Zdumiewające wyznanie Trumpa: “Izrael ma [miał?] całkowitą kontrolę nad Kongresem” 

Zdumiewające wyznanie Trumpa: “Izrael ma całkowitą kontrolę nad Kongresem” 

Trump podkreślił tę dominację w ekskluzywnym wywiadzie dla Daily Caller opublikowanym w poniedziałek, wielokrotnie opisując wpływy Izraela jako “najsilniejsze lobby, jakie kiedykolwiek widział”.

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 4

W zdumiewającym wyznaniu, prezydent Donald Trump ujawnił, że Izrael wcześniej miał “całkowitą kontrolę” nad Kongresem USA, co uniemożliwiało przetrwanie w amerykańskiej polityce każdemu, kto mówi “źle” o państwie żydowskim.

Trump wskazał na historyczne przykłady, w których krytyka Izraela kończyła karierę polityków, podkreślając, jak zasięg lobby rozciągał się głęboko na amerykańską politykę.

“Jeśli cofniesz się o 20 lat. To znaczy, powiem wam, że Izrael miał najsilniejsze lobby w Kongresie ze wszystkich organizacji, lub jakiejkolwiek firmy, korporacji czy państwa, jakie kiedykolwiek widziałem. Izrael był najsilniejszy. Dziś nie ma już tak silnego lobby. To niesamowite”  wyjaśnił Trump.

Czasy się zmieniły, a amerykańska polityka ma teraz różnego rodzaju krytyków Izraela, a mianowicie “AOC plus trzy” i “wszyscy ci szaleńcy” – dodał Trump. Prezydent USA odniósł się do tzw. “Drużyny”, nieformalnej postępowej lewicowej frakcji Klubu Demokratycznego w Izbie Reprezentantów, pierwotnie składającej się z Alexandrii Ocasio-Cortez, Ilhan Omar, Ayanny Pressley i Rashidy Tlaib, znanej ze swojego silnego antyizraelskiego stanowiska.

Trump zasugerował, że konflikt między Izraelem a Hamasem w Strefie Gazy, wywołany niespodziewanym atakiem na południowy Izrael przeprowadzonym przez grupę palestyńską 7 października 2023 r., jeszcze bardziej osłabił wpływy Zachodniej Jerozolimy w USA.

Mogą wygrywać wojnę, ale nie wygrywają świata public relations, wiesz, i to im szkodzi” – powiedział.

W tym samym czasie Trump chwalił siebie za to, co zrobił dla Izraela, twierdząc, że “nikt nie zrobił więcej” dla tego kraju. Prezydent USA powiedział, że Izrael jest “niesamowity”, ponieważ w zamian cieszy się “dobrym wsparciem” z ich strony.

Trump Acknowledges Israel is Losing Control of Congress

Trump Acknowledges Israel is Losing Control of Congress

https://dailycaller.com/2025/09/01/donald-trump-daily-caller-interview-israel-congress-lobby

Israeli Prime Minister Netanyahu Visits The White House To Meet With President Trump

(Photo by Andrew Harnik/Getty Images)

Reagan Reese White House Correspondent

September 01, 2025

THE OVAL OFFICE – President Donald Trump told the Daily Caller that the Israel lobby is losing influence over Congress during an interview Friday.

Daily Caller White House Correspondent Reagan Reese sat down with Trump for an hour in the Oval Office Friday afternoon. A March Pew Research Center Poll that found support for Israel among young Republicans is slipping. The president acknowledged that he was aware of this trend, and explained to the Caller that Israel’s ironclad support in Congress is a thing of the past. (RELATED: Trump Makes NATO Call Him ‘Daddy’)

==========================================

The following is an unedited excerpt from the Caller’s conversation with the president. A full transcript will be made available Monday evening.

The Daily Caller is working to be your voice by asking the questions you care about. Support the mission by joining today.

JOIN NOW

REESE: A different war, Israel, a March Pew Poll, found that 53% of surveyed U.S. adults had an unfavorable view of Israel, that’s down – or that is up from 42% in 2022.

Among young Republicans under 50, 50% have an unfavorable view of Israel. That’s up from 35% in 2022.

There’s a growing group within the MAGA, America First coalition, Republicans, especially younger Republicans, who are skeptical of our support for Israel. Are you aware of this group? Are you worried about it?

TRUMP: Yeah I’m aware of it. So, Israel is amazing, because, you know, I have good support from Israel. I have. Look, nobody has done more for Israel than I have, including the recent attacks with Iran, wiping that thing out. We, that plane, wiped them out like nobody ever saw before. You know, we got back and CNN was trying to say ‘well, maybe it wasn’t complete,’ and it turned out totally complete, beyond complete. But when, if you go back 20 years. I mean, I will tell you, Israel had the strongest lobby in Congress of anything or body, or of any company or corporation or state that I’ve ever seen. Israel was the strongest. Today, it doesn’t have that strong a lobby. It’s amazing. [bold MD]

There was a time where you couldn’t speak bad, if you wanted to be a politician, you couldn’t speak badly. But today, you have, you know, AOC plus three, and you have all these lunatics, and they’ve really, they’ve changed it. You’re too young to know this, but if you go back 15 years, probably that’s when it started, right. Israel, you would understand this very much, Israel was the strongest lobby I’ve ever seen. They had total control over Congress, and now they don’t, you know, I’m a little surprised to see that. And people, they forgot about October 7th. You know, October 7th was a truly horrible day, because I’ve seen the pictures.

REESE: I was just over in Israel, and we went right up to the war where you could hear the bombs dropping in Gaza. And we went to the places from October 7th. Scary. Being in it. I understand —

TRUMP: It was a really bad one, right? 

REESE: Yeah. 

TRUMP: And you know, you have people that deny it ever happened, they’re deniers. You have people that deny the Holocaust ever happened. So, they’re gonna have to get that war over with. But it is hurting Israel. There’s no question about it.

They may be winning the war, but they’re not winning the world of public relations, you know, and it is hurting them. But Israel was the strongest lobby 15 years ago that there has ever been, and now it’s, it’s been hurt, especially in Congress. 

Georgia Republican Rep. Marjorie Taylor Greene, a longtime Trump-ally, recently became the first House Republican to say Israel was committing “genocide” in Gaza. Steven Bannon, another longtime Trump booster, has spent the summer claiming that Israel is not truly an ally of the United States and has called Israeli Prime Minister Benjamin Netanyahu’s camp untrustworthy.

Flightradar zaprzecza kłamstwom na temat lądowania samolotu Ursuli von der Leyen w Plowdiw

Flightradar zaprzecza kłamstwom na temat lądowania samolotu Ursuli von der Leyen w Plowdiw

Data: 2 settembre 2025Author: Uczta Baltazara 0 Commenti

UE zapomniała o systemie śledzenia lotów, kiedy opublikowała historię o samolocie Rosja/Ursula Bułgaria.

Teraz będą twierdzić, że Flightradar24 to dezinformacja Kremla.

Media donoszą o zakłóceniach GPS w samolocie wiozącym Ursulę von der Leyen do Płowdiw w Bułgarii. Niektóre relacje twierdzą, że samolot znajdował się przez godzinę w trybie wstrzymania lądowania.

Oto, co możemy wywnioskować z naszych danych.

* Lot miał trwać 1 godzinę i 48 minut. Lot trwał 1 godzinę i 57 minut.

* Transponder samolotu zgłaszał dobrą jakość sygnału GPS od startu do lądowania.

Alex Christoforou @AXChristoforou

EU forgot about flight tracking when they published the Russia/Ursula Bulgaria plane story. They will now claim Flightradar24 is Kremlin disinfo

Cytuj

Kwadratowe zdjęcie profilowe

Flightradar24 @flightradar24 1 wrz

We are seeing media reports of GPS interference affecting the plane carrying Ursula von der Leyen to Plovdiv, Bulgaria. Some reports claim that the aircraft was in a holding pattern for 1 hour. This is what we can deduce from our data. * The flight was scheduled to take 1 hou

Zdjęcie

113,6 tys. wyświetlenia

Mirosław Dakowski

Jakie wnioski możemy wyciągnąć z historii o „rosyjskiej ingerencji w GPS”

Jakie wnioski możemy wyciągnąć z historii o „rosyjskiej ingerencji w GPS”

Autor: AlterCabrio, 3 września 2025

W komentarzach na portalach społecznościowych pojawiały się argumenty, że domniemany atak był najprawdopodobniej atakiem pod fałszywą flagą, przeprowadzonym przez Ukrainę lub NATO.

Jednak w tej przepychance o ustalenie winy nieco zagubił się prosty fakt: nie było żadnych dowodów na to, że kiedykolwiek miały miejsce jakieś „zakłócenia GPS”.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Jakie wnioski możemy wyciągnąć z historii o „rosyjskiej ingerencji w GPS”

W poniedziałkowy poranek szeroko rozgłaszano informację, że prywatny odrzutowiec przewożący Urszulę von der Leyen do Płowdiw w Bułgarii był narażony na „zakłócenia GPS” i w ostatniej części podróży musiał nawigować, korzystając z papierowych map.

Winą za to szybko obarczono Rosję. Podejrzewano, że była to próba zamachu na szefową UE, albo przynajmniej zastraszenia jej. Reakcje były niemal natychmiastowe.

Financial Times przewodzi stawce, zamieszczając nagłówek [podkreślenie dodane]:

«Samolot Ursuli von der Leyen został dotknięty przez podejrzaną rosyjską ingerencję w GPS»

Stacja ABC News zdecydowała się na [dodano mocniejsze podkreślenie]:

«Samolot szefowej UE Ursuli von der Leyen został trafiony przez podejrzane rosyjskie zakłócenia GPS»

BBC trochę to pomieszało [dodano jeszcze mocniejsze podkreślenie]:

«Samolot szefowej UE von der Leyen trafiony przez PODEJRZANE rosyjskie urządzenie zagłuszające GPS»

Czy dostrzegasz jakiś schemat?

W innym miejscu AP twierdzi, że ma wszystkie potrzebne informacje, dodając, że są one tak pewne, że nie ma sensu ich badać:

«Bułgaria nie będzie badać podejrzeń o rosyjską ingerencję elektroniczną w samolot wysokiego rangą urzędnika europejskiego – poinformowali w poniedziałek urzędnicy, ponieważ tego rodzaju zagłuszanie sygnału GPS stało się obecnie bardzo powszechne.»

Po ustaleniu, że to na pewno się wydarzyło, Sky News przystąpiło do analizy:

«Rosja odpowiada na oskarżenia o zagłuszanie sygnału GPS – ale oczekuje się, że takie przypadki będą się nasilać»

Euro News jest w pełnej panice:

«Co może zrobić Europa, aby lepiej bronić się przed zakłóceniami sygnału GPS ze strony Rosji?»

Dobra wiadomość jest taka, że ​​według The Independent NATO nas uratuje:

«NATO twierdzi, że pracuje nad przeciwdziałaniem zagłuszaniu sygnału GPS przez Rosję po incydencie z samolotem szefowej UE»

The Conversation zadaje ważkie pytanie, sugerując, że za tą historią kryje się coś więcej:

«Zakłócenia GPS ze strony Rosji: czy muszę się martwić podczas lotu samolotem?»

Zrozumieliście? Latanie jest straszne. Putin może cię zabić. Chyba bezpieczniej będzie po prostu zostać w domu.

