XVI-wieczny kościół św. Michała Archanioła może stać się salą weselną lub bankietową !!! …

XVI-wieczny kościół św. Michała Archanioła może stać się salą weselną lub bankietową…

opoka

Niedawno zabytkowy kościół św. Michała Archanioła w Okrzeszynie znalazł się na liście ogłoszeń portalu otodom.pl. Obecny zarządca wystawił go na sprzedaż za 800 tys. złotych. Według ogłoszeniodawcy idealnie spełni rolę sali bankietowej, weselnej, lub konferencyjnej.

W województwie dolnośląskim w miejscowości Okrzeszyn w gminie Lubawka, stoi XVI wieczny zabytkowy kamienny kościół św. Michała Archanioła. Choć w okresie powstania należał do Królestwa Czech, dziś znajduje się po stronie polskiej, jedynie 30 metrów od granicy.

Niedawno świątynia znalazła się na liście ogłoszeń portalu otodom.pl. Obecny zarządca wystawił go na sprzedaż za 800 tys. złotych. Kwota podlega negocjacji. Według ogłoszeniodawcy idealnie spełni rolę sali bankietowej, weselnej, lub konferencyjnej.  Zdaniem portalu budynek ma świetną akustykę, w związku z czym można tam organizować wydarzenia muzyczne.

Kościół św. Michała Archanioła powstał w latach 1580-85, następnie w roku 1736 został przebudowany. Nie był on jednak pierwszym obiektem sakralnych zbudowanym w tym miejscu. Ponad dwa wieki wcześniej, w 1352 r., kościół postawili tam cystersi z Krzeszowa.

Ostatni sakrament w kościele św. Michała Archanioła został odprawiony w 1945 r. Od tego czasu świątynia była opuszczona. W pewnym momencie „przeszedł w ręce prywatne” [??? md]. Jest wpisany do wojewódzkiego rejestru zabytków.

W ogłoszeniu czytamy, że kościół jest kamienny, jednonawowy, ma wydzielone prezbiterium, drewniany strop i dwuspadowy dach. „W nawie naprzeciw prezbiterium zachowała się drewniana konstrukcja chóru muzycznego”. Dookoła kościoła rosną stare drzewa. Natomiast sama świątynia obrasta roślinnością.

Burzliwe dzieje miejscowości…

Okrzeszyn po II wojnie światowej znalazł się po polskiej stronie, jednak podczas konfliktu o granicę z Czechosłowacją, był wymieniany jako jeden z obszarów, które w ramach wymiany terenów mogą zostać oddane Czechosłowacji, aby w ten sposób skrócić granicę między obydwoma krajami. Miejscowość leży bowiem na obszarze nazywanym workiem okrzeszyńskim i z trzech stron – od zachodu, południa i wschodu – otoczony był Czechosłowacją.

Miejscowość pozostała w granicach Polski, ale zlikwidowano tu przejście graniczne, które funkcjonowało w czasie, gdy znajdowała się tu granica niemiecko-czechosłowacka i wcześniej prusko-austriacka. Likwidacja przejścia granicznego odbiła się na dalszych losach miejscowości, która straciła na znaczeniu. Zresztą jak  przycmentarny kościół.

W Okrzeszynie zaprzestano wydobywania węgla kamiennego, czym zajmowano się do 1925 r., gdy był niemieckim Albendorfem. Za to w 1947 r. – w ramach radzieckiego planu nuklearnego, zaczęto poszukiwać tu uranu. W ciągu dziesięciu lat wybudowano tu niezbędną infrastrukturę, wydrążono dwa szyby i wykopano około 40 kilometrów podziemnych korytarzy. [—]

Franciszku, Magisterium nie może nauczać niczego, co zaprzecza Pismu Świętemu i Tradycji Apostolskiej.

BKP: Pseudopapież i jego synod legalizują świętokradztwo 

wideo: https://vkpatriarhat.org/pl/?p=20948  https://bcp-video.org/pl/legalizuja-swietokradztwo/

https://createur.wistia.com/medias/i3k4ovktg4  https://rumble.com/v3vem0j-legalizuj-witokradztwo.html

cos.tv/videos/play/48585859705376768  ugetube.com/watch/rETHGsTSUMrgmL5

Kościół jest po to, aby prowadzić ludzi do zbawienia, przekazując im prawowierną naukę związaną z wiarą zbawczą. Ale istnieje bergogliańska sekta, która uzurpowała sobie urząd papieski i ma inne nauczanie – antyewangelię. Do kompleksu jej fałszywego nauczania należy i „Amoris Laetitia”, którą Bergoglio ustanawia jako najwyższą normę. W niej unieważnia przykazania Boże i istnienie obiektywnie obowiązujących zasad moralnych. Wszystko to przy pomocy psychologicznie zaprojektowanego oszustwa, ignorując Pismo Święte i całą Tradycję.

Sekta Bergoglio promuje tak zwane błogosławieństwo pseudo-małżeństw homoseksualistów. Dlatego zmusza biskupów i księży pod najsurowszymi sankcjami do przyjmowania niepokutujących osób LGBT w Kościele. Co więcej, biskupi i księża są manipulowani, aby rozdawać Komunię Świętą niepokutującym homoseksualistom, transseksualistom i osobom publicznie żyjącym w grzechu ciężkim. Jak to możliwe, że Bergoglio może bez przeszkód popełniać tak straszliwe zbrodnie przeciwko Bogu i Kościołowi? Sygnalizuje to głęboki kryzys w życiu wewnętrznym Kościoła. Korzenie sięgają Soboru Watykańskiego II.

Podstawowe pytanie brzmi: czy człowiek, który jako heretyk burzy podstawowe filary, na których stoi Kościół, i który poświęcił się szatanowi, może być Wikariuszem Chrystusa na ziemi? To oczywiste, że nie może! Ale ta prawda nie jest brana pod uwagę i dlatego nikt nie szuka zbawienia od zbliżającej się katastrofy.

Chrześcijaństwo stało się zwietrzałą solą, którą słusznie depcze się. Rozwiązać kwestię iluzorycznej odnowy Kościoła w fałszywy sposób tzw. synodalności, która legalizuje sodomię i zmusza ludzi żyjących w grzechu do przyjmowania Komunii Świętej, jest celowym oszustwem i przestępstwem.

Co Katechizm mówi na temat Komunii Świętej?

Cytat z KKK, artykuł 1385: Św. Paweł wzywa nas do rachunku sumienia: Kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije, nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije (1 Kor 11: 27-29). 

Każdy, kto jest świadomy grzechu ciężkiego, przed przystąpieniem do Komunii powinien przystąpić do spowiedzi. Przed przyjęciem Komunii Świętej powinniśmy doświadczać siebie. Św. Bernard zachęca nas: „Naśladujcie ostrożnego węża, który zanim wypije, wypuszcza całą swoją truciznę”.

Kto przystępuje do Komunii świętej, mając świadomość grzechu ciężkiego, popełnia przestępstwo świętokradztwa. Św. Paweł mówi, że taki człowiek grzeszy przeciwko Ciału i Krwi Pana (1 Kor 11:27). Tertulian wyjaśnia, że jest tak samo winny, jak gdyby zabił Chrystusa. Rzeczywiście, ta zbrodnia jest w pewnym stopniu nawet większa niż zbrodnia tych, którzy ukrzyżowali Chrystusa, ponieważ oni raz położyli ręce na Chrystusie, ale kto niegodnie przyjmuje Komunię, ośmiela się to zrobić ponownie. Świętokradzkie przyjmowanie Komunii Świętej prowadzi do zaślepienia ducha, zatwardziałości serca, do kar doczesnych w postaci chorób i śmierci wiecznej (por. 1 Kor 11: 30).

Niegodna Komunia ma odwrotny skutek niż godna Komunia. Diabeł bierze takiego człowieka całkowicie w swoją władzę, jak Judasz po jego niegodnej komunii (J 13:27). „Aby przyjąć Chrystusa w Najświętszej Eucharystii, nie wolno nam dopuścić się grzechu ciężkiego” (Św. Tomasz z Akwinu).

Te prawdy, wyrażone w „Katechizmie”, które zawsze były oczywiste w Kościele, dziś, pod wpływem ducha świata i bergogliańskiej sekty, zostały całkowicie utracone.

Już w 2016 roku czterech kardynałów zwróciło się do Jorge Bergoglio z „dubii” w sprawie jego „Amoris laetitia”. Pomimo faktu, że po tym nastąpiła „Korekta” podpisana przez wielu teologów i aktywnych świeckich, Bergoglio w dalszym ciągu nie odpowiedział. Zamiast tego odpowiedziały same owoce „Amoris laetitia”. Jak? Biskup Bonny ujawnił, że Konferencja Biskupów Belgii przez trzy dni studiowała „Amoris laetitia” i doszła do wniosku, że pary homoseksualne i queer powinny być błogosławione. Obejmuje to również szalone błogosławieństwo tak zwanych par, takich jak mężczyzna z kozą lub kobieta z psem. Na potrzeby tego bluźnierstwa biskupi przygotowali już obrzęd liturgiczny, który Bergoglio im ustnie zatwierdził podczas ich wizyty ad limina. Następnie, zapewne zainspirowani „Amoris laetitia”, będą udzielać Komunii Świętej prawdopodobnie nawet tym queerowym „żonom” i „mężom”.

W lipcu tego roku kardynał Duca wydał „dubię” dotyczącą Komunii świętej wyłącznie dla osób w stanie grzechu. Kardynał Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, opublikował, że odpowiedź Watykanu na „dubię” jest błędna. Kardynał Müller wyjaśnił najpierw, że wymiana listów pomiędzy Franciszkiem a biskupami Buenos Aires zawierała jedynie ich prywatne opinie, których nie można uważać za autorytet Magisterium. Dodał, że Magisterium nie może nauczać niczego, co wyraźnie zaprzecza Pismu Świętemu, Tradycji Apostolskiej i przeszłym decyzjom samego Magisterium. Przypomniał także, że odpowiedź, nadesłana do kard. Duki, oraz argumentacja bergogliańską „Amoris Laetitia”, zaprzecza depozytowi wiary Soboru Trydenckiego.

Wynika z tego jednoznaczny wniosek – „Amoris laetitia” jest heretycka, dlatego nie może być podstawą radykalnych, a jednocześnie niedopuszczalnych zmian w Kościele. Mimo to Bergoglio nakazuje, aby na podstawie jego heretyckiego dokumentu „Amoris laetitia” wprowadzić w całym Kościele świętokradzką Komunię Świętą.

Pytamy: jaki jest ogólny sens i cel przyjmowania Komunii Świętej?

Sens polega na tym, żeby osoba podążająca drogą naśladowania Chrystusa uzyskała duchową siłę, aby trwać w łasce uświęcającej, czyli nie dać się zniewolić grzechem. Dlaczego Bergoglio zmusza tych, którzy są w stanie grzechu ciężkiego i nie mają zamiaru pokutować, do przyjęcia Komunii Świętej? Apostoł Paweł ostrzega: „Taki człowiek wyrok sobie spożywa i pije”. Pseudo-życzliwość Bergoglio w rzeczywistości sprowadza na oszukanych przez niego katolików sąd i przekleństwo.

Ponadto, przez to wprowadzenie Komunii Świętej dla niepokutujących, zostaje całkowicie wymazana świadomość grzechu i potrzeba pokuty, która jest warunkiem zbawienia. Praktyka ta tak zmieni sposób myślenia katolików, że prawdziwe sumienie stanie się fałszywym. Poza tym inni katolicy w tej atmosferze zaczną ignorować swoje grzechy i spokojnie przyjmować Komunię Świętą z grzechem ciężkim.

Kolejnym krokiem do zniszczenia Najświętszej Eucharystii jest wprowadzenie do Świętej Liturgii praktyk pogańskich oddających cześć demonom i diabłu. Bergoglio stara się wyeliminować ten sakrament, także poprzez promowanie święceń kobiet. Nie jest to sposób na odnowę, ale na samozagładę Kościoła, co jest sprzeczne z Pismem Świętym i całą Tradycją.

Co oznacza wypowiedź apostoła Pawła: Dlatego to właśnie wielu wśród was jest słabych i chorych i wielu też pomarło, bo nie rozróżniacie ciała Pana”?

Więc świętokradcza Komunia wiąże się nie tylko z karami wiecznymi, ale i z doczesnymi. W pierwotnym Kościele, choć penitenci publicznie spowiadali się ze swoich grzechów, jako lekarstwo na duszę nakładano na nich tzw. epitymii (pokuty). Oni zabraniali przez pewien czas nie tylko przyjmowania Komunii św., ale nawet uczestniczenia w całej Liturgii. Część penitentów stała przed świątynią, nazywano ich płaczącymi. Inni stanęli z tyłu świątyni i po zakończeniu Liturgii Słowa diakon publicznie wezwał ich do opuszczenia świątyni. To wezwanie do opuszczenia świątyni dla katechumenów i penitentów zawarte jest w Liturgii św. Jana Chryzostoma do dziś.

Penitentami, którym udzielono pokuty za grzechy przeciw wierze, byli ci, którzy przed nawróceniem czcili pogańskie bóstwa lub byli zaangażowani w praktyki okultystyczne. Za te grzechy oraz za grzechy przeciw czystości moralnej i za inne przestępstwa otrzymywali 7, 14 lub 21 lat pokuty. Oprócz zakazu przyjmowania Komunii, obejmowało to także post o chlebie i wodzie przez cały okres epitymii, z wyjątkiem sobót i niedziel. Ta pokuta była przede wszystkim bolesnym upokorzeniem, ale doprowadziła do uzdrowienia duszy z pychy i niewoli grzechu.

Dziś Bergoglio legalizuje grzechy i w absurdalny sposób narzuca świętokradzką Komunię Świętą tym, którzy nie chcą pokutować. Prowadzi to do profanacji i znieważenia tego Sakramentu, a w konsekwencji do potępienia zwiedzionych dusz za świętokradztwo.

Nie zapominajmy, że sataniści podczas tzw. czarnych mszy bezczeszczą Najświętszą Eucharystię skradzioną z kościołów. Współczesna zaprogramowana profanacja Komunii Świętej jest bezpośrednio powiązana z tą szatańską profanacją. Ale teraz zostanie zbezczeszczona bezpośrednio w świątyniach. Nie będą to już jednak świątynie Boga, ale świątynie szatana. Bergoglio doskonale o tym wie. Wykorzystał także pseudo-pandemię do masowej profanacji Eucharystii, kiedy zmuszał księży do dotykania Najświętszego Sakramentu jedynie w gumowych rękawiczkach, które następnie wrzucali do śmieci wraz z pozostałymi na nich Cząsteczkami.

Na Synodzie o synodalności kardynał Besungu, najbliższy sojusznik Bergoglio, dał się poznać jako podstępny propagandysta legalizacji sodomii w Kościele. Besungu obłudnie nazywa ten bunt przeciwko Bogu i Jego przykazaniom wolą Boga. Besungu trzyma Kościół w Kongu w niewoli arcy-heretyka  Bergoglio, rzucając klątwę na cały naród. Bóg karze sodomię ogniem doczesnym (2 Pt. 2:6) i wiecznym (Judy 7). Katolicy Konga, nie pozwalajcie Besungu nadal sprawować urzędu w Kościele!

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr               + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

24. 10. 2023

Pseudopapież i jego synod legalizują świętokradztwo

bcp-video.org/pseudo-pope/  /english/

bcp-video.org/fr/le-pseudo-pape/  /français/

Mocny list przewodniczącego KEP, arcybiskupa Stanisława Gądeckiego do Franciszka. Pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg…

Pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg.

Mocny list przewodniczącego KEP, arcybiskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego do Papieża Franciszka

Rzym, 9 października 2023 roku

Wasza Świątobliwość,

W dzień rozpoczęcia Synodu otrzymałem mailem dokument zatytułowany „Decyzja Drogi Synodalnej Kościoła Katolickiego w Niemczech”. Punktem wyjścia do analizy sytuacji Kościoła katolickiego w tym kraju jest kryzys nadużyć seksualnych w niemieckim Kościele. Autorzy wydają się tak zawstydzeni sposobem reakcji niemieckich biskupów na doniesienia o nadużyciach seksualnych ze strony duchownych, że postanawiają dokonać rewolucji obyczajowej i prawnej w Kościele powszechnym. Jednak wydaje się, że nie byłaby to rewolucja ewangeliczna, lecz raczej inspirowana ideologiami lewicowo-liberalnymi.

W Instrumentum laboris (B 3.4) postawiono pytanie o stopień autorytetu doktrynalnego jaki można przypisać rozeznaniu dokonywanemu przez pojedynczą konferencję episkopatu oraz przez zgromadzenie kontynentalne. Chodzi o to, czy mogą one być „pojmowane jako podmioty o konkretnych kompetencjach, łącznie z pewnym autentycznym autorytetem doktrynalnym”? Wydaje się, że poszukując odpowiedzi nie można abstrahować od tego, co działo się w związku z ogłoszonym przez Waszą Świątobliwość procesem synodalnym, i co może mieć jawny lub ukryty wpływ na przebieg rzymskich sesji Synodu.

Trzy główne tematy, to zmiana ustroju Kościoła, zmiana nauczania na temat moralności seksualnej oraz udzielanie kobietom święceń diakonatu i prezbiteratu. Pierwsze jest warunkiem sine qua non realizacji kolejnych celów. W punkcie wyjścia przyjmuje się zasadę inkulturacji. Kościół powinien jak najbardziej upodobnić się do świata, który w swojej liberalno-demokratycznej wersji stanowi wzorzec humanizmu.

Kościół rzeczywiście „docenia demokrację”, ale tylko wówczas, gdy ufundowana jest ona na gruncie poprawnej koncepcji osoby. Przypomina także, że „łatwo przemienia się [ona] w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (CA 46). Pojawia się pytanie, gdzie faktycznie demokracja funkcjonuje w oparciu o poprawną koncepcję osoby ludzkiej, tzn. np. szanując prawo do życia każdego człowieka od momentu poczęcia do naturalnej śmierci?

Ponadto przy wszystkich swoich dobrych cechach, liberalna demokracja nie jest w pewnością jedynym dobrym ustrojem. Wystarczy przypomnieć sobie klasyfikację ustrojów politycznych dokonaną przez Arystotelesa.

Synodale Weg domaga się, aby Kościół przyjął za swój ustrój polityczny dominujący dzisiaj na Zachodzie, wraz ze wszystkimi zasadami działania demokratycznej biurokracji, poczynając od nadzoru świeckich nad duchowieństwem, transparentnością procesów podejmowania decyzji, uczestnictwem świeckich w obsadzaniu stanowisk kościelnych czy kadencyjnością sprawowania urzędów. Władza papieża i biskupów powinna być ograniczona i podlegać nadzorowi świeckich zorganizowanych w równoległą do hierarchicznej strukturę władzy.

Drugim tematem jest błogosławienie różnego typu związków niesakramentalnych, w tym związków osób jednej płci. Można postawić pytanie, po co błogosławieństwo ludziom żyjącym w grzechu? Udzielona odpowiedź jest stosunkowo prosta: ludzie ci sami zgłaszają się po błogosławieństwo, a poza tym – jak twierdzą autorzy dokumentu – ludzie ci nie żyją w grzechu śmiertelnym i nie są pozbawieni łaski. Grzechem natomiast jest nauczanie Kościoła, które jest odbierane nie tylko jako niemiłosierne i dyskryminujące, ale wręcz – zdaniem autorów – czyni Kościół odpowiedzianym za prześladowania i samobójstwa osób transgender. Kościołowi bowiem nie wolno negatywnie oceniać żadnego ludzkiego zachowania, które podejmowane jest w imię miłości. Miłość usprawiedliwia wszystko i czyni wszystko dobrym. Wszystko, co jest wyrazem auto-determinacji z zasady jest dobre i za takie powinno być uznane przez Kościół. Uznanie zaś oznacza tu udzielenie błogosławieństwa. Za sprawą uzyskanego benedictio (a nie przez nawrócenie) ludzie chcą ustawić swoje życie w kierunku Boga, mimo iż ich działanie pozostaje sprzeczne z prawem Bożym.

Tradycyjnie w nauczaniu Kościoła relacje między ludźmi, włączając w to relacje seksualne, podlegają moralnemu wartościowaniu. Św. Augustyna wprawiało w zdumienie, że nie tylko święci i oddani całym sercem Bogu kierują się w życiu miłością, ale czynią tak również zatwardziali grzesznicy. Wystarczy pomyśleć o rabusiach grasujących na drogach, którzy raczej zniosą najcięższe tortury, niż wyjawią imiona swoich towarzyszy. „Nie byliby do tego zdolni, gdy nie było w nich wielkiego uzdolnienia do miłości” (Facere tamen ista sine magno amore non poterunt)[1]. Istnieją jednak dwa rodzaje miłości: „miłość Boża aż do pogardy siebie samego posunięta” i „miłość własna aż do pogardy Boga posunięta”[2].

Miłość zatem nie wszystko usprawiedliwia i nie wszystko czyni dobrym. Zgodnie zaś z podejściem katolickim traktujemy z szacunkiem każdego człowieka, ale nie każdy ludzki wybór.

Autorzy dokumentu oczekują, że Kościół uzna za dobre i prowadzące do uświęcenia, obok małżeństwa sakramentalnego, także „wolne związki”, związki cywilne, związki partnerskie, związki osób jednej płci itp. Społeczna ich akceptacja – ich zdaniem – musi znaleźć wyraz w liturgii Kościoła. Słuchając tego trzeba pamiętać, że, z godnie z dynamiką tego procesu dostrzeganą w świeckim świecie, legalizacja związków partnerskich jest tylko pierwszym krokiem na drodze do „małżeństwa dla wszystkich”. Proponowane vacatio legis tzn. podjęcie decyzji dziś, a wprowadzenie jej w życie „dopiero” w marcu 2026 r. ma na celu osłabienie sprzeciwu ze strony wiernych. Zdaniem Synodale Weg całe nauczanie Kościoła na temat gender powinno być gruntownie zmienione, gdyż nie odpowiada samorozumieniu osób transgender. Zawiera jedynie – jak mówią – kościelne „insynuacje”. Żądanie obejmuje także reinterpretację Biblii, w tym Księgi Rodzaju 1,27.

Autorzy dokumentu wysuwają szereg praktycznych propozycji, poczynając od niezapisywania płci dziecka w metryce chrztu, możliwość zmiany imienia i płci w akcie chrztu, poprzez zapewnienie osobom transgender dostępu do sakramentów, w tym do kapłaństwa i do życia konsekrowanego, po obowiązek używania w Kościele niedyskryminującego języka i treningi dla duchownych, jak służyć osobom transgender. Wszystko w imię tzw. najnowszych osiągnięć nauk społecznych. Istnieje jednak ryzyko, że ustalenia naukowe, na które powołuje się Synodale Weg są błędne, podobnie jak w przypadku innej popularnej niegdyś teorii rasizmu.

