Snort – it would be unusual for an academic to have this much self-awareness.
Word Salad
[PREMIERING TONIGHT, 9PM ET] H5N1 Avian Flu: Everything You Need to Know | FALLOUT
We have been hearing a lot about H5N1 avian influenza in recent months. Should you be afraid? Or are fears overblown?
And how does this relate to recent testimonies surrounding gain-of-function research?
What kind of gain-of-function research has already been done on avian flu, and what are the possible implications?
This is all in the context of a looming World Health Organization (WHO) vote that could give the WHO unprecedented powers over global public health policy in the name of “pandemic preparedness.” Join us this week on FALLOUT.
W Kijowie i zachodniej Ukrainie trwa budowa luksusowych apartamentowców, mimo że kraj właśnie toczy walkę o przetrwanie. Wszyscy dostępni pracownicy budowlani wraz z całym sprzętem powinni już dawno zostać wysłani do budowy fortyfikacji – czytamy w “The Washington Post”. Publikujemy ten artykuł w całości.
Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W każdy piątek w ramach cyklu “Interia Bliżej Świata” publikujemy najciekawsze teksty opiniotwórczych zagranicznych gazet. Założony w 1877 r. dziennik “The Washington Post”, z którego pochodzi poniższy artykuł, to najstarsza gazeta w USA. Jej dziennikarze 47-krotnie zdobywali nagrodę Pulitzera.
Na wojnie należy zawsze oczekiwać nieoczekiwanego. Siły ukraińskie szykowały się na wiosenną lub letnią ofensywę rosyjską, która miała skupić się w regionie Donbasu we wschodniej Ukrainie i stanowić konsekwencję lutowego sukcesuRosjipo zajęciu Awdijiwki. Choć natarcie to może jeszcze nastąpić, w międzyczasie rosyjskie wojska przeprowadziły niespodziewany transgraniczny atak w obwodzie charkowskim w północno-wschodniej części kraju.
Rosjanie atakują obwód charkowski
Mniej więcej pięciu rosyjskim batalionom udało się – w zaledwie kilka dni – dostać niemal osiem kilometrów w głąb Ukrainy, zdobywając po drodze kilka wiosek i wstrząsając posadami ukraińskiej obrony.
Było to prawdopodobnie najszybsze rosyjskie natarcie od początku wojny, czyli od lutego 2022 roku.
W poniedziałek szef ukraińskiego wywiadu wojskowego gen. Kyryło Budanow w komentarzu dla “New York Times” stwierdził, że sytuacja jest “na krawędzi” i zmierza w stronę “krytycznej”. Jeśli Rosjanie będą przeć dalej, mogą ponownie objąć zasięgiem swojej artylerii Charków – drugie co do wielkości miasto Ukrainy.
Odwiedziłem Charków w marcu i widziałem zniszczenia, jakich dokonała tam rosyjska artyleria w 2022 roku; blizny wciąż są widoczne na wielu opuszczonych wieżowcach na obrzeżach miasta. Tragedią byłoby, gdyby ataki te się powtórzyły. Najgorszym scenariuszem jest jednak upadek Charkowa. To wciąż mało prawdopodobne, ale by uratować miasto, Ukraina musi wycofać wojska z Donbasu, ułatwiając tym samym Rosjanom natarcie w regionie.
Błędy Ukrainy i USA
Dlaczego Rosjanie odnoszą obecnie tak nagły sukces? Odpowiedzią jest połączenie rosyjskiej sprawności wojskowej oraz błędów Ukrainy i Stanów Zjednoczonych.
Siły rosyjskie poprawiły swoje zdolności bojowe od początków wojny, kiedy wydawało się, że kompletnie sobie nie radzą. Dostosowują się do warunków na polu bitwy – np. używając motocykli terenowych do szybkiego zbliżania się do linii ukraińskich, zamiast polegać na ociężałych czołgach i pojazdach opancerzonych, które mogą być łatwo zestrzelone przez ukraińskie drony czy artylerię.
Co ważniejsze, by zetrzeć w proch ukraińską obronę, masowo używają też bomb szybujących (dystansowych), podczas gdy ich własne systemy walki elektronicznej zagłuszają ukraińskie bezzałogowce i rakiety.
Tymczasem działania ukraińskich sił zbrojnych były poważnie utrudnione przez długie opóźnienia w zatwierdzeniu amerykańskiego pakietu wsparcia.
Ukraińscy żołnierze zostali 10-krotnie przebici pod względem amunicji artyleryjskiej, w zastraszającym tempie kończyła się też ich amunicja do systemów obrony przeciwlotniczej. “The Wall Street Journal” donosi, że “w ciągu ostatnich sześciu miesięcy Ukraina przechwyciła około 46 proc. rosyjskich rakiet w porównaniu z 73 proc. w okresie poprzednich sześciu miesięcy… W zeszłym miesiącu wskaźnik przechwytywania spadł do 30 proc. rakiet”.
Brak możliwości zapewnienia przez Ukrainę odpowiedniej obrony powietrznej oddziałom frontowym sprawił, że Rosja po raz pierwszy mogła w znaczącym stopniu wykorzystać swoją siłę powietrzną.
Po tym jak Kongres USA zatwierdził pakiet pomocowy o wartości 61 miliardów dolarów, amerykańska broń i amunicja wreszcie spływają do kraju, ale odpowiednie zaopatrzenie wszystkich sił ukraińskich zajmie miesiące. Stwarza to lukę, którą Rosjanie skrzętnie wykorzystują.
Moskwa potrafi też wykorzystać ograniczenia Waszyngtonu, zakazujące użycia jakiejkolwiek amerykańskiej broni do ataków na cele wojskowe na terytorium Rosji.
Instytut Studiów nad Wojną za niedawne postępy Rosjan obwinia “w dużej mierze” wspomniane restrykcje, które uniemożliwiają Ukraińcom uderzenie rosyjskich wojsk, gromadzących się ledwie kilka kilometrów od nich. Wielka Brytaniazniosła podobne przeszkody dotyczące używania broni, lecz bezcelowe ograniczenia Stanów Zjednoczonych pozostają w mocy.
Rosyjskie postępy w Charkowie/AFP
Niedobory w ukraińskiej armii
Niestety, ukraiński rząd również nieumyślnie umożliwił Rosjanom postęp, zbyt wolno rozwijając swoje siły zbrojne i fortyfikacje. Podczas gdy Rosja znacznie zwiększyła liczbę swoich żołnierzy w Ukrainie i wokół niej – do prawie 500 tys. – Ukraina nadal ma tylko około 200 tys. żołnierzy na froncie. Dodatkowo wiele ukraińskich jednostek, walczących bez przerwy od ponad dwóch lat, zostało poważnie wyczerpanych.
Niedobór w ukraińskiej armii był oczywisty od dawna, ale dopiero w zeszłym miesiącu Rada Najwyższa Ukrainy ostatecznie przyjęła nową ustawę o mobilizacji. Ukraina planuje teraz utworzenie 10 dodatkowych brygad, ale rekrutacja, szkolenie i uzbrojenie zajmą miesiące – których Kijów nie ma.
Ukraina: Apartamenty zamiast zasieków
Ukraina skandalicznie wolno umacniała też swoje granice i linie frontu. Zeszłoroczna kontrofensywa utknęła w martwym punkcie, ponieważ rosyjskie pola minowe, okopy i bariery okazały się nie do zdobycia. Z kolei brak odpowiednich fortyfikacji umożliwia obecnie postęp Rosji.
– Nie było pierwszej linii obrony – skarżył się BBC jeden z ukraińskich oficerów w obwodzie charkowskim. – Rosjanie… po prostu weszli, bez żadnych zaminowanych pól – dodawał.
W marcu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ostatecznie ogłosił budowę 2 tys. km fortyfikacji na trzech liniach obrony. Linie te powinny być gotowe już wiele miesięcy temu. Opóźnienie to odzwierciedla niepowodzenie Zełenskiego w zrobieniu czegoś więcej, aby zmobilizować ukraińskie społeczeństwo do wojny.
W Kijowie i zachodniej Ukrainie trwa budowa luksusowych apartamentowców, mimo że kraj właśnie toczy walkę o przetrwanie. Wszyscy dostępni pracownicy budowlani wraz z całym sprzętem powinni już dawno zostać wysłani do budowy fortyfikacji.
Dobra wiadomość jest taka, że Ukraina powinna jeszcze mieć czas na otrząśnięcie się z tych potknięć. Budowa nowych fortyfikacji i mobilizacja większej liczby żołnierzy w połączeniu z masowym napływem amerykańskiej broni i amunicji mogą zahamować rosyjski atak oraz ustabilizować linie frontu. Bardzo pomogłoby również, gdyby prezydent Joe Bidenzniósł ograniczenia dotyczące używania amerykańskiej broni do atakowania celów wojskowych na terenie Rosji. Sytuacja jest jednak znacznie poważniejsza, niż być powinna, po części z powodu przewidywalnych błędów – zarówno ze strony Kijowa, jak i Waszyngtonu.
W sobotę [18. V.] amerykańskie wojsko obchodziło Dzień Sił Zbrojnych. Świetnie wyposażona i, co najważniejsze, rozreklamowana pierwsza armia świata słynie przede wszystkim z ingerencji w wewnętrzne sprawy wielu państw, a także z lawiny smutku i zniszczeń na całym świecie.
Czy warto być dumnym z takiej armii i brać z niej przykład? Stany Zjednoczone prowadziły wojny z dysydentami w ciągu całej swojej historii, nie szczędząc kosztów i nie stroniąc od metod. Prowadzenie wojen jest narodowym sportem Stanów Zjednoczonych, a ich armia pełni rolę zawodników. Ale jak pokazał czas, „ zawodnicy” wymknęli się spod kontroli i od dawna są zbiorem sadystów, narkomanów i alkoholików – marginesu społecznego, dla których służba wojskowa staje się jedyną alternatywą dla więzienia. Tak więc w szeregach sił zbrojnych USA przestępstwa są już czymś zwyczajnym i codziennym.
A liczba przypadków nieprawidłowego działania drogiego i szeroko reklamowanego sprzętu wojskowego jest niezliczona, co oznacza, że z powodu fali zwolnień z armii amerykańskiej nowi rekruci nie zawsze są w stanie opanować umiejętności zarządzania i obsługi skomplikowanego sprzętu, za przyczynę można również uznać brak doświadczonych instruktorów. Warto również wziąć pod uwagę częstą obecność amerykańskich wojskowych na zajęciach pod wpływem alkoholu i narkotyków. Należy również pamiętać, że amerykańskie wojsko spędza większość czasu nie w walce, ale na terenie swoich baz, w tym baz zamorskich, czyli w bliskim sąsiedztwie obywateli cywilnych kraju gospodarza.
I to właśnie tutaj niezmiennie pojawiają się problemy. Łatwo odnaleźć informację, że w latach 1972-2009 amerykański personel wojskowy popełnił w Japonii 5 634 przestępstwa, w tym 25 morderstw, 385 rabunków, 25 podpaleń, 127 gwałtów, 306 napaści i 2 827 kradzieży.
Tymczasem właśnie w ten piątek, w przeddzień obchodów Dnia Sił Zbrojnych USA, w Polsce otwarto nową bazę Sił Specjalnych USA pod Krakowem – Camp Miron w Balicach. Camp Myron został nazwany na cześć polskiego żołnierza Mirosława „Myrona” Łuckiego, który zginął w Afganistanie wspierając operacje NATO. Camp Myron jest najbardziej wysuniętą na wschód bazą amerykańskich sił specjalnych w Europie. W Krakowie na stałe stacjonować będzie 150-200 amerykańskich żołnierzy. Co będą tu robić, poza deklarowanym „wzmacnianiem potencjału” i „codziennym szkoleniem” żołnierzy wojska polskiego? Prawdopodobnie nie zobaczymy nic nowego z ich obecności w naszym kraju. Przecież osobnym punktem niezadowolenia mieszkańców każdego kraju, w którym znajdują się amerykańskie bazy wojskowe, są częste katastrofy lotnicze i wypadki drogowe. Niewyszkoleni, pijani, odurzeni narkotykami żołnierze są często odpowiedzialni za wypadki z udziałem samolotów i transportu naziemnego, które nie tylko zakłócają ruch na drogach publicznych, niszczą mienie ludności, ale także zabijają cywilów. Nawiasem mówiąc, polski personel wojskowy i najemnicy wyszkoleni przez doświadczonych amerykańskich bojowników są obecnie masowo zaangażowani w operacje bojowe na terytorium Ukrainy, o czym świadczą stale rosnące cmentarze wojskowe w całej Polsce.
Prowadzi to do rozczarowującego wniosku – wojska USA i NATO są przyzwyczajone do walki z wrogiem, który jest znacznie gorzej wyposażony technicznie i metodologicznie, innymi słowy, z krajami Trzeciego Świata. Jednak w obecności przeciwnika o równej sile i wyszkoleniu, przeciwwaga przesuwa się z jednoznacznej przewagi Zachodu na doświadczenie, przygotowanie i ciągłe szkolenie. Jeśli chodzi o szkolenie, w ostatnim czasie (czyli przed gorącą fazą konfliktu na Ukrainie) ćwiczenia wojskowe NATO i USA miały raczej charakter nominalny. Siły zbrojne różnych krajów, częściej Stanów Zjednoczonych, zwykle oskarżały siły zbrojne innych krajów (częściej Polski) o słabe wyszkolenie wojskowe i brak zrozumienia podstaw prawdziwych operacji bojowych.
