Trzecia Wojna Światowa i Wielki Kryzys 2.0

Malinen: Trzecia Wojna Światowa i Wielki Kryzys 2.0

Redakcja Konserwatyzm.pl konserwatyzm.pl/trzecia-wojna-swiatowa-i-wielki-kryzys

Profesor Tuomas Malinen, wykładowca University of Helsinki, współzałożyciel i główny analityk grupy badawczej z zakresu geopolityki i ekonomii, GnS Economics w rozmowie z red. Konradem Rękasem dla kanału internetowego WithoutCensorship.

Finlandia przegrała obie wojny z ZSSR

KR: Chciałbym zacząć od kilku porównań. Jak wiemy, Polska jest postrzegana na świecie jako kraj ekstremalnie prowojenny. Tymczasem w Polsce używa się przykładu… Finlandii jako zachęty do jeszcze większej aktywności w kryzysie ukraińskim. „Spójrzmy na Finów” – słyszymy – „Oni właśnie przystąpili do NATO, porzucili swoją neutralność, też uważają, że Rosja jest agresywna, przygotowują się do wojny i mogą być naszymi pewnymi sojusznikami, walcząc jak podczas Wojny Zimowej”. Raczy się nas też innymi przykładami z historii, opowieściami o fińskich snajperach podczas Wojny Kontynuacyjnej, wszystko to jest włączana do polityki historycznej dominującej w polskich mediach.

TM: To bardzo interesujące!

KR: Nie wspomina się natomiast o innym, bardzo ważnym procesie historycznym, nikt nie chce pamiętać o finlandyzacji. Nikt nie przypomina, jak zazdrościliśmy wam, Finom jeszcze w latach 70-tych i 80-tych, obserwując, jak dzięki polityce Juho Paasikiviego i Urho Kekkonena mogliście odnosić korzyści z bycia pomiędzy Wschodem i Zachodem.

Co się zmieniło w Finlandii, że wyraźnie też o tym zapomnieliście?

TM: Najpierw chciałbym się upewnić, czy wasze media wspominają, że PRZEGRALIŚMY obie wojny z Rosją?

KR: Oczywiście, że nie.

TM: Oczywiście… Tymczasem straciliśmy 12 procent naszego terytorium. Wojna zimowa była wojną obronną, przeciw agresji Związku Sowieckiego, będącej skutkiem paktu Ribbentrop-Mołotow, dzielącego Europę Wschodnią na strefy wpływów ZSSR i Niemiec. Rosja chciała zagarnąć obszary istotne z powodów militarnych, jak również przejąć kontrolę nad największymi w Europie złożami niklu w Petsamo.

Takie były przyczyny wojen, które zostały przez Finlandię przegrane. Co ważne jednak, w obu przypadkach zrozumieliśmy kiedy wywiesić białą flagę. Wiedzieliśmy kiedy przestać walczyć i prosić o pokój. Tymczasem w ramach obecnego układu sił w Europie jest zupełnie oczywiste, że Ukraina przegrała wojnę. Nie mamy wprawdzie pełnej wiedzy o stratach wojsk ukraińskich, ale wiadomo, że są one ogromne, być może nawet około pół miliona żołnierzy. Nawet, gdyby ta liczba była przesadzona to i tak mówimy o masakrze i klęsce. Niezależne raporty potwierdzają skalę zniszczeń, utratę sił ludzkich, całkowitą asymetrię konfliktu.

Czemu zatem polityka prowojenna jest kontynuowana? Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Finlandia wydaje się jednym z głównych elementów tej strategii. Mamy długą historię bardzo dobrych i obustronnie korzystnych stosunków z Rosją i wcześniej Związkiem Sowieckim. Po przegranych wojnach zbudowaliśmy własną pozycję w sąsiedztwie militarnego giganta, jakim był ZSSR, starając się nie stanowić dla niego zagrożenia. Handel ze Wschodem napędzał fińską industrializację i nasz gwałtowny wzrost gospodarczy. Związek Sowiecki był poddany sankcjom przez wiele państw zachodnich, w tym USA. Finlandia nie, handlowaliśmy swobodnie z obiema stronami. Eksport do Rosji stanowił ok. 25 procent całego naszego handlu zagranicznego.

Takie były podstawy naszych stosunków, gdy nagle jedna wojna, w odległym, południowo wschodnim krańcu Europy, zmieniła wszystko. A przecież wojny wybuchały już wcześniej: w Gruzji, Abchazji, Czeczenii, jakoś nie stanowiąc problemów. Rosjanie robili to samo przez 500 lat, chroniąc swoje granice i walcząc np. na Przesmyku Karelskim, stanowiącym naszą drogę do Petersburga, co najmniej od 1475 roku i później, gdy ścierały się imperia szwedzkie i rosyjskie. Podobnie zresztą postępują także Stany Zjednoczone, walcząc z każdym krajem i w każdym miejscu, które władze USA uznają akurat za ważne. I Amerykanie, i Rosjanie bronią swoich granic.

Tymczasem kilka dni temu fiński premier oświadczył, że Rosja przygotowuje się do długiej wojny przeciw Europie. To słowa zupełnie bez precedensu w ustach polityka na tym stanowisku.  Zaledwie dwa tygodnie temu nasz Minister Obrony Antti Häkkänen stwierdził z kolei, że Rosja stanowi zagrożenie dla wszystkich demokratycznych państw w Europie. Przecież to zupełny nonsens! Rosja nie stanowi dziś większego zagrożenia dla Europy niż przez ostatnie 500 lat. Nic się nie zmieniło, z wyjątkiem Rosji. Kiedy istniał Związek Sowiecki, faktycznie był on zdolny, by najechać część Europy i ją utrzymać. Faktem jest, że mieli potencjał militarny i gospodarczy, aby tego dokonać. Jednak, gdy Rosja opanowała Krym, zmuszona była sięgnąć do swoich głębokich rezerw i opróżnić jeden z dwóch wielkich funduszy inwestycyjnych, dysponujących blisko 500 miliardami dolarów. Wojna na Ukrainie zmniejszyła drugi z nich do połowy. Nie ma ekonomicznej, ani nawet militarnej możliwości, aby Rosja mogła zająć większą część Europy, nie miałoby to też sensu z punktu widzenia kierownictwa na Kremlu i jego zaplecza.

Nie ma sensu kreować Rosję na egzystencjalne zagrożenie dla Europy, chociaż należy rozumieć, że Rosja korzysta z okazji by przeciwdziałać atakowi na siebie. Właśnie tak dochodzi do wojen. Wiedząc jak dobre były relacje fińsko-rosyjskie – jedynym wytłumaczeniem tak radykalnej zmiany tonu wystąpień jest czyjeś dążenie do eskalacji. Istnieje widać jakaś frakcja, której na tym zależy, ponieważ z historycznego, ekonomicznego i militarnego punktu widzenia konflikt między Finlandią a Rosją nie ma żadnego sensu.

Najsilniejsza artyleria w Europie

KR: Ważne, by zrozumieli to także Polacy. Nie popierając rządu III RP w żadnym aspekcie jego działań, a zwłaszcza w polityce wschodniej mógłbym zrozumieć, że niektórzy Polacy traktują jako zagrożenie to, co dzieje się w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, tuż za naszą granicą, na Ukrainie, nawet biorąc pod uwagę wielkość tego kraju.

Po co jednak Szwedzi i Finowie dają się wciągnąć w sam środek międzynarodowego konfliktu, który w najmniejszym nawet stopniu ich nie dotyczy?

Jak rozumiem z wypowiedzi fińskich polityków, chcą oni instalacji NATO w Finlandii, gotowi byliby zgodzić się na rozlokowanie na ich terytorium NATOwskiej broni jądrowej, zaledwie 200 km od Petersburga. Fiński rząd chciałby zatem, by to Finlandia stała się zagrożeniem dla Rosji. Czy więc naprawdę obawiacie się wojny, czy raczej wyraźnie do niej tęsknicie, sprowadzając groźbę jej wybuchu do swych granic. To bardzo niebezpieczna zabawa…!

TM: To prawda. Ale czy wiesz, że dysponujemy najsilniejszą artylerią w Europie? To NATO potrzebuje Finlandii, jeśli chce rozpętać wojnę z Rosją. Mamy najsilniejszą armię, znacznie skuteczniejszą od polskiej, dlatego właśnie NATO musiało nas pozyskać myśląc o walce z Rosjanami.

Jeśli NATO byłoby sojuszem obronnym, nie mówiłoby o przyjęciu Ukrainy, co dla Moskwy było sygnałem alarmowym ani o przyjęciu Finlandii, która zawsze była swego rodzaju strefą buforową, neutralną pomiędzy Zachodem a Wschodem. Odgrywaliśmy tę rolę bardzo dobrze, więc dlaczego mielibyśmy to zmieniać? Sądzę, że jedynym wyjaśnieniem jest to, że NATO stało się lub prawdopodobnie zawsze było agresorem. Zabawne jest to, że Finlandia została pełnoprawnym członkiem NATO 9 kwietnia, czyli dokładnie tego samego dnia, w którym w 1949 r. podpisano pierwszy Traktat Północnoatlantycki. Nie sądzę, żeby to był przypadek. To sygnał, który powinien dać nam do myślenia. Ktokolwiek faktycznie kieruje NATO i jego przywódcami – przygotowuje wojnę przeciwko Rosji, a to, jak wiemy z historii, zawsze było niszczycielskie dla Europy. A zatem naprawdę nadszedł czas, aby zwykli ludzie się obudzili. Gdy czytamy komentarze, słyszymy wypowiedzi polityków jak minister Antti Häkkänen musimy dostrzec, że dzieje się coś naprawdę dziwnego. Jeśli opinia publiczna się nie otrząśnie, jeśli nie zaczniemy rozmów o pokoju i rozbrojeniu – będziemy świadkami kolejnej dużej wojny w Europie, która najprawdopodobniej przerodzi się w wojnę światową.

Oczywiście trudno wskazać motywy i inspiratorów, jednak ślady prowadzą do kompleksu wojskowo-przemysłowego, przed którym ostrzegał już prezydent Eisenhower w swoim słynnym przemówieniu z 1961 roku. W tle działają potężne siły, wystarczy zrozumieć jak niszczące dla Europy były skutki sankcji i wojny handlowej z Rosją. Zostaliśmy wprawdzie uratowani przez bogów pogody, ostatnie zimy były wyjątkowo lekkie, jednak stoimy u progu gigantycznego kryzysu energetycznego. Niemcy, główne europejskie centrum przemysłowe przeżywają prawdziwy upadek związany z niepewnością na rynku energii i spodziewaną eskalacją konfliktu.

Trzeba też dokładnie zrozumieć jakie są nieprzekraczalne granice. Ukraina jest dla Rosji tym, czym Meksyk dla Stanów Zjednoczonych. Pewien mój amerykański kolega, bynajmniej nie lewicowy przyznał rok temu, że gdyby Meksyk dołączył do sojuszu wojskowego z Rosją i zaczął mówić o aneksji Teksasu – to już nie byłoby żadnego Meksyku.

Dwa supermocarstwa atomowe działają w bardzo podobny sposób broniąc swoich interesów. Grają w tę samą geopolityczną grę. Jeśli więc ktoś nie rozumie albo nie przyjmuje do wiadomości co zrobiłyby USA, gdy Ukraina i Meksyk zamieniły się miejscami – ten nie zrozumie istoty tego konfliktu i skazuje się na wieczne bycie pionkiem w szalonej grze elit zmierzających do kolejnej wojny europejskiej.

Powtórka z kryzysu kubańskiego

KR: Mamy takie analogie nawet z ostatnich miesięcy, gdy amerykańska administracja oświadczyła, że Waszyngton nigdy nie zaakceptuje chińskiej bazy na Wyspach Salomona, nie cofając się przed żadnymi niezbędnymi środkami, jak to eufemistycznie ujął Departament Stanu. Sięgając głębiej pamiętamy o Grenadzie, a spodziewane instalacje NATO w Finlandii wprost przywodzą na myśl kryzys kubański z lat 60-tych.

TM: Na mapie, którą widziałem mamy, póki co jedną bazę, na samej granicy z Rosją, bardzo blisko od Murmańska. Teraz zaczęła się ta szalona, nie umiem tego inaczej określić, dyskusja o ściągnięciu do Finlandii broni jądrowej. Tak jak wspomniałeś, o 200 km od Petersburga w sytuacji, gdy może być przenoszona przez lotnictwo, odpalana przez artylerię i rosyjskie systemy obronne byłyby bezradne. Rosja nigdy do tego nie dopuści. Jeśli miałoby do tego dojść – Rosjanie zadziałają z wyprzedzeniem.

To rzeczywiście powtórka z kryzysu kubańskiego. Doktryna odstraszania składa się z dwóch komponentów: środków przenoszenia broni jądrowej i zdolności do obrony własnego kraju. Nie można ich rozdzielić, występują łącznie, zarówno w przypadku USA, jak i Rosji. Jeśli tego nie rozumiesz – nie pojmujesz czym jest odstraszanie jądrowe. Finlandia absolutnie nie może mieć żadnej broni nuklearnej. A jeśli NATO będzie próbowało ją tu sprowadzić lub nawet jeśli nasza administracja ją tu ściągnie – będzie to zdrada stanu. To zdrada stanu, bo zacznie się tu wojna.

W Finlandii dużo mówi się, jak w takim przypadku polskie wojska znajdą się na Zachodniej Ukrainie. Wygląda to trochę tak, jakby Polska i Finlandia już były na linii frontu. Nasz nowy prezydent powiedział to zresztą wprost: jesteśmy na pierwszej linii walki z Rosją. Chociaż nie jesteśmy w stanie wojny, nie ma żadnych negatywnych emocji między Finami a Rosjanami. To wszystko dzieło polityków. To oni tworzą zagrożenie, to oni wymyślili wojnę.

