Dziki import z Ukrainy rośnie. Nawet kiedy produkty z Ukrainy przejadą tranzytem i tak są potem wwożone przez zachodnią granicę.

„Jeżeli ustąpimy, to będzie koniec polskiego rolnictwa”. Dziś kolejny protest rolników

pch24/jezeli-ustapimy-to-bedzie-koniec-polskiego-rolnictwa

(Protest rolników z 9 lutego 2024/ Michal Kosc / Forum)

Z Andrzejem Babulem przewodniczącym Podlaskiej Rady Wojewódzkiej NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, na temat sytuacji polskiego rolnictwa oraz trwających strajków, rozmawia Adam Białous.

Co może Pan nam powiedzieć o obecnej sytuacji polskiego rolnictwa?

Sytuacja polskich rolników jest tragiczna. Rujnuje nas m.in. to, że koszty produkcji rosną, a ceny za produkty rolne stoją w miejscu lub spadają. W roku 2019 cena pszenicy w Polsce wynosiła 820 zł, obecnie rolnikom płaci się za nią 750 zł. Natomiast w roku 2019 cena litra oleju napędowego wynosiła 5 zł, obecnie jest to 6,80 zł.

Podobnie zdrożały nawozy. Do tego bardzo podrożały kredyty. Kiedy rolnicy je brali, te kredyty oprocentowane były na cztery do pięciu procent. Teraz jest to 12 procent. W takiej sytuacji, która trwa już wiele miesięcy, coraz więcej gospodarstw staje w obliczu bankructwa.

Napływ towarów rolnych z Ukrainy rzeczywiście jest tragedią dla polskich rolników?

Przez masowe transporty ukraińskich produktów rolnych do UE już mamy ogromne straty. Nie możemy związać końca z końcem. Nasze produkty rolne leżą w magazynach. Trudno je sprzedać, kiedy rynek zalały tańsze produkty z Ukrainy. Ten dziki import z Ukrainy rośnie. W krajowych mediach o tym się nie mówi. My jednak nasłuchujemy media ukraińskie, które tego nie ukrywają i podają informacje o lawinowo rosnącym eksporcie ich produktów do UE. Od grudnia ubiegłego roku ten wzrost nasila się bardzo mocno. My nie damy rady konkurować z producentami zboża na Ukrainie, którymi są zresztą przeważnie zachodnie koncerny. Polscy rolnicy uprawiają zboża według ostrych norm zdrowej żywności, a na Ukrainie przy uprawach stosuje się preparaty chemiczne, które u nas zostały zabronione już 30 lat temu. Są to preparaty toksyczne, które nieświadomi nabywcy spożywają wraz z ukraińskim zbożem.     

Pomimo embarga ukraińskie produkty rolne trafiają do Polski?

Embargo na zboże niewiele daje, gdyż nawet kiedy produkty z Ukrainy przejadą przez nasz kraj tranzytem i tak są potem wrócą z powrotem do nas, wwożone przez zachodnią granicę. Gospodarka i handel krajów UE to system naczyń połączonych. Jeżeli jakiś towar wjedzie na teren UE, to może trafić do każdego z krajów należących do Unii. Druga sprawa, że nasycenie ukraińskimi towarami rynków Europy Zachodniej powoduje to, że Polska nie może tam produktów swoich rolników eksportować. Tracimy rynki zbytu. Jesteśmy za tym, aby przywrócić handel z Ukrainą do poziomu jaki był przed wojną Rosji z Ukrainą, a nadwyżki produkcji naszych sąsiadów UE powinna pomóc sprzedawać poza Unią, w krajach bardzo potrzebujących żywności m.in. afrykańskich. Aktualnie ukraińska żywność nie dociera do tych, którzy jej naprawdę potrzebują, a niszczy rolnictwo polskie i europejskie.

Drugim najważniejszym powodem prowadzonego przez polskich rolników strajku jest tzw. „zielony ład”, który próbują narzucić nam władze UE. Jak groźne dla polskiego rolnictwa są zapisy tego programu?

Nie zgadzamy się na rozwiązania jakie proponuje tzw. zielony ład, gdyż prowadzą one do zniszczenia polskiego rolnictwa. Co można dobrego powiedzieć o ugorowaniu części naszych ziem, co narzuca „zielony ład”. Nie po to rolnik kupował ziemię, dbał o nią, nawoził, pielęgnował, żeby leżała ona odłogiem. Po pierwsze to marnowanie ziemi, a po drugie okradanie polskiego rolnika z dochodu. Jak można zabraniać korzystania właścicielowi z jego własności? To robił komunizm. Inne zapisy zielonego ładu zabraniają nawożenia gleby do końca lutego. A więc właśnie wtedy kiedy trzeba zasilić rośliny, szczególnie rzepak, nawozem, aby prawidłowo wzrastał. Kolejny absurd zielonego ładu to nakaz pozostawienia korzeni kukurydzy na polach. To się wiąże z zapisem o pozostawieniu na polach „70 procent pokrywy”. Kiedy jednak byśmy to wprowadzili w życie, to orać musielibyśmy na wiosnę, co drastycznie przesuszyłoby gleby. A i tak ostatnie lata są bardzo suche. Te propozycje zielonego ładu są po prostu niezgodne ze sztuką uprawy ziemi, czyli z agrotechniką. Podejrzewam, że ich autorami są pseudoekolodzy, którzy nie mają pojęcia o agrotechnice. Kolejną rzeczą, którą próbuje narzucić rolnikom zielony ład, jest drastyczne ograniczenie emisji dwutlenku węgla, co mocno ogranicza produkcję zwierzęcą. 

Oprócz postulatów dotyczących wstrzymania napływu tanich produktów z Ukrainy i zaniechania zielonego ładu, macie jeszcze inne postulaty?

Są to m.in. ustawowe wprowadzenie cen minimalnych na produkty takie jak m.in. mleko, zboża, trzoda chlewna i wołowina, natychmiastowe uruchomienie skupu interwencyjnego zbóż, przywrócenie wcześniejszych emerytur dla rolników czy wprowadzenie dopłaty do paliwa – 2 zł od roku 2024.

Jak na to wszystko zapatruje się rząd?   

Bardzo niepokoi nas postawa obecnego rządu. Nasz strajk trwa już dosyć długo, a ze strony rządzących, jak do tej pory, nie ma żadnej reakcji. Nikt nas nie zaprasza do rozmów, w tej coraz bardziej napiętej sytuacji, rządzący nie proponują żadnych rozwiązań. Nie zamierzają nas też bronić w Radzie Europy. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy urzędowania, kiedy rolnicy mają „nóż na gardle”, z ministerstwa rolnictwa nie wyszedł do Sejmu żaden projekt ustawy. Żaden poprzedni rząd tak nie postępował. Wygląda na to, że rządzący są bezradni. Weźmy takiego wiceministra Kołodziejczaka, który przyjeżdża do nas na protesty i nie wie co ma robić – czy stać z nami na blokadzie, jak to wcześniej robił, czy podejmować decyzje jako minister? To jakieś nadzwyczajne zjawisko?

Jeżeli rząd nadal nie będzie reagował mogą wziąć górę emocje…

Emocje rolników są coraz trudniejsze do opanowania. Głównie z tego powodu, że rząd nie reaguje. Idzie wiosna, trzeba będzie wkrótce wyjeżdżać na pola, a my musimy stać na blokadach, to mocno irytuje. Ostatnio we Wrocławiu widzieliśmy wybuch niezadowolenia gospodarzy, kiedy nerwy im puściły, w stronę policji zaczęły lecieć jakieś przedmioty i organizator manifestacji musiał ją rozwiązać. Obawiam się, że jeżeli rząd nie zacznie spełniać postulatów rolników, sytuacja mocno się zaostrzy. Czy tak będzie, okaże się już 20 lutego, kiedy rolnicy przeprowadzą kolejny, dokładnie trzeci, protest ogólnopolski. Blokowane będą m.in. trasy krajowe i to w godzinach szczytu od 11.00 do 16.00. Również protest na granicy z Ukrainą jest bardzo istotną częścią naszych manifestacji. 20 lutego działania protestacyjne, będą skoncentrowane na całkowitej blokadzie wszystkich przejść granicznych Polski z Ukrainą i protestów w terenie. Będą również blokowane węzły komunikacyjne i drogi dojazdowe do przeładunkowych stacji kolejowych oraz portów morskich.

 A więc rolnicze protesty będą trwały?

My rolnicy nie możemy wycofać się z naszych protestów, bo jeżeli to zrobimy, to będzie koniec polskiego rolnictwa. A to grozi nędzą dla milionów Polaków i uzależnieniem się od produkcji rolnej innych krajów, czyli utratą bezpieczeństwa żywnościowego kraju. Taką sytuację, dobrze że tylko tymczasową, mieliśmy w czasie kiedy wybuchła „pandemia”. Ze sklepowych półek momentalnie znikała żywność, bo ludzie wystraszyli się, że łańcuch dostaw może zostać przerwany. Bezpieczeństwo żywnościowe może zapewnić jedynie produkcja polskich rolników. Wtedy żywność jest blisko i nie musimy prosić o łaskę, żeby dały nam jeść, obce narody.

Dziękuję za rozmowę.

Adam Białous

Limit pestycydu chloropiryfosu w mące z Ukrainy przekroczony sześciokrotnie. Inspekcja w Czechach skonfiskowała.

Limit pestycydu chloropiryfosu w mące z Ukrainy przekroczony sześciokrotnie.

Inspekcja w Czechach skonfiskowała mąkę z Ukrainy

18.01.2024 parlamentnilisty.cz/Sestinasobne-prekroceno-Inspekce-vyhmatla-mouku-z-Ukrajiny

Limit pozostałości pestycydu chloropiryfosu został przekroczony sześciokrotnie. Tak informuje komunikat Czeskiej Inspekcji Rolno-Spożywczej (SZPI), która „zajęła” importowaną z Ukrainy mąkę. Próbkę pobrano w listopadzie ubiegłego roku. Inspektorat na swojej stronie internetowej podaje, że była to ilość 24 tys. kg.

Rolnicy z krajów Grupy Wyszehradzkiej od dawna ostrzegają przed ukraińskimi produktami.

 Udział przekroczony sześciokrotnie. Inspekcja w Czechach skonfiskowała mąkę z Ukrainy

Import zboża i jego produktów z Ukrainy do Czech jest częstą kością niezgody między naszymi rolnikami a rządem lub jego urzędnikami.

„Nie ma powodu, aby Republika Czeska miała zakazywać importu tych produktów, tak jak zrobiła to Polska, Słowacja i inne kraje” – oświadczył wiosną ubiegłego roku dla czeskiej telewizji ówczesny minister rolnictwa Zdeněk Nekula (KDU-ČSL), odnosząc się do testów przeprowadzonych „nie stwierdziła żadnych wad” importowanego zboża i produktów z nim związanych.

„Import ukraińskiego zboża do UE w dalszym ciągu ma bardzo negatywny wpływ na czeskich rolników i może znacząco wpłynąć na mniejszych rolników” – serwer Zemědělec.cz skomentował sytuację jesienią.

Prawdopodobnie na tej samej zasadzie, w trosce o los lokalnych plantatorów zbóż, część krajów UE po złagodzeniu ogólnounijnego ograniczenia wprowadziła zakaz importu ukraińskiego zboża. Ale wśród nich nie było Czech.

Jednak import zbóż i produktów zbożowych oraz jego wpływ na sprzedaż lokalnych rolników to nie jedyny problem. Z punktu widzenia konsumentów zdecydowanie ważniejsza wydaje się jakość importowanego asortymentu.

Często jest to kwestionowane, głównie poprzez wskazanie wysokich wartości substancji zabronionych, które zawierają ukraińskie towary.

Sytuacji zapewne nie złagodzą nawet najnowsze ustalenia Państwowej Inspekcji Rolno-Spożywczej (SZPI), które opublikowała na swoim serwerze PotravinyNaPranýři.cz, a które dotyczyły importowanej ukraińskiej mąki.

Często jest to kwestionowane, głównie poprzez wskazanie wysokich wartości substancji zabronionych, które zawierają ukraińskie towary.

Sytuacji zapewne nie złagodzą nawet najnowsze ustalenia Państwowej Inspekcji Rolno-Spożywczej (SZPI), które opublikowała na swoim serwerze PotravinyNaPranýři.cz, a które dotyczyły importowanej ukraińskiej mąki.

Zwykła mąka pszenna jasna”

Tak brzmi pełny opis badanej próbki, która została pobrana jesienią 2023 roku od ukraińskiego importera zboża ALTIN JM GROUP i opublikowana w tym tygodniu.

A znalezisko? Alarmujące!

„Maksymalny limit pozostałości pestycydu chloropiryfosu w żywności został przekroczony prawie sześciokrotnie”.

A jaki to rodzaj substancji?

Jest to insektycyd fosforoorganiczny, który jest toksyczny i pozostaje w glebie, wodzie, drewnie itp. przez tygodnie.

Jego wpływ na człowieka z pewnością nie jest bez znaczenia, dlatego w przeszłości był zakazany. Zaburza pracę hormonów w organizmie człowieka, powoduje zaburzenia snu, zaburzenia pamięci, dezorientację, bóle głowy, a nawet zaburzenia mowy.

W przypadku ostrego zatrucia blokuje działanie kluczowego enzymu niezbędnego do prawidłowego funkcjonowania acetylocholiny – jednego z tzw. neuroprzekaźników w naszym układzie nerwowym.

Właśnie dlatego podobne substancje chemiczne z grupy fosforanów organicznych zostały przekształcone w broń chemiczną, na przykład substancje paraliżujące nerwy, znane jako sarin, soman, tabun lub VX.

Naukowcy odkryli, że u dzieci narażenie na chloropiryfos podczas rozwoju w łonie matki może być powiązane z ich intelektem, pamięcią i innymi zdolnościami psychologicznymi. W grupie dzieci bardziej narażonych na działanie chloropiryfosu badanie wykazało widoczne zmiany na powierzchni mózgu z nieprawidłowym powiększeniem niektórych obszarów i zmniejszeniem innych.

Dodajmy, że już w grudniu ubiegłego roku, jak podaje portal Izba Rolnicza, na spotkaniu organizacji zrzeszających rolników z Czech, Węgier, Polski i Słowacji uzgodniono, że konieczne jest rozwiązanie problemu importu produktów rolnych z Ukrainy, które pomimo pierwotnego zamierzenia Komisji Europejskiej, aby ułatwić Ukrainie eksport do tradycyjnych odbiorców, trafiają na rynek europejski.

Dlatego też wezwali swoje rządy krajowe do wspólnego działania i obrony interesów rolników i producentów żywności w Brukseli. Komunikat podpisali przedstawiciele Słowackiej Izby Rolniczo-Spożywczej, Polskiej Rady Krajowej Izb Rolniczych i węgierskiej Nemzeti Agrárgazdasági Kamara.

Nie tylko zboże i oleje. Cukier. Kolejny sektor polskiego rolnictwa zagrożony przez Ukrainę

Nie tylko zboże. Kolejny sektor polskiego rolnictwa zagrożony przez Ukrainę

12.01.2024 nczas/nie-tylko-zboze

Cukier
Cukier. Zdjęcie ilustracyjne / Foto: Pixabay

Krajowa Rada Izb Rolniczych twierdzi, że polskiej branży cukrowej poważnie zagraża ukraiński cukier. 10 stycznia skierowała apel do resortu rolnictwa, by wstrzymany został import tego produktu na nasz rynek.

Według Rady Polska wciąż jeszcze jest jednym z głównych graczy, jeśli chodzi o produkcję cukru w Unii Europejskiej. Co roku produkujemy bowiem 2 miliony ton surowca, co daje trzecie miejsce – za Francją i Niemcami. 75 proc. produkcji trafia na rynek wewnętrzny.

Polskiej branży cukrowej zagraża jednak Ukraina. Rada bije na alarm, że chodzi o „ilości, które destabilizują równowagę rynkową”. Tylko na przełomie lat 2022/2023 zakres importu surowca z Ukrainy wzrósł do 400 tys. ton. W tym roku ma zaś wzrosnąć o prawie drugie tyle – bo do 700 tys. t. W 2025 r. import może już przekraczać 1 mln t.

To zaś spowoduje, że produkcja w Polsce przestanie się opłacać. „Konieczne jest natychmiastowe wprowadzenie embarga na cukier sprowadzany z Ukrainy, co pozwoli na częściową ochronę polskiego rynku cukru” – wskazano.

Zdaniem KRIK, jeśli nic w zakresie importu się nie zmieni, może to doprowadzić nawet do całkowitej zapaści sektora w Polsce. Ukraińscy producenci nie muszą bowiem zachowywać wszelkich unijnych norm „ekologicznych” i jakościowych, a więc mogą oni znacznie obniżyć ceny. Obowiązują one natomiast – podobnie jak w przypadku zboża – polskich producentów. A to oznacza, że nie ma tu uczciwej konkurencji.

