Należy zwalczyć programy Agendy 2030 i Wielki Reset. Potrzebujemy sojuszu antyglobalistycznego. Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

Należy zwalczyć programy Agendy 2030 i Wielki Reset. Potrzebujemy sojuszu antyglobalistycznego

+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup

vigano-message Moskwa 14 marca 2023


 Drodzy Przyjaciele, wielką radość sprawia mi możliwość skierowania do Was krótkiego przesłania z okazji powstania Międzynarodowego Ruchu Poparcia Rosji. Manifest tego stowarzyszenia zaczyna się od słowa, które, jak się wydaje, zniknęło z zachodniego słownika: słowem tym jest przyjaźń. W tym przypadku jest to przyjaźń z narodem rosyjskim, podzielana przez wielu ludzi na całym świecie, oraz przyjaźń narodu rosyjskiego z innymi narodami. Jest to przyjaźń w duchu braterstwa, które ma swój fundament w uznaniu, że jesteśmy dziećmi jednego Ojca Przedwiecznego oraz braćmi i siostrami w Panu Naszym Jezusie Chrystusie.

Kiedy Cesarstwo Zachodnio-rzymskie straciło swoje znaczenie polityczne pod naporem barbarzyńców, rolę tę przejął Konstantynopol. A kiedy w wyniku podboju Mahometa II, upadło Cesarstwo Wschodnio-rzymskie, to właśnie Moskwa ocaliła jego polityczne i religijne dziedzictwo oraz jego świętych. Obecny kryzys pokazuje nam upadek skorumpowanego Zachodu, na którym nie ma już papieża Leona Wielkiego, który mógłby go uratować.  Zachód ma szansę przetrwania, jeśli potrafi odzyskać swoją opatrznościową misję i rozpoznać to, co łączy go z misją Rosji.

Ostatnie wydarzenia pokazują nam, że materialistyczny ateizm, który niszczył Imperium Rosyjskie i świat od 1917 roku – jak zapowiedziała Najświętsza Maryja Panna w Fatimie – dołączył dziś do liberalnej ideologii globalistycznej, która leży u podstaw delirycznego projektu Nowego Porządku Świata. Jak słusznie zauważył w niedawnym przemówieniu prezydent Władimir Władimirowicz Putin, jest to piekielny projekt, w którym nienawiść do cywilizacji chrześcijańskiej chce stworzyć społeczeństwo niewolników podporządkowanych elitom z Davos. Chce stworzyć upiorne społeczeństwo bez przeszłości i bez przyszłości, bez wiary i bez ideałów, bez kultury i bez sztuki, bez ojców i matek, bez rodziny i duchowości, bez nauczycieli i przewodników duchowych, bez szacunku dla starszych i bez nadziei dla naszych dzieci.
Trudno się dziwić, że po dechrystianizacji świata zachodniego, elita ta uważa Rosję za wroga, którego należy obalić. Niezaprzeczalnie, Federacja Rosyjska jest ostatnim bastionem cywilizacji opierającej się barbarzyństwu i gromadzi wokół siebie te narody, które nie zamierzają ulec kolonizacji NATO, ONZ, Światowej Organizacji Zdrowia, Banku Światowego, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i niezliczonych fundacji, których celem jest indoktrynacja mas, manipulacja informacją, tworzenie “kolorowych wiosen” w celu destabilizacji legalnie wybranych rządów i sianie chaosu, wojen i nieszczęść jako narzędzia sprawowania władzy.

Po niedawnej farsie pandemii – przeprowadzonej przy użyciu zbrodniczych metod, których nie wahałem się potępiać od początku 2020 roku – nastąpiły nowe kryzysy – w tym kryzys ukraiński. Były one celowo sprowokowane w celu zniszczenia tkanki społecznej i gospodarczej państw, zdziesiątkowania ludności świata, skupienia kontroli w rękach oligarchii, której nikt nie wybierał i która dokonała prawdziwego globalnego zamachu stanu, za który prędzej czy później odpowie przed światem.
Teoretycy tego przewrotu mają nazwiska i twarze, począwszy od George’a Sorosa, Klausa Schwaba i Billa Gatesa. Ci, którzy dziś deklarują, że Rosja jest wrogiem, uważają Europejczyków, Amerykanów, Australijczyków i Kanadyjczyków za wrogów i tak ich traktują; prześladując ich i zubażając. Jednak gdy emisariusze Światowego Forum Ekonomicznego w zachodnich rządach mogą stanowić prawo wbrew dobru własnych obywateli i trzymać w garści światowych przywódców, zmiany reżimu, które odniosły  sukces w innych państwach, zatrzymały się na granicach Rosji. Niezbędne do tego było oszustwo wyborcze w 2020 roku w Stanach Zjednoczonych Ameryki, aby powstrzymać politykę prezydenta Donalda Trumpa. Podobnie stało się w 2013 roku, gdy „głębokie państwo” i „głęboki kościół” zdołały skłonić papieża Benedykta XVI do rezygnacji i wybrać osobę miłą Nowemu Porządkowi Świata, czyli jezuitę Jorge Mario Bergoglio.
Wasze zaangażowanie musi zdecydowanie promować przyjazne stosunki Rosji ze wszystkimi państwami, zgodnie z zasadą wielo-biegunowości, która w mądrej, długoterminowej wizji politycznej jest najlepszym sposobem na zwalczenie monopolu globalizmu. Ale ta przyjaźń, te zgodne relacje i współpraca, nie mogą pomijać potępienia zamachu stanu dokonanego przeciwko ludzkości przez tych niebezpiecznych wywrotowców, których deklarowanym celem jest ustanowienie piekielnej tyranii, w której panuje nienawiść do Boga, nienawiść do człowieka stworzonego na Jego obraz, gdzie panują choroby, śmierć, ignorancja, ubóstwo, przemoc, egoizm i korupcja.  Tak właśnie wygląda królestwo Antychrysta.
Ten Lewiatan musi zostać nazwany i zwalczony poprzez wspólne działanie wszystkich wolnych narodów. Przede wszystkim, należy zwalczyć punkty  programowe Agendy 2030 i Wielki Reset. Potrzebujemy sojuszu antyglobalistycznego, który zwróci obywatelom odebraną im władzę, a państwom suwerenność, która została oddana w ręce lobby z Davos. Federacja Rosyjska oraz wasza inicjatywa odegrają w tym wysiłku decydującą rolę. Celem jest przywrócenie narodom Zachodu poczucia dumy ze swojej wiary i cywilizacji, do której powstania przyczynili się również święci Cyryl i Metody.
Toczymy dziejową bitwę: chroni nas Najświętsza Dziewica, chwalebna Nikopeia [Zwycięska. md] wraz z Archaniołem Michałem. Zwycięstwo należy do Chrystusa i do tych, którzy zdecydują się stanąć pod świętym sztandarem Krzyża.
+ Carlo Maria Viganó, Arcybiskup
tłum. Sławomir Soja

—————-

=======================

To jest przesłanie do Rosjan, do Rosji, nie do Putina. Mirosław Dakowski

Punkt potrójny 

Punkt potrójny 

Izabela Brodacka 18. III.2023.

Punkt potrójny na diagramie fazowym występuje tam, gdzie spotykają się krzywe przejścia ciała stałego, cieczy i gazu. To punkt, w którym wszystkie trzy fazy mogą współistnieć i jest on inny dla każdej substancji. Woda osiąga swój potrójny punkt tuż powyżej temperatury zamarzania (0,01 °C) i pod ciśnieniem 611,73 Pa. W punkcie potrójnym woda jednocześnie wrze i zamarza.

W punkcie potrójnym i tylko w nim substancje współistnieją we wszystkich swoich stanach skupienia.

Punkt potrójny traktuję jako metaforę pewnego stanu społeczeństwa, stanu w którym -moim zdaniem- obecnie się znajdujemy. Społeczeństwo traktowane jako zbiór chaotycznie poruszających się jednostek ludzkich podlega prawom statystyki. Podobnym do praw termodynamiki statystycznej opisującej stan gazu. Modelem gazu jest tak zwany gaz doskonały, który jest właśnie zbiorem chaotycznie poruszających się i zderzających cząstek. Gazy rzeczywiste zachowują się jak gaz doskonały tylko w określonych warunkach ciśnienia i temperatury.

Na prawomocność tej metafory społeczeństwa wskazuje język, w którym często pojawiają się zwroty wzięte wprost z podręcznika fizyki. Na przykład: „atmosfera sali sejmowej osiągnęła punkt wrzenia”.

Wychodząc z punktu potrójnego można osiągnąć każdą fazę, każdy stan skupienia danej substancji. Jeżeli jednak opuścimy punkt potrójny – skazani jesteśmy na dualizm. Na przemianę stanu ciecz -ciało stałe. Albo ciecz- para. Społeczeństwo polskie znajdowało się w punkcie potrójnym w czasie transformacji ustrojowej. Współistniały wtedy i współgrały rozmaite koncepcje, ugrupowania i światopoglądy w istocie całkowicie sprzeczne.

Chaotycznie poruszające się cząsteczki gazu można, pomimo ograniczenia jakim jest druga zasada termodynamiki czyli niemożliwość perpetuum mobile drugiego rodzaju, nakłonić do wykonania pracy makroskopowo użytecznej, na przykład do poruszania tłoka maszyny parowej.

Drobiny ludzkie jak uczy doświadczenie historyczne też można zmusić (nakłonić) do określonych sposobów zachowania, do działania w pożądany sposób. Jeżeli opuścimy punkt potrójny dokonaliśmy wyboru- mamy do czynienia tylko z dwiema fazami współistnienia materii. Mamy skraplanie i parowanie, albo topnienie i krzepnięcie. Opuszczając punkt potrójny okresu transformacji ustrojowej społeczeństwo straciło możliwość legendarnej trzecie drogi. Skazało się na dryfowanie pomiędzy kapitalizmem i socjalizmem, a właściwie pseudo -kapitalizmem i pseudo- socjalizmem.

Obecnie też jesteśmy  w punkcie potrójnym. Koegzystują (może nawet tylko mentalnie) populiści, socjaliści, zamordyści,  liberałowie i tradycjonaliści. Jest to równie rzadkie jak równoczesne wrzenie i zamarzanie wody, które można obserwować właśnie w punkcie potrójnym. Społeczeństwo nakłaniane do hołdowania zasadzie:„ róbta co chceta” niespodziewanie dowiaduje się, że ktoś ma zamiar ustalać ile białego chudego sera ma prawo rocznie zjeść obywatel, czyli dowiaduje się, że ma podlegać skrajnie zamordystycznym i w dodatku absurdalnym prawom. Polacy, którzy wchodzili do UE przede wszystkim dla swobody poruszania się po świecie dowiadują się, że mają być zamknięci w gettach, a wszystkie sprawy życiowe mają załatwiać  w obszarze o promieniu wyznaczonym przez 15 minut marszu. Tego wymaga program „miasta 15 minutowe”, w którego wdrażanie zaangażował się Trzaskowski. Podobno zapisał już Warszawę do organizacji C40. Nie wiemy ile za to płacimy. Nie wiemy co nam naprawdę szykują zielone ludziki. Na marginesie- kwadrans, podobnie jak rok świetlny, stał się w ten sposób jednostką odległości, a nie czasu.

Zauważmy, że założenia klimatyczne prowadzące do utopijnego celu redukcji emisji dwutlenku węgla podpisał premier Mateusz Morawiecki. Tak więc niezależnie od tego, która z głównych sił politycznych znajdzie się po wyborach przy władzy, Polskę może czekać zielony totalitaryzm, czyli totalitaryzm wprowadzany pod ekologicznymi hasłami.

Podobny sposób wciągania ludzi w na pozór neutralne lecz brzemienne w skutkach decyzje nazywa się: „stopa w drzwiach”. Przeciętna amerykańska pani domu myśli sobie:  „cóż szkodzi wpuścić do mieszkania przypadkowego domokrążcę? Przecież i tak nie mam zamiaru niczego kupować”.  Zaczyna tego żałować za późno, gdy rzekomy domokrążca okaże się seryjnym mordercą.

Przeciętny polityk myśli sobie:  „cóż szkodzi podpisać jakieś tam ogólnie sformułowane deklaracje i zobowiązania.” Przecież nikt nie będzie się tym przejmował ani do tego stosował. Na podobnej zasadzie ludzie wstępowali kiedyś do PZPR. Nie chcieli mieć ograniczanych możliwości działania. Uważali, że deklaracje ideowe to tylko: „ mowa trawa do chińskiego ludu przez zamknięty lufcik”. Nie brali pod uwagę, że gdy lufcik się otworzy ukaże się  w nim lufa karabinu. Na tej samej zasadzie- jak sadzę –  Lech Kaczyński podpisał traktat w Lizbonie. W przeświadczeniu, że traktat zawiera ogólnikowe brednie, których nikt nie będzie przestrzegał. Na tej samej zasadzie Morawiecki podpisał zieloną agendę. Tak głupią, że tylko wariat traktowałby te wszystkie deklaracje poważnie. [Musze dodać: Oj, niepoprawna optymistką jest Autorka.. M. Dakowski].

Te brednie okazały się jednak groźną ideologiczną bronią.

Robert Beno Cialdini w książce  „Wywieranie wpływu na ludzi” („Influence: Science and Practice”) podaje sześć  podstawowych metod wywierania tego wpływu. Opierają się one na głęboko wdrukowanych w psychikę ludzką zasadach takich jak „zasada wzajemności” czy „zasada konsekwencji”. Jeżeli powiedziało się A -trzeba powiedzieć B. Jeżeli poparło się jakiś program- to dla zachowania twarzy należy brnąć dalej. Jeżeli zebrało się trujące grzybki trzeba je zjeść, bo szkoda byłoby chodzenia po lesie. Takimi trującymi grzybkami okazały się dobrodziejstwa Unii Europejskiej i jej zielona agenda. Marksizm udając zgon przemalował się na zielono. Miliony ofiar były tylko ubocznymi skutkami czerwonego marksizmu.

Miliony ofiar są natomiast oficjalnym programem marksizmu zielonego, gdyż jest nim depopulacja w imię zrównoważonego rozwoju.

Jesteśmy obecnie w punkcie potrójnym. I mamy jeszcze- tak sądzę – możliwość ucieczki z tej drogi.

Nowa Jerozolima skrywanym […źle… ] celem wojny na Ukrainie?

nowa-jerozolima-skrywanym-celem

Agnieszka Piwar

Pierwsza rocznica rozpoczęcia specjalnej operacji wojskowej Rosji na Ukrainie – gdzie od 2014 roku trwa wojna – skłania do pewnych przemyśleń i podsumowań. Znawcy tematu nie pozostawiają wątpliwości. Konflikt za naszą wschodnią granicą rozgrywa się w interesie i z inicjatywy mocarstwa zza Oceanu. Tymczasem warto zagłębić temat zaangażowania Żydów, o którym skrzętnie milczą redakcje w Polsce, także te będące w opozycji do głównego nurtu.

Miałam dużo czasu na obserwację i dedukcję, wszak wkrótce po tym jak Rosjanie wkroczyli na Ukrainę straciłam pracę. Czy miało to jakiś związek? Nie poinformowano mnie o powodzie rozwiązania ze mną umowy w trybie natychmiastowych, ale mogę się tego domyślać, gdyż pracowałam w archiwum publicznej telewizji. Utrata pracy zbiegła się w czasie, kiedy uruchomiono wobec mnie lawinę ataków, w tym publicznych zniesławień, zakłamanych artykułów czy nawet pogróżek wysyłanych w prywatnych wiadomościach. Byłam oczerniana, wyzywana od „ruskich agentów”, etc. Hejt wylewał z każdej strony. Mój przypadek nie jest odosobniony. Z podobną nagonką i problemami spotkali się inni polscy publicyści czy komentatorzy, którzy nie powielali narracji mainstreamu o „złej Rosji” i „niewinnej Ukrainie”.

Czym sobie zasłużyłam na nagonkę i problemy? Być może uwagą skierowaną pod adresem szefa rządu RP. Jeszcze przed rozpoczęciem tzw. rosyjskiej operacji specjalnej, Mateusz Morawiecki chwalił się w mediach społecznościowych, że Polska przekaże broń Ukrainie. W komentarzu, pod własnym nazwiskiem wytknęłam premierowi, że dostarczanie broni Ukraińcom to zły pomysł, gdyż przez 8 lat prześladowali i mordowali oni własnych obywateli, którzy mówili po rosyjsku czy sprzeciwiali się Euromajdanowi. Jako przykładowy dowód wkleiłam zdjęcia i relacje z masakry w Odessie, do jakiej doszło 2 maja 2014 roku.

Uciszyć za niewygodne fakty

Moją pierwszą publikację po 24 lutego 2022 roku – a więc po militarnym wejściu Rosjan na Ukrainę – rozpoczęłam od słów: «Kilka lat temu, już po wybuchu Euromajdanu, poznałam w Gliwicach młodego Ukraińca. Podczas luźnej rozmowy zapytałam dlaczego właściwie przyjechał do Polski. Odpowiedział, że wyjechał z Ukrainy, by wymigać się przed przymusowym wcieleniem do wojska. Wyjaśnił, że jego matka jest Rosjanką, a on po prostu nie chciał strzelać do swoich. Czy któryś z majdanowych podżegaczy z Polski pomyślał choć przez chwilę, że wpychanie Ukraińców na prozachodni kurs sprowadzi na zwykłych mieszkańców Ukrainy tego typu dramatyczne dylematy?».

W tamtych dniach udostępniłam też w mediach społecznościowych wypowiedź profesora Johna Mearsheimera, słynnego amerykańskiego politologa, twórcy teorii realizmu ofensywnego, wykładowcy nauk politycznych na uniwersytecie w Chicago. W wywiadzie zamieszczonym na kanale „King’s Politics” omówił on pochodzenie i historię kryzysu na Ukrainie. Jego analizę uznałam za bardzo ciekawą i odważną jak na dzisiejsze czasy, dlatego zamieściłam to na swoim profilu.

Mearsheimer powiedział wprost, że «głównymi winowajcami za ten kryzys są Stany Zjednoczone i ich sojusznicy, a nie Putin, ani Rosja». Ten były oficer sił powietrznych USA wyjaśnił, że pierwszy i najważniejszy wymiar to ekspansja NATO. Amerykanin powiedział: «Pomysł był taki, że mieliśmy rozszerzyć NATO na Wschód, tak aby obejmowało to Ukrainę». Po czym skwitował: «Pomysł aby wziąć sojusz wojskowy, któremu przewodzi USA, najpotężniejszy kraj na świecie i doprowadzić ten sojusz do granic Rosji licząc na to, że ten fakt nie wzruszy Rosjan, jest nie do pomyślenia».

Ponadto, udostępniłam wtedy nagranie z wypowiedzią Douglasa Macgregora, emerytowanego pułkownika armii USA, doradcy p.o. szefa Pentagonu za czasów prezydentury Donalda Trumpa. W wywiedzie dla telewizji „Fox News” Macgregor powiedział: «Władimir Putin robi to, przed czym ostrzegał nas przez mniej więcej ostatnie 15 lat, a mianowicie, że nie będzie tolerować wojsk Stanów Zjednoczonych lub naszych rakiet na swoich granicach. Dokładnie tak samo, jak my nie tolerujemy rosyjskich wojsk i rakiet na Kubie. Zignorowaliśmy go i on w końcu zaczął działać. W żadnym wypadku nie pozwoli Ukrainie dołączyć do NATO».

Za publikowanie wypowiedzi wyżej wymienionych zostałam zwyzywana w komentarzach. Zarzucono mi, że powielam rosyjską propagandę i sugerowano, że opłaca mnie Kreml. Absurdalność tych zarzutów podbija fakt, że cytowane przeze mnie osoby to Amerykanie.

W międzyczasie polskojęzyczna bezpieka zablokowała przed czytelnikami z Polski dostęp do mojej autorskiej strony. Po wielomiesięcznej korespondencji jeden z operatorów (z którego internetu korzystałam) wreszcie przyznał, że zablokował dostęp do mojego bloga na żądanie „uprawnionych podmiotów”, gdyż uznano, że mój blog stanowi „zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i obronności”.

Zdumiewający powód, zważywszy na to, że w moich publikacjach opowiadam się za pokojem i przeciwko wojnie, nigdy też nie popierałam żadnej interwencji zbrojnej. Co więcej, zawsze byłam stanowczo przeciwna angażowaniu Polski w konflikt rosyjsko-ukraiński, gdyż uważam, że sprowadzi to na nas wielkie niebezpieczeństwo. Tymczasem władze w Polsce nieustannie wpychają nas w ten konflikt.

To wszystko daje solidne podstawy przypuszczać, że utrata pracy i jedynego źródła utrzymania mogła mieć związek z moimi poglądami oraz wyżej przytoczonymi komentarzami.

Prawdziwy początek wojny

Wbrew obiegowej opinii wojna na Ukrainie nie rozpoczęła się 24 lutego 2022 roku, lecz osiem lat wcześniej. Cofnijmy się zatem do Euromajdanu na Ukrainie. Przewrót został zorganizowany i sfinansowany przez Amerykanów oraz ich sojuszników z NATO. Pretekstem do rozpętania masowych protestów i obalenia władzy było niepodpisanie przez ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Celem Euromajdanu było osłabienie Rosji, co miało pomóc Stanom Zjednoczonych w utrzymaniu pozycji światowego hegemona.

W konsekwencji na Ukrainie przez osiem lat działy się niewyobrażalne tragedie. Dokonano licznych zbrodni na ludności cywilnej Donbasu, prześladowano rosyjskojęzycznych obywateli Ukrainy, likwidowano język rosyjski, będący dla wielu językiem ojczystym. I wreszcie, zorganizowano masakrę w Odessie, gdzie 2 maja 2014 roku bestialsko zamordowano i spalono kilkadziesiąt niewinnych osób, a kilkaset zostało rannych. Naiwny jest ten, kto uważał, że sprowokowana Rosja nie zareaguje.

Kilka lat temu, podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez ambasadę Syrii w Warszawie, usłyszałam jak jeden z polskich uczestników przedstawił tezę, że odpalenie Euromajdanu na Ukrainie to także odwet Amerykanów za zaangażowanie Rosji w pomoc Syrii. W podobnym czasie, a konkretnie 29 listopada 2016 roku, wysłuchałam w Sejmie RP wystąpienia chińskiego ekonomisty Songa Hongbinga, autora serii książek pt. „Wojna o pieniądz”. Gość z Chin przyjechał wtedy do Polski na specjalne zaproszenie Wydawnictwa Wektory. Hongbing powiedział wówczas, że przeszkodą w budowie Nowego Jedwabnego Szlaku jest wojna w Syrii oraz możliwość rozprzestrzenienia się konfliktu na Bliskim Wschodzie na Eurazję.

Z powyższego nasuwa się następujący wniosek. Wieloletnia wojna w Syrii, zainspirowana przez USA (i sojuszników) pod fałszywą flagą, opóźniła sfinalizowanie budowy południowej gałęzi Nowego Jedwabnego Szlaku, zaś wojna na Ukrainie powstrzymuje dokończenie budowy jego północnej odnogi.

Dlaczego Amerykanom na tym tak zależało? Kiedy budowa chińskiego projektu zostanie dokończona, wówczas Państwo Środka przejmie dominującą kontrolę nad transportem lądowym. Tym samym Chiny wyprą z roli światowego hegemona Stany Zjednoczone, które kontrolują obecnie szlaki morskie. Dlatego w interesie Amerykanów jest to, aby zarówno na Bliskim Wschodzie jak i w Europie Środkowo-Wschodniej wciąż się tliło, wszak konflikty i niepokoje w tych regionach powstrzymują dokończenie wielkiej chińskiej inwestycji.

Tragedia za naszą wschodnią granicą jest więc de facto wojną amerykańsko-chińską, gdzie główny prowokator – czyli NATO «szczekające pod drzwiami Rosji» – wykorzystuje jako mięso armatnie napuszczonych na siebie Rosjan i Ukraińców.

Tymczasem znając historię Żydów, za wielce prawdopodobne należy uznać, że przy okazji rywalizacji największych mocarstw będą próbować ubić własny geszeft. Jakby nie patrzeć, w myśl zasady «gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta» niejako nadarzyła się okazja stworzenia nowego państwa na terenach objętych działaniami zbrojnymi.

Przecież historia pokazuje, że Żydzi w przeszłości wykorzystali już globalny konflikt, by ugrać dla siebie państwo. W czasie pierwszej wojny światowej syjoniści zrzeszeni potężnej organizacji pod przywództwem Dawida Ben Guriona oraz Żydzi z wpływowej amerykańskiej rodziny Rothschildów zaproponowali Brytyjczykom, że wciągną Amerykanów w wojnę. W zamian zażądali Palestyny. Brytyjczycy na to przystali i podpisali deklarację Balfoura, w której rząd brytyjski przyrzekł syjonistom Palestynę jako „narodowy dom dla Żydów”. Słowa dotrzymali i po drugiej wojnie światowej na Bliskim Wschodzie stworzono tzw. państwo Izrael.

Choćby z tego względu warto się zastanowić czy projekt utworzenia nowego państwa dla Żydów – tym razem nad Morzem Czarnym – to realny zamiar.

Nowa ziemia obiecana

Na odebranych Palestyńczykom terenach sytuacja Żydów wygląda nieciekawie. Prześladowani Palestyńczycy stawiają opór; wokół wrogo nastawione państwa arabskie; nieopodal potężny Iran, który za punkt honoru wyznaczył sobie wyzwolenie Al-Quds (Jerozolimy) spod syjonistycznej okupacji. W tej sytuacji wydaje się być zasadne, że Żydzi mogą szukać dla siebie wyjścia awaryjnego i nowego miejsca. A jeśli już, to najlepiej z żyznymi ziemiami, dochodowymi kopalniami, dostępem do morza i portów.

Taką idealną nową ziemią obiecaną mogą być właśnie tereny południowo-wschodniej Ukrainy, dawnego państwa Chazarów. Sęk w tym, że od pokoleń mieszkają tam Rosjanie i Ukraińcy. Czyżby bratobójcza wojna miała przy okazji pomóc zlikwidować wielu z nich, by wyludnić teren pod nowe zasiedlenie? Brzmi niedorzecznie? Ale przecież jeszcze bardziej niedorzeczne jest to, że każdego dnia giną tam ludzie, a Zachód – zamiast zabiegać o rozmowy pokojowe i przerwanie masakry – dostarcza coraz to więcej broni.

Przyjrzyjmy się zatem projektowi, o którym nie wypada w Polsce głośno mówić. Milczy się o tym zarówno w głównym nurcie (co oczywiste), ale także w przeciwnych kręgach (co daje do myślenia), tj. środowiskach wyrażających krytyczne stanowisko wobec obecnych władz Ukrainy i usprawiedliwiających stanowisko Rosji.

Oczywiście gdzieniegdzie zdarzą się w Polsce jednostkowe przypadki, które podnoszą ten temat. Jednak reakcja mainstreamu na ten głos do złudzenia przypomina metody, które dobrze wszyscy pamiętamy z czasów apogeum szaleństwa mniemanej pandemii.

Przechodząc do sedna sprawy. Oficjalnym wizjonerem idei związanej powstaniem Nowej Jerozolimy / Niebiańskiej Jerozolimy jest Igor Berkut. Nieliczne wzmianki na ten temat kończą się w Polsce natychmiastowym oskarżeniem o powielanie „teorii spiskowych” oraz „fake newsów”, a także szerzenie „rosyjski propagandy” i „antysemickiej nagonki”. Nerwowa reakcja świadczy o tym, że jest to bardzo niewygodny temat, który tym bardziej warto poddać analizie.

Jakie środowisko w Polsce najgłośniej obala tezę o szykowaniu Nowej Jerozolimy? Tę rolę przyjęło na siebie Stowarzyszenie Demagog. Na stronie internetowej demagog.org.pl reklamują się następująco: «Naszym głównym celem jest poprawa jakości debaty publicznej poprzez dostarczanie obywatelom bezstronnej i wiarygodnej informacji».

Na czym polega ich „bezstronność”? Możemy to wywnioskować z zakładki dotyczącej finansowania organizacji. Wśród hojnych sponsorów Stowarzyszenia Demagog znajduje się m.in. Fundacja Batorego (założona przez żydowskiego finansistę Georga Sorosa) oraz ambasada Stanów Zjednoczonych. Przy takich donatorach nie sposób oczekiwać, że mamy tu do czynienia ze środowiskiem niezależnym i wiarygodnym.

Jeśli osoby finansowane przez takie podmioty nerwowo zapewniają, że projekt Niebiańska Jerozolima to fake news, to tym bardziej powinno to skłaniać do refleksji, że coś jednak jest na rzeczy.

Oczywiście zaprzeczają też sami Żydzi. Przykładem jest Jakow Kedmi, izraelski dyplomata urodzony w Moskwie, były szef Biura ds. Łączności „Nativ” – izraelskiej rządowej organizacji zajmującej się utrzymywaniem kontaktów z Żydami mieszkającymi na obszarze postsowieckim. W wywiadzie dla kanału „Waldman-LINE” Kedmi totalnie zaprzeczył, że istnieją jakiekolwiek plany „Nowej Chazarii” czy „Niebiańskiej Jerozolimy”, nazywając to „bredniami łysej kobyły”.

Mrzonki, prowokacja czy realny plan?

Kim jest wspomniany Igor Berkut? To lider partii Wielka Ukraina, weteran wojny w Afganistanie. Berkut ma oficjalnie poglądy lewicowe, antysystemowe i mocne kontakty w Izraelu, a nawet tamtejsze obywatelstwo.

Na nagraniu udostępnionym na YouTube w 2017 roku, Igor Berkut bez ogórek opowiada o „przełomowym wydarzeniu początku 2017 roku” jakim było wylądowanie w porcie Odessy imigrantów z Izraela. «Grupa 183 żydowskich pionierów przybyła na Ukrainę z Hajfy, aby położyć pierwszy kamień pod fundament Niebiańskiej Jerozolimy na żyznej ziemi pięciu regionów południowej Ukrainy». Z zapowiedzi Berkuta, dyrektora wykonawczego projektu, wynika, że Nowa Jerozolima do 2027 roku ma się stać ośrodkiem dobrobytu dla osadników żydowskich. Według Berkuta pieniądze i decydujące przełomowe technologie dla Niebiańskiej Jerozolimy mają zostać przekazane przez największe domy bankowe i międzynarodowe korporacje, z których większość należy do Żydów.

Na portalu „Moskwa – Trzeci Rzym” [3rm.info], czytamy: «Według tego projektu Ukraina nie przestanie istnieć, nawet jeśli pozostało jej 9 czy 7 regionów. Ilu z nich pozostanie, zdecyduje naród Ukrainy. Projekt „Nowej Jerozolimy” jest następujący: 5+5+5. Pierwsze 5 lat, począwszy od 2014 roku, to rozpad i dekompozycja dotychczasowego systemu władzy, systemu edukacji publicznej (prezydent Poroszenko). Kolejne 5 lat to destrukcja i fragmentacja, która rozpocznie się po 2019 roku (prezydent Zełenski – przyp. red.). A następne 5 lat to przeformatowanie i wchłonięcie oraz ustrukturyzowanie tych nowych stowarzyszeń politycznych, geograficznych i innych, które zastąpią tę Ukrainę, jaką znaliśmy, poczynając od Ukraińskiej SRR.»
Igor Berkut zapowiada: „Według naszego projektu rok 2029 jest rokiem, w którym w szczególności zacznie istnieć projekt Nowa Jerozolima i zrobi pierwszy krok. A 15 lat to normalny okres, po którym nowe, co najważniejsze, żywotne, dobrze prosperujące, zorientowane na przyszłość formacje pojawią się w miejsce istniejących podmiotów (państwo Ukraina – red.), w tym oczywiście Ukrainy”.

