Ciebie – najpierw zaszczepią, a potem za to zapłacisz.
================================
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) łączona jest z ideologią globalistyczną, i słusznie. Zwykle wynika to z prostego skojarzenia: Klaus Schwab ogłosił globalistyczny Wielki Reset i przewodził światowej walce z tzw. pandemią Covid-19, a jest to zarazem czołowy ideolog globalizmu i przewodniczący Światowego Forum Ekonomicznego (WEF), skupiającego skrajnie bogatych ludzi, którzy chcą zjednoczyć świat pod własną kontrolą.
Jednakże poza tym skojarzeniem, należy wymienić kilka innych czynników łączących WHO z globalizmem. Z powodu ograniczonej ilości miejsca ograniczę się tutaj tylko do dwóch:
1/ Dogodny pretekst. Zjednoczenie świata pod jednym zarządem (ang. governance) musi mieć jakiś powód. Dlatego też globaliści uwielbiają znajdywanie problemów o których można rzec, że „nie mogą zostać rozwiązane na gruncie państw, ponieważ są globalne, a więc można je rozwiązać tylko na poziomie globalnym”. I chętnie wskazują na dwa takie problemy. Pierwszym jest walka z ociepleniem klimatu. Skoro wszystkie ludy i państwa produkują CO2, to jego produkcji nie sposób ograniczyć decyzjami poszczególnych państw, gdyż każde będzie chciało, aby najpierw zrobili to inni, a jego gospodarka w tym czasie zyska w stosunku do tych, które stały się niekonkurencyjnymi z powodu reform zielonego ładu. Dlatego musi powstać zarząd czy rząd światowy, który wprowadzi zieloną rewolucję w tym samym czasie i dla całego świata. Inaczej Ludzkość wymrze. Dalej podawane są daty Wielkiego Wymarcia, zresztą coraz to przesuwane w miarę ich zbliżania się (Greta Thunberg usunęła ze swoich mediów społecznościowych daty, które już są za nami, a końca świata złośliwie nie było). Pandemia Covid-19 spełniła tę samą rolę. Z oficjalnych dokumentów WEF wynika, że organizacja ta nie była zaskoczona pandemią, gdyż przygotowywała się do tego wydarzenia i planowała „globalną walkę” z pandemiami już kilka lat przed jej wybuchem w 2019 roku. Jestem daleki od teorii wielkiego spisku, że WEF sam wyprodukował covida, a Klaus Schwab nosił wirusy w butelce i rozpylał ją z okien. Sprawa wydaje się prostsza: w związku z globalizacją, szybkością i częstotliwością podróży było oczywiste, że także zarodki, bakterie i wirusy będą podróżować wraz z ludźmi i epidemie dotąd lokalne mają szansę przeistoczyć się w globalne. Media już od lat przygotowywały nas na takie wydarzenia, choćby robiąc szum wokół tzw. ptasiej grypy wiele lat temu. Schwab i inni wiedzieli, że w końca jakiś wirus opanuje świat na tyle, że będzie można ogłosił stan „pandemii światowej”. I czekali. Ptasia grypa zawiodła? To czekamy na następną. I akurat trafił się Covid-19, rzeczywiście rozprzestrzenił się na cały świat, a fakt, że objawy były bardzo podobne do grypy spowodował, że można było odgórnie nakręcić medialną histerię. Gdyby nie było Covid-19 w 2019 roku, to pojawiłby się jakiś wirus w 2025 roku. Dziś wielkie media dosłownie czekają a to na krakena, a to na innego wirusa. Czeka nań także WHO, gdyż jako agencja zdominowana przez globalistów służy do odbierania suwerenności państwom narodowym na rzecz centralnego globalnego zarządu, pod pretekstem ewentualnych przyszłych pandemii. Pamiętajmy, epidemię globalną może powstrzymać tylko globalna instytucja! Oczywiście, każdy myślący człowiek zada sobie pytanie: Jak? W jaki sposób? Za pomocą globalnych aktów prawnych WHO powstrzyma wirusy? Nieważne, to tylko pretekst dla budowy globalnego zarządu.
2/ Wielkie korporacje. Wyjąwszy rozmaite „małe Grety” i garść dzieciaków nikt oczywiście nie wierzy, że projekt globalistyczny jest realizowany przez elity intelektualne, polityczne i ekonomiczne, które przeczytały Wieczny pokój Immanuela Kanta i stały się zwolennikami budowy kosmopolitycznego państwa światowego. Globalny zarząd nad światem w dziedzinie zdrowia i walki z pandemiami to gigantyczne pieniądze. Żyjemy w świecie w którym przyśpieszyło zjawisko jeszcze w XIX wieku nazwane przez Karola Marksa mianem „koncentracji kapitału”, gdy drobne i średnie firmy upadają lub są przejmowane, aby ustąpić miejsca gigantom, które dziś określamy mianem „międzynarodowych korporacji”. Ze względu na gigantyczne koszty badań nad lekami przemysł farmaceutyczny jest wprost predestynowany do przejęcia go przez wielkie korporacje, współdziałające z globalistami. Mamy taki cykl zależności:
Oczekiwania korporacji →WEF szykuje się na epidemię →ogłoszenie epidemii →globalna walka z nią za pomocą szczepionek →zyski korporacji →wsparcie korporacji dla WEF.
W czasie pandemii wartość akcji koncernów farmaceutycznych wzrosła wielokrotnie, ponieważ wielokrotnie wzrosły zamówienia rządowe, szczególnie na towar zwany szczepionką. WHO, które jest faktycznym podwykonawcą WEF, walczy teraz o instytucjonalizację swojej pozycji jako centralnego zarządcy walki z przyszłymi epidemiami. Z jednej strony zapewni w ten sposób trwałe zyski korporacjom farmaceutycznym, a z drugiej, stanie się elementem agendy Schwaba, aby wprowadzać w rozmaitych dziedzinach „globalne zarządy”.
Na instytucjonalizacji WHO zyskują zatem wszyscy zaliczający się do ułamka procenta najbogatszych ludzi na świecie. Ciebie, zwykły Kowalski czy Nowaku – najpierw zaszczepią, a potem za to zapłacisz.
Large contingents of Hollywood stars and cognoscenti regularly attend what is called the MOCA Gala, a fundraiser for the Museum of Contemporary Art in Los Angeles. From the website here is what the tickets ran.
After the public cheap seats fundraising event for plebs among the dilettante cognoscenti, there was a private dinner for heavyweight reprobates and discordians to attend. That would be the $25,000 to $100,000 crowd. Regular readers should quickly recognize the symbology that has emerged since John Podesta’s email Wikileak in 2016. Those still on training wheels can learn about it here.
The MOCA dinner, as shown in the next two photos, consisted of cheese pizza, noodles and two walnuts.
Here is a representative table “art” display. They are using a live nude “model” and skeleton ensemble.
At one point, none other than Marina Abramovitz of Spirit Cooking fame entered the gala for her cutting ritual. Here are Marina and her sidekick starting at it.
Here the cutting ritual continues to the ohs and ahs of the degenerate death cult crowd. Marina stands on the left as red-dress lady holds up a severed heart.
The next photo shows the remains after dessert has been passed out to the Luciferians. Ultimately the severed head is dumped into a plastic trash bag. What an extremely strange occult-like scene — obviously a cult of death. This is a real glimpse into the sullen, disassociated “artists” and freaks who make up the entertainment industry. Avoid their influences at all costs.
I weaned myself off this Hollywood-infested influence ten years ago, so I don’t know who many of these people are. But you can probably identify some of the celebs involved throughout the video and take appropriate action to steer clear, boycott and condemn them. Anybody with $25,000 to spend on this really needs to have their piggy bank taken away.
Przymierzany do roli ministra edukacji Marcin Józefaciuk z PO ujawnił, że jest neopoganinem. – Mocno czerpię z rytuałów dawnych zielarek i wiedźm, tzw. kobiet wiedzących, które kiedyś w każdej ze wsi były traktowane bardzo poważnie – wyznał w rozmowie z mediami.
Poseł-debiutant, który wzbudził kontrowersje swoimi licznymi tatuażami wyjaśnił, że pierwszy z wykonanych na jego ciele przedstawia pentagram. Jak przekonuje, nie jest on związany z szatanem lecz… religiąwicca, której jest wyznawcą. Jego wiara, jak wyjaśnił, polega na „współpracy z naturą”, „zawierzeniu się jej sile” i próbie dostosowania się do niej.
Pytany o panteon bóstw, poseł na Sejm XI kadencji wyjaśnił, że chodzi bardziej o „byty, które możemy prosić o wsparcie, pomoc, z którymi rozmawiamy”.
– Ale też szanujemy inne pomniejsze bóstwa, czy to duchy lasu, czy rzek. Tak więc to jest taka bardzo stara religia, starosłowiańska… – ujawnił. – Mocno czerpię z rytuałów dawnych zielarek i wiedźm, tzw. kobiet wiedzących, które kiedyś w każdej ze wsi były traktowane bardzo poważnie – dodał.
Następnie wyjaśnił, że praktykując przedchrześcijańskie wierzenia można być zrzeszonym w grupach zwanych konwentami lub sabatami, choć sam „praktykuje indywidualnie”. – Zresztą to właśnie moja babcia zaszczepiła we mnie umiejętność postrzegania świata nie tylko przez szkiełko i oko – skomentował.
Marcin Józefaciuk pracował jako nauczyciel w Łodzi. Niedawno prowadził również program „Dzieciaki rządzą… kasą” na antenie TVN. Poseł PO wzbudził liczne kontrowersje podczas ślubowania, w trakcie którego ułożył ręce w znak „rogów diabła”. Jak tłumaczył, w ten sposób chciał powiedzieć w języku migowym „Kocham Cię”. Józefaciuk był przymierzany również do roli ministra edukacji, ale ostatecznie stanowisko przypadnie przedstawicielowi Lewicy.
Przesyłamy wybór wiadomości dotyczących obrony życia i rodziny, które przeczyta Pan w portalu www.RatujZycie.pl.
Wojna z życiem i normalnością jest niezwykle zacięta. Szczególnie silnie widać to w Europie Zachodniej – na jej przykładzie możemy zobaczyć, co już wkrótce może stać się w Polsce. Czy się stanie? Wiele zależy od tego, czy Polacy będą świadomi, czujni i gotowi do działania.
Belgia: po nieudanej eutanazji udusili pacjentkę poduszką
36-letnia Alexina Wattiez cierpiała na raka. Gdy w 2021 zdiagnozowano u niej chorobę, a lekarze zapowiedzieli, że pozostał jej rok życia, kobieta zdecydowała się na eutanazję. Nieznane są motywy jej decyzji, ale ta śmierć nie miała nic wspólnego z godnością.Czytaj dalej >
Indi Gregory, Archie Battersbee, Alfie Evans. Dzieci, którym nie dano szansy
Gdzie nie ma ochrony życia i jest prawne przyzwolenie na zabijanie dzieci nienarodzonych, tam obserwujemy morderstwa na chorych dzieciach już narodzonych. Przykładów jest niestety coraz więcej. Wyrokiem sądu i wbrew woli rodziców zabija się bezbronne dzieci, które mogłyby dalej żyć.Czytaj dalej >
Matka wyrzuciła noworodka do śmieci
Młoda kobieta wyrzuciła swojego nowo narodzonego syna do kosza na śmieci. Została skazana na 16 lat pozbawienia wolności za usiłowanie morderstwa pierwszego stopnia.Czytaj dalej >
Po październikowych wyborach obserwujemy wzmożone działania aktywistów LGBT. Ostatnio przedstawiciele ponad 40 organizacji LGBT spotkali się z partiami opozycji, by przedstawić im swoje żądania. „To konsekwencja braku działań podczas minionej kadencji rządu” – zauważa Krzysztof Kasprzak. Fundacja Życie i Rodzina procedowała projekt ustawy „Stop LGBT”, której celem było ukrócenie możliwości działania organizacji LGBT, zahamowanie ich ofensywy. Jednak opieszałość rządu Zjednoczonej Prawicy sprawiła, że ustawa ta nie została do tej pory przyjęta i mimo przejścia przez pierwsze czytanie „Stop LGBT” wciąż czeka w komisji.Czytaj dalej >
Kłamstwo bezpiecznej aborcji
Feministki przekonują, że kobiety które chcą aborcji i tak jej dokonają, ale nie wspominają o poważnym ryzyku jakie niesie również dla matki. Oprócz śmierci dziecka, aborcja może też powodować śmierć kobiety. Nie ma zatem bezpiecznej aborcji.Czytaj dalej >
Pro-Life bez Cenzury: Zbrodnia i medycyna
Medycyna teoretycznie istnieje po to, by ratować życie i zdrowie jednak, gdy zostanie podważona nienaruszalność wartości ludzkiego życia to sytuacja dramatycznie się zmienia. O medycynie bez etyki na podstawie książki Grzegorza Górnego “Zbrodnia i medycyna” w najnowszym odcinku vloga Pro-Life Bez Cenzury.Oglądaj >
Popierasz to, co robimy? Wesprzyj! Działamy dzięki pomocy Ludzi Dobrej Woli.
W świecie pełnym kłamstwa – docieramy do ludzi z prawdą. Możemy kontynuować te działania dzięki Twojemu wsparciu.
Subskrybuj i obserwuj nasze kanały. Podawaj dalej linki do ciekawych materiałów – niech prawda się rozchodzi!
NUMER RACHUNKU BANKOWEGO: 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 NAZWA ODBIORCY: FUNDACJA ŻYCIE I RODZINA TYTUŁEM: DAROWIZNA NA CELE STATUTOWE DLA PRZELEWÓW Z ZAGRANICY: IBAN:PL 47 1160 2202 0000 0004 7838 2230 KOD SWIFT: BIGBPLPW
MOŻNA TEŻ SKORZYSTAĆ Z SYSTEMÓW DO SZYBKICH PRZELEWÓW, BLIKA LUB PŁATNOŚCI KARTAMI POD LINKIEM: https://ratujzycie.pl/wesprzyj/
Tristatecity to projekt „inteligentnego miasta”, który zaczął pojawiać się jako koncepcja w 2015 roku. Wizją Petera Savelberga, holenderskiego “konsultanta”, jest stworzenie gigantycznego megalopolis od Holandii przez Belgię do Zagłębia Ruhry w Niemczech, obejmującego od 30 do 45 milionów ludzi.
−∗−
Tłumaczenie w zestawieniu kilku tekstów dotyczących planów budowy Tristatecity, megalopolis na bazie trzech państw i protestów holenderskich rolników. W materiałach zawarta jest próba odpowiedzi na ile te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane. /AlterCabrio/
_____________***_____________
Czytelnicy mogą być zainteresowani wcześniejszym zapoznaniem się z tym, jak się wydaje, oryginalnym dokumentem [TRISTATECITY, A PRIVATE SECTOR PLACE BRANDING INITIATIVE, pdf] na temat planu Trójpaństwowego miasta dla Holandii, Belgii i Zagłębia Ruhry w Niemczech oraz krótkim filmem [13min].
Tristate City – The Reason to Bankrupt Dutch Farmers – The Netherlands https://www.youtube.com/embed/s45OeHX5veM
_____________***_____________
Elita buduje Megalopolis, gdzie plebs będzie zjadał owady
Jesteśmy w stanie wojny w Europie. Ale nie z Rosją. Wróg nie wysłał żołnierzy, czołgów, karabinów maszynowych ani bomb. Nie zobaczymy tego.
To przebiegła, podstępna wielogłowa hydra kształtująca nasze życie, wspomagana przez tych, którzy mają nas reprezentować. Otworzyła się kluczowa linia frontu przeciwko temu amorficznemu wrogowi w sercu Europy. W Holandii.
Dzielni holenderscy rolnicy zmobilizowali swoje ciągniki, wozidła do obornika i bele słomy. Wyjechali na ulice, aby zaprotestować, jak już tutaj donosiliśmy, i nie dają za wygraną.
Po burzliwym lecie protestów rolników przeciwko tzw. przepisom dotyczącym „zanieczyszczenia” – rozporządzeniu rządu holenderskiego, który będzie wymagał od rolników ograniczenia emisji azotu nawet o 70 procent w ciągu najbliższych ośmiu lat – holenderski minister rolnictwa Henk Staghouwer zrezygnował po zaledwie dziewięciu miesiącach na stanowisku, mówiąc dziennikarzom, że nie jest odpowiednią osobą do tej pracy. Rzeczywiście.
Dobrze zrobimy śledząc to z uwagą. Protestują w naszym imieniu. Zmagają się z czymś, co trafnie opisano jako „skorporatyzowany program „zrównoważonego rozwoju” stworzony przy poparciu miliarderów przez „zieloną” elitę, która nie wywodzi się z żadnego popularnego okręgu wyborczego”.
Niewidzialne instytucje, takie jak Światowe Forum Ekonomiczne, Fundacja Billa i Melindy Gatesów, Fundacja Rockefellera, a także zgrupowanie ponadnarodowych korporacji, są kluczowymi „interesariuszami” tej ściśle powiązanej sieci. Są to niewybieralne postacie, które wpływają na politykę rządową w rzekomo suwerennych państwach na całym świecie.
Holenderski rząd planuje wydać 25 miliardów euro na wywłaszczenie 11 200 gospodarstw – rzekomo w celu zmniejszenia o połowę emisji azotu do 2030 roku. Będzie to oznaczać utratę 20 procent gospodarstw, a kolejne 33 procent będzie zmuszone do ograniczenia wielkości i redukcji inwentarza żywego.
Szaleństwo tych cięć ma miejsce w czasie światowych niedoborów żywności i nawozów, kiedy Holandia jest drugim co do wielkości eksporterem żywności po USA. Obecnie ryzykuje pójście w ślady Sri Lanki i zostanie głównym importerem, a nie eksporterem żywności.
Oprócz czasu tych działań, tym, co wzbudza podejrzenia holenderskich rolników, jest fakt, że redukcja emisji azotu nieproporcjonalnie spada na rolnictwo, podczas gdy przemysł i transport są również głównymi trucicielami. Jest w tym jednak logika, jeśli konkretnym motywem zawłaszczania ich ziemi i środków do życia jest Tristatecity [Trójpaństwowe miasto -tłum.].
