Jak syjoniści panoszą się w Polsce

Publicystyka

Jak syjoniści panoszą się w Polsce

Przez admin 2023-12-31 Agnieszka Piwar piwar.info/jak-syjonisci-panosza-sie-w-polsce

Mój znajomy Palestyńczyk Omar Faris, jesienią 2023 roku udzielił wywiadu Radiu TOK FM. W rozmowie z red. Jackiem Żakowskim opowiadał o tragicznych wydarzeniach w Strefie Gazy, w tym okrucieństwach izraelskiej armii. Skończyło się na awanturze, jaką wywołała „Otwarta Rzeczpospolita”, Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii.

Organizacja złożyła skargę do Rady Etyki Mediów oraz zawiadomienie do prokuratury, uskarżając się na wypowiedzi gościa rozgłośni, które zdaniem „Otwartej Rzeczpospolitej” miały prezentować nienawiść na tle narodowościowym.

W niniejszym artykule postaram się wytłumaczyć, że Palestyńczyk o którym mowa nie może nienawidzić narodu żydowskiego (a o to jest oskarżany), zaś ci którzy szarżują pojęciem antysemityzm, to cyniczni manipulanci. Następnie, na konkretnym przykładzie wykażę w jaki sposób syjoniści usiłują wymuszać pewne działania na funkcjonariuszach państwa polskiego.

Faris jest szefem Pozarządowego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego Palestyńczyków w Polsce oraz członkiem Międzynarodowej Koalicji na rzecz Powrotu Uchodźców Palestyńskich. Działalność Omara znam od wielu lat, kilkakrotnie cytowałam jego wypowiedzi w swoich artykułach, a nawet byliśmy kiedyś razem na propalestyńskiej pikiecie przed ambasadą Izraela w Warszawie.

To co mogę stwierdzić na pewno: Omar Faris broni prawa Palestyńczyków do życia i godności, ale nie uderza przy tym w samych żydów. Tak się bowiem składa, że ten światły Palestyńczyk doskonale rozróżnia fakty, a mianowicie, że nie każdy żyd to syjonista. Ba, większość syjonistów nie jest nawet Semitami. A to przecież syjoniści zafundowali Palestyńczykom piekło na ziemi i trzeba to wyraźnie rozgraniczyć.

Faris udzielił mi także wywiadu, pt. „Nie spoczniemy, dopóki Palestyna nie będzie wolna!”. Oto wymowny fragment wypowiedzi Palestyńczyka:

«Chcę podkreślić, że my nigdy nie byliśmy przeciwko żydom. My jesteśmy przeciwko ruchowi syjonistycznemu, przeciwko okupacji. Ja sam mam dużo przyjaciół żydów. Jednym z nich jest Jeff Halper, dyrektor Izraelskiej Organizacji Przeciwko Wyburzeniom Domów Palestyńskich. Kilka lat temu występowałem z nim w Sejmie RP, przy Komisji Praw Człowieka. Mieliśmy też razem publiczne spotkanie w jednej z tarnowskich szkół. Ambasador Izraela dzwonił do tej szkoły z szantażem, ale mimo wszystko udało się doprowadzić do tego spotkania. Po naszej stronie jest też Shlomo Sand, który napisał książkę „Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski”. Wspierają nas również Ilan Pappe, autor książki „Czystki etniczne w Palestynie” Norman Finkelstine, Gideon Levy i wielu innych znanych żydów. Dla mnie osobiście są mi oni dużo bliżsi, niż król Arabii Saudyjskiej.»

Wielka mistyfikacja

Na szczególną uwagę zasługuje autor bestsellera o wynalazku jakim jest naród żydowski. Mowa o słynnym izraelskim profesorze historii Uniwersytetu w Tel-Awiwie. Shlomo Sand postanowił zbadać historię swojego narodu i odkrył, że został on wymyślony. Okazało się bowiem, że teza o wypędzeniu narodu żydowskiego z Palestyny przez Rzymian jest mitem.

Kto stworzył ten mit? Żydowscy historycy żyjący w Niemczech drugiej połowy XIX wieku. Mówiąc kolokwialnie: wzorowali się na trendach i poszli za modą. Tak się bowiem składa, że był to czas, kiedy w Europie zaczynano myśleć kategoriami zintegrowanych wspólnot etnicznych, co dało przyczynek do tworzenia się państw narodowych. Wtedy też, obok wymyślonego narodu żydowskiego, powstał syjonizm stanowiący podwaliny dzisiejszego państwa Izrael.

A skoro nie było wypędzenia z Palestyny, to gdzie się podziali potomkowie starożytnego ludu Izraela? Profesor Sand wyjaśnia, że nadal mieszkają oni na swojej ziemi w Palestynie. Żydzi o których czytamy w Starym Testamencie, to przodkowie… dzisiejszych Palestyńczyków (sic!). Autor głośniej książki wykazał, że ludzie ci zostali zarabizowani po tym, gdy w VII wieku Palestyna została podbita przez Arabów.

Jak zatem możliwe, że żydzi znaleźli się na całym świecie? Izraelski naukowiec tłumaczy w swojej książce, że nie jest to efekt mitycznej wędrówki ludów, lecz masowego nawracania na judaizm. Bycie żydem w Europie czy Afryce nie miało nic wspólnego z narodowością – żydami byli po prostu wyznawcy judaizmu.

W związku z powyższym, chciałam odnotować, że nazwę żyd należy pisać z małej litery. Takie określenie oznacza bowiem wyznawcę religii, a nie członka narodu.

Shlomo Sand przypomniał, że na judaizm nie nawracali się tylko poszczególni ludzie, ale – tak samo jak w przypadku chrześcijaństwa – całe królestwa. Na przykład w Jemenie czy Afryce Północnej. Podobnie stało się z leżącym pomiędzy Morzem Kaspijskim a Morzem Czarnym królestwem Chazarów. W XII wieku ten nawrócony na judaizm turecki lud zaczął być jednak spychany przez Tatarów i Mongołów Dżyngis-chana na zachód. Zatrzymali się we wschodniej Polsce.

Tak, dokładnie – polscy żydzi, to w znacznym stopniu potomkowie Chazarów. To by zresztą wyjaśniało dlaczego ich wygląd różni się od tego jak wyglądają prawdziwi Semici, czyli Palestyńczycy, Arabowie, Asyryjczycy, etc. Co ciekawe, sam Shlomo Sand ma przodków właśnie z Polski.

A zatem, jeśli ktoś oskarża o antysemityzm Palestyńczyka, który krytykuje izraelską armię za zbrodnie na narodzie palestyńskim, ten stosuje perfidną metodę wykręcania kota ogonem. Prawdziwymi wrogami Semitów są bowiem ci, którzy gnębią prawowitych mieszkańców Palestyny i okupują ich ziemie.

Reasumując, kiedy Omar Faris publicznie krytykuje działania państwa Izrael, to nie wypowiada się przeciwko żadnemu narodowi, ani tym bardziej przeciwko narodowi żydowskiemu. Tym samym nie przejawia on nienawiści na tle narodowościowym. Faris krytykuje bowiem jedynie totalitarny system jakim jest syjonizm i jego popleczników.

Zakneblować Polaków

Bezczelny atak na Palestyńczyka czyli donos Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita”, przypomniał mi o moim doświadczeniu sprzed kilku, kiedy zostałam wezwana na komisariat policji w celu złożenia zeznań jako świadek.