W komentarzach na portalach społecznościowych pojawiały się argumenty, że domniemany atak był najprawdopodobniej atakiem pod fałszywą flagą, przeprowadzonym przez Ukrainę lub NATO.

Jednak w tej przepychance o ustalenie winy nieco zagubił się prosty fakt: nie było żadnych dowodów na to, że kiedykolwiek miały miejsce jakieś „zakłócenia GPS”.

Strona internetowa FlightRadar24 monitoruje ruch lotniczy za pomocą danych GPS i telemetrii dla lotów na całym świecie i w ciągu kilku minut odpowiedziała na to stwierdzenie następującym tweetem:

Według ich danych, opóźnienie nie wyniosło godziny (jak donosiły niektóre źródła), a jedynie dziewięć minut, co jest dość typowym standardem w przypadku podróży lotniczych. Dane pokazują również, że przez cały lot samolot utrzymywał sygnał transpondera.

Krótko mówiąc, dane nie wskazują na to, że lot był w jakikolwiek sposób niezwyczajny.

Media są wyraźnie świadome tej pozornej sprzeczności, wyjaśniając jej „szczególną specyfikę” w swojej wersji narracji. W swoim kolejnym artykule, opublikowanym dziś rano, „Financial Times” zauważa:

«Co nietypowe, transponder na pokładzie samolotu von der Leyen najprawdopodobniej był w stanie ustalić położenie samolotu i przekazywać tę informację przez cały czas trwania incydentu.

Lokalizację samolotu podawano dokładnie i na bieżąco na stronach internetowych zajmujących się śledzeniem lotów, ponieważ tak zwany system automatycznego zależnego nadzoru – rozgłaszania (ADS-B) najwyraźniej nie był naruszony.»

Co w zasadzie jest przyznaniem, że dane wskazują na to, iż „zakłócenia GPS” nigdy nie miały miejsca.

W rzeczywistości nie mamy żadnego potwierdzenia, że ​​cokolwiek się wydarzyło. To tylko historyjka, a ludzie po obu stronach trzymali się tego założenia, zanim zostało ono ostatecznie potwierdzone.

Czego możemy się nauczyć z tej historii? Zawsze. Wszystko. Kwestionuj.

Stara lekcja, którą zawsze warto powtarzać.

________________

What we can learn from the “Russian GPS interference” story, Kit Knightly, Sep 3, 2025

Ponad co piąta osoba w Polsce “pracuje dla państwa”

Ile osób pracuje dla państwa?

Ile osób pracuje dla państwa?

10.09.2024, https://poinformowani.pl/artykul/68206-ile-osob-pracuje-dla-panstwa

    Polska wyróżnia się na tle innych krajów Unii Europejskiej pod względem zatrudnienia w sektorze publicznym. Z najnowszych danych wynika, że w instytucjach państwowych pracuje około 3,5 miliona Polaków, co stanowi znaczną część rynku pracy. Ten wysoki udział budzi wiele pytań o efektywność działania sektora publicznego i jego wpływ na gospodarkę.

    Duży odsetek zatrudnionych w sektorze publicznym

    Polska jest jednym z krajów, w których udział osób pracujących dla państwa jest wyjątkowo wysoki. Według raportu przygotowanego przez Fundację Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), w sektorze publicznym zatrudnionych jest około 21,6% (wg innych danych 23.6%) wszystkich pracujących.

    To oznacza, że ponad co piąta osoba w Polsce wykonuje pracę w instytucji publicznej, co czyni nasz kraj jednym z europejskich liderów w tej dziedzinie. Dla porównania, w Niemczech czy Hiszpanii ten odsetek wynosi około 15%, natomiast w Danii, która przoduje w Europie, aż 35%.

    Dla porównania w Japonii dla sektora publicznego pracuje 7,7% wszystkich pracujących, a w USA 13,4%.

    Kto pracuje dla państwa?

    Pracownicy sektora publicznego w Polsce obejmują szeroką grupę zawodową – od administracji publicznej, przez służby mundurowe, aż po edukację i służbę zdrowia. Najwięcej osób zatrudnionych jest w administracji publicznej, wojsku, policji oraz w ZUS-ie. 

    Edukacja i służba zdrowia 

    Jednym z sektorów, który budzi szczególne wątpliwości ekspertów, jest edukacja. Mimo że liczba uczniów w Polsce od lat systematycznie spada, zatrudnienie w tym sektorze utrzymuje się na stałym poziomie. Zdaniem Aleksandra Łaszka, takie zjawisko może być nieefektywne i wymaga reform. Podobne obawy pojawiają się w kontekście służby zdrowia, gdzie pracuje około pół miliona osób. Mimo rosnącej liczby prywatnych placówek medycznych, sektor publiczny pozostaje jednym z największych pracodawców.

    Przemysł również pod kontrolą państwa

    Państwo odgrywa również istotną rolę w przemyśle, zatrudniając znaczącą liczbę pracowników w kluczowych sektorach. W górnictwie, które jest silnie uzależnione od polityki państwowej, pracuje ponad 120 tysięcy osób. Pomimo rosnących kosztów i spadającej rentowności, ta branża pozostaje jedną z kluczowych gałęzi gospodarki publicznej. W innych sektorach, takich jak przetwórstwo, transport czy energetyka, państwo także ma duży udział – zatrudniając odpowiednio około 90 tysięcy, 270 tysięcy i 110 tysięcy osób.

    Wynagrodzenia w sektorze publicznym

    Jednym z czynników, które przyciągają pracowników do sektora publicznego, są stosunkowo wysokie wynagrodzenia. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze publicznym jest średnio o 30% wyższe niż w sektorze prywatnym, co czyni pracę dla państwa atrakcyjną dla wielu osób. Niektórzy eksperci zauważają jednak, że różnica ta może wynikać z bardziej ustabilizowanego zatrudnienia i przywilejów pracowniczych, a niekoniecznie z efektywności czy produktywności.

    Jak zwiększyć efektywność?

    Pomimo dużej liczby osób pracujących dla państwa, efektywność sektora publicznego w Polsce pozostawia wiele do życzenia. Z raportów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wynika, że w ciągu najbliższej dekady polskie PKB mogłoby wzrosnąć nawet o 17 punktów procentowych, gdyby podjęto odpowiednie reformy mające na celu zwiększenie wydajności administracji publicznej. Eksperci zwracają uwagę, że jednym z problemów jest brak elastyczności oraz niski poziom cyfryzacji, co ogranicza możliwości szybkiej modernizacji.

    Zatrudnienie w sektorze publicznym w Polsce jest na jednym z najwyższych poziomów w Europie, co stawia nasz kraj w gronie liderów pod względem liczby osób pracujących dla państwa. Choć sektor publiczny oferuje stabilne zatrudnienie i relatywnie wysokie wynagrodzenia, problemem pozostaje jego efektywność. Reformy zmierzające do poprawy wydajności, zwłaszcza w edukacji i służbie zdrowia, mogłyby w znaczący sposób wpłynąć na rozwój gospodarczy kraju.

    Dzielne dziecko uciekło z edukacji zdrowotnej. Do toalety, skąd płacząc zadzwoniło do rodziców o ratunek. “Grooming” w szkole!!

    RatujŻycie.pl

    Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

    Było to w ostatni wtorek w mieście w województwie pomorskim. Jedenastoletni Jaś (imię zmienione na prośbę rodziców) wyszedł z sali lekcyjnej pod pretekstem skorzystania z toalety. W szkolnej łazience wyjął telefon i zadzwonił do rodziców. 

    Zaalarmował ich, że właśnie zaczęła się lekcja edukacji zdrowotnej, a dyrektor i nauczyciel zmusili go do pójścia na zajęcia, choć wcześniej rodzice złożyli oświadczenie o rezygnacji z EZ. Jaś mówił półgłosem, aby nikt go nie podsłuchał, był zdenerwowany, szukał pomocy u mamy i taty.

    Ojciec chłopca natychmiast wsiadł w samochód i pojechał do szkoły z interwencją, a matka skontaktowała się z Fundacją Życie i Rodzina z pytaniem, co robić. Szkoła złamała prawo, a dziecko zostało narażone na wysłuchiwanie treści, na które rodzice nie wyrazili zgody.

    Ponadto placówka naraziła dziecko na znaczny stres w sytuacji, w której nigdy nie powinno się znaleźć. Jaś płakał, a nauczyciel edukacji zdrowotnej zawstydzał go przed całą klasą.

    Fundacja udzieliła już rodzinie Jasia pierwszych instrukcji i przedstawiła możliwe opcje działania, w tym interwencji prawnej, którą zaoferowaliśmy. Pozostajemy w kontakcie z rodzicami chłopca, poinstruowaliśmy także, co na przyszłość robić w podobnej sytuacji.

    Wspieram

    Dyrekcja wspomnianej szkoły ubzdurała sobie, że rezygnację z edukacji zdrowotnej można złożyć dopiero we wrześniu i to dopiero po zebraniu, na którym zostanie rodzicom przedstawiony program nauczania przedmiotu. Do tego czasu wszystkie dzieci traktuje jako zapisane na EZ i nie mogą one opuścić zajęć. A kiedy ma być zebranie? W drugiej połowie miesiąca… Jaki to sprytny plan, by jak najwięcej uczniów zostało poddane lewackiemu praniu mózgu – chociaż przez pierwsze tygodnie roku szkolnego.

    To nie jedyna niebezpieczna sytuacja, do jakiej doszło w ostatnich dniach w polskich szkołach.

    Otrzymuję informacje, że niektóre placówki nie przyjmują rezygnacji w formie oświadczeń rodzicielskich. Twierdzą, że ważna rezygnacja może być złożona jedynie na dokumentach, które sami podsuną. Część szkół produkuje własne formularze, ale spotkałam się także z co najmniej kilkunastoma sygnałami, że dyrektorzy czekają na formularz z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Twierdzą, że tylko na arkuszach z MEN rezygnacja ma moc prawną. Na pytanie, kiedy ministerstwo dostarczy arkusze, padała odpowiedź: nie wiemy, pewnie przed 25 wrześniaTo próba złamania sumień rodziców i zmuszenia dzieci do uczestnictwa w demoralizujących lekcjach.

    Wspieram

    Poprosiłam zespół prawny Fundacji o dokładną analizę przepisów i dzielę się z Panem następującymi informacjami:

    – Dyrektorzy nie mają prawa wymagać złożenia rezygnacji z EZ wyłącznie na formularzu, który sami stworzą. Brak jest podstawy prawnej dla takiej praktyki.

    – Tym bardziej nie mają prawa nakazywać, aby czekać na formularze, które miałoby wyprodukować ministerstwo lub kuratorium oświaty. 

    – Nie istnieje żaden akt prawny, który by zawierał wzornik rezygnacji z edukacji zdrowotnej. Przepisy nakazują jedynie złożyć oświadczenie w formie pisemnej – rodzice za uczniów niepełnoletnich, uczniowie pełnoletni osobiście.

    – Rozporządzenie MEN mówi o terminie granicznym 25 września 2025 r., jednak nie podaje początku terminu. Rezygnacje złożone przed 1 września są skuteczne. Można je ponowić po rozpoczęciu roku, ale nie jest to niezbędne.

