Dzisiaj mamy zacny jubileusz, o którym mało kto jest łaskaw pamiętać. To właśnie 4 marca przypada druga rocznica wykrycia pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce, co rozpoczęło tzw. pandemię tak zwanego „covida”.
COVID-19 to skrót od COronaVIrus Disease 2019, bo nowy wirus został po raz pierwszy zidentyfikowany w 2019 roku. COVID-19 to infekcja dróg oddechowych wywołana przez koronawirusa SARS-CoV-2. U większości osób jej przebieg jest łagodny, a nawet bezobjawowy, ale ze względu na wysoką zjadliwość (zdolność do szybkiego przenoszenia z człowieka na człowieka) dotykał grupy populacji o osłabionej odporności – osoby starsze, chorych na raka, chorych na cukrzycę i z nadwagą.
Dwa lata temu Polacy ciężko przestraszeni doniesieniami z Chin gdzie ludzie w drgawkach rzekomo konali na ulicach i z Włoch, gdzie Chińczycy zawlekli swoją zarazę wracając tam szyć ubrania po chińskim nowym roku, z wypiekami na twarzach oglądali w dezinformacyjnych telewizjach doniesienia o pierwszym Polaku, który został rzekomo zakażony chińskim wirusem. Niewiele osób na tym etapie zdawało sobie sprawę, że w nadchodzących potem tygodniach nasz świat zwariuje i szaleństwo będzie stopniowane aż do teraz.
Od razu okazało się, że nie mamy jak zareagować na zarazę. Zabrakło ‘najbardziej podstawowych pandemicznych produktów” [to oczywiście szyderstwo… md] min. maseczek czy płynów do dezynfekcji, które potem zaczął nawet produkować Orlen. Wiecznie zmęczony minister Szumowski najpierw wyśmiewał tych, którzy chodzili w maseczkach, a potem nakazał ich noszenie nawet na świeżym powietrzu, a premier Morawiecki grzał się w blasku latającego jeszcze wtedy, a dzisiaj już niestety zniszczonego, największego samolotu świata An-225 Mrija wypełnionego chińskimi maseczkami bez atestu.
W międzyczasie pojawiły się pleksiglasy w sklepach i na twarzach ludzi, którzy chodzili w czymś przypominającym maski spawaczy. Tak zwane przyłbice były oczywiście zupełnym idiotyzmem, tak jak ordynowane raz po raz lockdowny, czyli zamknięcia wszystkiego.
Pierwszy raz doświadczyliśmy kataklizmu, który sami sobie urządziliśmy.[To nie my, lecz banda niby-rządząca. MD] Zamknięcia gospodarki oczywiście ją zniszczyły, a przestraszony rząd zaczął na lewo i prawo rozdawać upadającym przedsiębiorcom wydrukowane pieniądze czym doprowadził do największej inflacji od lat.
Szaleństwo zapoczątkowane w marcu 2020 roku rozkręcało się coraz bardziej. Władze najpierw odwołały Wielkanoc, potem zorganizowały wybory prezydenckie. potem odwołały Wszystkich Świętych, Boże Narodzenie itd. Cały 2021 minął z grubsza jak 2020 tylko było gorzej. Media nakręcały panikę pod każde kolejne tzw. warianty i pojawiły się szczepionki, które zaczęły być stręczone wszystkim komu się da.
Jakby tego było mało władze wielu państw świata wpadły na pomysł aby dyskryminować tych, którzy odmówili wstrzyknięcia szczepionki, a potem tzw. dawek przypominających. Segregacja ludzi za pomocą kodu QR będącego swoistą czasową subskrypcją na prawa obywatelskie stała się wisienką na covidowym totalitarnym torcie. W takich okolicznościach, z różną skalą szaleństwa w róznych krajach, doszliśmy do roku 2022.
Rządzący rozpoczęli ten rok według tego samego schematu – czyli straszenia nowym wariantem Omikron. Jak jednak powiedział słynny filantrop i wirusolog amator, Bill Gates, „niestety Omikron okazał się naturalną szczepionką”. Próba podtrzymania covidowej psychozy tym razem się nie powiodła, bo ludzie byli już tym zmęczeni i zaczęli protestować naprawdę mocno. Niektóre kraje zaczęły luzować obostrzenia i restrykcje, ale oczywiście kody QR już pozostały z nami i prawdopodobnie obowiązek przyjmowania szczepionki co kilka miesięcy również.
Rok temu gdy obchodziliśmy roczek covidka, mało kto wierzył, że w czasie drugiej rocznicy mało kogo Covidek będzie obchodził.
A wszystko to stało się w niecałe dwa tygodnie! Wirus SARS-CoV-2 nie jest już groźny, nie robi się testów dla setek tysięcy obcokrajowców przybywających do Polski. Nagle nie ma kwarantanny, słynni lekarze nic już nie mówią o kolejnych wariantach i falach, a przepełnione szpitale, w których według rządowej propagandy umierali tylko niezaszczepieni, nagle są puste i gotowe na przyjmowanie potrzebujących uchodźców.
Niektórzy ironizują gorzko, że Władimir Putin powinien dostać nagrodę Nobla w dziedzinie … medycyny, za wpływ w pokonaniu pandemii…
We wtorek (1.03.2022) poseł Konfederacji Grzegorz Braun przeprowadził interwencję poselską w Narodowym Instytucie Kardiologii w Aninie. Dyrektorem tej placówki jest były minister zdrowia Łukasz Szumowski. Interwencja została przeprowadzona na prośbę pielęgniarza, któremu zagrożono zwolnieniem z pracy, jeśli nie podda się szczepieniu na Covid-19.
Już na wstępie Szumowski wyprosił Brauna i jego asystentów ze swojego gabinetu z względu na odbywające się w nim spotkanie, a poproszony o uznanie pilności sprawy, z którą przyszedł Braun odparł, że znajdzie czas „kiedyś”.
Wobec tego Braun wszedł do gabinetu i usiadł przy stoliku, a Szumowski zaatakował jego asystenta wyrywając mu telefon, którym ten nagrywał interwencję. Następnie wypchnął go za drzwi i zamknął je na klucz. Braun otworzył drzwi i zaprosił swoich asystentów do środka. Szumowski zakończył spotkanie z pracownikami, założył maskę i stwierdził, że wychodzi.
Braun wezwał Szumowskiego do udzielenia mu wyjaśnień w trybie interwencji poselskiej. Szumowski stwierdził, że obowiązek „niezwłocznego” udzielenia takich wyjaśnień nie oznacza, że ma ich udzielać teraz. Były minister zachowywał się w taki sposób, że poseł Braun wezwał policję, aby zbadać, czy nie jest on pod wpływem alkoholu.
Podczas rozmowy Szumowski przyznał, że jeśli pracownicy instytutu nie okażą zaświadczenia o szczepieniu, będą wyrzucani z pracy. Oświadczył też, że okazanie zaświadczenia jest dobrowolne, więc nie ma mowy o żadnym przymusie. Podstawą do decyzji o zwalnianiu pracowników mają być wytyczne opublikowane przez Ministerstwo Zdrowia.
Zachowanie Szumowskiego było szokujące. Zamiast niezwłocznie udzielić wszelkich informacji, tak jak nakazuje to ustawa, zachowywał się w sposób prowokacyjny i agresywny. W końcu doszło do przepychanki, a następnie gonitwy po szpitalnym korytarzu, podczas której Szumowski przytrzasnął drzwiami rękę posła Brauna. Gdy po prawie godzinie policja w końcu przybyła na miejsce, Szumowski odmówił badania alkomatem [a według świadków „jechało od niego alkoholem”. MD] i oskarżył Brauna, że stwarza zagrożenie na terenie szpitala.
Reasumując: udzielenie informacji, której – zgodnie z prawem – zażądał poseł Braun, mogło trwać 15 minut i odbyć się w spokojnej atmosferze i bez udziału policji. Ale to, co wyprawiał Szumowski, doprowadziło do prawie dwugodzinnych przepychanek. I taki człowiek był ministrem zdrowia. Żenujące!
Jak informowaliśmy tydzień temu, przedstawiciel jednej z niemieckich firm ubezpieczeniowych przyznał, że tzw. szczepionki przeciwko Covid-19 zabiły w Niemczech dotychczas co najmniej 31 tysięcy osób i spowodowały 3 miliony niepożądanych (?) odczynów poszczepiennych.
Bawarska firma BKK ProVita, należąca do grupy ubezpieczeniowej skupiającej 11 milionów ubezpieczonych przyznała, że podawane oficjalne rządowe dane o poszczepiennych zgonach i ofiarach, są mocno zaniżone, nawet do 1000%.
W prasie niemieckiej – włącznie z głównymi mediami, jak Die Welt – rozgorzała dyskusja i chociaż nie był to popis dociekliwości dziennikarskiej, to jednak opinia publiczna dowiedziała się nieco o istnieniu zagrożenia ze strony tzw. szczepionek oraz zaczęła nabierać podejrzeń co do rządowych danych.
Niestety, trend cenzorski wobec wszystkiego co dotyczy tzw. Covid-19 oraz tzw. szczepionek przeciwko tzw. Covid-19, obowiązuje we wszystkich aspektach życia, również w zarządzaniu biznesowym. Tzw. szczepionki są zawsze i wszędzie „bezpieczne i skuteczne”, a kto podważa ten religijny dogmat, nawet przy pomocy narzędzi naukowych, badań, danych – skazywany jest na banicję.
Andreas Schöfbeck, członek zarządu firmy BKK ProVita, który przekazał wstrząsające dane o skutkach wyszczepiania, z dniem 1 marca br. przestał pełnić swoje funkcje. Po godzinnej naradzie zarządu dyrektorów zadecydowano o „zwolnieniu [Schöfbecka] w trybie natychmiastowym”.
Producent od roku wiedział doskonale czym grozi przyjęcie tej trucizny.
Pomimo usilnych starań federalnej „Agencji Żywności i Leków” (Food and Drug Administration – FDA), która ukrywała dane dotyczące badań tzw. szczepionek przeciwko Covid-19, godząc się na ich ujawnienie dopiero za… 75 lat, sąd zadecydował, że ta oszukańcza zabawa zostanie przerwana.
https://www.bibula.com/?p=131814
——————————
Na początku tego roku, sąd w Teksasie wydał wyrok zobowiązujący FDA do opublikowania wszystkich dokumentów przesłanych agencji przez producenta (firmę Pfizer), w miesięcznych transzach zawierających po 55 tysięcy stron (wcześniej FDA godziła się na publikowanie jedynie 500 stron na miesiąc), począwszy od 1 marca 2022 roku. Opublikowanie całości może zająć około 9 miesięcy, przyjmując że po drodze nie zostaną zorganizowane „trudności obiektywne” i „wypadki losowe”.
Ale pierwsza transza dokumentów została właśnie opublikowana i prawdziwi specjaliści – nie ci rządowi od propagandy – zabrali się do ich analizy.
Już na wstępie dowiadujemy się, że firma Pfizer skrzętnie ukrywała znane jej możliwe skutki uboczne swojego produktu, nie informując o nich opinii publicznej, środowisk lekarskich, specjalistów, wreszcie – samych szczepionych. Opublikowany dokument ma wyraźne zastrzeżenie „POUFNE” (CONFIDENTIAL).
Oto „krótka” lista możliwych skutków ubocznych eksperymentalnych genetycznych produktów, których jak na razie nie znamy pełnego składu (bo cały czas trzymane jest to w tajemnicy), ale – obserwując astronomiczne liczby zgonów, chorych, urazów i innych tzw. poszczepiennych odczynów – już doskonale zdajemy sobie sprawę z ludobójczych cech tych preparatów.
Producentowi zajęło 9 stron na wyszczególnienie samych nazw chorób i skutków ubocznych. Czy ktokolwiek z podstawiających rękę do zaszczepienia był o tym informowany?
Jak się okazuje, lista ta zawiera zebrane przez producenta skutki uboczne, tylko do 28 lutego 2021 roku (nie 2022 roku!), czyli producent od roku wiedział doskonale czym grozi przyjęcie tej trucizny. Można być również pewnym, że przez cały kolejny rok do dnia dzisiejszego, lista NOP-ów wzrosła wielokrotnie, nie wliczając w to chorób, które ujawniają się po dłuższym czasie, jak np. chorób autoimmunologicznych czy nowotworowych.
Czy dlatego, wraz z ujawnianiem dokumentów, akcje takich gigantów jak Pfizer czy Moderna, spadają?
Co na te dane Ministerstwo Chorób i Śmierci w Polsce?
Kiedy zacznie się autentyczne wzburzenie społeczne przeciwko tym, którzy dostarczali, reklamowali, zachęcali, stręczyli, nakazywali ludobójcze preparaty? Zamiast tego rozpętano inne społeczne emocje…
5.3.6 CUMULATIVE ANALYSIS OF POST-AUTHORIZATION ADVERSE EVENT REPORTS OF PF-07302048 (BNT162B2) RECEIVED THROUGH 28-FEB-2021
4 marca 2022 roku mija równo dwa lata od czasu, kiedy minister „zdrowia” Łukasz Szumowski ogłosił pacjenta „0”. Od tamtej chwili zmieniło się wszystko…
Lockdowny, obostrzenia, nakazy, rozporządzenia, które sprowadziły na społeczeństwo wiele krzywd, włącznie z nadmiarowymi zgonami spowodowanymi zablokowaniem służby zdrowia liczonymi w dziesiątkach tysięcy. Dzieci, młodzież poddane przymusowi zdalnej nauki, wzrost depresji, a nawet liczby samobójstw. Brak możliwości wsparcia i odwiedzin bliskich w szpitalach, szkody dla gospodarki i życia społecznego.