KR: Tak, mamy pójść na pierwszy ogień w wojnie NATO przeciw Rosji. Finowie i Polacy – ze względu potencjał naszych społeczeństw, na możliwości militarne, znacznie zresztą wyższe w przypadku Finlandii. Chciałbym w związku z tym zapytać o kwestię polityki wewnętrznej. Starałem się śledzić dyskusję o przystąpieniu do NATO w obu państwach skandynawskich i odniosłem wrażenie, że… żadnej nie było. Był to przekaz całkowicie jednostronny: „Musimy wstąpić, bo Rosja jest agresywna!”. Wystąpienia waszych polityków, w tym nowowybranego prezydenta Aleksandra Stubba właściwie nie różnią się od przemówień w Polsce, wasz prezydent mógłby spokojnie stanąć obok Jarosława Kaczyńskiego ze swoją rusofobią i nawet partie dotychczas sceptyczne wobec Zachodu, jak Władza dla Ludu, teraz dołączyły do chóru wielbicieli NATO. Nawet w Szwecji, też z niskim poziomem debaty publicznej, przynajmniej miejscowe środowiska pacyfistyczne, przynajmniej powiedziały cokolwiek przeciw przyłączeniu do Paktu. Szwedzka Partia Zielonych głosowała przeciwko, oczywiście zaraz się usprawiedliwiając, że nie będzie wzywać do opuszczenia NATO. W Finlandii panowała jednak zupełna cisza. Czy rzeczywiście Finowie nie widzą alternatywy dla drogi ku wojnie?

TM: Sądzę i wielu Finów wraz ze mną, że zostaliśmy oszukani, wciągnięci do NATO dzięki przemysłowi strachu. Były już prezydent Sauli Niinistö powiedział w lutym 2022 r., że członkostwo w NATO to kwestia tak poważna, że powinniśmy o nią zapytać społeczeństwo. Tymczasem już po kilku miesiącach zamiast pytania Finów o zdanie, zamiast dyskusji, mieliśmy tylko jednostronnie ukierunkowany pęd do NATO. Każdy, kto próbował wyrażać wątpliwości był od razu atakowany w mediach społecznościowych, kategoryzowany jako rosyjski troll, agent Putina itp. Było to wyraźnie sterowane centralnie, ta akcja było kontrolowana. Moja dawna koleżanka, minister spraw zagranicznych Elina Valtonen, gdy w kwietniu 2022 r. ktoś zapytał ją o NATO powiedziała wprost, że zostało to już zadecydowane. Cóż, Elina ma wykształcenie techniczne, znamy się od lat, więc wiem, że prostu zdarzyło się jej powiedzieć prawdę, po inżyniersku. Zostało zadecydowane, więc nie ma o czym dyskutować.

Nie wiem jaka frakcja w Finlandii i Europie za tym stoi, ale faktycznie to na tym poziomie podjęto decyzję za naszymi plecami. Podobnie było wcześniej z funduszem odbudowy, przeciwko któremu prowadziliśmy kampanię, a który został przeforsowany przez centroprawicę, prowadzącą bardzo restrykcyjną politykę w okresie COVID-19. Te kwestie okazują się przesądzone ponad naszymi głowami, dlatego gdy nie mogliśmy o to zapytać głośno, musimy się teraz zastanowić: po co NATO potrzebuje teraz Finlandii w Pakcie. Obawiam się, że odpowiedź może być tylko jedna: NATO zamierza wypowiedzieć wojnę Rosji.

Najgorszy scenariusz

KR: Tu dochodzimy do twojej znakomitej analizy, zachęcam naszych odbiorców, by przeczytali ją całą na twoim blogu na Substacku. To znakomicie opracowane materiały, przejrzyste i zrozumiałe także dla osób bez przygotowania ekonomicznego zainteresowanych sytuacją rynków światowych. Dosłownie przed chwilą skończyłem czytać przewidywane przez ciebie scenariusze rozwoju sytuacji na Ukrainie…

TM: Spodziewałem się tego…

KR: …i znalazłem tam bardzo dobre podsumowania, materiał do dalszych przemyśleń. A więc, jakie są według ciebie możliwe scenariusze dla Ukrainy?

TM: Pierwsza część wpisu nie dotyczyła przede wszystkim Rosji i NATO. To, jak Rosja faktycznie działa, jest bardzo przewidywalny, a niekonsekwentnym, niebezpiecznym aktorem jest teraz NATO. Rzecz sprowadza się do czterech wariantów.

Zatem opcja pierwsza to przeważająca większość, która prowadzi do pokoju. Mam tu na myśli to, że ludzie budzą się i dostrzegają zagrożenie stwarzane obecnie przez NATO, a w efekcie również przez Rosję. Chodzi o zrozumienie, że NATO co najmniej popełnia apokaliptyczne błędy, celowo lub nie przekraczając kolejne czerwone linie nakreślone przez Moskwę. W efekcie opinia publiczna zwraca się przeciwko podżegaczom wojennym, deklarując, że żadnej wojny z Rosją nie chce.

Scenariusz drugi to większość bierna, co jest koncepcją Nasima Nicholasa Taleba, zgodnie z którą istnieje pewien niewielki odsetek populacji całkowicie niezdolna do zmiany swojego stanowiska i przez to mogąca zdominować proces decyzyjny. W całej Europie jest relatywnie niski odsetek podżegaczy wojennych i rusofobów, jeśli jednak będą dominować w polityce NATO, to niezależnie czy będzie to kumulacja błędów, czy celowe działanie – dojdzie do rozszerzenia konfliktu.

Wreszcie kolejne dwa realne scenariusze w jakimś stopniu tłumaczą motywy działań NATO. Pierwszym jest gra na zmianę reżimu w Rosji. NATO systematycznie zwiększa swoją obecność na Ukrainie, podobnie jak i swoje tamtejsze inwestycje.

Kumulacją była letnia kontrofensywa i próba zamachu stanu Jewgienija Prigożina w Rosji. I wydaje mi się, że zamysł był taki, że armia ukraińska zada niszczycielski cios siłom rosyjskim, a Prigożin rozpocznie marsz na Moskwę, uzasadniony błędami w dowodzeniu, wielkimi stratami itp. Jak wiadomo, plan się nie powiódł, jednak kiedy już zaczynasz przygotowywać zamach stanu, to w pewnym momencie już nie możesz go powstrzymać. Trzeba przejść całą drogę i Prigożin ją przeszedł, kosztem własnym, w moim przekonaniu wspierany, jeśli nie kierowany przez niektórych oficerów lub instytucje zachodniego wywiadu. Myślę więc, że jeśli spojrzy się na wszystkie elementy i złoży je w całość, jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz, jaki nadal planuje NATO.

Do czego jeszcze może to prowadzić? NATO może naprawdę rozpocząć wyścig zbrojeń. Podobnie jak w latach 80-tych próbują wyciągnąć zasoby Rosji i rozwalić ją od środka, a także zużywać jej potencjał serią wojen wzdłuż rosyjskiej granicy, w nadziei zdestabilizowania przynajmniej części państwa, co miałoby doprowadzić do obalenia Putina

I oczywiście istnieje czwarty z najgorszych scenariuszy, czyli trzecia wojna światowa i ewentualny nuklearny holokaust, który ona najprawdopodobniej przyniesie.

Są to więc dwie równoprawne opcje, które NATO agresywnie wykorzystuje, aby przejąć kontrolę nad rosyjskimi zasobami. Wojna światowa może być więc skutkiem pomyłki, przelicytowania, zbyt agresywnej zagrywki. Albo i to jest najniebezpieczniejsze, w NATO lub na jego zapleczu istnieje jakaś bardzo potężna frakcja, która celowo prze do nuklearnej konfrontacji. Nie uważam tego za prawdopodobne, ale jest to możliwe. Ktoś w swym szaleństwie mógł dojść do wniosku, że jest w stanie kontrolować wojnę jądrową, że istnieje akceptowalny poziom zniszczeń. To czyni ten scenariusz najbardziej szaleńczym, mało prawdopodobnym, jednak również i ten musimy brać pod uwagę.

Spośród tych czterech scenariuszy, do których szczegółowej lektury zachęcam, wystarczy wpisać w Google moje imię i nazwisko, tylko jeden prowadzi do pokoju, ten, w którym większość wstaje i mówi: Nie, nie chcemy zagłady. Jeśli to jednak nie nastąpi – zobaczymy kolejną wojnę europejską.

Wojna światowa, by ukryć globalny kryzys?

KR: Obawiam się, że istnieją czynniki powodujące, że scenariusze wojenne są bardziej prawdopodobne. Stoimy przed zagrożeniem kolejnego wielkiego kryzysu finansowego, znacznie niebezpieczniejszego od tego z lat 2008-2011. Śledząc twoje analizy finansowe widzę w nich potwierdzenie: banki, które 15 lat temu były „zbyt wielkie, by upaść” – dziś są jeszcze większe. Mamy dziś do czynienia nie tylko z bańką systemu bankowego, ale bańkami stały się niemal wszystkie sektory obecnej cyfrowej fazy kapitalizmu. I tym razem krach dotknie nie tylko sektora bankowego, ale całych globalnych finansów, wciąż opartych o dolara i papiery wartościowe Rezerwy Federalnej. Będzie to więc krach podobny raczej do Wielkiego Kryzysu lat 30-tych. Na ile realny jest taki przebieg wydarzeń?

TM: W GnS Economics badamy zagrożenie kolejnego kryzysu kredytowego. Rzecz w tym, że system bankowy jest bardzo mocno lewarowany zarówno pod względem depozytów, jak i pożyczek. Depozyty w ramach systemu bankowym w USA wzrosły naprawdę bardzo wysoko, a ich ucieczka mogłaby zniszczyć banki. Poza tym dochodzi kwestia ogromnych strat na kredytach, które obecnie są ujawniane na rynku nieruchomości komercyjnych w Stanach Zjednoczonych i które mogą rozprzestrzenić się jak zaraz w amerykańskim systemie bankowym, prowadząc do jego upadku.

Również europejski sektor bankowy od długiego czasu nie jest w dobrej kondycji, ponieważ dużym europejskim bankom jeszcze podczas ostatniego kryzysu pozwolono ukrywać w bilansach toksyczne aktywa, instrumenty CDO. Nie muszą nawet zgadywać ich rynkowej ceny, mogą po prostu posługiwać się pozycjami bilansowymi udając, że mają jakąkolwiek wartość. Te aktywa gniją w europejskim systemie bankowym już od całkiem długiego czasu. I na szczycie systemu mamy Chiny, które są najbardziej lewarowaną gospodarką w historii ludzkości. Ogromne kwoty zadłużenia są chowane w sektorze bankowym, a upadek Chin już trwa. Próbują to nadal ukrywać, przede wszystkim przy pomocy wielkiego bodźca zadłużeniowego, co jednak już nie może zadziałać. Nie ma kontroli nad tymi procesami, jesteśmy już w fazie upadku, pytanie brzmi tylko jak długo ona potrwa? Jak długo rządy będą mogły to powstrzymywać? Oczywiście, cały proces może być zaskakująco długi. Z miesiąca na miesiąc pojawiają symptomy kryzysu systemu bankowego, ale wciąż Rezerwa Federalna czy Bank Europejski mogą podjąć działania, by temu przeciwdziałać. Tu jednak wkracza także polityka. Dlatego administracja Bidena prowadzi zakrojony na szeroką skalę program bodźców fiskalnych. Pytanie brzmi: na jak długo wystarczą?

Jeśli Joe Biden przegra z Donaldem Trumpem, co jest bardzo prawdopodobne w listopadzie, cały program może zostać zakończony, a wtedy amerykańska gospodarka się załamie. Inną rzeczą jest to, że podczas COVIDa powstały ogromne ilości tego, co w branży nazywamy nadmiernymi oszczędnościami, gromadzonymi przez gospodarstwa domowe w warunkach zamkniętej ekonomii, gdy nie było jak ich skonsumować, ani zainwestować i przy finansowaniu ze strony rządu federalnego. Stopa oszczędności wzrosła znacznie powyżej długoterminowego trendu. Potem jednak zasoby zaczęły maleć, gospodarstwa domowe zaczęły pożerać te oszczędności i według ostatnich szacunków już ich nie ma. Gospodarka amerykańska była więc zasilana przez nadwyżkę oszczędności, w różnie szacowanej wysokości, od kilkuset miliardów nawet do biliona dolarów – które już się kończą. Mamy więc do czynienia z fazą schyłkową na skalę globalną, bowiem światowa ekonomia od dłuższego już czasu jest zasilana masowym zadłużeniem i lewarowaniem finansowym. Zbliżamy się więc do końca. I jeśli chcielibyśmy wejść na pole teorii spiskowych moglibyśmy założyć, że ponieważ rządy i elity wiedzą, że nadchodzi upadek – mogłyby stworzyć celowo zagrożenie, by wywołać wojnę.

Stwarzasz zagrożenie i możesz zadłużać się nadal, przygotowując społeczeństwo na ciężkie czasy, bo przecież trzeba wykorzenić całe zło tego świata itd. I jako to idzie dalej. Tak mogłoby to wyglądać, patrząc na wydarzenia ostatnich pięciu lat, ale oczywiście nie wiemy tego na pewno. Nie możemy stwierdzić, że istnieje jakiś jeden, wielki spisek, na tak wysokim poziomie. Nadal nie uważam tego za najbardziej prawdopodobną opcję, ale przyznaję, że musimy przynajmniej rozważyć możliwość, że globalne elity spiskują przeciw nam.

I jest na to przykład historyczny. W latach dwudziestych XX wieku niemiecka elita naprawdę się martwiła, że straci swoją władzę na rzecz nowo wynalezionego systemu społecznego, zwanego demokracją. Potrzebujemy przywódcy, który przejmie władzę – pomyśleli. Znaleźli takiego i zaczęli wspierać.  Był to Adolf Hitler.

Zatem elity też mogą popełniać naprawdę katastroficzne błędy i naprawdę musimy się zastanowić, co teraz planują, bo patrząc na to, co wydarzyło się w Finlandii, co wydarzyło się w Polsce, co wydarzyło się na Ukrainie, co się dzieje w USA – nie czeka nas nic dobrego.

KR: Nie brzmi to może zbyt optymistycznie, ale sądzę, że wielu naszych widzów zwłaszcza po okresie COVIDa rozumie już doskonale, że zwolennikiem teorii spiskowych jest dziś ten, kto ma rację kilka miesięcy przed innymi. Nie musimy zatem być optymistami, wystarczy, że będziemy realistami, starając się nie tylko przewidzieć przyszłość, ale i przeciwstawić jej najgorszym wariantom.

Było nam niezwykle miło gościć Pana tutaj, profesorze Malinen. Mam nadzieję, że wrócimy do naszej rozmowy w przyszłości, także podczas debat na naszym kanale.

TM: Dziękuję.

