Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, ten rozprasza.
/Łk 11,23/
“Posłuszeństwo ma wartość tak długo, jak długo herezja nie zajmie jego miejsca”
/Św. Maksymilian Kolbe/
Sofizmat prof. Diabelskiego jest starą klasyczną manipulacją mającą nakłonić do wyboru zła pod presją fałszywej alternatywy.
W najbardziej prostackiej formie funkcjonuje w polityce, gdzie zwolennicy szubienicy kłócą się z miłośnikami gilotyny.
W przypadku nowo tworzonego Kościoła (Antykościoła), przy modernistycznym założeniu, że różnorodność jest dobra i prawdziwa, a schizma jest adekwatnym określeniem i złym rozwiązaniem – pojawia się w formie fałszywej alternatywy określonej jako: Różnorodność doktrynalna albo schizma.
Prawdziwy wybór jest jednak inny: Odrzucając diabelski sofizmat powinniśmy wybrać pomiędzy satanizmem a katolicyzmem.
Niechaj więc mowa wasza będzie: tak – tak, nie – nie, bo co ponadto jest, to jest od złego(Mt 5:36–37)
Rozwodniony opis aktualnej sytuacji w Kościele został popełniony przez Ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego. (Pogrubienia moje) /Pontyfikat Franciszka jest rewolucyjny/
„Zdaniem niemieckiego kard. Waltera Kaspera – jednego z najważniejszych doradców Franciszka i intelektualnego twórcy nowej wersji katolicyzmu – zakorzenienie się nowego modelu religii katolickiej w różnych zakątkach świata będzie wymagało kolejnych dwóch, trzech pontyfikatów.
Oczywiście istnieje ryzyko realnej schizmy w Kościele katolickim, stąd największym wyzwaniem najbliższych dziesięcioleci będzie zachowanie jedności, żeby nie rozpadł się on na różne frakcje konserwatywne czy liberalne, tak jak to jest w innych wyznaniach.
Na dzisiaj przyjęto w Kościele katolickim zasadę jedności w różnorodności, czyli zachowujemy wspólne struktury władzy, ale zgadzamy się na różnorodność doktrynalną, co jest swego rodzaju anglikanizacją katolicyzmu. W Kościele anglikańskim w jednych krajach księża geje mogą zostawać biskupami, a w innych nie. Są państwa, w których kapłanki będące lesbijkami mogą zostawać biskupkami, w innych zaś nie”.
Użyte sformułowania rozumiem w następujący sposób:
Nowa wersja katolicyzmu: nowa forma satanizmu
Nowy model religii katolickiej: nowy model fałszywej religii
Ryzyko realnej schizmy: ryzyko wyjścia satanistów z Kościoła katolickiego
Jako wzór dla świata umieszczony został nagle na piedestale nowy typ człowieka, odmienny od wszystkich, jakie istniały kiedykolwiek w przeszłości – intelektualista. Nie jest to człowiek, który wykorzystuje swój intelekt, aby zrozumieć świat zewnętrzny i podporządkować się temu, czym jest on ze swej istoty, ale człowiek tworzący nowy świat zgodnie ze swymi marzeniami oraz wyobrażeniami.
W ten sposób buduje się ziemski raj, niemający precedensu w historii: z nową ludzkością jako swym nieruchomym centrum grawitacji, zgodny z marzeniem myślicieli, którzy zainaugurowali epokę nowożytną, dzieło wyłącznie – ubóstwionego niejako – ludzkiego umysłu. Człowiek nie jest już istotą rozumną żyjącą w świecie i zależną od niego oraz od kierującej nim Opatrzności, ale istotą suwerenną, która nieustannie przeobraża świat, aby ostatecznie poddać go swemu intelektowi.
W tamtym czasie kryzys, którego skutki odczuwamy obecnie, dopiero się zaczynał. Obecnie nabrał on tempa niespotykanego w dziejach narodzin i upadków wszystkich wcześniejszych cywilizacji i stanowi – jak twierdzimy – pierwszy etap upadku człowieka, jak definiowali go starożytni, istoty rozumnej o naturze społecznej, przez zastąpienie go (człowieka) wynalazkami, które ostatecznie skazane są na niepowodzenie, przynosząc – o ile nie pojawi się jakaś reakcja – koniec ludzkości jako takiej. Dzisiejszy człowiek, którego przeznaczenie zdegradowane zostało do przeobrażania świata zgodnie z jego najbardziej materialnymi pragnieniami pod płaszczykiem humanizmu, staje w obliczu katastrofy o narastających codziennie rozmiarach. Mamy do czynienia z całkowitą prawie dominacją jego inteligencji przeobrażającej i tworzącej nowy świat.
Jednak kryzys ów, który nas zabije, o ile nie tchniemy w nasze obyczaje – zwłaszcza te intelektualne – nowego życia, pozostaje niemal niezauważany przez uczonych, którzy zainicjowali go i którzy tworzą coraz bardziej sztuczny świat wokół nas, a nawet w nas samych. Przeciwnie – kiedy nawet przyznają jego istnienie, czynią to jedynie po to, aby zachęcić pacjenta do podejmowania na nowo tych samych nieudanych prób na tym samym poziomie świata utopii. Czytałem o grupie uczonych, którzy zaproponowali jako lekarstwo na współczesną zarazę, rozlewającą się po całej planecie, pewnego rodzaju nowe, ultra-specjalistyczne maszyny obsługiwane wyłącznie przez elitę doświadczonych techników. Maszyny owe w istocie już działają. Obecna choroba dotyka każdego aspektu ludzkiego życia, a jedyną nadzieją, wedle większości intelektualistów, jest przede wszystkim wzmocnienie wszystkich mechanizmów, które ją spowodowały. Prędzej czy później ludzie zostaną wyparci przez maszyny, konkret przez abstrakcję, a rzeczywistość przez utopie.
Kto jeszcze mówi o rzeczywistości? Chcemy, by nasze współczesne pseudo-społeczeństwo funkcjonowało bez obrzędów czy ceremonii (zwłaszcza religijnych), bez odwoływania się do patriotyzmu czy narodu, pokładając swą nadzieję wyłącznie w handlu i przemyśle (z którego to powodu możemy się spodziewać wzrostu i tak już znacznego bezrobocia), który w coraz mniejszym stopniu obejmować będzie małe i średnie przedsiębiorstwa, by ostatecznie pozostawić jedynie gigantyczne korporacje czy też doprowadzić do powstania globalnego państwa socjalistycznego. Racjonalny język zredukowany zostanie do technicznego, specjalistycznego słownictwa zrozumiałego jedynie dla garstki wtajemniczonych. Język codzienny stanie się niezrozumiałym żargonem (…), ponieważ nie będzie już wyrażał rzeczywistości. Publikowane przez media reklamy przekonywać będą, że jedynym prawem życia ludzkiego jest produkcja i konsumpcja. Bycie obywatelem oznaczać będzie bycie niewykwalifikowanym pracownikiem, wytwórcą i równocześnie nabywcą rzeczy stricte materialnych, w niekończącym się nigdy cyklu.
Samoodnawiająca się utopia zastąpi wszędzie prawdziwą rzeczywistość społeczną, z korzyścią jedynie dla nowego rodzaju „intelektualistów”, wywołując w ten sposób poważniejszy jeszcze kryzys, w wyniku którego niemożliwe stanie się odróżnienie prefabrykowanej fikcji od resztek rzeczywistości. Zunifikowana Europa, którą zaślepieni politycy oferują nam w miejsce naszych ojczyzn, rozległy kontynent, gdzie nikt już nie będzie naprawdę znał nikogo innego, jest utopią w utopii.
Większość ludzi oderwanych jest dziś od rzeczywistości społecznej dzięki manipulatorom przemysłowym i handlowym; dzięki bankierom, których uległymi sługami często się stają; dzięki państwom, zredukowanym do roli zarządców pieniędzy publicznych; dzięki wszystkim piewcom „nowego świata”, pojawiającym się wciąż na nowo pomimo dotykających go kryzysów. Rządzący dziś nami nie są otwarci na otaczającą ich wieloaspektową rzeczywistość oraz jej ostateczną przyczynę. Mam tu na myśli przywódców naszej pseudodemokracji, liderów związkowych (nie same związki), a zwłaszcza nominalnych przywódców partii politycznych (nie same partie oraz ludzi oddających na nie swe głosy). Ponieważ nie są oni już częścią tych prawdziwych rzeczywistości społecznych (rodziny, regionu, ojczyzny), nie pozostają już w kontakcie z tymi rzeczywistościami, które jeszcze nie tak dawno nadawały kształt światu, ponieważ jedyne relacje utrzymują z anonimowymi jednostkami znajdującymi się na tej samej drodze do oderwania ze społecznego organizmu, zdolni są zaspokoić swe pragnienie dominacji, jedynie posługując się sloganami czy też zawoalowaną lub jawną przemocą, ukrytą za nowymi, zbawiennymi rzekomo prawami. Obecnie u sterów władzy są tylko dobrzy mówcy i ci, którzy wiedzą, jak manipulować masami. Jest to powrót romantyzmu skrytego pod maską nauki, czy też, mówiąc ściślej, nowa koncepcja świata przywiązująca znaczenie wyłącznie do umiejętności technicznych i tzw. artystycznej kreatywności, owych dwóch budowniczych nowej ludzkości…
Żyjemy w świecie skoncentrowanym na człowieku otaczającym się nimbem boskości, którą rodzaj ludzki zawsze rezerwował dla rzeczywistości względem niego transcendentnych. Obecnie ludzie rzadziej niż kiedykolwiek zwracają swój wzrok na wielkie, autentycznie społeczne sukcesy przeszłości czy też na Boga, który wydobył je z ludzkiej natury. Skupiają się na świecie, który zbudowali sami, oderwani od rzeczywistości i pozbawieni wszystkiego, co ponad nimi, skoncentrowanym na człowieku, który jest jego centrum.
„Romantyczny racjonalizm” to nie żart. Jest on wrogi wszelkiej metafizyce oraz moralności. Posługuje się rozumem jako swym jedynym fundamentem, budując – jak sądzi – doskonale skalkulowany nowy świat, odpowiadający temu prymatowi wyobraźni, kiedy stricte ludzka kreatywność zastąpić ma niewygodną rzeczywistość.
Pomimo kryzysu mamy coraz większe zaufanie do świata, który budujemy i którego mamy nadzieję stać się panami, nawet jeśli poddaje on nas oczywistej niewoli. […]
Dowodem na to jest nasza niewzruszona wiara w Demokrację przez duże „d”, którą współcześni liberałowie i socjaliści codziennie upijają się coraz bardziej. Demokracja ta nie istnieje poza retoryką. Pomimo tego jednak większość ludzi uznaje ją za ostateczny, transcendentny system polityczny, a niektórzy nawet za „głos Boga”. Jak przekonywał Pius XII w wielu swych encyklikach oraz alokucjach, demokracja jest systemem prawowitym, jednak możliwym do funkcjonowania jedynie na ograniczonym, konkretnym terytorium. Ostrzeżenia te okazały się jednak daremne: coraz więcej ludzi marzy dziś o globalnej demokracji. Aby się o tym przekonać, wystarczy poczytać gazety. Czy może być inaczej? Kiedy formy ustrojowe oparte na rodzinie, regionie, rzemiośle, kraju i ojczyźnie zanikają, pozostają jedynie oddzielone od siebie jednostki, z których każda udaje się na głosowanie do oddzielnej małej kabiny wyborczej – wraz ze swoimi upośledzonymi koncepcjami pseudo-rzeczywistości, którą pragnęłyby zobaczyć. W jaki sposób można zjednoczyć takie bezcielesne jednostki, które zerwały z prawdziwymi realiami wpisanymi w ich ludzką naturę, jeśli nie dzięki fałszywym obietnicom dotyczącym świetlanej przyszłości, dzięki nierealnym marzeniom i bezsensownym słowom?
Tłumaczy to całą gadaninę o demokracji wypełniającą współczesną literaturę, czy też to, co za literaturę obecnie uchodzi. Przekonują nas, że powodem kryzysu jest to, iż nie jesteśmy jeszcze dostatecznie demokratyczni, oraz że globalna demokracja ocali nas przed wciągającym nas bagnem. Najmniejszy nawet z powstających obecnie narodów musi być demokratyczny, o ile nie chce ściągnąć na siebie najostrzejszej krytyki. Co jeszcze przeczytać możemy każdego dnia? Co jeszcze wbijają nam do głowy codziennie środki masowego przekazu, [które w tym samym czasie] zdają się nie wymagać od nas niczego poza „walką” o zaspokojenie naszych osobistych potrzeb, nawet gdyby zginąć miało przez to społeczeństwo, czy też to, co z niego zostało?
Ogromne zadłużenie systemu ubezpieczeń społecznych, które przygniata większość państw na całym świecie, jest konsekwencją tej samej choroby lub iluzji. Tworzymy gigantyczną biurokratyczną strukturę, rodzaj gigantycznej biurokratycznej utopii mającej zapewnić utrzymanie jednostkom niezdolnym do pracy z najróżniejszych powodów, a w miarę jak kryzys zwiększa ich liczbę, struktura ta okazuje się być coraz bardziej niewydolna. Wszystko to czyni się w pogoni za mrzonkami, zamiast pozwolić samym pracownikom decydować, jaki rodzaj ubezpieczenia wybierają w obrębie kontrolowanych przez siebie instytucji. W tym samym czasie jednostka staje się niezdolna do prostego zarządzania nawet w sferach, na które wciąż jeszcze ma wpływ, oraz nieodpowiedzialna w relacjach, które jeszcze łączą ją z kimkolwiek innym. Ubezpieczenia społeczne dosłownie pożerają współczesne państwa socjalistyczne.
Dla każdej inteligentnej osoby istnienie zjawiska, które moglibyśmy określić mianem „deformującej formacji”, jest faktem bezdyskusyjnym. Powiemy jedynie bardzo krótko na temat współczesnej sztuki religijnej lub współczesnej sztuki w ogólności. Sztuka staje się zawiła, niezdolna do przekazywania idei i niezrozumiała, ponieważ jej twórcy to indywidua odseparowane od innych ludzi i świata. […] Większość sztuki współczesnej „formuje” jej odbiorców, usiłując ich zdeformować. Indywidualność artysty daremnie próbuje dotrzeć do innych, gdyż z definicji jest on do tego niezdolny. Może jedynie przerażać, szokować, zaskakiwać, a ostatecznie zamykać się w sobie samym oraz swoim głuchym niezrozumieniu. Nie ma przesady w twierdzeniu, że po raz pierwszy w historii, nawet biorąc pod uwagę okresy dekadencji, sztuka znajduje się na drodze do zaniku. Jak można się było spodziewać, większość krytyków sztuki i literatury nie zdiagnozowała tej śmiertelnej choroby, a nawet przedstawiała ją jako niezaprzeczalną odnowę zdrowia intelektualnego człowieka współczesnego. Dowodzi tego dobitnie całkowity niemal zanik poezji godnej tego miana, zdolnej jednoczyć poetę i czytelnika jego utworów z poetyckim uniwersum. Triumfuje poezja w swej współczesnej deformującej postaci.
To samo odnosi się do misji formacyjnej, którą przypisuje sobie współczesne państwo. Stała się ona misją deformacyjną. […] Jednak współczesna pedagogika nie jest tym w najmniejszym nawet stopniu zaniepokojona. Brnie dalej w kierunku zaprowadzenia najgorszego rodzaju chaosu intelektualnego poprzez wynajdywanie coraz to nowych piszących i liczących maszyn, mających zastąpić i udoskonalić ludzki umysł. Efekty tego mogę zaobserwować u niektórych z moich wnuków, które poddawane są tym metodom i których rodzice zmuszeni są codziennie korygować ich błędy ortograficzne i matematyczne. Dyktatura pedagogiczna poczyniła wielkie postępy w deformowaniu tych bezbronnych, uległych umysłów. Państwa jednak zdaje się to nie niepokoić. Coraz bardziej koncentruje się ono wyłącznie na kryzysie ekonomicznym, który działaniami swymi nierzadko samo jedynie potęguje. […] W wielu szkołach patriotyzm wyszydza się i przedstawia jako formę ksenofobii czy rasizmu. Język będący jedynie narzędziem wyrażania myśli jest odtąd wszystkim i niczym, „deformatorem” rzeczywistości, której powinien się podporządkować.
Któż nie dostrzega, że współczesna młodzież, pozbawiona swej naturalnej relacji z otaczającym ją prawdziwym światem oraz z jego transcendentnym Bogiem, zamyka się w sobie i szuka ucieczki w narkotykach, które sprzyjają izolacji jednostki w jej indywidualności, odseparowanej od wszystkiego innego? Ten rodzaj patologicznej, deformującej „formacji” jest bezpośrednio związany z pierwszym. Nasza biedna młodzież pozbawiona jest wszystkiego poza swoim „ja”, wszelkich relacji z tym, co nie jest nią samą, i znudzona swymi marzeniami. Pozostaje uwięziona w samej sobie. Uwolniona w sferze ekonomii, produkcji i konsumpcji rzeczy – napojów, żywności, ubrań, lekarstw, rozrywki itp. – jest nieustannie nakłaniana do przyswajania sobie wszystkich zalewających ją treści deformującej formacji. Zrozumiałe jest, że w tym „dys-społeczeństwie” (ang. dis-society) coraz bardziej skupionym na odizolowanej jednostce, pozbawionej wszelkich duchowych i fizycznych więzi z rówieśnikami, przyjemności – przede wszystkim fizyczna, a następnie umysłowa, będąca owocem iluzji – odgrywać będą coraz bardziej znaczącą rolę, jako iż przyjemność jako taka jest nierozerwalnie związana z „ja” i zamyka człowieka w nim samym.
Jednak to w Kościele katolickim deformująca formacja, bo odcięta od swej konstytutywnej relacji z nadprzyrodzonym Objawieniem, widoczna jest najlepiej, wraz z jej bezpośrednią konsekwencją: zerwaniem z naturą człowieka oraz społeczeństwa, w którym rodzi się on i rozwija. Natura i nadprzyrodzoność idą ręka w rękę – nie można mieć jednej bez drugiej. W co wcielić się ma nadprzyrodzoność, jeśli nie w to, co jest naturalne dla człowieka: jego intelekt, jego wolę i samo jego ciało? W jaki sposób natura osiągnąć może swą pełnię istnienia, jeśli nie poprzez nadprzyrodzoność, która opiera się na niej jako na solidnym fundamencie, realizując cały swój potencjał? Pojęcia „natury” i „nadprzyrodzoności” zniknęły – poza rzadkimi wyjątkami – ze słownictwa dzisiejszych duchownych na każdym praktycznie poziomie hierarchii. Jak zatem można przywrócić naturę człowieka zdenaturalizowanego wskutek narzucanego przez przywódców politycznych czysto ekonomicznego sposobu myślenia? Jak nadprzyrodzoność mogłaby zaszczepić się w niej w sposób solidny oraz trwały? Miejsce nauczania o rzeczywistościach transcendentnych zajmuje pustosłowie, czego konsekwencją jest wypaczanie idei o znaczeniu tak podstawowym, jak cnoty teologalne. Współcześni teologowie zwykle już o nich nie wspominają, nie mówi o tym również współczesne duchowieństwo, ślepo posłuszne swym przywódcom.
Analizę naszą potwierdza dom Gérard Calvet, opat benedyktyński z Le Barroux. Pisał on przed laty:
Jestem przekonany, że Boża transcendencja została utracona we mgle ostatnich 30 lat oraz że ci, którzy już o niej nie pamiętają, wyrzekli się godności gorliwych o cześć swego Ojca synów.
Sytuacja Kościoła po II Soborze Watykańskim pokazuje nam, że ta współczesna herezja, która podważa podstawowe prawdy teologiczne, wypiera wszelką nadprzyrodzoną wiarę – przy całkowitej niemal beztrosce wyższego duchowieństwa. Celem tego nowego, abstrakcyjnego chrześcijaństwa, oderwanego od swej zasadniczej i egzystencjalnej orientacji na Boga Objawienia, jest człowiek w ogólności oraz dobra doczesne, które należy mu odtąd zapewnić. Nie chodzi już o człowieka jako członka rodziny, mieszkańca regionu czy swej ojczyzny – pojęcia te znikły praktycznie ze świadomości Kościoła wraz z obowiązkami, jakie za sobą pociągają, oraz więziami, jakie implikują.
Chodzi o konceptualnego Człowieka zrodzonego z rewolucji [anty]francuskiej, idei komunizmu oraz masonerii, których hasła przyjęte zostały w sposób tak kompletny, iż w konsekwencji tego można odnieść wrażenie, że pomiędzy ideami masońskimi a chrześcijaństwem nie ma żadnych sprzeczności – zaś hierarchia katolicka bynajmniej tego błędnego przekonania nie rozwiewa.
Współczesny Kościół nie posiada już przed utopistami ochrony, jaką stanowiły należycie egzekwowane prawa. Panuje anarchia, ugruntowana – zwłaszcza we Francji – przez despotyzm wyższego duchowieństwa, które zdecydowanie opowiedziało się za Człowiekiem demokratycznym i którego członkowie – niczym zwykli politycy – zwracają się do jednostki wyrwanej [już] z jej odwiecznych warunków społecznych, aby z kolei zmielić ją, wtłoczyć w formę pseudoreligijnej, deformującej formacji i w ten oto sposób nad nią zapanować. Ekskomunika nałożona przez bp. Noëla Boucheix na zakonników tradycyjnego klasztoru św. Marii Magdaleny oraz ekskomunika dotycząca wspólnoty parafialnej Port-Marly, gdzie kapłan został siłą oderwany od ołtarza przez policjantów podczas odprawiania Mszy św., dowodzą, że duchowieństwo francuskie zdominowane jest przez komunistyczny „faszyzm”, który nie odważa się używać swej prawdziwej nazwy. Owe środki przymusu zaaprobowane zostały przez prymasa Galii, Alberta kard. Decourtraya (1923–1994). Oficjalnym językiem francuskiego duchowieństwa stała się deformująca indoktrynacja.
Wszystko zmierza ku temu, aby stała się ona również oficjalnym językiem całego duchowieństwa katolickiego, pod kierownictwem obecnego papieża (Jana Pawła II – przyp. tłum.), którego cała filozofia, leżąca u podstaw jego teologii, oparta jest na prymacie jednostki zakamuflowanej jako „osoba”, wbrew augustiańskiej i tomistycznej tradycji Kościoła wszystkich wieków. Jan Paweł II jest bez wątpienia pobożnym duchownym, jednak jego pobożność jest przede wszystkim indywidualnym uczuciem, co niesie za sobą poważne ryzyko przeobrażenia nauczania Ewangelii, o ile pobożność ta nie będzie łączyć się z filozoficznym i teologicznym realizmem, czego dowodzi przykład II Soboru Watykańskiego – narzucanie nowej Mszy całemu światu katolickiemu i osłabianie (jeśli nie wręcz eliminacja) różnic między obrzędami katolickimi oraz protestanckimi. Papież po cichu popiera zakazywanie celebracji tradycyjnej Mszy przez biskupów, zwłaszcza francuskich. W podobny sposób milcząco wspiera zakazywanie przez heterodoksyjne duchowieństwo posługiwania się katechizmem Soboru Trydenckiego i katechizmem św. Piusa X. Popiera wszystko to, co Jean Madiran krytykuje u współczesnego duchowieństwa – wraz z jego „inklinacjami socjalistycznymi, aprobatą dla CCFD (Comité Catholique contre la Faim et pour le Développement – Katolicki Komitet przeciw Głodowi i na rzecz Rozwoju – przyp. red.), bezmyślną kampanią w celu przyznania praw wyborczych imigrantom, publicznym sojuszem ze skrajnie lewicowym skrzydłem masonerii (listopad 1985)” – które to działania całkowicie podkopały jego autorytet moralny i religijny, doprowadzając do opustoszenia i zamykania licznych kościołów, seminariów oraz klasztorów.
