Ostatnie podrygi zdychającej ostrygi. Papież stawia na kobietę czyli prezydentka w Watykanie

Papież stawia na kobietę czyli prezydentka w Watykanie

interia/przed-pojsciem-do-szpitala-papiez-dopial-swego

Papież Franciszek zdecydował też postawić na kobietę, w dodatku nie zważając na literę prawa. Chodzi o siostrę Raffaellę Petrini, która została nową przewodniczącą Gubernatoratu Państwa Watykańskiego.

– To decyzja bez precedensu. Oczywiście nie ma żadnego związku z ewentualnym konklawe, bo dotyczy spraw administracyjnych w państwie watykańskim, niemniej jest symboliczna. W tej chwili kobiecie, siostrze zakonnej, podlega cała administracja Watykanu – służby medyczne, straż pożarna, żandarmeria, itd. – mówi Augustyn.

Na tym jednak nie koniec. Siostra Petrini została nie tylko prezydentką gubernatoratu, ale także nową przewodniczącą Papieskiej Komisji ds. Państwa Watykańskiego.

To krok ważny, ale i zaskakujący, ponieważ prawo fundamentalne Watykanu wprost stanowi, że na czele komisji powinien stać kardynał. Papież nie zmienił tego prawa, ale nie zważając na nie, postawił na czele komisji, złożonej z sześciu kardynałów, kobietę – wskazuje ekspert z “TP”.

Choć publicznie nie słychać sprzeciwu wobec tej decyzji, nieoficjalnie mówi się, że kardynałowie są w tej kwestii podzieleni. Część jest niezadowolona, ale są i tacy, którzy uznali, że najwyższy czas na takie decyzje.

Papież rozbija szklany sufit. “Żaden następca tego nie cofnie”

Siostra Petrini ma wszelkie cechy osobowościowe oraz doświadczenie, żeby być dobrą prezydentką gubernatoratu i przewodniczącą komisji. Rodzi się jednak pytanie, czy będzie miała autorytet wśród biskupów i kardynałów, nie zawsze chętnych do słuchania kogoś, kto jest niżej święceniami czy w hierarchii kościelnej – zastawia się Edward Augustyn.

Obie funkcje 56-letnia siostra Petrini ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Eucharystii obejmie od 1 marca.

– Ten ruch to z pewnością ukłon w stronę kobiet w Kościele, choć spóźniony o kilkadziesiąt lat. Kościół istnieje dzięki kobietom. Stanowią one nie tylko większość wśród wiernych, ale też najliczniejszą grupę osób pracujących w Kościele – czy to na misjach, czy w duszpasterstwie, czy w organizacjach charytatywnych. Papieża Franciszek rozbija szklany sufit, pozwalając kobietom obejmować ważne stanowiska w Kurii Rzymskiej, licząc, że za jego decyzjami pójdą biskupi na całym świecie i kobiety pojawią się także na ważnych stanowiskach w kuriach diecezjalnych. I jest to krok, którego żaden następca Franciszka nie cofnie – podkreśla nasz rozmówca.

[i bla-bla… md]

Jolanta Kamińska

Ale jaja !! “Żartowaliśmy jak zwykle”. W klinice Gemelli 19 lutego…

Dużo zabawy? Meloni spotyka papieża Franciszka w szpitalu

gloria.tv

[Zdjęcie oczywiście nie jest z kliniki Gemelli, gdzie Franciszek leży na łożu śmierci.. md]

===================

Premier Włoch Giorgia Meloni udała się do szpitala Gemelli w Rzymie, aby odwiedzić papieża Franciszka.

“W imieniu rządu i całego narodu życzyłam mu szybkiego powrotu do zdrowia. Jestem bardzo szczęśliwa, że zastałam go czujnego i reagującego” – powiedziała.

“Żartowaliśmy jak zwykle. Nie stracił swojego przysłowiowego poczucia humoru”.

Homoseksualny problem Franciszka. Od Watykanu – aż po Polskę.

Homoseksualny problem. Od Watykanu – aż po Polskę

https://pch24.pl/homoseksualny-problem-od-watykanu-az-po-polske

(il. A. Bednarski)

Papież Franciszek ma kłopot – i nie chodzi bynajmniej tylko o jego wizerunek, ale o sprawę bardzo wątpliwą. Na szali znalazła się wiarygodność biskupa Rzymu w kwestii walki z nadużyciami seksualnymi duchowieństwa.

Sprawa Gustavo Zanchetty

Wszystko za sprawą losów Gustavo Zanchetty – księdza i biskupa z Argentyny. Zanchetta w 1993 roku podjął pracę w strukturach argentyńskiej Konferencji Episkopatu – i tam z oczywistych względów poznał się z Jorge Mario Bergoglio. Jezuita zaledwie rok wcześniej został biskupem pomocniczym Buenos Aires, z młodszym o ponad 20 lat Zanchettą robił zatem „równoległą” karierę, choć na innych poziomach. Zanchetta nie mógł wiedzieć, że przyjaźń z Bergogliem doprowadzi do go do największej życiowej katastrofy.

Tak się jednak stało, a początkiem dramatu – był sukces. Kiedy 13 marca 2013 roku kardynałowie zebrani na konklawe wybrali jezuitę z Buenos Aires na papieża, losy Zanchetty wydawały się świetlane: przyjaciel papieża mógł liczyć na promocję. Rzeczywiście, papież nie dał mu długo czekać. Już we wrześniu 2013 powierzył mu diecezję Oran – niewielką, ale „własną”.

Świeży biskup nie potrafił jednak zachować się adekwatnie do swojej roli. W mediach pojawiły się doniesienia o kursowaniu fotografii przedstawiających papieskiego przyjaciela w towarzystwie mężczyzn – w erotycznych konfiguracjach. Pisała o tym nie tylko argentyńska, ale również włoska prasa. Franciszek nie podjął jednak żadnych działań przeciwko Zancheccie – jak podał niedawno konserwatywny włoski dziennik „La Nuova Bussola Quotidiana”, deklarował, że w winę swojego podopiecznego nie wierzy, sądząc, iż zdjęcia są fotomontażem.

Sprawa jednak nabrzmiewała, tym więcej, że do oskarżeń o niewłaściwe zachowania seksualne biskupa doszły jeszcze problemy z finansową administracją w diecezji. W końcu – przełom. W roku 2017 Gustavo Zanchetta złożył rezygnację (wprawdzie motywowaną zdrowiem, a nie skandalami, ale niechby…). Papież tę rezygnację przyjął, wykazał jednak naprawdę dużą determinację, by nie zostawić rodaka „na lodzie”. Zaoferował mu zamieszkanie w rzymskim Domu św. Marty, gdzie sam rezydował – i pracę na stanowisku, które utworzył specjalnie dla niego, w Administracji Dóbr Stolicy Apostolskiej. Zanchetta z oferty oczywiście skorzystał, tym więcej, że w Argentynie czekały go tylko kłopoty: jego domniemanymi wyczynami wobec młodych mężczyzn zajął się sąd.

W marcu 2022 roku ogłoszono wyrok: winny. Nie chodziło, oczywiście, o same czyny natury erotycznej – w prawodawstwie Argentyny homoseksualizm nie jest karalny. Sąd uznał jednak, że Zanchetta wykorzystywał swoją pozycję do tego, by nawiązywać relacje seksualne z seminarzystami. Z perspektywy prawa świeckiego – to już problem. Biskup został skazany na 4,5 roku więzienia.

Równocześnie powinien zostać ukarany i przez Kościół. Trudno wyobrazić sobie bardziej gorszące czyny, niż deprawowanie seksualne młodych mężczyzn, którzy wstąpili do seminarium, by zostać kapłanami Chrystusa. Takiej kary jednak nie było – i wciąż nie ma…

Są za to inne „kwiatki”. Zanchetta w dziwnych okolicznościach uniknął więzienia. Owszem, początkowo trafił do zakładu karnego, ale „ze względów zdrowotnych” kara została szybko zamieniona na areszt domowy w domu emerytowanych księży. Argentyńska prasa pisała wówczas, że zakrawa to na żart – i sugerowała działanie jakichś „protektorów” skazańca.

Na tym się nie skończyło. W areszcie Zanchetta wytrzymał dwa lata; w listopadzie ubiegłego roku udał się w podróż lotniczą do słonecznego Rzymu. Oficjalnie – chodziło o leczenie w klinice Gemelli. „La Nuova Bussola Quotidiana” pisze jednak, że w klinice – nikt go nie widział i w gruncie rzeczy w ogóle nie wiadomo, czym Zanchetta zajmuje się we Wiecznym Mieście. Czekał na pewno na decyzję sądu – złożył apelację od wyroku skazującego. Cóż, przegrał… sąd ogłosił na początku lutego, że podtrzymuje negatywną dla Zanchetty decyzję. Według włoskiej prasy oznacza to, że Zanchetta będzie musiał opuścić klinikę Gemelli (czy jak sugeruje „La Nuova”, po prostu Rzym) i wrócić do Argentyny.

Ostatecznie do końca „aresztu domowego” przerwanego kilkumiesięcznym pobytem w stolicy Italii nie zostało już tak wiele, rok z okładem… Co później? Czy skazany doczeka się jakichś kar kościelnych, utraci godność (bo już przecież nie urząd) biskupa, ba, zostanie wydalony ze stanu duchownego? A może, wprost przeciwnie, wróci do Rzymu, tym razem – na stałe, a przynajmniej tak długo, jak długo żyć będzie jego przyjaciel, papież Bergoglio?

Dlaczego papież wspiera skazanego biskupa?

Próżne jest przewidywanie przyszłości, to zostawmy szamanom. Warto jednak zadać sobie pytanie o naturę działań papieża Franciszka. Czy jego upodobanie do Zanchetty ma charakter wyłącznie osobisty i towarzyski – czy też może kryje się za tym coś więcej, to znaczy jakaś głębsza refleksja moralna i zgoła antropologiczna?

Powiedziałbym – zachowując ostrożność, rozważamy w końcu z natury rzeczy sprawy wymykające się przestrzeni kategorycznych sądów – że tak właśnie jest, to znaczy papieska słabość do Zanchetty to coś więcej, niż relacja towarzyska.

Każdy katolik, który śledzi debatę kościelną, pamięta słynne słowa papieża o homoseksualistach: „Kim jestem żeby osądzać?”. Mało kto pamięta jednak, że Ojciec Święty wypowiedział je w kontekście sprawy bardzo podobnej do casusu Zanchetty. Chodziło wówczas o ekscesy homoseksualne, których dopuścił się ksiądz Battista Ricca. Już w czerwcu 2013 roku Franciszek uczynił go członkiem Instytutu Dzieł Religijnych, czyli Banku Watykańskiego. A tu kłopot – media ujawniły, że ksiądz lubił zabawiać się z mężczyznami. Papież odmówił potępienia kapłana, nie chciał go osądzać, zostawił na stanowisku – sprawa została zamknięta.

Od Franciszka wielokrotnie słyszeliśmy pomstowania na tradycjonalistów, którzy mają „ciskać doktryną jak kamieniami”. Nierzadko dotyczy to właśnie spraw związanych z erotyką, na przykład kwestii pożycia w powtórnym związku. Papież twierdzi, że grzechy cielesne nie są bynajmniej najpoważniejsze, bo dalece gorsze są grzechy „anielskie”, jak pycha. Na pierwszy rzut oka – prawda. Po głębszym zastanowieniu trzeba jednak to nieco zdywersyfikować. Czy można rozgrywać „grzechy anielskie” przeciwko grzechom seksualnym, tak, by te drugie po prostu „odciążać” i w efekcie bagatelizować? Niewątpliwie gorszą sprawą jest zamordować człowieka niż ukraść mu samochód: kradzież nie staje się jednak lekkim grzechem tylko dlatego, że są grzechy jeszcze cięższe. Można byłoby „stopniować” jeszcze dalej: gorzej jest zamordować dwie osoby niż jedną, ale to nie oznacza, że zamordowanie jednej nie jest grzechem śmiertelnym… Wróćmy zatem do grzechów seksualnych. Jeden drugiemu nierówny, stwierdzi tak pewnie niejeden spowiednik. W przypadku Zanchetty mamy jednak do czynienia z wykorzystywaniem seminarzystów. W przypadku Ricci – z czynami homoseksualnymi, które nauka Kościoła określała tradycyjnie mianem wołających o pomstę do nieba. To bardzo poważne określenie – co uprawnia nas do tego, by dziś dyskwalifikować moralną ocenę Kościoła? Czy mamy prawo do tego, by nagle, niemal z dekady na dekadę, zacząć uznawać grzechy homoseksualne za lekkie? Jakie przesłanie płynie do świata – a szczególnie do samego Kościoła – kiedy papież w sumie bardzo manifestacyjnie te grzechy bagatelizuje?

Oczyszczenie

Znamy z naszych polskich spraw aż nadto przypadków, kiedy bagatelizują je sami duchowni. Ostatnio – skandal w Łubowicach pod Raciborzem w województwie śląskim. Klasyczny schemat: homoseksualizm, narkotyki, orgie… Tym razem – inaczej niż wcześniej w Sosnowcu albo w Drobinie – nikt nie zmarł z przedawkowania w czasie zboczonych ekscesów, doszło za to do zdemaskowania kapłana prowadzącego podwójne życie. Zastanawiam się jednak, ile takich spraw jest pokłosiem postawy bagatelizowania grzechów seksualnych, zwłaszcza tych natury homoseksualnej. Ilu straszliwych skandali, zła i tragedii można byłoby uniknąć, gdyby przełożeni – biskupi, rektorzy seminariów – nie mówili lekceważąco o „wybrykach” kleryków? Gdyby zamiast tego uznali, że skłonności homoseksualne są rzeczywiście poważną przeszkodą w drodze do kapłaństwa, bo mogąc skutkować grzechem wołającym o pomstę do nieba – będą po prostu to kapłaństwo niweczyć, albo, jak w Łubowicach, Sosnowcu czy Drobinie, czynić z niego po prostu obmierzłą karykaturę.