KR: Do zobaczenia, twórzmy wspólnie lepsze scenariusze dla świata.

Click to rate this post!

[Total: 10 Average: 4.5]

Rośnie ukraińska przestępczość w Polsce

Rośnie ukraińska przestępczość w Polsce

rosnie-przestepczosc-wsrod-ukraincow-w-polsce

W czwartek Sejm warszawski debatował nad rządowym projektem ustawy o ratyfikacji protokołu rozszerzającego polsko-ukraińską umowę o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych. W trakcie omawiania projektu ujawniono ciekawe dane na temat postawy “uchodźców” w naszym kraju.

Rośnie przestępczość wśród Ukraińców w Polsce. W toku debaty wszystkie kluby poselskie poparły rozszerzenie umowy z Ukrainą o pomocy prawnej. W teorii ma to usprawnić pociąganie do odpowiedzialności osób z obywatelstwem ukraińskim, które popełniły przestępstwa lub wykroczenia na terenie III RP.

– W 2020 roku skazano w Polsce 7111 obywateli Ukrainy, którzy popełnili w Polsce przestępstwa. A dwa lata później, w 2022 roku, takich skazań było prawie 37 tysięcy. Okazało się, że kiedy przestępstwa popełniają obywatele Ukrainy na terenie Polski, a ich konsekwencją nie jest pozbawienie wolności, to bardzo trudno nam w Polsce wyegzekwować inne kary, jeśli obywatel Ukrainy z Polski wyjedzie i wróci na Ukrainę – ujawniła poseł Joanna Kluzik-Rostkowska.

– W związku z tym, że mamy tych przestępstw znacznie więcej, pojawiła się konieczność podpisania takiego protokołu, żebyśmy potrafili skutecznie egzekwować kary za te przestępstwa popełniane w Polsce – dodała.

Poseł Ewa Schädler z klubu Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza dodała, że obecna sytuacja pozwala na to, że Ukraińcy skazani w Polsce na kary inne niż pozbawienie wolności mogli swobodnie wrócić na Ukrainę, aby zupełnie uniknąć kary.

Zwiększyła się skala problemu unikania odpowiedzialności. Mając na uwadze problem unikania tej odpowiedzialności oraz fakt, że Ukraina rozpoczęła starania o dołączenie do Unii Europejskiej, postanowiono, że zasadnym jest rozszerzenie zakresu stosowania dotychczasowej umowy o inne typy kary – powiedziała.

Na pytanie posłów Konfederacji co do skali ukraińskiej przestępczości, odpowiedział wiceminister sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek. Tenże podał, że w 2020 roku w Polsce skazano 7111 obywateli Ukrainy, przy czym było ich wtedy w Polsce ok. 300 tysięcy. Oznacza to, że przestępstw dopuszczał się wówczas  co 42 Ukrainiec.

– Obecnie obywateli Ukrainy przebywa ok. 1,5 miliona i z informacji dostępnych dla Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że osób skazanych, przekazywanych przez stronę polską stronie ukraińskiej, za 2021 rok to było prawie 38 tysięcy, a za rok 2022 prawie 37 tysięcy – powiedział Śmiszek. Oznacza to wzrost skali – obecnie przestępstw dopuszcza się w Polsce co 39 Ukrainiec. Jeśli weźmiemy po uwagę, że spora część z przybyszów to kobiety i dzieci, przestępczość wśród ukraińskich mężczyzn znacznie wzrosła.

============================

[]Magna Polonia] : Sejm III RP może sobie uchwalać dowolne prawa. Pytanie brzmi, czy strona ukraińska będzie miała dobrą wolę, by wydawać przestępców, którzy uciekli z Polski. Dotychczas z tamtej strony doczekaliśmy się tylko buty i obłudy. Swoją drogą to bardzo ciekawe, że “uchodźcy wojenni” bardziej obawiają się mandatu lub też prac społecznych, niż powrotu do kraju ogarniętego wojną, z którego uciekli. Może nie są żadnymi “uchodźcami”?

Bandera bohaterem w polskiej szkole? Szokujące informacje z MEN

Bandera bohaterem w polskiej szkole? Szokujące informacje z MEN

https://www.fronda.pl/a/Bandera-bohaterem-w-polskiej-szkole-Szokujace-informacje-z-MEN,228830.html


O kolejnej szokującej decyzji Ministerstwa Edukacji Narodowej poinformowała wiceminister Joanna Mucha. Okazuje się, że uczęszczające do polskich szkół ukraińskie dzieci będą uczyły się historii na podstawie materiałów przygotowanych przez stronę ukraińską. Można więc spodziewać się, że w polskich szkołach jako bohater przedstawiany będzie np. Stepan Bandera.

O przygotowaniu przez stronę ukraińską podstawy programowej dla ukraińskich dzieci uczących się w polskich szkołach, wiceminister Joanna Mucha mówiła na antenie Radia ZET.

– „Strona ukraińska zaoferowała nam, że dla swoich dzieci przygotuje tzw. komponent ukraiński, który będzie obejmował historię, geografię, literaturę. I będą to realizowali we własnym zakresie. Wydaje mi się to bardzo fair ofertą, skorzystają na pewno obie strony „- powiedziała.

Podkreśliła, że Polska nie chce „polonizować” ukraińskich dzieci.

– „Chcemy, żeby dzieci ukraińskie zostawiły swoją tożsamość ukraińską, ale jednocześnie były dobrze wyedukowane, bo część z nich po prostu zostanie w Polsce”- zapewniła.

Min. Siekierski o negocjacjach z Kijowem: Aż głupio się przyznać… Oni mają „świetnie rozwinięte kontakty w Brukseli”

Siekierski o negocjacjach z Kijowem: Aż głupio się przyznać…

Siekierski-o-negocjacjach-z-Kijowem-Az-glupio-sie-przyznac

Kijów otwarcie grozi, iż w przypadku blokad ze strony Polski, Ukraina nie będzie przyjmować polskich produktów.

==========================

Minister rolnictwa Czesław Siekierski przybliżył szczegóły rozmów z władzami Ukrainy na temat warunków handlu produktami rolnymi. Polityk wskazał m.in. na „świetnie rozwinięte kontakty w Brukseli”, którymi ma cieszyć się Kijów, a które mają wpływać na pozycję Polski w trudnych negocjacjach.

Szef resortu rolnictwa o postępach w negocjacjach opowiedział w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej”.

– „Aż głupio się przyznać, bo znów powiedzą, że rozmawiamy i rozmawiamy, a co z tego wynika, ale partner do rozmów jest bardzo trudny. Oni chcą zachować warunki liberalizacji handlu, które zostały wprowadzone w tym szczególnym okresie, aby wesprzeć Ukrainę. I oni uważają, że to już ma tak zostać do końca i że to będzie ich główna pozycja negocjacyjna”– powiedział.

Przekazał, że Kijów otwarcie grozi, iż w przypadku blokad ze strony Polski, Ukraina nie będzie przyjmować polskich produktów. Stwierdził przy tym, że strona ukraińska cieszy się „świetnie rozwiniętymi kontaktami w Brukseli, że dosłownie można się od nich uczyć”.

– „Ja się zastanawiam, jak państwo, które jest w stanie wojny, ma w obszarze wzmacniania własnego dużego biznesu taką determinację. Tam jednak rządzi biznes i to biznes, który bardzo zdominował najwyższych polityków”- ocenił.

kak/Dziennik Gazeta Prawna, Fronda.pl

Hindusi mają zastąpić w Izraelu wypędzonych Palestyńczyków

12.04.2024

mają zastąpić w Izraelu wypędzonych Palestyńczyków

Izrael. Flaga.
Flaga Izraela. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay

Ponad 6 tys. indyjskich pracowników budowlanych przyleci w kwietniu i maju br. do Izraela – poinformowała indyjska agencja informacyjna Press Trust of India (PTI).

Od momentu wybuchu konfliktu z Hamasem Izrael cierpi na niedobór siły roboczej.

Izraelski rząd poinformował w środę, że pracownicy z Indii zostaną przewiezieni specjalnym transportem lotniczym w związku z zawieszeniem lotów czarterowych.

Obecnie Izrael cierpi na brak siły roboczej. Do tej pory największa grupa pracowników, około 80 tys., pochodziła z Zachodniego Brzegu, a kolejne 17 tys. ze Strefy Gazy. Większości z nich cofnięto pozwolenia na pracę w październiku 2023 r. wraz z rozpoczęciem wojny.

Jak informuje PTI, Hindusi zostaną sprowadzeni do Izraela na mocy porozumienia międzyrządowego.

W ostatnich miesiącach do Izraela przybyło ponad 900 pracowników budowlanych z Indii w ramach umów zawartych między agencjami pracy w obu krajach.

Pytany przez indyjską agencję prasową izraelski Urząd Współpracy Przemysłowej (ICA) podał do wiadomości, że do tej pory wydał on zgody na zatrudnienie 20 tys. pracowników z Indii i Sri Lanki, w tym połowa dotyczy kontraktu rządowego. Obecnie trwa procedura przyznawania im wiz.

Szacuje się, że do tej pory do Izraela przybyło ok. 7 tys. pracowników z Chin i ok. 6 tys. z Europy Wschodniej.

PTI podaje, że na terenie Izraela pracuje 18 tys. Hindusów, przede wszystkim w sektorze opieki społecznej. Większość z nich nie chce na razie wyjeżdżać, tłumacząc, że zatrzymują ich atrakcyjne wynagrodzenia oraz poczucie bezpieczeństwa.

(PAP)

Izrael przegrywa II wojnę o niepodległość

Lewicki: Izrael przegrywa II wojnę o niepodległość

Redakcja Konserwatyzm.pl Stanisław Lewicki

Niezadługo po ataku Hamasu na Izrael, który miał miejsce w dniu 7 października ubiegłego roku, premier Izraela Netanjahu przedstawił sens obecnej fazy konfliktu i, co wydawało się wtedy pewną przesadą, nazwał ją drugą wojną o niepodległość: „Wojna z palestyńską organizacją terrorystyczną Hamas to nasza druga wojna o niepodległość; nasi partnerzy na całym świecie dobrze rozumieją, że walczymy nie tylko we własnym imieniu, ale w imieniu całej ludzkości, ponieważ jest to starcie cywilizacji z barbarzyństwem”.

Od czasu tego oświadczenia upłynęło już kilka miesięcy i przebieg, a jeszcze bardziej obraz, tego konfliktu, z jednej strony potwierdza to, że może to być faktycznie dokończenie wojny o niepodległość z roku 1948, a jednocześnie jej wynik może być odmienny od rozstrzygnięcia jakie zapadło podczas tamtej pierwszej wojny.
Jeśli spojrzymy na przekaz medialny i sympatie opinii publicznej na całym świecie to Izrael nie jest już popierany. Te działania jakie prowadzi on w Gazie wielu uznaje za zbrodnie wojenne, a niektórzy nawet za ludobójstwo. Taki obraz się wyłania gdy uwzględni się rozmiary i strukturę ofiar wśród uczestników starcia.
Ze strony Izraela, do tej pory, miało utracić życie 695 ofiar cywilnych i 676 żołnierzy oraz funkcjonariuszy policji i służb specjalnych. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że znaczna cześć tych izraelskich cywili to rezerwiści sił zbrojnych, niektórzy posiadający w domu broń, to może się okazać, że bezbronni cywile stanowią mniejszość wśród ogółu ofiar po stronie Izraela.
Jeśli zaś wziąć stronę palestyńską, to śmierć tam miało ponieść już ponad 33 tysiące zabitych, w tym aż 14 000 dzieci i 9 200 kobiet. Widać, że na jedną ofiarę izraelską przypada ponad 15 palestyńskich, z których większość to kobiety i dzieci. Czy eliminacja nawet licznych terrorystów usprawiedliwia tak masowe ofiary wśród dzieci i kobiet?

Smoke and flames rise during Israeli air strikes amid a flare-up of Israeli-Palestinian violence, in Gaza May 12, 2021. REUTERS/Ibraheem Abu Mustafa TPX IMAGES OF THE DAY

Ogromna większość ludności Gazy, prawie dwa miliony ludzi, została wygnana ze swoich domów, które są systematycznie niszczone. Na dodatek, od dłuższego już czasu, zaczyna tam bardzo brakować żywności i mieszkańcy Gazy zagrożeni są głodem. Według ocen Światowego Programu Żywnościowego (największej organizacji humanitarnej świata – agencji ONZ) aż 30 procent dzieci w wieku poniżej 2 lat w Gazie może być skrajnie niedożywionych. Oxfam – międzynarodowa organizacja humanitarna, zajmującą się walką z głodem – stwierdziła, że od stycznia mieszkańcy północnej części Strefy Gazy, tej najbardziej atakowanej przez Izrael, przyjmują średnio zaledwie 245 kalorii dziennie. To jest poziom niedożywienia prowadzący szybko do śmierci.
Warto przypomnieć, że według szacunków profesora Tomasza Szaroty, zawartych w pracy „Okupowanej Warszawy dzień powszedni. Studium historyczne”, średni przydział kartkowej żywności dla dorosłego mieszkańca getta warszawskiego w latach 1940–1942 wynosił 200–500 kalorii dziennie. Jednak spożycie żywności w getcie było na wyższym poziomie, gdyż było uzupełniane powszechnym szmuglem, przez co ilość żywności dostępnej dziś dla cywili w Gazie, a liczonej na 245 kalorii, jest pewnie nawet mniejsza niż w warszawskim getcie. Jeśli celowe głodzenie żydowskich mieszkańców getta było jednym z głównych elementów eksterminacji tej ludności, to jak nazwać to co dziś dzieje się w Gazie?

Biorąc to wszystko razem nie można się dziwić, że wiele osób nazywa ludobójstwem obecne działania Izraela w Gazie. Coraz więcej ludzi jest świadomych tego, że, przy braku przeciwdziałania,  może to się skończyć eksterminacją ludności Gazy. Dociera to nawet do członków elit USA mających żydowskie pochodzenie. Profesor Jeffrey Sachs występuje przeciwko uzbrajaniu Izraela przez USA i zadaje pytanie:” Czy Stany Zjednoczone chcą być współwinne ludobójstwa?”.
Tę dramatyczną zmianę w postrzeganiu Izraela na świecie dostrzegają także sami Izraelczycy. Najpopularniejszy kanał komercyjnej telewizji w Izraelu – Keshet 12 – ubolewa: „Izrael znajduje się dziś w najgorszej sytuacji na świecie od czasu swego powstania; Świat nas nienawidzi, poparcie dla nas jest niskie, a antysemityzm osiągnął wysoki poziom.