Widzimy więc ponownie, jak deformująca formacja, odrzucenie nadprzyrodzoności, aż nazbyt ludzki kreacjonizm oraz niezdrowy klerykalizm zatriumfowały praktycznie bez żadnego oficjalnego oporu ze strony papiestwa.
Potrzebujemy pilnie nowego św. Piusa X, który ożywiłby Kościół katolicki i osadził go ponownie na solidnym fundamencie Tradycji. Dowodem tej potrzeby jest spotkanie ekumeniczne w Asyżu (1986 r.) zorganizowane przez Jana Pawła II. Wybrani przedstawiciele różnych religii chrześcijańskich i pogańskich zgromadzili się, aby ogłosić – o czym zawsze wiedzieliśmy – że wiara w Boga jest zjawiskiem normalnym w życiu ludzkości oraz że konieczne jest jej ożywienie. Taki „sobór” w oczywisty sposób odziera religię katolicką z powierzonej wyłącznie jej nadprzyrodzonej misji. Zafałszowuje fakt historyczny, iż Kościół katolicki jest jedynym depozytariuszem Bożej prawdy. Co tragiczne, równocześnie i formuje, i deformuje, z pełnią autorytetu, jakim wciąż jeszcze cieszą się współcześni papieże.
Powtórzmy raz jeszcze: kluczowe znaczenie ma dla nas stawianie oporu oraz przylgnięcie do integralnej natury ludzkiej, którą zostaliśmy obdarzeni, oraz do objawionych nam prawd nadprzyrodzonych. Módlmy się nieustannie.
Niniejszy tekst stanowi przedmowę do tak samo zatytułowanej książki1, którą pierwotnie opublikowano w 1969 r., a wznowiono w 1987 r. Za „The Angelus”, czerwiec 2007, tłumaczył Tomasz Maszczyk2.
Przypisy
↑M. de Corte, L’intelligence en péril de mort, Dion-Valmont 1987.
W 2018 roku Watykan podpisał dokument z komunistycznymi Chinami, który stał się jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów pontyfikatu papieża Franciszka i doprowadził do „zdrady” katolików w Chinach.
Wysoce tajna chińsko-watykańska umowa ma już siedem lat, a została odnowiona po raz trzeci jesienią 2024 roku. Ale kto faktycznie ma większą władzę w ramach umowy i jakie były owoce?
2018: Nowa umowa dla nowego rozłamu?
22 września 2018 roku Watykan ogłosił, że podpisał umowę z chińskim rządem dotyczącą mianowania katolickich biskupów w Chinach. Watykan oświadczył, że od pewnego czasu trwały rozmowy, a ta nowa umowa była ich wynikiem. W komunikacie prasowym odnotowano:
„Wyżej wymienione Porozumienie Tymczasowe, będące owocem stopniowego i wzajemnego zbliżenia, zostało uzgodnione po długim procesie starannych negocjacji i przewiduje możliwość okresowych przeglądów jego stosowania. Dotyczy nominacji biskupów, kwestii wielkiego znaczenia dla życia Kościoła i stwarza warunki do większej współpracy na poziomie dwustronnym.
Watykan dodał, że ma „wspólną nadzieję” z Pekinem, że umowa „może sprzyjać owocnemu i przyszłościowemu procesowi dialogu instytucjonalnego i może pozytywnie przyczynić się do życia Kościoła katolickiego w Chinach, do wspólnego dobra narodu chińskiego i do pokoju na świecie”.
Kilka dni później papież Franciszek napisał list do chińskich katolików, w którym powiedział, że umowa „ograniczona do pewnych aspektów życia Kościoła i koniecznie zdolna do poprawy, może przyczynić się – ze swej strony – do napisania nowego rozdziału Kościoła katolickiego w Chinach”.
W końcu papież wyraził opinię, że Stolica Apostolska i komunistyczne Chiny będą mogły współpracować „w nadziei na zapewnienie wspólnocie katolickiej dobrych pasterzy”.
Treść umowy pozostała tajemnicą, bez żadnych stwierdzeń ani przez Watykan, ani władze komunistyczne w Pekinie, że jej zawartość zostanie ujawniona w najbliższym czasie. Watykański sekretarz stanu – i czołowy autor umowy – kardynał Pietro Parolin poświadczył w 2023 roku, że taka tajemnica była „ponieważ [umowa] nie została jeszcze ostatecznie zatwierdzona”.
Uważa się, że Umowa uznaje zatwierdzony przez państwo kościół w Chinach i pozwala Komunistycznej Partii Chin nominować biskupów w narodzie i angażować Watykan jedynie w “proces współpracy” zamiast wyboru biskupów.
Uważa się, że Stolica Apostolska, a mianowicie papież, ma formę władzy weta nad biskupami mianowanymi przez chiński rząd. Przypuszcza się również, że umowa pozwala na usunięcie biskupów, którzy są częścią „dziedzictwa kościoła” na rzecz biskupów lojalnych wobec chińskiego rządu, którzy są członkami chińskiego kościoła państwowego – Chińskiego Katolickiego Stowarzyszenia Patriotycznego (CCPA) – w tym, co zostało uznane za próbę osiągnięcia współpracy jedności między Rzymem a Pekinem.
Kardynał Parolin stwierdził w 2023 r., podczas wywiadu, który został przekazany do watykańskiego korpusu prasowego, że umowa chińsko-watykańska „obraca się wokół podstawowej zasady jednomyślności decyzji dotyczących biskupów” i jest nawiązywana przez „zaufanie do mądrości i dobrej woli wszystkich”.
Początkowo podpisana w 2018 roku, została odnowiona w 2020, 2022, a następnie w 2024 roku, tym razem na cztery lata. Zanim umowa „tymczasowa” zostanie odnowiona w 2028 roku, będzie to dekada, co wymusza pytania o oficjalny opis umowy jako „tymczasowe”.
Sukces dyplomatyczny czy ułatwienie prześladowań?
Ale jak pisze portalAsiaNews, które specjalizuje się w podkreślaniu prześladowań chrześcijan na Dalekim Wschodzie, donosi, że chińscy katolicy z Kościoła podziemnego czuli się zdradzeni. “Podziemni katolicy gorzko podejrzewają, że Watykan ich porzucił” – czytamy w artykule z listopada 2018 roku.
Przez wiele długich lat katolicy podziemnego kościoła w Chinach pozostali lojalni i wierni Rzymowi pomimo rosnących prześladowań nałożonych na nich przez chiński rząd, ponieważ wygląda na to, że katolicy [tj. Watykan md] zmuszają katolików do przyłączenia się do zatwierdzonej przez państwo i partii komunistycznej CCPA.
Cierpią prześladowania, które przechodzą z pragnienia pozostania oddanymi Chrystusowi, Ojcu Świętemu i Stolicy Apostolskiej, zamiast stać się poddanymi religii komunistycznej promowanej przez Pekin pod pozorem „chińskiego katolicyzmu”.
Właśnie z tego powodu emerytowany biskup Hongkongu, kardynał Joseph Zen, określił układ Stolicy Apostolskiej jako „niesamowitą zdradę”. “Oni oddają stado w paszcze wilków. To niesamowita zdrada” – powiedział agencji Reutera w wywiadzie ze swojego domu w Hongkongu w 2018 roku.
Kardynał Zen często wypowiadał się przeciwko niebezpieczeństwom tej “umowy”, ostrzega o trudnej sytuacji chińskich podziemnych katolików, choć w ostatnich latach musiał unikać tego tematu ze względu na „delikatność sytuacji”.
Ale nie jest sam. Wielu chińskich ekspertów i obserwatorów ostrzegło, że podpisując umowę z komunistycznymi Chinami, Stolica Apostolska rzeczywiście stała się otwarta na wykorzystywanie przez Pekin. Do ich głosów dołączyły przedstawiciele oficjalnych źródeł rządowych.
Krótko przed pierwszym dwuletnim odnowieniem umowy w 2020 roku, były Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo ostrzegł, że „Watykan zagraża swojemu autorytetowi moralnemu, jeśli odnowi umowę”. Wskazał na artykuł, który napisał na ten temat, w którym stwierdził, że „jest jasne, że chińsko-watykańskie porozumienie nie chroniło katolików przed gwałtami i grabieżami partii”.
Nawet Stany Zjednoczone.
Komisja Kongresowo-Wykonawcza ds. Chin publicznie odnotowała bezpośredni związek między umową Apostolską a wzrostem prześladowań chrześcijan w Chinach. W swoim raporcie z 2020 r. Komisja stwierdziła, że takie prześladowania są „z intensywnością niespotykaną od czasów rewolucji kulturalnej”.
Następnie, w raporcie z 2023 r., Komisja napisała, że „Komunistyczna Partia Chin i rząd nadal starają się kontrolować hierarchię, przywództwo katolickie, życie społeczne i praktykę religijną”.
W rzeczywistości sam papież Franciszek przyznał, że bezpośrednim skutkiem zatwierdzonej przez niego umowy będzie wzrost cierpienia.
Przemawiając na pokładzie papieskiego samolotu w 2018 roku, stwierdził o Kościele podziemnym: „To prawda, będą cierpieć. Zawsze jest cierpienie w porozumieniu”.
Gdy Stolica Apostolska chwali swoje rosnące relacje z Chinami, księża, seminarzyści i wierni świeccy w Kościele Podziemnym są aresztowani, torturowani, karani grzywną i wciągani w nieujawnione miejsca ze względu na ich lojalność wobec Rzymu i odmowę przyłączenia się do komunistycznego, usankcjonowanego przez państwo „kościoła”.
Podziemni katolicy w Chinach są znacznie bardziej prześladowani, jak zawsze, a mianowicie prześladowani przez władze komunistyczne, z wyjątkiem tego, że teraz władze komunistyczne są do tego ośmielone poprzez ich układ ze Stolicą Świętą. Rzeczywiście, ośmielony tajnym porozumieniem, Pekin tylko zwiększył swoje prześladowania katolików.
Czy to zadziałało?
Obserwatorzy będą się zastanawiać, czy pomimo wzrostu prześladowań katolików, wynikających z umowy, mimo to przyniósł on owoce i przyniósł większą jedność między Rzymem a Pekinem, w rodzaju takiej, jakiej pragnie Stolica Apostolska. Z pewnością kard. Parolin i watykański sekretarz ds. stosunków z arcybiskupem Paulem Gallagherem przyłączyli się do głosu papieża Franciszka w obronie umowy i jego skuteczności.
“Umowa stanowi podróż – powolną i wymagającą podróż, która moim zdaniem zaczyna przynosić owoce” – powiedział kard. Parolin w styczniu, powtarzając komentarze do tego korespondenta w listopadzie ubiegłego roku. Ze swojej strony, Abp. Gallagher mówił niedawno o „większej znajomości teraz” między Pekinem a Rzymem, umożliwiając im „możliwość kontaktowania się ze sobą w bardziej zrelaksowany sposób”.
Ale wbrew takiej retoryce dowody sugerują, że Pekin uporczywie łamał nawet warunki umowy i zmusił Stolicę Apostolską do upokarzającej akceptacji jednostronnych decyzji Pekinu w sprawie mianowania biskupów. Zamiast natchnąć współpracę roboczą, Watykan został przestraszony i przechytrzony, zmuszony do grania drugich skrzypiec dla władz komunistycznych.
Seria nominacji biskupów do chińskich diecezji w ciągu ostatnich dwóch lat podkreśliła, kto naprawdę dzierży władzę. Pekin wielokrotnie mianował nominacje i dopiero potem informował o nich Watykan, czasami w dniu nowej instalacji biskupa.
Jednym z takich przykładów jest biskup Shen Bin, który został zainstalowany przez chińskie władze jako biskup Szanghaju w kwietniu 2023 r. – posunięcie, o którym Watykan nie został nawet poinformowany. Shen został uznanym w Watykanie biskupem Haimen, a uznany przez Watykan biskup Szanghaju był w rzeczywistości biskupem Thaddeusem Ma Daqinem.
Stolica Apostolska została zmuszona do kapitulacji wobec żądań Pekinu i „uznała” instalację Shena Bin jako biskupa Szanghaju dwa miesiące później. Jest to tylko najjaskrawszy przykład rzeczywistej realizacji umowy watykańskiej watykańskiej: Pekin działa później, informuje Stolicę Apostolską, a Rzym jest następnie zmuszony do zaakceptowania decyzji rządu komunistycznego.
Wiele przypadków sprawiło, że Watykan wydał notę prasową ogłaszającą instalację nowego biskupa w Chinach, podczas gdy oświadczenia wydane przez chiński kościół zatwierdzony przez państwo ujawniają, że biskup został już zainstalowany kilka miesięcy wcześniej. Zwyczajowo szczegóły podane przez chińską służbę państwową nie wspominają o papieżu Franciszku ani Stolicy Apostolskiej, a zatem, jak skomentował weteran watykański Sandro Magister:
Krótko mówiąc, lektura podobnych komunikatów prasowych wydanych przez Stolicę Apostolską i „Kościół katolicki w Chinach” z każdym nowym nominacją biskupią daje jasno do zrozumienia, że reżim w Pekinie jest tym, który prowadzi grę.
Niestety, ale nie nieoczekiwanie, dowody podkreślają, że nie tylko umowa chińsko-watykańska zdradziła podziemnych katolików i doprowadziła do nasilenia ich prześladowań, ale także nie powiodła się w tym samym punkcie, który oficjalnie starał się osiągnąć – instalację biskupów poprzez wspólny proces między Rzymem a Pekinem w celu budowania stosunków między obiema stronami.
Taka porażka nie powinna być zaskoczeniem. Rzeczywiście, nawet pomijając kontrowersyjny charakter i pochodzenie samej umowy, bystry obserwator ostrzegł, że nigdy nie można się spodziewać powodzenia takiej umowy.
“Dyplomacja ma swoje miejsce. Negocjacje są konieczne” – powiedział mi Benedict Rogers – współzałożyciel Hong Kong Watch. Pojednanie jest godne pochwały i zawsze powinno być celem Kościoła. Naiwność jest wybaczalna. Ale współudział i zaspokojenie [wroga] – do których podejście Watykanu jest niebezpiecznie bliskie – nie mają miejsca w katolickiej nauce.
===============================
Michael Haynes jest angielskim dziennikarzem mieszkającym w Rzymie w ramach Korpusu Prasowego Stolicy Apostolskiej, pisząc głównie wLifeSiteNewsiPerMariam.
Powiadam wam: Jeśli ci będą milczeć, kamienie wołać będą. — Łk 19:40
Sprzeczne informacje na temat stanu zdrowia Jorge Mario Bergoglio rzucają niepokojące światło na sposób, w jaki zarządzana jest komunikacja w Watykanie. Są tacy, którzy wierzą, że “Papież już nie żyje” i że fakt ten jest ukrywany przed opinią publiczną.
Jest jasne, że Watykan i głęboki kościół bergogliański są w panice i zrobią wszystko, aby zebrać konsensus kardynałów wokół nazwiska kogoś, kto będzie kontynuował rewolucję bergogliańską.
Są tacy, którzy mają interes w ukrywaniu własnych zbrodni – wraz z tymi popełnionymi przez Bergoglio – podczas gdy w Stanach Zjednoczonych dochodzi do czołowego starcia Konferencji Episkopatu USA z administracją Trumpa, po tym jak skandal dotyczący funduszy Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID) ujawnił współudział Kościoła katolickiego w lukratywnym biznesie imigracyjnym.
Konieczne jest zapobieżenie temu, by postępowa hierarchia zapewniła, że jeden z nich będzie następcą Bergoglio, czyli kolejnym uzurpatorem na Tronie Piotrowym, który będzie spadkobiercą i kontynuatorem poprzedniego.
Zanim wbijemy ostatni gwóźdź do trumny Bergoglio, konieczne i pilne jest zatem rzucenie światła na uzurpację, której się dopuścił, oraz na okupację Kościoła katolickiego przez skorumpowaną i zdradziecką hierarchię, której jedynym celem jest zniszczenie go od środka.
Manewry mafii z Saint Gallen w tandemie z ultrapostępową lewicą – bezkarne zbrodnie Theodore’a McCarricka.
Rola McCarricka w administracji Demokratów.
Wpływ, jaki McCarrick wywarł na uzyskanie nominacji biskupich dla swoich “spadkobierców” – którzy wszyscy są homoseksualistami i są skorumpowani – wyznaczonych do obsadzenia kluczowych stanowisk w USA i w Watykanie. Praca McCarricka jako łącznika Bergoglio z chińskim reżimem komunistycznym w celu doprowadzenia do podpisania tajnego porozumienia ze Stolicą Apostolską. Rola jezuitów w promowaniu agendy globalistycznej.
Skandaliczne, ciągłe tuszowanie przez Bergoglio notorycznych oprawców i zboczeńców.
Zatuszowanie sprawy dotyczącej watykańskiej sieci korupcyjnej, przekazanej Bergoglio przez papieża emeryta Benedykta XVI w kwietniu 2013 r., w sprawie której do tej pory nigdy nie podjęto żadnych działań wyjaśniających.
Rola Bergoglio w zbrodni popełnionej przeciwko ludzkości poprzez “pandemię Covid” i narzucenie szczepionek.
Cyniczny wyzysk nielegalnych imigrantów w celu zniszczenia tkanki społecznej Zachodu: wszystko to i jeszcze więcej potwierdza, że Kościół Bergogliański jest nie tylko wspólnikiem w wywrotowym planie Światowego Forum Ekonomicznego, ale także czołowym protagonistą.
Wierni mają prawo poznać pełną prawdę o wszystkich tych wydarzeniach.
Po latach kłamstw, udawania i milczenia, konieczne jest uznanie oszustwa Jorge Mario Bergoglio i postawienie go przed sądem, przywracając prawdę i sprawiedliwość, których domagały się ofiary jego represji, zastraszających czynów i przyzwolenia na zbrodnie jego podżegaczy i protegowanych.
Potrzebne są śledztwa w sprawie jego przeszłego życia, zbrodni, które popełnił w Argentynie (dlatego nigdy nie powrócił jako “papież” do swojego rodzinnego kraju) oraz w sprawie mrocznych wydarzeń, które twierdzą, że Jorge Mario Bergoglio był osobiście odpowiedzialny za nadużycia seksualne młodych jezuitów, gdy był mistrzem nowicjatu w Argentynie.
Należy wyjaśnić, czy Tomas Ricardo Arizaga (znany jako Tomasito), który zmarł 20 lipca 2014 r. w wieku 11 lat, a następnie został skremowany i po usunięciu zębów pochowany w 2019 r. na cmentarzu Teutońskim w Watykanie (Teutonic Cemetery – Wikipedia), jest rzeczywiście synem Bergoglio, jak od dawna krążyły plotki i jak wiele przesłanek pozwala nam wierzyć.
Międzynarodowy sojusz przestępczy zjednoczył siły wywrotowe w celu wyeliminowania Benedykta XVI, zmuszając go do rezygnacji i zastępując go emisariuszem globalizmu. Przyznał to sam kardynał Godfried Danneels, odnosząc się do mafii z Saint Gallen. McCarrick powtórzył to podczas przemówienia na Uniwersytecie Villanova 11 października 2013 r. Prezes i założyciel Voices of Progress – grupy nacisku, która zajmuje się zmianami klimatycznymi, migracją i innymi kwestiami woke – zaplanował to, omawiając to z Johnem Podestą (szefem kampanii Hillary Clinton), w e-mailach ujawnionych przez Wikileaks (tutaj).
“Katolicka Wiosna” wykorzystała Jorge Mario Bergoglio, skorumpowaną i zwrotną postać, oszukańczo narzuconą Kościołowi katolickiemu jako “papieżowi”.
Zwracamy się do władz Stanów Zjednoczonych Ameryki i Argentyny o dostarczenie dokumentów i dowodów potwierdzających te fakty. Dowodzi to, że Jorge Mario Bergoglio nigdy nie był papieżem Kościoła katolickiego: wszystkie jego akty rządzenia i nauczania są nieważne, a wszystkie jego nominacje są nieważne, w tym nominacje kardynałów, którzy wybiorą jego następcę.
Nadszedł czas, aby odważnie stawić prawdzie czoła, aby wyzwolenie Kościoła katolickiego od wywrotowców, którzy okupowali go zbyt długo, aby go zniszczyć, było wyzwoleniem radykalnym i autentycznym, i aby wspólnicy oszustwa – którzy nadal przebywają w Watykanie i przeżyją Bergoglio – zostali wykryci i postawieni przed sądem. zanim ich przestępcze działania zniszczą dowody popełnionych przez nich przestępstw.
Kościół katolicki pogrąża się w wielkim kryzysie – zarówno doktrynalnym, jak i moralnym. Cierpienia Kościoła powinny jednak umacniać naszą wiarę. Kiedy Matka Boża patrzyła na Mękę Chrystusa, Jej miłość Boga wzrastała. Tak samy wzrastajmy i my, trwając w Kościele. Bo jak powiedział nasz Pan, kto wytrwa do końca – ten będzie zbawiony. Pisze o tym włoski historyk, profesor Roberto de Mattei.
Jak wyjaśniają teologowie, Kościół założony przez Jezusa Chrystusa jest Królestwem Bożym na tym świecie, wypełnieniem Odkupienia, doskonałością dzieła Ducha Świętego, najchwalebniejszą manifestacją Trójcy Świętej.
Uwielbienie Trójcy Świętej jest ostatecznym celem Kościoła i całego stworzenia. Świętość Boga, Jednego i Trójjedynego, stanowi przyczynę świętości Kościoła, który ze swej natury jest wewnętrznie święty, czysty i niepokalany, nawet jeśli składa się z grzeszników. O tej świętości świadczą jego członkowie. Niezależnie od tego, jak wielkie może być zepsucie w Kościele, zawsze będzie wystarczająca liczba świętych, którzy zachowują prawdziwą wiarę i prowadzą życie w doskonałości.
Świętość Mistycznego Ciała nie wymaga, by wszyscy jego członkowie byli święci, ale by w ogóle byli święci i by ich świętość jawiła się jako owoc zasad i reguł świętości powierzonych Kościołowi przez Chrystusa (Conrad Algermissen, The Church and the Churches, Morcelliana 1942, s. 3-15).
Niestety, ten nadprzyrodzony wymiar Kościoła jest obcy nie tylko tym, którzy go zwalczają, ale czasami także tym, którzy go bronią. Kościół zawsze miał swoich przeciwników i obrońców, ale dziś istnieje ryzyko, że nawet ci drudzy mogą postrzegać go w taki sam sposób, jak biznes lub ruch polityczny.
Na przykład papież Franciszek często jawi się jako przywódca polityczny, a nie następca Piotra. Jednak poza wątpliwościami dotyczącymi sprawowania przez niego rządów i jego wizerunku w mediach, pozostaje on prawowitym Wikariuszem Chrystusa, 266. papieżem Kościoła katolickiego.
Prawowitymi następcami Apostołów są również kardynałowie do których należy wybór jego następcy. Jednak kontrowersje wokół postaci panującego papieża rozciągają się również na Święte Kolegium, ze względu na błędy publicznie wyznawane przez niektórych kardynałów i skandale obyczajowe, które słusznie lub nie, przypisywane są niektórym z nich. Skandale i błędy towarzyszyły życiu Kościoła od samych jego początków, a Kościół ustanowił w trybunały, które mogły weryfikować oskarżenia i nakładać na winnych należne kary kościelne. Niepokojącym faktem jest dziś to, że wyroki skazujące i uniewinniające są ogłaszane w mediach, zanim zostaną ogłoszone w kościelnych salach sądowych, co przekreśla tradycję dyskrecji i sprawiedliwości, która zawsze charakteryzowała wewnętrzne działania Kościoła.