Tristatecity to projekt „inteligentnego miasta”, który zaczął pojawiać się jako koncepcja w 2015 roku. Wizją Petera Savelberga, holenderskiego konsultanta, jest stworzenie gigantycznego megalopolis od Holandii przez Belgię do Zagłębia Ruhry w Niemczech, obejmującego od 30 do 45 milionów ludzi.
Jak w tej epoce świadomej emisji dwutlenku węgla taki projekt mógł przetrwać ekopobożność fanatyków środowiska? Nie jest oczywiste, w jaki sposób budowanie drapaczy chmur i pokrywanie dużych obszarów betonem może być bardziej zrównoważone niż ziemia uprawna, ale projekt chwali się, że wspiera wszystkie cele zrównoważonego rozwoju ONZ.
Oczywiście, że tak – na papierze. Chętnie promuje również agro-tech, skupiony w regionie Brabancji, w tym uprawę wertykalną (np. hydroponika). Być może nie jest przypadkiem, że według Financial Times, belgijski rząd również zaczął skupować grunty rolne, rzekomo w celu uniknięcia holenderskiego „kryzysu”. Innymi słowy, Trójpaństwowe miasto to klasyczna koncepcja „czwartej rewolucji przemysłowej” Światowego Forum Ekonomicznego.
Peter Savelberg jest wspierany przez holenderską organizację pracodawców VNO-NCW, fundusze emerytalne i deweloperów. Wierzą, że Tristatecity, z 45 milionami mieszkańców, będzie w stanie lepiej konkurować o inwestycje i talenty z innymi globalnymi megamiastami, zwłaszcza z Chinami. A więc, nieuchronnie, Tristatecity potrzebuje holenderskich gruntów rolnych na mieszkania.
Tymczasem mieszkańcy Tristatecity prawdopodobnie będą żywić się robakami – bo będzie tam mniej pól uprawnych, by produkować dla nich żywność. Stąd potrzeba uprawy pionowej. Nie byłoby dla nich żadnego innego przemysłu, w którym mogliby pracować, ponieważ paliwa kopalne potrzebne do funkcjonowania przemysłu wysychają.
Niemcy już teraz doświadczają oznak dezindustrializacji, gdy rosyjski gaz znika, a wysychający Ren jak na ironię uniemożliwia transport węgla. Zero-carbon staje się rzeczywistością.
Pomimo rosnącego sprzeciwu wobec programu ONZ „zrównoważonego rozwoju” Agenda 2030, przeciwko WEF i Wielkiemu Resetowi, rząd holenderski, być może zachęcony m.in. przez niedawne Forum Wysokiego Szczebla ONZ [UN High-Level Forum], w którym Holandia uczestniczyła tego lata, uciekł się do używania tak zwanych „zmian klimatycznych” i „ochrony przyrody” jako podstępnej i zwodniczej wymówki dla zdobycia ziemi potrzebnej do realizacji tych celów.
Widać, że szum marketingowy wokół samego Tristatecity ucichł (zaledwie kilkaset osób śledzi tę stronę na Facebooku), a projekt poczuł potrzebę wydania publicznego oświadczenia, że nie ma związku z programami redukcji azotu.
Tutaj, w Wielkiej Brytanii, być może na razie uniknęliśmy losu holenderskich rolników, chociaż zachęta finansowa naszego rządu dla rolników do opuszczenia gospodarstw była oferowana aż do 11 sierpnia. Nadal istnieje potrzeba zachowania czujności.
Podczas gdy walijskie szkoły zachęcają dzieci do jedzenia robaków, Francja stała się krajem innowacji w produkcji owadów i mieści największe na świecie farmy owadów.
Start-up o nazwie Ynsect zebrał 224 miliony dolarów od inwestorów – w tym koalicji Footprint Coalition gwiazdy Hollywood Roberta Downey Juniora – na budowę drugiej farmy owadów w Amiens w północnej Francji.
Firma zajmuje się hodowlą larw mącznika, które produkują białka dla zwierząt gospodarskich, karmę dla zwierząt domowych i nawozy. Antoine Hubert, dyrektor generalny i współzałożyciel, obiecał, że „40-metrowy zakład o powierzchni ponad 40 000 metrów kwadratowych” będzie „najwyższą pionową farmą na świecie i pierwszą pionową farmą ujemną pod względem emisji dwutlenku węgla na świecie”.
Jesteśmy wciąż atakowani przez wielogłową hydrę na inne sposoby. Manipulacje [gaslighting] przybierają wiele form. Jednym z niedawnych przykładów było przyznanie głównej nagrody podczas Chelsea Flower Show ogrodowi, którego centralną cechą było przeżuwane przez bobry drewno, a nie kwiaty – tak jakby nietknięta natura przebijała uprawę i tworzenie.
W czerwcu omalże nie przeoczyliśmy utraty 700 000 akrów ziemi uprawnej, kiedy budżet na „odnowę krajobrazu” (czyli „odnowę dzikiej przyrody”) został zmniejszony z 800 milionów do 50 milionów funtów.
Ta wojna jeszcze się nie skończyła i powinniśmy wspierać naszych europejskich sojuszników, tak jak robiliśmy to podczas II wojny światowej.
Michael Yon: korespondent wojenny, holenderscy rolnicy, światowy głód, New Paradigms w/Sargis Sangari EP #107
W poniedziałek, 25 lipca 2022, w 107. odcinku New Paradigms z Sargisem Sangari, Michaelem Yon: to najbardziej doświadczony korespondent wojenny w Ameryce, a ja rozmawiałem o jego ostatnich doświadczeniach gdy towarzyszył #DutchFarmers w #Holandia.
Michael mówił o faktycznych przyczynach rządowych nakazów przeciwko rolnikom oraz o skutkach tych kroków dla rozwijającego się światowego głodu i imigracji.
Michael wskazuje, że Holandia jest punktem wyjścia dla Światowego Forum Ekonomicznego (#WEF) oraz programu i projektu sieciowego #TristateCity. Nie jest to więc przypadek, że #Holenderski Premier, #MarkRutte, jest ulubieńcem #KlausSchwaba, założyciela WEF.
Głównymi fundatorami WEF jest około 1000 firm członkowskich, zazwyczaj globalnych przedsiębiorstw z obrotem przekraczającym 5 miliardów dolarów amerykańskich plus subwencje publiczne.
Dołącz do mnie, aby wysłuchać tego ważnego programu z Michaelem Yonem, który towarzyszył holenderskim rolnikom, walczącym z potężną WEF, międzynarodową organizacją pozarządową i lobbingową.https://rumble.com/embed/v1azd3j/?pub=4
Świat według Klausa Ty i ja nie będziemy jeść robaków. Ty i ja nie będziemy wiecznie nosić masek. Ty i ja nie będziemy odgrywać ról cyborgów. I ty i ja nie będziemy w […]
________________
Od Sri Lanki do Niderlandów czyli jak działać Wiedzą, że kiedy ludzie stają się wściekłym, głodnym tłumem, mogą być kontrolowani jak zwierzęta. I tego typu reakcje są dokładnie tym, na co liczą ci globalistyczni oszuści. Dlatego niszczą światowe […]
________________
Dyptyk żywnościowy czyli apokalipsa, robaki i GMO Byliśmy świadkami jak lockdowny roznoszą gospodarkę na kawałki, podczas gdy klasa miliarderów osiąga rekordowe zyski, a korporacyjne molochy rozszerzają swoje monopole, tak też każda proponowana polityka bezpieczeństwa żywnościowego przyniesie korzyści […]
Członkowie Kanadyjskich Sił Zbrojnych podczas publicznych wystąpień nie powinni bezpośrednio odnosić się do Boga – to istota dyrektywy, którą podpisał… generalny kapelan armii, Guy Belisle.
Celem zalecenia jest nadanie siłom zbrojnym charakteru bardziej „inkluzywnego” (czyli rzekomo „włączającego”). Jak się okazuje, nie dotyczy to jednak samego Pana Boga, którego cenzuruje nominalnie „katolicki” kapelan.
Innowacja związana jest ze zbliżającym się Dniem Pamięci w Kanadzie. Przypada on w tym samym dniu, w którym obchodzimy Narodowy Dzień Niepodległości, czyli 11 listopada.
Kapelan zaleca mundurowym przyjęcie „uwrażliwionego i włączającego podejścia podczas publicznych wystąpień do członków wojska”.
„Chociaż dla niektórych naszych członków aspekt modlitwy może mieć duże znaczenie, nie wszyscy modlimy się w ten sam sposób. Dla niektórych nie odgrywa ona żadnej roli w ich życiu” – uzasadniał dyrektywę z 11 października ksiądz Belisle cytowany przez gazetę „The Epoch Times”.
Według zaleceń, każda wygłaszana publicznie przez kapelanów „refleksja o charakterze duchowym” powinna mieć „charakter inkluzywny”. Ma również być „pełna szacunku wobec religijnej i duchowej różnorodności Kanady”.
Normy skomentował minister obrony Bill Blair. Według niego „kapelani nie mają i nie będą mieli zakazu modlitwy w Dniu Pamięci ani w żadnym innym momencie”. Zaraz jednak w tej wypowiedzi pojawia się znaczące „ale”.
Otóż, zdaniem zwierzchnika armii, kapelani występując publicznie „nie powinni używać słowa Bóg ani innych odniesień do siły wyższej, takich jak np. Ojciec Niebieski”. Takie sformułowania mogłyby bowiem rzekomo sprawić, że niektórzy słuchacze poczuliby się „wyłączeni”.
– Jeśli nie potrafimy nawet żyć zgodnie ze swoim sumieniem, jeśli nie potrafimy mówić prawdy tak, jak ją widzimy, to zatraciliśmy istotę tego, co to znaczy być w wojsku – skomentował jeden z członków Kanadyjskich Sił Zbrojnych. – Obecnie jedyną akceptowalną religią będzie sekularyzm – dodał.
Emanacja Złego. Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich.
Izabela Brodacka, 24 paźdz. 2023
Stan Kalifornia przyjął niedawno ustawę umożliwiającą odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie zgadzają się na poddanie dzieci procedurze zmiany płci. Procedura zmiany płci to nie tylko zmuszanie rodziców i nauczycieli żeby Jasia nazywali Małgosią, bo taką fantazję ma w danej chwili przekorny bachor. Procedura zmiany płci, która może odbywać się bez wiedzy i zgody rodziców, niejako za ich plecami, to podawanie dziecku ogromnych dawek hormonów rujnujących jego rozwijający się organizm, a następnie amputowanie właściwych jego płci genitaliów i z resztek tych genitaliów odtwarzanie namiastki narządów płci przeciwnej, rzekomo pożądanej.
To zabiegi czy operacje nieodwracalne, głęboko okaleczające poddaną im osobę. Pół biedy jeżeli poddaje się im kierowana modą czy faktycznym pragnieniem zmiany płci osoba dorosła. Sama ponosi konsekwencje własnej głupoty albo cieszy się uzyskanym efektem operacji. Do dorosłych stosuje się -choć nie zawsze- starożytna zasada volenti non fit iniuria czyli chcącemu nie dzieje się krzywda.
Nie zawsze – bo jeżeli dorosły zechce na przykład spalić swój dom, świadkowie nie tylko nie muszą mu w tym pomagać lecz wręcz przeciwnie, powinni mu przeszkodzić w realizacji tego pragnienia. Zasady „volenti non fit iniuria” w żadnym przypadku nie wolno jednak stosować do dzieci. Dziecko może zapragnąć na przykład wypić płyn borygo, albo wyskoczyć z dziesiątego piętra, albo zrezygnować z nauki w szkole i nikt nie ma chyba wątpliwości, że dorośli powinni realizacji tych marzeń przeciwdziałać.
Brak właściwej identyfikacji płciowej to zaburzenie czy dolegliwość psychiczna, która dotyczy nie tylko dorosłych lecz faktycznie zdarza się również w wieku dziecięcym. Skutecznie leczył to zaburzenie Andrzej Samson choć jego metody nie wszystkim przypadłyby do gustu. Andrzej Samson oskarżony o pedofilię podobno popełnił samobójstwo. Nie doczekał legalizacji pedofilii która -obawiam się -jest już bliska. Pracują nad tym liczni „ profesorowie”. Słowo „profesorowie” piszę w cudzysłowie bo za dawnych dobrych czasów takiego profesora, za przykładem Kmicica, pognano by batem po śniegu aż za ruską granicę.
Naiwnością byłoby sądzić, że to problemy amerykańskie i nas nie dotyczą. Kiedy wiele lat temu przetłumaczyłam książkę „Kinsey – seks i oszustwo” autorstwa Edwarda W. Eichel oraz Judith Reisman ( tak naprawdę miała to być tylko adiustacja lecz ze względu na błędy tłumaczki przerodziła się w tłumaczenie) znajomi nie chcieli czytać otrzymanych w prezencie moich autorskich egzemplarzy. „To nas nie dotyczy”- mówili. Mieli na myśli opisywane w książce lekcje seksu w szkołach oraz odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie chcieli się na to zgodzić. Również opisywane przez autorów zajęcia integracyjne na wakacyjnych obozach, podczas których chłopcy mieli za zadanie badać sobie wzajemnie prostatę per rectum.
Gdy świadomi zagrożeń dziennikarze opisywali praktyki niemieckiego urzędu do spraw młodzieży ( Jugendamt) odbierającego dzieci rodzicom nie zgadzającym się na lekcje masturbacji w przedszkolu naiwni twierdzili, że to nieprawda albo że do nas to nie dotrze. Pomylili się.
Wprawdzie -mam przynajmniej taką nadzieję – w polskich przedszkolach nie odbywają się lekcje masturbacji, dłubania w nosie, puszczania bąków i innych fizjologicznych, niepożądanych w cywilizowanym świecie czynności lecz po przedszkolach chodzą różne drag queen i czytają dzieciom bajeczki. Zainicjował ten proceder w Wielkiej Brytanii niejaki Colin Jones występujący pod pseudonimem Donna La Mode. Poza czytaniem bajeczek podczas podobnych zajęć uczy się dzieci piosenek trans. Bajeczki też są specjalnie dobrane- jedna z nich opowiada o misiu który uświadamia sobie, że jest dziewczynką a nie chłopcem.
To obliczona na lata strategia przyzwyczajania ludzi od dzieciństwa, że pewne zachowania są powszechne, a więc normalne, w nadziei, że w przyszłości faktycznie staną się normą. Nie wystarczy więc nie zgadzać się na przeprowadzanie u naszego dziecka zmiany płci. Może się okazać, że za kilka lat nasze dziecko, poddawane przez całe lata praniu mózgu, samo zgłosi się do jakiegoś życzliwego, który pomoże mu okaleczyć się na całe życie. Podpowie, że zgodnie z polskim prawem trzeba podać do sądu własnych rodziców, zgłosić się do wskazanego seksuologa, czy psychiatry, który stwierdzi trans-seksualność i poddać się terapii hormonalnej a następnie chirurgicznej korekcie płci, która jest przecież zwykłym nieodwracalnym okaleczeniem człowieka.
Jeżeli nie podejrzewamy naszego dziecka o podobną głupotę zastanówmy się czy czasem nie nosi ono modnej obecnie wśród młodzieży tęczowej torby, czy nie oburza się gdy powiemy coś krytycznego na temat małżeństw homoseksualnych lub adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Pełną parą trwa indoktrynacja , czyli produkcja naiwnych Julek popierających wszelkie rozmiękczające ich mózg ruchy- obronę planety przed człowiekiem, obronę dzieci przed rodzicami, obronę kobiet przed mężczyznami.
Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich a w drugiej dopiero kolejności na podbój instytucji kulturalnych, uniwersytetów, kin, teatrów czyli ten wielokrotnie opisywany „długi marsz przez instytucje”. Często nie doceniamy stopnia zindoktrynowania naszych dzieci, bo zgodnie ze strategią lewactwa jest to indoktrynacja miękka, w wersji soft. Penalizując tak zwaną „mowę nienawiści” odebrano nam wolność słowa i przekonań. Narzucono nam autocenzurę. Nie cenzuruje nas obecnie urząd z ulicy Mysiej ale dla świętego spokoju, dla uniknięcia kłopotów w pracy sami cenzurujemy nasze wypowiedzi. Wystrzegamy się nie tylko mocnych słów lecz nawet jednoznacznych opinii. Nasza mowa stała się mdła, pokrętna, niejednoznaczna. A przecież jak mówi Pismo Święte: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,1-7,29)”.
Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że okaleczanie dzieci pochodzi od Złego nawet jeżeli potraktować jego imię tylko jako figurę retoryczną. [Tylko jego wyznawcy, oraz uwiedzeni, tak go traktują. Mirosław Dakowski].
Po Covidzie i zmianach klimatycznych teraz WEF chce kontrolować wodę, by ustanowić globalne zarządzanie.
Infowars.com USA 2023-10-03
Uczestniczka Światowego Forum Ekonomicznego stwierdziła, że nadchodzący kryzys wodny doprowadzi do ustanowienia rządu światowego tam, gdzie zawiodły plandemia Covid i narracje dotyczące zmian klimatycznych.
Klip z zeszłorocznego spotkania WEF w Davos, który wówczas nie wzbudził większego zainteresowania, ale obecnie jest niezwykle popularny, pokazuje jak rzeczniczka WEF, profesor Mariana Mazzucato, ubolewa nad tym, że COVID i zmiany klimatyczne nie doprowadziły do powołania rządu światowego, po czym zasugerowała, że katalizatorem będzie kryzys wodny, który narzuci ludzkości takie globalne zarządzanie.
