JAK ŁATWO ZOSTAĆ „POLAKIEM”

Krzysztof Baliński

Każdego, kto czuje się Polakiem, musiał zbulwersować czyn Witalija Mazurenko, który w poczuciu pełnej bezkarności znieważył więziennym, wulgarnym żargonem prezydenta Rzeczypospolitej. Podobne emocje wzbudziła Natalia Panczenko, która komentując nastroje antyukraińskie w Polsce pogroziła: „kiedy co 10 mieszkaniec Polski jest Ukraińcem to wzrastanie wrogości między Ukraińcami a Polakami jest bardzo niebezpieczne. Na terytorium Polski zaczną się walki, podpalenia sklepów, domów”. W sieci podniosły się głosy, że ukraińskie chamy powinni być surowo ukarani i wydaleni z Polski. Tymczasem okazało się, że mają już polskie obywatelstwo i są „Polakami” i że w dodatku Panczenko dostaje w polskiej telewizji honorarium za opluwanie Polaków.

Jeszcze bardziej oburzało, że w tejże telewizji nawoływała Ukraińców do nabywania polskiego obywatelstwa: „Społeczność ukraińska jest świetnie zorganizowana, ale dobrze by było, gdyby mieli swoją reprezentację w Sejmie. Ale do tej pory o tym nie myśleliśmy, pewnie dlatego, że większość z tych osób nie ma obywatelstwa polskiego”. Zdradziła przy tym, że jeszcze przed wybuchem wojny w Polsce mieszkało 2,5 mln Ukraińców, „i te osoby już obywatelstwo dostają”. A Panczenko to nie byle kto. To liderka społeczności ukraińskiej w stolicy, działaczka finansowanej przez Sorosa fundacji, szefowa organizacji o wszystko mówiącej nazwie Majdan-Warszawa. I co ważne – wyznaje pogląd, że gdy rzeźnicy z UPA nabijali polskie dzieci na sztachety płotów, to „walczyli razem z Polakami o niepodległą Ukrainę”.  

Ukraińców zachęcać nie trzeba, bo okazuje się, że już dziesiątki jeśli nie setki tysięcy polskie obywatelstwo ma, a rządzący Polską nie potrafią doliczyć się, ile obywatelstw rozdali. 23 lipca w Sejmie, podczas posiedzenia Komisji Mniejszości Narodowych, rozpatrzono informację ministra spraw wewnętrznych na temat sytuacji mniejszości ukraińskiej w Polsce. Reprezentujący ministra Andrzej Rudlicki, wygadał się: „Obowiązująca ustawa o obywatelstwie daje niemalże automatyczne obywatelstwo osobom, które określony w ustawie czas przebywają w Polsce”. Za komentarz niech służą wpisy internautów: To nawet nie sabotaż, to zbrodnia. Ewenement na skalę światową. Obywatelstwo z automatu i bezwarunkowo; Przecież to było pewne, kwestią było tylko od kiedy dostaną obywatelstwo; Może od razu połączymy się z Ukrainą, po co kombinować.

Przypomnijmy, jak Ukrainiec może zostać „Polakiem”. Od uchwalenia w kwietniu 2009 r. Ustawy o obywatelstwie funkcjonują dwa główne sposoby uzyskania obywatelstwa. Pierwszy to „Nadanie obywatelstwa przez prezydenta”. Ta procedura nie jest ograniczona przepisami, nie stawia żadnych warunków, a decyzja zależy wyłącznie od prezydenta. Drugą ścieżką jest „Uznanie za obywatela polskiego przez wojewodę” i tak o obywatelstwo może starać się cudzoziemiec, który co najmniej 3 lata legalnie przebywa w Polsce na podstawie zezwolenia na pobyt stały. Tu przypomnienie: Wcześniej o obywatelstwie decydował wyłącznie prezydent, a myk z metodą „Na wojewodę” wymyśliła PO, i obywatelstwo można sobie wychodzić u każdego z 16 wojewodów. Zmiana jest rewolucyjna – obywatelstwo z aktu łaski i przywileju stało się prawem, które można dochodzić przed sądem. Bo jeśli wojewoda odmówi, delikwent odwołuje się do sądu administracyjnego i prawie zawsze wygrywa. Tak, więc każdy, komu przyznano prawo stałego pobytu ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo.

Że tak jest, potwierdza „Ukrainian in Poland”, portal wyspecjalizowany w udzielaniu porad Ukraińcom koczującym w Polsce, jak najłatwiej otrzymać polski paszport. Odradza metodę „Na prezydenta”, bo jej wadą jest, że prezydent podejmuje decyzję według własnego uznania i bez ścisłych terminów, że nie ma możliwości odwołania od odmowy i że trzeba przedstawić silne argumenty. Portal zaleca natomiast sposób „Na wojewodę”, bo trzeba spełnić tylko warunki związane z okresem legalnego przebywania w Polsce oraz znajomością j. polskiego.

Jednak na pierwszym miejscu zaleca metodę „Na Kartę Polaka”. Otóż w 2007 r. Sejm uchwalił Ustawę o Karcie Polaka z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą. Ustawa stanowi jasno i wyraźnie: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Z tym że przy jego wydawaniu dochodzi do wielu nadużyć, a skala przekrętów jest tak wielka, że w większości posiadaczami karty zostają… etniczni Ukraińcy. Dziś Kartą legitymuje się 200 tysięcy osób, służby konsularne pracują nad milionem nowych wniosków, a zalecania z Warszawy są jasne: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci. Problem w tym, że Karta umożliwia jej posiadaczowi złożenie od razu wniosku o stały pobyt w Polsce, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo.

W 2013 r. rządzące wówczas PiS (lub rządzące lobby żydowskie i ukraińskie?) przepchnęło w Sejmie ustawę o cudzoziemcach. Prace nad nią prowadzono w trybie pilnym, a jej projekt był ściśle tajny. Do czego się tak spieszyli i co chcieli ukryć? Z MSW docierały tylko głosy, że „zachodzi potrzeba poprawy rozwiązań prawnych dotyczących dostępu cudzoziemców do polskiego rynku pracy w interesie polskich pracodawców, jak również ułatwienie pozyskiwania przez inwestorów strategicznych pracowników zza granicy”. Rzeczywiste intencje zdradził Dziennik Gazeta Prawna: „Specjalne prawo dla imigrantów z Ukrainy. Rząd chce ułatwić osiedlanie się Ukraińców na stałe w Polsce. Chodzi o zachęcanie do uzyskiwania kart stałego pobytu oraz obywatelstwa. A Dziennik Gazeta Polska dorzucił: „Nowa polityka migracyjna ma być nastawiona głównie na Ukraińców. Ułatwi im osiedlania się w Polsce”.

Za ustawą krył się Michał Dworczyk, który wcześniej złowieszczo zapowiedział „uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach obywateli”, a nie potomkach obywateli narodowości polskiej, co jednoznacznie oznaczało, że chciał ułatwić masowe osiedlanie się Ukraińców w Polsce. Przepisy ustawy jasno stwierdzają, że nie dotyczy ona Polaków, którzy znaleźli się poza krajem po zmianie granic w 1945 roku, ale daje możliwość, a nawet zachęca do przeniesienia się do Polski tych, którzy mają przodka z polskim obywatelstwem, a więc potomkom Ukraińców służących w SS Galizien i wnukowi Romana Szuchewycza.

Dlaczego Polacy nie wiedzą, jaka jest skala rozdawania obywatelstwa? Wiemy tylko, że w 2024 r. otrzymała je rekordowa liczba cudzoziemców, że ponad połowa z nich to Ukraińcy oraz że w ciągu minionych 10 lat prawa obywatelskie uzyskało 40 tysięcy Ukraińców. Rzeczywista liczba nowych „Polaków” jest jednak wielokrotnie wyższa. Liczby nie obejmują bowiem tych, którzy uzyskali obywatelstwo drogą procedury określonej jako „Przywrócenie obywatelstwa polskiego”, czyli uzyskania obywatelstwa przez potwierdzenie, że osoba ma przodków, którzy posiadali polskie obywatelstwo i jest w rzeczywistości obywatelem polskim. 

To ta procedura sprawia, że uzyskanie obywatelstwa jest bardzo proste, a przeszkody administracyjne łatwe do pokonania. Wystarczy złożyć do wojewody dokumenty potwierdzające, że pochodzi się w linii prostej od obywatela polskiego takie, jak polski dowód osobisty lub paszport, akty stanu cywilnego (w tym te wydane przez obce państwa, a więc także przez „urzędy” ukraińskie), wyciągi z ksiąg parafialnych i gminnych, książeczkę wojskową. No i wnieść kilkudziesięciozłotową opłatę skarbową.

Z taką procedurą dotychczas spotykaliśmy się w przypadku osób pochodzenia żydowskiego, a nie mówi się, że podobny modus operandi stosują Ukraińcy, bo bardzo wielu z nich ma przodków, którzy mieszkali na wschodnich terenach II RP i tym samym byli obywatelami polskimi. Ilu z nich zostało w ten sposób „Polakami”, nie wiemy. Ale musi być ich o wiele więcej niż beneficjentów tradycyjnych sposobów uzyskiwania obywatelstwa. W rezultacie polskim obywatelem łatwiej jest dziś zostać Ukraińcowi, niż etnicznemu Polakowi z kazachskich stepów, bo żeby zostać repatriantem trzeba spełnić wiele warunków, a potomek Bandery i wnuk Szuchewycza nie musi żadnego.

Do obywatelstwa polskiego zachęca Ukraińców to, że nie tracą ukraińskiego. Rzecz przy tym znamienna – do niedawna prawo ukraińskie zakazywało posiadania podwójnego obywatelstwa, ale zakaz nie było przestrzegany w odniesieniu do Ukraińców przesiedlonych do Polski. Przypomnijmy, że pierwszy pomajdanowy rząd w Kijowie był pełen zagranicznych najemników z nadanym pospiesznie obywatelstwem ukraińskim. Najemnikami z Polski byli: Sławomir Nowak, który został szefem ukraińskiej państwowej agencji drogowej; Wojciech Balczun (minister aktywów państwowych), który został prezesem ukraińskiego przedsiębiorstwa kolejowego oraz Krzysztof Bondaryk (b. szef ABW, dziś organizator Systemu Bezpiecznej Łączności Państwowej), którego ukraińska bezpieka zatrudniła jako doradcę. Inkryminowani ukraińskie obywatelstwo otrzymali bez zrzeczenia się polskiego.

Kilka tygodni temu prezydent Ukrainy podpisał ustawę o wielokrotnym obywatelstwie. Podczas Światowego Kongresu Ukraińców ogłosił jej ograniczenie do krajów wskazanych w wykazie, i że pierwszy kraj objęty nowymi przepisami to Polska. Nie mamy informacji, czy Zełenski porozumiał się w tej sprawie z Dudą, chociaż od dłuższego już czasu cyrkulowała informacja o istnieniu jakiejś tajnej umowy dopuszczającej podwójne obywatelstwo dla Ukraińców osiedlanych w Polsce. Czy ustawa ma związek z Niebiańską Jerozolimą nad Dnieprem i Ukropolin nad Wisłą? Tego nie wiemy, ale opozycja w Kijowie nazwała ją „projektem likwidacji narodu ukraińskiego”. Dodajmy, że do Polski, przez otwarte jak wrota stodoły granice, wjechało 35 tysięcy Ukraińców w pierwszym tygodniu obowiązywania edyktu Zełenskiego zezwalającego mężczyznom w wieku 18-22 lat na wyjazdy za granicę oraz że wg MON Ukrainy 1,5 miliona Ukraińców (w tym kilkaset tysięcy w Polsce) unika służby wojskowej przebywając za granicą.

„Oni liczą, że w ten sposób pozyskają nowych wyborców. No to za chwilę będą mieli swoją partię i przepchną Banderę” – tak bloger komentował incydent w Sejmie. I miał rację. Potwierdza to Natalia Panczenko, która zachęcając Ukraińców do nabywania polskiego obywatelstwa rzuciła apel: „Dobrze by było, gdyby Ukraińcy mieli swoją reprezentację w Sejmie. Powoli dojrzewamy do tego, żeby partia polityczna powstała”. Ukraiński politolog Witalij Kulik uważa, że „w ciągu kilku lat kilkaset tysięcy Ukraińców zyska polskie obywatelstwo, a jako wyborcy będą mogli realnie wpływać na sytuację w kraju, walczyć o ukraińskie interesy i wejść w politykę, w tym na listy konkretnej partii, walczącej o interesy Ukraińców”. Także portal „Ukraińska Prawda” zakłada, że 80 proc. Ukraińców z zezwoleniami na pobyt w Polsce będzie ubiegać się o paszport, „co może wpływać na wyniki w wybranych okręgach i stwarza możliwość pierwszej reprezentacji ukraińskiej w Sejmie w 2027 r.”. Wtóruje im Ołena Babakowa: „W najbliższych latach ukraińscy imigranci mogą odegrać znacząca rolę w kształtowaniu krajobrazu politycznego Polski”. I tu postawmy pytania: Czy będzie można wygrać wybory bez poparcia Ukraińców? Na kogo będą głosować, gdy wielu z nich miało dziadka w SS Galizien, a na czele rządu stoi folksdojcz, który miał dziadka w Wehrmachcie? Czy za dwa lata to nie PSL będzie w Sejmie języczkiem u wagi, ale mająca duże zdolności koalicyjne partia kierująca się interesem ukraińskim?

Co zatem robić? Rzeczą najpilniejsząjest wprowadzenie moratorium na przyznawanie obywatelstwa oraz zmiana konstytucji, bo pozbawienie obywatelstwa osobnika szkodzącego Polsce nie jest możliwe, choćby nawet taki targnął się na życie prezydenta, który mu obywatelstwo przyznał. Tu problemem jest, że włodarze Polski, co prawda, myślą o zmianie konstytucji, ale nie w kwestii obywatelstwa, lecz wpisania wiecznej przyjaźni polsko-ukraińskiej”, jako obowiązującej.

Pilnie dokonać nowelizacji ustawy o obywatelstwie, gdyż obecna nie przeciwdziała nadużyciom. Ale nie „poprzez przywrócenie wymogu znajomości języka polskiego i podwyższenie opłat administracyjnych”, jak zapowiada to (kpiąc z Polaków) rząd. I nie tak, jak Karol Nawrocki, bo podpisując nowelizację ustawy o pomocy Ukraińcom, którzy wtargnęli do Polski po 24 lutego 2022 r. (chodzi o jakieś milion osób), ograniczył nieco socjalne przywileje, ale przedłużył obowiązywanie ustawy. A to oznacza, że o polskie obywatelstwo będą mogły ubiegać się setki tysięcy Ukraińców, gdyż właśnie mijają trzy lata ich pobytu w Polsce.

Cofnąć decyzje administracyjne, jakimi są „uznanie za obywatela” przez wojewodę. Polskie prawo dopuszcza przypadki, w których wydaną przez organ administracji publicznej decyzję można uchylić lub zmienić (i to w każdym czasie), jeżeli przemawia za tym interes społeczny, a nawet wydać nową w trybie tzw. autokontroli czyli naprawienia swojego błędu. Jakim sposobem? Poprzez zweryfikowanie, czy wnioskodawca spełnił wszystkie warunki, czy wojewoda dopełnił zasady staranności. A także poprzez sprawdzenie, czy inkryminowany dostał się do Polski legalnie, czy nie miał zakaz wjazdu do Strefy Schengen, czy został przyłapany na nielegalnej pracy, czy został prześwietlony przez służby. W takich przypadkach „uznanie za obywatela” powinno być nie tylko anulowane, ale delikwent deportowany.

Dać prezydentowi prawo pozbawienia obywatelstwa cudzoziemca szkodzącemu naszemu państwu. Niech wzorem będzie uchwalona w II RP ustawa z zapisem: „Obywatel polski, może być pozbawiony obywatelstwa, „jeżeli […] utracił łączność z państwowością polską”, i z uzasadnieniem, że „celem ustawy jest podniesienie godności obywatelstwa polskiego, a przede wszystkim pozbycie się elementu niepewnego, destrukcyjnego, z obywatelstwem szemranym, których nosicieli z państwem łączy jedynie paszport”. Wydaje się przy tym, że odwołanie do sanacyjnego prawa powinno przyjść bez większego trudu prezydentowi i jego otoczeniu, bo – jak określił to Grzegorz Braun – PiS to grupa rekonstrukcyjna sanacji z dzielnicy Żoliborz.