I wreszcie Berkut przyznaje: „Budowa Nowej Jerozolimy na Ukrainie rozpoczęła się zamachem stanu w lutym 2014 roku. Ukraina została wyjęta spod wpływów Rosji i Chin. Z powodu konfliktu na Ukrainie nie ma rosyjskich pieniędzy. W bitwie trzech stolic zwyciężył kapitał amerykański, w większości żydowski – to pieniądze światowej społeczności żydowskiej. Żydzi wygrali tę bitwę z Rosją i Chinami, ponieważ Ukraina jest „przyszłością narodu żydowskiego na planecie Ziemia”.

Co ciekawe, o Beniaminie Netanjahu – który jest najdłużej sprawującym urząd premierem Izraela – Igor Berkut powiedział, że będzie przyszłym premierem Nowej Jerozolimy. Pikanterii dodaje fakt, że Netanjahu przyznał niedawno, iż rozważy podjęcie roli mediatora pomiędzy Ukrainą a Rosją, jeśli go o to poproszą oba walczące kraje oraz Stany Zjednoczone. Poinformował, że został poproszony o bycie mediatorem krótko po inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, ale wówczas odmówił, ponieważ był wtedy liderem opozycji w Izraelu, a nie szefem rządu. Nie chciał ujawnić, kto go poprosił o podjęcie się roli mediatora, ponieważ prośba była nieoficjalna.

Ponadto, Berkut przyznaje, że wyznaczeni są już członkowie nowego rządu Niebiańskiej Jerozolimy. Jakow Kedmi, który tak żarliwie zaprzecza projektowi, ma objąć funkcję w randze ministra resortu spraw wewnętrznych.

Zwykli ludzie – tacy jak niżej podpisana – nie mają bezpośredniego dostępu do decydentów i wielkiej polityki, ani wglądu do międzynarodowych dokumentów, w tym cichaczem podpisanych porozumień. Mamy jednak do dyspozycji narzędzie jakim jest dedukcja. I za jego pomocą możemy spróbować wyprowadzić wnioski. Także te dotyczące projektu jakim jest Nowa Jerozolima.

Żyd Wołodymyr Zelenski zostaje prezydentem Ukrainy. Z dokumentów Pandory wynika, że w przeddzień wyborów zostało mu wypłacone 40 milionów dolarów przez żydowskiego miliardera Ihora Kołomojskiego za pośrednictwem kont w rajach podatkowych. Oligarchowie z Ukrainy to Żydzi wiodący luksusowe życie, podczas gdy ukraińskie społeczeństwo od lat żyje w biedzie i niedostatku. Na przełomie ostatniego roku hitem w mediach społecznościowych stał się fragment archiwalnego nagrania z imprezy sylwestrowej w Rosji, która kilka lat temu była transmitowana w rosyjskiej telewizji. Na scenie tańczył i wygłupiał się Zelenski (zanim został prezydentem był komikiem), a na widowni oklaskiwał go rozbawiony Władimir Sołowjow. Kim jest ten ostatni? To słynny rosyjski dziennikarz o korzeniach żydowskich. W swoich popularnych programach telewizyjnych na kanałach Rossija 1 i Rossija 24, z niezwykłą agresją i arogancją nieustannie podżega do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.

A jaka jest w tym wszystkim rola zwykłych Ukraińców i Rosjan, którzy dali się podpuścić i wykorzystać w grze? Mają ginąć na froncie. I wszystko wskazuje na to, że podobny scenariusz rozpisano też dla Polaków. A co z tymi, którzy przeżyją? W ich „leczeniu” z wojennych traum mają zapewne pomóc specjalnie wyszkoleni psychoterapeuci z Izraela. Pierwsza grupa tychże przybyła w tym celu do Polski jeszcze wiosną 2022 roku.

Żydzi już w przeszłości wykazali, że mają w największej pogardzie Rosję i narody słowiańskie, dlatego 1917 roku odpalili rewolucję bolszewicką, którą sfinansowały zachodnie banki. Dzieło zniszczenia chrześcijańskiej Rosji firmowane przez zbrodniarza Lenina przyczyniło się do śmierci milionów niewinnych ludzi, w tym głównie Rosjan, a także Ukraińców, Polaków, Białorusinów i wielu innych narodów. Przeraża, że z tej strasznej lekcji historii nikt nie wyciąga wniosków.

Agnieszka Piwar

Tekst ukazał się na stronie “Bibuła – pismo niezależne”: https://www.bibula.com/?p=139032 oraz w tygodniku “Głos”.

Polsce grożą nowe zabory. Czy można jakoś to zatrzymać ?

Polsce grożą nowe zabory. Czy można jakoś to zatrzymać ? 

Adam Białous polsce-groza-nowe-zabory


Po unijnych próbach narzucenia nam swojego antychrześcijańskiego oblicza, zmuszania Polski do legalizacji aborcji, eutanazji i związków homo, teraz eurokraci próbują zagrabić nasz majątek narodowy, aby wpędzić Polaków w niewolę gospodarczą.  

Eurokraci rządzący w UE idą coraz dalej w swoich próbach uczynienia z Polski kraju, który można maksymalnie eksploatować gospodarczo. Jednym z pierwszych kroków w tym kierunku było wprowadzenie handlu emisją CO2. Ogromne haracze płacą do unijnej kasy, dokładnie dla Europejskiego Systemu Handlu Emisjami, nasze elektrownie i inne duże zakłady przemysłowe. Tak naprawdę te grube miliardy pochodzą z kieszeni obywateli, czyli naszych portfeli, gdyż aż 60 procent rachunku, który płacimy za prąd, stanowią właśnie koszty nabycia uprawnień do emisji CO2. Jak tak dalej pójdzie, każą nam płacić za powietrze, którym oddychamy.

A spójrzmy na zagraniczne (zachodnioeuropejskie) sieci handlowe, które dominują w naszym kraju i każdego roku wyprowadzają z niego miliardy złotych. Czy to nie jest wyzysk? W ubiegłym roku 20 największych sieci handlowych w Polsce, wciąż dominuje w tym zestawieniu portugalska Biedronka, odnotowało przychody w wysokości prawie 200 miliardów złotych. Przy czym podatki, które te zagraniczne sieci płacą w Polsce są bardzo, a nawet „mega małe”.

Zgodnie z raportem „Francuskie firmy w Polsce”, zaprezentowanym przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP), liczne francuskie przedsiębiorstwa w ogóle nie płacą w Polsce podatku CIT, lub jest on odprowadzany w marginalnej wysokości. Przykładowo sieć Auchan w ciągu  4 lat (2016 – 19) osiągnęła w naszym kraju przychody, które przekraczają 51 mld zł, a równocześnie odprowadziła zaledwie niespełna 1,8 mln zł podatku dochodowego. Stanowi to zaledwie 0,004 procent przychodów sieci! Jakiś czas temu władze próbowały ukrócić to monstrualne wyprowadzanie pieniędzy z Polski, lecz okoniem stanęła UE, już wówczas pokazując swoje drapieżne oblicze.

Prawdziwym kuriozum jest blokowanie przez unijnych urzędników należnych Polsce pieniędzy m.in. z Krajowego Planu Odbudowy czy programów regionalnych. Eurokraci stawiają przy tym naszemu państwu jakieś kosmiczne warunki. A to żeby zmieniać, tak jak im się podoba, praworządnie przyjęte ustawy, a to żeby stawiać ludziom pod oknem szkodliwe dla zdrowia elektrownie wiatrowe. Nie można tego nazwać inaczej, jak tylko brudnym szantażem.

Natomiast ostatnie zakusy unijnych ideologów, żeby zawłaszczyć nasze ogromne dobro narodowe, czyli lasy i puszcze, to po prostu szczyt chorej zachłanności. Najpierw, ok. miesiąc temu, Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności Parlamentu Europejskiego wydała pozytywną opinię nt. zmian traktatów, które przeniosłyby kwestię leśnictwa z kompetencji krajowych do wspólnych UE. Oznacza to, że szefom UE roi się, iż będą w pełni kontrolować nasze lasy, które są skarbem nie tylko narodowym, ale i bardzo dochodowym. Na lasach w dużej mierze opiera się polski przemysł, szczególnie meblarski, ale i wiele innych gałęzi gospodarki.

W sumie lasy zajmują ponad 30 procent powierzchni Polski. UE, ogarnięta swoją nieopanowaną chciwością, chce więc przejąć kontrolę nad jedną trzecią terytorium naszego państwa. Aby to uczynić eurokraci z Brukseli zrobili w ostatnich dniach kolejny krok. Jest nim wydanie kuriozalnego wyroku przez Trybunału  Sprawiedliwości UE. Pozwala on, aby tzw. organizacje ekologiczne, szczególnie te międzynarodowe, mogły zaskarżać do sądów suwerenną gospodarkę Lasów Państwowych, a dokładnie plany zagospodarowania lasu. To sparaliżowałoby całą leśną gospodarkę. Gdy się słyszy o takich werdyktach, to na myśl przychodzą sceny opisane w książkach Orwella.

W branży drzewnej pracuje 500 tysięcy Polaków. Jeżeli dopuścimy, aby zaborcze plany UE weszły w życie, duża część tych osób, zasili szeregi bezrobotnych. Do góry wystrzelą też ceny drewna, które i tak są już bardzo wysokie. Na np. drewniane meble będzie stać jedynie najbogatszych. Zdrożeje też znacznie budowa domu czy innego budynku, gdyż więźby dachowe powstają z drewna, tak zresztą jak drzwi i dobrej jakości okna. Unia Europejska takimi swoimi zakusami na polski majątek, chce nas wpędzić w biedę. Można śmiało rzec -realizują werdykty UE, a będziesz zimą chodził w porwanych sandałach.

Do nędzy i komunikacyjnego wykluczenia prowadzą też unijne dyrektywy dotyczące całkowitego zakazu produkcji i używania aut z silnikami spalinowymi. Przecież prąd nie tanieje, a ceny małego „elektryka” rozpoczynają się od sumy 100 tysięcy złotych. Już  teraz, według sondaży, około 50 procent Polaków mówi, że nie stać ich na kupno samochodu elektrycznego. A jak wskazuje przykład Norwegii, tanieć te samochody nie będą. W bogatej Norwegii sprzedaż elektryków spadła w tym roku o 95 procent, po tym jak wprowadzono na nie 25 procentowy podatek VAT. Również naprawa elektryków jest o wiele droższa niż samochodów spalinowych. Szczególnie kiedy „padnie” bateria. Najtańsza kosztuje około 40 tysięcy złotych, a koszt jej bardzo skomplikowanej wymiany, może sięgnąć kosztu samej baterii!     

Kolejną bolesną prawdą, w zderzeniu z pomysłami UE, jest to, że nie ma u nas odpowiedniej infrastruktury ładowania pojazdów elektrycznych, a trzeba je często ładować, gdyż mają nieduży zasięg, szczególnie zimą. Mało też kto wie, że podziemne garaże np. pod galeriami, biurami, nie są przystosowane do parkowania tam elektryków. Bowiem gdyby jakiś się zapalił, mógłby wzniecić pożar, którego konwencjonalnymi środkami, czyli za pomocą systemów przeciwpożarowych zamontowanych w tych garażach, nie uda się ugasić, a to grozi śmiercią wielu osób. Dlatego też firmy posiadające takie masowe garaże, zaczynają wprowadzać zakaz wjazdu samochodów elektrycznych.

Podczas nachalnego wciskania nam samochodów elektrycznych, jednocześnie Unia Europejska chce przyspieszyć zamykanie polskich kopalń, które dostarczają węgiel do naszych elektrowni. Wiadomo przecież, że elektrownie węglowe są w Polsce głównym producentem energii elektrycznej. Bez nich cały nasz narodowy przemysł, i nie tylko on, by padł. Tymczasem po cichu Parlament Europejski pracuje nad projektem dyrektywy, która wprowadzi limit emisji metanu przy wydobyciu węgla. Polska miałaby cztery lata na dostosowanie się do unijnego drakońskiego limitu, co jest niemożliwe do wykonania, bo na to nie pozwalają obecne technologie. „Mamy wprowadzić taką technologie, której na świecie nie ma, żebyśmy nie emitowali pewnej wielkości metanu, która jest zapisana w dyrektywie i to powoduje, że w 2027 roku kopalnie PGG praktycznie przestają funkcjonować” – ostrzegał w Radio Maryja europoseł Grzegorz Tobiszowski.

Jak zwykle eurokraci za nie wykonanie ich dyrektywy, grożą wielkimi karami. Polskiej Grupie Górniczej, jeśli nie wypełni dyrektywy metanowej, unijni urzędnicy wyliczyli już roczną karę na poziomie 1,5 miliarda złotych. Szefowie polskich kopalń ostrzegają, że jeżeli rząd zgodzi się na unijną dyrektywę, to będą musieli zamknąć 9 zakładów, co byłoby dramatem dla górników, ale i dla całego społeczeństwa, bo bardzo mocno uderzyło by to w gospodarkę. Eurokraci muszą być zaślepieni ideologią ekologizmu, bądź nienawiścią do Polski, skoro nawet w czasach ogromnego kryzysu energetycznego, wciąż produkują dyrektywy, które mają na celu zmniejszenie produkcji energii.

Najwyraźniej lewicowe siły, które rządzą w Unii Europejskiej systematycznie realizują plan zniszczenia Polski. Próbują nam narzucić swoje chore ideologie LGBT czy ekologizmu, zmusić nas do całkowitej zgody ustawowej na zabijanie nienarodzonych i ludzi u kresu życia. Teraz dołączyły do tej ofensywy uderzenia w polską gospodarkę oraz majątek narodowy. Przy czym próby złamania ducha w narodzie wciąż się nasilają. Świadczy o tym zintensyfikowanie w ostatnim czasie ataków na Kościół i jego autorytety. Lewackie siły, które sobie uwiły żmijowe gniazdo w strukturach UE, dobrze wiedzą, że nie da się zniszczyć Polski, jeżeli najpierw nie zniszczy się Kościoła, który jest jej sercem.

Uderzenie w Kościół i Polskę jest silne, co świadczy o tym, że nasz kraj jest wciąż niezdobytą przez lewactwo twierdzą, broniącą chrześcijańskiej wiary.

Jeżeli, tak jak nasi przodkowie, mocno będziemy się trzymać Boga i jego praw, wyjdziemy z tej duchowej wojny zwycięsko. Pamiętajmy, co powiedział Chrystus do św. Faustyny „Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli mojej, wywyższę ją w potędze i świętości”.

Niech te słowa naszego Zbawiciela zagrzewają nasze serca do walki. Życzę sobie i wszystkim Polakom, abyśmy okazali się godni spełnienia, tej wspaniałej Bożej obietnicy.    

Ministerstwo Obrony Rosji ujawnia uczestników amerykańskich programów wojny biologicznej na Ukrainie

Ministerstwo Obrony Rosji ujawnia uczestników amerykańskich programów wojny biologicznej na Ukrainie

wojna biologiczna

Przedstawiciele ukraińskich instytucji państwowych i prywatnych firm byli zaangażowani w wojskowo-biologiczne programy USA, powiedział Igor Kiriłow, dowódca wojsk obrony radiologicznej, chemicznej i biologicznej Sił Zbrojnych Rosji.

„Ministerstwo Obrony Rosji podało już nazwiska uczestników wojskowych programów biologicznych USA <…> Dziś chcielibyśmy uzupełnić tę listę o przedstawicieli ukraińskich instytucji państwowych i firm prywatnych zaangażowanych w realizację wojskowych programów biologicznych USA” – powiedział na briefingu.

Na przykład szef Centrum Zdrowia Publicznego Wołodymyr Kurpita kierował współpracą ukraińskich specjalistów z amerykańską Agencją Redukcji Zagrożeń Obronnych (DTRA), a także organizował pobieranie próbek biologicznych od obywateli Ukrainy i ich wysyłkę za granicę. Serhiy Morhun, szef Departamentu Sanitarno-Epidemiologicznego Sił Zbrojnych Ukrainy, jest jednym z organizatorów współdziałania Ministerstwa Obrony Ukrainy z DTRA. Był on jednym z liderów projektu UP-8, nadzorującym badania nad hantawirusem. Morgun, według Kiriłowa, zastąpił Serhija Litowkę, który nadzorował zagrażające życiu i zdrowiu testy na ukraińskich wojskowych w ramach badań nad wirusem gorączki kongijsko-krymskiej i hantawirusem.

W amerykańskie badania zaangażowana była również Iryna Demczyszyna, szefowa laboratoriów referencyjnych Centrum Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia Ukrainy. Pośredniczyła ona w kontaktach z organizacjami kontraktującymi Pentagonu – Black&Veatch i Metabiota, nadzorując realizację projektów DTRA z serii UP i TAP. Ponadto na nowej liście znaleźli się Denis Muzyka, zastępca dyrektora ds. współpracy międzynarodowej w Ukraińskim Instytucie Medycyny Weterynaryjnej Eksperymentalnej i Klinicznej, który przeprowadził większość badań w projekcie UP-4; menedżer ds. finansów i podatków w Black&Veatch Larisa Pekarska, która była zaangażowana w finansowanie projektów DTRA na Ukrainie, a także związany z nimi przepływ dokumentów Black&Veatch.

Wśród upublicznionych nazwisk znaleźli się również kierownik projektów badawczych i realizacji programów w byłym Związku Radzieckim w firmie Metabiota, Natalia Michajłowska, która współpracowała z Muzyką przy projektach UP-4, UP-9, UP-10 i raportach końcowych; oraz Igor Łoziński, kierownik laboratorium naturalnych zakażeń ogniskowych w Ukraińskim Badawczym Instytucie Epidemiologii i Higieny na Lwowskim Narodowym Uniwersytecie Medycznym, który nadzorował modernizację laboratorium do badań wojskowo-biologicznych.

Kiriłłow powiedział, że rosyjskie ministerstwo obrony posiada dane o ponad stu uczestnikach programów biologicznych podwójnego zastosowania. Obecnie Komitet Śledczy sprawdza pod kątem udziału w nich ponad dziesięciu obywateli USA i kilku pracowników ukraińskiego ministerstwa obrony. Ponadto pod pretekstem zmniejszenia ryzyka Kijów nadal współpracuje z Pentagonem nad tak niebezpiecznymi patogenami jak wąglik, ospa, dżuma i patogeny Ebola – powiedział Kiriłow. Nie wykluczył, że Ukraina i USA mogą zaplanować prowokację, by potem obarczyć odpowiedzialnością za nią Rosję.

Całość: pl.sputnik.com (10.03.2023)

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁY md]

Ukraina. Poligon doświadczalny cyfryzacji. Koncepcja „państwa w smartfonie”.

Ukraina. Poligon doświadczalny cyfryzacji. Koncepcja „państwa w smartfonie”.

Piotr Relich https://pch24.pl/ukraina-poligon-doswiadczalny-cyfryzacji/


Nawet wojenna zawierucha nie jest w stanie powstrzymać polityki powszechnej cyfryzacji Ukrainy. Wręcz przeciwnie, kryzys pandemiczny i rosyjska inwazja jeszcze bardziej przybliżyły realizację koncepcji „państwa w smartfonie”.

Już kilka lat temu Ukraina mogła pochwalić się jednym z najszybciej rozwijających się sektorów IT na świecie. Tamtejsze uczelnie każdego roku wypuszczały na rynek dwukrotnie więcej specjalistów niż w Polsce i Wielkiej Brytanii. Konkurencyjność naszym sąsiadom zapewniały w równym stopniu wykształcone kadry, co niewielkie koszty lokalizacji techno-biznesu na wschód od naszej granicy.

Dzisiaj 285 tys. inżynierów i programistów napędza siłę branży generującej zyski rzędu 7 mld dolarów rocznie, a tempa wzrostu rzędu 25-30 proc. nie jest w stanie zatrzymać nawet trwająca wojna. Sektor IT okazał się wyjątkowo odporny; po rosyjskiej napaści wiele firm momentalnie zmieniło lokalizacje, wybierając miejsca daleko od linii frontu. Zawsze można pracować również zza granicy, gdzie udało się wielu ukraińskich specjalistów.

Obecny konflikt nie tylko nie zatrzymał polityki cyfryzacji, ale dostarcza kolejnych argumentów na rzecz jej rozszerzenia; system obronny państwa jak nigdy wcześniej wykorzystuje dobrodziejstwa wysokich technologii. To tysiące zdalnie sterowanych dronów, cyber-wojna pomiędzy hakerami, poligon dezinformacyjny w social mediach, chatboty raportujące ruchy wojsk i wiele, wiele innych wynalazków.

Łączność systemowi w trudnych warunkach zapewnia ponad 40 tys. amerykańskich urządzeń Starlink. Mobilne terminale dostarczają szerokopasmowy internet do nawet najbardziej zdewastowanych miejsc kraju, a nowoczesny sprzęt satelitarny pozwala na łączność z każdego miejsca na terenie Ukrainy niezależnie od naziemnej infrastruktury. To właśnie zaawansowanie technologiczne ma kłaść podwaliny pod dotychczasowe sukcesy ukraińskiej armii nad liczniejszym, lecz dużo bardziej zapóźnionym wrogiem.

Skok cywilizacyjny

W ogóle problemy z infrastrukturą stanowiły jeden z powodów przyspieszenia polityki cyfryzacji jeszcze przed wojną. W kraju, gdzie brakowało niemal wszystkiego od dróg po sieci przesyłowe, informatyzacja społeczeństwa miała zapewnić dostęp do podstawowych usług.

„Musimy się zmieniać, bo inaczej nasz kraj nie ma szans. Dziś przegrywamy z Kazachstanem, Tadżykistanem, Białorusią, Gruzją czy Mołdawią. Przykład Afryki, która ominęła erę telefonii przewodowej od razu przeskakując w świat telekomunikacji komórkowej pokazuje, że cywilizacyjne zacofanie może stworzyć szansę cywilizacyjnego skoku” – przekonywał w 2019 r. Zełenski, otwierając nowy rozdział w ukraińskiej polityce.

Po wyborach, w których większość parlamentarną zdobyło prezydenckie ugrupowanie Sługa Narodu, Ministerstwo Transformacji Cyfrowej zasilili młodzi „wizjonerzy” z obecnym wicepremierem i szefem resortu cyfryzacji Michaiło Fedorowem na czele.

Urodzony w 1991 r. polityk ukończył studia na Zaporoskim Uniwersytecie Narodowym, gdzie otrzymał stypendium OBWE i działał aktywnie w organizacjach studenckich. Osobisty sukces finansowy osiągnął zakładając internetową agencję reklamową, co przyciągnęło uwagę Zełenskiego, który powierzył 28 – latkowi prowadzenie kampanii prezydenckiej w mediach społecznościowych. Po wyborczym zwycięstwie odwdzięczył się mianując Fedorowa szefem nowego, niezwykle istotnego ministerstwa.

To właśnie perspektywiczny informatyk odpowiada za głośną koncepcję „państwa w Smartfonie”, zakładającej, że do 2024 r. 75 proc. mieszkańców Ukrainy będzie posiadało i umiało wykorzystywać nowoczesne środki identyfikacji cyfrowej, 100 proc. usług administracji publicznej będzie świadczona online, w tym 20 proc. przez zautomatyzowane systemy sztucznej inteligencji.

Dzisiaj nie milkną „ochy” i „achy” nad technokratyczną rewolucją nad Dnieprem, a Ukraina nazywana jest wręcz „Izraelem Europy Wschodniej”. Polski sekretarz KPRM ds. cyfryzacji Janusz Cieszyński, podpisując w zeszłym roku umowy współpracy z ukraińskim resortem żartował nawet, że dobrze jest „współpracować z najlepszym krajem w 2030 r”.

Krócej niż mrugnięcie okiem

Podczas gdy rząd Mateusza Morawieckiego dopiero przyjmuje projekt ustawy, którego celem jest zrównanie dokumentów cyfrowych z dokumentami tradycyjnymi, a minister Andruszkiewicz przekonuje, że „PiS zastał Polskę papierową, a pozostawi cyfrową”, w wyścigu o pełną cyfryzację państwa nasz wschodni sąsiad prześciga nas o kilka długości. Rządowa aplikacja mObywatel do pięt nie dorasta ukraińskiej Dii (ukr. „Państwo i ja”), która oprócz usług urzędowych zapewnia dostęp do całego szeregu dodatkowych funkcji.

Stworzona dzięki grantom z USA, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii aplikacja umożliwia m.in. legitymowanie się cyfrowym dowodem osobistym czy e-prawem jazdy. Można w minutę zarejestrować albo zlikwidować firmę, zawierać umowy przy użyciu podpisu elektronicznego, zarejestrować nowo narodzone dziecko (wraz ze wszystkimi przysługującymi świadczeniami), a w przypadku pewnych kategorii przedsiębiorców – także składać deklaracje podatkowe. Narzędzie kupiło Ukraińców głównie wygodą i szybkością w załatwianiu spraw urzędowych.

Aplikacja zyskała pokaźne grono użytkowników zwłaszcza w „pandemii”, a ci, których lockdowny i cyfrowe paszporty szczepionkowe nie przekonały do wejścia w cyfrową zagrodę, przeprosili się z rządowym rozwiązaniem podczas wojny. Wystarczył dostęp do internetu by zarejestrować się jako uchodźca, zaraportować szkody wojenne w czasie rzeczywistym; usługa e-Aid pozwalała w kilka minut otrzymać jednorazowe rządowe wsparcie finansowe, a pozbawionym łączności, dostęp do informacji oraz rozrywki zapewniały streamingi telewizyjne i radiowe. Dzisiaj z aplikacji korzystna niemal co trzeci Ukrainiec.

Ważnym składnikiem Dii jest wykorzystanie danych biometrycznych użytkowników. Cyfrowy podpis można złożyć w krótszym czasie niż – dosłownie – mrugnięcie okiem. Zamiast rejestrować się przez profil zaufany, wystarczy mrugnąć, by aplikacja sczytała dane biometryczne i porównała z bazą znajdującą się w rejestrze demograficznym.

Pieniądz na niby

Ale bodaj najważniejszy element każdej polityki cyfryzacji to kwestia waluty elektronicznej. Jeszcze przed wojną ukraiński bank centralny przygotowywał się do emisji e-hrywny, a w niektórych gminach testowano rozwiązanie „wsi na blockchainie”, upoważniając mieszkańców do przeprowadzania transakcji w kryptowalutach.

W marcu 2022 r. ukraiński parlament przyjął ustawę o „Legalizacji Cyfrowych Zasobów”, natomiast w grudniu Narodowy Bank Ukrainy (NBU) przedstawił projekt koncepcji przyszłej cyfrowej waluty banku centralnego (CBDC). W połączeniu z ustanowieniem odpowiedniego prawa podatkowego, jak zaznaczał Fedorow, nowe przepisy uczynią z Ukrainy najlepszy „systemem jurysdykcji nad rynkiem kryptowalut na świecie”.

To właśnie o postęp we wprowadzeniu cyfrowego pieniądza najczęściej pytano ukraińskiego ministra podczas tegorocznego forum w Davos.

Reforma budzi szczególne zainteresowanie również jednego z największych funduszy inwestycyjnych świata – BlackRock, którego prezes Larry Fink pod koniec roku porozumiał się z prezydentem Zełenskim co do zaangażowania w powojenną odbudowę kraju. To wszystko przybliża realizację koncepcji „państwa w smartfonie”, gdzie wojna – paradoksalnie – zamiast przeszkody, stanowi wręcz katalizator przyspieszających zmian.

E-Ukraina. Dla kogo?

Cyfryzacja miała raz na zawsze rozprawić się z problemem korupcji – osiągającym na Ukrainie wymiar patologiczny. Sprawne systemy administracyjne i wciąż rozszerzające się bazy danych miały zakończyć nieuczciwe praktyki i wykorzystywanie licznej klienteli przez potężnych oligarchów. Jednak rzeczywistość szybko weryfikowała ambitne plany poszczególnych ekip rządzących.

Poprzednie próby cyfryzacji Ukrainy – delikatnie mówiąc – spalały na panewce. Zamiast zapewniać sprawiedliwość, dostarczały kolejnych narzędzi do dalszego rozwarstwienia kosztem najsłabszych. Niemożliwa okazała się m.in. próba przeniesienia do wirtualu ukraińskiego rejestru nieruchomości. Urzędowy zapis GPS ogromnych połaci dzikich pól nijak pasował do rzeczywistości. Z kolei aplikacja do przetargów publicznych „Prozorro”, zamiast „szybko i efektywnie sprzedawać majątek państwowy i komunalny”, stała się platformą do przekrętów na masową skalę. Urzędnicy szybko nauczyli się oszukiwać system i za pomocą wprowadzania odpowiednich danych nakierowywać aplikację na wybór „odpowiedniego” kontrahenta.

Natomiast próba cyfryzacji dokumentów własności nieruchomości i firm doprowadziła do fali nielegalnych przejęć majątku Ukraińców. Ponownie, urzędnicy za łapówki wykreślali prawowitych właścicieli, wpisując w ich miejsce inne osoby. Osamotnieni i pozbawieni własności obywatele do dzisiaj zmagają się z przestępcami w sądach.

Po ponad trzech latach funkcjonowania odświeżonego resortu cyfryzacji, sytuacja wcale nie wygląda lepiej. Fakt wysłania amerykańskich urzędników z zadaniem monitorowania płynącej z Zachodu pomocy jedynie potwierdza kontynuację patologicznej „tradycji”. Skala defraudacji była tak wielka, że Zełenski pożegnał się w atmosferze skandalu z kilkoma ważnymi członkami swojego gabinetu. Tajemnicą poliszynela pozostają również działania samego prezydenta Ukrainy, który – jak podają źródła bliskie politykowi – ma gromadzić na boku znaczne sumy.

Nic poza państwem

To żadna nowość, że dzisiaj prawdziwa wojna toczy się przede wszystkim o nasze dane. Również państwa chcą w tym wyścigu dorównać prywatnym podmiotom. I tak jak rzekomo „darmowe” aplikacje zarabiają na pozyskiwaniu informacji swoich użytkowników, tak poszczególne rządy nie ułatwiają czynności urzędowych z dobroci serca. Dzięki cyfryzacji w coraz szybszy i skuteczniejszy sposób pozyskują niezbędne informacje wykorzystując je do mniej lub bardziej wiadomych celów.

Nawet już radykalna lewica spod znaku Krytyki Politycznej zauważa, że dzięki połączonym w aplikacji Dija danym np. numerom kont bankowych, „łatwo byłoby rządowi kontrolować obywateli przy jej wykorzystaniu”. „Widać już jednak, że korzystanie z aplikacji nie jest niebezpieczne” – zapewnia „Kry-Pa”. „Ukraiński rząd nie knuje, korzyści są wyraźnie, a system wciąż jest udoskonalany i tam, gdzie można – upraszczany” – przekonuje z rozbrajającą naiwnością. Bo choć rząd „nie knuje”, to posiada już ku temu wszystkie potrzebne narzędzia. I wyłącznie od jego dobrej woli zależy dalsze wykorzystanie wrażliwych danych milionów Ukraińców.