Tego domagają się zresztą przepisy kościelne – wdrażane w życie przez Benedykta XVI, potwierdzane za Franciszka. Przepisy są jednak na papierze, a w rzeczywistości – zbyt wielu działa w duchu „gejowskiej” solidarności, bez względu na zgorszenia i ofiary.

W PCh24.pl o problemie „lawendowej mafii” piszemy od lat. Cóż możemy zrobić więcej, my – dziennikarze i publicyści? Chyba tylko jedno: zachęcać wszystkich zatroskanych o Kościół do modlitwy o jego oczyszczenie z problemu homoseksualnego. Problem ten, jak widać, istnieje, jest poważny – i wciąż narasta. Daj zatem, Boże, silnych przywódców Kościoła, którzy nie będą tego problemu bagatelizować, ale wezmą się na poważnie za walkę z tęczowym lobby.

Paweł Chmielewski

Koncentrycznych kręgi Franciszka

Nieudany atak: Franciszek potyka się o własne sprzeczności

https://gloria.tv/post/GXk1VUvr81FH2FEDRHaQwanfo

W swoim liście otwartym do amerykańskich biskupów Franciszek w wielu słowach wezwał ich do przeciwstawienia się wysiłkom administracji Trumpa zmierzającym do egzekwowania amerykańskich przepisów imigracyjnych, które są mniej restrykcyjne niż te obowiązujące w Watykanie.

Nie wymieniając go z nazwiska, Franciszek bezpośrednio i histerycznie zaatakował wiceprezydenta JD Vance’a, konwertytę.

Vance w zeszłym miesiącu wyjaśnił “ordo caritatis” – hierarchię miłosierdzia – napisaną przez św. Tomasza z Akwinu: “Kochasz swoją rodzinę, a następnie kochasz bliźniego, a następnie kochasz swoją społeczność, a następnie kochasz swoich współobywateli we własnym kraju, a następnie możesz skupić się i nadać priorytet reszcie świata” – powiedział.

Franciszek myśli, że jest mądrzejszy od św. Tomasza z Akwinu [i Vance’a]: “Prawdziwe ordo amoris, które należy promować, to to, które odkrywamy poprzez ciągłe medytowanie nad przypowieścią o “dobrym Samarytaninie”, to znaczy poprzez medytowanie nad miłością, która buduje braterstwo otwarte dla wszystkich bez wyjątku” – napisał Franciszek, dodając: “Chrześcijańska miłość nie jest koncentrycznym rozszerzeniem interesów, stopniowo rozszerzanym na inne osoby i grupy”.

Przewidywalną ironią jest to, że Franciszek zaprzeczył sam sobie, jak to często robi. Przy kilku okazjach Franciszek powiedział, że miłość rzeczywiście rozszerza się w koncentrycznych kręgach – co jest zdrowym rozsądkiem.

We wrześniu 2021 roku Franciszek pochwalił ruch Focolare za jego poczucie jedności: “Jedność w Kościele, jedność między wszystkimi wiernymi i jedność na całym świecie – w koncentrycznych kręgach“.

W czerwcu 2019 r. Franciszek zastosował koncepcję koncentrycznych kręgów do pojednania, mówiąc franciszkanom: “Pojednanie z samym sobą, z Bogiem, z innymi i ze wszystkimi stworzeniami […]. Jest to pojednanie, które przybiera formę koncentrycznych kręgów, zaczynając od serca i sięgając do wszechświata”.

Nic więc dziwnego, że nikt już nie słucha Franciszka, ponieważ swoimi słowami próbuje manipulować, a nie przekazywać prawdę.

Milczał o aborcji, grzmi o migrantach. Dlaczego?!

12 lutego 2025

Milczał o aborcji, grzmi o migrantach. Dlaczego?!

Paweł Chmielewski pch24.pl/milczal-o-aborcji-grzmi-o-migrantach-dlaczego

(Fot: Eric/ABACA / Abaca Press / Forum)

Mam szczęście bycia polskim katolikiem, a nie – amerykańskim. Gdybym mieszkał w USA, musiałbym teraz wstydzić się za papieża. Jak to możliwe, że robi wielką aferę wokół migracji, a przez całe lata milczał, kiedy promowano masową aborcję?

[Mnie przeraża jego gorszenie katolików, i paskudzenie jasnej doktryny Bożej, a mieszkam w Polsce… md]

Papieża listowna ofensywa

Problem masowej migracji do Stanów Zjednoczonych jest skomplikowany – nikt temu nie zaprzeczy. Nawet papież Franciszek przyznaje, że coś trzeba zrobić. 10 lutego papież Franciszek skierował list do episkopatu USA, komentując politykę migracyjną administracji Trumpa. W liście są trzy zasadnicze punkty.

Po pierwsze – Franciszek akceptuje deportację przestępców.

Po drugie – uznaje możliwość regulowania migracji.

Po trzecie – sprzeciwia się deportowaniu ludzi wyłącznie za nielegalne przekroczenie

Przestępcy, sprawa jasna; a co z legalną migracją?

Pierwszy punkt nie wydaje się wzbudzać żadnych kontrowersji. Każdy rozumny człowiek – niezależnie od poglądów politycznych – popiera wyrzucanie z kraju ludzi, którzy są kradną, mordują, gwałcą czy handlują narkotykami. Są też, oczywiście, lewaccy ekstremiści, którzy chcą znosić granice w ogóle, ale podkreślam – rozumni ludzie nie mają z tym problemu.

Sytuacja jest już nieco trudniejsza gdy idzie o tworzenie polityki dotyczącej uporządkowanej i legalnej migracji. Zasadniczo żaden Amerykanin – podobnie jak Europejczyk – nie chce całkowicie zamykać granic i uważa, że ludzie powinni móc przemieszczać się między krajami, o ile ma to właściwe podstawy. Dyskusja zaczyna się na etapie o skalę otwartości granic. Można zaryzykować tezę, że większość prawicowców zgodziłaby się z następującą polityką: do danego kraju należy wpuszczać na dłuższy okres generalnie tylko wykwalifikowaną siłę roboczą oraz ludzi, którzy uciekają przed wojną lub poważnymi prześladowaniami; bardziej otwarte zasady można zastosować wobec ludzi z bliskiego nam kręgu kulturowego, co do których panuje powszechne domniemanie, że po przyjeździe będą pracować i błyskawicznie dostosują się do naszego kodu kulturowego.

W praktyce prawicowy Amerykanin nie ma problemu z rodziną Kanadyjczyków albo Niemców, którzy chcą zamieszkać w USA i prowadzić tam zwykłe życie; podobnie nie ma problemu z przyjęciem jakiejś rodziny z Meksyku, która ucieka zagrożona brutalną przemocą kartelu narkotykowego. Podobnie Polacy chętnie widzą nad Wisłą imigrantów z Włoch albo Francji i akceptują też przybyszów z Ukrainy, o ile tylko ci chcą pracować. Można zaryzykować twierdzenie, że prawicowe ujęcie problemy migracji wynika z ekstrapolowania na cały naród obrazu domu. Wpuścimy do domu ogrodnika, jeżeli potrzebujemy jego pracy. Wpuścimy też sąsiadów, jeżeli dom im spłonął i nie mają się gdzie podziać. W innych sytuacjach otwartość domu ma jednak swoje ograniczenia. Prawicowcy – a może po prostu większość ludzi – w podobnej perspektywie patrzy na swój kraj.

Papież Franciszek ma inną optykę. W swoim liście nie pisze tego wprost, ale poprzez różne sugestie w sumie bardzo wyraźnie opowiada się za polityką otwartych granic, wyłączającą tylko tych, którzy są przestępcami. Pisze o „prawdziwym dobru wspólnym” społeczeństwa, które miałoby istnieć tylko wtedy, kiedy kraj będzie „przyjmować, chronić, promować oraz integrować” ludzi „najbardziej wrażliwych, bezbronnych i narażonych na krzywdę”. Jak definiuje ich papież? W liście pisze o ludziach uciekających z kraju z powodu „skrajnego ubóstwa, braku bezpieczeństwa, wykorzystywania, prześladowań albo poważnej degradacji środowiska naturalnego”. W praktyce jest oczywiste, że w jednej z tych kategorii znajdzie się dosłownie każdy człowiek mieszkający w takich państwach jak Wenezuela, Kolumbia, Nigeria czy Pakistan. Nigdzie tam nie jest bezpiecznie, wszędzie panuje bieda, wszędzie niszczone jest środowisko naturalne. Można zatem zaryzykować tezę, że w optyce papieża właściwą polityką migracyjną byłaby ta, którą prowadzą niektóre państwa europejskie, zwłaszcza Niemcy: przyjmuje się zasadniczo każdego.

Niewłaściwy argument religijny

Problem polega na tym, że Ojciec Święty stosuje argumentację religijną. Porównuje imigrantów do Świętej Rodziny, która schroniła się w Egipcie przed Herodem; odwołuje się do obrazu miłosiernego Samarytanina; pisze, że Jezus Chrystus jest z każdym imigrantem i uchodźcą. Trudno oprzeć się przekonaniu, że mamy tu do czynienia z sakralizacją polityki. Papież ma prawo apelować o miłosierdzie, ale nie może ignorować realnych konsekwencji. Święta Rodzina nie emigrowała do Egiptu, by żyć na koszt jego obywateli. Samarytanin pomógł rannemu – ale nie sprowadził mu tysięcy krewnych i nie wymagał od innych, by ich utrzymywali.

Kościół katolicki na przestrzeni wieków nie był nigdy wspólnotą idealistycznych pięknoduchów, którzy sugerują rozwiązania polityczne oderwane od rzeczywistości. Przez wiele, wiele stuleci Kościół akceptował na przykład niewolnictwo: bynajmniej nie dlatego, żeby je aprobował jako takie, ale z tej przyczyny, iż rozumiał jego naturę. Niewolnictwo było instytucją rozpowszechnioną na całym świecie, wynikającą nie z prawa Bożego, ale z ius gentium – prawa narodów. Kościół radykalnie walczy z grzechem w życiu każdego człowieka, ale nie może domagać się rewolucyjnej polityki, której realizacji groziłaby wywróceniem do góry nogami jakiegoś ustabilizowanego porządku cywilizacyjnego. Pełne otwarcie granic do tego tymczasem prowadzi. Franciszek pisze w swoim liście krytycznie o tych, którzy chcą bardzo mocno ograniczać migrację w obawie o tożsamość własnego kraju. Czy jakakolwiek wspólnota może jednak rozwijać się bez tożsamości, z wieloma sprzecznościami kulturowymi? Oczywiście, że nie.

Optyka Franciszka zdaje się być pozbawiona cnoty długomyślności politycznej; zdaje się być motywowana raczej emocjonalnym stosunkiem do losu migrantów niż poważnym i racjonalnym namysłem. Spór jest nierozwiązywalny, bo papież wychodzi z całkowicie innych założeń, niż większość ludzi o prawicowym nastawieniu. Wydaje się jednak, że nie ma w nauce Kościoła katolickiego takiego punktu, który sankcjonowałby próbę argumentowania religijnego za szeroką otwartością granic. Sugerując taką otwartość papież wchodzi w czystą politykę – zupełnie niepotrzebnie.

Problem deportacji

Szczególnym problemem jest los tych, którzy już zostali do kraju przyjęci. Przestępców można deportować w ramach obrony własnego kraju, pisze papież; nie zgadza się jednak – i to nie zgadza się kategorycznie – z tymi, którzy przyjechali do Stanów Zjednoczonych nielegalnie, nie popełnili jednak żadnego przestępstwa. Można byłoby argumentować, że ma rację. Czym jest tak właściwie nielegalny przyjazd? W przypadku Stanów Zjednoczonych sprawa jest bardzo skomplikowana. Jest prawo pisane, ale przez wiele dekad kolejne administracje prowadziły politykę, która to pisane prawo ignorowała. Za prezydentury Joe Bidena aparat państwowy był de facto zaangażowany we wspieranie pozaprawnej migracji. Z perspektywy migranta, który przekracza „nielegalnie” granicę, ale otrzymuje od nowego państwa wielopostaciowy komunikat o „faktycznej” legalności znajduje się w specyficznej sytuacji. Jest oczywiste, że jeżeli władca ustanawia prawo, ale później go nie egzekwuje albo nawet zachęca do jego lekceważenia – to właśnie ten władca ponosi winę za to, że prawo jest łamane. W tej sytuacji można pewnie o wielu migrantach, którzy zostali „zaproszeni” do Stanów Zjednoczonych – nielegalnie, ale jednak de facto przez politykę rządu. Można byłoby nawet mówić o zawarciu między tym rządem a „nielegalnymi” migrantami pewnej niepisanej umowy. W tym ujęciu ich deportacja mogłaby być wewnętrzną sprzecznością. Być może właściwym rozwiązaniem byłoby rozróżnianie na tych migrantów, którzy przybyli do USA w sposób nie tylko nielegalny, ale jeszcze głęboko skryty, ukrywając się przed władzami – a tych, którzy przyjechali w ramach faktycznej „nielegalnej” współpracy z demokratycznymi władzami. Tych drugich należałoby potraktować inaczej. [A po co rozdzielać włos na czworo? md]

Problem tylko w tym, że Franciszek ani tego nie proponuje, ani nawet nie używa argumentów tego rodzaju. Odmawia po prostu władzom USA prawa do deportowania nielegalnych migrantów z powodu nielegalności, nie siląc się na żadne rozróżnienia. Ponownie wydaje się to nieprzemyślane i motywowane emocjami, a nie poważną refleksją.

[Ależ skądże !!! To należy do jego stałej ideologii. md]

Dlaczego papież milczał w innych sprawach?