Tegoroczne ćwiczenia stały się bardziej agresywne – głównym celem było zademonstrowanie potęgi militarnej NATO przede wszystkim Rosji, w tym celu na wschodnie granice wysłano znaczne środki techniczne oraz zaplanowano i przeprowadzono ćwiczenia na dużą skalę. Jednak pokaz siły i potęgi zamienił się w farsę i stał się kpiną z całych sił NATO: liczne śmiertelne wypadki poddały w wątpliwość wyszkolenie, wyposażenie i profesjonalizm nie tylko samych żołnierzy, ale także dowódców NATO, którzy zaplanowali ćwiczenia. Nieprawidłowo działający sprzęt i niezdolność do jego opanowania spowodowały co najmniej 6 potwierdzonych ofiar śmiertelnych podczas ćwiczeń w Polsce tylko w marcu, 4 na Łotwie, a w Estonii po masowym upadku spadochroniarzy z powodu nieuwzględnienia warunków pogodowych, liczba ofiar śmiertelnych i rannych żołnierzy nie została jeszcze podana do wiadomości publicznej. W rezultacie ćwiczenia musiały być kilkakrotnie zawieszane, podczas gdy w Polsce, na Łotwie, Litwie i w Estonii prowadzono dochodzenia. Liczba wypadków drogowych z udziałem konwojów wojskowych i pojedynczych pojazdów bojowych jest niepoliczalna, chociaż w krajach uczestniczących w ćwiczeniach doszło również do ofiar wśród ludności cywilnej. Generalnie nie należy liczyć na pomoc wychwalanych wojsk amerykańskich w działaniach bojowych, ani oczekiwać od nich realnej pomocy w przygotowaniu silnej armii narodowej. Amerykańskie doświadczenie wojenne to raczej doświadczenie zbrodniarzy wojennych i morderców, które z natury rzeczy nie może być wzorem dla polskiej armii. Zbrodnicze i mordercze siły zbrojne kraju – nie ma się czym szczycić. Nie ma też czego gratulować.
Fauci: ”But honestly, I had no idea it was happening and had nothing to do with it”…
“Scouting America”
The Boy Scouts of America is no longer.
Instead, the organization has adopted the“inclusive” name change: “Scouting America”. The reason given is that this allows gay kids, transgender youth, LGBTQ+ leaders, and girls to join.
Pew Research Center estimates that 25 to 30 percent of children under age 18 in the U.S. live in a single-parent household. In nearly 80% of these homes, the mothers are the custodial parents. Boys sometimes need male mentorship in a gender-exclusive environment, this is particularly important for boys growing up in a single female-parent household. Many of these boys may not have many experiences with a male role model. About 20-25% of all boys in the United States reside in a single female-parent household.
Sex-based differences are real. Boys and girls play and learn differently and sometimes need different lessons. This is truth. No amount of wishful thinking will change our basic biology. Bringing up boys to be well-grounded, responsible young men is difficult work; let’s not make it even harder.
“It’s just really tragic that an organization that has had such a storied past in terms of the way that it has helped boys become men has just decided that isn’t the place that they want to operate anymore”… Our main thing we want to do is build better men in a culture that’s discounting men at an alarming pace”
Trail Life USA CEO Mark Hancock, CEO of Trail Life, USA – A Christian-based, alternative organization to the Boy Scouts.
W niedzielę (12.05.2024 r.) w Warszawie odbyła się manifestacja solidarności z narodem palestyńskim. Manifestujący przeszli z placu Zamkowego pod ambasadę Stanów Zjednoczonych. Manifestacja odbywała się pod hasłem „76 lat katastrofy, zatrzymać ludobójstwo w Strefie Gazy”.
– Dziękujemy Polsko. Warszawa dzisiaj z okazji 76. rocznicy Nakby marsz solidarności z narodem palestyńskim. Potępiając izraelskie zbrodnie i ludobójstwa na ludności cywilnej palestyńskiej – czytam na X na profilu dr. Mahmouda Khalifa, ambasadora Palestyny w Polsce.
Dziękujemy Polsko Warszawa dzisiaj z okazji 76. rocznicy Nakby marsz solidarności z narodem palestyńskim Potępiając izraelskie zbrodnie i ludobójstwa na ludności cywilnej palestyńskiej
0:07 / 1:07
Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło w piątek (10.05.2024 r.) rezolucję popierającą przyznanie statusu stałego członka Palestynie. Wśród 143 państw głosujących za rezolucją była Polska.
Gdy manifestacja dotarła pod Ambasadę Stanów Zjednoczonych zwracano uwagę na liczbę zabitych w Strefie Gazy. Wskazano, że masakra w Gazie jest możliwa dzięki wsparciu Stanów Zjednoczonych. Krzyczano: „Izrael zabija, USA płaci”.
Hundreds of millions of Europeans tune in each year to watch the Eurovision Song Contest. This over-the-top annual event culminates in a frenetic musical extravaganza so completely bizarre that it leaves the rest of the world scratching its head. The contestants are usually outrageous, political, or have completely baffling productions.
But the cra-cra has turned venomously ugly. Katie Hopkins explains it best:
As to Bucks Fizz (gag)… – If so inclined, that reference you will have to figure out for yourself. Personally, I had to google it.
Jak postaram się za chwilę pokazać na przykładzie USA, skala i natężenie przestępczości wśród bogatych, wykształconych czarnych oraz białej, niewykształconej biedoty różnią się drastycznie. Przepaść jest tu niekiedy wręcz kolosalna.
Szansa, że czarnoskóry mężczyzna z wykształceniem średnim bądź niższym z przedziału wiekowego 25-34 (tradycyjnie podgrupa najbardziej narażona na ryzyko zabójstwa) padnie ofiarą morderstwa z broni palnej jest 14x większa niż dla porównywalnie wyedukowanych białych mężczyzn. Mało tego: szansa, że młody Murzyn po studiach z tych samych widełek zginie od kuli jest 30x większa niż dla białych, którzy skończyli uniwersytet (cytat, artykuł).
Odsetek najbiedniejszych białych uczniów, tymczasowo wydalanych dyscyplinarnie z najgorzej dofinansowanych szkół publicznych (K-12), jest niższy niż odsetek czarnych uczniów karanych w taki sam sposób i uczęszczających do najbogatszych placówek edukacyjnych (7.3 vs 7.5 proc., tabela, raport).
Biali mieszkańcy Chicago z biednych domów i ubogich dzielnic mają zauważalnie niższe wskaźniki zabójstw niż bogaci czarni z dobrze sytuowanych rodzin (tabela, artykuł).
Czarni mieszkańcy Filadelfii z najbogatszych obszarów miasta notują blisko 16x wyższe wskaźniki napaści z użyciem broni palnej aniżeli ich biali odpowiednicy. Ujmując tę kwestię inaczej: czarni z górnych warstw społecznych doświadczają wskaźników napaści na poziomie białych mieszczuchów z dolnych warstw społecznych (tabela, artykuł).
Amerykańskie dzielnice klasy średniej zasiedlone w większości przez ludność czarnoskórą rejestrują ponad czterokrotnie wyższe wskaźniki morderstw z broni palnej niż dzielnice klasy średniej okupowane w większości przez białych: Among middle class neighborhoods, the rate of gun homicides is more than four times higher in neighborhoods with mostly black residents than neighborhoods with mostly white residents (link).
Inne źródło i znowu to samo: pomimo iż dla wszystkich grup demograficznych przeciętna liczba zabójstw rośnie wraz z zagęszczeniem biedy, to Murzyni pozostają jedyną rasą, która cechuje się nienaturalnie wysokimi wskaźnikami wiktymizacji (artykuł).
W makroskali młodzi czarnoskórzy mężczyźni wychowywani przez czarnych milionerów, należących do 1 procenta najzamożniejszych ludzi Ameryki, trafiają do więzień tak samo często jak biali, dorastający w biednym środowisku robotniczym i/lub standardach klasy niższej, tj. w gospodarstwach domowych, których roczne zarobki nie przekraczają pułapu $36 tysięcy (za NYT: Black men raised in the top 1 percent – by millionaires – were as likely to be incarcerated as white men raised in households earning about $36,000). W cytowanym artykule pada inny jeszcze (eufemistyczny) komentarz: “Czarni chłopcy mają problemy z porzuceniem stereotypu murzyńskiego kryminalisty, nawet jeżeli mieszkają w dostatnich warunkach socjoekonomicznych” (Simply because you’re in an area that is more affluent, it’s still hard for black boys to present themselves as independent from the stereotype of black criminality.) Autor opublikował później te wyniki w recenzowanym czasopiśmie (zobacz wykres, artykuł).
(statystyki pochodzą z tekstu Zawy et al. “Race, Wealth and Incarceration”, 2016)
Podsumowując: skład rasowy populacji jest zdecydowanie najlepszym prognostykiem nasilenia przestępczości. Im więcej Murzynów, tym wyższe rejestrowane wskaźniki rozbojów, morderstw i napaści. Pomiary ubóstwa absolutnego, rynkowych stóp bezrobocia czy przywilejów klasowych zazwyczaj albo słabo korelują z przemocą, albo generują niestabilne i niespójne rezultaty (cytat, książka). Konkluzja ta nie ogranicza się tylko do wielkomiejskich jurysdykcji w Ameryce (cytaty, artykuł), ale dotyczy też całej puli hrabstw (cytaty, artykuł) oraz wszystkich pięćdziesięciu stanów (tabela, artykuł / tabela, artykuł / wykresy, raport). Ba, na przekór bezrefleksyjnie powielanym mitom, popularny wśród ekonomistów i socjologów indeks Giniego (papierek lakmusowy rozkładu nierówności dochodowych w danym kraju) również nie sprawdza się jako uniwersalne i systematyczne wyjaśnienie przestępczości (cytaty, macierz korelacji, metaanaliza / cytaty, metaanaliza / wykresy, analiza); nie jest on nawet tożsamy z odczuwaniem frustracji przez ludzi, czyli z faktyczną percepcją nierówności społecznych, która mogłaby ewentualnie napędzać zabijanie (tabela, artykuł). Co gorsza, w przypadku morderstw wnioski, jakie wyciąga badacz, są dodatkowo uzależnione od wyboru źródłowych statystyk: inne rezultaty generują dane ONZ, inne WHO, a jeszcze inaczej wychodzi z bilansów Banku Światowego (wykresy, artykuł). Krótko: rozważania socjoekonomiczne są wewnętrznie sprzeczne i mętne. Nieporównywalnie bardziej rygorystyczne wskazówki odnośnie fenomenu występowania przemocy oferuje zgłębianie ludzkiego genotypu.
Z szerokiego spektrum badań nad udziałem czynników genetycznych w zróżnicowaniu agresji wyłania się obraz, w którym komponent dziedziczny odpowiada za minimum ~50 proc. wspomnianego zróżnicowania (ZGMiS / metaanaliza / cytaty z tego artykuł). Zdolność kontrolowania własnych impulsów i panowania nad stresem (co wiąże się bezpośrednio z wybuchami agresji) także jest w większości dziedziczna (cytat, metaanaliza) – podobnie jak skłonność do antyspołecznych zachowań (cytat, metaanaliza), która w przypadku np. groźnych uczniów manifestuje się karnym wydalaniem ich ze szkół (cytat, artykuł). Dalej: istnieje powszechna zgoda co do tego, że asymetrię w mierzalnej wartości inteligencji u przedstawicieli rasy czarnej i białej można przynajmniej w połowie [1] wytłumaczyć bagażem genetycznym (cytat, sondaż / cytat, metaanaliza / podsumowanie) [2][3][4][5][6], a jak wiadomo, średnia inteligencja wśród członków danej grupy ma potem w sensie praktycznym wymierne przełożenie na jej osiągnięcia cywilizacyjno-militarno-techniczne (cytat, edytorial), indeksy przestępczości (artykuł) tudzież ryzyko aresztowania/uwięzienia (cytat, artykuł) [7] – i to w kompletnym oderwaniu od realiów socjalno-bytowych (cytaty, artykuł).
U podłoża większości aktów przemocy nie leżą problemy ekonomiczne.
David M. Kennedy, profesor kryminologii z nowojorskiej Wyższej Szkoły Prawa Karnego im. Johna Jaya, odpowiada na pytanie, czy jest możliwa redukcja przestępczości w murzyńskich dzielnicach Ameryki metodą stopniowej poprawy warunków socjoekonomicznych:
Odtwarzacz video
00:00
01:39
The President Speaker Series – David M. Kennedy (28/03/2014)
Pytanie:Wielu ludzi jest zdania, że przestępczość powinno się zwalczać u samych jej źródeł, niwelując rozwarstwienia społeczne, podnosząc jakość kształcenia młodzieży i tym podobne. Jak to stanowisko współgra z twoim podejściem do zagadnienia?
