Prezes Kaczyński zmniejsza elastyczność podczas pełzania

Prezes Kaczyński zmniejsza elastyczność podczas pełzania

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, WażneAutor: CzarnaLimuzyna, 8 sierpnia 2022

Pełzać będziemy. Pełzaliśmy i pełzamy

My do koryta, a wy do jamy

Donald Tusk, wybitny przedstawiciel opcji niemieckiej straszy swój elektorat, że PiS może przestać pełzać przed Brukselą. Z najnowszej historii wiemy, że ludzi, którzy oglądają telewizję bardzo łatwo przestraszyć. Lemingi boja się najbardziej rzeczy dobrych dla Polski. W tym przypadku jednak prawda nie jest przyjemna. PiS ma zamiar zmienić tylko… elastyczność. Obiecywał to już w 2015 roku.

Inna strategia

Nową strategię PiS wyjaśnia w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” prof. Arkadiusz Jabłoński

Jarosław Kaczyński zapowiada pewien rodzaj strategii, w której będziemy wykazywać się większą skutecznością, a mniejszą elastycznością. Był czas, w którym tę elastyczność, próbę wypełniania warunków KE traktowano jako coś, co będzie sprzyjało korzystnym rozwiązaniom dla Polski. Okazało się to naiwnością. Teraz mamy nową zapowiedź prezesa PiS.

Będzie próba podejmowania gry z KE na innych warunkach wbrew narzekaniu opozycji.

Nie wiem co kieruje profesorem Arkadiuszem Jabłońskim. Czy może chce, w ten sposób, zasugerować, że PiS naprawdę wierzyło w końcowy pozytywny efekt wdrażania marksistowskiej nomokracji zwanej praworządnością? 

Czy wśród osób normalnych naprawdę byli ludzie, którzy uwierzyli, że zgoda Morawieckiego na unijny dyktat, to “coś, co będzie sprzyjało korzystnym rozwiązaniom dla Polski”? Czy wierzył w to Morawiecki? Jeżeli w to wierzycie, to chyba nie doceniacie pana Morawieckiego.

 „Narzekanie opozycji”

To prawda. Targowica z Nowogrodzkiej jest bez przerwy krytykowana przez targowicę totalną za pełzanie zygzakiem, a więc za sposób niezbyt szybkiego podążania w kierunku najgłębszej przepaści. Trzeba jednak przyznać gwoli sprawiedliwości, że nikt do tej pory nie zrobił tyle złego dla Polski, co PiS. Konkurencyjna targowica (PO et consortes) próbuje przekonać polskiego głupca, że zrobią „to lepiej”. Mamy więc klasyczną tragifarsę – połączenie tragedii z farsą, w której naiwni bohaterowie przeżywają kolejne “niespodziewane” lockdowny (medyczny, energetyczny, żywnościowy, finansowy). PiS oczywiście przekonuje, że nie ma najmniejszego zamiaru wychodzić z unijnego (globalnego) lockdownu, a na domiar tego, w kulminacyjnej scenie: chce osiąść głębiej, bo pełzać od pewnego momentu nie będzie już można.

“Szef komitetu wykonawczego PiS”, nazwiska specjalnie nie wymienię, bo liczy się funkcja, powiedział, że celem partii jest zmiana struktury bagna z „bagna UE” na ”bagno narodów UE”. Zmiana słuszna i pożądana. W oryginale cytat brzmi:

My z UE nigdzie się nie wybieramy i to podkreślaliśmy wielokrotnie. Nie wszystko działa tak, jak powinno w UE. Naszym celem jest także zmiana struktury UE, na Unię Europejską narodów.

Będziemy stosować taktykę “ząb za ząb”

Już widzę oczami wyobraźni jak targowica z Nowogrodzkiej wybija zęby unijnym faszystom, zmuszając Niemców do rezygnacji z wydobycia węgla i rezygnacji z dotychczasowego wolumenu produkcji rolnej i przemysłowej na rzecz polskiej gospodarki. Ponadto: wymusza pod groźbą sankcji przywileje dla polskiej mniejszości w Niemczech łącznie z prawem do antyniemieckich parad na ulicach Berlina. A na koniec Niemcy dokonują wpłaty “pod choinkę, w grudniu 2022.” pierwszej raty reperacji wojennych.

Nihil novi sub sole

Targowica z Nowogrodzkiej versus targowica totalna. Oto poziom percepcji i zaangażowania Polaków. Zawracam uwagę na fakt, że obydwie zwaśnione targowice są za likwidacją polskiego górnictwa. Co na to idioci-zwolennicy jednej i drugiej – takiej samej opcji?

Srebrników nie będzie. Merdanie językiem przez PiS nie wystarczy. Kolejny sukces rządu.

Targowica z PiS w ocenie unijnych faszystów jest wyraźnie gorsza od totalnej targowicy i należy ją zmienić na lepszą. Nic nie pomogły kuluarowe tłumaczenia, że PiS musi robić taką minę do tej gry z powodu swoich “wymagających wyborców”.

Polska nie otrzyma pieniędzy z KPO dopóki odsunięci dyscyplinarnie sędziowie nie zostaną przywróceni do orzekania – powiedziała szefowa KE, Ursula von der Leyen, której wybór okazał się długo zapowiadanym sukcesem rządu.

Oznacza to, że dostęp do unijnego koryta jest zablokowany i nie wiadomo jak to się skończy.

Jest tutaj pewien element zaskoczenia – tak słowa przewodniczącej KE skomentował dr Sebastian Gajewski, prawnik i nauczyciel akademicki, wprowadzając pewien nastrój tajemnicy podczas dyskusji w “Radio Szczecin“.

Na razie zarząd Morawieckiego wzorowo realizuje lockdown energetyczny i ma zamiar wywiązać się z zobowiązań całkowitej likwidacji polskiego górnictwa. Czy to wystarczy? Wydaje się, że nie.

Na koniec, aby podnieść na duchu przysłowiowych idiotów przypomnijmy raz jeszcze sukces “rządu PiS”

Wymienili piece, teraz dopłat nie dostaną. “Zostaliśmy oszukani”. [A o inflacji – NIC].

[na podst.: Magdalena Raducha https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wymienili-piece-teraz-doplat-nie-dostana-zostalismy-oszukani,nId,6183016 MD]

– Ludzie wymienili “kopciuchy”, a teraz rządzący chcą pomagać tym, którzy tego nie zrobili i z ekologią nie mają nic wspólnego.

Gdybym wiedziała, że będzie coś takiego, w życiu bym nie zmieniała pieca – przyznaje w rozmowie z Interią Alina. Tak komentuje sprawę dodatku węglowego w wysokości 3 tys. złotych. Z pomocy wykluczono między innymi osoby, które zainwestowały w czyste źródła ciepła, wymieniły stare piece i teraz do ogrzewania używają pelletu drzewnego. Jak słyszymy, część z nich rozważa powrót do “kopciuchów”. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapewnia, że „rząd pracuje nad rozwiązaniami dla osób używających opału innego niż węgiel”. [—-]

Ten dodatek uderza w osoby, które zainwestowały w czyste źródła ciepła, a teraz są za to karane.

Premier Mateusz Morawiecki powiedział w piątek z mównicy sejmowej, że pellet drzewny kosztuje 1600-1800 zł. – Ja zadzwoniłem do kilku składów i żaden nie oferował pelletu w tej cenie, one oscylowały w granicach 2400-2500 zł za tonę. Albo premier został wprowadzony w błąd i chodziło mu o pół tony, albo ktoś mu powiedział o pellecie ze słomy, który się nie spala w kotle na pellet drzewny.[—-]

– Nie zapominajmy też o osobach, które ogrzewają mieszkania gazem i prądem. Oni również na pomoc państwa nie mogą liczyć. Ceny tych surowców też poszybowały w górę, a będą kolejne podwyżki i za gaz i za energię. [—-]

Spytaliśmy Ministerstwo Klimatu i Środowiska, czy planowane jest również wsparcie tych gospodarstw domowych, które do ogrzewania wykorzystują pellet, gaz lub inne źródła ciepła.

W odpowiedzi wydziału komunikacji medialnej resortu czytamy, że „rząd zajmuje się tą kwestią”. [—-]

Kryzys na polskim rynku cukru zaczął się od likwidacji trzech ogromnych cukrowni: Łapy, Brześć Kujawski, Lublin. Bo UE nakazało…

Adam Białous https://pch24.pl/kryzys-na-polskim-rynku-cukru-zaczal-sie-od-likwidacji-trzech-ogromnych-cukrowni/

Obecny deficyt cukru w Polsce i związana z tym jego horrendalnie wysoka cena produktu jest w dużej mierze wynikiem likwidacji trzech bardzo dużych polskich cukrowni (Łapy, Brześć Kujawski, Lublin) do czego doszło w roku 2008. Stało się to wskutek decyzji ówczesnego rządu (koalicji PO-PSL), którą pozwolono Krajowej Spółce Cukrowej zlikwidować te trzy ogromne cukrownie. W całej Polsce produkcja cukru zmniejszyła się wtedy o ponad 360 tysięcy ton. Ten błąd coraz mocniej odbija się niezdrową „czkawką” na polskim rynku spożywczym.

Jak wielkie straty polskiemu rynkowi cukru, i nie tylko jemu, przyniosły decyzje ówczesnego rządu najlepiej widać na przykładzie likwidacji Cukrowni Łapy (woj. podlaskie), która w ostatnim roku swojej działalności miała drugi wynik w kraju, czyli była zakładem czołowym. Polski rynek wskutek  likwidacji tej cukrowni stracił około 60 tysięcy ton cukru rocznie, a krajowy areał uprawy buraka cukrowego zmniejszył się aż o 20 procent. Już wówczas Polska z dużego eksportera cukru stała się jego importerem.

W grudniu 2007 roku, pomimo protestów pracowników Cukrowni Łapy, plantatorów, podlaskich samorządowców i parlamentarzystów, Krajowa Spółka Cukrowa, powołując się na wydany przez UE nakaz ograniczenia produkcji cukru, przyjęła plan restrukturyzacji i m.in. zdecydowała się zlikwidować łapski rejon plantacyjny. Decyzja ta oznaczała w praktyce zaprzestanie produkcji cukru w Łapach oraz agonię tego nowoczesnego zakładu. Produkcja w łapskich zakładach stanęła ostatecznie w roku 2008. Maszyny wywieziono, zostały puste hale.   Ówczesny rząd obiecywał, zgodnie z obecną i dziś zieloną ideologią, że zamiast produkcji cukru w cukrowni będzie się wytwarzać na dużą skalę biopaliwa i ekologiczną energię, więc nikt nie straci. Teraz wiadomo już, że było to zwykłe mydlenie oczu. Nic takiego w Łapach nie powstało.

Likwidacja Cukrowni Łapy do dziś jest oceniania przez mieszkańców województwa podlaskiego, jako decyzja szkodliwa i niezrozumiała. Szczególnie mocnej krytyce podlega w związku z obecnie panującym deficytem cukru na polskim rynku. Upadek Cukrowni Łapy przyniósł cały szereg szkód (podobnie było w przypadku likwidacji cukrowni w Brześciu Kujawskim i Lublinie). Bardzo dotkliwe są szkody społeczne. Dla niewielkiego miasta, jakim są Łapy, zwolnienia pracowników cukrowni, to do tej pory dramat. Po likwidacji jednego z największych zakładów, w Łapach drastycznie zwiększył się poziom bezrobocia. Pracę w cukrowni straciło ponad 250 jej pracowników etatowych  i 300 sezonowych. Wiele rodzin wpędziło to w biedę. Zubożeniu uległo również wiele rodzin rolniczych, bowiem  dochody z upraw buraka utraciło około 2 tysięcy plantatorów.

Do tego zamknięcie cukrowni pociągnęło za sobą duże straty finansowe osób trudniących się transportem buraków. Kiedy Krajowa Spółka Cukrowa zdecydowała się zlikwidować rejon plantacyjny w północno-wschodniej Polsce, co doprowadziło do zaprzestania produkcji cukru w łapskim zakładzie, zupełnie nie wzięła pod uwagę, że ta decyzja uderzy również w rolników. Podlascy hodowcy krów zostali pozbawieni doskonałej paszy, jaką są wysłodki. Likwidacja łapskiej cukrowni pociągnęła za sobą również wyrzucenie w błoto ogromnych publicznych pieniędzy. W ostatnich latach działalności, w ten zakład zainwestowano około 30 mln złotych. Ta inwestycja sprawiła, iż cukrownia w Łapach była jedną z najbardziej wydajnych i nowoczesnych w Polsce.

Likwidacja polskich cukrowi, podobnie jak likwidacja polskich kopalni, odbija się dziś nieprzyjemną czkawką. Podobnie też nie da się uruchomić produkcji z dnia na dzień. Reaktywacja cukrowni trwałaby kilka lat. Do tego koszty wznowienia produkcji byłby ogromne. Do ponownego uruchomienia cukrowni Łapy przymierzano się już dwukrotnie. Pierwszy raz w roku 2011, kiedy to miał miejsce pierwszy poważny kryzys na rynku cukru. Później w roku 2016. Ówczesny podlaski poseł PSL Mieczysław Baszko, wnioskował o wznowieni produkcji cukru w Łapach do rządu PiS. Koszty rozpoczęcia wznowienia procesu przywracania produkcji w cukrowni Łapy oszacował w roku 2016 na 100 mln złotych. Zaś całkowity proces, który miałby przywrócić cukrowni jej dawne moce produkcyjne miał jego zdaniem kosztować budżet państwa około 500 mln. 

