Gdzie Ukraina się pali, a gdzie opala…

Gdzie Ukraina się pali, a gdzie opala…

21-06-2023 Tadeusz Porębski gdzie-ukraina-sie-pali-a-gdzie-opala


Powiadają, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To prawda, ale prawdą też jest, że punkt widzenia może zmieniać się wraz ze zdobywaniem doświadczeń życiowych. Na przykład moje stanowisko w sprawie przyjmowania przez państwo polskie obywateli Ukrainy w związku z toczącą się tam wojną z Rosją było w 100 proc. na tak [idiota? Czy pijany?? MD] , ale ostatnio spadło do 50 proc., choć nadal jest na tak. Co jest tego powodem? Moja niedawna wizyta w Hiszpanii.

W samolocie lecącym do Alicante zastanawiałem się, czy oby rzeczywiście wystartowaliśmy z Warszawy, a nie z Kijowa. Mniej więcej dwie trzecie miejsc zajmowali Ukraińcy. Alicante to raczej destynacja turystyczna, nie należąca do najtańszych, ceny miejsc w hotelach, pensjonatach i mieszkaniach pod wynajem na liczącym 244 km wybrzeżu i plaży Costa Blanca są wyśrubowane, szczególnie w sezonie letnim. Nie należymy z żoną do biedaków, żyjemy na niezłym poziomie, ale gdyby nie nasza córka, która jest właścicielką apartamentu na Costa Blanca i dodatkowo sfinansowała nam bilety lotnicze, nie moglibyśmy sobie pozwolić na spędzenie dwóch tygodni w tak eksponowanym miejscu – do tego w szczycie sezonu.

Nie, żebym komukolwiek czegokolwiek zazdrościł, ale Polska otworzyła się na Ukraińców jak żaden inny kraj w UE, dając im pieniądze, bezpłatną służbę zdrowia poza kolejnością i wiele innych przywilejów, a okazuje się, że obywatele Ukrainy, rezydujący w naszym kraju, mają się finansowo lepiej niż wielu Polaków. Jestem z natury obserwatorem i nabrałem przeczucia graniczącego z pewnością, że ludzie w samolocie do Alicante z pewnością nie zaliczali się do grona bajecznie bogatych ukraińskich oligarchów, bądź ich bliskich rodzin.

Oligarchów zobaczyłem dopiero w Benidorm, gdzie mieszkaliśmy. Jest to jeden z największych i najpopularniejszych kurortów morskich w Hiszpanii, znany dzięki wspaniałym plażom oraz klubom nocnym. Część luksusowych limuzyn posiadała ukraińskie tablice, a najtańsza fura to porsche carrera. Większość Ukraińców jeździła jednak autami z wypożyczalni (mają specjalne oznakowania) i nie były to bynajmniej egzemplarze pierwsze lepsze z brzegu. W urodzinach ukraińskiego dziesięciolatka, wyprawianych w najbardziej luksusowej knajpie tuż przy plaży, biesiadowało kilkanaście osób – kobiet o upierścienionych dłoniach oraz młodych byczków obwieszonych złotymi łańcuchami ze złotymi roleksami na przegubach rąk. Był klaun, specjalne czarne stroje, a stół uginał się pod wyszukanymi potrawami i francuskimi szampanami. Przechodzący obok Hiszpanie i zachodni turyści z ciekawością patrzyli na ten spektakl dla bogaczy i zapewne nie mogli pojąć jak to jest – tam niby krwawa wojna, cały świat pomaga, śląc na Ukrainę kolejne setki miliardów dolarów, a tu ukraińskie byczki, zamiast bić się na froncie w Bachmucie, grzeją tyłki w hiszpańskim słońcu, zajadając ostrygi i homary popijając je francuskim szampanem.

Miałem ochotę podejść do nich i zapytać: „A wy co? Czemu nie jesteście na froncie? Przecież jest pełna mobilizacja i żaden mężczyzna w wieku poborowym nie ma prawa opuścić Ukrainy. Nie wyglądacie na chorych czy kontuzjowanych, a wręcz przeciwnie, więc w jaki sposób opuściliście ojczyznę, która została zaatakowana przez agresora”? Odpuściłem, bo nie marzyło mi się być znokautowanym.

Jednak nie sposób przejść spokojnie obok tego zjawiska. Prezydent Wołodymyr Ołeksandrowycz Zełenski od ponad roku jeździ na żebry do różnych zakątków świata i non stop apeluje o międzynarodową pomoc, ale wydaje się przymykać oczy na dezercję tysięcy Ukraińców w wieku poborowym, rozsianych po całej Europie i spokojnie patrzących jak ich mniej ustosunkowani i mniej zamożni rodacy wykrwawiają się na froncie. Wydaje się przymykać oczy na miliardy euro nielegalnie wywożone za granicę przez ukraińskich „biznesmenów”.

Ostatnio rozmawiałem z pewnym kolegą, który ma kontakty z warszawskim półświatkiem. Opowiedziałem mu, co widziałem, a on na to: „Tadziu, o czym ty mówisz? W ubiegłym tygodniu przyjechał Ukrainiec z bagażnikiem pełnym pieniędzy. Miał tam 50 milionów euro, same pięćsetki spakowane w „cegły” i okręcone w celofan. W życiu nie widziałem takiej kasy!”.

Za dawnych dobrych czasów uchylanie się od służby wojskowej w czasie wojny było karane bezwzględnym więzieniem. Przypomnę, że w czasie wojny wietnamskiej, w której to USA były agresorem, odmowę pójścia do wojska surowo karano i nie było obywateli uprzywilejowanych. Nawet tak kultowa postać jak Muhammad Ali (Cassius Clay), ambasador światowego boksu i mistrz świata, nie mógł liczyć na bezkarność. Ali inspirował Woody’ego Allena, Normana Mailera i wiele gwiazd muzyki pop, a sam wielki Miles Davis poświęcił mu jeden ze swoich utworów. Kiedy mistrz świata podarł kartę mobilizacyjną i odmówił wcielenia do armii, został pozbawiony mistrzowskiego tytułu, stracił paszport i został skazany na areszt domowy. Dzisiaj, mimo prowadzonej wojny obronnej i narodowej mobilizacji, byle ukraiński chłystek mający pieniądze, bądź układy może z łatwością uchylić się od służby wojskowej, nie trafić na front i wylegiwać się w ciepłych krajach.

Myślę, że polski rząd powinien podjąć pewne kroki, byśmy nie stali się dojną krową. Pomoc dla uchodźców z Ukrainy zdecydowanie tak, ale nie dla wszystkich. Musi być weryfikacja, podobnie jak winno być z programami socjalnymi typu 500+ czy dodatkowymi emeryturami. Tego typu świadczenia nie mogą obejmować wszystkich, powinny być kierowane wyłącznie dla osób i rodzin niezamożnych, które legitymują się skromnymi dochodami na pułapie określonym w ustawie. Jest czymś oczywistym, że ukraińskie kobiety i dzieci, starcy oraz osoby kontuzjowane i niepełnosprawne otrzymują pełny pakiet pomocy. To nasz obowiązek wobec walczącego na śmierć i życie sąsiada. Ale tysiące ukraińskich mężczyzn w wieku poborowym, rezydujących w Polsce, powinny być wzywane do urzędu w celu wyjaśnienia, w jaki sposób ludzie ci uniknęli mobilizacji i czemu nie walczą na froncie w obronie ojczyzny. Uważam, że wszystkim tym, którzy nie podadzą wiarygodnego powodu (ciężka kontuzja, konieczność specjalistycznego leczenia w sytuacji zagrożenia życia, opieka nad dziećmi, które są bez matki) powinno odbierać się prawo pobytu w Polsce. Ich miejsce jest dzisiaj w ojczyźnie, którą systematycznie rujnuje najeźdźca, a nie u nas, czy na zalanej słońcem plaży w Benidorm.

Ukraińcy przebywający w Polsce wygrali los na loterii, bo żaden inny kraj w UE nie otoczył ich tak troskliwą opieką, jak polski rząd. Rodzina 500+ to jedna z najpopularniejszych form pomocy finansowej. Mogą ją otrzymać obywatele Ukrainy lub małżonkowie z Ukrainy, którzy mają co najmniej jedno dziecko w wieku poniżej 18 lat. Dalej, jednorazowa pomoc finansowa w wysokości 300 zł udzielana jest każdemu Ukraińcowi, który po raz pierwszy przekroczył granicę z Polską począwszy od 24 lutego. Karta Dużej Rodziny to pomoc finansowa, która wspiera rodziny wielodzietne. Za pomocą tego programu można uzyskać zniżki w sklepach, na bilety kolejowe i w restauracjach. Program 400+ pomaga rodzicom, których dzieci przebywają w żłobku. Maksymalna wysokość tej pomocy to 400 zł miesięcznie. Rodzinny Kapitał Opiekuńczy (RKO) to pomoc przeznaczona dla małych dzieci w wieku od 1 do 3 lat, dopłaty wynoszą od 500 do 1000 zł miesięcznie. Do tego dochodzą bezpłatny dostęp do służby zdrowia i własny PESEL, choć nie jest się obywatelem polskim. To naprawdę dużo.

Na koniec kilka słów o Hiszpanii i samym kurorcie morskim Benidorm na Costa Blanca, oddalonym o około 40 km od Alicante. Zadbane i bezpieczne miasto zlokalizowane między południowymi zboczami gór Sierra Cortina i Puig Campana a wybrzeżem Morza Śródziemnego, co daje wspaniały mikroklimat. Kapitalne plaże, liczące łącznie 5 km długości (Playa de Poniente, Playa de Levante i Playa de Mal Pas), uzupełniają trzy parki rozrywki Terra Mítica, Aqualandia i Mundomar. Na plażach hiszpańskich, w odróżnieniu od polskich nad Bałtykiem, panuje wzorowy porządek, a za nieprzestrzeganie przepisów nakładane są wysokie kary pieniężne. Nie ma grodzenia się, nie ma palenia tytoniu, nie ma słuchania głośnej muzyki. Ceny w hiszpańskich restauracjach, w odróżnieniu od polskich, dopasowane są do kieszeni przeciętnego konsumenta, dlatego życie towarzyskie toczy się w knajpach i pubach, a nie w domach. Hiszpanie są głośni, ale nie krzykliwi, uprzejmi dla turystów, ale bez przesady, otwarci na obcych, ale nie nachalni. Południowa Hiszpania to wymarzone miejsce do życia.

Lidlu, daj żyć Gietrzwałdowi!

Lidlu, daj żyć Gietrzwałdowi!

Jerzy Szmit

autor: Fratria

Każdego roku w drugą niedzielę września błonia Sanktuarium Matki Bożej Gietrzwałdzkiej wypełniają się dziesiątkami tysięcy pielgrzymów.

Podwyższenie przy ołtarzu wypełniają duchowni, chóry pięknie śpiewają, a pod ołtarzem zasiadają świeccy dygnitarze. Odczytywanie listy obecności z ich nazwiskami i funkcjami trwa kilka minut. U stóp ołtarza rolnicy ustawiają starannie przygotowane dożynkowe wieńce. Nastrój jest podniosły, a w szeroko relacjonowane w prasie uroczystości, wpisują się księża biskupi z Polski i zagranicy, głoszący homilie poruszające najważniejsze tematy z życia religijnego i społecznego.

Wydawałoby się, że dla wszystkich zgromadzonych Gietrzwałd to nienaruszalna bezcenną wartość. Wartość, której nikt w wolnej, niepodległej Polsce nie ośmieli się umniejszyć.

A jednak.

Od kilku lat trwają zabiegi, aby w bezpośrednim sąsiedztwie Sanktuarium powstało wielkie Centrum Dystrybucyjne LIDL-a połączone z instalacją utylizacji sklepowych odpadów. Jeżeli zamiar zostanie zrealizowany to rozmiary centrum, generowany przez nie ruch drogowy i konsekwencje z tego wynikające generalnie i nieodwołanie zmienią Gietrzwałd. Zmienią dziś i dla przyszłych pokoleń.

Dzisiaj Gietrzwałd to idealnie, skomponowana w bożym duchu całość. Dla tych, co w Boga wierzą – to przede wszystkim pamiątka obecności Matki Bożej. Dla patriotów – to miejsce, w którym odżyła idea niepodległości Polski. Dla wrażliwych na piękno przyrody – cudowny warmiński krajobraz zmieniający swoje barwy i kształty w naturalnym rytmie pór roku. Przyrodnicy wskażą niepowtarzalne walory tego miejsca – wszak jest tu Obszar Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęka. Ludzie szukający spokoju i wyciszenia, znajdą naturalne wzgórze otoczone łąkami i lasami, zwieńczone prostym w formie architektonicznej Kościołem wypełnionym bogactwem historycznej treści. Czysta Warmia -nierozerwalna część polskiej spuścizny narodowej.

Część historii Polski

Sanktuarium w Gietrzwałdzie i całe jego bogactwo nie jest własnością tej czy innej struktury czy osoby dzisiaj zarządzającej gminą, powiatem czy innymi jednostkami. Tak jak Wawel, Jasna Góra, Zamek Królewski w Warszawie, gdańskie Stare Miasto. Gietrzwałd jest częścią historii Polski. Wszyscy z niej czerpiemy, wszyscy za nią odpowiadamy i wszyscy mamy prawo do zabierania głosu w jego sprawie.

Zwolennicy Centrum Dystrybucyjnego LIDL Gietrzwałd wyliczają korzyści i bagatelizują zagrożenia. Przekonują, że nie tworzy ono zagrożeń. Przyjrzyjmy się faktom.

Za Gazetą Gietrzwałdzką:

Powierzchnia działki pod inwestycję – 41 ha, powierzchnia zabudowy – 7 ha, powierzchnia utwardzona – 9 ha. Wymiary magazynu 440,25 m długości, 153,32 m szerokości. Wysokość (uwaga!) 24 metry, plus wentylatory. W sumie budowla będzie sięgała wysokości 161 m nad poziom morza. Wieża kościoła sanktuarium sięga 159 m n.p.m. Obiekt będzie absolutnie dominował nad Gietrzwałdem.

Do tego kilkaset tirów, przez siedem dni w tygodniu, jeżdżących zupełnie niedostosowaną do takiego natężenia drogą S 16, dodatkowy ruch aut osobowych dowożących pracowników i interesantów. Szerzej o parametrach technicznych i potencjalnych konsekwencjach centrum LIDLa napisała dr hab. Zdzisława Kobylińska w Gazecie Olsztyńskiej 16 czerwca br.

Jest oczywistością, że tego rodzaju obiekty należy lokować tam, gdzie mają zapewniony łatwy, wygodny i bezpieczny dostęp do węzłów komunikacyjnych, korytarzy drogowych i kolejowych. Tak, aby nie były obciążeniem dla otoczenia. Ta lokalizacja jest tego zaprzeczeniem.

Zwolennicy mówią o zwiększonych wpływach podatkowych. Jednak dochody Gminy należą do wysokich, a w ostatnich latach Gietrzwałd otrzymał dodatkowo poważne wsparcie ze źródeł rządowych. Władze Gminy mówią o zwiększaniu dochodów, a jednocześnie podjęły uchwałę o zwolnieniu tego typu inwestycji z podatku od nieruchomości na okres trzech lat.

Gietrzwałd graniczy z Olsztynem, a kilkuprocentowe bezrobocie nie jest poważnym problemem. Do utworzonych w sąsiednim Olsztynku zakładów pracy pracowników trzeba dowozić, bo ich po prostu brakuje.

Ogromna determinacja władz Gminy Gietrzwałd w dążeniu do utworzenia centrum dystrybucyjnego wywołała wzburzenie części mieszkańców. Podjęto próbę przeprowadzenia referendum w celu odwołania wójta. W zgodną z prawem, demokratyczną procedurę z wielkim zaangażowaniem wkroczyła prokuratura, wysyłając Policję na zbierających podpisy. Ostatecznie do referendum nie doszło. Po kilkakrotnym przeliczaniu podpisów, kilka z nich uznano za nieważne, nie dając szansy na ich uzupełnienie. Mamy zatem kolejny poważny znak zapytania wokół budowy centrum dystrybucyjnego.

Za to Rada Gminy podjęła w maju br. kuriozalną uchwałę, w której upoważniła wójta i przewodniczącego rady do ochrony interesu gminy i wójta w sprawach o naruszenie dobrego imienia gminy i dóbr osobistych wójta. Zapewne chodzi o to, aby Gmina płaciła za adwokatów chroniących wójta.

Czasami budowę Centrum Dystrybucyjnego LIDL-a w Gietrzwałdzie porównuje się do budowy drogi krajowej S 16. Nic bardziej błędnego. Są to dokładnie przeciwstawne sytuacje. Droga S 16 ma powstać w interesie milionów ludzi i dla ochrony zwierząt. W przypadku Gietrzwałdu korzyści odniosą jednostki, a miliony za to zapłacą.

Zdewastowana przestrzeń

Następnym pokoleniom przekażemy zdewastowaną tutaj przestrzeń komunikacyjną, przyrodniczą, krajobrazową, historyczną i duchową. Za kilka lat Gietrzwałd stałby się dodatkiem, jednostką pomocniczą dla LIDL-a.

Powtórzę argument, który jest nadzwyczaj celny: czy można sobie wyobrazić, aby w bezpośrednim sąsiedztwie Lourdes, Fatimy, Gwadelupe, czy któregoś z niemieckich sanktuariów maryjnych powstało działające dzień i noc, w dni powszednie i w święta centrum logistyczne? Co więcej: połączone z miejscem zwózki odpadów ze sklepów LIDLa w Polsce i zagranicy (154 tys. ton rocznie), a następnie ich utylizacji bądź dalszej dystrybucji.

Od swojego zaistnienia objawienia w Gierzwałdzie były i są spychane w cień i umniejszane. Kwestionowany jest ich wymiar tak religijny, jak i historyczny, społeczny i patriotyczny. Może dlatego, że są jedynymi uznanymi przez Kościół Katolicki objawieniami maryjnymi w Polsce?

O wkładzie Gietrzwałdu w odzyskania przez Polskę niepodległości wspaniałą książkę napisał ks. Krzysztof Bielawny. Oparł na historycznych faktach przekaz, w którym Maryja, mówiąc po polsku do gietrzwałdzkich dzieci, wlała nadzieję w serca Polaków („Jeszcze Polska nie zginęła”). A przecież była to najczarniejsza noc zaborów po upadku Powstania Styczniowego i agresywnego antypolskiego kulturkampfu na ziemiach pod panowaniem państwa pruskiego. Polska iskra zapaliła się na Warmii.

Gierzwałd, mimo że przybywa do niego około miliona pielgrzymów, jest na uboczu. Wielu twierdzi, że to jego atut. Spokój, kameralność, cudowna oprawa warmińskiej przyrody tworzą niepowtarzalną przestrzeń duchowego życia. Każdy, kto ma elementarną wrażliwość, spotka ją w gierzwałdzkim kościele, na błoniach, przy kapliczce, przy źródełku, przy stacjach drogi krzyżowej.

Sprawa lokalizacji centrum dystrybucyjnego LIDL w Gietrzwałdzie wywołuje wielkie emocje. Po obu stronach konfliktu padają słowa, oskarżenia i podejrzenia, których nie sposób akceptować. Tak pod adresem władz samorządu gminnego czy powiatowego, jak i duchownych odpowiedzialnych pośrednio i bezpośrednio za funkcjonowanie Sanktuarium. Jednocześnie zwolennicy budowy okopali się na swoich pozycjach, odmawiają dyskusji i widzą u protestujących wyłącznie złe intencje.

Oddzielmy niepotrzebnie wypowiadane słowa od tego, co najważniejsze: chcemy, aby Maryjne Sanktuarium w Gietrzwałdzie mogło dalej w sposób pełny, spokojny i niezakłócony służyć ludziom, naszej Warmii i Polsce. Czy chcemy to stracić? I w imię czego?

Na zakończenie kilka słów do kierownictwa Firmy LIDL: odstąpcie od Gietrzwałdu. Robicie w Polsce gigantyczne interesy, macie ponad 700 dużych sklepów, budujecie nowe. Pokażcie swoim klientom, że szanujecie nasze uczucia, tradycję i religię. Mały gest wielkiej firmy.

TEKST UKAZAŁ SIĘ TEŻ NA STRONIE OPINIE OLSZTYN

https://wpolityce.pl/polityka/651936-lidlu-daj-zyc-gietrzwaldowi

VS #21452

Niemcy juz kiedys pokazali jak potrafia dac zyc Polakom: ==== 1939 wrzesien; Wielun; Wizna, Bzura, okupacja, obozy koncentracyjne, Gestapo, SS; Pawiak; PW 1944 i rzez Woli oraz zagłada Warszawy. Może wystarczy tego niemieckiego pokazywania?

Tigermoth #30973

Problem polega na tym że dla co niektórych to Lidl stał się już sanktuarium .

Vpawelll #26841

A może konsumencki bojkot Lidla?

We wrześniu 1939: Niemcy i ukraińska policja zabijają, gdzie się da… Lwów w pierwszych tygodniach operacji “Barbarossa” we wstrząsających wspomnieniach

Dariusz Kaliński

https://historia2ws.blogspot.com/2023/06/niemcy-i-ukrainska-policja-zabijaja.html

Niemcy i ukraińska policja zabijają, gdzie się da… Lwów w pierwszych tygodniach operacji “Barbarossa” we wstrząsających wspomnieniach polskiego mieszkańca

Tuż po zajęciu Lwowa we wrześniu 1939 roku Sowieci zaczęli wprowadzać tam swoje porządki. Oznaczało to planowe wyniszczanie polskich elit oraz wszelkich innych “elementów kontrrewolucyjnych” poprzez masowe aresztowania i deportacje. Po agresji Niemców na Związek Sowiecki nastąpił kolejny krwawy rozdział w historii miasta. Tym razem enkawudzistów zastąpili siepacze z Einstazgruppen i współpracujący z nimi nacjonaliści ukraińscy, a ostrze represji zostało skierowane głównie przeciwko żydowskiej ludności miasta, choć nie tylko. 

Bomby niemieckie spadły na Lwów już 22 czerwca, powodując wybuch paniki wśród Sowietów. Rozpoczęła się masowa ucieczka przedstawicieli sowieckiej administracji i wojska oraz ich rodzin. Natomiast NKWD rozpoczęła egzekucje przetrzymywanych we lwowskich więzieniach aresztantów. Zamordowanych zostało wówczas 2,5-4 tys. przetrzymywanych tam osób.

O świcie 30 czerwca do Lwowa wkroczył złożony z Ukraińców batalion “Nachtigall” (“Słowik”), a kilka godzin później do miasta dotarła 1. Dywizja Strzelców Górskich Wehrmachtu. Żołnierze batalionu “Nachtigall” w sile około 350 ludzi umundurowani byli w uniformy Wehrmachtu, na które naszywali sobie niebiesko-żółty wyróżnik. Wkraczające oddziały zostały entuzjastycznie powitane przez ukraińską ludność, liczącą, że Niemcy pozwolą im na stworzenie własnego państwa. Jeszcze tego samego dnia uchwalony został “Akt odnowienia Państwa Ukraińskiego”. Zapowiedziano w nim współpracę z III Rzeszą pod przywództwem Adolfa Hitlera, sformowano też rząd złożony z członków banderowskiej frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, na którego czele stanął Jarosław Stećko, jeden z jej czołowych przywódców. Jeszcze tego samego dnia na murach lwowskich kamienic pojawiły się odezwy OUN-B, obwieszczające powstanie niezależnego, zjednoczonego państwa ukraińskiego, w których wzywali: “Lachów, Żydów i komunistów niszcz bez litości, nie miej zmiłowania dla wrogów Ukraińskiej Rewolucji Narodowej”.

1. Lwowscy cywile witają wkraczających do miasta żołnierzy niemieckich.   

Nowo utworzona milicja ukraińska już pierwszego dnia zainicjowała pogrom ludności żydowskiej, zachęcając do niego mieszkańców Lwowa. Wykorzystano przy tym wzburzenie mieszkańców miasta po odkryciu ofiar enkawudzistów w budynkach lwowskich więzień. Żydów wyciągano z domów, zgarniano z ulic i zapędzano na dziedzińce więzień NKWD. Dało tu o sobie znać pojęcie tzw. “Judeobolszewizmu“, gdyż świetnie pamiętano, że część Żydów z wielkim zadowoleniem witała Armię Czerwoną we wrześniu 1939 roku. Nikt nie myślał, że również część przedstawicieli tej narodowości padło ofiarą sowieckich represji. Ponadto w utworzonej przez Sowietów milicji nie brakło także Ukraińców. W rezultacie w lipcu 1941 roku we Lwowie doszło z inspiracji banderowców do dwóch dużych pogromów ludności żydowskiej (kolejny rozpoczął się 25 lipca), w których zostało zamordowanych od 3 tys. do 9 tys. osób. Przy czym bezpośrednio z rąk podburzonego tłumu, Ukraińców jak i incydentalnej liczby Polaków, zginęło prawdopodobnie kilkuset Żydów. Zdecydowana większość straciła życie w wyniku egzekucji dokonywanych przez żołnierzy Wehrmachtu i batalionu “Nachtigall” oraz jednostkę specjalną Einsatsgruppe C – wspartych przez ukraińską milicję. Część Żydów miało być straconych na podstawie list proskrypcyjnych, przygotowanych wcześniej przez miejscowych działaczy OUN. Wkrótce ukraińscy nacjonaliści rozpoczęli także porachunki z Polakami.

