 osób w stopniu komodora, kontradmirała, wiceadmirała lub admirała oraz 20 głównych okrętów bojowych.

Liczby te nie obejmują wojskowych w randze generała lub jej odpowiednika, którzy pracują w ministerstwie obrony, w Kwaterze Głównej NATO czy w Stałym Połączonym Dowództwie.

Przestarzała struktura wojsk

Nicholas Drummond, analityk ds. obrony, wskazał, że wojska lądowe zachowały tak wielu generałów, ponieważ nadal mają strukturę z czasów, gdy liczba żołnierzy była znacznie większa niż obecne niespełna 76 tys.Armia nieustannie wierzy, że zostanie odrodzona do poprzedniego poziomu, a to nigdy się nie wydarzy – powiedział. Zaznaczył jednak, że w siłach powietrznych i marynarce wojennej te proporcje są lepsze, gdyż te rodzaje sił zbrojnych zwykle potrzebują większej liczby osób w najwyższej randze mających wiedzę techniczną.

Odnosząc się do przytoczonych przez “The Times” liczb, rzecznik ministerstwa obrony oświadczył: Mylące jest porównywanie liczby osób w określonej randze wojskowej z egzemplarzami sprzętu wojskowego. Obrona wymaga wysokich rangą osób do pełnienia zarówno ról operacyjnych, jak i nieoperacyjnych, a nasza struktura odzwierciedla złożoność pełnionych przez nas ról.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński

Koniec epoki ?Megazabawa na Tytaniku

Koniec epoki ?Megazabawa na Tytaniku

Adam Wielomski koniec-eonu

Znalazłem dziś w internecie wykres, wedle którego PKB grupy BRICS przerósł PKB grupy G7. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że coś tam jest źle i tendencyjnie podliczone, iż PKB na głowę na Zachodzie jest znacznie wyższy niż w BRICS, które zamieszkuje znacznie więcej ludzi, etc.

Prawda jest jednak taka, że – bez względu na to, czy PKB BRICS już przerósł PKB G7, czy tylko je dogania – przewaga Zachodu nad światem, jego supremacja, kurczy się, i to dosłownie każdego dnia, a tabele pokazujące tendencje wieloletnie są dla niego wprost miażdżące. To koniec pewnego eonu.

Przypomnijmy, że eon (gr. aion) to dość wieloznaczne pojęcie ze starożytnej filozofii i religii epoki hellenistycznej, oznaczające istotę duchową żyjącą w długim okresie – coś w rodzaju anioła, który ma swój początek i będzie mieć swój kres – lub też epokę historyczną, trwającą na przykład kilkaset lat, czyli bez wątpienia przekraczającą długość życia człowieka.

Pisząc o „końcu eonu”, mam tutaj na myśli właśnie epokę – epokę, która zaczęła się tak między 1517 a 1534 rokiem. Lata nie są przypadkowe: w 1517 roku rozpoczął się bunt religijny Marcina Lutra, czyli zaczął kształtować się protestantyzm, podczas gdy 1534 rok to ogłoszenie w Anglii tzw. Aktu Supremacji, czyli oderwania się Anglii od Rzymu. Bunt z 1517 roku oznacza początek świata protestanckiego, a bunt z 1534 roku początek świata anglosaskiego. Ten eon rozpoczęły te dwa wydarzenia, a w ich wyniku powstał świat protestancko-anglosaski.

Tenże świat przełamał trwającą 2 tys. lat dominację łacińskiego Południa, świata śródziemnomorskiego, symbolizowanego przez porządek Rzymu, następnie Kościół katolicki i narody romańskie, używające języków opartych na łacinie. Eon protestancko-anglosaski nigdy nie cieszył się moją wielką sympatią, gdyż jest antykatolicki i nastawiony skrajnie wrogo do tradycji romańskiej. W dodatku w oczach jego przedstawicieli i związanych z nim polityków my, Polacy – jako Słowianie i katolicy – byliśmy, jesteśmy i będziemy na samym dnie hierarchii narodów. [Dla nich ] nie jesteśmy ani Anglosasami, ani nawet narodem romańskim, lecz barbarzyńcami ze Wschodu, którzy w dodatku są „papistami”.

Oblicza się, że około roku 1700 Europa była przy Azji ekonomicznym karzełkiem. Prawdopodobnie w 1700 roku Azja wytwarzała jeszcze 2/3 światowego PKB, szczególnie Chiny i Indie. I tutaj tkwił sukces eonu protestancko-anglosaskiego, który porzucił tradycyjną gospodarkę opartą o ziemię. Zaczęto nie tylko wytwarzać, lecz przede wszystkim przetwarzać, a wyrobami przetworzonymi handlować.

Produktów rolnych dostarczała w znacznej mierze Rzeczpospolita Szlachecka jako „spichlerz Europy”, co pozwalało rzucić ludzi do pracy nakładczej i rzemieślniczej, czyli ku raczkującemu wtenczas kapitalizmowi. Powstawał kapitał, rozwijała się przedsiębiorczość, powstawały banki, wymyślono maszyny, ruchome przęsła, maszynę parową, wykorzystano chiński wynalazek prochu do wyprodukowania broni.

Tymczasem Azja stała w miejscu i w XIX wieku znalazła się za Europą, pomimo swojej olbrzymiej przewagi demograficznej i ilości rąk do pracy. W XIX wieku Zachód podzielił więc świat, podzielił ziemię między siebie na kolonie i strefy wpływów. Indie zostały skolonizowane, a Chiny stały się strefą zależną, gdzie prowadzi się „politykę kanonierek”.

Wielu ludziom w Polsce i na Zachodzie wydaje się, że eon protestancko-anglosaski nadal trwa, a Azja jest – jak to nazywa Immanuel Wallerstein – „peryferiami”, a co najwyżej „pół-peryferiami” zachodniego centrum. To złudzenie! Tenże Wallerstein, choć zagorzały marksista, już dwadzieścia lat temu dokonał niezwykle trafnej obserwacji: Zachód przestaje pracować i produkować, przechodząc na tzw. kapitalizm finansowy, gdzie PKB coraz mniej staje się pochodną pracy, a coraz bardziej spekulacji, odsetków od udzielanych kredytów, dodruku pieniądza (pozycja dolara w świecie) etc. Produkcja przenosi się do państw „pół-peryferyjnych”, gdzie jest tania siła robocza. Czyli przenosi się do Azji, gdy Afryka zostaje na samym dnie jako „peryferie” z których przywozi się wyłącznie surowce.

Rzeczywistość przerosła oczekiwania Wallersteina. On coś tam sobie gaworzył o rewolucji na Zachodzie z hippisami czy alterglobalistami. W rzeczywistości realny przeciwnik supremacji Zachodu narodził się w Azji. Były to Chiny i inne państwa tego kontynentu, które teraz – w wyniku sankcji nałożonych na Rosję – dostały tanie syberyjskie surowce.

Stąd wystrzał ekonomiczny krajów BRICS, które przestały być „półperyferiami”, konstytuując nowe centrum, przeciwstawne centrum zachodniemu. Zglobalizowany świat na naszych oczach dzieli się na dwie „pod-globalizacje”, czyli zachodnią i azjatycką.

Co gorsza dla świata protestancko-anglosaskiego, główne państwa tego eonu nie tylko coraz mniej realnie produkują, przestawiając się na kapitalizm finansowy. Są one dodatkowo w potwornym kryzysie światopoglądowym i moralnym. Nie będę tego kryzysu opisywał i ograniczę się wymienienia tzw. agendy LGBT, wojującego feminizmu. Zachód nie chce pracować, nie chce rodzić dzieci i wychowywać ludzi odpowiedzialnych.

Nie reprodukuje się liczebnie, chce pracować coraz krócej (cztery dni w tygodniu), pobierać programy „plusowe”, mieć „dochód gwarantowany” i wierzy, że państwo socjalne rozwiąże wszystkie problemy. W tym czasie będzie trwał karnawał w barwach gejowskich, ostentacyjna konsumpcja i wieczna zabawa.

Ale to megazabawa na Tytaniku! Azja, BRICS, „globalne południe” – nazwy do wyboru i koloru – zjada nas na naszych oczach!

W sumie nie szkoda mi zmierzchającego Zachodu. Obecne pokolenie ma to, czego chce, a pokolenia przyszłe albo się nie urodzą, albo będą biegały na parady równości, albo siedziały przed Tik-Tokiem, a w tym czasie zgaśnie eon protestancko-anglosaski i narodzi się eon chiński czy też chińsko-azjatycki. Paradoksalnie – rozumie ten problem Rosja, która przerzuca się na Azję, aby załapać się do nowego eonu.

A my? Czy naprawdę jesteśmy ostatnimi pokoleniami Polaków?

Nadmuchiwane makiety czołgów Leopard 2A4 wysłane na Ukrainę

Nadmuchiwane makiety czołgów Leopard 2A4 wysłane na Ukrainę

naduvnye-makety-tankov-leopard

Czeski przemysł obronny jest aktywnie zaangażowany w proces pompowania przez Zachód uzbrojenia w siły reżimu w Kijowie. W szczególności kompleks wojskowo-przemysłowy tego kraju jest zaangażowany w renowację sprzętu wojskowego pochodzenia radzieckiego oraz w produkcję nowych modeli (na przykład systemów przeciwlotniczych karabinów maszynowych MR-2 Viktor – 14,5 mm montowany na pickupie Toyoty).

Czeska firma Inflatech zaprezentowała niedawno nadmuchiwaną makietę czołgu Leopard 2A4 na wystawie IDET 2023 w Brnie. Według firmy, produkt ten został już wysłany na Ukrainę wraz z symulatorami systemu walki elektronicznej STARKOM produkowanymi przez lokalny przemysł.

Według Inflatech, symulatory Leopard 2A4 ważą 44 kg, a STARKOM 35,2 kg. Firma twierdzi, że amerykański bezzałogowy samolot rozpoznawczy RQ-20 postrzega je jako prawdziwy obiekt z odległości około 1500 metrów.

Makiety mogą być nadmuchiwane za pomocą silnika o pojemności 150 cm3 i mogą być rozmieszczane lub pakowane przez dwie osoby w ciągu 10 minut. Według Inflatech są one stabilne przy wietrze o prędkości do 15 m/s.

Syn niemieckiego zbrodniarza oskarża Polskę o współudział w Holokauście. Duet oszczerców z polakożercą Engekling

Syn niemieckiego zbrodniarza oskarża Polskę o współudział w Holokauście. Duet oszczerców z polakożercą Engekling

Syn-niemieckiego-zbrodniarza-oskarza-Polske

Syn niemieckiego zbrodniarza wojennego Martin Pollack oskarża na łamach „Neue Zürcher Zeitung Deutschland” Polaków o „współudział w Holokauście”.

Martin Pollack to austriacki pisarz i tłumacz, syn odpowiedzialnego m.in. za zbrodnie dokonane na cywilnej ludności Warszawy SS-Sturmbannführera Gerharda Basta. Teraz na łamach NZZ zaatakował Polaków przekonując, że w naszym kraju „coraz częściej dochodzi do incydentów antysemickich, a agencje rządowe oczerniają i grożą niezależnym historykom”.

– „Polski rząd rozprawił się z historykami, których badania rzucają cień na bohaterski obraz narodu. Dotyczy to zwłaszcza Holokaustu” – pisze Pollack.

– „W dzisiejszej Polsce wypowiedzi, według których obywatele polscy nie przejmowali się eksterminacją Żydów, są surowo odrzucane, a nawet zabronione. Każdy, kto twierdzi coś takiego, musi spodziewać się ostrej reakcji prawicowego konserwatywnego rządu PiS, ze zniesławieniem, surowymi sankcjami, a nawet postępowaniem karnym” – dodaje.

Przywołuje tutaj przykład prof. Barbary Engekling, która w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim przekonywała, że Polacy utrudniali Żydom przeżycie. Powołując się na wypowiedź badaczki Pollack twierdzi, że „większość polskich sąsiadów odwracała wzrok, a nawet brała udział w prześladowaniach w taki czy inny sposób”.

Polska nadal jest zalewana ukraińskim zbożem. Do Hrubieszowa wjechało 70 wagonów zboża z Ukrainy bez żadnych plomb.

Polska nadal jest zalewana ukraińskim zbożem. Do Hrubieszowa wjechało 70 wagonów zboża z Ukrainy bez żadnych plomb.

Wiesław Gryn przewodniczący Oszukanej wsi alarmuje, że jeżeli sytuacja się nie zmieni, rolnicy będą zmuszeni wyjść na ulicę i protestować.

19 maja podczas konferencji Minister Rolnictwa Robert Telus ogłosił nowe stawki dopłat do zbóż, tego samego dnia na polski rynek wjechało łącznie 4 000 ton ukraińskiego zboża. Początkowo zboże wjechało przez Słowację i zostało rozładowane na Zamojszczyźnie, stamtąd zostało przeładowane i pojechało dalej do Polski, jako rzekomo „nasze zboże”.

Rolnicy alarmują, że problem ukraińskiego zboża, mimo obietnic rządu o „natychmiastowym wstrzymaniu importu i wzmożonej kontroli na granicach”, nie został rozwiązany. Wiesław Gryn zapowiedział, że jeżeli ukraińskie zboże nadal będzie importowane, rolnicy będą protestować:

„Jeżeli zboże z Ukrainy będzie dalej wjeżdżało, wyjdziemy na ulicę. Powinniśmy zrobić to od razu, jak tylko zorientowaliśmy się, że te pociągi wjechały, ale na razie przekazaliśmy te informacje do ministerstwa i czekamy na reakcję”.

Głos zabrał także Stanisław Barna, działacz NSZZ Solidarności Rolników Indywidualnych i organizator protestu w Szczecinie:

„Też będziemy protestować, bo import zboża to główny punkt, który łamie wszelkie uzgodnienia z ministerstwem. Jeżeli będzie ono wjeżdżało do Polski, na pewno będziemy protestować, na pewno złączymy siły i dołączymy do „Oszukanej Wsi ”

Wiesław Gryn zwrócił uwagę, że mimo dopłat dla polskiej wsi, problem ukraińskiego zboża nie zostanie rozwiązany.

Co z tego, że będziemy robili skupy z dopłatą ze skarbu państwa, jeśli to zboże będzie dalej napływało z Ukrainy? Jeśli tego nie ukrócimy, to nadal będziemy trwali w tym samym marazmie.”.

Czytaj także: unia-publikuje-dane-zboza-rolnicy-w-nie-nie-wierza/

——————–

mail: No to wyjdźcie, nie gadajcie jak impotenci!!

Ten artykuł to reakcja kury na przejechanie przez Trabanta

Za chodzenie po ulicy w Prudniku – dwa lata więzienia? Czy litery Z i V są zbrodnicze?

Za chodzenie po ulicy w Prudniku – dwa lata więzienia? Czy litery Z i V są zbrodnicze?

popierajacych-agresje-rosji-na-ukraine-grozi-mu

49-latek miał używać „symboli popierających agresję Rosji na Ukrainę”. Grozi mu więzienie

Prokuratura w Prudniku przedstawiła zarzuty mężczyźnie, który chodził po ulicach miasta w mundurze z symbolami rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak powiedział Stanisław Bar, rzecznik Prokuratur Okręgowej w Opolu, „mężczyźnie grozi kara do 2 lat pozbawienia wolności”.

W połowie maja na ulicach Prudnika przechodnie zobaczyli mężczyznę w wojskowym uniformie, na którym były symbole używane przez wojsko rosyjskie po napaści na Ukrainę – litera „Z” i stosowana przez wagnerowców litera „V”.

Poinformowani przez świadków policjanci zidentyfikowali i znaleźli podejrzanego.

– Zatrzymano 49-letniego Macieja K., któremu przedstawiono dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy występku polegającego na używaniu symboli popierających agresję Rosji na Ukrainę. Drugi dotyczy nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym na dwóch profilach społecznościowych, przy czym wpisy antyukraińskie zamieszczane były od kilku lat – powiedział prokurator Bar.

Podejrzany nie przyznał się do winy. Jest pod nadzorem policji. Za zarzucane mu czyny grozi do dwóch lat więzienia.