Ostatecznie rząd nie znalazł takiej sumy na reaktywację cukrowni Łapy. W roku 2018 Krajowa Spółka Cukrowa postanowiła zlikwidować ostatnie ślady po cukrowni i postawić tam zupełnie inny obiekt. Budowle cukrowni zostały zrównane z ziemią, a w listopadzie roku 2021 oddano już do użytku nowy terminal spedycyjny, którego silosy stanęły w miejscu hali produkcyjnej dawnej cukrowni Łapy. Jego budowa kosztowała 9 mln złotych. Można tam przechowywać około 50 tysięcy ton cukru. Wszystko ładnie, tylko jest „mały” problem – skąd wziąć ten cukier? 

Krajowa Grupa Spożywcza (w której weszła m.in. Krajowa Spółka Cukrowa) posiada dziś zaledwie 40 procent udziału w polskim rynku cukru. 60 procent cukru w Polsce produkują cukrownie sprzedane (jako nie rentowne) „za grosze” dla Niemców, podczas tzw. przemian demokratycznych. Obecnie nasi zachodni sąsiedzi też mają problemy z cukrem, więc ich cukrownie w Polsce wysyłają swoją produkcję do Niemiec.

Jakże dziś byłby potrzebne te trzy wspaniałe polskie cukrownie, które w roku 2008 zlikwidowano (Łapy, Brześć Kujawski, Lublin). Czy zawsze Polak musi być mądry po szkodzie?

Każde dziecko ma prawo do Mamy i Taty! Nie twórzcie furtek do homo-adopcji w Polsce!

https://citizengo.org/pl/fm/208575-nie-tworzcie-furtek-do-homoadopcji-w-polsce

CitizenGO zaczął tę petycję do Zbigniew Ziobro – 24.07.2022

Przewodnicząca Komisji Europejskiej niemal dwa lata temu zapowiedziała, że Unia Europejska wymusi na wszystkich krajach członkowskich uznanie, że można mieć dwie matki lub dwóch ojców, czyli prawo do tzw. homoadopcji.

Sprowadziła to technicznie do hasła – “jeśli jesteś rodzicem w jednym kraju, jesteś rodzicem w każdym kraju” – czyli uznania, że jeśli prawo np. w Holandii, czy Belgii pozwala na adopcję dziecka przez dwie kobiety, czy dwóch mężczyzn, to każde państwo członkowskie musi uznać ten stan.

Tymczasem artykuł 9 unijnej Karty Praw Podstawowych oddaje sprawy rodziny do wyłącznej kompetencji państw członkowskich. Jednakże w błyskawicznie ideologizującej się Unii Europejskiej nawet takie osoby jak Urszula von der Leyen, która mieni się przecież obrończynią praworządności, zupełnie nie zwracają na to uwagi.

Jest to jawna próba ze strony Unii Europejskiej wymuszenia zmiany polskiego prawa i narzucenia Polakom co mają myśleć w sprawie homoadopcji. Chcemy ostro przeciwko temu zaprotestować do Ministra Sprawiedliwości.

Dlaczego do niego? Albowiem dziś to polskie Ministerstwo Sprawiedliwości, próbuje dostosować się do unijnego postulatu tzw. transgranicznego uznania rodzicielstwa.

Przygotowało już projekt zmian w kodeksie rodzinnym i prawie o aktach stanu cywilnego, który przewiduje możliwość wydawania w Polsce zagranicznym parom jednopłciowym, które wychowują dzieci zaświadczenia o tym, że są one rodzicami dziecka.

Od tego jest przecież prosta droga do konieczności uznania rodzicielstwa polskich par jednopłciowych. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić, że poczują się one dyskryminowane w stosunku do par zagranicznych i na drodze sądowej zmuszą Polskę do uznania także ich prawa do adopcji homoseksualnej.

Żądamy od Ministra Sprawiedliwości, by wycofał się z tego kontrowersyjnego rozwiązania, które może stać się furtką do faktycznego uznania w Polsce prawa do adopcji dzieci przez gejów i lesbijki.

Zaświadczenia wydawane przez polskie Urzędy Stanu Cywilnego zagranicznym parom jednopłciowym wychowującym dzieci, byłoby naruszeniem polskiego porządku prawnego. Polskie prawo nie przewiduje bowiem takiej formy rodzicielstwa i sporządzania aktu urodzenia, który za rodziców może uznać dwóch mężczyzn lub dwie kobiety.

W trwającym w tej chwili procesie opiniowania projektu Ministerstwa Sprawiedliwości zwracają na to uwagę między innymi Rządowe Centrum Legislacji oraz Stowarzyszenie Urzędników Stanu Cywilnego Rzeczypospolitej Polskiej.

Jednak potrzebna jest również silna presja opinii publicznej, by tego rodzaju pomysły nie stały się obowiązującym prawem.

Mamy w tej chwili coraz mniej czasu, albowiem proces opiniowania projektu zmierza do końca i jeśli na tym etapie Ministerstwo go nie skoryguje, to trafi on w obecnym brzmieniu niebawem na Komitet Stały Rady Ministrów, a stamtąd zostanie skierowany wprost do Sejmu. Chcemy by Ministerstwo poprawiło ten niefortunny projekt już na tym etapie.

Planowany termin przyjęcia projektu przez Radę Ministrów wyznaczony był na koniec czerwca 2022 roku, co może oznaczać, że praca nad nim, ze względu na opóźnienie, ulegnie teraz gwałtownemu przyśpieszeniu.

Nie czekając, chcemy jednoznacznie wyrazić nasze obawy i sprzeciw wobec otwierania w polskim systemie prawnym furtek umożliwiających adopcję dzieci przez pary jednopłciowe.

Każde dziecko ma prawo do Mamy i Taty!


Więcej informacji:

Projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw – Rządowe Centrum Legislacji

https://legislacja.gov.pl/projekt/12359960/katalog/12881524#12881524

Post-Zachód, Węgry i wojna na Ukrainie. Viktor Orban – mąż stanu.

Post-Zachód, Węgry i wojna na Ukrainie. Viktor Orban.

Tradycyjnie latem podczas Bálványos Summer Free University and Student Camp w Siedmiogrodzie Viktor Orban wygłosił wykład na temat sytuacji międzynarodowej i pozycji Węgier.

Orban powiedział, że „Zachód przeniósł się do Europy Środkowej w sensie duchowym”, Zachód jest tutaj i toczy bitwa między dwiema połówkami Europy. Europa Środkowa chce, aby każdy mógł sam decydować, z kim i jak chce żyć, „ale Postzachód odmówił tego i nadal walczą z Europą Środkową w celu upodobnienia nas do nich”. Postzachód walczy z Europą Środkową, a Bruksela, w stylu Sorosa, chce „zmusić do nas do przyjmowania imigrantów”.

Orban powiedział, że wojna zachwiała współpracą polsko-węgierską, która stanowiła oś współpracy między Czwórką Wyszehradzką, mimo że ich strategiczne interesy były zbieżne: Polacy chcą, aby Rosjanie nie zbliżali się do nich, chcą zachowania suwerenność Ukrainy i demokracji.

O ile jednak Węgrzy chcą trzymać się z dala od wojny dwóch narodów słowiańskich, o tyle Polacy uznają, że to jest ich wojna, dlatego trzeba zrobić wszystko, co możliwe żeby po tej wojnie uratować polsko-węgierski sojusz strategiczny – wskazał premier.

W związku z wyzwaniem, jakie stawia wojna rosyjsko-ukraińska, Viktor Orbán zwrócił uwagę, że wojna rosyjsko-ukraińska przyniosła już Węgrom krwawe ofiary: według danych do tej pory zginęło 86 Węgrów, więc Węgry mają prawo, jako kraj sąsiedni, powiedzieć, że pokój jest jedynym rozwiązaniem. Viktor Orbán uważa, że na każdą wojnę można spojrzeć z wielu różnych perspektyw, ale podstawowym aspektem każdej wojny jest fakt, że „matki opłakują swoje dzieci, a dzieci tracą rodziców”. Według niego takie podejście powinno przeważyć nad wszystkim innym, nawet w polityce.

Podkreślił, że dla węgierskiego rządu oznacza to, że ich głównym obowiązkiem jest, aby węgierscy rodzice i węgierskie dzieci nie znaleźli się w takiej sytuacji. Jednocześnie zaznaczył, że są kraje, które krytykują Węgry, ponieważ według nich wystarczająco nie pomagają Ukraińcom, ale te kraje są daleko i udzielają Ukrainie co najwyżej wsparcia finansowego lub zbrojeniowego.

Podkreślił, że w związku z tym podtrzymuje stanowisko, że „to nie jest nasza wojna”. Węgry są członkiem NATO i zakładają, że Rosja nigdy nie zaatakuje znacznie silniejszego NATO, ale znalazła się w delikatnej sytuacji po tym, jak UE postanowiła  nie będąc stroną walczącą, dostarczać broń Ukrainie  i nakłada surowe sankcje gospodarcze, co stwarza ogromne ryzyko eskalacji konfliktu– wyjaśnił.

Przypomniał, że Rosjanie postawili jasne żądanie  bezpieczeństwa: Ukraina nigdy nie powinna być członkiem NATO, a gdyby Donald Trump był teraz prezydentem USA, a Angela Merkel kanclerzem Niemiec, nie sądzi, żeby ta wojna wybuchła.

Wyjaśnił, że zachodnia strategia opiera się na tym, że Ukraina wygra wojnę dzięki anglosaskiemu szkoleniu i broni, i na tym, że sankcje zdestabilizują przywództwo Moskwy, i że Zachód może sobie poradzić sobie z ekonomicznymi skutkami sankcji, a świat opowie się za nim. Tymczasem  dzieje się odwrotnie.

„Siedzimy w samochodzie [UE] z przebitymi wszystkimi czterema oponami” – powiedział Viktor Orbán, wskazując, że w kontekście wojny Europa potrzebuje nowej strategii, która powinna skupić się nie na wygraniu wojny, ale na wynegocjowaniu pokoju i sformułowaniu dobrej oferty pokojowej. Viktor Orbán podkreślił, że zadaniem Unii Europejskiej nie jest teraz „stanie po stronie Rosjan czy Ukraińców, ale stanie między Rosją a Ukrainą”.

To, co dzieje się w tej chwili, przedłuża wojnę, ponieważ Rosjanie chcą przesunąć się tak daleko, żeby nie było możliwe zaatakowanie Rosji z terytorium Ukrainy, więc im lepszą broń będą mieli Ukraińcy, tym dłużej ta wojna będzie trwać.

Podkreślił, że dopóki nie dojdzie do rosyjsko-amerykańskich negocjacji, nie będzie pokoju. „My, Europejczycy, straciliśmy naszą szansę na wpływanie na rzeczy” po 2014 r., kiedy przy zawieraniu porozumienia mińskiego wyłączono Amerykanów, a przez co realizacja tego porozumienia nie mogła być egzekwowana, wyjaśnił. Dodał, że dlatego „Rosjanie nawet nie chcą teraz negocjować z nami”, ale z tymi, którzy mogą wymusić na Ukrainie to, na co się zgodzą.

Wymienił kwestię energetyki i gospodarki jako jedno z wyzwań stojących przed Węgrami. Chodzi o to, aby zrozumieć, kto korzysta z sytuacji wojennej. Zwrócił uwagę, że korzystają na tym ci, którzy mają własne źródła energii. Rosjanie mają się dobrze, ponieważ ich przychody są determinowane nie tylko ilością sprzedanej energii, ale także jej ceną, Chińczycy – wcześniej zależni od świata arabskiego – są teraz są w stanie kupować rosyjskie surowce, dobrze mają się też duże amerykańskie firmy, które zwielokrotniły swoje zyski. Z drugiej strony UE radzi sobie źle, a jej deficyt energetyczny potroił się.

Podkreślił też znaczenie fundamentów duchowych: „Węgry wciąż mają swoją ideę narodową, mają swoje uczucia narodowe, mają swoją kulturę”. Nazwał też ważnym, aby Węgry miały ambicje, ambicje wspólnotowe, a nawet narodowe. Aby „utrzymać nasze narodowe ambicje w trudnym okresie, który nadchodzi, musimy pozostać razem, ojczyzna musi być zjednoczona, a Siedmiogród i inne zamieszkane przez Węgrów terytoria w Kotlinie Karpackiej muszą pozostać razem” – zakończył swoją prezentację Viktor Orbán.

Za: Magyar Hirlap

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (23-07-2022) | https://myslpolska.info/2022/07/23/postzachod-wegry-i-wojna-na-ukrainie/

==============

mail:

Wiktor Orbán mówi to w Siedmiogrodzie, obecnie w granicach Rumunii.
Czy którykolwiek polski przywódca odważyłby się na podobną wypowiedź we Lwowie, ale choćby w Warszawie.