Prawdziwe pole do popisu daje jednak upowszechnienie cyfrowej waluty. Sam Fedorow zwracał uwagę, że „wykorzystanie cyfrowej hrywny rzeczywiście ma potencjał, żeby środkami programistycznymi ustanawiać możliwe kierunki i warunki wykorzystania subsydiów pieniężnych, na przykład ograniczać ich niecelowe wykorzystanie”. Przekładając z ukraińskiego na nasze: rząd przyzna dotacje czy świadczenia socjalne, ale będzie miał totalną kontrolę nad ich spożytkowaniem. Obywatele mogliby wydawać przyznane w ten sposób środki wyłącznie na konkretne cele i w określonym czasie.

Jeszcze bardziej przerażająco wyglądają wyniki sondażu przeprowadzonego wśród ekspertów banku centralnego Ukrainy (NBU). Aż 77 proc. z nich opowiada się za opisanym powyżej sposobem prowadzenia polityki socjalnej.

Powyższe koncepcje aż cuchną ideą techno-komunistycznego Wielkiego Resetu, promowaną co roku podczas Światowego Forum Ekonomicznego. A nie kto inny jak Michaił Fedorow, ukraiński minister cyfryzacji znajduje się na liście uczestników Young Global Leaders, „kuźni talentów” Klausa Schwaba. Niespełna 32 – letni polityk został przyjęty do grona 109 uczniów rocznika 2022 r. Do absolwentów YGL należą takie „gwiazdy” globalizmu jak była premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern, która na niedawnym forum ONZ zachęcała do bezwzględnej cenzury i kontroli sieci.

Nic dziwnego, że określone grupy międzynarodowego interesu patrzą na Ukrainę z niemałym zainteresowaniem. Dzieląc skórę na niedźwiedziu, upatrują w powojennej odbudowie naszego sąsiada niezwykłą szansę realizacji totalistycznych planów zrównoważonego rozwoju. Niestety odbywa się to kosztem zdecydowanej większości Ukraińców, którzy stawiając czoła jednemu zagrożeniu, okazują się całkowicie bezbronni wobec zniewolenia innego rodzaju.

Piotr Relich

Komunizm zamarkował swoją śmierć i przemalował się na zielono

Arkadiusz Stelmach: Komunizm zamarkował swoją śmierć i przemalował się na zielono

komunizm-zamarkowal-swoja-smierc

Myślenie globalistyczne ufundowane również na marksizmie, neomarksizmie tworzy mieszankę wybuchową. Ta ideologia wtargnęła, spenetrowała, zdeformowała katolicyzm na wielu obszarach – przestrzegał Arkadiusz Stelmach podczas prezentacji raportu pt.„Zrównoważony rozwój. Zaklęcie globalistów, instrument totalnego zniewolenia”.

Kliknij TUTAJ i pobierz Raport

Wiceprezes Stowarzyszenia im. Księdza Piotra Skargi przypomniał, żeAgenda 2030 dla zrównoważonego rozwoju została zaprezentowana w 2015 roku. Na czele globalistycznego programu z ramienia ONZ stanął znany dobrze w Polsce Jeffrey Sachs, który przed laty nadzorował wprowadzanie planu Balcerowicza, czyli drastycznej transformacji polegającej m.in. na oddaniu lwiej części naszej gospodarki w ręce ponadnarodowego kapitału.

– Okazuje się, że jednymi z najważniejszych popleczników, żyrantów, promotorów tej agendy są bardzo prominentni przedstawiciele Kościoła katolickiego z samym papieżem Franciszkiem na czele – zauważył mówca. – Mimo wszystko był to szok, chociaż jako konserwatywni katolicy wiemy, jest on [Kościół] ogarnięty bezprecedensowym kryzysem, wywołanym wtargnięciem do jego wnętrza teologii opartej na filozofii skrajnie niedającej się pogodzić z katolicką doktryną, czyli na niemieckim idealizmie (szczegółowo te kwestie na naszym gruncie omawia od lat m.in. ksiądz profesor Tadeusz Guz) – podkreślił.

– Ta ideologia mniej więcej po wojnie, u schyłku pontyfikatu papieża Piusa XII i potem, przez pontyfikaty kolejnych papieży: Jana XXIII, a zwłaszcza Pawła VI, cały Sobór Watykański II, cała ta przemiana, ten „duch soboru” – jak jest to zjawisko nazywane – rozprzestrzenił się. Doprowadził do tego, że sam następca świętego Piotra, papież Franciszek wziął udział w inauguracji przedsięwzięcia, planu działania, jakim jest tak zwana ideologia zrównoważonego rozwojukontynuował Arkadiusz Stelmach.

Jeszcze w XIX stuleciu Kościół zdecydowanie przeciwstawiał się sprzecznym z jego nauczaniem „nowinkom” myślowym. Papieże wydawali encykliki zwalczające modernizm, nazizm czy komunizm a wierni ginęli z rąk rządów masońskich (Meksyk) czy czerwonych oprawców (Hiszpania, kraje strefy sowieckiej, w tym Polska).

Obecnie jednak – już od dziesięcioleci – hierarchowie i urzędnicy watykańscy angażują się w propagowanie całościowej koncepcji przemiany życia społecznego według myśli neomarksistowskiej.

Komunizm w doskonały sposób zamarkował swoją śmierć. (…) Skutecznie się przeobrażał, a ten, który, wydawałoby się, składał go do grobu, niedawno zmarły Michaił Gorbaczow, jak się okazuje, był prominentnym działaczem globalistycznym. Wraz z potępionym [przez Kościół] lewicowym byłym księdzem Leonardo Boffem oraz Stevenem Rockefellerem napisali w latach 80. Kartę Ziemi – mówił wiceprezes SKCh.

Karta wywarła silny wpływ zarówno na Agendę 2030, encyklikę Franciszka Laudato si oraz inne dokumenty. Całe myślenie globalistyczne odwołuje się do paradygmatu opartego na wspomnianej filozofii niemieckiego idealizmu. Lewicowe doktryny przeobraziły też w dużym stopniu naukę społeczną firmowaną autorytetem Kościoła.

– Myślenie globalistyczne ufundowane również na marksizmie, neomarksizmie tworzy mieszankę wybuchową. Ta ideologia wtargnęła, spenetrowała, zdeformowała katolicyzm na wielu obszarach. Tak naprawdę zdekonstruowano katolicką naukę społeczną, bardzo mocno nasycając ją lewicowymi doktrynami. Leonardo Boff kiedy dostał z Watykanu zakaz publicznych wypowiedzi, poświęcił się studiowaniu ekologii. Sam stwierdził, że z teologa wyzwolenia stał się ekologiem wyzwolenia. Powiedział, że tak jak kapitaliści wykorzystywali biednych, robotników, tak samo kapitaliści wykorzystywali ludzkość, Ziemię, zasoby naturalne, i tak dalej – opisywał Arkadiusz Stelmach.

Podążająca w ślad za tymi nurtami lewica ogłasza dzisiaj nowe przejście – z epoki antropocentrycznej (która wyparła teocentryzm) do okresu ekocentrycznego. Człowiek „musi” więc uznać się nie za koronę stworzenia, lecz za zaledwie jeden z co najwyżej równoprawnych elementów świata, obok przyrody. Stąd gremia watykańskie promują na przykład idee zakładające depopulację, zapraszając np. na swe konferencje zwolenników radykalnego zmniejszenia liczby mieszkańców Ziemi.

– To myślenie wchodzi do dokumentów kościelnych, co jest przerażające. Te koncepcje głoszące depopulację ludzkości są prezentowane nawet w gremiach watykańskich – podkreślił uczestnik ubiegłotygodniowej prezentacji raportu o zrównoważonym rozwoju.

W 2017 roku na konferencji zorganizowanej przez Papieską Akademię Nauk przemawiał tajwański profesor, propagator idei drastycznego ograniczenia ludności Ziemi. Twierdzi on, że aby rozwiązać problemy ekologiczne i uratować zasoby Ziemi, należałoby do 2050 roku obniżyć populację naszej planety o połowę.

Niestety, w Polsce temat zagrożeń wynikających z promowania zrównoważonego rozwoju jest podejmowany bardzo rzadko. Środowiska naukowe, akademickie chcąc uniknąć wypadnięcia z tak zwanego głównego nurtu, ukazują tę kwestię niemal wyłącznie w przychylnym ujęciu.

Jak zauważył wiceprezes SKCh, od wielu dziesiątek lat na uczelniach, w mediach, systemach edukacyjnym i prawnym zadomowiła się ideologia liberalna. Arkadiusz Stelmach nawiązał do opublikowanego niedawno na łamach krakowskich „Arcanów” tekstu prof. Ryszarda Legutki. Filozof wskazał tam, że głosiciele owej ideologii gotowi są wpuścić na salony nawet najbardziej szalone koncepcje i nadać im prawa równe z poglądami zdroworozsądkowymi. Skorzystali z tego na przykład aktywiści ruchu LGBT. Najpierw po prostu pojawili się w sferze publicznej, a dziś narzucają już swoją agendę wszędzie, w ramach strategii gender mainstreaming.

– O co, na przykład, idzie teraz bój w Kościele? O to, żeby zmienić nauczanie katolickie w kwestii płciowości, na przykład podejścia do homoseksualizmu i różnych innych tak zwanych „orientacji”; do kwestii antykoncepcji, kwestii zmiany płci, itd. Proszę zauważyć, że wszystkie ostatnie synody – czy o rodzinie, czy amazoński, czy o młodzieży, czy teraz droga synodalna – zawsze gdzieś wychodziły te kwestie – wskazał mówca.

Arkadiusz Stelmach powołał się również na publikację Marguerite A. Peeters, która opisuje globalizm i jego przejawy w polityce międzynarodowej. – Ona twierdzi, że Kościół katolicki jest ostatnią dużą, liczącą się instytucją na świecie, która głosi jeszcze prawdę o ludzkiej seksualności. Natomiast cały bój idzie o to, żeby ten ostatni bastion padł. Wtedy zwycięstwo tej rewolucji spod znaku „zrównoważonego rozwoju”, gender mainstreamingu, będzie całkowite i totalne – ocenił w ślad za Peeters wiceszef SKCh.

Kliknij TUTAJ i pobierz Raport red. Agnieszki Stelmach pt. „Zrównoważony rozwój. Zaklęcie globalistów, instrument totalnego zniewolenia”

Podobnie jak w wieku XVIII – Polska nierządem stoi.

Podobnie jak w wieku XVIII Polska nierządem stoi.

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  7 marca 2023 nierządem stoi

Żyją jeszcze ludzie pamiętający klangor, jaki wydało z siebie stado autorytetów moralnych, po wygłoszeniu przeze mnie na antenie Radia Maryja w roku 2006 opinii, że podczas kiedy my jesteśmy zajęci instalowaniem demokracji na Ukrainie i Białorusi, od tyłu zachodzą nas Judejczykowie, pragnący wymusić na Polsce zapłacenie im haraczu pod pretekstem tak zwanych „roszczeń majątkowych”, odnoszących się do tzw. „własności bezdziedzicznej”.

Podnoszenie tych „roszczeń” przez stronę żydowską w całej rozciągłości potwierdza ustalenie Feliksa Konecznego o specyfice cywilizacji żydowskiej. Feliks Koneczny twierdził, że każda cywilizacja ma unikalny stosunek do – jak to nazywał – „quincunxa cywilizacyjnego”, czyli pięciu kategorii: dobra, prawdy, piękna, zdrowia i dobrobytu.

W skład kategorii „dobrobytu” wchodzą m.in. stosunki własnościowe. I na tym właśnie tle zaznacza się zasadnicza różnica między cywilizacją łacińską i żydowską. Na przykład Polska należy do cywilizacji łacińskiej, chociaż jej nieprzyjaciele nie ustają w wysiłkach, by ją cywilizacyjnie zbastardyzować, jak nie przez „judeochrześcijaństwo”, to przez „multi-kulti”. Ale prawo, podobnie jak zwyczaje, jeszcze opierają się na zasadach prawa rzymskiego. Toteż żadnemu Polakowi nie przyjdzie do głowy myśl, że jeśli w Chicago umrze jakiś Polak-obywatel amerykański,, a nie zostawi ani testamentu, ani spadkobierców ustawowych, to jakieś bliżej nieokreślone prawa do tego majątku mają wszyscy Polacy – bo to był Polak.

Tymczasem Żydzi mają do stosunków własnościowych podejście trybalistyczne – że jeśli umrze gdzieś jakiś Żyd, to do pozostawionego przezeń majątku mają jakieś bliżej nieokreślone prawa wszyscy inni Żydzi – bo wprawdzie on był de nomine jego właścicielem, ale przecież to mienie było jednocześnie „żydowskie”, czyli plemienne. Na tym właśnie opierają się wysuwane wobec Polski tak zwane „roszczenia” dotyczące „własności bezdziedzicznej”, która była „żydowska”. To, że Żydzi tak myślą i tak do tych zagadnień podchodzą, można zrozumieć, bo przecież są dziećmi tej cywilizacji.

Tymczasem Amerykanie, którzy teoretycznie stoją na nieubłaganym gruncie zasad prawa rzymskiego, zgodnie z którymi spadek bez dziedzica ustawowego lub testamentowego przypada państwu, którego zmarły był obywatelem – przeforsowali w Kongresie ustawę nr 447, zgodnie z którą Polska ma zwrócić mienie po Żydach – obywatelach polskich, wymordowanych na terenie Polski przez Niemców – żydowskim organizacjom „przemysłu holokaustu”, które nawet nie twierdzą, że są sukcesorami tego majątku, tylko zwyczajnie – chcą go zagarnąć.

Ze strony Naszego Najważniejszego Sojusznika jest to łajdactwo zupełnie wyjątkowe, ale widocznie kongresmani uważają, że na tym właśnie mają polegać braterskie stosunki sojusznicze, że brat brata w d… harata.

Wracając tedy do wspomnianego felietonu, to klangor stada autorytetów moralnych nie był niczym zaskakującym – bo nic tak nie gorszy, jak prawda. Inna rzecz, że stado, bez ośmieszenia, nie mogło tego powiedzieć wprost, więc uczepiło się „Judejczyków” – że to określenie „obraża naród żydowski” – jak uznała delatorska organizacja „Otwarta Rzeczpospolita” – a nawet jest „zaprzeczeniem holokaustu” – jak wydedukował sobie pan Białek, przewodniczący mikroskopijnemu stowarzyszeniu filosemickiemu im. Jana Karskiego z Kielc. Na szczęście prokuratura w Toruniu nie dała się zwariować i umorzyła sprawę wyjaśniając, że „Judejczykowie” to mieszkańcy Judei, w czym nie ma niczego obraźliwego, a na temat holokaustu nawet nie fatygowała się odpowiadać.

Ale teraz są inne czasy; teraz niezawisłe sądy padają na twarz przed delatorami, nawet jeśli są na azylu z powodu kondemnatki. Inaczej zresztą być nie może w sytuacji, gdy bezpieka podzieliła się na zwalczające się nawzajem partie polityczne, inspirowane przez zagraniczne centrale, do których bezpieczniacy przewerbowali się w okresie transformacji ustrojowej. Skoro bezpieczniacy się podzielili, to musieli też podzielić się konfidenci, a skoro konfidenci – to i rozmaici szermierze praworządności, co to myślą zgodnie ze sloganami tworzonymi przez pierwszorzędnych fachowców. Podobnie było w wieku XVIII, kiedy jedni magnaci brali jurgielt od jednego ambasadora, inni – od drugiego, a jeszcze inni – od trzeciego i tak viribus unitis doprowadzili państwo do całkowitej bezwładności i likwidacji. Bo skoro magnaci wysługiwali się obcym dworom, to tak samo postępowali ich klienci – a w Polsce bardzo wielu dygnitarzy, jeśli nie większość, to „klienci” jak nie jednej, to innej bezpieczniackiej watahy, która akurat ich zwerbowała a potem – wystrugała na dygnitarzy. Toteż służą gorliwie, każdy według swoich możliwości, a w rezultacie państwo jest stopniowo doprowadzane do stanu bezwładności, która może poprzedzać likwidację.

Nawiązując do wspomnianego felietonu z roku 2006, dzisiaj mógłbym powiedzieć na antenie, że kiedy my, na polecenie Naszego Najważniejszego Sojusznika, prowadzimy zwycięskie boje z Putinem, od tyłu zachodzą nas Niemcy, cierpliwie i metodycznie doprowadzając państwo do bezwładu, któremu właściwie nikt się nie przeciwstawia.

Czy to jest rezultat nieudolności, czy złej woli – może kiedyś się tego dowiemy, ale tak czy owak pan premier Mateusz Morawiecki, który w roku 1989 był zarejestrowany w aktach STASI jako tajny współpracownik, pod osłoną tromtadrackiej retoryki, w podskokach zgodził się na wszystkie niemieckie żądania, które Polskę doprowadzają do paraliżu. Na to nakładają się działania opozycji, która przy pomocy konfidentów z KOD-u, czy rozmaitych diabelskich „babć”, no i oczywiście – niezawisłych sędziów, albo konfidentów, albo nawet „cywilów”, którzy tylko chcieliby – podobnie jak kiedyś „liberum veto” – utrzymać i utrwalić stan całkowitej nieodpowiedzialności przed kimkolwiek – co jak wiadomo – utożsamiane jest z praworządnością.

Korzystając z tego, że nie tylko rząd i opozycja, ale i większość doprowadzonego do stanu onieprzytomnienia przez niezależne media głównego nurtu społeczeństwa, oczekuje z niepokojem, kiedy to Polskę zaatakuje Putin, Niemcy spokojnie wymuszają na naszym nieszczęśliwym kraju zachowania, jakie są pożądane z punktu widzenia potrzeb IV Rzeszy. Sztandarową sprawą jest finansowy szantaż jakiemu poddana została Polska pod pretekstem praworządności. Rywalizujące ze sobą obozy „dobrej zmiany” oraz zdrady i zaprzaństwa dochowały się własnych płomiennych szermierzy praworządności, wskutek czego ta dziedzina życia publicznego stała się rodzajem „karczmy zajezdnej”, w której panoszą się agenci „sascy, pruscy i rakuscy” – jak było w wieku XVIII.

Ponieważ rządowi forsa jest potrzebna choćby po to, by dzięki niej można było dogodzić Ukrainie zgodnie z umową z 2 grudnia 2016 roku, Komisja Europejska podyktowała panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi), który podobno myślał, że prowadzi „negocjacje”, formułę bezwarunkowej kapitulacji Polski w sprawie organizacji najwyższych organów władzy sądowniczej.

Rządowa większość, pod komendą Naczelnika Państwa, który pod osłoną patriotycznych frazesów, przeforsował wcześniej ratyfikację ustawy o zasobach własnych UE, stanowiącej milowy krok na drodze „pogłębiania integracji”, czyli budowy IV Rzeszy, nadała tej formule kapitulacyjnej postać ustawy, którą pan prezydent Duda skierował przed podpisaniem do Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem Trybunał Konstytucyjny już wcześniej został doprowadzony do stanu bezwładności z powodu konfliktu między dwiema sędziowskimi partiami, z których jedna uważa, że pani Przyłębska już nie jest jego prezesem, a druga – że jest. Ponieważ stwierdzenie zgodności lub niezgodności ustawy skierowanej do TK przed jej podpisaniem przez prezydenta może nastąpić tylko w pełnym składzie Trybunału, też prawdopodobnie nie będzie mógł żadnego orzeczenia w tej sprawie wydać, bo posiedzenie TK w pełnym składzie musi zwołać prezes – a nie wiadomo, kto nim jest. Jestem przekonany, że skoro my o tym wiemy, to pan prezydent też nie może o tym nie wiedzieć i wydaje mi się, że właśnie dlatego tak postąpił z ustawą – żeby nie zmuszać Komisji Europejskiej do znajdowania nowego pretekstu dla dalszego blokowania pieniędzy dla Polski – co być może za dwa lata, kiedy będzie szukał sobie posady, zostanie mu policzone, a poza tym – żeby uniknąć oskarżenia, że „działa na szkodę Polaków” – jakim okładają się nawzajem obydwa obozy.

Ale Komisja Europejska wie, że na panu prezydencie do końca polegać nie można, więc na wszelki wypadek Europejski Trybunał Sprawiedliwości wytoczył polskiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu proces, nie tylko o to, czy pani Julia Przyłębska jest prezesem, czy nie, ale i o to, czy wszyscy sędziowie tego Trybunału są naprawdę sędziami, czy też ustrojonymi w togi przebierańcami. No i najważniejsze. Chodzi o to, że TK wydał przed kilkoma laty orzeczenie, iż konstytucja Rzeczypospolitej ma charakter nadrzędny nad prawem unijnym. Sęk w tym, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości jeszcze w 1964 roku, w sprawie Flaminio Costa przeciw E.N.E.L. sformułował obowiązującą po dziś dzień zasadę, że „prawo wspólnotowe” (bo w 1964 roku Unii Europejskiej jeszcze nie było, a tylko „Wspólnoty”) ma charakter nadrzędny nad prawem krajów członkowskich bez względu na rangę ustawy. Toteż pani sędzia Małgorzata Jungnikiel, podczas dyskusji na Uniwersytecie Warszawskim nad ewentualnym wejściem Polski do unii walutowej (do czego Polska zobowiązała się w traktacie akcesyjnym, chociaż na szczęście – bez określania terminu) powiedziała, że sądy w Polsce będą stosowały prawo unijne nawet w sytuacji jego sprzeczności z polską konstytucją.

Jestem tedy pewien, że dopóki ETS będzie się tą sprawą zajmował, jest pewne, że Trybunał nie tylko nie wyda żadnego orzeczenia, ale w ogóle nie będzie w stanie się zebrać. Jak widzimy, przynajmniej ten segment państwa został już skutecznie zablokowany na jakiś czas, a jeśli ten pretekst ustanie, to z pewnością konfidenci zwerbowani przez ABW w ramach „Operacji Temida” wymyślą jakiś kolejny. Słowem – podobnie jak w wieku XVIII „Polska nierządem stoi”.

Czy jednak stoi? Jak powiedziałby Kukuniek, ta sytuacja ma oczywiście wiele plusów ujemnych, ale i jeden plus dodatni – że przyjęcie formuły bezwarunkowej kapitulacji Polski, jaką Komisja Europejska podyktowała gwieździe naszej dyplomacji, czyli panu ministrowi Szynkowskiemu (vel Sękowi), zaczyna w odległą przyszłość się oddalać. To może jednak być zwycięstwo pozorne, a w dodatku – pyrrusowe – bo jego ceną będzie dalsze postępujące obezwładnianie państwa, które w końcu jeszcze raz może zostać rozebrane; z jednej strony przez pragnące dokończenia procesu zjednoczenia Niemcy, a z drugiej – przez „Judejczyków”, którzy przecież aż przebierają nogami, by zrealizować swoje „roszczenia” – co obiecał im dopilnować Nasz Najważniejszy Sojusznik, który przecież nie dla żartów przyjął ustawę nr 447.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Marzenia prez. Dudy o obronie. Czy możemy kupić strzelbę i spać spokojnie?

Marzenia przez. Dudy o obronie. Czy możemy kupić strzelbę i spać spokojnie?

2/03/2023 kupic-strzelbe-i-spac-spokojnie

„Jeżeli mieszkasz w budynku, w którym mieszka jednocześnie notoryczny złodziej i włamywacz, to masz dwa wyjścia. Albo nie mieć nic i żyć w nieustannej nędzy. Albo wprawić mocne zamki, kupić strzelbę i spać spokojnie. My kupujemy mocne zamki i strzelbę, licząc, że nikomu nie będzie opłacało się nas zaatakować” – powiedział prezydent Andrzej Duda, używając takiego porównania do opisania aktualnej polityki odstraszania Rosji i planowanych zakupów sprzętu dla Wojska Polskiego.

================

Przykład ze strzelbą i złodziejem jest trafny i czytelny. To po prostu zwykłe, zdroworozsądkowe podejście. Wydaje się, że użycie takiego porównania przyszło prezydentowi Dudzie naturalnie. Tyle tylko, że żaden Polak nie może sobie tak po prostu kupić strzelby do obrony swojego domu przed napastnikiem.

Żeby posiadać strzelbę lub jakąkolwiek inną, współczesną broń palną, Polak musi udawać sportowca lub kolekcjonera, zdawać egzaminy, przechodzić badania i uzyskiwać pozwolenia. Wymyślony w Ministerstwie Dziwnych Kroków proceder trwa co najmniej kilka miesięcy, co skutecznie uniemożliwia wejście w posiadanie broni wtedy, kiedy jest to potrzebne.

W praktyce, jeżeli notoryczny złodziej i włamywacz właśnie wprowadzi się do naszego bloku, to musimy czekać np. pół roku na wyrobienie pozwolenia na broń licząc na to, że akurat nasze mieszkanie nie zostanie w tym czasie obrobione. Na szczęście zamek w drzwiach wolno nam jeszcze wymienić bez zezwolenia, rejestracji i regulacji ze strony urzędników.

Mamy obecnie drugą kadencję prezydencką Andrzeja Dudy i drugą kadencję rządów „dobrej zmiany”. Przez ten czas nic nie zostało zrobione, aby ułatwić Polakom dostęp do broni. Co więcej, w chwili największego od 30 lat kryzysu związanego z sytuacją na granicy z Białorusią, zakazano Polakom mieszkającym w przygranicznych powiatach przemieszczania się z bronią, co de facto oznaczało również zakaz jej nabywania. Również po wybuchu wojny na Ukrainie nie zrobiono niczego, co mogłoby pomóc zwykłym Polakom wchodzić w posiadanie broni.

W 2019 roku w ramach rządowej akcji społecznej powstał spot video przedstawiający rzekomo właściwy sposób zachowania się w przypadku ataku terrorystycznego. Na nagraniu można było zobaczyć jak nieuzbrojony mężczyzna z gołymi rękami rzuca się na terrorystę wyposażonego w broń samoczynną. Z kolei w 2022 roku Rządowe Centrum Bezpieczeństwa przygotowało poradnik dla cywilnych Polaków na czas kryzysu i wojny pod tytułem: „Bądź gotowy!”. Publikacja ani słowem nie wspomina o tym, że warto być wyposażonym w broń palną lub chociażby jakikolwiek inny przedmiot służący do obrony. Zamiast tego, w rozdziale zatytułowanym „w czasie strzelaniny”, sugeruje… użycie pięści.

W 2023 roku nic się w praktyce w tej sprawie nie zmieniło. Słowa wypowiadane przez polityków w przestrzeni publicznej to najczęściej czysty pijar, za którym nie idą żadne rzeczywiste działania. Zamiast poprawy warunków dostępu do broni, obserwujemy raczej odwrotne tendencje.

Tymczasem broń palna mogłaby być w Polsce powszechnie dostępna, gdyby tylko była ku temu wola polityczna. Zgodnie z regulacjami UE, broń taka jak strzelby „dwururki” i strzelby „pump action” mogłaby być w Polsce dostępna bez pozwolenia, tylko na rejestrację. Polskie prawo jest obecnie w tej sprawie o wiele bardziej restrykcyjne, niż pozwala na to socjalistyczna i biurokratyczna Unia Europejska.

Co więcej, jak już wielokrotnie informowaliśmy, unijna dyrektywa w ogóle nie musi być wprowadzona w Polsce, a Polacy mogliby mieć szerszy dostęp do broni na podstawie krajowych przepisów, gdyby tylko politycy mieli zaufanie do własnego narodu. Warto w tym momencie spojrzeć na przykład Turcji, gdzie ułatwiony jest dostęp do strzelb oraz produkcji i użycia tego typu uzbrojenia.

Jak już ostatnio pisaliśmy, przez ostatni rok trwały liczne prace nad zmianą ustawy o broni i amunicji, w której brali udział przedstawiciele Fundacji Ad Arma. Mieliśmy zgodę kilkudziesięciu posłów PiS na projekt, w którym uwolniono prawo do posiadania broni do ochrony osobistej, likwidując ostatnią uznaniowość. Projekt, w którym bez pozwoleń, tylko na rejestrację, można było posiadać każdą broń jednostrzałową (w tym również strzelby boki [myśliwska broń śrutowa md] czy horyzontalne dwururki) oraz każdą historyczną broń zaprojektowaną przed rokiem 1900, a więc np. rewolwery produkowane do dziś przez S&W (Model 10), Mausery, Mosiny, Lebele i inne rodzaje broni powtarzalnej. W ten sposób osiągnęlibyśmy zwiększenie bezpieczeństwa społeczeństwa w razie zamieszek, większych niepokojów społecznych lub wojny.

boki.

=========================================

Tymczasem zamiast tego wprowadzono projekt „Funkcjonariusz+”, w ramach którego łatwiejszy dostęp do broni otrzymali wyłącznie mundurowi, funkcjonariusze służb oraz sędziowie i prokuratorzy. Dla zwykłych Polaków ma być szerszy dostęp do zapowiadanych przez rząd wirtualnych strzelnic, na których będziemy mogli szkolić się z obsługi atrap broni. Zdaniem jednego z ministrów, to doskonałe rozwiązane, które „daje niesamowite wrażenie realności”.

Niestety, „wrażeniem realności” oraz atrapami broni dostępnymi na wirtualnych strzelnicach nie obronimy naszych domów w przypadku napaści, włamania, zamieszek, anarchii czy rozmaitych niepokojów społecznych, które wystąpią w przypadku wojny lub innego kryzysu. Dlatego konieczne jest pilne przywrócenie w Polsce powszechnego dostępu do broni, aby Polacy mogli z wyprzedzeniem przygotować się na czas zagrożenia.

Masońskie mordy chrześcijańskich monarchów na pocz. XX wieku.Fatima.

Masońskie mordy chrześcijańskich monarchów na pocz. XX wieku.Fatima.

Portugalia i Salazar „dyktator z łapanki”. – Królobójcy; seria morderstw królów, ale tylko katolickich i prawosławnego cara.

Pink panther [z mego Archiwum. MD] 12 maja 2017

Jutro 13 maja 2017 minie 100 lat od ukazania się Matki Boskiej trojgu portugalskim pastuszkom owiec gdzieś na wzgórzach koło wioski Fatima, czyli od największego wydarzenia w świecie katolickim (i nie tylko) w XX w., a tymczasem w serwisach in­formacyjnych telewizji, radia i w Internecie – zero info.  

Okazuje się, że „ze spraw katolickich” najważniejsza jest kwestia „korytarza humanitarnego”, co to jest na gwałt, sorry, pilnie  potrzebny „przez Polskę”. „Korytarze przez Polskę” kojarzą mi się jak najgorzej, no ale.  Podróże lotnicze też nie są tanie a szpitale w Kuwejcie czy Arabii Saudyjskiej podobno są wręcz luksusowe i znakomicie bliżej. Powtórzę: no ale.

Oczywiście Kościół Katolicki w Polsce i na świecie uroczyście obchodzi setną rocznicę objawień w najróżniejszej formie i religijny aspekt tych objawień jest katolikom polskim powszechnie znany, choćby z uwagi na osobiste zaangażowanie św. Jana Pawła II  w beatyfikację Hiacynty i Franciszka Marto, dwojga Małych Świadków.