Tego nie można – i nie należy – zapomnieć.
II. rocznica uruchomienia zamordyzmu sanitarnego, poświęcona pamięci ofiar sanitaryzmu. Okażmy nasze zjednoczenie we wspólnej walce o kodeks etyczny Hipokratesa, doceńmy i wspierajmy prześladowanych lekarzy, medyków i przedstawicieli innych grup zawodowych w walce o wolność, godność i własność.
[Komentarz jest umieszczony pod tekstem „Czas dramatu – prof. Stanisław Bieleń”. Uważam ten artykuł za jednostronny, krótkowzroczny i dość naiwny, więc nie zamieszczam, ale czytelnik może sam ocenić.
Natomiast poniższe uwagi BIBUŁY są głębokie. Mirosław Dakowski]
Naszym zdaniem historia pokaże, że – pomimo iż decyzję podjął nie kto inny jak Prezydent Rosji – prawdziwym sprawcą operacji wojennej są przywódcy zachodni, a szczególnie prowokujący do tej niefortunnej reakcji, gabinet cieni obecnego administratora Białego Domu oraz podżegacze globalni.
Co do strukturalnych ofiar, to nie będziemy żałowali państwa ukraińskiego w tym wymiarze, który pokazał swe oblicze w ostatnich 20 latach – sztucznego tworu o antypolskim nastawieniu oraz działającego w obcych interesach prowokatora.
Oczywiście jak zawsze w czasie każdej wojny ofiarami staną się niewinne i bezbronne osoby i tego należy unikać, zapobiegać, a ofiarom nieść pomoc.
Jak na razie, operacja wojenna ze strony Rosji pokazuje, że obiekty militarne są precyzyjnym celem i nie mamy do czynienia z wojną totalną. Oby nie doszło do eskalacji.
Media światowe są jednostronne, tendencyjne, nie pokazują rzeczywistości, nawet nie pokazują co naprawdę dzieje się na „polach walki”, a wiele z przekazów jest całkowitą propagandą wojenną, posuwającą się nawet do szuflowania odbiorcom jakichś zrzutów gier komputerowych czy podstawionych zdjęć sprzed kilku lat.
Przejrzeliśmy wiele światowych kanałów (amerykańskich, japońskich, niemieckich…) i wszędzie dominuje antyrosyjski przekaz, jednak poziom agresji medialnej w mediach polskich (?) przekracza wszelkie granice przyzwoitości nawet jak na warunki wojenne. Kłamstwo, całkowite zniżanie się do przekazu emocjonalnego, zero analiz krytycznych, w ogóle – zero informacji. Jak powiedział ktoś spostrzegawczy opisując współczesne media: „Nie wierz temu co usłyszysz i wierz tylko w połowie temu co widzisz.”
Polska stanie się – obok rozparcelowanej Ukrainy (bo być może do tego dojdzie) – największą ofiarą „wojny”, poprzez totalną zmianę struktur społecznych w wyniku przyjęcia nachodźców. Przyjęliśmy (i przyjmujemy codziennie ponad 100 tysięcy osób, z czego samobójcy radują się!) grupę, która tylko patrzeć jak skupi się politycznie i – wychowana w duchu banderowskim – stanie się głównym motorem antypolskiej retoryki. Nie wolno o tych niebezpieczeństwach zapominać, co niestety jest zjawiskiem powszechnym w czasie medialnego oszołomienia i wyzwolenia emocjonalnych reakcji nadmiernego „miłosierdzia” (bo kosztem egzystencji swojej i swojego narodu).
Emocjonalne indywidualne decyzje przyjmowania przyjezdnych osób z Ukrainy są godne akceptacji, tolerowania i w niektórych przypadkach wsparcia, lecz decyzje polityczne sprowadzania tej masy – wymagają najwyższego potępienia.
Przy dalszym bezmyślnym wspieraniu obecnych ukraińskich przywódców przez światowe elity, może dojść do globalnego krachu, którego skutki najbardziej poznają właśnie kraje tzw. zachodu. Rosja poradzi sobie bez systemu SWIFT i przetrwa, tym bardziej w sojuszu z Chinami, zaś świat zachodni zamarznie bez paliwa, produkcja zmaleje, dochód spadnie, a masy zubożeją. Rosja w tym czasie może stworzyć alternatywny system walutowy, a za dostarczane zachodowi paliwo zażąda wyższych cen, minimalizując swe straty.
Teraz ważą się losy przyszłego systemu światowego i to właśnie od globalnych sił zależy w którą stronę rozwiną się wydarzenia: czy w stronę otrzeźwienia w obawie przed utratą swoich zysków przy obecnym systemie finansowym, czy też w wojennych warunkach podejmą ryzyko zburzenia obecnego porządku wprowadzając ogólnoświatowe wojenne rygory pozwalające np. na wprowadzenie nowego, cyfrowego pieniądza, dalsze restrykcje medyczne i likwidację resztek immanentnych praw.
Jak w każdej wojnie wydarzenia są dynamiczne i konflikt może się błyskawicznie eskalować. Módlmy się aby do tego nie doszło, bo wtedy górę biorą irracjonalne emocje, wyzwolone z człowieka pokłady zwierzęcości, diabelska zawziętość, okrutna moc odwetu.
Jakkolwiek trudno jest porównywać wydarzenia sprzed 80 laty, gdyż w wielu przypadkach moralne granice zatarły się pomiędzy „Rosją”, a „Zachodem”, z niekorzyścią dla tego ostatniego, to dla obecnych władz ukraińskich, gdyby słuchali, polecilibyśmy wypowiedź premiera, utworzonego przez Niemców Protektoratu Czech i Moraw, Alois Eliáš, który godząc się na warunki niemieckie powiedział: „Ten rząd będzie miał przed sobą dwa wielkie cele: chronić egzystencję narodu, której Niemcy będą zagrażać, i przeciwstawiać się demoralizacji, o co zapewne Niemcy się postarają. Te cele będzie można spełnić, jeśli rząd będzie do pewnego stopnia współpracował z Niemcami. To będzie niechciana współpraca, ale nie ma innego wyjścia, opór mógłby spowodować narodowe samobójstwo.” W polityce moralność ustępuje zimnej kalkulacji interesów i lepiej jest dla „narodu ukraińskiego” (cokolwiek to znaczy), cofnięcie się, ocknięcie się i zrozumienie, że „walka do ostatniego guzika” na długie lata przynosi tylko zbiorową destrukcję.
Jako ostatni punkt, należy podziękować Władimirowi Władimirowiczowi Putinowi za wielki dar uzdrawiający: w ciągu niemal jednego dnia, niemal w jednej chwili, niemal na całym świecie, niemal zniknęła „pandemia” i jej wynalazki propagandowe w postaci maseczek, masowego testowania, kwarantann, pro-szczepionkowej musztry i tresowania społeczeństw. Medialna pandemia została zastąpiona – jak na razie w większości medialną – wojną. PLANdemiczna akcja pokazuje jak sprawnie można globalnie sterować ludźmi, a dzisiejsza sytuacja jest jedynie tego kontynuacją, z nieco inną narracją, choć tam i tu narracją wojenną.
Co to są koronawirusy i od kiedy wiadomo o ich istnieniu?
– Korowirusy są rodzajem wirusów grypowych, tzn. takich, które obok innych wirusów powodują grypę. Różnych rodzajów wirusów powodujących infekcję dróg oddechowych – co określamy grypą – jest według różnych szacunków od stu do dwustu. Koronawirusy są znane od lat 60. XX wieku. Natomiast te koronawirusy, o których teraz jest mowa, tzn. wirusy SARS są znane od ponad 20 lat.
Czym jest przypadek z Wuhan, od którego wszystko zmieniło się na świecie?
– Ta narracja ma wiele obliczy. Wuhan to miasto liczące 11 milionów mieszkańców, w którym znajduje się wielu pacjentów, w tym wiele przypadków zapaleń płuc. Jest tam również laboratorium broni biologicznej.
W Wuhan rozpoczęto badania w celu znalezienia przyczyny, jakie konkretnie wirusy są odpowiedzialne za przypadki zapalenia płuc. W tym celu zastosowano test PCR Christiana Drostena i od tego zaczęło się szukanie tzw. przypadków. Oczywiście w Chinach jest duża liczba zapaleń płuc, głównie osób starszych, ale nigdy wcześniej nie badano tego pod kątem obecności koronawirusów. Takie testowanie zaczęło się właśnie w Wuhan, gdzie metodą PCR badano pacjentów pod kątem obecności koronawirusów i skutkowało to dużą ilością wyników dodatnich.
Tego typu praktyki stosowano mniej więcej do marca 2020 roku i później krzywa drastycznie spadła, co skutkowało praktycznie prawie zerową ilością przypadków zakażeń koronawirusem w Chinach. A zatem, w Chinach po trzech miesiącach wszystko wróciło do normy, ponieważ zaprzestano testowania. Tak można by również zrobić w Polsce oraz w Niemczech.
Czy istnieje jakieś naukowe uzasadnienie, że działania typu lockdown, nakaz noszenia masek, kwarantanny dla ludzi zdrowych, itp. są skuteczne w ograniczaniu transmisji koronawirusa?
– Instytut Cochrane przeanalizował wiele przypadków. I tutaj szczególna rola przypada Tomowi Jeffersonowi [profesor Centrum Medycyny Opartej na Dowodach Uniwersytetu Oksfordzkiego – przyp. red.], który jeszcze w okresie przed covidem prowadził meta badania i analizował, również w przypadku grypy, tego typu sytuacje.
Badano m.in. czy noszenie masek, zachowywanie dystansu i inne tego typu środki cokolwiek przynoszą. I te badania pokazały, że efekt był bardzo nieznaczny. Nie ma żadnych naukowych dowodów, żeby tego typu obostrzenia cokolwiek dawały. Jeżeli chodzi o maski, to mieliśmy też badanie z Danii, w którym porównano grupy tysięcy uczestników, którzy nosili maski. I rezultaty pokazały, że nie było żadnych istotnych [statystycznie] różnic dzięki noszeniu maski.
To, co jest tutaj istotne, to była cała masa badań naukowych przed styczniem 2020 roku, które pokazywały, że maski nie są skuteczne. Natomiast po styczniu 2020 roku nagle pojawiły się badania, które pokazywały, że być może maski te mogą mieć jakiś efekt w zahamowaniu wirusa.
Skoro nie jest to skuteczne, to dlaczego wprowadzono to na świecie?
– Nie ma to żadnego uzasadnienia medycznego. A to, czy ktoś lęka się wirusa, czy obawia się otrzymania mandatu, można rozpoznać poprzez sposób noszenia maski.
Jak zatem powinniśmy postępować, aby zminimalizować zagrożenie zachorowania?
– Tak jak zawsze zachowywaliśmy się, ażeby zmniejszyć ryzyko zachorowania na grypę: kaszlenie w przegub łokcia, mycie rąk, itp. I kiedy ma się objawy należałoby po prostu zostać w domu i nie jechać do babci.
Czym są preparaty firm Pfizer, AstraZeneca, Moderna, Johnson & Johnson, stosowane m.in. w państwach Unii Europejskiej, które powszechnie określa się jako szczepionki przeciw COVID-19?
– To są eksperymenty na ludziach, które przeprowadza się tylko ze względu na tę obecną sytuację, i które wcześniej nie byłyby możliwe do zrealizowania. Pierwszym przykładem takiego typu eksperymentu była sprawa ze szczepionkami na wirusa Ebola, która ma swój początek od 2015 roku. Ten produkt jest bardzo atrakcyjny dla przemysłu farmaceutycznego. Po pierwsze jest tani i można go łatwo wyprodukować. Po drugie można go sprzedawać również ludziom zdrowym. Z punktu widzenia ekonomicznego jest to bardzo dobry pomysł. Z punktu widzenia zdrowotnego jest to bardzo duże ryzyko i jest to niepotrzebne.
Coraz więcej osób zaczyna dostrzegać, że te preparaty jednak nie chronią przed zakażaniem, jak jeszcze kilka miesięcy temu zapewniano. Wystarczy wspomnieć, że prezydent Andrzej Duda wkrótce po przyjęciu trzeciej dawki po raz drugi złapał koronawirusa. Podobnych historii jest znacznie więcej. W związku z tym zmieniono narrację i teraz propaguje się przekaz, według którego osoby zaszczepione łagodniej przechodzą chorobę, niż te niezaszczepione. Czy są jakieś dowody naukowe, które to potwierdzają?
– Nie ma żadnych dowodów w badaniach naukowych na to, że te preparaty mRNA powodują łagodniejszy przebieg. Tutaj badania zostały skonstruowane w ten sposób, że tzn. targety czy punkty do osiągnięcia były tak zdefiniowane, że celem było pokazanie, iż owe preparaty cokolwiek dają. I ów cel został określony jako uniknięcie infekcji koronawirusa.
Problem leży w tym, że skupiono się tylko na wynikach tych badań, które uwzględniały wyłącznie uniknięcie infekcji koronawirusa. Natomiast całkowicie pominięto pewien znaczący fakt. Otóż w badaniu BioNTech/ Pfizer – gdzie było około 20 tysięcy uczestników – w grupie osób zaszczepionych uniknięto pod wpływem tego preparatu jednego przypadku infekcji koronawirusem, natomiast 4 osoby miały bardzo ciężkie powikłania i były to bodajże przypadki śmiertelne. Ale tego już w wynikach tych badań nie przedstawiono.