    – Szkoła nie może odmówić przyjęcia rezygnacji. Dyrektor szkoły jest organem administracji publicznej i jako taki nie może odmówić przyjęcia żadnego pisma. Ma je przyjąć, odnotować w dzienniku korespondencji i poświadczyć wpływ na kopii. Jeśli pracownik sekretariatu uporczywie odmawia przyjęcia pisma, można wysłać je listem poleconym za potwierdzeniem odbioru. Najlepiej poprosić potem o poświadczenie, że takie pismo wpłynęło pocztą.

    – W razie problemów dobrze jest zgłosić sprawę do organu prowadzącego szkołę (wójt, burmistrz, prezydent miasta itp.).

    Wspieram

    Szanowny Panie,

    Wprowadzając na siłę edukację zdrowotną Barbara Nowacka twierdzi, że chce nauczyć dzieci, jak obronić się przed niekorzystnymi zjawiskami. Wymienia m.in. tzw. grooming. Ten neologizm oznacza działania podejmowane w celu pozyskania dziecka, nawiązania z nim relacji, aby następnie wykorzystać dziecko (najczęściej seksualnie).

    To, co wydarzyło się w szkole na Pomorzu, to był właśnie grooming połączony z wykorzystaniem relacji podległości uczeń – nauczyciel.

    Mały Jaś obronił się przed wykorzystaniem bo miał zaufanie do rodziców i u nich szukał wsparcia. Bo to najbliższa rodzina jest dla dziecka źródłem bezpieczeństwa, a nie nauczyciel z pasją instruujący dzieci o różnorodnościach seksualnych, tolerancji dla LGBT i aborcji.

    W chwili obecnej MEN stosuje grooming systemowo wobec dzieci w szkołach, a także usypia czujność rodziców, aby tym łatwiej dostać dzieci do rąk – choćby na ten jeden rok – i następnie potraktować je treściami, które często wyczerpują definicję pornografii.

    Nie dajmy niszczyć polskich dzieci.

    Raz jeszcze podaję link do oświadczenia o rezygnacji z edukacji zdrowotnej: 

    https://ratujzycie.pl/wp-content/uploads/2025/08/rezygnacja-z-edukacji-zdrowotnej-oswiadczenie.pdf.

    Z wyrazami szacunku i serdecznymi pozdrowieniami,

    Kaja GodekKaja Godek
    Fundacja Życie i Rodzina
    www.RatujZycie.pl

    PS – W ostatnich dniach do Fundacji zgłaszają się setki zaniepokojonych rodziców. Możemy im pomagać dzięki naszym Darczyńcom – dziękuję za każde wsparcie, jakiego Pan udziela w tym gorącym czasie. 

    WSPIERAM

    NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
    NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA
    TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE
    DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY:
    IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230
    KOD SWIFT: BIGBPLPW

    MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM:

     https://ratujzycie.pl/wesprzyj/

    RatujŻycie.pl

    Unia Europejska upada na własne życzenie – kryzys dobrobytu czy celowy sabotaż?

    Unia Europejska upada na własne życzenie

    – kryzys dobrobytu czy celowy sabotaż?

    https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/unia-europejska-upada-na-wlasne-zyczenie-kryzys-dobrobytu-czy-celowy-sabotaz


    Europa stoi na krawędzi gospodarczego kryzysu, którego skutki najboleśniej odczują zwykli obywatele. Elity polityczne podejmują decyzje, które na pierwszy rzut oka wydają się irracjonalne, a które budzą pytania o prawdziwe motywacje stojące za kolejnymi pakietami klimatycznego szaleństwa, oszczędności, sankcji i cięć socjalnych.

    We Francji, premier François Bayrou stoi w obliczu politycznego końca, próbując przepchnąć drastyczny pakiet oszczędnościowy o wartości 44 miliardów euro. Plan zakłada zamrożenie świadczeń socjalnych i emerytur na poziomie z 2025 roku oraz likwidację dwóch świąt narodowych, w tym symbolicznego Poniedziałku Wielkanocnego i Dnia Zwycięstwa (8 maja). Bayrou ostrzega, że „kraj jest w niebezpieczeństwie z powodu nadmiernego zadłużenia”, ale jednocześnie francuski rząd kontynuuje wysyłanie miliardów euro pomocy wojskowej do Ukrainy.

    „Nasz kraj jest zagrożony, ponieważ istnieje ryzyko nadmiernego zadłużenia” – mówił Bayrou na konferencji prasowej, ostrzegając, że Francja znajduje się w „momencie prawdy” dotyczącym swojej sytuacji finansowej. Tymczasem sondaże pokazują, że większość Francuzów sprzeciwia się tym cięciom, a opozycja od skrajnej prawicy po lewicę zjednoczyła się przeciwko premierowi, zapowiadając głosowanie nad wotum nieufności 8 września.

    Podobna sytuacja ma miejsce w Niemczech, gdzie kanclerz Friedrich Merz ogłosił, że niemiecka gospodarka nie jest już w stanie utrzymać obecnego poziomu świadczeń socjalnych. „System opieki społecznej w jego obecnym kształcie wyczerpał swoje możliwości” – stwierdził Merz, wskazując na rekordowe 47 miliardów euro wydane na świadczenia socjalne w 2024 roku.

    Merz koncentruje się na migrantach jako głównym obciążeniu systemu, twierdząc, że stanowią oni nieproporcjonalnie dużą część beneficjentów pomocy społecznej w porównaniu do ich udziału w populacji. Jednocześnie Niemcy zmniejszają pomoc dla Ukrainy o 4 miliardy euro, wdrażając jednocześnie cięcia krajowe o wartości 11 miliardów euro.

    Najbardziej dalekosiężną przyczyną obecnych problemów gospodarczych Europy jest jednak przyjęcie przez Unię Europejską programu tzw. Zielonego Ładu, który w praktyce okazuje się być kosztownym eksperymentem ideologicznym. Restrykcyjne regulacje środowiskowe i wysokie koszty energii zmuszają europejskie przedsiębiorstwa do przenoszenia produkcji poza kontynent, prowadząc do deindustrializacji Europy. Proces ten, zamiast redukować globalne emisje, jedynie przesuwa je do krajów o niższych standardach środowiskowych, jednocześnie pozbawiając Europę miejsc pracy i dochodów.

    Polityka klimatyczna UE przyczynia się bezpośrednio do eksplozji cen energii, co z kolei obniża konkurencyjność europejskiego przemysłu. Ceny energii elektrycznej w UE stale rosły po 2021 roku (z wyjątkiem krótkiego spadku w drugiej połowie 2023 r.), osiągając rekordowy poziom 0,2937 euro za kWh w pierwszej połowie 2023 roku.  Te ceny są wielokrotnie wyższe niż w innych częściach świata, co bezpośrednio przekłada się na utratę konkurencyjności europejskiego przemysłu.

    Zielony Ład, zakładający osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku, staje się de facto programem deindustrializacji kontynentu. Masowe zamykanie fabryk i zakładów przemysłowych nieuchronnie prowadzi do gwałtownego wzrostu bezrobocia. Miliony pracowników, szczególnie w regionach silnie uzależnionych od przemysłu ciężkiego, mogą znaleźć się bez perspektyw na godne życie.  Scenariusz ten niepokojąco przypomina sytuację z okresu transformacji postkomunistycznej, kiedy to całe społeczności popadły w nędzę po zamknięciu nierentownych państwowych zakładów.

    Najbardziej zastanawiające są jednak konsekwencje unijnych sankcji wobec Rosji. Pomimo wprowadzenia już 18 pakietów sankcji, ostatni przyjęty w lipcu 2025 roku, efekty tych działań wydają się odwrotne od zamierzonych. Sankcje miały osłabić gospodarkę rosyjską, tymczasem doprowadziły do paradoksalnej sytuacji, w której Europa płaci więcej za te same surowce energetyczne, tylko że poprzez pośredników.

    Zamiast kupować rosyjski gaz bezpośrednio za 1 euro, Europejczycy nabywają ten sam rosyjski gaz przez pośredników z Indii i Turcji za 4 euro. Dodatkowe 3 euro zasila rosyjskie zyski i prowizje pośredników, podczas gdy europejscy obywatele płacą czterokrotnie wyższe rachunki za energię. W efekcie, mimo sankcji, przychody Rosji z eksportu paliw kopalnych nadal są ogromne – w trzecim roku wojny osiągnęły 242 miliardy euro.

    Chiny (78 miliardów euro), Indie (49 miliardów euro) i Turcja (34 miliardy euro) odpowiadają za 74% całkowitych przychodów Rosji z eksportu paliw kopalnych. Wartość importu Indii i Turcji wzrosła rok do roku odpowiednio o 8% i 6%. Te kraje następnie odsprzedają przetworzone produkty naftowe do Europy, generując dodatkowe przychody podatkowe dla Rosji.

    Równocześnie Europa proklamuje “niezależność energetyczną”, stając się całkowicie zależną od amerykańskiego LNG, które kosztuje cztery razy więcej niż rosyjski gaz. Europejska gospodarka płaci cenę tej polityki – ceny energii są pięciokrotnie wyższe niż w Stanach Zjednoczonych, co prowadzi do ucieczki przemysłu do Chin i USA. Europejska de-industrializacja postępuje, podczas gdy przedstawiciele Brukseli mówią o moralnej wyższości.

    Analizując obecną sytuację, należy zadać fundamentalne pytanie: czy decydenci europejscy są po prostu nieudolnymi idealistami, czy też działają w czyimś interesie? Istnieją przesłanki sugerujące, że obecna polityka UE może być wynikiem jednej z dwóch możliwości.

    Pierwsza hipoteza wskazuje na skrajny ideologiczny dogmatyzm, gdzie celem jest wdrożenie utopijnej wizji “zielonej gospodarki” bez względu na koszty społeczne i ekonomiczne. Według szacunków Institut Rousseau w raporcie “The Road to Net Zero”, osiągnięcie zeroemisyjności UE do 2050 r. ma kosztować 40 bln euro, co w przeliczeniu daje około 32 tys. zł rocznie na każdego pracującego Europejczyka.  Te koszty są nakładane na europejskie społeczeństwa mimo rosnącego sprzeciwu obywateli.

    Druga hipoteza sugeruje, że może chodzić o celowe osłabianie konkurencyjności europejskiej gospodarki na korzyść mocarstw zewnętrznych, przede wszystkim Chin. Jak wskazują niektórzy komentatorzy, “projekt podporządkowania wszystkich państw i narodów UE niedorzeczności nazywanej Zielonym Ładem, okazał się – w konsekwencji – projektem postępującego podporządkowywania ich Chinom”.  Podczas gdy Europa dobrowolnie rezygnuje ze swojego potencjału przemysłowego, Chiny systematycznie zwiększają swoją dominację w globalnych łańcuchach dostaw.

    Sytuacja demograficzna i migracyjna dodatkowo komplikuje obraz. System opieki społecznej przyciąga więcej beneficjentów niż płatników, tworząc matematycznie niemożliwy do utrzymania układ. W Niemczech do 2050 roku na każdego emeryta przypadać będzie zaledwie 1,3 pracownika. Jednak kwestionowanie tej arytmetyki szybko spotyka się z oskarżeniami o rasizm.

    Najbardziej szokujący jest jednak kontrast między cięciami krajowymi a pomocą zagraniczną. Europa wdraża programy oszczędnościowe o wartości 100 miliardów euro rocznie, jednocześnie wysyłając 162 miliardy euro pomocy dla Ukrainy. Europejczycy ograniczają własne wydatki, aby finansować zagraniczne działania wojenne, którym większość z nich się sprzeciwia.

