Rolnicy zrzeszeni w „Solidarności” przygotowują protesty w odpowiedzi na zagrożenie dla polskiego rynku spowodowane „niekontrolowanym” napływem produktów rolnych z Ukrainy, związanym z ich eksportem przez nasz kraj. Jak zapewnił wicepremier i minister rolnictwa, Henryk Kowalczyk, władze rozumieją postulaty rolników, ale nie wszystkie mogą spełnić, ze względu na „obowiązki” względem wschodniego sąsiada.
– Musimy pamiętać, że mamy pewne obowiązki wobec Ukrainy, obowiązki pomocowe – mówił członek rządu podczas wtorkowej konferencji prasowej. W swoim wystąpieniu polityk oświadczył, że jest przekonany o możliwości osiągnięcia porozumienia ze związkowcami. – Jestem przekonany, że wszystkie argumenty, które są po naszej stronie, zostaną przyjęte – mówił Kowalczyk, zapowiadając swoją wizytę na kolejnym zebraniu Rady Krajowej.
Jak zapowiedział minister, resort otwarty jest na dyskusję, a żądania rolników są „do uzgodnienia z solidarnością”. Szef resortu rolnictwa oświadczył także, że władze będą starały się minimalizować negatywne konsekwencje przedostawania się ukraińskiego zboża na krajowy rynek.
Według ustaleń Rady Krajowej Rolników Indywidualnych NSZZ Solidarność do protestu ma dojść w skali całego kraju 17 stycznia przyszłego roku. „Sytuacja gospodarcza w rolnictwie przechodzi kryzys spowodowany między innymi (przez- red.) niekontrolowany napływ zbóż z Ukrainy, co zagraża dalszemu funkcjonowaniu gospodarstw rodzinnych w Polsce” – czytamy w komunikacie instytucji, towarzyszącym ogłoszeniu daty strajku.
Do słów ministra rolnictwa odniósł się na Twitterze publicysta Łukasz Warzecha. „Nie, nie mamy żadnych obowiązków pomocowych wobec Ukrainy, Panie Premierze. Obowiązki polska władza ma wyłącznie wobec polskich obywateli”, zauważał „Wobec Ukrainy możemy najwyżej podejmować jakieś zobowiązania dobrowolnie, o ile nie stoi to w sprzeczności ze wspomnianymi obowiązkami”, dodawał komentator.
Poszukiwania jakichkolwiek oryginalności w ostatnich działaniach rządu Mateusza Morawieckiego i samego premiera, jest zajęciem kompletnie jałowym, po prostu nie ma w tym najmniejszego sensu. Z kolei porównanie tego, co się dzieje, do realnego socjalizmu nie jest żadnym nadużyciem, czy paralelą, ale faktem i to oczywistym. Parę dni temu dwie duże firmy produkujące głównie nawozy sztuczne, podjęły dramatyczną, niemniej zgodną z rynkowymi realiami decyzję, o wstrzymaniu produkcji. Powody tej decyzji nie stanowią żadnej tajemnicy, zwłaszcza, że Anwil i Azoty Kędzierzyn jasno je sprecyzowały. Chodzi o ceny gazu i pełne magazyny nawozów, co rzecz jasna jest ze sobą ściśle powiązane. Producenci całkowicie uzależnieni od dostaw gazu kupują to paliwo po abstrakcyjnych cenach i tym samym windują ceny nawozów.
W Internecie można znaleźć rozmaite zestawienia i porównania, jeśli nawet część z nich jest przesadą na poziomie było po 800 zł, a jest po 4000 zł za tonę, to praktycznie nikt nie podważa tego, że ceny nawozów poszły ostro w górę. Naturalną konsekwencją jest ograniczony popyt, rolnicy od lat żyli na skraju opłacalności produkcji i doskonale potrafią policzyć każdy grosz. Wiadomo, że „jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz”, ale gdy smar kosztuje więcej niż koła i osie, to interes jest żaden. Mniejsza ilość nawozu oznacza mniejsze plony, jednak wielu rolników uznaję tę stratę za bardziej korzystną, niż niemal dosłowne wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo przy tych cenach nawozów tak to wygląda. No i nagle nastąpiła zmiana frontu w bardzo tradycyjnym schemacie. W TVN i GW rozpętano aferę, że idzie głód, PiS przez pierwsze dni wyśmiewał te zarzuty, skądinąd słusznie, w końcu aż tak tragicznie jeszcze nie jest [oj, jest, panie! MD] , ale sprawa nie przycichła i wtedy znaleziono cudowne rozwiązanie. Egzekutywa na Nowogrodzkiej podjęła uchwałę, że Obajtek ma nakazać wznowienie produkcji. Po co i za co? Nieistotne, cel jest jeden, w mediach ma nastąpić cisza, a w kraju socjalistyczny dobrobyt.