Gdyby konferencjom episkopatów bądź też zgromadzeniom kontynentalnym została udzielona kompetencja doktrynalna, powyższe tezy zostałyby uznane za katolickie i – być może – zostałyby narzucone innym konferencjom kontynentalnego zgromadzenia, pomimo ich ewidentnie niekatolickiego charakteru.

Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski z synowskim oddaniem i szacunkiem wobec apostolskiego urzędu Następcy Św. Piotra, a jednocześnie z zatroskaniem i smutkiem wobec decyzji Niemieckiej Drogi Synodalnej, pragnę zwrócić uwagę Ojca Świętego na te skrajnie niedopuszczalne i niekatolickie tezy Synodale Weg, ufając że depozyt apostolski, którego Stróżem i Powiernikiem jest Wasza Świątobliwość pozostanie nienaruszony.

Świadomość siły, która tkwi w prawdzie ożywia moją nadzieję wobec trwającego synodu, by nie był on w żaden sposób zmanipulowany i wykorzystany do autoryzacji niemieckich tez, otwarcie sprzecznych z nauczaniem Kościoła katolickiego.

Matce Kościoła życie i posługę Waszej Świątobliwości powierzam, zapewniając o modlitwie wiernych i pasterzy Kościoła, który jest w Polsce oraz proszę o apostolskie błogosławieństwo.

Z synowskim oddaniem,

+ Stanisław Gądecki

Arcybiskup Metropolita Poznański

Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski

Przypisy.

[1] Św. Augustyn, Discorsi III/2 (151-183) sul Nuovo Testamento, Citta’ Nuova Editrice, Roma 1990, 169, 11, 14, s. 794.

[2] Fecerunt itaque civitates duas amores duo, terrenam scilicet amor sui usque ad contemptum Dei, caelestem vero amor Dei usque ad contemptum sui. Denique illa in se ipsa, haec in Domino gloriatur (Św. Augustyn, Państwo Boże, XIV, 28, Wydawnictwo Antyk, Kęty 1988, s. 546).

Nie bierz tej „książeczki” od księdza po kolędzie ! Uformowana przez Ruch Światło-Życie oraz Odnowę w Duchu Świętym.

Paweł Chmielewski: Nie bierz tej „książeczki” od księdza po kolędzie

pch24/nie-bierz-tej-ksiazeczki-od-ksiedza-po-koledzie

Kościół jest „od fundamentu” źle skonstruowany; władza proboszcza w parafii jest „niezgodna z teologią”, a świeccy „nie potrzebują pośredników” w dostępie do Boga. Takie treści rozpowszechnia broszura napisana przez księdza z Płocka, która ma wkrótce trafić do dziesiątek tysięcy polskich domów. Wszystko w ramach synodalności…

„Gdzie dwóch lub trzech…”

Broszura nosi tytuł „Gdzie dwóch lub trzech… Uczestniczę we wspólnocie Kościoła”. Na okładce widzimy trzy obejmujące się postaci: kobietę i dwóch mężczyzn, z których jeden jest (chyba) księdzem. Wszystko kolorowe, wesołe, „wspólnotowe”. Autorem tekstu jest ks. Zbigniew Paweł Maciejewski, proboszcz parafii Winnica z diecezji płockiej. Ks. Maciejewski, jak sam podaje, został uformowany przez Ruch Światło-Życie oraz Odnowę w Duchu Świętym. Prowadzi „Fundację Winnica”; to fundacja – a więc de facto sam ks. Maciejewski – jest wydawcą książeczki. Według jego własnych słów w ramach przedsprzedaży wysłano już 62 tysiące 765 egzemplarzy książeczki. Ks. Maciejewski zachęca, żeby księża rozdawali ją podczas wizyty kolędowej. Teoretycznie praca może zatem trafić nawet do kilkuset tysięcy osób; biorąc pod uwagę fakt, że jest krótka i prosta – część z nich rzeczywiście może ją przeczytać.

Zgoda biskupa

Broszura została wydana za zgodą biskupa. Nie znajdą Państwo wprawdzie informacji o imprimatur, ale pytaliśmy o sprawę diecezję. Rzecznik diecezji płockiej dr Elżbieta Grzybowska dwukrotnie zapewniła nas, że – cytuję – „ks. Biskup Szymon Stułkowski zna treść książeczki i wydał zgodę na jej rozprowadzanie”.

Bp Szymon Stułkowski wywodzi się z diecezji poznańskiej. Ordynariuszem Płocka został w 2022 roku. Angażuje się w różne inicjatywy, spotykał się na przykład z Wojownikami Maryi. Poglądy biskupa na temat relacji między duchownymi a świeckimi nie są znane. Jest jednak w kontekście omawianego problemu charakterystyczne, że w 2001 roku obronił doktorat na Uniwersytecie Wiedeńskim u ks. prof. Paula Zulehnera. Praca dotyczyła wprawdzie dość spokojnego tematu (Przygotowanie do I Komunii; Porównanie doświadczeń z Polski, Austrii i Niemiec), ale promotor przyszłego biskupa do „spokojnych” bynajmniej nie należy.

Paul Zulehner jest znanym austriackim reformistą. W 2019 roku ogłosił petycję pt. „Amazonia także u nas!”. Zulehner domagał się rewolucji w podejściu do kapłaństwa. W tekście petycji pisał: „Nasi biskupi powinni zaproponować papieżowi to, co biskupi Amazonii: otwarcie drogi do święceń kapłańskich poprzez drogę święceń diakonatu dla osób, które angażują się na rzecz ruchu Jezusa, mają doświadczenie w kierowaniu wspólnotą Ewangelii i zostały wybrane przez społeczność. Aby kobiety nie pozostawały z tego wykluczone, prosimy biskupów o wsparcie papieża w utorowaniu wreszcie drogi kobietom do diakonatu”. Austriacki profesor napisał też książkę razem z biskupem Aliwal w RPA, Fritzem Lobingerem, który postulował tworzenie swoich kolektywnych grup duszpasterskich, złożonych z księży i świeckich z różnymi funkcjami, które miałyby przejmować tradycyjną rolę kapłanów.

Antyklerykalny egalitaryzm eklezjalny

Można sądzić, że ks. prof. Paul Zulehner przyjąłby z zadowoleniem książeczkę ks. Zbigniewa Maciejewskiego. Jej treść sugeruje bowiem swoisty egalitaryzm eklezjalny. Kapłan pisze o „herezji” podziału na duchownych i świeckich, przekonuje, że świeccy „nie potrzebują pośredników” w dostępie do Chrystusa oraz że urządzenie parafii tak, że kieruje nią ksiądz – jest „niezgodne z teologią”.

W pierwszym rozdzialiku pt. „Największa herezja” ks. Zbigniew Maciejewski przekonuje, że nie chce wdawać się w „doraźne utarczki”, ale pragnie zejść do „«piwnicy», by przyjrzeć się fundamentom”.

„Co widzę? Nie jest dobrze! Widzę istotny błąd konstrukcyjny. Kościół zbudowany jest na dwóch oddzielnych płytach, które inaczej pracują, mają inną dynamikę. Przez to «budowla» Kościoła rozjeżdża się, pęka pod własnym ciężarem” – przekonuje.

Błąd konstrukcyjny… Czytelnik dowiaduje się zatem, że „ktoś” źle skonstruował Kościół – teraz trzeba go przebudować. Kto? Czy chodzi o Tradycję Kościoła? A może o samego Chrystusa, który powołał dwunastu Apostołów i dał im konkretną i wyraźną władzę w Kościele? Na to pytanie autor broszury nie odpowiada.

Jak należy walczyć z „błędem konstrukcyjnym”? Odcinając się od „największej herezji w Kościele”, która nie ustanie, póki duchowni i świeccy będą o sobie nawzajem mówić „oni”. Ks. Maciejewski ma oczywiście rację, bo radykalne przeciwstawianie sobie księży i świeckich jest, naturalnie, błędne. Nie chodzi o to, jaką prawdę podaje w tym passusie – ale o to, jak ją podaje. Jedną chorobę – klerykalizmu ze strony duchownych i braku zainteresowania Kościołem ze strony świeckich – próbuje się tutaj leczyć hasłami egalitarystycznymi i sugerowaniem, jakoby Kościół był „źle skonstruowany” – co wskazuje wyłącznie na konstruktywizm tych, którzy takimi hasłami szermują.

Dalej następuje rozdział „Twój chrzest”. Dzięki sakramentowi chrztu, przypomina kapłan, ochrzczony uczestniczy w potrójnej misji Chrystusa: prorockiej, kapłańskiej i królewskiej. Ponownie, nie jest problemem prawda, którą autor książeczki przypomina, ale jak to robi.

Pisze tymczasem: „Ochrzczony JEST prorokiem w Kościele, JEST kapłanem w Kościele, JEST królem w Kościele”. Rozwija to następnie: „Wydaje się niektórym ludziom, że ksiądz ma jakieś lepsze dojścia, wejścia do Pana Boga. Nie ma! […] Kapłan to po łacinie pontifex, czyli dokładnie ten, który buduje mosty. W domyśle między ludźmi a Bogiem. Kapłan jest zatem pośrednikiem. W Nowym Testamencie jest tylko jeden „kapłan – pośrednik”. Jest nim Jezus Chrystus. Kto ma łączność z Chrystusem ma łączność z Bogiem. Każdy wierny, każdy ochrzczony (zjednoczony z Chrystusem), ma bezpośredni dostęp do Chrystusa, co za tym idzie także do Boga. Nie potrzebuje pośredników”.

„Nie potrzebuje pośredników”… Czytelnik niewątpliwie wielokrotnie słyszał to hasło wypowiadane przez prymitywnych, niewykształconych antyklerykałów. Po co mi ksiądz, przecież ja nie potrzebuję pośrednika, żeby się pomodlić… Ks. Maciejewskiemu, jak możemy domniemywać, nie o to chodziło: ale broszura jest krótka i nie wyjaśnia, o co chodzi. Każdy odczyta ją tak, jak mu intuicja podpowie: a takie hasła rodzą tylko jedno, właśnie antyklerykalne skojarzenie.

Później następują rozdzialiki mówiące o synodalności i przekonywujące, że Bóg może przemawiać przez każdego człowieka (z wieloma wykrzyknieniami, sugerującymi, że to możesz być właśnie TY!); wreszcie w rozdziale „Uczestniczę we wspólnocie Kościoła” autor powraca do swojej wcześniejszej myśli o „złym urządzeniu” spraw kościelnych.

Pisze: „To może być nawet wygodne. Wybrać jednego człowieka, udzielić mu święceń i powierzyć mu parafię z wszystkimi sprawami. Spraw jest dużo więc może zróbmy zrzutkę, by nie musiał pracować gdzie indziej, a pilnował tylko spraw parafii. Jeśli parafia większa to dajmy mu pomocnika, albo pomocników – wikariuszy, katechetów. I sprawa załatwiona. Nie wiem czy taki model kiedykolwiek działał, ale dzisiaj na pewno nie zadziała. I nie chodzi tylko o to, że zaczyna brakować wikariuszy, a czasem już i proboszczów i parafie są łączone, ale dlatego, że od początku jest to niezgodne z teologią”.

Dowiadujemy się zatem, że model funkcjonowania parafii, którą kieruje proboszcz wraz z innymi księżmi – jest „niezgodny z teologią”. Z jaką teologią, chciałoby się zapytać? Z teologią egalitaryzmu pewnie nie, podobnie jak z teologią luterańską; ale nie przypominam sobie, by teologia Kościoła katolickiego krytykowała strukturę parafialną! To zaklinanie rzeczywistości i próba rozgrywania jakiejś „idealnej Ewangelii” przeciwko Tradycji Kościoła.

Obrońcy mówią: to dla niewykształconych

Zapytałem diecezję płocką o ocenę tych twierdzeń. W odpowiedzi rzecznik dr Elżbieta Grzybowska przesłała mi opinię ks. dr. Marcina Sadowskiego, profesora Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku. Ks. dr Sadowski napisał w obronie ks. Maciejewskiego między innymi tak:

„Książeczka «Gdzie dwóch lub trzech…» jest broszurą o charakterze duszpasterskim, a nie uniwersyteckim podręcznikiem do teologii. Broszury o takim charakterze pisane są prostym językiem, z przykładami, w stylu, który umożliwia osobom, które nie ukończyły studiów teologicznych ogólne zrozumienie tematu i podjęcie refleksji. Nie można od tego typu publikacji oczekiwać precyzji teologicznej równej doktoratom czy książkom habilitacyjnym z teologii”.

Ks. Sadowski, broniąc publikacji, wystawił jej chyba najcięższy możliwy zarzut. Zauważył przecież, że broszura ma trafić do osób niewykształconych teologicznie. Będą ją rozumieć dosłownie. I choć jest prawdą, że od takich publikacji nie możemy oczekiwać precyzji naukowej teologii, to musimy oczekiwać… prawdy.

Tymczasem prości czytelnicy dowiedzą się, że:

– konstrukcja Kościoła jest „od fundamentów” źle urządzona;

– zwykłe życie w parafii to organizacyjny błąd, bo jest „niezgodne z teologią”;

– każdy jest „kapłanem, prorokiem i królem” i dzięki byciu ochrzczonym „nie potrzebuje pośrednika”, bo ksiądz „nie ma lepszego dojścia” do Boga niż świecki.

Innymi słowy, broszura ks. Maciejewskiego wprowadza pod strzechy synodalne hasła o partycypacji, równości i przebudowie Kościoła. To slogany, którymi posługują się dzisiaj radykalni reformiści, zwykle nastawieni bardzo krytycznie do idei kapłaństwa urzędowego.

Broszura zaadresowana do świeckich nie mówi o konieczności przyjmowania doktryny Kościoła, modlitwie, poście i pokucie. Nie wzywa do budowania na fundamencie Kościoła, jakim jest Chrystus, ale do strukturalnych „reform”, bez bliższego ich określania.

Ostatecznym sensem jest „zmiana”, „synodalność” dla samej „synodalności”, „naprawianie” Kościoła. Jednak Kościół katolicki w Polsce ma się źle nie dlatego, że Lud Boży jest „okopany” na pozycjach księży i świeckich – ale dlatego, że znaczna część katolików po prostu ignoruje Ewangelię. Niektórzy księża i świeccy nie żyją zgodnie z nauką Chrystusa, nie wierzą w Jego Królowanie. Ot, cała tajemnica kryzysu – ludzie małej wiary…

Dostarczenie do kilkudziesięciu tysięcy domów broszury ks. Maciejewskiego może mieć finalnie tylko jeden skutek: wywołanie fermentu i oczekiwania gwałtownej „zmiany”.

Dekonstrukcja zamiast reformy, gwałtowna przebudowa zamiast nawrócenia. Oto synodalność w praktyce: zamiast zbliżać ludzi do Chrystusa, uderza w sakramentalną strukturę Kościoła.

Jeżeli ksiądz będzie chciał Państwu podczas wizyty kolędowej wręczyć broszurę ks. Maciejewskiego – proszę jej nie brać, stanowczo odmawiając.

Paweł Chmielewski  

=========================

Trudno jest znaleźć choćby jedno zdanie na temat tego, że Kościół żyje doktryną, duszpasterstwem i liturgią. A przede wszystkim, że Kościół Jezusa Chrystusa z Jego woli jest dla nas sakramentem zbawienie. […] Może największą zaletą tej niewielkiej broszury jest ostrzeżenie przed tym, jakie mogą być konsekwencje i interpretacje Synodu o synodalności – pisze ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr o broszurze „Gdzie dwóch lub trzech…”, która za zgodą biskupa [sic!!] jest kolportowana w diecezji płockiej. 

Zabójcza obojętność. Jak Kościół utracił swoją misję i jak możemy ją odzyskać?

Co znajdziemy w książce Zabójcza obojętność. Jak Kościół utracił swoją misję i jak możemy ją odzyskać?

3dom-zabojcza-obojetnosc

Zabójcza Obojętność – Eric Sammons


Książka Zabójcza obojętność. Jak Kościół utracił swoją misję i jak możemy ją odzyskać zwraca uwagę na problem indyferentyzmu religijnego. To, co obecnie obserwujemy w Kościele, śmiało zdiagnozować można jako wspomnianą w tytule zabójczą obojętność. Wspólnota katolicka rezygnuje z nawracania protestantów, żydów, prawosławnych i przedstawicieli innych wyznań – panuje przekonanie, że każdej religii przyświeca ten sam cel, jedynie droga do niego nieco się różni. Wynika z tego, że poza Kościołem katolickim istnieją inne drogi do zbawienia. Tego typu stwierdzenie jest jednak fałszywe! Tylko w Chrystusie jest zbawienie – nie ma równorzędnych dróg!


Inkluzywizm w teorii prowadzi do pluralizmu w praktyce. Ale pluralizm nie jest ostatnim przystankiem. Kiedy ktoś wierzy, że wszystkie religie są zasadniczo równe i że praktykowanie którejkolwiek z nich prowadzi do tego samego wiecznego celu, wówczas naturalnie staje się obojętny na to, jaką religię praktykują inni, a nawet czy w ogóle praktykują jakąkolwiek religię. Staje się też obojętny na własną religię, a kiedy napotyka na przeszkodę w praktykowaniu katolicyzmu, zastanawia się, czy warto próbować przezwyciężyć tę blokadę. Religia staje się w najlepszym razie siłą kulturową, jaką niektórzy lubią praktykować, a inni nie. Tak więc, podczas gdy inkluzywizm prowadzi do pluralizmu, pluralizm wiedzie do obojętności. A obojętność opróżniła kościelne ławki.

Gdzie znajdę fragment książki Zabójcza obojętność. Jak Kościół utracił swoją misję i jak możemy ją odzyskać?

Aby zobaczyć fragment książki Zabójcza obojętność. Jak Kościół utracił swoją misję i jak możemy ją odzyskać, kliknij tutaj.

Ciało Mistyczne Chrystusa zapada się w ciemną mogiłę na czas, czasy, i połowę czasu.

Ciało Mistyczne Chrystusa (Kościół) zapada się w ciemną mogiłę na czas, czasy, i połowę czasu.

LIST OD OJCA AUGUSTYNA PELANOWSKIEGO

z dnia 26.10.23, otrzymany za pośrednictwem Wydawnictwa Paganini.

Laudetur Iesus Christus

Dziękuję za modlitwę, za pamięć, za słowa wspierające ducha. Żyję jeszcze mimo prawie pięciu lat ukrywania się w lasach, w miejscu odosobnionym. Nie było ani jednego dnia bym żałował tego, co uczyniłem, gdyż Bóg mi pokazał już w 2015 roku ten przewrotny zamach na Święty Kościół. Dziś mam coraz liczniejsze dowody potwierdzające tamte natchnienia sprzed lat.

Od chwili, gdy uzurpator zaczął okupować Tron świętego Piotra, z roku na rok, powiększa się strefa destrukcji. Nie tylko puste seminaria, pustoszejące kościoły, puste krzesła na katechezach, ale i pustosłowie na ambonach są tego najlepszymi dowodami. Wreszcie ów synod synodalności (absurdalny pleonazm), czyli

epilog dekonstrukcji przy akompaniamencie akceptacji cudzołóstwa, bałwochwalstwa, homoseksualizmu i ekumenizmu rozumianego jako synkretyczny kogel-mogel.

Niebawem, za kilka miesięcy, najwyżej za rok, nikt z nas, kto kocha Kościół katolicki, ten Kościół, który dawał nadzieję w sakramentach na życie wieczne nie będzie mógł już odnaleźć się w murach większości świątyń. Ciało Chrystusa leżało w ciemnym grobie prawie trzy dni i Ciało Mistyczne Chrystusa (Kościół) zapada się w ciemną mogiłę na czas, czasy, i połowę czasu.

Nadszedł mrok, który jednak zakończy się zmartwychwstaniem, na podobieństwo tamtego poranka, gdy Maria Magdalena nie mogła rozpoznać Jezusa myśląc, że to ogrodnik. Tak, my również nowego, zmartwychwstałego kształtu Kościoła nie będziemy mogli rozpoznać, gdyż będzie skromny, mały, cichy, ukryty w ogrodach prowincji, jakże odmienny od naszych wspomnień i wyobrażeń. Zapowiadana przez proroków Pusillus Grex czyli maleńka trzódka i jedynie głos Chrystusa wydobywający się z tych sekretnych miejsc będzie głosem prawdy i miłości, głosem mówiącym do nas po imieniu, dzięki czemu odróżnimy go od imitacji.

Trzeba przetrwać nie dając się przerazić stanem zdrowia, ubóstwem materialnym, paniką spowodowaną wojnami, głodem, drożyzną, zarazami, które istnieją tylko w wiadomościach medialnych albo i tymi, które rzeczywiście zaczną dziesiątkować społeczeństwo. Przetrwać mimo naturalnych katastrof i plag i pyłu wulkanicznego.

Najbliższe miesiące będą rozstrzygające dla wielu z nas – ludzie podzielą się nawet w rodzinach na tych, którzy będą posłuszni ze strachu medialnej propagandzie i na tych, którzy posłuchają czystego sumienia, na tych, którzy pobiegną w ślepym posłuszeństwie ku nieposłusznym Bogu hierarchom i na tych, którzy będą posłuszni Bogu bez względu na cenę. Na tych, którzy uwielbią Ciało Chrystusa klęcząc niczym Kananejka w czasie Komunii i na tych, którzy będą deptać Je w spadających z dłoni partykułach (por. Ap. 11,1-2).

Żyjemy obecnie w globalnym zmanipulowaniu dysonansem poznawczym: patrząc na mężczyznę widzimy kogoś w niewieścich ubraniach, a można coraz częściej spotkać dziewczęta, które po tranzycji pozbawione są nawet piersi; w sklepach mamy mięso, które jest syntetykiem, mąka nie jest mąką lecz sproszkowanymi robakami; wiadomości z frontów wojennych są przefiltrowane i tworzą wirtualny obraz i już nie wiemy, kto jest agresorem a kto ofiarą; ojczyzna staje się mieszanką różnych nacji i zaczynamy się czuć obco we własnym kraju; w kościołach modlimy się nie o zbawienie ale o ekologiczne cele a pod hasłem „powszechnego braterstwa” w rzeczywistości ukrywa się powszechna alienacja.

Ostatecznie człowiek w białej szacie nie jest papieżem, choć wszyscy widzą w nim mężczyznę ubranego w papieską sutannę. Namnożyło się symulakrów o których pojęcia nie miał nawet Baudrillard.