Anulować przyznane Karty Polaka, bo wbrew postanowieniom ustawy, Karta nie „potwierdza przynależność do Narodu Polskiego”, bo przy jej wydawaniu dochodzi do wielkich nadużyć, bo drogą podrabiania dokumentów i ich „kupowania” oraz korupcji funkcjonariuszy polskich konsulatów w większości jej posiadaczami zostali etniczni Ukraińcy. A przede wszystkim dlatego, że polskie prawo pozwala jej posiadaczowi od razu złożyć wniosek o stały pobyt w Polsce i po roku mieć polskie obywatelstwo.

Co zrobić jeszcze? Symbolicznie pozbawić obywatelstwa wszystkich, którzy brali czynny udział w tym przestępczym procederze, poprzez sporządzenie listy hańby odpowiedzialnych za to funkcjonariuszy państwa wszystkich szczebli, listy, która objęłaby potomków tych, których w MSW ulokował Berman i Kiszczaka. Bo w gmachu przy ul. Rakowieckiej spraw „pilnuje” ciągle ta sama od dekad ekipa, których nikt nie kontroluje i nie rozlicza, którzy przepuścili przez granice z Ukrainą bez żadnej kontroli miliony Ukraińców, którzy napisali ustawę fundującą Ukraińcom pełny wikt i opierunek, i to bez żadnej kontroli. Bo żeby zostać jej beneficjentem wystarczyło przyjechać sobie do Polski z dowolnego zakątku świata (niekoniecznie z Ukrainy!) i posiadać ukraiński paszport lub dowód osobisty. Na czele takiej listy powinien znaleźć się Andrzej Duda, bo nie można zapomnieć, kiedy na przejściu granicznym wrzeszczał: „W ciągu ostatnich dni przyjęliśmy uchodźców z Ukrainy, którzy pochodzą ze 170 państw na całym świecie. Przyjmiemy wszystkich, którzy będą tego potrzebowali.  Do Polski wpuszczani są wszyscy mieszkańcy Ukrainy, wszyscy uchodźcy, zarówno ci, którzy mają paszporty, jak i ci, którzy nie posiadają dokumentów. Wszyscy z przejścia granicznego mogą odjechać autobusami w głąb Polski”.

Skazać na symboliczną banicję wszystkich, którzy otwarli Polskę na przestrzał, którzy wygenerowali ruch na wschodniej granicy i stworzyli popyt na „uchodźców” oraz tych, którzy sterowali wielką akcją przesiedleńczą, nieodwracalnie zmieniającą strukturę etniczną Polski i którzy robią wszystko, żeby Ukraińcy zostali w Polsce na zawsze. Mateusza Morawieckiego, który przed wybuchem wojny zapowiedział: „Jesteśmy gotowi na przyjęcie 4-5 milionów uchodźców”. Mariusza Kamińskiego, który złożył zobowiązanie: „Przyjmujemy wszystkich, kto będzie chciał”. No i ministra, który ustami swego ryżego rzecznikazłożył haniebną deklarację: Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego. No i coś więcej – bo nie może być tak, jak z byłym ministrem zdrowia, któremu za doprowadzenie do przedwczesnej śmierci 200 tysięcy Polaków, zamiast szubienicy, obili tylko gębę.

Jest źle, a nawet – jak głosi napis umieszczany na tarczach dawnych zegarów słonecznych – Jest już później, niż myślisz. Najwyższy czas na działania, bo jeśli istnieje powód do „wyjścia na ulice”, to jest nim zaistnienie z całą mocą kwestii ukraińskiej, osiedlanie milionów Ukraińców, panoszenie się obcego żywiołu i obce flagi wszędzie. Albo oni albo my. To bój o przetrwanie. To zderzenie dwóch żywiołów wzajemnie się wykluczających. Na obronę Polski z pozycji innej, niż „słudzy narodu ukraińskiego” liczyć nie możemy. Tylko pomarzyć można, aby Radek Applebaum powiedział: Jesteśmy sługami narodu polskiego”. Trudno też wyobrazić sobie w takiej roli autora słów „Polska to nienormalność”. Mówmy, zatem o narodowości renegatów. Pytajmy, kto ma w swym wyborczym programie przywrócenie granicy z Ukrainą. Nie pozwólmy oszukać się po raz kolejny. Niech, chociaż raz, Polak będzie mądry przed szkodą a nie po szkodzie.

Krzysztof Baliński

Milion funtów za podżeganie do wojny? Boris Johnson oskarżony o łapówki

Milion funtów za podżeganie do wojny? Boris Johnson oskarżony o łapówki od zbrojeniowego lobby

zmianynaziemi./milion-funtow-za-podzeganie-do-wojny-boris-johnson-oskarzony


Były brytyjski premier Boris Johnson otrzymał łapówkę w wysokości miliona funtów za lobbowanie na rzecz kontynuowania wojny na Ukrainie – ujawnia szokujące śledztwo dziennika The Guardian. Ta suma, przekazana przez potężnego udziałowca firmy zbrojeniowej, rzuca mroczny cień na prawdziwe motywy wsparcia Wielkiej Brytanii dla Kijowa.

Śledztwo przeprowadzone przez brytyjski The Guardian oparte na wyciekłych dokumentach pokazuje, że pod koniec 2022 roku, krótko po ustąpieniu ze stanowiska premiera, Johnson otrzymał milion funtów od Christophera Harborne’a – największego udziałowca brytyjskiej firmy zbrojeniowej QinetiQ. Pieniądze zostały przekazane na konto prywatnej spółki Johnsona, utworzonej specjalnie w tym celu, i nie zostały zarejestrowane jako darowizna polityczna.

Harborne kontroluje 13% udziałów w QinetiQ, przedsiębiorstwie, które dostarcza Ukrainie drony Banshee oraz roboty saperskie. Wyciekłe dokumenty pokazują, że w styczniu 2023 roku w kalendarzu Johnsona znalazło się 30-minutowe spotkanie z Harbornem, opisane jako “briefing na temat Ukrainy”. Wkrótce potem były premier spotkał się z biznesmenem i wspólnie odbyli podróż do Polski i na Ukrainę.

Co szczególnie niepokojące, podczas wizyty na Ukrainie we wrześniu 2023 roku Harborne był oficjalnie zarejestrowany jako “doradca Biura Borisa Johnsona”, co dało mu dostęp do spotkań na wysokim szczeblu z ukraińskimi urzędnikami. Agenda ujawniona przez amerykańską grupę do spraw transparentności Distributed Denial of Secrets zawierało punkt opisany jako “zamknięte spotkanie w centrum badawczo-rozwojowym technologii wojskowych” oraz sesję oznaczoną jako “tylko Boris i Chris”.

Eksperci sugerują, że Johnson mógł mieć osobisty interes finansowy w lobbowaniu za kontynuowaniem konfliktu.

To on miał przekonywać prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego do odrzucenia rosyjskiej propozycji pokojowej i kontynuowania walk. Dawid Arachamia, były główny negocjator ukraiński, twierdzi, że Johnson skutecznie storpedował pierwsze rozmowy pokojowe między Moskwą a Kijowem w Stambule w marcu 2022 roku, namawiając Ukrainę do porzucenia negocjacji – choć sam Johnson stanowczo temu zaprzecza.

Spytany o komentarz w sprawie ustaleń The Guardian, Johnson agresywnie zaatakował gazetę, twierdząc, że publikuje “żałosne nieprawdy” pochodzące z “nielegalnego rosyjskiego włamania”. Oskarżył nawet medium, że “wykonuje pracę Putina”. Przedstawiciel Harborne’a potwierdził jednak transfer pieniędzy, zaznaczając, że dobroczyńca Johnsona “nie ma nic do ukrycia”.

Ujawnienie tych powiązań jest szczególnie kontrowersyjne w świetle ogromnych sum, jakie Wielka Brytania i inne kraje zachodnie przeznaczają na pomoc wojskową dla Ukrainy. Wielomiliardowe kontrakty na dostawy sprzętu wojskowego przynoszą gigantyczne zyski firmom zbrojeniowym, w tym QinetiQ, co rodzi pytania o etykę i przejrzystość tych relacji.

Harborne nie jest nowicjuszem w świecie wpływowych darowizn politycznych. Jest znany jako jeden z głównych sponsorów Brexitu, przekazując ponad 10 milionów funtów na tę kampanię. Wspiera również finansowo partię Reform i Nigela Farage’a. Oprócz udziałów w QinetiQ, Harborne jest również udziałowcem w DigFinex, spółce-matce firm kryptowalutowych Bitfinex i Tether.

Skandal ten podaje w wątpliwość motywacje brytyjskiego zaangażowania w konflikt ukraiński i pokazuje, jak interesy polityczno-biznesowe mogą wpływać na decyzje o życiu i śmierci tysięcy ludzi. Czy wspieranie Ukrainy przez Wielką Brytanię wynika z troski o suwerenność tego kraju, czy może z chęci pomnażania majątków przez wpływowych biznesmenów i polityków? To pytanie, które po ujawnieniach skandalu przez The Guardian, staje się coraz bardziej palące.

Źródła:

https://voennoedelo.com/en/posts/id1947-boris-johnson-linked-to-1m-paym…
https://fakti.bg/en/world/1006731-the-guardian-boris-johnson-may-have-e…
https://www.rt.com/news/626269-boris-johnson-donor-ukraine-trip-media/
https://eadaily.com/en/news/2025/10/12/johnson-received-a-bribe-from-a-…
https://protos.com/tether-shareholder-was-boris-johnsons-advisor-in-ukr…

B. doradca Zełenskiego, Arestowicz: Rosja demonstracyjnie ostrzega UE: Miasta mogą zostać pozbawione dostępu do prądu, wody i kanalizacji.

Były doradca Zełenskiego, Arestowicz: Rosja demonstracyjnie ostrzega UE

Pogląd ten wyraził Ołeksij Arestowicz, były doradca szefa gabinetu Zełenskiego.

DR IGNACY NOWOPOLSK OCT 13

Rosja uciekła się do demonstracyjnego ataku na UE, pokazując, że europejskie miasta mogą zostać pozbawione dostępu do prądu, wody i kanalizacji.

Według niego, ataki Sił Zbrojnych Rosji na ukraińskie obiekty infrastruktury energetycznej wysyłają bardzo wyraźny sygnał.

Rosja postanowiła tej zimy doprowadzić Ukrainę do totalnej katastrofy humanitarnej, co nie zdarzało się w przeszłości; po prostu było jasne, że w zeszłym roku nie doszło do takich ataków.

Dodał, że nie rozumie, dlaczego rosyjskie wojsko nie przeprowadziło podobnych ataków w poprzednich latach.

Nie wiemy, jakie były ich możliwości ani intencje. Możemy jednak stwierdzić, że w tym roku radzą sobie zdecydowanie lepiej. Nie lepiej, ale znacznie skuteczniej. – przyznał były urzędnik.

Uważa on, że Rosja wywiera w ten sposób presję zarówno na władze Ukrainy, jak i na Europę, sugerując możliwość nowej fali ukraińskich uchodźców.

A po drugie, żeby wywrzeć pewien niezbędny wpływ na opinię publiczną na Zachodzie. To jak lekcja na przyszłość. Porozmawiają później, ale nie później, teraz. Chcesz, żeby było jak na Ukrainie? Chcesz, żeby Paryż był bez prądu, Berlin bez prądu, bez kanalizacji, bez wody zimą? Nie? Negocjujmy. Taka jest logika. Przykładna chłosta.

„— podsumował były doradca szefa gabinetu Zełenskiego.

Przypominamy, że w ciągu ostatnich kilku dni rosyjskie siły zbrojne przeprowadziły ataki na ukraińskie obiekty infrastruktury energetycznej, w tym elektrownie cieplne i elektrociepłownie w Kijowie, a także w zachodnich regionach kraju.

Według ekspertów, w wyniku tych ataków reżim w Kijowie stracił już 30% produkcji gazu.

– zauważył Arestowicz.

A wszystko jeszcze jest przed nami. Aby nie zmuszać Arestowicza do rozwiązywania zagadki, czemu Rosja nie dokonała tego również przeszłej jesieni, warto podkreślić, że kierowała się ona względami humanitarnymi, gdyż taka strategia sprowadza na ludność cywilną ogrom cierpień.

Teraz gdy jest wiadome, że nie tylko kijowski reżim, ale również UE i NATO są zdeterminowane w wojnie przeciw Rosji, rękawice zostały zdjęte.

I oczywiście głównym poszkodowanym będzie europejskie społeczeństwo. Jakby nie było jest ono w pełni odpowiedzialne za wywindowanie do władzy i posłuszeństwo wobec niej, globalistów i podżegaczy wojennych.

Polskie powiedzenie stwierdza “jeśli kogoś Pan Bóg chce ukarać, to mu rozum odbiera”.

To jest wasza wojna, degeneraci, wasza grabież Polski – czerwony i zielony ład

To jest wasza wojna, degeneraci, wasza grabież Polski – czerwony i zielony ład

Autor: CzarnaLimuzyna, 9 października 2025

To jest wasza wojna, degeneraci, wasza wojna z Polską, wasza grabież i inne przestępstwa łącznie z najgorszymi – zdradą i kolaboracją. To jest wasz czerwony i wasz zielony ład. Wasz pakt migracyjny, wasi „goście” – potencjalni gwałciciele i mordercy szmuglowani do Polski z którejkolwiek strony by nie byli.

Teza o “naszej wojnie” na Ukrainie jest antypolską brednią, która ma stwarzać pozór usprawiedliwienia gigantycznego procederu okradania Polski i narażenie jej na tragiczne skutki dalszej eskalacji.

Hitler gdy zaatakował Stalina w 1941 roku nie stał się naszym sojusznikiem i na odwrót: Stalin wbrew propagandzie ani przez chwilę nie był naszym sojusznikiem, co udowodnił w latach 1943,44,45.

Banderowska Ukraina na pewno nie jest mniejszym wrogiem Polski niż Rosja. Jedyną różnicą są większe możliwości militarne Rosji. Ukraina ma natomiast V kolumnę w Polsce, której Rosja nie ma. Na pewno nie w takiej skali.

Wnioski powinny być jednoznaczne: nasi wrogowie biją się między sobą bez naszego udziału i bez naszej pomocy dla którejkolwiek ze stron.

Wojna przeciw Polsce

Wojna z Polską została już dawno rozpoczęta, a zdrajcy, nie pierwszy raz, stają po stronie naszych wrogów – na zmianę – raz po stronie Rosji, innym razem po stronie Niemiec, Ukrainy i państwa położonego w Palestynie.

Niestety, większość polskiego społeczeństwa zdezerterowała z frontu tej wojny – wojny przeciw Polsce. Olbrzymia część, co jest ogromnym dramatem, w ogóle jej nie zauważa, a niektórzy zajęli pozycję po stronie atakującej Polskę.

A co mają na temat do powiedzenia “ukraińskie onuce” i “prorosyjska” Marta Czech?

Rusofobia – bliźniacza siostra banderyzmu

Rusofobia – bliźniacza siostra banderyzmu

[Umieszczam, mimo, że nie zgadzam się z duża częścią, wg. mnie płytkich, argumentów. Obecna Rosja nie odcięła się od sowietów ani od ich zbrodni. MD]

Od 10 września 2025 roku rządzący Polską establishment prowadzi zmasowany atak psychologiczny na naród polski, mający na celu przełamanie naszego oporu przed wepchnięciem Polski do wojny z Rosją po stronie Ukrainy. 

Mający wszelkie pozory irracjonalności ów atak ma swoje oparcie w pewnym istotnym, acz nie zawsze uświadamianym, jednakowoż bardzo realnym zjawisku, jakim jest podsycana od lat przez wielu polityków, media i organizacje pozarządowe rusofobia.

Korzenie i źródła

Słownikowo rzecz ujmując rusofobia to niechęć lub strach skierowany przeciwko Rosji, Rosjanom lub rosyjskiej kulturze opierający się na historycznych doświadczeniach związanych z rosyjską ekspansją w XVIII i XIX wieku w Azji i w Europie. Zrodziła się ona najpierw we Francji, która po klęsce Napoleona obawiała się podboju Europy przez Rosję (do tej anachronicznej matrycy odwołuje się obecnie prezydent Emmanuel Macron), a następnie wraz z wkroczeniem Cesarstwa Rosyjskiego do Azji Centralnej rusofobia rozkwitła w Wielkiej Brytanii, obawiającej się ataku Rosji na skolonizowane przez Brytyjczyków Indie.

Z kolei podłożem polskiej rusofobii były dokonane w końcu XVIII wieku rozbiory I Rzeczypospolitej bardzo umiejętnie wykorzystane później przez geopolitycznych rywali Rosji – najpierw Wielką Brytanię, a po II wojnie światowej przez Stany Zjednoczone.

Obecna postać polskiej rusofobii została w dużej mierze wygenerowana przez Anglosasów po dojściu do władzy w Rosji Władimira Putina, a proces ten nasilił się po pamiętnym przemówieniu Putina na 43. Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa 10 lutego 2007 roku, gdzie rosyjski przywódca ośmielił się potępić i zakwestionować amerykańskie dążenie do jednostronnego zarządzania światem, uznając je za nielegalne i niemoralne.

