Tak nazywa się ukraińska partia, którą na potrzeby przeforsowania Włodzimierza Zełeńskiego na prezydenta Ukrainy, animował i sponsorował oligarcha Igor Kołomojski, co to ma aż trzy obywatelstwa: izraelskie, cypryjskie, no i oczywiście – ukraińskie. Nazwa ta jest bardzo podobna do tytułu serialu komediowego „Sługa Narodu”, w którym główną rolę grał właśnie Włodzimierz Zełeński, znakomicie grający obecnie rolę niezłomnego prezydenta Ukrainy.
Możliwe, że pierwotnie Igor Kolomojski – podobnie jak w swoim czasie generał Czesław Kiszczak w Polsce, puszczając na prezydenta Lecha Wałęsę – chciał sobie zadrwić z ukraińskiego narodu, a przy okazji zademonstrować, że rzeczywiście „każdy” może być prezydentem – ale dramatyczne okoliczności uczyniły z komika męża stanu i to od razu – formatu europejskiego, co wyraża się m.in w bezceremonialnym sztorcowaniu rozmaitych polityków europejskich, jeśli tylko nie wykazują oni entuzjazmu do poświęcenia interesów swoich krajów, dla interesów Ukrainy.
W ślady prezydenta Zełeńskiego idą inni ukraińscy politycy, jak np. minister spraw zagranicznych Dymitr Kułeba, a sztorcowani, mając świadomość, że Ukraina i jej przywódcy są obecnie Najukochańszymi Duszeńkami amerykańskiego prezydenta Bidena, który przy użyciu NATO postanowił wojować z Rosją na Ukrainie do ostatniego Ukraińca, wprawdzie otwarcie im się nie sprzeciwiają, ale też migają się, jak tylko mogą, ani ostentacyjnie im nie nadskakują, jak na przykład pan prezydent Andrzej Duda, Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński, czy jego pierwszy minister Mateusz Morawiecki. Ci, dla przypodobania się już nawet nie Naszemu Najważniejszemu Sojusznikowi, ale nawet – prezydentowi Zełeńskiemu – gotowi są zrobić wszystko, a zwłaszcza – jak najszybciej wciągnąć do wojny nasz nieszczęśliwy kraj.
W przypadku prezydenta Dudy jest to zrozumiałe; jeśli – jak zauważył Leszek Miller, co to o polityce coś tam musi wiedzieć – chce uzyskać jakąś prestiżową synekurę po zakończeniu dobrego fartu w charakterze prezydenta naszego bantustanu, to musi mieć protekcję Naszego Najważniejszego Sojusznika, a może nawet Sojuszników Pomniejszych – ale na co liczy Naczelnik Państwa, czy jego pierwszy minister – tajemnica to wielka. Tymczasem właśnie Naczelnik Państwa mało jaja nie zniesie, by Polskę wciągnąć do wojny, jaką na Ukrainie prowadzi z Rosją Sojusz Północnoatlantycki, wystrzegając się jednak bezpośredniego zaangażowania militarnego. Dostarcza tylko Ukrainie pieniądze, broń i amunicję.
Tymczasem Naczelnik podczas wyprawy kijowskiej zaproponował by NATO zaangażowało się bezpośrednio, wysyłając na Ukrainę uzbrojoną po zęby „misję pokojową”. Na szczęście prezydent Biden, który podobno koncepcję Naczelnika Państwa – jak oznajmiła rzeczniczka Białego Domu pani Psaki – „rozważał”, po przyjeździe do Europy i odbyciu rozmów z przedstawicielami państw poważnych, postanowił tym razem „nie pozwolić” Naczelnikowi Państwa na taką misję, choćby nawet uczestniczyła w niej tylko Polska.
Ludzie pobożni widzą w tym ingerencję Matki Boskiej, która postanowiła chronić nasz kraj nawet przez Umiłowanymi Przywódcami. Na takie dictum nawet prezydent Zełeński się zreflektował i nie tylko dostroił się do nowej mądrości etapu, ale – chociaż wcześniej rozpływał się w wyrazach wdzięczności za inicjatywę Naczelnika Państwa – nagle oświadczył, że jej „nie rozumie” i wyjaśnił, że: czy na szczęście, czy niestety – to jest nasz kraj i ja jestem tu prezydentem i to my będziemy decydowali o tym, co tu się będzie działo. Myślę, że Naczelnik Państwa, który najwyraźniej już zaczął śnić swój sen o szpadzie – był tym obrotem sprawy bardzo rozgoryczony i nie wziął udziału w uroczystości na Zamku Królewskim, w trakcie której prezydent Biden wynagrodził nas, a ściślej – nie tyle „nas”, co grono osobistości wyselekcjonowanych przez amerykańską bezpiekę, która układała listę gości – komplementami, a nawet przypomniał sobie Kukuńka, co jednak było już – oczywiście niezamierzonym – gestem dwuznacznym. Nie pojawił się tam również Donald Tusk, ale nie wiadomo, czy dlatego że nie chciał zademonstrować jedności moralno-politycznej z Naczelnikiem Państwa, czy też dlatego, że prezydent Biden, uznawszy, że skoro niedawno rozmawiał z kanclerzem Olafem Scholzem, to nie ma potrzeby dodatkowo rozmawiać z jego delegatem na Polskę, więc amerykańscy bezpieczniacy mogli nie umieścić go na liście.
Spośród polityków państw Europy Środkowej tylko węgierski premier Wiktor Orban dlaczegoś nie ulega fascynacji prezydentem Zełeńskim, którego sztorcowania spływają po nim, jak woda po gęsi. Na natarczywe żądania i gorzkie wyrzuty z jego strony, że Węgry nie poświęcają wszystkiego dla dogodzenia Ukrainie odparł, że dla jego przyjemności „nie wyłączy” całej gospodarki węgierskiej – co mogłoby nastąpić, gdyby zaczął popierać najsurowsze sankcje wobec Rosji, jakie każdego dnia obmyślają amerykańscy strategowie.
Zawsze mówiłem, że – w odróżnieniu od naszych Umiłowanych Przywódców – Wiktor Orban potrafi prowadzić politykę elastyczną; nie wyprowadza Węgier ani z NATO, ani z Unii Europejskiej, ale też nie poświęca węgierskich interesów na ołtarzu „jedności”, czy „wartości europejskich”. Za to właśnie Węgrzy go lubią i nie tylko wygrał z większością konstytucyjną trzy wybory pod rząd, ale prawdopodobnie dokona tego i teraz, podczas gdy żadnemu z Naszych Umiłowanych Przywódców taka sztuka nigdy jeszcze się nie udała. Możliwe, że obecnie wśród Węgrów jest znacznie mniej kandydatów na samobójców, niż u nas, gdzie rząd dusz sprawuje z jednej strony pan red. Michnik, a z drugiej – pan red. Sakiewicz.
Tutaj muszę odwołać się do mojej ulubionej teorii spiskowej, według której Polską rotacyjnie rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie, a każde ciągnie w swoją stronę również swoje polityczne ekspozytury, w związku z czym prowadzenie jakiejkolwiek polityki POLSKIEJ wydaje się niemożliwe. Toteż właśnie Nasi Umiłowani Przywódcy zerwali stosunki z Wiktorem Orbanem, na skutek czego spotkanie Grupy Wyszehradzkiej nie doszło do skutku. Cóż innego mogłoby bardziej udelektować niemieckiego kanclerza, jak nie praktyczne rozpadanie się Grupy Wyszehradzkiej? Ale za to „Gazeta Wyborcza” może pochwalić nawet Naczelnika Państwa”, nie mówiąc już o jego pierwszym ministrze Mateuszu Morawieckim, który właśnie zdecydował, że Polska nie będzie już importować z Rosji ani ropy, ani gazu ani węgla. Węgiel importowany z Rosji pokrywał dotąd około 16 proc, zapotrzebowania, przy czym korzystały z niego gospodarstwa domowe. Ponieważ premier, pewnie w obawie przed ściągnięciem gromów na swoją głowę, nie ośmielił się wskazać tym gospodarstwom żadnego paliwa zastępczego, to minister Sasin, który podobno drze z premierem koty, natychmiast zadeklarował, że Polska zwiększy wydobycie własnego węgla, co z kolei mogło wywołać wściekłość niemieckich Zielonych, więc tylko patrzeć, jak przyjedzie do nas panna Greta Thunberg żeby nas obsztorcować za nieczułość wobec męczarni przeżywanych przez „planetę”.
I tak miotaliśmy się w mroku niepewności, jaką politykę prowadzą akurat Nasi Umiłowani Przywódcy, aż wreszcie te ciemności rozproszył rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych pan Łukasz Jasina oświadczając, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. W jednej chwili wszystko się wyjaśniło i to nie tylko na chwilę obecną, ale kto wie, czy tak już nie zostanie nie na zawsze?
April 4, 2022 Why Is Biden’s SEC Waging War on American Energy?
Russia’s war on Ukraine is changing the geopolitics of the world. The delicate situation calls for agility and improvising to adjust to a crisis that could quickly become ugly. The Biden Administration and Western Europe have imposed sanctions as part of a strategy to end the war.
However, the Administration is also applying “sanctions” upon the American energy industry to serve the ideology of the climate control left. America cannot win a war if it turns against itself.
There is no other way to explain it. President Biden is waging war on American energy, and his Administration is doing everything possible to discourage production. It can not know what it is doing.
A Devastating SEC Decision
A recent decision by the Securities and Exchange Commission (SEC) is a case in point. The Democrat-dominated body voted to advance a proposed rule that will wreak havoc on energy producers—right when they need to increase production to offset sanctioned Russian supplies.
The new SEC rule will expand the requirement that all public companies disclose the climate risks involved in their operations. This already egregious duty has now been made completely unreasonable.
Present law covers so-called “material” events and risks defined as information deemed important by a reasonable person. Such disclosures are usually very limited to those things impacting the environment that investors would need to know.
However, SEC Chairman Gary Gensler and his fellow Democrats voted 3-1 to redefine “materiality” to mean anything they want it to mean. The 510-page proposal broadens the requirements to require public disclosure of the risks of anything associated with carbon and climate change politics at any stage in production.
Contrary to the SEC’s Purpose
There has never been a proposal like this one in SEC history. The rule unloads a mountain of bureaucracy on already-struggling firms. It contradicts securities law and sound regulatory practice. Such disclosures favor progressive investors seeking to strangle oil and energy investment by depriving it of credit and capital. The new data provide ammunition to woke investors who can cancel offending companies.
The SEC exists to ensure investors have relevant information about publically traded firms. That’s it. It was never intended to be a policy-making agency imposing an ideology. Its purpose is to assure fairness in the securities markets, protecting investors against fraud.
The SEC was founded after the stock market crash in 1929. It sought to restore investor confidence by stopping the deceptive sales practices and manipulations that caused the crash in the first place. The commission established rules, supervision and forbade unfair use of nonpublic information about stocks when trading.
A Rule With an Agenda
The new rule uses this full disclosure requirement to demand information about greenhouse gas emissions and other climate ideology data. The new requirements are massive. They have no place in a volatile world where everything is upside down. The fanatical zeal of the green new dealers once more disregards reality in favor of de-development and eco-fantasy.
The new reporting must include all phases of production. This begins with the greenhouse-gas emissions caused directly by the operations of company plants and their energy consumption. Companies will also have to report on Scope 3 emissions, which means data related to supply chains and customer use.
All manufacturers will feel the fire of the regulatory state. However, these draconian requirements especially target oil companies, which will be required to estimate emissions from rigs, tankers and pipelines transporting oil and gas. On the product side, emissions from combustion engine consumption, plastics and other oil-based materials must be monitored.
The worst thing about Scope 3 emissions is that the SEC admits there is no clear definition for them. The commission has “not proposed a bright-line quantitative threshold for the materiality determination.” Everything depends upon the facts and circumstances surrounding each case. Thus, the potential for arbitrariness in rule enforcement is enormous. All it takes is an overzealous regulator to determine that an eco-factor is relevant to an investor’s supposed need to know.
Harassment on a Grand Scale
The new reporting is meant to intimidate. The commission has the authority to reveal only those things that are “necessary or appropriate in the public interest or for the protection of investors.” The SEC decision provided no proof that the new green ideology data fit the criteria for necessary public disclosure.
The SEC claims the new rule “will promote efficiency, competition, and capital formation.” However, it would add yet another layer of government regulation to the already excessive burden carried by companies. The threat of such exhaustive disclosures will discourage companies from going public and encourage stock buy-backs to return to the private sector.
In addition, it will expose private supply chain partners to disclose climate information that they usually would not have to report. All this information must be certified and audited, and companies will be liable for inaccuracies.
This huge effort is made to help woke, eco-friendly investors like BlackRock and public pension funds sniff out climate “offenders” whose only “crime” is using carbon like every human being in America.
The proposed rule will now be open for comments for 60 days before being finalized. Many states, such as West Virginia, have promised to sue the SEC for harassment of their energy industry. However, many rightly note that the damage has already been done. A shot has been fired over the bow of the energy sector. Even if federal courts throw the final rule out, the message has been sent. The war on energy has been declared. Investors beware. You are a target of the Democrats and their extreme green militants.
The message is equivalent to sanctions on the industry for doing its job. President Biden is declaring war on American energy in a time of crisis. The Administration knows this and nevertheless continues destroying the nation.
To my decydujemy w co wierzysz. My decydujemy o twoich stanach psychoemocjonalnych. Twoje odczucia i emocje zależą od kierunku, w którym patrzy nasza kamera. My decydujemy, których chorób zakaźnych masz się bać, czym i kiedy masz się szprycować, ofiarom której wojny masz współczuć, a wobec których masz pozostać obojętnym. Pomagasz tylko tym, którym my chcemy abyś pomagał. Jesteś bezwolną kukiełką w naszej ogromnej machinie kłamstwa i manipulacji.
Im głupszy, tym bardziej jesteś nam potrzebny. Niczego nie rozumiesz, bo jesteś naiwnym durniem. Jesteś nasz, bo jesteś głupi, a będąc nasz, stajesz się jeszcze głupszy. To takie błędne koło, którego nie rozumiesz, bo przecież jesteś głupi. Jeśli zechcemy, ozdobisz swój profil flagą Mozambiku, pomimo, że nie masz pojęcia gdzie tego kraju szukać na mapie. Ale to nieistotne.
Gdybyś przeczytał Orwella, wiedziałbyś, że O’Brien nauczał, iż „rzeczywistość mieści się w mózgu”, a to my decydujemy czym masz go wypełnić. Bojkotujesz rosyjskie marki, bo my ci każemy.
Dlaczego nie bojkotujesz np. marek amerykańskich, chociaż „wolny świat” pod przewodnictwem USA od lat morduje ludzi tak samo, jak putinowska Rosja? Bo wmówiliśmy ci, że to my określamy dobro i zło, mimo, że istnieje wyłącznie zło, w różnych odcieniach. Ale ty tego nie wiesz, pomimo, że masz dostęp do wszelakiej wiedzy. Bo jesteś zbyt leniwy by z tej wiedzy skorzystać… My twoje lenistwo codziennie wypełniamy treścią. Naszą treścią. Jesteś nasz. I zawsze będziesz, żałosny idioto.
Latasz pomagać ukraińskim uchodźcom nie dlatego, że taki jesteś dobry i miłosierny, ale głównie dlatego, że my tak chcemy. Masz jednocześnie w dupie biedne afgańskie, syryjskie, czy palestyńskie dzieci, rozrywane od lat bombami, bo my tak chcemy. Jesteś produktem z gliny, meduzą bez kręgosłupa, więc możemy dowolnie cię formować. Nigdy nie zrozumiesz co mówił Lenin w 1919 roku o „pożytecznych idiotach”, bo my tego ci nie wytłumaczymy. A on mówił o tobie, ale ty tego nie wiesz.
Im mniej wiesz, tym lepiej dla nas. Im mniej rozumiesz, tym jesteśmy silniejsi. Twoja głupota to nasza strawa i woda na nasz młyn. Wczoraj kazaliśmy bać ci się wirusa, więc się potwornie bałeś i bezmyślnie szprycowałeś genową, testową berbeluchą, dając nam zarobić pierdyliardy dolarów i euro. Dziś każemy ci wspierać niezaszczepionych uchodźców, więc ich wspierasz i już nie boisz się wirusa, bo z dnia na dzień przeprogramowaliśmy twój pusty łeb na kolejny etap historii. Od tysięcy lat tacy jak ty są nam potrzebni. Bez ciebie nie uda nam się żadna wojna, żaden przewrót i żadna rewolucja. Nigdy nie zrozumiesz, że każda wojna zaczyna się w tych samych ciemnych gabinetach, w których się kończy. Naszych gabinetach. Jesteś durniem i umrzesz durniem. A my jesteśmy z tobą! A ty z nami. Na zawsze !