Od czasów Plutarcha nie tylko filozofowie zastanawiali się nad paradoksem statku Tezeusza. Statek Tezeusza, mitycznego założyciela Aten, liczył 300 lat i w porcie zostały wymienione wszystkie jego elementy na nowe – powstało paradoksalne pytanie: „Czy jeśli wymienimy wszystkie elementy jakiegoś złożonego obiektu na nowe, a więc cały obiekt zostanie zastąpiony ostatecznie innym, to czy pozostaje on tym samym obiektem?”. Czy identyczna kopia jakiegoś obrazu jest tym samym obrazem? Czy inny egzemplarz tej samej książki jest tą samą książką?

A co, jeśli tytuł książki pozostał niezmienny i okładka, i liczba stron, ale treść została podmieniona? Czy ktoś, kto nosi protezę nogi, ręki – jest jeszcze tym samym człowiekiem? Oczywiście – ktoś odpowie, a jeśli – hipotetycznie – podmieni mu się mózg na elektroniczny ekwiwalent, i wszystkie części organizmu to będzie to ten sam człowiek? A jeśli zaingeruje się w kod genetyczny i się go zmieni?

A co, jeśli Kościół katolicki zachowuje jeszcze nazwę ale poglądy i styl życia hierarchów, obyczaje kapłanów, nauczanie moralne, dogmatyczne paradygmaty zostaną podmienione i będą w sprzeczności z oryginalnym nauczaniem Chrystusa – to czy Kościół Katolicki będzie jeszcze naprawdę Chrystusowym? (Mt 5,18)

Wedle legendy przekazanej przez Plutarcha, statek, którym grecki heros Tezeusz powrócił do Aten, został przez mieszkańców miasta zachowany dla potomności. Gdy stare deski w okręcie butwiały, Ateńczycy wymieniali je na nowe. W końcu w statku Tezeusza nie pozostała ani jedna oryginalna część. Po wymianie wszystkich elementów statek nie przypominał już autentyku. Ten nowy nie posiadał ani jednego z oryginalnych detali tworzących pierwotną strukturę.

Głównym problemem jest to, że bardzo trudno jest dokładnie stwierdzić moment, w którym jedna rzecz staje się inną. Szczegóły mogą zadecydować nie tylko o tożsamości, ale i o losie – Tezeusz wracając do Aten, zapomniał rozwinąć szkarłatne żagle, co było umówionym z Ajgeusem – jego ojcem – znakiem zwycięstwa. Ojciec, widząc czarne żagle, rzucił się ze skały w morze.

Czy Kościół katolicki jest Kościołem katolickim, jeśli zarówno przywódca jak i doktryna – jej „burty” dogmatyczne i „wiosła” moralne, a także szczegóły liturgii, sakramentów, z dziesięciolecia na dziesięciolecia, a w ostatnich kilku latach w sposób zatrważający hurtowo zostają nam podmienione? Czy obraz Boga, który dziś się nam przedstawia jest zgodny z tym, który został ujawniony w szczegółach Objawienia? To są tylko pytania, ale niekiedy zdolność do zadania pytania jest uzyskaniem połowy odpowiedzi.

Aktualni przedstawiciele hierarchii kościelnej, liczni kapłani, teologizujący publicyści, tłoczący się przy internetowej tubie, ukazują coraz częściej obraz Boga ograniczonego do permisywnego miłosierdzia: skurczony Bóg w swej bezsilności przyjmuje wszystkich i wszystko, nie ma za dużo do powiedzenia, gdyż nikt już za bardzo z Jego opiniami się nie liczy. Z tupetem mówi się, że jest jedynie miłością i miłosierdziem, a do gniewu nie ma On prawa, tym bardziej zabrania Mu się wszelkiej kary a zwłaszcza piekła. Odmówiono Mu nawet prawa do sądu.

Skoro Bóg jest … jedynie miłością to: hulaj dusza piekła nie ma. Propagatorzy takiego przesłania uważają, że zapisy biblijne o Jego gniewie to wyraz projekcji antropomorficznej, czyli po prostu przypisywanie Bogu ludzkich emocji. Ale… czy głoszenie Boga, który jest emerytowanym hipisem i rozlewa się z niego tylko bezkrytyczna i ślepa miłość w starczej bezsile, w której błogosławi transwestytów i rozdaje na ślepo Hostie nie zważając na cudzołóstwo lub wyznawanie innej religii – to nie próba domalowania na Jego obrazie wąsów, tak, jak na obrazie

Mony Lisy uczynił to Marcel Duchamp? Drobny szczegół – Mona Liza z wąsami nie jest Moną Lizą Leonarda. Wmawianie Bogu tylko jedynego odniesienia do człowieka zdaje mi się być także rodzajem życzeniowej projekcji, czymś w rodzaju zaaplikowanej na obraz Boga polisy ubezpieczeniowej dla swego losu pośmiertnego, niwelującej konsekwencje przedśmiertnych ekscesów. Czy przykazanie by nie czynić obrazów Boga, dotyczy artystycznych przedstawień czy ludzkich projekcji o Bogu? Czy ten zakaz dotyczy też tego, by z sakramentów nie czynić sobie wyobrażenia sakramentów, albo co gorsza: zmieniać ich formę, a nawet treść pozbawiając realnego Boga kontaktu z człowiekiem?

Kto kogo wymyślił: Bóg człowieka czy człowiek Boga? Kto kogo ma kreować na swoje wyobrażenie i podobieństwo: człowiek Boga czy Bóg człowieka? Czy sposób korzystania z sakramentów powinien być zgodny z ludzkimi życzeniami, czy z pragnieniem Chrystusa? Czy Chrystus, w którego wierzę, jest wytworem moich życzeń i roszczeń, wyobrażeń i projekcji, czy też efektem codziennego studiowania przy źródłach Objawienia i osobistej relacji oraz korzystania z sakramentów?

Czy wreszcie sakramenty które przyjmuję i sprawuję, są przez mnie postrzegane w taki sposób, jakie znaczenie nadał im Chrystus, Apostołowie oraz dwutysięczna Tradycja i praxis Kościoła, czy też postrzegam je tak, jak coraz powszechniej mi się je narzuca w codziennej praktyce w kościołach, która – co tu dużo mówić – jest często smutnym widokiem pośpiechu i obcesowości, a nawet ociera się o profanacje. Nie mówiąc już o ekstremalnych happeningach eucharystycznych jak ten, który miał miejsce na falach Morza Jońskiego, na plaży Alfieri, gdzie o. Mattia Bernasconi, „odprawił” Mszę świętą dla młodzieży z parafii mediolańskiej, rozebrany do kąpielówek, używając jako ołtarza dmuchanego materaca. Czy święcenia kapłańskie mężczyzn, którzy nie nadają się do małżeństwa, bo są homoseksualni są ważne, skoro ważne święcenia kapłańskie może przyjąć jedynie mężczyzna który rezygnuje z małżeństwa w ofierze dla Chrystusa a jest w dyspozycji psychicznej, emocjonalnej, fizycznej i duchowej do zawarcia małżeństwa? Czy sakramenty udzielane przez „księży” z Dąbrowy Górniczej były ważne?

Co mówi Chrystus o sobie, o Ojcu, o sakramentach? Co mówił Kościół przez dwa tysiące lat? Będąc w kościele, biorąc bezpośredni udział w Mszy świętej czegoż doświadczamy? Istnieje zasada formacji duchowej katolika: lex orandi lex credendi – prawo modlitwy jest prawem wiary. To, w jaki sposób jest sprawowana liturgia i co na niej słyszymy, widzimy – kształtuje naszą wiarę. Wobec dużego zamieszania i smutnych ekscesów oraz coraz wyraźniejszego sprotestantyzowania, trzeba nam osobiście przypomnieć sobie kilka prawd zawartych w Objawieniu i Tradycji katolickiej, choćby w skromnym wymiarze, by nie dać się ponieść ślepemu biegowi jaki ogarnął większość. Trzeba posłuchać Boga, a w naszym przypadku, słuchanie jest niemożliwe bez czytania, gdyż tak się zdarzyło, że Bóg na formę swego objawienia wybrał Biblię i Tradycję. Pierwszy dylemat, który mi się nasuwa w związku z szerzącymi się teologicznymi wirami, które porywają coraz większą rzeszę wiernych – to sprawa mojego zbawienia.

Syn Boży, jakieś dwa tysiące lat temu, bez pytania mnie przyjął ukrzyżowanie po ostatniej Passze, na której ustanowił sakrament zjednoczenia z Nim. I co, to już załatwione wszystko? Co byłoby wtedy z moją wolnością? – pytał w Epilogu Hans Urs von Balthasar. To tak, jakbym zanim się dowiedział, że jestem winny, usłyszał najpierw, że już za mnie nie tylko ktoś odsiedział w więzieniu, ale nawet odbyła się już egzekucja w zastępstwie za mnie. On może mnie odkupić, ale ja muszę wyrazić sobą świadomą zgodę, ujawnić pragnienie, przyjąć zaproszenie, z wolnością, bez przymusu wejść w to dzieło i okazać autentyczną skruchę. Nie da się mnie wykupić jak bagaż z przechowalni dworcowej, gdy zgubiło się kwit. Nie jestem przedmiotem, a tak można się czuć, gdy ktoś mi mówi, że już odkupienie się dokonało; jestem zły, bez możliwości poprawy, grzech mnie zniszczył, ale jestem darmo zbawiony, z łaski. A może nawet niektórzy są już predestynowani od urodzenia do nieba bez względu na to, co zrobią a inni będą potępieni, choćby nawet chcieli być zbawieni, bo Bóg i tak już wcześniej wszystko przewidział?

Protestancka wizja zbawienia zawiesza moją wolność. Jeśli ja jestem wolnym człowiekiem i mogę odmówić Bogu propozycji bym dał się pokochać, to On tym bardziej jest wolny do wypowiedzenia mi odmowy. Jeśli ja jestem wolny – to tym bardziej Bóg. Choć to jest przerażające, zagubienie się człowieka w upartej odmowie Bogu jest możliwe, a nawet może stać się nieodwracalną, wieczną zgubą. Odmowa ukazania siebie w całej prawdzie jest równa odmowie udziału w uczcie niebieskiej. Zaniechanie odsłaniania się w spowiedzi, prowadzi do niechęci do Eucharystii – taki proces może trwać latami powodując rogowacenie postawy ducha aż do niezmiennego „nie!”. Odmowa udziału w czyimś ślubie, imieninowych uroczystościach, jubileuszu, może być powodem obrazy zapraszających i jest równoznaczna z lekceważeniem zapraszających i powodem dla którego nas serdecznie zapraszają. Na świecie nie ma nic ważniejszego niż to, co uczynił dla nas Chrystus, tym bardziej, że kosztowało Go to w ludzkim życiu niewymowną mękę. Wszystko po to, byśmy mogli pić Jego Krew jak niemowlę mleko albo być karmionym Jego Ciałem jak dziecko siedzące na kolanach matki, karmione łyżeczką wypełnioną manną. Bez tej Krwi nasze szanse na szczęście wieczne są więcej niż wątpliwe, bez Jego Ciała nie stajemy się ciałem zdolnym do przeciśnięcia się do chwały zmartwychwstania. Mikołaj Kabasilas (+1391), twierdził, że Eucharystii nie ma sposobu przewyższyć niczym, ani nic już nie da się do niej dodać doskonalszego. [ H. Urs von Balthasar, Epilog. Wydawnictwo WAM, Kraków 2010, s. 87-88].

Odmowa udziału w sakramencie Eucharystii jest niewyobrażalną wzgardą dzieła Chrystusa i dowodem obojętności wobec ceny, jaką zapłacił On na krzyżu, dlatego w istocie Msza święta jest pleni titulo Najświętszą Ofiarą.

Nikt z nas nie starał się ani nie mógł skutecznie się starać, ani do dziś nie jest w stanie przywrócić jedności z Bogiem przez jakiekolwiek pojednania, gdyż przepaść jest zbyt wielka. Jedynie Bóg w swoim Synu, który stał się człowiekiem, pojednał ludzi ze sobą i w sobie przez swoją śmierć, która zniweczyła śmierć wszelką. Odmowa udziału w sakramencie, który jedna nas przez Krew Chrystusa z Bogiem, staje się jeszcze większą wzgardą Boga, niż ta, która była grzechem pierworodnym czy jakimkolwiek grzechem. Bóg w Najświętszej Ofierze nie daje nam czegoś od siebie, ale siebie samego, dlatego nie działa ona w sposób korektywny na jakąś sferę życia, ale stwarza jedyną w swoim rodzaju okazję na więź osobową, którą nazywamy komunią, której skutków do końca nie możemy pojąć choć owe skutki dają nam wstęp nie tylko do nieba, ale dają współuczestnictwo w boskiej naturze.

On chce trwać we mnie i czeka na takie samo „chcę” z mojej strony. Jak daje się w komunii, tak chce, bym sam był sui generis komunią dla Niego. Odrobina kwasu przecież zakwasza całe ciasto i odrobina Hostii potrafi mnie i innych uczynić zakwaszonymi boskością i nieodłącznie ukochanymi i kochającymi. Jeśli wszyscy jesteśmy okresowo ludźmi odmowy, to nie uciekajmy przed świadomością winy, lecz zdajmy sobie sprawę, że ucieczka jakiej się dopuścili Adam i Ewa ma tylko jeden cel: powrót.

Każda ucieczka przed Bogiem jest bezcelowa, bezsensowna, absurdalna jak piekło i dlatego tam się kończy. Bóg umożliwia nam powrót w przestrzeni uczty, a nie na rozprawie sądowej, ponieważ sąd przeprowadził na Krzyżu. Czy z tego powodu mamy msze święte zamieniać na cateringowe konsumpcje i usunąć krzyże z kościołów? Wystarczy przypomnieć przypowieść o synu marnotrawnym, by zdać sobie sprawę z konsekwencji hipotetycznej odmowy marnotrawcy, który powróciwszy, odmawia udziału w uczcie i omijając ojca, który wybiegł mu naprzeciw, idzie w stronę drugiego brata stojącego na polu, pozostając w buncie. Nie potrzebujemy zbawienia kiedyś, po śmierci, ale codziennie, bo codziennie jest zaproszenie i codziennie kusi nas spychanie w stronę wężowych śladów. J. C. Larchet, Terapia chorób duchowych. Wydawnictwo BRATCZYK, Hajnówka 2013, s. 282.

Codziennie jest na tyle źle, by codziennie niepowstrzymanie posiłkować się samym Dobrem, a dobry jest tylko Bóg. Nawet przebudzenie rano byłoby gorsze od śmierci, gdyby nie istniało zaproszenie na ucztę z Bogiem, pod sam Krzyż Chrystusa dającą siłę sprzeciwić się narastającej bezsilności, impotencji serca dającej pole nieszczęściom, niedołęstwu grzechu, ociężałości śmierci i złośliwości szatana.

Śmierć Chrystusa jest równocześnie ofiarą paschalną, która wypełnia ostateczne odkupienie ludzi przez Baranka, „który gładzi grzech świata” (J 1, 29) i ofiarą Nowego Przymierza, przywracającą człowiekowi komunię z Bogiem oraz dokonującą pojednania z Nim przez „Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 28; KKK 613).

O ile sakrament pojednania, w którym ukazujemy się w prawdzie naszych grzesznych czynów, niczego nie tając, ani nie zmieniając gładzi nasze winy, o tyle Msza

Święta wzmacnia naszą siłę ducha byśmy byli odporni na sytuacje, które mogłyby nas w przyszłości doprowadzić do grzechu. Najświętsza Ofiara przez miłość Ducha Świętego, którą w nas rozpala, zachowuje nas od przyszłych grzechów śmiertelnych, strzeże, uodparnia, wzbudza odrazę do grzechu, ponieważ im bardziej z rozpalonym sercem uczestniczymy w życiu Chrystusa i pogłębiamy przyjaźń z Nim, tym trudniej jest zerwać więź z Nim właśnie przez grzech śmiertelny – stąd w Vetus Ordo dwukrotnie w kontekście Komunii kapłan modli się nazywając Hostię „lekarstwem”(medele, remedium). Celem Najświętszej Ofiary nie jest jednak odpuszczenie grzechów śmiertelnych – jak to twierdził swego czasu, wbrew zapisom Katechizmu, Thomas Sternberg, szef Centralnego Komitetu Niemieckich Katolików – jest ono właściwe dla sakramentu pojednania. Msza święta jest natomiast sakramentem tych, którzy pozostają w pełnej komunii z Kościołem (KKK 1395).

Nicola Bux – szanowany profesor sakramentologii – zauważył nie bez smutku jak w ostatnich latach teologiczna myśl katolicka znalazła się w mrocznej mgle: zaciera się powód, dla którego Słowo stało się Ciałem w łonie Maryi Dziewicy i

umarło na krzyżu, aby zbawić ludzi od grzechu, powołując ich do Kościoła, który, jak mówi Katechizm, jest powołany do ewangelizacji i chrztu, aby stworzenia stały się dziećmi Bożymi.

Bowiem, jeśli bezczelnie sięgnięto po stwierdzenie, że nawet ci, którzy nie zostali ochrzczeni są dziećmi Bożymi, oznacza to, że chrzest jest niepotrzebny, a więc także katechumenat i chrześcijańska inicjacja sakramentalna. Zatajając prawdę o grzechu i łasce, konceptualizuje się “płynny” (liquid – liquidation) Kościół… by go ostatecznie zlikwidować.

Dowodem tego jest pewien dokument biskupa Rzymu dotyczący Eucharystii Desiderio desideravi, który zaprasza wszystkich (nie wspominając o konieczności spowiedzi ani słowem) do komunii. Jeśli prawnie lub nieprawnie wybrani przewodnicy Kościoła zmieniają zasady dotyczące wspólnej komunii eucharystycznej, “będzie to sprzeczne z Objawieniem i Magisterium”, co doprowadzi chrześcijan do “bluźnierstwa i świętokradztwa” -ostrzegł włoski teolog. Wzorując się na nauczaniu Kościoła opartym na Piśmie Świętym i Tradycji, prałat Nicola Bux, były konsultant Kongregacji Nauki Wiary, podkreślił, że niekatoliccy chrześcijanie muszą przyjąć chrzest i bierzmowanie w Kościele katolickim oraz żałować za grzechy ciężkie poprzez sakramentalną spowiedź, aby móc przyjąć Jezusa w Eucharystii. Tymczasem zaprasza się wszystkich do komunii, wszystkich, kogo się tylko da bez względu na stan moralny i na wyznanie wiary, tłumacząc to miłością. Ale miłość bez prawdy to miłość nieszczera, a prawdą jest, że każdy człowiek jest grzesznikiem i nie każdy człowiek przyjmuje Chrystusa jako zbawiciela i nie każdy wierzy w Chrystusa jako Syna Bożego i coraz większa liczba wierzących w ogóle nie przyjmuje Jego nauczania w integralnej, spójnej, katolickiej wymowie dokonując wybiórczych, arbitralnych modyfikacji według własnego uznania, nie licząc się ani z sensem Objawienia ani z dwutysięczną Tradycją, czyli interpretacją z gwarancją asystencji Ducha Świętego pieczołowicie zdeponowaną w Kościele.

Prałat Bux już kilka lat temu wyraził swój niepokój w związku z szerzącą się entuzjastycznie narracją zachwalającą “otwartą komunię” proponowaną najpierw przez niemieckiego teologa protestanckiego Jürgena Moltmanna, ale także przez kardynała Martiniego i kardynała Waltera Kaspera. Dla Moltmanna Komunia Święta jest “wieczerzą Pańską, a nie czymś zorganizowanym przez Kościół czy jakąkolwiek denominację”. Uważa on, że Kościół “zawdzięcza swoje życie Panu, a swoją wspólnotę Jego Wieczerzy, a nie odwrotnie” i dlatego jego zaproszenie “wychodzi do wszystkich, do których został posłany, aby ich zaprosić”.

Wszystkich? Co z przypowieścią o zaproszonych na ucztę, z której król wygonił człowieka, który ani słowem się nie odezwał i nie miał stroju weselnego? Co z Judaszem? Co z przypowieścią o pannach głupich i mądrych, co ze słowami Jezusa z Ewangelii Mateusza (Mt 7), gdzie nawet ci, którzy mówili „Panie, Panie” i głosili Ewangelię, egzorcyzmowali i czynili cuda w imię Jezusa, usłyszeli od Jezusa: „nigdy was nie znałem”? Dlatego nie dziwię się jako kapłan katolicki, odpowiedzi Msgr. Buxa na argumenty proponowane dla “otwartej Komunii” i interkomunii ze wszystkimi. Prałat Bux powołuje się na św. Tomasz z Akwinu, a ten już dawno temu odpowiada na to zagadnienie w swojej Summa Theologiae: „…kto przyjmuje ten sakrament, wyraża w ten sposób, że staje się jednym z Chrystusem i zostaje włączony w Jego członki; a dzieje się to dzięki żywej wierze, której nie ma ten, kto jest w grzechu śmiertelnym. I dlatego jest oczywiste, że kto przyjmuje ten sakrament będąc w grzechu śmiertelnym jest winny kłamstwa wobec tego sakramentu, a w konsekwencji świętokradztwa, ponieważ profanuje sakrament: a zatem grzeszy śmiertelnie” (80,4). A grzech śmiertelny jest odrzuceniem Chrystusa. Komunia taka byłaby więc zaprzeczeniem sobie samemu w przypadku osoby, która by ją przyjęła. Jeśli przyjmuję Komunię to oświadczam, że jestem jednym z Chrystusem do tego stopnia, że “spożywam”, czyli absolutnie akceptuję Jego Miłość do mnie, która spływa na mnie dzięki mojej prawdzie wyznanej Jemu. Rzeczywiste oddzielenie

od Chrystusa i Kościoła obiektywnie występuje u tych, którzy nie mają łaski uświęcającej i tych, którzy nie mają wiary katolickiej w to, co czyni “spożywanie” Chrystusa (tj. stan bycia w jedności z Nim – prawdziwie obecnym – i z Kościołem)– nie wierzą w substancjalną obecność, albo nie wierzą w Chrystusa jako Syna Bożego i odrzucają nauczanie katolickie lub je wybiórczo traktują. Mając na uwadze Ewangelię Jana, rozdział 6, a zwłaszcza Pierwszy List Pawła do Koryntian, rozdział 11, rozumie się, że interkomunia, dopuszczenie wszystkich do Komunii i Eucharystii jest sprzeczne z Pismem Świętym, Tradycją i Magisterium Kościoła. Aby przyjąć Komunię, trzeba przejść inicjację chrześcijańską (chrzest i bierzmowanie). Ponadto, jeśli dana osoba popadła w grzech ciężki, musi odbyć drogę pokutną, a zwłaszcza spowiedź sakramentalną. Mamy więc warunki komunii o których ani słowa nie ma w owym Desiderio desideravi.

