To morderstwo: Zgony poszczepienne kowida. Publikacja badań wstrzymana.

Zgony poszczepienne c-19. Publikacja badań wstrzymana

AlterCabrio , 27 listopada 2023 ekspedy/zgony-poszczepienne-publikacja-badan-wstrzymana

„Pamiętajcie, że zwykle [mniej niż] 50 zgonów spowodowanych powszechnie stosowanym, nowatorskim produktem powoduje wycofanie go z rynku na całym świecie. Liczba 284 dobrze opisanych zgonów w wyniku powikłań sercowo-naczyniowych i/lub zakrzepowych jest uderzającym odkryciem w literaturze medycznej dotyczącym produktów, które nadal znajdują się na rynku i są promowane przez agencje zdrowia publicznego na całym świecie”

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

Nowe badanie: zgony poszczepienne c-19

Powiedziano mi, że publikacja badania została wstrzymana.

Znajdziesz je tutaj.

Zdarzenia niepożądane po szczepionkach mRNA przeciwko covid-19: systematyczny przegląd powikłań sercowo-naczyniowych, zakrzepicy i trombocytopenii” — PubMed (nih.gov)

Badanie:

Tło i cele: Od czasu opublikowania pomyślnych wyników badań klinicznych szczepionek mRNA na chorobę koronawirusową 2019 (covid-19) w grudniu 2020r. pojawiło się wiele doniesień na temat powikłań sercowo-naczyniowych po szczepieniu mRNA. Badanie to dostarcza szczegółowego opisu różnych zdarzeń niepożądanych ze strony układu sercowo-naczyniowego zgłaszanych po pierwszej lub drugiej dawce szczepionki mRNA, w tym zapalenie osierdzia/zapalenie osierdzia i mięśnia sercowego, zapalenie mięśnia sercowego, niedociśnienie, nadciśnienie, arytmia, wstrząs kardiogenny, udar, zawał mięśnia sercowego/zawał z uniesieniem odcinka ST, krwotok wewnątrzczaszkowy, zakrzepica (zakrzepica żył głębokich, zakrzepica żył mózgowych, zdarzenia zakrzepowe tętnicze lub żylne, zakrzepica żyły wrotnej, zakrzepica wieńcowa, zakrzepica mikronaczyniowa jelita cienkiego) i zatorowość płucna.

Metody: Dokonano systematycznego przeglądu oryginalnych badań zgłaszających potwierdzone objawy sercowo-naczyniowe po szczepieniu mRNA przeciwko covid-19. Zgodnie z wytycznymi PRISMA do stycznia 2022r. przeszukiwano elektroniczne bazy danych (PubMed, PMC NCBI i Cochrane Library). Wyjściową charakterystykę pacjentów i przebieg choroby uzyskano z odpowiednich badań.

Wyniki: W sumie w 81 artykułach przeanalizowano potwierdzone powikłania sercowo-naczyniowe po szczepionce mRNA przeciwko covid-19 u 17 636 osób i zgłoszono 284 zgony po zastosowaniu dowolnej szczepionki mRNA. Spośród 17 636 zdarzeń sercowo-naczyniowych po zastosowaniu dowolnej szczepionki mRNA, 17 192 zaobserwowano po podaniu szczepionki BNT162b2 (Pfizer-BioNTech), a 444 po podaniu mRNA-1273 (Moderna). W przypadku każdej szczepionki mRNA często zgłaszano zakrzepicę (n = 13 936), następnie udar (n = 758), zapalenie mięśnia sercowego (n = 511), zawał mięśnia sercowego (n = 377), zatorowość płucną (n = 301) i arytmię (n = 254). Stratyfikowanie wyników według rodzaju szczepionki wykazało, że zakrzepica (80,8%) była powszechna w kohorcie BNT162b2, podczas gdy udar (39,9%) był częsty w przypadku mRNA-1273 w dowolnej dawce. Czas pomiędzy dawką szczepionki a wystąpieniem pierwszych objawów wynosił średnio 5,6 i 4,8 dnia odpowiednio w przypadku szczepionki mRNA-1273 i BNT162b2. W kohorcie mRNA-1273 odnotowano 56 zgonów w porównaniu z 228 z powodu BNT162b2, a resztę wypisano lub przeniesiono na oddział intensywnej terapii.

Na swoim Substacku, dr Peter McCullough, MD, komentując badanie, pisze:

„Pamiętajcie, że zwykle [mniej niż] 50 zgonów spowodowanych powszechnie stosowanym, nowatorskim produktem powoduje wycofanie go z rynku na całym świecie. Liczba 284 dobrze opisanych zgonów w wyniku powikłań sercowo-naczyniowych i/lub zakrzepowych jest uderzającym odkryciem w literaturze medycznej dotyczącym produktów, które nadal znajdują się na rynku i są promowane przez agencje zdrowia publicznego na całym świecie”.

W 1976r., kiedy 25% populacji USA zostało zaszczepione przeciwko rzekomej świńskiej grypie Fort Dix z 32 zgonami w wyniku tej szczepionki – liczba 32 była wówczas niewątpliwie kwestionowana przez CDC jako „zbyt wysoka” – cały program szczepień został wstrzymany a następnie wycofany.

Tradycyjne medyczne podejście do zgonów związanych ze szczepionkami było kiedyś następujące: jeśli widzimy kilka zgonów, oznacza to, że jest znacznie więcej tych, których nie widzimy.

Nie tym razem.

Tym razem jest tak: wstrzyknąć zastrzyk w jak największą liczbę ramion, w jak największym stopniu ukryć powikłania i zgony, nadal twierdzić, że szczepionka jest bezpieczna i skuteczna, oraz cenzurować kontrinformacje. Jeśli to możliwe, nakazać szczepienia.

Dziś większość lekarzy zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę pracują dla przemysłu farmaceutycznego, który z kolei kontroluje informacje i współpracuje z rządem federalnym, aby wciskać społeczeństwu jak najwięcej leków i szczepionek. Ci lekarze nie zadają pytań. Łamią przysięgę, że po pierwsze nie będą szkodzić, i odbierają wypłaty.

Powikłania i zgony spowodowane ich produktami są ignorowane. Przez nich, lekarzy.

Można to nazwać kolesiowskim kapitalizmem lub medycyną poprzez socjalizm. Nie ma znaczenia, jak to nazwiesz.

To morderstwo.

Ekskluzywizm, czyli tajemnice i pozorne sprzeczności duszy żydowskiej

Ekskluzywizm, czyli tajemnice i pozorne sprzeczności duszy żydowskiej

wawel , 27 listopada 2023 ekspedyt./ekskluzywizm-czyli-tajemnice-i-pozorne-sprzecznosci-duszy-zydowskiej

Ilustracja. Dante: Canto XXXIII, Lucifer.

MOTTO

1. „Dusza narodu żydowskiego, która jest [jednocześnie] socjalistyczna i syjonistyczna, głosi dla innych [narodów] internacjonalizm, wyśmiewa u nich miłość ojczyzny, każe się im wyzbyć w imię internacjonalizmu własnej ziemi i własnej ojczyzny – a dla siebie zachowuje skrajny nacjonalizm”.

[Ks. Dr Stanisław Trzeciak]

2. “Biblia hebrajska jest spiskiem przeciwko reszcie świata. W księgach biblijnych spisek jest jasny i wyraźny… […] spisek agresywny i mściwy. […] To nie tolerancja, ale głupota zamykać oczy na ten fakt.”

[Herbert George Wells (1866-1946)]

3. “Jeśli Żydzi postąpią zgodnie z poleceniem Jahwe i oddzielą się od reszty ludzkości, Jahwe w zamian obiecuje, że uczyni ich panami nad ludzkością: „postępujcie jego drogami, przestrzegajcie jego ustaw, przykazań, jego zwyczajów i słuchajcie jego głosu” oraz Jahwe „wywyższy was ponad każdy inny naród, który stworzył”; „Wiele narodów uczynicie sobie poddanymi, lecz żadnemu nie będziecie poddani” (Powtórzonego Prawa 26:17-19 i 28:12). W rzeczywistości brzmi to bardzo podobnie do paktu, który Szatan zaproponował Jezusowi: „diabeł pokazał mu wszystkie królestwa świata i ich przepych. I rzekł do niego: «Dam ci to wszystko, jeśli upadniesz do moich stóp i złożysz mi hołd»” (Mt 4,8-9).

[L. Guyenot]

WSTĘP

Jak można zwalczać i deprecjonować wszystkie ruchy narodowe jako wsteczne, groźne, nazistowskie (=narodowosocjalistyczne) a jednocześnie dla swojej grupy głosić najskrajniejszy narodowy nacjonalizm uważający ludobójstwo za ofiarę miłą bogu? Przecież to sprzeczność,  mówi ten czy inny reprezentant cywilizacji zachodniej.

To nie sprzeczność, to strategia. Konsekwentna. Sami robimy to, czego innym zabraniamy. To nie hipokryzja. To Sun Zi (wraz z pochodnymi od niego “Protokołami mędrców”). “Hipokryzja” to pojęcie chrześcijańskie, zachodnie. Podobnie jak “sprzeczność”.  Z punktu widzenia kultur (“cywilizacji”) dla których liczy się tylko własne zwycięstwo, dla których inne grupy z definicji są wrogami – z ich punktu widzenia taka PODWÓJNA MIARA  to optymalne i jedyne możliwe rozwiązanie. “Obcy” to zasób, wkład, rywal, reprezentant konkurencyjnego stada, właściciel terenów, które nam mogą się przydać, lub okazja do kradzieży i nielimitowanego zarobku.

Takie chrześcijańskie “bzdury” jak “zakaz podwójnej miary, zakaz hipokryzji”, obiektywna moralność, zdolność rozróżniania Dobra i Zła nie obowiązują w kulturach prawdziwie wojowniczych, żądnych władzy, kierujących się wolą mocy. Postawa chrześcijańska dla takich cywilizacji z ich punktu widzenia jest po prostu skrajną głupotą, wywieszeniem białej flagi, zgodą na bycie zniewolonym przez sprytniejsze narody, grupy, państwa.

Podwójna miara (nasz nacjonalizm święty, ich zakazany) jest “mądrością” kultur i cywilizacji przemocowych, plemiennych. Nie ma w takiej postawie niczego dziwnego. Dziwna jest jedynie naiwność tych, którzy sądzą, że jak wojownik coś im nakazuje, to sam będzie to robił.

I

W ostatnich kilku latach opublikowałem dwa teksty poświęcone świętowaniu Chanuki w polskim Sejmie oraz rasizmowi chasydzkich kabalistów chabadowców, których Lech Kaczyński wpuścił do Sejmu w 2006 r.

Komentarze internautów pokazały, że temat jest jeszcze stosunkowo mało znany, a tym bardziej opisany.

Sojusz JK z chabadowcami, kariera powiązanego z nimi Danielsa bywa tłumaczona wyborem JK, postawieniem przez niego na „Żydów konserwatywnych” wbrew (przeciw? obok?) Żydom lewicowym”.

Nastąpił tu lekki chaos. Nie można tej teorii podawać jako wytłumaczenia silnie filosemickiego, irracjonalnego kursu partii PIS. Dlaczego? Bo jest to teoria powstała w kręgu… samej partii PIS. W ten sposób daleko nie zajdziemy, pytając… analizowane zjawisko o przyczyny jego zachowań.

Teoria „z jakimiś Żydami trzeba iść, lepiej więc z konserwatywnymi, niż tymi drugimi” („lewicowymi”, „liberalnymi” etc.) jest kalką propagandową powstałą wewnątrz lobby żydowskiego w PIS-ie oraz błędną alternaqtywą, alternatywą pozorną. Obszernie 2 lata temu propagował je A.Bielan. Teoria ta szła ręka w rękę z drugą teorią, identyczną „banialuką operacyjną” – że Daniels to doradca Trumpa oraz furtka do – zda się – wszystkich potężnych ludzi USA, a na pewno do ważnych polityków republikańskich. Te banialuki lobby żydowskiego rezonowały media „prawicowe”. Teraz kiedy naród tak zdecydowanie odrzucił butę i bezczelność Danielsa, że jego mocodawcy musieli go schować – teraz dalej pozostała na polu bitwy „banialuka operacyjna” o potrzebie „maszerowania” z jednymi Żydami – przeciw drugim.

Oczywiście, w takie humbugi o „pomocy” ze strony jednej z frakcji żydowskich wierzyć mogą tylko zadaniowi dziennikarze albo ludzie pojęcia nie mający o historii XX w. i o dziejach żydowskiej myśli politycznej i religijnej. Czy to podrzucone jajo „operacyjnej narracji o pomocy prawej ręki rabina w walce z jego lewą ręką” zniósł sam JK, czy tylko je odziedziczył i wysiaduje – to już szczegóły. Historia, źródła, animatorzy, analiza środowisk dopuszczonych do Okrągłego Stołu, historia i geneza KOR-u, międzynarodowe powiązania i wsparcie KOR-u, rola polskiego wolnomularstwa w hodowaniu polskiej „opozycji demokratycznej” i w formacji ideowej braci Kaczyńskich, powiązania środowisk okołopisowskich z biznesem diaspory i izraelskim – to wszystko tematy prawie nieruszone, leżące odłogiem. Bez odważnych dziennikarzy i historyków, którzy ruszą te magazyny tematów tabu – zostaniemy w kręgu opowieści Munchausena-Bielana i powtarzającego je JK.

II

Mentalność żydowska – jak uczy nas ST jest odrębna od wszystkich innych. Dlatego nazwałem humbugiem i banialukami opowieści o tym, jak prawa ręka rabina pomoże gojowi pobić lewą nogę tegoż samego rabina. Takie historyjki może rozpowszechniać tylko ktoś, kto nie liznął dziesiątek tomów pism twórców XIX i XX-wiecznej myśli politycznej i religijnej świata żydowskiego.

Dychotomiczna siatka kategorialna stosowana w kulturze zachodu (konserwatywny-lewicowy, prawicowy-lewicowy, nacjonalistyczny-internacjonalistyczny etc.) nie znajduje zastosowania w kulturach Bliskiego Wschodu. Inny był bieg tych cywilizacji. Pojęcie prawdy jest pojęciem „wtórnym” wobec pojęć „naród”, „prawo”, „krewny”, „siła”. Nie przeszły te kultury „etapu Organonu”. I wcale z tego powodu – jak się wydaje – nie ubolewają. Kierowanie się prawdą utrudnia tylko życie, i w skali jednostek i społeczeństw. Kierowanie się prawdą i dobrą wolą to kaprys jednostek wyrastających ponad przeciętność. Takich jak Stagiryta. Albo jak Jezus założyciel naszej religii. Religii, która stworzyła cywilizację Zachodu. Cywilizacja żydowska (by użyć terminu prof. Konecznego) odrzuciła i Organon i Ewangelie.

By uzmysłowić sobie tę fundamentalną opozycję paradygmatu cywilizacyjnego Europy i Bliskiego Wschodu wystarczy wziąć do ręki sążnisty tom „Logika Talmudu” wydany 3 lata temu w Krakowie. Tom ten rozwija z palca wyssane koncepcje „nowej, talmudycznej, żydowskiej, niearystotelesowskiej logiki”. A kto za to płaci? Pani, pan, pani. To się nazywa spryt. Spryt zawsze próbuje pokonać prawdę. Wejdź do domu, nie płać czynszu i pobieraj składki od reszty mieszkańców na coś co ogłaszasz jako „remont”, a co jest zapoczątkowaną przez ciebie rozbiórką domu (tak na marginesie, to ów remont kojarzy mi się od razu z niedawnymi słowami premiera MM: „ukończyliśmy remont generalny”).

„Publikacja została sfinansowana ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego na utrzymanie potencjału badawczego Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie”. Czy jeszcze komuś się wydaje, że użyte w opisie książki słowa takie jak: „nauka”, „szkolnictwo wyższe”, „administracja”, „potencjał badawczy” – znaczą to samo, co identycznie brzmiące słowa z kultury zachodniej? Na czwartej stronie tytułowej w/w książki możemy przeczytać: Recenzenci – Rabbi Michael Abraham, prof. Jan Woleński. Rabin i wolnomularz na nasz koszt wciskają w obręb polskiej kultury i nauki – psujący ją – kuriozalny gniot (pod względem naukowości analogiczny do pastiszu Śledzia Otrembusa-Podgrobelskiego pt. Imagineskop).

III

Po tej – koniecznej – dygresji pokazującej absurd przykładania zachodnich słów, kategorii i pojęć do świata krańcowo odmiennej mentalności, choć posługującej się identycznie fonetycznie brzmiącymi słowami wróćmy do wyznania wiary JK, czyli prawej ręki rabina bijącej lewą jego nogę. Pamiętając, że J.Gowin (wzorem S.Podemskiego) ogłosił, że Polskę zamieszkują dwa narody, uzupełnijmy to o stwierdzenie, że mamy w Polsce też dwa języki polskie. Zapisuje się je i brzmią tak samo – lecz znaczą krańcowo odmienne rzeczy. I wtedy, uzbrojeni w tę wiedzę spójrzmy na kilka wypowiedzi koryfeuszy kultury żydowskiej, które pozwolą nam ujrzeć absurd dzielenia rabina na stronę prawą i lewą i absurd liczenia na zyskaniu czegoś przez sojusz z jedną stroną. Ujmując to lekko humorystycznie i zarazem esencjonalnie można tak podsumować: 1. rabin nie po to jest na świecie, by ktoś coś zyskiwał podczepiając się pod niego 2. próżne to nadzieje rozdzielić rabina na dwie połowy, legendarna żydowska solidarność zaraz te połowy zjednoczy i od obydwu dostaniemy po głowie. Aż dziw, że bracia K. do tego nie doszli.

Przechodzimy więc do zapowiadanych cytatów o tym, że kiedy Żyd nazywa się konserwatystą lub liberałem czy socjalistą to tylko… kokietuje i… dobrze się bawi widząc gojów doszukujących się w tych nazwach tego, czego w nich nie ma, nie było, nie będzie i nie może być – ex definitione.

„Syjonizm i socjalizm reprezentują kwintesencję ducha żydowskiego” [Opinia, Tygodnik żydowski, nr. 32, 10.09.1933].

Następny cytat pokazuje, jak pięknie w jednym Żydzie łączą się oligarchizacja i populizm. Autorem jest Teodor Herzl, kreator syjonizmu, ojciec założyciel państwa Izrael, twórca wiekopomnego dla Żydów dzieła „Państwo żydowskie” i z tegoż dzieła pochodzi:

„Na dole proletaryzujemy się na wywrotowców, tworzymy podoficerów wszystkich rewolucyjnych partii, a równocześnie na górze wzrasta nasza straszna potęga pieniądza”. [Theodor Herzl, Der Judenstaat, Berlin 1918, s.29]

„Dusza narodu żydowskiego, która jest [jednocześnie] socjalistyczna i syjonistyczna, głosi dla innych [narodów] internacjonalizm, wyśmiewa u nich milość ojczyzny, każe się im wyzbyć w imię internacjonalizmu własnej ziemi i własnej ojczyzny – a dla siebie zachowuje skrajny nacjonalizm”. [Ks. Dr Stanisław Trzeciak]

Na koniec tych wyjaśnień, dlaczego absurdem jest „dzielenie Żyda na prawicę i lewicę” trzeba zacytować niezwykle przez Żydów cenionego prof. Teodora Lessinga: „Herzl i Marks! Dla wielu są to sprzeczne, wrogie sobie zasady i światopoglądy. A jednak nie ma między nimi sprzeczności (…) Na pytanie: Herzl czy Marks? Odpowiadamy: Herzl i Marks”. [Theodor Lessing, Herzl und Marx, Warszawa 1933]

Świetnie widać tę, jak ją humorystycznie nazwałem „niepodzielność rabina” na przykładzie stosunku światowego żydostwa („world jewry”- termin używany do dziś przez autorów i polityków żydowskich o samych sobie) do ideologii homolobby i gender. Wszyscy Żydzi prawie jak jeden mąż optują za homoideologią i gender. Konserwatywni rabini”wkrótce będą wyświęcać rabinów gejów i zachęcać żydowskich mężczyzn i kobiety do homoseksualizmu, jeśli mają takie skłonności”. ADL i AJC niezwykle intensywnie promują homoseksualizm wprowadzając gender do szkół. W głównych miastach Ameryki, ADL indoktrynuje samorządy, szkoły, nawet liberalne kościoły, że chrześcijanie biblijni cierpią na zaburzenie psychiczne zwane „homofobią.” ADL mówi, że bogobojni chrześcijanie prześladują homoseksualistów, a motywuje ich „literatura nienawiści” – Biblia. Robią to wszyscy razem – „konserwatyści” i „liberałowie”. Robią to w zwinnej synchronizacji obie ręce i nogi rabina, obie ręce i nogi Ahaswerusa.

========================

ANEKS

Lewicki: Jak Kaczyńscy sojusz z Izraelem budowali

“Ten tekst przypomina i analizuje działania jakie podejmowali bracia Kaczyńscy by doprowadzić do zbliżenia i sojuszu Polski z Izraelem. Dlaczego to robili i co chcieli przez to osiągnąć? Czy ich rachuby wychodziły z realistycznych przesłanek i jaki był ostatecznie skutek ich działań?

Zaczęło się to jeszcze zanim Lech Kaczyński został prezydentem i było kontynuowane przez cały okres jego prezydentury i obu rządów, w których PiS uczestniczył lub sprawuje je samodzielnie. W czerwcu 2001 roku Lech Kaczyński, który wtedy był ministrem sprawiedliwości, zatrzymał ekshumację w Jedwabnem, przez co do dziś nie wiadomo jak była liczba ofiar: 150, 400, czy też może aż 1600. jak twierdzi w swojej publikacji Jan Gross.[1]

Lech Kaczyński walnie przyczynił się też do powstania Muzeum Polin: „pełniąc obowiązki prezydenta Warszawy zaproponował ówczesnemu ministrowi kultury, by Muzeum powołało wspólnie Ministerstwo, Żydowski Instytut Historyczny i miasto Warszawa. Lech Kaczyński zdecydował również że Warszawa pokryje połowę kosztów budowy budynku. Wkład finansowy miasta w budowę Muzeum Historii Żydów Polskich wyniósł 40.000.000 złotych w gotówce i działce o powierzchni 12 929 m2 w centrum Warszawy – według cen działek w Warszawie wartej 130.000.000 złotych”.[2]

We wrześniu 2006 r. miała miejsce szeroka ofensywa Lecha Kaczyńskiego, która w zamierzeniu miała zapewne doprowadzić do ustanowienia sojuszniczych relacji z Izraelem i do zniesienia napięć z organizacjami żydowskimi w Ameryce. Najpierw, 9 września, w Sejmie miało miejsce pierwsze czytanie projektu ustawy o rekompensatach za przejęte przez państwo nieruchomości oraz niektóre inne składniki mienia.[3] W projekcie przewidywano wypłatę rekompensat także dla byłych żydowskich właścicieli. Zaraz potem, w dniach 10-12 września, Lech Kaczyński przebywał z oficjalną wizytą w Izraelu, gdzie zapewniał, że „nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny”, oraz, że to nigdy nie ulegnie zmianie: „I mogę państwa zapewnić, że chociaż rządy w Polsce się zmieniają, jak w każdym demokratycznym państwie, to polityka wobec Izraela się nie zmieni”.[4]

Kaczyńskiego w Izraelu podejmował prezydent tego kraju Mosze Kacaw i premier Ehud Olmert. Obaj oni potem poszli do więzienia, gdyż udowodniono im, w przypadku prezydenta, gwałty, zaś w przypadku premiera, branie łapówek.

W następnym tygodniu, w dniach 17-19 września, prezydent udał się wizytą do USA, gdzie spotkał się także z przedstawicielami organizacji żydowskich i rozmawiał na temat roszczeń majątkowych. Jednak sprawa ustawy reprywatyzacyjnej utknęła w parlamencie i jej bieg został zakończony.

