ZUS próbuje odzyskać ponad 52 tys. nienależnych świadczeń na cudzoziemskie dzieci. Jak ustaliliśmy, udało się to zaledwie w odniesieniu do 11,6 proc. rozpoczętych postępowań. Co gorsza, większość spraw w tym roku się przedawni.
Nie ujawnił jednak szczegółów – w tym z jakich powodów są one nienależne i jaki jest wskaźnik ściągalności tego zasiłku. „Rzeczpospolita” sprawdziła to w ZUS. Okazuje się, że zwrot świadczeń nienależnych od cudzoziemców wynosi zaledwie 11,6 proc. Co gorsza, po trzech latach taka sprawa jest z powodu przedawnienia umarzana. I w tym roku może tak się stać – jak ustaliła „Rz” – nawet z 36 tys. nienależnymi świadczeniami.
Nie tylko Ukraińcy, ale także Białorusini, Wietnamczycy i Rosjanie pobierają zasiłek na dzieci.
Kogo ściga ZUS za nienależne świadczenia na dzieci? Nie tylko 800+. Przoduje jedna grupa narodowościowa
Chodzi o niebagatelne kwoty – co najmniej 30 mln zł. To szacunki „Rz” (ZUS ich nie posiada), bo w tysiącach postępowań o zwrot od cudzoziemców chodzi nie tylko o świadczenie wychowawcze 800+, ale także świadczenia „Dobry Start” (300 zł na każde dziecko rozpoczynające naukę w szkole) oraz rodzinny kapitał opiekuńczy (to aż 12 tys. zł na drugie i kolejne dziecko, które również przysługuje bez względu na dochód rodziny).
ok. 30 mln zł
tyle może wynosić szacunkowa wartość wyłudzonych świadczeń na dzieci cudzoziemskie
Jak podaje nam ZUS, podana przez premiera liczba 52,3 tys. postępowań o zwrot dotyczy okresu od stycznia 2022 r. do maja 2025 r., i – jak pokazują statystyki – maleje: 35,9 tys. spraw dotyczy 2022 r., kolejne 12,5 tys. spraw – 2023 r., a 3,7 tys. spraw – 2024 r. Zaledwie 200 wszczęto w tym roku.
– Wymieniona liczba spraw dotyczy zarówno obywateli Ukrainy, jak i obywateli innych państw, w tym obywateli państw członkowskich UE/EFTA. Wśród 52,3 tys. postępowań o zwrot nienależnie pobranych świadczeń 51,5 tys. postępowań dotyczy obywateli Ukrainy ze statusem UKR. ZUS nie prowadzi statystyk w zakresie postępowań o zwrot nienależnie pobranych świadczeń w podziale na obywatelstwo osoby, która pobrała nienależnie świadczenie – informuje nas Grzegorz Dyjak z biura prasowego ZUS.
Status UKR otrzymują uchodźcy wojenni z Ukrainy, którzy przyjechali do Polski po 24 lutego 2022 r. (obecnie jest ich około miliona w naszym kraju, a od tego roku aby pobierać 800+, dziecko musi uczęszczać do polskiej szkoły. I to jeden z powodów spadku liczby wyłudzeń świadczenia.
Wojenna emigracja do Polski od 2022 r. Miliardy złotych na pomoc ukraińskim dzieciom. Ale tylko w Polsce
Zasiłek 500+, a od 2024 r. już 800+, wypłacany jest od początku jego wprowadzenia w 2016 r. także na cudzoziemskie dzieci, ale z zastrzeżeniem, że muszą mieszkać legalnie w Polsce. Sprawa socjalnych benefitów rozpala opinię publiczną zwłaszcza po fali wojennej emigracji Ukraińców do Polski, a więc po 24 lutego 2022 r., kiedy to gigantycznie wzrosła liczba wypłat tego świadczenia. Do naszego kraju w szczytowym momencie przyjechało blisko 2 mln Ukraińców, głównie kobiet z dziećmi oraz osoby starsze. [No, zapominasz o młodych uciekających przed poborem.. md]
Pokażmy rządowe dane Ministerstwa Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej. W 2022 r. świadczenie 500+ tylko dla uchodźców z Ukrainy kosztowało budżet państwa 1,7 mld zł (pobierano je na blisko 300 tys. dzieci), w 2023 r. – 1,5 mld zł –skala wyłudzeń nie jest więc zbyt duża. Jeśli chodzi o świadczenia z Rodzinnego Kapitału Opiekuńczego w roku 2022 wyniosły 97,1 mln zł, natomiast w roku 2023 już 57,2 mln zł. „Dobry Start” dla uchodźców z Ukrainy wyniósł 44,6 mln zł, rok później – 37,4 mln zł.
W ubiegłym roku program 800+ kosztował budżet państwa 62 mld zł, z czego ponad 2,8 mld zł wypłacono 292 tys. dzieciom z obywatelstwem ukraińskim.
Na ukończeniu jest długo oczekiwane sprawozdanie z ustawy o pomocy Ukraińcom uciekających przed wojną…
Niska ściągalność ZUS – powodem brak kontaktu z beneficjentem. Państwa spoza UE poza możliwościami egzekucyjnymi
Skąd tak niska ściągalność należności od cudzoziemców? Bo beneficjenci (głównie z Ukrainy) znikają i nie sposób nawet doręczyć im decyzji. Podobnie jest z mandatami karnymi.
– W przypadku cudzoziemców nieprzebywających pod wskazanym adresem (również w przypadku, gdy adresu nie da się ustalić) lub niezatrudnionych w Polsce pojawiają się ograniczenia lub niemożność podjęcia działań windykacyjnych (w tym przeszkody natury formalno-prawnej, np. brak możliwości doręczenia decyzji) – wyjaśnia „Rz” Grzegorz Dyjak z biura prasowego ZUS.
Czynności ponownie mogą być podjęte, jeśli cudzoziemiec powróci do Polski, a sprawa się nie przedawni. To następuje dopiero po 10 latach. Dyjak: – Dlatego do czasu ustawowego terminu przedawnienia wskazanych w decyzji należności, tego typu sprawy są monitorowane pod kątem zmiany okoliczności umożliwiających podjęcie działań.
Co najmniej 80 tys. mandatów dla kierowców spoza UE ląduje w koszu. Polska traci na tym ok. 20 ml…
ZUS ma łatwiejszą drogę do odzyskania należności, jeśli cudzoziemiec przebywa na terenie któregoś z państw UE. Dzięki porozumieniom o koordynacji systemów zabezpieczenia społecznego „ZUS [w ramach wzajemnej pomocy administracyjnej – przyp. aut.] jako wierzyciel może skorzystać z pomocy przy odzyskiwaniu tego typu należności”. Powiadamia wtedy dłużnika o decyzji zobowiązującej go do zwrotu lub dochodzenie to wszczyna instytucja danego kraju na wniosek polskiego ZUS. – W przypadku, gdy samodzielnie nie możemy ustalić adresu zamieszkania na terenie państw objętych ww. regulacjami unijnymi, możemy zwrócić się do instytucji tych państw o pomoc w ustaleniu adresu – wskazuje Dyjak.
Wiceprezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej Arkadiusz Bąk wywołał kontrowersje, kwestionując wiarygodność danych o zużyciu amunicji przez ukraińskie siły zbrojne. W rozmowie z portalem money.pl stwierdził, że informacje przekazywane przez stronę ukraińską są „znacznie zawyżone”.
Arkadiusz Bąk / PAP/Radek Pietruszka
Wiceprezes PGZ Arkadiusz Bąk zakwestionował ukraińskie dane o zużyciu amunicji, twierdząc, że są zawyżone i technicznie niewiarygodne.
Ukraiński portal Defense Express ostro skrytykował wypowiedź Bąka, zarzucając mu ignorancję i brak zrozumienia realiów frontu.
Spór ujawnia różnice między Polską a Ukrainą w ocenie sytuacji wojennej i stanu uzbrojenia.
Według wiceprezesa PGZ gdyby dane były prawdziwe, używane przez Ukrainę haubice wymagałyby serwisowania praktycznie co tydzień.
Te liczby są znacznie zawyżone, podobnie jak wszystkie dane z wojny – powiedział.
Ukraina zawyża liczbę zużytej amunicji? Wiceprezes PGZ wątpi w ukraińskie dane
Jak wskazał, wiele ukraińskich dział to przestarzałe systemy kalibru 152 mm, o krótkim zasięgu i ograniczonej trwałości. W jego opinii to właśnie przewaga technologiczna uzbrojenia NATO, w tym nowoczesnej amunicji o zasięgu do 40 km, robi różnicę na polu walki.
Gdyby policzyć, ile kto ma haubic i ile każda z nich ma tzw. resursu technicznego, czyli, ile strzałów może wykonać, to okazałoby się, że co tydzień wszystkie musiałyby iść do remontu. Te liczby są znacznie zawyżone, podobnie jak wszystkie dane z wojny. Dane, które otrzymujemy od naszego wojska, które są weryfikowalne poprzez dostęp do źródła informacji, trudno odnosić do ukraińskich informacji wojennych czy nawet publicystycznych. Po drugie, na froncie w Ukrainie pracuje głównie stara artyleria kalibru 152 mm, czyli o prostej konstrukcji pocisku o zasięgu 17–18 km. Nasze pociski mają prawie 40 km zdolności zasięgowych. Na tym polega różnica przewagi w walce technologicznej NATO versus stare systemy poradzieckie
– powiedział Bąk.
Reakcja ukraińskich mediów
Bąk zestawił informacje od ukraińskich źródeł z danymi zbieranymi przez polską armię, podkreślając, że te drugie są znacznie bardziej wiarygodne i oparte na sprawdzonych źródłach. Jego słowa wpisują się w coraz częściej pojawiające się w Polsce głosy sceptycyzmu wobec jednostronnych narracji płynących z Kijowa.
Według ukraińskich szacunków z sierpnia 2024 roku armia tego kraju zużywała średnio 14,6 tys. sztuk amunicji artyleryjskiej dziennie. Dla porównania Rosjanie mieli dziennie odpalać aż 44,5 tys. pocisków.
Na słowa wiceszefa PGZ ostro zareagowały ukraińskie media. Portal Defense Express zarzucił Bąkowi „ignorancję” i brak zrozumienia sytuacji na froncie.
Ukraińscy żołnierze naprawdę strzelają ponad wszelkie normy. I nie robią tego dla wygodnego życia
– czytamy w odpowiedzi. Autorzy krytykują też sugestie, jakoby polska armia funkcjonowała na wyższym poziomie technologicznym, nazywając je „dość dziwnymi”.
„Ukraina zużywa tysiące pocisków”
Ukraińscy komentatorzy dodają, że powodem sceptycyzmu może być po prostu brak odpowiedniego uzbrojenia po stronie Wojska Polskiego. Ich zdaniem, niezależnie od typu sprzętu, Ukraina rzeczywiście zużywa tysiące pocisków dziennie – bo sytuacja tego wymaga.
Ostatecznie głównym pytaniem, ale dla Polaków, powinno być, czy te oceny są rzeczywiście sprawiedliwe. Czy też opierają się na fakcie, że polskie siły zbrojne dysponują obecnie jedynie około 140 działami samobieżnymi kal. 155 mm – koreańskimi K9A1 i własnymi Krabami – stwierdza dalej ukraiński portal Defense Express.
mail:
A kąt prosty wynosi 100 stopni, bo wtedy wrze woda [to autentyk ze studium wojskowego, płk. Tumanow.]
=====================================
mail:
No, muszą jakoś wytłumaczyć ogromną sprzedaż broni, w tym amunicji, do miłujących pokój krajów Afryki
W ciągu ostatniego tygodnia zachodnie media gorączkowo forsowały narrację o ogromnych stratach poniesionych przez Rosję. Wypowiedź Marco Rubio w Kuala Lumpur sprzed kilku dni jest tego typowym przykładem:
Według stanu na 9 lipca nasz licznik wskazuje, że od początku wojny zginęło od 900 000 do 1,3 mln Rosjan, w tym około 190 000–350 000 ostatnio. Aktualizuje to szacunki z innych źródeł, które pod koniec czerwca oszacowały całkowitą liczbę ofiar na ponad 1 mln . Nasze dane sugerują, że w letniej ofensywie, która rozpoczęła się na dobre 1 maja, mogło zginąć do tej pory około 31 000 Rosjan.
Zbyt mało danych, aby wygenerować porównywalne szacunki dotyczące Ukrainy. Jednak katalog znanych poległych i zaginionych, dostępny na stronie internetowej UAL oses, wskazuje, że od początku inwazji zginęło od 73 000 do 140 000 ukraińskich żołnierzy.
==========================================
Tyle propaganda.
Porozmawiajmy o leniwych reporterach. Dostępnych jest mnóstwo danych, wystarczy przeprowadzić podstawową analizę. Na przykład, zacznijmy od mediów społecznościowych. W dobie wszechobecnych smartfonów i platform społecznościowych nie da się ukryć nekrologów ani zdjęć pogrzebów i cmentarzy. Są setki zdjęć ukraińskich pogrzebów i cmentarzy z dosłownie morzem ukraińskich flag powiewających nad rozległą połacią świeżo wykopanych grobów. Inaczej jest w Rosji. Jest ich kilka, ale nic nie dorównuje liczbie pokazywanej na ukraińskich kanałach.
Analitycy zachodnich wywiadów mają dostęp do zdjęć satelitarnych i możliwość analizy cmentarzy w Rosji i na Ukrainie oraz porównywania, gdzie wykopuje się najwięcej nowych grobów. Przysięgam, że napisałem artykuł na ten temat, korzystając z tych zdjęć, ale nie mogę go znaleźć. Podczas poszukiwań dokonałem jednak ciekawego odkrycia… Zachodnie satelity i firmy medialne nie robią nic, aby dokonać takiego porównania.
Poniższy wykres pomaga to wyjaśnić. [Uwaga: Tytuł jest błędny.] Wykres przedstawia liczbę rosyjskich ciał wymienionych za ciała ukraińskie od początku Specjalnej Operacji Wojskowej.
W poprzednim artykule omówiłem przyczynę dysproporcji w liczbie ofiar śmiertelnych w walce… Chodzi o to, że Rosja ma miażdżącą przewagę w sile ognia. Przyjrzyjmy się dwóm systemom uzbrojenia:
Pociski artyleryjskie : Rosja cieszy się jednostronną przewagą dzięki zwiększonej produkcji krajowej (3-4,5 miliona pocisków rocznie) i ogromnemu importowi (np. ponad 9 milionów z Korei Północnej od 2023 r.), podczas gdy Ukraina jest całkowicie zależna od pomocy Zachodu (1,3-2 miliony rocznie).
Sekretarz generalny NATO przyznał publicznie, że Rosja produkuje więcej pocisków artyleryjskich w ciągu trzech miesięcy niż USA i reszta NATO w ciągu roku. Liczby produkcji są istotne, ponieważ rosyjskie tempo strzelania (10 000-15 000 pocisków dziennie) przewyższa ukraińskie (2 000-7 000 dziennie), co prowadzi do dysproporcji 5-10:1 w niektórych sektorach w 2024 r. W 2025 r. ta dysproporcja wzrosła do 23:1 na niekorzyść Ukrainy. Innymi słowy, Ukraińcy trafieni pociskami artyleryjskimi będą mieli więcej ofiar niż Rosjanie po prostu dlatego, że Rosjanie wystrzeliwują więcej pocisków.
Drony : Rosja dysponuje kilkoma kluczowymi przewagami w zakresie wykorzystania dronów w walce w trwającym konflikcie z Ukrainą, wynikającymi przede wszystkim z większej bazy przemysłowej, partnerstw zagranicznych (np. z Iranem w przypadku dronów typu Shahed i z Chinami w przypadku podzespołów) oraz skupienia się na masowej produkcji i rozmieszczeniu.
Większa wielkość produkcji i zapasy: Rosja planuje wyprodukować 2-4 miliony dronów do 2025 roku (w tym 2 miliony modeli FPV i 30 000 dronów dalekiego zasięgu/wabików), przewyższając cele Ukrainy w niektórych kategoriach, pomimo ogólnego celu Ukrainy wynoszącego 4,5 miliona. Obejmuje to zwiększenie produkcji do 300-500 dronów dalekiego zasięgu dziennie, wspieranych przez chińskie komponenty, co daje Rosji 3:1 przewagę w dziennej produkcji w niektórych typach. Ukraina wyprodukowała 2,2 miliona dronów do 2024 roku (wzrost o 900%), ale skumulowane zapasy Rosji (szacowane na 1,5-2,5 miliona aktywnych) umożliwiają ciągłą działalność operacyjną.
Ogromne możliwości ostrzału: Rosja regularnie przeprowadza zakrojone na szeroką skalę ataki dronów (np. rekordowe 728 dronów w ciągu jednej nocy w lipcu 2025 r., w porównaniu z 2264 w pierwszej połowie 2024 r. i 22 495 w pierwszej połowie 2025 r.), przytłaczając ukraińską obronę powietrzną i niszcząc kluczowe obiekty.
Adaptacje technologiczne zwiększające odporność: Rosja zyskała przewagę dzięki dronom naprowadzanym światłowodowo (np. warianty Lancet), które są odporne na zakłócenia elektroniczne – kluczowy ukraiński środek zaradczy. Te „nisko-technologiczne” innowacje zostały nazwane przełomowymi, pozwalającymi Rosji ominąć systemy walki elektronicznej, w których Ukraina wcześniej dominowała. Dodatkowo, rosyjska integracja sztucznej inteligencji i wizji maszynowej w dronach usprawnia celowanie, choć Ukraina przoduje w autonomicznych rojach.
Zagraniczne łańcuchy dostaw i zrównoważony rozwój: Partnerstwa z Iranem (tysiące importów Shahedu rocznie) i Chinami (komponenty do 70% dronów) zapewniają Rosji stały dopływ kapitału, pozwalając uniknąć sankcji i utrzymać wysoki poziom wykorzystania. Kontrastuje to z uzależnieniem Ukrainy od pomocy Zachodu i firm krajowych (ponad 200), które borykają się z problemami finansowymi pomimo 22-krotnego wzrostu produkcji dronów dalekiego zasięgu w latach 2023-2024.
Integracja pola walki i przewaga w walce na wyczerpanie: Rosja wykorzystuje swoją przewagę w dronach do wspierania natarcia piechoty, zmuszając Ukrainę do adaptacji obronnych, takich jak uniki motocyklowe. Rosyjskie drony umożliwiają w niektórych sektorach współczynnik ataku 10:1, co pogłębia jej przewagę liczebną i zwiększa liczbę ofiar po stronie ukraińskiej.
Nie ma ani jednego systemu uzbrojenia, w którym Ukraina mogłaby twierdzić, że ma przewagę. Podczas gdy Rosja wykorzystuje dwa dodatkowe systemy uzbrojenia, których Ukraina nie posiada… pociski hipersoniczne i samoloty bojowe. Zanim krzykniesz: „Chwileczkę… Ukraina ma samoloty bojowe”, Rosja cieszy się przewagą w powietrzu, podczas gdy ukraińskie samoloty są regularnie zestrzeliwane. Aha, prawie zapomniałem… Rosyjska flota bombowców i okrętów podwodnych regularnie wystrzeliwuje pociski, których Ukraina nie jest w stanie zniszczyć.