Na tym nie koniec problemów. Z mojej perspektywy – widziałem zresztą, że wiele jest podobnych komentarzy wśród katolików w USA – największym zgorszeniem jest już sam fakt, że Franciszek zdecydował się na tak zdecydowaną krytykę obecnych władz Ameryki, chociaż uparcie milczał, kiedy poprzednia ekipa budowała antychrześcijańską „cywilizację śmierci”.

Gdy w USA legalizowano zabijanie dzieci do dziewiątego miesiąca ciąży – Franciszek milczał. Gdy Biden przeznaczał miliardy na propagandę transgender – Franciszek nie napisał ani słowa. Ale gdy deportuje się nielegalnych migrantów – wtedy nagle z Watykanu przychodzi list pełen wątpliwego moralizatorstwa.

Dlaczego papież zachował się w ten sposób? Z perspektywy nauczania Kościoła trudno to uzasadnić: prawo do życia jest absolutnie pierwszorzędnym prawem i jeżeli głos Kościoła jest w polityce konieczny i niezbędny, to właśnie w tej sprawie. Amerykańscy biskupi, owszem, ostatecznie Bidena nierzadko krytykowali. Franciszek jednak – nie. Zupełnie, jakby dobrostan migrantów był ważniejszy od życia dzieci poczętych. To całkowity absurd, który bardzo mocno podważa wiarygodność nauczania Franciszka.

Wydaje się, że papieża motywuje raczej polityczna ideologia lewicy, a nie nauczanie Kościoła. Za to rzeczywiście należałoby się po prostu wstydzić.

Paweł Chmielewski

Pope Francis Minimizes Chastity, Tolerates Homosexuality and Adultery

Pope Francis Minimizes Chastity, Tolerates Homosexuality and Adultery

[Gdy ktoś prześle dobre tłumaczenie, wkleję. Bo warto. md]

by Luiz Sérgio SolimeoFebruary 12, 2025 https://www.tfp.org/pope-francis-minimizes-chastity-tolerates-homosexuality-and-adultery/?PKG=TFPE3540

Pope Francis Minimizes Chastity, Tolerates Homosexuality and Adultery
Pope Francis Minimizes Chastity, Tolerates Homosexuality and Adultery

In his new book, Hope: The Autobiography,1 Pope Francis repeats facts about his life and family and makes doctrinal statements against traditional Church teaching.

Don’t Sins of the Flesh Matter?

Speaking about homosexuality, Pope Francis says that it is not a crime but “a human fact” and “God the Father loves them with the same unconditional love, He loves them as they are.”2

To say that God loves homosexuals “as they are” suggests that God loves them as sinners, which is absurd.3 Saint Thomas explains, after quoting the Psalmist, Thou hatest all the workers of iniquity”4 (5:7), that God loves all men as his creatures, but as sinners, “under this aspect, they are hated by Him.5

Pope Francis’s statements are all the more serious because he considers that sins against chastity have little gravity.

Sexual sins,” he says, “tend to cause more of an outcry from some people. But they are really not the most serious. They are human sins, of the flesh.” For him, “the most serious…are the sins that have more ‘angelicity,’ that dress themselves in another guise: pride, hatred, falsehood, fraud, abuse of power.”6

However, whether of the spirit or the flesh, according to traditional doctrine, every mortal sin deprives the soul of sanctifying grace and makes it deserving of hell.7 Therefore, even though there is a gradation in mortal sins, with more serious and less severe, all equally lead to eternal damnation, and every consummated act of lust is mortal.8

Every grave sin is a revolt against God and thus somehow participates in the revolt of the demons, the evil angels. This is why St. John says, “[h]e that committeth sin is of the devil.9

Downplaying the Virtue of Chastity

By considering the sin of impurity as not that serious, Pope Francis indirectly diminishes the importance of the so-called angelic virtue of chastity. For if impurity is not important, neither will the opposite virtue have the importance the Church and the saints have always attributed to it, which has led so many virgins to prefer martyrdom rather than losing it.

Pope Francis’s minimizing of the virtue of chastity becomes more evident in his answers to Portuguese Jesuits during his 2023 trip to Portugal.

In one response, he spoke of the preoccupation with chastity as something outdated:

“When I was a novice, they used to talk to us about chastity, holy chastity. They used to ask us not to be looking at pictures that were a little bit racy…I mean, those were other times.”10

He made his disinterest in the practice of chastity even clearer to another Jesuit who asked about homosexuality.

“It is clear that today, the issue of homosexuality is very strong, and the sensitivity in this regard changes according to historical circumstances. But what I don’t like at all, in general, is that we look at the so-called ‘sin of the flesh’ with a magnifying glass, just as we have done for so long for the sixth commandment. If you exploited workers, if you lied or cheated, it didn’t matter, and instead sins below the waist were relevant.”11

Wasn’t this change in mentality on the importance of the virtue of chastity what led to the sexual scandals afflicting the Church today?

In addition, this change of mindset is what made possible for Pope Francis to approve the blessing of homosexual “couples” and adulterous unions in Fiducia supplicans.12

The Consequences of Lust

Because of its vehemence, the sin of lust influences the whole of man, darkens his mind, distances him from holy things and the desire for heaven, and causes many other sins. For this reason, the Fathers of the Church have included it among the capital sins, which are serious faults that provoke others.

Traditionally, the sins derived from impurity are spiritual blindness, rashness, inconsideration, inconstancy, inordinate self-love, hatred of God, attachment to this life and horror of the next.13

The Apostle Saint Paul is very clear about the impure person’s eternal damnation:

“Know you not that the unjust shall not possess the kingdom of God? Do not err: neither fornicators, nor idolaters, nor adulterers, nor the effeminate, nor liers with mankind, nor thieves, nor covetous, nor drunkards, nor railers, nor extortioners, shall possess the kingdom of God.14

“Blessed are the clean of heart: for they shall see God”

On the contrary, Sacred Scripture praises those who keep chastity: “O how beautiful is the chaste generation with glory: for the memory thereof is immortal: because it is known both with God and with men.15

The prize for those who love and guard their purity is the greatest one can receive: to see God for all eternity, as Our Lord says in the Sermon on the Mount—“Blessed are the clean of heart: for they shall see God.16

This perennial Church doctrine has always been the path to eternal bliss: seeing God is the greatest happiness one can possess.

By minimizing or implicitly denying the seriousness of sins against chastity—the angelic virtue—Pope Francis is not leading the flock to happiness but eternal damnation because, as mentioned earlier, “[h]e that committeth sin is of the devil.17

A co by się stało, gdyby Franciszek potwierdził katolickie dogmaty?

„A co by się stało, gdyby Franciszek ponownie ogłosił katolickie dogmaty?”

https://pch24.pl/a-co-by-sie-stalo-gdyby-franciszek-ponownie-oglosil-katolickie-dogmaty

Co by się stało, gdyby Ojciec Święty ponownie przedstawił pewne istotne artykuły z katolickich dogmatów?

Przede wszystkim myślę o tym dogmacie: Extra Ecclesiam nulla salus. Definiowany jest on następująco: „Oznajmiamy, mówimy, określamy i ogłaszamy, że dla zbawienia każdego ludzkiego stworzenia kategorycznie potrzebne jest mu poddanie się biskupowi Rzymu” (papież Bonifacy VIII, bulla Unam sanctam, 1302). Gdyby papież Franciszek to powtórzył, można tylko się domyślać, co by się mogło wydarzyć. Co najmniej całkowicie zniszczyłby 60 lat dialogu ekumenicznego i wywołał masowy wewnętrzny rozdźwięk w Kościele katolickim. Być może nawet musiałby się ukrywać?

Jednak to właśnie dogmat Extra Ecclesiam był w centrum działalności misyjnej Kościoła od 2000 lat i stanowił nadrzędną zasadę pobudzającą większość męczenników, z których część była gotowa zginąć straszliwą śmiercią w jego obronie. Dziś bardzo niewielu katolików w ogóle marzyłoby o ponownym przedstawieniu tego „przestarzałego” poglądu. Albo by go kwestionowali, albo też uściślali tak, że straciłby swój sens – to drugie byłoby pewnie preferowaną opcją. Jednakże taki krok nie usuwa przecież tego „potknięcia” w nauce Kościoła, starając się go tylko schować – a istnieje groźba, że wyskoczy ze swojego ukrycia, by znowu nas dręczyć.

Ta nauka musi tymczasem ponownie ożyć w całej swojej chwale, gdyż jest to jedyny powód do nawrócenia na wiarę katolicką. Inaczej: po co starać się w ogóle być katolikiem?

Inną szokującą rzeczywistością nauczania Watykanu w ostatnich czasach jest kategoryczne potępienie wszelkich prób nawrócenia kogoś – prozelityzmu – przez kilku nowożytnych papieży. Papież Franciszek powiedział, że „Kościół rośnie dzięki naszemu świadectwu: słowami i uczynkami – a nie przez prozelityzm” (Przemówienie do katechetów, 27 kwietnia 2013 r.). Te nieliczne dusze, które faktycznie się nawracają, często robią to z drugorzędnych powodów, takich jak: „Moi katoliccy przyjaciele to takie miłe osoby” albo nawet: „Szukałem pewności w swoim życiu”. Św. Edmund Campion w swojej „przechwałce” z 1580 r. napisał rzecz następującą: „Wiara jest zdecydowanie zadawalająca dla umysłu, angażując całą wiedzę i rozum w swojej sprawie, tak że jest całkowicie nie do odparcia dla każdego, kto daje jej neutralny i cichy posłuch”.

Jest to punkt wyjścia dla wszelkiego „prozelityzmu” i niewygodna prawda. Porzuca się obecnie katolicką apologetykę na rzecz mętnych rekomendacji papieża Franciszka w postaci „świadectwa słowami i uczynkami”. Podstawą tradycyjnej nauki Kościoła jest pogląd, że Kościół katolicki jest powszechny w czasie i przestrzeni i każdy musi się nawrócić do niego po to, aby uzyskać zbawienie. Musisz być katolikiem! O matko! Jakie to niewygodne! Niemożliwe jest głoszenie tego dzisiaj bez bycia postrzeganym, jako ten, który popełnia przestępstwo nienawiści, a więc nic dziwnego, że posoborowi papieże zachowywali milczenie. Jak w ogóle mogliby przemówić?

Przejdźmy teraz do innej dziedziny katolickiego nauczania: sodomia jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Wyobraźmy sobie: gdyby Ojciec Święty to ponownie ogłosił? Kolejne przestępstwo nienawiści! Byłoby gorzej, niż gdyby musiał się ukrywać – zamknęliby go na klucz, a potem ten klucz wyrzucili. Zatem co mówią przywódcy Kościoła? Po prostu coś takiego: że homoseksualiści są mile widziani w kształceniu księży pod warunkiem, że nie są „czynni”. Jednak wszyscy przecież wiemy, że nieczyste myśli czy pragnienia, jeśli się nad nimi zastanawiać i w nich rozsmakowywać, są grzeszne i mogą w końcu prowadzić do grzesznych uczynków. W każdym razie, jeśli człowiek o skłonnościach homoseksualnych jest przepytywany przez rektora seminarium, dlaczego u licha miałby przyznawać się do takich skłonności, jeśliby nie planowałby działania pod ich wpływem albo już to zrobił? Aby dostosować się do ustawodawstwa wspierającego LGBT, Kościół mógłby równie dobrze znieść grzech sodomii… Nie widzę sposobu obejścia tego problemu, gdyż to tylko kwestia czasu, zanim czynnemu homoseksualiście odmówią wstępu do seminarium, a on wejdzie na drogę sądową i wygra sprawę. A jeśli hierarchia katolicka nie będzie gotowa pójść do więzienia za mówienie prawdy, będzie to oznaczać całkowity upadek katolickiej nauki moralnej.

Innym dogmatem Kościoła jest to, że Jezus Chrystus jest Królem. Oznacza to, że ma on zwierzchnictwo nie tylko nad naszymi sercami i umysłami, ale także nad narodami i rządami. Jesteśmy dzisiaj tak przyzwyczajeni do rozdziału Kościoła i państwa, że ta zasadnicza część nauki Kościoła jest ponownie albo ignorowana, omijana albo zawężana tak, że przestaje istnieć. Kilka lat temu odwiedziłem z moimi dziećmi miejsce męczeństwa św. Tomasza Becketa w katedrze w Canterbury. Gdy wyszeptaliśmy kilka modlitw o wstawiennictwo do tego wielkiego obrońcy wolności Kościoła katolickiego przed ingerencją państwa w postaci Henryka II, katedralny kanonik podszedł do nas i ogłosił uroczystym tonem: „Oto, co się dzieje, kiedy łączy się Kościół z państwem!”

Rozdział Kościoła i państwa powinien być rzeczą wyklętą dla prawdziwego porządku świeckiego i duchowego, a więc ponownie: wspólnie z Extra Ecclesiam nulla salus i problemem LGBT pogląd o królewskiej godności Chrystusa powraca i nie chce dać nam spokoju. Skoro zaakceptowaliśmy rozdział Kościoła i państwa, państwo musi teraz wymyślić swoją własną moralność, która zostaje przełożona na prawa oparte na ucisku. Ingerencja rządów w życie moralne swoich obywateli, poprzednio zarezerwowana dla Kościoła, jest teraz tak powszechna, że wielu ludzi bezkrytycznie to akceptuje. Cała masa środków, które promują prawa LGBT, są frapującym przykładem tej postawionej na głowie ingerencji polityków w społeczne królowanie Jezusa Chrystusa. A żeby dopełnić tej inwersji, Kościół po Soborze Watykańskim II przyjmuje świeckie wartości rządów, takie jak zmiany klimatyczne, sprawiedliwość społeczną i wolność religijną. Czy potrafimy sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby papież ponownie przedstawił doktrynę o społecznym królowaniu Jezusa Chrystusa? Spodziewam się, że zostałby zdetronizowany – i to szybko!