Dodatnie plusy gazowania

Stanisław Michalkiewicz    19 lipca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5215

Prawo Murphy’ego głosi, że jak coś złego może się stać, to na pewno się stanie. Jest w tym sporo racji, a może nawet racja całkowita. Oto w grudniu 2000 roku na szczycie Rady Europejskiej w Nicei, została przyjęta Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Zostały tam przedstawiony katalog praw, to znaczy – uprawnień, jakie przysługują ludziom. Z pozoru wszystko sprawiało wrażenie, że jest w jak najlepszym porządku, ale akurat wtedy promotorzy komunistycznej rewolucji zintensyfikowali wysiłki w celu uzyskania panowania nad językiem mówionym – co objawiało się m.in. w postaci wpisywania do rozmaitych dokumentów sformułowań dwuznacznych, albo nawet wieloznacznych, stwarzających ryzyko bardzo dowolnej interpretacji. Warto bowiem zwrócić uwagę, że promotorzy komuny nigdy nie mówią wprost, żeby nie płoszyć przedwcześnie potencjalnych ofiar, tylko kamuflują swoje prawdziwe zamiary za parawanem sformułowań budzących skojarzenia pozytywne. Na przykład – prawo do życia. Jakiż normalny człowiek mógłby przeciwko temu występować? A jednak prawo do życia z jakichś zagadkowych powodów zostało ograniczone do osób już urodzonych – chociaż urodzenie nie jest momentem merytorycznym, a raczej administracyjnym, bo przecież na minutę przed urodzeniem człowiek niczym nie różni się od tego który urodził się minutę wcześniej – pozostawiając ludzi jeszcze nie narodzonych poza ochroną prawa. Korespondowało z tym „prawo do integralności cielesnej”, które można było interpretować jako na przykład zakaz podstępnego przeprowadzania eksperymentów – ale również, jako wyposażenie kobiet w prawo decydowania, czy chcą urodzić dziecko, czy też je poćwiartować w dodatku – bez znieczulania. Zostały tam wpisane także dyrdymały o „wolności wyrażania opinii”, ale proklamowano to w kontekście zwalczania „opinii antysemickich”, a więc takich, których wyrażania nie życzy sobie żydowska Liga Antydefamacyjna w Nowym Jorku. Zatem – można kupić samochód w dowolnym kolorze pod warunkiem, że będzie to kolor czarny. I tak dalej.

Moc prawną Karcie Praw podstawowych nadał traktat lizboński, ratyfikowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego na podstawie ustawy z 1 kwietnia 2008 roku, za przyjęciem której, ponad podziałami, głosował zarówno obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, jak i obóz zdrady i zaprzaństwa. Ale Polska Karty początkowo nie podpisała, właśnie z obawy przed nadaniem jej interpretacji, która otworzy drogę np. do rozwodnienia prawnego pojęcia rodziny przez postawienie znaku równości między małżeństwem, a umowami o wzajemnym bzykaniu, zawieranymi przez osoby tej samej płci. Nie ma jednak takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, więc wprawdzie obawy nie ustały, ale pokusa dorwania się do szmalcu z Unii była wśród naszych Umiłowanych Przywódców tak duża, że Polska przyłączyła się jednak do brytyjskiego protokołu, stwierdzającego m.in, że Karta nie rozszerza kompetencji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości do uznania, że np. polskie czy brytyjskie przepisy ustawowe lub administracyjne są niezgodne z jej postanowieniami. Ale – jak jeszcze w XVIII wieku mówił wileński bazylianin Atanazy Nowochacki, co prawda odnosząc swoją przestrogę nie do Jarosława Kaczyńskiego, tylko do duchowieństwa, które „sprzedaje dary Ducha Świętego za pieniądze” – że skończy się na tym, że ani darów Ducha Świętego, ani pieniędzy mieć nie będzie, bo Pan Bóg swoje, a diabeł swoje odbierze. No to właśnie odbiera. Za przyjęciem Karty w całości opowiedziała się „Solidarność” a także „drogi Bronisław”, który – jak pamiętamy – „był szczęśliwy aż do ostatniej chwili życia”, nie mówiąc już o Donaldu Tusku, który dla pieniędzy gotów jest chyba na wszystko, a także utytułowanych ekspertach i futrowanej przez starego żydowskiego grandziarza Fundacji Helsińskiej, która pod pretekstem ochrony praw człowieków prowadzi komunistyczną robotę. W rezultacie 13 grudnia 2007 roku, w rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, traktat lizboński został podpisany przez Donalda Tuska i Księcia-Małżonka, w obecności prezydenta Kaczyńskiego, który też by go podpisał, gdyby mógł – ale nie mógł z powodu ograniczeń uprawnień prezydenta przez konstytucję. Ale – jak zauważyli bolszewicy – rewolucyjna teoria, to jedno, a rewolucyjna praktyka, to rzecz druga, więc teraz żydokomuna i Niemcy podkręcili biurokratów, jacy obleźli instytucje Unii Europejskiej, żeby plunęli na teorię, m.in. – na protokół brytyjski – i przeszli do rewolucyjnej praktyki. Etap umizgów skończył się bowiem definitywnie i teraz wchodzimy w etap surowości, co do którego jeszcze nie wiemy, ani dokąd nas zaprowadzi, ani – ilu i jakich paroksyzmów nam dostarczy.

Czegoś tam jednak możemy się domyślać, jako że w dniach ostatnich Parlament Europejski, w którym odsetek wariatów i szubrawców jest chyba znacznie większy, niż w innych instytucjach Unii Europejskiej, większością głosów przyjął rezolucję, by do Karty Praw Podstawowych wpisać „prawo do aborcji”. Chodzi o to, by zapewnić dobrostan kobietom, które – jak już się ze swoimi dobiegaczami od przodu i od tyłu wybzykają – nie powinny ponosić z tego tytułu żadnych konsekwencji, a to w imię „zdrowia reprodukcyjnego”, który to termin, w języku rewolucjonistów, oznacza właśnie ćwiartowanie ludzi bardzo małych. „Każdy ma prawo do bezpiecznej i legalnej aborcji” – takie postanowienie ma zostać do Karty wpisane. Wymagać to będzie „rewizji traktatów” – żeby rewolucyjna teoria, przynajmniej na początku, zgadzała się z rewolucyjną praktyką. Można w związku z tym dopatrzeć się tu plusa dodatniego, bo skoro traktaty mają być zrewidowane, to jest pretekst, by ich w nowym brzmieniu w ogóle nie ratyfikować, a skoro np. Polska, czy Węgry odmówiłyby ratyfikacji, to albo traktaty nie weszłyby w życie – jak to było w przypadku traktatu konstytucyjnego UE – albo trzeba by z Unii Europejskiej wystąpić. Mała szkoda – krótki żal, bo – jak powtarzał pan Jacek „Vincent” Rostowski – „pieniędzy nie ma i nie będzie”, bo diabeł właśnie swoje odbiera, więc można by się wypiąć na wszystkie wyroki luksemburskich przebierańców – i tyle. O proweniencji tej inicjatywy świadczy postulat, by aborcja była „bezpłatna”, to znaczy – by jej kosztami obarczać nie dobiegaczy – sprawców ambarasu – tylko wszystkich podatników, jak leci, również tych, którzy ćwiartowaniu ludzi bardzo małych wprawdzie się sprzeciwiają, ale płacić muszą już bez gadania nie tylko na skrobanki, ale również – na utrzymanie naganiaczy, których rezolucja PE patetycznie nazywa „obrońcami praw człowieka”. Trzeba przyznać, że żydokomuna ma tupet, skoro propagatorów ćwiartowania bez znieczulenia ludzi bardzo małych nazywa „obrońcami praw człowieka”. Widać, że bitwa o panowanie nad językiem mówionym w Parlamencie Europejskim została wygrana.

Zgodnie z prawem Murphy’ego, tak pewnie się stanie, więc spróbujmy się zastanowić, czy ta sytuacja może mieć jakieś dodatkowe plusy dodatnie? Myślę, że tak, że w ten sposób otwarta zostanie droga do legalizacji, w charakterze podstawowego prawa człowieka, „aborcji opóźnionej”, czyli ćwiartowania, albo np. gazowania człowieków metrykalnie dorosłych. Wprawdzie może to ułatwić komunistyczną rewolucję, ale może też ułatwić kontrrewolucję – gdybyśmy zdecydowali się pójść na skróty.

Stanisław Michalkiewicz

Minister “klimatu” Anna Moskwa – „zdrajca bez kręgosłupa”.

Sośnierz OSTRO do minister klimatu: „Jak to jest być zdrajcą własnego narodu?”

https://nczas.com/2022/07/06/sosnierz-ostro-do-minister-klimatu-jak-to-jest-byc-zdrajca-wlasnego-narodu-video/

Mocne wystąpienie posła Konfederacji Dobromira Sośnierza. Polityk zwrócił się w nim do minister klimatu Anny Moskwy, nazywając ją „zdrajcą bez kręgosłupa”.

Sośnierz wyszedł na mównicę sejmową, by złożyć „wniosek o zmianę porządku obrad”.

– Chcielibyśmy umożliwić pani minister Moskwie pochwalenie się przebiegiem negocjacji ws. pakietu klimatycznego, w ramach którego zgodziliśmy się już – w imieniu Polski – porzucić samochody spalinowe rozpoczął poseł Konfederacji.

– Przypomnijmy, że jeszcze dzień wcześniej pani minister zapowiadała nasz stanowczy sprzeciw: „Ani rynek ani społeczeństwo nie jest na to gotowe” – grzmiała pani minister – wskazał Sośnierz.

– „Dopóki nie będziemy mieli na rynku aut, które mogą przejechać przykładowo tysiąc kilometrów bez konieczności zatrzymywania się po drodze na dwie godziny, żeby doładować akumulatory, społeczeństwo nie zaakceptuje takich pomysłów” – cytował dalej słowa minister klimatu.

– A potem przyszły negocjacje w Radzie Unii Europejskiej, pani minister przyszła, walnęła pięścią w stół i cała Europa usłyszała nasze stanowcze „no dobra, niech wam będzie” ironizował Sośnierz.

Najmocniejsze słowa zostawił jednak na koniec. – I teraz o tym, za ile nas sprzedano, za jakie bezcenne zyski Rzeczpospolita zgodziła się znowu upokorzyć, o tym, jak to jest być zdrajcą własnego narodu, bez kręgosłupa – mam nadzieję opowie nam teraz pani minister Anna Moskwa. Zapraszamy – zakończył.

Nie obyło się bez komentarza ze strony prowadzącej obrady Elżbiety Witek. – Panie pośle, oczywiście tego w katalogu wniosków formalnych nie ma i pan doskonale o tym wie – powiedziała marszałek Sejmu.

Szczytowanie przed dołowaniem

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  3 lipca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5207

28 czerwca prezydent Andrzej Duda wsiadł do samolotu, by polecieć na dwudniowy szczyt NATO w Madrycie, który rozpoczął się we wtorek uroczystą kolacją z hiszpańską rodziną królewską. Zanim jednak wsiadł, na płycie wojskowego lotniska w Warszawie wygłosił przemówienie o tym, czego się po szczycie spodziewa i co będzie robił, gdy stamtąd powróci. Przede wszystkim pan prezydent spodziewa się, że w Madrycie nastąpi demonstracja jedności Sojuszu Północnoatlantyckiego w obliczu rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Wszytko to oczywiście być może, bo sam widziałem, jak amerykański prezydent Józio Biden komplementował niemieckiego kanclerza Scholza, że jest najlepszym szermierzem jedności Sojuszu i że gdyby nie on, to nie wiadomo, czy wszystko by się tak pięknie udało. Tymczasem rządowa telewizja w Warszawie od tygodni chłostała niemiecki rząd, nieubłaganym palcem wytykając mu, że nie tylko nie pomaga Ukrainie tak, jakby tego chciał pan premier Morawiecki, ale w dodatku sprawia wrażenie, jakby grał w jednej drużynie ze znienawidzonym Donaldem Tuskiem i jego Volksdeutsche Partei. Jeśli jednak, zgodnie z marzeniem pana prezydenta Dudy w Madrycie ma być zademonstrowana jedność – a taki chyba też jest rozkaz – to chyba pan prezes Kurski będzie musiał nałożyć pani redaktor Danucie Holeckiej jakiś tłumik – bo ostatnio nawet niemiecki ambasador w Warszawie ubolewał, że „nie rozumie”, o co właściwie rządowi „dobrej zmiany” chodzi. Nie jest w tym odosobniony, bo Naczelnik Państwa, który właśnie ustąpił w rządzie miejsca swemu faworytowi, panu Mariuszowi Błaszczakowi, podczas przemówienia do wyznawców, jakie wygłasza w kolejno odwiedzanych miastach, w Inowrocławiu dał do zrozumienia, że istnieje antypaństwowy spisek deweloperów, tak zwany „układ deweloperski” który sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów. Wskutek tego nie buduje się tylu mieszkań, co za Gierka, który w oczach Naczelnika Państwa niezmiennie musi uchodzić za jasnego idola. Reprezentujący tę branżę związek firm deweloperskich w odpowiedzi zwrócił uwagę, że duże, ponadregionalne firmy, obejmują zaledwie około 3 procent rynku, podczas gdy resztę – małe, rodzinne firmy nie wychodzące poza własny region. W tych warunkach możliwość stworzenia potężnego „układu deweloperskiego” jest niemożliwa. Ale Naczelnik wie swoje i „już z nowym wrogiem toczy walkę”.