Natomiast wymiar ludzki czyli historyczny tych wydarzeń w Polsce jest słabo popularyzowany. Dziesięć lat temu, w 90 rocz­nicę objawień w dwóch numerach miesięcznika katolickiego „Miłujcie się”  zamieszczono obszerny artykuł Pana Grze­gorza Kucharczyka pt.: ”Portugalia -masoneria -Fatima. W 90-lecie objawień Matki Bożej w Fatimie” a potem już w zasadzie nic.

O historii Portugalii z przełomu XIX i XX w. nie wiem praktycznie nic, więc rewelacje zawarte w artykule dr Kuchar­czyka zaostrzyły mi apetyt i w  celu „zarysowania szerokiego tła historycznego objawień w Fatimie” robię sobie dla uczczenia setnej rocznicy „jednoosobową konferencję para-naukową” na temat wydarzeń politycznych w Portugalii, które poprze­dziły „wy­darzenia Fatimskie” i które po nich – nastąpiły. Której jestem prelegentem i słuchaczem w jednej osobie. Jeśli ktoś chce się dołączyć, to serdecznie zapraszam.

Zapewne wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego Matka Boska wybrała Portugalię i troje maluchów w wieku lat 10, 8 i 7 na przekazanie całemu światu strasznych ostrzeżeń i zdecydowanych nakazów dla katolików w imieniu Jej Syna. I właśnie wtedy. Tego się zapewne tu nie dowiemy, ale wątek aresztowania nieletnich wiejskich dzieci w dniu 13 sierpnia 1917 r. przez miejscowego wójta i uwiezienia ich w niedalekim miasteczku Ouerem daje jakieś pojęcie o „scenerii historycznej”.  Na pod­stawie jakich paragrafów nieletnie dzieci aresztuje jakiś wójt, a nie np. policja.

Co tam się w tej Portugalii działo???

Działo się naprawdę wiele i aż dziw, że te informacje są skrzętnie pomijane w nauczaniu historii Portugalii nawet bez na­wiązywania do religijnych objawień katolickim dzieciom w 1917 r.

Okazuje się, że w 1908 r. Portugalia przeżyła największy wstrząs polityczny od 1000 lat.  W dniu 1 lutego 1908 r. dwóch za­machowców: Alfredo Luisa da Costa (dziennikarza, publicysty, członka masońskiej Lizbońskiej Loży Górskiej) i Manuel Bu­íça (byłego sierżanta kawalerii i nauczyciela)  członków 20-osobowej grupy nielegalnej organizacji tzw. karbona­riuszy i– do­konało zbrodni: zastrzeliło na ulicy Lizbony króla Portugalii Karola I i jego  starszego syna i następcę tronu księ­cia Luisa Filipa de Braganza oraz raniło młodszego syna Manuela. Zamach ten był poprzedzony spiskiem i próbą zamachu w dniu 28 stycznia 1908 r. (tzw. zamachowcy zostali aresztowani w słynnej windzie do Biblioteki Miejskiej w Lizbonie) , po­pieranego po cichu przez bardzo agresywną w tym czasie Partię Republikańską – główną partię opozycyjną oraz jej bojówki tzw. Formadas Brancas (Białe Mrówki).

Celem zamachu była cała rodzina królewska i premier, jadący w odkrytym lando do pałacu, w tym król, jego żona Amelia (z domu księżniczka Orleańska, córka Hrabiego Paryża) oraz dwaj jedyni synowie.  Król został zastrzelony z Win­chestera z 8 metrów przez Manuela Buíça a Alfredo Costa wskoczył na stopień landa i oddał strzały z rewolweru do króla (już martwego), jego starszego syna (zginął na miejscu) i syna młodszego. Tego prawdopodobnie uratowała matka, która rzuciła się z jakimś bukietem na zamachowca, czym go wytrąciła „z rytmu”.  Zamachowcy zostali zabici na miejscu przez policjan­tów, kiedy już ci ochłonęli  z szoku. Oficer ochrony królewskiej dobił Alfredo Costa.

W ten sposób zakończyła się prawie 1000-letnia Monarchia Portugalska, albowiem co prawda młodszy syn Manuel ur. 1889 r. został wyświęcony na króla Manuela II ale nie był on zupełnie przygotowany do sprawowania władzy w obliczu totalnej i agresywnej opozycji.

Portugalia była w zupełnym szoku, ale warto w tym miejscu zauważyć, że ten gwałtowny zamach na CAŁĄ rodzinę królew­ską katolickiej monarchii –  był jednym z serii zamachów przeciwko katolickim monarchiom europejskim na prze­łomie XIX i XX w. 


Jeśli pominie się nagłą śmierć następcy tronu Austro-Węgier arcyksięcia Rudolfa, która jakoby miała być samobój­stwem, to i tak można powiedzieć, że „w temacie królobójstwa” działo się w okresie 20 lat całkiem sporo.

Na początek w dniu 9 września 1898 r. zostaje zamordowana w Genewie cesarzowa Elżbieta z domu bawarskiego Wi­telsbachów – żona cesarza Franciszka Józefa Habsburga – przez „włoskiego anarchistę” Luigi Lucheni. Dostał dożywocie ale za­czął pisać pamiętniki w więzieniu, więc zaraz dostał depresji „i się powiesił”.

W dniu 29 lipca 1900 r. został zastrzelony przez „anarchistę amerykańsko-włoskiego” Gaetano Bresci Król Włoch Umberto I  syn Wiktora Emanuela II „ojca ojczyzny” –pierwszego króla Zjednoczonych Włoch.

Król Umberto był mocno zaprzyjaź­niony z Austro-Węgrami i Cesarstwem Niemieckim oraz planował jakieś „podboje Afryki” a nawet rozpoczął podbój Etiopii.
Król Umberto I był wujem zamordowanego Króla Portugalii i Algarve Karola I poprzez jego matkę – Marię Pię de Sa­voia, córkę Króla Włoch Wiktora Emanuela II. Maria Pia de Savoia była córką chrzestną Papieża Piusa IX.

Po zamordowaniu Króla Portugalii minęło zaledwie 6 lat i dochodzi w dniu 28 czerwca 1914 r.w Sarajewie  do zamor­dowania następcy tronu Austro- Węgier Arcyksięcia Franciszka  Ferdynanda Habsburga i jego Małżonki Zofii. Tu też działał „sa­motny terrorysta nacjonalista” Gavrilo Princip [Żyd md] oraz jego dwaj koledzy, którzy z uwagi na młody wiek nie zostali skazani na śmierć. Princip zmarł w więzieniu z powodu gruźlicy kości 18 kwietnia 1918 r.

Jako epilog może zostać uznany zamach na Kanclerza Austrii żarliwego katolika Eneglnberta Dollfussa, dokonany przez au­striackich wielbicieli pana Hitlera – w dniu 25 lipca 1934 r. Nie tolerował biedak komunistów i nazistów i zdelegalizował „wszystkich” a co gorsza wdrażał politykę wg encyklik papieskich.

A teraz „drugie płuco chrześcijaństwa”: pod naciskiem „demokracji rosyjskiej” car Mikołaj II Romanow abdykuje 15 marca 1917 r. w imieniu swoim i syna na rzecz brata Michała Romanowa ale to było „za mało” i niewątpliwie „zainspirowani” osią­gnięciami swoich zachodnich kolegów „rosyjscy rewolucjoniści” zamordowali w nocy 16/17 lipca 1918 r. ex-cara, jego żonę , cztery córki , syna lat 12 oraz w ramach likwidacji świadków: służbę domową. Brat carski arcyksiążę Michał został zamor­dowany wcześniej bo 13 czerwca w nieznanym miejscu w okolicy Permu przez Czeka.
Król Jugosławii  Aleksander I Karadziordziewić został zamordowany w zamachu w Marsylii w dniu 9 października  1934 r.  przez „terrorystę z Wewnętrznej Rewolucyjnej Organizacji Macedońskiej” Włada Czernozemskiego, który miał być Bułga­rem a miał czeskie papiery i strzelał z mauzera ukrytego w bukiecie kwiatów wskoczywszy na stopień limuzyny.

Przy okazji wymiany ognia  z policją francuską zginął francuski minister spraw zagranicznych Louis Barthou.

Tak więc w 1918 r. było pozamiatane w Europie po monarchiach katolickich i prawosławnych a w 1934  r. po wszystkich katolickich i prawosławnych głowach państw w Europie. Została Belgia, ale ona się pojawiła dopiero po Kongre­sie Wiedeń­skim i nie prowadziła samodzielnej polityki.

Sorry, została jeden katolik na czele państwa europejskiego, był nim premier Portugalii w latach 1928-1968 (a przelotnie w 1951 r. nawet prezydent) pan Antonio Oliveira Salazar, zwany przez niechętnych „dyktatorem”. Na niego oczywiście też był przeprowadzony zamach. Niejaki Emidio Santana „anarchosyndykalista” i założyciel związku metalowców podłożył bombę 4 lipca 1937 r. w okolicy samochodu premiera,  kiedy Antonio Salazar uczestniczył w Mszy św. w prywatnej kaplicy swoje­go przyjaciela w Lizbonie. Bomba wybuchła w metalowej kasecie kiedy premier Portugalii był ok. 3 metrów od niej, ale nie wyrządziła mu żadnych szkód, ranny został jego kierowca.  Santana dostał 16 lat więzienia a Salazar pancerny samochód.  

Tak więc mamy „komplet” jeśli chodzi o zamachy na szefów katolickich i prawosławnych państw.

Tymczasem nie można się doszukać żadnych info o próbach zamachów w tym okresie na monarchów protestanckich. Jakoś rewolucjoniści, anarcho­syndykaliści, terroryści i karbonariusze nie uznawali monarchów i premierów prote­stanckich za swoich wrogów.

Przypadek taki.

No ale wróćmy do roku 1908 r. i upadku Monarchii Portugalskiej.

Młody Manuel II , który oglądał śmierć swojego ojca i brata (ten zmarł w 20 minut po ojcu) miał w chwili wstąpienia na tron lat 19 i nie był przygotowany do pełnienia obowiązków królewskich w tak niesprzyjających warunkach. 

W ciągu 24 miesięcy jego władzy królewskiej zmieniło się w Portugalii aż 7 rządów a Partia Republikańska , stojąca za zama­chem ostrzyła sobie zęby na władzę. Wybory parlamentarne odbyły się 28 sierpnia 1910 r. i strona rządowa otrzymała 58%, opozycja umiarkowana 33% a Partia Republikańska tylko 9%.

Więc zostawał tylko zamach stanu i doszło do niego  w dniach 3-5 października 1910 r. w ten sposób, że koszary woj­skowe i pałac królewski zostały zaatakowane przez bojówki Carbonaria,  anarchistów, zrewoltowaną część wojska oraz tzw. element uliczny.  A dodatkowo pałac został zbombardowa­ny. Zaatakowane zostały też niektóre więzienia , podpalone zostały urzędy w niektórych miastach oraz kościoły.  

W ogólnym zamieszaniu, kiedy wszystko można było uratować zdecydowanym działaniem, Manuel II przeniósł się do pa­łacu matki i babki a w tym czasie organizatorzy rewolty ogłosili powstanie republiki a doradcy króla uznali, że powi­nien on opuścić kraj, co też uczynił z całą rodziną.
Ogłoszono powstanie tzw. I Republiki, której Rząd Tymczasowy został natychmiast ogłoszony.  Co ciekawe, już miesiąc po tym, Rewolucja 5 Października i Rząd Tymczasowy zostały zaakceptowane przez m.in. rząd brytyjski, francuski, włoski.

Kierunek rewolucji był zdecydowanie antyklerykalny [ściślej i szerzej – antykatolicki md]. W pierwszych dniach rewo­lucji zostało kompletnie zdemolowanych 20 kościołów, ok. 100 obrabowano, pobito ok. 100 księży a do grudnia 1910 r. za­mordowano 15.
Rząd Tymczasowy w tym względzie miał się na kim oprzeć: był to pan Alfonso Costa,minister sprawiedliwości, który niemal natychmiast za zgodą rządu wprowadził następujące postanowienia:

1)     Wszystkie zakony (31) z Towarzystwem Jezusowym na czele – wydalono z granic Portugalii- łącznie 164 domy,

2)     zamknięto domy modlitwy, szkoły i ośrodki dobroczynne , które zostały skonfiskowane na rzecz państwa,

3)     Majątek kościelny został w całości znacjonalizowany, świątynie i kaplice mogły być „bezpłatnie wypożyczane do odpra­wiania nabożeństw”,

4)     Księżom zabroniono noszenia szat duchownych poza kościołowi, zabroniono wiernym urządzania procesji,

5)     Edukacja szkolna została całkowicie „upaństwowiona” czyli zlikwidowane zostały wszystkie szkoły katolickie (czyli prawie cała edukacja portugalska na poziomie podstawowym i średnim.

6)     Zaatakowane zostały i zniszczone redakcje czasopism katolickich,

7)     Wszystkie symbole katolickie w miejscach publicznych zostały usunięte.

8)     Listy pasterskie Episkopaty Portugalii – zostały objęte ZAKAZEM ODCZYTANIA; wielu księży nie zastoso­wało się do tego zakazu, w efekcie usunięty został z urzędu biskup Porto, jak „winny podburzania do nielojalności”.

9)     Banicją nowe władze objęły w dalszej kolejności: patriarchę Lizbony, arcybiskupa Guardy, biskupów Algarve, Bragi, Por­to, Alegre, Lamego, Branagca, administratora Coimbry. Do roku 1912 żaden z biskupów nie miał prawa urzędo­wania w swo­jej diecezji a co najmniej czterech zostało wypędzonych z kraju. Zerwano też stosunki dyplomatyczne ze Stolicą Apostolską

10)  Dni świąt kościelnych zostały skasowane i stały się dniami pracy, zostawiono wolne od pracy – niedziele,

11)  Wprowadzono rozwody, małżeństwa cywilne.

Niezależnie od wdrażanego błyskawicznie nowego prawa, ujawniły się bojówki antyklerykalne tzw. „białe mrówki”, o których pisze pan dr Kucharczyk w roku 2007 [ jest tu: Fatima: “Białe mrówki” w akcji, masoneria wojuje. I RZĄDZI. I obok II.cz.], które za wiedzą rządu urządziły w 1914 r. ataki na ob­chody Świąt Wielkanocnych w kościołach. Aktywiści tej organizacji napadali nie tylko na księży ale i na cywilnych wiernych, w efekcie w latach 1915-1917 łączna liczba zamor­dowanych księży i wiernych świeckich dwukrotnie przewyższyła liczbę żołnierzy portugalskiego korpusu ekspedy­cyjnego, który walczył na frontach I WW od roku 1916.  Żołnierzy zginęło 1935.

Osobną historią była sprawa prześladowań Małych Pastuszków przez władze reprezentowane na poziomie gminnym przez wójta Fatimy Arturo Santosa,  aktywnego członka loży masońskiej w miejscowości Leira i organizatora loży masoń­skiej w niedalekim Ourem, z zawodu rzeźnika zresztą.

Aresztował troje małych Dzieci bez wiedzy rodziców, przesłuchiwał Je i zastraszał. Inni aktywiści nie byli gorsi. Po cu­dzie słońca 13 października 1917 r. dostali takiego amoku, że specjalna bojówka masońska przyjechała aż prowincji San­tarem aby ściąć drzewo, w którego konarach objawiła się Dzieciom Matka Boska.

Owszem, ścięli, ale sąsiednie. Za to ukradli ołtarzyk pro­wizoryczny sporządzony przez pielgrzymów na miejscu obja­wień i urządzili coś na kształt „parady równości” .

W innych dziedzinach I Republika Portugalska miała mniej sukcesów. Bo jakkolwiek niektóre rządy uznały stosunkowo szybko rządy republikańskie, to próby uzyskania pożyczki stabilizującej upadającą gospodarkę i finanse państwa – poprzez Ligę Narodów po I WW od Banku Baringsa – spełzły na niczym. Państwo się rozpadało pod każdym względem.

W okresie trwania I Republiki czyli w latach 1910 – 1926  Portugalczycy oglądali: 9 prezydentów, 25 powstań, 3 dykta­tury, 325 zamachów bombowych plus zamordowanie dyktatora wojskowego Sidonio Pais w 1918 r. Kraj był w takim stanie, że kiedy I WW się zakończyła, Republika Portugalska jako jedyny kraj nie miała sił i środków aby przywieźć do kraju swój kor­pus ekspedycyjny z Francji.

W tych okolicznościach przyrody wyższa kadra oficerska jakkolwiek masoni, postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i za­prowadzić jaki taki porządek.

Generał Oscar Carmona republikanin i mason, w 1923 r. minister wojny w 1926 r. przyłączył się do wojskowego za­machu stanu i 28 maja 1926 r. a od 29 listopada 1926 r. został ustanowiony 51 Prezydentem Portugalii i sprawował tę funkcję do 1951 r.

Roztropny ten generał zaczął się rozglądać za mocnym księgowym-finansistą, który zdoła ogarnąć totalny bałagan w finansach państwa. Jego wzrok padł na błyskotliwego młodego asystenta pewnego profesora na Uniwersy­tecie Coimbra, który w swoim czasie stał się słynny z powodu osiągnięcia 19 punktów na możliwe 20 na egzaminach pań­stwowych, co mia­ło być wynikiem absolutnie niespotykanym, wręcz historycznym.

Młodym naukowcem okazał się doktor w zakresie nauk ekonomicznych specjalizacja finanse plus absolwent prawa a wcze­śniej długoletni „student” niższego seminarium duchownego – Antonio de Oliveira Salazar, prywatnie znany jako zagorzały katolik i działacz studenckiej organizacji katolickiej PO roku 1910. Bowiem problem młodego Antonio Salazara polegał na tym, że on naprawdę chciał zostać księdzem, ale skończył seminarium duchowne w roku 1908, kiedy  zamordowano Króla Karola I i jego Następcę i rozpoczęła się demolka republikańska.

Jego protektor, bogaty ziemianin, który zatrudniał jego ojca w charakterze rządcy, wręcz zniechęcił do stanu kapłańskie­go, sugerując, że z jego zdolnościami jest państwu potrzeby w in­nych dziedzinach. I opłacił mu studia ekonomiczne i prawne na ekskluzywnym i drogim uniwersytecie Coimbra, gdzie poznał wielu ciekawych ludzi, np. przyszłego arcybiskupa Lizbony.

No więc kiedy zdeterminowane wojsko szukało bystrego technokraty, generał Carmona wynalazł przebrzydłego młode­go ka­tolika o urodzie amanta kina niemego i zaproponował mu posadę ministra finansów. Antonio Salazar nie był łasy na ła­twą ka­rierę, był już wybrany do parlamentu, ale podobno po 4 dniach słuchania debat stwierdził, że nie będzie marnował swojego czasu i wrócił na uczelnię. 

Ofertę Carmony przyjął, ale obłożył ją taką ilością warunków dotyczących specjalnych uprawnień dla ministra finansów w zakresie –zarządzania wydatkami w innych resortach z posadą prezydenta  włącznie, że był ministrem finansów zaledwie dni 16: od 3 czerwca do 17 czerwca 1926 r.

Ale kiedy deficyt państwa rósł w oczach a wspomniany Bank Baringsa odmówił pożyczki na ratowanie państwa w 1927r. – Antonio Salazar został zaszczycony wizytą kilku panów generałów, z którymi odbył męską rozmowę , w wyniku której w dniu 28 kwietnia 1928 r. został ministrem finansów.

Na swoich warunkach. Nie warunkach płacowych ale otrzymał wolną rękę w zakresie stawiania veto wydatkom we wszyst­kich resortach.
No i ten młody technokrata, jawny katolik w ciągu jednego roku dokonał paru cudów w dosłownym tego słowa zna­czeniu: w ciągu zaledwie jednego roku ustabilizował budżet  tzn. osiągnął NADWYŻKĘ BUDŻETOWĄ, czego w Portugalii najstarsi ludzie nie pamiętali a był to , jak mówią historycy : pierwszy z wielu budżetów z nadwyżką. Ustabilizował walutę.

W 1929 r. doszło do pierwszego ciekawego kryzysu: minister sprawiedliwości w rządzie pan Mario de Figueiredo, wy­myślił sobie, że wprowadzi przepis ułatwiający uwaga, uwaga, PUBLICZNE PROCESJE. Premier powiedział swoje sta­nowcze NIE.

Na to Salazar poradził koledze, aby podał się do dymisji a sam go poprze. Akurat wtedy leżał sobie ze złama­ną nogą w  szpitalu. Nie minęło 2 dni, kiedy do szpitala pofatygował się pan prezydent Carmona i po miłej rozmowie: proce­sje mogły wyjść na ulice a premier rządu podał się do dymisji. Finanse były najważniejsze dla wojska.

Antonio Salazar był ministrem finansów Portugalii do roku 1944. Od 1936 r. do 1939 był ministrem marynar­ki, jednocześnie w latach 1932-1944 był ministrem wojny a tak na początek, kiedy wojskowi zobaczyli, jakie cuda chłopak robi z finansami „i ze wszystkim” – w 1932 r. dali mu posadę premiera i na tej posadzie pozostał do roku 1968.

Swoje działania jako premier zaczął od tego, że opracował projekt nowej konstytucji Portugalii wg swojej koncepcji opierają­cej się w dużej mierze na dwóch encyklikach papieskich: Rerum Novarum (Leon XIII) i Quadrogesimo Anno (Pius XI). Jak rasowy dyktator ogłosił tekst projektu konstytucji do publicznej wiadomości i dał wszystkim Portugalczykom cały rok na przysyłanie swoich uwag i poprawek – PRZED ZAPOWIEDZIANYM REFERENDUM w sprawie autorskie­go projektu.

No i referendum zostało przeprowadzone 19 marca 1933 r. a Konstytucja przeszła ilością 99,5% głosów.  Jak to mó­wią, peł­na dyktatura.

Przeciwnicy Antonio Salazara wygłaszają wiele komunałów na temat jego rządów, zaczynając od nazywania go dyktato­rem i faszystą.

Tymczasem był to po prostu wybitny administrator państwowy, uczciwy człowiek i patriota portugalski.  Nie kombinow­ał a władza nie była jego narkotykiem.

Kiedy marynarze komuniści podnieśli bunt na kilku okrętach bo chcieli porwać je „na pomoc walczącej Hiszpanii” – kazał je ostrzelać skutecznie a następnego DNIA zarządził aby wszyscy urzędnicy państwowi złożyli PRZYSIĘGĘ ANTYKOMUNI­STYCZNĄ.

W czasie II WW przyjął w Portugalii około jednego miliona uchodźców , w tym Żydów, z których wielu marzyło o emigracji do USA. Ale pozostali w biednej Portugalii bo bogate USA miało akurat małe kwoty wizowe dla Żydów.
Kiedy odszedł z urzędu w roku 1968 z powodu choroby okazało się, że za cały majątek zebrany „w służbie państwo­wej” miał dwa rozpadające się domki wiejskie oraz oszczędności w wysokości ok. 3000 USD.

Prymas Tysiąclecia Kardynał Stefan Wyszyński stawiał Antonio Oliveirę Salazara za wzór – naszym bohaterom i auto­rytetom moralnym  w 1981 r. Żeby naśladowali.

Oto, kto kontroluje ziemię rolną w kraju znanym jako spichlerz Europy.

Oto, kto kontroluje ziemię rolną w kraju znanym jako spichlerz Europy.

Łączna ilość ziemi kontrolowanej przez oligarchów, skorumpowane osoby i duże agrobiznesy wynosi ponad dziewięć milionów hektarów – to ponad 28% gruntów ornych Ukrainy.


globalresearch

Rok po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, nowy raport Instytutu Oakland, „War and Theft: The Takeover of Ukraine’s Agricultural Land”, obnaża interesy finansowe i dynamikę w grze prowadzącą do dalszej koncentracji ziemi i finansów.

“Pomimo bycia w centrum cyklu wiadomości i polityki międzynarodowej, niewiele uwagi poświęcono sednu konfliktu – kto kontroluje ziemię rolną w kraju znanym jako spichlerz Europy. Odpowiedź na to pytanie ma zasadnicze znaczenie dla zrozumienia głównych stawek w wojnie” – powiedział Frédéric Mousseau, dyrektor ds. polityki w Oakland Institute i współautor raportu.

Łączna ilość ziemi kontrolowanej przez oligarchów, skorumpowane osoby i duże agrobiznesy wynosi ponad dziewięć milionów hektarów – to ponad 28% gruntów ornych Ukrainy. Najwięksi posiadacze ziemi to mieszanka ukraińskich oligarchów i zagranicznych interesów – głównie europejskich i północnoamerykańskich, a także suwerennego funduszu Arabii Saudyjskiej. Znaczące amerykańskie fundusze emerytalne, fundacje i uniwersytety inwestują poprzez NCH Capital, amerykański fundusz private equity.

Kilka agrobiznesów, wciąż w dużej mierze kontrolowanych przez oligarchów, otworzyło się na zachodnie banki i fundusze inwestycyjne – w tym tak znane jak Kopernik, BNP czy Vanguard – które obecnie kontrolują część ich udziałów. Większość dużych posiadaczy ziemskich jest w znacznym stopniu zadłużona w zachodnich funduszach i instytucjach, zwłaszcza w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) i Banku Światowym.

Zachodnie finansowanie dla Ukrainy w ostatnich latach było związane z drastycznym programem dostosowania strukturalnego, który wymagał oszczędności i środków prywatyzacyjnych, w tym stworzenia rynku ziemi dla sprzedaży gruntów rolnych. Prezydent Zelenskyy wprowadził reformę gruntową do ustawy w 2020 r. wbrew woli zdecydowanej większości społeczeństwa, które obawiało się, że nasili ona korupcję i wzmocni kontrolę potężnych interesów w sektorze rolnym. Ustalenia raportu zgadzają się z tymi obawami.

Podczas gdy wielcy posiadacze ziemscy zapewniają sobie ogromne finansowanie ze strony zachodnich instytucji finansowych, ukraińscy rolnicy – niezbędni dla zapewnienia krajowych dostaw żywności – nie otrzymują praktycznie żadnego wsparcia. Przy istniejącym rynku ziemi, w warunkach dużego stresu gospodarczego i wojny, ta różnica w traktowaniu doprowadzi do większej konsolidacji gruntów przez duże agrobiznesy.

Raport bije również na alarm, że paraliżujące zadłużenie Ukrainy jest wykorzystywane jako dźwignia przez instytucje finansowe do napędzania powojennej odbudowy w kierunku dalszej prywatyzacji i reform liberalizacyjnych w kilku sektorach, w tym w rolnictwie.

“To jest sytuacja przegrana dla Ukraińców. Podczas gdy oni umierają w obronie swojej ziemi, instytucje finansowe podstępnie wspierają konsolidację ziemi uprawnej przez oligarchów i zachodnie interesy finansowe. W czasie, gdy kraj zmaga się z okropnościami wojny, rząd i instytucje zachodnie muszą wysłuchać wezwań ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego, naukowców i rolników do zawieszenia prawa gruntowego i wszystkich transakcji ziemskich. Konieczność nadania priorytetu modelowi rolnictwa, który nie jest już zdominowany przez oligarchię i korupcję, gdzie ziemia i zasoby są kontrolowane przez wszystkich Ukraińców i przynoszą im korzyści, jest drogą do odbudowy po wojnie” – podsumował Mousseau.

Dorylea 1097. STRZYGA  w akcji. Zofia Kossak.

Dorylea 1097. STRZYGA  w akcji.

Zofia Kossak KRZYŻOWCY tom 2, str. 15, wyd. PAX 1983

Kraj stawał się coraz bardziej pustynny, upał coraz cięższy. Spalony, równy step słał się nieskończenie, nie zdradzając nigdzie wody świeżością zieleni. Prowansalczycy i Normanowie wędrowali już trzy dni. Prowansal­czykom powiodło się lepiej, gdyż na szlaku swym napotkali dużą osadę Leuka o bogatych studniach i odnowili zapas wody w skórzanych przy­troczonych do siodła worach. Normanowie nie trafili na żadną wodę i trze­ciego dnia pochodu, wysączywszy ostatnie krople ciepłego, cuchnącego skórą płynu, szli słaniając się z gorąca i umęczenia.

Daleko na widnokręgu błękitniały góry. Widok ten dodawał sił. Ormia­nin przewodnik zapewniał Arnulda, kapelana normandzkiego Roberta, że z gór wypływa rzeka, która w górnym biegu zachowała niewątpliwie wodę. Będzie woda! Przed wieczorem będzie woda! Będzie cień, będzie pasza! Iść! Iść! Jakoż spopielałe od suszy, kamieniami zasłane łożysko stru­mienia, wzdłuż którego posuwali się od dwu dni, jęło ciemnieć i wilgotnieć. Spuszczone ze smyczy psy wybiegły naprzód. skomląc z uciechy i węsząc niedaleką wodę. Woda! Woda! Żwir na dnie suchego wadi stał się wyraźnie mokry. Piesi chwytali go w garść i przykładali z rozkoszą do ust i spieczonej twarzy. Porządek pochodu zupełnie prysł. Każdy wyrywał naprzód, jak mógł, by pierwszy dopaść nie zmąconej jeszcze wody. Góry były coraz bliższe.

Zowią je Dogorganhi lub Gorgoni, a tamte podle, Ozellis – objaśniał kapelana Ormianin. – Na ten potok poganie wołają Sareh-Su czyli Żółta Woda. Zasię dolinę, z której wypływa, mianują Dorylea. Jest i wieś tej sa­mej nazwy. Dorylea to po grecku, po pogańsku Ineu-Su, czyli Pieczary, bo w górach naokoło pełno jest pieczar, przez tutejsze demony zwane dżinami, wierconych. W jednych tutejsi grzebią zmarłych, w drugich sami mieszkają. Zobaczycie je, panie, stąd…

Spojrzeli obaj uważnie, przysłaniając oczy dłońmi. bo słońce zniżało się już ku zachodowi. Pieczar nie było widać. Zbocza gór pokrywał jedno­stajny, niski las.

– Dziwaczny jakiś bór… Chyba krze? – zauważył Arnuld i urwał spoj­rzawszy w osłupiałą twarz przewodnika.

– Tam las nie rośnie… – wybąkał tenże dygocząc.

– Więc cóż to jest?

– Nie wiem…

         – To wojsko! Saraceny! – zakrzyknął kapelan wytężywszy wzrok. ­

– Nie mylę się! Saraceny! Wasza Miłość– rzucił się ku Robertowi – trąbić do bitwy! Nieprzyjaciel tuż!

Saraceny ! Saraceny ! – okrzyk poszedł po szeregach. Zapanował nieopisany zamęt. Trąby ryczały chrapliwie, powiększając wrzawę. Ci, co się już napili, biegli stawać w szyku. Nad brzegiem rzeki utworzył się zator spragnionych ludzi i koni.