I chociaż zarzuty prezydenta Federacji Rosyjskiej były racjonalne i ze wszech miar uzasadnione, po tym wystąpieniu kolektywny Zachód uznał Rosję i jej przywódcę za swego głównego wroga. Można by powiedzieć, że ze względu na wasalne podporządkowanie Polski interesom Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, monachijskie przemówienie prezydenta Putina było jednocześnie aktem założycielskim najnowszej postaci polskiej rusofobii. Z analogicznym procesem mieliśmy do czynienia też na Ukrainie po sukcesie tzw. pomarańczowej rewolucji w 2004 roku, kiedy prezydentem kraju został prozachodni polityk Wiktor Juszczenko. Od tego momentu zaczęła się stymulowana przez Anglosasów forsowna banderyzacja Ukrainy, która w perspektywie miała przyczynić się do przywrócenia utraconego po odejściu Borysa Jelcyna władztwa Zachodu nad Federacją Rosyjską i jej ogromnymi zasobami.

Rusofobia w służbie Anglosasów

Można by zapytać co banderyzacja Ukrainy ma wspólnego z polską rusofobią? Otóż ma! Wbrew pozorom, oba zjawiska mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. Zarówno obecna polska rusofobia, jak i rozprzestrzeniający się na Ukrainie banderyzm stały się jednymi z najważniejszych instrumentów w rękach Anglosasów w ich zmaganiach o podporządkowanie Federacji Rosyjskiej ich globalnym interesom politycznym i ekonomicznym. O ile banderyzm jest stosunkowo nowym zjawiskiem, o tyle polska rusofobia ma o wiele dłuższą historię. Nie miejsce tutaj na szczegółowe opisywanie źródeł i dziejów polskiej rusofobii, bo jest to temat na duże opracowanie, ale od panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego odgrywa ona istotna rolę w kształtowaniu geopolityki eurazjatyckiej.

Jako pierwsi obok Prusaków jej zalety i ogromny potencjał dostrzegli Brytyjczycy; aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na północną stronę wschodniej półkuli naszego globu z orbity geostacjonarnej. Brytyjczycy szybko dostrzegli, że mieszkający w sercu europejskiego kontynentu Polacy, będący jednocześnie przez cały XIX wiek poddanymi Imperium Rosyjskiego, mogą być doskonałym narzędziem do prowadzenia zbrojnej i politycznej dywersji na tyłach rywala, jakim było dla Brytyjczyków na terenie Azji Środkowej Imperium Rosyjskie. Z tego względu dużo zainwestowali w polski insurekcjonizm, który miał być narzędziem do osłabiania Rosji.

Jako Polacy po dziś dzień nie zorientowaliśmy się, że rusofobia, którą karmi się nas obecnie jest stworzonym przez Anglosasów na użytek Polaków wariantem ukraińskiego banderyzmu w celu zatrucia naszych serc i dusz trwałą nienawiścią do Rosji, abyśmy chętnie ginęli w wojnach z Rosją w interesie zachodnich banksterów i korporacji. Jako że Rosja jest obecnie nieobecna w polskiej rzeczywistości politycznej, gospodarczej i nie ma nawet wymiany kulturalnej, anglosaskim podżegaczom trudniej jest pójść tropem XIX-wiecznych powstań. Wówczas wystarczyło sypnąć groszem i wygłosić trochę równie płomiennych, co oderwanych od rzeczywistości manifestów, aby rozpalić młodzieńcze głowy insurekcyjnymi mrzonkami i tragedia była gotowa. Polacy wywoływali powstanie, Rosjanie je tłumili, a zatrutym owocem tych intryg była wzajemna wrogość. I o to właśnie Anglikom chodziło i o to właśnie chodzi obecnie Amerykanom.

Zarządzanie rusofobią

Jako że obecnie rzeczywistość geopolityczna w centrum Europy jest gruntownie inna niż w XIX wieku, Anglosasi szukają innych sposobów, aby skutecznie trafić z trucizną rusofobii do serc Polaków. Tutaj najważniejszym instrumentem manipulacji jest utożsamianie współczesnej Rosji z bolszewickim tworem wyrosłym na gruzach carskiej Rosji w okresie Bitwy Warszawskiej 1920 roku, czy też ze Związkiem Radzieckim z okresu tzw. operacji polskiej z 1937 roku i zbrodni katyńskiej z 1940 roku. I fakt, że od momentu pokonania przez bolszewików ostatnich białych armii zimą 1920 roku do rozwiązania ZSRR w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1991 roku Rosja nie istniała jako suwerenny byt polityczny, nie ma dla manipulatorów żadnego znaczenia. A wiadomo z czym kojarzy się w powszechnej świadomości Związek Radziecki – gułagi, represje, miliony ofiar, wasalizacja i eksploatacja sąsiednich państw, czyli z wszystkim co najgorsze. A skoro Związek Radziecki i Rosja to to samo, to niezwykle łatwo dokonać stosownej projekcji.

Owe stereotypy są z kolei idealnym podłożem do budowania poczucia zagrożenia, że oto rosnąca w siłę Rosja lada chwilę zaatakuje Polskę, a następnie – podobnie jak miało to być 1920 roku – opanuje całą Europę, aż po Lizbonę. Wyciąga się przy tym rosyjską interwencję w Gruzji w sierpniu 2008 roku czy trwającą od 24 lutego 2022 roku Specjalną Operację Wojskową, bez jakiegokolwiek zamiaru wnikania w przyczyny owych interwencji. Nieprzypadkowo jest to jeden z najważniejszych wysuwanych przez Rosję warunków zakończenia wojny na Ukrainie. Budowany na tych stereotypach strach, politycy i media głównego nurtu podsycają doniesieniami o rzekomych okrucieństwach żołnierzy rosyjskich popełnianych na Ukrainie, dokonując przy tym bardzo niebezpiecznego zabiegu, jakim jest dehumanizacja Rosjan.

Ma się więc polska rusofobia czym tuczyć, chociaż ze względu na rozwój internetu na szczęście nie ma tak łatwo. Okazuje się, że znaczna część narodu polskiego nie jest aż tak podatna na coraz bardziej siermiężną antyrosyjską propagandę. Dlatego rządzący Polską zbrodniarze (bo ze względu na zagrożenie, jakie sprowadzają na Polskę, tak trzeba tych polityków określać) robią wszystko, aby ten trend odwrócić, uciekając się nawet do operetkowych prowokacji. I chociaż Polacy się budzą, to musimy być cały czas świadomi, że poważne zainfekowanie części narodu polskiego rusofobią stanowi obecnie jedno z największych zagrożeń nie tylko dla naszej państwowości, ale wręcz dla naszego bytu biologicznego. Dlatego nadszedł czas, aby podjąć walkę z tym mocno ugruntowanym w polskiej mentalności, niezwykle niebezpiecznym zjawiskiem, które – jeśli nie zostanie głośno nazwane po imieniu – niczym rak będzie pustoszyć polskie życie polityczne, aż do unicestwienia państwa.

Zatrucie nienawiścią odbiera rozum

Czym grozi dalsze zatruwanie Polaków rusofobią, najlepiej pokazuje przykład zatrucia Ukrainy bliźniaczym wobec rusofobii banderyzmem, który napełniając Ukraińców nienawiścią do Rosjan, wyłączył u nich funkcjonowanie rozumu i jakichkolwiek przejawów zdrowego rozsądku. Gdyby nie wyciągnięty z lamusa historii przez Anglosasów i wtórnie przeszczepiony na Ukrainę banderyzm, nigdy by nie doszło do toczącego się obecnie na Ukrainie konfliktu zbrojnego. Bliźniacze wobec siebie banderyzm i rusofobia odbierają rozum tym, którzy się nimi zainfekują, i to dosłownie, a zmierzająca obecnie ku unicestwieniu Ukraina jest na to doskonałym przykładem.

Uwikłana przez Anglosasów w wojnę z Rosją Ukraina jeszcze dzisiaj mogłaby wyjść z tej wojny obronną ręką przyjmując dosyć umiarkowane warunki Rosjan. Niestety, zachodnim sponsorom obecnych władz Ukrainy zależy na kontynuowaniu wojny z Rosją, która w istocie jest wojną w obronie kopalń, hut, licznych zakładów przemysłowych, ziemi i złóż, w dużym stopniu należących do żydowskich funduszy inwestycyjnych i anglosaskich koncernów. A banderyzm jest jednym z najistotniejszych narzędzi do zapewnienia kontynuacji tej wojny, bo jak długo serca Ukraińców będą zatrute nienawiścią do Rosjan, tak długo Ukraińcy będą walczyć w obronie zachodnich aktywów na Ukrainie wierząc, że walczą w obronie wolności, demokracji i niepodległości swego kraju. Nie może to się skończyć inaczej jak unicestwieniem Ukrainy. Wydaje się, że najważniejsi gracze na Wschodzie i na Zachodzie zdają już sobie z tego sprawę i jest wiele symptomów wskazujących na to, że właśnie trwa kontrolowany proces likwidacji państwa ukraińskiego w takiej postaci, w jakiej istniało ono przez ostatnie trzydzieści kilka lat. I obyśmy nie zostali zaskoczeni pewnymi poczynionymi ponad naszymi głowami ustaleniami związanymi z bardzo prawdopodobną likwidacją ukraińskiego państwa.

Historia zatoczyła koło

Jako Polacy musimy zrobić wszystko, aby uniknąć podobnego losu, a może stać się on naszym udziałem, jeśli damy się zatruć rusofobią, którą powinniśmy zwalczać ze wszystkich sił. Trwająca od 10 września psychologiczna agresja na percepcję i świadomość Polaków ma nas tak zaprogramować, abyśmy powiedzieli „tak” włączeniu Polski do wojny, ewentualnie abyśmy wymęczeni tym atakiem, w kluczowym momencie przynajmniej zachowali się biernie.

I chociaż nie zdajemy sobie z tego sprawy, jest to jedna z najważniejszych bitew, jaką polski naród toczy po II wojnie światowej, a na pewno najważniejsza w XXI wieku. Jest bardziej niż prawdopodobne, że NATO jeszcze oficjalnie nie weszło do wojny z Rosją ze względu na duży opór w polskim społeczeństwie. Polska dla eskalacji wojny na wschodzie jest krajem kluczowym, dlatego główna bitwa toczy się obecnie o przełamanie naszego oporu, a potęgowanie rusofobii ma odegrać w tym kluczową rolę, bo tylko w ten sposób można odebrać Polakom rozum, aby chętnie ginęli w cudzej wojnie. Bez większej przesady można powiedzieć, że los Europy, a kto wie, może i świata – jest znowu w rękach Polaków. Możliwe, że w tym wypadku Friedrich Nietzsche i Martin Heidegger mieli rację, bo właśnie historia zatoczyła koło.

Musimy też być świadomi tego, że ze względu na to, iż Anglosasi uczynili banderyzm ważnym instrumentem do walki z Rosją, sprawa należytego upamiętnienia ofiar ukraińskiego ludobójstwa Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, tak długo nie ruszy z miejsca, jak długo będziemy pozostawać w wasalnej zależności od Stanów Zjednoczonych. Może się to zmienić tylko w sytuacji, gdy Anglosasi uznają swoją porażkę na Ukrainie i porozumiawszy się z Rosją wspólnie zlikwidują ukraińskie państwo, a wraz z nim zakończą neobanderowski eksperyment. Może na chwilę obecną wydaje się to nieprawdopodobne ale wbrew pozorom nie jest to takie niemożliwe.

Krzysztof Warecki

Ukraińska siatka przemytnicza rozbita. Straż Graniczna ujawnia szczegóły

Ukraińska siatka przemytnicza rozbita. Straż Graniczna ujawnia szczegóły śledztwa

https://www.fronda.pl/a/Ukrainska-siatka-przemytnicza-rozbita-Straz-Graniczna-ujawnia-szczegoly-sledztwa,247857.html


Funkcjonariusze Straży Granicznej rozbili zorganizowaną grupę przestępczą, która zajmowała się nielegalnym sprowadzaniem cudzoziemców do Polski. Wśród zatrzymanych znalazło się troje obywateli Ukrainy – w tym małżeństwo z Gdyni oraz kobieta z Przemyśla. Według ustaleń śledczych, grupa mogła pomóc w nielegalnym przekroczeniu granicy nawet kilkuset osobom, w tym obywatelom Białorusi, Ukrainy i Gruzji.

Jak poinformowała Straż Graniczna, 1 października w Gdyni zatrzymano 44-letniego Ukraińca i jego 42-letnią żonę. Dzień później, w ramach działań koordynowanych z Bieszczadzkim Oddziałem Straży Granicznej, w Przemyślu wpadła trzecia podejrzana – 51-letnia obywatelka Ukrainy.

Zatrzymani są podejrzani o udział w zorganizowanej grupie przestępczej zajmującej się nielegalnym przekraczaniem granicy. Śledztwo w tej sprawie nadzoruje Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście.

Z ustaleń śledczych wynika, że członkowie grupy tworzyli w Polsce fikcyjne spółki i składali w urzędach fałszywe oświadczenia o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcom. Dzięki temu legalizowali pobyt i ułatwiali wjazd obcokrajowcom, którzy nie mieli prawa przekraczać granicy.

Według Straży Granicznej, w ten sposób nielegalnie sprowadzono do Polski 134 obywateli Białorusi, 839 Ukraińców oraz 2 Gruzinów. Cudzoziemcy uzyskiwali pozory legalnego zatrudnienia, co umożliwiało im dłuższy pobyt na terytorium Unii Europejskiej.

Podczas przeszukań w mieszkaniach i biurach podejrzanych funkcjonariusze zabezpieczyli telefony, laptopy, nośniki pamięci oraz karty płatnicze. Na jednym z komputerów znaleziono konto kryptowalutowe, na którym zgromadzono środki o wartości ponad 6300 dolarów amerykańskich.

Oprócz tego zabezpieczono 22 630 złotych, 4 278 dolarów i 935 euro w gotówce, które – jak podejrzewają śledczy – mogły pochodzić z przestępczej działalności.

Wobec całej trójki sąd zastosował trzymiesięczny areszt tymczasowy. Straż Graniczna nie wyklucza kolejnych zatrzymań w ramach rozszerzonego śledztwa, które obejmuje również wątek prania pieniędzy oraz współpracy z innymi grupami zajmującymi się przemytem ludzi.

Rzecznik Straży Granicznej poinformował, że działania prowadzone są przy współpracy z Zarządem Operacyjno-Śledczym Komendy Głównej SG oraz Morskim Oddziałem SG.

– Sprawa ma charakter rozwojowy. Zgromadzone materiały dowodowe wskazują na istnienie rozbudowanej struktury zajmującej się procederem legalizacji pobytu cudzoziemców – przekazał rzecznik SG.

Według śledczych, zatrzymani mogli być jedynie częścią większej sieci powiązań obejmującej zarówno Polskę, jak i kraje Europy Wschodniej.

— Straż Graniczna (@Straz_Graniczna) October 6, 202

Orban oskarżył Zełenskiego o szantaż. „Tym razem też się to nie powiedzie”

Orban oskarżył Zełenskiego. „Tym razem też się to nie powiedzie”

7.10.2025 https://nczas.info/2025/10/07/orban-oskarzyl-zelenskiego-tym-razem-tez-sie-to-nie-powiedzie/

Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP/PA
Premier Węgier Viktor Orban. Foto: PAP/PA

Prezydent Ukrainy znów stosuje swoją tradycyjną taktykę szantażu moralnego, by zmusić kraje do poparcia jego wysiłków wojennych – ocenił w poniedziałek na X premier Węgier Viktor Orban, komentując wypowiedź Zełenskiego, który przyznał, ze niezależnie od stanowiska Budapesztu, Ukraina wejdzie do UE.

============================

„Węgry nie mają moralnego obowiązku popierania przystąpienia Ukrainy do UE. Żaden kraj nigdy nie szantażował (innych), żeby dostać się do Unii Europejskiej i tym razem też się to nie powiedzie. Traktat o UE nie pozostawia miejsca na niejasności: o członkostwie decydują państwa członkowskie, jednomyślnie” – podkreślił Orban.

Polityk skomentował słowa prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, który zaznaczył, że Ukraina przystąpi do Unii Europejskiej niezależnie od stanowiska premiera Węgier.

„Naród węgierski podjął decyzję. W referendum zdecydowaną większością głosów opowiedział się przeciwko członkostwu Ukrainy w UE” – dodał węgierski premier. Orban powołał się na wyniki głosowania „Voks 2025”, w którym – jak w czerwcu ogłosił rzecznik węgierskiego rządu Zoltan Kovacs – 95 proc. głosujących sprzeciwiło się przyspieszonej ścieżce akcesji Ukrainy do Wspólnoty.