World Economic Forum “agenda contributor”, Mariana Mazzucato: Our attempt to vaccinate the entire planet failed, “climate change” is “too abstract” for people to understand, but the coming water crisis is something that everyone will get on board with. Source: https://youtube.com/watch?v=1bw0gjFxu_w Subscribe to us on Telegram: https://t.me/realwideawakemedia
„Czy rzeczywiście udało nam się zaszczepić wszystkich na świecie? Nie. Zatem podkreślanie wody jako globalnego wspólnego dobra oraz tego, co to znaczy współpracować i patrzeć na nią zarówno z perspektywy globalnej wspólnoty, jak i z perspektywy własnego interesu ma tę analogię. Jest to ważne ponieważ nie udało nam się rozwiązać problemów, które miały podobne cechy. A woda jest czymś, co ludzie rozumieją” powiedziała Mazzucato, dyrektorka i założycielka Instytutu Innowacji i Celów Publicznych UCL, podczas forum WEF na temat „ekonomiki wody”.
„Zmiany klimatu są nieco abstrakcyjne. Niektórzy rozumieją to naprawdę dobrze, niektórzy rozumieją trochę, a jeszcze inni po prostu nie rozumieją.”
„Woda, każde dziecko wie, jak ważne jest posiadanie wody. Kiedy grasz w piłkę nożną i jesteś spragniony, potrzebujesz wody” zauważyła.
„Zatem jest coś autentycznego w zaangażowaniu obywateli w tę sprawę i w pewnym sensie w eksperymentowaniu z koncepcją dobra wspólnego”.
„Czy tym razem rzeczywiście możemy sprostać temu zadaniu jeśli ostatnio zawiedliśmy? I miejmy nadzieję, że nie będziemy ciągle zawodzić w innych kwestiach, ale tak czy inaczej” dodała.
Zgodnie z opisem WEF celem dyskusji było sformułowanie „dwuletniej inicjatywy mającej na celu zmianę ekonomi wokół wody. Raport i plan działania zmienią sposób, w jaki będziemy rozmawiać o wodzie, cenić ją i zarządzać nią przez resztę XXI wieku”.
WEF nie udało się kontrolować ludzkości za pomocą stworzonego w laboratorium wirusa, nie udało się kontrolować ludzkości za pomocą kłamstwa o umieraniu planety, więc teraz obiera za cel wodę jako sposób by narzucić światu program globalnego zarządzania.
W środku tak zwanej pandemii Covid-19, w 75. rocznicę powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych, państwa członkowskie miały zobowiązać się do wzmocnienia systemu globalnego zarządzania. We wrześniu 2021 r. Sekretarz Generalny ONZ przedstawił raport zatytułowany „Our Common Agenda” [Nasz wspólny program], w którym przedstawił wstępnie kierunek reform. Od początku 2023 r. sukcesywnie w kolejnych miesiącach w zarysach polityki (policy briefs) uszczegółowił, na czym ta reforma ma polegać.
We wrześniu 2024 r. odbędzie się Szczyt Przyszłości, który ostatecznie ma doprowadzić do zawarcia Paktu Przyszłości.
Podczas tegorocznego szczytu SDG (poświęconego realizacji celów zrównoważonego rozwoju) [a co to za nowe gówno? MD] w Nowym Jorku państwa miały uzgodnić ramy „Paktu na rzecz Przyszłości”.
Jak zaznacza szef ONZ, celem Our Common Agenda jest przyspieszenie i urzeczywistnienie realizacji celów Agendy 2030 na całym świecie poprzez lepsze zarządzanie i wspólne działanie. Zarysowana przez Guterresa wizja przyszłości współpracy międzynarodowej zawiera praktyczne zalecenia dotyczące wypełnienia – jak to określił – „luk w globalnym zarządzaniu”, aby móc stawić czoła kryzysom.
Zaproponowane reformy dotyczą 11 obszarów:
– większego uznania praw przyszłych pokoleń (Future genereations),
– zwoływania przez Sekretarza Generalnego ONZ Platformy Awaryjnej w razie kryzysów takich, jak: pandemia, kryzys finansowy, zagrożenie dla funkcjonowania łańcuchów dostaw itp. (Emergency Platform),
– zwiększenia udziału młodzieży w procesie podejmowania decyzji na wszystkich szczeblach władzy (Youth Engagement),
– opracowania nowych ram rachunkowości dla państw, wykraczających poza wskaźnik PKB (Beyond Gross Domestic Product),
– opracowania ram porozumienia w sprawie ułatwienia cyfryzacji gospodarki globalnej (Global Digital Compact),
– stworzenia regulacji w celu walki z fałszywymi i wprowadzającymi w błąd informacjami (Information Integrity),
– przyjęcia nowej architektury finansowej uwzględniającej obecny układ sił państw i umożliwiającej realizację celów Agendy 2030 (International Financial Architecture),
– opracowania regulacji w sprawie zarządzania coraz bardziej zatłoczoną przestrzenią kosmiczną (Outer Space),
– przyjęcia Nowej Agendy na rzecz Pokoju (New Agenda For Peace),
– upowszechnienia edukacji transformacyjnej, której celem jest promocja realizacji celów Agendy 2030 (Transforming Education),
– reformy systemu ONZ (United Nations 2.0) polegającej przede wszystkim na cyfryzacji i większym wykorzystaniu behawioralnych eksperymentów oraz teorii szturchania (nudge), zaproponowanej ponad 10 lat temu przez Cassa Sunsteina i Richarda Thalera, co zaowocowało powołaniem przez rządy i Bank Światowy ponad 500 zespołów doradców, którzy pomagają w kształtowaniu polityki publicznej.
Facylitowaniem i koordynowaniem negocjacji w sprawie uzgadniania ram Paktu Przyszłości zajmują się przedstawiciele Niemiec i Namibii.
Guterres scharakteryzował Szczyt Przyszłości jako „jedyną okazję do ożywienia globalnych działań, ponownego zaangażowania się w fundamentalne zasady i dalszego rozwijania ram multilateralizmu, aby były one odpowiednie na przyszłość”. Zaznaczył, że Szczyt Przyszłości będzie „jedyną na pokolenie okazją do zacieśnienia współpracy w obliczu krytycznych wyzwań, by usunąć luki w globalnym zarządzaniu”.
„Wybierzmy przyszłość”
Pierwsza propozycja reform dotyczy uznania „praw” przyszłych pokoleń. Ich akceptacja i respektowanie pozwoliłoby na wzmocnienie globalnego zarządzania, wymuszając np. określone działania w sprawie szybszego pozbycia się węgla i innych paliw kopalnych, wyłączenia spod jurysdykcji państw lasów czy innych „zagrożonych” ekosystemów, uznanych za kluczowe dla zachowania systemu Ziemi itp.
Szef ONZ proponuje: powołanie wysłannika ONZ, który będzie głosem przyszłych pokoleń; lepsze wykorzystanie prognozowania, nauki i danych (będą one podstawą do decyzji np. sędziów o skutkach globalnego ocieplenia dla przyszłych pokoleń. Sędziowie mogliby rozliczać rządy z niepodjętych lub niewystarczających działań, choćby w sprawie redukcji emisji itp.); stworzenie deklaracji na temat naszych konkretnych obowiązków wobec przyszłych pokoleń; przyspieszenie wdrożenia deklaracji i dzielenie się najlepszymi praktykami.
Termin „przyszłe pokolenia” odnosi się do wszystkich ludzi, którzy przyjdą po nas. Niektóre konstytucje już wspominają o przyszłych pokoleniach. Pojawia się coraz więcej ustaw i orzeczeń sądowych, uwzględniających interesy przyszłych pokoleń, zwłaszcza w sprawach dotyczących środowiska, ochrony różnorodności kulturowej i biologicznej.
Odniesienia te stały się częstsze od 1972 r., czyli pierwszej konferencji ONZ w sprawie środowiska. W oświadczeniu w sprawie upamiętnienia 75. rocznicy powstania ONZ, kraje członkowskie zobowiązały się do wzmocnienia „globalnego zarządzania na rzecz wspólnej przyszłości”, a także „obecnych i przyszłych pokoleń”.
Szef ONZ wskazuje, że ochrona „praw” kolejnych generacji, zwłaszcza w kontekście „sprawiedliwości klimatycznej”, jest jednym z najpilniejszych wyzwań. Kwestia ta jest podnoszona w kontekście ograniczenia emisji dwutlenku węgla i pozbycia się paliw kopalnych, ustalania wysokości emerytur, w kontekście edukacji i polityki zdrowotnej. Istnieje międzynarodowa Sieć Instytucji dla Przyszłych Pokoleń.
Wysłannik ONZ ds. przyszłych pokoleń pełniłby funkcje doradcze. Deklaracja z kolei miałaby „zawierać stanowcze zobowiązanie do zabezpieczenia interesów przyszłych pokoleń we wszystkich procesach decyzyjnych poprzez identyfikację, zarządzanie i monitorowanie globalnego ryzyka egzystencjalnego oraz poprzez skupienie polityk i programów na długoterminowym zrównoważonym rozwoju”. Należałoby uznać, że grozi nam katastrofa i podjąć szereg działań w wybranych dziedzinach, ustalić standardy postępowania, monitorować politykę państw, raportować, zwołać komisję lub forum ONZ dla przyszłych pokoleń jako spółkę zależną Walnego Zgromadzenia i/lub regularnie zwoływać nieformalne posiedzenia Walnego Zgromadzenia w celu podzielenia się doświadczeniami, wywierać presję na rządy. W forach lub komisji powinny brać udział dzieci i młodzież. Niektóre państwa w trakcie konsultacji odnośnie propozycji reform w tym zakresie wyraziły swoje zastrzeżenia.
Drugi obszar reform wiąże się ze wzmocnieniem pozycji Sekretarza Generalnego ONZ i przyznaniem mu „stałego upoważnienia do zwoływania i automatycznego uruchamiania Platformy Awaryjnej” przy minimalnych konsultacjach z przedstawicielami wybranych rządów. By zwołać „Platformę Awaryjną” musiałby się skonsultować w wyprzedzeniem z przewodniczącym Zgromadzenia Ogólnego, przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa, odpowiednimi władzami krajowymi, organizacjami regionalnymi i innymi odpowiednimi agencjami ONZ oraz innymi instytucjami wielostronnymi, „które zostały upoważnione przez państwa członkowskie do reagowania na sektorowe konkretne kryzysy”. Sekretarz nie miałby obowiązku konsultowania się ze wszystkimi rządami. Ważne międzynarodowe decyzje o daleko idących konsekwencjach ekonomicznych, społecznych i politycznych dla wszystkich krajów mogłyby zapadać bez konsultacji z rządami innych państw.
„Platforma Awaryjna” miałaby być zwoływana w celu przezwyciężenia przeszkód i „wąskich gardeł” w skutecznej reakcji na kryzysy. Miałby to być „elastyczny” mechanizmu reagowania, który będzie gwarantował, że uczestniczące w nim podmioty podejmą jasne zobowiązania, z których będą rozliczane np. dostarczenie zasobów finansowych, technicznych, zmiany polityki itd.
Chociaż zastrzeżono, że „Platforma Awaryjna” powinna być zwoływana na określony czas, to jednak sekretarz generalny mógłby w razie potrzeby przedłużyć jej pracę, co oczywiście rodzi niebezpieczeństwo jej nadużywania i centralnego sterowania globalną polityką.
Guterres wskazuje, że przyszłe wstrząsy mogą zagrozić osiągnięciu celów zrównoważonego rozwoju, prawom człowieka i równości płci. Platforma ma pomóc wzmocnić odpowiedź na złożony, globalny szok. Chodzi tak o kryzysy zdrowotne np. pandemie, jak i ekonomiczne np. kryzys inflacyjny.
Platforma byłaby zwoływana w przypadku „kryzysów o wystarczającej skali i wielkości, niezależnie od rodzaju i charakteru”. Zaliczono do nich: kryzys klimatyczny, pandemie, kryzysy związane z wykorzystaniem czynników biologicznych, zdarzenia prowadzące do zakłóceń globalnych przepływów towarów, osób lub finansów, cyber-zagrożenia, ważne wydarzenie w przestrzeni kosmicznej, które powodowałaby poważne zakłócenia w jednym lub kilku krytycznych systemach na Ziemi, nieprzewidziane ryzyko (zdarzenia „czarnego łabędzia”) itp.
Istotne jest to, że Platforma ustalałby politykę, sposób działania i wymagała respektowania narzucanych reguł. Reakcja miałaby być spójna i wielostronna. Państwa musiałyby dostarczyć środki finansowe na takie operacje.
Rewolucyjna siła w młodzieży
Kolejna propozycja reform dotyczy zaangażowania młodych w procesy polityczne. Młodzież, która stanowi obecnie 1,2 mld populacji globalnej, miałaby szybko napędzać zmiany globalne i zapewnić przełom w walce z „potrójnym kryzysem planetarnym”, obejmującym kryzys klimatyczny, bioróżnorodności i marnotrawstwa. Młodzi mają do odegrania rolę także w walce o „sprawiedliwość rasową” i równość.
Szef ONZ chce obowiązku angażowania młodzieży w podejmowanie decyzji na wszystkich poziomach władzy i wzmocnienia pozycji Delegatów Młodzieżowych ONZ. Reprezentacja młodzieży powinna być zróżnicowana (pod względem rasy, płci, „orientacji seksualnej”, pochodzenia religijnego, etnicznego, wieku, niepełnosprawności, statusu imigracyjnego i innych cech).
Młodzież ma kluczowe znaczenie dla Agendy 2030 (około 90 wskaźników odnosi się do niej). Dlatego Guterres sugeruje, że w każdym kraju powinien istnieć młodzieżowy organ doradczy, który wpłynie na kształt polityki w państwach i należy ustanowić jasne, skuteczne ramy monitorowania, umożliwiające śledzenie postępu w zakresie realizacji tych zobowiązań poprzez regularne raportowanie na ten temat do Walnego Zgromadzenia ONZ. Państwa miałyby także wyrazić zgodę na zmianę statusu niektórych organów ONZ, by lepiej odzwierciedlały one stanowisko młodych. Docelowo dąży się do obniżenia czynnego prawa wyborczego do 16 lat.
Gospodarka na nowo
Czwarta propozycja zmian dotyczy opracowania nowych ram oceny stanu gospodarki wykraczających poza wskaźnik PKB, który pomija wiele aspektów ekonomii, nadając nieproporcjonalną wartość działaniom wyczerpującym planetę. Sugeruje się, że PKB nie uwzględnia dobrobytu ludzi, zrównoważenia środowiskowego, bezpłatnych usług domowych, negatywnego wpływu ludzi na innych i środowisko np. utratę bioróżnorodności .
Nowe wskaźniki winny uwzględniać wzajemne powiązania systemów społeczno-gospodarczego i planetarnego, płeć, społeczne i ekonomiczne koszty przemocy wobec kobiet, inkluzywność, miary degradacji i zubożenia środowiska, system rachunkowości środowiskowo-ekonomicznej, rachunkowość ekosystemową i dopiero na tej podstawie opracować uniwersalny i kompleksowy pomiar postępu oraz zrównoważonego rozwoju w celu uzupełnienia PKB.
Trzy konkretne zalecenia dla państw dotyczą: odnowionego zaangażowania politycznego na rzecz stworzenia ram koncepcyjnych, które będą w stanie dokładnie „wycenić to, co się liczy” dla ludzi, planety i przyszłości, odzwierciedlających cele Agendy 2030 i zasadnicze zobowiązanie, aby „nikogo nie pozostawić w tyle”. Wiąże się to z opracowaniem solidnej dokumentacji technicznej dotyczącej nowej statystki i przepływu zdezagregowanych danych do systemu ONZ, budowaniem potencjału i zasobów, aby umożliwić państwom członkowskim efektywne wykorzystywanie nowych ram rachunkowości.
ONZ przypomina, że PKB nie uwzględnia zanieczyszczenia powietrza, wyczerpywania się naturalnych zasobów, degradacji środowiska i utraty różnorodności biologicznej. Te negatywne efekty zewnętrzne często powodują wzrost PKB bez uwzględnienia szerszej, długoterminowej perspektywy szkody społeczno-gospodarczej i środowiskowej.
PKB nie oddaje także pełnego zakresu gospodarki nieformalnej, nie uwzględnia wartości społecznej działań, takich jak opieka zdrowotna czy wartości bezpieczeństwa. Nie pozwala także na efektywne usuwanie nierówności dotyczących kobiet, uchodźców, migrantów, wszelkich mniejszości. W niewystarczającym stopniu uwzględnia nowe zjawiska gospodarcze np. cyfryzację i korzystanie z bezpłatnych usług cyfrowych, wykorzystanie zasobów kryptograficznych, danych itd.
Dlatego ONZ chce zmienić system rachunkowości jak najszybciej. Ma to związek z rosnącym zadłużeniem państw i utrudnionym dostępem do tanich pożyczek krajów o niskim poziomie PKB. Zmiany w tym zakresie wiążą się z szeroką reformą międzynarodowej architektury finansowej.
System rachunkowości zmieniano już w 1968, 1993 i 2008 r. Obecny jest poddawany przeglądowi, który ma zakończyć się do 2025 r. Nowy System Rachunków Narodowych miałby koncentrować się na pomiarze cyfryzacji i globalizacji, uwzględniać dobre samopoczucie i wszystkie cele zrównoważonego rozwoju. Trwają zabiegi, by poszerzyć go o tzw. usługi ekosystemowe np. wycenę wartości zapylania kwiatów itp.
ONZ wskazuje, że państwa członkowskie będą musiały rozwijać kompleksowe krajowe systemy danych do analizy oraz dostarczać zdezagregowane dane w celu oceny postępów w realizacji zobowiązania dotyczącego „niepozostawiania nikogo w tyle”, jak stanowi Agenda 2030. Zwraca się uwagę na potrzebę nowej umowy społecznej na rzecz solidarności i inkluzywności, w której korzyści ekonomiczne będą wspólne.
Nowe ramy winny być zaprojektowane tak, aby osiągnąć trzy główne rezultaty: dobre samopoczucie i sprawczość, szacunek dla życia i planety, ograniczyć nierówności i zapewnić bardziej równy podział dobrobytu.