„Mając na uwadze problemy związane z nadmiernym i niekontrolowanym importem zbóż, rzepaku i kukurydzy z Ukrainy, m.in. spadek opłacalności ich produkcji dla polskich rolników i wprowadzanie dopłat do sprzedanych towarów, samorząd rolniczy wnosi o niezwłoczne przeciwdziałanie powtórzeniu się podobnej sytuacji na rynku buraków cukrowych” – napisano w apelu.

Wojna gospodarcza z Polską trwa. Kto chce zniszczyć polskich rolników?

Wojna gospodarcza z Polską trwa. Kto chce zniszczyć polskich rolników?

pch24.pl/wojna-gospodarcza-z-polska-trwa

Poziom dezinformacji na temat rolnictwa i na temat żywności jest niewyobrażalny. Ktoś może powiedzieć, że popełniono błąd, że przekazano jakąś nie do końca sprawdzoną informację, albo celowo podkręcono tytuł, żeby wywołać mini-sensację. Otóż nie, szanowni Państwo! Mamy do czynienia z wojną gospodarczą, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek sentymenty, półśrodki i litość mówi w rozmowie z PCh24.pl Monika Przeworska, dyrektor w Instytucie Gospodarki Rolnej.

W ubiegłym roku przez wiele tygodni media lewicowo-liberalne alarmowały, że chleb będzie po 30 zł, kiełbasa po 100 zł, cukier po 200 zł, a pozostałych produktów spożywczych po prostu nie będzie. Z drugiej strony niemal codziennie minister Kowalczyk zapewniał, że zbiory są rekordowe i żywności na pewno nie zabraknie. W tym roku cisza jak makiem zasiał. Czy Polska jest bezpieczna, jeśli chodzi o żywność?

W tym roku cisza, bo na tradycyjnej polskiej wsi praca jak zawsze wrze. Cały rok 2023 był dla polskich rolników niezwykle intensywny i naprawdę ciężki.

Przede wszystkim za nami sezon wielu podwyżek, jeśli chodzi o ceny środków do produkcji żywności, a jednocześnie sezon rekordowych spadków, jeśli chodzi o ceny zbytu na produkty rolno-spożywcze. Ogniwem najbardziej poszkodowanym; ogniwem, któremu nie wiodło się zbyt dobrze; ogniwem, które można uznać za najbardziej poszkodowane w całym systemie gospodarczym jest niestety po raz kolejny rolnik, ale dzięki wykonanej przez niego pracy; dzięki temu, co faktycznie zostało w Polsce zrealizowane możemy śmiało powiedzieć, że bezpieczeństwo żywnościowe Polaków jest zabezpieczone.

W ostatnich kilkunastu miesiącach mieliśmy znaczny wzrost cen żywności. Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze inflacja jest, jaka jest, ale po drugie: wzrost cen żywności nie jest dyktowany cenami produktów rolno-spożywczych tylko innymi narzutami, które ostatecznie składają się na cenę żywności zakupywanej przez nas w sklepie.

To, że w sklepach możemy kupować jedzenie to zasługa polskich rolników, którzy wykonali swoją pracę bardzo dobrze. Niestety w wielu przypadkach nie zarobili, tylko wyszli na zero, a czasami wręcz musieli dokładać do interesu. Na szczęście obserwowaliśmy sporo działań pomocowych skierowanych do polskich rolników, które wielu ludziom żyjącym z uprawy i hodowli pomogły.

Często panuje przeświadczenie, że rolnictwo to proste zajęcie, bo wystarczy wyjść na pole, coś tam zasiać, potem leżeć kilka miesięcy jak będzie rosło, zebrać i zarabiać na sprzedaży. No niestety wygląda to zupełnie inaczej i nie jest tak różowo. W ostatnim czasie mieliśmy sporo materiałów na temat polskiego rolnictwa w mediach. Mam nadzieję, że coraz więcej osób zdaje sobie sprawę jak bardzo skomplikowanym mechanizmem i jak skomplikowanym organizmem jest rolnictwo, a co za tym idzie mniej osób będzie powtarzać, jak rolnik ma dobrze. Po drugie: wraz z coraz większą świadomością społeczną na temat pracy rolnika większość powinna zrozumieć, że negatywne i czarne scenariusze, jakimi byliśmy bombardowani w ubiegłym roku są póki co nierealne.

Niemniej jednak w perspektywie kilkunastu najbliższych lat musimy zacząć inaczej patrzeć na żywność, bo niestety będzie ona drożeć. Nie lawinowo, ale powoli i systematycznie, a główną przyczyną nie będą zarobki samych rolników, tylko przede wszystkim wzrost kosztów produkcji, a tenże wzrost będzie spowodowany sytuacją geopolityczną i prowadzoną przez UE polityką rolno-klimatyczno-środowiskową.

Zdrowa, konwencjonalna żywność produkowana nawet nie w tzw. eko-gospodarstwach, tylko w normalnych, konwencjonalnych gospodarstwach w najbliższych latach będzie drożeć i w związku z tym politycy niezależnie od opcji politycznych powinni zastanowić się jak wspierać rolników, żeby żywność oferowana w sklepach w Polsce była produkowana na miejscu, bo to stanowi o naszym bezpieczeństwie żywieniowym.

Wszyscy pamiętamy jak wyglądał świat, kiedy zaczęła się tzw. pandemia koronawirusa, kiedy łańcuchy dostaw w wielu przypadkach się urwały, kiedy nie wszystkie dostawy były realizowane. Doskonale wiemy jak wyglądały niektóre państwa, które nie są tak bezpieczne żywnościowo jak Polska i nie stoją tak silnie rolnictwem jak my. U nich przez wiele tygodni sklepy świeciły pustymi półkami. U nas na szczęście czegoś takiego nie było i mam nadzieję, że nigdy nie będzie.

Generalnie zgadzam się z Panią, że w tym przypadku działania pomocowe ze strony rządu są jak najbardziej na miejscu. Pytanie tylko, czy takie coś wystarczy? Dlaczego nie podjęto rozwiązań systemowych? Podam przykład: w jednej sieci handlowej na początku tygodnia mleko 3,2 proc. kosztowało 4,49 zł. W połowie tygodnia ogłoszono promocję i to samo mleko kosztowało 2,49 zł. Przepraszam, ale za ile w związku z tym jest kupowane mleko od rolnika, skoro sieci handlowej opłaca się zejść z ceny niemal 50 proc. i dalej zarabia na sprzedaży?

[no to odpowiedz, nie zadawaj głupich pytań !!! MD]

W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z ogromną zmianą, ze swego rodzaju transformacją na rynku żywności. Nie jest już tak, że najważniejszy jest rynek pośredników, że to oni dyktują ceny i najwięcej zarabiają. Obecnie najważniejszy jest rynek sieci handlowych. Sieci handlowe chwytają się niestety wielu bardzo nieuczciwych praktyk.

Sytuacja bardzo często wygląda tak, że do producenta żywności przychodzi przedstawiciel sieci handlowej i mówi, że może kupić dany produkt za tyle i tyle i ani grosza więcej. Producent żywności musi się dostosować do tej ceny i poinformować rolnika, ile jest mu w stanie zapłacić za dostarczony do skupu surowiec. W związku z tym, że handel w Polsce wygląda tak, że to wielkie sieci handlowe są głównym operatorem największego wolumenu produktów rolno-spożywczych i przetworów rolno-spożywczych sprzedawanych w Polsce, to niestety ale ich działania mają ogromny, a nawet decydujący wpływ, jak wygląda sytuacja na rynku.

Najbardziej poszkodowany w tym wszystkim jest rolnik, ponieważ on na tym wszystkim najbardziej traci. Z jednej strony konsument może powiedzieć: „Przecież rolnik zarobił na towarze, bo ja go kupiłem”. Niestety, ale często zdarza się tak, że ów zarobek jest mniejszy niż koszty produkcji.

Tutaj ma Pan rację – potrzeba systemowych rozwiązań zarówno dla rolników jak i dla przetwórców żywności. Jeden i drugi powinni grać do jednej bramki i wiedzieć, że po ich stronie stoi państwo, które nie pozwoli na dyktat zagranicznych sieci handlowych.

Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało tzw. ustawę hiszpańską, która definiowała, że nie można kupić od rolnika produktu za cenę rażąco poniżej kosztu wyprodukowania, a tak się niestety działo. Rolnicy dokładali i dokładali aż w końcu, po kolejnym sezonie nie mieli z czego dokładać. „Ustawa hiszpańska” była zapowiadana, była dostosowana do polskich warunków, ale ostatecznie jeszcze nie trafiła pod sejmowe głosowanie i jestem strasznie ciekawa, czy Sejm nowej kadencji będzie ją procedował. Marszałek Hołownia zapowiedział, że nie będzie zamrażarki i wszystkie ustawy składane do laski marszałkowskiej będą procedowane. Mam więc nadzieję, że słowo zostanie dotrzymane i ustawa broniąca polskich rolników będzie procedowana.

Ja jednak się boję, że nawet jeśli taka ustawa wejdzie w życie, to wiele się nie zmieni. Wystarczy sobie bowiem przypomnieć kary liczone w setkach milionach złotych jakie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta nakładał na zagraniczne sieci handlowe m. in. za oszukiwanie polskich rolników. I co? I nic…

I dalej im się opłaca…

No właśnie… Boję się, że nawet zmiana reguł gry nic w rzeczywistości nie zmieni…

W pierwszej kolejności „chapeau bas” dla UOKiK-u za to, że w ogóle nałożył kary dla zagranicznych sieci handlowych i to kary rekordowe, co przez lata było wręcz nie do pomyślenia. To też pokazuje o jakich w ogóle pieniądzach mówimy. Każdy z nas, gdy słyszy, że jakaś sieć handlowa ma zapłacić kilkaset złotych kary i nie stanowi to dla niej jakiegoś większego problemu, to może zdać sobie sprawę ze skali tego jak wiele na tych nieuczciwych praktykach można zarobić. Gdyby się to nie opłacało, to nikt by przecież tego nie robił i nie ryzykowałby, że będzie musiał zapłacić wielomilionową karę.

Czasem myślę, że być może te kary są jeszcze za niskie, bo przecież w poczuciu sprawiedliwości kara powinna być adekwatna i odstraszać. Skoro nie odstrasza, to może trzeba ją zwiększyć…

Nie zmienia to jednak faktu, że rozwiązania systemowe są potrzebne od zaraz i w połączeniu z wychwytywaniem nieuczciwych praktyk handlowych uda się zmienić ten mętny, żeby nie powiedzieć szemrany system.

Pozwolę sobie teraz na złośliwość: ile osób zginęło od zboża technicznego z Ukrainy, które według samozwańczych ekspertów od rolnictwa miało zawierać toksyny, cyjanek i materiały promieniotwórcze? Miały zginąć miliony…

Problemów ze zbożem technicznym było bardzo dużo i nadal jest bardzo dużo. Nie oszukujmy się – był to wytrych do tego, żeby ściągać do Polski tanie zboże z Ukrainy…

Tak, ale chyba zgodzi się Pani ze mną, że to był prawdziwy problem – szukanie kruczków prawnych, żeby ściągać do Polski miliony ton taniego zboża z Ukrainy. Niestety z poważnego problemu, czyli wwożeniu do Polski zboża z Ukrainy zrobiono hucpę opowiadając coś o toksynach i materiałach rozszczepialnych…

Niestety… Poziom dezinformacji na temat rolnictwa i na temat żywności jest niewyobrażalny. Ktoś może powiedzieć, że popełniono błąd, że przekazano jakąś nie do końca sprawdzoną informację, albo celowo podkręcono tytuł, żeby wywołać mini-sensację. Otóż nie, szanowni Państwo! Mamy do czynienia z wojną gospodarczą, w której nie ma miejsca na jakiekolwiek sentymenty, półśrodki i litość.

Czytając o tym, co dzieje się na polskiej wsi, w jakich warunkach jest produkowana żywność, w jakich warunkach są przetrzymywane (niczym zakładnicy) są zwierzęta, to włos się na głowie jeży. Niewielu jednak decyduje się na to, aby medialne sensacje zweryfikować i sprawdzić, jakie są fakty. Bez tej weryfikacji łatwo rzucać oskarżenia i ogłaszać kolejne bojkoty polskiej żywności czy produktów pochodzenia zwierzęcego wytwarzanych na terytorium Polski, bo ponoć w innych krajach jest lepiej i bezpieczniej, co przecież nie jest prawdą.

Taka perfidna dezinformacja, tak perfidne manipulowanie informacjami to nic innego jak wojna gospodarcza, a taka wojna gospodarcza jest przeciwko nam prowadzona. Polska jest jednym z największych w Europie producentów żywności. W wielu obszarach jesteśmy liderami. Produkcja zbóż, produkcja mleka, produkcja drobiu, produkcja jaj, czy nawet produkcja futer – wszystkie sektory, które w jakikolwiek sposób kojarzą się z rolnictwem i doskonale sobie radzą są z różnych stron atakowane.

Często obserwujemy w mediach, że nijak ma się to do stanu rzeczywistego i do prawdy. Wielokrotnie apelowaliśmy jako Instytut Gospodarki Rolnej do wszystkich, którzy zabierają głos i mówią na temat bezpieczeństwa żywnościowego, czy też na temat jak wygląda rolnictwo w Polsce, żeby ważyli słowa, bo to naprawdę nie są żarty. Negatywne i jednocześnie fałszywe opinie bardzo często przekładają się na wybory konsumenckie.

Wracając do kwestii zboża technicznego. Nic mi nie wiadomo, żeby ktokolwiek się zatruł bądź miał problemy ze zdrowiem. Wszyscy od początku mówiliśmy, że problemem jest niekontrolowany napływ ukraińskiego zboża do Polski i z tym trzeba walczyć. Takie zboże zagrażało polskim rolnikom, a nie konsumentom.

Polscy rolnicy chcieli dbać o swoje interesy za co byli atakowani z niemal każdej strony. Ukraińcy krzyczeli, że polscy rolnicy chcą ich zniszczyć. W Brukseli krzyczano, że polscy rolnicy łamią unijne traktaty. Nasi rodzimi liberałowie krzyczeli, że będą cierpieć konsumenci, a poza tym, po co w Polsce rolnictwo, skoro jest na Ukrainie…

Najgorszy był jednak atak dwóch sprzymierzeńców – Unii Europejskiej i Ukrainy. O ile dobrze pamiętam to Polska jest częścią UE, a nie Ukraina i to nas powinna bronić Bruksela, a nie Ukrainę. Patrząc jednak na to, co robi Bruksela odnoszę wrażenie, że to Ukraina jest częścią UE, którą Bruksela broni przed jakimiś warchołami znad Wisły.

OK, wszyscy rozumiemy, że Ukraina została zaatakowana przez Rosję, że sytuacja jest ekstra ordynaryjna, że Ukraina potrzebuje pomocy, ale prawda jest taka, że działania podjęte przez UE dążyły do tego, że Polska za chwilę nie miałaby pieniędzy na własne funkcjonowanie. Ciężko w ogóle podchodzić do tej sprawy bez emocji. Wielu z nas czuje się oszukanych, bo tak wiele zrobiliśmy dla Ukraińców, a oni tak nam za to wszystko „dziękują”.

W ostatnim czasie do protestu przewoźników na granicy z Ukrainą dołączyli rolnicy. Tutaj znowu z jednej strony wszyscy mówią, że Ukrainie trzeba pomagać. Szkoda, że nikt nie chce prześledzić o co tak naprawdę chodzi i o co Polacy walczą, a dopiero potem zabierać głos. Powiem szczerze: kiedy słyszę od polityków z różnych stron, że ludzie, którzy protestują na przejściach granicznych z Ukrainą i starają się wywalczyć dla sektora transportu inne warunki współpracy z Ukrainą są sabotażystami to robi mi się słabo. To szalenie nieodpowiedzialna postawa, bo patrząc na dokumenty źródłowe, na to jak faktycznie sytuacja wygląda i na to w jakiej sytuacji znajdują się obecnie polscy przewoźnicy to naprawdę nie wiem jak można było doprowadzić do takiej sytuacji.

Lista sektorów zagrożonych, bądź będących w bardzo trudnej sytuacji nie jest krótka i tych problemów w najbliższych tygodniach i miesiącach będzie raczej przybywać niż ubywać. Tutaj wracamy znowu do tego, że to Bruksela ma takie, a nie inne kompetencje, ale my też musimy prowadzić dużo bardziej skuteczną politykę, żeby lepiej dbać o nasze interesy i interesy naszych obywateli.

Bóg zapłać za rozmowę

Tomasz D. Kolanek

Bruksela przeciwko Polsce. Jesteśmy ofiarą bezwarunkowej pomocy Ukrainie.

Bruksela przeciwko Polsce. Jesteśmy ofiarą bezwarunkowej pomocy Ukrainie.