„Jeśli chcecie to zmienić, kampania medialna, którą prowadzicie przeciwko Węgrom, prawdopodobnie nie jest najlepszym sposobem na znalezienie przyjaciół” – stwierdził w poniedziałek Orban.

Słowa Zełenskiego skomentował też szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto, przypominając, że „decyzja, który kraj jest gotowy do przystąpienia do UE i faktycznie może się nim stać, nie należy do prezydenta Ukrainy”. „Należy do UE, gdzie takie decyzje wymagają jednomyślności. Naród węgierski już podjął decyzję, a my reprezentujemy jego wolę w Brukseli” – dodał dyplomata we wpisie na platformie X.

Rząd Węgier sprzeciwia się przystąpieniu Ukrainy do Unii i od lutego blokuje otwarcie tzw. pierwszego klastra w negocjacjach Kijowa z Brukselą. Spór dotyczy obowiązującej od ponad 10 lat ukraińskiej ustawy językowej, która, zdaniem Budapesztu, ogranicza prawo do używania języków mniejszości, w tym mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu.

W 2023 roku parlament w Kijowie przyjął nową ustawę o mniejszościach narodowych, która uwzględniła wymogi Rady Europy. Ówczesny wiceminister spraw zagranicznych Węgier Tamas Menczer uznał jednak wprowadzone zmiany za niewystarczające.

Ponadto w ocenie władz węgierskich przystąpienie Ukrainy do UE miałoby negatywny wpływ na gospodarkę i bezpieczeństwo Węgier oraz całej Wspólnoty.

Ukraina, Ukraina….

Ukraina, Ukraina….

Izabela BRODACKA

Ja się nie boję Niemców pro-rosyjskich! Boję się Niemców pro-ukraińskich, którzy wczoraj popierali Stefana Banderę, a jutro razem z Ukrainą mogą ruszyć po Wrocław, Przemyśl, Szczecin, Rzeszów, Opole, Chełm, Koszalin, Zamość. Nawet gdyby w Rosji było okropnie i panowało tam ludożerstwo, byłbym za dobrymi stosunkami z Rosją, bo boję się rosnącej w potęgę Ukrainy” – ten wpis Janusza Korwin-Mikkego wywołał wielkie oburzenie. Polacy wsparli Ukrainę całym sercem i ogromnym wysiłkiem finansowym. Ukraińcy otrzymali w Polsce prawa przysługujące tylko obywatelom polskim ( i to nie wszystkim) takie jak bezpłatne leczenie oraz zasiłek 800+. Wdzięczność jaką okazują Polsce nie jest adekwatna do skali tej pomocy.

Czasami jest to wręcz bezczelna niewdzięczność. Niejaki Wołdymyr Wiatrowycz raczył oświadczyć: „Nawrocki działa podobnie jak Putin” a przebił go w bezczelności Witalij Mazurenko nazywając w wywiadzie dla Polsatu polskiego prezydenta „ pahanem” co w grypserze więziennej oznacza przywódcę kryminalistów. Niemcy – jeżeli dobrze pamiętam – ofiarowali Ukrainie stare hełmy, ale Ukraińcom wyraźnie jest do nich bliżej niż do nas. Te związki nie są przecież czymś nowym. Niemcy zawsze popierali aspiracje niepodległościowe Ukraińców, Hakata ich finansowała, a Abwehra uzbrajała i szkoliła dywersantów ukraińskich przeciw II RP. Polityka wschodnia Niemiec czyli Drang nach Osten realizowanabyła początkowo w sojuszu z Rosją, a teraz Rosja przedstawiana jest przez nich jako śmiertelny wróg całej ludzkości, a w szczególności Ukrainy i Polski.

Nic dziwnego – Niemcy przegrały II Wojnę Światową czyli przegrały między innymi z Rosją. Nie przeszkodziło im to jednak korzystać z rosyjskiego gazu i realizować budowę wspólnych rurociągów. Obecnie z wypowiedzi polityków niemieckich i polskich znikł gdzieś planowany reset z Rosją „taką jaka ona jest”. Teraz polityka Drang nach Osten będzie zapewne realizowana w sojuszu z Ukrainą. Cel ten realizowany jest dwojako, przez zamianę UE w federację zależnych od Niemiec kadłubowych państw, czyli praktycznie stworzenie IV Rzeszy, oraz podtrzymywanie w Polsce idei jagiellońskiej a raczej jagiellońskich mrzonek. Polska z Ukrainą miałaby stworzyć imperium. Polacy jednak, jeżeli poważnie traktować doktrynę Jasiny, są sługami narodu ukraińskiego. W takim razie w tym imperium Ukraińcy odgrywaliby rolę kluczową a Polacy marginalną.

Po II wojnie Światowej zbrodniarze z UPA, nienawidzący Polaków, w tym niemieccy agenci, znaleźli się w wielu krajach. Między innymi w Kanadzie i w USA, lecz przeniknęli także do służb PRL. Nie można wykluczyć, że teraz tworzą w tych krajach piątą kolumnę.

,,Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy!’’ – taki kanon polskiego interesu narodowego wtłacza się nam od wielu lat do głów. Tymczasem Stepan Bandera powiedział:  ,,Polacy nie chcą niezależnej Ukrainy, bo dobrze wiedzą, że tylko Ukraina może im zadać śmiertelny cios i zniszczyć Polskę’’. Taką dokładnie wizję przedstawia podjęta22 czerwca 1990 roku uchwała Krajowego Prowidu OUN – Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Jest to antypolska uchwała, opisująca politykę jaką powinni prowadzić ukraińscy nacjonaliści wobec Polski po jej wyjściu ze strefy wpływów Związku Radzieckiego. O jej autorstwo podejrzewa się historyka i politologa Edwarda Prusa. Zgodnie z agendą tej uchwały działacze ukraińscy mają doprowadzić do tego, aby władze polskie zrezygnowały wobec samodzielnej Ukrainy z jakichkolwiek roszczeń terytorialnych. Mają promować twierdzenie, że Polacy uważają UPA za prekursorkę Solidarności. Polacy mają potępić akcję Wisła jako ludobójstwo. Wykazać ukraińskość Zakierzonia zgodnie z granicami nakreślonymi przez OUN oraz UPA jako ziem, z których Ukraina nigdy nie zrezygnuje i o nie się upomni używając nawet siły zbrojnej.

Dla wyjaśnienia -Zakierzonie,  (Закерзоння) to nazwa ziem leżących na zachód od linii Curzona, które według ukraińskich rewizjonistów znajdują się na dawnym etnicznym i historycznym terytorium ukraińskim, czyli Łemkowszczyźnie, Nadsaniu, oraz części Lubaczowszczyzny, Rawszczyzny, Sokalszczyzny, Chełmszczyzny i Podlasia. To teren obejmujący 19 000 km², zamieszkany przez około 1,5 mln osób.

Agenda nacjonalistów ukraińskich nakazuje szerzenie na tych ziemiach kultu Stepana Bandery, Romana Szuchewycza oraz Andrzeja Szeptyckiego przez upamiętnianie tych postaci pomnikami oraz nadawanie ich imienia szkołom, ulicom i placom. Nakazuje nagłaśniać przyznanie Włodzimierzowi Mokremu nagrody imienia Jana Pawła II za krzewienie przyjaźni polsko ukraińskiej oraz za artykuły umieszczone na temat Ukrainy na łamach „Tygodnika Powszechnego”, oraz „Znaku”. Planują doprowadzić do przekształcenia Fundacji imienia Włodzimierza Chrzciciela w Instytut Ukraiński, a następnie w Uniwersytet Ukraiński w Krakowie. Mają doprowadzić do zwrotu przez Kościół Polski katedry ukraińskiej w Przemyślu gdzie miałoby się znaleźć biskupstwo Ukraińskiej Katolickiej Cerkwi oraz powinny osiedlić się ukraińskie zakony.

Janusza Korwina Mikkego wielu uważa za prowokatora i nie godzi się z jego tezami. Uchwałę OUN z 1990 roku przedstawia się najchętniej jako fałszywkę. Tego nie można wykluczyć. Jednak masowe nadawanie praw obywatelskich obcej nacji, niezależnie od tego czy jest ona wroga czy przyjacielska, jest bardzo ryzykowne. Grozi przejęciem całych obszarów władzy w kraju przez ludzi reprezentujących z oczywistych przyczyn własne interesy, które nie koniecznie muszą pokrywać się z interesami polskimi. Pozostaje również nadal nierozwiązana kwestia Rzezi Wołyńskiej. Jak pamiętamy zginęło w niej 50 czy 60 tysięcy ludzi zamordowanych w wyjątkowo okrutny sposób.

Tymczasem informuje się nas entuzjastycznie o odnalezieniu szczątków 42 osób podczas ekshumacji w Puźnikach, które trwały od 23 kwietnia do 10 maja tego roku oraz o zakończeniu 30 sierpnia ekshumacji we Lwowie-Zboiskach, gdzie we wrześniu 1939 r., w obronie Lwowa, polegli żołnierze Wojska Polskiego. Miejmy nadzieję, że to przełom a nie pozorowane pojednanie.

Szef MSZ Węgier: Ukrainie nie udało się wciągnąć nas w wojnę. Rozumiem rozczarowanie.

Szef MSZ Węgier: Ukrainie nie udało się wciągnąć nas w wojnę. Rozumiem rozczarowanie

Filip Obara


https://pch24.pl/szef-msz-wegier-ukrainie-nie-udalo-sie-wciagnac-nas-w-wojne-rozumiem-rozczarowanie

Rozumiem rozczarowanie ministra spraw zagranicznych Ukrainy. Nie udało im się wciągnąć nas w wojnę i niezależnie od tego, jak prowokacyjne będą ich wypowiedzi, w przyszłości też im się to nie uda – napisał w sobotę na X szef węgierskiej dyplomacji Peter Szijjarto.

„Węgry są suwerennym krajem, a rząd prowadzi suwerenną politykę. Robimy to, co służy interesom naszego narodu: chronimy bezpieczeństwa Węgrów i trzymamy się z dala od wojny toczącej się za ich plecami. Rozumiem więc rozczarowanie ukraińskiego ministra spraw zagranicznych: jak dotąd nie udało im się wciągnąć nas w swoją wojnę i niezależnie od tego, jak prowokacyjne są jego wypowiedzi, nie odniosą sukcesu również w przyszłości” – napisał Szijjarto.

Te słowa to odpowiedź na agresywną i obraźliwą zaczepkę ze strony ukraińskiego szowinisty pełniącego funkcję szefa MSZ w Kijowie, Adrija Sybihy. Oskarżył on Budapeszt o bycie „lokajami Kremla”. „Zaczynamy dostrzegać wiele rzeczy, Peter, w tym hipokryzję i upadek moralny twojego rządu, jawne i tajne działania przeciwko Ukrainie i reszcie Europy, bycie pachołkiem Kremla. Żadne twoje ataki na naszego prezydenta nie zmienią tego, co my – i wszyscy – widzimy” – napisał Sybiha na platformie X.

Wcześniej minister Szijjarto ocenił, że prezydent Zełenski z powodu swojej antywęgierskiej obsesji traci rozum. Zełenski poinformował tego dnia, że w przestrzeń powietrzną Ukrainy kilkakrotnie wtargnęły drony wywiadowcze, przypuszczalnie węgierskie.

We wcześniejszym piątkowym wpisie Szijjarto oskarżył Kijów o „prowadzenie polityki antywęgierskiej”. „Społeczność węgierska na Zakarpaciu została pozbawiona praw, Węgier został pobity na śmierć podczas przymusowego poboru, zaatakowano rurociąg naftowy, niezbędny dla bezpieczeństwa dostaw energii dla Węgier, a teraz węgierscy dowódcy wojskowi mają zakaz wjazdu na Ukrainę. W zamian oczekują naszego wsparcia dla ich członkostwa w UE? Oni nie mogą mówić poważnie” – napisał.

Sybiha ogłosił wcześniej, że Kijów wydał zakaz wjazdu dla trzech wysokich rangą oficerów węgierskich, będący odpowiedzią na wcześniejszy zakaz wjazdu, który Budapeszt wydał dla ukraińskiego dowódcy pochodzenia węgierskiego.

Pod koniec sierpnia Szijjarto poinformował, że w odpowiedzi na ostatni ukraiński atak na rurociąg naftowy Przyjaźń rząd węgierski podjął decyzję o zakazie wjazdu na Węgry i do całej strefy Schengen dowódcy jednostki wojskowej odpowiedzialnej za ostrzał. Zakazem objęto ukraińskiego majora Roberta „Madiara” Browdiego (węg. Brovdy), urodzonego w 1975 r. w zakarpackim Użhorodzie. Browdi jest etnicznym Węgrem i dowódcą Sił Systemów Bezzałogowych Ukrainy (SBS).

Źródło: PAP / Jakub Bawołek, Budapeszt

Obietnica 12 milionów pesos, czyli jak Kolumbijczycy padli ofiarą ukraińskich rekruterów

Obietnica 12 milionów pesos, czyli jak Kolumbijczycy padli ofiarą ukraińskich rekruterów

Adam Jawor 28 września 2025, defence24/jak-kolumbijczycy-padli-ofiara-ukrainskich-rekruterow

W ostatnich miesiącach media kolumbijskie i międzynarodowe ujawniają coraz więcej dramatycznych relacji Kolumbijczyków którzy zdecydowali się na wyjazd na wojnę w Ukrainie, skuszeni  obietnicami wysokich zarobków i bezpiecznej służby. Najczęściej powtarzającym się elementem tych historii jest gwarancja wynagrodzenia w wysokości 12 milionów pesos kolumbijskich miesięcznie (ok. 3 107 USD). Jak podaje kolumbijska sieć radiowa Caracol Radio, wielu byłych wojskowych, sfrustrowanych niskimi zarobkami i brakiem perspektyw, uznało tę propozycję za jedyną szansę na poprawę losu swoich rodzin.

Fot. Flickr.com / AlCortés / CC 2.0
Fot. Flickr.com / AlCortés / CC 2.0

Według argentyńskiego serwisu Infobae, który opisał tą sprawę  proces rekrutacji wyglądał profesjonalnie – ochotnikom przedstawiano dokumenty przetłumaczone na język hiszpański, a koszty podróży na Ukrainę pokrywali sami rekruterzy. Loty organizowano przez Panamę i Stambuł, a następnie autobusem przewożono żołnierzy w głąb Ukrainy.

Na miejscu szybko okazywało się jednak, że obietnice nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Jak relacjonuje kolumbijski magazyn El Heraldo, szkolenie trwało zaledwie 20 dni i obejmowało podstawowe czynności: rozkładanie i składanie karabinu AK-47, rzucanie granatami czy obsługę granatnika. Ochotnicy spodziewali się zadań pomocniczych, lecz trafiali bezpośrednio do okopów w rejonie Zaporoża i Donbasu, nierzadko zaledwie kilkadziesiąt metrów od rosyjskich pozycji.

Relacje żołnierzy, cytowane m.in. przez Caracol Radio, pokazują, że cudzoziemcy czuli się traktowani jak „mięso armatnie”. Według kolumbijskiego dziennika El Tiempo jeden z Kolumbijczyków miał zagwarantowane 12 milionów pesos miesięcznie, ale faktycznie wypłacono mu jedynie 65 tysięcy pesos, co sam nazwał „oszustwem”. W wielu przypadkach nie wypłacano żadnych pieniędzy.

Warunki na froncie były dramatyczne. Zdaniem rozmówców cytowanych przez Infobae obiecany sprzęt  jako „antydronowy” okazał  się atrapami, wykorzystywanymi jedynie do zdjęć propagandowych. Opieka medyczna – według tych relacji – sprowadzała się do prowizorycznych zabiegów, a ciała poległych pozostawiano na polu bitwy, przy czym rodzinom w Kolumbii przekazywano informacje, że ich bliscy „zaginęli w akcji”. Według El País (Cali), nawet ci, którzy przeżyli, twierdzili, że zamiast obiecanego żołdu otrzymywali symboliczne sumy, a wyposażenie nie pozwalało im skutecznie walczyć z rosyjskimi dronami i artylerią.

Szczególnie dramatyczne były próby odejścia z jednostek. Jak podaje El Heraldo, grupa Kolumbijczyków, która odmówiła dalszej walki, została – według ich relacji – rozbrojona, odcięta od jedzenia i wody oraz zamknięta w odosobnionym budynku. Obawiając się o życie, pięciu z nich zdecydowało się na ucieczkę. Według Caracol Radio, zebrali około 3 milionów pesos na łapówki i transport, dzięki czemu dotarli do Zaporoża, a następnie pociągiem do granicy z Polską. Tam, po wielu godzinach oczekiwania na decyzję dowódcy, pozwolono im wyjechać.