Ani protestant, ani muzułmanin, ani ateista, ani zielonoświątkowiec nawet gdyby mieli okazjonalny entuzjazm emocjonalny do komunii – nie byliby dysponowani do niej, podobnie katolik, który eliminuje ze swojej praktyki spowiedź, albo nie uznaje pewnych grzechów za grzechy, albo sytuacyjnie traktuje swoją moralność. Inicjacja i droga pokutna rzeczywiście pokazują, że ten, kto chce się komunikować, musi najpierw wejść w komunię wiary Kościoła; lub jeśli oddalił się z powodu ciężkiego grzechu, schizmy lub herezji, musi ponownie wejść przez pokutę. Gdyby Stolica Apostolska w sposób niedorzeczny zmieniła zasadę, to znaczy, gdyby była w stanie doprowadzić do tego bez odbycia inicjacji chrześcijańskiej (chrzest i bierzmowanie) lub bez odbycia spowiedzi sakramentalnej, byłoby to sprzeczne z Objawieniem i Magisterium Jednego Świętego i Apostolskiego Kościoła Katolickiego i skłaniałaby wiernych do popełnienia bluźnierstwa i świętokradztwa. Dlatego wiara, którą protestanci wyznają nie jest katolicka, w

szczególności dlatego, że nie mają sakramentu bierzmowania, nie praktykują spowiedzi, dlatego nie mogąc odbyć drogi inicjacji, ani drogi skruchy i wyznania, nie mogą przyjąć Eucharystii. Protestanci nie mają sakramentu pokuty, nie mogą więc powrócić do komunii eucharystycznej. Wspólna Komunia z luteranami, na przykład, byłaby bezpośrednio sprzeczna z Kanonem II, Soboru Trydenckiego o Najświętszym Sakramencie Eucharystii:

“Jeśli ktoś mówi, że w świętym i najświętszym sakramencie Eucharystii substancja chleba i wina pozostaje w połączeniu z ciałem i krwią Pana naszego Jezusa Chrystusa, i zaprzecza tej cudownej i osobliwej przemianie całej substancji chleba w Ciało, a całej substancji wina w Krew, przy czym pozostają tylko pozory chleba i wina, którą to przemianę Kościół katolicki najtrafniej nazywa transsubstancjacją, niech będzie obłożony anatemą” (czyli klątwą).

Kanon potępia luterańską doktrynę konsubstancjacji, która utrzymuje, że fundamentalna “substancja” Ciała i Krwi Chrystusa jest obecna obok substancji chleba i wina, które pozostają niezmienione, a więc komunia jest tylko symbolem. Oznacza to, że jeśli ktokolwiek zachęcałby luteranina do przyjęcia Komunii Świętej w Kościele katolickim – nawet w wyjątkowych okolicznościach – byłby w błędzie, chyba, że ci sami luteranie odrzuciliby luterańską doktrynę o Eucharystii.

Niestety w ostatnim dokumencie o Eucharystii, biskup Rzymu nie wspomina o realnej, prawdziwej i substancjalnej obecności w Eucharystii Chrystusa, a nadmiernie podkreśla jedynie jej symboliczne aspekty zapraszając wszystkich do uczestnictwa bez podania istotnych warunków. Mamy już za sobą incydenty z rozdawaniem Komunii nie tylko luteranom, muzułmanom, transseksualistom, politykom proaborcyjnym, o których pisano w mediach. Nie wiem, o czym nie napisano ale wiem, co by na to powiedział święty Jan Damasceński (+749):

”Strzeżmy się, byśmy nie przyjmowali uczestnictwa komunii od odstępców ani też ich do tego nie dopuszczali. Mówi bowiem Pan: nie rzucajcie pereł między świnie ani świętości waszych przed psy” (Mt 7,6). Św. Cyryl Jerozolimski, idąc za Apostołem (Gal 1,8), naucza, że wiarę katolicką otrzymaną w chrzcie, my, katolicy powinniśmy przyjąć jako “zapas podróżny” na całe życie, nie przyjmując nigdy nic innego, nawet gdyby ci sami duszpasterze, zmieniając zdanie, nauczali czegoś przeciwnego, niż nauczali poprzednio.

Ani joty ani kreski nie zmieniają tym bardziej, że wiara to nie jakiś okręt Tezeusza, ale to bogactwo Łodzi Piotra. Błogosławiąc, modląc się za Was, pamiętając o pamiętających, składam dzięki za Waszą wiarę i wierność dziedzictwu Apostołów i ufam, że Msza Wszechczasów, którą już celebruję w mojej ukrytej pustelni przymnoży Wam darów niebieskich wprost z najczystszych dłoni Najświętszej Panny Maryi.

Ojciec Augustyn”

Biskupi: Ojcze Święty, dlaczego nas prześladujesz i w nas uderzasz? Staramy się czynić to, o co prosili wszyscy święci papieże.

Oświadczenie bp. Schneidera w sprawie odwołania z urzędu bp. Stricklanda

pch24.pl/oswiadczenie-bp-schneidera

W kluczową fazę wchodzi prowadzona przez Watykan swoista czystka wobec biskupów, którzy głoszą niezmienne zasady wiary katolickiej, wbrew głoszonemu ustami wpływowych hierarchów relatywizmowi i wbrew zwodniczym rojeniom o „płynnej doktrynie”. Odwołanie z urzędu biskupa Josepha Stricklanda to czarny dzień dla Kościoła katolickiego. Pisze o tym dobitnie w swoim oświadczeniu biskup Athanasius Schneider z Astany. Portal PCh24.pl publikuje oficjalne polskie tłumaczenie dokumentu.

***

„Zadaniem, które bez wątpienia pociągnie dziś za sobą ciężkie prześladowania, jest uważne strzeżenie tradycji Ojców”.

To właśnie te słowa św. Bazylego (List 243) mogą najlepiej zobrazować usunięcie z urzędu biskupa diecezji Tyler w Teksasie w USA, Jego Ekscelencji Józefa E. Stricklanda. Zdjęcie z urzędu biskupa Józefa E. Stricklanda stanowi czarny dzień dla Kościoła katolickiego naszych czasów. Jesteśmy świadkami rażącej niesprawiedliwości wobec biskupa, który wypełniał swój obowiązek, głosząc i otwarcie broniąc niezmienną katolicką wiarę i moralność oraz promując świętość liturgii, zwłaszcza za sprawą odwiecznego rytu Mszy. Nawet zadeklarowani przeciwnicy tego biskupa-wyznawcy rozumieją, że wniesione przeciwko niemu oskarżenia są tak naprawdę bezpodstawne i nieproporcjonalne; że zostały użyte jako dobry pretekst do uciszenia niewygodnego, profetycznego głosu wewnątrz Kościoła.

Biskupi padają dziś ofiarą tego samego losu, co w czasach kryzysu ariańskiego w IV wieku, kiedy usuwano ich z urzędów i skazywano na wygnanie tylko dlatego, że nieustraszenie głosili katolicką wiarę.

Jednocześnie Stolica Apostolska w żaden sposób nie karze ani nie utrudnia działalności tym biskupom, którzy otwarcie wspierają herezje, nadużycia liturgiczne, ideologię gender i zachęcają swoich księży do błogosławienia par homoseksualnych.

Biskup Strickland przejdzie do historii prawdopodobnie jako „Atanazy Kościoła w Stanach Zjednoczonych”, choć – inaczej niż św. Atanazy – nie jest prześladowany przez władzę świecką, ale przez samego papieża, jakkolwiek byłoby to niewiarygodne. Wydaje się, że w kluczową fazę weszła właśnie – trwająca już od pewnego czasu – swoista czystka biskupów, którzy są wierni wobec niezmiennej katolickiej wiary i dyscypliny apostolskiej.

Niech ofiara, o jaką nasz Pan poprosił biskupa Stricklanda, przyniesie wiele duchowych owoców, zarówno doczesnych jak i wiecznych. Wraz z innymi wiernymi biskupami, którzy są proszeni o rezygnację, którzy są spychani na margines albo będą następni w kolejce, biskup Strickland powinien z pełną szczerością powiedzieć papieżowi Franciszkowi: „Ojcze Święty, dlaczego nas prześladujesz i w nas uderzasz? Staraliśmy się czynić to, o co prosili nas wszyscy święci papieże. Z braterską miłością ofiarujemy to prześladowanie i wygnanie za zbawienie Twojej duszy i dla dobra świętego Kościoła rzymskiego. Zaprawdę, Ojcze Święty, jesteśmy Twoimi najlepszymi przyjaciółmi!”.

+ Athanasius Schneider, biskup pomocniczy w Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie

================================

mail:

Mam taką prośbę [do red. Pawła Chmielewskiego] :

Prawdzic 15 listopad 2023

Bardzo dziękuję panu Pawłowi Chmielewskiemu za wielki wkład w obronę odwiecznego dziedzictwa Kościoła katolickiego i…
I dlatego proszę o nie używanie tytułu „Ojciec święty” wobec człowieka pełniącego obowiązki Papieża,
a który działa na rzecz rozmycia doktryny i praktyki Kościoła Chrystusowego.
***
Tytułowanie Papież lub Franciszek jest wystarczające, Panie Pawle!

Do wygrania z rewolucją trzeba mieć stosowną strategię/e, taktykę/i i narzędzia (w tym słownictwo)!

Należy rozważyć… Należałoby pojechać do Watykanu w 10.000 (z każdego kraju, rotacyjnie) i stać tak wołając: wypie**alać (albo jakoś grzeczniej), aż ta masońska klika wyniesie się.

Króluj nam Chryste, w Polsce i wszędzie!

Jerzy Kondrat 

Śmiejmy się z głupich choć i przewielebnych! – ks. prof. Stanisław Koczwara

Śmiejmy się z głupich choć i przewielebnych! – ks. prof. Stanisław Koczwara

Autor: AlterCabrio , 9 listopada 2023

Dziś, gdy w Rzymie rozpanoszyła się na dobre grupa wilków w owczej, a raczej pasterskiej skórze, która usiłuje zmienić odwieczne, niezmienne nauczanie Kościoła w kwestiach wiary, moralności i dyscypliny kościelnej, ustąpienie lub pozostawanie obojętnym gdy chodzi o nienaruszoną jedność Świętej Wiary, nie jest wcale dowodem cnoty i pokory, lecz raczej bojaźliwością, słabością ducha i oziębłością w Miłości Bożej. To nie są moje słowa, lecz św. Bernarda z Clairvaux, który w jednym ze swoich traktatów napiętnował u pasterzy Kościoła również to, że zajęli się doczesnością, a zaniedbali głoszenie ludziom swojego pokolenia Jezusa Chrystusa. Pisał:

«Czego się spodziewamy i czym się kierujemy kiedy nawet nie próbujemy głosić Chrystusa tym, którzy Go nie znają? Czyż nie jest nieprawością nakładać Prawdzie pęta? Będziemy czekać, aż wiara spadnie im z nieba?»

−∗−

Śmiejmy się z głupich choć i przewielebnych! – ks. prof. dr hab. Stanisław Koczwara

Kazanie wygłoszone 9 listopada 2023r.

Kard. Robert Sarah: Kryzys Kościoła wszedł w nową fazę. To kryzys Magisterium.

9 listopada 2023

Kard. Robert Sarah: Kryzys Kościoła wszedł w nową fazę. To kryzys Magisterium

pch24.pl/kard-robert-sarah-kryzys-kosciola-wszedl-w-nowa-faze-to-kryzys-magisterium

#bp Athanasius Schneider #bp Schneider #kard. Sarah #katolicyzm #religia #Robert Sarah #wiara katolicka

(Fot. François-Régis Salefran, kardynał Robert Sarah, Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0 .)

Kryzys Kościoła wszedł w nową fazę. To kryzys Magisterium. Biskupi i księża mówią o świętej wierze katolickiej tak wiele sprzecznych rzeczy, że w sercach wiernych lęgną się niepewność i zamieszanie. Światło wiary przywraca najnowsza książka biskupa Athanasiusa Schneidera, która pokazuje fundamentalne pryncypia katolicyzmu. Mówił o tym kardynał Robert Sarah.

Kard. Robert Sarah wystąpił 26 października w Rzymie na prezentacji angielskiego wydania najnowszej książki bp. Athanasiusa Schneidera pt. „Credo: Compendium of the Catholic Faith” wydanej przez Sophia Press (Credo: Kompendium wiary katolickiej). Poniżej prezentujemy całość przemówienia kardynała, wychodząc od anglojęzycznej wersji opublikowanej na łamach The Catholic Herald.

***

Wesprzyj nas już teraz!

25 zł

50 zł

100 zł

Po pierwsze chciałbym podziękować Jego Ekscelencji biskupowi Athanasiusowi Schneiderowi za zaproszenie mnie do udziału w prezentacji jego najnowszej książki.

Jak mógłbym jednak nie podziękować również wam wszystkim tu obecnym za waszą przyjaźń, a szczególnie za zaszczycenie nas waszą obecnością. Tego wieczoru zgodziliście się poświęcić swój drogocenny czas na przyjście po słuchanie znakomitych mówców, którzy pomogą nam docenić to Kompendium i bogactwo tajemnic naszej katolickiej wiary.

W obecnym czasie poważnego kryzysu w Kościele, w czasie zamieszania, kiedy zbyt często słyszymy niezgodne opinie pochodzące z ust wielu wysokich rangą prałatów – opinie dotyczące kwestii doktrynalnych i moralnych, w tym akceptacji ideologii kwestionujących Boga i Jego nauczania na temat natury i powołania człowieka – publikacja książki „Credo: Kompendium wiary katolickiej” jest inicjatywą wielkiej wagi. Ukazuje się we właściwym czasie. Panuje dziś istotnie prawdziwa kakofonia nauczania pasterzy: biskupów i księży. Zdają się przeczyć sobie nawzajem. Każdy narzuca swoją własną opinię tak, jakby był to pewnik. Efektem jest konfuzja, dwuznaczność i apostazja. W duszach wielu chrześcijan zalęgły się wielka dezorientacja, głęboki chaos, niszcząca niepewność.

Niemiecki filozof Robert Spaemann celnie opisał ten chaos cytatem z pierwszego listu św. Pawła do Koryntian: „Albo jeśli trąba brzmi niepewnie, któż będzie się przygotowywał do bitwy?” (1 Kor 14, 8).

Dzisiaj tak wielu mówi tak wiele o wierze katolickiej – część z tego wprowadza zamieszanie, część jest wprost błędna – że musimy być głęboko wdzięczni biskupowi Schneiderowi za jego wierne, zwięzłe, głębokie i naprawdę nowoczesne wyłożenie nauczania Kościoła katolickiego. W pełni świadomy obowiązku otrzymanego wraz z konsekracją biskupią, to znaczy wiernego przekazania w nienaruszonym stanie tego, co sam otrzymał w żywej tradycji Kościoła, w swoim Kompendium biskup Schneider zaprasza mężczyzn i kobiety dobrej woli do pogłębienia (a jeżeli to potrzebne, także do poprawy) swojej wiedzy na temat doktryny katolickiej. Jego jasne i precyzyjne pytania oraz odpowiedzi czynią to łatwym, podczas gdy jego skrupulatna znajomość źródeł zachęca do głębszego poznania bogactw wiary.

Jestem przekonany, że ta książka będzie służyć celowi biskupa Schneidera, jakim jest niesienie pomocy tym maluczkim, którzy są «głodni chleba prawdziwej doktryny»; okaże się też z pewnością ważnym narzędziem w fundamentalnej, misyjnej pracy ewangelizacyjnej oraz w apologetyce polegającej na ogłaszaniu zbawczej prawdy Jezusa Chrystusa w naszym świecie; świecie, który tak desperacko jej potrzebuje.

Ta książka przypomina nam o naturze i prawidłowej strukturze prawd chrześcijańskich. Pomaga nam wierzyć. Wiara zakłada wiedzę, a wiedza implikuje zaangażowanie rozumu na rzecz lepszego poznania, uwewnętrznienia, nauczania i przekazywania dalej. Dzięki tej książce każdy z nas może zyskać zdolność do ponownego odbycia podróży wiary, do powrotu do jej fundamentalnych źródeł, do nowego odkrycia pogodnej wiary, która nie wstydzi się sama siebie. Książka ta może pomóc nam głębiej odkryć Jezusa Chrystusa, miłować Go i wierzyć w Niego, być zdolnym do powtórzenia za św. Pawłem: „Wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia” (2 Tm 1, 12).

Nie wierzymy w doktrynę, ale kochamy Osobę, Jezusa Chrystusa; to w Niego wierzymy. Nie wierzymy w dogmaty, ideologie czy w mądrość tego świata (1 Kor 2, 6), ale poprzez naszą wiarę w Jezusa Chrystusa każdy z nas może powiedzieć: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 19-20). Wierzymy w Tego, który powiedział: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8, 12). Pod nieobecność światła wszystko staje się pomieszane; jest niemożliwe odróżnić dobro od zła. Istnieje pilna konieczność dostrzec na powrót, że wiara jest światłem, bo gdy raz płomień wiary zgaśnie, ciemnieć zaczynają również wszystkie inne światła.

Światło wiary jest w istocie wyjątkowe, bo jest zdolne oświetlić każdy aspekt ludzkiego życia. Tak potężne światło nie może pochodzić od nas samych, ale z bardziej pierwotnego źródła: mówiąc krótko, musi pochodzić od Boga (Lumen fidei, 3-4). Kiedy mówimy o kryzysie w Kościele, musimy koniecznie wskazać, że Kościół, jako Mistyczne Ciało Chrystusa, pozostaje «jeden, święty, katolicki i apostolski». Źródła teologii oraz doktrynalnego i moralnego nauczania Kościoła pozostają niezmienione i niezmienne. Kościół, jako kontynuacja i rozszerzenie Chrystusa w świecie, nie jest w kryzysie. To my, grzeszne dzieci Kościoła, jesteśmy w kryzysie. Kościół cieszy się obietnicą życia wiecznego: bramy piekielne go nie przemogą. Jezus powiedział do Piotra: „Tu es Petrus, et super hanc petram aedificabo Ecclesiam meam et portae inferi non praevalebunt adversum eam” (Mt 16, 18). Wiemy i mocno wierzymy, że w Kościele zawsze będzie dość światła dla tych, którzy szczerze pragną szukać Boga.

Wezwanie św. Pawła do Tymoteusza, jego syna we wierze, dotyczy nas wszystkich: „Nakazuję w obliczu Boga, który ożywia wszystko, i Chrystusa Jezusa – Tego, który złożył dobre wyznanie za Poncjusza Piłata… strzeż depozytu [wiary] unikając światowej czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń rzekomej wiedzy, jaką obiecując niektórzy odpadli od wiary” (1 Tm 6, 13; 1 Tm 6, 20-21). Depozyt wiary pozostaje nadprzyrodzonym Bożym darem. Dzisiaj jednak kryzys Kościoła wszedł w nową fazę: jest to kryzys Magisterium. Jest pewne, że autentyczne Magisterium, jako nadprzyrodzona funkcja Mistycznego Ciała Chrystusa, wypełniane i prowadzone niewidzialnie przez Ducha Świętego, nie może być w kryzysie; głos i działanie Ducha Świętego są stałe, a prawda, do której nas prowadzi, jest stabilna i niezmienna.

Ewangelista Jan mówi nam: „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi” (J 16, 13-15). Dogmat, doktryna, Boże Objawienie – w ogóle się nie zmieniają. Kościół stoi przed Panem ażeby Go adorować i chwalić; kościelny sposób modlitwy i wiary, zawsze pozostając zdolny do harmonijnego wzrostu i ubogacenia, jest zasadniczo niezmienny.

Lex credendi i lex orandi szły ręka w rękę i karmiły się nawzajem na przestrzeni dziejów Kościoła. Jeżeli wierzymy, że nasz dogmat jest jak ziarno, które wzrasta z dnia na dzień, dlaczego tak samo nie postrzegamy sposobu, w jaki się modlimy i wyrażamy nasz dogmat? Teologowie rozpoczynają studia w swojej dziedzinie od pogłębienia wiedzy na tym polu, tak jak zostało to im ukazane w Starym Testamencie, pismach Nowego Testamentu, u Ojców Kościoła i wreszcie w Magisterium Kościoła. Dopiero po długiej podróży mogą twierdzić, że znają Tradycję i rozwijają teorię, która stoi w ciągłości z jednej strony z wcześniejszymi teologami, a z drugiej proponuje aktualną i – w pewnym sensie – oryginalną perspektywę na dany temat. Bez zmiany doktryny.

O tym właśnie chce przypomnieć nam Jego Ekscelencja biskup Schneider w swojej książce „Credo: Kompendium wiary katolickiej”. Składamy mu za to ogromne podziękowania, a ja dziękuję wam za waszą cierpliwość i przychylne wysłuchanie.

Źródło: catholicherald.co.uk Pach

Abp Viganó: Działania Bergoglio otwiera kolejną ranę w poobijanym ciele Kościoła….

Abp Viganó: Działania Bergoglio otwiera kolejną ranę w poobijanym ciele Kościoła.
Mają bezprecedensową wagę. “Otwieranie drzwi nieco szerzej”….

gloria

OŚWIADCZENIE w sprawie ostatnich odpowiedzi Dykasterii Nauki Wiary dla biskupa José Negri, biskupa Santo Amaro (Brazylia)

Kiedy ostatnia deklaracja Jorge Mario Bergoglio nie zakończyła jeszcze skandalizowania wiernych i prowokowania podziałów wśród pasterzy, pojawia się nowa, tego samego znaku, która otwiera kolejną ranę w poobijanym ciele Kościoła.

Niedawno opublikowane, datowane na 31 października 2023 r., są Odpowiedzi na niektóre pytania JE Monsignora José Negri, biskupa Santo Amaro w Brazylii, dotyczące udziału w sakramencie chrztu i małżeństwa transseksualistów i osób homo-afektywnych. Poza obłudną definicją “osób homo-afektywnych” – tak jakby można było oddzielić tożsamość homoseksualną od grzesznego z natury korzystania z nienaturalnej seksualności, która ją definiuje – dokument ten stanowi nowe odejście od doktryny katolickiej, nie tylko ze względu na pytania, na które zgadza się odpowiedzieć, nie tyle ze względu na odpowiedzi, które formułuje, ale przede wszystkim ze względu na skutki, jakie jego interpretacja medialna będzie miała dla wiernych; interpretacja w znacznym stopniu zgodna z tak zwaną metodą indukcyjną, teoretyzowaną przez samego Bergoglio w innym dokumencie dotyczącym studium świętej teologii.