Koncerny farmaceutyczne zawsze prowadzą narrację o względnej skuteczności tych preparatów i informują nas o owej rzekomej 95-procentowej skuteczności. Jeżeli trzeba zaszczepić 20 tysięcy osób w tym celu, by uniknąć 140 infekcji, to absolutna skuteczność takiego preparatu leży na poziomie 0,7 procent.
I teraz pozostaje kwestia – ile osób trzeba zaszczepić, żeby uniknąć jednego objawowego zakażenia koronawirusem. I ta liczba waha się między 80 a 160, przeciętnie to jest 120 osób, które muszą przyjąć ten preparat tylko w tym celu, żeby uniknąć jednej infekcji koronawirusowej w danej społeczności.
Nauka to poddawanie czegoś w wątpliwość. Jak Pan ocenia to, co obecnie stało się z nauką?
– Miałem kontakt z pewnym naukowcem, który dotychczas zajmował się właśnie oceną ryzyka wpływu różnych preparatów medycznych na zdrowie i życie człowieka. I kiedy na początku tej całej historii zaczął występować krytycznie wobec tego wszystkiego – czyli robił to, co jest rolą naukowca i ogólnie nauki – to reakcją był nalot policji oraz zajęcie jego dysków, komputerów i dokumentów.
Znam lekarzy i naukowców, którzy stracili posady tylko dlatego, że wyrazili swoje opinie i zajęli stanowisko w tej sprawie. A przecież to jest obowiązek naukowców, żeby powątpiewali we wszystko i zadawali odpowiednie pytania. W tym celu są naukowcy, by stawiali niewygodne pytania. Tymczasem to, co obecnie obserwujemy, to jest fakt korupcji w świecie nauki. I ta korupcja może mieć dwojakie podłoże. Po pierwsze, może wynikać z faktu przekupienia pewnych ekspertów. Po drugie, może wynikać z lęku i obawy przed wpływem pewnych środowisk czy polityków na tychże naukowców. Obydwie postawy są niewłaściwe.
Zaintrygował mnie podtytuł Pana książki „Fałszywe pandemie”, którzy brzmi: „argumenty przeciwko rządom strachu”. Jaki Pana zdaniem jest faktyczny cel tego wszystkiego?
– Od 30 lat wiemy – gdyż zostało to upublicznione – że zarówno Światowe Forum Ekonomiczne jak i Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przygotowały się na wybuch pandemii. Miałem przywilej osobiście doświadczyć jak to działa, gdyż byłem dyrektorem publicznego zakładu opieki zdrowotnej w Niemczech. Przez okres 13 lat kierowałem instytucją, której głównym zadaniem było czuwanie nad kwestiami epidemicznymi; nad tym, żeby nie wybuchła jakaś zaraza. Przez 10 lat byłem przewodniczącym i wydawałem ekspertyzy dla izb lekarskich na temat tego, jakie jest ryzyko wybuchu epidemii – najpierw w przypadku ptasiej grypy (2005 rok), później w przypadku świńskiej grypy (2009 rok). I jako poseł Bundestagu miałem okazję wyjazdu do Genewy, by zbadać tę sprawę i zadawać pytania.
I wówczas stwierdziłem, że panuje zinstytucjonalizowana korupcja w WHO i że organizacja ta służy interesom bądź polityków, bądź kręgów gospodarczych. W tym okresie poznałem też osobiście osoby stojące na czele WHO.
A ponieważ Bundestag nie chciał się zająć wówczas świńską grypą, to nagłaśniałem tę sprawę na forum Rady Europy, gdzie miałem okazję zbadać kulisy i owe powiązania oraz zadawałem pytania, by to wyjaśnić. I obecnie widzimy, że te plany – które już wtedy przy świńskiej grypie były widoczne – one się teraz powtarzają. Pisał o tym m.in. dziennikarz Paul Schreyer.
Co konkretnie jest w tym planie?
– Odpowiedź znajduje się w książce pt. „Wielki reset”, która została opublikowana przez Klausa Schwaba, przewodniczącego Światowego Forum Ekonomicznego. W publikacji tej globaliści – czyli ludzie, którzy dążą do zlikwidowania państw narodowych – mówią o trylemacie. Można to zobrazować na przykładzie trójkąta, gdzie na samej górze znajduje się globalizm, a w dolnych narożnikach są państwa narodowe oraz demokracja. Te trzy pojęcia nie zgadzają się ze sobą, dlatego jest to tzw. trylemat. I teraz globaliści chcą to zmienić, gdyż dla tego gremium najważniejsza jest globalizacja. Szukają więc oni sposobu jak osłabić demokrację oraz państwa narodowe. I w sytuacji, kiedy mamy polityków, którzy są dumni z tego, że są politykami polskimi, niemieckimi czy austriackimi; kiedy mamy jakieś interesy narodowe – to jest nie do pogodzenia.
To można przezwyciężyć przy pomocy teorii, którą opisała Naomi Klein w swojej książce „Doktryna szoku”. Zastosowanie ma wówczas sytuacja, w której wprawia się społeczeństwa w stan lęku, bądź przed terroryzmem, bądź przed wojną, bądź przed wirusem właśnie. I wówczas takie wartości jak demokracja czy państwa narodowe łatwo odejdą w zapomnienie. Bo kiedy mamy lęk, to ludzie rozglądają się dookoła i szukają ratunku, szukają przywódcy, kogoś kto nas z tego wybawi.
I rola Komisji Europejskiej jest tutaj taka, że poprzez media kontynuuje się narrację strachu. Unia Europejska kontynuuje więc tę narrację, głosząc tezy, że pandemię można zakończyć tylko i wyłącznie poprzez masowe szczepienia ludzi. Wcześniej tym narzędziem, który miał wywoływać lęk w społeczeństwach był terroryzm. I gałęzią gospodarki, która wówczas na tej narracji strachu w związku z terroryzmem zyskała, były prywatne armie, prywatne tajne służby, które notowały bardzo duży wzrost. Jednocześnie przygotowywano jako wroga te wirusy. Dlatego zinstrumentalizowano WHO, gdzie wprowadzono przedstawicieli koncernów farmaceutycznych, którzy zadbali o to, żeby ta narracja strachu była kontynuowana, co oczywiście wiązało się z licznymi gratyfikacjami finansowymi.
Koncerny farmaceutyczne mają bardzo duże doświadczenie w tym, żeby wpędzać ludzi w poczucie strachu. Obserwowaliśmy to już w przeszłości. Kiedy koncerny chciały sprzedać jakiś swój lek na konkretną chorobę, wówczas nagłaśniano ryzyka związane z tą chorobą i wzbudzano panikę, właśnie po to, żeby ten lek lepiej się sprzedawał. Globaliści i koncerny farmaceutyczne mają różne interesy, ale w tej kwestii są zbieżni, więc współdziałają w tym celu, żeby wzbudzić to poczucie strachu i realizować swoje interesy.
Jest jeszcze jedna grupa, która w tej sytuacji ma interes. Chodzi o środowiska, które zbierają różne dane, gdyż chcą wiedzieć wiele na temat różnych osób.
Jakie konkretnie dane zbierają i co im daje uzyskanie tych informacji?
– Kiedy znają geny ludzi – a test PCR umożliwia właśnie prowadzenie badań w tym kierunku – to wówczas mogą prowadzić swoją narrację, tj. mówić ludziom jakie mają ryzyka w związku z tymi genami. W ten sposób mogą również sprzedawać kolejne produkty. Wielkie koncerny – takie jak Google, Amazon czy Facebook – dokładnie wiedzą co mogą sprzedać, jakie są zapotrzebowania ludzi i dostosowywać do tego swoją narrację.
Wiemy, że interesem przyszłości będą właśnie kwestie dostępu do informacji. I mamy tutaj wyścig o różne dane biologiczne. Np. Chińczycy wysłali kontenery do państw bałkańskich i nie przeprowadzają tylko testów lecz zbierają próbki dotyczące materiału genetycznego ludzi. Te dane są na wagę złota. Wszystkie tego typu kwestie jak tzw. certyfikaty odporności czy dane dotyczące naszego stanu zdrowia są gromadzone i zbierane. Jest na to zapotrzebowanie, ponieważ kwestie dotyczące naszych genów są niezmienne, to znaczy pozostaną one takie na zawsze. I pewnym środowiskom zależy na dostępie do nich.
Przez siedem lat byłem rzecznikiem Komisji Etyki w niemieckim Bundestagu. W tym czasie wysunęliśmy taki postulat, że nikt nie może być dyskryminowany z powodu swoich cech genetycznych. Prof. Jürgen Meyer, prawnik Westfalskiego Uniwersytetu Wilhelma w Münsterze, członek SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec) oraz Peter Altmaier z CDU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna), późniejszy minister gospodarki – obaj byli wówczas przekonani, że jest to słuszne założenie, iż nikt nie może być dyskryminowany z powodów genetycznych. Postulowali więc oni, żeby w Karcie Praw Podstawowych – która jest podstawą Europy – był zapis wykluczający możliwość dyskryminacji właśnie z powodów genetycznych. I jest to pierwszy dokument międzynarodowy, który tego typu zapis posiada.
I kiedy zaczęło się to wszystko z czym mamy obecnie do czynienia, zadzwoniłem do Mayera i zapytałem go, jak zapatruje się na sytuację, kiedy ludzie zostaną zmodyfikowani genetyczne, czy będą mieli z tego tytułu jakiekolwiek korzyści. W odpowiedzi usłyszałem, że to nie jest modyfikacja genetyczna tylko szczepienie.
Jak to możliwe?
– W 2009 roku mieliśmy do czynienia ze zmianą definicji. Obowiązywało zawsze, że podawanie terapii genowej miało miejsce np. w przypadku noworodków z pewnymi defektami genetycznymi polegającymi na tym, że nie miały one jakiegoś genu. I te noworodki otrzymywały w zastrzyku brakujący gen. Było to terapią genową, modyfikacją genetyczną, bez której te dzieci by nie przeżyły. DNA może być przepisane na mRNA oraz mRNA może być przepisane na DNA. Jest to jak odcisk stempla. I np. szczepionka Johnson & Johnson jest szczepionką DNA, a inne są szczepionkami mRNA. W 2009 roku nie wiedzieliśmy, że pojawiły się wówczas patenty na wykorzystanie tego typu substancji jako szczepionek genetycznych.
Lobby koncernów farmaceutycznych zadbało o to, że zmieniono w 2009 roku definicję. Obowiązująca dotychczas definicja mówiła o tym, że szczepionka polega na podaniu antygenu, by zapobiegać chorobie. I dodano do tego po słowie antygen: ‚lub kwasów nukleinowych’. To było w przypadku niemieckiego prawa farmaceutycznego. Natomiast na poziomie europejskim zmieniono definicję terapii genowej. I obowiązująca dotychczas terapia genowa polegała na podaniu kwasów nukleinowych do organizmów. Potem dodano sformułowanie, że tej definicji nie stosuje się, jeżeli chodzi o prewencję, tj. o zapobieganie infekcjom dróg oddechowych.
A ponieważ doszło do zmiany tej definicji i przemianowano terapię genową na szczepionkę, umożliwiło to przezwyciężenie naturalnego oporu społeczeństw przed przyjmowaniem preparatów terapii genowej. Fakt, iż zmiana ta nastąpiła już w 2009 roku świadczy o tym, że przygotowywano się do tego od dawna.
Tak więc od 2020 roku drzwi dla przemysłu farmaceutycznego zostały otwarte. Mówi się o tym, że mamy sytuację awaryjną i w związku z tym wszystkie środki ostrożności, które wcześniej musiałyby być spełnione, tj. wszystkie kryteria dotyczące medykamentów produktów medycznych zostały zawieszone. I mówi się o badaniach teleskopowych. Teleskop można rozszerzyć, rozciągnąć, ale nie taki zamysł jest tych, którzy za tym stoją. Oni chcą skracać te wszystkie badania.
Na czym to polega?
– W normalnej sytuacji mieliśmy cztery fazy badań klinicznych, z czego ostatnia była fazą obserwacji. Wcześniej mieliśmy badania nad zwierzętami i badania toksykologiczne, które badały wpływ tych preparatów. I musiało to nastąpić przed dopuszczeniem. Te badania nad zwierzętami praktycznie nie zostały teraz przeprowadzone, a to, co zostało wykonane, jest jedynie szczątkowe.
Tymczasem mamy badanie z Japonii, jedno z niewielu, które do tej pory zostało przeprowadzone, gdzie obserwuje się, jaki jest rozkład nanocząsteczek z tych preparatów u zwierząt. I znajdowano je w całym praktycznie organizmie, przede wszystkim w organach limfatycznych oraz w narządach rozrodczych – jądrach i jajnikach. Jest to bardzo zastanawiające, ponieważ jeżeli dochodzi do działania tego preparatu w tych miejscach, to pojawia się stan zapalny, dochodzi do produkcji białka S i może mieć to negatywny wpływ.
I te wszystkie aspekty zostały zamazane na czarno, nikt nie zwracał na to uwagi i nie przywiązywał do tego znaczenia. Przedmiotem zainteresowania było tylko to, czy nie dojdzie do objawowej infekcji, a te wszystkie powikłania zostały przemilczane.