Netanjahu miał rację, przyrównując obecne wydarzenia w Gazie do II wojny o niepodległość. Wygląda jednak na to, że tę wojnę dziś Izrael przegrywa.
Kiedyś Izrael nie przejmował się opinią świata, gdyż mając bezwarunkowe poparcie USA, mógł resztę traktować pałką antysemityzmu, która była bardzo skuteczna w uciszaniu przeciwników. Teraz, w obliczu tego co dzieje się w Gazie, to się zaczyna kończyć, gdyż nie tylko bezwarunkowe poparcie USA nie jest pewne, ale na dodatek pałka antysemityzmu przestała działać.
Najlepiej widać to na przykładzie afery z ambasadorem Jakowem Liwne, która była efektem jego zachowania, po tym jak w wyniku ataku izraelskiej armii na konwój organizacji charytatywnej World Central Kitchen, zginęło siedem osób, w tym Polak Damian Soból.
Liwne próbował odrzucać żądania przyjęcia przez Izrael odpowiedzialności za atak i po staremu posługiwać się antysemityzmem, jako politycznym narzędziem. Tym razem jednak oburzenie było zbyt wielkie by taka metoda rozmywania odpowiedzialności okazała się skuteczna. Zwyczajnie paradygmat postrzegania Izraela się u nas zmienił, i takie zachowanie, które dotychczas uchodziło i było przyjmowane przez nasze, wytresowane antysemityzmem, pseudoelity z podkulonym ogonem, obecnie już nie funkcjonuje.

Stanisław Lewicki

Ależ ukraińska lisica: Niech rolnicy z Polski hodują warzywa, kwiaty i… marihuanę

Ukraiński „wujek dobra rada” wymądrza się i szydzi: niech rolnicy z Polski hodują warzywa, kwiaty i… marihuanę

pch24.pl/niech-rolnicy-z-polski-hoduja-warzywa-kwiaty-i-marihuane

(Alex Lissitsa. Fot. HANNAH MCKAY / Reuters / Forum)

„Interesującą” radę ma dla polskich rolników Alex Lissitsa, szef Ukraińskiego Klubu Agrobiznesu. Uważa on, że ponieważ nie są oni w stanie sprostać konkurencji ze wschodu, powinni skupić się – zamiast produkować zboże – na hodowli warzyw czy… konopi indyjskich.

Lissitsa zapomniał najwyraźniej, z jakich to powodów ukraińskie zboże importowane do naszego kraju przez setki dostawców, jest kilkakrotnie tańsze od polskiego. Jeden z istotnych czynników stanowi tu szereg rygorystycznych regulacji, które muszą spełniać nasi wytwórcy. Unia Europejska nakłada na branżę nie tylko obciążenia finansowe, lecz także administracyjne – również bardzo kosztowne.

Po ataku Rosji na Ukrainę, pod hasłami pomocy naszym sąsiadom w eksporcie zbóż – rzekomo np. do Afryki – otwarto polskie granice dla towarów wielokrotnie tańszych, a przy tym nieobarczonych surowymi wymogami Unii Europejskiej. W efekcie niebadane, niespełniające unijnych norm żyto, pszenica czy rzepak zalały tutejszy rynek.

W tym kontekście wypowiedź ukraińskiego lobbysty udzielona portalowi Politico, brzmi jak szyderstwo. 

– Protekcjonizm na dłuższą metę nie uratuje unijnego sektora rolnego – uważa prezes Lissitsa.

Polscy rolnicy są zbyt mali, aby być prawdziwymi graczami na globalnym rynku zbóż, gdzie muszą konkurować z krajami takimi jak Ukraina, Brazylia czy Rosja – stwierdził.

– Lepiej byłoby specjalizować się w produkcji kwiatów, owoców czy warzyw. Albo nawet marihuany – dodał.

Źródło: Farmer.pl/Politico RoM

Nuklearna zima – cena [czy cel] dalszej eskalacji wojny na Ukrainie

Nuklearna zima – cena dalszej eskalacji wojny na Ukrainie

  • NDP 9 kwietnia 2024,

Niezależny Dziennik Polityczny

Dziennik niezależny od urzędów, organizacji państwowych i rządowych

GAŁAŚ: Nuklearna zima – cena dalszej eskalacji wojny na Ukrainie

“Ukraińcy już marzą o pokoju. Przecież gdyby im tak bardzo zależało na tej wojnie, to te setki tysięcy młodych Ukraińców byliby na Ukrainie, a nie tu w Polsce. Gdyby chcieli walczyć….. Amunicji, karabinów i czołgów nie brakuje, ale brakuje żołnierzy…[…]Widzimy ucieczki za niebotyczne pieniądze…[…]Jeśli nie mają wystarczającej liczby żołnierzy, a te brutalne siły międzynarodowe chcą siłą kontynuować ten konflikt, to kto będzie walczył zamiast ukraińskiego żołnierza?”. Takie pytania zadawał poseł Włodzimierz Skalik podczas marszu “Polska za pokojem”, który odbył się w ten weekend w Warszawie.

A gdzie pan poseł się pomylił? Wszystko tu jest logiczne i jednoznaczne. Jedyną rzeczą, która pozostawia wiele pytań, jest to, jaki interes mają kraje Unii Europejskiej, w szczególności Polska, w kontynuowaniu konfliktu. Nawet nie wszystkie kraje NATO, z oczywistym wyjątkiem USA, zgadzają się na eskalację konfliktu poprzez kontynuację dostaw broni na Ukrainę. Zdecydowanym przeciwnikiem tego przedsięwzięcia są oczywiście Węgry z premierem Viktorem Orbanem na czele. Węgierski rząd trzeźwo ocenia ekonomiczne i polityczne błędy rządu UE w ślepym podążaniu za żądaniami USA w sprawie kryzysu ukraińskiego, a także nieodwracalne szkody wyrządzone przez te działania poszczególnym krajom.

Po weekendowych wyborach prezydenckich na Słowacji, kraj ten, który również trzeźwo ocenia szkody wyrządzone swojemu państwu przez bezsensowne pompowanie broni i pieniędzy do najbardziej skorumpowanego kraju w Europie, będzie nadal podążał wybraną przez siebie ścieżką minimalizowania szkód spowodowanych w tym przez antyrosyjskie sankcje. Nowy prezydent kraju, Peter Pellegrini, jasno dał do zrozumienia, że opowiada się za pokojowym rozwiązaniem konfliktu na Ukrainie i dyplomatycznym dialogiem z Rosją.

Wręcz przeciwnie, najbardziej agresywną retorykę w odniesieniu do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego utrzymują obecnie Stany Zjednoczone, kraje bałtyckie, Francja i … Polska. Jeśli ze Stanami Zjednoczonymi wszystko jest jasne (to jak zawsze nic osobistego, tylko pieniądze), to trudno zgodzić się ze stanowiskiem naszych polityków.

Macron, żywiąc urazę do Rosji za straty gospodarcze i geopolityczne Francji na kontynencie afrykańskim, uważa za swój obowiązek pomszczenie utraty wizerunku kraju w oczach sojuszników. W tym celu wygłasza głośne hasła o bezwarunkowym poparciu dla Ukrainy i chęci wysłania francuskiego kontyngentu na front, a także dużej ilości broni i sprzętu (sądząc po komentarzach spanikowanego ministra obrony – wszystko to ostatnie).  Francja chce teraz pozycjonować się jako swego rodzaju obrońca Europy: kraj ten czuje szczególną odpowiedzialność, ponieważ pozostaje jedyną potęgą nuklearną w UE i uważa, że ważne jest, aby wziąć siły przywódcze w swoje ręce. 

Jednak wewnętrzne problemy Francji, a także innych krajów Unii Europejskiej, w tym Polski, są tak trudne do rozwiązania, głównie z powodu niezadowolenia obywateli z obecnej sytuacji, że nasze rządy rozpoczęły lawinę działań, aby odwrócić uwagę swoich obywateli od “ważniejszych” problemów.  Odwrócenie uwagi od nieudanej polityki migracyjnej, zielonej polityki i problemów z rolnikami, a także zbrodni przeciwko ludzkości (nie ma na to innego słowa) podczas pandemii Covid-19 i okresu post-Covid – oto najważniejsze zadania polityków, których pozycja jako europejskich liderów została zachwiana.

Tak więc obecnie cała uwaga polityków skierowana jest na eskalację kryzysu na Ukrainie, ostateczne zniszczenie stosunków z Rosją i przygotowanie do prawdziwego konfliktu zbrojnego, ponieważ to wojna wymazuje wszystkie zbrodnie przeszłości i ustala priorytety. Ludność Europy jest stale zastraszana udziałem w prawdziwej konfrontacji zbrojnej, przeprowadzane są ankiety, opracowywane są statystyki. Naiwny obywatel, nafaszerowany zachodnią propagandą, jest już w pełni przesiąknięty ideą, że w niedalekiej przyszłości trzeba będzie bronić swojej rodziny z bronią w ręku, że dojdzie do poważnych zniszczeń i wielu ofiar. Spoty propagandowe we wszystkich kanałach telewizyjnych i sieciach społecznościowych są nasycone strasznymi obrazami zniszczeń i okrucieństw wroga, a także bohaterskimi twarzami obrońców ojczyzny.

Należy jednak zdać sobie sprawę z jednej rzeczy – nigdy nie dojdzie do konwencjonalnej, otwartej wojny między NATO a Rosją. Zgodnie z oświadczeniem Władimira Putina, Rosja nie zamierza rozpoczynać wojny z krajami NATO, ale ma wystarczający potencjał, aby przeprowadzić atak nuklearny w odpowiedzi na prowokację lub realne zagrożenie. Wojna nuklearna, jak wiemy, doprowadziłaby do zimy nuklearnej, zniszczenia warstwy ozonowej, a w konsekwencji do śmierci i degeneracji z powodu chorób całej ludzkości.

Czy ambicje naszych polityków są warte tylu zrujnowanych istnień?  Główny prowokator, Stany Zjednoczone, jest daleko i będzie im na rękę, jeśli Rosja, sprowokowana przez europejskich polityków, posunie się do ekstremalnych środków. 

MAREK GAŁAŚ

Czeczenizacja Ukrainy? Jacek Hoga

Czeczenizacja Ukrainy? Jacek Hoga

Autor: CzarnaLimuzyna, 8 kwietnia 2024 ekspedyt

Trudno dziś spotkać w mediach głównego ścieku poważnych komentatorów, którzy korzystając z wiedzy historycznej i znajomości aktualnych zagadnień politycznych i wojskowych odnosiliby się w sposób logiczny do rzeczywistości.

Jedno pokolenie i od śmiertelnej wrogości Czeczenia stała się militarnym wsparciem dla Rosji. Rosjanie mają doświadczenie „jak z niewolników robić wojowników”. Podobną wiedzę i zdolności praktyczne mają Niemcy, którzy uczynili z Ukraińców swoich sojuszników w czasie II Wojny Światowej. Duże doświadczenie w podobnych operacjach oraz towarzyszącej im „fałszywej fladze” mają również USA, Wielka Brytania i Izrael.

Jak zachowają się Ukraińcy po skończonej wojnie? W cywilizacji turańskiej istnieje zjawisko, które swego czasu określiłem mianem ruchomego wektora nienawiści, a ten może być w każdej chwili przekierowany na Polskę. Z tego oraz z wielu innych powodów żaden z dwóch scenariuszy, omawiany w głównym ścieku, nie jest korzystny dla Polski. Ani zwycięstwo Rosji ani jakiekolwiek wzmocnienie Ukrainy. Tak samo jak zachodni Mordor tak samo Mordor wschodni z rosyjskim hegemonem na czele ma w swojej strategii wariant wykorzystania ukraińskich ambicji  przeciwko Polsce.

“Ukraine will end up split in half like Germany after WW2″/TT /What the media hides/

Czeczenizacja Ukrainy jest jednym z wielu wątków, który poruszył Jacek Hoga „Rosjanie wiedzą jak z niewolników zrobić wojowników ku naszemu nieszczęściu” zwracając uwagę w tym kontekście na fakt licznej obecności Ukraińców w Armii Czerwonej. Jednak zasadniczym tematem jest rzeczywisty stan polskiej armii oraz zagrożenia z tym związane.

Jeżeli ktoś nam mówi, że grozi nam wojna w ciągu 3 lat, a nie przywraca poboru, nie rozwija jednostek, nie inwestuje w infrastrukturę, nie zmienia prawa obciążeń pracy… bo w czasie kryzysu to będzie dużo bardziej bolesne, jeżeli ktoś nadal gnębi ludność polską, jeżeli ktoś nam nie przywraca wolności zabieranych nam przez te 30 lat, a przedtem za PRL-u i za II RP…

Jeżeli ktoś tego wszystkiego nie robi, to znaczy, że nie myśli poważnie o wojnie lub jest obłąkany…

O autorze: CzarnaLimuzyna

0:00 / 23:28

III RP, wojsko, wojna i niekompetencja

Bandyci z zapałkami. Potworne: „koalicja zdolności opancerzonych”

Bandyci z zapałkami

Redakcja Konserwatyzm.pl konserwatyzm.pl/rekas-bandyci-z-zapalkami

Podjęliśmy decyzję o ustanowieniu misji natowskiej na Ukrainie” – zapowiedział Radek Applebaumowy.  Termin „misja” ma w sobie pewne urocze niedomówienie. Minister nie określił przecież (i nikt go o to nie zapytał) czy „misja NATO” oznaczać ma jakieś dodatkowe przedstawicielstwo dyplomatyczne/polityczne, czy raczej kolejne zadania szkoleniowe – czy po prostu interwencję zbrojną. „Misja” oznaczać może wszystko i nic, w zależności od przebiegu wypadków i dalszych decyzji podejmowanych przez kierownictwo Paktu. NATO wysyła zatem kolejny sygnał, że „coś robi”, „jest zaangażowane”, ale nie tak, by dało się z tego decydentów rozliczać, tak na forum międzynarodowym, jak i krajowym.