Bruksela przeciwko Polsce

Unijna komisarz do spraw transportu Adina Vălean zwoła wspólny komitet Unii Europejskiej i Ukrainy dotyczący problemów transportu, ale dopiero po zniesieniu blokad na polsko-ukraińskiej granicy – to jedno z ustaleń posiedzenia Rady UE ds. transportu – poinformowała korespondentka RMF FM w Brukseli. Dodała, że unijna komisarz wyraźnie powiedziała, że nie może być powrotu do zezwoleń dla przewoźników z Ukrainy.

 Obecne porozumienie o przewozach w transporcie drogowym z Ukrainą jest przecież częścią „szlaków solidarnościowych”. Nie możemy wrócić do zezwoleń. Mogę sobie wyobrazić, ile udzieliłaby ich Polska, Słowacja i Węgry, skoro te kraje już teraz nie godzą się na obecność Ukraińców na naszym rynku. (…) Nie możemy wznawiać dyskusji o wspólnych zobowiązaniach za każdym razem, gdy w naszych krajach pojawiają się protesty. Wzywam wszystkich do opamiętania i do jak najszybszego odblokowania granicy – nawoływała w Brukseli komisarz Valean.

UE odrzuca oczekiwania Polski, Słowacji i Węgier w kwestii przywrócenia systemu zezwoleń i uregulowania ekolejki. Wręcz ustami komisarz żąda od Polski przywrócenia możliwości wykonywania tej umowy. Eurokołchoznicy są głusi na nasze argumenty. Gdyby mieli u nas swoje siły porządkowe czy unijną straż graniczną już byśmy byli pacyfikowani. Unia wygenerowała problem którego by nie było gdyby nie odebrano Polsce tej kompetencji, a teraz wymaga od nas że w milczeniu oddamy kolejną po rolnictwie gałąź gospodarki – komentuje Rafał Mekler, jeden z liderów protestu przewoźników.

– To co jest Polsce proponowane to „rozwiązanie polityczne”, czyli że niszczonej przez ukraińską konkurencję branży możemy płacić odszkodowania z własnego budżetu.

Wczoraj na Radzie UE przeciw Polsce stanęły nawet wszystkie państwa bałtyckie – przedstawiane w kontekście Ukrainy jako bliscy sojusznicy Polski, także zagrożeni przez Rosję. Jest źle. W UE nie ma ani zrozumienia polskiej sytuacji w kontekście wpływu Ukrainy na rynek UE, ani nawet poważnego zainteresowania nią – pisze w mediach społecznościowych poseł Konfederacji, Krzysztof Bosak.

Ukraina bezwzględnie korzysta z nadanych przez Brukselę przywilejów

Przypomnijmy, iż  2021 r. udział polskich przedsiębiorców w przewozach drogowych wykonywanych w relacji: Polska-Ukraina wynosił około 38%, zaś przewoźników z Ukrainy – 62%. Według stanu na koniec października 2023 r. polscy przewoźnicy drogowi wykonywali zaledwie około 8% takich przewozów, zaś przewoźnicy z Ukrainy – 92%.

Dodajmy, że presja handlowa ze strony Kijowa trwa od dawna. Jak przypomina portal dorzeczy.pl w styczniu 2022 r. Ukraina zablokowała tranzyt kolejowy z Azji do Polski przez swoje terytorium. Oficjalnym powodem była konieczność przeprowadzenia prac remontowych na kolei.

Tajemnicą poliszynela było jednak, że Kijów w ten sposób chciał na Warszawie wymusić ustępstwa w kwestii transportu drogowego. Ekipa Zełenskiego zdecydowała się na ten krok dosłownie w przededniu wybuchu wojny. Warto w tym kontekście przypomnieć, że od kilku miesięcy Kijów publicznie oskarża Warszawę o blokadę eksportu do UE ukraińskiego zboża, choć rzeczona blokada dotyczy tylko kilku krajów, a tranzyt przez polskie terytorium odbywa się bez problemów przypomina redakcja Do Rzeczy, która podkreśla, że „Ukraina bezwzględnie korzysta z nadanych przez Brukselę przywilejów, żeby podbić europejskie rynki, w tym przede wszystkim polski”.

Dziesiątki tysięcy pozwów z powodu szkodliwości, ale UE chce przedłużyć pozwolenie na toksyczny glifosat.

Dziesiątki tysięcy pozwów z powodu szkodliwości, ale UE chce przedłużyć pozwolenie na toksyczny glifosat…

20 listopada 2023 pch24/dziesiatki-tysiecy-pozwow

Komisja Europejska zapowiedziała przedłużenie o kolejną dekadę okresu dopuszczalności używania glifosatu – środka chwastobójczego potencjalnie niebezpiecznego dla ludzi i pszczół. Unia nie widzi w jego stosowaniu zagrożeń, lecz liczba sądowych pozwów o odszkodowania z powodu wywołanych szkód szacowana jest na 40 tysięcy.

Herbicyd wyprodukowany na potrzeby amerykańskiej armii walczącej w Wietnamie dzisiaj jest stosowanym powszechnie środkiem chwastobójczym dla rolników. Termin dopuszczenia do użytku preparatu produkowanego m.in. przez światowych gigantów Bayer, Syngenta czy BASF, ale i na przykład przez polski Ciech, kończy się już w grudniu – informuje „Rzeczpospolita”.

W Polsce w obrocie pozostają aż 92 środki ochrony roślin na bazie glifosatu.

W połowie miesiąca państwa członkowskie Unii Europejskiej głosowały nad kwestią prolongaty pozwolenia na sprzedaż preparatu. Wniosek nie osiągnął potrzebnej do większości kwalifikowanej, ale też nie został odrzucony.  

„Teraz Komisja musi podjąć jakąś decyzję przed 15 grudnia 2023 r., kiedy to upływa obecny okres zatwierdzenia. Glifosat cieszy się zarówno dobrą opinią niezbędnego w rolnictwie środka zwalczającego chwasty, jak i jest oskarżany o szkodliwość dla zdrowia ludzi, masowe wymieranie pszczół i zagrażanie środowisku naturalnemu”.

Według władz UE, od 2019 roku Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) gruntownie analizował setki badań naukowych na temat preparatu. Orzekł, że nie przyczynia się on do powstania żadnych krytycznych zagrożeń. Komisja Europejska zamierza więc przedłużyć pozwolenie, dokładając pewne ograniczenia w rodzaju zakazu stosowania przed okresem zbiorów jako środka osuszającego.

„Najsłynniejszym przykładem środka z glifosatem jest Roundup produkowany przez amerykańską spółkę Monsanto, kupioną w 2018 r. za 63 mld dol. przez koncern Bayer. Skorygował on teraz prognozy rocznych dochodów ze sprzedaży glifosatu z 2,8 mld euro na 2,5 mld euro, ale największym jego problemem jest olbrzymia fala pozwów o odszkodowania w USA. Tylko w październiku Bayer przegrał trzy procesy, 31 października sąd w Kaliforni nakazał firmie zapłatę 332 mln dol. odszkodowania dla mężczyzny oskarżającego Monsanto o wywołanie u niego raka za sprawą preparatu Roundup. Wcześniej sądy zasądziły odszkodowania rzędu 175 mln dol. i 1,25 mln dol”.

Agencja Reuters poinformowała, że liczba pozwów odszkodowawczych szacowana jest obecnie na około 40 tysięcy.

Źródło: rp.pl

Polska kurnikiem Europy? „Prawo” a realia. Wypowiedzi z sejmu. Tu firma Wipasz rządzi!

Polska kurnikiem Europy? „Prawo” a realia. Wypowiedzi z sejmu. Tu firma Wipasz rządzi!

orka.sejm.gov.pl/zapisy

Sejmowy Zapis Przebiegu Posiedzenia: Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi (Nr 203) z 5 lipca 2023

wybrane wypowiedzi

str. 17

Przedstawicielka komitetu protestacyjnego Kodeń Anna Dejneka:

Dzień dobry. Witam państwa bardzo serdecznie. Nazywam się Anna Dejneka, jestem przedstawicielem społeczności kodeńskiej, to jest województwo lubelskie, powiat bialski. Dziękuję za udzielenie głosu, panie przewodniczący, który uważam jest bardzo ważny. Chcę tak szybciutko przedstawić nasz problem. Drodzy państwo, w ogóle by nas tutaj nie było, gdyby wójt, nasz włodarz, i firma Wipasz uczciwie podeszli do sprawy budowy przemysłowych ferm drobiu w naszej miejscowości. Społeczeństwo nie było poinformowane o tym, że powstanie u nas tyle fermmówimy o trzech lokalizacjach, drodzy państwo, na 17 mln sztuk kurczaków. Jeżeli mówimy o tym, że 210 dużych jednostek przeliczeniowych może zagrażać, może znacząco wpływać na środowisko, zdrowie i życie ludzi, to może państwu tak przedstawię, u nas w jednej miejscowości będzie to 4144 dużych jednostek przeliczeniowych, to dwudziestokrotność tej liczby. W następnej miejscowości w obrębie 3 km powstaje następna ferma, która będzie miała 4444 dużych jednostek przeliczeniowych. Pojawia się znowuż następna ferma, tylko że troszkę mniejsza, ale wczoraj się dowiedzieliśmy, nie wiem, na ile to jest prawda, że firma Wipasz złożyła nowe wnioski. Jeżeli państwo orientujecie się, co jest w Żurominie i Mławie, to gmina Kodeń będzie naprawdę większym zagłębiem przemysłowym niż Żuromin i Mława. My mieszkańcy naprawdę… Może nie byłoby tego tematu, jakby nasz wójt zrobił konsultacje społeczne, spytał nasze społeczeństwo, czy chcemy w ogóle, ale my dowiadujemy się o wszystkim po wydaniu wuzetek, po wydaniu decyzji. Nawet rada gminy nie wiedziała o tym, że u nas taka inwestycja duża powstanie. Powstają decyzje i w tej decyzji, gdzie jest 4444 jednostek dużych przeliczeniowych, na końcu jest taka wzmianka, że to nie będzie wpływało znacząco na środowisko. To o czym mówimy? Rozumiem, że ta decyzja jest błędnie wydana przez wójta? Następnie, drodzy państwo, my, mieszkańcy, przyszliśmy państwa prosić o pomoc, żebyście nam pomogli wyjść z tej sytuacji, bo w naszym powiecie to nie tylko gmina Kodeń – są to też gmina Sosnówka, Leśna Podlaska, gmina Drelów. Dowiadujemy się, że jedna firma chce zasiedlić nasz powiat kurnikami. Boimy się tego, bo nasze miejscowości są ekologiczne, prowadzimy hotele, prowadzimy różnego rodzaju działalność ekologiczną, mamy gospodarstwa ekologiczne. To nie jest tak, że my jesteśmy przeciwko rozwojowi wsi, jesteśmy za rozwojem wsi, ale takiej, żeby w nas nie wchodził przemysł, bo tutaj mówimy już o przemyśle. To jest przemysł. Nam się wpiera, że powstaną zielone fermy. Do firmy Wipasz złożyliśmy pisma, żeby nam wytłumaczyła, co to jest, co to znaczy zielona ferma. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Zapraszali nas do instytutu, drodzy państwo, gdzie się produkuje kurczaka, żeby wiadomo, zrobić z niego takiego superkurczaka, który wyrośnie w 28 czy 32 dni. Pojechaliśmy do Kwasówki, do słynnego instytutu, i rozmawialiśmy z mieszkańcami, którzy już mają kurniki.

Niestety nie było pozytywnej opinii ludzi. Wszyscy do nas mówi: „Nie dajcie się w to wrobić, bo jeżeli my płaczemy, to wy też będziecie płakać”. Drodzy państwo, to jest tak, że my, mieszkańcy tych gmin, prosimy państwa o pomoc, żebyście w jakiś sposób nam mogli pomóc rozwiązać tę sytuację. W Kopytowie już budują nam 14 kurników, dowiadujemy się, że jeszcze chcą ileś tam wstawić do jednej miejscowości. Boimy się także o to i nikt nie chce nam udzielić informacji, co z naszymi wodami gruntowymi, podziemnymi, bo jeżeli taka jedna ferma zużyje dwa razy więcej wody niż cała gmina w ciągu roku, to o czym tu mówimy? Już w studium dla Kopytowa jest, że może zabraknąć wody. Następna sprawa, co z naszymi gruntami, wartością naszych mieszkań, domów czy gruntów, czy innych nieruchomości? Boimy się, że wartość spadnie, boimy się też o rynek pracy, gdzie mamy swoje, prowadzimy działalność gospodarczą, odprowadzamy podatki, a z tego, co wiemy, firma Wipasz nie odprowadza podatku od działalności gospodarczej, tylko podatek rolny, czyli gmina nie ma żadnego zysku z tego. Rozumiemy, jakby był jeszcze jakiś podatek dla gminy od gruntów czy od działalności gospodarczej, jeszcze moglibyśmy o czymkolwiek rozmawiać. Tutaj nic nie mamy. Boimy się właśnie o wystąpienie ptasiej grypy, co z naszymi zwierzętami, mamy je na wsiach, wiadomo, że rolnicy mają swoje kury. Firma Wipasz czy inne firmy drobiarskie dostaną odszkodowanie. A czy my jako mieszkańcy dostaniemy jakiekolwiek odszkodowanie, jeżeli to wybuchnie? Mam nadzieję, że nie. Mówicie państwo o ustawie odległościowej czy odorowej. Odległość 500 m, jeżeli ktoś przejeżdża koło fermy, nic nie daje. U nas te trzy fermy będą posadowione na zachód od miejscowości, od gminy Kodeń. 90% wiatrów mamy na wschód, czyli te wszystkie wiatry przeniosą wszystkie szkodliwe czynniki, związki chemiczne na nas. Frma do nas mówi, że „zamontujemy wam czujniki na tych fermach”. Zadałam pytanie, na jakiej wysokości są te czujniki. Są na wysokości 2 m od ziemi, a gdzie mamy kominy, gdzie mamy wentylatory? To wszystko idzie w górę. To nie będzie spadało może na tę działkę, ale wszystko pójdzie w naszym kierunku, w kierunku naszych miejscowości, naszych domów. Mieszkańcy też nie mają wiedzy na temat tego. Jak cokolwiek, jakieś pytania skierujemy do firmy, to dostajemy pozwy przedsądowe, bo firma po prostu stosuje taką metodę, żeby nas wyciszyć – „jeżeli dużo będziecie o tym mówili, to spotykamy się w sądzie”. Mamy ten problem, państwa też prosimy, żebyście jakoś nam w tym temacie pomogli, żebyście nie zostawili nas samych. Chcę też państwa uświadomić, że Polska to my, mieszkańcy, nie tylko rolnicy, ale też zwykli mieszkańcy, którzy pracują, odprowadzają podatki do naszej gminy. Polska wieś nie zasługuje na to, żeby ją zaorać, a niestety takie koncerny drobiarskie jak firma Wipasz czy inne firmy zaorają polskiego indywidualnego rolnika. Mały rolnik, który będzie miał dwa–trzy kurniki niestety zostanie wchłonięty przez taką firmę, bo takie przypadki już też były. Pan o tym właśnie mówił, to jest rzeczywistość, to jest prawda. Drodzy państwo, te firmy występują, to jest na takiej zasadzie, że firma Wipasz czy inna firma zgłasza się do rolnika i zawiera z nim umowę przedwstępną sprzedaży. Rolnik występuje o wszystkie pozwolenia i dopiero jak uzyska te pozwolenia, to firma Wipasz od niego to odkupuje. Teraz nie dziwcie się państwo, że każdego rolnika, który będzie chciał postawić teraz jakiekolwiek kurniki, będziemy blokowali, bo nie wiemy, czy ten rolnik za chwileczkę nie sprzeda tych udziałów czy tej ziemi firmie Wipasz czy jakiejkolwiek innej Drodzy państwo, jest taki problem, że prawo jest nieścisłe. Nie działa na rzecz zwykłego obywatela. Mówimy o dobrostanie zwierząt. A gdzie jest dobrostan człowieka? My, ludzie, jesteśmy spychani na ostatni etap tego całego łańcucha. Nikt nie myśli o nas jako o ludziach. Jesteśmy tylko może takimi osobami, co do których „jakoś tam przejdzie, jakoś będzie”. Mówimy o tym, że trzeba dbać o kurę, o kota, inne zwierzę. A gdzie my jesteśmy, my, ludzie? Obawiamy się naprawdę tego, że w końcu… Czy nasze dzieci wrócą na polską wieś? Nie, bo nie będą miały, do czego wracać. Do tego smrodu? Na tę chwilę dziękuję bardzo. Drodzy państwo, proszę państwa, pomóżcie nam, nie zostawiajcie nas samych z tym problemem.

