W Kalifornii pojawił się projekt ustawy, która zabroni policjantom wykorzystywać psy policyjne do pościgów za przestępcami. Jej autorzy twierdzą, że to rasizm.
Nowa ustawa, której projekt trafił do zgromadzenia stanowego, znacznie ograniczy uprawnienia policji w używaniu psów policyjnych, zwanych K9. Jeśli wejdzie w życie, to takie psy będą mogły szukać narkotyków czy ładunków wybuchowych czy brać udział w poszukiwaniach zaginionych osób lub ofiar klęsk żywiołowych. Nie będą mogły jednak ścigać uciekających przestępców i gryźć tych, którzy są agresywni. Nie będzie można również używać ich do kontroli tłumów podczas demonstracji i zamieszek.
Autor tej ustawy, członek Zgromadzenia Stanowego Corey Jackson, twierdzi, że powodem jej powstania jest to, że psy policyjne są… rasistowskie. Głównym powodem tego przekonania jest to, że 2/3 interwencji z ich udziałem dotyczy czarnoskórych lub Latynosów.
„Celem tej ustawy jest zatrzymanie głęboko rasistowskiej i szkodliwej praktyki, która jest filarem w amerykańskiej historii uprzedzeń rasowych i przemocy wobec czarnych Amerykanów i kolorowych” – powiedział. Rick Callender z lewicowej organizacji NAACP dodał, że używanie psów przez policję ma rasistowskie korzenie, bo niegdyś używano ich do polowania na zbiegłych niewolników.
Sami policjanci nie są zachwyceni tym pomysłem. „Ci oficerowie K9 są niezbędni dla bezpieczeństwa naszych ludzkich oficerów. Są niezbędni w przeszukaniach budynków i są niezbędni, by utrzymać bezpieczeństwo w naszych społecznościach, bo ludzie, których ścigają te psy, są brutalni” – stwierdził szeryf hrabstwa Fresno John Zanoni – „To są przestępcy, którzy popełnili poważne przestępstwa i ludzie, którzy nie słuchają poleceń funkcjonariuszy i często stawiają im opór. To obniży bezpieczeństwo oficerów policji i zwiększy prawdopodobieństwo, że będą musieli użyć siły”.
Jeden z policjantów – opiekunów K9 powiedział anonimowo, że te psy są bohaterami. „Wbiegają do miejsc i obezwładniają złych ludzi, którzy bardzo często mają broń” – zauważył – „Jeżeli zabroni się K9 wykonywać swoje obowiązki, to źli ludzie nie będą obezwładniani w kontrolowany sposób, a to może doprowadzić jedynie do tego, że więcej osób zostanie zastrzelona – zarówno policjantów, jak i podejrzanych”.
Źródło: Stefczyk.info na podst. Daily Mail Autor: WM
„Zabij Bura!”, skandował w sobotę polityk z RPA, Julius Malema.
Wtórował mu zgromadzony tłum skrajnie lewicowych [?? md] murzynów.
Murzyni z RPA znów wzywają do mordowania białych obywateli tego kraju, zwanych Burami. W sobotę 29 lipca br. miał miejsce wiec partyjny skrajnie lewicowego ugrupowania murzyńskiego o nazwie “Ruch Bojowników o Wolność Gospodarczą”. Szef partii, Julius Malema zaśpiewał kontrowersyjną, rasistowską pieśń pt. „Kill the boer”, wzywającą do mordowania białych farmerów.
Według portalu sundayworld.co.za, skandowanie przez Malemę „zabij bura” po zakończeniu przemówienia na wiecu partyjnym w sobotę „jest nielegalne”. To nie pierwszy przypadek, gdy Malema skanduje tę pieśń. Miał w związku z tym postawione zarzuty karne, jednak sądy podchodzą do niego wyjątkowo pobłażliwie.
-On łamie prawo. Ale wierzy, że może. Wygrał pierwszą rundę – skomentował sprawę burski prawnik Willie Spies.
Pieśń, spopularyzowana została przez innego, skrajnie lewicowego polityka murzyńskiego, Petera Mokabę.
