Zalew antybiotyków. Antybiotyko-oporność bakterii, prowadzi do wzrostu zachorowań i większej śmiertelności zwierząt i ludzi.

Zalew antybiotyków. Antybiotykooporność bakterii, prowadzi do wzrostu zachorowań i większej śmiertelności ludzi.

Bakterie odporne na antybiotyki mogą podróżować w chmurach. Porażające ustalenia naukowców 

Adam Białous   bakterie-odporne-podrozuja-w-chmurach


Faszerowanie zwierząt hodowlanych antybiotykami, w celu zwiększenia zysków i utrzymania hodowli, staje się coraz bardziej niebezpieczne dla ludzi. Bakterie uodporniają się na działanie antybiotyków, więc leczenie nimi staje się mało skuteczne. Co gorsza, ostatnie badania naukowe pokazują, iż niebezpieczne bakterie odporne na antybiotyki, rozprzestrzeniają się na cały świat, wędrując w chmurach.

Każdego roku w hodowlach przemysłowych na świecie zwierzęta dostają tysiące ton antybiotyków, a ta ich ilość systematycznie rośnie. Dziś nawet gołębie hodowlane karmi się antybiotykami. Wszystko po to, aby hodowcy mogli osiągnąć jak największe zyski, zwierzęta nie zdychały, a firmy farmaceutyczne… mogły zbić fortuny. Polska nie jest tu wyjątkiem, zajmuje 4. miejsce w UE, jeśli chodzi o stosowanie antybiotyków w hodowli.  

Każdy kij ma jednak dwa końce. Nadużywanie antybiotyków jest bardzo niebezpieczne dla ludzkiego zdrowia. Prowadzi bowiem do odporności bakterii na działanie antybiotyków. Coraz trudniej jest więc zwalczyć infekcje bakteryjne, które nas atakują.

– Antybiotykooporność bakterii, prowadzi do wzrostu zachorowań i większej śmiertelności ludzi. W ostatnich dwóch dekadach osiągnęła ona już poziom pandemii. By ograniczyć skalę zjawiska i zahamować niekorzystne skutki zdrowotne, należy ograniczyć stosowanie antybiotyków w weterynarii i medycynie – mówi dr Anna Kozajda z Pracowni Bezpieczeństwa Biologicznego, Instytut Medycyny Pracy im. J. Nofera.

Do tej pory mówiło się o przenikaniu bakterii odpornych na antybiotyki, wraz z obornikiem do gleby, co jest niepokojące. Opublikowane ostatnio wyniki badań naukowców z Francji (Université d’Auvergne) i Kanady (Uniwersytet Lavala) są jednak bardziej niż niepokojące. Wyniki tych badań udowadniają, że bakterie odporne na antybiotyki rozprzestrzeniają się po świecie, dostając się do kropli wody w chmurach.  

To pierwsze badanie pokazujące, że chmury zawierają geny oporności na antybiotyki bakteryjnego pochodzenia, w stężeniach podobnych, jakie można spotkać w innych naturalnych środowiskach – mówi prof. Florent Rossi, pierwszy autor publikacji na ten temat, która ukazała się w piśmie „Science of The Total Environment” .

1 mm sześcienny wody zbieranej z chmur na szczycie Puy de Dôme  (Francja) zawierał średnio 8 tysięcy różnych bakterii. Wyniki badań są wiarygodne. Zespół naukowców przez dwa lata pobierał próbki chmur ze szczytu góry – wulkanu Puy de Dôme, który mierzy prawie 1500 metrów. Profesor Rossi wyjaśnił w artykule naukowym w jaki sposób odporne na antybiotyki bakterie trafiają do chmur. „Bakterie te zwykle żyją na powierzchni roślin lub w glebie. Unoszą się w postaci aerozolu podnoszone z wiatrem albo w związku z ludzką działalnością. Niektóre wznoszą się wysoko do atmosfery i dołączają do tworzących się chmur”.  

Najbardziej niepokojący jest fakt, że według naukowców nawet 50% bakterii przenoszonych przez chmury, żyje i może zarażać. Według wyników badań zawartych w artykule naukowym w wodzie pobranej z chmur znaleziono średnio 20 tysięcy tzw. genów antybiotykoodporności na 1 milimetr sześcienny. Jak się okazuje chmury kontynentalne zawierają więcej genów antybiotykoodporności związanych z hodowlą zwierząt, czyli podawania im zbyt dużych ilości antybiotyków, co uodparnia bakterie. Chmury oceaniczne zawierają mniej takich genów. Naukowcy jasno podają, że są dwa główne źródła tworzenia się niebezpiecznego zjawiska antybiotykoodporności – masowe podawanie antybiotyków zwierzętom hodowlanym oraz zbyt częste używanie antybiotyków w medycynie.

Obecność bakterii odpornych na antybiotyki w chmurach oznacza, że przenoszą się one w różne miejsca świata. „Nasze badanie pokazuje, że chmury stanowią ważną ścieżkę rozprzestrzeniania się genów antybiotykoodporności na krótkie i długie dystanse” powiedział podczas konferencji prasowej prof. Florent Rossi.

Przed złymi konsekwencjami nadużywania antybiotyków przestrzegał już sam Aleksander Fleming, który odkrył pierwszy antybiotyk – penicylinę (rok 1920). Obecnie zjawisko narastania oporności bakterii na antybiotyki stanowi jeden z najpoważniejszych problemów medycznych, epidemiologicznych a nawet ekonomicznych. Sprzyja tej sytuacji nadużywanie antybiotyków, a także bagatelizowanie problemu wynikające m.in. z braku wyobraźni zarówno lekarzy jak i chorych, o tym że antybiotyk może kiedyś przestać działać.

Z powodu infekcji wywołanych bakteriami antybiotyko-opornymi na świecie umiera obecnie około 2 mln osób rocznie. WHO szacuje, że jeżeli to złe zjawisko nie zostanie zatrzymane, to w 2050 roku ta liczba zgonów przekroczy 10 mln chorych. Jest to więcej niż umierających na wszystkie nowotwory razem wzięte. Antybiotyko=oporność ma także poważne problemy ekonomiczne. Komisja Europejska szacuje, że koszty dodatkowe leczenia, związanego z antybiotykoopornością to około 1,5 mld euro rocznie.

Fatalne skutki przynosi faszerowanie antybiotykami zwierząt hodowlanych. Ekstensywne stosowanie antybiotyków utrzymuje się w krajach o niskich i średnich dochodach oraz w rozwijających się gospodarkach, szczególnie w intensywnym, przemysłowym rolnictwie, czyli praktycznie na wszystkich kontynentach. Wyniki kontroli NIK wykazały wielokrotnie, iż antybiotyki w polskich hodowlach są nadużywane, często stosowane bez wymaganego prawem nadzoru weterynarza. Przez to antybiotyki spożywamy wraz mięsem – m.in. wołowiną, wieprzowiną czy drobiem. Antybiotyki są też często obecne w mięsie ryb.

Nie jest też tajemnicą, że produkcja antybiotyków dla zwierząt hodowlanych przynosi koncernom farmaceutycznym ogromne zyski, więc nie rękę im aby nagłaśniać złe skutki nadużywania antybiotyków. Dla możnych tego świata bardziej liczy się zysk, niż ludzkie zdrowie. Podawanie zwierzętom antybiotyków, aby masowo nie chorowały i nie zdychały, to również pokłosie wytępienia ras pierwotnych zwierząt hodowlanych i wprowadzenie na ich miejsce bardziej wydajnych ras, powstałych przeważnie poprzez manipulacje genetyczne.    

Te bardziej wydajne, uzyskane w sztuczny sposób  rasy zwierząt hodowlanych, zapadają na wiele chorób i żyją o wiele krócej niż rasy naturalne. O bolączkach trawiących genetycznie zmodyfikowane bydło mleczne opowiedział nam specjalista zootechniki.

– Gnębią je liczne choroby. Nagminnie występuje zapalenie wymienia, razem z białaczką stanowi ono największy problem współczesnej hodowli. W czołowych oborach naszego kraju, ze względu na białaczkę trzeba usuwać każdego roku bardzo poważny procent pogłowia. Natomiast zapalenie wymienia leczy się przez podawanie krowie wielu specyficznych środków dowymieniowych opartych na antybiotykach. W skali jednego województwa w ciągu roku zużywa się ich wiele ton – część z nich przedostaje się do mleka – mówi nam prawdę o współczesnej, „nowoczesnej hodowli krów”, zootechnik z wieloletnim doświadczeniem,  Bogdan Garkowski.

Firtasz musi się wypróżnić [swoje silosy ze zbożem] w Polin.

Firtasz musi się wypróżnić [swoje silosy ze zbożem] w Polin.

Ukrainiec Dmytro Firtasz „polskim ministrem handlu”?

Firtasz-polskim-ministrem-handlu

Firtasz właśnie wije sobie biznesowe gniazdko w Warszawie, na alei Szucha 9, w willi po Aleksandrze Gudzowatym, a główne polskie media i politycy konsekwentnie na jego temat milczą

W polskim bantustanie króluje przekonanie, że Polską rządzi PiS, Kaczyński lub Morawiecki.

Tymczasem okazuje się, że kluczowe decyzje dotyczące gospodarki, energetyki i finansów publicznych nie podejmują tylko demoniczny Klaus Schwab i obwiniana „Niunia” nazywana całkiem niesłusznie europejską, ale również typki spod różnych gwiazd – ciemnych, czerwonych, „tęczowych” lub granatowych.

Jednym z nich jest Ukrainiec Dmytro Firtasz [ten „Legion” to antysemitnik!! przecież Firtasz, to NASZ, rodzony – Żydek.. uś, jaki zdolny… md] który swego czasu zwierzył się publicznie, że musi opróżnić swoje silosy ze zbożem.

“Ukraiński oligarcha kupił dawną kamienicę Aleksandra Gudzowatego, założył w Polsce spółkę i przekonuje do wspólnego sprowadzania LNG z USA przez Polskę prosto do Ukrainy. Czy polski rząd da się przekonać?” /link/

O sprawie mówi m.in. jeden z założycieli Porozumienia Centrum, Witold Gadowski, nie mogąc być może przeboleć, że środowisko polityczne, któremu kiedyś zaufał, niszczy polskie rolnictwo.