Jakiekolwiek straty Ukraina zadaje siłom rosyjskim, bledną w porównaniu z tym, co Ukraina traci z powodu miażdżącej przewagi w ostrzale, jaką ma Rosja. Chyba Marco Rubio nie dostał tego komunikatu.
Kim są bohaterowie Ukrainy, których nazwiska nie schodzą z ust milionów Ukraińców?
Stepan Bandera i Roman Szuchewycz to ukraińscy zbrodniarze. Pierwszy z nich przewodził organizację Ukraińskich Nacjonalistów OUN-B, drugi, podległej OUN, Ukraińskiej Powstańczej Armii. Zasłynęli z inicjacji i przeprowadzenia najokrutniejszego ludobójstwa w dziejach ludzkości.
Ukraińskie ludobójstwo na Polakach nie wydarzyło się tylko w wieku XX, ale także w wieku XVII, XVIII i kilkukrotnie w wieku XX.
Jest to ostatni moment, by uwiecznić to, co widzieli naoczni świadkowie ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Ich wspomnienia są testamentem dla nas, Polaków i Ukraińców, ale także przestrogą przed zbrodnią banderyzmu, który szerzy się za naszą wschodnią granicą.
Rok 1657. Janów Poleski. Kozacy schwytali polskiego duchownego ojca Andrzeja Bobole, zdarli z niego habit i bili go skórzanymi biczami. Półnagiego zawlekli pod płot. Tam wybili mu zęby, wyrwali paznokcie i zdarli skórę z ręki. Na głowę włożyli mu koronę cierniową uplecioną ze świeżych gałęzi wierzbowych. Okręconego sznurem przywiązali do koni i powlekli do rzeźni miejskiej. Tam położyli go na stole i przypalali ogniem. Na wyciętą w formie ornatu skórę na plecach nasypali sieczkę. Potem odcięli mu nos i wargi, wykuli oko, wycięli język. Powieszonego do góry nogami dobili cięciem szabli.
Taras Szewczenko napisał poemat Hajdamaki. Kiedy to podczas Koliszczyzny w mieście Bar Kozak Gonta, który był pułkownikiem kazachskim, służył Polsce. Miał żonę katoliczkę, czyli Polkę. I on bierze nóż i rżnie tą swoją żonę. Następnie zarzyna tych swoich dwóch synów, bo to syny Laszki. I to jest główny poemat ukraiński, na którym wychowuje się…
Polska publicystyka i historiografia w odróżnieniu do niemieckiej, rosyjskiej oraz ukraińskiej zaskakująco mało uwagi poświęca kwestii ukraińskiej jako jednego z kluczowych zagadnień niemieckiej polityki i geopolityki doby I wojny światowej. W odróżnieniu od stanu badań w Niemczech, można zaryzykować tezę, że w Polsce owa tematyka to jedynie margines refleksji naukowej. Literatura dotycząca przyczyn, przebiegu i skutków I wojny światowej jest co prawda bardzo bogata, jednakże ukazanie działania Niemiec na Ukrainie zwykle wpisuje się w szerszy kontekst polityki wschodniej. Przykładowo, kluczowy dla Berlina i Ukraińskiej Republiki Ludowej traktat Brzeski (pierwszy traktat pokojowy zawarty od wybuchy wielkiej wojny) polska historia traktuje jako jedno z wielu wojennych porozumień, które zostało anulowane przez ustalenia wersalskie. Przedmiotowa tematyka została co prawda poruszona w kilku artykułach naukowych i zaledwie paru monografiach, jednakże, można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że od 1989 r. nie poczyniono żadnych znaczących kroków, aby stan wiedzy na temat niemiecko – ukraińskiego splotu rozwinąć. Nazwiska Paula Rohrbacha, Axela Schmidta czy Arthura Dixa należące do czołowych niemieckich geopolityków przełomu XIX i XX w. są na tyle nieznane (lub zlekceważone), że ich dzieła nie doczekały się polskiego przekładu, choć w dużym stopniu odnosiły się do Polski i Polaków, jak i miejsca jakie winna zajmować Rzeczypospolita na mapie Europy. Innymi słowy, zapoczątkowany w pierwszej połowie XX stulecia ukraińsko – niemiecki alians nie doczekał się należytego zainteresowania jak i całościowej analizy, toteż celem niniejszego tekstu jest próba nakreślenia głównych wątków powyższej problematyki, które przez wzgląd na swoją obszerność i złożoność, stanowić będą co najwyżej przyczynek do refleksji.
W przypadku kwestii ukraińskiej, trudno jest ustalić gdzie przebiegała granica pomiędzy zainteresowaniem sił postronnych a własną działalnością państwowotwórczą. Ukraińcy (Rusini) stanowili jedną z wielu zależnych politycznie nacji, która do początku XX w. nie była samodzielnym podmiotem, nie posiadała jednolitego programu politycznego oraz była niezdolna do przebicia się ze swoimi sprawami do światowych decydentów politycznych1.
Naród, to pojęcie abstrakcyjne, pretendujące do subiektywnych odczuć kulturowych i ideologicznych. Jego zaistnienie jest bez wątpienia procesem, gdzie niepodobne jest wskazanie oraz wyodrębnienie początku ewolucji społecznego przekształcenia. Problematyka narodu, nacjonalizmu i narodowości pozostaje złożona, niejednorodna oraz zależna od wielu zmiennych oraz uwarunkowań zarówno dotyczących samej nacji jak i czynników zewnętrznych2. W drugiej połowie XIX w., wraz z rozwojem myśli i teorii nacjonalistycznych oraz eksplozji ruchów narodowowyzwoleńczych wśród wielu narodów Europy Środkowej, nastąpił proces samookreślenia się części Ukraińców jako oddzielnej etnograficznej społeczności3. Pierwsi Ukraińcy myślący w kategoriach narodowych a nie etnicznych (traktujących się jako regionalny odłam Rosjan, Polaków czy innych) działali głównie w Europie Zachodniej, bez wsparcia jakiejkolwiek organizacji, związku czy subwencji państwowych, jak i aprobaty własnej społeczności, cechującej się niskim stopniem samoidentyfikacji. Byli to w większości poeci i literaci jak: Maria Wilińska, Mychajło Drahomanow czy Sergiej Podolinski4.
Wykorzystanie kwestii ukraińskiej w celach politycznych, wewnętrznych jak i międzynarodowych zapoczątkowały ośrodki propagandy wiedeńskiej. W stolicy Habsburgów ukonstytuowały się liczne instytucje np.: czasopismo „X – Strahlen” tudzież „Ukrainische Rundschau” wspierające procesy umiędzynarodowienia stanowiska tzw. Galicyjskich Ukraińców, dążących m. in. do administracyjnego podziału regionu. Jednakże, odpowiedni rezonans polityczny nie byłby możliwy gdyby nie kontakty z niemieckimi ośrodkami opinii publicznej np.: z „Frankfurter Zeitung”, gdzie przedrukowywano antypolskie broszury i apele propagandowe, wcześniej kolportowane w Wiedniu5. Sytuacja Ukraińców na terenie Austrio – Węgier była złożona, z czego doskonale zdawali sobie sprawę austriaccy politycy. Istniała silna frakcja nacjonalistyczna, do której aktywizacji przyczyniły się zmiany w powszechnym prawie wyborczym z 1907 r., oraz frakcja tzw. moskalofilska o charakterze wyraźnie irredentystycznym, zwrócona w kierunku Moskwy6. Dodatkową ukraińską aktywnością był, założony we Lwowie przez Ukraińców rosyjskich w dniu 4 sierpnia 1914 r., Związek Wyzwolenia Ukrainy, który wspierał nacjonalistyczne dążenia podziału Galicji7. Ów związek był odpowiedzialny za wydawanie w Berlinie w latach I wojny światowej propagandowego biuletynu informacyjnego „Nachrichten des ukrainischen Pressbüros 8”. Dzięki aktywności Związku udało się Ukraińcom, m. in. nakłonić Niemców do tworzenia odrębnych obozów jenieckich dla żołnierzy armii rosyjskiej narodowości ukraińskiej, w których członkowie związku prowadzili tzw. działalność oświatowo – polityczną9.
Jednakże do okresu wojennego, kwestia ukraińska była głównie problem Wiednia, Cesarstwo Niemieckie traktowało to zagadnienie w sposób marginalny, co nie oznacza, że nie dochodziło do wzajemnych kontaktów. Przykładowo, jeszcze przed wybuchem wojny, dyplomaci niemieccy Heinrich von Tschirschky i konsul we Lwowie Karl Heinze starali się zainteresować władze w Berlinie możliwością wykorzystania nacjonalizmu ukraińskiego, przedstawiając go jako znaczącą siłę w walce z Kremlem. Ponadto, posuwano się do stwierdzeń, że w przypadku konfliktu zbrojnego z Moskwą, możliwe będzie powstanie ukraińskie na ziemiach władanych przez Mikołaja II (było to oparte na szerokiej analizie sytuacji mniejszości narodowej w Rosji)10. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że przed wybuchem Rewolucji Lutowej zainteresowanie Ukrainą rosło, wraz z posuwaniem się na wschód frontu niemieckiego, jednak do 1917 r. sprawa ta nie ukonstytuowała specjalnego programu politycznego11. Co więcej, publikacje niemieckich autorów dotyczących Ukrainy przed 1916 r. były oparte na relacjach i danych dostarczanych przez Ukraińców mieszkających na terenie II Rzeszy, lub miały charakter ogólnikowy, związany z rozważaniami geopolitycznymi bądź militarnymi12.
Inne przykłady współpracy można odnaleźć w książce „Sprawa ukraińska” pióra Tadeusza Gluzińskiego, wydanej w Warszawie w 1937 r. Autor wspomina: „Popieranie ukraińskiego ruchu przez Wiedeń od początku było dla wszystkich jasne. Natomiast tylko część polskiej opinii publicznej podejrzewała przywódców ukraińskich o ścisłą współpracę z Berlinem. Za tą współpracą przemawiały pewne fakty: stosunek Ukraińców do przymierza austriacko – niemieckiego, dostarczenie prasie polakożerczej tendencyjnych informacji z Galicji, proukraińskie przemówienia w pruskim sejmie (pruskiego ministra spaw zagranicznych) itp. W 1909 r. pojawiły się dokumenty, niskiej jakości oraz nie stwierdzone jako autentyczne dostarczone przez szpiega pruskiego Rakowskiego (brak imienia w oryginalnym tekście – przy. M. S.) o współdziałaniu konsula niemieckiego we Lwowie z Ukraińcami. Przed I wojną światową potwierdził to Franciszek Salezy Krysiak. Były to zdjęcia listów wykradzione z archiwum tzw. Deutscher Ostmarkenverein. W aktach znajduje się 147 listów, wymienionych między działaczami narodowego komitetu ukraińskiego a >>Hakatą<< w Berlinie w latach 1903 – 191313”. Powyższe tezy potwierdzają wspomnienia polskiego publicysty, historyka i dyplomaty okresu międzywojennego Stanisława Łosia. W tekście „Sprawa ukraińska” czytamy: „Nie wiedziałem i zdaje mi się nie wiedziała o tym większość społeczności polskiej Galicji, że za ruchem dążącym – ściślej marzącym o oderwaniu Podnieprza od Rosji stoi bardzo potężny sojusznik. Dopiero słynne swego czasu rewelacje dziennikarza Krysiaka uprzytomniły społeczeństwu polskiemu, że za zwalczającym coraz ostrzej nacjonalizmem ukraińskim, stoją niemieckie agencje konsularne, za nimi zaś po prostu niemiecki sztab14”.
Liczne przedwojenne delegacje ukraińskich działaczy nacjonalistycznych, trwające co najmniej od 1902 r., zaowocowały nawiązaniem stosunków dyplomatycznych pomiędzy ukraińskimi ruchami nacjonalistami a berlińskim MSZ, stworzyło to możliwość zacieśniania kontaktów kulturalnych, naukowych i politycznych, które pomogłyby ukraińskim działaczom w nakreśleniu pozytywnej opinii u sojuszników, tudzież zdobyciu poparcia dla swoich propaństwowych idei. Jedną z konsekwencji starań aktywistów było powstanie w dniu 11 grudnia 1915 r. Verbande deutscher Förderer der ukrainischen Freiheits-Bestrebungen „Ukraine” (Związku niemieckich zwolenników aspiracji wolności Ukrainy „Ukraina”), pierwszej niemieckiej organizacji poświęconej kwestii ukraińskiej. Jej stworzenie stało się punktem zwrotnym w publicznej dyskusji na temat Ukrainy i niemieckich interesów w Europie wschodniej. Polityczni, wojskowi i naukowi eksperci, wraz z czołowymi pisarzami ukraińskimi wykonali imponującą działalność dla upowszechniania szczegółowej wiedzy na temat zasobów naturalnych i sytuacji gospodarczej na Ukrainie, jej historii, kultury i politycznej aspiracji. Głównie w tym celu, w styczniu 1916 r. powstało czasopismo „Osteuropäische Zukunft”, jako istotne narzędzie dla oświaty i dyskusji15.
Rozważając o zacieśniającej się współpracy niemiecko – ukraińskiej, nie sposób nie wspomnieć o pracach wybitnych teoretyków myśli geopolitycznej, którzy w swoich tekstach, nie tylko analizowali czynniki umożliwiające powstanie suwerennej Ukrainy, ale wręcz agitowali aby Niemcy stały się główną siłą umożliwiającą jej zaistnienie. Jako jednego z czołowych propagatorów kwestii ukraińskiej należy wymienić Paula Rohrbacha, urodzonego w dniu 29 czerwca 1861 r. w Irgen (Kurlandia), na kresach imperium Romanowów (terytorium obecnej Litwy). Swoją wiedzę zdobywał na uniwersytetach w Talinie, Berlinie oraz Strasburgu. Emocjonalnie był związany z państwem Niemieckim oraz germańską kulturą, drażniło go gdy wspominano o jego Rosyjskich korzeniach, toteż sam określał siebie jako Bałta (osobę wywodzącą się z terenów dzisiejszej Litwy, Łotwy i Estonii)16. Niemieckie obywatelstwo uzyskał już w 1894 r.17 Pracę na Uniwersytecie Berlińskim zakończył w 1898 r., (w 1881 r. obronił rozprawę doktorską), w tym też mieście postanowił pozostać. Kilka lat później ożenił się z Clarą Müller, która urodziła mu syna Hansa. Rohrbach był zafascynowany dziedzictwem kulturowym kraju Goethego i Beethovena, ideami protestantyzmu oraz nowo powstałymi ruchami nacjonalistycznymi18. W latach 1896 – 1900 odbył liczne podróże m. in. do Rosji, Armenii, Persji, Chin oraz Palestyny. Pobyt w ziemi świętej zaowocował zwróceniem się Rohrbacha w kierunku myśli chrześcijańskiej oraz licznymi refleksjami na tematy teologiczne. W 1901 r. jego przemyślenia dotyczące wiary zostały wydane pod nazwą Im Lande Jahwes und Jesu. Nie spotkały się one jednak z aprobatą środowiska akademickiego, toteż Bałt na dobre rozstał się ze studiami katechetycznymi.
Począwszy od 1914 r. Paul Rohrbach został urzędnikiem w Urzędzie Marynarki Wojennej, a następnie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, gdzie dał się poznać jako rzecznik polityki antyrosyjskiej. W czasie I wojny światowej angażował się w strategię wschodnią Niemiec, starając się w jak największym stopniu przybliżyć elitom II Rzeszy ewentualne korzyści wynikające z pobudzenia narodowego wśród ludności wchodzących w skład carskiej Rosji. Był zarówno praktykiem jak i teoretykiem, który szczególną uwagę poświęcał sprawie ukraińskiej. Jako jego najistotniejsze działa wymienia się „Der deutsche Gedanke in der Welt” (wydana 1912 wznowiona 1920) oraz „Die Geschichte der Menschheit” (1914)19. W tych dwóch opracowaniach Rohrbach stworzył pewną hybrydę tradycji chrześcijańskiej z niemiecką filozofią i myślą polityczną. Była ona podstawą do ukonstytuowania się właściwej dla Niemiec (w rozumieniu autora) kultury imperialnej. Osobiście był przekonany o słuszności i wyższości dziedzictwa germańskiego oraz o konieczności jego ekspansji. Według pisarza była to dziejowa misja Niemiec, wyrażająca się w pomocy uciskanym zwłaszcza przez Anglię i Rosję narodom oraz w pośrednictwie przy organizowaniu ich własnych tradycji i obyczajów20. Zainteresowanie kwestią ukraińską pojawiło się u geopolityka jeszcze przed I wojna światową. W pracy „Der deutsche Gedanke in der Welt” umieścił kilka spostrzeżeń dotyczących Ukraińców oraz innych uciskanych mniejszości na wschodzie kontynentu. Twierdził, że bez ziem ukraińskich imperium Romanowów byłoby prowincjonalnym państwem na pograniczu Europy. Terytoria te, dwukrotnie większe od Niemiec, zasobne w surowce naturalne, z rozwiniętym przemysłem i bogatymi ziemiami, miałyby po odseparowaniu, niezwykły potencjał państwowy. W swoich rozważaniach posuwał się nawet do stwierdzenia, iż rozbicie wielonarodowego Wschodu oraz odseparowanie i usamodzielnienie się takich państw jak Polska, Finlandia, Ukraina czy mniejszych republik bałtyckich, to jedynie kwestia czasu. Dla Niemiec istnienie samoistnej Ukrainy tworzyłoby naturalną zasłonę przed bolszewizmem, jak i dawało dostęp do nowych rynków zbytu. Budowa „kordonu” państw oddzielających Rosję od reszty kontynentu to jeden z głównych postulatów Rohrbacha. Bez względu na formę ustrojową, carat czy władza rewolucyjna, zawsze interesy ukraińskie będą sprzeczne z dominatem moskiewskim. Utożsamiał Rosję, jej kulturę i historię z barbarzyństwem (owo określenie zostało użyte we wstępie do książki Russland und Wir), które zagrażało nie tylko cywilizowanym Niemcom ale i całej Europie21.