Str. 19

Przedstawicielka komitetów protestacyjnych z powiatu bialskiego Elżbieta Sokołowska:

Dzień dobry. Panie przewodniczący, pani przewodnicząca, szanowna Komisjo, nazywam się Elżbieta Sokołowska, reprezentuję połączone komitety protestacyjne z powiatu bialskiego. Chciałabym odnieść się, jako osoba sprzeciwiająca się tak zmasowanej koncentracji produkcji, do pewnych dwóch spraw, które poruszył pan minister. Przede wszystkim powiedział pan, że jest brany pod uwagę czynnik społeczny. Otóż chciałam powiedzieć, jak wygląda branie czynnika społecznego pod uwagę. Większość decyzji, w których wójtowie wydali negatywną opinię, odmowną, dotyczącą budowy fermy, zostało uchylonych przez SKO lub przez wyższe instancje. Czynnik społeczny w prawodawstwie nie jest brany pod uwagę. Niestety takie są doświadczenia. Druga sprawa, dotycząca zmiany w procedurze i w planach zagospodarowania przestrzennego. Otóż, proszę państwa, jesteśmy ofiarami braku miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, ale nie dlatego, że zawsze nasze samorządy unikały, tylko to są biedne samorządy. W 2025 r. wchodzą nowe przepisy, do tego czasu będziemy zabudowani kurnikami, nie zdążymy. Byliśmy na posiedzeniu Komisji Infrastruktury i bardzo prosiliśmy o poprawkę dotyczącą zablokowania wydawania nowych pozwoleń w miejscach, gdzie nie przewidują tego plany miejscowe, plany zagospodarowania przestrzennego. Niestety ta poprawka nie została przyjęta. Prosiliśmy w ten sposób o ratunek dla nas, dla naszych miejscowości. Co chwila dowiadujemy się, że kolejne lokalizacje zaczynają nas otaczać. Jeszcze chciałabym się odnieść do jednej sprawy. Kiedy wydawane są decyzje rolno -środowiskowe, dotyczące oddziaływania na środowisko, każda inwestycja jest rozpatrywana oddzielnie, nie rozpatruje się tych inwestycji wspólnie, a one okazują się być 2 km, 3 km, 5 km od siebie. Każda z tych decyzji jest odrębną. W moim przypadku nie bierze się pod uwagę, że obok mnie z jednej strony jest jedna z największych w Polsce ferm norek. W żadnym postępowaniu nie pojawia się ta ferma jako oddziaływanie z drugą po drugiej stronie. Chciałabym zgłosić takie sprawy. Apeluję do państwa o to, żeby te biedne samorządy i te społeczności na wschodzie Polski nie były potraktowane jak obywatele drugiej kategorii. Nie możemy być nawet stroną w sprawie, ponieważ jest nas mniej niż 10, już nie pamiętam. W każdym razie nie możemy sami siebie reprezentować. Nikt nas nie słucha. Jestem w ogóle bardzo wdzięczna, że możemy dzisiaj cokolwiek powiedzieć i nam nie przerwano. Bardzo państwu dziękuję.

Str. 20

Przedstawiciel fundacji „Dobre sąsiedztwo” Grzegorz Strzałkowski:

Dzień dobry państwu. Grzegorz Strzałkowski, Fundacja „Dobre sąsiedztwo”. Przyglądamy się podobnym sprawom w całej Polsce i bierzemy udział w niektórych. Prawdę mówiąc, widzimy regularnie powtarzające się schematy. Odniosę się do słów pana ministra. Sukces Polski w hodowli drobiu jest oczywisty. Jeżeli zlikwidowalibyśmy regulacje przy imporcie odpadów, również odnieślibyśmy gigantyczny sukces w imporcie odpadów. Tyle tylko, że ponieślibyśmy koszty środowiskowe. Dokładnie to dzieje się w tej chwili z przemysłową hodowlą zwierząt w takiej skali, w jakiej to obserwujemy. Niestety przyznam szczerze, że poza planami zagospodarowania przestrzennego nie ma w Polsce praktycznie żadnych regulacji. Decyzja środowiskowa w zasadzie nie może być negatywna, jest tylko pięć przesłanek, one są skrajne, w zasadzie się nigdy nie zdarzają, które pozwalają nie wydać decyzji środowiskowej, czyli wydać odmowną decyzję. To naprawdę jest ewenement, jeżeli nawet wójt odważy się wydać negatywną decyzję, zostanie ona odrzucona później. Dlaczego? Mamy głębokie niezrozumienie funkcji raportu środowiskowego, bo on sprowadza się tylko do powiedzenia, jaki będzie wpływ inwestycji na okolicę. Jeżeli dzisiaj w raporcie środowiskowym zapisalibyśmy, że wszyscy dookoła umrą w ciągu kilku lat, to w zasadzie spełnia to wszystkie przesłanki, żeby zostało to zaakceptowane. Brzmi to niesamowicie, ale naprawdę tak jest. Obserwowaliśmy raporty środowiskowe, w których wystarczało zawarcie, że odległość od jakiejś inwestycji kurników wynosi sto kilka metrów, wystarczał enigmatyczny zapis o właściwym sposobie żywienia drobiu. Wtedy dyrektywa BAT, czyli dokument o najlepszych możliwych technologiach, zostawała uznana za spełnioną. Drodzy państwo, z wielką nadzieją patrzę na reformę w planowaniu przestrzennym, bo gdzieś tam z tyłu głowy mam myśl, że chcemy jednak Polskę rozwijać i chcemy, żeby kolejne inwestycje się pojawiały, ale musimy to robić naprawdę z głową. Dzisiaj popadliśmy już bardzo głęboko w jakąś skrajność, hodowla, w której jesteśmy czwarci na świecie i pierwsi w Europie, w przypadku tak małego kraju, może nie tak całkiem małego, jak Polska, to jest naprawdę bardzo dziwne. Skądś się to bierze. Obawiamy się dzisiaj zalewu drobiu z Ukrainy. Przed chwilą my zalaliśmy cały Zachód, drodzy państwo. Niskie ceny, skąd się biorą? Prawa podaży i popytu są nieubłagane. Myślę, że powinniśmy się troszeczkę zatrzymać i skupić na drugiej części nazwy ministerstwa, które bardzo często było skrótowo pomijane. Czasem myślę, patrząc na liczbę mieszkańców rolniczych i nierolniczych, że może czas zamienić człony tej nazwy, żebyśmy byli na posiedzeniu komisji rozwoju wsi i rolnictwa. Dzisiaj bardzo często są to niestety sprzeczne ze sobą tematy. Bardzo mi przykro to mówić. Wolałbym, żeby tak nie było. Może reforma planowania przestrzennego, może mądre planowanie przestrzenne zapobiegłoby temu. Tyle z mojej strony, drodzy państwo. Dziękuję bardzo.

Str. 20

Wójt gminy Podedwórze Monika Mackiewicz-Drąg:

Dzień dobry. Monika Mackiewicz-Drąg, wójt gminy Podedwórze w województwie lubelskim. Szanowni państwo, również miałam wniosek inwestora na budowę fermy drobiu, 24 kurników. Natomiast mam to szczęście, że cała moja gmina jest objęta planem zagospodarowania przestrzennego. Po konsultacjach z mieszkańcami zmieniliśmy plan zagospodarowania i wprowadziliśmy zakaz lokalizowania inwestycji znacząco oddziałujących na środowisko, tym samym blokując możliwość budowy ferm drobiu. Proszę państwa, można konsultacje, o których pan minister wspominał, zrobić tak, żeby mieszkańcy się o nich nie do końca dowiedzieli. Być może nowa ustawa o planowaniu przestrzennym zobowiąże gminy do tego, aby szerzej prowadzić konsultacje, do tego, żeby wychodzić z informacją rzetelną do mieszkańców. Mam tylko nadzieję, że z uchwaleniem nowej ustawy, czy ona wejdzie w życie w 2025 r., czy w 2028 r. (jest planowana poprawka), pójdą środki dla samorządów na opracowanie tych planów. To są, proszę państwa, gigantyczne pieniądze, które są bardzo duże w budżetach gmin. Takie wiejskie gminy naprawdę nie mają środków na to, aby wydać kilkaset tysięcy złotych na opracowanie planu ogólnego czy też planów szczegółowych, czy tych wszystkich dokumentów planistycznych, a potem jeszcze właśnie scyfryzowanie tego wszystkiego. To są naprawdę ogromne koszty. Mimo tego, proszę państwa, że na terenie mojej gminy obowiązuje zakaz, nadal prowadzę postępowanie środowiskowe. Powiem państwu, że jako samorządy nie jesteśmy dobrze przygotowani kompetencyjnie do prowadzenia takich spraw. Niestety jedynym źródłem informacji, na którym mogę się oprzeć, wydając lub odmawiając wydania decyzji środowiskowej, jest raport inwestora, opracowany na jego zlecenie. To jest jedyne moje źródło informacji. Są jeszcze opinie wydane przez regionalną dyrekcję ochrony środowiska czy też sanepid. Jeżeli sanepid i regionalna dyrekcja ochrony środowiska uzgodnią inwestycję,to mimo protestów mieszkańców nie mam podstaw do tego, aby odmówić wydania decyzji, bo tak jak wspomniano, opierając się tylko na czynniku społecznym, niestety decyzje są odmowne, są potem uchylane. SKO zobowiązują nas do wydania tych decyzji. Nawet wychodząc do mieszkańców i rzetelnie ich informując… Poza opinią RDOŚ i raportem inwestora naprawdę, proszę państwa, szukałam, nie widzę rzetelnych badań. Może państwo macie z Ministerstwa Środowiska, z Ministerstwa Zdrowia lub innych instytucji jakieś badania, informacje na temat wpływu takich ferm, bo przecież one powstają już od kilkunastu lat pewnie na terenie naszego kraju. Jak one wpływają na tych ludzi, jak wpływają na ceny nieruchomości, na wody gruntowe, na zdrowie mieszkańców. Nie znalazłam rzetelnych materiałów, żeby powiedzieć moim mieszkańcom, z czym się będzie wiązała inwestycja. Opieram się tylko na raporcie inwestora. Później, proszę państwa, na etapie wykonania inwestycji, nie mam żadnych narzędzi, aby weryfikować, czy to, co zostało opracowane w raporcie, jest wdrażane w życie. Inwestor napisał, że będzie taki pobór wody czy taki rozmiar transportu, ale ja potem nie mam narzędzi, żeby badać i sprawdzać, czy tak jest rzeczywiście, czy tych ciężarówek nie przyjeżdża trzy razy więcej, czy obsada nie jest większa. Nie jestem uprawniona do tego, żeby…

Poseł Zbigniew Ziejewski (KP):

…to sprawdzają.

Wójt gminy Podedwórze Monika Mackiewicz-Drąg:

Być może, mam nadzieję, że tak jest. Natomiast o czym jeszcze powiem? Wójtowie okolicznych gmin ani ja nie mamy obowiązku przekazywać sobie informacji na temat tego, jakie postępowania prowadzimy, jakie są planowane kolejne fermy w naszej okolicy, czyli każdy z nas prowadzi postępowanie odrębnie i nie ma przepływu informacji. Nie dowiaduję się o tym, gdzie są kolejne plany. Być może większą kontrolę ma organ wydający pozwolenia na budowę, czyli starostwo powiatowe, bo widzi, ile ferm i gdzie powstaje, ja tylko wydaję decyzję środowiskową. Natomiast, proszę państwa, starostwo również nie ma podstaw do tego, aby odmówić kolejnego pozwolenia na budowę, jeżeli spełnia wnioski formalne, ma wydaną decyzję środowiskową, czy to jest piąta, czy pięćdziesiąta ferma w okolicy. Tu jest kwestia tego, żeby ktokolwiek, proszę państwa, czy to Ministerstwo Rolnictwa, czy inna instytucja, miał kontrolę, gdzie powstają fermy i w jakiej koncentracji. Dziękuję bardzo.

Str. 24

Poseł Dorota Niedziela (KO):

Panie przewodniczący, panie ministrze, to emocjonalne wystąpienie pana doktora nie jest już pierwszy raz. Nie chciałabym, żeby pan łączył antybiotykooporności z rozmową o tym, co się dzieje w koncentracji kurników, bo antybiotykooporność wymaga zmiany systemu chowu, a nie budowania 160 nowych kurników. Proszę tego nie uzasadniać. Czy prawdą jest, że firma Wipasz wykupuje po kawałku ziemię razem z pozwoleniami? To jest moje pytanie zasadnicze. Jeśli mówimy o uczciwości, przejrzystości i granicy prawa, to wie pan, od prawa to my tutaj jesteśmy i prawo oprócz zapisów ma jeszcze ducha prawa, a duchem prawa jest podstawowa rzecz, tzn. podstawową rzeczą prawa jest człowiek. Nie może być tak, że w duchu prawa nie bierzecie pod uwagę człowieka, rozmawialiśmy o tym na posiedzeniu podkomisji. Mam wrażenie, że pan nadal nie zrozumiał. Nie chodzi o to, kto chce inwestować i chce zarabiać, bo to jest słuszny cel. Jeżeli mówię o przejrzystości, dlaczego wasza firma nie przedstawiła całościowego programu, jaki ma dotyczyć tego terenu? Co takiego jest niebezpiecznego w tym, że baliście się zebrać ludzi z tych powiatów i powiedzieć: Słuchajcie, robimy tutaj taką dużą inwestycję. Będzie ona tak wyglądała. Będą takie zyski dla gminy, będą uciążliwości, które w ten sposób zrekompensujemy? Co takiego było niebezpiecznego, że nie chcieliście państwo w całości tego przedstawić? Tylko, jak mówią nam ludzie, a rozmawiamy z nimi często, po kawałku w każdej gminie dostają prośbę o posadowienie takich kurników. Dlaczego nie przedstawiliście państwo tego planu? Nie konsultowaliście? Przecież przy takich inwestycjach główna zasada to konsultacja społeczna. Żadnej dużej inwestycji nie powinno się zrobić bez zrozumienia w społeczeństwie, które tam mieszka, bo będziecie mieć z tym zawsze problem. Wydawało mi się, że tak rozsądna, długo działająca, bogata firma, ma na to i pieniądze, i czas. Proszę nie przekupywać miejscowych tym, że pan zrobi jakąś imprezę na wsi, bo mówią o tym, że bez przerwy dajecie pieniądze na jakieś imprezy. To fantastycznie, tylko zamiast tego powinniście zrobić duże zebranie, pokazać, jak to wygląda, przekonać do tego społeczeństwo. A my się musimy spotykać w Sejmie i wysłuchiwać rozpaczy ludzi, którzy nie chcą inwestycji. Wydawałoby się, że rozsądną rzeczą będzie, jeżeli państwo przeprowadzą prawdziwe konsultacje i przedstawią swoje projekty. Jeśli są takie wspaniałe, dlaczego nie chcą tego mieszkańcy? Może macie złą informację? Może komunikacja jest zła? Nie próbujcie oskarżać ludzi, którzy może nie wiedzą. Jeżeli ktoś po kawałku wykupuje ziemię i dostaje pozwolenia na kilka kurników, a w całej swojej perspektywie ma 160, to jest to coś, co nie powinno mieć miejsca. Stąd moje pytanie, czy to prawda, czy kupujecie państwo po małych ilościach z pozwoleniami na pojedyncze kurniki?

Str. 31

Przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki Bartosz Zając:

Dzień dobry. Bartosz Zając, Koalicja Społeczna Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Może tylko uzupełnię wypowiedź przedmówcy właśnie à propos rentowności branży. Jeżeli dobrze pamiętam, z ust wiceministra padła liczba 3,2 mld zł sam eksport drobiu. To może warto skontrować z innymi liczbami – 1,1 mld zł to same odszkodowania i koszty zarządzania kryzysowego. To tylko jedna z części kosztów ukrytych produkcji drobiu w 2021 r. Od tego czasu skala chowu cały czas rośnie, budujemy kolejne fermy, więc w przypadku kolejnych ognisk, kolejnych problemów epizootycznych odszkodowania będą jeszcze większe. Nie wiem, cóż to za zachwycanie się tym, że jesteśmy potęgą drobiarską w Europie i czwartym miejscem na świecie. Ela Sokołowska, liderka jednego z protestów na Lubelszczyźnie, bardzo trafnie określiła ten rzekomy sukces polskiego drobiarstwa.