Głoszenie niektórych doktryn katolickich prosiłoby się o wyroki więzienia różnej długości i tak oto elementy życia katolickiego są także poddawane zmianom po to, by uzgodnić je z publiczną opinią, która utrzymuje, że wszystkie religie są równie ważne. Ten popularny pogląd powoduje, że władze Kościoła się boją się; jest też podstawą obecnych ataków na Mszę łacińską. Wyobraźmy sobie, że obowiązkowo przywróciliby tę Mszę. Jest to niemożliwością, ponieważ dałoby to Kościołowi wyjątkowość i fizyczną tożsamość całkowicie przeciwną duchowi współczesnego świata. Jesteśmy obecnie świadkami ataku nawet na tych katolików, którzy po prostu „lubią” Mszę łacińską i są gotowi zgadzać się z nowymi kierunkami. Nie, oni muszą zmiażdżyć tę Mszę i ma to nadzieję zrobić Ojciec Święty ośmieszając jej zwolenników w swojej najnowszej książce pt. Nadzieja. Ta książka to pierwsza salwa, być może zwiastująca całkowity zakaz Mszy łacińskiej.

Kiedy Ojciec Święty promuje wartości świeckie, wie, że jest bezpieczny, gdyż ruch sedewakantystów nie stanowi dla niego znaczącego zagrożenia. Z drugiej strony, gdyby przedstawił na nowo katolicką doktrynę w jej odwiecznej czystości, jego pozycja byłaby co najmniej niepewna, gdyż większość biskupów i wiernych prawdopodobnie by go porzuciło. Pytanie jest takie: Czy są wśród katolickiej hierarchii tacy, którzy w obliczu wrogich rządów odzwierciedlających opinię publiczną są gotowi cierpieć dla wiary tak, jak św. Tomasz Becket? Wydaje się, że nie. Możemy tylko mieć nadzieję i modlić się o to, by sam Bóg rozwiązał ten problem, być może posyłając nam drugą św. Teresę z Avila. Z czysto ludzkiego punktu widzenia ten kryzys jest nierozwiązalny. Wymaga Bożej ingerencji, o którą musimy prosić codziennie, modląc się na różańcu.

Joseph Bevan

Źródło: rorate-caeli.blogspot.com Tłum. Jan J. Franczak

Franciszek ponownie spotyka buddyjskich mnichów ze świątyni Shaolin. Uczą go kung-fu czy ZEN?

Fascynacja pogaństwem: Franciszek ponownie spotyka buddyjskich mnichów

https://gloria.tv/post/cGUZAzwYDXPb1U9EzKVCLchpU

1 lutego Franciszek przyjął kolejną delegację buddyjskich mnichów. Tym razem przybyli oni ze świątyni Shaolin na górze Song w Henan w Chinach. Jest to miejsce narodzin Shaolin Kung Fu i główny ośrodek buddyzmu zen.

Już dwa tygodnie temu, 13 stycznia, Franciszek przyjął delegację buddyjskich mnichów z klasztoru Gandantegchenlin w Ułan Bator w Mongolii.

W listopadzie 2013 r. Watykan wydał wspólne oświadczenie z buddystami, w którym porównano Buddę i Jezusa jako “wielkich uzdrowicieli”. W tekście dodano: “Budda wskazał na chciwość, a Jezus na grzech jako przyczynę cierpienia”.

Franciszek uważa, że “każda religia jest drogą do Boga” (13 września 2024 r.).

Franciszek chce jeszcze łatwiejszego i szybszego unieważniania małżeństw.

Franciszek chce jeszcze łatwiejszego i szybszego unieważniania małżeństw zawartych w Kościele. „Wiernym należy pomagać”

3.02.2025 https://nczas.info/2025/02/03/franciszek-chce-jeszcze-latwiejszego-i-szybszego-uniewazniania-malzenstw-zawartych-w-kosciele-wiernym-nalezy-pomagac/

Papież Franciszek
Papież Franciszek. / foto: Wikimedia, Lula Oficial, CC BY-SA 2.0

Franciszek ocenił, że należy jeszcze bardziej uprościć procedurę unieważnienia katolickiego małżeństwa. Podkreślił, że „należy pomagać osobom, aby mogły przejść tę drogę w sposób możliwie najsprawniejszy”.

Biskup Rzymu przyjął na audiencji i Trybunał Roty Rzymskiej z okazji inauguracji Roku Sądowego. Zadania tej instytucji to rozeznanie „istnienia lub braku ważnie zawartego małżeństwa”. Stanowi także służbę „zbawieniu dusz”, która ma za cel „”pomoc w oczyszczeniu i odbudowie relacji międzyludzkich”.

31 stycznia Franciszek zwrócił uwagę na „wielką odpowiedzialność” instytucji. Zalecił też szybsze i prostsze procesy, by „opóźniona definicja wyroku” nie powodowała, że „serca wiernych, którzy oczekują wyjaśnienia swojego stanu, pozostawały długo przygnębione ciemnością wątpliwości”.

Zaapelował również o bezpłatność procedur. Wyraził też ubolewanie, że 10 lat po reformie nadal wielu wiernych nie wie, że – rzekomo – można przeprowadzić skrócone postępowanie przed biskupem diecezjalnym, jeśli zachodzą ku temu wymyślone wówczas przesłanki.

Zdaniem Franciszka przywołującego tu wyjątkowo znienawidzonego przez niego Benedykta XVI, celem stwierdzenia nieważności małżeństwa „nie jest komplikowanie życia wiernym, ani tym bardziej zaostrzanie sporów, lecz wyłącznie służba prawdzie”. Przywołał także Pawła VI, który na zakończenie reformy wprowadzonej przez motu priopro „Causas matrimoniales” w 1975 roku zaznaczył, że uproszczenia miały na celu uczynienie procesów bardziej przystępnymi, a więc bardziej pastoralnymi.

– Weryfikacja ważności lub nieważności związku stanowi istotną możliwość i należy pomagać im w jak najsprawniejszy sposób przejść tę drogę – powiedział Franciszek.

„Z okazji dziesięciolecia reformy procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa, wprowadzonej dwoma motu proprio ‘Mitis Iudex Dominus Iesus’ oraz ‘Mitis et Misericors Iesus’, Papież zatrzymuje się nad ‘duchem’, który jej przyświecał, i przypomina, że zmiany ‘norm dotyczących procesu o stwierdzenie nieważności’ były postulowane przez Synod w 2014 roku w celu uczynienia postępowań ‘bardziej dostępnymi i sprawniejszymi’. Zmiany dotyczyły także struktur, aby wymiar sprawiedliwości ‘mógł jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby tych, którzy zwracają się do Kościoła w poszukiwaniu światła w swojej sytuacji małżeńskiej’” – czytamy na portalu watykańskim.

Franciszek podkreślił, że „w centrum reformy” jest biskup diecezjalny, który ma „sprawować wymiar sprawiedliwości w diecezji, zarówno jako gwarant bliskości trybunałów i nadzoru nad nimi, jak i jako sędzia”. Ma możliwość podejmowania decyzji w przypadkach, gdy „nieważność jest oczywista”.

– Zaleciłem włączenie działalności trybunałów w duszpasterstwo diecezjalne, powierzając biskupom zadanie zapewnienia, że wierni będą świadomi istnienia procesu jako możliwego środka zaradczego w ich sytuacji – powiedział Franciszek.

– Zasmuca mnie, gdy słyszę, że wierni nie znają tej drogi. Ważne jest również, aby procedury były bezpłatne, aby Kościół […] ukazywał darmową miłość Chrystusa, przez którego wszyscy zostaliśmy zbawieni – przekonywał [bredził. md] .

Franciszek w Indonezji. Chrześcijaństwo i islam… wspólną drogą ku „światłu”

Franciszek w Indonezji. Chrześcijaństwo i islam… wspólną drogą ku „światłu”

Paweł Chmielewski 7 września 2024 https://pch24.pl/franciszek-w-indonezji-chrzescijanstwo-i-islam-wspolna-droga-ku-swiatlu/

(PAP/EPA/YASUYOSHI CHIBA / POOL )

Chrystus powiada o Sobie, iż jest światłością świata. Papież w Indonezji naucza, że światłością są chrześcijanie i muzułmanie. Zmierzają wspólnie ku ostatecznemu celowi na drodze braterstwa; a różnice w rytach i doktrynie są tylko powierzchnią, bo to, co naprawdę istotne, jest ukryte pod spodem.

Papież Franciszek udał się w podróż do Azji Południowo-Wschodniej: Indonezji, Papui Nowej Gwinei, Timoru Wschodniego i Singapuru. W krótkiej notce opublikowanej na PCh24.pl sugerowałem niedawno, że podróż ta może stać się okazją do zakomunikowania wielu stwierdzeń, które będą graniczyć z błędami indyferentyzmu religijnego. Niestety, to przewidywanie okazało się nazbyt optymistyczne: podczas spotkań z muzułmanami w Indonezji Franciszek konsekwentnie traktował ich tak, jakby nie potrzebowali żadnego nawrócenia, a islam był w pełni uprawnioną drogą, która prowadzi ich ku Bogu. W płaszczyźnie zarówno słów jak i symboli podróż stała się narzędziem utożsamiania Boga Trójjedynego z Allahem. Chrystus to wielki nieobecny papieskich wystąpień, a ostatecznym celem Kościoła i człowieka stało się prowadzenie drogą braterstwa „ku światłu” – bynajmniej nie w Chrystusie Panu.

Skupię się tu wyłącznie na tych działaniach i słowach Franciszka, które były adresowane do muzułmanów. Wyznawcy islamu stanowią lwią część populacji Indonezji i byłoby rzeczą naturalną, gdyby następca św. Piotra, spotykając się z nimi, starał się choćby w najdelikatniejszy możliwy sposób zachęcić ich do zainteresowania Osobą Zbawiciela. Nie chodzi bynajmniej o nachalne wzywanie do dołączenia do Kościoła katolickiego, ale o próbę takiego naświetlenia Pana Jezusa, żeby wywołać wśród islamskich słuchaczy pragnienie bliższego poznania Syna Bożego. Niestety: bazując na oficjalnych materiałach publikowanych przez Stolicę Apostolską można stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca. Papież Franciszek przez całą podróż konsekwentnie zachowywał się tak, jakby islam był absolutnie równoprawną religią.

Mówiąc krótko: Franciszek działał w pełnej zgodzie z literą deklaracji z Abu Zabi, którą w 2019 roku podpisał wraz z Wielkim Imamem z Al-Azhar w Kairze, Ahmadem al-Tayyebem, według której Bóg życzy sobie istnienia różnych religii.

4 września papież wygłosił w pałacu prezydenckim w Dżakarcie przemówienie adresowane do władz Indonezji. Zawarł w nim wiele pozytywnych elementów, na przykład potępienie aborcji oraz wezwanie do wielodzietności, co zasługuje na pochwałę. Niestety, gdy idzie o świadectwo religijne, było skrajnie niekatolickie. W całym wystąpieniu ani razu nie padło imię Pana Jezusa. Papież mówił wprawdzie o Kościele katolickim, ale jego misję przedstawił wyłącznie w kategoriach doczesnych. Stwierdził:

„Kościół katolicki służy dobru wspólnemu i pragnie wzmocnić współpracę z instytucjami publicznymi i innymi podmiotami społeczeństwa obywatelskiego, ale nigdy nie prozelityzuje i zawsze szanuje wiarę każdego człowieka. Kościół pragnie zachęcać do tworzenia bardziej zrównoważonej tkanki społecznej i zapewnić bardziej skuteczną i sprawiedliwą dystrybucję pomocy społecznej”.

Innymi słowy, Kościół w papieskim świadectwie skierowanym do wyznawców fałszywej religii został sprowadzony do roli organizacji dobroczynnej o celach wyłącznie materialistycznych.

5 września papież wygłosił przemówienie w największym meczecie Indonezji, Istiqlal w Dżakarcie, uczestnicząc w spotkaniu międzyreligijnym, gdzie obecni byli z natury rzeczy głównie muzułmanie (choć nie tylko oni). Rozpoczął od określenia meczetu mianem „wielkiego domu ludzkości”, do którego „każdy może wejść, robiąc miejsce dla tęsknoty za nieskończonością, którą każdy z nas nosi w sercach”.

Następnie Franciszek zaczął mówić obrazowo o jedności islamu i chrześcijaństwa. Odwołał się do bardzo specyficznego rozwiązania architektonicznego związanego z meczetem Istiqlal. Otóż meczet ów znajduje się naprzeciwko katolickiej katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Obie świątynie są połączone tunelem, który nazywa się „Tunelem Przyjaźni”.

Franciszek wykorzystał ten obraz, by przedstawić chrześcijaństwo oraz islam jako dwa porządki kulturowo-obrzędowe, które opierają się na tej samej głębokiej zasadzie, jaką jest dążenie do poszukiwania nieskończoności. Proszę uważnie przeczytać słowa papieża:

„Na powierzchni zarówno w meczecie jak i katedrze są przestrzenie, które są definiowane i odwiedzane przez swoich wiernych, ale pod ziemią w tunelu ci sami ludzie mogą spotkać się ze sobą i z perspektywą religijną drugiego. Ten obraz przypomina nam o ważnym fakcie, że widzialne aspekty religii – ryty, praktyki i tak dalej – są dziedzictwem, które należy strzec i szanować. Możemy jednak powiedzieć, że to, co leży “pod spodem”, co biegnie w podziemiach, jak “Tunel Przyjaźni”, jest jednym wspólnym korzeniem dla wszystkich wrażliwości religijnych: to poszukiwanie spotkania z boskością, pragnienie nieskończoności, które Wszechmocny umieścił w naszych sercach, poszukiwanie większej radości i życia silniejszego niż jakikolwiek rodzaj śmierci, które ożywia podróż anszego życia i nakłania nas do przekroczenia naszych granic, by spotkać Boga. Pamiętajmy tutaj, że patrząc głębiej, ujmując to, co płynie w głębinie naszego życia, to znaczy pragnienie pełni mieszkające na dnie naszego serca, odkrywamy, że wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, wszyscy jesteśmy pielgrzymami na naszej drodze do Boga, ponadto, co nas od siebie różni”.