Zgodnie z tą teorią – potępioną przez Piusa XII – konieczne jest “rozpoczęcie od różnych kontekstów i konkretnych sytuacji, w których znajdują się ludzie, pozwalając sobie na poważne wyzwanie ze strony rzeczywistości, aby dojść do rozeznania znaków czasu”. To nie przypadek, że od wczoraj wszystkie media podają nagłówki: “Watykan otwiera się na osoby transseksualne i homoseksualne”, “Tak dla rozwodników jako rodziców chrzestnych”, “Osoby transseksualne mogą być chrzczone, punkt zwrotny dla Watykanu”.

Dokument dykasterii pod przewodnictwem Tucho Fernándeza – autora “Amoris lætitia” i “Sáname con la boca, el arte de besar” [ Uzdrów mnie swoimi ustami, sztuką całowania] (sic) – najwyraźniej nie jest motywowany duszpasterską gorliwością o dusze tych, którzy żyją w nawykowym i publicznym stanie grzechu śmiertelnego, aby pokutowali i nawrócili się, ale pragnieniem normalizacji ich zachowania, usuwając sodomię z listy grzechów wołających o pomstę do nieba lub czyniąc z jej potępienia teorię, a w rzeczywistości dopuszczając tych, którzy ją praktykują, nie tylko do sakramentów, ale także do tych funkcji – takich jak ojciec chrzestny na chrzcie i bierzmowaniu lub drużba na weselu – z których Kościół zawsze wykluczał tych, których postępowanie publicznie zaprzecza nauczaniu naszego Pana.

Jest to funkcja, która w roli ojca chrzestnego nabiera szczególnego znaczenia. Odrzucamy zatem wszelkie możliwe usprawiedliwienia oparte na rzekomej błędnej interpretacji słów Bergoglio, między innymi dlatego, że precedens “Kim jestem, by osądzać?“, który przyniósł mu okładkę magazynu LGBTQ The Advocate, okazał się już katastrofalny w skutkach. Skutki zamierzone, powtórzone w kolejnych oświadczeniach i wywiadach, potwierdzone w najnowszym dokumencie Watykanu.

“Otwieranie drzwi nieco szerzej” jest rzeczywiście strategią Bergoglio. Ci, którzy twierdzą, że te bezprecedensowe oświadczenia są owocem improwizacji i nie mają wpływu na ciało kościelne, są w błędzie lub w złej wierze. Sięgają one daleko wstecz – w tym przypadku do 7 grudnia 2014 roku – i pokazują metodyczne planowanie, złośliwe intencje i upartą wolę szkodzenia duszom, doprowadzenia Kościoła do niełaski i obrażania Majestatu Bożego.

Atak na tradycyjną rodzinę i otwarte poparcie dla grzesznych związków i zachowań konkubinatów, cudzołożników, homoseksualistów i transseksualistów wywodzi się z Synodu o Rodzinie, który był próbą generalną dla obecnego Synodu o Synodalności. To właśnie z okazji tego zgromadzenia Bergoglio chciał udzielić wywiadu argentyńskiej gazecie La Nación, przewidując ruchy, które widzimy, jak wykonuje dzisiaj i których żadna z dubii kardynała nie zdołała uniknąć.

Bergoglio mówi: Co z nimi [rozwiedzionymi i ponownie żonatymi] zrobić, jakie drzwi otworzyć? Istnieje obawa duszpasterska: czy wtedy pójdziemy i udzielimy im komunii? Udzielanie im komunii nie jest rozwiązaniem. Samo to nie jest rozwiązaniem, rozwiązaniem jest integracja. Nie są ekskomunikowani. Ale nie mogą być rodzicami chrzestnymi podczas chrztu, nie mogą czytać czytań podczas mszy, nie mogą rozdawać komunii, nie mogą prowadzić katechezy, nie mogą robić siedmiu rzeczy, mam tutaj listę. Gdybym to powiedział, wyglądałoby na to, że są de facto ekskomunikowani! Więc otwórz drzwi trochę szerzej, dlaczego nie mogą być rodzicami chrzestnymi? “Nie, spójrz, jakie świadectwo dadzą swojemu chrześniakowi? Świadectwo mężczyzny i kobiety, którzy mówią: “Słuchaj, moja droga, popełniłem błąd, pomyliłem się w tym punkcie, ale wierzę, że Pan mnie kocha, chcę podążać za Bogiem, grzech mnie nie pokonał, idę dalej”. Ale co to za chrześcijańskie świadectwo? Albo jeśli jeden z tych skorumpowanych politycznych łajdaków, których mamy, skorumpowanych, przybywa, by działać jako ojciec chrzestny i regularnie żeni się w Kościele, czy on to akceptuje? I jakie świadectwo daje swojemu chrześniakowi? Świadectwo zepsucia?

Słowa te, równie irytujące w formie, co zwodnicze w treści, zawierają w sobie wywrotowy projekt Bergoglio, który znajduje aktualne potwierdzenie w najnowszym dokumencie watykańskiej dykasterii, która zastąpiła pod względem nazwy i funkcji skompromitowaną już Kongregację Nauki Wiary; na jej czele mianowano osobę, która nie ukrywa swojej całkowitej i absolutnej tożsamości poglądów z argentyńskim jezuitą, zwłaszcza w kwestii sodomii.

Specyfika argumentów ujawnia absolutną niezgodność między tym, czego naucza katolickie Magisterium, a tym, co Bergoglio chce osiągnąć, wykonując rozkazy wydane mu przez tych, którzy go wybrali. Nie zapominajmy, że wśród rezultatów, które miały zostać osiągnięte wraz z odwołaniem Benedykta XVI i promowaniem “wiosny Kościoła”, e-maile Johna Podesty wymieniały właśnie zmianę moralności poprzez wprowadzenie “równości płci”, obłudnego eufemizmu, za którym Agenda 2030 kryje normalizację transseksualizmu, sodomii i pederastii, a także zniszczenie poprzez rozwód naturalnej rodziny złożonej z mężczyzny i kobiety.

To wystarczyłoby, w oczach uczciwego i prawego człowieka, aby z najwyższą starannością unikać wszelkich najmniejszych różnic – nawet jeśli tylko dyscyplinarnych – w tych kwestiach, które powinny widzieć Kościół katolicki i globalistyczny świat na diametralnie przeciwnych i niemożliwych do pogodzenia stanowiskach. Dlatego też, jeśli jakiś “papież” – będący wyrazem najbardziej rozpasanego progresywizmu i hołubiony jako taki przez historycznych wrogów Kościoła – decyduje się otworzyć okno Overtona w sprawie potępienia sodomii, konkubinatu i transseksualizmu, czyni to nie tylko słusznie, ale wyłącznie w celu otwartego zaprzeczenia Magisterium i obalenia misji Hierarchii w jej rdzeniu.

To “otwieranie drzwi nieco bardziej“, ponieważ według Bergoglio “rozwiązaniem jest integracja”, jest deklaracją intencji sprzed dziewięciu lat, która dziś znajduje terminową realizację, przed zdumionym milczeniem Świętego Kolegium i biskupów, w istocie za ich znaczącą aprobatą. Łatwo jest bowiem zadowolić możnych tej ziemi, tych, którzy manewrują z rządami, a nawet z głowami Hierarchii, aby osiągnąć swoje zbrodnicze cele. Znacznie mniej łatwo jest stawić czoła z wiarą i odwagą bonum certamen, które Kościół zawsze zwalczał przeciwko księciu tego świata, z dumą potwierdzać Ewangelię Chrystusa i stawić czoła męczeństwu za obronę tego, czego On nakazał swoim Pasterzom wiernie nauczać.

Poważna analiza dokumentu Dykasterii Nauki Wiary nie może i nie powinna ograniczać się do obalenia każdej z heretyckich propozycji, ponieważ skończyłoby się to uleganiem pokrętnej metodzie, za pomocą której zostały one wymyślone i napisane: wręcz przeciwnie, konieczne jest rozważenie natychmiastowych i długoterminowych skutków, biorąc pod uwagę, w jaki sposób Odpowiedzi są usytuowane w stosunku do innych wcześniejszych wypowiedzi, a przede wszystkim do ich sensu, który kieruje je w jednym, bardzo jasnym i jednoznacznym kierunku.

Stwierdzenie Bergoglio w wywiadzie z Elisabettą Piquè, “Rozwiązaniem jest integracja”, ujawnia ten woluntarystyczny i wywrotowy sens, który czyni jego autora nie tylko poważnie odpowiedzialnym przed Bogiem za przestępstwa i grzechy, które powoduje, oraz wieczne potępienie, na które skazuje tych, którzy je popełniają, ale także pokazuje niegodność i wrogość argentyńskiego jezuity do sprawowania urzędu papieża rzymskiego i powszechnego pasterza trzody Pańskiej.

Inimicus Ecclesiæ, powiedziałem w mojej interwencji na temat wady konsensusu. Wróg, który działa z konsekwencją i premedytacją, czyniąc dokładnie odwrotnie do tego, czego oczekuje się od Wikariusza Chrystusa i Następcy Księcia Apostołów.

Musimy zmierzyć się z bolesną i straszną rzeczywistością: Bergoglio przedstawia się jako wrogi wiernym katolikom, Magisterium – które wyśmiewa, potępia i marginalizuje – oraz wspólnik tych, którzy otwarcie zaprzeczają temu, czego Kościół naucza niezmiennie od dwóch tysięcy lat. Mało tego: chce doprowadzić dobrych katolików – a wraz z nimi nielicznych biskupów i kapłanów, którzy nadal wyznają wiarę w jej integralności – do oddzielenia się od sekty, która przeniknęła i zaatakowała Kościół, prowokując ich bezczelną arogancją, aby poczuli się zgorszeni i obrażeni.

Inkluzywność, którą Bergoglio inspiruje w swoim dziele burzenia, jest dokładnym przeciwieństwem tego, czego nauczał nas nasz Pan, który w przypowieści o uczcie weselnej (Mt 22:1-14) nie pozostawia wątpliwości co do potrzeby założenia szaty łaski, aby zostać przyjętym. W tym fragmencie Ewangelii Pan, który znajduje gościa bez szaty, każe go związać swoim sługom i wrzucić do ciemności zewnętrznych, gdzie jest płacz i zgrzytanie zębów (tamże, 13).

Słowa Zbawiciela “Będziecie przyjaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie to, co wam przykazuję” (J 15, 14) “Kto mówi “Panie, Panie“, nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca” (Mt 7, 21), nie wprowadzają w błąd, a fakt, że “papież” ośmiela się im zaprzeczać, ma bezprecedensową wagę, której nie można tolerować w żaden sposób, dla dobra dusz i z powodu obrazy Boga. Dziś mamy do czynienia z paradoksem samozwańczego “mistrza” Kościoła – ponieważ Bergoglio działa jako taki – który wyrzuca z bankietu tych, którzy noszą strój weselny i bezkrytycznie dopuszcza do niego wszystkich innych. Ale jeśli “Kościół” Bergoglio nie chce katolików, to jak może nazywać się “katolickim”? Jeśli ten, kto sprawuje władzę jako “papież”, czyni to wbrew autorytetowi Chrystusa, jak może być uważany za Jego wikariusza?

W National Gallery w Londynie znajduje się wspaniały obraz Rembrandta, wykonany w 1636 roku: Uczta Baltazara, który podejmuje historię proroka Daniela (Dn 5). Babiloński król Baltazar, w środku oblężenia króla Persji Cyrusa Wielkiego, zorganizował wystawny bankiet na dworze, wykorzystując do libacji święte naczynia ze Świątyni, skradzione jako łup od Nabuchodonozora. Przy tej okazji, na oczach wszystkich gości i dostojników, pojawiła się ręka i napisała niezrozumiałe słowa na ścianie sali królewskiej, przed latarnią (Dn 5:5). To Daniel zinterpretował te niejasne słowa: Mane, Tecel, Phares (Dan 5:25):

Takie zaś jest znaczenie wyrazów: Mene – Bóg obliczył twoje panowanie i ustalił jego kres. 27 Tekel – zważono cię na wadze i okazałeś się zbyt lekki. 28 Peres – twoje królestwo uległo podziałowi; oddano je Medom i Persom» (Daniel 5:26-28).



Kontemplując passio Ecclesiæ z rąk Bergoglio i jego wspólników, możemy mieć nadzieję i modlić się, aby ci, którzy nie uwierzyli w ciche działanie Dobra, nawrócili się w obliczu niepokojących dowodów tego, co się temu sprzeciwia. Zanim będzie za późno.

+ Carlo Maria Viganò, arcybiskup 9 listopada 2023 r.
Exsurgedomine.it//religionlavozlibre

Relacja z konferencji w Rzymie: “Kościół w Czasach Wielkiego Resetu”.


“Sylwia Mleczko, CitizenGO” <petycje@citizengo.org>

Piszę do Państwa, aby podzielić się wyjątkowym doświadczeniem, jakim było uczestnictwo w konferencji Rome Life Forum, która odbyła się w Rzymie w tym tygodniu. Konferencja ta, zatytułowana „Sojusz antyglobalistyczny – Odnowienie świata w Chrystusie”, została zorganizowana przez katolicką, kanadyjską fundację medialną LifeSiteNews. Odbyła się ona tuż po sesji Synodu o Synodalności w Watykanie, który, według wielu, budzi obawy dotyczące formalizacji m.in. nieortodoksyjnych nauk dotyczących rodziny.

Celem konferencji było skonfrontowanie się ze złem „Głębokiego Kościoła” (tzw. Deep Church) i „Głębokiego Państwa” (tzw. Deep State) oraz ich zaangażowaniem w agendę Wielkiego Resetu. Wielu mówców wyrażało duże obawy związane z ich wpływem na wiarę chrześcijańską i Kościół Katolicki. 

Termin „Głęboki Kościół” odnosi się do domniemanej, nieformalnej sieci wpływów wewnątrz struktur Kościoła Katolickiego, która jest porównywana do koncepcji „Głębokiego Państwa”. Mowa tu o osobach, które mają wpływ na decyzje i kierunek działania Kościoła, działając często w ukryciu i mając na celu promowanie swoich idei, które mogą być sprzeczne z oficjalnymi nauczaniem i wartościami Kościoła. Ideami takimi mogą być akceptacja zachowań permisywnych (rozwiązłości), promowanie błogosławieństwa par homoseksualnych w kościele oraz koncepcji globalistycznych i ekoglobalistycznych, a także eksponowanie tych wymienionych idei jako rzekomo najistotniejszych we współczesnej działalności Kościoła. 

Przygotowałam nową petycję w tym temacie – WIĘCEJ INFO TUTAJ

Honorowym gościem konferencji był kardynał Gerhard Müller, który wygłosił przemówienie podkreślające konieczność wierności objawieniu Chrystusa.

Kardynał Müller ostrzegł, że wszelkie próby „modernizacji” przekazu nauczania Ewangelii przez Kościół Katolicki „przyniosłyby tylko złudne rezultaty”.

Z wielką powagą kardynał Müller powiedział: “Papież i biskupi muszą trzymać się misji Kościoła ‘dla zbawienia świata w Chrystusie’, a nie służyć liberalnej ideologii ‘woke'”.

Podkreślił również, że jego zdaniem, Synod niestety ma na celu „przygotowanie nas do akceptacji homoseksualizmu…”

W odniesieniu do pokusy dostosowania Ewangelii do aktualnych trendów świata kardynał przywołał słowa św. Pawła:

“A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa.” (List do Galatów 1, 10-12).

Kardynał dodał: “Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom“. (Hbr 13, 8-9).

W obliczu wyzwań dzisiejszego świata Kościół nie może dążyć do zdobycia aprobaty świata poprzez służenie świeckim ideologiom, lecz musi zawsze głosić „Chrystusa ukrzyżowanego, który jest (…) mocą Bożą i mądrością Bożą”. (1 Kor 1, 23-24).

Pragnę przypomnieć, że Kardynał Gerhard Ludwig Müller jest niemieckim duchownym katolickim, który pełnił funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary w Watykanie od lipca 2012 roku do lipca 2017 roku. Kongregacja Nauki Wiary, dawniej znana jako Święte Oficjum, jest jedną z najważniejszych dykasterii Kurii Rzymskiej, odpowiedzialną za głoszenie i ochronę doktryny katolickiej na całym świecie. Ksiądz Kardynał Müller jest również autorem wielu prac teologicznych i uważany jest za eksperta w dziedzinie dogmatyki. Po zakończeniu swojej misji jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Müller pozostał wpływową postacią w Kościele, często wypowiadając się na tematy dotyczące doktryny i moralności katolickiej.

Konferencja, która odbyła się 31 października i 1 listopada, zgromadziła kilkaset osób z całego świata – z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Irlandii, Australii, Wielkiej Brytanii, Ugandy, Włoch, Polski, Niemiec, Austrii, Słowacji i wielu innych krajów. 

Na fotografii, od lewej strony: Matilde Giunti, reprezentująca CitizenGO Włochy oraz moja osoba. 

Album ze zdjęciami z konferencji – TUTAJ

Jako uczestniczka konferencji, miałam również przywilej zwiedzenia niezwykłych miejsc w Rzymie. Odwiedziłam Muzea Watykańskie, w których przechowywane są bezcenne dzieła sztuki zgromadzone przez wieki. Ogromne wrażanie ponownie zrobiła na mnie znajdująca się w Muzeach Kaplica Sykstyńska. Jedno z najbardziej znaczących dzieł renesansowej architektury i sztuki, słynie przede wszystkim z fresków, które zdobią jej wnętrze. Najbardziej znanym elementem jest sklepienie kaplicy, zaprojektowane i wykonane przez Michała Anioła Buonarrotiego w latach 1508-1512, które przedstawia serię scen z Księgi Rodzaju, w tym słynne „Stworzenie Adama”, gdzie Bóg wyciąga rękę, aby ożywić pierwszego człowieka.

Kaplica Sykstyńska jest również miejscem, gdzie odbywają się konklawe – zamknięte zebrania kardynałów, podczas których wybierany jest nowy papież.

Udałam się też do Bazyliki Świętego Piotra. Rzym, z jego bogatą historią i kulturowym dziedzictwem, stanowił idealne tło dla tematów poruszanych podczas konferencji, nadając wydarzeniu niezapomnianą atmosferę.

Jestem głęboko wdzięczna za możliwość bycia częścią tego wydarzenia i za Państwa nieustające wsparcie, które umożliwia nam wspólne dążenie do prawdy. Niech nasze wspólne wysiłki przynoszą dobre owoce.

Z serdecznymi pozdrowieniami

Sylwia Mleczko z zespołem CitizenGO

PS Zachęcamy do wsparcia CitizenGO darowizną. Państwa zaangażowanie finansowe umożliwia nam nieustanne działanie na rzecz ochrony życia, rodziny i wolności. Jeżeli cenią Państwo naszą pracę i mogą Państwo nas wesprzeć, zachęcamy do rozważenia regularnego wsparcia finansowego dla CitizenGO. Już 30 zł miesięcznie pozwala nam nieustannie działać na rzecz naszych wspólnych celów.

Czy istnieją cuda poza Kościołem Katolickim?

Mirosław Dakowski, październik 2023, też z Turbacza, 8

Szukałem relacji o cudach w różnych kościołach protestanckich, czyli w sektach heretyckich. Tych grup, o różniących się dogmatykach, lub bez obowiązującej dogmatyki, są dziesiątki tysięcy. Relacje, które znalazłem, dotyczyły znalezienia zgubionej walizki, lub szybkiego uzdrowienia z uleczalnej choroby. Nie znalazłem zresztą żadnych dowodów potwierdzonych, wiarygodnych. Gdyby ktoś z czytelników znał, znalazł wiarygodne relacje, proszę o przesłanie mi.

Czytałem relacje, wyglądające na wiarygodne, o kilku kapłanach sufi [to gnostycka sekta islamizmu] lewitujących w ekstazie na pokładzie okrętu. Ale to potrafi robić z ciałami opętanych również Szatan, co jest udokumentowane w wielu relacjach z katolickich egzorcyzmów. Szamani azjatyccy, syberyjscy w transie latają na swoich bębnach. Poza relacjami pisanymi i filmikami, opowiadały mi o tym wiarygodne osoby oglądające to na własne oczy. Czy uzdrowiciele filipińscy potrafią wyjąć chory organ wnikając w ciało pacjenta – i uleczyć go? Nie wiem, ale kiedyś byłem bliski zawiezienia do nich ukochanej, nieuleczalnie chorej osoby.

Z prawosławiem dzieli nas, katolików, z punktu widzenia nie teologa, lecz laika, naprawdę bardzo mało. Chyba głównie to, że u nich każdy [ może prawie każdy?] z patriarchów kościoła narodowego jest Kefasem, Piotrem czyli Opoką. Stąd tak liczne kościoły autokefaliczne.

Szukałem cudów w Rosji. Zupełnie amatorsko, więc poszukiwania te są bardzo dziurawe. Oto ściśle i pewnie udokumentowana historia. W Sylwestra 1955, w Kujbyszewie [obecnie znów Samara] odbywała się potańcówka komsomolców z okazji Nowego Roku w domku babci którejś z dziewczyn. Ładna Zoja komsomołka była sama, bo jej chłopak nie mógł przyjść czy też się spóźniał. Zdjęła więc ze ściany ikonę Świętego Mikołaja i zaczęła z nią tańczyć. W pewnej chwili skamieniała. Przyjechało pogotowie, milicja, potem KGB. Stała tak bardzo wiele dni, co najmniej parę tygodni. Miasto zawrzało. Przychodziły do tego domku, zamienionego wkrótce w kaplicę, setki, potem tysiące ludzi dziennie. Fotografie, filmy. Komitety partyjne i komsomolskie były w panice. Wydały zakazy odwiedzania domku, wyjaśniania w prasie i radio. Pewnego razu przyszedł do Zoi staruszek, objął ją. Zoja ożyła, staruszek sobie gdzieś poszedł. Żywą Zoję widziały tysiące ludzi, sprawę również opisały komunistyczne gazety. Zoja podobno wstąpiła do klasztoru. Po paru latach domek i kaplica przy nim postawiona „się spaliły “. Pamięć i dokumentacja jednak pozostały. W post-sowieckiej Rosji nakręcono film na kanwie tego cudu. Nie oglądałem.

Opisywano wiele cudów w okolicy Czarnobyla, tak przed, jak i po katastrofie 1986r.. Opisy te wyglądały prawdopodobnie, ale duchowo były raczej małe. Wyczytywałem to na portalu Trzeci Rzym, niestety już jest on niedostępny. Może w Archiwum mojej Strony się uchowały? O prawosławnym folklorze z cudownościami pisać nie będę. Jest rozczulająco miły i naiwny.