Julius Malema był jednym z bliskich współpracowników prezydenta RPA w latach 2009-2018 Jacoba Zumy, jednak politycy poróżnili się. Malema wzywał do nacjonalizacji kopalń, reformy rolnej i innych radykalnych posunięć, co nie podobało się umiarkowanym przywódcom Kongresu Narodowego (AKN) a nawet Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej (PPK). Ze względu na radykalizm i rasizm, został usunięty z AKN. Przeciwnicy tej decyzji wskazywali na fakt, że na czele komisji dyscyplinarnej stał Derek Hanekom, z pochodzenia Bur.
Po usunięciu go z partii założył własne, odrębne ugrupowanie o nazwie Ruch Bojowników o Wolność Gospodarczą. Partia ta, w wyborach parlamentarnych z 2014 roku zdobyła trzecie miejsce z wynikiem 6,35% poparcia. W 2019 roku uzyskała już 10,80%, co dało jej 44 mandaty w południowoafrykańskim parlamencie.
Poparcie dla skrajnie lewicowych, murzyńskich rasistów, cały czas rośnie.
================
mail:
Czy już publikują przepisy na pieczeń z Białego, lub potrawkę?
San Francisco, miasto które znałem jest zrujnowane.
Zamiast kwiatów jest brud. Ulice są nim przepełnione. Ekskrementy, igły, przestępczość. Ojcowie miasta, zbieranina białych liberałów i seksualnych zboczeńców, zalegalizowali rabunki dokonywane przez czarnych do wysokości 950 dolarów za jeden napad. Jest to forma reparacji. Właściciele sklepów, kierownicy i ochroniarze stoją bezradni, podczas gdy czarni plądrują sklepy. Duża liczba sklepów w San Francisco została zamknięta, ponieważ są one traktowane przez czarnych jako centra darmowej dystrybucji.
Grabież rozprzestrzeniła się teraz po zatoce, aż do Walnut Creek. Kiedy byłem studentem na UC Berkeley, Walnut Creek było dzielnicą mieszkaniową dla wyższej klasy średniej. Dziś, 90 szabrowników potrafi tam wpaść do sklepu i opróżnić go. [link1, link2]
W następnej kolejności będą okradać gości hotelowych pokój po pokoju. Pamiętam, jak w latach 80-tych zameldowałem się w eleganckim hotelu na plaży Copacabana w Rio de Janeiro. Zapytałem recepcjonistę, dlaczego w lobby hotelowym było 30 uzbrojonych strażników z karabinami maszynowymi. Odpowiedział, że w zeszłym tygodniu jakiś gang przejął hotel i okradał gości pokój po pokoju. To samo wydarzenie może mieć miejsce w którymś z naszych kurortów już w niedalekiej przyszłości. Demokraci już teraz pozwalają czarnym palić i plądrować dzielnice biznesowe w miastach kontrolowanych przez Demokratów. Wystarczy zapytać każdego mieszkańca Nowego Jorku, Chicago, Minneapolis, Seattle, Portland, Atlanty, jak wygląda życie w miastach demokratów.
Demokraci i inni głupcy, mówią, że to tylko proces dostosowawczy, okres przejściowy w którym kształtuje się wielokulturowość, pokonując rozmaite nierówności. A jednak liczba zabójstw białych przez czarnych wzrasta każdego dnia.
Wielokulturowość wymusiła prawne przywileje dla czarnych. Biały, który kradnie w sklepie, jest ścigany. Biały nie musi przekroczyć $950 wartości skradzionego towaru, zanim zostanie aresztowany.
Wielokulturowość wymusiła odwrotną dyskryminację białych przy przyjmowaniu na uniwersytety, zatrudnianiu i awansowaniu. Biali tracą również prawo do samoobrony. Jeśli czarna osoba atakuje białą, jest to zwykła napaść, ale jeśli biała osoba stawia opór lub przeszkadza, gdy czarny atakuje innego białego, jest to rasizm i przestępstwo z nienawiści.
Te same zarzuty wysuwane są przeciwko białym policjantom, którzy próbują egzekwować prawo i chronić własność.