W 2015 roku WHO wydała rekomendację, że nie powinno się przeprowadzać przy podaniu szczepionki aspiracji, czyli pociągnięcia tłoczka od strzykawki, że to rzekomo w przypadku dzieci ma powodować mniejszy stres i mniejsze dolegliwości związane z wkłuciem. Jest to kwestia niejednoznaczna, ponieważ różny jest stan ukrwienia mięśni u dzieci bądź też u sportowców. U sportowców ryzyko wkłucia się i podania tego preparatu dożylnie jest dużo większe z tej racji, że jest większa masa mięśniowa, która jest lepiej ukrwiona.
Były wcześniej przeprowadzane ankiety wśród personelu medycznego – pielęgniarek i lekarzy – jaki odsetek w przypadku zastosowania aspiracji jest tego, że końcówka igły znajdzie się w naczyniu krwionośnym. I wyniki były różne – od 0,5 do 3 procent. Ja szacuję, że co najmniej w przypadku jednego procenta, być może więcej, należy liczyć się z tym – a jest to dużo bardziej prawdopodobne u sportowców i osób młodych – że dojdzie do podania do krwi tego preparatu. I to ostrzeżenie – że ten preparat mRNA może trafić bezpośrednio do krwi – przekazywałem już wcześniej i upubliczniałem to.
W Danii na początku stycznia 2021 roku – kiedy pojawiły się przypadki zapalenia mięśnia sercowego – została wydana oficjalna rekomendacja, że przed podaniem zawartości tej strzykawki trzeba dokonać aspiracji. To było zawsze standardem, to znaczy było normą do czasu, kiedy WHO nie wydało tej obłędnej rekomendacji w 2015 roku. Kiedy te nanocząsteczki zawierające mRNA są podawane domięśniowo i dostaną się do krwi, to trafiają do prawego przedsionka i wówczas dochodzi do stanu zapalnego endotheliitis owej wyściółki komórek śródbłonka, które wyściełają prawy przedsionek, a pamiętajmy, że w prawym przedsionku znajduje się węzeł zatokowy, który generuje impulsy w układzie bodźcotwórczo-przewodzącym serca. I wówczas może dochodzić do nagłej śmierci sercowej. I o dziwo dotyka to przede wszystkim osoby młode, głównie mężczyzn. To właśnie może powodować te nagłe zgony.
Po tamtej stronie mamy do czynienia z potężną władzą globalistów, wielkimi koncernami farmaceutycznymi, ogromnym biznesem oraz skorumpowanymi naukowcami i politykami. To potężna machina. Jak my, zwykli ludzie możemy się temu przeciwstawić i z tym walczyć?
– Jest to względnie proste. Nie przyjmować szpryc, zdjąć maski i nie podporządkowywać się tym obostrzeniom. Kiedy jedna osoba tak zrobi, to jest źle. Jeżeli zrobi to 30 proc. społeczeństwa – będzie dobrze. Ale kiedy zrobi to połowa, to już wygrywamy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Agnieszka Piwar
Dr med. Wolfgang Wodarg (ur. 1947 rok) – niemiecki internista i pulmonolog, specjalista w zakresie higieny i medycyny środowiskowej, a także zdrowia publicznego i medycyny społecznej. Po zakończeniu pracy klinicznej przez 13 lat pracował w charakterze internisty, w tym m.in. jako lekarz publiczny w Szlezwiku-Holsztynie. Był również wykładowcą na uniwersytetach i w szkołach wyższych oraz przewodniczącym Komitetu Ekspertów ds. powiązanych z medycyną Ochrony Środowiska przy Izbie Lekarskiej Szlezwiku-Holsztynu. W 1991 roku otrzymał stypendium na Uniwersytecie Johna Hopkinsa w Baltimore w USA (epidemiologia). Jako członek niemieckiego Bundestagu w latach 1994-2009 był inicjatorem i rzecznikiem Komisji „Etyka i prawo współczesnej medycyny” oraz członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gdzie przewodniczył Podkomisji ds. Zdrowia. Pełnił także funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Kultury, Edukacji i Nauki.
W 2009 roku dr Wodarg zainicjował powstanie komisji śledczej w Strasburgu, dotyczącej roli WHO w fałszywej pandemii H1N1 (świńska grypa), gdzie nadal pracował po zakończeniu kadencji jako ekspert naukowy. Od 2011 roku działa jako niezależny wykładowca uniwersytecki, lekarz i naukowiec. Do 2020 roku był dobrowolnym członkiem zarządu i szefem Grupy ds. Zdrowia w Transparency International Germany. Latem 2020 roku wraz z kilkoma prawnikami powołał oddolną komisję śledczą ds. koronawirusa, której celem jest wyjaśnienie wszelkich okoliczności związanych z obecną sytuacją tzw. pandemii.
Dr Wodarg przyjechał do Polski z serią wystąpień i wywiadów na zaproszenie Ordo Medicus (Instytut na rzecz Zdrowia, Wolności, Prawdy i Niezależnej Nauki zrzeszający lekarzy i naukowców).
W grudniu ubiegłego roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła plany „międzynarodowego traktatu o zapobieganiu pandemii i gotowości na wypadek pandemii”. Według strony internetowej Rady Europy utworzono „międzyrządowy organ negocjacyjny”, który odbędzie swoje pierwsze spotkanie w przyszłym tygodniu, 1 marca.
W menu na dziś danie o rozpraszaniu. Uwaga mediów i społeczeństw skupia się obecnie na sytuacji za naszą wschodnią granicą. To z pewnością wydarzenia o ogromnej wadze. Ale czy nie powinniśmy przynajmniej od czasu do czasu rzucić okiem na działania międzynarodowych organizacji, które nadal funkcjonują i zajmują się nie tylko konfliktem zbrojnym na Ukrainie. O przygotowaniach do zmian przepisów mających na celu większą integrację między krajami w walce z przyszłymi zagrożeniami dla zdrowia publicznego w felietonie Kit Knightly.
Zapraszam do lektury.
___________***___________
WHO planuje nowy „traktat pandemiczny” na 2024r.
W grudniu ubiegłego roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła plany „międzynarodowego traktatu o zapobieganiu pandemii i gotowości na wypadek pandemii”.
Według strony internetowej Rady Europy utworzono „międzyrządowy organ negocjacyjny”, który odbędzie swoje pierwsze spotkanie w przyszłym tygodniu, 1 marca.
Celem jest „omówienie sprawozdania z postępów na 76. Światowe Zgromadzenie Zdrowia w 2023r.”, a następnie przygotowanie proponowanego instrumentu do prawnej implementacji do 2024r.
Nic z tego nie powinno dziwić, wszystkie znaki o tym świadczyły. Jeśli śledzicie sprawy uważnie, prawdopodobnie możecie domyśleć się prawie wszystkiego, co znajdzie się w nowych przepisach.
Dokument zatytułowany “Multilateralism in times of global pandemic: Lessons learned and the way forward” [„Multilateralizm w czasach globalnej pandemii: wyciągnięte wnioski i przyszłe rozwiązania”] został opublikowany przez G20 w grudniu 2020r.
Wyszczególnia wszystkie problemy, z jakimi borykały się wielostronne organizacje międzynarodowe podczas „pandemii” [podkreślenie dodane]: Poszczególne państwa nie są w stanie samodzielnie, skutecznie zarządzać globalnymi zagrożeniami publicznymi, takimi jak pandemia COVID-19 […] przezwyciężenie obecnego kryzysu zdrowotnego i odbudowa źródeł utrzymania mogą zostać osiągnięte jedynie poprzez wielostronne działania zarówno na froncie gospodarczym, jak i społecznym […]
pandemia COVID-19 i jej konsekwencje gospodarcze ujawniły słabość obecnych ustaleń dotyczących współpracy wielostronnej. Organizacje międzynarodowe upoważnione do odgrywania wiodących ról w rozwiązywaniu międzynarodowych kryzysów nie działały skutecznie.
Następnie proponuje się kilka rozwiązań, w tym… G20 powinna wzmocnić potencjał Światowej Organizacji Zdrowia. Silniejsza i lepiej reagująca WHO może pomóc społeczności międzynarodowej skuteczniej radzić sobie z pandemiami i innymi wyzwaniami zdrowotnymi. Może zapewniać systemy wczesnego ostrzegania i koordynować szybkie globalne reakcje na sytuacje kryzysowe dotyczące zdrowia.
W styczniu 2021r. unijny thinktank Foundation for European Progressive Studies opublikował 268-stronicowy dokument zatytułowany „Reforming Multilateralism in Post Covid Times”, w którym wzywano do „Organizacji Narodów Zjednoczonych ze zwiększonymi kompetencjami i powiązaniami”, zasugerowano przystąpienie UE do Rady Bezpieczeństwa ONZ, i postawiono pytanie: „Czy suwerenność narodowa jest zgodna z multilateralizmem?”
Kilka miesięcy później Fundacja Narodów Zjednoczonych opublikowała własną wariację na ten temat: „Reimagining multilateralism for a post-Covid future” [„Nowe wyobrażenie multilateralizmu dla przyszłości post-covidowej”].
Następnie, w maju 2021r., Międzynarodowy Panel ds. Gotowości na Pandemię opublikował swój raport na temat tego, jak świat poradził sobie z Covid, co w niektórych miejscach przypomina dokument G20. Dokonaliśmy tutaj szczegółowego podziału.
Była premier Nowej Zelandii Helen Clark, przewodnicząca panelu, powiedziała Guardianowi… [Pandemia została] spotęgowana brakiem globalnego przywództwa oraz koordynacji napięć geopolitycznych i nacjonalizmu osłabiającego system wielostronny, który powinien działać na rzecz bezpieczeństwa świata”.
Na początku tego miesiąca Komisja ONZ ds. Rozwoju Społecznego spotkała się po raz pierwszy w 2022r., kładąc nacisk na „Wzmacnianie wielostronności”.
Następnie, 17 lutego, Robert Dworkin z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych opublikował ten artykuł: „Health of nations: How Europe can fight future pandemics” [Zdrowie narodów: jak Europa może walczyć z przyszłymi pandemiami], w którym również wyraża zaniepokojenie „porażkami współpracy międzynarodowej podczas pandemii” i proponuje: UE powinna połączyć dążenie do reformy i zwiększonego finansowania WHO ze wsparciem dla nowego funduszu na wypadek nagłych wypadków zdrowotnych, nadzorowanego przez reprezentatywną grupę krajów.
I tak dalej, itd, itp… komunikat jest więcej niż jasny.
Jeszcze w zeszłym tygodniu, przemawiając na panelu podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, szwedzka minister spraw zagranicznych Anne Linde ostrzegła, że Covid „ujawnił dziury” w porządku międzynarodowym, a ONZ, WHO i UE nie mają wystarczających uprawnień do podjęcia odpowiednich działań.
Wszystkie oznaki od miesięcy migają niczym neony: Nowe międzynarodowe przepisy dotyczące „radzenia sobie z przyszłymi pandemiami”.
Wszyscy wiedzieliśmy, że w końcu to nadejdzie. A teraz mamy harmonogram, który startuje 1 marca.
Niesamowite, co można niemalże przegapić, gdy rozprasza cię wojna, prawda?
A skoro mowa o wojnie, bardzo ciekawym barometrem będzie postawa WHO wobec Rosji podczas tego procesu. To, czy Rosja wypowie proponowany traktat, czy też zostanie wykluczona z negocjacji, wiele nam powie o tym, jak prawdziwy jest konflikt na Ukrainie i w jakim kierunku dalej pójdzie Wielki Reset.
Rzeczywiście, jeśli sama wojna jest wykorzystywana do dalszego argumentowania, że potrzebujemy „silniejszych instytucji wielostronnych” lub „ważnych reform w radzie bezpieczeństwa”, może to w jakiś sposób ujawnić szerszy plan.
Nowa Normalność – to jeszcze nie koniec Tak, oficjalna narracja w końcu się rozpada, a kult Covidian zaczyna implodować, ale to nie znaczy, że ta walka się skończyła. GloboCap i ich marionetki w rządzie nie zamierzają anulować […]
____________
Nowa Normalność – zapowiedzi noworoczne Minęły dopiero dwa dni, a już mamy mocnego kandydata do tytułu najbardziej absurdalnej historii roku. W Izraelu zgłaszają pierwsze przypadki… Uwaga! Siedzicie? ”Flurony” […]
Francuski tenisista wycofał się z turnieju ujawniając, że przyczyną jest „drobny uszczerbek na zdrowiu, prawdopodobnie po przyjęciu trzeciej dawki szczepionki”.
Gaël Monfils, najlepszy obecnie tenisista francuski, w publicznym oświadczeniu na Twitterze napisał:
„Witam wszystkich. Chciałbym przekazać wam wiadomość po tym jak wycofałem się z rozgrywek turniejowych. Doświadczam małego problemu zdrowotnego (prawdopodobnie jako skutek przyjęcia trzeciej dawki szczepionki). Za radą mojego lekarza, zdecydowałem że potrzebuję nieco odpoczynku. Niestety, nie będę mógł brać udziału w Davis Cup w następnym tygodniu. Mam nadzieję, że powrócę [na turnieje] w Stanach Zjednoczonych.”
=============================
https://www.bibula.com/?p=131615
Gaël Monfils jest kolejnym pierwszoplanowym tenisistą, który ucierpiał w wyniku przyjęcia genetycznego preparatu. Wcześniej, Jeremy Chardy (35 l.) zakończył sezon sportowy i karierę po „nagłym paraliżującym bólu”, jako reakcja na produkt firmy Pfizer.