Latem 2014 roku byłam na manifestacji przed ambasadą Izraela. Uczestnicy pikiety wyrażali solidarność z Palestyńczykami ze Strefy Gazy, na których po raz enty spadały izraelskie bomby. Na demonstracji pojawił się transparent z napisem: «syjonizm = nazizm». Nie sposób nie zgodzić się z takim porównaniem, ale jakiegoś syjonistę wyraźnie to uraziło.

W związku z powyższym, ten urażony „ktoś” złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Prokuratura z urzędu musiała coś z tym zrobić, więc policja musiała kogoś przesłuchać. Padło na mnie. Zapewne dlatego, bo jako jedyna napisałam pod nazwiskiem krótką relację z manifestacji.

Przez policję zostałam potraktowana bardzo grzecznie. Ot, zwykłe, standardowe przesłuchanie. Z tego co mi wiadomo, ostatecznie prokuratura i tak umorzyła sprawę. Ciekawsze jest jednak to, czego – już nieoficjalnie – dowiedziałam się przy tamtej okazji. Otóż okazało się, że niemałą bolączką dla polskich organów ścigania są skargi aktywistów „Otwartej Rzeczpospolitej”.

Chodzi o to, że w momencie, kiedy do prokuratury wpłynie zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, zgodnie z polskim prawem oficjalnie muszą być wykonane dalsze czynności. Dało mi to do myślenia. Przecież tego typu skargi wymuszają na funkcjonariuszach państwowych tropienie mitycznego antysemityzmu Polaków, gdyż z urzędu muszą wszczynać procedury.

Prym w tego typu donosach wiedzie właśnie „Otwarta Rzeczpospolita”, Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii. Co znamienne, na stronie organizacji widnieje zapewnienie: «Chcemy żyć w społeczności wolnej od uprzedzeń, szanującej odmienność, broniącej godności człowieka».

A skoro tak, to – niejako w ramach testu – wraz z koleżanką szyitką Sandrellą Malazi wysłałyśmy im (po moim przesłuchaniu) własny donos.

„Polskie warchlaki”

Zaniepokoiła nas publikacja portalu izraelczyk.pl, nt. wspomnianej demonstracji (a właściwie cyklu demonstracji) pod ambasadą Izraela. Chodzi o artykuł z 2014 roku pt. „14, 15 i 17 lipca Allah przybrał postać polskiej wieprzowiny”. W tekście szyderczo opisano osoby manifestujące w obronie bombardowanych Palestyńczyków. W pikiecie – obok Polaków – uczestniczyli mieszkający w naszym kraju muzułmanie, w tym Sandrella mająca syryjsko-polskie pochodzenie.

Pełen kpin i obelg artykuł syjonistycznego portalu opatrzono podsumowaniem: «W taki oto sposób niespożywający wieprzowiny Allah stał się podobny do polskich warchlaków».

Po pierwsze, mieliśmy tutaj do czynienia z bluźnierstwem i nienawiścią na tle religijnym. Polskiemu czytelnikowi pragnę wyjaśnić, że arabskie słowo Allah jest używane na określenie Boga nie tylko przez muzułmanów, ale także przez chrześcijan z Bliskiego Wschodu. A zatem, obrażono Boga, którego na syjonistycznym portalu porównano do nieczystego mięsa świni.

Po drugie, odpowiedzialni za publikację uderzyli w godność drugiego człowieka, który w ich rasistowskim pojmowaniu jest gorszy. W tym konkretnym przypadku ksenofobii chodzi o uprzedzenia wobec Polaków, Palestyńczyków, Syryjczyków, chrześcijan i muzułmanów, których połączyła empatia z prześladowaną i mordowaną ludnością Strefy Gazy.

Po trzecie, treść publikacji była skrajnie antysemicka, bo Semitami są przecież Palestyńczycy, których cierpienie zostało wyszydzone.

I wreszcie po czwarte, artykuł portalu izraelczyk.pl – który jest prowadzony przez syjonistów, lecz niewyrobiony czytelnik skojarzony to ogólnie z żydami – miał de facto wydźwięk antyżydowski. Rynsztokowy poziom publikacji, przepełniony pogardą wobec gojów, mógł bowiem prowokować do spotęgowania niechęci względem wyznawców judaizmu.

Powyższe wnioski zebrałyśmy z koleżanką we wspólnym liście otwartym do Stowarzyszenia „Otwarta Rzeczpospolita”. Do wiadomości dodałyśmy: Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP, Gmina Wyznaniowa Żydowska w Warszawie, Ambasada Izraela w Polsce, Media.

Czy to coś dało? Ależ skąd! „Otwarta Rzeczpospolita” nie raczyła zareagować na skandaliczną publikację portalu izraelczyk.pl. A przecież oficjalnym celem Stowarzyszenia założonego w 1999 roku jest m.in. «przeciwdziałanie wszelkim formom rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii i innym postawom godzącym w godność człowieka» poprzez działania interwencyjne, także na drodze prawnej.

W służbie syjonizmowi

Działacze organizacji zapewniają na oficjalnej stornie internetowej, że starają się «zwrócić uwagę przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i opinii publicznej na konieczność przestrzegania przez Polskę międzynarodowych konwencji nakazujących ściganie przejawów rasizmu i ksenofobii.»

Tymczasem, kiedy wpisałam w Google frazę „Otwarta Rzeczpospolita zawiadomienie do prokuratury” pojawiają się wyniki świadczące o tym, że organizacja ściga w Polsce głównie mityczny antysemityzm. Co znamienne, nie obchodzą ich jednak ataki na prawdziwych Semitów – jakimi są Palestyńczycy – a jedynie martwią się o dobre samopoczucie syjonistów, którzy najczęściej nie są nawet Semitami.

Przykładem takiego działa Stowarzyszenia jest reakcja na postawę młodej Norweżki studiującej w Polsce. Kobieta podczas propalestyńskiej manifestacji w Warszawie trzymała transparent z napisem «keep the world clean» (utrzymaj świat w czystości) oraz narysowanym koszem na śmieci z symboliczną flagą Izraela w środku.

Aktywiści „Otwartej Rzeczpospolitej” natychmiast zapowiedzieli zawiadomienie prokuratury w tej sprawie, nazywając emblemat norweskiej studencki „antysemickim”.

Tymczasem tak naprawdę z antysemityzmem nie miało to nic wspólnego, gdyż biały prostokąt z dwoma poziomymi niebieskimi pasami i umieszczoną na środku niebieską gwiazdą Dawida, to flaga ruchu syjonistycznego przyjęta w 1891 roku, a od 1948 roku flaga tzw. państwa Izrael. Manifest Norweżki był więc de facto antysyjonistyczny, a nie antysemicki. Podobnie zresztą jak wypowiedzi Palestyńczyka Omara Farisa.

Opisane wyżej donosy wyraźnie wskazują, że organizacja o jakże mylącej nazwie „Otwarta Rzeczpospolita”, działa w interesie syjonistów, a nie tego co oficjalnie deklarują, zapewniając o rzekomej walce z ksenofobią, rasizmem czy innymi postawami godzącymi w godność człowieka.

Ostatecznie Rada Etyki Mediów uznała, że Jacek Żakowski prowadząc audycję w Radiu TOK FM, w której gościł Omar Faris, nie naruszył zasad etyki dziennikarskiej pozwalając wypowiedzieć się Palestyńczykowi. Sprawa za transparent «syjonizm = nazizm» została umorzona. Portal izraelczyk.pl usunął po jakimś czasie haniebny artykuł o „polskich warchlakach”. To pokazuje, że syjoniści w niektórych sprawach nie mają jeszcze w Polsce ostatniego słowa.