W całym tym groteskowym zamieszaniu trudno się połapać i to na podstawowym poziomie. Jak rozumieć „pełne magazyny” połączone z brakiem dwutlenku węgla i suchego lodu? Przecież średnio rozgarnięty biznesmen wie, że produkuje się to, czego rynek szuka i nie zapycha magazynów towarem niezbywalnym. Wniosek? Raczej dość prosty, odpuszczamy sobie nawozy, do czasu opróżnienia magazynów lub zmiany cen gazu i produkujemy komponenty dla przemysłu spożywczego i motoryzacyjnego, skoro wszyscy się o nie upominają, pomimo wyższej ceny! Nie da się, tak się nie da w warunkach gospodarki centralnie planowanej, gdzie polityczne decyzje muszą popadać w gigantomanię i robić wrażenie na klasie pracującej miast i wsi. Kto ma swoje lata i pamięta, jak to wyglądało w PRL-owskim oryginale, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że do wszystkiego trzeba będzie dopłacić i żaden problem w ten sposób nie zostanie rozwiązany. Oddzielny skecz socjalistyczny zawiera się w jeszcze innym fakcie, otóż produkcję wznawia Anwil, ale Azoty Kędzierzyn już nie, przynajmniej żadna decyzja do tej pory nie zapadła.
Praprzyczyna chaosu, czy raczej początku chaosu, bo najgorsze dopiero przed nami, jest jedna. Na przełomie marca i kwietnia Morawiecki i cały PiS w patriotycznym uniesieniu zerwali kontrakty na dostawy „krwawego gazu i węgla”. Przez jakiś czas Orlen importował jeszcze „krwawą ropę”, ale i tutaj wygrał „patriotyzm”. W sumie „szlachetne” pobudki, jednak za gigantyczną cenę narażania 38 milionów Polaków, plus 4 milionów uchodźców na ciemność, głód, chłód i ubóstwo, czyli powrót do realnego socjalizmu. Nie potrafię na to wszystko patrzeć spokojnie i gdybym jeszcze na własne oczy nie widział PRL-u, może wykrzesałabym z siebie iskierkę nadziei, że wszystko będzie dobrze.
Na pewno nie będzie i najgorsze dopiero przed nami.
Zarząd zakładów w Kędzierzynie podjął decyzję o ograniczeniu w środę do minimum, czyli do 43 proc. pracy instalacji produkcyjnych nawozów
, fot. Grupa Azoty
Należące do Grupy Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn ograniczyły od środy produkcję nawozów azotowych z powodu wysokich cen gazu. Sytuacja na rynku gazu, determinująca rentowność produkcji jest całkowicie niezależna od Grupy Azoty – podkreśliła spółka.
Zarząd zakładów w Kędzierzynie podjął decyzję o ograniczeniu w środę do minimum, czyli do 43 proc. pracy instalacji produkcyjnych nawozów.
Decyzja wynika z nadzwyczajnego i bezprecedensowego wzrostu cen gazu ziemnego – zaznaczyła spółka.
Obecna sytuacja na rynku gazu ziemnego, determinująca rentowność prowadzonej produkcji, jest wyjątkowa, całkowicie niezależna od Grupy Azoty i nie była możliwa do przewidzenia – podkreśliła też w komunikacie Grupa. Przypomniała, że rynkowe notowania gazu w okresie ostatniego półrocza wzrosły z poziomu 72 euro za MWh w dniu 22 lutego do poziomu 280 euro za MWh 23 sierpnia 2022 r.
W ciągu ostatnich dni, z powodu wysokich cen gazu produkcję ograniczyły inne fabryki chemiczne, należące do Grupy Azoty.
Zakłady Azotowe Puławy ograniczyły produkcję amoniaku do około 10 proc. możliwości; wstrzymana została produkcja w Segmencie Tworzywa oraz w Segmencie Agro, za wyjątkiem produkcji siarczanu amonu z Instalacji Odsiarczania Spalin i płynów katalitycznych, zawierających amoniak i mocznik.