Guterres proponuje powołanie niezależnej grupy ekspertów wysokiego szczebla z odpowiednim mandatem na przedstawienie do marca 2024 tablicy wartości początkowej zawierającej ograniczoną liczbę kluczowych wskaźników (najlepiej nie więcej niż 10–20), które wykraczają poza PKB. Następnie państwa podczas Szczytu Przyszłości je rozpatrzą. Prace ekspertów będą się odbywały za pośrednictwem Komisji Statystycznej, która opracowała globalne ramy wskaźników celów zrównoważonego rozwoju i zadań Agendy 2030. Ponadto proponuje się znaczne wzmocnienie ONZ, jeśli chodzi o gromadzenie danych i ich udostępnianie oraz przekazanie środków finansowych na ten cel. Mówi się o potrzebie zmiany paradygmatu statystycznego dotyczącego mierzenia postępu.
Cyfrowy świat
Kolejna propozycja reform dotyczy Global Digital Compact, czyli porozumienia, które ma wprowadzić wspólne standardy, ujednolicić regulacje i zniwelować luki w cyfryzacji świata.
Porozumienie określałoby zasady, cele i działania prowadzone na rzecz digitalizacji. Chodzi o rozwój infrastruktury publicznej na całym świecie, upowszechnienie przepływu danych w każdej dziedzinie życia, tworzenie cyfrowych bliźniaków oraz przewidywanie zagrożeń i zapobieganie im. Wskazuje się na konieczne pilne inwestycje we „wspólne dane”, większe wykorzystanie systemów sztucznej inteligencji, tworzenie inteligentnych miast z duża liczbą czujników i monitoringiem, tworzenie aplikacji, które np. umożliwią kobietom i dziewczętom zapoznanie się z nowoczesnymi metodami antykoncepcji, zdobycie informacji co do „usług reprodukcyjnych i seksualnych” (czytaj: aborcja i tzw. operacje zmiany płci).
Umowa miałaby ułatwić inwestycje w cyfrowe rozwiązania w krajach globalnego Południa w celu upowszechnienia cyfrowego rolnictwa (biotechnologia, precyzyjne systemy nawadniania, automatyzacja itp.), produkcji szczepionek, zdalnej edukacji, telemedycyny, monitorowania zużycia wody, wdrażania gospodarki o obiegu zamkniętym, lepszego monitorowania gospodarki i przepływów finansowych (m.in. wskaźniki ESG).
Guterres nie kryje, że ONZ chce większej kontroli za pomocą nowych technologii. Stawia także na behawioryzm i „szturchanie”, czyli takie manipulowanie społeczeństwem, aby zachowywało się w pożądany dla władzy sposób. Umowa przewidywałaby także mechanizmy ograniczenia dostępu do internetu w związku z „dezinformacją”, „mową nienawiści” oraz złośliwą i przestępczą działalnością w cyberprzestrzeni.
Szef ONZ zaleca zrównoważyć zachęty dla rządów i przemysłu do takiego działania, by zmaksymalizować gromadzenie danych, jednocześnie zachowując prawo do prywatności, co po prostu wyklucza się. Niemniej Guterres tłumaczy, że dane osobowe powinny być zbierane wyłącznie w określonych, jednoznacznych i prawnie uzasadnionych celach, a ich przetwarzanie musi być istotne i ograniczone do tego, co jest konieczne dla tych celów.
Umowa przewidywałby stworzenie kodeksu postępowania w związku z cyfryzacją i rozwinięcie standardów bezpieczeństwa w cyfrowym świecie (budowa globalnej kultury cyfrowego zaufania i bezpieczeństwa). Państwa miałyby zobowiązać się do nieniszczenia infrastruktury cyfrowej.
Wskazuje się na potrzebę ustalenia standardów zarządzania rozwojem sztucznej inteligencji, znacznego zwiększenia finansowania cyfryzacji, przestawienia edukacji w celu budowania umiejętności cyfrowych itp. W szczególności mówi się o powołaniu 1 miliona „cyfrowych mistrzów” na rzecz zrównoważonego rozwoju, z czego jedna czwarta przypadałaby na Afrykę.
Mówi się o jeszcze większym zobowiązaniu do inwestowania w cyfrowy rozwój globalnych dóbr publicznych, łączeniu baz danych, budowaniu ponad granicami infrastruktury w zakresie sztucznej inteligencji, identyfikacji luk w danych dotyczących celów zrównoważonego rozwoju i wygenerowaniu 90 procent danych śledzących realizację wszystkich celów we wszystkich krajach do 2030 roku.
Szczególne obszary zainteresowania to: rolnictwo, edukacja, energia, zdrowie i ekologiczna transformacja. Należałoby ustanowić cyfrowe prawa człowieka ze szczególnym naciskiem na kobiety i dzieci, wszelkie mniejszościowe grupy, szczegółowo raportując na ten temat.
Kraje miałyby nie tylko powstrzymać się od ataków na infrastrukturę krytyczną, ale także zobowiązać do utrzymania neutralności sieci, niedyskryminacyjnego zarządzania ruchem, opracować kryteria odpowiedzialności i standardy dla platform cyfrowych i użytkowników, by zająć się dezinformacją, „mową nienawiści” i innymi kwestiami szkodliwych treści w Internecie.
Miałby powstać odrębny organ doradczy ds. sztucznej inteligencji, który wydawałaby zalecenia w kwestii regulacji prawnych itd.
Z propozycją zawarcia umowy w sprawie cyfryzacji ściśle wiąże się propozycja dot. integralności informacji na platformach cyfrowych. Dotyczy to walki z dezinformacją, z malinformation, czyli prawdziwymi, ale szkodliwymi wiadomościami, które mogą np. polaryzować społeczeństwo, zniechęcać do szczepień oraz z „mową nienawiści”.
Kontrola przepływu informacji
Szef ONZ podkreśla, że chociaż nie ma globalnych definicji tych pojęć, to są robocze pojęcia stosowane przez ONZ. W oparciu o nie należałoby prowadzić walkę o zachowanie integralności informacji. Dezinformacja zgodnie z roboczą definicją ONZ to „fałszywe informacje rozpowszechniane celowo, aby spowodować poważną szkodę społeczną”. Malinformation to treści prawdziwe, ale np. niedokładne i powodujące szkody. „Mowa nienawiści” oznaczać ma z kolei „każdy rodzaj komunikacji w mowie, piśmie lub zachowaniu, które atakują lub wykorzystują język pejoratywny, lub dyskryminujący w odniesieniu do osoby lub grupy ze względu na religię, pochodzenie etniczne, narodowość, rasę, kolor skóry, pochodzenie, płeć kulturową lub inny czynnik tożsamości”.
Zdaniem szefa ONZ, szczególnie groźne są dezinformacje w sprawie zmian klimatu, szczepionek, podważających zaufanie do wyników wyborów, ataki na mniejszości. Dlatego proponuje budowanie „uczciwości przekazu” na platformach cyfrowych, wymagając od nich zaangażowania w usuwanie wybranych treści, poszanowania praw człowieka, zniechęcania użytkowników do pewnych działań.
Platformy winny przekazywać dane o wpisach, które zagrażają integralności informacji, winno się stworzyć lepszy system monitoringu, przekazywania danych ekspertom, którzy będą przewidywać niepożądane zdarzenia i zawczasu zostanie podjęta prewencja. Państwa członkowskie będą poproszone o wdrożenie Kodeksu Postępowania na poziomie krajowym, zobowiązując się do walki z dezinformacją, „mową nienawiści” w sposób skoordynowany. Winno się inwestować w szkolenie niezależnych organizacji weryfikujących fakty i media powinny być w większym stopniu rozliczane z tego, czy zapewniają dokładne informacje, zgodne z międzynarodowymi normami i standardami pracy i praw człowieka. Powinna także być większa przejrzystość platform cyfrowych, ich algorytmów, danych, moderowania treści i reklam. Winny być transparentne dane dot. finansowania mediów. Platformy cyfrowe powinny odejść od modelu biznesowego, którego priorytetem jest budowanie zaangażowania ponad prawami człowieka.
Sekretarz Generalny ONZ uznał wzmocnienie integralności informacji na platformach cyfrowych za pilny priorytet społeczności międzynarodowej. Bez tego nie będzie można osiągnąć zrównoważonej przyszłości. Konieczna jest więc silniejsza współpraca globalna.
Więcej władzy dla międzynarodowych gremiów
Zarys polityki odnoszącej się do reformy międzynarodowej architektury finansowej zakłada formalne zerwanie z powojennym systemem z Bretton Woods. Nowy system ma uwzględniać wielobiegunowość, obecny układ sił gospodarczych na świecie i nowe realia gospodarki cyfrowej wraz z zagrożeniami dla planety.
Krótki opis polityki dotyczący globalnej architektury finansowej wskazuje na konieczność zmiany międzynarodowej architektury finansowej w celu zwiększenia inwestycji w „globalne dobra publiczne”, działania na rzecz klimatu, bioróżnorodności, wsparcia dla krajów rozwijających się na programy eko-transformacji i celów zrównoważonego rozwoju. Wskazuje się na potrzebę zwiększenia wpływów podatkowych, reformę Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), który zyskałby niezwykłe uprawnienia, Światowej Organizacji Handlu (WTO), banków rozwoju itp. Należałoby zredukować zadłużenie niektórych państw, ułatwić dostęp do tanich kredytów dla krajów rozwijających się, które mogłyby pożyczać na 30, 50 lat pod warunkiem przeznaczenia środków na cyfryzację, eko-transformację i realizację celów Agendy 2030. Mówi się o nowych podatkach globalnych, które zapewniłyby sprawiedliwy i włączający zrównoważony rozwój.
Międzynarodowa architektura finansowa ma zapewnić ochronę i stabilność funkcjonowania globalnej waluty i systemów finansowych. Proponuje się większe zaangażowanie międzynarodowych banków rozwoju w finansowanie eko-transformacji, cyfryzacji, wzmocnienie MFW, który uzyskałby znacznie większe uprawnienie odnośnie emisji wspólnych praw ciągnienia (SDR) i ich przekierowywania od państw, które ich nie wykorzystały do krajów w potrzebie, Mówi się o ustanowieniu nowych standardów finansowych dot. norm zarządzania finansami prywatnymi, linii swapowych, regulacji w sprawie oddłużenia niektórych państw, udzielania pożyczek na cyfryzację i działania klimatyczne, dekarbonizację. Cała gospodarka miałaby być dostosowana do potrzeb eko-transformacji, cyfryzacji i celów Agendy 2030.
Kraje uboższe miałyby być w większym stopniu obecne w międzynarodowych instytucjach finansowych (większy udział w globalnym zarządzaniu, nowe zasady głosowania). Inaczej byłyby oceniane programy naprawcze MFW (mniejszy nacisk na PKB, większa kontrola polityczna). Zmieniłyby się zasady udzielania pożyczek (umowy musiałyby uwzględniać realizacje celów klimatycznych i Agendy 2030; zmiana zasad ratingowych; inne analizy zdolności kredytowej).
Kosmos dla zrównoważonego rozwoju
Kolejne zmiany dotyczące szybszego wycofywania finansowania paliw kopalnych i położenie większego nacisku na realizację Agendy 2030, raportowanie pozafinansowe, konsolidowanie i zwiększanie finansowania działań klimatycznych, adaptacji, odporności, szybka operacjonalizacja strat i korzyści w celu pozyskania nowych źródeł finansowania, utworzenie wielostronnego instrumentu wymiany walut, aktualizacja przepisów rynkowych, standardów i praktyk, stawiania celów zrównoważonego rozwoju, działań klimatycznych w centrum uwagi funkcjonowania rynków i gospodarek. Każda instytucja miałaby mieć klarowne plany realizacji celów Agendy 2030. Duży nacisk kładzie się na raportowanie i rozliczanie, walkę z rajami podatkowymi, nielegalnymi przepływami finansowymi, niskim opodatkowaniem korporacji, digitalizację systemu gospodarczego itd.
Program reform odnośnie przestrzeni kosmicznej wiąże się z uregulowaniem ruchu w coraz bardziej zatłoczonej przestrzeni i zapewnieniem bezpieczeństwa. Przestrzeń ta miałaby być wykorzystywana jedynie do celów pokojowych i dla dobra wszystkich państw.
Problemem jest nie tylko wzrost liczby obiektów w przestrzeni kosmicznej, śmieci i ryzyko kolizji z powodu braku szczegółowych informacji co do poruszania się obiektów, brak ustalenia zasad pierwszeństwa poruszania się, ale nade wszystko uznanie przestrzeni kosmicznej przez niektóre kraje za domenę wojenną. Kraje rywalizują o zasoby mineralne planet (platynę, nikiel, kobalt i inne).
Szereg krajowych strategii bezpieczeństwa, doktryny, koncepcje i polityki opisują przestrzeń kosmiczną jako obszar działań wojennych lub domenę operacyjną (rozwój zdolności wojskowych do odmowy, zakłócania i degradowania lub niszczenia systemów kosmicznych przeciwników). Satelity, systemy laserowe, możliwości elektromagnetyczne i cybernetyczne, a nawet użycie broni nuklearnej – to główne wyzwania w zakresie bezpieczeństwa kosmicznego. Podkreśla się, że obiekty satelitarne mają podwójny charakter zdolności np. dowolny satelita jest zdolny do manewrowania w celu zmiany orbity, by uniknąć kolizji, ale może także uszkodzić inny obiekt.
Szef ONZ chce, by państwa zobowiązały się do wykorzystania potencjału przestrzeni kosmicznej dla osiągnięcia celów zrównoważonego rozwoju. Chce powołania Komitetu ds. Pokojowego Wykorzystania Zewnętrznej Przestrzeni, który opracuje zasady wykorzystania kosmosu dla celów Agendy 2030. Ewentualnie miałaby powstać Komisja Pokojowa, która opracowałaby zasady wykorzystania przestrzeni kosmicznej i zaproponowała nowe ramy zarządzania ruchem kosmicznym, usuwaniem śmieci i eksploatacją zasobów kosmicznych.
Ministerstwo bezpieczeństwa globalnego
Kolejna propozycja reform w ramach Nowej Agendy dla Pokoju: nowe mechanizmy wzmocnienia multilateralizmu, wielostronnego systemu globalizacji, który miałby być bardziej sprawiedliwy, powiązany i skuteczny. Nacisk kładzie się na potrzebę globalnego zarządzania i dostosowanie tego systemu do wielobiegunowości.
Należy więc dążyć do eliminacji broni nuklearnej, wzmocnić dyplomację prewencyjną w epoce podziałów, zmienić wewnętrzny paradygmat zapobiegania i utrzymywania pokoju. Państwa powinny przyspieszyć wdrażanie celów Agendy 2030 (ma ona oferować rozwiązanie podstawowych problemów i wyeliminować czynniki powodujące przemoc i brak bezpieczeństwa). Państwa winny przekształć dynamikę władzy, w większym stopniu uwzględniając kwestie płci, pokoju, bezpieczeństwa. Winny zająć się powiązaniami między klimatem, pokojem i bezpieczeństwem, ograniczyć środki na zbrojenia, wzmocnić mandat operacji pokojowych i partnerstw, zająć się egzekwowaniem pokoju, wspierać Unię Afrykańską i subregionalne organizacje, które zajmą się misjami pokojowymi w regionie, większy nacisk położyć na cyfryzację i innowacje w celu przewidywania i reagowania na zagrożenia, zbudować silniejszy mechanizm bezpieczeństwa zbiorowego, wzmocnić zarządzanie globalne itd.
Proponuje się reformę Rady Bezpieczeństwa, wzmocnienie reżimu nieproliferacji broni jądrowej, zwiększenie uprawnień Sekretarza Generalnego w celu utrzymania otwartych kanałów dyplomatycznych, wzmocnienia zdolności ONZ odnośnie podejmowania inicjatyw dyplomatycznych. Większą rolę odgrywaliby wysłannicy ONZ.
Z tą reformą łączą się uprawnienia związane ze zwoływaniem Platformy Awaryjnej, walka z wszelkimi formami przemocy, w tym w szczególności wobec kobiet i dziewcząt, podejście obejmujące całe społeczeństwo, oparte na zrównoważonym rozwoju, który nie pozostawia nikogo w tyle, uznanie fundamentalnego znaczenia praworządności, ale także zapewnienie równego udziału kobiet na wszystkich poziomach podejmowania decyzji dotyczących pokoju i bezpieczeństwa, w tym poprzez parytet płci w rządzie krajowym, gabinetach i parlamentach oraz na szczeblu lokalnym. Wymaga się kompleksowego ustawodawstwa, by zająć się m.in. „mową nienawiści” ze względu na płeć kulturową, uznać klimat, pokój i bezpieczeństwo jako priorytet polityczny i wzmocnić powiązania między wielostronnymi organami, aby zapewnić, że działania klimatyczne i budowanie pokoju wzmacniają się nawzajem.
Rada Bezpieczeństwa winna uwzględniać kwestie pokoju, bezpieczeństwa i skutków zmian klimatycznych, projektując operacje pokojowe. Powinno utworzyć się pod egidą Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu specjalną grupę ekspertów ds. działania w dziedzinie klimatu, odporności i budowania pokoju w celu opracowania rekomendacji dotyczących zintegrowanego podejścia do klimatu, pokoju i bezpieczeństwa.
Winien pojawić się nowy Fundusz Budowania Pokoju (działania klimatyczne). ONZ, UE i inne regionalne organizacje powinny mieć wspólne regionalne centra ds. klimatu, pokoju i bezpieczeństwa. Powstać ma więcej regulacji dotyczących zakazu broni masowej, ograniczenia wydatków na zbrojenia. Sekretarz generalny miałby przygotować zaktualizowane badanie dotyczące społecznych i gospodarczych skutków wydatków wojskowych itd.
Propozycje reform w dziedzinie edukacji transformacyjnej odnoszą się do edukacji dla zrównoważonego rozwoju i klimatu. Nie jest istotne zdobywanie wiedzy, ale doświadczenia dot. zagrożeń i uczenia się radzenia sobie w coraz bardziej niepewnej przyszłości.
Szef ONZ wskazuje, że chociaż nie udało się zresetować systemów edukacji na całym świecie, to przynajmniej trzeba upewnić się, iż wszyscy są przygotowani na niepewną przyszłość świata, w którym pogłębia się nierówność i zaostrza rywalizacja.