============================

mail:

Już Jaruzel bardzo nie lubił litery V.

Twierdził, że żadne słowo w polskim języku nie zaczyna się na taką literę.

========================================

mail:

Podczas swojego pobytu na Watykanie prezydent Vładimir Zelenski otrzymał 
pamiątkową gałązkę oliwną wykonaną ze srebra.
Na tabliczce dedykacyjnej napisano łacińskimi literami imię i nazwisko 
prezydenta.
Pierwsze litery imienia i nazwiska, czyli “V” i “Z” były wydrukowane na 
czerwono.

Maestria watykańskiej dyplomacji.

Bruksela ma pomysł !!! Na odebranie nam dostępu do prądu

Czy będzie nas jeszcze stać na energię? Bruksela ma pomysł na odebranie nam dostępu do prądu

bruksela-ma-pomysl

24 maja Komisja Europejska wezwała wszystkie kraje UE do zaprzestania do końca tego roku powszechnego wsparcia dla obywateli i przedsiębiorstw mierzących się z wysokimi cenami energii.

Jeśli one wzrosną, to w przyszłym roku pomoc miałaby być kierowana jedynie do najbiedniejszych. Bruksela wydała wytyczne w sprawach fiskalnych i „zaciskania pasa” przy jednoczesnym utrzymaniu kosztowych inwestycji związanych z transformacją eko-cyfrową.

W środę KE wezwała rządy w całej UE do wycofania dopłat do rachunków za energię tak dla gospodarstw domowych, jak i firm. W przyszłym roku środki wsparcia będą mogły być w wyjątkowych sytuacjach kierowane do najbardziej wrażliwych grup. Bruksela zaznaczyła, że jest to konieczne, aby pozostać w zgodzie z regułami fiskalnymi.

Ogromne dopłaty pojawiły się po inwazji Rosji na Ukrainę i zakłóceniach w podaży ropy i gazu w jej następstwie. Paulo Gentiloni, europejski komisarz ds. gospodarki wskazał, że państwa muszą teraz starać się zmniejszać zadłużanie i „głównym sposobem jest likwidacja powszechnych środków wspierających energię”. – Myślę, że tutaj można mieć większe pole manewru .

W 2024 r. mają być odwieszone reguły fiskalne, których obowiązywanie wyłączono w okresie tak zwanej pandemii COVID-19.

Komisja jednak ostrzegła 14 krajów, które nie spełniają kryterium deficytu. Są wśród nich: Francja, Niemcy, Włochy, Łotwa, Węgry, Malta, Polska, Belgia, Bułgaria, Czechy, Estonia, Hiszpania, Słowenia i Słowacja. Ponadto trzy państwa nie spełniają kryterium długu: Włochy, Francja i Finlandia.

W 2024 r. Bruksela chce wszcząć procedurę nadmiernego deficytu, która przewiduje sankcje finansowe wobec podmiotów nieprzestrzegających przepisów.

W wytycznych dla państw członkowskich w ramach pakietu wiosennego europejskiego semestru 2023, Komisja domaga się „zintegrowanego podejścia we wszystkich obszarach polityki: promowania zrównoważenia środowiskowego, wydajności, sprawiedliwości i stabilności makroekonomicznej”.

W ramach koordynacji polityki KE domaga się wdrażania Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF) oraz programów polityki spójności.

Prognoza gospodarcza z wiosny 2023 r. przewiduje, że gospodarka UE wzrośnie o 1,0% w 2023 r. i 1,7% w 2024 r. Przewiduje się, że inflacja w UE wyniesie 6,7% w 2023 r. i 3,1% w 2024 r. Poziom zatrudnienia wyniesie w tym roku 0,5%, a w 2024 spadnie do 0,4%. Stopa bezrobocia ma się utrzymać na poziomie nieco powyżej 6%.

Dwa lata po wdrożeniu RRF – leżącego u podstaw planu odbudowy Next Generation EU dla Europy o wartości 800 miliardów euro – ma nastąpić przyspieszenie „sprawiedliwej i sprzyjającej włączeniu społecznemu transformacji ekologicznej i cyfrowej w każdym państwie członkowskim, wzmacniając odporność całej UE”. Jak do tej pory Polska nie może doczekać się funduszy z tego instrumentu.

Bruksela naciska na szybszą dekarbonizację gospodarki i bazy przemysłowej, szkolenia pracowników, intensyfikowanie badań.

Zalecenia dla poszczególnych krajów są podzielone na cztery części: [—-]

Bruksela domaga się [—-] , w szczególności w celu wspierania transformacji ekologicznej i cyfrowej.

Wszystkie państwa członkowskie mają zlikwidować obowiązujące środki wsparcia energetycznego do końca 2023 r. i zachęcać do oszczędzania energii. [—-]

[Oni już wypuszczają z siebie tylko bełkot.. MD]

Źródło: euronews.com, ec.europa.eu AS

================

I do takich hien nasza ojczyzna wstępowała z radością – i błogosławieństwami…

Tylko Maryla Rodowicz zaśpiewała marsz niewolników z opery Nabucco.

Pierwsze poważne ostrzeżenie.

Kudak – kresowe Westerplatte (dokończenie)

Kudak – kresowe Westerplatte (dokończenie)

stanislaw-orda-kudak-kresowe-westerplatte-dokonczenie

 Oto link do części pierwszej: Kudak – kresowe Westerplatte

Jeszcze trochę tła historycznego

Konieczność zbudowania warowni na progu „Dzikich pól” pojawiła się po skutkach buntów kozackich z lat poprzednich, krwawo tłumionych przez wojska hetmanów Mikołaja Potockiego, Stanisława Koniecpolskiego, czy książąt Koreckich, a klamka zapadła po wybiciu pierwszej załogi Kudaku, gdy w ramach retorsji Sejm koronny cofnął dotychczasowe przywileje dla „niżowców” (rok 1638 i 1639), spychając wszystkich, znajdujących się poza rejestrem, mieszkańców Zaporoża do kategorii chłopstwa.

Oznaczało to, iż utracili oni status ludzi wolnych, a zostali podporządkowani w sensie formalno-prawnym właścicielom latyfundiów na ziemiach kresowych ze wszystkimi rygorami odnoszącymi się do chłopów, zaś ziemie „ukrainne” otrzymały status „królewszczyzn” pod zarządem ludzi wyznaczonych przez króla. Rzecz jasna, nastawiło to mieszkańców Dzikich Pól, przywykłych do swobód i życia bez nadzoru żadnych zwierzchności, skrajnie nieprzyjaźnie do reprezentantów władzy („koroniarzy”), a taki bieg spraw sytuował Kudak i jego dowódcę na pozycji posterunku żandarmerii w dzielnicy objętej permanentnym stanem wyjątkowym, a często-gęsto wojennym. Sejm koronny składał się głównie z ludzi, którzy mieli albo słabe albo błędne wyobrażenie o realiach życia na tych odległych ziemiach. Wyobrażenia oparte na gęsto zaludnionych i z niezłą infrastrukturą zachodnich czy centralnych rejonach Rzeczpospolitej Obojga Narodów (dalej: RON) przykładane były do rozległego obszaru bezludnych stepów, gdzie nie było żadnych miast, dróg czy zamków, a przemieszczanie się po tym obszarze zimową porą, wymagało zabierania ze sobą zapasów dla ludzi i koni na cały czas wyprawy.

Ponadto nie było to możliwe przez część roku, w porze wiosennych wylewów Dniepru i jego dopływów. W pierwszym półwieczu XVII stulecia zimy stawały się coraz sroższe, co jak dzisiaj wiemy, wiązało się z malejącą aktywnością Słońca, które wchodziło w tzw. minimum Maundera, skutkując „małą epokę lodowcową”, datowaną na  okres lat 1645 –1715 (efekt maksimum). Poza klęskami spowodowanymi grabieżczymi najazdami, był to rejon nawiedzany regularnie innymi plagami w rodzaju chmar szarańczy pożerającej wszystko na swojej drodze. Z jednej strony stwarzało to rosnącą presję ludności kozackiej na wyprawy grabieżcze, a z drugiej kresowa szlachta wywierała presję dotyczącą spacyfikowania takiej samowoli i domagała się podporządkowania ludności tych terenów reprezentantom władzy królewskiej .

Jednak w początkach XVII stulecia rozwiązanie spraw na Niżu pozostawiono „odłogiem”, gdyż po śmierci cara Borysa Godunowa w kwietniu 1605 roku, kresowi możnowładcy polscy i litewscy zaangażowali się w popieranie sukcesji samozwańczych pretendentów do władzy w carstwie rosyjskim. W latach 1601-1603 wystąpiła na terenach Rosji katastrofalna susza, która spowodowała masowy głód, wędrówki ludności w poszukiwaniu lepszych miejsc do życia, a w konsekwencji niepokoje i bunty, zwłaszcza wszczynane przez kozaków dońskich i chłopstwo na Kubaniu. Magnaci zakładali, że stworzyło to dobrą okazję do zdobycia ziem na wschodzie, gdyż państwo moskiewskie zdawało się chylić ku upadkowi. Z tego względu, na potrzeby ekspedycji militarnych, prowadzono masowy zaciąg na Zaporożu, angażując praktycznie wszystkich chętnych i zdolnych do walki drogą obiecywania im wszelkiego rodzaju przywilejów. Dodam, że już wówczas Sicz mogła wystawić nawet kilkanaście tysięcy zbrojnych. Ich ilość szybko wzrastała, gdyż wraz z rosnącą siłą i znaczeniem Siczy, przybywało na Niż dnieprowy wciąż więcej uciekinierów spod samowoli magnatów, licznych banitów z wyrokami sądowymi oraz  pospolitych zbójców i łotrzyków.

W czerwcu 1605 r. 25-letni Dymitr Samozwaniec (pierwszy z ”łżedymitrów”), konwertyta na katolicyzm, wspierany przez kilkutysięczne oddziały kozackie oraz oddziały magnatów kresowych, głównie Mniszchów, Strusiów i Wiśniowieckich, zdołał zająć Moskwę, a w następnym miesiącu objąć tron carski. Ale już w maju następnego roku Dymitr został stracony w Ugliczu, gdzie schronił się przed powstańcami dowodzonymi przez Wasyla Szujskiego, po tym gdy wyrżnięto do nogi 500 – osobową załogą polską, stacjonującą na moskiewskim kremlu. Okoliczności związane ze śmiercią „samozwańca” były bardzo widowiskowe, jak mówi o tym następujący fragment zapisków dotyczący tych zdarzeń:

„Zwłoki Dymitra zostały najpierw pochowane, później odkopane, zawleczone na sznurze uwiązanym do genitaliów na Łobnoje Miesto, a tam zmasakrowane, poćwiartowane i spalone. Prochami nabito armatę ustawioną na rogatkach Moskwy i wystrzelono je na zachód w kierunku Polski.”

Na fali niepokojów ogarniającej coraz większe obszary Rosji, wzniecone zostało następnie powstanie skierowane przeciwko władzy cara Wasyla Szujskiego, a także pojawił się w 1607 roku kolejny Dymitr Samozwaniec, którego pretensje do objęcia władzy w Moskwie poparło tym razem jeszcze więcej zwolenników, na czele z Wiśniowieckim (Adamem), Różyńskim (Romanem), Sapiehą (Janem), lisowczykami oraz kozakami z Zaporoża, nie licząc rodzimych bojarskich przeciwników Wasyla Szujskiego. Gdy ten drugi Dymitr zginął w 1610 roku w bójce, zniknął cel i sens wszczętej dymitrady.

Do kolejnej próby odzyskania tronu moskiewskiego, podjętej w 1617 r. przez królewica Władysława Zygmuntowicza (syna króla Zygmunta III Wazy), włączyło się ponad 20 tysięcy Niżowców pod wodzą Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego, herbu Pobóg, pułkownika kozaków rejestrowych. Oddziały kozackie, których tzw. „rejestr” liczył tylko 1000 zbrojnych, a reszta była z wolnego zaciągu, połączyły się z wojskami królewicza Władysława pod murami Moskwy w celu jej oblężenia i zdobycia. W nagrodę Sahajdaczny otrzymał od królewica buławę hetmańską. Gdy jednak nie udało się zdobyć Moskwy, a następnie na jesieni 1618 r. podpisano rozejm z Rosją, kozacy przestali być potrzebni i, oczywiście, nie wypłacono nierejestrowym obiecanego wynagrodzenia, a także stale zalegano z wypłatą żołdu dla rejestrowych. W tej sytuacji kozacy ograbili oraz spustoszyli wszystkie miejscowości znajdujące się na trasie drogi powrotnej oraz w jej okolicy. Pomimo pewnej dozy wdzięczności za udział kozaków w ekspedycji moskiewskiej Rzeczpospolita chciała definitywnie załatwić sprawy na Siczy z powodu, że Niżowcy nie przestrzegali żadnych warunków zawartych w podpisywanych dotychczas porozumieniach. Doskonale zdawali sobie sprawę z nierealności ich egzekwowania przez władzę królewską czy poszczególnych wojewodów lub hetmanów.

Ponadto sułtan turecki postawił ultimatum, że jeśli Rzeczpospolita nie ukróci grabieżczych rajdów kozaków niżowych na terytoria tureckie oraz włości zarządzane przez wasali Turcji (np. Mołdawia, Wołosza, Besarabia-Budziak), wówczas armia Imperium Ottomańskiego podejmie się sama pacyfikacji Zaporoża i Dzikich Pól. Ultimatum zawierało realną groźbę, gdyż gdyby ta armia tam weszła, to niezwykle trudno byłoby ją zmusić do opuszczenia zajętych terytoriów. W tej sytuacji wojska królewskie, dowodzone przez wielkiego hetmana koronnego Stefana Żółkiewskiego, wyruszyły na Zaporoże, docierając w okolice Białej Cerkwi i założyły obóz ok. 130 km na południe od Kijowa, nieopodal miejscowości Pawołocz nad rzeką Rastawicą. Ta demonstracja siły nie odniosła skutku, a przeciwnie, ponad dziesięć tysięcy kozaków dowodzonych przez Sahajdacznego wyruszyło wraz z artylerią na spotkanie ekspedycji hetmańskiej i w początkach września 1619 r. również założyło warowny obóz nad rzeką Uzeń, ok. 40 km na południe od Białej Cerkwi. Ze względu na wyrównane siły obydwu stron, przywódcy kozaccy (m.in. Jan Kostrzewski, Piotr Odyniec, Racibor Borowski i Jacyna Liutorenko) rozpoczęli negocjacje, które nie przynosiły skutku, ale były przez stronę polską przeciągane, gdyż kozacy, chcąc przygotować siedliska na przezimowanie, zaczęli dość gremialnie opuszczać obozowisko.

W końcu września przewaga po stronie wojsk hetmański stała się oczywista, toteż starszyzna Niżowców oraz strona polska zawarły ugodę w dniu 17 października 1619 r., którą w imieniu Rzeczypospolitej podpisali hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski h. Pobóg, wojewoda ruski Jan Daniłowicz h. Sas, Jan Żółkiewski h. Lubicz (syn kanclerza wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego), wojewoda kijowski Tomasz Zamoyski h. Jelita (syn Jana Zamoyskiego) oraz starosta kamieniecki i bracławski Adam Kalinowski h. Kalinowa (syn Walerego Aleksandra Kalinowskiego – generała ziem podolskich i właściciela rozległych dóbr humańskich).

Kanclerz koronny St. Żółkiewski spodziewał się, że kozacy, którzy uzyskali zarówno zapłatę zaległych poborów, podniesienie rejestru do 3 tysięcy ludzi, podniesienie wysokości żołdu dla rejestrowych oraz mieli zrezygnować za odszkodowaniem z podejmowania „chadzek” na wybrzeża tureckie i krymskie, tym razem zechcą dotrzymać warunków ugody. Ale na Zaporożu zachodziły zmiany, których w praktyce nikt nie kontrolował. Rejestr dotyczył tylko nikłej części kozaków, natomiast rosnącą ich część stanowili ludzie „luźni”, którzy mogli utrzymywać się wyłącznie z rozboju i łupieżczych ekspedycji. Wymuszali oni na wybieranych dowódcach (atamanach) organizowanie takich właśnie eskapad. Sahajdaczny wraz z Zaporożcami natychmiast po podpisaniu ugody z hetmanami zorganizował wypad na pogranicze Chanatu Krymskiego i gdy jego mołojcy łupili okolice Perekopu, wówczas na dnieprowej Siczy, nie biorący udziału w wyprawie na ułusy tatarskie kozacy wybrali kogoś innego na własnego hetmana.