Wojna jest kontynuacją działań politycznych przy użyciu innych środków
gen. Carl von Clausewitz
Tygodniowy pobyt w Ojczyźnie w dn. 9 – 17 marca potwierdził moje najgorsze obawy dotyczące medialnej „obsługi” wojny rosyjsko-ukraińskiej. Wiadomości w dziennikach radiowych sprowadzały się głównie do informacji o zbrodniach wojennych oddziałów rosyjskich i militarnych sukcesach armii ukraińskiej.
Negocjacje pokojowe, podjęte bodajże już w 3. dniu wojny i nie ograniczone do sprawy korytarzy humanitarnych, pomijano w medialnym agit-propie niemal całkowicie. Z natury rzeczy porównuję media w Polsce i w Niemczech. Również w Reichu antyrosyjska kampania propagandowa trwa od lat, jednak w okresie konfliktu zbrojnego wiadomości o rosyjskich zbrodniach wojennych niejednokrotnie opatruje się informacją, że chodzi o twierdzenia strony ukraińskiej. Zdarzały się nawet uwagi, że twierdzeń tych nie można sprawdzić w oparciu o niezależne źródła. Rzadko jednak ewidentną dezinformację wycofywano z medialnych serwisów. Tak było jednak z podaną jako top news informacją, że prezydent Francji Macron zarzucił stronie rosyjskiej atakowanie korytarzy humanitarnych w Mariupolu. W tym samym dzienniku radiowym, w którym tę wiadomość nadano, poproszono o krótki komentarz specjalistę, obserwującego wydarzenia na Ukrainie a ten zaś spontanicznie powiedział, że chodzi o twierdzenia strony ukraińskiej. Godzinę później rewelację dotyczącą zarzutów podniesionych rzekomo przez Macrona usunięto z serwisu informacyjnego.
Nawet w porównaniu z niezależną prasą ukraińską polskie mass media wypadają gorzej. Informując o sytuacji w Mariupolu portal „Strana” zestawiał twierdzenia obu stron: władze ukraińskie utrzymują, że Rosjanie atakują korytarze humanitarne i bombardują obiekty cywilne, Rosjanie twierdzą, że bojownicy „Azowa” w Mariupolu zmuszają cywilów do funkcjonowania w charakterze „żywych tarcz” i że rozmieścili stanowiska artylerii w pobliżu szkół i szpitali. „Jak było – tak było” – konkludowała filozoficznie „Strana”. W czasie wojny kłamią obie strony konfliktu i przekazywanie twierdzeń tylko jednej z nich nie służy informacji, lecz manipulacji.
Dezinformacja poprzez źródło – jak w wypadku rzekomych zarzutów sformułowanych przez Macrona – to jedna z klasycznych metod medialnej intoksykacji: twierdzenie fałszywe (lub niesprawdzone) kolportowane jest przez wiarygodne źródło. Do perfekcji doprowadzili ją Sowieci, gdy za „działania aktywne” odpowiedzialny był twórca departamentu (później nawet samodzielnego wydziału) „D” generał KGB Iwan Agajanc: fałszywe lub wypaczone twierdzenia umiejętnie podsuwano zachodnim mediom, te zaś rozpowszechniały je w świecie. Wiele ciekawych przykładów działań tego typu dostarczały programy rozgłośni polskiej Radia Free Europe w latach 1980-tych. Opisałem już kiedyś dezinformację, której celem było przekonanie słuchaczy Free Europe, że mord popełniony na księdzu Jerzym Popiełuszce był prowokacją wymierzoną przeciwko generałowi Jaruzelskiemu („W służbie pierestrojki” po 10 latach. Archiwum Emigracji, 2009, z. 1, s. 130-1). Taką wersję przedstawiał w swych komentarzach ówczesny dyrektor rozgłośni polskiej „Wolnej Europy” – Zdzisław Najder i z uwagi na fakt, że wiarygodność RFE była w Polsce bez porównania wyższa od oficjalnych mediów PRL (Jerzy Urban wystąpił na konferencji prasowej z tym samym twierdzeniem dopiero 2 dni po komentarzu Najdera), niejeden słuchacz mógł uwierzyć w knowania „twardogłowych” przeciwko I sekretarzowi PZPR.
Przywołuję ten właśnie przykład – spośród wielu – jako szczególnie spektakularny, lecz również dlatego, że w rozlicznych już publikacjach na temat mordu dwuznaczna rola propagandowa „Wolnej Europy” jest zupełnie pomijana. W Polsce zainteresowanie tematem dezinformacji i medialnej manipulacji jest, jak się zdaje, niewielkie, choć obecnie problematyka ta jest szczególnie aktualna.
Podstawowe metody dezinformacji znane są od lat, termin „wynaleźli” bolszewicy w latach 1920-tych a sam temat stał się bardzo modny po procesie Pierre-Charlesa Pathé (syna znanego producenta filmowego) we Francji. Rzecz bez precedensu: w 1980 roku skazano za szpiegostwo na rzecz ZSRS agenta intoksykacji, który swoim zleceniodawcom nie przekazywał tajnych informacji o charakterze wojskowym, lecz jako redaktor i wydawca wprowadzał do medialnego obiegu we Francji sowiecką dezinformację oraz oddziaływał na tamtejsze kręgi polityczne w duchu korzystnym dla Moskwy. Sprawa Pathé była jedną z inspiracji Vladimira Volkoffa do napisania ”Le Montage” – pierwszej w ogóle „powieści o dezinformacji”, która do dziś pozostaje arcydziełem gatunku.
Obecnie stosuje się wypróbowane już sposoby manipulacji opinią publiczną, przy czym udoskonalenia polegają głównie na wykorzystaniu nowości technicznych w przekazywaniu informacji, takich jak internet, media społecznościowe czy przekaźniki umieszczane w środkach miejskiej komunikacji. Celem zwiększenia skuteczności własnej propagandy władze PRL zagłuszały audycje zachodnich rozgłośni radiowych. W czasie wojny w III Rzeszy zakazane było słuchanie audycji radiowych BBC. Obecnie nie jest potrzebne ani zagłuszanie, ani zakazy.
W Unii Europejskiej wystarczy elektroniczna blokada rosyjskich kanałów informacyjnych i telewizji, aby skutecznie ograniczyć możliwości dostępu do wiadomości utrudniających propagandowe manipulacje.
Z uwagi na uzasadnioną historycznie wrogość Polaków do Rosji (zjawisko to kulminuje obecnie w formie „nienawiści do Putina”) polityczni manipulatorzy mają ułatwione zdanie. Polska publiczność – a przynajmniej jej ogromna większość – uwierzy niemal w każde twierdzenie, pod warunkiem że będzie ono antyrosyjskie. Podstawowe kryterium weryfikacji, jakim jest zdrowy rozsądek – nie funkcjonuje. Rozpowszechniano już zatem wiadomości o rosyjskich nalotach na ukraińską elektrownię atomową, o celowych atakach na żłobki, szkoły, szpitale, izby porodowe, co miało być spowodowane niepowodzeniami wojsk rosyjskich w walkach siłami ukraińskimi.
Powstaje równocześnie zjawisko, które psychologia określa jako barierę epistemologiczną. Skrajne emocje – jak np. nienawiść do jednej ze stron konfliktu zbrojnego – powoduje bezrefleksyjną odmowę przyjęcia do wiadomości nawet udowodnionych faktów, jeśli tylko mogłyby one naruszyć utrwalony, manicheistycznym obraz świata.
Tak właśnie media w Polsce potraktowały sprawę amerykańskich laboratoriów na Ukrainie, w których – wg wszelkiego prawdopodobieństwa – Pentagon prowadził badania nad bronią biologiczną. Jeżeli „główny nurt” w ogóle wspominał o dokumentach, którymi dysponuje obecnie strona rosyjska (dotyczą one laboratorium w Charkowie), klasyfikował je jako „absurd”. W rzeczywistości sprawa laboratoriów znana jest od dawna a informowały o nich niezależne media ukraińskie.
9 kwietnia 2021 roku Oksana Małachowa opublikowała na ukraińskim portalu informacyjnym „Strana” artykuł Cziem oni tam zanimajutsa? [Czym oni się tam zajmują?]. W tekście zamieszczono kopie 2 umów, dotyczących finansowania przez Pentagon bio-laboratoriów na Ukrainie oraz obustronnego porozumienia, przewidującego poufne traktowanie działalności tych placówek. Jeszcze wcześniej dwóch opozycyjnych posłów ukraińskich – Wiktor Miedwiedczuk i Renat Kuźmin – przedstawiło dokumenty związane z funkcjonowaniem na terytorium Ukrainy 8 laboratoriów zasilanych finansowo przez USA. W sprawę tę zaangażowane było ukraińskie „Centrum naukowo-techniczne”, również utworzone przez Waszyngton. Pracownicy centrum, które sponsoruje projekty badawcze dotyczące broni masowego rażenia, korzystali z immunitetów dyplomatycznych. Wcześniejszy artykuł opublikowany na tym samym portalu – Laboratorii SSha [Sojedinionnych Sztatow] w Ukrainie: czto o nich izwiestno[Laboratoria Stanów Zjednoczonych na Ukrainie: co o nich wiadomo] – został z internetu usunięty.
Szkoda, że ani media, ani klasa polityczna w Polsce nie interesują się amerykańskimi laboratoriami wojskowymi, tym bardziej, że jeśli zostaną one ewakuowane z Ukrainy, to nasz Najważniejszy Sojusznik może je uruchomić w Polsce. Wg agencji Xinhua Amerykanie dysponują ponad 300 laboratoriami biologicznymi usytuowanymi w 36 krajach. Tę informację opublikowano w Chinach, gdy Moskwa i Pekin podniosły sprawę laboratoriów na forum Rady Bezpieczeństwa, po tym gdy Rosja przedstawiła uzyskane na Ukrainie dokumenty dotyczące tej afery (zob też: Chiny wezwały USA do ujawnienia informacji o biolaboratoriach wojskowych na Ukrainie. „Głos” (Toronto) nr 11, 19.3.2022, s. 3).
Krótko po owym demarche w mediach zachodnich pojawiły się twierdzenia o przygotowaniach Rosji do zastosowania na Ukrainie broni chemicznej i biologicznej. Nie trudno się domyślić, że chodzi o taktyczny manewr w ramach wojny informacyjnej wg klasycznego schematu, który kolokwialnie można określić jako „łap złodzieja!”. Nie zapominajmy, że pierwszą i bezpośrednią ofiarą dezinformacji są odbiorcy przekazów medialnych, którzy nawet nieświadomie poddając się manipulacji, tracą część swej wolności. Natomiast Putin nie upadnie w wyniku amerykańskiego agit-propu.
Z polskich mediów głównego nurtu nie mogłem się niczego dowiedzieć ani o amerykańskich laboratoriach, ani o jeszcze ważniejszej kwestii, mianowicie przebiegu i perspektywach rozmów pokojowych między Rosją a Ukrainą. Wiele miejsca poświęca się natomiast pytaniu „Kiedy zaatakuje Putin?”, względnie „Czy będziemy następni?” Odpowiedź na to pytanie jest akurat stosunkowo łatwa. Ryzyko ataku stanie się realne wówczas, jeśli Polska włączy się aktywnie do działań zbrojnych przeciwko Rosji, wprowadzi swe wojsko do sfer objętych walkami lub też przyłączy się do akcji prowokujących ripostę ze strony Moskwy (np. strefa zakazu lotów nad Ukrainą).
Nasi „mężowie stanu” jeszcze się nie zdecydowali na podjęcie takich kroków, choć i tak działają na rzecz eskalacji i rozszerzenia konfliktu. Kiedy podróżowałem między Monachium, Wrocławiem i Warszawą polscy przywódcy partii i rządu wojażowali nieco dalej na Wschodzie. Przewodniczący rządzącej partii zaproponował w czasie pobytu w Kijowie „misję pokojową” wojsk NATO na Ukrainie.
Istnieją wg mnie 3 możliwe przyczyny propozycji Kaczyńskiego, którą można porównać do pomysłu ugaszenie pożaru za pomocą dynamitu:
1°) Pan Prezes nie wie, co jest przyczyną wojny na Ukrainie. A tymczasem nawet w dalekim Meksyku dziennik „La Jornada” pisał 24.12.2021, że jeśli konflikt dotyczący przyjęcia Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego nie zostanie rozwiązany na drodze dyplomatycznej – może dojść do wojny (w Polsce jako przyczyny akcji Moskwy wymienia się najczęściej: imperializm rosyjski, niepoczytalność Putina, lub chęć odbudowy ZSRS);
2°) Proponując „misję pokojową NATO” Prezes działał w stanie ograniczonej poczytalności;
3°) Łączne zaistnienie 1. i 2. przyczyny
W rzeczywistości wojna rosyjsko-ukraińska jest klasyczną realizacją przytoczonej jako motto formuły pruskiego generała. Moskwa zdecydowała się na zastosowania środków militarnych po tym, gdy polityczne wysiłki na rzecz wstrzymania integracji Ukrainy z Sojuszem Północnoatlantyckim nie przyniosły zamierzonych wyników. Nie wszystkie wojny w ostatnich latach spełniają definicję podaną przez von Clausewitza: atak NATO na Jugosławię nie był kontynuacją polityki, bowiem globaliści nie podejmowali uprzednio politycznych prób rozczłonkowania Jugosławii.
Po wyprawie do Kijowa Pan Premier zapuścił się jeszcze dalej w kierunku południowym, aby próbować wciągnąć inne państwa do konfliktu z Rosją. Ani w Gruzji, ani w Turcji nic nie osiągnął, bo i osiągnąć nie mógł, a to z dwóch powodów.
Szczęście w nieszczęściu: prestiż polskiego rządu na arenie międzynarodowej jest znikomy zaś premier Morawiecki nie tak dawno kompromitował się po raz kolejny w Europie Zachodniej, przywołując rzekomy „szantaż gazowy”, zastosowany już przez Putina. Rozmówcy p. Premiera wiedzieli, że to nieprawda. W Niemczech zarówno eksperci od spraw energetycznych jak i spraw międzynarodowych zgodnie podkreślali, że dopóki nie dojedzie do otwartego konfliktu z Federacją Rosyjską, wstrzymanie dostaw paliw kopalnych przez Moskwę jest mało prawdopodobne, ponieważ nie będzie ona narażać na szwank swej reputacji solidnego partnera handlowego. Dokładnie wówczas, gdy Morawiecki w czasie występów w Brukseli określał Putina jako „szantażystę”, państwa zachodnioeuropejskie znacznie zwiększyły import rosyjskiego gazu w reakcji na wzrost cen paliw. Importerami są przy tym nie państwa, tylko indywidualni odbiorcy. Ograniczenie dostaw rosyjskich staje się realne dopiero w tych dniach: jedną z metod wojny zastosowaną przez globalistów był atak na walutę rosyjską i w celu jej obrony Moskwa ogłosiła 23 marca, że zamierza żądać płatności w rublach.
Zarówno Tbilisi jak i Ankara kierują się w swoich decyzjach własnym interesem państwowym i zdrowym rozsądkiem. Stosunki Gruzji z Federacją Rosyjską nie są serdeczne, lecz za to pokojowe i nikt rozsądny w Tbilisi nie będzie dążył do ich zaognienia, tym bardziej, że już prezydent Saakaszwlli przysporzył Gruzji sporo problemów decydując się na wywołanie konfliktu z Rosją. Nawet w raporcie sporządzonym na zlecenie UE (Tagliavini Report od nazwiska Heidi Tagliavini, kierującej komisją badającą sprawę), którą trudno podejrzewać o sympatie prorosyjskie, stwierdzono, że bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny w sierpniu 2008 roku był agresja sił gruzińskich na Południową Osetię. Co więcej, rosyjska akcja militarna, którą w raporcie Tagliavini krytykowano jako nadmierną w stosunku do przyczyny, zapobiegła przeprowadzeniu przez Izrael ataku rakietowego z terytorium Gruzji na Teheran. Znacznie mniejsza odległość między Gruzją a Teheranem niż między Izraelem a Iranem była głównym motywem tej koncepcji. Rozejm między Rosją w Gruzją zawarto po 5 dniach wojny dzięki pośrednictwu ówczesnego prezydenta Francji Sarkozy’ego. Saakaszwili uchodzi w Polsce za bohatera, natomiast w Gruzji ciążą na nim prawomocne wyroki na nadużycia władzy.
Natomiast Turcja, jako regionalne mocarstwo, zachowuje daleko idącą niezależność a sprzyja temu fakt, że prezydent Erdoğan najpóźniej po próbie przewrotu w 2016 roku zrozumiał, jakie jest rzeczywiste nastawienie zachodnich sojuszników do jego osoby i prowadzonej przezeń polityki. Próbę zamachu stanu podjęli aktywiści ruchu Hizmet, stworzonego przez Fethullaha Gülena, działającego z USA. Na terenie Europy najbardziej rozbudowaną siecią aktywistów Gülen dysponuje w RFN. Ankara, nie bacząc na veto Waszyngtonu, zakupiła w Rosji systemy obrony antyrakietowej a równocześnie sprzedaje Ukrainie drony własnej produkcji, które stosowano m.in. do ataków na obiekty cywilne w Donbasie.