Niestety ich bezczelne działania wyraźnie wskazują, że dążą do tego, aby zakazać mieszkańcom Polski jakąkolwiek krytykę totalitarnego systemu jakim jest syjonizm. To od naszej reakcji zależy, czy syjoniści osiągną swoje cele. Wróg jest niezwykle aktywny i ma poważne plany w przejmowaniu naszego państwa. Dlatego bierność Polaków w tych sprawach zdecydowanie nie jest naszym sprzymierzeńcem.

Agnieszka Piwar

Wroga polityka nie musi się przekładać na niechęć między narodami. Polacy w każdej chwili mogą rozpocząć dialog z Rosjanami.

Pojechałam do Sankt Petersburga, by przekazać Rosjanom ważne przesłanie

Agnieszka Piwar przekazac-rosjanom-wazne-przeslanie 2023-11-13

W dobie szalejącej rusofobii, kiedy za kontakty z Rosjanami można trafić do aresztu, a już na pewno doświadcza się wykluczenia społecznego, postanowiłam wiele zaryzykować, by spróbować przełamać ten impas. 9 listopada, w murach Państwowego Uniwersytetu w Sankt Petersburgu, uczestniczyłam w międzynarodowej dyskusji o tym, jak odzyskać utracone zaufanie, co powinno stanowić podstawę przyszłego dialogu i kiedy zakończy się konfrontacja.

Konferencja pt. „Wielki Bałtyk: dziedzictwo historyczne i kulturowe, specyfika etnokulturowa i edukacyjna”, odbyła się w ramach XI Bałtyckiego Forum Rodaków. W dyskusji uczestniczyli przedstawiciele Rosji, Białorusi, krajów bałtyckich i Polski. Wśród delegatów przeważali uczeni i eksperci poważnych instytucji, którzy rozprawiali nad nowymi wyzwaniami. Byłam jedyną osobą z Polski zaproszoną na to wydarzenie.

Przyjęto mnie bardzo życzliwie. Osobiście doświadczyłam tego, że wroga polityka nie musi się przekładać na niechęć między narodami. Dlatego jestem przekonana, że Polacy w każdej chwili mogą rozpocząć dialog z Rosjanami. Podobnie jak z sąsiadami zza Buga. Na konferencji w Sankt Petersburgu była niezwykle interesująca ekipa z Białorusi. Tak się złożyło, że podczas kolacji miałam wspólny stolik z Białorusinami. To połączenie sprawiło, że stolik nasz zyskał miano „najweselszego”.

Większość Polaków nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele tracimy nie utrzymując dobrych relacji ze słowiańskimi narodami – rosyjskim i białoruskim – chowając przy tym jakieś irracjonalne urazy. Najwyższy czas to zmienić.

W trakcie konferencji wygłosiłam odczyt pt. „Ostracyzm wobec polskich dziennikarzy piszących obiektywnie o Rosji. Jak pokonać rusofobię?”. Pierwsza część przemówienia została odebrana jako spora sensacja, dzięki czemu przykułam uwagę audytorium. Jednak w moim wystąpieniu kluczowe było to, co przekazałam w drugiej części. Uważam wręcz, że była to najważniejsza misja, jaką do tej pory zrealizowałam w swoim życiu. Poniżej moje przemówienie w całości.

Szanowni Państwo!

Przyjechałam z Polski, w związku z tym wybaczcie proszę, jeśli zniekształcę język rosyjski. Jak wiadomo, najlepszym sposobem na naukę języka jest praktyka. Niestety komunikacja między naszymi krajami jest obecnie znacznie utrudniona. Przyczynia się do tego wroga polityka oraz zerwanie połączeń lotniczych z Unii Europejskiej do Rosji.

Wśród moich rodaków panuje obawa, że jeśli podejmą dialog z Rosjanami, to spotka ich za to w Polsce sporo problemów i trudności.

Tacy dziennikarze jak ja – czyli rozmawiający z Rosjanami i piszący obiektywnie o Rosji – doświadczają ogromnego ostracyzmu. Na moim przykładzie pokrótce to zobrazuję.

Zaczęło się od udziału w Międzynarodowych Motocyklowych Rajdach Katyńskich. W latach 2015 i 2016 pojechałam z polskimi motocyklistami do Katynia i Miednoje, na groby polskich oficerów zamordowanych przez NKWD. Na podstawie materiałów zebranych podczas tych wypraw, zrealizowałam dwa filmy dokumentalne oraz napisałam reportaże.

Właśnie wtedy uruchomiono w Polsce nagonkę przeciwko mnie. Osoby, które mnie atakowały nie doceniły tego, że w moich relacjach przypomniałam o ofiarach terroru komunistycznego. Skrytykowano mnie, bo komuś się nie spodobało, że pokazałam, iż podczas naszych wypraw Rosjanie przyjęli nas bardzo serdecznie. Pokazałam przyjacielskie relacje między naszymi narodami, między normalnymi ludźmi.

Przypuszczam, że niektórych oburzył także fakt, iż w moich relacjach przypomniałam o tym, że naród rosyjski był pierwszą i najliczniejszą ofiarą terroru komunistycznego.

W efekcie, w polskojęzycznych mediach zaczęto mnie określać epitetami: „propagandystka Kremla”, „ruska agentka”, „szpieg Putina”. Proszę mi wierzyć: dla dziennikarza w Polsce jest to jak wyrok śmierci cywilnej, gdyż oznacza wykluczenie z życia publicznego.

Paradoksalnie, ta kampania oszczerstw sprawiła, iż zapragnęłam lepiej poznać Rosję i Rosjan. W związku z czym, w kolejnych latach przeprowadziłam wiele wywiadów z osobami publicznymi z Rosji: dyplomatami, ekspertami, dziennikarzami. Ponadto, wielokrotnie podróżowałam do Rosji – do różnych regionów tego kraju – w celu zebrania materiałów, żeby napisać obiektywne reportaże, jakich brakowało w polskich mediach.

W moich publikacjach nawiązywałam do trudnej historii między naszymi narodami, czyli do tego co nas tak często dzieli. Jednocześnie, starałam się także pokazać niektóre dobre strony, czyli to co nas łączy. Ponadto, próbowałam odszukać możliwe drogi wyjścia z kryzysu.

W efekcie mojego zaangażowania w polsko-rosyjski dialog, doświadczyłam w Polsce absurdalnych ataków. Oto jeden z przykładów. Dyrektor telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska, której mąż został niedawno nowym ambasadorem Polski na Ukrainie, zaatakowała mnie publicznie, kiedy otrzymałam akredytację prasową na Białoruś.

Udałam się na Białoruś m.in. po to, aby wziąć udział w Wielkiej Rozmowie z Prezydentem, podczas której jako dziennikarka z Polski zadałam Aleksandrowi Łukaszence pytanie: „Co jest gotowy zrobić dla poprawienia relacji polsko-białoruskich?”.

Przy okazji mojego dziennikarskiego wyjazdu na Białoruś, Romaszewska opublikowała w mediach społecznościowych mój wizerunek podpisując: „regularnie opłacania moskiewska najmitka”. Rzuciła takie kłamliwe oskarżenia nie mając żadnego dowodu na poparcie swoich słów.

Kolejny przykład. Kilka miesięcy temu pojechałam do Iraku na Międzynarodowy Festiwal Imama Husajna w Karbalii. Zaprosiła mnie tam miejscowa organizacja szyicka. Wyjazd relacjonowałam w mediach społecznościowych. W efekcie, pewien popularny w Polsce dziennikarz publicznie zasugerował, że za moim wyjazdem do Iraku stoją… rosyjskie służby specjalne.