Podczas Szczytu Przyszłości państwa winny wywiązać się z podjętych zobowiązań w Agendzie 2030 i w Agendzie 2022 w sprawie edukacji transformacyjnej, zobowiązać się do urzeczywistnienia nowej wizji uczenia się skupionej na: budowie zintegrowanego systemu edukacji i uczenia się przez całe życie, zapewnienia równości i inkluzywności, tworzenia programów nauczania i pedagogiki istotnych na dziś i na jutro, zmianie pozycji zawodu nauczyciela, aby nauczyciele w coraz większym stopniu pełnili rolę kreatywnych przewodników i facylitatorów. Należy wykorzystać narzędzia i zasoby cyfrowe w celu poszerzenia dostępu i ulepszenia uczenia się, zwiększania swoich możliwości poruszania się w świecie cyfrowym, inwestowania w bardziej efektywną edukację, by osiągnąć zrównoważony rozwój, „wzmacniając pozycję kobiet i dziewcząt”. Wiąże się to oczywiście z upowszechnianiem dostępu do antykoncepcji, zaangażowania młodzieży w podejmowanie decyzji, ochroną „praw przyszłych pokoleń”, zapewnieniem integralność informacji i rozwojem umowy Global Digital Compact.
Gender, klimat, zrównoważona konsumpcja i produkcja, zaangażowanie w sprawy klimatyczne, globalne obywatelstwo, zrównoważony rozwój to kluczowe tematy edukacji transformacyjnej, która ma być bardziej ekologiczna, włączająca, zapewniająca większą spójność społeczną.
Nowe, jeszcze lepsze ONZ
Ostatnia propozycja dotyczy reformy ONZ 2.0. Chodzi o upowszechnienie cyfryzacji i zarządzanie za pomocą „szturchania”. Duży nacisk kładzie się na behawioryzm, jak najszersze wykorzystanie sztucznej inteligencji, „wzmacnianie pozycji kobiet i dziewcząt” (ograniczenie dzietności), bo bez tego nie ma mowy o osiągnięciu postępu.
ONZ 2.0 to wizja nowoczesnego systemu Narodów Zjednoczonych, odmłodzona przez kulturę myślenia przyszłościowego, oraz dzięki nowym technologiom. To wizja, która dąży do fuzji danych, innowacji, cyfryzacji, predykcji za pomocą cyfrowych bliźniaków i wykorzystania wiedzy w zakresie nauk behawioralnych. To połączenie określa się mianem „kwintetu zmiany”.
Silniejsza kultura organizacyjna ONZ 2.0 ma przynieść bardziej zwinną, różnorodną, responsywną i wpływową ONZ, by przyspieszyć zmiany systemowe i zapewnić wszystkim, w tym kobietom i dziewczętom, potencjał wpływu. ONZ chce sprawniej budować sieci wpływu na wszystkich poziomach, lepiej wykorzystać dane i dawać konkretne wytyczne państwom.
Ogromną wagę przywiązuje się do nowoczesnych ekosystemów danych, możliwości ich transmisji. Obecnie 67 procent podmiotów ONZ sformułowało odpowiednią strategię. Do 2025 roku na świecie co roku ma być generowanych około 180 bilionów gigabajtów danych. Dzięki statystyce, analityce i uczeniu maszynowemu pracownicy ONZ nie tylko zrozumieją, co się stało, ale także dlaczego tak się stało i co może się wydarzyć w następnej kolejności, a także jak zareagować. Znowu priorytetem jest wzmacnianie kobiet i dziewcząt i budowanie silnej sieci liderów.
Program reform systemu globalnego zarządzania zarysowany przez szefa ONZ Antonia Guterresa – w niektórych kwestiach już jest wdrażany. W innych trwają konsultacje międzyrządowe. Działania podejmowane są wieloaspektowo na różnych poziomach.
Warto zauważyć, że chociaż wielu analityków wątpi, by udało się zrealizować znaczną część celów zapisanych w Agendzie 2030, to jednak globalne elity nie rezygnują z celów zrównoważonego rozwoju, które są przedstawione jako jedyny, uniwersalny program rozwoju dla całego świata, także po 2030 r.
Wszyscy mamy zmierzać do transformacji eko-cyfrowej. Program Agendy 2030 jest skorelowany z międzynarodowymi porozumieniami w sprawie klimatu i bioróżnorodności, a zasadniczym celem jest przyspieszenie wdrażania „zrównoważonej bio-gospodarki” oraz globalnego systemu zarządzania. Ogromną rolę odgrywa monitorowanie i raportowanie aktywności każdego z nas, bo „nikt nie może pozostać w tyle”. Program, który jest narzucany odgórnie będzie miał ogromne skutki dla sposobu życia miliardów ludzi, prawa własności, suwerenności państw i systemu przekonań.
Jeszcze podczas sierpniowego szczytu państw BRICS, szef ONZ nie ukrywał, że najbardziej zależy mu na: „przeprojektowaniu dzisiejszej przestarzałej, dysfunkcyjnej i nieuczciwej globalnej architektury finansowej” oraz „drastycznej intensyfikacji działań klimatycznych w zakresie sprawiedliwości klimatycznej” (Pakt solidarności klimatycznej), by jak najszybciej zdekarbonizować świat. Oczekuje, że kraje rozwinięte, do których zalicza się także Polska, osiągną zero-emisyjną gospodarkę o 10 lat wcześniej niż zakłada to porozumienie paryskie w sprawie klimatu, a kraje rozwijające – przed 2050 rokiem.
Marina Abramović pozuje z Jacobem Rothschildem przed obrazem „Szatan wzywający swoje legiony”
Pełniący funkcję prezydenta Ukrainy, Zełenski poprosił Marinę Abramovic, aby została ambasadorką Ukrainy i pomogła w odbudowie szkół. Informację podał The Telegraph.
Zostałam zaproszona przez Zełenskiego, abym została ambasadorem Ukrainy i pomogła poszkodowanym dzieciom przy odbudowie szkół.
Abramovic znana jest z popierania Ukrainy, a samych Ukraińców nazywa „dumnymi, silnymi i dostojnymi”.
#BalenciagaGate /afera Balenciagi, jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek na rynku luksusowym- przypis red./ nakłoniła tysiące ludzi do bliższego przyjrzenia się światu mody oraz coraz wyraźniejszemu okultyzmowi i satanizmowi obecnemu na najwyższym poziomie. Artystka Marina Abramovic to jedna z najbardziej ukochanych postaci mody, ale ma przerażającą historię tworzenia niepokojącej, kanibalistycznej i pedofilskiej sztuki.
Twórczość Mariny Abramovic niepokoi i przypomina okultyzm
Jeśli byłeś wiernym obserwatorem Vogue’a przez ostatnie kilka lat, prawdopodobnie widziałeś prace Mariny Abramovic, niezależnie od tego, czy wtedy o tym wiedziałeś, czy nie. To 76-letnia serbska artystka konceptualna, która od kilkudziesięciu lat współpracuje z najpotężniejszymi i najbardziej znanymi ludźmi na świecie i jest filarem świata mody. Na papierze twórczość Abramovic ma na celu eksplorację sztuki feministycznej, możliwości umysłu i ograniczeń ciała. Niewiele jednak trzeba, by zauważyć, że jej prace ociekają odniesieniami do okultyzmu, satanizmu, pedofilii i innymi niepokojącymi tematami.
Zacznijmy od jednej z jej najsłynniejszych okładek magazynu, wydania ukraińskiego Vogue’a z 2014 roku. Stoi za czymś, co wydaje się być młodą dziewczyną, stoi groźnie z rękami na jej ramionach. Obie mają na sobie jednolicie czerwone ubrania, a ich włosy są przedzielone pośrodku i zaczesane do tyłu. Wygląda to w najlepszym razie złowieszczo. Pozostała część rozprzestrzeniania się jest głęboko niepokojąca.
Na innym zdjęciu Abramovic trzyma zakrwawioną, pozbawioną skóry głowę kozy, co najwyraźniej przedstawia magiczną moc czerpiącą z Baphometa, pogańskiego bożka Kościoła satanistycznego.
Na innym zdjęciu z tej rozkładówki Abramovic stoi za rzekomo martwym ciałem – kobietą leżącą na stole zupełnie nagą, z wylewającymi się na nią wnętrznościami i narządami. Abramovic wykonuje znak ręką, który ma być kojarzony z okultyzmem. Jest jeszcze jedno przerażające zdjęcie „martwej” modelki siedzącej, trzymającej własne narządy wylewające się z jej ciała, a Abramovic stoi tuż za nią bohatersko pieszcząc ją jedną ręką i wykonując drugą ręką ten sam znak, który rzekomo jest z nią kojarzony z okultyzmem.
Marina Abramovic ma bliskie relacje z wieloma wpływowymi, sławnymi osobami.Dlaczego tego typu kobiety miałyby być tak zaangażowane w kręgi mody i polityki? Jednak jest coraz gorzej. Jeden z użytkowników Twittera zauważył, że Abramovic znajduje się na liście płac Departamentu Stanu USA. (…)
“Mijają dni, a skandal nie ustaje. Balenciaga, jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek na rynku luksusowym, popełniła „błąd”, który nie tylko będzie ją kosztował miliony, ale także rozpoczął społeczną debatę na temat prawdziwej ceny rozgłosu. Czy naprawdę możesz przekroczyć dowolną granicę, aby uzyskać więcej polubień, więcej odwiedzin, więcej reakcji?Ale być może najgorsze ze wszystkiego jest to, że to, co mogło umknąć oku niewtajemniczonemu w sadomasochizm, nie umknęło tym, którzy mają wiedzę na ten temat. Maski, opaski, stroje identyczne z tymi, jakie noszą futrzaki (przebieranie się za zwierzęta w celu odbycia anonimowego seksu grupowego), łańcuchy, bicze…Każdy element kampanii, w którym chłopcy i dziewczęta pozują bez uśmiechu ani razu – trzymając torbę lub leżąc bezpośrednio twarzą w dół na sofie, bardzo blisko stołu z do połowy wypitymi kieliszkami czerwonego wina – jest tak naprawdę hieroglifem nasyconym znakami. że pedofile umieją czytać prosto i że inni rozumieją nawet bez znajomości „języka”. I oczywiście sieci eksplodowały.Potem było to, co zawsze: zdziwienie, oburzenie, olimpijskie umycie rąk przez jednego z fotografów odpowiedzialnych za zdjęcia, pojedyncza reakcja jednej z twarzy marki (Kim Kardashian) i głośna cisza. Nicole Kidman, która w środku skandalu bez problemu zamieściła swoje zdjęcie w kreacji z nowej kolekcji marki…” /link/_______________________
Zełenski podobno poprosił Marię Abramovic, osławioną „satanistkę i kucharkę”, aby została ambasadorem Ukrainy. Zełenski zlecił jej stworzenie przerażającego pomnika w Kijowie w 2021 roku. Zełenski jest blisko z satanistyczną czarownicą, która zadaje się z Podestą i Hillaryhttps://twitter.com/WarClandestine/status/1705317140792848559
minka 24 września 2023 godz. 00:38
Jak odnotował The People’s Voice w 2016 r., Spirit Cooking odnosi się do „sakramentu w religii Thelemy założonej przez Aleistera Crowleya” i obejmuje szatański występ, podczas którego krew menstruacyjna, mleko matki, mocz i nasienie są wykorzystywane do wywołania niepokojącego „ obraz”.https://www.youtube.com/embed/qfL5KwUuvMc?feature=oembed
Przypominam tekst “Satanizm w Toruniu” zamieszczony w 2019 r. na Legionie i omawiający osobę Mariny Abramović i wystawę jej “dzieł” zorganizowaną w toruńskim Centrum Kultury Współczesnej pod kuratelą Marka Żydowicza i Camerimage. Omówione też zostało jej uwikłanie w komunizm, satanistyczne orgie w Hollywood i kto na nich bywa.
Pajacyk z Kijowa, nie potraktowany zbyt poważnie przez polityków w USA (z wyjątkiem Dudy – zdradzonego, a zawsze wiernego w miłości) postanowił widocznie sięgnąć po czary. To zresztą nic nowego, bo od wieków wszelkie Horpyny jak ta u Sienkiewicza i inne czarcie badziewie zawsze tam się lęgło. Życzymy powodzenia Ukrainie pod takimi rządami.
Prezentujemy fragment książki „Świat i Kościół w kryzysie”, opublikowanej nakładem wydawnictwa ESPRIT. Jest to zapis rozmów Krystiana Kratiuka z Grzegorzem Górnym i Pawłem Lisickim – a więc tercetu znanego Państwu doskonale z programu „Ja, katolik. EXTRA”. Książka dostępna jest w sprzedaży od 15 września.
Promotorzy nowych idei wyrastają bezsprzecznie z promotorów idei starszych, dzisiejsza rewolucja wynika z osiągnięć poprzednich rewolucji. A taka niedokończona jeszcze rewolucja trwająca od ponad pół wieku to oczywiście rewolucja seksualna. Jest to rewolucja wprost wymierzona w katolickie nauczanie, moralność, układy społeczne. Czy to dzisiaj jest dla Kościoła największe zagrożenie zewnętrzne?
PAWEŁ LISICKI: Największe zagrożenie dla Kościoła polega na tym, że Kościół przestaje głosić to, do czego został powołany. A rozwój rewolucji seksualnej jest rzeczywiście jednym z istotnych elementów czy czynników wpływających na zmianę podejścia Kościoła do własnej nauki. I w tym sensie byłoby to duże niebezpieczeństwo, ale równie dużym jest chociażby omawiana przez nas kwestia podejścia do innych religii. Jeśli w jednym punkcie Kościół odpuszcza, to moim zdaniem odpuszcza też w innym – na przykład na pierwszy rzut oka nie ma żadnego związku między zmianą podejścia Kościoła do judaizmu a zmianą podejścia do rewolucji seksualnej, ale w praktyce jeśli Kościół w jednym elemencie swojej doktryny dopuszcza się sprzeczności z tym, co było wcześniej, to łatwo sobie wyobrazić, że w podobny sposób będzie reagował na inne próby nacisku, na zmiany. Mogę się odwołać zresztą do tekstu Tomasza Kulikowskiego, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”, żeby nie było, że tak całkowicie abstrakcyjnie o tym mówię. Teza tekstu brzmiała, że tak jak Kościół po- radził sobie, według autora oczywiście, z antysemityzmem i zmienił swoją naukę, jeśli chodzi o judaizm, tak być może całkowicie zmieni swoje podejście do LGBT.
Wesprzyj nas już teraz!
25 zł
50 zł
100 zł
Rewolucja seksualna jest oczywiście wielką machiną naciskającą na Kościół, by zmienił swe nauczanie. Na czym polega niebezpieczeństwo rewolucji seksualnej w Kościele? W tej dyskusji dotyka mnie przede wszystkim szerzenie się tego, co można by nazwać ideologią genderową czy ideologią LGBT, bo jest to jej najbardziej radykalny przejaw. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że rewolucja seksualna polega też na ogólnym upadku obyczajów, na tym, że dawne prawo moralne przestaje obowiązywać, że ludzie grzeszą częściej niż przedtem albo że grzeszą łatwiej. Sama taka zmiana obyczajów nie byłaby moim zdaniem tak bardzo niebezpieczna, zwłaszcza że już się pojawiała w dziejach Kościoła, gdyby nie dodatek, który się pojawił dzisiaj: mianowicie odrzucenie w ogóle kategorii grzechu. Różnica między współczesnością a na przykład epoką renesansu, o której mówi się, że niezwykle zepsuła moralnie ludzi Kościoła, jest taka, że jeśli papież miał trzy kochanki, a jakiś kardynał miał pięć, to nikt nie nazywał tych przypadków grzechu czymś właściwym, słusznym i czymś, czego należy wymagać od wszystkich innych.
Wręcz przeciwnie, raczej się z tym kryto.
PAWEŁ LISICKI: Otóż to, bo gdy wychodziło to na jaw, to wywoływało skandal. Dziś to samo nie jest już skandalem, a dąży się do tego, żeby to zaakceptować, zaaprobować jako normalny sposób funkcjonowania. Rewolucja seksualna prowadzi do zamiany podstawowej hierarchii wartości: to, co nadprzyrodzone i większe, zostaje zastąpione tym, co ziemskie i do- czesne – dla przyjemności doczesnych czy dla przyjemności cielesnych, czy zmysłowych uznaje się, że to, co powinno być na pierwszym miejscu, czyli troska o ducha, o zbawienie i o wieczność, schodzi na dalszy plan, w ogóle przestaje być czymś istotnym. Liczy się tylko człowiek, jego pragnienia i potrzeby, z których najsilniejszą albo jedną z najsilniejszych jest właśnie potrzeba seksualna. I w związku z tym wszystko ma zostać temu podporządkowane. To jest kolejny przewrót w Kościele w rozumieniu, kim jest osoba ludzka, jakie ma łaski. Już nie liczy się rozum, wola, uczucia, tylko popęd.
Najbardziej skrajną formą tej rewolucji seksualnej jest zatem negacja grzechu. To jakby definicja ideologii gender.
PAWEŁ LISICKI: Tak, bo okazuje się, że nie ma naturalnych i nienaturalnych form współżycia, bo współżycie dwóch mężczyzn, dwóch kobiet albo, nie wiem, pięciu mężczyzn i pięciu kobiet jest równie naturalne jak związek między mężczyzną a kobietą. Czyli to, co wynikało z prawa naturalnego, to, że relacje między mężczyzną a kobietą prowadziły do przekazania życia, co jest istotą prawa naturalnego i istotą ochrony udzielanej przez państwo i przez Kościół temu szczególne- mu związkowi, przestaje mieć znaczenie, ponieważ liczy się wyłącznie przyjemność. Nieważne, czy osób dwojga płci, czy jednej płci, dwóch osób czy szesnastu. Zamysł Boga widać w słowach Księgi Rodzaju: „Bóg uczynił człowieka na swoje podobieństwo, mężczyzną i kobietą ich Bóg uczynił”. Jako jedno z pierwszych przykazań Bóg daje ludziom słowa:
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, w ten sposób człowiek zasiedli ziemię”. A więc od samego początku w samej myśli Bożej życie płciowe podporządkowano przekazywaniu życia, i od samego początku człowiek istnieje jako mężczyzna albo jako kobieta. Cała nauka chrześcijańska jest na tym oparta. Jeśli powiemy, że najważniejsze w człowieku jest po prostu zaspokojenie jakkolwiek rozumianych pragnień i pożądań, to oczywiście nauka biblijna stanie się przeszkodą.