Poprzez własną politykę Polska sama pozbawiła się jakiejkolwiek możliwości działań na rzecz pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie. A tymczasem szanse na zakończenie wojny istnieją, choć obawiam się, że będzie to raczej intermedium niż trwałe uspokojenie sytuacji. Dopóki istnieje globalizm (wg mnie jest on cały czas w fazie wchodzącej i spowoduje jeszcze wiele ofiar i tragedii) a Rosja kieruje się w swej polityce własnym interesem państwowym, konflikty na wschodnich i południowych obrzeżach Federacji są nieuniknione.
W sprawie głównego problemu – przystąpienia Ukrainy do NATO – obie strony osiągnęły już na początku rozmów zbliżenie stanowisk. Rząd ukraiński zasygnalizował gotowość rezygnacji, przy uzyskaniu odpowiednich gwarancji bezpieczeństwa, z członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim (są jednak na Ukrainie i takie pomysły, aby potraktować ten krok jako „manewr”). Negocjowano dwa modele neutralności: szwedzki i austriacki. Sama Ukraina, uzyskując państwową suwerenność, zadeklarowała neutralność i „niezaangażowanie”, tzn. rezygnację ze wstąpienia do bloków wojskowych.
To zobowiązanie zawarte jest w deklaracji o suwerenności Ukrainy, którą zaakceptowała Rada Najwyższa ZSRS 16 lipca 1990 roku (ten dokument i następne, które tu przywołuję, można znaleźć na stronie www.zakon.rada.gov.ua). Rok później – a dokładnie 25 sierpnia 1991 – Rada Najwyższa Socjalistycznej Sowieckiej Republiki Ukrainy przyjęła akt ogłoszenia niepodległości, oparty na deklaracji o suwerenności. Akt ten został potwierdzony w powszechnym referendum 1 grudnia 1991 roku. W 1994 roku Ukraina zrezygnowała z arsenału atomowego i w „memorandum budapeszteńskim” Waszyngton, Londyn i Moskwa zagwarantowały jej bezpieczeństwo. W preambule konstytucji Ukrainy z 1996 roku podkreślono, że przyjmując ustawę zasadniczą rada najwyższa kierowała się aktem niepodległości. A zatem wszystkie akty prawne, konstytuujące Ukrainę jako niepodległe państwo, nawiązywały do deklaracji o suwerenności, zakazującej wstępowania mu do bloków militarnych. Pomimo tego w marcu 2008 roku prezydent Juszczenko skierował do Sojuszu Północnoatlantyckiego oficjalne pismo z prośbą o ustalenie tzw. „planu działań dotyczącego członkostwa” a w kwietniu na szczycie NATO zapowiedziano, że Gruzja i Ukraina zostaną członkami się sojuszu, co wywołało gwałtowny sprzeciw Moskwy.
Sprawy wstąpienia Ukrainy do NATO nie podejmowano w okresie prezydentury Janukowicza, powróciła ona jednak na porządek dzienny po Euro-Majdanie w 2014 roku. W sierpniu premier Jaceniuk oficjalnie poinformował o wznowieniu starań o integrację z NATO. W lutym 2019, już za prezydentury Zełenskiego, rada najwyższa oficjalnie znów zwróciła się do NATO o ustalenia „planu działań” w celu włączenia Ukrainy do sojuszu. Równocześnie w konstytucji wprowadzono poprawki ustalające nieodwracalność „europejskiego i euroatlantyckiego kursu” państwa. Niemniej jednak konstytucja nadal odsyła do aktu ogłoszenia niepodległości z 1991 roku, ten zaś opiera się na deklaracji z 1990 roku, przewidującej neutralność Ukrainy i zakazującej jej udziału w blokach militarnych (na te sprzeczności zwraca uwagę Aleksiej Romanow w: Pocziemu w NATO nam nielzja. Strana, 19.12.2021).
Powrót Ukrainy do statusu państwa nieuczestniczącego w sojuszach wojskowych jest zatem, również w sensie prawnym, możliwy. Praktycznie większym problemem jest kwestia gwarancji bezpieczeństwa, których domaga się Kijów. Wśród państw, które miałyby takich gwarancji udzielić, ukraińscy negocjatorzy wymieniają Polskę. Wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, aby Moskwa się na to zgodziła. W naszej części kontynentu Warszawa jest bowiem najbardziej aktywnym czynnikiem, działającym na rzecz realizacji amerykańskich planów osłabienia Rosji poprzez wywoływanie konfliktów, również zbrojnych, na jej zachodniej i południowej flance. A poza tym nasi przywódcy nie są zainteresowani doprowadzeniem do pokoju na Ukrainie, lecz – jak wspomniałem – starają się działać na rzecz pogłębienia kryzysu i wciągnięcia do konfliktu dalszych państw.
Polska tymczasem jest tym krajem, któremu powinno zależeć na jak najszybszym zawarciu pokoju między Rosją a Ukrainą. Każdy dzień wojny przynosi nam straty. Kryzys energetyczny i finansowy dopiero się zaczął a jego skutków dla gospodarki narodowej i poziomu życia obywateli nie sposób przewidzieć. Napływ milionów Ukraińców to problem, z którego wagi rządzący nie zdają sobie sprawy.
Oczywiście chęć pomocy ludziom w potrzebie jest ze wszech miar chwalebna, ale skutki ekonomiczne fali uchodźców doprowadzą, zwłaszcza na poziomie lokalnym, do kryzysu. Nieuniknione są również konflikty o charakterze społecznym; na razie nie wiadomo, kiedy zaczną one wybuchać i jakie będzie ich nasilenie. Na dodatek Polska jest państwem, w którym od lat toczy się zimna wojna domowa, a zatem dalekim o stabilizacji. Krótko mówiąc, zdrowy rozsądek nakazuje uczynić wszystko, co możliwe, aby za naszą wschodnią granicą jak najszybciej zapanował pokój. Jednak zdrowy rozsądek nie jest najsilniejszą stroną polskiej polityki, i to już od lat niemal dziewięćdziesięciu.
Jedynym państwem, któremu wojna rosyjsko-ukraińska przynosi korzyści, są Stany Zjednoczone. Nie po to organizowano Majdan w 2014 roku, aby sytuacja wróciła teraz do status quo ante.
Można się zatem spodziewać, że Waszyngton będzie torpedował proces pokojowy na Ukrainie, wykorzystując przy tym zwolenników Poroszenki, ugrupowania nacjonalistyczne i polski rząd. Przed kilkoma dniami USA zwiększyły dostawy uzbrojenia dla Ukrainy i nie przez przypadek Joe Biden zapowiedział w czasie wizyty w Polsce, że wojna będzie trwała długo. Polityka sankcji nie przynosi Stanom Zjednoczonym żadnych odczuwalnych strat. Trafia Rosję a rykoszetem także Europę Zachodnią a zatem gospodarczych konkurentów amerykańskiego przemysłu. Polska, szczególnie aktywna w żądaniach coraz ostrzejszych sankcji, wbija sobie szpilkę we własne oko a nawet w oba oczy. Udział w wojnie ekonomicznej z Putinem (i z Łukaszenką) przynosi polskiej gospodarce dotkliwe straty a pewne dziedziny, jak chociażby sadownictwo, po utracie rynków zbytu na Wschodzie znalazło się w kryzysie, z którego nie podniesie się przez lata. Formuła Romana Dmowskiego: „bardziej nienawidzicie Rosji, niż kochacie Polskę” – jest aktualna jak nigdy dotąd.
W komentarzu opublikowanym w szwajcarskiej „Weltwoche” 17 marca br. były prezydent Republiki Czeskiej Vaclav Klaus podkreśla, że w obecnej sytuacji największe ofiary ponosi Ukraina. Po Euro-Majdanie zdecydowała się na politykę konfrontacji z Rosją, wabiona perspektywą członkostwa w NATO i w EU i iluzorycznymi wyobrażeniami o wynikających z tego korzyściach (już Tacyt pisał: Omne ignotum pro magnifico [wszystko co nieznane wydaje się wspaniałe]). Ukraina stała się instrumentem w rozgrywce, w której z jednej strony USA realizują politykę globalnego hegemona, zaś z drugiej – Rosja nakreśliła nieprzekraczalną granicę, którą jest przyłączenie Ukrainy do NATO. W tej sytuacji – pisze Klaus – elementarnym nakazem rozsądku jest powrót do racjonalnej analizy przyczyn powstałej sytuacji, by szukać pokojowego rozwiązania. Niestety, szanse na pojawienia się wśród polskich elit politycznych mężów stanu w rodzaju Vaclava Klausa, Viktora Orbána, czy choćby Zorana Milanovića (obecny prezydent Chorwacji) są równe zeru.
Starczy upór Jarosława Kaczyńskiego w popychaniu Polski do wojny jest zaiste imponujący. Ten człowiek ewidentnie chce przejść do historii jako ostatni przywódca naszego kraju, odpowiedzialny za jego ostateczną zagładę i zniszczenie. Przecież to m.in. rojenia Zełenskiego o budowie brudnej bomby i ściąganiu zachodniej broni jądrowej wymusiły rosyjską operację, ściągając nieszczęścia wojenne na biedny naród ukraiński. Widać polski kieszonkowy dyktator pozazdrościł i też chce udawać bohatera przemawiając z green boxu.
Wojna o Europę
Oczywiście też Kaczyński nie wymyślił tego sam, jest to bowiem polityk całkowicie niesamodzielny, od zawsze reprezentujący w Polsce wyłącznie obce interesy, niegdyś niemieckie, a obecnie militarystycznych kręgów amerykańskich i brytyjskich. [Wg. mnie, jednak zawsze z pozycji „socjalizmu”, co to „dajcie mi władzę, a ja was, głupków, urządzę”.MD]
Możemy więc uznać, że wizja amerykańskiej broni jądrowej na polskiej ziemi to balon próbny wypuszczony gdzieś z okolic Departamentu Stanu USA i 10 Downing Street. Chodzić może o sprawdzenie reakcji rosyjskiej, jak i przyzwyczajanie mieszkańców Europy Środkowej do perspektywy taktycznej wojny jądrowej na naszych terytoriach. Doktryna NATO przewiduje taki scenariusz czy to jako uzupełnienie wojny konwencjonalnej, czy nawet zamiast niej. Ta pierwsza byłaby zresztą obecnie dla NATO niemożliwa wobec zbyt silnego oporu Niemiec i Francji. Wymiana ciosów jądrowych podziałałaby więc dyscyplinująco i na europejskich wasali Waszyngtonu, którym coraz niewygodniej pod dyktaturą słabnącego dolara.
Tymczasem jednak amerykańska presja wywiera przeciwny efekt. W zachodniej Europie z nową energią odradzają się ruchy antywojenne, domagające się atomowego rozbrojenia i opuszczenia kontynentu przez amerykańskie wojska okupacyjne. Pomysł przesunięcia sił jądrowych do Europy Środkowej to zatem nie tyle ofensywa, co ucieczka do przodu. Paradoksalnie więc wojna na Ukrainie może stać się walką o wyzwolenie Europy spod dominacji amerykańskiej i to pomimo pozornej konsolidacji reżimów lojalnych wobec Waszyngtonu. Narody bowiem zaczynają się budzić, a coraz trudniejsza sytuacja ekonomiczna, inflacja drożyzna na ręku paliw i groźba stagflacji mogą być katalizatorami rozpadu systemu zachodniego.
Sam sprzęt nas nie obroni
Pełnowymiarowa wojna z udziałem coraz większej liczby krajów po obu stronach mogłaby taką groźbę oddalić, a w każdym razie poważnie ją opóźnić, przy okazji zabezpieczając kolejne zyski anglosaskiego sektora wojenno-przemysłowego. To on będzie beneficjentem także innych zapowiadanych przez ekipę Kaczyńskiego działań, na czele ze zwiększeniem wydatków na zbrojenia. W krańcowo trudnej sytuacji gospodarczej – uboga III RP będzie sponsorować po–pandemiczne ożywienie gospodarcze w Stanach Zjednoczonych, tak bogatym krajem jesteśmy!
A przecież przebieg walk na Ukrainie potwierdza tylko, że sam sprzęt wojen nie wygrywa. I chociaż Rosjanie walczą sami praktycznie z całym gospodarczym światem zachodnim, nasycającym wojska kijowskie bronią, amunicją i wszelkim zaopatrzeniem – to w dalszym ciągu armia rosyjska ma przewagę strategiczną i powolnie, ale nieubłaganie zwycięża. Nie w tym więc sztuka, by nakupić jeszcze więcej samolotów i czołgów, które w przypadku nowoczesnej wojny zostaną i tak zlikwidowane morderczym atakiem z powietrza w ciągu pierwszych kilkudziesięciu minut konfliktu. Nawet w pełni uzbrojona
Polska bronić się może tylko racjonalną dyplomacją
Polska bronić się może tylko racjonalną dyplomacją, czyli tym, czego szczególnie brakuje w III RP. Wystąpienia takie jak Kaczyńskiego są zaś od rozsądku ekstremalnie odmienne. Lider PiS nie tylko bowiem powtórzył ochotnicze zgłoszenie do wojny i to wojny jądrowej, a więc kończącej istnienie naszego narodu. Za jednym zamachem polski wicepremier otwartym tekstem niemal za równorzędnego wroga uznał Niemcy, a więc już abstrahując od samej treści tych urojeń – sprzeniewierzył się fundamentalnej zasadzie polskiej geopolityki.
Oto bowiem i to raczej tylko w wyjątkowych okolicznościach Polska może prowadzić politykę antyrosyjską (w oparciu o Niemcy) albo antyniemiecką (w oparciu Rosję). Z całą pewnością jednak nigdy i w żadnych okolicznościach nie może prowadzić polityki antyniemieckiej i antyrosyjskiej jednocześnie.
Wyrok na Polskę?
Jarosław Kaczyński wiedzieć powinien to zresztą lepiej od innych, sam bowiem był niegdyś niemieckim agentem wpływu w Polsce (jak mówił przed 10 laty na jednym ze spotkań w Lublinie „W okresie konspiracyjnej „Solidarności” moim zadaniem było pisać raporty do zagranicznych przyjaciół związku z Zachodu, na temat sytuacji w kraju”). Rządy PiS-u nie zrobiły niczego konkretnego dla uwolnienia polskiej gospodarki od jej uzależnienia od Niemiec, a to oznacza także, że wszelkie problemy ekonomiczne naszego zachodniego sąsiada dodatkowo pogłębią kryzys w Polsce. Tymczasem Kaczyński z właściwą sobie pogardą dla kwestii gospodarczych w praktyce domaga się, by Berlin poszedł w ślady Warszawy i dobrowolnie zdemolował swoją energetykę, handel i finanse. A przecież ten koszt również zostałby przerzucony na polskich podwykonawców, pracowników i konsumentów.
Prezes PiS nie jest więc chyba jeszcze w pełni zdecydowany czy wolałby skazać Polaków na szybkie wyparowanie w atomowym wybuchu, czy na powolną śmierć głodową i zamarznięcie. Wyrok – w jego oczach – został już jednak wydany.
[umieszczam, choć śmieszą mnie nowo-twory językowe, jak „ anokracji”, „nacjokrację”, jak i swoista logika: W walce o „nacjonalizm ukraiński” występują, cyt.: „z Chorwacji, Szwecji i Norwegii, choć najliczniejszą po Ukraińcach grupę narodową stanowili sami Rosjanie”.
Dodam, a wiem to od samych „bojowników”, że są sowicie wynagradzani, a to za zniszczenie czołgu,a to za zabicie oficera. Są to najemnicy, nie „rycerze nacji”. Artykuł jednak ciekawy, obce dla mnie spojrzenie. Mirosław Dakowski]
——————————
Podczas „II Wojny Zimowej”, która wybuchła 24 lutego 2022 roku, Mariupol z uwagi na uporczywą obronę zdążył już uzyskać miano „ukraińskiego Stalingradu” [Marcin Gawęda, „Mariupol – bastion Ukrainy nad Morzem Azowskim. Znaczenie strategiczne i przebieg walk”, Defence24.pl, 26.III.2022]. Samo porównanie jest znacznie przebarwione, lecz propagandowa hiperbolizacja wpływa na stan umysłów walczących.
Dość elitarnym i bezkompromisowym trzonem załogi oblężonego miasta jest pułk „Azow”, który w narracji rosyjskiej często przyrównywany jest do jednostek Waffen SS z uwagi na fanatyzm i nieustępliwość w walce. Żołnierze tej formacji doskonale zdają sobie jednak sprawę, że w przypadku dostania się do niewoli wobec nich nie będzie pardonu, gdyż „ich skuteczność” przeciwnik poznał na „własnej skórze” już podczas wojny noworosyjskiej (2014-2015). By zasiać postrach i niewiarę wśród islamskich przeciwników, jakimi są czeczeńscy kadrowcy [? może jednak chodziło o „kadyrowcy”?? MD] , zaczęli nawet swoją ostrą amunicję smarować wieprzowym smalcem. To z kolej, według opinii islamskiej, ma uniemożliwić „bojownikom Allaha” dostanie się do raju.