Sportowcy, czyli najbardziej aktywni fizycznie młodzi ludzie, doświadczają skutków niezwykle niebezpiecznego preparatu eksperymentalnego, rozprowadzanego pod fałszywą i przebiegłą reklamą jako „szczepionka przeciwko Covid-19”. Nawet według oficjalnych danych, tzw. wirus mający powodować tzw. Covid-19, nie zagrażał w najmniejszym stopniu młodym, zdrowym osobom. Niestety, propaganda globalnych sił usiłujących wprowadzić totalną kontrolę nad społeczeństwami z wykorzystaniem medycznego pretekstu, przekonała wiele osób, które – najczęściej dobrowolnie, choć w późniejszej fazie eksperymentu, w sposób wymuszony – zgodziły się na wstrzyknięcie substancji, której nawet pełnego składu do dnia dzisiejszego nie chce ujawnić producent, nie mówiąc o nieprzebadaniu produktu pod względem długofalowych skutków.
Myocarditis – jedna z poszczepiennych pamiątek
Pamiętajmy, że powikłania po przyjęciu genetycznego preparatu reklamowego jako „szczepionka przeciwko Covid-19” bardzo często skupiają się na trzech głównych narządach: sercu i układu krążenia, układu rozrodczego oraz mózgu, nie omijając oczywiście innych narządów i organów, np. oczu, uszu (utrata słuchu), rąk czy nóg (które trzeba obcinać) oraz przyczyniają się do licznych chorób autoimmunologicznych.
Problem z mięśniem sercowym, bardzo często obserwowany właśnie u młodych mężczyzn, w tym tych aktywnych fizycznie, jest o tyle groźny, że jakiekolwiek uszkodzenie serca NIGDY nie goi się całkowicie i ZAWSZE pozostaje blizna, która będzie utrudniała normalne funkcjonowanie serca DO KOŃCA ŻYCIA. Warto po raz kolejny to zaznaczyć i uświadomić, szczególnie lekarzom (którzy zaspali na pierwszych lekcjach studiów) i tzw. ekspertom telewizyjnym, którzy za pieniądze bądź chwilę sławy wyrecytują każdą zwrotkę z wiersza o „bezpieczeństwie i skuteczności”.
Natomiast znawcy tematu wiedzą co mówią, zresztą nie jest nauka tajemna lecz to co medycyna akademicka i kliniczna uczyła od lat, do czasu tzw. pandemii i tzw. szczepionek, które wywróciły pojęcia i definicje do góry nogami. Zacytujmy dr. Rogera Hodkinson, patologa:
“Zapalenie mięśnia sercowego nigdy nie jest łagodne, szczególnie u młodych zdrowych mężczyzn. Jest to stan zapalny mięśnia sercowego . . . I nie wiemy jaki procent z komórek mięśnia sercowego obumiera w wyniku każdego z ataków myocarditis. Największym problemem w przypadku mięśnia sercowego i włókien mięśnia sercowego, jest to że one się nigdy nie regenerują . . . zatem zostajesz z tym niewiadomym procentem obumarłych mięśni . . . Jako że nie potrafimy ocenić stopnia uszkodzenia, to długoterminowe skutki są nieprzewidywalne. . . . Nie wiemy czy odezwie się to dziesięć lat później przedwczesnym zawałem serca, które w innym przypadku nie powinno mieć miejsca. Zatem jest to strasznie niepokojące, ta wiedza, że to może się wydarzyć w przyszłości. … Nie jest to sprawa błaha.”
Zapalenie mięśnia sercowego nie musi od razu oznaczać śmiertelne zejście, chociaż jesteśmy świadkami takich przypadków – ostrzegają lekarze przerażeni niespotykaną dotychczas częstością występowania myocarditis u młodych, zdrowych osób, szczególnie chłopców. Dużo częściej oznacza, że następuje powolny proces tworzenia się mikrozatorów, co powoduje niedotlenienie organizmu poprzez mniej wydolny układ krwionośny. Zaszczepiony młody osobnik nie wie dlaczego czuje się osłabiony, apatyczny, dlaczego szybko się męczy, dlaczego częściej choruje, pokasłuje miesiącami, ma jakiś płytki oddech, dlaczego częściej podłapuje jakieś przeziębienia, dlaczego puls jest zwiększony (serce zmuszone jest pompować szybciej poprzez zwężone naczynia), dlaczego zaczyna mieć problemy neurologiczne, itd. Sportowcy przerywają karierę, zmęczona młodzież aby zrekompensować niedostatki, sięga po różne używki, dopalacze. Niektórzy z takimi stanami serca trafiają na pogotowie, inni do przychodni, część cierpi, nawet nie zastanawiając się nad powiązaniem przyczyny ze skutkiem, tym bardziej, że media nie informują o niebezpieczeństwie, lekarze dalej recytują mantrę o „skuteczności i bezpieczeństwie”, a władze brną w zaprzeczanie posiłkując się „badaniami naukowymi” wyprodukowanymi przez posłusznych pseudo-naukowców. Większość jednak cały czas prowadzi dotychczasowe życie w przeświadczeniu spełnienia „obowiązku społecznego” poprzez przyjęcie nieprzebadanego preparatu, który w podstępnym tempie czyni spustoszenie.
Za te wszystkie poszczepienne „pamiątki” podziękujmy przede wszystkim swojej łatwowierności i uleganiu propagandzie. Gdy już się otrząśniemy, podziękujmy tym, którzy stręczyli niszczycielskie preparaty. Zadbajmy o to, aby dokonało się sprawiedliwe rozliczenie ich działalności.
Według oficjalnych danych opublikowanych przez brytyjską Agencję Bezpieczeństwa Zdrowia (link poniżej), potrójnie zaszczepiona populacja odpowiadała za zdecydowaną większość zakażeń, hospitalizacji i zgonów C19 na przełomie styczeń- luty.
Poniższy wykres przedstawia liczbę zakażeń C19 według stanu szczepień w Anglii w okresie od 10 stycznia do 6 lutego 2022. Dane zostały zebrane z tabeli 9 znajdującej się na stronie 34 Raportu z nadzoru szczepień UKHSA – tydzień 6 – 2022.
W sumie w styczniu/lutym odnotowano ogromną liczbę 2,15 miliona potwierdzonych przypadków C19, a 886.117 z nich należało do populacji potrójnie zaszczepionej, co oznacza, że grupa ta stanowiła 41% wszystkich przypadków. Jeśli natomiast zsumujemy wszytkie grupy szczepione (1 dawka, 2 dawki, 3 dawki itd), okazuje się, że zaszczepiona populacja faktycznie stanowiła 66% .
Poniższy wykres przedstawia liczbę hospitalizacji z powodu C19 według stanu szczepień w Anglii w okresie od 10 stycznia do 6 lutego 2022. Dane zostały zebrane z tabeli 10 znajdującej się na stronie 35 Raportu UKHSA z nadzoru szczepień – tydzień 6 – 2022.
W styczniu 2022 r. miało miejsce łącznie 5946 zgonów z powodu C19, a populacja potrójnie zaszczepiona stanowiła 3196 z nich. Oznacza to, że udział tej grupy stanowił 54% wszystkich zgonów z powodu C19 w okresie od 10 stycznia do 6 lutego. Po zsumowaniu wszystkich grup szczepionych (1 dawka, 2 dawki, 3 dawki itd.) widzimy, że zaszczepiona populacja jako całość stanowiła 85% wszystkich zgonów na C19 w styczniu.
Jak widać z powyższego wykresu, odsetek zgonów wśród osób zaszczepionych potrójnie i podwójnie znacznie przewyższa liczbę hospitalizacji, które im odpowiadają. To samo można powiedzieć o hospitalizacjach i zakażeniach. Tutaj widzimy prawdziwą „skuteczność” szpryc na C19.
Wokalista zespołu VOX Witold Paszt zmarł nagle w piątek wieczorem – poinformowała w sobotę rodzina piosenkarza na profilu społecznościowym grupy VOX. Czyżby stał się kolejną ofiarą cud preparatu, jaki był przez niego polecany.
Witold Paszt urodził się w 1953 roku w Zamościu. Miał 68 lat. W 1977 r. założył grupę Victoria Singers, która dała początek zespołowi VOX.
„Wczoraj późnym wieczorem, dzień po rocznicy śmierci swojej Ukochanej Żony, odszedł nasz Tata, Witold Paszt. Wspaniały, najlepszy człowiek, najukochańszy dziadek, Artysta w pełnym znaczeniu tego słowa” – przekazała w sobotę Natalia i Aleksandra Paszt z rodzinami w informacji opublikowanej na profilu społecznościowym Grupy VOX.
„Kiedy już wydawało się, że jest przemocny i niezniszczalny, bo pokonał swój trzeci COVID, nagle los się odwrócił i przyszły niespodziewane komplikacje, które znacznie przyspieszyły jego wytęsknione spotkanie z naszą Mamą. Bardzo się do Niej spieszył. Tata odszedł spokojnie w domu, w otoczeniu córek, wnucząt, zięciów, najukochańszych zwierząt. Wierzymy, że zawsze będzie z nami poprzez swoją muzykę i dobro, którym obdzielał każdego potrzebującego. Jesteśmy zrozpaczeni. Nasze serca są złamane” – napisała rodzina.
Co prawda u nas wszystko jeszcze opornie, jeszcze faszyzm Hoca, jeszcze bolszewizm Piechy, ale i tu coś świta. Można kłamać, ale nie da się kłamać cały czas i okłamywać wszystkich. Tym bardziej w dobie internetu.
Jeśli więc parę miesięcy temu teksty o maseczkach za 30 groszy ratujących życie innych robiły na kimś wrażenie, to obecnie coraz częściej nawet biedni ludzie w mundurkach beznamiętnie klepią swoje mandatowe formułki służąc już tylko złu i bezdennej głupocie, i w ten sposób zarabiając na kromkę „uczciwego” chleba.
Tylko bowiem ludzie zupełnie zaślepieni i niepotrafiący wyciągać żadnych wniosków nie widzą, że w krajach podwójnych masek FFP2 wirus robi co chce. Ale u nas – mandaty za „brak” symbolu strachu. Władzunia pokazuje, że może.
„Zaszczepieni przeciwko COVID-19 nie będą zarażali, bo nie będą zakażeni” powiedział 28 grudnia 2020 roku główny doradca premiera ds. Covid-19 prof. Andrzej Horban. Jak się okazało, były to kompletne brednie:
„Nie, z założenia osoby, które szczepimy nie zarażają, bo powinny być zdrowe. Ponieważ jednak nie sprawdzamy, czy człowiek jest z tym momencie nosicielem wirusa, czy nie (jest), to nie. Istotą szczepienia jest wytworzenie takiego poziomu odporności, żeby człowiek nie był zarażony. W związku z tym należy odpowiedzieć krótko i zwięźle: nie ? nie będą zarażali, bo nie będą zakażeni „ podkreślił.
Bardzo szybko okazało się, że to, co mówił „ekspert”, to stek bzdur. Jego słowa szybko zweryfikował czas. Teraz obowiązuje narracja, według której zaszczepieni co prawda roznoszą wirusa i również się zakażają, ale ponoć lżej przechodzą chorobę. Na przykład zdaniem prof. Włodzimierza Guta od początku ludziom obiecywano nierealne rzeczy. Szczepienia chronią bowiem ” według niego przed ciężkim przebiegiem choroby, a nie zakażeniem.
Nie znaczy to, że sporo osób przyspawanych do telewizora nadal w to nie wierzy. Wierzy, nosi i cierpi, gdy ktoś nie nosi – „może zabić innych!”, a przynajmniej sprawić im ból i podważyć wiarę w covidianizm swoim widokiem. To nawet gorsze.
Nie inaczej jest u ludzi z tytułami naukowymi. Oto tygodnik lemingów cytuje panią profesor: „Nie mogę pogodzić się z tym, że nasi pacjenci ciężko chorzy nie mogą być prawidłowo leczeni, bo łóżka zajmują osoby, które się nie zaszczepiły i zachorowały na COVID-19. Brak restrykcji, takich jak wprowadzenie obowiązkowych szczepień, osłabia nasz system opieki zdrowotnej”.
Co grzecznego można powiedzieć o takiej kobiecie? Można jak o zmarłych: dobrze, bo wcale, więc milcząc przejdźmy tylko do suchych danych. Tylko może bardziej wiarygodnych niż produkcja sprawozdawcza naszych felczerów, robiona pod premie covidowe.
Oto „The Jerusalem Post” z 1 lutego 2022 donosi: „Spośród (1084) osób obecnie hospitalizowanych w ciężkim stanie, 520 jest zaszczepionych, 117 zaszczepionych częściowo, 427 nieszczepionych. Większość poważnych przypadków zgłaszana jest u osób w wieku 60 lat i starszych. 642 137 osób zostało zaszczepionych czterokrotnie na COVID-19; 4 442 029 trzy razy; 6 093 060 dwukrotnie; a 6 691 151 otrzymało co najmniej jedną szczepionkę”.
Wróćmy do dostosowanego do faktów, profesorskiego wywodu: „Nie mogę pogodzić się z tym, że nasi pacjenci ciężko chorzy nie mogą być prawidłowo leczeni, bo łóżka zajmują osoby, które się zaszczepiły i zachorowały na COVID-19. Jest ich ponad 60%! Brak restrykcji, takich jak wprowadzenie obowiązkowych szczepień, osłabia nasz system opieki zdrowotnej”.
