Czym jest koalicja 13 grudnia?

Czym jest koalicja 13 grudnia? mtodd

           Szanowni Państwo!
           Jest oczywiście partią anty polską pod wodzą Donalda Tuska, który gorliwie i z niezwykłą energią zabrał się do demolki naszego państwa. Dowodem  tego niech będzie fakt, że wybrał do rządu samych nieudaczników. Czyżby nie znał się na ludziach? Przeciwnie, zrobił to dlatego właśnie, że się na nich zna! Wie, że w ten sposób odnosi podwójną korzyść. Upokorzony i umoczony w bezprawiu głupek jest skazany wyłącznie na jego łaskę, a przy okazji rozwala i zarazem ośmiesza Państwo Polskie. Za taką działalność Pierwszy Folksdojcz Rzeczpospolitej spodziewa się pochwał i apanaży ze strony Rzeszy Europejskiej, która go tu przysłała i osadziła w fotelu premiera.
           Pierwsza misja skończyła się niepełnym powodzeniem. Robił co mógł dla dozgonnej przyjaźni niemiecko-rosyjskiej z granicą na Wiśle, ale Polacy jeszcze pamiętali czym próby takiej przyjaźni się kończyły i wbrew całej propagandzie powiedzieli: NIE!!!
           Teraz, udało się najpierw ogłupić, potem zmanipulować wystarczająco wielu polskich obywateli, żeby w imię „porządku i praworządności” wprowadzić totalny chaos i bezprawie.

Z pozdrowieniami

Małgorzata Todd

Feministra “zdrowia”Leszczyna powołała Zespół… z konfliktami interesów …

Zdrowia @Leszczyna

Piotr Witczak

@PiotrWitczak_

Minister Zdrowia @Leszczyna

powołała zespół 11 ekspertów, którzy będą doradzać w zakresie epidemiologii, profilaktyki, diagnostyki i terapii chorób zakaźnych Powołano osoby z konfliktami interesów, które bezkrytycznie naciskały na szczepienia i propagowały pseudonaukową segregację sanitarną W związku z powyższym zachodzi podejrzenie graniczące z pewnością, że “doradztwo” tej grupy ekspertów będzie stronnicze, nastawione na maksymalizację zysków koncernów i celowe generowanie masowej histerii w celu wygenerowania emocjonalnego zapotrzebowania na produkty farmaceutyczne Przeczytaj cały wątek i podaj dalej, społeczeństwo powinno o tym wiedzieć!

Zdjęcie

Przewodniczący – prof. dr hab. Robert Flisiak Na zdjęciu “skromny” wykaz konfliktów interesów Pana Profesora, znajdziecie w tej publikacji z 2022 r.: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/34863359/

Zdjęcie

Między innymi wynagrodzenia za konsultacje od producenta szczepionek mRNA Pfizera i granty/kontrakty od Gilead – producenta leków przeciwwirusowych, w tym na covid https://gilead.com/purpose/advancing-global-health/covid-19 A tu czytamy, że Pan Prof Flisiak dostał kasę za “konsultacje i wykłady od firm Moderna i Pfizer” (2023) https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37766178/ Tak, to ten sam Prof Flisiak, który wbrew dostępnym danym naukowym uważał, że grypa zniknęła dzięki maseczkom https://twitter.com/PiotrWitczak_/status/1455854694446903296 To również ten sam Prof Flisiak, który oskarżył @a_niedzielski

@MZ_GOV_PL o zabójstwo tysięcy Polaków, bo zaniechali wprowadzenia paszportów covidowych https://twitter.com/PiotrWitczak_/status/1526167174901006336 Zupełnie przypadkiem i dla dobra nas wszystkich otrzymujący wynagrodzenie od Pfizera i Moderny Prof Flisiak lobbuje za paszportami covidowymi… W zespole jest również – dr hab. Jerzy Jaroszewicz, który w publikacji z 2023 raportuje wynagrodzenie za konsultacje i raporty dla Gilead, Moderny i Pfizera… https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37766178/ I rzeczywiście chętnie wykłada na konferencjach pod patronatem Pfizera: https://termedia.pl/Konferencja-Skutki-Long-COVID-u-pacjentow-z-Intro,2016,25530.html

Zdjęcie

Dalej mamy Panią dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz, która jest pierwszym autorem badania z 2023, w którym co prawda zadeklarowała brak konfliktu interesów, ale badanie finansował Pfizer (zlecił wykonanie badania firmie P95)

Zdjęcie

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37071404/https://p-95.com Pana Prof Parczewskiego chyba nie muszę przedstawiać, proponował godzinę policyjną dla niezaszczepionych: https://wiadomosci.onet.pl/kraj/koronawirus-doradca-premiera-proponuje-godzine-policyjna-dla-niezaszczepionych/texgrkm Pan Profesor Parczewski był obecny na “International Workshop on COVID-19 Vaccines 2022 – December Edition” – wspieranej przez…nie zgadniecie kogo…Pfizera! https://academicmedicaleducation.com/meeting/international-workshop-covid-19-vaccines-2022-december-edition Kolejni na liście, tj. Prof Małgorzata Pawłowska (wynagrodzenia od AbbVie, Gilead, Merck i Roche), Prof Anna Piekarska (wynagrodzenia od AbbVie, Gilead, Merck, and Roche), prof. dr hab. Krzysztof Tomasiewicz (AbbVie, Alfa Wasserman, BMS, Gilead, Janssen, Merck, Roche, Merck), dr hab. Dorota Zarębska-Michaluk (AbbVie, Gilead, Merck) podpisali się pod apelem do premiera i prezydenta o podjęcie prac nad aktami prawnymi, które pozwolą na weryfikację szczepień pracowników oraz ograniczających dostęp niezaszczepionym do miejsc publicznych w zamkniętych przestrzeniach https://tvn24.pl/biznes/z-kraju/koronawirus-w-polsce-weryfikacja-szczepien-pracownikow-apel-do-premiera-i-prezydenta-specjalistow-chorob-zakaznych-st5506126 W zespole powołanym przez Panią Minister Leszczynę nie zabrakło również Pana prof. dr hab. Krzysztofa Pyrcia, który kieruje zespołem ViroGenetics Team, a ten stanowi część projektu europejskiej inicjatywy na rzecz walki z koronawirusem (CARE) finansowanej przez Pfizera i Fundację Billa i Melindy Gatesów https://twitter.com/PiotrWitczak_/status/1550011958878928897 Jest i Pan dr hab. Piotr Rzymski, który otrzymywał wynagrodzenie od Pfizera i Moderny https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37766178/ Członkiem Zespołu jest również Pan prof. dr hab. Jacek Wysocki, który pobierał wynagrodzenie od Astra Zeneca, GSK, Moderny i Pfizera https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/37766178/ Prof. Flisiak, Wysocki, Pyrć, Rzymski świetnie współpracują od początku pandemii na rzecz promowania szczepionek przeciw covid i podpisali się pod tezami, na które nie było dowodów lub dowody były niewystarczające, np. “Szczepionki mRNA uważane są za bardzo bezpieczne ze względu na: brak możliwości modyfikowania DNA pacjenta, brak możliwości zaistnienia infekcji, szybką degradację mRNA ze szczepionki do nieszkodliwych składników i jego podobieństwo do mRNA naturalnie występującego w komórkach, oraz bardzo niewielką dawkę konieczną do wywołania efektu terapeutycznego” https://termedia.pl/pobierz/510199f9504e6518a4cd548f9ee2326a/ Obecnie wiemy, że byli w błędzie, a dokument przypominał bardziej ulotkę promocyjną szczepionek przeciw covid Ci sami Panowie Prof Rzymski, Flisiak, Pyrć i Wysocki wykazali się zatem niebywała hipokryzją publikując tę pracę, w której opowiadają się za bezwzględną cenzurą i twierdzą: “Fałszywe twierdzenia na temat szczepionek COVID-19 wygłaszane przez pracowników służby zdrowia, naukowców i pracowników akademickich nie powinny być dłużej tolerowane”

🤡

….i zadeklarowali brak konfliktu interesów https://mdpi.com/2076-393X/9/2/109

Uważam, że z takim Zespołem jesteśmy gotowi na kolejną “pandemię X”, którą już śmiało ogłosiły

@WHO @wef

——————-

·

37,7 tys. Wyświetlenia

Generalplan Ost – uzupełniony i poprawiony

Generalplan Ost – uzupełniony i poprawiony

Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!”    16 stycznia 2024 Generalplan Ost – uzupełniony

Po 3 miesiącach od wyborów parlamentarnych 15 października ubiegłego roku, można już powiedzieć, w jakim kierunku tak naprawdę zmierzają poczynania „Koalicji 13 grudnia” pod przewodnictwem Volksdeutsche Partei Donalda Tuska. Jak już wcześniej wielokrotnie pisałem, Niemcy są państwem poważnym, które – chociaż niekiedy robi głupstwa – to jednak z zadziwiającą konsekwencją realizuje projekty, które wcześniej uznały za zgodne ze swoim interesem państwowym i niemieckim interesem narodowym. Tak właśnie było w 1990 roku, kiedy to Niemcy odzyskały w Europie swobodę ruchów i natychmiast przystąpiły do wysadzania w powietrze Heksagonale – porozumienia 6 państw Europy Środkowej, którego celem było odzyskanie politycznej samodzielności po ewakuacji imperium sowieckiego z tej części Europy. Jak pamiętamy, sygnatariusze Heksagonale zamierzali wykorzystać pojawienie się w Europie środkowej politycznej próżni dla stworzenia systemu reasekuracji niepodległości. Ale Niemcy natychmiast przystąpiły do wysadzania tego porozumienia w powietrze, inicjując rozpad Jugosławii, zawsze będącej solą w niemieckim oku, co doprowadziło do pogrążenia tego kraju w otchłani krwawej wojny domowej.

W ten sposób Niemcy stworzyły warunki polityczne do reaktywowania swego planu „Mitteleuropa” z roku 1915, którego celem było zainstalowanie na obszarze Europy Środkowej niemieckich protektoratów o gospodarkach niezdolnych do konkurowania z gospodarką niemiecką, tylko peryferyjnych i uzupełniających. Ta operacja zakończyła się całkowitym sukcesem 1 maja 2004 roku, kiedy to państwa Europy Środkowej zostały przyłączone do Rze… – to znaczy pardon – na razie nie do żadnej „Rzeszy”, tylko do Wspólnot Europejskich – bo 2004 rok to jeszcze etap umizgów. Przy pomocy traktatów oraz orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który zawsze orzeka zgodnie z niemieckim interesem państwowym, Niemcy od 30 lat systematycznie wypłukują z przyłączonych do Unii Europejskiej środkowo-europejskich bantustanów, polityczną suwerenność, w czym skwapliwie pomagają im skorumpowane polityczne gangi, administrujące poszczególnymi bantustanami.

Ale plan „Mitteleuropa”, chociaż z powodzeniem realizowany, najwyraźniej nie wystarczał niemieckim ambicjom, które coraz widoczniej zmierzały do zbudowania na gruzach III Rzeszy – Rzeszy IV – w stosunku do swego pierwowzoru uzupełnionej i poprawionej. Polityczne warunki do przyspieszenia zaistniały po wizycie w marcu ub. roku niemieckiego kanclerza w Waszyngtonie, kiedy to amerykański prezydent Józio Biden, w nagrodę za dobre sprawowanie, to znaczy – za odstąpienie od strategicznego partnerstwa z Rosją na rzecz strategicznego partnerstwa z bezcennym Izraelem, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. W tym momencie zaistniała polityczna sposobność do przystąpienia do realizacji kolejnego projektu, którego nie udało się zrealizować wybitnemu przywódcy socjalistycznemu Adolfowi Hitlerowi, mianowicie do Generalplan Ost, czyli Generalnego Planu Wschodniego.

Ten projekt został opracowany pod kierunkiem Reichsfuhrera Henryka Himmlera w roku 1941 i zakładał rozciągnięcie niemieckiej hegemonii na całą Europę, od Portugalii po Ural. Wymagało to rozmaitych przygotowań, spośród których pewne elementy zostały zrealizowane, na przykład – ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej. Inne były w różnym stopniu zaawansowania, ale na skutek militarnych niepowodzeń III Rzeszy, a wreszcie – na skutek całkowitego jej rozgromienia i nawet przejściowej likwidacji państwa niemieckiego, które zostało odtworzone w roku 1949, ich realizacja została przerwana. Ale jak wiemy, słuszna myśl raz rzucona w przestrzeń, prędzej czy później znajdzie swego amatora, toteż nic dziwnego, że porywające założenia Generalnego Planu Wschodniego też znalazły amatorów, między innymi w osobie obecnej Reichsfuhrerin, która wszelako wyciągnęła wnioski z niepowodzeń poprzedniej fazy realizacji i teraz postępuje ostrożniej, unikając niepotrzebnej – jak mawiał Adolf Hitler – „fanatycznej” brutalności. Inna rzecz, że nie zawsze udaje się uniknąć pewnych niezręczności, zwłaszcza w sytuacji zmuszającej do pośpiechu – bo Niemcy chcą zdążyć przynajmniej ze wstępną fazą budowania IV Rzeszy przed tegorocznymi, listopadowymi wyborami w Ameryce.

I właśnie wskutek tego pośpiechu, który ma oczywiście swoje plusy ujemne, ale również – plusy dodatnie, możemy już zorientować się w jakim kierunku zmierzają poczynania „Koalicji 13 grudnia”. Wiele wskazuje na to, że stanowią one wstępną fazę realizacji Generalnego Planu Wschodniego. Na przykład feministra od edukacji w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Barbara Nowacka, właśnie ogłosiła nie tylko, że odtąd uczniowie nie będą odrabiali żadnych prac domowych, ale że w ogóle – zakres edukacji ma zostać zredukowany o około 20 procent. Jeśli wierzyć rządowym funkcjonariuszom Propaganda Abteilung w niezależnych mediach głównego nurtu, nauczyciele są niemal w euforii, bo nie będą już usieli się tak wysilać, jak poprzednio, a za to dostaną podwyżki.

Te plany można z dużym prawdopodobieństwem potraktować jako wstęp do realizacji Generalplan Ost, który – jak pamiętamy – też przewidywał drastyczne obniżenie poziomu edukacji ludności tubylczej – z tym, że wtedy nieostrożnie opublikowano to od razu, podczas gdy teraz, program rozłożony jest na etapy. Ale jeśli nawet, to docelowo może być tak samo, jak i w roku 1941, kiedy to przewidywano, by przedstawiciele mniej wartościowych narodów tubylczych potrafili n a r y s o w a ć swoje imię i nazwisko, rozeznawać się w znakach drogowych i umieć liczyć do 500. Jestem pewien, że wielu nauczycieli podejdzie do tego programu edukacyjnego z entuzjazmem, oczywiście pod warunkiem stałego podnoszenia zarobków.

Ale oprócz marchewki mamy również kij, a właściwie – wiele kijów. Oto kolejna feministra w vaginecie Donalda Tuska, Wielce Czcigodna Katarzyna Kotula ogłosiła, że – po naradzie ze środowiskiem sodomczyków i gomorytek – do ustawy o tak zwanych związkach partnerskich, jaki – mówiąc nawiasem – ona sama zmierza zarejestrować w urzędzie stanu cywilnego w pierwszej kolejności – zamierza też wprowadzić nowelizację kodeksu karnego, poprzez wpisanie doń penalizacji „mowy nienawiści”. A co to jest mowa nienawiści? To proste, jak budowa cepa; to każda opinia niezgodna z aktualną linią partii.

Może to być bardzo podobne w skutkach do dekretu Generalnego Gubernatora o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie – bo tym razem niemieckie dzieło odbudowy w Generalnym Gubernatorstwie może zostać potraktowane jeszcze szerzej, niż wtedy tym bardziej, że sodomczykowie i gomorytki, podobnie jak postępowe kobiety, są proletariatem zastępczym na obecnym etapie komunistycznej rewolucji i z tego tytułu mogą zostać objęci jeszcze surowszą ochroną, niż za pierwszego Generalnego Gubernatorstwa linie kolejowe i mosty. Krótko mówiąc, jeśli tylko organizacje delatorskie imienia Pawła Morozowa nie będą się leniły, to już wkrótce nienawistników znajdzie się u nas tyle, że trzeba będzie ponownie uruchomić chwilowo nieczynne ośrodki odosobnienia – bo przecież obóz koncentracyjny w Gostyninie nie wystarczy.

Zmiany nastąpią też na odcinku demokracji. Jak wiadomo, mikrocefale są bardziej szczerzy niż pozostali ludzie, toteż nic dziwnego, że uskrzydlony powstaniem vaginetu Donalda Tuska Kukuniek przedstawił swoją wizję rozwoju wypadków na odcinku demokracji. Jeśli – powiada – już się załatwimy, to trzeba będzie zwyczajnie zakazać takich partii, jak Konfederacja. Co Kukuniek ma na myśli mówiąc o „załatwieniu się” – tajemnica to wielka, ale poza tym wszystko jest jasne. Z punktu widzenia starych kiejkutów Konfederacja była rodzajem wypadku przy pracy, który nie miał prawa się zdarzyć, toteż gdy się wyjaśniło, że ten wypadek wykazuje znamiona trwałości, stare kiejkuty zorganizowały operację obezwładniania tej formacji, żeby – jeśli nawet by przetrwała – już nie zagrażała demokratycznemu porządkowi, ustalonemu z udziałem Kukuńka i innych autorytetów moralnych w Magdalence. Najwyraźniej jednak Kukuniek jest bardziej nieufny, niż stare kiejkuty starsze i mądrzejsze, więc na wszelki wypadek wolałby urządzić na odcinku demokracji porządek – jak to mówią – „na rympał”, to znaczy – przejść na demokrację kierowaną – jak to było za pierwszej komuny.

Tedy dzięki szczerości Kukuńka już wiemy, w jakim kierunku będą zmierzały również przemiany demokratyczne.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

RŻNĄ GŁUPA a NACHODŹCÓW KUPA

RŻNĄ GŁUPA a NACHODŹCÓW KUPA

Krzysztof Baliński 29 września 2023

Kto w orędziu do narodu mówi o „największej aferze, z jaką mierzyliśmy się w XXI wieku”? – żydowski marszałek polskiego Senatu. Kto najbardziej aferę podgrzewa? – żydowska gazeta dla Polaków. Kto twierdzi, że niechęć wobec imigrantów prowadzi do holocaustu? – Agnieszka Holland. Kto żąda „Wpuśćcie tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później!” – Iwona Hartwich. Dlaczego Jaś Hartman, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”? Dlaczego organ prasowy imigrantów przybyłych w taborach Armii Czerwonej pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”? Dlaczego redaktor naczelny „Krytyki Politycznej” żąda: „Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości?

To nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację. Czy to przypadek, że otwarcia granic i wpuszczenia milionów imigrantów żądają ludzie o imigrancki pochodzeniu i o uchodźczych nazwiskach? Czy to przypadek, że za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Czy związku z tym nie ma to, że Joe Biden troszczy się o „integralność terytorialną” Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA, przez którą przewalają się imigranci z całego świata, w tempie 250 tysięcy na miesiąc? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści pochodzenia żydowskiego, wcielający w życie tezę „granice są rasistowskie”? Czy nie profetyczne było ostrzeżenie Barbary Spectre: „Europa wchodzi w tryb wielokulturowości, a Żydzi będą znienawidzeni, ponieważ zawiadują tym procesem”? No i mamy, co mamy – społeczeństwa wielorasowe w Europie, wzorowane na USA, gdzie Żydzi rządzą, a biali użerają się z kolorowymi.

12 września premier powołał, w miejsce Piotra Wawrzyka, Jarosława Lindenberga, byłego redaktora „Gazety Wyborczej”, brata założyciela tej gazety, wysokiego funkcjonariusza MSZ od 1990 roku. Lindenberg karierę robił za urzędowania wszystkich ministrów. Po „odzyskaniu MSZ” przez PiS został dyrektorem gabinetu Anny Fotygi. Protegowanemu Geremka aura sprzyjała także w czasie „pontyfikatu” A. Kwaśniewskiego. Minister Dariusz Rosati nie tylko zagwarantował Geremkowi, będącemu wówczas formalnie w opozycji, stan posiadania, ale w sprawach kadrowych „jadł mu z ręki”. Przed komisją sejmową przesłuchującą kandydatów na ambasadorów stawali regularnie: jeden kandydat z partii Geremka i jeden z partii Rosatiego, a Geremek mówił: „To piękny dowód istnienia rozumnego układu politycznego”. Premier Oleksy, gdy jego niektórzy, mniej wtajemniczeni i mniej wyrobieni politycznie partyjni koledzy dawali wyraz zdziwieniu takim roszadom, kpił: „Pamiętajcie durnie o okrągłym stole!”.