Ruch Azowski jest „produktem” Ukrainy…
która zyskała niepodległość, w wyniku wewnętrznej dekompozycji Związku Radzieckiego. Państwo to u swego zarania „zaiskrzyło” jako końcowy efekt projektu nacjonalistycznego, choć zbudowany na zasadzie milczącego konsensusu między narodowymi demokratami, narodowymi komunistami i środowiskami rusofońskimi [Serhy Yekelchyk, „Ukraina. Narodziny nowoczesnego narodu”, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009, s. 13, 277-278]. Był także konsekwencją określonej polityki historycznej, która dokonała swoistej reinterpretacji (antyradzieckiej i antyrosyjskiej) działalności Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, Ukraińskiej Armii Powstańczej oraz propagowała kult Stepana Bandery. Mitologia organizacyjna odwołuje się także do legendy Prawego Sektora z czasów EuroMajdanu oraz zwalczania zwolenników Ruskiej Wiosny [Witold Dobrowolski, „Ruch Azowski. Ideologia, działalność i walka ukraińskich nacjonalistów”, Capitol, Warszawa 2021, s. 145-173].
Za „zaczyn” Ruchu Azowskiego uchodzi Socjal-Narodowa Partia Ukrainy, utworzona w 1991 roku z połączenia kilku efemerycznych etnonacjonalistycznych organizacji młodzieżowych oraz stowarzyszenia ukraińskich „Afgańców”. Po zakończeniu Pomarańczowej Rewolucji, środowiska prawicowe uległy dekompozycji. W rezultacie tego w 2005 roku w Charkowie powstała organizacja „Patriota Ukrainy”, której liderem został Andrij Biłećki. Aktywizm jej członków odwoływał się zasad nieposłuszeństwa obywatelskiego wobec oligarchatu, organizowania obozów i szkolenia paramilitarnego oraz działań pośrednich wobec przeciwników politycznych i emigrantów. Po dojściu do władzy prezydenta Wiktora Janukowycza nasiliły się represje wobec wspomnianego ugrupowania. Latem 2011 roku wybuchła tzw. afera wasylkiwska, która zakończyła się procesem i wyrokiem skazującym za propagowanie ekstremizmu. W Charkowie aresztowano wówczas Biłećkiego, jednakże po zwycięstwie EuroMajdanu został on zwolniony z więzienia w wyniku amnestii. Jako ofiara anokracji został on niebawem liderem Prawego Sektora na wschodniej Ukrainie.
Po wybuchu Ruskiej Wiosny nacjonaliści rozpoczęli czynne zwalczanie separatystów rusofońskich. W tym też celu stworzono Czarny Korpus, który miał stanowić adekwatną odpowiedź na działania „zielonych ludzików”. W nocy 14 / 15 marca 2014 roku dochodzi w Charkowie do pierwszej potyczki z secesjonistami pod dowództwem Arsena Pawłowa ps. „Motorola”. Wspomniana utarczka uchodzi za pierwsze starcie w konflikcie noworosyjskim (2014-2015) i stanie się w okresie późniejszym częścią mitologii Ruchu Azowskiego.
Od Charkowa do Mariupola
Wspomniana organizacja miała zatem swój udział w likwidacji jednodniowej Charkowskiej Republiki Ludowej. Następnie brała ona udział w rajdzie na Mariupol, który ostatecznie zajęto 13 czerwca 2014 roku. Legalizuje swą działalność jako batalion ochotniczy „Azow”. W sierpniu jednostka bierze udział w walkach o Iłowajsk, lecz w wyniku decyzji dowódcy Andrija Biłećkiego o wycofaniu unika ona losu innych jednostek ukraińskich. Miesiąc później batalion przeistacza się w pułk i odpiera ataki rosyjskie pod Mariupolem. Po reorganizacji i dozbrojeniu bierze on udział, podczas kampanii zimowej 2015 roku, w natarciu w okolicach wspomnianego miasta. Walki trwały aż do lipca. Aż do końca stycznia 2019 roku „Azow” pozostawał poza obszarem Donbasu, choć w międzyczasie brał on udział w blokadzie Krymu oraz kontroli granicy z Republiką Naddniestrza. Do czasu wybuchu II Wojny Zimowej zyskał on miało dość kontrowersyjnej, choć elitarnej i nieustępliwej, formacji Armii Ukraińskiej.
Specyfiką pułku był zarówno skład narodowy jak i jego ideologia walki. Jednostka grupowała w swych szeregach europejskich nacjonalistów z Chorwacji, Szwecji i Norwegii, choć najliczniejszą po Ukraińcach grupę narodową stanowili sami Rosjanie, którzy walczyli z „multikulturalnym imperium o akronimie FR rządzonym przez KGB”. Z kolei w sferze symboliki oraz idei „Azow” jest niezmiennie identyfikowany przez środowiska lewicowo-liberalne oraz ukraino-sceptyczne jako neofaszystowski lub wręcz neonazistowski, z uwagi na swój antysystemowy i „niepoprawny politycznie” charakter. Jednakże analizując dzieje Ruchu Azowskiego bardziej adekwatne wydają się tu określenia skrajnej prawicy, narodowego rewolucjonizmu czy narodowego radykalizmu.
Jego przewodnią formułą pozostaje socjal-nacjonalizm, który jest swoistą kwintesencją doświadczeń nacjonalistów spod znaku OUN, którzy zetknęli się z problemami społecznymi, „ludzi radzieckich” na naddnieprzańskiej Ukrainie w czasie II Wojny Światowej. Dla tych ostatnich hasła narodowe nic nie znaczyły i nie mówiły, natomiast kluczem do ich „serc i umysłów” okazała się kwestia socjalna. Za ojca założyciela ukraińskiego socjal-nacjonalizmu możemy uznać Jarosława Stećkę, który w pracy „Dwie rewolucje” (1951), stwierdził iż droga do niepodległości prowadzi nie tylko poprzez permanentną rewolucję narodową, której siłą napędową będzie lud, lecz także poprzez rewolucję społeczną, która zniszczy „stary porządek”. Było to także, nie do końca uświadomione, nawiązanie do głównych filarów niepodległości Ukraińskiej Republiki Ludowej – kwestii społecznej i teorii narodu, choć z odwróceniem obydwu przywołanych akcentów.
Wspólnota krwi i historii
Po odzyskaniu niepodległości Ruch Azowski był jednym z tych ugrupowań polityczno-paramilitarnych, który dokonał swoistej reinterpretacji doktryny. Opiera się ona na trzech fundamentalnych zasadach: (1) etnos, (2) kwestia socjalna oraz (3) wielkomocarstwowość. Pod pierwszym pojęciem kryje się zmodernizowane hasło: gospodarzem Ukrainy jest przede wszystkim naród ukraiński, który powinien pozostać nośnikiem wartości uznanych powszechnie za klasyczne i niezmienne. Dla „Azowców” naród to wspólnota krwi i historii. Ideałem pozostaje państwo monoetniczne. Z tego też powodu krytykuje on zjawisko imigracji oraz głosi kult białej rasy i siły. W kwestii społecznej postulują oni zerwanie z liberalną demokracją oraz systemem kapitalistycznym (postuluje koncepcję „trzeciej drogi”), co oznacza dystansowanie się od „wartości zachodnich” oraz niechęć wobec imperializmów UE i USA. Innym problemem zwalczanym przez Ruch Azowski jest kwestia „okupacji wewnętrznej” kraju ze strony oligarchatu.
Za najlepszy system rządów uznaje on nacjokrację, alternatywną doktrynę społeczno-polityczną stworzoną przez Mykołę Ściborskiego, opartą o autorytaryzm, elityzm i hierarchizm społeczny. Trzecim aspektem ideologii Ruchu Azowskiego jest koncepcja Wielkiej Ukrainy – mocarstwa kontynentalnego i zwornika Konfederacji Środkowo-Europejskiej w geopolitycznym trójkącie Bałtyk-Bałkany-Kaukaz. Cechuje go niechęć do imperiów UE i USA, jednak za główne zagrożenie uchodzi Rosja. Wobec Kremla „Azowcy” postulują militaryzację państwa i narodu, odbudowę arsenału jądrowego – wobec potencjalnej, przed 24 lutego 2022 roku, agresji ze strony eurazjatyckiego neoimperium oraz „kartagiński pokój” z nim. Z kolei w przypadku Polski – paradoksalnie – nawiązują oni do koncepcji Międzymorza, jako „odskoczni” do budowania własnej mocarstwowości [Paweł Terpiłowski, „Polska w doktrynie politycznej Ruchu Azowskiego”, „Wschodnioznawstwo” 2017, t. 11, 193-203].
Runiczny Trójząb
W sferze symbolicznej Ruch Azowski dokonał reinterpretacji działalności OUN i UPA oraz walki 14. Dywizji SS „Galizien”, kładąc głównie nacisk na aspekty antyradzieckie i antyrosyjskie. W sposób wysoce relatywistyczny podchodzi on do dziedzictwa Stepana Bandery z uwagi na „nieprzystawalność” do obecnej rzeczywistości. Nawiązuje również do tradycji Ukraińskiej Rewolucji Narodowej z lat 1917-1921. Oficjalnymi symbolami pozostają runiczny Trójząb, który nawiązuje do symboliki dynastycznej Rusi Kijowskiej oraz znak „Idei Nacji”, złożony z liter „I” i „N”, oznaczający prymat interesów narodowych nad partykularyzmem. Ten ostatni, z racji uderzającego podobieństwa do godła 2. Dywizji Pancernej Waffen SS „Das Reich” kojarzony jest przez niektóre narracje jako znak formacji o charakterze neonazistowskim. Zmodyfikowany znak ten nadal pozostaje oficjalnym logo pułku „Azow”, choć równocześnie usunięto wizerunek „Czarnego Słońca”, także identyfikowanego ze wspomnianą zbrodniczą formacją niemiecką [Współcześnie znaki runiczne były i są często wykorzystywane przez formacje wojskowe jako służące do identyfikacji poszczególnych jednostek. W czasie interwencji afgańskiej wykorzystywali je zarówno Amerykanie, jak i Polacy. W konsekwencji narracja liberalna i lewicowa oskarżała żołnierzy posługujących się wspomnianą grafiką o propagowanie neonazizmu].
W sumie Ruch Azowski bezspornie zapisał się już w historii współczesnej Ukrainy jako najbardziej żywotna, efektywna i trwała organizacja stworzona poza strukturami państwa. A ponieważ „[…] przemoc polityczna jest na Ukrainie zjawiskiem powszechnym, a w przypadku ukraińskich nacjonalistów z Ruchu Azowskiego stanowi wręcz istotne narzędzie aktywizmu. Nacjonaliści wykorzystują przyzwolenie kręgów rządowych na bezprawne używanie przemocy przez grupy związane z oligarchami, by samemu stosować rozwiązania siłowe wobec swoich przeciwników politycznych […]. Po EuroMajdanie przemoc polityczna pozostała nadal często spotykanym zjawiskiem na Ukrainie. Nacjonaliści, stosując ją, starają się równocześnie komunikować społeczeństwu, że jest ona jedynie narzędziem walki z bezprawiem w oligarchicznym systemie, który nadal funkcjonuje na Ukrainie” [Witold Dobrowolski, op.cit., s. 172-173].
Właśnie owa „retoryczna” bezkompromisowość polityczna oraz nieustępliwość w walce z separatystami prorosyjskimi na Donbasie oraz Przyazowiu zapewniły ruchowi znaczne wpływy społeczne i propagandowe. Z drugiej jednak strony owa nieugiętość i skuteczność wobec secesjonistów oraz stosowanie przez niego wspomnianej symboliki i autorytarnej ideologii sprawiają, że jest on oskarżany o propagowanie treści totalitarnych oraz przemoc fizyczną wobec adwersarzy politycznych i ujętych bojowników prorosyjskich. Dlatego też w propagandzie rosyjskiej z takim powodzeniem wykorzystuje się wątek narracyjny o „nazyfikacji” Ukrainy po EuroMajdanie. Jest równocześnie jeden z głównych celów politycznych „specjalnej operacji wojskowej”, choć warto zauważyć, iż tego typu narracja wpisuje się jeszcze w decepcję radziecką stosowaną z powodzeniem przez cały XX wiek. Eksponowanie domniemanego zagrożenia Ukrainy przez ruch i idee najpierw Symeona Petlury a następnie Stepana Bandery było stałym elementem tej gry informacyjnej.[??? Nie wiem, co Autor chce tu powiedzieć?? MD]
„Azow” w Mariupolu
Tak się jednak składa, że obecna wojna rosyjsko-ukraińska służy jednak dalszemu wzmocnieniu poczucia narodowego i państwowego ze strony Ukraińców, nawet tych rosyjskojęzycznych. Mitologizacji uległa zatem także walka pułku „Azow” w oblężonym Mariupolu przeciw jednostkom 1. Korpusu Armijnego DRL oraz grupom bojowym ze składu rosyjskiej 8. Armii. Jest to obecnie elitarna jednostka ukraińskiej Gwardii Narodowej złożoną nie tylko z pododdziałów specjalnych czy rozpoznawczo-dywersyjnych, lecz i pancerno-zmechanizowanych.
Samo miasto dość długo przygotowywało się o obrony okrężnej, z drugiej strony widoczne jest doświadczenie i determinacja obrońców. Tym niemniej w samej Rosji pułk „Azow” jest uznawany za jednostkę złożoną z „neonazistów”, stąd nie brak informacji medialnych o terrorze wobec ludności cywilnej, celowym wysadzaniu budynków mieszkalnych, obsadzaniu budynków cywilnych przez żołnierzy tej formacji, czy nawet strzelaninach z formacjami jednostek operacyjnych.
Dlatego też ewentualne zdobycie go przez wojska rosyjskie będzie miało głębokie znaczenie propagandowe: ulegną zniszczeniu nie tylko doborowe jednostki ukraińskie, lecz także pułk „Azow”, co będzie niejako odczytane jako „fizyczna” eliminacja nazizmu na Ukrainie. Niestety narracja sobie, zaś rzeczywistość sobie, gdyż – po wybuchu wojny – członkowie i sympatycy ruchu zaczęli formować nowe jednostki obrony terytorialnej o tej samej nazwie w Kijowie i Charkowie. Niemniej, jak dotychczas, wszelkie próby deblokady Mariupola nie wchodzą w grę. Można spodziewać się jednak, że wraz z upadkiem miasta władze Federacji Rosyjskiej ogłoszą zakończenie procesu demilitaryzacji i „denazyfikacji” Ukrainy.
dr Robert Potocki
Autor jest ukrainoznawcą, wieloletnim nauczycielem akademickim, związanym z Uniwersytetem Zielonogórskim i współtwórcą Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego.
Na oficjalnej stronie ukraińskiej policji (Національна поліція України) na „YouTube” opublikowano 2 kwietnia materiał wideo pt. „Siły specjalne Policji Narodowej sprzątają miasto Bucza” (Спецпризначенці Нацполіції проводять зачистку міста Буча) pokazujący inspekcję policji w Buczy. Oto ten film.
Dodatkowa kopia filmu na wypadek, gdyby go usunięto.[jest w oryginale MD]
===============
„Obecnie w mieście pracują bojownicy utworzonego pułku specjalnego przeznaczenia Policji Narodowej SAFARI, w skład którego wchodzą przedstawiciele jednostek specjalnych policji, bojownicy KORD i Thora, a także specjaliści służby materiałów wybuchowych. Dziś, 2 kwietnia, w wyzwolonym mieście Bucza w obwodzie kijowskim jednostki specjalne Narodowej Policji Ukrainy rozpoczęły oczyszczanie terenu z dywersantów i wspólników wojsk rosyjskich. Specjaliści Służby Unieszkodliwiania Materiałów Wybuchowych przeprowadzają inspekcje miejsc zbrodni wojennych Federacji Rosyjskiej i przechwytują urządzenia wybuchowe i amunicję, które nie uległy detonacji. Funkcjonariusze kontrolują każde podwórko i schronienie, komunikują się z ludźmi i udzielają pomocy okolicznym mieszkańcom. Obywatele, którzy musieli znosić okropności okupacji, w miarę możliwości pomagają policji. Policja robi wszystko, co możliwe, aby przywrócić ład i porządek na wyzwolonych terytoriach, aby okoliczni mieszkańcy mogli jak najszybciej wrócić do rodzinnego miasta” – głosi opis pod filmem na „YouTube”. Na czerwono zaznaczyłem kluczowe informacje.