Świadkiem tych wszystkich tragicznych wydarzeń, a po części i mimowolnym uczestnikiem, był Jacek Edward Wilczur, wówczas 16-letni młodzieniec. Oto fragmenty jego dziennika, który zaczął prowadzić od pierwszego dnia rozpoczęcia operacji „Barbarossa”:      

22 czerwca

     Staliśmy przed wejściem do kina “Kopernik” przy ul. Kopernika. Nasz nauczyciel kupował bilety na poranek. Od strony dworca usłyszeliśmy wybuchy jakby pocisków artyleryjskich albo bomb. W minutę albo dwie po tym wybuchy rozległy się o wiele bliżej i usłyszeliśmy samoloty. Bomby czy pociski uderzały gdzieś blisko, bo słychać było huk i walenie się murów. Nauczyciel powiedział, że to na pewno manewry, ale mimo to już nie poszliśmy do kina. Kazał nam rozejść się do domów (…). Po powrocie dowiedziałem się, że miasto było bombardowane. Kilka domów zostało zawalonych, że są zabici i sporo rannych. Ojciec mówi, że to nowa wojna.

23 czerwca

     Nikt dzisiaj nie spał w naszej kamienicy. Zresztą w nocy trwało bombardowanie. O godzinie 5 nad ranem ogłoszono komunikat z Moskwy o nagłej napaści na Związek Sowiecki i o rozpoczęciu przez Niemców wojny. W komunikacie stwierdzono, że wojnę tę Niemcy przegrają. 

2. Lwów – czerwiec 1941 roku. 

     Z żywnością nie jest najgorzej, ale już się daje odczuwać jej brak. Można jeszcze kupić śledzie zwykłe i suszone, chleb, sól i inne produkty. Z mięsem gorzej. Co kilka godzin w którymś sklepie wydają cukier i konserwy rybne.

24 czerwca

     Rosjanie cofają się i ludzie mówią, że lada dzień do miasta wejdą Niemcy. Już w kilku punktach strzelano z okien i piwnic do wycofujących się wojsk rosyjskich. Najgorsza jest grupa nacjonalistów i dywersantów ukraińskich w śródmieściu. Zajmują kilka domów przy ul. Strzeleckiej, na pl. Strzeleckim i w domach przy kościele Panny Marii Śnieżnej. Kilku z nich Rosjanie schwytali i rozstrzelali. Inni nadal strzelają. Ukraińcy obezwładnili proboszcza parafii Matki Boskiej Śnieżnej i z okien kościelnych ostrzeliwali kolumnę wojskową na pl. Krakowskim. Rosjanie ustawili działo czołgowe do strzału w stronę kościoła, ale ludzie prosili ich, aby nie niszczyli polskiego kościoła, bo to nie Polacy ostrzeliwują kolumnę wojskową, tylko nacjonaliści ukraińscy. Oficer, czołgista, posłał żołnierzy, aby sprawdzili, kto strzela. Ukraińców wykurzono i kościół pozostał cały.

25 czerwca

     Rosjanie ogłosili, że kto z mieszkańców chce, może wycofać się razem z armią. Pociągi odjeżdżają z dworca Podzamcze i są tak przepełnione, że ludzie siedzą w oknach. Wyjeżdżają przede wszystkim rodziny urzędników i pracowników sowieckich, ale też sporo Polaków, którzy nie chcą wpaść w niemieckie ręce. Rosjanie wyraźnie wycofują się nie tylko z miasta, ale z całej Małopolski Wschodniej (…). Wycofujące się kolumny idą w szyku bojowym. Przed nimi i po bokach pod ścianami domów maszerują żołnierze z bronią skierowaną w okna domów po przeciwnej stronie ulicy. Od czasu do czasu strzelają. Obecnie, po kilku zamachach urządzonych przez nacjonalistów ukraińskich, oddziały mają się już na baczności. Jeżeli zdarzy się, że grupa wojskowa zatrzymuje się na wypoczynek, żołnierze oddają ludności swój chleb, konserwy, nierzadko i bieliznę. Miasto jest bombardowane przez samoloty (…). Wozy milicyjne codziennie zwożą zabitych do kostnic przy cmentarzach. Władze wojskowe uprzedzają, aby nie podnosić z ulicy żadnych torebek z cukierkami albo czekoladą. Podobno są dowody na to, że dywersanci niemieccy podrzucają zatrutą żywność (…). Ludzie mówią, że Stalin zapowiedział klęskę Niemiec. Nie wydaje nam się, aby to mogło szybko nastąpić, tym bardziej, że Rosjanie się wycofują.

28 czerwca

     W kilku punktach miasta ludzie rozbili i obrabowali sklepy państwowe, tak jakby już żadnej władzy nie było. Tak zrobiono tam, gdzie nie ma w pobliżu komisariatów milicji. Najbardziej głupie jest to, że rozbijają na przykład sklepy z artykułami sportowymi albo z papeterią.

     Mieszkańcy boją się jeszcze ruszać sklepy w śródmieściu, ale na peryferiach miasta mało gdzie pozostał pełny sklep. Zresztą sami sprzedawcy przychodzą cichaczem i wybierają towar.

29 czerwca   

     Dzisiaj miasto było już niczyje. Przez cały dzień widziałem dwóch żołnierzy rosyjskich. Nacjonaliści ukraińscy wychodzą z domów. Nie boja się nikogo, bo nie ma władzy w mieście. Podobno patrole niemieckie stoją już na rogatkach od strony ul. Janowskiej. Najbardziej rozgorączkowani są Żydzi, którzy boją się nie tyle Niemców, co ukraińskich faszystów. Niektórzy oddają na przechowanie sąsiadom-Polakom cenniejsze rzeczy, meble, odzież, a nawet dzieci. (…) Sąsiedzi nasi – ukraińscy nacjonaliści – takim wzrokiem patrzą na wszystkich, że można się domyślić, co by to było, gdyby mogli działać swobodnie. 

30 czerwca

     Wojska niemieckie zajęły jednocześnie miasto z kilku stron. Piechota weszła od ulicy Żółkiewskiej i Zamarstynowa, a czołgi od Gródeckiej i lasku Brzuchowickiego. Od strony Personkówki wjechali Niemcy na motocyklach i wozach pancernych. Dworce kolejowe, Cytadelę, budyni więzienne i pocztę zajęły oddziały ukraińskich nacjonalistów. Niemcy gotują w kotłach i kuchniach polowych pod gołym niebem i tu wyrzucają resztki. Wokół kotłów kręci się dużo biedoty i dzieci. W dawnym budynku NKWD można jeszcze znaleźć ziemniaki i resztki sucharów.

1 lipca 

     Dzisiaj na pl. Strzeleckim zatrzymały się samochody, a ubrany w niemiecki mundur żołnierz spytał mnie po ukraińsku, gdzie jest ul. Czwartaków i zażądał wskazania drogi. Jeden wóz pomalowany był na kolor ochronny, a drugi to kryta celtą buda, która na drzwiach szoferki miała wymalowane ważki (…). Przy ul. Czwartaków był jeden dom zajęty przez wojsko niemieckie. Przed nim stał strażnik z automatem. Podoficer dał mi paczkę papierosów, pół chleba i kazał poczekać. Po jakimś czasie wrócił z budynku z innymi żołnierzami, wśród których było dwóch cywilów. Kiedy jednemu odchyliła się poła marynarki, zauważyłem kaburę z pistoletem. Oglądali mnie przez dłuższą chwilę, a potem jeden z cywilów spytał po polsku, czy chcę zarobić.

3. Ukraińscy żołnierze batalionu “Nachtigall”.  

     Kiedy odpowiedziałem, że tak, wtedy spytał mnie, czy umiem sprzątać i trzymać język za zębami. Powiedziałem, że umiem te rzeczy, ale on wyraził wątpliwość, czy w pojedynkę dam radę utrzymać w czystości cały budynek. Poradził mi, żebym sobie znalazł jeszcze jednego mikrusa (…). Oprócz tego mamy czyścić buty i pasy skórzane. Z miasta przyprowadziłem Krzyśka, z którym się przyjaźnię. U nich jest wielka bieda. Podobnie jak w moim przypadku, Krzysiek pochodzi z zamożnej rodziny, jego rodzice mieli wcześniej majątek, folwarki. Sowieci, a potem Niemcy zabrali im wszystko. Pozwolono nam sypiać w suterenie, obok kotłowni. Jedzenia mamy dosyć i zbieramy do puszek zupę, chleb i tłuszcz. Jutro zaniesiemy to do domu. Dzisiaj trzepaliśmy chodniki i paliliśmy śmieci na podwórzu. Krzysiek mówi, że ci żołnierze nie są tacy zwykli, jeżeli mają w sypialniach chodniki i piją wino. 

2 lipca  

     Wieczorem policja ukraińska oblała benzyną i spaliła wielką synagogę żydowską na Starym Rynku. Była to wspaniała budowla. Podobno drugiej takiej nie ma w Europie. Ogień był tak silny, że w kamienicach wokół niej szyby z gorąca wgięły się do środka. Koledzy moi, którzy mieszkają w pobliżu, mówili, że do ognia wrzucono kilku Żydów.

     Od niemieckiego żołnierza otrzymałem paczkę papierosów, którą oddałem ojcu. Zarobiłem również jedną markę niemiecką za wskazanie drogi niemieckim motocyklistom.

3 lipca    

     Spaliśmy z Krzyśkiem w kotłowni, kiedy nad ranem przyjechali Ukraińcy w niemieckich mundurach. Mieliśmy sporo roboty, bo buty żołnierzy były zabrudzone gliną, błotem, a nawet kałem. Kilku z nich miało spodnie poplamione krwią. (…) Ich samochody były uwalane błotem i gliną. Tego dnia zarobiliśmy sporo chleba, sera szwajcarskiego i smalcu. Nie dają nam za prace pieniędzy, tylko żywność. Wszystko zaniosłem do domu. (…). Papierosy oddałem ojcu, który mimo trudności nie może przestać palić. Potem oddałem mamie wszystkie pieniądze, które udało mi się zebrać za czyszczenie butów żołnierzom na ul. Czwartaków. 

4 lipca  

     Dzisiaj żołnierze wyjechali późno wieczorem i widziałem jak ładowali broń. Wiemy już na pewno, że biorą udział w egzekucjach. Wracając, przywieźli ze sobą dwa samochody ubrań cywilnych, okularów, butów i teczek. Prócz tego w wozach było kilka waliz. Wszystko to zanieśli do wielkiego pokoju na parterze i kazali nam czyścić. Na ubraniach nie było krwi, ale były powalane ziemią i gliną. Podoficer kazał nam dokładnie przeglądać kieszenie i całą ich zawartość wrzucać do walizy. Wozy wróciły z Wólki, a żołnierze klęli dojazd do tej części miasta[1].

4. Zastępcą dowódcy batalionu “Nachtigall” był Roman Szuchewycz, jeden z przywódców frakcji banderowskiej OUN. Szuchewycz, od sierpnia 1943 roku dowódca UPA, odpowiedzialny jest za rzeź 100 tys. Polaków na Wołyniu i Galicji Wschodniej.  

5 lipca  

     Dzień był podły. Żołnierze dwukrotnie wyjeżdżali: raz nad ranem, a raz późno wieczorem. Po powrocie zbili mnie i Krzyśka tak, że w tym dniu nie poszliśmy nawet do pokojów po zupę. Zauważyłem, że wśród nich jest dwóch oficerów z trupimi czaszkami na czapkach i literami SS na klapach. Jeden z nich mówi po ukraińsku (…). Z drugiego wyjazdu żołnierze przywieźli sporo odzieży. Dzisiaj w czasie czyszczenia ubrań poplamiliśmy sobie ręce krwią, która częściowo zdążyła skrzepnąć. Mam trochę chleba z wczorajszego dnia, ale nie pozwalają nam z Krzyśkiem wychodzić poza budynek.    

6 lipca

     Żołnierze wyjechali w nocy, a wrócili o 7 rano i poszli spać. Buty mieli obłocone i kazali nam czyścić wnętrza wozów. W budach znaleźliśmy kilka banknotów. Czuć było ludzkimi odchodami. Pomagał nam jeden z kierowców. Kiedyśmy skończyli robotę, powiedział, że gdybyśmy komuś powtórzyli, co się dzieje w domu przy ul. Czwartaków, to zastrzelą nas i wrzucą do ustępu. W wozie znalazłem złotą obrączkę, którą oddałem szoferowi. Po południu było jakieś święto. Jeszcze w obiad posypano podwórze świeżym piaskiem. (…) Przywieziono ścięte gałązki jedliny i ozdobiono nimi wnętrza pokoi. Zamiast jednego strażnika na warcie stało dziś dwóch, w tym jeden podoficer. Po obiedzie przyjechała ciężarówka, z której wyniesiono skrzynki z wódką i winem, paczki czekolady, mięso i chleb. Kucharz z dwoma pomocnikami robili kanapki i zastawiali stoły. Przy tej okazji dostaliśmy z Krzyśkiem sporo przylepek chleba i obrzynków kiełbasy. W największym pokoju, gdzie stał stół, ozdobiono jedliną wiszący tam portret Hitlera. Około godziny 18 przyjechały trzy samochody. Wysiedli z nich oficerowie i jeden jeszcze żołnierz w mundurze, ale bez odznak. Tamci okazywali mu dużo szacunku. 

5. W lipcu 1941 roku żydowska ludność Lwowa padła ofiarą dwóch dużych pogromów, inspirowanych przez niemieckich okupantów i ukraińskich nacjonalistów. 

     Przez cały wieczór pito w budynku, a wrzaski były takie, że ludzie przystawali na ulicy. Wartownicy zmieniali się co pół godziny i szli do budynku pić. Jeden z nich – nazywali go Stećko – dał mi 100 papierosów i pudełko szprotek. Pokazał mi złoty zegarek i powiedział, że to „geschenk” za dobrą służbę dla Wehrmachtu. Kiedy wieczorem goście wyjeżdżali, stałem przy wejściu do budynku. Mężczyzna, ubrany w mundur bez dystynkcji, spytał dowódcę kompanii ukraińskiej, kim jesteśmy. (…) Późno w nocy wartownik obudził nas i zaprowadził do dowódcy. Ten spytał, czy wiem, co za wojsko zajmuje ten budynek. Powiedziałem, że Wehrmacht. Oficer kazał mi opowiedzieć o swoim domu, o rodzicach i o tym, jak to się stało, że znalazłem się na pl. Strzeleckim, kiedy stanęły tam wozy z ważkami. Potem powiedział mi, że tu stacjonował oddział armii niemieckiej, który walczył z bandami dywersantów. Obecnie oddział odchodzi na front do Rosji. Dał nam po trzy chleby i do podziału kilka konserw. Poza tym pozwolił nam wybrać sobie w magazynie po jednej parze butów.

     Powiedział nam też, że ze względu na interes armii nie wolno nam mówić nikomu o tym, co widzieliśmy, bo w przeciwnym wypadku będziemy mieli do czynienia z sądem polowym.

     Kiedy z Krzyśkiem opuszczaliśmy budynek na ul. Czwartaków, zauważyłem, że niektórzy żołnierze pakowali się, spinali wielkie torby polowe na rzemienie i czyścili walizy (…).

8 lipca  

     Niemcy wywożą autami ludzi za miasto – na piaski, koło Winnik – i tu rozstrzeliwują z karabinów maszynowych. Oprócz rozstrzeliwanych Żydów są Polacy – działacze społeczni i polityczni, młodzi księża katoliccy.

     Ukraińscy nacjonaliści stoją na rogach ulic i dokładnie przyglądają się przechodzącym. Od czasu do czasu każą komuś odejść na bok i zabierają tych ludzi. Zatrzymują również kobiety – najczęściej Żydówki, ale nie tylko. Kobiety czasem wracają, a czasem nie. W tym drugim przypadku ludzie mówią, że im ładniejsza, tym gorzej dla niej. Dziewczęta naszych sąsiadów wróciły i teraz z nikim nie rozmawiają (…).

6. Każdy, wobec którego zaistniało najmniejsze podejrzenie, że jest Żydem, był prześladowany.

9 lipca

     Niemcy zajęli i zagospodarowali budynki więzienne przy ul. Łąckiego, Zamarstynowskiej i Kazimierzowskiej. Do budynku przy Pełczyńskiej zwożą nauczycieli, pisarzy, oficerów. We Lwowie działa jakaś grupa wojskowa, która nie zabija zwykłych Żydów ani zwykłych Polaków. Ci Niemcy mają listę z nazwiskami i adresami, poza tym miejscowi nacjonaliści ukraińscy służą im informacjami. Wszystkich aresztowanych zwożą najpierw do siebie, a potem na cmentarz żydowski przy ul. Janowskiej. Rozstrzeliwuje ich specjalna grupa. (…) Ci Niemcy chodzą w zielonkawych mundurach, a niektórzy z nich mają wszyte w mankiety mundurów czarne opaski. Są również i tacy, którzy mają naszyte litery SS, a oprócz nich inni, bez żadnych odznak. Na ich samochodach wymalowane są symbole ptaków, ważek i komarów.

     Najwięcej wśród nich Ukraińców, ale jest też kilku Niemców. Każdy z nich ma oprócz automatu lub karabinu jeszcze pistolet na pasie, a wielu nosi bagnety wojskowe. Ukraińcy i Niemcy ze specjalnej grupy mordują ludzi w kilku miejscach miasta. (…) Ustawia się wówczas więźniów w dole pod pagórkiem piaskowym, a Niemcy strzelają do nich z karabinów i automatów. Po każdej salwie oficer albo podoficer dowodzący egzekucją podchodzi do lezących i każdemu strzela w głowę. Gorzej jest z ludźmi, których zabija się w budynkach policji i bojówek. Ci przed śmiercią są jeszcze bici.  

Zobacz także: Fragment niemieckiego filmu, nakręconego podczas pogromu we Lwowie w lipcu 1941 roku.

11 lipca    

     W czasie egzekucji na Kortumowych Górkach udało się jednemu z rozstrzeliwanych uciec. Obecnie ukrywa się obok nas, u sąsiada Ukraińca, który nie wyda go, bo sam jest przeciwko Niemcom. Ten uciekinier jest inżynierem chemikiem i pracował przed wojną w zakładzie naukowym Politechniki Lwowskiej. W dzień przebywa u sąsiada, a na noc przychodzi do nas i sypia na poddaszu. Z obcymi ludźmi boi się rozmawiać, ale nam opowiedział, jak to było u Ptaszników. Aresztowano go 2 lipca i wieczorem, razem z innymi, został przewieziony do budynku dawnego więzienia – Brygidek. Wszystkich tych ludzi wprowadzono do korytarza i trzymano w takim tłoku, że nie można było się ruszyć i niektórzy załatwiali na miejscu swoje potrzeby. Po pewnym czasie zaczęto ich pojedynczo wywoływać w stronę drzwi na zewnętrzny dziedziniec więzienny. Kiedy aresztant wychodził z korytarza, za drzwiami otrzymywał cios młotem w skroń. Wtedy upadał, a stojący obok Ukrainiec w mundurze Wehrmachtu – uzbrojony w karabin z nasadzonym bagnetem – przekłuwał serce i brzuch leżącego. Inni odciągali ciało i wrzucali je na stojący obok wielki wóz.

     Kiedy nasz inżynier miał dostać młotem, zjawił się jakiś oficer w mundurze Wehrmachtu, z czarną opaską wszytą w mankiety rękawa. Kazał przerwać zabijanie i odwołał na bok Ptaszników. Zaraz po tym włożono resztę zabitych na wóz, który wyjechał przez bramę od strony ul. Karnej. Inżyniera i resztę więźniów wprowadzono do korytarza. W ciągu godziny przyjechało dziesięć dużych samochodów, które stanęły obok bramy wejściowej przy Kazimierzowskiej. Do każdego wepchnięto ilu się tylko dało aresztantów, a między jednym a drugim wozem jechali na odkrytych małych samochodach Ptasznicy. Ulicami Kazimierzowską, Janowską i nowo zbudowana drogą wozy jechały na Kortumówkę i tu stanęły. Więźniów z pierwszych samochodów rozstrzelano na dole, w małym jarze. Ostatnim więźniom kazano zbiegać w dół i strzelano do nich z tyłu. W tej właśnie grupie był nasz inżynier. Kiedy ludzie zaczęli zbiegać, odezwały się z tyłu strzały, a zaraz potem krzyki trafionych ludzi. Inżynier biegł coraz dalej, aż do skraju jaru. Ponieważ nie trafiła go żadna kula, wlazł na stromą ścianę pagórka i zaczął zbiegać w dół, w stronę lasku kleparowskiego. Ptasznicy ciągle strzelali, ale w pobliżu inżyniera nie było już żadnych aresztantów. Niemcy strzelali już tylko do niego, ale była noc i zła widoczność. Inżynier wpadł w lasek, a stamtąd okrężnymi drogami przyszedł na Kleparów, skąd w przebraniu robotnika dostał się do nas.

14 lipca      

     Właściwie nie ma zwyczajnych egzekucji. Niemcy i ukraińska policja zabijają, gdzie się da, nawet w bramach domów. Wystarczy o kimś powiedzieć, że był komsomolcem albo że jest Żydem, a już takiego zastrzelą albo zatłuką na śmierć kolbami i kopniakami. Na pl. Krakowskim Ukraińcy zabili dwóch chłopców-Polaków, o których ktoś powiedział, że na pewno są Żydami. Okazało się potem, że byli Polakami, a rodzice ich mieli dozorcówkę przy ul. Legionów. Ukraińscy nacjonaliści i niemiecka policja wyszukują spisy organizacyjne partii, Komsomołu, a nawet szkolnych organizacji pionierskich. Według znalezionych list wybierają z domów ludzi – często młodych chłopców i dziewczęta. Najpierw biją ich i wypytują o nazwiska i adresy innych, a następnie rozstrzeliwują na łyczakowskich piaskach, w Winnikach i na cmentarzu Janowskim. Zdarza się, że przed egzekucją gwałcą dziewczęta. Po mieście chodzą ukraińscy nacjonaliści i szukają rosyjskich i polskich książek. Rozbijają drzwi do bibliotek, czytelni i wypożyczalni, wynoszą książki na ulicę, a następnie palą je. W ten sposób zniszczyli już wiele bibliotek i prywatnych zbiorów. Spalono nawet książki z bibliotek szkolnych, zbiory książek w internatach i bursach.

7. Tablica upamiętniająca Romana Szuchewycza, umieszczona na budynku przy ulicy Dowbusza 2 we Lwowie. Zbrodniarz jest powszechnie honorowany na Ukrainie, a jedna z tablic jego pamięci znajduje się na budynku… polskiej szkoły we Lwowie.    

28 lipca     

     Nadal trwają egzekucje – giną przede wszystkim Żydzi, ale rozstrzeliwują również Polaków. Niemcy wezwali wszystkich posiadaczy paszportów zagranicznych do stawienia się w urzędzie gubernatora celem ich przedłużenia. We Lwowie było sporo takich osób. Niemcy wyznaczyli kilka różnych terminów dla obcokrajowców. Tych, którzy się zgłosili, podzielono na kilka grup. Żydów-posiadaczy paszportów angielskich, czeskich, austriackich rozstrzelano w Brygidkach i na Janowskim cmentarzu. Kilku obywateli amerykańskich zwolniono, ale kazano im się meldować raz w tygodniu w budynku gestapo przy Pełczyńskiej. Ludzie mówią, że najlepiej traktowani są obywatele państw południowoamerykańskich. W mieście zostało trochę Rosjan, którzy nie zdążyli wycofać się z armią. Część z nich zgłosiła się na wezwanie władz niemieckich i otrzymała dokumenty tożsamości. Nie wszyscy jednak się zgłosili, ponieważ są i tacy, których Niemcy rozstrzelaliby od razu. Ci żyją, różnie kombinując. Nie są zameldowani nigdzie i w wypadku przechwycenia ich są rozstrzeliwani jako dywersanci. Często też starają się dostać w głąb Ukrainy, gdzie istnieją oddziały partyzanckie. Niektórzy znaleźli sobie miejsce przy rodzinach i pracują – przeważnie u prywatnych osób. Są i tacy, którzy umarliby z głodu, gdyby nie pomoc Polaków…

W okupowanym Lwowie Jacek Edward Wilczur stracił całą rodzinę, zamordowaną przez Niemców. Po ich śmierci wstąpił do Armii Krajowej, gdzie został egzekutorem. Zabijał “za mamę i braci” – jak twierdził. Następnie został jednym z najmłodszych żołnierzy Świętokrzyskiego Zgrupowania AK, dowodzonego przez legendarnego majora Jana Piwnika ps. “Ponury”. Był także członkiem Batalionów Chłopskich. Podczas Akcji Burza służył w 1. Batalionie 2. Pułku Piechoty AK Eugeniusza Kaszyńskiego “Nurta”. Po wojnie przez krótki czas służył w ludowym Wojsku Polskim, skąd zbiegł do 1. Dywizji Pancernej generała dywizji Stanisława Maczka. Jednak w 1947 roku wrócił do kraju. Przez następne lata był pracownikiem śledczym Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, historyk, prawnik, autor kilkudziesięciu książek historycznych. W pracy naukowej zajmował się m.in. zagładą dzieci podczas ostatniej wojny światowej, zbrodniami niemieckiego wywiadu, był także prekursorem badań nad słynnym podziemnym kompleksem Riese. Pod koniec lat 80-tych przyczynił się do oskarżenia i skazania na śmierć w Jerozolimie ukraińskiego zbrodniarza Iwana Demianiuka. Jacek Edward Wilczur zmarł w Warszawie w 2018 roku.   