Tymczasem Turcja zmierzała do podjęcia zapowiedzianych kroków wojennych, podobnie chan krymski. Groźba interwencji turecko-tatarskiej była skierowana przeciwko kozakom na Niżu, więc niejako z konieczności w wojnie lat 1620-1621 ich kilkudziesięciotysięczne oddziały podporządkowały się Sahajdacznemu i walczyły z sukcesami po stronie wojsk polskich. Sahajdaczny, korzystając z okazji we wrześniu 1621 r. skazał na śmierć Jacka Borodawkę (Jakow Adamowicz Borodawka-Nierodycz), hetmana wybranego przez Siczowców w 1619 r., wówczas gdy oddział Sahajdacznego pustoszył pogranicze Chanatu krymskiego. Po klęsce cecorskiej w 1620 roku oraz zawarciu ugody z sułtanem tureckim po nierozstrzygniętej batalii pod Chocimiem w 1621 roku, okazało się, że kozacy ponownie przestali być potrzebni. Na Zaporożu było coraz więcej ludzi bez przydziału („wypiszczków”), bo rejestr został podwyższony w ugodzie z Sahajdacznym tylko do sześciu tysięcy ludzi, (na więcej nie pozwalała zasobność skarbu królewskiego, mocno uzależniona od każdorazowych zrzutek szlachty na cele wojenne). Hetman St. Koniecpolski nie dowierzał Sahajdacznemu, iż ten dotrzyma warunków ugody, a z kolei kozacy, skutecznie walczący w kampanii przeciw siłom turecko-tatarskim, poczuli się pewniej i zaczęli być świadomi swojego potencjału militarnego, skoro Rzeczpospolita zdołała wystawić na wspomnianą wojnę kontyngent mniej liczny, niż Sicz Zaporoska.

Tak więc od lat trzydziestych XVII stulecia Sicz Zaporoska szybko emancypowała się, tworząc swoiste „państwo w państwie”, które rosnąc w siłę i znaczenie, zaczynało się stawać cennym taktycznym sojusznikiem w rozgrywkach prowadzonych na tym obszarze przez Turcję, Chanat Krymski, Rzeczypospolitą, Carstwo Rosyjskie oraz Austrię Habsburgów. A nawet Szwecję za Gustawa Adolfa, którego agenci dotarli na Sicz, by kaperować Zaporożców do udziału w wojnie trzydziestoletniej, aczkolwiek bez rezultatu.

Ale dla Rzeczypospolitej były to wciąż odległe kresy, położone na jednej z otaczających ją granic. I tylko hetmani, posiadający włości na południowo-wschodnich krańcach RON, orientowali się w powadze sytuacji, ale i te ich włości posiadały, oprócz południowej, także inne granice, którym musieli poświęcać uwagę. Na ziemiach pogranicza z Zaporożem reagowali więc jedynie na doraźnie pojawiające się zagrożenia. Dopiero projekt warowni w Kudaku miał stać się początkiem trwałej infrastruktury instytucjonalno-militarnej na Niżu dnieprowym. Ale było już za późno na ujarzmienie rosnącej siły kozactwa siczowego, które pod przywództwem przebiegłych i zdolnych hetmanów zaczęło przejawiać dążenia w kierunku wybicia się na samodzielność. Patronem tego ruchu  w zakresie ideowym stało się, zaczęte przez Sahajdacznego, podporządkowanie Zaporoża cerkwi prawosławnej, aby uniknąć podporządkowania ekspansywnemu katolicyzmowi w wydaniu jezuickim.

W odpowiedzi hetmani kresowi i hierarchowie kościoła katolickiego zaczęli siłą odbierać cerkwie prawosławne i przekazywać je duchowieństwu, które podpisało unię z Rzymem (unici). Tym samym rywalizacja polityczno-militarna toczona na Zaporożu zaczynała przyjmować również oblicze ostrego konfliktu religijnego. Również na tym tle zaczęły się otwarte bunty Kozaków i osiadłego po chutorach chłopstwa, co powodowało próby ich pacyfikacji ze strony kresowych magnatów, skutkujące przybierającymi z obydwu skonfliktowanych stron coraz bardziej brutalnymi formami, włącznie z ludobójstwem dokonywanym na mieszkańcach całych miejscowości. Wrzenie na Zaporożu stało się w latach trzydziestych elementem trwałym, przerywanym krótkimi okresami przesilenia po podpisaniu kolejnych porozumień, wkrótce zrywanych przez mnożących się, wraz z wzrastającą liczebnością kozaczyzny, watażków siczowych. Co więcej, lokalni watażkowie z Zadnieprza (po lewej stronie Dniepru) nie uznawali zwierzchnictwa przywódców wybranych na Naddnieprzu (prawa strona Dniepru) i Zaporożu, a z kolei atamani siczowi nie uznawali żadnej władzy nad sobą. Chaos i anarchia potęgowany był przez samowolne działania pacyfikacyjne pojedynczych dowódców wojskowych w służbie u hetmanów koronnych, co nakręcało spiralę nienawiści i żądzy odwetu.

Dopiero w sierpniu 1638 roku zdecydowane działania sił ekspedycyjnych, dowodzonych przez hetmana Stanisława „Rewerę” Potockiego (h. Pilawa), księcia Jeremiego Wiśniowieckiego (h. Korybut) i starostę kaniowskiego Samuela Łaszcza (h. Prawdzic), rozbiły pod Łubniami, Żowninem i nad rzeką Starzec ostatnie duże zgrupowania powstańcze, dowodzone przez hetmanów kozackich Jakuba Ostrzanina (Ostranicę) h. Kopacz i Dymitra Hunię. W rezultacie, po podpisaniu kolejnego porozumienia na kresowych ziemiach Niżu dnieprowego, nastało dziesięciolecie względnego i pozornego spokoju. Pozornego, bo wykorzystanego przez niedocenianego i lekceważonego przez „koroniarzy”, sprytnego lawiranta nazwiskiem Bohdan Chmielnicki. I ten “nierozgarnięty chłopek” (na mocy uchwały sejmowej klejnot herbu Abdank nadano w 1659 r. dopiero synowi Chmielnickiego, Jerzemu) zadał śmiertelne ciosy RON, po których już tylko wykrwawiała się. Ale intrygi i zaniechania polskich i litewskich oligarchów, które doprowadziły B. Chmielnickiego do pozycji rozdającego karty przy elekcji króla w 1648 roku, to jest temat na zupełnie odrębne opowiadanie.

W tej sytuacji najwyższa już pora, by powrócić do zasadniczego wątku.

Gdy RON podpisała we wrześniu 1635 r. rozejm ze Szwecją w Sztumskiej Wsi (Strumsdors), hetman St. Koniecpolski mógł powrócić z częścią swoich hufców zbrojnych do rodowej siedziby w Brodach, w wyniku czego zdobywca Kudaku, Iwan Michajłowicz Sulima został wydany „koroniarzom” przez kozaków siczowych, zakontraktowanych w ramach tzw. rejestru i stanowiących część wojsk hetmańskich. Kozacy ci obawiali się wykreślenia z rejestru oraz odwetu na osadach kozackich (gdzie zamieszkiwały ich rodziny). W wyniku czego ów hetman kozacki został ścięty w Warszawie w dniu 12 grudnia tego samego roku wraz z trzema innymi przywódcami buntu. Tylko jeden z przywódców uniknął wówczas śmierci, niejaki Paweł Michnowicz (Pawluk), wyreklamowany przez kanclerza koronnego Tomasza Zamoyskiego, oligarchę ziemi podolskiej i starostę generalnego krakowskiego. Pawluk, natychmiast po powrocie na Zaporoże, wszczął bunt kozacki, za co zapłacił głową dwa lata później, po klęsce pod Kumejkami zadanej buntownikom przez wojska hetmana Mikołaja Potockiego. Wówczas ceną za odstąpienie od oblężenia taboru kozackiego przez wojska koronne było wydanie przywódców buntu. Dwaj z nich zdołali uciec, ale Pawluka schwytano. Tym razem wykonano na nim wyrok  śmierci, który otrzymał  on dwa lata wcześniej.

Natomiast Sulima, podczas rozprawy przed sądem, utrzymywał, iż podniósł bunt nie przeciwko majestatowi Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale zrobił to przeciwko uprawiającemu samowolę uzurpatorowi w osobie komendanta Kudaku. Przed egzekucją przeszedł na katolicyzm, ale i to mu nie pomogło uniknąć śmierci, a jego zwłoki, po poćwiartowaniu na cztery części, wystawiono w czterech miejscach Warszawy jako przestrogę dla innych buntowników.

Samotność kresowej stanicy

Raptowny i niespodziewany upadek warowni kudackiej w końcu lata 1635 roku, zaledwie w kilka miesięcy po jej obsadzeniu załogą, został potraktowany przez hetmana Koniecpolskiego jako „błąd w sztuce”, który wynikł ze zbytniego pośpiechu oraz nietrafnego wyboru osoby komendanta twierdzy. Za jeden z kluczowych błędów uznano także to, że w skład garnizonu warowni wchodził oddział Zaporożców, który podczas szturmu przez oddział Sulimy prawdodobnie odegrał rolę konia trojańskiego.

Już na wiosnę 1636 roku rozpoczęto prace nad odbudowaniem i rozbudowaniem twierdzy. Tym razem nie spieszono się, wznosząc fortyfikacje ściśle wg planu wykonanego ponownie przez francuskiego inżyniera, kapitana Wilhelma le Vasseur de Beauplan, zaś rozmieszczenie bastionów ze stanowiskami artylerii oraz wyznaczenie pól ostrzału dla armat, wykonał jeden z kilku najlepszych fachowców artylerzystów w RON w XVII stuleciu, niemiecki ogniomistrz Fryderyk Getkant;
http://www.promemoria.pl/arch/2004_12/getkant/getkant.html

Pozostali ogniomistrzowie RON są wymienieni w appendix na końcu notki.

Według nowego projektu zostały zdecydowanie podwyższone obwałowania Kudaku, na których ustawiono trzynaście armat (sześć spiżowych i siedem żelaznych) z puli tych, w które wzbogaciła się Rzeczypospolita w trakcie wojny z Rosją, gdzie samo tylko zwycięstwo pod Smoleńskiem przyniosło w łupie sto kilkadziesiąt armat o kalibrach od 30 do 70 funtów. Tak więc było z czego wybrać i właśnie zainstalowanie armat przesądzało o tym, że ordyńcy i kozacy nawet nie podejmowali prób zdobycia szturmem warowni kudackiej.

Od południowej strony widok z obwałowań był przesłonięty przez wznoszący się grunt, dlatego wybudowano tam wysoką wieżę (czatownię), wysuniętą prawie na 3 km przed głównymi fortyfikacjami, aby można było z niej obserwować stepowe pola w dalekim horyzoncie (przy dobrej widoczności nawet do odległości kilkudziesięciu kilometrów).

Link do ilustracji obrazujących twierdzę w Kudaku:

https://www.google.pl/search?q=%D0%BA%D1%80%D0%B5%D0%BF%D0%BE%D1%81%D1%82%D1%8C+%D0%BA%D0%BE%D0%B4%D0%B0%D0%BA&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ved=0ahUKEwiAvc3AiILXAhUDJlAKHc5aBOMQsAQILg&biw=1366&bih=64

Gdy na jesieni 1637 roku budowa twierdzy została ukończona, hetman St. Koniecpolski obsadził w niej funkcje dowódcze wojakami nie tylko sprawnymi w boju, ale również zaufanymi.

Dowództwo fortecy (gubernator) powierzył bohaterowi spod Cecory, rycerzowi Janowi Wojsławowi Żółtowskiemu, walczącemu pod komendą księcia Janusza III Zasławskiego (ród Żółtowskich miał zawołanie pod herbem Ogończyk). Natomiast na stanowisko kapitana twierdzy (zastępca gubernatora) desygnował swojego krewniaka Adama Przedbór Koniecpolskiego h. Pobóg (syna Zygmunta Stefana Koniecpolskiego), podówczas starościca będzińskiego (starościc syn starosty), tuż zaraz po jego powrocie z Niderlandów, gdzie ów krewniak kształcił się w wojskowości. W Kudaku otrzymał on pod komendę załogę wieży strażniczej, liczącą stu zbrojnych, w tym dziesięciu konnych zwiadowców. Liczebność tego oddziału stanowiła, mniej więcej, szóstą część całego garnizonu twierdzy. Podstawowym segmentem załogi warowni  byli najemnicy z rozmaitych, głównie europejskich, krain, a których okoliczna ludność oraz kozacy siczowi zwała, in gremio, dragonami.

Rozmiar odbudowanej warowni (w tym ilość pomieszczeń dla załogi ) był niemal trzykrotnie obszerniejszy niż poprzednio. Oczywiście, odnosi się to do pojemności maksymalnej, gdyż w różnych okresach liczebność załogi ulegała zmianie. Zasadniczą jej część stanowili cudzoziemscy najemnicy – dragoni, ale także wzmacniał załogę kontyngent z jednego z pułków rejestrowych, czyli wojska zaporoskiego. Choć pułki kozaków rejestrowych, w przypadku znaczniejszych walk z kozakami siczowymi z reguły nie wykazywały lojalności wobec hetmanów Rzeczypospolitej,  jednak  lokalne uwarunkowania najczęściej  nie dawały  jakiejkolwiek swobody wyboru, więc  posiłkowano się Zaporożcami z rejestru, zwłaszcza w przypadku odpierania najazdów tatarskich.

W twierdzy został wprowadzony regulamin typowy dla obozu wojskowego, z zamykaniem bram na  noc oraz z wystawianiem straży obchodzącej obwałowania (ront), co wymagało używania hasła i odzewu, zmienianych co każdą dobę. Ponadto kapitan twierdzy otrzymał polecenie, aby każdego roku podwyższać obwałowania na łokieć (ok. 60 cm), którą to pracę, oprócz załogi oraz najmujących się do niej okolicznych mieszkańców, wykonywali także jeńcy tatarscy, tureccy, wołoscy itp. Na etapie kończenia prac budowlanych odwiedził fortecę, by ocenić stan wykonania dzieła, hetman Stanisław Koniecpolski wraz ze stosownym orszakiem. Ponoć obecny był przy tej lustracji Bohdan Chmielnicki, wówczas pisarz wojska zaporoskiego, który znał się z hetmanem z racji wspólnego ich pobytu w niewoli tureckiej, do której trafili po przegranej bitwie pod Cecorą (w bitwie stoczonej w 1620 roku z armią Turków osmańskich, Tatarów krymskich i Wołochów, po stronie wojsk koronnych walczyło ok. 1600 zaporożców – kozaków rejestrowych), i który należał do protegowanych rodu Koniecpolskich. Zapytany przez hetmana, co sądzi na temat nowej fortecy, miał odpowiedzieć, że to co ludzką ręką zostało zbudowane, ludzka ręka może zburzyć. Powyższa maksyma miała znaleźć swoje potwierdzenie również i w tym przypadku.

W latach 1637-1648 warownią kudacką zarządzało trzech kapitanów, a wszyscy wywodzili się z rodu Koniecpolskich. Po Adamie Koniecpolskim, o którym było wcześniej, i który w 1641 roku został skierowany na inne odcinki służby Rzeczpospolitej, dwaj kolejni byli synami kuzyna hetmana Stanisława Koniecpolskiego, a mianowicie Aleksandra – syna podkomorzego sieradzkiego z jego związku z Dorotą Dębińską h. Rawicz, córką Kaspra, podkomorzego mielnickiego. Bracia nosili imiona Jakub i Stanisław i obaj zginęli w Kudaku. Pierwszy w zasadzce poza jego murami, a drugi został zasiekany po poddaniu twierdzy, gdy kozacy nie dotrzymali warunków kapitulacji.