Policjanci przeprowadzili inspekcje na wszystkich ulicach miejscowości, nawet przy pomocy drona, i nigdzie masowo walających się zwłok. Ukraińcy muszą teraz wytłumaczyć, jak ludzie widoczni na poniższym nagraniu opublikowanym 3 kwietnia przez Wojskową Telewizję Ukrainy (Військове телебачення України) zmarli, biorąc pod uwagę fakt, że Rosjanie wycofali się z Buczy 30 marca.
Jest sześć możliwości. Pierwsza – Ukraińscy propagandziści ułożyli „teatralnie” na ulicach zwłoki znalezione w budynkach, w zaułkach i niezakopanych mogiłach. Druga – ukraińscy żołnierze sami dokonali egzekucji i są to np. zwłoki rosyjskich osób nie popierających ukraińskiej armii (podobno mają białe opaski na rękach – informację dla rosyjskich żołnierzy). Trzecia – żywi ludzie położyli się i udawali trupy. Czwarta – oba nagrania pochodzą z różnych części Buczy i nie pokrywają się terytorialnie. Piąta – nagranie zwłok na ulicach nie pochodzi z Buczy. Szósta – po wycofaniu się Rosjan ludzie wyciągnęli zwłoki z pobliskich domów na ulicę, aby służby porządkowe mogły je uprzątnąć (tłumaczyłoby to rozłożenie i „świeżość” zwłok). A Ukraińcy przedstawili to jako „masową egzekucję”.
Jeden z internautów przeanalizował nagranie policji i ustalił w Google Maps trasę, jaką przebyto. Biegła ona tak: „Od strony Kijowa główną drogą E373 do środka Buczy. Tam się zatrzymują w okolicach hipermarketu Novus i puszczają drona by się upewnić czy można bezpiecznie jechać dalej. Film się kończy sceną z ulicy Vokzalnej 101 (apteka) ok. 50 metrów dalej i jakimś wywiadem przy drodze”. Z drugiej strony policja napisała pod filmem, że przeszukano wszystkie zaułki i miejsca wskazane za miejsca zbrodni wojennych (mogło być kilka ekip policji w różnych częściach miasta i nie wiadomo, czy komunikat dotyczy ekipy widocznej na filmie, czy wszystkich).
Materiał wideo, który wyświetlono do dziś 661 110 razy, nie jest transmisją na żywo, ale filmem złożonym z wielu cięć, więc należy domniemywać, że policja pokazała najciekawsze sceny i rozmowy, jakie nakręciła.
Tymczasem strona ukraińska przedstawiła zdjęcie satelitarne z 11 marca 2022 r. rzekomo potwierdzające masakrę w Buczy. Oto ono.
=================
Na uwagę zwracają następujące rzeczy… Nie wiadomo, czy to zdjęcie dotyczy Buczy, czy innej miejscowości (mamy wierzyć na słowo). Widać tylko siedem ciał – gdyby ofiar było więcej, zapewne pokazano by je dla podkręcenia dramaturgii sytuacji. Jeśli zdjęcie pokrywa się z filmem ukraińskim i naprawdę dotyczy Buczy, należy rozważyć siódmą możliwość – podczas wymiany ognia w Buczy 11 marca lub wcześniej, na jednej z ulic zginęło siedem osób. Nie wiadomo od czyjej kuli. A gdy wjechały wojska ukraińskie, nakręcono krótkie wideo pokazujące tych siedem ciał w taki sposób, aby wyglądały na wielką masakrę.Zdjęcie satelitarne nie przekonuje mnie, ponieważ byłoby to bardzo dziwne, że przez trzy tygodnie ciała nie uległy rozkładowi i nikt ich nie pochował. Na wojnie zwłoki muszą być grzebane, aby zapobiec epidemii.
Możliwe, że dociekliwi internauci wytropią prawdę, ponieważ każdy, nawet ja, mogę się mylić w ocenie sytuacji. Nie warto angażować się emocjonalnie po stronie rosyjskiej lub ukraińskiej, ponieważ fakty są wtedy życzeniowo naginane.
Pentagon nie jest w stanie niezależnie potwierdzić ukraińskich doniesień
W krótkiej informacji agencji Reuters czytamy, że Pentagon nie jest w stanie potwierdzić medialnych doniesień, jakoby w miejscowości Bucha na Ukrainie doszło do jakichś zbrodni dokonanych przez Rosję.
W lapidarnym nawet jak na standardy agencji informacyjnej Reuters komunikacie, czytamy, że:
„Wojsko amerykańskie nie jest w stanie niezależnie potwierdzić ukraińskich doniesień o okrucieństwach sił rosyjskich wobec ludności cywilnej w mieście Bucza, ale nie ma też powodów, by je kwestionować – powiedział w poniedziałek wysoki rangą przedstawiciel amerykańskiej obrony.”
„Widzimy te same obrazy, co wy. Nie mamy żadnego powodu, by odrzucać ukraińskie twierdzenia o tych okrucieństwach – co jest wyraźnie, głęboko, głęboko niepokojące” – powiedział urzędnik, wypowiadając się pod warunkiem zachowania anonimowości.
„Pentagon nie może tego niezależnie i pojedynczo potwierdzić, ale też nie jesteśmy w stanie w żaden sposób obalić tych twierdzeń”.
Jak widać, Pentagon w sposób dyplomatyczny dał do zrozumienia, że NIE MOŻNA POTWIERDZIĆ materiału stworzonego przez ukraińską maszynę propagandową, dodając przy tym obowiązującą formułkę, że „Nie mamy żadnego powodu, by odrzucać ukraińskie twierdzenia o tych okrucieństwach”, wszak cały czas toczy się wojna amerykańsko-rosyjska i Ukraina służy interesom amerykańskim w roli mięsa armatniego, więc na tym etapie nie należy negować ich wkładu w potęgowanie antyrosyjskości.
W związku z tym jeden z obywateli postanowił wysłać do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji wniosek o udzielenie informacji publicznej, w którym między innymi zapytał urzędników, czy urząd jest w posiadaniu informacji o przyjmowanych „wojennych uchodźcach”. Jak wynika z otrzymanej odpowiedzi na pytania, które dotyczyły również sytuacji przyjmowania przez Polskę mężczyzn z Ukrainy MSWiA nie wie nic na temat przyjmowanych „gości”.
Jednak sama odpowiedź urzędu jest bardzo interesująca w tej sprawie. Z pisma dowiadujemy się między innymi, że służby graniczne nie posiadają wiedzy co do stanu zdrowia przyjmowanych osób w tym mężczyzn. Zastanawiające jest również to, że w tym przypadku pisowski rząd zdaje sobie sprawę, że nie jest organem uprawnionym do pozyskiwania danych wrażliwych o zdrowiu przybyszy. Jednak już w przypadku Polaków na lotnisku tego nie wiedział i bez delegacji ustawowej weryfikował dane o przyjęciu cud preparatu.
Z treści odpowiedzi wynika, że z uwagi na panującą sytuację priorytetem stało się sprawne przeprowadzenie odprawy granicznej wszystkim wysiedlonym z terenu Ukrainy. Tak nie mylisz się czytającwysiedlonym.Z pisma MSWiA wynika, że osoby te nie są uchodźcami, tylko wysiedleńcami.
A by rozwiać wszelkie wątpliwości, postanowiliśmy zacytować definicję słowa dokonaną w słowniku języka polskiego. Zgodnie z dokonaną tam definicją wysiedlenie to:przymusowa migracja zarządzona i zorganizowana przez władze w celu przemieszczenia grupy ludzi z ich stałego miejsca zamieszkania w inne miejsce (do innego kraju, regionu).
Pisma tłumaczy poczynania władzy w zakresie przydziału tym ludziom uprawnień tożsamych z uprawnieniami Polaka przy pomocy specustawy o pomocy Ukraińcom. Żywe w tym miejscu stają się słowa rzecznik MSZ Łukasz Jasina: Jesteśmy sługami narodu ukraińskiego.
============================ Polacy nie chcą już wynajmować mieszkań uchodźcom? „Ukraińcom nie wynajmujemy” Wojna na Ukrainie wywołała ogromny napływ ukraińskich uchodźców do Polski. Od 24.02 do Polski wjechało z Ukrainy już ponad 2,461 mln osób. Podczas pierwszych dni wojny wiele osób zaprosiło uchodźców pod swój własny dach. Niestety ze względu na wydłużający się czas konfliktu, mnóstwo Ukraińców szuka w Polsce mieszkania na stałe. Na rynku nieruchomości zaczyna pojawiać się konflikt pomiędzy Ukraińcami a właścicielami mieszkań. Przeszukując jeszcze dostępne oferty na rynku możemy coraz częściej przeczytać takie opisy ogłoszeń:
Zapłacą. Gwarantuje, że będą dobrymi lokatorami”, „Pomóż. Jesteśmy z Kijowa. W mieszkaniu będą dzieci, ale będziemy o nie dbać i sprzątać. Za wszystko zapłacimy. Pozostań człowiekiem!”- brzmią niektóre komentarze i wpisy. Dużo użytkowników dzieli się również swoją prywatną opinią na temat wynajmu Ukraińcom.
Czytamy: „Takich ludzi ciężko eksmitować potem. A jak co do czego, to nie ma potem sentymentów.” Wiele takich wypowiedzi jest pisanych w obawie o przyszłe problemy w razie eksmisji takich osób.
– Wynajęcie mieszkania obcokrajowcowi, który w większości przypadków nie jest w stanie spełnić wymogów stawianych w umowie najmu okazjonalnego, jest dużym ryzykiem. I kto nie doświadczył tego na własnej skórze, nadal będzie uważał, że ludzie są źli, bo nie chcą ryzykować majątkiem, na który ciężko pracowali, a ktoś sobie robi z niego darmową noclegownie – pisze jeden z grupowiczów krakowskiej grupy.
Przyjmując obcokrajowców, być może skazani będziemy na ich utrzymywanie przez lata, gdyby nie chcieli się wyprowadzić. Naciągną prądu, ogrzewania, a nam nawet nie będzie wolno odciąć niepłacącym lokatorom mediów, bo będziemy uważani za przestępców.
Zapytana przez Estere Oramus – Bianca Bąkowska, doradczyni ds. nieruchomości w Phinance S.A. o to czemu tak wiele osób nie chce wynająć mieszkania uchodźcom i usprawiedliwia swój wybór obecną trudnością w pozbyciu się niechcianego lokatora: – „Od marca 2020 roku, kiedy został wprowadzony stan pandemii w Polsce, pozbycie się niepłacącego lokatora jest mocno utrudnione. Zakaz eksmisji, który został wtedy wprowadzony, nadal obowiązuje i pozostanie w mocy, dopóki nie zostanie odwołany stan zagrożenia epidemiologicznego (zakaz eksmisji – brak prawnej możliwości ubiegania się o opuszczenie wynajmowanego przez lokatora mieszkania – przypis red.).” – odpowiedziała doradczyni ds. nieruchomości. Udało mi się przeczytać, że powyższy zakaz eksmisji został zmieniony – ma nie obowiązywać uchodźców, jak to wygląda w praktyce? – Nieco ponad dwa tygodnie temu została wprowadzona specustawa, która miała zabezpieczyć właścicieli mieszkań, przez co ułatwić uchodźcom wynajem. Niestety, moim zdaniem mocno rozczarowuje, ponieważ te zmiany są kosmetyczne. Wszystko rozbija się o zakaz eksmisji, który nadal obowiązuje. Ta zmiana pomaga głównie osobom, które użyczają mieszkań, czyli robią to nieodpłatnie. Specustawa jest niedopracowana – nie tylko w ocenie specjalistów, czy pośredników w wynajmie mieszkań, ale także samych właścicieli. – przekazała Bianca Bąkowska. W świetle obowiązującego prawa przyjęta przez was osoba pod dach staje się lokatorem twojego mieszkania/ domu co powoduje, że nie możesz jej ot, tak wyrzucić. Aby legalnie pozbyć się być może z czasem niechcianego lokatora będziesz musiał wystąpić do Sądu o wydanie wyroku eksmisyjnego. Oczywiście sprawa taka nie będzie załatwiona przez sąd od ręki. Wiec przez ten czas twój lokator będzie miał prawo zamieszkiwać w twoim domu.
Robi się ciekawie, ale paradoks to będzie za chwilę. W tym miejscu przypominamy wszystkim zapominalskim, że w Polsce wciąż formalnie mamy ogłoszony stan epidemii. Wraz z tym stanem RM w specustawie covidowej wprowadziła czasowy zakaz przeprowadzanie eksmisji przez komorników sądowych na podstawie wydanego wyroku przez Sąd.
Co w perspektywie oznacza to dla osób, które przyjęły uchodźcę do swojego domu?
A no tyle, że do czasu zniesienia przez MZ ogłoszonego w Polsce stanu epidemii nie będzie ona mogła wykonać eksmisji takiej osoby z domu. W związku z tym w świetle prawa taka osoba będzie mogła zamieszkiwać w twoim domu przez bliżej nieokreślony czas a ty, będziesz zobowiązany ponieść wszystkie koszty utrzymania lokalu. Wystrzegając się wszechobecnie panującego hejtu wobec osób, które posiadają odmienne zdanie w zakresie niesienia pomocy uchodźcom, wyjaśniamy, że lokatorami w rozumieniu przepisów ustawy o ochronie praw lokatorów są nie tylko osoby będące najemcami w rozumieniu umowy zawartej z właścicielem lokalu, lecz także osoby współzamieszkujące, w tym przede wszystkim członkowie najbliższej rodziny najemcy (por. wyrok Sądu Najwyższego z 21 grudnia 2010 r. wydany w sprawie o sygn. III CZP 109/10). Więcej w tym temacie można dowiedzieć się z naszej publikacji: Jakie są konsekwencje prawne z przyjęcia uchodźcy pod swój dach
I było by na tyle, tytuł wyjaśnia w pełni cały mechanizm inżynierii społecznej przetestowany w ostatnich dwóch latach na gigantyczną skalę, ale dla ambitnych przygotowałem rozwinięcie i podsumowanie. Zacznę od swojej ulubionej metodologii, czyli od przypominania czym jest banał i dlaczego prawie wszyscy banałami gardzą, by potem od banałów polec.
Na pytanie, czy polityk jest prawdomówny i uczciwy 990 respondentów na 1000 odpowie, że oczywiście nie. Identycznie lub bardzo podobnie wypadnie test na uczciwość i prawdomówność dziennikarzy. Przy tak niskim poziomie zaufania i tak krytycznej ocenie, ze wszech miar słusznej, banalne wydaje się przypominanie jak bardzo nie należy politykom i dziennikarzom wierzyć. Tymczasem mamy do czynienia z fenomenem ludzkiego mózgu, jedna półkula krzyczy, że ludzie odpowiadający za codzienne komunikaty mają zerową wiarygodność, ale druga półkula przyjmuje produkcje tych ludzi bez najmniejszej refleksji.
Opisana wyżej schizofreniczna percepcja masowego odbiorcy, jest bezpośrednią przyczyną mojej nudnej konsekwencji, na każdym kroku trzeba przypominać wszystkie banały związane z polityką i mediami, dopiero potem przechodzić do rzeczy. Jeśli odbiorca komunikatu nie tylko przyjmie do wiadomości, że nadawcy komunikatu nie żyją z prawdy, ale tę wiedzę utrzyma, to przez następny etap przejdzie zwycięsko. Tym następnym etapem jest analiza obrazu, dźwięku i zachowań, którą zawsze trzeba umieszczać w konkretnym kontekście. Za każdym razem, gdy polityk albo dziennikarz pokazuje wyborcy i widzowi dramatyczną scenę z udziałem dziecka, kobiety w ciąży albo całej grupy ofiar, trzeba zamknąć oczy i uszy, a szeroko otworzyć obie półkule mózgowe. Potem zadajemy sobie pytanie, co i po co nam pokazano? Z odpowiedzią bywa różnie, czasem jest bardzo prosta, czasami w ogóle się nie da zweryfikować, co jest faktem, co propagandą. W tym ostatnim przypadku z pomocą przychodzi inny banał sformułowany przez starożytnych Rzymian – cui bono. Gdy obraz albo dźwięk naszpikowany emocjami ma być odpowiedzią na konkretny zarzut, na przykład bezsensownego zamykania ludzi w domach z powodu kataru, to można mieć pewność, że to manipulacja.
Przejdźmy teraz do konkretów i aktualnego pakietu dźwięków z obrazami, co one do nas krzyczą i komu zamykają usta? Niemal od pierwszych dni konfliktu na Ukrainie jasno zostały oznaczone cele propagandowe. Po pierwsze jest najstraszliwsza wojna od czasów II WŚ i ktokolwiek tę oczywistą bzdurę podważa niech popatrzy na filmik z Mariupola.
Po drugie jedna strona konfliktu pokazuje tylko prawdę, druga wyłącznie kłamie, co samo w sobie jest niedorzecznością, nawet przy najbardziej krytycznym stosunku do Rosji Ciągle Radzieckiej, który należy zachować.