Tu przypomnijmy: gdy Geremek kompletował swój zespół w MSZ, decydowało obce pochodzenie, bezpieczniackie przeszkolenie i rekomendacja Michnika. Przypomnijmy też, kogo bracia Kaczyńscy zrobili ministrem, gdy w 2005 roku „odzyskali MSZ”. Stefana Mellera, syn agenta Kominternu (a ministrem odpowiedzialnym za sprawy zagraniczne w Kancelarii Premiera Ryszarda Schnepfa, syna funkcjonariusza Informacji Wojskowej). To z tych samych powodów „Gazeta Wyborcza” mogła pozwolić sobie na szczerość, gdy w 2007 władze w MSZ objął Radek Sikorski, że „MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka”. Zapytajmy zatem: Czy w przypadku Lindenberga nie chodzi o uspokajający sygnał, że po 2015 nic się nie zmieniło, że MSZ tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana jeszcze przez Geremka? Czy uchodźcze pochodzenie wielu ministrów w rządzie Morawieckiego nie jest „pięknym dowodem istnienia rozumnego układu politycznego”? I czy to przypadek, że w polskim MSZ polskiego chłopa z Kielc podmienili na Żyda, i że na kozła ofiarnego wyznaczyli figuranta ubeckich i geremkowskich złogów w MSZ, któremu wydawało, że jest wiceministrem? To wszystko to nie przypadek. To żelazna precyzja i logika postępowania w obsadzie kluczowych stanowisk.

Czego można spodziewać się po tej zmianie? Po pierwsze – nie zmianie, bo Lindenberg to stary i sprawdzony funkcjonariusz. Po drugie – jest z nacji handlowej i wizy też sprzeda, tylko więcej i drożej. Po trzecie – jest związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, środowiskiem narkotyzującym się oparami chanukowych świec. W jednym z pierwszych numerów „Wyborczej” opublikował bluźnierczą i głupkowatą parodię Mszy Świętej. Ostentacyjne kpiny z katolików zgorszyły nawet „Tygodnik Powszechny”, który zrugał „pana Jarka”. Wkrótce po tym zniknął z gazety brata. Z uwagi na umiarkowany talent publicystyczny? Z potrzeby rzucenia na front dyplomatyczny? W MSZ jego kariera nabrała tempa, a szczególnego rozpędu nadało jej katolickie PiS. Tu inna uwaga: nowy podsekretarza stanu będzie odpowiedzialny nie tylko za wizy, ale także za dyplomację publiczną, czyli obronę dobrego imienia Polski w świecie. Przed oskarżeniami redaktora Michnika?

Podczas kampanii wyborczej mówi się o wszystkim, tylko nie o narodowości polityków. Tymczasem wszyscy zaangażowani w akcję podmiany ludności Polski to imigranci o uchodźczych nazwiskach. Oczywiście z poprzednich fal, kiedy to w ramach powrotu Polaków ze Związku Sowieckiego, wśród „repatriantów” było 65 procent Żydów, niemówiących po polsku, z miejsc tak egzotycznych jak Armenia. A czy przypadkiem jest to, że imigrantów z takim zapałem wpuszcza do Polski „żoliborska grupa rekonstrukcji historycznej sanacji”? Przypomnijmy, że Piłsudski przyznał polskie obywatelstwo 600 tysiącom Żydów, którzy wyemigrowali po I wojnie światowej z Rosji. Tak więc, po 80 latach, wracamy do realiów sanacyjnej II RP, i to bynajmniej nie pod względem terytorium.

Przeraża nie tylko zaplanowany, konsekwentny i skuteczny proces podmiany ludności. Przeraża także proces wyganianie Polaków z Polski. Zapoczątkował go Berman, kontynuował Kiszczak, przyspieszył Mazowiecki i Tusk, a finalizuje Morawiecki, ubogacając „ten kraj” milionami obcych, w dodatku często Polski nienawidzących. Pamiętajmy o systemowej ekspatriacji Polaków w stanie wojennym, o wyrzuceniu z Polski przez „ludzi honoru”, przy przyzwoleniu, a nawet za namową „demokratycznej opozycji”, 2 milionów młodych Polaków. Pamiętajmy, że to za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy „S”, strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy. I to, a nie internowanie Macierewicza, było największą zbrodnią.

Do drugiego wielkiego narodowego exodusu doszło po ’89. Liczby porażają – z Polski, uciekając przed „Zieloną Wyspą” Tuska, a potem „Dobrą Zmianą” Morawieckiego, wyemigrowało 4 miliony Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali,  bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo kredyty mieszkaniowe zżerały  większość dochodów. I tak cofnęliśmy się do epoki pierwszych Piastów, gdy podstawowym towarem eksportowym byli niewolnicy wywożeni z Polski przez żydowskich kupców. W sumie z Polski wygnali 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. W ciągu 40 lat Polska straciła więcej ludności, niż podczas II wojny światowej.

Katastrofa demograficzna nie pojawiła się z dnia na dzień. Zasadniczą jej przyczyną jest brak mieszkań. Bo to liczba mieszkań wybudowanych w danym roku wyznacza z precyzją liczbę dzieci, jakie urodzą się 5 lat później. Tymczasem po ‘89 zlikwidowano budownictwo społeczne i instytucje wspierające budownictwo mieszkaniowe. Dla młodych Polaków stworzono ścieżkę „dostępu do mieszkania” poprzez kredyt bankowy we frankach, a najwięcej takich kredytów udzielił Bank Zachodni WBK, którym w latach 2007-2015 kierował Mateusz Jakub Morawiecki. W Krajowym Funduszu Odbudowy jest „Zielona energia”, jest „Zielona inteligentna mobilność”, a nie ma nic o mieszkaniach! Innymi słowy – Morawiecki przyszłość Polski przekazał w ręce żydowskich deweloperów i banksterów. Innymi słowy mamy patriotyczno-chrześcijańsko-narodowo-konserwatywny rząd, a politykę demograficzną Sorosa.

To nie jest afera MSZ. To nie jest afera Wawrzyka, to jest afera Mariusza Kamińskiego z wąsikiem. Przy czym chodzi o wiceministra Wąsika Jana, bo gdyby chodziło o kalambur językowy, to napisalibyśmy, z uwagi na chorobę alkoholową inkryminowanego, „afera Mariusza Flaszki Kamińskiego”. Rządy się zmieniają, a w MSW spraw wiz „pilnuje” ciągle ta sama ekipa. Nie ma znaczenia, kto jest u władzy, bo Jakub Berman pozostawił po sobie godnych następców, których nikt nie kontroluje i nikt nie rozlicza. To oni wydają rocznie kilkanaście wiz dla Polaków z Kazachstanu i kilkaset tysięcy dla Azjatów. To oni wpuścili do Polski bez żadnej kontroli 10 milionów Ukraińców i, przy okazji, 150 tysięcy Azjatów przebywających na Ukrainie.

W sierpniu 2012 r. MSW przepchnęło w Sejmie ustawę o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania polskiego paszportu przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukom Romana Szuchewycza. Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Tak więc, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy, a polskim obywatelem łatwiej jest dziś zostać Ukraińcowi, niż etnicznemu Polakowi z Ukrainy.

W 2007 r. Sejm uchwalił Ustawę o Karcie Polaka, z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą lub w miejscach, dokąd trafili w wyniku sowieckich wywózek. Miała poświadczać ich narodowość, przywiązanie do polskiej tradycji i języka, ułatwiać kontakty z ojczyzną. Stanowi jasno i wyraźnie: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Tymczasem Kartę przyznają głównie Ukraińcom, których związek z polskością polega na tym, że ich przodkowie mieli obywatelstwo RP. Karta umożliwia jej posiadaczowi od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. „Służby konsularne pracują nad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne” – zdradza „Die Welt”.

Powiązany z banderowską partią „Swoboda” portal opisał korupcyjny mechanizm pozyskania Karty. W rezultacie, wśród posiadaczy Karty znalazło się kilkanaście procent takich, którzy oficjalnie deklarują nie polską narodowość i odwołują się do ideologii UPA. Media ukraińskie otwarcie mówią, że za geszeftem kryją się funkcjonariusze polskich konsulatów, czyli – dodajmy od siebie – funkcjonariusze służb specjalnych, bo to one faktycznie i od dekad nadzorują i obsadzają swoimi konsulaty i Departament Konsularny MSZ. W całym procederze macza też palce Michał Dworczyk, herszt lobby ukraińskiego w rządzie, który nie tylko zmonopolizował tematykę współpracy z Ukrainą, ale i rozdaje karty w sprawach personalnych na polskich placówkach na wschodzie. A tak w ogóle – gdy przyjrzymy się ludziom rozdającym na prawo i lewo Kartę Polaka, to nie sposób nie zauważyć, że Polaków tam nie ma.

Co do zausznika premiera – swego czasu nieopatrznie wygadał się, że Rząd pracuje nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską, co jednoznacznie oznacza, że zamierzają masowo osiedlać w Polsce niepolskie nacje. Gdy w lipcu 2022 Grzegorz Braun zwrócił uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię i putinizm. Tymczasem Paweł Szefernaker – inny wiceminister pochodzenia uchodźczego poinformował, że Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce. Od tego dnia prawo takie wydawane jest taśmowo. Równie szybko przesiedleńcom przyznają obywatelstwo. A to już prawdziwy milowy krok ku przekształceniu Polski w państwo wieloetniczne.

Dla Tuska – to największy aferzysta XXI wieku. A nic nie mówi o aferach z czasów Radka Sikorskiego, kiedy korupcja i przekręty wizowe były normą, i w których sam brał udział. Dlaczego nie drąży tematu zatrzymania na lotnisku w podkrakowskich Balicach przewodniczącego gminy żydowskiej z ryzą pełnomocnictw in blanco zalegalizowanych przez polski konsulat w Tel Awiwie, które posłużyły do „odzyskania” wielu kamienic, bo sąd nakazał pełnomocnictwa oddać i przeprosić? Dlaczego Tusk i Kaczyński milczą na temat afery z handlem wizami z 2016 r. na placówce w Ankarze, w którą byli zaangażowani oficerowie Agencji Wywiadu? Wszyscy zostali awansowani. Jeden z nich został nawet szefem Agencji Wywiadu, a wszyscy, którzy chcieli sprawę wyjaśnić, zostali usunięci ze służby. 

Dlaczego o sprawach ważnych i istotnych mówi się bardzo mało albo nie mówi się wcale? Dlaczego w kampanii wyborczej pomijają temat imigrantów? Dlaczego nie spierają się na temat wojny w którą możemy być wciągnięci, kosztów pomocy dla Ukrainy, finansów państwa, kontroli nad służbami? Dlaczego Polacy raz po raz dostają po pysku i tylko się oblizują? Co robić, aby nie oszukali nas po raz kolejny, abyśmy nie obudzili się w kraju, który nie jest nasz? Zadajmy pytania: W którym programie wyborczym jest zapowiedź otwarcia granic? Co zrobią, by zachęcić do powrotu Polaków ze Wschodu i powstrzymać eksodus Polaków na Zachód? Żądać odpowiedzi przed wyborami, żeby nie powtórzyła się sytuacja z 2015, kiedy to po kilku tygodniach odkryliśmy, że to nie ci, na których głosowaliśmy.

Słuchajmy też rady abp. Józefa Michalika: „Katolik ma obowiązek głosować na katolika, mason na masona, a żyd na żyda”. No i przywróćmy słowo „ZDRADA”.

Krzysztof Baliński

==========================

JEST JUŻ PÓŹNIEJ, NIŻ MYŚLISZ

JEST JUŻ PÓŹNIEJ, NIŻ MYŚLISZ

Krzysztof Baliński 5 kwiecień 2023

To musi komuś służyć! Dlaczego za przyjęciem imigrantów są Michnik i Gross? Dlaczego Hartman, wnuk rabina Izaaka Kramsztyka, członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”? Dlaczego „Polityka”, organ prasowy uchodźców przybyłych w taborach Armii Czerwonej, pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną, zamożną stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”?

Gigantyczna katastrofa, kryzys z uchodźcami to nie tylko skutek niefrasobliwości Angeli Merkel. To perfidny instrument wrogów naszej cywilizacji. Wędrówka ludów, likwidacja granic, mieszanie ras znakomicie przyspieszają upadek państw narodowych. Paul Johnson w „Historii Żydów” wyodrębnił cel, jaki judaizm stawia sobie wobec kultury chrześcijańskiej: Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez propagowanie wielokulturowości i masową imigrację.

Ameryka przeżywa największy kryzys w swej historii, inwazję imigrantów, w tempie 250 tysięcy na miesiąc. Dlaczego Biden troszczy się o „integralność terytorialną” Ukrainy, a nie troszczy się o integralność terytorialną południowej granicy USA? Czy nie dlatego, że wraz z nim doszli do władzy marksiści, którzy wcielają w życie tezę „granice są rasistowskie”, i bez zgody Amerykanów zmieniają oblicze etniczne kraju? Gdy 10 mln Ukraińców (oraz 150 tysięcy Azjatów i Afrykańczyków) przedarło się przez granicę Polski, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego triumfalnie oznajmił:  „Polska stała się największym importerem cudzoziemskiej siły roboczej na świecie”. „Ach, wyobrazić sobie Polskę różnorodną, kolorową, tolerancyjną, wzmocnioną genetycznie i kulturowo ludźmi spoza mdławej słowiańszczyzny. Polskę jak Francję, Holandię czy Belgię (…) ileż nowych wartości, perspektyw, talentów mogłoby wzmocnić naszą kulturę, współpracę, społeczeństwo obywatelskie – sekundowała mu „profesor” Magdalena Środa.

Dlaczego profesorskie cadyki dwoją się i troją, by przekonać, że monolityczność kulturowa czyni z Polski kraj ubogi i zaściankowy i że polskie społeczeństwo stanie się normalne, gdy będzie wymieszane etnicznie i religijnie? Dlaczego posługują się metodami przypominającymi Israela Singera, z jego „Polska będzie publicznie atakowana i upokarzana na arenie międzynarodowej”? „Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich, czy Polacy nie mają w ogóle wstydu?” – oskarża na łamach „Die Welt” Jan T. Gross. Przypomnijmy też złoty postulat redaktora naczelnego „Krytyki Politycznej”: Polskie obywatelstwo dla wszystkich imigrantów; Podatek reintegracyjny pokrywający koszty sprowadzenia trzech milionów Żydów do Polski; Hebrajski, jako drugi oficjalny język w Polsce. Gdy w czerwcu 2012 r. zwołał w Berlinie kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego, żądał: Polska powinna przyjąć nie 3,3, lecz 16 milionów Żydów, ponieważ to Polacy powinni znaleźć się w mniejszości.

„To tych ‘obcych’ boją się narodowcy i sprzyjający im dziennikarze?” – napisał Samuel Pereira, szef portalu TVP.info, wklejając swoje zdjęcie z dwiema imigrantkami o egzotycznych rysach. Tu, za komentarz, niech służą słowa blogera: Sam tego nie wymyślił. Coś tu zaczyna śmierdzieć?”. W kwestii imigrantów narracja TVP i „Krytyki Politycznej” stała się identyczna, a w rządowej telewizji zaroiło się od pro-imigracyjnych mętów pochodzenia uchodźczego. Kaczyński doszedł do władzy obiecując, że imigranci do naszego kraju nie trafią. Zaklinał się, że „takie decyzje nie mogą być podejmowane bez konsultacji z narodem”. Testu jednak nie przeszedł. Skapitulował drugiego dnia po objęciu władzy. Informacja rozpętała w internecie burzę: Szydło zdradziła wyborców; wymieniliśmy marionetki, sznurki zostały te same; Jesteście tyle samo warci, co banda PO; Wielki oszustwo rządu PiS; wczoraj media podały, że mamy 32 tysiące bezdomnych, 500 tysięcy szuka pracy, a PiS rozdaje dowody osobiste islamistom wydrukowane przez PO; założę się, że te tysiące to tylko początek,  bo ci zdrajcy zgodzą się na wszystko, co im rozkażą w Berlinie, Tel-Awiwie czy Waszyngtonie!

Francuska „Les Echos” potwierdziła, że pogłoski o antyimigracyjnym nastawieniu nowego polskiego rządu są mocno przesadzone: „Polska polityka migracyjna jest zakłamana, bowiem rząd deklaruje, że nie będzie przyjmował imigrantów, a jednak ściąga do Polski muzułmańskich pracowników. Rząd Polski odmówił przyjęcia 6162 osób w ramach systemu relokacji, ale udzielił prawa pobytu: 7200 Turkom, 3000 Pakistańczykom, 2000 osobom z Bangladeszu, 2000 osobom z Egiptu. Przyjmowane są również osoby z Iraku, Afganistanu i Azerbejdżanu”.

Potem posypało się, jak z dziurawego wora. 2 maja 2018 r. Polska podpisała w tajemnicy deklarację z Marrakeszu. Czym jest, dowiedzieliśmy się od szefa węgierskiego MSZ, który zarzucił, że deklaracja jest „skrajnie pro-migracyjna”, że ma jedynie na celu „dalsze inspirowanie imigracji i tworzenia nowych tras imigracji”, że planuje „zmiany kompozycji populacji na kontynencie”. Odnosząc się do postępowania polityków, którzy torpedowali projekty integracji Węgrów mieszkających za granicą, Victor Orbán powiedział: „Ci ludzie, ci politycy, po prostu nie lubią Węgrów. Wystarczy wyobrazić sobie, co by było, gdyby lewica utworzyła rząd. Po roku lub dwóch latach nie rozpoznalibyśmy naszej ojczyzny. Nasz kraj byłby jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej”. A co zrobił prezes PiS? Utworzył lewicowy rząd i doprowadził do tego, że nie rozpoznajemy naszego kraju, który stał się jednym gigantycznym obozem dla uchodźców, Marsylią Europy Środkowej.

„Die Welt” pisał: „Wielu Ukraińców marzy o lepszym życiu w UE. Polska toruje im do tego drogę za pomocą Karty Polaka. Dla setek tysięcy osób może być szybką kartą wstępu do całej UE, bo to, na co inni muszą czekać latami, posiadacze Karty otrzymują w przyspieszonym trybie. Mogą od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne. A zatem kwalifikować może się niemal każdy i później sprowadzić swoją rodzinę”. Dziennik ujawnia, że polski MSZ wystawił już ponad 200 tysięcy takich dokumentów. Od siebie dodajmy, że służby konsularne pracują nad ponad milionem nowych wniosków o wydanie Karty, a zalecania MSZ są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci.

Do tej pory to Ukraińcy, podszywając się pod Polaków, kupowali Kartę Polaka. Dziś często dochodzi do tego, że to Polacy, podszywając się pod Ukraińców, kupują dokumenty, żeby skorzystać ze specustawy pomocowej i nabyć przywileje Ukraińców. Wszystko to przypomina sytuację z pierwszych latach okupacji niemieckiej – gdy najbardziej prześladowani byli Polacy, gdy Żydzi delektowali się autonomią w gettach i dla odróżnienia się od tubylców nosili żółte opaski, a Polacy, dla uchronienia się przed łapankami i egzekucjami, podszywali się pod Żydów, zakładając żółte opaski.

W sierpniu 2012 r. weszła w życie ustawa o obywatelstwie. Jej przepisy dają możliwość nabywania obywatelstwa przez osoby, które mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także dezerterom z Korpusu Andersa w Palestynie, Ukraińcom służącym w SS Galizien i wnukowi Romana Szuchewycza. Dają też możliwość przywrócenia obywatelstwa tym, którzy dopuścili się zdrady państwa, gdyż anuluje ustawę z 1920 r., która odbierała obywatelstwo tym, którzy podczas wojny polsko-bolszewickiej przeszli na stronę wroga. Prawo do polskiego paszportu nabywają automatycznie ich dzieci i wnukowie. Zgodnie z ustawą, prawo takie nabywają wszyscy mogący udowodnić związek z przedwojenną Polską, czyli każdy Żyd, który oświadczy, że jego przodek był przejazdem w Polsce, jak ów handlarz niewolnikami z Muzeum Polin. Polskim obywatelem łatwiej jest, więc dziś zostać Ukraińcowi lub Czeczenowi, niż etnicznemu Polakowi z Kazachstanu.