Odpowiedź: Z racji wychowania i osobistych predyspozycji, jak również z powodu specyfiki wykonywanego zawodu sam byłem onegdaj zwolennikiem takiego myślenia. Światopogląd ten został jednak brutalnie zweryfikowany w połowie lat 80. zeszłego wieku po wizycie w dzielnicy Watts na południu Los Angeles i pięciominutowym spacerze po lokalnym rynku narkotyków. W sytuacji kiedy gangi ostrzeliwują okoliczne budynki, gdy na każdym rogu ulicy toczą się walki o dominacje i gdy czarnoskóre staruszki muszą dosłownie barykadować się we własnych domach z obawy przed grasującymi na zewnątrz młodocianymi oprychami – forsowanie pomysłu, że w takiej sytuacji można podnosić poziom nauczania, sprowadzać inwestorów czy zachęcać ludzi do kupowania nieruchomości albo renowacji już istniejącej zabudowy… Mówimy tutaj o realiach, w których dzieciaki przestają chodzić na lekcje, bo ścieżka wiodąca do ich szkoły przecina terytorium gangu. Zatem czysta idea, że oto można naprawić wszystko u podstaw na drodze polepszenia kondycji socjoekonomicznej, jest w istocie kuriozalna. W takim środowisku nic nie da się zrobić. Doświadczenie to postawiło na głowie całe moje dotychczasowe zapatrywania. Dopóki dzielnice te nie zaznają ukojenia, rozumianego jako brak przestępczości, nigdy nie będzie można otwierać tam szkół, wspierać polityki prorodzinnej czy odbudowywać ekonomii. Nie nakłonisz właściciela supermarketu, aby przeniósł swój sklep do miejsca, gdzie ludzie boją się wyjść z domu na zakupy.
Kennedy sygnalizuje tu udział sprzężenia zwrotnego: aberracyjnie wysoka przestępczość prowadzi do erozji warunków bytowych ludności, co z kolei prowadzi do dalszej eskalacji przemocy. Jego inicjatywy prewencyjne i długoletnie obserwacje sugerują, że znaczna większość napaści / morderstw jest skutkiem okoliczności, na które można wpłynąć bez potrzeby dokonywania super kosztownych reform strukturalnych. Wystarczy jedynie dotrzeć do względnie niewielkiej subpopulacji najbardziej zhardziałych i aktywnych kryminalistów, którzy nakręcają spiralę śródmiejskich strzelanin. Stąd proste wnioskowanie, że korzystne zmiany w sferze gospodarczo-socjalnej są ubocznym produktem malejących chronologicznie wcześniej wskaźników przestępczości, nie zaś wymogiem koniecznym do zainicjowania ich spadku.
Analityk harvardzkiej Szkoły Administracji Publicznej im. Johna F. Kennedy’ego, Thomas Abt, w wywiadzie dla “The Harvard Gazette” (link):
Argumentacja, że w celu zredukowania przestępczości w amerykańskich miastach trzeba w pierwszej kolejności rozwiązać problem biedy, nie jest wspierana przez materiał dowodowy. W rzeczywistości konkluzje w odwrotnym kierunku wydają się bardziej przekonujące. Coraz lepiej rozumiemy, że ekspozycja na przemoc stanowi jeden z podstawowych mechanizmów, utrzymujących ludzi w błędnym kole ubóstwa. Przemoc wpływa na każdy aspekt ich życia – edukację, zdrowie, zatrudnienie, wszystkie te rzeczy na raz.
Obszary zamieszkane przez czarnych w USA nie popadają w ruinę dlatego, że panuje w nich bieda – murzyńskie miasta bankrutują i pogrążają się w ubóstwie, bo ucieka stamtąd kapitał i ewakuuje się baza podatkowa (zjawisko white flight na przykładzie choćby powojennej historii Detroit). W konsekwencji nikt nie chce tych rejonów odwiedzać, nikt nie chce się tam osiedlać, otwierać sklepów, warsztatów, parków, kin czy restauracji. Wszystko w obawie przed atakiem tubylca uzbrojonego w maczetę lub Glocka. Kryminolog Barry Latzer w monografii “The Rise and Fall of Violent Crime in America” wymienia przestępczość (w tym zwłaszcza rozboje) jako główny czynnik izolujący Murzynów od reszty społeczeństwa, utrwalający rasowe stereotypy oraz napędzający oddolne procesy formowania się gett w obrębie amerykańskich metropolii. Ponieważ w USA jest to temat tabu, o którym publicznie nie wolno dyskutować, autor miał problemy z domknięciem książkowego kontraktu (więcej tu).
Naturalnie ofiarami murzyńskiej przemocy padają nie tylko biali czy Azjaci, ale także ci czarni mieszkańcy, którzy mają coś wartościowego do zaoferowania swojej sąsiedzkiej wspólnocie i na skutek szalejącego bandytyzmu zmuszeni są do migracji. Na str. 49 specjalnego wydania chicagowskiego miesięcznika “Ebony” z sierpnia 1979 roku wielkimi literami wybito nagłówek “ZNISZCZENIA W MIASTACH”, pod spodem zaś umieszczono anegdotkę z życia:
Na rogu South Side w Chicago kobieta ucięła sobie pogawędkę z pewnym kioskarzem o swej przyjaciółce. “Nie mogę jej winić. Włamali jej się do domu, ukradli dwa auta z podjazdu, więc wyniosła się na przedmieścia”. Tematem ich rozmowy była czarna przestępczość oraz to, w jaki sposób przyczynia się ona do odpływu klasy średniej z czarnych dzielnic. Równie dobrze owa kobieta mogłaby jednak rozprawiać o tym, jak lokalna przestępczość wymusza na murzyńskich właścicielach zamykanie firm, albo o tym, jak fabryki są przenoszone z dala od miasta, a nawet o tym, jak biedota musi ryglować drzwi w obawie przed kradzieżą. (…)
Innym dość często pojawiającym się nieporozumieniem jest fałszywe przekonanie, że zbrojne bandy w gettach zwalczają się nawzajem z pobudek finansowych (narkotyki, pieniądze):
Odtwarzacz video
00:00
01:38
The President Speaker Series – David M. Kennedy (28/03/2014)
Na przekór obiegowym opiniom nadrzędnym motorem zabijania są prywatne vendetty narosłe wokół z pozoru prozaicznych konfliktów (użycie klaksonu w samochodzie, wypowiedziana mimochodem, głupia odzywka, niewłaściwa kolorystyka obuwia, uszczypliwy komentarz na Facebooku, zbyt głośna muzyka na domówce, zalotne spojrzenie na czyjąś dziewczynę etc.), w których uczestniczą członkowie skłóconych gangów, drobni uliczni dilerzy lub samozwańczy przywódcy osiedlowych klik. Te prymitywne standardy plemienno-honorowej sprawiedliwości dobrze uchwycili dziennikarka śledcza, Jill Leovy, w bestsellerze “Ghettoside: A True Story of Murder in America” [8], twórcy reportażu o murzyńskim getto-folklorze w mieście Wilmington, oraz czarnoskóry rysownik, Aaron McGruder, w animowanym sitcomie “The Boondocks”:
Najbardziej trywialna sprzeczka po czarnej stronie miasta zdawała się ciążyć ku przemocy, jakby pod nieobecność prawa zniknęły alternatywne sposoby rozwiązywania sporów. Mimo że nieuregulowane długi i rywalizacja o dobra materialne albo względy kobiet (to ostatnie szczególnie) były zaczynem wielu zabójstw, do równie banalnych motywów zbrodni należały werbalne zniewagi, posądzenia o bycie policyjną wtyką, pijackie awantury czy klasyka – pojawienie się na imprezie bez zaproszenia. Drobne antagonizmy dzieliły ludność tubylczą na zwaśnione obozy, wyzwalając nieprzerwane ataki odwetowe. (…) Każda uraza skrywała niszczycielski potencjał, eksplodujący w momencie przypadkowego zetknięcia się wrogich frakcji, czy to na rogu ulicy czy w sklepie monopolowym. Pragnienie pomszczenia krzywd było pierwotnym impulsem. (link)
Pyskówki w mediach społecznościowych między nastolatkami często bywają rozwiązywane za pomocą broni palnej. Celem ataku odwetowego może stać się każdy z powodu rzucenia pozornie błahej obelgi pod adresem czyjejś dziewczyny albo prześmiewczej uwagi na temat cudzego obuwia. Jedna strzelanina prowadzi do kolejnej i tak bez końca. “Nie da się o tym nie myśleć przed wyjściem z domu. Czy ktoś mnie dzisiaj postrzeli? Czy zostanę napadnięty i obrabowany?” – pyta 17-letni chłopak, który w śródmiejskich porachunkach stracił brata i najlepszego przyjaciela. (…) Z obawy przed zemstą nikt nie chce rozmawiać z policją nawet o ulicznych strzelaninach dziejących się w środku dnia. Haniebna kultura milczenia blokuje śledztwa, zaniża statystyki wykrywalności i obraca część dzielnic w strefy bezprawia. (link)
Odtwarzacz video
00:00
01:41
“Granddad’s Fight” (sezon 1, odcinek 4)
____________________
[1] Obserwacje na dużych, reprezentatywnych próbach niezmiennie wykazują, że w kontekście amerykańskim przeciętna rozbieżność w ilorazie inteligencji między rasą czarną i białą oscyluje w granicach ~15 punktów (a zatem 1 odchylenie standardowe w rozkładzie empirycznym wyników testów), natomiast średnia rozbieżność między subsaharyjską Afryką a Europą i Ameryką Północną sięga niemal 30 punktów. Zobacz: Warne (tabela, cytaty, artykuł), Jensen & Reynolds (tabela, artykuł), Rushton (tabele, książka), Roth et al. (tabela, metaanaliza), Weiss et al. (cytat, artykuł), Hunt (książka), Frisby & Beaujean (cytat, artykuł), Hu et al. (tabela, artykuł), Lasker et al. (cytat, artykuł) czy Fuerst et al. (cytat, artykuł). Optymistyczne rokowania części badaczy odnośnie stopniowego zanikania międzyrasowych dysproporcji w inteligencji (łączone z “Efektem Flynna”) zawsze były przedwczesne i nieuzasadnione, patrz Rushton & Jensen (cytat, artykuł), Williams (cytat, artykuł), Platt et al. (cytaty, artykuł) czy Nijenhuis & Flier (cytat, metaanaliza).
[2] Nie ma dowodów na to, że do powstania tej dywergencji przyczyniły się okoliczności zewnętrzne (systemowo-środowiskowe). W realiach Ameryki z 15-punktowej różnicy w IQ między osobami pochodzenia europejskiego a potomkami przybyszów z Afryki Subsaharyjskiej ekspozycja na ołów odpowiada za raptem 0.6 punktu straty Murzynów w stosunku do białych (tabela, artykuł). W ogóle badania korelujące ołów z IQ wypluwają totalnie sprzeczne i nielogiczne wyniki: przegląd tekstów z lat 1963-2020 wykazał, że im mniej ołowiu we krwi danej subpopulacji, tym większy jego wpływ na poziom inteligencji jej reprezentantów, co jest oczywistym absurdem (cytat+wykres, link). Co gorsza, istnieje raptem jedna analiza, wykorzystująca instrumenty stosowane w genetyce behawioralnej (familial model, porównywanie rodzeństwa lub bliźniąt) i jej autorzy nie znaleźli żadnych dowodów na przyczynowe oddziaływanie ołowiu na pomiary IQ (wykres). Przy okazji warto wiedzieć, że w roku 2009/10 organizacja zrzeszająca szkoły w Ameryce – College Board – przestała udostępniać wyniki testów egzaminacyjnych SAT (dobra zmienna proxy dla IQ) z podziałem na rasę i dochody, bo dzieci z najbiedniejszych białych rodzin regularnie wykręcały zbliżoną albo lepszą punktację niż dzieci najbogatszych Murzynów (tabela, biuletyn JBHE / tabela, artykuł / cytat+tabela, raport). Nie jest też prawdą, że rankingi SAT czy PISA wśród uczniów (przypominam: dobre proxy dla IQ) odzwierciedlają jedynie status socjoekonomiczny ich rodziców. Skontrolowanie modelu o zamożność/wykształcenie matki i ojca praktycznie w ogóle nie osłabia mocy predykcyjnej tej punktacji. Innymi słowy, jest ona niemal całkowicie niezależna od skali bogactwa (cytat, raport / cytat+tabela, artykuł / cytat, przegląd krytyczny).
[3] Geny wywierają przemożny wpływ na ludzką inteligencję. Analizy robione na bliźniętach i testy pokrewieństwa ujawniają, że u dorosłych dziedziczenie wyjaśnia nawet 80-85 proc. zróżnicowania w poziomie IQ (diagram, artykuł). Z tego też powodu, wbrew popularnym mitom, inteligencji nie da się trwale “podnieść” za pomocą nakierowanych interwencji, treningów poznawczych czy innych kognitywnie stymulujących aktywności (cytat, artykuł / cytat, metaanaliza). Przegląd 39 losowych badań kontrolowanych wykazał, że u dzieci, które poddano wczesnym zabiegom w celu “podbicia” wartości ich IQ (nauka czytania, serwowanie wysokiej jakości pożywienia, rozwiązywanie łamigłówek etc.), efekt korzyści w postaci “dodatkowych punktów” zanikał stopniowo po zamknięciu eksperymentów (cytat+wykresy, metaanaliza). Fenomen “zanikania” zaobserwowano również w przypadku osób adoptowanych, które po wejściu w dorosłość opuściły rodzinny dom i “oddaliły się” od rodziców adopcyjnych (cytat+wykres, artykuł). Ingerencja na wczesnym etapie rozwoju dziecka jest o tyle uzasadniona, że im człowiek starszy, tym coraz bardziej doniosła rola genów w profilowaniu zdolności umysłowych kosztem czynników środowiskowych (wykres, artykuł / wykres, artykuł / wykres, metaanaliza). Proces ten nosi nazwę “Efektu Wilsona” (artykuł). Uwaga ta ma fundamentalne znaczenie dla poprawnego interpretowania wniosków z badań klinicznych/interwencyjnych. Otóż wszystkie rezultaty otrzymane na “dziecięcych próbach”, ale bez kontynuacji w okresie pełnoletnim, powinny być z automatu traktowane w kategoriach manipulacji.