***

Źródła fotografii:

  1. Narodowe Archiwum Cyfrowe.
  2. Narodowe Archiwum Cyfrowe. 
  3. Domena publiczna.
  4. Domena publiczna. 
  5. Domena publiczna.
  6. Wikimedia Commons CC BY-SA 3.0 de.
  7. Wikimedia Commons CC BY-SA 4.0. 

Bibliografia:

  • Christopher Hale: Kaci Hitlera. Brudny sekret Europy, Kraków 2012.
  • Dariusz Kaliński: Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski? Kraków 2018.
  • Lech Kempczyński: uKraina zbrodni, Warszawa 2017.
  • Sławomir Koper, Tomasz Stańczyk: Ostatnie lata polskiego Lwowa, Warszawa 2019.
  • Czesław Łuczak: Dzieje Polski 1939-1945. Kalendarium wydarzeń, Poznań 2007.
  • Ryszard Torzecki: Sprawa ukraińska w czasie II wojny światowej na terenie II Rzeczypospolitej, Warszawa 1993.
  • Joanna Wieliczka-Szarkowa: Czarna księga Kresów, Kraków 2011. 
  • Jacek E. Wilczur: Do nieba nie można od razu, Warszawa 2002.    

[1] Tego samego dnia nad ranem oprawcy z Einsatzgruppe C SS-Brigadeführera Otto Rascha zamordowali na Wzgórzach Wuleckich 22 polskich profesorów lwowskich uczelni. Współudział w tym mordzie członków batalionu „Nachtigall” od lat budzi liczne dyskusje. Kiedy w 2011 roku w miejscu kaźni odsłonięto pomnik, zwrócono uwagę, że na tablicach jest mowa o profesorach „lwowskich”, ale ani słowa, że byli oni Polakami, co było głównym motywem ich zabójstwa, a nie fakt, że pracowali we Lwowie.

Super-żołnierze na Ukrainie pełni… chemii. Takie “cyborgi” nie śpią przez trzy dni…

Super-żołnierze pełni… chemii. Takie “cyborgi” nie śpią przez trzy dni…

NATO przeprowadza ponure eksperymenty na Ukraińcach . [Czy to tylko propaganda? md]

supersoldaty-na-chimii-nato-provodit-zloveshhie-eksperimenty

Każdy dzień SAS ujawnia kolejne sekrety AFU [armii ukraińskiej]. Najpierw gnają do bitwy, walczą zaciekle, a potem się poddają – ukraińscy żołnierze są napakowani testowanymi środkami biologicznymi. Kolejna porażka “przebiegłego” planu NATO?

“Oni nie litują się nad Ukraińcami”.

Jak powiedział na antenie programu “Sołowjow na żywo” Apti Ałudinow, dowódca “Achmatu”, ukraińscy wojskowi przechodzą do kontrofensywy pod wpływem broni biologicznej. Ta ostatnia jest testowana na nich przez Zachód. Nawet tego nie ukrywają.

Blok NATO w rzeczywistości testuje dziś na Ukraińcach wszystkie wyprodukowane przez siebie [odurzające i podniecające md] środki chemiczne” – powiedział.

Celem jest stworzenie super-żołnierza. Co stanie się ze zdrowiem Ukraińców po dawce bojowych chemikaliów, organizatorów eksperymentów niewiele obchodzi. “Nie jest im żal Ukraińców” – podkreślił Apti Alaudinov.

Tymczasem istnieją dowody na to, że żołnierze poddawani działaniu takich substancji poddają się.

“Mniej lub bardziej rozsądni dowódcy zaczęli się już poddawać całymi oddziałami” – zauważył dowódca Achmatu.

Przypomnijmy, że kontrofensywa wroga w południowym Doniecku, Zaporożu i Artemowsku rozpoczęła się 4 czerwca. Ukraińskie siły zbrojne skoncentrowały swoje główne uderzenie na zaporoskim sektorze frontu.

Jak później zauważył prezydent Rosji Władimir Putin na spotkaniu z korespondentami wojskowymi, ukraińskie wojska poniosły ciężkie straty podczas ofensywy. Jednocześnie nie odniosły sukcesu w żadnym kierunku.

“Zostali zablokowani i wysłani na śmierć”.

Tymczasem od dłuższego czasu obserwuje się dziwne zachowania bojowników armii ukraińskiej. Według snajpera z grupy “Południe” rosyjskich sił zbrojnych, niektórzy nacjonaliści wydają się nie mieć instynktu samozachowawczego. Na przykład, nasi ludzie niejednokrotnie zauważyli, że wróg nadchodzi nieuzbrojony, bez pancerza lub innego wyposażenia. Co to jest, desperacja czy wpływ pewnych substancji?

Dowódca batalionu Wostok Chodakowskij również opowiedział o dziwnym incydencie na kanale Telegram.

W ogniu walki pojawił się czołg wroga. Nasze myśliwce już miały go zniszczyć, gdy nagle lufa podniosła się, a wieżyczka zaczęła się obracać. Żołnierze odebrali to jako sygnał do poddania się. Nasi ludzie zbliżyli się do pojazdu i zobaczyli, że włazy czołgu są zaspawane – załoga została po prostu zablokowani, jak w puszce, i wysłana na śmierć… – Chodakowski podzielił się swoimi informacjami.

Nie chcą jeść ani spać

Fakt, że z żołnierzy armii ukraińskiej aktywnie próbują uczynić super zabójców, stał się znany na początku tego roku. Jak powiedzieli RT rosyjscy żołnierze, którzy walczyli w pobliżu Marinki, niektórzy ukraińscy bojownicy kontynuują walkę, nawet jeśli oficerowie opuścili pole bitwy, a takie “cyborgi” nie śpią przez trzy dni, nie chcą jeść, pozostają skoncentrowani i gotowi do walki.

“Piechota strzela do żołnierzy AFU, trafia ich w ręce i nogi, a oni idą dalej” – dodali nasi żołnierze.

Należy zauważyć, że pierwszymi, którzy uzależnili się od “inteligentnych narkotyków” na Ukrainie, okazali się nacjonaliści – lekką ręką zachodnich przewodników, którzy powiedzieli im o “magicznej pigułce”.

Najbardziej lekkomyślni są “cyborgi” z ultra-radykalnych grup na Ukrainie. Pracują dla nich całe laboratoria narkotykowe, z których jedno zostało odkryte przez rosyjskie wojska.

Wśród schwytanych żołnierzy ukraińskich byli ludzie, którzy otwarcie byli pod wpływem narkotyków. Wcześniej Tsargrad opublikował obszerną historię o tym, jak zwykli Ukraińcy są zamieniani w super zabójców dzięki „radom” amerykańskich ważniaków.

Protest w Nidzicy. Rolnicy odkryli kolejne 5000 ton pszenicy z Ukrainy.  Pociągi z kukurydzą i pszenicą z Ukrainy w Strzelinie.

Protest w Nidzicy. Rolnicy odkryli kolejne 5000 ton pszenicy z Ukrainy.  Pociągi z kukurydzą i pszenicą z Ukrainy w Strzelinie.

Monika Chlebosz 21-06-2023, farmer-protest-w-nidzicy-rolnicy-odkryli-kolejne-wagony-z-ukrainskim-zbozem

Po raz kolejny rolnicy wyszli na ulice w proteście przeciwko napływowi ukraińskiego zboża.  W Nidzicy zablokowali pociąg z ukraińskim zbożem.

Dzisiejsze wyjście rolników na ulice to kolejna część protestu, który odbył sie dwa dni temu we Wrocławiu. Protest został zorganizowany po tym, jak dolnośląscy rolnicy odkryli, że w Strzelinie, 9 czerwca, rozładowano w elewatorze 40 wagonów kukurydzy z Ukrainy. 

Rolnicy odkryli, że do firm przyjeżdżają transporty kukurydzy i zboża (z Ukrainy – przyp. red.). Chcą sprawdzić, czy to jest legalne. Wiemy, jak trudna jest sytuacja, niedługo żniwa. Ta sprawa musi być załatwiona. Minister Telus obiecał, że jeżeli nie wywiezie zboża, poda się do dymisji. Sprawdzamy – mówił Piotr Borys, poseł KO.

W środę przeprowadzę wraz z moim kolegą Jerzym Borowczakiem kontrolę poselską w KAS i GIS, żeby sprawdzić, co dokładnie znalazło się w Strzelinie i czy zostało przebadane – dodał Borys.

Zablokowany pociąg z ukraińskim zbożem

Rolnicy zablokowali pociąg z ukraińskim zbożem, który podjechał na bocznicę pod jeden z zakładów w Nidzicy. Jak mówią rolnicy, jest w nim około 5000 ton pszenicy. 

5000 ton pszenicy zza wschodniej granicy

Gospodarze są oburzeni – w końcu minister obiecał, że ukraińskie zboże przestanie wjeżdżać na teren naszego kraju. Podczas poniedziałkowego protestu rolnicy mówili o tym, że tylko w bliskiej okolicy Nidzicy zlokalizowali pociągi z kukurydzą i pszenicą pochodzącą z Ukrainy.

Renesans „okupacyjnej policji granatowej”? „Nigdy więcej” –Polski ???

Renesans „okupacyjnej policji granatowej”? „Nigdy więcej” –Polski ???

Renesans „okupacyjnej policji granatowej”?

Kategoria: Archiwum, Kontrowersyjne, Niekonwencjonalne, Polecane, Polityka, Polska, Ważne CzarnaLimuzyna renesans-okupacyjnej-policji-granatowej

Ewaryst Fedorowicz, felietonista znany z wielu myślozbrodni regularnie przypomina: milicja! (nie poprawiać – policja, to była przed wojną). To prawda. Przed wojną, nie ukraińską, lecz przed Drugą Wojną Światową istniało niepodległe państwo polskie, a w nim policja. Zamierzchłe czasy, ale dopóki Ministerstwo Prawdy nie ukróci tych resentymentów, można tak mówić.

Po 1989 roku przywrócono starą nazwę „policja”, która zastąpiła w mowie i piśmie komunistyczną „milicję”. W mowie i piśmie, bo w innych sprawach wiele nie zmieniono. Podstawowa funkcja milicji jaką była obrona demokracji socjalistycznej została poszerzona o obronę dobrego samopoczucia nowego proletariatu wynalezionego przez Szkołę Frankfurcką. Grzechem zaniedbania byłoby przemilczenie narodu obranego za przewodni oraz dokooptowanych w ramach postępowego parytetu innych ras.

Nowe okoliczności historyczne

Po 1989 roku insygnia realnej władzy, o których już wspominałem – kijek i marchewka, uroczyście wyjechały z Moskwy i bez stacji przystankowej w Warszawie zostały przekazane nowym ośrodkom decyzyjnym na zachodzie. Swego czasu nawet toczył się spór czy za zgodą i wiedzą czy bez zgody i wiedzy „demokratycznej większości”. Spór był ciekawy, ale biorąc pod uwagę stanowisko ekspertów od mniemanologii ubogacającej rzeczywistość aksjomatem, że prawda nie istnieje, nie ma sensu go toczyć. Tym bardziej, że rzecz dotyczy prawdy historycznej, a ta, i tu znów posłużę się cytatem, „leżała pośrodku”.

Ale to już było i nie wróci więcej, bo dziś, nie leży już pośrodku, lecz po stronie Niemców, Ukraińców i Żydów.

A Polska? Polsce jako humanitarnemu mocarstwu przypadła zaszczytna rola wykarmienia tej “prawdy” do samego końca.

Certyfikaty, szkolenia i doktoraty Instytutu Orwella

W każdym razie milicja zachowała swoją politycznie poprawną orientację, która, jak już wiemy, może się zmieniać zachowując cały czas swoją świeżość wobec nowych historycznych wyzwań. Nowa milicja jako ważna instytucja nowego ładu została dość dobrze przysposobiona do swojej roli. Po wieli szkoleniach  zrzuciła starą skórę i oblekła się w nową korzystając z rad wielu renomowanych ośrodków ubogacających. Jednym z nich jest organizacja ”Nigdy więcej”.

Nazwa jest pomysłowa. Dotychczasowa działalność tego środowiska pozwala przypuszczać, że pełne brzmienie jest następujące: „Nigdy więcej Polski”. Sympatycy i wolontariusze w mediach społecznościowych dopowiadają: Nigdy więcej Polski katolickiej, narodowej, faszystowskiej, ksenofobicznej, antysemickiej, antyszczepionkowej. Nie tylko można, ale trzeba do tego dorzucić: precz z homofobią, nacjonalizmem, racjonalizmem, kurwofobią i opresyjną moralnością. Precz z wydobywaniem węgla, hodowlą zwierząt, grzybobraniem, zrywaniem leśnych owoców. Precz z mową nienawiści!

Szkolenie na temat mowy nienawiści

Ani się obejrzeliśmy, a tu historia nam się powtórzyła i dożyliśmy czasów powstania „policji granatowej” XXI wieku. Dobrze wyszkolonej i lojalnej wobec władzy szanującej standardy tolerancji represywnej. Szkolenia przeprowadza stołeczny Ratusz, a także władza centralna. Pomaga również strona żydowska, Muzeum POLIN  z Fundacją Dialog Pheniben.

Strategia podkreśla potrzebę  przeciwdziałania nienawiści w sposób holistyczny i z pełnym poszanowaniem wolności opinii i wypowiedzi, przy jednoczesnej współpracy z odpowiednimi interesariuszami

Interesariusze nie reprezentują polskiej racji stanu, stąd skojarzenie z policją granatową z czasów okupacji wydaje się być uzasadnione wobec tych funkcjonariuszy, którzy nadgorliwie wykonują wszystkie sugestie. Podczas tragicznego (ludobójczego) początku pierwszej Unii Europejskiej – niemieckiej Mitteleuropy, wśród policji granatowej byli polscy patrioci i kolaboranci.

Kończę cytatem:

„Walka z mową nienawiści i przestępstwami z nienawiści jest jednym z priorytetów działania polskiej Policji. (…) Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Mowie Nienawiści (International Day for Countering Hate Speech) to święto, które przypada 18 czerwca. W związku z rosnącym na całym świecie zjawiskiem mowy nienawiści Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję A/RES/75/309 w sprawie “promowania dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego oraz tolerancji w przeciwdziałaniu mowie nienawiści” ustanawiającą dzień 18 czerwca Międzynarodowym Dniem Przeciwdziałania Mowie Nienawiści”.

Taką mamy policję.

Tagi: kurwofobia, mowa nienawiści, Renesans „okupacyjnej policji granatowej”?

Nowa Kachowka. Is fecit cui prodest.

Nowa Kachowka. Is fecit cui prodest.

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”  •  20 czerwca 2023 Kachowka

Zaraz po ogólnopolskich obchodach Dnia Konfidenta, gruchnęła wieść o wysadzeniu w powietrze tamy na Dnieprze w Nowej Kachowce na Ukrainie. Ta sytuacja znakomicie potwierdza trafność spostrzeżenia, że pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. Każdej wojny – a ta sprawia wrażenie wyjątkowo zakłamanej, jako że obok testowania tam najnowszej techniki zbrojeniowej, testowane są też umiejętności pierwszorzędnych fachowców od duraczenia, zwanego elegancko „dezinformacją”. Toteż i w tej sprawie mnożą się, niczym „koncepcje” w głowie Kukuńka, wzajemne oskarżenia o to, kto tę tamę wysadził. Prezydent Zełeński od razu wiedział, że to Rosjanie. Czy sam się dowiedział, czy też tylko powtórzył po Amerykanach, którzy też od razu spenetrowali prawdę – to nieważne – bo z kolei Rosjanie o wysadzenie tamy oskarżają Ukraińców.

Żeby nie naśladować pana ambasadora Szczerskiego, który z trybuny ONZ miota bezsilne złorzeczenia, jak to Polska „zrobi wszystko”, żeby udusić zbrodniarza wojennego Putina gołymi rękami w nadziei, że Pan Nasz Miłosierny z Waszyngtonu zauważy jego gorliwość i pomyśli o nagrodzie, ani żeby nie naśladować telewizji rządowej i telewizji nierządnych, które, ponad podziałami, oddały swoje sumienia w pacht Departamentowi Stanu USA i Sztabowi Generalnemu Ukrainy, po których podają naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu zbawienne prawdy do wierzenia, odwołajmy się do klasyki, to znaczy – do starożytnych Rzymian – którzy na każdą okoliczność mieli w zanadrzu pełną mądrości sentencję. Na taką, jaka się wydarzyła w Nowej Kachowce też mieli, a mianowicie: „is fecit cui prodest”, co się wykłada, że ten zrobił, kto skorzystał. W takiej sytuacji postawmy pytanie, kto na wsadzeniu tamy na Dnieprze skorzystał, a więc – kto mógł ją wysadzić?

Rosja

Pierwsze podejrzenia kierują się w stronę Rosji i to nawet nie dlatego, że tak mówią amerykańscy twardziele, tylko przede wszystkim dlatego, że tama ta leży w strefie kontrolowanej przez wojsko rosyjskie. Po drugie – wskutek wysadzenia tamy zalane zostały i to nie wiadomo na jak długo, okolice Chersonia, z którego – jak pamiętamy – rosyjski minister obrony Sergiusz Szojgu wcześniej nakazał armii rosyjskiej się wycofać i w ten sposób taktownie podarować ukraińskiej niezwyciężonej armii sukces, którym mogła się nadymać, przynajmniej przez jakiś czas. Teraz ten teren został zalany, co zmusiło ukraińskie władze do ewakuacji mieszkającej tam ludności – ale nie o to przede wszystkim chodzi, tylko o to, że na zatopionym obszarze niezwyciężona armia ukraińska nie będzie w stanie przeprowadzić zapowiadanej od miesięcy kontrofensywy, co zauważył nawet taki oddany jej partyzant, jak pan generał Stanisław Koziej.

W tej sytuacji, przynajmniej na tym odcinku, Rosjanie nie muszą obawiać się w najbliższym czasie jakichś niespodzianek, co pozwoli im na większą swobodę manewrowania wojskiem w zmieniającej się sytuacji. A jest to odcinek ważny, bo ewentualne niespodzianki właśnie tutaj, mogłyby doprowadzić do przerwania lądowego korytarza do Krymu. Skoro jednak wielka część terenu, z którego mogłaby wyjść ukraińska ofensywa, została zatopiona, takie zagrożenie oddala się w mglistość i to nawet bez żadnego dodatkowego wysiłku ze strony Rosji. Jak widać, wysadzenie tamy w Nowej Kachowce przyniosło Rosjanom oczywiste korzyści, w związku z tym, w myśl pełnej mądrości rzymskiej sentencji „is fecit cui prodest”, mogli oni tego dokonać.

Ukraina

Ale Rosja nie jest bynajmniej jedynym podejrzanym w tej sprawie. Jak wyjątkowo przytomnie, jak na niego, zauważył pan generał Skrzypczak, który jeszcze niedawno do spółki z panem generałem Polko wygadywał duby smalone, jeśli Ukraina nie rozpocznie zapowiadanej od miesięcy kontrofensywy do momentu rozpoczęcia szczytu NATO w Wilnie, to Zachód się do niej „zniechęci” i może przestać wspierać. A ponieważ Ukraina pozostaje i to od dawna już nie na zachodniej kroplówce finansowej, tylko wręcz na transfuzji, to taka sytuacja oznaczałaby nic innego, jak „zamrożenie konfliktu” – o którym, nawiasem mówiąc, jako o jednej z „możliwych możliwości”, jeszcze w ubiegłym roku wspominała ambasadoressa USA przy NATO, co bardzo zdenerwowało prezydenta Zełeńskiego. Ten szczyt ma się rozpocząć 11 lipca, więc trudno nie zauważyć koincydencji, między tym terminem, a wysadzeniem w powietrze tamy w Nowej Kachowce.

No dobrze, ale na czym polegałaby tu korzyść Ukrainy? Wprawdzie – jak wiemy z rządowej i nierządnej telewizji w Warszawie, na tej wojnie Ukraińcy wcale nie giną; co najwyżej jacyś cywile, albo dzieci, na które Putin dlaczegoś jest szczególnie zawzięty i bombarduje żłobki, przedszkola i szkoły, ale to może być – a jak może być, to pewnie jest – element duraczenia, prowadzonego przez pierwszorzędnych fachowców z ukraińskiego Sztabu Generalnego.

Bardzo możliwe, że tak naprawdę, zarówno wskutek strat wojennych, jak i ucieczki za granicę mnóstwa młodych mężczyzn – co możemy na własne oczy obserwować aktualnie w Polsce – Ukraina może nie dysponować już rezerwami ludzkimi, wystarczającymi do przeprowadzenia kontrofensywy. Rzecz w tym, że na zajmowanych przez siebie terenach Rosjanie przygotowali bardzo głęboko urzutowaną obronę, której przełamywanie i to bez gwarancji powodzenia, musiałoby pociągnąć za sobą poważne straty ludzkie. W tej sytuacji skwapliwość Ukrainy do przeprowadzenia kontrofensywy mogła zostać zredukowana do zera. Z drugiej jednak strony ani prezydent Zełeński, ani żaden z jego współpracowników, którzy wobec zagranicy, a zwłaszcza Polski, prezentują arogancką postawę roszczeniową, żeby nie powiedzieć – mocarstwową – nie może się do takiej niechęci otwarcie przyznać. Jak z tej sytuacji wybrnąć? Jak zauważył pan generał Skrzypczak, odwlekanie terminu rozpoczęcia kontrofensywy już nie jest możliwe, chyba, że pojawi się jakaś siła wyższa, dzięki której i wilk będzie syty i owca cała, to znaczy – i kontrofensywy nie będzie i Ukraina nie utraci niczego z zachodnich alimentów.

Wysadzenie tamy w Nowej Kachowce jawi się w tej sytuacji, jako prawdziwy dar Niebios, bo jakże tu prowadzić kontrofensywę na obszarze zatopionym? Dlaczego więc ukraińscy komandosi nie mieliby tej tamy wysadzić tym bardziej, że wywiad ukraiński jeszcze w ubiegłym roku donosił, że została ona zaminowana? Ukraińcy nie musieliby nawet jej minować, tylko – odpalić ładunki i po krzyku.

Warto w tym miejscu przypomnieć incydent w Buczy. Tuż przed rozpętaniem klangoru wokół ruskiego ludobójstwa w tej miejscowości, do sieci trafił film, pokazujący, jak to batalion „Azow”, którego żołnierze dostarczyli tylu przeżyć pani wicemarszałek Sejmu Małgorzacie Gosiewskiej, znęca się nad rosyjskimi jeńcami. Hałasy podniosły się nawet w amerykańskim Kongresie, żeby przeprowadzić jakieś dochodzenia i tak dalej. W tej sytuacji, kiedy ukraińskie oddziały zajęły Buczę, na tamtejszych ulicach ni z tego ni z owego pojawiło się mnóstwo niepogrzebanych trupów, którym nie we wszystkich wypadkach zdążono zdjąć białe opaski, jakimi oznaczani byli rosyjscy kolaboranci. Oczywiście władze Ukrainy oskarżyły o to ludobójstwo Putina, ale jednocześnie zadbały, by w Buczy nie zjawiła się, broń Boże, ekipa Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, którą – jak pamiętamy – Niemcy wpuścili do Katynia. Oczywiście w obliczu takiej zbrodni hałasy w amerykańskim Kongresie ucichły jak nożem uriezał. Jak bowiem wiemy, nic tak nie gorszy, jak prawda, która zresztą – jak wspomniałem, jest pierwszą ofiarą każdej wojny, a cóż dopiero takiej?

Stany Zjednoczone

Jak wiadomo, Stany Zjednoczone jako pierwsze i ponad wszelką wątpliwość o wysadzenie w powietrze tamy w Nowej Kachowce oskarżyły Rosję. Wszystko to oczywiście być może, ale pamiętamy, jak wielki niesmak wywołało w Ameryce podziękowanie Księcia Małżonka za wysadzenie w powietrze gazociągów Nord Stream. Potem polecono nam przyjąć do wiadomości, że „gazociągi wysadził Putin”, no bo jakże by inaczej – ale Niemcy, które wpakowały w nie bardzo dużo swoich pieniędzy, nadal prowadzą w tej sprawie śledztwo, w ramach którego pewna osoba podobno już zaczęła z nimi „współpracować”. Co z tego wyniknie – tego ma się rozumieć nie wiemy, zwłaszcza dopóki wojsko amerykańskie stacjonuje na terenie Niemiec – ale cierpliwie czekajmy.