Jeżeli dopuścimy do tego, że fala bezprawnych towarów z Ukrainy po dumpingowych cenach doprowadzi do bankructwa polskich przedsiębiorców rolnych, to przegramy najważniejszą bitwę – stracimy naszą niezależność żywnościową i polskie ziemie będą, tak jak dzieje się to właśnie na Ukrainie, przejmować obcy. (…) Na Ukrainie bowiem w czasie wojny dokonano największej w historii tego kraju prywatyzacji. Za naszą wschodnią granicą czekają już wielkie koncerny i oligarchowie, którzy dzięki przestępstwom i morderstwom zgromadzili swój niebotyczny majątek, a teraz usiłują go gwałtownie legalizować w EuropiePCh24.pl/

Te ręce poważnie pracują. A obcy gangsterzy rabują zyski. Chcą większych.

Witold Gadowski [Artykuł WG z „Niedzieli”, całość]

Jedyną warstwą społeczną, której kolejne zdarzenia naszej historii nie wyniszczyły tak jak intelektualnych elit, arystokracji i mieszczaństwa, są polscy chłopi – uparci, pracowici, twardzi, solidni i kierujący się zdrowym instynktem, aby nigdy nie popuścić niczego ze swojej ojcowizny. Dziś chłopi, którzy przetrwali przy produkcji rolnej, to przedsiębiorcy, którzy planują, działają i osiągają swoje ekonomiczne cele. Ich los jest niestabilny, uzależniony od pogody, a także od tego, co się dzieje na naszych granicach. Rolnictwo jest jedyną gałęzią naszej gospodarki, która nie została zdewastowana przez ideologiczne i kryminalne (łapówkarstwo polityków) wybryki. Nie rozwaliła rolnictwa reforma Balcerowicza. Rolnicy przetrwali Hilarego Minca i jego zbrodnicze metody, przetrwali komunistyczne kontyngenty i limity, ba – przetrwali kolejne „zarazy” i pomysły Unii Europejskiej.

Polskie rolnictwo pozostało chyba jedyną gałęzią naszej gospodarki, która się broni i w większości ciągle pozostaje w polskich rękach. Rolników nie pokonało złodziejskie sprzedanie przez polityków polskiego handlu zagranicznym korporacjom, gdy okazało się, że kupujemy np. niemieckie ziemniaki zamiast tych lepszych, pochodzących od polskich rolników. Wsi nie zniszczyły nawet pandemia, inflacja, drożejące kredyty ani lawinowo rosnące

ceny nawozów. Ale gdy nasza granica stanęła otworem dla wątpliwej jakości płodów rolnych i zbóż z Ukrainy, sytuacja stała się naprawdę groźna. Niech nikt mi przy tym nie wmawia, że się tak stało przypadkiem. Proszę także propagandowo nie kłamać, że w tej całej aferze przynajmniej ukraińscy rolnicy odnoszą jakieś korzyści. Tak nie jest. Większość zalewającego nasz rynek ukraińskiego zboża należy do ukraińsko-rosyjskich oligarchów, którzy od dawna okradają swój [?? md] naród, a cała ta sytuacja służy jedynie do pomnożenia ich miliardowych zysków.

Pojawiają się też dowody na to, że wielkie korzyści z tego zamieszania odnosi pieszczoszek kremlowskiego Gazpromu – oligarcha z Kijowa Dmytro Firtasz. Jest on intensywnie poszukiwany przez amerykańskie FBI za aferę korupcyjną związaną z koncernem Boeing. Firtasz właśnie wije sobie biznesowe gniazdko w Warszawie, na alei Szucha 9, w willi po Aleksandrze Gudzowatym, a główne polskie media i politycy konsekwentnie na jego temat milczą.

Ktoś może liczy nawet na to, że uda się jakoś przemilczeć sprawę współpracownika ober-gangstera Siemiona Mogilewicza. Wielu chciałoby przemilczeć również sprawę firmy Mogilewicza Eural Trans Gas, w której po raz pierwszy pojawił się były strażak z Czernichowców – Firtasz.

Firma ta, która w czasach rządów Leszka Millera, sprowadziła do Polski ogromne ilości gazu. Potem był gazpromowski RosUkrEnergo, w którym Firtasz zarabiał już krocie, a teraz ten człowiek stoi za nielegalnie sprowadzanym do Polski ukraińskim zbożem.

Rządzący, pod wpływem rolniczych protestów przeciwko finansowaniu ich kosztem rosyjskich oligarchów, zapowiedzieli wprowadzenie blokady na ukraińskie płody rolne. Od razu do Polski pofatygował się więc minister rolnictwa Ukrainy, który zażądał natychmiastowego zaprzestania tej blokady i… po kilku godzinach rząd ją zniósł.

Przyznam, że przestaję cokolwiek z tego rozumieć. Okazuje się, że siła oddziaływania ukraińskich, często rosyjsko-ukraińskich oligarchów jest

większa niż interes polskich producentów rolnych. Dzieje się zatem coś, przeciwko czemu należy protestować. Jeżeli dopuścimy do tego, że fala bezprawnych towarów z Ukrainy po dumpingowych cenach doprowadzi do bankructwa polskich przedsiębiorców rolnych, to przegramy najważniejszą bitwę – stracimy naszą niezależność żywnościową i polskie ziemie będą, tak jak dzieje się to właśnie na Ukrainie, przejmować obcy.

A od tego już tylko krok do dyktowania nam takich cen żywności, że będzie można na nas wymusić zjadanie tego, co życzą sobie globaliści. Dopóki większość ziemi jest w polskich rękach, dopóty skutecznie możemy się opierać obcym wpływom.

Rozbicie polskiego rolnictwa to droga do całkowitego uzależnienia Polaków od obcego kapitału i obcych wpływów. Na Ukrainie w czasie wojny dokonano największej w historii tego kraju (jeśli nie liczyć postkomunistycznego złodziejstwa) prywatyzacji. Za naszą wschodnią granicą czekają już wielkie koncerny i oligarchowie, którzy dzięki przestępstwom i morderstwom zgromadzili swój niebotyczny majątek, a teraz usiłują go gwałtownie legalizować w Europie. Kiedy więc napotykasz na drodze rolniczą blokadę, nie okazuj zniecierpliwienia, bo ci ludzie właśnie walczą w naszym wspólnym interesie. Jeśli upadnie rolnictwo, nic w naszej gospodarce nie będzie już niepodległe. Szanujmy spracowane ręce, które od wieków nas żywią. 

Te ręce poważnie pracują. A obcy gangsterzy czerpią zyski. Chcą większych.

Witold Gadowski [Artykuł WG z „Niedzieli”, całość]

Jedyną warstwą społeczną, której kolejne zdarzenia naszej historii nie wyniszczyły tak jak intelektualnych elit, arystokracji i mieszczaństwa, są polscy chłopi – uparci, pracowici, twardzi, solidni i kierujący się zdrowym instynktem, aby nigdy nie popuścić niczego ze swojej ojcowizny. Dziś chłopi, którzy przetrwali przy produkcji rolnej, to przedsiębiorcy, którzy planują, działają i osiągają swoje ekonomiczne cele. Ich los jest niestabilny, uzależniony od pogody, a także od tego, co się dzieje na naszych granicach. Rolnictwo jest jedyną gałęzią naszej gospodarki, która nie została zdewastowana przez ideologiczne i kryminalne (łapówkarstwo polityków) wybryki. Nie rozwaliła rolnictwa reforma Balcerowicza. Rolnicy przetrwali Hilarego Minca i jego zbrodnicze metody, przetrwali komunistyczne kontyngenty i limity, ba – przetrwali kolejne „zarazy” i pomysły Unii Europejskiej.

Polskie rolnictwo pozostało chyba jedyną gałęzią naszej gospodarki, która się broni i w większości ciągle pozostaje w polskich rękach. Rolników nie pokonało złodziejskie sprzedanie przez polityków polskiego handlu zagranicznym korporacjom, gdy okazało się, że kupujemy np. niemieckie ziemniaki zamiast tych lepszych, pochodzących od polskich rolników. Wsi nie zniszczyły nawet pandemia, inflacja, drożejące kredyty ani lawinowo rosnące

ceny nawozów. Ale gdy nasza granica stanęła otworem dla wątpliwej jakości płodów rolnych i zbóż z Ukrainy, sytuacja stała się naprawdę groźna. Niech nikt mi przy tym nie wmawia, że się tak stało przypadkiem. Proszę także propagandowo nie kłamać, że w tej całej aferze przynajmniej ukraińscy rolnicy odnoszą jakieś korzyści. Tak nie jest. Większość zalewającego nasz rynek ukraińskiego zboża należy do ukraińsko-rosyjskich oligarchów, którzy od dawna okradają swój [?? md] naród, a cała ta sytuacja służy jedynie do pomnożenia ich miliardowych zysków.

Pojawiają się też dowody na to, że wielkie korzyści z tego zamieszania odnosi pieszczoszek kremlowskiego Gazpromu – oligarcha z Kijowa Dmytro Firtasz. Jest on intensywnie poszukiwany przez amerykańskie FBI za aferę korupcyjną związaną z koncernem Boeing. Firtasz właśnie wije sobie biznesowe gniazdko w Warszawie, na alei Szucha 9, w willi po Aleksandrze Gudzowatym, a główne polskie media i politycy konsekwentnie na jego temat milczą.

Ktoś może liczy nawet na to, że uda się jakoś przemilczeć sprawę współpracownika ober-gangstera Siemiona Mogilewicza. Wielu chciałoby przemilczeć również sprawę firmy Mogilewicza Eural Trans Gas, w której po raz pierwszy pojawił się były strażak z Czernichowców – Firtasz.

Firma ta, która w czasach rządów Leszka Millera, sprowadziła do Polski ogromne ilości gazu. Potem był gazpromowski RosUkrEnergo, w którym Firtasz zarabiał już krocie, a teraz ten człowiek stoi za nielegalnie sprowadzanym do Polski ukraińskim zbożem.

Rządzący, pod wpływem rolniczych protestów przeciwko finansowaniu ich kosztem rosyjskich oligarchów, zapowiedzieli wprowadzenie blokady na ukraińskie płody rolne. Od razu do Polski pofatygował się więc minister rolnictwa Ukrainy, który zażądał natychmiastowego zaprzestania tej blokady i… po kilku godzinach rząd ją zniósł.