Wracając do Madrytu, to pan prezydent Duda spodziewa się jeszcze, że odpowiedź NATO na rosyjską agresję będzie „twarda i silna” tym bardziej, że ma nadzieję, iż za największe zagrożenie dla NATO zostanie uznana Rosja. W związku z tym sekretarz generalny NATO, pan Stoltenberg zapowiada wzmocnienie sił szybkiego reagowania z 40 do 300 tysięcy żołnierzy, którzy mają być zorganizowani już nie tylko w batalionowe grupy bojowe, ale w brygadowe. Niestety chyba polskie supliki w sprawie dostarczenia z Zachodu broni i sprzętu zamiast tego, który Polska przekazała Ukrainie, nie zostaną wysłuchane, a pan prezydent ponownie chyba nie ośmieli się zaproponować prezydentowi Bidenowi, by w ramach wzmacniania wschodniej flanki NATO, USA sfinansowały uzbrojenie dodatkowych 200 tys, żołnierzy, o których, zgodnie z ustawą o obronie Ojczyzny, ma zostać powiększona nasza niezwyciężona armia. Ale jestem pewien, że poza tym pan prezydent Duda może wygłosić najmocniejsze ze wszystkich przemówienie na całym szczycie, którego dodatkowym celem będzie zmłotowanie Turcji, by zgodziła się na przyjęcie do NATO Szwecji i Finlandii.

Warto w związku z tym zwrócić uwagę, że szczyt w Madrycie odbywa się niejako w towarzystwie dwóch innych szczytów, jakie odbyły się wcześniej. Pierwszy – to szczyt państw uczestniczących w porozumieniu BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA) w Pekinie. Szczyt opowiedział się za podjęciem rokowań między Ukrainą i Rosją, ale odnoszę wrażenie, że to był tylko taki listek figowy, który miał przesłonić poparcie, jakie zostało tam udzielone Rosji. Ma ono całkiem spory ciężar gatunkowy, bo BRICS skupia ponad 3 miliardy ludzi, podczas gdy NATO i kraje zależne od USA, jak Tajwan, czy Korea Południowa – tylko ponad 700 milionów. Na tym tle łatwiej zrozumieć, dlaczego zachodnie sankcje przeciwko Rosji są tak mało skuteczne. Poza tym kontynuowanie wojny na Ukrainie w sytuacji, jaka się wytworzyła, paradoksalnie wydaje się najbezpieczniejsze dla wszystkich zainteresowanych. Nie mówię już o USA, które nawet specjalnie nie ukrywają pragnienia, by wojna trwała jak najdłużej, tylko o Rosji, która ma nadzieję, że dzięki temu dokończy zaplanowany rozbiór Ukrainy, pozbawiając ją wschodnich, uprzemysłowionych obwodów oraz odcinając od Morza Czarnego. W tej sytuacji również zgoda prezydenta Zełeńskiego na wdanie się w dyskusję, nad „dopuszczalnym” rozbiorem Ukrainy, byłaby pocałunkiem śmierci nie tylko dla niego, ale i dla jego otoczenia. W tej sytuacji przejście wojny na Ukrainie w stadium przewlekłe, wydaje się nieuchronne.

Poza tym w Bawarii odbył się szczyt G 7, na którym wystąpił – oczywiście wirtualnie – prezydent Zełeński, przedstawiając w formie dość ultymatywnej, jak to ma we zwyczaju, nie tylko żądania dalszego wpierania Ukrainy dostawami broni, amunicji no i oczywiście – pieniędzy – a poza tym domagał się, by najbogatsze państwa zobowiązały się do sfinansowania odbudowy Ukrainy po ostatecznym zwycięstwie, które jego zdaniem może nastąpić już pod koniec bieżącego roku. Nie da się ukryć, że prezydent Zełeński, chociaż znajduje się razem z całą Ukrainą na finansowej kroplówce Zachodu, w odróżnieniu od pana prezydenta Dudy, wcale nie kuca przed swoimi dobroczyńcami, najwyraźniej wychodząc z założenia, że kto nawarzył piwa, ten powinien je teraz wypić. Inna sprawa, że co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie, więc może pan prezydent Duda uważa, iż – w odróżnieniu od prezydenta Zełeńskiego – nie na wszystko może sobie pozwolić.

Podczas gdy światowe potęgi szczytują przed prawdopodobnym dołowaniem, nieubłaganie nadchodzi sezon ogórkowy, który ma swoje prawa nawet w sytuacji wojny, jaką Rosja prowadzi z Sojuszem Atlantyckim na Ukrainie. Oto opinię publiczną, a w każdym razie – jej postępową część – wzburzyło wystąpienie pani Edyty Górniak, Już nawet nie chodzi o to, że nie wierzy w epidemię, co wśród mikrocefali uchodzi za myślozbrodnię, ale o to, iż ujawniła, że w przemyśle rozrywkowym funkcjonuje bardzo wiele istot człekopodobnych, tak zwanych „reptilian”, którzy nie mają duszy. Ta niedyskrecja wywołała w mondzie zrozumiałe poruszenie, a panią Górniak skrytykował nawet pewien ksiądz, wytykając jej nieubłaganym palcem, że wszyscy mają duszę.

Na jego miejscu nie byłbym taki pewny, już nawet nie dlatego, że taki np. pan Aleksander Kwaśniewski twierdzi, że on duszy nie ma, co po bliższym przyjrzeniu mu się wygląda całkiem prawdopodobnie, a poza tym – któż może takie rzeczy wiedzieć lepiej od niego? Ważniejszym powodem jest dialog z judaizmem, w którym Talmud jasno sugeruje, że „goje” są istotami człekopodobnymi, chociaż, w odróżnieniu od pani Górniak, nie nazywa ich „reptilianami”. Dlaczego z Talmudem można tedy prowadzić „dialog”, a z panią Górniak, która przecież mniej więcej mówi to samo – już nie? Poza tym, w tej sytuacji, w pryncypialnej krytyce pani Górniak można dopatrzyć się ukrytych intencji antysemickich, co już byłoby sprawą bardzo poważną. Dlatego też z ulgą można powitać światełko w tunelu w postaci deklaracji pana mecenasa Romana Giertycha, że będzie kandydował w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Jeszcze nie wiadomo, czy z Volksdeutsche Partei, czy z „Róbmy Sobie Na Rękę”, ale to nieważne, bo już Tadeusz Boy-Żeleński pisał, o pewnym osobniku, że „żadnych politycznych nie ma on przesądów; każda partia dobra, byle dojść do rządów” – a w przypadku pana mecenasa Giertycha immunitet parlamentarny jest na wagę złota.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Nowe Obyczaje w Europie: Hasan szedł przez Bonn z głową kolegi w torbie.

Nowe Obyczaje w Europie: Hasan szedł przez Bonn z głową kolegi w torbie. Prawdopodobnie sam mu ją odciął.

https://nczas.com/2022/06/30/szedl-przez-miasto-z-glowa-kolegi-w-torbie-prawdopodobnie-sam-mu-ja-odcial/

Bezdomny mężczyzna, który przeszedł ulicami Bonn na zachodzie Niemiec z głową zmarłego kolegi w torbie i położył ją przed siedzibą sądu rejonowego, nie zabił kompana – pisze dziennik „Bild”, powołując się na wyniki sekcji zwłok. Zmarły cierpiał na poważną chorobę i prawdopodobnie to ona była przyczyną jego śmierci.

Według „Bilda” Hasan H. miał w stanie odurzenia narkotykowego odciąć głowę swojemu zmarłemu koledze i włożyć ją do torby. Następnie we wtorek wieczorem poszedł pod oddalony o około kilometr sąd rejonowy i przed głównym wejściem położył pakunek. Przerażeni świadkowie zgłosili to na policję.

H. nie stawiał oporu przy aresztowaniu, do tej pory milczy. Obecnie przebywa w zakładzie dla osób chorych psychicznie.

Mężczyzna był już znany policji w związku z przestępstwami narkotykowymi i włamaniami. Ostatnio odsiedział karę dwóch i pół roku w więzieniu w Kolonii.

Bluźniercza prowokacja w Brukseli przeciw Matce Boskiej. Żądamy usunięcia.

Paweł Woliński, CitizenGO” <petycje@citizengo.org

Sz.P. Profesor Mirosław Dakowski Dakowski,
co to znaczy, że placówka muzealna powołana przez Parlament Europejski dopuszcza się bluźnierstwa wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej?
To w pierwszej kolejności dowód świadomej prowokacji wobec katolików, ale też kolejny przykład na to, jaki, tak naprawdę, jest ideowy fundament współczesnej Unii Europejskiej.
Niestety, hasła poszanowania dla europejskich wartości są tam rozumiane bardzo wąsko. Jeśli wartości te nie są laickie i lewicowe, ale związane z dziedzictwem Kościoła katolickiego, to można je bezkarnie lżyć i ośmieszać. Nie podejmie się ich ochrony żaden unijny trybunał, nie wystosuje w ich sprawie żadnych rezolucji Parlament Europejski, a Komisja Europejska nie uzależni od ich ochrony np. dostępu do środków z Unijnego Planu Odbudowy.
Dla nas, ludzi wiary, to jedynie kolejne potwierdzenie, że sprzeciw wobec symboli naszej religii pobudza ten sam od wieków duch, który dziś przebrany jest w szaty oświeconej brukselskiej elity.
Duch nienawiści do wszystkiego co święte i nadprzyrodzone, czyli wyjęte spod panowania doczesnej władzy.
Czy pomogą nam Państwo, by nasza petycja zdobyła kolejnych 10 000 podpisów? Bardzo proszę dodać swój pod petycją z żądaniem usunięcia bluźnierczej grafiki z murów Domu Historii Europejskiej w Brukseli!
Musimy połączyć nasze siły i wspólnie stawiać czoła kolejnym bluźnierstwom w instytucjach Uniii Europejskiej, by lżenie i wyszydzanie symboli katolickiej wiary nie stało się tam nowym, świeckim obyczajem. Pozdrawiam serdecznie Paweł Woliński z całym zespołem CitizenGO P.S. Jeśli już podpisali Państwo petycję, proszę podzielić się nią z przyjaciółmi.
===========================================
Poniżej wiadomość, którą wysłałem Państwu wcześniej:
Dom Historii Europejskiej w Brukseli używa wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli, jako symbolu współczesnego, europejskiego aktywizmu społecznego. Ta bluźniercza prowokacja ma zaboleć wielu katolików, a szczególnie nas Polaków. Żądamy od szefa Rady Nadzorczej tej placówki i
Dyrektor Muzeum zaprzestania eksponowania bluźnierczego obrazu.
PROSZĘ PODPISAĆ PETYCJĘ
Sz.P. Profesor Mirosław Dakowski Dakowski, Dom Historii Europejskiej w Brukseli postanowił użyć wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli, żeby przedstawić współczesny, europejski aktywizm społeczny. Ta bluźniercza prowokacja ma zaboleć wielu katolików, a szczególnie nas Polaków. Bardzo proszę o podpis pod petycją szefa Rady Nadzorczej tej placówki Prof. Dr. Hansa-Gerta PÖTTERINGA i Dyrektor Muzeum Constanze ITZEL zaprzestania eksponowania tego obrazu. Dom Historii Europejskiej to muzeum powołane przez Parlament Europejski kilkanaście lat temu. Placówka opisuje swoją wizję działania tak:
być „wiodącym muzeum poświęconym zjawiskom transnarodowym, które wpłynęły na kształt naszego kontynentu.” Przyglądając się ekspozycjom stałym oraz wystawom czasowym, a także śledząc narrację jaką uprawia muzeum trudno oprzeć się wrażeniu, że autorzy tego pomysłu chcieli tak przedstawić kilka tysięcy lat historii Europy, żeby udowodnić, że wszystko co się wydarzyło prowadziło wprost i nieuchronnie do powstania Unii Europejskiej. Były oczywiście pewne przeszkody i przejścia, jak rewolucje, wojny, nazizm i chrześcijaństwo, ale ostatecznie zostały one pokonane i dziś idea jednej Europy jest dojrzałą i realistyczną wizją, jedyną jaką można i należy sobie wyobrażać.
Oczywiście, z punktu widzenia narratorów muzeum, „chrześcijaństwo to obca religia z bliskiego wschodu, która czasowo opanowała kontynent, ale już od epoki Oświecenia, a ostatecznie od Rewolucji Francuskiej przesądy z nią związane i ich waga w Europie została podważona”. Dziś większość mieszkańców tradycyjnie katolickich narodów jest już laicka. Co zapewne jeszcze  doskonalej przyspieszy urzeczywistnienie idei jednej (w domyśle laickiej) Europy. W całym muzeum w zasadzie nie ma żadnych eksponatów odwołujących się wprost do symboli chrześcijańskich z wyjątkiem jednego: plakatu: Ewy Podleśnej zatytułowanego Madonna i Jezus z tęczową aureolą”. Owa tęczowa aureola to, dziś wszechobecne, barwy tzw. ruchu LGBT.
Dla katolików zestawienie świętej ikony Matki Bożej, trzymającej na rękach małego Jezusa, z symboliką podważającą nauczanie Kościoła katolickiego musi być (i wydaje się, że było to celem kuratorów wystawy) bardzo bolesne. Bardzo proszę o podpis pod petycją do Hansa-Gerta PÖTTERINGA i Constanze ITZEL o usunięcie bluźnierczego dla katolików wizerunku Matki Boskiej z murów muzeum. Ruch Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów domaga się powszechnej akceptacji dla praktyk seksualnych. Z perspektywy wiary katolickiej są one wbrew naturze ludzkiej płciowości i jako takie muszą być potępiane. Tragedia takich osób dla katolika jest tym boleśniejsza, że z perspektywy nieśmiertelności duszy ludzkiej ich los jest dramatyczny. Stąd też łączenie z symboliką, życia, świętości i boskim wizerunkiem Jezusa symbolu tzw. seksualnej emancypacji może być odebrane przez wiernych katolickich jedynie jako prowokacja mająca na celu świadome upokorzenie i ostentacyjne wyrażenie braku szacunku dla ich wiary i uczuć religijnych. Jednocześnie wizerunek takich zjawisk, jak winny milionów ofiar komunizm jest w muzeum ocieplany.
Przedstawia się go jako idea, która może być w przyszłości Europy jeszcze czymś więcej niż tylko nieudanym eksperymentem z historii kontynentu. Dlatego zapewne twórcy komunizmu, Marks i Engels, oraz ich dzieło Manifest Komunistyczny mają w muzeum swoje oddzielne przedstawienia.
Oglądając je można odnieść wrażenie, że to te idee były, i nadal będą podwaliną idei zjednoczonej Europy. Podobne zabiegi perswazyjne stosowane są w przypadku imperializmu rosyjskiego. Rosja Putina jest przedstawiana jako kraj realizujący swoje geopolityczne interesy w Gruzji i na Ukrainie cóż, że okupione zniszczeniami i śmiercią.
Narratorzy nie oceniają i zostawiają tylko zwiedzającego z pytaniem, czy Unia powinna podejmować jakieś działania pokojowe poza swoimi granicami.
Pada ono w szerszym kontekście, który zdaje się sugerować, że dotychczasowe nadzieje na życie w pokoju przecież i tak się nie ziściły. Ewa Podleśna autorka tęczowej ikony miała w Polsce proces sądowy o obrazę uczuć religijnych.