Na początku sierpnia, z powodu wysokich cen gazu Zakłady Azotowe Puławy całkowicie wstrzymały do odwołania produkcję melaminy.
Z kolei zakłady w Tarnowie wstrzymały prace instalacji do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6.
W trakcie ogłoszonego postoju instalacji produkcyjnych realizowane będą procesy inwestycyjne oraz remontowe, w tym planowany wcześniej, główny remont instalacji Poliamidów – poinformowała też Grupa Azoty.
W środę ceny gazu w holenderskim hubie TTF utrzymywały się na poziomie 273-283 euro za Mwh. W piątek Gazprom ogłosił, że gazociąg Nord Stream 1 w dniach 31 sierpnia-2 września zostanie zamknięty z powodu prac serwisowych przy ostatniej działającej turbinie w tłoczni Portowa. Po ponownym uruchomieniu przesył ma powrócić do poziomu 33 mln m sześc. dziennie, czyli ok. jednej piątej maksymalnej zdolności.
W związku z rekordowymi cenami gazu ziemnego, głównego surowca wykorzystywanego przy produkcji w Grupie Azoty S.A., w dniu 22 sierpnia 2022 r. Spółka podjęła decyzję o czasowym zatrzymaniu z dniem 23 sierpnia 2022 roku instalacji do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6.
W wyniku agresji Rosji na Ukrainę, od 24 lutego 2022 r. obserwujemy na europejskich giełdach nadzwyczajne, historycznie wysokie ceny gazu ziemnego. Notowania gazu w okresie ostatniego półrocza wzrosły z poziomu 72 EUR/MWh w dniu 22.02.2022 r., do poziomu 276 EUR/MWh w dniu 22.08.2022 r.
Spółka kontynuuje produkcję katalizatorów, osłonek poliamidowych, kwasów humusowych, skrobi termoplastycznej oraz kwasu azotowego stężonego.
W trakcie ogłoszonego postoju instalacji produkcyjnych realizowane będą procesy inwestycyjne oraz remontowe, w tym planowany wcześniej, główny remont instalacji Poliamidów.
Należy podkreślić, że Grupa Azoty S.A. utrzymywała dotychczas produkcję na maksymalnych możliwych mocach, nawet w obliczu znaczących ograniczeń lub całkowitego wstrzymywania produkcji przez największych europejskich producentów.
W celu utrzymania bezpieczeństwa procesowego instalacji produkcyjnych oraz realizacji zobowiązań dla odbiorców zewnętrznych w zakresie dostaw energii elektrycznej, energii cieplnej i wody pitnej prace będą kontynuować: elektrociepłownia, stacja uzdatniania wody pitnej oraz oczyszczalnie ścieków.
Obecna sytuacja na rynku gazu ziemnego – pomimo jego dostępności – determinująca rentowność prowadzonej produkcji, jest wyjątkowa, całkowicie niezależna od Spółki i nie była możliwa do przewidzenia.
Spółka stale monitoruje poziom cen wszystkich surowców oraz rentowność procesów produkcyjnych i na tej podstawie będzie podejmowała dalsze decyzje biznesowe.
Były minister PiS prognozuje drożyznę i alarmuje: „T może oznaczać początek upadku rolnictwa”
Spadek produkcji rolniczej w Polsce, drożyzna, a nawet początek upadku rolnictwa – takie prognozy na najbliższy czas przedstawił szef Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich Jan Krzysztof Ardanowski. Dodał, że to dopiero początek, ponieważ wdrażanie Europejskiego Zielonego Ładu rozpocznie się w 2023 roku.
W rozmowie z Interią Ardanowski podkreślił, że AgroUnia i PSL w swojej krytyce skupiają się na cenach nawozów. Były minister rolnictwa zwrócił uwagę, że „obniżenie ceny nawozów, generalnie potrzebne, nie rozwiąże w pełni problemów polskiego rolnictwa”. – Obniżenie VAT-u to dobry kierunek rządu, ale zerowy VAT obniża cenę nawozów azotowych o 200-300 zł, a to nie jest obniżka, która sprawi, że rolników będzie stać na kupno nawozów. Obawiam się, że nawozy, które są absolutnie niezbędnym elementem, by uzyskać przyzwoite plony, nie będą w tym roku przez rolników zakupione i zastosowane. Doprowadzi to do spadku plonów – wskazał.