Obok Rosji, kolejnym naturalnym wrogiem Ukrainy, w myśl Rorbacha, byli Polacy. Jego zdaniem, z uwagi na chęć do politycznej identyfikacji kosztem narodu ukraińskiego oraz przez wzgląd na ewentualne przyszłe zagrożenie jakie mogła stanowić silna Polska dla państwa niemieckiego, oba kraje w oczywisty sposób skazane były na sojusz. Dla geopolityka było bezdyskusyjne, iż odrodzona Rzeczpospolita nie tylko budowałaby się na ziemiach niemieckich oraz ukraińskich, ale i naruszała interesy obu nacji, będąc ich ideologicznym i politycznym wrogiem. Toteż II Rzeszy powinno zależeć na jak najlepszym kontakcie z ukraińskim potencjałem. Podobnie jak Francja analogicznie winna była zabiegać o umacnianiu narodu polskiego, co w przyszłości miało prowadzić do otoczenie państwa niemieckiego jego oponentami22. Idee Rohrbacha nabrały większego znaczenia w latach 1918 – 1919 wraz z ofensywą wschodnią i dynamicznie zmieniającą się sytuacją na mapie świata. W trakcie I wojny światowej pracował on przy tworzeniu i uprawianiu propagandy militarnej. Był jednym z inicjatorów powstałego w maju 1919 r. czasopisma „Ukraine”, zajmującego się promocją kontaktów między oboma narodami. Publikowane teksty były wydawane w trzech językach – ukraińskim, niemieckim i rosyjskim (kolejność ich wymienienia nie jest bez znaczenia, gdyż poprzez prymat językowy upowszechniana była ukraińska mowa wśród zachodniego społeczeństwa). Był też inicjatorem utworzonego w Berlinie Instytutu Studiów Ukraińskich oraz wydanej w języku ukraińskim historii Niemiec. Poprzez swoją szeroką działalność kulturalną i agitacyjną starał się zaktywizować obie strony do lepszego wzajemnego poznania23. W czasie tzw. hetmanatu, Paul Rohrbach (wraz z innym geopolitykiem Axelem Schmidtem24) z ramienia Ministerstwa Spraw Zagranicznych, został wysłany do nowo proklamowanej Zachodnio-ukraińskiej Republiki Ludowej. Jego zadaniem było sporządzenie kwerendy oraz oszacowanie jak kształtowano wewnętrzną politykę państwa. Dodatkowo, miał zadbać o stworzenie wizerunku dobrej współpracy pomiędzy dwoma rządami. Jednak jego ocena zarówno niemiecko – ukraińskiej konsolidacji, jak i samego Pawła Skoropadskiego, nie była pozytywna. Rohrbach krytykował nadmierną ekspansję oraz ignorancję Niemieckiego Naczelnego Dowództwa w stosunku do lokalnej kultury i obyczajów25.
Innym niemieckim myślicielem traktującym o kwestii ukraińskiej był Arthur Dix urodzony 30 listopada 1875 r. w Prusach Wschodnich. Dix, był znany ze swoich nacjonalistycznych poglądów – był członkiem Deutsche Volkspartei. W latach 1895 – 1899 studiował nauki polityczne w Berlinie, Królewcu i Lipsku. W 1897 r. został asystentem na Uniwersytecie Berlińskim. Od 1900 r. pracował jako redaktor naczelny w National – Zeitung. Zajmował się opisywaniem i komentowaniem polityki zagranicznej. W okresie od 1916 do 1918 r. przebywał w cesarskim biurze prasowym w Sofii26. Do najsłynniejszych koncepcji politycznych Dixa należy Mitteleuropäischen Staatenbund-Imperialismus, opierający się na stworzeniu dogodnych warunków do importowania towarów z południowo – wschodniej części kontynentu27. W dniu 16 lutego 1918 r. na łamach „Nationalliberale Korrespondenz”, Dix nakreślił wartość, rolę i potencjał Ukrainy oraz jej znaczenie dla II Rzeszy28. Uważał, iż Moskwa jak i Petersburg były ośrodkami znacznie mniej ważnymi dla Niemiec w porównaniu z Europą Środkową29. Postulował, że gdyby udało się wywalczyć niepodległość dla narodu ukraińskiego, zliberalizować gospodarkę oraz uniezależnić kraj od Rosji, powstałe suwerenne państwo górowało by pod względem ekonomicznym w tej części kontynentu.
Odwrotnie jak w pismach Rohrbacha, Dix definiował i upatrywał największego wroga Ukrainy w Polsce. Był zdania, iż Imperium Romanowów trawią zbyt silne tendencje dezintegracyjne, aby w perspektywie długofalowej Moskwa mogła stanowić zagrożenie. Polacy posiadający swych zwolenników i sprzymierzeńców w krajach Europy Zachodniej, będą starali się za wszelka cenę hamować rozwój swojego sąsiada. W tych wywodach geopolityk posuwał się dalej niż Rohrbach, ponieważ groźba ze strony państwa polskiego nie dotyczyła jedynie terenów stanowiących główną oś konfliktu między dwoma nacjami, jak Galicja Wschodnia, ale całości przyszłej Ukrainy w tym jej rosyjskiej części30. Zadaniem Niemiec było wspieranie i pomaganie Ukraińcom oraz ich obrona przed agresorem z Warszawy. Dodatkowo, to właśnie w państwie ukraińskim Dix widział przyszłego stabilizatora regionu, dzięki któremu znacznie poszerzy się strefa ekonomiczna i wpływy handlowe II Rzeszy. O ignorancji ideologiczno – kulturowej świadczył fakt, iż 10 października 1918 r. Dix otrzymał list od Paula Rohrbacha (obaj uczeni utrzymywali ze sobą kontakt), w którym zawarty był postulat o chronologii językowej publikowanych tekstów i artykułów, w nocie dominował stanowczy ton mający wymusić poprawę na adresacie i uwrażliwić go na tę kwestię31. Publikowane teksty były wydawane w trzech językach – ukraińskim, niemieckim i rosyjskim. Paul Rohrbach szczególną uwagę zwracał na gradację dialektyczką, stąd postulowana kolejność. Był zdania, że poprzez prymat językowy upowszechniana (oswajana) była ukraińska mowa wśród społeczeństwa zachodniego32.
Powyższe przykłady (które można mnożyć) stanowią o silnych zabiegach części niemieckich elit intelektualnych, mających na celu ukierunkowanie wschodniej polityki Berlina na problem ukraiński. Kulminacją tych działań był podpisany w nocy z 9 na 10 lutego 1918 r. Traktat Brzeski – pierwsze międzynarodowe porozumienie zawarte z oficjalnymi delegatami Rady Centralnej reprezentującej w owym czasie URL. Dla tzw. sprawy ukraińskiej był to moment przełomowy, gdyż dzięki niemieckim negocjatorom problematyka ukraińska zyskała światowy rozgłos oraz stała się zagadnieniem międzypaństwowym33.
Reasumując, należy zdać sobie sprawę z trwającej od ponad wieku ścisłej zależności pomiędzy Ukrainą a Niemcami; do pierwszej połowy XX stulecia Berlin starał się realizować swoje strategiczne plany na wschodzie kontynentu poprzez współpracę z Kijowem, zazwyczaj kosztem interesów państwa polskiego. Również strona ukraińska niejednokroć szukała oparcia w niemieckiej sile czego dobrą egzemplifikacją są kontakty działaczy OUN z Wehrmachtem, umożliwiające szkolenie nacjonalistów ukraińskich na niemieckich poligonach, czy proniemiecka działalność Ukraińskiego Komitetu Centralnego, której efektem było powstanie w 1943 r. dywizji Waffen SS „Galizien”, odpowiedzialnej za ludobójstwo i brutalne pacyfikację licznych polskich wsi i miasteczek w Małopolsce Wschodniej. Owa ukształtowana przez historię zależność jest widoczna również w dniu dzisiejszym. Po spektakularnym fiasku programu Partnerstwa Wschodniego, o zaangażowanie się w wewnętrzne sprawy Ukrainy został zaangażowany rząd niemiecki, czego bezpośrednim efektem były rokowania w Mińsku, do których strona polska nie została zaproszona. Przy aspiracjach niepodległościowych wcześniejszych Rusinów a późniejszych Ukraińców, umacnianiu swojej pozycji na arenie międzynarodowej oraz wraz z początkiem XXI w. do planów wejścia w struktury Unii Europejskiej oczy Kijowa zwrócone były nie w kierunku Warszawy, lecz Berlina. Polska polityka wschodnia, jeżeli ma być skuteczna nie może ciągle pomijać owych zależności.
1 M. Pietraś, Wstęp [w:] Ukraina w stosunkach międzynarodowych, pod red. M. Pietraś, T. Kapuśniak, Lublin 2007, s. 7. 2 Zob. np.: P. Lawrence, Nacjonalizm. Historia i teoria, Warszawa 2007, passim; C. Calhoun, Nacjonalizm, Warszawa 2007, passim. 3 S. Łoś, Wybór pism, sprawa ukraińska, Kraków 2012, s. 6 – 8. 4 A. A. Zięba, Lobbing dla Ukrainy w Europie międzywojennej, Kraków 2010, s. 61. 5 Ibidem, s. 62. 6 J. Gruchała, Austro – Węgry a sprawa ukraińska w latach I wojny światowej, „Studia historyczne” nr 4/1985, s. 558. 7 Ibidem, s. 562. 8 J. Skrzypek, Ukraińcy w Austrii podczas wielkiej wojny i geneza zamachu na Lwów, Warszawa 1939, s. 58. 9 W. Mędrzecki, Niemiecka interwencja militarna na Ukrainie w 1918 r., Warszawa 2000, s. 19 – 20. 10 J. Gruchała, Stanowisko polityków polskich i ukraińskich w Austrio – Węgrzech w opinii dyplomacji niemieckiej 1914 – 1917, „Śląski kwartalnik historyczny Sobótka” nr 1/2008, s. 23. 11 Zob. np. K. Grunberg, B. Sprengel, Trudne sąsiedztwo. Stosunki polsko – ukraińskie w X – XX wieku, Warszawa 2005, s. 235, T. Dąbrowski, Ukraiński ruch narodowy w Galicji Wschodniej 1912 – 1923, Warszawa 1985, s. 71. 12 Por. np. R. Szust, Tradycje i doświadczenia stosunków ukraińsko – niemieckich od początku XX w. [w:] Polska – Niemcy – Ukraina w Europie, Rzeszów 1996, s. 126; H. J. Torke, J. P. Himka, German – Ukrainian relations in historical perspective, Toronto 1994, s. 56 – 57. 13 T. Gulczyński, Sprawa ukraińska, Warszawa 1937, s. 62 – 63; więcej na ten temat zob. F. Golczewski, Deutsche und Ukraine 1914 – 1939, München2010, s. 53 – 54. 14 S. Łoś, op. cit., s. 6. 15 O. Kuraev, Der Verband „Freie Ukraine“ im Kontext der deutschen Ukraine-Politik des Ersten Weltkriegs, Monachium 2000, s 5 – 8. 16 Healy, Central Europe In flux: Germany Poland and Ukraine, 1918 – 1922, Glasgow 2003, s. 113. 17 Ibidem, s. 113. 18 Zob. W. Mogk, Paul Rohrbach und das „Größere Deutschland“. Ethischer Imperialismus im Wilhelminischen Zeitalter. Ein Beitrag zur Geschichte des Kulturprotestantismus, München 1972, passim. 19 Paul Rohrbach był autorem wielu tekstów, artykułów i publikacji o charakterze naukowym oraz publicystycznym. Ze względu na bogatą biografię oraz szeroki wachlarz zainteresowań pisarza tematy, które poruszał w swoich opracowaniach dotyczyły różnych aspektów działalności ludzkiej, historii, polityki, geografii i ekonomii. Zajmował się moralnością w polityce, niemiecką kulturą, liberalizmem imperialnym, narodowościami bałtyckimi, koloniami zamorskimi czy miejscem II Rzeszy w świecie. Snuł koncepcje geopolityczne i strategiczne dotyczące przyszłego kształtu Europy po zakończeniu I wojny światowej. Das ‚Größere Deutschland‘ in Moral und Politik (1900), Das Baltenbuch. Die baltischen Provinzen und ihre deutsche Kultur (1916), Deutschland unter den Weltvölkern. Materialien zur auswärtigen Politik (1921), Der Deutsche Gedanke (1924), Um des Teufels Handschrift. Zwei Menschenalter erlebter Weltgeschichte (1953) to tylko niektóre tytuły pism Rohrbacha obrazujące jego pracą oraz wkład w promowanie ideałów niemieckich. Kulturportal. West – Ost, Paul Rohrbach, http://kulturportal-west-ost.eu/biographies/rohrbach-paul-2/, 20. XI. 2013. 20 J. Healy, op. cit., s. 113 – 116. 21 P. Rohrbach, Russland und Wir, Stuttgart 1915, s. 4 22 J. Healy, op. cit., s. 116. 23 Ibidem, s. 119. 24 Jako najbardziej znaczącą dla przedmiotowej tematyki można wymienić książką Axela Schmidta Ukraine – Land und Zukunft, Berlin 1939. 25 O. S. Fedyshyn, Germanys Drive to the East and Ukrainian Revolution 1917 – 1918, New Brunswick 1972, s 152 – 153. 26 Arthur Dix, http://de.academic.ru/dic.nsf/dewiki/102139, 20. 11. 2013. 27 Ibidem. 28 Do innych wartych wymienienia tekstów Dixa należą: Raum und Rasse in Staat und Wirtschaft (1934), Triebkräfte der Politik (1934), Was Deutschland an seinen Kolonien verlor (1935). Ibidem. 29 J. Healy, op. cit., s. 117. 30 Ibidem, s. 118. 31 Ibidem, s. 121. 32 Ibidem, s. 119. 33 O szczegółach rokowań w Brześciu Litewskim zob: np. E. Ludendorff, Meine kriegserinnerungen, Berlin 1920, s. 422 – 450; M. Hoffman, Wspomnienia, Oświęcim, 2013, s. 111 – 120; M. Sokolnicki, Polska w pamiętnikach wielkiej wojny 1914 – 1918, Warszawa 1925, s. 169 – 178.
Tytułowy cytat pochodzi z książki autora „Gorzka prawda. Cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa”, Toronto 2004
Wiktor Poliszczuk urodził się 10 października 1925 roku w Dubnie na Wołyniu. Jego ojcem był prawosławny Ukrainiec, matka Polką. Mieszane małżeństwa były w tym czasie czymś oczywistym, co przekładało się na wzajemne dobrosąsiedzkie stosunki między Ukraińcami i Polakami. Młody Wiktor wyrastał w takiej właśnie atmosferze. Po agresji ZSRR na Polskę, jego ojciec, wójt gminy Dubno, został aresztowany przez NKWD, a w kwietniu 1940 rozstrzelany bez sądu. 13 kwietnia 1940 wraz z matką i siostrami został wywieziony do Kazachstanu, gdzie przebywał do listopada 1944. Potem rodzinę przesiedlono na wschodnią Ukrainę. W 1946 Poliszczukowie przybyli do Polski. Wiktor ukończył Liceum Pedagogiczne a potem studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Do czasu wyjazdu z Polski w 1981 roku pracował jako nauczyciel i prawnik.
Na emigracji rozpoczął pracę jako korektor techniczny w wydawanym w Toronto tygodniku diaspory ukraińskiej „Nowa Droga”. Według jego słów, wówczas zainteresował się i rozpoczął badania nad nacjonalizmem ukraińskim, którego ofiarą padła siostra jego matki (zamordowana za publiczne używanie języka polskiego). Tak relacjonował swoje pierwsze przeżycia po wyemigrowaniu do Kanady:
„W Kanadzie już po pierwszych miesiącach mego tutaj pobytu zetknąłem się z wręcz zoologicznym nacjonalizmem ukraińskim, z nienawiścią do wszystkiego, co polskie. Ja, wychowany w duchu patriotyzmu ukraińskiego, ukształtowany na klasyce polskiej, ukraińskiej, rosyjskiej, zachodnioeuropejskiej i amerykańskiej, nie mogłem się pogodzić z takim spojrzeniem na świat i na ludzi, dlatego też, jak i w związku ze świadomością tego, czego dopuścili się banderowcy na Wołyniu wobec ludności polskiej, podjąłem decyzję o poszukiwaniu materiałów stanowiących bazę moich badań nad nacjonalizmem ukraińskim. Temat ten pochłonął mnie całkowicie, pracowałem nad nim bezustannie”.
Poliszczuk jest autorem ponad dwustu opracowań, książek naukowych i publicystycznych, artykułów naukowych, polemik, recenzji, publikacji prasowych w języku angielskim, ukraińskim i polskim, w tym pięciu obszernych tomów z wyborem dokumentów opatrzonych wspólnym tytułem „Integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu”. Pracę doktorską („Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego według Dmytra Doncowa”) obronił w 1994 na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, pracę habilitacyjną („Dowody zbrodni OUN i UPA”) w roku 2002 na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego. Jego ostatnią pracą było tłumaczenie na język polski książki Dmytro Doncowa „Nacjonalizm”.
Ideą przewodnią działań Poliszczuka było zdjęcie odium zbrodni z narodu ukraińskiego i wskazanie jednego i wyłącznego odpowiedzialnego – Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która kierowała się zbrodniczą ideologią autorstwa Dmytro Doncowa. Wskazywał na przyczyny tego, co się wydarzyło – na neopogańską, darwinistyczną i rasistowską ideologię Doncowa.
To ta ideologia zatruła umysły wielu Ukraińców, stając się zaczynem wielkiej zbrodni, zwyrodnienia jednostek i grup. I to właśnie ta teza Poliszczuka była przyczyną wyjątkowej irytacji środowisk banderowskich, które od lat starają się „usprawiedliwić” zbrodnię, a to wskazując na uwarunkowania historyczne („polska okupacja”), a to na winę Moskwy czy Berlina, wreszcie na Polaków, którzy rzekomo „uderzyli pierwsi”. Wszyscy, tylko nie OUN. A Poliszczuk mówił – to wy, wyznawcy obłąkańczej ideologii Doncowa, jesteście odpowiedzialni za zbrodnie dokonane na Polakach, Żydach, Rosjanach, Czechach, wreszcie na samych Ukraińcach. Mówił głośno, że ofiarą szaleństwa OUN padali masowo uczciwi Ukraińcy i dlatego OUN była także organizacją antyukraińską. Oskarżając OUN, Poliszczuk bronił jednocześnie honoru narodu ukraińskiego. Niestety, jego szlachetne wysiłki nie znajdowały odzewu na Ukrainie zachodniej, ale także w Polsce. Dzisiaj można już powiedzieć, że to właśnie najbardziej bolało Wiktora Poliszczuka.
Nie był w stanie zrozumieć stanowiska polskich władz wobec problemu banderowskiego ludobójstwa. Gorące uczucia jakim darzyły go środowiska kresowe kontrastowały z chłodem ze strony czynników oficjalnych.
„Potępić UPA – prawosławnego Ukraińca posłanie do Braci Polaków w 55. rocznicę mordów wołyńskich” to książka wyjątkowa. Jest to osobisty przekaz Ukraińca Wiktora Poliszczuka. Książka powstała w związku z 55. rocznicą zbrodni UPA na Wołyniu, w roku 1998. Jak pisał autor, jego posłanie kierowane było „do wszystkich tych, którzy ucierpieli z powodu zbrodniczej działalności OUN-UPA – na Wołyniu, na Polesiu, we Lwowskiem, Tarnopolskiem, Stanisławowskiem”. Książka ta jest kwintesencją poglądów Poliszczuka, swego rodzaju syntezą, podaną w bardzo przystępnej formie. Autor odpowiada na pięć kluczowych pytań: Co się wydarzyło przed 55-ciu laty na Wołyniu? Dlaczego to się wydarzyło? Jaki jest obecny stan stosunków polsko-ukraińskich? Dlaczego tak jest? Co trzeba zrobić, aby doprowadzić do rzetelnego pojednania polsko-ukraińskiego?