Została jednak uniewinniona, gdyż polski sąd, podobnie jak niegdyś Europejski Trybunał Praw Człowieka, stał na stanowisku, że:
“członkowie wspólnot religijnych muszą tolerować i akceptować negowanie przez innych ich przekonań i praktyk religijnych”. Mówiąc inaczej negowanie przekonań i praktyk członków społeczności LGBT to homofobia i mowa nienawiści, natomiast katolicy muszą tolerować i akceptować lżenie ich wiary i symboli religijnych.

Tak w rzeczywistości wygląda europejska równość i w Domu Historii Europejskiej można znaleźć na to sporo przykładów. Niestety prawda jest taka, że tego rodzaju praktyki to kolejny totalitarny, ideologiczny dyktat, tym razem w wykonaniu środowisk, którym z ust nie schodzą hasła o miłości, czułości i nie wykluczaniu innego. Bardzo proszę o Państwa pod prośbą [żądaniem. MD] o usunięcie z wystawy czasowej plakatów „Kiedy ściany mają głos!” wizerunku Madonny z Jezusem w tęczowej aureoli. Dziękuję za wszystko, co Państwo robią, Paweł Woliński z całym zespołem CitizenGO P.S. Kolejna prowokacja wymierzona w Polskich katolików. Tym razem w wykonaniu Domu Historii Europejskiej w Brukseli. Jeśli my nie zareagujemy na bluźnierstwa w przestrzeni publicznej, czy ktokolwiek zrobi to za nas? Bardzo proszę o podpis pod naszą petycją
. Więcej informacji: Strona wystawy czasowej “Kiedy ściany mają głos w Domu Historii Europejskiej https://historia-europa.ep.eu/pl/kiedy-sciany-maja-glos Plakat Maryi z tęczową aureolą w Domu Historii Europejskiej w Brukseli. Europosłowie, żądają jego usunięcia. https://polskieradio24.pl/5/1223/Artykul/2974951,Plakat-Maryi-z-teczowa-aureola-w-Domu-Historii-Europejskiej-w-Brukseli-Europoslowie-zadaja-jego-usuniecia

Polityka energetyczna rządu nabiera tempa. Pierwsze osiedle w Polsce bez ciepłej wody. Nie stać ich na węgiel. “Zielony Ład”.

https://nczas.com/2022/06/21/zaczyna-sie-pierwsze-osiedle-w-polsce-bez-cieplej-wody-nie-stac-ich-na-wegiel/
Polityka energetyczna rządu zbiera swoje żniwo. Pierwsze osiedle w Polsce straciło dostęp do ciepłej wody. Nie z powodu awarii, lecz drakońskich cen węgla.

Mieszkańcy bloków we wsi Turna na Mazowszu od poniedziałku nie mają ciepłej wody. Lokalna ciepłownia poinformowała, że skończyły się zapasy węgla, a na nowy – którego brakuje, w związku z czym ceny szaleją – nie ma pieniędzy.

W niedzielę wieczorem ostatni raz podgrzaliśmy wodę. Palacze poinformowali mnie, że zapasy się wyczerpały. Pilnie poszukujemy okazji zakupu węgla w umiarkowanej cenie, ale prawdopodobnie i tak będą musiały wzrosnąć opłaty, czyli miesięczne zaliczki za ciepłą wodę i ciepło – powiedziała WP Magdalena Zdunek, prezes spółdzielni mieszkaniowej TUR w Turnej.

Ceny węgla sięgają 3 tysiące złotych za tonę, a spółdzielni na niego po prostu nie stać. Na „kredyt” już brać nie można, bo spółdzielnia jest zadłużona, a dostawca odmówił dalszej współpracy, o ile nie zostaną uregulowane zaległości.

„Z żalem informujemy, że zapasy węgla na podgrzanie wody się wyczerpały. Dotychczasowy dostawca stanowczo odmówił dalszego dostarczania opału z uwagi na wysokie zadłużenie Spółdzielni. Brak wpłat za lokale i zbyt niska stawka za metr grzewczy, która pomimo ostrzeżeń i faktów zmieniających się cen nie została podniesiona – zmusza zarząd do wyłączenia piecy. Dalsze losy Spółdzielni w Waszych rękach” – taki komunikat mogą przeczytać na wywieszonych kartkach mieszkańcy bloków w Turnej.

Spółdzielnia zorganizuje zebranie z mieszkańcami i liczy, że ci zgodzą się na znaczną podwyżkę czynszu, by wróciła ciepła woda. Skoro takie problemy piętrzą się latem, to strach pomyśleć, co będzie działo się w sezonie jesienno-zimowym, gdy zapotrzebowanie na energię jest o wiele większe.

Z szacunków Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie wynika, że podwyżki cen sprzedaży w ciepłowniach mogą sięgnąć 60-80 proc. To pokłosie embarga na rosyjski węgiel. Polskiego brakuje, bo kolejne rządy od lat wygaszały jego wydobycie. Mimo, że Polska przecież „leży” na węglu. ”Zielony Ład”… md

Przeczołgiwanie bez czołgów

je vote pour le plus bete

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  •  19 czerwca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5198

Wprawdzie pan prezydent Duda właśnie podpisał ustawę przewidującą likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i inne przedsięwzięcia z zakresu funkcjonowania sądownictwa w naszym bantustanie, ale wygląda na to, że mimo wywieszenia białej flagi na znak kapitulacji przed niemieckim szantażem finansowym, wojna hybrydowa, jaką Niemcy prowadzą przeciwko Polsce od początku 2016 roku na tym się nie zakończy.

Oto Parlament Europejski, najwyraźniej pobudzony przez belgijskiego „byłego człowieka” nazwiskiem Guy Verhofstadt, właśnie – jeśli można użyć takiego sformułowania – „zdelegalizował” Trybunał Konstytucyjny w Warszawie, a także – znienawidzoną „nową” Krajową Radę Sądownictwa. Na razie tedy Niemcy rzuciły Polskę na kolana, ale najwyraźniej postanowiły wkrótce ją przeczołgać, a na koniec – wytarzać w smole i pierzu. Toteż pan prezydent Duda będzie wciągał białą flagę jeszcze wiele razy – bo tak właśnie jest w przypadku ulegania szantażowi.

Jakby tego było mało, pan prezydent Duda właśnie z goryczą ujawnił, że Polska przekazała Ukrainie broń za ponad 2 mld dolarów, ale obiecanych czołgów od Niemiec jak nie ma, tak nie ma. Podobno przyczyna jest taka, że – w odróżnieniu od mężnych Czechów, którzy w zamian za czołgi wysłane na Ukrainę jakieś czołgi od Niemiec dostali – nasz nieszczęśliwy kraj żadnej umowy nie podpisał, zadowalając się obietnicą, jak to się mówi, „na gębę”. Toteż kiedy nasi mężykowie stanu zaczęli się dopominać o czołgi, niemiecki kanclerz zrobił wielkie oczy i wprawdzie nie zapytał naszych dygnitarzy, od kiedy mają te objawy, ale uprzejmie złożył to na karb „nieporozumienia”. Na razie tedy nasza niezwyciężona armia, na skutek transferu broni na Ukrainę, została – jak mówią gitowcy – „z fiutem w garści”, ale widocznie taki los wypadł nam.

Tymczasem wojna na Ukrainie przechodzi w stan przewlekły, co wiele państw NATO zaczyna zniechęcać do futrowania Ukrainy pieniędzmi i bronią. Taka sytuacja zaczyna niepokoić prezydenta Zełeńskiego, który nie tylko czyni gorzkie wyrzuty Zachodowi, ale postanowił też podkręcić Amerykański Komitet Żydowski, żeby ten z kolei podkręcił administrację prezydenta Józia Bidena. I tak chyba się stało, bo właśnie sekretarz obrony, pan Lloyd Austin oświadczył, że Ukraina otrzyma wkrótce broń, która pozwoli jej na „pokonanie Rosji”. Ciekawe co to może być za broń, bo skoro Stany Zjednoczone mają ją na składzie, to dlaczego do tej pory Rosji jakoś nie pokonały?

Potwierdza to podejrzenia, że USA wolą jednak wojować z Rosją do ostatniego Ukraińca, a jakby Ukraińców zabrakło – to do ostatniego Polaka – i tak dalej. Jak to mówią, trudno mieć o to do nich pretensję, tak, jak trudno mieć pretensję do garbatego, że ma proste dzieci i można tylko żałować, że nasi mężykowie stanu przez ponad 20 lat nie nauczyli się sztuki wykorzystywania uczestnictwa Polski w NATO dla wzmacniania siły własnego państwa. Widocznie jednak w Szkole Liderów przy Departamencie Stanu, którą – z wyjątkiem Kukuńka – ukończyli prawie wszyscy nasi Umiłowani Przywódcy, takich rzeczy nie uczą. Pewne światło na tę zagadkę rzucił Książę-Małżonek, ni stąd ni zowąd oświadczając, że Zachód powinien wyposażyć Ukrainę w głowice jądrowe. I pomyśleć, że taki jegomość piastował w naszym nieszczęśliwym kraju stanowisko ministra obrony i ministra spraw zagranicznych w sposób nie zwracający niczyjej uwagi.

Ale ostateczne zwycięstwo, które Ukrainie przysługuje, jak psu buda, to rzecz jedna, a przyłączenie jej do Unii Europejskiej, to rzecz druga. O to właśnie zabiegali nasi mężykowie stanu, najwyraźniej pragnąc, żeby Ukraińcom było tak samo dobrze, jak nam. Toteż do Kijowa przybyła niedawno z pielgrzymką Nasza Złociutka Pani Urszula von der Layen, przynosząc prezydentowi Zełeńskiemu skrzydlatą wieść, że Ukraina może zyskać status „państwa kandydującego”. Oznacza to, że ten kraj będzie musiał przejść dodatkową drogę krzyżową, ale w końcu dostąpi wiecznej szczęśliwości, która jest udziałem takiej na przykład Polski. Jednak to dopiero początek tej Via Dolorosa, o czym prezydenta Zełeńskiego prawdopodobnie uświadomią trzej następni pielgrzymi w osobach francuskiego prezydenta Marcona, niemieckiego kanclerza Scholza i włoskiego premiera Dragiego. Nawiasem mówiąc, ten premier Dragi tuż przed pielgrzymką do Kijowa odbył pielgrzymkę do Izraela, gdzie naradzał się nad sprawami ukraińskimi.

Ciekawe, że Hitlerowi nawet nie przyszło do głowy, by w sprawie przejęcia kontroli nad Ukrainą radzić się Żydów – ale być może właśnie dlatego tę kontrolę tak prędko utracił, co pokazuje, że pokojowa metoda budowy IV Rzeszy jest znacznie skuteczniejsza, bo przejęcie kontroli dokonuje się na prośbę samych zainteresowanych i ku ich zadowoleniu, przynajmniej początkowo. Nawiasem mówiąc, to jest woda na młyn antysemitników, co to uważają, że Żydzi rządzą światem. To naturalnie absolutna nieprawda, ale skoro i premier Dragi i sekretarz obrony Lloyd Austin akurat tam ładują akumulatory, to może jednak coś jest na rzeczy?