Jak Państwo widzą, Franciszek bardzo wyraźnie sprowadza tutaj różnice religijne do tego, co powierzchowne, wskazując, że to, co naprawdę istotne – jest ukryte gdzieś pod spodem. Mamy do czynienia z klasycznym przykładem herezji modernistycznej, która wszystkie religie wywodzi od wewnętrznego i wrodzonemu każdemu człowiekowi poczucia boskości. Zarazem rzecz jest typowa dla środowisk wolnomularstwa deistycznego. Znamienne, że niepodległa Indonezja powstała przy dużym udziale masonerii, zaimplementowanej w tym kraju przez Holendrów; loże holenderskie są związane z masonerią anglosaską, która – w przeciwieństwie do masonerii dominującej dziś we Francji – nie jest ateistyczna, ale zasadniczo „deistyczna”. Papieska interpretacja „Tunelu Przyjaźni” wpisuje się w idee krzewione przez te grupy: nie chodzi tu wyłącznie o czysto praktyczną przyjaźń, ale o przejawiającą się na najgłębszym poziomie faktyczną (rzekomą) jedność islamu i chrześcijaństwa.

Być może jeszcze wyraźniej wybrzmiało to w krótkim przemówieniu, które Franciszek wygłosił w samym „Tunelu Przyjaźni”. Powiedział tam między innymi:

„Kiedy myślimy o tunelu, łatwo pojawia się nam obraz ciemnego przejścia. Może to być przerażające, zwłaszcza gdy jesteśmy sami. Tutaj jest jednak inaczej, bo wszystko jest oświecone. Chciałbym wam powiedzieć, że to wy jesteście światłem, które to oświeca; czynicie tak poprzez swoją przyjaźń, poprzez harmonię, którą krzewicie, wsparcie, którego sobie udzielacie, przez wspólne podróżowanie, które ostatecznie prowadzi was do pełni światła. My, którzy należymy do różnych tradycji religijnych, mamy rolę do odegrania w niesieniu każdemu pomocy w przekraczaniu tuneli życia z oczami utkwionymi w świetle. Wtedy, na końcu podróży, będziemy w stanie rozpoznać w tych, którzy szli obok nas, brata i siostrę, z którym możemy dzielić życie i nawzajem sobie pomagać”.

W nauce Kościoła to Jezus Chrystus jest Światłem, które przychodzi ze Wschodu. W powyższej wypowiedzi papieskiej symbolika światła została jednak wykorzystana zupełnie inaczej. Ku światłu zmierzają nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie – innymi drogami, niemniej jednak do dokładnie tego samego celu. Więcej nawet: podczas gdy nasz Pan Jezus Chrystus mówi o Sobie: „Ja jestem światłością świata4. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12), papież Franciszek dokonuje jakby trawestacji tych słów, nazywając „światłem” chrześcijan i muzułmanów. Mamy do czynienia nie tylko z rozciągnięciem wymiaru światłości z chrześcijaństwa również na islam, ale także z przeniesieniem tego wymiaru z Boga-Człowieka na ludzi jako takich, co, znowu, zgodne jest z gnostycko-masońską koncepcją samo-oświecenia, która zakłada, iż przedzierając się poprzez różnorodne ryty i praktyki religijne człowiek odkrywa, iż jest tożsamy z bóstwem, w ten sposób osiągając pełnię swojego istnienia – w samym sobie.

W dalszej części Franciszek powiedział też:

„Przyjmując innych i szanując ich tożsamość, braterstwo wzywa ich na wspólnej drodze, którą kroczymy w przyjaźni, prowadząc ku światłu”.

Podczas gdy Chrystus Pan naucza, iż podążanie za Nim prowadzi do światła, papież Franciszek uczy, że do światła prowadzi chrześcijan i muzułmanów co innego, a mianowicie podążanie drogą braterstwa.

Innymi słowy, zbawienie zdaje się nie leżeć w Chrystusie, ale w braterstwie, co – czy nam się to podoba, czy nie – znowu odnosi nas do masońskich ideałów, wyrażonych lapidarnie w okrwawionym haśle francuskiej rewolucji.

Wszystkie papieskie cytaty pochodzą z oficjalnej strony Watykanu, każdy może je sprawdzić.

Paweł Chmielewski

BKP: Owoce Soboru Watykańskiego II po 60 latach – transformacja Kościoła katolickiego w pseudokościół New Age

BKP: Owoce Soboru Watykańskiego II po 60 latach – transformacja Kościoła katolickiego w pseudokościół New Age

(część 4)

Patrz wideohttps://vkpatriarhat.org/pl/?p=23140    https://youtu.be/87brA1CFSwk

https://bcp-video.org/pl/owoce-sob-wat-ii-4/    https://rumble.com/v6c4667-owoce-sob.-wat.-ii-4.html

https://cos.tv/videos/play/58460219566494720    bitchute.com/video/SLpCNCUm4w8J/

Sobór Watykański II de facto wyeliminował prawdziwą apologetykę i prawdziwą misję i otworzył drzwi niemal wszystkim herezjom. Konieczne jest przywrócenie misji katolickiej i prawdziwej apologii wiary! Trzeba przez prawdziwą pokutę powrócić do zdrowych fundamentów wiary zbudowanej na skale Ewangelii, nauce apostolskiej, tradycji świętych i nauczycieli Kościoła. Proces odnowy katolika i Kościoła musi rozpocząć się od osobistej pokuty, która zakłada oddzielenie od pseudo-papieża Bergoglio, od zbrodniczej „Fiducia supplicans” i od heretyckiego Soboru Watykańskiego II. „Zbliżcie się do Boga, a On zbliży się do was” (Jak 4,8).

Duch Soboru Watykańskiego II globalizacyjnym terminem „religia” zaprogramował transformację Kościoła katolickiego w antykościół New Age. Na konferencji prasowej 6 lutego 2019 r. pseudopapież Bergoglio oświadczył w samolocie, że nie odstąpił od Soboru Watykańskiego II nawet o milimetr. Synod o Amazonii (2019) był tego dowodem.

Przedstawiamy porównanie dokumentów Soboru Watykańskiego II „Nostra aetate” (NA) i „Dignitatis humanae” (DH) z „Instrumentum laboris” (IL) Synodu o Amazonii.

Cytat DH: „…aby wspólnotom religijnym nie przeszkadzano w swobodnym okazywaniu szczególnej siły ich (pogańskiej) nauki”.

Cytat z IL 94: „Należy wziąć pod uwagę mity, tradycje, obrzędy i miejscowe ceremonie, które mają wymiar transcendentalny, plemienny i ekologiczny”.

„Instrumentum laboris” wyraża już bardziej konkretnie żądanie transformacji Kościoła i przyjęcia ducha pogaństwa do jego wnętrza. Twierdzi, że należy wziąć pod uwagę mity, tradycje, obrzędy miejscowe i ceremonie, które mają wymiar transcendentny. Jest to akceptacja duchowości pogańskiej, a to oznacza odstępstwo od Chrystusa na rzecz pogaństwa i jego praktyk, za którymi stoją siły demoniczne. Św. Tomasz z Akwinu mówi: „Uczenie się od diabła jest zbrodnią”.

Cytat z NA: „Ze szczerym szacunkiem (Sobór) patrzy na ich maniery, życie, zasady i doktrynę”.

Cytat z IL 50: „…komunikacja międzypokoleniowa polega na przekazywaniu doświadczeń przodków, duchowości i teologii rdzennych mieszkańców przy jednoczesnym zapewnieniu troski o wspólny dom”.

Chodzi tu o przekazywanie doświadczeń z czarną magią i przywoływaniem duchów – demonów – oraz związanych z nimi duchowości demonicznych i pseudo-teologii. Pismo Święte mówi: „Wszyscy bogowie pogan to demony” (Ps 95,5). Rdzenni przodkowie składali demonom ofiary z ludzi, a niektóre pogańskie duchowości obejmowały ludożerstwo – byli kanibalami.

Patrzeć na kanibalizm, składania ofiar z ludzi i na inne pogańskie maniery ze szczerym szacunkiem, jak uczy dokument Soboru Watykańskiego II, to absurd! Sobór Watykański II swoim programem zaprzecza słowu Bożemu i umożliwia wprowadzenie w Kościele katolickim zgubnej drogi modelu „Amazonii”.

Cytat z NA„Podobnie też inne religie… wskazują drogi… jak również sakralne obrzędy”.

Cytat z IL: „Potwierdza się potrzebę… przyjęcia (rdzennych kultur) w obrzędach liturgicznych i sakramentalnych”.

Przyjmowanie rdzennych kultur i obrzędów związanych z duchowością demoniczną do obrzędów liturgicznych i sakramentalnych jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu i szczytem bluźnierstwa! W sakramentach działa Duch Święty. Podczas pogańskich obrzędów działa diabeł i demony. „Jaka jest wspólnota Chrystusa z Beliarem?” (por. 2 Kor 6,15)

Bergoglio z żądaniem wyświęcania kobiet na diakonisy i kapłanki, zniesienia celibatu i wprowadzenia ducha pogańskiego do Liturgii wystąpił już w związku z synodem o Amazonii. Tzw. majski ryt liturgiczny, obejmujący praktyki pogańskie włączone do Liturgii, Bergoglio już zatwierdził.

Cytat z NA: „Kościół wzywa swoich synów, aby przez dialog i współpracę z wyznawcami innych religii, uznawali, chronili i wspierali owe dobra duchowe i moralne, a także wartości, które u tamtych się znajdują”.

Cytat z IL 29: „Rdzenne narody Amazonii mogą nas wiele nauczyć. Należy tworzyć nowe drogi ewangelizacji w dialogu z tą mądrością przodków, w której objawiają się nasiona Słowa”.

Rdzenne plemiona Azteków co roku składały demonom 20 000 ofiar z ludzi! Szaman żywcem rozcinał człowiekowi klatkę piersiową i poświęcał wciąż bijące ludzkie serce jego bóstwu – szatanowi i demonom!

Czy to jest mądrość przodków, której mamy się uczyć? W tej tzw. mądrości pogańskiej nie ma żadnych nasion Słowa, czyli prawdy Chrystusowej. Są tam nasiona ducha kłamstwa i śmierci – diabła.

Pan Jezus nie posyła nas, abyśmy prowadzili dialog z poganami, ale posyła nas, aby się odwrócili od mocy szatana do prawdziwego Boga! (por. Dz 26,17-18). Bóg nas uwolnił (gr. errizato) spod władzy ciemności I przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna (Kol 1,13).

Pod pozorem dialogu chodzi o zdradę Ewangelii i zbawiennej wiary, jest to zbrodnia, apostazja i droga do zagłady! Przyjmując do Kościoła praktyki pogańskie, które ucieleśniają ducha pogaństwa, nastąpił proces antyewangelizacji. Dlatego droga życia Bożego błędnie zastępuje się drogą śmierci.

Cytat z NA: „Kościół wzywa swoich synów, aby przez rozmowy i współpracę z wyznawcami innych religii, … wspierali wartości, które u tamtych się znajdują”.

Cytat z IL 41: „Kościołem prorockim w Amazonii jest ten, który prowadzi dialog… na rzecz ekologii integralnej”.

To nie jest proroczy, ale pseudo-proroczy antykościół. Ekologia integralna, zgodnie z dokumentem Synodu, obejmuje tzw. „kosmowizję” plemion indiańskich. Oznacza to, że wszystkie demoniczne duchy i bóstwa tzw. działają na tym terytorium. Wynika z tego, że tzw. konwersja ekologiczna, którą promuje Synod, jest w rzeczywistości zwróceniem się do duchów, które narody indian czczą i które rzekomo działają na tym terytorium. Z punktu widzenia chrześcijaństwa nie jest to nawrócenie, ale odstępstwo od Chrystusa! To nie tylko apostazja, ale także głupota.

Jakim prawem Sobór Watykański II bojkotuje obowiązek głoszenia Ewangelii i zastępuje go samobójczym  dialogiem?

Cytat z IL 30: „Potwierdza to drogę, która rozpoczęła się dla całego Kościoła przez Sobór Watykański II”

Heretycki dokument o Amazonii otwarcie przyznaje, że swoimi herezjami potwierdza jedynie drogę rozpoczętą przez Sobór Watykański II! Duch Soboru Watykańskiego II i duch Synodu o Amazonii są identyczni. Jest to synkretyzm z pogaństwem.

———————-

Przedstawiamy fragmenty biografii dwóch męczenników biskupów, św. Emiliana i św. Ignacego.

Za cesarza Dioklecjana (286-305) miały miejsce okrutne prześladowania. Namiestnikiem we Włoszech był Maksymian. W mieście Spoleto biskupem był Emilian. Maksymian przyprowadził go przed swój sąd i powiedział do niego: „Co o tobie słyszę, Emilianie, dlaczego chcesz dobrowolnie oddać się na śmierć za swoje szaleństwo? Będziesz okrutnie torturowany i skazany na gorzką śmierć, jeśli nie oddasz pokłonu naszym bogom”. Święty biskup odważnie odpowiedział: „Nie będę kłaniał się demonom, a ci, którzy się im kłaniają, będą wiecznie męczeni w piekle”.

Maksymian rozgniewał się i kazał bezlitośnie bić świętego… Potem krzyknął ze złością: „Już nie wzywaj przede mną imienia Chrystusa, ale zlituj się nad sobą, bo czekają cię wielkie męki!”. Święty śmiało wyznał: „Jestem sługą Chrystusa! Wyznaję i wysławiam imię Jezusa Chrystusa. Dla Niego jestem gotowy znieść wszelkie męki i śmierć.” Maksymian kazał świętego okrutnie torturować i ostatecznie ściąć mieczem.