Lech Kaczyński zaś dalej konsekwentnie kontynuował swoją proizraelską politykę. W grudniu 2006 r. przyjął w Pałacu Prezydenckim przedstawicieli Europejskiego Kongresu Żydów, jak też tego samego dnia zainaugurowano obchody żydowskiego święta Chanuka w Pałacu, co stało się potem coroczną praktyką.[5] W dniu 9 września 2007 r. za jego zgodą, reaktywowano w Polsce działalność ważnej organizacji żydowskiej – B’nai B’rith – Loża Polin.[6] Działanie tej organizacji było w Polsce zakazane dekretem prezydenta Mościckiego z roku 1938.

W maju 2008 r. Kaczyński odbył powtórną podróż do Izraela, tym razem z okazji 60 rocznicy powstania tego państwa.[7] W czasie tej wizyty Kaczyński spotkał się także z ówczesnym prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim i wzywał, że „NATO musi jednoznacznie zapowiedzieć reakcję na wszelkie działania przeciwko integralności terytorialnej Gruzji.”[8] Gruzja w tym czasie kupowała izraelską broń, ale także broń z Polski i Ukrainy, i przygotowywała swoją armię do zbrojnego przywrócenia integralności kraju. Doprowadziło to do klęski w pięciodniowej wojnie z Rosją, a NATO, pomimo tych wezwań Kaczyńskiego, nie pomogło Saakaszwilemu, który ewidentnie dał pretekst Rosji do uderzenia próbując przedtem zająć miasto Cchinwali w Południowej Osetii. Widać, że zarówno Saakaszwili, jak i Lech Kaczyński nie oceniali realnie swoich sił, i to zarówno pod względem militarnym, jak i możliwości uzyskania wsparcia ze strony USA i NATO. Cała ta kombinacja zakończyła się upokarzająca klęską, zaś warunki zawieszenia broni wynegocjował w Moskwie ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Przypominam to by pokazać jak nierealistyczną i życzeniową politykę prowadził Lech Kaczyński ze swoim bratem i to nie tylko w stosunku do Izraela ale właściwie w każdym innym polu.

Jarosław Kaczyński widzi Izrael jako wielką potęgę, także militarną. Tym swoim dziwacznym wyobrażeniom dał wyraz w wywiadzie dla Gazety Polskiej, gdzie tak porównał siłę Niemiec i Izraela: „Berlin potrzebowałby co najmniej dwa razy silniejszej gospodarki i przynajmniej osiem razy silniejszej armii, by zaoferować komukolwiek realną ochronę. Z całym szacunkiem dla potencjału naszego zachodniego sąsiada, ale w zderzeniu z siłą Izraela nie sądzę, by był zdolny stawiać mu czoło więcej niż jeden dzień”[9] Jaki sens ma w ogóle porównywanie Niemiec i Izraela? Z jednej strony mamy gospodarczą potęgę, a z drugiej małe państwo, zagrożone ze wszystkich stron. Kaczyńskiego ocena możliwości Izraela zatrzymała się chyba gdzieś na roku 1967, gdy była wojna sześciodniowa, bo ostatnio to przecież armia Izraela radzi sobie mocno średnio. Wystarczy przypomnieć II wojnę w Libanie w roku 2006, gdzie armia Izraela, rzucając doborowe jednostki jak np. brygadę Golani, nie zdołała pokonać improwizowanych sił partii Hezbollah i poniosła duże straty. I nie jest to tylko moja opinia, ale tak stwierdziła komisja powołana przez rząd izraelski: „Paramilitarna organizacja złożona z kilku tysięcy ludzi stawiała opór, przez kilka tygodni, najsilniejszej armii na Bliskim Wschodzie, która cieszyła się pełnym panowaniem w powietrzu oraz przewagą liczebną i technologiczną”. Ale Jarosław Kaczyński oczywiście wie lepiej.

Te działania, a raczej stwarzanie pozorów, że Polska posiada bardzo dobre relacje z Izraelem trwały cały czas i nie ma chyba nawet potrzeby przedstawiania kolejnych zdarzeń, które te polskie zabiegi dokumentują. Ostatnim takim mocnym akordem w tej wielkiej gamie działań, były peany na cześć Izraela wygłoszone przez Jarosława Kaczyńskiego podczas ceremonii wręczenia nagrody im. Antoniny i Jana Żabińskich w warszawskim ZOO we wrześniu 2017 r. Mówił tam o Izraelu: „Jest państwem na swój sposób wielkim. Tą wielkość musimy traktować jako dowód siły ducha, ale także jako dowód, że nad nami jest siła wyższa, która o wszystkim decyduje, bo bez niej Izrael nie mógłby istnieć. To cud naszych czasów.”[10] Wychwalał także fundację From The Depth założoną i prowadzoną przez byłego sierżanta armii izraelskiej Jonnego Danielsa. I faktycznie ten człowiek, tej rangi, wystarczył aby obsłużyć całą obecną polską elitą władzy razem z jej błędnymi wyobrażeniami, urojeniami i życzeniami odnośnie relacji polsko-żydowskich. Podkreśleniem wyjątkowej rangi, jaką rządząca partia PiS przykłada do relacji z Izraelem jest to, że w Polsko-Izraelskiej Grupie Parlamentarnej na 123 członków tylko dwóch nie należy do PiS. [11]

Aż w końcu nadszedł czas prawdy i z powodu uchwalenia ustawy o IPN, bądź też wykorzystując tylko tę sprawę, Izrael doprowadził do kompletnej zapaści w stosunkach z Polską i ostatecznie dobrą oceną obecnego stanu tych stosunków jest stwierdzenie izraelskiego prezydenta, że „mamy również niezgodę, głęboką niezgodę”. Znowu obudziliśmy się z bardzo długiego snu i znowu z ręką w nocniku.

Tak się skończyły nierealne marzenia Kaczyńskich o sojuszu z Izraelem.”

Stanisław Lewicki ,  30 maja 2018,  Redakcja Konserwatyzm.pl

[1] http://www.geocities.ws/jedwabne/rozmowa_z_prof_kola.htm

[2] https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/387693-wtorny-antysemityzm-jako-efekt-przelomu-w-polityce-historycznej

[3] http://orka.sejm.gov.pl/proc5.nsf/opisy/133.htm

[4] http://www.prezydent.pl/archiwum-lecha-kaczynskiego/aktualnosci/rok-2006/art,150,518,drugi-dzien-wizyty-prezydenta-rp-w-izraelu.html

[5] http://www.prezydent.pl/archiwum-lecha-kaczynskiego/aktualnosci/rok-2006/art,150,802,chanuka-w-palacu-prezydenckim.html  

[6] http://www.bibula.com/?p=71616

[7] http://www.newsweek.pl/wiadomosci/z-ostatniej-chwili-/lech-kaczynski-polecial-na-obchody-60-lecia-izraela,3403,1,1.html

[8] https://www.bankier.pl/wiadomosc/Izrael-Lech-Kaczynski-spotkal-sie-z-Micheilem-Saakaszwilim-1766970.html

[9] Gazeta Polska nr 10/2017

[10] http://www.se.pl/wiadomosci/polityka/poruszajaca-mowa-kaczynskiego-o-izraelu_1018454.html

[11] http://www.sejm.gov.pl/SQL2.nsf/skladgr?OpenAgent&294&PL

============================================

Tagi:chrześcijaństwo, ekskluzywizm, Herzl, internacjonalizm, Marks, nacjonalizm, paradygmat, prawda, spisek ekskluzywizmu, sprzeczność, strategia, trybalizm, uniwersalizm

O autorze: wawel

1 komentarz

  1. CzarnaLimuzyna 27 listopada 2023 godz. 07:44Bardzo ważny tekst. Pozwolę sobie zacytować jeszcze raz jeden z ważnych fragmentów:…mamy w Polsce też dwa języki polskie. Zapisuje się je i brzmią tak samo – lecz znaczą krańcowo odmienne rzeczy. I wtedy, uzbrojeni w tę wiedzę spójrzmy na kilka wypowiedzi koryfeuszy kultury żydowskiej, które pozwolą nam ujrzeć absurd dzielenia rabina na stronę prawą i lewą i absurd liczenia na zyskaniu czegoś przez sojusz z jedną stroną. Ujmując to lekko humorystycznie i zarazem esencjonalnie można tak podsumować:1. rabin nie po to jest na świecie, by ktoś coś zyskiwał podczepiając się pod niego
    2. próżne to nadzieje rozdzielić rabina na dwie połowy, legendarna żydowska solidarność zaraz te połowy zjednoczy i od obydwu dostaniemy po głowie. Aż dziw, że bracia K. do tego nie doszli.Przechodzimy więc do zapowiadanych cytatów o tym, że kiedy Żyd nazywa się konserwatystą lub liberałem czy socjalistą to tylko… kokietuje i… dobrze się bawi widząc gojów doszukujących się w tych nazwach tego, czego w nich nie ma, nie było, nie będzie i nie może być – ex definitione.„Syjonizm i socjalizm reprezentują kwintesencję ducha żydowskiego” [Opinia, Tygodnik żydowski, nr. 32, 10.09.1933].
  2. _______________________________________________________
  3. Jakiś czas temu Rzeczpospolita została kupiona przez Sorosa, który również jest w rzekomo ważnym konflikcie z Izraelem. Konflikt konfliktem, lecz mówią jednym głosem w sprawie polskiej niepodległości. Redaktor naczelny tej gazetki uroczyście rozpoczął 15.11.23. antypolską kampanię “piorącą polskie mózgi”, artykułem “Idzie agresywny suwerenizm. Wojna z Unią może być zabójcza” pisząc w nim: “Prezes PiS ruszył na wojnę z UE. To plan samobójczy i destrukcyjny dla polskiej prawicy” Stężenie kłamstwa w cytowanych dwóch zdaniach jest 100 %.Artykuł programowy podobny do słynnego artykułu z gazety żydowskiej “Wyborczej”, przypomnę- Patriotyzm jest jak rasizm i wiele innych pokrewnych artykułów wykorzystujących to hasło przerabiane potem na “patriotyzm jest jak faszyzm”.Mając ostatnio okazję widzieć i słyszeć wypowiedzi niektórych przedstawicieli “plemienia żmijowego” w kontekście najnowszych wydarzeń w Palestynie odnoszę wrażenie, że niosący światło Lucifer bardzo mocno oświetla im drogę.

Kultura centralnie sterowana przyszłością Unii Europejskiej?

https://pch24.pl/kultura-centralnie-sterowana-przyszloscia-unii-europejskiej/

Kultura centralnie sterowana przyszłością Unii Europejskiej? 


Świat zdążył się już przekonać o nieefektywności gospodarki centralnie sterowanej, ustanawianej przez partie komunistyczne w krajach, w których udało im się przejąć pełnię władzy. Niekiedy rozwiązywała ona pomyślnie, niektóre problemy podczas sytuacji nadzwyczajnych, wymuszających zastosowanie nadzwyczajnych środków (np. odbudowa kraju po niszczycielskiej wojnie). Jednak, w standardowych warunkach, m.in. wskutek swej nadmiernej sztywności, braku możliwości dokładnego rozeznania się planistów w realnych potrzebach i możliwościach społeczeństwa, oraz faktu, że rzeczywistość jest zbyt złożona, zniuansowana i nieprzewidywalna, by narzucić jej określony szablon rozwoju, niosła za sobą nędzę, brak poszanowania dobra wspólnego i deformację życia społecznego, aż do granic absurdu. Czy analogiczne skutki przyniesie wcielenie w życie koncepcji centralnie sterowanej kultury, której próbę wdrożenia wymusi postępujący proces centralizacji Unii Europejskiej?

Toczy się dyskusja na temat rzeczywistych konsekwencji przyjęcia raportu w sprawie zmiany unijnych traktatów. Polska prawica alarmuje o postępującym procesie centralizacji Unii i związanym z nim zagrożeniem utratą suwerenności, lewica liberalna osobliwie uspokaja nas stwierdzeniem, że to tylko pierwszy krok, a zadeklarowani rewolucjoniści patrzą z nadzieją na perspektywę przeniesienie ośrodka władzy do Brukseli, skąd łatwiej będzie zaprowadzać właściwe im (nie)porządki. Pomijając spory dotyczące terminologii (federalizacja czy centralizacjautrata suwerenność czy delegowanie kompetencji) oraz określenia dynamiki zachodzącego procesu, nie ulega wątpliwości, że raport ten jest kolejnym krokiem na drodze, prowadzącej ku ograniczenia możliwości samodzielnego gospodarowania przez Polaków własnym państwem, a pośrednio i własnym życiem. Niestety, dotyczy to również szeroko pojętych norm kulturowych, w tym – religijnych. Sposób w jaki będzie to czynione, nasuwa skojarzenia z centralnym zarządzaniem gospodarką, obecnym w krajach realnego socjalizmu. Pójście tropem tej analogii pozwoli zwrócić nam uwagę na ryzyka, jakie niesie za sobą ten właśnie sposób sprawowania władzy.

Ujednolicenie pod maską różnorodności

Nim jednak przejdziemy do wynotowania narzucających się zbieżności, spróbujmy rozszyfrować intencje jakie kryją się za roszczeniem unijnych urzędników do sprawowania centralnego nadzoru nad wzorcami kulturowymi. Rzucają się w oczy przynajmniej dwa wymiary tej motywacji: ideologiczny i pragmatyczny. Ten pierwszy nie wymaga specjalnego rozwijania.

W organach Unii Europejskiej dominują siły posiadające określoną wizję świata oraz przekonanie co do tego w którą stronę powinien on podążać. Nieco ironicznie, pierwsze i drugie moglibyśmy określić mianem posthippisowsko-establishmentowego. Rozpełźnięci w różne strony spadkobiercy idei 1968 roku pragną zmieniać świat (z niewielką tylko poprawką na oporującą rzeczywistość, której niegdyś z perspektywy ulicznych rozrób i zadymionych komun nie dostrzegali w ogóle), a przy okazji zapewnić sobie możliwie wygodne życie i lukratywną posadę. Wśród publicystów panują różnice zdań na temat udziału czynnika ideologicznego w procesie centralizacyjnym. Jako że temat ten był dosyć często poruszany w prawicowych mediach, dziś warto poświęcić nieco więcej miejsca wymiarowi pragmatycznemu.

Tendencje rozrostowe wszelkiej biurokracji, niepodzielnie związane z obejmowaniem kontroli nad coraz to kolejnymi sferami jednostkowego i społecznego życia oraz czerpaniem zysków z jej sprawowania, to zjawisko znane i dobrze opisane. Warunkiem skutecznego działania urzędów jest jednak zachowanie pewnego podstawowego poziomu subordynacji objętych ich regulacjami obywateli. Im bardziej różnorodny kulturowo jest obszar ich działania, tym ryzyko niechęci wobec podporządkowania się kolejnym wprowadzanym regulacjom będzie większe, ze względu na sprzeczność systemów wartości, norm i preferowanych sposobów życia jego poszczególnych części składowych. Względna jednolitość administrowanego obszaru pod względem kulturowym wydaje się więc warunkiem sine qua non racji istnienia tych urzędów i dalszego rozrostu klasy biurokratycznej. Na tak różnorodnym pod tym względem obszarze jakim jest Europa, eurobiurokracja – by się utrzymać, wykarmić i nadal wzrastać – musi implementować już nie tylko rozwiązania dotyczące gospodarki, polityki ekologicznej czy międzynarodowej, ale również homogenizacji kulturowej.

Środkiem mogącym do tego celu posłużyć (stwarzającym pewną pokusę, ale z przyczyn praktycznych nieopłacalnym w realizacji) jest likwidacja kulturowych ośrodków tożsamościotwórczych, tworzących wspólnoty kierujące się normami utrudniających sprawne zarządzanie administracji unijnej: wspólnoty religijne, niektóre ruchy społeczne, kontestacyjne subkultury. O ile można bez większego ryzyka poważyć się na taki krok w stosunku do wspólnot niszowych, wydanie otwartej wojny tym większym mogłyby wywołać poważne niepokoje społeczne i idące za nimi zachwianie zaufania wobec nowej władzy.

Z punktu widzenie interesu urzędników, bardziej opłacalne byłyby zatem zabiegi „przycinające” właściwości tych ośrodków do postaci, która nie będzie stwarzać dla Centrali zbyt wielkiego zagrożenia. W przypadku religii będzie to oczywiście wiązało się ze stopniowym przeinaczaniem jej doktryny, wtłaczaniem jej do interpretowanych przez dominujące w Unii Europejskiej siły lewicowo-liberalne „wartości europejskich”. Najmniej rzucającym się w oczy opinii publicznej działaniem będzie rzucanie kłód pod nogi ośrodkom wiernym swojej doktrynie, przy równoczesnym dofinansowywaniu i medialnym rozdymaniu znaczenia ich kolaboranckich odmian.

To miękki sposób działania. Twardym będzie ustanawianie praw godzących w wolność przekazywania swoich idei oraz sprawowania kultu przez te wspólnoty, poczynając od tych, które w społeczeństwie liberalnym nie budzą entuzjazmu, np. ograniczanie sprawowania egzorcyzmów, spowiedzi świętej dla dzieci, przekazywanie młodym ludziom treści mogących ich „znerwicować” (nauki o piekle) etc.

W miarę jak nowounijna propaganda będzie urabiać umysłowość społeczeństw, włodarze Unii Europejskiej będą mogli pozwalać sobie na coraz dalsze ingerencje. Dokładnie ten sam sposób działania może zostać zastosowany wobec środowisk patriotycznych, narodowych czy pielęgnujących wszelkie inne „niewygodne” tradycje. Takie instytucje z wybitymi zębami, będą mogły w pewnym zakresie funkcjonować, z tym, że utracą podstawowy zawarty w nich sens.

200% normy inkluzji

Zawartość przegłosowanego 25 października raportu o zmianie traktatów wskazuje na konieczność przejęcia przez unijną Centralę kontroli nad edukacją czy ochroną zdrowia. Upraszcza również procedury zawieszania w prawach członka państw sprzeniewierzających się „wartościom unijnym” (jeszcze raz podkreślmy – interpretowanych przez lewicowych liberałów i posiadających w tej interpretacji bardzo szerokie pole manewru), co umożliwia i uwiarygadnia szantaż wobec poszczególnych członków. Dodajmy do tego odgórne wcielanie urzędowo wystandaryzowanego języka w miejscach pracy, przepisach medycznych czy instytucjach publicznych. To również jest zabieg modyfikujący kulturę, gdyż zakaz określania pewnych postaw pejoratywnie będzie uniemożliwieniem wskazania, które z nich są moralne czy właściwe, a które nie; indoktrynowanie ludzi w tym języku będzie (przynajmniej u części z nich) stopniowo zmieniać systemy znaczeń, w jakie wyposaża kultura. W język bowiem wpisywane jest wartościowanie różnych postaw czy zjawisk, co daje ludziom instrukcje: do czego dążyć, czego unikać.

Wskazujemy tutaj tylko te najbardziej oczywiste metody działania. Urzędnicy unijni niejednokrotnie zaskakiwali nas swoją kreatywnością w naginaniu pól sprawowanej przez siebie władzy. Tak więc centralne sterowanie kulturą nie będzie odbywało się w sposób oczywisty 
i siermiężny, jak za czasów Pierwszych Sekretarzy; raczej w sposób trudny do łatwego uchwycenia przez przeciętnego obywatela tego nowego organizmu politycznego. Nie zmienia to faktu, że mechanizm takiego zarządzania będzie posiadał wady, w dużej mierze tożsame z tym znanym z państw realnego socjalizmu. Kultura centralnie sterowana będzie próbowała wtłoczyć w sztywne urzędnicze ramy ukształtowane lokalnie organiczne wzory działania, które do tej pory odpowiadały na konkretne potrzeby związane z ich uwarunkowaniami, wrażliwościami, charakterami czy występującymi miejscowo zagrożeniami. W ten właśnie sposób kultury stracą swoją efektywność w reagowaniu na problemy, z którymi musiały się dotychczas zmagać.

Tak jak w realnym socjalizmie „państwowe znaczyło niczyje” i nie zachęcało do troszczenia się o mienie, narzędzia produkcji czy efekt końcowy podjętych działań, tak i niczyja stanie się inkluzywna kultura unijna. Przeinaczone i przycięte do potrzeb urzędniczych wspólnoty religijne, języki, media i wytwory artystyczne nie będą godne zaufania, raczej – pogardy. Spodziewać się można efektu ostentacyjnego dezawuowania tych instytucji, robienia im na złość, kombinowanie przy obchodzeniu zaaplikowanych do nich sztucznych reguł. W efekcie natychmiast będą musiały wytworzyć się dwa porządki społeczne: oficjalny i rdzennie kulturowy (kulturowa szara strefa). Podobnie jak w krajach socjalistycznych, wymusi to na społeczeństwach nieustanne egzystowanie w stanie mimikry – udawanie i stwarzanie pozorów na pokaz, pożerające mnóstwo energii, która mogłaby zostać przeznaczona na działalność konstruktywną i społecznie pożyteczną. Wspólnoty 
o aksjologiach najbardziej sprzecznych z leżącymi u podłoża kulturowych wytycznych Centrali będą zaś doświadczać największego poczucia upodlenia, gdyż zmuszone zostaną w sferze publicznej do permanentnego działania wbrew zakorzenionym w nich wartościom. Alternatywą będzie odmowa partycypacji w nowym systemie, co jednak pociągnie za sobą określone konsekwencje finansowe, utratę prestiżu i pozycji społecznej, stoczenie się w materialny niebyt. Taka perspektywa będzie dużą część społeczeństwa odstraszać przed jawnym okazywaniem oporu. 

Podobnie jak w socjalistycznych gospodarkach centralnie sterowanych dojdzie do zmiany hierarchii społecznej: powstaną nieefektywne mechanizmy tworzenia elit i uzyskiwania awansu społecznego. Ci wierni wykoncypowanej w gabinetach unijnych urzędników kulturze inkluzywnej, będą mogli liczyć na pozycję wyższą, aniżeli ci, którzy pozostali wierni wzorcom, w których zostali wychowani. Nadgorliwi wyznawcy wykreowanej kultury, jako nadzwyczaj potrzebni nowemu systemowi dla jego legitymizacji, będą zatem sowicie nagradzani poprzez umieszczenie ich na wyższych pozycjach społecznej hierarchii. Wszystko to będzie odbywało się kosztem wartości praktycznej i merytorycznej pracowników, społeczników, kapłanów… Tak irracjonalny rozkład społecznego prestiżu czy majętności, o którym będzie decydowała wierność scentralizowanemu unijnemu aparatowi władzy sprawi, że nieefektywność kulturowa szybko przełoży się na nieefektywność gospodarczą. W ten sposób, zamiast deklarowanego wzmocnienia i gospodarczego „gonienia” supermocarstw w rankingach, nastąpi raczej osuwanie się Europy – proponowane lekarstwo okaże się raczej trucizną.

Przestroga

Próby zarządzania podstępem powołaną do życia pseudowspólnotą pozszywaną z elementów o istotnym rozstrzale aksjologicznym, a także rozmaicie rozumiejących świat i ludzkie powinności, siłą rzeczy będą petryfikować system zamordystyczny: aktywnie zwalczający wszelkie odchylenia, godzący sprzeczności wewnątrzspołeczne mocą żelaznej ręki, i nie wahający się przed niszczeniem wszelkiej autentycznej oryginalności i unikatowości kulturowej. Tak jak socjalistyczna równość w rezultacie oznaczała nierówność, tak głoszona przez centralizującą się Unię różnorodność będzie oznaczała wymuszoną homogeniczność. System ufundowany na tak fałszywej idei i zmuszony do marnowania wielkich pokładów energii na maskowanie faktu jej fałszywości, w długim terminie skazany jest na rozpad. A gdy on już nastąpi, historia po raz kolejny zaszydzi ze zgubnej pychy intelektualistów i będących jej efektem wielkich projektów zaprowadzenia zbiorowej szczęśliwości.

Ludwik Pęzioł

Trójmiasto zrobione z Holandii, Belgii i Ruhry. Oni to planują – i robią.

Tristatecity czyli komu wadzą holenderscy rolnicy

Kategoria: Archiwum, Biologia, medycyna, Co piszą inni, Gospodarka, Kontrowersyjne, News, Polecane, Polityka, Polska, Pudło, Świat, Ważne

Autor: AlterCabrio , 22 września 2022 ekspedyt-tristatecity-czyli-komu-wadza-holenderscy-rolnicy

Tristatecity to projekt „inteligentnego miasta”, który zaczął pojawiać się jako koncepcja w 2015 roku. Wizją Petera Savelberga, holenderskiego “konsultanta”, jest stworzenie gigantycznego megalopolis od Holandii przez Belgię do Zagłębia Ruhry w Niemczech, obejmującego od 30 do 45 milionów ludzi.