    Sondaże ujawniają skalę problemu: 61% Europejczyków uważa, że ich kraje zmierzają w złym kierunku, a ich przedstawiciele zdają się ignorować te głosy. Tymczasem 93,3 miliona Europejczyków stoi w obliczu ubóstwa, koszty mieszkań gwałtownie wzrosły, inflacja żywności pozostaje dotkliwa, a rachunki za energię niszczą konkurencyjność przemysłową.

    Projekt europejski przekształcił się w kontynentalny pakt samobójczy przebrany za moralne przywództwo. Europejscy przywódcy są tak zaangażowani w moralizatorstwo, że wolą doprowadzić do bankructwa własnych obywateli niż przyznać, że ich polityka jest matematycznie niemożliwa do utrzymania.

    Historia będzie z niedowierzaniem patrzyć na to, jak europejscy liderzy przekształcili najbogatszy kontynent w przestrogę przed niebezpieczeństwami moralnej pozy kosztem praktycznego zarządzania. Osiągnęli niemożliwe: zubożenie europejskich obywateli przy jednoczesnym wzbogaceniu swoich wrogów, gratulując sobie przy tym swojej etycznej wyższości.

    Cyrk trwa, namiot płonie, a europejscy podatnicy nadal kupują bilety na własne zubożenie.

    Źródła:

    https://www.france24.com/en/france/20250825-french-pm-bayrou-vote-of-co…
    https://www.cnbc.com/2025/08/26/french-pm-takes-confidence-vote-gamble-…
    https://peoplesdispatch.org/2025/08/27/will-another-french-prime-minist…
    https://www.naturalnews.com/2025-08-27-merz-warns-welfare-state-no-long…
    https://energyandcleanair.org/publication/eu-imports-of-russian-fossil-…
    https://foreignpolicy.com/2025/01/03/europe-russia-ukraine-war-energy-i…

    Masakra w katolickiej szkole w Minneapolis. Transpłciowy napastnik otworzył ogień do dzieci podczas Mszy Świętej

    Masakra w katolickiej szkole w Minneapolis. Transpłciowy napastnik otworzył ogień do dzieci podczas Mszy Świętej

    Masakra w katolickiej szkole w Minneapolis. Transpłciowy napastnik otworzył ogień do dzieci podczas Mszy Świętej

    Rafał Topolski 03/09/2025 polskakatolicka/masakra-w-katolickiej-szkole-w-minneapolis-transplciowy-napastnik-otworzyl-ogien-do-dzieci-podczas-mszy-swietej

    Atak na katolicką szkołę

    W czwartek, 28 sierpnia 2025 roku, w katolickiej szkole Zwiastowania NMP w Minneapolis w Stanach Zjednoczonych rozegrała się tragedia. Podczas szkolnej Mszy Świętej, w której uczestniczyli uczniowie od zerówki po ósmą klasę, uzbrojony napastnik otworzył ogień do wnętrza kościoła. Zablokował drzwi, uniemożliwiając ucieczkę wiernym.

    Według oficjalnych danych, zginęło dwoje dzieci, a osiemnaście osób zostało rannych. Policja potwierdziła, że sprawca działał sam, a po dokonaniu masakry odebrał sobie życie.

    Komendant policji w Minneapolis, Brian O’Hara, określił atak jako „celowe działanie wymierzone w niewinne dzieci i wiernych”.

    Kim był sprawca?

    Napastnikiem okazał się 22-letni Robert Westman, który kilka lat wcześniej przeszedł proces tranzycji i posługiwał się imieniem Robin. Według akt sądowych, do 2020 roku używał jeszcze imienia Robert. Jako nastolatek otrzymał zgodę rodziców na rozpoczęcie tranzycji, jednak w pozostawionym manifeście pisał, że żałuje tej decyzji i czuje się ofiarą ideologicznej indoktrynacji.

    Na kilka godzin przed zamachem Westman opublikował w internecie 11-minutowe nagranie, w którym prezentował swój arsenał broni oraz wygłaszał przesłanie pełne szyderstw i nienawiści. Kopie nagrania krążą w sieci, choć oryginał został szybko usunięty przez platformy społecznościowe.

    Nienawistne symbole i manifest

    Broń i magazynki, których używał sprawca, były oznaczone wulgarnymi hasłami i odniesieniami do religii chrześcijańskiej. Widniały na nich m.in. napisy:

    • „Gdzie jest twój Bóg?”,
    • „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy” – słowa Chrystusa z Ostatniej Wieczerzy,
    • „Zabij Trumpa”,
    • satanistyczne symbole i „666”.

    Na jednym z karabinów pojawiło się pytanie „Wierzysz w Boga?”, co stanowiło nawiązanie do masakry w Columbine z 1999 roku.

    W manifeście Westman pisał o nienawiści do chrześcijaństwa oraz o swoim planie zakończenia życia samobójstwem po dokonaniu masakry. 

    Reakcje i kontrowersje

    Świadkowie tragedii relacjonowali dramatyczne sceny rodziców wybiegających z dziećmi z kościoła. Wiele osób odniosło rany fizyczne i psychiczne, a całe społeczności katolickie w Minneapolis pogrążyły się w żałobie.

    Burmistrz miasta, podczas wystąpienia przed kościołem, apelował o działania polityczne zamiast modlitw, co wywołało ogromne kontrowersje i oburzenie wśród wiernych.

    Tymczasem media głównego nurtu w USA i Europie, relacjonując wydarzenia, w dużej mierze pomijały kwestię ideologicznych motywów sprawcy, koncentrując się na problemie dostępu do broni.

    Nienawiść do chrześcijaństwa jako motyw przewodni

    Choć część komentatorów twierdzi, że Westman nie miał wyraźnego motywu, analiza jego manifestu oraz symboli wskazuje na głęboką wrogość wobec chrześcijaństwa i wartości religijnych.

    Wideo opublikowane przez Westmana w mediach społecznościowych daje jasny obraz. Widzimy na nim wizerunek naszego Pana Jezusa Chrystusa w koronie cierniowej, przyklejonego taśmą do celu na strzelnicy.

    Szyderstwa z Eucharystii, cytaty z masakry w Columbine, satanistyczne znaki oraz wyraźne deklaracje ideologiczne pokazują spójną linię nienawiści.

    Ta masakra stała się kolejnym dramatycznym dowodem na to, że kryzys tożsamości, radykalna fałszywa ideologia i problemy psychiczne mogą prowadzić do aktów przemocy wobec bezbronnych ludzi.

    Tragiczne konsekwencje

    Na miejscu zginęło dwoje dzieci, a kilkanaście osób walczy o życie w szpitalach. Setki uczniów i rodziców będą przez lata mierzyć się z traumą po tym wydarzeniu.

    Społeczność katolicka w Minneapolis pogrążona jest w żałobie i modlitwie. Rodziny ofiar proszą o wsparcie duchowe i psychologiczne.

    Masakra w katolickiej szkole w Stanach Zjednoczonych to kolejny bolesny przykład, jak nienawiść i ideologiczne zaślepienie mogą przerodzić się w tragedię. Społeczeństwo amerykańskie staje dziś przed pytaniem, jak skutecznie chronić dzieci i wspólnoty religijne przed podobnymi aktami przemocy w przyszłości.

    Ludzie z tzw. „śmiercią mózgową” są wykorzystywani jako szczury laboratoryjne do przeszczepów narządów zwierzęcych poddanych edycji genów

    Ludzie z tzw. „śmiercią mózgową” są wykorzystywani jako szczury laboratoryjne do przeszczepów narządów zwierzęcych poddanych edycji genów

    Data: 2 settembre 2025Author: Uczta Baltazara babylonianempire/ludzie-z-tzw-smiercia-mozgowa-sa-wykorzystywani-jako-szczury

    Przypomnijmy najpierw:

    Oto, w jaki sposób osobom pobierającym organy udaje się doprowadzić pacjentów do „śmierci mózgowej”

    Najpierw lekarze zatrzymują pracę serca, następnie odcinają dopływ krwi do mózgu, aby doprowadzić do „śmierci mózgowej”, a następnie ponownie uruchamiają serce w klatce piersiowej, aby upewnić się, że jest w dobrym stanie i można je wszczepić komuś innemu.

    ==========================================================

    Podczas niekończącego się poszukiwania zdolnych do życia narządów, lekarze znaleźli nowy, makabryczny sposób na ominięcie zarówno kryteriów śmierci mózgu, jak i śmierci krążeniowej: normotermiczną perfuzję regionalną, w skrócie NRP.

    Ośrodki transplantacyjne w całym kraju odłączają od aparatury podtrzymującej życie osoby, które podpisały zakaz reanimacji (DNR), czekają na zatrzymanie akcji serca, a następnie natychmiast odcinają dopływ krwi do mózgu, aby celowo doprowadzić do jego śmierci. Następnie ich organy są reanimowane, ale dana osoba nie budzi się, ponieważ krążenie w jej mózgu zostało odcięte.

    W ten sposób, za pomocą oszustwa, spełnia się zasadę martwego dawcy i wymogi prawne Uniform Determination of Death Act (UDDA).

    Najpierw pacjent zostaje uznany za zmarłego zgodnie z kryterium śmierci krążeniowej UDDA. Następnie, ponieważ lekarze planują ponownie uruchomić serce pacjenta, celowo powodują śmierć mózgu pacjenta, aby teraz byli prawnie objęci klauzulą śmierci mózgu UDDA. Protokół procedury NRP z University of Nebraska stwierdza: “Początkowy etap podwiązania naczyń krwionośnych do głowy jest konieczny, aby zapewnić, że przepływ krwi do mózgu nie nastąpi. Gdy przepływ krwi do serca zostanie ustanowiony, serce zacznie bić”.

    Jak bardzo martwy jesteś, jeśli lekarze mogą ponownie uruchomić twoje serce w twojej klatce piersiowej? – https://www.lifesitenews.com/opinion/heres-how-organ-harvesters-get-away-with-making-patients-brain-dead/

    ………………………………………….

    Chińczyk uznany za „martwego mózgowo” został wykorzystany do przeszczepu płuc od świni poddanej edycji genów i zmarł po dziewięciu dniach.

    Podobne nieetyczne i niepokojące eksperymenty miały miejsce w Stanach Zjednoczonych.

    Naruszając w niepokojący sposób prawa człowieka, chińscy naukowcy wykorzystali niedawno 39-letniego mężczyznę z „martwym mózgiem” jako żywiciela ksenoprzeszczepu, wszczepiając mu płuco pochodzące od świni poddanej edycji genetycznej. Naukowcy z Chin poinformowali w czasopiśmie Nature Medicine, że mężczyzna pozostawał stabilny hemodynamicznie przez cały czas trwania eksperymentu: „Przez cały okres pooperacyjny dynamiczne parametry fizjologiczne i hemodynamiczne pozostawały stabilne, wskazując na stabilność fizjologiczną i homeostazę biorcy w okresie obserwacji trwającym 216 godzin”.

    Według doniesień prasowych, „martwy” mężczyzna żył przez dziewięć dni, wytwarzając przeciwciała przeciwko obcemu organowi, zanim zmarł:

    “Jednak 24 godziny po przeszczepie płuco wykazywało oznaki gromadzenia się płynu i uszkodzenia, prawdopodobnie początkowo z powodu zapalenia związanego z przeszczepem. Pomimo podawania biorcy silnych leków immunosupresyjnych, przeszczepiony narząd był stopniowo atakowany przez przeciwciała, co z czasem doprowadziło do jego znacznego uszkodzenia.”