W ostatnich dniach prasa międzynarodowa zwróciła szczególną uwagę na sprawę peruwiańskiego kardynała Juana Luisa Ciprianiego Thorne’a, arcybiskupa Limy. Zgodnie z rekonstrukcją sprawy przeprowadzoną 25 stycznia przez hiszpański dziennik El País, został poddany przez Stolicę Apostolską środkom ograniczającym jego działalność publiczną i używanie insygniów kardynalskich oraz związanych z jego miejscem zamieszkania. Dzieje się tak, ponieważ papież wydaje się uważać, że jest on winny poważnych przestępstw w kwestiach moralnych i nałożył na niego sankcje karne. Nikt nie zna dowodów, na których opierają się te sankcje. Na razie kardynał Cipriani zadeklarował niewinność i zaprzeczył, jakoby nie przestrzegał przepisów prawa. Podobnie zachował się peruwiański arcybiskup José Antonio Eguren, który był zaangażowany w niedawne wydarzenia związane z likwidacją Sodalitium Christianae Vitae. Potępił on to, że został poddany procesowi, w którym nie przestrzegano jego praw, sugerując, że Stolica Apostolska postępuje na poziomie prawnym, stosując praktyki niegodne Kościoła Chrystusowego.
Istnieje ryzyko, że na nadużycia moralne, o które oskarżani są ci prałaci, nałożą się równie poważne nadużycia prawne. Może to wywołać mgłę niepewności wokół licznych skandali, które w ostatnich latach pontyfikatu dotknęły Kolegium Kardynalskie, począwszy od sprawy amerykańskiego kardynała Theodore’a McCarricka, który został usunięty ze stanu duchownego przez papieża Franciszka w lutym 2019 r. za nadużycia seksualne.
Miesiąc później, w marcu 2019 r., emerytowany arcybiskup Santiago de Chile Ricardo Ezzati Andrello, mianowany kardynałem przez samego papieża Bergoglio w 2014 r., musiał zrezygnować ze stanowiska arcybiskupa za tuszowanie doniesień o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich. W tym samym czasie we Francji kardynał Philippe Barbarin został skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu za niezgłoszenie nadużyć seksualnych popełnionych przez księdza w jego diecezji. Chociaż wyrok skazujący został później uchylony w wyniku apelacji w styczniu 2020 r., Barbarin złożył rezygnację ze stanowiska arcybiskupa Lyonu, którą papież Franciszek przyjął w marcu 2020 r.
24 września 2020 r. papież Franciszek przyjął zrzeczenie się przez kardynała Becciu „praw związanych z kardynalatem”, w tym prawa do udziału w przyszłym konklawe. Becciu był zamieszany w skandal związany z inwestycjami w nieruchomości w Londynie. Zawsze twierdził, że jest niewinny, ale w grudniu 2023 r. sąd watykański, złożony wyłącznie ze świeckich sędziów, skazał go na pięć lat i sześć miesięcy pozbawienia wolności, z bezterminowym pozbawieniem prawa do pełnienia funkcji publicznych za przestępstwa finansowe, w tym defraudację, pranie pieniędzy, oszustwa, wymuszenia i nadużycie urzędu. Z drugiej strony, sprawa kardynała Óscara Rodrígueza Maradiagi, arcybiskupa Tegucigalpy, koordynatora grupy powołanej do doradzania papieżowi w sprawie zarządzania Kościołem, nie wydaje się mieć żadnych konsekwencji karnych. W 2017 r. honduraski kardynał znalazł się w centrum oskarżeń o niegospodarność finansową, w tym o przyjmowanie dużych sum pieniędzy od Katolickiego Uniwersytetu Hondurasu, którego był kanclerzem, ale nie zrezygnował ze urzędu arcybiskupa diecezji aż do 2023 r., kiedy ukończył 81 lat.
Skandale doktrynalne i moralne przenikają obecnie całe ciało społeczne Kościoła, zniekształcając jego wizerunek. Każdy, kto odwiedza wspólnoty kościelne, wie, w jak smutnej sytuacji znajduje się wiele z nich. Obraz przedstawia oportunistycznych i tchórzliwych proboszczów; biskupów nastawionych na biznes, ignorantów w dziedzinie teologii i prawa kanonicznego; przełożonych zakonów bardziej zainteresowanych organizowaniem lobby w swoich kongregacjach niż dobrem wiernych; zakonników i zakonnice niezadowolonych z Kościoła, lekceważących swoje śluby zakonne. Nie wspominając już o stanie ruiny, w jakim znajdują się budynki kościelne, gdy nie są wspierane przez państwo lub pieniądze z Unii Europejskiej; najbardziej uderzające jest jednak niechlujstwo i obojętność, z jaką sprawowana jest Najświętsza Ofiara Mszy, coraz bardziej odległa od apostolskiej, nie tylko w formie, ale także w duchu.
Czy jest to powód, aby widzialny Kościół wyrzucić z pogardą za burtę? Nie tak postąpiłaby Matka Boża, która u stóp Krzyża tylko umocniła swoją miłość do zranionego Ciała naszego Pana. Kościół na ziemi jest samym Chrystusem, przeżywanym w mistyczny sposób. Historia Kościoła odzwierciedla Jego życie. Całe życie Syna Bożego było Drogą Krzyżową i takie jest życie Kościoła poprzez niespokojne wydarzenia historii. Tak jak w życiu Jezusa po Wielkim Piątku nastąpiła triumfalna Niedziela Wielkanocna, tak członkowie Kościoła pewnego dnia będą uczestniczyć w Jego uwielbieniu, Dlatego Jezus powiedział do swoich uczniów: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24, 13-14).
Rany zadawane Kościołowi przez jego członków muszą zatem umacniać naszą wytrwałość i naszą ufność w nieskazitelność Kościoła. Im bardziej Kościół cierpi, tym bardziej musi wzrastać nasze pragnienie jego wywyższenia i uwielbienia.
Wielkoduszne serca ufają w ostateczny triumf Kościoła. Kościół zajaśnieje, święty i niepokalany – nie tylko na końcu czasów, ale także w historycznej przyszłości, którą da nam Opatrzność, zgodnie ze swoimi nieznanymi nam planami.
Co by się stało, gdyby Ojciec Święty ponownie przedstawił pewne istotne artykuły z katolickich dogmatów?
Przede wszystkim myślę o tym dogmacie: Extra Ecclesiam nulla salus. Definiowany jest on następująco: „Oznajmiamy, mówimy, określamy i ogłaszamy, że dla zbawienia każdego ludzkiego stworzenia kategorycznie potrzebne jest mu poddanie się biskupowi Rzymu” (papież Bonifacy VIII, bulla Unam sanctam, 1302). Gdyby papież Franciszek to powtórzył, można tylko się domyślać, co by się mogło wydarzyć. Co najmniej całkowicie zniszczyłby 60 lat dialogu ekumenicznego i wywołał masowy wewnętrzny rozdźwięk w Kościele katolickim. Być może nawet musiałby się ukrywać?
Jednak to właśnie dogmat Extra Ecclesiam był w centrum działalności misyjnej Kościoła od 2000 lat i stanowił nadrzędną zasadę pobudzającą większość męczenników, z których część była gotowa zginąć straszliwą śmiercią w jego obronie. Dziś bardzo niewielu katolików w ogóle marzyłoby o ponownym przedstawieniu tego „przestarzałego” poglądu. Albo by go kwestionowali, albo też uściślali tak, że straciłby swój sens – to drugie byłoby pewnie preferowaną opcją. Jednakże taki krok nie usuwa przecież tego „potknięcia” w nauce Kościoła, starając się go tylko schować – a istnieje groźba, że wyskoczy ze swojego ukrycia, by znowu nas dręczyć.
Ta nauka musi tymczasem ponownie ożyć w całej swojej chwale, gdyż jest to jedyny powód do nawrócenia na wiarę katolicką. Inaczej: po co starać się w ogóle być katolikiem?
Inną szokującą rzeczywistością nauczania Watykanu w ostatnich czasach jest kategoryczne potępienie wszelkich prób nawrócenia kogoś – prozelityzmu – przez kilku nowożytnych papieży. Papież Franciszek powiedział, że „Kościół rośnie dzięki naszemu świadectwu: słowami i uczynkami – a nie przez prozelityzm” (Przemówienie do katechetów, 27 kwietnia 2013 r.). Te nieliczne dusze, które faktycznie się nawracają, często robią to z drugorzędnych powodów, takich jak: „Moi katoliccy przyjaciele to takie miłe osoby” albo nawet: „Szukałem pewności w swoim życiu”. Św. Edmund Campion w swojej „przechwałce” z 1580 r. napisał rzecz następującą: „Wiara jest zdecydowanie zadawalająca dla umysłu, angażując całą wiedzę i rozum w swojej sprawie, tak że jest całkowicie nie do odparcia dla każdego, kto daje jej neutralny i cichy posłuch”.
Jest to punkt wyjścia dla wszelkiego „prozelityzmu” i niewygodna prawda. Porzuca się obecnie katolicką apologetykę na rzecz mętnych rekomendacji papieża Franciszka w postaci „świadectwa słowami i uczynkami”. Podstawą tradycyjnej nauki Kościoła jest pogląd, że Kościół katolicki jest powszechny w czasie i przestrzeni i każdy musi się nawrócić do niego po to, aby uzyskać zbawienie. Musisz być katolikiem! O matko! Jakie to niewygodne! Niemożliwe jest głoszenie tego dzisiaj bez bycia postrzeganym, jako ten, który popełnia przestępstwo nienawiści, a więc nic dziwnego, że posoborowi papieże zachowywali milczenie. Jak w ogóle mogliby przemówić?
Przejdźmy teraz do innej dziedziny katolickiego nauczania: sodomia jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Wyobraźmy sobie: gdyby Ojciec Święty to ponownie ogłosił? Kolejne przestępstwo nienawiści! Byłoby gorzej, niż gdyby musiał się ukrywać – zamknęliby go na klucz, a potem ten klucz wyrzucili. Zatem co mówią przywódcy Kościoła? Po prostu coś takiego: że homoseksualiści są mile widziani w kształceniu księży pod warunkiem, że nie są „czynni”. Jednak wszyscy przecież wiemy, że nieczyste myśli czy pragnienia, jeśli się nad nimi zastanawiać i w nich rozsmakowywać, są grzeszne i mogą w końcu prowadzić do grzesznych uczynków. W każdym razie, jeśli człowiek o skłonnościach homoseksualnych jest przepytywany przez rektora seminarium, dlaczego u licha miałby przyznawać się do takich skłonności, jeśliby nie planowałby działania pod ich wpływem albo już to zrobił? Aby dostosować się do ustawodawstwa wspierającego LGBT, Kościół mógłby równie dobrze znieść grzech sodomii… Nie widzę sposobu obejścia tego problemu, gdyż to tylko kwestia czasu, zanim czynnemu homoseksualiście odmówią wstępu do seminarium, a on wejdzie na drogę sądową i wygra sprawę. A jeśli hierarchia katolicka nie będzie gotowa pójść do więzienia za mówienie prawdy, będzie to oznaczać całkowity upadek katolickiej nauki moralnej.
Innym dogmatem Kościoła jest to, że Jezus Chrystus jest Królem. Oznacza to, że ma on zwierzchnictwo nie tylko nad naszymi sercami i umysłami, ale także nad narodami i rządami. Jesteśmy dzisiaj tak przyzwyczajeni do rozdziału Kościoła i państwa, że ta zasadnicza część nauki Kościoła jest ponownie albo ignorowana, omijana albo zawężana tak, że przestaje istnieć. Kilka lat temu odwiedziłem z moimi dziećmi miejsce męczeństwa św. Tomasza Becketa w katedrze w Canterbury. Gdy wyszeptaliśmy kilka modlitw o wstawiennictwo do tego wielkiego obrońcy wolności Kościoła katolickiego przed ingerencją państwa w postaci Henryka II, katedralny kanonik podszedł do nas i ogłosił uroczystym tonem: „Oto, co się dzieje, kiedy łączy się Kościół z państwem!”
Rozdział Kościoła i państwa powinien być rzeczą wyklętą dla prawdziwego porządku świeckiego i duchowego, a więc ponownie: wspólnie z Extra Ecclesiam nulla salus i problemem LGBT pogląd o królewskiej godności Chrystusa powraca i nie chce dać nam spokoju. Skoro zaakceptowaliśmy rozdział Kościoła i państwa, państwo musi teraz wymyślić swoją własną moralność, która zostaje przełożona na prawa oparte na ucisku. Ingerencja rządów w życie moralne swoich obywateli, poprzednio zarezerwowana dla Kościoła, jest teraz tak powszechna, że wielu ludzi bezkrytycznie to akceptuje. Cała masa środków, które promują prawa LGBT, są frapującym przykładem tej postawionej na głowie ingerencji polityków w społeczne królowanie Jezusa Chrystusa. A żeby dopełnić tej inwersji, Kościół po Soborze Watykańskim II przyjmuje świeckie wartości rządów, takie jak zmiany klimatyczne, sprawiedliwość społeczną i wolność religijną. Czy potrafimy sobie wyobrazić, co stałoby się, gdyby papież ponownie przedstawił doktrynę o społecznym królowaniu Jezusa Chrystusa? Spodziewam się, że zostałby zdetronizowany – i to szybko!
Głoszenie niektórych doktryn katolickich prosiłoby się o wyroki więzienia różnej długości i tak oto elementy życia katolickiego są także poddawane zmianom po to, by uzgodnić je z publiczną opinią, która utrzymuje, że wszystkie religie są równie ważne. Ten popularny pogląd powoduje, że władze Kościoła się boją się; jest też podstawą obecnych ataków na Mszę łacińską. Wyobraźmy sobie, że obowiązkowo przywróciliby tę Mszę. Jest to niemożliwością, ponieważ dałoby to Kościołowi wyjątkowość i fizyczną tożsamość całkowicie przeciwną duchowi współczesnego świata. Jesteśmy obecnie świadkami ataku nawet na tych katolików, którzy po prostu „lubią” Mszę łacińską i są gotowi zgadzać się z nowymi kierunkami. Nie, oni muszą zmiażdżyć tę Mszę i ma to nadzieję zrobić Ojciec Święty ośmieszając jej zwolenników w swojej najnowszej książce pt. Nadzieja. Ta książka to pierwsza salwa, być może zwiastująca całkowity zakaz Mszy łacińskiej.
Kiedy Ojciec Święty promuje wartości świeckie, wie, że jest bezpieczny, gdyż ruch sedewakantystów nie stanowi dla niego znaczącego zagrożenia. Z drugiej strony, gdyby przedstawił na nowo katolicką doktrynę w jej odwiecznej czystości, jego pozycja byłaby co najmniej niepewna, gdyż większość biskupów i wiernych prawdopodobnie by go porzuciło. Pytanie jest takie: Czy są wśród katolickiej hierarchii tacy, którzy w obliczu wrogich rządów odzwierciedlających opinię publiczną są gotowi cierpieć dla wiary tak, jak św. Tomasz Becket? Wydaje się, że nie. Możemy tylko mieć nadzieję i modlić się o to, by sam Bóg rozwiązał ten problem, być może posyłając nam drugą św. Teresę z Avila. Z czysto ludzkiego punktu widzenia ten kryzys jest nierozwiązalny. Wymaga Bożej ingerencji, o którą musimy prosić codziennie, modląc się na różańcu.
Joseph Bevan
Źródło: rorate-caeli.blogspot.com Tłum. Jan J. Franczak
Proszę mieć tę pewność. Nauka katolicka to jest najcenniejszy klejnot intelektualny dla każdego człowieka na całym globie. Nikt takiej spójnej doktryny nie przedłożył światu jak Urząd Nauczycielski Kościoła. A jak państwo wiecie z naszych wypowiedzi i refleksji, nie każda wypowiedź, np. papieża, jest zgodna z doktryną Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. W związku z tym taka rada. Dzisiaj trzeba właściwie wszystko badać, rozważać. I zawsze prosić Ducha Bożego: bądź przy nas.
−∗−
Ks. prof. Tadeusz Guz (Putney 2024 część 3)
[to samo, może lepiej.. md]
−∗−
Pierwsza część spotkania:
O filozofii i ataku na rzeczywistość – ks. prof. Tadeusz Guz Nic, żadne procesy w Europie czy na świecie nie dzieją się przypadkowo. Wszystko jest zaprogramowane z najgłębszą precyzją. I neomarksizm tym się różni od marksizmu-leninizmu, że neomarksizm poddaje pod negację […]
Wyznanie wiary w Jezusa Chrystusa i Jego Kościół jako jedyną drogę do Boga i do wiecznego zbawienia
Niezachwianie wierzymy i wyznajemy to, czego zwyczajne i powszechne Magisterium Kościoła nieprzerwanie i nieomylnie naucza od czasów Apostołów, a mianowicie,
Że wiara w Jezusa Chrystusa, Wcielonego Syna Bożego i jedynego Zbawiciela ludzkości, jest jedyną religią chcianą przez Boga.
Po ustanowieniu nowego i wiecznego Przymierza w Jezusie Chrystusie nikt nie może być zbawiony przez przestrzeganie nauk i praktyk religii niechrześcijańskich. Ponieważ „modlitwa, która jest skierowana do Boga, musi być związana z Chrystusem, Panem wszystkich ludzi, jedynym Pośrednikiem (1 Tm 2, 5; Hbr 8, 6; 9, 15; 12, 24), przez którego jedynie mamy dostęp do Boga” (Rz 5, 2; Ef 2, 18; 3, 12). (Ogólne Wprowadzenie do Liturgii Godzin, 6).
Głęboko wierzymy, że „nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12), oprócz imienia naszego Pana Jezusa Chrystusa, który został ukrzyżowany, a którego Bóg wskrzesił z martwych (por. Dz 4, 10).
Wierzymy, że jest „sprzeczne z wiarą katolicką postrzeganie Kościoła jako jednej z dróg zbawienia, istniejącej obok innych, to znaczy równolegle do innych religii, które miałyby uzupełniać Kościół, a nawet mieć zasadniczo taką samą jak on wartość, zmierzając co prawda tak jak on ku eschatologicznemu Królestwu Bożemu.” (Kongregacja Nauki Wiary, Deklaracja Dominus Iesus, 21).
Ponadto potwierdzamy, że Boskie Objawienie, wiernie przekazywane przez odwieczne Magisterium Kościoła, zabrania twierdzenia,
Że wszystkie religie są ścieżkami do Boga,
Że różnorodność tożsamości religijnych jest darem Bożym i
Że różnorodność religii jest wyrazem mądrej woli Boga Stwórcy.
Dlatego też podtrzymujemy, że chrześcijanie nie są po prostu „towarzyszami podróży” wraz z wyznawcami fałszywych religii – których Bóg zakazuje.
Żarliwie błagamy o pomoc łaski Bożej dla wszystkich dzisiejszych duchownych, którzy swoimi słowami i czynami zaprzeczają objawionej przez Boga prawdzie o Jezusie Chrystusie i Jego Kościele jako jedynej drodze, dzięki której ludzie mogą oglądać Boga i osiągnąć wieczne zbawienie. Oby z pomocą łaski Bożej owi duchowni mogli publicznie wycofać się ze swoich poglądów, czego wymaga zarówno dobro ich własnych dusz, jak i dusz innych. Wszak „nieprzyjęcie Chrystusa jest największym niebezpieczeństwem dla świata!” (Św. Hilary z Poitiers, Komentarz do Ewangelii św. Mateusza, 18).
Niech przez modlitwy, łzy i ofiary wszystkich prawdziwych synów i córek Kościoła, a zwłaszcza „maluczkich” w Kościele, Pasterze Kościoła, a przede wszystkim Papież Franciszek, otrzymają łaskę naśladowania Apostołów, niezliczonych Męczenników, licznych Świętych Papieży Rzymskich i rzeszy Świętych, zwłaszcza św. Franciszka z Asyżu, który jako „człowiek, który był prawdziwie katolicki i apostolski osobiście podjął zadanie które nakazał również swoim uczniom – aby przed wszystkim innym zajmowali się nawracaniem pogan na wiarę i prawo Chrystusa”. (Papież Pius XI, Encyklika Rite Expiatis, 37)
Wierzymy, i z Bożą łaską jesteśmy gotowi oddać za to życie, w Boską prawdę ogłoszoną przez Jezusa Chrystusa, zawartą w słowach: „Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6).
+ Athanasius Schneider, biskup pomocniczy archidiecezji Świętej Maryi w Astanie
wraz z uczestnikami Catholic Identity Conference 2024
Jednym z ubóstwianych w ostatnim czasie pojęć jest DIALOG. W Kościele to sformułowanie zawładnęło prawie każdą dziedziną życia: dialog ekumeniczny, dialog międzyreligijny, dialog ze środowiskami LGBT, dialog między państwami, dialog między Kościołem a państwem, dialog między Kościołem a… masonerią, dialog, dialog, dialog… Spójrzmy na te zagadnienia z punktu widzenia Bożego Objawienia.
Historia zbawienia: dialog Boga z człowiekiem i skutek w postaci przymierza
Całe Pismo Święte jest jedną wielką księgą dialogu Boga ze swoim ludem; dialogu prowadzonego poprzez historię zbawienia, dialogu poprzez wydarzenia i słowa. A zatem jest to wzorzec dialogu dla Kościoła. Bóg pierwszy rozpoczyna rozmowę i zaprasza do niej człowieka. W dalszej kolejności uczestnikami są: naród wybrany oraz poszczególni ludzie. W Nowym Testamencie – uczniowie, Dwunastu Apostołów, Kościół.
Owocem dialogu, jaki Bóg prowadzi w historii zbawienia, jest przymierze, którego uproszczony schemat zawiera następujące elementy: 1) inicjatywa Ojca, który zaprasza do przyjaźni z Sobą i określa warunki przymierza; 2) odpowiedź Ludu Bożego.
Po ogłoszeniu woli Bożej przez pośrednika następowała zgoda ludu, czyli zwieńczenie przymierza, co wyrażają podobne w treści formuły: „Uczynimy wszystko, co Pan nakazał” (Wj 19, 8; 24, 3 – 7; por. Jr 42, 20); „Panu, Bogu naszemu, chcemy służyć i głosu Jego chcemy słuchać” (Joz 24, 21 – 24); „Według orzeczenia twego powinniśmy postąpić” (Ezd 10, 12; Ne 5, 12; 1 Mch 13, 9)[1].
Pierwszym takim aktem na kartach Biblii było przymierze synajskie. Wówczas Naród stojący pod górą powiedział znamienne słowa brzmiące po hebrajsku: naase we niszma – „wypełnimy i usłyszymy”, co można również przetłumaczyć jako „wypełnimy i zrozumiemy”.
„Wrócił Mojżesz i obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego polecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy. Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana. Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu pokoleń Izraela. Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz. Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni” (Wj 24, 3 – 7).
Wyraz niszma pochodzi od słowa szama – „słuchać”, „być posłusznym”, ale również „usłyszeć” w znaczeniu „zrozumieć”. Podobnie jak matka czasem zwraca się do swojego dziecka z zapytaniem: „Czy ty mnie dobrze słyszysz?” Matka może w tym momencie stać przed dzieckiem, więc nie ulega wątpliwości, że słyszy ono jej słowa fizycznie, a jej słowa oznaczają raczej: „Czy ty mnie dobrze rozumiesz?”. Podobnie słowa Izraelitów pod świętą górą można przetłumaczyć: „Wszystko, co Pan powiedział uczynimy i usłyszymy, to znaczy zrozumiemy”. Dla nas, ludzi wychowanych pod wpływem mentalności greckiej, ten wyraz może budzić zdziwienie. Przecież najpierw musimy coś zrozumieć, żeby następnie to wykonać. Jak bowiem możemy wypełniać coś, czego nie rozumiemy? Stąd jedno z pierwszych pytań, jakie zadajemy, brzmi: „Dlaczego mam to robić?” Podobnie reagujemy na płaszczyźnie wiary. Wiele ludzi zapytuje, dlaczego mają słuchać przykazań – „dlaczego nie wolno mi kraść, cudzołożyć, pożądać? Co w tym złego?”. Bóg w swoim Słowie mówi: naase we niszma – czyli zrozumiesz to, jeśli będziesz wypełniał. Dlaczego jest ważne życie w przedmałżeńskiej czystości, można zrozumieć przez przyjęcie i doświadczenie takiego życia. Zrozumienie i dostrzeżenie owoców wypełniania innych przykazań zobaczymy wtedy, kiedy z łaski Bożej zaczniemy ich dochowywać. Najpierw jest wypełnianie, a potem zrozumienie. I taka jest droga wiary.