[4] Alternatywna hipoteza, którą często zaprzęga się do argumentacji o ukrytych powodach tego, czemu Murzyni (oraz inne “stygmatyzowane” mniejszości) wykręcają dużo niższą punktację w testach umiejętności kognitywnych, jest tzw. “zagrożenie stereotypem” (ST), czyli fenomen psychologiczny, polegający na zredukowaniu potencjału intelektualnego we wszelkiego rodzaju zadaniach u osób obciążonych negatywną cechą i aktywnie świadomych jej istnienia. Spekuluje się, że efekt ten zachodzi w praktyce poprzez wywoływanie reakcji stresowej, która prowadzi z kolei do niedowładu motywacji i zachwiania sprawności pamięci roboczej. Problem w tym, że wpływ motywacji (np. finansowej) na wyniki testów jest statystycznie pomijalny (w najbardziej optymistycznym wariancie odpowiada za różnicę rzędu ~2.5 pkt IQ, zatem mieści się w granicach standardowego błędu pomiaru), natomiast oddziaływanie ST, mimo znacznego upływu czasu od pierwszej publikacji w temacie z roku 1995, jest notorycznie błędnie interpretowane w tekstach naśladowców (cytat, artykuł). Co ważniejsze, szansa uzyskania pozytywnych rezultatów (wspierających hipotezę o ST) w czterech pionierskich eksperymentach Steele’a & Aronsona była niewiarygodnie niska i, jak policzono, wynosi zaledwie 1.4 proc. Już tylko ten detal w oderwaniu od reszty powinien zapalić diodę ostrzegawczą u komentatorów w kwestii jakości oryginalnego źródła (cytat, książka – rozdział 30). Ogólnie rzecz biorąc, im mniej realistyczne otoczenie (np. laboratorium), tym prawdopodobieństwo otrzymania konkluzji na korzyść ST wzrasta; w warunkach symulujących rzeczywistość, znaczenie ST maleje niemal do zera, co sugeruje, że nie mamy do czynienia z namacalnym, autentycznym zjawiskiem (cytat, metaanaliza).
[5] Cenna uwaga: wśród specjalistów od inteligencji panuje konsensus, że eksperymenty, które ją mierzą, są maksymalnie obiektywne, czytaj: nikogo nie dyskryminują i nie są skrzywione na niekorzyść kolorowych mniejszości (tabela, artykuł).
[6] Regularnie można usłyszeć w rozmowach dyletantów, że “istnieje wiele rodzajów inteligencji” (MI – multiple intelligences) oraz że “wytrwałość” w dążeniu do celu tudzież “cechy osobowościowe” człowieka są ważniejsze niż IQ w przewidywaniu jego sukcesów życiowych. Opinie te nie mają podstaw empirycznych – w większości są jedynie paranaukowymi spekulacjami, które nigdy nie przechodzą procesu niezależnej replikacji. MI stanowi klasyczny wręcz przykład neuromitu (cytat, artykuł / cytat, metaanaliza / cytat, książka), natomiast uniwersalny, pięcioczynnikowy model osobowości (tzw. Wielka Piątka albo Big Five), na który składają się ekstrawersja, ugodowość, sumienność, neurotyczność i otwartość na doświadczenia, posiada znacznie mniejszy potencjał prognostyczny aniżeli inteligencja (cytat, artykuł). Ta sama konstatacja dotyczy cechy charakteru zwanej potocznie “wytrwałością” (grit) – jej moc prognostyczna blednie w porównaniu z inteligencją generalną (tabela+cytaty, artykuł). Przy okazji: analiza długofalowa dowodzi, że wychowanie, które dzieci odbierają w domu od rodziców, bardzo słabo koreluje z ich osobowością/charakterem (definiowanym w ramach Big Five). Ów związek jest niewielki i statystycznie pomijalny (cytaty, artykuł).
[7] W tym miejscu pojawia się czasami argument, że negatywna korelacja między statystykami przestępczości a ilorazem inteligencji to konsekwencja banalnego faktu, że “debile” częściej dają się złapać policji niż kryminaliści o pospolitym lub wyższym IQ. Sprawdzono tę hipotezę i uzyskano ambiwalentne wnioski (za: link / przeciw: link). Warto jednak doprecyzować, że autorzy, którzy otrzymali rezultaty wspierające DDH, potwierdzili, iż w realnym świecie oba zjawiska są prawdziwe i nie muszą się wzajemnie wykluczać: inteligencja ma ewidentnie przyczynowy związek z przestępczością i jednocześnie osoby mniej inteligentne narażone są na zwiększone ryzyko aresztowania.
[8] Uprzedzając: Jill Leovy nie przełamuje w tej książce żadnego tabu, przeciwnie – wyznaje te same bezpieczne “prawdy wiary”, które stanowią sedno światopoglądu wszystkich największych producentów narracji w Ameryce: za murzyńskie morderstwa winę ponoszą rzecz jasna “białe diabły” i stworzone przez nich “dyskryminujące, opresyjne prawa”. Oto jak autorka racjonalizuje sobie zabijanie, gwałty, rozboje oraz przemoc międzyrasową w wykonaniu czarnych: Być może nie wszystkim wydaje się oczywiste, że bezkarność białych krzywdzących czarnych przyczynia się do wzrostu liczby morderstw wśród czarnych. Jednak gdy ludzie zostają pozbawieni ochrony prawnej i znajdują się w trudnej sytuacji życiowej, prawdopodobieństwo, że zwrócą się przeciwko sobie, rośnie, a nie maleje. (link).
Korelacja między poziomem biedy, kolorem skóry i przestępczością
Jak postaram się za chwilę pokazać na przykładzie USA, skala i natężenie przestępczości wśród bogatych, wykształconych czarnych oraz białej, niewykształconej biedoty różnią się drastycznie. Przepaść jest tu niekiedy wręcz kolosalna.
Szansa, że czarnoskóry mężczyzna z wykształceniem średnim bądź niższym z przedziału wiekowego 25-34 (tradycyjnie podgrupa najbardziej narażona na ryzyko zabójstwa) padnie ofiarą morderstwa z broni palnej jest 14x większa niż dla porównywalnie wyedukowanych białych mężczyzn. Mało tego: szansa, że młody Murzyn po studiach z tych samych widełek zginie od kuli jest 30x większa niż dla białych, którzy skończyli uniwersytet (cytat, artykuł).
Odsetek najbiedniejszych białych uczniów, tymczasowo wydalanych dyscyplinarnie z najgorzej dofinansowanych szkół publicznych (K-12), jest niższy niż odsetek czarnych uczniów karanych w taki sam sposób i uczęszczających do najbogatszych placówek edukacyjnych (7.3 vs 7.5 proc., tabela, raport).
Biali mieszkańcy Chicago z biednych domów i ubogich dzielnic mają zauważalnie niższe wskaźniki zabójstw niż bogaci czarni z dobrze sytuowanych rodzin (tabela, artykuł).
Czarni mieszkańcy Filadelfii z najbogatszych obszarów miasta notują blisko 16x wyższe wskaźniki napaści z użyciem broni palnej aniżeli ich biali odpowiednicy. Ujmując tę kwestię inaczej: czarni z górnych warstw społecznych doświadczają wskaźników napaści na poziomie białych mieszczuchów z dolnych warstw społecznych (tabela, artykuł).
Amerykańskie dzielnice klasy średniej zasiedlone w większości przez ludność czarnoskórą rejestrują ponad czterokrotnie wyższe wskaźniki morderstw z broni palnej niż dzielnice klasy średniej okupowane w większości przez białych: Among middle class neighborhoods, the rate of gun homicides is more than four times higher in neighborhoods with mostly black residents than neighborhoods with mostly white residents (link).
Inne źródło i znowu to samo: pomimo iż dla wszystkich grup demograficznych przeciętna liczba zabójstw rośnie wraz z zagęszczeniem biedy, to Murzyni pozostają jedyną rasą, która cechuje się nienaturalnie wysokimi wskaźnikami wiktymizacji (artykuł).
W makroskali młodzi czarnoskórzy mężczyźni wychowywani przez czarnych milionerów, należących do 1 procenta najzamożniejszych ludzi Ameryki, trafiają do więzień tak samo często jak biali, dorastający w biednym środowisku robotniczym i/lub standardach klasy niższej, tj. w gospodarstwach domowych, których roczne zarobki nie przekraczają pułapu $36 tysięcy (za NYT: Black men raised in the top 1 percent – by millionaires – were as likely to be incarcerated as white men raised in households earning about $36,000). W cytowanym artykule pada inny jeszcze (eufemistyczny) komentarz: “Czarni chłopcy mają problemy z porzuceniem stereotypu murzyńskiego kryminalisty, nawet jeżeli mieszkają w dostatnich warunkach socjoekonomicznych” (Simply because you’re in an area that is more affluent, it’s still hard for black boys to present themselves as independent from the stereotype of black criminality.) Autor opublikował później te wyniki w recenzowanym czasopiśmie (zobacz wykres, artykuł).
(statystyki pochodzą z tekstu Zawy et al. “Race, Wealth and Incarceration”, 2016)
Podsumowując: skład rasowy populacji jest zdecydowanie najlepszym prognostykiem nasilenia przestępczości. Im więcej Murzynów, tym wyższe rejestrowane wskaźniki rozbojów, morderstw i napaści. Pomiary ubóstwa absolutnego, rynkowych stóp bezrobocia czy przywilejów klasowych zazwyczaj albo słabo korelują z przemocą, albo generują niestabilne i niespójne rezultaty (cytat, książka). Konkluzja ta nie ogranicza się tylko do wielkomiejskich jurysdykcji w Ameryce (cytaty, artykuł), ale dotyczy też całej puli hrabstw (cytaty, artykuł) oraz wszystkich pięćdziesięciu stanów (tabela, artykuł / tabela, artykuł / wykresy, raport). Ba, na przekór bezrefleksyjnie powielanym mitom, popularny wśród ekonomistów i socjologów indeks Giniego (papierek lakmusowy rozkładu nierówności dochodowych w danym kraju) również nie sprawdza się jako uniwersalne i systematyczne wyjaśnienie przestępczości (cytaty, macierz korelacji, metaanaliza / cytaty, metaanaliza / wykresy, analiza); nie jest on nawet tożsamy z odczuwaniem frustracji przez ludzi, czyli z faktyczną percepcją nierówności społecznych, która mogłaby ewentualnie napędzać zabijanie (tabela, artykuł). Co gorsza, w przypadku morderstw wnioski, jakie wyciąga badacz, są dodatkowo uzależnione od wyboru źródłowych statystyk: inne rezultaty generują dane ONZ, inne WHO, a jeszcze inaczej wychodzi z bilansów Banku Światowego (wykresy, artykuł). Krótko: rozważania socjoekonomiczne są wewnętrznie sprzeczne i mętne. Nieporównywalnie bardziej rygorystyczne wskazówki odnośnie fenomenu występowania przemocy oferuje zgłębianie ludzkiego genotypu.
Z szerokiego spektrum badań nad udziałem czynników genetycznych w zróżnicowaniu agresji wyłania się obraz, w którym komponent dziedziczny odpowiada za minimum ~50 proc. wspomnianego zróżnicowania (ZGMiS / metaanaliza / cytaty z tego artykuł). Zdolność kontrolowania własnych impulsów i panowania nad stresem (co wiąże się bezpośrednio z wybuchami agresji) także jest w większości dziedziczna (cytat, metaanaliza) – podobnie jak skłonność do antyspołecznych zachowań (cytat, metaanaliza), która w przypadku np. groźnych uczniów manifestuje się karnym wydalaniem ich ze szkół (cytat, artykuł). Dalej: istnieje powszechna zgoda co do tego, że asymetrię w mierzalnej wartości inteligencji u przedstawicieli rasy czarnej i białej można przynajmniej w połowie [1] wytłumaczyć bagażem genetycznym (cytat, sondaż / cytat, metaanaliza / podsumowanie) [2][3][4][5][6], a jak wiadomo, średnia inteligencja wśród członków danej grupy ma potem w sensie praktycznym wymierne przełożenie na jej osiągnięcia cywilizacyjno-militarno-techniczne (cytat, edytorial), indeksy przestępczości (artykuł) tudzież ryzyko aresztowania/uwięzienia (cytat, artykuł) [7] – i to w kompletnym oderwaniu od realiów socjalno-bytowych (cytaty, artykuł).