    Ilość orwellowskiej dwulicowości w tym opisie jest oszałamiająca. Jak można utrzymać martwego człowieka przy życiu? W jaki sposób martwy człowiek może być na tyle stabilny, aby można go było wykorzystać jako obiekt testowy do wszczepienia organu zwierzęcego? Jak martwy człowiek może produkować przeciwciała? Jak martwy człowiek może umrzeć ponownie po dziewięciu dniach?

    Odpowiedź jest oczywiście taka, że osoby z „martwym mózgiem” nie są martwe. Mają bijące serca, wchłaniają tlen i uwalniają dwutlenek węgla przez płuca, metabolizują składniki odżywcze, eliminują odpady, zwalczają infekcje i odrzucają obce narządy. Zachowują się dokładnie tak, jak przewidywalibyśmy, że zachowywałyby się osoby z uszkodzeniem mózgu i nie ma absolutnie żadnych dowodów na to, że ich dusze odeszły. Ale te neurologicznie uszkodzone osoby zostały przedefiniowane jako martwe w celu legalnego pozyskania ich cennych, zdolnych do życia narządów do przeszczepów. I właśnie dlatego, że „martwi mózgowo” ludzie wciąż żyją i są stabilni (ale zostali pozbawieni praw człowieka), lekarze od lat używają ich jako żywicieli testowych dla ksenoprzeszczepów.

    W przeszłości ksenotransplantacje, czyli przeszczepianie narządów innych gatunków ludziom, kończyły się niepowodzeniem z powodu niezgodności i odrzucenia. W 2022 r. amerykański pacjent jako pierwszy otrzymał genetycznie zmodyfikowany przeszczep serca od świni. Świnia-dawca została poddana usunięciu niektórych genów świni i dodaniu ludzkich genów, aby jej serce było mniej prawdopodobne, że zostanie rozpoznane jako obce przez ludzkiego biorcę. David Bennett Sr. żył 45 dni, zanim najwyraźniej zmarł z powodu świńskiego wirusa, który przedostał się do jego nowego serca.

    W sierpniu 2023 r. dwóch „martwych mózgowo” mężczyzn zostało wykorzystanych jako obiekty testowe, gdy naukowcy z University of Alabama i NYU Langone Transplant Institute chirurgicznie wszczepili genetycznie zmodyfikowane świńskie nerki do ich brzuchów. „Za świadomą zgodą rodziny zmarły otrzymywał wsparcie krążeniowo-oddechowe w warunkach krytycznej opieki przez cały czas trwania badania”. Jeden z tych bezradnych, „martwych mózgowo” mężczyzn był utrzymywany przy życiu jak szczur laboratoryjny przez ponad miesiąc, podczas gdy lekarze badali, jak długo będzie funkcjonować ksenoprzeszczepiona nerka. Pod koniec tych eksperymentów obaj mężczyźni zostali poświęceni do badań patologicznych.

    Eksperymenty trwają nadal. W marcu 2024 roku chińscy naukowcy przeszczepili wątrobę świni z edytowanymi genami do „martwego mózgowo” człowieka. Naukowcy z firmy biotechnologicznej Clonorgan z siedzibą w Chengdu usunęli trzy antygeny świni ze zwierzęcia dawcy za pomocą technologii edycji genów i zastąpili je trzema ludzkimi białkami. Lider zespołu Dou Kefeng powiedział, że ponieważ funkcje wątroby są złożone, wątroby świń poddane edycji genów nie mogą obecnie całkowicie zastąpić wątroby ludzkiej. Eksperyment „zapewnia teoretyczne podstawy i dane wspierające kliniczne zastosowanie ksenotransplantacji” – dodał. Po 10 dniach eksperyment został zakończony, a pacjent został poświęcony, aby można było zbadać wątrobę.

    Czy jesteśmy gotowi powiedzieć dość? A może nasze pragnienia przeważają nad moralnością, gdy rozważamy potencjalne korzyści, jakie mogą przynieść takie eksperymenty? „Śmierć mózgowa” nie jest śmiercią, lecz utylitarnym konstruktem społecznym i fikcją prawną. „Martwi” ludzie wciąż żyją i zasługują na to, by traktować ich jak osoby, a nie jak szczury laboratoryjne.

    INFO: https://www.lifesitenews.com/analysis/brain-dead-people-are-being-used-as-lab-rats-for-gene-edited-animal-organ-transplants/

    Współpraca z pedofilami, kryminalistami, kłamstwa, dewiacje. Oto Kinsey – ojciec rewolucji „edukacji” seksualnej

    2 września 2025

    Współpraca z pedofilami, kłamstwa, dewiacje. Oto Kinsey – ojciec rewolucji „edukacji” seksualnej

    Filip Adamus https://pch24.pl/wspolpraca-z-pedofilami-klamstwa-dewiacja-oto-kinsey-ojciec-rewolucji-seksualnej/

    (Oprac. PCh24.pl)

    Alfred Kinsey to „naukowiec” kluczowy dla rewolucji seksualnej. To na podstawie jego prac oparto nową – liberalną wizję erotyzmu, a ideał cnoty odesłano do lamusa. Jednak wbrew renomie tego badacza, Kinsey z pewnością nie był bezstronnym obserwatorem. Jego „nowoczesna” wizja seksualności nie jest owocem rozumowego badania, a próbą usprawiedliwienia własnych dewiacji i obsesji erotycznych. Swoje przedsięwzięcie Kinsey oparł bowiem w rzeczywistości na manipulacjach i zignorowaniu naukowych standardów. W walce z zasadami moralnymi, którym sam nie potrafił sprostać, posunął się nie tylko do manipulacji, ale również zbrodni. Współpracował z oprawcami dzieci, a przesyłane przez nich materiały wykorzystywał, by przekonywać, że pedofilia jest sama w sobie nieszkodliwa. To nie rozum, a obłęd i dewiacja legły u podstaw zepsucia obyczajów i porzucenia moralności seksualnej.

    Dewiacje i obsesje „bezstronnego badacza”

    Rola Kinsey’owskich badań w odejściu od zakazów sodomii, kultury cnoty i czystości przedmałżeńskiej jest niepodważalna. Amerykańskie periodyki naukowe poświęcone prawu odwoływały się ponad 6 000 razy do jego prac, komentując odchodzenie od ustaw strzegących dobrych obyczajów. Kinsey był zdecydowanym przeciwnikiem takich standardów. Wedle promotorów jego myśli, udowodnił, że seksualność przez tradycyjne normy moralne i religię jest jedynie upośledzana… Pełny rozwój uzyskuje zaś, gdy nie hamuje się przed niczym… Agitował więc za porzuceniem „pruderyjnych” wzorców.

    Agitował? Czy tak w ogóle wolno powiedzieć o – jak chcieliby spadkobiercy Kinseya – „naukowcu” i „badaczu”? Nie tylko można – ale i nie sposób wyrazić się inaczej. Jak bowiem dowodzi ciesząca się międzynarodową sławą dr Judith Reisman, praca specjalisty daleko odbiegała od wymaganej od badaczy bezstronności. O tych wypaczeniach autorytet „rewolucji seksualnej” doskonale wiedział, przestrzegany przez renomowanych naukowców i krytyków. Mimo to nigdy nie skorygował swoich błędów. Obawiał się ich ujawnienia, a w konsekwencji podważenia jego kampanii przeciwko czystości i obyczajowi… Obsesyjnie skonfliktowany z nimi Kinsey nie zamierzał na to pozwolić.

    Ten konflikt spadkobiercy i zwolennicy Kinsey’a długo starali się ukryć. W wielu opisach i notach przedstawia się go jako człowieka przez długi czas stroniącego od aktywności seksualnej, statecznego naukowca. To wizja zupełnie odległa od prawdy. Ma utwierdzać przekonanie, że jego propozycje to owoc refleksji sine ira et studio. Do dziś komentatorzy mają w zwyczaju twierdzić, że zainteresowanie erotyzmem obudziła w zoologu Uniwersytetu Indiana dopiero grupa studentów prosząc go, by przeprowadził na kampusie kurs przedmałżeński…

    Według Judith Reisman, to zręcznie opracowana propaganda. W świetle dostępnej wiedzy o liberalnym seksuologu pozostaje jednak nie do utrzymania. Biografowie Kinseya, a także jego listy czy wspomnienia studentów jeszcze z czasów, gdy wykładał jedynie zoologię, potwierdzają, że Kinsey był nękanym przez seksualne obsesje dewiantem.

    Owe obsesje dały o sobie znać we wczesnych latach jego kariery, przede wszystkim w czasie wyjazdów naukowych ze studentami. Miały one służyć badaniu galasówkowatych. Jednak Alfred Kinsey wykorzystywał te wyprawy również w innym celu… W czasie jednego z takich obozów nawiązał homoseksualną relację z uczącym się pod jego kierunkiem Ralphem Vorisem. Ten ostatni od 1926 roku aż do ostatnich dni prowadził z Kinseyem intymną korespondencję, którą wykładowca starał się zachować w tajemnicy – w swoich pismach nie zwracał się do adresata po imieniu, a tytułował go „Panem mężczyzną”.

    Jak doszło do tego sodomickiego romansu na profesjonalnym, zdawałoby się przecież, wyjeździe? Wiele wyjaśniają relacje innych studentów, którzy mieli wątpliwą przyjemność przebywać z Kinseyem w terenie. Jak wspominało dwóch uczestników wyprawy, starali się oni zachować dystans wobec pracownika akademickiego, który miał „liczne epizody nagości”. W trakcie wyjazdu odbywały się również… sesje grupowego onanizmu. Zdaniem Jamesa Jonesa – przychylnego Kinseyowi biografa– relacje poświadczają, że podczas obozów, w których brał udział jako nauczyciel akademicki, przechadzał się nago między studentami, publicznie oddawał mocz, a także uczestniczył w kąpielach podopiecznych.

    To ekscentryczne zachowanie znacząco różni się od standardu, którego oczekiwano by po pracowniku uniwersyteckim. Z pewnością ekshibicjonizm i gotowość na homoseksualne relacje ze studentami również dziś wydają się jak na te okoliczności niesłychanie ryzykowne. Przed dekadami tym bardziej oznaczały spore ryzyko wizerunkowe. Fakt, że Kinsey nie mógł się im oprzeć dowodzi, że miotały nim seksualne obsesje.

    Wybryki podczas wyjazdów uniwersyteckich czy gromadzenie nudystycznych magazynów pokazują, że w sprawach seksualnych Kinsey pozostawał jak najdalej od chłodnego obiektywizmu… Tym bardziej fałsz tej narracji udowadnia przyjrzenie się „od kuchni” jego pracy nad przełomowymi dla moralności seksualnej książkami Sexual Behaviour in the Human Male oraz Sexual Behaviour in the Human Female.

    Te dwa tomy to opus magnum Kinseya, w których miał on rzekomo dać „naukowe” podwaliny pod program seksualnej emancypacji. Ich rewolucyjna wartość tkwiła w liczbach: autorzy przekonywali, że znakomita większość Amerykanów regularnie oddaje się czynnościom erotycznym zakazanym przez prawo oraz powszechnie uznawanym za niemoralne. Uderzająca częstość dewiacji miała uzasadniać zmianę optyki na ich temat.