Jesteśmy po prostu kurnikiem Europy ze wszystkimi ukrytymi kosztami z tym związanymi. To, czego Zachód nie chce u siebie dewastować na wsi, my dewastujemy, zasłaniając się sukcesem gospodarczym, otrąbiając tak naprawdę tę branżę. Swoją drogą, przepraszam, też mnie trochę emocje ponoszą, ale mam ostatnio wrażenie, że Ministerstwo Rolnictwa to jest po prostu jakaś propagandowa przybudówka branży drobiarskiej w Polsce. Pan weterynarz z Wipaszu powiedział, że czuje tę pogardę, ja tej pogardy nie widzę w regulacjach prawnych. Przeciwnie, mam wrażenie, że prawo pokazuje pogardę względem właśnie strony społecznej, realnie wobec mieszkańców wsi i rolników, bo nie zrównujmy rolników i producentów ze sobą. Swoją drogą, głos pana Sulimy bardzo mnie dziwi, bo właśnie o takich małych hodowcach jak pan najczęściej przedstawiciele koncernów mówią per brudas. Słowo, którego zresztą pan dzisiaj użył – brudas. Powiem dokładnie, o co chodzi. To państwo są jako mali i średni hodowcy obciążani odpowiedzialnością, najczęściej przez branżę drobiarską, za roznoszenie epidemii, wirusów, właśnie takich jak grypa ptaków

str. 31

Przedstawiciel Koalicji Społecznej Stop Fermom Przemysłowym Stowarzyszenia Otwarte Klatki Bartosz Zając:

Dokończę tylko może jedną rzecz, że ten problem epidemiologiczny w Polsce jest i on dzisiaj nie dotyczy samych ptaków. Dotyczy, tak jak widzimy, innych zwierząt, bo ten wirus przekracza granice gatunkowe, więc bagatelizowanie tego problemu… Powiem szczerze, że czytając pismo, które otrzymaliśmy pewnie wszyscy jako uczestniczy dzisiejszego posiedzenia Komisji, przygotowane przez Ministerstwo Rolnictwa… Już naprawdę nie mogę dłużej czytać o problemie ferm przemysłowych z punktu widzenia uciążliwości, subiektywnych problemów, subiektywnych odczuć itd. Może 15 lat temu to by przeszło, ale dzisiaj już powinniśmy być w tej dyskusji na zupełnie innym etapie – problemów epidemiologicznych, dewastowania wsi, upadku gospodarstw, które są tak naprawdę wypierane z rynku przez skalujące nieustannie hodowle i chów, duże koncerny drobiarskie czy odpowiedzialne za produkcję świń, szeregu innych problemów. O problemach gospodarstw agroturystycznych czy ekologicznych w ogóle nawet nie wspomnę, że taka produkcja praktycznie przestaje być na wsi możliwa. Nie zafałszowujmy po prostu rzeczywistości, zachłystując się liczbami dotyczącymi eksportu polskiego kurczaka na Zachód. Dziękuję.

Str. 33

Przedstawicielka komitetu protestacyjnego Kodeń Anna Dejneka:

Ja tak szybciutko, dziękuję za udzielenie mi głosu. Odniosę się do tych liczb osób pracujących. Pan powiedział, że tysiąc osób z powiatu bialskiego. Byliśmy na proteście w Międzyrzecu Podlaskim, tam na zakład, na ubojnię wchodzili obcokrajowcy. Podejrzewam, że osoby z Bangladeszu i takie inne. Zostali przywiezieni busami pod ten zakład. Proszę nie mówić, że to są osoby z powiatu bialskiego, bo to są obcokrajowcy.

Po drugie, jeżeli państwo mówicie o dialogu, dlaczego państwo nie przyjechaliście przed rozpoczęciem tak dużej inwestycji? Twierdzicie, że jest tak bardzo ważna dla nas, potrzebna mieszkańcom naszych gmin,. Było przyjechać do nas przed rozpoczęciem takiej inwestycji i z nami porozmawiać. Następna sprawa odnośnie do pracowników. W naszej gminie jest 121 osób bezrobotnych, zarejestrowanych na czwarty kwartał 2022 r. To było 65 kobiet i 33 osoby powyżej 55. roku życia. Pan uważa, że te osoby pójdą do pracy do kurników? Uważam, że nie, dlatego…

str.33

Poseł Marta Wcisło (KO):

Szanowni państwo, jestem zdumiona, zniesmaczona wypowiedzią przedstawiciela Wipaszu, pana doktora, tymi pouczeniami i łaskawością, której doznaliśmy. Pan doktor wyjaśnił nam także to, że płaci podatki, jakby to był strasznie wielki wyczyn, że firma Wipasz płaci podatki. Najwyraźniej jest to wyjątkowe. Zrozumiałam, szanowni państwo, na podstawie wypowiedzi, arogancji przedstawiciela Wipaszu, że tu nie ma mowy o jakimkolwiek konsensusie i porozumieniu. Tu jest potrzebna pomoc państwa. Państwo sobie zrobili zagłębie kurnikowe, 160 kurników, kupują, idą do rolnika, proponują mu kupno ziemi, pod warunkiem że wystąpi do gminy o warunki zabudowy na budynek gospodarczy, a oni kupują.

Mają oczywiście do tego prawo, ale to nie jest takie jawne i transparentne, bo gmina czasami nie wie, jakie będzie przeznaczenie tego obiektu, bo to nie jest plan zagospodarowania przestrzennego, który ściśle określa zabudowę, wysokość, wielkość, gabaryty. Plan zagospodarowania skrzętnie omijacie, wybieracie grunty, gdzie nie ma planu, gdzie wszystko idzie na warunki zabudowy. Pan mi tu mówi o transparentności, o uczciwości, proszę pana, pan nie ma wstydu, mówiąc to. Przez 25 lat prowadziłam działalność gospodarczą i każda uwaga mieszkańca była dla mnie cenna. Robiłam wszystko, żeby współżycie międzyludzkie, społeczne było jak najlepsze. Czy ci ludzie dzisiaj byliby tutaj, na posiedzeniu Komisji, gdyby wasze inwestycje były tak fantastyczne? Każda gmina zabiega o inwestycje, bo są podatki od nieruchomości, bo są miejsca pracy. Skoro są protesty, to znaczy, że wasze działalności są tak uciążliwe i mają tak ogromnie negatywne oddziaływanie, że uniemożliwiają funkcjonowanie i życie. Bzdura, że to podnosi wartość gruntu. Smród podnosi wartość gruntu? To niech sobie wybuduje willę za swoim płotem i niech pan tam mieszka 24 godziny na dobę, a tutaj niech pan nie opowiada takich farmazonów i niech pan nie obraża ludzi, bo pana arogancja świadczy o sposobie prowadzenia przez was działalności. Tak właśnie prowadzicie działalność gospodarczą. Dziękuję.

str. 35

Przedstawiciel fundacji „Dobre sąsiedztwo” Grzegorz Strzałkowski:

Bardzo jest ważne, żebyśmy myśleli przy wszystkich inwestycjach nie o sobie, nie tylko i wyłącznie własnym interesie, ale o interesie całego ogółu, całej okolicy. Ku zaskoczeniu stanę teraz w obronie Wipaszu, Cedrobu i innych tego typu firm. Te instytucje działają w obrębie obowiązującego prawa, ale jesteśmy tu dlatego, że to prawo jest złe, drodzy państwo. W tej chwili liczba kurników na przykład… Skoro jesteśmy pierwsi w Europie, to możemy sobie z góry powiedzieć, że w Niemczech jest mniejsza, mimo że mają ludzi chyba trzy razy tyle prawie. Drodzy państwo, jak powiedziałem, musimy zmienić w Polsce prawo, stworzyć system, który będzie dbał nie tylko o inwestora, ale będzie egzekwował raporty środowiskowe na etapie ich sporządzenia i później na etapie faktycznego wykonania, kontroli inwestycji. Dzisiaj to się nie dzieje. Dzisiaj w zasadzie inwestor przepycha raport środowiskowy, a potem naprawdę żadne instytucje… WIOŚ w minimalnym stopniu może to kontrolować, dając mandat 500 zł w razie czego. To wszystko nie działa. Jeżeli tego typu inwestycje mogłyby powstać, ale być potem kontrolowane, zaufanie ludzi byłoby znacznie większe. Dzisiaj nie wierzę raportowi środowiskowemu. Taki sam problem jest z biogazowniami, z wiatrakami i z innymi inwestycjami. Jeżeli raport środowiskowy byłby wiarygodny, a później egzekwowalny, zaufanie strony społecznej wzrosłoby ogromnie. Dzisiaj to po prostu nie działa. Dzisiaj raport środowiskowy jest dokumentem robionym dla inwestora, reprezentuje interesy inwestora i służy w zasadzie tylko do uzyskania pozwolenia na budowę inwestycji. To jest jeden z największych problemów w tym wszystkim. Dziękuję bardzo.

====================================

 Zestaw materiałów odnośnie firmy Wipasz SA, która od kilku lat instaluje na wschodzie Polski setki kurników przemysłowych.

Modus operandi brojlerowego giganta – w oparciu o załączone artykuły i stenopis posiedzenia Komisji Sejmowej

  • Ta firma wybiera głównie biedne gminy, gdzie nie ma planów zagospodarowania przestrzennego
  • inwestycja startuje w oparciu o warunki zabudowy (często wnioski składa tzw “słup”), a oni wchodzą, gdy są wszystkie pozwolenia
  • instalują kilka kurników, a za jakiś czas wyrasta kilkadziesiąt kolejnych
  • gminie oferuje 250 tys. zł na cele oświatowe  lub Klub Seniora
  • oferują wybudowanie nowej drogi i jej utrzymywanie
https://krytykapolityczna.pl/kraj/polska-bedzie-kurnikiem-europy-mieszkancy-bezsilni/

https://wspolczesna.pl/mieszkancy-gminy-milejczyce-protestuja-przeciwko-budowie-przemyslowej-fermy-drobiu-w-swojej-okolicy/ar/c8-18071237

https://www.slowopodlasia.pl/artykul/21258,mieszkancy-protestuja-czy-w-kopytowie-powstana-kurniki

https://bielsk.eu/rudka/41531-czy-w-rudce-powstanie-ferma-drobiu-relacja-ze-spotkania-foto

https://www.slowopodlasia.pl/artykul/21425,kurza-ferma-w-zeszczynce-nie-powstanie-jest-decyzja-wojta

redaktor Leszek Szymowski 
Czy firma Wipasz korumpuje urzędników? Podejrzane relacje potentata branży rolnej z wójtem. 16 minut https://www.youtube.com/watch?v=yV8Srp9jC1w 

Co istotne – zgodnie z tym artykułem 80% produkcji stanowi eksport  https://next.gazeta.pl/next/7,172392,29633968,bezstresowe-zycie-brojlerow-jako-rachunek-ekonomiczny-odwiedzilismy.html 

Mięso i jaja z Ukrainy niszczą polskich hodowców [i w całej UE].

Mięso i jaja z Ukrainy niszczą polskich hodowców [i w całej UE].

Mięso i jaja z Ukrainy niszczą polskich hodowców. Problemem są utrzymujące się wysokie koszty produkcji po polskiej stronie. Nasi hodowcy muszą wszak przestrzegać wyśrubowanych norm eurokołchozowych. Ukraińcy nie mają takich ograniczeń.

W październiku odbyło się posiedzenie grupy roboczej „Jaja i drób” Copa-Cogeca. Spotkanie rozpoczęło się od przedstawienia sytuacji rynkowej w poszczególnych krajach.

Polska delegacja zwróciła uwagę, że ceny broilerów na skutek zwiększonej produkcji jesienią oraz importu z Ukrainy spadają.  Polska w sierpniu 2023 uzyskała status kraju wolnego od ptasiej grypy. Niestety, ale już w październiku 2023 ten status utraciliśmy. W tym roku w Polsce wybito już ponad 1 milion sztuk drobiu z powodu HPAI. [—-]

Zwrócono uwagę na rosnący problem importu mięsa drobiowego i jaj z Ukrainy. Z przedstawionych danych wynika, że w okresie od stycznia i sierpnia 2023 z Ukrainy całkowity import mięsa drobiowego do UE wyniósł: 168 tysięcy ton, +72% w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, +337% w porównaniu z tym samym okresem 2021 roku przed liberalizacją handlu.

Z kolei całkowity import jaj do UE wyniósł: 30 tysięćy ton, +140% w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, +755% w porównaniu z tym samym okresem z 2021 r. sprzed liberalizacji handlu.

Członkowie Copa i Cogeca podkreślili, że „w pełni rozumieją znaczenie wspierania ukraińskich kolegów-rolników i nie sprzeciwiają się przyszłej integracji Ukrainy z UE”. Jednak biorąc pod uwagę szybki i stały wzrost eksportu, należy wprowadzić próg importowy prowadzący do automatycznego uruchomienia środków ochronnych. Zaproponowano środki ochronne

[bla-bla. md]

Wszelkie produkty importowane powyżej średniej kwartalnej powinny automatycznie podlegać tranzytowi wyłącznie poza UE i posiadać dowód przeznaczenia. Takie przepisy zmniejszyłyby obciążenia producentów unijnych w krajach sąsiadujących i zapewniły dotarcie towarów do krajów słabiej rozwiniętych.

Na zlecenia Copa-Cogeca opracowana została ocena skutków wprowadzenia zakazu chowu klatkowego. Wynikało z niej, że takie zmiany będą miały poważny wpływ na bilans handlowy netto 27 krajów UE we wszystkich prognozowanych scenariuszach. W większości przypadków wprowadzenie zakazu spowoduje gwałtowny wzrost importu, szczególnie wieprzowiny, a we wszystkich scenariuszach spadek eksportu wieprzowiny i jaj. Wprowadzenie zakazu spowoduje nasilenia koncentracji gospodarstw rolnych w związku z możliwością odejścia części drobnych producentów z działalności.

Wreszcie ! Duża dostawa z Ukrainy już pod największą przetwórnią w Polsce

Duża dostawa z Ukrainy pod największą przetwórnią w Polsce

3 października 2023, kobietawsadzie.pl/duza-dostawa-z-ukrainy

Dziś spadły ceny jabłek przemysłowych. Rownież dziś, teraz, na rozładunek przed największą przetwórnią w Polsce czeka 100 ton soków z Ukrainy (5 aut). To chyba pierwsza tak duża dostawa w tym sezonie. Przetwórnia straszy kolejnymi obniżkami. Przypadek? – informuje za pośrednictwem Facebook „Owocowa Polska”

źródło:

Owocowa Polska 22 godz. temu

💥🍎Dziś spadły ceny jabłek przemysłowych. Rownież dziś, teraz, na rozładunek przed największą przetwórnią w Polsce czeka 100 ton soków z Ukrainy (5 aut). To chyba pierwsza tak duża dostawa w tym sezonie. Przetwórnia straszy kolejnymi obniżkami. Przypadek?

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, przyczepa, ciężarówka, droga i tekst
Może być zdjęciem przedstawiającym przyczepa, generator, ciężarówka i tekst
1514271

Zboże ukraińskie w Niemczech. Panika na niemieckiej wsi? [Artykuł sponsorowany przez tych u KOryta?]

Zboże ukraińskie w Niemczech. Panika na niemieckiej wsi?

[Mirosław Dakowski: To jest prawdopodobnie „artykuł sponsorowany” przez rządzących w POlsce, by uspokajać polskich rolników: „Widzicie, afera jest już nie u nas.. My was dzielnie bronimy, głosujcie na nas”. Tak zasługuje się pan Sachajko swoim „panom” z PiS.

Jednak umieszczam – może coś opisanego w artykuliku się stanie…???]

Katarzyna Kupczak agrofakt.pl/zboze-ukrainskie-w-niemczech-panika-na-niemieckiej-wsi/

Wszystko na to wskazuje, że uszczelniony transport, którym zboże ukraińskie jest przemieszczane przez kraje przyfrontowe, zdaje egzamin. Obecnie jak donoszą media, ziarno z Ukrainy niekontrolowanie zalewa magazyny w Niemczech. Tamtejsi rolnicy są zaniepokojeni. 

Wśród niemieckich rolników krąży przekaz, że tanie zboże ukraińskie, głównie tania pszenica z Ukrainy jest na rynku w Niemczech. Jak podają tamtejsze media: „krąży plotka, że import taniego zboża z Ukrainy wypiera pszenicę krajową”. Czy to aby tylko plotka?

Spis treści

Co się działo, zanim tani import z Ukrainy zaczął docierać do Niemiec?

Każde „utrudnieni” związane z tym, że zboże ukraińskie nie może być transportowane drogą morską, dokładniej — przez Morze Czarne, odbijały się na unijnych państwach przyfrontowych. Stanowią one bowiem jedyną alternatywną drogę dla eksportu zboża z Ukrainy. Co prawda jak deklarowała KE, miały być zorganizowane korytarze humanitarne, jednak ostatecznie 5 krajów sąsiadujących z Ukrainą musiało samodzielnie borykać się z nadmiarem ukraińskiego zboża zalegającego w ich magazynach. Obecnie dopuszczają one jedynie tranzyt kołowy przez swoje kraje, przy czym uszczelniony. W Polsce wykorzystuje się do tego celu system teleinformatyczny SENT (System Elektronicznego Nadzoru Transportu)

SENT to nic innego jak permanentne monitorowania przez KAS drogowego i kolejowego przewozy tzw. towarów wrażliwych oraz obrotu paliwami opałowymi. Środek transportu przewożący takie towary jest obligatoryjnie wyposażony w geolokalizator, przez co znane jest położenie pojazdu. Od 2017 r., kiedy w Polsce ustawowo zaczął obowiązywać ten system, transportowane sa m.in. alkohol etylowy skażony i nieskażony oraz wyroby go zawierające (np. rozpuszczalniki), susz tytoniowy, paliwa silnikowe, opałowe, preparaty smarowe i oleje, oleje i tłuszcze roślinne. Obecnie także zboże ukraińskie.