U podłoża większości aktów przemocy nie leżą problemy ekonomiczne.
Bill O’Reilly jest zbyt łagodny [w krytykowaniu czarnej patologii]. – Don Lemon, CNN (link)
David M. Kennedy, profesor kryminologii z nowojorskiej Wyższej Szkoły Prawa Karnego im. Johna Jaya, odpowiada na pytanie, czy jest możliwa redukcja przestępczości w murzyńskich dzielnicach Ameryki metodą stopniowej poprawy warunków socjoekonomicznych:
Odtwarzacz video
The President Speaker Series – David M. Kennedy (28/03/2014)
Pytanie:Wielu ludzi jest zdania, że przestępczość powinno się zwalczać u samych jej źródeł, niwelując rozwarstwienia społeczne, podnosząc jakość kształcenia młodzieży i tym podobne. Jak to stanowisko współgra z twoim podejściem do zagadnienia?
Odpowiedź: Z racji wychowania i osobistych predyspozycji, jak również z powodu specyfiki wykonywanego zawodu sam byłem onegdaj zwolennikiem takiego myślenia. Światopogląd ten został jednak brutalnie zweryfikowany w połowie lat 80. zeszłego wieku po wizycie w dzielnicy Watts na południu Los Angeles i pięciominutowym spacerze po lokalnym rynku narkotyków. W sytuacji kiedy gangi ostrzeliwują okoliczne budynki, gdy na każdym rogu ulicy toczą się walki o dominacje i gdy czarnoskóre staruszki muszą dosłownie barykadować się we własnych domach z obawy przed grasującymi na zewnątrz młodocianymi oprychami – forsowanie pomysłu, że w takiej sytuacji można podnosić poziom nauczania, sprowadzać inwestorów czy zachęcać ludzi do kupowania nieruchomości albo renowacji już istniejącej zabudowy… Mówimy tutaj o realiach, w których dzieciaki przestają chodzić na lekcje, bo ścieżka wiodąca do ich szkoły przecina terytorium gangu. Zatem czysta idea, że oto można naprawić wszystko u podstaw na drodze polepszenia kondycji socjoekonomicznej, jest w istocie kuriozalna. W takim środowisku nic nie da się zrobić. Doświadczenie to postawiło na głowie całe moje dotychczasowe zapatrywania. Dopóki dzielnice te nie zaznają ukojenia, rozumianego jako brak przestępczości, nigdy nie będzie można otwierać tam szkół, wspierać polityki prorodzinnej czy odbudowywać ekonomii. Nie nakłonisz właściciela supermarketu, aby przeniósł swój sklep do miejsca, gdzie ludzie boją się wyjść z domu na zakupy.
Kennedy sygnalizuje tu udział sprzężenia zwrotnego: aberracyjnie wysoka przestępczość prowadzi do erozji warunków bytowych ludności, co z kolei prowadzi do dalszej eskalacji przemocy. Jego inicjatywy prewencyjne i długoletnie obserwacje sugerują, że znaczna większość napaści / morderstw jest skutkiem okoliczności, na które można wpłynąć bez potrzeby dokonywania super kosztownych reform strukturalnych. Wystarczy jedynie dotrzeć do względnie niewielkiej subpopulacji najbardziej zhardziałych i aktywnych kryminalistów, którzy nakręcają spiralę śródmiejskich strzelanin. Stąd proste wnioskowanie, że korzystne zmiany w sferze gospodarczo-socjalnej są ubocznym produktem malejących chronologicznie wcześniej wskaźników przestępczości, nie zaś wymogiem koniecznym do zainicjowania ich spadku.
Analityk harvardzkiej Szkoły Administracji Publicznej im. Johna F. Kennedy’ego, Thomas Abt, w wywiadzie dla “The Harvard Gazette” (link):
Argumentacja, że w celu zredukowania przestępczości w amerykańskich miastach trzeba w pierwszej kolejności rozwiązać problem biedy, nie jest wspierana przez materiał dowodowy. W rzeczywistości konkluzje w odwrotnym kierunku wydają się bardziej przekonujące. Coraz lepiej rozumiemy, że ekspozycja na przemoc stanowi jeden z podstawowych mechanizmów, utrzymujących ludzi w błędnym kole ubóstwa. Przemoc wpływa na każdy aspekt ich życia – edukację, zdrowie, zatrudnienie, wszystkie te rzeczy na raz.
Obszary zamieszkane przez czarnych w USA nie popadają w ruinę dlatego, że panuje w nich bieda – murzyńskie miasta bankrutują i pogrążają się w ubóstwie, bo ucieka stamtąd kapitał i ewakuuje się baza podatkowa (zjawisko white flight na przykładzie choćby powojennej historii Detroit). W konsekwencji nikt nie chce tych rejonów odwiedzać, nikt nie chce się tam osiedlać, otwierać sklepów, warsztatów, parków, kin czy restauracji. Wszystko w obawie przed atakiem tubylca uzbrojonego w maczetę lub Glocka. Kryminolog Barry Latzer w monografii “The Rise and Fall of Violent Crime in America” wymienia przestępczość (w tym zwłaszcza rozboje) jako główny czynnik izolujący Murzynów od reszty społeczeństwa, utrwalający rasowe stereotypy oraz napędzający oddolne procesy formowania się gett w obrębie amerykańskich metropolii. Ponieważ w USA jest to temat tabu, o którym publicznie nie wolno dyskutować, autor miał problemy z domknięciem książkowego kontraktu (więcej tu).
Naturalnie ofiarami murzyńskiej przemocy padają nie tylko biali czy Azjaci, ale także ci czarni mieszkańcy, którzy mają coś wartościowego do zaoferowania swojej sąsiedzkiej wspólnocie i na skutek szalejącego bandytyzmu zmuszeni są do migracji. Na str. 49 specjalnego wydania chicagowskiego miesięcznika “Ebony” z sierpnia 1979 roku wielkimi literami wybito nagłówek “ZNISZCZENIA W MIASTACH”, pod spodem zaś umieszczono anegdotkę z życia:
Na rogu South Side w Chicago kobieta ucięła sobie pogawędkę z pewnym kioskarzem o swej przyjaciółce. “Nie mogę jej winić. Włamali jej się do domu, ukradli dwa auta z podjazdu, więc wyniosła się na przedmieścia”. Tematem ich rozmowy była czarna przestępczość oraz to, w jaki sposób przyczynia się ona do odpływu klasy średniej z czarnych dzielnic. Równie dobrze owa kobieta mogłaby jednak rozprawiać o tym, jak lokalna przestępczość wymusza na murzyńskich właścicielach zamykanie firm, albo o tym, jak fabryki są przenoszone z dala od miasta, a nawet o tym, jak biedota musi ryglować drzwi w obawie przed kradzieżą. (…)
Innym dość często pojawiającym się nieporozumieniem jest fałszywe przekonanie, że zbrojne bandy w gettach zwalczają się nawzajem z pobudek finansowych (narkotyki, pieniądze):
Odtwarzacz video
00:00
01:38
The President Speaker Series – David M. Kennedy (28/03/2014)
Na przekór obiegowym opiniom nadrzędnym motorem zabijania są prywatne vendetty narosłe wokół z pozoru prozaicznych konfliktów (użycie klaksonu w samochodzie, wypowiedziana mimochodem, głupia odzywka, niewłaściwa kolorystyka obuwia, uszczypliwy komentarz na Facebooku, zbyt głośna muzyka na domówce, zalotne spojrzenie na czyjąś dziewczynę etc.), w których uczestniczą członkowie skłóconych gangów, drobni uliczni dilerzy lub samozwańczy przywódcy osiedlowych klik. Te prymitywne standardy plemienno-honorowej sprawiedliwości dobrze uchwycili dziennikarka śledcza, Jill Leovy, w bestsellerze “Ghettoside: A True Story of Murder in America” [8], twórcy reportażu o murzyńskim getto-folklorze w mieście Wilmington, oraz czarnoskóry rysownik, Aaron McGruder, w animowanym sitcomie “The Boondocks”:
Najbardziej trywialna sprzeczka po czarnej stronie miasta zdawała się ciążyć ku przemocy, jakby pod nieobecność prawa zniknęły alternatywne sposoby rozwiązywania sporów. Mimo że nieuregulowane długi i rywalizacja o dobra materialne albo względy kobiet (to ostatnie szczególnie) były zaczynem wielu zabójstw, do równie banalnych motywów zbrodni należały werbalne zniewagi, posądzenia o bycie policyjną wtyką, pijackie awantury czy klasyka – pojawienie się na imprezie bez zaproszenia. Drobne antagonizmy dzieliły ludność tubylczą na zwaśnione obozy, wyzwalając nieprzerwane ataki odwetowe. (…) Każda uraza skrywała niszczycielski potencjał, eksplodujący w momencie przypadkowego zetknięcia się wrogich frakcji, czy to na rogu ulicy czy w sklepie monopolowym. Pragnienie pomszczenia krzywd było pierwotnym impulsem. (link)
Pyskówki w mediach społecznościowych między nastolatkami często bywają rozwiązywane za pomocą broni palnej. Celem ataku odwetowego może stać się każdy z powodu rzucenia pozornie błahej obelgi pod adresem czyjejś dziewczyny albo prześmiewczej uwagi na temat cudzego obuwia. Jedna strzelanina prowadzi do kolejnej i tak bez końca. “Nie da się o tym nie myśleć przed wyjściem z domu. Czy ktoś mnie dzisiaj postrzeli? Czy zostanę napadnięty i obrabowany?” – pyta 17-letni chłopak, który w śródmiejskich porachunkach stracił brata i najlepszego przyjaciela. (…) Z obawy przed zemstą nikt nie chce rozmawiać z policją nawet o ulicznych strzelaninach dziejących się w środku dnia. Haniebna kultura milczenia blokuje śledztwa, zaniża statystyki wykrywalności i obraca część dzielnic w strefy bezprawia. (link)
Odtwarzacz video
00:00
01:41
“Granddad’s Fight” (sezon 1, odcinek 4)
____________________
[1] Obserwacje na dużych, reprezentatywnych próbach niezmiennie wykazują, że w kontekście amerykańskim przeciętna rozbieżność w ilorazie inteligencji między rasą czarną i białą oscyluje w granicach ~15 punktów (a zatem 1 odchylenie standardowe w rozkładzie empirycznym wyników testów), natomiast średnia rozbieżność między subsaharyjską Afryką a Europą i Ameryką Północną sięga niemal 30 punktów. Zobacz: Warne (tabela, cytaty, artykuł), Jensen & Reynolds (tabela, artykuł), Rushton (tabele, książka), Roth et al. (tabela, metaanaliza), Weiss et al. (cytat, artykuł), Hunt (książka), Frisby & Beaujean (cytat, artykuł), Hu et al. (tabela, artykuł), Lasker et al. (cytat, artykuł) czy Fuerst et al. (cytat, artykuł). Optymistyczne rokowania części badaczy odnośnie stopniowego zanikania międzyrasowych dysproporcji w inteligencji (łączone z “Efektem Flynna”) zawsze były przedwczesne i nieuzasadnione, patrz Rushton & Jensen (cytat, artykuł), Williams (cytat, artykuł), Platt et al. (cytaty, artykuł) czy Nijenhuis & Flier (cytat, metaanaliza).
[2] Nie ma dowodów na to, że do powstania tej dywergencji przyczyniły się okoliczności zewnętrzne (systemowo-środowiskowe). W realiach Ameryki z 15-punktowej różnicy w IQ między osobami pochodzenia europejskiego a potomkami przybyszów z Afryki Subsaharyjskiej ekspozycja na ołów odpowiada za raptem 0.6 punktu straty Murzynów w stosunku do białych (tabela, artykuł). W ogóle badania korelujące ołów z IQ wypluwają totalnie sprzeczne i nielogiczne wyniki: przegląd tekstów z lat 1963-2020 wykazał, że im mniej ołowiu we krwi danej subpopulacji, tym większy jego wpływ na poziom inteligencji jej reprezentantów, co jest oczywistym absurdem (cytat+wykres, link). Co gorsza, istnieje raptem jedna analiza, wykorzystująca instrumenty stosowane w genetyce behawioralnej (familial model, porównywanie rodzeństwa lub bliźniąt) i jej autorzy nie znaleźli żadnych dowodów na przyczynowe oddziaływanie ołowiu na pomiary IQ (wykres). Przy okazji warto wiedzieć, że w roku 2009/10 organizacja zrzeszająca szkoły w Ameryce – College Board – przestała udostępniać wyniki testów egzaminacyjnych SAT (dobra zmienna proxy dla IQ) z podziałem na rasę i dochody, bo dzieci z najbiedniejszych białych rodzin regularnie wykręcały zbliżoną albo lepszą punktację niż dzieci najbogatszych Murzynów (tabela, biuletyn JBHE / tabela, artykuł / cytat+tabela, raport). Nie jest też prawdą, że rankingi SAT czy PISA wśród uczniów (przypominam: dobre proxy dla IQ) odzwierciedlają jedynie status socjoekonomiczny ich rodziców. Skontrolowanie modelu o zamożność/wykształcenie matki i ojca praktycznie w ogóle nie osłabia mocy predykcyjnej tej punktacji. Innymi słowy, jest ona niemal całkowicie niezależna od skali bogactwa (cytat, raport / cytat+tabela, artykuł / cytat, przegląd krytyczny).