    Z kart Kinseyowskich książek czytelnicy dowiedzieć się mogli m.in., że dla przeciętnego mieszkańca USA homoerotyzm to chleb powszedni. Autorzy twierdzili, że ustawy przeciwko sodomii, prostytucji i tym podobnym łamało 95 proc. mężczyzn w USA. Ich zdaniem, 69 procent Amerykanów stale korzystało z usług prostytutek; 45 proc. miało dopuszczać się cudzołóstwa, a od 10 do aż 37 procent przynajmniej raz doświadczyło „orgazmu w stosunku homoseksualnym”. Wreszcie niemal co piąty młody mężczyzna – bo 17 proc. – utrzymywał, wedle Kinseya, erotyczne stosunki ze zwierzętami.

    Ale jak autorzy zdobyli podobną „wiedzę”? Tu właśnie zaczyna się historia manipulacji i zbrodni, jakie wykorzystał Kinsey, by usprawiedliwić również własne skłonności i propagować odłączenie seksualności od religii oraz zasad moralnych.

    Kłamstwo – oręż rewolucji seksualnej

    Podobne dane już na pierwszy rzut oka nakazują przecież ostrożność. Czy naprawdę są reprezentatywne dla amerykańskiego społeczeństwa lat 30-tych i 40-tych? Nawet dziś statystyka przypisująca 17 procentom populacji doświadczenia zoofilskie wydaje się mocno naciągana. Stałe korzystanie niemal 70 proc. społeczeństwa z usług prostytutek czy sugerowana przez Kinseya częstość homoerotyzmu, również trącą przesadą…

    W rzeczywistości wywarcie na czytelnikach przekonania o powszechności tych zjawisk było uprzednio przyjętym, propagandowym celem. Wraz ze swoim zespołem ten „badacz” na każdym kroku odbiegał od wymogów naukowości, by „sprzedać” społeczeństwu tę rewolucyjną agendę…

    Kluczową manipulacją Kinseya było opieranie swoich twierdzeń na zupełnie nieadekwatnej próbie… Wyniki, które następnie „badacze” przełożyli na całe społeczeństwo zbierano w dużej mierze wśród… osadzonych w więzieniach, w tym sprawców przestępstw seksualnych. W sumie niemal 2 000 osób spośród liczącej zdaniem statystyków około 4 000 – 6 000 uczestników próby Kinsey’a, na podstawie której napisano Sexual Behaviour in the Human Male, stanowili kryminaliści. Ustalenie dokładnej ilości badanych nie jest łatwe ze względu na statystyczne nieścisłości.

    Według dr Judith Reisman, badanych najprawdopodobniej było w sumie 4 120, a 39 proc. ankietowanych miało na koncie przestępstwa na tle erotycznym oraz objawy psychopatii. 7-procentowy udział w grupie badanych przypadł „męskim prostytutkom”, 16-procentowy – zdeklarowanym homoseksualistom. To takie jednostki opowiadały zespołowi Kinseya historię swoich seksualnych doświadczeń. Na podstawie ich relacji ukuto wizję wyzwolonej erotyki, jaka legła u podstaw rewolucji obyczajowej…

    Dlaczego Kinsey miałby zdecydować się na podobny krok i pozyskiwać dane od więźniów? Przeciętny człowiek nie da się nawet i w XXI wieku łatwo namówić na opowiedzenie obcemu o wszystkich swoich doświadczeniach erotycznych. W Stanach Zjednoczonych czasu Kinseya tak poufałe opowieści pozyskać było jeszcze trudniej. Wstyd i skrępowanie wiarygodnie wyjaśniają tę nieśmiałość. Sprawiło to, że Kinsey narzekał na niechętny udział w jego przedsięwzięciu…

    Do czasu aż sięgnął po więźniów. Dla nich współpraca była czystą korzyścią: oderwaniem od rutyny życia za kratami, odrobiną rozrywki i kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie mieli więc oporów, by współpracować. Psychopaci i dewianci czerpali zaś z tego oczywistą satysfakcję…

    Ale przecież wytrawny naukowiec mógł domyślać się, że oparcie badań na dewiantach i osobach skonfliktowanych z prawem jest – mówiąc delikatnie – ryzykowne z metodycznego punktu widzenia… Kinsey miał dla tego „zręczne” wyjaśnienie. Miał subiektywną pewność, że osadzeni nie różnili się pod względem seksualnym od reszty populacji. Oni po prostu mniej podlegali wiktoriańskiemu zakłamaniu…

    Próba badawcza skażona była jeszcze z innego powodu. Nie została dobrana przypadkowo – a w oparciu o zgłoszenia ochotników. Wybitny psycholog Abraham Maslow, blisko współpracując z Kinseyem i sprzyjając jego liberalnemu podejściu do seksualności, udowodnił, że oznaczało to wypaczenie wyników. Reakcja słynnego dziś „seksuologa” na to ostrzeżenie wiele mówi o jego rzekomym obiektywizmie i motywach.

    Maslow w jednym ze swoich eksperymentów dowiódł, że badania nad ludzką seksualnością prowadzone w oparciu o zgłoszenia ochotników, nie mają wartości. Przeważają w nich znacząco osoby o skłonnościach dewiacyjnych. Dysponując wiedzą o tym „błędzie ochotnika” Maslow zachęcał, by Kinsey wziął pod uwagę to niebezpieczeństwo. Seksuolog przekonywał jednak, że jego próba będzie wolna od zniekształceń. Wobec tego zgodzili się, by Maslow eksperymentalnie zweryfikował to założenie. Późniejszy współtwórca „psychologii humanistycznej” dowiódł, że ochotnicy zgłaszający się do badań Kinseya cechują się ekscentryczną seksualnością, a ci bardziej uporządkowani nie podejmują współpracy.

    Jaka była reakcja tego „naukowca”? Niezwłocznie zerwał jakąkolwiek korespondencję i współpracę z Maslowem. Nie zgodził się też wspomnieć o jego wnioskach w swojej książce… Jednocześnie w Sexual behaviour in the human male perfidnie dziękował temu badaczowi za odkrycie „błędu ochotnika” – sugerując, że sam go uniknął. Chciał w ten sposób zataić przed czytelnikami to, czego sam mógł być pewien – jego badania kulały metodologicznie. Zamiast poprawić swój warsztat, Kinsey zwiódł swoich odbiorców.

    Kiedy przestrzegałem go przed błędem, nie zgodził się ze mną i był pewien, że jego przypadkowy test będzie w porządku – opowiadał o swoim udziale w projekcie Abraham Maslow. – Zatem przygotowaliśmy rozstrzygający, połączony test. Popracowałem nad moimi wszystkimi pięcioma grupami w Brooklyn College i poczyniłem naprawdę duży wysiłek, aby skłonić ich wszystkich, by zgodzili się odpowiedzieć na pytania Kinseya. Mieliśmy wyniki testów dominacji osobowości w przypadku wszystkich z nich, a następnie Kinsey dał mi nazwiska studentów, którzy rzeczywiście pojawili się na rozmowie. Tak jak się spodziewałem, błąd ochotnika został potwierdzony, i cała podstawa statystyczna danych Kinseya okazała się chwiejna. Ale następnie on odmówił publikacji tego i nie zgodził się, by choćby wspomnieć o tym w swoich książkach – czytamy w książce „Kinsey. Zbrodnia i Nauka” – polskim tłumaczeniu pracy dr Judith Reisman.

    Nie tylko Maslow ostrzegał ojca seksualnej rewolucji przed kiepską jakością naukową jego pracy. Na palące statystyczne niedociągnięcia wskazywał nawet recenzent grantu badawczego, jaki Kinsey otrzymał od Fundacji Rockefellera. Warren Weaver, bo tak się nazywał, zgłaszał w liście do przełożonych z 1951 roku – po publikacji książek Kinseya – brak reakcji zespołu i władz fundacji na „bezsprzecznie podstawowe niedociągnięcia statystyczne” przedsięwzięcia.

    Kinseyowski opór i niechęć do zmian sprawiły, że jego „badania” stały się niereplikowane. Oznacza to, że żaden uczony nie może powtórzyć jego przedsięwzięcia, by sprawdzić, czy uzyska podobne wyniki. Możliwość takiej weryfikacji to kryterium empiryczności prac badawczych i warunek „naukowego” charakteru.

    Projekt Kinseya jest go pozbawiony, bo dopuszczał on m.in. nieokreśloną i nieopisaną ingerencję badaczy w zebrany materiał. Zestaw pytań, jakie zadawano ankietowanym, nie był zawsze ten sam. Na podstawie własnej decyzji współpracownicy Kinseya dopytywali o różne fakty. Wreszcie jego ankieterzy zastrzegli sobie prawo „poprawiania” usłyszanych odpowiedzi. Jeśli uznali, że uczestnik badań ukrywa fakty, ulegając pruderyjnemu zahamowaniu, mieli szacować, jak wiele informacji zataił. Mieli również spekulować, co „naprawdę” mogły oznaczać jego zbyt skryte słowa. Żaden klucz takich uzupełnień nigdy nie został ujawniony i nie wiadomo, w ilu sytuacjach rzeczywiście go zastosowano.

    Rozumiejąc przecież doniosłość tych błędów Kinsey nigdy nie chciał postarać się o większą rzetelność. Ba! Najwyraźniej w ogóle miał naukowy warsztat „w poważaniu”. Nie postarał się nawet o to, by jego zespół miał na usługach profesjonalnego i doświadczonego statystyka. Przeciwnie – rolę tę powierzył Claydeowi Martinowi, niedoświadczonemu badaczowi, który nie był do tej roli przygotowany ani z wykształcenia, ani nigdy wcześniej nie zajmował się tą dziedziną. Tak jak reszta zespołu, miał jednak inną „zaletę”.

    Partnerzy Kinseya: „naukowi” i… seksualni

    Ta grupa była bowiem przynajmniej w równym stopniu przedsięwzięciem „towarzyskim”, co badawczym. Zgodnie z przekonaniem, że erotyzm wymaga pełnego uwolnienia i swobodnej eksploracji, uczestnicy prac wspólnie „eksperymentowali” też między sobą.

    Grupa Kinseya była po prostu homoseksualnym klubem… O fakcie tym świadczy chociażby historia krótko współpracującego z tym gronem Vincentego Nowlisa. Mężczyzna zrezygnował z udziału w pracach zespołu po dość niespodziewanym wydarzeniu. Koledzy zjawili się w jego pokoju z żądaniem, by się rozebrał. Jak wspominał Nowlis w rozmowie z BBC, „było jasne, że miała nastąpić aktywność seksualna”. Zszokowany zaprotestował i poddał współpracę.

    Podobnych oporów nie mieli jednak trzej najwierniejsi wspólnicy Kinseya: Paul Gebhard, W. Pomeroy i Clayde Martin. Ci trzej bywali – jak to określał jeden z biografów – „kochankami” przełożonego. Być może to zdecydowało o ich doborze… Bowiem, gdy szef przedsięwzięcia zaprosił ich do współpracy, nie posiadali ani doktoratów, ani poważniejszych osiągnięć naukowych. Rolę w ambitnym i niełatwym badaniu otrzymali dlatego, że zgodzili się podzielić z Kinseyem historią swoich seksualnych doświadczeń, dając pewność co do braku „uprzedzeń”.