Inny biskup, św. Ignacy, również poniósł śmierć męczeńską za odrzucenie bałwochwalstwa. Kiedy cesarz Trajan (98-117) przebywał w Antiochii, kazał wezwać biskupa Ignacego i powiedział mu: „Jeśli złożysz ofiarę naszym bogom, staniesz się moim przyjacielem, a ja cię uczynię arcykapłanem boga Zeusa”. Święty odpowiedział: „Dlaczego miałbym być arcykapłanem Zeusa, skoro jestem kapłanem mojego Chrystusa? Nie boję się śmierci i nie szukam dóbr doczesnych, ale czynię wszystko, aby przyjść do Chrystusa, który za mnie umarł. Nawet jeśli rzucisz mnie na pożarcie zwierzętom, ukrzyżujesz na krzyżu, zabijesz mieczem lub spalisz ogniem, nigdy nie złożę ofiary demonom”. Wtedy Trajan skazał Ignacego na rzucenie na pożarcie zwierzętom, gdyż uważał to za najokrutniejszy sposób śmierci. Nakazał jednak zabrać świętego do Rzymu. Po drodze Ignacy przestrzegł Efezjan: „Jeśli ktoś przez złą naukę niszczy Kościół Boży, za który Jezus Chrystus został ukrzyżowany, ten człowiek, ponieważ się skalał, wejdzie w ogień nieugaszony. To samo stanie się z tym, kto go słucha”.

Te słowa św. Ignacego o złym nauczaniu, które niszczy Kościół Boży, w pełni odnoszą się do dokumentów i ducha Soboru Watykańskiego II oraz pseudopapieża Bergoglio, a także tych, którzy go słuchają i mu się podporządkowują.

Święty Ignacy został rzucony bestiom w Rzymie 20 grudnia 107 roku.

Jaki duch bije z biografii dwóch świętych biskupów, męczenników? To jest Duch Chrystusowy. A jaki duch stoi za dokumentami Soboru Watykańskiego II? Za nimi stoi duch antychrysta! Dlatego Sobór Watykański II musi zostać potępiony jako heretycki.

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metody OSBMr               + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

13.01.2025

Konieczność odnowy katolickiej misji i apologetyki

vkpatriarhat.org/en/?p=25574  /english/

vkpatriarhat.org/fr/?p=18514  /français/

—————————————- 

Zapisz się do naszego newsletter  lb.benchmarkemail.com//listbuilder/signupnew?5hjt8JVutE5bZ8guod7%252Fpf5pwVnAjsSIi5iGuoPZdjDtO5iNRn8gS049TyW7spdJ

Cud: Trójca “pierwszych” autobiografii Franciszka

Spera: “Pierwsza” autobiografia papieża Franciszka

https://gloria.tv/post/1Gtc7Ggo2UAm34hoGMbu39XzA

Spera, pierwsza autobiografia papieża Franciszka, która następuje po Il Successore, pierwszej autobiografii papieża Franciszka, która z kolei następuje po Life, pierwszej autobiografii papieża Franciszka, nie spotkała się z pożądanym przyjęciem”, pisze Vincenzo Rizza na AldoMariaValli.it (21 stycznia).

Nawet Austen Ivereigh, pierwszy biograf papieża Franciszka, który opublikował pierwszą biografię Franciszka, nazwał Spera rozwlekłą, pełną błędów i powtarzającą znane już wiadomości. Skarżył się, że wydawca, Penguin Random House, nie poprosił go wcześniej o recenzję pracy.

Rizzo zauważa, że Franciszek jest pierwszym papieżem, który dokonał cudu opublikowania wielu “pierwszych autobiografii”, pierwszym, który opublikował pierwsze wideo na Tik Tok (“szczerze żenujące”) i pierwszym, który otwarcie promował swoją pierwszą autobiografię.

Teraz Rizzo ma nadzieję, że Franciszek nie będzie pierwszym papieżem, który odbędzie trasy promocyjne po głównych księgarniach, z towarzyszącą sesją podpisywania pierwszych egzemplarzy z autografami i dedykacjami.

Sugeruje on Penitencjarii Apostolskiej, aby Spera została włączona do tekstów, które są przedmiotem sesji formacyjnych przydatnych do uzyskania odpustu jubileuszowego:

“Niech czytelnik wybierze, czy jest to dla niego pierwsze dzieło miłosierdzia, czy pokuty”

Przemówienie lamy Franciszka do buddystów. Ani słowa o Chrystusie, ani słowa o Bogu

Przemówienie Franciszka do buddystów. Ani słowa o Chrystusie, ani słowa o Bogu

https://pch24.pl/przemowienie-franciszka-do-buddystow-ani-slowa-o-chrystusie-ani-slowa-o-bogu

(Fot. Papież Franciszek / fot. Flickr / Mazur/catholicnews.org.uk)

Papież Franciszek spotkał się w styczniu z delegacją buddystów z Mongolii. W przemówieniu powitalnym nie wspomniał ani słowem ani o Jezusie Chrystusie, ani nawet o Bogu Ojcu. Mówił za to o sobie i buddystach jako ludziach „wpatrzonych w niebo”.

Papież Franciszek już szereg razy przyjmował w Watykanie delegacje buddystów. Zdarzało się, że mówił przy tym o Panu Jezusie Chrystusie, jakkolwiek zwykle zestawiał go z Siddharthą Gautamą tzw. Buddą, wskazując, że zarówno Zbawiciel jak i tzw. Budda zabiegali o pokój.
Tym razem poszedł w dialogizmie jeszcze dalej. Nie wspomniał o Panu Jezusie nawet słowem. Nie powiedział nic również o Bogu, ograniczając się do ogólnych sformułowań na temat „religijności” oraz „patrzenia w niebo”.

Franciszka 13 stycznia odwiedził przełożony buddyjskiego klasztoru w Ułan Baton w towarzystwie innych buddystów; był z nim również kardynał Giorgio Marengo, prefekt apostolski w Mongolii.

Papież wspomniał w przemówieniu swoją wizytę w Mongolii w 2023 roku. Powiedział, że jej punktem kulminacyjnym było „spotkanie międzyreligijne, gdzie zastanawialiśmy się nad głęboką duchową tęsknotą wszystkich mężczyzn i kobiet, którą można porównać do szerokiej grupy braci i sióstr podróżujących przez życie z oczami utkwionymi w niebo”. „Dlatego witam was teraz jako brat was wszystkich w imię naszego wspólnego religijnego poszukiwania” – stwierdził, cytując samego z siebie z przemówienia 2023 roku.

Następnie biskup Rzymu zachwalał „odrodzenie religijne” w Mongolii, polegające na stopniowym odchodzeniu od sowieckiego ateizmu na rzecz powrotu do buddyjskich i pogańskich tradycji religijnych wcześniejszych czasów.

Franciszek wskazał, że w tym roku „w tradycji chrześcijańskiej” odbywa się Rok Jubileuszowy, który jest „czasem pielgrzymek, pojednania i nadziei”. Z okazji Roku Świętego wezwał do realizacji „wspólnych zadań – budowania bardziej pokojowego świata, który wzmacnia harmonię między ludźmi i wewnątrz naszego wspólnego domu”. Stwierdził, że „religijny przywódcy, zakorzenieni w sobie właściwych naukach, ponoszą odpowiedzialność za zachęcanie ludzkości do odrzucenia przemocy i przyjęcia kultury pokoju”.

Wyraził wreszcie przekonanie, że wizyta buddystów w Rzymie będzie okazją do pogłębienia współpracy na rzecz „promowania społeczeństwa opartego o dialog, braterskość, wolność religijną, sprawiedliwość i harmonię społeczną”. Zachęcił buddystów do utrzymywania relacji z Kościołem katolickim w Mongolii celem „pokoju i dobrostanu wszystkich”.

Na koniec zapewnił buddystów o „najlepszych, modlitewnych życzeniach”.

Źródło: vatican.va Pach

https://pch24.pl/droga-franciszka-do-rownosci-wszystkich-religii-od-filmu-z-2016-roku-az-do-singapuru-2024/embed/#?secret=WDqriwzruI#?secret=DyrirIaVF4

„Jak pijany Noe”. O inwektywach Franciszka wobec Tradycji.

„Jak pijany Noe”. Paweł Lisicki o papieskich inwektywach w kierunku tradsów

https://pch24.pl/jak-pijany-noe-pawel-lisicki-o-papieskich-inwektywach-w-kierunku-tradsow

Papież Franciszek w swojej autobiografii pt. „Miej nadzieję” uderzył w tradycjonalistów, zarzucając im m.in. niestabilność emocjonalną. Kuriozalne słowa papieża ostro skomentował publicysta katolicki, Paweł Lisicki.

Publicysta na łamach dorzeczy.pl przypomina fragment Księgi Rodzaju, w którym pijany Noe leży nieprzytomny w swoim namiocie, a synowie muszą okryć jego nagość. „Niezależnie od tego jak się interpretuje ten fragment Biblii można uznać, że Franciszek zachowuje się jakby był właśnie odurzonym Noem: wyrzuca z siebie brutalne i opryskliwe sądy, nie zważa na to jak muszą się czuć systematycznie przez niego obrażani wierni; gorzej, robi wrażenie, jakby wręcz nie rozumiał i nie znał prawdy katolickiej” – podkreśla Lisicki.

Franciszek za „kuriozalne” uznał zainteresowanie tradycyjną liturgią zwłaszcza młodszych pokoleń. Zdaniem papieża to nie jest wcale „radość z Tradycji”, ale „przejaw klerykalizmu”. Umiłowanie tradycyjnej liturgii określił jako „sekciarską nowoczesność”, rzekomo zamaskowaną pod powrotem do sacrum.

Papież posunął się jeszcze dalej. De facto oskarżył tradycjonalistów o niestabilność psychiczną. „Czasem za tymi kostiumami kryje się poważne niezrównoważenie, zaburzenia afektywne, problemy z zachowaniem, złe samopoczucie, co można instrumentalizować” – napisał.

„Podsumujmy nauki Franciszka: katolicy przywiązani do tradycyjnych form pobożności są sekciarzami, ludźmi poważnie niezrównoważonymi, cierpiącymi na „zaburzenie afektywne” itd., itp. Jest to nie tylko obraźliwe i pogardliwe, ale także najzwyczajniej w świecie, niedorzeczne” – przekonuje Lisicki.

W jego opinii nie dziwi, że coraz więcej ekspertów powątpiewa czy Franciszek w ogóle jest papieżem, skoro wygłasza jawnie niekatolickie poglądy. Do takich Lisicki zaliczył nie tylko przekłamania na temat tradycyjnej liturgii, ale zgodę na błogosławieństwa par LGBT i ataki wymierzone w tym kontekście w biskupów stojących na straży dotychczasowej nauki Kościoła. 

Źródło: dorzeczy.pl PR

Franciszek czy Klaus Schwab. Kto jest papieżem kościoła synodalnego?

Franciszek czy Klaus Schwab. Kto jest papieżem kościoła synodalnego?

Piotr Relich https://pch24.pl/franciszek-czy-klaus-schwab-kto-jest-papiezem-kosciola-synodalnego/

Zgodnie z wizją Klausa Schwaba, również Kościół musi dokonać „Wielkiego Resetu”. A nic nie nadaje się do tego lepiej jak proces synodalny.

Synod o synodalności wprowadził Kościół w nową epokę. Epokę wiecznie ewoluującej sumy wspólnot różnych prędkości, wyruszającej ku bliżej nieokreślonej zmianie. Na początku tej drogi, dokument końcowy synodu, jako kluczowe obszary reform, wymienił: rolę kobiet w Kościele, strukturę władzy oraz liturgię. Na dalszych etapach czekają już zapewne kwestie etyki seksualnej, celibatu czy stosunku wobec środowisk LGBT+. Nad zmianą doktryny w tych obszarach od ponad sześciu lat debatują już katolicy w Niemczech, a głosów akceptacji dla powyższych propozycji nie brakowało również na samym Synodzie.

Obecnej rewolucji wyczekiwali nie tylko progresiści wewnątrz Kościoła, ale i wpływowe środowiska, kreślące globalne scenariusze dla całej ludzkości. Uznając rolę religii w „łączeniu ludzi w dążeniu do wspólnego celu”, już dawno zauważyli, że przywódcy religijni posiadają moc przekonywania ludzi, tam gdzie brakuje autorytetu innym. Jak wskazuje Światowe Forum Ekonomiczne, ponad 80 proc. mieszkańców globu należy do jakiejś wspólnoty religijnej. Tym samym bez zaangażowania ludzi wiary, nie można „stawić czoła globalnym wyzwaniom” takim jak zmiany klimatu, pandemie, wojny etc.

Ale do takich wyzwań należy również zapewnienie „powszechnego dostępu do świadczeń z zakresu zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego (Agenda 2030, cel 3.7)”. To także m.in. konieczność zagwarantowania kobietom „pełnego i efektywnego udziału w procesach decyzyjnych na wszystkich szczeblach (…) oraz równe szanse w pełnieniu funkcji przywódczych” (Cel 5.7).

Nietrudno zauważyć, że przynajmniej w tych punktach nauka Kościoła katolickiego diametralnie rozbiega się z agendą ONZ. I rzeczywiście, eksperci Światowego Forum Ekonomicznego już w 2016 r. w raporcie „Rola wiary w systemowych globalnych wyzwaniach”, wprost wskazali instytucje religijne jako „część problemu” dotyczącego m.in. równości płci.

Eksperci WEF za niedopuszczalne uznali m.in. ograniczenia w zatrudnieniu, dostępie do urzędów lub edukacji ze względu na płeć czy orientację seksualną. Wśród wad instytucji religijnych wymieniono również „klerykalizm” – i to na kilka lat przed spopularyzowaniem określenia przez papieża Franciszka. Jako godne potępienia uznano takie postawy jak „tradycjonalizm” i „konserwatyzm”, a wśród „problemów” wymieniono również patriarchalną strukturę władzy. Obawę globalistów wzbudzał również „gwałtowny opór przeciwko niektórym politykom, takim jak kontrola urodzeń i szczepienia”. 

