Nie chcą umierać jeśli otrzymają pomoc. Dlaczego Francja brnie w „cywilizację śmierci”?
Bogdan Dobosz
27 maja, deputowani zagłosowali za legalizacją eutanazji. 305 głosów padło „za”, przy sprzeciwie 199 posłów. Premier François Bayrou postanowił podzielić „reformę” na dwie odrębne części: jedną poświęconą opiece paliatywnej, drugą „opiece” nad osobami pod koniec życia. Opieka paliatywna przeszła jednogłośnie, „opieka” w formie eutanazji natrafiła jednak na pewne opory. Chodzi o tzw. „prawo do wspomaganego samobójstwa”, które jednak jest tylko wstępem do pełnej eutanazji, co pokazują przykłady krajów, które na taką ścieżkę już wkroczyły.
Pilotujący ustawę deputowany Olivier Falorni, na widok aktora Richarda Berry’ego, zagorzałego zwolennika eutanazji, wykrzyknął triumfalnie w parlamencie – „nareszcie!”. Jednak już minister zdrowia Yannick Neuder, były chirurg i były poseł Partii Republikanie, wyraził swoje zastrzeżenia wobec ustawy, zwłaszcza, że we Francji nadal występują trudności w dostępie do opieki paliatywnej, która jest alternatywą wobec wyboru śmierci. Minister oświadczył, że gdyby był nadal posłem, być może by ustawy nie poparł. Obecnie we Francji tylko jeden na dwóch pacjentów w stanie terminalnym ma dostęp do opieki paliatywnej – mówił ten były kardiolog w Szpitala Uniwersyteckiego w Grenoble. Minister Neuder przytoczył też badanie przeprowadzone przez Krajową Radę Konsultacyjną ds. Etyki (CCNE), które wykazało, że na każde 100 pacjentów proszących o „aktywną pomoc w umieraniu”, 91 rezygnuje z takiej decyzji, jeśli otrzyma opiekę paliatywną.
Nacisk społeczny, duża akcja Kościoła katolickiego i organizacji pro-life przyniosły jednak pewne wyniki. Pod wpływem nacisków wyborców, wielu posłów zmieniło zdanie w trakcie dyskusji i debat w ostatnich miesiącach. Ostatecznie 199 zagłosowało przeciwko eutanazyjnej, chociaż jej propagatorzy spodziewali się mniejszego oporu. Trzeba tu dodać, że walka jeszcze się nie skończyła. Głosowanie było tylko pierwszym krokiem w procesie legislacyjnym. Teraz pierwsze czytanie ustawy odbędzie się jeszcze w Senacie i jest zaplanowano na jesień. Ustawa wróci później do izby niższej i czeka ją drugie czytanie w Senacie. Skład Senatu to duża część polityków dawnej centroprawicy, która kiedyś opierała się takim ustawom. Społeczny nacisk na Senatorów może przynieść jeszcze pewne efekty. Później zostaje jeszcze podpis prezydenta, chociaż Macron obiecywał taką ustawę jeszcze w swoich propozycjach wyborczych.
Wesprzyj nas już teraz!
25 zł
50 zł
100 zł
Głosowanie z 27 maja i przyjęcie ustawy jest opisywane jako „wydarzenie historyczne”, chociaż już „konstytucjonalizacja aborcji” pokazała, że Francja weszła na cywilizacyjną drogę śmierci. Decyzja parlamentu pokazała jak głębokie zmiany zaszły w pojmowaniu i wyznawaniu zasad aksjologii i rozumieniu antropologii. Debatę o eutanazji zapoczątkowano we Francji w 1974 r., jako pewien odprysk przebudzenia lewicowej ideologii po „wiośnie 1968 roku”. Pierwszy projekt ustawy w tej sprawie został złożony w 1978 r., a eutanazyjne Stowarzyszenie na rzecz Prawa do Godnej Śmierci (ADMD) powstało w 1980 r. Idea była od lat wspierana i propagowana przez loże masońskie. Jednak na jej „przebicie się” i złamanie oporu społecznego potrzebowali ponad pół wieku.
Może dlatego, że dość długo np. media były raczej przychylne ruchowi rozwoju opieki paliatywnej, która jest alternatywą dla rezygnujących z życia pod wpływem bólu i cierpienia osób chorych. Tak było jeszcze w latach 80. i 90. XX wieku. Jednak w wieku XXI nastąpił już medialny zwrot i wsparcie dla eutanazji. Ta medialna „obróbka” przyniosła z czasem zmiany sondażowej „opinii publicznej”, a dodatkowo była wspierana politycznie „metodą salami”, czyli przyjmowaniem ustaw, które etapami i ewolucyjnie kruszyły i podważały fundamentalne prawo człowieka do życia. Przykładem była tu np. „etyczna” ustawa Claeysa-Leonettiego z 2016 r., która wprowadziła możliwość zakończenia „uporczywej terapii” dla osób w stanie terminalnym. Po drodze były spektakularne i przegrane procesy i batalie o życie osób w śpiączce, które postanowiono odłączyć od aparatury podtrzymującej życie. W tym chyba najgłośniejsza sprawa Vincenta Lamberta. 42-letni Francuz w 2008 roku uległ poważnemu wypadkowi i po wieloletnim postępowaniu przed sądami, Trybunałem Stanu i Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, wbrew woli rodziców, wydano szpitalowi zgodę na wyłączenie aparatury. Była to sprawa precedensowa, bo na dalsze leczenie i ponoszenie jego kosztów godziły się stowarzyszenia pro-life, a Lamberta były gotowe przyjąć szpitale w innych państwach. Pacjent został jednak odłączony i chociaż nadal żył, to pobawiony wody i pokarmu został… zagłodzony na śmierć.
Walka się jednak nie kończy. Przeciwnicy eutanazji ożywili m.in. ruch „Veilleurs”, który powstał w 2013 r. na marginesie protestów przeciwko „małżeństwom” osób tej samej płci. 27 maja na Place de la Concorde, setki osób zebrało się pokojowo na czuwanie w pobliżu gmachu parlamentu, aby sprzeciwić się ustawie o „wspomaganym umieraniu”. Osoby te zostały otoczone jednak wielkim kordonem policji. Na wszelki wypadek debaty filozoficzne i decyzje polityczne wsparto pokazem siły. Jeden z portali francuskich przypomniał z tej okazji dokument podpisany przez niejakiego… Adolfa Hitlera. Dokument archiwalny stwierdza, że „Reichsleiter Bouhler (szef Kancelarii Führera NSDAP) i doktor Brandt mają za zadanie rozszerzyć uprawnienia lekarzy do selekcji osób według ludzkiej oceny, tak aby śmiertelnie chorzy pacjenci mogli skorzystać z miłosiernej śmierci w najbardziej krytycznym stanie ich zdrowia”. Przypomniano w ten sposób, że nawet w III Rzeszy eutanazję uzasadniano „dobrem ludzi”, a nawet „miłosierdziem”. Obecnie są to „prawa człowieka” i „godność”…
Bogdan Dobosz