Z kolei na stanowisko gubernatora twierdzy po Janie Wojsławie Żółtowskim, który w 1640 r. utonął w nurtach Dniepru, został wyznaczony mistrz artyleryjski Krzysztof Grodzicki, h. Łada (vide: appendix), który funkcję tę pełnił aż do momentu kapitulacji garnizonu kudackiego. Nastąpiła ona w początku października 1648 roku przed dowodzącym oblężeniem, pułkownikiem pułku korsuńskiego wojska zaporoskiego, Maksymem Nesterenko, h. Pobóg,

Po stłumieniu rozmaitych dużych buntów kozackich przez wojsko podległe rozkazom hetmana St. Koniecpolskiego, sytuacja na Zaporożu po roku 1630 weszła w fazę względnego spokoju, którego stanem permanentnym były zwykłe rozboje i napady na kupców, transporty z zaopatrzeniem, wypady na tatarskie czambuliki, które w takich samych celach zapędzały się na Niż dnieprowy. Załoga Kudaku wysyłała patrole, których  zadaniem było  konwojowanie dostaw zaopatrzenia dla twierdzy.  Główna część zaopatrzenia przypływała z nurtem Dniepru z Kijowa i okolic. Ale załoga miała przydzielone okoliczne tereny,  na które nałożony został obowiązek utrzymywania garnizonu w Kudaku. Rzecz jasna, zbieranie takich danin zwykle wiązało się z oporem osiadłej w okolicy ludności, która starała się prowadzić tutaj uprawy rolne czy hodowle. Nadużycia, czyli wymiar danin „na oko” był na porządku dziennym i stanowił powód wrzenia pośród kozaków chutorowych. Brzegi Samary stanowiły dla kozactwa siczowego bazę zaopatrzeniową, gdyż tutaj koncentrowało się osadnictwo i znajdowali się ludzie parający się rzemiosłem, w tym wyrobem łodzi (czajek), na których kozacy dokonywali swoich chadzek na nadbrzeżne czarnomorskie miejscowości.

Działa Kudaku kontrolujące ujście Samary do Dniepru ograniczyły swobodę w zakresie owych chadzek, co budziło stałe niezadowolenie na Siczy, gdyż kozaków w rejestrze (na żołdzie) bywało maksymalnie 6 lub 7 tysięcy, podczas gdy pozostająca poza rejestrem ich liczba zaczęła przekraczać 30 tysięcy i wciąż  wzrastała. Lokalni watażkowie zmuszeni byli żyć z rozbojów i napadów, ale rozboje lokalne nie załatwiały sprawy, bo ziemie na Niżu i w okolicy były biedne i nieustannie ograbiane, ludność niekozacka (koloniści) po krótkiej próbie gospodarowania, porzucała te tereny. Krótko mówiąc, ciśnienie niezadowolenia rosło i szukało okazji do rozładowania. Patrole dragonów kudackich wysyłane w teren również parały się napadami np. na rozmaite grupy, które uprzednio gdzieś dokonały rabunku, i odbierały im łupy. Rzecz jasna, nikt łupów nie oddawał dobrowolnie, zatem potyczki przy tego rodzaju okazjach były częste, a nienawiść do „kudackiego żandarma”  bynajmniej nie malała.  I właśnie przy okazji podobnej zbrojnej utarczki zginął kapitan twierdzy kudackiej Jakub Koniecpolski, kuzyn hetmana.

Wiosną roku 1646 zmarł Stanisław Koniecpolski, hetman wielki koronny i starosta krakowski, ale nazwisko Koniecpolski już na stałe bardzo źle kojarzyło się kozakom. Być może respekt przed karzącą ręką hetmańską, który odczuwali w czasie kiedy hetman żył, powstrzymywał ich od otwartego buntu. Po jego śmierci poczuli się pewniej, a chęć rewanżu u wielu pobitych i upokorzonych atamanów, znalazła sposobność. Na dodatek władza królewska piąty rok zalegała z wypłatą żołdu  w ramach rejestru. Potrzebna była bodaj jedna iskra.

Pierwszy sygnał do buntu dał w lutym 1648 roku pułk korsuński wojska zaporoskiego, którego rejestrowi, za namową Bohdana Chmielnickiego, którym powodowała doznana krzywda sądowa, wypowiedzieli służbę Rzeczpospolitej. To właśnie była ta iskra, na którą tęsknie wyczekiwano na Niżu dnieprowym.

Dzieje buntu kozackiego zorganizowanego i wszczętego przez B. Chmielnickiego są znane i dokładnie opisane, zatem w tym miejscu nie ma potrzeby, by je omawiać. Natomiast jedną z wielu ofiar tej rewolty stała się również warownia w Kudaku oraz jej załoga. Warownia, która od ponownego obsadzenia,  nigdy nie została zdobyta szturmem . W  zamęcie wojennej zawieruchy twierdza kudacka została pozostawiona sama sobie, a po zamknięciu okrążenia przez oddziały buntowników, odcięto ją od zaopatrzenia. Kiedy skończyły się zapasy prochu do armat i do muszkietów,  gdy skończyły się zapasy żywności, zaś po klęskach wojsk koronnych (Korsuń, Żółte Wody) stało się jasne, że na żadną odsiecz liczyć już nie można, po kilku miesiącach skutecznej obrony, komendant twierdzy Krzysztof Grodzicki podpisał w końcu września 1648 roku warunki honorowej kapitulacji.

Kozacy nie dotrzymali tych warunków i urządzili krwawą łaźnię wielu obrońcom wziętym do niewoli, zwłaszcza  oficerom oraz cudzoziemskim najemnikom.  Zlinczowali, między innymi, imiennika i kuzyna hetmańskiego, kapitana Kudaku Stanisława Koniecpolskiego. Komendant Krzysztof Grodzicki przeżył, w  rok później został wymieniony, jako jeniec wojenny, w ramach  ugody zborowskiej.

A po 1711 roku, na mocy umowy pokojowej zawartej pomiędzy Rosją i Turcją (tzw. traktat prucki), fortyfikacje Kudaku zostały rozebrane.

Appendix

Krzysztof Grodzicki, h. Łada
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/krzysztof-grodzicki-z-grodziska-h-lada

http://phw.org.pl/cyklop-kudaku-zycie-dzialalnosc-wojskowa-krzysztofa-grodzickiego-generala-artylerii-koronnej/

jego brat, Paweł Grodzicki h. Łada, http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/pawel-grodzicki

Kazimierz Siemienowicz, h. Ostoja
https://bialczynski.pl/2015/06/17/wielcy-polacy-kazimierz-siemienowicz-1600-1651-tworca-podrecznika-artylerii-i-rakiet-zwlaszcza-wielostopniowych/

Krzysztof Arciszewski, h. Prawdzic
ttps://www.wprosth.pl/historia/10041626/Jako-pierwszy-Polak-dotarl-do-Brazylii-w-Amsterdamie-witano-go-jak-Cezara-Niezwykla-historia-najslynniejszego-XVII-wiecznego-awanturnika.html

Zygmunt Przyjemski h. Rawicz
http://www.ipsb.nina.gov.pl/a/biografia/zygmunt-przyjemski-h-rawicz

******

Wykaz moich notek na portalu “Szkoła Nawigatorów” pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty

U krainy krwawy lud. „Przyczynek do psychologji  ludu na Ukrainie”

U krainy krwawy lud. „Przyczynek do psychologji  ludu na Ukrainie”

Stanisław Orda, unukalhai https://www.salon24.pl/u/dawidowicz/587823,u-krainy-krwawy-lud

 Zamieszczam tekst autorstwa Janiny Przecławskiej, który  ukazał się w kwartalniku „Przegląd Powszechny”,w  t. 176 październik – listopad – grudzień)  z 1927 r., wydawanym w Krakowie, jako drugą część „tryptyku ukraińskiego”. Test pod oryginalnym tytułem brzmiącym  Krwawy lud oraz podtytułem „Przyczynek do psychologji  ludu na Ukrainie”, zawiera rozważania Autorki na temat dramatu Polaków na Kresach w trakcie wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-1920, którego była uczestnikiem i jednym z bardzo wielu Polaków dotkniętych jego skutkami. 

Pozostawiłem pisownię tekstu w wersji oryginalnej, poza poprawieniem oczywistych „przekłamań” wynikających z zastosowania techniki skanowania dla potrzeb zbiorów bibliotecznych, gromadzonych w  formie cyfrowej. Dostosowałem również akapity do formy strawnej na blogu.
Oraz uzupełniłem tekst  własnymi przypisami.

 (Ostatnia część tryptyku będzie miała tytuł „Kresowe Westerplatte” i będzie ona mojego autorstwa).

 ………………………………………

 Krwawy lud 

Czy o tobie mówić mam, ziemio, na której Słowacki czuł Boga, Bohdan Zaleski [1] jak o łaskę najwyższą błagał, by mógł cię oglądać w niebie? Ukraino, o której tęskny poeta śpiewa:

 „U nas – inaczej, inaczej, inaczej!”[2]  bo słońce tam buja jak na morzu, a kłos złoty rodzi obficie,
a myśl, goniąc z wiatrem w zawody, nabiera owego rozmachu szerokiego! 

Kultura i marzycielstwo polskie różnemi czasy wydobywało twe czary, kołysząc serca do dumek
i baśni. Dziś lud twój staje przede mną, ten z ciebie wyrosły, na gruncie twym od wieków osiadły.

Rusini, czy jak obecnie nazywają się sami  –  Ukraińcy.

Geneza ludu tego trudna do oznaczenia. Czy zrodziły go bandy wysiedlone buntowników, które ukrywały się na rubieżach rzeczypospolitej przed gniewem królów polskich, czy też odstawieni tam jeńcy wojenni, turcy, tatarzy, kozacy? Czy zrodziła ich matka polka, ojciec tatarzyn, hodowała rodzina kozacka, czy odrębne ruskie plemię zmieszało się z krwią obcą, wydając ten lud krwawy? Rozmaite są wyobrażenia o źródłach, zgrupowaniach i związkach tych bądź co bądź rdzennych mieszkańców tej ziemi. W twarzy ich zarysowuje się często jasny typ słowiański o szczerem, prostem, do duszy idącem wejrzeniu, ale spotyka się niemniej często ostry dziki rys kałmucki  w oczach skośnych, grubych wargach, nosie spłaszczonym… tęskne zadumy i okrucieństwo bezlitosne, poddanie i bunt, jad kipiącej nienawiści i poświęcenie bez granic równoważą szalę sprzeczności. 

Staje on przede mną takim, jakim był przedewszystkiem w latach od 1905 i przedtem jeszcze aż do r. 1918 i do dni ostatnich w stosunku do polskiego społeczeństwa. Nieufny, zamknięty w sobie, podejrzliwy i łatwowierny zarazem, stosownie do tego, z kim ma do czynienia, lekceważący wszelki wysiłek „pana” odnośnie do prac rolnych i wszelkich rozporządzeń, idących ze dworu. Posiada silne poczucie własności, ale tylko swojej, której bronić będzie kłami i pazurami, jak dzikj zwierz. Duchowy rozwój i kulturę zewnętrzną, drobne zdobycze cywilizacji odpycha z całą pogardą pierwotnego człowieka, który, czując, iż nie dorówna, woli odeprzeć raz na zawsze, niż tentować o coś, co mu „niedostępne”. „U nas w mużyćtwi — mówi — tak buło i bude”, a dźwięczy w tem twierdzeniu jakby przewaga, zaznaczenie nieprzejednanego stanowiska, głęboki żal i niewyjaśniona krzywda i ból wyrzeczenia.

Takim cię widzę, biedny „mużyku” ukraiński, sam w swym chłopskim mózgu zaplątujący swój los, wiecznie w ciemności brodzący, w wiecznym wysiłku opierania się swej doli, po którym zapadasz w noc coraz głębszą. Widzę cię, „rozjuszoną bestję”, pod wpływem agitacji r. 1905, wołającego o zmianę, o jakieś prawo, które zdało ci się, żeś pojął i wiesz, o co wołasz! Niestety, nic nie pojąłeś i nic nie wiesz! Przedewszystkiem nie masz pojęcia, czego ci brakuje, potrzeb swoich nie znasz, zmian nie pragniesz.

Krzywda! Uczucie to tkwi w nim, jak rana wieczna! Przesuwają się w jego pamięci ciężkie dni pańszczyzny, praca źle opłacana, razy odbierane; przeszłość tę przywołuje, podnieca wrogi rząd, wyolbrzymiając polskie winy, zapominając, że „pańszczyzna” to było prawo czasu i obyczaju, stosowanego wszędzie w pewnej epoce. Jednak były wsie, W których pańszczyzna łączy się ze wspomnieniem dobrego „pana”, dbającego o szczęście podwładnych, życia bez troski pod opieką czujną  i mądrą. Bierne natury radośnie przyjmują byt, w którym—jak się wyrażali — „o nic ich głowa nie bolała”.

Wśród polskiego społeczeństwa budziły się nieraz mocne pragnienia: współżyjąc z tym ludem trudno było wyrzec się pracy dla niego! Dusze gorętsze, szersze roiły o zbrataniach serdecznych, o podniesieniu moralnem tego ludu, o uświadomieniu narodowem, któreby ludowi temu ukazały drogi inne. Cel myśli polskiej tkwił w wiecznem marzeniu: „Jak odna mołytwa, tak u świti cia odyna Polsza, Ruś i Łytwa”. W myśl tego powiedzenia ukazywał się ów lud bratni złączony z Polską przeciw wspólnym wrogom. Lecz na straży stał żandarm moskiewski i polityka rządu, której celem była właśnie ciemnota tego ludu i odgrodzenie go wszelkiemi sposobami od „pana” — Lacha. Więc nie szczędzono barw jaskrawych, aby w oczach chłopa ukraińskiego wyolbrzymić wiekowe winy polskiego „pana”, obniżyć dzisiejszy jego autorytet. Od lat dziesiątków wsiąkało w lud ten przekonanie, że „pan” to jest uzurpator, zły i nieprawny władca, „krowopijca”, jak ochrzczono go w ostatnich latach, kiedy już wroga agitacja dosięgła miary. Rząd rosyjski natomiast, zawsze ustępliwy dla chłopa, zamykający oczy na wszelkie przewiny, usprawiedliwiający nawet zbrodnie, rozstrzygający przychylnie spory graniczne, dopomagający chłopu, kiedy chodziło o wykupienie ziemi z rąk polskich, pozostawał uosobieniem tej dobrej władzy, którą czcili z zabobonną trwogą i szacunkiem. Oczy wrogie strażników moskiewskich czatowały na wszelkie porozumienie między chatą i dworem polskim, gotowe każdej chwili przeciąć je brutalnie, groźbą zsyłki lub konfiskaty, bardziej czujne na owo zbliżenie się niż na stosunek do ludności polskiej, której znikoma garstka tonęła w morzu ludności ukraińskiej. 

Dzieliły nas i ich wyznanie, język — a jednak sympatje polskie niepokonane wbrew przeszkodom szły do tego ludu. Panowie polscy brali udział pieniężnie w rozwoju teatru ukraińskiego, drużyn śpiewaczych, w zakładaniu warsztatów tkackich, kilimkarskich, jedwabniczych, przyczyniali się do wydawnictw książek ukraińskich i takich pism jak Światowa Zernycia, w większej części będąca pracą polskiego społeczeństwa, przez Polaków subsydjowana. Były dwory, które w „zuchwalstwie” swem szły dalej jeszcze. Ufne w siłę swego zapału i dobre stosunki z „prystawem” [3] i „urjadnikiem” [4], osobami urzędowemi, policyjnemi, których można było przekupić zbożem i pieniędzmi, organizowały formalną szkołę, ogródki dziecięce, bibljoteki ludowe, wchodząc w ów zabroniony kontakt z ludnością.