Po trzecie nie masz prawa podważać obowiązującej wersji „prawdy”, a jeśli to robisz służysz Putinowi i tym samym odpowiadasz za ludobójstwo. Po czwarte, skoro jest najstraszliwsza wojna od czasów IIWŚ, to jakim jesteś małym człowiekiem, gdy piszesz o swoim pustym portfelu, strachu przed drastycznymi podwyżkami i jeszcze na dodatek nie chcesz przyjąć do siebie „uchodźców” ze Lwowa. Po piąte, owszem jest źle, ale przecież mamy wojnę i chyba nie chcesz zamienić 8 zł za olej napędowy na urwaną nogę przez ruską rakietę. Po szóste, my politycy, zadbamy o twoje bezpieczeństwo, jak będziesz nas słuchał, wierzył w to co mówimy i postępował jak każemy, to przeżyjesz.
Każdy z tych wątków nadaje się do jeszcze większej rozbudowy i wiele wątków pominąłem, żeby nie robić bałaganu w podstawowych mechanizmach propagandy. Właściwa ocena rzeczywistości zawsze i wszędzie wiąże się z całkowitym brakiem zaufania dla twórców propagandy i wytwarzanych przez nich produktów.
Jeśli zadajesz proste pytanie, dlaczego paliwo w Polsce jest po 8 zł, a na Ukrainie po 5 zł, dlaczego Polska ma prześladować polskie firmy transportowe na granicy z Białorusią, a na Ukrainie cały czas płynie ruski gaz i ropa, to uważnie wysłuchaj odpowiedzi.
Gdy usłyszysz: „zamień się z Ukraińcami, którzy są bombardowani”, to po pierwsze wiesz, że to odpowiedź nie na temat, po drugie masz pewność, że odpowiedzi udzielił toporny propagandysta we własnym, nie w Twoim interesie.
Dziś analiza Jacquesa Bauda. Jacques Baud to były pułkownik Sztabu Generalnego, były członek szwajcarskiego wywiadu strategicznego, specjalista od krajów wschodnich. Szkolił się w amerykańskich i brytyjskich służbach wywiadowczych. Pełnił funkcję szefa polityki operacji pokojowych ONZ. Jako ekspert ONZ ds. praworządności i instytucji bezpieczeństwa zaprojektował i kierował pierwszą wielowymiarową jednostką wywiadowczą ONZ w Sudanie. Pracował dla Unii Afrykańskiej i przez 5 lat był odpowiedzialny za walkę w NATO z proliferacją broni strzeleckiej. Zaraz po upadku ZSRR brał udział w rozmowach z najwyższymi rosyjskimi urzędnikami wojskowymi i wywiadowczymi. W ramach NATO śledził kryzys ukraiński w 2014 roku, a później brał udział w programach pomocy Ukrainie. Jest autorem kilku książek o wywiadzie, wojnie i terroryzmie. Zapraszam do lektury.
Część pierwsza: Droga do wojny
Przez lata, od Mali po Afganistan, pracowałem na rzecz pokoju i ryzykowałem dla niego życiem. Nie chodzi więc o usprawiedliwienie wojny, ale o zrozumienie, co nas do niej doprowadziło. Widzę, że „eksperci” na zmianę w telewizji analizują sytuację na podstawie wątpliwych informacji, najczęściej hipotez postawionych jako fakty – i wtedy nie potrafimy już zrozumieć, co się dzieje. W ten sposób powstaje panika. Problem polega nie tyle na tym, by wiedzieć, kto ma rację w tym konflikcie, ile na kwestionowaniu sposobu, w jaki nasi przywódcy podejmują decyzje.
Spróbujmy zbadać korzenie konfliktu. Zaczyna się od tych , którzy od ośmiu lat mówią o „separatystach” lub „niezależnościach” z Donbasu. To nie jest prawda. Referenda przeprowadzone przez dwie samozwańcze republiki, Doniecką i Ługańską w maju 2014 r., nie były referendami „niepodległości” (независимость), jak twierdzą niektórzy pozbawieni skrupułów dziennikarze , ale referendami dotyczącymi „samostanowienia” lub „autonomii” (самостностоьятель ). ). Kwalifikator „prorosyjski” sugeruje, że Rosja była stroną konfliktu, co nie miało miejsca, a określenie „rosyjskojęzyczni” byłoby bardziej uczciwe. Co więcej, referenda te były prowadzone wbrew radom Władimira Putina.
W rzeczywistości te republiki nie dążyły do oddzielenia się od Ukrainy, ale do uzyskania statusu autonomii, gwarantującego im używanie języka rosyjskiego jako języka urzędowego. Pierwszym aktem ustawodawczym nowego rządu, po obaleniu prezydenta Janukowycza, było zniesienie 23 lutego 2014 roku ustawy Kiwalowa-Kolesniczenko z 2012 roku, która uczyniła rosyjski językiem urzędowym. Trochę tak, jakby puczyści zdecydowali, że francuski i włoski nie będą już językami urzędowymi w Szwajcarii.
Ta decyzja wywołała burzę wśród ludności rosyjskojęzycznej. Rezultatem były gwałtowne represje wobec rosyjskojęzycznych regionów (Odessa, Dniepropietrowsk, Charków, Ługańsk i Donieck), które rozpoczęły się w lutym 2014 roku i doprowadziły do militaryzacji sytuacji i kilku masakr (w Odessie i Marioupolu to najbardziej godne uwagi). Pod koniec lata 2014 roku pozostały jedynie samozwańcze republiki Doniecka i Ługańska.
Na tym etapie, zbyt sztywny i pochłonięty doktrynerskim podejściem do sztuki operacyjnej, ukraiński sztab generalny ujarzmił wroga, nie zdołał jednak zwyciężyć. Z przebiegu walk w latach 2014-2016 w Donbasie wynika, że ukraiński sztab generalny systematycznie i mechanicznie stosował te same schematy operacyjne. Jednak wojna toczona przez autonomistów była bardzo podobna do tego, co obserwowaliśmy w Sahelu: wysoce mobilne operacje prowadzone lekkimi środkami. Dzięki bardziej elastycznemu i mniej doktrynerskiemu podejściu rebelianci byli w stanie wykorzystać bezwładność sił ukraińskich, aby wielokrotnie ich „uwięzić”.
W 2014 roku, kiedy byłem w NATO, byłem odpowiedzialny za walkę z proliferacją broni strzeleckiej i staraliśmy się wykryć rosyjskie dostawy broni dla rebeliantów, żeby zobaczyć, czy Moskwa jest w to zamieszana. Informacje, które wtedy otrzymywaliśmy, pochodziły niemal w całości z polskich służb wywiadowczych i nie „pasowały” do informacji płynących z OBWE – mimo dość prymitywnych zarzutów nie było dostaw broni i sprzętu wojskowego z Rosji. Powstańcy zostali uzbrojeni dzięki dezercji rosyjskojęzycznych jednostek ukraińskich, które przeszły na stronę rebeliantów. W miarę upływu niepowodzeń ukraińskich bataliony czołgów, artylerii i przeciwlotnictwa powiększały szeregi autonomistów. To właśnie popchnęło Ukraińców do zobowiązania się do porozumień mińskich.
Jednak tuż po podpisaniu porozumień mińskich prezydent Ukrainy Petro Poroszenko rozpoczął zmasowaną operację antyterrorystyczną (ATO/Антитерористична операція) przeciwko Donbasowi. Bis repetita placent : źle poinformowani przez oficerów NATO, Ukraińcy ponieśli druzgocącą porażkę w Debalcewie, co zmusiło ich do zaangażowania się w porozumienia mińskie II. Należy w tym miejscu przypomnieć, że umowy Mińsk 1 (wrzesień 2014) i Mińsk 2 (luty 2015) nie przewidywały separacji czy niezależności republik, ale ich autonomię w ramach Ukrainy. Ci, którzy zapoznali się z Układami (jest ich bardzo, bardzo, bardzo niewielu), zauważą, że we wszystkich pismach jest napisane, że status republik miał być negocjowany między Kijowem a przedstawicielami republik, ponieważ są to wewnętrzne rozwiązanie dla Ukrainy.
Dlatego od 2014 roku Rosja systematycznie domagała się ich realizacji, odmawiając przy tym udziału w negocjacjach, ponieważ była to wewnętrzna sprawa Ukrainy. Z drugiej strony Zachód – kierowany przez Francję – systematycznie próbował zastąpić porozumienia mińskie „formatem normandzkim”, który stawiał Rosjan i Ukraińców twarzą w twarz. Pamiętajmy jednak, że przed 23-24 lutego 2022 r. w Donbasie nigdy nie było wojsk rosyjskich. Co więcej, obserwatorzy OBWE nigdy nie zaobserwowali najmniejszego śladu po działaniach rosyjskich jednostek w Donbasie. Na przykład mapa wywiadu USA opublikowana przez Washington Post 3 grudnia 2021 r. nie pokazuje wojsk rosyjskich w Donbasie. W październiku 2015 r. Wasyl Hrycak, dyrektor Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), przyznał , że w Donbasie zaobserwowano jedynie 56 rosyjskich bojowników. To było dokładnie porównywalne ze Szwajcarami, którzy chodzili walczyć w Bośni w weekendy, w latach 90., czy Francuzami, którzy dziś jeżdżą walczyć na Ukrainie.
Armia ukraińska była wtedy w opłakanym stanie. W październiku 2018 roku, po czterech latach wojny, naczelny ukraiński prokurator wojskowy Anatolij Matios stwierdził, że Ukraina straciła w Donbasie 2700 mężczyzn: 891 z powodu chorób, 318 z wypadków drogowych, 177 z innych wypadków, 175 z zatruć (alkohol, narkotyków), 172 przez nieostrożne obchodzenie się z bronią, 101 za naruszenie przepisów bezpieczeństwa, 228 przez morderstwa i 615 przez samobójstwa.
W rzeczywistości armia została osłabiona przez korupcję kadr i nie cieszyła się już poparciem ludności. Według raportu brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w przypadku powołania rezerwistów z marca/kwietnia 2014 r., 70 proc. nie pojawiło się na pierwszej sesji, 80 proc. na drugą, 90 proc. na trzecią i 95 proc. na czwartą. W październiku/listopadzie 2017 r. 70% poborowych nie zgłosiło się do akcji ratunkowej „Jesień 2017”. Nie licząc samobójstw i dezercji (często na rzecz autonomistów), które sięgały nawet 30 procent siły roboczej w obszarze ATO. Młodzi Ukraińcy odmówili wyjazdu i walki w Donbasie i woleli emigrację, co również przynajmniej częściowo tłumaczy deficyt demograficzny kraju.
Ukraińskie Ministerstwo Obrony zwróciło się następnie do NATO o pomoc w uatrakcyjnieniu swoich sił zbrojnych. Pracując już nad podobnymi projektami w ramach ONZ, zostałem poproszony przez NATO o udział w programie przywracania wizerunku ukraińskich sił zbrojnych. Ale to długotrwały proces a Ukraińcy chcieli działać szybko.
Tak więc, aby zrekompensować brak żołnierzy, ukraiński rząd uciekł się do paramilitarnych milicji. Składają się one zasadniczo z zagranicznych najemników, często skrajnie prawicowych bojowników. Według Reutera w 2020 roku stanowili około 40 procent sił ukraińskich i liczyli około 102 000 mężczyzn . Byli uzbrojeni, finansowani i szkoleni przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Kanadę i Francję. Było ponad 19 narodowości – w tym szwajcarscy. W ten sposób kraje zachodnie wyraźnie stworzyły i poparły ukraińskie skrajnie prawicowe milicje . W październiku 2021 roku Jerusalem Post zaalarmował, potępiając projekt Centuria. Te milicje działały w Donbasie od 2014 roku przy wsparciu Zachodu. Nawet jeśli można spierać się na temat terminu „nazista”, pozostaje faktem, że te milicje są gwałtowne, przekazują przyprawiającą o mdłości ideologię i są zjadliwie antysemickie. Ich antysemityzm jest bardziej kulturowy niż polityczny, dlatego określenie „nazista” nie jest właściwe. Ich nienawiść do Żydów wywodzi się z wielkich klęsk głodu na Ukrainie w latach 20. i 30. XX wieku, spowodowanych konfiskatą przez Stalina plonów w celu sfinansowania modernizacji Armii Czerwonej. To ludobójstwo – znane na Ukrainie jako Hołodomor – zostało popełnione przez NKWD (poprzednik KGB), którego wyższe szczeble przywództwa składały się głównie z Żydów. To dlatego dziś ukraińscy ekstremiści proszą Izrael o przeprosiny za zbrodnie komunizmu, jak zauważa Jerusalem Post . Jest to dalekie od „przepisywania historii” Władimira Putina.
Te milicje, wywodzące się ze skrajnie prawicowych grup, które animowały rewolucję Euromajdanu w 2014 roku, składają się z fanatycznych i brutalnych jednostek. Najbardziej znanym z nich jest Pułk Azowski, którego emblemat przypomina 2. Dywizję Pancerną SS Das Reich, czczoną na Ukrainie za wyzwolenie Charkowa z rąk Sowietów w 1943 r., przed dokonaniem w 1944 r. masakry w Oradour-sur-Glane w Francja.
Wśród znanych postaci pułku azowskiego znalazł się Roman Protasewicz, aresztowany w 2021 r. przez władze białoruskie w sprawie lotu RyanAir FR4978. 23 maja 2021 r. jako powód aresztowania Protasewicza wymieniono umyślne porwanie samolotu pasażerskiego przez MiG-29 – rzekomo za zgodą Putina, choć dostępne wówczas informacje w ogóle nie potwierdzały tego scenariusza. Ale potem trzeba było pokazać, że prezydent Łukaszenko był bandytą, a Protasewicz „dziennikarzem”, który kochał demokrację. Jednak dość odkrywcze śledztwo przeprowadzone przez amerykańską organizację pozarządową w 2020 r. ujawniło skrajnie prawicowe działania bojownika Protasewicza. Rozpoczął się wtedy zachodni ruch spiskowy, a pozbawione skrupułów media „przewietrzyły” jego biografię . Ostatecznie w styczniu 2022 r . opublikowano raport ICAO , z którego wynikało, że pomimo pewnych błędów proceduralnych Białoruś postąpiła zgodnie z obowiązującymi przepisami i że MiG-29 wystartował 15 minut po tym, jak pilot RyanAir zdecydował się wylądować w Mińsku. Więc nie ma białoruskiego spisku, a jeszcze mniej Putina. Ach!… Kolejny szczegół: Protasewicz okrutnie ponoć torturowany przez białoruską policję, był teraz wolny. Ci, którzy chcieliby z nim korespondować, mogą wejść na jego konto na Twitterze .
Charakteryzacja ukraińskich paramilitarnych jako „nazistów” lub „neo-nazistów” jest uważana za rosyjską propagandę . Być może. Ale to nie jest pogląd Times of Israel , Centrum Simona Wiesenthala czy Centrum Antyterrorystycznego Akademii West Point . Ale to wciąż kwestia dyskusyjna, bo w 2014 roku „ Newsweek ” wydawał się kojarzyć ich bardziej z… Państwem Islamskim. Sam wybierz!
Tak więc Zachód wspierał i nadal uzbrajał milicje, które od 2014 roku są winne licznych zbrodni przeciwko ludności cywilnej : gwałtów, tortur i masakr. Ale chociaż szwajcarski rząd bardzo szybko zastosował sankcje wobec Rosji, nie przyjął żadnych wobec Ukrainy, która od 2014 r. masakruje własną ludność. W rzeczywistości ci, którzy bronią praw człowieka na Ukrainie, od dawna potępiają działania tych grup, ale nie uzyskały poparcia naszych rządów. Bo w rzeczywistości nie staramy się pomagać Ukrainie, ale walczyć z Rosją. Integracji tych paramilitarnych sił z Gwardią Narodową wcale nie towarzyszyła „denazyfikacja”, jak twierdzą niektórzy . Wśród wielu przykładów pouczające są insygnia Pułku Azowskiego.
W 2022 r. bardzo schematycznie ukraińskie siły zbrojne walczące z rosyjską ofensywą zostały zorganizowane jako:
– Armia podporządkowana Ministerstwu Obrony. Jest zorganizowana w 3 korpusy armii i składa się z formacji manewrowych (czołgi, ciężka artyleria, pociski rakietowe itp.).
– Gwardia Narodowa, która podlega MSW i jest zorganizowana w 5 komend terytorialnych.
Gwardia Narodowa jest więc formacją obrony terytorialnej, która nie wchodzi w skład armii ukraińskiej. W jej skład wchodzą paramilitarne milicje, zwane „batalionami ochotniczymi” (добровольчі батальйоні), znane również pod sugestywną nazwą „batalionów odwetowych” i złożone z piechoty. Wyszkoleni głównie do walki miejskiej, teraz bronią miast takich jak Charków, Mariupol, Odessa, Kijów itp.