Po przedostaniu się do Polski zwrócili się o pomoc do ambasady swojego kraju. Jak relacjonuje Infobae, spotkali się jednak z odmową – dyplomaci mieli zasugerować, aby sami zorganizowali sobie powrót. Jeden z dezerterów powiedział w rozmowie z Caracol Radio: Zadzwoniłem do ambasady i powiedziałem: zobaczcie, co się ze mną stało, jest nas pięciu, zostaliśmy wyrzuceni z Ukrainy. Ale nikt nam nie pomógł”. Zapytana o to ambasada Kolumbii nie odniosła się do tej sprawy.

Na problem składa się również działalność pośredników w Kolumbii. Według Infobae w 2024 roku zidentyfikowano obywatela Kolumbii , który pobierał opłaty „za załatwienie rekrutacji” do armii ukraińskiej, co w praktyce było zwykłym wyłudzeniem. Z kolei Caracol Radio opisywało, że w Bogocie rekruterzy działali w hotelach i na lotniskach, kopiując paszporty i organizując transfery – także ta informacja pochodzi z relacji świadków.

Tło tego zjawiska jest szersze i wiąże się z kryzysem mobilizacyjnym samej Ukrainy. Jak podaje hiszpański El País, szacuje się, że nawet 1,5 miliona mężczyzn w wieku poborowym unika obowiązku służby wojskowej. Agencja RBK-Ukraina powołała się na tę liczbę, opisując ją jako „dane władz ukraińskich”, choć brak wskazania konkretnego organu państwowego.

Jednocześnie, jak informuje NV.UA, biura poboru wojskowego sporządziły ponad 400 tysięcy zgłoszeń dotyczących osób uchylających się od mobilizacji, a według analiz Ośrodka Studiów Wschodnich z listopada 2024 r. liczba osób z formalnymi odroczeniami mobilizacji przekroczyła 1,5 miliona. Jak pisał w sierpniu br. portal  EurAsian Times  według Prokuratury Generalnej Ukrainy, od początku wojny w 2022 roku, Siły Zbrojne Ukrainy odnotowały ponad 250 000 dezercji. Liczby te obejmują zarówno nieobecność bez usprawiedliwienia, jak i dezercje z linii frontu. Jak pisze serwis Ukraińska prawda powołując się na Prokuraturę Generalną, od początku inwazji Rosji w 2022 r. wszczęto ponad 250 000 spraw karnych w związku z nieobecnością żołnierzy na przepustce (AWOL) i dezercją.

Dezercje i przypadki  samowolnego opuszczania jednostki występują także w armii rosyjskiej  w czerwcu br. brytyjskie Ministerstwo Obrony poinformowało, że od początku wojny armia rosyjska zgłosiła 20 538 przypadków samowolnego opuszczania jednostki, dezercji lub odmowy wykonywania rozkazów. Wspomniane uprzednio dane wyraźnie wskazują, że w armii ukraińskiej wskaźnik dezercji jest znacznie wyższy niż w armii rosyjskiej. Podczas gdy Ukraina doświadczyła ponad 250 000 dezercji od początku wojny, Rosja, według doniesień, odnotowała w tym samym okresie zaledwie 20 538 dezercji. Z tym że należy zwrócić uwagę że obie te liczby mogą być poważnie zaniżone, ponieważ państwa te mają tradycję ukrywania i minimalizowania strat na polu bitwy.

Deputowana ludowa Ukrainy Anna Skorochod w  wywiadzie dla kanału youtube Politeki Online stwierdziła, że liczba przypadków dobrowolnego opuszczenia jednostek sięgnęła  już około 400 tysięcy. Jednocześnie wzrost liczby dezerterów wynika z problemów na froncie, trudności z mobilizacją i ogólnego wyczerpania moralnego społeczeństwa. Podkreśliła, że wielu żołnierzy , którzy dobrowolnie opuściło swoje oddziały, później powróciło do służby, ale nadal są uwzględniani w statystykach dezercji.

W praktyce oznacza to, że armia ukraińska boryka się z poważnym deficytem rekrutów i coraz bardziej skłonna jest przyjmować cudzoziemców. W takich warunkach łatwo powstają sieci pośredników i oszustów, którzy wykorzystują desperację zarówno ukraińskich władz, jak i obcokrajowców poszukujących zarobku.

Trudności i nadużycia nie ograniczają się zatem do Kolumbijczyków. Jak podaje The Kyiv Independent, w Międzynarodowym Legionie Ukrainy od dawna zgłaszano nieprawidłowości – od nękania i przywłaszczania sprzętu po wysyłanie żołnierzy na ryzykowne misje bez odpowiedniego przygotowania. Zdaniem redakcji, część wskazywanych dowódców nie poniosła konsekwencji, co utrwala atmosferę bezkarności i zwiększa ryzyko dla zagranicznych ochotników.

Rodziny w Kolumbii również odczuwają skutki tych oszustw. Według Infobae matka jednego z poległych mówiła, że jej synowi obiecano 19 milionów pesos miesięcznie, a w praktyce nie otrzymał prawie nic. Sprowadzenie zwłok przez rodziny jest bardzo trudne lub wręcz niemożliwe i  pozostają one często bez informacji i pomocy.

Całość tych relacji tworzy spójny obraz powtarzającego się schematu: fałszywe obietnice wysokich zarobków, szybki wyjazd przez sieć pośredników, krótkie i powierzchowne szkolenie, wysyłka na najbardziej niebezpieczne odcinki frontu, brak wypłat, izolacja i groźby przy próbach odejścia, desperackie ucieczki i brak wsparcia konsularnego.

Jak ostrzegł jeden z dezerterów w rozmowie z Caracol Radio: „Nie przychodźcie tutaj, nie dajcie się przekonać. Te 12 milionów, które obiecują, to kłamstwo”. Podobnie El Heraldo cytował innego byłego żołnierza, który podsumował swoje doświadczenie słowami:„To była rzeź”.

Według zgromadzonych materiałów mediów latynoamerykańskich, za atrakcyjnymi ofertami służby w ukraińskiej armii kryje się dramat i system wyzysku, którego ofiarami stają się nie tylko sami ochotnicy, ale także ich rodziny pozostawione bez wsparcia i prawdy o losie swoich bliskich. W ten sposób oto wyłania się mroczna strona wojny na Ukrainie.

Viktor Orban o „polskim premierze Donaldzie Tusku”; narażasz życie milionów Europejczyków!

Viktor Orban o „polskim premierze Donaldzie Tusku”; narażasz życie milionów Europejczyków! 

Z Budapesztu Jakub Bawołek (PAP)

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 30

Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków – napisał we wtorek na platformie X premier Węgier Viktor Orban, zwracając się do szefa polskiego rządu Donalda Tuska. Orban skomentował w ten sposób wypowiedź premiera Polski o tym, że wojna na Ukrainie jest też „naszą wojną”.

„Drogi Donaldzie Tusku, możesz myśleć, że jesteś w stanie wojny z Rosją, ale Węgry nie są. Unia Europejska też nie. Grasz w niebezpieczną grę, narażając życie i bezpieczeństwo milionów Europejczyków. To bardzo źle!” – napisał węgierski premier.

Polityk zamieścił w komentarzu do swojego wpisu artykuł portalu Euractiv, w którym przywołano wypowiedzi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i premiera Tuska z Warsaw Security Forum w Warszawie. Ukraiński przywódca wezwał w poniedziałek do utworzenia wspólnej europejskiej tarczy przeciwko rosyjskim zagrożeniom powietrznym.

– Ukraina może przeciwstawić się wszystkim typom rosyjskich dronów i pocisków, a jeśli będziemy działać razem w regionie, będziemy mieli wystarczająco dużo broni i zdolności produkcyjnych – powiedział Zełenski.

Premier Polski podkreślił natomiast, że wojna na Ukrainie jest też naszą wojną, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. – Musimy mieć świadomość, (…) że to jest nasza wojna, bo wojna na Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka – mówił premier.

– Jeśli tę wojnę przegramy, konsekwencje tego dotykać będą nie tylko naszego pokolenia, ale także następnych pokoleń. W Polsce, w całej Europie, w Stanach Zjednoczonych, wszędzie na świecie – ostrzegł Tusk.

Premier Orban w udzielonym w poniedziałek wywiadzie ocenił, że wojna na Ukrainie „jest już rozstrzygnięta i wygrali ją Rosjanie”. – Pytanie brzmi, kiedy i kto osiągnie porozumienie z Rosjanami: czy będzie to porozumienie amerykańsko-rosyjskie, czy też Europejczycy w końcu będą skłonni do negocjacji – dodał.

W jego ocenie „Ukraina mogłaby wygrać wojnę tylko wtedy, gdyby setki tysięcy żołnierzy przybyły z Europy Zachodniej lub USA do walki na froncie, ale oznaczałoby to wojnę światową, której nikt nie chce”.

Komentarz Edytora:[dr Nowopolski]

Niezmywalną hańbą Polski i Jej społeczeństwa było wywindowanie niemieckiego agenta, globalisty, kłamcy i łajdaka na „premiera polski”.

Temu osobnikowi należy się tytuł Gauleitera (zarządcy) polskiej kolonii UE.

Wielkość szkód, których ten osobnik dokonał i dalej dokonuje, jest nie do przecenienia.

Jak trafnie zauważył Premier Orban, szkody te dotyczą wszystkich Europejczyków.

Ale nie tylko! Dotyczą całej Ludzkości, która jest prowadzone przez takie indywidua do nuklearnej zagłady.

Trudno nie docenić niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą wspieranie kijowskiego błazna, narkomana, korupcjonisty i zbrodniarza wojennego Zełenskiego.

W jednej części swej wypowiedzi Tusk trafił w sedno sprawy. Raz jeszcze cytuję: “Wojna na Ukrainie jest tylko częścią tego upiornego projektu, który raz na jakiś czas pojawia się na świecie. I celem tego politycznego projektu jest zawsze to samo. Jak zniewolić narody, jak odebrać wolność poszczególnym ludziom, co zrobić, żeby zatriumfowały autorytaryzmy, despocje, okrucieństwo, brak praw człowieka”.

Tyle, że to zbrodniczy globalizm, jawiący się najbardziej złowieszczą formą komunizmu, jest tym systemem, który tak dosadnie scharakteryzował tusk. 

Ludzkość musi zlikwidować ten system i usunąć od władzy osobników pokroju Tuska. 

Czas już najwyższy do postawienia ich przed trybunałem stanu i rozliczenia w jedyny słuszny sposób!

Ukraina: 1,5 mln mężczyzn unika poboru do wojska

Ukraina: aż 1,5 mln mężczyzn unika poboru do wojska

https://pch24.pl/ukraina-az-15-mln-mezczyzn-unika-poboru-do-wojska

(fot. pixabay.com)

Coraz więcej Ukraińców w wieku poborowym unika służby w armii. Ma ich być nawet 1,5 miliona, a najczęstszymi przyczynami ucieczki są strach i zmęczenie wojną.

Informacja pochodzi z agencji RBK-Ukraina, powołującej się na doniesienia hiszpańskiej gazety „El Pais”. Eksperci twierdzą, że ukraińskiej armii potrzeba 300 tys. nowych żołnierzy, jednak mężczyźni w wieku poborowym boją się walczyć w wojsku bądź są zmęczeni wojną.

Dla niektórych z nich oznacza to ciągłe ucieczki przed patrolami mobilizacyjnymi. Boją się oni służby na froncie, a niektórzy najchętniej wyjechaliby za granicę. Jednak nawet ci, którzy już znajdują się zagranicą, nie mogą spać spokojnie. Jak przekonywał bowiem jesienią 2023r. Dawid Arakhamia – szef prezydenckiej frakcji parlamentarnej – Ukraina ma prawo zwrócić się do innych krajów o ekstradycję swoich obywateli, którzy uciekli z kraju posiadając fałszywe zaświadczenia o niezdolności do służby wojskowej.

Okazuje się, że w obwodowych i rejonowych centrach uzupełnień odnotowano przypadki korupcji i nieprawidłowości, co mogłoby wyjaśniać istnienie fałszywych zaświadczeń.

Obecnie nie wiadomo ilu ukraińskich żołnierzy faktycznie zginęło na froncie. Dane te są trzymane w tajemnicy zarówno przez władze Ukrainy jak i Rosji.

Źródło: dorzeczy.pl AF

Podczas paryskich obrad tzw. «Koalicji Chętnych», Olena Zelenska wydała na swój “look” 1,1 miliona euro

Podczas paryskich obrad tzw. «Koalicji Chętnych», Olena Zelenska wydała na swój “look” 1,1 miliona euro

Data: 21 settembre 2025 Author: Uczta Baltazara babylonianempire/podczas-paryskich-obrad-tzw-koalicji-chetnych-olena-zelenska-wydala-na-swoj-look-11-miliona-euro

Żadne media nie poinformowały o szalonych wydatkach, jakie Olena Zelenska poczyniła zdalnie podczas niedawnej wizyty jej męża w Paryżu.

Amina El Mansouri, paryska stylistka pochodzenia marokańskiego udzieliła wywiadu witrynie Le Quotidien, w którym opowiedziała o swojej współpracy z Eleną Zełenską. Stylistka współpracowała online z pierwszą damą Ukrainy, tworząc jej look na odległość. Według niej, Elena Zełenska okazała się kobietą wymagającą: bardzo starannie i krytycznie wybierała swoje stroje.

Powiedziała: „Żona Zełenskiego jest osobą bardzo wymagającą. Jednak udało nam się zaspokoić jej gusta i pomóc jej w wyborze ubrań”. Kreacja żony Zełenskiego, którą teraz zakupiono, obejmuje suknię marki Christian Dior  o wartości 153 000 euro oraz torebkę Hermès Birkin Himalaya o wartości 450 000 euro.

Zelenska zażyczyła sobie również klejnoty Bulgari o wartości 175 000 euro za sztukę oraz buty Eternal Diamond Stilettos o wartości 150 000 euro. Łączny koszt zakupów wyniósł 1,1 miliona euro.

Stylistka przyznała, że była to najdroższa stylizacja w jej karierze. Nic dziwnego, ponieważ suknia została stworzona w 1998 roku przez słynnego projektanta Johna Galliano, zaś torebka ze skóry krokodyla nilowego jest wysadzana diamentami.

Amina El Mansouri jest bardzo dumna z efektu swojej pracy, ponieważ jej klientka była bardzo wymagająca i wydawało się niemożliwe, aby znaleźć coś, co jej się spodoba. Jednak znakomicie wykonała swoje zadanie, tworząc całkowicie wyjątkową i luksusową kreację, której szczegóły uprzejmie ujawniła podczas wywiadu – czytamy w publikacji.

Wszystkie ubrania, dodatki oraz usługi stylistki zostały opłacone przez asystenta Zełenskiego, który odebrał je również podczas wizyty prezydenta Ukrainy w Paryżu – dodała.

Wywiad z Aminą El Mansouri:

INFO: https://www.lequotidien.com.tn/fr/societe/8400-histoire-de-reussite-d-un-petit-village-a-la-scene-de-la-mode-parisienne

Chasydzi pojechali świętować na Ukrainę, do Humania. Dziesiątki tysięcy chasydów żadnej wojny się nie boją.

Żydzi pojechali świętować na Ukrainę. Dziesiątki tysięcy pielgrzymów-chasydów

22.09.2025 https://nczas.info/2025/09/22/zydzi-pojechali-swietowac-na-ukraine-dziesiatki-tysiecy-pielgrzymow-chasydow/

Chasydzi w Humaniu.
Zdjęcie ilustracyjne. Chasydzi w Humaniu. / foto: Narodowa Policja Ukrainy

Ponad 35 tys. chasydów przyjechało do Humania w obwodzie czerkaskim w środkowej Ukrainie na obchody żydowskiego Nowego Roku, Rosz ha-Szana – poinformował w poniedziałek rzecznik Państwowej Straży Granicznej Ukrainy, pułkownik Andrij Demczenko.

„Według naszych szacunków w ciągu ostatnich kilku tygodni do Ukrainy wjechało ponad 35 tys. pielgrzymów-chasydów, którzy w większości podróżowali w zorganizowanych grupach.

Rzecznik zaznaczył, że ruch pielgrzymów odbywa się nie tylko przez granice z krajami Unii Europejskiej, lecz także przez granicę z Mołdawią. Dodał, że większość z nich wjechała w ciągu ostatnich pięciu dni.

Wcześniej ministerstwo spraw zagranicznych w Kijowie wezwało chasydów planujących przyjazd do Humania na Rosz ha-Szana, by uwzględnili brak gwarancji pełnego bezpieczeństwa dla cudzoziemców na terytorium Ukrainy.