Pełzająca interwencja

Oczywiście, można zakładać, że mamy do czynienia z pełzającą interwencją, z postępującym oswajaniem zachodniej opinii publicznej z obecnością wojsk NATO na Ukrainie (gdzie faktycznie znajdowały się na długo przed lutym 2022 roku). Nie można jednak tego zweryfikować metodami kontroli demokratycznej i parlamentarnej, podobnie jak i np. nie sposób dowiedzieć się od władz III RP co miałaby oznaczać „unia polsko-ukraińska” czy „coraz bardziej zaawansowane prace” nad jakimś nowym „porozumieniem Polska-Ukraina”. Zalewa nas morze słów, jakby rządzący starali się w ten sposób ukryć jedyny wyraz mający dziś naprawdę znaczenie: WOJNA.

Napoleon Najmniejszy

Ostatnio w pierwszym szeregu potencjalnych interwentów znalazł się Emmanuel Macron. Cóż, przy COVIDzie też starał się być prymusem globalistów, a zarządzanie stanem wyjątkowym/wojennym wyraźnie temu szczeremu liberalnemu demokracie odpowiada najbardziej. Paryż wyraźnie wybiera się więc na kolejną wojnę krymską, podobnie jak 171 lat temu prowadzony pod rączkę przez Anglosasów. Niestety, ale sprzyja temu postępujący kryzys energetyczny Europy. Francuzi ze swoimi elektrowniami jądrowymi z nieskrywaną satysfakcją mogli obserwować problemy reszty UE, zmuszanej do przestawiania całych sektorów gospodarki na nowe kierunki dostaw i źródła energii. Jednak tak, jak Anglosasi zadali cios niemieckiej Energiewende dokonując zamachu terrorystycznego na NordStream, tak Francja padła ofiarą własnego uzależnienia od Waszyngtonu i zadufania swojej polityki neokolonialnej. Afrykańskie przebudzenie, które znacznie przyspieszyło w ostatnich kilkunastu miesiącach, jak i rosną obecność w Afryce rosyjskich inwestycji energetycznych oraz chińskiego kapitału postawiła pod znakiem zapytania tradycyjne łańcuchy zaopatrzenia francuskiej metropolii. Nie mogąc zdyscyplinować niesfornych dawnych kolonii i nie potrafiąc samemu wyzwolić się spod amerykańskiej kolonii – francuskie kierownictwo polityczne wydaje się przyjmować podsuwane przez Anglosasów pseudorozwiązanie zewnętrzne. Nie mogąc zdobyć Niamey – Francuzi wrócą pod Bałakławę. A przynajmniej pomogą posłać tam Polaków.

Polacy zaś… Cóż, nie będziemy pewnie od tego, by im nie towarzyszyć. W końcu w 1812 r. do Moskwy w forpoczcie Wielkiej Armii też jako pierwsi wjechali polscy huzarzy. I jako ostatni z niej uciekli. Czy jednak teraz byłoby podobnie?

Nie stój, nie czekaj, co robić?! Uciekaj!

Według ostatnich badań opinii publicznej jedynie ok. 19 proc. Polaków byłoby gotowych samemu wstąpić do wojska by walczyć z obcą (czyt. rosyjską) agresją. Niewielu mniej, bo 16 proc. uciekłoby zagranicę, przede wszystkim do krewnych na emigracji zarobkowej w Niemczech i UK.  I tu odpowiedzmy sobie może na pytanie: czy jeśli III RP przystąpi do wojny z Rosją i w wyniku pierwszych klęsk Polacy rzucą się do ucieczki z domów (o czym już rozmawia się na FB) – Niemcy wsiądą w swoje mercedesy i zaczną nas masowo przywozić do siebie, przez Odrę, tak jak my zrobiliśmy z Ukraińcami w lutym 2022 r.? Czy też tymczasowe kontrole graniczne okażą się stałe, układ z Schengen zawieszony, a zamiast „Herzlich Willkommen” usłyszymy znajome „Passkontrolle. Ihren Ausweis bitte!?

Wystarczy jeden żołnierz!

Zdecydowana większość Polaków deklaruje jednak bierność. W tej sytuacji wciąż działają dotychczasowe lewary propagandowe, w tym zwłaszcza „Ukraina walczy za nas”, dzięki czemu wciąż ponad 67 proc. społeczeństwa popiera przekazywanie do Kijowa sprzętu wojskowego, choć tylko 54 proc. popiera wysyłanie ciężkiego sprzętu, zwłaszcza pancernego. Do 41 proc. spadło też poparcie dla pomocy finansowej i do 46 proc. dla przyjmowania tak zwanych uchodźców w Ukrainy. Jedynie 10 proc. Polaków dopuszcza możliwość wprowadzenia na Ukrainę Sił Zbrojnych RP. Gdyby więc władze w Warszawie chciałyby legalnie zatwierdzić włączenie się Polski do wojny, na przykład poprzez referendum – mimo dotychczasowych wysiłków bez wątpienia poniosłyby klęskę. Można więc być zupełnie pewnym, że jeśli taka decyzja zapadnie – nikt Polaków o zdanie pytać nie będzie, a polscy żołnierza na Ukrainie po prostu się znajdą, zapewne od razu w ogniu walki, byle tylko stworzyć fakty dokonane. By zostać przy przykładzie francuskim – przyszły marszałek Ferdynand Foch został zapytany na francusko-brytyjskiej naradzie sztabowej tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny jaki minimalny brytyjski korpus ekspedycyjny powinien znaleźć się we Francji w przypadku wybuchu konfliktu z Niemcami. „Wystarczy jeden angielski żołnierz” – odpowiedział Foch. – „A my już postaramy się, żeby zginął…”.  Pamiętajmy o tej zasadzie zanim zostanie zalegalizowana obecność choćby jednego polskiego żołnierza na Ukrainie!

Koalicja zdolności opancerzonych”…

Tymczasem może się ich tam znaleźć o wiele więcej. Minister obrony Kosiniak-Kamysz zapowiedział przecież wydzielenie 2,5 tysięcy żołnierzy jako polski wkład do formacji/mechanizmu nazwanych w potwornej polszczyźnie „koalicją zdolności opancerzonych. Komentatorzy już zgryźliwie zauważyli, że taki potworek językowy będzie wyjątkowo głupio wyglądał na pomnikach pierwszych ofiar III wojny światowej…

Jeśli chodzić będzie o efekt czysto polityczno-propagandowy można też spodziewać się użycia okrzyczanego LITPOLUKRBRIG-u, czyli tzw. Litewsko-Polsko-Ukraińska Brygada im. Wielkiego Hetmana Konstantego Ostrogskiego, co jest wspólną czapą dla zróżnicowanych jednostek, głównie artyleryjskich, zmechanizowanych i szturmowych, formalnie o stanie ok 4,5 tys. ludzi. Trzeba jednak pamiętać, że Brygada ta funkcjonowała dotąd niemal wyłącznie w warunkach sztabowych, a więc przedstawia wartość bojową nie większą od chorągiewek na mapach.

Wreszcie jakąś podpowiedzią powinien być dla nas skład uczestników ćwiczeń NATO DRAGON-24, w których wzięło udział ok 15 tys. żołnierzy polskich, ćwiczących coś, co zdaniem kierownictwa Paktu miało stanowić „dynamiczną obronę przed atakiem na wschodnią flankę NATO”, a z zewnątrz do złudzenia przypominało przygotowanie do inwazji z terytorium Polski na Białoruś i obwód kaliningradzki. Być może są to też wskazówki sugerujące, że Warszawie powierzono w przypadku wojny aż dwa zadania – zarówno polityczno-militarną demonstrację na Ukrainie, siłami zbyt słabymi, być zmienić stosunek sił na korzyść Kijowa, ale wystarczającymi, by zaakcentować polskie tendencje samobójcze, jak i realną dywersję wojskową, przede wszystkim wobec Białorusi, celem wciągnięcia Mińska do wojny i związania jego sił, np. przed otwarciem kolejnego frontu w Pribałtyce.

Oczywiście też sam fakt, że takie analizy są snute, a po polskich drogach przesuwają się coraz większe masy wojska – ma w sobie wszystko z zabawy zapałkami przy beczce prochu. Zabawy prowadzonej przez zdrajców na polecenie bandytów i z milionami Polaków w roli potencjalnych ofiar.

Konrad Rękas

Zakup w królewskim stylu! – Zelenski – za 20 milionów funtów – nabywa Highgrove House, byłą rezydencję króla Karola

Zelenski – za 20 milionów funtów – nabywa Highgrove House, byłą rezydencję króla Karola babylonianempire

Data: 2 aprile 2024Author: Uczta Baltazara 1 Commento

Zakup w królewskim stylu! – Volodymyr Zelenski stał się nowym właścicielem Highgrove House, należącego wcześniej do króla Karola. Highgrove House, położony w pobliżu Tetbury w hrabstwie Gloucestershire, służył jako wiejska rezydencja króla Karola III, także po tym, jak ten objął nową rolę brytyjskiego monarchy.

Rezydencja została zakupiona w roku 1980 przez ówczesnego księcia Karola od Maurice’a Macmillana, syna byłego premiera Wielkiej Brytanii – Harolda Macmillana. Podczas jego pierwszego małżeństwa z Dianą, księżną Walii, rodzina spędzała weekendy w Gloucestershire wraz z książętami Williamem i Harrym, a następnie wracała do Pałacu Kensington.

FOTO: Highgrove House, sprzedany Zelensky’emu za 20 milionów funtów

W roku 2024, król Karol III sprzedał swoją rezydencję, będąc jej właścicielem przez 44 lata. Na pierwszy rzut oka zaskakujące jest to, że nowym właścicielem królewskiej posiadłości został Wołodymyr Zełenski, prezydent Ukrainy.

Karol był zdecydowanym zwolennikiem Ukrainy – od początku jej pełnoskalowej inwazji przez Rosję. W lutym 2023 roku król spotkał się z Wołodymyrem Zełenskim w Pałacu Buckingham. Karol III wystosował mocno sformułowane przesłanie wsparcia dla Ukrainy w oświadczeniu z okazji drugiej rocznicy jej inwazji w lutym 2024 roku. Niezwykle bezpośrednie przesłanie wydaje się być wezwaniem do utrzymania międzynarodowej pomocy dla Ukrainy.

Wojna na Ukrainie była zawsze bliska sercu króla. Może to wyjaśniać charakter nietypowej sprzedaży majątku króla Wołodymyrowi Zełenskiemu – którego Karol III prawdopodobnie postrzega jako obrońcę demokracji.

Chociaż nie ma jeszcze oficjalnego oświadczenia Pałacu Buckingham w sprawie sprzedaży domu Highgrove, istnieje wiele szczegółów, które wskazują, że sprzedaż została sfinalizowana pod koniec lutego/na początku marca 2024 roku.

FOTO: Grant Harold, były kamerdyner króla

Grant Harrold, były kamerdyner króla, który pracował dla Karola III w Highgrove w latach 2004-2011, uważa, że ostateczne szczegóły umowy zostały wynegocjowane podczas wizyty pani Zełenskiej w Wielkiej Brytanii 29 lutego. Dodał: “Książę William miał podarować dom swojemu ojcu. Król miał więc prawo sprzedać nieruchomość”. Książę William odziedziczył Highgrove House po tym, jak Karol przyjął nową rolę jako panujący monarcha Wielkiej Brytanii.

Według Granta Harrolda, kolejnym szczegółem wskazującym na to, że Highgrove House ma teraz nowego właściciela, jest fakt, że 21 marca, co najmniej 6 pracowników Highgrove otrzymało wypowiedzenie z pracy.

FOTO: Olena Zelenska i królowa małżonka – Camilla

Rodzina królewska zawsze balansowała na cienkiej granicy między sprawami prywatnymi a ujawnianiem informacji społeczeństwu, któremu ona służy. Brak jasności co do stanu zdrowia króla i jego wycofanie się z publicznych obowiązków podczas leczenia, a następnie przedłużający się brak informacji o stanie zdrowia Kate Middleton – wszystko to pokazuje, że królewska zasłona utajnienia jest silniejsza niż kiedykolwiek.

Nie jest jasne, za jaką kwotę Highgrove House został sprzedany Volodymyrowi Zelensky’emu. Jego cena w roku 1980 (800 000 funtów) stanowi równowartość około 4,7 do 8 milionów dzisiejszych funtów. Rzeczywista cena ma być jednak znacznie wyższa – około 20 milionów funtów.

https://youtube.com/watch?v=3Jkle7w2EvM%3Fversion%3D3%26rel%3D1%26showsearch%3D0%26showinfo%3D1%26iv_load_policy%3D1%26fs%3D1%26hl%3Dit%26autohide%3D2%26wmode%3Dtransparent

Nie wiadomo też, dlaczego prezydent Ukrainy zdecydował się na zakup królewskiej rezydencji i w jaki sposób udało mu się przekonać króla do jej sprzedaży. Być może “bliskość” Oleny Zełenskiej z królową Camillą pomogła w wynegocjowaniu transakcji. Źródło funduszy na ten zakup również pozostaje nieznane.

Od lutego 2022 roku, Wielka Brytania zadeklarowała łączne wsparcie dla Ukrainy w wysokości prawie 12 miliardów funtów. 12 stycznia 2024 roku rząd ogłosił kolejne 2,5 miliarda funtów finansowania na lata 2024/2025.

INFO: https://londoncrier.co.uk/2024/04/zelenskyy-acquires-highgrove-house-former-residence-of-king-charles-for-20million/

Na Ukrainie banderyzm w pełnym rozkwicie. w POlsce – w dużym pąku.

Na Ukrainie nazizm jest w pełnym rozkwicie

.magnapolonia

W polskiej opinii publicznej panuje cicha zasada, że bardzo dobrze „sprzedaje się” wrzucanie do swoich wypowiedzi cytatów Jana Pawła II, gdyż Polacy to lubią, a w rzeczywistości nikt nie zwraca uwagi na treść słów. Zasada ta sprawdza się w słowach, jakie Jan Paweł II powiedział o znaczeniu historii:„Naród, który nie zna swojej przeszłości umiera i nie buduje swojej przyszłości”.

Na Ukrainie nazizm jest w pełnym rozkwicie. Rozkwit ten nie jest tylko chwilowym wybuchem uczuć, jakie towarzyszyły Ukraińcom, którzy współpracowali z nazistowskimi Niemcami w okresie II wojny światowej, lecz jest z góry zaplanowaną akcją, mającą na celu zakorzenienie tych poglądów wśród młodego pokolenia Ukraińców.