Wielokulturowość wymogła zniesienie standardów edukacyjnych zarówno w wymaganiach wstępnych, jak i w ocenach wyników. Wszystkie standardy zostały obniżone, nawet w przedmiotach STEM (biologia, chemia, technologia, inżynieria, matematyka). Przodujące w tych dziedzinach szkoły średnie, zostały zniszczone, ponieważ standardy były „wykluczające”. Dzisiaj szkoła STEM nie różni się niczym od jakiejkolwiek innej szkoły.
Wielokulturowość wymagała napisania na nowo amerykańskiej historii, aby wytłumaczyć słabe wyniki preferowanych mniejszości jako rezultat rasizmu i dyskryminacji rasowej.
Wielokulturowość wymaga zniszczenia spójności społecznej. Nie ma już asymilacji. Jedność ustąpiła miejsca wieży Babel. Nie ma już narodu amerykańskiego.
Wieża Babel nie jest narodem. Stąd erozja suwerenności narodowej na rzecz podmiotów ponadnarodowych.
Wielokulturowość udowodniła, że jest siłą destrukcyjną. Nie wzbogaca kultury. Niszczy ją. Taki jest cel krytycznej teorii rasy, projektu 1619 New York Timesa, twierdzeń o niebiologicznej płci i kurczenia się języka angielskiego przez wokeizm (ograniczenia językowe wynikające z obawy przed posądzeniem o uprzedzenia rasowe lub dyskryminację). Tracimy nawet zdolność do wyrażania siebie.
Nie ma już wartości amerykańskich. Zarówno uniwersytety, jak i media, instytucje całkowicie zależne od wolności słowa i otwartej debaty, nie wierzą już w żadne z nich. Uniwersytety i media zdegenerowały się do roli organów propagandowych narzucających oficjalne narracje, jak w stalinowskiej Rosji i nazistowskich Niemczech.
W ciągu mojego życia obserwowałem powolne, ale stałe niszczenie Stanów Zjednoczonych. Mój kraj nigdy nie był doskonały, ale miał Konstytucję, która chroniła wolność obywatelską i miał ludność z kręgosłupem moralnym. Gdzie to dzisiaj jest?
KOMENTARZ BIBUŁY: Tak, destrukcja Ameryki jest procesem trwającym od kilkudziesięciu lat, może trwa od początku powstania tego antykatolickiego eksperymentu jakim są Stany Zjednoczone, a może nawet ten gnilny proces został wbudowany w same podwalinach tego systemu.
Powyższy opis dr. Robertsa nie wnosi jednak wiele, poza przypomnieniem bolączek Kalifornii oraz całej upadającej krainy. Ponadto, jakby nie chce zauważyć, że powoływanie się z sentymentem na hipissowiskie „złote lata” różnych dzieci-kwiatów – jak w podanym nostalgicznym linku na wstępie – jest brakiem dystansu, gdyż to właśnie te rewolucyjne ruchy były prekursorami zjawisk doświadczanych dzisiaj, a ukształtowani wtenczas młodzi ludzie zasiadają dziś w rządach, parlamentach, agencjach.
Zamiast utyskiwać – bo niemal każdy może napisać całą litanię wszechobecnego zła, choć jeden barwniej, a inny mniej – lepiej byłoby się zastanowić nad przyczynami oraz nad sprawcami.
A realnymi sprawcami tej destabilizacji nie są jacyś „Demokraci” czy „Republikanie”, jacyś medialni celebryci czy nawet znani bilionerzy, bo głęboka władza jest, właśnie – głębiej. A im głębiej będziemy sięgali, tym dostrzeżemy, że przeróżne „teorie konspiracji”, włącznie z wyśmiewanymi Prokotołami Mędrców, mają uzasadnienie i pokrycie w rzeczywistości. Przyjrzyjmy się kto, jakie grupy etniczne kontrolują finanse, rynek medialny, rozrywkę i setki innych aspektów życia. Kontrolują, wpływają, zmieniają – według własnych wzorów, kodów moralnych, całkowicie przeciwnych „amerykańskiemu kręgosłupowi”.