W takiej absurdalnej rzeczywistości przyszło mi żyć.

Piętnowanie nasiliło się po 24 lutego 2022 roku. Nigdy nie popierałam wojny na Ukrainie. Jednak wkrótce po rozpoczęciu tzw. „specjalnej operacji wojskowej” – zacytowałam w mediach społecznościowych wypowiedzi dwóch popularnych amerykańskich ekspertów: profesora Johna Mearsheimera, twórcy teorii realizmu ofensywnego oraz Douglasa Macgregora, emerytowanego pułkownika armii USA. Obaj Amerykanie wyraźnie wskazali, że za kryzys na Ukrainie w znacznym stopniu odpowiada ekspansja NATO na Wschód.

Zacytowanie tych konkretnych amerykańskich ekspertów, spowodowało, że spadła na mnie fala hejtu, a atakujący zarzucili mi, że… powtarzam propagandę Kremla.

Podobna nagonka spotyka każdego dziennikarza w Polsce, który obiektywnie pisze o Rosji.

Celem tych ataków jest odbieranie wiarygodności i stygmatyzowanie: «Oto straszny ruski agent».

W Polsce wielu ludzi boi się Rosji. A wystraszonymi ludźmi łatwiej jest sterować.

Jak pokonać rusofobię? Ufam, że jest pewne antidotum.

Znajdujemy się w Sankt Petersburgu. Chcę opowiedzieć o wielkim Rosjaninie i świętym męczenniku, który urodził się w tym pięknym mieście. Mam na myśli Mikołaja II Romanowa, ostatniego cara Rosji, który był także tytularnym królem Polski.

Niedawno zmarł wybitny rosyjski reżyser Gleb Anatoljewicz Panfiłow. Jego ostatnim dziełem był wstrząsający film o zmordowaniu rodziny carskiej przez bolszewików, pt. „Carska rodzina Romanowów”. W jednym z wywiadów Panfiłow powiedział:

«Jestem głęboko przekonany, że skrucha za rozstrzelanie rodziny królewskiej wśród Rosjan jeszcze nie nastąpiła. Piotr I odrąbałby im głowy, utopił ich we krwi i pozostał na tronie. A tu – inteligent, przyzwoity człowiek. On nie był do tego zdolny. I poświęcił siebie, swoją rodzinę… Dzieje się tak wtedy, gdy prawdy moralne wchodzą w konflikt z wymogami prawdziwego życia, okrutnymi i bezlitosnymi! I co robić w sytuacji Mikołaja II? Mówimy o polityce, a ona często wchodzi w konflikt z kategoriami moralnymi, chrześcijańskimi. Po abdykacji już zwykły polityk Mikołaj II stał się niedościgły pod względem moralnym. Stał się, z mojego punktu widzenia, wielki. A cała jego droga krzyżowa mówi o wielkości ducha. Tylko najwybitniejsi ludzie mają taką cierpliwość i taki stopień poświęcenia.»

Męczeńska śmierć Mikołaja II, to straszna katastrofa i punkt zwrotny w historii świata. Dlatego uważam, że przywrócenie jemu należytej czci jest kluczem do wszystkiego. Należy uświadamiać nasze narody, kim naprawdę był ostatni władca Rosji i jaką poniósł ofiarę.

Na koniec chciałabym przytoczyć fragmentem opisu zamieszczonego na jednym z kanałów aplikacji Telegram: «Mikołaj II ze względu na swoją pobożność i moralność, prostotę i skromność, pragnienie przestrzegania chrześcijańskich przykazań i rytuałów stał się obcy otaczającemu go zdeprawowanemu społeczeństwu, pogrążonemu w okultyzmie i masonerii.»

Gdyby Polacy znali prawdę o tym najbardziej niezrozumianym rosyjskim carze, to jestem przekonana, że wielu moich rodaków zaczęło by odchodzić od rusofobii.

Dziękuję Państwu za uwagę.

Agnieszka Piwar Sankt Petersburg, 09.11.2023r.

Wsparcie wolnego słowa

Fot. Roman Surikow

Zjednoczona Prawica toleruje LGBT – Bezkarna manifestacja zboczeń i deprawacji.

https://myslpolska.info/wp-content/uploads/2022/07/Parada_Rownosci_2019_-_10-scaled.jpg

Zjednoczona Prawica toleruje LGBT – Bezkarna manifestacja zboczeń i deprawacji.

Jak to możliwe, że udało się doprowadzić całe społeczeństwa do takiego upadku?

Agnieszka Piwar https://www.bibula.com/?p=135366

Bezkarna manifestacja zboczeń i deprawacji. 25 czerwca ulicami Warszawy przeszła kolejna tzw. Parada Równości, która w tym roku połączyła się z ukraińską KyivPride.

Co znamienne, organizatorzy imprezy wykluczyli z tegorocznego marszu Rosjan zrzeszonych w antyputinowskiej organizacji „Za wolną Rosję”.

Pogoniono ich, mimo iż chcieli oni przynieść antywojenne biało-niebiesko-białe flagi. Cóż, klasyczny przykład dyskryminacji na tle narodowościowym. Rosyjski pedał jest gorszy od ukraińskiego pedała. Ot, zakłamanie na temat „równości” i „tolerancji” w praktyce.

Tymczasem postronni obserwatorzy przecierają oczy ze zdziwienia. I pytają. Jak to możliwe, że w państwie polskim rządzonym przez polityków powołujących się na konserwatywne i katolickie wartości, w biały dzień dochodzi aktu molestowania dzieci w przestrzeni publicznej i nikt nie ponosi za to odpowiedzialności?

Odpowiedź jest krótka. Obóz Zjednoczonej Prawicy w rzeczywistości sprzyja LGBT, lecz skrywa swoje prawdziwe oblicze, by nie stracić konserwatywnego elektoratu.

Wniosek ten jest oczywisty, ponieważ przez lata rządów PiS (i spółki) władza nie zrobiła nic realnego, by uchronić młode pokolenie przed najstraszniejszym z totalitaryzmów. Dlaczego? Wujek Sam z Ameryki kazał popierać środowiska LGBT, więc rządzący Polską namiestnicy grzecznie się temu podporządkowali, a przynajmniej nie przeszkadzają. Oczywiście coś tam niby ponarzekają, by przypodobać się swoim wyborcom. Dla przykładu: wysłali do studia TVP Info posła Janusza Kowalskiego z Solidarnej Polski, który w programie „Minęła Dwudziesta” miał za zadanie oficjalnie się oburzać na „tęczową paradę”.

Tymczasem parlamentarzysta utrzymywany z podatków ciężko pracujących Polaków, zamiast przestrzec społeczeństwo przed potężnym zagrożeniem, z udawanym zatroskaniem zakpił sobie z powagi sytuacji. Z jego pokrętnej analizy widzowie dowiedzieli się, że lewacka ideologia LGBT wchodzi do szkół, przedszkoli i umysłów dzieci za pośrednictwem… kolorowych kredek (sic!). «Kolorowe kredki. Wszystko po prostu w tych tęczowych barwach: kredki, tornistry» – grzmiał Kowalski na antenie telewizji publicznej.

Przykład Kowalskiego pokazuje, że przedstawiciele władzy „walczą” z największym zagrożeniem w historii ludzkości, sprowadzając potężny problem do farsy wywołującej śmiech na sali. Tymczasem gdyby faktycznie zależało im za uchronieniu polskiego społeczeństwa przed niszczycielską ideologią, zakazaliby publicznego demontowania perwersji.