W książce autor oskarża także władze państw zachodnich, w tym zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, o umożliwienie środowiskom postbanderowskim swobodnego działania i lansowania kłamliwej historii tej organizacji. Nie szczędzi też władz polskich po 1989 roku, uznając, że w imię fałszywie pojętego „sojuszu polsko-ukraińskiego” przymykała oczy na szerzenie się banderowskiej propagandy. Praktyka taka okazuje się drogą do nikąd, bo miast przybliżać Polaków do Ukraińców – wykopuje między nimi nowe rowy podziału. Jego diagnoza jest prosta – tylko potępienie UPA i jej zbrodni, odcięcie się Ukraińców od tej tradycji historycznej umożliwi prawdziwe pojednanie obu narodów.
16 kwietnia 2009 r. Wiktor Poliszczuk otrzymał pośmiertnie laur „Polonia Mater Nostra Est”. Przyznał mu go Kresowy Ruch Patriotyczny, a odznaczenie odebrała jego żona.
Prace Wiktora Poliszczuka:
Trzy niepublikowane rozprawy:
Prawa człowieka w teorii i praktyce ZSRR,
Prawa narodów w teorii i praktyce ZSRR
Zarys anatomii bolszewizmu
„Gorzka prawda – zbrodniczość OUN-UPA” – rozprawa doktorska, Toronto, 1994, Wydawnictwo: Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, ISBN 83-901947-8-3
„Ideologia nacjonalizmu ukraińskiego według Dmytra Doncowa”, Wydawnictwo: Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Wołyń, Warszawa 1995
„Apokalipsa według Wiktora Ukraińca”, Toronto, 1996
„Fałszowanie historii najnowszej Ukrainy”, Toronto, 1996,
„Ocena polityczna i prawna OUN i UPA, (także w wesji angielskiej: Legal and political assessment of the OUN and UPA)”, Toronto, 1997, ISBN 0-9699444-4-6
„Posłanie do braci Polaków. Prawosławnego Ukraińca w 55-tą rocznicę mordów wołyńskich”, Toronto – Warszawa 1998, ISBN 0-9699444-7-0
„Manowce polskich historyków”, Toronto, 1998,
„Ukraińskie ofiary OUN-UPA”, Toronto, 1998,
„Rok 1943: OUN Bandery na Wołyniu”, Warszawa 2002
„Integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu t. I”, Wyd. Wiktora Poliszczuka, Toronto, 2003,
„Dowody zbrodni OUN i UPA – Integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu, t. II”, Toronto, 2000 – rozprawa habilitacyjna. Wydanie polskie – Wydawnictwo NORTOM, ISBN 0-9685668-1-2
„Nacjonalizm ukraiński w dokumentach – integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu cz.1, t. III”, Toronto 2002,
„Nacjonalizm ukraiński w dokumentach – integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu cz.2, t. IV”, Toronto 2002,
„Nacjonalizm ukraiński w dokumentach – integralny nacjonalizm ukraiński jako odmiana faszyzmu cz.3, t. V”, Toronto 2003,
„Ludobójstwo nagrodzone”, 2003
„Gwałt na prawdzie. O zbrodniach OUN Bandery”, Toronto, 2003,
„Gorzka prawda: cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa”, Toronto, Warszawa (wydawnictwo Antyk), 2005,
„Doktryna D.Doncowa – tekst i analiza”, Toronto, 2006
Ponadto ponad 250 artykułów, recenzji i innych publikacji
Listy
List 1.
list do prezydenta RP z 9.12.1996, na który nie było odpowiedzi. /W.Poliszczuk -„Zginęli z rąk ukraińskich ?” – Toronto 1997. str. 111-112/
9 lip 2025 Rosja po raz kolejny zintensyfikowała swoją kampanię rakietową, uwalniając potężny system Iskander-M w fali śmiercionośnych precyzyjnych uderzeń na Ukrainie. Ukraińska fabryka bezzałogowych statków powietrznych w Charkowie, stanowisko dowodzenia w Odessie i fabryka silników rakietowych w Dnieprze zostały zniszczone — wysyłając wiadomość nie słowami, ale zniszczeniem.
Wspierana przez ogromny wzrost produkcji rakiet — do 700 Iskanderów w samym 2024 roku — rosyjska fabryka w Wotkińsku szybko się rozwija, produkując zarówno konwencjonalne, jak i zdolne do przenoszenia broni jądrowej rakiety balistyczne. Mając ponad 600 rakiet już w rezerwie i rosnący łańcuch dostaw obejmujący ponad 10 wykonawców zamówień obronnych, Rosja wyraźnie przygotowuje się do przedłużającego się konfliktu.
Tymczasem Stany Zjednoczone starają się wysłać dodatkowe systemy Patriot na Ukrainę. Ale czy nie jest już za późno?
Artykuł niniejszy stanowi piątą, ostatnią część z minicyklu o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Na końcu rozważymy obecne i przyszłe sojusze Polski.
Artykuł niniejszy stanowi piątą, ostatnią część z minicyklu o wojnie, sprowokowanej przez małe państwo Chazarów i wywołanej przez wielkie Anglosasów. Na końcu rozważymy obecne i przyszłe sojusze Polski.
Na koncepcję zredefiniowania sojuszu z USA większość dzisiejszych znawców zakrzyknie, że to niemożliwe, musimy się poddać polityce USA, bo jak nie, to… No właśnie, bo jak nie, to co? Odpowiedzą wnet, że zaraz napadnie nas Rosja, dlatego musimy się bardzo zbroić i być najsilniejszą rubieżą na wschodniej flance. Otóż to jest wada myślenia nad Wisłą, której powinniśmy się jak najszybciej pozbyć. Nie powinniśmy być żadną flanką żadnego bloku, tylko budować swój własny blok.
Nasza pozycja geopolityczna wynika z geografii Eurazji i naturalnych szlaków handlowych. Zostały one zaburzone przez rozwój transportu morskiego i mocarstw morskich. Dzięki temu najpierw Wielka Brytania, a potem Ameryka mogły dowolnie kształtować swoje strefy wpływów, łupiąc i eksploatując cały świat wedle własnych potrzeb, jedne rządy wynosząc, inne obalając. W systemie, urządzanym przez mocarstwo morskie ziemie Polski zawsze znajdą się w strefie zgniotu. Z jednej bowiem strony mamy Europę Zachodnią, mającą dogodne wyjścia na ocean światowy, z drugiej zaś – wielki masyw eurazjatycki, dla którego najdogodniejszy dostęp do oceanu wiedzie do portów Europy, wprost przez nasze ziemie. Dla nas położenie na takim szlaku byłoby bardzo korzystne, ale dla mocarstw morskich jest to wręcz niebezpieczne, dlatego, że umożliwia komunikację eurazjatycką po liniach wewnętrznych, bez pośrednictwa szlaków morskich i poza kontrolą morskich mocarstw. Oznacza to nie tylko utratę zysków przez mocarstwo morskie, ale utratę przez nie kontroli tego, co dzieje się w Eurazji.
Zyskałyby na tym państwa, położone na wewnętrznych szlakach handlowych, szczególnie Polska. Wówczas nie bylibyśmy na obrzeżu, ale w centrum. Polska nie powinna być niczyją flanką, ale MOSTEM I STRAŻNICĄ EURAZJI. Mostem, bo łączy Wschód z Zachodem. Strażnicą, bo kontroluje most i może go zamknąć. Nie zrobi tego jednak z byle powodu, gdyż żywotny interes Polski polega na tym, aby szły przepływy, a nie żeby trwały blokady. Główna rola Strażnicy nie polega na zamykaniu mostu, ale na pilnowaniu na nim porządku i pobieraniu myta. Oznacza to więc, że w żywotnym interesie Polski leży włączenie się w chińską inicjatywę Nowego Jedwabnego Szlaku.
Pojawia się jednak szereg pytań. Po pierwsze, co na to Ameryka. Na dziś wiadomo, że nie ma o tym mowy, nasi sojusznicy trzymają nas w garści i nie pozwolą na to. Jednak sprawy świata układają się po nowemu. Globalny hegemon już nie może i nie chce być globalny, więc stara się być lokalny z zachowaniem wpływu na resztę świata. Jest duża szansa przekonania Ameryki do tego projektu, jeśli Polska będzie w stanie utrzymywać porządek na Moście Eurazji, co będzie oznaczało stabilność w naszym regionie. A stabilność naszego regionu jest jednym z gwarantów stabilności na świecie. Polska będzie w stanie utrzymywać tą stabilność, jeśli będzie miała stabilną władzę polityczną, cieszącą się stałym poparciem minimum 1/3 społeczeństwa. Stabilność władzy oznacza brak ataków z zewnątrz i rozłamów wewnątrz. Rozłamy wewnątrz Polski zwykle były i są powodowane przez zagraniczne ośrodki władzy, m.in. przez USA, Niemcy i gnostyckich Chazarów, w mniejszym obecnie stopniu przez Rosję. Stabilność sytuacji w regionie zdjęłaby z Ameryki troskę o kontrolę tej części Europy, gdyż interes Polski byłby jasno zdefiniowany, a Ameryka byłaby zainteresowana wymianą handlową, która przez Polskę i Europę Zachodnią szłaby dalej na Atlantyk.
Pozycja Polski jako Mostu i Strażnicy Eurazji może więc mieć dla Ameryki dwojakie znaczenie, w zależności, jaką pozycję światową przyjmie sama Ameryka. Dla USA jako hegemona światowego ta koncepcja jest nie do przyjęcia, gdyż utrudnia kontrolę Azji przez mocarstwo morskie. W tym wariancie USA potrzebują żelaznej kurtyny w okolicy Polski, aby odciąć Rosji i Chinom dostęp do oceanu światowego przez Europę Zachodnią. W ten bowiem sposób dzięki swej potędze morskiej, lotniczej i bazom USA mogą zachować kontrolę nad wymianą handlową Chin i Rosji z resztą świata. Na dłuższą metę jest to jednak nie do utrzymania, bo z jednej strony Ameryka ponosi zbyt wielkie koszty i wikła się w konflikty, a z drugiej państwa Azji w końcu przerwą kordon mocarstwa morskiego. Tej polityki Ameryka już niedługo nie będzie w stanie prowadzić.
Dlatego należy zaproponować Ameryce takie rozwiązanie, które pozwoli jej utrzymać kontrolę nad strefą atlantycką, przy jednoczesnym wycofaniu się z roli światowego hegemona. Taką możliwość daje przerzucenie części strumienia towarów z portów chińskich na porty europejskie, dzięki Nowemu Jedwabnemu Szlakowi, który będzie kończył się Mostem i Strażnicą Eurazji w Polsce. Sceptycy zaraz postawią trzy kwestie: czy możliwa jest samodzielna geopolityka Polski, czy nie podbije nas Rosja, i czy nie zdominują Chiny.
Samodzielna geopolityka Polski
Zachód, zdominowany przez chazarskich gnostyków nigdy nie uzna nas za podmiot i partnera, niezależnie, jak będą przymilali się polskojęzyczni politycy szkoły pinokiańskiej. Uznają nas dopiero wtedy, gdy będziemy stanowić siłę, której nie można lekceważyć. By zaś tak się nie stało, elity Zachodu robią wszystko, abyśmy tylko nie mogli się wzmocnić. Polska, aby rozmawiać z zachodnimi politykami i uzyskiwać dobre warunki dla Polaków musi być silna pod każdym względem, ale taką nie będzie tak długo, dokąd będzie podlegać decyzjom z Zachodu. Siłę właściwą do uprawiania polityki zagranicznej Polska mogłaby zbudować na drodze wewnętrznych reform, co oznaczałoby odrzucenie znacznej części europejskiej polityki gospodarczej i amerykańskiej polityki strategicznej. Proces ten jest teoretycznie możliwy, ale w praktyce każdy rząd, który wszedłby na tą drogę zostałby obalony. Użyte do tego zostałyby potężne aktywa polityczne, ekonomiczne, finansowe, jakimi Zachód podbił nas z zewnątrz, oraz agenturalne, tkwiące wewnątrz naszego kraju.
Poza tym proces takich reform własnymi siłami trwałby długie lata, a w tym czasie wyprzedziłaby nas ta część świata, która rozwija się gospodarczo. Nie mam tu na myśli Europy, ta się zwija, ale kraje BRICS i USA. Dla własnego rozwoju i bezpieczeństwa potrzebny jest nam wielki strategiczny sojusz ze Wschodem i Południem. Rosja ma tanie surowce, głębię strategiczną, wielki terytorialnie rynek zbytu i potencjał militarny, którego boi się Zachód. Białoruś leży u naszych granic i ma potencjał gospodarczy. Chiny mają produkcję, wielki ludnościowo rynek zbytu, potrzeby inwestycyjne i rosnący potencjał militarny. Iran ma tanie surowce, znaczący rynek zbytu i potencjał militarny. Turcja ma potencjał ludnościowy, gospodarczy i militarny.
To kilka najważniejszych państw, chętnych do podjęcia współpracy z Polską, uwolnioną spod tyranii Zachodu. Wszystkie te państwa prowadzą politykę niezależną od Zachodu i wychodzą na tym dobrze. Między nimi są nie tylko sojusze, ale również rywalizacja, co mądra polska polityka mogłaby wykorzystywać do naszych celów.
Chiny
Jest oczywistym, że jeśli Chińczycy dostrzegą okazję, będą dążyli do przejęcia kontroli nad terytorium, które ich interesuje, a Polska do takich należy. Nie jest to jednak wyłączna chińska przypadłość, lecz stały element myślenia geopolitycznego wszystkich graczy światowej partii szachów. Nad Wisłą nie uprawia się takiego myślenia, bo nie uprawia się geopolityki, ani nawet nie dąży się do suwerenności od zagranicy. Jest to poniekąd współczesna cecha europejska, i po części spowodowane jest tym, że osoby, pełniące funkcję polityków są w istocie podstawionymi sługami chazarskich gnostyków, Obcymi Udającymi Swoich.
Dlatego polska polityka od czasów Sanacji w ogóle nie zakłada myślenia narodowego, suwerennego, niepodległego i geopolitycznego, ale patrzy, komu tu się sprzedać. Taka polityczna prostytucja. Nie należy więc obrażać się na Chińczyków i jakiekolwiek inne państwo z USA włącznie, że chce mieć nas pod kontrolą, ale działać tak, aby tej kontroli uniknąć. Obecna podległość władzy warszawskiej wobec Zachodu stanowi wprost zaproszenie dla pozostałych graczy, aby przejęli Polskę jako tanią zdobycz, przy bierności samych Polaków. Jeśli zaś Polacy będą prowadzić konsekwentnie własną politykę zagraniczną i gospodarczą, staną się atrakcyjnym partnerem dla Chin z uwagi na położenie, a Chińczycy uszanują silną władzę w Polsce i będą woleli raczej się z nami dogadywać, niż nas uzależniać. Próba uzależnienia innego państwa jest bowiem świetnym rozwiązaniem wtedy, gdy państwo to jest słabe i się nie opiera. Gdy jednak państwo ma silną władzę, popieraną przez ludność, bardzo jest trudne do przejęcia, co pokazał przykład Iranu, gdzie nie udało się Chazarom zmienić władzy mimo potężnego ataku.
Rosja, Polska, Zachód
Nasz stosunek do Rosji dyktowany jest dwoma czynnikami: resentymentami o podłożu historycznym i chazarsko-gnostycką propagandą, uprawianą przez polskojęzyczne media, Obcych Udających Swoich i ignorantów. Resentymenty każą nam wierzyć, że Rosja niczego innego nie planuje, jak tylko zaatakować Polskę, bo taki jest jej wieczny determinizm. Rosja po prostu musi to zrobić i na pewno to zrobi. Zwolennicy tej koncepcji nie szukają potwierdzenie swoich tez we współczesnych interesach Rosji, lecz w wydarzeniach z historii ostatnich 300 lat. Dalej zwolennicy nieuchronności inwazji rosyjskiej przypominają represje rosyjskie na Polakach, szczególnie po powstaniach, podczas rewolucji, wojny bolszewickiej i II Wojny Światowej. Miary dopełnia zamach smoleński.
Rzeczywiście, wiele faktów potwierdza rosyjską penetrację i agresję na ziemie polskie. Trzeba opowiedzieć współczesnym Polakom prawdziwy obraz historii, a nie jej sfałszowaną wersję, podawaną w szkołach i mediach. Nie jest tu miejsce na to, ale kilka słów powiedzieć trzeba. Nie ulegają wątpliwości konflikty Polski z Rosją, jednak aby je ocenić rzetelnie, trzeba też dostrzec wpływy zewnętrzne zarówno w Rosji, jak i w Polsce. Wpływy te można określić jako anglosasko–pruskie i chazarsko-gnostyckie. Ujawniły się w obydwu państwach w XVI wieku i prowadziły do zaognienia wzajemnych konfliktów. Polska już wtedy została przeznaczona do likwidacji, a Rosja do awansu, rozrostu i przejęcia, tak samo, jak USA. Z jednej więc strony mieliśmy oddziaływanie na władzę w Rosji w kierunku rozbiorów i represji, z drugiej działania na siły w Polsce, prowokujące nas do bezsensownych powstań i wystawiania się na represje autorytarnej władzy typu bizantyjskiego.
Tak więc trzeba będzie rzetelnie przeanalizować historię konfliktów Rosji z Polską, aby zobaczyć, ile tam było rzeczywistego parcia Moskwy na Zachód, a ile działania obcych sił, wrogich obydwu narodom i państwom. Co do zamachu smoleńskiego, sprawa jest wciąż niejasna i celowo zagmatwana. Żadna z komisji oficjalnie powołanych do wyjaśnienia sprawy nie spełniła oczekiwań Polaków. Raport Macierewicza sugerujący odpowiedzialność Rosji, choć sensacyjny, budzi poważne wątpliwości. Pytanie, dlaczego służby rosyjskie miałyby robić taką robotę u siebie i ściągnąć uwagę, a także, dlaczego po ogłoszeniu raportu ówczesny rząd PiS-u, mający parlament, rząd i prezydenta niczego nie uczynił z tą wiedzą, poza medialną pianą. Nie wiemy więc, kto wykonał ten zamach, i na liście podejrzanych są nie tylko służby rosyjskie, ale również niemieckie, brytyjskie, amerykańskie i chazarskie.