Wracając jednak do dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Oto kilka filmików co mogą zrobić wspólne rządy Demokratów i Republikanów, od początku krasomówczo walczących „o dobro obywateli”, lecz w sumie będących na służbie sił wyższych. Takich przykładów można mnożyć, gdyż nie ma dzisiaj większego amerykańskiego miasta bez takich klimatów – wszystko jest zniszczone, bądź w procesie ruiny. Może zresztą i o to chodzi – o zniszczenie wszystkiego, a na ruinach zbudowanie Nowego Wspaniałego Świata, jak w hippisowskich i sowieckich piosenkach.
[W oryginale parę filmików. STRASZNE. Nie umieszczam, też dlatego, że się umieszczania (jeszcze??) nie nauczyłem. Ale – brzydzę się tym. Mirosław Dakowski]
Ulice Filadelfii, największego miasta Pennsylvani – zarejestrowane w sierpniu 2021 r
Gdyby ktoś pytał się dlaczego takie dziwne zachowania tych ludzi-zombie, to wyjaśniamy, że jest to efekt narkotyku o nazwie fentanyl, bądź jeszcze groźniejszych mieszanek. Fentanyl należy do grupy opioidów, a ze swą mocą (100x silniejszy od morfiny) zabiera życie co najmniej 100 tysięcy Amerykanów rocznie. Oczywiście oficjalna „walka z narkobiznesem” trwa od kilkudziesięciu lat i jej skutkiem jest właśnie wzrost spożycia/użycia narkotyków i takie obrazy, jak w Filadelfii. Ci co dzielnie „walczą z narkotykami” wcale nie chcą zwalczyć i zlikwidować problemu, bo co te różne agencje federalne (jak DEA) robiłyby – sadziły drzewka, rozdawały cukierki, przeprowadzały staruszki przez ulice? Oni są po to aby „walczyć”. I walczą – jak widać na zdjęciach. Według oficjeli z DEA fentanyl napływa głównie z Meksyku, a południowa granica jest… niemal otwarta: w ciągu roku napłynęło przez nią 2 miliony nielegalnych imigrantów. Co ze sobą przynieśli? Ale agencje „walczą” i „walczą” tworząc teatr na lotniskach, gdzie normalnym ludziom sprawdzają buty, paski i laptopy, a nawet zaglądają do d…, natomiast z Meksyku płynie fala narkotyków większa niż kiedykolwiek.
I O TO CHODZI, bo „walka” polega na kontroli przepływu, nie odcięciu, nie zlikwidowaniu, ale KONTROLI. Zaś władze takiego Nowego Jorku poszły już nieco dalej: właśnie wprowadziły oficjalne „centra dystrybucji narkotyków”. Poważnie: każdy ćpun może sobie w czystych i komfortowych warunkach, legalnie wstrzyknąć co chce. Tak działa machina „pomocy” narkomanom i „walka z narkotykami”. Oczywiście cała rzesza „ekspertów” i medyków przyklasnęła temu „humanitarnemu” projektowi, bo przecież trzeba pomagać bliźniemu w potrzebie.
Ulice Filadelfii – zarejestrowane we wrześniu 2021 r. [w oryg.]
Sprawa Kyle’a Rittenhouse’a całkowicie obnażyła spustoszenie i ohydę neo-bolszewickiej machiny propagandowej, mającej na usługach całe medialne armie i szczyty rządowej administracji. Wraz z uniewinnionym 18-latkiem ze szczęścia płacze cała Ameryka, której przywrócono wiarę w to, że w tym parszywym, pełnym lewackich kłamstw świecie istnieje jeszcze elementarna, ludzka sprawiedliwość.
25 sierpnia 2020 na ulice miasta Kenosha w Wisconsin wyległy setki bandziorów spod znaku BLM i Antify. Zachęceni przyzwoleniem demokratycznych polityków, tak jak w poprzednich miesiącach, napadali na ludzi, rabowali i palili sklepy, samochody, infrastrukturę miejską i wszystko co wpadło im w łapy. Trasę pochodu wyznaczały łuny pożarów; całość wyglądała jakby przez miasto przeszedł ogromny, ognisty smok.
Na wieść, że upiorny korowód zmierza w kierunku miejsca zamieszkania jego ojca, 17-letni wówczas Kyle nie wahał się poprosić matki, żeby podwiozła go w miejsce, gdzie organizowały się oddziały samoobrony. Na policję nie było co liczyć; funkcjonariusze nie śmieli bowiem zakłócać „słusznych i usprawiedliwionych protestów”.