Tedy odwołując się do wspomnianej pełnej mądrości sentencji: „is fecit cui prodest”, postawmy pytanie, czy wysadzenie tamy w Nowej Kachowce przyniosło jakąś korzyść Stanom Zjednoczonym? Pytanie na pierwszy rzut oka wydaje się głupie, bo gdzie Rzym, gdzie Krym!? Ale na drugi rzut oka już takie głupie nie jest zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie, że napięcie w stosunkach Ukrainy z Rosją gwałtownie wzrosło po dwóch rozmowach, jakie amerykański prezydent Józio Biden w czerwcu i lipcu 2021 roku przeprowadził z Putinem. W rezultacie doszło na Ukrainie do wojny, którą USA, wraz z 50 krajami od nich tak czy owak zależnymi, prowadzą tam z Rosją do ostatniego Ukraińca. Jak bowiem przyznał podczas swojej pielgrzymki do Kijowa amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin, celem tej wojny jest nic innego, tylko „osłabienie Rosji”.

Ale ta wojna najwyraźniej przechodzi w stan przewlekły i chociaż Amerykanie – w odróżnieniu od „operacji pokojowych” oraz „misji stabilizacyjnych” w Afganistanie i Iraku – bezpośrednio w działaniach wojennych nie uczestniczą, to jednak koszty transfuzji dla Ukrainy zaczynają być odczuwalne, ale to jeszcze nic w sytuacji, gdy ostateczne zwycięstwo, o którym z taką wiarą zapewniał nas prezydent Józio Biden podczas swojej ostatniej bytności w Warszawie, w odległą przyszłość się oddala. W tej sytuacji dobrze byłoby wyplątać Amerykę z tej awantury zwłaszcza, że tylko patrzeć, jak jakaś Schwein zacznie przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi w Ameryce wydziwiać, po co USA wdały się w tę wojnę i jakie to niby mają odnieść stąd korzyści. Roztrząsanie takich kwestii mogłoby doprowadzić do przegranej prezydenta Józia Bidena, który najwyraźniej uparł się przewodzić Ameryce do upadłego.

Normalnie Ameryka nie mogłaby przerwać transfuzji dla Ukrainy bez utraty prestiżu i bez ryzyka buntu swoich wasali, którzy wcale nie muszą być zadowoleni z wzięcia ich pod pretekstem tej wojny za twarz – a w tej sytuacji, zdawać by się mogło – bez wyjścia – nagle wylatuje w powietrze tama na Dnieprze w Nowej Kachowce, co pozwala bez utraty twarzy zakończyć całą awanturę na tyle wcześnie, że podczas przyszłorocznej kampanii wyborczej wszyscy zdążą o niej zapomnieć. Zatem wszystko zakończy się może nie – jak to często bywa – wesołym oberkiem – ale „zamrożeniem konfliktu”, czyli rozbiorem Ukrainy. Czy w tej sytuacji amerykańska oferta ewakuacji do USA, jaką w lutym 2022 roku przedstawiono prezydentowi Zeleńskiemu nadal będzie aktualna – o tym się przekonamy, bo prędzej czy później jakaś ukraińska Schwein postawi mu wtedy pytanie, po co to wszystko było?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Polscy decydenci nie przestają zadziwiać swoją naiwnością i krótkowzrocznością.

Polscy decydenci nie przestają zadziwiać swoją naiwnością i krótkowzrocznością.

Jadwiga Emilewicz tworzy katalog polskich inwestycji w odbudowę Ukrainy.

emilewicz-katalog-polskich-inwestycji-w-odbudowe-ukrainy

Polscy decydenci nie przestają zadziwiać swoją naiwnością i krótkowzrocznością. Tym razem z co najmniej dyskusyjnym pomysłem wychyliła się Jadwiga Emilewicz, pełniąca funkcję pełnomocnika rządu ds. polsko-ukraińskiej współpracy rozwojowej.

Jadwiga Emilewicz ujawniła, że zaczęła tworzyć listę inwestycji na Ukrainie, które mają realizować po zwycięskiej wojnie polskie firmy. Lista ta ma wkrótce zostać przekazana stronie ukraińskiej.

-Zależy mi na tym, żeby rodzimych przedsiębiorców kontaktować z ukraińską administracją odpowiedzialną za postępowania przetargowe, ale także z ukraińskimi partnerami biznesowymi – powiedziała.

Źródło: wpolityce.pl

NASZ KOMENTARZ: Z jednej strony mamy tu do czynienia z klasycznym dzieleniem skóry na żywym niedźwiedziu, czyli Rosji. Wojna wciąż się toczy i wcale nie jest pewne, że Ukraina ją wygra. Ostatnie wydarzenia na froncie skłaniają raczej do ostrożnego podejścia – ukraińska, zapowiadana od dawna kontrofensywa, trwa już bez mała dwa tygodnie i osiąga mizerne rezultaty, przy jednoczesnych, ogromnych stratach własnych.

Równie dobrze wojnę może wygrać Putin, a wtedy w odbudowę zniszczeń zaangażują się firmy chińskie i indyjskie, nie polskie. Pamiętamy słynną mapkę regionów, które miały przypaść poszczególnym krajom w dziele odbudowy. Polska miała zyskać obwód doniecki, który do dziś jest w około połowie kontrolowany przez wojska rosyjskie. Z drugiej strony, na tej wojnie, jak na razie, Polska wyłącznie traci, a jeśli nawet dojdzie do zwycięstwa Ukrainy, nasz udział w odbudowie ograniczy się przede wszystkim do nowego drenowania kieszeni Polaków na rzecz tejże odbudowy.

Kokosy zbiorą z kolei przede wszystkim firmy francuskie, niemieckie i amerykańskie. Nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości.

[Czyżby?? A izraelskie to pikuś?? md]

Ukraina – nasz „sojusznik”

Ukraina – nasz „sojusznik”

W normalnym kraju po tym i wielu innych faktach, Ukrainę uznano by za kraj wrogi. Przecież Ukraina działa na dużą skalę całkowicie otwarcie przeciw polskim interesom gospodarczym. Władze Ukrainy konsekwentnie starają się wciągnąć Polskę do wojny.

Andrzej Szlęzak 2023-06-18 ukraina-nasz-sojusznik

Polityka międzypaństwowa prowadzona przez PiS, która odnośnie Ukrainy, Rosji oraz Chin, popierana jest przez PO, PSL i Lewicę, stała się już kompletnym absurdem. Utarło się, że w polityce między wrogimi państwami, obowiązywała zasada „wróg mojego wroga jest moim sojusznikiem”.

Polityka rządów PiS-u, co prawda prowadzona na krótkiej smyczy przez ambasadora USA o polskim nazwisku, wywróciła tę zasadę do góry nogami. Cały czas dla większości Polaków Rosja jest największym wrogiem. Ukraina będąca wrogiem Rosji stała się zatem, według wspomnianej zasady, sojusznikiem Polski.

Jednak co zrobić, jeśli to rozumowanie nie trzyma się kupy? Oto ostatnie wystąpienie kierującego ukraińskim odpowiednikiem polskiego Instytutu Pamięci Narodowej, to jakby przypieczętowanie faktu, że myślenie o Ukrainie, jako sojuszniku Polski zawaliło się w gruzy. To myślenie nigdy nie miało szans na przekształcenie się w solidny gmach, ponieważ jego fundamentem miało być i wygląda, iż nadal jest, zapomnienie o dziesiątkach tysięcy Polaków wymordowanych przez Ukraińców. I o tym po raz kolejny przekonał w ostatnich dniach wspomniany szef ukraińskiej instytucji od polityki historycznej.

Rozmiary tego tekstu nie pozwalają na cytowanie tego, co powiedział wspomniany Ukrainiec ani nie warto wspominać jego nazwiska. Wystarczy stwierdzić, że nie dał żadnych nadziei na to, iż Ukraińcy mają zamiar budować relacje z Polską na innym fundamencie niż ten wspomniany powyżej.

W normalnym kraju po tym i wielu innych faktach, Ukrainę uznano by za kraj wrogi. Przecież Ukraina działa na dużą skalę całkowicie otwarcie przeciw polskim interesom gospodarczym. Władze Ukrainy konsekwentnie starają się wciągnąć Polskę do wojny. Polityka Ukrainy w przestrzeni pamięci historycznej, która w relacjach polsko-ukraińskich jest szczególnie ważna, jest również otwarcie wroga wobec Polski, czego kolejnym dowodem jest wspomniane wystąpienie ukraińskiego urzędnika. I co? I nic! Znaleźliśmy się w nonsensownym układzie, w którym wróg (Ukraina) naszego wroga (Rosja) jest naszym wrogiem, a nie sojusznikiem.

Idiotyzm działań PiS-u w tej sytuacji dopełnia polityka wrogości wobec Niemiec. W minionych dwustu latach największym zagrożeniem dla Polski był sojusz rosyjsko-niemiecki, który z reguły kończył się unicestwieniem naszego państwa. Szansą dla Polski była sytuacja, w której Rosja i Niemcy były w konflikcie. Tak jest teraz, a rząd PiS-u zamiast wyciągać z tego korzyści, doprowadza do absurdalnej sytuacji coraz większego konfliktowania się zarówno z Rosją, jak i z Niemcami.

Ten absurd polityki wobec Ukrainy, Rosji i Niemiec dobrze obrazuje krążąca w internecie myśli według której rząd PiS-u domaga się miliardowych odszkodowań od Niemców, którzy do zbrodni na Polakach się przyznali, przeprosili za nie i przepraszać nie przestają, a jednocześnie miliardy płacą tym, którzy do zbrodni się nie przyznali, uparcie o tym kłamią i tym bardziej nie mają zamiaru przepraszać.

Uważam, że wszystkie sznurki polityki wobec Ukrainy, Rosji i Niemiec dzierży wspomniany ambasador USA w Warszawie, którym oczywiście kierują jego zwierzchnicy w Waszyngtonie. Pewnie również oni – jako bez-alternatywny sojusznik – dbają o to, by nikt w Polsce nie odważył się nazwać Ukrainy inaczej niż „sojusznikiem”.

Służby specjalne w Polsce – już dawno przejęte przez Amerykanów – pilnie baczą, żeby żaden polityk nie ośmielił się oficjalnie określić Ukrainy państwem wrogim. Biorąc pod uwagę liczbę polityków na których różne służby – również zagraniczne – mają różne haki, nie należy oczekiwać, żeby na przykład z trybuny sejmowej padło to stwierdzenie.

W rządzie PiS-u są takie porządki, że ze stanowiska wylatuje minister, który odważył się ledwie wspomnieć o ludobójstwie Ukraińców na Polakach. Czy za stwierdzenie zgodne z faktami, że Ukraina, to państwo wrogie Polsce, będzie się lądować w więzieniu? A może kogoś takiego spotka los Andrzeja Leppera? To nie demagogia!

Trawestując powiedzenie Stalina można wysunąć hipotezę, że w miarę zacieśniania – amerykańskim łańcuchem – oficjalnego sojuszu ukraińsko-polskiego, będzie narastać walka z tymi, którzy widzą i ośmielają się publicznie mówić, o jego katastrofalnych skutkach dla Polski.

Andrzej Szlęzak https://myslpolska.info

Kolejny skandal na Ukrainie – Bohdan Chmielnicki oskarżony o korupcję. Straty rzędu miliarda hrywien.

Kolejny skandal na Ukrainie – Bohdan Chmielnicki oskarżony o korupcję. Straty rzędu miliarda hrywien.

kolejny-skandal-na-ukrainie-bohdan-chmielnicki-oskarzony-o-korupcje
Jak podaje „Rzeczpospolita”, Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) skierowała zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego wiceministra obrony Ukrainy Wiaczesława Szapowałowa oraz dyrektora departamentu zakupów MON, Bohdana Chmielnickiego.

Szapowałow i Chmielnicki mieli w ciągu ostatniego roku wyprowadzić z budżetu państwa gigantyczną kwotę. To dalszy ciąg wielkiej afery korupcyjnej w ukraińskiej armii, która z czasem zatacza coraz szersze kręgi.  Według SBU, w nowej odsłowie afery korupcyjnej chodzi m.in. o zakup blisko 3000 kamizelek kuloodpornych o wartości 130 mln hrywien (z tej kwoty przywłaszczonych miało zostać ponad 100 mln hrywien). Kamizelki miały nie spełniać deklarowanej klasy ochrony, a ich rzeczywista wartość wynosiła 25 mln hrywien.

Straty rzędu miliarda hrywien

SBU podała, że uczestnicy afery kupili też hurtową partię niskiej jakości kurtek i spodni zimowych dla żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy za łączną kwotę 900 mln hrywien, a odzież ta nie spełniała wymogów użytkowania „w zimnych porach roku w kontekście intensywnych działań wojennych”. Działania oskarżonych miały – według Służby Bezpieczeństwa Ukrainy – spowodować straty dla ukraińskiego budżetu w łącznej wysokości ponad 1 mld hrywien (równowartość ok. 110 mln zł). Z tej kwoty były wiceminister obrony i były szef Departamentu Zamówień Państwowych mieli przywłaszczyć sobie ponad 100 mln hrywien. Podejrzani zostali aresztowani. Według źródeł agencji Ukrinform w organach ścigania, zatrzymani to były wiceminister obrony Wiaczesław Szapowałow oraz były dyrektor departamentu zakupów MON Bohdan Chmielnicki. Podał się do dymisji w styczniu br. Jak napisał, miało to związek z „medialnymi oskarżeniami” o korupcję. Stanowisko stracił wówczas również zastępca prokuratora generalnego Ukrainy. Media zarzucały resortowi obrony przepłacanie dostawcom żywności dla armii. Firma zaopatrująca wojsko w żywność twierdziła z kolei, że „popełniła błąd techniczny” i zapewniła, że nie otrzymała żadnych nienależnych jej pieniędzy. Oświadczenie na stronie Ministerstwa Obrony głosiło, że dymisja, złożona przez Szapowałowa ma „pomóc w zachowaniu zaufania do resortu”.

Źródło: rp.pl

KOMENTARZ „Magna”:

Jeśli ktoś wierzy w przekaz mediów głównego nurtu o wspaniałych Ukraińcach i ich rządzie, bohatersko walczących „za wolność naszą i waszą”, oczywiście nie możemy zabronić mu tej wiary, natomiast sami jej nie podzielamy. Państwo ukraińskie nie stało się nagle, wraz z inwazją rosyjską, aniołem. Od samego swojego zarania przeżarte jest korupcją i nepotyzmem. Pod tym względem praktycznie nic się tam nie zmieniło od 30 lat, o czym jeszcze do niedawna, bez skrępowania informowały media od lewa do prawa.

O ambasadorze USA: Nurza w gównie flagę USA. Wysoki oficer Frontu Walki z Normalnym Społeczeństwem.

Janusz Korwin-Mikke korwin-mikke-o-ambasadorze-usa-nurza-w-gownie-flage-usa-wysoki-oficer-frontu-walki-z-normalnym

@JkmMikke

·

W sobotę 17 czerwca ulicami Warszawy przeszła tzw. „parada równości”. W tęczowym pochodzie wziął udział ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce – Mark Brzeziński.

Pochód otwierała platforma organizatorów. Na jego czele byli także inicjatorzy marszów równości w innych polskich miastach oraz w Kijowie, przedstawiciele społeczności ukraińskiej w Polsce i dyplomaci.

W przemarszu wzięli też udział politycy Lewicy, którzy również mieli swoją platformę, i reprezentanci różnych firm. Imprezę zabezpieczyły duże siły policji.

Wśród uczestników parady był także ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski, który niósł flagę swojego kraju.

– Ambasada USA jest tutaj, ponieważ Stany Zjednoczone bronią równości. Bronimy równości na całym świecie, w tym w Polsce – powiedział.

JE Marek Brzezinski nurza w g***ie flagę USA. Przeciętny Polak myśli o Nim: Debil skończony! A ja mówię: “Nie! To wysoki oficer Frontu Walki z Normalnym Społeczeństwem. Doskonale wie, z czym walczy. Nie wie tylko, że gdyby ONI wygrali, to nastąpiłby koniec naszej cywilizacji”.

Iwonna @IwonkaWawa

Ambasador Mark Brzeziński na #ParadaRównosci , Warszawa dziś

Obraz

Histeryczny ale diaboliczny atak aborterów na pikietę – zniszczono mienie Fundacji “Życie i Rodzina”.

ZiR
Mail nieczytelny? Zobacz wersję www

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Aborterzy wpadli we wściekłość i zniszczyli mienie należące do Fundacji.

Wszystko wydarzyło się w Poznaniu w trakcie proaborcyjnej manifestacji „Ani Jednej Więcej”. Na swoim zgromadzeniu lewicowi aktywiści domagali się zalegalizowania aborcji, aby… ratować życie ciężarnych kobiet. To manipulacja, bo w sytuacji zagrożenia życia matki lekarz ma zawsze obowiązek ją ratować, nawet jeśli na skutek podjętych działań dziecko straci życie. Nie jest tu zresztą w ogóle potrzebna aborcja, bo celowe zabicie dziecka nie ma żadnej wartości terapeutycznej dla matki – jest po prostu morderstwem z zimną krwią. Legalizacji takiego morderstwa chcą aborcjoniści i grają śmiercią kolejnej kobiety.

Poznański oddział Fundacji udał się na miejsce aborcyjnego strajku i pokazał zdjęcia zabitych dzieci – by otrzeźwić uczestników spędu i uświadomić im, co tak naprawdę popierają. „Ani Jednej ABORCJI Więcej” – pod takim hasłem odbywała się nasza manifestacja, a dalsze wypadki pokazały, że była bardzo potrzebna.

Proszę tylko spojrzeć, co działo się na Placu Wolności w Poznaniu. Aborterzy wpadli w amok, nie radzili sobie z sobą, wyzywali naszych Wolontariuszy, dochodziło niemal do rękoczynów: rośli mężczyźni rzucali się na nasze dziewczyny i próbowali wyrwać im baner! Widok zabitego dziecka budzi tak wielką wściekłość w zwolennikach mordowania…

Film jest też na BanBye: https://banbye.com/watch/v_g47BAVZSrbGe

Szanowny Panie!

W Poznaniu zniszczono mienie Fundacji. Aborcjoniści deptali nasze banery, wyłamywali kije i szarpali naszych ludzi za ubrania. Osoby, których nie jesteśmy w stanie zidentyfikować, zalały niebieską farbą banery i poplamiły trwale kamizelki, w których Wolontariusze chodzą na akcje uliczne. W najbliższy poniedziałek wielkopolska koordynatorka Fundacji wybiera się na komisariat Policji, aby zgłosić szkodę i zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Proszę samemu zobaczyć, co nawyprawiali lewaccy działacze:

Bardzo Pana proszę o pomoc w odtworzeniu materiałów, które zostały nam poniszczone. Czy może Pan dokonać pilnej wpłaty, abyśmy mogli zamówić nowe banery i kamizelki dla Wolontariuszy?

Czy może Pan wpłacić 40, 100, 150 złotych lub inną wybraną sumę, abyśmy mogli jak najszybciej złożyć zamówienie na nowe materiały?

Będę Panu bardzo wdzięczna za pomoc, bo aborcjoniści dewastują nasze rzeczy po to, abyśmy już więcej nie wyszli na ulice z pikietami. Nie chcą oglądać zdjęć zamordowanych dzieci, bo wolą popierać aborcję, ale na nią nie patrzeć. Boją się, że ludzie zobaczą, jak straszliwą zbrodnią jest mordowanie nienarodzonych – i zaczną myśleć samodzielnie zamiast powtarzać wyświechtane feministyczne slogany.

Chcą legalizacji aborcji.

Stajemy im na przeszkodzie.

Czy mogę liczyć na Pańską pomoc?

Serdecznie Pana pozdrawiam wraz z zespołem Fundacji!

Kaja Godek
Podpis

Kaja Godek
Inicjatywa #ZATRZYMAJABORCJĘ
Inicjatywa #STOPLGBT
Fundacja Życie i Rodzina
zycierodzina.pl

PS – Dziś uspokajałam Wolontariuszy z Poznania i gratulowałam im stalowych nerwów. Odparli histeryczny atak i będą dalej bronić nienarodzonych dzieci. Obiecałam, że jak najszybciej wyślę im nowe materiały do pikiet…

WSPIERAM

NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE

DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:

IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
KOD SWIFT: BIGBPLPW

MOŻESZ TEŻ SKORZYSTAĆ Z SZYBKICH PRZELEWÓW ONLINE:

LUB SKORZYSTAĆ Z PŁATNOŚCI KARTĄ:

#ZatrzymajAborcję

„A kto wpuścił falę Ukraińców, panie Kaczyński?”.O referendum ws. relokacji imigrantów

„A kto wpuścił falę Ukraińców, panie Kaczyński?”. Witold Gadowski ostro o referendum ws. relokacji imigrantów

Witold Gadowski 15 czerwca 2023 a-kto-wpuscil-fale-ukraincow-panie-kaczynski

Na rewelacje Jarosława Kaczyńskiego na temat referendum w sprawie unijnych nacisków na przyjęcie nielegalnych imigrantów odpowiedział Witold Gadowski. Publicysta w mocnych słowach wyraził to, o co pytają Polacy: a kto, jeżeli nie partia rządząca, doprowadził do niekontrolowanej fali migracji z Ukrainy? „Od jesiennego rachunku za to nie uciekniecie” .

Kiedy do Polski wpływały milionowe fale emigrantów z Ukrainy, rząd w Warszawie nie wpadł na pomysł zapytania Polaków co myślą na ten temat. Podobnie, gdy tenże rząd decydował o przeznaczaniu miliardów złotych na utrzymanie Ukraińców. Ani też wtedy, gdy swą polityką ściągał na nasz kraj groźbę wojny.

Natomiast gdy zbliżają się wybory, władza warszawska nagle ogłasza, iż będzie pytać Polaków o relokację niewielkiej ilości imigrantów z Unii Europejskiej…

Zapowiedź w tej sprawie spotkała się z ostrym komentarzem Witolda Gadowskiego. A kto zadecydował o braku filtracji tych, którzy wlewają się przez ukraińską granicę do naszego kraju no i skąd nagle wzięło się tylu obcych (wizualnie) na ulicach polskich miast panie Kaczyński? – zapytał redaktor. Od jesiennego rachunku za to nie uciekniecie – dodał.

Ukraiński milioner ścigany listem gończym, wciąż robi interesy w Polsce. Tak działa obecnie państwo polskie.

Ukraiński milioner, który jest ścigany listem gończym, wciąż robi interesy w Polsce. rainski-milioner-ktory-jest-scigany-listem-gonczym-interesy-w-polsce

Taras Barszczowski to ukraiński milioner, który w Polsce jest ścigany listem gończym. Nie przeszkadza mu to w dalszym robieniu interesów w nad Wisłą.

Barszczowski od kwietnia jest poszukiwany w Polsce listem gończym. Na ukraińskim milionerze ciążą zarzuty założenia w Polsce zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym i dokonywania oszustw na szkodę około 100 polskich sadowników i dostawców.

Oligarcha znajduje się na czarnej liście ZUS. Jeśli postawi stopą w Polsce, to od razu zostanie schwytany przez polską policję. [?? czyżby?? … md]

– Czekamy, aż podejrzany wyjedzie z Ukrainy do innego państwa, które zgodzi się nam go wydać. W Ukrainie nie funkcjonuje europejski nakaz aresztowania, a w związku z tym podejrzany musiałby być wydany w trybie ekstradycji. Jednak jednym ze standardów w relacjach między państwami jest niewydawanie własnych obywateli – mówi prok. Andrzej Jeżyński z Prokuratury Regionalnej w Lublinie.

Póki co, Barszczowski wciąż korzysta ze zliberalizowanych przepisów handlu Ukrainy z UE, które wprowadzono, by pomóc finansowo napadniętemu przez Rosjan państwu. Milioner wciąż robi interesy w Polsce i zalewa nasze państwo swoim koncentratem.

Zajęcie zaledwie kilku jego cystern, które stale kursują przez polsko-ukraińską granicę, poważnie zredukowałoby długi, jakie ukraiński przedsiębiorca ma u polskich rolników, dawnych dostawców jego firm mówi WP Lucjan Kamil Zębek, przedsiębiorca z woj. lubelskiego. Na współpracy z firmami powiązanymi z Barszczowskim mężczyzna stracił kilkaset tysięcy złotych.

To, co się odbywa, to jakaś zabawa w ciuciubabkę. Jest ścigany listem gończym, ma ogromne długi, a jednocześnie cysterny jego ukraińskiej firmy swobodnie przekraczają granicę i dostarczają towar. Każdy taki pojazd przewozi koncentrat jabłkowy o szacunkowej wartości 160 tys. zł. Mówimy o milionach, które ten człowiek nadal może zarabiać – dodaje.

Sytuacja rzeczywiście wydaje się absurdalna, ale tak najwyraźniej działa obecnie państwo polskie. Tymczasem rodzimi przedsiębiorcy nieustannie są nękani i państwo utrudnia im prowadzenie biznesów.