Co do represji, ich skala i okrucieństwo porażają, szczególnie w I połowie XX wieku, gdy Rosją rządzili komuniści. To jednak też trzeba poddać bliższej analizie. Okaże się wówczas, że rewolucję bolszewicką też wywołali chazarscy gnostycy, stanowiąc większość aparatu partyjnego oraz przymusu i terroru. Przerzut Lenina zorganizował niemiecki Sztab Generalny za pieniądze właściwych bankierów, późniejsze państwo bolszewickie także było finansowane z City of London i Wall Street, które w zamian korzystały z rosyjskich surowców. Cały rosyjski eksperyment z komunizmem był eksperymentem gnostyków, tak samo, jak całe państwo amerykańskie.
Jednak przez te zaszłości historyczne większość Polaków wyklucza samą myśl o podjęciu współpracy nawet gospodarczej, a co dopiero politycznej z Rosją. Nie zdają sobie oni sprawy z faktu, że polityka rosyjska ostatnich 300 lat była częściowo sterowana z zewnątrz, tak samo, jak polityka USA. Zwykle przeszkadzają Polakom zbrodnie, dokonane przez Rosjan, lub innych ludzi, za Rosjan uznawanych. Na jakikolwiek głos, wzywający do normalizacji stosunków wschodnich natychmiast reagują krzykiem o ruskich onucach. Jakoś jednak tym onucowcom nie przeszkadzają zbrodnie, dokonywane przez Niemców na Polakach. Niby werbalnie tak, ale faktycznie Niemcy robią w Polsce, co chcą.
Szwedzi też sobie u nas poczynali okrutnie w XVII i XVIII wieku, a nikt przecież nie myśli, by zrywać ze Szwecją stosunki handlowe. Czesi i Słowacy też nieraz pałali do nas wrogością. USA, Wielka Brytania i Francja również mają wobec Polski wiele na sumieniu. No i Ukraińscy. Teoretycznie pamiętamy powstanie Chmielnickiego, Koliszczyznę i Wołyń. Jednak onucowcom pamięć o tym nie przeszkadza, aby do Polski wpuszczać miliony Ukraińców bez kontroli, niszczyć polskie rolnictwo produktami z Ukrainy, oddawać państwu ukraińskiemu polskie uzbrojenie i majątek i pomagać mu w wojnie, narażając się na odwet Rosji. Tak więc z różnymi sąsiadami mamy poważne zadry, ale tylko z Rosją nie wolno nic razem robić. Wytłumaczyć to można bardzo prosto: taki jest interes gnostycko-chazarski, więc utrzymują Polaków w emocjonalnym wzmocnieniu, co bardzo utrudnia nam racjonalne myślenie. Pomagają w tym rzesze Obcych Udających Swoich, porozmieszczanych w różnych obszarach państwa.
Doświadczenia historyczne nie są żadną determinacją na przyszłość, a dzisiejsza Rosja nie jest Związkiem Radzieckim, tylko na powrót Rosją, głęboko wewnętrznie okaleczoną, najpierw przez bolszewicki komunizm, potem przez sowiecki socjalizm, a w końcu przez smutę chaosu oligarchów z czasów Jelcyna. Rosja dochodzi do siebie, powracając do własnej polityki imperialnej. Państwo tej wielkości jest imperium, bo musi nim być. Nie ma tam miejsca na chaos demokracji typu zachodniego. Obrażanie się na Rosję za to, że jest Rosją to jakby obrażać się na wilka, że jest drapieżnikiem. To nie znaczy jednak, że musi zagarnąć wszystko, co znajduje się w jego zasięgu. Każdy system, aby był funkcjonalny musi mieć wyznaczoną granicę wzrostu.
Każdy postęp terytorialny, polegający na podboju kolejnego państwa i narodu wiąże się z ogromnymi kosztami. Sama operacja wojskowa to wielki koszt logistyczny, związany z organizacją i przemieszczeniem armii i zapewnieniem jej zaopatrzenia. Koszty i straty, związane z walką z obrońcami to następna pozycja w buchalterii. To nie byłoby jednak najtrudniejsze, na obecną chwilę nie ma w Europie takich armii, które zdołałyby zatrzymać zwycięski pochód wojsk rosyjskich, gdyby to państwo zdecydowało się na prawdziwą pełnoskalową wojnę. Podbój Europy, a przynajmniej jej środkowej części nie byłby dla Rosji nadmiernym wysiłkiem. Prawdziwy wysiłek i koszty zaczęłyby się dopiero wtedy, gdyby Rosja zechciała okupować podbitą Polskę. To już było, i zawsze stanowiło problem dla tego państwa. W końcu Stalin zdecydował, że lepiej Polski nie okupować, lecz trzymać w wasalnej zależności. Tak przeżyliśmy PRL, a po 1989 r. zmieniło się tyle, że staliśmy się wasalem Zachodu, który dąży do naszej likwidacji.
Argumenty, że Rosja upada na skutek wojny ukraińskiej i sankcji Zachodu, używane przez zwolenników Ukrainy świadczą o ignorancji. Wyraźnie widać, że władze Rosji prowadzą wojnę na wyniszczenie, nie angażując swoich głównych zasobów. Zachód wysyła tam swoje zapasy i uzbrojenie, warte miliardy, pozbywając się rezerw i obciążając gospodarki długami. Rosja przede wszystkim pozbywa się starego sprzętu i rozwija swoją bazę produkcyjną.
Armia Federacji Rosyjskiej bez trudu mogłaby zahamować dostawy materiałów na Ukrainę, przerwać linie zaopatrzenia i porazić centra dowodzenia. Nie robi tego jednak, pozwalając na przepalenie sił Zachodu oraz zasobów materialnych i ludzkich Ukrainy. To generuje duże koszty dla Rosji, są one jednak wkalkulowane w odzyskanie przez Rosję pozycji niezależnego imperium. Ukraina jest dla Rosji perłą w imperialnej koronie, więc Moskwa nie zrezygnuje z Kijowa, tym bardziej, że Ukraina, należąca do wrogów Rosji zawsze jest strategicznym zagrożeniem dla tego państwa. Nie łudźmy się więc, wojna ukraińska nie jest wojną Ukrainy o swoją wolność, lecz walką Rosji o bezpieczeństwo strategiczne, a ostatecznym celem polityki Rosji wobec Ukrainy jest całkowite podporządkowanie Kijowa Moskwie. Polska nie ma żadnej mocy, aby powstrzymać ten proces, a nawet więcej, nie ma żadnego w tym interesu.
Problem ukraiński
Ukraina jako państwo niepodległe jest obecnie czymś niemożliwym. Albo będzie podlegać Rosji, albo Zachodowi, czyli w praktyce gnostyckim Chazarom, a oni będą używać tego państwa i jego zasobów do realizacji agresywnych celów, tak samo, jak używają małego państewka chazarskiego. Jednym ze stałych celów gnostyków jest eliminacja Polski i Polaków, do tego więc będzie używane państwo, rządzone przez reżim w Kijowie. Dla Chazarów nie jest ważne życie ich poddanych, tym bardziej więc nie będzie im żal naszego. Należy więc traktować państwo ukraińskie jakie poważne zagrożenie dla Polski, tym większe, im bardziej będzie formalnie niepodległe. Ukraińcy nie mają obecnie żadnej możliwości, aby skutecznie zarządzać swoim państwem, przede wszystkim z powodu braku silnej tożsamości narodowej i tradycji ustrojowych.
Jedyne silne uczucie, jaki jest w stanie połączyć część ludności tego państwa to banderyzm, uczucie nie tyle narodowe, ile antypolskie. Dotychczasowa historia kontaktów polsko-ukraińskich po 1991 r. wyraźnie pokazuje ich jednostronność. Z jednej strony wielka polska życzliwość i inwestycje w Ukrainę i Ukraińców, z drugiej wrogość, pogarda, arogancja i niekończące się roszczenia i groźby ze strony Ukrainy. Dla Polski Ukraina, zarządzana przez chazarskich gnostyków jest zarazem kufrem bez dna i bezdenną otchłanią. Państwo ukraińskie będzie wrogiem państwa polskiego, chyba, że Polska byłaby tak silna, że zdominowałaby Ukrainę politycznie i militarnie, co w tej chwili nie jest osiągalne.
Państwo ukraińskie po zakończonej wojnie nie zostanie pozostawione samo sobie, lecz znajdzie się pod protektoratem. Protektorat może być niemiecki, amerykański lub rosyjski. Wszystkie są dla nas ryzykowne, gdyż zawsze dają protektorom możliwość użycia Ukrainy przeciwko Polsce. Najgorszy byłby dla nas protektorat niemiecki (unijny znaczy to samo), wówczas to użycie byłoby pewne. Protektorat amerykański dałby takiego użycia prawdopodobieństwo, protektorat rosyjski również, ale jednocześnie byłby w stanie zlikwidować banderyzm. Każda więc ewentualność państwa ukraińskiego jest dla Polski albo bezpośrednim, albo potencjalnym zagrożeniem. Postępowanie roztropne polega na dobrych stosunkach ze wszystkimi sąsiadami. Dobre stosunki z Ukrainą oznaczają strzeżoną granicę, koniec darmowego wspierania tego państwa, powrót większości Ukraińców do ojczyzny, wyraźne i egzekwowane żądania Polaków opłacalności wzajemnych kontaktów, ciągły szantaż ze strony Polski zamknięcia granicy dla ludzi i towarów. Ukrainę trzeba bardzo rygorystycznie dyscyplinować, a fundamentalnym warunkiem jakichkolwiek dalszych kontaktów powinno być żądanie całkowitej debanderyzacji oraz pełna ekshumacja i pochówek pomordowanych Polaków. Dopiero po tym można z nimi rozmawiać o czymkolwiek na zasadzie partnerstwa.
Nowe sojusze
Dobre stosunki z Rosją są jak najbardziej możliwe, a ryzyko ataku ze strony tego państwa jest mniejsze, niż ryzyka ukraińskie. Rosja nie planuje inwazji na Europę Zachodnią, to propaganda gnostyków. Rosji się to nie opłaca, nie ma też pokrycia w żadnych strategicznych planach. Jednocześnie atak Rosji na Polskę jest dziś prawdopodobny, ale na skutek agresywnej polityki władzy w Warszawie, działającej na zlecenie Zachodu, będącego pod kontrolą gnostyków. Władze państwa polskiego zachowują się agresywnie i prowokacyjnie wobec mocarstwa nuklearnego i największego państwa świata, którego nie da się pokonać z zewnątrz. Zachowanie to jest skrajnie nieodpowiedzialne i naraża Polskę na rosyjski atak odwetowy. Jednocześnie propaganda chazarsko-gnostycka w Polsce twierdzi, że musimy zbroić się, aby obronić się przed agresywną Rosją. W tym celu narzuca się Polsce wielkie wydatki budżetowe, obciążenie gospodarki i żadnych realnych korzyści. Innymi słowy, prowokujemy Rosję, dozbrajamy Ukrainę, wydajemy mnóstwo pieniędzy i niczego za to nie mamy. Zakontraktowaną amerykańską i koreańską broń dostaniemy być może kiedyś, a i tak nie będziemy mogli jej użyć bez pozwolenia Amerykanów. Znajdujemy się więc obecnie w fikcyjnej rzeczywistości, żyjąc urojeniami, wmówionymi i narzuconymi nam przez naszych wrogów, postępujemy samobójczo, i nawet o tym nie wiemy. Oprócz tych, którzy czytają to opracowanie.
Stosunki dobrosąsiedzkie nie oznaczają podległości. W tym znaczeniu nasze obecne relacje z Niemcami nie są dobrosąsiedzkie, oparte są bowiem na podległości z naszej strony. Dobre stosunki z sąsiadem oznaczają również asertywność. Trzeba umieć odmówić, gdy sąsiad życzy sobie na noc naszą żonę lub córkę. Przez całą III RP państwo polskie nie mogło odmówić niczego niektórym sąsiadom, a przyczyną była antypolska polityka władz w Polsce. Zawieranie jakichkolwiek sojuszy przez państwo polskie będzie możliwe dopiero wtedy, gdy w Polsce będzie stała władza suwerenna, reprezentująca naród, a nie zewnętrznych organizatorów; władza, prowadząca politykę propolską, a nie antypolską; władza dążąca do wolnej Polski, a nie do zależnego Ukropolin. To warunek wstępny.
Gdy uda się spełnić ten warunek, wówczas, bazując na wiedzy, zawartej w niniejszym opracowaniu należy zawrzeć nowe sojusze, lub odnowić stare. Zasada ogólna jakichkolwiek sojuszy jest bardzo prosta: muszą się opłacać Polsce i Polakom. Każdy sojusz musi być realistyczny, a nie idealistyczny, dający wymierne korzyści nie tylko doraźne, ale też długofalowe. Nasz obecny sojusz z Zachodem zakłada, że musimy bronić się przed napadem Rosji, i NATO i UE nam gwarantuje bezpieczeństwo w tych warunkach. Założenie to opiera się na dwóch błędach. Po pierwsze, zagrożenie rosyjskie jest wyolbrzymione, po drugie, Zachód nas nie ochroni. Trzeba jednak dołożyć nowe założenia, które nie były znane jeszcze na początku XXI wieku. Sojusz z Zachodem jest drogi, ryzykowny i przynosi nam więcej przykrości, niż korzyści. Uczestnictwo w UE to pewność bankructwa i zniewolenia, a USA wycofują swoje gwarancje bezpieczeństwa dla Europy. Jednocześnie Chiny są zainteresowane Nowym Jedwabnym Szlakiem, co daje Polsce wymierne korzyści, a Rosja okazała się państwem odpornym na destabilizację i kryzysy. Wszystkie główne państwa Zachodu, gwarantujące Polsce bezpieczeństwo w ramach NATO nie są suwerenne, ich polityka zewnętrzna jest zdalnie sterowana, a wewnętrzna to samobójstwo. Zachód ekonomicznie się zwija, a grupa BRICS się rozwija. Zarazem nadal potrzebujemy państw Zachodu, a szczególnie Ameryki, ale nie po to, aby się powiesić na ich klamce. Potrzebujemy ich, aby mieć przeciwwagę dla sojuszu ze Wschodem, a także jako potęga, zdolna poskromić przyszłe roszczenia polityczne i militarne imperium pruskiego, którym dziś są Niemcy. Dziś wydaje się to abstrakcją, ale Niemcy mogą się na powrót uzbroić, a po rozpadzie UE mogą wrócić do militarnego parcia na Wschód, którym będzie Polska. USA są więc nadal nam potrzebne jako okupant naszego wroga oraz jako możliwość wyboru strategicznych sojuszy geopolitycznych. Dopóki będziemy uzależnieni od jednej ze stron, która jest naszym monopolistą bezpieczeństwa, nie będziemy szanowani. Monopolista nie szanuje klienta, którego uzależnił od siebie, ale tego, o którego względy musi zabiegać. Gwarancją szanowania polskich interesów zarówno przez Wschód, jak i przez Zachód będzie tylko balansowanie pomiędzy i wygrywanie wzajemnych sprzeczności. W żadnym razie Polska nie może stać się całkowicie podległa jednemu z bloków.
Polska ma komfort położenia na styku dwóch światów, i może pozwolić sobie na status specjalny: być jednocześnie elementem niezbędnym dla dwóch obszarów geopolitycznych. Może wykorzystywać walory jednego obszaru i drugiego, nie będąc jednocześnie w opozycji do żadnego. W razie zachwiań równowagi światowej nasze państwo może być czynnikiem, zapewniającym homeostazę. Na tym polega rola MOSTU I STRAŻNICY EURAZJI: zapewniać łączność, współpracę, niwelować napięcia, zarabiać na przepływie. Taka pozycja pozwoli na jednoczesny wielki sojusz ze Wschodem i serdeczne porozumienie z Zachodem. Sojusz ze Wschodem jest nam potrzebny, abyśmy mogli się wyzwolić z chazarsko-gnostyckiego więzienia Zachodu. Polska ma zadłużony skarb, rozbrojoną i zdezorganizowaną armię, nieczynne zasoby naturalne, zdemolowaną gospodarkę, zniszczone szkolnictwo, zdezorientowane społeczeństwo. Potrzebujemy stabilnych partnerów handlowych, dostaw tanich surowców i technologii, i spokoju na granicach, abyśmy mogli odbudować naszą gospodarkę, myśl techniczną, finanse i obronność. Dopóki będziemy nieodwołalnie zależeć od Zachodu, nigdy nam na to nie pozwolą, za to będą nas zadłużać jeszcze bardziej i niszczyć wszelkie przejawy polskości. My potrzebujemy Wschodu, aby się odbudować, Wschód potrzebuje nas, aby mieć pokój i wyjście na zachodnią półkulę. Ameryka potrzebuje stabilnej sytuacji w Europie i na styku ze Wschodem, a Europa Zachodnia potrzebuje wsparcia w wyzwoleniu się od skorumpowanych elit politycznych. W geograficznym środku tych wszystkich potrzeb leży zaś Polska, a to, czy Polacy zdobędą się na przejęcie swojego losu z rąk okupacyjnych pseudoelit, zależy tylko od nas. Czas pokaże, czy wojny, które teraz się toczą, są początkiem III Wojny Światowej, czy początkiem walki wyzwoleńczej narodu polskiego. Najpierw od własnych ograniczeń mentalnych, potem od zdrajców i Obcych Udających Swoich, a w końcu od opresji obcych potęg, zmuszających nas do narodowego samobójstwa.
Poradnik świadomego narodu, księga 1: Historia debilizacji
Czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu. Nie jest prawdą, że Polska przyjęła milion ukraińskich uchodźców, bo Polska przyjęła miliony ukraińskich imigrantów. Ustawa z 12 marca 2022 roku o „pomocy obywatelom Ukrainy” nie jest ustawą pomocową, ale osiedleńczą. Trwająca i nabierająca coraz większego tempa akcja ma wszelkie znamiona podmiany ludności i radykalnej zmiany struktury etnicznej Polski. Otwarcie 22 lutego 2022 roku na oścież granicy z Ukrainą, przez którą przedarło się 9 milionów Ukraińców, Azjatów, Żydów i Cyganów, to nie przypadek. To zaplanowana, przemyślana i doskonale skoordynowana akcja, wynik zakulisowych uzgodnień i tajnych planów.
No bo, kto wygenerował ruch na granicy? Kto nim sterował? Kto stworzył popyt na „uchodźców”? Kto robił wszystko, żeby zostali w Polsce na zawsze? Kto na miesiąc przed rosyjską inwazją oświadczył „Jesteśmy gotowi na przyjęcie 4-5 milionów uchodźców”? – Mateusz Jakub Morawiecki. „Obywatele Ukrainy zostaną z nami dłużej” – to słowa Michała Dworczyka, szefa kancelarii premiera. Kto na kilka tygodni przed wojną złożył deklarację: „Przyjmujemy wszystkich, kto będzie chciał”? – szef bezpieki Mariusz Kamiński. Kto powiedział: „Nas stać na ich (uchodźców) utrzymanie, bo jesteśmy 3 razy bogatsi od Ukrainy”? – Jarosław Kaczyński. Kto zapowiedział, że „Ukraińcy będą przyszłą elitą Polski”? – wicepremier Jarosław Gowin. Kto zniósł kwarantannę graniczną oraz obowiązek testowania i Ukraińcy wlewający się do Polski przez otwarte, jak wrota do stodoły, nie podlegali żadnym restrykcjom epidemiologicznym i nie umierali, jak polscy pacjenci, czekając na wynik testu? Kto oddał im szpitale zamknięte przez prawie dwa lata dla Polaków? – minister zdrowia Adam Niedzielski. Kto złożył zobowiązanie: „Polskie szkoły przyjmą 700 tysięcy ukraińskich uczniów”, i kto dopuścił do tego, że aby zostać studentem, profesorem, lekarzem, Ukrainiec nie musi spełniać żadnych warunków. Nie musi mieć matury, indeksu, dyplomu, nawet słowa umieć po polsku?