W 2019 roku na portalu Wprawo.pl ukazał się artykuł informujący, że młode pokolenie Ukraińców mieszkających w Polsce uczone jest zafałszowanej historii relacji polsko-ukraińskich, ukazując mordercę Banderę jako bohatera, a naszych wymordowanych rodaków na terenie południowo-wschodniej II Rzeczpospolitej jako komunistów[1].

Obecnie, po znaczącym wzroście liczby Ukraińców na terenie naszego kraju, nowo wybrany rząd warszawski poprzez minister edukacji narodowej poinformował, że rozpoczęto prekonsultacje zmiany podstawy programowej kształcenia ogólnego. Zmiany dotyczą także historii. Jedna z tych propozycji dotyczy wykreślenia zwrotu ludobójstwa ludności polskiej na na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej[2].

W  myśl dosłownych zapisów kwestia ludobójstwa na narodzie polskim, jakiego dopuścili się sadyści spod znaku OUN-UPA postrzegana ma być  już jako konflikt polsko-ukraiński, a nie ludobójstwo ludności polskiej[3]. Propozycja ta idealnie wpisuje się w zakłamaną ukraińską narrację historyczną, co potwierdza, że niezależnie od wyników wyborów w Polsce obecny rząd warszawski, tak samo jak ich oponenci z PiS-u, czuje się (…) sługami narodu ukraińskiego[4].

Jak zapowiada wiceminister edukacji Joanna Mucha, MEN chce włączyć do polskiego systemu edukacji dzieci z Ukrainy. W szkołach będą dla nich prowadzone specjalne lekcje ukraińskiego. Zatrudnieni będą także nauczyciele z Ukrainy[5]. W tym miejscu nasuwa się bezpośrednie pytanie: czego będą uczone w polskich szkołach ukraińskie dzieci przez nauczycieli z Ukrainy?

Biorąc pod uwagę rozkwit kultu nazistowskiego na Ukrainie[6] jak również groźby zamachów terrorystycznych pod adresem Polski, jakie nie tak dawno kierował Dmitrij Korczyński przywódca ukraińskich nacjonalistów wściekły za blokowanie granicy przez polskich rolników[7], możemy przyjmować, że pod szyldem nauczania będzie rozwijana piąta kolumna w Polsce, uczona kultu do zbrodniarzy spod znaku OUN-UPA i nienawiści do Polaków.

Historia to nie zamknięta księga, którą obecnie można poczytać przy kominku. Dopóki dla narodów i plemion istotne będzie kultywowanie pamięci przodków i istotnych wydarzeń z historii ich życia, podejmowane próby ograniczania nauki tego przedmiotu lub ukazywanie ich zgodnie z widzimisie się kultywatorów wrogów naszych przodków jest świadomym skazywaniem obecnego i przyszłego pokolenia Polaków na powtórzenie historii Polaków z Wołynia.

Póki polska racja stanu i polski interes narodowy nie będzie priorytetowym dla osób zajmujących istotne miejsca w polskiej polityce, biorących za tą „pracę” ogromne pieniądze z polskich podatków, dopóty egzystencja i bezpieczeństwo całego polskiego społeczeństwa będą zagrożone.

Źródła:

[1]https://wprawo.pl/tylko-u-nas-podrecznik-bandera-i-ja-w-jezyku-polskim-czego-ucza-sie-ukrainskie-dzieci/

[2]https://historia.org.pl/2024/02/13/z-podstawy-programowej-znika-ludobojstwa-ludnosci-polskiej-na-na-wolyniu/

[3]https://historia.org.pl/2024/02/13/z-podstawy-programowej-znika-ludobojstwa-ludnosci-polskiej-na-na-wolyniu/

[4]https://pch24.pl/jestesmy-slugami-narodu-ukrainskiego-kompromitujace-stwierdzenie-rzecznika-msz/

[5]https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-lekcje-ukrainskiego-w-polskich-szkolach-wiceminister-o-plana,nId,7359147

[6]https://www.magnapolonia.org/tarnopol-uhonorowal-weterana-ss/

[7]https://twitter.com/JacekWilkPL/status/1757547186211139966

Zarządzanie strachem, czyli wgnieciony Putin ante portkas

Zarządzanie strachem, czyli wgnieciony Putin ante portkas

Kategoria: Archiwum, Polecane, Polityka, Polska, Ważne

Autor: Ewaryst Fedorowicz , 29 marca 2024

Oczywiście, że portkas, bo priwislańska wierchuszka najwyraźniej się obawia, że jej się wspomniany Putin do d… dobierze, a d… ma to do sobie, że chroni się za portkami.

Kiedy „Poseł ze Śląska, oszust z Wrocławia!” (© Polscy Górnicy) trafnie zdiagnozował do ukrytego mikrofonu:

„Najlepszym sposobem zawsze była wojna. Wojna zmienia perspektywę w pięć minut”.
wszystko wydawało się nie tylko trafnie zdiagnozowane, ale i dokładnie zaplanowane:

ma być wojna i basta!

No i wojna wybuchła, a raczej – została wybuchnięta, bo wojny mają to do siebie, że same – nie wybuchają.
Nie wiem tylko, kto nazwał ją pełnoskalową i jakich jednostek w tej skali użył?

Milionów ofiar?
Bilionów zysków? (oczywiście, że zysków, bo wojny się prowadzi na kredyt, więc na wojnach kredytodawcy zarabiają).
***

Zarządzający nami kompradorzy, durniami (przynajmniej skończonymi) nie są, toteż do tej wojny potrzebuję tego no… poparcia.
Naszego poparcia, mianowicie.

Toteż gdy Samozajebisty Szymek, w rotacyjnym uniesieniu zapowiedział na lutowym spotkaniu wyborczym, że “wgnieciemy Putina w ziemię“, miał zapewne na myśli, że on wraz kolegami sobie na tym Putinie siądą i go tym sposobem w ziemię wgniotą.

Oczywiście pod warunkiem, że ziemia będzie miękka, a wgniatające d… twarde.

Potem tytułowe portki otrzepią i będą się mogli zająć sprawami naprawdę istotnymi, jak pigułka po, przed, w trakcie, a nawet – zamiast, że o ulubionym sprawdzaniu stanów kont nie wspomnę.

A całą resztą – to już my, kilkanaście milionów mężczyzn, zająć się mamy.

Że projekt biznesowy pt. Wojna jest traktowany poważnie, zasygnalizował wczoraj Władysław Nowobrodaty:

“uważam, że Europa powinna przestawić swój tryb gospodarki na tryb bezpośredniego zagrożenia wojną“.

Co się tłumaczy na polski:

„Biznes na wojnie będzie robiony!”, co już wiele lat temu przewidziała była posłanka PO, Beata Zasmarkana, znana z tego, że ją korupcyjnie molestował podwładny najświeższego, pisowskiego męczennika Mariusza.

Owszem, wspomniana Beata biznes swój widziała w wersji skromniejszej, bo zamiast na wojnie, użyła zwrotu na służbie zdrowia, ale też trafnie, bo takich lodów, jak patentem na Covida, to nikt przedtem w Kraju nad Wisłą nie ukręcił i do tego – na legalu, bo w tym projekcie to nawet Sanepid dawał kryszę (i paszport szczepionkowy w zestawie).

Ale że Covid przestał żreć, to nic innego naszym kompradorom nie pozostało, niż wojna, co potwierdził dziś Donald.

Nie, nie Trump, tylko ten, no… kaszubski:

w 5 zagranicznych gazetach potwierdził, bo w „El Pais”, “La Repubblica”, “Die Welt”, “Le Soir” i”Tribune de Geneve” oraz w jednej dla Polaków, ale też jakby zagranicznej, czyli “Gazecie Wyborczej”:

„wojna nie jest już pojęciem z przeszłości. Jest realna, w gruncie rzeczy zaczęła się ponad dwa lata temu.
To, co obecnie najbardziej niepokoi, to fakt, że możliwy jest dosłownie każdy scenariusz.
Takiej sytuacji nie mieliśmy od 1945 roku”

I że Nie chcę nikogo straszyćdodał – dowcipniś taki.

No, ale to pewnie takie kaszubskie poczucie humoru, którego mogę nie rozumieć.

Czy takie instrukcje przywiózł w zalakowanych kopertach od osoby znanej jako Dement One – nie wiem, ale przypuszczać mogę.
Jeszcze mogę (?)
***

Zastanawiam się tak przy Wielkim Piątku, czym my (te kilkanaście milionów polskich mężczyzna) mamy z Putinem w obronie interesów globalnych (eufemizm) wojować, skoro nawet zawodowa armia została sumiennie przez ferajnę z Nowogrodzkiej rozbrojona:

z czołgów, transporterów opancerzonych, artylerii, samolotów, a nawet – ręcznej broni przeciwpancernej i granatników, wraz zapasami amunicji?

A Kaszubi to rozbrajanie kontynuują , bo… wiadomo co.

Majtanie przed oczami podpisanymi umowami na dostawy sprzętu, które się dokonają za lat kilka, a nawet więcej, ma, owszem, siłę pijarową, ale siły ognia – nie.

I nawet, jeśli te dostawy dotrą, jadąc Norwidem – za późno, to i tak trzeba będzie za nie, nawet po latach, zapłacić.

Jak Pfizerowi, za zakontraktowane a nieodebrane szpryce, wycenione przez szulerów z BigPharma na 6 miliardów PLN.

***

Coś optymistycznego na koniec:

ponieważ Kaszuba zerwał z obowiązującą od czasów Magdalenkowych zasadą pacta sunt servanda (z kaszubskiego na nasze:
my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych”),
Wirtualna Polska sygnalizuje, że w związku z wałkiem na NCBR (że też te pisowskie wałki musza się nazywać Narodowe?)

wiele osób wyjechało już za granicę. – Wiemy, że były dyrektor przebywa w Szwajcarii – powiedział Szczerba. Zwrócił także uwagę, że podobne tendencje dzieją się teraz wokół Orlenu. – Masowo wykupują nieruchomości w Turcji po to, żeby uzyskać obywatelstwo tureckie. Wiadomo, że Turcja nie realizuje ekstradycji nawet wtedy, kiedy wnioskuje o to taki kraj jak Polska, więc trwa ucieczka”

Cieszmy się, że ci, nachapani uciekinierzy, z pewnością na żadną wojnę nie pójdą – ktoś przecież musi ocaleć, żeby móc rozkręcić nowy, Wielki Projekt:

Odbudowę Polski ze zgliszcz.

Banki przecież takiej okazji nie przepuszczą!

samozajebisty-szymek-ruszy-z-belki-startowej

https://dorzeczy.pl/opinie/554346/wgnieciemy-putina-w-ziemie-holownia-tlumaczy-swoje-slowa.html

https://www.rp.pl/polityka/art40085611-donald-tusk-nie-chce-nikogo-straszyc-ale-wojna-jest-realna-musimy-byc-gotowi

https://fakty.tvn24.pl/zobacz-fakty/francja-mowi-o-gotowosci-na-wojne-wladyslaw-kosiniak-kamysz-o-bezposrednim-zagrozeniu-wojna-st7843612

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Pfizer-kontra-Polska-W-brukselskim-sadzie-odbyla-sie-pierwsza-rozprawa-8658458.html

https://wiadomosci.wp.pl/masowo-wykupuja-nieruchomosci-w-turcji-trwa-ucieczka-7011137342658689v

============================

mail:

To ten od „wgniatania”:

Wołodymyr Zełenski: Ukraina nie ma już artylerii

28 marca 2024 zelenski-w-usa-ukraina-nie-ma-juz-artylerii

Wołodymyr Zełenski: Ukraina nie ma już artylerii

(fot. President Of Ukraine / Zuma Press / Forum)

Rosja na 100 proc. wykorzystuje przerwę we wsparciu USA dla Ukrainy; nie mamy już prawie w ogóle artylerii – powiedział w wyemitowanym w czwartek wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Ostrzegł [postraszył… md] , że bez amerykańskiego wsparcia Ukraina przegra, a wojna bardzo szybko może „przyjść do Europy”.

[Uśśśś, niby dlaczego? Imperium chce wschodniej Ukrainy, która była pod jej władza od Potiomkina, a nie – „Europy”. Chce też by umowy Mińskie [nie wchodzenie Ukrainy do NATO czy UE] były utrzymane MD]

Zełenski rozmawiał z reporterem CBS pośród ruin osiedla w niezidentyfikowanym mieście na wschodzie Ukrainy. Prezydent przestrzegł jednak, że ukraińskie wojska nie będą w stanie wytrzymać dużo dłużej bez wsparcia ze strony USA i że pomoc potrzebna jest jak najszybciej, zwłaszcza w obliczu tego, że na przełomie maja i czerwca spodziewana jest duża rosyjska ofensywa.

„Przedtem musimy nie tylko przygotować się, nie tylko ustabilizować sytuację, bo nasi partnerzy czasem są zadowoleni, że ustabilizowaliśmy sytuację. Ale ja mówię, że potrzebujemy pomocy teraz” – powiedział Zełenski, dodając później, że „nie mamy już prawie w ogóle artylerii”.

Zaznaczył, że Rosja „na 100 procent” korzysta z przerwy w dostawach broni z USA wynikającej z trwającego od miesięcy impasu w Kongresie w sprawie pakietu pomocowego dla Ukrainy. Dodał, że najbardziej potrzebne są pociski rakietowe do obrony powietrznej oraz amunicja artyleryjska.

Pytany, czy podtrzymuje swoje wcześniej wyrażane zdanie, że bez wsparcia USA Ukraina przegra wojnę, Zełenski odpowiedział twierdząco, choć zauważył, że „to nie takie proste”. Dodał jednak, że w przypadku porażki Ukrainy wojna „może przyjść do Europy i do Stanów Zjednoczonych”. „Może przyjść do Europy bardzo prędko” – ocenił.

PAPpap logo / oprac. PR

Potrzebujesz dobrego ukraińskiego paszportu? Możesz niedrogo kupić z Rosji.

Potrzebujesz ukraińskiego paszportu? Możesz niedrogo kupić z Rosji.

Możesz korzystać bez obaw

W Rosji gwałtownie rośnie popyt na… fałszywe ukraińskie dokumenty

oprac. Bartosz Lewicki wiadomosci.dziennik

Wikimedia Commons / Cekay

Rosyjski serwis informacyjny Fontanka donosi, że wśród Rosjan gwałtownie rośnie popyt na fałszywe ukraińskie paszporty. Handlarze sfałszowanymi dokumentami twierdzą, że mogą one ułatwić relokację do Europy i uzyskać dostęp do świadczeń przyznawanych ukraińskim uchodźcom – podaje serwis uawire.org.