Otwieramy wrota do gigantycznej katastrofy ogólnie opisywanej jako ideologia genderowa czy ideologia LGBT, która w formie obecnej, współczesnej prowadzi do negacji czegoś takiego jak natura ludzka, negacji czegoś takiego jak płeć ludzka, negacji czegoś takiego jak wartość życia przekazywanego w naturalny sposób ze związku mężczyzny z kobietą. Jeśli ten tok myślenia wkroczy do doktryny Kościoła, to nie tylko rozbije dotychczasową naukę, chociażby Dekalog, ale zniszczy samą strukturę chrześcijańskiego objawienia.
Na przykład zniszczy prawdę, że Bóg jest ojcem.
PAWEŁ LISICKI: Właśnie, bo w ramach ideologii genderowej ojcostwo, macierzyństwo nie ma żadnej wartości, liczy się tylko zaspokojenie siebie. Nie jest już tak, że ktoś jest ojcem albo matką i ma z tego powodu pewne przywileje, niesie to ze sobą pewną szczególną wartość. Więc tak, Bóg już nie jest ojcem, Najświętsza Maryja Panna nie jest dziewicą, bo to tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Walka ze sobą czy walka ze złymi skłonnościami nie ma żadnego znaczenia. Myślenie, że rodzina jest jakąś wartością, traci jakiekolwiek znaczenie.
Idźmy dalej: jeśli w teologii katolickiej Chrystus jest synem, a Bóg jest ojcem, to odwołujemy się do pewnej struktury myślenia, którego doświadczamy na co dzień. Jeśli w naszym codziennym myśleniu ani synostwo, ani ojcostwo nie ma żadnego znaczenia, to też nie jesteśmy w stanie uznać jakkolwiek rozumianego myślenia teologicznego w tych kategoriach. A kategoria ascezy na przykład? Kategoria pokuty, brania na siebie ciężaru, dążenia do doskonałości, wyrze- kania się czegoś, ponieważ wyrzeczenie się przyjemności zmysłowej w tych kategoriach jest wyłącznie formą promocji jakiegoś zahamowania, jest jakąś formą masochizmu. Bo jeśli istotą człowieka jest spełnianie siebie i doświadcza- nie, to ktoś, kto próbuje sobie nałożyć pewne ograniczenia, w tych kategoriach powinien podlegać leczeniu. Do tego by to prowadziło.
I ostatni element: kapłaństwo. Ideologia gender niszczy także relacje między księdzem a wiernymi. Ustanowione są one bowiem w taki sposób, że kapłan występuje przecież jako reprezentant Boga Ojca w stosunku do wiernych. W konsekwencji genderyzm niszczy nie tylko doktrynę kościelną, nie tylko jakkolwiek rozumiany sens życia płciowego, ale jeszcze pociąga za sobą coraz dalsze niebezpieczeństwo ingerencji państwa, które będzie próbowało wyzwalać członków Kościoła, jeśli tak można powiedzieć, z tej tradycyjnej, przestarzałej zdaniem radykałów idei. Bo jeśli płeć jest płynna, a człowiek ma się zaspokajać, nie patrząc na nic i na nikogo, jedynym kryterium jest przyjemność i rozkosz, to w oczywisty sposób wszystkie nakazy przekazywane przez tradycję rodzinną, przez tradycję kościelną muszą ulec zmianie, ponieważ one nas ograniczają, one nas hamują, one nas tłamszą.
To rzeczywiście rewolucja totalna.
GRZEGORZ GÓRNY: Przypomina mi się film fabularny z 2008 roku o niemieckiej organizacji terrorystycznej RAF zwanej grupą Baader-Meinhof. Jej członkowie uciekli z RFN i odbywali ćwiczenia wojskowe w obozie szkoleniowym dla bojowników palestyńskich gdzieś na pustyni w Jordanii. Ten obóz wyglądał tak, że po jednej stronie zakwaterowani byli partyzanci palestyńscy, a po drugiej stronie niemieccy terroryści. Ci Palestyńczycy chodzili okutani w swoje długie stroje – osobno mężczyźni, osobno kobiety w burkach, a po drugiej stronie Niemcy założyli hippisowską komunę, kobiety łaziły sobie nago po dachach domów, pokazując Arabom swoje gołe ciała. W końcu Palestyńczycy nie wytrzymali, do Niemców przyszedł ich dowódca i zażądał, by się ubrali i jako goście przestrzegali miejscowych zwyczajów. W odpowiedzi Andreas Baader wykrzyknął, że nie ma mowy, dodając: „Dla nas pieprzenie to jest to samo co strzelanie”. I ta fraza stanowi najlepsze motto rewolucji seksualnej. Bo oto akt seksualny, który ze swojej natury powinien być czymś najbardziej intymnym między dwiema osobami, staje się – według tej definicji – aktem politycznym, co więcej aktem destrukcyjnym, niszczycielskim, jak strzelanie.
Za tymi mechanizmami opisanymi przez Pawła Lisickiego stoi więc pewna wola polityczna, program działania i determinacja w jego wcielaniu. Gdybyśmy początków tego zjawiska mieli szukać gdzieś w przeszłości, to można byłoby wskazać na książkę Fryderyka Engelsa z 1884 roku pod tytułem O pochodzeniu własności prywatnej, państwa i rodziny. Autor pisze w niej, że aby doprowadzić do emancypacji, do wyzwolenia człowieka, potrzebne jest zniszczenie opresyjnych, toksycznych struktur społecznych, które trzymają go w niewoli, takich jak własność prywatna, państwo narodowe, tradycyjna moralność, religia chrześcijańska, ale też właśnie małżeństwo i rodzina. Engels wiązał bowiem małżeństwo z wyzyskiem. Pisał wprost, że wyzysk człowieka przez człowieka rozpoczął się z chwilą pierwszego małżeństwa, a potem ta tyrania rozciągnęła się na dzieci.
To jest stały punkt programu rewolucjonistów, który co jakiś czas się powtarza. Przecież w pierwszym okresie panowania bolszewików, w latach 1917–1926, czyli przez pierwsze dziewięć lat istnienia Sowietów, rewolucja seksualna była częścią ówczesnej agendy społecznej ich państwa. Dla nich była to emancypacja spod wpływów „toksycznych struktur”. To się później pojawiło w środowiskach nowej lewicy na Zachodzie między innymi za sprawą neomarksistów w rodzaju Wilhelma Reicha czy Herberta Marcusego. Dziś obserwujemy kolejny etap tej emancypacji, gdy rewolucja seksualna przechodzi w rewolucję antropologiczną, ponieważ po wyzwoleniu się z okowów rodziny, małżeństwa i tradycyjnej moralności teraz mamy się wyzwalać z ograniczeń własnej płciowości, gdy możemy sami sobie wybierać jedną z szerokiego wachlarza różnych płci. Oczywiście jest to sprzeczne zarówno z prawem naturalnym, jak i antropologią biblijną. Zaprzecza temu cała wiedza nauk przyrodniczych. Dalszym etapem tej rewolucji antropologicznej jest natomiast transhumanizm, czyli wyzwolenie się człowieka ze swej gatunkowej istotowości oraz przekształcenie go dzięki inżynierii genetycznej i sztucznej inteligencji w coś w rodzaju hybrydy ludzko-cyfrowej, która osiągnie nieśmiertelność i doczesną szczęśliwość. Prorokiem tej rewolucji jest izraelski celebryta Yuval Noah Harari, którego trafnie nazwał ktoś „Danem Brownem Wielkiego Resetu”. Swoje poglądy przedstawił on w książce „Homo Deus”, w której człowiek zaczyna zajmować miejsce samego Boga jako pan natury oraz istota nieśmiertelna. Prawdę mówiąc, dziwię się, że ktoś może takie bzdury brać na poważnie, tymczasem książki Harariego są bestsellerami wydawanymi w gigantycznych nakładach, a on sam jest hołubiony przez Billa Gatesa, Klausa Schwaba, Marka Zuckerberga, Jacka Dorseya czy innych ideologów globalizmu. Niestety gnostycka pokusa, którą prezentuje, przenika dziś do wnętrza Kościoła. Są bowiem wysoko postawieni duchowni, którzy ulegają temu mirażowi i próbują aplikować program nieustannej emancypacji do nauki Kościoła.
W jaki sposób próbują to realizować? Nie ma przecież żadnych oficjalnych dokumentów Kościoła podważających to, że jesteśmy mężczyznami i kobietami.
GRZEGORZ GÓRNY: Jest to aplikowane dzisiaj dwiema drogami. Pierwsza to miękka droga aplikacji, czyli poprzez kulturę, poprzez rozpowszechnianie pewnych wzorców, które część Kościoła dzisiaj wspiera. Obiektem szczególnego ataku jest tutaj kobiecość. Od początku chrześcijaństwa wzorem osobowym dla kobiet w naszej cywilizacji była Maryja – po pierwsze jako dziewica, po drugie jako matka. Dziś widzimy zmasowany atak na dziewictwo, czyli na czystość i na niewinność, poprzez rewolucję seksualną, a także atak na macierzyństwo poprzez plagę aborcji. To się odbywa w dużej mierze poprzez kulturę. O tym mówił Jan Paweł ii w swej książce Przekroczyć próg nadziei, gdy wspominał, że toczy się dziś bój o duszę świata między siłami ewangelizacji i antyewangelizacji. I te siły anty- ewangelizacji – jak mówił papież – mają swoje środki, swoje programy i olbrzymią determinację do walki. Ta walka toczy się dziś na polu kultury. Dlatego właśnie mówimy o wojnie kulturowej. O przekształceniu kultury w pole walki z Kościołem mówił zresztą jako pierwszy współzałożyciel i główny ideolog Włoskiej Partii Komunistycznej Antonio Gramsci, który rzucił hasło „długiego marszu przez instytucje”, czyli przejmowania przez lewicę kolejnych redakcji, uniwersytetów, teatrów, rozgłośni radiowych, wytwórni filmowych po to, by nasycać kulturę pierwiastkami marksistowskimi i w rezultacie zmieniać światopogląd ludzi.
Przykładem takiego oddziaływania może być słynny manifest gejowski z 1987 roku napisany przez dwóch homoaktywistów: Marshalla Kirka i Erastesa Pilla. Zarysowali oni swoistą mapę drogową, czyli rozpisaną na punkty strategię działania: co trzeba robić, żeby homoseksualizm ze zjawiska marginalizowanego wszedł do mainstreamu i stał się normą społeczną, prawną i kulturową. Kiedy czytamy dziś po latach ten tekst, to widzimy, że wszystkie punkty tego programu zostały dokładnie zrealizowane.
Drugi sposób wcielania w życie wspomnianych postulatów to sięganie po narzędzia prawne, czyli karno-dyscyplinujące. To ogromne zagrożenie dla Kościoła, ponieważ uderza ono w podstawy wolności religijnej. Przykładowo prawo mówiące o zakazie tak zwanej mowy nienawiści czy homofobii może uderzać w nauczanie Kościoła, ponieważ zabrania mówienia publicznie tego, co głosi katolicka nauka moralna. Widać to na przykład we Francji, gdzie nie można mówić już otwarcie o negatywnych skutkach aborcji bez narażania się na sankcje karne ze strony państwa. Są episkopaty na świecie, które całkowicie skapitulowały w tej kwestii. Są też jednak takie, które bronią odważnie nauki Kościoła. W ostatnich latach ukazały się co najmniej trzy listy duszpasterskie episkopatów Ukrainy, Polski i Słowacji, które bardzo precyzyjnie punktowały zagrożenia ideologii gender, zarówno dla życia społecznego, jak i dla życia religijnego. Nie sposób wyobrazić sobie czegoś takiego w którymś z krajów zachodnich. Najlepiej byłoby, gdyby ta refleksja dotarła na szczyty Kościoła i znalazła swój wyraz na przykład w formie oficjalnego dokumentu Magisterium.
Czy to może nastąpić?
PAWEŁ LISICKI: W obecnym układzie trudno się tego spodziewać, bo Kościół nie działa w próżni. Dlaczego akurat episkopaty Polski, Słowacji i Ukrainy potrafiły się na taki dokument zdobyć? Otóż dlatego, że są to episkopaty państw, gdzie ideologia gender jeszcze nie zdominowała państwa. Ale już na przykład Kościół niemiecki albo holenderski, belgijski to zupełnie inne przypadki, dlatego że niestety parlamenty tych państw przyjęły oburzające, całkowicie antychrześcijańskie ustawy, które sprawiają, że nad Kościołem wisi bardzo poważny problem. Trzeba będzie bowiem powiedzieć – czego dzisiejsi hierarchowie nie mają odwagi zrobić – że to, co parlament przegłosował, jest radykalnie złe. A w dodatku stało się prawną podstawą współżycia, normą społeczną, która ma za sobą państwo. Jeżeli nazwiemy to jasno diabelstwem i szataństwem, to grozi nam wejście w bezpośredni konflikt z państwem.
Ale jeśli państwo akceptuje bezbożne i nieludzkie prawa, to jednak wiadomo, jak ma się zachować w tym przypadku Kościół, prawda?
PAWEŁ LISICKI: Ja oczywiście wiem, jak się powinien zachować. Pokazuję jednak, dlaczego takiej encykliki nie ma.
GRZEGORZ GÓRNY: Tutaj można podać przykład pewnego niemieckiego benedyktyna, który niedawno w czasie kazania – i to w takich dość łagodnych słowach – nazwał czyny homoseksualne grzesznymi. Spadła na niego za to fala krytyki w mediach. Odciął się od niego zarówno jego macierzysty zakon, jak i biskup Görlitz Wolfgang Ipolt, który – co ciekawe – uchodzi za konserwatystę w niemieckim episkopacie. Przeprosił on wiernych za homilię zakonnika, który w sumie przedstawił tylko oficjalnie obowiązującą naukę Kościoła. To pokazuje, jak głęboko rewolucja genderowa zapuściła korzenie w Kościele.
Grzegorz Górny, Krystian Kratiuk, Paweł Lisicki; Świat i Kościół w kryzysie, ESPRIT, s. 320
Życie naznaczone cierpieniem, według „zachodnich” określeń – bezużytecznym, staje się nieopłacalne. Zamiast cierpiącym ludziom pomóc – lepiej ich wyeliminować. Tak w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz komentuje uduszenie poduszką 36-latki, której nie udało się zabić „eutanazją”.
PCh24.pl: W Belgii przeprowadzano tzw. eutanazję 36-letniej kobiety. Miała raka. Została ostatecznie uduszona przy pomocy poduszki. Kobiecie podano zbyt małą ilość środków mających legalnie i w majestacie państwa belgijskiego zakończyć jej życie… Powiem szczerze: nawet nie wiem, co powiedzieć… Lekarz i dwie pielęgniarki, którzy tego dokonali twierdzili, że „chcą jej pomóc”…
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr: Cała ta historia pokazuje ogromne zakłamanie tej rzeczywistości, która kryje się pod słowem eutanazja. Samo słowo eutanazja znane jest jako synonim „dobrej śmierci bez cierpienia”, „pomocy w umieraniu”, a czasem „zabójstwa z miłosierdzia”. Te wszystkie eufemizmy w gruncie rzeczy próbują zakryć rzeczywistość, która jest jednoznaczna: eutanazja to zabójstwo człowieka cierpiącego albo pomoc w samobójstwie. Każde z tych pojęć zawiera w sobie w rzeczywistości akt bezradności wobec tajemnicy ludzkiego cierpienia. Bezradności, która wyraża się ostatecznie w akcie agresji. W pewnym sensie dobrze, że ten tragiczny i wstrząsający wypadek został ujawniony światu, bo on pokazuje najdobitniej, że żadne słowa nie są w stanie zakryć rzeczywistości, która kryje się za eutanazją. To jest zabójstwo człowieka cierpiącego czasem wbrew jego woli. To jest okazanie pogardy dla wartości ludzkiego cierpienia. To jest po prostu akt agresji.
Eutanazja 36-letniej kobiety, o której rozmawiamy nie udała się, pacjentka przeżyła. Wiem jak tragicznie i mrocznie to brzmi…
Pacjent przeżył, ale lekarz i pielęgniarki uznali, że tak być nie może, więc dopełnili „zabieg” eutanazji poprzez prymitywne morderstwo, które w niczym nie ustępuje mordom, za które ludzie są skazywani na dożywocie czy w niektórych wypadkach na karę śmierci.
Lekarz i pielęgniarki prawdopodobnie będą mieli postawione zarzuty prokuratorskie za uduszenie kobiety poduszką. Gdyby zastrzyk zadziałał, to nie byłoby sprawy…
To pokazuje ogromny stan hipokryzji i zepsucia współczesnego świata, współczesnej kultury prawnej, kultury medycznej i etyki medycznej, która przestaje być etyką. To pokazuje ogromny cynizm i jakieś chore wyrachowanie, które opanowało sumienia, umysły i dusze wielu ludzi.
Zabójstwo dokonane w białych rękawiczkach jest „działaniem medycznym”, a zabójstwo w tej samej sprawie dokonane bez białych rękawiczek okazuje się być przestępstwem. Otóż nie! Jest to to samo zabójstwo, ten sam akt zabicia człowieka. Różni się tylko technika.
Jeżeli technika staje się kryterium oceny etycznej, to po prostu wpadamy w straszliwą pułapkę barbarzyństwa. Właśnie dlatego Kościół katolicki od zarania swojej nauki moralnej przypomina, że są czyny wewnętrznie złe, które nie mogą podlegać żadnemu usprawiedliwieniu. Niezależnie od okoliczności, niezależnie od sposobu dokonania tego czynu, zawsze pozostaje on złem. Takim czynem jest m. in. eutanazja.