[3] Geny wywierają przemożny wpływ na ludzką inteligencję. Analizy robione na bliźniętach i testy pokrewieństwa ujawniają, że u dorosłych dziedziczenie wyjaśnia nawet 80-85 proc. zróżnicowania w poziomie IQ (diagram, artykuł). Z tego też powodu, wbrew popularnym mitom, inteligencji nie da się trwale “podnieść” za pomocą nakierowanych interwencji, treningów poznawczych czy innych kognitywnie stymulujących aktywności (cytat, artykuł / cytat, metaanaliza). Przegląd 39 losowych badań kontrolowanych wykazał, że u dzieci, które poddano wczesnym zabiegom w celu “podbicia” wartości ich IQ (nauka czytania, serwowanie wysokiej jakości pożywienia, rozwiązywanie łamigłówek etc.), efekt korzyści w postaci “dodatkowych punktów” zanikał stopniowo po zamknięciu eksperymentów (cytat+wykresy, metaanaliza). Fenomen “zanikania” zaobserwowano również w przypadku osób adoptowanych, które po wejściu w dorosłość opuściły rodzinny dom i “oddaliły się” od rodziców adopcyjnych (cytat+wykres, artykuł). Ingerencja na wczesnym etapie rozwoju dziecka jest o tyle uzasadniona, że im człowiek starszy, tym coraz bardziej doniosła rola genów w profilowaniu zdolności umysłowych kosztem czynników środowiskowych (wykres, artykuł / wykres, artykuł / wykres, metaanaliza). Proces ten nosi nazwę “Efektu Wilsona” (artykuł). Uwaga ta ma fundamentalne znaczenie dla poprawnego interpretowania wniosków z badań klinicznych/interwencyjnych. Otóż wszystkie rezultaty otrzymane na “dziecięcych próbach”, ale bez kontynuacji w okresie pełnoletnim, powinny być z automatu traktowane w kategoriach manipulacji.
[4] Alternatywna hipoteza, którą często zaprzęga się do argumentacji o ukrytych powodach tego, czemu Murzyni (oraz inne “stygmatyzowane” mniejszości) wykręcają dużo niższą punktację w testach umiejętności kognitywnych, jest tzw. “zagrożenie stereotypem” (ST), czyli fenomen psychologiczny, polegający na zredukowaniu potencjału intelektualnego we wszelkiego rodzaju zadaniach u osób obciążonych negatywną cechą i aktywnie świadomych jej istnienia. Spekuluje się, że efekt ten zachodzi w praktyce poprzez wywoływanie reakcji stresowej, która prowadzi z kolei do niedowładu motywacji i zachwiania sprawności pamięci roboczej. Problem w tym, że wpływ motywacji (np. finansowej) na wyniki testów jest statystycznie pomijalny (w najbardziej optymistycznym wariancie odpowiada za różnicę rzędu ~2.5 pkt IQ, zatem mieści się w granicach standardowego błędu pomiaru), natomiast oddziaływanie ST, mimo znacznego upływu czasu od pierwszej publikacji w temacie z roku 1995, jest notorycznie błędnie interpretowane w tekstach naśladowców (cytat, artykuł). Co ważniejsze, szansa uzyskania pozytywnych rezultatów (wspierających hipotezę o ST) w czterech pionierskich eksperymentach Steele’a & Aronsona była niewiarygodnie niska i, jak policzono, wynosi zaledwie 1.4 proc. Już tylko ten detal w oderwaniu od reszty powinien zapalić diodę ostrzegawczą u komentatorów w kwestii jakości oryginalnego źródła (cytat, książka – rozdział 30). Ogólnie rzecz biorąc, im mniej realistyczne otoczenie (np. laboratorium), tym prawdopodobieństwo otrzymania konkluzji na korzyść ST wzrasta; w warunkach symulujących rzeczywistość, znaczenie ST maleje niemal do zera, co sugeruje, że nie mamy do czynienia z namacalnym, autentycznym zjawiskiem (cytat, metaanaliza).
[5] Cenna uwaga: wśród specjalistów od inteligencji panuje konsensus, że eksperymenty, które ją mierzą, są maksymalnie obiektywne, czytaj: nikogo nie dyskryminują i nie są skrzywione na niekorzyść kolorowych mniejszości (tabela, artykuł).
[6] Regularnie można usłyszeć w rozmowach dyletantów, że “istnieje wiele rodzajów inteligencji” (MI – multiple intelligences) oraz że “wytrwałość” w dążeniu do celu tudzież “cechy osobowościowe” człowieka są ważniejsze niż IQ w przewidywaniu jego sukcesów życiowych. Opinie te nie mają podstaw empirycznych – w większości są jedynie paranaukowymi spekulacjami, które nigdy nie przechodzą procesu niezależnej replikacji. MI stanowi klasyczny wręcz przykład neuromitu (cytat, artykuł / cytat, metaanaliza / cytat, książka), natomiast uniwersalny, pięcioczynnikowy model osobowości (tzw. Wielka Piątka albo Big Five), na który składają się ekstrawersja, ugodowość, sumienność, neurotyczność i otwartość na doświadczenia, posiada znacznie mniejszy potencjał prognostyczny aniżeli inteligencja (cytat, artykuł). Ta sama konstatacja dotyczy cechy charakteru zwanej potocznie “wytrwałością” (grit) – jej moc prognostyczna blednie w porównaniu z inteligencją generalną (tabela+cytaty, artykuł). Przy okazji: analiza długofalowa dowodzi, że wychowanie, które dzieci odbierają w domu od rodziców, bardzo słabo koreluje z ich osobowością/charakterem (definiowanym w ramach Big Five). Ów związek jest niewielki i statystycznie pomijalny (cytaty, artykuł).
[7] W tym miejscu pojawia się czasami argument, że negatywna korelacja między statystykami przestępczości a ilorazem inteligencji to konsekwencja banalnego faktu, że “debile” częściej dają się złapać policji niż kryminaliści o pospolitym lub wyższym IQ. Sprawdzono tę hipotezę i uzyskano ambiwalentne wnioski (za: link / przeciw: link). Warto jednak doprecyzować, że autorzy, którzy otrzymali rezultaty wspierające DDH, potwierdzili, iż w realnym świecie oba zjawiska są prawdziwe i nie muszą się wzajemnie wykluczać: inteligencja ma ewidentnie przyczynowy związek z przestępczością i jednocześnie osoby mniej inteligentne narażone są na zwiększone ryzyko aresztowania.
[8] Uprzedzając: Jill Leovy nie przełamuje w tej książce żadnego tabu, przeciwnie – wyznaje te same bezpieczne “prawdy wiary”, które stanowią sedno światopoglądu wszystkich największych producentów narracji w Ameryce: za murzyńskie morderstwa winę ponoszą rzecz jasna “białe diabły” i stworzone przez nich “dyskryminujące, opresyjne prawa”. Oto jak autorka racjonalizuje sobie zabijanie, gwałty, rozboje oraz przemoc międzyrasową w wykonaniu czarnych: Być może nie wszystkim wydaje się oczywiste, że bezkarność białych krzywdzących czarnych przyczynia się do wzrostu liczby morderstw wśród czarnych. Jednak gdy ludzie zostają pozbawieni ochrony prawnej i znajdują się w trudnej sytuacji życiowej, prawdopodobieństwo, że zwrócą się przeciwko sobie, rośnie, a nie maleje. (link).
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Najwyższy Czas!” • 7 maja 2024 europejska
Ja oczywiście wiem, że zarówno Wielka Wojna, czyli I wojna światowa, jak i II wojna światowa były wojnami światowymi – ale zarazem można je uznać za dwie europejskie wojny domowe, bo przecież – jeśli nie brać pod uwagę Japonii, która walczyła ze Stanami Zjednoczonymi, ale też – z Wielką Brytanią i Francją – to przedmiotem tych dwóch konfliktów była walka o hegemonię w Europie. Ponieważ w tym okresie Europa panowała jeszcze nad sporą częścią ówczesnego świata, to siłą rzeczy zmagania o hegemonię w Europie musiały przekładać się na sytuację na innych kontynentach – ale nie zmienia to postaci rzeczy. W rezultacie, wskutek tych dwóch wojen domowych w XX wieku, Europa utraciła swoje polityczne znaczenie na rzecz Stanów Zjednoczonych i Rosji, a wreszcie – Chin.
Kiedy w drugiej połowie lat 80-tych zimna wojna zbliżała się do końca, wydawało się, że walkę o hegemonię w skali światowej wygrały Stany Zjednoczone i z tej pozycji układały się z Rosją, która właśnie pogrążała się w kolejnej „smucie”. Rezultatem była sławna transformacja ustrojowa w Europie Środkowej, aż wreszcie doszło do ustanowienia tu nowego porządku politycznego, który ostatecznie zastąpił porządek jałtański. Mam oczywiście na myśli ustalenia dwudniowego szczytu NATO w Lizbonie 19 i 20 listopada 2010 roku, na którym zostało proklamowane strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, które było najważniejszym ustaleniem „porządku lizbońskiego”.
Rdzeniem strategicznego partnerstwa NATO-Rosja było strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, którego kamieniem węgielnym był podział Europy Środkowej na strefę niemiecką i strefę rosyjską. Było to rezultatem nawrócenia się w 1990 roku Niemiec na linię polityczną kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. Wydawało się, że porządek lizboński został zaaprobowany przez USA, które w dodatku rok wcześniej dokonały „resetu” w stosunkach z Rosją, nie tylko wycofując tarczę antyrakietową ze Środkowej Europy, ale w ogóle wycofując się z aktywnej polityki w tym regionie. I kiedy wydawało się, że klamka zapadła na 50, a może nawet na 100 lat, prezydent Obama wysadził to strategiczne partnerstwo NATO-Rosja w powietrze, obstalowując sobie za 5 mld dolarów „majdan” na Ukrainie, którego nieukrywanym celem było wyłuskanie tego państwa z rosyjskiej strefy. Najwyraźniej musiało stać się coś ważnego i to w samych Stanach Zjednoczonych, skoro w 2014 roku, niemal z dnia na dzień, zmieniły one swoją dotychczasową politykę europejską o 180 stopni, odrzucając strategiczne partnerstwo NATO-Rosja na rzecz konfrontacji z tym państwem. Jak wiemy ten zwrot w polityce amerykańskiej doprowadził do wojny, jaką obecnie Stany Zjednoczone prowadzą z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca.
Ale nie tylko w USA dokonał się taki zwrot o 180 stopni. Podobny zwrot dokonał się w Niemczech, które wkrótce ponownie odeszły od linii politycznej kanclerza Bismarcka na rzecz konfrontacji z Rosją. O co Niemcy chcą z Rosją wojować? Nietrudno się domyślić, że o hegemonię w Europie. Skoro wysadzone zostały w powietrze niemiecko-rosyjskie gazociągi, skoro Ameryka zaczęła wyraźnie popychać Niemcy do konfrontacji z Rosją, a Niemcy zaczęły na to popychanie odpowiadać pozytywnie, to nieomylny to znak, że USA musiały Niemcom coś zaoferować. 10 sierpnia 1941 roku, podczas tzw. „rozmów przy stole” w swojej kwaterze głównej Adolf Hitler powiedział m.in.: „Czym Indie dla Anglii, tym dla nas będą tereny wschodnie. Gdybym potrafił wytłumaczyć narodowi niemieckiemu, co dla nas w przyszłości oznacza ten teren! Kolonie to wątpliwa zdobycz, ta ziemia, to coś pewnego. Europa to nie geograficzna, lecz mierzona krwią, zastrzeżona nazwa.”
Czy przypadkiem ktoś w Ameryce nie podsunął Niemcom tej przynęty? Coś może być na rzeczy, bo po roku wahań i migania się, Niemcy nie tylko zdecydowały się na objęcie europejskiego patronatu nad Ukrainą, która natychmiast pozytywnie na to zareagowała, tradycyjnie wiążąc swój los z Niemcami, które przecież były wynalazcą ukraińskiej państwowości. Toteż kiedy w dodatku Niemcy porzucając strategiczne partnerstwo z Rosją, nawiązali coś w rodzaju strategicznego partnerstwa z Izraelem, uradowany prezydent Józio Biden w marcu ub. roku w nagrodę za takie dobre sprawowanie, pozwolił im na urządzanie Europy po swojemu, z czego natychmiast korzystają w tempie zaiste stachanowskim. Czy jednak Józio był szczery?
To tempo i charakter przedsięwzięć budzą niepokój w naszym nieszczęśliwym kraju, że finał może polegać na przekształceniu naszego bantustanu w Generalne Gubernatorstwo, kto wie, czy nie obciążone jakimiś serwitutami na rzecz niemieckich „Indii”, czyli Ukrainy. Taka możliwość rysuje się już teraz, a cóż dopiero w sytuacji, gdy Niemcy, za pośrednictwem Volksdeutsche Partei i dzięki nowelizacji unijnych traktatów, domkną do końca system swojej nad nami kurateli? Tych niepokojów bynajmniej nie uśmierzyło expose Księcia-Małżonka, który usiłował stworzyć wrażenie nie tylko ministra, któremu wolno uprawiać jakąś politykę, ale robił miny jeszcze groźniejsze, niż pan prezydent Andrzej Duda, który w takich chwilach upodabnia się nawet do Mussoliniego.