Były cuda w Starym Testamencie, czyli mozaizmie. Dużo i wiarygodne. Czy są jakieś wiarygodne relacje o cudach w talmudyzmie?

O cudach Jezusa Chrystusa nic oczywiście pisać nie będę. To Bóg.

Jak któryś z 19-wiecznych prześmiewców, ateistów i poetów powiedział przed śmiercią o Jego miłosierdziu: C’est son métier.

“Cuda ” wśród sekt charyzmatyków nigdy nie były ani przez nich, ani w Kościele analizowane poważnie, z dowodami. Opisywany w wielu książkach o Medziugorie „cud w zamrażarce”, gdzie to chłop wyciągał tygodniami ze swojej zamrażarki mięso jednego cielaka i ugaszczał nim setki pielgrzymów, jest parodią rozmnożenia chleba. W książkach księży bliźniaków Armand i Guy Girard i Janko Bubalo [np. „Medziugorie, błogosławiona ziemia”, 1986 ] opisywano panią z Kanady, Georgette Faniel, którą tak popieścił jakiś duch, że na jej pupie pojawiły się krwawe kropki w kształcie dwójki [2], znak że to „ich dwoje “. Raz opisywali to księża bracia bliźniacy, a potem [w kolejnym wydaniu tej samej książki] tę relacje bez jakichkolwiek zmian podpisał jakiś lekarz, dr. Fayer Mashiki. Miało to być dowodem, że pojawiająca się w Medziugorie „Gospa”, to Matka Boża. Różańce z Medjugorie, które z czasem pokrywają się „złotem”, przynoszą fortunę sprzedającym je oszustom. Takie „rewelacje” mają w zamyśle sztabu Złego ośmieszyć samą zasadę cudów. Przecież wśród oświeconych prostaków już chyba co najmniej od stulecia szerzą powiedzonko „panie… cudów nie ma…”

Natomiast od pierwszych wieków chrześcijaństwa [t.j. katolicyzmu] są wiarygodne relacje tysięcy, a chyba nawet setek tysięcy dużych cudów. Wskrzeszenia, przywrócenia wzroku, nawet bez przywrócenia istnienia źrenicy [to u Ojca Pio]. Ogromna jest na przestrzeni wieków ilość udokumentowana cudów w kronikach, w państwach i państewkach na Półwyspie Apenińskim. Krytyczne, surowe analizy bollandystów to potwierdzają.

Mieliśmy też przecież wskrzeszenia porąbanych siekierą dzieci i kobiety wśród cudów na Jasnej Górze. Umieszczę osobno jeden z opisów, w pełni wiarygodnych.

W Saragossie, w Hiszpanii w wieku XVII znana była powszechnie następująca historia:

Chłopak wiejski złamał sobie nogę. Ponieważ rana przez dłuższy czas ropiała, nie goiła się, wdała się gangrena, amputowano mu nogę w okolicy kolana w szpitalu w Saragossie. Ponieważ pochodził z biednej rodziny, której byłby ogromnym ciężarem, pozostał w Saragossie i trzy lata żebrał pod katedrą!! Widziany był w tym stanie i znany tysiącom ludzi. Miał wielką część dla czczonej tam Matki Bożej de Pilar. Według poprzednich danych [nie zaś legend!] Matka Boża pojawiła się w Saragossie jeszcze ze swego życia na ziemi, w roku 40-tym Anno Domini, by pomóc apostołowi Jakubowi nawracać krnąbrnych Katalończyków.

Chłopak, Miguel, codziennie nacierał sobie kikut nogi oliwą z lampek palących się pod figurą Matki Bożej. Kiedyś, w marcu 1640 roku, postanowił wrócić do odległego domu w Calandzie. Część drogi czołgał się i szedł na kulach, część przebył na kolejnych wozach życzliwych ludzi. Na wsi, rodzina bardzo ucieszyła się z jego powrotu. Ale położyli go spać na jakimś sienniku na podłodze, bo całą wioskę zajęli żołnierze przejeżdżający przez tę wieś, czy miasteczko. W nocy matka zajrzała pod płaszcz, którym był przykryty syn, i zauważyła że chłopak ma obie nogi. Okazało się, że ma swoją nogę, która dawno i daleko w szpitalu w Saragossie została mu najpierw obcięta, a potem pochowana na cmentarzyku obciętych członków przy szpitalu. Część odcięta [miała blizny po dawnych wypadkach] i takie te same blizny znaleziono na nodze cudownie odrośniętej. Cud ten stał się znany w całej Hiszpanii jako Cud Cudów, i są nawet obrazy [chyba Velázquez?] na których król Hiszpanii Karol IV w otoczeniu dworu całuje ze czcią nogę tego byłego żebraka Miguela uzdrowionego przez Matkę Bożą.

por.: Cud cudów

Z wielu tysięcy uzdrowień w Lourdes – surowa komisja uczonych różnych specjalizacji, wśród których byli i są ateiści, żydzi i masoni, która je starannie badała, uznała co najmniej setki za niewytłumaczalne w sposób naturalny. A Kościół uznał około 70 za niewątpliwe cuda.

Cud Słońca w Fatimie był opisywany, m.inn. przez wojujących ateistów i masonów, ściśle analizowany przez fizyków, na przykład Zawistowski, Cud Słońca [w Fatimie] – według metody naukowej.

Cuda Pana Boga, za pośrednictwem Ojca Pio są opisane w dziesiątkach książek. Istnieje pełna dokumentacja tych cudów. A później, to znaczy po latach 60-tych zeszłego wieku jakby… źródło cudów wyschło. Są co prawda dwa cuda eucharystyczne w Polsce, w Sokółce i Zielonej Górze. Przypominają wątpiącym, tak księżom jak i wiernym, o prawdziwej obecności Chrystusa w konsekrowanej hostii.

Ale więcej o wstrząsających, jawnych cudach nie czytałem. Ani o znanych, świętobliwych cudotwórcach.

Czy i czemu nastała taka posłucha na prawdziwe cuda ? Może pojawią się znów, gdy wreszcie naprawdę katolicki papież poświęci Rosję i “następnie nastanie jakiś czas pokoju”?

A może naprawdę zbliżamy się do końca Czasu i do Przyjścia Zbawiciela – Sędziego?

I wtedy „kto uwierzył, będzie zbawiony a kto nie uwierzył będzie potępiony”??

Bełkot końcowy „Synodu o synodalności”

Bełkot końcowy „Synodu o synodalności”

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Ważne, Wiara

Autor: CzarnaLimuzyna , 30 października 2023

Les Edward

Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, informuję uprzejmie, że właśnie zakończył się I zjazd zwołany z inicjatywy prof. Diabelskiego nazwany „Synodem o synodalności”. Uczestniczyli w nim, w większości, jak można wywnioskować po zatwierdzonych konkluzjach, „wierzący inaczej”. Jest to nowa silna denominacja w Kościele katolickim  pod wezwaniem wymienionego przewodnika duchowego. Tak przynajmniej wynika z wyników głosowania nad zatwierdzeniem tego antykatolickiego bełkotu w formie dokumentu końcowego. Jak się wydaje uczestnictwo honorowego eksperta miało początkowo charakter wirtualny, lecz z biegiem czasu objawiło się wyraźnie w formie użytego języka.

Na początku zwracam uwagę na tytuł. „Synod o synodalności” . Sens podobny jak w przypadku „Soboru o soborowości”. Zgodnie z zapowiedzią hucpa ma być kontynuowana podczas drugiej i finalnej sesji w październiku 2024 roku.

Dokument końcowy na podstawie dostępnego streszczenia

Już na samym wstępie do dokumentu pojawiło się wyznanie wiary w współczesne bałwany… Moją uwagę przykuło sformułowanie: słuchanie wszystkich  i pogłębianie nawet najbardziej kontrowersyjnych kwestii. Tak się składa, że w kwestii pogłębiania najbardziej istotnych aspektów ludzkiej egzystencji ostatecznie wypowiedział się Jezus Chrystus i Jego Apostołowie. Mamy to zapisane w Ewangelii i ostatecznie – słowo nielubiane przez modernistów – ostatecznie zatwierdzone przez Kościół katolicki w formie tradycyjnego nauczania. Rację ma redaktor Paweł Lisicki mówiąc o dyskutowanych na synodzie kwestiach.

“Ja cały ten synod traktuję wyłącznie jako zasłonę dymną, potrzebną do tego, żeby tak zamącić ludziom w głowach, że wyda im się, że te rzeczy podlegają dyskusji. Otóż one dyskusji nie podlegają. Kto uczestniczy w dyskusji sam już przez to popełnia błąd. (…) synody czy te zgromadzenia służą jako forma racjonalizacji czy zasłony dymnej, żeby Kościół katolicki, katolicyzm stał się instrumentem światowego globalizmu. Tak naprawdę tym jest zainteresowany Franciszek, a nie jest kompletnie zainteresowany kwestiami doktrynalnymi, kwestiami Trójcy Świętej, Zbawienia, grzechu itd. To go w ogóle nie interesuje. Jego interesuje to, żeby katolicy w swojej masie mogli stać się użytecznym narzędziem wprowadzenia ogólnego porządku światowego i żeby przeciwko temu nie oponowali, żeby się przeciwko temu nie sprzeciwiali, więc rozmiękcza się związku z tym ich doktrynę, ich przywiązanie do depozytu wiary”. /Co dzieje się za murami Watykanu/

prof. Diabelski angażuje wszystkich

W streszczeniu dokumentu wiele razy nawiązywano do seksu, pisząc m.in. o: kwestiach związanych z tożsamością płciową i orientacją seksualną. Zwracam uwagę, że sformułowanie „orientacja seksualna” jest terminem ideologicznym lewicy. W Biblii homoseksualizm określony jest jako: grzech, zboczenie i obrzydliwość.

Ewidentnym lewackim bełkotem jest fragment zatytułowany „Zwalczanie rasizmu i ksenofobii”

Równe zaangażowanie i troska są wymagane od Kościoła w wychowaniu do kultury dialogu i spotkania, zwalczaniu rasizmu i ksenofobii, zwłaszcza w programach formacji duszpasterskiej (5 p). Należy również pilnie zidentyfikować systemy, które tworzą lub utrzymują niesprawiedliwość rasową w Kościele i zwalczać je (5 q).

Pojawiły się wzmianki o „braterstwie” i „zmianach klimatycznych” . Modernistyczną brednią jest fragment o liturgii: język liturgiczny był bardziej dostępny dla wiernych i bardziej ucieleśniony w różnorodności kultur. W dostępnym materiale nic nie znalazłem o celu najważniejszym jakim jest zbawienie duszy. Dowiedzieliśmy się za to, że migranci cierpią z powodu  niszczących konsekwencji zmian klimatycznych. O samych „migrantach” czyli w praktyce często o przestępcach, włamywaczach, złodziejach, gwałcicielach, mordercach napisano: stają się oni źródłem odnowy i wzbogacenia dla wspólnot, które ich przyjmują…

Synod zachęca do praktykowania otwartego przyjęcia, towarzyszenia im w budowaniu nowego projektu życia i prawdziwej międzykulturowej komunii między narodami. Jak widzimy znowu szkodliwa lewacka brednia, wkomponowana w dokument ”synodu”.

Jak na to reagować? Uważam, że nie powinniśmy już puszczać płazem tych ewidentnych wynaturzeń, trwać przy normalnych kapłanach i tradycyjnej nauce Kościoła. Osobiście polecam uwadze refleksję wspomnianego wyżej redaktora Pawła Lisickiego.

Oni to robią po to, bo oni nie chcą Kościoła, nie chcą Kościoła jako osobnej siły, która to siła mogłaby przeciwstawiać się tym globalistycznym prądom w których oni chcą uczestniczyć…

Nie chodzi tylko o antykatolickiego biskupa Rzymu, Franciszka, lecz również o mówiącego po polsku kardynała, świeżego nominata, Grzegorza Rysia. Non possumus, modernisto.

Kard. Müller: Papież straciłby swój urząd, gdyby [jawnie] głosił herezje. Nie posiada władzy nad doktryną i Boską konstytucją Kościoła.

Kard. Müller: Papież straciłby swój urząd, gdyby głosił herezje. Nie posiada władzy nad doktryną i Boską konstytucją Kościoła.

papiez-stracilby-swoj-urzad-gdyby-glosil-herezje

Kard. Gerhard Müller opublikował w magazynie „First Things” artykuł, w którym – komentując tzw. „Synod o synodalności” – wskazuje, iż papież nie posiada władzy nad doktryną i Boską konstytucją Kościoła, a gdyby próbował nauczać czegokolwiek sprzecznego z Tradycją, to automatycznie utraciłby swój urząd.

Kard. Müller fałszywemu pojęciu „synodalności” przeciwstawił przykład papieża św. Leona Wielkiego, w którego pontyfikacie silne hierarchiczne przywództwo łączyło się z elementem „synodalnym”, to znaczy chętnym korzystaniem z doradztwa braci w biskupstwie.

Występowała jednak zasadnicza różnica. Leon często gromadził biskupów i rzymskich prezbiterów na wspólne konsultacje. Zwoływanie takiego synodu nie miało na celu wydestylowania opinii większości ani ustalenia linii partyjnej. W czasach Leona synod służył ukierunkowaniu wszystkich na normatywną tradycję apostolską, a biskupi byli współodpowiedzialni za to, aby Kościół trwał w prawdzie Chrystusa.

Hierarcha po raz kolejny przestrzegł przed zgromadzeniem zwołanym przez Franciszka, wskazując, że „wiarę można łatwo wykorzystać do celów politycznych lub zamienić w uniwersalną religię braterstwa ludzi, która ignoruje Boga objawionego w Jezusie Chrystusie”.

W miejsce Chrystusa technokraci mogą zaprezentować się jako zbawiciele ludzkości. Jeśli Synod ma kierować się wiarą katolicką, nie może stać się spotkaniem ideologów postchrześcijańskich i ich antykatolickiego programu – dodaje autor.

Były prefekt Kongregacji Doktryny Wiary wyraził przy tym swój optymizm odnośnie morale katolików, którzy jego zdaniem są zdolni przeciwstawić się „reformatorskiej” agendzie Franciszka. Jakakolwiek próba przekształcenia Kościoła założonego przez Boga w światową organizację pozarządową zostanie udaremniona przez miliony katolików. Aż do śmierci będą przeciwstawiać się przekształceniu domu Bożego w targowisko ducha epoki, gdyż wszyscy wierni, namaszczeni przez Świętego, nie mogą błądzić w „sprawach wiary” (Lumen Gentium) – czytamy.

Autor podkreślił przy tym, że „Kościół nie jest demokracją” i choć urzędujący papież przyznał obecnie osobom świeckim „prawo głosu” na Synodzie, to jednak „ani oni, ani biskupi nie mogą «głosować» w sprawach wiary”.

Bądźcie pewni, że nawet gdyby większość delegatów „zdecydowała” w sprawie „błogosławieństwa” (bluźnierczego i sprzecznego z samym Pismem) par homoseksualnych lub wyświęcania kobiet na diakonów czy księży, nawet władza papieża nie wystarczy, aby wprowadzić lub tolerować takie heretyckie nauczanie lub jakiekolwiek inne nauczanie, które jest sprzeczne ze Słowem Bożym zawartym w Piśmie Świętym, Tradycji Apostolskiej i dogmatach Kościoła – zaznaczył kard. Müller

Chrystus polecił Piotrowi, aby utwierdzał swoich braci w wierze w Niego, Syna Bożego, a nie wprowadzał doktryny i praktyki sprzeczne z Objawieniem. Nauczanie sprzeczne z wiarą apostolską automatycznie pozbawiłoby papieża urzędu. Wszyscy musimy się modlić i odważnie pracować, aby oszczędzić Kościołowi takiej próby – dodał.

Źródło: firstthings.com FO

Indeks ksiąg zapomnianych. O „Upadku i odbudowie kultury chrześcijańskiej” Johna Seniora

Indeks ksiąg zapomnianych. O „Upadku i odbudowie kultury chrześcijańskiej” Johna Seniora

https://pch24.pl/jan-maciejewski-indeks-ksiag-zapomnianych-o-upadku-i-odbudowie-kultury-chrzescijanskiej-johna-seniora/

#chrześcijaństwo #cywilizacja #Jan Maciejewski #Książka #kultura

Pamiętam go dokładnie – mały, biały prostokąt na tle drewnianej boazerii. Wisiał w najlepszym możliwym miejscu, tuż nad stołem kuchennym w moim rodzinnym domu. Dzięki temu można było codziennie rano oderwać kolejną kartkę i przeczytać krótkie motto na dany dzień. „W publicznych toaletach nigdy nie naciskaj spłuczki dłonią. Rób to łokciem”. Spośród setek praktycznych porad udzielanych mi każdego ranka przez „Mały poradnik życia” zapamiętałem (i stosuję do dzisiaj) tylko tę jedną. Jednak sam pomysł na niego wydawał mi się zawsze genialny w swej prostocie, tylko jakby nie do końca wykorzystany. Przypomniałem sobie o nim czytając kilka miesięcy temu książkę Johna Seniora, „Upadek i odbudowa kultury chrześcijańskiej”. Jej lektura jest jak przechadzanie się po plaży, na którą morze wyrzuciło przed chwilą mnóstwo mieniących się różnokolorowo muszli i pereł. Zdań, które chciałoby się podnieść, schować do kieszeni i ustawić nad biurkiem czy kuchennym stołem. Tak by nie tyle się w nie wpatrywać, co wypoczywać w ich blasku. A poza wszystkim innym – są też te zdania jak najbardziej praktycznymi radami.

Wysłuchaj artykułu w formie czytanej (tekst poniżej):

https://youtube.com/watch?v=TKGJczof9MI%3Ffeature%3Doembed

Książka Seniora (właściwie dwie książki umieszczone przez polskiego wydawcę – Wydawnictwo Dębogóra – w jednym tomie) należy do tych lektur, które napełniają ich czytelnika poczuciem głębokiej wdzięczności. Weźmy choćby kluczowy fragment eseju „Ciemna noc Kościoła”:

Zwykłe drogi zostały utracone. W widzialnym Kościele jest teraz niewiele pociechy. Liturgia, napadnięta przez złodziei, leży w rowie; kontemplatycy wygłaszają na ulicach polityczne hasła; zakonnice straciły habity wraz z cnotami, dziewice dziewictwo, spowiednicy sumienie, teologowie rozum. A jeśli to prawda, to jest to „szczęśliwy przypadek!” – ponieważ nie pozostał już absolutnie żaden powód, by być teraz katolikiem, poza tym jedynym, jaki kiedykolwiek naprawdę istniał – że w niewidzialnym życiu Kościoła znajdziesz miłość Chrystusa.

Geniusz katolicyzmu zawsze opierał się na paradoksie. Śmierć, która daje życie; moc leżąca w słabości; Król wywyższony na krzyżu; błogosławieni, którzy płaczą – można tak w nieskończoność. John Senior nie tylko poszczególne zdania i akapity, ale cały swój wielki projekt odnowy zbudował na paradoksie. Odpowiedzią na jazgot i wrzask uczynił ciszę. Płodne milczenie zakonów kontemplacyjnych, które jeśli tylko rozrosną się wokół największych miast, otoczą je pierścieniem swoich milczących modlitw, przyczynią się bardziej niż cokolwiek innego do tytułowej „odnowy”. Senior jest najłagodniejszym „kontrrewolucjonistą” jakiego tylko można sobie wyobrazić, a jednocześnie najbardziej radykalnym. „Nie możesz zapalić drewna, jeśli sam nie jesteś płomieniem. Ogień czyni ogień” – pisze. Jest przekonany, iż najgłębszą przyczyną otaczającego, wciągającego nas coraz głębiej upadku jest to, że najlepszym brakuje przekonania, podczas gdy najgorsi są pełni pasji. I jeśli coś próbuje swoją książką obudzić, to nie sentyment czy zgorzknienie, ale pasję właśnie.

Wielki pożar, a nie tylko słomiany zapał. Na niekończących się przykładach z życia, edukacji, literatury i sztuki udowadnia, że po drugiej stronie zbyt łatwych przyjemności sytuuje się nie poczucie moralnej wyższości, ale wielkie piękno. „Cała wściekła pogoń za przyjemnością kończy się rzeczywistym pragnieniem grozy i rozkoszą śmierci” – cytuje Johna Ruskina Senior i jednocześnie dopowiada (bo zło i rozpacz są w jego myśli zawsze niczym więcej niż tłem, ciemnością, w której wybucha światło): „Musimy bardzo ciężko pracować, aby przywrócić najpierw w nas samych i, poprzez wpływ, w innych – dążenie do prawdy kończące się rzeczywistym pragnieniem piękna i rozkoszy życia”.

To zdecydowanie jedno z tych zdań, które powinno wypełniać kartki „Seniorskiego” Małego poradnika życia. Obok wielu, niemniej celnych, ale najzupełniej praktycznych porad. Po pierwsze, zacznij od tego, że wyrzucisz z domu telewizor (to akurat można by uzupełnić o jakąś „cyfrowo-ascetyczną” radę zlikwidowania kont na swoich mediach społecznościowych).

Ufaj tylko tym autorom, przed których nazwiskiem znajduje się słowo „święty”.

Trzymaj się kilku niezaprzeczalnie dobrych książek i kilku prawdziwych zasad gramatyki i retoryki, i trzymaj się z dala od tych swędzących list lektur, a przede wszystkim z dala od tych niekończących się jałowych – głupich – dyskusji o bieżących wydarzeniach, które niemal wyparły poważne studiowanie historii i literatury.

Czy twoje dzieci są dla ciebie okazją do modlitwy?

Odprowadzaj dziesięcinę nie tylko ze swoich zarobków, ale też czasu. Praca, której nie wypełnia modlitwa, jest martwa, skazana na śmierć.

Aby wierzyć, trzeba smakować i widzieć. Ale aby robić to poprawnie, trzeba poddać się rygorystycznemu umartwieniu ciała i duszy, by oczyścić okna percepcji i inteligencji.

Niech twój dom wypełni żywa muzyka i głośna lektura. Dusza potrzebuje gruntu poezji, żeby wydać zdrowe plony.

Pozwalaj dzieciom biegać boso po trawie.

Cytuję te zdania z pamięci, pewnie nie do końca wiernie, ale liczy się obraz, który z mozaiki wszystkich tych „praktycznych porad” się wyłania. Wizja pełnego, prawdziwego życia. Takiego, które zaczyna swój wzrost „od gleby” czerpie z żywych soków natury i unosi – całego człowieka, z jego ciałem i duszą, oczami, skórą, uszami i przyrodzeniem – aż do nieba.