Część druga: Wojna
Jako były szef wydziału ds. sił Układu Warszawskiego w szwajcarskim wywiadzie strategicznym obserwuję ze smutkiem – ale nie zdziwieniem – że nasze służby nie są już w stanie zrozumieć sytuacji militarnej na Ukrainie. Samozwańczy „eksperci”, którzy paradują na naszych ekranach, niestrudzenie przekazują te same informacje, modulowane twierdzeniem, że Rosja – i Władimir Putin – są irracjonalni. Cofnijmy się o krok.
1. Wybuch wojny
Od listopada 2021 roku Amerykanie nieustannie grożą rosyjską inwazją na Ukrainę. Jednak Ukraińcy wydawali się z tym nie zgadzać. Dlaczego nie?
Musimy cofnąć się do 24 marca 2021 r. Tego dnia Wołodymyr Zełenski wydał dekret o odbiciu Krymu i zaczął rozmieszczać swoje siły na południu kraju. Równolegle przeprowadzono kilka ćwiczeń NATO między Morzem Czarnym a Bałtykiem, czemu towarzyszył znaczny wzrost lotów rozpoznawczych wzdłuż granicy rosyjskiej. Rosja przeprowadziła następnie kilka ćwiczeń, aby sprawdzić gotowość operacyjną swoich wojsk i pokazać, że śledzi ewolucję sytuacji. Sytuacja uspokoiła się do października-listopada wraz z zakończeniem ćwiczeń ZAPAD 21, których ruchy wojsk interpretowano jako wzmocnienie ofensywy na Ukrainę. Jednak nawet ukraińskie władze odrzuciły pomysł rosyjskich przygotowań do wojny, a minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow twierdził, że od wiosny na jej granicy nie było żadnych zmian .
Z naruszeniem porozumień mińskich Ukraina prowadziła w Donbasie operacje lotnicze z użyciem dronów, w tym co najmniej jeden atak na skład paliw w Doniecku w październiku 2021 r. Zauważyła to prasa amerykańska, ale nie Europejczycy; i nikt nie potępił tych naruszeń.
W lutym 2022 r. wydarzenia przyspieszyły. 7 lutego podczas wizyty w Moskwie Emmanuel Macron potwierdził Władimirowi Putinowi swoje zobowiązanie do porozumień mińskich, które powtórzy po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim następnego dnia. Ale 11 lutego w Berlinie, po dziewięciu godzinach pracy, zakończyło się spotkanie doradców politycznych przywódców „formatu normandzkiego”, bez konkretnego rezultatu: Ukraińcy nadal odmawiali stosowania porozumień mińskich, najwyraźniej pod naciskiem Stanów Zjednoczonych. Władimir Putin zauważył, że Macron składał puste obietnice, a Zachód nie był gotowy do egzekwowania porozumień, jak to robił od ośmiu lat. Kontynuowano przygotowania Ukrainy w strefie kontaktu. Rosyjski parlament został zaniepokojony; a 15 lutego poprosił Władimira Putina o uznanie niepodległości republik, czego ten odmówił.
17 lutego prezydent Joe Biden zapowiedział , że w najbliższych dniach Rosja zaatakuje Ukrainę. Skąd on to wiedział? To jest tajemnica. Ale od 16 czerwca ostrzał artyleryjski ludności Donbasu wzrósł dramatycznie, jak pokazują codzienne raporty obserwatorów OBWE. Oczywiście ani media, ani Unia Europejska, ani NATO, ani żaden rząd zachodni nie reagują ani nie interweniują. Później powiemy, że to rosyjska dezinformacja. W rzeczywistości wydaje się, że Unia Europejska i niektóre kraje celowo przemilczały masakrę ludności Donbasu, wiedząc, że sprowokuje to rosyjską interwencję.
W tym samym czasie pojawiły się doniesienia o sabotażu w Donbasie. 18 stycznia bojownicy Donbasu przechwycili sabotażystów mówiących po polsku i wyposażonych w zachodni sprzęt, którzy próbowali wywołać incydenty chemiczne w Gorliwce . Mogli być najemnikami CIA , prowadzonymi lub „doradzanymi” przez Amerykanów i złożonymi z ukraińskich lub europejskich bojowników, do prowadzenia działań sabotażowych w republikach Donbasu. W rzeczywistości już 16 lutego Joe Biden wiedział, że Ukraińcy rozpoczęli ostrzał ludności cywilnej Donbasu, stawiając Władimira Putina przed trudnym wyborem: pomóc Donbasowi militarnie i stworzyć problem międzynarodowy, albo stać z boku i patrzeć na zmiażdżenie rosyjskojęzycznych mieszkańców Donbasu.
Gdyby zdecydował się interweniować, Putin mógłby powołać się na międzynarodowy obowiązek „Odpowiedzialności za ochronę” (R2P). Wiedział jednak, że bez względu na charakter i skalę interwencja wywoła burzę sankcji. Dlatego też bez względu na to, czy rosyjska interwencja ograniczałaby się do Donbasu, czy szła dalej, by wywierać presję na Zachód w sprawie statusu Ukrainy, cena byłaby taka sama. Tak wyjaśnił w swoim przemówieniu z 21 lutego. Tego dnia zgodził się na prośbę Dumy i uznał niepodległość obu republik Donbasu i jednocześnie podpisał z nimi traktaty o przyjaźni i pomocy.
Ukraińskie bombardowania artyleryjskie ludności Donbasu trwały, a 23 lutego obie republiki zwróciły się o pomoc wojskową do Rosji. 24 lutego Władimir Putin powołał się na art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych, który przewiduje wzajemną pomoc wojskową w ramach sojuszu obronnego.
Aby uczynić rosyjską interwencję całkowicie nielegalną w oczach opinii publicznej, celowo ukryliśmy fakt, że wojna faktycznie rozpoczęła się 16 lutego. Armia ukraińska przygotowywała się do ataku na Donbas już w 2021 r., ponieważ niektóre rosyjskie i europejskie służby wywiadowcze byli dobrze tego świadomi. Prawnicy będą oceniać.
W przemówieniu z 24 lutego Władimir Putin określił dwa cele swojej operacji: „demilitaryzacja” i „denazyfikacja” Ukrainy. Nie chodzi więc o przejęcie Ukrainy, ani nawet, przypuszczalnie, o jej okupowanie; a już na pewno nie niszczenia go. Od tego momentu nasza widoczność przebiegu operacji jest ograniczona: Rosjanie mają doskonałe zabezpieczenie operacji (OPSEC), a szczegóły ich planowania nie są znane. Ale dość szybko przebieg operacji pozwala zrozumieć, jak cele strategiczne zostały przełożone na poziom operacyjny.
Demilitaryzacja:
– niszczenie naziemne ukraińskiego lotnictwa, systemów obrony przeciwlotniczej i aktywów rozpoznawczych;
– neutralizacja struktur dowodzenia i wywiadu (C3I), a także głównych szlaków logistycznych w głębi terytorium;
– okrążenie większości armii ukraińskiej zgrupowanej na południowym wschodzie kraju.
Denazyfikacja: zniszczenie lub neutralizacja batalionów ochotniczych działających w miastach Odessa, Charków i Mariupol, a także w różnych obiektach na terytorium.
Ofensywa rosyjska została przeprowadzona w bardzo „klasyczny” sposób. Początkowo – tak jak zrobili to Izraelczycy w 1967 r. – wraz ze zniszczeniem na ziemi sił powietrznych w pierwszych godzinach. Następnie byliśmy świadkami jednoczesnego postępu w kilku osiach, zgodnie z zasadą „płynącej wody”: posuwaj się wszędzie tam, gdzie opór był słaby, a miasta (bardzo wymagające wojskowo) opuszczaj na później. Na północy elektrownia w Czarnobylu została natychmiast zajęta, aby zapobiec aktom sabotażu. Nie są oczywiście pokazywane zdjęcia ukraińskich i rosyjskich żołnierzy wspólnie strzegących zakładu .
Pomysł, że Rosja próbuje przejąć Kijów, stolicę, aby wyeliminować Zełenskiego, pochodzi typowo z Zachodu – tak właśnie zrobili w Afganistanie, Iraku, Libii i co chcieli zrobić w Syrii z pomocą islamskich terrorystów. Ale Władimir Putin nigdy nie zamierzał zastrzelić ani obalić Zełenskiego. Zamiast tego Rosja stara się utrzymać go przy władzy, popychając go do negocjacji, otaczając Kijów. Do tej pory odmawiał realizacji porozumień mińskich. Ale teraz Rosjanie chcą uzyskać neutralność Ukrainy.
Wielu zachodnich komentatorów było zdziwionych, że Rosjanie w trakcie prowadzenia operacji wojskowych nadal szukali wynegocjowanego rozwiązania. Wyjaśnienie leży w rosyjskiej perspektywie strategicznej od czasów sowieckich. Dla Zachodu wojna zaczyna się, gdy kończy się polityka. Podejście rosyjskie opiera się jednak na inspiracji Clausewitza: wojna jest ciągłością polityki i można płynnie przechodzić od jednego do drugiego, nawet podczas walki. Pozwala to wywrzeć presję na przeciwniku i popchnąć go do negocjacji.
Z operacyjnego punktu widzenia ofensywa rosyjska była tego rodzaju przykładem: w ciągu sześciu dni Rosjanie zajęli terytorium tak duże jak Wielka Brytania, z szybkością natarcia większą niż Wehrmacht w 1940 roku. Większość armii ukraińskiej została rozmieszczona na południu kraju w ramach przygotowań do wielkiej operacji przeciwko Donbasowi. To dlatego siły rosyjskie były w stanie okrążyć je od początku marca w „kociołku” między Słowiańskiem, Kramatorskiem i Siewierodonieckiem, napierając ze wschodu przez Charków i na południe od Krymu. Wojska z republik donieckiej (DRL) i ługańskiej (LPR) uzupełniają siły rosyjskie natarciem ze wschodu.
Na tym etapie siły rosyjskie powoli zaciskają pętlę, ale nie są już pod presją czasu. Ich cel demilitaryzacji został prawie osiągnięty, a pozostałe siły ukraińskie nie mają już operacyjnej i strategicznej struktury dowodzenia. „Spowolnienie”, które nasi „eksperci” przypisują złej logistyce, jest jedynie konsekwencją osiągnięcia swoich celów. Wydaje się, że Rosja nie chce angażować się w okupację całego terytorium Ukrainy. W rzeczywistości wydaje się, że Rosja stara się ograniczyć swój postęp do granicy językowej kraju.
Nasze media mówią o masowych bombardowaniach ludności cywilnej, zwłaszcza w Charkowie, a media przekazują “sceny dantejskie”. Jednak mieszkający tam Gonzalo Lira, Latynos, przedstawia nam spokojne miasto 10 i 11 marca . To prawda, że jest to duże miasto i nie widzimy wszystkiego – ale to zdaje się wskazywać, że nie jesteśmy w wojnie totalnej, że jesteśmy stale manipulowani na naszych ekranach. Z kolei republiki Donbasu „wyzwoliły” własne terytoria i walczą w mieście Mariupol.
Część 2 Denazyfikacja
W miastach takich jak Charków, Mariupol i Odessa obronę zapewniają milicje paramilitarne. Wiedzą, że cel „denazyfikacji” jest skierowany przede wszystkim przeciwko nim. Dla atakującego na obszarze zurbanizowanym problemem są cywile. Dlatego Rosja dąży do stworzenia korytarzy humanitarnych, aby opróżnić miasta z ludności cywilnej i pozostawić tylko milicje, aby łatwiej z nimi walczyć.
Z drugiej strony milicje te starają się zatrzymać cywilów w miastach, aby odwieść armię rosyjską od walki. Dlatego niechętnie realizują te korytarze i robią wszystko, aby rosyjskie wysiłki nie powiodły się – mogą wykorzystać ludność cywilną jako „żywą tarczę”. Filmy ukazujące cywili próbujących opuścić Mariupol i pobici przez bojowników pułku azowskiego są tu oczywiście starannie cenzurowane.
Na Facebooku grupa Azov była zaliczana do tej samej kategorii co Państwo Islamskie i podlegała „polityce dotyczącej niebezpiecznych osób i organizacji” platformy. Zabroniono więc jej gloryfikować, a „stanowiska” sprzyjające jej były systematycznie zakazane. Jednak 24 lutego Facebook zmienił swoją politykę i zezwolił na posty korzystne dla milicji. W tym samym duchu w marcu platforma autoryzowana w byłych krajach wschodnich wzywa do mordowania rosyjskich żołnierzy i przywódców . Tyle o wartościach, które inspirują naszych liderów, jak zobaczymy.
Nasze media propagują romantyczny obraz powszechnego oporu. To właśnie ten obraz skłonił Unię Europejską do finansowania dystrybucji broni wśród ludności cywilnej. To przestępstwo. Jako szef doktryny utrzymania pokoju w ONZ pracowałem nad kwestią ochrony ludności. Odkryliśmy, że przemoc wobec ludności cywilnej miała miejsce w bardzo specyficznych kontekstach. Zwłaszcza, gdy broni jest pod dostatkiem i nie ma struktur dowodzenia.
Te struktury dowodzenia są istotą armii: ich funkcją jest ukierunkowanie użycia siły na cel. Uzbrajając obywateli w przypadkowy sposób, tak jak ma to obecnie miejsce, UE zamienia ich w bojowników, co w konsekwencji czyni z nich potencjalne cele. Co więcej, bez dowództwa, bez celów operacyjnych, dystrybucja broni prowadzi nieuchronnie do wyrównywania rachunków, bandytyzmu i działań bardziej zabójczych niż skutecznych. Wojna staje się kwestią emocji. Siła staje się przemocą. Tak stało się w Tawarga (Libia) od 11 do 13 sierpnia 2011 r., gdzie 30 000 czarnych Afrykanów zostało zmasakrowanych przy użyciu broni zrzuconej na spadochronie (nielegalnie) przez Francję. Nawiasem mówiąc, Brytyjski Królewski Instytut Studiów Strategicznych (RUSI) nie widzi żadnej wartości dodanej w tych dostawach broni. Co więcej, dostarczając broń krajowi będącemu w stanie wojny, narażamy się na uznanie za walczącego. Rosyjskie ataki z 13 marca 2022 r. na bazę lotniczą Mikołajewa są następstwem rosyjskich ostrzeżeń , że dostawy broni będą traktowane jako wrogie cele.
UE powtarza katastrofalne doświadczenie III Rzeszy w ostatnich godzinach bitwy o Berlin. Wojnę trzeba pozostawić wojsku, a kiedy jedna strona przegra, trzeba to przyznać. A jeśli ma być opór, musi być kierowany i zorganizowany. Ale robimy dokładnie odwrotnie – popychamy obywateli do walki, a jednocześnie Facebook autoryzuje wezwania do mordowania rosyjskich żołnierzy i przywódców. Tyle o wartościach, które nas inspirują.
Niektóre służby wywiadowcze postrzegają tę nieodpowiedzialną decyzję jako sposób na wykorzystanie ludności ukraińskiej jako mięsa armatniego do walki z Rosją Władimira Putina. Tego rodzaju morderczą decyzję należało pozostawić kolegom dziadka Ursuli von der Leyen. Lepiej byłoby zaangażować się w negocjacje i tym samym uzyskać gwarancje dla ludności cywilnej, niż dolewać oliwy do ognia. Łatwo jest walczyć cudzą krwią.
Szpital położniczy w Mariupolu
Należy z góry zrozumieć, że to nie armia ukraińska broni Marioupola, ale milicja azowska, złożona z zagranicznych najemników. W podsumowaniu sytuacji z 7 marca 2022 r. rosyjska misja ONZ w Nowym Jorku stwierdziła, że „Mieszkańcy informują, że ukraińskie siły zbrojne wydaliły personel ze szpitala porodowego nr 1 w Mariupolu i utworzyły punkt ostrzału wewnątrz placówki”.
8 marca niezależne rosyjskie media Lenta.ru opublikowały zeznania cywilów z Marioupola, którzy powiedzieli, że szpital położniczy został przejęty przez milicję pułku azowskiego, którzy wypędzili cywilów grożąc im bronią. Potwierdzili oświadczenia ambasadora Rosji kilka godzin wcześniej.
Dominującą pozycję zajmuje szpital w Mariupolu, znakomicie przystosowany do instalacji broni przeciwpancernej oraz do obserwacji. 9 marca na budynek uderzyły wojska rosyjskie. Według CNN rannych zostało 17 osób, ale zdjęcia nie pokazują żadnych ofiar w budynku i nie ma dowodów na to, że wspomniane ofiary są związane z tym uderzeniem. Mówi się o dzieciach, ale w rzeczywistości nie ma nic. Może to prawda, ale może nie. Nie przeszkadza to przywódcom UE postrzegać to jako zbrodnię wojenną . A to pozwala Zełenskiemu wezwać do strefy zakazu lotów nad Ukrainą. W rzeczywistości nie wiemy dokładnie, co się stało. Ale sekwencja wydarzeń zdaje się potwierdzać, że siły rosyjskie zajęły pozycję pułku azowskiego i że oddział położniczy był wtedy wolny od cywilów.