Przyznam, że przestaję cokolwiek z tego rozumieć. Okazuje się, że siła oddziaływania ukraińskich, często rosyjsko-ukraińskich oligarchów jest

większa niż interes polskich producentów rolnych. Dzieje się zatem coś, przeciwko czemu należy protestować. Jeżeli dopuścimy do tego, że fala bezprawnych towarów z Ukrainy po dumpingowych cenach doprowadzi do bankructwa polskich przedsiębiorców rolnych, to przegramy najważniejszą bitwę – stracimy naszą niezależność żywnościową i polskie ziemie będą, tak jak dzieje się to właśnie na Ukrainie, przejmować obcy.

A od tego już tylko krok do dyktowania nam takich cen żywności, że będzie można na nas wymusić zjadanie tego, co życzą sobie globaliści. Dopóki większość ziemi jest w polskich rękach, dopóty skutecznie możemy się opierać obcym wpływom.

Rozbicie polskiego rolnictwa to droga do całkowitego uzależnienia Polaków od obcego kapitału i obcych wpływów. Na Ukrainie w czasie wojny dokonano największej w historii tego kraju (jeśli nie liczyć postkomunistycznego złodziejstwa) prywatyzacji. Za naszą wschodnią granicą czekają już wielkie koncerny i oligarchowie, którzy dzięki przestępstwom i morderstwom zgromadzili swój niebotyczny majątek, a teraz usiłują go gwałtownie legalizować w Europie. Kiedy więc napotykasz na drodze rolniczą blokadę, nie okazuj zniecierpliwienia, bo ci ludzie właśnie walczą w naszym wspólnym interesie. Jeśli upadnie rolnictwo, nic w naszej gospodarce nie będzie już niepodległe. Szanujmy spracowane ręce, które od wieków nas żywią. 

Dopóki większość ziemi jest w polskich rękach, dopóty skutecznie możemy się opierać obcym wpływom.

Te ręce poważnie pracują

Dopóki większość ziemi jest w polskich rękach, dopóty skutecznie możemy się opierać obcym wpływom.

Witold Gadowski 2023-04-25 Te-rece-powaznie-pracuja

Jedyną warstwą społeczną, której kolejne zdarzenia naszej historii nie wyniszczyły tak jak intelektualnych elit, arystokracji i mieszczaństwa, są polscy chłopi – uparci, pracowici, twardzi, solidni i kierujący się zdrowym instynktem, aby nigdy nie popuścić niczego ze swojej ojcowizny. Dziś chłopi, którzy przetrwali przy produkcji rolnej, to przedsiębiorcy, którzy planują, działają i osiągają swoje ekonomiczne cele. Ich los jest niestabilny, uzależniony od pogody, a także od tego, co się dzieje na naszych granicach. Rolnictwo jest jedyną gałęzią naszej gospodarki, która nie została zdewastowana przez ideologiczne i kryminalne (łapówkarstwo polityków) wybryki. Nie rozwaliła rolnictwa reforma Balcerowicza. Rolnicy przetrwali Hilarego Minca i jego zbrodnicze metody, przetrwali komunistyczne kontyngenty i limity, ba – przetrwali kolejne „zarazy” i pomysły Unii Europejskiej.

Polskie rolnictwo pozostało chyba jedyną gałęzią naszej gospodarki, która się broni i w większości ciągle pozostaje w polskich rękach. Rolników nie pokonało złodziejskie sprzedanie przez polityków polskiego handlu zagranicznym korporacjom, gdy okazało się, że kupujemy np. niemieckie ziemniaki zamiast tych lepszych, pochodzących od polskich rolników. Wsi nie zniszczyły nawet pandemia, inflacja, drożejące kredyty ani lawinowo rosnące ceny nawozów. Ale gdy nasza granica stanęła otworem dla wątpliwej jakości płodów rolnych i zbóż z Ukrainy, sytuacja stała się naprawdę groźna. Niech nikt mi przy tym nie wmawia, że się tak stało przypadkiem.

Proszę także propagandowo nie kłamać, że w tej całej aferze przynajmniej ukraińscy rolnicy odnoszą jakieś korzyści. Tak nie jest. Większość zalewającego nasz rynek ukraińskiego zboża należy do ukraińsko -rosyjskich [sami Żydzi: Kołomojski, Dmytro Firtasz, sekta Chabad Lubawicz.. . MD] oligarchów, którzy od dawna okradają swój naród [??md] , a cała ta sytuacja służy jedynie do pomnożenia ich miliardowych zysków.

———–

[dalej za srebrniki, nie czytam.md]

Ukraina pokazała Polsce kły. UE: …Wycofane zostaną wprowadzone przez te państwa rozporządzenia o zakazie importu ukraińskich produktów…

Ukraina pokazała Polsce kły

UE: Wycofane zostaną wprowadzone przez te państwa rozporządzenia o zakazie importu ukraińskich produktów…

Katarzyna Treter-Sierpińska 29 kw., 2023 , ukraina-pokazala-polsce-

W piątek (28.04.2023) wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis poinformował, że KE podpisała z Bułgarią, Polską, Rumunią, Słowacją i Węgrami porozumienie dotyczące tranzytu i importu ukraińskich produktów rolno-spożywczych. W myśl tego porozumienia wycofane zostaną wprowadzone przez te państwa rozporządzenia o zakazie importu ukraińskich produktów, przy czym zastosowane zostaną „wyjątkowe środki ochronne dla czterech produktów: pszenicy, kukurydzy, rzepaku i ziaren słonecznika”. Jak wyjaśnił komisarz UE ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski, tych produktów nie będzie można docelowo wwozić do państw objętych porozumieniem, ale będzie możliwy tranzyt na cały rynek unijny. Co ciekawe, Wojciechowski mówił o pięciu produktach, wymieniając też olej słonecznikowy. Ale okazuje się, że olej został w ostatniej chwili skreślony z listy po telefonicznej rozmowie ukraińskiego premiera, Denysa Szmyhala, z przedstawicielami KE.

– Jest deklaracja KE, że te wszystkie pozostałe produkty, poza tymi pięcioma najbardziej wrażliwymi, będą analizowane i możliwe jest zastosowanie klauzuli bezpieczeństwa, która jest zawarta w tym rozporządzeniu liberalizującym handel z Ukrainą – powiedział Wojciechowski. Zastosowanie klauzuli bezpieczeństwa to po prostu zakaz importu lub przywrócenie taryf. – Popieram to, żeby w stosunku do drobiu taką procedurę przeprowadzić – oświadczył Wojciechowski i przypomniał, że ukraińskie mięso drobiowe miało kwotę taryfową 90 tys. ton na całą UE. – Jeśli okaże się, że na tym rynku rzeczywiście są poważne zakłócenia, jest możliwość przywrócenia takiej taryfy, ale to nie jest jeszcze w tej chwili decydowane – wyjaśnił.

W ramach zawartego porozumienia Bułgaria, Polska, Rumunia, Słowacja i Węgry otrzymają pakiet pomocowy w wysokości 100 milionów euro, przy czym muszą się tą kwotą podzielić. Jest to kwota śmieszna, zważywszy na fakt, że minister rolnictwa Robert Telus zapowiedział, iż pomoc dla polskich rolników, którzy ponieśli straty w wyniku napływu do Polski ukraińskich produktów, ma wynieść 10 miliardów złotych.

Jak na porozumienie w sprawie importu zareagował prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski? Oto jego wpis na Twitterze: Odbyłem telefoniczną rozmowę z szefem Rady Europejskiej Charlesem Michelem. (…) Omówiliśmy zakazu importu ukraińskich produktów rolnych, wprowadzony przez niektóre sąsiednie państwa. Wyraziłem głębokie zaniepokojenie takimi decyzjami i podkreśliłem, że te kroki są rażącym naruszeniem umowy stowarzyszeniowej i traktatów założycielskich UE. Zaapelowałem o znalezienie rozwiązania tej sytuacji, uwzględniającego prawodawstwo UE, umowę stowarzyszeniową i interesy wszystkich stron.

A teraz wpis Zełenskiego na Telegramie informujący o tej samej rozmowie z szefem RE: Szczegółowo omówiliśmy sytuację wokół zakazu wwożenia ukraińskiej produkcji rolnej, wprowadzonego przez niektóre sąsiednie państwa. Sztuczne i bezprawne ograniczenie handlu z Unią Europejską uderza w Ukrainę, która sprzeciwia się rosyjskiej agresji, zarówno gospodarczo jak i politycznie. Jestem przekonany, że w warunkach wojny z Rosją Ukraina, jako kandydat do członkostwa w UE oraz Unia Europejska powinny przestrzegać zapisów umowy stowarzyszeniowej i zasad wspólnego rynku UE.

Natomiast podczas swojego codziennego wystąpienia do narodu Zełenski powiedział: Przedyskutowaliśmy z przewodniczącym Rady Europejskiej sytuację wokół destrukcyjnego, moim zdaniem, wprowadzonego przez niektóre państwa zakazu wwożenia naszych produktów rolnych. Podkreślam, że to nie tylko narusza obowiązującą umowę stowarzyszeniową między Ukrainą a UE, ale też daje Kremlowi niebezpieczną nadzieję na to, że w naszym wspólnym europejskim domu czyjeś błędne decyzje mogą przeważyć nad wspólnymi interesami. Teraz, gdy Rosja narusza wolność handlu, próbując zablokować dostawy produktów rolnych na światowe rynki, to nie czas, by ktokolwiek szedł śladem państwa-zła, robił coś podobnego. Trzeba znaleźć normalne, konstruktywne wyjście w duchu europejskim z tej niełatwej sytuacji; takie decyzje, które uwzględniałyby interesy wszystkich naszych krajów i Europy ogółem.

Na oświadczeniach się nie skończyło i w sobotę (29.04.2023) rzecznik ukraińskiego MSZ Oleg Nikołenko poinformował, że Ukraina złożyła w ambasadzie RP i przedstawicielstwie UE w Kijowie oficjalne noty protestacyjne w sprawie ograniczeń w eksporcie ukraińskich produktów rolnych.

Takie ograniczenia, bez względu na to, jak bardzo są uzasadnione, są niezgodne z umową stowarzyszeniową między Ukrainą a UE oraz zasadami i normami jednolitego rynku UE. Istnieją wszelkie podstawy prawne do natychmiastowego wznowienia eksportu ukraińskich towarów rolnych do Polski, Rumunii, Węgier, Słowacji i Bułgarii, jak również do kontynuacji niezakłóconego eksportu do innych krajów członkowskich UE i ogólnie niezakłóconego tranzytu wszystkich ukraińskich produktów do innych krajów, zarówno w granicach UE, jak i poza nią – powiedział Nikołenko.