Zamysł z zalaniem Polski imigrantami ma dużo wcześniejszą historię. „Będę starał się, by nastąpiło przyjazne zaproszenie kilkuset tysięcy ukraińskich pracowników do Polski” – zadeklarował w 2016 roku, na Forum Ekonomicznym w Krynicy, Mateusz Jakub Morawiecki (i dodał: „Jeśli Ukraińcy tu przyjadą, to część z nich założy rodziny i zostanie tu”). Sekundował mu wiceminister Bartosz Marczuk: „Do 2050 r. musimy przyjąć 5 milionów emigrantów” (a wypowiedź tą skomentował bloger: „Marczuk to nazwisko UPAlińskie”). Swoje dorzucił Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, nawołując: „Należy umożliwić legalny, stały pobyt dla około 1 miliona Ukraińców, by ratować naszą demografię i gospodarkę”. Zarzucił też polskim placówkom dyplomatycznym i Straży Granicznej utrudnianie Ukraińcom pracy w Polsce, i ostrzegł, że jedyne, co Polska robi źle, to kopiuje modele państw, które korzystały z pracy cudzoziemców bez osiedlania ich u siebie na stałe.
Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w budowie skundlonej etnicznie Polski okazali się niezwykle sprawni. Po czerwcu 1989 mieliśmy szokową transformację gospodarczą Balcerowicza. Po lutym 2022 mieliśmy szokową transformację etniczną Morawieckiego. Do niedawna zajmował się tym Triumwirat Kaczyński-Duda-Morawiecki (pod hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”). Dziś (pod hasłem „Polska to nienormalność”) i przy błogosławieństwie Dudy, Triumwirat Tusk-Siemoniak-Bodnar. Krótko mówiąc – wszyscy biorą udział w tym przestępczym dziele. Wszyscy grają po tamtej stronie. Rozdzielili tylko między sobą role.
Od stanu wojennego do dziś, z Polski wygnali osiem milionów Polaków, 20% całej populacji. Straciliśmy więcej ludności, niż podczas II wojny światowej. Systemowa ekspatriacja Polaków rozpoczęła się w stanie wojennym, kiedy to Kiszczak, za namową Geremka i Michnika, wyrzucił z Polski ponad miliona młodych ludzi (i pamiętajmy, że to, a nie zatrzymanie na kilka godzin na posterunku MO młodego Morawieckiego było największą zbrodnią). Liczby porażają – z Polski, uciekając przed „Zieloną Wyspą” Tuska a potem „Dobrą Zmianą” Morawieckiego, wyemigrowało 4 miliony Polaków.
W 2007 roku Sejm uchwalił ustawę o Karcie Polaka z myślą o tych, którzy po wojnie zostali za wschodnią granicą lub w miejscach, dokąd trafili w wyniku sowieckich wywózek. Miała poświadczać ich narodowość, ułatwiać kontakty z Ojczyzną i stanowiła jasno: „Jest to dokument potwierdzający przynależność do Narodu Polskiego”. Tymczasem przy jej wydawaniu dochodzi do wielu nadużyć i dostają ją głównie Ukraińcy. Za korupcyjnym geszeftem stoją polscy konsulowie, czyli funkcjonariusze służb specjalnych, bo to oni faktycznie nadzorują i obsadzają konsulaty. Wśród posiadaczy Karty ponad 10% oficjalnie deklaruje inną narodowość niż polska. Są też odwołujący się publicznie do ideologii UPA.
Proceder opisała (z wyraźną satysfakcją) niemiecka „Die Welt”: „Ukraińcy otrzymują karty w przyspieszonym trybie. Mogą od razu złożyć wniosek o stały pobyt, a rok pobytu wystarcza, by mieć polskie obywatelstwo. Możliwość uzyskania Karty ma każdy, kto pochodzi z kraju wchodzącego kiedyś w skład Związku Radzieckiego i mówi trochę po polsku. Polskie korzenie nie zawsze są nieodzowne. A zatem kwalifikować może się niemal każdy i później sprowadzić swoją rodzinę”. Polski MSZ wystawił już kilkaset tysięcy takich dokumentów, służby konsularne pracują nad ponad milionem nowych wniosków, a zalecania MSZ dla konsulów są: żadnych utrudnień, żadnych sprawdzeń, brać wszystkich jak leci.
W sierpniu 2012 roku weszła w życie ustawa, która daje możliwość nabywania obywatelstwa tym, którzy mają przodka z polskim obywatelstwem. A więc także wnukowi Romana Szuchewycza i potomkom tych, którzy służyli w SS Galizien. Prawo do polskiego paszportu nabywają automatycznie ich dzieci i wnuki. Zgodnie z ustawą przyznanie obywatelstwa nie jest przywilejem, ale prawem, które można dochodzić przed sądem. Wcześniej o obywatelstwie decydował prezydent, teraz obywatelstwo „uznaje” każdy z 16 wojewodów, a jeśli odmówi, delikwent może odwołać się do sądu administracyjnego. Praktycznie każdy, komu przyznano kartę stałego pobytu, spełnia warunki i ma do obywatelstwa ustawowo zagwarantowane prawo. W rezultacie, Ukraińcowi łatwiej jest dziś zdobyć polski paszport, niż Polakowi prawo jazdy.
Gdy w lipcu 2022 r. Grzegorz Braun opublikował broszurę „Stop ukrainizacji Polski”, zwracając uwagę, że przybysze z Ukrainy będą mogli ubiegać się o prawo stałego pobytu, a wkrótce po tym o obywatelstwo, został oskarżony o antyukraińską fobię. Tymczasem Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych ogłosił, że „Ukraińcy, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji przybyli do Polski, mogą od 1 kwietnia występować o pobyt stały w Polsce”. Jeszcze bardziej złowieszczą zapowiedź złożył cytowany wcześniej Michał Dworczyk: „Rząd rozpoczyna prace nad rozwiązaniami, które pozwolą na uproszczenie procedur i możliwości związanych z osiedleniem się w Polsce wszystkich potomków mieszkańców I i II Rzeczypospolitej, którzy deklarują związek z Polską”. Wyraźnie mówił o „potomkach obywateli”, a nie potomkach obywateli narodowości polskiej, co jednoznacznie oznaczało, że celem jest ułatwienie masowego osiedlania się w Polsce Ukraińców i innych niepolskich nacji.
Za rządów Michała Dworczyka powstał projekt „Ustawy o cudzoziemcach”. Prowadzone nad nią w trybie pilnym prace były ściśle tajne. Ale coś nieco dowiedzieliśmy się z gazet. „Rząd chce zachęcać Ukraińców do osiedlania się w Polsce. Chodzi o zachęcanie do uzyskiwania kart stałego pobytu oraz obywatelstwa” – informował „Dziennik Gazeta Prawna”. „Nowa polityka migracyjna ma być nastawiona głównie na Ukraińców. Ułatwi im osiedlania się w Polsce” – ujawnił „Dziennik Gazeta Polska”. I wiadomość z ostatniej chwili – ustawa została miesiąc temu zatwierdzona przez Sejm i Senat i podpisana przez Dudę.
Kto jeszcze jest za przyjmowaniem wszelkiej maści imigrantów? Komu to służy? Prof. Jan Hartman, wnuk rabina Izaaka Kramsztyka i członek żydowskiej loży Synów Przymierza cieszy się, że „w Polsce za 20 lat może być więcej meczetów niż kościołów”. Tygodnik „Polityka”, organ prasowy uchodźców (ale tych przybyłych w taborach Armii Czerwonej, w większości niemówiących nawet po polsku) pisze: „Polska za 25 lat będzie normalnym europejskim krajem, z kosmopolityczną stolicą, pełnym cudzoziemców, a przez centra dużych miast przepływać będzie każdego dnia kolorowy, wielojęzyczny tłum”. A kto twierdzi, że „niechęć wobec imigrantów prowadzi do holocaustu”? – Agnieszka Holland. A kto oskarża niechętnych imigrantom: „Ohydne oblicze Polaków pochodzi jeszcze z czasów nazistowskich, czy Polacy nie mają w ogóle wstydu”? – Jan T. Gross. No i kto żądał „Wpuśćcie tych ludzi do Polski! Kim są, ustali się później”? – Iwona Hartwich.
W tym miejscu kilka refleksji:
1. Zarówno PiS jak i PO przemawiają w tych sprawach jednym głosem, manifestując jednomyślność nieznaną od czasów Okrągłego Stołu. Drobne animozje wynikają jedynie z licytowania się, kto jest bardziej proukraiński oraz w prześciganiu w deklaracjach o wielkości pomocy, jaką Polska powinna ukraińskim osadnikom udzielić. Krótko mówiąc, rząd Tuska sprowadza Azjatów z Zachodu czyli z Niemiec, a rząd Morawieckiego sprowadzał Azjatów ze Wschodu czyli z Ukrainy. Ot i cała różnica.
2. Dziwna wojna na Wschodzie toczy się też z Polską i o Polskę. Chodzi o ukrainizację naszego kraju, wepchnięcie go w strefę chaosu i charakterystycznych dla Dzikich Pół konfliktów etnicznych. No i – ponownie osadzenie Polski na Wschodzie.
Co robić?
Wbrew nakazom poprawności politycznej, mówić o narodowość polityków, i pytać: Kto podmienił stosunki polsko-ukraińskie na stosunki ukraińsko-ukraińskie? Jak to jest, że prezydentem RP jest wnuk dowódcy sotni UPA, że marszałek Sejmu domaga się, aby Niemcy w ramach reparacji dla Polski uzbroili Ukrainę, że koordynatorem służb specjalnych i przełożonym Policji Polskiej oraz Straży Granicznej został członek władz Związku Ukraińców w Polsce? W tym miejscu przypomnijmy, że uchwała Krajowego Prowidu OUN (podjęta 22.VI.1990, przesłana do Sejmu i MSZ przez Agencję Konsularną RP we Lwowie i opublikowana przez „Polskę Zbrojną”) zawiera postulat: Odbudować tajną sieć OUN i zacząć kontrolować wszystkie dziedziny życia Rzeczypospolitej. Pytajmy też, z jakich to tajemniczych powodów ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym został Adam Bodnar, który postuluje, aby ukraińscy przesiedleńcy mieli prawo głosu w wyborach (a na stopień generała brygady prezydent RP mianował płk. Mirosława Bodnara)? Bo informacja, że jest wychowankiem i pupilkiem Sorosa wszystkiego nie wyjaśnia.
Jak to jest, że „najbogatszym Polakiem” jest Michał Sołowiew. Co powodowało „ministrą” kultury i dziedzictwa narodowego, że powołała na stanowisko dyrektora Teatru Narodowego Jana Klatę, znanego ze skrajnie antypolskich inscenizacji Ukraińca? Czy przypadkiem było, że Morawiecki na szefa swej kancelarii dobrał sobie osobnika, który pierwotnie nazywał się Mychajło Dworczuk, a ten obsadził swymi ziomkami wszystkie konsulaty i fundacje ustawowo zajmujące się „pomocą Polakom na Wschodzie”, a środki przeznaczone na ten cel trafiały wyłącznie do Ukraińców na Wschodzie? Z innych zasług Mychajło: Przeprowadził proces uchwalenia w ekstraordynaryjnym tempie poprawionej ustawy o IPN, z której usunięto paragraf penalizujący gloryfikowanie ukraińskich zbrodniarzy z UPA; Kierując akcją „goszczenia” Ukraińców w Polsce robił wszystko, żeby zostali u nas na zawsze, bo to on stał za nadaniem przybyszom ogromnych przywilejów. I jeszcze jedno – w Wałbrzychu osiągnął b. dobry wynik w ostatnich wyborach do Sejmu.
Czy przypadkiem jest, że przewodniczącym Rady Współpracy z Ukrainą został obrzydliwie i ostentacyjnie proukraiński Paweł Kowal, dla którego liczy się tylko Ukraina, którego nazwisko pojawia się wszędzie tam, gdzie pojawia się interes Ukrainy i naruszany interes Polski (i który oświadczył: „Dla mnie nie ma, jeśli chodzi o kwestie wojskowe, różnicy pomiędzy interesem Polski i Ukrainy”). A wiedzieć przy tym trzeba, że wcześniej działał w Kancelarii Lecha Kaczyńskiego, był z ramienia PiS sekretarzem stanu w MSZ i deputowanym w PE, gdzie (też z ramienia PiS) głosował przeciw rezolucji potępiającej uhonorowanie Bandery tytułem „Bohatera Ukrainy”. A co do MSZ, pytajmy: Czy tylko przypadkiem, za czasów Geremka, sprawy wzięła w łapy (i trzyma do dziś) jednolita etnicznie ekipa dzieci i wnuków działaczy Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, a w jego słynnym notesie znalazła się mniejszość ukraińska? I czy nie dlatego polskie placówki dyplomatyczne na Wschodzie zamieniły się w obcoplemienne enklawy, większość dyplomatów jest – jak powiedział poeta – „Nie z Ojczyzny mojej”, a konsul generalny podaje się we Lwowie za Ukraińca, a w Warszawie za Polaka?
Co robić, żeby Polak i tym razem nie okazał się przed szkodą i po szkodzie głupi? Koniunktury na wypchnięcie z ośrodków, które powinny dbać o polski interes narodowy, zaprzańców oraz wymiecenie ich żelazną miotłą z wojska i policji, nie ma. Ale można uciec się do sprawdzonej podczas niemieckiej okupacji metody, kiedy to dziwkom zadającym się z okupantami podziemie goliło głowy:
Golić łby poprzez sporządzanie list z nazwiskami tych, którzy przyczynili się do upodlenia Polski. No i: Uczynić ukrainizację Polski tematem numer jeden w kampanii wyborczej. Pytać kandydatów na urząd prezydenta: Czy powstrzymają inwazję z Dzikich Pól? Czy odwojują podbity kraj? Czy oddadzą Ukrainie Ukraińców?
Albo, po prostu, oddać głos na tego, który głosi: „Stop ukrainizacji Polski” i nawołuje: Precz z komuną! Precz z eurokomuną! Precz z żydokomuną!
Wysyłajmy więcej wsparcia. Dowódcy ukraińskiego batalionu zdefraudowali wojskowe środki na prawie 9 mln zł
3.07.2025
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay (kolaż)
Wojskowy kontrwywiad Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Policja Narodowa we współpracy z Naczelnym Dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy ujawnili trzy mechanizmy wyłudzania środków przeznaczonych na obronność. Układ działał w rejonie Odessy, gdzie straty oszacowano na około 100 milionów hrywien (ponad 8,6 mln zł).
W obwodzie odeskim na Ukrainie SBU przeprowadziła operację antykorupcyjną w strukturach wojskowych. Zlikwidowano również trzy schematy defraudacji funduszy obronnych.
Osoby zaangażowane w układ sprzedawały „rezerwy od mobilizacji”, fałszywe dokumenty weteranów działań bojowych i paliw przeznaczonych dla wojska. Służby ukraińskie przekazały, że działania te spowodowały stratę budżetu na prawie 100 mln hrywien.
Śledczy ustalili, że organizatorem procederu był dowódca samodzielnego batalionu, który stacjonuje w obwodzie odeskim. W czasie dowództwa zaangażował w układ czterech oficerów, którzy byli jego podwładnymi. Dwóch z nich było zastępcami tego dowódcy.
W ramach jednego ze schematów, wojskowi fikcyjnie rejestrowali lokalnych przedsiębiorców i znajomych jako członków jednostki wojskowej.
„Koszt takich ‘usług’ pozwalających uniknąć mobilizacji sięgał nawet 5 tysięcy dolarów amerykańskich” – napisano w aktach sprawy.
W rzeczywistości osoby te nie pojawiały się na terenie jednostki wojskowej. W zamian za fikcyjną mobilizację przekazywały miesięczne wynagrodzenie na konta bankowe dowództwa batalionu.
„Osoby te rozprowadzały podrobione zaświadczenia uczestników działań bojowych (UBI) oraz nielegalnie sprzedawały paliwo, które zgodnie z przeznaczeniem miało służyć jednostce wojskowej” – wskazuje kresy.pl.
Zatrzymano wszystkich podejrzanych. Zabezpieczono telefony i karty bankowe zawierające dowody transakcji.
„Obecnie były dowódca batalionu, dwaj zastępcy dowódcy, kierownik magazynu paliw i smarów oraz dowódca kompanii usłyszeli zarzuty. Podejrzani pozostają w areszcie. Grozi im kara do 12 lat pozbawienia wolności oraz konfiskata majątku” – czytamy.
System HIMARS. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: PAP/EPA
Biały Dom potwierdził we wtorek doniesienia portalu Politico o wstrzymaniu przekazywania części pocisków do systemów obrony powietrznej Ukrainie. Jak stwierdziła rzeczniczka, decyzja taka została podjęta, by „postawić interesy Ameryki na pierwszym miejscu”.
„Ta decyzja została podjęta, aby postawić interesy Ameryki na pierwszym miejscu po przeglądzie DOD (Pentagonu) wsparcia wojskowego i pomocy udzielanej przez nasz kraj innym krajom na całym świecie. Siła Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych pozostaje niepodważalna — wystarczy zapytać Iran” – napisała w oświadczeniu przekazanym dziennikarzom zastępczyni rzeczniczki Białego Domu Anna Kelly.
Jest to komentarz do wcześniejszych doniesień Politico o tym, że Pentagon postanowił wstrzymać dostawy niektórych rodzajów pocisków na Ukrainę w związku z niskim poziomem zapasów w swoim arsenale.
Według telewizji PBS, pociski objęte wstrzymaniem to rakiety PAC-3 do systemów Patriot, pociski artyleryjskie kalibru 155 mm (według Politico chodzi o pociski kierowane), pociski GMRLS do systemów artylerii rakietowej HIMARS oraz rakiety AIM-7 używane w systemach obrony powietrznej NASAMS oraz w myśliwcach F-16.
PAC-3
=============================
Decyzję o wstrzymaniu części pomocy – udzielanej jeszcze w ramach pakietu zatwierdzonego przez prezydenta Joe Bidena – miał podjąć znany ze sprzeciwu wobec pomocy Ukrainie wiceszef Pentagonu Elbridge Colby. W wydanym oświadczeniu Colby nie zaprzeczył doniesieniom, lecz zaznaczył, że Pentagon „nadal dostarcza prezydentowi solidne opcje mające na celu kontynuację pomocy wojskowej dla Ukrainy, zgodnie z jego celem, jakim jest zakończenie tej tragicznej wojny”.