−∗−

Tłumaczenie w zestawieniu kilku tekstów dotyczących planów budowy Tristatecity, megalopolis na bazie trzech państw i protestów holenderskich rolników. W materiałach zawarta jest próba odpowiedzi na ile te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane. /AlterCabrio/

_____________***_____________

Czytelnicy mogą być zainteresowani wcześniejszym zapoznaniem się z tym, jak się wydaje, oryginalnym dokumentem [TRISTATECITY, A PRIVATE SECTOR PLACE BRANDING INITIATIVE, pdf] na temat planu Trójpaństwowego miasta dla Holandii, Belgii i Zagłębia Ruhry w Niemczech oraz krótkim filmem [13min].

Tristate City – The Reason to Bankrupt Dutch Farmers – The Netherlands https://www.youtube.com/embed/s45OeHX5veM

_____________***_____________

Elita buduje Megalopolis, gdzie plebs będzie zjadał owady

Jesteśmy w stanie wojny w Europie. Ale nie z Rosją. Wróg nie wysłał żołnierzy, czołgów, karabinów maszynowych ani bomb. Nie zobaczymy tego.

To przebiegła, podstępna wielogłowa hydra kształtująca nasze życie, wspomagana przez tych, którzy mają nas reprezentować. Otworzyła się kluczowa linia frontu przeciwko temu amorficznemu wrogowi w sercu Europy. W Holandii.

Dzielni holenderscy rolnicy zmobilizowali swoje ciągniki, wozidła do obornika i bele słomy. Wyjechali na ulice, aby zaprotestować, jak już tutaj donosiliśmy, i nie dają za wygraną.

Po burzliwym lecie protestów rolników przeciwko tzw. przepisom dotyczącym „zanieczyszczenia” – rozporządzeniu rządu holenderskiego, który będzie wymagał od rolników ograniczenia emisji azotu nawet o 70 procent w ciągu najbliższych ośmiu lat – holenderski minister rolnictwa Henk Staghouwer zrezygnował po zaledwie dziewięciu miesiącach na stanowisku, mówiąc dziennikarzom, że nie jest odpowiednią osobą do tej pracy. Rzeczywiście.

Dobrze zrobimy śledząc to z uwagą. Protestują w naszym imieniu. Zmagają się z czymś, co trafnie opisano jako „skorporatyzowany program „zrównoważonego rozwoju” stworzony przy poparciu miliarderów przez „zieloną” elitę, która nie wywodzi się z żadnego popularnego okręgu wyborczego”.

Niewidzialne instytucje, takie jak Światowe Forum Ekonomiczne, Fundacja Billa i Melindy Gatesów, Fundacja Rockefellera, a także zgrupowanie ponadnarodowych korporacji, są kluczowymi „interesariuszami” tej ściśle powiązanej sieci. Są to niewybieralne postacie, które wpływają na politykę rządową w rzekomo suwerennych państwach na całym świecie.

Holenderski rząd planuje wydać 25 miliardów euro na wywłaszczenie 11 200 gospodarstw – rzekomo w celu zmniejszenia o połowę emisji azotu do 2030 roku. Będzie to oznaczać utratę 20 procent gospodarstw, a kolejne 33 procent będzie zmuszone do ograniczenia wielkości i redukcji inwentarza żywego.

Szaleństwo tych cięć ma miejsce w czasie światowych niedoborów żywności i nawozów, kiedy Holandia jest drugim co do wielkości eksporterem żywności po USA. Obecnie ryzykuje pójście w ślady Sri Lanki i zostanie głównym importerem, a nie eksporterem żywności.

Oprócz czasu tych działań, tym, co wzbudza podejrzenia holenderskich rolników, jest fakt, że redukcja emisji azotu nieproporcjonalnie spada na rolnictwo, podczas gdy przemysł i transport są również głównymi trucicielami. Jest w tym jednak logika, jeśli konkretnym motywem zawłaszczania ich ziemi i środków do życia jest Tristatecity [Trójpaństwowe miasto -tłum.].

Tristatecity to projekt „inteligentnego miasta”, który zaczął pojawiać się jako koncepcja w 2015 roku. Wizją Petera Savelberga, holenderskiego konsultanta, jest stworzenie gigantycznego megalopolis od Holandii przez Belgię do Zagłębia Ruhry w Niemczech, obejmującego od 30 do 45 milionów ludzi.

Jak w tej epoce świadomej emisji dwutlenku węgla taki projekt mógł przetrwać ekopobożność fanatyków środowiska? Nie jest oczywiste, w jaki sposób budowanie drapaczy chmur i pokrywanie dużych obszarów betonem może być bardziej zrównoważone niż ziemia uprawna, ale projekt chwali się, że wspiera wszystkie cele zrównoważonego rozwoju ONZ.

Oczywiście, że tak – na papierze. Chętnie promuje również agro-tech, skupiony w regionie Brabancji, w tym uprawę wertykalną (np. hydroponika). Być może nie jest przypadkiem, że według Financial Times, belgijski rząd również zaczął skupować grunty rolne, rzekomo w celu uniknięcia holenderskiego „kryzysu”. Innymi słowy, Trójpaństwowe miasto to klasyczna koncepcja „czwartej rewolucji przemysłowej” Światowego Forum Ekonomicznego.

Peter Savelberg jest wspierany przez holenderską organizację pracodawców VNO-NCW, fundusze emerytalne i deweloperów. Wierzą, że Tristatecity, z 45 milionami mieszkańców, będzie w stanie lepiej konkurować o inwestycje i talenty z innymi globalnymi megamiastami, zwłaszcza z Chinami. A więc, nieuchronnie, Tristatecity potrzebuje holenderskich gruntów rolnych na mieszkania.

Tymczasem mieszkańcy Tristatecity prawdopodobnie będą żywić się robakami – bo będzie tam mniej pól uprawnych, by produkować dla nich żywność. Stąd potrzeba uprawy pionowej. Nie byłoby dla nich żadnego innego przemysłu, w którym mogliby pracować, ponieważ paliwa kopalne potrzebne do funkcjonowania przemysłu wysychają.

Niemcy już teraz doświadczają oznak dezindustrializacji, gdy rosyjski gaz znika, a wysychający Ren jak na ironię uniemożliwia transport węgla. Zero-carbon staje się rzeczywistością.

Pomimo rosnącego sprzeciwu wobec programu ONZ „zrównoważonego rozwoju” Agenda 2030, przeciwko WEF i Wielkiemu Resetowi, rząd holenderski, być może zachęcony m.in. przez niedawne Forum Wysokiego Szczebla ONZ [UN High-Level Forum], w którym Holandia uczestniczyła tego lata, uciekł się do używania tak zwanych „zmian klimatycznych” i „ochrony przyrody” jako podstępnej i zwodniczej wymówki dla zdobycia ziemi potrzebnej do realizacji tych celów.

Widać, że szum marketingowy wokół samego Tristatecity ucichł (zaledwie kilkaset osób śledzi tę stronę na Facebooku), a projekt poczuł potrzebę wydania publicznego oświadczenia, że ​​nie ma związku z programami redukcji azotu.

Tutaj, w Wielkiej Brytanii, być może na razie uniknęliśmy losu holenderskich rolników, chociaż zachęta finansowa naszego rządu dla rolników do opuszczenia gospodarstw była oferowana aż do 11 sierpnia. Nadal istnieje potrzeba zachowania czujności.

Podczas gdy walijskie szkoły zachęcają dzieci do jedzenia robaków, Francja stała się krajem innowacji w produkcji owadów i mieści największe na świecie farmy owadów.

Start-up o nazwie Ynsect zebrał 224 miliony dolarów od inwestorów – w tym koalicji Footprint Coalition gwiazdy Hollywood Roberta Downey Juniora – na budowę drugiej farmy owadów w Amiens w północnej Francji.

Firma zajmuje się hodowlą larw mącznika, które produkują białka dla zwierząt gospodarskich, karmę dla zwierząt domowych i nawozy. Antoine Hubert, dyrektor generalny i współzałożyciel, obiecał, że „40-metrowy zakład o powierzchni ponad 40 000 metrów kwadratowych” będzie „najwyższą pionową farmą na świecie i pierwszą pionową farmą ujemną pod względem emisji dwutlenku węgla na świecie”.

Jesteśmy wciąż atakowani przez wielogłową hydrę na inne sposoby. Manipulacje [gaslighting] przybierają wiele form. Jednym z niedawnych przykładów było przyznanie głównej nagrody podczas Chelsea Flower Show ogrodowi, którego centralną cechą było przeżuwane przez bobry drewno, a nie kwiaty – tak jakby nietknięta natura przebijała uprawę i tworzenie.

W czerwcu omalże nie przeoczyliśmy utraty 700 000 akrów ziemi uprawnej, kiedy budżet na „odnowę krajobrazu” (czyli „odnowę dzikiej przyrody”) został zmniejszony z 800 milionów do 50 milionów funtów.

Ta wojna jeszcze się nie skończyła i powinniśmy wspierać naszych europejskich sojuszników, tak jak robiliśmy to podczas II wojny światowej.

Polecam obejrzeć apokaliptyczne ostrzeżenie Jordana Petersona o tym, co tak naprawdę oznacza „zrównoważony rozwój” oraz program Michaela Yona z lipca, kiedy towarzyszył on holenderskim rolnikom.

Ich walka jest naszą walką. „Bezużyteczni zjadacze” łączmy się. Widły w pogotowiu. https://www.youtube.com/embed/R7gAEkzIgvw

___________________

The elite are building Megalopolis, where the plebs will eat insects, Lucy Wyatt, September 14, 2022

−∗−

Michael Yon: korespondent wojenny, holenderscy rolnicy, światowy głód, New Paradigms w/Sargis Sangari EP #107

W poniedziałek, 25 lipca 2022, w 107. odcinku New Paradigms z Sargisem Sangari, Michaelem Yon: to najbardziej doświadczony korespondent wojenny w Ameryce, a ja rozmawiałem o jego ostatnich doświadczeniach gdy towarzyszył #DutchFarmers w #Holandia.

Michael mówił o faktycznych przyczynach rządowych nakazów przeciwko rolnikom oraz o skutkach tych kroków dla rozwijającego się światowego głodu i imigracji.

Michael wskazuje, że Holandia jest punktem wyjścia dla Światowego Forum Ekonomicznego (#WEF) oraz programu i projektu sieciowego #TristateCity. Nie jest to więc przypadek, że #Holenderski Premier, #MarkRutte, jest ulubieńcem #KlausSchwaba, założyciela WEF.

Głównymi fundatorami WEF jest około 1000 firm członkowskich, zazwyczaj globalnych przedsiębiorstw z obrotem przekraczającym 5 miliardów dolarów amerykańskich plus subwencje publiczne.

Dołącz do mnie, aby wysłuchać tego ważnego programu z Michaelem Yonem, który towarzyszył holenderskim rolnikom, walczącym z potężną WEF, międzynarodową organizacją pozarządową i lobbingową.https://rumble.com/embed/v1azd3j/?pub=4

___________________

________________

Michael Yon: War Correspondent, Dutch Farmers, Global Famine, New Paradigms w/Sargis Sangari EP #107, NEC-SE, July 25, 2022

−∗−

Powiązane tematycznie:

Świat według Klausa
Ty i ja nie będziemy jeść robaków. Ty i ja nie będziemy wiecznie nosić masek. Ty i ja nie będziemy odgrywać ról cyborgów. I ty i ja nie będziemy w […]

________________

Od Sri Lanki do Niderlandów czyli jak działać
Wiedzą, że kiedy ludzie stają się wściekłym, głodnym tłumem, mogą być kontrolowani jak zwierzęta. I tego typu reakcje są dokładnie tym, na co liczą ci globalistyczni oszuści. Dlatego niszczą światowe […]

________________

Dyptyk żywnościowy czyli apokalipsa, robaki i GMO
Byliśmy świadkami jak lockdowny roznoszą gospodarkę na kawałki, podczas gdy klasa miliarderów osiąga rekordowe zyski, a korporacyjne molochy rozszerzają swoje monopole, tak też każda proponowana polityka bezpieczeństwa żywnościowego przyniesie korzyści […]

Tagi:Belgia, farmerzy, głód, holandia, niderlandy, Niemcy, ocieplenie klimatu, produkcja żywności, RFN, rolnictwo, tristatecity, trójpaństwowe miasto, wef, zmiany klimatyczne

====================================

AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

Na Stolicy Piotrowej mamy anarchistę

Kościół na straży demoliberalizmu?
Prof. Bartyzel: na Stolicy Piotrowej mamy anarchistę

pch24.pl/kosciol-na-strazy-demoliberalizmu-prof-bartyzel

#demokracja #Kosciół #liberalizm #państwo #prof. Bartyzel

(fot. stock.adobe.com)

Kościół staje się instytucją, która sama w swoich strukturach wprowadza chaos, a więc nie może być punktem odniesienia, wzorcem stabilności dla chaosu i anarchii w świecie świeckim.

Carl Schmitt w eseju pt. „Rzymski katolicyzm a forma polityczna” pisał, że jeżeli upada wszelka zasada autorytetu w świecie, jeśli upadają monarchie, jeśli upadają tradycyjne elity, to przynajmniej pozostaje ta latarnia na horyzoncie, jaką jest Kościół – jedyna instytucja, która wie na czym polega prawdziwa idea reprezentacji, to znaczy, że reprezentacja jest „z góry”, a nie „z dołu”; że władza zarówno duchowa, jak i polityczna, reprezentuje Boga wobec ludzi, a nie lud etc. Od kiedy mamy jednak anarchistę na Stolicy Piotrowej, bo tak trzeba nazwać tego człowieka, to nie ma nawet pół punktu odniesienia, nie ma się na czym oprzeć, nie ma żadnej ściany, która mogłaby zatrzymać nacierających orków – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Jacek Bartyzel, autor książki „Demokracja” (PROHIBITA, 2023).

Jestem po lekturze książki Pana profesora pt. „Demokracja”, która ukazała się nakładem wydawnictwa PROHIBITA. Jak to jest, panie profesorze: w Polsce Tusk i jego przystawki szli do wyborów z hasłem „obrony demokracji”. Takie samo hasło mają Macron we Francji, Sánchez w Hiszpanii, Scholz w Niemczech, Biden w USA i wielu innych liderów politycznych na Zachodzie. Czego tak naprawdę chcą oni bronić? Czymże naprawdę jest „demokracja”?

To bardzo ciekawa kwestia. Wszystkie postacie, które Pan wymienił, ich ugrupowania i hasła, jeśli się im przyjrzymy, to w klasycznym rozumieniu demokracji, a przez klasyczną demokrację rozumiem przede wszystkim demokrację ateńską, powinny zostać uznane za antydemokratyczne i pro-oligarchiczne. Taki sam wniosek można wyciągnąć odwołując się do poglądów Jana Jakuba Rousseau – ojca demokracji nowożytnej.

Przykład: dotychczasowa opozycja w Polsce twierdziła, że broni niezawisłości sądów, zwłaszcza Trybunału Konstytucyjnego. Nawet jeśli przyjęlibyśmy za dobrą monetę, że im naprawdę chodzi o praworządność, to przecież taka instytucja jak Trybunał Konstytucyjny nie jest demokratyczna, tylko elitarna, jest z natury arystokratyczna. Członkowie Trybunału Konstytucyjnego są mianowani, a nie wybierani; muszą spełniać określone kryteria, np. muszą być prawnikami etc. To nie jest więc instytucja dla wszystkich, więc z punktu widzenia demokracji, która jest rządem liczby i równością polityczną, takie instytucje zawsze były powoływane do tego, żeby stawiać tamę roszczeniom demokracji, żeby powściągać demokrację, żeby powściągać zakusy suwerennego ludu do wszechwładzy. Nie przypadkiem wódz demokracji w „Nie-Boskiej komedii” Krasińskiego nosi imię Pankracy, a więc „Wszechwładny”.

To pomieszanie wynika oczywiście z tego, że to, co się współcześnie uważa za demokrację w świecie, którego jesteśmy częścią, tak naprawdę jest mieszaniną pewnych idei demokratycznych i idei liberalnych, czyli to jest tzw. demokracja liberalna. W tej mieszaninie występują co i rusz jakieś tarcia pomiędzy pierwiastkiem demokratycznym a pierwiastkiem liberalnym. Trybunał Konstytucyjny to tylko jeden z przykładów tego tarcia.

W dodatku dzisiaj problem jeszcze jest taki, że współczesna ideologia liberalna przeszła na bardzo radykalne pozycje ekstremalnego permisywizmu moralnego. W ideologii liberalnej niemal zawsze był czynnik obrony mniejszości, czy praw mniejszości. Dzisiaj mamy do czynienia z bardzo specyficznymi mniejszościami, przede wszystkim tzw. mniejszościami seksualnymi. W związku z tym obecnie tym, co jest szczególnie eksponowane i w propagandzie, i w polityce ruchów liberalnych jest właśnie forsowanie postulatów, które mają realizować życzenia tych mniejszości.

W swojej książce pt. „Demokracja” kilkukrotnie przywołuje Pan hasło, które jest „świętym Graalem” współczesnych wyznawców „władzy ludu”, a brzmi ono: demokracja to rządy większości z poszanowaniem praw mniejszości. Wiele osób wieszczy schyłek demokracji liberalnej. Ja złośliwie odpowiadam: mamy do czynienia z triumfem demokracji liberalnej, co pokazuje na przykład sprawa reformy emerytalnej we Francji. Popierało ją w porywach 5 proc. obywateli. Politycy ją przeprowadzili pod hasłem m. in. „trzeba szanować prawa i wolę mniejszości”.

To ma swoje dwojakie oblicze. Z jednej strony trzeba przypomnieć, co jest tym, co zasadniczo charakteryzuje zarówno demokrację, jak i liberalizm, i co powoduje antagonizm. Sednem demokracji jest zasada rządów większości i suwerenności ludu. Jak mówił Rousseau: tej suwerenności nie można stawiać żadnych granic, ponieważ byłoby to naruszenie zasady, że lud może wszystko. Ta suwerenność w praktyce przekłada się na suwerenność konkretnego ludu czy narodu. Natomiast liberalizm wychodzi z zupełnie innego podstawowego założenia, mianowicie: dla liberałów istnieje pewna abstrakcyjna jednostka – człowiek, która jest według liberałów wyposażona w pewne naturalne i niezbywalne prawa. Ta autonomiczna jednostka jest kimś zupełnie innym niż lud czy naród w demokracji. To tarcie wynika z tego, że próbuje się wolę suwerenną narodu ograniczyć przez wskazanie domniemanych praw autonomicznej jednostki.

Bardzo dobrym przykładem jest sprawa imigracji: z punktu widzenia interesów danego narodu niekontrolowana imigracja jest ogromnym zagrożeniem dla społeczeństwa, ale dla dogmatycznego liberała to jest kwestia autonomicznej jednostki, której wszystko jedno czy ktoś jest Polakiem, czy Syryjczykiem, który chce się tutaj dostać, czy przynajmniej przetransferować. Ta abstrakcyjna jednostka jest stawiana w centrum na jakimś piedestale.

I teraz na pytanie, które Pan stawia, czy demokracja liberalna triumfuje, czy nie, odpowiedź jest złożona. Z jednej strony ideologia, która stoi u podstaw demoliberalizmu, u podstaw demokracji liberalnej triumfuje na poziomie polityki większości państw, jak i przede wszystkim Unii Europejskiej, która zyskuje coraz większą władzę nad państwami członkowskimi. Można by językiem Marksa powiedzieć, że demokracja liberalna to „ideologia panująca klasy panującej” w Europie. Z drugiej jednak strony widzimy pewien opór. Pojawia się on w postaci ruchów, które władze unijne traktują jako zagrożenie i starają się im zapobiec. Te ruchy wpisują się w koncepcję demokracji nieliberalnej, którą ogłosił jako pierwszy z liczących się polityków premier Węgier Víktor Orbán.

Widzimy, że te ruchy wpisujące się w demokrację nieliberalną czasami dochodzą do władzy, bądź zyskują coraz większe poparcie w takich krajach, jak Niemcy, Francja czy Hiszpania. Przyszłość rysuje się więc ciekawie, bo pojawia się pytanie, która tendencja zwycięży? Czy walec unijny zdoła to powstrzymać, czy może raczej oddolny ruch będący w pewnym sensie powrotem do korzeni demokracji zdoła się umocnić i jednak odwrócić bieg historii?

Która koncepcja ostatecznie zatriumfuje, zdaniem pana profesora?

Najtrudniej jest prorokować… Moim zdaniem w najbliższych latach będziemy świadkami coraz bardziej pogłębiającej się sprzeczności. To właściwie taka trochę wojna pozycyjna: na jednych odcinkach frontu się przegrywa, a na innych wygrywa. W Polsce, jeśli uznamy, że PiS było reprezentantem demokracji nieliberalnej, to ta koncepcja właśnie przegrała, a wygrała frakcja, która jest zgodna z ideologią narzucaną z Brukseli. Z kolei na Węgrzech Orbán trzyma się mocno…

Najbliższe lata będą zapewne tak wyglądały, że w różnych krajach, czyli na różnych odcinkach tego frontu będzie to kształtowało się różnie. Ostatecznie jednak mam nadzieję, że zwycięży normalność, że to szaleństwo, które forsuje zdominowana przez liberalnych radykałów Unia na dwóch odcinkach – zmieniania natury ludzkiej i promowania wszelkich dewiacji oraz nieograniczonej imigracji – w końcu zostanie zatrzymane i pokonane przez siły oporu. Mam nadzieję, że narody europejskie w końcu zbuntują się przeciwko temu szaleństwu. Ale jeśli się nie zbuntują, to będzie to oznaczać, że umarły duchowo, czego niestety też nie możemy wykluczyć.

Miało być tak pięknie, panie profesorze. Francis Fukuyama ogłosił „koniec historii”. Demokracja liberalna zaorała wszystkie inne ustroje – komunizm, monarchię, tyranię etc. Dlaczego w związku z tym jest tak źle?

Nad Fukuyamą nie ma potrzeby się nadal znęcać, ponieważ po latach przyznał się on do pomyłki. Przede wszystkim jednak ogłaszając „koniec historii” nie zauważył on islamu, jako nowego wroga demoliberalizmu.

Jednakowoż to, że mamy nadzieję, iż demoliberalizmu upadnie, nie oznacza, że z miejsca zostaną rozwiązane wszystkie problemy, dlatego że nurt „czysto” demokratyczny też ma swoje wady i niesie różne zagrożenia. Nie chcemy przecież tego, żeby lud posiadał nieograniczoną władzę i robił to, co chce.

Prawdziwie tradycjonalistyczne środowiska są dzisiaj na zupełnym marginesie, więc żeby nastąpiła prawdziwa reakcja o charakterze kontrrewolucyjnym, a nie tylko buntu mas przeciwko panującej oligarchii, to na razie nie widać nic dobrego na horyzoncie.

Czy biorąc to wszystko pod uwagę pan profesor, jako monarchista, nadal wierzy w restaurację monarchii?

To zależy w jakiej perspektywie na to patrzeć. Konserwatyści myśląc w perspektywie dziesiątek czy nawet setek lat wiedzą, że zawsze jest to możliwe. Natomiast w dającej się przewidzieć aktualnej sytuacji nie ma na to żadnej szansy. Przede wszystkim, żeby powróciła tradycyjna, katolicka monarchia musi powrócić i zostać wdrożona maksyma „nie ma króla bez biskupa”. Najpierw więc musimy przezwyciężyć straszny kryzys w Kościele, a niestety on się dramatycznie pogłębia…

No właśnie… Kościół staje się obecnie jedną z najbardziej demoliberalnych instytucji na świecie…

Powiem więcej: Kościół staje się instytucją, która sama w swoich strukturach wprowadza chaos, a więc nie może być punktem odniesienia, wzorcem stabilności dla chaosu i anarchii w świecie świeckim. Carl Schmitt w eseju pt. „Rzymski katolicyzm a forma polityczna” pisał, że jeżeli upada wszelka zasada autorytetu w świecie, jeśli upadają monarchie, jeśli upadają tradycyjne elity, to przynajmniej pozostaje ta latarnia na horyzoncie, jaką jest Kościół – jedyna instytucja, która wie na czym polega prawdziwa idea reprezentacji, to znaczy, że reprezentacja jest „z góry”, a nie „z dołu”; że władza zarówno duchowa, jak i polityczna, reprezentuje Boga wobec ludzi, a nie lud etc.