Reasumując: jeśli nie zgodzimy się na otwarcie granicy dla wwozu wszystkich ukraińskich produktów rolnych, to jesteśmy „ruskimi onucami”. Gdy Polska, Rumunia, Węgry, Słowacja i Bułgaria zaczęły bronić swojego rolnictwa, Ukraina natychmiast pokazała kły. Dajcie palec, dajcie całą rękę, dajcie wszystko!

Bardzo chciałabym zobaczyć teraz miny wszystkich tych, którzy opętani ukrainofilskim amokiem krzyczeli, że w polskim interesie leży bezwarunkowe wspieranie Ukrainy, a benzyna może być i po 10 złotych, byle nasi ukraińscy „bracia” pokonali Moskala. Każdy, kto miał odwagę powiedzieć, że interesy Polski i Ukrainy nie są tożsame, był stygmatyzowany jako „ruska onuca”. Każdy, kto ostrzegał, że pokonania Rosji nie będzie, a Polska zostanie z gołym tyłkiem, był wyzywany najgorszymi obelgami. Każdy, kto przestrzegał, że – prędzej czy później – Ukraina pokaże Polsce kły, był oskarżany o szerzenie mowy nienawiści. I co teraz?

Aby zrozumieć, co się dzieje, trzeba wiedzieć, że otwarcie granicy UE dla bezcłowego i bezkontyngentowego importu produktów rolnych z Ukrainy, było otwarciem drogi dla ekonomicznej ekspansji ukraińskich oligarchów i zagranicznych koncernów, które wykupiły ziemię na Ukrainie, a przy produkcji rolnej stosują środki zakazane w UE. Mamy zatem dwa zagrożenia: zagrożenie dla polskiego rolnictwa ze strony nieuczciwej konkurencji i zagrożenie dla polskiego konsumenta, który otrzymuje żywność szkodliwą dla zdrowia. Natomiast Zełenski jest tak bezczelny, że oskarża Polskę o pójście „śladem państwa-zła” i żąda wznowienia wwozu wszystkich ukraińskich produktów rolnych powołując się na unijne traktaty. Ukraina nie jest jeszcze członkiem UE, ale już zachowuje się tak, jakby nie tylko nim była, ale miała też prawo rozstawiać wszystkich po kątach. Nie trzeba było długo czekać, żeby ostrzeżenia „ruskich onuc” zaczęły się spełniać.

Dwa tygodnie temu minister finansów M. Rzeczkowska poinformowała, że całkowita kwota wydatków Polski na wsparcie Ukrainy wyniosła do 2% PKB, czyli ok. 50 miliardów złotych. Rzeczkowska przyznała też, że Polska nie otrzymała części pieniędzy, które Unia Europejska miała nam przekazać na ten cel.

Teraz mamy pozwolić na upadek polskiego rolnictwa, żeby ukraińscy oligarchowie i zagraniczne koncerny produkujące żywność na Ukrainie miały zbyt dla swoich towarów. Bo przecież w całej tej aferze nie chodzi o ratowanie świata od głodu, tylko o to, co zawsze, czyli o pieniądze.  Cwaniaki jak zwykle zarobią, a frajerzy jak zwykle stracą. A „ciemnemu ludowi” opowie się bajki o walce za “wolność naszą i waszą”.

Pora otrzeźwieć i zacząć posługiwać się rozumem, a nie emocjami. Wojna na Ukrainie trwa już ponad rok i nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwa. Jedno jest pewne: Ukraina to nie tylko studnia bez dna, do której wrzucamy dziesiątki miliardów, ale też bezczelny gracz w walce o swoje interesy. A polskie władze zostały złapane w pułapkę własnych deklaracji o bezwarunkowej konieczności wspierania Ukrainy aż do ostatecznego zwycięstwa, którym ma być odbicie Donbasu i Krymu. Prezydent Andrzej Duda wielokrotnie deklarował, iż „głęboko wierzy” w takie zwycięstwo. W takie zwycięstwo ewidentnie nie wierzy już prezes PiS Jarosław Kaczyński, który cztery dni temu stwierdził: Nie wiemy, jak może się zakończyć wojna na Ukrainie. Są przesłanki, żeby sądzić, że ona może się zakończyć kompromisem, a nie rozstrzygnięciem ostatecznym.

Dobrze, że prezes PiS w końcu zauważył tę oczywistą oczywistość, za powiedzenie której było się oskarżanym o działalność na rzecz Kremla. Szkoda tylko, że zauważył to dopiero teraz, gdy polscy rolnicy dostali po głowie, a Ukraina żąda, żeby dostali jeszcze bardziej.

To jest analogiczna sytuacja do tej, gdy Kaczyński zachwycał się Izraelem i razem z bratem pozwalał Żydom wchodzić Polsce na głowę, a potem był zaskoczony, gdy Żydzi rozpętali aferę na cały świat po nowelizacji ustawy o IPN. Teraz przerabiamy ten sam scenariusz z Ukrainą, z którą niektórzy chcieli już budować unię, żeby reaktywować Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Mam nadzieję, że afera zbożowa i obecna postawa ukraińskich władz będzie kubłem zimnej wody wylanej na te ukrainofilskie głowy. Oby z tej afery był choć taki pożytek!

==========================

Jeśli podobają się Państwu moje felietony i chcielibyście wesprzeć moją działalność publicystyczną, możecie to zrobić dokonując przelewu na poniższe konto PayPal. Będzie to dla mnie nie tylko wsparcie w wymiarze finansowym, ale również sygnał, że to, co robię, jest dla Państwa ważne i godne uwagi. Z góry dziękuję. Katarzyna Treter-Sierpińska https://www.paypal.me/katarzynats

Nawet Balcerowicz, pandemia i inflacja nie zniszczyły polskich rolników. Czy „uda się” to PiS-owi? Firtasz w akcji.

Nawet Balcerowicz, pandemia i inflacja nie zniszczyły polskich rolników. Czy „uda się” to PiS-owi? Firtasz w akcji.

Odpowiada Witold Gadowski 29 kwietnia 2023 balcerowicz-pandemia-i-inflacja-nie-zniszczyly-rolnikow…

„Rozbicie polskiego rolnictwa to droga do całkowitego uzależnienia Polaków od obcego kapitału i obcych wpływów”, pisze na łamach tygodnika „Niedziela” Witold Gadowski.

Zdaniem publicysty polscy chłopi są jedyną warstwą społeczną, której kolejne zdarzenia naszej historii nie zniszczyły. „Rolnictwo jest jedyną gałęzią gospodarki, która nie została zdewastowana przez ideologiczne i kryminalne (łapówkarstwo polityków) wybryki. Nie rozwaliła rolnictwa reforma Balcerowicza. Rolnicy przetrwali Hilarego Minca i jego zbrodnicze metody, przetrwali komunistyczne kontyngenty i limity, ba – przetrwali kolejne zarazy i pomysły Unii Europejskiej”, wylicza.

Ekspert programu „Prawy Prosty PLUS” zwraca uwagę, że polskie rolnictwo to chyba jedyna gałąź naszej gospodarki, która się broni i w większości pozostaje w polskich rękach.

„Rolników nie pokonało złodziejskie sprzedanie przez polityków polskiego handlu zagranicznego korporacjom, gdy okazało się, że kupujemy np. niemieckie ziemniaki zamiast lepszych, pochodzących od polskich rolników. Wsi nie zniszczyły nawet pandemia, inflacja, drożejące kredyty ani lawinowo rosnące ceny nawozów. Ale gdy nasza granica stanęła otworem dla wątpliwej jakości płodów rolnych i zbóż z Ukrainy, sytuacja stała się naprawdę groźna”, zauważa.

Jest sporo dowodów na to, że głównym beneficjentem zamieszania z ukraińskim zbożem jest „pieszczoszek kremlowskiego Gazpromu” – oligarcha z Kijowa Dmytro Firtasz. „Firtasz właśnie wije sobie biznesowe gniazdko w Warszawie, na alei Szucha 9, w willi po Aleksandrze Gudzowatym, a główne polskie media i politycy konsekwentnie na jego temat milczą”, podkreśla.

„Jeżeli dopuścimy do tego, że fala bezprawnych towarów z Ukrainy po dumpingowych cenach doprowadzi do bankructwa polskich przedsiębiorców rolnych, to przegramy najważniejszą bitwę – stracimy naszą niezależność żywnościową i polskie ziemie będą, tak jak dzieje się to właśnie na Ukrainie, przejmować obcy. (…) Na Ukrainie bowiem w czasie wojny dokonano największej w historii tego kraju „prywatyzacji”. Za naszą wschodnią granicą czekają już wielkie koncerny i oligarchowie, którzy dzięki przestępstwom i morderstwom zgromadzili swój niebotyczny majątek, a teraz usiłują go gwałtownie legalizować w Europie”, podsumowuje Gadowski.

Źródło: tygodnik „Niedziela”

Rolnictwo się sypie. Afera zbożowa je niszczy.

Afera zbożowa niszczy rolnictwo. Pomorska Rada Rolnictwa apeluje do rządu o pilną pomoc dla rolników

21.04.2023 afera-zbozowa-niszczy-rolnictwo-pomorska-rada

Według Pomorskiej Rady Rolnictwa sytuacja rolników jest dramatyczna a rząd próbuję to za wszelką cenę ukrywać. W przyjętym stanowisku PRR domaga się kontroli ukraińskiego zboża i zniszczenia go, jeśli nie spełnia norm jakościowych. Trudna sytuacja dotyka również inne rolnicze branże.

O bieżącej sytuacji na Pomorzu związanej z importem zboża i innych produktów z Ukrainy Pomorska Rada Rolnictwa rozmawiała podczas spotkania w Pruszczu Gdańskim. Brał w nim udział marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk.

Rolnictwo się sypie

Polski rząd w ogóle nie panuje nad sytuacją związaną z nadmiernym importem zboża i innych produktów rolno-spożywczych z Ukrainy. Według rolników nic się nie zmieniło oprócz nazw produktów rolnych wjeżdżających z Ukrainy do naszego kraju (dziś już nie „zboże techniczne”, a „czyściwo młynarskie”).

Padają pytania o zboże, które rząd już wpuścił do Polski. Minister rolnictwa zapewnia, że z Polski wyeksportuje 4 miliony ton zboża do żniw. Zapomina tylko, że przy możliwościach przeładunkowych polskich portów jest to nierealne – mówili rolnicy podczas spotkania w Pruszczu Gdańskim. Podkreślali, że ukraińskiego zboża nie da się w takiej ilości wyeksportować do tego czasu.