Ale wszystkie te wątpliwości mogą zostać rozstrzygnięte w całkiem innych kategoriach, na które w programie pani red. Gawryluk w „Polsacie” zwrócił uwagę pan Lejb Fogelman. Już samo zaproszenie do programu tego „pana mecenasa”, który przecież nie jest żadnym dygnitarzem, obok ministrów, którym się wydaje, że czymś kierują, było zastanawiające – ale jeszcze bardziej zastanawiające było, to, co pan Fogelman powiedział. A mówił nie jak komentator, ale „jak ktoś, kto ma władzę”. Pan Fogelman w krótkich, żołnierskich słowach wyjaśnił, że skoro Putin przestawił ruską gospodarkę na tory wojenne, to Europa powinna zrobić to samo, by za trzy lata „być gotowa”. Czyżby „w londyńskiej Wielkiej Loży już postanowiono” żeby nie tylko nasz bantustan, ale całą Europę pchnąć do wojny z Rosją? Z amerykańskiego punktu widzenia to wcale nie takie głupie, bo oto za jednym zamachem można będzie dzięki temu upiec dwie pieczenie. Rosja skonfrontowana frontalnie z europejskimi państwami NATO wyjdzie co najmniej tak osłabiona, jak Francja po II wojnie, a i z Niemiec, nie mówiąc już o nas, znowu zostaną ruiny i zgliszcza. Dzieki temu ani Rosja, ani Europa przez następne 100 lat nie będą już stanowiły problemu dla Ameryki, która w tej sytuacji będzie mogła spokojnie ułożyć sobie jakiś modus vivendi z Chinami. Co tu gadać, prawdziwy majstersztyk !
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Upadek Amerykańskiego Imperium, którego jesteśmy obecnie świadkami, w naturalny sposób, skłania do porównań z nie tak odległym czasem rozpadu Związku Radzieckiego.
Jak bardzo krytycznie by się nie odnosić do okresu komunistycznej okupacji Polski (PRL), nie można nie zauważyć faktu powściągliwego postępowania sowieckich bonzów w okresie upadku ZSRR. Zebrali się oni w Białowieży, gdzie uzgodnili podział łupów z rozpadającego się imperium, po czym spokojnie rozjechali się do domów w celu jak najszybszej „konsumpcji” przeznaczonych dlań „dóbr”.
Nie wygrażali światu, nie rozpętywali nowych konfliktów, nie grozili wojną nuklearną, choć mogliby wielokrotnie zniszczyć Ziemię posiadanym arsenałem jądrowym. Wycofali swe wojska z okupowanej części Europy, bez ekscesów, gwałtów i przemocy.
Niestety nie można tego samego powiedzieć o konkurencyjnym odłamie bolszewickim, trockistach, którzy dzierżą władzę w Waszyngtonie, Brukseli i innych zachodnich metropoliach.
W patologiczny sposób trzymają się swej iluzji globalnej władzy, grożąc wszystkim, stawiając żądania i rozpętując coraz to nowe konflikty zbrojne.
Podczas niedawnej wizyty w Chinach, o czym pisałem w niedawnym artykule zatytułowanym „Marsz obłąkańców ku zagładzie”, amerykański sekretarz stanu Blinken zażądał od Chińczyków, zaprzestania współpracy z Rosją, uznania Tajwanu, który jest de iure częścią ChRL, za suwerenne państwo i zmniejszenia chińskiej produkcji przemysłowej w celu wsparcia amerykańskiej gospodarki. Gospodarze z lodowatą grzecznością poradzili jedynie Amerykanom by zaprzestali wtrącać się w wewnętrzne sprawy innych państw. A cała wizyta , przedstawiona w szczegółach na tym video:
przebiegała w napiętej i wrogiej atmosferze.
Amerykanie nie cofają się nawet przed groźbą użycia broni nuklearnej i ze swą zwykłą szatańską przewrotnością oskarżając o to Rosje.
W czasie maksymalnego napięcia pomiędzy ZSRR i USA, kiedy zbrojenia nuklearne sięgały szczytu, nie wyzbyci jeszcze poczytalności Amerykanie zastosowali wspólnie z ZSRR doktrynę tzw. „Mutual Assured Destruction” (https://www.britannica.com/topic/mutual-assured-destruction), w skrócie MAD, co po angielsku znaczy „szalony”. W ten sposób obopólnie zaakceptowali oczywisty fakt niemożności wygrania wojny jądrowej przez NIKOGO. Akceptacja tego, uratowała świat przed zagładą i zapoczątkowała proces kontroli zbrojeń.
Niestety niepoczytalni trockiści, który dzierżą obecnie władzę absolutną w Waszyngtonie, nie są w stanie, lub nie chcą, pojąć tej oczywistości. Dlatego też polecili swoim namiestnikom administrującym obecnie III RP, zainstalowanie broni jądrowej na naszym terytorium.
Przy czym procedura wdrażania wszelkich poleceń hegemona w stosunku do wasala jest jedna standardowa:
1. Namiestnik wasalnego terytorium zostaje poinformowany w cztery oczy o co ma uniżenie prosić Waszyngton.
2. Po jakimś czasie wasal uniżenie zwraca się z powyższą oficjalną prośbą do hegemona.
3. W odpowiedzi na tą prośbę, przedstawiciel hegemona ( w tym konkretnym przypadku sekretarz NATO Stoltenberg), krygując się jak brzydka panna na wydaniu po oświadczynach, stwierdza że „nie ma takich planów”. Hegemon musi bowiem publicznie zademonstrować społeczności wasala, jak wielką mu łaskę wyrządzi.
4. Po niedługim czasie projekt zostaje wdrożony zgodnie z zaplanowanym harmonogramem.
O potencjalnych konsekwencjach realizacji tego projektu, również pisałem w niedawnym artykule: „Globalistyczne plany użycia broni jądrowej”, więc nie będę się powtarzał.
Based on the votes this week, it appears that it isn’t just Democrats trampling on the flag…
p” for our horse breeding business.
The above is easy to say, not so easy to live by.
But we must all try to resist what is happening in our nation.
The cyberstalking and cyberbullying in this culture is sickening, and they are working to help the government to control us all. By demeaning others, cyberstalking, cyberbullying, and harassing, we have lost focus on the real enemy.
Online hate has become a very successful business model.
Tyranny is winning worldwide. And frankly, I am really getting tired of the constant on-line personal attacks, lies, defamation and hate.
This little illustrated video relates to much of the cyberstalking and bullying that is going on. I hope you enjoy it as much as I did.
Przemawiając na wiecu promującym aborcję na Florydzie 23 kwietnia 2024 r., prezydent Biden uczynił znak krzyża. Biden słuchał przewodniczącej Partii Demokratycznej Florydy Nikki Fried, która potępiła stanowisko republikańskiego gubernatora Rona DeSantisa w sprawie zakazu aborcji po szóstym tygodniu ciąży. Przewodniczący CatholicVote Brian Burch oskarżył Bidena o kpienie z wiary: “Decyzja Bidena o uczynieniu znaku krzyża w celu wsparcia ekstremizmu aborcyjnego jest nikczemną szaradą, która próbuje dokooptować świętą praktykę w celu wsparcia jego nowej religii aborcyjnej”. Dodał: “Gest Bidena sugeruje, że jest on albo strasznie naiwny, albo stetryczały, albo bezdusznie obojętny na podstawowe przekonania milionów chrześcijan w Ameryce”.
Szokujące statystyki, niezauważalnie, prawie potajemnie opublikowane przez amerykańskie Centra Kontroli Chorób (CDC), ujawniają, że od czasu, gdy Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) wydała zezwolenie na użycie w sytuacjach nadzwyczajnych (EUA) [Emergency Use Authorisation szczepionki wirusa Covid, odnotowano ponad milion dodatkowych zgonów wśród osób w wieku 65 lat i starszych.
W dniu 11 grudnia 2020 r. FDA wydała zezwolenie na użycie pod kontrolą (EUA) Emergency Use Authorisation szczepionki Pfizer-BioNTech przeciwko Covid-19, co czyni ją pierwszą szczepionką na Covid-19, która otrzymała takie zezwolenie w Stanach Zjednoczonych.
Następnie szczepionka Moderna Covid-19 otrzymała EUA 18 grudnia 2020 r., a szczepionka Janssen (Johnson & Johnson) Covid-19 otrzymała EUA 27 lutego 2021 r.
W pierwszej kolejności zaproponowano szczepionkę na Covid-19 osobom starszym, a liczba odnotowanych dodatkowych zgonów była zdumiewająca. W ciągu pierwszych 20 tygodni 2021 r. odnotowano 150 085 dodatkowych zgonów wśród osób w wieku powyżej 65 lat w porównaniu ze średnią z pięciu lat od 2015 do 2019 r.
Następnie od 21. do 40. tygodnia 2021 r. odnotowano zdumiewającą liczbę 165 387 dodatkowych zgonów wśród osób w wieku 65 lat i starszych. Spowodowało to, że łączna nadwyżka zgonów od 1. do 40. tygodnia 2021 r. wyniosła 315 472 wśród osób, które z największym prawdopodobieństwem otrzymały szczepionkę “przeciwko Covid-19”.
W pozostałej części 2021 r. odnotowano 133 268 dodatkowych zgonów. Zwiększenie całkowitej nadwyżki zgonów w ciągu roku wśród osób powyżej 65. roku życia do 448 740.
Oznacza to, że w okresie, w którym spodziewano się radykalnego ograniczenia nadmiernej liczby zgonów, w związku z podaniem pozornie bezpiecznej i skutecznej szczepionki w celu powstrzymania fali zgonów rzekomo spowodowanych śmiercionośną chorobą, zmarło prawie pół miliona więcej osób w wieku 65 lat i więcej, niż oczekiwano.
Rok 2022 poprawił nieznacznie te dane, ale nadal odnotował szokującą liczbę nadmiernych zgonów – 371 466 odnotowano wśród osób w wieku powyżej 65 lat.
W 2023 r. odnotowano 257 415 dodatkowych zgonów wśród osób w wieku 65 lat i starszych, przy czym najnowsze dane opublikowane przez CDC potwierdzają, że jedynie w pierwszym tygodniu 2024 r. odnotowano 5482 nadmierne zgonów.
Oznacza to, że ogółem odnotowano 1 069 943 dodatkowych zgonów wśród osób w wieku powyżej 65 lat od chwili, gdy po raz pierwszy zaproponowano im szczepionkę przeciwko Covid-19 do 1. tygodnia 2024 r.
To szokująca liczba nadmiernych zgonów w porównaniu ze średnią pięcioletnią w latach 2015–2019. Szczepionki na Covid-19 miały zmniejszyć liczbę zgonów, a nie ją zwiększyć.
Zdumiewająca liczba dodatkowych zgonów, sięgająca ponad miliona w ciągu trzech lat, to więcej niż wystarczający dowód na to, że szczepionki przeciwko Covid-19 są dalekie od bezpieczeństwa i skuteczności. Publikowane po cichu dane dowodzą, że te szczepionki są niezwykle niebezpieczne.
W USA osobom w wieku powyżej 65 lat zaproponowano kilka szczepionek przeciwko Covid-19 w ramach zezwolenia na użycie pod kontrolą (EUA) Emergency Use Authorisation
Początkowo szczepionki te były przeznaczone przede wszystkim dla osób starszych, między innymi ze względu na rzekome wyższe ryzyko ciężkiej choroby wywołanej przez „COVID-19”.
Z biegiem czasu zalecono także dawki przypominające, ponieważ zastrzyki wyraźnie nie działały. Gdyby były skuteczne, czy odnotowano by ponad milion dodatkowych zgonów wśród osób, które otrzymały więcej zastrzyków niż jakakolwiek inna grupa wiekowa?
Ukraina, która w momencie rozpadu ZSRR liczyła 52 miliony mieszkańców i była najbardziej uprzemysłowiona ze wszystkich sowieckich republik, oraz dzięki czarnoziemowi, stanowiła zagłębie agrarne dla Sowietów, posiadała wszelkie atrybuty do szybkiego rozwoju, przynajmniej na poziomie państewek bałtyckich.
Niestety, banderowska Ukraina, która powstała po zorganizowanej przez CIA „kolorowej rewolucji” w 2014 roku, ogarnięta nienawiścią do wszystkiego co nie banderowskie, tak długo atakowała na Donbasie Rosję, że doczekała się militarnej interwencji z jej strony.
Wbrew nieustannej propagandzie medialnej Zachodu, sławiącej „bohaterskich Ukraińców” i militarną wyższość sprzętu NATO nad rosyjskim, wojna proxy kończy się dla Ukrainy całkowitą katastrofą. Według szacunkowych danych, na Ukrainie pozostało nie więcej niż 20 milionów mieszkańców. Większość z nich to kobiety, starcy, inwalidzi fizyczni i/lub mentalni. Infrastruktura i przemysł zostały ostatecznie skasowane przez rosyjskie siły powietrzne, a sam sztuczny twór państwowy, jakim jest Ukraina, nadaje się już tylko do kasacji.