Dlatego przez angaż instytucji religijnych do „przezwyciężania globalnych wyzwań” należy przede wszystkim rozumieć działanie na rzecz zmiany doktryny. Odczytywany w tym kontekście, Synod o synodalności jawi się jako urzeczywistnienie idei Wielkiego Resetu w Kościele.

Kościół Światowego Forum Ekonomicznego

Środowiska globalne nie mogą nie uwzględniać w swoich kalkulacjach największej instytucji religijnej świata. Dlatego właśnie, mimo deklarowanego ateizmu, od ludzi Kościoła nigdy nie stronił sam założyciel Forum, Klaus Schwab.

W 1993 r. podczas Forum przemawiał prekursor procesu synodalnego, kard. Carlo Maria Martini. Włoski purpurat widział w synodzie instrument zmieniania Kościoła, także w obrębie jego doktryny. W jego opinii zmian wymagały takie obszary jak rola kobiet, struktura władzy, etyka seksualna czy stosunek wobec mniejszości seksualnych. W ostatniej wykładni swoich poglądów, książce pt. „Credere e Conoscere” („Wiara i Wiedza”) z 2012 r., arcybiskup Mediolanu poparł ideę związków partnerskich i małżeństw jednopłciowych oraz przyznał, że w nie widzi nic złego w obscenicznych paradach „dumy gejowskiej”. Do dzisiaj jezuicki hierarcha pozostaje punktem odniesienia dla wszystkich pragnących heterodoksyjnych zmian w Kościele.

Ale dużo większy wpływ na poglądy Schwaba wywarł brazylijski biskup Helder Camara. Zmarły w 1999 r. hierarcha znany jest na Zachodzie głównie z wykreowanej hagiografii; we włoskiej prasie przedstawiano go m.in. jako „Proroka ubogich”, „Świętego z faweli” czy „Głos Trzeciego Świata”. W rzeczywistości jednak, Camara stanowił ucieleśnienie ideologii marksistowskiej wewnątrz Kościoła. Przekonywał, że filozofia Marksa osiągnęła taki stopień wpływu na myśl Zachodnią co św. Augustyn, dlatego należy rozważyć jej mariaż z teologią katolicką. Wspierał działaczy Akcji Katolickiej, którzy dołączyli do brazylijskiej partyzantki komunistycznej. Jako jeden z prekursorów teologii wyzwolenia, popierał reżimy komunistyczne w ZSRR, na Kubie i w Chinach. Pozytywnie wypowiadał się m.in. o rewolucji kulturalnej Mao Zedonga.

W 1968 r. otwarcie wystąpił przeciwko encyklice Pawła VI Humanae Vitae, określając ją jako „błąd przeznaczony do torturowania narzeczonych i zakłócania spokoju tak wielu serc”. Był zwolennikiem aborcji eugenicznej i rozwodów, a podczas Soboru Watykańskiego II wyrażał swoje poparcie dla kapłaństwa kobiet, uniemożliwianego przez – jak to określił – „męskie uprzedzenia”.

W obecności ojców soborowych wyraził poparcie dla trans-humanistycznych idei rosyjskiego eugenika Sergieja Woronowa, wierząc w możliwość powoływania sztucznego życia i fizycznego zmartwychwstania umarłych dzięki technologii. Camara był jednym z sygnatariuszy tzw. Paktu katakumbowego liberalnych hierarchów, podzielających wizję Kościoła „ubogiego”, bez własności, insygniów władzy i hierarchii.

Schwab określił spotkanie z brazylijskim biskupem jako jeden z „przełomowych momentów w jego życiu”. Dzięki wizycie w fawelach, Niemiec miał zrozumieć „czym jest ubóstwo”. Brazylijczyk przyjechał do Szwajcarii w styczniu 1974 r., zaledwie trzy lata po inauguracji pierwszego Davos. Stamtąd nawoływał do redystrybucji bogactwa i „sprawiedliwości społecznej”. Wielka inspiracja Schwaba, zamiast ekskomuniki, ma dzisiaj duże szanse na wyniesienie na ołtarze. W 2015 r. ruszył jego proces beatyfikacyjny, a w 2021 r. przekazano do Watykanu całą dostępną dokumentację na temat „czerwonego biskupa”.

Watykański „NGOs”

Choć Schwab w zeszłym roku zrezygnował z przewodzenia WEF, ciężko przecenić jego dokonania w postępie globalizmu. Podobnie, myśl nieżyjącego już Camary wydała na świat m.in. pontyfikat Jorge Bergoglio. Można powiedzieć, że osoba Franciszka spaja ich wspólne dziedzictwo, budując niemal nierozerwalny związek globalnej lewicy z Kościołem.

Argentyński papież osobiście zmienił doktrynę w zakresie kary śmierci, popełnił przełomową z perspektywy agendy klimatycznej encyklikę Laudato Si, uroczyście sygnował ONZ-owską Agendę 2030 oraz w imieniu Stolicy Apostolskiej przystąpił do Porozumienia Paryskiego. Franciszek dopuścił rozwodników w ponownych związkach do Komunii św. oraz umożliwił błogosławieństwa homo-par. Dokonał rewolucji w Papieskiej Akademii Życia, m.in. zapraszając w jej szeregi aborcjonistkę i ekspert WEF, prof. Mariannę Manzuccato. W czasie pandemii COVID-19, Watykan został światowym promotorem sanitaryzmu i szczepionek, a deklaracją Abu Zabi, Kościół poczynił również milowy krok w stronę zrównania wszystkich religii.

Kościół pod przywództwem Franciszka pozostaje zdeterminowany, by jak najszybciej wymazać wszelkie zastrzeżenia wysuwane pod jego adresem przez globalistów. Jednocześnie uruchomia proces, który ma nadrobić – jak to określił kard. Martini – 200-letnie „zacofanie” względem Rewolucji Francuskiej. Może już czas zakończyć grę pozorów i od razu przenieść Stolicę Apostolską do Davos?

Piotr Relich

Franciszek: Wszyscy w Kościele są zaproszeni. Rozwodnicy, homoseksualiści i osoby trans…

15 stycznia 2025 https://pch24.pl/franciszek-wszyscy-w-kosciele-sa-zaproszeni-rozwodnicy-homoseksualisci-i-osoby-trans/

Franciszek: wszyscy w Kościele są zaproszeni. Rozwodnicy, homoseksualiści i osoby trans

(fot. EPA/ALESSANDRO DI MEO Dostawca: PAP/EPA.)

„Bóg Ojciec kocha ich tą samą bezwarunkową miłością, kocha ich takimi, jakimi są, i towarzyszy im w taki sam sposób, jak nam wszystkim, będąc blisko, miłosierny i czuły” – napisał o homoseksualistach papież Franciszek w swoim nowym pamiętniku Nadzieja. Równocześnie papież wiele miejsca poświęcił obronie błogosławieństwa par jednopłciowych, wyrażonego w dokumencie Fiducia Supplicans.

„To ludzie są błogosławieni, a nie związki” – napisał papież Franciszek, komentując po raz kolejny kontrowersje wokół dokumentu Fiducia Supplicans. Tymczasem sam tekst mówi o błogosławieństwie udzielanym parze osób tej samej płci. Ciężko również błogosławić parę bez uwzględnienia ich intymnego związku; to właśnie ich wzajemna relacja tworzy parę.

Komentarze Franciszka z pamiętnika Nadzieja, rozszerzają jego wcześniejszą obronę dokumentu, umożliwiającego księżom udzielanie błogosławieństw parom homoseksualnym. „Otwartość, a na pewno nie relatywizm, ani żadna zmiana doktryny, jest duchem i sercem Fiducia supplicans” – napisał Franciszek.

Wydany w grudniu 2023 r. dokument wywołał powszechne oburzenie w całym Kościele, a znaczna liczba biskupów odrzuciła tekst w całości. Emerytowany prefekt Kongregacji Nauki Wiary (dzisiaj – Dykasteria Nauki Wiary) kardynał Gerhard Müller napisał, że „błogosławieństwa” par homoseksualnych stanowią „bluźnierstwo” i że dokument jest „wewnętrznie sprzeczny”.

Rzeczywiście, zaledwie dwa lata wcześniej, w 2021 r., KNW wyraźnie stwierdziła, że Kościół nie ma „władzy udzielania błogosławieństwa związkom osób tej samej płci”. KNW napisała, że „nie jest dozwolone udzielanie błogosławieństwa związkom (…) nawet stabilnym, które obejmują aktywność seksualną poza małżeństwem (tj. poza nierozerwalnym związkiem mężczyzny i kobiety otwartym na przekazywanie życia), jak ma to miejsce w przypadku związków między osobami tej samej płci”.

Ale według Franciszka, zgoda na błogosławieństwa osób tej samej płci „wynika z pragnienia, aby nie przypisywać jednej sytuacji lub jednej kondycji całemu życiu tych, którzy pragną zostać oświeceni i żyć z towarzyszącym im błogosławieństwem”.

„Wszyscy w Kościele są zaproszeni, w tym osoby rozwiedzione, w tym osoby homoseksualne, w tym osoby transpłciowe” – dodał, opierając się na swoich regularnych spotkaniach z grupami osób trans w Watykanie. „Kiedy po raz pierwszy grupa osób transpłciowych przybyła do Watykanu, wyszli ze łzami w oczach, wzruszeni, ponieważ wziąłem ich za ręce, pocałowałem ich… Jakbym zrobił dla nich coś wyjątkowego. Ale one są córkami Boga!”.

Nie jest jasne, czy Franciszek miał na myśli biologiczne kobiety, czy mężczyzn, którzy żyją jako „transpłciowe kobiety”. Na kartach pamiętnika Franciszek potępił „opór” wobec tekstu jako oparty na „niewystarczającej wiedzy lub jakiejś formie hipokryzji”.

Potępiając prawa przeciwko homoseksualizmowi, które są szczególnie rozpowszechnione w krajach afrykańskich, Franciszek powiedział, że homoseksualizm „jest faktem ludzkim”, na który Kościół nie może reagować „bezmyślnie”. Papież zdawał się również sugerować, że nie ma potrzeby nawracania się z homoseksualnego stylu życia, ponieważ Bóg „kocha ich takimi, jakimi są”:

„Bóg Ojciec kocha ich tą samą bezwarunkową miłością, kocha ich takimi, jakimi są, i towarzyszy im w taki sam sposób, jak nam wszystkim, będąc blisko, miłosierny i czuły” – napisał.

Źródło: lifesitenews.com PR

==================

mail:

Czy Franciszek zna ten fragment z Nowego Testamentu 1 listu do Koryntian z Pisma Świętego!???

Cyt. “Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą….”

Homoseksualny aktywista Domenico Battaglia, już jako neo-kardynał, dalej gorszy.

Neokardynał: Homoseksualna propaganda.

sodomici

Homoseksualny aktywista Domenico Battaglia, którego Franciszek mianował w grudniu “kardynałem Neapolu”, propagował homoseksualne grzechy podczas ceremonii Te Deum w swojej katedrze 31 grudnia, na zakończenie roku.

Podczas wydarzenia wystąpił Cristiano Cimmino, przedstawiciel “i Ken”, stowarzyszenia promującego “pełne korzystanie” z homoseksualności.

He presented the association to the bewildered faithful as a “lay pastoral community” founded by a group of homosexual and transvestite activists, admitting that they extend their propaganda even to schools.

Cimmino przypomniał również o zaangażowaniu na rzecz homoseksualistów, którzy nielegalnie imigrują do Włoch.

Kanał TV, który zajmuje się propagandą homoseksualną, nazwał to wydarzenie “epokowym krokiem” w “uroczystym kontekście”.

Aktywista homoseksualny Domenico Battaglia przyjął już kilku propagandystów “i Ken” od czasu jego inauguracji jako “arcybiskupa Neapolu”.

Kiedy Battaglia został mianowany kardynałem przez reżim Bergoglio, stowarzyszenie wydało komunikat wyrażający “wielką radość”.

W swojej “homilii” na Te Deum, Battaglia poprosił Boga, aby “przełamał w nas strach przed zmianą [na lepsze?]” i zwrócił się do Boga jako “przyjaciela, towarzysza, oblubieńca Kościoła i ludzkości”, powierzając Bogu “nowy czas, który nam dajesz”.

Rzeczywistość wielokrotnie pokazuje, że Kościół, który wpada w pułapkę homoseksualności, nie ma przyszłości.

[To nie Kościół nie ma przyszłości, lecz sataniści, którzy do Kościoła się wdarli. M. Dakowski]

Nominat Franciszka w Waszyngtonie, czyli „plemię żmijowe w Watykanie”

Nominat Franciszka w Waszyngtonie, czyli „plemię żmijowe w Watykanie”


Największym przeciwnikiem polityki opartej na zdrowym rozsądku, prawie naturalnym i Bożym ładzie okazuje się być dzisiaj – sam papież…

========================

Paweł Chmielewski https://pch24.pl/nominat-franciszka-w-waszyngtonie-czyli-plemie-zmijowe-w-watykanie/

(Oprac. PCh24.pl)

„Plemię żmijowe w Watykanie”. Tak były biskup diecezji Tyler w USA, Joseph Strickland, skomentował najnowszą decyzję personalną papieża Franciszka. Chodzi o obsadzenie archidiecezji Waszyngtońskiej osobą kardynała Roberta McElroy’a, dotąd biskupa prowincjonalnego San Diego w metropolii Los Angeles.

McElroy jest oskarżany o przynależność do amerykańskiej „kliki” McCarricka, a w teologii i duszpasterstwie otwarcie promuje agendę czysto rewolucyjną.