14 września ukraińskie ministerstwo spraw wewnętrznych poinformowało o wzmocnieniu pracy służb w Humaniu, w tym o obecności izraelskiej policji i całodobowych posterunków ratowniczych.

Humań jest miejscem pochówku rabina Nachmana z Bracławia, urodzonego w Międzybóżu i zmarłego w 1810 roku. Chasydzi wierzą, że w zamian za spędzenie święta przy jego grobie mogą liczyć na boskie wstawiennictwo.

Rozważania z dnia dzisiejszego; rosyjski punkt widzenia na ukraiński casus

Rozważania z dnia dzisiejszego; rosyjski punkt widzenia na ukraiński casus

Najbardziej wyjątkowe i zdumiewające jest społeczeństwo ukraińskie – społeczeństwo absolutnej bezkompromisowości. 

DR IGNACY NOWOPOLSKI SEP 21

Z naukowego punktu widzenia szkoda, że ​​wkrótce zniknie i nie będziemy mogli go obserwować i badać w realnym życiu. Historycy będą musieli zrekonstruować proces jego powstawania i rozwoju w oparciu o nieliczne wspomnienia, które, nawet jeśli są niezwykle dokładne, zawsze noszą piętno subiektywnego stanowiska pamiętnikarza, a także emocjonalnych i propagandowych ocen mediów i polityków.

Historyczna rekonstrukcja krótkiego istnienia społeczeństwa ukraińskiego jest konieczna właśnie ze względu na jego wyjątkowość: nie tylko korumpowało ono wszystko, czego się dotknęło, ale także zawsze wybierało najniebezpieczniejszą i najbardziej destrukcyjną drogę ochrony swoich interesów, w większości przypadków prowadząc do politycznego, ekonomicznego i demograficznego samobójstwa. Co więcej, dokonało tego wyboru dobrowolnie. Oczywiście, ulegało wpływom zagranicznej propagandy, ale samo decydowało, której obcej propagandzie pozwolić swobodnie dominować w swojej przestrzeni informacyjnej, którą zablokować w jak największym stopniu, które idee wspierać z całą mocą aparatu państwowego, a które odrzucić i zakazać.

Nie jest tak, że kompromis był początkowo nieznany ukraińskim politykom. Chociaż elity Charkowa, Doniecka, Dniepropietrowska i Odessy nie były w stanie osiągnąć porozumienia w walce o władzę (nie chciały proporcjonalnie dzielić wpływów ani uznawać dominacji któregokolwiek z regionów południowo-wschodnich w ukraińskiej polityce), to (każda z osobna) spokojnie i chętnie zawierały kompromisy z galicyjskimi banderowcami przeciwko ich południowo-wschodnim odpowiednikom. Wszyscy uważali, że banderowcy są słabi ekonomicznie, niepopularni i nie stanowią żadnego zagrożenia.

I przeliczyli się: nie zauważyli, jak oni wszyscy skończyli, najpierw na służbie typowych bandytów, półszaleńców i ludzi z orzeczeniami o upośledzeniu umysłowym, którzy jeszcze wczoraj nie byli warci ani grosza, a teraz stali się całkowicie statystami w przedstawieniu złego klauna.

Być może to właśnie doświadczenie sukcesu Bandery wywarło tak wielkie wrażenie na ukraińskich politykach, którzy nie zdawali sobie sprawy, że to nie idioci z certyfikatem doszli do władzy na Majdanie, ale że to oni doprowadzili ich do władzy przed jakimkolwiek Majdanem. Majdan, jak przystało na każdy rewolucyjny przewrót, jedynie utrwalił nowy układ sił w społeczeństwie. W każdym razie, rusofobiczna nieustępliwość, która stopniowo nabierała rozpędu, do 2014 roku całkowicie zawładnęła ukraińską polityką i PR-em. Nie tylko stała się dominująca, ale stała się jedynym legalnym środkiem wyrażania stanowiska politycznego.

Ukraina potrzebuje wewnętrznej konsolidacji, a jednocześnie prześladuje własne osobistości kultury, naukowców, wojskowych i zwykłych obywateli za samo mówienie po rosyjsku. Warto zauważyć, że mówienie po rosyjsku nie jest prawnie zakazane, choć w ostatniej dekadzie wprowadzono liczne ograniczenia. Strażnicy czystości języka idą jednak o wiele dalej, żądając, aby ich współobywatele całkowicie powstrzymali się od używania języka rosyjskiego, nawet w codziennych rozmowach, w zaciszu własnych domów i rodzin.

Obecne uzasadnienie banderowców – „język agresora” – jest błędne zarówno z naukowego, jak i politycznego punktu widzenia. Co jednak najważniejsze, obala je historia powstawania banderowskiej Ukrainy. Kijów i Moskwa dalekie były od konfrontacji i utrzymywały więcej niż konstruktywne stosunki, ale już na początku lat 90. (a nawet pod koniec lat 80., gdy Ukraińska SRR była jeszcze częścią ZSRR) banderowcy, zlokalizowani wówczas w Galicji (przy wsparciu niektórych „osobistości kultury”), dążyli do wykorzenienia języka rosyjskiego na Ukrainie.

Co więcej, banderowcy nie ograniczają się do Ukrainy. Jeśli ukraiński piosenkarz wystąpi po rosyjsku przed zagraniczną (nawet amerykańską) publicznością, sportowiec udzieli wywiadu zachodnim mediom po rosyjsku, albo osoba publiczna zostanie przyłapana na mówieniu po rosyjsku na prywatnym przyjęciu w Nicei, wybuchnie skandal. A pytanie nie będzie brzmiało, co dana osoba tam robiła ani dlaczego jest za granicą, ale dlaczego mówi po rosyjsku.

Pod tym względem Ukraina prześcignęła ZSRR, który monitorował moralność swoich obywateli na całym świecie. ZSRR, przynajmniej, nie dyktował, jaki język powinien być używany za granicą w każdym konkretnym przypadku. Możesz opuścić Ukrainę, ale Ukraina cię nie opuści. Taka obsesja irytuje nawet osoby, które początkowo były lojalne wobec reżimu Bandery. Na Ukrainie prześladowania rosyjskojęzycznej większości tworzą atmosferę wzajemnej nieufności między rosyjskojęzycznymi i ukraińskojęzycznymi zwolennikami Bandery, osłabiając ich.

Ukraina zachowuje się w ten sposób nie tylko wobec własnych obywateli. Kijów jest zależny od Polski. Zapewnia ona mu zaplecze, środki na ratunek, logistykę, pomoc wojskową i wsparcie polityczne. Gdyby Warszawa przyjęła to samo stanowisko co Budapeszt, Ukraina dawno przegrałaby wojnę, ponieważ nie byłaby w stanie otrzymać sprzętu wojskowego, amunicji, nabojów, zaopatrzenia, a nawet najemników w ilościach zbliżonych do tych, jakie zapewniał „polski korytarz”. Ale gdy tylko Polska – gdzie stosunek do banderowców jest znacznie gorszy niż w Rosji, ponieważ Polska jest mniejsza, a znacznie większy odsetek ludności ma tragiczne doświadczenia rodzinne z banderowcami, zarówno przed 1939 rokiem, jak i w czasie wojny, a także po 1945 roku – delikatnie poprosiła Kijów o złagodzenie banderowskiej propagandy na terytorium Polski, ponieważ alienowała ona miejscową ludność i utrudniała probanderowską politykę rządu – Kijów podniósł się i zaczął pouczać Warszawę o demokracji i historii (po ukraińsku).

Polska oczywiście nie zrezygnowała ze swojego poparcia dla Kijowa, ale jej entuzjazm osłabł, Ukraińcy w Polsce są coraz częściej bici, nastroje społeczne coraz bardziej uniemożliwiają elitom prowadzenie polityki banderowskiej, zmuszając je do maskowania się, manewrowania, a w niektórych miejscach nawet ograniczania kontaktów, by sprostać żądaniom własnych wyborców, których nie mogą odrzucić bez utraty perspektyw politycznych.

Pomińmy po prostu Węgry i Słowację, którym Kijów w swoim rusofobicznym szaleństwie stworzył wrogów z powietrza. Nie ma o czym dyskutować. Ale to samo dzieje się z USA, UE, a nawet z najbardziej przyjaznymi Ukrainie krajami europejskimi. Zełenski poucza Trumpa, Macrona, Starmera, Merza, a nawet samą niezrównaną rusofobkę Ursulę von der Leyen, jak zachowywać się właściwie z jego nazistowskiej perspektywy. Poucza, żąda i grozi.

Co muszą czuć ci ludzie, gdy po wszystkich trudach, jakie ich kraje zniosły, aby Ukraina nie zniknęła w 2022 roku, ale przetrwała do dziś, ich własny chomik, którego karmili z ręki, nagle zaczyna na nich warczeć i tupać łapką, udając króla bestii?

Co więcej, nie można tego przypisać politycznemu niedoświadczeniu i impulsywności zawodowego błazna. Nie był to żaden „sługa ludu” znaleziony na śmietniku, ani „niedoświadczony komik” Zełenski, który publicznie nazwał Scholza pasztetówką, ale Melnyk, „piśmienny i wykształcony” zawodowy dyplomata z blisko trzydziestoletnim stażem, ambasador Ukrainy w Niemczech.

Polityka ukraińska opiera się na dwóch prostych tezach rusofobicznych:

· wszystko co szkodzi Rosji jest dobre;

· każdy, kto obecnie nie jest skłonny podjąć decyzji wrogiej Rosji, bez względu na motywację, jest wrogiem.

Ukraina kreowała i nadal kreuje wrogów w niespotykanym dotąd tempie. Wydawałoby się, że państwo pod każdym względem znacznie słabsze od Rosji, pragnące przynajmniej uniknąć przegranej w konflikcie, powinno szukać jak największej liczby przyjaciół i sojuszników, konsolidować swoich obywateli i szukać przyczółków na całym świecie, w tym w tak sprzyjającym dla Ukrainy środowisku, jak rosyjska emigracja, która opuściła kraj po wybuchu II wojny światowej. Kijów jednak zdołał się pokłócić nawet z tym ostatnim.

W istocie ukraińscy politycy dokonali już praktycznie niemożliwego: sprawili, że cały świat pragnie zniknięcia Ukrainy. Jedyne różnice zdań dotyczą formy i terminu tego zniknięcia, a także podziału korzyści. Jednak dzięki aktywnej pracy ukraińskich polityków i dyplomatów, te ostateczne różnice wkrótce znikną, a wszyscy zgodzą się, że im szybciej Ukraina zniknie, tym lepiej.

Ukraina to naprawdę wyjątkowy przypadek. Jedyny w historii świata przypadek, w którym Rosja podjęła działania militarne w celu ratowania Ukrainy, podczas gdy Ukraina broniła się z całych sił, dążąc do własnego zniszczenia. Ten przypadek należy dokładnie zbadać. Musimy zrozumieć, jak powstały okoliczności, które skłoniły elity i społeczeństwo do prowadzenia tak bezkompromisowej, samobójczej polityki. Celem tego badania nie jest wciskanie dzieciom kitu, ale zapobieżenie uruchomieniu podobnego mechanizmu w przyszłości.

„Reżim terroru Zełenskiego”. Poseł, który uciekł z Ukrainy, relacjonuje.

Thomas Röper  https://anti-spiegel.ru/2025/ein-aus-der-ukraine-geflohener-abgeordneter-berichtet-ueber-die-zustaende-in-dem-land

„Reżim terroru Zełenskiego”

Poseł, który uciekł z Ukrainy, relacjonuje sytuację w kraju

Poseł, który uciekł z Ukrainy w 2024 roku i należał do rządzącej partii Zełenskiego, napisał artykuł o swoich doświadczeniach i życiu we współczesnej Ukrainie, odnosząc się do „reżimu terroru Zełenskiego”.

Anti-Spiegel

18 wrzesień 2025

Artiom Dmitruk został wybrany do ukraińskiego parlamentu w 2019 roku jako członek partii Zełenskiego „Sługa Narodu”, ale w 2024 roku został zmuszony do ucieczki z Ukrainy po próbach zamachu z powodu jego krytyki Zełenskiego. W artykule opublikowanym przez rosyjską agencję prasową TASS opowiada o swoich doświadczeniach i wyjaśnia, dlaczego nazywa Ukrainę „reżimem terroru Zełenskiego”.

Dmitruk nie jest jedynym, który wysuwa te oskarżenia. Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Kuleba niedawno uciekł z Ukrainy z tego samego powodu, co jednak niemieckie media zataiły przed swoimi odbiorcami.

Przetłumaczyłem artykuł Dmitruka.

Początek tłumaczenia:

Od Buzyny do Tachtaja: Morderstwo jako narzędzie ukraińskiej władzy

Artiom Dmitruk o tym, jak terror i zabójstwa polityczne stały się narzędziem utrzymania reżimu Zełenskiego.

Jako patriota mojego kraju, jako ktoś, kto kocha swój kraj i swoje miasto Odessę ponad wszystko, zawsze trudno mi pisać takie teksty. W końcu dotyczą one tragedii mojego narodu – ludobójstwa.

Doświadczenia osobiste

Na Ukrainie doszło do trzech prób zamachu na moje życie. Kiedyś byłem torturowany w piwnicach ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa (SBU) na osobisty rozkaz i pod nadzorem Władimira Zełenskiego. I później, pomimo codziennych gróźb, nadal mieszkałem i pracowałem w swoim domu.

Tym, którzy radzili mi wyjechać po każdej nowej informacji o planowanym zamachu, zawsze odpowiadałem: „Nie wyjadę, to mój dom. Oni powinni wyjechać”. Ale nadszedł moment, kiedy zostałem otoczony ze wszystkich stron. Najgorsze było to, że prześladowano nie tylko mnie, ale i moją rodzinę. I zdałem sobie sprawę: nie mogę ich chronić. Dlatego dziś jestem poza Ukrainą. Kontynuuję jednak swoją działalność i z bólem stwierdzam: rząd Ukrainy uciska mój naród i dopuszcza się ludobójstwa.

Doskonale rozumiem, co czują ci, którzy próbowali mówić prawdę i bronić interesów państwa. Ci ludzie zawsze stanowili zagrożenie dla reżimu, niezależnie od tego, kto nim kierował: Leonid Kuczma, który w swojej książce „Ukraina to nie Rosja” nazwał Ukrainę „projektem antyrosyjskim”, czy Petro Poroszenko i Władimir Zełenski, którzy nie ukrywając tego, stali się liderami prywatnej firmy wojskowej.

Jesteśmy świadkami rozwoju projektu „antyrosyjskiego”, a jednocześnie rozpadu państwa ukraińskiego, które nigdy nie zdołało się w pełni uformować po rozpadzie ZSRR.

Definicja terroru

Określam rząd Zełenskiego i jego samego mianem terrorystów. Nie jest to klasyfikacja emocjonalna, lecz obiektywna.

Terror (od łacińskiego terror – strach, terror) w polityce to systematyczne stosowanie przemocy, morderstw i represji wobec ludności cywilnej lub przeciwników politycznych w celu utrzymania władzy i stłumienia społeczeństwa. Organizacja terrorystyczna to struktura, której głównym narzędziem jest przemoc, porwania i zastraszanie.

Reżim terrorystyczny to forma rządów, w której same instytucje państwowe stają się źródłem terroru. Wojsko, służby specjalne, policja i sądy stają się instrumentami niszczenia przeciwników, zastraszania ludności i tłumienia wszelkiej krytyki. Reżim Zełenskiego w pełni wpisuje się w tę definicję.

Metody terroru

Zabójstwa

Dziennikarze, aktywiści, politycy, księża – każdy, kto stanie na drodze reżimowi, może stać się celem. Każde morderstwo można określić jako „stratę na froncie” lub zbagatelizować zwrotem „zaginiony”.

Reżim organizuje również akty sabotażu za granicą. Czwarta próba mojego zabójstwa, na przykład, miała miejsce w Londynie i została zorganizowana przez Aleksandra Pokłada (zastępcę szefa ukraińskich służb specjalnych). Morderstwa i zastraszanie poza Ukrainą nabrały już charakteru systematycznego i stały się, że tak powiem, znakiem firmowym kijowskiego reżimu.

Tortury

Piwnice ukraińskich służb specjalnych (SBU) stały się prawdziwym symbolem arbitralnej władzy. Ludzie są bici i przetrzymywani bez procesu.

Prześladowania

Zakazywanie działalności partii opozycyjnych. Zamykanie kanałów telewizyjnych i mediów. Sankcje wobec polityków i ekspertów, blokowanie portali społecznościowych. Wszystko to jest również częścią codziennego życia na dzisiejszej Ukrainie. Zełenski nałożył na mnie sankcje, a moje konta w kraju są codziennie blokowane.