Nie wszyscy są gotowi na cierpienie. Dlaczego jednak na Zachodzie tak wiele osób decyduje się na eutanazję, żeby tylko uniknąć cierpienia? Jak to się stało, że śmierć jest postrzegana jako jedyny ratunek przed cierpieniem?
Nie każdy jest gotowy na cierpienie – to oczywisty fakt, i dlatego jako społeczeństwo powinniśmy służyć pomocą przynosząc ulgę i wsparcie w cierpieniu na ile to jest możliwe przede wszystkim poprzez żywą obecność.
Proste pytanie, jakie często odnosimy do krajów, gdzie eutanazja jest legalna i coraz bardziej poszerza swoje zakresy: ile hospicjów, ile domów opieki paliatywnej znajduje się w tych krajach? To jest pytanie retoryczne, które otwiera się na zbiór pusty, ponieważ okazuje się, że takich form opieki w takich krajach praktycznie się nie praktykuje.
Myślę, że wiąże się to z dwiema kwestiami: z jednej strony rzeczywiście mamy do czynienia z brakiem zrozumienia wartości cierpienia, które jest wartością bardzo trudną i oczywiście nikt z nas sobie tego na ogół nie życzy. Musimy jednak pamiętać, że cierpienia nie unikniemy. Cierpienie jest wkomponowane w nasze życie. Jest tylko pytanie o stopień tego cierpienia i o sposób uczynienia z cierpienia minimalnej wartości, jeśli oczywiście jest to możliwe.
Z drugiej strony dyskusja, która toczy się w tej sprawie, pokazuje, że współczesny świat przelicza ludzkie życie w kategoriach jakości życia. To jest też element, na który koniecznie trzeba zwracać uwagę przy dyskusjach aborcyjnych i eutanazyjnych, bo po prostu wartość ludzkiego życia została zamieniona na jakość życia.
Życie, które jest naznaczone cierpieniem – na Zachodzie często dodają do słowa cierpienie określenie „bezużyteczne” – brakiem produktywności, a więc nieużytecznością jest według współczesnego świata odarte z jakości i takie życie jest po prostu nieopłacalne, dlatego zamiast towarzyszyć takiemu życiu to życie się eliminuje.
Dzisiaj można odnieść wrażanie, że wartością jest… samobójstwo. Raz, żeby nie cierpieć. Dwa, żeby nie obciążać służby zdrowia. Trzy, żeby chronić klimat. Można wymieniać i wymieniać. Współczesny świat nakręca nas, żebyśmy jak najszybciej umarli, jak tylko przestaniemy konsumować…
Tak. Przestajemy konsumować i z miejsca przestajemy być użyteczni.
Samobójstwo dodatkowo ma jeszcze w sobie bardzo nośny dzisiaj ładunek rzekomej decyzyjności, rzekomego samostanowienia. Tutaj też kryje się „atrakcyjność”, że wmawia się nam, że decydujemy sami o sobie, że to jest wręcz modelowo „wolna decyzja”, że „odchodzimy na własnych warunkach”. Nikt jednak nie podnosi, że „odchodzenie na własnych warunkach” dokonuje się w szczelinie naszych możliwości, która jest zawężona bardzo mocno przez cierpienia, brak zdolności wartościowania, brak zdolności myślenia. To jest po prostu sprowadzenie człowieka do istoty tak dogłębnie zniszczonej cierpieniem, że wręcz zdeterminowanej do samobójstwa.
To rzekome „odchodzenie na własnych warunkach” jest w gruncie rzeczy aktem ucieczki przed cierpieniem, przed bólem, przy braku ludzkiej pomocy. To jest śmierć straszliwie niegodna człowieka i straszliwie urągająca godności osoby ludzkiej.
Kto ma większy grzech: osoba, która decyduje się na eutanazję, ponieważ sama z różnych względów boi się popełnić samobójstwo, czy też osoba, która dokonuje „zabiegu” eutanazji?
Bardzo wahałbym się w dokonywaniu definitywnych pomiarów wagi tego grzechu. Myślę jednak, że osoba, która jest zdeterminowana bólem dokonuje swojej decyzji przy ograniczonej świadomości i ograniczonej wolności. Często jest ona tak mocno poddana presji bólu, samotności…
Tylko, że np. w krajach Beneluksu nie trzeba cierpieć, żeby zdecydować się na eutanazję. Niedawno ogłoszono tam, że przesłanką do eutanazji jest… autyzm.
Pozwoli Pan, że wrócę do próby zmierzenia wagi grzechu. Chcę powiedzieć tylko tyle, że osoba, która sama decyduje się na eutanazję bardzo często podejmuje tę próbę na pewno pod wpływem różnych czynników ograniczających jej świadomość i wolność. Nie mówię, że zwalnia ją to z odpowiedzialności, ale w jakiś sposób może tę odpowiedzialność pomniejszać. MOŻE, ale nie musi.
Z kolei ci, którzy decydują się na wykonanie „zabiegu” nie są niczym zdeterminowani. To są ludzie, którzy po prostu wykonują wyrok śmierci, który bardzo często wcześniej sami wydali i dlatego ich odpowiedzialność w moim przekonaniu jest zdecydowanie większa.
To, że powody eutanazji są coraz bardziej rozszerzane, to wstrząsający fakt. To jest sytuacja, która pokazuje, jak bardzo ludzkie życie przestaje być w cenie i jednocześnie jak bardzo na różne sposoby i różnymi metodami dąży się do depopulacji, do wyrugowania ze społeczeństwa ludzi nieproduktywnych i nieużytecznych, bo zarówno dziecko dotknięte autyzmem, jak i człowiek żyjący w stanie jakiejś demencji czy upośledzony – to są ludzie, którzy według współczesnych trendów absorbują koszty obsługi zdrowotnej, są nieproduktywne i nie konsumują, więc są nikomu niepotrzebni i powinny zniknąć.
To jest straszliwa eugenika, która szerzy się w naszej współczesności w sposób nie mniej, a nawet bardziej drastyczny niż w okresie swojego rozkwitu w czasie II Wojny Światowej.
Skąd ta determinacja u lekarzy i pielęgniarek do zabijania? Znane są przypadki, kiedy pacjent przed podaniem śmiertelnego zastrzyku prosi, aby tego nie robić, bo zmienił zdanie. Oni jednak wstrzykiwali mu truciznę, a potem tłumaczyli, że przed samym „zabiegiem” zawsze jest panika – teraz pacjent powie „nie”, a za tydzień wróci, więc po co odkładać to na później…
Dotykamy tutaj tematu jakiejś ogromnej dewastacji, erozji etyki lekarskiej i godności zawodu lekarza. Oczywiście nie rozciągam tego na wszystkich lekarzy i całą profesję, bo mówimy tutaj o konkretnych przypadkach.
Co jest tego powodem? Przede wszystkim źle uformowane sumienia, które poddają się presji kultury utylitarnej. Brak rzetelnej etyki w czasie studiów medycznych. Nie chcę tutaj posługiwać się nazwiskami, więc przywołam sytuację sprzed kilku lat z Akademii Medycznej w Warszawie, gdzie wykłady z etyki prowadzili czołowi polscy utylitaryści – zwolennicy eutanazji, aborcji i eugeniki.
Przyczyn jest jeszcze więcej, ale zawsze koncentrują się one w ludzkim sumieniu. Jeśli to sumienie nie jest dobrze uformowane, to zawsze znajdą się ludzie, którzy będą tłumaczyć, że wykonali orzeczenie, wykonali decyzję pacjenta i nie jest dla nich ważne, że pacjent może doświadczyć chwilowej ulgi i wycofać się z decyzji o śmierci.
Na koniec chciałem zapytać o biznes, jakim jest śmierć. W Danii działa krematorium, które zapewnia ogrzewanie lokalnym mieszkańcom. W Holandii krematoria chwalą się, ile to pieniędzy zarobiły na sprzedaży złotych zębów, platynowych bioder i innych metalowych części, które nie spłonęły w piecu razem z ludzkimi zwłokami.
Inny przykład: eutanazja to dobry sposób do promocji handlu organami. Cierpiąca osoba i tak umrze, więc nie można dopuścić, żeby organy się zmarnowały. Doktor Mengele byłby dumny…
Oczywiście, że byłby dumny. Kiedy przypominam sobie fakty, które Pan przywołał, to pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy, to medycyna z Auschwitz. To jest dokładnie ten sam sposób myślenia niezależnie od różnic technologicznych. To jest sposób dokładnie ten sam sposób myślenia o utylizacji człowieka i jego zwłok.
To właśnie pokazuje jednoznacznie do jakiego poziomu dzisiaj schodzimy odrzucając prawdę o godności człowieka jako istoty stworzonej przez Boga, o powołaniu człowieka do życia wiecznego oraz o godności ludzkiego ciała.
Godność to chyba słowo dzisiaj zakazane…
Ono jest używane, ale w innym znaczeniu.
Godnością jest dzisiaj zezwolenie kobiecie na zabójstwo człowieka w swoim łonie. Godnością jest dzisiaj śmierć poprzez podanie śmiertelnego zastrzyku, ale nie jest nią uduszenie poduszką. Św. Maksymilian Maria Kolbe zmarł więc godnie, a tę godną śmierci zorganizowali mu Niemcy…
No właśnie. Słowu godność nadaje się wartość ustanowioną. To człowiek ma orzekać, co jest godnym życiem, a co nie. Który człowiek zasługuje na życie, a który nie. To jest zupełne odwrócenie porządku rzeczywistości. Niestety, ale w świecie odrzucającym prawdę o Panu Bogu – Stwórcy i Zbawcy takie pojęcia jak godność absolutnie nie trafiają do współczesnej mentalności…
A “Catholic” governor has published resources referring people to abortion clinics…including one run by “The Satanic Temple,” which give instructions on how to practice an abortion ritual. Governor Michelle Lujan-Grisham, of New Mexico, a self-professed Catholic, is an outspoken advocate for abortion. When the Supreme Court overturned Roe v. Wadelast year, Lujan-Grisham lamented the decision, and issued an executive order to protect abortionists in her state. This year, she provided an “abortion hotline” of available abortion clinics. One of these is The Satanic Temple’s abortion clinic, with instructions of how to practice a Satanic abortion ritual. CLICK HERE to demand that Gov. Michelle Lujan-Grisham stop promoting abortion According to reports:”…[In July 2023], New Mexico’s pro-abortion Governor Lujan-Grisham’s taxpayer funded abortion hotline was caught referring women to The Satanic Temple Health (TST Health) abortion clinic. New Mexico Alliance for Life released its findings through public records that the hotline is sending women to what is advertised as ‘the world’s first religious abortion clinic.’ “The pro-life groups released new records to LifeNews…confirming Lujan-Grisham’s taxpayer funded abortion hotline continues referring women to the Satanic abortion business.” ‘…New Mexico Alliance for Life obtained additional documents from an open records request from the New Mexico Department of Health (NMDOH), further confirming the fact that the state’s taxpayer-funded abortion hotline is still promoting The Satanic Temple Health (TST Health) ritual abortion clinic,’ the group told LifeNews. ‘The original document obtained late July by NMAFL from NMDOH, via the Inspection of Public Records Act, lists ‘TST Health’ along with TST Health’s website for ‘The Satanic Temple Health’ ritual abortion clinic. In fact, NMAFL sent clarifying requests to NMDOH about ‘TST Health’ on July 17, 2023 and received not only a list of abortion referral centers but confirmation directly from NMDOH Custodian of Records about TST Health.’ “ (Source: LifeNew.com; emphasis added) CLICK HERE to demand that New Mexico stop promoting abortion resources The resources take people to The Satanic Temple’s page, that includes instructions for a “Satanic Abortion Ritual.” The ritual makes a woman affirm her decision to abort her child before and after she has performed the act.How can Gov. Lujan-Grisham claim to be Catholic when she not only supports abortion, but also promotes literal Satanic rituals to kill children? Protest against this abomination. Click here to sign the petition to the New Mexico Governor to scrap its abortion resources.
Sincerely,
John Horvat Vice-President, Tradition, Family, and Property (TFP) www.returntoorder.org
Return to Order | P.O. Box 1337, Hanover, PA 17331 Phone 1 – (888) – 317 – 5571
Stwierdził, że „niezbędne” jest, aby katolicy „zrozumieli, że Sobór Watykański II i Novus Ordo były dla Kościoła tym, czym Rewolucja i Deklaracja Praw Człowieka były dla społeczeństw obywatelskich, ponieważ u korzeni obydwu leży trujący zarodek Rewolucji, to znaczy obalenie naturalnego porządku, który Bóg ustanowił dla człowieka i społeczeństw ludzkich”.
Arcybiskup Viganò: Globalizm to „szatańskie” przygotowanie na „przybycie Antychrysta”
Były nuncjusz papieski wyjaśnił swoje postrzeganie bliskiego związku między globalizmem a satanizmem.
Arcybiskup Carlo Maria Viganò po raz kolejny potępił powstanie „globalizmu”, stwierdzając, że przygotowuje on ludzkość „na polityczne powstanie Antychrysta”.
W wywiadzie udzielonym 24 sierpnia francuskojęzycznemu serwisowi informacyjnemu Viganò skomentował wzrost „globalizmu” i jego wpływ na społeczeństwo. Ponownie potępiając globalizm, arcybiskup powiązał zepsucie w społeczeństwie z zepsuciem w Kościele katolickim:
Elementem, który moim zdaniem należy wyjaśnić – aby zarzuty były pełne – jest lustrzany związek między zamachem stanu w wykonaniu głębokiego państwa [deep state] w sferze cywilnej a podobnym zamachem głębokiego kościoła [deep church] w sferze kościelnej.
„Akcja wywrotowa” podważająca każdą z tych sfer jest „identyczna” – stwierdził – „podobnie jak zasady, którymi się kierują, oraz wyznaczane przez nie cele”.
Stwierdził, że „niezbędne” jest, aby katolicy „zrozumieli, że Sobór Watykański II i Novus Ordo były dla Kościoła tym, czym Rewolucja i Deklaracja Praw Człowieka były dla społeczeństw obywatelskich, ponieważ u korzeni obydwu leży trujący zarodek Rewolucji, to znaczy obalenie naturalnego porządku, który Bóg ustanowił dla człowieka i społeczeństw ludzkich”.
Kontynuując, arcybiskup nakreślił powiązanie między globalizmem a satanizmem, argumentując, że są one niemal synonimami. „Istota globalizmu jest szatańska, a istota satanizmu jest globalistyczna”.
Plan szatana polega bowiem na ustanowieniu panowania Antychrysta, umożliwieniu mu parodii ziemskiego życia Chrystusa, naśladowaniu Jego cudów groteskowymi dziwadłami, pociągnięcia tłumów nie prostotą Prawdy, ale oszustwem i kłamstwami.
Globalizm stanowi, że tak powiem, scenografię, skrypt i scenariusz, który musi przygotować ludzkość na polityczne powstanie Antychrysta, na rzecz którego władcy świata – jego słudzy – zrzekną się suwerenności narodowej, aby stał się on swego rodzaju światowym tyranem.
Rozwijając kwestię w jaki sposób można dokonać takiego „ustawienia sceny”, Viganò napisał, że „to, co pozostało z panowania Chrystusa, musi zostać wymazane z instytucji, kultury i życia codziennego obywateli”. Jednym ze sposobów osiągnięcia tego byłoby, jego zdaniem, wprowadzenie „moralnego rozkładu”, który zachęcałby ludzi „do występku i kpiny z cnót”.
Jednak podkreślił także takie aspekty, jak próby zniszczenia „naturalnej rodziny, podstawowej komórki społeczeństwa, po wyeliminowaniu której dzieci stają się towarem, produktem, który posiadacze pieniędzy mogą zamówić w Internecie, zasilając rozległą i coraz bardziej kwitnącą siatkę przestępczą, nie wspominając o branży macierzyństwa zastępczego”.
Rozwody, aborcja, eutanazja, homoseksualizm i panseksualizm, okaleczanie związane ze zmianą płci okazały się skutecznymi narzędziami eliminowania nie tylko objawionej Wiary, ale także najświętszych zasad Prawa Naturalnego.
W przeciwieństwie do wiary katolickiej, której sprzeciwiają się ruchy przeciwne życiu, globalizm jest „religią” szerzoną poprzez „przebudzoną ideologię” [woke] – stwierdził arcybiskup. Podczas gdy katolicyzm koncentruje się na Chrystusie, „globaliści stosują katolickie zasady „społecznego panowania”, ale głoszą Szatana jako króla społeczeństw”.
Viganò, który wcześniej był nuncjuszem papieskim w USA w latach 2011–2016, zwrócił uwagę na wzór „cenzury informacji niezgodnej z oficjalną wersją, prowadzonej przy współudziale platform społecznościowych i mediów”. To, jak argumentował, zostało zastosowane we współczesnym społeczeństwie, umożliwiając szerzenie ducha antykatolickiego:
To nie przypadek, że fikcja demokratyczna posługuje się środkami brutalnego tłumienia powszechnych demonstracji, co w wolnej demokracji powinno doprowadzić do barykad i międzynarodowych egzekucji – mam tu na myśli m.in. Macrona, studenta Young Leaders for Tomorrow ze Światowego Forum Ekonomicznego prowadzonego przez Klausa Schwaba. Nie wystarczy nazwać dyktaturę „demokracją”, aby w magiczny sposób się nią stała, zwłaszcza gdy przyzwolenie obywateli na tych, którzy interpretują ich nastroje i oczekiwania, stanowi zagrożenie dla przetrwania tych wywrotowych pasożytów.
Wyraził także wątpliwości co do dotychczasowej niezależności i prawdziwości procesów wyborczych, stwierdzając, że „demokracja” jest iluzją, której „oligarchia masońska” pozwala obywatelom ulegać.