Nie godzi się zaczynać bitwy pod wieczór! Czekać rana! – wołają niektórzy. Iście, w ojczyźnie nikomu by na myśl nie przyszło walczyć pod noc, gdy za chwilę na Anioł Pański będą dzwonić. Lecz muzułmanie nie czekają, pragnąc wyzyskać panujące wśród Latyńców zamieszanie. Już się ruszyli ze wzgórz. Las ożył. Cała dolina i otaczające ją góry drgają, ruszają się, pokryte nieprzejrzanym mrowiem nieprzyjaciela. Jest ich moc nieprze­liczona, jak gdyby zeszli się tu z całej ziemi, jakby wyczarowały ich dżiny lub wyłoniły pieczary z wnętrzności gór. Gaj buńczuków ponad nimi.

Nad buńczukami okrzyk: Allah akbar! – rzucony przez trzysta tysięcy piersi.

         To Kilidż-Arslan zebrał cały islam i znalazłszy dogodne oparcie w gó­rach czeka tutaj. Żądny, by pomścić Niceę.

…La ilah el Allah. Mohammed rasul Allah!

         Już się ruszyli do natarcia, już spływają z gór, już się wywalają strumie­niem z wąwozów. Suną coraz szybciej jak górska lawina, rozlewają pstrym morzem. Morze wygina się sprawnie w tuk, w sierp, w kształt miesiąca ro­gami zwróconego ku wrogowi. Rogi stanowią wysunięte naprzód skrzydła, mające otoczyć i zdławić Latyńców.

O, nie tak skoro! Szybko ustawiają się trzy poszczególne człony armii, głęboko zebrane w szeregi, długą linią broniące dostępu. Pośrodku wysu­nięci nieco w przód. godząc wprost we wnękę muzułmańskiego miesiąca, stają Robert normandzki i Szczepan de Blois. Na prawo od nich Boemund z Tankredem. Na lewo Robert flandryjski ze Swenonem i grabią de Verman­dois. Już się związali, już szczęk broni, łoskot uderzanych mieczami tarczy niesie się ku górom, powraca odbity echem.

Z rycerzy mało który zdążył napoić konia, zaczerpnąć hełmem tak oczekiwanej wody. Nie pora myśleć o pragnieniu, gdy zmierzyć się trzeba z całą potęgą muzułmańską Wschodu. Będzie pora pić, gdy zwyciężą. Na­poją się wtedy do syta ci, co nie polegną.

Lecz nieznanym wyrokiem Doli przeznaczone zwycięstwo lub klęska nierychło jeszcze nastąpi. Prędki mrok już zaległ podgórze, schodzi na do­linę. Za chwilę ukaże się miesiąc. Bić się przy miesiącu niedobra to wróżba. I grzech. Ale cóż począć? Nikt boju nie zaprzestaje. Walczą w gęstniejącym cieniu, potem w zupełnej oćmie. Nareszcie nie mogąc odróżnić swoich od cudzych stają i stać będą nieruchomo do rana, nie schodząc z koni, nie je­dząc i nie pijąc, nie wypuszczając broni z ręki. Z pierwszym promieniem słońca opuszczą miecz wzniesiony z wieczora.

Sen nie ima się nikogo. Na rozkaz Boemunda (zaraz na początku bitwy Boemund objął nie pytany naczelne dowództwo i pozostali książęta poddali mu się bez oporu, wiedząc, że w rzutkości dowodzenia jeden Rajmund St. Gilles może się z nim zrównać), na rozkaz Boemunda zatem czeladź z pomocą pieszych utwierdza warowny obóz oparty o rzekę, mający za­bezpieczyć tyły armii. Wyprzężone wozy sczepiają łańcuchami poczwórnym szeregiem. W środku obozu umieści się niewiasty, dzieci, chorych, słabych, wszystko, co w boju może być zawadą.

Piorunem rozkazane, piorunem wykonane. Pędem zderzając się w ciemni, zajeżdżają wozy, duchem wyprzęgają konie. Ciury, woźnice, pachołki zwijają się jak w ukropie. Nim świt nadejdzie, poczwórny kwadrat wozów złączonych łańcuchami, powrozami w częstokół nie do zdobycia, obsa­dzony drugim murem szczytników i toporników, będzie gotowy. Namioty szlachetnych pań rozbite.

Bezsenna noc szybko mija w gorączce oczekiwania. Nasiąka srebrną bladością. Na lewo zza wzgórza wytryskują dwa długie jaskrawe promie­nie, jak owe, co zdobiły głowę Mojżesza, schodzącego z góry po rozmowie z Panem, za nimi nagle, niby wyplute z katapulty, wystrzela słońce czerwo­ną kulą, od razu palącą. Każdy kształt przybiera barwę fioletową, obrze­żoną płomienną otęczą.

Ave maris Stella! – intonują potężnym chórem rycerze.

 La ilah el Allah, Mohammed rasul Allah!

Gorze! Gorze! Niby na skinienie bitwa rozstępuje się na całej przestrzeni doliny, odbija echem o góry. Walka przybiera od razu największy impet, zaciekłość, zawziętość. Muzułmanie usiłują użyć zwykłej swej taktyki odciągnięcia nieprzyjaciela pozorną ucieczką, obskoczenia, okrążenia. Lecz Latyńcy już poznali pod Niceą te zdradzieckie sposoby pogańskie. Nie dają się unieść zapałowi i ciasno dzierżą szeregi. Nawet porywczy pan de Melon nie wyskakuje za pierzchającym rzekomo nieprzyjacielem. Pamiętają o tym, by nie dać rozerwać szyku, nie wysforować się w przód pod żadnym pozorem. Strzały świszczą, syczącą chmurą spowijające głowy nie są zbyt straszne, byle oczy dobrze osłonić; groźne dla sług, odskakują od pancerzy panów.

W ręcznym zaś spotkaniu twarzą w twarz Latyńcy mają przewagę dzięki swej strasznej sile. I stojąc nieruchomo w miejscu, walcząc jak gdyby w natchnieniu, uniesieniu. Rąbią niby drwale. Dziwni drwale, co nie posuwają się naprzód, jeno las sam podchodzi ku nim coraz nowym nieprzebytym gąszczem. Zasieki zwalonych ciał rosną. Jeżeli opiekuńcze cienie dziadów towarzyszyły rycerzom aż tutaj, radują się dzie­łu wnuków. Radują się święty Jerzy, święty Michał i święty Teodor, chwa­lebni rycerze niebiescy.

Męstwo Normanów nie mniej jest świetne jak mę­stwo Paryżan. Flandryjski spokój stanowi najwyższy wyraz uniesienia bojowego. Duńczycy nie zwykli oszczędzać życia ni siebie. Patrzą jasnymi oczami bez zmrużenia powiek na nieprzeliczoną ciżbę wrogów, otaczającą zewsząd tak, że potężna armia normandzka zdaje się być wśród nich wyspą zagubioną w morzu. Nie stoją o to. Śmierć- przyjaciółka rycerza. Pięknie, gdy ślubne łoże uściele na polu bitwy. Jedyna troska: zginąć walecznie i mężnie. O resztę niech się Bóg kłopocze.

Kiedyś, kiedyś po wiekach przemyślny rodzaj ludzki wynajdzie broń palną, straszliwe samopały, muszkiety, kolubryny, moździerze, armaty, działa szybkostrzelne, karabiny maszynowe, które kosić będą wroga bez wysiłku ze strony człowieka. Wojny staną się jeszcze krwawsze, a mniej utrudzające. Lecz walczący z zastępami Kilidż-Arslana rycerze nie wiedzą jeszcze nic o tych sposobach. Ognia greckiego, który rozegnałby dzikie plemiona pustyni, nie chcieli przyjąć od Bizantyńczyków, trzymając go za broń niegodną dobrych rycerzy.

Tysiące, tysiące trupów, leżących teraz zwałem dokoła nich, to wszystko robota ręczna. Nie podniesie się miecz bez naprężenia ramienia. Tarcza nie osłoni głowy przed ostrym dzirytem, jeżeli jej szybko lewa ręka nie przerzuci i nie wzniesie. Ani czekan rozwali czaszkę przeciwnika bez przegięcia całego tułowia i głębokiego wydechu. Ciągła praca wszystkich mięśni, ciągły wysiłek woli, przytomności, bystro­ści, uwagi. Na tym polega przecudowna gra rycerska, tak namiętnie ulu­biona, męska radość celnych sztychów, piorunowych cięć, młyńców chro­niących głowę świetlistą obręczą. Jeno że gry tej nie można dłużyć w nieskoń­czoność… Mięśnie największego nawet siłacza znają kres swej wytrzy­małości. Przyjdzie chwila, że ustaną, wypuszczając z zesztywniałych dłoni mlecz.

Na to liczy, tego się spodziewa sułtan Kilidż-Arslan. Podziwia wściekłe męstwo Franków, lecz ufny w swe trzykrotnie przeważające siły, oczekuje spokojnie końca rozprawy. Allah akbar! Niech będzie pochwalony Prorok, który doświadczywszy wpierw swych wiernych, dał im teraz sposobność tak pięknego boju! Błogosławione jego imię!

Pod Doryleą będzie pomszczo­na Nicea!

Kapelan Roberta z Normandii, Arnuld, który pierwszy wczoraj zoczył nieprzyjaciela, kręci się niespokojnie po obozie. Co tu gadać, położenie jest kiepskie. Nasi nie wydzierżą. Dość zastanowić się chwilę: wojska muzułmańskie  czekały wypoczęte w chłodzie. I teraz te, które nie biorą udziału w walce, stoją w cieniu wzgórz. Natomiast Latyńcy przyszli półżywi ze zmęczenia, wyczerpani trzydniowym pochodem bez wody. Zaledwie część zdołała napić się i napoić konie przed rozpoczęciem bitwy. Stali bez snu i pokarmu całą noc. Walka toczy się na otwartym polu, w pełnym żarze słonecznym, od którego serce mdleje. Jak długo w tych warunkach zdo­łają wytrzymać?

         Arnuld z trudem prześlizguje się między wozami, między szeregami pieszych i konnych. Chwyta swojego księcia za strzemię.

         – Może by się jakoś dało przemknąć ku Rajmundowi – mówi waha­jąco. – Niechby z tyłu uderzyli…

         Ubiłbym jak psa tego, co by chciał to zrobić – parska wściekle Krótkoudy. – O pomoc ich prosić? Dopieroż by się czwanili!

– Nie o pomoc, ale żeby łacniej zgnieść pogaństwo…

– Ubiję jak psa każdego, ubiję i ciebie. Strach cię już obleciał, co?

         Arnuld cofa się bez słowa, co nie oznacza zresztą, żeby zamiaru ponie­chał. Wraca do obozu. Pośrodku twierdzy, uczynionej z wozów ustawio­nych poczwórnym szeregiem, znajduje się niewielkie wzgórze, z którego można objąć niezgorzej pole bitwy. Gromada kobiet stoi tam patrząc z niepokojem.

 [—-]

 Arnuld rozważa. W najlepszym razie nasi wytrzy­mają do wieczora. W najlepszym razie… Nie ma chwili do stracenia… Ubi­ję jak psa mówił Robert.  A jużci! Giń sam. głupcze, jeśli chcesz. Inni chcą żyć. Nikt nie będzie na ciebie zważał… Jeno gdzie szukać tamtych? Jak daleko mogą być? Zwołuje czterech giermków spomiędzy bystrzejszych. Giermków, nie rycerzy. bo z tymi trzeba by kolejno stoczyć spór, godzi się czy nie przyzywać Prowansalczyków. Konie napoili z putni. Czterech pojedzie. on, Arnuld, piąty. I pięć koni zapasowych.

Mozolnie rozgradzają wozy, by wyprowadzić konie. Przechodzą przez pierścień pieszych. Woje nie czynią przeszkody. Znają kapelana. Że jest prawą ręką i głową księcia normandzkiego. Byle muzułmany nie spostrzegły odjeżdżających i nie puściły za nimi pościgu!

Nie spostrzegli widocznie albo nie mogą przebrać się przez rzekę. Dzie­sięć koni, pięciu jeźdźców mknie przez spalony step. W ich szybkości zba­wienie całej armii. Więc pędzić! Pędzić! Niechać konia, gdy ustanie, i prze­siąść się na drugiego… Znowu pędzić! Żywo! Żywo!

….Ale dokąd?

         Na świętego Maksencjusza, dokąd? Nie ma wszakże żadnej łączności.

Od trzech dni obie armie nic o sobie wzajemnie nie wiedzą. Tamci mogli się zatrzymać, mogli skręcić na wschód lub, przeciwnie, przyspieszyć po­chód i znajdować się już na południe od Dorylei… Któż zgadnie, czy są o pół dnia drogi, o dzień, czy o dwa?

Przeklinając głupotę baronów, Arnuld pędzi wprost na wschód. Byle szybciej, byle prędzej! I pędzą. Kopyta dudnią po stepie.

[—-]

Walka toczy się bez wytchnienia. Mijają minuty za minutami, każda odmierzona ciosem niechybnego miecza. Mijają godziny za godzinami, każda wydzwoniona szelestem krwi, łomoczącej w obolałą z utrudzenia czaszkę. Słońce nie tłumi ani na chwilę swego okrutnego blasku. Powietrze stoi rozżarzonym słupem. W zeschłych wargach sczerniały język przy­warł do suchego podniebienia.

– Stój, słońce! – wołał Jozue. – Śćmij się, słońce! – wołaliby raczej Latyńcy. – Niech straszna oślepiająca kula stoczy się w końcu na zachód. Niech sczerwienieje i zatonie w morzu! Niech nastaną chłód i mrok.

Ale minuty i godziny mijają powoli. Do wieczora wciąż daleko. Tylko zasieki z trupów wznoszą się coraz większe. Tylko coraz gęściej ubywa obrońców. Tylko coraz trudniej wznieść mdlejące ramię…

[—-]

Stanąwszy na wzgórzu nie trzeba być mężem wprawnym w ocenianiu boju, by poznać, że klęska Latyńców jest już prawie dokonana. Wprawdzie okrutne słońce chyli się na koniec w dół, spóźniona to jednak ulga. Opór rycerzy słabnie widomie. Podnoszą jeszcze ramiona i walczą, ale czynią to jak we śnie, na poły bezwiednymi ruchami. O jedno już im tylko chodzi: zginąć z mieczem w garści. Giną też coraz to liczniej. Muzułmanie nacierają coraz zapalczywiej. Las poczyna ogarniać drwali.

Bacznie zważający na wszystko sułtan Kilidż-Arslan uznaje porę za odpowiednią do ostatecznego natarcia. Cztery pułki, czyli dżamaty, ocze­kujące dotąd bezczynnie w wąwozie, ruszają pędem, zataczają koło, spada­ją jak sępy na osłabłe prawe skrzydło giaurów.

Allah akbar! Allah akbar! Już się przedarli przez jezdnych, już walczą z pieszymi, już rozrywają scze­pione łańcuchami wozy. Jeszcze parę minut a obóz będzie zdobyty, nieprzy­jaciel na tyłach rycerstwa.

[—-]

Rajmund St. Gilles pędzi wyprzedzając swoich o dobre kilkadziesiąt kroków. Raz po raz obraca się ku nim, ze złością i rozpaczą daje znaki dłonią, by śpieszyli, poganiali! Lezą jak żółwie, jak smoła, jak gówno! Prędzej, prędzej, jeszcze prędzej!

Oddział, który wiedzie, składa się z tysiąca ludzi. Wybrano doń co naj­lepsze, najściglejsze, najwytrwalsze konie. Jednakże porywczemu grabie­mu zdaje się, że ciągną jak woły. Reszta armii pod wodzą biskupa i God­fryda gna z nimi, lecz mimo wszelkich wysiłków nie nadąży wcześniej jak za kilka godzin.

…Prędzej, prędzej! Chrapią z wysilenia konie, jeźdźcom pot zalewa oczy. Śpieszą tak. jak śpieszyć tylko mogą prawi rycerze, dążący rycerzom na pomoc.

I w momencie. gdy muzułmanie na prawym skrzydle wdzierają się już zwycięsko do obozu, skąd uderzą na tył armii i rozgromią ją ostatecznie, z lewego Rajmund Sto Gilles wali się na nich jak orkan, jak wicher pustyni, jak piorun.

Naskoczył tak z nagła, z takim impetem i siłą, że przerywa pierścień jazdy muzułmańskiej, dociera do swoich, zawraca i znów uderza.

– Bóg tak chce! Śmiało, Normany! Tuluza! Tuluza!

Śmiało, Normany?! Im tego mówić nie trzeba. Jednakże ten okrzyk z ust współzawodników ocuca zmysły niby cięcie biczem, zajątrza pasję, porywa ciała do nadludzkiego wysiłku. Ciż sami, co przed chwilą omdle­wali półprzytomni, z zażartą furią rzucają się znów do walki, przez wyłom w wozach w ślad za Saracenami wpadają do obozu Normany i Swenon ze swoimi Duńczykami. Walczą zaciekle w wąskim okólniku, wypierają Saracenów, mordują ich, wyrzucają precz za wozy.

[—-]

Nadejście pomocy nie przesądziło jeszcze sprawy na korzyść krzyżowców. Saraceni nie myślą dać sobie wydrzeć zwycięstwa już osiągniętego. Ochłonęli z zaskoczenia, wywołanego nagłym wypadem Rajmunda, i nacierają zaciekle. Wieczór nadchodzi. Drugi wieczór nieprzerwanej bitwy. Według dobrych oby­czajów rycerskich walczący powinni teraz koniecznie zejść z pola na Anioł Pański. Ale nie ma komu dzwonić, nie ma dzwonów i nikt o Pozdrowieniu Anielskim nie pamięta. Nie ustąpią jedni ani drudzy. Zawziętość wzajemna doszła do kresu, gdzie nie masz innego wyjścia, jak zwycięstwo albo śmierć.

Lecz ciemność nie zdążyła jeszcze ogarnąć całkowicie ziemi, gdy z tę­tentem, szumem nadjeżdżają pierwsze oddziały lotaryńskie pod wodzą Godfryda i Baldwina. Zamieszanie rośnie. Porządek prysł. Oba wojska są przemieszane, splątane, mając nieprzyjaciela z przodu, z tyłu, z boków. W tej kotłowaninie trudno rozpoznać, gdzie swój, gdzie wróg. Latyńcy zwołują się swym zawołaniem rodowym, by się nie zgubić w ciżbie i mroku. Muzułmanie wzywają Allacha. Przeciwnicy spychają się w wąwozy, które zmieniają się w wądoły śmierci.

Nikt nikogo o życie nie prosi, nikt go ni­komu nie daruje. Walczą jeszcze, upadłszy na ziemię. Gaszą się wzajem jak świece. Miejscami sągi trupów są wielkie jak szańce, jak dawne mogiły wodzów. W tych mogiłach leżą splątani pospołu dobrzy rycerze i wierni wyznawcy Proroka. Konie żywych nie mogą się ruszać, nie tylko z utrudze­nia, lecz nie ma gdzie stąpnąć, nie ma gdzie nogi postawić. Wszędzie trupy. Ale walka nie ustaje. Teraz oświeca ją księżyc, obojętny świadek. Wyszedł zza gór, przystanął na szczycie, wyolbrzymił cieniem stosy zmarłych, za­grzał do oporu żywych. Poza walczącymi ludźmi w przyrodzie panuje ci­sza, śmiertelna cisza. Milczą szakale, hieny, milczy nocne ptactwo, nie za­szeleści wiatr. Miesiąc, gwiazdy, góry, step patrzą w milczeniu na straszli­we widowisko, na zmaganie się dwóch wiar…

Rycerze śląscy przygnali tutaj z pierwszym oddziałem Rajmunda St. Gilles i czynią śmiele z plugawcami na podziw innym narodom. W takich chwilach, gdy obcy patrzą z uznaniem na ich męstwo, sprawność, znajomość wojennego rzemiosła, Ślązacy czują nie znaną przedtem dumę z przy­należności do swego plemienia, krzepką radość, że są nie tylko równi. ale lepsi od zachodnich mądralów, a zarazem ten sam wieczny, gorzki żal, że przyszli tutaj garsteczką bez wodza, bez króla… Hej! Pokazaliby światu, co Polacy znaczą! Dziwiliby się Frankowie ich czynom, jak dziwił się dziad pana de Foix, patrząc na przewagi Chrobrowe…

Niejasne poczucie, że dźwigają na swych barkach cześć i zasługę całego narodu, podwaja, potraja siły, narzuca zgodność ruchów, doskonałe zgra­nie w walce. Jest ich dwunastu – walczą niby jeden. – Myślą zbiorowo, uzupełniają wzajem. I choć każdy z rycerzy zajęty jest dziś samym sobą, zresztą innych jak mężni tu nie ma i niełatwo się wyróżnić – jednak po ca­łej armii między Normany i Prowansalczyki pójdzie hyr o męstwie dobrych, polskich rycerzy.

Niełatwo jednak myśleć równocześnie o zdobyciu sławy i zachowaniu żywota. By zdobyć pierwsze, rycerze nie dbają o drugie. Wysunąwszy się zbyt śmiało naprzód, już są otoczeni, obskoczeni wokół. Mimo wysiłków zepchnięto ich w stronę wąwozu. Darmo rzucają się jak ryba w sieci, waląc na oślep straszliwymi ciosami. Na miejsce jednego zrąbanego wyrasta dziesięciu. Otoczeni są zewsząd. Już runął z konia Nogodzic. Ubit Lud­bor Oświęta. Bluzgając krwią chyli się na kark koński gadatliwy Nowina Tarchała. Nie miną i dwa pacierze, a zginie podobnie reszta…

Głowacz Strzegonia ogląda się na braci. Żywi jeszcze, jeszcze walczą. Twarze mają kamienne, policzki zapadłe ze zmęczenia, oczy skryte w cie­niu. Zginą tutaj wszyscy trzej, nie powróci żaden doma, do starego śląskie­go dworzyszcza, w poświęcane progi dziadów.

…Trzeba, by wrócił choć jeden – myśli Głowacz odpierając najeżdżają­cego nań napastnika o czarnej diabelskiej gębie.

…Żeby powrócił choć jeden… Więc cóż?.. Chyba wołać… Ją?… Na sa­mą myśl mróz chodzi po kościach… – Wołać ją? Tajemniczą opiekunkę rodu? Ojciec zwierzył mu przedśmiertnie, że trzeba ją wzywać, gdy grozi rodowi zagłada, jeno, który woła – ginie.

…Trzeba – myśli Głowacz – chwila jest taka, że trzeba.

         Zęby mu szczękają z trwogi, ale wołać do niego należy. On najstarszy.

Podniósł się w strzemionach, pojrzał. Dokoła jedno piekło. Ludzie char­czą, rzężą, wyją, skruszyli już miecze, topory, czekany, walczą ze sobą pazurami, chwytem pięści. Ale nie ustają. Jakby padło na nich zaklęcie. jakby mieli walczyć tak w nieskończoność. Z góry świeci srebrny miesiąc… Gdzieś daleko, nieopisanie daleko, jest puszcza rodzima i dom.

         – Kiej trzeba, to trzeba – Z nagłym postanowieniem Witosław Strzegonia, zwany Głowaczem, obraca się do swoich braci, Zbyluta i Imbrama:

         – Będę wołał! Spuścić przyłbice! Nie patrzeć!

         I przeraźliwym, nieswoim głosem, zadarłszy głowę ku niebu, krzyczy po trzykroć:

– Strzyga! Strzyga! Strzyga!

Nadleciała. Z gwizdem sunąc przez powietrze, spadła z nagła. Wśród pustyni azjatyckiej ujrzeli ją, upiorzycę słowiańską… Podwójny rząd zę­bów w licu trupim, szponiaste palce, śmiertelne szare radno, łysy czerep… Już siada na kark najbliższego poganina, wpija się zębami w ciało poprzez stal. Już na drugim, trzecim, czwartym… Już się mości wolna droga… Do­koła walczących pustka… Im zimny pot spływa z czoła. Ułomkami mieczów tłuką bez opamiętania, nie bacząc, że biją w próżnię. Jedna myśl: nie pod­nieść głowy, nie spojrzeć, nie zobaczyć jej ponownie…

Nie zobaczą. Już zniknęła. Może jej wcale nie było? W miejscu. gdzie bielało śmiertelne radno, ślizga się blask miesiąca. Może to zwid był tylko? Ależ nie, musiała być, bo któż by przechód wyrąbał?

Trupio bladzi z doznanego lęku i wrażenia, rycerze śląscy łączą się z Tu­luzanami. I walczą dalej. Lecz Głowacza dłoń osłabła. Jak gdyby nie stało mu siły, niemrawo podnosi i opuszcza miecz. Już dwa razy Zbylut zasłonił go przed niechybną śmiercią.  

         – Ostaw – mruczy Głowacz – ostaw, dyć ją wołałem, to mi już trze­ba zemrzeć…   

         I w tejże chwili, nie odparłszy w porę włóczni saraceńskiej, wali się cięż­ko na ziemię.

Gdy więcej niźli pięćdziesiąt tysięcy wojowników sułtana poległo śmier­cią najwaleczniejszych, ulubionych Prorokowi, gdy anioł Gabriel zaniósł ich dusze do raju, gdzie wśród zwisających powojów i rozłożystych akacyj, i wydłużonych cieni i owoców rozlicznych, i miękko usłanych wezgłowi, i dziewic, rówieśnic rozkosznych, zażywać będą rozkoszy, mężny sułtan Kilidż-Arslan struchlał i cofnął się w góry, niechając bogatego obozu peł­nego żywności, paszy i bogactwa.

Latyńcy zostali panami pola.

Natychmiast Rajmund z Tankredem, ani zrzucając przywartych do cia­ła pancerzy, przesadzili swoich ludzi na zdobyczne konie i pognali za uciekającymi w ślad. Konie były za drobne dla rosłych rycerzy, ale wypoczęte i ścigłe, umiejące poruszać się w górach. Szybko dopadli ostatnich szere­gów pogańskich i siedli im na karkach, przynaglając do coraz większego pośpiechu. Nie mógł uwierzyć sułtan, by go ścigali ci sami ludzie, co pół­torej doby walczyli, i sądząc, że Latyńcom nadeszły nowe, nieznane posił­ki, nie próbował oporu. Uchodził. Mrok głębokich wąwozów pochłonął jednych i drugich.

Na zalanej światłem dolinie, nad brzegiem rzeki. z której nareszcie każdy może pić, ile zechce, biskup składa dzięki Panu Niebieskich Zastępów, który im zwyciężyć pozwolił. Wszyscy zeszli z koni, chwieją się na sztywnych nogach, zrzucili szłomy z utrudzonych głów. Wodzowie podchodzą ku sobie wyciągając niezbrojne prawice. Zawierają ponowny sojusz, ponowny układ przyjaźni. Dziękują sobie wzajemnie. Prowansalczycy Normanom za to, że im uczynili zaszczyt i wezwali do uczestnictwa w tak chwalebnym boju; Normanowie Prowansalczykom za to, że przybyli i do zwycięstwa pomogli. Obie strony prześcigają się w dworności, zapewniają o trwałej przyjaźni, której nic, nic nie naruszy… Do najbliższego starcia.

Gdy rano nadejdzie, rozpocznie się obliczanie strat. Sroga godzina! Co najprzedniejszych rycerzy legło około dwudziestu tysięcy. Legli d’Armaillac i Sto Pierre de Luz, du Grai, Wilfryd Guillebaut, brat Omera, de Hauteville i Onufry de Monte Scabioso, siostrzeniec Boemundowy. Konon de Montai­gu ranny, a Godfryd nie ucierpiał wcale, jakby na potwierdzenie, że śmierć. stara zalotnica, ucieka przed tymi, którzy jej szukają. Legli węgierski żupan Geza Sukki de Szuba i towarzysz jego Gyor Bakócz, czterech rycerzy polskich i Raul de Beaugency. Ten trzymał się na uboczu samojeden. Znale­ziono go martwego, naszpikowanego strzałami jak święty Sebastian, bo, nic wiedzieć czemu, bez pancerza walczył. Podobnie i pasa od czasu swej niesławy nie nosił. Wkoło leżały zrąbane przez niego trupy. Chciano go zrazu rzucić między sługi pospólnie z nimi chowając, ale biskup się temu przeciwił i zarządził, aby dano nieszczęsnemu rycerzowi uczciwy, godny pochowek i przywrócono do czci. Włożono mu więc pancerz i pas przed złożeniem w ziemię.

Legli Bernard de Sto Valery. Eustachy de Terouenne, bracia Henryk i Godfryd de Hache, Gerard de Cherisi, Tomasz de Ferriere, Wigbert, kasztelan Lugdunu, Ludolf de Toumai, Dudon de Contz i niezliczone mnóstwo innych. A giermków, sług! Tych nikt nie zrachuje. Leżą pokotem jak snopy na polu, miejscami spiętrzeni w zwały. Nikt też oprócz lwów i hien nie będzie trudził się ich grzebaniem.

Zestawienie polskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy, stan na 03.03.2023 r.

Zestawienie polskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy, stan na 03.03.2023 r.

Raport oparty na wielu źródłach i konsultacjach. Zapraszamy do korzystania i udostępniania. W poniższym wątku szersze wyjaśnienie. [w oryg. MD]

Stany Zjednoczone i prawo Kalego

Stany Zjednoczone i prawo Kalego

wprawo.pl 2. III. 2023.

USA oskarżają Rosję o niesprowokowaną agresję. W zasadzie Rosja jest w Europie uważana za barbarzyńskiego agresora, który zagraża bezpieczeństwu „suwerennych państw wolnego świata”. Warto jednak zadać pytanie jak postąpiłyby Stany Zjednoczone, gdyby Rosja zachowywała się wobec w nich w taki sposób jak NATO wobec Rosji.

Odpowiedzi na to pytanie udzielił Amerykanin, który pracował w Kongresie USA Benjamin Abelow, który pisze:

Rozważając tu właśnie wydarzenia z trzydziestu lat, należy sobie zadać pytanie: Jak zareagowaliby przywódcy USA, gdyby sytuacja była odwrotna – powiedzmy, gdyby Rosja lub Chiny przeprowadziły podobne manewry w pobliżu terytorium USA? Na przykład, jak Waszyngton zareagowałby, gdyby Rosja zawarła sojusz wojskowy z Kanadą, a następnie ustawiła instalacje rakietowe 112 kilometrów od granicy USA? Co by się stało, gdyby Rosja wykorzystała te instalacje rakietowe do przeprowadzenia ćwiczeń niszczenia celów wojskowych w Ameryce? Czy amerykańscy przywódcy zaakceptowaliby słowne zapewnienia ze strony Rosji, że jej intencje nie są wrogie?

Oczywiście, że nie. Najprawdopodobniej byłoby tak, że amerykańscy wojskowi stratedzy i decydenci zwróciliby uwagę na potencjał ofensywny broni i ćwiczeń szkoleniowych, dostrzegliby w nich poważne zagrożenie i zlekceważyliby deklarowane rzekomo intencje. Mogliby zinterpretować ćwiczenia jako sygnał zbliżającego się rosyjskiego ataku. Stany Zjednoczone zażądałyby usunięcia rakiet, a gdyby to żądanie nie zostało natychmiast spełnione, mogłyby odpowiedzieć atakiem wyprzedzającym na instalacje rakietowe, co z kolei zapewne wywołałoby wojnę doprowadzając do termonuklearnej wymiany.