W Nowym Testamencie ten porządek jest wyrażony przez Matkę naszego Pana. Cała scena Zwiastowania jest skonstruowana według wzorcu budowania przymierza. Anioł Gabriel zwiastuje wolę Boga wobec Maryi. Natomiast Ona wyraża swoją odpowiedź wiary: „Niech mi się stanie według twego słowa” (Łk 1, 38). Z różnych innych fragmentów wynika, że Maryja nie rozumiała owych słów. Ewangelista Łukasz podkreśla to kilkukrotnie:
„Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” (Łk 1, 34).
Inne wydarzenia z Ewangelii dzieciństwa również mówią o tym, że Maryja zachowuje i wypełnia Słowo, nawet jeśli go nie rozumie (por. Łk 2, 33 – 35; 49 – 50).
Wyrażenie zgody na to, czego nie rozumiesz, jest wypełnieniem słów naase we niszma – najpierw wypełnimy, a potem usłyszymy – czyli zrozumiemy. Nawiązał do tego św. Atanazy Wielki, komentując tajemnicę Zwiastowania:
„Najświętsza Dziewica, mówiąc: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego, tymi słowami wyraziła następującą postawę: jestem niczym kamienna tablica, na której Pisarz pisze to, co Jemu się podoba. Niech Pan wszelkiego stworzenia pisze i tworzy to, co zechce; i Anioł przyjął od Najświętszej Panny to wyznanie wiary, i odszedł od niej”.
Czyniąc w ten sposób Maryja jest pierwszym przedstawicielem Ludu Nowego Przymierza – Kościoła Świętego. Ona wchodzi w to przymierze jako pierwsza. Zanim ostatecznie dokona się ono mocą Jezusowej Paschy, święty Łukasz w zwiastowaniu Maryi Pannie ukazuje już jego zapoczątkowanie.
Zauważmy, że w tej koncepcji dialogu między Bogiem a człowiekiem w historii zbawienia człowiek jest zaproszony do posłuszeństwa prawdzie objawionej nawet jeśli jej nie rozumie. Wiele dzisiejszych tendencji w Kościele prezentuje raczej odwrotną kolejność: to Bóg i Kościół mają bardziej zrozumieć współczesnego człowieka i do jego potrzeb dopasować Objawienie…
Można wysunąć twierdzenie, że cała Biblia od początku do końca jest dialogiem na różnych poziomach i w różnych aspektach[2]. Dialogalny charakter Pisma Świętego ukazuje również Sobór Watykański II, który w Konstytucji dogmatycznej o Objawieniu Bożym Dei Verbum stwierdza: „Bóg, który niegdyś przemówił, rozmawia bez przerwy z Oblubienicą swego Syna ukochanego, a Duch Święty, przez którego żywy głos Ewangelii rozbrzmiewa w Kościele, a przez Kościół w świecie wprowadza wiernych we wszelką prawdę oraz sprawia, że słowo Chrystusowe obficie w nich mieszka (por. Kol 3, 16)” (Dei Verbum, 8).
Szczytem owej rozmowy Boga z człowiekiem jest Jezus Chrystus. W nim Bóg wypowiedział całą swoją miłość. Wyraz tego dialogu zbawienia odnajdujemy na kartach Listu do Hebrajczyków:
„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1, 1 – 2).
Trafnie te słowa skomentował Św. Jan od Krzyża:
„Daje tu Apostoł do zrozumienia, że Bóg jakby już zamilknął i nie ma już nic więcej do powiedzenia. To bowiem, o czym częściowo mówił dawniej przez proroków, wypowiedział już całkowicie w Nim, dając nam Go całego, to jest swojego Syna. Jeśli więc dzisiaj ktoś chciałby jeszcze pytać Boga albo pragnąć od Niego jakichś widzeń czy objawień, nie tylko postępowałby nieroztropnie, lecz również obrażałby Boga, nie mając oczu utkwionych w Chrystusa całkowicie, bez pragnienia jakichś innych nowości” (Droga na górę Karmel 2, 22).
Jan od Krzyża daje wyraźnie do zrozumienia, że w Objawieniu nie może znaleźć się coś nowego, coś, czego wcześniej nie było.
Jaki jest cel tego zbawczego dialogu, który Bóg prowadzi z człowiekiem? Dobrze to ujmuje wspomniana Konstytucja Dei Verbum: „Spodobało się Bogu w swej dobroci i mądrości objawić siebie samego i ujawnić nam tajemnicę woli swojej, dzięki której przez Chrystusa, Słowo Wcielone, ludzie mają dostęp do Ojca w Duchu Świętym i stają się uczestnikami boskiej natury. Przez to zatem objawienie Bóg niewidzialny w nadmiarze swej miłości zwraca się do ludzi jak do przyjaciół i obcuje z nimi, aby ich zaprosić do wspólnoty z sobą i przyjąć ich do niej (Dei Verbum 2)[3]. A więc dialog, który Bóg nawiązuje z człowiekiem, ma na celu zaprosić człowieka do życia Bożego, do uczestnictwa w boskiej naturze, do wspólnoty z sobą! Jeśli jest to cel Boga wobec człowieka, to jaki cel dialogu miałby mieć Kościół wobec świata?
Apologia – forma dialogu Pierwotnego Kościoła wobec świata żydowskiego i pogan
Pierwotny Kościół miał swoistą formę dialogu ze światem żydowskim oraz ze światem pogańskim. Czasem była to forma ustna, częściej pisemna. Te formy mają konkretną nazwę – apologię. Jedną z inspiracji takiego sposobu dialogowania jest fragment Listu świętego Piotra: „Pana zaś Chrystusa uznajcie w sercach waszych za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1P 3, 15).
Jedna z pierwszych chrześcijańskich apologii nosi tytuł jakże dialogiczny – „Dialog z Żydem Tryfonem”. W tym dialogu słowo „zbawienie” pada aż 17 razy. Oczywiście święty Justyn nie przewiduje zbawienia poza Chrystusem. Ta „Apologia” jest wzorcem dialogu chrześcijańskiego: wygłosić zbawienie w Chrystusie, zachęcić do przyjęcia tego daru, rozwiać wątpliwości zasiane w sercu.
Szereg apologii wczesnochrześcijańskich w tytule ma straszne słowo contra: Contra Celsum Orygenesa, Contra Arianos świętego Atanazego czy Contra Faustum św. Augustyna. Ojcowie Kościoła nie bali się słowa contra. W dzisiejszych czasach autor takiego tytułu byłby posądzony o mowę nienawiści. Nie ma dziś listów noszących tytuł Contra Episcopos Germaniae… Jeśli nawet powstają jakieś napomnienia, to w takim tonie, żeby się nikt nie obraził, nie poczuł się dotknięty, i najlepiej by nic z tego napomnienia nie zrozumiał. Są oczywiście wyjątki, lecz jest ich bardzo mało.
Wspomniane apologie są wezwaniem do porzucenia błędnych nauk oraz nawrócenia na ewangeliczną prawdę. Nikt w tym okresie nie sugerował aby organizować jakieś spotkanie z heretykami celem wspólnego poszukiwania prawdy.
Apologia chrześcijańska jest ważnym świadectwem dialogu. Pokazuje bowiem, że Kościół był pewien nauki, którą posiada. Chrześcijanie żyli ze świadomością, że w Kościele katolickim mają pełnię prawdy, a więc nie muszą jej szukać gdzieś na zewnątrz. Mogą jedynie zaoferować poganom to, co już w Kościele sami poznali i czego doświadczyli.
Dialog Kościoła w średniowieczu
Trudno wymienić wszystkie zagadnienia i wydarzenia, jakie pojawiały się w ciągu tak długiego okresu. Skupmy się na kilku aspektach. Na poziomie Kościół – państwo dialog przebiegał w ten sposób, że Kościół zawsze dbał o swoją autonomię. Koncepcja „dwóch mieczy” sprzyjała temu, że żadna z tych instytucji nie brała na siebie kompetencji tej drugiej. Oczywiście, w tych dziedzinach dochodziło do nadużyć, lecz były to odejścia od ustanowionych reguł.
W średniowieczu Kościół również prowadził dialog, ale nigdy nie czynił tego kosztem prawdy. Wystarczy wspomnieć o kilku porozumieniach ze wspólnotami wschodnimi: unii lyońskiej (1274), florenckiej (1439), wreszcie brzeskiej (1596). Na przykład na Soborze Lyońskim II w 1274 roku, Michał VIII jako reprezentant Cerkwi prawosławnej uznał naukę o siedmiu sakramentach, zaaprobował formułę filioque, zaakceptował naukę o czyśćcu i przyjął doktrynę o supremacji papieża.
Czasem można się spotkać z opiniami, że Kościół w średniowieczu był bardzo zamknięty, zwłaszcza na wszelką rozmowę. Takie twierdzenie jest dalekie od prawdy. Po wystąpieniu Marcina Lutra, w 1518 roku przyjechał do Augsburga kardynał Kajetan, aby go przesłuchać. Jasne, że nalegał na to elektor saski z obawy o bezpieczeństwo herezjarchy, jednak Stolica Apostolska przystała na te warunki. W następnym roku odbyła się dysputa teologiczna Marcina Lutra z kolejnym legatem papieskim – Johannem Eckem. W wydarzeniu wziął udział Filip Melanchton… Dopiero po tych spotkaniach Johann Eck wrócił do Rzymu by przywieźć stamtąd bullę Exurge Domine.
Taki stan rzeczy możemy zaobserwować do pontyfikatu papieża Piusa XII, który był przekonany, że dialog nie może dokonywać się na drodze kompromisu:
„Jeżeli Kościół jest nieugięty wobec wszystkiego, co posiadałoby choćby pozór kompromisu, czy też wobec wszelkiego dopasowywania wiary katolickiej do innych wyznań, bądź w stosunku do mieszania jej z nimi, to dzieje się tak dlatego, ponieważ wie On, że zawsze była i zawsze będzie jedna, jedyna nieomylna i pewna opoka całej prawdy oraz pełni łaski przychodzącej do Niego od Chrystusa i że tą skałą, zgodnie z wyraźną wolą Boskiego Założyciela, jest po prostu On sam” („L’Osservatore Romano”, 9 listopada 1948).
Dialog a prawda według ideologii neomarksistowskiej
W połowie lat 70. idee marksistowskie zaczęły infekować środowiska kościelne Europy zachodniej. Siostra zakonna czytająca „Kapitał” Karola Marksa w jednej ze scen komedii „Żandarm i policjantki” trafnie wyraża sytuację, w jakiej Kościół znalazł się na Zachodzie. Wiele definicji marksistowskich powoli zaczęło przenikać do Kościoła. Między innymi definicja prawdy, z którą jest związany dialog.
Według lewicowej ideologii, nie ma obiektywnej perspektywy oglądu rzeczywistości i obiektywnego środka jej opisu, a więc takie pojęcie jak obiektywna prawda jest pozbawione sensu. Jedyna dostępna prawda może być wynikiem uzgodnienia subiektywnych perspektyw, a to uzgodnienie może nastąpić w drodze dyskursu (dialogu). Jednym słowem – prawdy obiektywnej nie ma (czyli nie ma jakichkolwiek niewzruszonych zasad), a prawdą jest to, co uznamy za prawdę w drodze negocjacji (bo to jest istota dyskursu)[4].
Taka definicja w pełnej postaci została przedstawiona przez Herberta Marcuse w eseju „Tolerancja represywna” (1965). Tekst zawiera uzasadnienie moralnego prawa postępowej (czyli lewicowej) mniejszości do eksterminacji reakcyjnej (czyli konserwatywnej) większości. Prawda według Marcusego nie jest obiektywnym opisem rzeczywistości, ale „stanowiskiem” wypracowanym w trybie nieustannej „dyskusji ludu” rozumianego jako jednostki oraz członkowie różnych organizacji społecznych i politycznych. Jednak w trakcie tej dyskusji nie może zaistnieć kompromis dowolnych stanowisk, ponieważ zasada tolerancji represywnej wyklucza tolerancję dla stanowisk reakcyjnych (czyli konserwatywnych), a toleruje jedynie różne odmiany stanowiska postępowego. Jednym słowem „prawda” uzgadniana jest w ramach wewnętrznej dyskusji postępowej lewicy na korzyść idei postępowych[5].
Quo vadis Ecclesia?Od Soboru do Synodu
Po II soborze watykańskim wielu zaczęło mówić o wielkim przełomie. Pod wpływem tego, co Benedykt XVI nazwał „soborem mediów”, niektórzy teologowie zaczęli głosić dialog prowadzący do przekonania, iż wszystkie religię są równorzędnymi drogami zbawienia. Warto tu zaznaczyć, że w tym czasie, kiedy obradował sobór, na ulicach Europy lewica głosiła dialog jako cel sam w sobie. Ważnym była nie sama rzeczywistość, lecz wrażenia i uczucia, które płynęły od tej rzeczywistości.
Reakcją na takiego rodzaju relatywizm była deklaracja Dominus Iesus „o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa”[6]. Dokument podpisany przez Josepha Ratzingera, ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary, przypominał, że dialog międzyreligijny jest „częścią ewangelizacyjnej misji Kościoła”:
„Kościół przepowiada dziś Jezusa Chrystusa, Drogę, Prawdę i Życie (J 14, 6), także poprzez praktykę dialogu międzyreligijnego, choć oczywiście nie zastępuje on, lecz towarzyszy misji ad gentes, służąc owej tajemnicy jedności, z której wynika, że wszyscy mężczyźni i kobiety, którzy są zbawieni, uczestniczą, choć w różny sposób, w tej samej tajemnicy zbawienia w Jezusie Chrystusie za pośrednictwem jego Ducha 5. Ten dialog, będący częścią ewangelizacyjnej misji Kościoła 6, zakłada postawę zrozumienia, dążenie do wzajemnego poznania się i obopólnego wzbogacania w duchu posłuszeństwa prawdzie i poszanowania wolności[7]”.
Co to oznacza, że międzyreligijny dialog jest „częścią ewangelizacyjnej misji Kościoła”? To znaczy, że celem tego dialogu jest głoszenie Dobrej Nowiny – zbawienia w Jezusie Chrystusie! Deklaracja Dominus Iesus była jednym z najbardziej udanych kroków Wojtyły i Ratzingera, którzy próbowali nadać katolicką interpretację niektórym dokumentom soborowym.
Od początku pontyfikatu papieża Franciszka niektóre idee dialogu rozumianego na sposób marksistowski przeżywają swój prawdziwy renesans. Można wskazać tu kilka przyczyn. Jedną z nich wymienił prymas Holandii Willem Jacobus Eijk, który odważnie wyznał, że należy do pokolenia 1968 roku. Młodość tego kardynała – podobnie jak wielu innych wysoko postawionych hierarchów – przypadła na lata 70., kiedy to młodzież szła ulicami wielkich miast zachodniej Europy z hasłami: Sex, drugs and rock-n-roll. Być może innym powodem jest wpływ teologii wyzwolenia na dzisiejszego biskupa Rzymu, a jeszcze innym– jakieś oddziaływania z zewnątrz. Tak czy inaczej należy ze smutkiem wyznać, że marksistowska definicja prawdy oraz praktyka dialogu w imię dialogu i dobrego samopoczucia głęboko przeniknęła struktury Kościoła. Najbardziej dobitnym dowodem na to jest Synod o synodalności. Idea wspólnego podróżowania, wzajemnego słuchania i dialogu stała się przewodnim kierunkiem Kościoła. Wszyscy są zaproszeni do wspólnego poszukiwania „prawdy”. Wykluczanie kogokolwiek z tego procesu… niejednokrotnie traktuje się niemal jak… grzech śmiertelny a ostatnio zaczęto mówić o „grzechu przeciw synodalności”. A więc, katolicy, którzy pragną strzec prawdziwego Objawienia, razem z innymi „katolikami”, chcącymi zmienić Objawienie – zwłaszcza w zakresie moralności seksualnej – w towarzystwie powołujących się na chrześcijaństwo reprezentantów innych wyznań, przy udziale przedstawicieli całkowicie innych religii, agnostyków i osób niewierzących, są zaproszeni do wspólnego poszukiwania prawdy. Ale… to znaczyłoby, że Kościół Katolicki jeszcze nie znalazł prawdy, nie strzeże jej, skoro wraz z innymi ma jej szukać?!
W takim towarzystwie Kościół jedynie może głosić Prawdę – Chrystusa i zapraszać innych, aby Go przyjęli w całej pełni, czyli przyłączyli się do Kościoła jedynego, świętego, katolickiego i apostolskiego. W przeciwnym przypadku szukanie prawdy będzie zastąpione wytworzeniem jakiejś nowej „prawdy” na drodze dialogu, dysput, dyskusji, czyli „prawdy” według Karola Marksa.
Kiedy ukończyłem powyższy tekst, pojawiła się nowa wypowiedź papieża Franciszka z jego podróży do Oceanii. Na międzyreligijnym spotkaniu z młodzieżą miał on stwierdzić: – Jedną z rzeczy, która najbardziej zaimponowała mi w was, młodych ludziach, jest zdolność do dialogu międzyreligijnego. I to jest bardzo ważne, ponieważ jeśli zaczynasz się kłócić: „Moja religia jest ważniejsza od twojej…”; „moja jest prawdziwa, twoja nie jest prawdziwa”… to dokąd to prowadzi? Dokąd? Niech ktoś odpowie, dokąd? [Ktoś odpowiada: do zniszczenia]. Tak to jest. Wszystkie religie są drogami dojścia do Boga. Są – dokonuję porównania – jak różne języki, różne wyrażenia, aby tam dotrzeć.
Pomijając fakt, że takie stwierdzenie jest wyrazem indyferentyzmu religijnego, wielokrotnie potępionego przez Kościół, zwróćmy uwagę na inny aspekt: wypowiedź Pontifexa wyraźnie pokazuje, że w jego rozumowaniu nie tyle ważne jest to co PRAWDZIWE, czyli PRAWDA („Moja religia jest ważniejsza od twojej…”, „Moja jest prawdziwa, twoja nie jest prawdziwa…”), ile sam DIALOG, albo inaczej – dialog sam w sobie.
Wygląda na to, że dialog krok za krokiem wyrasta do rangi bóstwa, na ołtarzu którego jako pierwszą ofiarę składa się prawdę…
O. dr Roman Laba OSPPE
[1] A. Serra, Bibbia, w: Nuovo Dizionario di Mariologia, red. S. de Fiores, S. Meo, Torino 1985, 244.
[2] J. Kręcidło, Dialog biblijny, „Ateneum Kapłańskie” 1/153 (2009), s. 9
Jak miesiąc maj poświęcony jest Niepokalanej Dziewicy Maryi, tak znowu w miesiącu czerwcu oddają wierni szczególniejszą cześć i uwielbienie Sercu Jezusowemu. To miesiąc miłości. W tym bowiem miesiącu obchodzi zazwyczaj Kościół pamiątkę ustanowienia największej tajemnicy miłości, św. Eucharystii, w tym również miesiącu miało miejsce jedno z najgłówniejszych objawień, w którym odsłonił Boski Zbawiciel skarby Swojego Najświętszego Serca. W tym czasie pragnie Kościół, ażeby wierni rozważali gorliwie tajemnice z życia Boskiego Zbawcy, zapisane w św. Ewangelii, poznawali bliżej Jego pragnienia i czyny. Poznanie bowiem pragnień i czynów Jezusa budzi mimo woli w duszy rozważającego cześć i miłość dla Osoby Jezusa Chrystusa i prowadzi do nabycia prawdziwego nabożeństwa do Najświętszego Serca.
Nawet wśród katolików znajdują się tacy, którzy nie zdają sobie sprawy, na czym nabożeństwo do Najświętszego Serca w istocie swojej polega. Sądzą błędnie, że jest to nabożeństwo dla osób przeczulonych i że odpowiada więcej niewiastom, aniżeli mężczyznom. Nie wiedzą wcale o tym, że cześć oddawana Najświętszemu Sercu odnosi się do całej Osoby Jezusa ze szczególnym uwzględnieniem Jego wielkiej miłości ku Ojcu Niebieskiemu i ku nam ludziom.
Serce Jezusa to cały Jezus w Swojej bezgranicznej ku Bogu i ku ludziom miłości.
A dlaczego Pan Jezus, chcąc nas pobudzić do wzajemnej miłości, wskazuje na Swe Najświętsze Serce?
Pragnie się zastosować do sposobu myślenia i codziennego postępowania ludzi. Chce być zrozumiany. Kiedy mówimy, że ten lub ów człowiek ma dla nas serce, że jest naszym przyjacielem od serca, co chcemy przez to wyrazić? Nie co innego, jak tylko, że ten człowiek jest nam życzliwy, że nas prawdziwie miłuje i pragnąłby jak samemu sobie, tak i nam nieba przychylić. Bo serce jest znakiem czyli symbolem miłości. Co więcej, serce jest narzędziem jak najściślej z miłością złączonym. Ono najbardziej odczuwa wszystkie poruszenia duszy: smutek je ściska, obawa ostudza, radość rozszerza, gniewem się rozpala, w miłości rozpłomienia.
Stąd też zrozumiemy, że Pan Jezus objawiając ludziom Serce Swoje Boże, objawia im tym samym Swoją wielką miłość. W Sercu Jezusowym zrodziły się przecie najsłodsze plany naszego odkupienia. Ono bolało nad naszym upadkiem, biło uczuciem szczerej radości na widok naszego szczęścia, cierpiało na krzyżu, promieniało radością w chwalebnym zmartwychwstaniu. Serce Jezusa to owa miłość, która przez lat trzydzieści ponosiła prace i trudy życia ukrytego, uzdrawiała chorych, wracała życie umarłym, pocieszała stroskanych, rozgrzeszała pokutujących. Miłości Jezusowej nie ma równej na świecie. Gorętsza ona nad płomienie, które ją oznaczają, szersza nad świat od końca do końca, głębsza aniżeli zawrotne przepaście, mocniejsza od śmierci, bo w swej wierności trwała jest na zawsze.
A jednak mimo licznych dowodów Swojej miłości Jezus jest zapoznany i wzgardzony. Nie znają Go poganie, urągają Jego Boskiej nauce heretycy i odszczepieńcy, obojętni i wiarołomni w miłości katolicy. Na próżno rozlega się głos Jezusa, zapraszający z naszych ołtarzy: Bierzcie i pożywajcie, kościoły nieraz świecą pustkami, niewielu takich, którzy nawiedzają Boskiego Więźnia w Jego zewnętrznym osamotnieniu, mało takich, którzy Go często i pobożnie przyjmują do swojego serca. Są w końcu i tacy, którzy wprost zaprzeczają Jego rzeczywistej obecności w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, lub też z całą świadomością przystępują świętokradzko do Stołu Pańskiego.