Większość ofert online to legalne usługi świadczone przez prawników w celu pomocy ukraińskim uchodźcom, którzy zgubili paszporty lub akty małżeństwa i nie mogą wrócić do domu, aby je odzyskać.

Ale na zamkniętych grupach w portalach społecznościowych rośnie też rynek handlu fałszywymi dokumentami.

„Możesz korzystać bez obaw”

„Twój paszport (krajowy lub międzynarodowy) jest sporządzany przy użyciu oryginalnych blankietów. Dane są dodawane do rejestru państwowego za pośrednictwem naszych połączeń” – czytamy w jednej z reklam tego typu nielegalnych usług. Reklama twierdzi, że na dokumencie umieszczane są wszystkie zabezpieczenia, jak odpowiednie perforacje i wszystkie pieczęcie. „Ostatecznie otrzymujesz prawdziwy dokument, z którego możesz korzystać bez obaw” – czytamy w jednej z reklam.

Ceny takiego dokumentu wahają się od 3000 do 9000 dolarów – podaje portal Fontanka.

Dlaczego polskie Siły Zbrojne nie zestrzeliły rosyjskiej rakiety?– „Rakieta w naszej przestrzeni nie była w zasięgu naszych środków ogniowych”.

Dlaczego polskie Siły Zbrojne nie zestrzeliły rosyjskiej rakiety?

24.03.2024

Autor:SG

Polskie myśliwce podczas ćwiczeń. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: X/DORSZ
Polskie myśliwce podczas ćwiczeń. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: X/DORSZ

Podpułkownik Jacek Goryszewski (Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych) wyjaśnia, dlaczego polskie Siły Zbrojne nie zestrzeliły rosyjskiej rakiety, która pojawiła się w polskiej przestrzeni powietrznej.

Doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez jedną z rakiet manewrujących wystrzelonych w nocy przez rosyjskie lotnictwo – poinformowało w niedzielę rano Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych. Szef BBN Jacek Siewiera rozmawiał ws. incydentu z ministrem obrony Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem.

Czytaj więcej: Kosiniak-Kamysz o rosyjskiej rakiecie nad Polską: uruchomione zostały wszystkie procedury

Podpułkownik Jacek Goryszewski, rzecznik Dowództwa Operacyjnego, podczas konferencji prasowej poinformował, że rosyjska rakieta „poruszała się z prędkością niemalże 800 kilometrów na godzinę i na wysokości 400 metrów”.

– Przekroczyła tę granicę, około dwa kilometry. Następnie wyleciała z naszego terytorium –
dodał.

– Przez cały czas przebywania w naszej przestrzeni była oczywiście obserwowana radiolokacyjnie. Wiedzieliśmy o jej trajektorii, o jej kierunku. I spodziewaliśmy się, gdzie opuści naszą przestrzeń i miało to miejsce – tłumaczył wojskowy.

Goryszewski dodał, że „w przypadku tej rakiety nie było decyzji, nie było autoryzacji o zestrzeleniu”.

Rzecznik wyjaśnił, że było to spowodowane tym, że polskie wojsko wiedziało, jaka jest trajektoria loty rosyjskiego pocisku.

– Poza tym ta rakieta przebywała w naszej przestrzeni przez bardzo krótki czas i nie była w zasięgu naszych wojskowych lądowych środków ogniowych. Więc tutaj nie było mowy o zestrzeleniu. Nie było też mowy o tym, żeby nasze myśliwce podjęły jakąkolwiek interwencję, gdyż nie zmierzała ona w głąb terytorium naszego kraju – powiedział wojskowy.

===========================

mail:

Bo nasze „środki ogniowe” są zgromadzone na granicy z Hondurasem?

„Koniec gościny niewdzięczne skurwysyny”. Ada, tak nie wypada! – A jaka jest trzecia DROGA?

Kandydat Trzeciej Drogi udostępnił grafikę o Ukraińcach. Usunęli go z list

17.03.2024 kandydat-trzeciej-drogi-o-ukraincach

Liderzy Trzeciej Drogi Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia.
Liderzy Trzeciej Drogi Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. / foto: PAP

Kandydat Trzeciej Drogi Artur Lemtis został usunięty z komitetu. Wszystko przez wpisy o Ukraińcach.

Lemtis miał w wyborach samorządowych startować z list Trzeciej Drogi w województwie zachodniopomorskim, do Rady Gminy Postomino. Został jednak usunięty. Poszło o wpisy o Ukraińcach, które zamieszczał na swoim profilu w mediach społecznościowych.

Chodzi o grafikę przedstawiającą czarną postać na tle biało-czerwonej Polski, wykopującą poza granicę postać niebiesko-żółtą z czerwono-czarną głową. „Koniec gościny niewdzięczne sk*******y” – głosi napis na obrazku. Aferę wokół tego posta nakręcił jeden z internautów.

Na te wieści zareagował wiceminister klimatu i rzecznik PSL Miłosz Motyka. „Takie postawy są nieakceptowalne. Szef regionalnych struktur @RzepaJarek podjął decyzję o wycofaniu tej kandydatury. Na listach #TrzeciaDroga nie ma miejsca na nienawiść” – grzmiał.

============================================

Polityk o Ukrainie: „Europejczycy finansują państwo skorumpowane do szpiku kości, które grozi terroryzmem”

Węgierski poseł o Ukrainie: „Europejczycy finansują państwo skorumpowane do szpiku kości, które grozi terroryzmem” [WIDEO]

László Toroczkai wprawo/wegierski-posel-o-ukrainie-europejczycy-finansuja-panstwo-skorumpowane

Przewodniczący węgierskiej partii parlamentarnej Mi Hazánk (Nasza Ojczyzna) odpowiedział na groźby, które on i Węgrzy otrzymali od ukraińskich ekstremistów. Jego stanowisko w kwestii Ukrainy jest stanowcze.

Poseł László Toroczkai w opublikowanym nagraniu informuje, że mniejszość węgierska zamieszkująca tereny Zakarpacia, od 2015 roku otrzymuje groźby i jest atakowana przez Ukraińców. Wskazuje, że ukraińskie ustawy oświatowe o języku państwowym z 2017 i 2019 roku ograniczyły prawa Węgrów zamieszkujących na Zakarpaciu w zakresie języka ojczystego.

Polityk przywołuje przykłady świadczące o narastającej nienawiści Ukraińców do Węgrów: palenie węgierskich plag, burzenie pomników, nękanie przez służby specjalne, groźby odebrania terenów węgierskich, zastraszanie członków formacji takich jak Mi Hazánk.

Węgierski parlamentarzysta stawia sprawę jasno: Ukraina nie powinna mieć wstępu w szeregi Unii Europejskiej.
Możecie mi grozić, a nawet mnie zabić. Udowodnilibyście tylko jedną rzecz każdemu obywatelowi Europy, że Europejczycy finansują państwo, które nie tylko jest państwem skorumpowanym do szpiku kości, ale które również prześladuje mniejszości i grozi terroryzmem pokojowemu państwu członkowskiemu UE – mówi Toroczkai.

Apel węgierskiego posła zasługuje na rozpowszechnianie!

Pacyfistyczne onuce

12 marca, wpis nr 1254  Jerzy Karwelis

No, coś z tą wojną będzie – bo jest. Zawsze się zastanawiałem jak to się dzieje, że najpierw to tej wojny nie ma, trochę się o niej gada, ale ona za morzem, za górami i lasami, aż tu nagle – wszyscy o wojnie. To nie jest tak, że idzie na nas jakieś nieuniknione fatum, ale ktoś jej chce. Jak w powieści „Faraon” Bolesława Prusa, kiedy polityczne intrygi państw zewnętrznych chcą wciągnąć Egipt do wojny, to szpiedzy się zmawiają, aby następca tronu o niczym innym wokół siebie nie słyszał, tylko o wojnie. Od kucharza, pokojówki, ochroniarza i kochanki. Tak jest i teraz – w sumie dziś o wojnie u nas mówi się więcej niż wtedy kiedy Rosja napadła na Ukrainę. Dziś więcej, a wtedy, kiedy wszystko wybuchło w rękach i nie wiadomo było gdzie i kiedy się Putiny zatrzymają – wtedy o wojnie mówiło się mniej.

Czemu o tej wojnie tak głośno?

Pierwsza możliwa odpowiedź jest taka – tu będę łaskaw dla podżegaczy wojennych -, że to przez to, iż Ukraina tę wojnę przegrywa. Ma to dać fory Kremlowi, nie tylko w negocjacjach pokojowych przy polepszeniu własnej sytuacji, ale doprowadzić Zachód do kolejnych koncesji na rzecz Rosji, oczywiście nie własnym kosztem, ale kosztem naszego regionu. W związku z tym mamy się wybrać na wojnę prewencyjną, tak sądzę. Piszę – tak sądzę  – bo o wojnie trąbią wszędzie, ale na czym miałaby ona polegać, to już cicho. No, jak dokładnie czytać Macrona, to mamy tu skombinować jakiś kontyngent desperatów i wybrać się wesprzeć Ukraińców. Z tym, że rodzi to kilka kłopotów. Po pierwsze masakruje sławetny artykuł piąty NATO, bo ten – i tak mięciutko – zobowiązuje państwa członkowskie do (dowolnej) reakcji w przypadku napadnięcia NA członka NATO. A jak to członek NATO sam napada, choćby i w wojnie prewencyjnej, to artykuł nie działa. A więc wyrywni mogą zostać sami naprzeciw Rosji. Po drugie – taka interwencja może być dowolnie potraktowana przez Rosję, która już – po paryskiej chucpie – zadeklarowała, że pozwoli sobie na dowolny odwet, gdzie potraktować może działania prewencyjne sił połączonych na Ukrainie jako wejście wybranego państwa do wojny z Rosją. Po trzecie – trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, a właściwie zapytać i dostać odpowiedź od ochotnych decydentów – jaki jest cel takiego działania? Ale odpowiedź ma być konkretna, nie jakaś tam opisówka typu „strategiczne pokonanie Rosji”, o czym będzie jeszcze poniżej w kontekście niesławnej korespondencji ambasadora z Polonią Amerykańską. Prosiłoby się o konkret. A tego nie mamy, tylko pohukiwanie odważniaków na cudzy koszt.

Czyli przyjęliśmy w pierwszej wersji, że podżegacze mają jakieś strategiczne rachuby, robimy to w samoobronie, no może w desperacji, bo celu końcowego tych działań nie widać. A jedną rzecz na pewno wiadomo o wojnie – łatwo się ją zaczyna, ale trudno ją skończyć. Głównie z powodu, że praktycznie nigdy nie kończy się na osiągnięciu założonych celaów. Wersja ta jest optymistyczna, gdyż zakłada jakieś minimum refleksji polityków, choć z pewną skazą. Bo trzeba zapytać – gdzie byli dwa lata temu ci wyrywni dziś decydenci. Ci sami, co to wysyłali jakieś hełmy, konserwy i słowa poparcia, ściubili zaś na wsparciu militarnym licząc, że sama wojna to krótkotrwały epizod zaćmienia Putina, po którym wróci się do business as usual? Tak, to są te same gapy, które teraz eskalują, bo im się rachuby zmieniły. I dlatego, że wcześniej nie przelewaliśmy Ukraińcom na konta, to teraz będziemy przelewali krew? Pytanie – czyją? Niemiecką? Francuską? Szczerze wątpię.

W pogłoskach o wojnie nie mówi się, jak do niedawna, o perspektywie pięciu lat, ale coś się bąka, że Ukraińcy mogą paść i latem i trzeba będzie coś zrobić. I znowu – kim i czym? Nie dość, że i tak mieliśmy mało sprzętu i amo, to i z tego się wypruliśmy. Problem z nieprzygotowaniem Europy nie zaczął się w 2022 roku, ale od samego początku, kiedy uprawiano pacyfizm na koszt parasola amerykańskiego, nie wytworzono u siebie większych militarnych zdolności, co dopiero mówić o morale. Putin, który się mocno wypruł na wojnie z Ukrainą i tak ma więcej wojo, sprzętu i amunicji, gospodarkę przełączoną na tryb wojenny. My mamy tylko chojrakowanie – cały czas gadamy o tym, że trzeba się do wojny gotować, a jakoś nie widać projektu poboru, szkoleń, obrony cywilnej, schronów czy przestawiania gospodarki na wojenną produkcję. Nawet na deklarowane „za pięć lat”. Nic, tylko telewizyjni pohukiwacze. Czemu to ma służyć? Czemu się pchamy akurat w najmniej dogodnym momencie?

Znowu przedmurze czyichś interesów?

Istnieje jeszcze jeden wariant przyczyn takiego chojrakowania, choć byłby on szczytem naiwności. Może to być kalkulacja, że oto zbliża się rozejm, Putin ma lepsze karty i by uniknąć chodzenia mu na rękę (również naszym kosztem) trzeba go postraszyć naszą mobilizacją. Ale to nadymanie pustego balona, bo jak my wiemy, że z nami militarnie słabo – to Putin to wie jeszcze lepiej. Jak widać siedzi on po drugiej stronie sekretnych rozmów niemieckich generałów i publikuje ich rozmowy tylko po to, by wyśmiać całe NATO i podważyć wzajemną wiarygodność wśród członków. Musi się świetnie bawić. A więc numer pod tytułem, że to z tą wojną to tak nie na serio, tylko dla strachu – raczej odpada.

Wisi w powietrzu drugi wariant – tak ma być wedle kalkulacji wielkich międzynarodowych obrotów. A to graliśmy tu na płaskiej nizinie polskiej geopolityki wiele razy. Byliśmy kalkulowani jako element większej gry, o której nie decydowaliśmy, ale płaciliśmy jako pierwsi za żetony naszego ofiarowania na geopolitycznym ołtarzu gry potęg. A taka kalkulacja może być właśnie dokonywana. Możemy być Ukrainą 2.0 dla Rosji i Zachodu. No, bo bardziej prawdopodobne wydaje się, że jak Putin odpowie za obecność wojska paru krajów na Ukrainie z ruskimi okopami po drugiej stronie, to prędzej strzeli w Warszawę niż Paryż czy Berlin. Prędzej też i nas najedzie bez żadnego tam atomu. Ma pełne spektrum działań, od zaatakowania Bałtów, wypuszczenia Białorusi, zalania południa europejską falą imigrancką, aż po zaatakowanie Mołdawii i odcięcie Ukrainy od Morza Czarnego. Na każdą z tych nie wszystkich wymienionych przecież możliwości winniśmy mieć inną (i uzgodnioną) odpowiedź na poziomie Polski, Europy czy NATO. A mamy? Szczerze wątpię.