Ktoś może powiedzieć: ale jak to, przecież mamy w Polsce wolność słowa i prawo do demonstrowania przekonań, dlatego rząd PiS im na to pozwala, choć się z nimi nie zgadza. Nic bardziej mylnego. Przecież reżim pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego słynie z tego, że środowiska których autentycznie nie toleruje, bezwzględnie knebluje i ucisza. Oto przykład: rządzący kazali największym operatorom w Polsce zablokować dostęp do portalu „Myśli Polskiej”; zablokowali też mojego niszowego bloga z przedrukami moich artykułów.

Tymczasem podobnych praktyk nie zastosowali wobec prawdziwego zagrożenia, a więc propagatorów ideologii, której celem jest zniszczenie człowieka.

Ani poseł Kowalski, ani nikt inny z obozu Zjednoczonej Prawicy nie ośmielił się publicznie wyjawić co faktycznie kryje zbrodnicza ideologia. Ideologia, która pod pretekstem szerzenia tolerancji wdarła się do polskich miast, szkół, przedszkoli, szeroko pojętej kultury.

Tak oto, ideolodzy bezkarnie mogli wmówić całej rzeszy młodych ludzi, że mają prawo być kim chcą. Pogubiłeś się jako człowiek? Zostań psem, poczujesz się lepiej. Opleć swoje genitalia skórzanymi rzemykami, klęknij na czworaka, niech jakiś stary roznegliżowany pedał założy tobie kaganiec i smycz, a następnie wyprowadzi na Paradę Równości zademonstrować waszą odmienność. A gdy tylko ktoś spróbuje to skrytykować (np. rodzice oburzeni faktem, że przypadkiem zobaczyło to ich dziecko, które takim widokiem doświadczyło molestowania seksualnego), to zaraz organizacje zwalczające ksenofobię wytoczą im proces za „mowę nienawiści”.

Jak to możliwe, że udało się doprowadzić całe społeczeństwa do takiego upadku? Posłużono się w tym celu sprawdzoną metodą, czyli modą. A zatem wmówiono ludziom, że coś jest fajne, podczas gdy w rzeczywistości prowadzi to do zagłady. Czy w imię tolerowania czyichś upodobań, ludzie świadomi potwornego zagrożenia mają prawo pozostać biernymi? Absolutnie nie! Reagowanie jest naszym moralnym obowiązkiem. Przecież chodzi tutaj o ratowanie ludzkiego życia, a więc stan wyższej konieczności.

Proszę sobie wyobrazić nastoletnią dziewczynę, która pod wpływem mody narzucanej przez rówieśników i kolorowe czasopisma postanowiła zacząć się odchudzać. Dostała na tym punkcie takiej obsesji, że wpędziła się w groźną chorobę – anoreksję. Charakterystyczne dla osób z anoreksją jest to, że wydaje im się, iż wciąż są grube i jeszcze muszą schudnąć.

Każdy świadomy człowiek wie, że nieleczona anoreksja prowadzi do śmierci. Każdy ukształtowany moralnie człowiek zareaguje, gdy zobaczy, że komuś grozi śmierć. A co proponuje ideologia gender? „Czujesz się źle w swojej skórze? To jest twój wybór! Jak nie chcesz jeść, to nie jedz. Najwyżej umrzesz, ale przynajmniej pozostaniesz sobą”. Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? Tymczasem właśnie na tym polega ta zbrodnicza ideologia, która przedarła się do społeczeństwa pod płaszczykiem pseudo-tolerancji.

Wyobraźmy sobie chłopca, który na naszych oczach chce skoczyć z dachu wieżowca. Nie, nie chce się zabić. Po prostu jest zaburzony, pogubiony i być może olany przez rodziców. Durni koledzy z podwórka czy Internetu wkręcili go, że jest superbohaterem i ma nadprzyrodzoną moc, dzięki której może latać jak ptak. No i chłopak chce skoczyć z tego dachu, bo uwierzył, że jest tym, kim nie jest! Uwierzył, że ma skrzydła i może unosić się w powietrzu. Czy mamy prawo pozwolić skoczyć temu chłopakowi tylko dlatego, że czuje się on superbohaterem i uważa, że może latać? Nie! Powinniśmy spróbować go uratować i przekonać, że nie ma on skrzydeł, więc jak skoczy z dachu, to straci swoje życie.

Zdziwieni? Przecież ideologia LGBT+ to nie jest „tylko” tolerowanie faceta, który poczuł się kobietą i każe do siebie mówić „per pani” (czy na odwrót). Ideologia ta niszczy tożsamość człowieka w każdym jego wymiarze, a kwestia podważania płciowości, to dopiero początek pokrętnej drogi prowadzącej w przepaść.

Papież Benedykt XVI powiedział o ideologii gender, że «jeśli zwycięży, zrobi więcej krzywdy ludziom i narodom niż komunizm».

Ale jak to? Przecież komunizm zgładził miliony istnień ludzkich, więc wydawać by się mogło, że to niemożliwe, aby w dzisiejszych czasach – gdzie nawołuje się do „tolerancji” i „praw człowieka” – przebić tak wielką liczbę ofiar. A jednak, jest to jak najbardziej realne.

Moja mama przez blisko ćwierć wieku pracowała w szpitalu psychiatrycznym. Na początku lat dwutysięcznych przysłuchiwała się naukowej konferencji na temat problemów i wyzwań w psychiatrii. Naukowcy obserwujący tendencje, prognozowali, że w pierwszej połowie XXI wieku dojdzie do tego, że największa liczba zgonów na świecie będzie spowodowana depresją, która prowadzi do samobójstw.

Kilka lat mieszkałam na warszawskim Śródmieściu, gdzie każdego dnia mijam na ulicy „tęczowych” ludzi, którzy ulegli modzie na bycie LGBT. Przyglądam się im z bliska. Takiej pustki, samotności i beznadziei w oczach nigdy nie widziałam (nawet jeśli ich usta sztucznie się uśmiechały). Ktoś bardzo zły pozbawił tych ludzi tożsamości, ich jestestwa. Przyjdzie dzień, że oni tego nie wytrzymają.

Nie mam złudzeń i wiem, że „tęczowa rewolucja” się dokona i przejdzie także przez Polskę. Właściwie już przechodzi bez realnych przeszkód i oporu. A następnie, jak każda rewolucja pożre własne dzieci i przyniesie wiele ofiar.

Grzechem zaniechania i zbrodnią wobec przyszłych pokoleń byłoby bezczynnie przyglądanie się temu procesowi. Trzeba próbować ratować tych ludzi, nawet jeśli wydaje nam się, że jesteśmy na straconej pozycji. Jak to robić? Zacząć od uświadamiania.

Agnieszka Piwar

Fot. tzw. parada równości w Warszawie [zdjęcie na stronie źródłowej]

Myśl Polska, nr 29-30 (17-24.07.2022)

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (20-07-2022) | https://myslpolska.info/2022/07/20/zjednoczona-prawica-toleruje-lgbt/

Wesprzyj naszą działalność

Realne problemy z ukraińskimi uchodźcami –

Agnieszka Piwar https://www.bibula.com/?p=134962

25 czerwca Straż Graniczna poinformowała, że od 24 lutego granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 4,32 mln uchodźców z Ukrainy. O ile za chwalebny uważam odruch zwykłych Polaków z pomaganiem zwykłym Ukraińcom, tak za haniebne uważam celowe wprowadzanie Polaków w błąd i narażanie naszego społeczeństwa na problemy i niebezpieczeństwo.

Za pomocną rozmaitych technik dezinformacji wmówiono Polakom, że konieczne jest przyjęcie Ukraińców, gdyż grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Polacy bezkrytycznie otworzyli swoje serca i domy. Tymczasem polskie społeczeństwo zostało oszukane.