Powtarzam: gdyby demokracja działała, nie pozwoliliby obywatelom bawić się w farsę wyborów i iluzję bycia reprezentowanym w parlamencie. Jeśli na to pozwalają, to dlatego, że masońska oligarchia wie, że może to kontrolować poprzez swoich emisariuszy rozmieszczonych wszędzie. Z drugiej strony Antychryst będzie królem, a nie prezydentem. Będzie sprawował władzę w sposób absolutny, totalitarny, dyktatorski. A ci, którzy wierzą w bajkę o demokracji, zbyt późno odkryją, że zostali oszukani.
Te wypowiedzi arcybiskupa skierowane przeciwko globalizmowi i siłom globalistycznym to bynajmniej nie pierwszy raz, gdy wyraża takie argumenty. W rozmowie ze Stevem Bannonem zeszłego lata Viganò stwierdził, że:
Krótko mówiąc, rządzi nami naczelne dowództwo złożone z lichwiarzy i spekulantów, od Billa Gatesa, który inwestuje w duże gospodarstwa rolne tuż przed kryzysem żywnościowym lub w szczepionki tuż przed wybuchem pandemii, po George’a Sorosa, który spekuluje na wahaniach kursów walut i obligacji rządowych i wraz z Hunterem Bidenem finansuje laboratorium biologiczne na Ukrainie.
Twierdził, że liderzy i szefowie stanów „są zdrajcami naszego narodu, zaangażowanymi w eliminację ludności i że wszystkie ich działania prowadzone są w celu wyrządzenia jak największej szkody obywatelom”.
Jednak uważał również, że pomimo „świadomego zamiaru wyrządzenia szkód” globalistyczne przedsięwzięcie znane jako „Wielki Reset” czeka „nieunikniona” porażka, której czas zależy od „naszej zdolności do przeciwstawienia się temu i od tego, co jest zawarte w w planach Bożej Opatrzności”.
Namawiał rodziny, aby przyłączyły się do ruchu sprzeciwiającego się programowi Wielkiego Resetu „build back better” [„odbudować lepiej”] i zamiast tego „naprawiły to, co zostało zniszczone”.
Muzeum w Minnesocie w USA zorganizowało pogański rytuał skierowany do rodzin z dziećmi. Jednym z punktów programu było wywoływanie „Lilith, empatycznego demona”. „Demony mają złą reputację, ale może po prostu słabo je znamy” – pisało muzeum.
Rzecz odbyła się w Minneapolis Sculpture Garden; w „imprezie” brała udział niejaka Tamar Ettun, która podaje się za artystkę wykonującą… pułapki na demony. „Zachęcamy rodziny do stworzenia naczynia, w które schwytają demona, takiego, jakiego znają najlepiej – może demona od nadmiernego myślenia – a następnie do uczestnictwa w pełnej zabawy ceremonii przywołania i zaprzyjaźnienia się z ich demonem” – zachęcali organizatorzy.
„Po zaprojektowaniu pułapki z ciemnej strony księżyca przyjdzie Lilith Empatyczny Demon, żeby za sprawą babilońskich technik poprowadzić wasze uczucia. Ta kolektywna i pełna zabawy sesja przywoływania demona zakończy się somatyczną medytacją ruchową, zaprojektowaną tak, żeby pomóc wam zaprzyjaźnić się z waszymi cieniami” – dodano.
Tamar Ettun zajmuje się promocją ezoteryki związanej z Lilith; sprzedaje różne gadżety czy karty z rzekomym przesłaniem od Lilith. „Artystka” powiada, że swego czasu demon sam przyszedł do Ettun, żeby się z nią komunikować.
Podmiot organizujący „imprezę” z wywoływaniem demonów otrzymuje państwowe dofinansowanie.
Osoby, które w młodości zdecydowały się poddać eksperymentowi tak zwanej „zmiany płci”, obecnie pozywają lekarzy za wyrządzone przez nich szkody. Pozwy w imieniu detranzycjonistów składa kancelaria Campbell Miller Payne,.
Firma prawnicza podaje, że reprezentuje osoby, które „były wprowadzane w błąd i wykorzystywane — często jako dzieci — w celu spowodowania szkód psychicznych i fizycznych poprzez fałszywą obietnicę tak zwanej opieki medycznej afirmującej płeć kulturową”.
Pod koniec lipca br. przed komisją sądownictwa w kongresie 19-letnia Cloe Cole apelowała do kongresmenów o wstrzymanie tak zwanych terapii zmiany płci i operacji dla nieletnich, mówiąc, że jej „dzieciństwo zostało zrujnowane” przez interwencje medyczne.
– Kiedyś wierzyłam, że urodziłam się w niewłaściwym ciele. A dorośli obecni w moim życiu, którym ufałam, potwierdzili moje przekonanie. To wyrządziło mi nieodwracalną krzywdę na całe życie – wskazała. I dalej: Mówię do was dzisiaj jako ofiara jednego z największych skandali medycznych w historii Stanów Zjednoczonych Ameryki. Mówię do was w nadziei, że będziecie mieli odwagę zakończyć skandal i zapewnić, że inne bezbronne nastolatki, dzieci i młodzi dorośli nie przejdą przez to, przez co ja przeszłam.
Administracja Joe Bidena popiera tak zwaną „opiekę afirmującą płeć”. Zastępca sekretarza zdrowia, niejaki Rachel Levine, transseksualista przekonuje, że „nie ma sporu wśród lekarzy … co do wartości i znaczenia” procedury. [Oczywiście KŁAMIE md]
Cole, która zeznawała w kongresie wskazała, że należy zaprzestać utwierdzania 12-latków, którym mówią, iż urodzili się w niewłaściwym ciele, w takim właśnie przekonaniu. Nie można im mówić, że mają rację.
W wieku 12 lat Cloe powiedziała rodzicom, że chce zostać chłopcem. Rodzice zwrócili się o pomoc do medyków, którzy skierowali ich dziecko na terapię hormonalną, podając od 13. roku życia blokery dojrzewania. W wieku 15 lat usunięto jej piersi.
Dziewczyna już wcześniej cierpiała na depresję, a po tranzycji jej stan znacznie pogorszył się. Odczuwa ból fizyczny i emocjonalny. Żałuje, że nigdy nie będzie mogła karmić dziecka piersią, że zmieniło jej się ciało, ubezpłodniła się itd. Cole twierdziła, że interwencje medyczne były wymuszone. Jej rodziców straszono, że jeśli nie będą jej podawać testosteronu, to dziewczyna popełni samobójstwo. Ale to właśnie po tak zwanej operacji zmiany płci Cole targnęła się na swoje życie.
– Moje dzieciństwo zostało zrujnowane, podobnie jak tysiący osób, które chciałyby odwrócić skutki tranzycji – konstatowała z żalem. Przyznała, że jak czasami patrzy w lustro, to czuje się jak potwór. Dziewczyna doświadczyła „menopauzalnych uderzeń gorąca”, „bólów stawów”, ma blizny po podwójnej mastektomii i ubolewa, że odebrano jej kobiecość.
Osób takich, jak Cole jest więcej. Coraz częściej decydują się na składanie pozwów wobec medyków.
„National Review” przypomina, że pierwszą klinikę poświęconą „opiece afirmującej płeć kulturową” założono w Bostonie w 2007 roku. Znana jako Gender Multispecialty Service (GeMS) specjalizuje się w realizacji „pierwszego dużego programu w USA skupiającego się na nastolatkach zróżnicowanych pod względem płci i transpłciowych”. Szpital chwali się, że od 2007 r. rozszerzył swoje usługi na dzieci od trzeciego roku życia, rozbudzając u takich maluchów pragnienie „zmiany płci”, oferując specjalne książeczki z obrazkami.
Obecnie w Ameryce Północnej – według Gender Mapping Project – istnieje ponad 400 klinik zajmujących się tranzycją u dzieci, a rynek chirurgii „zmiany płci” wyceniono na blisko 2 mld dol. w 2021 roku. Do 2030 r. ma urosnąć do poziomu 5 mld dol.
Kliniki zarabiają m.in. na sprzedaży Lupronu, silnego środka tłumiącego hormony, zatwierdzonego początkowo do paliatywnego leczenia zaawansowanego raka prostaty, który był używany do chemicznej kastracji przestępców seksualnych.
Food and Drug Administration zatwierdziła również Lupron do leczenia „przedwczesnego” lub nienormalnie wczesnego dojrzewania. Medyce zaczęli go wykorzystywać w celu hamowania dojrzewania. Blokery mają być „rozdawane jak cukierki”, niezgodnie z przeznaczeniem FDA. Szerzy się „zaraza społeczna” polegająca na tym, że coraz więcej młodych dziewcząt pod wpływem rówieśników i mody wykreowanej w mediach społecznościowych twierdzi, że chce zmienić płeć.
Osoby, które poddały się procedurom tranzycji obecnie zdając sobie sprawę, że nie poprawiło się ich samopoczucie, a dodatkowo zostały bezpowrotnie okaleczone, pozywają lekarzy.
Jako pierwsza pozew złożyła jesienią ub. roku Camille Kiefel, która zarzuciła pracownikom służby zdrowia w Oregonie, że ją wprowadzili w błąd i niepotrzebnie wykonali podwójną mastektomię. Chloe Cole złożyła pozew na początku 2023 r. Sprawę wytoczyła Kaiser Foundation Hospitals i innym usługodawcom w Kalifornii, którzy w wieku 13 lat podali jej hormony płciowe, a potem usunęli piersi. Kilka miesięcy temu pozew złożyła Kayla Lovdahl za usunięcie piersi, gdy miała zaledwie 13 lat.
Prishy Mosley w Północnej Karolinie skarży medyków za wprowadzenie jej w błąd i skierowanie na interwencję medyczną w wieku 16 lat, która obejmowała usunięcie jej zdrowych piersi. Soren Aldaco w Teksasie pozwała pracowników służby zdrowia za przepisanie hormonów płciowych i podwójną mastektomię. Prawnicy badają sprawy i zapowiadają, że to dopiero początek góry lodowej.
Demony szaleją w Berlinie: Długa Noc Religii. Bżdżenie Ziemi.
Absurd w stolicy Niemiec. W jednej inicjatywie uczestniczą „katolicy”, muzułmanie i druidzi
18 sierpnia 2023
(fot. Wikipedia)
W weekend 2-3 września odbędzie się w Berlinie organizowana już po raz kolejny Długa Noc Religii. Pod hasłem „Brzmienie Ziemi” zostaną otwarte synagogi, meczety, kościoły i wiele innych ośrodków religijnych w stolicy Niemiec, poinformowało Berlińskie Forum Religii.
Program obejmuje ponad 70 propozycji odczytów, modlitw, medytacji, zwiedzania oraz muzyki. Zostanie on zaprezentowany na specjalnym spotkaniu międzyreligijnym wieczorem 30 sierpnia w Kościele Pokoju baptystów w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg.
Pomysł Długiej Nocy Religii narodził się w 2011 roku w ramach Berlińskiego Dialogu Religii, inicjatywy Senatu Berlina. Oprócz chrześcijan, muzułmanów i żydów w wydarzeniu uczestniczą mniejsze społeczności, takie jak hinduiści, buddyści, sikhowie, a także wyznawcy kultów pogańskich – na przykład starożytnych kultów germańskich.
Na oficjalnej stronie wydarzenia wymienione są podmioty uczestniczące w inicjatywie; zgłoszony został co najmniej jeden kościół katolicki. Obok niego będzie można odwiedzić również niemiecką wspólnotę… druidów.
Pytanie, jakie się nasuwa: czy jest właściwe, by katolicy uczestniczyli w podobnych akcjach, tak, jakby byli tylko jedną z «opcji religijnych» na wielobarwnym rynku światopoglądów? Może rozsądniejsze byłoby wywiesić na drzwiach kościołów informację: nie jesteśmy jak buddyści czy druidzi, bo Jezus Chrystus jest jedyną Prawdą, Drogą i Życiem…
Głośnym echem odbił się „pobudkowy” występ portugalskiego księdza-DJ-a na Światowych Dniach Młodzieży. W poranek 6 sierpnia przed Mszą Świętą ks. Guilherme Peixoto zaprezentował uczestnikom lizbońskiej edycji imprezy kilka utworów w rytmie muzyki techno.
Kapłan wzbudził kontrowersje pojawieniem się na ŚDM, ale w jego portfolio znajdują się zdecydowanie bardziej szokujące materiały.
Duchowny wystąpił m.in. na festiwalu „Nocy Czarownic” – w anturażu okultystycznych symboli…
„Halloweenowe” kapelusze czarownic, diabelskie rogi, turpistyczne tatuaże i… ksiądz za konsoletą – to krótkie streszczenie nagrania z zeszłorocznej imprezy w ramach festiwalu „Sexta 13” (portugalski odpowiednik piątku trzynastego). Od 2002 roku wydarzenie muzyczne odbywa się w położonym na północy Portugalii Montalegre. Utrzymane jest ono w klimacie nawiązującym do okultyzmu, praktyk magicznych i innych zabobonów.
Jednym z jego elementów są koncerty muzyczne pod hasłem przewodnim „Noc Czarownic”. 13 maja 2022 roku na takim właśnie wydarzeniu ze swoją muzyką wystąpił ks. Guilherme Peixoto. W dniu szczególnie poświęconym Matce Boskiej Fatimskiej w Kościele, duchowny stanął za konsoletą na scenie przyozdobionej… diabelskimi rogami. „Niektórzy młodzi ludzie (…) nosili kostiumy czarownic, symbol odwróconego pentagramu i inne satanistyczne elementy”, informuje portal ACI Prensa.
Na scenie kapłan archidiecezji Braga zaprezentował uczestnikom utwór stanowiący remiks piosenki Johna Lennona zatytułowanej „Give Peace a Chance”. Nagrania z koncertu duchowny zamieścił również na swoim profilu w serwisie Youtube.
Film skomentowało wielu wiernych… nie szczędząc księdzu słów krytyki. „(…) Ojcze, używaj swoich konsekrowanych rąk dla sacrum, nie profanum”, pisał jeden z internautów. „W świąteczny dzień Matki Bożej Fatimskiej, 13 maja (…), to takie smutne”, komentował inny. „Kiedy zobaczyłem ten film, myślałem, że został sfabrykowany w złej intencji”, dodawał kolejny zbulwersowany wierny.
W rozmowie z hiszpańskim medium katolickim, stacją ACI Prensa, pojawienie się portugalskiego kapłana na wydarzeniu komentował o. Edward Velez Aponte, dominikanin i doktor świętej teologii Uniwersytetu w Nawarze. Jak wskazywał, udział duchownego w koncercie jest czymś „nagannym i katastrofalnym”. Zdaniem zakonnika podobne występy zeświecczają wizerunek księży i nie przystoją stanowi kapłańskiemu. „Prowadzi to do odejścia od nadprzyrodzonego. Kapłan jest na świecie, ale nie jest ze świata”, kwitował dominikanin. [To już oddał „świat” demonom? MD]
Wygrywamy w walce z propagandą LGBTQ+ szerzoną przez „obudzone” korporacje.
Jestem George Christensen, dyrektor ds. kampanii w CitizenGO i z ogromną radością informuję o naszych niedawnych sukcesach w walce przeciwko radykalnej propagandzie LGBTQ+ promowanej przez „obudzone” korporacje.
Jak Państwo wiecie, CitizenGO koncentruje się na promowaniu i obronie życia, wolności oraz rodziny, a dzięki Państwa nieustannemu wsparciu robimy duże postępy i zyskujemy przewagę.
Burzymy status quo i powoli przekształcamy społeczeństwo w takie, które szanuje te najważniejsze wartości.
Nasze kampanie przeciwko wydarzeniom „Pride Nite” organizowanym przez Disney, promocjom piwa Bud Light przez aktywistę transpłciowego Dylana Mulvaneya oraz sprzedaży przez firmę Target artykułów związanych z ruchem LGBTQ+ dla dzieci (nawet niemowląt!) nie pozostały niezauważone.
Lewicowe media głównego nurtu, kiedyś lekceważące problem, obecnie informują, że wiele firm wycofuje się z radykalnej propagandy LGBTQ+ ze względu na szkody w reputacji i słabe wyniki finansowe.
CNBC tak napisała ostatnio w jednym nagłówku: „Bojkoty rzadko przynoszą rezultaty – ale sprzeciw wobec społeczności LGBTQ+ zmusza firmy do trudnych wyborów”.
Amerykański portal PBS zauważył, że „sprzeciw zmusił niektóre firmy do przemyślenia swojego podejścia do ruchu Pride”, podczas gdy Axios podkreślił zadziwiającą „utratę wartości rynkowej w wysokości 28,7 miliardów dolarów” wśród trzech firm promujących radykalną agendę LGBTQ+.
NewsWeek również doniósł, że „marki, które ostatnio były przedmiotem krytyki w internecie, nie angażowały się w mediach społecznościowych w pierwszym dniu tzw. Miesiąca Dumy LGBTQ+”.
Podzielenie się taką wiadomością cztery lub pięć lat temu wydawałoby się niemożliwe.
Wówczas rozpoczynaliśmy kampanię przeciwko gigantycznym korporacjom takim jak Disney i Netflix, które otwarcie promowały (i nadal promują) indoktrynację LGBTQ+ oraz seksualizację dzieci w swoich filmach i programach telewizyjnych. Nie brali nas poważnie i śmiali się z nas.
Teraz nie jest im już do śmiechu.
Teraz boją się nas i Państwa. Gratulujemy!
Nasze wysiłki przynoszą owoce, ale walka się nie skończyła. Batalia przeciwko radykalnej propagandzie LGBTQ+ trwa i potrzebujemy Państwa wsparcia bardziej niż kiedykolwiek.
Dzielcie się Państwo naszymi e-mailami, podpisujcie nasze petycje i stawajcie po naszej stronie. Razem możemy skutecznie bronić życia, wolności i rodziny.
Dziękuję za Państwa wsparcie,
George Christensen z całym zespołem CitizenGO
PS Szala zwycięstwa w walce o dzieci i rodziny przeciwko radykalnej propagandzie LGBTQ+ zaczyna się przechylać na naszą stronę i z Państwa pomocą wygramy tę walkę.
Więcej informacji w języku angielskim:
Boycotts rarely work — but anti-LGBTQ+ backlash is forcing companies into tough choices (CNBC)