 Działo się to mniej więcej w 1900 roku podczas lata. Już przed siódmą rano olbrzymią falą kołatały dzieci całej wsi do bram pewnego dworu, wołając natarczywie i nagląco: „Czy można wże pryjty?” (Czy można już przyjść?).  Bez wątpienia była to duża ulga dla całej wsi; matki spokojnie szły do pracy pewne, że dzieci zajęte nie walają się w błocie, nie zapalą ognia w chacie, by jak się to nieraz podczas żniw zdarzało puścić ją z dymem. Dla dzieci była to olbrzymia atrakcja; zamiast bezmyślnych, niczem niezajętych godzin rannych — porządnie ułożony dzień pracy. Rozpierzchały się dzieci po całym ogrodzie, szukając swoich miejsc. Godziny, podzielone na naukę czytania, pogadanki, rysunek, roboty, śpiewy, zabawy i, gimnastykę upływały szybko. Gdyby praca ta mogła przetrwać, dałaby stanowczo ogromne rezultaty. Niestety nie przetrwała roku. Podobno sami rodzice donieśli władzy, iż dzieci ich chcą „opolaczyć”. Prystaw dał ostrzeżenie, uznając, że to wszystko jest bardzo ładne, ale tego robić nie wolno, bo pociągnąć może nieobliczalne skutki. W zimie jeszcze zorganizowano czytelnię, wybrano książki, na które na ręce „pani” przyniesiono zebrane pieniądze. Te wysiłki przekonały, że w ludzie tym są pierwiastki siły i dobra, leżące odłogiem lub, marnowane, że użyte stosownie, kierowane sercem i myślą stworzyć mogą naród. Dzieci szybko poddawały się wpływom cywilizacyjnym, organizowały się z łatwością. Umysły świeże, zdolne chwytały i przyswajały chętnie wiadomości, orjentując się
i pojmując wlot. Niestety, trzeba było przerwać. Dzieci poszły do swych szkół parafjalnych, które prócz wiadomości cerkiewnych nie zdołały nawet po paru latach nauczyć ich czytać i pisać. Długo jednak jeszcze brzmiały na wsi piosenki, których uczono „W ogródku”: „Hej, hej idem w pole, hej, hromado ciła!” i długo jeszcze dzieci ze smutkiem stawały przed bramą dworu, pytając czy mogą wejść. 

Pozostawała inna droga, droga pomocy samarytańskiej, opieki sanitarnej, dobroczynnej. I tej nie zaniedbano. Niepodobna było przezwyciężyć niechęci ludu do szpitala i lekarza. Szpital uważany był za miejsce katuszy i śmierci, doktor „nic nie wiedział”, wiedziała „pani” i w jej ręce z ufnością oddawano chore dziecko, opatrunki wszelkie. „Pani”, zwykle łącząc w swej osobie lekarza, aptekę i siostrę miłosierdzia, szybko działała na natury nieprzyzwyczajone do lekarstw. Pewna hygjena i czystość także miały swą wagę. Chorzy zwykle powracali do zdrowia, wówczas „pani”, słynęła jako cudotwórczyni i do takiej „pani” biegł chłop z urwanym przez maszynę palcem w kieszeni, wierząc, że mu go „pani” przyklei znowu. Kiedyś po wielu staraniach udało się umieścić w szpitalu ciężko chorego na rany w żołądku, po dwu dniach uciekł stamtąd, wyciągnąwszy dreny, zrzuciwszy bandaże, twierdząc, że tam w szpitalu nic nie umieją i tylko „pani” może go wyratować, byleby zechciała.

 Tak się układał stosunek dworu polskiego, wynikający z wiary w misję polską i daleko idących marzeń na przyszłość. Znając owe wysiłki polskiego ziemiaństwa i prawdziwą sympatję, którą ono czuło dla miejscowej ludności, jak dziwnie brzmią słowa, iż gdyby wszyscy utrzymywali łączność z chłopem ukraińskim i wchodzili z nim w bliższy kontakt, zadawalniając jego potrzeby i wypełniając braki, to nie byłoby tej krwawej karty i tego tragicznego końca dla polskiego właściciela na kresach!  Niestety, jedno jeszcze stwierdzić można, źe właśnie ów bliższy stosunek wywoływał większą zuchwałość i że najpierwsze padły dwory znane ze swej przyjaźni względem chłopa ukraińskiego, że tam, gdzie pan był surowy, srogi w obchodzeniu się, wahano się dłużej — powstrzymywał od gwałtów sam autorytet i obawa. 

Chłop ukraiński, korzystając i przyjmując wszelkie ze strony „państwa” dobre chęci, patrzał ponuro, nieufnie i podejrzliwie. Długo nie mógł pojąć powodu dobrego postępowania, przyjaznych względów, w końcu zdawało mu się, że wpadł na właściwy domysł. Oto działo się to wszystko z rozkazu cara! Przychodził więc do dworu po lekarstwa jak do apteki, przyjmował wszelkie zabiegi i starania, jako z prawa sobie należne. Potem wytłumaczono mu to jeszcze inaczej; powiedziano mu, iż wiedzieli panowie, że wszystko do niego należy i dobrocią chcieli go przekupić. To pobudziło bardziej jego nienawiść i stłumiło w nim raz na zawsze wszelkie uczucie wdzięczności.

Już w roku 1905 krzyczano: „Nie trzeba nam waszej łaski, wszystko sami sobie zrobimy, bo to wszystko nasze!” Później nastąpiło chwilowe uspokojenie  –  zamilkł zdumiony chłop jeszcze na lat kilkanaście, bo go w  owych niefortunnych usiłowaniach buntowniczych pierwszej rewolucji zatrzymano policyjnie. Powikłało mu się w głowie, w żaden sposób nie mógł sobie wyjaśnić dlaczego buntowano go przeciw „panom” ,w imieniu cara, a potem w imieniu tegoż cara otoczono go wojskiem, zmuszając do milczenia. Ukorzył się wnet, pozornie uległy, w głębi nieprzejednany, wzburzony.

 Do zrozumienia przyczyn okrutnych przejść lat ostatnich, które odbiły się na dużej części naszego narodu, niszcząc gniazda polskie i wiekowy ich dorobek, trzeba rzucić kilka rysów, w których wystąpi jaśniej charakter ludu ukraińskiego. Popatrzmy jak wygląda on w życiu. 

Oto ten chłop poruszający się leniwie, przesypiający zimę na piecu lub trwoniący czas w karczmie, gdzie upija się do nieprzytomności, budzi się z błyskiem wiosny cały przesiąknięty myślą o ziemi. Ponadto niema ukochania! Jak najwięcej ziemi, aby bez końca sadzić kartofle i siać zboże i być swym kawałku władcą, właścicielem bez zastrzeżeń. Żona, dzieci, sąsiad, rodzice, wszystko to nie ma dla niego wartości; zastyga w nim serce, gdy pomyśli, iż może być posiadaczem jedynym! O kawałek gruntu toczą się krwawe bójki, o prawo do swej części długie wiodą się spory, a bójki W tej rozpaczliwej żądzy kończą się nieraz śmiercią lub kalectwem. Na uczucie niema żadnego miejsca, kiedy występuje jasna, stanowcza chęć posiadania. 

Opowiada jeden z sędziów przysięgłych, obecny podczas sądzenia chłopa, który chcąc pozostać sam w chacie i pozbyć się wszelkich współwłaścicieli i dziedziców, zamordował rodziców, żonę i dzieci.  Na pytanie jak to uczynił, chłop odpowiada bez drgnienia, poprostu uważając swój okrutny czyn za racjonalny. „Ot tak, wziaw sokiru, perekrestywsia, taj po hołowońci, persz starych pośle żinki i ditki”. (Wziąłem siekierę, przeżegnałem się  –  i tak po główce, najprzód starych, potem żonę i dzieci). Opowiada o tem bez najlżejszego wyrzutu sumienia, nerwy jego spokojne nie dają mu widzieć krwawych widm pomordowanych, czuje się jakby po spełnieniu zwykłego czynu, który pomnoży mu dobrobyt. Jest to pewna atrofja moralna, nieczułość nerwowa, która może nam również wytłumaczyć dlaczego cierpienia fizyczne nie są tak przez nich odczuwane, jakby się to zdawać mogło ludziom bardziej wrażliwym. 

Często się zdarza, iż kobieta rodzi w polu, nazajutrz już staje znowu do pracy; dzieci przechodzą najcięższe choroby, biegając w koszulach po mrozie, chociaż większość umiera, ale są takie, co przetrzymują. „Na toj bik, albo na toj”, (albo na tę, albo na tamtą stronę) powiadają ojcowie bez wzruszenia; jak wyjdzie z choroby, będzie zdrów i silny. Zdarzyło się, że młoda kobieta zmarła nagle –  przy badaniu okazało się, że przeszła ciężki tyfus, chodząc codziennie do pracy w 40° gorączki.  „Aż poczerniła ciła”, opowiada mąż, stwierdzając fakt z spokojem. Raz po zaciętej walce z sąsiadem, w której latały noże i siekiery, chłop uderzony w głowę wraca do domu, po drodze, zatrzymał się, by porozmawiać z „panem”, który mu czynił wymówki z powodu tego zajścia. Chłop stał wyprostowany, tylko czapką przyciskał głowę  –  dopiero w chacie okazało się, iż miał przez głowę tak straszne cięcie,  iż mu kawałkami mózg wypływał z czerepu. W parę chwil skonał. 

Obdarzeni w wysokim stopniu zmysłem praktycznym, poczuciem realności, chłopi ukraińscy umieją sobie zawsze zdać sprawę i wytłumaczyć każde dobrodziejstwo pochodzące ze dworu, lecz nigdy, a przynajmniej bardzo rzadko odczuwają wdzięczność, traktując podziękowanie jako grzeczność nie poruszającą nic w ich sercach; wracają do domu, roztrząsając przyczyny tego dobrodziejstwa.  Nieraz budzą się w nich, zupełnie inne uczucia. Baba, otrzymawszy wór mąki od obywatela, idzie przez wieś
i urąga mu bez ceremonji:

Szob tobi tak łehko buło w świty żyty, jak ce meni’ nesti” (Oby ci tak lekko było żyć, jak mnie dźwigać ten wór!).

Na zezwierzęcenie i tak brutalnych instynktów wpływała ogromnie wódka, która także w agitacji 1917 i 1918 r. odegrała rolę niemałą. Rozjuszona bestja, tkwiąca w każdym chłopie ukraińskim, występowała ze zdwojoną potęgą, nie szczędząc niczego i nikogo. Rząd rosyjski rok rocznie zwiększał ilość monopoli, a poza tem handel wódką bezkarnie bywał uprawiany po chatach. Grosze zarobione szły na wódkę — dość powiedzieć, że dwie niewielkie wsie przepiły 36.000 rubli przez rok jeden, co w owych czasach było bardzo pokaźną sumą. Wódka, to był właściwy sens i cel życia, które poza tem nie posiadało żadnych pragnień, nurzając się bez miary w pijaństwie. Ani szkoła, ani duchowieństwo prawosławne nie pobudzały do podnioślejszych uczuć, nie wskazywały szerszych horyzontów. Religja nie uczyła moralności, bo to był zbiór ciasnych formułek, które chłop pełnił z tępą zaciętością ciemnego człowieka. Niewykonanie przepisów cerkiewnych było w jego pojęciu zbrodnią, więc na Wielkanoc tłumnie znoszono dzieci do cerkwi dla przyjęcia komunji, bez względu na gorączkę lub przebytą świeżo ospę lub szkarlatynę; ciężko chorzy woleliby umrzeć, niż złamać post ścisły na oleju przez wypicie szklanki mleka lub rosołu przepisanego przez lekarza. To wszystko nie przeszkadzało jednocześnie popełniać rabunki, zbrodnie, upijać się do upadłego.

Bóg, przystosowując się do ich pojęć, nie gniewał się o takie małostki; post i spowiedź wielkanocna rozgrzeszały z łatwością i człowiek czuł się wolny, sumienie nic mu nie wyrzucało. Dusza, pozostawiona w mroku i zaślepieniu, układała sama sobie pojęcia, nie wychodzące poza ciasne ramki chłopskich rozumowań, a „pasterz dusz”, bardzo obojętnie zwykle usposobiony, nie usiłował nawet  z tem walczyć. „Pop” była to osoba najmniej wzbudzająca miłości i szacunku, a on sam bardzo zwykle pesymistycznie zapatrywał się na swe owieczki. Raz słysząc o staraniach podjętych przez pewną ziemiankę dla umoralnienia ludności, taki miejscowy kapłan powiedział wzgardliwie:  „Proszę pani, to bydło”! Takie było wewnętrzne przekonanie „pasterza ludu”, który w tych słowach starał się zrzucić z siebie odpowiedzialność.

Istotnie, to był zbydlęcony, znieprawiony, niekultywowany człowiek, z którego jednak pomimo wszystko niekiedy przezierała dusza. Tak, dusza człowiecza, ale okrutna, ponura, mściwa, a nieraz zasnuta jakby mgłą zadumy nad własnym losem, niby żalem szczyptą poezji kraszonym, który dźwięczał w pieśni zawodzącej, który młodej dziewczynie kazał wpatrywać się z zachwytem w świerki owiane szronem i mówić tęsknie: „meni zdajetsia szo ony wse taki cwetut”. Albo w poczuciu nieznanej,  a żywo odczutej krzywdy mówić: „ja nyczyho ne znaju, jak toj peniok”. Albo pomrukiwać przez zaciśnięte zęby: „ja muzyk temnyj i tra szob takim ostawsia”.

Zapewne były to tylko pojedyncze głosy, ale w nich tkwiło jakby poczucie tajonego żalu, niewysłowionej tęsknoty, skarga niemocy ducha. A ta siła ich świeża, radosna, dziecinna, porywająca się w tych wstęgach barwistych, w tych pieśniach weselnych, nastrojach świątecznych, ta młoda dusza wybłyskująca z gromady, kiedy pełni uroczystości rozpoczynali pracę na roli — czas orki, siewów, żniw. Zapominano wówczas o bójkach i pijaństwie, cała moc zdrowa, niewydana tego ludu wnikała w ten dzień pracy, w epokę stanowiącą o nadziei jutra. 

Czy nie była to „dusza”, odzywająca się w przywiązaniu i oddaniu zacnej służby dobremu panu, ta umiejętność wierności do grobu przez tradycję całych pokoleń? 

 Rozumienie „narodowości” nigdy nie występuje u tego ludu wyraźnie; nazwa, którą sam sobie nadaje „mużyk” zaznacza tylko odrębność, z jaką się odgradzają od „pana” i od wszystkiego co „pańskie”,  a więc przedewszystkiem nieprzejednana odraza do oświaty, kultury, wszelkich wprowadzonych ulepszeń, uprzedzenie niepokonane do pracy umysłowej i nawet pewna trwoga przed nią. Raz chłopak wiejski, dostawszy się do dworu, za staraniem „pani” wyuczył się czytać, pisać i skończywszy sześć klas dostał odpowiednią dobrą posadę. Po pewnym czasie zachorował na wrzód w uchu, trzeba mu było robić ciężką operację, po której umarł w szpitalu. Wieś osądziła, że te wszystkie nauki tak mu zaszkodziły; byłby zdrów, gdyby się nie uczył. 

Bywają jeszcze wsie na Ukrainie, do których zupełnie nie dotarła cywilizacja nowoczesna; jeszcze do ostatnich czasów automobil witano ze strachem, jako „nieczystą siłę”, a kiedyś chłop po odmierzeniu przez geometrę przestrzeni między wsią a najbliższem miasteczkiem, po skonstatowaniu, że wedle obliczenia odległość wynosi nie jak liczono dotychczas 14 wiorst lecz 16, skonsternowany twierdził naiwnie:  „Dobrze jeśli dobra droga, ale kiedy będą te szarugi jesienne, jak ja te dwie wiorsty jeszcze przejadę?”

Z podobną naiwnością traktowano też posiadanie ziemi i swobody. Ziemia, upragnione bogactwo, ale użycie jego przedstawiało się w wiecznęm pijaństwie i swobodnem, niekrępowanem niczem leżeniu na piecu, a gdy zabłyśnie słońce, machinalnem zasiewaniu tej samej roli, która zawsze wiernie powinna była dostarczać zapasów zboża i dlatego jedynie była tak pożądana! Choroba konia lub krowy bardziej wzruszała chłopa niż śmierć żony lub dziecka. Gdy się zdarzyło raz, iż chłop wyprzągł konia z pługa, aby pojechać po lekarza dla śmiertelnie chorej żony, opowiadano sobie o tem  z najwyższem zdumieniem. 