Z kolei przedstawiciele drobiarstwa mówili, że podobny kryzys dotyka ich branży, podobnie jest też z miodem.

W przyjętym stanowisku ponownie zaapelowali do polskiego rządu o pilną pomoc.

„Wobec sytuacji związanej z nadmiernym importem surowców z Ukrainy, brakiem adekwatnej pomocy ze strony rządowej, narażaniem obywateli na niebezpieczeństwo związane ze spożywaniem surowców i produktów, które nie spełniają norm europejskich, wzbudzaniem społecznych napięć, wzywamy agendy rządowe do zaprzestania propagandy mającej na celu ukrycie tragicznej sytuacji w polskim rolnictwie” – czytamy w przyjętym przez PRR stanowisku.

Chcemy wiedzieć, co jemy

Rada zaapelowała też do instytucji kontrolnych o zbadanie, czy importowane i zmagazynowane zboże, określane jako „techniczne”, spełnia wszystkie wymogi jakościowe obowiązujące na terenie Unii Europejskiej.

Gdyby normy jakościowe nie zostały spełnione, takie zboże powinno być przekazane do utylizacji na koszt importera – mówił Andrzej Sobociński jeden z członków PRR.

Pomorska Rada Rolnictwa uznaje za konieczne podjęcie działań ukierunkowanych na ochronę polskiego rynku płodów rolnych, mięsa i drobiu, mleka, miodu i produktów pszczelich oraz innych artykułów rolno-spożywczych wobec nadzwyczajnych okoliczności związanych z importem z Ukrainy.

Dodatkowo zwraca uwagę, iż sytuacja powoduje tragiczne w konsekwencjach napięcia społeczne pomiędzy rolnikami, producentami a konsumentami, oraz pomiędzy społeczeństwem polskim a ukraińskim.[—-]

Przetwórnie nie kupią polskich owoców !? Mają chłodnie pełne ukraińskich mrożonek.

Przetwórnie nie kupią polskich owoców !? Mają chłodnie pełne ukraińskich mrożonek.

przetwornie-nie-kupia-polskich-owocow

To dla nas dramat – mówi WP prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. Po zbożu kolejny problem.

Firmy przetwórstwa mają chłodnie pełne ukraińskich mrożonek i przekonują, że nie opłaca im się już kupować tegorocznych owoców z Polski.

Związek Sadowników RP na swojej stronie internetowej zamieścił apel “Nie dla importu z Ukrainy!” [czytaj wpis NIE dla importu owoców z Ukrainy ! >>>].

Prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski w rozmowie z Wirtualną Polską mówi wprost: – Za kilka tygodni rozpoczynają się pierwsze zbiory. Najpierw to będą truskawki, później maliny, wiśnie, porzeczki i wśród tych gatunków sytuacja na początku będzie najtrudniejsza.

Pierwszy kryzys na pewno dotknie producentów owoców miękkich, jagodowych. Ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że na rynku jabłek sytuacja będzie niewiele lepsza. Jabłka zrywamy na jesieni, wtedy dopiero robi się sok. Już wiemy, że sok jabłkowy do Polski dociera i zapewne będzie go bardzo dużo. To ogromna konkurencja i zagrożenie dla polskiego sadownictwa – podkreśla szef Związku Sadowników RP.

Maliszewski mówi WP, że już w tej chwili do chłodni w Polsce wpłynęły przetwory z owoców wyprodukowanych w Ukrainie. – Zalegają w chłodniach, gdzie wjechały po bardzo niskich cenach. Będą zajmować miejsce, które – do tej pory – miały na rynku owoce pochodzące z Polski – alarmuje.

Marcin Tyc, plantator truskawek i malin z województwa świętokrzyskiego, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że już od ubiegłego roku obawia się tego, jak będzie wyglądał tegoroczny sezon na owoce takie jak truskawki czy maliny. – Już w zeszłym roku problem był ogromny – podkreśla.

Na chłodniach nie byłem w stanie konkurować z owocami z Ukrainy. W zeszłym roku nie były objęte cłem i podatkiem. Właściciele chłodni pokazywali mi faktury za zamrożoną malinę z Ukrainy. Gotowy produkt, który mieli w takiej samej cenie, jaką mi tutaj musieliby zapłacić za świeży produkt, który musieliby jeszcze obrobić. A mrożonki z Ukrainy wjeżdżały do Polski jak turyści – dodaje.

Rozmówca WP dodaje: – Byliśmy pod kreską. Ceny były dyktowane przez to, co idzie z Ukrainy. Tam jest tania, masowa produkcja. Nie do końca dbają o jakość – stosowali pestycydy, herbicydy, owoce są strasznie pędzone.

Nie dziwię się decyzji chłodni – kupują tam, gdzie taniej. Dopóki w tej samej cenie mieli malinę moją i ukraińską, brali moją. Ale jak się okazało, że produkt ukraiński może być nawet o 1/4 tańszy to tylko nierozsądny właściciel chłodni brałby polską drogą malinę. W biznesie patriotyzm odchodzi na bok – dodaje Tyc.

Jak podkreśla nasz rozmówca, niektóre chłodnie już mówią, że nie ma opłacalności kupowania i produkowania mrożonki np. z malin w Polsce, bo dużo taniej kupi się mrożonkę z Ukrainy. – To oznacza, że polscy producenci nawet nie będą mieli gdzie sprzedać owoców. A ci, którzy zaryzykują kupno maliny, by zrobić z niej mrożonkę, będą chcieli to zrobić po bardzo niskich cenach. To jest dla nas dramat – podkreśla Maliszewski.

Na razie podejmujemy działania, by zatrzymać ten proceder. Zaproponujemy, żeby dać nam wsparcie do eksportu owoców poza Unię Europejską. Dać możliwość skupu interwencyjnego, zrobienia z tym czegokolwiek. Inaczej, nie z naszej winy, będziemy mieli problemy. Przestrzegamy, że działania trzeba podjąć już teraz – apeluje Maliszewski.

W nowym sezonie, za kilka tygodni, będzie tak, że nie będą kupować takich ilości jak w poprzednich latach. Mają kupione sporo zapasów z Ukrainy, kupią znów tanio z tego kraju, więc nie będą płacić Polakom dobrych cen. To zagrożenie – wyjaśnia Maliszewski. I ostrzega, że “ogromny napływ importowanych produktów z Ukrainy w tym roku, spowoduje zaniżenie ceny“.

BZK- Potentat związany z ludźmi PSL sprowadzał zboża z Ukrainy

BZKPotentat związany z ludźmi PSL sprowadzał zboża z Ukrainy

Potentat-zwiazany-z-ludzmi-psl-importerem

  • Media rozpisują się na temat firm, które sprowadzały w ostatnim czasie z Ukrainy zboża i kukurydzę. Na liście, do której dotarł portal wPolityce.pl znajduje się też potentat na rynku rolnym, czyli holding BZK, z którym związani są i byli politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego.

BZK Holding i powiązany z nią BZK Group, to jedna z największych w Polsce instytucji biznesowych zajmująca się przetwórstwem, handlem i produkcją rolną. Do grupy należą tak znane firmy jak „Bakoma”, „Polskie młyny”, czy „Bioagra”. Holding to też konglomerat innych spółek, w których bez trudu odnaleźć można nazwisko rodziny Komorowskich, w tym najbardziej znane: Zbigniewa Komorowskego. Ten były, wieloletni polityk PSL stał się nie tylko symbolem sukcesu polskiej branży rolnej, ale także jej powiązań politycznych. Dla BZK pracuje dziś m.in. Waldemar Pawlak, związany z „Polskimi Młynami”, a to właśnie Zbigniewowi Komorowskiemu miał były premier zawdzięczać prezesurę Warszawskiej Giełdy Towarowej. Spółki związane z holdingiem BZK znalazły się na liście, która już przed Świętami Zmartwychwstania Pańskiego trafiła w ręce dziennikarzy.

Media skupiły się na kilku (z kilkuset) firmach, ale o BZK milczały. Portal wPolityce.pl już w lutym tego roku zwrócił się do BZK z pytaniami o ich politykę importową z kierunku ukraińskiego. Potwierdzono nam, że holding sprowadzał zboża z Ukrainy. Z naszych informacji i list podmiotów, którą posiada redakcja wynika, że chodzi głównie o kukurydzę.

Spółki Grupy BZK zajmujące się przetwórstwem bazują na polskim surowcu. Na przestrzeni ostatnich trzech lat wykorzystały średnio 6 proc. zbóż importowanych z Ukrainy. Import zbóż stanowi margines surowca wykorzystywanego do produkcji — czytamy w lakonicznym mailu przesłanym niedawno naszej redakcji z BZK Holding.

Zapytaliśmy także o import zboża przez „Polskie Młyny”.

Informujemy, że spółka Polskie Młyny nie importuje i nie używa pszenicy z Ukrainy. Firma używa najwyższej jakości pszenicy wyprodukowanej przez polskich rolników, zgodnej z obowiązującymi przepisami i normami — czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.

Na długiej liście podmiotów nie znajdziemy ilości sprowadzanych przez nie zbóż. W przypadku BZK Group znaleźliśmy ( w jednym z arkuszy) lakoniczną informację o 40 wagonach kukurydzy.

Burza wokół propozycji “nowego podatku: Fundusz Ochrony Rolnictwa”. “To jawne okradanie ludzi”

Burza wokół propozycji “nowego podatku: Fundusz Ochrony Rolnictwa“. “To jawne okradanie ludzi”

Paweł Gospodarczyk podatki/burza

Fundusz Ochrony Rolnictwa to nowy pomysł rządu na wsparcie rolników, który budzi wielkie emocje. “Nagroda za głupie zarządzanie”, “okradanie ludzi” – to tylko niektóre komentarze. – Opłata na FOR zostanie przerzucona na konsumenta – mówi dyrektor Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Fundusz Ochrony Rolnictwa (FOR) ma pomóc rolnikom, którzy muszą mierzyć się ze skutkami niewypłacalności firm nabywających ich produkty. Z pozoru rozwiązanie wydaje się atrakcyjne. Pieniądze gromadzone w funduszu mają pokryć straty, które producent poniósł z powodu bankructwa kontrahenta. Stanie się tak rzecz jasna pod warunkiem, że przedsiębiorca spełni określone kryterium.