    Mężczyźni ci otwarci byli na homoseksualne doświadczenia z Kinseyem, a także jego żoną. Na materiałach przechowywanych przez Instytut Kinseya widać, jak Clara Kinsey oddaje się erotycznym uniesieniom w objęciach współpracowników i sodomickich partnerów męża. Taki układ powstał „zarówno w celach badawczych, jak i prywatnych”, pisał James Jones – historyk i biograf Kinseya. Pisał w książce przychylnej – trzeba dodać – i reklamowanej dziś przez niektóre środowiska LGBT…

    Niecodzienne relacje w zespole rzucają jasne światło na niechęć do metodologicznej staranności oraz manipulacje… Grupa „badając” zachowania seksualne była sędzią we własnej sprawie. Sam Kinsey brał aktywny udział w życiu homoerotycznego półświatka USA… Według jego brytyjskiego biografa Johathana Gathorne-Hardy’ego, ten rzekomo obiektywny badacz erotyzmu gościł w herbaciarniach – jak nazywano miejsca przeznaczone do dewiacyjnych uciech. Oddawał się tam nawet najbardziej obrzydliwym praktykom. Na normalizacji homoseksualizmu nie mogło mu zatem nie zależeć.

    „Naukowa” działalność miała jedynie spełnić rolę wytrycha, który umożliwiłby rewolucyjne oderwanie seksualności od religii i prawa naturalnego. Być może podczas całego przedsięwzięcia Kinsey istotnie myślał o sobie jako o obiektywnym badaczu. Jeśli tak – to poczucie to czerpał nie z ostrożności naukowca, ale fanatycznej wierności ideologicznym założeniom. „Naukowość” uznawał za brak jakichkolwiek zahamowań i gotowość do nawet najbardziej wstrząsających praktyk. Ostatecznie każdą formę erotyzmu uznał za „normalną” – w tym… pedofilię.

    Pedofile jako „przeszkoleni ankieterzy”

    Kinsey wraz z zespołem posunął się do szokującej współpracy z oprawcami dzieci. Kontakt z nimi – również wolny od „uprzedzeń” i obiekcji – był oczywistą konsekwencją filozofii ojca rewolucji seksualnej. Skoro każda forma erotyzmu wymagała otwartego badania, to również i ta, szczególnie perwersyjna i krzywdząca wobec innych, bezbronnych ofiar. Dane o seksualnym funkcjonowaniu dzieci trudno było jednak uzyskać od rodziców. Wobec czego zespół Kinseya nawiązywał współpracę ze zbrodniarzami.

    Na podstawie zapewnień nadesłanych m.in. przez pedofilów, Kinsey doszedł do wniosku, że dzieci od swoich pierwszych dni gotowe są na seksualną aktywność. Zapewniał, że chłopcy od niemowlęctwa doświadczają orgazmów. Opis takiego „szczytowania” ujawnia mroczną i wstrząsającą prawdę o tym, jakim człowiekiem naprawdę był autorytet liberalnej seksuologii:

    Kinsey przekonywał, że w odróżnieniu od dorosłych mężczyzn, chłopcy mogą doświadczać kilkukrotnego orgazmu. Jak miałby się on wyrażać? W swojej klasyfikacji Kinsey twierdził, że o szczytowaniu dziecka może świadczyć na przykład delikatna, niemal bezobjawowa reakcja, ale również… „gwałtowne konwulsje całego ciała, okrzyki, niekiedy z obfitymi łzami, spazmatyczne drżenie ciała”, a nawet stan, w którym „genitalia stają się nadwrażliwe, niektórzy cierpią straszliwy ból i mogą krzyczeć, (…) będą odrywać się od partnera i dokonywać gwałtownych prób szczytowania chociaż czerpią określoną przyjemność z tej sytuacji

    Uważny czytelnik musi zaniemówić, gdy uświadamia sobie, co tak naprawdę „seksuolog” opisywał w ten sposób jako orgazm dzieci… Przekonywał o erotycznym spełnieniu dzieci molestowanych i gwałconych przez pedofilów, z którymi współpracował.

    Dwaj najbardziej obrzydliwi degeneraci, z jakimi nawiązał kontakt Kinsey, to Rex King i Fritz von Balluseck. Pierwszy wykorzystać miał na różne sposoby niemal… 800 dzieci, nawet niemowlęta, najmując się jako opiekun. Drugi był zaś… hitlerowskim komendantem okupowanego Jędrzejowa. Molestował młodych Polaków, dając im wybór: „albo ja, albo komora gazowa”…

    Mając sprawozdanie z krzywdy i bólu, jaki ci zbrodniarze zadawali dzieciom, Kinsey wmawiał światu, że strach, przerażenie i poszukiwanie ratunku to tak naprawdę… świadectwo satysfakcji. Podobną interpretację wysnuć może jedynie obsesyjny wykolejeniec.

    Obłęd tego „naukowca” potwierdzają również zdjęcia dziecięcych twarzy, na których doszukiwał się ekspresji w czasie „szczytowania”. Jeśli do tych samych fotografii zastosować ewolucyjne interpretacje ekspresji emocjonalnej, wedle dr Judith Reisman staje się jasne, że ukazują one strach i cierpienie…

    Na tak zbrodniczej i tendencyjnej podstawie zbudowano teorię Kinseya o erotycznym życiu dzieci już od najmłodszych lat. Do listy „dowodów” na to, że gotowość do współżycia wyprzedza dojrzewanie, „seksuolog” dołożył fizjologiczne reakcje dzieci, takie jak spontaniczna erekcja chłopców, nawilżanie się narządów rozrodczych dziewcząt przed pokwitaniem czy (sic!) „ruchy miednicowe”. W rzeczywistości reakcje te wyjaśnia z jednej strony spontaniczna aktywność neuronów i mięśni oraz potrzeba rozwoju i utrzymania organizmu w zdrowej kondycji. Nie ma żadnych dowodów na ich seksualne znaczenie.

    A jednak Kinsey doszukał się go i w takich niewinnych zachowaniach – tak jak dostrzegł rzekomą przyjemność krzywdzonych ofiar pedofilów. Można zresztą sądzić, że sam Kinsey osobiście pobierał „materiał spermatyczny” od młodych chłopców podczas spotkań z nimi „w celach badawczych”.

    Jak „naukowcy” kryli oprawcę polskich dzieci

    Zespół Kinseya nie tylko współdziałał z degeneratami „naukowo”, ale również krył ich przed organami sciągania. Jak udowadniała niemiecka prasa – m.in. „Tagesspiegel”, czy „Frankfurter Allgemeine Zeitung” – Kinsey nie zrobił nic, by o ciągnących się jeszcze długo po wojnie zbrodniach von Ballusecka poinformować niemieckie władze. A wiedział o nich wszystko.

    Podczas swojego procesu sądowego w 1957 roku von Balluseck wyznał, że sam Kinsey prosił go o sporządzanie dokumentacji zbrodni. Zachęcał, by kontynuował „badania”, a nawet przestrzegał pedofila listownie, by „był ostrożny” w swoich działaniach.

    Niezgodę zespołu na współpracę z władzami w celu ukarania zbrodniarza potwierdził jeden z najbliższych współpracowników Kinseya, Paul Gebhard. Jego wyznanie na ten temat trafiło do książki Ethical Issues in sex therapy and research, wydanej w Bostonie w 1977 roku.

    „Kinseyów” będzie tylko więcej

    Ta haniebna współpraca Kinseya z piekłoszczykami to odrażające przypomnienie, do czego zdolny jest rozum przekonany o swojej „oświeceniowej roli”. Etykieta walki z zabobonem sprawiła, że Kinsey nie cofnął się przed niczym – ani zbrodnią, ani kłamstwem – by propagować własne tezy. Jego kariera do złudzenia przypomina „sukces” innych sławnych zwolenników emancypacji seksualności. Na przykład Freuda…

    Dziś wiemy już, że twórca psychoanalityki wybiórczo informował o sukcesach swojej metody, by ją popularyzować… Dokładnie tę samą drogę wybrał John Money – autor pierwszej w historii „zmiany płci”. Choć zakończyła się ona tragedią, prekursor tej praktyki uparcie twierdził, że był to sukces – a jego krytyka to przejaw wpływów „skrajnej prawicy”.  Kinsey podobnie za wszelką cenę próbował przekonać świat, iż tysiące lat kultury i wzorce prawa naturalnego są niczym niepoparte – a jego pseudonauka może je zanegować. Ta „mesjanistyczna” rola uświęciła w jego przekonaniu środki, które stosował, z sukcesem dając podwaliny pod nowe myślenie o seksualności człowieka.

    Sukces tej propagandy przywodzi na myśl utopię oświeceniowego filozofa Henriego de Saint-Simona. Ten myśliciel wyobrażał sobie świat porewolucyjny jako miejsce, w którym naukowcy będą darzeni religijnym kultem – wchodząc w rolę kasty „niosącej światło” zabobonnemu ludowi… Taki charakter miała właśnie działalność Kinseya. Zbrodnie i najgorsze nadużycia uszły na sucho dzięki etykiecie walki z obskurantyzmem. Dla „racjonalistów” wyrafinowany dewiant stał się bożyszczem wyłączonym z chłodnego osądu – co by nie padło z jego ust, to nauka miała przez nie przemawiać…

    Jednak dla zdrowego rozumu działalność Kinseya to tylko przypomnienie o wartości tradycyjnej etyki seksualnej. Jej sednem jest podporządkowanie erotyzmu celowi, dla jakiego został powołany – prokreacji i budowaniu rodziny. Tak długo jak seksualność służy tej roli, tak służy człowiekowi i jego przyrodzonym celom. Gdy zaczyna obierać inne perspektywy, człowiek staje się jej sługą…

    Tak właśnie stało się z Kinseyem, który przekonany, że seksualność jest jak gdyby zabawką służącą fizjologicznemu ujściu, pozbył się resztek rozsądku. Był gotów nawet płacz i przerażenie dręczonych dzieci uznać za przejaw szczytowania.

    W jego pseudonauce błąd nazywa się wpływem badacza na wyniki i ich interpretację. W sensie moralnym zaś Kinsey to modelowy przykład człowieka, który pozwolił opanować swój rozum zmysłom i zaprząc własny intelekt wyłącznie do próby racjonalizowania i apologii swoich pragnień…

    Jego marny życiorys to sedno propozycji, jakie rewolucja seksualna ma dla nas wszystkich. „Wolna miłość” oznacza zrzeczenie się rozumowej kontroli nad sferą kluczową dla postrzegania siebie i psychicznego dobrostanu. Erotyka, używana wyłącznie dla przelotnych doznań, z czasem skłania do coraz bardziej ryzykownych zachowań… Ich zaś gorzkie konsekwencje próbuje się tłumaczyć zewnętrznym wpływem… byle tylko utrzymać źródło satysfakcji…

    Tak właśnie czyni lobby homoseksualne, które zepsute owoce wypaczonego erotyzmu usilnie przypisuje społeczeństwu i kulturze. To ludzie, którzy utracili zdolność do zmierzenia się z faktami. Takim właśnie człowiekiem był Kinsey. Takiego człowieka zbudować chce rewolucja seksualna. Bo każdy, kto popełnia grzech, staje się niewolnikiem grzechu. Kluczowa wartość moralnych zasad i zakazów tkwi właśnie w tym. Nie są one zagrożeniem dla wolności i obiektywnego badania, lecz ich najlepszym strażnikiem.