Jak tam będzie, tak tam będzie, a tymczasem nasi Umiłowani Przywódcy z rządu „dobrej zmiany” nie ustają w rozwijaniu polityki rozrzutności. Właśnie ogłoszono, że rząd wprowadzi dopłaty do węgla. W rezultacie inflacja powoli podpełza ku 20 procentom, co zaniepokoiło nawet Naczelnika Państwa, który na jednym z mityngów zauważył, że stoimy „w rozkroku”. Ów „rozkrok” polega na tym, że rozrzutność pociąga za sobą inflację, ale z drugiej strony w przyszłym roku są wybory, więc jakże tu nie praktykować rozrzutności?

Ale w kołach rządowych jakiś przytomny jegomość zauważył, że niezadowolenie z inflacji demonstrują te same środowiska, które wcześniej zajmowały stanowisko antyszczepionkowe. Krótko mówiąc – agenci Putina – którzy chcieliby wprowadzić zamęt do nienagannie sprawowanych rządów „dobrej zmiany”. Toteż Naczelnik Państwa poinformował, że rząd pracuje nad ustawą o ochronie ludności. Zostanie w związku z tym utworzony kolejny pozabudżetowy Fundusz Ochrony Ludności w wysokości ponad 3 miliardów złotych. Dzięki temu już wkrótce można będzie rozbudować aparat wyborczy, a ludność będzie chroniona jak nigdy dotąd – zwłaszcza przed agentami Putina.

Co tu dużo gadać; możemy uważać się za szczęściarzy, zwłaszcza, gdy tę ochronę jakoś przeżyjemy.

W tej sytuacji mogłoby się wydawać, że przelicytować Naczelnika Państwa w rozrzutności niepodobna, ale okazuje się, że wcale nie. Oto pani Marianna Schreiber, która wcześniej próbowała wygartywać z różnych kominów i nawet fotografowała się na golasa, teraz postanowiła służyć Polsce w specjalnie w tym celu założonej przez siebie partii „Mam Dość”. Zaproponowała, by Polska jak najszybciej przystąpiła do unii walutowej, wymieniając złotówki na euro w proporcji jeden do jednego. Widocznie jednak zbawienne pomysły mnożą się jej w głowie, niczym „koncepcje” u Kukuńka, toteż ostatnio zapowiedziała, że gdy tylko obejmie władzę, to zaraz każdemu 18-latkowi wypłaci 30 tys. złotych i wprowadzi regulowane ceny mieszkań. Jestem pewien, że z tym programem triumfalnie wejdzie do Sejmu, bo przecież wcale nie jest głupsza od innych, a wielki francuski polityk Jerzy Clemenceau przy głosowaniach stosował takie właśnie kryterium: „je vote pour le plus bete”, co sie wykłada, że głosuję na najgłupszego.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Kaliningrad w potrzasku – czy Litwa? Kto kogo za łeb trzyma?

….powiedziała dość….

https://www.money.pl/gospodarka/kaliningrad-w-potrzasku-litwa-powiedziala-dosc-6781098668620672a.html

Litwa poinformowała Rosję, że od soboty blokuje przewóz dużej części dóbr do i z Kaliningradu w związku z zachodnimi sankcjami nałożonymi na Moskwę za agresję na Ukrainę. Gubernator Obwodu się odgraża, a Reuters informuje, że posunięcie naszego sąsiada może doprowadzić do eskalacji konfliktu na linii Putin-NATO.

Litwa po ponad trzech miesiącach w Ukrainie wojny postanowiła uderzyć w Kaliningrad. W piątek nasz sąsiad poinformował Kreml, że ogranicza import i eksport z Obwodem. Gubernator Obwodu Kaliningradzkiego Anton Alichanow powiedział, że ograniczenie wpłynie na ok. połowę produktów importowanych i eksportowanych z Rosji przez Litwę.

Litwa ogranicza handel z Obwodem Kaliningradzkim

– Uważamy, że jest to najpoważniejsze naruszenie prawa do swobodnego tranzytu do i z Obwodu Kaliningradzkiego – przekonywał Alichanow w nagraniu, dodając, że władze będą naciskać na zniesienie tych środków. Dodał, że wśród towarów, których to dotyczy, są materiały budowlane, cement i wyroby metalowe.

Blokada zaczęła się od soboty. Litewskie MSZ nie chciało komentować tej sprawy. “Posunięcie to może zwiększyć i tak już wysoki poziom napięć między Rosją a NATO w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę pod koniec lutego” – pisze Reuters. Jak informuje agencja, kolejowa obsługa pasażerów z Rosji do Kaliningradu odbywa się przez terytorium Litwy bez zmian, samoloty latają nad Bałtykiem, bo przestrzeń powietrzna UE jest dla Rosji zamknięta.

Więcej statków. Ruch w Obwodzie Kaliningradzkim zamarł

Anton Alichanow powiedział, że jeśli Obwód nie będzie w stanie szybko doprowadzić do zniesienia blokady, zacznie dyskutować o potrzebie większej liczby statków do przewozu towarów do Rosji.

Nie lepiej sytuacja wygląda w przypadku naszej relacji z północnym sąsiadem. Jak pisaliśmy w money.pl na początku kwietnia, wojna w Ukrainie całkowicie zamroziła stosunki między Obwodem Kaliningradzkim a Polską. Rosjanie nie przyjeżdżają już na zakupy do naszego kraju, zniknęły reklamy w języku rosyjskim, a ruch na granicy niemal zupełnie zamarł.

– Mieliśmy duży asortyment premium tylko dla Rosjan. Teraz to wszystko się skończyło – mówił money.pl pan Mariusz, były pracownik sklepu meblarskiego w Bartoszycach.

====================================

mail: Chyba nikomu nie trzeba wyjaśniać, co to oznacza.
Dmytro Kuleba minister spraw zagranicznych Ukr…j, wystąpił z pismem do Mateuszka, o deportacje na Ukrainę, wszystkich mężczyzn, obywateli Ukrainy, w wieku od 18 do 60 lat. Najwyraźniej kończy im się żywa siła i na gwałt potrzebują nowej

Nakaz pływania z Kamieniami Milowymi u szyi. Czy premier M. Morawiecki naprawdę jest aż tak bezczelnym kłamcą?

krzysztofjaw – 17 Czerwca, 2022 https://niepoprawni.pl/blog/krzysztofjaw/czy-premier-m-morawiecki-naprawde-jest-az-tak-bezczelnym-klamca

Kiedyś – t.j. 25.01.2020 roku i odnosząc się też do moich wcześniejszych tekstów – napisałem o M. Morawieckim:

“Mateusz Morawiecki w Davos rozmawiał z szefową YouTube i  raczył był napisać na Facebooku: “Wpis z cyklu: Polaków można spotkać wszędzie. Chyba wszyscy w Polsce wiedzą co to jest YouTube, ale pewnie nie wszyscy wiedzieli, że jego szefową jest Suzanne Wójcicki.  Na pewno Was zaskoczę, ale Susan jest moją daleką kuzynką z serca Świętokrzyskiego – jej rodzina mieszkała w Piotrowicach a moja rodzina w Nawarzycach i znały się świetnie. Te relacje potwierdziliśmy już na wielu przykładach. Spotkaliśmy się właśnie w #Davos. I wszystkich serdecznie pozdrawiamy” [1].

Onegdaj też stwierdził, że: “”członkowie jego rodziny” byli w stanie przeżyć niemiecką okupację dzięki pomocy polskich rodzin, lecz „żadna z tych osób, które narażały swoje życie nie została zaliczona w poczet tych najbardziej uhonorowanych, wielkich bohaterów – Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata””. “W ten sposób Mateusz Morawiecki poinformował o żydowskich korzeniach swojej rodziny, co w polskiej polityce zdarza się rzadko. Albo wicepremier ma odwagę ignorować antysemickie uprzedzenia, albo te uprzedzenia w Polsce słabną, także w środowisku politycznym polityka. A może i jedno, i drugie”.

Wspomnę tylko, że nasz premier przez wiele lat był prezesem jednego z największych polskich banków a wszyscy na świecie wiedzą, że takie lukratywne stanowiska w sektorze banksterskim mogą mieć tylko rodowici Żydzi lub też korzeniami z tymi Żydami “zjednoczonymi”.

Czy mi to przeszkadza? Raczej nie, bo takie są fakty… Oczywiście zawsze podchodzę z pewną dozą podejrzliwości do ludzi, którzy mają żydowskie pochodzenie lub też są filosemitami. Jednocześnie jednak – mimo krytycyzmu – uważam, że można być zawsze osobą, która jest przychylna Polsce.

Swego czasu pisałem o M. Morawieckim: “Jego życiorys zawodowy jest wszakże ściśle związany z UE oraz III RP i dotychczas świetnie – jako przedstawiciel “banksterstwa” – radził sobie w tym szemranym środowisku. Stąd rodzi się wiele uzasadnionej krytyki M. Morawieckiego wskazującej, że jest on zwolennikiem i beneficjentem europejskiej idei wielopłaszczyznowej i ponadnarodowej integracji państw w ramach UE. Wskazuje się w tym kontekście, że: ukończył on “unijne” studia w Hamburgu, bankową karierę rozpoczynał w Deutsche Bundesbank w Niemczech, był związany z Central Connecticut State University i  w 1998 roku został zastępcą Dyrektora Departamentu Negocjacyjnego i Akcesyjnego w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej, czyli przygotowywał Polskę do członkostwa w UE. W sferze zarzutów wobec M. Morawieckiego jest też sprawowanie przez niego funkcji prezesa zarządu “banksterskiego” BZWBK czy ścisłe związki z Konfederacją Lewiatan, kojarzoną ze spec-kreatorami III RP i np. nazwiskami takimi jak Kostrzewa czy Bochniarz. Dla wielu ostatecznie przesądzającym o negatywnej ocenie M. Morawieckiego jest jego udział w Radzie Gospodarczej premiera D. Tuska. Wielu też wskazuje jednak, że swoje osiągnięcia zawodowe zawdzięcza tak naprawdę talentowi, wiedzy, doświadczeniu i ciężkiej pracy w niesprzyjającym mu – z powodu własnej opozycyjnej działalności jak również takowej jego ojca K. Morawieckiego – otoczeniu. Poza tym podkreśla się zaangażowanie finansowe jego banku (BZWBK) w różnorakie przedsięwzięcia patriotyczne w Polsce, których nikt nie chciał współfinansować… ani rząd PO-PSL ani też żadne gospodarcze podmioty państwowe czy prywatne”.

Pisałem to niespełna pięć lat temu i przez ten czas premier M. Morawiecki okazał się być jednak dobrym premierem, ale czy jego korzenie nie wpłyną niekorzystnie dla Polski w świetle ustawy 447 JUST? A poza tym, czy mając takie rodzinne konotacje nie powinien wpłynąć na cenzorską politykę YouTube, która na ten przykład zabrała telewizji internetowej wRealu.24 możliwość zarobkowania na reklamach?” [1].

Zacytowałem powyższe obszerne fragmenty mojego tekstu, aby przedstawić fakt, że od samego początku byłem trochę nieufny wobec premiera M. Morawieckiego, chociaż nieraz go nawet chwaliłem. Sądzę, że w ogóle zwolennicy PiS (a do takich się zaliczam) dalej mają mieszane odczucia wobec premiera i w dobrej wierze  oraz na zasadzie chciejstwa chcą wierzyć w jego dobre intencje… bo wierzy w niego J. Kaczyński. 

Ale… ostatnie tygodnie i miesiące zasiały chyba w zwolennikach partii rządzącej wiele wątpliwości, które szczególnie dotyczą tzw. Krajowego Planu Odbudowy (KPO) i warunków wobec Polski (nazywanych w UE “kamieniami milowymi”), które UE postawiła wobec naszego kraju, i które musimy spełnić, aby otrzymać jakiekolwiek pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy. 

Okazało się bowiem, że tych warunków unijnych (“kamieni milowych”) nie jest tylko trzy, które dotyczą wymiaru sprawiedliwość (a tak myślała cała opinia publiczna w Polsce), a przeszło 160 a nawet 200 czy więcej.

Musimy je wszystkie spełnić, żeby dostać choć pierwszą transzę wypłaty z unijnego FO, którą przewidziano dopiero na wrzesień 2022 roku. A te “kamienie milowe” to dosłownie “ukamienowanie Polski”. Są tam zapisy tak szczegółowe i tak pozatraktatowe, że aż “włos się jeży na głowie”. Ozusowanie wszystkich umów o pracę, podwyższenie wieku emerytalnego (sic!) czy wprowadzenie podatków za korzystanie z samochodów spalinowych (na benzynę i ropę) i tzw. “zielone zapisy”. To tylko malutki wycinek tych warunków. Można o nich przeczytać w dwóch dokumentach [2], [3]. 

Szerzej o tym pisałem w tekście: “Rządowe animozje w sprawie KPO – Czy jest to “ukamienowanie” Polski?” [4]. 

Wobec tych aż tak dużych wątpliwości myślałem, że rząd podejmie nad nimi dyskusję z polskim społeczeństwem. Liczyłem na wytłumaczenie dlaczego zgodziliśmy się na te warunki i może na jakąś obietnicę, że nie prowadzą one do utraty naszej suwerenności i niepodległości. Że może jednak jest jakieś wyjście z tych “unijnych więzów” a rząd w jakiś cudowny sposób przechytrzył lewackie elity unijne. 