Każdemu, kto wypowiada słowo „tradycjonalista” z pogardą do usypanego w swej wyobraźni chochoła – sklerotycznego, wiecznie zrzędzącego, bojącego się świata i wszelkich zmian ponuraka – należy dać do poczytania Seniora. Jeśli tylko podejmie się tego zajęcia z otwartymi oczami, w jego umyśle eksploduje przygoda. Bo może to najważniejsze ze wszystkich słów-kluczy „Upadku i odbudowy”. Powrót do niej, ponowne jej podjęcie, wyruszenie w drogę. „Tradycja” to nic innego jak przygoda, która trwa. A dla której alternatywą mogą być tylko przygodne podniety. Za kardynałem Newmanem Senior pyta: „Co zaryzykowaliśmy dla Chrystusa?” W jaki sposób bylibyśmy w odrobinę gorszej sytuacji, zakładając – co jest niemożliwe, że Jego obietnica zawiedzie?

Słowo „przygoda” (a ang. „adventure”) wywodzi się od łacińskiego „venire”, przyjść. Czym jest przygoda? Jest to wystawienie siebie na spotkanie niespodziewanego, ryzyko tego, co mamy, na korzyść tego, co możemy mieć, tego, co znane, na korzyść tego, co nieznane, postawienie czegoś na przyszłość – życie wystawione na ryzyko klęski i sukcesu. Zaproszenie do tego, co nieoczekiwane, często wiąże się z rozczarowaniem; pójście w nieznane może oznaczać utratę tego, co znane.

Życie chrześcijańskie jest prawdziwą przygodą, a powołanie do niego pytaniem: tak jakbyś był biznesmenem, który zainwestował swoje oszczędności w statek handlowy: „Przypuśćmy, że statek pójdzie na dno. Ile zaryzykowałem, co mogę stracić, jeśli chrześcijaństwo okaże się fałszywe? Mój majątek? Moją karierę? Moje życie?”

Ten powyższy zakład Newmana – Seniora wydaje się być odwróceniem słynnego zakładu Pascala. Nie przekonuje do roztropności, wręcz przeciwnie – nakłania do szaleństwa. Zainwestowania duszy nie „na wszelki wypadek” w wieczność, ale utraty wszystkiego i wszystkich na tej ziemi, tak żeby zyskać nieskończenie więcej po drugiej stronie. Moglibyśmy to nazwać hazardem, gdyby nie fakt, że wygraną mamy w garści. Wystarczy tylko postawić wszystko na właściwe pole, przecież wiemy jaki będzie wynik. A przynajmniej weń wierzymy. Ten dystans między wiarą a decyzją można pokonać tylko w duchu prawdziwej przygody. Szaleńczej pogoni, nocnej ucieczki, konnej szarży. Taka jest nasza wiara.

Ale lektura „Upadku i odrodzenia” równie zaskakująca może być też dla tych, którzy słowo „tradycjonalista” wymawiają patrząc w lustro. Udowadnia on też bowiem, że w każdym błędzie, a nawet w tej sumie, kuli śniegowej błędów i wypaczeń jaka pędzi przez współczesny Kościół – może tkwić pewna prawda. Ten ułamek błędu nie czyni go bynajmniej prawdziwym, ale pozwala mu żyć, dostarcza mu tlenu koniecznego do tego by nie tylko się tlił, ale i rozszerzał. „Aby właściwie obalić błąd – pisze Senior – nie można jedynie wykazać, że jest on fałszywy. To nigdy nie dociera do jego sedna. Podobnie jak diabły, powraca on po stokroć, chyba, że wyzwolisz w nim prawdę, która go uwalnia”.

Za rzadko – mówię to we własnym imieniu i w imieniu społeczności, grupy, której czuje się częścią – pamiętamy o tym, że litera zabija, a duch daje życie. Że nawet jeśli nauczymy nasze dzieci na pamięć pytań i odpowiedzi z katechizmu, to nie sprawi, że staną się one w pełni wykształcone w wierze. Ponieważ życie duchowe Kościoła miewa niekiedy tendencje do wysychania na rzecz recytacji formuł, a nawet zbierania pieniędzy i administrowania ogromnym zakładem fizycznym. Musimy zrozumieć, że pożar, który trawi naszą matką od kilkudziesięciu lat nie wybuchłby na tę skalę, gdyby wcześniej nie została ona w ten właśnie sposób „zasuszona”. Na tym polega niebezpieczeństwo dostrzegania wrogów tylko na zewnątrz, a nie w nas samych.

Lekarstwo na tamtą „oschłość” okazało się stokroć groźniejsze od choroby: zaprzeczenie prawdziwości formuł, burzenie ołtarzy i palenie wizerunków Maryi i świętych. Wydawało im się, że jeśli zabiją literę, wyzwolą jej ducha – w rzeczywistości popełnili mord na jednym i drugim. Senior przekonuje – i ja się z nim absolutnie zgadzam – że nie wystarczy sam powrót do litery. Musimy jeszcze zostać ożywieni jej duchem. Bo tylko ogień czyni ogień.

Tekst ten otwiera – mam nadzieję – cykl, czy też raczej spis książek znajdujących się na indeksie zapomnienia. Nie wiem jeszcze na ile regularnie ani z jaką częstotliwością ukazywać będą się kolejne jego części. Nie mam też jeszcze w głowie gotowego spisu lektur zapomnianych. Wiem tylko, co będzie je łączyć – to, że nie tyle warto sobie o nich samych przypomnieć, co że to one o czymś przypominają; są środkiem, narzędziem wykonywania czynności, którą Platon nazywał „anamnezą”. Metodą poznania, polegającą na wytrwałym i niekończącym się odświeżaniu pamięci. Tego co najważniejsze, decydujące o naszym być albo nie być, nie sposób wymyślić. Wszystko to jest zapisane – w nas i świecie. Trzeba tylko nauczyć się to odczytywać; przypomnieć, jak znajdujące się na końcu języka nazwisko słynnego aktora.

Jeśli trzeba by w jednym zdaniu streścić istotę choroby toczącej nasz świat, to byłby on dumny z własnej niepamięci. Uszczęśliwiony tym, że udało mu się o tak wielu rzeczach zapomnieć. Ale ta wesołkowatość ukrywa jedynie nerwową rozpacz, tęsknoty do słów, pojęć, gestów, barw i dźwięków który „jakbym już kiedyś gdzieś widział”, ale ni w ząb nie potrafię ani gdzie ani kiedy to było. Świat można uratować tylko wtedy kiedy będzie się – samemu sobie i jemu – przypominać.

Jan Maciejewski

Upadek i odbudowa kultury chrześcijańskiej, John Senior, Wydawnictwo Dębogóra

Wysłuchaj artykułu w formie czytanej:

https://youtube.com/watch?v=TKGJczof9MI%3Ffeature%3Doembed

Chrzest święty. Jego znaczenie – i obecne próby umniejszania.

BKP: Samobójczy synod przeciwko prawdziwemu chrześcijaństwu

W październiku 2023 roku w Watykanie odbywa się synod, który jest samobójstwem chrześcijaństwa. [Próbą – bo na pewno nieskuteczną. MD]

Czym tak naprawdę jest chrześcijaństwo i czym jest chrzest, który czyni nas chrześcijanami – dziećmi Bożymi? „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (Mk 16:16).

Pismo Święte zaświadcza, że przez chrzest uczestniczymy w śmierci Chrystusa i w Jego zmartwychwstaniu (por. Rz 6:3-5). Tutaj dochodzimy do sedna głębokich, objawionych przez Boga prawd dotyczących naszego zbawienia. Są one w dużej mierze zakryte przed naszym zrozumieniem, Biblia odsłania nam wymiar duchowy, a wiara biblijna jest do tego kluczem. Poprzez tę wiarę działa wszechmoc Boga. Ale jest też inna wiara, fałszywa, przez którą człowiek łączy się z istotami duchowymi, zwanymi demonami. Przejawiają się one poprzez magię, wróżenie, spirytyzm, różne medytacje hinduskie i buddyjskie, a także różne formy okultyzmu i przesądów. Ta pseudowiara jest grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu Dekalogu. Pseudowiara jest również kojarzona z bałwochwalstwem i tzw. negatywnymi energiami. W rzeczywistości jest to czczenie fałszywej duchowości, czyli demonów.

Wiara biblijna jednoczy nas z Jezusem. Jeśli przyjmiemy Chrystusa, On jest w nas. Wszystko, co urobił Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel, dzieje się z nami duchowo. Kiedy Pan Jezus umarł, my umarliśmy razem z Nim (Rz 6:8), a kiedy On zmartwychwstał, my zmartwychwstaliśmy razem z Nim (Kol 2:12). To, że umarliśmy razem z Nim, oznacza, że mamy udział w Jego odkupieńczej śmierci. Moc Jego śmierci działa w nas przez wiarę i zwycięża grzech, który powoduje śmierć duchową.

Jak mamy rozumieć tajemnicę, że wraz z Nim zmartwychwstaliśmy?

Uświadommy sobie, że duchową istotą człowieka jest duch nieśmiertelny, który jakby odziany jest w ziemską powłokę ludzkiego ciała, która po śmierci rozpada się w pył. Ale nasz duch nie podlega śmierci. Naszym duchem jesteśmy stworzeni na obraz Boga. Naszym celem jest życie wieczne i niekończące się szczęście w Bogu.

Smutnym dziedzictwem pierwszych rodziców jest wewnętrzna dysharmonia w duszy. Przejawia się w egoizmie i duchowej ślepocie – dumie. Rodzi różne formy zła, amoralnego zepsucia, tyranii, zbrodni, wojen… Ta wewnętrzna dysharmonia nazywa się grzechem pierworodnym, siedliskiem zła… Jest to duchowa infekcja, która przenika także do ludzkiego ciała. Jest to tajemnica dla ludzkiego rozumu, ale Boże objawienie pokazuje nam, że za tą duchową infekcją stoi zła duchowa istota. Dla tego siedlisko zła w duszy objawia się zatem buntem przeciwko Bogu, odrzuceniem prawdy, a także sprawiedliwości w relacjach międzyludzkich.

Aby wybawić nas od tego smutnego dziedzictwa po naszych prarodzicach, Bóg przyjął ludzką naturę. Stał się człowiekiem z miłości do nas, abyśmy mogli stać się dziećmi Bożymi i przyjąć Bożą naturę.

Czym jest chrzest? To duchowe nowonarodzenie. Daną osobę zanurza się w wodzie lub polewa się jej wodę na głowę. Jednocześnie wzywa się imię Trójjedynego Boga. Co dzieje się w sferze duchowej? Przez tę tajemnicę sam Bóg daje ochrzczonym udział w swoim, Bożym życiu. Dusza ochrzczonego jest złączona z Chrystusem jak gałązka winorośli z pniem. Przyjmuje wraz z Nim wszystko, co wiąże się z Chrystusem. Osoba ochrzczona zostaje zanurzona w śmierci Chrystusa (Rz 6:3) i jednocześnie otrzymuje nowe życie Chrystusa zmartwychwstałego.

W czasie naszej ziemskiej pielgrzymki musimy kierować się sumieniem, które jest zintegrowane z przykazaniami Bożymi, aby w duszy rozwijało się życie Boże, dane nam na chrzcie świętym. Skutecznym środkiem przeciwko zniewalającej sile egoizmu jest radykalna zasada wyrażona w haśle: „Wyrzeknij się samego siebie” (swojego autodestrukcyjnego ego). To wyrzeczenie się, a nawet znoszenie cierpienia – fizycznego i psychicznego, – motywowane wiarą, przynosi pozytywne owoce, przekraczające nawet wymiar czasu. Terminologia biblijna nazywa takie wyrzeczenie się samego siebie współukrzyżowaniem z Chrystusem (Rz 6:6). Przez wejście w tę tajemnicę wiary w nas dokonuje się duchowa przemiana w Chrystusa. Apostoł Paweł woła: „Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2:20).

W chrzcie Bóg także włożył w nas swego Ducha. Jeśli szukamy prawdy, On daje nam boską inspirację do poznania Źródła prawdy, którym jest Sam Bóg. Odsłania nam także tajemnicę zła i jego tragicznych konsekwencji. Jeśli mamy prawdziwą, biblijną samokrytykę, którą Ewangelia nazywa metanoią, i otwieramy się na Boga, w naszym wnętrzu dokonuje się głęboka przemiana, która objawia się także na zewnątrz. Przykładem są apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy. Oprócz zjawisk niezwykłych nastąpiła także zmiana ich charakteru. Przestraszeni apostołowie stali się odważnymi ludźmi, którzy w mocy Ducha głosili wieczne prawdy, a potem ponieśli za nie męczeństwo.

Jak urzeczywistnić wewnętrzne połączenie naszego ducha z Bogiem? Dzieje się to szczególnie w modlitwie wewnętrznej. Bóg jest nie tylko w wieczności, ale przez chrzest także w głębi naszego wnętrza. Duch dany przez Boga wprowadza poprzez słowo poznania w tajemnicę życia Bożego. W modlitwie wewnętrznej otrzymujemy udział w tajemnicach objawionych przez Boga.

W jaki sposób chrzest włącza nas w zbawienne dzieło Syna Bożego, który za nas umarł i zmartwychwstał? Możemy to zilustrować na przykładowym przykładzie. Wyobraźmy sobie małą kartkę papieru i książkę. Jeśli włożę papier do książki, a następnie wrzucę ją do ognia, ten sam los spotyka papier. Wszystko, co dzieje się z książką, dzieje się i z papierem. Książka nie może być w ogniu, a papier nie, dlatego, że jest w niej. Ta prosta analogia wskazuje na głęboką prawdę, że jeśli jesteśmy w Chrystusie, wszystko, co urobił Chrystus, odnosi się do nas. Kiedy Pan Jezus, nasz Zbawiciel, umarł za nas, my umarliśmy razem z Nim. Jest to rzeczywistość duchowa, która działa, mimo że wtedy nie żyliśmy fizycznie. Kiedy On zmartwychwstał, my także zmartwychwstaliśmy razem z Nim.

Analogicznie odnosi się to do nas i naszego praojca Adama: on zgrzeszył i jego grzech sprowadził śmierć także na nas. Jest genetyka naturalna, ale można powiedzieć, że w podobny sposób działa i genetyka duchowa.

Istnieje wymiar czasu i istnieje wymiar wieczności. Nasz duch jest nieśmiertelny, dlatego zło, które popełniliśmy w czasie, pozostałoby na wieki. Sami nie jesteśmy w stanie się tego pozbyć. Odwieczny Bóg stał się człowiekiem, bo tylko On może nas uwolnić od konsekwencji zła, które popełniliśmy. Warunkiem jest nasza wiara w Chrystusa. Jeżeli chodzimy w światłości (wiary), … krew Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1 J 1:7). W ten czas, w którym żyje, człowiek musi przyjąć dla siebie przez wiarę to, czego Jezus dokonał w przeszłości. To następnie trwa przez całą wieczność. Jezus jako Bóg przeszedł z czasu do wieczności. Jeśli zjednoczę się z Nim przez wiarę, moc Jego odkupieńczej śmierci mnie wyzwala, a Jego boskie życie urzeczywistnia się we mnie.

Jesteśmy podobni do Boga w naszej duchowej naturze. On jest naszym Ojcem, Stwórcą. Nasz duch nie podlega śmierci. Na końcu czasów Bóg podniesie nasze ciało z prochu, ale jednocześnie ono ulegnie przemianie i stanie się duchowe, czyli nie będzie już podlegało prawom fizycznym. Będzie jak zmartwychwstałe i uwielbione ciało Chrystusa. Ktokolwiek zmartwychwstanie w pełni, czyli w przemienionym ciele, zmartwychwstanie dlatego, ponieważ przez wiarę zmartwychwstał razem z Chrystusem. Taka osoba jeszcze w czasie przyjęła Jezusa jako swojego Zbawiciela, który za niej umarł i zmartwychwstał. Kto nie przyjmuje Jezusa, nie ma udziału w Chrystusie, a tym samym i we własnym zmartwychwstaniu do życia. Dlatego każdy, kto będzie zbawiony, zostanie zbawiony, ponieważ przez wiarę przyjął Zbawiciela, który za niego umarł, a on wraz z Nim umarł dla grzechu, diabła i śmierci wiecznej.

Tę prawdę, którą otrzymaliśmy na chrzcie, powinniśmy doświadczyć, zwłaszcza w modlitwie wewnętrznej w nocy z soboty na niedzielę, kiedy wspominamy zmartwychwstanie Chrystusa.

Apostoł mówi nam: Jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8:11).

Jest tu powiedziane, że Duch Boży, który wskrzesił Chrystusa Jezusa, ożywi nas już tutaj, w tym ziemskim życiu. Będziemy żyć dla Boga w Jezusie Chrystusie, naszym Panu, a śmierć fizyczna będzie jedynie przejściem do szczęśliwej wieczności. W końcu nawet skorupa naszego ciała, która rozsypała się w proch, dzięki wszechmocy Boga zostanie wskrzeszona.

Co otrzymałeś przez chrzest? Nowe życie, życie Chrystusa! Jesteś dzieckiem Bożym, synem Bożym, córką Bożą.

+ Eliasz

Patriarcha Bizantyjskiego Katolickiego Patriarchatu

+ Metodiusz OSBMr               + Tymoteusz OSBMr

biskupi-sekretarze

10.10.2023

Zapisz się do naszego newsletter  https://lb.benchmarkemail.com//listbuilder/signupnew?5hjt8JVutE5bZ8guod7%252Fpf5pwVnAjsSIi5iGuoPZdjDtO5iNRn8gS049TyW7spdJ

Biskup ogłosił zatem, że noc z 21 na 22 czerwca będzie nocą palenia konfesjonałów…

Biskup ogłosił zatem, że noc z 21 na 22 czerwca będzie dniem palenia konfesjonałów.

Sceny usunięte z jednej z powieści Andrzeja Sarwy, napisane na podstawie snu, jaki miał ich autor.

Andrzej Sarwa

Był to radosny czas w dziejach Kościoła sandomierskiego. Oto bowiem wreszcie kolejny pasterz diecezji uznał, iż trzeba szybciej kroczyć z postępem i nie dać się wyprzedzać innym hierarchom.

Ogłosił zatem, że noc z 21 na 22 czerwca będzie nocą palenia konfesjonałów. Miało to oznaczać symboliczne uwolnienie wiernych z opresji tego starego groźnego, ponurego Kościoła i jednocześnie stanowić nawiązanie do radosnych starosłowiańskich tradycji i rytuałów, w których nowy, przyjazny wiernym Kościół nie dostrzegał już niczego groźnego, co by mogło zagrażać zbawieniu dusz. Wszak piekło jest puste, czy może nawet w ogóle go nie ma, a każdy i tak osiągnie wieczne zbawienie, bez względu na to, jaką drogą podąża. Bez względu na to w kogo lub w co wierzy, komu lub czemu cześć oddaje, albo nawet i w nic nie wierzy i nikogo nie czci – byleby kochał, kochał, kochał…

Biskup podszedł do mikrofonu i wypowiedział tylko dwa zdania, z których pierwsze było dosłownym wersetem z Koranu otwierającym każdy z jego rozdziałów-sur:

– W imię Boga litościwego i miłosiernego! Dość ucisku, dość niewoli – radujmy się!

Na te słowa krzyk wielki, zgiełk, piski, gwizdy i zamęt wielki powstał w katedrze. Tłum rzucił się, z czym kto tam miał i rozbijał stare, barokowe konfesjonały, a potem ich kawały, deski, a nawet drzazgi wynosił do ogrodu znajdującego się na południowym stoku Wzgórza Katedralnego i rozniecał z nich ogniska.

W ciemnościach nocy wysoko strzelały krwawe płomienie, wokół których tańczyły gromady ludzi. A niektórzy tańczyli nawet nago… Co młodsi skakali przez ogień, inni upijali się lub oszałamiali narkotykami, leżąc na wilgotnej od rosy trawie, a jeszcze inni łączyli się w pary, i prowadząc się za ręce, kierowali się w nieodległy mrok…

* * *

Ksiądz Władysław wszedł do sandomierskiej katedry głównymi drzwiami, by zobaczyć, jak świątynia wygląda po gruntownym remoncie, zapowiadanym przez dobre dwadzieścia lat i z przerażeniem dostrzegł, że wystrój wnętrza został zupełnie zmieniony – przemalowano cudowne bizantyjskie freski, na ich miejscu umieszczając ohydne diaboliczne bohomazy. Cała bazylika została zmieniona, wszystkie boczne ołtarze zlikwidowano, ściany naw, sklepienie i filary na nowo otynkowano i pomalowano na biało i chór też był biały. Po organach nie ostał się nawet ślad. Natomiast na chórze umieszczono wielki zegar elektryczny. Nowoczesny, okrągły, z białą tarczą i czarnymi wskazówkami. Co on miał symbolizować? Że czas się zbliża?… Czas czegoś niezmiernie ważnego? Przełomowego? Ostatecznego?…

Ogarnęła go bezsilna wściekłość. Oto bezpowrotnie zniszczono tę wspaniałą świątynię, której nasi najwięksi monarchowie nie szczędzili swych względów i darów…

Kapłan postanowił więcej tu nie przychodzić. Postanowił zaszyć się w swojej kwaterze i unikać ludzi. Tym bardziej że tak naprawdę, to nie było już komu służyć. Została zaledwie garstka trydenciarzy i novusowców, którzy nijak nie mogli się ze sobą zgodzić w kwestii obrządku. W końcu jednak nie mając wyjścia, przyjęli propozycję księdza, że będzie odprawiał trydent po polsku, u siebie w mieszkaniu. Przynajmniej do czasu, aż ktoś na niego nie doniesie. Władysław nie zwracał już uwagi na to, co było, a co nie było dozwolone przez władzę kościelną, bo ta władza przestała dla niego istnieć…

* * *

Księdza Władysława ciągnęło jednakże, mimo wszystko, na Wzgórze Katedralne, gdzie gotycka bryła świątyni przynajmniej z zewnątrz była jeszcze nienaruszona, a stare drzewa – lipy, wiązy i kasztanowce dawały ożywczy cień. Toteż któregoś dnia powędrował w tamtą stronę.

Już z daleka poczuł upajający zapach kwitnących lip. Wszedł na plac przyświątynny. Zbliżył się do pierwszego z drzew nieomal parującego słodkim aromatem i dostrzegł na nim tylko jedną samotną pszczołę… a wtedy poczuł wielki, wszechogarniający go smutek…

„Nie ma już pszczół… niedługo i ludzi nie będzie…” – pomyślał.