To znaczy chciałam powiedzieć, że „skoro 60% zajmują zaszczepieni to… jest to wina nieszczepionych, gdyż ich sceptycyzm sprawił, że nawet potrójne i poczwórne szczepienie w ciągu 12 miesięcy nie chce działać!” To wasza wina i macie krew na rękach, jak mówił inny profesor cytowany wczoraj z kolei przez portal najpatriotyczniejszych prorządowych patriotów, utrzymywany hojnie przez państwowe reklamy.
O tym zajmowaniu łóżek przekonał się jeden znajomy. Trzykroć kłuty żył w błogostanie zabezpieczenia aż do dnia, w którym wzięli go do szpitala „z innych przyczyn”, zrobili test, test pokazał „wirusa” i wylądował na „covidowym”. Tam ponoć pies z kulawą nogą nie zagląda do pokojów przez dzień cały prócz express-obchodu, zwłoki leżą godzinami na salach, a on wypisuje SMSy po znajomych, by go ktoś ratował. Zdaje się, sam za czasów innej piżamy życzył zarażonym nieszczepom, by nikt ich nie przyjmował do leczenia, ponieważ sami sobie winni… No i teraz widzi jak to jest płacić całe życie składki i mając test pozytywny, bezobjawowy trafić w łapska polskiej służby „zdrowia”, że ze względów procesowych tak nazwę tę rzeźnię.
A jak komuś mało szaleństwa, to jeden znany dziennikarz „katolickiego” tygodnika, zarzekający się na piśmie, że nie bierze covidowych łapówek on, ani jego redakcja, z uporem „dowodzi”, że wstrzyknięcie wszystkim eliksiru zakończy śmiertelne żniwo, gdyż teraz w Singapurze niemal nikt nie umiera z przyczyn covidowych.
I znów, co tu delikatnego można napisać, by tego sponiewieranego człowieka nie dobić? Może jedynie, że zalecałbym mu zimne okłady na rozpalone czoło, zwłaszcza, że w Singapurze jest lato i plus 30 stopni Celsjusza.
Poza więc sprawą organizacji opieki zdrowotnej i sposobami postępowania z pacjentem na oddziale u nas i w Singapurze, nieśmiało przypomnę komunikat Ministerstwa Zdrowia z czasów takiej samej pogody u nas. „Mamy 74 nowe i potwierdzone przypadki koronawirusa” – poinformowało 26.07.2021 r Ministerstwo Zdrowia. Jak dodał resort, nikt nie zmarł z powodu COVID-19 Tydzień temu odnotowaliśmy 67 nowych przypadków i jeden zgon.
Czy jednak nasi profesorowie, dziennikarze i 90 procent polityków chcą czy nie, odwilż covidowa nadchodzi z racji medycznego fiaska tej hucpy i powinni szybko coś sensownego wymyślić, by usprawiedliwić 200 000 ofiar swoich działań, choroby, samobójstwa, bankructwa itp.
W środę (16.02.2022) prezydencka żona, czyli Pierwsza Dama Agata Kornhauser-Duda, spotkała się z uczniami Zespołu Szkolno–Przedszkolnego w Limanowej. Spotkanie odbyło się w formie zdalnej, ponieważ jest straszna pandemia, a Pierwsza Dama zastosowała się do zasady „zostań w domu”.
I z tego domu, a raczej pałacu, Pierwsza Dama przeprowadziła rozmowę nie tylko z dziećmi, ale również z ich nauczycielami i dyrekcją szkoły. Oto fragment opisu tego wydarzenia zamieszczonego na stronie prezydent.pl:
O trudnych doświadczeniach czasu pandemii zarówno dla uczniów, ich rodziców, jak i nauczycieli, o budowaniu zaufania dzieci do dorosłych i patriotyzmie rozmawiała dzisiaj Pierwsza Dama ze społecznością Zespołu Szkolno–Przedszkolnego nr 4 w Limanowej w woj. małopolskim.
Zdalne spotkanie Agata Kornhauser–Duda rozpoczęła od dyskusji z dyrekcją szkoły oraz pedagogami. Mówiono o nauce zdalnej i jej konsekwencjach nie tylko w kontekście jakości nauczania, ale przede wszystkim samopoczucia najmłodszych odseparowanych od grupy rówieśniczej. Jak mówili nauczyciele, ze skutkami izolacji będziemy się borykać jeszcze długo po zakończeniu pandemii. W tym kontekście zauważono, że najmłodsi coraz chętniej zwracają się ze swoimi problemami do nauczycieli, co potwierdzają obserwacje pedagogów jak i specjalistów, w tym uczestniczących w akcji Usłyszeć Dzieci zainicjowanej przez Pierwszą Damę. (…)
Agata Kornhauser–Duda spotkała się z uczniami klasy 4B, która – jak z dumą podkreślił dyrektor szkoły – uzyskała najwyższą średnią na półrocze. Dzieci opowiedziały o szkole i nauce, zajęciach dodatkowych i pasjach. Pytały Pierwszą Damę o jej ulubione przedmioty szkolne z dzieciństwa, jej obecne obowiązki i podróże. Rozmawiano o książkach i ekranizacjach, twórczości Tolkiena i grach planszowych, a także o nauce języków obcych. Uczniowie mówili o swoich mocnych stronach i planach na dorosłe życie.
Jak widać na zdjęciu dokumentującym to spotkanie, dzieci były zamaskowane. Pierwsza Dama patrzyła na to z czarującym uśmiechem, a zwracając się do pedagogów stwierdziła, że jest „pod wrażeniem bardzo bogatej oferty dla uczniów”. Szczególnie zachwyciło ją „patriotyczne i historyczne wychowanie dzieci i młodzieży”.
To jest chyba najbardziej koszmarny obrazek z tego obłędu nazywanego walką z pandemią. Dzieci duszące się w maskach na twarzach i uśmiechnięta Pierwsza Dama klepiąca komunały w trybie online. Gdyby Agata Kornhauser-Duda miała choć trochę rozumu i godności człowieka, to albo odmówiłaby udziału w tej szopce, ale powiedziałaby dzieciom, żeby zdjęły te bezużyteczne szmaty, które nie tylko powodują niedotlenienie mózgu, ale również upośledzają zdolność do prawidłowego budowania interakcji społecznych. To nie jest mój wymysł, tylko wyniki badania przeprowadzonego przez naukowców z kanadyjskiego Uniwersytetu York w Toronto i izraelskiego Uniwersytetu Ben-Guriona w Beer Szewie.
Wyniki badania zostały opublikowane 7 lutego. Najwyraźniej Pierwsza Dama jeszcze nie zdążyła się z nimi zapoznać. Obawiam się, że nie zapozna się z nimi nigdy, bo przecież to nie należy do jej obowiązków. Natomiast niewątpliwie należy do nich odgrywanie roli matki narodu zaszczycającej go swoją obecnością.
Więc Pierwsza Dama odgrywa szopkę i uśmiecha się do zamaskowanych dzieci, którym politycy i „eksperci” zgotowali kowidowe piekło na ziemi.
Pierwsza Dama nie podnosi larum. Nie krzyczy, że tak nie można robić. Nie apeluje, żeby natychmiast zakończyć tę psychozę. Nie uderza pięścią w stół i nie żąda, żeby skończyć z nakazem maskowania. Nie! Tego Pierwsza Dama nie robi. Czy nie robi tego dlatego, że nadal nie przyswoiła informacji o bezużyteczności, a nawet szkodliwości masek? Czy też nie robi tego dlatego, bo z pełną premedytacja uczestniczy w podtrzymywaniu kowidowego terroru?
Bez względu na to, jakie są przyczyny postępowania Agaty Kornhauser-Dudy, to zdjęcie ze spotkania z zamaskowanymi uczniami obrazuje spektakularny upadek Pierwszej Damy. Gdzie jej kobieca empatia? Gdzie troska o dobro dzieci? Gdzie współczucie dla terroryzowanych uczniów? Przecież nie można być aż tak ślepym i głuchym po dwóch latach tego cyrku! Te cholerne maski nie zatrzymują wirusa i nie chronią przed zakażeniem. Ile razy trzeba to powtarzać, żeby dotarło do Pierwszej Damy? A jeśli dotarło, to co trzeba mieć w głowie, żeby z uśmiechem przyglądać się torturowaniu dzieci. Nie przesadzam. Nakaz maskowania to jest tortura. I Pierwsza Dama tę torturę akceptuje.
Zapewne zapytacie, po co w ogóle o tym piszę. Przecież Kornhauser-Duda już dwa lata uczestniczy w tej szopce z maskami i nic nie wskazuje na to, żeby miało się cokolwiek zmienić. Przecież to oczywiste, że ten felieton jest głosem wołającego na puszczy. Wyjaśniam więc, że napisałam go, bo patrząc na te zamaskowane dzieci, którym kowidowi idioci i kowidowi cwaniacy niszczą dzieciństwo, mam ochotę podejść do uśmiechniętej Pierwszej Damy i wytargać ją za kudły. Może taka terapia zadziałałby otrzeźwiająco. Ale ponieważ jest to niemożliwe, więc pozostaje mi tylko napisać, co sądzę o postępowaniu Pierwszej Damy, która robi to, co robi. Powtarzam, to jest upadek. I to w każdym wymiarze.
Kulesza o Niedzielskim: – Po pierwsze natychmiast znieść wszelkie obostrzenia i całkowicie przywrócić normalność, po drugie dymisja, po trzecie sąd. „Skazywanie ludzi na cierpienie lub śmierć, podżeganie do przestępstwa…”
Jakub Kulesza, szef koła Konfederacji, członek prezydium partii KORWiN i były prezes Stowarzyszenia KoLiber, umieścił na Twitterze ostry wpis dotyczący m.in. ministra zdrowia Adama Niedzielskiego.
– Współodpowiedzialność za miesiące bezprawnego lockdownu i dewastowania naszego życia społeczno-gospodarczego, odwoływanie zabiegów planowych i skazywanie ludzi na cierpienie lub śmierć, wprowadzanie i utrzymywanie absurdalnych restrykcji (na czele z zakazem jedzenia i picia w kinie), podżeganie przedsiębiorców do przestępstwa w postaci przymuszania ich do wprowadzania paszportów covidowych i segregacji sanitarnej. Totalny brak jakiejkolwiek wiarygodności w kwestiach związanych nie tylko z Covid-19, ale z całą ochroną zdrowia. Oto Adam Niedzielski – napisał na Twitterze korwinista.
– Po pierwsze natychmiast znieść wszelkie obostrzenia i całkowicie przywrócić normalność, po drugie dymisja, po trzecie sąd – wymienia Kulesza.
– Nasze zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez niego oraz innych czołowych polityków rządu, jak Morawiecki, Dworczyk czy ex-minister Szumowski, są w prokuraturze i czekają. Prędzej czy później winni działań na szkodę polskiego społeczeństwa zostaną pociągnięci do odpowiedzialności – pisze dalej szef koła Konfederacji.
Rozkręca się ostatnio ruch pragnący pociągnąć do odpowiedzialności zarządzających pandemią. Wiadomo – w tamie kowidowej pojawiła się rysa i nagromadzone kłamstwem wody wywierają znaczne ciśnienie na osłabione miejsca. Tak mają działać prawa fizyki dziejowej sprawiedliwości, jeśli taka w ogóle istnieje.
Trzy aspekty: kłamców statystycznych, którzy kręcili przy danych, „ekspertów”, którzy to uwiarygadniali oraz media, które to wszystko nagłaśniały. To trójkąt straszny.
Ja mam do tego stosunek ambiwalentny. No, bo z jednej strony wydaje się to zbyt proste. Nie po to tak wielkie siły i interesy globalizmu ujawnione w co najmniej korzystaniu z okazji, jaką dał kowid (a niekiedy podejrzewane o rozkręcenie całego interesu), siliły się praktycznie po całym globie, żeby teraz z podkulonym ogonem zwinąć cały interes, bo parę rządów zniosło obostrzenia a paru foliarzy otworzyło szampana z okrzykiem „a nie mówiliśmy?!”. Wielcy świata (np. ostatnio Gates) zatrąbili może nie do odwrotu, ale co najmniej do przegrupowania kierunków.
Wszyscy spekulują co teraz „wejdzie”. Jaki temat? Obstawiają a to jakieś HIVy, a to nowe wirusy, może też wirusa zastąpić panika klimatyczna. Za dobrze poszło. Ludzkość pokazała, że jak się ją dobrze postraszy, to łyknie każdy absurd, jest bezwolna i godzi się na wszystko, byleby ocalić swoją (coraz bardziej sprowadzoną do materialności) egzystencję. A więc jest koncepcja, żeby nie triumfować, bo to jeszcze nie koniec zabawy, ale taka „pieredyszka”. A więc żadnych publicznych sądów nie będzie, rządzący są poza zasięgiem woli ludu, jeśli ten ma w ogóle takową. Jest też inna koncepcja. „Trzeba dać świadectwo”, nawet jak to ma się skończyć na geście bez praktycznego efektu.
Pamiętam kiedyś w stanie wojennym kolportowałem kasety z nagraniami Stefana Bratkowskiego. Miał on ciekawe wtedy prelekcje, które dawały szerszy kontekst bieżącej szarości. W jednej ze swoich audycji miał taki fragment, w którym mówił, że za wprowadzenie stanu wojennego należy się trybunał, bo komuniści przekroczyli nawet własne prawo, gdyż stan wojenny mógł być ogłoszony tylko przez sejm, jeśli się odbywa jego sesja. A wtedy była sesja sejmu, a więc Rada Państwa, która ogłosiła stan wojenny, dopuściła się czynu nielegalnego. I Bratkowski powiedział, że w wolnej Polsce trzeba będzie o tym pamiętać i pociągnąć winnych do odpowiedzialności. Nawet gdyby to się wydawało niedorzeczne, a właściwie właśnie dlatego.