Decydując się na to, by u progu prezydentury Donalda Trumpa obsadzić Waszyngton właśnie McElroyem papież pokazał, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by powstrzymać zgodną z prawem naturalnym reformę amerykańskiego życia publicznego. Nowy arcybiskup stolicy USA jest człowiekiem, który dąży do gruntownej przebudowy katolicyzmu w duchu zgniłego liberalizmu. Nie ma wątpliwości, że papież Franciszek właśnie dlatego powierzył mu tak ważny urząd w Kościele w Stanach Zjednoczonych.

Robert McElroy w 1979 roku ukończył seminarium św. Patryka w Kalifornii. Okres, w którym przygotowywał się do kapłaństwa, był w historii kształcenia seminaryjnego w Stanach Zjednoczonych jednym z najczarniejszych. To właśnie o tej epoce pisał w porażającej książce „Żegnajcie, dobrzy ludzie” (ang. „Goodbye, Good Men”) z 2002 roku Michael S. Rose, odmalowując panoramę głębokiej liberalnej i homoseksualnej infiltracji amerykańskich seminariów. Nie wiem, jaki stosunek miał i ma McElroy do gejowskich klik, które ukonstytuowały się w Kościele w Stanach Zjednoczonych. Swoją głęboką predylekcję do liberalizmu duchowny objawił jednak już bardzo szybko. Kształcąc się pod okiem jezuitów McElroy uzyskał w 1985 roku licencjat z teologii na podstawie pracy „Wolność wiary: John Courtney Murray i Kwestia Konstytucyjna, 1942-1954”. Rok później otrzymał doktorat z teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim za pracę o tym samym autorze, tym razem pod tytułem: „John Courtney Murray i Kryzys Sekularyzmu: Podstawy Amerykańskiej Katolickiej Teologii Publicznej”. Później uzyskał jeszcze jeden doktorat, z politologii, pochylając się nad moralnością w amerykańskiej polityce zagranicznej.

Kim był John Courtney Murray? To zmarły w 1967 roku amerykański jezuita, który odegrał wiodącą rolę w przyjęciu przez II Sobór Watykański deklaracji „Dignitatis humanae” o wolności religijnej – tej deklaracji, która do dzisiaj jest najbardziej spornym punktem całego nauczania soborowego. Murray promował teologię zbliżoną do potępionego przez Leona XIII amerykanizmu, czyli de facto amerykańskiej wersji herezji modernistycznej. Jezuita skupiał się przede wszystkim na kwestii tzw. wolności religijnej. Był zdecydowanym apologetą liberalnej amerykańskiej konstytucji, zdeterminowanym do przeniesienia zawartych w niej błędnych tez do katolickiego nauczania, co – niestety – z sukcesem przeprowadził właśnie poprzez „Dignitatis humanae”. Murray nie działał sam. Miał silne wsparcie Centralnej Agencji Wywiadowczej USA, czyli po prostu CIA.

Działając w porozumieniu z jej agentami oraz ich ekspozyturą w opiniotwórczym magazynie „Time” skutecznie rozpropagował amerykańskie błędy liberalne wśród Ojców Soborowych. Działalność Murraya w związku z CIA została drobiazgowo i skrupulatnie opisana przez amerykańskiego pisarza Davida Wemhoffa w monumentalnej, dwutomowej pracy „John Courtney Murray, Time/Life, and the American Proposition: How the CIA’s Doctrinal Warfare Program Changed the Catholic Church” (pol. „John Courtney Murray, Time/Life i Amerykańska Propozycja: Jak program doktrynalnej wojny CIA zmienił Kościół katolicki”). Takiej to właśnie postaci Robert McElroy poświęcił swój licencjat i doktorat – bynajmniej nie w duchu krytycznym.

McElroy został biskupem pomocniczym San Francisco w 2010 roku. Według abp. Carlo Marii Viganò stało się tak za sprawą wsparcia ze strony kard. Theodore’a McCarricka; nie ma powodów, by nie wierzyć w te twierdzenia, jako że abp Viganò jest w tych sprawach bardzo dobrze poinformowany z racji pełnienia funkcji nuncjusza apostolskiego w Waszyngtonie w latach 2011 – 2016. Jest faktem, że McElroy długo nie chciał zajmować stanowiska w sprawie oskarżeń formułowanych pod adresem McCarricka – i to mimo faktu, że w 2016 roku otrzymał list od psychoterapeuty Richarda Sipe’a, który zwracał uwagę na deprawację seksualną zarówno samego McCarricka jak i wielu innych duchownych.

Papież Franciszek – jak wiadomo, w pierwszej części pontyfikatu związany z McCarrickiem – zdecydował w 2015 roku o nominacji dla McElroya na biskupa San Diego. W 2022 roku wyniósł go do godności kardynalskiej.

McElroy szybko się odwdzięczył. 24 stycznia 2023 roku nowy kardynał opublikował programowy artykuł na łamach jezuickiego amerykańskiego magazynu „America”. Zdecydowanie wsparł tam Franciszkową liberalną rewolucję. Poparł następujące postulaty lewicowego środowiska Bergogliańskiego:

udzielanie Komunii świętej rozwodnikom w powtórnych związkach, nawet jeżeli nie żyją w czystości;
– wyświęcanie kobiet na diakonisy;
– normalizację aktywności homoseksualnej i udzielanie Komunii świętej aktywnym seksualnie gejom i lesbijkom.

W punkcie pierwszym bliskość wobec doktryny Franciszka jest oczywista: papież Bergoglio wprowadził taką „możliwość” w adhortacji apostolskiej „Amoris laetitia” z 2016 roku.

W punkcie drugim biskup Rzymu nie dokonał jeszcze żadnych zmian, ale „uwolnił” dyskusję o wyświęcaniu kobiet, wprowadzając temat nie tylko do Procesu Synodalnego, ale nawet na obrady własnej elitarnej Rady Kardynałów.

Punkt trzeci może być najbardziej szokujący. Aktywność homoseksualna jest według nauczania Kościoła katolickiego grzechem wołającym o pomstę do nieba. Jak to możliwe, by ktokolwiek proponował udzielać Komunię świętą ludziom, którzy ten grzech notorycznie popełniają – i nie mają bynajmniej najmniejszego nawet zamiaru przestać?

Otóż papież Franciszek 18 grudnia 2023 roku dał zielone światło publikacji deklaracji doktrynalnej „Fiducia supplicans”. Deklaracja wprowadziła błogosławieństwa dla par homoseksualnych. Nie ma w deklaracji żadnego wymogu życia w czystości. Duszpasterze z linii Bergogliańskiej mają od tego dnia błogosławić pary, które popełniają w sposób notoryczny i jawny grzech sodomski. Publikacja tego dokumentu była jawnym opowiedzeniem się przez Franciszka za postulatem, który w styczniu tego samego roku postawił na łamach magazynu „America” McElroy. Obaj zresztą – amerykański kardynał i papież Franciszek – mają do seksualności ten sam dziwny stosunek. Franciszek wielokrotnie przekonywał, jakoby grzechy cielesne były w istocie same w sobie dosyć lekkie. 9 grudnia 2021 roku powiedział nawet, że „grzechy ciała nie są najpoważniejsze”.

Sam promował w swoim otoczeniu homoseksualistów – na przykład ks. Battistę Riccę, znanego homoseksualistę, któremu dał dobrą pracę w Watykanie; albo bp. Gustavo Zanchettę, skazanego za molestowanie seksualne seminarzystów w diecezji Oran w Argentynie. Sam McElroy na łamach „America” pisał, że w jego ocenie uznawanie wszystkich aktów seksualnych poza małżeństwem za grzechy ciężkie jest błędem i należałoby tę ocenę zmienić. Franciszek nigdy tak tego nie ujął, ale jego słowa i działania wskazują wyraźnie, że jest dokładnie tego samego zdania. Zresztą, jakby na potwierdzenie poparcia dla tej idei, dał najważniejszą stolicę biskupią w USA właśnie McElroyowi.

To nie koniec problemów z McElroyem. Duchowny jest też zagorzałym przeciwnikiem odmawiania udzielania Ciała Pańskiego tym politykom w USA, którzy promują politykę legalnego mordowania dzieci poczętych. Jak wiadomo w Stanach Zjednoczonych dyskusja na ten temat jest bardzo intensywna. Dla milionów katolików i chrześcijan w ogóle pozostaje niewyobrażalnym skandalem, że Komunię świętą przyjmują tacy ludzie jak Joseph Biden czy Nancy Pelosi, którzy poprzez swoje decyzje administracyjne w sposób oczywisty i jednoznaczny przyczynili się do dramatycznego zwiększenia liczby zabijania ludzi. McElroy uważa, że odmawianie im jedności eucharystycznej z Kościołem i samym Chrystusem byłoby jednak niewłaściwym traktowaniem Eucharystii jako „broni” politycznej.

Wreszcie McElroy jest też zdecydowanym orędownikiem utrzymywania granic Stanów Zjednoczonych w stanie otwartości, co prowadzi do znanych i oczywistych patologii.

Nie ma cienia wątpliwości: Papież Franciszek umieścił McElroya w Waszyngtonie po to, by zwalczać konserwatywną reformę, którą będzie przeprowadzać – daj Boże – prezydent Donald Trump. Jorge Mario Bergoglio próbuje za pomocą kliki liberalnych kardynałów i biskupów ustawić Kościół katolicki w Ameryce przeciwko tej reformie, wspierając w ten sposób zgniły i głęboko zepsuty system lewicowy. Nie sądzę, by katolicy w otoczeniu Donalda Trumpa dali się na to nabrać. Zbyt dobrze wiedzą, jak wielkim błędem jest polityka, która przez ostatnie lata niszczyła życie publiczne w Ameryce.

Mamy w gruncie rzeczy do czynienia z wyjątkowo bolesną sytuacją. Największym przeciwnikiem polityki opartej na zdrowym rozsądku, prawie naturalnym i Bożym ładzie okazuje się być dzisiaj – sam papież…

Paweł Chmielewski

Biskup Strickland: Franciszek, jego kardynałowie i Watykan są rażąco skorumpowani

Biskup Strickland: Franciszek, jego kardynałowie i Watykan są rażąco skorumpowani

gloria

“Rażąca korupcja papieża Franciszka i amerykańskich kardynałów jest w pełni widoczna po mianowaniu klona McCarricka do tej samej archidiecezji, w której jego zło panowało dwadzieścia lat temu”, pisze biskup Joseph Strickland na x.com (6 stycznia):

“My wszyscy, którzy kochamy Jezusa Chrystusa i Jego Kościół, musimy wystąpić przeciwko tym wilkom hierarchii”.

“Nie możemy milczeć w obliczu tej rażącej korupcji”.

Cytując św. Jana Chrzciciela, biskup Strickland woła do “roju żmij w Watykanie”: “Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.

“Zdrada i wstyd”: Nominacja arcybiskupa Waszyngtonu ujawnia priorytety Franciszka

“Zdrada i wstyd”: Nominacja arcybiskupa Waszyngtonu ujawnia priorytety Franciszka

https://gloria.tv/post/smFryBr6BiMZ2Hxid1kctEZVq

Podczas dzisiejszej konferencji prasowej, na której ogłoszono jego nominację na nowego arcybiskupa Waszyngtonu, kardynał McElroy przywołał nacisk Franciszka na “synodalność“:

“Jesteśmy wezwani do głoszenia, że wszyscy [z wyjątkiem katolikówadmin] na tej drodze są mile widziani, objęci Bożą miłością” – stwierdził.

Wskazał na imigrację jako prawdopodobny punkt sporny między nim a nadchodzącą administracją Trumpa, nazywając obiecane deportacje nielegalnych imigrantów “niezgodnymi z nauczaniem katolickim”.

Ponadto kardynał McElroy, propagandysta homoseksualizmu, użył kluczowych słów “zdrady i wstydu”, aby zaatakować Kościół. Wymyślił “masową zdradę młodych wobec nadużyć seksualnych oraz moralne i finansowe rozliczenie tej zdrady, które jest przed nami”.

Arogancko dodał, że w tej mieszance niepowodzeń “nie różnimy się od pierwszych uczniów Pana” [= apostołów].

Uwagi biograficzne i heretyckie

Kardynał McElroy, lat 70, został wyświęcony na kapłana archidiecezji San Francisco w 1980 roku. W 2010 r. został mianowany biskupem pomocniczym San Francisco, a w 2015 r. biskupem San Diego. Franciszek mianował go kardynałem w 2022 roku.

Prałat jest odpowiednim następcą homoseksualisty Theodore’a McCarricka, którego pomagał chronić.

Richard Sipe, który pracował z nadużywającymi homoseksualizmu księżmi, ostrzegł McElroya o skłonnościach McCarricka w 2016 roku, dwa lata przed tym, jak stały się one powszechnie znane. McElroy głosował przeciwko petycji biskupów amerykańskich, proszących Watykan o większą przejrzystość i szybkość w dochodzeniu w sprawie McCarricka.

W styczniu 2023 r. kardynał McElroy wezwał do “radykalnego włączenia” homoseksualistów i cudzołożników, w tym do Komunii, wywołując krytykę ze strony arcybiskupa Samuela Aquili, arcybiskupa Josepha Naumanna i biskupa Thomasa Paprockiego. Ten ostatni nazwał żądania kardynała McElroya heretyckimi.

Kardynał McElroy napisał następnie, że katolickie nauczanie o poważnym charakterze “wszystkich grzechów seksualnych” było wymysłem XVII wieku.

Homoseksualny aktywista James Martin SJ nazwał dziś McElroy’a “jednym z najbystrzejszych i najzdolniejszych duchownych w całym amerykańskim Kościele”.

Truizmem jest stwierdzenie, że homoseksualna propaganda nie jest sposobem na odnowienie Kościoła, lecz na zepchnięcie go w jeszcze większą dekadencję i rozkład.