Czy zboże ukraińskie jest już w niemieckich magazynach?

W efekcie uszczelnienia tranzytu ziarna przez państwa przyfrontowe zboże ukraińskie jest rozładowywane w pierwszym kraju, w którym to możliwe. Czyli całkiem prawdopodobne, że właśnie w Niemczech.

Okazuje się, że po półtora roku, kiedy Komisja Europejska zostawiła kraje przyfrontowe w tym Polskę, aby same sobie radziły z zalewem ukraińskiego zboża, one rzeczywiście samodzielnie skutecznie rozwiązały problem. Kiedy polski rząd postawił tamę niekontrolowanemu wwozowi zbóż z Ukrainy, obudzili się niemieccy rolnicy — komentuje sytuację w rozmowie z naszym portalem dr Jarosław Sachajko, poseł, Kukiz15, wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Dlaczego ukraińskie zboże budzi obawy niemieckich rolników?

Deszczowa pogoda panująca od kilku tygodni w Niemczech sprawiła, że żniwa praktycznie stanęły. Nie ma możliwości zbioru ziarna, którego jakość pogarsza się z każdym dniem. Z tego powodu nerwy tamtejszych rolników są już nadwyrężone. Bezradnie mogą tylko patrzeć, jak jakość i wielkość początkowo dobrze rokujących plonów się zmniejszają.

Wzrost nerwowości potęguje coraz powszechniejszy przekaz ustny, [no właśnie, panie Sachajko], że import taniego zboża z Ukrainy wypiera krajową pszenicę. Czyli ceny niemieckiego zboża są pod presją tego z importu. Wszystko na to wskazuje, że mają przedsmak obecności tego towaru na własnym rynku.

Tak, to niemieckie kiepskie zboże będzie wypierane przez dobre pod względem parametrów technologicznych zboże z Ukrainy. Takie są prawa rynku i stąd taka panika. Nie życzę im źle, bo to nie po chrześcijańsku, ale życzę im refleksji nad tym co wyprawia Komisja Europejska i niemieccy politycy. Za chwilę  Niemcy będą mieć problemy z którymi, na oczach polityków zachodnich, borykali się Polacy — wyjaśnia Jarosław Sachajko.

Szczelność tranzytu zboża przez Polskę działa?

Czy pojawiające się obawy ze strony niemieckich rolników są potwierdzeniem, że tranzyt przez Polskę działa? Mimo że nie jest on obłożony kaucją, o którą wnioskują niektórzy polscy politycy?

Jarosław Sachajko: Trzeba na początek obalić mit kaucyjny. Jeśli jako Polska nałożylibyśmy kaucję, to szybko byśmy płacili kary. Jako państwo nie mamy prawa nakładać ceł ani kaucji, rynek unijny jest wspólny i żaden pojedynczy kraj nie może samodzielnie robić regulacji. Ta część naszych praw została bowiem scedowane na Komisję Europejską. Ale jak potwierdzają niemieccy rolnicy, system SENT, czyli stały monitoring oraz plombowanie przyczep ze zbożem działa. Bo to zboże nie zostaje już w Polsce, ale w najbliższym możliwym kraju, gdzie można go wyładować, czyli w Niemczech.
Transport kołowy zboża jest kilkanaście razy droższy niż morski, jest on mało opłacalny na średnie odległości i nieopłacalny na dalekie dystanse. Dlatego to zboże zostawało głównie na Lubelszczyźnie i na Podkarpaciu, gdyż Ukraińcom nie opłacało się go wieźć dalej. Koszty transportu do Hiszpanii, która potrzebuje dużo zboża, byłyby równe wartości zboża. Hiszpanie mają deficyt zboża, gdyż mają ogromną produkcję zwierzęcą. Dla przykładu trzody chlewnej produkują 35 mln sztuk. Gdyby Polska miała chociaż taką produkcję trzody chlewnej jak w 2007 r. to również potrzebowalibyśmy ukraińskiego zboża, a u nas za PO-PSL ubyło 8 mln, za PIS 2 mln i zamiast sprzedawać „zboże w skórze”, sprzedajemy go po nieopłacalnych, dyktowanych przez MATIF cenach.

Jaka będzie reakcja niemieckich polityków na zalewające ich kraj zboże ukraińskie?

J.S.: Obawiam się, że żadna … Wciąż klasa polityczna Niemiec nie zmądrzała. Cały czas straszy Polskę i polski rząd, że mamy otworzyć nasz rynek, bo inaczej złamiemy wspólnotowe prawo. Dzisiaj już wiemy, dlaczego oni są w takiej panice. Mianowicie chcą, aby to zboże zostało na naszym rynku. Gdyż obawiają się, że dalej będzie docierało do Niemiec, ich rolnicy będą protestowali i bankrutowali.
W mojej opinii polski rząd i tak długo zwlekał, czekając na realizację obietnic utworzenia korytarzy humanitarnych, celem wyekspediowania ukraińskiego zboża do Afryki. Trzeba podkreślić, że zaledwie 3% tego towaru trafiło do Afryki, reszta dopłynęła do Turcji, Hiszpanii, Włoch, Chin. Miejmy nadzieję, że teraz niemieccy rolnicy trafią do rozsądku niemieckich polityków i uporządkujemy rynek zbóż w Europie.
Ale tak naprawdę, będzie go można uporządkować dopiero gdy Rosja przegra tę wojnę. Kiedy odblokuje się porty i wznowi transport przez Morze Czarne. Jest to bowiem najtańszy, najbardziej ekonomiczny korytarz transportowy zboża z Ukrainy do krajów docelowych.

Czy przed problemami niemieckich rolników ugnie się KE?

Przypomnijmy, KE sprzeciwia się apelom pięciu państw członkowskich o przedłużenie zakazu importu zboża ukraińskiego po 15 września?

J.S.: Na zakaz importu, cła czy regulacje ograniczające muszą zgodzić się wszystkie państwa UE, a to jest niemożliwe, od 2014 r. bez cła wjeżdża do Europy pszenica. W tej chwili, kiedy ukraińskie porty czarnomorskie nie działają, państwa przyfrontowe uszczelniły tranzyt, to ukraińskie zboże dociera do Niemiec i tam zostaje. Mam więc nadzieję, że KE i PE, które działają pod dyktando Niemiec, przekonają pozostałe kraje, że to, o czym mówimy od ponad roku, rzeczywiście jest problemem na europejską skalę. Czyli w końcu powstaną kolejowe korytarze humanitarne transportujące zboże do Hiszpanii, Włoch, Turcji. Liczę również na otrzeźwienie niemieckich polityków w zakresie zakończenia wojny na Ukrainie. Przypominam, Niemcy obiecali przekazać 110 czołgów, a przekazali 10.
Odblokowanie portów czarnomorskich przywróciłoby normalność, wówczas tamtędy to zboże będzie docierało nie tylko do Europy, ale także do Egiptu i innych państw Afrykańskich oraz do Chin. Czyli do tych krajów, które naprawdę potrzebują tego towaru. A nie będzie dalej niszczona polska i europejska suwerenność żywnościowa. Bo przez to, że obecnie trudno jest polskim rolnikom sprzedać zboże w pokrywającej koszt produkcji cenie, oni zadłużają się i bankrutują. A jak stracimy rolników, którzy produkują zboża, to równocześnie stracimy rolników produkujących trzodę chlewną, drób. Stracimy suwerenność żywnościową. Niemcom na tym by zależało, bo prą do podpisania umowy z MERCOSUR-em. Stamtąd chcą bowiem sprowadzać mięso, a w zamian sprzedadzą tam swoje maszyny i samochody. Mam nadzieję, że niemieccy rolnicy przekonają swoich polityków, że to jest utopia.2

Czego od KE oczekują niemieccy rolnicy?

Na razie prasa niemiecka próbuje uspokoić swoich obywateli, że te informacje, to bardziej przekaz plotkarski.

Prawdopodobnie działają rosyjskie fabryki trolli — mówi Dietrich Treis z BR mieszkajacy na Ukrainie od 1990 r., gdzie prowadzi duże gospodarstwo rolne na zachód od Kijowa.

Jednak rolnicy prowadzący produkcję roślinną na terenie Niemiec inaczej podchodzą do obecnej sytuacji.

Pilnie potrzebne jest europejskie rozwiązanie. Byłoby naprawdę pożądane, aby dostawy kolejowe i samochodowe były zarządzane w sposób uporządkowany, tak aby mogły trafiać na rynek światowy — mówi Johann Meierhöfer z Niemieckiego Stowarzyszenia Rolników (DBV).

Czytaj również: Za obecne przeceny na rynku zbóż w UE odpowiada m.in. KE

W ciągu roku import ukraińskich zbóż do Polski potroił się. Zboże techniczne z Ukrainy – zjedliśmy. Śledztwo – trwa mać…

W ciągu roku import ukraińskich zbóż do Polski potroił się. Zboże techniczne z Ukrainy zjedliśmy. Śledztwo – trwa mać…

Tak źle dla polskich rolników jeszcze nie było. „Aż 610 razy więcej”

tak-zle-dla-polskich-rolnikow-jeszcze-nie-bylo

Takiego zalewu ukraińskiego zboża jeszcze nie było. Polska odnotowała wwóz rekordowej ilości produktów rolnych z Ukrainy.

„Rzeczpospolita” dotarła do danych Ministerstwa Finansów i Krajowej Administracji Skarbowej, uzyskanych z resortu rolnictwa. Wynika z nich, że w Polsce nastąpił rekord jeśli chodzi o wwóz ukraińskich produktów rolnych. Takiego zalewu jeszcze nie było.

Według danych, które uzyskał dziennik, w ciągu zaledwie roku import ukraińskich zbóż do Polski potroił się – z 1,1 mln ton w 2021 roku do 3,2 mln ton w 2022 r. Największy wzrost dotyczy pszenicy – tylko w pierwszych miesiącach 2023 roku do Polski wwieziono jej ponad 600 razy więcej niż rok wcześniej.

– W pierwszych czterech miesiącach 2023 r., gdy trwały już protesty polskich rolników, sprowadzono z Ukrainy prawie 338 tys. ton pszenicy. To aż 610 razy więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego – zaznaczył cytowany przez „Rzeczpospolitą” dr hab. inż. Arkadiusz Artyszak, prof. SGGW.

Jak przyznał, skala importu ukraińskich zbóż do Polski w ciągu ostatnich 18 miesięcy „jest dla niego szokująca”. Co więcej, nie jest też jasne, co się stało z tzw. zbożem technicznym – a więc nienadającym się do spożycia.

Dziennik przypomina, że pojęcie to wymyślono tylko po to, żeby obejść kontrole na granicy i tym samym przyspieszyć wwóz do Polski. Nie wiadomo, czy dane dotyczące importu ukraińskiego zboża obejmują także tę kategorię.

Według lidera stowarzyszenia Oszukana Wieś, zboże techniczne z Ukrainy „zjedliśmy, a część poszła na paszę”. – Nie słyszałem, żeby zostało spalone w piecach – dodał Wiesław Gryń.

Resort rolnictwa podaje, że w 2022 roku z Ukrainy do Polski sprowadzono prawie 101 tys. ton zbóż deklarowanych jako techniczne i przemysłowe. W okresie od stycznia do kwietnia 2023 roku było to 2 tys. ton.

W Polsce sprzedawano je jako zboże paszowe lub konsumpcyjne.

W sprawie oszustw związanych ze zbożem technicznym z Ukrainy „trwa w Polsce śledztwo”. Obejmuje ono ok. 90 spraw. Jak podkreślała rzecznik Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie Hanna Biernat-Łożańska, w czerwcu KAS przeprowadziła przeszukania w ponad 200 firmach i agencjach celnych.

Dziennik przypomina, że zalew ukraińskiego zboża to m.in. pokłosie decyzji Brukseli z maja 2022 roku o bezcłowym otwarciu granic dla produktów rolnych z Ukrainy. Komentatorzy jednak zwracali także uwagę na brak działań chroniących polskich rolników ze strony rządu.

Ostatecznie blokada – i to tylko na cztery zboża z Ukrainy – została w pięciu państwach UE, w tym Polsce, przedłużona jedynie do połowy września. Polscy rolnicy zapowiadają, że jeśli nie będzie ona przedłużona na kolejne miesiące, zablokują granicę.

Ukraiński milioner ścigany listem gończym, wciąż robi interesy w Polsce. Tak działa obecnie państwo polskie.

Ukraiński milioner, który jest ścigany listem gończym, wciąż robi interesy w Polsce. rainski-milioner-ktory-jest-scigany-listem-gonczym-interesy-w-polsce

Taras Barszczowski to ukraiński milioner, który w Polsce jest ścigany listem gończym. Nie przeszkadza mu to w dalszym robieniu interesów w nad Wisłą.

Barszczowski od kwietnia jest poszukiwany w Polsce listem gończym. Na ukraińskim milionerze ciążą zarzuty założenia w Polsce zorganizowanej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym i dokonywania oszustw na szkodę około 100 polskich sadowników i dostawców.

Oligarcha znajduje się na czarnej liście ZUS. Jeśli postawi stopą w Polsce, to od razu zostanie schwytany przez polską policję. [?? czyżby?? … md]

– Czekamy, aż podejrzany wyjedzie z Ukrainy do innego państwa, które zgodzi się nam go wydać. W Ukrainie nie funkcjonuje europejski nakaz aresztowania, a w związku z tym podejrzany musiałby być wydany w trybie ekstradycji. Jednak jednym ze standardów w relacjach między państwami jest niewydawanie własnych obywateli – mówi prok. Andrzej Jeżyński z Prokuratury Regionalnej w Lublinie.

Póki co, Barszczowski wciąż korzysta ze zliberalizowanych przepisów handlu Ukrainy z UE, które wprowadzono, by pomóc finansowo napadniętemu przez Rosjan państwu. Milioner wciąż robi interesy w Polsce i zalewa nasze państwo swoim koncentratem.

Zajęcie zaledwie kilku jego cystern, które stale kursują przez polsko-ukraińską granicę, poważnie zredukowałoby długi, jakie ukraiński przedsiębiorca ma u polskich rolników, dawnych dostawców jego firm mówi WP Lucjan Kamil Zębek, przedsiębiorca z woj. lubelskiego. Na współpracy z firmami powiązanymi z Barszczowskim mężczyzna stracił kilkaset tysięcy złotych.

To, co się odbywa, to jakaś zabawa w ciuciubabkę. Jest ścigany listem gończym, ma ogromne długi, a jednocześnie cysterny jego ukraińskiej firmy swobodnie przekraczają granicę i dostarczają towar. Każdy taki pojazd przewozi koncentrat jabłkowy o szacunkowej wartości 160 tys. zł. Mówimy o milionach, które ten człowiek nadal może zarabiać – dodaje.

Sytuacja rzeczywiście wydaje się absurdalna, ale tak najwyraźniej działa obecnie państwo polskie. Tymczasem rodzimi przedsiębiorcy nieustannie są nękani i państwo utrudnia im prowadzenie biznesów.

Braun w obronie polskich rolników. „Żaden program «locha plus» nie zmieni sytuacji”. W gęstniejącym gąszczu euro-kołchozowych przepisów i eko-schematów..

W gęstniejącym gąszczu euro-kołchozowych przepisów i eko-schematów.

Braun w obronie polskich rolników. „Żaden program «locha plus» nie zmieni sytuacji”.

zaden-program-locha-plus-nie-zmieni

Szczęść Boże i ratuj się, kto może, gdy rząd Mateusz Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego z ministrem Telusem występuje z kolejnym łże-pomocowym programem dla rolnictwa – mówił Grzegorz Braun podczas konferencji prasowej Konfederacji.

Żaden program „locha plus” nie zmieni sytuacji, jeśli polskie rolnictwo dalej będzie wykańczane przez wprowadzanie rozmaitych schematów eurokołchozowych, a to pod pretekstem z afrykańskim pomorem świń, a to pod pretekstem walki z chorobą szalonych krów, ptasią grypą i co tam jeszcze było na rozkładzie mówił w Sejmie Grzegorz Braun.

Jeden z liderów Konfederacji stwierdził, że rząd PiS tworzy „skansen dla wybranych, niestety – kurczący się skansen”.

– Jedyna realna pomoc dla polskiego rolnictwa, to byłoby, owszem, zredukowanie pogłowia świń… przy państwowym, rządowym korycie – stwierdził polityk.

Braun stwierdził, że „świnie” przy korycie się zmieniają i tylko Konfederacja chce to koryto zlikwidować,

– Oddzielić urzędnika od rolnika – o to apelujemy. Polski rolnik, nie w ciemię bity, świetnie sobie radzi nawet i w tym gęstniejącym gąszczu eurokołchozowych przepisów i eko-schematów. No, ale to jest gra w trzy karty z oszustami. To jest system, w którym ostatecznie czeka nas bankructwo i likwidacja wszystkiego – oczywiście poza dobrobytem i zamożnością dla wybranych – powiedział poseł.