Od kiedy mamy jednak anarchistę na Stolicy Piotrowej, bo tak trzeba nazwać tego człowieka, to nie ma nawet pół punktu odniesienia, nie ma się na czym oprzeć, nie ma żadnej ściany, która mogłaby zatrzymać nacierających orków.

Sugeruje pan profesor, że za niedługo hierarchia sama będzie się domagała tzw. rozdziału państwa od Kościoła?

Ależ to już dawno się stało. Przecież po II Soborze Watykańskim dyplomacja watykańska zażądała zarówno od frankistowskiej Hiszpanii, jak i od Irlandii czy krajów Ameryki Romańskiej, w których istniały jeszcze państwa katolickie, rewizji konkordatów właśnie w duchu odebrania katolicyzmowi pozycji religii uprzywilejowanej.

U nas w Polsce jest to jeden z kluczowych punktów nowej koalicji rządzącej…

Nawet obowiązujący konkordat nie stoi na gruncie państwa katolickiego. Nie mówi on o rozdziale, bo tego pojęcia tam nie ma. Nie jest to jednak konkordat państwa katolickiego ze Stolicą Apostolską. To jest konkordat państwa indyferentnego religijnie.

Bóg zapłać za rozmowę

Tomasz D. Kolanek

W młodym pokoleniu zapanowała obsesja na punkcie źle rozumianego bezpieczeństwa.

Sejfityzm, czyli jak zostało zepsute młode pokolenie

https://www.panstwo.net/6217-sejfityzm-czyli-jak-zostalo-zepsute-mlode-pokolenie


Amerykańscy intelektualiści – dziennikarz Greg Lukianoff i psychiatra Jonathan Haidt – alarmują, że w młodym pokoleniu zapanowała obsesja na punkcie źle rozumianego bezpieczeństwa. Warto przyjrzeć się ich spojrzeniu, zwłaszcza że oni sami prezentują lewicowe poglądy i sami przyłożyli rękę do ukształtowania młodego pokolenia w ten sposób.

Polskiego czytelnika zazwyczaj nie trzeba przekonywać, że „bezstresowe wychowanie” skrzywia charakter, że obecne młode pokolenie jest zbyt delikatne i zbyt rozhisteryzowane. Podczas tzw. strajku kobiet oglądaliśmy sceny egzaltowanych nastolatek przerażonych zagrożeniem własnego życia z powodu zakazu aborcji czy odebrania im telefonu komórkowego, wtedy też rozpowszechniło się potoczne nazywanie lewicowych dziewcząt „Julkami”, które farbują włosy na fioletowo i faszerują ciało kolczykami. Konserwatywni Polacy z niepokojem odnotowują też wpływ gadżetów internetowych na młodzież, zafascynowanie lewicowymi pomysłami i uleganie modnym ideologiom. Można więc w tym smutku znaleźć małe pocieszenie, że te wszystkie intuicje potwierdziło dwóch wyżej wymienionych wybitnych ekspertów, których książka „Rozpieszczony umysł” właśnie ukazała się w języku polskim. 

Wezwanie do odwrotu

Autorzy twierdzą, że pokolenie urodzone po 1995 roku jest głęboko zanurzone w sejfityzmie (od angielskiego: save, bezpieczny), którego przedstawiciele stają się delikatnymi, rozdygotanymi osobowościami, łatwo wpadającymi w histerię. Haidt i Lukianoff przytaczają w tym wiele danych, statystyk i modeli wychowania, które się po prostu nie sprawdziły. Choć obaj popierają amerykańskich demokratów, w książce przyznają na przykład, że uniwersytety stały się zbyt lewicowe i że należy wycofać się z niektórych lewicowych postulatów, zwłaszcza tych genderowych czy rasowych.

Naukowcy zastosowali tu metaforę odporności organizmu na mikroby czy alergeny. Człowiek żyjący w sterylnym otoczeniu staje się bardziej wrażliwy na różne produkty czy choroby, jest na nie bardziej podatny. Podobnie młode pokolenie żyje dzisiaj z dala od krytyki, konfrontacji, debat, sporów i gdy napotyka w życiu – a zwłaszcza na uczelni – odmienne zdanie, czuje się urażone i wpada w różne depresyjne czy histeryczne stany. Lukianoff i Haidt stwierdzają dalej, że uczelnie ulegają tej atmosferze i zamiast kształtować studentów w duchu pracy nad sobą i dochodzenia do prawdy, wolą usuwać nieprzyjemne wykłady, stanowczych profesorów i obniżać wymagania. W książce czytamy, że taka sytuacja ma miejsce od 2013 roku, czyli gdy na studia poszły pierwsze roczniki urodzone po 1995 roku, a więc takie, które spędziły dzieciństwo z urządzeniami cyfrowymi, z internetem, gdzie łatwiej uniknąć treści, z którymi się nie zgadzamy, i pozostać w swojej „bańce informacyjnej”. Przyczyn rozdelikacenia „pokolenia Z” jest jednak więcej.

Pokolenie panikarzy

„Nauczono ich wyolbrzymiać zagrożenia, stosować myślenie dychotomiczne (inaczej binarne), ufać pierwszym reakcjom kierowanym przez emocje i wzmacniać je, a także ulegać zniekształceniom poznawczym” – piszą psychiatrzy. Analizują też szczegółowo, jak do tego doszło, wskazując m.in., że rozszerzono pojęcie bezpieczeństwa. Pierwotnie dotyczyło ono ochrony przed krzywdą fizyczną – zranieniem, upadkiem, pobiciem itp. „Jednak w XXI wieku na niektórych kampusach uniwersyteckich znaczenie słowa »bezpieczeństwo« uległo procesowi znanemu jako »concept creep« (stopniowe rozszerzenie znaczenia terminu określającego daną krzywdę) i objęło również »bezpieczeństwo emocjonalne«“. Doszło do tego, że rektorzy i dziekani zaczęli w ten sposób „troszczyć się” o swoich podopiecznych, że usuwali z programów zajęć treści, które mogły burzyć ich wyobrażenia o świecie. Odpadło wiele klasycznych lektur, bo Murzyni byli tam przedstawieni jako niewolnicy albo kobiety jako gospodynie domowe, podobnie było z kwestią definicji płci, wreszcie wielu wykładowców tak bulwersowało studentów, że ci zaczęli organizować protesty, by albo usunąć ich z uczelni albo – jeśli chodziło o naukowców z zewnątrz – nie dopuścić ich do wizyty i wygłoszenia wykładu. „Rozumowanie jest takie, że jeśli zaproszony mówca wywołuje u studentów zdenerwowanie lub złość, to jest to wystarczający powód, by odmówić mu wstępu na teren kampusu, ponieważ stanowi on »zagrożenie« dla studentów”. Oto sejfityzm w pigułce. Na uniwersytet przyjeżdża gej opowiedzieć, że homoseksualizm nie jest wrodzony? Ależ to uraża homoseksualnych studentów. Profesor biologii chce opowiedzieć o dwóch płciach? Studenci zagłuszają jej wykład. Bywało, że profesorowie tracili pracę albo wykłady, bo zacytowali niewłaściwą bajkę. W Bergen Community College „Profesor wydziału sztuki został wysłany na przymusowy bezpłatny urlop i obowiązkową psychoterapię za umieszczenie posta w mediach społecznościowych. Chodziło o zdjęcie jego córki ubranej w koszulkę przedstawiającą smoka i napis: Wezmę, co moje, ogniem i krwią. Zdaniem uczelni brzmiało to jak »groźba«“. Słowa okazały się cytatem z filmu „Gry o tron”, ale profesora to nie uratowało. Bo sejfityzm polega nie na badaniu intencji danej osoby, lecz skutku, jaki jego słowa wywołują – a rozdelikacone pokolenie może czuć się zagrożone nawet zdjęciem dziecka w koszulce ze smokiem.

Zabrać wolność, dać pseudobezpieczeństwo

W ten sposób edukacja w USA w ogóle skręciła w jakieś odmęty szaleństwa, bo pojawił się konkretny problem z wolnością słowa. Na uczelniach istniały „strefy wolnego słowa”, gdzie zawsze była większa swoboda wypowiedzi. Dosłownie chodziło o miejsce, gdzie tematyka rozmów mogła być bardziej radykalna, kto nie chciał się z tym stykać, ten nie musiał tam chodzić. Jednak w ostatnich latach ofiary sejfityzmu zaczęły wymuszać na władzach uniwersyteckich zamykanie tych stref w imię „bezpieczeństwa” emocjonalnego. „[…] na McNeese State University w stanie Luizjana, grupy studenckie mogły korzystać ze strefy tylko raz na semestr. Inne zostały zniesione przez wyroki sądowe, na przykład strefa na University of Cincinnati, której powierzchnia stanowiła zaledwie 0,1% kampusu uniwersyteckiego, a chęć skorzystania z niej musiała zostać zgłoszona z wyprzedzeniem dziesięciu dni roboczych”.

Szaleństwo bezpieczeństwa emocjonalnego wzmacniają kolejne pseudonaukowe teorie. Derald Wing Suer, profesor Teacher College, spopularyzował pojęcie „mikroagresji”, na której punkcie obsesję przejęli lewicowi aktywiści. Suer tak definiował owe pojęcie: „przelotne, występujące na porządku dziennym, werbalne, zachowawcze lub środowiskowe, zarówno celowe, jak i niecelowe, wrogie, obraźliwe zniewagi na tle rasowym, wymierzone w osoby rasy innej niż biała”. Słowem: Murzyni, Indianie, Eskimosi, Arabowie i wszyscy inni mogą się poczuć urażeni kolorem skóry aktora w filmie, krzywym spojrzeniem, przysłowiem („czarno to widzę”) i wszystkim innym. 

Fanatyzm

Sami autorzy – a przypomnijmy, że są lewicowi – histerie studentów wokół ludzi, którzy wygłaszają poglądy inne niż ich samych, porównują do hunwejbinów, czyli partyjnej młodzieżówki w Chinach Mao Zedonga, która to młodzieżówka atakowała członków partii czy profesorów, w ideologicznym szale bijąc wrogów komunistycznego przywódcy. 

Haidt i Lukianoff wzywają więc do odwrotu, co dla polskiego czytelnika powinno być dobrą wiadomością. Lewicowe wychowanie przyniosło katastrofalne skutki, a badacze wskazują filary tych błędów, jakich dokonano na młodym pokoleniu. Naukowcy wskazują na szereg „czynników wyjaśniających” rozwój sejfityzmu, do których należą m.in paranoidalne rodzicielstwo, upadek nieskrępowanej zabawy, spirala polaryzacji i biurokracja sejfityzmu.

Paranoidalne rodzicielstwo wiąże się z usuwaniem wszelkiego, choćby najmniejszego ryzyka w życiu dziecka. Słowem: nadopiekunczość rodziców niszczy psychikę dziecka. Upadek nieskrępowanej zabawy to ograniczenie tradycyjnych zabaw z elementami ryzyka – walki na miecze, strzelania z dziecięcych łuków, zabawy w lesie. To wszystko współczesnym wychowawcom może wydawać się niebezpieczne, więc aktywność rozrywek często przenosi się do internetu, pogłębiając na przykład uzależenienie od dopaminy czy innych bodźców dostarczanych przez media społecznościowe. Spirala polaryzacji oznacza, że zbyt silne grupy społeczne (a autorzy sami przyznają, że chodzi tu o lewicowe środowisko młodego pokolenia) zbyt łatwo nabierają agresji wobec obcych. 

Lewica jest zbyt silna

Zdaniem psychiatrów, od dekady na emeryturę odchodzi pokolenie naukowców urodzonych po 1945 roku, gdzie rozkład lewicowych i prawicowych badaczy był mniej więcej równomierny, a zastępują ich kadry bardziej postępowe. Młodzież nie ma styczności z konserwatystami, dostaje głównie jeden punkt widzenia i to właśnie lewica okazuje się bardziej agresywna w odwoływaniu prelekcji, które są niezgodne z jej światopoglądem. 

„Wielu studentów kończy uczelnie z błędnym pojęciem o konserwatystach i ze znajomością polityki reprezentowanej tylko przez połowę Stanów Zjednoczonych. Trzy dni po bardzo zaskakującym zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich, redaktorzy najważniejszej studenckiej gazety Uniwersytetu Harvarda wskazali dokładnie na ten problem” – czytamy w „Rozpieszczonym umyśle”. Brak swobody dyskusji, wymiana pokoleniowa profesorów i cały sejfityzm wyobcowały świat akademicki ze świata rzeczywistego. To antagonizuje społeczeństwo, które po zakończeniu zimnej wojny nie ma już wspólnego wroga (komunistów), wobec którego miałoby się jednoczyć, więc zaczyna szukać wroga wewnątrz.

Zepsute pokolenie

Na to nakłada się koniunkturalizm uczelni, które traktując swoich studentów jak klientów, legalizują różne skrajne zachowania i wspierają sejfityzm – na przykład poprzez blokowanie wcześniej opisanych stref wolnego słowa czy zwalnianie naukowców, którzy wykazują „mikroagresję”.

Konsekwencje są bardzo konkretne – m.in rekordowe zachorowania na depresję, przy czym o ile młodzi mężczyźni zapadają dziś na nią dwa–trzy razy częściej, o tyle młode kobiety nawet siedmiokrotnie częściej. 

Obraz młodego amerykańskiego pokolenia, jaki zarysowują autorzy „Rozpieszczonego umysłu”, jest dramatyczny. Młodzi są nauczeni, że mają ufać swoim emocjom, że to, co czują, jest najważniejsze i wyznacza standardy rzeczywistości.

Właśnie w ten sposób człowiek nabawia się chorób psychicznych – czy schizofrenikowi powiemy, że słusznie boi się latających psów? Czy człowiekowi z nerwicami przyznamy rację, że musi drugą godzinę myć ręce, bo tak „czuje”? A właściwie tak często postępuje się wobec generacji urodzonej po 1995 roku, gdy czuje się ona zagrożona, czuje się inną płcią, rasą czy klasą społeczną. Ludzi po prostu wprawia się w paranoje.

Wyznanie autorów

Lukianof i Haidt nie są zwykłymi badaczami. Ten pierwszy zajmował się wolnością słowa zarówno w swoich pracach teoretycznych, jak i aktywizmie społecznym. Ten drugi jest jednym z najbardziej odkrywczych i uznanych psychiatrów na świecie, autorem takich prac jak „Szczęście” czy „Prawy umysł”, gdzie opisał założenia moralne, które ludzi skłaniają do popierania lewicy lub prawicy. Choć obaj panowie sami siebie sytuują w centrum politycznego sporu, to jednak przyznają się do głosowania na demokratów (a więc na lewicę), a w ich tekstach pobrzmiewa nieco politowania dla poglądów konserwatywnych. Będąc w publicystycznym i naukowym mainstreamie, podzielając wiele poglądów w reformowaniu edukacji i szkolnictwa wyższego, jakie prowadziła administracja Clintona czy Obamy, teraz alarmują o owocach tej polityki niczym radykalni prawicowcy. 

Autorzy nadal pozostają na lewo od centrum – z uznaniem cytują i uzasadniają tezy Herberta Marcusego, intelektualnego ojca rewolucji 1968 roku, i jego wezwania do dyskryminowania prawicy, choć twierdzą, że interpretacja Marcusego zaszła za daleko. Właściwie to można powiedzieć, że czytamy w ich rekomendacjach czysto konserwatywne porady, bez porzucania lewicowych szat. 

Autorzy rekomendują zatem, by przy wychowywaniu dzieci stosować więcej dyscypliny, uczyć je (stopniowo) ryzyka, ograniczać dostęp do mediów cyfrowych, organizować sport i interakcje międzyludzkie i po prostu nie pozwalać na wszystko. Coś jak polska rodzina katolicka, tylko nazwane współczesnym językiem.

Dzień bez Niepodległości

Dzień bez Niepodległości

Kategoria: Archiwum, Polityka, Polska

Autor: CzarnaLimuzyna , 10 listopada 2023

Jutro jest kolejny dzień bez niepodległości, taki sam jak inne dni, lecz bardziej uroczysty.

Na przejściu w Dorohusku policja prosi wójta o rozwiązanie protestu bo do granicy zbliża się grupa 200 ukraińskich kierowców którzy sami chcą zlikwidować protest a policja sobie z nimi nie poradzi. Zadajcie sobie pytanie w jakim państwie my żyjemy że grupa obcokrajowców rządzi?

Dzieje się coraz ciekawiej. Polska policja przeprowadza ukraińskie ciężarówki autostradą, pod zakaz dla ciężarówek, tak aby ominąć miejsce gdzie jest zgłoszony protest. Na ukraińskiej stronie polskie auta stoją zablokowane bo wyrzucono ich z ekolejki. Czyj to kraj?! /Rafał Mekler/

Czyj to kraj? – pyta Pan Rafał.

Na to pytanie, przypominam po raz kolejny, odpowiedział w przypływie szczerości, w środku I kadencji, Mateusz Morawiecki- Polska jest krajem posiadanym przez kogoś z zagranicy.

Polacy stali się obywatelami drugiej kategorii, którymi systematycznie się pomiata, odbierając im, na każdym kroku, resztki wolności, godności i majątku. Polskie dzieci są zmuszone czekać wiele miesięcy na operację, a w międzyczasie ich ukraińscy rówieśnicy są przyjmowani poza kolejką, w ciągu kilku dni. Polskie dzieci tracą zdrowie, a nieraz życie. Tak wygląda życie w kolonii, o zgrozo legitymizowanej w groteskowym rytuale przez większość niewolników. Propaganda jest o wiele skuteczniejsza niż w czasach Stalina i Goebbelsa unicestwiając emocjonalne poczucie utraty wolności. Największą popularnością cieszy się wolność prostytuowania, błaznowania i ciułania honorariów w ramach jurgieltu.

Powyższe słowa pisałem wczoraj. Dziś jest już 11 listopada, “Święto Niepodległości”. Wypada, abym coś jeszcze dodał.

Przypierają nas do ściany, wpychają ku uciesze tępej gawiedzi, coraz głębiej do klatki. Nie potępiam tych, którzy na samym początku dali sobie założyć kagańce na twarz, ale potem… okazuje się na każdym kroku, że te kagańce, maski zostały nam na stałe. U większości.

Oglądałem niedawno wywiad z panem Wiplerem, posłem formacji rzekomo wolnościowej. Co zrobił pan Wipler podczas tej błazenady? Odpowiadał na każde głupkowate pytanie  snując ględę-gawędę na temat gry aktorskiej innych błaznów w konfiguracjach quasi teatralnych, w paroksyzmach nieosiągalnej jeszcze kilka lat temu, głupoty lub świadomego kłamstwa o rozmiarach coraz bardziej oswojonej, coraz częściej pojawiającej się apokalipsy.

Niepodległość można rozpatrywać w  aspekcie politycznym, ekonomicznym oraz duchowym. Jeżeli nie obronimy trzeciego, najważniejszego bastionu, nigdy nie odzyskamy dwóch pierwszych.

Jest na szczęście Grzegorz Braun, niezależnie od tego czy gra na etacie, czy nie, a moim zdaniem, nie – on poprawia mi humor. Rzecz nie tylko w poprawie humoru, lecz w ustawieniu moralnego azymutu.

Mateusz Morawiecki, to zbrodniarz-ludobójca zza biurka! W Kodeksie Karnym jest taki rozdział „zbrodnie przeciwko ludzkości” i tam jest wyraźnie napisane, że zbrodniarzem-ludobójcą zostaje nie tylko ten, kto w jakimś Katyniu, Palmirach spycha do dołu z wapnem i strzela w potylicę. Nie, ludobójcą jest także ten, cytuje kodeks karny, ten kto „stwarza warunki, okoliczności w których ludzie giną.

Grzegorz Braun…o suwerenności

Grzegorz Braun min 30:30

Przyzwyczajanie: Przykład wisielca…gdy już zawiśnie, to najpierw się szarpie i miota, a po pewnym czasie już przyzwyczaja się do sznura…

Przyzwyczajanie się do sznura…

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, psychologia, Ważne

Autor: trybeus , 7 listopada 2023

Generalnie głównie robię zakupy w polskich sklepach, jeśli ich nie ma na podorędziu, to szukam jarmarków. Niemniej przyznaję się bez bicia, że czasem zaglądam do germańskiego Lidla lub konkwistadorskiej Biedronki.

Dzisiaj w Krościenku w Lidlu coś nie coś kupiłem…pcham wózek do kasy i widzę, że wszystkie kasy tzw obsługowe zamknięte. Zza winkla regału wychyla się kasjerka i zaprasza mnie do samoobsługowej…

Nie cierpię samoobsługowej z założenia i z zasady nawet z małą pierdołą idę do normalnej, choćby z faktu nawet prozaicznego kontaktu z żywym człowiekiem…

Tłumaczę pani, że to raczej nie przejdzie, bo płacę gotówką, a ona że nie ma najmniejszego problemu i że mi pomoże…wytargała cały prowiant z wózka i sczytując odłożyła na bok, po czym wzięła gotówkę i poszła do normalnej, obsługowej kasy, aby mi przynieść resztę…

Stwierdziłem, że lepiej by jej było jednak na normalnej kasie to zrobić

– No wie pani, tam sobie pani siedzi, nie musi się schylać niepotrzebnie i szybciej… – stwierdziłem

– Proszę pana, robię co mi każą, osiem godzin i spadam do domu… –  odparła lekko poirytowana

Z litości nie ciągnąłem wątku, że przyzwyczajanie klientów do kas samoobsługowych to realny proces zwalniania ludzi z pracy, a tak de facto kręcenie dla siebie sznura na własne życzenie…bo i wtedy nawet tych ośmiu godzin pracy nie będzie…

Wychodząc uświadomiłem sobie, że trend wymiany żywego człowieka na elektroniczny twór z czytnikami kodów, aplikacjami i całym systemem kontroli nad klientem nabiera tempa. Wdrażane jest to rękami własnych pracowników, albo inaczej…to pracownicy tych korpo-przybytków pod przymusem i z obawy o utratę pracy powoli przyzwyczajają się do sznura…

Kiedyś kolega szybko, obrazowo, ale i drastycznie uświadomił mi na czym polega zasada, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Stwierdził, że najlepszy przykład to przykład wisielca…gdy już zawiśnie, to najpierw się szarpie i miota, a po pewnym czasie już przyzwyczaja się do sznura…

Obserwując przez trzy dekady tzw “transformację ustrojową” w Polsce stwierdzam, że Polacy zachłyśnięci tzw “korpozachodem” są już na “kursie i na ścieżce” przyzwyczajania się do sznura…

Wybór 25-ciu ważnych artykułów i filmików. Adresy, dla dociekliwych.

Wybór 25-ciu ważnych artykułów i filmików

Dostałem taki zestaw, publikuję dla dociekliwych. MD

1.

Klub Inteligencji Polskiej 28/02/2021 

Bardzo inteligentny rabin i 31 powodów, dla których nie weźmie szczepionki przeciw Covid-19

pkt.11

Trzy fakty, które należy połączyć:

Bill Gates reklamuje te szczepionki jako niezbędne dla przetrwania ludzkości.

Bill Gates uważa, że świat ma zbyt wielu ludzi i musi być „wyludniony”.

Bill Gates, być może najbogatszy człowiek na świecie, również nie został zaszczepiony. 

Bez pośpiechu.

Uh, nie wezmę wszelkich zabiegów medycznych, które on chce abym przyjął.

a poniżej całość…

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2021/02/bardzo-inteligentny-rabin-i-31-powodow-dla-ktorych-nie-wezmie-szczepionki-przeciw-covid-19/

2.

Nie będzie żadnej kolejnej fali w tym sezonie.