Zgodnie z ustawą, przyznanie obywatelstwa polskiego nie jest przywilejem, ale prawem, którego można dochodzić przed sądem. Wcześniej o obywatelstwie dla cudzoziemca decydował prezydent. Teraz obywatelstwo osoby, która spełni określone warunki, „uznaje” wojewoda. Jeśli odmówi – delikwent może odwołać się do sądu administracyjnego. Zmiana jest rewolucyjna: obywatelstwo z czegoś w rodzaju aktu łaski staje się prawem, którego można dochodzić przed sądem. Zgodnie z ustawą, praktycznie każdy, komu przyznano status uchodźcy, po 2 latach spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, w Polsce łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż prawo jazdy.

Portal kresy.pl pisze o „niekontrolowanym procesie zmiany struktury narodowościowej Polski”. Ależ kontrolowanym jak najbardziej! Przez Morawieckiego i Sorosa. „Rzeczpospolita” pisze, że nie mamy polityki imigracyjnej. Ależ mamy. I to ściśle zdefiniowaną i litera w literę realizowaną. Masowe przyjmowanie imigrantów zapowiada „Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. O tym samym bez ogródek mówi rządowy raport „Priorytety społeczno-gospodarcze polityki migracyjnej”. Oba dokumenty zakładają: kilkukrotny wzrost liczby cudzoziemców pracujących w Polsce, system zachęt i ścieżki integracji dla cudzoziemców oraz ich rodzin. Zawierają deklarację o „rozwijaniu sektora organizacji pozarządowych działających na rzecz cudzoziemców, w tym organizacji imigranckich” oraz przewidują na to fundusze. Mówią też o „prowadzeniu działań edukacyjnych skierowanych do polskiego społeczeństwa, w celu przeciwdziałania dyskryminacji, promocji postawy otwartości, przełamywania stereotypów i uprzedzeń”. Czyli, wypisz wymaluj, piękny język poprawności politycznej, którym raczył nas Michnik.

Rząd nie tylko aktywnie zabiega o imigrantów, ale rywalizuje o nich z innymi państwami. Do każdej ustawy dopisuje uchodźców, traktując ich jak obywateli Polski. Przykład z ostatnich dni: W marcu przyjął projekt ustawy, który przewiduje, że z rządowego programu „Bezpieczny kredyt 2 proc”, na zakup pierwszego mieszkania, będą mogli skorzystać cudzoziemcy. Z wyjaśnień Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że z programu skorzystają obywatele Ukrainy, którzy przebywają na terenie Polski na mocy tzw. ustawy pomocowej, a także cudzoziemcy, którzy przebywają w Polsce na mocy pozwolenia na pobyt stały. Mało tego – „Jeżeli obcokrajowiec prowadzi gospodarstwo domowe poza terytorium RP wspólnie z osobą posiadającą polskie obywatelstwo, to razem mogą ubiegać się o udzielenie kredytu”.

W czasie wojny zginęli prości Żydzi i wybitni Polacy. Uratowali się wybitni Żydzi i prości Polacy. Dzisiejsze społeczeństwo w Polsce to żydowska głowa nałożona na polski tułów. Żydzi stanowią inteligencję, a Polacy masy pracujące” – tak diagnozował Artur Sandauer. Metoda przeszczepu głowy całym narodom wymyślona została na ziemiach Polski. Do miasta Bar na Kresach przybył z Turcji „nowy mesjasz” Jakob Frank, skąd rozwlókł na cały świat zarazę znaną pod nazwą „Frankizm”. Dla Rzeczpospolitej eksperyment zakończył się tak, jak Frank zapowiedział – upadkiem. Trwający do dnia dzisiejszego proces wymiany elit metodą przeszczepu głowy, w drodze przechrzczenia, wżeniania w rody polskie, udawaną asymilację, sojusz parobka z arendarzem, przerwała na krótko II wojna. Zrekompensowany został dopiero po wojnie, i to z nawiązką. Odbierając Polsce Kresy żydokomuna głosiła: będziecie państwem narodowościowo jednolitym. Tyle, że poza granicami pozostawiła miliony Polaków, a w obecne granice przesiedliła z Kresów setki tysięcy Żydów. I wszystko byłoby git i cymes, gdyby nie demografia, odrastanie polskiej etnicznej konkurencji, która przybierała zastraszające rozmiary. Przystąpili więc do usuwania Polaków z Polski.

Wg Eurostatu, poza granicami Polski przebywa na stałe 3 mln Polaków. To wielka narodowa katastrofa. Ci wszyscy młodzi, których Polska utraciła, mówią to samo: wyjechali,  bo w Polsce nie dało się żyć, bo nie mogli założyć rodziny, bo nie było ich stać na podstawowe potrzeby,  bo kredyty zżerały  większość dochodów. To już drugi tak wielki narodowy exodus – po wprowadzeniu stanu wojennego Polskę opuściło 2 mln Polaków. To za namową Geremka i Michnika, Kiszczak skazał na banicję tysiące działaczy „S”, strasząc śmiercią, wręczając paszporty ze stemplem jednokrotnego przekroczenia granicy, a cała czołówka działaczy KK Solidarność została zlikwidowana według klucza rasowego – jeśli ktoś nie wypadł przez okno, to zmuszenie do emigracji dokonało reszty. To, a nie internowanie Macierewicza, była największa zbrodnia Jaruzelskiego.

Z Polski wygnali po 1980 roku, w ciągu zaledwie jednego pokolenia, 8 milionów Polaków, 20 procent całej populacji. Straciliśmy więcej ludności, niż podczas II wojny światowej. Gdyby nie Kiszczak, Tusk, Morawiecki,  to dziś w Polsce żyłoby 60 mln Polaków. O tym i o takiej liczbie mówił prymas Wyszyński: Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą, na której wspierając się, patrzymy ku niebu. Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulec pokusie ‘zbawiania świata’ kosztem własnej ojczyzny.

Tusk zapowiadał „wielki powrót z emigracji”. To samo Morawiecki. I jeden i drugi nie byli szczerzy. Proces przeszczepiania Polakom wielomilionowej, jednolitej, zwartej grupy etnicznej trwa. Niegdyś zajmował się tym triumwirat Berman-Minc-Bierut, dziś, pod hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, triumwirat Kaczyński-Duda-Morawiecki, który żyje fanaberią Polski Jagiellońskiej, a ponieważ nikt nie chce słyszeć o tak cudacznym tworze, to serwują nam w zamian projekt wielonarodowego tworu pomiędzy Odrą a Bugiem. U zarania III RP zostaliśmy sługami narodu żydowskiego. 24 lutego 2022 jeszcze sługami narodu ukraińskiego. U zarania III RP wzięliśmy na utrzymaniu naród żydowski. Dziś jeszcze naród ukraiński.

Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w budowie Rzeczpospolitej Trojga Narodów są niezwykle sprawni. Polska jest już krajem imigrantów. We Wrocławiu można się poczuć jak w Kijowie, w Rzeszowie jak w przedwojennym Berdyczowie, na niektórych ulicach Warszawy jak w Marsylii. Z tym że to, na co Francuzi potrzebowali 40 lat, nadrobiliśmy i nadgonili w ciągu kilku miesięcy. Co to jednak premiera obchodzi. Już wkrótce obejmie inną intratną posadę. Może komisarza ONZ ds. uchodźców?

Jest źle. Będzie jeszcze gorzej. Za kilka lat Polska będzie nie do poznania. Nie będzie też nasza. Najwyższy czas na samoobronę, bo jeśli istnieje powód do wyjścia na ulice, to jest nim osiedlanie w Polsce milionów Ukraińców i setek tysięcy Azjatów. Są i tacy, najbardziej zdesperowani, którzy ratunek widzą w puszczeni z dymem Kancelarii Premiera. Inni zbawienia wypatrują w garnizonie rosyjskich sołdatów w Przemyślu. Jeszcze inni w rosyjskiej Dumie, gdzie ktoś powie: „Niech giną, niech zdychają, niech przyjdą i proszą nas o pomoc”. „Jest już później, niż myślisz” – głosi napis umieszczany na tarczach dawnych zegarów słonecznych. Ale jest też „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”.

Krzysztof Baliński

UKROPOLIN czyli PIĄTY ROZBIÓR POLSKI

UKROPOLIN czyli PIĄTY ROZBIÓR POLSKI

Krzysztof Baliński

3 listopada 2023 roku Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA), a w ślad za nią żydowskie gazety w USA i w Izraelu doniosły: Stuart Eizenstat, specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, na „specjalnym” spotkaniu z dziennikarzami prasy żydowskiej oświadczył: Starania na rzecz restytucji mienia potomków tych, którzy przeżyli Holokaust i których mienie zostało skradzione,po masakrach Hamasu z 7 października, nabrały wiatru w żagle […] Tym, którzy mówili, że ‘to już przeszłość’, wydarzenia ubiegłych tygodni uświadomiły, że tak nie jest”.

Obok Eizenstata, na konferencji pojawiła się Ellen Germain, specjalny wysłannik Departamentu Stanu ds. Holokaustu oraz Mark Weitzman, dyrektor operacyjny Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego (WJRO).

Dnia następnego tenże Departament Stanu wraz z WJRO zwołał spotkanie, które nazwał „restitution meeting (poświęcone restytucji mienia), z przedstawicielami 14 państw, „które dokonują restytucji mienia żydowskiego”. Spotkaniu przewodniczył Stuart Eizenstat, a JTA napisała: Naziści, ich kolaboranci i sojusznicy obrabowali i skonfiskowali setki tysięcy majątków należącego do Żydów podczas i po II wojnie światowej. Starania restytucyjne, które prowadzą USA, a którym początek dał Stuart Eisenstata, doprowadziły do odzyskania tysięcy z nich, w tym wielu cennych dzieł sztuki. Kilka krajów, w tym szczególnie Polska ograniczyła możliwości restytucji mienia żydowskiego. Innymi słowy Eizenstat, ustami JTA, wystawił Polskę na ostrzał tych, którzy z obowiązku spłaty roszczeń żydowskich wywiązują się wzorowo. Na szczególną uwagę zasługuje wystąpienie Stuarta Eizenstata: „Wszyscy dyplomaci biorący udział w tym restitution meeting umieścili swą misję w kontekście 7 Października, i głównie ta data była przedmiotem ich zainteresowania. Najbardziej znaczące było podkreślanie przez wszystkich, że nienawiść wobec Żydów i wobec Izraela nie przeminęła”.

Według obecnej na „restytucyjnym” spotkaniu, Ellen Germain: Zbrodnie Hamasu popełnione 7 października oraz egzekwowanie restytucji, kilkadziesiąt lat po tym, kiedy rabunek mienia miał miejsce, będą rozliczane, nieważne ile to zajmie czasu. […] Podtrzymywanie wartości naszych liberalnych demokracji, tak spostponowanych wydarzeniami ostatnich tygodni, będzie powiązane z oddaniem sprawiedliwości tym, którzy przeżyli Holokaust. Nawet po upływie 80 latach. Nie będzie przedawnienia w rozliczaniu sprawców tych niegodziwych czynów. […] Mimo iż niektóre europejskie narody próbują poddawać rewizji historię Holokaustu, przez podkreślanie, że same były ofiarami, to USA muszą nieprzerwanie przypominać ciemne strony w ich przeszłości”. Ellen Germain zaznaczyła przy tym, że ostatnio odbyła szereg spotkań z liderami państw oddających hołd bohaterom, którzy stawiali opór sowieckim represjom. „Problem jednak w tym, że wielu z nich współpracowało także z nazistami w prześladowaniu Żydów – zaznaczyła na koniec. 

Ellen Germain swój urząd sprawuje od lipca 2021 roku, a jej biuro powołano w 1999 roku, po naciskach Stuarta Eizenstata na administrację Billa Clintona. Biuro sporządza raporty na temat tego, jak państwa sygnatariusze wywiązują się z postanowień Deklaracji Terezińskiej, wzywającej do wypłaty odszkodowań ofiarom Holokaustu i ich spadkobiercom. Biuro współpracuje ściśle z WJRO w wymuszaniu ustaw ułatwiających restytucję. Sama Ellen Germain swoją rolę w tym opisuje tak: Zachęcanie państw do wypłaty odszkodowań rodzinom Żydów pomordowanych i wygnanych podczas Holokaustu. Większość państw wypracowała już zaawansowane mechanizmy restytucji mienia i zmniejszają tym samym potrzebę nacisków ze strony USA. Ale niektóre, w tym Polska, dopiero będą musiały uchwalić stosowne ustawy.

Stuart Eizenstat to nie byle kto. Dziś to tylko specjalny doradca Departamentu Stanu do spraw Holokaustu, ale w przeszłości zastępca sekretarza skarbu, wysoki urzędnik Białego Domu i reprezentant prezydenta ds. restytucji mienia żydowskiego (w takim charakterze, dorabiając na boku, negocjował z Polską zwrot mienia pożydowskiego z ramienia WJRO i Claims Conference). To on stał na czele delegacji USA na konferencję praską, na której 47 państw przyjęło tzw. Deklarację Terezińską, która z biegiem czasu stała się wiążącym aktem prawa w kwestiach restytucji mienia pożydowskiego, w tym pomysłem na ustawę 447 i podstawą nacisków na Polskę. Dziś Eizenstat jest właścicielem prominentnej waszyngtońskiej kancelarii prawnej oraz członkiem wpływowej organizacji lobbingowej. I wkrótce okazać się może, że to jego kancelaria zajmie się sprawami roszczeń żydowskich wobec Polski.

Holokaustowi roszczeniowcy żądania reparacyjne przekazują najczęściej światu ustami Stuarta Eisenstata. To on jest autorem słów: „Jest rzeczą wysoce niemoralną, że rząd USA nie poparł żydowskich roszczeń wtedy, kiedy Polska przystępowała do NATO i do Unii Europejskiej. To Freedom House, amerykańska organizacja obrony praw człowieka, której wiceprezesem jest Eizenstat, w swoim raporcie uznała, że „rząd Polski osłabia głosy przeciwstawiające się narracji historycznej, która w dużym stopniu pomija udział Polaków w zbrodniach okresu II wojny światowej”. I wreszcie to on wywarł skuteczny nacisk na Szwajcarów, gdy Światowy Kongres Żydów oskarżył banki szwajcarskie o zawłaszczenie miliardów dolarów zdeponowanych jakoby przed lub w czasie wojny na kontach w szwajcarskich bankach przez Żydów, którzy zginęli później w obozach śmierci. Krótko mówiąc, wypowiedź Stuarta Eisenstata nie pojawiła się przypadkowo i, w kontekście ogólnego zamieszania wokół Polski związanego z wojną na Ukrainie i z przewrotem politycznym w Warszawie, źle wróżu Polsce. Zwłaszcza, że metody holokaustowych gangsterów stają się coraz bardziej wymyślne i wyrafinowane.

Dlaczego Eizenstat zabiegł, żeby przyjąć ustawę 447, i dlaczego ta ustawa jest tak niebezpieczna? Bo jest początkiem pewnego przemyślanego planu. Bo stanowi krok ku wszczęciu konkretnych działań przeciwko Polsce. Bo przewiduje coroczny raport sekretarza stanu dla Kongresu o stanie realizacji postanowień Deklaracji Terezińskiej. Bo gdy taki raport trafi do komisji finansów Senatu USA, to będziemy mieli powtórkę z casusu szwajcarskiego, rząd amerykański stanie się stroną w sprawie, odbędą się wysłuchania świadków, dojdzie do nacisków na Polskę, gróźb bojkotem, sankcjami oraz szantażu, że nie sprzedadzą Patriotów w najnowszej wersji.

Przy słowach Eizenstata stygmatyzujących Polskę, JTA dodała link do publikacji z 15 sierpnia 2021 roku, w której czytamy: „Kiedy Andrzej Duda podpisał ustawę ograniczającą roszczenia do holokaustowego mienia, Antony Blinken wyraził duże zaniepokojenie uchwaleniem tego prawa, podobnie jak żydowskie organizacje zajmujące się restytucją mienia, a izraelscy politycy nazwali ustawę antysemicką”. Publikacja cytuje ministra w rządzie izraelskim: „Polska zatwierdziła dzisiaj niemoralne, antysemickie prawo”. Przytacza także słowa izraelskiego premiera: „To ustawa zawstydzająca i haniebna, pogardzająca pamięcią o Holokauście”. Dalej w tekście mamy: W 2018 roku Polska wywołała podobne oburzenie ustawą penalizującą oskarżanie Polaków o zbrodnie z czasów Holokaustu, mimo iż wielu Polaków kolaborowało z Nazistami. Przy czym słowo „Naziści” pisze z dużej litery, czyli tak, jak narodowość. Co do Antony’ego Blinkena to przypomnijmy, że w liście do WJRO, zapewniając że „priorytetem jego działalności będą niezałatwione kwestie restytucji mienia z czasów Holokaustu”, oświadczył: „Jest rzeczą niepokojącą i nie do przyjęcia, że wiele krajów ciągle nie zakończyło prac nad restytucją lub odszkodowaniami za mienie bezprawnie skonfiskowane podczas Holokaustu […] My i nasi oddani szefowie misji zagranicznych będziemy działać, aby pomóc tym państwom w wywiązaniu się ze zobowiązań podjętych w ramach Deklaracji Terezińskiej”.

Dziennikarze Wirtualnej Polski opisali aferą z nielegalnym, masowym zwracaniem majątków Ukraińcom, Łemkom i Rusinom karpackim, w postaci połaci lasów zarządzanych przez Lasy Państwowe (i że 600 hektarów nieruchomości leśnych zwrócone także obywatelom Ukrainy). Państwo Polskie traci wielomilionowy majątek. Zgłaszane roszczenia sięgają miliardów złotych. W dodatku mamy do czynienia z patologicznym mechanizmem, kiedy za jedno wywłaszczenie przyznawane są trzy rekompensaty. Pierwsza – mienie zamienne na Ziemiach Odzyskanych lub kwoty wypłacone w ramach rozliczeń z ZSRR; Druga – zwrot gospodarstw dla tych, którzy powrócili na ojcowiznę po 1956 roku; Trzecia – rekompensata w wyniku decyzji wojewody. W tym miejscu przypomnijmy – na rzecz Ukraińców z terenów Karpat, po dokonaniu tuż po wojnie korekty granic Polski, w ramach wymiany ludności wypłacono Związkowi Sowieckiemu ustaloną sumę tytułem rozliczenia za pozostawione w Polsce mienie. Z kolei wysiedleni w ramach akcji Wisła otrzymywali, w zamian, nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych, których wartość zawsze była wyższa od tych z Karpat. Sprawa jest bulwersująca także dlatego, że od września 2021 r. (po aferach związanych z „prywatyzacją warszawską”) obowiązuje nowelizacja Kodeksu postępowania administracyjnego, która uniemożliwia stwierdzenie nieważności decyzji administracyjnej wydanej kilkadziesiąt lat temu.

Co w tym najbardziej bulwersuje? Złodziejskie praktyki były tolerowano a nawet wspomagane przez polskie urzędy i polskie sądy, a w całą aferę zaangażowani są politycy wszystkich opcji politycznych. W tym Piotr Ćwik, były wojewoda małopolski, obecnie zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP, czyli urzędu polskiego lub raczej urzędu w Polsce najbardziej zukrainizowanego i zbanderyzowanego. Czy to wszystko nie przypomina zwrotu majątku przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, gdzie skala roszczeń była równie gigantyczna, a przekręty równie chamskie? Czy i tu i tam nie działała V kolumna? Czy racji nie mają leśnicy z Przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, którzy aferę nazwali „PIĄTY ROZBIÓR POLSKI”? Czy racji nie ma poseł Grzegorz Braun, z hasłem „Stop banderyzacji polskich lasów!”? I jeszcze jedno – termin „rozbiór Polski” używali Żydzi z Polski i Żydzi z organizacji roszczeniowych z Nowego Jorku, gdy odzyskiwali mienie przedwojennych gmin wyznaniowych żydowskich, czyli gdy wspólnie rabowali majątek Polaków. Przypomnijmy: W 1996 r. zawarta została potajemnie umowa między przedstawicielami polskich gmin żydowskich oraz WJRO i Światowym Kongresem Żydów dotycząca podziału wyszabrowanego majątku, w stenogramachz negocjacji widnieje zapis: „To teraz dokonamy rozbioru Polski i podzielimy się majątkiem żydowskim. My bierzemy Zachód, a wy Wschód. My Południe, a wy Północ”.