Jakiś „ochotniczy legion polski”. To już nie żarty, to grozi uwikłaniem państwa w wojnę

Jakiś „ochotniczy legion polski”. To już nie są żarty, to grozi uwikłaniem państwa w wojnę

Albo jacyś ochotnicy wkręcą nas w maszynkę do mięsa bez naszej wiedzy i zgody, albo to rząd robi takie psoty

to-grozi-uwiklaniem-panstwa-w-wojne

Tomasz Sommer i Stanisław Michalkiewicz rozmawiali m.in. o grupie polskich najemników w wojnie na Ukrainie. W ocenie publicysty to „jest najlepsza droga do uwikłania Polski w wojnę”.

– Teraz się okazało, że jakaś grupa polskich najemników ruszyła na Moskwę, wprawdzie pan Żaryn się natychmiast od niej odciął, ale nie było wśród nich pani Gosiewskiej – powiedział Tomasz Sommer.

– To mnie zaniepokoiło, że „ochotniczy legion polski”, nie wiem kto go utworzył, kto go finansuje, bo to rzeczywiście jest najszybsza droga do uwikłania Polski w wojnę – odparł Stanisław Michalkiewicz.

– Trzeba by pana ministra Błaszczaka wziąć za rozporek, żeby powiedział, czy to on maczał w tym palec, czy nie (…), bo albo jacyś ochotnicy wkręcą nas w maszynkę do mięsa bez naszej wiedzy i zgody, albo to rząd robi takie psoty– dodał.

– Ja tutaj się bym posłużył jednak spostrzeżeniem księcia Gorczakowa, że „nie wierzę niezdementowanym informacjom”. Skoro pan Żaryn, znany z prawdomówności, zdementował tę informację, to ja uważam, że to jest wiarygodne – stwierdził.

– To by wymagało jakiejś interpelacji w Sejmie (…), bo to jest poważna sprawa, z tego mogą być bardzo nieprzyjemne konsekwencje – ocenił Michalkiewicz.

– Teraz to interpelacje to mają taki sens, że właściwie go w ogóle nie posiadają… – stwierdził Sommer.

– To jest tak, jak z cesarzem Klaudiuszem. Jak miał dokonać zatarcia nagany cenzorskiej, to musiał to zrobić, ale powiedział: „niech przynajmniej zostanie ślad po zatarciu”, więc tutaj niech przynajmniej będzie ślad, że ktoś o to zapytał, że kogoś to zainteresowało – odparł publicysta.

– Tutaj to już nie są żarty, bo to grozi uwikłaniem państwa w wojnę – skwitował Stanisław Michalkiewicz.

Za co zginiemy

Za co zginiemy

Stanisław Michalkiewicz 15 czerwca 2023 Za co

11 lipca, w 80 rocznicę rzezi wołyńskiej, ma rozpocząć się w Wilnie dwudniowy szczyt NATO. Z całą pewnością zdominuje go wojna na Ukrainie, jaką USA i kilkudziesięciu amerykańskich wasali prowadzi tam z Rosją do ostatniego Ukraińca. Wygląda jednak na to, że Ukraińców chętnych do położenia głowy dla amerykańskich twardzieli jest jakby coraz mniej. Wprawdzie – jak wiemy z telewizji: rządowej i nierządnej – na Ukrainie Ukraińcy nie giną, chyba, że jacyś nieliczni cywile i dzieciaczki, ale prawda może być taka, że tak zwane rezerwy ludzkie są tam bliskie wyczerpania, a w każdym razie – nie wystarczają na przeprowadzenie zapowiadanej od miesięcy kontrofensywy, która musiałaby polegać na przełamywaniu – nie wiadomo zresztą, czy skutecznym – głęboko urzutowanej rosyjskiej obrony, co musiałoby pociągnąć za sobą po stronie ukraińskiej dotkliwe straty.

Dodatkowym czynnikiem zmniejszającym ukraińskie możliwości jest masowa ucieczka młodych mężczyzn za granicę, o czym możemy naocznie przekonać się w Polsce. Ale warunkiem zachodniej pomocy dla Ukrainy jest dalsze „osłabianie Rosji”, kosztem kompletnej dewastacji własnego państwa, co stwarza dla ekipy prezydenta Zełeńskiego coraz większe ryzyko polityczne. Wprawdzie został on przez pierwszorzędnych amerykańskich fachowców kreowany na wszechświatowego bohatera, podobnie jak wcześniej – Lech Wałęsa, któremu najwyraźniej uderzyło to do głowy – ale czar może prysnąć w momencie, gdy widoki na ostateczne zwycięstwo zaczną się rozwiewać, to znaczy – gdy trzeba będzie przyjąć do wiadomości częściowy rozbiór państwa, „osiągnięty” kosztem ogromnych zniszczeń i strat w ludziach.

Wtedy prędzej czy później jakaś tamtejsza Schwein postawi pytanie, po co właściwie jedliśmy tę żabę? A tymczasem nawet pan generał Skrzypczak zauważył, że jeśli do wileńskiego szczytu NATO Ukraina nie rozpocznie spektakularnej kontrofensywy, to Zachód może się zacząć zniechęcać do udzielania jej dalszej pomocy. To chyba byłby ten właśnie moment, o którym wspominał najpierw pan ambasador RP w Paryżu Jan Emeryk Rościszewski, a zaraz po nim – ambasador RP w Kijowie, pan Cichocki – że jeśli Ukraina zacznie mieć trudności z obroną swojej niepodległości, to znaczy – osiągnięciem tak zwanego „ostatecznego zwycięstwa” – to Polska „nie będzie miała innego wyjścia”, jak włączyć się bezpośrednio do tej wojny.

Na szczęście czy to wyleciała w powietrze, czy też po prostu pękła tama na Dnieprze w Nowej Kachowce, wskutek czego zatopiony został ogromny obszar, z którego m.in. miała wyjść ukraińska kontrofensywa. W tej sytuacji – jak przytomnie zauważył pan generał Komornicki, który jako jeden z nielicznych naszych generałów zachowuje poczucie rzeczywistości – o żadnej operacji wojskowej na zatopionym obszarze mowy być nie może. Ale dla Ukrainy może to być prawdziwy dar Niebios, bo taka katastrofa, to przecież rodzaj siły wyższej, na karb której można będzie złożyć dalsze opóźnianie zapowiadanej od miesięcy kontrofensywy.

Wprawdzie ambasador Polski przy ONZ, pan Szczerski, nie mą najmniejszych wątpliwości, że tamę wysadził Putin i miota przeciwko niemu polskie bezsilne złorzeczenia, a tymczasem amerykańscy twardziele, którzy – jak np. pan Kirby z Białego Domu – też najpierw byli tego absssolutnie pewni, teraz zaczynają się wahać i czekają z werdyktem na rezultat „badań”. Więc jak tam było, tak tam było – jak mawiał dobry wojak Szwejk, bo nie o to chodzi, byśmy tu prowadzili jakieś „dziennikarskie śledztwo” – tylko o to, że podczas wileńskiego szczytu NATO Ukraińcy będą mieli wygodną wymówkę, dlaczego nie rozpoczynają kontrofensywy, a w tej sytuacji Zachodowi byłoby niezręcznie odmawiać im wszelkiej pomocy.

Z drugiej jednak strony, gdyby podejrzenia o celowe wysadzenie tamy zaczęły się wobec Ukraińców zagęszczać, trzeba by wykombinować jakieś rozwiązanie alternatywne – żeby i sobie trochę ulżyć, ale żeby też nie stworzyć wrażenia, że Ukraina została z fiutem w garści. Toteż – jak zwrócił mi uwagę Honorable Correspondant – były sekretarz generalny NATO i zarazem były premier Danii Anders Rasmussen powiedział, że jeśli NATO nie będzie w stanie wypracować jednolitej strategii dla Ukrainy, to istnieje możliwość”, że „niektóre kraje NATO” podejmą „indywidualne działania”. Żeby było jasne, o które to „niektóre” kraje NATO chodzi, pan Rasmussen wymienił Polskę. Warto dodać, że pan Rasmussen ma teraz posadę doskonałego doradcy prezydenta Zełeńskiego, który przecież od początku wojny marzy o tym, by rozlała się ona również na inne kraje – przede wszystkim na kraje Europy Środkowej, a Polskę w szczególności.

Ale nie tylko on o tym marzy. Można nie tylko odnieść wrażenie, ale nawet nabrać pewności, że marzenie to podzielają w całej rozciągłości również nasi Umiłowani Przywódcy – z panem prezydentem Andrzejem Dudą, panem premierem Mateuszem Morawieckim, panem ministrem Mariuszem Błaszczakiem, no i oczywiście – z Naczelnikiem Państwa, który wszystkich ich inspiruje. Jak pamiętamy, pan prezydent Duda już 3 maja ubiegłego roku dał wyraz pragnieniu „zlania się” Polski z Ukrainą w „unię” – ale widocznie Nasz Najważniejszy Sojusznik już wtedy musiał ofuknąć go za samowolkę („wiecie, rozumiecie, Duda; wy u nas bardzo uważajcie i zawsze najpierw pytajcie, co macie robić, a dopiero potem chlapcie, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa!”). Toteż pan prezydent wkrótce się z tego wycofał mówiąc, że granica polsko-ukraińska powinna „łączyć”, a nie „dzielić”. Ale żeby „łączyła”, to jednak musi istnieć.

Teraz jednak sytuacja może być inna i Nasz Najważniejszy Sojusznik nie tylko może panu prezydentowi Dudzie pozwolić, ale nawet surowo przykazać, by jako „zwierzchnik Sił Zbrojnych”, skierował je na Ukrainę, by tam zostały wkręcone w maszynkę do mięsa. Początek jest już zrobiony. Oto w lutym, a może nawet wcześniej, pojawił sie na Ukrainie Polski Legion Ochotniczy”, który podlega ukraińskiemu Ministerstwu Obrony i wykorzystywany jest do prowadzonych z terytorium ukraińskiego operacji dywersyjnych na terytorium Rosji. W związku z tym „Legion” ten musiał już co najmniej kilkakrotnie operować na terenie Rosji. Nie słychać, by któryś z legionistów dostał się do rosyjskiej niewoli, bo Rosjanie na pewno by się tym pochwalili, ale prędzej, czy później musi do tego dojść. W grudniu ubiegłego roku nieprzejednana opozycja, która w maszynkę do mięsa wkręciłaby nas jeszcze skwapliwiej, zgłosiła nawet projekt ustawy, żeby podejmowanie przez obywateli polskich służby w obcej armii nie było już przestępstwem – ale nie mogłem się takiej ustawy nigdzie dopatrzeć, więc może rząd „dobrej zmiany” chciał uniknąć ostentacji – ale oczywiście za służbę w „Legionie” nikogo karał nie będzie – bo jakaż to z armii ukraińskiej „obca armia”? Zresztą jeśli cała nasza niezwyciężona armia zostanie wysłana na Ukrainę i podporządkowana tamtejszemu Ministerstwu Obrony – no bo jakże inaczej? – to o „Legionie” nikt już nie będzie pamiętał. Polska wówczas, z własnej inicjatywy, włączy się do toczącego się już konfliktu, formalnie prowadzonego przez Ukrainę.

W związku z tym nie będą w tej sytuacji miały zastosowania wobec nas procedury przewidziane w art. 5 traktatu waszyngtońskiego, które uruchamiane są wyłącznie w przypadku „zbrojnej napaści” na członka NATO. Jeśli jednak członek NATO sam na kogoś napadnie, albo z własnej inicjatywy włączy się do toczącego się konfliktu, to o żadnych sojuszniczych procedurach mowy być nie może, to chyba jasne? Więc zanim jeszcze szczyt NATO w Wilnie sie rozpoczął, my już mniej więcej wiemy, za co wkrótce zginiemy.

Kijów i Berlin przeciw Warszawie. Ukraińcy domagają się, żeby Polska zgodziła się na zniszczenie własnego rolnictwa, bo jak nie, to znaczy, że działa na rzecz Rosji.

Kijów i Berlin przeciw Warszawie.

Ukraińcy domagają się, żeby Polska zgodziła się na zniszczenie własnego rolnictwa, bo jak nie, to znaczy, że działa na rzecz Rosji.

Katarzyna Treter-Sierpińska kijow-i-berlin-przeciw-warszawie

Miało być tak: Polska niezłomnie wspiera Ukrainę w wojnie z Rosją, dzięki czemu Ukraina rzuca Rosję na kolana, odzyskuje Donbas i Krym, a potem z wdzięcznością rzuca się Polsce w ramiona, potępia Banderę i OUN-UPA, a w ramach braterskiej solidarności wspólnie reaktywujemy Rzeczpospolitą Obojga Narodów, która w ramach Unii Europejskiej staje się przeciwwagą dla Niemiec i Francji. Każdy, kto nie wierzy w ten scenariusz, to „ruska onuca” powtarzająca narrację Kremla.

Jest tak: Polska niezłomnie wspiera Ukrainę w wojnie z Rosją, Ukraina nadal nie rzuciła Rosji na kolana, banderyzm kwitnie w najlepsze, o żadnym potępieniu Bandery i OUN-UPA mowy nie ma, a Ukraina zabiega o wsparcie Komisji Europejskiej w zaoraniu polskiego rolnictwa.

We poniedziałek (12.06.2023) rzecznik Komisji Europejskiej, Mariam Ferrer, poinformowała, że Komisja nie zatwierdziła pakietu wsparcia w wysokości 100 milionów euro dla pięciu tzw. państw przyfrontowych, w tym 40 milionów dla Polski, za straty spowodowane nadmiernym importem zboża z Ukrainy.

Przyjęcie pakietu miała zablokować szefowa KE, Ursula von der Leyen, która zarzuca Polsce, że ta utrudnia tranzyt ukraińskich towarów przez swoje terytorium. Skąd von der Leyen ma takie informacje? Z Kijowa i to – jak piszą media – z najwyższego szczebla. Natomiast wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kaczka oświadczył podczas konferencji Międzynarodowej Rady Zbożowej w Londynie, że dotacje dla polskich rolników „wykraczają daleko poza to, co jest dozwolone przez zasady Światowej Organizacji Handlu”.

Interesy Polski i Ukrainy nigdy nie były i nie są tożsame. Właśnie obserwujemy bolesne zderzenie z rzeczywistością, która nie ma nic wspólnego z wizjami polsko-ukraińskiego braterstwa roztaczanymi przez polskich ukrainofilów. UE przedłużyła na kolejny rok zgodę na bezcłowy i bezkontyngentowy import produktów rolnych i spożywczych z Ukrainy. Co prawda, przedłużono również zgodę na zakaz importu do pięciu państw przyfrontowych czterech produktów, czyli pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika. Ale ten zakaz ma obowiązywać zaledwie do połowy września. Natomiast pozostałe produkty mogą być importowane bez przeszkód.

Polscy rolnicy rwą włosy z głowy, bo ukraińska konkurencja po prostu ich wykańcza. Co dzieje się na granicy polsko-ukraińskiej? W odpowiedzi na przedłużenie zgody na liberalizację handlu z Ukrainą rolnicy ze stowarzyszenia „Oszukana Wieś” zorganizowali 7 czerwca protest przy przejściu granicznym w Medyce. Na granicy odprawa trwała normalnie, ale samochody, które zostały odprawione, były blokowane i nie mogły wjechać do Polski. W odpowiedzi Ukraińcy zorganizowali w dniach 10-14 czerwca protest na czterech przejściach granicznych blokując wjazd polskich ciężarówek na Ukrainę.

Oto cytat z oświadczenia wydanego przez Wszechukraińska Radę Rolną:

Organizacja protestu wynika z kategorycznego braku zgody ukraińskich rolników na działania strony polskiej, która jednostronnie, z naruszeniem unijnych zasad handlu i decyzji Komisji Europejskiej w sprawie wznowienia tranzytu ukraińskich produktów rolnych, nadal fizycznie blokuje ciężarówki jadące z Ukrainy na terytorium Polski. Z takim stanowiskiem polscy rolnicy grają na rękę Putinowi, bo chcą, żeby ukraińskie zboże zostało na Ukrainie, a ceny wzrosły. Tego chcą w Federacji Rosyjskiej.

A tak wygląda komentarz Andrieja Dykuna, przewodniczącego Wszechukraińskiej Rady Rolniczej: W czasach, gdy Ukraina cierpi pod rosyjską agresją i potrzebuje maksymalnego globalnego wsparcia, kiedy gospodarka naszego kraju poniosła dodatkowe straty w wysokości ponad 55 miliardów dolarów z powodu rosyjskiego naruszenia elektrowni Kachow, nie możemy pozwolić na polityczne spekulacje na temat eksportu produktów rolnych z Ukrainy. Nie po raz pierwszy doszło do blokowania naszych ciężarówek, a to narusza wszelkie możliwe standardy Umowy Handlowej Ukrainy z UE. Takie działania niszczą gospodarkę naszego kraju w najtrudniejszych chwilach. Polscy politycy myślą tylko o następnych wyborach, a nie o przyszłości swojego kraju i nie mogą wytłumaczyć swoim wyborcom, z których większość to rolnicy, że za szkody, jakie wyrządzają blokując produkty rolne z kraju chroniącego nasze wspólne granice przed wrogiem, zapłacą nie tylko Ukraińcy, ale też Polacy.

Sytuacja wygląda więc tak: Ukraińcy domagają się, żeby Polska zgodziła się na zniszczenie własnego rolnictwa, bo jak nie, to znaczy, że działa na rzecz Rosji. Arbitrem w tym sporze jest niemiecka przewodnicząca Komisji Europejskiej. A nawet gdyby szefową KE nie była Niemka, to przecież KE robi to, czego chcą Niemcy. A zatem to Niemcy rozstrzygają spór między Polską i Ukrainą. I tak będzie to wyglądało za każdym razem, gdy interesy Polski i Ukrainy będą sprzeczne.

A nie muszę chyba tłumaczyć, że Berlin nigdy nie był sojusznikiem Warszawy.

Znaleźliśmy się w sytuacji, w której po prostu musieliśmy się znaleźć i to na własne życzenie. Ogromne wsparcie, którego Polska udzieliła Ukrainie i to bez żadnych warunków, kończy się tym, że Ukraina właśnie oskarża nas o działanie na rzecz Rosji, bo nie chcemy zgodzić się na zaoranie własnego rolnictwa.

Ale nie ma co się dziwić. Skoro prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki nieustannie oświadczają, że Ukraińcy walczą za naszą wolność i dlatego trzeba im oddać wszystko, to nic dziwnego, że Ukraińcy wykorzystują tę retorykę do żądania wszystkiego. Ciekawe, czy gdy premier Morawiecki opieprzał Niemców za brak wsparcia dla Ukrainy, przyszło mu do głowy, że sam zostanie przez Ukraińców opieprzony za to samo. A przecież tak właśnie wygląda polityka.

Po tym, jak Polska oddała Ukrainie przysłowiową ostatnią koszulę, nie jest już tak atrakcyjnym sojusznikiem, jakim była tuż po ataku Rosji. Teraz Kijów przede wszystkim zabiega o wsparcie Berlina. Podczas wizyty prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w Niemczech, która miała miejsce 14 maja, ukraiński przywódca i niemiecki kanclerz Olaf Scholz podpisali wspólną deklarację, w której podkreślili „bezprecedensowy, znaczący i potężny wkład Niemiec w pomoc wojskową dla Ukrainy”. Natomiast przy okazji spotkania z prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem, Zelenski zamieścił  w księdze pamiątkowej wpis o następującej treści: W najtrudniejszym momencie współczesnej historii Ukrainy Niemcy okazały się być prawdziwym przyjacielem i sojusznikiem, na którym można polegać, który w walce o obronę wolności i demokratycznych wartości stoi zdecydowanie po stronie narodu ukraińskiego.

Niemcy, którzy najpierw zadeklarowali, że wyślą Ukrainie 5000 hełmów i szpital polowy, obecnie przedstawiają się jako drugie po USA państwo udzielające Ukrainie pomocy w każdej dziedzinie. Pod koniec grudnia 2022 roku Urząd Kanclerski opublikował listę niemieckiej pomocy na rzecz Ukrainy. Jest tam to, co już przekazano, ale również to, co dopiero ma być przekazane. Jako pomoc dla Ukrainy zakwalifikowano także środki przekazywane jej sąsiadom (np. Mołdawii, Rumuni), a nawet niektórym rosyjskim NGO. Miarą niemieckiej bezczelności jest to, że jako pomoc dla Ukrainy kwalifikują też programy wsparcia dla niemieckich instytucji lub niemieckich fundacji politycznych działających na Ukrainie. Szczegółowe omówienie tego dokumentu TUTAJ.

Nie trzeba być politycznym geniuszem, żeby zrozumieć, iż koncepcja polsko-ukraińskiego sojuszu stanowiącego przeciwwagę dla Niemiec i Francji, która podsuwana jest polskiemu społeczeństwu jako usprawiedliwienie kosztów pomocy dla Ukrainy, to propagandowa fikcja. Prędzej doczekamy się sojuszu Kijowa i Berlina skierowanego przeciw Warszawie niż sojuszu Warszawy i Kijowa skierowanego przeciw Berlinowi. Zamiast w kleszczach niemiecko-rosyjskich, Polska znajdzie się w kleszczach niemiecko-ukraińskich.

I znowu będzie wielkie zdziwienie i płacz, że nie ma wdzięczności na tym świecie. Nihil novi sub sole.

Anatomia podkopywania chrześcijaństwa, czyli dialog “tohu” z “wabohu”, mętu z zamętem

Anatomia podkopywania chrześcijaństwa, czyli dialog “tohu” z “wabohu”, mętu z zamętem

Wawel 12 czerwca 2023 /anatomia-podkopywania-chrzescijanstwa

Ostatnio mieliśmy do czynienia z dwoma ważkimi wydarzeniami:

1. skandaliczna sprawa Marciniaka, czyli kwestia legalności działalności dywersyjnych NGO-osów 

2. antypolska hucpa Grossa w Niemieckim Instytucie Historycznym przerwana przez Grzegorza Brauna.

Są to fakty brzemienne, zasługujące na analizy i zdecydowane reakcje – co do tego wszyscy są zgodni.

W tym, żeby wybrać właściwe zachowania w narastającej orwellowskiej rzeczywistości przydatne może być szczegółowe wniknięcie w jej genezę, korzenie, źródła, początki oraz lokalizacja inseminatorów owego chorego świata czyniącego Polskę “mocarstwem humanitarnym” rozgrabianym ze wszystkich stron i podkładającym się każdemu.

Cofnijmy się więc do roku 1988, gdy Titanic transformacji wyruszał z portu…

DIALOG TITANICA Z GÓRĄ LODOWĄ)

SPIS TREŚCI

  • Rok 1988 – otwarcie bram dla powolnej dezintegracji chrześcijaństwa i jego zasad: uczciwości i wspólnotowości
  • Wały antypowodziowe przerwane czyli obcy żywioł w natarciu
  • Przedefiniowanie chrześcijaństwa wyszło z kolebki polskości
  • Rok 1997 – filosemityzm antychrześcijański i walka z polskim patriotyzmem zaczyna drugi etap ofensywy
  • Ekspansja i dziedzictwo dialogu: aktywny antypolonizm organizacji pozarządowych
  • Tolerancja sprytnie i za państwowym wynagrodzeniem  zarządzająca wzbudzaniem poczucia winy i strachu
  • Niektóre metody erodowania chrześcijaństwa
  • Nieoczekiwana puenta wesołego święta czyli fałszywy rabin naucza w kościele
  • Gazeta Wyborcza i jej autorytety (prof. Zoll, Frasyniuk) węszą faszyzm
  • Paleta metod dezinformacji – agencje odwracające fakty ogonem i… „znaczy kapitan”
  • Nadpobudliwość antynarodowa
  • Smutny finał czyli proislamizacja, ciągłość środowisk i złowieszczy letarg strażników wiary

ROK 1988 – OTWARCIE BRAM DLA POWOLNEJ DEZINTEGRACJI CHRZEŚCIJAŃSTWA I JEGO ZASAD: UCZCIWOŚCI I WSPÓLNOTOWOŚCI

Pamiętam wywiad ze starym księdzem egzorcystą, który zapytany przez dziennikarza kiedy Zło do nasz weszło odpowiedział: na Zachód w latach 60-tych, do Polski w początku lat 90-tych. Pytający zaoponował, jak to, przecież wolność, demokracja, ksiądz odparł coś w tym rodzaju – Polska wtedy, do początku lat 90-tych, była jeszcze czysta (…)                                                           [komentarz internauty]

Jak przebiegały (w skrócie) etapy powrotu, mówiąc językiem prezydenta Dudy, „przyjaciół” Polski oraz ich specyficznej internacjonalnej, tęczowej kultury i mentalności na ziemie polskie? Przyjaciół wraz z ich tradycyjną, koteryjną, kastową, nepotyczną i antychrześcijańską mentalnością, które nie mogły nie odbić się na ekonomii i gospodarce. A co stokroć ważniejsze: na kulturze i duchowości Polski… Jak wyglądało przygotowanie gruntu pod „prace wykończeniowe” firmy nomenklaturowej abpa Gądeckiego? No cóż… Bez zagłębiania się w szczegóły i preliminaria sektorowe możemy uznać za datę graniczną 1988 rok i spotkanie Sorosa z Jaruzelskim omawiające wariant „wybawienia” Polski (wybawienia od… własności i chrześcijaństwa) za pomocą planu Sorosa-Sachsa-Liptona.