Otóż, wielu przybyszy zza wschodniej granicy wyjechało z terenów nieobjętych działaniami zbrojnymi, a więc nie było bezpośredniego zagrożenia dla ich życia. Wielu z nich skuszonych rozmaitymi profitami przyjechało do Polski, by zgarnąć zasiłki i skorzystać z innych przywilejów (darmowe bilety, mieszkania, 500 plus, itp).

Pierwsza lampka ostrzegawcza powinna się włączyć Polakom przy okazji Wielkanocny, kiedy wielu obywateli Ukrainy pojechało na Święta do swoich domów i nierzadko już tam zostali. Gdyby faktycznie groziło im tam śmiertelne niebezpieczeństwo, to nie zdecydowaliby się na taką podróż w drugą stronę. Oczywiście nie chcę generalizować. Nie mam wątpliwości, że spora część osób z Ukrainy realnie potrzebuje pomocy, gdyż wskutek działań zbrojnych w każdej chwili mogli zginąć od pocisków i/lub ich domy zostały zrównane ziemią.

Dziwić natomiast powinno, że nie udzielono im schronienia w innych regionach Ukrainy. Przypominam, Ukraina jest prawie dwa razy większa od Polski i wiele terenów jest tam względnie bezpiecznych.[80-90% md]

Tymczasem znam sporo osób – także z mojej rodziny – które w spontanicznym odruchu przyjęły pod swój dach przybyszów z Ukrainy. Co ciekawe, nie wszyscy przyjezdni na tej fali to Ukraińcy. Dla przykładu, moi bliscy znajomi otworzyli swój dom dla dwóch studentów kijowskiej uczelni, którzy są obywatelami Libii. Początkowo niespecjalnie chcieli oni opuścić Kijów, ale ostatecznie zdecydowali się wyjechać, gdyż wszyscy mieszkańcy akademika skorzystali z tzw. okazji i wyjechali zagranicę. Młodzi Libijczycy przyznali, że bardzo ich dziwi otwartość Polaków na przybyszów z Ukrainy. Znając ukraińskie nastroje z bezpośrednich kontaktów i internetowych forów, zapytali nas wprost: «Nie boicie się przyjmować Ukraińców? Przecież oni nienawidzą Polaków!».

Ponadto libijscy studenci pokazali nam wymowne filmiki z ukraińskich kanałów, podpisane szyderczo: «pomoc humanitarna z Polski». Kamera uwieczniła wysłane w darze dla potrzebujących puszki z żywnością, które „przedsiębiorczy” Ukraińcy sprzedawali potem za konkretną sumę hrywien. Przypominam, dzieje się to w czasie, gdy ceny w Polsce za żywność drastycznie poszybowały w górę, Polacy klepią coraz większą biedę i wielu naszych rodaków nie stać już na zatankowanie samochodu.

Na szczęście nie wszyscy obywatele Ukrainy widzą w nas frajerów do wydojenia. Czuję się w obowiązku odnotować, że poznałam przykłady honorowych i uczciwych Ukrainek. Nie chciały one od państwa polskiego żadnych zasiłków, tylko znalazły sobie w Polsce uczciwą pracę, a za każdą okazaną pomoc od polskich rodzin były serdecznie wdzięcznie i chciały to jakoś pożytecznie odpracować. Niestety takie budujące przykłady zdają się być ledwie zauważalne w gąszczu roszczeniowej postawy naszych wschodnich sąsiadów. Do Polaków zaczyna powoli docierać, że zostali zrobieni w bambuko. Wiąże się to z tym, że eskalacja polsko-ukraińskiego napięcia dopiero przez nami.

Pewne nastroje można wyczytać z przeglądarki Google. Po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy «Ukraińcy są», w uzupełnieniu pojawiają się kolejno następujące wyniki: bezczelni, roszczeniowi, niewdzięczni, wybredni. Gdy zaś wpisze się frazę «Polacy są», wyskakuje uzupełnienie: sługami narodu ukraińskiego, sługami Ukraińców, itp. Skąd powyższe wyniki? Przytoczę pierwszą z brzegu historię, którą opowiedziała mi moja fryzjerka. Gdy kilka miesięcy temu Ukraińcy masowo przybyli do Polski, niektóre ukraińskie kobiety ruszyły dodatkowo do polskich salonów piękności. Na miejscu zamawiały sobie rozmaite usługi: farbowanie, baleyage, strzyżenie, nakładanie odżywek, itp. Były to nierzadko bardzo drogie zabiegi, wszak wymagały czasu, użycia farb i innych preparatów, za które polska fryzjerka czy kosmetyczka musiała wcześniej zapłacić z własnej kieszeni. Na koniec Ukrainki oznajmiały, że nie mają czym zapłacić za usługę, bo są biednymi uchodźcami, więc im się to należy za darmo. W takiej sytuacji fryzjerki są kompletnie bezradne. Okazuje się bowiem, że nawet wezwanie Policji nic tutaj nie wskóra.

Ogromnym problemem, o którym się u nas nie mówi, jest nadużywanie alkoholu przez uchodźców. Z pewnych konkretnych źródeł wiem, że opieka społeczna w Polsce ma teraz dodatkowo pełne ręce roboty. Chodzi o liczne interwencje z odbieraniem dzieci pijanym w sztok ukraińskim matkom. Poznałam różne przerażające historie. Wygląda na to, że wiele z tych kobiet nie radzi sobie nową sytuacją, albo nie uporały się ze starymi problemami. W efekcie, na obczyźnie dosięga nich załamanie nerwowe czy inna psychoza, którą nierzadko „leczą” rozmaitymi pigułkami popijanymi wódką.

Znajoma opowiadała mi, że w bloku jej rodziców mieszkają uchodźcy z Ukrainy, którzy nieustanne robią zakrapiane imprezy, zakłócające życie sąsiadów. Najbardziej zdziwił ją fakt, skąd oni mają tyle pieniędzy na alkohol, bo przecież nigdzie nie pracują. Ta sama znajoma pracuje w służbie zdrowia. Zdenerwowana mówiła o roszczeniowej postawie ukraińskich pacjentów, którzy na szpitalnym korytarzu robią dzikie awantury. Żądają natychmiastowego przyjęcia do lekarza czy na zabieg – bo im się należy, gdyż są z Ukrainy. I często udaje im się to osiągnąć, podczas gdy polscy pacjenci nadal muszą czekać w długich kolejkach.

To są realne problemy, o których media w Polsce milczą jak zaklęte. Cenzura obowiązuje u nas na całego.

Jedna z moich przyjaciółek dołączyła do Polaków pomagających uchodźcom. Na portalu społecznościowym napisała taki komentarz: «Mieszkają pod moim dachem 4 osoby z Ukrainy. I tak się składa, że mają prorosyjskie poglądy, czego na samym początku bali się ujawniać widząc tę psychozę w Polsce i zbiorowe poparcie dla Zełenskiego. I nie wyjechali z Kijowa, bo bali się armii rosyjskiej, która była poza miastem. Uciekli, bo Ukraińcy sami do siebie zaczęli strzelać. Bo Zełenski powypuszczał kryminalistów z więzień i rozdał im wszystkim broń.»

Powyższy wpis administracja Facebooka szybko usunęła, a koleżanka otrzymała komunikat o treści: «Ten komentarz narusza standardy społeczności w zakresie treści propagujących nienawiść».