Także środowiska ukraińskie w Polsce, tj. zrzeszeni w Związku Ukraińców lobbyści, konsekwentnie drążą temat odszkodowań za mienie wysiedlonych podczas Akcji „Wisła”. Kilka lat temu Światowy Kongres Ukraińców wystąpił do Polski z żądaniem zwrotu tego mienia, a roszczenia poparła „Gazeta Wyborcza”. Przy czym ukraińskie żądania różnią się od żądań WJRO jedynie skalą nagłośnienia i kwotą roszczeń. I jeszcze jedno – Ukraińcy zobaczyli, jak słabi jesteśmy wobec nacisków żydowskich. Odnotowali też, że Żydzi oskarżają nas o różne niegodziwości, a my dla ich udobruchania, płacimy. I dlatego, dla wyszlamowania z Polski pieniędzy, zaczynają stosować te same metody – tak, jak Eizenstat oskarża Polaków o udział w Holokauście, tak ambasador Ukrainy w Berlinie zrównuje Polskę z hitlerowskimi Niemcami, mówi o „masakrach dokonywanych na Ukraińcach”, i głosi: „Ukraińcy byli uciskani przez Polaków w tak okrutny sposób, że trudno to sobie wyobrazić”.

A propos polskich lasów – przypomnijmy, że manipulował przy nich także Donald Tusk. W marcu 2008 r., na spotkaniu z przedstawicielami organizacji żydowskich w Nowym Jorku, obiecał rozwiązanie problemu restytucji mienia żydowskiego poprzez sprzedaż lasów państwowych. 23 stycznia następnego roku, w ujawnionym przez WikiLeaks szyfrogramie, ambasador USA w Warszawie raportował o uzyskanym od premiera (i od marszałka Sejmu) zapewnieniu, że pieniądze na pokrycie kosztów restytucji majątków pożydowskich rząd zamierza zdobyć sprzedając lasy. To także Tusk próbował w Sejmie, w nocy, tuż przed świętami Bożego Narodzenia 2014 r., dokonać zmiany Konstytucji RP otwierającej drogę do prywatyzacji lasów państwowych. Koalicji PO-PSL zabrakło pięciu głosów. Polskie lasy (i Konstytucję) uratowała tylko determinacja posłów opozycji. Ale niebezpieczeństwa nie zażegnali, bo złodzieje znowu sięgają po nasze lasy – Komisja Europejska podejmuje próby przejęcia kontroli nad polskimi lasami poprzez przeniesienie leśnictwa z kompetencji krajowych do kompetencji Brukseli. A gdy do tego dojdzie, to niemal jedna trzecia terytorium Polski będzie miała charakter eksterytorialny, Niemcy odzyskają przedwojenne ziemie, Żydzi odzyskają majątki i jeszcze utworzą sobie Ukropolin.

Filosemityzm i ukrainofilstwo PiS jest bez zarzutu. Z powodzeniem licytuje się na tym polu z PO. Problem w tym, że ociągało się ze sprzedażą lasów państwowych, podczas gdy wobec tych z PO, z PSL i Hołowni żadnych pozorów utrzymywać nie trzeba. Wystarczy dać im od czasu do czasu pudło z euro, lub stanowisko w spółce skarbu państwa, a zrobią wszystko, co trzeba. Wystarczy też popatrzyć, kto i z czyjej poręki dostał w Warszawie stanowisko premiera, i kto szczególnie był zainteresowany powrotem Tuska do Polski (przypominającym „powrót Lenina do Rosji” zorganizowany przez rząd Bismarcka). I pytanie, jak zachowa się Tusk przy zwrocie mienia żydowskiego i ukraińskiego oraz gdy pojawi się temat restytucji mienia niemieckiego, chociażby w mieście Zopott, jest pytaniem czysto retorycznym. Czy rządzące nami kosmopolityczne ekipy nie konspirują przed Polakami? Odpowiedź brzmi: Tak, zdecydowanie tak.Decyzja już zapadła. Polska zwróci potomkom rezunów lasy w Bieszczadach, a oni, w zamian, gdy Żydzi będą odbierać swe majątki, popilnują Polaków, jak ci strażnicy obozowi w Sobiborze i Auschwitz.

Krzysztof Baliński

============================

=========================

Rolnik szuka… „męża”? “Postęp” w TVPO…

14 stycznia 2024 pch24/rolnik-szuka-meza

Rolnik szuka… „męża”? Do popularnego programu TVP będą zapraszane pary LGBT+

Oczywistym było, że Telewizja Polska pod zarządem władzy koalicyjnej będzie promować związki jednopłciowe. Ale chyba nikt się nie spodziewał, że posłuży do tego program o poszukiwaniu drugiej połówki przez mieszkańców polskiej wsi.

Szykuje się wizerunkowa i finansowa katastrofa?

Tak zwana „neo-TVP” nastawiona jest na zapowiadaną przez liderów koalicji rewolucją światopoglądową. Prawdziwy popis ideologicznego koniunkturalizmu dali chociażby prowadzący „Pytanie na śniadanie”, Katarzyna Cichopek i Maciej Kurzajewski, pytając o receptę na długi związek…dwóch gejów i dwie lesbijki. Dodatkowo bulwersuje fakt, że do rozmowy doszło w 6 stycznia w Święto trzech Króli.

Ale chyba nikt nie spodziewał się, że do promocji związków jednopłciowych posłuży program o poszukiwaniu drugiej połówki przez mieszkańców polskiej wsi. W grudniu ruszyły zgłoszenia uczestników do kolejnej już, 11 edycji programu „Rolnik szuka żony”

12 stycznia na instagramowym profilu programu zorganizowano sesję pytań i odpowiedzi. W jednym z nich pytano o możliwość udziału osób LGBT. Produkcja odpowiedziała twierdząco, dodając frazę znaną z homoparad: „Zapraszamy, miłość nie wyklucza”.

No cóż, nic nie wchodzi w krew tak mocno jak przejadanie pieniędzy w spółkach publicznych.

Oglądalność TVP pod wątpliwym z prawnego punktu widzenia zarządem lecie na łeb na szyję. Ale udział par jednopłciowych w programie, skierowanym do konserwatywnego, w większości przywiązanego do katolicyzmu i polskich tradycji odbiorcy to już gotowa recepta na porażkę.

Wszak nachalna homo-propaganda nie sprzedaje się nad Wisłą nawet w tak liberalnych stacjach jak TVN. Ze względu na słabe wyniki oglądalności, stacja musiała wycofać się z drugiej edycji „Prince Charming”, reality-show, w którym tytułowy homoseksualista wybiera spośród uczestników drugą połówkę. Program, który miał „przełamywać tabu” i „zrewolucjonizować” polską telewizję, zanim na dobre wystartował, już został zdjęty z anteny.  

Pytanie, do kogo planiści TVP kierują swój nowy program?

Źródło: wpolityce.pl / własne PCh24.pl

PR

Niemcy destabilizują Polskę

Niemcy destabilizują Polskę

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)    14 stycznia 2024 michalkiewicz

Wprawdzie Niemcy borykają się z trudnościami, bo i rolnicy blokują Berlin i notowania kanclerza Scholza pikują, niczym nurkujące Stukasy, a państwo obleźli migranci, z którymi nie bardzo wiadomo, co właściwie zrobić, jakie by tu znaleźć dla nich ostateczne rozwiązanie – ale to są jedne sprawy, podczas gdy na budowie IV Rzeszy roboty idą pełną parą, zwłaszcza na odcinku przerabiania III Rzeczypospolitej w Generalne Gubernatorstwo. Już nikt nie pamięta o zaliczce w kwocie 5 mld euro, jakiej Donaldu Tusku udzieliła Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, ale to akurat słusznie, bo to pieniądze mają pójść na zakup wiatraków u Siemensa, który akurat ma 4 mld euro manka, więc co to komu szkodziło, żeby dać Polsce te 5 mld, a za jednym zamachem pokryje się manko u Siemensa, a za resztą sfinansuje pełzający zamach stanu?

Mamy bowiem do czynienia z kulminacją walki o praworządność, rozpoczętej zaraz po pamiętnej, gospodarskiej wizycie Naszej Złotej Pani Anieli Merkel 7 lutego 2017 roku. Przeprowadziła ona osobisty rekonasans, po którym kazała zaprzestać walki o demokrację, a w zamian za to kazała wszcząć walkę o praworządność. Toteż zaraz w marcu 2017 roku wszystkie organizacje broniące na świecie praw człowieków zwróciły się do Komisji Europejskiej, żeby zrobiła z Polską porządek, bo poziom ochrony praw człowieków w naszym bantustanie urąga wszelkim standardom. Ile za to wspomniane organizacje dostały od BND – tajemnica to wielka – ale niemieckim owczarkom z Komisji Europejskiej nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Zaraz tedy, przy pomocy swoich kanałów, na pierwszą linię frontu walki o praworządność, rzucili niezawisłych sędziów – jak przypuszczam – najpierw tych zorganizowanych, do których później przyłączyli się również wolontariusze, podjudzeni do walki o praworządność przez Judenrat „Gazety Wyborczej”, która na tym etapie ściśle koordynuje swoją propagandę z aktualnymi niemieckimi potrzebami.

Organizacją stojącą w awangardzie walki o praworządność jest założona już w roku 1990 – jak tylko wyprowadzony został sztandar PZPR – organizacja „Iustitia”, zwana również „Iniurią”. Jak wielu tajnych współpracowników SB ze środowiska sędziowskiego ta organizacja skupiła – tego nikt dokładnie nie wie, ponieważ środowisko położyło lachę na opowieści naiwnego pana Adama Strzembosza, któremu się wydawało, że ono samo się „oczyści”. Ale po co ono miało się „oczyszczać” i z czego, jak tu Wojskowe Służby Informacyjne od razu zaczęły werbować agenturę w tymże srodowisku, a potem w ślady WSI poszła ABW. Ilu konfidentów zwerbowanych zostało przez nia w ramach operacji „Temida” tajemnica to wielka, podobnie, jak i ta, jaki jest ich udział we wspomnianej organizacji.

Wspominam o tym wszystkim, bo bohaterami dzisiejszej kulminacji walki o praworządność, która zaczyna już wstrząsać fundamentami naszego bantustanu, prowadząc do całkowitego jego obezwładnienia, jak to było w wieku XVIII, są właśnie sędziowie będący funkcjonariuszami wspomnianej organizacji. Oto Sąd Rejonowy dla dzielnicy Warszawa-Śródmieście. Jak tylko vaginet Donalda Tuska został 13 grudnia ub. roku zakrzywoprzysiężony przez pana prezydenta Dudę, zaraz sąd ów wziął i skazał panów Kamińskiego i Wąsika – za rządów „dobrej zmiany” – ministra i wiceministra spraw wewnętrznych na 2 lata więzienia za to, że w roku 2007 agenci CBA, montując „aferę gruntową”, która miała pogrążyć wicepremiera Andrzeja Leppera, spreparowali fałszywą decyzję administracyjną o „odrolnieniu” jakiejś działki na Mazurach. Bezpieczniakom wprawdzie wolno preparować fałszywe dokumenty i posługiwać się nimi – ale tylko takie, które uniemożliwiają ich zdemaskowanie jako agentów: fałszywe dowody osobiste, fałszywe prawa jazdy, fałszywe dowody rejestracyjne samochodów itp. Nie wolno im natomiast fałszować tytułów własności, czy decyzji administracyjnych – a to właśnie zrobili. Wprawdzie pan prezydent Duda obydwu dygnitarzy w 2015 roku ułaskawił, ale zrobił to jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku skazującego, co skłania niektórych skorumpowanych, a utytułowanych ekspertów do podważania legalności tego aktu.

Wszelako inni utytułowani eksperci – bo czegóż to utytułowany ekspert nie stwierdzi za pieniądze – utrzymują, że podważanie legalności ułaskawienia jest bezzasadne, bo prezydent jak tylko chce, to może delikwenta ułaskawić w każdej fazie postępowania karnego. Zatem – niby ułaskawieni, ale skazani. Na podstawie tego stachanowskiego wyroku, sezonowy pan marszałek Hołownia obwieścił, że mandaty poselskie obydwu szubieniczników „wygasły”. Wszelako szubienicznicy, za pośrednictwem sezonowego pana marszałka odwołali się do Sądu Najwyższego – i tu się zaczyna prawdziwy kryminał. Otóż totumfacki pana marszałka, niejaki pan Zakroczymski, miał się namawiać z prezesem Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego, panem Prusinowskim, że tę karną sprawę pan marszałek skieruje właśnie do tej Izby, a pan Prusinowski już się uwinie wedle tego, żeby obydwa odwołania oddalić. Czy jakiś oficer prowadzący to panu Zakroczymskiemu doradził, czy też on sam został wyznaczony do opieki nad sezonowym panem marszałkiem – to nieważne – bo tak się składa że pan Prusinowski też jest funkcjonariuszem organizacji „Iustitia”. To są te kwalifikacje.

Wszystko to działo się przy otwartej kurtynie, ale najwyraźniej nad panem Prusinowskim i panem Zakroczymskim czyjaś Mocna Ręka trzyma parasol ochronny, bo żaden z nich nie został dotąd aresztowany – a myślę, że za samo tak ostentacyjne usiłowanie przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości powinni być aresztowani obydwaj Aliści wmieszał się w ten burdel prezes Izby Karnej SN, który sprawę skierował do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, która postanowienie sezonowego pana marszałka Hołowni uchyliła. Natychmiast utytułowani eksperci, a za nimi – wszystkie panienki z vaginetu Donalda Tuska i okolic, wśród nich – moja faworyta, Wielce Czcigodna Anna Maria Żukowska z pierwszorzędnymi korzeniami – zaczęły ćwierkać, że to wszystko nieważne, bo tej właśnie Izbie SN luksemburscy przebierańcy na żądanie niemieckiej BND, na wszelki wypadek, jeszcze przed Bożym Narodzeniem odmówili statusu sądu. W tej sytuacji funkcjonariusz „Iustitii” z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia,, pan Piotr Maksymowicz, kazał policji obydwu szubieniczników aresztować i wsadzić do kryminału. Policja dostała stosowne papiery 9 stycznia i już-już przystąpiłaby do aresztowania – ale pan prezydent Duda akurat zaprosił był obydwu szubieniczników do Pałacu swego na uroczystość i nawet się z nimi oficjalnie sfotografował. Tedy policyjne radiowozy otoczyły Pałac Namiestnikowski przy Krakowskim Przedmieściu, kontrolując wszystkie wyjeżdżające stamtąd samochody i otwierając ich bagażniki – ale widocznie Wielce Czcigodny minister spraw wewnętrznych w vaginecie premiera Tuska, pan Kierwiński, zwany przez złośliwców „Kurwińskim”, jeszcze nie wydał im rozkazu wtargnięcia do Pałacu Prezydenckiego i zrobienia tam rewizji w poszukiwaniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Tymczasem za dwa dni, to znaczy – 11 stycznia – Sąd Najwyższy, a konkretnie – wspomniana Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN, która – według luksemburskich przebierańców wcale nie jest sądem – ma orzec, czy wybory 15 października ub. roku były ważne, czy nie. Jeśli orzeknie, że były ważne – to czy vaginet Donalda Tuska zakwestionuje to orzeczenie, jako nie wydane przez żaden sąd – czy hipokryzja mu podpowie, by skorzystać z okazji i siedzieć cicho? Jeśli natomiast orzeknie, że nie były ważne to już dzisiaj, to znaczy – 9 stycznia – były prokurator z czasów pierwszej komuny, a potem – były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej , pan Wojciech Hermeliński – otwartym tekstem zapowiada, że wtedy będzie „rewolucja”. A podczas rewolucji, wiadomo – „głos ma towarzysz Mauzer”.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

“Rząd”, czy aktywiści LGBT chcą, by „mowa nienawiści ze względu na orientację aseksualną i tożsamość płciową” była ścigana z urzędu.