Dlatego to Pan Jezus objawiając światu Swe Najświętsze Serce, objawił Je otoczone cierniami, to znaczy zranione niewdzięcznością ludzką. W tym celu także domagał się ustanowienia Święta Serca Swojego, ażeby w tym dniu wierni Jego czciciele wynagradzali głównie przez godnie przyjętą Komunię św. krzywdy i zniewagi wyrządzone w św. Eucharystii. […]
W tych listach pasterskich, które publikuję, piszę o wielu kwestiach, przed którymi stoimy w obliczu stale narastającego kryzysu w Kościele i na świecie. Jako biskup katolicki zawsze najbardziej troszczę się o Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa – ale jasne jest, że obecny kryzys, w jakim się znajdujemy, dotyka nie tylko Kościoła, ale każdego aspektu ludzkości. Kiedy Kościół jest słaby, a jego ziemskie przywództwo poważnie skorumpowane, każdy aspekt społeczności ludzkiej jest podatny na zło, a tę bezbronność widzimy na każdym kroku. Choć wszystkie kwestie, o których pisałem, są poważne, nie ma nic poważniejszego niż wypaczone rozumienie władzy i posłuszeństwa, które obecnie uważamy za tak powszechne. Kiedy brakuje nam jasnego zrozumienia źródła, z którego wypływa prawowita władza, wówczas posłuszeństwu grozi poważne niebezpieczeństwo, że stanie się arbitralne i skompromitowane. Kiedy tak się stanie, samo posłuszeństwo ustanowione przez Boga w celu wskazania wszystkim ludziom prawdy może w rzeczywistości zostać wykorzystane przez niektórych jako broń, aby służyć ich własnym interesom i odwodzić niczego niepodejrzewających od prawdy. Dlatego zawsze musimy trwać w prawdzie i wystrzegać się takiego oszustwa.
Historia Kościoła pełna jest relacji o incydentach i wydarzeniach, w wyniku których powstał konflikt, a Rzym, korzystając z właściwej władzy, wypowiedział się i rozstrzygnął sprawę. „Roma locuta; causa finita est.” Katolicy mądrze trzymali się tej kotwicy boskiego autorytetu w Kościele katolickim. Stworzona przez Boga władza, która w pełni obecna jest jedynie w Kościele katolickim, powinna być schronieniem dla wiernych.
Posłuszeństwo Boskiej władzy jest posłuszeństwem Chrystusowi, ponieważ to On powołał osobę na tę władzę. Posłuszeństwo Boskiemu autorytetowi jest konieczne w świętej strukturze Kościoła i jest ważne, aby pomóc nam wzrastać w świętości. Niestety jednak fakt, że Boska władza była postrzegana w Kościele jako „dana” w wielu przypadkach sprawiła, że wierni stali się leniwi lub popadli w samozadowolenie w swoim posłuszeństwie, a wielu zapomniało, że, jak oświadczył św. Tomasz z Akwinu: Bogu należy okazywać posłuszeństwo we WSZYSTKIM, natomiast władzom ludzkim należy okazywać posłuszeństwo w NIEKTÓRYCH sprawach.
Choć ta erozja władzy jest znacząca dla państwa, rodziny i społeczeństwa w ogóle, gdy dotyka ona Kościoła, przenosi nas to na zupełnie nowy poziom niepokoju. Kościół katolicki opiera się na Prawdzie, która pochodzi od Boga Wszechmogącego i jest w pełni objawiona w Jezusie Chrystusie, Jego Boskim Synu – Prawdzie Wcielonej. Kiedy do Kościoła wdziera się niejasne rozumienie władzy, wówczas zachwiane są podstawy cywilizacji i obecnie jesteśmy świadkami tych wstrząsów każdego dnia.
Jezus Chrystus mówi nam, że dana Mu została „wszelka władza na niebie i na ziemi”; dlatego musimy uznać, że wszelka władza ziemska musi szukać swego światła w Chrystusie, ponieważ ostatecznie światło to płynie z jednego źródła — Tego, który jest źródłem wszelkiej władzy w niebie i na ziemi. Tylko dzięki właściwemu zrozumieniu władzy możemy stworzyć solidny fundament posłuszeństwa. Mówiąc najprościej, wszelkie posłuszeństwo musi zawsze znajdować swoje źródło i cel w posłuszeństwie Chrystusowi i prawdzie, którą On objawia.
Autentyczne posłuszeństwo prawdzie ostatecznie prowadzi nas do Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego – najwyższego autorytetu. Jeśli podążamy ścieżką posłuszeństwa, jeśli ignorujemy prawdę, którą objawił nam Chrystus, wówczas podważamy samo znaczenie i istotę posłuszeństwa.
Dziś jesteśmy zanurzeni w kulturze, która pod wpływem postmodernizmu nie jest w stanie lub nie chce uznać obowiązującej władzy. W rzeczywistości jesteśmy zanurzeni w kulturze, na którą wpływa nihilizm, a jej korzenie sięgają upadku naszych pierwszych rodziców w Ogrodzie Eden. Nihilizm, filozofia głosząca, że wszelkie wartości są bezpodstawne, skupia się na wykorzystaniu woli do dominacji. Jest to odrzucenie prawdy absolutnej i wysuwa fałszywą ideę, że „prawda” jest jedynie wyrazem woli, a czysta i nieskażona prawda nie istnieje. W tym kontekście każda osoba może wymyślać prawdę według własnego uznania lub może określić, że prawda jest taka, jaką uzna za nią uznany autorytet. Ta śmiertelna wiara (lub podobnie wiara, że każdy jest dla siebie autorytetem) przedarła się nawet do Kościoła i stała się dziś ropiejącą raną na Mistycznym Ciele.
Ten wypaczony pogląd na władzę i posłuszeństwo był błyskotliwą, ale zabójczą bronią upadłych, ponieważ byli oni w stanie wpłynąć na ludzi w hierarchii Kościoła, aby wykorzystali towarzyszącą im „władzę” do wyrządzenia ogromnej szkody duszom. Głosząc, że posłuszeństwo w dalszym ciągu należy się tym, którzy służą kłamstwu i którzy utracili nadaną mu przez Boga władzę, posłuszeństwo zostało użyte jako broń i wymusiło tolerancję wobec takich sytuacji, jak przerażające skandale związane z wykorzystywaniem seksualnym, które tak spustoszyły Kościół i wyrządziły krzywdę tak wielu osobom, które padły ofiarą tych ludzi nadużywających władzy.
Jedną rzeczą, która została utracona w zamieszaniu dotyczącym władzy i posłuszeństwa, jest fakt, że ilekroć użycie władzy wyrządza szkodę Bożej prawdzie, na przykład gdy ksiądz lub biskup kwestionuje Depozyt Wiary (który obejmuje niezmienne dogmaty i Doktryny Kościoła), to każdy ma prawo, a w zasadzie nawet uroczysty obowiązek, przeciwstawić się temu błędowi – bez względu na potencjalnie negatywne konsekwencje, jakie może ponieść. I zamiast naruszać katolicką zasadę posłuszeństwa, ten opór wobec nadużycia władzy w rzeczywistości umacnia i wzmacnia zasadę posłuszeństwa, ponieważ jest ona posłuszeństwem najwyższemu autorytetowi – Jezusowi Chrystusowi.
Jeszcze jedna kwestia, która jest często błędnie rozumiana w odniesieniu do władzy w Kościele, dotyczy nieomylności papieża i uległości wiary. Nieomylność papieska występuje jedynie w obliczu nieomylnego orzeczenia dotyczącego wiary i moralności, które pochodzi od Papieża lub soboru doktrynalnego za zgodą panującego papieża. Takie nieomylne oświadczenie jest zawsze, mówiąc najprościej, potwierdzeniem prawdy, która jest już częścią Depozytu Wiary i do której nie wprowadzono żadnych uzupełnień ani zmian od czasu zakończenia Objawienia Publicznego wraz ze śmiercią św. Jana w I wieku n.e. Kiedy zostaje wydane nieomylne oświadczenie, takie ogłoszenie wymaga poddania się wierze przez wiernych; tzn. wierni są pewni prawdziwości takiego głoszenia i zobowiązani są do utrzymywania tego przekonania jako przedmiotu wiary. Inne twierdzenia Papieża, biskupów lub innych władz – choć mogą być prawdziwe – nie mieszczą się w bardzo wąskim charyzmacie nieomylności papieża. W związku z tym roztropność nakazuje, abyśmy mogli i musieli oceniać wszystkie wypowiedzi w świetle prawd objawionych przez Boga, zawartych w Świętym Depozycie Wiary.
Jeśli czyjeś oświadczenie wydaje się zaprzeczać tym niezmiennym prawdom, musimy najpierw uzyskać wyjaśnienia. Jeśli nie otrzymamy wyjaśnień lub, co gorsza, błąd zostanie potwierdzony, musimy obalić błąd i spojrzeć na Depozyt Wiary jako na nasz pewny przewodnik po prawdzie.
Zajmując się kwestiami władzy i posłuszeństwa w dzisiejszym Kościele, musimy pamiętać, że ostatecznym źródłem władzy i prawdy jest Bóg.
Dylematy, przed którymi stoimy, zawsze znajdą odpowiedź w prawdzie, którą objawił nam Bóg. Musimy stale zadawać sobie pytanie: „Czy to jest autentyczne dla Chrystusa?” oraz „Czy odpowiada to temu, czego On i Jego Kościół zawsze nauczali?” Jeśli odpowiemy twierdząco na te pytania, dotrzemy do prawdy, której musimy być posłuszni. Jeśli jednak ktoś posiadający „władzę” nie otrzymał swojej władzy od Chrystusa, wówczas nie jest wymagane posłuszeństwo. Pamiętajmy, że Chrystus daje władzę osobom znajdującym się w hierarchii Kościoła dla dobra dusz powierzonych ich pieczy. Nigdy nie jest ono dane ze względu na osobę sprawującą władzę.
Było wielu świętych i doktorów Kościoła, którzy opowiadali nam o czasach, które nadejdą, kiedy wierni będą musieli przeciwstawić się tym, którzy wydają się mieć „władzę” w hierarchii. Jeśli będziemy nadal posłuszni i bez pytania o źródło władzy, znajdziemy się w niebezpiecznym miejscu.
13 października 1973 roku Matka Boża objawiła się Siostrze Agnes Sasagawie w Akita w Japonii. Miało to miejsce w 56. rocznicę ostatniego objawienia naszej Najświętszej Matki w Fatimie w Portugalii w 1917 roku.
Nasza Błogosławiona Matka skierowała te słowa do Siostry Sasagawy: „Dzieło diabła przeniknie nawet do Kościoła w taki sposób, że będzie można zobaczyć kardynałów przeciwstawiających się kardynałom, biskupów stających przeciwko biskupom. Kapłani, którzy mnie czczą, spotkają się z pogardą i sprzeciwem ze strony swoich współbraci… kościoły i ołtarze będą splądrowane; Kościół będzie pełen tych, którzy akceptują kompromisy. . . „
Arcybiskup Fulton Sheen powiedział w 1948 roku: „On założy przeciwkościół, który będzie małpą Kościoła, ponieważ on, diabeł, jest małpą Boga. Będzie miała wszystkie nuty i cechy Kościoła, ale w odwrotnej kolejności i będzie pozbawiony boskiej treści. Będzie to mistyczne ciało Antychrysta, które pod każdym względem będzie przypominało mistyczne ciało Chrystusa. . .”
Papież św. Jan Paweł II powiedział w 1976 r.: „Obecnie stoimy w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a antykościołem, Ewangelii i anty-ewangelii”.
Tym, którzy mogliby sądzić, że może to mieć miejsce w odniesieniu do hierarchii Kościoła, ale z pewnością nigdy w odniesieniu do papieża, historia przypomina nam papieża Honoriusza I, który był papieżem w latach 625–638. Sobór w Konstantynopolu potępił go pośmiertnie i Papież Leon II potępił go, stwierdzając, że Honoriusz „nie próbował uświęcać tego Kościoła apostolskiego nauczaniem tradycji apostolskiej, lecz profanacją zdrady dopuścił do skażenia jego czystości”.
Dlatego ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że możliwe jest, że członkowie hierarchii kościelnej – co nie wyklucza nawet papieży – mogą rzeczywiście wyrządzić krzywdę Kościołowi i wiernym, nawet jeśli nieumyślnie. Co więcej, patrząc na słowa świętych, uczonych, a w szczególności słowa naszej Najświętszej Matki podczas licznych objawień zatwierdzonych przez Kościół, musimy także rozpoznać możliwość, że członek hierarchii Kościoła mógłby celowo dążyć do zniszczenia Wiary i Kościół. Z tego powodu NIE WOLNO nam popadać w lenistwo i samozadowolenie w kwestii władzy i posłuszeństwa, nawet jeśli dotyczy to Ojca Świętego.
Francisco de Vittoria, dominikanin, kanonista i teolog z XVI wieku, stwierdził: „Gdyby (papież) chciał przekazać skarbiec Kościoła… . . gdyby chciał zniszczyć Kościół lub inne podobne rzeczy, nie należy pozwalać mu na takie działania, lecz należy mu stawić opór. Powodem tego jest to, że nie ma on mocy niszczenia. Dlatego też, gdy wiadomo, że tak czyni, wolno mu się przeciwstawić”.
Św. Robert Bellarmin napisał: „Tak jak wolno stawiać opór papieżowi, który atakuje ciało, tak wolno stawiać opór temu, który atakuje dusze lub zakłóca porządek publiczny, a nawet więcej, który stara się zniszczyć Kościół . Dopuszczalne jest stawianie mu oporu poprzez niewykonywanie jego poleceń i utrudnianie wykonywania jego woli. Nie wolno go jednak osądzać, karać ani rozporządzać, gdyż takie czyny należą do przełożonego. Dlatego katolickie posłuszeństwo wobec przełożonego nigdy nie powinno być tym, co nazywa się „ślepym posłuszeństwem”.
Podobnie jak powinniśmy być świadomi ostrzeżeń, jakie otrzymaliśmy w związku z antykościołem, który zostanie opróżniony ze swojej boskiej treści i któremu będzie przewodniczył Antychryst, musimy również zdawać sobie sprawę z możliwości, że w pewnym momencie Bóg dopuści, aby oszust zasiadł na tronie Piotra. Musimy zawsze czuwać, abyśmy w takiej sytuacji byli posłuszni samemu Jezusowi Chrystusowi, który jest Wcieloną Prawdą i który objawił nam swoją Prawdę w Świętym Depozycie Wiary, który jest niezmienny. Autentyczne posłuszeństwo nakazuje, że nie wolno nam być posłusznym nikomu, kto sprzeciwia się Prawdzie i którego pragnieniem jest zniszczenie Kościoła. Możemy być jednak pewni, że nawet gdyby doszło do tej tragicznej sytuacji, prawdziwy Kościół pozostanie nienaruszony, chociaż być może na jakiś czas powróci do katakumb.
Kiedy omawiamy niebezpieczeństwa związane z fałszywą władzą i niewłaściwym posłuszeństwem, należy zauważyć, że świeccy w Kościele nie istnieją dla duchowieństwa w Kościele. Duchowni istnieją po to, aby udzielać sakramentów niezbędnych do zbawienia świeckim. Najważniejszą troską całego duchowieństwa powinno być zawsze, ZAWSZE zbawienie powierzonych mu dusz.
Chciałbym również zauważyć, że biskupi są powołani przez Boga, aby byli pasterzami swoich owiec, a także „ojcami” kapłanów. Jednakże w obliczu głębokiego nadużycia władzy widzimy obecnie sytuacje, w których biskupi atakują i uciszają księży, którzy po prostu mówią prawdę i bronią Świętego Depozytu Wiary. W rezultacie wielu księży milczy, zamiast głosić pełnię prawdy Chrystusowej, a wielu nie ma zaufania, a nawet boi się swoich biskupów. Musimy zawsze pamiętać, że ojciec powołany jest do prowadzenia rodziny miłością, a nie do panowania nad nią poprzez strach.
Co więcej, ostatnio byliśmy świadkami sytuacji, w których wspólnoty religijne na całym świecie były poddawane przymusowi przez swoich biskupów w ramach czegoś, co czasami wygląda nawet na „zawłaszczenie ziemi” lub chęć kontroli, zamiast prawdziwej troski o dusze i ich opieki. Widzieliśmy także sytuacje, w których biskupi, powiadamiani o rzekomych przesłaniach i wezwaniach z nieba przekazywanych w określonych lokalizacjach i wspólnotach w ich diecezjach, natychmiast próbują zamykać te wspólnoty i uznawać przesłania za fałszywe bez dokładnego i odpowiedniego dochodzenia. W wielu z tych przypadków brak odpowiedniego dochodzenia zrodził pytania dotyczące władzy i nieposłuszeństwa. Musimy się modlić, aby biskupi – z roztropnością i rozeznaniem, ale także z sercami wiary nadprzyrodzonej – z modlitwą i sumiennie przeprowadzili dokładne dochodzenie, gdy zaistnieją takie sytuacje, aby wierni mieli pewne prowadzenie i wiedzieli, że mogą patrzeć na swoich pasterzy z ufnością i pewnością.
Na zakończenie módlmy się nieustannie za Kościół, za przełożonych, którzy nim przewodzą, i za wiernych należących do Jego Mistycznego Ciała. Obyśmy zabiegali o autentyczne posłuszeństwo autorytatywnej prawdzie, którą objawił nam Jezus Chrystus, oraz obyśmy uznawali i przeciwstawiali się wszelkiej władzy, której źródłem nie jest Chrystus, abyśmy zawsze postępowali w głębokim posłuszeństwie naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi.
Biskup Joseph E. Strickland, Emerytowany biskup diecezji Tyler
Święty Bazyli Wielki w 7 krótkiej regule odpowiada na pytanie:„Jaki grzech popełniają ci, którzy usprawiedliwiają grzeszników?”.Mówi: „Cięższy od tego, o którym jest powiedziane: «Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze»”.
Pseudopapież Bergoglio poprzez kościelną legalizację sodomii połączoną z wprowadzaniem błogosławieństwa dla homoseksualnych i queer par nie tylko że sam popełnia grzech ciężki, ale unieważniając prawa Boże i wymazując świadomość grzechu, powoduje także, że już się nie odróżnia pozostawanie w grzechu ciężkim od stanu łaski Bożej.
Uniemożliwia to zbawienną pokutę, która uwalnia duszę od grzechu, a wtedy pozostaje już tylko szeroka droga do zagłady. Jest to tzw. Bergogliowa synodalna LGBTQ droga.
Jest to rażące nadużycie władzy papieskiej, związane z nieomylnością i żądaniem posłuszeństwa, oraz kpina z dogmatu o nieomylności papieża (z 18 lipca 1870 r.). Nadużycie władzy najwyższej rzuca masy chrześcijan do wiecznego potępienia. Bergoglio nie tylko znosi sodomię jako grzech, ale ją legalizuje i zmusza wszystkich do zastąpienia praw Bożych jego herezjami i perwersjami. Jest to największy bunt przeciwko Bogu Stwórcy, jest to bezpośrednio publiczna satanizacja Kościoła pod nadużywaną władzą papieską. Bergoglio naprawdę postawił się na miejscu Boga Prawodawcy.
W Liście do Tesaloniczan jest powiedziane: „Człowiek grzechu, syn zatracenia, który się sprzeciwia i wynosi ponad wszystko, co nazywa się Bogiem lub tym, co odbiera cześć, tak że zasiądzie w świątyni Boga, dowodząc, że jest sam Bogiem”.
Bergoglio jest fałszywym papieżem, ale zasiadł w świątyni Bożej, jaką jest Kościół, i podaje się za Boga, czyli najwyższego prawodawcę. Anuluje prawa Boże i zamiast tego wprowadza anty-prawa, które prowadzą do masowego odstępstwa od Boga, z celem, aby za jego przykładem każdy katolik poświęcił się szatanowi, nawet nie zdając sobie sprawy, jakie zło popełnia. Bergoglio przemienia apostołów Chrystusa w apostołów antychrysta. Jeśli ktoś ośmieli się przeciwstawić jego terrorowi i bronić przykazań Chrystusa, zostaje natychmiast usunięty ze stanowiska, a na jego miejsce zostaje mianowany agent sekty Bergoglio.
Na domiar złego Bergoglio i jego sekta, legalizując grzech wołający do nieba, odwołują się do nowego objawienia Ducha Świętego, nadużywając słów Biblii: „Kto ma uszy do słuchania, niech słucha, co mówi Duch do Kościołów”. Ale to stwierdzenie łączy się w Piśmie Świętym z wezwaniem biskupów do pokuty nawet pod groźbą kary. Ale Bergoglio już tego nie słucha. Przypisywanie legalizacji grzechu Duchowi Świętemu jest kolosalnym bluźnierstwem. Poza tym jest to grzech najcięższy, czyli grzech przeciw Duchowi Świętemu, który nie będzie odpuszczony ani w tym wieku, ani w przyszłości.
Największą tragedią i oznaką duchowej ślepoty jest to, że większość biskupów i księży w ogóle tego nie widzi. Ta duchowa ślepota jest owocem klątwy za fałszywą ewangelię Bergoglio według Ga 1:8-9. Dlatego wielu dzisiejszych pasterzy nie jest w stanie dostrzec duchowej zbrodni Bergoglio, choć ona wyraźnie oddziela dusze od Chrystusa i prowadzi zarówno do kary doczesnej, jak i wiecznej. Co więcej, pasterze ci nie są już w stanie zjednoczyć się i na wzór Chrystusa, dobrego Pasterza, stanąć w obronie powierzonych im owiec. Kiedy arcy-heretyk Bergoglio im grozi, tchórzliwie uciekają, zostawiając trzodę Chrystusa na pastwę żarłocznych wilków, które następnie rozrywają trzodę.
Pytamy: gdzie zaczęła się duchowa infekcja tymi herezjami? Korzenie sięgają aż do II Soboru Watykańskiego, który otworzył drzwi herezjom modernizmu, kwestionującym podstawowe prawdy wiary – Bóstwo Chrystusa, Jego historyczne i realne zmartwychwstanie oraz samo natchnienie Pisma Świętego. Wszystko to pod płaszczykiem nauki i na poziomie naukowym, który dyktuje nowe podejście do Pisma Świętego. Co więcej, Sobór wyraźnie ogłosił herezję synkretyzmu z pogaństwem. Owoc był taki, że odrzucono prawdziwą misję, a w Kościele zostały szeroko otwarte drzwi do antymisji hinduizmu, buddyzmu i pogaństwa. Wszystko pod wzniosłym pojęciem „szacunku dla innych religii”, a właściwie szacunku dla ich demonów.
W centrum uwagi znalazł się tak zwany „dialog międzyreligijny”, a misja została potępiona jako niepożądana droga lub prozelityzm. W rezultacie jedyna droga do zbawienia (bo „w nikim innym zbawienia nie ma”, jak tylko w Jezusie Chrystusie) została zrównana z kultami pogańskimi, czyli demonami! Przez tę duchową zbrodnię de facto została zlikwidowana osobista relacja z Chrystusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. To są korzenie obecnej apostazji bergogliańskiej.
Dlatego też pełna odpowiedzialność spoczywa na papieżach soborowych i posoborowych, którzy nawet zgodnie z dogmatem o nieomylności papieskiej byli zobowiązani do obrony nauczania wiary i moralności. Choć nie otworzyli drzwi herezjom proklamacjami ex cathedra, ale praktycznie stworzyli przestrzeń dla ich masowego szerzenia. Stworzyli warunki, aby arcy-heretyk Jorge Bergoglio mógł uzurpować sobie urząd papieski i nadużywać go w sposób bezpośrednio prowokacyjny wbrew jego istocie. Bergoglio jest synem zatracenia, o którym wspomniał apostoł Paweł.
Na fałszywym fundamencie nie można budować ani walczyć z grzechem. Owocem herezji dogmatycznych jest upadek moralny. Bergoglio to tylko wierzchołek góry lodowej.
Jeśli chcemy dokonać prawdziwej pokuty, nie wystarczy przyznać się do swoich błędów, nie wystarczy się ich wyrzec i nie wystarczy głosić prawdziwą naukę. W życiu osobistym na pierwszym miejscu trzeba postawić porządek Boży i życie modlitewne. Bez prawdziwej modlitwy nie otrzymamy łaski poznania prawdy, życia nią, głoszenia jej, a nawet oddania za nią życia.