Nie na tle różnic plemiennych rozwijała się niechęć do „pana”, ale na podstawie ekonomicznej; widziano w „panu” jedynie posiadacza i właściciela. Rosjanin i Polak jednakową wzbudzali nieufność. Jeden i drugi był dla chłopa zawadą, tak jak w chacie przeszkadzał mu brat lub syn, mający pretensje do posiadania i władzy. Na dnie myśli może spoczywało nieokreślone marzenie, aby pozostać samemu; może to było nieobjawione dotąd pragnienie budzącej się indywidualności, przez wieki tłumionej  i usuwanej, a jednak wyrywającej się bezwiednie, wszechmocnie, jako dusza powstającego do życia narodu? Kiedy raz w poufnej rozmowie pytano bardziej inteligentnego chłopa czy woli lacha, czy moskala, odpowiedział: „Szob toj utikał a tamtoj za nym pustywsia, my szczeb batohom dokłały” (Gdyby ten uciekał, a tamten puścił się za nim, tobyśmy im jeszcze batogiem dołożyli). 

Kiedy jednak idea odrębności narodowościowych występować zaczęła silniej i rozeszły się wieści o wolności każdego narodu, wiadomości o szkole ukraińskiej, o prawie językowem, chłop ukraiński przyjął to obojętnie, nawet z niechęcią. Nie chciał zrozumieć, iż ma uczyć dzieci w tym języku,  którym mówi w chacie. Nadsyłane broszurki i gazety, pisane obcym dialektem, odczytywał z triudnością i twierdził z uporem, że dzieci powinny chodzić do szkół polskich albo rosyjskich, bo on nie myśli pozostawić je na życie całe „mużykami”. Tyle narazie zdziałały nowe prądy.

Lud miejscowy nie dał sobie nigdy wytłumaczyć co to narodowość, co zwłaszcza organizacja państwowa, to była dla niego martwa litera. To też nigdy w zaburzeniach, które przyszły, sprawa plemienna nie grała żadnej roli. Trudno nie wspomnieć o owym dniu niezwykłym, kiedy to ogłoszono rząd rewolucyjny z Kiereńskim r. 1917. Wieś przejęta ważnością chwili, z której zupełnie nie zdawała sobie sprawy, z okrzykami dzikiego triumfu, z popem i całą paradą cerkiewną wypłynęła na ulice, gromadząc się naprzeciw dworu. Każda niemal wieś miała już wówczas swą polską szkołę, prowadzoną otwarcie i swój polski szkolny sztandar. Wysłana starszyzna wiejska przyszła do dworu prosić o ten sztandar dla dodania świetności tej uroczystej chwili. „Dajte nam waszu „Flaku“, tak harno bude“, wołano.

Zaprawdę dziwny był widok tego popa bijącego pokłony przed dworem polskim i dla podniesienia rewolucyjnych haseł wymieniającego w nabożeństwie całą rodzinę cesarską  –  a nad tem powiewający polski narodowy sztandar z białym orłem i Marją Częstochowską. 

I przyszły te najgorsze chwile. Zwierz w duszy ludzkiej zawył strasznym głosem, pobudzony apetyt pożądaniem tego, co najbardziej było mu pożądanem, dzika zwierzęca chciwość prześwietlona ludzką chciwością. Okazała się w całej ohydzie ta bestja człowiecza, nie hamowana żadnem dobrem, nie łagodzona zasadami religji, promieniem wiary. Dusza ludzka, jeśli nie unosi się wyżej, upada niżej od zwierzęcia. Tak się też stało.  Uderzono w najczulsze miejsce i ozwał się ryk bestji przeszywając drżeniem i męką. Zwierz rzucił się na zdobycz bez wahań. Reszty dopełniła wódka. Niech mi nikt nie mówi o wdzięczności, natura ludzka w ogóle posiada jej mało  –  być może, iż to wynika z tej natury ludzkiej właśnie, która chce czuć własną siłę  –  łaska, wdzięczność upokarza mocnego człowieka. Zawyło nieokiełznane, gwałtowne pożądanie samodzielności, nie oparte na żadnej podstawie, nie ujęte w karby prawa i umiejętnego działania. Projekty sypały się bezmyślnie. –  Chciano odrzucić szpitale  – chorzy i starcy niech umierają. Chłopi będą siedzieli w pokojach, jak panowie, jeździć powozami i t. p. Panowie, którzy, wedle insynuacyj wrogich, chcieli ich przekupić, wiedząc iż wszystko do nich należy, stawali w ich oczach jako ludzje niegodni, nie zasługujący na współczucie. Przywiązanych do dworu uważano za zdrajców i zemsta ludu straszna dosięgała ich. Nowy ład układał się chaotycznie,   w rozpitych mózgach  –  mówiły tylko rozkiełzane apetyty, prawo bezprawia. 

Nie chcę powtarzać tu obrazów krwawych, pożogi rozpętanej nad krajem stepów i mogił, obrazów, których niesamowita groza blednąc każe najbardziej wyuzdanym opisom mąk średniowiecza i Sienkiewiczowskiej trylogji, uczyniono to już nieraz. Historja nasza powtarza je niejednokrotnie…

Szukamy w tem głębszej przyczyny, pytając niespokojnie, czyja wina? Upornie stawiamy jedno rozwiązanie; jedynie tylko w postępowaniu „panów” względem „chłopów”, lub w dawnej jeszcze kozackiej tradycji szukamy rozwiązania problemu dziejowych nienawiści !… A jednak czyż nie inaczej sądzićby to wypadło!  

Rozwój ducha i pojęć ludzkich, prawo człowieka i godność jego, idąc tu jednako, stopniowo przyjmują się wszędzie, niosąc złagodzenie praw, znosząc pojęcie przywilejów i nierówności społecznych  –  przyczyny tkwiły właściwie, gdzie indziej. Brak siły dla rozwoju odrębności narodowych, brak poczucia państwowości, wyzyskiwane przez państwa wrogie! Nie stawało tej siły nigdy, bo i wówczas w latach zespolenia z Polską, kjedy nic nie stawało na przeszkodzie, a obojętność Polski w tym względzie nie krępująca w niczem, wydająca prawa równe bez zastrzeżeń dla różnej nacji swych poddanych, czyż nie torowała drogi do rozwoju języka, literatury, świadomości narodowej? Zanik tego przyrodzonego uczucia poddaje lud ten wiecznie wpływom polskim lub rosyjskim. Obrządek wschodni religijny zdaje się pozornie łączyć go z Rosją, a jednak jest chwila,  w której unoszą się ponad ubóstwo duchowe przez walkę unji z prawosławiem. Prześladowania podlaskie budzą na chwilę uśpione dusze, unosząc na szczyt męczeństwa i zwracają lud ten ku zachodowi, ku Polsce. 

Położenie geograficzne między Polską a Rosją stawia ten naród w niepewnej przynależności, niepewność tę umiejętnie wyzyskuje jedyny wróg słowiańszczyzny, Niemcy. A kiedy rozbiory dzielą Polskę na trzy części wraz z włączonemi Litwą i Rusią, wrogie agitacje podburzają z podwójną siłą, kierując z dwu stron swe ostrza przeciw Polsce. Ta bierność i nieświadomość uczuć narodowych sprawiła zapewne, iż kiedy w pewnej fazie burzy bolszewickiej chciano obudzić w ludzie ukraińskim samopoczucie narodowe, spotkano się z odpornością i niechęcią, ze zdumieniem, które odrzucało z pogardą tę odrębność jako ubliżenie. Jedynie działać mogła nienawiść na tle ekonomicznem, przemawiająca zrozumiale do instynktów pierwotnego człowieka i to rzuciło ten lud w brutalną, zwierzęcą walkę bez godności i. sumienia. Więc nie działały tam pobudzone plemienne nienawiści, ale przystosowane do pojęć pierwotnych idee bolszewickie, dogadzające w swej brutalności niskiemu  poziomowi dusz. Bezmyślne, bezduszne ofiary zbrodniczych namiętności bez ideału i celu wyższego pokazały światu czem stać się może istota ludzka, dla której jedynem pożądaniem jest zdobycie żerowiska. Ale i w tej ostatniej krwawej karcie czyż nie widzimy tychże powtarzających się rzezi, z poza których wysuwa się okrutna dłoń Carycy i słychać śmiech szatańskiego Fryderyka?

Wiecznie to samo. Historją się nie powtarza, ale jest w niej ciąg jednej myśli, idącej systematycznie, tym samym szlakiem wiążąc nici.

 Deprawowany, utrzymywany rozmyślnie w ciemności po zaborach, nieświadomy siebie, szczuty na Polskę, w której widzi tylko nienawistnego „pana”, nie pobratymczy naród, z którym idąc ręka w rękę mógłby wspólną siłą uderzyć w tego wroga, lud ukraiński nie mający siły aby być narodem, staje się ślepą igraszką w ręku nieubłaganem. Czyż i w polityce rządów Rosji nie odczuwamy, iż zawsze każdym ruchem, każdem złowrogiem uderzeniem wymierzonem w Polskę, kieruje ta sama dłoń niemiecka? Dziś w bezstronnem spojrzeniu na lud krwią naszą obluzgany, w wejrzeniu w  przeszłość naszą wspólną, słyszymy wyraźnie też same głosy nienawiści germańskiej. Polska mocna i wielka pozbawiona zachłanności, nie dążąca do wynaradawiań, umiejąca utrzymać władzę siłą wewnętrznej potęgi, skłonna do bratań, zniewalająca mocą swej idei, może być ową dłonią bratnią wyciągającą się do bratniego narodu. Polska przez wygórowaną miłość Ojczyzny powinna potrafić uszanować odrębność narodu pokrewnego. Wtedy też wiele osiągnie dążąc drogą pojednań bratnich przeciw nieprzyjacielskiej sile. 

Jaką rolę przeznacza nam przyszłość w związku z tym ludem? Czy złączy jeszcze nasze ręce, jak już się wielokrotnie łączyły nasze kości i mieszała nasza krew we wspólnej przed wrogiem obronie? Przyszłość milczy, a Ukraina dzisiejsza to wielkie cmentarzysko, gdzie senne mogiły dumają o krwi tak strasznie przelanej. Lecz dzieje narodów nieskończone i Bóg je pisze. 

………………………………………………………

 Przypisy:

[1]  Józef Bohdan Zalewski –    1802  gubernia kijowska, zm. 1886  Villepreux, obecnie miejscowość w regionie Île-de-France, w departamencie Yvelines Cmentarzu Montmartre w Paryżu. Polski poeta okresu romantyzmu Antonim Malczewskim  Sewerynem Goszczyńskim  “szkoły ukraińskiej” polskiego romantyzmu sylabotonikiem melicznym*, charakteryzującym się bardzo regularnym uporządkowaniem sylab akcentowanych  i niezwykłą melodyką wiersza. Z tego powodu wiele jego utworów stało się bardzo popularnymi i uzyskało oprawę muzyczną, również ze strony wybitnych ówczesnych kompozytorów, m.in.,
Fr. Chopina;

*sylabotonik  meliczny  –  rodzaj wiersza regularnego, odnoszący się do pieśni lirycznych; śpiewny, w którym podstawę rytmu tworzą: stała liczba sylab oraz stała pozycja sylab akcentowanych;

[2]  leitmotive wiersza Józefa B. Zalewskiego pt: „U nas inaczej”. Wiersz  opublikowany, m.in., w  niedzielnym dodatku do pisma „Postęp”,  wydawanego w Poznaniu w latach 1890-1925 (dodatek „Biesiada”, numer z 15.02.1914 r.).  W całości do przeczytania w zdigitalizowanych zbiorach Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej;

 link: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=228265

[3]  prystaw – w Rosji komisarz policji albo komendant posterunku(1837 – 1918),;

[4] uriadnik – w Rosji niskiej rangi  funkcjonariusz policji, głównie na terenach wiejskich (jw.);

Możliwe są zwroty w sprawie tropienia wszelkich przejawów rusko-onucyzmu.

Możliwe zwroty w sprawie tropienia wszelkich przejawów ruskoonucyzmu.

Michalkiewicz: „Przypuszczam, że w tej chwili bezpieczniacy będą takie robić numery”

bezpieczniacy-beda-takie-robic-numery

Stanisław Michalkiewicz na antenie TV ASME w cyklu pytań i odpowiedzi odniósł się m.in. do „pospolitego ruszenia” oraz możliwych zwrotów w sprawie tropienia wszelkich przejawów ruskoonucyzmu.

„Szanowny Panie Stanisławie, jakie widzi Pan wyjście z nawałnicy ustaw totalitarnych na nadchodzących w niedalekim czasie obradach Sejmu, na przykład o ruskiej onucy dezinformacji. Co sądzi Pan o pospolitym ruszeniu we współczesnej formie?” – pytał jeden z widzów.

– Pospolite ruszenie we współczesnej formie, to jest zawracanie głowy. Mieliśmy przykład, właściwie dwa przykłady, takiego pospolitego ruszenia – wskazał Michalkiewicz.

– Pierwszy to był szturm na Kapitol w Waszyngtonie – zaznaczył. Moim zdaniem to była prowokacja FBI. Policja nawet przepuściła tych szturmujących, oni się wdarli na Kapitol i co? I dalej nie wiedzieli, co zrobić –przypomniał.

Podobnie było w Brazylii. Też się wdarli do budynków rządowych i nie wiedzieli, co dalej zrobić. I tyle, nie miało to żadnych następstw – wskazał publicysta.

– Dlatego przypuszczam, że w tej chwili bezpieczniacy będą takie robić numery, że to niby lud, ale tak naprawdę to tłum, który nie jest zdolny do niczego poza destrukcją ewentualnie – ocenił.

Odnosząc się zaś do pytania, jakie widzi wyjście z nawałnicy ustaw totalitarnych, odparł: „Przeczekać”.

– Teraz to chyba nie, bo nasz najważniejszy sojusznik uważa, że nie ma potrzeby dokonywania podmianki na naszej politycznej scenie, ale może kiedyś… – stwierdził.

– Potwierdziły się podobno informacje, że Putin i Zełenski przyjęli działania mediacyjne Stolicy Apostolskiej (…), dla Putina też mogą być jakieś plusy dodatnie w tym rozstrzygnięciu i będziemy musieli ćwierkać z innego klucza i ta gadka o ruskich onucach będzie musiała być zaprzestana – skwitował Michalkiewicz.

Oto cytaty o “zdradzie” Zełenskiego usunięte przez Washington Post. Wije się jak żmija nadziana na widelec.

Oto cytaty o “zdradzie” Zełenskiego usunięte przez Washington Post. Wije się jak żmija na widelcu.

here-are-the-zelensky-treason-quotes-the-washington-post-deleted

——————————-

[Umieszczam dla pokazania, jak przewrotna jest ta „wojna” i te – różne, wrogie, ale powiązane i połączone – propagandy – nie zaś, jako informacja rzeczowa, merytoryczna. Mirosław Dakowski]

=================

Gazeta usunęła wywiad, w którym ukraiński przywódca rzucił się do konfrontacji z twierdzeniami z dokumentów, które wyciekły. Zaatakował on rzekomych “zdrajców” w swoich szeregach.

————————————–

Washington Post usunął duży fragment wywiadu z ukraińskim prezydentem Władimirem Zełenskim, w którym zaatakował on rzekomych “zdrajców” w swoich szeregach. RT publikuje całą sekcję, którą amerykańska gazeta wolałaby ukryć.

Poniższy fragment pojawił się w wywiadzie z ukraińskim prezydentem z 20 maja. Został on usunięty bez żadnego wyjaśnienia.

==================

Po omówieniu zbioru niedawno ujawnionych dokumentów Pentagonu, które ujawniły między innymi, że USA monitorują komunikację Zełenskiego, gazeta przedstawiła mu nowy zarzut, który nie został jeszcze zgłoszony w amerykańskich mediach.

Należy zauważyć, że Evgeny Prigozhin jest założycielem i szefem Wagner Group, rosyjskiej prywatnej firmy wojskowej walczącej obecnie w Donieckiej Republice Ludowej.