Co się jeszcze musi wydarzyć i ile czasu upłynie, zanim Polacy otworzą oczy i zaczną usuwać flagi Ukrainy z przestrzeni publicznej? Jedno wydaje się być nieuniknione – prędzej czy później coś strasznego sprawi, że czara goryczy zostanie przelana.

Agnieszka Piwar

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (2-07-2022) | https://myslpolska.info/2022/07/02/realne-problemy-z-ukrainskimi-uchodzcami/

Wesprzyj naszą działalność

W Woroneżu spotkanie z uchodźcami z Donbasu, w tym z Mariupola.

Agnieszka Piwar: Byłam w Rosji

6 maja A.D. 2022 wyruszyłam w podróż do Federacji Rosyjskiej. To była dość ryzykowna wyprawa, o powrocie do Polski nie wspominając. Unia Europejska zerwała połączenia, więc poleciałam okrężną drogą przez Turcję. Na lotnisku w Antalyi dowiedziałam się o rosyjskim zakazie wjazdu dla Polaków.

Przedstawiciele tureckich linii lotniczych podeszli do zakazu z pełną powagą. Mimo długoterminowej wizy w paszporcie, za pierwszym podejściem nie wpuszczono mnie na pokład samolotu. Ostatecznie sprawa została odkręcona, a mnie przytrafiły się krótkie tureckie wakacje (na zdjęciu).

Nieco oszołomiona faktem, iż zakaz wjazdu mnie akurat nie objął, dotarłam do Moskwy 9 maja. Tego dnia Rosjanie obchodzą wielkie narodowe święto. Dzień Zwycięstwa upamiętnia pokonanie hitlerowskich Niemiec i zakończenie II wojny światowej. Ważnym punktem obchodów jest udział w akcji społecznej Nieśmiertelny Pułk. Uczestnicy zbierają się na marszu i niosą zdjęcia członków ich rodzin, którzy walczyli w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Tym razem niesiono też portrety żołnierzy poległych w 2022 roku na Ukrainie.

Dołączyłam do tłumu Rosjan spacerujących po moskiewskich ulicach, by z bliska przyjrzeć się ich nastrojom. Zauważyłam, że mimo konfliktu zbrojnego z Ukrainą, nie było okrzyków przeciwko Ukraińcom, z rąk których giną też przecież rosyjscy żołnierze. Właściwie to nie zauważyłam nienawistnych haseł przeciwko komukolwiek. Nawet przeciwko tym, którzy z zewnątrz odpalili wojnę, napuszczając na siebie Rosjan i Ukraińców.

Kolejnym punktem wyprawy była podróż pociągiem do Woroneża. Towarzyszyła mi paczka znajomych, w tym grupa zagranicznych dziennikarzy. Poznałam młodego Rosjanina z Krymu. Zadałam mu serię pytań, dzięki czemu dowiedziałam się kilku interesujących kwestii. Mój rozmówca porównał poziom życia na krymskim półwyspie pod rządami Ukrainy i Rosji. Po aneksji zbudowano tam nowoczesną infrastrukturę, w tym porządne drogi i kanalizację. By zobrazować sytuację, Siergiej opowiedział mi o swojej babci, która mieszka na wsi. Okazało się, że za czasów ukraińskich nie miała ona dostępu do bieżącej wody. Dostarczano tam wtedy wodę jedynie dwa razy w tygodniu.

Teraz to się zmieniło i starsza kobieta może korzystać z wody we własnym domu o dowolnej porze. Lecz nie wszystko jest obecnie pozytywne. Dla przykładu, za czasów rosyjskich na Krymie zdecydowanie wzrosły ceny za podstawowe produkty. Mój rozmówca przyznał jednak, że cieszy się z przyłączenia Krymu do Rosji, które odbyło się bez rozlewu krwi. Tego entuzjazmu nie podzielił już w kwestii ostatnich wydarzeń na Ukrainie. Powiedział, że ma teraz sporo obaw, ponieważ giną niewinni ludzie.

Pierwszego dnia pobytu w Woroneżu spotkałam się z uchodźcami z Donbasu, w tym z Mariupola. Obalili niemal wszystko, czym karmią Polaków medialni specjaliści od dezinformacji. Uchodźcy jakoś się nie uskarżali na rosyjskich żołnierzy, ani „kadyrowców”. Gorzkie słowa padły natomiast pod adresem ukraińskich żołnierzy. Według relacji świadków mieli oni blokować ewakuację, celowo narażać ludność cywilną i dopuszczać się zbrodni. Poznani przeze mnie uchodźcy wyraźnie bardzo bali się Ukraińców. Jedna z kobiet powiedziała, że jeśli jej miasto miałoby pozostać w granicach Ukrainy, to ona nie chce już do niego wracać.

Nazajutrz, wraz z polsko-czesko-niemiecką grupą towarzyszących mi dziennikarzy, zostaliśmy zaproszeni na debatę w Państwowym Uniwersytecie w Woroneżu. Był to dla mnie najważniejszy punkt ostatniej wyprawy do Rosji z dwóch powodów. Po pierwsze, mimo tych strasznych czasów i fatalnych relacji między naszymi państwami, znalazła się przestrzeń do dialogu. To pokazuje, że wystarczy odrobina dobrej woli, aby zadziało się coś dobrego i być może rokującego na przyszłość. Po drugie, wsłuchując się w głos młodego pokolenia Rosjan, a konkretniej przyszłej elity tego państwa, utwierdziłam się w przekonaniu, że ten bliski mi słowiański naród utknął w tragicznym – dla siebie i sąsiadów – punkcie.

W ramach rozważań na ten temat nawiążę do wystąpienia studentki wydziału filologicznego. Antonina Smorodinowa wygłosiła płomienne przemówienie otwierające nasze spotkanie. Sympatyczna Rosjanka za swoją przemowę zebrała gromkie brawa od pozostałych studentów i kadry profesorskiej. Świadczy to o tym, że słowa tej młodej kobiety są odzwierciedleniem rosyjskich nastrojów. Tymczasem nie potrafię podzielać ich entuzjazmu. Nie tylko z tego względu, że jestem Polką. Przede wszystkim dlatego, że ciężko mi spokojnie patrzeć jak Rosjanie tkwią w kulcie czegoś, co sprowadziło ogrom cierpienia i upokorzenia także na ich własny naród.

Zanim przejdę do meritum, nawiążę do tego, co bardzo zabolało Rosjan w ostatnim czasie. W tej konkretnej sprawie doskonale rozumiem i podzielam ich obawy. Chodzi o likwidację ich dziedzictwa historycznego i kulturowego, z czym mamy do czynienia także w Polsce.

Smorodinowa skwitowała ten absurd słowami: «Widzimy politykę pseudo-tolerancji na przykładzie naszej własnej kultury. „Anulując” dziedzictwo rosyjskie, które obejmuje nie tylko oryginalne dziedzictwo rosyjskie, ale także ukraińskie, białoruskie, kozackie i innych narodów, Zachód próbuje zapomnieć i usunąć dzieła A. Czechowa, F. Dostojewskiego, Ł. Tołstoja – pisarzy humanistycznych, którzy poruszają kwestie miłosierdzia, filantropii, wartości chrześcijańskich. Czy to nie wygląda absurdalnie? Wszystko jest anulowane: od największych kompozytorów po „rosyjskie dęby”.»