Zadaj sobie pytanie, ile czasu każdego dnia poświęcasz na modlitwę, a ile na internet i smartfon?! Czy masz dość samokrytyki i dyscypliny, aby używać go wyłącznie do wypełniania obowiązków zawodowych lub szkolnych? Ponadto konieczne jest radykalne ograniczenie czasowe, jeśli chcesz wykorzystać te rzeczy dla swojej duchowej korzyści. Konkretnym rozwiązaniem dotyczącym porządku modlitwy jest wprowadzenie do życia osobistego tzw. Godzin świętych, a co za tym idzie także programu Kościoła domowego (https://vkpatriarhat.org/pl/?p=21080). Dla sług Chrystusa i gorliwych chrześcijan jest bezwzględnym wymogiem dziesięcina czasu, czyli 2,5 godziny. Co więcej, modlitwa musi służyć naszej osobistej jedności z Bogiem. Należy dążyć do osobistej relacji z ukrzyżowanym Zbawicielem. On umarł za moje grzechy i bez wiary w Niego nie ma zbawienia. Codziennie, choć przez chwilę w modlitwie uświadom sobie na krótko swoją śmierć, sąd Boży i wieczność: będziesz zbawiony lub potępiony.
Krótko o wypróbowanym programie dla Kościoła domowego
Podstawą jest Godzina święta od 20:00 do 21:00. W tygodniu ma następującą treść: w poniedziałek i wtorek wyznanie grzechów, dziękczynienie, prośby i Różaniec. W środę biblijna modlitwa podniesienia gór duchowych według Mk 11:23 i Różaniec. W czwartek rozważanie o Męce Chrystusa, a następnie Droga Krzyżowa. W piątek rozważanie ostatnich słów na krzyżu. W sobotę jest modlitwa prorocza według Ezechiela 37, a w niedzielę rozważania o zmartwychwstaniu Chrystusa. W sobotę po Godzinie świętej następuje jeszcze godzina modlitwy, którą wkraczamy w świętowanie dnia zmartwychwstania. W niedzielę od 5:00 do 7:00 rano rozważanie z pieśniami, związanymi ze zmartwychwstaniem.
Co czwarty tydzień jest straż modlitewna – każdy dotrzymuje swojej godziny. Dodatkowo w ciągu dnia robimy krótkie modlitewne przystanki o godz. 9:00, 12:00, 15:00, 18:00. Dniem pokuty w miesiącu jest tak zwana sobota fatimska (nów księżyca).
Kto w ten sposób poświęca czas Bogu i swojej duszy, wkrótce rozróżni, czym jest grzech, jaka jest droga Chrystusa do zbawienia, a jaka jest synodalna droga Bergoglio do potępienia.
Jaka kara czeka Jorge Bergoglio i jego sektę za zniesienie praw Bożych i legalizację grzechu?
Św. Bazyli Wielki odpowiada: „W sprawach określonych przez Pismo Święte nikomu nie wolno czynić tego, co jest zakazane… Człowiekowi, który ośmiela się coś takiego zrobić, pozostaje «jedynie jakieś przerażające oczekiwanie sądu i żar ognia, który ma trawić przeciwników» (Hbr 10:27)”.
Bergoglio dopuścił się herezji w czterech podstawowych obszarach.
Pierwszy obszar – głoszenie fałszywego miłosierdzia
W Piśmie Świętym przyjęcie miłosierdzia Bożego zawsze wiąże się z pokutą. Wyraża to przypowieść o synu marnotrawnym. Ale głoszenie fałszywego miłosierdzia wyklucza ten warunek zbawienia, jakim jest pokuta. Jezus nalega: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy zginiecie” (Łk 13:3).
Bergoglio głosi herezje i naucza ich publicznie, korzystając z uzurpowanej władzy papieskiej. Popełnia tę zbrodnię świadomie i dobrowolnie. Wymaga naśladowania czy realizacji swoich herezji. Opiera się na systemie kłamstw, który jest bardzo skuteczny. To dlatego, że składa się z bardzo żywych, z wyczuciem przekazywanych “prawd”, które chwytają za serce.
Wyjaśnia na przykład, że Jezus jest miłosierny i przebaczający, dlatego wobec pokutującego grzesznika diabeł jest bezsilny. Jednak pokutujący grzesznik ma także szczere pragnienie zerwania z grzechem. Ale Bergoglio nie chce tego i nie pozwala na to. Dlatego określenie „pokuta” i inne określenia biblijne są w jego ustach po prostu manipulacyjnymi frazesami.
Wtedy nie diabeł, ale Pan Jezus, który przebacza, jest bezsilny, bo grzesznik nie przyjmuje przebaczenia, lecz je odrzuca. Bergoglio uczy, aby nie uważać grzechu za grzech i trwać w nim. Zagłusza sumienia sodomitów frazesami w stylu: „Bóg kocha cię takim, jakim jesteś, więc i ty kochaj siebie takim, jakim jesteś”. W ten sposób uniemożliwia im zbawczą pokutę.
W katechizmie kardynała Tomáška z 1955 roku wymienione są grzechy przeciw Duchowi Świętemu:
Najpierw wymienia: nadmierne poleganie na miłosierdziu Bożym. Bergoglio świadomie i jednostronnie zapewnia grzeszników o miłosierdziu Bożym, aby nie odwracali się od grzechu i, jak mówi św. Bazyli, mieli więcej odwagi do grzechu, bo prawdy o wiecznym potępieniu głosić nie wolno. Bergoglio utrzymuje grzeszników na drodze do zagłady, celowo przeceniając miłosierdzie Boże.
Jako drugi grzech przeciw Duchowi Świętemu katechizm wymienia: sprzeciwianie się uznanej prawdzie chrześcijańskiej. Bergoglio między innym zaprzecza także prawdzie o sodomii, która w Piśmie Świętym jest wyraźnie potępiana jako wołający o pomstę grzech, ściągający z nieba ogień.
Jako kolejny grzech przeciw Duchowi Świętemu katechizm wymienia: zatwardziałe serce aż do śmierci. Wprowadzając błogosławieństwo związków homoseksualnych i podkreślając wierność w grzesznym związku, który nazywa miłością, Bergoglio stwarza warunki, w których grzesznicy mogą pozostać zatwardziali w tym grzechu aż do śmierci. W ten sposób Bergoglio nie tylko sam popełnia grzechy przeciwko samemu Duchowi Świętemu, ale także uczy innych ich popełniania i stwarza warunki dla tych grzechów.
Drugim obszarem, w którym Bergoglio dopuścił się herezji, jest kościelna legalizacja homoseksualizmu
Na pytanie dotyczące homoseksualizmu odpowiedział kontr-pytaniem: „Kim jestem…?” Czyniąc to, faktycznie odpowiedział, że jest jawnym heretykiem. Mianowicie, gdyby był chrześcijaninem, a tym bardziej, gdyby był papieżem, miałby obowiązek jednoznacznie nazywać grzech homoseksualizmu grzechem i wskazać grzesznikowi konieczność zbawczej pokuty. Jednak on, jako oczywisty heretyk, dąży do usunięcia prawa Bożego i zalegalizowania grzechu.
Poprzez rażącą herezję, która teraz w pełni objawiła się w jego synodalnej drodze LGBTQ, już dawno ekskomunikował się z Kościoła i dlatego nie może być jego głową. Prawdę tę podkreśla św. Bellarmin i inni nauczycieli i ojcowie Kościoła, opierając się na samej istocie nauczania Chrystusa. Przez cały czas sprawowania najwyższego urzędu Bergoglio otwarcie przy każdej okazji, słowem, gestem i czynami promuje sodomię. W 2018 r. nie pozwolił biskupom w USA zająć się kwestią sodomii, kiedy go o to poprosili. Zwolnił kardynała Müllera ze stanowiska prefekta Kongregacji Nauki Wiary, ponieważ odmówił niesprawiedliwej obrony homoseksualisty.
Zwolnił także innego prefekta Kongregacji i jego sekretarza, ponieważ wydali oświadczenie, że Kościół nie może błogosławić grzechu homoseksualizmu. On sam demonstracyjnie całował stopę transseksualisty w ramach ceremonii Wielkiego Czwartku. Umycie nóg wiąże się z Ostatnią Wieczerzą. Jezus nie umył nóg wrogom Kościoła, kobietom czy transseksualistom, ale swoim wybranym apostołom. Tym gestem Bergoglio ujawnił, kim są jego apostołowie ideologii LGBTQ.
Nadużywając władzy papieskiej, de facto aprobował transseksualizm i zbrodnię przeoperowania płci. Ponadto Bergoglio nie tylko umył stopy, ale także je ucałował, jest to gest latrii, czyli szacunku dla jedynego Boga. Tym gestem otworzył drzwi nieczystym demonom LGBTQ i dopuścił się bałwochwalstwa. We władzy papieskiej przyjął dla Kościoła innego boga, a potem sam dał się ostentacyjnie poświęcić szatanowi w Kanadzie. Stało się to w roku 2022, czyli już w czasie drogi synodalnej. W ten sposób przedstawił wszystkim katolikom wzór drogi odstępstwa od Chrystusa.
Jeśli chodzi o czystość moralną, przypomnijmy sobie słowa Jezusa: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła” (Mt 5:27-29).
Kiedy trzeba z takim radykalizmem zachowywać przykazanie „Nie cudzołóż”, co możemy powiedzieć o wypaczonej sodomii lub całej synodalnej drodze LGBTQ? Pamiętajmy przynajmniej, że Słowo Boże wyraźnie ostrzega przed tym grzechem karą doczesnego ognia (2 Pt 2:6), a także karą ognia wiecznego (Judy 7).
Stwierdzenie na synodzie, że Duch Święty im teraz objawił, że sodomia nie jest już grzechem, jest diabolicznym kłamstwem i bluźnierstwem przeciwko Duchowi Świętemu. To kłamstwo nie zostało im objawione przez Ducha Świętego, ale przez ducha diabelskiego, ducha nieczystego.
Trzeci obszar to herezje przeciwko Eucharystii
Celem przyjęcia Ciała i Krwi Chrystusa jest umocnienie się w walce z grzechem, a nie umacnianie się w grzechu. Bergoglio nakazuje, aby Eucharystię przyjmowały osoby bez spowiedzi, bez wyrzutów sumienia i bez chęci wyznania grzechów i odbycia pokuty, czyli osoby LGBTQ. Jest to publiczne nawoływanie do świętokradztwa. Pismo wyraźnie ostrzega, że taki człowiek je i pije wyrok na siebie (1 Kor 11:31).
Co więcej, w dokumencie końcowym Synodu o Amazonii Bergoglio wprowadza bezpośrednio do Liturgii pogańskie obrzędy i ducha pogańskiego. Jest to wiązka herezji przeciwko Eucharystii. Kardynał Brandmüller skomentował, że nie są to tylko herezje, ale wręcz głupota.
Promując pseudo-pandemię, Bergoglio nakazał księżom trzymać Najświętszy Sakrament w gumowych rękawiczkach. Do degradacji Najświętszego Sakramentu i sakramentu kapłaństwa prowadzi także promocja święceń kobiet na diakonisy, a później na kapłanki i biskupki.
Czwarty obszar to grzechy przeciwko 1 przykazaniu
Oprócz herezji związanych z prawdami dogmatycznymi w obszarze wiary Bergoglio dopuszcza się także publicznego bałwochwalstwa. Aktywnie uczestniczył w pogańskim rytuale w Ogrodach Watykańskich z udziałem czarodziejów i czarownic. Następnie uroczyście intronizował demona Pachamamę w Bazylice św. Piotra. Szczytem jego bałwochwalstwa jest publiczne poświęcenie się szatanowi pod przewodnictwem szamana w Kanadzie. To oczywiste herezje. W tym duchu Bergoglio promuje dialog międzyreligijny, co także jest oczywistą herezją.
Heretyckie oświadczenie, które Bergoglio podpisał w Abu Zabi, zawiera herezję, że wielość religii jest wolą Boga, to znaczy, że kult demonów w pogaństwie jest wolą Boga. To wyraźnie heretyckie stanowisko niszczy prawdziwą misję i czyni z misjonarzy jedynie pracowników kultury i społeczeństwa.
Bóg karze bałwochwalstwo aż do trzeciego-czwartego pokolenia (Pwt 5:9). Bałwochwalcy nie będą mieli udziału w królestwie Bożym (1 Kor 6:9; 1 Tm 1:10, Ap 21:8).
Wskazaliśmy na cztery podstawowe obszary herezji Bergoglio. Jest całkowicie jasne, że Bergoglio jest wielokrotnym i oczywistym heretykiem, który nadużywa papiestwa w celu szerzenia herezji w Kościele. Jedynym rozwiązaniem jest oddzielenie się od niego biskupów i księży, ponieważ on i jego sekta nie opuszczą dobrowolnie okupowanych urzędów kościelnych. Największą przeszkodą na drodze do kroku ratunkowego, czyli oddzielenia od heretyka, jest samobójcza herezja papolatrii!
Looking at the current crisis of the Faith, we can say that we are witnessing the crucifixion of the Holy Catholic Church. We are seeing a crime comparable to the deicide because the Church is the Mystical Body of Christ. Killing the Church is like killing Christ. The only reason she does not die now is because she is immortal.
Thus, the Church appears today like Our Lord during the Passion as she walks dripping with blood and staggering under the weight of the Cross as she proceeds to the top of Calvary.
For two thousand years, the Church staggered through tribulation. She represents two thousand years of glory and martyrdom! Today, she appears to us at the height of her deformation.
We have known the Church as the most beautiful of all institutions. Today, we see her deprived of her beauty and disfigured. She has lost everything. We could say that she is almost unrecognizable…precisely this Church, who took our sins upon herself and suffered for us!
Yes, today, we are witnessing the martyrdom of the Holy Roman Catholic Church.
We should mourn the situation of the Church every day, from the moment we wake up to when we go to bed. It should be a pain that weighs upon us in the depths of our being.
Oh, let us consider thus the Holy Roman Catholic Church founded by our Lord Jesus Christ! This Church descended from Heaven like a light upon the perfect city! What have her enemies done to her?
Excuse me, but the pain of this tragedy is such that it prevents me from speaking more…
Let us ask Our Lady to make us feel this pain to the depths of our souls.
PRO ECCLESIA UNIVERSALI – czyli kim naprawdę jest biskup? Co powinien robić dla Kościoła powszechnego?
Wierni świeccy od kilku albo nawet kilkunastu lat nieustannie pytają: co robić w sytuacji gigantycznego kryzysu Kościoła? Inicjatywa katolików świeckich zrzeszonych w grupie Pro Ecclesia Universali udziela na to konkretnej odpowiedzi: wezwać wszystkich biskupów na świecie do wypełnienia swojego obowiązku, to jest do wzięcia odpowiedzialności za jedność doktryny i moralności Kościoła.
Pytania o to, jak uchronić Kościół przed popadaniem w coraz głębszy kryzys, są szczególnie palące dziś, w czasie po publikacji deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans 18 grudnia 2023 roku.
Tamtego dnia Kościół podzielił się na trzy części: tych, którzy z entuzjazmem przyjęli możliwość błogosławienia par jednopłciowych, tych, którzy zdecydowanie odrzucają takie rozwiązanie jako sprzeczne z Tradycją – i tych, którzy nie wiedzą, co mają robić, w konsekwencji milcząc i pozwalając, by to inni decydowali za nich.
Ta ostatnia grupa jest najliczniejsza; obejmuje świeckich, księży, biskupów, kardynałów… Wielu ludziom wydaje się, że nawet jeżeli Belgowie, Szwajcarzy, Niemcy albo niektórzy Amerykanie wprowadzają w swoich diecezjach dwuznaczne albo zgoła niezgodne z Ewangelią rozwiązania – to nie jest to nasz problem, bo u nas panuje spokój i porządek…
Nic bardziej mylnego. Kościół katolicki jest Mistycznym Ciałem Chrystusa; rana zadana temu Ciału w jakiejkolwiek diecezji, nawet odległej i małej, jest raną całego Kościoła. Co więcej, takie rany nigdy nie są wyłącznie miejscowe, ograniczone do danego terytorium. Błędy przenikają do Kościoła raczej jako trucizna infekująca cały organizm. Błogosławienie par jednopłciowych w diecezji Antwerpii albo udzielanie Komunii świętej protestantom w diecezji Osnabrück ma wpływ na wszystkich: inni katolicy patrząc na to, co się dzieje i widząc, że nie ma żadnej reakcji, że nie reagują ani inni biskupi, ani Stolica Apostolska, dochodzą do wniosku, że tak po prostu można; że na tym polega katolicyzm – na różnorodności moralnej i doktrynalnej. W efekcie stajemy się jednak bliżsi luźnej Wspólnocie Anglikańskiej niż jednemu, świętemu, powszechnemu i apostolskiemu Kościołowi. Protestanci jednak rzeczywiście mogą fundamentalnie się ze sobą nie zgadzać, bo nie mają żadnej wspólnej podstawy oparcia.
My, przeciwnie, przecieżmamy: daną nam przez samego Chrystusa skałę Piotrową, Tradycję Kościoła, niezmienny wkład wiary objawionej przez Boga w Jezusie Chrystusie. „Aby byli jedno”, mówi Pan (J 17, 11; 21-23). Jedność w Kościele nigdy nie oznaczała i nie może oznaczać formalnej podległości administracyjnej papieżowi. Musi zasadzać się na jednej wierze. Dziś tej jedności w praktyce bardzo często brakuje, co ujawnił z mocą kryzys Fiducia supplicans, ale co ukazywało się również wcześniej po Synodzie Amazońskim (2019), Amoris laetitia (2016) czy nawet dekady wcześniej, w chaotycznej epoce po 1965 roku.
Właśnie po to, żeby to zmienić – żeby rozpocząć przywracanie naruszonej jedności – zawiązała się inicjatywa katolików świeckich Pro Ecclesia Universali (czyli: „Dla Kościoła powszechnego”). Inicjatywa narodziła się w Polsce, jest jednak skierowana – zgodnie z nazwą – do całego świata. Obok takich organizacji jak Stowarzyszenie ks. Piotra Skargi, Instytut Ordo Iuris czy Centrum Życia i Rodziny do Pro Ecclesia Universali przyłączyli się świeccy katolicy z wielu krajów, między innymi ze Słowacji, Estonii, Chorwacji czy Kolumbii. Pierwszą kampanią, jaką podjęli wierni zrzeszeni w Pro Ecclesia Universali, jest broszura poświęcona zadaniom biskupów całego świata. Jej tytuł brzmi: „Odpowiedzialność biskupów za Kościół powszechny w czasach zamętu”. Tekst został przygotowany w sumie aż w siedmiu językach (polskim, angielskim, włoskim, hiszpańskim, francuskim, niemieckim i portugalskim). Inicjatorzy Pro Ecclesia Universali planują wysłać tę broszurę do wszystkich biskupów świata (sic!).
Przesłanie tekstu jest proste: ukazuje odpowiedzialność, jaką każdy pojedynczy biskup ponosi nie tylko za swoją własną diecezję, ale również za cały Kościół powszechny. Broszura została przygotowana bardzo skrupulatnie od strony teologicznej i prawnej. Analizę i wnioski oparto na Piśmie Świętym, Tradycji Kościoła katolickiego, Magisterium Soborów i Papieży, Kodeksie Prawa Kanonicznego. Twórcy przypomnieli, że biskup nie tyle może interweniować w przypadkach szerzenia herezji i zamętu poza własną diecezją, ile jest do tego po prostu zobowiązany na gruncie mandatu, jakiego udzielił mu sam Jezus Chrystus. Każdy biskup, będąc następcą Apostołów, ponosi wielką odpowiedzialność za jedność i czystość wiary katolickiej. Z tego zostanie rozliczony – przez ludzi i przez Boga.
W tekście czytamy:
„Biskup, nawet jeżeli sam nie wprowadzi w powierzonej mu diecezji żadnych reformistycznych rozwiązań, nie może zadowalać się biernym patrzeniem na to, jak wiara i moralność wiernych podlegają kształtowaniu z zewnątrz, przez przykład innych. Z perspektywy czasu łatwo można wykazać, że problemy, które pojawiają się dziś w różnych miejscach Kościoła, mają swoje źródło w zaniedbaniach czy błędnych decyzjach z przeszłości”.
I dalej:
„Każdego biskupa czeka osąd historii, ukazujący lepiej od osądu współczesnych świętość albo tej świętości przeciwieństwo. Pasterz będzie musiał jednak zdać sprawę ze swoich rządów przed jeszcze innym sądem – przed sądem samego Chrystusa, jako Tego, który powierzył mu za pośrednictwem Kościoła władzę w diecezji. O ile przed ludźmi, niekiedy nawet skutecznie, można skryć własne czyny lub ich brak za zasadą kolegialności, przed tamtym Sędzią nie będzie to możliwe. Jego osąd będzie dotyczyć osobistej odpowiedzialności każdego pasterza za to, jak i czy w ogóle troszczył się o dusze wiernych powierzonych jego władzy”.
Czytelnik broszury stworzonej przez inicjatywę Pro Ecclesia Universali dowie się, z czego dokładnie wynika ta odpowiedzialność: jakie słowa naszego Pana Jezusa Chrystusa i jakie elementy niezmiennego nauczania Kościoła stanowią żywe i palące zobowiązanie dla każdego z pasterzy do działania w sytuacji, w której ktoś – w jego diecezji czy w innej – rozpowszechnia błędy. Konieczność stanięcia w obronie jedności wiary jest szczególnie nagląca, gdy niejasna nauka płynie z samej Stolicy Apostolskiej. To sytuacja nadzwyczaj bolesna, ale przecież faktyczna. Biskup, tłumaczą autorzy broszury, nie może po prostu milczeć i czekać, aż sprawy same się ułożą – sytuacja utrzymującej się niejasności prowadzi do zamętu duchowego, który może fatalnie wpłynąć na wiernych, doprowadzając ich do odejścia od autentycznej wykładni wiary katolickiej. Podstawy do takiego działania prezentuje rozdział „Tajemnica Kościoła” opisujący istotę misji, jaką Jezus Chrystus powierzył Apostołom.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać… W dobie promowania synodalności może się wydawać, że tak naprawdę nikt już nie ponosi za nic odpowiedzialności; że wszystko trzeba tolerować i znosić, w imię quasi-demokratycznej wolności słowa.
Kościół katolicki nie przewiduje jednak wolności czynienia zła ani głoszenia kłamstw. Każdy biskup musi o tym pamiętać; promowana teraz niezdefiniowana idea synodalności niczego tu nie zmienia. Nie można zasłaniać się również zasadą kolegialności. Owszem, biskupi są zobowiązani do tego, by działać w poszanowaniu dla innych następców Apostołów, a przede wszystkim w posłuszeństwie Ojcu Świętemu. Te zasady nie mogą jednak być wykorzystywane jako wymówka do braku działania. Jeżeli inni biskupi nie reagują albo sami popadają w błędy, jeżeli papież zachowuje się podobnie: każdy biskup musi wziąć sprawy w swoje ręce i z wielką odpowiedzialnością za Kościół, dbając o jego jedność, stanąć odważnie w obronie niezmiennych prawd Ewangelii. Szczegółowo opisuje to rozdział „Rola i kompetencje Magisterium Kościoła”. Kiedy dokładnie działać – o tym mówi rozdział kolejny, „Sytuacje wymagające interwencji”. Na przykładach historycznych i aktualnych broszura pokazuje, w jakich momentach i mierząc się z jakimi zagrożeniami biskup ma obowiązek zabrać głos i bronić wiary przed zepsuciem lub choćby możliwością zepsucia. Szczególnie dociekliwy czytelnik – a można wierzyć, że taka właśnie będzie większość odbiorców broszury – znajdzie w tekście również „Suplement” prezentujący dobrze udokumentowany rys teologiczno-historyczny oraz rys prawno-kanoniczny określające ramy funkcjonowania biskupa w Kościele.