Dr Zbigniew Martyka UJAWNIA: „Dokładnie to samo by się wydarzyło, gdybyśmy nie mieli żadnych obostrzeń”

https://nczas.com/2021/05/14/dr-martyka-ujawnia-dokladnie-to-samo-by-sie-wydarzylo-gdybysmy-nie-mieli-zadnych-obostrzen/

3.

Klub Inteligencji Polskiej  07/05/2021 

Wstrząsające! Komponenty wieży komórkowej 5G oznaczone jako „COV-19”

autor: Ethan Huffk Ludzie są wolni

Pojawiają się raporty ,  które pokazują, że niektóre komponenty elektryczne używane w instalacjach wież 5G mają oznaczenie „COV-19”, które tak się składa, że ​​jest prawie identyczne z COVID-19, nazwą używaną do infekcji rzekomo spowodowanej przez koronawirus z Wuhan.

4.

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2021/05/stepan-bandera-w-jednym-z-raportow-c-i-a-z-1951-roku/

Stepan Bandera zawodowy szpieg Hitlera, zarejestrowany przez Abwherę pod pseudonimem – „Konsul II”),

w czasie swojego pobytu w obozie KL Sachsenhausen, wysyłał stamtąd rozkazy dotyczące ludobójstwa, zarówno polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej

5.

https://www.youtube.com/watch?v=NXwDpqNqN8U3

Jan Kulczyk – dlaczego musiał zginąć?

6.

przyszło z netu..:-)

Babka Tusk była prawa ręką Forstera, gubernatora Gdańska . ….

Ciocia  Tuska zajmowała stanowisko szefowej kadr NSDAP …..

babka Tusk wysyłała dokumenty  bezpośrednio na biurko Adolfa do Berlina.

– http://www.fronda.pl/blogi/miroslaw-mrozewski/donald-honorowy-pulkownik-kgb-ojciec-chrzestny-premiera-iii-rp,34061.html

7.
…… a tu cały wywiad z dr Mike  Yeadon’em

Były wiceprezes firmy Pfizer: „Całkowicie możliwe, że szczepionki będą wykorzystane do depopulacji na masową skalę”

8.

Trzy pytania do Ministra Zdrowia w sprawie bezpieczeństwa i skuteczności szczepień na SARS-CoV-2.

https://www.petycjeonline.com/list_otwarty_–_trzy_pytania_naukowcow_i_lekarzy_do_ministra_zdrowia_w_sprawie_bezpieczestwa_i_skutecznoci_szczepie_na_sars-cov-2

Komentarz Jerzego  Zięby w programie u Andy Choinskiego…

List Otwarty — Trzy pytania naukowców i lekarzy do Ministra Zdrowia w sprawie bezpieczeństwa i skuteczności szczepień na SARS-CoV-2

Bardzo ważne informacje | Jerzy Zięba, Andy i Ziggy z Texasu Na Żywo/ 04/05/21 |

https://www.youtube.com/watch?v=mLnCDxb681g

9.

 agent-stasi-oscar-na-pomorza-donald-tusk

http://naszeblogi.pl/53744-%E2%80%8Bczy-agent-stasi-oscar-na-pomorza-donald-tusk

10.

Tłum żydów tańczy na lotnisku Chopina.

Gdzie jest epidemia?

Uśśś.. A gdzie PANDEMIA??   chyba pandebilemia..

https://www.youtube.com/watch?v=nckafYDcJGY

Video otrzymane od pracownika lotniska. 

Sytuacja miała miejsce 21.04.2021 

dwie i pół minuty

11. popatrz na fotki:

suche cyfry tak nie biją po oczach, iluś tam gdzieś  zmarło…na s-rovid, po szczepionkach..

najgorsze są zdjęcia..

12.

Zobacz kto zmarł po szczepionkach

pamiętacie boksera  Marvina Haglera?

na Gibraltarze 53 osoby w 10 dni

gorzej jak na wojnie..!!!

13.

To przejdzie do historii! W TVP odbył się sąd nad rządem i zarazą.

Warto Rozmawiać” pokazuje prawdę…

dr Martyka, prof. Rutkowski,  dr Hałat…

https://www.youtube.com/watch?v=ylROF3yqQS4

14.

CPK:

To musi być straszny przekręt”. 20 wsi pójdzie pod nóż, choć budowa mija się z celem.

Miało być lotnisko za 30 mld, będzie za 200 mld zł.

Kamila Szałaj 13.01.2022r. https://www.tygodnik-rolniczy.pl/articles/aktualnosci_/musi-byc-straszny-przekret-20-wsi-pojdzie-pod-noz-choc-budowa-cpk-mija-sie-z-celem/

15.

dr Leszek Pietrzak    

CPK: Mosad chce ulokować na nim swoją tajną ekspozyturę.. https://nczas.com/2020/05/29/dr-pietrzak-o-cpk-mosad-chce-ulokowac-na-nim-swoja-tajna-ekspozyture/

16.

dr Rogiewicz

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2021/03/polski-lekarz-ktory-kpil-sobie-z-antyszczepionkowcow-umiera-wkrotce-po-zaszczepieniu-na-covid-video/

17.

http://biotalerz.pl/dr-jerzy-jaskowski-procedury-medyczne-usmiercily-prezydenta-gdanska/

…Nie będę się również rozwodził na dwoma na biało ubranymi osobnikami w odzieży ochrony p. chemicznej lub p. radiacyjnej.  Pomimo pracy w pogotowiu ratunkowym nigdy się nie spotkałem z takimi tworami, tak szybko na miejscu jakiegokolwiek wypadku.

Nie będę się również rozwodził, nad trwaniem spektaklu na scenie, w momencie kiedy to ekipy ratunkowe usiłowały walczyć o życie człowieka przez 30 minut??. Przecież ten spektakl trwał pomimo śmiertelnego wypadku, czyżby strzelające ognie miały utrudnić identyfikacje mordercy? 

18.

Metody działań korporacji farmaceutycznych i logika, jaką się posługują, została wyjaśniona w poniższych artykułach:


Były pracownik korporacji farmaceutycznej: szczepionka na HPV będzie największym skandalem medycyny!


Medycyna akademicka, fabryka śmierci. Kto chce delegalizacji homeopatii?


Niski poziom witaminy D może prowadzić do raka


Tysiące agentów korporacji farmaceutycznych w Polsce korumpuje lekarzy


Medycyna akademicka to największe kłamstwo świata. Nie leczy, a zabija

19.

ukraińscy dygnitarze..GŁUPIE NIE SĄ

20.

MD; Niestety, gnojki nie dały odnośnika do polskiej wersji. Muszę wiec dać całość:

skrót  wywiadu  i  konferencji  z dr Mike Yeadon   b. szef przez  20 lat Pfizera

Mike Yeadon, były główny naukowiec firmy Pfizer, stwierdził, że jest już za późno, aby uratować osobę, której wstrzyknięto szczepionkę Covid-19.

Wzywa tych, którym jeszcze nie wstrzyknięto śmiercionośnego związku, do walki o przetrwanie ludzi i życie ich dzieci.

Znany na całym świecie immunolog opisuje dalej proces, który według niego zabije ogromną większość ludzi żyjących obecnie.

Bezpośrednio po pierwszym wstrzyknięciu około 0,8% ludzi umiera w ciągu 2 tygodni.

Osoby, które przeżyły, mają  przed sobą średnią długość życia ok. 2 lata, która jednak zmniejszy się po każdym doładowaniu lub wstrzyknięciu „przypominającym”.  Opracowywane są szczepionki uzupełniające, które rozkładają niektóre narządy, w tym serce, płuca i mózg. Profesor Yeadon, który przez dwie dekady był zaznajomiony z działaniami i celami badań i rozwoju w farmaceutycznym gigancie Pfizer, wyjaśnia, że ostatecznym celem obecnie podawanego schematu szczepionek może być tylko masowe wyludnienie, przy którym wszystkimi wojnami światowymi wydają się być jak Myszka Miki. „Miliardy są już skazane na pewne, nieodwołalne i pełne bólu zgony.

Każda osoba, która otrzymała zastrzyk, z pewnością umrze przedwcześnie, a 3 lata to zrobiona na wyrost ocena tego, jak długo prawdopodobnie będzie żyła”. ( max 2 lata!!)

Muszę jeszcze powrócić do kwestii „szczepionek uzupełniających” (zastrzyków przypominających), gdyż jest to cała nowa narracja, którą, obawiam się, wykorzysta się, aby nałożyć na nas nieznaną dotychczas kontrolę.

PROSZĘ ostrzec każdą osobę, aby nie myślała nawet, nie ulegała [ namowom ] do uzupełniających szczepionek. Nie ma takiej potrzeby. Ponieważ nie są one potrzebne, a mimo to są produkowane przez BigPharma, a organa regulacyjne siedzą cicho (brak testów bezpieczeństwa), mogę tylko wywnioskować, że zostaną użyte do nikczemnych celów.

Na przykład, jeśli ktoś chciałby skrzywdzić, lub zabić znaczną część światowej populacji w ciągu najbliższych kilku lat,( 2-3 lata) systemy, które są obecnie wdrażane, umożliwią to.

Uważam, że jest całkowicie możliwe, że zostanie to wykorzystane do wyludnienia na masową skalę.”

Źródło” “Exclusive: Former Pfizer VP to AFLDS: ‘Entirely possible this will be used for massive-scale depopulation” (March 25 2021)

https://www.lifesitenews.com/news/exclusive-former-pfizer-vp-your-government-is-lying-to-you-in-a-way-that-could-lead-to-your-death

21.

Mike — Principia Scientific.com 6 lipca 2022 r.

What a coincidence! Greta Thunberg is related to the Rothschild Clan

Dom bankierów Rothschildów niechętnie potwierdza niezaprzeczalne. Greta Thunberg jest krewną osławionego łańcucha kupców narodów Rothschildów.

[—]

22.

nie ma takiego wirusa  SARS – COV-2

Marcin Robert Zasadowski https://www.prawyglos.com

Za: Dziennik gajowego Maruchy (2022-01-15) | https://marucha.wordpress.com/2022/01/15/prawdziwa-skutecznosc-szczepionek-to-nie-95-a-1/ | – [Org. tytuł: «Prawdziwa skuteczność „szczepionek” to nie 95%, a 1%?!»]

23.

Klub Inteligencji Polskiej  28/07/2021 

Grafen w szczepionkach, czyli zbrodnia doskonała, cd…

http://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2021/07/grafen-w-szczepionkach-czyli-zbrodnia-doskonala-cd/

24.

https://www.gazetawarszawska.com/index.php/lista-naglych-zgonow/6924-lista-naglych-zgonow-20211126-dr-andreas-noack

25.

[niestety, niechluje nie dali adresu polskiej wersji. Każdy „musi” sam poszukać. MD

Niepodważalne dowody: Covid-19 zaplanowano po to, by zaprowadzić nowy porządek świata

Uwaga: To długie i poważne opracowanie szybko  znika ze stron, czasem „nie przesyła się” mail’em.

 Radzę skopiować na nośnik  nie podłączony do sieci. ]

https://prepareforchange.net/2020/09/29/ultimate-proof-covid-19-was-planned-to-usher-in-the-new-world-order/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=ultimate-proof-covid-19-was-planned-to-usher-in-the-new

Syn współzałożyciela WEF Najadi nazwał zastrzyki bronią biologiczną służącą depopulacji. Gwałtowny wzrost liczby turbo-nowotworów.

Syn współzałożyciela WEF nazwał zastrzyki bronią biologiczną służącą depopulacji

pch24.pl-zastrzyki-bronia-biologiczna-sluzaca-depopulacji

#covid #mrna #ONZ #OUN #preparaty genetyczne #wef #WHO #zastrzyki

(Pascal Najadi. Fot. swebbtube.se)

„WEF, WHO, GAVI, Big Pharma, Big Tech, Bill Gates – wszyscy zalecali globalne zaszczepienie ludzkości bronią biologiczną, wstrzyknięcie nanolipidów 5,7 miliardom ludzi… Nie możemy już dłużej tolerować podmiotów, które promują podawanie trucizny” – powiedział w dramatycznym wystąpieniu Pascal Najadi, syn współzałożyciela Światowego Forum Ekonomicznego.

  ————————-

Pascal Najadi to syn Hussaina Najadiego, który do wczesnych lat 80. współpracował z Klausem Schwabem. Nazwał zastrzyki stosowane pod hasłami walki z covid-19 bronią biologiczną służącą „demobójstwu”.

Demobójstwo” – wyjaśnia relacjonujący wystąpienie portal Life Site News – to sformułowany kilkadziesiąt lat temu termin odnoszący się do masowych zabójstw dokonywanych przez rząd na ludności cywilnej – bezpośrednio lub poprzez zaniechanie.

Całe zło na świecie związane z demokracją, niestety pochodzi z Genewy – mówił Najadi, wskazując na cały szereg globalnych organizacji z siedzibami w tym mieście, a mających wpływ na światowe „zarządzanie pandemią”. Jak wskazał Najadi, akcja „wyszczepiania” ludności wielu państw przyniosła skutek w postaci śmierci około 50 milionów osób oraz niszczące dla zdrowia skutki wykryte u kolejnych dziesiątek milionów ludzi.

Szwajcarska metropolia stała się m.in. sercem Światowego Forum Ekonomicznego (WEF), Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) oraz Światowego Sojuszu na rzecz Szczepień (GAVI).

Światowe Forum Ekonomiczne – którego mój ojciec był współzałożycielem zanim na początku lat 80. z odrazą opuścił Klausa Schwaba – ma „immunitet dyplomatyczny” od rządu szwajcarskiego – mówił autor wystąpienia.

Jako obywatel Szwajcarii oświadczam tu teraz, że WEF nie kwalifikuje się już do immunitetu dyplomatycznego. Wzywam władze szwajcarskie i służby bezpieczeństwa do natychmiastowego aresztowania tych osób – powiedział Najadi.

Jak podkreślił, WEF, WHO, GAVI, Big Pharma, Big Tech, Bill Gates – wszyscy oni zabiegali o przeprowadzenie globalnej akcji szczepienia ludności preparatem będącym w istocie bronią biologiczną.

A my, Szwajcarzy ich gościmy? Nie możemy dłużej tolerować żadnego podmiotu promującego wstrzykiwanie ludzkości trucizny – podkreślał.

Syn dawnego współpracownika Klausa Schwaba posłużył się własnym przykładem.

Jestem ofiarą. Umieram z tego powodu [tak zwanych szczepień – PCh24.pl], i moja matka też – wyznał Najadi, który wcześniej opisał, że doznał poważnych obrażeń ciała, gdy szwajcarscy lekarze wstrzyknęli mu „truciznę”. Obecnie, jak podkreśla – wskutek przyjęcia zastrzyku Pfizera – cierpi na nieuleczalną chorobę autoimmunologiczną. Lekarze szacują, że jego życie skróci się o 25 lat.

To demobójstwo – powtórzył wskazując na nagłe zgony dzieci i gwałtowny wzrost liczby tak zwanych turbo-nowotworów – przypadków błyskawicznie rozwijającego się i późno wykrywanego raka.

W marcu Najadi złożył pozew cywilny w Sądzie Najwyższym stanu Nowy Jork przeciwko firmie Pfizer, Inc.. Powód ma nadzieję, że sprawa położy kres produkcji i wprowadzaniu do użytku zastrzyków mRNA.

Pod koniec ubiegłego roku Najadi wniósł oskarżenie przeciwko prezydentowi Alainowi Bersetowi o nadużycie stanowiska publicznego w związku z jego rolą w stręczeniu Szwajcarom eksperymentalnego preparatu bez ich świadomej zgody.

Relacja z konferencji w Rzymie: “Kościół w Czasach Wielkiego Resetu”.


“Sylwia Mleczko, CitizenGO” <petycje@citizengo.org>

Piszę do Państwa, aby podzielić się wyjątkowym doświadczeniem, jakim było uczestnictwo w konferencji Rome Life Forum, która odbyła się w Rzymie w tym tygodniu. Konferencja ta, zatytułowana „Sojusz antyglobalistyczny – Odnowienie świata w Chrystusie”, została zorganizowana przez katolicką, kanadyjską fundację medialną LifeSiteNews. Odbyła się ona tuż po sesji Synodu o Synodalności w Watykanie, który, według wielu, budzi obawy dotyczące formalizacji m.in. nieortodoksyjnych nauk dotyczących rodziny.

Celem konferencji było skonfrontowanie się ze złem „Głębokiego Kościoła” (tzw. Deep Church) i „Głębokiego Państwa” (tzw. Deep State) oraz ich zaangażowaniem w agendę Wielkiego Resetu. Wielu mówców wyrażało duże obawy związane z ich wpływem na wiarę chrześcijańską i Kościół Katolicki. 

Termin „Głęboki Kościół” odnosi się do domniemanej, nieformalnej sieci wpływów wewnątrz struktur Kościoła Katolickiego, która jest porównywana do koncepcji „Głębokiego Państwa”. Mowa tu o osobach, które mają wpływ na decyzje i kierunek działania Kościoła, działając często w ukryciu i mając na celu promowanie swoich idei, które mogą być sprzeczne z oficjalnymi nauczaniem i wartościami Kościoła. Ideami takimi mogą być akceptacja zachowań permisywnych (rozwiązłości), promowanie błogosławieństwa par homoseksualnych w kościele oraz koncepcji globalistycznych i ekoglobalistycznych, a także eksponowanie tych wymienionych idei jako rzekomo najistotniejszych we współczesnej działalności Kościoła. 

Przygotowałam nową petycję w tym temacie – WIĘCEJ INFO TUTAJ

Honorowym gościem konferencji był kardynał Gerhard Müller, który wygłosił przemówienie podkreślające konieczność wierności objawieniu Chrystusa.

Kardynał Müller ostrzegł, że wszelkie próby „modernizacji” przekazu nauczania Ewangelii przez Kościół Katolicki „przyniosłyby tylko złudne rezultaty”.

Z wielką powagą kardynał Müller powiedział: “Papież i biskupi muszą trzymać się misji Kościoła ‘dla zbawienia świata w Chrystusie’, a nie służyć liberalnej ideologii ‘woke'”.

Podkreślił również, że jego zdaniem, Synod niestety ma na celu „przygotowanie nas do akceptacji homoseksualizmu…”

W odniesieniu do pokusy dostosowania Ewangelii do aktualnych trendów świata kardynał przywołał słowa św. Pawła:

“A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa.” (List do Galatów 1, 10-12).

Kardynał dodał: “Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom“. (Hbr 13, 8-9).

W obliczu wyzwań dzisiejszego świata Kościół nie może dążyć do zdobycia aprobaty świata poprzez służenie świeckim ideologiom, lecz musi zawsze głosić „Chrystusa ukrzyżowanego, który jest (…) mocą Bożą i mądrością Bożą”. (1 Kor 1, 23-24).

Pragnę przypomnieć, że Kardynał Gerhard Ludwig Müller jest niemieckim duchownym katolickim, który pełnił funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary w Watykanie od lipca 2012 roku do lipca 2017 roku. Kongregacja Nauki Wiary, dawniej znana jako Święte Oficjum, jest jedną z najważniejszych dykasterii Kurii Rzymskiej, odpowiedzialną za głoszenie i ochronę doktryny katolickiej na całym świecie. Ksiądz Kardynał Müller jest również autorem wielu prac teologicznych i uważany jest za eksperta w dziedzinie dogmatyki. Po zakończeniu swojej misji jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Müller pozostał wpływową postacią w Kościele, często wypowiadając się na tematy dotyczące doktryny i moralności katolickiej.

Konferencja, która odbyła się 31 października i 1 listopada, zgromadziła kilkaset osób z całego świata – z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Irlandii, Australii, Wielkiej Brytanii, Ugandy, Włoch, Polski, Niemiec, Austrii, Słowacji i wielu innych krajów. 

Na fotografii, od lewej strony: Matilde Giunti, reprezentująca CitizenGO Włochy oraz moja osoba. 

Album ze zdjęciami z konferencji – TUTAJ

Jako uczestniczka konferencji, miałam również przywilej zwiedzenia niezwykłych miejsc w Rzymie. Odwiedziłam Muzea Watykańskie, w których przechowywane są bezcenne dzieła sztuki zgromadzone przez wieki. Ogromne wrażanie ponownie zrobiła na mnie znajdująca się w Muzeach Kaplica Sykstyńska. Jedno z najbardziej znaczących dzieł renesansowej architektury i sztuki, słynie przede wszystkim z fresków, które zdobią jej wnętrze. Najbardziej znanym elementem jest sklepienie kaplicy, zaprojektowane i wykonane przez Michała Anioła Buonarrotiego w latach 1508-1512, które przedstawia serię scen z Księgi Rodzaju, w tym słynne „Stworzenie Adama”, gdzie Bóg wyciąga rękę, aby ożywić pierwszego człowieka.

Kaplica Sykstyńska jest również miejscem, gdzie odbywają się konklawe – zamknięte zebrania kardynałów, podczas których wybierany jest nowy papież.

Udałam się też do Bazyliki Świętego Piotra. Rzym, z jego bogatą historią i kulturowym dziedzictwem, stanowił idealne tło dla tematów poruszanych podczas konferencji, nadając wydarzeniu niezapomnianą atmosferę.

Jestem głęboko wdzięczna za możliwość bycia częścią tego wydarzenia i za Państwa nieustające wsparcie, które umożliwia nam wspólne dążenie do prawdy. Niech nasze wspólne wysiłki przynoszą dobre owoce.

Z serdecznymi pozdrowieniami

Sylwia Mleczko z zespołem CitizenGO

PS Zachęcamy do wsparcia CitizenGO darowizną. Państwa zaangażowanie finansowe umożliwia nam nieustanne działanie na rzecz ochrony życia, rodziny i wolności. Jeżeli cenią Państwo naszą pracę i mogą Państwo nas wesprzeć, zachęcamy do rozważenia regularnego wsparcia finansowego dla CitizenGO. Już 30 zł miesięcznie pozwala nam nieustannie działać na rzecz naszych wspólnych celów.

 Number of planned low-orbit satellites NOW EXCEEDS ONE MILLION

 Number of planned low-orbit satellites NOW EXCEEDS ONE MILLION
Arthur Firstenberg <info@cellphonetaskforce.org>
On Sunday, SpaceX launched 23 satellites from Cape Canaveral in the morning, and 22 more from Vandenberg Air Force Base in the evening. This brought the total number of operating satellites irradiating the Earth to about 8,800.SpaceX has been sending up satellite-laden rockets every few days this year, in its haste to satisfy an insatiable demand for bandwidth by the billions of human beings who use cell phones. But SpaceX is not the only one. Hundreds of companies are competing for a share of the global market to supply Internet from the sky to the world’s population.On January 5, 2022, I sent out a newsletter listing 147 companies and government agencies from 34 countries that were operating, launching, or planning fleets of satellites that, if they were all launched, would total about half a million in our skies, far outnumbering the visible stars. On October 17, 2023, the journal Science, reviewing filings with the International Telecommunication Union, informed the world that the number of filings and the number of planned satellites have again more than doubled. There are more than 90 filings for constellations of over 1,000 satellites each. Twenty-three have over 5,000 satellites, and eight have over 10,000 satellites.
As of December 31, 2022, the number of satellites being planned by 300 companies and governments exceeded one million. And in June, 2023, E-Space, a company based in France and founded by Greg Wyler in 2022, filed a plan for a single megaconstellation containing 116,640 satellites. E-Space had previously filed a plan, via the government of Rwanda, for an even larger constellation containing 327,320 satellites. Two days after his new filing with the ITU, Wyler clarified that “Our filing in France is in addition to our filings in Rwanda.”Our new network, People Without Cell Phones, is more important than ever. The only way to diminish the demand for bandwidth that is turning the Earth into a giant computer, with all living beings electrocuted inside of it, is to stop using cell phones. Not to use them less frequently, but to throw them away. The ability to use them, no matter how infrequently, requires the entire planet to be irradiated.
Please join our network by forming a local chapter where you live. You can set your own rules, but it is important to have meetings in person. Please contact me if you need help and let me know that you are doing it. Our goal is to establish an expanding global presence of communities that do not use cell phones. It is up to us. 
 Arthur Firstenberg  President, Cellular Phone Task ForceAuthor, The Invisible Rainbow: A History of Electricity and LifeP.O. Box 6216Santa Fe, NM 87502
USA
phone: +1 505-471-0129
arthur@cellphonetaskforce.orgOctober 17, 2023 
 This newsletter is also available for viewing and sharing as a webpage, as a PDF, and on Substack. This newsletter and the last 62 newsletters are available on the Newsletters page of the Cellular Phone Task Force, both in English and other languages.