Zachód znowu może na nas liczyć, kiedy jego rachuby trafią na dwie rzeczy – zaprzaństwo czy głupotę naszych decydentów oraz durnotę kalkulacji skołowanego suwerena, który zacznie łykać jak pelikan te suflowane rybki konieczności obrony wartości. Niestety można zaobserwować nasilenie działań w tych dwóch kierunkach. Zacznijmy od polityków.

Pierwsi w chojrakowaniu

No jest tu kilku liderujących, nadających ton. Niektórzy się starają przepchać na pierwszą linię, ale tę obstawia Radek Sikorski. Raczej zakała dyplomacji, który chyba tylko Polakom imponuje oksfordzką angielszczyzną, bo w świecie zachodniej dyplomacji zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Naobraża taki Amerykanów od robienia laski, poprzez chwalenie za wysadzenie Nord Streamu, ganienie być może przyszłego prezydenta USA, a na pewno Republikanów, a potem jedzie coś z nimi załatwić. Co? Oni tam w USA go nie trawią, więc bryluje w Unii, jako retor, gadając niestworzone banialuki, nad którymi mlaskają polscy już chyba tylko zakompleksieni gęgacze. Ostatnio się wystawił na konfie, że o co chodzi z tym kontyngentem, bo przecież wojacy różnych krajów NATO działają od dawna na Ukrainie. To typowe dla Radka – w sumie za każdym razem mówi prawdę: i o Nord Streamie, i o robieniu laski, i teraz o tym, ze tam wojacy na Ukrainie wojują. Tylko zdaje się, że ostatnią rzecz na której polega dyplomacja, to mówienie prawdy. Gościu walczy o klikalność i tyle. W domenie dyplomatycznej uważany jest za niebezpiecznego dyplomatoła, którego nie należy zabierać na poważne rozmowy, bo zaraz o tym poczytamy na insta.

Powiedzenie i niepowiedzenie o tym, że natowscy już tam na Ukrainie dawno są to jednak robi różnicę, choćby „wszyscy wiedzieli, że tak jest”. Teraz to już oficjalne i Putin może chcieć zareagować – pokazać swoim: widzicie, NATO już zaczęło, podejrzewaliśmy, nie wiedzieliśmy, a teraz wiemy. I co wy, rodacy, na to NATO? Podkręcimy im śrubę czy nie, bo się w końcu zaczynają? A może po tej wypowiedzi przyjdzie pora by na jakiegoś Łotysza czy Polaka tam w okopach Ukrainy zapolować? Nie na najemnika, ale na regularsa, przysłanego specjalnie na front, za wiedzą i zgodą państwa członkowskiego? I zrobić z nim wywiad przed kamerami jak to tam się po natowskich koszarach gotują na matkę Rasiję? Tyle z tego Radkowego gadania.

Propaganda przedwojenna

Druga rzecz to obróbka medialna. Ja się dziwiłem, że można doprowadzić społeczeństwa do stanu wygenerowania z siebie chęci pójścia na wojnę. Widać to było przed pierwszą wojną światową, narody chciały sobie upuścić krwie, nie znały jeszcze skali wojny światowej, myśląc – podgrzani rządowymi propagandami -, że to będzie krótki spacerek i defilada zwycięstwa. Odbywały się tłumne prowojenne manify ochotnych, których kości do dziś w milionach bieleją wzdłuż okopów wojny pierwszej. Lekcja została odrobiona, w przypadku dogrywki po pierwszej, którą woja druga niechybnie była – ochotnych do powtórki już tak nie obrodziło. Ale od wojny to nikogo nie uchroniło. Dziś jest tak pół na pół. Propagandyści się starają (ja sobie robię listę, oj robię), ale coś nie widać radości na ustach uśmiechniętej Polski, która sobie taki los wybrała. A dzieje się dużo w tej domenie na co dam obrazowy przykład.

Otóż Polonia Polska napisała, przed wyjazdem obu, list do prezydenta i premiera, zwracając uwagę na sytuację w Polsce. Napisano tam między innymi: „Wielu członków Polonii jest głęboko przekonanych, że NATO powinno zostać sojuszem obronnym, A nie instrumentem realizacji ambicji geopolitycznych dominujących członków sojuszu. Polska nie może dać się wciągnąć lub być zmuszona do militarnego zaangażowania poza granicami Polski, chyba że najpierw sama zostanie zaatakowana”. „Konsekwencje eskalacji konfliktu, za którą opowiadają się i do której dążą niektórzy przywódcy europejscy, mogą mieć bardzo tragiczne skutki dla Polski i świata. Wzywamy polskich polityków, aby powstrzymali się od obraźliwych, retorycznych ekscesów i pustych gróźb, które ilustrują niestety wyłącznie ich niemożność realistycznej oceny rzeczywistych możliwości Polski w sytuacji faktycznej konfrontacji militarnej”. No, trudniej o bardziej racjonalną refleksję.

Co na to władze? Odpowiedział polski ambasador w USA, pan Magierowski. Zacytuję kilka najlepszych kawałków: „Jesteśmy zaniepokojeni treścią i tonem niektórych ostatnich wypowiedzi, odzwierciedlających retorykę Kremla w tej kwestii. W tym kluczowym momencie historii jesteśmy przekonani, że jedynym sposobem zapewnienia pokojowej przyszłości Europie i Wspólnocie Transatlantyckiej jest zapewnienie Rosji strategicznej porażki w jej wojnie agresywnej. Pogląd ten cieszy się powszechnym konsensusem politycznym i szerokim poparciem w polskim społeczeństwie”. Hmmm… – pan Magierowski. Wydawał się kiedyś rozsądnie mówiącym polskim dyplomatą, ale to dobre wrażenie to chyba efekt zestawienia z kompletną bryndzą jaką jest polska dyplomacja. Pan ambasador w kilku językach mówi, ale nie wiem czy myśli po polsku. A więc wszystko jedno w jakim języku powiadamia o tym świat.

Polonia pyta o wojnę

Autorzy listu Polonii od razu odpowiedzieli Panu Ambasadorowi, a właściwe zadali klika podstawowych pytań co do tych poetyckich w sumie zaśpiewów z jakich składała się jego oświadczenie. Tu chodzi bowiem o polską rację stanu w momencie przesilenia, nie zaś o jakieś metafory. O to o co zapytały ambasadora Polonusy: 

„W swoim oświadczeniu Ambasador wyraził dezaprobatę dla listu Polonii, który jego zdaniem przypominał treści zaczerpnięte z kremlowskiej propagandy. W swoim oświadczeniu Ambasador kwestionował postawę sygnatariuszy listu, przeciwnych zaangażowaniu militarnemu Polski w wojnie na Ukrainie oraz zapewnił o niezmiennym i niekwestionowanym poparciu dla Ukrainy obejmującym wszystkie siły aktywne w polskiej przestrzeni politycznej. W swoim oświadczenia Ambasador Magierowski zapewnia, że doprowadzenie do strategicznej porażki Rosji jest konieczne dla zabezpieczenia polskich interesów narodowych oraz dla pokojowej przyszłości Europy i Wspólnoty Transatlantyckiej. Niestety, oświadczenie Ambasadora nie definiuje, jak miałaby wyglądać „strategiczna porażka Rosji” i nie wyjaśnia w jaki sposób i jakim kosztem moglibyśmy Rosję do tej strategicznej porażki doprowadzić. Zaskakująca niejasność myśli zawartych w oświadczenia Ambasadora Magierowskiego zmusza nas do postawienia kilku zasadniczych pytań. Co będzie stanowić strategiczną porażkę Rosji? Czy do realizacji tego celu wystarczy eliminacja określonej liczby żołnierzy rosyjskich? Czy zniszczenie Kremla powinno być warunkiem koniecznym warunkującym zakończenie operacji? Czy rozważane jest użycie broni nuklearnej w celu wyeliminowania widocznej przewagi rosyjskich sił konwencjonalnych? Czy rozważany jest podbój całej Federacji Rosyjskiej i jej podział? Czy politycy i inni zwolennicy militarnej eskalacji zgłoszą się sami na ochotnika do czynnej służby na froncie? Wreszcie, czy importując wojnę zastępczą w granice Polski i ryzykując zniszczenie kraju mamy zamiar bezrefleksyjnie realizować obce interesy i działać wbrew własnym?

Na koniec najważniejsze pytanie: jakie straty ludzkie polski rząd jest skłonny zaakceptować, aby osiągnąć nierealistycznie „ambitny”, złudny cel, którym jest „rosyjska porażka strategiczna”? Jaka liczba polskich ofiar tej wojny byłaby do zaakceptowania przez rząd w Warszawie? Sto tysięcy? Milion? Dziesięć milionów? Są tacy, którzy twierdzą, że każda liczba polskich ofiar byłaby niewielką ceną, którą warto zapłacić, aby rzucić Rosję na kolana. Czy są wśród rządzących w Warszawie polityków tacy, którzy podzielają ten pogląd?”

Niedobra Polonia, czyli polskie piekełko

Tyle merytoryka. Ale przyjrzyjmy się medialnej otoczce całego zdarzenia. Po pierwsze – jak to zwykle bywa – żeby się dobić do treści listu otwartego Polonii, a co dopiero do odpowiedzi na paszkwil ambasadora, to trzeba się mocno naszukać. No, nie uświadczysz. W mediach, polskich, nie ma za dużo cytatów, ale oceny – a jakże. Czyli odbiorca zanim pozna – a nie pozna – treść, już wie jak ma na nią zareagować, bo okazuje się że:

  • Nie jest to list żadnej Polonii, tylko kliku emigranckich sygnatariuszy, czego dowodem są wypowiedzi dyżurnych Polonusów, że listu nie podpisali, a więc żadna to, panie, Polonia.
  • List jest „kontrowersyjny” na co wskazał sam Pan Ambasador, a reszta podążyła, że, cytuję: „Pogląd ten [o konieczności zaangażowania się Polski w konflikt] cieszy się powszechnym konsensusem politycznym i szerokim poparciem w polskim społeczeństwie”A więc co wy tam na wygnaniu wiecie i po co się wtrącacie w nie wasze sprawy, bo przecież naród tubylczy wojny chce.
  • Samiście Polonusy zdrajcy, uciekliście jak tchórze już raz przed Ruskimi, my zostaliśmy (pisze dwudziestoparoletni bojownik z komunizmem), a więc siedzieć tam cicho i nie dawać nam dobrych rad. I tego Ruskiego przetrzymamy. 

Widać, że jest na ostro. Chyba jesteśmy zaczadziali, my tu w Polsce. Na rynek wewnętrzny każdy kto nie jest za wojną okazuje się być putinowską onucą. To ciekawe i tragiczne zarazem. Ale to nie pierwszy przykład, kiedy Polonia jest ostoją rozsądku dla oczadziałych Polaków. Daliśmy się zapędzić do kąta i nie ma się co obrażać, że ktoś nam na to zwraca uwagę.

Pamiętam na samym początku wojny kadry z Moskwy. Osamotniona Rosjanka stała z transparentem „Niet wajnie!” i ruscy mundurowi ją zwijali. To był jasny dowód na agresywny charakter państwa rosyjskiego. Co może być bowiem złego we wzywaniu do pokoju? No, pokój może być zły tylko w przypadku agresywnego państwa, bo któż byłby przeciwko pokojowi, no któż? Wtedy wszyscy solidaryzowaliśmy się w sposób oczywisty ze zwijaną dysydentką.

A dziś – popatrzmy. Właśnie w tę sobotę odbyły się w Polsce manifestacje za pokojem i przeciw wojnie. Nie wiedzieliście? Aaaaa… No wiadomo – w tym samym czasie mieliśmy transmisje na żywo z sabatu aborcjonistek. Zapamiętajcie sobie ten czas, kiedy garstki były za pokojem, zaś cała reszta oczadziała.

I żeby mi potem nikt nie płakał. Tam w okopach, na zielonej Ukrainie…

Epilog dziadka

I jeszcze jedno. Mam dwójkę wnuków i dwójkę dzieci. Miałem, jak pisałem, bogate życie, głównie we wrażenia. Ja już schodzę i się o swój los mało martwię. Ale mam dzieci a ostatnio przybyła mi Tosia, wnuczka. I muszę wam tam politycy i płatni wyrywni powiedzieć, że jeśli nad chatką moich bliskich pojawi się realna groźba spowodowana przestawianiem moich najbliższych jak pionków na szachownicy waszych kalkulacji, to bójcie się, bo sam nie wiem co zrobię. I chyba nie jestem w tym osamotniony.

[Hi, nie wiesz? A ja, zbliżonych poglądów i w podobnej sytuacji, WIEM ! Mirosław Dakowski]

I jak się okaże, że nasze lidery tam pojechały do tego USA tylko po to, by Bideny załatwiły swoje sprawy na wszelki wypadek z przedstawicielami obu polskich plemion – to będzie z wami źle. Już kiedyś tak było, że jeden przywiózł z Monachium pokój na kawałeczku papieru, a potem rozpętało się piekło. Teraz jest gorzej – możecie nawet przywieść wojnę, którą zadeklarujecie od razu. Można sobie tylko wyobrazić tego konsekwencje. Jak latem się okaże, że jesteśmy w wojnie, nie będzie mnie interesowało, czy prowokację zrobią Białorusini, Ruscy, czy nieznani sprawcy i będziemy mieli, mili władcy, ze sobą na pieńku. Powtarzam złote słowa Orwella: wojna jak się zacznie, to się rządzi swoimi prawami. To proces, który się musi wypalić i wtedy nie ważne kto pierwszy strzelił czy zgwałcił. A skoro jest to proces niepowstrzymany, to wojnie winni są nie ci co ją prowadzą, ale ci, którzy do niej doprowadzili”. 

PS. I jeszcze jedno: załączam swoje zdjęcie z Tosią, żebyście tam Pany nie mówili, że nie wiedzieliście, że to na poważnie…