1988 – to b. ważny rok w tym antypolskim rozkładzie (jazdy):

  1. plan dwóch zreformowanych członków światowej społeczności żydowskiej (Sorosa-Sachsa) wspomaganych przez D. Liptona, pierwszego Prezydenta MFW (wcześniej zaufanego pracownika banku – jakiegoż, jak nie tego, który tworzyli kiedyś Moses Taylor i Samuel Osgood – czyli banku Citi)
  2. drugi efekt wizyty Sorosa: zgoda władz na utworzenie filii Open Society, czyli Fundacji Batorego [„judaizm otwarty” – termin mój, wawel]
  3. wznowienie działalności Kongregacji Wyznania Mojżeszowego w Warszawie i wybór pierwszego od lat rabina Warszawy oraz Naczelnego Rabina Polski (Pinchasa Menachema Noskowicza) na mocy porozumienia z Izraelem  (judaizm ortodoksyjny i reformowany)
  4. przygotowanie do odtworzenia głównych polskich gmin wyznaniowych żydowskich (GWŻ), ważniejsze gminy zostały odtworzone w 1993 r. od razu zaczynając się ubiegać o zwrot mienia
  5. rozpoczęcie wydawania Gazety Wyborczej (organu KOR, organizacji w dużej mierze animowanej przez „podziemne” polskie loże).
  6. preparacja partii będącej – w terminologii Baudrillarda – symulakrum polskiej prawicy narodowej “pod przewodnictwem” Jarosława Kaczyńskiego (“duchowego” sukcesora papieża polskiej opozycji, Jana Józefa Lipskiego).

I

Ilustracja 1. Polska klapa

WAŁY ANTYPOWODZIOWE PRZERWANE CZYLI OBCY ŻYWIOŁ W NATARCIU

Potem, po tych położonych pod koniec lat 80 kamieniach węgielnych profilu środowiskowego i „metodologicznego” Nowej Rzeczpospolitej (ty posadę mnie, a ja, kuzynie, tobie, byle przy żłobie…) było już z górki. Powoli narastała atmosfera stygmatyzowania 

1. wiary

2. patriotyzmu, ba, stygmatyzowania nawet

3. przyzwoitości i uczciwości (uczciwość ma się przecież nijak do kastowości i nepotyzmu).

Wszak dla Nadreprezentantów owe trzy „przesądy (wiara, patriotyzm, uczciwość) były to tylko przeszkody w rozwijaniu środowiskowych interesów, oderwanych od poczucia wspólnoty i odpowiedzialności elit za… resztę. Póki reszta – po szekspirowsku – była tylko milczeniem, praca i interesy internacjonalnych koterii szły dobrze.

W 2015 wygrała Dobra Zmiana – zdawało się, że realnie, okazało się, że tylko deklaratywnie i szczątkowo. Zamiast odpowiedzialności narodowej (nie kastowej i niewolniczej wobec zewnętrznych “centrów siły”) mieliśmy tylko projekcję 3D i symulację polskości. Z wierzchu palenie świeczek i zawodzenie pieśni powstańczych a jak poskrobać głębiej, to widać było rwący nurt antypolonizmu a nawet – w pewnych fragmentach – antychrystianizmu pod flagą biało niebieską i tęczową oraz skandaliczny trend historycznego rewizjonizmu II wojny światowej (Gross, Engelking) obficie finansowany z budżetu.

Zaczęły mnożyć się przeróżne kuriozalne wypowiedzi J. Kaczyńskiego, J. Gowina, A. Dudy, P.Glińskiego oraz bulwersujące czyny i inicjatywy:  rezygnacja z polskiej ustawy o IPN na rzecz ustawy pisanej przez służby Izraela w siedzibie Mosadu, rejestracja B’nai B’rith, ściągnięcie do Polski agendy neomarksistowskiej (AJC), zagadkowy duumwirat Morawiecki-Daniels, budżetowy wikt dla Engelking, Grossa, Bilewicza itp. itp.).

Powoli przygotowywano dwie „sprawy” (spraw, o spraw, bym widziany był jako człek praw…): reaktywację wolnomularstwa w naszej biednej ojczyźnie oraz budowę „świątyni dialogu”, czyli muzeum Polin („eksterytorialne centrum antypolskiej agitacji” wg genialnej definicji G.Brauna). Loża BB prawie pierwszego dnia po reaktywacji zabrała się… do ograniczania polskiego rynku medialnego i zarządzania nim wysuwając żądania odebrania koncesji TV Trwam i Radiu Maryja.

Co za tupet i bezczelność! Cóż za naiwność Polaków (czytaj: zinfiltrowanie, snobizm plus dobroduszność i sentymenty piłsudczykowskie partii PIS), by zgodzić się na postawienie tego sakralnego (Religia Narodowego Ego i Religia Holokaustu) obiektu, którego 90% funkcji sprowadza się do bycia celem pielgrzymek izraelskiej młodzieży i młodzieży z diaspory intoksykowanej nienawiścią do Polaków. I tak to Polska „za ostatni grosz” (Gross) postawiła sobie betonowy pręgierz na siebie… Cóż, gdy większość Polaków pod urokiem zielonego jabłuszka i chmielu pełnych snu (jak w podtekście głosiła piosenka: “jabłuszko jabłuszko jabłuszko pełne snu / Gdzie spojrzeć jabłuszko jabłuszko tam i tu”) – dała palec, wzięto im rękę. Ułożoną dla żartu w znak „V” (znany z dialektu „Mazowieckiego” ;).

Tak zazwyczaj bywa, gdy jedna ze stron nie wytrwa w postanowieniu separacji lub rozwodu pod namową episkopatu teściowej. Wtedy toksyczny związek zaczyna się na nowo a spokój oddala się. I żonę przywiązuje się do męża wymuszając na niej, by dała mu jeszcze jedną szansę i by unikała mówienia źle o nim („antysemityzmu”). A on, jak to on, wynosi kolejne rzeczy z domu spieniężając je, by było na picie. Tak najczęściej wygląda „dialog” (musicie porozmawiać ze sobą, nie bądź taka uparta – rajfurzy teściowa episkopatu…).

PRZEDEFINIOWANIE CHRZEŚCIJAŃSTWA WYSZŁO Z KOLEBKI POLSKOŚCI

Mentalność żydowska (zwrot JE abpa Gądeckiego) jest tak silna i monolityczna (etnocentryzm), że każdy, kto daje się wciągnąć w bliższe z nią relacje – zmuszany będzie do… przedefiniowania samego siebie, do zmiany albo wręcz porzucenia swoich zasad i swojej, odmiennej mentalności. Tym samym zacznie tracić własną tożsamość.

Teksty programowe różnych niemieckich środowisk „ekumenicznych” rajfurzących polskiemu Kościołowi, i co ważne, także państwu, „dialog polsko-żydowski”- nie skrywając swoich intencji zbytnio mówiły o „redefiniowaniu”, „konieczności redefiniowania chrześcijaństwa”. Starania dążące do wymuszenia na chrześcijaństwie, żeby się „zredefiniowało” (co oznacza: poddało derridowej dekonstrukcji i rozwodniło w Poznaniu nie do poznania…) osobliwie upodobały sobie jeden region naszego kraju – Poznań i Gniezno (jak podaje stowarzyszenie „Coexist”: „W Poznaniu – wzorem lat minionych – Dzień Judaizmu miał „moc trwania” dni kilkanaście”).

Sądzę, że były dwa powody tego „zbiegu okoliczności”, praktyczny i symboliczny. Praktyczny to ten, iż przez wieki tamtejsza gmina żydowska była trzecią w kolejności, najbardziej liczebną, gminą w Polsce. Symboliczny – być może ważniejszy nawet – to fakt, iż diecezja poznańska była historycznie pierwszą diecezją na ziemiach polskich a Gniezno było miejscem przyjęcia wiary katolickiej przez Mieszka. Nie lekceważyłbym przyczyn symbolicznych, gdyż, jak uważał nie tylko Spengler, religia i kultura żydowska były i są sensu stricto magiczne.

ROK 1997 – FILOSEMITYZM ANTYCHRZEŚCIJAŃSKI I WALKA Z POLSKIM PATRIOTYZMEM ZACZYNA DRUGI ETAP OFENSYWY

Często opisywany w tym tekście Dzień Judaizmu nie jest  jego”tematem”. Wgląd w jego obrzędy daje wgląd w mechanizmy oswajające z herezją, z czymś nieakceptowalnym, czyniąc je popularnym, a na koniec pożądanym. Dzień Judaizmu w schemacie Okna Overtona stanowiłby 5. etap.

O inicjatywie abpa Gądeckiego utworzenia Dnia Judaizmu tak pisały agencje:„Podczas Konferencji Episkopatu Polski, która miała miejsce w 1997 roku w Gdańsku, został przedstawiony pomysł wprowadzenia w Kościele katolickim w Polsce Dnia Judaizmu. Zamiar ten wywołał w opinii publicznej zrozumiałe rozdwojenie. Dla jednych był to następny sygnał dokonującej się „judaizacji chrześcijaństwa”. Dla innych – radosny znak pogłębiania samoświadomości Kościoła na temat swoich korzeni i roli w świecie.”

Oczywiście, pomysł został wprowadzony w życie. Zgodnie z planem (może z tym planem, o którym śpiewał Lech Janerka: „Obawiam się, że powstaje plan zatykania trąby

Dokładny plan w którym nie masz już

szpar dziur

Jest jak w niebie…”).

Jeśli chodzi o słowa-klucze, to trzeba zanotować niezbywalną obecność we wszelkich informacjach o Dniu Judaizmu tego samego słowa, które już poznaliśmy w dialogu hierarchów rosyjskich z polskimi, czyli słowa „korzenie”.

W każdym razie tradycja zapoczątkowana przez jedynego z Ekscelencji z wysokich kręgów nie oznaczonego indeksem TW (ach, co za okoliczności zbieg, taki zbieg, co był i… zbiegł) obchodzi co roku… kolejne rocznice. Co ciekawe, jak już wspominałem, wzmiankowany Dzień ma tendencję do rozrostu. W poprzednich latach dzień trwał już tydzień. W tym roku, dzień pobił rekord i trwał już… 10 dni. Jak tak dalej pójdzie, dzień ów potrwa i… rok cały.

A co do treści, weźmy na przykład Dzień Judaizmu z 2016 r. (rok po objęciu władzy przez Dobrą Zmianę, wydawało się, że pronarodową, a okazało się, że obłędnie filosemicką, kontynuującą sukcesję lipską (J. J. Lipskiego):

“Dęta orkiestra grała ile tchu, mówię wam / trąby tu, tuby tam, ach! szkoda słów… / Panie, panowie, to był wspaniały dzień, to był dzień!!! / Ach, co za dzień!”.

Ale nie bądźmy złośliwi. Oczywiście nie wszystko w Dniu Tym ograniczało się „do trąb i tub”, choć przyszło ich trochę…   Trąby i tuby stanowią pewien constans procentowy w każdym społeczeństwie. Bardziej interesujące są propozycje, jakie przygotowano dla owych… trąb i tub. Czego tam nie było!

Na przykład: Warsztaty Chanukowe prowadzone przez oszusta przebranego za rabina (głośna swego czasu historia), zapalanie Menory Dialogu, dziwny wykład ks. Hockena „Znaczenie Izraela dla jedności chrześcijan”, rozmowa rabina, muftiego i arcybiskupa z okazji rocznicy ogłoszenia – wg wielu teologów – heretyckiego dekretu Nostra Aetate z Vaticanum II, „Judasz” – czytanie sceniczne. „W kręgu tradycji żydów wielkopolskich” – projekt edukacyjny: warsztaty dla młodzieży licealnej w zakresie tradycji, historii i współczesności.

Mamy też „Warsztat empatii” dla Polaków. Wykład: Kim był faryzeusz? Ujęcie proposologiczne – prof. Joseph Sievers (Rzym) .Wykład „Midraszowe poszukiwania w judeochrześcijańskim skarbcu”. „Dla Nas i dla Przyszłości” – jak rozmawiać z młodzieżą o polsko-żydowsko-niemieckiej historii? (warsztaty dla nauczycieli i pedagogów). Nagroda „Menora Dialogu” dla profesora Władysława Bartoszewskiego „za zbliżanie ludzi, kultur, religii i narodów” przyznawana przez Stowarzyszenie COEXIST (czy nagroda obejmuje też intencję: za oddzielanie bydła od nie-bydła, zgodnie ze słynną deklaracją „profesora”??).

Wszystko to pod patronatem abpa Gądeckiego i z jego udziałem. Całość wieńczyło nabożeństwo biblijne pod przewodnictwem abpa Gądeckiego.

EKSPANSJA I DZIEDZICTWO DIALOGU: AKTYWNY ANTYPOLONIZM ORGANIZACJI POZARZĄDOWYCH

To tylko mały wybór ofert Dnia Judaizmu. Otwarcie bram przez ustanowienie tego „święta” umożliwiło powstawanie dziesiątek pozarządowych, czerpiących obficie z budżetu organizacji dialogowych. Pieniądze z budżetu zużytkowane są m.in. na to, by „badać mniemaną korelację „wzrostu antysemityzmu w Polsce” ze wzrostem „nastrojów anty-imigranckich”, o czym doniosą natychmiast agencje (dez)informacyjne grające swój wielki koncert na pudła rezonansowe, rozlegający się od Warszawy, przez Tel Aviv, aż po Windhuk (stolicę Republiki Namibii) – jak obrazowo opisał to G.Braun.

Z tą…Namibią, to nie przesada! Na początku 2017 r. pojawiło się „doniesienie NAMPA, tj. Namibijskiej Agencji Prasowej o „wzroście antysemityzmu w Polsce” (sic!). A więc nawet na południowe krańce Czarnego Lądu, aż pod zwrotnik koziorożca dotarła już ta hiobowa wieść, że Polska roi się od „antysemitów”. Świetną robotę wykonał G. Braun, zadał był sobie trud by prześledzić źródła tego antypolonizmu, tego obłędnego czarnego pijaru. Trop prowadził od Namibii (agencja prasowa NAMPA) poprzez francuską AFP i Reutersa.

A skąd czerpał swe talmudyczne objawienia Reuters? Pytanie retoryczne… Uniwersytet Warszawski! „A konkretnie jedna z jego agend na Wydziale Psychologii (W projekcie biorą udział naukowcy z Wydziału Psychologii, Instytutu Socjologii, a także Instytutu Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego): Centrum Badań nad Uprzedzeniami (centrum bada, za pieniądze podatnika stężenie w powietrzu takich chorób jak: dyskryminacja kobiet, nietolerancja wobec cudzoziemców, homofobia, antysemityzm, czy też rasizm). Ulubioną z chorób, którą się bardzo przyjemnie bada za odpowiednimi opłatami (grantami) jest oczywiście antysemityzm i islamofobia oraz niechęć do „uchodźców”.

„Na czele tego państwowego ośrodka akademickiego, stoi niejaki Michał Bilewicz, wyposażony w dumny stopień doktora i przeróżne posady, których dorobił się chyba właśnie na „polskim antysemityzmie” – mimo stosunkowo młodego wieku jest to wielce już zasłużony działacz frontu ideologicznego, “badacz”, w swoim czasie red. nacz. pisma „Jidełe” / „Żydek”, znany czytelnikom „Krytyki Politycznej”, „Forum Żydów Polskich”, no i oczywiście słuchaczom radia (Rynsz)TOK-FM; stypendysta Fulbrighta, zastępca szefa Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk [sic!], kierownik ww. Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW, udzielający się również aktywnie pod szyldem Forum Dialogu Między Narodami (Forum Dialogu to największa i najstarsza polska organizacja pozarządowa zajmująca się dialogiem polsko-żydowskim). Kiedy internetowa strona tej ostatniej “agencji dialogu” była „w przebudowie”, to wszelkie informacje można było znaleźć na stronach… Narodowego Centrum Kultury.

A więc najwyraźniej szczodry naród polski zapewnia panu doktorowi Bilewiczowi wikt i opierunek, już nie tylko pośrednio, czyli utrzymując Uniwersytet Warszawski, czy Polską Akademię Nauk, ale także lekką ręką kolejnych ministrów kultury, którym wszak Narodowe (?) Centrum Kultury podlega. Wszystko po to, aby pan dr Bilewicz mógł spokojnie badać mniemaną korelację „wzrostu antysemityzmu w Polsce” ze wzrostem „nastrojów anty-imigranckich”.

Oddajmy jeszcze na parę zdań głos G.Braunowi: „Tak, czy inaczej, fundowanie przez naród polski działalności, która służyć ma za pożywkę kolejnej fali antypolskiej nagonki – to jest praktyka, której normalne, poważne państwo nie powinno tolerować. A przecież III/IV RP nie tylko toleruje, ale ewidentnie wspiera i stymuluje – właśnie poprzez utrzymywanie na koszt podatnika takich antypolskich ośrodków dywersji propagandowej, jak ww. Centrum czy Forum. Żadnej „dobrej zmiany” na tym odcinku nie widać, wręcz przeciwnie”.

TOLERANCJA SPRYTNIE I ZA PAŃSTWOWYM WYNAGRODZENIEM  ZARZĄDZAJĄCA WZBUDZANIEM POCZUCIA WINY I STRACHU

Zajrzyjmy jeszcze do wizytówki wspomnianego Forum Dialogu Między Narodami, w którym b. aktywnie udziela się ów „przyjaciel Polski”, chodzący po ulicach z kieszonkowym wykrywaczem rasizmu, faszyzmu i nacjonalizmu oraz niechęci do wyznawców Allacha, dr Michał Bilewicz obsmarowujący Polskę, gdzie się tylko da, za polskie pieniądze:

„Fundacja Forum Dialogu Między Narodami jest organizacją pozarządową zajmującą się działalnością na rzecz zbliżenia pomiędzy Polakami a Żydami, przeciwdziałaniem przejawom antysemityzmu i ksenofobii, a także edukacją na rzecz tolerancji. Forum realizuje swoje cele poprzez seminaria, wystawy, publikacje i programy wymiany, skierowane do młodzieży i środowisk opiniotwórczych. (…)

Do głównych typów działalności edukacyjnych Forum należą wycieczki po żydowskiej Warszawie, warsztaty „Trudne Pytania” i polsko-żydowskie spotkania młodzieży.

Wycieczki po żydowskiej Warszawie pozwalają młodym Polakom poznać nieznane dotychczas miejsca, które są ważne ze względu na historię polskich Żydów.

Warsztaty mają na celu uwrażliwienie uczniów na problemy ksenofobii i nietolerancji, ze szczególnym uwzględnieniem problemu antysemityzmu.”

Warsztaty prowadzone są przez „zawodowych, doświadczonych trenerów”:

„Podczas warsztatów licealiści odgrywają np. spotkanie Polaka z Żydem, który wyjechał z Polski tuż po wojnie i po raz pierwszy zjawił się tu dopiero w latach 90.

Wcielając się w obie role mogą zrozumieć odczucia człowieka, który emigruje zostawiając za sobą zgliszcza. Kiedy przyjeżdża – widzi antysemickie napisy. Co wtedy czuje?

Jak Polacy powinni się zachować wobec antysemityzmu i jak go zwalczać?

W czasie zajęć młodzież czyta także fragmenty książki przygotowanej przez Forum Dialogu Między Narodami oraz American Jewish Committee . (…) Obok siebie siadają licealiści: Polak i Żyd. Rozmawiają o miłości, muzyce i sporcie, ale także sytuacji w Polsce, Izraelu, czy o Holokauście. Od dziesięciu lat Forum Dialogu Między Narodami organizuje spotkania młodzieży polskiej z żydowską, dzięki którym młodzi mogą przełamać stereotypowe myślenie. Efekty są znakomite!

Co roku przyjeżdża do Polski 30 000 młodych Żydów z Izraela, USA, Kanady, Australii, Francji oraz innych państw. Są w kraju, który jest przez nich często odbierany jako cmentarz narodu żydowskiego, i w którym wizyta jest trudnym doświadczeniem.”

Trenerzy, oczywiście, muszą być wcześniej wyszkoleni:

„Trenerzy Forum Dialogu Między Narodami to zespół współpracujących z nami od kilku lat studentów i absolwentów m.in. psychologii, socjologii, hebraistyki, historii, pedagogiki, kulturoznawstwa, którzy zainteresowani są relacjami polsko-żydowskimi i edukacją o Holocauście.

W ciągu roku trenerzy przechodzą cykl szkoleń dotyczących zarówno podstawowych umiejętności psychologicznych koniecznych w pracy z grupą, jak i specyfiki prowadzonych przez Forum zajęć. Każdego roku latem organizowana jest „Letnia Szkoła Trenerów”, podczas której trenerzy odbywają intensywny kurs wiedzy (kultura i historia Żydów) i umiejętności trenerskich (trening interpersonalny, moderowanie dyskusji, rozwiązywanie konfliktów).”

Tak wygląda próbka  d z i e d z i c t w a  otwarcia drzwi dialogowi i patronowania mu przez  abpa Gądeckiego…

Ilustracja 2. Episkopalne Okno Overtona do anihilacji chrześcijaństwa “religią tęczy” i “religią holokaustu”

NIEKTÓRE METODY ERODOWANIA CHRZEŚCIJAŃSTWA

Jak wiadomo jedną z najlepszych metod dekonstrukcji upatrzonego, spójnego systemu ideowego jest perwersja pojęć, wywracanie ich na nice, zmiana znaczeń, wprowadzenie w obręb spójnej konstrukcji doktrynalnej – pojęć jej obcych, sprzecznych z jej fundamentami. Po takich działaniach „drążenia od środka” dalsza korozja następuje już częściowo automatycznie.

Klasycznym przykładem takich technik jest homilia (przemówienie, wykład? Gdyż chyba tak należałoby nazywać mowę wygłoszoną na nabożeństwie biblijnym pod przewodnictwem) abpa Stanisława Gądeckiego zatytułowana: Co ty tu robisz Eliaszu? (XIX Dzień judaizmu, Poznań, kościół pw. św. Wojciecha – 17.1.2016).

Mamy tam opowieść jak „prorok ucieka z Izraela do źródeł jahwizmu, do ojczyzny Bożego objawienia”. Hmm. Nie zajmiemy się tutaj ilością potencjalnej heterodoksji w każdym prawie słowie tego cytatu, bo zwiększyłoby to objętość tekstu znacznie.

Dalej w tej „homilii” mamy deformację ewangelicznego wskazania, by nie służyć dwóm panom. Antagonizm ewangeliczny: Bóg w Trójcy Jedyny versus Mamona zostaje zmyślnie zdekonstruowany i podmieniony na dylemat wyboru między dwoma narodowymi bóstwami: Baalem i Jahwe. Majstersztyk perwersji…, (ucz się, Polaku, ucz, bo nauka to potęgi klucz).

Dalej mamy… wykład elementów „mentalności żydowskiej” oraz „gorliwości żydowskiej”. Całkiem nieźle, jak na nabożeństwo (Chrześcijańskie? Biblijne? Synkretystyczne? Internacjonalne?). Dalej mamy cytat z Rew Mosze Chajim Luzzatto, Ścieżka sprawiedliwych (Mesilat Jeszarim). Czy to jest TO, co zastąpi wkrótce na mszach „czytania liturgiczne” i słowa Ewangelii? Dalej mamy kuriozalne stawianie za wzór chrześcijanom części mentalności żydowskiej, jaką jest gorliwość żydowska. Ubiera to abp Gądecki w surrealistyczny obraz: chrześcijanina, który… wszczepia sobie mentalność i gorliwość żydowską i z tą gorliwością żydowską… goni przykazania (sic!).

Całość wątku kończy puenta: „Gorliwość jest rodzajem szybkości w boskich sprawach”.

Zaiste. Od 1997 r. i przegłosowania przez KEP Dnia Judaizmu do kilkanaście lat późniejszych takich „kazań” – i dra Bilewicza mierzącego antysemityzm i islamofobię w swym alchemicznym laboratorium na UW, by za chwilę rozsyłać do zagranicznych agencji prasowych ataki na Polskę – jest to duża szybkość gorliwości żydowskiej w „boskich sprawach”… Gorliwa szybkość i… szybka gorliwość „mentalności żydowskiej” (zwrot abpa Gądeckiego) w boskich, ups, swoich sprawach.

Idźmy dalej tym dziwnym szlakiem skojarzeń abpa. Jak wyczuwamy z tonu, homilia zbliża się ku końcowi, czyli syntezie i „dyrektywom dla wiernych”. Jest to znana pieśń, okraszona postraszeniem. Zacytujmy całość wytycznych:

„Antyjudaizm i antysemityzm są grzechem przeciwko miłości bliźniego, grzechem niweczącym prawdę o chrześcijańskiej tożsamości i dlatego ich kategorycznego potępienia nie można łagodzić przez uwarunkowania kulturowe, polityczne czy ideologiczne, w jakich antyjudaizm i antysemityzm występowały w przeszłości.”