Lyon: Mer [Zieloni] likwiduje chrześcijańskie tradycje [podziękowanie Matce Bożej], ale za to uroczyście otwiera… meczety. „Laicyzm o zmiennej geometrii”

Zieloni likwidują chrześcijańskie tradycje, ale za to uroczyście otwierają… meczety i nie tylko

30.10.2023 Autor:BD zieloni-likwiduja-chrzescijanskie

Burmistrz Lyonu otwiera meczet, ale do kościoła na ślubowanie radnych nie wejdzie. Foto: print screen x/@bdemontille
Burmistrz Lyonu otwiera meczet, ale do kościoła na ślubowanie radnych nie wejdzie. Foto: print screen x/@bdemontille

Swoista schizofrenia panuje na francuskiej lewicy. Zieloni są prawdziwymi „strażnikami” laickości państwa, jeśli chodzi o chrześcijaństwo, ale nie mają nic przeciwko swojemu udziałowi w otwieraniu meczetów. Zielony mer Lyonu, Grégory Doucet, wywołał sporo kontrowersji po udziale w inauguracji meczetu.

W środę, 25 października, burmistrz Lyonu dokonał uroczystego otwarcia meczetu Imama Malika. Wielu polityków krytykuje go za dziwną „interpretację laicyzmu”. Ten sam mer bowiem odmawia od lat udziału np. w tradycyjnych i związanych z historią miasta ceremoniach katolickich, które od zawsze przebiegały z udziałem radnych.

„Laicyzm o zmiennej geometrii” – kpi opozycja na wieść, że ten polityk partii Zieloni (EELV) dokonał uroczystego otwarcia meczetu Imama Malika w 7. dzielnicy Lyonu. Ten sam polityk położył też kamień węgielny pod budynek meczetu jeszcze w 2020 r. Teraz uwieńczył swoje dzieło.

Niektórzy przypominają, że Doucet odmówił przybycia do bazyliki Fourvière na tradycyjne ślubowanie radnych. Mer jednak twierdzi, że „respektuje zasady sekularyzmu” i dbaniu, by o to, by wyznawcy religii mogli ją praktykować w „godnych warunkach”.

Ślubowanie radnych Lyonu to tradycja sięgająca roku 1643. Była to obietnica złożona przez rajców miasta Najświętszej Maryi Pannie za ocalenie od zarazy dżumy. Kiedy epidemia ustała, co roku miasto i jego przedstawiciele 8 września pielgrzymowali i składali hołd maryjny w bazylice Notre-Dame de Fourvière.

Takie uroczystości odbywają się w Lyonie co roku, z przerwą na okres rewolucji. Zielony mer tradycję przerwał w imię „zasady laickości Republiki”

Rozmowa

Béatrice de Montille

@bdemontille

Refuser d’entrer dans la basilique de Fourvière pour le traditionnel Voeu des Echevins mais accepter de couper le ruban pour l’inauguration de la mosquée Imam Malik dans le 7ème à Lyon. Tout cela au nom de la “laïcité”. L’extrême gauche se perd dans ses incohérences.

Zdjęcie

Zdjęcie

·

35,1 tys. Wyświetlenia

Emanacja Złego. Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich.

Emanacja Złego. Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich.

Izabela Brodacka, 24 paźdz. 2023

Stan Kalifornia przyjął niedawno ustawę umożliwiającą odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie zgadzają się na poddanie dzieci procedurze zmiany płci. Procedura zmiany płci to nie tylko zmuszanie rodziców i nauczycieli żeby Jasia nazywali Małgosią, bo taką fantazję ma w danej chwili przekorny bachor. Procedura zmiany płci, która może odbywać się bez wiedzy i zgody rodziców, niejako za ich plecami, to podawanie dziecku ogromnych dawek hormonów rujnujących jego rozwijający się organizm, a następnie amputowanie właściwych jego płci genitaliów i z resztek tych genitaliów odtwarzanie namiastki narządów płci przeciwnej, rzekomo pożądanej.

To zabiegi czy operacje nieodwracalne, głęboko okaleczające poddaną im osobę. Pół biedy jeżeli poddaje się im kierowana modą czy faktycznym pragnieniem zmiany płci osoba dorosła. Sama ponosi konsekwencje własnej głupoty albo cieszy się uzyskanym efektem operacji.  Do dorosłych stosuje się -choć nie zawsze- starożytna zasada volenti non fit iniuria czyli chcącemu nie dzieje się krzywda.

Nie zawsze – bo jeżeli dorosły zechce na przykład spalić swój dom, świadkowie nie tylko nie muszą mu w tym pomagać lecz wręcz przeciwnie, powinni mu przeszkodzić w realizacji tego pragnienia. Zasady „volenti non fit iniuria” w żadnym przypadku nie wolno jednak stosować do dzieci. Dziecko może zapragnąć na przykład wypić płyn borygo, albo wyskoczyć z dziesiątego piętra, albo zrezygnować z nauki w szkole i nikt nie ma chyba wątpliwości, że dorośli powinni realizacji tych marzeń przeciwdziałać.

Brak właściwej identyfikacji płciowej to zaburzenie czy dolegliwość psychiczna, która dotyczy nie tylko dorosłych lecz faktycznie zdarza się również w wieku dziecięcym. Skutecznie leczył to zaburzenie Andrzej Samson choć jego metody nie wszystkim przypadłyby do gustu. Andrzej Samson oskarżony o pedofilię podobno popełnił samobójstwo. Nie doczekał legalizacji pedofilii która -obawiam się -jest już bliska.  Pracują nad tym liczni „ profesorowie”. Słowo „profesorowie” piszę w cudzysłowie bo za dawnych dobrych czasów takiego profesora, za przykładem Kmicica,  pognano by batem po śniegu aż za ruską granicę.

Naiwnością byłoby sądzić, że to problemy amerykańskie i nas nie dotyczą. Kiedy wiele lat temu przetłumaczyłam książkę „Kinsey – seks i oszustwo” autorstwa Edwarda W. Eichel oraz Judith Reisman ( tak naprawdę miała to być tylko adiustacja lecz ze względu na błędy tłumaczki przerodziła się w tłumaczenie) znajomi nie chcieli czytać otrzymanych w prezencie moich autorskich egzemplarzy. „To nas nie dotyczy”- mówili. Mieli na myśli opisywane w książce lekcje seksu w szkołach oraz odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie chcieli się na to zgodzić. Również opisywane przez autorów zajęcia integracyjne na wakacyjnych obozach, podczas których chłopcy mieli za zadanie badać sobie wzajemnie prostatę  per rectum.

Gdy świadomi zagrożeń dziennikarze opisywali praktyki niemieckiego urzędu do spraw młodzieży ( Jugendamt) odbierającego dzieci rodzicom nie zgadzającym się na lekcje masturbacji w przedszkolu naiwni twierdzili, że to nieprawda albo że do nas to nie dotrze.  Pomylili się.

Wprawdzie -mam przynajmniej taką nadzieję – w polskich przedszkolach nie odbywają się lekcje masturbacji, dłubania w nosie, puszczania bąków i innych fizjologicznych, niepożądanych w cywilizowanym świecie czynności lecz po przedszkolach chodzą różne drag queen i czytają dzieciom bajeczki. Zainicjował ten proceder  w Wielkiej Brytanii niejaki Colin Jones występujący pod pseudonimem Donna La Mode. Poza czytaniem bajeczek podczas podobnych zajęć uczy się dzieci piosenek trans. Bajeczki też są specjalnie dobrane- jedna z nich opowiada o misiu który uświadamia sobie, że jest dziewczynką a nie chłopcem.

To obliczona na lata strategia przyzwyczajania ludzi od dzieciństwa, że pewne zachowania są powszechne, a więc normalne, w nadziei, że w przyszłości faktycznie staną się normą. Nie wystarczy więc nie zgadzać się na przeprowadzanie u naszego dziecka zmiany płci. Może się okazać, że za kilka lat nasze dziecko, poddawane przez całe lata praniu mózgu, samo zgłosi się do jakiegoś życzliwego, który pomoże mu  okaleczyć się na całe życie. Podpowie, że zgodnie z polskim prawem trzeba podać do sądu własnych rodziców, zgłosić się do wskazanego seksuologa, czy psychiatry, który stwierdzi trans-seksualność i poddać się terapii hormonalnej a następnie chirurgicznej korekcie płci, która jest przecież zwykłym nieodwracalnym okaleczeniem człowieka.

Jeżeli nie podejrzewamy naszego dziecka o podobną głupotę zastanówmy się czy czasem nie nosi ono modnej obecnie wśród młodzieży tęczowej torby, czy nie oburza się gdy powiemy coś krytycznego na temat małżeństw homoseksualnych lub adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Pełną parą trwa indoktrynacja , czyli produkcja naiwnych Julek popierających wszelkie rozmiękczające ich mózg ruchy- obronę planety przed człowiekiem, obronę dzieci przed rodzicami, obronę kobiet przed mężczyznami. 

Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich a w drugiej dopiero kolejności na podbój instytucji kulturalnych, uniwersytetów, kin, teatrów czyli ten wielokrotnie opisywany „długi marsz przez instytucje”.  Często nie doceniamy stopnia zindoktrynowania naszych dzieci, bo zgodnie ze strategią lewactwa jest to indoktrynacja miękka, w wersji soft. Penalizując tak zwaną „mowę nienawiści” odebrano nam wolność słowa i przekonań. Narzucono nam autocenzurę. Nie cenzuruje nas obecnie urząd z ulicy Mysiej ale dla świętego spokoju, dla uniknięcia kłopotów w pracy sami cenzurujemy nasze wypowiedzi. Wystrzegamy się nie tylko mocnych słów lecz nawet jednoznacznych opinii. Nasza mowa stała się mdła, pokrętna, niejednoznaczna. A przecież jak mówi Pismo Święte: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,1-7,29)”.

Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że okaleczanie dzieci pochodzi od Złego nawet jeżeli potraktować jego imię tylko jako figurę retoryczną. [Tylko jego wyznawcy, oraz uwiedzeni, tak go traktują. Mirosław Dakowski].

Lekarz ujawnia, dlaczego świat medyczny poddał się propagandzie w sprawie COVID

Lekarz ujawnia, dlaczego świat medyczny poddał się propagandzie w sprawie COVID-19

23 października 2023 dlaczego-swiat-medyczny-poddal-sie-propagandzie-COVID

W wywiadzie udzielonym współzałożycielowi LifeSiteNews, Steve’owi Jalsevacowi, dr Trozzi szczegółowo opisał, w jaki sposób branża medyczna została psychologicznie osaczona i zmuszona do odgórnego podporządkowania się nieustannym rządowym komunikatom dotyczącym COVID.

Kanadyjski bojownik o wolność medyczną, dr Mark Trozzi, ujawnił ciemne pieniądze, naciski polityczne, korupcję establishmentu i fałszywe wiadomości, które sprawiły, że kampania propagandowa COVID-19 stała się operacją terrorystyczną, która rzuciła świat na kolana.

W wywiadzie dla współzałożyciela LifeSiteNews, Steve’a Jalsevaca, Trozzi szczegółowo opisał, jak jego dziesięcioletnie doświadczenie w medycynie urazowej w Ontario stało w jaskrawym kontraście z narracją COVID-19 śpiewaną przez media głównego nurtu i establishment medyczny na początku tak zwanej “pandemii”.

“CBC, CNN i wszyscy ci propagandyści mówili ludziom, że szpitale są pełne ludzi chorych na COVID, umierających z powodu COVID” – powiedział Trozzi. “Cóż, byłem w szpitalach i były puste. W rzeczywistości nigdy w mojej karierze nie miałem tak spokojnego czasu”.

[Mój znajomy ordynator mówi, że dostał propozycje na spędzenie czasu od chyb a 16-tej do rana na „kowidowym Stadionie Narodowym” – za 15 tysięcy zl. Odmówił, a mógł takich spokojnych popołudni i nocy mieć z 10. Podobnych relacji, np. o 45 tys. zł za dobę, było w swoim czasie dużo. Mirosław Dakowski]

Niestety dla Trozziego ten “spokojny czas” był ciszą przed „burzą kulturową”, która miała ogarnąć jego zawód.

Kiedy zaczął studiować objawy COVID-19 i jego implikacje, nieustanne komunikaty alarmowe dotyczące COVID-19 od rządów i ich agencji wstrząsnęły całą branżą medyczną. Szpitale, lekarze i szkoły medyczne zostały psychologicznie osaczone i zmuszone do odgórnie narzuconej zgodności.

“Lekarze byli poddawani wielkiej presji psychicznej… Panowała panika, mimo że nic się nie działo” – wspomina Trozzi. “Powiedziano nam, że w każdej chwili drzwi zostaną wyłamane, a my zostaniemy zalani ludźmi”.

Kontynuował: “Od samego początku było to przedstawiane jako całkowicie nowatorskie, jak nic, co kiedykolwiek widzieliście. Zapomnij o wszystkim, co myślisz, że wiesz o leczeniu zapalenia płuc i chorób wirusowych... Dość szybko stało się również jasne, że kwestionowanie rzeczy nie będzie tolerowane – to na pewno. Stało się to bardzo oczywiste”.

Wielu kolegów Trozziego było oczarowanych i „przekonanych” rządową kampanią strachu przed COVID-19. Zauważa jednak, że inni odkryli, że przestrzeganie nakazów zakładu dotyczących leczenia COVID-19 – takich jak przeprowadzanie tylko testów PCR lub wymazów z nosa – opłacało się nawet o 20% więcej niż zwykła praca w ich normalnej praktyce.

Kampania mająca na celu narzucenie globalnej populacji tak zwanych “szczepionek” na COVID-19 niosła ze sobą również ogromne wynagrodzenia pieniężne.

“Jak rozumiem, te zastrzyki wszędzie bardzo dobrze się opłacały” – powiedział Trozzi. “Jednym z przykładów jest to, że jeden z moich kolegów jest chirurgiem ucha, nosa i gardła w Niemczech i przestał wykonywać operacje. Powiedział: “Wykonuję tylko minimalną ilość specjalistycznej pracy V.A., aby zachować licencję, ponieważ zarabiam o wiele więcej pieniędzy, wykonując zastrzyki podczas tego szczytu”.

Źródło: LifeSiteNews

“Świeża krew” z “połowy Afryki”. Taki jest plan …

“Świeża krew” z “połowy Afryki”. Taki jest plan?

Michał Karnowski


Pismo Michnika chce “świeżej krwi z Afryki”. Holland ujawnia, że wkrótce będzie tu pół Afryki. Taki jest plan?

Kolejna, codzienna porcja migracji - tym razem na Kanarach / autor: PAP/EPA
Kolejna, codzienna porcja migracji – tym razem na Kanarach / autor: PAP/EPA

https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/666684-swieza-krew-z-polowy-afryki-taki-jest-plan

Jeszcze niedawno język jakim europejski establishment medialno-polityczny mówił o migracji zawierał sporo zasłon i zwodów. Była więc mowa o „kontrolowaniu migracji”, „zarządzaniu migracją”, „ubogaceniu kulturowym” a nade wszystko powoływano się na powody humanitarne, podciągając każdego pukające do granic czy wchodzącego bez pytania do kategorii „uchodźca”.

Cyniczna gra miłosierdziem Europejczyków doszła jednak do granic. Nawet najbardziej naiwni ludzie zaczynają rozumieć, że nie można umiłować tak samo każdego człowieka na świecie, że żaden lewicowy bełkot nie zniesie konieczności porządku miłowania czyli ordo caritatis. A zatem w pierwszej kolejności troska o nasz dom, potem o rodzinę, wspólnotę lokalną, ojczyznę. A już na pewno nie można narażać tych wspólnot na śmiertelne ryzyko w imię miłosierdzia. Taki skutek ma właśnie masowa migracja z krajów skrajnie dalekich kulturowo. To po prostu nie działa, niosąc gwałty, mordy, handel ludźmi, sztyletowanie nastolatków i ogólny radykalny spadek poziomu codziennego bezpieczeństwa.

Zalana migrantami Europa ma dość. Już w Niemczech kombinują jak zawrócić z tragicznie błędnej ścieżki zapraszania na wszystkich, choć pomysł mają szatański: przerzucić problem do Polski, także dlatego, by Niemcom zszedł z oczy zaraźliwy przykład możliwej i skutecznej innej polityki migracyjnej.

Jednocześnie jednak postępuje inne zjawisko. Czujący się panami świata establishment nie zamierza dokonywać żadnej korekty. Odwrotnie, czując swoją siłę, wiedząc iż potrafi zniszczyć i wykluczyć każdego kto się im przeciwstawi, nie chcąc bawić się już w niuanse, mówi wprost: tak, migracja jest może nieprzyjemna ale będzie kontynuowana. Przymusowo i w skali z której sobie nie wyobrażaliście.

Taki sens mają choćby dwie medialne publikacje, bardzo ważne i reprezentatywne.

Pismo Michnika ogłosiło właśnie iż

albo wpuścimy świeżą krew z Afryki albo Europa będzie muzeum dla bogatych Chińczyków.

Zostawiam na boku oczywisty idiotyzm tego „równania”, bo akurat Chińczycy sami mają gigantyczny problem demograficzny – i jakoś nie odpowiadają na niego ściąganiem migrantów, ani z bliska ani z daleka.

Istotą tego tekstu jest brutalne powiedzenie czytelnikom, że te tłumy młodych mężczyzn dokonujące właśnie inwazji na kontynent to nie żaden błąd, żadna nieudolność zarządców kontynentu – to jest właśnie plan. Na zimno przyjęty, brutalnie wdrażany.

Tekst chwilowo na stronach GW niedostępny, ale pewnie się po wyborach odnajdzie. Zajawki zostały.

W tym samym medium niedawno ukazał się wywiad z Agnieszką Holland, która dokładnie w tym tonie i równie szczerze doprecyzowuje ile ma być tej „świeżej krwi”.

Za dwadzieścia lat a najdalej za pięćdziesiąt pół ludności Afryki tu już będzie i żadne mury nie pomogą — stwierdziła.

 ten cytat, powielany wcześniej, też jakby zniknął z wywiadu.

I też pewnie się po wyborach odnajdzie.

Kiedy więc patrzymy na inwazję setek tysięcy młodych mężczyzn na Europę pamiętajmy, że plan jest taki, by za nimi przyszły miliony, dziesiątki milionów, a potem pół kontynentu. To dokładnie nam szykują.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/666684-swieza-krew-z-polowy-afryki-taki-jest-plan

„Laudate Deum” – dokument religijny czy… polityczny? Włączenie się młodych „w rewolucję kulturową”.

„Laudate Deum” – dokument religijny czy… polityczny? Włączenie się młodych „w rewolucję kulturową”.

Agnieszka Stelmach laudate-deum-dokument-religijny-czy-polityczny

Najnowsza adhortacja papieża Franciszka – jak podkreślają różni komentatorzy – traktuje o „katastrofalnych” zmianach klimatu i ma mobilizować społeczeństwa do podjęcia jeszcze bardziej zadecydowanych działań w celu zwalczania domniemanego problemu globalnego ocieplenia. Jednak „Laudate Deum” to przede wszystkim dokument polityczny poświęcony kwestii władzy. I co istotne, Franciszek jest w awangardzie ruchu, który dąży do takiego przemodelowania globalnej architektury, aby możliwa była szybsza i głębsza federalizacja świata. Można w adhortacji dostrzec kluczowe trendy globalne zmierzające do zmiany paradygmatu w wielu dziedzinach życia.

  ——————————-

„Laudate Deum” składa się z 73 punktów. Głównymi cytowanymi tam źródłami są opracowania Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) oraz agend środowiskowych ONZ, w tym UENP i NOAA. Ponadto papież przywołał poświęcone zmianom klimatu dokumenty biskupów z USA, Afryki i Madagaskaru oraz Synodu Panamazońskiego z lat 2019-2022, własne encykliki Laudato si’ oraz Fratelli tutti, adhortację Evangelli gaudium, wreszcie przemówienie Pawła VI z okazji 25-lecia powstania oenzetowskiej agencji żywnościowej FAO. Powołał się także na „Krótką opowieść o Antychryście” Włodzimierza Sołowiowa, biolog-feministkę Donnę Haraway, autorkę książki When Species Meet z 2008 roku i działaczy środowiskowych Sverkera Sörlina i Paula Warde, autorów pozycji Making the Environment Historical. An Introduction.

Webinarium Ruchu „Laudato Si’”

Założony przez Watykan Ruch Laudato Si’ w związku z ogłoszeniem najnowsze adhortacji 4 października zorganizował wideokonferencję. Przedstawiciele Watykanu, aktywiści na rzecz walki z ociepleniem klimatu i globalnej elity odpowiedzialni za propagowanie programu zmierzającego do transformacji obecnego systemu polityczno-ekonomicznego wyjaśniali tam, dlaczego adhortacja jest ważna.

Kard. Michael Czerny, podsekretarz Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju zaznaczył, że Laudate Deum to „pilny apel skierowany do wierzących i niewierzących, by połączyć siły w walce z kryzysem klimatycznym”. Dodał, iż najnowsza adhortacja Franciszka „ani nie powtarza, ani nie zastępuje niczego w Laudato si’”, lecz rozwija nauczanie, które jest „skoncentrowane bardzo jasno, zdecydowanie na kryzysie klimatycznym, nie dotykając wielu powiązanych z tym kwestii, jak: bioróżnorodność, zanieczyszczenie wody i ich społecznych implikacji”. To nie znaczy, że nie są one ważne, niemniej jednak papież koncentruje się na „dramatycznej pilności kryzysu klimatycznego”, na rzekomo katastrofalnym pogorszeniu sytuacji, z jaką nie mieliśmy dotychczas do czynienia w przeszłości.

Stąd pierwsza część dokumentu poświęcona jest „kwestii solidnego konsensusu naukowego odnośnie tego, jaką niestety my, ludzie odegraliśmy rolę, wywołując ten kryzys”. Innymi słowy, istnieje ponoć wielki problem ocieplenia klimatu, za które to zjawisko ma odpowiadać człowiek. Kryzys ów ma dotykać przede wszystkim osoby ubogie i dlatego konieczna jest współpraca międzynarodowa, aby poradzić sobie z wyzwaniem.

Trzy kolejne rozdziały dotyczą multilateralizmu i szczytu klimatycznego w Dubaju. Kard. Czerny dodaje, że papież apeluje o ścisłą współpracę w kwestii szybkiej transformacji energetycznej, by pozbyć się paliw kopalnych.

O wiele istotniejsze wydaje się to, co powiedział Johan Rockström, szwedzki uczony, współzałożyciel Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Zmian Klimatu, uznany na arenie międzynarodowej za swoją pracę nad globalnymi zagadnieniami zrównoważonego rozwoju. Uchodzi on za specjalistę w stosunkowo młodej dziedzinie nauki: Earth System Science, Water Systems and Global Sustainability na uniwersytecie sztokholmskim. Jest autorem koncepcji „granic planetarnych”. Zapewnił on, że „alarmistyczne twierdzenia papieża o kryzysie klimatycznym są poparte przez naukę”, podobnie, jak konkluzja Franciszka, iż nie osiągnęliśmy żadnego postępu i grozi nam wielkie ryzyko klimatyczne, którym nie będzie już dało się zarządzać.

Profesor, poza tym, że tradycyjnie straszył katastrofą z powodu wzrostu temperatury i przekroczenia 5 spośród 16 granic planetarnych regulujących klimat, wskazał, że należy ignorować „denialistów klimatycznych”, których nawet przybyło w ostatnich latach. Trzeba też bardzo szybko przeobrażać świat, zmierzając w kierunku „zrównoważonej przyszłości”. – Jesteśmy u progu likwidacji paliw kopalnych będących podstawą naszej ekonomii. To są zaawansowane zmiany. Transformacja w kierunku zrównoważonego rozwoju dokonuje się, chociaż za wolno i nie ma od niej odwrotu – ocenił. Przekonywał, że „zero-emisyjność jest bardzo atrakcyjna i skalowalna”, „nie powinniśmy się przejmować hałasem denialistów, lecz jeszcze bardziej zdecydowanie zmierzać w kierunku zeroemisyjnej przyszłości”.