Można mieć, sądzę, uzasadnioną nadzieję, że broszura „Odpowiedzialność biskupa za Kościół powszechny w czasach zamętu” inicjatywy Pro Ecclesia Universali okaże się być dokładnie tym, czego od lat szukają wierni świeccy. Przecież to nie w ich rękach leży właściwa odpowiedzialność za Kościół. Ostatecznie spoczywa ona na biskupach. Wierni nie mogą jednak po prostu czekać, aż pasterze zaczną działać. Muszą o to zabiegać, prosić, przekonywać i namawiać. Właśnie do tego służyć może broszura. Organizatorzy kampanii zachęcają wszystkich do jej rozpowszechniania – przesyłania znajomym katolikom świeckim, duchownym, rozmaitym organizacjom. Byłoby doskonale, gdyby wierni w całej Polsce i na całym świecie, wychodząc od tekstu broszury, organizowali spotkania i konferencje poświęcone obudzeniu poczucia obowiązku i odpowiedzialności za Kościół. Ja sam jako redaktor PCh24.pl wielokrotnie gościłem w różnych miastach naszego kraju, gdzie wierni prowadzą żywotne kluby dyskusyjne; te miejsca mogą zostać wykorzystane do promowania omawianego tekstu i całej inicjatywy Pro Ecclesia Universali. Kluczowym elementem pozostaje modlitwa: za papieża i za biskupa miejsca, o dar mądrości i odwagi obrony jedności wiary katolickiej.
Kryzys w Kościele katolickim jest dojmujący, ale przecież nie jest nieprzezwyciężalny. Można go pokonać i wyprostować naszą drogę wiary. W przeszłości – bywało – katolicyzm przez długie dziesięciolecia a nawet wieki zmagał się z niezwykle silnymi herezjami. Czasy kryzysu ariańskiego i Chrystologicznych, a później pneumatycznych i Maryjnych herezji postariańskich trwały w sumie około trzystu lat. Obecny kryzys, jeżeli datować go od czasów modernizmu, trwa dwukrotnie krócej. Musimy nastawić się na długą batalię o czystość wiary i jako świeccy być gotowi do dużego wysiłku w jej obronie. Apel o wzięcie odpowiedzialności za jedność doktryny i moralności Kościoła skierowany do biskupów całego świata przez inicjatywę Pro Ecclesia Universali może być jednym z ważnym elementów tej walki. Proszę Państwa, by – każdy według własnych możliwości – o włączenie się w tę kampanię.
Nie przepraszajmy że jesteśmy katolikami. Trzeba się modlić, ale… Ora et labora! Skoro /niektórzy/ Pasterze i Pełniący Obowiązki Papieża nie pełnią woli Boga do czego zobowiązali się podejmując kanonicznie obowiązki to naszym obowiązkiem jest im pomóc. A dokładniej Matka Boża i Matka nasza.
+++ Trzeba Krucjaty o wygnanie Szatana z Watykana i jego legatów z episkopatów.
Bo zagrożenia są jak w czasach Lepanto i Wiednia!
—
Jeszcze jest, ale jak przyjdzie do redakcji Paweł Chmielewski, to skasuje (denerwuje go wołanie o Krucjatę “o wygnanie SZATANA z Watykana”)
Nie raz pisałem, aby nie mówił “ojciec święty”, a “pełniący obowiązki papieża“
Jacy tam z nich politycy. To są podwykonawcy, którzy przyjmują zlecenia zewnętrzne i, tak jak aktorzy walczą czasem o rolę pierwszoplanową, tak oni też biją się o profity doczesne, a wykonują zlecenia obcych. I ci z lewej, i ci drudzy z lewej, bo prawicy u nas w Polsce nie ma. To są tylko takie igraszki. To jest teatr dla gawiedzi. Natomiast wrogowie naszej Ojczyzny już nie udają. Z lekkim kamuflażem, ale następuje rozbiór Ojczyzny, nie tyle w sensie politycznym, bo to będzie ostatni akt, tylko w sensie moralnym, duchowym, tożsamościowym, abyśmy przestali myśleć po polsku, gdy już nie będziemy myśleć po katolicku, bo nie będzie Polski niekatolickiej. Polska może być tylko katolicka, albo nie będzie Jej wcale.
1 Dziewiątego dnia ostatniego miesiąca minionego roku arcybiskup Vigano wygłosił kolejną ze swoich znakomitych konferencji, zadając pytanie, czy papież Bergoglio jest prawdziwym papieżem. Problem jest dobrze znany katolikom: W ciągu ostatnich 10 lat katolicki Autorytet został zastąpiony aroganckim autorytaryzmem, kapłaństwo Boga – klerykalizmem człowieka, a objawiona Prawda – permanentną rewolucją i chaosem.
2 Jeśli chodzi o kościelnych hierarchów, którzy mają obowiązek pomagać w obronie Prawdy, to albo są oni wspólnikami Bergoglia, albo tak bardzo się go boją, że nieliczne osoby wyrażające sprzeciw nie mają odwagi wyciągnąć koniecznych wniosków, głównie dlatego, że ubóstwiają Vaticanum II. Można krytykować Bergoglio i nie zgadzać się z nim, “ale nie z Vaticanum II”. Ci dobrzy ludzie nie chcą przyznać, że rewolucyjny proces, który pozwolił osobie takiej jak Bergoglio zostać biskupem i kardynałem, a w końcu wejść na konklawe i zostać „papieżem”, był zasługą Soboru, który w ich mniemaniu jest nietykalny. Można dojść do wniosku, że niektórym ludziom bardziej zależy na soborowej doktrynie niż na zbawieniu dusz. Wolą być rządzeni przez papieża heretyka i apostatę, niż uznać, że heretyk czy apostata nie może być głową Kościoła, do którego jako taki nie należy.
3 Żaden Doktor Kościoła nigdy nie rozważał przypadku papieża apostaty takiego jak Bergoglio. Tak wielki dramat mógłby się wydarzyć tylko w wyjątkowych i nadzwyczajnych okolicznościach, takich jak ostateczne prześladowanie przepowiedziane przez proroka Daniela i opisane przez św. Pawła. Ta „operacja nieprawości” (2 Tes 2) jest tak skuteczna i dobrze zorganizowana, że wyraźnie wskazuje na działanie lucyferiańskiej inteligencji. To dlatego „problem Bergoglio” nie może być rozwiązany w żaden zwykły sposób: żadne społeczeństwo nie może bowiem przetrwać całkowitego zepsucia władzy, która rządzi, i nie inaczej jest z Kościołem.
4 Ta „operacja nieprawości” nie jest też jedynie kwestią papieża trwającego przy konkretnej herezji (co zresztą Bergoglio czynił wielokrotnie). Mamy do czynienia z osobistością wysłaną na konklawe z rozkazem zrewolucjonizowania Kościoła ze szczytu Katedry Piotrowej. To właśnie ta perfidna intencja nadużycia autorytetu i uprawnień papiestwa, uzyskanych w wyniku zwiedzenia, czyni Bergoglio uzurpatorem Tronu Piotrowego. Nie możemy też zachowywać się tak, jakbyśmy li tylko rozwiązywali jakąś kwestię na gruncie prawa kanonicznego: Bóg jest obrażany, Kościół upokarzany, a dusze giną, ponieważ ten, kto zasiada na Tronie Piotrowym, jest uzurpatorem. Niezmienne zachowanie Bergoglio – przed, w trakcie i po wyborze – jest wystarczającym dowodem jego wewnętrznej niegodziwości. Czy możemy być moralnie pewni, że jest on fałszywym prorokiem? Tak. Czy jesteśmy zatem upoważnieni w sumieniu do odwołania naszego posłuszeństwa wobec tego, który podając się za papieża, zachowuje się jak biblijny dzik w Winnicy Pańskiej? Tak.
5 Jednakże nie możemy wydać oficjalnej deklaracji, że Bergoglio nie jest papieżem, ponieważ nie mamy do tego autorytetu. Ten straszny impas, w którym się znaleźliśmy, uniemożliwia jakiekolwiek czysto ludzkie rozwiązanie. Naszym zadaniem dziś nie powinno być wdawanie się w abstrakcyjne kanonistyczne spekulacje, ale przeciwstawienie się ze wszystkich sił – i z pomocą łaski Bożej – jawnie destrukcyjnym działaniom argentyńskiego jezuity, odrzucając z odwagą i determinacją jakąkolwiek, nawet pośrednią, współpracę z nim lub jego wspólnikami.
6 Nie łudźmy się: ci, którzy upierają się przy postrzeganiu aktualnej sytuacji przez pryzmat czysto ludzki, narażają nie tylko siebie, ale całą ludzkość na utrzymywanie się i pogarszanie obecnego stanu rzeczy: albowiem bój nasz nie jest przeciw ciału i krwi, ale przeciwko książętom i władzom, przeciwko rządzcom świata tych ciemności, przeciwko duchownym złościom w okręgach nadziemskich (Ef 6, 12).
Pan Jezus był Żydem, podobnie Matka Boża i święty Józef, Apostołowie i wielu pierwszych wyznawców Jezusa wywodziło się z tego narodu. Jako katolicy zdajemy sobie sprawę, jakie znaczenie dla chrześcijaństwa ma opisana w Starym Testamencie religia ludu Izraela. Mimo istnienia punktów wspólnych obydwa wyznania dzieli bardzo wiele – od ponad dwóch tysięcy lat są względem siebie w pewnym sensie „antagonistyczne”. Jednak po Soborze Watykańskim II postawa Kościoła Katolickiego uległa również w tej sferze diametralnej zmianie. Głównym orędownikiem nowego podejścia był Jan Paweł II, który kilkukrotnie nazwał przedstawicieli judaizmu „naszymi starszymi braćmi”, a swoim postępowaniem i otwartością wobec żydów zwracał uwagę na wspólne korzenie religijne.
„Verus Israel”
Jednym z problemów dialogu jest obecny zwykle w debacie publicznej temat prześladowań, których mieli dopuszczać się wobec Żydów chrześcijanie. Okazuje się jednak, że problem jest obustronny, a geneza zjawiska nie potwierdza dominującej narracji. Ks. prof. Mirosław Wróbel w publikacji „Motywy i formy żydowskich prześladowań pierwotnego Kościoła (I – II w. po Chr.)” pisze: „Kształtowanie się chrześcijaństwa i judaizmu rabinicznego na gruzach judaizmu świątynnego było procesem złożonym i naznaczonym polemiką. Zmaganie się obu religii o status verus Israeloraz o utrwalenie własnej tożsamości doprowadziło w konsekwencji do całkowitego rozdziału między Synagogą i Kościołem. Mistrz z Nazaretu, który sam doświadczał prześladowania ze strony przywódców żydowskich i zginął śmiercią męczeńską, jasno w swoim nauczaniu zapowiadał przyszły los uczniów: Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15,20). Narracja o męczeńskiej śmierci św. Szczepana (Dz 6,8 – 8,3) może świadczyć o niechęci i wrogości, jakie budził wśród żydowskich przeciwników pierwotny kerygmat chrześcijański. Wśród uczonych zajmujących się tym zagadnieniem wciąż nie ma zgody co do jednoznacznego ustalenia źródeł tej wrogości, form prześladowań i tych treści chrześcijańskiego orędzia, które wzbudzały gwałtowną reakcję ze strony judaizmu”.
Przypisywanie chrześcijaństwu genezy antysemityzmu czy jakichkolwiek uprzedzeń wobec Żydów jest nieprawdziwe historycznie (akty wrogości względem tego narodu miały miejsce zanim chrześcijaństwo się narodziło), zaś teologicznie jest absurdalne – słowo Boże głoszone było wszystkim ludom, było wolne od jakichkolwiek uprzedzeń rasowych, a pierwszymi, którzy je przyjmowali, byli właśnie Żydzi. W późniejszych wiekach także przedstawiciele tego narodu przyjmowali katolicką wiarę – Żydami byli między innymi: jeden z generałów zakonu jezuitów oraz słynny inkwizytor Torquemada. Chrześcijanie szanują religię, w której Bóg objawił swe imię i wskazał Dekalog. Jednak judaizm świątynny już nie istnieje. Judaizm talmudyczny jest zaś naturalnie antychrześcijański. Poza wiarą w jednego Boga nie podziela chrześcijańskich prawd wiary. To po prostu inna religia, z którą dialog jest utrudniony z powodów teologicznych i historycznych.
„Konieczność” dialogu
Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate, powstała w wyniku prac Soboru Watykańskiego II, niejako zmusza katolików do zaprzeczenia tym konstatacjom, które przez wieki były dla nich oczywiste. Narzuca konieczność podjęcia dialogu, w ramach którego nie wolno przypisywać Żydom winy za zabicie Pana Jezusa, nie wolno też podejmować prób ich nawracania (wygląda na to, że sam Pan Jezus, święty Paweł i inni Apostołowie, kierując swoje nauczanie najpierw do Żydów, czynili wbrew wspomnianej deklaracji. Paweł Lisicki w artykule „Dziwaczna opowieść o soborowym ekspercie” opisującym drogę życiową jednego z ojców Nostra aetate, Gregorego Bauma, pisze, iż według niego „problemem nie jest interpretacja niektórych tekstów z Nowego Testamentu, ale w ogóle wiara chrześcijańska jako taka. Kto wierzy w to, że Jezus jest Chrystusem, ten potępia tych, którzy owej wiary nie przyjęli, tym samym zaś odrzuca Żydów. Przyjęcie chrześcijaństwa kwestionuje tożsamość żydowską, zatem wszelkie próby konwersji powinny zostać odrzucone. Po Holocauście dążenie do nawracania Żydów stawało się przejawem antysemityzmu”. Odpowiedzią na pytanie o przyczynę, dla której Żydzi tak bardzo obawiają się prozelityzmu ze strony chrześcijan, może być więc kwestia obecnego u tych pierwszych niezwykle silnego związku narodowości z religią. Dotkliwa strata wywołana zagładą z czasów II wojny światowej wywołuje u nich lęk, że porzucenie judaizmu spowoduje „wymazanie” społeczności kultywującej obyczaje i kulturę, a więc niejako „dopełni” Holocaust w sensie kulturowo-duchowym. Kościół wydaje się chcieć ten punkt widzenia zrozumieć i dlatego postępuje wobec Żydów z dużą dozą delikatności i tolerancji. Pozostaje jednak pytanie, do czego Kościół został powołany? Czy jego zadaniem jest umacnianie judaizmu i kultury żydowskiej, czy raczej jego rolą jest głoszenie Ewangelii „wszystkim narodom”?
„Mówcie prawdę”
Formą pogłębiania relacji jest m.in. działalność Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, która powstała w 1989 r. aby przyczynić się do wzajemnego poznania i zrozumienia, przełamania stereotypów. Zawartość strony internetowej tej organizacji ukazuje, że Rada ma między innymi na swoim koncie publikację „Kościół katolicki o swoich żydowskich korzeniach”, inicjatywę Wspólna Radość Tory, Komponent „Oblicza różnorodności” realizowany w ramach projektu Muzeum POLIN „Żydowskie dziedzictwo kulturowe”, Marsz modlitwy Szlakiem Pomników Getta Warszawskiego, itp. Ciekawym wydarzeniem była niewątpliwie konferencja na temat żydowskiej deklaracji o chrześcijaństwie Dabru Emet („Mówcie prawdę”) z 2000 r. Dokument podpisało ok. 200 myślicieli i rabinów, (głównie przedstawicieli judaizmu reformowanego), zaś z uwagi na pełną autonomię gmin i brak istnienia jednolitej organizacji religijnej judaizmu Dabru emet odzwierciedla stanowisko jedynie pewnej części środowisk żydowskich. Deklaracja ta była odpowiedzią Żydów na zainicjowany dialog, lecz trudno odnieść wrażenie, aby ułatwiała porozumienie, zwłaszcza, że potwierdzała stare uprzedzenia. W dokumencie znajduje się bowiem na przykład stwierdzenie: „Nazizm nie był fenomenem chrześcijańskim. Bez długiej historii chrześcijańskiego antyjudaizmu i chrześcijańskiej przemocy przeciwko Żydom ideologia hitlerowska nie mogłaby zdobyć poparcia ani być wprowadzona w życie. Zbyt wielu chrześcijan uczestniczyło w nazistowskich zbrodniach na Żydach lub im sprzyjało. Inni chrześcijanie nie dość protestowali. Jednak nazizm nie był nieuniknionym rezultatem chrześcijaństwa. (…) z uznaniem odnosimy się do tych, którzy odrzucili nauczanie pogardy i nie winimy ich za grzechy popełnione przez ich przodków”.
Co więcej, wspomniana deklaracja podkreśla, że różnice między żydami i chrześcijanami nie będą rozstrzygnięte dopóki Bóg nie zbawi świata, zaś nowa relacja obydwu wyznań nie osłabi praktyki judaizmu. Wartością deklaracji jest powiedzenie wprost, iż istnieją różnice między naszymi religiami, i są to różnice właściwie trudne do pogodzenia, niemożliwe do przezwyciężenia „siłami ludzkimi”. Ks. Waldemar Chrostowski w publikacji „Żydowskie oświadczenie Dabru Emet na temat chrześcijan i chrześcijaństwa (10 września 2000) z perspektywy katolickiej i polskiej” pisze: „trzeba powiedzieć, że w chrześcijańskim nastawieniu wobec Żydów i judaizmu zmieniło się w ostatnich dekadach na korzyść znacznie więcej niż w żydowskim nastawieniu wobec chrześcijaństwa i Kościoła. Niezbędnym warunkiem każdego dialogu międzyreligijnego jest wzajemność. (…) Nie powinno się twierdzić, że strona chrześcijańska musi zrzucić cały balast przeszłości w patrzeniu na Żydów i judaizm, podczas gdy strona żydowska rzekomo takiego balastu nie ma. Wśród Żydów, zarówno wyznawców judaizmu jak i pozostałych, istniały i nadal istnieją silne uprzedzenia antychrześcijańskie, zwłaszcza antykatolickie i antykościelne, których bolesnych skutków wielokrotnie doświadczyliśmy. W naszej sytuacji ma to jeszcze jeden wymiar, wynikający z silnie antypolskiego podejścia, któremu hołduje większość środowisk żydowskich”. Notabene, „radykalna i narastająca” zmiana w relacjach między chrześcijanami a żydami w wyniku prowadzonego latami dialogu jest tak subtelna, że jeden z autorów wspomnianej deklaracji, rabin David Novak nazwał ją „jednym z najlepiej zachowanych sekretów drugiej połowy XX wieku”.
Dzień Judaizmu
Konferencja Episkopatu Polski w ramach Rady ds. Dialogu Religijnego powołała Komitet ds. Dialogu z Judaizmem. Gremium to zajmuje się przypominaniem o „wspólnym dziedzictwie” katolików i wyznawców judaizmu. Kardynał Grzegorz Ryś, przewodniczący Komitetu KEP ds. Dialogu z Judaizmem twierdzi, że „w dialogu międzyreligijnym chodzi o to, żeby każdy z uczestników pogłębiał się w swojej własnej tożsamości religijnej”. Nazwał też zmiany wynikające z wdrażania zaleceń Nostra aetate „przewrotem kopernikańskim”, którego trzy filary to: 1. Przekreślenie tak zwanej teologii zastępstwa, według której Bóg odrzucił Izrael i zastąpił go nowym Ludem Bożym, jakim jest Kościół, co oznacza, że lud Izraela nadal jest narodem wybranym; 2. Zaniechanie obarczania Żydów winą za śmierć Chrystusa; 3. Potępienie każdej postaci antysemityzmu. Komitet przeprowadził reorientację oficjalnego nauczania po Soborze Watykańskim II w kwestii stosunku do judaizmu, ponadto podejmował kwestie związane z historią Żydów w Polsce, a także ustanowił ponad 25 lat temu „Dzień Judaizmu w Kościele Katolickim” obchodzony co roku 17 stycznia. (Tematem wyznaczonym na 2024 rok będzie „SZALOM / Pokój – Dar Boga”.)
Ks. Waldemar Chrostowski, niezwykle zasłużony dla tego dialogu, twierdził z entuzjazmem w 2018 roku: „Nie potrafię wskazać drugiego kraju, a w nim Kościoła, który w ciągu ostatnich dziesięcioleci zrobiłby dzięki zaangażowaniu się w dialog tak wiele dla umocnienia judaizmu. Polska stanowi absolutny wyjątek”. Niestety, 3 lata później przyznał: „Z Dnia Judaizmu zrobiono wydarzenie kulturalno-społeczne i polityczne, wskutek czego zabrakło miejsca, albo jest go stanowczo za mało, dla wymiaru religijnego i teologicznego, a to przecież stanowi jego sedno. Kiedy go brakuje, dialog traci to, co najważniejsze. Nie jest normalne ani do zaakceptowania, że w dniu obchodów usuwa się ołtarz z kościoła, w którym są one urządzane, albo zasłania krzyże tak, aby nie było ich widać”.
Dialog ubogacający
Kardynał Grzegorz Ryś w rozmowie opublikowanej 17 stycznia 2022 r. na portalu historycznym Dzieje.pl stwierdził: –Jeśli ktoś ma tożsamość religijną ugruntowaną, nie będzie się bał dialogu. Jego tożsamość poprzez ten dialog tylko się wzmocni; Nikt nie broni katolikowi w rozmowie z żydem dawać świadectwa o własnej wierze. Natomiast w dialogu – każdym, czy to międzywyznaniowym, czy międzyreligijnym – chodzi o to, żeby każdy z uczestników tego dialogu pogłębiał się w swojej własnej tożsamości religijnej; Niech się żyd nawraca w ramach swojej własnej religii, a ja będę się nawracał w swojej. Wtedy będzie nam bliżej do siebie nawzajem.
Odczytywane dosłownie stwierdzenie Kardynała sugeruje, że żyd w swojej religii (judaizmie?) może się nawrócić – czy chodzi tu o Zbawienie, czy tylko o przemianę duchową, czy też o pogłębienie dotychczasowej wiary?
Szukając wyjaśnienia trafiłam na stronę internetową „Laboratorium wolności religijnej”, na której napisano, iż obecnie Magisterium Kościoła katolickiego i większość teologów katolickich uznaje dialog międzyreligijny jako jeden z wymiarów misji ewangelizacyjnej Kościoła. W definicji dialogu napisano: „Pomimo sprzeciwu niektórych środowisk fundamentalistycznych dialog międzyreligijny postrzegany jest w Kościele katolickim (jak i wśród wielu wyznawców innych religii) jako jedyna właściwa droga w budowaniu pokoju i braterstwa na świecie”. U podstaw tej strategii leży założenie, że wszystkie narody stanowią jedną społeczność i dlatego muszą wspólnie dążyć do budowania współpracy i dialogu. Nauczanie takie pojawia się od czasu Soboru Watykańskiego II, a wspólnym punktem odniesienia dla związanych z nim dokumentów jest wspomniana deklaracja Nostra aetate. Na stronie Laboratorium czytamy, że istnieją trzy główne podejścia do dialogu międzyreligijnego: „Pierwsze określić można jako religijną tolerancję w duchu paradygmatu ekskluzywistycznego. Religie niechrześcijańskie, choć same w sobie fałszywe, należy tolerować z racji większego dobra, jakim jest pokój na świecie. Nie powinno się jednak wchodzić z nimi w dialog, zwłaszcza dialog wymiany teologicznej i dialog doświadczenia duchowego, gdyż nie zawierają one elementów dobra i łaski. Stanowisko takie reprezentuje m.in. Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X”. (…) „Drugie podejście do dialogu międzyreligijnego można scharakteryzować jako wzajemne ubogacanie się w ramach paradygmatu inkluzywistycznego, czyli w przekonaniu, że choć Bóg ostatecznie i w pełni objawił się w jednej religii, w innych religiach również istnieją pozytywne wartości”.