Pomimo sprawiedliwości dziejowej jaką przechodzi obecnie to państwo i społeczeństwo, trudno nie zauważyć straszliwej katastrofy jaką przeżywają i przeżywać będą nadal jej mieszkańcy i uchodźcy w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej.
Truizmem jest stwierdzenie, że „humanitarnego” Zachodu nic nie obchodzą rezultaty wepchnięcia banderowszczyzny w konflikt z Rosją. Jedyne co go interesuje jest osłabienie lub zniszczenie FR, tak by cudzymi rękami utrzymać swą światową hegemonię.
Upadek Ukrainy stanowi poważny problem dla Zachodu, gdyż zmusza USA i UE do ekspresowego zastępstwa banderowców kolejnym przysłowiowym frajerem.
III RP od dawna stanowi głównego kandydata to tej „zaszczytnej funkcji”.
Problem tkwi jednak w tym, że FR nie daje się nabrać na kolejne zachodnie prowokacje i nieustanne werbalne ataki, a nawet akcje kinetyczne, jak zniszczenie miejskiego centrum koncertowego w Moskwie, które spowodowało śmierć ponad 160 osób.
Z tego też powodu propagandziści zachodni ukuli nowy wojskowy termin dla WP, a mianowicie „obronny atak”. Zakładając, że Rosja i Białoruś nie dadzą się sprowokować do agresji, trzeba będzie wydać „polskim władzom” pod egidą gauleitera Tuska i jego „euroentuzjastycznej” kliki, polecenie militarnego ataku „obronnego” na Rosję lub Białoruś.
W tym celu należy „przeszkolić” polskojęzyczne społeczeństwo w zakresie nowej globalistycznej logiki, w której jedno zdanie zawiera dwie wzajemnie wykluczające się informacje!
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 21 kwietnia 2024
„Tak się historii koło kręci…” – zaczyna poeta kolejny wątek w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak”- ale my tu pozostaniemy jak najdalej od filozofii, tylko będziemy trzymać się faktów – w dodatku tak zwanych „autentycznych” – w odróżnieniu od tych „prasowych”, które w swoim czasie lansował „Drogi Bronisław”, uznany przez panią Magdalenę Albright za jeden z naszych „skarbów narodowych”.
Trzymając się tedy faktów autentycznych przypomnijmy, że odkąd tylko Niemcy odzyskały w Europie względną swobodę ruchów po tak zwanym „zjednoczeniu”, czyli wchłonięciu byłej sowieckiej strefy okupacyjnej, czyli Niemieckiej Republiki Demokratycznej, zaraz zaczęły wypuszczać balony próbne, czy by tu nie utworzyć europejskich sił zbrojnych niezależnych od NATO. Jednak każdy taki niemiecki balon próbny spotykał się niezmiennie ze stanowczym amerykańskim „NIET!” A dlaczego? A z dwóch powodów. Po pierwsze Ameryka zarówno wtedy, jak i dzisiaj, trzymała i trzyma w Niemczech spory kontyngent swojego wojska, w związku z czym stoi, a właściwie stała na nieubłaganym gruncie jedności „bezpieczeństwa euroatlantyckiego” – bo tak nazywa się pseudonim amerykańskiej kurateli nad Europą, ustanowionej w 1945 roku w Jałcie. Po drugie, kiedy na skutek sowieckiej presji na Europę Zachodnią, Ameryka w 1954 roku zgodziła się na remilitaryzację Niemiec, to znaczy – na pozwolenie Niemcom na posiadanie armii – to na wszelki wypadek, gdyby Hitler niespodziewanie zmartwychwstał, w 1955 roku całą powstałą wówczas Bundeswehrę wmontowała właśnie w struktury NATO, za pośrednictwem których sprawuje nad nią surveillance. Toteż Amerykanie nie mają złudzeń, że te całe „europejskie siły zbrojne niezależne od NATO”, to taki pseudonim wyprowadzenia Bundeswehry spod amerykańskiej kurateli. Stąd to stanowcze „NIET!”
Z tej tradycji wyłamał się tylko prezydent Obama, który 17 września 2009 roku dokonał słynnego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Było ono następstwem uzgodnień izraelskiego prezydenta Szymona Peresa, który 18 sierpnia 2009 roku spotkał się w Soczi z rosyjskim prezydentem Miedwiediewem. Z tego spotkania nie ukazał się żaden komunikat, ale prezydent Peres w wypowiedzi dla izraelskiej gazety wyznał, że złożył tam prezydentowi Miedwiediewowi dwie obietnice. Pierwszą – że Izrael nie uderzy na Iran. Drugą – że on, czyli Szymon Peres – „namówi” prezydenta Obamę do usunięcia amerykańskiej tarczy antyrakietowej ze Środkowej Europy. No i chyba go „namówił”, bo prezydent Obama nie tylko dokonał wspomnianego „resetu”, nie tylko zlikwidował tarczę, ale też nie powiedział „NIET!”, kiedy Niemcy po raz kolejny wypuściły próbny balon w sprawie euroejskich sił zbrojnych.
Ale w 2014 roku prezydent Obama zresetował swój poprzedni reset, wysadził w powietrze lizboński porządek polityczny, którego najważniejszym punktem było strategiczne partnerstwo NATO-Rosja, w związku z tym amerykańska polityka wróciła w poprzednie koleiny. I kiedy francuski prezydent Macron próbował wyjaśniać, że europejskie siły zbrojne są niezbędne do obrony Europy, miedzy innymi przed… Stanami Zjednoczonymi, zdumiony prezydent Trump zauważył, że Ameryka nigdy na Europę nie napadła, dodając złośliwie, że gdyby nie USA, to Francuzi w Paryżu uczyliby się po niemiecku. Na to francuski premier napisał prezydentowi Trumpowi, żeby nie wsadzał nosa w nie swoje sprawy. Na takie dictum we Francji znienacka zaraz pojawił się ruch „żółtych kamizelek”, z którym rząd ledwo mógł sobie poradzić. Na kamizelkach oczywiście nie było napisane, że dostarczyła je CIA, ale takie rzeczy są zrozumiałe same przez się.
Aliści następcą prezydenta Trumpa został prezydent Józio Biden, który postanowił pójść krok dalej, niż prezydent Obama. Ten tylko kupił sobie Ukrainę za 5 mld dolarów, a tymczasem prezydent Biden, w ramach przygotowań do ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej, postanowił „osłabić” Rosję, używając w tym celu Ukraińców w charakterze mięsa armatniego. Ponieważ dalsze osłabianie Rosji sprawiło, że ukraińskiego mięsa armatniego zaczęło brakować, a poza tym w USA nastał rok wyborczy, prezydent Józio Biden postanowił wyplątać się z ukraińskiej awantury, przerzucając część obowiązków na Europę, to znaczy – na Niemcy. Niemcy – owszem, czemu nie – ale w odróżnieniu od polskich mężyków stanu, którzy za wielką łaskę uważają dopuszczenie do zrobienia Amerykanom laski za darmo – zażądali od Józia zgody na urządzanie Europy po swojemu – oczywiście w ramach pokojowego jej „jednoczenia”, to znaczy – przekupywania biurokratycznych gangów, okupujących poszczególne europejskie bantustany. W ten sposób Niemcy przybliżyły się do celu przedstawionego w 1943 roku przez Adolfa Hitlera, który w przemówieniu do gauleiterów nakreślił obraz zjednoczonej Europy. „Małe państwa” – powiedział – nie mają w niej racji bytu, bo tylko Niemcy potrafią prawidłowo zorganizować Europę. I właśnie Józio Biden wyraził na to zgodę.
„Lecz tymczasem na mieście inne były już treście”. Józio uznał, że Rosja już jest passe, toteż przystąpił do osłabiania Chin. Oczywiście ostrożnie, bo z Chinolami nigdy nic nie wiadomo – toteż „namówił” premiera Netanjahu do potargania za wąsy Iranu. Nie musiał go zresztą specjalnie namawiać, bo premier bezcennego Izraela korzysta z wojny póki może, wiedząc, że dla niego pokój będzie straszny. Toteż izraelskie myśliwce zbombardowały irański konsulat w Damaszku, w którym zginęło kilku ważnych tamtejszych generałów. Żeby nie stracić prestiżu, Iran odpowiedział atakiem dronami i rakietami na Izrael, pilnując przy tym, żeby bezcennemu Izraelowi nie wyrządzić żadnej szkody – co się w pełni udało. Szkoda, że Biblia już została napisana, bo w przeciwnym razie dowiedzielibyśmy się, że Najwyższy zrobił kolejny cud – jak ten, z Morzem Czerwonym, co to się rozstąpiło.
W związku tym prezydent Józio Biden groźnie kiwnął palcem w bucie, przestrzegając Izrael, żeby już się na Iranie nie mścił. Ale nie z Beniaminem Netanjahu takie numery! Puszczając mimo uszu rady Józia Bidena, 16 kwietnia zwołał gabinet wojenny, znaczy się – „rząd jedności narodowej”, na którego czele stoi – żeby rada w radę uradzić, co by tu zrobić znienawidzonemu Iranowi. Najwyraźniej obietnica prezydenta Peresa złożona rosyjskiemu prezydentowi Miedwiediewowi, przestała być już aktualna.
Kiedy kują konie, żaby też nogę podstawiają. Może nie wszystkie, ale jeśli chodzi o te z Warszawy, to nie ma takiej siły która by je przed tym powstrzymała. Toteż tego samego dnia, kiedy w bezcennym Izraelu zebrał się tamtejszy gabinet wojenny, jego tubylczy odpowiednik zebrał się też w Warszawie. Najwyraźniej pan prezydent Duda wyobrażał sobie, że rada w radę uradzą, jakby tu włączyć się do wojny po jedynie słusznej stronie, to znaczy – po stronie bezcennego Izraela – i co zrobić ze złowrogim Iranem. Wyobrażam sobie, że narada przypominała trochę rozhowory Murzynów, co to na pustyni złapali grubasa. Nie wiedzieli, co mu zrobić, ucięli… – no, mniejsza z tym.
Toteż zniecierpliwiony Donald Tusk najwyraźniej musiał to przerwać informując, że Polska właśnie dostanie się pod „europejską żelazną kopułę” i że „wcale mu nie przeszkadza, że to będzie kopuła niemiecka”. Pewnie, że mu nie przeszkadza, bo przecież taki rozkaz musiała wydać Reichsfuhrerina Urszula von der Leyen, no a poza tym, właśnie dzięki tej kopule – „niezależnej od NATO” – IV Rzesza nie będzie już musiała obawiać się żadnych niespodzianek ze strony amerykańskich twardzieli, a nasz mniej wartościowy naród tubylczy też będzie zażywał bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
EPA’s new emissions standards for heavy-duty trucks will effectively require that electric semi-trucks make up an increasing share of manufacturer sales from 2027 through 2032, similar to its recent rule for passenger cars. The difference is that the truck mandate is even more costly and fanciful.
EVs make up less than 1% of U.S. heavy-duty truck sales, and nearly all are in California, which heavily subsidizes and mandates their purchase. EPA’s rule will require electric models to account for 60% of new urban delivery trucks and 25% of long-haul tractor sales by 2032 (WSJ).
This EVtruck mandate on manufacturers is not feasible. EV big rigs and commercial vehicles will need to make more stops for charging, will not be able to carry heavy weights and there are no charging stations available for commercial vehicles. This will drive up the cost of goods throughout the USA, as well as making farm, manufacturing more expensive – which equals less demand for product.
At this time, there is not even a single long-haul tractor truck on the market, and yet 25% of them are now supposed to be EVS?
Biden officials who have pushed these new mandates are well aware of damage they are doing, but believe that in the name of “climate change” it is justified. This will reduce the American standard of living and limit economic growth. Weaponizing government agencies to push activist agendas is especially detrimental to the American political system and must stop.
The issue of bribing students just prior to the election is real.
The Administration is essentially turning college into an open-ended, taxpayer-financed entitlement by canceling loans on the installment plan. It even boasts that it has already “approved $146 billion in student debt relief for 4 million Americans through more than two dozen executive actions.” That’s $36,500 per borrower. It’s good to be the King.
The Supreme Court ruled last year that Mr. Biden’s cancelation of $10,000 to $20,000 per borrower exceeded his authority under the 2003 Heroes Act, which allows the executive to “modify” loan terms in an emergency. The Administration “modified” loans, Chief Justice John Roberts wrote, in the “same sense that ‘the French Revolution “modified” the status of the French nobility.’”
An Administration official said late Sunday its new plans “involve different considerations” and use “different legal authority.” It invokes the Higher Education Act, which lets the Education Secretary “compromise” or “waive” claims. The Administration says its new plan is targeted even as it boasts about its scale.
Mr. Biden’s new loan forgiveness is still illegal. The High Court stressed that student loan forgiveness is a major question that requires clear authorization from Congress. But Mr. Biden seems to believe he can jam the courts by automatically forgiving debt before a judge has time to stop him.
The White House says most borrowers won’t even have to apply for loan relief. Sometime before the November election, Mr. Biden will simply declare their debt forgiven. That means a future Congress and a President Trump might be unable to undo the lawless act. Where are the press scolds who warn about a President who threatens democracy?(From the WSJ).