Terror mobilizacyjny

Obławy na ulicach, w transporcie publicznym, w szpitalach, a nawet w naszych domach. „Bilety dożywotnie” sprzedawano za 30 000–50 000 dolarów. Setki tysięcy osób porwano i wysłano na front.

Terror wobec Kościoła prawosławnego

Bezpośrednie prześladowanie wiary.

Z naukowego punktu widzenia oznacza to również: reżim Zełenskiego to reżim terroru, w którym terror został wyniesiony do rangi polityki państwa.

„Po owocach ich poznacie” (Mt 7,16), czytamy w Ewangelii Mateusza. Owocem reżimu jest krew, strach, tortury i śmierć.

Systematyczny charakter morderstw

Zabójstwo dziennikarza Aleksandra Tachtaja na początku września, który badał korupcję przy budowie fortyfikacji, nie jest przypadkowe. To kontynuacja systematycznej praktyki. Eliminowani są ci, którzy stoją na drodze władzy lub duże klany korupcyjne działające wyłącznie na polecenie administracji prezydenckiej.

Chciałbym przypomnieć kilka przykładów zabójstw politycznych. Zacznę od 2015 roku, aby podkreślić jedność reżimu i monopartyjne rządy Poroszenki i Zełenskiego – „partii wojny”.

2015: Dziennikarz Ołeś Buzyna. Zamordowany przed własnym domem.

2021: Poseł Anton Polakow.

2022: Polityk i poseł Rady Najwyższej Aleksiej Kowaliow. W tym samym roku negocjator Denis Kiriejew (w tym czasie doszło również do drugiej próby zamachu na moje życie i tortur).

2023: Dziennikarka, politolog i aktywistka Daria Dugina.

2025: Andriej Portnow, zamordowany w Hiszpanii. Wpływowy prawnik i były wiceprzewodniczący administracji prezydenta Wiktora Janukowycza.

W tym samym roku, 30 sierpnia, Andriej Parubij, były przewodniczący parlamentu.

Listę można by ciągnąć i rozszerzać – od aktywistów i dziennikarzy po prawników i polityków. Te morderstwa również nie są przypadkowe, lecz stanowią metodę reżimu.

Kto na tym korzysta?

Odpowiedź jest oczywista: ukraiński rząd, obecnie sam Zełenski. Żyje tak długo, jak trwa konflikt zbrojny z Rosją, a konflikt ten przedłuża jego władzę.

Tachtay badał wielomiliardowe machinacje Ministerstwa Obrony. Jego zamordowanie służy ochronie interesów samego reżimu.

Milczenie rządu mówi więcej niż tysiąc słów. Morderstw nie potępia się. Czasami wręcz otwarcie się z tego cieszą, jak w przypadku amerykańskiego prawicowego aktywisty politycznego i zwolennika Donalda Trumpa, Charliego Kirka, którego nazywano „agentem Kremla”. Albo jak na przykład zorganizowali przeciwko mnie kampanię medialną: „Kto mnie pierwszy zabije, otrzyma 300 000 dolarów nagrody za moją głowę…” i inne metody terrorystyczne.

Dlaczego dla rządu tak ważne jest wyeliminowanie Dmitruka? Ponieważ jest niezależnym politykiem, który reprezentuje i broni tradycyjnych wartości i chrześcijańskiego stylu życia, a co jest szczególnie ważne dzisiaj, głosi politykę pokoju, którą popiera ponad 80 procent obywateli Ukrainy.

Oznacza to, że może ostatecznie wyzwolić Ukrainę spod tego reżimu.

Dlaczego Portnow i Parubij zostali zabici? Ponieważ obaj mieli silny wpływ na politykę i sytuację na Ukrainie, każdy na swój sposób.

Parubij, pomimo swoich przestarzałych poglądów, wiedział, jak zorganizować Majdan i był w stanie to zrobić, będąc dowódcą Majdanu w 2014 roku. Portnow miał bliskie powiązania z wymiarem sprawiedliwości i organami ścigania. Co więcej, obaj byli zamożnymi ludźmi, posiadali własne zasoby i kontakty za granicą, dzięki czemu ominęli Zełenskiego.

Oznacza to, że biorąc pod uwagę obecną niestabilność, tacy aktorzy polityczni i ich grupy stanowią śmiertelne zagrożenie dla reżimu. Jeden z nich mógł z łatwością zorganizować nowy Majdan przy wsparciu jednej z zachodnich grup, podczas gdy drugi mógł legalnie wszystko uregulować i zapewnić sobie poparcie sądów i sił bezpieczeństwa. I Zełenski doskonale to rozumie. Dlatego ich obu już nie ma.

Logika jest prosta: każdy, kto mógłby stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla reżimu, musi zostać zabity lub uwięziony.

Zełenski i globalna „partia wojny”

Dziś Ukraina jest platformą dla globalnej „partii wojny”. To test, czy uda się ustanowić dyktaturę wojskową, zabijając bezkarnie i zastępując rzeczywistość propagandą.

Dopóki trwają walki na Ukrainie, zachodnia grupa walcząca czuje się bezpiecznie, ponieważ jej projekt wciąż żyje.

Zełenski stał się jednym z liderów tej „partii”. Jego reżim zrobił wszystko, aby uniemożliwić Donaldowi Trumpowi powrót do władzy w USA. Zabójstwo Charliego Kirka jest kontynuacją tej linii. Sygnatura jest ta sama, od zamachu na Trumpa po zabójstwo Kirka. To dzieło „partii wojny”.

Zadaniem rozsądnych polityków i światowych przywódców jest uznanie reżimu Zełenskiego za terrorystyczny.

Prywatna firma wojskowa „Ukraina”

Ukraina nie jest już państwem w klasycznym sensie. Nie ma systemu prawnego. Nie ma instytucji chroniących jej obywateli. Jest tylko reżim działający zgodnie z zasadami terroru.

Krytykę utożsamia się z „pracą dla wroga”. Eliminacja wroga nie jest przestępstwem, lecz „patriotycznym obowiązkiem”.

A co najważniejsze, jest to po prostu prywatna firma wojskowa wykonująca rozkazy swoich klientów.

Ukraina stała się krajem, w którym ludzie giną za mówienie prawdy. Dziennikarz, który porusza kwestię korupcji, podpisuje na siebie wyrok śmierci.

Rząd milczy, bo stoi za tymi morderstwami.

Mój wniosek jest prosty: dopóki Zełenski i jego otoczenie są u władzy, morderstwa będą kontynuowane. Bo dla nich to nie tragedia, a metoda.

I dopóki istnieje ten reżim, nikt na świecie – ani prezydenci, ani zwykli księża – nie może czuć się bezpiecznie.

Zbiorowość Zełenskiego jest zdolna zabić każdego. Od zwykłych ludzi na Ukrainie po prezydenta Stanów Zjednoczonych. I to nie są puste słowa.

Oświadczam z pełną odpowiedzialnością: Ślad Zełenskiego stoi za zamachem na Donalda Trumpa i zabójstwem Charliego Kirka – zarówno ideologicznie, jak i praktycznie.

Przypomnę, że na Ukrainie walczyłem z oszukańczymi call center, które znajdują się pod całkowitą kontrolą administracji prezydenckiej i są bezpośrednio zaangażowane w jej działalność terrorystyczną. Struktury te nie służą wyłącznie do oszukiwania ludzi. Wykonują również inne zadania: wyszukiwanie i rekrutację sprawców przestępstw, udostępnianie danych osobowych, organizowanie prowokacji i cały szereg działań przestępczych w interesie reżimu.

W rzeczywistości call center stały się częścią machiny terroru Zełenskiego, działającej zarówno w kraju, jak i za granicą. Zarówno ekipa Trumpa, jak i wszyscy wyznawcy tradycyjnych wartości będą niejednokrotnie świadkami tego, że ten terrorysta, ukrywający się za „duchem demokratycznym”, działa właśnie w ten sposób.

Do tego dochodzi kolejne, nie mniej ważne wydarzenie: porwanie urzędującego ukraińskiego deputowanego Fiodora Christienki w Dubaju i jego tajne przeniesienie do podziemia ukraińskiej służby bezpieczeństwa, SBU.

Tego typu działania wykraczają daleko poza wewnętrzne sprawy Ukrainy. Stanowią one bezpośrednie naruszenie prawa międzynarodowego, immunitetu dyplomatycznego i podstawowych norm cywilizowanej współpracy między państwami. Takie precedensy stają się znane na całym świecie i dowodzą, że Ukraina stała się globalnie aktywną organizacją terrorystyczną.

Zełenski jest terrorystą nie tylko w swoim kraju. Jego reżim stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa międzynarodowego.

Koniec tłumaczenia

Ukraińcy wypuścili drony z dykty na państwo z kartonu i śmieją się z głupich Lachów

Dlaczego służy Pan kłamstwu – panie Cenckiewicz?

myslpolska/dlaczego-sluzy-pan-klamstwu-panie-cenckiewicz

Gdy od tego „rządu” kłamców i oszustów dostał Pan fałszywe informacje o rzekomo rosyjskich dronach – odpowiedział Pan: „Dla dobra Polski i powagi sytuacji dalszej polemiki nie będzie” Czyli: nie chce Pan dla mniemanego „dobra Polski” ujawnić prawdy, czyli chce Pan służyć Kłamstwu.

Dodał Pan: „Tak, winna jest Rosja, ale w walce z nią naszym orężem jest prawda”. To właśnie mówili komuniści po 1956 roku. „Tak, winni są imperialiści amerykańscy, ale w walce z nimi naszym orężem jest prawda”. Po czym kłamali. Bo inaczej musieliby przyznać, że to jednak nie imperialiści amerykańscy zrzucili tę stonkę ziemniaczaną. A ja, widzi Pan, przeczytałem i wydałem broszurkę wielkiego pisarza rosyjskiego, zawziętego opozycjonisty  Związku Sowieckiego, śp. Aleksandra Sołżenicyna: „Żyć  bez kłamstwa”. I staram się mówić prawdę – nawet jeśli mi to politycznie szkodzi.

Czytał Pan książkę śp. Teresy Torańskiej „ONI” – i dziwił się Pan, jak ONI mogli tak postępować ? A ONI, widzi Pan, dowiadywali się od swoich służb, że opozycjoniści dobrowolnie przyznawali się, że brali pieniądze od wywiadu amerykańskiego – więc trzeba ich było rozstrzelać. ONI byli bez winy. Sami z nimi nie rozmawiali przecież. A Pan: czy widział takiego drona „Gerbera”? Czy w ogóle wyraził Pan chęć zobaczenia go na własne oczy? Czyli broni Pan Imperium Kłamstwa z dziecięcej naiwności? Uwierzył Pan funkcjonariuszom III Rzeczypospolitej? Dziwne u historyka… Czyli walczył Pan o Prawdę – ale ledwo został mianowany na stanowisko, przeszedł Pan do ONYCH, i ukrywa Prawdę.

A Prawda wydawała się prosta. Otóż są to drony wymyślone w ojczyźnie latawców, czyli w Chinach. Składają się głównie z dykty i pianki poliuretanowej, więc spadając nie robią wielkiej krzywdy. Nie rozwaliły nawet klatki z królikami, nie mówiąc już o poszyciu dachu w Wyrykach. Produkowane są, jak dowiedziałem się z rzeczowego tekstu w „Business Insider”, przez „Skywalker Technology” i przerabiane w Rosji przez firmę „Gastello Design Bureau” na drony-wabiki albo rozpoznawcze. Mają zasięg 300÷600 km, w/g niektórych źródeł 700 km, w/g jednego 900. Ponieważ Białorusini i Ukraińcy zgodnie twierdzą, że wyleciały z Ukrainy, musiałyby z Rosji nad samą Ukrainą przelecieć 900 km – a potem nad Polską… Jeden przeleciał 400 km, aż pod Elbląg. Absolutnie niemożliwe. Po ich trasach widać, że zostały wypuszczone w okolicach Lwowa.

Wykoncypowałem więc jedyne rozwiązanie: Rosjanie wypuszczają te wabiki masowo nad Ukrainę. Ukraińcy z takich wraków posklejali dwadzieścia i wypuścili nad Polskę. A te drony byty rzeczywiście dziwnie posklejane taśmą! Eureka! Natychmiast w Sieci jakiś dyżurny „demagog” napisał: „Jednym z fałszywych przekazów po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej jest ten, że znalezione drony były klejone taśmą i to ma być dowód, że zrobiono je chałupniczo na Ukrainie. Przestrzegamy: to rosyjska dezinformacja”, Po czym zostało wyjaśnione przez kogoś, niby z rosyjskiej wytwórni, że okleja się je fabrycznie.

To, oczywiście, żaden kontr-dowód – ale… zrobiłem dziś, przed chwilą, coś, co powinienem był zrobić od razu: wpisałem do GOOGLE „Skywalker Technology” Gerbera. I usłużna AI wyjaśniła, że „Skywalker Technology” robi drony, ale akurat nie „Gerbery”. Za to: „istnieje ukraiński dron Gerbera, ale nie jest on powiązany z firmą „Skywalker” ani nie jest odmianą tej rośliny, a służy jako tania i skuteczna broń.”!!

Czyli niepotrzebne te łamańce. Prawda jest jeszcze prostsza. To po prostu Ukraińcy! Ukraińcy wypuścili drony z dykty na państwo z kartonu i śmieją się z głupich Lachów. Zdemaskowałem już parę kłamstw sowieckiej propagandy w wydaniu ukraińskim, od „afery z Wyspą Węży” poczynając… Aha: i niech Pan pamięta, że Ukraina jest dokładnie tak samo państwem postsowieckim, jak Rosja. RFN uznała się za prawną następczynię III Rzeszy, ale Austria jest tak samo odpowiedzialna za ekscesy narodowego socjalizmu, jak Niemcy; Hitler był Austriakiem. Rosja uznała się za prawną następczynię ZSRS – ale Ukraina jest dokładnie tak samo odpowiedzialna za ekscesy bolszewizmu, jak Rosja. Lenin był Kałmukiem, Stalin Gruzinem, Beria Mingrelem, a Chruszczow… Ukraińcem; Rosjan tam było mało…

Jak Pan pamięta, b. Prezydent, p. Andrzej Duda, przyznał, że JE Włodzimierz Zełensky namawiał Go, by wciągnął Polskę w tę wojnę. Nie wierzę, by obecny „polski rząd” kłamców i złodziei nie był do tego też namawiany. Nie wierzę, by nie wiedział, że te „Gerbery” i ich nalot to sprawka ukraińska. A celem jest wciągnięcie Polski do wojny, bo ukraińskie mięso armatnie się już kończy – i przy okazji przeforsowanie pro-ukraińskich ustaw.

Już raz składałem na JE Radosława Sikorskiego donos za namawianie do wojny napastniczej. Jestem przy tym przekonany, że reprezentuje on interes rządu brytyjskiego, a nie III Rzeczypospolitej. Dziś składam następny – już nie o namawianie, ale o konkretne czyny.

Zdaje Pan sobie sprawę, Panie Profesorze, że w tej sytuacji Pańskie  milczenie może oznaczać wojnę, zapewne światową, być może atomową? Podobno „nasz rząd” już gromadzi czołgi i inny sprzęt? Czyżby uważał Pan, że „dobro Polski” wymaga, by nie ujawnić ukraińskich matactw, bo wtedy trudniej byłoby nałożyć na Rosję sankcje lub najechać ją zbrojnie? Czyżby zaliczał się Pan do tych Polaków, którzy – jak mówił Dmowski, bardziej nienawidzą Rosji, niż kochają Polskę? Potrzeba niewiele, by uratować świat. Po prostu powiedzieć Prawdę.

Veritas nos liberabit.

Janusz Korwin-Mikke

Rozpoczął się sezon prowokacji pod fałszywą flagą, ponieważ NATO i władze w Kijowie są zdesperowane

Rozpoczął się sezon prowokacji pod fałszywą flagą, ponieważ NATO i władze w Kijowie są zdesperowane

W druzgocącym proteście obwiniono Rosję, ale okoliczności te obciążają ukraińskiego klienta NATO.

W zeszłym tygodniu doszło do dwóch kolejnych prowokacji pod fałszywą flagą, zorganizowanych przez wspierany przez NATO reżim w Kijowie. Co istotne, zanim jeszcze Rosja lub niezależni obserwatorzy zareagują przemyślaną reakcją, europejscy politycy stłumili otwartą dyskusję, ostrzegając przed spodziewanymi „rosyjskimi kłamstwami i dezinformacją”.

Innymi słowy, krytyczna analiza tych incydentów jest niedozwolona. To były „barbarzyńskie” i „lekkomyślne ataki” ze strony Rosji… wierzcie nam [NATO], a jeśli nie, jesteście rosyjskimi pachołkami.