Ale niestety – i piszę o tym ze smutkiem – w tym obszarze nic się nie wydarzyło a wprost przeciwnie. 

Dziś odbywa się zlot Klubów Gazety Polskiej i w czasie jego trwania padło pytanie jednego z australijskich przedstawicieli tych klubów: “Czy kamienie milowe oznaczają koniec z suwerennością Polski?”. 

Proszę dobrze sobie przyswoić co premier M. Morawiecki odpowiedział na to pytanie: “Właśnie dziś, kiedy pieniądz jest tak drogi dla Polski, musimy rynkom finansowym płacić gigantyczne pieniądze, to dziś te pieniądze z KPO są potrzebne, by zabezpieczyć naszą suwerenność (…) Wszyscy, którzy próbują rozpętać histerię wokół tzw. kamieni milowych mylą się i nie tylko są w błędzie, ale leją wodę na młyn ruskiej propagandzie. Wiecie dlaczego? Bo suwerenność możemy utracić także poprzez gigantyczny kryzys gospodarczy, który doprowadzi do załamania. A pieniądze zewnętrzne, które są grantowe, unijne, za nie nie płacimy. Nie musimy płacić odsetek, ani ich zwracać. One są potrzebne na inwestycje. Łatwiej będzie nam wyjść obronną ręką z tych tarapatów (…) Proszę wszystkich członków Klubów. Pamiętajcie – KPO wzmacnia nasze bezpieczeństwo czy suwerenność. 99 procent tych kamieni milowych jest absolutnie w interesie Polski!”. 

Powiem szczerze. Po tej wypowiedzi krew we mnie zawrzała. 

Po pierwsze: pieniądze z FO są tylko w części grantowe a reszta to pożyczki.

Po drugie: gdyby jakiś kraj unijny nie mógł spłacić tych pożyczek to m.in. Polska będzie musiała je w jakiejś części je spłacać.

Po trzecie: UE narzuca nam w “kamieniach milowych” konieczność narzucenia dodatkowych unijnych podatków (np. za samochody spalinowe), na co się zgodziliśmy.

Po czwarte: tak naprawdę 99% tych “kamieni milowych” zmniejsza naszą suwerenność a nie odwrotnie jak – powiem to dosadnie – kłamie premier M. Morawiecki. 

Czy można być aż tak aroganckim i bezczelnym kłamcą? I to wobec patriotów z Klubów Gazety Polskiej? I ten żenujący argument o krytykach jako “ruskich onucach”…

[1] https://krzysztofjaw.blogspot.com/2020/01/m-morawiecki-nic-nie-dzieje-si…(link is external)

[2] KPO – wersja polska: projekt z kwietnia 2021 roku, 498 stron – https://gfx.biznes.radiozet.pl/var/radiozetbiznes2/storage/original/appl…(link is external)..

[3] KPO – wersja angielska: “aneks” z 01.06.2022 roku, 239 stron – https://ec.europa.eu/info/system/files/com_2022_268_1_annex_en.pdf -(link is external) tak naprawdę do tego dokumentu należy się dziś odnosić, bo de facto to w tym dokumencie zapisano te setki “kamieni milowych”, 

[4] https://krzysztofjaw.blogspot.com/2022/06/rzadowe-animozje-w-sprawie-kpo…(link is external)

[5] https://niezalezna.pl/446753-premier-morawiecki-o-kamieniach-milowych-kp…(link is external)

Rozjazd czy rozłam w rządzie? Resort Zbigniewa Ziobry wydaje komunikat, że nie zaakceptował KPO z zapisami o podatkach na auta spalinowe

https://nczas.com/2022/06/14/rozjazd-w-rzadzie-resort-zbigniewa-ziobry-wydaje-komunikat-ze-nie-zaakceptowal-kpo-z-zapisami-o-podatkach-na-auta-spalinowe/
„Mam przed sobą dwa dokumenty. Krajowy Plan Odbudowy przyjęty w trakcie posiedzenia rządu i dokument z Komisji Europejskiej.
Te dwa dokumenty już na pierwszy rzut różnią się” mówił na konferencji Minister Sprawiedliwości Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro.

Dodał, że w dokumencie zawierającym Krajowy Plan Odbudowy, przyjętym przez rząd w kwietniu 2021 r. nie było mowy o nałożeniu podatków na posiadaczy samochodów z silnikiem diesla i silnikiem benzynowym.

Minister zapewniał, że on i jego środowisko polityczne nie zgodzi się na obciążenie obywateli dodatkowymi ciężarami finansowymi:

„Jako rządzący nie możemy ulegać bezpardonowo forsowanej ideologii rodem z Brukseli i wspieranej przez opozycję. Musimy myśleć w kategoriach interesu zwykłych Polaków i polskich rodzin”.

Przypomniał, że ostrzeżenia przed szantażem ze strony Komisji Europejskiej wobec Polski nie były bezpodstawne. Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta odniósł się z kolei do słów premiera Mateusza Morawieckiego i ministrów, którzy wskazywali, że resort sprawiedliwości nie oponował przeciw dokumentowi zawierającemu Krajowy Plan Odbudowy. „W przekazanym nam dokumencie było wiele ogólnych kwestii, do których nie było zarzutów” – stwierdził wiceminister Kaleta.

Źródło: PAP (Komunikat Ministerstwa Sprawiedliwości)

Frymarczenie suwerennością

Stanisław Michalkiewicz  tygodnik „Goniec” (Toronto)  •  12 czerwca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5195

1 czerwca Komisja Europejska pozytywnie zaopiniowała Krajowy Plan Odbudowy dla Polski. Ten Krajowy Plan Odbudowy, podjęty z inicjatywy Unii Europejskiej, miał dostarczyć krajom członkowskim środków na odbudowę gospodarek, zdewastowanych na skutek działań rządów, które pod pretekstem epidemii, przejęły władzę dyktatorską, bez oglądania się na konstytucyjne dyrdymały i na ręczne sterowanie gospodarką przez biurokratów, co zawsze musi skończyć się źle.

Żeby jednak Unia mogła „wspierać” kraje członkowskie, trzeba było wyposażyć Komisję Europejską w dwie dodatkowe kompetencje, których przedtem nie miała: uprawnienie do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii oraz prawo do nakładania „unijnych” podatków.

Jak pamiętamy, ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, która Komisję w te uprawnienia wyposażała, przeforsował płomienny obrońca suwerenności Polski, czyli klub parlamentarny Zjednoczonej Prawicy pod dyrekcją Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego przy pomocy klubu parlamentarnego Lewicy, reprezentującej obóz zdrady i zaprzaństwa. Komisja Europejska miała tedy się zapożyczyć u lichwiarzy, a potem przekazywać pieniądze już to w formie pożyczek, już to w formie subwencji członkowskim bantustanom,, które wskutek tego coraz bardziej przekształcałyby się w landy tysiącletniej Rzeszy.

Proces ten zaczął się stosunkowo wcześnie, bo już w 1993 roku, kiedy to wszedł w życie traktat z Maastricht, który w funkcjonowaniu Wspólnot Europejskich odchodził od formuły konfederacji, czyli związku państw, ku formule federacji, czyli państwa związkowego. W związku z tym, kiedy w czerwcu 2003 roku odbywało się u nas referendum akcesyjne, nie można było nie wiedzieć, do jakiej to Unii Polska jest przyłączana. Że Anschluss stręczył obóz zdrady i zaprzaństwa pod egidą Volksdeutsche Partei, to rzecz oczywista – ale warto przypomnieć, że w tym stręczycielstwie wziął udział również obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm pod egidą patriotów patentowanych, czyli Jarosława i Lecha Kaczyńskich.

1 maja 2004 roku Polska, podobnie jak inne bantustany Europy Środkowej, została do Unii przyłączona, co – nawiasem mówiąc – stworzyło polityczne warunki dla realizowania przez Niemcy projektu Mitteleuropa z roku 1915. Z kolei 13 grudnia 2007 roku Donald Tusk jako premier rządu, w towarzystwie Księcia-Małżonka, jako swego ministra spraw zagranicznych, podpisali traktat lizboński – jak się z oświadczenia samego premiera Tuska okazało – bez czytania. Poniekąd słusznie, bo po co tu jeszcze to czytać, jak wpierw przeczytali starsi i mądrzejsi i kazali podpisać?

1 kwietnia 2008 roku odbyło się w Sejmie głosowanie nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikowania tego traktatu, który amputował Polsce ogromny kawał suwerenności, a o rozmiarach tej amputacji dowiadujemy się stopniowo aż do dnia dzisiejszego. Posłowie obozu zdrady i zaprzaństwa wespół z płomiennymi dzierżawcami, prezydenta do ratyfikacji zgodnie upoważnili, w następstwie czego traktat ten został przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego ratyfikowany 10 października 2009 roku, a wszedł w życie 1 grudnia, proklamując Unię Europejską, jako odrębny podmiot prawa międzynarodowego.

Przypominam o tym wszystkim, żeby niczyje zasługi, w dziedzinie frymarczenia suwerennością, nie zostały zapomniane.

Jak pamiętamy, Niemcy już od stycznia 2016 roku rozpoczęły przeciwko Polsce wojnę hybrydową, najpierw w postaci „walki o demokrację”, a kiedy „ciamajdan” w grudniu 2016 roku spalił na panewce, od lutego 2017 roku rozpoczęły „walkę o praworządność” w naszym bantustanie, w której to batalii coraz większą rolę odgrywał szantaż finansowy, coraz szerzej wspierany nie tylko przez instytucje UE, nie tylko przez folksdojczów w Parlamencie Europejskim, ale i przez znaczną część tubylczych niezawisłych sędziów, którzy zdążyli się rozsmakować w całkowitej bezkarności. Taki sojusznik jest z punktu widzenia niemieckiego znacznie bardziej wartościowy, niż jakieś „Polskie Babcie”, czy pan Mateusz Kijowski, więc walka o praworządność nabierała rumieńców, aż wreszcie Niemcy odrzuciły wszelkie pozory i postawiły Polsce ultimatum, że jak nie będzie ich słuchała, to nie dostanie złamanego centa. Ponieważ nasi panowie gangsterzy liczyli na te unijne pieniądze, to pan prezydent Duda wywiesił białą flagę, a Sejm w specjalnej ustawie przyjął niemieckie ultimatum.

W tej sytuacji Komisja Europejska, „pozytywnie zaopiniowała” Krajowy Plan Odbudowy dla Polski, a tę radosną wieść przyjechała nam osobiście zakomunikować pani Ursula von der Layen. Zaznaczyła jednak, że Polska nie dostanie ani centa, dopóki nie zacznie wprowadzać w życie niemieckich żądań nie tylko w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości, ale również w różnych dziedzinach odległych. Problem w tym, że – jak to bywa z szantażystami – ultymatywne żądania mogą być mnożone dotąd, aż wreszcie Berlin uzna, że przejął pełną kontrolę nad Warszawą. Może się tedy okazać, że wywieszenie białej flagi przez pana prezydenta Dudę nie jest końcem, a zaledwie początkiem wypłukiwania z Polski pozostałych jeszcze resztek suwerenności. Tak chyba kombinuje też Naczelnik Państwa, bo na ostatnim mitingu swojego gangu, filuternie zasugerował, by – jak tylko coś pójdzie nie tak – zwalać na Unię wszystko to, czego nie będzie można zwalić na Putina. Przy takim podejściu organizatorzy frymarczenia suwerennością Polski będą się prezentowali, jako niewinne ofiary obcej przemocy.

Nie trzeba było długo czekać na potwierdzenie tych obaw, bo niemal nazajutrz Guy Verhofstadt, krzykliwy belgijski arywista, nawiasem mówiąc, kawaler Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej z 2004 roku, wystąpił z wnioskiem o odwołanie pani Urszuli ze stanowiska przewodniczącej Komisji Europejskiej, właśnie z powodu zbytniej pobłażliwości wobec Polski i rozpoczął zbieranie podpisów. Jak tam będzie, tak tam będzie, ale wydaje się, że w tej sytuacji Komisja Europejska tak łatwo Polsce nie odpuści, więc jest prawie pewne, że pan prezydent Duda będzie musiał wywieszać kolejne białe flagi tym bardziej, że rozrzutność rządu „dobrej zmiany” postawiła Polskę na skraju katastrofy finansowej.

Na razie Polska została zobowiązana do realizacji 115 „kamieni milowych”, czyli przeprowadzenia około 300 przedsięwzięć – na początek w dziedzinie sądownictwa. Wśród pozostałych niektóre wydają się pożyteczne, przynajmniej na pierwszy rzut oka, np. zmniejszenie obciążeń regulacyjnych i administracyjnych dla przedsiębiorców, ale wiele innych oznacza konieczność realizowania rozmaitych wariackich pomysłów w zakresie ochrony „planety” przed złowrogim „klimatem”, albo pomysłów niebezpiecznych w zakresie totalnej inwigilacji. Jak Polska będzie grzeczna i wszystko w podskokach zrealizuje, to w nagrodę będzie mogła dostać niecałe 24 mld euro w formie grantów i 11,5 mld euro w formie pożyczek. Oczywiście wszystkiego nie da się zrobić natychmiast, więc rzecz jest rozłożona na lata. Tymczasem w roku 2027, kiedy to zakończy się okres obecnego budżetu UE, polska składka ma wynieść 6,8 mld euro stopniowo wzrastając z ponad 4 mld w roku 2020. Sumując te składki od roku 2022 do roku 2027, znaczy to, że nasi Umiłowani Przywódcy przefrymarczyli suwerenność tylko za około 4-5 mld euro. Znając ich nie wierzę, by zrobili to bezinteresownie, bo czyż z takiej sumy nie można wykroić sporo fortun na założenie starych rodzin?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Solidarna Polska przeciw Kamieniom Milowym rzucanym w Polskę.