Magdalena Majkowska Ordo Iuris <kontakt@ordoiuris.pl>
Szanowny Panie,
gdy piszę do Pana te słowa, w gabinetach nowego polskiego rządu trwają zapewne ostatnie prace nad projektem ustawy, której przyjęcie będzie potężnym, bezprecedensowym uderzeniem w zagwarantowaną konstytucyjnie wolność słowa w Polsce.30 października przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Lewicy spotkali się z aktywistami LGBT, którzy mówili, czego domagają się od nowego rządu.
 Efektem spotkania było przyjęcie konkretnego planu realizacji postulatów genderystów, którego pierwszym punktem jest wpisanie „mowy nienawiści” do kodeksu karnego. Aktywiści LGBT chcą, by „mowa nienawiści ze względu na orientację seksualną i tożsamość płciową” była ścigana z urzędu. Przedstawiciele nowej władzy przyznają otwarcie, że ta inicjatywa będzie priorytetem i że projekt będzie przedstawiony w przeciągu pierwszych kilku tygodni rządów Donalda Tuska.Dlaczego jest to dla nich tak ważne? Bo dobrze wiedzą, że ich radykalne postulaty spotkają się z powszechną krytyką. Dlatego zanim zaczną wprowadzać prawo budzące sprzeciw – zakażą sprzeciwu.I proszę nie mieć złudzeń, że za „mowę nienawiści” będą karane osoby, rozpowszechniające kłamstwa, oszczerstwa, groźby i wezwania do przemocy.
 „Mowa nienawiści” to pretekst do cenzurowania wszystkich tych, którzy sprzeciwiają się radykalnej, neomarksistowskiej rewolucji.Minister Barbara Nowacka, zapowiadając projekt, mówiła, że ową nienawiść w ostatnich latach szerzono „z ambony”. To jasna zapowiedź cenzurowania kazań duchownych i nauczania Kościoła! Z kolei Anna Maria Żukowska z Lewicy mówiła wprost: „Każdy, kto jak np. prezydent Andrzej Duda powie, że LGBT to nie ludzie, tylko ideologia – będzie musiał odpowiedzieć za swoje słowa”.Za „mowę nienawiści” będzie więc uznane przekazywanie oficjalnego nauczania Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu (za to przecież został ocenzurowany na YouTube redaktor Paweł Lisicki a Pan Janusz Komenda został wyrzucony z pracy w IKEA), stwierdzenie, że istnieją dwie płcie, że tylko kobiety mogą zajść w ciąże, że „zmiana płci” to okaleczanie narządów płciowych
„Mowa nienawiści” to wytrych prawny, dzięki któremu będzie można cenzurować wszystkich, którzy się nie spodobają rewolucjonistom. I nie ma wątpliwości, że będą to jedynie obrońcy życia, rodziny i wolności, bo przecież dokładnie ci sami ludzie, którzy opowiadają się za zakazem „mowy nienawiści” są jednocześnie zwolennikami likwidacji przepisów zakazujących obrażania uczuć religijnych osób wierzących. Sprawa jest więc prosta – katolików znieważać można, a przedstawicieli środowisk LGBT nie.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przyciskTe zapowiedzi zbiegły się w czasie ze zgłoszeniem do prawników Ordo Iuris kolejnej ofiary radykalnej cenzury ideologicznej ze strony pracodawcy. Sprawa do złudzenia przypomina sprawę Pana Janusza Komendy, zwolnionego z IKEA za sprzeciw wobec narzucania pracownikom wsparcia dla genderowej ideologii.
Pan Adam, który zwrócił się z prośbą o pomoc naszych prawników, jest doświadczonym, cenionym inżynierem oprogramowania, który jeszcze w ubiegłym roku z sukcesami rozwijał swoją karierę w polskim oddziale jednej z międzynarodowych korporacji z branży IT. Przez lata ignorował nachalną propagandę LGBT pracodawcy. Jednak gdy w ubiegłym roku wszyscy pracownicy polskiego oddziału firmy otrzymali maila z zaproszeniem na warszawską Paradę Równości, a w ich służbowym kalendarzu wydarzenie to zostało oznaczone statusem „wymagany” – Pan Adam postanowił zareagować. Odpowiadając na publicznego maila, w kulturalny sposób poinformował pracodawcę, że „zapraszanie swoich pracowników na Paradę Równości nie jest w zakresie działalności biznesowej firmy”, bo pracodawca nie jest partią polityczną a poglądy pracowników powinny być ich indywidualną, prywatną sprawą. Co więcej, mężczyzna w jednej z kolejnych wiadomości bardzo wyraźnie zaznaczył, że szanuje każdą osobę identyfikującą się z ruchem LGBT, a jego sprzeciw dotyczy ideologii i programu politycznego tego ruchu.
Pomimo tego, najpierw zablokowano mu konto mailowe, by ostatecznie zwolnić go z pracy. W wypowiedzeniu umowy o pracę stwierdzono wprost, że przyczyną rozwiązania umowy jest właśnie wypowiedź Pana Adama na temat ruchu LGBT, która „mogła mieć negatywny wpływ na samopoczucie pracowników LGBTQ”, a jego „światopogląd leży w całkowitej sprzeczności z wartościami, jakimi kieruje się Spółka w prowadzeniu biznesu, a także wpływa niekorzystnie na atmosferę w miejscu pracy”.
Dodatkowym argumentem za zwolnieniem Pana Adama był jego udział w dyskusji światopoglądowej na portalu LinkedIn. Gdy prawnicy Instytutu Ordo Iuris zaczęli szczegółową analizę tej sprawy, spodziewaliśmy się, że być może to właśnie w tych dyskusjach padły jakieś ostre i nieakceptowalne słowa, które mogły być istotną przyczyną zwolnienia. Nic takiego nie miało miejsca. 
Wszystkie dyskusje, w których Pan Adam brał udział były spokojne, rzeczowe i merytoryczne, a jego wypowiedzi nie były dla nikogo obraźliwe czy wykluczające.Pan Adam zgłosił się do prawników Instytutu Ordo Iuris, bo słyszał wcześniej o sprawie Pana Janusza Komendy i wiedział, że to właśnie nasi adwokaci będą mogli zapewnić mu niezbędne wsparcie prawne. Do warszawskiego sądu pracy trafił przygotowany przez naszych prawników pozew, w którym domagamy się przywrócenia Pana Adama do pracy.
Jednocześnie zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by obronić obecny standard wolności słowa w Polsce, dzięki któremu nadal możemy skutecznie walczyć w sądach w tego typu procesach. W tym momencie polskie prawo wciąż stoi po stronie wolności słowa. Jednak batalia o wolność słowa wkracza w absolutnie decydującą fazę.Równolegle do zapowiedzi wprowadzenia „mowy nienawiści” do Kodeksu karnego w Polsce, nastąpiło przyspieszenie na forum Unii Europejskiej, która także chce narzucić nam karanie „mowy nienawiści”. W przyszłym tygodniu w Parlamencie Europejskim odbędzie się głosowanie nad projektem, którego celem jest wpisanie „mowy nienawiści” do katalogu przestępstw europejskich. Do wszystkich europarlamentarzystów trafiło już nasze memorandum, w którym zwracamy uwagę europosłów na to, że ściganie niezdefiniowanej „mowy nienawiści” jest nie tylko uderzeniem w wolność słowa ale jest też po prostu kontr-skuteczne, bo kraje, które już penalizują „mowę nienawiści”, są ujęte – zarówno w badaniach OBWE, jak i najnowszych badaniach unijnej Agencji Praw Podstawowych – jako te, które mają najwyższe wskaźniki przestępstw motywowanych nienawiścią. 
Przygotowaliśmy także analizę ideologicznego raportu o „mowie nienawiści”, opublikowanego w listopadzie przez jeden z komitetów Rady Europy.Wreszcie – kończymy pracę nad publikacją, która będzie doskonałą odpowiedzią na propagandę radykałów, wmawiających Polakom, że sprzeciw wobec zakazania „mowy nienawiści” to popieranie nienawiści. Publikacja w przystępny sposób wytłumaczy, skąd wzięła się koncepcja „mowy nienawiści”. Dla wielu ta publikacja może być przełomowa w zrozumieniu, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Książka ujawnia bowiem jednoznacznie ideologiczne źródła tych cenzorskich idei.O książce, która na pewno otworzy oczy wielu Polakom, napiszę Panu więcej poniżej. Serdecznie zachęcam Pana do lektury całej wiadomości oraz do udzielenia finansowego wsparcia Instytutowi Ordo Iuris, byśmy mogli – także w Pana imieniu – stanąć z odwagą do wielkiej wojny o wolność słowa w Polsce, która wkracza właśnie w decydującą fazę.Od wyniku tej batalii będzie zależeć codzienne życie każdego z nas!Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przyciskAby zapisać się do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przycisk i wypełnić formularz
Dołączam do Kręgu Przyjaciół Ordo Iuris
Chcą cenzurować całą Europę!W przyszłym tygodniu Parlament Europejski zagłosuje w sprawie przyjęcia projektu dotyczącego zwalczania „mowy nienawiści i przestępstw z nienawiści”.Urzędnicy unijni chcą, by pojęcie „nawoływania do nienawiści i przestępstw z nienawiści” zostało dopisane do katalogu przestępstw unijnych o transgranicznym charakterze – ściganych obowiązkowo w całej Unii Europejskiej. 
Obecnie do tego „grona” należą: terroryzm, handel ludźmi oraz seksualne wykorzystywanie kobiet i dzieci, nielegalny handel narkotykami, nielegalny handel bronią, pranie brudnych pieniędzy, korupcja, fałszowanie środków płatniczych, przestępczość komputerowa i przestępczość zorganizowana. Teraz do tych poważnych przestępstw ma dołączyć do dziś nigdzie niezdefiniowana i służąca do cenzorowania konserwatystów „mowa nienawiści”.
Jeśli do tego dojdzie – Unia będzie mogła nie tylko nakazać Polsce ściganie „mowy nienawiści” ale także ustanowić w drodze dyrektywy minimalne kary dla jej sprawców.Przyjęcie tego projektu będzie w praktyce oznaczać, że nawet jeśli na poziomie krajowym uda nam się obronić wolność słowa przed zapowiadanym atakiem ze strony rządu – cenzura zostanie nam narzucana odgórnie z Brukseli.
Dlatego przed głosowaniem, do wszystkich europosłów trafiła nasza analiza projektu, w której przestrzegamy europarlamentarzystów przed naiwnym poparciem tej zwodniczej inicjatywy, której realnym efektem będzie otwarcie drzwi do radykalnej cenzury ideologicznej wszystkich mieszkańców państw Unii Europejskiej. Jeśli nasza interwencja nie przyniesie skutku i Parlament Europejski przyjmie projekt, będziemy docierać do członków rządów krajowych państw UE, którzy nadal będą mieli możliwość zablokowania tej groźnej inicjatywy na forum Rady Unii Europejskiej.
Kolejny ideologiczny raport Rady Europy
Przygotowaliśmy także analizę raportu Komitetu Sterującego ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji, Różnorodności i Włączenia Społecznego w sprawie zwalczania „mowy nienawiści”. Raport Rady Europy został opublikowany w listopadzie ubiegłego roku i stanowi zbiór wytycznych dla krajów członkowskich i działających w nich urzędów publicznych, organów ścigania, partii politycznych, mediów, instytucji chroniących prawa człowieka.W raporcie możemy przeczytać, że skala „mowy nienawiści” wzrosła w Europie w trakcie pandemii, która miała być rzekomo przyczyną intensywnych ataków na osoby pochodzenia azjatyckiego, migrantów, uchodźców i mniejszości narodowe oraz po napaści Rosji na Ukrainę, po której doszło – zdaniem autorów raportu – do wielu przypadków nienawistnych ataków na Ukraińców mieszkających w państwach UE. O absurdalności tego raportu najlepiej świadczy fakt, że zdaniem jego autorów pandemia i atak Rosji na Ukrainę spowodowały także wzrost nienawiści do… środowisk LGBT.
Komitet rekomenduje, by państwa członkowskie potraktowały walkę z „mową nienawiści” priorytetowo i jako wzór w tym względzie podają… Wielką Brytanię, która już od dawna słynie w całej Europie z dyktatu ideologicznej cenzury. To właśnie w Wielkiej Brytanii aresztowano kobietę, która modliła się W MYŚLACH pod kliniką aborcyjną.
Przypomnę też Panu, że w 2021 roku nasi prawnicy pomagali redaktorowi Rafałowi Ziemkiewiczowi, który został – wraz z żoną i córką – zatrzymany na londyńskim lotnisku Heathrow i potraktowany jak pospolity przestępca, bo jak stwierdzili przedstawiciele Brytyjskiego Urzędu do spraw Cudzoziemców głoszone przez Ziemkiewicza poglądy „są sprzeczne z brytyjskimi wartościami i mogą być obraźliwe dla innych”. 
Co więcej, w piśmie wprost napisano o „wykluczeniu” Polaka ze Zjednoczonego Królestwa. Wcześniej podobnie potraktowano także redaktora Wojciecha Sumlińskiego.
Dlatego w naszej analizie raportu Rady Europy podkreślamy, że walka z nieokreśloną „mową nienawiści” nie może odbywać się kosztem fundamentalnych praw naturalnych, gwarantowanych w aktach wiążącego prawa międzynarodowego, składającego się na system praw człowieka.
Skąd się wzięła „mowa nienawiści”?Dla każdego, kto na bieżąco śledzi to, co dzieje się dziś w państwach zachodniej Europy od dawna zdominowanych przez dyktat radykalnej, neomarksistowskiej ideologii, jest zrozumiałe, że „mowa nienawiści” to ideologiczny knebel na obrońców życia, rodziny i wolności. Jednak w Polsce nadal jest wiele osób, które dały sobie wmówić, że walka z „mową nienawiści” to szlachetna idea, a każdy kto jej nie popiera, ten jest „paskudnym nienawistnikiem”.Dlatego kończymy właśnie pracę nad książką popularnonaukową, w której ujawnimy prawdziwe źródła koncepcji „mowy nienawiści” oraz cele i skutki jej wprowadzania do debaty publicznej i systemu prawnego. Książka w przystępny sposób prezentować będzie wnikliwą i pogłębioną analizę konsekwencji posługiwania się konstrukcją „mowy nienawiści”.W pierwszej części naszej publikacji analizujemy historyczne i doktrynalne źródła koncepcji „mowy nienawiści”, które doskonale odsłaniają cel i instrumentalny charakter tego pojęcia. Początki współczesnej debaty nad „mową nienawiści” sięgają czasów powojennych, gdy na forum międzynarodowym wykuwał się kształt najważniejszych traktatów praw człowieka. Dziś – kilkadziesiąt lat po tamtych wydarzeniach – wielu może być zaskoczonych, że największymi orędownikami penalizacji „nienawistnych” wypowiedzi były państwa komunistyczne, w których cenzura była na porządku dziennym. To właśnie Związek Radziecki był inicjatorem wprowadzenia międzynarodowego zakazu propagowania „nienawiści” i „faszyzmu”. Wolności słowa pryncypialnie bronili wówczas delegaci państw zachodniej Europy, którzy wskazywali, że niejasność i nieostrość tego typu terminu może prowadzić do cenzurowania wszystkich środowisk i osób, które nie cieszyłyby się poparciem władzy.Związek teorii „mowy nienawiści” – w takim kształcie w jakim znamy ją dzisiaj – z marksizmem nie ogranicza się jednak tylko do cynicznej polityki państw komunistycznych, ale sięga centralnych elementów doktryny marksistowskiej. Wśród ideologicznych konstruktów ostatniego półwiecza trudno odnaleźć schemat bardziej wzorcowy dla „walki z mową nienawiści” niż „tolerancja represywna” – koncepcja czołowego neomarksisty XX w. Herberta Marcuse, który wprost pisał o tym, że „wyzwalająca tolerancja oznaczałaby zatem nietolerancję wobec ruchów prawicowych i tolerancję wobec ruchów lewicowych”.„Mowa nienawiści”? Niezdefiniowana i zbędnaW dalszej części naszej publikacji zwracamy uwagę na to, że „mowa nienawiści” jest terminem, którego nie wyjaśnia żaden wiążący akt prawa krajowego lub międzynarodowego. Próby jego definiowania na własne potrzeby podejmowały między innymi portale społecznościowe. W standardach Facebooka za „mowę nienawiści” uznano między innymi „wyrażenia mówiące o byciu mniej niż odpowiednim”, „wyrażenia mówiące o odstępstwie od normy”, „treści wyrażające odrzucenie, w tym między innymi: nie uznaję, nie lubię, nie zależy mi”. Ta szeroka definicja najdobitniej pokazuje z jak wysokim poziomem dowolności, uznaniowości i arbitralności decyzji o karaniu za „mowę nienawiści” możemy mieć w praktyce do czynienia.Przykładem państwa, w którym walka z „podżeganiem do nienawiści” doprowadziła do radykalnego ograniczenia wolności słowa są choćby Niemcy. W 2017 roku Sąd Okręgowy w Monachium skazał niemieckiego dziennikarza Michaela Stürzenbergera za zamieszczenie w mediach społecznościowych historycznego zdjęcia Wielkiego Muftiego Jerozolimy ściskającego dłoń wysokiego rangą nazistowskiego urzędnika w Berlinie w 1941 r. Prokuratura oskarżyła Stürzenbergera o „oczernianie” i „podżeganie do nienawiści wobec islamu”, pomimo że bliskie relacje między obiema widocznymi na zdjęciu stronami są niekwestionowanym, historycznym faktem.Doskonale znana jest też Panu zapewne sprawa ks. prof. Dariusza Oko, który został skazany za „podżeganie do nienawiści” wyrokiem nakazowym mimo tego, że jego artykuł naukowy opatrzony został szczegółową bibliografią i oparty na rzetelnych i licznych źródłach, których prawdziwość nie była kwestionowana. Finalnie – dzięki zaangażowaniu prawników Ordo Iuris – sprawa zakończyła się ugodą, a prokurator odstąpił od ścigania kapłana, ale ten przykład także doskonale pokazuje, czym kończy się karania za „mowę nienawiści” bez względu na prawdziwość głoszonych tez. Efekt jest taki, że według badań opinii publicznej zaledwie 18 proc. Niemców uważa dziś, że w przestrzeni publicznej może wypowiadać się swobodnie.W naszej publikacji zwracamy również uwagę na to, że osoby, wobec których nawoływano do przemocy lub adresowano oszczercze, znieważające słowa już dziś mogą przecież bronić swoich praw zarówno w postępowaniach karnych, jak i cywilnych. Wyliczamy przepisy obowiązującego w Polsce prawa, które pozwalają dziś na karanie między innymi za groźby bezprawne (art. 119 k.k.) i groźby karalne (art. 190 k.k.), publiczne nawoływanie do popełnienia przestępstwa lub ich pochwalanie (art. 126a k.k.), uporczywe nękanie innej osoby (art. 190a k.k.), zniesławienie (art. 212 k.k.), zniewagę (art. 216 k.k.). Z kolei prawo cywilne pozwala każdemu obywatelowi dochodzić ochrony dóbr osobistych.Aby wesprzeć działania Instytutu Ordo Iuris, proszę kliknąć w poniższy przyciskOrwellowska cenzura w Polsce? Wszystko jest w naszych rękachNadal nie jest za późno, by zatrzymać cenzorski pochód lewicowych rewolucjonistów… jednak to już ostatni moment na nasz sprzeciw!Prawnicy Instytutu Ordo Iuris będą – także w Pana imieniu – do samego końca bronić wolności słowa i świadczyć bezpłatną pomoc prawną wszystkim ofiarom ideologicznej cenzury. Ale żeby ta pomoc nadal mogła być bezpłatna, musimy regularnie prosić o wsparcie, zwracając się z apelem o wspieranie finansowe działalności Instytutu Ordo Iuris. Bo każda z opisywanych aktywności naszych prawników to dla nas nieuniknione koszty.Przygotowanie każdej analizy kolejnych powstających projektów prawa międzynarodowego to każdorazowo koszt rzędu 8 000 zł. W tej wiadomości pisałam Panu o analizie ideologicznego raportu Rady Europy oraz analizie projektu wpisania „mowy nienawiści” do unijnych traktatów, która trafiła już do europarlamentarzystów. Przyjęcie tego projektu przez PE będzie oznaczało konieczność przygotowania kolejnych analiz, które będziemy przekazywali europejskim decydentom na dalszym etapie procedowania tej inicjatywy.Musimy się także przygotować na walkę na poziomie krajowym. Lada dzień pojawi się zapewne projekt rządowej ustawy w tej sprawie. Przeanalizujemy jego treść i będziemy interweniować nie tylko u parlamentarzystów, ale przede wszystkim u Prezydenta Andrzeja Dudy, który będzie mógł ten cenzorski projekt odrzucić. Musimy być też gotowi na zorganizowanie społecznego sprzeciwu. Łącznie będziemy musieli się liczyć z koniecznością wydania na całą akcję co najmniej 18 000 zł.Do tego dochodzą postępowania, w których świadczymy bezpłatną pomoc prawną ofiarom ideologicznej cenzury. Na reprezentowanie Pana Adama przed warszawskim sądem pracy będziemy musieli zapewne zarezerwować nie mniej niż 15 000 zł. A to tylko jedna z trwających spraw, w których nasi prawnicy bronią wolności słowa na salach sądowych.Wreszcie – musimy zarezerwować środki na dokończenie, druk i promocję książki o „mowie nienawiści”. Koszty tej publikacji szacujemy dziś na ponad 17 000 zł.Dlatego bardzo Pana proszę o wsparcie Instytutu kwotą 80 zł, 130 zł, 200 zł lub dowolną inną, dzięki czemu będziemy mogli – także w Pana imieniu – stawać w obronie wolności słowa w Polsce.Z wyrazami szacunkuAdw. Magdalena Majkowska - Członek Zarządu Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo IurisP.S. Muszę przyznać Panu, że tempo postępu cenzorskich praktyk w Polsce jest nawet dla mnie zaskakujące. 
Opisana sprawa Pana Adama to jawny przykład, że już dziś mamy w Polsce do czynienia z cenzurą czysto ideologiczną i światopoglądową. 
Komentarze, za które Pan Adam stracił pracę nie były w żaden sposób wulgarne, agresywne czy obraźliwe wobec kogokolwiek. Były to zwykłe kulturalne, merytoryczne dyskusje internetowe, w których wszyscy często bierzemy udział – myślę, że również Pan. To oznacza, że podobne problemy może mieć wkrótce każdy z nas. Ale jestem przekonana, że nasza interwencja okaże się skuteczna, bo w tym momencie polskie prawo nadal stoi po stronie wolności słowa. Zróbmy wspólnie co w naszej mocy, aby to się nie zmieniło.Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris jest fundacją i prowadzi działalność tylko dzięki hojności swoich Darczyńców.
 Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iurisul. Zielna 39, 00-108 Warszawa+48 793 569 815
www.ordoiuris.pl

Najważniejsza przyczyna chaosu i aktualnego bezprawia

Najważniejsza przyczyna chaosu i aktualnego bezprawia

Autor: CzarnaLimuzyna , 14 stycznia 2024

Jan Saenredam_after Hendrick Goltzius

——————————

Z pogłębiającego się chaosu i bezprawia najbardziej cieszą się nasi wrogowie. Cieszą się nawet sami Polacy – obywatele znikającej Polski. Najpierw, przez prawie dekadę, cieszyli się wyznawcy Jarosława nie mając świadomości, że czas wypicia nawarzonego w ten sposób piwa nadejdzie za kilka lat. Aktualnie robią to lewicowi fanatycy domagając się od “nowego rządu” kolejnych aktów bezprawia.

Igrzyska czy Karnawał?

W dawnych czasach, podczas karnawału błazen mógł zostać królem, a głupiec wodzirejem (spójrzmy na dzisiejszy sejm). Dawniej, na czas zabawy rozluźniano obowiązujące rygory prawa i normy moralne. Trwało to jednak krótko aż do powrotu normalności. Tym razem jest inaczej. Stan chaosu aksjologicznego nazywany anomią trwa od wielu lat. Prawo nie jest przestrzegane, a zgodnie z zapowiedzią ma być jeszcze gorzej.

Państwo neutralne światopoglądowo nigdy nie istniało

Przez dziesiątki lat lewica pod hasłem państwa świeckiego czyli rzekomo neutralnego światopoglądowo usuwała zapisy prawne bazujące na 3 fundamentach: prawie rzymskim, moralności opartej na etyce katolickiej oraz zasadach logicznego myślenia wywodzącego się z greckiej filozofii. Od pewnego czasu za pomocą nowego prawa usiłuje się stworzyć model państwa wyznaniowego w którym dominującym i uprzywilejowanym wyznaniem politycznym jest m.in. neokomunizm z wieloma ideologicznymi odnogami.

Prawo Boże fundamentem prawa

Ludzkość od wielu tysięcy lat zna zasady konstrukcji systemów prawno-moralnych bazujących na prawie naturalnym – prawie Bożym. Każde odejście od dekalogu, od zasad etycznych z nim związanych zwiastowało nieuchronną katastrofę – system totalitarny i wiele, wiele ofiar. Każda zmiana zapisu prawa na zapis ideologiczny, negujący głównego prawodawcę, Boga, oznacza katastrofę.

Wymyślanie specjalnych gwarancji prawnych dla quasi religijnych wierzeń, dla dogmatów: o wybranym narodzie żydowskim, o grzechu sodomii jako cnocie, o dwutlenku węgla jako czymś szkodliwym, o prawie do dzieciobójstwa – jest objawem poważnej dysfunkcji rozumu i sumienia.

Nie można obronić prawa, nie broniąc moralności. Obydwie rzeczy wzajemnie się wzmacniają.

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne

Braun o sprawie Kamińskiego i Wąsika: Dramat czy tragikomedia

„Dramat, nawet oscylujący w stronę tragedii narodowej”

nczas/braun-o-sprawie-kaminskiego-i-wasika-dramat?