Dlaczego w kontekście funduszu mówi się o “nowym podatku”? Co roku do FOR mają bowiem trafiać składki podmiotów, które zajmują się skupem, przechowywaniem lub przetwarzaniem produktów rolnych. Wysokość wpłat ma wynosić 0,25 proc. ceny netto wspomnianych towarów. Co oznacza, że rocznie do funduszu ma wpływać ok. 170 mln zł.

Już pod koniec lutegoproducenci żywności ostrzegali, że zmuszenie podmiotów do uiszczania wspomnianych wpłat, które branża nazywa wprost podatkiem, doprowadzi do wzrostu cen w sklepach.

Jednak zarzutów wobec nowego pomysłu rządu jest znacznie więcej. I płyną one z niemal każdej strony.

Fundusz Ochrony Rolnictwa jak rachunek bankowy

Jak czytamy w projekcie ustawy, FOR ma funkcjonować na podobnych zasadach co rachunek bankowy. Zgromadzone w nim pieniądze mają być wypłacane jako rekompensata dla rolników. Będzie nimi zarządzać Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (KOWR).

Jeśli więc rolnik sprzeda swoje produkty, a nabywca mu nie zapłaci, rolnik otrzyma pomoc z FOR. Pod warunkiem że przedstawi dokument potwierdzający, że kontrahent jest niewypłacalny.

“KOWR przed przyznaniem rekompensaty ze środków Funduszu wystąpi do podmiotu, który jest niewypłacalny, o potwierdzenie braku wypłaty z tytułu należności za zbyte produkty rolne” – czytamy w projekcie ustawy, który obecnie jest na etapie konsultacji społecznych.

Ceny pójdą w górę? Branża alarmuje

Projekt złożony przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi wywołał ogromne poruszenie, zwłaszcza wśród przedstawicieli sektora rolno-spożywczego.

W obecnych warunkach opłata na FOR zostanie przerzucona w całym łańcuchu produkcji i dostaw na finalnego konsumenta, co będzie dodatkowym impulsem inflacyjnym i finalnie obciąży budżety gospodarstw domowych – uważa Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Nawet samo ministerstwo przyznaje, że utworzenie FOR skutkować będzie podwyżką cen – jednak szacuje, że niewielką – o 0,06 proc. Producenci ostrzegają jednak, że produkty spożywcze staną się jeszcze droższe.

Dodatkowy wzrost kosztów wynikający z nowej opłaty osłabi też konkurencyjność przetwórców i rolników. – Opodatkowani zostaną ci nabywcy, którzy kupują polskie produkty rolne. W efekcie wzrośnie zainteresowanie tańszymi produktami rolnymi, nawet jeżeli tylko o 0,25 proc., z zagranicy – mówi w rozmowie z money.pl.

W dłuższej perspektywie opłata może wpłynąć na spadek wartości produkcji rolnej w Polsce.

Zbiorowa odpowiedzialność rolników

Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeszcze jeden problem. W projekcie nie uwzględniono kosztów, jakie poniosą przedsiębiorcy w związku z koniecznością obsługi nowej składki. – Ministerstwo uwzględniło te koszty po stronie KOWR. W sumie będzie to ok. 4 mln zł przeznaczonych tylko na obsługę administracyjną. Za biurokrację będą musieli zapłacić zarówno rolnicy, jak i przetwórcy, a w konsekwencji polscy konsumenci – mówi Gantner.

Wątpliwości przedstawicieli branży budzi też kwestia odpowiedzialności zbiorowej. – Podmioty wywiązujące się ze swoich zobowiązań wobec rolników zostaną obciążone kosztami cudzych, nieudolnych, nierzadko celowych i patologicznych działań – mówi nasz rozmówca i dodaje, że to “drastycznie niesprawiedliwe”.

– Jedyną uwagą do tego projektu powinien być wniosek do resortu rolnictwa o zaprzestanie procedowania projektu – podsumowuje.

Mleczarze zabierają głos

Podobnymi wnioskami w rozmowie z money.pl dzieli się Agnieszka Maliszewska, dyrektor biura zarządu Polskiej Izby Mleka. Jak zaznacza, branża mleczarska będzie największym płatnikiem FOR. – Mowa o kwocie ok. 75-78 mln zł – wyjaśnia.

– W przypadku mleka to może niestety wyglądać tak, że spółdzielnia kupująca je od rolnika zapłaci 0,25 proc. w ramach wspomnianej opłaty, ale jeśli sprzeda jego część, czyli tzw. mleko przerzutowe, do innej spółdzielni, która też już zapłaciła ten podatek, to nagle z tych 0,25 proc. robi się 1 proc. – zwraca uwagę Maliszewska.

W jej opinii wiele spółdzielni, szczególnie tych mniejszych, może temu nie podołać.

To nie jest dobry czas na tego typu ustawy i to nie tylko zdaniem przetwórców, ale także rolników. Z tego, co słyszę, oni już powiedzieli temu projektowi kategoryczne “nie”, dlatego, że może on w piękny sposób zniszczyć sektor rolno-spożywczy w Polsce. Dobrze zarządzana spółdzielnia nie może pokutować za to, że nieudolny menadżer rozłożył na łopatki inną spółdzielnię – mówi nasza rozmówczyni.

Co o upadłościach mówią liczby

Rząd chce wesprzeć rolników, choć w obliczu danych z Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarcze, do których dotarła “Rzeczpospolita”, na usta ciśnie się pytanie, czy na pewno wybrał najlepsze rozwiązanie.

Jak czytamy, w 2022 roku upadłość zgłosiły trzy firmy zajmujące się sprzedażą hurtową zboża, tytoniu, nasion i pasz. Ponadto trzy firmy z tej branży poddano restrukturyzacji. “To wszystko w gronie blisko 5,2 tys. firm handlujących zbożem” – zaznacza “Rz”.

To jawne okradanie ludzi, którzy próbują coś zrobić dla produkcji rolnej w Polsce – nie kryje oburzenia przedstawicielka jednego ze skupów zboża na Lubelszczyźnie.

Sytuacja dotycząca cen zbóż jest dramatyczna, a dodatkowe obciążenie w postaci opłaty na FOR dobije producentów.

– Rzepak w ubiegłym roku o tej porze kosztował ponad 4 tys. zł za tonę, a dziś na cenniku mam wpisane 2,3 tys. zł. Rzepaku na rynku jest bardzo dużo, ale rolnicy magazynują go, bo sprzedaż za te pieniądze mija się z jakimkolwiek celem – tłumaczy. To samo dotyczy cen kukurydzy czy pszenicy.

Przygotowując artykuł, poprosiliśmy o komentarz Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Nawiązaliśmy do obaw, jakie ma branża rolno-spożywcza w związku z utworzeniem Funduszu Ochrony Rolnictwa.

Czekamy na odpowiedź.

Import zbóż do Polski wzrósł w 2022 roku 50-krotnie! Dewastacja rolnictwa masowym importem z Ukrainy.

Import zbóż do Polski wzrósł w 2022 roku 50-krotnie! 

Dewastacja rolnictwa masowym importem z Ukrainy.

Ruch Narodowy –[ nie znalazłem adresu. M. Dakowski].

Polscy rolnicy protestują! Sektor rolno-spożywczy nie wytrzymuje nieuczciwej konkurencji na własnym rynku! Unijni biurokraci i PiSowscy ministrowie stoją murem za wielkimi ukraińskimi korporacjami!

Dnia 30 maja 2022 Unia Europejska jednostronnie otworzyła unijny rynek na nieograniczony import produktów rolnych z Ukrainy. Import zbóż do Polski wzrósł w 2022 roku 50-krotnie! Rządowa narracja, jakoby Polska miała być wyłącznie krajem tranzytowym dla ukraińskich produktów – od samego początku wskazywana przez posłów Konfederacji jako wątpliwa ze względu na realia logistyczne – okazała się być całkowicie fałszywa. Płacą za to dzisiaj polscy rolnicy, a bezpieczeństwo żywnościowe kraju, który wcześniej nazywano „spichlerzem Europy”, staje pod znakiem zapytania.

Dlaczego mówimy o nieuczciwej konkurencji? Produkty zza wschodniej granicy otrzymały swobodny dostęp do unijnego rynku, jednak ukraińscy rolnicy nie zostali przy tym objęci wymogami i normami jakościowymi obowiązującymi w Unii, podczas gdy polscy producenci muszą spełniać wyśrubowane standardy. Od wielu miesięcy jesteśmy świadkami skandalicznych zaniedbań ze strony polskiego rządu, czego koronnym przykładem jest wpuszczanie bez żadnej kontroli tzw. „zboża technicznego” z Ukrainy, które następnie okazuje się trafiać na polski rynek jako zboże paszowe lub nawet konsumpcyjne. Co więcej, ukraińscy rolnicy i wielkie korporacje mogą korzystać z substancji zakazanych w Unii i mają o wiele mniejsze obciążenia biurokratyczno-podatkowe.

Efektem jest zalew polskiego rynku ukraińskimi produktami rolnymi gorszej jakości i narastający kryzys w polskim sektorze żywnościowym. Organizacje rolnicze zapowiadają kolejną falę protestów, w tym blokadę w dniach 2-3 lutego ruchu towarowego na przejściu granicznym w Dorohusku.

Widzimy, że Unia Europejska już od wielu lat prowadziła zorganizowaną akcję niszczenia polskiego rolnictwa, a teraz do tej akcji dołączył PiS i Solidarna Polska. Bo, jak powiedział minister rolnictwa Henryk Kowalczyk” – zaznaczył Michał Urbaniak.

Poseł złożył wniosek do Marszałek Sejmu oraz do przewodniczącego komisji rolnictwa o wpisanie w porządek obrad Sejmu informacji premiera i ministrów w sprawie wwozu artykułów rolno-spożywczych z Ukrainy na teren Polski, ze szczególnym uwzględnieniem sprawozdania nt. procedur ochronnych stosowanych na granicy.

Bruksela stworzyła nierówne reguły konkurencji, a rząd Mateusza Morawieckiego z entuzjazmem się im podporządkował, skazując polskich rolników na gorszą pozycję na rodzimym rynku. Dopiero w grudniu 2022 roku premier Kowalczyk zapowiedział, że każde przywiezione do Polski ziarno będzie kontrolowane. Tymczasem import rzepaku od stycznia do października 2022 roku wyniósł ponad 500 tysięcy ton; import kukurydzy w tym samym okresie – 1 milion 430 tysięcy ton; import pszenicy – 1 milion 700 tysięcy ton.