————————————-

WaPo: Dokumenty wskazują, że GUR, pańska dyrekcja wywiadu, utrzymywała zakulisowe kontakty z Jewgienijem Prigożynem, o których pan wiedział, w tym spotkania z Jewgienijem Prigożynem i oficerami GUR [Główny Zarząd Wywiadu Ukrainy]. Czy to prawda?

Zelensky: To jest kwestia wywiadu [wojskowego]. Chcesz, żebym został skazany za zdradę stanu? A więc, to bardzo interesujące, jeśli ktoś mówi, że masz dokumenty lub jeśli ktoś z naszego rządu mówi o działaniach naszego wywiadu, chciałbym również zadać ci pytanie: Z jakimi źródłami z Ukrainy macie kontakt? Kto mówi o działaniach naszego wywiadu? Bo to jest najcięższe przestępstwo w naszym kraju. Z którymi Ukraińcami pan rozmawia?

WaPo: Rozmawiałem z urzędnikami w rządzie, ale te dokumenty nie pochodzą z Ukrainy, tylko z…

Zelensky: Nie ma znaczenia, skąd pochodzą dokumenty. Pytanie brzmi, z którym ukraińskim urzędnikiem rozmawiałeś? Bo jeśli mówią coś o naszym wywiadzie, to jest to zdrada. Jeśli mówią coś o konkretnym planie ofensywy tego czy innego generała, to też jest zdrada. Dlatego zapytałem, z którymi Ukraińcami rozmawiałeś?

WaPo: O tych konkretnych dokumentach? Jesteś pierwszą osobą, z którą o nich rozmawiam.

Zelensky: Dobrze.

WaPo: I mogę przeczytać, jakie dokładnie informacje są na temat Prigożyna i GUR. 13 lutego Kiriłł Budanow, szef Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy, poinformował o rosyjskim planie destabilizacji Mołdawii z udziałem dwóch byłych współpracowników Wagnera. Budanow poinformował, że postrzega rosyjski plan jako sposób na oskarżenie Prigożyna.

Dlatego dzisiaj publikujecie te informacje jedna po drugiej. Publikujecie informacje o kontrofensywie na Ukrainie, o tym czy o tamtym. Mówiłem, że uważam, że to jest, jak to powiedzieć? – ktoś coś gdzieś słyszał, ktoś coś gdzieś opublikował, ale informacje są skompilowane, są inne i na pewno nie działają na korzyść Ukrainy. To wszystko.

A teraz chcesz wziąć byka za rogi. Musisz uzasadnić lub nie uzasadnić tę informację, a wtedy twoja informacja będzie miała pewną wagę, ponieważ reaguje na nią prezydent Ukrainy. Rozumiecie? I to właśnie robicie. W tej chwili bawicie się, jak sądzę, rzeczami, które nie są dobre dla naszego narodu.

Nie mówię tego po raz pierwszy. Uważam, że to złe, ale mimo to mówisz: “Jeszcze trochę, to jeszcze nie koniec”. Cóż, tak, jest. Na Ukrainie pozostało jeszcze kilka osób. Nie jestem zainteresowany tym, aby ta liczba ludzi się zmniejszyła. Dlatego właśnie walczymy. [Bardzo przepraszam, nie byłem tak szybki, za długo mówiłem o tych dokumentach]. Nie wiem o tym…

WaPo: Przyszliśmy porozmawiać o tym. Jest to wyraźnie wrażliwe dla ciebie i twojego kraju.

Zelensky: [Po angielsku] To nie jest delikatna sprawa. Jeśli odpowiem, że jest wrażliwa, oznacza to, że są to prawdziwe dokumenty. Proszę, przestań ze mną pogrywać. Jestem prezydentem kraju ogarniętego wojną. Powiedziałem o mojej reakcji na te dokumenty, powiedziałem, że nie jest to dobre dla naszych ludzi. Nie gram w Counter-Strike’a. Przygotowujemy kontrofensywę. To są różne rzeczy – dlatego powiedziałem, że wszystkie szczegóły ode mnie usłyszysz. I oczywiście jesteśmy wdzięczni za waszą pracę i pomoc, gdy wspieracie Ukrainę w tej wojnie. Wykonaliście kawał dobrej roboty. A teraz powiem o tych dokumentach…

Nie uznaję tego za dokumenty. Nie widziałem tego. To jest pierwsza rzecz. Nie wiem, jak to zrobiłeś i moje pytanie było do ciebie: “Dlaczego nadal to robisz?” Jesteś wolny. To znaczy, zrobisz, co zechcesz, ale nie chcę mówić o tym ze szczegółami.

Ponieważ nie wiem, o czym mówię. To coś z pewnymi informacjami. Powiedziałem, że nie miałem żadnego kontaktu z Białym Domem w sprawie tych dokumentów. Albo nie dokumentów. O tych dokumentach. Albo nie dokumentów. O tej platformie. Albo fałszywej platformy… Nie miałem wcześniej, teraz i, nie wiem, może w przyszłości. Po prostu mówię tę samą wiadomość bardzo publicznie i bardzo otwarcie.

Powiedziałem to tobie, niektórym dziennikarzom i wielu liderom. Kiedy mnie o to zapytali, powiedziałem, że to nie jest dla nas dobre. Co mogę powiedzieć? Nie jest dobrze. Nie wiem, czy to fałszerstwo, czy jakiś procent – nie wiem, co to jest. I nie wiem, kto tego potrzebuje i o co toczy się gra. Nie wiem po co. To wszystko. Dla mnie to nie jest poważne. To brzmi jakby ktoś powiedział, ktoś coś usłyszał… na, ponieważ “mamy z nim interesy”.

Poleciłeś Budanovowi, aby poinformował prezydenta Mołdawii Maia Sandu, a Budanov powiedział ci, że GUR poinformował Prigożina, że zostanie uznany za zdrajcę, który współpracuje z Ukrainą.

Dokument mówi również, że Budanow oczekiwał od Rosjan wykorzystania szczegółów tajnych rozmów Prigożyna z GUR i spotkań z oficerami GUR w Afryce….

Zelensky: Słuchaj, szczerze mówiąc, po prostu coś czytasz, coś mówisz. Po prostu nie rozumiem, skąd to masz, z kim rozmawiasz i tak dalej. Mówisz o tym, jak poznałem Budanowa. To sugeruje, że – jak to ująć? Wygląda na to, że masz ludzi, którzy mają jakieś nagrania lub masz jakieś dowody lub masz coś, bo tak to wygląda. Ponownie robisz, przepraszam, to, co robiłeś wcześniej. Ujawniasz jakieś informacje, które nie pomagają naszemu państwu w ataku i nie pomagają nam w obronie naszego państwa.

Więc nie do końca rozumiem, o czym mówisz. Nie do końca rozumiem wasz cel. Czy waszym celem jest pomoc Rosji? To znaczy, że mamy różne cele. Jeśli nie siedzę z nimi przy jednym stole, to nie do końca rozumiem, o czym rozmawiamy. Każde z tych pytań po prostu demotywuje Ukrainę i demotywuje niektórych partnerów do pomocy Ukrainie. Cóż, tak czy inaczej, po prostu nie rozumiem waszego celu.

WaPo: Naszym celem nie jest pomaganie Rosji.

Zelensky: Cóż, wygląda to inaczej.

WaPo: Nikt nie przekazał nam tych informacji osobiście. Były one zawarte w dokumentach, które wyciekły, a które wskazują, jak powiedziałem wcześniej, że Stany Zjednoczone was podsłuchują.

Zelensky: A jeśli masz tajne dokumenty, to znaczy, że ktoś ci je dał. Jeśli masz dostęp do dokumentów, ktoś ci je dał. Dzisiaj, w świecie nowoczesnych technologii, kiedy masz dostęp, niekoniecznie ktoś ci go dał. Ty masz dostęp. Teraz cytujesz niektóre dokumenty jako oryginały, nie rozumiejąc odpowiedzialności za to, mówisz tylko o pewnych informacjach. Dla mnie jest to niezrozumiała informacja, ale w tym, w naszym dialogu, chcę zrozumieć, dlaczego to robisz.

Powiedziałem na początku naszej rozmowy, że uważam, że program telewizyjny, który został uruchomiony, uruchomiony w dziedzinie informacji, pomaga – nie wiem komu, ale pomaga Rosji, na pewno nie pomaga Ukrainie. Jesteś zaangażowany w kontynuowanie tej historii. I dlatego pytam, czy to wasz wybór i czy uważacie, że Federacji Rosyjskiej trzeba pomóc w różnych sferach – że spodziewali się ukraińskiej kontrofensywy w dowolnym kierunku, aby wiedzieli, kiedy nadejdziemy, aby znali nasze potężne siły i co planujemy, co robi nasz wywiad? Cóż, jeśli tak jest, to…

WaPo: Powiedziałbym, że te dokumenty wyciekły, nie przez nas, i były w Internecie na czacie przez tygodnie.

Zelensky: Nie były w internecie, były częścią czegoś. My, normalne społeczeństwo, nie mieliśmy do tego dostępu. Nie mogliśmy. A potem, jak sądzę, zaczęły pojawiać się informacje, że częściowo opublikujemy wszystko inne. Myślę, że to twoja sprawa – albo twojej redakcji, albo kogokolwiek.

Nie chcę nikogo urazić, nie wiem. Dlatego dzisiaj publikujecie te informacje jedna po drugiej. Publikujecie informacje o kontrofensywie na Ukrainie, o tym czy o tamtym. Mówiłem, że uważam, że to jest, jak to powiedzieć? – ktoś coś gdzieś słyszał, ktoś coś gdzieś opublikował, ale informacje są skompilowane, są inne i na pewno nie działają na korzyść Ukrainy. To wszystko.

A teraz chcesz wziąć byka za rogi. Musisz uzasadnić lub nie uzasadnić tę informację, a wtedy twoja informacja będzie miała pewną wagę, ponieważ reaguje na nią prezydent Ukrainy. Rozumiecie? I to właśnie robicie. W tej chwili bawicie się, jak sądzę, rzeczami, które nie są dobre dla naszego narodu.

Nie mówię tego po raz pierwszy. Uważam, że to złe, ale mimo to mówisz: “Jeszcze trochę, to jeszcze nie koniec”. Cóż, tak, jest. Na Ukrainie pozostało jeszcze kilka osób. Nie jestem zainteresowany tym, aby ta liczba ludzi się zmniejszyła. Dlatego właśnie walczymy. [Bardzo przepraszam, nie byłem tak szybki, za długo mówiłem o tych dokumentach. Nie wiem o tym…

WaPo: Przyszliśmy porozmawiać o tym. Jest to wyraźnie wrażliwe dla ciebie i twojego kraju.

Zelensky: [Po angielsku] To nie jest delikatna sprawa. Jeśli odpowiem, że jest wrażliwa, oznacza to, że są to prawdziwe dokumenty. Proszę, przestań ze mną pogrywać. Jestem prezydentem kraju ogarniętego wojną. Powiedziałem o mojej reakcji na te dokumenty, powiedziałem, że nie jest to dobre dla naszych ludzi. Nie gram w Counter-Strike’a. Przygotowujemy kontrofensywę. Wiesz, to są różne rzeczy – dlatego powiedziałem, że wszystkie szczegóły ode mnie usłyszysz. I oczywiście jesteśmy wdzięczni za waszą pracę i pomoc, gdy wspieracie Ukrainę w tej wojnie. Wykonaliście kawał dobrej roboty. A teraz powiem o tych dokumentach…

Nie uznaję tego za dokumenty. Nie widziałem tego. To jest pierwsza rzecz. Nie wiem, jak to zrobiłeś i moje pytanie było do ciebie: “Dlaczego nadal to robisz?” Jesteś wolny. To znaczy, zrobisz, co zechcesz, ale nie chcę mówić o tym ze szczegółami.

Ponieważ nie wiem, o czym mówię. To coś z pewnymi informacjami. Powiedziałem, że nie miałem żadnego kontaktu z Białym Domem w sprawie tych dokumentów. Albo nie dokumentów. O tych dokumentach. Albo nie dokumentów. O tej platformie. Albo fałszywej platformy… Nie miałem wcześniej, teraz i, nie wiem, może w przyszłości. Po prostu mówię tę samą wiadomość bardzo publicznie i bardzo otwarcie.

Powiedziałem to tobie, niektórym dziennikarzom i wielu liderom. Kiedy mnie o to zapytali, powiedziałem, że to nie jest dla nas dobre. Co mogę powiedzieć? Nie jest dobrze. Nie wiem, czy to fałszerstwo, czy jakiś [jego] procent – nie wiem, co to jest. I nie wiem, kto tego potrzebuje i o co toczy się gra. Nie wiem po co. To wszystko. Dla mnie to nie jest poważne. To brzmi jakby ktoś powiedział, ktoś coś usłyszał….

==========================

mail, RW:

Jak pamiętamy, to sam Putin wskazał Zelenskego  jako kandydata 
odpowiedniego na prezydenta republiki Ukraińskiej.
Zelenski nie znał wtedy ukraińskiego i zapowiadał realizację umowy 
minskiej.
Od początku akcji specjalnej, czyli “przewrotnej wojny” (MD) rosyjski 
gaz i ropa naftowa płyną na Ukrainę, podobnie jak zaopatrzenie frontu z 
Rzeszowa  przez nienaruszony system komunikacyjny.
Natomiast Polska zaludniła się milionami Ukraińców, którzy zostali 
przesiedleni z rejonów nie objętych żadnymi działaniami wojennymi.

Bierność struktur państwowych, które pobłażają bandytom i chuliganom, prowadzi do tego, że aktywiści LGBT są coraz bardziej zuchwali i agresywni. 