Grzegorz Braun w rozmowie z Piotrem Zwiefką odniósł się do aktualnej sytuacji w naszym kraju. Skomentował m.in. sprawę Kamińskiego i Wąsika, a także wskazał na podobieństwa między PiS-em i obecnie rządzącą koalicją.

————————

– Myślę, że to jest dramat, nawet oscylujący w stronę tragedii narodowej. To, że ludzie niestroniący od tak podłych praktyk, łajdacy, że udrapowali się – niestety dla wielu naiwnych odbiorców skutecznie – i upozowali na jedynie słuszne wzorce patriotyzmu polskiego. I to jest smutne – wskazał Braun.

Poseł stwierdził, że w przypadku Kamińskiego i Wąsika można użyć określenia „tragikomedia”. – Nic w historii się nie powtarza jeden do jednego, tylko, owszem, jako farsa – to diagnozował już Karol Marks. Więc to jest też troszkę taka operetka, farsa – dodał.

– Oczywiście ja nie szydzę, dlatego że kto się znalazł za murami aresztu, więzienia, ten się znalazł w szarej strefie, w której przypadki chodzą po ludziach i ja życzę obu delikwentom, żeby żadne przypadki nieformalne nie stały się ich udziałem. Ja bym wolał, żeby Wąsik i Kamiński w najlepszym zdrowiu i broń Boże nie wygłodzeni stawali przed sądami Rzeczypospolitej, którymi nie będzie ręcznie sterował jakiś tam Bodnar czy Ziobro – jeden pies – podkreślił Braun.

– Jakby wrócił majestat Rzeczypospolitej, to myślę, że prokuratorzy powinni mieć wiele pytań do tych ludzi. To są ludzie, którzy, powtarzam, zapewne w mniemaniu, że rzeczywiście są takimi bezalternatywnymi patriotami, to im wszystko wolno i teraz: „Nas, bohaterów, prądem? My tutaj z cieniami Żołnierzy Wyklętych i podchorążych listopadowych. To, że żeśmy troszkę tam przełajdaczyli i że prawo jest o tyle dla nas ważne, o ile po naszej stronie staje, to tam mniejsza, bo my jesteśmy bezalternatywnymi patriotami” – tak jest z całym obozem zjednoczonej łże-prawicy – ocenił.

Braun zaznaczył, że Wąsikowi i Kamińskiemu „życzymy, żeby wyświetlone zostały sprawy, w których oni maczali palce”. – Śmierć Andrzeja Leppera, poprzedzona właśnie przez nagonkę, przez budowanie atmosfery wyjęcia spod prawa i nominowania na człowieka, dla którego miejsca być nie powinno na polskiej scenie politycznej – dodał.

– Dziś bębnią, maszerują, rozdzierają szaty, że udali się z interwencją poselską, a tu nie pomaga im policja, prezydium Sejmu, marszałek Sejmu nie stoi po stronie posłów, którzy interweniują (…). Żałuję, że tak to jest, ale muszę powiedzieć, że trendy założycielskie to właśnie PiS – wskazał.

– Nie traktuję wyłącznie z przymrużeniem oka tego kryzysu państwa, który się właśnie rozgrywa (…), ale doprawdy: PiS-PO – jeden pies, to są ludzie, którym to wszystko odpowiadało, pasowało, wtedy kiedy trzymali władzę niepodzielnie – skwitował Braun.

Kulisy zamachu Bodnara na prokuraturę

Ujawniamy kulisy zamachu na prokuraturę dorzeczykulisy-dzialan-bodnara

Premier Donald Tusk oraz minister sprawiedliwości Adam Bodnar
Premier Donald Tusk oraz minister sprawiedliwości Adam Bodnar

Nestor polskiej prokuratury obnaża uzurpację ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. – Pana działania są bezprawne i noszą znamiona popełnienia przestępstwa – oświadczył ministrowi zastępca Prokuratora Generalnego Robert Hernand. Ujawniamy kulisy zamachu na prokuraturę.

Zdenerwowany minister nie potrafił uzasadnić, na jakiej podstawie próbuje usunąć ze stanowiska Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego. Dotarliśmy do nagrań z próby przejęcia Prokuratury Krajowej przez Adama Bodnara. Dramatyczne wydarzenia miały miejsce w piątek wieczorem.

Bezprawnym działaniom ministra Bodnara przeciwstawił się prokurator z 30-letnim stażem Robert Hernand, który od 14 lat pełni funkcję zastępcy Prokuratora Generalnego. Sprawuje ją od czasu, gdy Prokuratorem Generalnym został powołany za rządów PO-PSL Andrzej Seremet. Jako ekspert w sprawach konstytucyjnych Hernand reprezentował prokuraturę w postępowaniach przed Sądem Najwyższym i Trybunałem Konstytucyjnym. To on wnioskował do Sądu Najwyższego, aby ostatnie wybory do parlamentu uznać za ważne.

– W jaki sposób został powołany nowy Prokurator Krajowy? Jaką decyzja? Na jakiej podstawie? – takimi pytaniami prokurator Hernand zaskoczył w piątek Bodnara. Zdenerwowany minister krył zakłopotanie uśmiechem. Rzucił w odpowiedzi, że „został powołany mocą decyzji Pana premiera Donalda Tuska” dodając następnie, że odwołanie Prokuratora Krajowego nastąpiło na podstawie art. 47. Chodziło o ustawę wprowadzającą Prawo o prokuraturze i przepis, który mówi o przywróceniu prokuratora ze stanu spoczynku do służby czynnej.

– Uprzejmie informuję, że pańska decyzja jest bezprawna i nosi znamiona podwójnego przestępstwa, ponieważ absolutnie ten przepis nie ma zakresu obowiązywania. W każdym czasie pan prokurator mógł powrócić ze stanu spoczynku do stanu czynnego. Pana decyzja jest bezprawna i ma charakter uznaniowy, więc pan Prokurator Krajowy jest nadal Prokuratorem Krajowym – oświadczył zdecydowanie Robert Hernand.

Na art. 47 powołało się w swoim oświadczeniu Ministerstwo Sprawiedliwości, uzasadniając próbę pozbawienia stanowiska Dariusza Barskiego, który przez pewien czas był w stanie spoczynku. Według Ministerstwa Barski miał możliwość powrotu ze stanu spoczynku tylko w ciągu dwóch miesięcy od uchwalenia ustawy, ale resort nie wyjaśnia, jaki przepis miałby wprowadzać takie ograniczenie czasowe.

Takiej odpowiedzi nie udzielił też prokuratorowi Hernandowi zakłopotany minister. – Do zobaczenia w poniedziałek tutaj w siedzibie prokuratury. Mój gabinet jest do mojej dyspozycji, będę z niego korzystał – rzucił, wychodząc, Bodnar. Następnie do gabinetu zajmowanego przez Bodnara wszedł Zastępca Prokuratora Generalnego Michał Ostrowski i wskazał, że podejmowane działania są bezprawne i że jeszcze jest czas na wycofanie się. Nie było reakcji na te słowa. Michał Ostrowski zajmuje się zwalczaniem najpoważniej przestępczości gospodarczej, w tym mafii vatowskiej i dzikiej reprywatyzacji.

Aby uzasadnić próbę odwołania Prokuratora Krajowego, w opublikowanym później wpisie na portalu X minister powołał się na „zewnętrzne opinie prawne uznanych ekspertów i autorytetów prawniczych”. Ich autorami są współpracownik Komitetu Obrony Demokracji Grzegorz Kuca, kandydatka koalicji Lewica i Demokraci w wyborach samorządowych Anna Rakowska i kandydat Platformy Obywatelskiej na Rzecznika Praw Obywatelskich Sławomir Patyra.

Próbie przejęcia kontroli nad Prokuraturą Krajową przez rząd sekunduje też prokurator Ewa Wrzosek: – Hasta la vista – napisała na portalu X pod adresem Prokuratury Krajowej. W jej sprawie toczy się postępowanie dotyczące przekazywania objętych tajemnicą informacji ze śledztwa kandydatowi PO w wyborach prezydenckich z 2020 r. Z ujawnionej przez prokuraturę korespondencji wynika, że zależało jej, żeby Rafał Trzaskowski dowiedział się, że informacje pochodzą właśnie od niej. Polityk PO potwierdził na przesłuchaniu, że je otrzymał – mówił o tym w grudniu w Sejmie ówczesny minister sprawiedliwości dr hab. Marcin Warchoł. Mimo że prokuratura wystąpiła o uchylenie immunitetu Wrzosek, nowy szef resortu Adam Bodnar powołał ją do Rady Prokuratorów przy Prokuratorze Generalnym.

Nagłą próbę usunięcia Prokuratora Barskiego politycy Zjednoczonej Prawicy tłumaczą wszczęciem śledztwa w sprawie zatrzymania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Ale, jak mówią nieoficjalnie prokuratorzy, jeszcze większym problemem dla nowej władzy są dziesiątki ujawnionych i nieujawnionych publicznie śledztw, które dotyczą prominentnych osób związanych z obecnym obozem rządzącym. Przejęcie kontroli nad prokuraturą może prowadzić do uniknięcia przez nich odpowiedzialności.

Tym nasi rozmówcy tłumaczą pośpiech nowego rządu w przejmowaniu prokuratury i kolejne upokorzenie prezydenta Dudy. Zgodnie art. 14 ustawy Prawo o prokuraturze odwołanie Prokuratora Krajowego jest bowiem możliwe jedynie za pisemną zgodą Prezydenta RP. Minister Bodnar nie występował o to do prezydenta. Wbrew ustawie nie zwracał się także do głowy państwa o zaopiniowanie kandydata na nowego Prokuratora Krajowego, na którego wyznaczył Jacka Bilewicza, członka Zarządu prokuratorskiego stowarzyszenia Lex Super Omnia, które zaciekle zwalczało dotychczasowe władze prokuratury.

“Państwa już nie ma”. Dwugłos prof. Muszyńskiego i prof. Zaradkiewicza.

Smutna refleksja

“Państwa już nie ma”. Konstatacja prof. Zaradkiewicza: Pomyślałem o latach moich starań, apeli i przestróg, i tych, którzy je lekceważyli

https://wpolityce.pl/polityka/678128-panstwa-juz-nie-ma-gorzka-konstatacja-prof-zaradkiewicza

Smutną obserwacją podzielił się – komentując w mediach społecznościowych wpis na blogu prawnika prof. Mariusza Muszyńskiego – konstytucjonalista prof. Kamil Zaradkiewicz. Na sugestię, że „Polski nie pokonały zabory, dwie wojny światowe, ani komuniści. Załatwią ją ‘naprawiacze praworządności’” sędzia Sądu Najwyższego pisze o jego zlekceważonych staraniach, apelach i przestrogach.

„Państwa już nie ma”

Swój wpis na blogu prof. Muszyński, kierownik Katedry Prawa Dyplomatycznego i Dyplomacji Publicznej na Wydziale Prawa i Administracji UKSW, tytułuje sugestywnie: „Państwa już nie ma”.

Autor pisze o szeregu komplikujących sytuacje w Polsce, niezgodnych z prawem działań obecnej władzy. Pisze m.in. o dwóch systemach sądownictwa, mediach publicznych, „dysfunkcjonalnym Sejmie ze sporem nad mandatami niektórych posłów”, „rządzie z wątpliwymi niektórymi powołaniami”.

Mam wrażenie, że tym, co się dzieje, zarządza jakiś psychopata, który używa bomby atomowej. Każde działanie nie jest punktowym rozwiązywaniem problemów z rzekomą (nie)praworządnością, czy nawet przejmowaniem władzy. To uderzanie w poszczególne fundamenty państwowości — pisze prof. Muszyński na koniec stwierdzając:

Polski nie pokonały zabory, dwie wojny światowe, ani komuniści. Załatwią ją „naprawiacze praworządności”.

Zlekceważone apele i przestrogi

Pomyślałem o latach moich starań, apeli i przestróg, a także o tych wszystkich, którzy je lekceważyli – konstatuje na platformie X blogowy wpis prof. Muszyńskiego sędzia SN prof. Kamil Zaradkiewicz.

===================

Całość wypowiedzi profesora Mariusza Muszyńskiego:

Państwa już nie ma

13 stycznia 2024 mariuszmuszynski.pl/panstwa-juz-nie-ma

Sytuacja w Polsce komplikuje się z dnia na dzień. Mamy dziś dwa systemy sądownictwa (paleosędziów i neosędziów), media publiczne – każde zarządzane przez dwa równoległe zarządy i likwidatora, Prokuratora Krajowego rzekomo przeniesionego w stan spoczynku (bez żadnej procedury – w drodze „uznania” Prokuratora Generalnego) i nieznanego ustawie „p.o. Prokuratora Krajowego” (ustawa mówi, że jak nie ma powołanego Prokuratora Krajowego, to jego obowiązki pełni jeden z zastępców Prokuratora Generalnego), dysfunkcjonalny Sejm ze sporem nad mandatami niektórych posłów, podważany Trybunał Konstytucyjny i nieistniejący Trybunał Stanu (bo na czele neosędzia). Mamy Prezydenta, który atakowany przez hordy barbarzyńców próbuje prowadzić z nimi wojnę sprawiedliwą. Wreszcie mamy rząd z wątpliwymi niektórymi powołaniami (3 ministry i ich ślubowanie), co skutkuje nielegalnymi działaniami in gremio (np. rządowe projekty ustaw kierowane do Sejmu). Za chwilę będzie źle obsadzony TSUE i ETPC, kiedy tak ukształtowany rząd wyśle kandydatury polskich sędziów do tych trybunałów, gdzie stosowne gremia dokonają wyboru itd.

Mam wrażenie, że tym co się dzieje zarządza jakiś psychopata, który używa bomby atomowej. Każde działanie nie jest punktowym rozwiązywaniem problemów z rzekomą (nie)praworządnością, czy nawet przejmowaniem władzy. To uderzanie w poszczególne fundamenty państwowości, jeden po drugim, z konsekwencjami bijącymi w zwykłych ludzi, z czego ci ostatni nie zdają sobie jeszcze sprawy. Polski nie pokonały zabory, dwie wojny światowe, ani komuniści. Załatwili ją „naprawiacze praworządności”. Państwa już nie ma. Pytanie, czy w ostatnich wyborach właśnie nie o to chodziło?

Posybilizm

michalkiewicz-posybilizm

Stanisław Michalkiewicz: Posybilizm

10 stycznia pan prezydent Duda został straszliwie ośmieszony, a 11 stycznia – dodatkowo upokorzony. Jak wiadomo, po stachanowskim wyroku niezawisłego, dyspozycyjnego sądu warszawskiego, który zaraz po krzywoprzysięstwie vaginetu Donalda Tuska w podskokach skazał panów Kamińskiego i Wąsika na 2 lata więzienia, a wkrótce inny niezawisły funkcjonariusz organizacji “Iustitia” nakazał obydwu szubieniczników aresztować, pan prezydent zaprosił obydwu delikwentów do swego Pałacu na uroczystość.

Policja otoczyła Pałac, ale póki prezydent tam był, nie wchodziła. Inna rzecz, że nie wiadomo, czy była to naprawdę policja, czy wynajęci przez pana ministra Kierwińskiego “silni ludzie” z WSI – bo podobno nikomu nie chcieli się wylegitymować. Dopiero kiedy pan prezydent pojechał do Belwederu, żeby mocarstwowo zabawić się z panią Swietłaną Cichanouską, którą akurat tego dnia ktoś mu podsunął, osobnicy w policyjnych kostiumach wtargnęli do Pałacu, złapali obydwu delikwentów i odwieźli ich na “Kamczatkę” to znaczy – do damskiego kryminału na Grochowie.

Według fałszywych pogłosek osobnicy w policyjnych kostiumach byli w zmowie z ochroną Pałacu, która miała dać im cynk, że prezydent wyjechał, więc oczywiście nikogo nie zatrzymywała, ani nawet nie wylegitymowała. Pan prezydent został zaraz o tym zawiadomiony, zakończył więc zabawę w mocarstwowość z panią Cichanouską i chciał wrócić do Pałacu, ale nie mógł, bo wyjazd z Belwederu został zatarasowany przez miejski autobus, który akurat w tym miejscu się zepsuł – o czym może zaświadczyć funkcjonariusz TVN, który – jak zwykle – przypadkowo akurat się w nim znajdował.

Zanim tedy pan prezydent, jadąc po chodnikach, dotarł do Pałacu, było już po akcji.

Ciekawe, kto to robił; czy stare kiejkuty, czy też całość reżyserowała niemiecka BND, która nawet nie ukrywa swego poparcia dla vaginetu Donalda Tuska, który wykonuje zadanie przerobienia III RP na Generalne Gubernatorstwo w ramach IV Rzeszy. Pan prezydent powiedział, że “nie spocznie” i tak dalej – ale każdy zobaczył jego bezsilność – że nie może liczyć ani na policję, ani na wojsko, ani nawet na własną ochronę, która najwyraźniej słucha jakichś innych rozkazów.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że następnego dnia Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego uznała, że wybory 15 października były “ważne”, chociaż tym razem wpłynęło 2700 protestów, podczas gdy przy okazji poprzednich wyborów było ich zaledwie około 200. Ale instynkt samozachowawczy oddziałuje na niezawisłych sędziów tak samo, jak na wszystkich innych ludzi, więc przeszli do porządku nad protestami i ważność posłusznie przyklepali.

Ciekawe, że żaden z utytułowanych krętaczy, nie mówiąc już o sejmowej zgrai, nie zaprotestował przeciwko temu orzeczeniu, chociaż jeszcze poprzedniego dnia wszyscy – z panem Prusinowskim, funkcjonariuszem “Iustitii”, a w cywilu – prezesem Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego na czele,  za luksemburskimi przebierańcami pyskowali, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej nie jest żadnym sądem. Dla pełności obrazu warto dodać, że ta cała “Iustitia” została utworzona akurat w 1990 roku, kiedy zlikwidowano PZPR.

Podejrzewam w związku z tym, iż Wojskowe Służby Informacyjne zaraz na poczekaniu zmobilizowały swoją agenturę, by utworzyła kolejny pas transmisyjny bezpieki do wymiaru sprawiedliwości. W tej sytuacji nie można się dziwić, że “Iustitia” została rzucona na pierwszą linię frontu walki o praworządność, jaką w marcu 2017 roku nakazała rozpocząć u nas Nasza Złota Pani.

Gdy Sąd Najwyższy ogłosił ważność wyborów, pan prezydent, który wcześniej zarzekał się, że nie będzie drugi raz ułaskawiał ułaskawionych, z podkulonym ogonem wystąpił do pana Adama Bodnara, jako Prokuraftora Generalnego, żeby natychmiast doprowadził do zwolnienia obydwu aresztowanych – bo on właśnie wszczął procedurę ułaskawiającą – tym razem już lege artis.

Obawiam się jednak, że potomek rezunów skwapliwie skorzysta z okazji, by prezydenta mniej wartościowgo państwa polskiego nie tylko przetrzymać jakiś czas na bezdechu, a kto wie – może nawet na oczach całej Polski i świata wytarzać go w smole i pierzu? Wprawdzie pan prezydent zasłonił się listkiem figowym w postaci małżonek obydwu aresztowanych, które zaniosły przed jego oblicze błagania – ale nie da się ukryć, że to tylko żałosna próba zachowania twarzy.

Okazuje się, że państwo nasze jest całkowicie bezbronne w obliczu gangu pracowicie utworzonego przez niemiecką BND, która nie tylko doprowadziła do podmianki na pozycji lidera sceny politycznej naszego bantustanu, ale teraz już bez żadnych ceregieli, przerabia Rzeczpospolitą Polską na Generalne Gubernatorstwo.

Że w obliczu takiej, zupełnie jawnej operacji, obywatele nie mogą liczyć ani na niezwyciężoną armię, która patrzy tylko, jakby tu dotrwać do emerytury, a potem używać życia całą paszczą, ani na policję – która, wiadomo – za pieniądze zrobi wszystko, co jej każą oficerowie prowadzący z bezpieki, która przecież nie zniknęła. Zależności, w jakie popadła od naszych nowych sojuszników, do których przewerbowała się 34 lata temu na służbę, też nie zniknęły, ale odtwarzają się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii.

Żeby przybliżyć mechanizm tej degrengolady naszego państwa, posłużę się napuszoną diagnozą, przedstawioną przez człowieka, którego uważam za prawdziwe nieszczęście, żeby nie powiedzieć – za przekleństwo dla Polski – czyli pana Aleksandra Kwaśniewskiego. Komentując opisane wyżej wydarzenia stwierdził on, że stanowią one dowód, iż państwo nasze wkracza z fazy “imposybilizmu” w etap “posybilizmu”. W przełożeniu na język ludzki ma to oznaczać, że z fazy niemożności,  państwo nasze wchodzi w fazę sprawności.