Należy zwrócić uwagę, że rolnictwo nie jest zwykłym sektorem gospodarki. Stanowi dziedzinę strategiczną, decydującą o bezpieczeństwie żywnościowym. Dlatego Ruch Narodowy stawia interes polskiego rolnictwa na pierwszym miejscu, zdecydowanie sprzeciwiając się szkodliwym działaniom obecnego obozu władzy.

Polski interes i bezpieczeństwo żywnościowe domagają się natychmiastowo:

– ograniczenia niekontrolowanego napływu żywności z państw trzecich, w szczególności z Ukrainy. Zjawisko to zagraża utrzymaniu się na rynku polskich producentów zbóż

– swobody produkcji rolnej zarówno dla małych rolników, rodzinnych gospodarstw, jak i dużych gospodarstw przemysłowych. Niedopuszczalna jest sytuacja, w której o „być albo nie być” tysięcy ciężko pracujących rolników decydują fanaberie urzędników, zaślepionych pseudoekologiczną ideologią.

– wzmocnienia krajowej produkcji rolnej, będącej gwarantem suwerenności. Samowystarczalność w dziedzinie produkcji żywności jest fundamentem niezależności państwa. Jeżeli Polska ma być rzeczywiście niepodległym państwem, musi korzystać ze swoich naturalnych predyspozycji do bycia „spichlerzem Europy”.

– rozwoju i dywersyfikacji eksportu. Ze względu na politykę Unii Europejskiej, która jest nieprzewidywalna i dyktowana lewicowymi ideologiami, Państwo Polskie potrzebuje zbudowania bazy eksportowej również poza granicami Europy.

STOP dewastacji polskiego rolnictwa!
STOP niekontrolowanemu importowi żywności!

„Obowiązki względem Ukrainy” ważniejsze od polskich rolników? Skandaliczna wypowiedź wicepremiera Kowalczyka.

„Obowiązki względem Ukrainy” ważniejsze od polskich rolników? Skandaliczna wypowiedź wicepremiera Kowalczyka.

21 grudnia 2022 https://pch24.pl/obowiazki-wzgledem-ukrainy-wazniejsze-od-polskich-rolnikow-skandaliczna-wypowiedz-wicepremiera/

Rolnicy zrzeszeni w „Solidarności” przygotowują protesty w odpowiedzi na zagrożenie dla polskiego rynku spowodowane „niekontrolowanym” napływem produktów rolnych z Ukrainy, związanym z ich eksportem przez nasz kraj. Jak zapewnił wicepremier i minister rolnictwa, Henryk Kowalczyk, władze rozumieją postulaty rolników, ale nie wszystkie mogą spełnić, ze względu na „obowiązki” względem wschodniego sąsiada.

– Musimy pamiętać, że mamy pewne obowiązki wobec Ukrainy, obowiązki pomocowe – mówił członek rządu podczas wtorkowej konferencji prasowej. W swoim wystąpieniu polityk oświadczył, że jest przekonany o możliwości osiągnięcia porozumienia ze związkowcami. – Jestem przekonany, że wszystkie argumenty, które są po naszej stronie, zostaną przyjęte – mówił Kowalczyk, zapowiadając swoją wizytę na kolejnym zebraniu Rady Krajowej.

Jak zapowiedział minister, resort otwarty jest na dyskusję, a żądania rolników są „do uzgodnienia z solidarnością”. Szef resortu rolnictwa oświadczył także, że władze będą starały się minimalizować negatywne konsekwencje przedostawania się ukraińskiego zboża na krajowy rynek.

Według ustaleń Rady Krajowej Rolników Indywidualnych NSZZ Solidarność do protestu ma dojść w skali całego kraju 17 stycznia przyszłego roku. „Sytuacja gospodarcza w rolnictwie przechodzi kryzys spowodowany między innymi (przez- red.) niekontrolowany napływ zbóż z Ukrainy, co zagraża dalszemu funkcjonowaniu gospodarstw rodzinnych w Polsce” – czytamy w komunikacie instytucji, towarzyszącym ogłoszeniu daty strajku.

Do słów ministra rolnictwa odniósł się na Twitterze publicysta Łukasz Warzecha. „Nie, nie mamy żadnych obowiązków pomocowych wobec Ukrainy, Panie Premierze. Obowiązki polska władza ma wyłącznie wobec polskich obywateli”, zauważał „Wobec Ukrainy możemy najwyżej podejmować jakieś zobowiązania dobrowolnie, o ile nie stoi to w sprzeczności ze wspomnianymi obowiązkami”, dodawał komentator.

Źródła: rp.pl, Twitter

Egzekutywa wydała dyrektywę i Obajtek wszczął produkcję

Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/egzekutywa-wydala-dyrektywe-i-dyrektor-wszczal-produkcje/

Poszukiwania jakichkolwiek oryginalności w ostatnich działaniach rządu Mateusza Morawieckiego i samego premiera, jest zajęciem kompletnie jałowym, po prostu nie ma w tym najmniejszego sensu. Z kolei porównanie tego, co się dzieje, do realnego socjalizmu nie jest żadnym nadużyciem, czy paralelą, ale faktem i to oczywistym. Parę dni temu dwie duże firmy produkujące głównie nawozy sztuczne, podjęły dramatyczną, niemniej zgodną z rynkowymi realiami decyzję, o wstrzymaniu produkcji. Powody tej decyzji nie stanowią żadnej tajemnicy, zwłaszcza, że Anwil i Azoty Kędzierzyn jasno je sprecyzowały. Chodzi o ceny gazu i pełne magazyny nawozów, co rzecz jasna jest ze sobą ściśle powiązane. Producenci całkowicie uzależnieni od dostaw gazu kupują to paliwo po abstrakcyjnych cenach i tym samym windują ceny nawozów.

W Internecie można znaleźć rozmaite zestawienia i porównania, jeśli nawet część z nich jest przesadą na poziomie było po 800 zł, a jest po 4000 zł za tonę, to praktycznie nikt nie podważa tego, że ceny nawozów poszły ostro w górę. Naturalną konsekwencją jest ograniczony popyt, rolnicy od lat żyli na skraju opłacalności produkcji i doskonale potrafią policzyć każdy grosz. Wiadomo, że „jak nie posmarujesz, to nie pojedziesz”, ale gdy smar kosztuje więcej niż koła i osie, to interes jest żaden. Mniejsza ilość nawozu oznacza mniejsze plony, jednak wielu rolników uznaję tę stratę za bardziej korzystną, niż niemal dosłowne wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo przy tych cenach nawozów tak to wygląda. No i nagle nastąpiła zmiana frontu w bardzo tradycyjnym schemacie. W TVN i GW rozpętano aferę, że idzie głód, PiS przez pierwsze dni wyśmiewał te zarzuty, skądinąd słusznie, w końcu aż tak tragicznie jeszcze nie jest [oj, jest, panie! MD] , ale sprawa nie przycichła i wtedy znaleziono cudowne rozwiązanie. Egzekutywa na Nowogrodzkiej podjęła uchwałę, że Obajtek ma nakazać wznowienie produkcji. Po co i za co? Nieistotne, cel jest jeden, w mediach ma nastąpić cisza, a w kraju socjalistyczny dobrobyt.

W całym tym groteskowym zamieszaniu trudno się połapać i to na podstawowym poziomie. Jak rozumieć „pełne magazyny” połączone z brakiem dwutlenku węgla i suchego lodu? Przecież średnio rozgarnięty biznesmen wie, że produkuje się to, czego rynek szuka i nie zapycha magazynów towarem niezbywalnym. Wniosek? Raczej dość prosty, odpuszczamy sobie nawozy, do czasu opróżnienia magazynów lub zmiany cen gazu i produkujemy komponenty dla przemysłu spożywczego i motoryzacyjnego, skoro wszyscy się o nie upominają, pomimo wyższej ceny! Nie da się, tak się nie da w warunkach gospodarki centralnie planowanej, gdzie polityczne decyzje muszą popadać w gigantomanię i robić wrażenie na klasie pracującej miast i wsi. Kto ma swoje lata i pamięta, jak to wyglądało w PRL-owskim oryginale, ten doskonale zdaje sobie sprawę, że do wszystkiego trzeba będzie dopłacić i żaden problem w ten sposób nie zostanie rozwiązany. Oddzielny skecz socjalistyczny zawiera się w jeszcze innym fakcie, otóż produkcję wznawia Anwil, ale Azoty Kędzierzyn już nie, przynajmniej żadna decyzja do tej pory nie zapadła.

Praprzyczyna chaosu, czy raczej początku chaosu, bo najgorsze dopiero przed nami, jest jedna. Na przełomie marca i kwietnia Morawiecki i cały PiS w patriotycznym uniesieniu zerwali kontrakty na dostawy „krwawego gazu i węgla”. Przez jakiś czas Orlen importował jeszcze „krwawą ropę”, ale i tutaj wygrał „patriotyzm”. W sumie „szlachetne” pobudki, jednak za gigantyczną cenę narażania 38 milionów Polaków, plus 4 milionów uchodźców na ciemność, głód, chłód i ubóstwo, czyli powrót do realnego socjalizmu. Nie potrafię na to wszystko patrzeć spokojnie i gdybym jeszcze na własne oczy nie widział PRL-u, może wykrzesałabym z siebie iskierkę nadziei, że wszystko będzie dobrze.

Na pewno nie będzie i najgorsze dopiero przed nami.

Katastrofa: Kolejna spółka z Grupy Azoty ogranicza produkcję nawozów

PAP

https://www.farmer.pl/produkcja-roslinna/nawozy/kolejna-spolka-z-grupy-azoty-ogranicza-produkcje-nawozow,122455.html

Zarząd zakładów w Kędzierzynie podjął decyzję o ograniczeniu w środę do minimum, czyli do 43 proc. pracy instalacji produkcyjnych nawozów

Zarząd zakładów w Kędzierzynie podjął decyzję o ograniczeniu w środę do minimum, czyli do 43 proc. pracy instalacji produkcyjnych nawozów, fot. Grupa Azoty

, fot. Grupa Azoty

Należące do Grupy Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn ograniczyły od środy produkcję nawozów azotowych z powodu wysokich cen gazu. Sytuacja na rynku gazu, determinująca rentowność produkcji jest całkowicie niezależna od Grupy Azoty – podkreśliła spółka.

Azoty Puławy wstrzymują produkcję nawozów azotowych. Jaki jest powód?