Na watykańskim webinarium wypowiadała się również Christiana Figueres, architekt porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z 2015 roku. Apelowała, by chronić i „pojednać się z naturą”, „zapewnić ochronę naszemu planetarnemu domowi dla obecnych, ale w szczególności przyszłych pokoleń”.

Tzeporah Berman, założycielka Fossil Fuel Treaty podkreśliła, że „adhortacja pojawiła się w dobrym momencie i widzimy sejsmiczne zainteresowanie tematem zmian klimatycznych”. Dodała, że podczas 27 spotkań COP (spotkania stron w sprawie zmian klimatu) nie rozmawiano o paliwach kopalnych, a jedynie o ograniczeniu emisji i produkcja w oparciu o paliwa kopalne rosła. Dopiero we wrześniu tego roku ONZ po raz pierwszy od 30 lat uznała, że „ropa, gaz i węgiel to są korzenie kryzysu klimatycznego i musimy się ich pozbyć”, a „papież wsparł zabiegi międzynarodowych negocjatorów zabiegających o wycofanie paliw kopalnych z gospodarki”. W połowie września sześć państw oficjalnie ogłosiło, że zamierzają całkowicie się zdekarbonizować. Wskazała ona, że to ma istotne znaczenie przed spotkaniem w Dubaju (COP28) i konieczna jest mobilizacja społeczeństwa, które wywrze presję na polityków.

Fletcher Harper z organizacji Green Faith – ekumenicznej grupy aktywistów – odwoływał się do „moralnego momentu kulturowego”. Zaznaczył, że dokument papieża wskazuje na „moralną odpowiedzialność trucicieli i producentów korzystających z paliw kopalnych”. Napiętnował ich.

Daniel Horan OFM uznał zaś, że „duchowy wpływ Laudate Deum jest nawet większy niż Laudato si’”, ze względu na „wewnętrzne dziedzictwo stworzenia, związek ze wszystkimi stworzeniami i oczywiście z Matką Ziemią”.

Z kolei wielebny Justin Welby przywołał przemówienie sekretarza generalnego ONZ Antonia Guterresa o „zielonym świecie” i kryzysach. Jednocześnie podkreślił, że „Laudato Deum pojawia się w czasie, gdy doświadczamy wielkiego kryzysu klimatycznego” i jest „apelem o zjednoczenie ludzkości, by służyć stworzeniu oraz by kościół mówił z nadzieją o transformacji i przyszłości”.

Prof. Rockström dodał, że „kryzys klimatyczny” to coś więcej, to „kryzys godności, ekonomii, pokoju, bezpieczeństwa, dobrobytu”. Tu chodzi o „stabilność ludzkiej wspólnoty, przyszłość bez paliw kopalnych”, która ma być „inteligentniejsza, tańsza i bardziej atrakcyjna”.

Prezentacja w Ogrodach Watykańskich

Podczas prezentacji Laudate Deum dla prasy w Ogrodach Watykańskich 5 października, Matteo Bruni, dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej przedstawił prelegentów, pośród których byli m.in.: Ridhima Pandey, bohaterka filmu „List” i Alessandra Sarmentino, animatorka Laudato Si’ z archidiecezji Palermo czy Giorgio Leonardo Renato Parisi, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki (2021). Ten ostatni przekonywał, że chociaż „może wydawać się nieco dziwne wydanie dokumentu papieskiego rozpoczynającego się od naukowego wyjaśnienia”, to jednak problem zmian klimatu ma być bardzo poważny i dlatego papież zdecydował się mu poświęcić adhortację. Zdaniem fizyka, mamy do czynienia z „problemem ludzkim i społecznym”, a antidotum na kryzys jest rozwijanie zasobów energii odnawialnej, szczególnie w krajach o niskich dochodach.

Vandana Shiva, naukowiec i aktywista oraz Carlo Petrini, socjolog i aktywista nacisk kładli na teorię złożoności i podkreślanie, że „wszyscy jesteśmy połączeni, zjednoczeni ze stworzeniami przez Boga”. Obydwaj zachęcali do rozwoju „innego rodzaju gospodarki”, „systemu, który uwzględni rolę Ziemi”.

Uczestnicy prezentacji straszyli, że świat od czasu ukazania się encykliki Laudato si’ nie poczynił „żadnych wielkich kroków” a naszej planecie grozi katastrofa. Dlatego apelowali o większe zaangażowanie i determinację w budowaniu sieci ruchów klimatycznych, które doprowadzą do masy krytycznej (potrzebne jest poparcie około 30% społeczeństwa dla globalnych zmian).

Amerykański pisarz Jonathan Safran Foer apelował do naszych sumień, do „zbiorowego przebudzenia” i odrzucenia „najgorszego grzechu zaprzeczenia” jakim jest „udawanie zaniepokojenia i nicnierobienie”.

W watykańskiej konferencji brała udział także Luisa-Marie Neubauer, liderka Piątków dla Przyszłości w Niemczech. Apelowała o włączenie się młodych „w rewolucję kulturową”.

„Intuicja Teilharda de Chardin”

Ksiądz Robert Athickal, założyciel i dyrektor działającej w 23 stanach Indii od 1988 roku organizacji Tarumitra, skupiającej się na ochronie różnorodności biologicznej i promowaniu wrażliwości ekologicznej uważa, że „obecny papież, podobnie jak Jan Paweł II, kładzie nacisk na intuicję Teilharda de Chardin”. Uważał on, że „wszechświat i przyroda mają duchowość, którą należy szanować i chronić”. Przywołanie de Chardina, potępionego przez Kościół jezuity, który propagował panteistyczną wizję świata (ewolucjonizm i marksizm), nie dziwi w kontekście budowania globalnej etyki.

Jezuita Ricardo da Silva zaznaczył, że Laudate Deum jest „najbardziej rozpaczliwą adhortacją” papieża Franciszka, w której często pojawiają się słowa takie jak: „beznadzieja”, „desperacja”, „pesymizm”, „bezpośredni atak” i „alarm”. „Jest to druzgocący opis obecnego stanu działań człowieka w sprawie zmian klimatu na poziomie globalnym i podkreśla, że nie radzimy sobie z niemal każdym punktem odniesienia. Warto zauważyć, że papież Franciszek bezpośrednio celuje w nieodpowiedzialny styl życia wielu mieszkańców Stanów Zjednoczonych, zauważając, że emisje na osobę w Stanach Zjednoczonych są około dwa razy większe niż w przypadku osób mieszkających w Chinach (…)” – stwierdził.

Co do tego fragmentu to już się pojawiły komentarze, że papież źle zacytował dokument IPCC, w którym nie było mowy o dwa razy większych emisjach, ale o niespełna 50 procentach.

Jezuita zaznaczył, iż papież koncentruje się na nieodpowiedzialnym stylu życia, „jest ostry i krytyczny” i stara się pobudzić ludzkość do rozliczenia. Wielokrotnie przypomina nam, że jest już za późno, aby adekwatnie zareagować na „kryzys klimatyczny”. Ponadto uznaje, że to ludzie odpowiadają za „globalne ocieplenie” i odnosi się do zarzutów, że „przyjmuje rolę klimatologa”.

W rozdziałach od drugiego do piątego Laudate Deum papież dotyka kwestii filozoficznych, nauk społecznych i politycznych oraz stosunków międzynarodowych. Dopiero w ostatniej części ma proponować „bardziej teologiczne i duchowe podejście”.

W drugiej części Franciszek skupia się na „paradygmacie technokratycznym”, do którego mają odwoływać się ekonomiści, finansiści i technolodzy.

Rozdziały trzeci, czwarty i piąty to ostra krytyka światowych supermocarstw, istniejących mechanizmów współpracy międzynarodowej, głównie multilateralizmu w jego obecnym rozumieniu.

Ostatnia część adhortacji poświęcona jest „pojednaniu ze światem”.

Z punktu widzenia Giorgio Parisi, „wielką przewagą dokumentu papieża nad zwykłymi raportami i artykułami pisanymi przez czołowych naukowców jest – jak stwierdził – to, że jest on napisany w sposób „jasny, zorganizowany i bardzo czytelny dla każdego”.

Franciszkanin ojciec Daniel P. Horan, teolog i dyrektor Centrum Duchowości Saint Mary’s College w Notre Dame (stan Indiana) przekonuje katolików, że Laudato si i Laudate Deum są częścią moralnego nauczania Kościoła [Sic!!! co za bzdura! MD] . Duchowny zachęcał ludzi, aby pomagali swoim parafiom w rozpowszechnianiu nauk papieża i zmniejszaniu „śladu węglowego” Kościoła.

Analiza

W I części adhortacji („O kryzysie klimatycznym”) papież Franciszek wskazuje, że „(…) nasz świat się rozpada i być może zbliża się do punktu krytycznego” z powodu „zmian klimatycznych” oraz naszej niedostatecznej reakcji na niego. Dlatego „będziemy odczuwać ich skutki w dziedzinie zdrowia, miejsc pracy, dostępu do zasobów, mieszkań, przymusowej migracji i w innych dziedzinach” (pkt 2).

Papież przekonuje, że „zmiana klimatu jest jednym z głównych wyzwań stojących przed społeczeństwem i wspólnotą światową”. Mamy do czynienia z „dramatem” i „grzechem strukturalnym” (pkt 3).

Franciszek wyjaśnia, że „zmiany klimatu” są oczywiste i nie można im zaprzeczać. Mamy „globalny kryzys klimatyczny”, a „niektóre wywołane przez człowieka zmiany klimatu znacznie zwiększają prawdopodobieństwo częstszych i bardziej intensywnych zdarzeń ekstremalnych” (pkt 5).

Franciszek w dalszej części („Opory i nieporozumienia”) krytykuje tych, którzy wyrażają wątpliwości co do globalnego ocieplenia, powołując się „na rzekomo naukowe dane, takie jak fakt, że planeta zawsze miała i zawsze będzie miała okresy ochłodzenia i ocieplenia”. Franciszek dodaje, że ci krytycy tej teorii „pomijają inny istotny fakt, mianowicie: że to, czego obecnie jesteśmy świadkami, to niezwykłe przyspieszenie ocieplenia (…)” (pkt 6).

Dodaje – co też często robią propagatorzy teorii o globalnym, katastrofalnym ociepleniu, nadinterpretując tę teorię i przemianowując na „zmiany klimatu” – że „ekstremalne oziębienia” mogą także wystąpić, ale „zapomina się, że te i inne niezwykłe zjawiska są jedynie alternatywnymi przejawami tej samej przyczyny: globalnego zaburzenia równowagi, spowodowanego globalnym ociepleniem” (pkt 7).

W pkt. 9. na szczęście papież ostrzegł przed upraszczaniem rzeczywistości i obwinianiem ubogich za „posiadanie zbyt wielu dzieci” oraz próbą rozwiązania problemu poprzez okaleczanie kobiet w krajach mniej rozwiniętych. Punkt ten zdaje się sugerować, że papież sprzeciwia się polityce depopulacyjnej wymierzonej głównie w mieszkańców uboższych krajów, czy unijne instytucje chętnie serwujące sterylizację, aborcję i długotrwałą antykoncepcję pod pretekstem walki z ubóstwem i śmiertelnością kobiet. W gruncie rzeczy zaś zależy im na ograniczeniu liczby ludności, którą obwinia się za emisję dwutlenku węgla.

W raportach IPCC podkreśla się, że głównymi czynnikami powodującymi „zmiany klimatu” są: przyrost demograficzny i wzrost produkcji na świecie. Franciszek przyznając, iż ludzie odpowiadają za „zmiany klimatu” pośrednio jednak ogranicza wymowę swego stanowiska o polityce globalnej względem szybko rosnącej populacji w krajach uboższych.

Papież uznaje, że przejście na odnawialne źródła energii i adaptacja do zmian klimatu to rozwiązania, które „politycy i przedsiębiorcy” muszą natychmiast wdrożyć.

W części poświęconej „Przyczynom ludzkim” pojawia się niestety niefortunne zdanie: „Nie można już wątpić w ludzkie – antropogeniczne – przyczyny zmian klimatycznych” (pkt 11).

Globalistom bardzo zależało, żeby obwinić człowieka za „zmiany klimatu”. Przez długi czas nie mogli na to wskazać bezpośrednio w raportach IPCC, ponieważ klimat jest niezwykle złożonym systemem i ma na niego wpływ wiele czynników. Wpływ człowieka, nawet jeśli jest rzeczywisty, to marginalny i z punktu widzenia statystycznego nie miałby znaczenia – uważa znaczna grupa uczonych.

Kwestii dowiedzenia tej tezy papież poświęca sporo miejsca w adhortacji, szczegółowo pisząc o wahaniach temperatur. Komentuje w pkt. 13: „Nie da się ukryć zbieżności tych globalnych zjawisk klimatycznych z przyspieszonym wzrostem emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza od połowy XX wieku. Zdecydowana większość naukowców zajmujących się klimatem popiera tę korelację i tylko niewielki odsetek z nich próbuje zaprzeczyć takim dowodom”.

Papież skrytykował także „pewne lekceważące i nierozsądne opinie, które znajduje nawet w Kościele katolickim” odnośnie tego, że „przyczyną niezwykłej szybkości tak niebezpiecznych zmian jest niezaprzeczalny fakt: ogromny rozwój związany z nieograniczoną ingerencją człowieka w przyrodę w ciągu ostatnich dwóch stuleci” (pkt 14).

W części dotyczącej „szkód i zagrożenia” Franciszek alarmuje, że „niektóre przejawy tego kryzysu klimatycznego są już nieodwracalne przez co najmniej setki lat, takie jak wzrost globalnych temperatur oceanów, zakwaszenie i wyczerpywanie się tlenu” (pkt 15).

Trzeba jednak uniknąć dalszych szkód i koniecznie nie można dopuścić do osiągnięcia „punktu zwrotnego”, po przekroczeniu którego miałaby nastąpić „lawinowa kaskada zdarzeń”. To wyraźna aluzja do teorii „granic planetarnych” Rockströma.

Franciszek, podobnie, jak w encyklice Laudato si’ ponownie powtórzył – nawiązując do teorii złożoności – że „wszystko jest połączone” i „nikt nie ocali się sam” (pkt 19).

W części poświęconej „rosnącemu paradygmatowi technokratycznemu” papież potępił pokładanie całej nadziei w technologii i ekonomii, zwłaszcza w teorii opartej na „idei nieskończonego czy też nieograniczonego rozwoju” (pkt 20).

W pkt. 21 i kolejnych pobrzmiewa krytyka transhumanizmu, „idei istoty ludzkiej, która nie posiada ograniczeń, której zdolności i możliwości, dzięki technologii, mogą być poszerzane w nieskończoność” oraz nieograniczonej władzy.

Warto zwrócić uwagę na to, o czym piszą eksperci ds. bezpieczeństwa, że dzisiejsze możliwości technologiczne oraz globalizacja przyczyniły się do wzrostu zagrożeń dla bezpieczeństwa przez nielicznych. Dlatego elity światowe – chcąc nad tym zapanować – propagują cyfryzację i system globalnego nadzoru cyfrowego połączonego ze stosowaniem teorii szturchania oraz ograniczenie wolności słowa.

Papież również wyraża ubolewanie z tego powodu że „coraz większa zdolność technologii daje „tym, którzy posiadają wiedzę – a nade wszystko władzę ekonomiczną, aby ją wyzyskiwać – niezwykłe panowanie nad całym rodzajem ludzkim i nad całym światem. Ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą, i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzysta, zwłaszcza biorąc pod uwagę sposób, w jaki się nią posługuje. (…) W jakich rękach spoczywa i w jakie ręce może wpaść tak wielka władza? Straszliwie groźne jest to, że leży ona w rękach małej części ludzkości” (pkt 23).

Dalej przechodzi płynnie do kwestii „przemyślenia na nowo naszego wykorzystywania władzy”. W pkt. 24 Franciszek ubolewa, że „brak jest dziś odpowiednio solidnej etyki, kultury i duchowości, które rzeczywiście by ją ograniczały i utrzymywały w ryzach”.

Zamiast zwiększać władzę technokratyczną nad światem, papież postuluje budowanie harmonijnej relacji ze środowiskiem, opartej na doświadczeniach rdzennych kultur. Papież apeluje o „przemyślenie kwestii ludzkiej władzy, jej znaczenia i granic”.

I niestety, w pkt. 29 pobrzmiewa echo reform zaproponowanych przez szefa ONZ Guterresa w Our Common Agenda, czyli zapewnianiu tzw. integralności informacji. Franciszek pisze o „fałszywych informacjach”, które są wykorzystywane przez tych, którzy mają zasoby i oszukują innych propagując swoją politykę, zwiększając zagrożenia dla klimatu. Jest to powielenie oskarżeń formułowanych pod adresem wszelkich krytyków globalistycznej agendy i zapowiedź cenzury.

Franciszek krytykuje „merytokrację”, rządy tych, którzy „urodzili się w lepszych warunkach do rozwoju”.

W części poświęconej słabości polityki międzynarodowej w pkt. 35 autor adhortacji krytykuje „multilateralizm” rozumiany jako „światowa władza skoncentrowana w jednej osobie lub elicie z nadmierną władzą”. Jednocześnie wskazuje na potrzebę „istnienia jakiejś formy globalnego autorytetu, regulowanego przez prawo”. Ma na myśli przyznanie władzy sieci „organizacji światowych, obdarzonych autorytetem”, które miałyby zapewnić powszechne dobro wspólne, uporać się z głodem i ubóstwem, a także gwarantować przestrzeganie podstawowych praw człowieka. Co więcej, dodaje, że taka sieć powinna „być wyposażona w rzeczywistą władzę, aby zapewnić realizację pewnych niezbywalnych celów”.

W ten sposób stworzona sieć i sprawowana przez nią władza nie zależałaby od „zmieniających się okoliczności politycznych lub interesów nielicznych kręgów” i byłaby stabilna ( pkt 35).

W pkt. 36. Franciszek pisze: „Godne ubolewania jest to, że globalne kryzysy są marnowane, chociaż mogą być one okazją do wprowadzenia zbawiennych zmian. Tak stało się w przypadku kryzysu finansowego z lat 2007-2008 i powtórzyło się w przypadku kryzysu Covid-19. Ponieważ „wydaje się, że rzeczywiste strategie, które zostały następnie rozwinięte w świecie, były ukierunkowane na większy indywidualizm, większą dezintegrację, większą wolność dla prawdziwie możnych, którzy zawsze znajdują drogę wyjścia bez szwanku”.

Franciszek zaproponował „zmodyfikowanie multilateralizmu”, mającego polegać na „rekonfiguracji i odtworzeniu w świetle nowej sytuacji światowej” władzy. Po raz kolejny wskazał na znaczenie sieci i przekazanie władzy globalnej z rąk państw narodowych do rąk ludzi działających w sieci złożonej z przedstawicieli organizacji pozarządowych i innych zainteresowanych stron skupionych na walce ze „zmianami klimatu”.

W pkt. 38 pisze, że: „W perspektywie średnioterminowej globalizacja sprzyja spontanicznej wymianie kulturowej, lepszemu wzajemnemu poznaniu i sposobom integracji narodów, które doprowadzą do „oddolnego” multilateralizmu, nie będącego jedynie decyzją elit władzy. Żądania pojawiające się oddolnie na całym świecie, gdzie osoby zaangażowane z najróżniejszych krajów pomagają sobie i towarzyszą sobie nawzajem, mogą w końcu wywrzeć presję na czynniki władzy. Pożądane jest, aby stało się tak w odniesieniu do kryzysu klimatycznego. Dlatego powtarzam, że „jeśli obywatele nie kontrolują władzy politycznej – ogólnokrajowej, regionalnej i samorządowej – to nie jest również możliwe udaremnienie szkód ekologicznych”.

Papież sugeruje także to, o czym mówi obecny szef ONZ, że trzeba przebudować architekturę globalną, by uwzględniała wielobiegunowość i wschodzące potęgi światowe. Ponieważ „nie udało się jeszcze stworzyć modelu dyplomacji wielostronnej, który odpowiadałby nowej konfiguracji świata (…)”, wciąż znaczenie ma „stara dyplomacja” przeżywająca jednak kryzys (pkt 41).

Dodaje w pkt. 42., że „świat staje się tak wielobiegunowy, a jednocześnie tak bardzo złożony, że do skutecznej współpracy potrzebne są inne ramy”. Nowe ramy współpracy miałyby być skoncentrowane na „wyzwaniach środowiskowych, zdrowotnych, kulturowych i społecznych, zwłaszcza w celu umocnienia poszanowania najbardziej podstawowych praw człowieka, praw społecznych i troski o wspólny dom”. Papież wskazuje na potrzebę ustanowienia skutecznych zasad ochrony globalnej przed tymi wyzwaniami. Pobrzmiewa tutaj nawiązanie do trwających negocjacji w sprawie nowej umowy pandemicznej WHO i Paktu przyszłości, którego losy będą decydować się w dużej mierze w 2024 r. i latach następnych (nowa umowa społeczna).

Słyszymy więc w pkt 43 o „nowej procedurze procesu decyzyjnego oraz legitymizacji takich decyzji”, o „większej „demokratyzacji” w sferze globalnej.

W części poświęconej „konferencjom klimatycznym: postępom i porażkom” Franciszek ubolewa z powodu słabych wyników konferencji stron (COP) odnośnie zmian klimatu, zarzucając krajom brak sumienia i odpowiedzialności z powodu stawiania wyżej własnych interesów narodowych niż globalnego dobra wspólnego. Jednocześnie mobilizuje przywódców przed COP28 w Dubaju, aby doprowadzić do „stanowczego przyspieszenia transformacji energetycznej, ze skutecznymi zobowiązaniami, które mogą być monitorowane w sposób stały”. Konferencja ma być „punktem zwrotnym, udowadniającym, że to wszystko, co zostało osiągnięte od 1992 roku było poważne i właściwe, w przeciwnym razie będzie wielkim rozczarowaniem i zagrozi temu dobru, jakie udało się dotychczas osiągnąć” (pkt 54).

Papież martwi się, że za wolno przechodzimy na OZE i za wolno wdrażamy „istotne zmiany”. Uważa, że „zmiany klimatu” to „szeroki problem humanitarny i społeczny na wielu poziomach, dlatego wymaga zaangażowania wszystkich (…)”. Domaga się presji na polityków ze strony całego społeczeństwa.

Oczekuje, że w Dubaju państwa zobowiążą się do pozbycia paliw kopalnych i łatwo to będzie można egzekwować. „Ma to na celu zainicjowanie nowego procesu, który byłby drastyczny, intensywny i mógłby liczyć na zaangażowanie wszystkich. Nie stało się to dotychczas, ale jedynie poprzez taki proces można przywrócić wiarygodność polityki międzynarodowej, ponieważ tylko w ten konkretny sposób możliwe będzie znaczne zmniejszenie emisji dwutlenku węgla i uniknięcie w porę najgorszego zła” – czytamy w pkt. 59.

W części poświęconej motywacji duchowej, Franciszek apeluje o mobilizację wszystkich ludzi różnych wyznań, by zaangażowali się w wywieranie presji na rządzących w sprawie polityki klimatycznej, zaznaczając, że jesteśmy zjednoczeni ze wszystkimi stworzeniami. „Cały świat jest strefą kontaktu” i nie możemy pozwolić, aby paradygmat technokratyczny odizolował nas (pkt 66).

W pkt. 67. papież – co prawda nie pisze o konieczności przejścia na paradygmat ekocentryczny, na co wskazują zwolennicy walki ze zmianami klimatu, czyli zrównania człowieka ze wszystkimi istotami, a nie uznawania go jako korony stworzeń – lecz wprowadza pojęcie „antropocentryzmu umiejscowionego”. „Światopogląd judeochrześcijański podtrzymuje szczególną i centralną wartość istoty ludzkiej pośród wspaniałego koncertu wszystkich istot, ale dziś jesteśmy zmuszeni uznać, że możliwy jest tylko antropocentryzm umiejscowiony. Oznacza to, że ludzkie życie jest niezrozumiałe i niemożliwe do utrzymania bez innych stworzeń. Istotnie, wszystkie byty wszechświata, będąc stworzonymi przez tego samego Ojca, są zjednoczone niewidzialnymi więzami i tworzą rodzaj uniwersalnej rodziny, wspaniałej komunii pobudzającej do świętego, serdecznego i pokornego szacunku” – czytamy w pkt. 68.