– Co prawda spodziewaliśmy się tego, ale od przyszłego roku, kiedy wdrażany będzie Zielony Ład. Mamy więc przedsmak tego, co może się dziać za rok – zaznaczył. Ardanowski wskazał, że „obecne wzrosty kosztów nie są wynikiem Zielonego Ładu”.
– Zielony Ład, czyli strategia KE z grudnia 2019 roku, zakłada zmniejszenie nawożenia, zmniejszenie ochrony roślin, czy odłogowanie gruntów. To coś niezrozumiałego, kiedy na świecie żywności brakuje – powiedział.
– Zielony Ład ma być wprowadzany od 2023 roku. Jednak analiza potencjalnych jego skutków, przedstawiona przez wiele znakomitych ośrodków naukowych polskich i zagranicznych jest druzgocąca. Wynika z nich m.in., że w tej wersji średni spadek produkcji żywności w Polsce wyniesie 13-15 proc., a w poszczególnych grupach znacznie więcej. To wszystko w sposób nieuchronny przełoży się na zaopatrzenie rynku, zachwieje bezpieczeństwem żywnościowym Polski i odetnie nas od możliwości eksportu. A co najważniejsze – spowoduje znaczny wzrost cen, które będą musieli zapłacić konsumenci. Możemy mieć do czynienia z katastrofą żywnościową. Może zabraknąć żywności i trzeba będzie ją sprowadzać z innych kontynentów. Ten proces ma rozpocząć się już za rok – alarmował.
Z kolei w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Ardanowski wskazał, że spadek produkcji rolnej przełoży się także na produkcję zwierzęcą. – I tu należy spodziewać się spadków – powiedział.
Jak dodał, na rynku będzie dużo mniej mleka i mięsa. – A gdy żywności będzie za mało, to wzrosną jej ceny. Czeka nas duża drożyzna – ocenił.
Zdaniem Ardanowskiego, dzisiaj rolnicy są gwarantem bezpieczeństwa żywnościowego Polski i potrafią pokryć nasze potrzeby. – Ale to zostanie zachwiane. Utracimy rynki eksportowe, tym samym dojdzie do uderzenia w poważny dział naszej gospodarki. I to czeka nas już od 2023 r., bo wtedy strategie Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ) mają być szeroko wdrażane – powiedział.
Zdaniem Ardanowskiego w obecnej sytuacji pomóc może tylko interwencja państwa i „bezpośrednia pomoc dla rolników”. – Premier wystąpił do KE o taką zgodę. To będzie znaczące obciążenie dla budżetu państwa, ale trzeba iść w tym kierunku, bo bez nawozów nie ma wysokich plonów – twierdził.
– Jeżeli nawet KE wyrazi zgodę na dodatkową dopłatę dla rolników do nawozów, to nie powinno się to odbywać przez jakąś „urawniłowkę” i dopłatę do hektara. To nie jest kolejna dotacja do gospodarstwa, ale widziałbym bardziej zwrot części środków za zakupione nawozy na podstawie faktury zakupu. Są rośliny, które bez nawozów właściwie nie mogą być uprawiane. To m.in. rzepak i buraki cukrowe – rośliny szalenie ważne nie tylko ze względu na wartościowy produkt, ale również z uwagi na płodozmian – mówił dalej Ardanowski.
Przyznał również, że „dopóki nie spadną ceny energii”, to ceny żywności nie wrócą do poprzedniego poziomu.
– Rolnicy przez inflację, której skutkiem jest drożyzna, tracą podwójnie. Bo tak jak każdy z nas ponoszą koszty droższej żywności, czy energii potrzebnej np. do ogrzewania domu, to dodatkowo płacą ogromne kwoty za zużycie energii w gospodarstwach. Przecież maszyny, różne urządzenia, działają głównie na prąd. Budynki inwentarskie, szklarnie, wymagają ciepła, ogrzewania. Wszystko podrożało. Potrzebna jest dodatkowa tarcza antyinflacyjna przeciwko drożyźnie, która pomogłaby tym gospodarstwom przetrwać. Sam VAT problemu nie rozwiązuje. Jeżeli państwo nie pomoże w istotnym obniżeniu kosztów w rolnictwie, to może oznaczać początek upadku rolnictwa – stwierdził.