Według źródeł Politico, urzędnicy Pentagonu już w marcu przygotowali plany wstrzymania dostaw części amunicji, według których miały one zostać przekierowane do USA lub Izraela.
Decyzję potępili Demokraci w Kongresie. Wiceszefowa komisji spraw zagranicznych Senatu, Jeanne Shaheen stwierdziła w oświadczeniu, że Pentagon osłabia obronę Ukrainy „w momencie, w którym Rosja bombarduje ukraińskie miasta i zabija cywilów noc po nocy”.
„Prezydent Trump obiecał zaledwie w zeszłym tygodniu, że poszuka dodatkowych systemów obrony powietrznej dla Ukrainy, ale sekretarz Hegseth i podsekretarz Colby najwyraźniej go ignorują” – napisała Shaheen, odnosząc się do wypowiedzi Trumpa ze szczytu NATO, kiedy powiedział ukraińskiej dziennikarce, że „sprawdzi”, czy może przekazać Ukrainie dodatkowe Patrioty.
„Mieszane sygnały administracji Trumpa podważają jej własny plan doprowadzenia Putina do stołu negocjacyjnego, a ten ruch pod przywództwem sekretarza Hegsetha tylko utrudni osiągnięcie sprawiedliwego i trwałego pokoju” – oceniła senator.
Stany Zjednoczone wstrzymały dostawy części broni na Ukrainę, gdyż obawiają się, że ich własne zapasy zbyt mocno się zmniejszyły – poinformowali we wtorek urzędnicy. Jest to porażka dla kraju próbującego odeprzeć nasilające się ataki ze strony Rosji .
Pewna amunicja została wcześniej obiecana Ukrainie za rządów Bidena, aby wspomóc jej obronę podczas trwającej ponad trzy lata wojny . Przerwa odzwierciedla nowy zestaw priorytetów prezydenta Donalda Trumpa i nastąpiła po tym, jak urzędnicy Departamentu Obrony zbadali obecne zapasy USA i wyrazili obawy.
Oznacza to, że Ukraina NIE otrzyma już:
Pociski rakietowe PAC3 Patriot
Pociski artyleryjskie kal. 155 mm
Rakieta GMLRS
Rakiety Stinger, AIM-7 i Hellfire
Chociaż Biały Dom zapewnia, że po prostu „stawia interesy amerykańskie na pierwszym miejscu”, decyzja ta ujawnia, że Stany Zjednoczone mają poważny problem z produkcją niektórych systemów uzbrojenia, a ich dostawy są na poziomie krytycznym lub zbliżonym do niego.
Weźmy pod uwagę, że to samo stało się z systemem Terminal High Altitude Area Defense, znanym również jako THAAD , który został rozmieszczony w Izraelu. Stany Zjednoczone obecnie produkują około 50–60 pocisków THAAD (przechwytujących) rocznie po cenie 13 milionów dolarów za pocisk. Liczba produkcji odzwierciedla ostatnie wskaźniki produkcji z 2025 r., które wzrosły, aby sprostać popytowi krajowemu i międzynarodowemu. Lockheed Martin, główny producent, wcześniej zgłosił produkcję aż ośmiu pocisków miesięcznie, co równałoby się maksymalnie 96 rocznie, ale nowsze i powszechniej cytowane szacunki umieszczają roczną produkcję bliżej 50–60 przechwytujących. Powtórzę to… 50–60 rocznie. Ta szybkość produkcji jest znacząca, biorąc pod uwagę wysoki koszt i ograniczone globalne zapasy pocisków THAAD .
Podczas 12-dniowej wojny z Iranem, USA zużyły 15–20% swojego globalnego arsenału THAAD wspierając Izrael, co podkreśla zarówno wysokie zapotrzebowanie operacyjne, jak i stosunkowo wolne tempo, w jakim te przechwytywacze mogą być uzupełniane. Gdyby wojna trwała jeszcze dwa tygodnie, prawdopodobnie USA wyczerpałyby swoje zapasy THAAD .
Podobny niedobór mieliśmy w przypadku bomb GBU-57 Massive Ordnance Penetrator (MOP), które zrzucono na irańskie obiekty nuklearne 22 czerwca. Chociaż dokładna liczba w amerykańskim inwentarzu nie została ujawniona publicznie, eksperci uważają, że obecny zapas w USA prawdopodobnie wynosi mniej niż 50 sztuk. Jednak Boeing, we współpracy z McAlester Army Ammunition Plant w Oklahomie, obecnie buduje od 72 do 96 bomb GBU-57 Massive Ordnance Penetrator (MOP) rocznie. Opiera się to na niedawnym rozszerzeniu produkcji zakończonym w połowie 2024 r., które zwiększyło produkcję z dwóch bomb miesięcznie (24 rocznie) do co najmniej sześciu, a potencjalnie nawet ośmiu bomb miesięcznie. Dlatego też nową roczną stopę produkcji szacuje się na 72 do 96 sztuk.
A potem są rakiety Patriot. Lockheed Martin ma również ten kontrakt i podobno produkuje 550 rakiet rocznie. Wyrzutnia rakiet Patriot może przenosić różną liczbę rakiet w zależności od typu rakiety: • Rakiety PAC-2: Do 4 rakiet na wyrzutnię. • Rakiety PAC-3 CRI: Do 16 rakiet na wyrzutnię. • Rakiety PAC-3 MSE: Do 12 rakiet na wyrzutnię.
Zwykle co najmniej dwa pociski Patriot są wystrzeliwane na każde zbliżające się zagrożenie, takie jak pocisk lub dron. Dwa dni temu Rosja wystrzeliła ponad 500 pocisków i dronów na Ukrainę. Gdyby Ukraina nadal miała działające wyrzutnie pocisków Patriot i zapas pocisków, ten rosyjski atak wyczerpałby zapasy pocisków zarówno USA, jak i Ukrainy.
Czy ktokolwiek w Waszyngtonie wyciągnął wnioski z wojny na Ukrainie? Czy teraz rozumieją, że USA nie są w stanie dorównać Rosjanom ani Chińczykom w produkcji broni wykorzystywanej na polu bitwy? Nie sądzę. Trump wciąż wali się w pierś, jednocześnie upierając się, że Ameryka ma najlepszą armię na świecie. Oto przesłanie, Donaldzie: Nie, nie masz!!!
Tymczasem w Moskwie pojawiła się iskierka nadziei, że nie wszyscy europejscy przywódcy są szaleni. Putin i Macron rozmawiali przez telefon 1 lipca i wszystko wydawało się iść dobrze. Oto odczyt Kremla:
Obaj przywódcy przeprowadzili szczegółową dyskusję na temat sytuacji na Bliskim Wschodzie w kontekście konfrontacji irańsko-izraelskiej i niedawnych ataków USA na irańskie obiekty nuklearne.
🔘 Putin i Macron podkreślili szczególną odpowiedzialność Rosji i Francji jako stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ za utrzymanie globalnego pokoju i bezpieczeństwa, szczególnie na Bliskim Wschodzie, a także za utrzymanie reżimu nierozprzestrzeniania broni jądrowej. Podkreślili znaczenie poszanowania uzasadnionego prawa Iranu do rozwijania pokojowego programu nuklearnego i kontynuowania wypełniania zobowiązań wynikających z Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, w tym współpracy z MAEA.
🔘 Obaj przywódcy opowiadali się za rozwiązaniem irańskiego kryzysu nuklearnego — jak również innych konfliktów regionalnych — wyłącznie za pomocą środków politycznych i dyplomatycznych. Zgodzili się pozostać w kontakcie, aby ewentualnie koordynować stanowiska.
🔘 Omawiając sytuację na Ukrainie, Putin powtórzył, że konflikt jest bezpośrednim skutkiem polityki Zachodu, która przez lata ignorowała interesy bezpieczeństwa Rosji, wspierała antyrosyjskie przyczółki na Ukrainie i zachęcała do łamania praw ludności rosyjskojęzycznej. Zauważył, że Zachód nadal przedłuża działania wojenne, dostarczając Kijowowi nowoczesną broń.
🔘 Odnosząc się do perspektyw pokojowych, prezydent Rosji potwierdził zasadnicze stanowisko Rosji: wszelkie potencjalne porozumienia muszą być kompleksowe, długoterminowe i odnosić się do podstawowych przyczyn konfliktu, a jednocześnie odzwierciedlać nowe realia terytorialne.
🔘 Rozmowa Putina i Macrona była merytoryczna.
Putin nie ustąpił ani o cal, jeśli chodzi o rosyjskie warunki negocjowanego zakończenia wojny. Była to pierwsza uprzejma rozmowa między nimi od września 2022 r. Putin i Macron omówili swoje role w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Na podstawie mojego krótkiego doświadczenia tam w kwietniu 2024 r. mogę bez zastrzeżeń stwierdzić, że przedstawiciel Francji jest totalnym dupkiem. Tak więc fakt, że Putin i Macron rozmawiają o tym, jak RB ONZ może odegrać bardziej konstruktywną rolę, może wskazywać, że ambasador Francji zostanie poinstruowany, aby zacząć działać i mówić jak dyplomata.
Jak myślisz, jaka będzie reakcja Trumpa, gdy dowie się, że Putin i Macron rozmawiają?
Przypuszczam, że będzie zdenerwowany, że nie jest już jedynym światowym liderem w życiu Putina. Czy jednak zauważyłeś, co Putin powiedział o odpowiedzialności Zachodu?
Zauważył, że Zachód nadal przedłuża działania wojenne, dostarczając Kijowowi nowoczesną broń.
Czy możliwe, że ogłoszenie Pentagonu, że nie dostarcza już „nowoczesnej broni” Ukrainie, było sygnałem dla Putina, że USA kończą swoją rolę na Ukrainie? Bardzo interesujące!?
Komisja Europejska zawarła porozumienie handlowe z Ukrainą w ostatnim dniu polskiej prezydencji w UE. Porozumienie handlowe z Ukrainą zawarto bez konsultacji z Polską i zapewne pozostałymi krajami członkowskimi UE, ale też bez konsultacji z organizacjami rolniczymi.
30 czerwca 2025 r. Komisarze UE Maroš Šefčovič (handel i bezpieczeństwo gospodarcze) i Christophe Hansen (rolnictwo i żywność) poinformowali na konferencji prasowej o zakończeniu negocjacji z Ukrainą w sprawie przeglądu warunków handlu na podstawie artykułu 29 Układu o stowarzyszeniu. Proponowane porozumienie handlowe z Ukrainą ma jeszcze podlegać obróbce prawno-językowej i będzie przekazane do zatwierdzenia państwom członkowskim UE.Rada UE będzie podejmować decyzję w tej sprawie większością kwalifikowaną.W ogólnych warunkach porozumienia nie podano wielkości kontyngentów eksportowych (jeśli takie zostaną).
Porozumienie handlowe z Ukrainą – stanowisko Ministra Siekierskiego
„Z rozczarowaniem przyjąłem sposób, w jaki KE poinformowała państwa członkowskie o zakończeniu negocjacji z Ukrainą w ostatnim dniu polskiej prezydencji w Radzie UE. Jako przewodniczący Rady UE ds. rolnictwa i rybołówstwa (AGRIFISH) zwracałem wielokrotnie uwagę na potrzebę prowadzenia przez Komisję Europejską negocjacji handlowych w sposób bardziej transparentny i w dialogu rolnikami. Tymczasem Komisja podjęła decyzję o zakończeniu negocjacji bez uprzedniej konsultacji ani z państwami członkowskimi UE, ani z organizacjami rolniczymi – oświadczył Minister Czesław Siekierski”.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przeanalizuje tekst proponowanego porozumienia handlowego z Ukrainą po jego przekazaniu przez Komisję Europejską i będzie współpracować z Ministerstwem Rozwoju i Technologii w kwestiach dotyczących stanowiska Rządu RP.
Porozumienie handlowe z Ukrainą – Informacja Komisji Europejskiej
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 1 lipca 2025 michalkiewicz
No i stało się. Mimo wydanego przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa bezcennemu Izraelowi zakazu atakowania złowrogiego Iranu, bezcenny Izrael zlekceważył ten solenni zakaz i wykonał nagłe uderzenie na złowrogi Iran. Celem tego ataku, który rozpoczął kolejną wojnę na Bliskim i Środkowym Wschodzie, jest – jak wynika z deklaracji premiera rządu jedności narodowej bezcennego Izraela Beniamina Netanjahu – uniemożliwienie złowrogiemu Iranowi wejścia w posiadanie broni jądrowej, która groziłaby bezcennemu Izraelowi powtórką z holokaustu, a poza tym – doprowadzenie do zmiany złowrogiego reżymu ajatollahów na jakiś inny, bardziej odpowiadający bezcennemu Izraelowi, a także miłującym pokój, wolność i sprawiedliwość społeczną pozostałym cywilizowanym państwom.
Atak bezcennego Izraela na złowrogi Iran został przyjęty przez miłujący pokój, wolność i sprawiedliwość społeczną świat, a konkretnie – tę jego część, która wspomnianych wyżej wartości broni – z pełnym aprobaty zrozumieniem. Z jednej strony jest to jakby oczywista oczywistość, chociaż z drugiej strony niepodobna nie zauważyć, iż motywy napaści bezcennego Izraela na złowrogi Iran są bardzo podobne, jeśli nawet nie takie same, jakie w swoim czasie podał zimny ruski czekista Putin na uzasadnienie specjalnej operacji wojskowej, rozpoczętej przez Rosję przeciwko Ukrainie. Tam też chodziło o uchronienie Rosji przed możliwym holokaustem, który niewątpliwie by nastąpił, gdyby Ukraina została przyjęta do NATO – co, jak się wydaje, obiecał był prezydentowi Zełeńskiemu prezydent Stanów Zjednoczonych Józio Biden – no i „denazyfikacja” Ukrainy, w której z szybkością płomienia szerzy się kult Stefana Bandery, uznany nawet przez naszą Jabłoneczkę z pierwszorzędnymi korzeniami, czyli Małżonkę naszego Księcia- Małżonka – za niezbywalny a nawet nieodzowny składnik ukraińskiej tożsamości narodowej. Jak pamiętamy, zimny ruski czekista z tego właśnie powodu został przez Senat USA uznany za „zbrodniarza wojennego”, a Rosja – obłożona różnorakimi sankcjami przez miłującą pokój i sprawiedliwość społeczność część świata, a konkretnie – przez wasali Stanów Zjednoczonych nie tylko w Europie, ale i poza nią.
Z tej asymetrii wypływa wiele wniosków, które powinniśmy chyba rozebrać sobie z uwagą – według kolejności.
A więc – po pierwsze – wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, co to głosił, jakoby na świecie były rasy wyższe i niższe, najwyraźniej miał trochę racji. Weźmy dla przykładu taką broń jądrową. Nikomu chyba nie przyszłoby do głowy, by kwestionować prawo Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, czy Francji do posiadania nuklearnych arsenałów. Najwyraźniej musi panować powszechny consensus, że wymienione państwa mają przyrodzone prawo do posiadania tej broni. Skąd bierze się ten consensus, jeśli nie z przekonania, że wymienione państwa reprezentują rasę wyższą, której nie wypada podejrzewać, że mogą tę broń wykorzystać w niewłaściwym celu – pod rygorem natychmiastowej utraty przyzwoitości? Toteż Stany Zjednoczone mają ponad 5 tysięcy głowic jądrowych, zaś Wielka Brytania i Francja – po jakieś 270 – i ani nikt się temu nie dziwuje, ani się z tego powodu nie gorszy. Pewne wątpliwości powstają w sytuacji, gdy w 5 tys. głowic jądrowych wyposażyła się Rosja, czy takie Chiny, co to mają ich ponad 900. Ale Rosja, chociaż popadała w sprośne błędy Niebu obrzydłe, tradycyjnie zaliczana jest chyba do rasy wyższej, znaczy się – do rasy panów. – chociaż bywały momenty dziejowe, gdy jej przynależność do tej rasy bywała podważana. Podobnie Chiny, które są starcem wśród narodów, wobec którego taki, dajmy na to, naród amerykański, może uchodzić za oseska.
Wynika stąd poszlaka, że między narodami należącymi do rasy panów i narodami należącymi do rasy chamów, granica nie jest ostra. Powiem więcej – wygląda na to, że przynależność jakiegoś narodu do jednej, czy drugiej rasy, to znaczy – do rasy panów, czy chamów, nie jest ostatecznie zdeterminowana. Weźmy taki naród koreański. „Powinien” on wprawdzie należeć do rasy chamów, ale tak się akurat złożyło, że wyposażył się nie tylko w skromny, bo skromny, niemniej jednak obejmujący 50 głowic arsenał nuklearny, a także środki ich przenoszenia, wśród których są podobno pociski międzykontynentalne. Z tego powodu jednym susem wskoczył do rasy panów i – w odróżnieniu od złowrogiego Iranu – nikt prawa północnych Koreańczyków do posiadania arsenału jądrowego nie kwestionuje. Podobnie jest z Pakistanem i Indiami. Za czasów Imperium Brytyjskiego, obydwa narody zaliczane były do rasy chamów i to nie tylko przez władców tego Imperium ale i przez resztę świata. Jednak najpierw Indie, a potem również Pakistan, którego prezydent uwziął się, by wejść w posiadanie broni jądrowej „nawet gdyby przyszło nam jeść trawę” – najwyraźniej awansowały do rasy panów – bo przecież nikomu nie przychodzi do głowy, by pozbawić jednych i drugich tych 170 głowic jądrowych, których posiadaniem tak się chlubią.
W tej sytuacji kwestionować spostrzeżenie wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera o istnieniu rasy panów i rasy chamów, może tylko człowiek pozbawiony elementarnej spostrzegawczości – chociaż do jego rewolucyjnej teorii musimy wnieść poprawkę, że przynależność jakiegoś narodu do jednej, czy drugiej rasy nie jest raz na zawsze zdeterminowana. Zresztą i Adolfowi Hitlerowi intuicja musiała coś takiego podpowiadać, skoro takich na przykład Japończyków zaliczał do „Aryjczyków” czyli rasy panów, „honorowych”.
Niestety – po drugie – wybitny przywódca socjalistyczny, chociaż zasadniczo myślał prawidłowo – popełnił niewybaczalny błąd uznając, że rasą panów, czyli Herrenvolkiem, są Niemcy. Tymczasem nic podobnego! Okazało się bowiem – a cały postępowy świat przyjął to do aprobującej wiadomości – że narodem panów, czyli Herrenvolkiem, nie są żadni tam Niemcy, tylko Żydowie. O ile bowiem Adolf Hitler utwierdzał się w swoim błędnym mniemaniu pod wpływem rozmaitych pseudonaukowych teorii, kolportowanych przez szarlatanów, to Żydowie już w starożytności złapali byka za rogi, uzasadniając swoją niekwestionowaną pozycję, rodzaj przewodniej roli w razie panów, geszeftem, jaki Stwórca Wszechświata miał zawrzeć z pewnym mezopotamskim koczownikiem.