Trzecie podejście jest „komplementarne w ramach paradygmatu pluralistycznego” – oznacza to, że żadna religia nie posiada pełni objawienia Boga, który w niektórych religiach jest bezosobową siłą, a w innych Bogiem osobowym. W centrum zainteresowania dialogu w tym ujęciu powinna znajdować się nie teologia, lecz kwestie praktyczne, np. ekologia. Jeden ze zwolenników „zielonego dialogu międzyreligijnego” Paul Knitter twierdzi: „Nasze umysły i serca tak bardzo będą przeniknięte cierpieniami ziemi i potrzebą ochrony naszej matki, że tradycyjne nauczanie o mojej religii, która ma pełnię objawienia i posiada jedynego zbawiciela, czy też ostatniego proroka, nie będzie po prostu się liczyło. Nie będziemy mieli czasu ani sił na takie kwestie”. Większość teologów chrześcijańskich, w tym, o ile poprawnie zrozumiałam wypowiedź kardynała Rysia – katolickich, przyjmuje drugi sposób podejścia do dialogu międzyreligijnego. Powinniśmy zatem być gotowi przejmować pozytywne wartości tradycji innych religii, ubogacać się przez dialog. Poprzedni przewodniczący Komitetu ds. Dialogu z Judaizmem, biskup Rafał Markowski w publikacji „Dialog Kościoła z judaizmem nie jest czystym dialogiem międzyreligijnym” dla portalu Dzieje.pl wyjaśniał założenia dialogu z judaizmem podejmowanego przez Kościół: „(dialog) zakłada wzajemny szacunek, empatię i pokorę, czyli brak jakiejkolwiek agresji”; „Żeby zrozumieć drugą osobę trzeba najpierw poznać jej sposób myślenia, wartościowania, przyjętą filozofię życia, stąd tak ważne jest przygotowanie do dialogu”; „Obie religie pokazują Boga, który miłuje człowieka, jest wierny; Boga, który jest źródłem każdego życia i godności człowieka”. Biskup napisał także, że zachowanie wiary i ufności Bogu przez Żydów, po doświadczeniu Shoah, jest imponujące i może stanowić źródło inspiracji dla chrześcijan. Dialog z tą właśnie religią jest jednak trudny, ponieważ nie można dojść do kwestii teologicznych nie dotykając najpierw spraw trudnych, kwestii historycznych. Duchowny dodał, że chrześcijaństwo wyrasta z judaizmu: „młode chrześcijaństwo czuło swoją tożsamość i głęboki związek ze światem judaizmu. Trzeba jednak powiedzieć uczciwie, że judaizm odmówił wtedy przynależności chrześcijaństwu do religii biblijnej, powołując się na rzekomą kolizję z prawem judaistycznym”.
Dla rozważenia zasadności, celu i trudności dialogu z judaizmem warto przytoczyć uwagę ks. Chrostowskiego: „Po stronie katolickiej od II Soboru Watykańskiego istnieje swoisty obowiązek dialogu z Żydami i judaizmem. Czegoś takiego nie ma po stronie żydowskiej. Udział w spotkaniach między-religijnych biorą konkretni rabini, co wcale nie oznacza zaangażowania religii żydowskiej jako takiej. Zatem i wypowiadając się na te tematy, rabini czynią to prywatnie, zaś ich stanowisko może być przyjęte lub odrzucone przez resztę współwyznawców”.
Siła Prawdy
Myślę, że katolicy nie boją się dialogu z żadną religią, ponieważ to oni przemawiają z pozycji Prawdy. Dialog chrześcijaństwa z judaizmem jest jednak trudny, ponieważ nie jest naturalny, lecz narzucony sztucznie religiom, które znacznie się różnią, co miało swoje odzwierciedlenie w historii. Te różnice są fundamentalne, dotyczą m.in. Zbawiciela, kwestii obciążenia grzechem pierworodnym, odkupienia za grzechy, formy zmartwychwstania, pojęcia duszy, stosunku do praktyk magicznych i oczywiście Jezusa Chrystusa oraz Trójcy Świętej. Na te problemy nakładają się jeszcze różnice między odłamami judaizmu i różnice między odłamami chrześcijaństwa („dialog” między judaizmem a chrześcijaństwem najskuteczniej, zdaje się, wychodzi protestantom, którzy z nawracania nie zrezygnowali). Przeszkodą w przezwyciężeniu wzajemnych uprzedzeń jest niewątpliwie fakt, że Kościół katolicki oskarżany był przez Żydów o przygotowanie „podglebia pod zagładę”. Nieustannie też Żydzi dysponują artylerią w postaci oskarżeń o antysemityzm lub „zaprzeczanie Holocaustowi”. Pod ciężarem takich absurdalnych zarzutów, szczególnie trudnych dla polskich katolików, Kościół rezygnuje z obowiązku głoszenia Ewangelii Żydom, mimo że w Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Chrystus po swoim zmartwychwstaniu posłał Apostołów, by w Jego imię głosili nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom (Łk 24, 47)”. W nauczaniu Kościoła pojawiły się niejednoznaczne, mogące wprowadzić wiernych w konsternację teorie na temat alternatywnej „judaistycznej” drogi do Zbawienia, które w myśl dawnego nauczania katolickiego mogło nastąpić tylko „przez Chrystusa”. Warto w tym miejscu zadać sobie pytanie: co mogłoby skłonić młodego człowieka do podążania trudną drogą katolicyzmu, jeśli Zbawienie mógłby znaleźć także poza nią, na ścieżkach łatwiejszych, oferujących mniej moralnych nakazów i zakazów np. w kwestii antykoncepcji, rozwodów, małżeństwa, procedur in vitro, itp.?
Przede wszystkim jednak Kościół swoją postawą wobec judaizmu zaprzecza Prawdzie, którą otrzymał od Pana Jezusa, jako najcenniejszy depozyt, aby ją przechowywać i głosić wszystkim narodom – „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6). To właśnie zaniechanie głoszenia tej Prawdy Żydom byłoby przejawem dyskryminacji i działania na ich szkodę. Skoro naród żydowski miał być „wyłączony” z nauczania Jezusa, dlaczego Zbawiciel narodził się w Betlejem, żył w Nazarecie a później działał w Galilei, Judei i Jerozolimie, które to miejsca były zasiedlone właśnie przez Żydów?
Dialog z judaizmem, choć usilnie podejmowany przez katolików, utrudniony jest z powodu postawy Żydów, którzy unikają konfrontacji na gruncie teologicznym, próby polemiki odpierając bronią antysemityzmu, jednocześnie promując swój punkt widzenia. Z kolei Nostra aetate niejako zmusza katolików do odwracania wzroku od zapisanych w Ewangelii wersów, mówiących wprost: „Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca”. (1J, 2, 22) – zwróćmy uwagę na słowo „każdy”, które jednoznacznie dowodzi braku jakiejkolwiek antyjudaistycznej intencji. Innym wersem, o którym w imię dialogu międzyreligijnego powinniśmy zapomnieć, to cytat z Ewangelii wg św. Mateusza: „Cały lud zawołał: Krew jego na nas i na dzieci nasze” (Mt, 27,25). W komentarzu do tego wersu w Biblii Tysiąclecia czytamy: „Przez to lud bierze na siebie odpowiedzialność za zbrodnię, której się domaga”. Dla chrześcijan oczywisty jest fakt, że nie wszyscy Żydzi prześladowali Pana Jezusa – niektórzy z tych, którzy tego nie robili, zostali nawet pierwszymi chrześcijanami. Byli jednak tacy Żydzi, którzy Jezusa prześladowali i doprowadzili do Jego śmierci – jest to fakt, który opisuje Święta Księga naszej wiary. Dialog zatem wygląda tak: wszyscy wiemy jak Ewangelia ukazuje zabiegi Sanhedrynu podejmowane w celu wyeliminowania Jezusa z powodów religijnych i politycznych i znamy deklarację ludu żydowskiego, że przyjmuje on do wiadomości, iż lud (wtedy obecni) i jego dzieci (następne pokolenia) będą mieć tę krew na rękach, ale jeśli ktoś ten tekst zacytuje lub posłuży się zaczerpniętą z niego wiedzą, zostanie nazwany antysemitą lub popełni „grzech antyjudaizmu”, a słowa dezaprobaty spłyną na niego także ze strony… hierarchów Kościoła Katolickiego.
Chrześcijaństwo – „antyjudaistyczna” religia?
Ks. Morawski pisze: „Bóg, chcąc zrobić jeden lud filarem i piastunem prawdziwej religii objawionej wśród pogaństwa, wybrał za podmiot tego wysokiego przeznaczenia plemię bogato z natury uzdolnione. Żyd jest w ogóle obdarzony niemałą dozą energii i woli, wytrwałością w dążeniu do powziętych celów, śmiałością więcej niż odwagą”. Żydzi w oczach Polaków to zatem lud zdolny do rzeczy wielkich, wybrany przez Boga do wyjątkowego celu i bogato przez Boga obdarowany. Choć trudno w to uwierzyć, powyższy cytat oraz następujące po nim stwierdzenie o Żydach jako o narodzie, zostałyby zapewne (w myśl wskazówek zawartych w broszurze firmowanej przez instytut Yad Vashem pod tytułem „Omawianie zagadnienia antysemityzmu: cele i sposoby Przewodnik dla nauczycieli”) zakwalifikowane jako przejaw antysemityzmu. W tym sposobie myślenia każde bowiem uogólnienie prowadzi do stereotypu, a ten, nawet jeśli buduje pozytywny obraz Żyda, jest już formą antysemityzmu. We wspomnianej broszurze czytamy: „Niektórzy ludzie posługują się stereotypami w dobrej wierze, bez pobudek antysemickich, starając się zamiast tego w romantyczny sposób ożywić obrazy np. Skrzypka na dachu i Wschodnioeuropejskiego Żyda. W tym kontekście istotne jest zrozumienie, że historia antysemickiej propagandy, której celem jest tworzenie i wzmacnianie stereotypów, może spowodować, że każde takie odniesienie będzie obraźliwe dla niektórych Żydów. Dla części osób, z pozoru nieszkodliwe obrazy symbolizują cały arsenał i setki lat uogólniającego i często także poniżającego obrazowania”. Stwierdzenie, że Żydzi zabili Jezusa, jest oczywiście w tym sposobie rozumowania przejawem klasycznego antysemityzmu. Zatem głoszenie naszej, katolickiej wiary zgodnie z Ewangelią może być przez Żydów odbierane jako antysemickie. Czy można takie myślenie zmienić poprzez wzajemny dialog?
Polscy „kato-talibowie” ratowali Żydów!
Polacy szanują Żydów jako naród. To w naszym kraju Żydzi wypędzani z wielu innych państw znaleźli schronienie i dom. To na okupowanych przez Niemców ziemiach polskich w czasie II wojny światowej za pomoc Żydom groziła kara śmierci, a jednak wielu naszych rodaków ryzykowało życie swoje i swoich rodzin, aby im pomóc. Dlaczego? Bo byli wychowani w wierze katolickiej, która taką pełną miłości postawę wpajała. Czy fakt, że Zofia Kossak-Szczucka i Witold Pilecki, niezwykle zasłużeni w ukazaniu światu prawdy o zagładzie Żydów, byli założycielami organizacji katolickich (dziś powiedzielibyśmy „ultrakatolickich”), jest powszechnie znany? Czy wiedza o tym, jak św. Maksymilian Kolbe ratował Żydów w czasie wojny, dawał im schronienie i utrzymanie, oraz duchowe wsparcie przebija się do powszechnej świadomości? Katolicka postawa wobec Żydów to nie mroczny antyjudaizm jak chcą to widzieć niektóre środowiska. Przeciwnie, to postawa pełna miłości wypływającej z naszej religii, czego wypełnieniem były losy rodziny Ulmów. To także wielowiekowa tradycja tolerancji wobec narodu, który często prezentował postawy, z historycznego punktu widzenia, jednoznacznie antypolskie i antychrześcijańskie. „Kochani Żydzi, nie rozmawiajcie z nami z pozycji narodu wyniesionego ponad wszystkie inne i nie stawiajcie nam warunków niemożliwych do wypełnienia. Siostry karmelitanki, mieszkające obok obozu w Oświęcimiu, chciały i chcą być znakiem tej ludzkiej solidarności, która obejmie żywych i umarłych. Czyż, Szanowni Żydzi, nie widzicie, że wystąpienie przeciw nim narusza uczucia wszystkich Polaków, naszą suwerenność z takim trudem zdobywaną? Waszą potęgą są środki społecznego przekazu, będące w wielu krajach do waszej dyspozycji. Niech one nie służą rozniecaniu antypolonizmu” – powiedział prymas Józef Glemp w 1989 roku, po napaści Żydów na klasztor karmelitanek w Oświęcimiu.
Od kwestii „żydokomuny” po kwestię walki o krzyż na terenie obozu Auschwitz w naszej wspólnej polsko-żydowskiej historii jest mnóstwo pól minowych i punktów zapalnych, które wpływają na powodzenie dialogu z judaizmem. Większość z nich to sprawy z XX w., kiedy Polska była okupowana przez dwa totalitaryzmy, a potem zarządzana przez komunistyczny rząd z sowieckiego nadania, czego skutki ponosimy do dzisiaj. Żydzi latami zdawali się zapominać, że Polacy również byli poddani eksterminacji, i to nie tylko ze strony Niemców, ale także Rosjan. Nie pamiętali też, że to Polacy byli pierwszymi więźniami Auschwitz. Współcześnie wcale nie jest łatwiej. Znamy niedawną sprawę przekazywania przez Żydów własnej młodzieży przyjeżdżającej z Izraela na wycieczki do Polski zakłamanej historii i fałszywego wizerunku Polaków jako antysemitów, przez co wycieczki te były ochraniane przez uzbrojonych strażników. Martwią nas akty wrogości dokonywane obecnie przez ortodoksyjnych Żydów wobec chrześcijan w Ziemi Świętej. Zdumiewa nas traktowanie polskich dyplomatów w Izraelu. Bulwersują nas rasistowskie wypowiedzi polityków państwa Izrael o Polakach. Cierpliwie znosimy wciąż podnoszoną i rozpowszechnianą w świecie narrację o rzekomym antysemityzmie i formułowanie nieuzasadnionych moralnie ani prawnie roszczeń majątkowych. Te wszystkie działania wobec Polaków rodzą poczucie krzywdy, a przez to utrudniają dialog międzyreligijny, bo w przypadku obu narodów – polskiego i żydowskiego – religia silnie splata się z narodową tożsamością. Polskie władze Kościoła mają więc przed sobą naprawdę trudne zadanie. Polacy, jako szczególnie zasłużeni w ratowaniu Żydów przed zagładą, dają polskim hierarchom Kościoła legitymację do odważnego odpierania niesłusznych i krzywdzących oskarżeń o antysemityzm oraz śmiałego ukazywania jedynej drogi do Prawdy.
Katolicy szanują żydów jako wyznawców innej religii, jednak, jak wierzymy, tylko nasza wiara pochodzi wprost od Jezusa Chrystusa, tylko ona jest Prawdą, więc świadome jej odrzucenie jest grzechem. Tymczasem, jak uczy Ewangelia, każde nawrócenie oznacza wielką radość w niebie. Żydzi nawracają się na wyznania odwołujące się do chrześcijaństwa – świadczy o tym choćby ruch Żydów mesjanistycznych (synów Nowego Przymierza), który rozwinął się początkowo pod wpływem teologii protestanckiej. Dowodzi to możliwości dotarcia do Żydów także z niezafałszowaną nauką Pana Jezusa – może gdyby Kościół nie porzucił wobec nich chęci nawracania, mogliby oni znaleźć źródło prawdziwej wiary i czerpać siłę z sakramentów? Może jednak warto wobec „brata” wykorzystać Mateuszowe upomnienie braterskie? „Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy” (Mt 18, 15); „A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18, 17). Postawa tolerancji nie powinna przeradzać się w uległość, i nie mam tu na myśli tylko aspektu politycznego czy narodowego, lecz duchowy – dialog, będący sposobem ekspresji własnych przekonań religijnych, może stać się – zwłaszcza w formie rezygnującej z prozelityzmu – platformą szerzenia poglądów „fałszywych proroków”.
Krótko mówiąc, plan szatana polega na przekształceniu tej ziemi w piekło
——————————-
Szatan i jego słudzy nie działają „przypadkowo”. Zły ma plan, taki jaki miałby każdy dowódca wojskowy. Patrząc na otaczający nas świat, nietrudno dostrzec niektóre z głównych elementów jego planu:
1. Zniszcz rodzinę. Ataki na integralność rodziny nigdy nie były silniejsze. Rodzina jest „Kościołem domowym” zgodnie z nauczaniem Kościoła i podstawą zdrowego i świętego społeczeństwa. Podziwiam dzisiejsze odważne rodziny, które żyją Ewangelią pomimo ciągłych ataków. Niech Święta Rodzina wstawia się za naszymi rodzinami i umacnia je!
2. Atakuj Kościół . Podobnie Kościół jest zwiastunem orędzia Chrystusa i narzędziem uświęcenia świata. Trzeba przyznać, że wiele ataków na Kościół jest możliwych dzięki rzeczywistym grzechom duchowieństwa, za które należy żałować i prosić o przebaczenie. Jednak od maja 2020 r. miało miejsce około 300 incydentów przeciwko Kościołom katolickim , obejmujących niszczenie posągów religijnych, palenie kościołów, niszczenie nagrobków i inne formy wandalizmu. Nie znam podobnego precedensu we współczesnych czasach.
3. Zniszcz wiarę. Ostatecznie to wiara w Boga i Jezusa podtrzymuje ludzi i ten świat. Obecność wiary pozwala Jezusowi dokonywać cudów w naszym życiu, a brak wiary to blokuje (Mt 13,58). Nie jest tajemnicą, że w naszym społeczeństwie następuje duża i stała erozja wiary. Katoliccy rodzice często mówią mi, że są zrozpaczeni faktem, że ich dzieci, wychowane w środowisku katolickim, odwracają się od wiary. A wielu innych w ogóle nie uczy się wiary. Badania ankietowe pokazują stały, silny spadek liczby członków kościołów w Stanach Zjednoczonych, obecnie po raz pierwszy poniżej 50%. Pokazuje także szybki wzrost liczby osób, które nie wyznają żadnej przynależności religijnej, „żadnej” – obecnie to 30%.
4. Zgromadź armię wyznawców. Gwałtowny wzrost liczby osób praktykujących czary, wicca, okultyzm, pogaństwo i satanizm jest oszałamiający. Na przykład do października 2022 r. WitchTok miał ponad 18,7 miliarda wyświetleń. Szatan gromadzi armię wyznawców. Niektórzy z nich świadomie podążają za Złym, lecz większość nieświadomie przyłącza się do służby Szatanowi, rzucając zaklęcia, angażując się w okultyzm i oddając cześć pogańskim bogom.
5. Zastąp życie/wartości chrześcijańskie planem śmierci. Coraz popularniejsza jest eutanazja. Mnoży się legalizacja i przedawkowanie narkotyków. Aborcja jest nadal dostępna i obecnie jest otwarcie wspierana przez satanistów. Panuje zamieszanie seksualne. Modlitwa szkolna jest „wyłączona”, a grupy satanistyczne po szkole są „włączone”. Niszczone są posągi religijne, a w miejscach publicznych pojawiają się posągi Bafometa. Liczba samobójstw w Stanach Zjednoczonych stale rośnie.
6. Szerzyć konflikty, zamieszanie i przemoc. Racjonalny, pełen szacunku dyskurs publiczny zniknął. W naszych miastach szerzy się przemoc, a podział w naszym narodzie i na świecie. Na przykład wydarzenia terrorystyczne w Stanach Zjednoczonych przyprawiają o zawrót głowy. Pięćdziesiąt lat temu nikt nie wchodził do miejsca publicznego i przypadkowo nie zabijał niewinnych ludzi. Dziś jest to codzienność. Jest to symptom tego, że społeczeństwo poszło w strasznym złym kierunku.
Krótko mówiąc, plan szatana polega na przekształceniu tej ziemi w piekło.
Warto zauważyć, że Zły jest zaangażowany w intensywne ataki na wszystkich sześciu frontach jednocześnie. Niektórzy spekulują, że czasy ostateczne są bliskie. Nie wiem. Wierzę jednak, że jego „100 lat”* minęło i jak mówi Pismo Święte: „czasu jest mało” (1 Kor 7,29). Z pewnością toczymy decydującą walkę z Szatanem, który już widzi koniec swego władztwa. To tak, jakby całe piekło zostało opróżnione na czas wielkiej bitwy. [*Refleksje na temat 100 lat Szatana można znaleźć na blogu 266 : https://www.catholicexorcism.org/post/exorcist-diary-266-are-satan-s-100-years-over ]
Rozumiem tych, którzy są pesymistami. Z zewnątrz wszystko wygląda źle i staje się coraz gorsze. Bez wątpienia Szatan myśli, że zwycięża. Podejrzewam, że Szatan i jego słudzy myśleli, że zwyciężają, gdy Jezus umierał na krzyżu.
Słowa Obrzędu Egzorcyzmu mówią Szatanowi Prawdę: „Dlaczego więc stoisz i stawiasz opór, wiedząc jak trzeba, że Chrystus Pan obróci wniwecz twoje plany?”
A my, zainspirowani objawieniami maryjnymi w Fatimie, przypominamy sobie często cytowany werset: „Na końcu moje Niepokalane Serce zatriumfuje”.
Kary kościelne to dziś narzędzie, o którego istnieniu władza duchowna zdaje się nie pamiętać. Skompletowany dla obrony wiary przed błędem i Kościoła przed szkodliwą aktywnością arsenał rdzewieje, a fałszywi prorocy działają nieskrępowanie… Tymczasem o ekskomunice przypomnieli sobie włoscy hierarchowie. Obłożono nią duchownego winnego podważania władzy papieskiej.
Ekskomuniką został obłożony ksiądz Ramon Guidetti, proboszcz parafii w miejscowości Guasticce w prowincji Livorno, który 31 grudnia, w pierwszą rocznicę śmierci emerytowanego papieża Benedykta XVI, powiedział w kazaniu, że Franciszek „nie jest papieżem”, ale „uzurpatorem”. Nałożenie kary ogłoszono w kolejnym dniu.
Kanclerz diecezji informując o tym wydarzeniu w dokumencie, podkreślił, że kapłan „publicznie dopuścił się aktu o charakterze schizmatyckim, odrzucając podporządkowanie się papieżowi i komunię z innymi członkami Kościoła”. W dekrecie zaznaczono, że ksiądz podlega ekskomunice latae sententiae, czyli następującej automatycznie po czynie. Został też usunięty z urzędu proboszcza.
Jednocześnie napomniano wiernych i kapłanów, by nie uczestniczyli w celebracjach odprawianych przez ukaranego księdza oraz w innych praktykach, bo sprowadziliby przez to na siebie ekskomunikę.
„Franciszek nie wywiązuje się należycie z papieskich obowiązków. Wręcz przeciwnie, wykorzystuje papiestwo do szerzenia zamętu w wierze – słowem i czynem. A nawet na kartach niektórych kościelnych dokumentów. Franciszek stara się pełnić funkcję kapelana agendy ONZ i wykorzystuje do tego struktury Stolicy Apostolskiej. Jakby chciał zapewnić duchową aprobatę lewicowym elitom polityczno-ideologicznym współczesnego świata”, podkreślał w rozmowie z magazynem Polonia Christiana bp. Athanasius Schneider.
Nawet takie postępowanie nie usprawiedliwia jednak samowolnego orzekania o utracie papiestwa przez Ojca Świętego. By w ogóle powstała wątpliwość co do dalszego sprawowania urzędu konieczne byłoby uzasadnione przekonanie o popadnięciu Franciszka w herezję formalną.