Wtedy, w czarnej nocy stanu wojennego takie inwokacje do praworządności wydawały się jakąś fantasmagorią. Tu, panie, czołgi na ulicach, władze wszystko mogą, a tu jakiś inteligencik mówi o Trybunale Stanu. Gdzież tam. Kto ich tam pociągnie? Trzeba żyć swoim życiem i się nie wychylać, a nie trwać w jakiejś malignie. Teraz mamy to samo. Władcy sanitaryzmu wydają się bezkarni, przekroczono już wszystkie granice, łącznie z limitami logiki, ale w ramach – chwilowej? – odwilży warto wrócić się do prawnego kontekstu pandemii.
Mamy taką inicjatywę doktora Fuellmicha, który skupił grupę tysięcy prawników, sędziów, ekspertów i lekarzy, by stworzyć zbiorowy pozew w imieniu… ludzkości, za zbrodnie poczynione przeciwko niej w trakcie pandemii. Akt oskarżenia jest wciąż formułowany, bo skala śledztwa ma wymiar światowy i tropione są zbrodnie i przestępstwa z całego świata. Ja się temu przyglądam, skala jest porażająca, ale i wymiar globalny. Właśnie oddałem do druku swój materiał okładkowy do „Do Rzeczy” o tym kto kiedy podjął w polskim wydaniu pandemii jakie decyzje i jakie przyniosło to skutki. Ale skupiłem się w tym wypadku na rządzących, bo wydawało mi się, że jeden obszar muszę odpuścić: kłamców pandemii, bo nie ma na nich paragrafów, o których przekroczenie można by ich było oskarżyć.
A aspekt kłamstwa jest jednym, obok strachu, z filarów pandemii. A więc trzeba wrócić do narzędzi dystrybucji kłamstwa, które miało wywołać strach. I tu mamy właściwie trzy aspekty: kłamców statystycznych, którzy kręcili przy danych, „ekspertów”, którzy to uwiarygadniali oraz media, które to wszystko nagłaśniały. To trójkąt straszny.
Pierwszy jego wierzchołek – statystyka – to źródło kłamstwa.Od samego początku pisałem, że skończymy z takim oszustwem na tym, że nawet po latach nie będziemy wiedzieli – jak było. Istnieje takie pojęcie jak „roboty zanikające”. To są w budownictwie takie etapy prac, które jak przykryje się je następnymi, to nie wiadomo co jest w środku i czy jest dobrze zrobione. Tak jest ze statystyką kowidową. Paru grzebaluchów kasandrzy, że jest tu źle, ale kto by ich słuchał? Co z tego, że się od prawie dwóch lat bije na alarm, że „zgony” kowidowe zawierają w sobie gros ludzi z chorobami, na które tak naprawdę umarli? Nic. Tłucze się i tłucze, te same podrasowane dane, otwiera się każdą gazetę i rozpoczyna poranne wieści od ilości trupów kowidowych ewidentnie dętych, ale cóż – przyzwyczailiśmy się do tego i już. W normalnym świecie byłoby odwrotnie – władze by malowały trupa, zaniżałyby rzeczywiste dane, bo te świadczyłyby o ich nieudolności.
U nas nie – pompujemy gdzie się da, co oznacza, że władze mają inne priorytety niż polepszanie własnego wizerunku. Jest to bardzo dziwne i – w zaskakującej różnorodności międzynarodowych standardów raportowania kowidowego – stanowi dość niezwykły wyjątek wśród innych krajów, które (niektóre dopiero teraz ale jednak) biorą się za to kto i jak wcześniej ściemniał ze statystykami, stanowiącymi glebę do wzrostu medialnej paniki. Gdzieś tam pewnie siedzą jacyś mistrzowie excela, pochowani po jakichś ministerstwach cisi siewcy statystycznych rewelacji, podkręcacze fal oraz spadków i ciężko ich będzie znaleźć. Ale w nie bądźmy małostkowi – na końcu odpowiada za nich ten, co tym wypiekom dawał okrągłą pieczątkę z orłem w koronie.
Łatwiej będzie z ekspertami. To proste, by takich zidentyfikować, a naród polski pamiętliwy jest. Rola ekspertów była (była, bo już nie jest z powodu erozji ich autorytetu w trakcie pandemii) znacząca. Zwłaszcza na początku, kiedy większość z nas w ogóle nie wiedziała o co chodzi, to oddała się w zawierzenie tym wszystkich epidemiologom, zakaźnikom, których istnienie, dorobek i praca były dla nas niezauważalne. Ich coraz bardziej zaostrzające się stanowisko sanitarystyczne wykorzystywało pośrednio wcześniejsze zawierzenie społeczeństwa. Stąd też płynęły strumyczki strachu, które zlane w jedno przez media stawały się rzeką społecznej paniki. W dodatku kompletna bezkarność tego towarzystwa, plus ewidentny „ciąg na szkło” powodowały eskalację przekazu. Media z ochotą czekały na coraz bardziej sensacyjne wieści, zaś obrażanie foliarzy dodawało temu wszystkiemu smaczku emocjonalnego zaangażowania, w ulubionym medialnym sosie podziału na naszych i wrogów.
No i trzeci element – media. Ktoś temu wszystkiemu przystawiał medialne mikrofony do ust. A tu poszło wszędzie i po równo. Nawet ponad podziałami wojny polsko-polskiej. Ten cud według mnie to ostateczny dowód manipulacyjnego charakteru całego zjawiska. To jak to jest? Takie TVP i TVN to by się pozabijały, a o kowidzie śpiewają jedną piosenkę, a właściwie tańczą razem jak im ktoś zagra. To zjawisko niepojęte, bo przecież takie telewizje to nawet sobie robią chyba prognozę pogody na przekór, a tu taka jednomyślność. Dużo o tym pisałem, że to znak czasu upadku (ja je jeszcze pamiętam) wolnych mediów, degrengolady dziennikarstwa jako profesji społecznego zaufania i takie tam. Tak czy siak – to będzie piekło dla nich i chyba… żadnej kary w doczesności.
Nie wiem czy przedstawiciele tych trzech obszarów poniosą kiedyś za to odpowiedzialność. Ja wiem, wydaje się bezsilnie, że są bezkarni. Ale zająłem się w tym kontekście kwestią prawną. No, powiedzmy, że zbiera się taki trybunał pokowidowy, na ławie siedzą te wszystkie cwaniaki od statystyki, eksperci, wreszcie te medialne hieny sanitaryzmu, które codziennie od ponad siedmiuset dni straszyły naród podrasowanymi kadrami ze szpitali, wykresami z alarmistycznymi wzrostami krzywych. Te które tak straszyły ludzi, że ci się bali zadzwonić na pogotowie, a potem nabijały się z głupich chorych, że za późno dzwonią po kosmitów. Myślicie, że jesteśmy bezsilni? Nie. Proszę bardzo: art. 165 Kodeksu Karnego:
„ § 1. Kto sprowadza niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach:
….
działając w inny sposób w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
§ 2. Jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
§ 4. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 2 jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.”
A więc kiedyś można (trzeba?) będzie tak zrobić. Wracając do Bratkowskiego: nawet jak to się dziś wydaje niedorzeczne, a właściwie właśnie dlatego, że się to dziś takie wydaje.
Coraz więcej ludzi dostrzega kłamstwa antywolnościowej lewicy. Te kłamstwa to wszystko, co mają w walce z pragnieniem wolności. Mogą do woli nazywać zwykłych ludzi terrorystami, ale fakty mówią same za siebie, dlatego ich kłamstwa rozpadają się i coraz bardziej desperacko starają się kontrolować naszą wolność.
−∗−
W menu na dziś danie wolnościowe. O tym, że w całym zamieszaniu z c-19 wcale nie chodzi o choroby, ale o kontrolę. Oczywiście, twierdzenie to nie jest nowe, a wielu autorów poświęciło temu tematowi wiele artykułów. Tym razem jednak felieton ze szczególnym uwzględnieniem antywolnościowych działań lewicy.
COVID zawsze miał na celu kontrolę, nigdy nie chodziło o wirusa
Czy ktoś zauważył, że lewica antywolnościowa przegrała ten spisek? Prawie wszyscy wiedzą, że Omicron był naturalną szczepionką, której nie musieli wciskać nam na siłę, a mimo to zachowują się tak, jakby się to nigdy nie wydarzyło. Gdyby nie stanowiło to tak strasznego zagrożenia dla naszych wolności i swobód obywatelskich, ich zniszczenia i bałagan w całych Stanach i Wielkiej Białej Północy byłyby niesamowicie komiczne. Zwłaszcza, że są to ci sami ludzie, którzy wciąż raczą informować nas, jak mamy żyć.
Ci z nas, którzy stoją po stronie wolności, zapominają, że lewica antywolnościowa nigdy by nie przetrwała, gdyby była uczciwa i szczera w swoich intencjach. Można by powiedzieć, że nie obawiali się zagrożenia COVID, kiedy zrobili najgorszą możliwą rzecz w środku pandemii. Otwarcie granicy dla nielegalnej inwazji z całego świata było wystarczająco złe, a jeszcze gorsze było to, że potencjalni nosiciele zarazy zostali rozesłani po całym kraju.
„Zagrożenie dla demokracji” (czyli zagrożenie dla Demokratów) polegające na utracie przez nich władzy oznaczało, że musieli zaimportować nowych wyborców. Będąc bardzo ostrożnym, aby wykluczyć ludzi, którzy znają ich narodowo socjalistyczny program i nigdy na nich nie zagłosują. Innymi słowy, zniechęcili Kubańczyków do prób dotarcia do naszych wybrzeży i deportują Wenezuelczyków uciekających przed socjalizmem.
Powinniśmy również wiedzieć, że nie możemy polegać na korporacyjnych mediach, które nie powiedzą nam niczego innego poza codzienną propagandą. A jeszcze mniej poinformują nas o ważnych sprawach danego dnia. Bóg jeden wie, jak bardzo są zajęci ściganiem najnowszych historii o w większości pokojowym proteście sprzed ponad roku lub drążeniem bezsensownych plotek o pogłoskach, które sugerują jakiś dawny problem z prezydentem Trumpem.
W dzisiejszych czasach musisz spojrzeć ponad głowami stręczycieli propagandy na tych, którzy mają udokumentowane doświadczenie w cytowaniu głównych źródeł, takich jak dr John Campbell z 2,22 miliona subskrybentów na YouTube. Istnieją oczywiście inne źródła, ale on śledził wariant Omicron od jego odkrycia w listopadzie ubiegłego roku. Powoływał się na główne źródła w Wielkiej Brytanii i Stanach, pokazując, że liczba przypadków gwałtownie spada.
Dziwne jest to, że lewica antywolnościowa i poważne media unikają tej historii (proszę wybaczyć kalambur) jak zarazy. A od czasu, gdy w styczniu liczba przypadków zaczęła spadać w niektórych rejonach, mieli własną blokadę informacji [blackout] w mediach na to, co się działo.
Skrajnie lewicowi despoci w mediach i rządzie (a kto ich teraz odróżni?) funkcjonują na ‘autopilocie’ w swoim dziwacznym małym świecie, w którym nadal szaleje kryzys COVID. Alternatywny świat, w który weszli i gdzie wyeliminowali fazę naturalnej odporności, więc myślą, że nie ona istnieje. Są to rzekomo wykształceni dorośli, którzy zachowują się jak dzieci i z rękami na uszach krzyczą, aby nie słyszeć nic o prawdziwej nauce i prawdziwych danych.
Jednym z wyjaśnień ich dziwacznego zachowania może być szokujący raport z Projektu Veritas z dyrektorem wykonawczym FDA, Christopherem Cole’em:
Będziesz musiał przyjmować co roku zastrzyk [szczepionkę przeciw COVID]. To znaczy, nie zostało to jeszcze formalnie ogłoszone, bo wiadomo, nie chcą wszystkich wkurzyć.
…
Dla Pfizer’a i innych firm farmaceutycznych stworzono zachęty finansowe do promowania dodatkowych szczepień.
Będzie to powracająca fontanna dochodów. Na początku może nie aż tak duża, ale będzie się powtarzać – jeśli będą mogli – jeśli uda im się pozyskać każdą osobę z koniecznością przyjęcia corocznej szczepionki, to będzie to cykliczny zysk, który trafi do ich firm.
Kto nie lubi, gdy interesy biznesowe skrajnej lewicy są w zmowie z rządem, aby zmusić cię do zakupu ich produktu? Jak znakomicie ujął to kiedyś PJ O’Rourke (1947–2022, RIP):
Jeśli uważasz, że opieka zdrowotna jest teraz droga, to poczekaj, aż zobaczysz, ile kosztuje, gdy jest bezpłatna.
Nie dostaniesz tych boosterów [dawek przypominających] za darmo, będą one kosztować znacznie więcej niż zwykłe dolce, złote monety, srebro czy cyfrowe dolary (to zresztą kolejna rzecz, którą nasze ‘elity’ chciałyby nas uszczęśliwić). Laura Ingraham zauważyła to wczoraj wieczorem: mamy teraz ruch polityczny z samych trzewi narodu, który ma problem z wolnością.