Sprawdzić tego nikt dzisiaj nie jest w stanie – i o to właśnie chodzi, że skoro tak, to nie ma rady – trzeba w to wierzyć – chyba, że ktoś nie wierzy. Ponieważ jednak półtora miliarda ludzi, a może nawet dwa razy tyle, bo przecież i bisurmanie są „ludem Księgi”, w której o geszefcie stoi expressis verbis – to większość Ludzkości, może poza „bałwochwalcami” (spis ludności przedwojennego Wilna ujawnił aż sześciu „bałwochwalców” w tym, mieście), nie kwestionuje prawa bezcennego Izraela do posiadania 90 głowić jądrowych. Wprawdzie modestia skłania bezcenny Izrael do utrzymywania, że on broni jądrowej „nie ma” – ale dodatkowym argumentem na rzecz przewodniej roli bezcennego Izraela w rasie panów jest powszechnie znany fakt, iż wszyscy udają, że w to wierzą. Do tego stopnia, że nawet kiedy amerykańska bezpieka namierzyła niejakiego Pollarda, który na polecenie rządu bezcennego Izraela wykonywał zadanie szpiegowskie w USA właśnie w newralgicznym sektorze broni jądrowej, to wprawdzie USA zapakowało go do więzienia, ale w niczym nie zmieniło to stosunku zależności Ameryki od bezcennego Izraela.
Bo – po trzecie – jak zauważył Patryk Buchanan, co to w swoim czasie nawet kandydował na prezydenta USA – Waszyngton – a więc miejsce, gdzie mają siedziby najważniejsze władze Ameryki – stanowi „terytorium okupowane przez Izrael” Gdyby tak nie było, to jakże inaczej wyjaśnić przyczynę, dla której każdy nowo wybrany prezydent USA, zaraz po zaprzysiężeniu na Biblię, uroczyście oświadcza, że będzie bronił bezpieczeństwa Izraela, jak źrenicy oka i to bez względu na to, co bezcenny Izrael akurat robi? Jeśli taka deklaracja nie jest rodzajem hołdu lennego, to ja jestem chińskim mandarynem.
Wynika z tego, że Stany Zjednoczone są „sługą narodu żydowskiego”, podobnie jak Polska, która jest sługą narody ukraińskiego, żydowskiego, a obecnie – również niemieckiego. Stany Zjednoczone narodowi ukraińskiemu raczej nie służą, bo trudno nazwać służbą prowadzenie wojny z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca. W przypadku Żydów sytuacja jest całkiem inna, więc nic dziwnego, że wszyscy amerykańscy twardziele, skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź – a największy twardziel w osobie prezydenta Donalda Trumpa właśnie na oczach całego świata został przez premiera bezcennego Izraela nie tylko olany ciepłym moczem, ale nawet nie wolno mu zauważyć, że został olany. Toteż, żeby nie stracić prestiżu, teraz odgraża się, że zmusi złowrogi Iran do „bezwarunkowej kapitulacji”. Zmusi – albo i nie zmusi – bo już wiemy, że o tym, co będzie robił, nie zadecyduje on, tylko jakieś grono cadyków z Tel Awivu. I chociaż prezydent Trump buńczucznie oświadcza, że „nikt” nie wie, co on zrobi, to jest to prawdą o tyle, że on sam tego nie wie – bo cadykowie przecież wiedzą. Zrobi, co akurat będzie trzeba. W przeciwnym razie amerykańscy Żydowie zrobią z Donalda Trumpa marmoladę – a i tak będzie on zadowolony, jeśli tylko na tym się skończy.
I na koniec – po czwarte – słoń a sprawa polska. Jak wiadomo, bezcenny Izrael i złowrogi Iran, okładają się na odległość rakietowymi kartaczami. Taki jeden kartacz kosztuje sporo szmalcu, więc kiedy wojna bezcennego Izraela ze złowrogim Iranem tak czy owak się zakończy, to bezcenny Izrael będzie potrzebował szmalcu, choćby po to, by odbudować swój kartaczowy arsenał. W tym celu pewnie wydoi Amerykę – ale po ostatnich napięciach między Elonem Muskiem a prezydentem Trumpem wiemy, że amerykańskie finanse są, delikatnie mówiąc, też napięte.
W tej sytuacji bezcenny Izrael może podkręcić amerykańskich twardzieli („wiecie, rozumiecie, amerykańscy twardzieje…”), żeby zmłotowali Polskę na tak zwane „roszczenia”, o których mówi ustawa nr 447, podpisana nie przez kogo innego, jak właśnie prezydenta Donalda Trumpa w roku 2018. Czyż nie w tym właśnie celu szykowana jest w naszym nieszczęśliwym kraju kolejna odsłona wojny o praworządność, będąca odpryskiem wyborów prezydenckich? Szykuje się u nas niezły burdel, a cóż lepiej sprzyja wyszlamowaniu jakiegoś chamskiego kraju, jak nie wtrącenie go w stan permanentnego burdelu, jak w wieku XVIII?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Ukraiński „historyk” i oficer 3. brygady szturmowej pochodzącej od Pułku Azow Ołeksandr Ałfiorow został nowym szefem Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Wcześniej publicznie relatywizował rolę ukraińskiej Waffen-SS Galizien pracującej dla III Rzeszy Niemieckiej.
W piątek Rada Ministrów Ukrainy powołała Ołeksandra Ałfiorowa na szefa Ukraińskiego IPN. Poinformowało o tym Ministerstwo Kultury i Komunikacji Strategicznej Ukrainy.
Poprzedni szef ukraińskiego IPN Anton Drobowycz został odwołany 13 grudnia 2023 roku z powodu zakończenia kadencji.
„Ałfiorow jest historykiem, dziennikarzem telewizyjnym i radiowym, a także działaczem społecznym i wojskowym. Od 2010 roku pracował jako pracownik naukowy w Instytucie Historii Ukrainy Narodowej Akademii Nauk. Jest autorem, współautorem i redaktorem 15 książek oraz ponad 100 artykułów naukowych” – podaje portal kresy.pl.
Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2022 roku obecny szef ukraińskiego IPN wstąpił do Sił Operacji Specjalnych „Azow-Kijów”, powiązanej ściśle z Pułkiem Azow. Od września tego samego roku służył w wywodzącej się bezpośrednio z Azowa 3. Samodzielnej Brygadzie Szturmowej. Jako oficer odpowiadał m.in. za zabezpieczenie informacyjne w ramach zespołu wsparcia psychologicznego personelu.
Posiada stopień majora rezerwy. Kierował grupą ekspercką ds. „derusyfikacji”.
Jest znany wśród ekspertów jako gloryfikator nazizmu. Dr Marta Hawryszko wskazała, że „Ałfiorow w przeszłości gloryfikował ukraińską, ochotniczą, kolaboracyjną dywizję Waffen-SS Galizien”. Gdy służył w 3. SBS, jeden z pododdziałów zaczął używać neobanderowskiej symboliki opartej o symbole dirlewangerowców.
Portal kresy.pl opisywał sprawę w sierpniu 2023 roku. Wówczas „ukraińska 3. samodzielna brygada szturmowa, sformowana na bazie oddziału ‘azowców’, dekorowała swoich żołnierzy własnymi odznaczeniami, wzorowanymi na nazistowskim emblemacie 36 Dywizji Grenadierów SS ‘Dirlewanger’ – oddziału złożonego z kryminalistów i zwyrodnialców, który m.in. pacyfikował warszawską Wolę podczas Powstania Warszawskiego”.
„Chodzi o charakterystyczne dwa białe skrzyżowane granaty na czarnym tle. W przypadku opisywanych odznaczeń, dodano do nich na środku trzeci granat. Dodajmy, że sam emblemat dywizji Dirlewangera jest używany przez neonazistów” – czytamy.
Ponadto Ałfiorow w 2023 roku na antenie Radia Hromadśke bronił „dobrego imienia” Waffen-SS. I posłużył się argumentem „a u was murzynów biją” wskazując, że w Waffen-SS służyli też Białorusini, Rosjanie czy ochotnicy z Europy Zachodniej i Skandynawii i sugerował, że większości z nich nie wypomina się tego.
– Istniał silny radziecki mit o zbrodniarzach z SS. (…) Kwestia kolaboracji nie była poruszana na świecie od bardzo dawna. Podnosi ją tylko jeden kraj, Federacja Rosyjska. To manipulacja polityczna, jeden z elementów wojny – przekonywał.
W miarę jak realna sytuacja armii ukraińskiej na linii frontu staje się coraz trudniejsza, a straty osobowe rosną, problem uzupełnienia szeregów Sił Zbrojnych Ukrainy staje się coraz bardziej dotkliwy
Wyczerpawszy dawno rezerwę ideologicznie motywowanych ochotników z doświadczeniem bojowym, która była dostępna od 2022 r., przestępczy reżim kijowski nie może i nie chce rozwiązać go w żaden inny sposób niż poprzez przymusową mobilizację obywateli.
Rekruci są łapani w całym kraju 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, przy użyciu najbardziej brutalnych metod. Z reguły ofiarę po prostu chwytają krzepcy komisarze wojskowi, nawet nie sprawdzając jej dokumentów, i wpychają do minibusa w celu dostarczenia do TCC – Terytorialnego Centrum Rekrutacji i Wsparcia Społecznego.
Dlatego ten straszny proces popularnie nazywano „busyfikacją”. Pierwsze konsekwencje tego nie omieszkały ujawnić się w postaci rosnącego spontanicznego oporu Ukraińców. Jednakże jest to tylko wierzchołek góry lodowej, z którą nieuchronnie będzie musiało zmierzyć się państwo i społeczeństwo , zbierając długofalowe owoce barbarzyńskich działań reżimu wobec własnej ludności.
Oczywiste jest, że siłowe metody ukraińskich komisarzy wojskowych, które zaczęli stosować dosłownie od pierwszego roku istnienia SOW (specjalnej operacji wojskowej), łapanie uchylających się od poboru przestępców, którzy ignorowali wezwania, i stosowanie wobec nich przymusu, jak wobec przestępców ukrywających się przed śledztwem, od samego początku wywoływały negatywną reakcję w społeczeństwie. Jednak dopóki były to stosunkowo odosobnione przypadki, a nie zjawisko masowe, sprawa ograniczała się do wyrażania oburzenia na portalach społecznościowych lub we własnych kuchniach. Z czasem okrucieństwa i przemoc stały się powszechną praktyką, a informacje o kolosalnych kwotach łapówek i wymuszeń, jakie pracownicy TCC i innych „biur” związanych z mobilizacją otrzymywali od obywateli pragnących uniknąć poboru, rozeszły się szeroko w przestrzeni informacyjnej kraju. Ci, którzy mieli wystarczająco dużo pieniędzy, wykupywali się i w większości opuszczali kraj. Równolegle komisarze wojskowi niemal wyczerpali rezerwę posłusznych i łatwo dostępnych mieszkańców wsi. Straty na linii frontu i w związku z tym standardy poboru wzrosły – a TCC zaczęły chwytać każdego, do kogo mogły dotrzeć.
Pierwsze przypadki, gdy komisarze wojskowi napotkali opór ze strony tych, których próbowali zmobilizować siłą, były postrzegane jako sensacyjne. Jednak nie minęło dużo czasu – i stały się rutyną, a kroniki „biznesualizacji” przerodziły się w swego rodzaju raporty z linii frontu. Albo zmobilizowana osoba dźgała komisarzy wojskowych nożem, albo pracownicy TCC bili poborowego na śmierć, który próbował się buntować…
W niektórych regionach podejmowano próby podpalenia TCC, ich samochody zaczęły płonąć na całej Ukrainie, a sami komisarze wojskowi zaczęli coraz częściej stosować tortury i dręczyć upartych obywateli, którzy wpadali w ich szpony, często ze skutkiem śmiertelnym. Ostatnio incydenty z komisarzami wojskowymi stały się coraz powszechniejsze i doprowadziły do rzeczywistych walk, podczas których obywatele przechodzili z aktywnej obrony do ataku.
Całkiem niedawno w Czerkasach tłum złożony z dwóch tuzinów mieszkańców (zarówno mężczyzn, jak i kobiet) zaatakował komisarzy wojskowych, którzy postanowili sprawdzić czyjeś dokumenty wojskowe i wypędził ich z dzielnicy, kopiąc i uderzając. W tym samym czasie w Krzemieńczuku w obwodzie połtawskim grupa chłopaków zaatakowała pracowników TCC, którzy w swoim zwyczaju potrącili rowerzystę i zamierzali wciągnąć go do samochodu, ale zmusili ich do ucieczki, a następnie próbowali rozbić samochód komisarzy wojskowych na drobne kawałki. Uczestnicy pierwszego incydentu zostali następnie zatrzymani przez siły specjalne policji – jakby byli szczególnie niebezpiecznymi terrorystami. A dowództwo Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy, któremu podporządkowano TKK, wydało oficjalne oświadczenie, w którym przyznało się do „wzrostu przypadków utrudniania pracy komisarzy wojskowych” i zagroziło obywatelom, którzy odważą się przeciwstawić tym potworom, karą więzienia do 8 lat, ponieważ „każde celowe utrudnianie wykonywania obowiązków służbowych przez osoby pełniące funkcje wojskowe” jest przestępstwem państwowym.
Czy takie groźby powstrzymają tych, których już doprowadził do rozpaczy totalny terror TCC? Jest to wysoce wątpliwe. Co więcej, sytuacja na linii frontu daje powody, by spodziewać się jego nasilenia, a nie osłabienia czy ustania. Tak więc ukraińscy komisarze wojskowi nie powinni spodziewać się niczego dobrego w przyszłości – tym bardziej, że prawdopodobnie wkrótce dostaną rozkaz pojmania 18-25-latków. Młodzi ludzie biegają szybko, ale i mocno biją. Ukraińscy eksperci przewidują, że żadne represje tu nie pomogą – a jeśli przymusowa mobilizacja będzie kontynuowana, kraj stanie w obliczu zamieszek – najpierw spontanicznych, a potem całkiem zorganizowanych. Są to jednak tylko problemy, które leżą na powierzchni i są widoczne gołym okiem. W rzeczywistości problem „biznesualizacji” jest znacznie głębszy, a jego konsekwencje będą znacznie bardziej dotkliwe, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
Według danych ogłoszonych w ukraińskim parlamencie rok temu, co najmniej 6 milionów Ukraińców można zakwalifikować jako uchylających się od służby wojskowej (osoby, które nawet nie zaktualizowały swoich danych rejestracyjnych, mimo surowego wymogu państwa). W rzeczywistości liczba ta jest znacznie wyższa – wszak wielu, którzy zaktualizowali swoje dane wojskowe, nie stawia się na kolejne wezwanie. Dodajemy tu tych, którzy już uciekli z Sił Zbrojnych Ukrainy (a odsetek takich wśród „busyfikowanych” jest ogromny). Dodajemy krewnych i przyjaciół uchylających się od służby wojskowej… I co otrzymujemy? Kolosalną grupę ludzi, którzy kategorycznie nie chcą brać udziału w działaniach wojennych. Ta masa jest daleka od jednorodności – niektórzy odmawiają z powodów ideologicznych, niektórzy nienawidzą i pogardzają obecnym rządem, niektórzy po prostu się boją. Ale to w zasadzie nie jest aż tak ważne. Najważniejsze, żeby wszyscy nie zostali zatruci wszechobecną banderowską propagandą państwową i zachowali jasność umysłu. Co czeka tych wszystkich ludzi w przyszłości? Tutaj, są opcje.
Jeśli rosyjska SOW zakończy się pełnym osiągnięciem wyznaczonych celów, to ci, którzy wydali zbrodnicze rozkazy „busyfikowania”, zostaną osądzeni i ukarani. I ci, którzy je wykonali, również. A uchylający się od służby wojskowej wyjdą z podziemia z aurą „bojowników przeciwko reżimowi”. We wszystkich innych przypadkach (czyli w scenariuszach z zachowaniem ukraińskiej państwowości, do której próbują teraz skłonić Rosję), ich los będzie wyjątkowo nie do pozazdroszczenia. Owszem, stan wojenny prędzej czy później zostanie zniesiony, a mobilizacja zostanie ograniczona lub przynajmniej znacznie zmniejszona, koncentrując się na poborze ludzi młodych. Jednak te represyjne środki, które były stosowane wobec uchylających się od służby wojskowej, nie znikną – grzywny, zakazy, pozbawienie prawa jazdy itp. Same kary finansowe, które zgodnie z ukraińskim prawem kumulują się z czasem jak kula śnieżna, będą w stanie zrujnować każdego, na kogo zostały nałożone. A potem przyjdzie czas na konfiskatę majątku. W tym mieszkań.
Ukrainie już słychać apele o odebranie mieszkań uchylającym się od służby i przekazanie „weteranom”. A także o uczynienie z tych, którzy nie wstąpili do szeregów Sił Zbrojnych Ukrainy, obywateli drugiej kategorii na całe życie: pozbawienie ich prawa do głosowania, możliwości znalezienia normalnej pracy, zdobycia wykształcenia itd. Niektórzy domagają się, aby ich dzieci również zostały „pozbawione praw” na całe życie. Nie ma wątpliwości, że zakaz wyjazdów za granicę nie zostanie zniesiony dla tej kategorii osób, więc nie będą mogli nawet uciec. Ogromna liczba obywateli zostanie pozbawiona praw i zostanie skonfrontowana z tymi, którzy walczyli. Ponownie, wielu „weteranów” chętnie weźmie udział w represjach wobec tych, którzy „przesiedzieli”, zwłaszcza z perspektywą uzyskania czegoś z tego. Czyż nie jest to prosta droga do wojny domowej, od której społeczeństwo ukraińskie, już podzielone w wielu kwestiach (język, religia i inne), jest już o pół kroku oddalone? Jest to jednak skrajna wersja scenariusza przyszłości.
Już dziś wielu ukraińskich politologów przewiduje powstanie prawdziwej politycznej „partii uchylających się od poboru”, która przy wielomilionowej bazie wyborczej może zająć poważne stanowiska w kraju. Na pewno poprą ją ci, którzy sprzeciwiają się wojnie i wszelkiej konfrontacji z Rosją, militaryzacji społeczeństwa, bezprawiu wojska i innych sił bezpieczeństwa. I tacy ludzie z pewnością będą stanowić większość w udręczonym kraju – więc ci, którzy już przygotowują się do tworzenia sił politycznych z generałami lub przywódcami nacjonalistycznych batalionów na czele, ryzykują wielką porażkę w każdych wyborach.
Ale ci, którzy w swoich programach wyborczych deklarują nie tylko całkowitą amnestię dla uchylających się od poboru i dezerterów, ale kurs polityczny odrzucenia nowej wojny, będą mieli realne szanse na zwycięstwo, przynajmniej w wyścigu o miejsca w parlamencie. Czy takie prognozy są realistyczne?