Po tym mamy wielki finał antypoloneza:

„Wyznanie grzechu antysemityzmu jest dojrzałym owocem nawrócenia i wiary w Ewangelię.”

To już koniec „homilii”. A może nie tylko homilii…, a czegoś o wiele większego.

NIEOCZEKIWANA PUENTA WESOŁEGO ŚWIĘTA – fałszywy rabin naucza katolików

Gdy zakończyła się homilia abpa Gądeckiego nastąpił kolejny punkt programu nabożeństwa biblijnego, do mikrofonu podszedł rabin Jakoob Ben Nistell, aby wygłosić „komentarz żydowski”. Trochę to dziwne, gdyż oddając się lekturze homilii abpa wydawało mi się, iż to właśnie jest „komentarz żydowski” z jednokrotnym zacytowaniem ewangelii. Mielibyśmy więc tu komentarz żydowski do komentarza żydowskiego na katolickim nabożeństwie biblijnym. Oryginalne, nie ma co… Ociera się o… pokojową nagrodę Nobla.  Rabin, stylowo odziany w skórzany płaszcz „podkreślił, że dzisiaj również ludzie tworzą sobie wiele bożków i zapominają o wierze w prawdziwego Boga. − Potrzebne były ogień i wichura, aby przypomnieć ludziom, że jest tylko jeden Bóg − zaznaczył. Zwrócił uwagę, że mimo wielu fałszywych proroków jak biblijna Izebel, Pan Bóg ma swoich gorliwych wyznawców, którzy będą przekazywali wiarę w Niego następnym pokoleniom.”

Pięknie! Świetna sprawa, przemądry, zapewne, rabin komentuje słowa Jego Ekscelencji, szczególnie zwracając uwagę na „fałszywych proroków”.  Sęk w tym (pies pogrzebany), że ów nauczający zasłuchanych katolików w katolickiej świątyni rabin jest… fałszywym rabinem, najzwyklejszym oszustem. Wcześniej uczestniczył np. w rekolekcjach abpa Gądeckiego, odmawiał kadisz na uroczystości pamięci ofiar holokaustu, czy występował jako rabin w Bibliotece Raczyńskich. Jak podała prasa: „Występował pod fałszywym imieniem i nazwiskiem oraz oszukiwał, że pochodzi z Izraela. Zapraszano go na ważne uroczystości, gdzie zabierał głos jako znawca judaizmu. Przez lata nikt nie sprawdził jego tożsamości. Kierująca filią Gminy Żydowskiej w Poznaniu uwierzyła mu ze względu na wygląd.

– Znam go, ale to nie żaden Nistell tylko Jacek Niszczota. On jest z Ciechanowa – z taką rewelacją zadzwonił do “Głosu Wielkopolskiego” mieszkaniec woj. małopolskiego po obejrzeniu w TVN24 relacji z rekolekcji.. Zapewnił, że zetknął się z nim osobiście i poznał go również po głosie. Rzeczywiście po sprawdzeniu okazało się, że występujący w „Almanachu Żydowskim” Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP jako osoba odpowiedzialna za „religijne przygotowanie oraz prowadzenie szabatu i świąt”, nie jest tym, za kogo wszyscy go uważają. Jaakob ben Nistell na Facebooku podaje swoje imię jako Yaakav i informuje, że urodził się w 1968 roku w Hajfie w Izraelu. Fałszywe jednak okazało się nie tylko imię i nazwisko, ale i informacja o izraelskim pochodzeniu oraz znajomości języka hebrajskiego. Dziennikarze zadzwonili anonimowo na komórkę Nistella i zapytali o Jacka Niszczotę. Fałszywy rabin był wyraźnie zaskoczony. Po chwili zmyślił, że wyszedł on do sklepu i będzie za 10 minut. Po wskazanym czasie komórkę odebrał ten sam mężczyzna tyle, że zaczął mówić łamanym rosyjskim. Przedstawił się jako Igor, który jedynie odebrał komórkę, która „leży w firmie”, a żadnego Niszczoty nie zna. Dopytywał jednak w jakim celu dzwoniący szukają mężczyzny. W końcu powiedział, by zadzwonić o godz. 20:00. O wskazanej godzinie ponownie odebrał ten sam człowiek. Tym razem przedstawił się jako Jacek Niszczota. Zaprzeczył, że jest Nistellem. Oświadczył, że nie zna go ani nikogo z gminy żydowskiej w Poznaniu. Przedstawił się jako „brygadzista na zmianie w hurtowni cateringowej we Wrocławiu”. Powiedział, że Igor (który wcześniej zaprzeczył, że zna Niszczotę) jest jego zastępcą. Odmówił podania nazwy i adresu firmy.”

Podaję więc ja nazwy tej firmy: „Infiltracja”, „Wciąganie w dialog, w którym tracisz tożsamość”, „Naiwnych nie sieją, sami się rodzą”, „Od rzemyczka do koniczka”.

GAZETA WYBORCZA I JEJ AUTORYTETY (Zoll, Frasyniuk) WĘSZĄ FASZYZM

Organizatorzy Dnia Judaizmu zapraszają też Polaków na fascynujące spotkania dyskusyjne. Spotkania na których naukowcy ze stajni Michnika i „znaczące autorytety” uświadomią nas, że Rzeczpospolita to III Rzesza. Spójrzmy na tę zapowiedź:

“Prof. Anna Wolff-Powęska i prof. Waldemar Łazuga dyskutować będą o sensie używania analogii historycznych we współczesnych dyskusjach i sporach politycznych. Spotkanie poprowadzi dr Paweł Stachowiak.

Nawet liczące się autorytety naszego życia publicznego dostrzegają w dzisiejszej sytuacji wewnętrznej Polski symptomy zagrożenia totalitaryzmem (prof. Andrzej Zoll). Mnożą się wypowiedzi sugerujące podobieństwa, które jakoby występują między polityką i retoryką obecnie rządzących, a stosowaną przez narodowych socjalistów w III Rzeszy (Władysław Frasyniuk). Czy takie analogie historyczne są dziś uprawnione? Czy służą właściwemu zrozumieniu tego, co dzieje się obecnie w Polsce? Czy faktycznie stoimy przed zagrożeniem totalitarnym? (…)Być może właściwe i odpowiedzialnie używane analogie historyczne pozwolą nam zapobiec zagrożeniu demokracji (…).”

Czy jest na to jakieś lekarstwo? Każdy niech sobie sam odpowie…

Każdy zna radiowy głos kończący korespondencję: „Z Rzymu mówił korespondent Polskiego Radia, Marek Lehnert.” Marek Lehnert zmarł w 2020 r. Ale ponieważ miał znaczący wkład w akcję infiltracyjną – trzeba się nim zająć bliżej.

Po pracy w Wolnej Europie Marek Lehnert płynnie przeszedł do pracy w Katolickiej Agencji Informacyjnej. Pan Lehnert (może „rebe” należy mówić, skoro nawet taki Jacek Niszczota został przez polskich hierarchów „urebewiony”?) specjalizuje się w korespondencjach dotyczących relacji chrześcijańsko-żydowskich. Jego dziełem jest skandaliczna korespondencja z Watykanu, gdzie posunął się do świadomego kłamstwa i wypaczenia watykańskiego dokumentu. Dowód tego kłamstwa wisi po dziś dzień w internetowych serwisach informacyjnych! Czy trzeba dodawać, że we władzach tej dezinformacyjnej agencji (KAI) znajdziemy oczywiście… nieśmiertelnego abpa Gądeckiego, który ponad 20 lat (w latach 1992–2014) był członkiem Rady Programowej Katolickiej Agencji Informacyjnej, która winna być zwana KAD (Katolicka Agencja Dezinformacyjna). Filosemityzm posuwający się wręcz do zakłamywania sensu dokumentów watykańskich w celu lobbowania na rzecz interesów żydowskich, to znak rozpoznawczy tych panów z agencji (“agentów”?), powołanych przez episkopat w tym samym roku, w którym abp Gądecki został wiceprzewodniczącym Komisji ds. Dialogu z Judaizmem. Abp Gądecki jak bóstwa hinduskie wydaje się mieć… wiele rąk.

Ilustracja 4. Prawa ręka abpa Gądeckiego: Marek Lehnert, autor słynnej fałszywki

Rola KAI jest duża: „Katolicka Agencja Informacyjna (KAI) – polska agencja powołana w 1993 przez KEP celem informowania o wydarzeniach związanych z działalnością Kościoła katolickiego na całym świecie. Głównym założeniem KAI jest ewangelizacja przez informację polegająca na przekazywaniu wiadomości religijnych oraz przedstawieniu stanowiska Kościoła w odpowiednich kwestiach. Jest głównym źródłem informacji większości mediów katolickich – prasowych, radiowych i telewizyjnych – w Polsce. Niemniej na co dzień z agencji korzystają także media świeckie jak TVP, PR i ogólnopolskie gazety codzienne.”

Jak „informuje” KAI? Jak wiadomo, Kościół na Vaticanum II w kontrowersyjnym dokumencie Nostra Aetate zbliżył się do zanegowania pewnych najważniejszych elementów swej doktryny. Stało się to poprzez wyłączenie Żydów z misji ewangelizacyjnej i uznanie, że… jest im ona niepotrzebna z powodu nieodwołalnego wybraństwa bożego (emerytowany profesor St. Mary’s College w Notre Dame, Indiana – E. Michael Jones nazywa to odstępstwo herezją). Stworzyło to precedens: w istocie rzeczy ustanowiło religię judaistyczną równorzędną względem chrześcijaństwa, czego bez wypaczenia przesłania ewangelii i spuścizny pawłowej nie da się zrobić. Ale zostawmy ten trudny temat doktrynalny. Nas interesuje tu fakt, iż wypowiedzi Kościoła w tych kwestiach są dość zniuansowane (częściowo też sprzeczne): otóż Żydzi jako całość zostali zwolnieni przez Nostra Aetate  z bycia przedmiotem ewangelizacji, ale Kościół podkreśla, iż każdy chrześcijanin  jest „wezwany do dawania świadectwa wiary w Jezusa Chrystusa, także Żydom”.

W grudniu 2015 r. z okazji 50 rocznicy Nostra Aetate Watykan wydał dokument w którym jeszcze raz to powtarza. Co zrobiła z tego dokumentu KAI rękoma korespondenta o inicjałach „ml” (Marek Lehnert)? Zrobiła fałszywkę liczącą na to, iż do oryginału nikt nie sięgnie. Fałszywkę zdemaskowali internauci a konkretnie Paweł Milcarek. Jednak przekłamany i dezinformujący, filosemicki news wisi do dziś w serwisach info!!

Manipulacja wyglądała tak: na stronach KAI ukazał się tekst „Watykan: Kościół nie przewiduje żadnej misji wobec Żydów”. Fałszerstwo najlepiej ukazuje komentarz jednego z internautów, którzy wykryli oszustwo translacyjne:

Uwaga na fałszywki!

Najświeższy dokument Papieskiej Rady ds. dialogu z judaizmem w polskim streszczeniu KAI mówi: “Komisja zapewniła, że jeśli nawet katolicy w dialogu z judaizmem dają świadectwo swej wiary w Jezusa Chrystusa, to jednak powstrzymują się od wszelkich prób nawracania lub prowadzenia misji w swych kontaktach z żydami”.

Tymczasem oryginalny przekaz jest dokładnie odwrotny: “While there is a principled rejection of an institutional Jewish mission, Christians are nonetheless called to bear witness to their faith in Jesus Christ also to Jews”, czyli “Chociaż zasadniczo odrzuca się instytucjonalną misję wobec Żydów, to jednak chrześcijanie są wezwani do dawania świadectwa wiary w Jezusa Chrystusa, także Żydom.”

Ten eksces nie wymaga komentarza… Tym co zwraca uwagę w fałszerstwie jest też… wciśnięcie do „przekładu” nieobecnego w oryginale słowa „dialog”, w czym niechybnie poznajemy rękę i… ducha abpa Gądeckiego. Manipulacje relacjami z Watykanu są podpatrzone w USA. W czasie Vaticanum II, co dopiero niedawno wychodzi w pełni na jaw, miała miejsce zorganizowana akcja (przy udziale służb i lobbystów loży B’nai B’rith) przekłamywania korespondencji z trwających obrad! Akcja mająca na celu manipulowanie świadomością społeczeństwa na tematy będące przedmiotem obrad soboru.

Jednym słowem skandal. Ale z drugiej strony… normalne zachowanie. Normalne wg mentalności żydowskiej. Jeśli ktoś nie rozumie, iż w mentalności żydowskiej źle się czuje pojęcie  „prawdy obiektywnej” (oszukiwanie Boga jest jedną z głównych nauk Talmudu a sprawność w wymyślaniu sposobów oszukiwania Boga jest jedną z większych „cnót” kultury żydowskiej, bardzo dobrze ten rys “mentalności żydowskiej” opisuje wielokrotnie Feliks Koneczny a także np. Sombart), to mam nadzieje, że po przeczytaniu poniższej opowieści zacznie rozumieć:

„Karol Olgierd Borchardt wspomina, jak to będąc oficerem na transatlantyku „Polonia” pływającym na linii palestyńskiej z rumuńskiej Konstancy do Hajfy, spotkał pewnego razu na korytarzu wzburzoną delegację Żydów z rabinem na czele. Okazało się, że delegacja trafiła do kapitana Mamerta Stankiewicza z zamiarem zakupu statku. Na zdumienie kapitana zaskoczonego tą ofertą przewodniczący delegacji rabin odpowiedział, że oni „zawsze” kupują statek. Zdumienie kapitana było tym większe, że – jak wyjaśnił swoim rozmówcom – statek można kupić tylko raz, więc w jaki sposób oni „zawsze” go kupują? Na to rabin zapytał, czy on, znaczy – kapitan, tym razem chce więcej pieniędzy? Na to coraz bardziej zirytowany kapitan zapytał, dlaczego właściwie chcą kupić statek. Rabin wyjaśnił, że właśnie zbliża się szabas, kiedy Żydom nie wolno podróżować. Kiedy kupią statek będą u siebie w domu [ergo: nie będą w podróży]. Na to oburzony Mamert Stankiewicz oświadczył, że on do spółki z nimi nie będzie oszukiwał ichniego Pana Boga. Nic tak nie gorszy, jak prawda, więc rozwścieczony rabin wybuchnął: „uj, jak pan wiele o sobie myśli! Pan Bóg nie ma nic lepszego do roboty, tylko patrzeć, co pan o Nim myśli! Ja takiego zarozumiałego człowieka jeszcze nie widziałem!” W rezultacie kapitan wyrzucił delegację za drzwi i dopiero Borchardt wybawił ją z kłopotu wyjaśniając, że pomylili drzwi i zamiast do intendenta, który za każdym razem sprzedawał im statek za 10 groszy, trafili do kapitana.”

Został nam jeszcze rzut oka na nadpobudliwą awersję abpa Gądeckiego do organizacji narodowych.

NADPOBUDLIWOŚĆ ANTYNARODOWA

“Wyobraź sobie, że nie ma podziału na kraje
Nie jest to trudne
Nie ma powodu do zabijania lub poświęcania życia
I żadnej religii nie ma” [Imagine”]

„Dezaprobatę wobec wykorzystywania świątyni do głoszenia poglądów obcych wierze chrześcijańskiej wyraził we wtorek przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki. Oświadczenie ma związek z zachowaniem członków ONR w sobotę w katedrze białostockiej” – taką wiadomość mogliśmy przeczytać w kwietniu 2016.

Tak – z rewolucyjną wręcz czujnością – zareagował abp Gądecki na list-donos, którego autorem był Bogdan Białek. Pan Bogdan Białek to aktywny założyciel i działacz niezliczonych fundacji i stowarzyszeń filosemickich. „P. Bogdan Białek uwielbia nagrody, przyznawać, dostawać, przyznawać, dostawać… Trudno by je było nawet zliczyć i nie spisałby  ich człowiek nawet na skórze 24 wołów przyprowadzonych przez książąt izraelskich na ofiarę biesiadną z okazji namaszczenia ołtarza (Księga Liczb 7,88). Czasem nawet – jak w przypadku przyznawanej przez Żydowski Instytut Historyczny nagrody imienia Marii i Łukasza Hirszowiczów – p. Białek będąc członkiem jury przyznaje nagrodę sam sobie „za utrwalanie w Kielcach pamięci o pogromie 1946 roku”. Pasjami zaś, p. Białek lubi – oprócz paradowania i fotografowania się w jarmułkach różnego kroju – udostępniać łamy redagowanego przez siebie czasopisma „Charaktery” światowej sławy polskiemu socjologowi Zygmuntowi Baumanowi oraz zapraszać – przy udziale GW – profesora… Grossa do Kielc, żeby stworzyć warunki do bezpośredniej konfrontacji ze współczesnymi mieszkańcami miasta a także animować… warsztaty antydyskryminacyjne dla nauczycieli, pedagogów i psychologów szkolnych w ramach projektu „O sprawiedliwość, o wolność, o godność”. O… Boże…

Aha, zapomniałbym, jeszcze lubi p.Białek przyznawać nagrody osobom duchownym, członkom episkopatu, takim np. jak bp Mieczysław Cisło, przewodniczący Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem.

Akcja: Białek – abp Gądecki zakończyła się donosem (nie będzie Polak pluł nam w twarz) do prokuratury w sprawie publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic wyznaniowych oraz publicznego znieważania ludności z powodu przynależności wyznaniowej. Oczywiście prokuratura zdecydowała o umorzeniu dochodzenia. Jak napisał w wydanym we wtorek komunikacie szef tej prokuratury Marek Czeszkiewicz, autorzy dwóch niezależnych od siebie zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa „złożyli je bez zapoznania się z rzeczywistym przebiegiem wydarzeń, lecz opierając się na przekazach medialnych”.

„Opierając się na przekazach medialnych” – cóż, jeśli się najpierw owe przekazy medialne spreparuje (vide: metody KAI), to później aż chce się człowiekowi na nich opierać. Nie mówiąc już o tym, że świat mentalności żydowskiej jest w dużej mierze światem wirtualnym, rozmiłowanym w mediach, w ich demiurgicznej, stwarzającej i niszczącej światy – sile. Najpierw skonstruujemy przekazy medialne, potem się na nich… oprzemy. A później będzie można sobie wzajemnie poprzyznawać nagrody. Za zwalczanie polskiego patriotyzmu…

O ile mnie pamięć nie myli, pierwszym, który na… przemysłową skalę zastosował tę technologię był Bronisław Geremek. Jak “produkował fakty” Geremek pokazuje ten cytat: “Die Welt  15.07.2006 “Następstwem tego – pisze Geremek – była rezolucja PE. Jej autorzy uznali Polskę za kraj, w którym nastąpił wzrost nietolerancji powodowanej rasizmem, ksenofobią, antysemityzmem i homofobią. Pomimo że jest to dla mnie bolesne, muszę stwierdzić, że Parlament Europejski miał jednak prawo do tak krytycznej reakcji na wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu (…)” – stwierdził były polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek. Jego zdaniem, niektóre wypowiedzi przedstawicieli rządu koalicyjnego są sprzeczne ze standardami europejskimi i mogą spowodować, że Polska znajdzie się na peryferiach Europy.

Drugi przykład produkcji faktów i podżegania przeciw Polsce:

Marek Edelman
telegraph 24.06.2006
Wskazując na podobieństwa do narodzin faszyzmu w latach trzydziestych p. Edelman powiedział: “Jeśli koalicja będzie w dalszym ciągu kształtować kraj to szczerze wierzę, że nasza wolność jest zagrożona. Prześladowania zaczynają się od drobnych spraw: najpierw język, potem pobicia, w końcu morderstwo.” (…) “Chcę zwrócić uwagę, że rząd daje wsparcie najbardziej reakcyjnym prądom ksenofobii i antysemityzmu” powiedział p. Edelman.

Oczywiście poznajemy tu identyczny ton, którym już ponad 7 lat śpiewają w Brukseli (Paryżu, Berlinie) niektórzy osobnicy reprezentujący “mentalność żydowską” (© abp Gądecki), lub jej pilni uczniowie. A było TO już w 2006 r., z którego pochodzą powyższe przykłady.

To, co dzisiaj nas oburza było już jako napęczniałe ziarno w 1988 r. Dalej to po prostu kiełki, pędy, gałęzie itd. Przyroda.

SMUTNY FINAŁ czyli SAMOBÓJCZY PROISLAMIZM, CIĄGŁOŚĆ ŚRODOWISK I ZŁOWIESZCZY LETARG STRAŻNIKÓW WIARY

Aż przykro o tym pisać, ale tym co nie może potężnie nie zaniepokoić, jest wybór prymasa Polski w 2014. Prymasem został bp Wojciech Polak, duchowny przez wiele lat „terminujący” u boku abpa Gądeckiego ( był biskupem pomocniczym gnieźnieńskim w latach 2003–2014 i sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski w latach 2011–2014). Zanosi się na ścisłe kontynuowanie linii abpa Gądeckiego… Niestety.

Poprzedni prymas, arcybiskup Józef Kowalczyk (zarejestrowany jako KI „Cappino”) wsławił się jawnym wspieraniem Hanny Gronkiewicz-Waltz, jak to opisano: „mówił jednym głosem z Andrzejem Halickim, Donaldem Tuskiem i Bronisławem Komorowskim.”

Arcybiskupi Gądecki, Kowalczyk, bp Polak, bp Pieronek – to postaci z tej samej bajki, przez lata związane wspólną pracą i… poglądami. To jest ta sama opcja. Bp Pieronek (nazwany przez internautów „biskupem pomocniczym TVN” otwarcie wspierał hucpy Rzeplińskiego, grudniowych puczystów etc. Wszyscy oni – owa nomenklatura episkopatu – nawołują – w pewnym sensie do islamizacji Europy i Polski (abp Gądecki: „Trzeba żeby każda parafia przygotowała miejsce dla tych ludzi, którzy są prześladowani, którzy przyjadą tutaj”, bp Pieronek w… grudniu 2016: „Polska jest gotowa na przyjęcie nawet setek tysięcy uchodźców”). Prymas Polak tropi nacjonalizm w patriotyzmie zawzięcie w wywiadach dla TVN, namawia do islamizacji. Jeśli nawet T. Terlikowski, do którego mam wiele zastrzeżeń, nie wytrzymał słuchając przeróżnych wypowiedzi prymasa Polaka, to… mówi to samo za siebie. Zacytujmy więc publicystę:

”Eminencje i Ekscelencje, nie jesteście powołani do tchórzliwego chowania głowy w piasek, ale do… głoszenia Prawdy Ewangelii w porę i nie w porę, a także do obrony doktryny. Od obrony politycznej poprawności mamy innych”. Gdy w Polsce zawisły tęczowo-chrześcijańskie billboardy sponsorowane przez Środowiska LGBT i Sorosa – prymas o tym ani nie wspomniał, zajęty… rozliczaniem polskiego patriotyzmu i oskarżaniem go o nacjonalizm. „”Kardynałowie, biskupi, ba nawet Prymas, nawet się o niej nie zająknęli; nie dostrzegli, że pod ich okiem harcują homolobbyści, z których część przebrana jest w szaty duchowne, a część prezentuje środowiska, przynajmniej z nazwy katolickie”.

”Polski Episkopat zajęty jest ściganiem i piętnowaniem fundamentalizmu i nacjonalizmu. Prymas przekonuje, że są one niebezpieczną herezją”  – pisze T.T. i zaraz dodaje, że Episkopat “błyskawicznie reaguje, gdy tylko „Gazeta Wyborcza” opublikuje donosik (nie zawsze prawdziwy) na temat jakiegoś kazania”.

“Może bym to nawet zrozumiał, gdyby to właśnie nacjonaliści a nie agresywne środowiska gejowskie, ciągały hiszpańskich biskupów po sądach; gdyby to nacjonaliści zamykali w Wielkiej Brytanii katolickie ośrodki adopcyjne. I oni próbowali, na różne sposoby i za gigantyczne pieniądze skłonić Kościół do rezygnacji z autorytetu Pisma Świętego”. ”Od obrony politycznej poprawności mamy innych!” – kończy swój felieton publicysta.

Mamy do czynienia ze zwartym środowiskiem, sterowanym przez nieustępliwe lobby. Widzimy powolne, mało zauważalne ale konsekwentne pranie mózgów. Podkopywanie chrześcijaństwa swoistą „religią tolerancji” oraz „religią holokaustu”. „Religia holokaustu” jest szczególnie groźną herezją drenującą chrystianizm z jego tożsamości. Religią, która – jak słusznie pisze jeden z publicystów: „Holocaust znosi chrześcijaństwo, uwidacznia bezsens chrześcijaństwa, jego małość, a nawet bluźnierczość w obliczu Shoah. Holocaust „usuwa w cień centralne wydarzenie chrześcijaństwa, czyli Ofiarę Chrystusa”. Teolog niemiecki Joachim Baptist Metz pisze: „Uważam każdą chrześcijańską teodyceę i każde mówienie o «sensie» w obliczu Oświęcimia, które biorą początek poza lub poniżej tej katastrofy, za bluźnierstwo”.