Warto przypomnieć, że pan Aleksander Kwaśniewski jest nie tylko ssakiem, ale ssakiem szczególnego rodzaju, który potrafił wyssać wszystko, co tylko mógł z komuny, jako tajny współpracownik SB “Alek”, no a potem , dzięki oparciu w bezpieczniackich watahach, przez dwie kadencje był nawet prezydentem tego bajzlu, zwanego “III Rzeczpospolitą”, w której “Alek” nastał zaraz po “Bolku”.  W tym właśnie charakterze sprokurował konstytucję, która jest narzędziem obezwładniania państwowości polskiej.

Nie mówię nawet o jawnej zdradzie, jaką stanowiło umieszczenie w tej konstytucji art. 90 i 91, stanowiących pozory legalności frymarczenia suwerennością państwową – ale przede wszystkim – o stworzeniu podwójnej władzy wykonawczej.

Z jednej strony jej przedstawicielem jest prezydent – z silną legitymacją demokratyczną, jako wybierany w powszechnym głosowaniu – ale pozbawiony wszelkiej realnej władzy – a z drugiej premier rządu, który takiej, albo w ogóle żadnej demokratycznej legitymacji mieć nie musi, jak np. pan Mateusz Morawiecki, który, jak wiadomo, ma inne zalety – i to on ma pełnię władzy.

Zilustruję to przykładem: prezydent jest nominalnie zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, ale nic dziwnego, że nie słucha go nie tylko niezwyciężona armia, ale nawet jego własna ochrona – bo zgodnie z art 134 ust. 2 konstytucji Kwaśniewskiego, prezydent sprawuje to całe “zwierzchnictwo” nawet nie za pośrednictwem premiera, ale ministra obrony narodowej. Nawet gdyby – na przykład w obliczu realnej groźby pozbawienia państwa tych nędznych resztek niepodległości w ramach budowy IV Rzeszy – chciał zarządzić mobilizację naszej niezwyciężonej armii, to nie może zrobić tego bez pozwolenia premiera.

A czy premier Donald Tusk na coś takiego mu kiedykolwiek pozwoli, skoro został tu posłany z misją przerobienia III RP na Generalne Gubernatorstwo? Jasne, że nie, bo w przeciwnym razie BND zaraz zrobiłaby z niego marmoladę i to jeszcze sprawniej, niż z pana prezydenta. Skoro my o tym wiemy, to premier Tusk wie to jeszcze lepiej. I w ten sposób, za sprawą Aleksandra Kwaśniewskiego, który, jak przypuszczam, zdradę ma na poziomie instynktów,  powoli zsuwamy się w przepaść.

Pod rządami tego gangu może być tylko gorzej.

‘Nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej’.

Był Zbigniew Rau szefem MSZ i za jego rządów blokowane były konta ambasady FR, a rosyjski ambasador Siergiej Andriejew nie był chroniony przed atakami ukraińskich nacjonalistów. A teraz mamy Sikorskiego, który już zdążył się wypowiedzieć mniej więcej tak: ‘Skoro Putin nie rozumie zwyczajnej mowy, to powinny przemówić do niego z Kijowa rakiety dalekiego zasięgu’. Mógł ambasador Andriejew nie czuć się bezpiecznie w Warszawie, teraz my możemy mieć obawy, że cierpliwość Kremla może mieć swój koniec.
 
Marszałkowała Elżbieta Witek, wyciszając mikrofon nieprawomyślnym posłom i sypiąc Braunowi słone kary porządkowe jak policjant 100-złotowe mandaty za nienoszenie szmaty na twarzy. Mamy teraz złotoustego Hołownię, który uwierzył, że jest faktycznie drugą osobą w państwie, a właściwie pierwszą, bo co tam Duda. Nadzwyczaj zadowolony z siebie podejmował ważkie decyzję na podstawie interpretacji paragrafów, interpretacji, które były mu wygodne, co powodowało dalszą destrukcję państwa.
 
Premierował Morawiecki, wprowadzając zaoceaniczne polecenia w zakresie covida, a także prowadząc skrajnie pro-ukraińską i antyrosyjską politykę. Nie były to dobre rządy dla Polski. Przyszedł więc, a właściwie wpadł jak bomba, Donald Tusk z gotowym planem zemsty politycznej i rozwalenia ‘niecywilizowanego’, PiS-u. Nie mógł krytykować poprzedników za covidowe przekręty, bo PO uczestniczyła w tym cyrku. Nie było też możliwości, by zarzucić PiS-owi rozrzutność w obdarowywaniu reżimu kijowskiego, bo Platforma popierała te działania.
 
Tusk narzucił więc wojnę w obronie ‘państwa prawa’. Mgliste to pojęcie ‘państwo prawa’ i niezrozumiałe dla społeczeństwa, które obserwując (z zapartym tchem zresztą) te zmagania na interpretację przepisów, mogło na ogół utwierdzić się tylko w swych partyjnych sympatiach.
 
 
Zygmunt Białas

Pod rządami tego gangu może być tylko gorzej. O ile ten poprzedni gang prawie wszystko “spatałaszył” , ten nas z pewnością wykończy! MK

https://zygumntbialas.neon24.net/post/174839,co-sie-dzieje-w-polsce-13-01-2024

Katastrofa polityczna ze znamionami farsy.

Katastrofa polityczna ze znamionami farsy. PO rekonstruuje zachowania PiS [FELIETON]

Andrzej Krajewski dziennik

Jarosław Kaczyński, Donald Tusk
Jarosław Kaczyński, Donald Tusk / PAP / Paweł Supernak

Przed III RP widać trzy drogi na przyszłość. Tą pierwszą, czyli ścieżką prawnego chaosu już kroczymy. Jednak wcześniej czy później mogą pozostać tylko dwie: reset konstytucyjny lub rządy przy użyciu przemocy.

Od wielu tygodni śledzenie medialnych treści, wiąże się z bólem znoszenia ich sztampowości. Im bardziej konflikt polityczny w Polsce się nasila, tym mocniej są ona wtłoczone w jeden schemat. Wszystko co pisane lub mówione sprowadza się do udowadniania racji obozu politycznego, z którym dany dawca treści sympatyzuje lub dla którego pracuje. Zwykle czyni to z tak wielką wiarą w skuteczność swego przekonywania, iż winna ona w końcu wystrzelić w kosmos całe Tatry.

Tymczasem nie jest w stanie podnieść w górę nawet o procent w sondażowych słupkach poparcia dla partii mającej rację. Jedynie co się podnosi, to poczucie dopieszczenia twardych elektoratów, ponieważ charakterystyczną a zarazem główna cechą ich sposobu myślenia stanowi niezachwiane przekonanie o posiadaniu racji (i to stuprocentowej).

Przyczyny i konsekwencje

Dlatego też poniższe rozważania mogą okazać się dla Ciebie – Drogi Czytelniku trudne do zdzierżenia emocjonalnego. Zupełnie bowiem nie będą odnosiły się do racji, nimi szermowały, ani tym bardziej wskazywały kto ma rację. One będą o konsekwencjach, jakie mogą Cię czekać, no i trochę też o przyczynach.

Aby wyjaśnić, o co chodzi może posłużmy się tu prostym przykładem. Otóż przez Niemcy a następnie inne kraje Europy Zachodniej w XVI w. przetoczyła się fala wojen religijnych. Jeśliby dokładnie się wczytać w ich szczegółowych przebieg, byłaby szansa znalezienia odpowiedzi, kto miał w nich rację. Istnieje taka ewentualność. Jednak dziś właściwie nikt się w to nie bawi, bo istotne dla badaczy są przyczyny wybuchu konfliktu a następnie jego konsekwencje, czyli liczba zabitych, zniszczenia, zmiany na mapie politycznej, wytyczenie nowego kierunek biegu dziejów, itp. Kto posiadał podczas wojen religijnych rację, obecnie prawie nikogo nie obchodzi. Stało się to bowiem rzeczą bez znaczenia. Choć przecież owe racje zmieniły Europę nie do poznania. Tak to bywa z katastrofami politycznymi, iż na koniec zauważa się głównie ich konsekwencje.

Wszelkie znamiona farsy

W przypadku naszej nosi ona nadal wszelkie znamiona farsy. Po przejęciu władzy Platforma Obywatelska rekonstruuje zachowania PiS-u, acz z akcentami, że ma być szybciej i mocniej. PiS z kolei postanowił zrobić rekonstrukcje KOD-u, włącznie z przejęciem hasła: “Konstytucja! Konstytucja!” (zapewne wkrótce noszonego na koszulkach). Dobrze, że choć na niwie ornitologicznej zdołano utrzymać różnice tożsamościowe i na czwartkowej demonstracji tłum odnosił się słownie do “rudej wrony” a nie “kaczora dyktatora’.

Jednak w tym teatrze przesady, w którym obie strony oskarżają się o najcięższe zbrodnie, choć na bitewnym polu nie padł jeszcze nawet jeden prawdziwy trup, mignęła znów zapowiedź nowego. I nie chodzi wcale o skazanie przez sąd Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, a następnie umieszczenie ich za kratami. Tym nowym jest wkroczenie policji do Pałacu Prezydenckiego. Oto aparat państwa podległy rządowi wykorzystał to, że ma prawo użycia przemocy i tą drogą wyegzekwował posłuszeństwo. Realizując nakazy ministra spraw wewnętrznych oraz oczekiwania premiera. Przy czym obaj mogą powiedzieć, iż dokonali egzekucji wyroku sądu, więc są czyści. I tu mamy sedno sprawy, a także symptom nadciągającego, prawdziwego kryzysu.

Bezpieczniki diabli wzięli

Mianowicie w państwie prawa fakt, że posiada ono monopol na przemoc, rodzi bardzo zminimalizowane niebezpieczeństwa. Władzy wykonawczej patrzą na ręce media, niezawisłe sądy dają szansę obywatelom do obrony swych indywidualnych praw, a w razie większych nadużyć na straży równowagi władzy stoi jeszcze Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny. Wreszcie to, że III RP jest demokracją, w które rządy sprawuje większość, szanująca i przestrzegająca prawa mniejszości, zabezpiecza konstytucja.

Tymczasem prawie wszystkie te bezpieczniki diabli wzięli. Sędziowie biorą udział w życiu politycznym i otwarcie wspierają obozy, z którymi czują się związani. TK stracił autorytet i legitymizację, a rząd przecież w praktyce nie musi publikować jego wyroków w dziennikach ustaw. W Sądzie Najwyższym izby otwarcie walczą ze sobą. Co do konstytucji, to solidarnym wysiłkiem prawników z obozu prawicowo-narodowego, zastąpionych obecnie przez jurystów obozu liberalno-lewicowego jest ona od 2015 r. coraz mocniej “prostytuowana’. Co śmieszniejsze w imię ratowania państwa przez nierządem.

W II RP proces ten ostatecznie dokończył Józef Piłsudski. W wywiadzie udzielonym Bogusławowi Miedzińskiemu 26 sierpnia 1930 roku Marszałek ujął go dosadnymi słowami: A ja tego, proszę pana, nie nazywam konstytucją, ja to nazywam konstytutą. I wymyśliłem to słowo, bo ono najbliższe jest do prostytuty. Wprawdzie jak trafnie zauważał: Ten system nałamywania konstytucji do różnych potrzeb czynić musi z konstytucji zwyczajną dziewkę, Przy czym oskarżając o to opozycję, sam najczęściej owo “nałamywanie” uskuteczniał. Tak zwiększając swój zakres władzy.

Wreszcie jest okazja do rewanżu

Obecnie proces dokończenia “prostytuowania” konstytucji następuje po przez: “czytanie z jej ducha” (cytując najnowszą modę). Czyni to ta cześć środowisk prawniczych, którym najbardziej zaleźli za skórę koledzy ze studiów: doktor nauk prawnych Jarosław Kaczyński, doktor nauk prawnych Andrzej Duda oraz absolwent Wydziału Prawa i Administracji UJ mgr Zbigniew Ziobro. Wreszcie jest okazja do rewanżu. Tyle tylko, że znajdująca się u szczytu powodzenia w III RP grupa zawodowa nie dostrzega zguby, jaką szykuje sobie i nam.

Jako, że organy ferujące ostateczne wyroki na podstawie obowiązującego prawa są albo sparaliżowane albo zdyskredytowane albo nieuznawane przez nowy rząd oraz inne organy sądowe, mamy festiwal interpretacyjny. Każdy z obozów wysyła własnych prawników do interpretowania, a media zapraszają ich oraz własnych. Po czym każdego dnia dostajemy nowe odsłony tej zabawy. Obserwując jej uczestników można odnieść wrażenie, iż szczerze wierzą w sprawczą moc swych wykładni. Choć otrzymują odpowiedzi w postaci kontr-interpretacji tworzone przez kolegów ze studiów, równie mocno wierzących w to samo ale znajdujących się po drugiej stronie barykady.

Połączenie seansu spirytystycznego z gwałtem

Widzimy więc grupę zawodową, święcie przekonaną o swym znaczeniu oraz wpływie na władzę, choć w realu zamienia się ona w narzędzie użytkowe. Media sięgaj po nią, bo stała się trwałym elementem spektaklu. Politycy zaś nie po to, żeby wiedzieć co jest zgodne z prawem, lecz żeby legitymizować swe działania. Dostając od prawników coś na kształt rozgrzeszenia na piśmie, wystawianego jeszcze przed popełnieniem grzechu. Na samym końcu tego procesu następuje regularne robienie wykładni z ducha konstytucji. Czyli próba kreatywnego połączenia seansu spirytystycznego z gwałtem.

Obecnie potęguje to chaos w strukturach państwa. Ale rząd aby nie skompromitować się w oczach wyborców musi rządzić. Skoro więc całość władzy sądowniczej zmierza w stronę zawieszenia się, kuszącym narzędziami rządzenia stają się interpretacje oraz aparat przemocy. Dużo bardziej, niż próba zaprowadzenia porządku przy użyciu ustaw przyjętych przez Sejm i Senat, bo to wymaga czasu i akceptacji prezydenta.

Tusk dostał przyzwolenie twardego elektoratu

Przejęcie TVP oraz wejście policji do siedziby oficjalnej głowy państwa zademonstrowały moc sprawczą rządu Donalda Tuska. Jednak utrwalenie tego wymaga aby czynić to samo znów i znów, ilekroć władza natrafi na opór. Tusk dostał na to przyzwolenie swego twardego elektoratu. Ale akcja rodzi reakcję. Była nią olbrzymia mobilizacja wyborców PiS-u i ich czwartkowa manifestacja. Nota bene aresztowanie Kamińskiego i Wąsika stało się formą spłacenia długu za komisje do spraw badania wpływów rosyjskich. Forsując ten pomysł Kaczyński zmobilizował elektorat opozycji do marszu 4 czerwca w Warszawie. Udał się on znakomicie i okazał dawką tlenu dla słabnącej wówczas Platformy. Teraz Tusk jednym kopniakiem wybił elektorat PiS-u z depresji i letargu, zmuszając do walki w obronie swego stronnictwa. Już widać, iż ta walka potęguje strach wyborców PO. Zatem są oni skłonni dać rządowi jeszcze większe przyzwolenie na przemoc.

Co nakaże instynkt samozachowawczy?

Na końcu tej spirali znajduje się mała transformacja ustrojowa. Mianowicie obecna władza może dojść do punktu, w którym przegranie wyborów wiązać się będzie z groźbą długoletnich wyroków dla jej przedstawicieli. A te z dziką radością zechce egzekwować obecna opozycja – jeśli zwycięży. Zatem instynkt samozachowawczy nakaże robić wszystko, co możliwe aby kolejnych wyborów prezydenckich a następnie parlamentarnych nie przegrać. W państwie prawa oznacza to robienie wszystkiego co możliwe w ramach obowiązującego prawa. Ale III RP właśnie pozbywa się bezpieczników. Prawo zastępują interpretatorzy do wynajęcia.

Tutaj aby nie przedłużać, należy zakończyć dalsze dywagacje. Każdy kto chce bliżej sobie przypomnieć, jak bywało w PRL, czy też poczytać o przykładach upadaniu demokracji w krajach europejskich lub innych częściach świata, ma do dyspozycji ogromną liczbę lektur. Przy okazji należy nadmienić, że są to znakomite poradniki co czynić podczas takowej transformacji ustrojowej. Władzy podpowiadają, jak łamać opór opozycji, kogo uwięzić, a kogo torturować lub zabić. Opozycji jak się bronić, kiedy bardziej opłaca się pokojowy sprzeciw, a kiedy odpowiedzenie przemocą na przemoc lub otwarta rebelia. Mnóstwo w takich książkach krwistych historii. Miłej lektury.

Reset konstytucyjny zamiast rewolucji

Jej zaletą jest inspirowanie do myślenia o alternatywnej drodze. Zwłaszcza, że w polskich realiach na szczęście nie wydarzyło się jeszcze nic, co mogłoby ją definitywnie zablokować, a widmo przemocy nadal jedynie straszy. Przywrócić w pełni sprawne bezpieczniki, dające gwarancję istnienia jasnego prawa oraz jego przestrzegania, może już tylko reset konstytucyjny. Zmiany ustawowe, nawet jeśli zyskałby akceptację prezydenta, nie naprawią skali zniszczeń. A poza tym jak uczy życie, to co zrobiono ustawą, da się odkręcić inną ustawą. Zatem należałoby na nowo określi kształt i rolę Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, KRS i zresetować je, zmieniając zapisy w konstytucji. A następnie wybrać nowe składy.

Tak przełomowych działań nie da się oczywiście wykonać bez wcześniejszych, żmudnych negocjacji między obu kluczowymi obozami politycznymi, dobrej woli każdej ze stron oraz zręcznych pośredników. Rozwiązanie tego rodzaju nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością, uczciwością, a zwłaszcza posiadaniem racji. Osiągnięcie sukcesu jest bowiem możliwe jedynie gdy następuje zabezpieczenie interesów obu stron różnorakimi gwarancjami prawnymi. A następnie takim doborze kadr do resetowanych instytucji, by były akceptowalne przez jednych i drugich. Nie o wszystkich szczegółach dealu informuje się też obywateli, a zwłaszcza własnych wyborców, bo ze zrozumieniem bywa różnie.

Lepsze to od chaosu czy rządów przemocy

Przy wszystkich wadach lepsze to od chaosu lub rządów przemocy. Na temat Okrągłego Stołu możne mieć przeróżne opinie, lecz po nim przez ostatnie 35 lat Polacy mogli korzystać z takiego zakresu: wolności, bezpieczeństwa i możliwości bogacenia się, o jakich przez kilkaset lat mogli jedynie pomarzyć nasi przodkowie.

Patrząc na ludzi uwikłanych w polską politykę to ci, przed którymi szansa na 20-30 lat (albo i więcej) kontynuowania w niej kariery, to sprawiają wrażenie osób zdolnych wynegocjować reset konstytucji, mimo wszystkiego co ich dzieli. Zwłaszcza jeśli zostaną dobrze ku temu zmotywowani. Zaś szanse na motywację w postaci wojny na wschodzie, coraz bliżej polskich granic oraz pogłębianie się kryzysu politycznego w krajach Unii z Niemcami na czele, są coraz większe.

Dwie przeszkody pokojowego rozwiązania

“Memento morii” to jest naprawdę bardzo dobry tekst motywacyjny (kto ostatnio oglądał pewien dobry, polski serial komediowy wie o co chodzi) dla polityka. Zwłaszcza, gdy ma wystarczająco żywą wyobraźnię, by sobie zwizualizować, co może go czekać wraz z bliskimi, gdy diabli wezmą już nie porządek prawny ale całą III RP.

Jednak gdy w końcu po miesiącach kryzysu politycznego wszystkie okoliczności zaczną sprzyjać zrobieniu porządków przez zmianę konstytucji, na drodze ku temu stać nadal będą dwie przeszkody na dziś nie do przezwyciężenia. Jedna nazywa się Jarosław Kaczyński, a druga Donald Tusk.

Na bezrybiu i rak ryba

Na bezrybiu i rak ryba

Izabela Brodacka 13 stycznia 2024

Była rzecznik praw obywatelskich, była sędzia NSA oraz TK Ewa Łętowska zapytana czy użycie Kodeksu Spółek Handlowych do przejęcia i likwidacji TVP, PR i PAP było zgodne z prawem odpowiedziała: „ Z braku laku dobry i opłatek”. Mój komentarz na temat takich jak pani Łętowska autorytetów też pochodzi ze skarbca ludowych mądrości: „На безптичу и жoпа соловей” co się na język polski tłumaczy: „Na bezrybiu i rak ryba”. Jak przewiduje kodeks tłumacza przysłów i związków frazeologicznych nie tłumaczy się dosłownie i lepiej niech tak zostanie.