Młoda Rosjanka zapewniła jednak, że «polityka wykluczenia» i «izolacja kulturowa» jeszcze bardziej zjednoczyła naród rosyjski. W połączeniu z dalszą częścią wypowiedzi odebrałam to jako komunikat, że mają przed sobą konkretny cel. Jaki? Prelegentka wyjaśniła to następująco: «(…) Widząc takie podniesienie na duchu, mam pytanie – czy możemy dzisiaj zjednoczyć się tak, jak nasi przodkowie podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej? Czy my też będziemy w stanie zjednoczyć się i przeciwstawić nazizmowi i rusofobii, które ponownie podniosły głowy? Ogólnie rzecz biorąc, czy jesteśmy godni pamięci naszych przodków, którzy 77 lat temu wyzwolili nas z ucisku faszyzmu?»

I dalej Smorodinowa zauważa: «Dzisiejsze wydarzenia są wynikiem zapomnienia własnej historii, historii naszego narodu. Wszystkich nas bardzo boli, jak na Ukrainie panuje masowe, nie boję się tego słowa, ludobójstwo ludności rosyjskojęzycznej, propaganda ideologii nacjonalistycznej na szczeblu państwowym, wychwalanie popleczników faszyzmu, którzy popełnili okrucieństwa z własnymi ludźmi podczas II wojny światowej. Rosyjskojęzyczni Ukraińcy, którzy nie chcą zapomnieć o swojej przeszłości, swoim pochodzeniu, są teraz eksterminowani tylko dlatego, że należą do rosyjskiego świata, rosyjskiej kultury.»

W czym tkwi absurd, obok którego nie mogę przejść obojętnie? Nie przeczę, że rosyjskojęzyczna ludność Ukrainy doznała strasznych krzywd od ukraińskich nacjonalistów. Nie przeczę, że rosyjskojęzyczni Ukraińcy mają prawo do pamiętania o swojej historii i pochodzeniu. Nie przeczę, że na Ukrainie wychwala się popleczników faszyzmu. Jeśli jednak Rosjanie chcą pamiętać o historii własnego narodu, jeśli nie chcą zapomnieć o strasznych zbrodniach, to trzeba być konsekwentnym. Niestety tej konsekwencji zabrakło nie tylko na Uniwersytecie w Woroneżu, ale w całej Rosji.

Oto bowiem pamięta się w Rosji o zbrodniach faszyzmu, jednocześnie zapomina (i niejako usprawiedliwia) o strasznych zbrodniach komunizmu. A przecież system ten zgładził niezliczone istnienia ludzkie, zaś rosyjski naród był jego pierwszą i najliczniejszą ofiarą. Przecież komuniści także eksterminowali ludzi tylko dlatego, że należeli do rosyjskiego świata, rosyjskiej kultury. I robili to wcześniej od faszystów.

Przedstawicielka młodego pokolenia Rosjan denerwuje się dzisiaj, że nie pamięta się o cierpieniach sowieckiego narodu; że nie pamięta się o sowieckiej historii. I pyta w murach uniwersytetu: – jak tak można?

Oczywiście, że można zapomnieć o „sowieckich bohaterach”, skoro Rosjanie zapomnieli o ofierze Cara Mikołaja Męczennika i jego Rodziny. Zapomnieli o tysiącach pomordowanych w najbardziej okrutny sposób Męczenników, na których kościach zbudowano Związek Radziecki. Taka jest prawdziwa historia Rosjan. Jeśli nie będą pamiętać o tamtych Ofiarach ich własnego narodu, jeśli nie pokajają się za ich zgładzenie, to jaka czeka ich przyszłość?

Nie pytam o to z pozycji osoby wrogiej Rosjanom. Wręcz przeciwnie. Zawsze uważałam, że Rosjanie są bliżsi Polakom, niż „sojusznicy” z Zachodu. Co więcej, przez lata pokładałam w Rosji pewne nadzieje, dostrzegając tam przebłyski normalności, której na Zachodzie już nie ma. Wystarczy wspomnieć antyludzką ideologię LGBT. Dla tego typu szaleństw nie ma w Rosji miejsca, podczas gdy w zachodnim świecie zboczone mniejszości terroryzują normalną większość. Przede wszystkim jest mi bliska rosyjska (nie sowiecka!) dusza.

Uważam, że Rosja wciąż ma szansę odegrać wspaniałą rolę w historii świata. Zresztą, taka jest właściwość Rosjan, że mają potrzebę niesienia pewnej misji innym narodom. Nie da się jednak zrealizować tego z powodzeniem w dalszej perspektywie, opierając swoje działania na sprzecznościach. Nie można łączyć Prawosławia z Sowiecją, co próbuje się w obecnej Rosji realizować. Fiodor Dostojewski został największym z pisarzy, bo wyznając chrześcijańskie wartości jednocześnie był przeciwnikiem socjalizmu i rewolucji. I to właśnie jego ponadczasowe wielkie dzieła literackie pozostaną nieśmiertelne, czego nie zmienią nawet zachodnie sankcje.

A co pozostało po twórcy rewolucji, oprócz wysuszonych szczątek na Placu Czerwonym? Przecież sam prezydent Rosji Władimir Putin powiedział przed laty, że przywódca bolszewików Włodzimierz Lenin «podłożył bombę atomową pod gmach, który nazywa się Rosja». Jak dodał, w ostatecznym rozrachunku idee Lenina doprowadziły do rozpadu Związku Radziecki. Od siebie dodam, że rewolucja była dziełem Szatana wymierzonym przeciwko Bogu i człowiekowi stworzonemu na Jego obraz i podobieństwo. Niewątpliwym triumfem diabelskiego bolszewizmu jest to, że dzisiaj Rosjanie cierpią, bo bratobójcza wojna na Ukrainie – bez względu na jej ostateczny wynik – jest ich porażką. I Rosjanie nie rozumieją do końca dlaczego tak się stało.

Od lat rozmawiam z Rosjanami, dzięki czemu poznałam ich bolączki. Jeden z nich powiedział mi kiedyś wprost: «Zachodnia polityka zmierza do osłabienia i zniszczenia naszej wspólnej historii i wzajemnego szacunku». Nie przeczę, że zachodni intryganci prowadzą obrzydliwe gierki geopolityczne. I to co dzieje się obecnie za naszą wschodnią granicą, to nie jest wojna Rosjan i Ukraińców. Jest to de facto wojna przy użyciu Rosjan i Ukraińców, odpalona przez podżegaczy z zewnątrz (USA i sojusznicy) i wewnątrz (korzenni oligarchowie).

Jednak wsłuchując się w głos Rosjan zabrakło mi ważnej refleksji i oczywistych pytań. Dlaczego Ukraińcy tak łatwo pozwolili przerobić się pod dyktando zachodniej modły? Dlaczego Zachodowi tak łatwo udało się odpalić Euromajdan? Z jakiegoś powodu Ukraińcy dali się namówić na to samobójstwo. Przypuszczam, że stało się tak, ponieważ wcześniej zabrakło tego wzajemnego szacunku, o którym mówił mój rosyjski kolega.

Wierzę, że Rosja ma jeszcze szansę wypełnić wspaniałą misję w dziejach historii. Jednak Rosjanie powinni najpierw odrobić gorzką lekcję, jaką właśnie otrzymali. Jeśli chcą odnieść zwycięstwo, powinni wyrzec się pychy i wyniosłości ducha, albowiem kroczą one przed upadkiem i ruiną. Przeciwieństwem pychy jest pokora. Czy Rosjan stać dziś ta to, by zacząć swoje katharsis od przyznania w pokorze, że niesłusznie zabili namaszczonego przez Boga Cara Męczennika? Pytam jako Polka, wszak Mikołaj II Romanow był także ostatnim królem Polski, o czym mało kto u nas dziś pamięta.

Agnieszka Piwar Myśl Polska, nr 23-24 (5-12.06.2022)