Grzegorz Braun nazwał także unijne przepisy „neokomunistycznymi schematami”, które „odbierają nam wolność, atakując zdrowy rozsądek”.

Locha plus

– Kolejną ustawą, rozporządzeniem które już jest w przygotowaniu, to jest program „Locha plus”, w którym dopłacamy do lochy, do naszych polskich prosiąt – apowiedział minister rolnictwa Robert Telus.

Dopłaty, które rząd w Warszawie szykuje dla rolników, mają być rekompensatą za szkody, jakie gospodarstwom rolnym wyrządzi wprowadzanie w życie tzw. eko-schematów.

Zakłady Azotowe Puławy stoją. “Przez 60 lat czegoś takiego nie było”. Mosze Kantor powiedz, jaki jest powód przestoju, gdy ceny gazu są niskie?

Zakłady Azotowe Puławy stoją. “Przez 60 lat czegoś takiego nie było”

Jaki jest powód przestoju, gdy ceny gazu są niskie,

Agnieszka Zielińska narodowy-czempion-stoi-przez-60-lat-czegos-takiego-nie-bylo

– Zakład stoi, produkcji praktycznie nie ma, nikt z nami nie chce rozmawiać. Przez 60 lat czegoś takiego nie było. To straty nie do odrobienia – mówią money.pl pracownicy Zakładów Azotowych Puławy i dodają, że jak na ironię udziałowcem przedsiębiorstwa jest rosyjski oligarcha. – Tym powinna zająć się komisja – mówią.

Od dłuższego czasu Zakłady Azotowe Puławy pracowały na zaledwie 10 proc. mocy produkcyjnych. Zarząd spółki deklaruje, że od 1 czerwca wznowi produkcję (Money.pl, Agnieszka Zielińska)

O trudnej sytuacji Grupy Azoty pisaliśmy w money.pl kilka dni temu. Cała polska Grupa, na którą składają się m.in. zakłady w Tarnowie, Policach i Puławach, zanotowała w pierwszym kwartale tego roku stratę netto w wysokości ponad 555 mln zł.

Jednak tylko w Zakładach Azotowych Puławy, które odpowiadają za blisko połowę przychodów całej grupy, wstrzymano niemal całą produkcję.

Spotkaliśmy się z pracownikami przedsiębiorstwa. – Zakład od dłuższego czasu stoi, produkcji praktycznie nie ma – słyszymy. – To są straty nie do odrobienia – oceniają nasi rozmówcy.

Słychać tylko śpiew ptaków

To, że zakład nie pracuje na pełnych obrotach, mieliśmy okazję zobaczyć na własne oczy. We wtorek, 30 maja, w okolicy puławskich zakładów panowała cisza. Na niebie nie było widać charakterystycznych smug, które zazwyczaj wydobywały się z ogromnych kominów.

Takiej sytuacji nie było od 60 lat. Zwykle panował tu hałas. Teraz wiele instalacji jest wyłączonych, a te, które działają, pracują na około 10 proc. mocy. To doprowadzanie polskiego przemysłu nawozowego do ruiny – mówią pracownicy.

Dodają, że z przestojem puławskich Azotów wiążą się poważne konsekwencje. Takie, które – ich zdaniem – mogą wpłynąć na pogarszającą się sytuację rolnictwa i wzrost cen żywności. – Skorzystają na tym wyłącznie zagraniczni producenci – ostrzegają nasi rozmówcy.

Pracownicy: boimy się

Pracownicy zakładów, z którymi rozmawialiśmy, mają obawy, aby wypowiadać się pod nazwiskiem, bo boją się stracić pracę.

My pytamy ciągle o to samo, m.in. jaki jest powód przestoju zakładu w momencie, gdy ceny gazu są niskie, a magazyny nawozów są puste. Pytamy też o bezpieczeństwo wyłączenia instalacji, na które wydano miliardy złotych – mówią.

Dodają, że po tak długim przestoju nie wiadomo, czy uda się w ogóle uruchomić linie technologiczne. Mówią, że problemem jest także brak specjalistów, bo zwolniono już wielu fachowców.

– Przedsiębiorstwo, które produkuje nawozy, to nie jest nakręcana zabawka, którą można jednym ruchem wprawić w ruch. Wyłączenie linii technologicznych w takich zakładach może stwarzać nawet zagrożenie bezpieczeństwa – wskazują.

Rosjanin w akcjonariacie. “Tym powinna zająć się komisja”

Nasi rozmówcy cały czas podkreślają, że zakłady Azotowe Puławy nie są zwykłą spółką, ale taką, która ma strategiczne znaczenie z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego państwa. Były przecież dotąd jednym z największych na świecie producentów melaminy (to związek chemiczny stosowany w przemyśle)i największym polskim przedsiębiorstwem w branży wielkiej syntezy chemicznej.

Pracownicy nie mogą więc zrozumieć, zwłaszcza w kontekście ustawy “lex Tusk”, dlaczego akcjonariuszem Grupy Azoty jest wciąż rosyjski oligarcha Wiaczesław Mosze Kantor, właściciel firmy Acron, wielkiego gracza na rynku nawozów. W 2018 r. Kantor znalazł się na liście “osób bliskich Kremlowi”, sporządzonej przez amerykański Departament Skarbu. Sześć lat wcześniej Kantor próbował przejąć Azoty Tarnów. Ówczesny rząd potraktował to jako wrogie przejęcie i je zablokował. Później spółka została połączona z Azotami w Puławach i powstała Grupa Azoty.

Rosyjski miliarder posiada blisko 20-proc. pakiet akcji Grupy Azoty.

[—] dalej – w oryginale – dla ciekawskich.. md

Tropienie „złodziei wody” w południowej Hiszpanii. „Truskawki połykają wodę z ptasiego raju”. Jak UE niszczy rolnictwo.

Tropienie „złodziei wody” w południowej Hiszpanii. „Truskawki połykają wodę z ptasiego raju”. Jak UE niszczy rolnictwo.

“W ciągu ostatnich czterech lat zamknęliśmy 1116 nielegalnych otworów wodnych. “

euronews–tracking-water-thieves

[Euronews, największa tuba propagandowa zielonych komunistów]

Andaluzja w południowej Hiszpanii, gdzie nasz reporter szuka – i znajduje! – dużo nielegalnych studni wodnych.

Dwie trzecie Hiszpanii jest zagrożone pustynnieniem. Kryzys klimatyczny przybiera na sile. Mnożą się konflikty związane z wykorzystaniem wody. Doñana, jeden z najbardziej wyjątkowych rezerwatów przyrody w Europie, jest jednym z takich miejsc.

Ochrona wody

Solidnie wyglądający strażnicy patrolują granicę rezerwatu Doñana. Intensywne rolnictwo szklarniowe jest coraz bliżej. Uprawia się tu około 80% hiszpańskiej produkcji owoców jagodowych. Truskawki połykają wodę z ptasiego raju.

Nielegalne rozbudowy i przepompownie “rosną jak grzyby po deszczu”. Ziemia jest perforowana i przekształca się w rodzaj “szwajcarskiego sera”.

Antonio Santos, lider jednostki Konfederacji Hydrograficznej Gwadalkiwiru, podjął działania: “W ciągu ostatnich czterech lat zamknęliśmy 1116 nielegalnych otworów wodnych. “

W lesie napięcie rośnie. Rolnicy energicznie bronią swoich odwiertów. Czasami Antonio musi wzywać Guardia Civil. Zamykanie nielegalnych studni nie jest łatwe. To prawdziwa wojna papierkowa, toczona za pomocą pism procesowych i procedur sądowych, które mogą trwać nawet osiem lat.

======================================================

Mój korespondent:

Niszczenie europejskiego rolnictwa odbywa się różnymi metodami.

W Polsce ukraińskie zboże wypiera nasze.

W Holandii wyrzuca się na ten cel ciężkie pieniądze wykupując i zamykając gospodarstwa rolne.

Kolej na Hiszpanię:

Tam pod pozorem ochrony przyrody zabiera się rolnikom wodę, aby nie mieli czym podlewać:

Ale oni jeszcze walczą o swoją egzystencję i nie dają za wygraną.

Oglądam często Euronews, bo to największa tuba propagandowa zielonych komunistów. Tam można się dowiedzieć co nam grozi i jak się ogłupia widzów, żeby to łyknęli.

Euronews nadaje w 12 językach, ale (jeszcze?) nie po polsku.

Wojna: Przyszła również nasza katastrofa: Rolnictwo i inflacja.

Wojna: Przyszła również nasza katastrofa: Rolnictwo i inflacja.

Witold Modzelewski 2023-05-19 przyszla-rowniez-nasza-katastrofa

Dwa istotne wydarzenia trwale zmieniły a w zasadzie zburzyły propagandowy obraz wojny rosyjsko-ukraińskiej, który bezwzględnie, nie szczędząc środków zbudowano przez miniony rok z udziałem zwłaszcza „wolnych mediów”.

Pierwszym, najważniejszym jest ekonomiczna katastrofa polskiego rolnictwa w wyniku nieoclonego napływu ukraińskich płodów rolnych. Drugim jest równie masowy wyciek tajnych dokumentów amerykańskich dotyczących tej wojny. Pierwsze z nich unaoczniły (boleśnie) oczywistą tezę, że prowojenna polityka wschodnia jest dla nas nie tylko całkowicie nieopłacalna, lecz wręcz katastrofalna ekonomicznie.

Straty liczone w dziesiątkach lub nawet setkach miliardów złotych są bezpowrotne i bezsensowne, bo nie mają obiektywnie żadnego wpływu na wynik ten wojny. Umożliwienie nieograniczonego zbytu płodów rolnych kilku „międzynarodowym koncernom”, które przejęły istotną część lub nawet większość gruntów ornych na Ukrainie, nie ma żadnego znaczenia militarnego.

Wojska ukraińskie są w całości zaopatrywane przez państwa trzecie (w tym Polskę) i według mojej wiedzy robimy to za darmo. Nieznana w przeszłości ekonomiczna destrukcja polskiego rolnictwa (strukturalna nieopłacalność) jest już faktem, bo spóźnione embarga na przywóz zbóż niewiele już zmienią, bo w ich miejsce przyjedzie np. ukraińska mąka o wiele tańsza od tej, która powstanie z przemiału polskiego ziarna. Na razie jedynym pomysłem zaradczym jest pokrycie rolnikom ze środków publicznych powstałych strat, czyli z naszych podatków. Na barki zubożonego społeczeństwa w wyniku obecnej „polityki wschodniej”, które już utraciło co najmniej jedną piątą wartości swoich aktywów, przerzuci się pokrycie strat rolników w wyniku bezsensownego otwarcia rynków UE na ukraińskie płody rolne.

W budżecie państwa nie ma na to pieniędzy. Rozumiem, że cała klasa polityczna, która zgodnie ponosi odpowiedzialność za tę katastrofę, uchwali nadzwyczajny podatek lub podatki, które sfinansują straty rolników w związku ze „zwycięską wojną” rządów w Kijowie z „rosyjską agresją”. „Światowe przywództwo” zapowiada, że wojna ta potrwa jeszcze długo, więc podatek ten pewnie będzie pobierany przez wiele lat.

Z niecierpliwością oczekuję projektów tego podatku (podatków), który powinien być efektywny fiskalnie dając przez rok co najmniej 10 mld zł, bo tyle co najmniej wyniosą ponoć straty rolników w wyniku bezcłowego importu produktów rolnych z Ukrainy.

Kto miałby zapłacić ten podatek? Na pewno nie „międzynarodowi inwestorzy”, którzy od lat korzystają z wielu szczodrze przyznanych im przywilejów podatkowych (np. niskiej akcyzy na swoje produkty). Gdyby ktoś miał odwagę zlikwidować te patologie, dodatkowe dochody budżetowe wyniosłyby co najmniej 10 mld zł. Czekamy, aż wizja tych podatków pojawi się w programach wyborczych partii opozycyjnych. A tak na marginesie: lewicowi politycy zorganizowali zbiórkę na zakup dla Ukraińców drona bojowego, może teraz zaproponują zbiórkę na pokrycie strat rolników, np. 100 zł od osoby miesięcznie.

Dochody budżetowe w tym roku będą niższe od planowanych, a nawet mogą spaść w stosunku do ubiegłego roku. Według oficjalnych informacji ministerstwa finansów po pierwszym kwartale 2023 r. zebrano tylko 20% dochodów, czyli jesteśmy pod grubą kreską. A może być jeszcze gorzej, bo bezsprzecznie jedyną udaną operacją ekonomiczną ostatniego roku jest powszechne zubożenie, zwłaszcza konsumentów oraz małych i średnich przedsiębiorców: popyt spada, a to oznacza również spadek dochodów budżetowych. A ten „sukces” idzie w parze ze spadkiem wpływów podatkowych. Będziemy biedni, przestraszeni groźbą „rosyjskiej agresji” oraz być może obciążeni nadmiernymi podatkami, a to wszystko w imię obrony aktualnych rządów w Kijowie. Możemy się tylko „pocieszyć”, że wyniszczenie Ukrainy jest dużo większe, ale te wszystkie ofiary są konieczne aby „pokonać Putina”. Jak dotąd wszystkie prognozy o „rozpadzie” Rosji, skrytobójstwie jej prezydenta i nowej rewolucji postbolszewickiej nie chcą się sprawdzić i prawdopodobnie nie sprawdzą się.

Zakończeniu tego konfliktu może pomóc przypadek: może z przyczyn jak najbardziej naturalnych odejść do wieczności jeden z dwóch starców, którzy toczą ostatnią wojnę swojego życia politycznego. Może również ktoś (jak się to robi w „wielkiej” polityce) wykorzystać zużycie się głównych aktorów tej wojny dla realizacji swoich globalnych interesów a wszyscy widzą tu ostateczne zjednoczenie Chin, które chcą zająć zbuntowaną prowincję będąca dziś protektorem amerykańskim.

Lepiej abyśmy nie byli po stronie przegranych w dosłownym znaczeniu (ekonomicznie już przegrywamy).

Najbliższe wybory mogą być klęską istotnej części naszej klasy politycznej. Tak jak Sanacja przegrała wojnę 1939 roku i już nigdy nie wróciła do władzy. Może i dobrze?

Witold Modzelewski https://myslpolska.info

„Bez rolników, bez jedzenia, bez przyszłości” czyli Wielki Reset Żywnościowy

„Bez rolników, bez jedzenia, bez przyszłości” czyli Wielki Reset Żywnościowy

AlterCabrio bez-rolnikow-bez-jedzenia-bez-przyszlosci

Według Roosa ta nieludzka polityka prowadzi do katastrofalnych konsekwencji, a co roku od 20 do 30 rolników popełnia samobójstwo. Co więcej, za brakiem rolników czają się niedobory żywnościowe, o czym świadczy głód i chaos na Sri Lance, który był wynikiem perfekcyjnego wdrożenia środowiskowego zarządzania społecznego [ESG]

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

___________***___________

Holenderski eurodeputowany Rob Roos krytykuje globalistyczną politykę „Wielkiego Resetu Żywnościowego”: „Bez rolników, bez jedzenia, bez przyszłości” (wideo w oryg. md)

Apel Roosa by chronić i dbać o naszych rolników oraz domaganie się przejrzystości w etykietowaniu żywności jest wyraźnym wezwaniem do działania.

W niedawnym przemówieniu w Parlamencie Europejskim holenderski polityk i obecny poseł do Parlamentu Europejskiego, Robert „Rob” Roos, wypowiedział się przeciwko unijnej polityce „Wielkiego Resetu Żywnościowego”, która, jak twierdzi, prowadzi do wstrząsających scen w Holandii. Roos argumentował, że rolnicy produkują żywność od wieków i są istotną częścią europejskiego dziedzictwa i kultury. Jednak umowy handlowe UE i Organizacji Narodów Zjednoczonych zalewają rynek produktami z połowy świata, podczas gdy rolników zabijają przepisy mające na celu działania na rzecz klimatu, w tym zakaz stosowania nawozów azotowych, niezbędnych składników nowoczesnego rolnictwa.

Według Roosa ta nieludzka polityka prowadzi do katastrofalnych konsekwencji, a co roku od 20 do 30 rolników popełnia samobójstwo. Co więcej, za brakiem rolników czają się niedobory żywnościowe, o czym świadczy głód i chaos na Sri Lance, który był wynikiem perfekcyjnego wdrożenia środowiskowego zarządzania społecznego [ESG – Environmental, Social and Corporate Governance]. Dlatego Roos wezwał do zakończenia Ustawy o odtwarzaniu przyrody i Agendy 2030, które, jak stwierdził, niszczą rolników dla ideału utopii bez CO2.