Co więcej, przywódcy USA, a z pewnością większość obywateli amerykańskich, przypisałoby Rosji moralną winę za wyprzedzający atak Ameryki, który traktowaliby jako konieczną samoobronę. (Benjamin Abelow, Jak Zachód wywołał wojnę na Ukrainie, Wrocław 2023, str. 47-48)

Można sobie mówić, że to gdybanie, które nic nie wnosi. Moim zdaniem warto wysilić szare komórki. Jeśli Rosja byłaby hegemonem i robiła to co teraz Stany Zjednoczone, to prawdopodobnie doszłoby do dużego konfliktu wojennego w pobliżu terytorium USA.

Punkt widzenia zależy jednak od punktu widzenia. Nikt nie przejmuje się argumentami drugiej strony, co więcej uważa się to za sianie propagandy i traktuje tak jak inkwizycja hiszpańska herezję. Można tak czynić, ale to droga prosto ku przepaści.

Celem każdego odpowiedzialnego człowieka jest dążenie do pokoju, a nie czynienie wszystkiego co tylko możliwe, żeby wojna eskalowała poza Ukrainę. Wojska ukraińskie koncentrują wojsko koło Naddniestrza. Jest to niewielki obszar autonomiczny pomiędzy Mołdawią i Ukrainą, który jest pod kontrolą Rosji. Nie jest to terytorium Ukrainy. Zagrożenie ze strony Naddniestrza dla Ukrainy jest praktycznie żadne. Stacjonuje tam około dwóch tysięcy żołnierzy rosyjskich.

Jedno jest pewne, jeżeli wojna przeniesie się poza terytorium Ukrainy, nieważne w jakim kierunku, czy wschodnim, czy zachodnim, to świat przegrał pokój i jesteśmy w przededniu globalnej konfrontacji.

– Prawdziwego wroga mamy we własnym domu ! – Pokój zaczyna się od prawdy. Koalicja ruchów antywojennych w UK.

Prawdziwego wroga mamy we własnym domu!Pokój zaczyna się od prawdy. Koalicja ruchów antywojennych w UK.

Konrad Rękas konserwatyzm

Prawdziwego wroga mamy we własnym domu!tak George Galloway, lider Workers Party GB i wieloletni poseł do Izby Gmin odpowiedział na dominujące w brytyjskiej polityce i mediach szczucie przeciw Federacji Rosyjskiej i Chinom. Wielka konferencja #No2NatoNo2War, zorganizowana 25. lutego w Londynie z udziałem działaczy antywojennych z UK, USA i Irlandii mimo ataków ze strony militarystów zgromadziła kilkuset uczestników i zaowocowała ogłoszeniem deklaracji nowego ruchu, koalicji organizacji i środowisk antywojennych.

Imperialiści, uzurpujący są prawo do mówienia w imieniu całego „Zachodu” mogą powoływać się na swoją dominację nad nie więcej niż 13 procentami globalnej populacji. I nawet tutaj nie mają żadnej wyłączności na rację, przeciwnie, to nasz głos, głos przeciw imperialistycznym wojnom, przeciw NATO staje się coraz bardzie słyszalny – podkreślał Galloway. No2Nato będzie działać w całym UK i w Irlandii, współpracując m.in. z antywojennymi ruchami w Stanach Zjednoczonych, jak US People’s Party i Libertarian Party oraz w Niemczech (środowisko Die junge Welt, organizatorzy dorocznej Rosa-Luxemburg-Konferenz, w tym 2023 r. poświęconej właśnie wyrażeniu sprzeciwu wobec wojny).

O europejską Doktrynę Monroe

Mamy do czynienia z odwróconym kryzysem kubańskim, z eskalacją zagrożenia w związku z przesuwaniem militarnej strefy wpływów USA i NATO coraz bliżej granic Federacji Rosyjskiej. W 1962 r. groźbę atomowej zagłady ludzkości udało się jednak w ostatniej chwili odwrócić przy stole rokowań, tymczasem w 2022 r. NATO przyjęło strategię odwrotną, skutecznie blokując jakąkolwiek szansę na negocjacje i zawarcie pokoju – wskazywał prof.  Dan Kovalik, wykładowca międzynarodowych praw człowieka na University of Pittsburgh i znany amerykański działacz antywojenny. – Na naszych oczach doszło do faktycznego wznowienia Zimnej Wojny, z budowaniem kolejnej Żelaznej Kurtyny, której istnienie może być tylko szkodliwe, zwłaszcza dla Europy. W głównonurtowych zachodnich mediach ukrywa się fakt, że to NATO parło do tej wojny, podobnie jak i zaprzecza się oczywistemu faktowi, że tylko dialog może ją zakończyć. Jest to więc wojna NATO, wojna, która kosztuje tysiące ludzkich istnień i miliardy dolarów. A to zapewne tylko początek, obserwujemy powiem taką samą prowojenną politykę zwłaszcza USA wobec Chin – podnosiła z kolei Fiona Edwards z wchodzącej w skład koalicji organizacji No Cold War Britain. – W obecnej sytuacji jedyną efektywną odpowiedzią ze strony państw Europy powinno zatem być przyjęcie swego rodzaju odwróconej Doktryny Monroe, czyli uznanie za fundament europejskiej polityki bezpieczeństwa usunięcia z całego kontynentu wpływów amerykańskich – odpowiadała George Galloway i dodawał: – Zastanówmy się nad głupotą, ale zwłaszcza arogancją Waszyngtonu, który grozi „poważnymi konsekwencjami” Chinom za utrzymywania bliskich stosunków z Rosją. Jedno wielkie mocarstwo odmawia więc drugiemu wielkiemu mocarstwu prawa do samodzielnego kształtowania swoich relacji z mocarstwem trzecim. To pokazuje jaka jest prawdziwa stawka tego konfliktu. Mamy do czynienia z rozpaczliwą próbą zablokowania dokonującej się niezależnie globalnej transformacji w kierunku świata wielobiegunowego – wyjaśniał lider Workers Party GB.

Wojna jednego procenta

Różnię się od moich szanownych kolegów w wielu kwestiach (jak choćby niepodległość Szkocji, którą z całą mocą popieram), z pewnością też z odmiennych pozycji wynika mój sprzeciw wojny na Ukrainie, którą widzę jako obustronne starcie imperializmów, jako wykorzystanie nacjonalizmów o genezie starszej niż rok, sięgającej o wiele dalej niż rok 2014. Tymczasem to kolejna odsłona procesów zachodzących w przestrzeni posowieckiej po upadku ZSSR i jeszcze dużo wcześniej, zarówno podczas wojen światowych, jak i wielkich przemian demograficznych i etnicznych. Kiedy bowiem zauważamy, że wschód obecnej Ukrainy mówi po rosyjsku, to musimy też pamiętać, że historyczną ludność Krymu stanowili Tatarzy, zaś największy ośrodek na zachodzie Ukrainy, Lwów, to przecież jedno z najpiękniejszych i najważniejszych miast polskich. Musimy rozumieć tę złożoność i widzieć prawdziwe oblicza aktorów tej wojny, w której z jednej strony uczestniczy drugie najbardziej skorumpowane państwo świata, czynnie prześladujące własne mniejszości etniczne i językowe, które jednakowoż zostało ofiarą niewątpliwie nielegalnej agresji ze strony drugiego państwa, niemal równie skorumpowanego. To powinna być sprawa między tymi dwoma i tylko tymi dwoma państwami i narodami. Realistycznie rzecz ujmując w tej wojnie jedną stronę, stronę „górnego 1%” reprezentują i Joe Biden, i Władymir Putin, w wyniku czego miliardy zarabia nie tylko przemysł zbrojeniowy, ale także lobby energetyczno-paliwowe. Zyski te są pomnażane także dzięki wmawianiu nam, że rosyjskie czołgi są już niemal w drodze do Berlina, Brukseli czy Londynu, co jest po prostu nieprawdą– podnosił Craig Murray, szkocki działacz praw człowieka, historyk, a niegdyś dyplomata, były ambasador UK w Uzbekistanie (wcześniej na placówkach m.in. w Rosji i w Polsce).

Czołgi zamiast leków i podwyżek

Również inni mówcy zwracali uwagę na ekonomiczne, zwłaszcza wewnątrzbrytyjskie negatywne konsekwencje polityki prowojennej. „Zjednoczone Królestwo jest drugim co do wielkości płatnikiem NATO. Tylko w 2023 r. wydaliśmy na ten cel 60 miliardów funtów. Wierzymy, że Wielka Brytania byłaby bezpieczniejsza i bogatsza poza NATO i wierzymy, że Brytyjczycy są tego samego zdania. Zagrożenie nową agresją ze strony imperializmu nigdy nie było większe. Jeśli nie zostanie rzucone wyzwanie takiej polityce klasy rządzącej – może to doprowadzić do całkowitej katastrofy – głosi deklaracja wstępna ruchu No2NATO. – Rozpoczęty nowy wyścig zbrojeń dokonuje się kosztem wydatków socjalnych, pieniędzy koniecznych dla służby zdrowia, dla pokonania skutków COVID. Państwa, w którym wciąż codziennością są kolejki do banków żywności nie powinno być stać na nowe uzbrojenie. 23 miliardy funtów, przeznaczone na broń i uzbrojenie dla Ukrainy by kontynuowałaby wojnę wystarczyłoby dla spełnienia uzasadnionych potrzeb płacowych pracowników branż szczególnie dotkniętych polityką pandemiczną – wyliczał Andy Hudd, wiceprzewodniczący związku zawodowego pracowników transportu ASLEF i jeden z koordynatorów No2NATO. Jak podkreślił nieprawdą są też argumenty militarystów, powołujących się często na rzekome korzyści ekonomiczne z rozwoju przemysłu zbrojeniowego. – Jest dokładnie przeciwnie, kompleks wojenno-przemysłowy jest wyjątkowo mało produktywny i nie tworzy miejsc pracy, które przy analogicznych nakładach mogłyby powstać w innych sektorach gospodarki – tłumaczył Hudd. – Zwróćmy uwagę na amerykański, jak potwierdzono zamach terrorystyczny przeciw NordStream. Tak jak poświęca się codziennie tysiące Ukraińców w wojnie NATO przeciw Rosji, tak poświęcone zostało bezpieczeństwo energetyczne Niemców i innych Europejczyków – dodawała Fiona Edwards.

Nigdy w naszym imieniu!

Na nierozerwalny związek wojny z kryzysem i pauperyzacją mas pracujących zwrócił uwagę w swym wystąpieniu Chris Williamson, były poseł Partii Pracy, bliski współpracownik Jeremy’ego Corbyna, a obecnie jeden z liderów Socialist Labour Party. Jego przemówienie było w istocie przyspieszonym kursem historii NATO i jego związków z brytyjską klasą polityczną, włączając w to labourzystów. – To NATO było faktycznym twórcą pierwszej Żelaznej Kurtyny, a w UK to Partia Pracy czynnie wspierała tworzenie Paktu i jego agresywną politykę, dlatego nie może dziwić obecna postawa sir Keira Starmera i jego ekipy, prześcigających się z rządem w żądaniach oddania całej „niepotrzebnej broni” i jeszcze większych funduszy dla reżimu w Kijowie. W ten sposób politycy ci wspierają agresję, bo na Ukrainie to NATO jest agresorem, agresorem są niedemokratyczne władze Ukrainy, które prześladują opozycję, zakazują działania niezależnych partii politycznych, zwłaszcza socjalistycznych. Reżim Zełeńskiego przetrzymuje więźniów politycznych tylko za wspominanie o pokoju, narusza nawet swobodę wyznania obywateli. Gdy ktoś więc mówi, że jako lewica popiera taką władzę odpowiadam z całą mocą: Nigdy w moim imieniu! – wołał Williamson.

Rozwiązać NATO

– Przychodzimy z różnych stron, mamy różne doświadczenia i różne przekonania. Ale wiemy jedno: jak wielkim złem jest wojna. Nie jestem bynajmniej pacyfistą, odrzucam wojnę imperialistyczną i tym silniej popieram wojnę przeciw imperializmowi. Wszyscy też doskonale rozumiemy, że to nie my wybieramy ani Xi Jinpinga, ani Władymira Putina. Nie możemy mówić Chińczykom i Rosjanom jak się mają rządzić. Ale mamy i musimy mieć wpływ na decyzje liderów naszych państw. Dlatego właśnie No2NATO będzie działać dalej jako szeroka koalicja sił sprzeciwiających się proxi-wojnie ukraińskiej i domagających się rozwiązania Paktu Północnoatlantyckiego – podsumował trzy sesje, ponad siedem godzin dyskusji konferencyjnych George Galloway.

Uczestnicy obrad owacją na stoją wyrazili też swoje jednoznaczne poparcie dla uwolnienia Juliana Assange, który napisał niegdyś: „Każda wojna zaczyna się od kłamstw. Dlatego zaczątkiem pokoju musi być prawda”. Przekazanie prawdy na temat przyczyn, przebiegu i prawdziwych celów NATOwskiej wojny na Ukrainie jest więc jednym z pierwszych zadań No2NATO, które już zapowiedziało kolejne akcje i rozszerzenie działalności.

SZTUKA WALKI BEZ WALKI

SZTUKA WALKI BEZ WALKI

  Sławomir M. Kozak sztuka-walki-bez-walki www.oficyna-aurora.pl 2023-02-03

To, że przez świat przewija się, niespotykana dotąd w historii, fala niesamowitych wydarzeń nie jest niczym odkrywczym. A jednak, mimo że od zamierzchłych czasów przez nasz glob przetaczały się fale kataklizmów, epidemie i wyniszczające wojny, przywykliśmy uważać, iż wszystko to działo się w miarę naturalnie, i w sposób wytłumaczalny. Człowiek, jako gatunek ludzki nie miał zdolności przeciwdziałania erupcjom wulkanów, jako element społeczeństw – atakującym je, nieznanym wcześniej chorobom, a jako trybik w machinie państwa – wybuchającym wokół konfliktom zbrojnym. Przeciętny zjadacz chleba nadal nie ma na to wpływu.

Ale człowiek, jako homo sapiens, nauczył się w ostatnich latach oddziaływać na warunki pogodowe, ingerować w DNA i doskonalić sztukę zabijania swojego gatunku na niewyobrażalną wcześniej skalę. Wiele wskazuje na to, że niektórzy przedstawiciele ludzkiej (?) rasy, wdrażają obecnie w życie te właśnie osiągnięcia.

Oczywiście, możemy udawać, że nie istnieją spiski mające na celu zlikwidowanie kilku miliardów mieszkańców Ziemi, gdyż są one z założenia tak niemoralne, iż nikt by się na to nie poważył. Czy jednak naprawdę? Czy mamy prawo pozostawać naiwnymi po milionach ofiar chloru, fosgenu, iperytu, fenolu i cyklonu B na ziemiach Europy, broni biologicznej na terenach podbitych przez Japonię, czy wreszcie ładunków atomowych użytych wobec tej ostatniej? A przecież wszystko to wykorzystał człowiek przeciw człowiekowi w ciągu zaledwie 30 lat XX wieku. Tego nieodległego wieku, w którym większość z nas przyszła na świat.

W moim przekonaniu, toczy się przeciw nam okrutna, bezpardonowa wojna, w której przewagą wroga jest nie tylko nasza ufność w to, że jako gatunek, jesteśmy niezdolni do eksterminacji planowej, wyzutej z odruchów człowieczeństwa, ale też przekonanie, iż mimo wszystko nadal wyznajemy podstawowe wartości cywilizacji łacińskiej.

Wiele wskazuje jednak na to, że żyjemy w świecie iluzji, w którym wmówiono nam, iż największym osiągnięciem ludzkości jest demokracja, a nasi reprezentanci pilnują naszych interesów, dbając o nasze zdrowie i życie. To, że jest to przeświadczenie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością, pokazuje nasza codzienność. Mniej lub bardziej demokratycznie wybrani przedstawiciele większości społeczeństw, mają inne zajęcia. Zajmuje ich tylko pilnowanie własnych interesów i dbanie o dobrą kondycję najbliższych. Czy, w istniejących warunkach demokracji parlamentarnej, w której ludzie u sterów powinni być wyrazicielami oczekiwań suwerena, jakim jest naród, a działają z premedytacją wbrew temu narodowi, istnieje szansa na odwrócenie naszego losu?

Przy aktualnie obowiązującym układzie (!) wyborczym istnieją tylko dwie drogi wyjścia z tego klinczu. Rewolucyjna, której jestem zdecydowanym przeciwnikiem i ewolucyjna, czyli pozwalająca wyzwolić się z dotychczasowych, celowo wprowadzonych, ułomności systemu. Ta druga opiera się na wdrożeniu mechanizmów demokracji bezpośredniej, czyli takim rozwiązaniu politycznym, w którym obywatele mają ścisły wpływ na podejmowane w ich imieniu decyzje. Wywodzi się ona z tradycji głosowań ludowych, które w sposób doskonały sprawdziły się w minionych latach, w kilku krajach, jak Szwajcaria, czy Liechtenstein. Obywatel ma osobisty, właśnie bezpośredni wpływ, poprzez plebiscyty, bądź referenda, na rozstrzygnięcia podejmowane w jego sprawach. Jest to sposób zdecydowanie uczciwszy, bo nie oparty na uwarunkowaniach partyjnych, w których jakże często głosujemy na ludzi w ogóle sobie nie znanych, bo np. w wyborach do Sejmu możemy głosować tylko na tych, już wskazanych przez liderów partyjnych, przez co zniechęca się wiele osób do głosowania w ogóle, czyli degraduje się ich czynne prawo wyborcze.

Natomiast, funkcjonujące u nas limity poparcia pozwalające kandydować do Sejmu, są zaporowe dla osób spoza układu, co czyni fikcyjnym ich bierne prawo wyborcze. Ale, co chyba najważniejsze, demokracja bezpośrednia pozwala na czynny i ciągły nadzór nad działaniami rządu. Wyniki wszelkich inicjatyw, referendów, czyli wola narodu, jest dla rządu obowiązująca, zupełnie inaczej, niż ma to miejsce obecnie, kiedy oczekiwania obywateli są ignorowane, jeżeli nie odpowiadają ekipie rządzącej. Jestem pewien, że żaden poseł, czy członek rządu, mając na względzie tak rozumianą służbę społeczną i możliwość natychmiastowej reakcji wyborców na jego działania, nie upodliłby Polaków tak, jak uczyniło to wielu w ostatnich kilku latach. Przy odpowiedniej regulacji, jest też taki rodzaj demokratycznego zarządzania państwem znacznie  tańszy od dotychczasowego.

Tymczasem to, co dzieje się dookoła nas, praktycznie w każdym miejscu świata, przypomina jakieś filmidło klasy B, bo „liderzy” traktują swych wyborców niczym stado baranów. Przy odrobinie zastanowienia można dojść do wniosku, że chyba licytują się na ilość w jakichś satanistycznych rozgrywkach depopulacyjnych. To już nie przypomina thrillera, w którym grupa degeneratów poluje na wypuszczonych z klatek ludzi, a bardziej koszmarny horror, w którym strzela się do spętanego tłumu z artylerii. Jak inaczej traktować zmuszanie obywateli do noszenia na twarzach szmaty, która nie jest w stanie chronić przed jakimkolwiek wirusem, czy podawanie ludziom niesprawdzonych medykamentów? Ba, ogromna grupa ludzi, w tym poważnych naukowców,  w każdym prawie kraju krzyczy o ich ewidentnej szkodliwości, nie tylko dla zdrowia, ale i życia.

I co? Cisza.

Piloci i sportowcy, czyli najbardziej rygorystycznie badani ludzie, padają bez czucia, często na oczach widzów, co odnotowują setki filmów i tysiące wpisów w mediach społecznościowych, a jedynym, co robią z tym „zarządcy”, jest zaniżanie dla tych grup wymogów zdrowotnych. Płoną fermy, dopłaca się rolnikom do niszczenia zbiorów, utylizuje się mleko, równolegle wdrażając  sztuczne mięso, organiczne jaja i przekąski z robaków. Czyli promuje się wszystko to, co rujnuje naturalną odporność i zdrowie człowieka!

W kilku miejscach globu prowadzone są długotrwałe działania wojenne obliczone na wyniszczenie, głównie ludności cywilnej. Nikt nie nawołuje do opamiętania i prób zawarcia pokoju. Zachód wprowadza cyfrową walutę, twierdząc, że to dla ułatwienia regulowania polityki pieniężnej, Rosja z kolei przymierza się do tego samego – rzekomo dla obejścia zachodnich sankcji. Dla odwrócenia naszej uwagi od spraw podstawowej wagi, rozpowszechnia się bzdury o UFO, które pokonują nie tylko bariery dźwięku i prędkość światła, ale też granice poprawności politycznej, pojawiając się  zarówno w USA, Kanadzie, Urugwaju, jak i w Rosji! Czy my wszyscy jesteśmy już ubezwłasnowolnieni i bezczynnie będziemy patrzyli na domykające się przed nami drzwi do normalności? A może lepiej owinąć się w czarny worek foliowy i zacząć czołgać do najbliższego cmentarza…

Nadal uważam, że mamy szansę, by jeszcze odmienić nasz los. Możemy i powinniśmy tego dokonać na drodze ewolucji, zmiany systemu wyborczego, a szczegóły takiego rozwiązania są dostępne, wystarczy choćby dokładnie się wczytać w niniejszy felieton. Walczyć z przeciwnikiem można używając różnych metod, pamiętając jednak, że w każdej sztuce walki najważniejsze są – samokontrola, dyscyplina i wytrwałość. To nie będzie łatwe. Ale konieczne, by przeżyć.

Najlepszy efekt daje elastyczność, umiejętność wykorzystania siły wroga przeciw niemu, zneutralizowanie ataku i kontrola atakującego.

Sztuka walki bez walki.

Sławomir M. Kozak

Łukasz Konrad Ciepliński ps. „Pług”, NIEZŁOMNY.

Łukasz Konrad Ciepliński ps. „Pług”, „Ostrowski”, „Ludwik”, „Apk”, „Grzmot”, „Bogdan” (ur. 26 listopada 1913 w Kwilczu, zm. 1 marca 1951 w Warszawie) – podpułkownik piechoty Wojska Polskiego (w 2013 r. awansowany pośmiertnie do stopnia pułkownika), żołnierz Organizacji Orła Białego, ZWZ-AK oraz NIE i DSZ, prezes IV Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, kawaler Orderu Orła Białego.

wikipedia

Życiorys

Urodził się w rodzinie o tradycjach patriotycznych. Jego rodzicami byli Franciszek i Maria z domu Kaczmarek. Rodzina była dobrze sytuowana, bowiem ojciec prowadził w Kwilczu piekarnię i sklep kolonialny. Udzielał się również społecznie jako długoletni członek zarządu tamtejszego Banku Ludowego. Rodzice wychowywali dzieci w duchu patriotyzmu, obaj starsi bracia Łukasza, Stanisław i Antoni, wzięli udział w powstaniu wielkopolskim. Stanisław brał również udział w wojnie polsko-bolszewickiej, Antoni zaś po zakończonej kampanii wrześniowej znalazł się w obozie jenieckim w ZSRR, skąd wraz z armią gen. Władysława Andersa przedostał się na Bliski Wschód i następnie walczył w 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka[1].

Po ukończeniu szkoły powszechnej uczęszczał do Korpusu Kadetów nr 3 w Rawiczu. W latach 1934–1936 był słuchaczem Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie-Ostrowi Mazowieckiej, którą ukończył w stopniu podporucznika (awans z 15 października 1936 z 84. lokatą). Od 1936 służył w 62 pułku piechoty w Bydgoszczy.

Po wybuchu II wojny światowej w szeregach tej jednostki uczestniczył w wojnie obronnej 1939 jako dowódca kompanii przeciwpancernej. Walczył w bitwie nad Bzurą i w Puszczy Kampinoskiej podczas przebijania się do oblężonej Warszawy. Wyróżnił się w walkach pod Witkowicami, gdzie z działka przeciwpancernego zniszczył w pojedynkę sześć niemieckich czołgów i dwa wozy dowódcze. Został za ten wyczyn odznaczony osobiście Orderem Virtuti Militari V klasy przez gen. Tadeusza Kutrzebę (generał odpiął dla niego order od swojego munduru podczas bitwy)[2] oraz awansowany do stopnia porucznika. Z resztkami swojego pułku przedarł się do stolicy i brał udział w jej obronie. Po kapitulacji 28 września 1939 nie poszedł do niewoli. Celem zorganizowania trasy przerzutowej wraz z innymi oficerami przedostał się na Węgry do Budapesztu do polskiej placówki wojskowej. Po przeszkoleniu i otrzymaniu ładunku (pieniądze i instrukcję) wyruszył w drogę powrotną do Polski. 16 stycznia 1940 na skutek zdrady został aresztowany przez policję ukraińską w Baligrodzie wraz z towarzyszącymi mu osobami (Kazimierz Heilman-Rawicz, Lucjan Kühn i Zygmunt Pawłowicz)[3]. Pojmany pod przybranym nazwiskiem Jan Pawlita, został osadzony w więzieniu w Sanoku, z którego na początku maja 1940 zbiegł i dotarł do Rzeszowa[4].

Tam natychmiast zaangażował się w działalność konspiracyjną; został mianowany komendantem Podokręgu Rzeszowskiego Organizacji Orła Białego. Po scaleniu OOB z ZWZ objął funkcję komendanta Obwodu Rzeszów (maj 1940). W tym czasie otrzymał awans do stopnia kapitana. Od czerwca 1941 stał na czele Inspektoratu Rejonowego ZWZ-Podokręg Rzeszów AK, gdzie podlegało mu ok. 15 tys. członków konspiracji[5]; zajmował to stanowisko aż do lutego 1945, brał udział w wielu akcjach bojowych na obszarze powiatów Rzeszów, Dębica, Kolbuszowa. Jego adiutantem był Mieczysław Wałęga[6]. Doprowadził do doskonałego zorganizowania struktur wywiadu i kontrwywiadu, które zlikwidowały łącznie ok. 300 konfidentów Gestapo i kolaborantów. Sukcesem jego podwładnych było przechwycenie części pocisków V-1 i V-2 wiosną 1944 oraz wykrycie tajnej kwatery Adolfa Hitlera w tunelu kolejowym pod wsią Wiśniowa, Stępina niedaleko Strzyżowa. Przyczynił się do uruchomienia na Rzeszowszczyźnie konspiracyjnej fabryki broni. W międzyczasie awansował do stopnia majora (1944). W lutym 1944 przeprowadził antyukraińską akcję „Wet za wet”, a w maju 1944 akcję „Kośba” – likwidację funkcjonariuszy hitlerowskich na swoim terenie. Nosił wówczas ps. „Pług”. Prowadził ascetyczny tryb życia, odznaczał się wyjątkową pobożnością.

W ramach akcji „Burza” jego oddziały zorganizowane w 39 pułk piechoty Strzelców Lwowskich AK 2 sierpnia 1944 brały udział w wyzwalaniu Rzeszowa. W połowie sierpnia wobec nakazu radzieckiego komendanta wojskowego o złożeniu broni przez AK zdecydował o zejściu w konspirację. Był przeciwny ujawnianiu się żołnierzy AK i wstępowaniu do LWP – wydał rozkaz o bojkocie mobilizacji.

W nocy z 7 na 8 października 1944 podjął nieudaną próbę odbicia 400-stu AK-owców więzionych przez NKWD na Zamku Rzeszowskim. W styczniu 1945 został przeniesiony do sztabu Okręgu Krakowskiego AK. Tam współorganizował organizację NIE, zostając w lutym tego roku inspektorem rejonowym NIE, szefem sztabu Okręgu najpierw w NIE, a następnie w Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj. Następnie związał się ze Zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość. We wrześniu 1945 został prezesem Okręgu Krakowskiego WiN, a w grudniu tego roku komendantem Obszaru Południowego. Po rozbiciu przez Urząd Bezpieczeństwa III Zarządu Głównego WiN i aresztowaniu Wincentego Kwiecińskiego, w styczniu 1947 utworzył IV Zarząd Główny WiN. Przeniósł siedzibę Zrzeszenia z Krakowa do Zabrza. Za jego kierownictwa osłabiona organizacja rozwijała głównie działalność wywiadowczą i propagandową, m.in. utworzono ekspozytury zagraniczne w Londynie, Paryżu, Berlinie, Monachium i Rzymie. Występował wówczas pod pseudonimami „Ostrowski” i „Ludwik”. To on, jak piszą historycy, „wprowadza WiN na najwyższy szczebel w historii jego istnienia, tak pod względem organizacyjnym, jak i ideowym”. 28 listopada 1947 został aresztowany w Zabrzu[7] przez funkcjonariuszy UB. Zawierzył obietnicom oficerów UB o ogłoszeniu „cichej amnestii” dla jego podkomendnych i ujawnił kontakty organizacyjne i swoich współpracowników. Dla ratowania aresztowanych w czasie likwidacji IV zarządu WiN 2,5 tysiąca podkomendnych i doprowadzenia do ich amnestionowania początkowo zgodził się na udział w „grze wywiadowczej” z wywiadami państw zachodnich; gdy jednak zorientował się, że MBP nie ma zamiaru dotrzymywać umowy, wycofał się z niej, podpisując tym samym na siebie wyrok śmierci.

Brutalne i okrutne śledztwo wobec podpułkownika Łukasza Cieplińskiego i jego współpracowników trwało aż trzy lata i było prowadzone pod bezpośrednim nadzorem NKWD. Był przetrzymywany w warszawskim więzieniu mokotowskim. Zachowały się grypsy więzienne adresowane do rodziny w ostatnich miesiącach życia Łukasza Cieplińskiego. Pisał je ołówkiem chemicznym na dwóch stronach bibułki, którą skręcał i wciskał w szwy chusteczki sporządzonej z więziennego prześcieradła, następnie przemycanej do krewnych. Ta chusteczka trafiła do adresatów i dziś jest najcenniejszą pamiątką rodziny. W jednym z grypsów pisał do żony:

Kochana Wisiu! Jeszcze żyję, chociaż są to prawdopodobnie już ostatnie dla mnie dni. Siedzę z oficerem gestapo. Oni otrzymują listy, a ja nie. A tak bardzo chciałbym otrzymać chociaż parę słów Twoją ręką napisanych (…). Ten ból składam u stóp Boga i Polski (…). Bogu dziękuję za to, że mogę umierać za Jego wiarę świętą, za moją Ojczyznę i za to, że dał mi taką żonę i wielkie szczęście rodzinne.

Tak o nim mówił podczas rozprawy IV prezes WiN: W czasie śledztwa leżałem skatowany w kałuży własnej krwi. Mój stan psychiczny był w tych warunkach taki, że nie mogłem sobie zdawać sprawy z tego, co pisał oficer śledczy.

Jednym z przesłuchujących go był Jerzy Kędziora.

Rozprawa odbyła się w październiku 1950 przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie. Przed stalinowskim sądem mówił:

Staję przed zarzutem zdrady narodu polskiego, a przecież już w młodości życie moje Polsce ofiarowałem i dla niej chciałem pracować. Dla mnie sprawa polska była największą świętością.