Zaopatrzony w karabin AR-15, wraz innymi wyczekiwał nadejścia czerwono-czarnej, zamaskowanej hałastry. I ta nadeszła, biorąc na celownik młodo wyglądającego nastolatka. Jeden z agresorów, Joseph Rosenbaum – gwałciciel dzieci, który spędził w więzieniu 14 lat, a w tym dniu został zwolniony ze szpitala psychiatrycznego – groził Kyle’owi śmiercią, a następnie zaczął go ścigać. Chłopak uciekał, lecz napastnik okazał się szybszy. Dopiero kiedy chciał wyrwać mu broń z ręki, Kyle wypalił, zabijając Rosenbauma na miejscu.
To podziałało na rozjuszoną tłuszczę jak płachta na byka. Momentalnie rzucili się w pogoń za wciąż uciekającym chłopakiem i tylko fakt, iż przed chwilą widzieli w działaniu jego AR-15 trzymał ich na dystans. Wszystko zmieniło się jednak, gdy trafiony w głowę Rittenhouse się potknął.
Wykorzystując sytuację, jeden z bandziorów skoczył mu na głowę, a drugi zaatakował deskorolką. Za nimi biegli już kolejni, pragnący zakatować leżącego na ziemi chłopaka. Mając świadomość, że jest to sprawa życia lub śmierci, Rittenhouse ponownie wystrzelił, trafiając w klatkę piersiową skateboardera – Anthony’ego Hubera. Chłopak nie zdążył jeszcze wstać, gdy stanął nad nim kolejny antifiarz, Gaige Grosskreutz, trzymający w ręku pistolet. I tym razem Rittenhouse był szybszy; wystrzelona kula rozerwała ramię napastnika na strzępy.
Po tym nikt nie chciał go już atakować. Kyle natomiast wstał, złożył broń na asfalcie i z podniesionymi rękoma oddał się w ręce policji, która akurat w tym momencie przybyła na miejsce zdarzenia. Ocalenie życia zawdzięczał wyłącznie swojemu opanowaniu, celnemu oku i zdecydowanej reakcji.
Czym jest Prawda?
Dokładnie taki przebieg zdarzenia potwierdził sąd, oczyszczając Rittenhousa z wszystkich zarzutów, na które składały się m.in. oskarżenie o zabójstwo dwóch osób i poważne zranienie trzeciej. Każdy, kto uczciwie prześledził zamieszczone w mediach społecznościowych nagrania, nie ma wątpliwości, że chłopak działał w samoobronie. Ale siły, które w zeszłym roku niemal doprowadziły do kolejnej wojny domowej, w najgłębszej pogardzie mają prawdę, uczciwość i elementarną przyzwoitość.
W lewackich łże-mediach sprawa od początku przedstawiana była jako rasistowski atak „białego suprematysty”, który za pomocą nielegalnie zdobytej broni, z zimną krwią zabił bogu ducha winnych manifestantów. Skazanie Rittenhouse’a, podobnie jak kilka miesięcy temu Dereka Chauvina, miało stać się symbolem upadku „białej”, „faszystowskiej”, „patriarchalnej”, ale przede wszystkim – uzbrojonej Ameryki. Słowa o „białym suprematyście” padły nawet z ust prezydenta Joe Bidena, a śledztwo przez cały czas znajdowało się pod presją aktywistów z ruchu Black Lives Matter. W tej sprawie miał zapaść tylko jeden wyrok. Na szczęście, transmitowany na żywo proces zadał kłam tej całej, skrupulatnie usnutej narracji.
17-letni chłopak wcale nie – jak relacjonował na początku CNN – „pojechał do innego stanu, specjalnie żeby wziąć udział w strzelaninie”. Owszem, Rittenouse przybył do Wisconsin ze stanu Chicago, ale między jego domem, a miejscem zdarzenia było… 30 kilometrów, czyli odległość, którą niejeden pokonuje codziennie do pracy. Chłopak posługiwał się bronią w sposób całkowicie legalny. Jak przyznała z resztą sama strona oskarżycielska, karabin AR-15 nie jest bronią krótkolufową, której posiadania zabrania nieletnim prawo Wisconsin. Po usłyszeniu tej opinii, sędzia momentalnie odrzucił oskarżenie o popełnienie wykroczenia.