Wolnym krokiem ruszył dalej wzdłuż południowej ściany, aż zobaczył, że kaplica Najświętszego Sakramentu została zburzona. Wszedł zatem do katedry wejściem od strony kaplicy, tyle że wprost z dworu. Znalazł się w prezbiterium.

Było mocno zdewastowane. Zerwany dach, zrujnowany strop i częściowo ściana od strony południowej. Ściany – te ocalałe – pozbawione były tynku. Widać było cegłę – białawą. Tak właśnie wygląda cegła, z której odbito tynk. W jakim stanie były nawy z tego miejsca nie widział zbyt dobrze, ale chyba raczej ich nie naruszono.

* * *

Ksiądz Władysław Białecki od jednego z zaprzyjaźnionych księży, jeszcze wierzących w Boga (bo większość raczej już w nic nie wierzyła, poza pieniędzmi i pozycją społeczną), otrzymał informację, że te ich niedobitki mają się zebrać w katedrze w dniu 8 września, w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, aby modlić się o duchowe uleczenie Kościoła, świata i ludzkości.

Gdy przybył, zauważył, iż w nawie głównej, gdzieś w okolicy filara, przy którym niegdyś znajdował się boczny ołtarz bł. Wincentego Kadłubka, patrona Sandomierza, stoi niewielka grupa kapłanów ubranych w same alby i fioletowe stuły. Zbliżył się do nich i stanął z brzegu.

I oto naraz do katedry wtargnął zachowujący się agresywnie oddział policji i otoczył duchownych. Aresztowano wszystkich i wyprowadzono ze świątyni. Lecz Władysław jakimś cudem wyrwał się funkcjonariuszom, roztrącił ich i uciekł. Miał pewność, że mu się uda (co? – nie wiedział jednak, co ma się udać), że spełni swoją misję (jaką misję? – nic nie wiedział na jej temat). Cieszył się tylko, że czmychnął, że chyba nie wszystko jeszcze stracone…

Do mieszkania już jednak nie wrócił… Zamelinował się na peryferiach miasta w piwnicy domu jednego z wiernych, dla których niegdyś odprawiał msze

Co robić z wątpliwym nauczaniem Franciszka? Rozwiązanie jest proste: Posiadamy bardzo bogate dziedzictwo, które pochodzi z dwudziestu wieków rozwoju doktryny chrześcijańskiej.

Co robić z wątpliwym nauczaniem Franciszka? Rozwiązanie jest banalnie proste

https://pch24.pl/co-robic-z-watpliwym-nauczaniem-franciszka-rozwiazanie-jest-banalnie-proste/

(PCh24TV)

Jak traktować niejednoznaczne, niejasne czy zgoła sprzeczne z nauką Kościoła wypowiedzi papieża? Sam Franciszek wręcza katolikom klucz do rozwiązania problemu, uważa Leonardo Lugaresi, profesor patrystyki z Uniwersytetu Bolońskiego. Jest banalnie proste: Franciszek podkreśla, że doktryna się nie zmienia. Skoro tak, to gdy mówi niejasno – trzeba odwoływać się konsekwentnie do jasnej nauki jego poprzedników i traktować ją tak, jakby to on ją głosił. 

Prof. Lugaresi wysłał list do watykanisty Sandro Magistra, odnosząc się w nim do głośnej wymiany pism pomiędzy trzema kardynałami: Dominikiem Duką z Pragi, prefektem Dykasterii Nauki Wiary Victorem Fernándezem, jego poprzednikiem Gerhardem Müllerem. Duka wysłał do Fernándeza dubia dotyczące Komunii świętej dla rozwodników, na które prefekt odpowiedział; Müller uznał jednak tę odpowiedź za głęboko niewłaściwą – i udzielił własnej, publikując swój list do kardynała Duki.

Według Lugaresiego odpowiedź Müllera nie tylko jest nacechowana głęboką znajomością teologii; wskazuje też na to, jak należy traktować wątpliwe nauczanie Franciszka czy jego kardynałów.

Kluczowa jest ciągłość nauczania Kościoła.

Lugaresi w liście do Sandro Magistra wskazał, że papież zdaje się celowo wypowiadać niejasno.

„Taki modus operandi zakłada, że niejednoznaczność nie jest przypadkowa, ale istotowa; koresponduje to z płynną ideą prawdy, która stroni od jakiejkolwiek formy konceptualnej definicji, uważając ją za usztywnienie, które wysysa życie z chrześcijańskiego przesłania. Aksjomat, że «życie jest większe niż idea», do którego wielokrotnie odwoływał się papież Jorge Mario Bergoglio, jest w praktyce używany w taki sposób, aby złamać zasadę niesprzeczności i wynikające z niej twierdzenie, że nie można głosić jakiejś idei i jednocześnie jej przeciwieństwa” – napisał uczony z Bolonii.

„«Doktryna się nie zmienia», powtarzano tysiące razy, jak mantrę, wątpiącym i zaniepokojonym katolikom. To właśnie tutaj pojawia się argument Müllera, wskazując nam drogę z rozbrajającą prostotą «jaja Kolumba»: jeśli w odniesieniu do jakiegoś problemu magisterium Jana Pawła II i Benedykta XVI jest jasne i jednoznaczne, a magisterium Franciszka wydaje się niejednoznaczne i podatne na interpretację w kierunku przeciwnym do ich nauczania, to z zasady ciągłości wynika, że gdy my, wierni, czegoś nie rozumiemy (a papież tego nie tłumaczy), możemy spokojnie zwrócić się do jego poprzedników i podążać za ich nauczaniem tak, jakby to było jego nauczanie, ponieważ on sam gwarantuje nam, że nie ma żadnej nieciągłości” – wskazał profesor.

„W rzeczywistości religijnej zgody intelektu i woli można udzielić tylko temu, co rozumiemy poprawnie: nie możemy zgodzić się na stwierdzenie, którego znaczenie nie jest dla nas jasne” – dodał.

Kardynał Müller, napisał uczony, pokazał kierunek „w którym powinniśmy skierować nasze spojrzenie: my, katolicy, posiadamy bardzo bogate dziedzictwo, które pochodzi z dwudziestu wieków rozwoju doktryny chrześcijańskiej, a które w ostatnich latach zostało szeroko zbadane, wyartykułowane i zastosowane do współczesnych sytuacji i problemów, przede wszystkim dzięki pracy wielkich papieży, takich jak ci wspomniani powyżej. Tam możemy znaleźć odpowiedzi, których potrzebujemy. Podążajmy za tym, a nie będziemy błądzić” – podkreślił.

Prof. Lugaresi wskazał, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby papież Franciszek zaczął mówić o zmianie doktryny i zerwaniu. Tego jednak nie robi, nieustannie podkreślając, że doktryna się nie zmienia, że następuje tylko rozwój jej rozumienia. W tej sytuacji opisany powyżej klucz jest właściwym rozwiązaniem problemu.

Źródło: magister.blogautore.espresso.repubblica.it

Pach

Krótka opowieść o Antychryście. Władimir Sołowiow. 1900 rok.

Krótka opowieść o Antychryście
13.11.2008.
Spis treści ”Krótka opowieść o Antychryście” Strona 2 Strona 1 z 2
————————–
[Władimir Solowiow był wielkim myślicielem i filozofem końca XIX wieku w Rosji. „Tri rozgowora” z lat 1899-1900 były zwieńczeniem jego poszukiwań duchowych, zakończonych chyba  konwersją na katolicyzm.
A w Rozmowie trzeciej – mieści się prorocza perełka „Krótka opowieść o Antychryście”. Umieszczam tu jej skrót. Według „Wyboru pism” wydanych przez „W drodze”, Poznań 1988. MD]  
—————————————–
            Europa w dwudziestym pierwszym wieku sta­nowi związek mniej lub więcej demokratycznych państw – ­europejskie stany zjednoczone. Rozwój kultury zewnętrznej, nieco zahamowany wskutek mongolskiego najazdu i walki wyz­woleńczej, nabrał znowu żywego tempa. Natomiast sprawy za­przątające wewnętrzną świadomość – problem życia i śmier­ci, ostatecznego losu świata i człowieka – dodatkowo powi­kłane w wyniku nowych badań i odkryć fizjologicznych i psy­chologicznych, pozostają nadal nie rozwiązane. Następuje tylko jeden doniosły fakt negatywny: ostateczny upadek teore­tycznego materializmu. Wyobrażenie o świecie jako systemie tańczących atomów i o życiu jako rezultacie mechanicznego nagromadzenia najdrobniejszych zmian substancji – takie wyobrażenie nie mogło już zadowolić ani jednego myślącego umysłu. Ludzkość na zawsze wyrosła z tych filozoficznych powijaków. Z drugiej strony wszakże staje się jasne, że wyrosła ona również z dziecięcej zdolności do naiwnej, spontanicznej wiary. Takich pojęć, jak Bóg, który stworzył świat z nicze­go, itp., przestają uczyć już nawet w szkołach elementarnych. Wypracowany został pewien ogólny podwyższony poziom wyobrażeń o tych sprawach, poniżej którego nie może zejść ża­den dogmatyzm. I kiedy ludzie myślący w swojej ogromnej większości pozostają zupełnie niewierzący, to nieliczni wierzący stają się wszyscy z konieczności również – myślący­mi, spełniając zalecenie apostoła: bądźcie dziećmi w sercu, ale nie w umyśle.
            Był w owym czasie pośród nielicznych wierzących spirytuali­stów pewien człowiek niezwykły – wielu nazywało go nad­człowiekiem – równie daleki od dziecięctwa umysłu, jak i serca. Dzięki swojej genialności już w wieku trzydziestu trzech lat zasłynął on szeroko jako wielki myśliciel, pisarz i działacz społeczny. Doświadczając w sobie samym ogromnej siły ducha, był niezmiennie przekonanym spirytualistą, a jasny umysł ukazywał mu zawsze prawdę, w którą należy wierzyć: dobro, Boga, Mesjasza. I wierzył w to, ale kochał tylko sie­bie samego. Wierzył w Boga, ale w głębi duszy mimo woli i instynktownie dawał pierwszeństwo przed Nim – sobie. Wierzył w Dobro, ale wszechwidzące Oko Wieczności wiedziało, że człowiek ten pokłoni się złej mocy, skoro go ona tylko spró­buje przekupić – nie ułudą uczuć i niskich namiętności, na­wet nie subtelną przynętą władzy, lecz jedynie poprzez bezgra­niczną miłość własną.
Zresztą ta miłość własna nie była ani nieświadomym odruchem, ani szaleńczym uroszczeniem. Poza wyjątkową genialnością, urodą i szlachetnością również naj­wyższe znamiona wstrzemięźliwości, bezinteresowności i czyn­nej filantropii dostatecznie usprawiedliwiały, jak się zdawało, ogromną miłość własną tego wielkiego spirytualisty, ascety i filantropa. I czy można go winić za to, że tak hojnie Bożymi darami uposażony, ujrzał w nich szczególne znaki wyjątkowej dla siebie przychylności z góry i widział w sobie kogoś dru­giego po Bogu, jedynego w swoim rodzaju syna Bożego? Jed­nym słowem, uznał siebie za tego, kim w rzeczywistości był Chrystus. Ale ta świadomość swojej najwyższej godności ufor­mowała się w nim nie jako jego moralny obowiązek wobec Boga i świata, lecz jako jego prawo i poczucie pierwszeństwa przed innymi, a głównie przed Chrystusem. Początkowo nie czuł nawet do Jezusa wrogości. Uznawał Jego mesjańską rolę i godność, ale tak naprawdę to widział w Nim tylko swojego największego poprzednika – czyn moralny Chrystusa i Jego absolutna jedyność były dla tego zamroczonego miłością wła­sną umysłu niezrozumiałe. Rozumował on tak: “Chrystus przyszedł przede mną; ja jestem drugi; ale przecież to, co w porządku czasowym jest późniejsze, w istocie jest pierwsze. Przychodzę jako ostatni, u kresu dziejów, właśnie dlatego że jestem doskonałym, ostatecznym zbawicielem. Ów Chrystus jest moim zwiastunem. Jego misją było poprzedzenie i przygo­towanie mojego przyjścia”.

I w tej myśli wielki człowiek dwu­dziestego pierwszego wieku odnosił do siebie to wszystko, co powiedziano w Ewangelii o drugim przyjściu, tłumacząc to przyjście nie jako powrót tegoż Chrystusa, lecz jako zastąpienie poprzedniego Chrystusa ostatecznym, to znaczy nim samym.
            W tym stadium „człowiek przyszłości” niewiele jeszcze przeja­wia cech charakterystycznych i oryginalnych. Przecież w po­dobny sposób patrzał na swój stosunek do Chrystusa na przy­kład Mahomet – mąż prawy, którego nie można obwiniać o jakąkolwiek złą intencję. Wynosząc siebie ponad Chrystusa, człowiek ów uzasadnia to jeszcze takim rozumowaniem: “Chrystus, głosząc i urzeczywist­niając w swoim życiu dobro moralne, naprawiał ludzkość, ja zaś jestem powołany do tego, aby być dobroczyńcą tej czę­ściowo naprawionej, częściowo nie naprawionej ludzkości. Ja dam wszystkim ludziom wszystko, co im potrzebne. Chrystus jako moralista dzielił ludzi na dobrych i złych, ja połączę ich za pomocą dóbr jednakowo potrzebnych dobrym i złym. Będę prawdziwym przedstawicielem tego Boga, który każe świecić swemu słońcu nad dobrymi i złymi, który spuszcza rosę na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Chrystus przyniósł miecz, ja przyniosę pokój. On groził ziemi strasznym sądem ostatecz­nym – ale przecież ostatecznym sędzią będę ja, a sąd mój bę­dzie nie sądem prawdy tylko, lecz sądem łaski. Będzie i pra­wda w moim sądzie, ale nic prawda odpłacająca, lecz prawda rozdzielająca. Wszystkich wyróżnię i każdemu dam według jego potrzeb”.
          I w takim oto nastroju ducha oczekuje on jakiegoś wyraź­nego Bożego wezwania do dzieła ponownego zbawienia ludz­kości, jakiegoś widomego i zadziwiającego świadectwa, że jest on starszym synem, umiłowanym pierworodnym Boga. Czeka i karmi swoją jaźń świadomością swych nadludzkich cnót i ta­lentów – przecież jak było powiedziane, jest to człowiek o nienagannej moralności i niezwykłym geniuszu.
            Wyczekuje dumny mąż sprawiedliwy najwyższej sankcji, aby rozpocząć zbawianie ludzkości – i nic może się doczekać. Minęło mu już trzydzieści lat, przechodzą jeszcze trzy lata. I oto błyska w jego głowie i przenika go do szpiku kości gorącym dreszczem myśl: “A jeśli?… A nuż to nie ja, tylko ten… Gali­lejczyk… A nuż nie jest On mym zwiastunem, lecz prawdzi­wym, pierwszym i ostatnim? Ale przecież w takim razie powi­nien być żyw… Gdzież On jest? A jeśli przyjdzie do mnie… teraz, tutaj… Co Mu powiem? Przecież będę musiał oddać Mu pokłon jak ostatni głupi chrześcijanin, jak jakiś rosyjski mużyk mamrotać bez sensu: Panie Jezusie Chryste, zmiłuj się nade mną grzesznym, albo niczym polska baba paść krzyżem. Ja, świetlany geniusz, nadczłowiek. Nie, nigdy!”
I w tym momen­cie w miejsce poprzedniego rozumnego, chłodnego szacunku dla Boga i Chrystusa rodzi się i rośnie w jego sercu najpierw jakaś zgroza, a potem kłująca i całe jego jestestwo ściskająca i dławiąca zazdrość oraz wściekła, pełna pasji nienawiść. „Ja, ja, a nie On! Nie ma Go wśród żywych, nie ma i nie bę­dzie. Nie zmartwychwstał, nie, nie, nie! Zgnił, zgnił w grobie, zgnił jak ostatnia…”
I z pianą na ustach, konwulsyjnymi sko­kami wybiega z domu, z ogrodu, i w głuchą, ciemną noc bieg­nie skalistą ścieżką… Pasja cichnie w nim i zastępuje ją głucha i ciężka jak te skały, mroczna jak ta noc rozpacz. Zatrzymuje się nad stromym urwiskiem i słyszy daleko w dole niewyraźny szum płynącego po kamieniach potoku. Nieznośny żal ściska jego serce. Nagle coś się w nim porusza. “Wezwać Go – za­pytać, co mam robić?” I wśród mroku ukazuje mu się pełen łagodnego smutku obraz. “On się nade mną lituje… Nie, nigdy! Nie zmartwychwstał, nie zmartwychwstał!” I rzuca się z urwiska. Ale coś sprężystego, jakby słup wodny, utrzymuje go w powietrzu, czuje wstrząs, jakby rażony prądem elektrycz­nym, i jakaś siła odrzuca go wstecz. Na moment traci świado­mość, a kiedy ją odzyskuje, klęczy w odległości kilku kroków od urwiska. Przed nim rysuje się jakaś promieniejąca fosfory­cznym zamglonym światłem postać, której dwoje oczu nieznoś­nym ostrym blaskiem przenika jego duszę…
            A on widzi tych dwoje przenikliwych oczu i słyszy ni to w sobie, ni to z zewnątrz jakiś dziwny głos – głuchy, wręcz zdławiony, a zarazem wyraźny, metaliczny i całkowicie bezdu­szny, jakby pochodził z fonografu. I głos ten mówi mu:
“Synu mój umiłowany, w tobie całe moje upodobanie. Czemuś nie wybrał mnie? Dlaczego czciłeś tamtego, nędznego, i jego ojca? Jam bóg i ojciec twój. A tamten, ukrzyżowany nędzarz, jest obcy mnie i tobie. Nie mam innego syna prócz ciebie. Tyś jedyny, jednorodzony, równy mnie. Miłuję cię i niczego od ciebie nie żądam. I tak jesteś piękny, wielki, potężny. Czyń swoje dzieło w imię twoje, nie moje. Nie żywię ku tobie za­zdrości. Miłuję cię. Niczego od ciebie nie potrzebuję. Tamten, którego uważałeś za boga, żądał od swego syna posłuszeństwa, i to posłuszeństwa bez granic… aż do śmierci krzyżowej – a kiedy był on na krzyżu, nie przyszedł mu z pomocą. Ja niczego od ciebie nie żądam, a pomogę ci. Dla ciebie samego, dla twej własnej wolności i wyższości i gwoli mojej czystej, bezinteresownej ku tobie miłości – pomogę ci. Przyjmij du­cha mojego. Jak dawniej duch mój płodził cię w Pięknie, tak teraz płodzi cię w mocy”.
Przy tych słowach tajemniczej po­staci usta nadczłowieka mimo woli rozchyliły się, dwoje prze­nikliwych oczu przybliżyło się tuż do jego twarzy i poczuł, jak ostry, lodowaty strumień wszedł weń i napełnił całe jego jeste­stwo. Jednocześnie poczuł w sobie niezwykłą moc, rześkość, lekkość i zapał. W tejże chwili jaśniejące oblicze i dwoje oczu nagle znikło, coś uniosło nadczłowieka ponad ziemię i zaraz opuściło go w jego ogrodzie, u drzwi domu.
            Następnego dnia nie tylko osoby odwiedzające wielkiego człowieka, ale nawet jego słudzy byli zdumieni jego osobli­wym, natchnionym jakimś wyglądem. Jeszcze bardziej by się wszakże zdumieli, gdyby mogli widzieć, z jaką nadnaturalną szybkością i łatwością pisał on, zamknąwszy się w swoim ga­binecie, swe znakomite dzieło pod tytułem “Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności”.
[zniszczono drugą część tego artykułu. Podaję więc I część.
Oryginał na pewno można znaleźć. MD]

MODLITWA O TRIUMF WIARY KATOLICKIEJ

MODLITWA O TRIUMF WIARY KATOLICKIEJ

+ Athanasius Schneider

Wszechmogący wieczny Boże, Ojcze, Synu i Duchu Święty, klękamy przed Twoim Majestatem i składamy Ci z głębi naszych serc dziękczynienie za bezcenny dar wiary katolickiej, który raczyłeś nam objawić przez Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga i prawdziwego człowieka. Otrzymaliśmy to Boże światło na Chrzcie Świętym i przyrzekliśmy Ci zachować tę wiarę nienaruszoną aż do śmierci.

Pomnażaj w nas dar wiary katolickiej. Niech umacnia ją i utwierdza Twoja łaska. Pogłębiaj w nas codziennie poznanie piękna i głębi wiary katolickiej, abyśmy żyli w głębokiej radości Twojej Boskiej prawdy i byli gotowi poświęcić wszystko, byle tylko nie pójść na kompromis lub nie zdradzić tej wiary. Daj nam łaskę, abyśmy byli zdecydowani ponieść tysiąckrotną śmierć za choćby jeden artykuł Credo.

Przyjmij łaskawie nasz akt pokornego zadośćuczynienia za wszystkie grzechy popełnione przeciw wierze katolickiej przez ludzi świeckich i duchownych, zwłaszcza przez wysokich rangą duchownych, którzy wbrew złożonej podczas święceń solennej obietnicy, że będą nauczycielami i obrońcami integralności wiary katolickiej, stali się orędownikami herezji, zatruwając w ten sposób powierzoną im owczarnię i poważnie obrażając Boski majestat Jezusa Chrystusa, Prawdy Wcielonej.

Udziel nam łaski postrzegania w nadprzyrodzonym świetle wiary wszystkich wydarzeń naszego życia i ogromnych prób, którym poddawana jest obecnie nasza Święta Matka Kościół. Spraw, abyśmy uwierzyli, że z bezkresnej duchowej pustyni naszych czasów wyprowadzisz nowy rozkwit wiary, który przyozdobi ogród Kościoła nowymi dziełami wiary i zapoczątkuje nową erę wiary.

Mocno wierzymy, że wiara katolicka jest jedyną prawdziwą wiarą i religią, do której dobrowolnego przyjęcia zapraszasz każdego człowieka. Niech święta, katolicka i apostolska wiara ponownie zatryumfuje w Kościele i na świecie za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny, pogromczyni wszelkich herezji, oraz wielkich męczenników i wyznawców wiary, tak aby ani jedna dusza nie poszła na zatracenie, a dostąpiwszy raczej poznania Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela rodzaju ludzkiego, dzięki prawowitej wierze i sprawiedliwemu życiu osiągnęła wieczne błogosławieństwo w Tobie, o Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty. Tobie wszelka cześć i chwała na wieki wieków. Amen.

+ Athanasius Schneider, biskup pomocniczy Archidiecezji Najświętszej Maryi Panny w Astanie