Tak, do tego doszliśmy… Chrześcijaństwo jest…bluźnierstwem i głoszą to teologowie i duchowni… chrześcijańscy. Czy powinno to dziwić? Skoro materiały propagandowe związane ze „świętowaniem” Dni Judaizmu zawierają wykłady stawiające absolutnie poważnie pytania: „Czy osoba Jezusa jest przeszkodą w dialogu chrześcijańsko-żydowskim?” (takie artykuły zawiera np. Periodyk “Der Freiburger Rundbrief. Zeitschrift für Christlich-Jüdische Begegnung”, z kolei podczas austriackiego Dnia Judaizmu mamy np. wykład: „Czy św. Paweł uniemożliwia dialog z Żydami?”) – to jesteśmy na kursie ku… paranoi. Większość polskiej hierarchii stoi tu, niestety, na mostku kapitańskim.

Na zakończenie pozostaje tylko zacytować fragment tekstu znakomitego niemieckiego filozofa i teologa, Dietricha von Hildebranda:

„Jedną z najbardziej przerażających chorób, które dziś szerzą się w Kościele, jest letarg strażników wiary. Nie mam tu na myśli owych biskupów – członków piątej kolumny, którzy niszczą Kościół od środka lub chcą go przekształcić w coś całkiem innego, co równa się zniszczeniu prawdziwego Kościoła. Mam na myśli o wiele liczniejszych biskupów, którzy nie mają takich intencji, a jednak – gdy idzie o interwencje przeciwko heretyckim teologom i księżom lub przeciwko bluźnierczemu de formowaniu kultur – nie czynią żadnego użytku ze swego autorytetu.

Albo zamykają oczy i próbują ignorować ciężkie niedomagania oraz obowiązek podejmowania interwencji, prowadząc strusią politykę. Albo też boją się, iż zaatakuje ich prasa oraz środki masowego przekazu i okrzyczy mianem ludzi reakcyjnych, małodusznych, średniowiecznych. Boją się bardziej ludzi niż Boga. Do nich odnoszą się słowa św. Jana Bosko: Potęga ludzi złych żywi się tchórzostwem dobrych”.

Ilustracja 6. Różne formy TEGO, w co przekształcają chrześcijański krzyż środowiska filosemickie

A kiedy już episkopalne Okno Overtona wykona na nas całą robotę, możemy sobie pochodzić po ulicy trzymając w ręku “krzyż ofiary Chrystusa” w formie stylowego wiatraczka (w jaki z tupetem przekształcono “krzyż chrystusowy” na powyższym obrazku), lub znaku Międzynarodowego Czerwonego Krzyża (kolejnej przeróbki świętego symbolu naszej religii oferowanej nam przez dialogistów), bo zaiste, pomocy medycznej możemy potrzebować…

Po udzieleniu nam pierwszej pomocy medycznej możemy udać się na mszę do Teatru Powszechnego:

lub na “Klątwę” w reżyserii  Olivera Frljića, do tej samej świątyni

ZAMIAST ZAKOŃCZENIA

I wszystko mi przed oczyma się miesza, jedno przechodzi w drugie. Czy fałszywy rabin jest prawdziwym oszustem, czy może prawdziwy rabin jest fałszywym księdzem, synagoga kościołem, kościół synagogą, patriarcha oligarchą, duchowni korporacją, metropolita przemytnikiem papierosów, agent ojcem duchowym, kopia ikony – ikoną kopii, Matka Boska w klapie, czy klapa z Polską. A może dostojnicy i ekscelencje są brygadzistami na zmianie w hurtowni cateringowej? W firmie, w której kościół, synagoga i meczet piją na zapleczu Stolicznuju… Imam i rabin winią księdza, ksiądz darowuje im ikonę w klapie agenta, A nam prostym zewsząd nędza…

Nie wiem już gdzie jestem. Czy stworzenie świata się już zaczęło, czy właśnie mamy stan przed stworzeniem, gdy ziemia była tohu-wabohu, męt i zamęt.

A dialog? Cóż, najlepszy dialog prowadzą męt z zamętem… Kończący się najściślejszą jednością. Doskonałością czyli pełnią. Pełnią chaosu… A może czymś gorszym, niż chaos. Wyższym stopniem chaosu czyli zgorszeniem.

Potrzebne byłyby ogień i wichura…

Czy PiS wpuści dodatkowo nachodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki? Haracz 600 milionów euro…[rocznie czy miesięcznie??]

Czy PiS wpuści dodatkowo nachodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki? 600 milionów euro…

Bosak: Wraca sprawa sprzed 8 lat [VIDEO w oryg. ]

czy-pis-wpusci-migrantow-z-bliskiego-wschodu-i-afryki

To jest sprawa, o której mówimy wiele lat – Konfederacja przedstawiła podczas konferencji prasowej swoje stanowisko „w sprawie kompromitacji rządu ws. paktu migracyjnego Unii Europejskiej”.

– Teraz dowiadujemy się, że Rada Unii Europejskiej przyjęła już stanowisko ws. rozporządzenia o przymusowej relokacji migrantów, a więc wraca ta sama sprawa, o której była mowa mniej więcej 8 lat temu, z tym że teraz nie jest mowa o kilku tysiącach, ale o kilkudziesięciu. Polska bowiem miałaby bowiem przyjąć 30 tys. […] nielegalnych imigrantów nazywanych uchodźcami, z których niewpuszczeniem nie poradziły sobie państwa południa Unii Europejskiej i my mielibyśmy, albo ich do siebie do Polski przyjmować, albo pokrywać koszty ich utrzymania mówił Krzysztof Bosak podczas konferencji.

– Mowa jest o […] 20 tys. euro za każdego nieprzyjętego imigranta. Czyli Polska miałaby płacić takie „wykupne” od tego mechanizmu polityki Unii Europejskiej – wyjaśnia jeden z liderów Ruchu Narodowego i szef koła Konfederacji w Sejmie.

[30 000 * 20 000 = 600 milionów euro md]

Bosak stwierdza, że „to nie ma nic wspólnego z traktatami, które Unia Europejska akceptowała”. – Po drugie jest to sfera naszej kompetencji, jako państwa polskiego, gdzie i kogo chcemy wpuścić, jeżeli nie dotyczy to oczywiście obywateli państw Unii Europejskiej – przypomniał.

Polityk stwierdza, że „rząd absolutnie na te przepisy nie powinien się zgadzać i widzimy tu rażący brak skuteczności rządu PiS-u, który obiecał wstawanie z kolan„.

– To państwa, które nie potrafią bronić swoich granic, powinny płacić pozostałym, bo to pozostali płacą koszty ich nieskutecznej polityki – stwierdza Krzysztof Bosak.

Narodowiec zauważa, że Polska jako państwo graniczne Schengen wydaje ogromne pieniądze na zatrzymanie fali „uchodźców”, która próbuje wedrzeć się do Unii Europejskiej przez Białoruś. Bosak zaznacza, że w takiej sytuacji „nigdy nie będzie zgody Konfederacji” na to, by następował „transfer pieniądza” z Polski do bogatszych państw.

Grabież Ukrainy przez skorumpowanych amerykańskich demokratów.

Grabież Ukrainy przez skorumpowanych amerykańskich demokratów.

unz.com/ishamir/the-plundering-of-ukraine

Israel Shamir • October 25, 2019

Rozmowa z Olegiem Tsarevem ujawnia tożsamość “informatora Trumpa na temat Ukrainy”.

Czołowi Demokraci są zaangażowani w grabież Ukrainy: nowe nazwiska, zadziwiające konta.

Tajemniczy “informator”, którego raport doprowadził do impeachmentu, został wymieniony w wyłącznym wywiadzie udzielonym Unz Review przez wybitnego ukraińskiego polityka, byłego posła do parlamentu czterech kadencji, kandydata na prezydenta Ukrainy, Olega Tsareva.

==========================

Pan Tsarev, wysoki, zwinny i pełen gracji mężczyzna, dobry mówca i płodny pisarz, był czołowym i popularnym ukraińskim politykiem przed puczem w 2014 roku; pozostał na Ukrainie po ucieczce prezydenta Janukowycza; ubiegał się o prezydenturę przeciwko Poroszence, a ostatecznie musiał udać się na wygnanie z powodu wielokrotnych gróźb dla jego życia. Podczas nieudanej próby secesji został wybrany na przewodniczącego parlamentu Noworosji (południowo-wschodnia Ukraina). Rozmawiałem z nim na Krymie, gdzie mieszka w przyjemnym nadmorskim mieście Jałta. Tsarev nadal ma wielu zwolenników na Ukrainie i jest liderem opozycji wobec reżimu w Kijowie.

=================================

Oleg, śledziłeś historię Bidena od samego początku. Biden nie jest jedynym politykiem Demokratów zaangażowanym w ukraińskie schematy korupcyjne, prawda?

Rzeczywiście, John Kerry, sekretarz stanu w administracji Obamy, był jego partnerem w przestępstwach. Ale Joe Biden był numerem jeden. Podczas prezydentury Obamy Biden był prokonsulem USA na Ukrainie i był zaangażowany w wiele programów korupcyjnych. Zezwolił na przekazanie trzech miliardów dolarów z pieniędzy amerykańskich podatników rządowi Ukrainy po zamachu stanu; pieniądze zostały skradzione, a Biden zgarnął dużą część łupów.

Jest to historia oszukiwania amerykańskiego podatnika i ukraińskiego klienta na korzyść kilku korupcjonistów, amerykańskich i ukraińskich. Jest to również historia kijowskiego reżimu i jego zależności od USA i MFW.

Ukraina ma kilka średniej wielkości złóż gazu ziemnego, wystarczających do krajowej konsumpcji gospodarstw domowych. Koszt jego wydobycia był dość niski; a Ukraińcy przyzwyczaili się płacić grosze za gaz. W rzeczywistości był on tak tani w produkcji, że Ukraina mogła zapewnić wszystkim swoim gospodarstwom domowym darmowy gaz do ogrzewania i gotowania, tak jak zrobiła to Libia. Pomimo niskich cen dla konsumentów, firmy gazowe (podobnie jak Birma) miały bardzo wysokie zyski i bardzo małe wydatki.

Po zamachu stanu w 2014 r. MFW zażądał podniesienia cen gazu dla konsumentów krajowych do poziomu europejskiego, a nowy prezydent Petro Poroszenko zobowiązał się do tego. Ceny poszybowały w górę. Ukraińcy zostali zmuszeni do płacenia wielokrotnie więcej za gotowanie i ogrzewanie, a ogromne zyski trafiły do kas firm gazowych. Zamiast podnieść podatki lub obniżyć ceny, prezydent Poroszenko zażądał od firm gazowych, aby mu płaciły lub dotowały jego projekty. Powiedział, że to on zorganizował podwyżkę cen, co oznacza, że powinien być uważany za partnera.

Firma Burisma Gas musiała zapłacić wymuszone pieniądze prezydentowi Poroszence. W końcu jej założyciel i właściciel, Nicolai Zlochevsky, zdecydował się zaprosić do zarządu firmy kilka ważnych osób z Zachodu, mając nadzieję, że złagodzi to apetyty Poroszenki. Sprowadził syna Bidena, Huntera, Johna Kerry’ego, polskiego byłego prezydenta Kwaśniewskiego; ale to mu nie pomogło.

Poroszenko wściekł się, że utuczone cielę może mu uciec, i poprosił prokuratora generalnego Shokina o zbadanie Burismy, ufając, że pojawią się jakieś nieprawidłowości.

Prokurator generalny Shokin natychmiast odkrył, że Burisma płaciła tym “gwiazdom” od 50 do 150 tysięcy dolarów miesięcznie każdej z nich tylko za bycie na liście dyrektorów. Jest to niezgodne z ukraińskim kodeksem podatkowym; nie można tego uznać za legalne wydatki.

W tym czasie do akcji wkroczył ojciec Biden. Zadzwonił do Poroszenki i dał mu sześć godzin na zamknięcie sprawy przeciwko jego synowi. W przeciwnym razie miliard dolarów z funduszy amerykańskich podatników nie trafi do ukraińskich korupcjonistów. Zlochevsky, właściciel Burismy, dobrze zapłacił Bidenowi za tę rozmowę: otrzymał od trzech do dziesięciu milionów dolarów, według różnych źródeł.

AG Shokin powiedział, że nie może zamknąć sprawy w ciągu sześciu godzin; Poroszenko zwolnił go i zainstalował na jego miejsce pana Łucenko. Łucenko był gotów umorzyć sprawę Burismy, ale również nie mógł tego zrobić w ciągu jednego dnia, a nawet tygodnia. Biden, jak wiemy, nie potrafił trzymać języka za zębami: mówiąc o naciskach, jakie wywierał na Poroszenkę, obciążył samego siebie. W międzyczasie pan Shokin przedstawił dowody na to, że Biden wywierał presję na Poroszenkę, aby go zwolnił, a teraz zostało to potwierdzone. Dowody zostały przekazane amerykańskim prawnikom w związku z inną sprawą, sprawą Firtasza.

Czym jest sprawa Firtasza?

Demokraci chcieli sprowadzić do USA innego ukraińskiego oligarchę, pana Firtasza, i zmusić go do przyznania się, że nielegalnie wspierał kampanię Trumpa na rzecz Rosji. Firtasz został aresztowany w Wiedniu w Austrii, gdzie walczył z ekstradycją do USA. Jego prawnicy twierdzili, że „jest to sprawa czysto polityczna” i wykorzystali zeznania pana Shokina, aby uzasadnić swoje twierdzenie. Z tego powodu dowody dostarczone przez Shokina nie są łatwe do odwrócenia, nawet gdyby Shokin był chętny, a nie jest. Stwierdził on również pod przysięgą, że Demokraci naciskali na niego, aby pomógł i dokonał ekstradycji Firtasza do USA, chociaż nie miał on żadnej pozycji w tej czysto amerykańskiej sprawie. Wygląda na to, że pani Clinton uważa, że fundusze Firtasza pomogły Trumpowi wygrać wybory, co jest niezwykle mało prawdopodobne [mówi Tsarev].

Mówiąc o Burisma i Bidenie; czym jest ten miliard dolarów pomocy, który Biden może dać lub wstrzymać?

To pieniądze USAID, głównego kanału amerykańskiej pomocy na “wspieranie demokracji”. Pierwszy miliard dolarów z USAID trafił na Ukrainę w 2014 roku. Zostało to zatwierdzone przez Joe Bidena, podczas gdy w przypadku Ukrainy dokumenty podpisał Turczynow, “pełniący obowiązki prezydenta”.

Ukraińska konstytucja nie przewiduje takiego stanowiska, a Turczynow, “pełniący obowiązki prezydenta”, nie miał prawa podpisywać ani dokumentów prawnych, ani finansowych. Tak więc wszystkie dokumenty, które zostały przez niego podpisane, w rzeczywistości nie miały mocy prawnej. Jednak Biden kontrasygnował dokumenty podpisane przez Turczynowa i przeznaczył pieniądze dla Ukrainy. A pieniądze zostały skradzione – przez Demokratów i ich ukraińskich odpowiedników.

Dwa lata temu (czyli już za prezydenta Trumpa) Stany Zjednoczone rozpoczęły dochodzenie w sprawie alokacji 3 miliardów dolarów; zostały one przyznane w 2014, 2015 i 2016 roku; miliard dolarów rocznie. Dochodzenie wykazało, że dokumenty zostały sfałszowane, pieniądze zostały przekazane na Ukrainę i skradzione. Śledczy śledzili każdą płatność, odkryli, gdzie trafiły pieniądze, gdzie zostały wydane i jak zostały skradzione.

W rezultacie w październiku 2018 r. Departament Sprawiedliwości USA wszczął postępowanie karne w sprawie “nadużycia władzy i defraudacji pieniędzy amerykańskich podatników”. Wśród oskarżonych są dwaj kolejni ministrowie finansów Ukrainy, pani Natalie Ann Jaresko, która służyła w latach 2014-2016 i pan Alexander Daniluk, który służył w latach 2016-2018, oraz trzy amerykańskie banki. Dochodzenie spowodowało, że USAID zaprzestało wydawania dotacji od sierpnia 2019 roku. Jak powiedział Trump, teraz USA nie rozdają pieniędzy i nie narzucają demokracji.

Pieniądze zostały przyznane z rażącym naruszeniem amerykańskiego prawa. Nie było oceny ryzyka, nie było raportów z audytów. Zwykle USAID, przydzielając środki pieniężne, zawsze przygotowuje obszerny pakiet dokumentów. Ale miliardy zostały przekazane Ukrainie całkowicie bez dokumentów. Sprawa karna dotycząca defraudacji funduszy USAID została podpisana osobiście przez prokuratora generalnego USA, więc te kwestie są bardzo żywe.

Sam Kislin był zaangażowany w to śledztwo. Jest on dobrym przyjacielem i współpracownikiem Giulianiego, prawnika Trumpa i byłego burmistrza Nowego Jorku. Kislin jest dobrze znany w Kijowie i mam wielu przyjaciół, którzy są przyjaciółmi Sama [powiedział Tsarev]. Dowiedziałem się o jego postępie, ponieważ niektórzy z moich przyjaciół zostali zatrzymani w Stanach Zjednoczonych lub byli przesłuchiwani na Ukrainie. Poinformowali mnie o tym. Wygląda na to, że Burisma to tylko wierzchołek skandalu, wierzchołek góry lodowej. Jeśli Trump będzie kontynuował i wykorzysta to, co już zostało zainicjowane i zbadane, cała „wierchuszka” Partii Demokratycznej upadnie. Nie będą w stanie przeprowadzić wyborów. Nie mam prawa wymieniać nazwisk, ale wierzcie mi, w sprawę zamieszani są czołowi funkcjonariusze Partii Demokratycznej.

Poroszenko zdawał sobie z tego sprawę; wydał rozkaz ogłoszenia Sama Kislina persona non grata. Pewnego razu starzec (ma ponad 80 lat) przyleciał na lotnisko w Kijowie i nie pozwolono mu wejść; spędził noc w areszcie, a następnego dnia odleciał do USA. Poroszenko był całkowicie sprzymierzony z obozem Clinton.

A prezydent Zełenski? Czy jest wolny od wpływów Clintonowskich Demokratów?

Gdyby tak było, nie byłoby skandalu z telefonem Trumpa. Skąd Demokraci dowiedzieli się o tej rozmowie i jej rzekomej treści? Oficjalna wersja mówi, że był człowiek z CIA, informator, który zgłosił się do Demokratów. Wersja ta nie wyjaśnia, gdzie znajdował się ten informator podczas rozmowy. Mówię wam, że znajdował się w Kijowie i był obecny podczas rozmowy u boku ukraińskiego prezydenta Zełenskiego. Ten człowiek był (być może) agentem CIA, ale był także bliskim współpracownikiem George’a Sorosa i ukraińskim urzędnikiem wysokiego szczebla. Nazywa się Alexander Daniluk. Jest to również człowiek, do którego doprowadziło śledztwo Sama Kislina i DoJ, ówczesny minister finansów Ukrainy, człowiek odpowiedzialny za defraudację trzech miliardów dolarów amerykańskich podatników. Departament Sprawiedliwości wydał nakaz jego aresztowania. Oczywiście jest on osobiście oddany Bidenowi i ogólnie Demokratom. W ogóle nie ufałbym jego wersji rozmowy telefonicznej.

Daniluk miał towarzyszyć prezydentowi Zełenskiemu w jego wizycie w Waszyngtonie, ale został poinformowany, że jest nakaz jego aresztowania. Pozostał w Kijowie. Wkrótce potem rozpętało się piekło rzekomego wycieku rozmowy telefonicznej. Administracja Zełenskiego przeprowadziła dochodzenie i doszła do wniosku, że przeciek został dokonany przez Aleksandra Daniluka, znanego z bliskich stosunków z George’em Sorosem i Bidenem. Alexander Daniluk został zwolniony. (Jednak nie przyznał się do winy i powiedział, że przeciek został dokonany przez jego zaprzysięgłego wroga, szefa biura administracji prezydenta, pana Andreya Bogdana, który rzekomo wrobił Daniluka).

Nie jest to jedyny przypadek korupcji związanej z USA na Ukrainie. Jest Amos J. Hochstein, protegowany byłego wiceprezydenta Joe Bidena, który służył w administracji Baracka Obamy jako asystent sekretarza stanu ds. zasobów energetycznych. Wciąż wisi na włosku. Wraz z amerykańskim obywatelem Andrew Favorovem, zastępcą dyrektora Naftogazu, zorganizował bardzo kosztowny “rewersowy import gazu” na Ukrainę.

W tym schemacie rosyjski gaz jest kupowany przez Europejczyków, a następnie sprzedawany Ukrainie z wysoką marżą. W rzeczywistości gaz pochodzi bezpośrednio z Rosji, ale płatności dokonywane są przez Hochstein. Jest to znacznie droższe niż kupowanie bezpośrednio od Rosji; Ukraińcy płacą, podczas gdy marża jest pobierana przez Hochstein i Favorov. Teraz planują importować skroplony gaz ze Stanów Zjednoczonych, po jeszcze wyższej cenie. Ponownie, cenę zapłacą Ukraińcy, podczas gdy zyski trafią do Hochsteina i Favorova.

We wszystkich tych oszustwach biorą udział ludzie Clintona i szpiedzy, którzy są w pełni zintegrowani z Partią Demokratyczną. Były szef CIA, Robert James Woolsey, zasiada obecnie w zarządzie firmy Velta, produkującej ukraiński tytan. Woolsey jest neokonem, członkiem Projektu na rzecz Nowego Amerykańskiego Stulecia (PNAC), pro-izraelskiego think-tanku i człowiekiem, który nieustannie naciskał na wojnę w Iraku. Typowy demokratyczny szpieg, teraz czerpie zyski z ukraińskich złóż rudy.

Jedna z najlepszych ukraińskich historii korupcyjnych związana jest z Audriusem Butkeviciusem, byłym ministrem obrony (1996-2000) i posłem do Sejmu postsowieckiej Litwy. Pan AB rzekomo pracował dla MI6, a obecnie jest członkiem osławionego Institute for Statecraft, brytyjskiej organizacji propagandowej zaangażowanej w operacje dezinformacyjne, obalanie procesu demokratycznego oraz promowanie rusofobii i idei nowej zimnej wojny. W 1991 r. dowodził snajperami strzelającymi do litewskich protestujących. Zabójstwa zostały przypisane sowieckim siłom zbrojnym, a ostatni prezydent ZSRR Gorbaczow nakazał szybkie wycofanie swoich wojsk z Litwy. Pan AB został ministrem obrony swojego niepodległego kraju. W 1997 r. szanowny minister obrony “zażądał 300 000 USD od starszego członka zarządu spółki naftowej w trudnej sytuacji w zamian za pomoc w uzyskaniu umorzenia postępowania karnego dotyczącego ogromnych długów spółki”, zgodnie z wyrokiem sądu. Został aresztowany po otrzymaniu łapówki, został skazany na pięć lat więzienia, ale człowiek z takimi kwalifikacjami nie został pozostawiony w więzieniu.

W 2005 roku dowodził snajperami, którzy zabili protestujących w Kirgistanie, w Gruzji powtórzył ten wyczyn w 2003 roku podczas Rewolucji Róż. W 2014 roku zrobił to ponownie w Kijowie, gdzie jego snajperzy zabili około stu ludzi, protestujących i policję. Do Kijowa sprowadził go Turczynow, który nazywał siebie “pełniącym obowiązki prezydenta” i który kontrasygnował miliardową dotację Joe Bidena.

W październiku 2018 r. nazwisko AB pojawiło się ponownie. Zapaliły się magazyny wojskowe w Czernichowie; rzekomo tysiące pocisków przechowywanych do walki z separatystami zostało zniszczonych przez ogień. I nie był to pierwszy pożar tego rodzaju: w październiku 2018 r. poprzedni, równie ogromny, podpalił magazyny ukraińskiej armii w Winnicy w 2017 roku. W sumie w ciągu ostatnich kilku lat doszło do 12 ogromnych pożarów arsenałów wojskowych. Tylko w 2018 roku szkody wyniosły ponad 2 miliardy dolarów.

Kiedy główny prokurator wojskowy Ukrainy Anatolij Matios zbadał pożary, odkrył, że w magazynach brakowało 80% broni i pocisków. Nie zostały one zniszczone przez ogień, ale w ogóle ich tam nie było.

Zamiast służyć do zabijania rosyjskojęzycznych Ukraińców w Doniecku, sprzęt został wysłany z portu w Nikołajewie do Syrii, do islamskich rebeliantów i ISIS. A człowiekiem, który zorganizował tę ogromną operację, był nasz pan AB, stary bojownik o demokrację z ramienia MI6, działający w zmowie z ministrem obrony Połtorakiem i panem Turczinowem, przyjacielem pana Bidena. (Mówi się, że pan Matios otrzymał 10 milionów dolarów za milczenie).

Straty ponieśli obywatele Ukrainy i amerykańscy podatnicy, podczas gdy beneficjentami było Głębokie Państwo [Deep State md] , co jest prawdopodobnie tylko inną nazwą dla śmiertelnej mieszanki szpiegów, mediów i polityków.