Chcąc udowodnić celowe zabójstwo Josepha Rosenbauma, zastępca prokuratora okręgowego Thomas Binger przekonywał, że w momencie oddawania strzału Rittenhause znajdował się zbyt daleko od ofiary. Stanowiłoby to przekroczenia prawa do działania w obronie koniecznej. Zaprezentowany na sali sądowej film pokazywał jednak co innego. Podczas samej prezentacji Binger popełnił nawet freudowską pomyłkę stwierdzając: „widzimy jak blisko…eee, to znaczy jak daleko ofiara znajduje się od oskarżonego”.
Nie udało się także – wbrew opiniom wielu „ekspertów” – znaleźć podłoża rasistowskiego całej sprawy. Co więcej, wszystkie poszkodowane w wydarzeniach osoby były białe. W rasistowski i stereotypowy sposób media potraktowały natomiast ławę przysięgłych. Fakt, iż w jej składzie znajdowała się tylko jedna czarnoskóra osoba miał dowodzić „ustawienia procesu”, z założonym z góry werdyktem. Bezrefleksyjne oskarżenia padały równocześnie z toczącym się procesem.
Fiaskiem okazały się także próby oskarżenia o celowe okaleczenie Grosskreutza. Podczas przesłuchania sam poszkodowany przyznał, że Rittenhause wystrzelił dopiero w momencie, gdy ten wymierzył w niego swój pistolet. Zachowanie oskarżycieli, trzymających po tych słowach twarze w dłoniach, mówiło samo za siebie.
Ławie przysięgłych nie pozostało nic innego jak uniewinnić 18-latka. Każde kolejne „not guilty”, odczytywane podczas prezentacji werdyktu brzmiało jak jakaś cudowna litania, która swoją harmonią wlewa nadzieję w serca ogarnięte chaotyczną kakofonią. Popłakał się Kyle, popłakała jego matka, a wraz z nimi ta część Ameryki, która jeszcze wierzyła w elementarną sprawiedliwość.
To nie koniec
Myli się kto myśli, że tak druzgocąca porażka zniechęci lewacki przemysł pogardy. Komentując wyrok prezydent Biden zdawał się zaniepokojony werdyktem, lecz podkreślił, że „prawo działa” i trzeba je szanować. Usłużne media ośmieliły się „z całym szacunkiem nie zgodzić”, twierdząc, że wyrok tylko pokazuje rzekomą patologizację systemu sądowniczego. Jako przykład tej „degrengolady” przedstawiono – wspomnianą już – zbyt małą liczbę osób czarnoskórych wśród ławników, oraz… żart z azjatyckiego jedzenia, opowiedziany przez sędziego.
Demokraci nie dość, że nie przyjęli werdyktu, to w potępieńczym szale zaczęli pleść androny. Sean Patrick Maloney, kongresmen z Nowego Jorku, stwierdził, że: „To obrzydliwe i niepokojące, że ktoś może przynieść naładowany karabin na pokojowy protest przeciwko niesprawiedliwemu zabójstwu Jakoba Blake’a, nieuzbrojonego czarnego mężczyzny”. Problem w tym, że Jakob Blake w momencie oddawania strzałów przez oficera policji sięgał po nóż (jak sam zeznał), a został zatrzymany w związku z przemocą domową i napaścią seksualną. Na dodatek, postrzelony mężczyzna cały czas żyje!
Fakty nie mają jednak dla nich żadnego znaczenia. Tak jak nie przeszkadzały wychodzić na ulice bandytom w Kenosha, tak dzisiaj nie przeszkadzają protestować wobec wyroku sądu w Los Angeles, Nowym Jorku i Chicago. „Zatrzymać białą supremację”, „Kyle znów zabije” – skandowali manifestanci, przekonujący, że „cały system musi upaść”. I dokładnie dlatego wzywa się do obcinania środków na policję („defund police!”) i rozbrajania Amerykanów.
Tym razem system stanął po stronie Prawdy. Ale czy to wystarczy?