W tym rzecz, że w większości zagadnień społecznych i prawnych społeczeństwo polskie ma do dyspozycji jako ekspertów tylko takie jak pani Łętowska słowiki zastępcze, a właściwie ryby zastępcze czyli jak ja to mówię „wyroby czekoladopodobne”. Taki też jest skład obecnego (nie)rządu. Minister edukacji nie zna się na edukacji, minister obrony narodowej nie zna się na wojsku, minister zdrowia nie zna się na medycynie, a premier nie zna się na niczym. Sam kiedyś mówił, że gdyby nie wejście w politykę uczyłby historii w szkole podstawowej w Kościerzynie. Dlaczego w Kościerzynie nie pamiętam choć słyszałam to na własne uszy. Przyjaźniłam się z niektórymi chłopcami ze „Świetlika” gdy nikt w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że którykolwiek z tych zwykłych robotników wysokościowych będzie rządził krajem i uczestniczyłam czasem w ich firmowych imprezach. Tusk w „Świetliku” odgrywał rolę marginalną i jego praktycznie nie znałam. Być może nie docenialiśmy jego prawdziwej roli.

Jak podała Rzeczpospolita szefem Orlenu ma zostać Elżbieta Bieńkowska. Bieńkowska zasłynęła komentarzem: “ale jaja, ale jaja, ale jaja” do uzyskanej od Pawła Wojtunika ( szef CBA za rządów PO-PSL) informacji o dokonanym na polecenie obecnego ministra kultury Sienkiewicza prowokacyjnym podpaleniu budki pod rosyjską ambasadą w czasie marszu Niepodległości w 2014 roku. Twierdziła też, że „za 6 tys. złotych pracuje tylko idiota albo złodziej”. [to było przed galopująca inflacją, złotówka warta była obecnych dwie do trzech. md]

Informacja o zatrudnieniu Bieńkowskiej na tym stanowisku to kolejne posunięcie mające na celu obniżenie wartości Orlenu. Ustawa o utrzymaniu zamrożenia cen energii, na które ma się złożyć jedynie Orlen w kwocie 15 miliardów złotych i do której w niejasny sposób dołączono część dotyczącą wiatraków spowodowała obniżenie rynkowej wartości spółki o 5,5 miliarda złotych. Informacja, że prezesem spółki ma zostać taka potęga intelektu jak Elżbieta Bieńkowska może dla wartości Orlenu okazać się katastrofalna.

Rząd Tuska znów obrał sobie za cel obniżanie wartości największych polskich aktywów i spółek, aby było łatwiej je sprzedać. To było już przerabiane w latach 90-tych poprzedniego wieku i za rządów PO-PSL w naszym stuleciu. Można by to traktować jak postępowanie głupiego Jasia, który zarzyna kurę znoszącą złote jajka lecz niestety jest jeszcze gorzej. Zarżnięcie kury jest właściwym zadaniem głupiego Jasia, któremu wrogowie gospodarza wypłacą za to kilka judaszowych srebrników. Do zarżnięcia kury, czy podpalenia stodoły głupi Jaś najlepiej się przecież nadaje.

Natomiast sam Sienkiewicz prezentujący się w rozmowach nagranych przez kelnerów jak prawdziwy menel ma najlepsze w tym rządzie kwalifikacje na ministra kultury. Polecenie podpalenia budki też potwierdza jego wysokie kwalifikacje moralne i zawodowe. Idąc dalej tym tropem – komendantem głównym policji powinna zostać babcia Kasia znana z szacunku do polskiego munduru a stanowisko komendanta straży granicznej powinna objąć Barbara Kurdej Szatan, wyjątkowo lubiana przez funkcjonariuszy tej straży.

Ten ponury żart jest bardzo bliski prawdy. Ministrem spraw zagranicznych został Radosław Sikorski, który zasłynął kilkoma niezwykle dyplomatycznymi wypowiedziami. Między innymi określając relacje polsko amerykańskie jako robienie Amerykanom przez Polaków laski oraz dziękując Amerykanom za wysadzenie gazociągu Nord Stream. Godnym swojego szefa wiceministrem spraw zagranicznych został Władysław Teofil Bartoszewski syn Władysława Bartoszewskiego. Teofil Bartoszewski nie oczyścił się nigdy z zarzutu obrabowania swego ojca chrzestnego, potomka kresowej rodziny ziemiańskiej, historyka sztuki Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego (herbu Dąbrowa). Ciechanowiecki zapłacił Teofilowi za studia w Cambridge, chciał go nawet usynowić. Ciechanowski założył dwie fundacje – Fundację Zbiorów im. Ciechanowskich, która wyposażyła Zamek Warszawski w ponad 3000 dzieł sztuki, oraz prywatną fundację Non Omnis Moriar do której przekazał swój własny majątek.  Władysław Teofil Bartoszewski założył swoją spółkę Max &Max Limited i za pieniądze Ciechanowieckiego bez jego wiedzy i zgody zakupił dla tej spółki kilka apartamentów w Warszawie. Kiedy jego dobroczyńca odkrył oszustwo i zażądał zwrotu mieszkań Bartoszewski sprzedał je obcym osobom. Prezesem spółki została żona Bartoszewskiego, przekazał jej wszystkie udziały  a w 2019 roku spółkę rozwiązano. Ciechanowiecki umarł w 2015 roku zobowiązując przed śmiercią fundację imienia Ciechanowieckich do walki o odzyskanie skradzionego majątku, który sąd wycenił na 17 milionów złotych. Co ciekawe obszernie pisała o tej sprawie Gazeta Wyborcza  z dnia 21 czerwca 2021 roku. Nadmieniam o tym przez tak zwaną ostrożność procesową. O zasługach ojca Teofila w szkalowaniu Polski i Polaków nie warto nawet wspominać. Za niemieckie pieniądze Władysław Bartoszewski gotów był twierdzić, że w czasie okupacji bardziej bał się Polaków niż Niemców, poza tym zasłynął jako autor bon motu, w którym nazwał Polskę „ brzydką panną bez posagu”.

4 stycznia 2024 roku chór zastępczych autorytetów (czyli zastępczych słowików) w liczbie 23 sztuk wystąpił do nowych władz z apelem o utrzymywanie prawdziwej ich zdaniem wersji historii. Właściwej to znaczy takiej, w której bohaterem narodowym ma nadal być donosiciel Wałęsa, a żołnierze wyklęci mają być zapomniani. Podpisani chcieliby żeby nowe władze potwierdziły ich bohaterstwo być może specjalną uchwałą. Nie warto wymieniać ich nazwisk.

Jaki pan taki kram.

Do trzech cnót

Gdy kruczo kracze przyszłość czarna

Wiatr dziejów niesie wilczy zew

Gdy mnie ścierają czasu żarna

Na szczyptę mąki, stertę plew

Gdy na ołtarzu wielkiej bzdury

We mgle kadzideł prawda mrze

Ty, co przenosić możesz góry

Ty, wiaro, nie opuszczaj mnie

Gdy sens istnienia z rąk umyka

I w czarną dziurę wpada świat

Gdy coraz szybciej zegar tyka,

a garb starganych ciąży lat

Gdy krąg Fortuny martwo stoi

I czarno-biało nawet śnię

Gdy koń już dawno w murach Troi

Nadziejo, nie opuszczaj mnie

Gdy w ludzkie serca lodem skute

Daremnie wcieram uczuć maść

Gdy mi po cichu szyje buty

Ten, z którym konie mogłem kraść

Gdy uśmiech każe wietrzyć zdradę

Gdy szukam fałszu w każdej łzie

Gdy dzień po dniu nasiąkam jadem

Miłości, nie opuszczaj mnie

Nie tylko zboże i oleje. Cukier. Kolejny sektor polskiego rolnictwa zagrożony przez Ukrainę

Nie tylko zboże. Kolejny sektor polskiego rolnictwa zagrożony przez Ukrainę

12.01.2024 nczas/nie-tylko-zboze

Cukier
Cukier. Zdjęcie ilustracyjne / Foto: Pixabay

Krajowa Rada Izb Rolniczych twierdzi, że polskiej branży cukrowej poważnie zagraża ukraiński cukier. 10 stycznia skierowała apel do resortu rolnictwa, by wstrzymany został import tego produktu na nasz rynek.

Według Rady Polska wciąż jeszcze jest jednym z głównych graczy, jeśli chodzi o produkcję cukru w Unii Europejskiej. Co roku produkujemy bowiem 2 miliony ton surowca, co daje trzecie miejsce – za Francją i Niemcami. 75 proc. produkcji trafia na rynek wewnętrzny.

Polskiej branży cukrowej zagraża jednak Ukraina. Rada bije na alarm, że chodzi o „ilości, które destabilizują równowagę rynkową”. Tylko na przełomie lat 2022/2023 zakres importu surowca z Ukrainy wzrósł do 400 tys. ton. W tym roku ma zaś wzrosnąć o prawie drugie tyle – bo do 700 tys. t. W 2025 r. import może już przekraczać 1 mln t.

To zaś spowoduje, że produkcja w Polsce przestanie się opłacać. „Konieczne jest natychmiastowe wprowadzenie embarga na cukier sprowadzany z Ukrainy, co pozwoli na częściową ochronę polskiego rynku cukru” – wskazano.

Zdaniem KRIK, jeśli nic w zakresie importu się nie zmieni, może to doprowadzić nawet do całkowitej zapaści sektora w Polsce. Ukraińscy producenci nie muszą bowiem zachowywać wszelkich unijnych norm „ekologicznych” i jakościowych, a więc mogą oni znacznie obniżyć ceny. Obowiązują one natomiast – podobnie jak w przypadku zboża – polskich producentów. A to oznacza, że nie ma tu uczciwej konkurencji.

„Mając na uwadze problemy związane z nadmiernym i niekontrolowanym importem zbóż, rzepaku i kukurydzy z Ukrainy, m.in. spadek opłacalności ich produkcji dla polskich rolników i wprowadzanie dopłat do sprzedanych towarów, samorząd rolniczy wnosi o niezwłoczne przeciwdziałanie powtórzeniu się podobnej sytuacji na rynku buraków cukrowych” – napisano w apelu.

Ogromne ilości “oleju technicznego” z Ukrainy wlewają do Polski. Tu nikt się do niego nie przyznaje…

Ogromne ilości oleju technicznego z Ukrainy wlewają do Polski. Tu nikt się do niego nie przyznaje…

W ciągu dwóch lat import spożywczego oleju słonecznikowego surowego z Ukrainy wzrósł 22 RAZY [ 2163 proc].

—————————————

Jacek Frączyk 12 stycznia 2024, businessinsider/ogromne-ilosci-oleju-technicznego-z-ukrainy-wplywaja-do-polski

Olej z Ukrainy skutecznie zbił ostatnio ceny na półkach sklepowych w Polsce. Importuje się go w o wiele większych ilościach niż przed wojną, a do tego poważnie staniał w porównaniu do sytuacji sprzed 12 miesięcy. Co ciekawe, nie tylko olej spożywczy wlewa się do nas szerokim strumieniem, ale i techniczny. Postanowiliśmy sprawdzić, kto jest importerem i do jakich celów ma być wykorzystany.

Import oleju technicznego z Ukrainy wzrósł skokowo
Import oleju technicznego z Ukrainy wzrósł skokowo | Foto: Krivosheev Vitaly / Shutterstock
  • Jadalny olej z Ukrainy obniżył ceny w sklepach w Polsce i importowany jest w dużych ilościach
  • Sprowadzamy jednak olbrzymie ilości oleju niezdatnego do spożycia, technicznego. Import wzrósł w ub.r. o 31 proc. rok do roku
  • Część sprowadzonych olejów technicznych jest deklarowana jako cel paszowy. Część może trafiać do produkcji biokomponentów do paliw, ale największy kupujący się nie przyznaje

Ceny oleju na sklepowych półkach spadły w ostatnim czasie. Według danych GUS w listopadzie olej rzepakowy był tańszy o 11,2 proc. rok do roku. Urząd podaje, że za litr płaciło się w Polsce średnio 9,56 zł, podczas gdy rok temu było to 12,54 zł. To i tak wysokie ceny w porównaniu z tym, co widać w promocjach sieci marketów.

Pisaliśmy w listopadzie, że w licznych wtedy promocjach można było kupić olej nawet za 2,99 zł. Bez najmniejszej trudności można było znaleźć w ofertach sieci marketów olej poniżej 6 zł. Podobnie zresztą jest obecnie.

W Lewiatanie olej słonecznikowy jest do 17 stycznia w promocji po 5,55 zł, a w Lidlu do 13 stycznia za pięć litrów oleju rzepakowego zapłaci się 29,96 zł, czyli 5,99 zł za litr.

Powód niższych cen widać w statystykach importu GUS. W ciągu dwóch lat import spożywczego oleju słonecznikowego surowego wzrósł z Ukrainy ilościowo o aż 2163 proc. Między styczniem a październikiem ub.r. sprowadzono go do Polski 157 tys. ton, co przekłada się na 157 mln litrowych butelek. https://pulsembed.eu/p2em/swUfPKTMt/

Co więcej, w 2023 r. cena importowa spadła o aż 41 proc. rok do roku do średnio 3,82 zł za litr, a w październiku do nawet 3,42 zł.

Olej techniczny wlewa się do Polski

Co ciekawe, bardzo wzrósł nie tylko import oleju jadalnego, ale też i oleju technicznego, czyli nieprzydatnego do spożycia, tj. niespełniającego unijnych norm. Pewnie ci, którzy pamiętają braki oleju za PRL nie wybrzydzaliby, ale taki olej nie powinien się pojawić na półkach sklepowych na terenie Polski.

A wjechało go w ciągu dziesięciu miesięcy 2023 r. aż 137 tys. ton, czyli o 31 proc. więcej rok do roku, po cenach wykazanych w deklaracjach celnych o 41 proc. niższych niż rok wcześniej. W październiku jego cena zeszła do średnio 3,66 zł za litr. https://pulsembed.eu/p2em/1b1qR-lHK/

Postanowiliśmy sprawdzić, gdzie ten olej trafia i do czego może być wykorzystany.

“Nie istnieje obowiązek wskazania w zgłoszeniu celnym sposobu wykorzystania olejów, które zaklasyfikowane zostały przez importera do kodów określających przeznaczenie »do celów technicznych lub przemysłowych«. Na podstawie analizy losowo wybranej próby zgłoszeń celnych (kodów Taryfy o przeznaczeniu technicznym lub przemysłowym), wskazać można, iż najczęstszym deklarowanym przeznaczeniem technicznym są cele paszowe. Inne deklarowane przeznaczenia to: produkcja pasty metalicznej, produkcja farb i lakierów oraz estry metylowe kwasów tłuszczowych (komponent biologiczny oleju napędowego)” — informuje Business Insidera Ministerstwo Finansów.

Innymi słowy, część sprowadzonych olejów technicznych spożyją krowy i świnie, a do naszych organizmów trafi tylko pośrednio, jeśli jemy mięso.

Spytaliśmy też dużego producenta olejów jadalnych, czy to on sprowadza tak duże ilości oleju technicznego. Czy można w ogóle taki olej doczyścić, żeby stał się jadalny i czy jest to praktykowane?

“Zakłady Tłuszczowe Bielmar […] nie importują i nie importowały oleju rzepakowego. Olej rzepakowy produkowany w naszym zakładzie produkowany jest z nasion rzepaku zakupionych od stałych polskich producentów. W przypadku oleju słonecznikowego kupujemy surowy olej importowany, który w naszym zakładzie podlega rafinacji. Olej ten nabywany jest od stałych dostawców. Olej słonecznikowy, który ma być wykorzystany do celów spożywczych musi posiadać i za każdym razem posiada świadectwo spełnienia wymagań zdrowotnych przez środek spożywczy przekraczający granicę” — podkreśla Bielmar w odpowiedzi.

“Z całą stanowczością oświadczamy, iż nie jest możliwe przekwalifikowanie, czy też przystosowanie oleju technicznego na olej, który może być wykorzystany do celów spożywczych, albowiem jak wskazaliśmy powyżej olej spożywczy musi on posiadać świadectwo spełnienia wymagań zdrowotnych przez środek spożywczy przekraczający granicę” — dodano.

Wiemy już, że “doczyszczanie” oleju technicznego z importu nie jest dopuszczalne i nie trafia on do nas w wersji spożywczej. A przynajmniej nie powinien. Pozostaje jeszcze wykorzystanie do produkcji paliw.

Dwa razy więcej bio w paliwach

Ministerstwo finansów informuje, że przerobienie na biokomponenty do paliw to jeden z celów importu oleju technicznego wpisywanych przez importerów. Producenci biokomponentów z pewnością potrzebują więcej surowca, bo od początku 2024 r. w paliwach w Polsce jest więcej biokomponentów. I to dwa razy więcej.

Nowe paliwo E10 zawiera już do 10 proc. biokomponentów. Pojawi się na stacjach, gdy wyczerpią się zapasy starego. Poprzednik zawierał biokomponentów do 5 proc. Dla użytkowników starszych samochodów może oznaczać to, że będą musieli zrezygnować z Pb 95 na rzecz droższej Pb 98. Wszystko z powodu przepisów, które mają na celu zmniejszenie emisji CO2 w sektorze transportu.

[—] Naturalnym podejrzanym o sprowadzanie dużych ilości oleju technicznego w celu przerobienia na paliwa byłby tu Orlen.

Orlen nie importuje oleju rzepakowego i słonecznikowego z Ukrainy” — to krótka, lakoniczna odpowiedź koncernu na nasze pytania.

W Grupie Orlen produkcją biokomponentów zajmuje się Orlen Południe (5 mld zł przychodów w 2022 r., 173 mln zł zysku netto). Spółka podaje, że biodiesel FAME produkuje w procesie transestryfikacji olejów roślinnych z metanolem, biodiesel RME jest produkowany z oleju rzepakowego, a biodiesel BIO100 na bazie olejów roślinnych.

Skoro nie Orlen to kto?

Poza Orlenem największymi producentami biokomponentów do paliw w Polsce są jeszcze: polska Komagra z Warszawy (2,6 mld zł przychodu w 2022 r., 38 mln zł zysku netto), polska Bioagra Oil z Tych (2,4 mld zł przychodu w 2022 r. i 167 mln zł zysku netto), holenderski ADM Malbork (1,5 mld zł obrotu w 2022 r. i 118 mln zł zysku netto), polska Bioagra z Warszawy (1,4 mld zł przychodów w 2022 r. i 78 mln zł zysku netto), polska BGW z Poznania (1 mld zł przychodów w 2022 r. 106 mln zł zysku netto) oraz słowacko-węgierska Envien Biopaliwa z Czechowic-Dziedzic (1 mld zł przychodów w 2022 r. i 73 mln zł zysku netto).

Autor: Jacek Frączyk, dziennikarz Business Insider Polska

==================================

mail:

Import z Ukrainy i tańszy eksport

Nie tylko chodzi o wzrost podaży od polskich producentów. Zwiększył się i to znacząco import z Ukrainy, ale też spadły ceny eksportowe krajowych producentów. W takiej sytuacji klient polski jest na wagę złota.

W ciągu dziewięciu miesięcy br. do Polski z Ukrainy sprowadzono aż 10,4 tys. ton jadalnego oleju rzepakowego z Ukrainy, czyli o 1082 proc. więcej rok do roku (+9,4 tys. ton rdr). Średnia cena importu to 3,6 zł za litr, a we wrześniu wynosiła już tylko 3,32 zł według deklaracji celnych.

Trochę niepokojąco wygląda fakt, że ostry wzrost nastąpił w imporcie z Ukrainy olejów nieprzeznaczonych do spożycia. Import oleju technicznego słonecznikowego między styczniem a wrześniem br. wzrósł z Ukrainy o 22 proc. rdr do 120 tys. ton, a rzepakowego o 133 proc. rdr do 24,5 tys. ton. Być może jednak polskie firmy go oczyszczają i wprowadzają na rynek.

Jednocześnie z zalewem polskiego rynku przez tani olej ukraiński nastąpił spadek cen eksportowych dla polskich firm. Średnia cena eksportowa w pierwszych dziewięciu miesiącach roku wynosiła 6,43 zł za litr oleju rzepakowego spożywczego w porównaniu do 8 zł rok temu w analogicznym okresie. Z tym że we wrześniu było to już 6,19 zł.