Prasa komunistyczna pisała natomiast: „Historia zdrady narodowej… szpiedzy na żołdzie amerykańskim … Współpracowali z Mikołajczykiem i kardynałem Hlondem…”[8]. 14 października ppłk Łukasz Ciepliński został skazany na 5-krotną karę śmierci oraz 30 lat więzienia (wraz z nim było sądzonych i skazanych na karę śmierci Sr.1099/50 przez WSR na podstawie 86 § 1,2 KKWP 7 Dekretu sześciu jego współpracowników: Józef Batory, Franciszek Błażej, Karol Chmiel, Mieczysław Kawalec, Adam Lazarowicz, Józef Rzepka); ława pod przewodnictwem płk. Aleksandra Wareckiego[9]. Przed śmiercią Łukasz Ciepliński powiedział współwięźniowi, że będzie trzymał w ustach medalik i po tym będzie można odnaleźć jego zwłoki[10]. Wyrok śmierci został wykonany 1 marca 1951, Łukasz Ciepliński został zabity strzałem w tył głowy w piwnicy pomieszczeń gospodarczych więzienia UB na Mokotowie w Warszawie. Według współwięźniów wszyscy oskarżeni w procesie zostali straceni tego samego dnia, choć w aktach znajdują się dwie daty: 1 marca i 1 czerwca.

Miejsce pochówku Łukasza Cieplińskiego nie jest znane.

Ordery i odznaczenia

Upamiętnienie

Grób symboliczny Łukasza Cieplińskiego został ustanowiony na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie w Kwaterze „Na Łączce”.

W 1991 Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Oddział i Okręg w Rzeszowie zwrócił się z prośbą do bp. Ignacego Tokarczuka, ordynariusza diecezji przemyskiej, o wszczęcie diecezjalnego procesu informacyjnego dla ustalenia cnót, świętości życia, męczeńskiej z niego ofiary.

Tablice upamiętniające Łukasza Cieplińskiego znajdują się w rodzinnym Kwilczu (z 1991) i Rzeszowie: na domu przy ul. Partyzantów, gdzie mieszkał, tablica pamiątkowa na ścianie kościoła św. Józefa, gdzie płk Ciepliński zawarł związek małżeński, przy tej tablicy odbywają się cykliczne uroczystości patriotyczne[13], na bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Rzeszowie (gdzie upamiętniono zbiorowo członków AK i WiN). Przy moście na Bzurze w Witkowicach znajduje się tablica upamiętniająca bohaterskie czyny Łukasza Cieplińskiego podczas bitwy nad Bzurą we wrześniu 1939. 28 października 2015 na murze południowym zewnętrznym zabudowań aresztu śledczego w Sanoku została odsłonięta tablica upamiętniająca Łukasza Cieplińskiego, osadzonego w sanockim więzieniu podczas II wojny światowej[14]. Inskrypcja brzmi: W tym więzieniu od stycznia do kwietnia 1940 był więziony przez Niemców por. Łukasz Ciepliński, późniejszy prezes IV zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Dla upamiętnienia Zarząd Okręgowy Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Funkcjonariuszy i Pracowników Więziennictwa w Rzeszowie. Października 2015.

Łukasz Ciepliński został patronem Szkoły Podstawowej nr 28 w Rzeszowie. Jego nazwiskiem nazwano ulice w Rzeszowie i Krakowie (1991)[15].

W 2011 dzień 1 marca został ustanowiony Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, w rocznicę wykonania wyroku śmierci na siedmiu członkach IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”, w tym na Łukaszu Cieplińskim.

1 marca 2013, w ramach obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak mianował pośmiertnie Łukasza Cieplińskiego pułkownikiem[16][17].

17 listopada 2013, kilka dni przed setną rocznicą urodzin Łukasza Cieplińskiego, został odsłonięty Pomnik Żołnierzy Wyklętych w Rzeszowie, którego główną część stanowi monument upamiętniający Łukasza Cieplińskiego[18][19][20][21]. Projekt stworzył i pomnik wykonał prof. Karol Badyna. Ponadto tworzą go popiersia sześciu członków WiN (Adam Lazarowicz, Mieczysław Kawalec, Józef Batory, Franciszek Błażej, Józef Rzepka, Karol Chmiel).

W 2013 byli żołnierze AK z Rzeszowszczyzny zainicjowali prośbę o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego Łukasza Cieplińskiego[22].

1 marca 2015 uroczyście odsłonięto popiersie Łukasza Cieplińskiego w Parku im. Henryka Jordana w Krakowie.

1 marca 2017, w ramach kolejnych obchodów Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, minister obrony narodowej Antoni Macierewicz nadał 3 Podkarpackiej Brygadzie Obrony Terytorialnej imię pułkownika Łukasza Cieplińskiego[23].

18 lipca 2017 na obozie letnim miano pułkownika otrzymała 60 Krakowska Drużyna Harcerzy „Puszczanie” ZHR[24].

16 października 2019 Narodowy Bank Polski wyemitował srebrną monetę kolekcjonerską „Wyklęci przez komunistów żołnierze niezłomni – Łukasz Ciepliński Pług”[25].

1 marca 2021 odsłonięto poświęconą mu tablicę pamiątkową na budynku Komendy Garnizonu w Bydgoszczy, znajdującym się w kompleksie koszarowym 62 pp przy ul. Warszawskiej 10, w którym służył[26].

1 marca 2021 Poczta Polska upamiętniła go na okolicznościowym znaczku pocztowym[27].

Przypisy

  1. Daniel Witowski: Znaczek honorujący Żołnierzy Wyklętych. poczta-polska.pl, 2021-03-01. [dostęp 2022-08-15].

Bibliografia

  • Elżbieta Jakimek-Zapart „Nie mogłem inaczej żyć. Grypsy Łukasza Cieplińskiego z celi śmierci.” wyd. Towarzystwo Naukowe Societas Vistulana, Kraków 2008 (ISBN 978-83-61033-14-1).
  • Joanna Wieliczka-Szarkowa „Żołnierze Wyklęci. Niezłomni bohaterowie.” wyd. Wydawnictwo AA s.c., Kraków 2013 (ISBN 978-83-7864-148-3).
  • Tadeusz Swat: Niewinnie Straceni 1945–56. Wyd. Fundacja Ochrony Zabytków, Warszawa 1991., zob też Straceni w Więzieniu mokotowskim.
  • Małgorzata Szejnert: Śród żywych duchów. Wyd. ANEKS, Londyn 1990.
  • AIPN, Teczki więźniów 1951, Ciepliński Łukasz.
  • AWL, WSR w Warszawie, 117/91/1752–1782.
  • G. Brzęk, Wierny przysiędze. O Łukaszu Cieplińskim „Pługu”, komendancie IV Komendy Głównej WiN, Lublin 1991.
  • Tajemnice więzienia mokotowskiego…
  • Z. Lazarowicz, WiN…, s. 45.
  • W. Minkiewicz, Mokotów, Wronki, Rawicz…
  • Z. Taranienko, Nasze Termopile…, s. 175–179.
  • M. Wyrwich, W celi…, s. 140, 165.
  • List ŚZŻAK Oddział i Okręg w Rzeszowie do dr. Ignacego Tokarczuka, biskupa ordynariusza Diecezji Przemyskiej w Przemyślu, w sprawie wszczęcia procesu informacyjnego dla ustalenia cnót, świętości życia i męczeńskiej ofiary ppłk. Łukasza Cieplińskiego.
  • Lista oficerów Wojska Polskiego z lat 1914–1939. Łukasz Ciepliński. officersdatabase.appspot.com. [dostęp 2014-07-05].

Rząd Chin o polityce USA: Hegemonia Stanów Zjednoczonych i jej niebezpieczeństwa.

Rząd Chin o polityce USA:

 na stronie rządowej Link do strony

[tłumaczenie niestety maszynowe, jedynie malutkie poprawki. MD]

Hegemonia Stanów Zjednoczonych i jej niebezpieczeństwa

2023-02-20

 na stronie rządowej:  https://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/wjbxw/202302/t20230220_11027664.html

———————————

Wstęp

I. Hegemonia polityczna — rozrzucanie jej ciężaru

II. Hegemonia wojskowa — bezmyślne użycie siły 

III. Hegemonia gospodarcza — grabieże i wyzysk

IV. Hegemonia technologiczna — monopol i stłumienie

V. Hegemonia kulturowa — szerzenie fałszywych narracji

Wniosek

Wstęp

Odkąd Stany Zjednoczone stały się najpotężniejszym krajem świata po dwóch wojnach światowych i zimnej wojnie, odważniej ingerowały w sprawy wewnętrzne innych krajów, dążyły do hegemonii, utrzymywały ją i nadużywały, postępowały w działalności wywrotowej i infiltracji oraz świadomie prowadziły wojny , wyrządzając szkodę społeczności międzynarodowej.

Stany Zjednoczone opracowały hegemoniczny podręcznik do organizowania „kolorowych rewolucji”, wszczynania regionalnych sporów, a nawet bezpośredniego wszczynania wojen pod pozorem promowania demokracji, wolności i praw człowieka. Trzymając się mentalności zimnowojennej, Stany Zjednoczone zaostrzyły politykę bloku i podsyciły konflikty i konfrontacje. Nadmiernie rozciągnęła koncepcję bezpieczeństwa narodowego, nadużyła kontroli eksportu i narzuciła jednostronne sankcje innym. Przyjęła wybiórcze podejście do prawa i zasad międzynarodowych, wykorzystując je lub odrzucając według własnego uznania, i dążyła do narzucenia zasad, które służą jej własnym interesom w imię podtrzymywania „międzynarodowego porządku opartego na zasadach”.

Niniejszy raport, przedstawiając istotne fakty, ma na celu ujawnienie nadużywania przez Stany Zjednoczone hegemonii na polu politycznym, wojskowym, gospodarczym, finansowym, technologicznym i kulturalnym oraz zwrócenie większej uwagi międzynarodowej na niebezpieczeństwa praktyk amerykańskich dla pokoju i stabilności na świecie i pomyślność wszystkich narodów.

I. Hegemonia polityczna — Szarogęszenie się.

Stany Zjednoczone od dawna próbują kształtować inne kraje i porządek światowy własnymi wartościami i systemem politycznym w imię promowania demokracji i praw człowieka.

◆ Mnożą się przypadki ingerencji Stanów Zjednoczonych w sprawy wewnętrzne innych krajów. W imię „promowania demokracji” Stany Zjednoczone praktykowały „doktrynę neo-Monroe” w Ameryce Łacińskiej, wszczęły „kolorowe rewolucje” w Eurazji i zorganizowały „arabską wiosnę” w Azji Zachodniej i Afryce Północnej, przynosząc chaos i katastrofę do wielu krajów.

W 1823 roku Stany Zjednoczone ogłosiły doktrynę Monroe. Reklamując „Amerykę dla Amerykanów”, tak naprawdę chciał „Całej Ameryki dla Stanów Zjednoczonych”.

Od tego czasu polityka kolejnych rządów Stanów Zjednoczonych wobec Ameryki Łacińskiej i regionu Karaibów była pełna ingerencji politycznych, interwencji wojskowych i dywersji reżimu. Od 61 lat wrogości i blokady Kuby do obalenia rządu Allende w Chile, polityka USA w tym regionie została zbudowana na jednej maksymie – ci, którzy się podporządkują, będą prosperować; ci, którzy się opierają, zginą.

Rok 2003 był początkiem serii „kolorowych rewolucji” – „rewolucji róż” w Gruzji, „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie i „rewolucji tulipanów” w Kirgistanie. Departament Stanu USA otwarcie przyznał się do odgrywania „głównej roli” w tych „zmianach reżimu”. Stany Zjednoczone ingerowały również w wewnętrzne sprawy Filipin, usuwając prezydenta Ferdinanda Marcosa seniora w 1986 r. I prezydenta Josepha Estradę w 2001 r. Poprzez tak zwane „rewolucje władzy ludowej”.

W styczniu 2023 roku były sekretarz stanu USA Mike Pompeo wydał swoją nową książkę Never Give a Inch: Fighting for the America I Love. Ujawnił w nim, że Stany Zjednoczone planowały interweniować w Wenezueli. Plan zakładał zmuszenie rządu Maduro do porozumienia z opozycją, pozbawienie Wenezueli możliwości sprzedaży ropy i złota za waluty obce, wywarcie dużej presji na jej gospodarkę oraz wpłynięcie na wybory prezydenckie w 2018 roku.

Stany Zjednoczone stosują podwójne standardy w zakresie przepisów międzynarodowych.

 Stawiając własny interes na pierwszym miejscu, Stany Zjednoczone odeszły od międzynarodowych traktatów i organizacji, stawiając swoje prawo krajowe ponad prawem międzynarodowym. W kwietniu 2017 r. Administracja Trumpa ogłosiła, że odetnie wszelkie fundusze USA dla Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych (UNFPA) pod pretekstem, że organizacja „wspiera lub uczestniczy w zarządzaniu programem przymusowej aborcji lub przymusowej sterylizacji”. Stany Zjednoczone dwukrotnie wystąpiły z UNESCO w 1984 i 2017 r. W 2017 r. ogłosiły wyjście z porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatycznych. W 2018 roku ogłosiła wyjście z Rady Praw Człowieka ONZ, powołując się na „stronniczość” organizacji wobec Izraela i brak skutecznej ochrony praw człowieka. w 2019 r. Stany Zjednoczone ogłosiły wycofanie się z Traktatu o siłach jądrowych średniego zasięgu w celu dążenia do nieskrępowanego rozwoju zaawansowanej broni. W 2020 roku ogłosiła wycofanie się z Traktatu o otwartych przestworzach.

Stany Zjednoczone były również przeszkodą w kontroli broni biologicznej, sprzeciwiając się negocjacjom w sprawie protokołu weryfikacji do Konwencji o zakazie broni biologicznej (BWC) i utrudniając międzynarodową weryfikację działań krajów związanych z bronią biologiczną. Jako jedyne państwo posiadające zapasy broni chemicznej, Stany Zjednoczone wielokrotnie opóźniały zniszczenie broni chemicznej i pozostawały niechętne wypełnianiu swoich zobowiązań. Stał się największą przeszkodą w realizacji „świata wolnego od broni chemicznej”.

◆ Stany Zjednoczone łączą małe bloki poprzez swój system sojuszy. Narzucają „Strategię Indo-Pacyfiku” regionowi Azji i Pacyfiku, gromadząc ekskluzywne kluby, takie jak Five Eyes, Quad i AUKUS, i zmuszają kraje regionalne do opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron. Takie praktyki mają zasadniczo na celu tworzenie podziałów w regionie, podsycanie konfrontacji i podważanie pokoju.

◆ Stany Zjednoczone arbitralnie osądzają demokrację w innych krajach i fabrykują fałszywą narrację o „demokracji kontra autorytaryzmie”, aby podżegać do wyobcowania, podziału, rywalizacji i konfrontacji. W grudniu 2021 r. Stany Zjednoczone były gospodarzem pierwszego „Szczytu na rzecz Demokracji”, który spotkał się z krytyką i sprzeciwem wielu krajów za kpiny z ducha demokracji i dzielenie świata. W marcu 2023 r. Stany Zjednoczone będą gospodarzem kolejnego „Szczytu na rzecz Demokracji”, który pozostaje niepożądany i ponownie nie znajdzie poparcia.

II. Hegemonia wojskowa — bezsensowne, wyuzdane użycie siły

Historia Stanów Zjednoczonych charakteryzuje się przemocą i ekspansją. Od czasu uzyskania niepodległości w 1776 r. Stany Zjednoczone nieustannie dążą do ekspansji siłą: mordowały Indian, najeżdżały Kanadę, prowadziły wojnę z Meksykiem, wszczynały wojnę amerykańsko-hiszpańską i anektowały Hawaje. Po drugiej wojnie światowej wojny sprowokowane lub rozpoczęte przez Stany Zjednoczone obejmowały wojnę koreańską, wojnę w Wietnamie, wojnę w Zatoce Perskiej, wojnę w Kosowie, wojnę w Afganistanie, wojnę w Iraku, wojnę w Libii i wojnę w Syrii, nadużywanie swojej hegemonii militarnej, aby utorować drogę celom ekspansjonistycznym. W ostatnich latach średni roczny budżet wojskowy Stanów Zjednoczonych przekroczył 700 miliardów dolarów, co stanowi 40 procent światowego budżetu, czyli więcej niż 15 krajów razem wziętych. Stany Zjednoczone mają około 800 zagranicznych baz wojskowych, w tym 173,

Według książki America Invades: How We’ve Invaded or be Military Involved with prawie Every Country on Earth, Stany Zjednoczone walczyły lub były zaangażowane militarnie z prawie wszystkimi 190 krajami uznanymi przez ONZ, z zaledwie trzema wyjątkami. Trzy kraje zostały „oszczędzone”, ponieważ Stany Zjednoczone nie znalazły ich na mapie.

◆ Jak ujął to były prezydent USA Jimmy Carter, Stany Zjednoczone są bez wątpienia najbardziej wojowniczym narodem w historii świata. 

Według raportu Uniwersytetu Tufts, „Introducing the Military Intervention Project: A new Dataset on US Military Interventions, 1776-2019”, Stany Zjednoczone podjęły prawie 400 interwencji wojskowych na całym świecie w tych latach, z czego 34 procent miało miejsce w Ameryce Łacińskiej i Karaiby, 23 procent w Azji Wschodniej i na Pacyfiku, 14 procent na Bliskim Wschodzie iw Afryce Północnej oraz 13 procent w Europie. Obecnie nasila się interwencja wojskowa na Bliskim Wschodzie iw Afryce Północnej oraz Afryce Subsaharyjskiej.

Alex Lo, felietonista South China Morning Post, zwrócił uwagę, że Stany Zjednoczone rzadko rozróżniały dyplomację od wojny od czasu swojego powstania. W XX wieku obaliła demokratycznie wybrane rządy w wielu krajach rozwijających się i natychmiast zastąpiła je proamerykańskimi reżimami marionetkowymi. Dziś na Ukrainie, w Iraku, Afganistanie, Libii, Syrii, Pakistanie i Jemenie Stany Zjednoczone powtarzają swoją starą taktykę prowadzenia wojen zastępczych, wojen o niskiej intensywności i dronów.

◆ Hegemonia militarna Stanów Zjednoczonych doprowadziła do tragedii humanitarnych. Od 2001 r. wojny i operacje wojskowe rozpoczęte przez Stany Zjednoczone w imię walki z terroryzmem pochłonęły życie ponad 900 000 osób, z czego około 335 000 to cywile, miliony osób zostały ranne, a dziesiątki milionów musiały zostać przesiedlone. Wojna w Iraku w 2003 r. spowodowała śmierć około 200 000 do 250 000 cywilów, w tym ponad 16 000 zabitych bezpośrednio przez armię amerykańską, a ponad milion pozostawiła bez dachu nad głową.

Stany Zjednoczone stworzyły 37 milionów uchodźców na całym świecie. Od 2012 roku liczba samych syryjskich uchodźców wzrosła dziesięciokrotnie. W latach 2016-2019 udokumentowano 33 584 zgonów cywilów w walkach w Syrii, w tym 3833 zabitych w bombardowaniach koalicji kierowanej przez USA, z czego połowa to kobiety i dzieci. Public Broadcasting Service (PBS) poinformował 9 listopada 2018 r., Że w nalotach sił amerykańskich na samą Rakkę zginęło 1600 syryjskich cywilów.

Dwudziestoletnia wojna w Afganistanie spustoszyła kraj. W sumie 47 000 afgańskich cywilów i 66 000 do 69 000 afgańskich żołnierzy i policjantów niezwiązanych z atakami z 11 września zginęło w amerykańskich operacjach wojskowych, a ponad 10 milionów ludzi zostało przesiedlonych. Wojna w Afganistanie zniszczyła tam podstawy rozwoju gospodarczego i pogrążyła ludność afgańską w nędzy. Po „klęsce w Kabulu” w 2021 r. Stany Zjednoczone ogłosiły, że zamrożą około 9,5 mld dolarów aktywów należących do afgańskiego banku centralnego, co uważa się za „czystą grabież”.

We wrześniu 2022 r. turecki minister spraw wewnętrznych Suleyman Soylu skomentował na wiecu, że Stany Zjednoczone prowadziły zastępczą wojnę w Syrii, zamieniły Afganistan w pole opium i fabrykę heroiny, wprowadziły zamieszanie w Pakistanie i pozostawiły Libię w nieustannych niepokojach społecznych. Stany Zjednoczone robią wszystko, co w ich mocy, aby okraść i zniewolić ludność dowolnego kraju posiadającego podziemne zasoby.

Stany Zjednoczone również przyjęły przerażające metody prowadzenia wojny. Podczas wojny koreańskiej, wojny w Wietnamie, wojny w Zatoce Perskiej, wojny w Kosowie, wojny w Afganistanie i wojny w Iraku Stany Zjednoczone użyły ogromnych ilości broni chemicznej i biologicznej, a także bomb kasetowych, bomb paliwowo-powietrznych, bomb grafitowych i bomb ze zubożonym uranem, powodując ogromne szkody w obiektach cywilnych, niezliczone ofiary cywilne i trwałe zanieczyszczenie środowiska.

III. Hegemonia gospodarcza – grabieże i wyzysk

Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone prowadziły starania o utworzenie Systemu Bretton Woods, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, które wraz z Planem Marshalla stworzyły międzynarodowy system monetarny skupiony wokół dolara amerykańskiego. Ponadto Stany Zjednoczone ustanowiły również instytucjonalną hegemonię w międzynarodowym sektorze gospodarczym i finansowym, manipulując systemami głosowania ważonego, zasadami i ustaleniami organizacji międzynarodowych, w tym „zatwierdzenia przez 85-procentową większość” oraz krajowymi przepisami i regulacjami dotyczącymi handlu. Wykorzystując status dolara jako głównej międzynarodowej waluty rezerwowej, Stany Zjednoczone zasadniczo gromadzą „senioraż” z całego świata; i wykorzystując swoją kontrolę nad organizacjami międzynarodowymi,

◆ Stany Zjednoczone eksploatują światowe bogactwa za pomocą „seniorażu”. Wyprodukowanie banknotu 100-dolarowego kosztuje tylko około 17 centów, ale inne kraje musiały zebrać 100 dolarów rzeczywistych towarów, aby go otrzymać. Ponad pół wieku temu zwrócono uwagę, że Stany Zjednoczone cieszyły się wygórowanymi przywilejami i deficytem bez łez tworzonym przez dolara i używały bezwartościowego papierowego banknotu do grabieży zasobów i fabryk innych narodów.

◆ Hegemonia dolara amerykańskiego jest głównym źródłem niestabilności i niepewności w światowej gospodarce. Podczas pandemii COVID-19 Stany Zjednoczone nadużyły swojej globalnej hegemonii finansowej i wstrzyknęły biliony dolarów na światowy rynek, pozostawiając inne kraje, zwłaszcza gospodarki wschodzące, by zapłaciły cenę. W 2022 roku Fed zakończył ultrałagodną politykę pieniężną i przeszedł na agresywną podwyżkę stóp procentowych, powodując zamieszanie na międzynarodowym rynku finansowym i znaczną deprecjację innych walut, takich jak euro, z których wiele spadło do najniższego poziomu od 20 lat. W rezultacie wiele krajów rozwijających się stanęło w obliczu wyzwań związanych z wysoką inflacją, deprecjacją waluty i odpływem kapitału. Dokładnie to samo zauważył kiedyś sekretarz skarbu Nixona, John Connally, z satysfakcją i precyzją, że „

◆ Dzięki kontroli nad międzynarodowymi organizacjami gospodarczymi i finansowymi Stany Zjednoczone nakładają dodatkowe warunki na udzielanie im pomocy innym krajom. W celu zmniejszenia przeszkód dla napływu kapitału i spekulacji ze Stanów Zjednoczonych kraje otrzymujące pomoc są zobowiązane do przyspieszenia liberalizacji finansowej i otwarcia rynków finansowych, tak aby ich polityka gospodarcza była zgodna ze strategią amerykańską. Według Przeglądu Międzynarodowej Ekonomii Politycznej, wraz z 1550 programami umorzenia długów rozszerzonymi przez MFW na 131 krajów członkowskich w latach 1985-2014, dołączono aż 55 465 dodatkowych warunków politycznych.

◆ Stany Zjednoczone świadomie tłumią swoich przeciwników za pomocą ekonomicznego przymusu. W latach 80., aby wyeliminować zagrożenie gospodarcze stwarzane przez Japonię oraz kontrolować i wykorzystywać ją w służbie strategicznego celu Ameryki, jakim jest konfrontacja ze Związkiem Radzieckim i dominacja nad światem, Stany Zjednoczone wykorzystały swoją hegemoniczną potęgę finansową przeciwko Japonii i zawarły Zgoda Plaza. W rezultacie jen został wypchnięty w górę, a Japonia została zmuszona do otwarcia swojego rynku finansowego i zreformowania systemu finansowego. Umowa z Plaza zadała ciężki cios impetowi wzrostu japońskiej gospodarki, pozostawiając Japonię w okresie, który później nazwano „trzema straconymi dekadami”.

◆ Gospodarcza i finansowa hegemonia Ameryki stała się bronią geopolityczną. Podwajając jednostronne sankcje i „długie ramię jurysdykcji”, Stany Zjednoczone uchwaliły takie prawa krajowe, jak międzynarodowa ustawa o nadzwyczajnych uprawnieniach gospodarczych, globalna ustawa o odpowiedzialności praw człowieka Magnickiego oraz ustawa o przeciwdziałaniu przeciwnikom Ameryki poprzez sankcje, a także wprowadziły szereg zarządzeń wykonawczych nakładających sankcje na określone kraje, organizacje lub osoby. Statystyki pokazują, że sankcje USA wobec podmiotów zagranicznych wzrosły o 933 procent od 2000 do 2021 roku. Sama administracja Trumpa nałożyła ponad 3900 sankcji, co oznacza trzy sankcje dziennie. Do tej pory Stany Zjednoczone nałożyły lub nałożyły sankcje gospodarcze na blisko 40 krajów na całym świecie, w tym na Kubę, Chiny, Rosję, KRLD, Iran i Wenezuela, dotykając prawie połowę światowej populacji. „Stany Zjednoczone Ameryki” przekształciły się w „Stany Zjednoczone Sankcji”. A „długa ręka jurysdykcji” została zredukowana do niczego innego, jak tylko narzędzia dla Stanów Zjednoczonych do wykorzystania środków władzy państwowej w celu stłumienia konkurentów gospodarczych i ingerencji w normalne interesy międzynarodowe. To poważne odejście od zasad liberalnej gospodarki rynkowej, którymi od dawna szczycą się Stany Zjednoczone. została zredukowana do niczego innego, jak tylko jako narzędzie dla Stanów Zjednoczonych do wykorzystania środków władzy państwowej w celu stłumienia konkurentów gospodarczych i ingerowania w normalne interesy międzynarodowe. To poważne odejście od zasad liberalnej gospodarki rynkowej, którymi od dawna szczycą się Stany Zjednoczone. została zredukowana do niczego innego, jak tylko jako narzędzie dla Stanów Zjednoczonych do wykorzystania środków władzy państwowej w celu stłumienia konkurentów gospodarczych i ingerowania w normalne interesy międzynarodowe. To poważne odejście od zasad liberalnej gospodarki rynkowej, którymi od dawna szczycą się Stany Zjednoczone.

IV. Hegemonia technologiczna — monopol i stłumienie

Stany Zjednoczone dążą do powstrzymania rozwoju naukowego, technologicznego i gospodarczego innych krajów, wykorzystując władzę monopolistyczną, środki tłumienia i ograniczenia technologiczne w dziedzinach zaawansowanych technologii.

◆ Stany Zjednoczone monopolizują własność intelektualną w imię ochrony. Wykorzystując słabą pozycję innych krajów, zwłaszcza rozwijających się, w zakresie praw własności intelektualnej oraz wakat instytucjonalny w odpowiednich dziedzinach, Stany Zjednoczone czerpią nadmierne zyski z monopolu. W 1994 r. Stany Zjednoczone przeforsowały Porozumienie w sprawie handlowych aspektów praw własności intelektualnej (TRIPS), forsując zamerykanizowany proces i standardy ochrony własności intelektualnej, próbując umocnić swój monopol na technologię.

W latach 80., aby powstrzymać rozwój japońskiego przemysłu półprzewodników, Stany Zjednoczone wszczęły śledztwo „301”, zbudowały siłę przetargową w negocjacjach dwustronnych poprzez umowy wielostronne, zagroziły uznaniem Japonii za prowadzący nieuczciwy handel i nałożyły cła odwetowe, zmuszając Japonię do podpisać amerykańsko-japońską umowę dotyczącą półprzewodników. W rezultacie japońskie przedsiębiorstwa produkujące półprzewodniki zostały prawie całkowicie wyparte z globalnej konkurencji, a ich udział w rynku spadł z 50 do 10 procent. W międzyczasie, przy wsparciu rządu USA, duża liczba amerykańskich przedsiębiorstw produkujących półprzewodniki skorzystała z okazji i zdobyła większy udział w rynku.

◆ Stany Zjednoczone upolityczniają, wykorzystują kwestie technologiczne jako broń i wykorzystują je jako narzędzia ideologiczne. Przesadzając z koncepcją bezpieczeństwa narodowego, Stany Zjednoczone zmobilizowały władzę państwową do stłumienia i nałożenia sankcji na chińską firmę Huawei, ograniczyły wejście produktów Huawei na rynek amerykański, odcięły jej dostawy chipów i systemów operacyjnych oraz zmusiły inne kraje do zakazania Huawei podjęcie budowy lokalnej sieci 5G. Namówił nawet Kanadę do nieuzasadnionego zatrzymania dyrektora finansowego Huawei, Meng Wanzhou, na prawie trzy lata.

Stany Zjednoczone sfabrykowały mnóstwo wymówek, aby powstrzymać chińskie przedsiębiorstwa high-tech o globalnej konkurencyjności i umieściły ponad 1000 chińskich przedsiębiorstw na listach sankcyjnych. Ponadto Stany Zjednoczone nałożyły również kontrole na biotechnologię, sztuczną inteligencję i inne zaawansowane technologie, zaostrzyły ograniczenia eksportowe, zaostrzyły kontrolę inwestycji, zlikwidowały chińskie aplikacje społecznościowe, takie jak TikTok i WeChat, oraz lobbowały Holandię i Japonię w celu ograniczenia eksportu chipów i powiązanego sprzętu lub technologii do Chin.

Stany Zjednoczone praktykują również podwójne standardy w swojej polityce wobec specjalistów technologicznych związanych z Chinami. Aby odsunąć na bok i stłumić chińskich naukowców, od czerwca 2018 r. ważność wiz została skrócona dla chińskich studentów specjalizujących się w niektórych dyscyplinach związanych z zaawansowanymi technologiami, powtarzające się przypadki, w których chińscy naukowcy i studenci wyjeżdżający do Stanów Zjednoczonych na programy wymiany i studia byli nieuzasadnione zaprzeczano i nękano, a także przeprowadzono zakrojone na szeroką skalę śledztwo w sprawie chińskich naukowców pracujących w Stanach Zjednoczonych.