Obecna sytuacja na rynku gazu ziemnego, determinująca rentowność prowadzonej produkcji, jest wyjątkowa, całkowicie niezależna od Grupy Azoty i nie była możliwa do przewidzenia – podkreśliła też w komunikacie Grupa. Przypomniała, że rynkowe notowania gazu w okresie ostatniego półrocza wzrosły z poziomu 72 euro za MWh w dniu 22 lutego do poziomu 280 euro za MWh 23 sierpnia 2022 r.

W ciągu ostatnich dni, z powodu wysokich cen gazu produkcję ograniczyły inne fabryki chemiczne, należące do Grupy Azoty.

Zakłady Azotowe Puławy ograniczyły produkcję amoniaku do około 10 proc. możliwości; wstrzymana została produkcja w Segmencie Tworzywa oraz w Segmencie Agro, za wyjątkiem produkcji siarczanu amonu z Instalacji Odsiarczania Spalin i płynów katalitycznych, zawierających amoniak i mocznik.

Na początku sierpnia, z powodu wysokich cen gazu Zakłady Azotowe Puławy całkowicie wstrzymały do odwołania produkcję melaminy.

Akcje Azotów tracą ponad 5 proc. po zawieszeniu części produkcji

Czytaj więcej

Azoty Puławy wstrzymują produkcję nawozów azotowych. Jaki jest powód?

Z kolei zakłady w Tarnowie wstrzymały prace instalacji do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6.

W trakcie ogłoszonego postoju instalacji produkcyjnych realizowane będą procesy inwestycyjne oraz remontowe, w tym planowany wcześniej, główny remont instalacji Poliamidów – poinformowała też Grupa Azoty.

Czytaj więcej

Akcje Azotów tracą ponad 5 proc. po zawieszeniu części produkcji

W środę ceny gazu w holenderskim hubie TTF utrzymywały się na poziomie 273-283 euro za Mwh. W piątek Gazprom ogłosił, że gazociąg Nord Stream 1 w dniach 31 sierpnia-2 września zostanie zamknięty z powodu prac serwisowych przy ostatniej działającej turbinie w tłoczni Portowa. Po ponownym uruchomieniu przesył ma powrócić do poziomu 33 mln m sześc. dziennie, czyli ok. jednej piątej maksymalnej zdolności.

Anwil wstrzymuje produkcję nawozów z powodu wysokich cen gazu

Czytaj więcej

Anwil wstrzymuje produkcję nawozów z powodu wysokich cen gazu

Grupa Azoty S.A. w konsekwencji rekordowo wysokich cen gazu ziemnego zatrzymuje instalacje do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6

https://grupaazoty.com/aktualnosci/grupa-azoty-s-a-w-konsekwencji-rekordowo-wysokich-cen-gazu-ziemnego-czasowo-zatrzymuje-instalacje-do-produkcji-nawozow-azotowych-kaprolaktamu-oraz-poliamidu-6

W związku z rekordowymi cenami gazu ziemnego, głównego surowca wykorzystywanego przy produkcji w Grupie Azoty S.A., w dniu 22 sierpnia 2022 r. Spółka podjęła decyzję o czasowym zatrzymaniu z dniem 23 sierpnia 2022 roku instalacji do produkcji nawozów azotowych, kaprolaktamu oraz poliamidu 6.

W wyniku agresji Rosji na Ukrainę, od 24 lutego 2022 r. obserwujemy na europejskich giełdach nadzwyczajne, historycznie wysokie ceny gazu ziemnego. Notowania gazu w okresie ostatniego półrocza wzrosły z poziomu 72 EUR/MWh w dniu 22.02.2022 r., do poziomu 276 EUR/MWh w dniu 22.08.2022 r.

Spółka kontynuuje produkcję katalizatorów, osłonek poliamidowych, kwasów humusowych, skrobi termoplastycznej oraz kwasu azotowego stężonego.

W trakcie ogłoszonego postoju instalacji produkcyjnych realizowane będą procesy inwestycyjne oraz remontowe, w tym planowany wcześniej, główny remont instalacji Poliamidów.

Należy podkreślić, że Grupa Azoty S.A. utrzymywała dotychczas produkcję na maksymalnych możliwych mocach, nawet w obliczu znaczących ograniczeń lub całkowitego wstrzymywania produkcji przez największych europejskich producentów.

W celu utrzymania bezpieczeństwa procesowego instalacji produkcyjnych oraz realizacji zobowiązań dla odbiorców zewnętrznych w zakresie dostaw energii elektrycznej, energii cieplnej i wody pitnej prace będą kontynuować: elektrociepłownia, stacja uzdatniania wody pitnej oraz oczyszczalnie ścieków.

Obecna sytuacja na rynku gazu ziemnego – pomimo jego dostępności – determinująca rentowność prowadzonej produkcji, jest wyjątkowa, całkowicie niezależna od Spółki i nie była możliwa do przewidzenia.

Spółka stale monitoruje poziom cen wszystkich surowców oraz rentowność procesów produkcyjnych i na tej podstawie będzie podejmowała dalsze decyzje biznesowe.

„Zielony Ład” a klęska polskiego rolnictwa i drożyzna.

Były minister PiS prognozuje drożyznę i alarmuje: „T może oznaczać początek upadku rolnictwa”
Spadek produkcji rolniczej w Polsce, drożyzna, a nawet początek upadku rolnictwa – takie prognozy na najbliższy czas przedstawił szef Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich Jan Krzysztof Ardanowski. Dodał, że to dopiero początek, ponieważ wdrażanie Europejskiego Zielonego Ładu rozpocznie się w 2023 roku.

W rozmowie z Interią Ardanowski podkreślił, że AgroUnia i PSL w swojej krytyce skupiają się na cenach nawozów. Były minister rolnictwa zwrócił uwagę, że „obniżenie ceny nawozów, generalnie potrzebne, nie rozwiąże w pełni problemów polskiego rolnictwa”. – Obniżenie VAT-u to dobry kierunek rządu, ale zerowy VAT obniża cenę nawozów azotowych o 200-300 zł, a to nie jest obniżka, która sprawi, że rolników będzie stać na kupno nawozów. Obawiam się, że nawozy, które są absolutnie niezbędnym elementem, by uzyskać przyzwoite plony, nie będą w tym roku przez rolników zakupione i zastosowane. Doprowadzi to do spadku plonów – wskazał.

– Co prawda spodziewaliśmy się tego, ale od przyszłego roku, kiedy wdrażany będzie Zielony Ład. Mamy więc przedsmak tego, co może się dziać za rok – zaznaczył. Ardanowski wskazał, że „obecne wzrosty kosztów nie są wynikiem Zielonego Ładu”.

– Zielony Ład, czyli strategia KE z grudnia 2019 roku, zakłada zmniejszenie nawożenia, zmniejszenie ochrony roślin, czy odłogowanie gruntów. To coś niezrozumiałego, kiedy na świecie żywności brakuje – powiedział.

– Zielony Ład ma być wprowadzany od 2023 roku. Jednak analiza potencjalnych jego skutków, przedstawiona przez wiele znakomitych ośrodków naukowych polskich i zagranicznych jest druzgocąca. Wynika z nich m.in., że w tej wersji średni spadek produkcji żywności w Polsce wyniesie 13-15 proc., a w poszczególnych grupach znacznie więcej. To wszystko w sposób nieuchronny przełoży się na zaopatrzenie rynku, zachwieje bezpieczeństwem żywnościowym Polski i odetnie nas od możliwości eksportu. A co najważniejsze – spowoduje znaczny wzrost cen, które będą musieli zapłacić konsumenci. Możemy mieć do czynienia z katastrofą żywnościową. Może zabraknąć żywności i trzeba będzie ją sprowadzać z innych kontynentów. Ten proces ma rozpocząć się już za rok – alarmował.

Z kolei w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Ardanowski wskazał, że spadek produkcji rolnej przełoży się także na produkcję zwierzęcą. – I tu należy spodziewać się spadków – powiedział.

Jak dodał, na rynku będzie dużo mniej mleka i mięsa. – A gdy żywności będzie za mało, to wzrosną jej ceny. Czeka nas duża drożyzna – ocenił.

Zdaniem Ardanowskiego, dzisiaj rolnicy są gwarantem bezpieczeństwa żywnościowego Polski i potrafią pokryć nasze potrzeby. – Ale to zostanie zachwiane. Utracimy rynki eksportowe, tym samym dojdzie do uderzenia w poważny dział naszej gospodarki. I to czeka nas już od 2023 r., bo wtedy strategie Europejskiego Zielonego Ładu (EZŁ) mają być szeroko wdrażane – powiedział.

Zdaniem Ardanowskiego w obecnej sytuacji pomóc może tylko interwencja państwa i „bezpośrednia pomoc dla rolników”. – Premier wystąpił do KE o taką zgodę. To będzie znaczące obciążenie dla budżetu państwa, ale trzeba iść w tym kierunku, bo bez nawozów nie ma wysokich plonów – twierdził.

– Jeżeli nawet KE wyrazi zgodę na dodatkową dopłatę dla rolników do nawozów, to nie powinno się to odbywać przez jakąś „urawniłowkę” i dopłatę do hektara. To nie jest kolejna dotacja do gospodarstwa, ale widziałbym bardziej zwrot części środków za zakupione nawozy na podstawie faktury zakupu. Są rośliny, które bez nawozów właściwie nie mogą być uprawiane. To m.in. rzepak i buraki cukrowe – rośliny szalenie ważne nie tylko ze względu na wartościowy produkt, ale również z uwagi na płodozmian – mówił dalej Ardanowski.

Przyznał również, że „dopóki nie spadną ceny energii”, to ceny żywności nie wrócą do poprzedniego poziomu.

Rolnicy przez inflację, której skutkiem jest drożyzna, tracą podwójnie. Bo tak jak każdy z nas ponoszą koszty droższej żywności, czy energii potrzebnej np. do ogrzewania domu, to dodatkowo płacą ogromne kwoty za zużycie energii w gospodarstwach. Przecież maszyny, różne urządzenia, działają głównie na prąd. Budynki inwentarskie, szklarnie, wymagają ciepła, ogrzewania. Wszystko podrożało. Potrzebna jest dodatkowa tarcza antyinflacyjna przeciwko drożyźnie, która pomogłaby tym gospodarstwom przetrwać. Sam VAT problemu nie rozwiązuje. Jeżeli państwo nie pomoże w istotnym obniżeniu kosztów w rolnictwie, to może oznaczać początek upadku rolnictwa – stwierdził.

https://nczas.com/2022/01/22/byly-minister-pis-prognozuje-drozyzne-i-alarmuje-to-moze-oznaczac-poczatek-upadku-rolnictwa/