    Filip Adamus

    Roześmiane „ministry” Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer a deprawacja dzieci jak u Kinseya

    Centrum Życia i Rodziny
     Szanowni Państwo,
    Ministerstwo edukacji rozpoczęło masową kampanię, której celem jest przekonanie rodziców do wysyłania dzieci na zajęcia z edukacji zdrowotnej.

    Roześmiane „ministry” Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer przekonują w krótkich dynamicznych filmikach, jak bardzo dbają o nauczycieli i że edukacja zdrowotna „przyda się w życiu”.
    Media społecznościowe zostały zasypane grafikami przekonującymi, że na tych zajęciach uczeń dowie się m.in. dlaczego profilaktyka onkologiczna może uratować życie, jak chronić się przed dezinformacją w sieci oraz że warto dbać o środowisko naturalne w swoim otoczeniu.Ten drugi aspekt rzeczywiście może się rodzicom przydać – szczególnie w kontekście działań ministerstwa z edukacją zdrowotną.
    Historia wprowadzania tego przedmiotu do polskich szkół, to od samego początku historia „ściemniania” i ukrywania niewygodnych faktów!
    Dlatego tylu rodziców nadal tkwi w nieświadomości i w przekonaniu, że ich dzieci na tych lekcjach będą uczyły się pożytecznych i przydatnych życiowo kwestii!
    My natomiast robimy wszystko, aby jak najbardziej nagłośnić fakt, że w ramach edukacji zdrowotnej dzieci będą oswajane z zagadnieniami takimi jak masturbacja, orientacja psychoseksualna, transpłciowość czy aborcja. Że będą niepotrzebne erotyzowane. Że w kontekście życia seksualnego program ignoruje naturalny kontekst rodziny, miłości i trwałych relacji.
    Czasu zostało niewiele. Dziecko można wypisać z zajęć do 25 września.
    Dlatego:
    • w ubiegłym tygodniu rozesłaliśmy kilkanaście tysięcy petycji z apelem o dymisję Barbary Nowackiej oraz kilkadziesiąt tysięcy wzorów oświadczenia o wypisaniu dziecka z zajęć edukacji zdrowotnej
    • wczoraj w trakcie konferencji pod Ministerstwem Edukacji Narodowej, w obecności mediów po raz kolejny pokazaliśmy, jakie szkody wyrządzi młodym Polakom jest kurs ministerstwa;
    • dziś wysyłamy do naszych lokalnych współpracowników w całej Polsce kilka tysięcy ulotek, które będą rozdawać w swoich parafiach, wspólnotach, środowiskach i szkołach ich dzieci;
    • a już wkrótce – dokładnie 13 września – organizujemy wielki społeczny protest przeciw deprawacji naszych dzieci!
    Zapraszam Państwa bardzo serdecznie do udziału w tym wydarzeniu, a zarazem proszę o wsparcie i zaangażowanie całej tej kampanii: od tego zależy moralność tysięcy młodych Polaków!ManifestacjaWSPIERAM OBRONĘ POLSKIEJ MŁODZIEŻY!

    Dlaczego napisałem wyżej o historii „ściemniania” i ukrywania?
    Proszę pozwolić, że przypomnę jak wyglądało wprowadzanie tego przedmiotu.
    Podstawa programowa przedmiotu edukacja zdrowotna ukazała się na stronach ministerstwa… w czwartek 31 października 2024 roku po godz. 17:00.
    Zapewne Państwo byli już wtedy po pracy, przygotowując się do wyjazdu na groby bliskich lub szykując spotkania w rodzinnym gronie. Podobnie i media: wydania gazet były już zamknięte, wieczorne wiadomości gotowe, a dyżury na portalach pełnili pojedynczy dziennikarze.To znacznie ograniczyło rozgłos towarzyszący wprowadzaniu tak kontrowersyjnych tematów. Ponadto realnie skróciło czas udziału w konsultacjach społecznych (według prawa jest to 21 dni), bo niewiele osób ma ochotę ślęczeć przed komputerem w dni świąteczne.
    Tamtą „ściemę” udało się nam i całej Koalicji na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły ujawnić i tym samy nagłośnić temat.
    W rezultacie do MEN w ramach konsultacjach spłynęło mnóstwo głosów sprzeciwu – do czego zresztą zachęcaliśmy. Udało się nam zorganizować 1 grudnia w stolicy wielki protest, który odbił się szerokim echem w mediach i dał impuls do organizacji podobnych zgromadzeń w innych miastach. Równocześnie prowadziliśmy aktywne działania w mediach społecznościowych, docierając z tymi informacjami do tysięcy Polaków.W kolejnych miesiącach dotarliśmy do wielu polskich rodziców – tydzień w tydzień odwiedzaliśmy miejscowości w całej Polsce, gdzie wyświetlaliśmy film „To nic takiego” nt. prawdziwych korzeni edukacji seksualnej i przestrzegaliśmy przed edukacją zdrowotną.

    Odnieśliśmy sukces: resort wycofał się i zapowiedział, że edukacja zdrowotna będzie przedmiotem nieobowiązkowym. Przez zaciśnięte zęby ogłosiła to sama minister Nowacka.
    CHCĘ WESPRZEĆ TAKIE DZIAŁANIA!
    Z kolei ostatnie miesiące to czas ukrywania jednego z głównych autorów podstawy programowej tego przedmiotów – prof. Zbigniewa Izdebskiego.
    Czemu? Pozwolę sobie najpierw zacytować niektóre z jego wypowiedzi:Moim cichym wyzwaniem jest przyczynienie się do tego, by jak najwięcej kobiet w Polsce umiało wybrać fizyczną przyjemność, a nie czekanie latami na „głębokie uczucie”, jeśli tylko tego chcą.Kobieta także, jak mężczyzna, ma prawo nie umawiać się na związek, tylko na sam seks.Albo: Mamy prawo decydować o tym, aby prowadzić satysfakcjonujące i bezpieczne życie seksualne. To jest takie życie seksualne, które daje nam na prawo do decydowania czy, kiedy i ile dzieci posiadać (…) kobieta ma prawo do bezpiecznej aborcji.Te słowa chyba jasno pokazują, że prof. Izdebski jest zdecydowanym propagatorem wyzwolenia seksualnego i oderwania współżycia od relacji małżeńskiej!
    Co więcej, prof. Izdebski za swojego mistrza uważa innego seksuologa prof. Andrzeja Jaczewskiego, który twierdził, że stosunki seksualne pomiędzy dorosłymi, a 9-letnimi dziećmi nie powinny być karane!
    Przy takich poglądach nie dziwią doniesienia medialne o stałej współpracy prof. Izdebskiego z:
    • Instytutem im. Alfreda Kinseya, którego wątpliwej rzetelności badania – najprawdopodobniej oparte na relacjach notorycznych pedofilów – stały się zaczynem rewolucji seksualnej lat 60;
    • Planned Parenthood, czyli główną siecią klinik, w których w USA zabija się nienarodzone dzieci!
    Dlaczego zatem MEN nie chwali się, że ten jednym z głównych autorów tego „prozdrowotnego” przedmiotu jest właśnie osoba o takich poglądach?
    Ludzi o takich poglądach minister Nowacka upoważniła do zajmowania się jednym z najbardziej intymnych i delikatnych wymiarów życia ludzkiego. Upoważniła do formowania postaw młodego pokolenia w tym wymiarze, co w przyszłości będzie rzutowało na budowę struktur społecznych, w tym rodzinnych, a pośrednio na sytuację demograficzną i ekonomiczną kraju.Myślę, że gdyby większość rodziców dowiedziała się, według czyjego pomysłu będą realizowane te zajęcia, na które będą uczęszczać ich dzieci – natychmiast by je wypisała.Ale nie dowiedzą się o tym z mediów mainstreamowych, dlatego musimy dołożyć wszelkich starań, by dotrzeć do nich z tą prawdą!
    CHCĘ, BY RODZICE WIEDZIELI!
    Szanowni Państwo,właśnie po to 13 września organizujemy protest pod hasłem „Stop likwidacji polskiej edukacji!”: aby dotrzeć do każdego polskiego rodzica z rzetelną informacją i aby władze usłyszały zdecydowany głos sprzeciwu wobec ich planów.Powiemy „NIE!” ogłupianiu i demoralizowaniu najmłodszych! Powiemy „NIE!” usuwaniu treści patriotycznych z podstawy programowej! Powiemy „NIE!” marginalizowaniu roli religii w polskiej szkole!Jeśli to możliwe, gorąco zachęcam do udziału. Wierzę, że tak jak poprzednio zgromadzimy tysiące Polaków i że będzie to czerwona kartka dla pani minister!Zapraszam zatem wszystkich Państwa 13 września na godz. 12.00 do Warszawy na Plac Zamkowy w pobliże kościoła św. Anny.
    Bardzo liczę na Państwa obecność i zaangażowanie w działania, które podejmujemy. Tylko masowe wypisywanie uczniów z zajęć edukacji zdrowotnej może powstrzymać ministerstwo przed dokręcaniem śruby demoralizacji.Pisałem o tym niedawno – ich celem jest powrót do pierwotnego planu i objęcie systemową deprawacją wszystkich dzieci.I nie ma dla nich znaczenia, co na ten temat myślą rodzice.Dlatego raz jeszcze proszę o rozpowszechnianie naszych petycji, informowanie w swoich środowiskach o możliwości wypisania dziecka ze szkodliwych zajęć i przekazywanie zaproszenia na protest w Warszawie.
    Ale bardzo Państwa proszę także o finansowe wsparcie naszych działań związanych z informowaniem rodziców. Tylko dziś spakowaliśmy kilka tysięcy ulotek na temat edukacji zdrowotnej, które trafią wkrótce w ręce rodziców w całej Polsce i przyczynią się do wypisania kolejnych dzieci z deprawujących zajęć – musimy opłacić fakturę za ich wydruk i dystrybucję.
    Przygotowujemy również plakaty, które w stołecznych parafiach i na warszawskich ulicach będą zachęcały do udziału w proteście, a także bannery, które znajdą się na scenie podczas wydarzenia. To koszty rzędu co najmniej 6 000 zł.
    Dlatego bardzo Państwa proszę o finansowe wsparcie działań na rzecz ochrony polskich dzieci dobrowolnym datkiem w wysokości 50 zł, 100 zł lub 200 zł czy nawet 500 zł bądź innymi, jaki uznają Państwo za właściwy.

    WSPIERAM TAKIE DZIAŁANIA!

    Kończąc tę wiadomość, podzielę się z Państwem informacjami, które dochodzą do nas z terenu.
    Są miejsca, gdzie całe klasy wypisują się z edukacji zdrowotnej, ale są i takie, w których wypisują się jedynie pojedyncze osoby.
    Nie zatrzymujemy się więc ani na moment – to ostatnie chwile, aby ostrzec rodziców i dotrzeć do nich z przekazem odkłamującym resortową propagandę.. Liczę na Państwa wsparcie i zaangażowanie w tym wyjątkowym czasie!Serdecznie pozdrawiamMarcin Perłowski - Dyrektor Centrum Życia i Rodziny, Wiceprezes Zarządu    WSPIERAM DZIAŁANIA CENTRUM ŻYCIA I RODZINY! 
    Dane do przelewu:Centrum Życia i Rodziny
    Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81
    Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SA
    Z dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny”SWIFT: PKOPPLPW
    IBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056
    Centrum Życia i Rodziny
    Skrytka Pocztowa 99, 00-963 Warszawa
    tel. +48 22 629 11 76