◆ Stany Zjednoczone umacniają swój monopol technologiczny w imię ochrony demokracji. Tworząc małe bloki technologiczne, takie jak „sojusz czipów” i „czysta sieć”, Stany Zjednoczone nadały zaawansowanej technologii etykietę „demokracja” i „prawa człowieka” oraz przekształciły kwestie technologiczne w kwestie polityczne i ideologiczne, tak aby wymyślać wymówki dla swojej blokady technologicznej wobec innych krajów. W maju 2019 r. Stany Zjednoczone zwerbowały 32 kraje na Praską Konferencję Bezpieczeństwa 5G w Czechach i wydały Propozycję Praską, próbując wykluczyć chińskie produkty 5G. W kwietniu 2020 r. ówczesny sekretarz stanu USA Mike Pompeo ogłosił „czystą ścieżkę 5G”, plan mający na celu zbudowanie sojuszu technologicznego w dziedzinie 5G z partnerami, których łączy wspólna ideologia demokracji i potrzeba ochrony „cyberbezpieczeństwa”. Zasadniczo środki te polegają na próbach USA utrzymania hegemonii technologicznej poprzez sojusze technologiczne.

◆ Stany Zjednoczone nadużywają swojej hegemonii technologicznej, przeprowadzając cyberataki i podsłuchy. Stany Zjednoczone od dawna znane są jako „imperium hakerów”, obwiniane za szerzące się na całym świecie akty cyberkradzieży. Ma wszelkiego rodzaju środki do egzekwowania wszechobecnych cyberataków i inwigilacji, w tym wykorzystywanie analogowych sygnałów stacji bazowych do uzyskiwania dostępu do telefonów komórkowych w celu kradzieży danych, manipulowania aplikacjami mobilnymi, infiltracji serwerów w chmurze i kradzieży kabli podmorskich. I tak dalej.

Inwigilacja USA jest bezwzględna. Wszyscy mogą być celem jego inwigilacji, czy to rywale, czy sojusznicy, nawet przywódcy krajów sprzymierzonych, tacy jak była kanclerz Niemiec Angela Merkel i kilku prezydentów Francji. Cyberinwigilacja i ataki przeprowadzane przez Stany Zjednoczone, takie jak „Prism”, „Dirtbox”, „Irritant Horn” i „Telescreen Operation”, są dowodem na to, że Stany Zjednoczone ściśle monitorują swoich sojuszników i partnerów. Takie podsłuchiwanie sojuszników i partnerów już wywołało ogólnoświatowe oburzenie. Julian Assange, założyciel Wikileaks, strony internetowej, która ujawniła amerykańskie programy inwigilacyjne, powiedział, że „nie oczekuj, że globalne supermocarstwo inwigilacyjne będzie działać z honorem i szacunkiem. Jest tylko jedna zasada: nie ma żadnych zasad”.

V. Hegemonia kulturowa – szerzenie fałszywych narracji

Globalna ekspansja kultury amerykańskiej jest ważną częścią jej strategii zewnętrznej. Stany Zjednoczone często wykorzystywały narzędzia kulturowe do wzmocnienia i utrzymania swojej hegemonii na świecie.

◆ Stany Zjednoczone osadzają amerykańskie wartości w swoich produktach, takich jak filmy. Amerykańskie wartości i styl życia są produktem powiązanym z filmami i programami telewizyjnymi, publikacjami, treściami medialnymi i programami finansowanych przez rząd instytucji kulturalnych non-profit. W ten sposób kształtuje przestrzeń kulturową i opinii publicznej, w której kultura amerykańska króluje i utrzymuje kulturową hegemonię. W swoim artykule The Americanization of the World (Amerykanizacja świata) amerykański uczony John Yemma ujawnił prawdziwą broń amerykańskiej ekspansji kulturowej: Hollywood, fabryki projektowania wizerunku na Madison Avenue oraz linie produkcyjne Mattel Company i Coca-Coli.

Istnieją różne pojazdy, których Stany Zjednoczone używają, aby zachować swoją kulturową hegemonię. Najczęściej używane są filmy amerykańskie; zajmują one obecnie ponad 70 procent udziału w rynku światowym. Stany Zjednoczone umiejętnie wykorzystują swoją różnorodność kulturową, aby przemawiać do różnych grup etnicznych. Kiedy hollywoodzkie filmy opanowują świat, wykrzykują związane z nimi amerykańskie wartości.

◆ Amerykańska hegemonia kulturowa przejawia się nie tylko w „bezpośredniej interwencji”, ale także w „infiltracji mediów” oraz jako „trąbka dla świata”. Zdominowane przez USA zachodnie media odgrywają szczególnie ważną rolę w kształtowaniu globalnej opinii publicznej na korzyść ingerowania USA w wewnętrzne sprawy innych krajów.

Rząd USA surowo cenzuruje wszystkie firmy zajmujące się mediami społecznościowymi i żąda od nich posłuszeństwa. Dyrektor generalny Twittera, Elon Musk, przyznał 27 grudnia 2022 r., że wszystkie platformy mediów społecznościowych współpracują z rządem USA w celu cenzurowania treści, donosi Fox Business Network. Opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych podlega interwencji rządu w celu ograniczenia wszelkich nieprzychylnych wypowiedzi. Google często powoduje znikanie stron.

Departament Obrony USA manipuluje mediami społecznościowymi. W grudniu 2022 roku The Intercept, niezależna amerykańska strona śledcza, ujawniła, że w lipcu 2017 roku urzędnik Centralnego Dowództwa USA Nathaniel Kahler poinstruował zespół ds. polityki publicznej Twittera, aby zwiększyć obecność 52 arabskojęzycznych kont z wysłanej przez niego listy, z których sześć miało być traktowanych priorytetowo. Jedno z nich poświęcone było uzasadnianiu amerykańskich ataków dronów w Jemenie, m.in. poprzez twierdzenie, że ataki były precyzyjne i zabijały tylko terrorystów, a nie cywilów. Zgodnie z dyrektywą Kahlera, Twitter umieścił te arabskojęzyczne konta na “białej liście”, aby wzmocnić pewne wiadomości.

◆ Stany Zjednoczone stosują podwójne standardy w zakresie wolności prasy. Brutalnie tłumi i ucisza media innych krajów za pomocą różnych środków. Stany Zjednoczone i Europa zakazują wstępu do swoich krajów rosyjskim mediom głównego nurtu, takim jak Russia Today czy Sputnik. Platformy takie jak Twitter, Facebook i YouTube otwarcie ograniczają oficjalne konta Rosji. Netflix, Apple i Google usunęły rosyjskie kanały i aplikacje ze swoich usług i sklepów z aplikacjami. Na treści związane z Rosją nakładana jest bezprecedensowa drakońska cenzura.

◆ Stany Zjednoczone nadużywają swojej hegemonii kulturowej, aby zaszczepić “pokojową ewolucję” w krajach socjalistycznych. Zakłada media informacyjne i kulturalne skierowane do krajów socjalistycznych. Przeznacza ogromne ilości funduszy publicznych na sieci radiowe i telewizyjne, aby wesprzeć ich ideologiczną infiltrację, a te ustniki bombardują kraje socjalistyczne w dziesiątkach języków podżegającą propagandą dzień i noc.

Stany Zjednoczone używają dezinformacji jako włóczni do atakowania innych krajów i zbudowały wokół niej łańcuch przemysłowy: istnieją grupy i jednostki wymyślające historie i rozpowszechniające je na całym świecie w celu wprowadzenia w błąd opinii publicznej przy wsparciu niemal nieograniczonych środków finansowych.

Wniosek

Podczas gdy sprawiedliwa sprawa zdobywa szerokie poparcie dla swoich przywódców, niesprawiedliwa skazuje swojego prześladowcę na bycie wyrzutkiem. Praktyki hegemonii, dominacji i zastraszania, polegające na używaniu siły do zastraszania słabych, odbieraniu innym siłą i podstępem oraz graniu w gry o sumie zerowej, wyrządzają poważne szkody. Historyczne trendy pokoju, rozwoju, współpracy i wzajemnych korzyści są nie do zatrzymania. Stany Zjednoczone obalają prawdę swoją potęgą i depczą sprawiedliwość, aby służyć własnym interesom. Te jednostronne, egoistyczne i regresywne praktyki hegemoniczne przyciągają rosnącą, intensywną krytykę i sprzeciw społeczności międzynarodowej.

Kraje muszą szanować się nawzajem i traktować jak równych sobie. Duże kraje powinny zachowywać się w sposób odpowiadający ich statusowi i przejąć inicjatywę w realizacji nowego modelu stosunków między państwami, opartego na dialogu i partnerstwie, a nie konfrontacji czy sojuszu. Chiny sprzeciwiają się wszelkim formom hegemonizmu i polityki siły oraz odrzucają ingerencję w wewnętrzne sprawy innych krajów. Stany Zjednoczone muszą dokonać poważnego rachunku sumienia. Muszą krytycznie przeanalizować to, co zrobiły, porzucić swoją arogancję i uprzedzenia oraz zrezygnować z praktyk hegemonii, dominacji i zastraszania.

Centralne Centrum ciągle czujnie czuwa. Tymczasem: „Liczmy na najlepsze, gotujmy się na najgorsze”. Si vis pacem, para bellum.

Centralne Centrum ciągle czuwa. Tymczasem: „Liczmy na najlepsze, gotujmy się na najgorsze”.

Si vis pacem, para bellum

27/02/2023 https://adarma.pl/2023/02/27/liczymy-na-najlepsze-gotujemy-sie-na-najgorsze

Według wszelkich analiz tworzonych w III RP, również tych niepublikowanych, coraz gorszą gotowość Wojska Polskiego, coraz gorszy stan sprzętu wojskowego, czy coraz mniejszą ilość przeszkolonych rezerwistów, okraszano zdaniem o „pewności wcześniejszej wiedzy o wojnie”.

We wszystkich rozgrywanych założeniach czy analizowanych potencjalnych konfliktach z Rosją, urzędy centralne RP zakładały, że mają, w zależności od scenariusza, od 6 do 12 miesięcy na przygotowanie się na czas wojny ze względu na rzekomą niemożliwość osiągnięcia strategicznego zaskoczenia przy współczesnych źródłach rozpoznania technicznego.

Pomijało to czynnik ludzki i usypiało sumienia w obliczu wielkich problemów z możliwością militaryzacji gospodarki, rozwinięcia armii czy uzupełnienia braków sprzętowych. W pewnym sensie te scenariusze są prawdziwe. Cytując księdza Skargę możemy powiedzieć, że Bóg nas najpierw ostrzegł karząc państwo sąsiednie biczem wojny, dając w ten sposób nam ostrzeżenie i szansę na naprawę moralną.

Jednak od 2014 roku do 2022 gotowość wojsk operacyjnych RP nie podniosła się, a obniżyła. Powstały oczywiście Wojska Obrony Terytorialnej, wyjęte spod dowództwa Szefa Sztabu Generalnego i umiejscowione bezpośrednio pod politycznym ministrem obrony narodowej. WOT powstał jako zbiór niezależnych kompanii, bez zdolności przeciwpancernych, przyjmowania wsparcia, zdolności logistycznych czy transportowych. Oceniając ze schematów organizacji i metody wyposażenia, są to typowe wojska wewnętrzne.

Rok temu wybuchł konflikt, już pełno-skalowy, na Ukrainie. Z nawałami artyleryjskimi na poziomie I wojny światowej, setkami sztuk zniszczonego sprzętu pancernego i stratami krwawymi w niektórych momentach przekraczającymi poziomy strat aliantów np. w Ardenach lub Kampanii Włoskiej.

W związku z tym wydaje się, że w zgodzie z założeniami doktrynalnymi, rok temu powinna się rozpocząć mobilizacja i rozwijanie jednostek wojskowych w etatach wojennych, uzupełnienie sprzętu, zgrywanie Wielkich Jednostek na poligonach i nie tylko. Powinna też nastąpić militaryzacja gospodarki czy w końcu ostatnie, ale znaczące, przygotowanie inżynieryjne terenu do obrony państwa.

Jeśli spojrzymy na ostatni rok, zmieniono przepisy dotyczące mobilizacji, wprowadzając tym chaos do dawnych WKU, a dziś już Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji (Centralne Centrum – kto im te nazwy wymyśla?!). Ogłoszono stworzenie dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, nie usuwając ani ze służby zawodowej, ani z DZSW, ani ze służby w WOT podstawowej wady dyscyplinarnej i techniczno-praktycznej. W Polsce każda z tych trzech form służby może się skończyć na żądanie żołnierza czy oficera w praktycznie dowolnym przez niego wybranym momencie. Jest to wynalazek nieznany cywilizowanemu czy barbarzyńskiemu światu, gdyż od czasów Cezara, przez najemników włoskich XVI wieku, po armie Jihadu XVIII wieku w państwie Osmanów, a dziś czy to w Rosji, czy USA, czy Francji czy Wielkiej Brytanii, żołnierz zaciąga się na określony czas kontraktu, którego on skrócić nie może.

Ten fundamentalny problem, dużo prostszy do naprawienia niż braki kadrowe wynikające z braku zasadniczej służby wojskowej, również nie został rozwiązany. Uniemożliwia to jakiekolwiek sensowne szkolenie rekrutów, ponieważ ciśnięci o ilość oficerowie nie mogą wprowadzić wojskowej dyscypliny w pododdziałach z obawy o możliwość odejścia w każdym momencie ochotnika z WOT lub dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej.

Co prawda zwiększono produkcję niektórych rodzajów sprzętu wojskowego, jednak w związku z radosnym wydawaniem za darmo sprzętu z pododdziałów WP na Ukrainę, ilość sprzętu się zmniejszyła, a nie zwiększyła. Również jego jakość nie wzrosła, bo oddajemy zgodnie z sarmacką zasadą (błędną): „zastaw się, a postaw się” to, co mamy najlepszego.

Zgodnie z dumnie ogłoszonymi przez ministra Błaszczaka informacjami, rozpoczęliśmy już tworzenie zapór przeciwczołgowych na granicy z Białorusią i Rosją. Czyli nikt nie może powiedzieć, że ryzyka wojny nie ma, wręcz przeciwnie – z każdym miesiącem jest coraz większe. Nie ma mobilizacji, nie ma militaryzacji gospodarki, nie ma zgrywania Wielkich Jednostek. Państwo systemowo nie jest przygotowane na wojnę, pomimo wszelkich znaków, które zwiększają jej prawdopodobieństwo.

A co ze społeczeństwem?

Obrona Cywilna nie funkcjonuje. Spora część urzędników i oficerów otwarcie mówi, że w razie wojny będzie uciekała na zachód. Nie są zwiększane zapasy żywności i lekarstw, nie są odnawiane schrony czy intensywnie przygotowywana Obrona Cywilna. Rosjanie 5 lat przed rozpoczęciem przez siebie wojny stworzyli schrony na miliony ludzi, nie licząc schronów zachowanych i modernizowanych od czasów ZSRR. W Rosji kilka lat temu, już po rozpoczęciu konfliktu w 2014 na Ukrainie, poszerzono dostęp do broni dla obywateli i zreorganizowano wojska wewnętrzne.

Białoruś w tym samym czasie stworzyła wojska obrony terytorialnej, które, co ciekawe, początkowo były zbudowane z założeniem obrony przed Federacją Rosyjską, nie zaś w celu obrony przed Polską czy państwami NATO. Broń na Białorusi, według ostatnich doniesień, ma być szeroko dostępna w razie konfliktu dla powszechnej obrony w postaci skrzyżowania samoobrony ludności z wojskami wewnętrznymi. Broń ta ma być przechowywana w magazynach rozśrodkowanych na terenie państwa, aby ludność zmobilizowana w powszechną milicję miała zdolność do samoobrony.

Minimalne poszerzenie dostępu do broni w Rosji, czy stworzenie kontrolowanych przez państwo magazynów, z których ewentualnie zostanie wydana broń społeczeństwu, nie jest oczywiście postulatem Fundacji Ad Arma. Jednak mowa tu o państwach, które zawsze były mniej wolne od Polski i które są stworzone na podstawie aksjomatu pełnej kontroli państwa nad społeczeństwem. Nasze państwo zaś, chociaż teoretycznie aksjomat ma odwrotny, to nawet na tyle nie jest w stanie się odważyć. Stąd mamy ten ostatni fragment braku gotowości państwa na wojnę: od braku przygotowania instytucji państwowych, przez brak przygotowania gospodarki i obrony cywilnej, po brak uwolnienia dostępu do broni, która, co wciąż musimy powtarzać; nie ma służyć do walki z napastnikiem, a do umożliwienia przeżycia społeczeństwu, gdyż zagrożenie dla zwykłego Polaka nie będzie największe ze strony rosyjskiego żołnierza, a polskiego bandyty, rosyjskiego dezertera, czy band tworzących się w czasach niepokoju.

Dlatego zawsze podkreślamy, że powszechny dostęp do broni nie jest częścią przygotowania państwa do wojny, a de facto częścią obrony cywilnej i sposobem na zmniejszenie łatwości, z jaką można gnębić społeczeństwo.

Napis na ścianie jest już prawie ukończony (mane, tekel, fares), a u nas orkiestra gra jak na Titanicu.

Mamy pełną świadomość, że wojny może nie być. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby jej nie było. Natomiast generalnie nie zależy to od nas i choć należy liczyć na najlepsze, to przygotować się należy na najgorsze. Zwłaszcza jeśli chodzi o przetrwanie społeczeństwa czy narodu.

Zmarła Lidia Marks – Boki. Kresowianka z dziada pradziada, obrończyni pamięci ofiar ukraińskiego ludobójstwa. APEL.

Zmarła Lidia Marks – Boki. Kresowianka z dziada pradziada, obrończyni pamięci ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

Jacek Boki

Obraz Matki Boskiej Buszczeckiej – Buszcze, powiat Brzeżany, województwo Tarnopolskie.

=================================================

Dziś rano po długiej i bardzo ciężkiej chorobie zmarła moja Najukochańsza małżonka Lidia Marks – Boki. Kresowianka z dziada pradziada, której mama, siostry i rodzice, przeżyli ukraińskie ludobójstwo w miejscowości Buszcze, powiat Brzeżany, województwo Tarnopolskie. Moja Lideczka wraz ze mną od 2013 roku prowadziła bezkompromisowa działalność na rzecz godnego upamiętnienia, polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa.

To jej zaangażowanie i niezłomna determinacja, doprowadziły w 2018 roku, do nadania jednemu z rond w Elblągu, imienia Obrońców Birczy.

Ostatnim aktem jej heroicznych zmagań, zachowania pamięci setek tysięcy Polaków, bestialsko wymordowanych na Kresach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, i godne upamiętnienie Ich ofiary złożonej na ołtarzu Ojczyzny, był jej Apel, napisany ostatkiem sil, niespełna miesiąc temu do radnych, rady miejskiej w Elblągu, o uhonorowanie naszych rodaków z Wołynia i Małopolski Wschodniej, w 80 rocznice Krwawej Niedzieli na Wołyniu 11 lipca1943 roku. 

Pogrzeb odbędzie się w sobotę 4 marca. Msza święta odbędzie się w Kościele Garnizonowym, przy ulicy Beniowskiego o godz. 10 rano, po czym ceremonia pogrzebowa na Cmentarzu Dębica w Elblągu o godz. 11 rano (Nowa Kaplica)

Jacek Boki

https://m.facebook.com/story

=====================================

Apel o godne upamiętnienie polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, w 80 rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu

 

Dzisiaj w czwartek 23 lutego, o godzinie 13ej, złożyliśmy w Biurze Rady Miejskiej w Elblągu nasz Apel/Petycję o godne upamiętnienie polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa w 80 rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu, która przypadnie 11 lipca br,, wraz z około czterystoma podpisami mieszkańców naszego miasta, oraz podpisami najbardziej znanych działaczy kresowych w Polsce, a także stowarzyszeń kresowych i upamiętniających polskie ofiary, niemieckich obozów zagłady, jak również działaczy społeczno – politycznych. Nasz Apel/Petycję, podpisała również jedna Ukrainka, mieszkanka Elbląga, której rodziców na ziemie ówczesnego województwa olsztyńskiego przywieziono z Bieszczad w ramach Operacji Wisła, choć ona sama urodziła się już tutaj. 

 

 Na zdjęciu od lewej: Pan Andrzej Skrobun, syn szeregowego żołnierza Wojska Polskiego walczącego z bandami UPA w 1947 roku, w obronie Birczy, Leska, Baligrodu i innych Podkarpackich miejscowości, przed ludobójczym terrorem ukraińskich szowinistów. W środku Pani Janina ILKO, i z lewej autor z treścią naszego Apelu/Petycji.

 

 

 Pan Jacek Zbrzeźny z elbląskiej Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna i autor

 

 

 Przed Biurem Rady Miejskiej, Pan Jacek Zbrzeźny z elbląskiej Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna i Pani Janina ILKO

Zapytana przeze mnie, dlaczego chce złożyć swój podpis pod naszą petycją, skoro cel naszego wniosku, jest daleko odmienny od jej interesu narodowego, odpowiedziała mi wówczas bez chwili wahania, że to co banderowcy zrobili Polakom na Kresach to, jak stwierdziła było… zwykłe ,,skurwysyństwo”, z którym ona osobiście, absolutnie się nie identyfikuje i nie chce mieć z tym nic wspólnego, i dlatego właśnie chce złożyć swój podpis pod naszym wnioskiem. Oraz, że jest to jej osobista decyzja, powodowana jej własnymi przekonaniami, dotyczącymi tego tematu i nikomu nic do tego. Po złożeniu pod naszą petycją swojego podpisu, podaliśmy sobie ręce, składając obopólne życzenia wszystkiego co najlepsze, jak też dla naszych najbliższych, po czym, po uściśnięciu sobie dłoni, rozstaliśmy się w przyjaźni.

 

Nie wiemy, czy nasz Apel/ Petycja zostanie przez obecnych włodarzy Elbląga w ogóle rozpatrzony i zaakceptowany do realizacji, czy może odrzucony już na samym wstępie, jednak podjęliśmy tą kolejną walkę o pamięć naszych rodaków, bestialsko wymordowanych przez ukraińskich szowinistów z OUN – UPA i SS Galizien na Wołyniu i Kresach Południowo – Wschodnich, orazi obecnych ziemiach południowo – wschodniej Polski w latach 1943 – 1951. W przeciwieństwie jednak do innych osób, mieniących się patriotami, my przynajmniej spróbowaliśmy ją podjąć i stoczyć ten nierówny bój, o wciąż niewygodną dla obecnych władz, wszystkich szczebli w naszym kraju prawdę, podczas gdy inni, boją się o czymś podobnym nawet pomyśleć, by nie narazić się tym samym na określenie bycia ruskimi onucami, czy innymi równie ,,mądrymi” epitetami, przez ludzi, którzy nie mając żadnych argumentów w tej kwestii, zaczynają i kończą wszelkie dyskusje na ten temat, takim właśnie przymiotnikiem – ruska onuca lub podobnym, w zbliżonym zresztą ,,guście”.

P.S.

 Autorką naszego Apelu/Petycji jest moja żona Lidia, ciężko chora na raka. Ja napisałem tylko ostatni akapit tego opracowania. Moja żona tekst naszego apelu, napisała prawie miesiąc temu, ostatkiem swoich, coraz mniejszych już sił, gdy wielu innym, ludziom zdrowym, nie chciało się pod naszą petycją, złożyć, nie tylko nawet swego podpisu, ale także pewne środowiska, mieniące się być patriotycznymi, po wcześniejszych deklaracjach, odmówiły nam swej pomocy w zbiórce podpisów, dotyczącej tej inicjatywy, ale jeszcze rozpoczęły na nas nagonkę, połączoną z zawoalowanymi groźbami. My jednak, nie będziemy się już więcej oglądać na nikogo, tylko dalej będziemy robić swoje.

***

Apel o godne upamiętnienie polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, w 80 rocznicę Krwawej Niedzieli na Wołyniu

Zbliża się 80 rocznica Krwawej Niedzieli na Wołyniu, czyli kulminacji ukraińskiego ludobójstwa. Obowiązkiem Nas – Polaków jest godne upamiętnienie setek tysięcy naszych rodaków, wymordowanych bestialsko na Kresach Rzeczypospolitej, tylko dlatego, że byli Polakami, przez ukraińskich szowinistów z OUN – UPA i SS Galizien.  Do dnia dzisiejszego ich szczątki walają się po polach, lasach i przydrożnych rowach, całej obecnej zachodniej Ukrainy. Władze tego kraju, będące rzekomo przyjacielskie wobec naszego państwa, nie pozwalają na ich poszukiwania, ekshumację i godny, chrześcijański pochówek. Jest to ewenementem w skali całego świata, by rząd cywilizowanego państwa, odmawiał ekshumacji i godnego pochowania ofiar najbardziej bestialskiego ludobójstwa w dziejach świata.

Dlatego zwracamy się do prezydenta i radnych rady miejskiej w Elblągu w ten szczególny dla wszystkich Polaków czas, o przychylenie się do naszej petycji, popartej setkami podpisów mieszkańców naszego miasta, i nadanie nazwy Ofiar Wołynia, dla ronda u zbiegu ulic Królewieckiej i Kościuszki, naprzeciw Szpitala Wojewódzkiego. Jest to miejsce najbardziej reprezentacyjne dla godnego upamiętnienia tych setek tysięcy rodaków, którzy oddali swe życie, abyśmy my mogli nadal żyć i trwać, jako Polacy.


Jednocześnie pragniemy nadmienić, że nazwa ronda Ofiar Wołynia w pełni wpisuje się w przyjęty zwyczaj, aby elbląskie ronda upamiętniały wydarzenia historyczne naszego Państwa takie jak: Bitwa pod Grunwaldem, Bitwa Warszawska, Żołnierze Wyklęci, czy Rondo Obrońców Birczy.


Jednocześnie prosimy by, nie podważać naszej petycji, powołując się na trwającą za naszą wschodnią granicą wojną, jako coś co, rzekomo z góry, dyskwalifikuje takie inicjatywy, ze względu na naszą solidarność z Ukrainą w tym czasie. Pragniemy przypomnieć, że tocząca się wojna, nie jest naszą wojną. Angażowanie się w ten konflikt sprowadza na nas zagrożenie dla naszego dalszego bytu – narodowego, państwowego i biologicznego. 

 

Równocześnie argument powoływania się na solidarność z władzami Ukrainy, nie wytrzymuje krytyki w obliczu kolejnej zniewagi rzuconej nam Polakom, mieszkańcom Elbląga, przez ,,partnerskie’’ wobec naszego miasta władze Tarnopola. 5 marca 2021 roku władze tego miasta nadały stadionowi miejskiemu w Tarnopolu, imię zwyrodniałego mordercy naszych rodaków z Wołynia i Małopolski Wschodniej, dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Minęły prawie dwa lata od tamtego momentu i historia się powtórzyła. Włodarze tego, ponoć partnerskiego wobec Elbląga miasta na Ukrainie, 21 grudnia 2022 roku, podjęły jednomyślną decyzję o wzniesieniu pomnika temu zbrodniarzowi w centrum Tarnopola.

Jak widać sprawa kolejnego uhonorowania tego ludobójcy była dla włodarzy Tarnopola, kwestią nie cierpiącą zwłoki. Na ten cel, nie tylko bezproblemowo znalazły się środki finansowe, ale zobowiązano władze miasta do przedstawienia projektu całego monumentu w ciągu trzech miesięcy, od przyjęcia uchwały i jak najszybszego postawienia okazałego pomnika dowódcy UPA, naprzeciw budynku rady obwodowej Tarnopola, czyli dokładnie w tym samym miejscu, w którym stoi pomnik Stepana Bandery.

Wynika z tego, że dla partnerskich wobec Elbląga władz Tarnopola trwająca na Ukrainie wojna, nie tylko nie stanowi dla takiej inwestycji żadnego problemu, ale pokazuje jednocześnie, zupełny brak szacunku i wdzięczności dla polskiej solidarności z Ukrainą i pomocy udzielanej im kosztem całego naszego społeczeństwa. Tylko z podatków mieszkańców Elbląga wyasygnowano na pomoc dla Tarnopola ponad 7 milionów złotych. W ramach swoiście rozumianego przez nich podziękowania przeprowadzają 1 stycznia br. również na całej Ukrainie, i to pomimo trwającej wojny, huczne, uroczyste obchody 114 rocznicy urodzin innego kolaboranta Hitlera i mordercy Polaków – Stepana Bandery.

Już wcześniej władze Tarnopola podejmowały kuriozalne, kontrowersyjne decyzje ws nazewnictwa ulic, wznoszenia pomników honorujących i gloryfikujących największych ludobójców w historii ludzkości. To ostatnie posunięcie władz Tarnopola wskazuje niewątpliwie na kontynuację idei ludzi, których zbrodnie pochłonęły życie setek tysięcy Polaków, a poziom wynaturzenia człowieczeństwa przekroczył wszelkie możliwe granice.


Przed nami kolejne wrogie akty wobec nas Polaków, a zatem i mieszkańców Elbląga. Dlatego w obliczu takiego zagrożenia, naszym świętym obowiązkiem jest tym bardziej stać niewzruszenie na straży pamięci o naszych kresowych bohaterach, których imię tak wielu chce dziś zmarginalizować, rozmyć, wymazać z historii, by pokryła je na zawsze patyna zapomnienia. Na to pozwolić, nigdy nie możemy.

Z poważaniem

Lidia i Jacek Boki

 =======================================

Pod naszym apelem podpisali się także:

Pan Witold Listowski – Prezes Patriotycznego Związku Kresowian i Organizacji Kombatanckich – Kędzierzyn Koźle

Pan Jacek Zbrzeźny – Konfederacja Korony Polskiej – Elbląg

Pan Stanisław Krajczewski – Prezes Stowarzyszenia Toruńska Pamięć Kresowa

Pan dr hab. Włodzimierz Osadczy – profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Prezes Instytutu Pamięci i Dziedzictwa Kresowego.

 

Pan dr hab. Andrzej Zapałowski – profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego i Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Przemyślu 

 

Pani doktor Lucyna Kulińska – profesor wydziału humanistycznego Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie

 

Pan Antoni Dąbrowski – Ocalony z ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej

Pan Krzysztof Adamek – Prezes Stowarzyszenia Obrońców Polskich Ofiar Niemieckich Obozów Zgłady

 

Stowarzyszenie Kresy Wschodnie Dziedzictwo i Pamięć w Dębnie

 

 Ruch Społeczny Porozumienie Pokoleń Kresowych – Andrzej Łukawski



Janusz Bernach – Prezes Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu z siedzibą w Zamościu

 

Piotr Żurek – Wrocławski działacz społeczno – polityczny

Elbląg – 23 Luty 2023 r.

Naszą inicjatywę wsparł portal kresy.pl

ELBLĄG: DZIAŁACZE KRESOWI APELUJĄ O UPAMIĘTNIENIE POLSKICH OFIAR UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA I RONDO OFIAR WOŁYNIA

https://kresy.pl/wydarzenia/elblag-dzialacze-kresowi-apeluja-o-upamietnienie-polskich-ofiar-ukrainskiego-ludobojstwa-i-rondo-ofiar-wolynia/

 

A także portale:

Stowarzyszenie Kresowian Kędzierzyn – Koźle 

http://kresykedzierzynkozle.pl/2023/apel-o-godne-upamietnienie-polskich-ofiar-ukrainskiego-ludobojstwa-w-80-rocznice-krwawej-niedzieli-na-wolyniu/

Wolne Media

 

https://wolnemedia.net/kategoria/linki/

 

Polska Wolna Od Cenzury

 

https://moto.media.pl/apel-o-godne-upamietnienie-polskich-ofiar-ukrainskiego-ludobojstwa-w-80-rocznice-krwawej-niedzieli-na-wolyniu/