Można byłoby pokusić się o interpretację tego, co papież miał na myśli. Otóż wydaje się, że chodzi o ograniczenie aktywności człowieka, który musi uwzględniać „granice planetarne” i nowe systemy społeczne, o czym dywaguje się pośród naukowców.

Innymi słowy, działalność człowieka musi być tak ograniczona, aby nie doprowadzić – jak to papież ujmuje – do wymarcia jakiegoś gatunku. Ludzie mają pojednać się ze światem przyrody, jak nawołują do tego przedstawiciele tzw. ekologii głębokiej. Jednocześnie papież sugeruje, że aby umożliwić to pojednanie, konieczne będą „wielkie decyzje polityki krajowej i międzynarodowej” (pkt 69). Na to wskazują np. eko-socjaliści, którzy mówią, że będzie można tworzyć wielką cywilizację planetarną, po wcześniejszym przestawieniu gospodarki na odpowiednie tory za pomocą centralnego sterowania.

Franciszek uznaje potrzebę wielkiej transformacji kulturowej (pkt 70) i zmiany „nieodpowiedzialnego stylu życia związanego z modelem zachodnim”, do czego od lat 70. nawołują globalni propagatorzy koncepcji systemowej zrównoważonego rozwoju. Taka zmiana miałaby długoterminowy skutek i „bylibyśmy na drodze do wzajemnego uzdrowienia”.

Wreszcie papież kończy w pkt. 73. następującym stwierdzeniem: „list ten jest zatytułowany Pochwalony bądź, Panie. Bowiem człowiek, który chce zastąpić Boga, staje się najgorszym zagrożeniem dla samego siebie”.

Wybitnie polityczny charakter adhortacji

Warto pamiętać, że adhortacja papieża Laudate Deum ma charakter wybitnie polityczny i wpisuje się w inne propagowane przez niego dokumenty dotyczące środowiska, klimatu i „zrównoważonego rozwoju”.

Franciszek lansuje etykę środowiskową, która ma więcej wspólnego z etyką świecką niż religijną, chociaż odwołuje się do grzechu. Etyka świecka koncentruje się na naszej odpowiedzialności za przyrodę, odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń, sprawiedliwości międzypokoleniowej i wewnątrzpokoleniowej oraz wartości wszystkich istot. Etyka religijna skupia się na tym, co w danej denominacji religijnej jest istotne. Obie wzajemnie się uzupełniają i dlatego trwają prace nad skonstruowaniem jednej wspólnej etyki dla wszystkich ludzi na świecie, która zapewni skuteczne zasady postępowania, wskazując na działania pożądane i niepożądane ze względu na „zmiany klimatu”.

A ponieważ – jak podkreśla się w literaturze metodologicznej – zrównoważony rozwój musi przyjmować podejście interdyscyplinarne (tj. nie można go analizować z perspektywy czysto naukowej lub czysto etycznej, ale musi uwzględniać wiele perspektyw), takie właśnie podejście prezentuje nie tylko encyklika Laudato si’, ale także adhortacja Laudate Deum. Przy czym ta ostatnia powinna być analizowana przede wszystkim z perspektywy politologicznej.

Chociaż różne teorie naukowe, filozoficzne i teologiczne definiują globalną równowagę środowiskową w różny sposób, to jednak w znacznej mierze odnoszą się ono po prostu do koncepcji śladu węglowego czy szerszego śladu ekologicznego, mierząc wykorzystanie zasobów Ziemi w przeliczeniu na mieszkańca.

Franciszek wzywa do ograniczenia konsumpcji w imię solidarności z przyszłymi pokoleniami. Oto też apeluje sekretarz generalny ONZ. Jednak solidarność to cnota oparta na wzajemnych zobowiązaniach i wspólnym wysiłku na rzecz spójności społecznej. Jest ona trudna do zastosowania w odniesieniu do przyszłych pokoleń (tj. nieokreślonych jednostek). Franciszkowi po prostu bliżej do ekonomicznej teorii degrowth (odwzrostowienia, redukowania gospodarki).

Warto także odnotować, że papież odwołuje się do nowej formy multilateralizmu, o której dywagują prawnicy i politolodzy na świecie. Nie chodzi już bowiem o multilateralizm polegający na uzgadnianiu stanowiska co najmniej trzech państw na forum międzynarodowym w jakiejś kwestii (klasyczna definicja), ale o zastąpienie – albo częściowe, albo całkowicie w skrajnym wariancie – państw narodowych w procesie decyzyjnym poprzez podmioty niepaństwowe, w tym różne sieci organizacji społecznych, pozarządowych, federacje, korporacje, biznesmenów itp.

Globalne zarządzanie, zakorzenione w multilateralizmie powojennym, które odżyło w latach 90. XX wieku, obecnie boryka się z licznymi wyzwaniami, właśnie ze względu na rosnącą rolę podmiotów niepaństwowych w instytucjach wielostronnych – począwszy od międzynarodowych korporacji po organizacje pozarządowe, społeczności lokalne, ludność tubylczą, wybranych światowych przywódców, burmistrzów, fundacje, lobby branżowe itp.

Multilateralizm jest warunkiem wstępnym globalnego zarządzania i może obejmować pewne praktyki polityczne, standardy, różne formy miękkiego i twardego zarządzania.

O zmianie zasad stanowi Our Common Agenda szefa ONZ, także kładącego nacisk na usieciowienie i podejmowanie kluczowych decyzji – w przypadku różnych wyzwań globalnych – przez określoną grupę „interesariuszy”. Reszta świata miałaby się podporządkować narzuconym procedurom i zasadom.

Coraz częściej można spotkać się z nowym multilateralizmem w kontekście globalnego zarządzania globalnymi dobrami wspólnymi. Przyjmuje się pespektywę, że tym, co będzie jednoczyć mieszkańców naszej planety będą wspólne wartości np. o zagrożeniu klimatycznym i przekonanie, że korzyści ze współpracy przewyższą koszty.

Miałoby to wyeliminować napięcia między państwami westfalskimi (koncepcja równowagi sił), skutkujące konkurencją lub zbyt luźną współpracą.

Wszystkie te trendy znajdują odzwierciedlenie w najnowszej adhortacji papieża Franciszka Laudate Deum, która jest przede wszystkim dokumentem politycznym, a nie religijnym.

G20 przyjęło wprowadzenie cyfrowych walut i dowodów

Ekonomia

Ruch w kierunku jednego światowego totalitarnego rządu postępuje. Indie są obecnie przewodniczącym grupy G20. Przywódcy G20 osiągnęli w weekend porozumienie w sprawie narzucenia cyfrowych walut cyfrowych identyfikatorów swoim populacjom.

Kraje G20:

Umożliwi im to monitorowanie wydatków swoich obywateli i tłumienie sprzeciwu. Cyfrowe identyfikatory będą działały w jednej wspólnej sieci, w której będzie można odmówić podróżowania tym którzy wyrażają sprzeciw wobec takiej tyranii. Na tym polega problem, gdy mamy do czynienia z zawodowymi politykami, ponieważ nie są oni po naszej stronie, lecz siedzą nad nami i patrzą na nas z pogardą.

W weekend w New Delhi grupa G20 przyjęła pod przewodnictwem Indii ostateczną deklarację w tej sprawie. Celem waluty cyfrowej jest wyeliminowanie szarej strefy. Rezygnacja z pieniądza papierowego uniemożliwi płacenie gotówką pod stołem. Twierdzą, że wyeliminuje to wszelką przestępczość, taką jak napady na banki, a nawet prostytucję. Twierdzą również, że wyeliminuje to możliwość zaistnienia runów na banki. Szacunki dotyczące nieopodatkowanej strefy gospodarki  wahają się od 20% do 40%. Choć sprytnie stwierdzili, że nie ma dyskusji na temat wyeliminowania kryptowalut, to chcą przejąć wszystkie kryptowaluty, które pozwoliły by nadal na istnienie szarej strefy.

Christine Lagarde przyznała, że cyfrowej waluty będą miały wbudowane systemy kontroli. G20 ogłosiło, że zgodziło się na budowę infrastruktury niezbędnej do wdrożenia cyfrowych walut i identyfikatorów. Jak ostrzegałem, to wszystko jest częścią roku 2032. Te wszystkie działania się nie powiodą ale ostatecznie doprowadzą do rewolucji. Cyfrowa waluta przynosi zerowe korzyści ekonomiczne. Robią to wyłącznie po to, by kontrolować gospodarkę i eliminować szarą strefę.

Link do oryginalnego artykułu: LINK

źródło : https://www.prisonplanet.pl/ekonomia/g20_przyjelo,p1523348715

Na służbie u Naszych Braci

Na służbie u Naszych Braci

Tomasz MIANOWICZ

Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi

Ukraińska parafraza polskiego hymnu narodowego

Serwilizm jest – niestety – stałym elementem polskiej polityki zagranicznej, i to już od XVIII w. Jeśli spojrzeć retrospektywnie na ostatnie 100 lat historii Polski, to okaże się, że wśród polityków pełniących najważniejsze funkcje w państwie, niewielu było takich, w działalności których nie znaleźlibyśmy tego czynnika. Brak go w polityce prowadzonej przez Józefa Piłsudskiego, który – niezależnie od tego, jak go oceniać – kierował się interesem państwa. Drugim, i jak dotychczas chyba ostatnim politykiem, wolnym od skazy serwilizmu był… Władysław Gomułka. Realizując „polską drogę do socjalizmu” doprowadził do wycofania z PRL doradców radzieckich i to w okresie, który w obecnej polityczno-propagandowej retoryce określa się jako „okupację sowiecką”. W porównaniu z aktualnymi przywódcami partii i państwa tow. Wiesław urasta zatem do rangi męża stanu.

Wyjątkowo żenującym przykładem politycznego serwilizmu było niedawne zachowanie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Dudy, bawiącego w Nowym Jorku przy okazji sesji ONZ. Trudno nie dostrzec, że Duda od dawna nadskakuje Wołodymirowi Zełenskiemu, co odpowiada oficjalnej linii polskiej polityki; rzecznik MSZ Łukasz Jasina ogłosił przecież wszem i wobec, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. Dla dopełnienia obrazu dodać należy, iż Duda występował w Nowym Jorku już po tym, jak Kijów zapowiedział, że po wprowadzeniu embarga na wwóz ukraińskiego zboża na terytorium RP skieruje do Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organization) skargę przeciwko Polsce. Wydawało się oczywiste, że po takim oświadczeniu Warszawa powinna ze swej strony zapowiedzieć retorsje wobec Ukrainy i zastosować je po wniesieniu przez Kijów skargi do WTO. Nic takiego jednak nie nastąpiło; wprost przeciwnie – przedstawiciele polskich władz prześcigali się w zapewnieniach, że nadal będą wspierać Ukrainę w jej wojnie przeciwko Rosji, powtarzając tym samym – przy użyciu innych sformułowań – deklarację MSZ. Trudno się zatem dziwić, że Kijów nałożył embargo na import polskich produktów rolnych, embargo dotkliwe, z uwagi na znaczenie rynku ukraińskiego dla polskiego eksportu.

Tym samym Nasi Bracia przystąpili do wojny ekonomicznej przeciwko Polsce, prowadzonej już przez Niemcy, które wykorzystują do tego instytucje Unii Europejskiej. Prócz tego podsycają zimną, aczkolwiek zażartą wojnę domową w Polsce a poprzez podporządkowanie naszego ustawodawstwa dyrektywom płynącym z Brukseli, doprowadzili do anarchizacji państwa, co oznacza postępujący paraliż jego funkcji (wygląda na to, że jeden [!] z ministrów polskiego rządu zdaje sobie z tego sprawę; myślę o Zbigniewie Ziobrze).

Właśnie z uwagi na zachowanie większości dostojników państwowych i rządowych Polska jest tak lekceważona na forum międzynarodowym i pomiatana przez B-B (Berlin-Brukselę) jako najgorzej traktowany członek Unii Europejskiej. Ani w stosunku do Węgier, ani w stosunku do Republiki Czeskiej, gdy jej prezydentem był Vaclav Klaus, Niemcy nie pozwalali sobie na takie afronty dyplomatyczne, jak wypowiedź przewodniczącego grupy Europejskiej Partii Ludowej w Europarlamencie Manfreda Webera na temat PiS-u. A przecież już wcześniej Uschi von der Leyen, jeszcze jako ministerka w rządzie RFN (swą obecną funkcję naczelnej komisarki UE zawdzięcza patriotycznym europosłom PiS-u), otwarcie deklarowała poparcie dla polskiej opozycji, walczącej z PiSem o władzę. W stosunku do żadnego państwa ambasadorowie „sojuszników” nie pozwolili sobie na otwarte wystąpienie z krytyką polityki wewnętrznej rządu państwa przyjmującego. Jest to sprzeczne z Wiedeńską konwencją o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku, ale któż by się dzisiaj przejmował prawem…

Gdy nieustraszony ukraiński prezydent na oczach całego świata nasrał Dudzie na głowę (excusez le mot; dosadność sformułowań jest jednak w publicystyce dopuszczalna, a niekiedy nawet wskazana), ten ostatni zapewnił, że Zełeńskij jest jego przyjacielem. Andrzejowi Dudzie brak elementarnego poczucia godności osobistej, problemem jest jednak nie ta cecha jego osobowości, lecz funkcja, jaką pełni.

Co prawda premier Morawiecki po antypolskim wystąpieniu prezydenta Ukrainy w Nowym Jorku i po ogłoszeniu przez Kijów sankcji gospodarczych wobec Polski, zapowiedział wstrzymanie pomocy wojskowej dla Naszych Braci, aliści po negatywnej reakcji Waszyngtonu wszystko odszczekano. Wracamy zatem do „służby”, której wartość już dawno przekroczyła 100 mld złotych (nie licząc udziału Polski we wspieraniu Ukrainy poprzez UE i inne organizacje międzynarodowe). Gdy na przełomie lutego i marca 2022 roku po raz pierwszy wypowiadałem się na temat wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą (de facto NATO) przewidywałem, że udział w niej będzie nas kosztować krocie. Czasem myślę o tym, aby już niczego nie przewidywać, bowiem moje pesymistyczne przepowiednie z reguły się sprawdzają…

A zatem już po raz ostatni ogłaszam prognozę – tym razem dotyczy ona załamania się budżetu państwa. Oprócz służby u Naszych Braci, rujnującej publiczne finanse na różnych poziomach, Polska wydaje gigantyczne kwoty na zbrojenia. Rzecz jasna nie można krytykować zamiaru stworzenia silnej armii. Problem polega na tym, że w kontekście polityki zagranicznej RP, nawet najsilniejsza armia nie zapewni Polsce suwerenności, z której zresztą już niewiele zostało. Polskie władze, podobnie jak ogromna większość społeczeństwa, nie dostrzegają zagrożeń ze strony globalizmu i Unii Europejskiej, która jest jego instrumentem.

Breżniewowska doktryna „ograniczonej suwerenności” to niemal raj wolności w porównaniu z obecną sytuacją Polski. Bo przecież sowiecki okupant przed 1989 rokiem nie decydował o wycinaniu drzew w Puszczy Białowieskiej, czy też o obsadzie najwyższych sądów w Polsce. Niestety, polska polityka skupia się na antyrosyjskim dżihadzie, nie chcąc przyjąć do wiadomości elementarnych faktów, determinujących zagrożenia dla suwerenności państwa: Ukraina – mówiąc oględnie – jest państwem Polsce nieżyczliwym, zaś Unia Europejska, w której Niemcy pełnią „przewodnią rolę”, konsekwentnie dąży do odebrania RP resztek samodzielności. Może zatem dojść do tego, że Polska będzie dysponowała potężną armią, wyposażoną w najnowocześniejszy sprzęt amerykański, a równocześnie jej działalność na arenie międzynarodowej będzie się sprowadzała do realizacji decyzji podejmowanych w Waszyngtonie i w Berlinie. No dobrą sprawę ten etap podległości już osiągnięto.

Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby po wyborach w Polsce Komisja Europejska interweniowała na rzecz Kijowa w sporze dotyczącym embarga na wwóz ukraińskich produktów rolnych. Przecież już wiosną tego roku Uschi przypomniała władzom w Warszawie, kto w Polsce rządzi: o zakazie wwozu ukraińskich zbóż decyduje Bruksela, a nie polski rząd. Komisja Europejska może zaostrzyć sankcje finansowe wobec Polski. Czołowa niemiecka eurodemokratka – Katarina Barley (swego czasu ministerka sprawiedliwości w rządzie federalnym, dziś w Europarlamencie), proponowała już komisji ”zagłodzenie Węgier”. W obecnej chwili interwencja B-B byłaby niezręczna, bo nawet proniemiecka opozycja udaje, że troszczy się o polskich rolników. W rzeczywistości rodzime władze szkodzą im od lat, czego przykładem może być śmiertelny niemal cios zadany polskiemu sadownictwu, poprzez zakaz eksportu owoców do Rosji i na Białoruś (a przecież jeszcze nie tak dawno Polska była największym eksporterem jabłek w Europie!).

Potężna armia ma odstraszyć Putina od ataku na Polskę – zapewniają rządowi dygnitarze. Po co Putin miałby zaatakować państwo należące do NATO – nie wie nikt, kto analizuje polityczne realia, zamiast obracać się w wirtualnym świecie, skonstruowanym przy propagandę i media masowej manipulacji. Rzeczywiste powody wojny na Ukrainie są w Polsce nieznane, choć tę wojnę zapowiadano od lat, podając przy tym jej rzeczywiste przyczyny, w przeciwieństwie do wojen prowadzonych przez naszego Najważniejszego Sojusznika – przeciwko Jugosławii, Irakowi, Syrii, Libii (jako lekarstwo na ignorancję polecić wypada film „Maidan: The Way to War”, dostępny – jeśli cenzura go nie zablokowała – pod polskim tytułem na portalu „Wolne Media”).

Niemniej jednak polska armia może się przydać, bowiem – zakładając dalszą eskalację konfliktu NATO – Rosja – Waszyngton może jej użyć do bezpośrednich działań na froncie. Joe Biden zarządził przecież długą wojnę a w myśl oficjalnej doktryny, ogłoszonej przez amerykańskiego ministra wojny Lloyda Austina, chodzi obecnie o zadanie Rosji jak największych strat (oznacza to co prawda również wzrost strat po stronie Ukrainy, tym jednak w Waszyngtonie nikt się nie przejmuje). Dlatego też NATO dostarcza na Ukrainę coraz bardziej śmiercionośne oręże: ostatnio bomby kasetowe i samoloty F-16, w najbliższej przyszłości pociski ze zubożonym uranem, w dalszej przyszłości rakiety cruise. Amerykański przemysł zbrojeniowy, związany z Partią Demokratyczną, ma się w tej chwili doskonale.

Finansowanie wojny na Ukrainie obciąża co prawda budżet Stanów Zjednoczonych, aliści państwo to już jest bankrutem, i to od wielu lat; dług publiczny USA nie zostanie spłacony do końca świata. I dopóki amerykański dolar – od 1971 roku bez pokrycia w złocie – pozostaje główną walutą rezerwową świata, można go po prostu drukować na potrzeby wojen. Ale i sojusznicy nie chcą pozostać w tyle: niemiecki Rheinmetall zapowiedział uruchomienie produkcji na Ukrainie, aby zaoszczędzić koszty transportu uzbrojenia z RFN na linię frontu. W moim przekonaniu Joe Biden byłby skłonny zaopatrzyć Ukrainę w broń atomową, rzecz jasna tylko w „celach obronnych”. Jej użycie wyrządziłoby Rosji (ale nie tylko) ogromne straty, a że Ukraina – i kraje sąsiednie – leżą daleko od Stanów Zjednoczonych, wymiana uderzeń nuklearnych na ternie Europy Wschodniej nie stanowiłaby dla USA bezpośredniego zagrożenia. Zważywszy na przewagę NATO w dziedzinie sił konwencjonalnej i zawrotne tempo zbrojeń w Stanach Zjednoczonych, nie można wykluczyć, że w wypadku niekorzystnego rozwoju działań wojennych Moskwa sięgnie do taktycznej broni nuklearnej (z tego niebezpieczeństwa zdaje sobie sprawę Viktor Orbán, chyba jako jedyny szef rządu w tej części Europy).

W dłuższej perspektywie czasowej możliwe jest otwarcie przez NATO drugiego frontu – np. w rejonie Bałtyku. Z uwagi na odruchy warunkowe, którymi kierują się politycy Polski i krajów bałtyckich, sprowokowanie konfliktu i przypisanie winy Putinowi nie stanowiłoby większych trudności. Obecnie USA realizują wypracowaną przez RAND Corporation koncepcję wywoływania wojen na granicach Rosji. Nie udało się co prawda doprowadzić do „kolorowych rewolucji” na Białorusi i w Kazachstanie, natomiast Armenia „zmieniła front” – na prozachodni i planuje wspólne manewry z wojskami amerykańskimi. Służby specjalne Ukrainy z nadania Waszyngtonu starają się zorganizować regime change w Gruzji, odmawiającej dotychczas przystąpienia do wojny z Rosją.

Nawet jeśli teraz miałoby dojść do zawieszenia broni na Ukrainie albo do traktatu pokojowego, kolejna wojna NATO z Federacją Rosyjską jest tylko kwestią czasu. Szanse na wstrzymanie rozlewu krwi na Ukrainie wzrosną, jeśli Joe nie wygra kolejnych wyborów prezydenckich w USA (dla przypomnienia: za rządów Donalda Trumpa nasz Najważniejszy Sojusznik nie zaatakował żadnego państwa, a nawet nie wywołał żadnej nowej wojny). Zamrożenie konfliktu będzie zatem tylko przejściowe, a to dlatego, że globalizm, podobnie jak stosunkowo niedawno sowiecki komunizm, ma w sobie immanentną potrzebę ekspansji. Skoro stratedzy globalizmu zdecydowali się na wojnę z Rosją, która stoi na przeszkodzie totalnej hegemonii światowej USA, to nie po to, aby się teraz z tego konfliktu wycofać. A RAND Corporation opracowuje już koncepcje wojny Stanów Zjednoczonych z Chinami.

Tak czy inaczej pola do popisu dla polskiej armii nie powinno zabraknąć. Przecież nasi chłopcy już przyczynili się chwały polskiego oręża, odnosząc u boku naszego Najważniejszego Sojusznika błyskotliwe sukcesy w wojnie przeciwko Jugosławii, przeciwko Irakowi, czy też walcząc w Afganistanie. Jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych deklarował, że Polska gotowa jest wziąć udział w wojnie USA (i Izraela) z Iranem. Swego czasu późniejszy minister był aktywistą ruchu pacyfistycznego, niechętnego rządowi Stanów Zjednoczonych (prezydentem był wówczas Ronald Reagan).

Wracając do perspektywy załamania się budżetu państwa: nie potrafię podać jego konkretnej daty. Prawdopodobne jest jednak, że finansowa katastrofa w Polsce nastąpi wcześniej niż na Ukrainie, bowiem jej budżet jest zasilany bezpośrednimi transferami z postępowego świata. A jego przywódcy deklarują przecież, iż będą wspierać Ukrainę tak długo, dopóki będzie to konieczne, czyli do „ostatecznego zwycięstwa” (po niemiecku Endsieg).

Polska zmierza zatem do kolejnej dziejowej katastrofy. Ale czyż już obecnej sytuacji nie należy uznać za katastrofę? Kraj szarpany jest od lat zimną wojną domową (gdyby posłów wybierano w myśl demokratycznej ordynacji wyborczej w systemie JOW, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji), stracił suwerenność w dziedzinie ustawodawstwa, obronności, polityki zagranicznej, gospodarki, energetyki, zainfekowany jest ideologią gender i czeka go załamanie finansów publicznych. A szans na zmianę nie widać. Czyli jest już bardzo źle. Ale będzie jeszcze gorzej.

Monachium 4 X 2023 Tomasz MIANOWICZ