W poniedziałek 22 maja zakończył się proces w głośnej sprawie napaści aktywistów LGBT na kierowców naszej furgonetki „Stop pedofilii”, do której doszło w czerwcu 2020 r. Sprawa ciągnęła się aż 3 lata, po czym tęczowi bandyci usłyszeli łagodny wyrok w postaci prac społecznych. Gdy sąd odczytał wyrok i przedstawił uzasadnienie, zgromadzeni na sali aktywiści LGBT wybuchali śmiechem i wykonywali lekceważące gesty. Na koniec zaczęli wrzeszczeć. Po zakończeniu rozprawy na korytarzu sądowym (!) grozili jednemu z naszych wolontariuszy i zniszczyli nasz statyw do kamery. Po wyjściu z budynku sądu zakłócali nasze legalne zgromadzenie publiczne. W sposób niezwykle ostentacyjny i bezczelny wyrażali lekceważenie wobec decyzji sądu, wymiaru sprawiedliwości i funkcjonowania organów państwa. Bierność struktur państwowych, które pobłażają chuliganom, prowadzi do tego, że aktywiści LGBT są coraz bardziej zuchwali i agresywni. Pobłażliwość odbierają jako przyzwolenie i za pomocą siły próbują zaprowadzić w Polsce swój „porządek”.
Zdjęcie z zakłócania naszej akcji przed sądem [foto]
W czerwcu 2020 roku grupa agresywnych chuliganów LGBT napadła na naszą furgonetkę „Stop pedofilii” w trakcie jazdy po centrum Warszawy. Napastnicy poturbowali jednego z naszych wolontariuszy oraz uszkodzili auto. Wkrótce potem aresztowano prowodyra napadu Michała Sz. pseudonim Margot, na co aktywiści LGBT odpowiedzieli wszczęciem zamieszek w stolicy. Doszło do starć z policją, w trakcie których uszkodzono radiowóz i zatrzymano kilkadziesiąt osób. O zamieszkach, aresztowaniu Michała Sz. i napadzie na naszych wolontariuszy zaczęły informować niemal wszystkie media oraz liczne instytucje. Wielu zwykłym Polakom otworzyło to oczy i uświadomiło, że „tolerancyjni” aktywiści LGBT to zwykli bandyci, którzy za pomocą terroru zamierzają wprowadzić w naszym kraju swoją ideologię. 
Sprawcy napadu stanęli przed sądem, ale proces ciągnął się blisko 3 lata. Sprawa była doskonale udokumentowana na video, w której sprawcy nie tylko publicznie przyznawali się do napadu (!), ale również zapowiadali kolejne akty terroru wobec naszej Fundacji. Prokuratura domagała się dla sprawców napadu wyroków w postaci więzienia. Tymczasem chuligani LGBT, którzy napadli na naszych wolontariuszy, zostali skazani na… prace społeczne w wymiarze od 6 do 12 miesięcy oraz po kilka tysięcy złotych grzywny i nawiązki. Wyrok jest nieprawomocny i aktywiści będą się od niego odwoływać. Podczas mów końcowych oskarżeni i ich obrońcy domagali się uniewinnienia, a przy okazji twierdzili, że winę za wszystko ponosi nasza Fundacja. Warto w tym momencie przypomnieć, że trzy tygodnie temu warszawski sąd umorzył postępowanie wobec agresywnego mężczyzny, który napadł na naszego kierowcę Jana, gdy ten prowadził furgonetkę „Stop pedofilii”. Prowadząca sprawę sędzia stwierdziła, że fizyczna agresja wobec naszego kierowcy była po prostu „wyrazem dezaprobaty”wobec działań naszej Fundacji. Co poniedziałkowy wyrok oznacza w praktyce? Aby odpowiedzieć na to pytanie wystarczy spojrzeć na zachowanie aktywistów LGBT. Byli oni licznie obecni na sali sądowej w trakcie procesu Michała Sz. i innych napastników. Gdy sędzia odczytywała wyrok, wybuchali śmiechem, wstawali z ławek i głośno komentowali, manifestując w ten sposób ostentacyjną pogardę dla decyzji sądu. Zagrożono im wyrzuceniem z sali. Po zakończeniu rozprawy usiłowali zablokować naszego wolontariusza Dawida na korytarzu sądowym (!) i uniemożliwić mu nagrywanie na video. Zniszczyli Dawidowi statyw kamery, popychali go i grozili mu. Po wyjściu z budynku sądu zakłócali nasze legalne zgromadzenie publiczne informujące o skutkach ideologii LGBT, które odbywało się na ulicy przed wejściem do sądu. Interweniujący policjanci, którzy byli odpowiedzialni za zabezpieczenie sytuacji, sugerowali, że może dojść do eskalacji przemocy. Mundurowi dali nam do zrozumienia, że najlepiej by było, abyśmy poszli do domu i nie prowokowali (!) aktywistów LGBT, dzięki czemu zapanowałby spokój. Panie MirosĹ‚awie, tu właśnie tkwi istota całego problemu. Sąd okazał chuliganom LGBT pobłażliwość licząc na to, że przyniesie to dobre skutki. Tymczasem wystarczyło kilka minut aby przekonać się, że ustępliwość przynosi kompletnie odwrotne efekty. Folgowanie aktywistom LGBT jest dla nich jedynie zachętą do jeszcze większej agresji. Niskie wyroki zapadające po ciągnących się latami procesach, połączone z pobłażliwością służb mundurowych oraz całkowitą biernością rządzących, to nic innego jak zielone światło dla dalszych aktów terroru i chuligaństwa. Aktywiści LGBT czują się panami sytuacji, co dobitnie pokazał w trakcie procesu zwłaszcza Paweł Sz., okazując lekceważenie i pogardę dla systemu prawa w Polsce. Jak powiedział skazany za napad na naszych kierowców Paweł Sz. w rozmowie z Gazetą Wyborczą: „Zostaliśmy skazani za coś, co każdy powinien zrobić: za niszczenie homofobicznej propagandy. To, co na ten temat uważa jedna czy druga sędzia lub jej przełożony, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Będziemy robić to, co jest słuszne, niezależnie od tego, jakie wyroki zapadają.” Zarówno Paweł Sz. jak i inny aktywiści LGBT zapowiadają już kolejne ataki i napady na naszych wolontariuszy. Korzystając z pobłażliwości i bierności służb oraz wymiaru sprawiedliwości, biorą sprawę w swoje ręce i usiłują za pomocą siły zaprowadzić w naszym kraju swój „porządek”. Na czym ma on polegać? Od czerwca 2020 roku, gdy napadnięto na naszych kierowców, obserwujemy nieustanną eskalację przemocy wobec wolontariuszy naszej Fundacji oraz innych ludzi stających w obronie prawdy. Napady, pobicia, podpalenia, ataki, blokady, groźby, podżegania do morderstwa – to już niemal codzienność naszych działaczy, którzy każdego dnia muszą zmagać się z agresją w trakcie organizacji akcji informacyjnych ostrzegających Polaków przed skutkami aborcji i ideologii LGBT. Równolegle, dochodzi do kolejnych ataków na kościoły, zakłóceń Mszy Św., napadów na księży (w tym morderstw jak np. w Siedlcach w 2021 r.), niszczenia kapliczek i przydrożnych krzyży oraz coraz częstszych wulgarnych zachowań na ulicach. Celem tych terrorystycznych działań jest doprowadzenie do sytuacji, w której w przestrzeni publicznej w Polsce będzie wolno robić tylko to, co akceptują i popierają aktywiści LGBT oraz stojące za nimi międzynarodowe instytucje, korporacje i rządy obcych państw wspierające forsowanie tęczowej ideologii. Politycy oraz organy państwa polskiego, w szczególności osoby i instytucje odpowiedzialne za zapewnianie bezpieczeństwa, w przeważającej większości już dawno poddały się temu naciskowi. Sprzeciw wobec siłowego wprowadzania w Polsce ideologii LGBT jest wśród decydentów jedynie werbalny. W praktyce panuje bierność, bezczynność i obojętność. Również wiele osób związanych z instytucjami pozarządowymi, społecznymi i kościelnymi wystraszyło się tego lewackiego terroru. Liczne środowiska wycofały się z obecności w przestrzeni publicznej i medialnej. Swoją bierną postawę argumentują tym, że aktywistów LGBT nie należy prowokować i drażnić, gdyż głośne mówienie prawdy o takich sprawach jak „edukacja seksualna” dzieci czy aborcja spotyka się z reakcją w postaci przemocy. Ich zdaniem ważniejszy jest „spokój społeczny”, do osiągnięcia którego konieczne jest wycofanie się z działalności publicznej i ograniczenie się do głoszenia prawdy we własnych środowiskach, na zamkniętych spotkaniach w salkach parafialnych lub siedzibach organizacji, których członkowie są już dawno przekonani. Tymczasem jeśli ustąpimy przed lewackimi aktywistami i oddamy im przestrzeń publiczną, to oni jeszcze szybciej i łatwiej osiągną swoje cele, takie jak wprowadzenie w Polsce obowiązkowej „edukacji seksualnej” dzieci w szkołach i przedszkolach, legalizacja aborcji na życzenie czy upowszechnienie wśród młodzieży tzw. „tranzycji” czyli okaleczania się poprzez amputacje i zażywanie blokerów hormonalnych. Proszę spojrzeć na jedno z haseł eksponowanych w trakcie tzw. „parady równości”: „Byliśmy. Jesteśmy. Będziemy! W Twojej szkole, pracy, rodzinie, w Twoim sklepie, szpitalu, autobusie, kościele, urzędzie i w rządzie. Zaakceptuj rzeczywistość”. Innymi słowy – celem aktywistów LGBT jest zdominowanie przestrzeni publicznej. Jeśli my się z niej wycofamy, to oni nie tylko nie zaprzestaną działań, ale tym bardziej zaczną naciskać na przeforsowanie swoich żądań.
Zdjęcie furgonetki Stop pedofilii [foto]
Skala oporu wobec tych zagrożeń w Polsce zależy od tego, ile osób będzie świadomych sytuacji i zacznie podejmować konkretne działania w swoich rodzinach, wspólnotach znajomych, miejscach pracy i zamieszkania. Kształtowaniem tej świadomości Polaków na szeroką skalę zajmuje się nasza Fundacja. W całym kraju organizujemy niezależne kampanie społeczne ostrzegające przed zagrożeniami aborcji i ideologii LGBT oraz mobilizujące do działania. W naszych działaniach wykorzystujemy furgonetki, lawety i przyczepy, wielkoformatowe billboardy, bannery i plakaty oraz megafony. W najbliższym czasie planujemy organizację co najmniej kilkudziesięciu niezależnych, ulicznych akcji informacyjnych na terenie miast Polski. Jeżeli uda się je przeprowadzić, dotrzemy z prawdą do wielu tysięcy osób. Potrzebujemy na ten cel ok. 13 000 zł. Dlatego zwracam się do Pana z prośbą o przekazanie 35 zł, 70 zł, 140 zł, lub dowolnej innej kwoty, aby umożliwić dotarcie do tysięcy kolejnych Polaków z prawdą o ogromnym zagrożeniu, jakie niesie dla naszego społeczeństwa ideologia LGBT.
Numer konta: 79 1050 1025 1000 0022 9191 4667
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszków
Dla przelewów zagranicznych – Kod BIC Swift: INGBPLPW
Zamierzamy dalej bezkompromisowo ostrzegać o skutkach ideologii LGBT, „edukacji” seksualnej dzieci i aborcji. Aby było to możliwe, niezbędna jest Pańska pomoc, na którą bardzo liczymy. Razem możemy przeciwstawić się chuliganom terroryzującym ulice naszych miast i uratować Polskę przed anty-moralną rewolucją, która wymierzona jest przede wszystkim w najmłodsze dzieci i młodzież. Serdecznie Pana pozdrawiam,
Mariusz Dzierżawski
PS: Do powodzenia naszych akcji w sposób szczególny przyczyniają się Patroni naszej Fundacji, czyli osoby regularnie wspierające nas finansowo.
 Więcej o naszym programie patronackim w linku.
Fundacja Pro – Prawo do życia
ul. J. I. Kraszewskiego 27/22, 05-800 Pruszkówstronazycia.pl

Kliknij jeśli nie chcesz od nas otrzymywać tego typu korespondencji. 

Eurokraci chcą przekupić holenderskich hodowców i przejąć ich gospodarstwa. Europoseł Roos: celem jest likwidacja rolnictwa. Diabeł teraz nienawidzi azotu…

Eurokraci chcą przekupić holenderskich hodowców i przejąć ich gospodarstwa. Europoseł Roos: celem jest likwidacja rolnictwa.

Diabeł teraz nienawidzi azotu…

celem-jest-likwidacja-rolnictwa

Pod pretekstem starań o zmniejszenie emisji azotu Unia Europejska zatwierdziła plan wykupienia od właścicieli gospodarstw rolnych w Holandii. Chodzi o zmniejszenie produkcji mięsa, co w oczywistej konsekwencji doprowadzi do ogromnego zmniejszenia podaży i w efekcie – drastycznych podwyżek cen. UE przeznaczyła 1,5 miliarda euro na program likwidacji trzech tysięcy holenderskich gospodarstw rolnych.

Redukcja ogólnej liczby zwierząt hodowanych na mięso to jeden z celów „Europejskiego Zielonego Ładu”.

„Pomimo sukcesu ​​w marcowych wyborach partii Holenderski Rolnik-Obywatel (BBB) i objęcia większości w Senacie, parlament Niderlandów pozostaje wciąż pod kontrolą ulubieńca Światowego Forum Ekonomicznego, Marka Rutte” – pisze portal Life Site News. Najnowszy sondaż Politico daje rolnikom rekordowe 32 procent. To ​​12 punktów przewagi nad partią Rutte. „To mocny znak, że w Holandii rząd prowadzi politykę sprzeczną z wolą narodu” – podkreśla autor komentarza Frank Wright. W jego ocenie, unijne wsparcie dla drastycznych środków podjętych przez holenderski rząd przeciwko własnym obywatelom wygląda jak desperackie kroki mające na celu odzyskanie poparcia dla głęboko niepopularnej polityki. Olbrzymie pieniądze z Brukseli mają bowiem zostać przeznaczone na przekupienie hodowców.

Program LBV o wartości 500 mln euro zakłada bezpośrednie dotacje wypłacane w celu pełnego zadośćuczynienia za straty poniesione przez rolników, którzy zdecydują się zamknąć miejsca hodowli bydła mlecznego, trzody chlewnej i drobiu.

Niemal miliard euro ma przypaść z kolei wytwórcom mięsa w osobnym programie. Hodowcy otrzymają więcej pieniędzy niż warte są miejsca ich obecnej działalności – nawet 120-procentowe rekompensaty.

„W ramach programów beneficjenci gwarantują, że zamknięcie ich zdolności produkcyjnych jest definitywne i nieodwracalne oraz że nie rozpoczną takiej samej działalności hodowlanej w innym miejscu w Niderlandach lub w UE” – czytamy w informacji.

Holandia jest obecnie drugim co do wielkości eksporterem żywności na świecie. Sektor rolny w przeważającej mierze składa się z gospodarstw rodzinnych.

W ramach utopijnej wizji redukcji emisji azotu holenderska koalicja rządząca zamierza już do 2030 roku ograniczyć o połowę emisję wytypowanych gazów, głównie tlenków azotu i amoniaku.

Według holenderskiego eurodeputowanego Roberta Roosa, za pomysłami biurokratów kryje się de facto program likwidacji holenderskiego rolnictwa. Poseł uważa, że korupcyjna propozycja rządu może skusić wielu wiejskich przedsiębiorców a drugim dnem walki z branżą jest zamiar przejęcia pod zabudowę cennych gruntów. Przy czym prawo wznoszenia nieruchomości przysługiwać będzie na mocy nowych przepisów wyłącznie rządowi oraz korporacjom. Zwykli Holendrzy nie będą mogli pozyskiwać dla siebie terenów po działalności rolniczej.

Unijna ustawa o odtwarzaniu przyrody, nad którą europarlament głosować będzie latem, w ocenie Roosa zablokuje mieszkańcom możliwości rozwojowe, w tym właśnie budowanie prywatnych domów.

Jeśli mówisz, że potrzebujemy więcej energii, ponieważ będziemy mieć więcej ludzi – że odnawialne źródła energii mogą nie działać tak, jak jest to zakładane – to zaprzeczasz klimatowi. Jeśli mówisz, że musimy powstrzymać nielegalną imigrację, jesteś rasistą. Jeśli zwracasz uwagę, że zerwanie łańcucha dostaw żywności będzie katastrofalne – i zaostrzone przez nieograniczoną imigrację – jesteś teoretykiem spisku. Na szczęście Holendrzy walczą – stwierdził Roos.

Podobne głosy dochodzą również z kraju lidera w produkcji żywności – Stanów Zjednoczonych. Publicystka Vlaardingerbroek w zeszłym roku zwracała uwagę, iż klimatyczny guru w administracji Bidena John Kerry chce przymusowego zamykania farm. Przemawiając podczas waszyngtońskiego AIM for Climate Summit w dniach 8-10 maja, powiedział: – Wiele osób nie ma pojęcia, że ​​rolnictwo odpowiada za około 33 % wszystkich emisji na świecie. Nie możemy osiągnąć zera netto, nie wykonamy tej pracy, jeśli rolnictwo nie stanie na pierwszym planie jako część rozwiązania. Tak więc wszyscy rozumiemy tutaj głębię tej misji – przekonywał eko-ideolog.

Kerry piętnował zwłaszcza małe gospodarstwa jako znaczących emitentów azotu, usprawiedliwiając ofensywę rządu przeciwko rolnikom.

Źródło: Life Site News RoM

=============================

MD:

Diabeł testuje, czy wychowane pod jego władzą marionetki są już wystarczająco głupie. Dzieje się tak, bo już dawno zlikwidowano w szkołach np. naukę logiki i łaciny. W ostatnich dziesięcioleciach testują tego wyniki.

Przed paru 10-leciami zaczęli nauczać, że “CO2 jest gazem szkodliwym”. Przed paru laty jakaś idiotka w telewizji powiedziała nawet, że CO2 jest gazem trującym. A ilość CO2 w atmosferze jest przecież 0,04%. I jest to gaz dobrotliwy, błogosławiony, bo potrzebny, niezbędny do fotosyntezy. Brawo idioci…

Ostatnio jednak uczniowie diabła w postaci władców Unii Europejskiej i Ameryki, narzucają obłędną tezę o “szkodliwości azotu”. W ten sposób sprawdzają, czy ogłupiane od paru pokoleń barany i owieczki są już wystarczająco otępiałe.

Co planują dalej?