Zawsze wiadomo kiedy skrajnie lewicowi autorytarni faszyści mają problem z ludźmi domagającymi się wolności i ich zdroworozsądkowych praw obywatelskich: zaczynają nazywać ludzi terrorystami lub używają innych negatywnych określeń. Nigdy nie odnoszą się do swoich prawdziwych pretensji, gdyż pokazałoby to, że lewica jest przeciwna wolności lub swobodom. Są podstępni do granic możliwości i nigdy nie narzekają, że pracują w nadgodzinach tworząc swoje kłamstwa, ponieważ dla nich cel zawsze uświęca środki.
Lewicowcy walczący z wolnością [anti-liberty leftists] uwielbiają używać kłamliwego języka i dlatego używamy dla nich tego terminu. To bezpośrednia odpowiedź na ich zwyczajowe wykorzystywanie tego pozytywnego terminu. Jego początki odnoszą się do Libertas, kobiecej personifikacji wolności i swobód osobistych w religii rzymskiej. Od lat robią z ludzi głupców – zwłaszcza tych, którzy są naprawdę liberalni. Jak na ironię, ich maski opadły i okazali się drobnymi tyranami. Jednocześnie projektują swoje niepohamowane faszystowskie intencje na prowolnościową prawicę.
Są to ludzie, przy których nawet sprzedawcy używanych samochodów wyglądają na uczciwych. Wystarczy spojrzeć na ich narodowo socjalistyczny program, a przekonać się, że mają… gdzieś rozwój, demokrację czy wolność. Potem zmienią oblicze i powiedzą ci z poważną miną, że są postępowymi, demokratycznymi liberałami. Między sobą używamy kilku barwnych metafor dla tego rodzaju BS – Biden Speak – ale większość nie nadaje się do zacytowania w grzecznym towarzystwie.
Dobrą wiadomością jest to, że coraz więcej ludzi dostrzega kłamstwa antywolnościowej lewicy. Te kłamstwa to wszystko, co mają w walce z pragnieniem wolności. Mogą do woli nazywać zwykłych ludzi terrorystami, ale fakty mówią same za siebie, dlatego ich kłamstwa rozpadają się i coraz bardziej desperacko starają się kontrolować naszą wolność.
Wolność od rozumu? Nowy ustrój świata: niewolnictwo [2021r.] W ostatnim czasie, w gwałtownie animowanym życiu społeczno-politycznym Polaków można zauważyć dwie silne tendencje. Pierwszą z nich jest obrona i promocja tzw. wolności bez rozumu – nieograniczonej swobody niemoralnego działania, sprzecznego z podstawowymi wartościami […]
______________
Obowiązek toczenia wojny [2021r.] …warto wspomnieć, że skoro wolno wymagać dla obrony Ojczyzny życia jej obywateli, tym bardziej wolno używać śmiercionośnej broni przeciw najeźdźcy, podobnie zresztą, jak używa się zgodnie z etyką chrześcijańską, miecza […]
______________
Ilekroć pojawia się kryzys… czyli jak zwiększyć kontrolę Ilekroć pojawia się kryzys – czy to kryzys militarny, polityczny, gospodarczy, finansowy czy społeczny – tłum domaga się silnych przywódców, by się nim zaopiekowali. To doskonale pasuje do osób, które […]
______________
Wściekłość lingwisty czyli socjalizm zawsze prowadzi do tyranii A jeśli uważacie, że możecie użyć nacisków, aby zmusić mnie do podporządkowania się, grożąc ubóstwem i śmiercią poprzez wykluczenie ekonomiczne, wtedy będę postrzegać wasze działania takimi, jakimi są – atakiem […]
______________
Nowa Normalność – to jeszcze nie koniec Tak, oficjalna narracja w końcu się rozpada, a kult Covidian zaczyna implodować, ale to nie znaczy, że ta walka się skończyła. GloboCap i ich marionetki w rządzie nie zamierzają anulować […]
„Normalne” szprycowanie to za mało, czyli o szprycy prewencyjnej, a także podawanej w sprayu
Zamiast szprycy może spray do nosa? I jaką właściwie mają pełnić funkcję nowe preparaty, skoro stare spełniły ponoć swoją rolę? Będzie „szpryca prewencyjna”?
Czwartkowy „Dziennik Gazeta Prawna” wskazuje, że „zbliżający się koniec pandemii stawia przed światem naukowym pytanie: co dalej ze szczepionkami przeciw koronawirusom?”.
Covidianie, rzecz jasna, maja na ten temat swoje zdanie, które nie zawsze idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem:
„Musimy sobie odpowiedzieć – czego właściwie od oczekujemy od szczepionek? Moim zdaniem potrzebujemy szczepionki, która będzie chroniła osoby z grup ryzyka głównie w sezonie jesienno-zimowym, bo nie oszukujmy się, SARS-CoV-2 dalej będzie zabijał” – mówi prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak napisano w DGP, „w praktyce oznaczałoby to preparat, który zapewniałby ochronę przed kilkoma wariantami wirusa (naukowcy mówią, że szczepionka byłaby +poliwalentna+) – podobnie, jak jest to dzisiaj ze szczepionkami przeciw grypie”. „Dla zapewnienia jak najsilniejszego efektu ochronnego preparat powinien uwzględniać warianty jak najbardziej odległe genetycznie, czyli w obecnej sytuacji np. +oryginalnego+ SARS-CoV-2, Deltę i Omikrona. W razie pojawienia się nowych kuzynów uwzględniałby również ich” – dodano.
Jak wskazuje jednak prof. Pyrć, dzięki współczesnej technologii nie musimy ograniczać się wyłącznie do wzorców wirusów zapewnianych przez naturę. „Teoretycznie moglibyśmy projektować szczepionki, które wyprzedzałyby istniejące warianty i uwzględniały pojawiające się pojedyncze mutacje. Taka szczepionka lepiej przygotowywałaby nasz układ odpornościowy na rozpoznawanie zmiennych elementów SARS-CoV-2” – wyjaśnił.
Jednym słowem w niektórych głowach już jawi się koncept, by szprycować zanim jeszcze (pytanie: czy w ogóle sie pojawi?) pojawi się powód szprycowania! Nadchodzi projekt „szpryca prewencyjna”?
Zaskoczonym wirusolog tłumaczy, że „to taki trochę +inteligentny projekt+, wychodzący poza reguły +starej szkoły+, zgodnie z którymi działamy tylko z tym, co podsunie nam natura”.
„Jeśli priorytetem w najbliższej przyszłości faktycznie okaże się ochrona osób z grup ryzyka, to rozwiązaniem może się okazać szczepionka wycelowana w dwóch przeciwników – koronawirusa i grypę. Nad takim preparatem pracuje producent jednego z obecnie stosowanych preparatów, czyli Moderna. Z zapowiedzi firmy wynika, że mógłby być gotowy w drugiej połowie przyszłego roku, czyli jeszcze przed sezonem jesienno-zimowym” – czytamy w „DGP”.
Gazeta przytacza też stanowisko innej grupy naukowców, którzy wychodzą z założenia, że skoro obecne szczepionki zapewniają nam ochronę przed ciężką postacią COVID-19 i zgonem, ale słabiej przeciwdziałają zakażeniu (co boleśnie obnażył Omikron), to wzmocnić powinniśmy ten drugi element.
„Tutaj pomysł jest prosty: zastąpić preparaty w zastrzyku preparatem w sprayu podawanym do nosa, czyli bezpośrednio do miejsca, w którym rozwija się wirus (np. Omikron zdaje się bardziej preferować górne drogi oddechowe). Prace nad produktem w sprayu trwają jednocześnie w kilku miejscach na świecie. Tego typu preparaty wykazały dużą skuteczność w badaniach na zwierzętach, stąd zainteresowanie ze strony naukowców i podmiotów komercyjnych. Jedną z firm, która ma nadzieję wprowadzić taki produkt na rynek, jest hinduska Bharat Biotech, ale badania kliniczne na różnym etapie prowadzone są także w Meksyku i Chinach” – podał „DGP”.
================
PolakWolny
Proponuję tym ,,naukowcom” oprócz zastrzyków nowe formy ,,szprycowania” : w pigułce, w aerozolu, w czopku, w inhalatorach, w żelach do higieny intymnej, w butlach tlenowych,w napojach, w jedzeniu, w słodyczach, w hostii, w kosmetykach, w instalacjach wodociągowych, a najlepiej w chmurach aby to dobrodziejstwo, bez którego nie można przeżyć, spływało na nas cały czas jak ta manna z nieba. Jeszcze jakieś pomysły? [toć chemtrails już mamy.. md]
„Niech Pan Rzecznik Ministerstwa Zdrowia nie straszy personelu medycznego, bo rozporządzenie jest zwyczajnie bezprawne. Brak mu podstawy ustawowej. Pracownicy medyczni wygrają ten spór w sądzie. Ta kuriozalna decyzja MZ nie tylko godzi w prawa obywatelskie, ale też urąga powadze państwa” – napisała na Twitterze należąca do klubu PiS parlamentarzystka.
Wg partaczy prawa istnieje obowiązek szczepień dla pracowników medycznych i pracowników około–medycznych oraz studentów medycyny
7 grudnia ubiegłego roku szef Ministerstwa Zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział, że jego resort od 1 marca 2022 roku będzie chciał wprowadzić obowiązek szczepienia przeciwko COVID-19 dla medyków, nauczycieli i służb mundurowych. Jednak już 23 grudnia w Dzienniku Ustaw opublikowano rozporządzenie, zgodnie z którym tylko osoby wykonujące zawód medyczny, farmaceuci i studenci medycyny muszą zaszczepić się w pełni preparatem przeciw COVID-19.
– Do 1 marca każdy medyk musi się zaszczepić dwiema dawkami. W przeciwnym razie będzie kara finansowa. Takie osoby nie powinny być też dopuszczone do opieki nad pacjentami – oznajmił we wtorek na konferencji prasowej rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
To właśnie te słowa wywołały oburzenie Anny Marii Siarkowskiej.
W tym miejscu warto zanegować wypowiedziane słowa przez rzecznika Ministerstwa Pandemii, ponieważ pochodzący z rozporządzenia „obowiązek” to prawna fikcja.
Wypowiedź Andrusiewicza krytykuje też poseł Solidarnej Polski Maria Kurowska: ” – zapowiada rzecznik MZ. Panie Ministrze Niedzielski, jaka jest podstawa prawna? Czy chce Pan wywołać paraliż służby zdrowia? Niezaszczepieni medycy zapowiadają odejście z pracy!”.
I dodaje: „Rzecznik MZ powiedział też, że to niedopuszczalna dyskryminacja, która nie ma prawnego ani naukowego uzasadnienia!”.
[WŁĄCZ WYKRYWACZ KŁAMSTW] Minister Zdrowia dawniej, a dziś… Kopacz vs Niedzielski. Firma, która oferuje produkt nie chce za niego wziąć odpowiedzialność… [Świńska grypa a świński minister md]
Nagranie z 2010r. dotyczące „pandemii” A/H1N1 (Świńska grypa).
Włącz swój prywatny wykrywacz kłamstw i sprawdź w sieci informacje na temat odszkodowań po tamtych szczepieniach np. w Norwegii, w Szwecji.
Minister Zdrowia Ewa Kopacz nie poddała się presji.
Warto obejrzeć powyższe nagranie z panią Kopacz, połączyć kropki i wydedukować swoje wnioski w odniesieniu do narracji i polityki masowego wyszczepiania prowadzonej przez dzisiejsze władze i „ekspertów” wespół w zespół administrujących „pandemią” covid19 w Polsce.
Ewa Kopacz: „Jestem przerażona tym co znajduje w umowie, którą proponuje firma. […] Ja wiem co niebezpiecznego jest w tej umowie. Jeśli firma, która dzisiaj oferuje produkt nie chce za niego wziąć odpowiedzialność, tzn. że nie jest pewna swojego produktu…„
„To wolny kraj. Pan Rzecznik może sobie mówić, co chce. A ja nie chcę komentować jego stanu zdrowia, bo nie jestem jego lekarzem – mówiła w Kontrwywiadzie RMF FM Ewa Kopacz. Minister zdrowia dodała, że dziś na pewno nie kupi szczepionek przeciwko nowej grypie. Dopóki szczepionki nie będą w wolnym obrocie, my ich nie kupimy. Musimy mieć pewność, że producent bierze za nie odpowiedzialność.”
Dr Norman Pieniążek:„To jest hit sezonu. Słuchajcie dokładnie a potem opowiadajcie to kowidianom. Nie ma Rady Medycznej, jakiś Pyrciów, Gutów, Simonów, Horbanów, jakichś półgłupków z Polskiej Akademii Nieuków biorących pieniądze na boku.” [MeWe]
Dzisiaj, 16 lutego po wprowadzeniu Emergency Act ze swojej funkcji zrezygnował szef miejscowej policji Peter Slowly
Według niego, przysięga, jaką niegdyś, na początku swojej kariery składał, że będzie ochraniać naród Kanady jest nie do pogodzenia z żądaniami wobec policji wysuwanymi przez obecne władze.
Tymczasem cały czas do Ottawy ściągają dalsze ciężarówki. Wielkie wrażenie robią kawalerzyści (cowboys), którzy tysiącami jadą do Ottawy na koniach. Amerykańscy cowboys lada dzień dołączą do kanadyjskich kolegów.
Na zabytkowych wózkach zaprzężonych w konie przywożone są truckersom zapasy benzyny. Zobaczcie sami:
30 sekund, ale MOCNE
Mail: W Ottawie odbywa się co roku latem międzynarodowa wystawa koni, dlatego oni dysponują wielkimi stajniami i wybiegiem.