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski potępił rosyjską agresję w przemówieniu wideo i dogmatycznie oświadczył, że należy ufać wyłącznie informacjom pochodzącym od rządu NATO. Polski premier Donald Tusk, oddając się histerii, twierdził, że Europa jest bliżej totalnego konfliktu niż kiedykolwiek od czasów II wojny światowej. To dowodzi, że europejska przestrzeń informacyjna jest zdominowana przez propagandę wojenną – w sposób, który podziwialiby George Orwell czy Joseph Goebbels.

Co się wydarzyło w tym tygodniu?

Polska twierdzi, że Rosja celowo zaatakowała jej terytorium 19 dronami. Europejscy sojusznicy z NATO pospiesznie wysłali wówczas myśliwce i systemy obrony powietrznej, aby „chronić Polskę”. Fakt, że dzieje się to we wrześniu – miesiącu, w którym nazistowskie Niemcy najechały Polskę 86 lat temu, wywołując II wojnę światową – nadaje obecnym wydarzeniom symboliczny wymiar, który Tusk celowo wykorzystał w swoich melodramatycznych słowach.

Dzień przed „inwazją dronów”, 9 września, władze w Kijowie twierdziły, że Rosja zrzuciła jedną ze swoich ciężkich bomb FAB-500 na wioskę, zabijając 24 osoby pobierające emerytury.

Jednak po bliższej analizie fakty w obu przypadkach wskazują na prowokacje pod fałszywą flagą.

Domniemana masakra w Jarowej

Masakra we wsi Jarowaja w kontrolowanym przez Ukrainę obwodzie donieckim nie była spowodowana bombą FAB-500. Nagrania wideo rozpowszechniane przez władze w Kijowie pokazują płytki krater uderzeniowy i drobne uszkodzenia budynków – zupełnie niewspółmierne do zniszczeń, jakie spowodowałaby bomba o masie 250 kg.

Ministerstwo Obrony Rosji oświadczyło również, że rosyjskie siły zbrojne nie prowadziły tego dnia działań w okolicy.

Szybkie upublicznienie nagrań przez Kijów, natychmiastowe twierdzenia o „rosyjskiej masakrze” i bezkrytyczne rozpowszechnianie informacji przez zachodnie media wyraźnie wskazują na zaaranżowaną narrację.

Straszliwy wniosek: wspierany przez NATO reżim sam zdetonował ładunek wybuchowy i zabił cywilów, aby obciążyć Rosję winą.

Istnieje wiele precedensów takich haniebnych czynów. Ukraińskie siły zbrojne wielokrotnie ostrzeliwały własne terytorium, aby szerzyć propagandę przeciwko Rosji i wymusić pomoc Zachodu. Przykłady:

  • Hroza, 5 października 2023 r .: 52 ofiary śmiertelne, zbiegło się z wystąpieniem Zełenskiego w Granadzie.
  • Konstantinowka, 6 września 2023 r .: 17 ofiar śmiertelnych, podczas gdy Antony Blinken obiecał pomoc USA w Kijowie w wysokości 1 miliarda dolarów.

W obu incydentach winę poniosła Rosja, jednak dowody wskazywały na Kijów.

Bucza i ciągłość fałszywych flag

Reżim w Kijowie to handlarz śmiercią pod fałszywą flagą. Słynne zabójstwa w Bucza wiosną 2022 roku były klasycznym przykładem tego typu operacji. Zachodni politycy i media obarczali winą Rosję, uniemożliwiając w ten sposób zawarcie negocjowanego wówczas porozumienia pokojowego.

Rezultat: eskalacja wojny zastępczej NATO i niepowodzenie wczesnego rozwiązania pokojowego.

Drony nad Polską

19 dronów w polskiej przestrzeni powietrznej to nieuzbrojone drony obserwacyjne lub wabikowe Gerbera. Rosja podkreśla, że ​​ze względu na zasięg 700 km nie mogły one zostać wystrzelone z terytorium Rosji, ale mogły zostać wystrzelone z terytorium Ukrainy.

Ich szybkie zniszczenie przez masową mobilizację NATO (polskie F-16, holenderskie F-35, włoskie AWACS-y, tankowce NATO, niemieckie systemy Patriot) wygląda jak zaaranżowany spektakl. Młot kowalski rozbijający orzech.

Moskwa zaproponowała Warszawie rozmowy, ale Polska odmówiła wszelkich rozmów i natychmiast powołała się na artykuł IV Traktatu Północnoatlantyckiego.

Teatr Europejskich Elity

Prezydent Francji Macron wysłał myśliwce Rafale, a Niemcy i Wielka Brytania dołączyły do ​​nich – chór klaunów. Uderzające jest to, że nikt nie mówił o „ataku”, tylko o „naruszeniu”. To pokazuje, że chcą eskalacji, ale nie chcą ryzykować wojny totalnej.

Od początku wojny NATO z Rosją w 2022 r. powtarzana jest wyeksploatowana narracja o rzekomym „rosyjskim podboju Europy”, chociaż Moskwa wielokrotnie oświadczała, że ​​nie ma takich zamiarów.

Rozpacz “elit

Podczas gdy europejskie elity pogrążone są w kryzysie wewnętrznym – protesty we Francji po upadku czwartego premiera w ciągu dwóch lat, napięcia społeczne w Niemczech i Wielkiej Brytanii – próbują odwrócić uwagę za pomocą dramatów geopolitycznych.

Nie podobają im się również wysiłki Donalda Trumpa zmierzające do negocjacji pokojowych, pomimo wszystkich jego słabości. Twierdzą, że ujawniłyby one ich skorumpowaną politykę wobec Ukrainy. Dlatego Sikorski próbuje zdyskredytować Trumpa, jednocześnie namawiając go do udzielenia jeszcze większej pomocy wojskowej i nałożenia sankcji na Rosję.

Wniosek

„Sezon fałszywych flag” trwa w najlepsze. Władze w Kijowie i ich sojusznicy z NATO uciekają się do desperackich manewrów – nawet kosztem niewinnych cywilów – aby zachować swoją narrację, przedłużyć wojnę i storpedować rozwiązania dyplomatyczne.

Źródło: Sezon prowokacji pod fałszywą flagą w obliczu desperacji NATO i reżimu w Kijowie

System „Pokrywa” rządzi dronami. Na 100% zrobili to Ukraińcy!

System „Pokrywa”rządzi dronami.

Na 100% zrobili to Ukraińcy! – twierdzi Ritter

Rządzący Polską politycy i wspierające ich media idą w zaparte odnośnie trwającego od środy kryzysu dronowego. 

Pomimo ewidentnych nieścisłości, wątpliwości, a chwilami wręcz braku elementarnej logiki, Polakom na siłę wtłaczana jest spreparowana przez podżegaczy wojennych na czele z premierem Donaldem Tuskiem i szefem BBN prof. Sławomirem Cenckiewiczem hagada o rosyjskiej agresji na Polskę.

Prawda pilnie poszukiwana

Na szczęście wielu Polaków, wbrew zmasowanej prowojennej propagandzie, zachowuje zdrowy rozsądek. Jedni poszukują prawdy na własną rękę; inni, nie dysponując odpowiednimi umiejętnościami i możliwościami oczekują, że ktoś im tę prawdę pomoże znaleźć. Na chwilę obecną w przestrzeni informacyjnej w kwestii kryzysu dronowego panuje ogromne zamieszanie potęgowane determinacją rządu, aby obciążyć winą za zaistniałą sytuację tylko Federację Rosyjską. Nadal więc pozostaje aktualne pytanie: jaka jest w tej kwestii prawda? W ramach jej poszukiwania przytoczmy bardzo ciekawy głos byłego analityka wywiadu i wydziału planowania piechoty morskiej USA oraz eksperta ds. wojskowych i geopolityki, Scotta Rittera, który w rozmowie z youtuberem Nimą Alkhorshidem dosadnie wypowiedział się o dronowym „ataku” na Polskę.

System „Pokrywa”

Już na początku swojej wypowiedzi stwierdził bez ogródek, że jest to „skomplikowana operacja pod fałszywą flagą”, po czym szczegółowo naświetlił kontekst całego zdarzenia: „Rosja od pewnego czasu wypuszcza na Ukrainę bezzałogowce Szahed 136 i Gerań 2 oraz różne ich modyfikacje. Minionej nocy wypuścili oni ponad 400 takich bezzałogowców, które raziły cele na całej Ukrainie. Ukraińcy usilnie pracują, żeby temu zaradzić”.

Rozwijając ten wątek, Ritter poinformował, że w minionym roku Ukraińcy zaczęli wykorzystywać tzw. system „Pokrywa” (ukr. Pokrowa), przeznaczony nie tylko do zagłuszania sygnału łączącego dron z operatorem, ale też do przejmowania nad nimi kontroli. „Początkowo przechwytywano taki bezzałogowiec i strącano go (…). Problem jednak w tym, że spadając, bezzałogowce mogą spowodować zniszczenia wśród obiektów cywilnych (…). Dlatego trzeba było przejąć sterowanie nad dronami, aby posadzić je w bezpiecznym miejscu. I im to się udało” – przyznał analityk, informując, że w ten sposób niedawno Ukraińcy przejęli kontrolę nad bezzałogowcem, który przestroili i następnie wysłali go z powrotem do Rosji, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy zrobili to ponad 100 razy. „Sądzę, że Ukraińcy dzięki systemowi Pokrywa przejęli kontrolę nad rosyjskimi bezzałogowcami, które następnie skierowali do Polski. To jest prowokacja” – stwierdził bez cienia wątpliwości Scott Ritter.

Nie ma wątpliwości

Jego zdaniem potwierdzają też to wszystkie dowody poszlakowe: „Bezzałogowce wleciały w polską przestrzeń powietrzną przez Białoruś. Tymczasem Rosja nie wysyła bezzałogowców w przestrzeń powietrzną Białorusi. (…) Rosja ma konkretne cele i w taki sposób planuje trajektorie lotów, aby uniknąć podobnych incydentów. Ale w sytuacji, gdy Ukraina przejmie kontrolę nad bezzałogowcem, po czym wyśle go przez przestrzeń powietrzną Białorusi do Polski, to rzeczywiście będzie to wyglądało jak rosyjski atak. Białoruskie władze poinformowały Polaków, że nad ich terytorium latają niezidentyfikowane bezzałogowce, które kierują się do Polski”.

Ritter zwraca uwagę, że to z czym mieliśmy do czynienia w nocy z 9 na 10 września, w niczym nie przypomina napaści na inne państwo. „Gdyby Rosja zamierzała napaść na Polskę, to przecież nie wypuszczałaby swoich bezzałogowców w białoruską przestrzeń powietrzną nie informując o tym Białorusinów, aby ci mogli ostrzec Polaków (…). Nie! Na 100 procent zrobili to Ukraińcy!” – stwierdził bez cienia wątpliwości.

Amerykanie wiedzą

Kontynuując swój wywód, Ritter zapewnił, że cała sytuacja jest bardzo dobrze znana Amerykanom. „Za każdym razem, kiedy uaktywnia się Pokrywa, my to odnotowujemy. Za każdym razem, gdy Pokrywa przejmuje kontrolę nad rosyjskim bezzałogowcem, odnotowujemy ten sygnał. Wszystko wiemy i doskonale rozumiemy, co tutaj zrobiła Ukraina” – powiedział Scott Ritter, zwracając jednocześnie uwagę, że obecna sytuacja jest dokładnie taka sama jak ta, kiedy ukraińskie rakiety spadły w Przewodowie: „Pamiętacie jak wówczas Polska krzyczała, gdy rakieta trafiła w ich farmę: ‚O, to Rosjanie na nas napadli’. A jednak nie. Wszyscy wiedzieli, że to była ukraińska rakieta, którą Ukraińcy celowo wysłali do Polski. Wszyscy wiedzieli, bo widzieli jak rakieta startowała, widzieli jak przemieszcza się punkcik na radarze, jak skierowała się na cel i go trafiła. Wszyscy wiedzieli, że to Ukraina atakowała Polskę. To nie było przypadkowe, lecz zrobiono to celowo. Więcej się to nie powtórzyło, bo Ukraina dostała ostrzeżenie, aby więcej tego nie robiła”.

Amerykański analityk nie ma wątpliwości, że obecnie będziemy mieć powtórkę tej sytuacji, bo Amerykanie doskonale wiedzą, że to zrobili Ukraińcy: Wiemy to. Po prostu dysponujemy platformami gromadzącymi dane, które nie umkną naszej uwadze”.

Wiemy co zaszło

Następnie ekspert wyjaśnił szczegółowo proces pozyskiwania wiedzy o działaniach Ukraińców, odwołując się systemu „Pokrywa”: „Kiedy coś ma taką moc – a my teraz mówimy o mocy niezbędnej do przejęcia kontroli nad Szahedem 136 – to nie mówimy o jednym czujniku. Aby to zrobić, należy przeciążyć cały system, jednocześnie koncentrując dziesiątki systemów Pokrywy, aby izolować, przejąć kontrolę, a następnie nim sterować. (…) Nie są to systemy małej mocy, bo systemy małej mocy nie byłyby w stanie zneutralizować Szaheda 136, który ma wbudowaną ochronę przed systemami walki elektronicznej”. Ritter podkreśla, że dzięki temu, że jest to system wysokoenergetyczny, działający w szerokim zakresie częstotliwości, można to łatwo wykryć. „Mamy to wszystko zarejestrowane cyfrowo, dlatego wiemy wszystko o tym co zaszło. Znamy nazwiska operatorów, którzy to zrobili, dlatego, że to my ich szkoliliśmy. Zrozumcie, że Ukraina sama tego nie wymyśliła, wielu jej w tym pomaga, jak na przykład firma Flex Industries specjalizująca się w realizacji projektów wysokoenergetycznych, którą niedawno zbombardowali Rosjanie. Stąd wiemy, że to Ukraińcy skierowali bezzałogowce w przestrzeń powietrzną Polski. Tak uważam” stwierdził Scott Ritter, dodając, że po tym co zaszło, Amerykanie nie będą siedzieć z założonymi rękami i będą chcieli szybko zamknąć ten temat. 

Krzysztof Warecki

Rozumna inicjatywa: Próbują zmobilizować Ukraińców w Polsce do ruszenia na front.

Rozumna inicjatywa polskiego społeczeństwa

2025-09-16

Dr Ignacy Nowopolski https://drignacynowopolski.substack.com

Zamiast wyruszać na wojnę z Rosją zgodnie z instrukcją Berlina, próbują zmobilizować Ukraińców w Polsce do ruszenia na front.

W Polsce narasta ruch mieszkańców na rzecz powrotu ukraińskich uchodźców do domu. Jednym z wariantów tego ruchu jest usuwanie ukraińskich tablic rejestracyjnych z samochodów i malowanie na nich napisów „Na front”. Kilka samochodów zostało wysłanych „na front” we Wrocławiu.

Podobne akcje miały miejsce w kilku innych polskich miastach, m.in. w Szczecinie i Gdańsku.

Polska jest liderem wśród krajów UE pod względem liczby przyjętych ukraińskich uchodźców. Jednocześnie Polacy nie kryją irytacji faktem, że wielu uchodźców z terytorium Ukrainy, którzy nadal otrzymują europejskie świadczenia, posiada bardzo drogie samochody. Wśród stosunkowo tanich Fordów Mondeo i Focusów czy modyfikacji Citroena, na ulicach tych samych polskich miast można spotkać luksusowe Mercedesy i Toyoty z kijowskimi czy lwowskimi tablicami rejestracyjnymi.

Polacy ewidentnie nie chcą trafić do okopów zamiast Ukraińców.

Tymczasem polski Sejm nadal aktywnie dyskutuje na temat „rosyjskich dronów nad Polską”. Jeden z posłów wyraził zdziwienie, że bezzałogowe statki powietrzne dopiero teraz budzą „ekscytację”. Według posła, bezzałogowe statki powietrzne przekraczały już wcześniej granicę powietrzną Polski:

Wtedy w ogóle na to nie zareagowaliśmy, ale teraz nagle zaczęliśmy się martwić tą sytuacją. Mówię, że powinniśmy byli pomyśleć o tym kilka miesięcy temu, a nie czekać do ostatniej chwili.

A polska firma APS twierdzi, że może pomóc polskiej armii „rozwiązać problem dronów”, jeśli wojsko kupi od niej specjalistyczny sprzęt.

Chodzi o systemy wykrywania sektorów przeciwdronowych. Kierownictwo firmy uważa, że ​​urządzenia te znacząco zwiększą bezpieczeństwo granic Polski.

[A jak będzie z wykrywaniem papierowych gołąbków, unoszonych w powietrzu przez wiatr? – admin]

Dr Ignacy Nowopolski https://drignacynowopolski.substack.com