Roos podkreślił potrzebę ponownej ochrony i dbałości o rolników, stwierdzając, że bez rolników nie może być żywności ani przyszłości. To przemówienie odzwierciedla rosnące obawy wśród farmerów w całej Europie, którzy obawiają się, że ich źródła utrzymania są zagrożone przez politykę UE, która przedkłada kwestie ochrony środowiska nad ich dobrobyt ekonomiczny.

W innym niedawnym przemówieniu Roos skrytykował politykę UE polegającą na wprowadzaniu owadów do żywności bez wyraźnego oznakowania. Chociaż od 2020r. UE dopuściła cztery różne rodzaje owadów jako składniki żywności, Roos twierdzi, że konsumenci muszą dokładnie wiedzieć, co znajduje się w ich żywności, a zwodnicze łacińskie nazwy owadów na opakowaniach nie są wystarczająco jasne i zamiast tego są używane, aby ukrywać składniki.

Roos wezwał do tego, aby produkty żywnościowe na bazie owadów miały przejrzyste etykiety, z normalną nazwą owada wymienioną prostym językiem oraz ikoną na opakowaniu, aby ostrzec konsumentów, co produkt zawiera. Wierzy, że zapobiegnie to przypadkowemu spożyciu owadów, jeśli ktoś nie może lub nie chce tego robić. Przemówienie Roosa podkreśla potrzebę przejrzystości i uczciwości w etykietowaniu żywności, zwłaszcza jeśli chodzi o wprowadzanie nowych i nieznanych składników.

Przemówienia Roosa są potężnym sygnałem alarmowym dla Unii Europejskiej i całego świata. Podkreślają one krytyczną potrzebę przejrzystości i uczciwości w przemyśle spożywczym oraz pilną potrzebę znalezienia równowagi między ochroną środowiska a wspieraniem naszych rolników. Globaliści z Unii Europejskiej muszą przestać forsować swój lewicowy program środowiskowy. Jego wezwanie do ochrony i troski o naszych rolników oraz żądanie przejrzystości w etykietowaniu żywności jest wyraźnym wezwaniem do działania. Bez rolników „nie może być żywności, przyszłości ani nadziei”.

_________________

Dutch MEP Rob Roos Slams Globalists ‘Great Food Reset’ Policy: ‘No Farmers, No Food, No Future’ (Video), Amy Mek, May 15, 2023

−∗−

Powiązane tematycznie:

Zielone bankructwo czyli kto następny po Sri Lance
Według WEF na Sri Lance wszystko szło świetnie, ale co widzimy cztery lata później: bankructwa, inflację, niewypłacalność, braki żywności, braki towarów, braki paliwa i przemoc na ulicach. […]

_________________

Od Sri Lanki do Niderlandów czyli jak działać
Wiedzą, że kiedy ludzie stają się wściekłym, głodnym tłumem, mogą być kontrolowani jak zwierzęta. I tego typu reakcje są dokładnie tym, na co liczą ci globalistyczni oszuści. Dlatego niszczą światowe gospodarki i wywołują kryzys żywnościowy. […]

Mleko w skupie za 1,5 zł, a w markecie za 5 zł. Kto stoi nad przepaścią…?

Mleko w skupie za 1,5 zł, a w markecie za 5 zł. Mleczarze stoją nad przepaścią..

nad-przepascia

Coraz niższa konkurencyjność, wysoka inflacja, podcinająca skrzydła polityka sieci handlowych, a na domiar złego – nowa opłata szykowana przez rząd. Kryzys branży mleczarskiej w Polsce pogłębia się w zawrotnym tempie. Działalność producentów balansuje na granicy opłacalności.

– Sytuacja jest dramatyczna. Od wielu producentów słyszę, że są o krok od działalności poniżej kosztów produkcji – mówi money.pl lider Agrounii Michał Kołodziejczak, który wraz z przedstawicielami ruchu odwiedził w minioną środę jedno z gospodarstw we Władysławowie Popowskim w województwie łódzkim. Podczas spotkania z miejscowymi rolnikami działacze zwracali uwagę na drastycznie niskie ceny mleka, wynoszące nawet 1,5 zł w skupie, przy jednocześnie wysokich, sięgających 5 zł cenach towaru w sklepach. Taka sytuacja – zdaniem Agrounii – prowadzi produkcję mleka w Polsce na skraj opłacalności i w konsekwencji może pozbawić przedsiębiorców środków na spłaty kredytów.

Kryzys zagląda w oczy mleczarzom

– Cykl hodowania krowy jest długi i wymaga pracy każdego dnia. Tu nie da się niczego odstawić, nawet na chwilę. Skala problemu jest duża, jako kraj jesteśmy przecież potentatem mleczarskim – podkreśla Kołodziejczak. Jego zdaniem branży grozi kryzys porównywalny z tym, z którym mierzą się producenci zboża.

W odpowiedzi na pytanie o możliwości rozwiązania problemu, lider Agrounii mówi o powiązaniu za pomocą ustawy początkowej ceny mleka z ceną końcową. – Jeżeli mleko kosztuje dzisiaj 4,50-5 zł, to powinniśmy wiedzieć, że przynajmniej połowa tej ceny trafia do polskiego rolnika.

Wtedy, przy spadkach cen u rolnika, spadłaby cena w sklepie. U rolnika jest coraz taniej, a w sklepie cena utrzymuje się na wysokim poziomie. To handel dobija dzisiaj nas wszystkich – mówił Kołodziejczak 10 maja we Władysławowie Popowskim.

Markety wymuszają niskie ceny na dostawcach, którzy później też są zmuszeni mało płacić producentom, czyli spółdzielniom mleczarskim. One padają ofiarą polityki grabieżczej marketów.

================================

Sprawdzam: , tu przykłady:

MleMleko łaciate 3,2% 1l 4,95zł

Mleko łaciate UHT 3,2% 1 litr 5,03zł

Mleko UHT ŁACIATE 3,2% 1L 5,54zł

Mleko UHT 1l 3.2% Łaciate. 6,19zł

Mleko Łaciate 3,2% 1 litr 5, 25

Mleko UHT 1l 3.2% Łaciate. 6,19zł

Mleko Łaciate 3,2% 1 litr 4,95zł

Mleko łaciate UHT 3,2% 1 litr 5,03zł

Mleko UHT ŁACIATE 3,2% 1L 5,54zł

Zalew antybiotyków. Antybiotyko-oporność bakterii, prowadzi do wzrostu zachorowań i większej śmiertelności zwierząt i ludzi.

Zalew antybiotyków. Antybiotykooporność bakterii, prowadzi do wzrostu zachorowań i większej śmiertelności ludzi.

Bakterie odporne na antybiotyki mogą podróżować w chmurach. Porażające ustalenia naukowców 

Adam Białous   bakterie-odporne-podrozuja-w-chmurach


Faszerowanie zwierząt hodowlanych antybiotykami, w celu zwiększenia zysków i utrzymania hodowli, staje się coraz bardziej niebezpieczne dla ludzi. Bakterie uodporniają się na działanie antybiotyków, więc leczenie nimi staje się mało skuteczne. Co gorsza, ostatnie badania naukowe pokazują, iż niebezpieczne bakterie odporne na antybiotyki, rozprzestrzeniają się na cały świat, wędrując w chmurach.

Każdego roku w hodowlach przemysłowych na świecie zwierzęta dostają tysiące ton antybiotyków, a ta ich ilość systematycznie rośnie. Dziś nawet gołębie hodowlane karmi się antybiotykami. Wszystko po to, aby hodowcy mogli osiągnąć jak największe zyski, zwierzęta nie zdychały, a firmy farmaceutyczne… mogły zbić fortuny. Polska nie jest tu wyjątkiem, zajmuje 4. miejsce w UE, jeśli chodzi o stosowanie antybiotyków w hodowli.  

Każdy kij ma jednak dwa końce. Nadużywanie antybiotyków jest bardzo niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia. Prowadzi bowiem do odporności bakterii na działanie antybiotyków. Coraz trudniej jest więc zwalczyć infekcje bakteryjne, które nas atakują.

– Antybiotykooporność bakterii, prowadzi do wzrostu zachorowań i większej śmiertelności ludzi. W ostatnich dwóch dekadach osiągnęła ona już poziom pandemii. By ograniczyć skalę zjawiska i zahamować niekorzystne skutki zdrowotne, należy ograniczyć stosowanie antybiotyków w weterynarii i medycynie – mówi dr Anna Kozajda z Pracowni Bezpieczeństwa Biologicznego, Instytut Medycyny Pracy im. J. Nofera.

Do tej pory mówiło się o przenikaniu bakterii odpornych na antybiotyki, wraz z obornikiem do gleby, co jest niepokojące. Opublikowane ostatnio wyniki badań naukowców z Francji (Université d’Auvergne) i Kanady (Uniwersytet Lavala) są jednak bardziej niż niepokojące. Wyniki tych badań udowadniają, że bakterie odporne na antybiotyki rozprzestrzeniają się po świecie, dostając się do kropli wody w chmurach.  

To pierwsze badanie pokazujące, że chmury zawierają geny oporności na antybiotyki bakteryjnego pochodzenia, w stężeniach podobnych, jakie można spotkać w innych naturalnych środowiskach – mówi prof. Florent Rossi, pierwszy autor publikacji na ten temat, która ukazała się w piśmie „Science of The Total Environment” .

1 mm sześcienny wody zbieranej z chmur na szczycie Puy de Dôme  (Francja) zawierał średnio 8 tysięcy różnych bakterii. Wyniki badań są wiarygodne. Zespół naukowców przez dwa lata pobierał próbki chmur ze szczytu góry – wulkanu Puy de Dôme, który mierzy prawie 1500 metrów. Profesor Rossi wyjaśnił w artykule naukowym w jaki sposób odporne na antybiotyki bakterie trafiają do chmur. „Bakterie te zwykle żyją na powierzchni roślin lub w glebie. Unoszą się w postaci aerozolu podnoszone z wiatrem albo w związku z ludzką działalnością. Niektóre wznoszą się wysoko do atmosfery i dołączają do tworzących się chmur”.  

Najbardziej niepokojący jest fakt, że według naukowców nawet 50% bakterii przenoszonych przez chmury, żyje i może zarażać. Według wyników badań zawartych w artykule naukowym w wodzie pobranej z chmur znaleziono średnio 20 tysięcy tzw. genów antybiotykoodporności na 1 milimetr sześcienny. Jak się okazuje chmury kontynentalne zawierają więcej genów antybiotykoodporności związanych z hodowlą zwierząt, czyli podawania im zbyt dużych ilości antybiotyków, co uodparnia bakterie. Chmury oceaniczne zawierają mniej takich genów. Naukowcy jasno podają, że są dwa główne źródła tworzenia się niebezpiecznego zjawiska antybiotykoodporności – masowe podawanie antybiotyków zwierzętom hodowlanym oraz zbyt częste używanie antybiotyków w medycynie.

Obecność bakterii odpornych na antybiotyki w chmurach oznacza, że przenoszą się one w różne miejsca świata. „Nasze badanie pokazuje, że chmury stanowią ważną ścieżkę rozprzestrzeniania się genów antybiotykoodporności na krótkie i długie dystanse” powiedział podczas konferencji prasowej prof. Florent Rossi.

Przed złymi konsekwencjami nadużywania antybiotyków przestrzegał już sam Aleksander Fleming, który odkrył pierwszy antybiotyk – penicylinę (rok 1920). Obecnie zjawisko narastania oporności bakterii na antybiotyki stanowi jeden z najpoważniejszych problemów medycznych, epidemiologicznych a nawet ekonomicznych. Sprzyja tej sytuacji nadużywanie antybiotyków, a także bagatelizowanie problemu wynikające m.in. z braku wyobraźni zarówno lekarzy jak i chorych, o tym że antybiotyk może kiedyś przestać działać.

Z powodu infekcji wywołanych bakteriami antybiotyko-opornymi na świecie umiera obecnie około 2 mln osób rocznie. WHO szacuje, że jeżeli to złe zjawisko nie zostanie zatrzymane, to w 2050 roku ta liczba zgonów przekroczy 10 mln chorych. Jest to więcej niż umierających na wszystkie nowotwory razem wzięte. Antybiotyko=oporność ma także poważne problemy ekonomiczne. Komisja Europejska szacuje, że koszty dodatkowe leczenia, związanego z antybiotykoopornością to około 1,5 mld euro rocznie.

Fatalne skutki przynosi faszerowanie antybiotykami zwierząt hodowlanych. Ekstensywne stosowanie antybiotyków utrzymuje się w krajach o niskich i średnich dochodach oraz w rozwijających się gospodarkach, szczególnie w intensywnym, przemysłowym rolnictwie, czyli praktycznie na wszystkich kontynentach. Wyniki kontroli NIK wykazały wielokrotnie, iż antybiotyki w polskich hodowlach są nadużywane, często stosowane bez wymaganego prawem nadzoru weterynarza. Przez to antybiotyki spożywamy wraz mięsem – m.in. wołowiną, wieprzowiną czy drobiem. Antybiotyki są też często obecne w mięsie ryb.

Nie jest też tajemnicą, że produkcja antybiotyków dla zwierząt hodowlanych przynosi koncernom farmaceutycznym ogromne zyski, więc nie rękę im aby nagłaśniać złe skutki nadużywania antybiotyków. Dla możnych tego świata bardziej liczy się zysk, niż ludzkie zdrowie. Podawanie zwierzętom antybiotyków, aby masowo nie chorowały i nie zdychały, to również pokłosie wytępienia ras pierwotnych zwierząt hodowlanych i wprowadzenie na ich miejsce bardziej wydajnych ras, powstałych przeważnie poprzez manipulacje genetyczne.    

Te bardziej wydajne, uzyskane w sztuczny sposób  rasy zwierząt hodowlanych, zapadają na wiele chorób i żyją o wiele krócej niż rasy naturalne. O bolączkach trawiących genetycznie zmodyfikowane bydło mleczne opowiedział nam specjalista zootechniki.

– Gnębią je liczne choroby. Nagminnie występuje zapalenie wymienia, razem z białaczką stanowi ono największy problem współczesnej hodowli. W czołowych oborach naszego kraju, ze względu na białaczkę trzeba usuwać każdego roku bardzo poważny procent pogłowia. Natomiast zapalenie wymienia leczy się przez podawanie krowie wielu specyficznych środków dowymieniowych opartych na antybiotykach. W skali jednego województwa w ciągu roku zużywa się ich wiele ton – część z nich przedostaje się do mleka – mówi nam prawdę o współczesnej, „nowoczesnej hodowli krów”, zootechnik z wieloletnim doświadczeniem,  Bogdan Garkowski.

Firtasz musi się wypróżnić [swoje silosy ze zbożem] w Polin.

Firtasz musi się wypróżnić [swoje silosy ze zbożem] w Polin.

Ukrainiec Dmytro Firtasz „polskim ministrem handlu”?

Firtasz-polskim-ministrem-handlu

Firtasz właśnie wije sobie biznesowe gniazdko w Warszawie, na alei Szucha 9, w willi po Aleksandrze Gudzowatym, a główne polskie media i politycy konsekwentnie na jego temat milczą

W polskim bantustanie króluje przekonanie, że Polską rządzi PiS, Kaczyński lub Morawiecki.

Tymczasem okazuje się, że kluczowe decyzje dotyczące gospodarki, energetyki i finansów publicznych nie podejmują tylko demoniczny Klaus Schwab i obwiniana „Niunia” nazywana całkiem niesłusznie europejską, ale również typki spod różnych gwiazd – ciemnych, czerwonych, „tęczowych” lub granatowych.

Jednym z nich jest Ukrainiec Dmytro Firtasz [ten „Legion” to antysemitnik!! przecież Firtasz, to NASZ, rodzony – Żydek.. uś, jaki zdolny… md] który swego czasu zwierzył się publicznie, że musi opróżnić swoje silosy ze zbożem.

“Ukraiński oligarcha kupił dawną kamienicę Aleksandra Gudzowatego, założył w Polsce spółkę i przekonuje do wspólnego sprowadzania LNG z USA przez Polskę prosto do Ukrainy. Czy polski rząd da się przekonać?” /link/

O sprawie mówi m.in. jeden z założycieli Porozumienia Centrum, Witold Gadowski, nie mogąc być może przeboleć, że środowisko polityczne, któremu kiedyś zaufał, niszczy polskie rolnictwo.

Jeżeli dopuścimy do tego, że fala bezprawnych towarów z Ukrainy po dumpingowych cenach doprowadzi do bankructwa polskich przedsiębiorców rolnych, to przegramy najważniejszą bitwę – stracimy naszą niezależność żywnościową i polskie ziemie będą, tak jak dzieje się to właśnie na Ukrainie, przejmować obcy. (…) Na Ukrainie bowiem w czasie wojny dokonano największej w historii tego kraju prywatyzacji. Za naszą wschodnią granicą czekają już wielkie koncerny i oligarchowie, którzy dzięki przestępstwom i morderstwom zgromadzili swój niebotyczny majątek, a teraz usiłują go gwałtownie legalizować w EuropiePCh24.pl/