Ziobro: Ostateczna treść nie była przedmiotem ustaleń z SP

———————–

[proszę czytelników o przesłanie mi oryginały wypowiedzi min. Ziobro. W cenzurowanej prasie nie znalazłem. Mirosław Dakowski]

11 czerwca. https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8452408,ziobro-kpo-kamienie-milowe-solidarna-polska.html

Ostateczna treść „kamieni milowych” nie była przedmiotem ustaleń ani rządowych, ani politycznych z Solidarną Polską – oświadczył w sobotę lider partii, szef MS Zbigniew Ziobro. Solidarna Polska nie wszystkie kamienie milowe jest w stanie poprzeć, np. opodatkowania używania aut spalinowych – dodał.

W sobotę odbył się zarząd Solidarnej Polski w sprawie kamieni milowych i Krajowego Planu Odbudowy, po zakończeniu którego odbyła się konferencja prasowa przedstawicieli ugrupowania.

Lider Solidarnej Polski, szef MS Zbigniew Ziobro powiedział dziennikarzom, że zarząd podjął uchwałę w omawianej sprawie. Ostateczna treść tzw. kamieni milowych nie była przedmiotem ustaleń ani rządowych, ani politycznych z Solidarną Polską. W tym sensie nie czujemy się zobowiązani do realizacji tych wszystkich postanowień, które są tam zawarte bez wcześniejszej jej oceny, a ocenę będziemy dokonywać wyłącznie pod kątem interesu Polski i Polaków – mówił Ziobro.

Zaznaczy, że w kamieniach milowych znalazły się punkty mające charakter neutralny, ale są też i takie, które budzą zasadnicze wątpliwości. W tym kontekście wymienił opodatkowanie używania aut spalinowych.

Jest to droga do realizacji ostatniego szalonego żądania PE, aby te samochody zlikwidować z przestrzeni publicznej UE, w tym Polski – ocenił. Dodał, że Solidarna Polska nie jest w stanie poprzeć tego punktu, gdyż – zdaniem ugrupowania – uderzyłoby to w podstawowe interesy ekonomiczne milionów polskich rodzin.

Nie będziemy zgadzać się na tego typu ideologiczne szaleństwa, które będą uderzać w kieszenie Polaków – oświadczył.

Ursula von der Leyen: Żadne pieniądze nie popłyną do Polski…

Ursula von der Leyen: żadne pieniądze nie popłyną do Polski…

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, WażneAutor: Redakcja, 9 czerwca 2022

Niektórzy z was są sceptyczni, ale zapewniam, że żadne pieniądze nie popłyną do Polski, zanim reformy nie zostaną zrealizowane. Pierwsza płatność będzie możliwa, gdy nowe prawo wejdzie w życie i będzie spełniać wszystkie warunki na jakie się umówiliśmy. /TT/

Ursula von der Leyen, której wybór na przewodniczącą tzw. Komisji Europejskiej był ogłoszony jako sukces Morawieckiego potwierdziła antypolską linię polityczną. Zaskoczeni mogą być tylko idioci, tym więksi im bardziej wierzą w propagandowe brednie partii zarządzającej w Polsce, która również w osobie Morawieckiego zgodziła się na mechanizm szantażu wobec Polski. Zwolenniczka zaprowadzenia w Polsce marksizmu nazywanego praworządnością dodała, że “mamy możliwość wywarcia nacisku, który prowadzi do potrzebnych rezultatów”.

Nie jesteśmy na końcu drogi do praworządności w Polsce. Zgoda na plan naprawczy nie zatrzymuje innych procedur. Będziemy kontynuować toczące się postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego. W razie potrzeby nie zawahamy się rozpocząć nowych. /TT/

“Kamienie milowe”, które musi wypełnić Polska, aby otrzymać kredyty dotyczą w większości realizacji projektów przygotowujących Polskę do łatwiejszego wdrożenia  NWO.

Tak zwane kamienie milowe, to chyba raczej kamienie nagrobne, polskiej wolności, normalności, naszego życia. Kamienie nagrobne, a może kamienie młyńskie, które wiąże Polakom do szyi, rząd Mateusza Morawieckiego. (…) To, że Morawiecki jest zdrajcą, kłamcą i zbrodniarzem, to oczywiste, ale gdzie jest pogromca pisowskich miękiszonów Zbigniew Ziobro w tej sytuacji, gdzie on się podział, w jakiej mysiej dziurze się schował… /Grzegorz Braun/całość wypowiedzi/

Bukowski: Związek Socjalistycznych Republik Europejskich i jego bliski rozpad.

Stanisław Krajski. Masoneria polska 2022 [w kleszczach], str. 60 inn. savoir@savoir-vivre.com.pl tel. 601519 847

Bukowski świetnie wykazał, że Unia Europejska została skonstruowana na wzór ZSRR pomysłu Gorbaczowa. Porównał on, po prostu, system panujący w ZSRR z systemem panującym w Unii Europejskiej.

Stwierdził:

„W jaki sposób Związek Radziecki był rządzony? Był rządzony przez piętnastu, przez nikogo nie wybranych ludzi, którzy przed nikim nie odpowiadali i przez nikogo nie mogli zostać zwolnieni. W jaki sposób rządzona jest Unia Europejska? Przez 25 ludzi, których nikt nie wybrał, którzy przed nikim nie odpowiadają i którzy przez nikogo nie mogą zostać zwolnieni.

Czym był Związek Sowiecki? Związek Sowiecki był związkiem socjalistycznych republik. A czym jest Unia Europejska od momentu swojego powstania w 1992 roku? Unią socjalistycznych republik

W jaki sposób Związek Radziecki został stworzony? Przez naciski, przez szantaże, przez siłę, a czasem nawet przez okupację. Oczywiście Unia Europejska jak dotychczas nie posunęła się do militarnej okupacji, natomiast wszystkie inne stosowane u zarania Związku Sowieckiego metody już były stosowane. Wywierano ekonomiczne naciski na kraje, które nie chciały przystąpić do Unii Europejskiej. Stosuje się niesamowicie silną propagandę, która przypomina mi propagandę sowiecką. (…) W ZSRS, w stalinowskiej konstytucji istniał zapis, że każdy kraj ma prawo do wystąpienia ze Związku Sowieckiego. Oczywiście ten zapis istniał wyłącznie w celach propagandowych i nikt nawet nie mówił o możliwości wystąpienia ich kraju ze Związku Sowieckiego. Dlatego też nie było oczywiście żadnej drogi prawnej do takiego procesu. Ale przynajmniej twórcy stalinowskiej konstytucji czuli się zobligowani, by wstawić paragraf umożliwiający wystąpienie danego kraju ze Związku Sowieckiego. Tymczasem w pierwszym projekcie konstytucji europejskiej, która nadal jest tworzona, takiego zapisu brakuje. W tej chwili toczy się w tej sprawie dyskusja, ale na dzień dzisiejszy niema takiego projektu, który umożliwiałby wystąpienie jakiemuś krajowi z Unii Europejskiej”. Dalej Bukowski mówi:

„Sowiecki system (…) był wysoko zbiurokratyzowany, przepisy regulowały niemal każda dziedzinę życia. Europejski system, system unijny niczym się w tym obszarze nie różni. Także jest bardzo wysoko zbiurokratyzowany. Każdego roku Unia Europejska wydaje setki tysięcy stron różnego rodzaju praw, dekretów, dyrektyw. I te regulacje, podobnie jak to było w Związku Sowieckim, dotyczą niemal każdej dziedziny życia. Mówi się na przykład, że jeśli ogórek ma zły kształt to nie możemy go nazwać ogórkiem. (…) Nawet korupcja, która panuje W Unii Europejskiej jest w sowieckim stylu. W normalnym kraju korupcja płynie od dołu do góry. W krajach bloku sowieckiego korupcja płynęła od góry do dołu. I dokładnie tak samo dzieje się w Unii Europejskiej. Nie jest to zresztą niczym dziwnym, gdyż tysiące czołowych urzędników unijnych ma zapewniony immunitet. (…)

Jaki był cel powstania Związku Sowieckiego? Uczono nas w szkołach, że celem powstania ZSRS było stworzenie nowej rzeczywistości historycznej, człowieka radzieckiego.

Jaki jest cel istnienia Unii Europejskiej? Tym celem jest stworzenie nowej rzeczywistości historycznej, Europejczyka. Oba systemy zgodnie z tradycją socjalistyczną dążą do tego, by jak najbardziej osłabić państwa narodowe. W Związku Sowieckim panowała tzw. doktryna Breżniewa, doktryna ograniczonej suwerenności. Jeśli tylko któryś z krajów bloku sowieckiego nieco zmieniał swoją politykę, na którą nie zgadzała się Moskwa, natychmiast był powstrzymywany. I tak na przykład w 1968 roku, gdy Czesi zaczęli eksperymentować ze swoim systemem, najechały ich sowieckie czołgi. Ta sama zasada ograniczonej suwerenności zaczyna obowiązywać w Unii Europejskiej. Kiedy kilka lat temu Austriacy wybrali prawicowy rząd, Unia Europejska ogłosiła bojkot Austrii.

Warto, tak przy okazji przytoczyć jeszcze te słowa Bukowskiego, które powiedział na koniec swojego wystąpienia. Dotyczą one bowiem najbliższej przyszłości Unii Europejskiej:

Ale jest jedna pozytywna strona podobieństwa między tymi systemami. Wiemy jak doszło do upadku Związku Sowieckiego, możemy się więc domyślać, jak dojdzie do upadku Unii Europejskiej. My już żyliśmy w tej przyszłości i wiemy jaka ona będzie.

Po pierwsze wiemy więc, że efekty istnienia Unii Europejskiej będą dokładnie przeciwne tym obietnicom, które tam są teraz składane.

W systemie sowieckim obiecywano nam, że jest on szczęśliwą rodziną narodów, a skończyliśmy nienawiściami między narodami, które niemal doprowadziły do wybuchu. I to samo będziemy mieli w Unii Europejskiej. Obecnie nie ma wrogości pomiędzy narodami europejskimi, ale na koniec eksperymentu europejskiego ta nienawiść będzie.

Dzisiaj obiecuje się nam, że przyszłość ekonomiczna krajów europejskich będzie świetlana i będziemy mogli konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Dokładnie to samo obiecywali swym obywatelom przywódcy sowieccy. Ale efekty tych obietnic były łatwe do przewidzenia. Biurokracja, przeregulowanie oraz zmniejszanie możliwości współzawodnictwa doprowadzą do stagnacji i w końcu do recesji.

I oczywiście możemy przewidzieć, że Unia Europejska skończy tak jak Związek Sowiecki, czyli po prostu się rozpadnie. I podobnie, jak to miało miejsce w przypadku ZSRS, bałagan po rozpadzie będzie tak potężny, że potrzeba będzie wielu generacji, by doprowadzić sprawy do porządku.

Wiedząc to wszystko nie mogę zrozumieć, dlaczego tyle krajów chce teraz wstąpić do Unii Europejskiej i wziąć udział w tym eksperymencie. Szczególnie dziwi mnie to w przypadku Polski, kraju, który tak bardzo cierpiał walcząc o swoją wolność i uzyskał niepodległość po tak długim okresie niewoli. Dlaczego Polska chce oddać tę swoją tak ciężko wywalczoną niepodległość za nic? Tylko po to, by stać się częścią kolejnego fałszywego, socjalistycznego eksperymentu”.

=======================================

[dalej SK] : Według zamysłów masonerii (które zostały w telegraficznym skrócie przedstawione w poprzednim rozdziale, gdy padło nazwisko Kalergis) miały zatem na terenie Europy funkcjonować dwa, zarządzane przez masonów, państwa: ZSRR (czy jak kto woli ZSRS) i Stany Zjednoczone Europy.

W wyniku pierestrojki ZSRR przestaje istnieć, a Gorbaczow tym samym stracił swój urząd przywódcy. W Rosji rządził jej prezydent Borys Jelcyn. Gorbaczow kandydował jeszcze na prezydenta Rosji w 1996 roku. Otrzymał 386 000 głosów, czyli około 0,5%. Założył potem partię polityczną która nie odniosła żadnego sukcesu.

Dlaczego ZSRR upadł? Najprawdopodobniej z tego powodu, który podał Bukowski, ale trzeba pamiętać o tym, że Gorbaczow zmierzał ku złamaniu „świętej” umowy pomiędzy masonami: chciał z Rosji i z Europy zrobić jedno państwo pod rządami masonerii rytu francuskiego. Masoneria rytu francuskiego straciła, wraz z odejściem Gorbaczowa, władzę w Rosji, która szybko (bo już w 1999 roku) wpadła w ręce Putina. Putin nie jest masonem i nie myśli jak mason i zwalczał (i nadal zwalcza) masonerię, jak zresztą i wszelką inną konkurencję. To jest car nowego typu.