Problem w tym, że milicje paramilitarne, które bronią miast, są zachęcane przez społeczność międzynarodową do nierespektowania wojennych zwyczajów. Wygląda na to, że Ukraińcy powtórzyli scenariusz szpitala położniczego w Kuwejcie z 1990 roku, który został całkowicie zainscenizowany przez firmę Hill & Knowlton za 10,7 mln USD, aby przekonać Radę Bezpieczeństwa ONZ do interwencji w Iraku w ramach operacji Pustynna Tarcza/Sztorm .
Zachodni politycy od ośmiu lat akceptują ataki w Donbasie, nie przyjmując żadnych sankcji wobec ukraińskiego rządu. Już dawno weszliśmy w dynamikę, w której zachodni politycy zgodzili się poświęcić prawo międzynarodowe w celu osłabienia Rosji .
Część trzecia: Wnioski
Jako byłego pracownika wywiadu, pierwszą rzeczą, która mnie uderza, jest całkowity brak zachodnich służb wywiadowczych w przedstawianiu sytuacji z ostatniego roku. W Szwajcarii służby skrytykowano za to, że nie przedstawiły prawidłowego obrazu sytuacji. W rzeczywistości wydaje się, że w całym świecie zachodnim służby wywiadowcze zostały przytłoczone przez polityków. Problem w tym, że to politycy decydują – najlepsza służba wywiadowcza na świecie jest bezużyteczna, jeśli decydent nie słucha. Tak właśnie stało się podczas tego kryzysu.
To powiedziawszy, podczas gdy niektóre służby wywiadowcze miały bardzo dokładny i racjonalny obraz sytuacji, inne wyraźnie miały ten sam obraz, co propagowane przez nasze media. W tym kryzysie ważną rolę odegrały służby krajów „nowej Europy”. Problem polega na tym, że z doświadczenia stwierdziłem, że są bardzo złe na poziomie analitycznym – doktrynerskim, brakuje im intelektualnej i politycznej niezależności niezbędnej do oceny sytuacji z „jakością” wojskową. Lepiej mieć ich jako wrogów niż przyjaciół.
Po drugie, wydaje się, że w niektórych krajach europejskich politycy celowo ignorowali ich usługi, aby zareagować ideologicznie na zaistniałą sytuację. Dlatego ten kryzys od początku był irracjonalny. Należy zauważyć, że wszystkie dokumenty, które zostały zaprezentowane opinii publicznej podczas tego kryzysu, zostały przedstawione przez polityków w oparciu o źródła komercyjne. Niektórzy zachodni politycy najwyraźniej chcieli, aby doszło do konfliktu. W Stanach Zjednoczonych scenariusze ataków przedstawione Radzie Bezpieczeństwa przez Anthony’ego Blinkena były jedynie wytworem wyobraźni pracującego dla niego Tiger Teamu — zrobił dokładnie to, co zrobił Donald Rumsfeld w 2002 roku, który w ten sposób „ominął” CIA i inne służby wywiadowcze, które były znacznie mniej asertywne w sprawie irackiej broni chemicznej.
Dramatyczne wydarzenia, których jesteśmy dziś świadkami, mają przyczyny, o których wiedzieliśmy, ale których nie chcieliśmy zobaczyć:
– na poziomie strategicznym ekspansja NATO (z którą tu nie mieliśmy do czynienia);
– na poziomie politycznym zachodnia odmowa wdrożenia porozumień mińskich;
– operacyjnie ciągłe i powtarzające się ataki na ludność cywilną Donbasu w ostatnich latach oraz dramatyczny wzrost pod koniec lutego 2022 r.
Innymi słowy, możemy naturalnie ubolewać i potępiać rosyjski atak. Ale MY (czyli Stany Zjednoczone, Francja i Unia Europejska na czele) stworzyliśmy warunki do wybuchu konfliktu. Okazujemy współczucie narodowi ukraińskiemu i dwóm milionom uchodźców . W porządku. Ale gdybyśmy mieli odrobinę współczucia dla tej samej liczby uchodźców z ukraińskiej populacji Donbasu, którzy zostali zmasakrowani przez ich własny rząd i którzy szukali schronienia w Rosji przez osiem lat, prawdopodobnie nic z tego by się nie wydarzyło. Ponad 80% ofiar w Donbasie było wynikiem ostrzału armii ukraińskiej. Przez lata Zachód milczał na temat masakry rosyjskojęzycznych Ukraińców przez rząd Kijowa, nigdy nie próbując wywierać presji na Kijów. To właśnie ta cisza zmusiła stronę rosyjską do działania. [ Źródło: „Ofiary cywilne związane z konfliktami”, Misja Narodów Zjednoczonych ds. Monitorowania Praw Człowieka na Ukrainie .]
Kwestią otwartą pozostaje, czy termin „ludobójstwo” odnosi się do nadużyć, jakich doznali mieszkańcy Donbasu. Termin ten jest generalnie zarezerwowany dla przypadków o większej skali (Holocaust itp.). Ale definicja podana przez Konwencję o Ludobójstwie jest prawdopodobnie wystarczająco szeroka, aby mieć zastosowanie w tej sprawie. Zrozumieją to prawnicy.
Najwyraźniej ten konflikt doprowadził nas do histerii. Wydaje się, że sankcje stały się preferowanym narzędziem naszej polityki zagranicznej. Gdybyśmy nalegali, aby Ukraina przestrzegała porozumień mińskich, które wynegocjowaliśmy i zatwierdziliśmy, nic z tego by się nie wydarzyło. Potępienie Władimira Putina jest także nasze. Nie ma sensu teraz marudzić – powinniśmy byli działać wcześniej. Jednak ani Emmanuel Macron (jako gwarant i członek Rady Bezpieczeństwa ONZ), ani Olaf Scholz, ani Wołodymyr Zełenski nie dotrzymali swoich zobowiązań. W końcu prawdziwą porażkę odnieśli ci, którzy nie mają głosu.
Unia Europejska nie była w stanie promować realizacji porozumień mińskich – wręcz przeciwnie, nie reagowała, gdy Ukraina bombardowała własną ludność w Donbasie. Gdyby tak się stało, Władimir Putin nie musiałby reagować. Nieobecna w fazie dyplomatycznej UE wyróżniała się podsycaniem konfliktu. 27 lutego ukraiński rząd zgodził się przystąpić do negocjacji z Rosją. Ale kilka godzin później Unia Europejska przegłosowała budżet w wysokości 450 mln euro na dostawę broni dla Ukrainy, dolewając oliwy do ognia. Od tego momentu Ukraińcy czuli, że nie muszą dochodzić do porozumienia. Opór milicji azowskiej w Mariupolu doprowadził nawet do zwiększenia 500 milionów euro na broń.
Na Ukrainie z błogosławieństwem krajów zachodnich wyeliminowano zwolenników negocjacji. Tak jest w przypadku Denisa Kirejewa, jednego z ukraińskich negocjatorów, zamordowanego 5 marca przez ukraińskie służby specjalne (SBU), ponieważ był zbyt przychylny Rosji i został uznany za zdrajcę. Ten sam los spotkał Dmitrija Demianenkę, byłego wiceszefa głównego zarządu SBU na Kijów i jego region, który został zamordowany 10 marca, ponieważ był zbyt przychylny porozumieniu z Rosją – został zastrzelony przez milicję Mirotvorets („Rozjemca”) . Ta milicja jest powiązana ze stroną Mirotvorets, na której znajduje się „wrogów Ukrainy” z ich danymi osobowymi, adresami i numerami telefonów, aby można było ich nękać, a nawet eliminować; praktyka, która jest karalna w wielu krajach, ale nie na Ukrainie. ONZ i niektóre kraje europejskie zażądały zamknięcia tej strony, co zostało odrzucone przez Radę.
Ostatecznie cena będzie wysoka, ale Władimir Putin prawdopodobnie osiągnie cele, które sobie wyznaczył. Jego związki z Pekinem utrwaliły się. Chiny wyłaniają się jako mediator w konflikcie, a Szwajcaria dołącza do grona wrogów Rosji. Amerykanie muszą prosić Wenezuelę i Iran o ropę, aby wydostać się z impasu energetycznego, w którym się znaleźli – Juan Guaido schodzi ze sceny na dobre, a Stany Zjednoczone muszą żałośnie wycofać się z sankcji nałożonych na swoich wrogów.
Zachodni ministrowie, którzy chcą załamać rosyjską gospodarkę i sprawić, by Rosjanie cierpieli , a nawet wzywają do zamachu na Putina, pokazują (nawet jeśli częściowo odwrócili formę swoich słów, ale nie treść!), że nasi przywódcy nie są lepsi od tych, których nienawidzimy – bo sankcjonowanie rosyjskich sportowców na igrzyskach paraolimpijskich czy rosyjskich artystów nie ma nic wspólnego z walką z Putinem.
W ten sposób uznajemy, że Rosja jest demokracją, ponieważ uważamy, że za wojnę odpowiada naród rosyjski. Jeśli tak nie jest, to dlaczego staramy się ukarać całą populację za winę jednej osoby? Pamiętajmy, że kara zbiorowa jest zakazana przez Konwencje Genewskie.
Lekcja, jaką można wyciągnąć z tego konfliktu, to nasze poczucie zmiennej geometrycznej ludzkości. Skoro tak bardzo zależało nam na pokoju i Ukrainie, dlaczego nie zachęcaliśmy Ukrainy do respektowania porozumień, które podpisała i które zatwierdziły członkowie Rady Bezpieczeństwa?
Miarą uczciwości mediów jest ich gotowość do pracy w ramach Karty Monachijskiej. Udało im się propagować nienawiść do Chińczyków podczas kryzysu Covid, a ich spolaryzowane przesłanie prowadzi do tych samych skutków przeciwko Rosjanom . Dziennikarstwo staje się coraz bardziej nieprofesjonalne i bojowe.
Jak powiedział Goethe: „Im większe światło, tym ciemniejszy cień”. Im bardziej sankcje wobec Rosji są nieproporcjonalne, tym bardziej przypadki, w których nic nie zrobiliśmy, podkreślają nasz rasizm i służalczość. Dlaczego od ośmiu lat zachodni politycy nie reagowali na bombardowania ludności cywilnej Donbasu?
Wreszcie, co sprawia, że konflikt na Ukrainie jest bardziej naganny niż wojna w Iraku, Afganistanie czy Libii? Jakie sankcje przyjęliśmy wobec tych, którzy celowo okłamywali społeczność międzynarodową w celu prowadzenia niesprawiedliwych, nieuzasadnionych i morderczych wojen? Czy przed wojną w Iraku staraliśmy się „sprawić, by Amerykanie cierpieli” za okłamywanie nas (ponieważ są demokracją!)? Czy przyjęliśmy jedną sankcję przeciwko krajom, firmom lub politykom, którzy dostarczają broń do konfliktu w Jemenie, uważanego za „ najgorszą katastrofę humanitarną na świecie ?” Czy usankcjonowaliśmy kraje Unii Europejskiej, które stosują na swoim terytorium najbardziej nikczemne tortury na korzyść Stanów Zjednoczonych?
Zadawać pytanie to odpowiadać na nie… a odpowiedź nie jest ładna.
Jacques Baud
Źródło oryginalne https://www.thepostil.com/the-military-situation-in-the-ukraine/?utm_source=sendfox&utm_medium=email&utm_campaign=the-postil-april-newsletter
Wybór, redakcja i korekta tłumaczenia automatycznego SpiritoLibero.
Walka, obrona i zdobywanie, właściwa postawa wobec trudności, przeciwności i prześladowań – te motywy często pojawiały się w przemowach świętego ojca Maksymiliana do braci, których zgromadził wokół siebie pod sztandarem Matki Bożej. Regularnie powracające wątki tych wystąpień dotyczyły przede wszystkim zmagań duchowych. Założyciel Niepokalanowa ze wszystkich sił starał się przygotować współbraci również do wyzwań, które miała przynieść i przyniosła wojna w swym najbardziej dosłownym znaczeniu i wymiarze.
Podstawą życia zakonnego dla tak wybitnego naśladowcy świętych Franciszka oraz Ludwika Marii Grignon de Montfort były: ciągłe dążenie do uświęcania się, zwłaszcza przez gorliwe wykonywanie obowiązków, posłuszeństwo przełożonym, ćwiczenie się w pokorze i miłości wobec bliźnich.
Choć wskazania kierowane przez ojca Maksymiliana do współbraci dotyczyły ludzi w pełni oddanych Panu Bogu poprzez wybór stanu duchownego, z wielu tych rad mogą przecież obficie czerpać również ludzie świeccy.
Jeden z najbardziej znanych polskich świętych poddał zupełnie własne życie umiłowanej przez siebie bezgranicznie Matce Bożej, a swój pobyt na ziemi „jedynie” spuentował bohaterskim męczeństwem w niemieckim obozie Auschwitz. Czuł się głęboko odpowiedzialny również za tych, których skupił wokół idei zdobycia całego świata dla Niepokalanej. W założonym przez siebie klasztorze, na misjach w Rzymie czy Japonii, nawet w niemieckich obozach podczas II wojny światowej wygłaszał swe konferencje i przemówienia, pobudzając współbraci do większej gorliwości, wskazując drogi do uświęcenia, przestrzegając przed duchowymi pułapkami. Możliwość zapoznania się z treścią tych wystąpień zawdzięczamy łącznie ponad trzydziestu zakonnikom, którzy tak jak mogli najwierniej notowali słowa swego niezwykłego przewodnika.
„Z Niepokalanowa idzie się prosto do Nieba”
Pewnego razu święty Maksymilian przechadzał się ze współbraćmi w Niepokalanowie. Opowiedział im historię powstania modlitwy Dunsa Szkota: „Dozwól mi chwalić Cię, Panno Przenajświętsza i daj mi moc przeciwko nieprzyjaciołom swoim”. – A kto to byli ci nieprzyjaciele Niepokalanej? To byli teologowie – chociaż nie ze złej woli byli nieprzyjaciółmi. Niepokalana skłoniła głowę na tę modlitwę na znak, że się Jej ona podobała – wyjaśniał słuchaczom.
Na początku 1937 r na polecenie władz zakonnych miał wyjechać do Rzymu. Przemawiając do podopiecznych pozostawił im wskazówki dotyczące głównie życia duchowego. Podobnie jak w wielu innych swych konferencjach kładł akcent na całkowite zawierzenie Matce Bożej, chętne przyjmowanie trudności i wierne wypełnianie zobowiązań wynikających ze złożonych ślubów. Mówił między innymi o posłuszeństwie, będącym jednym z fundamentów dobrego życia w zgromadzeniu.
– Jeżeli natychmiast pełni się posłuszeństwo – nawracają się poganie. I tam będzie skutek naszych modlitw. W Bolszewii zło teraz triumfuje, ale przyjdzie czas, że na Kremlu zatkniemy sztandar Niepokalanej – zapowiadał, a w naszych czasach wyczekujemy wypełnienia się tych słów szczególnie niecierpliwie.
Jako człowiek modlitwy, kontemplacji, głębokiej więzi z Maryją i Panem Bogiem, miał świadomość nadchodzącej z oddali własnej śmierci. 15 lutego 1938 roku uprzedzał współbraci, żeby unikali podziałów, a także wywyższania własnej osoby ponad innych członków wspólnoty. Mówił: – Jeszcze w pierwszych wiekach Kościoła święty Paweł mówił do wiernych, że on wie, iż jak odejdzie, przyjdą wilcy drapieżni i przestrzegał przed nimi. Ja was przestrzegam tak samo.
– Już niedługo pożyję i niedługo pobędę z wami. Wy jesteście fundamentem i musicie bardzo na to baczyć i wiedzieć o tym, że przyjdą wilcy drapieżni. Próba musi być. Trzeba się przygotować żeby miłości wzajemnej nie zerwali. Żeby Niepokalanów chcieli ominąć – trudno przypuścić – dodał.
Śmierć traktował zresztą nie po „światowemu”, lecz po… katolicku. Gdy w nastoletnim wieku rozstał się z doczesnym życiem gorliwy nowicjusz o imieniu Annuncjatus, święty żegnał go przypomnieniem, że to, co zwykle uważa się za dramat i powód do smutku, czy nawet rozpaczy, jest tak naprawdę drogą do nieba. – Rozmawiałem nieraz na temat czyśćca z braćmi, którzy mnie o to zapytywali i mówiłem im, że z Niepokalanowa do czyśćca się nie idzie – wyznał nieco prowokacyjnie. Sprecyzował zaraz, że chodzi tu o „ducha Niepokalanowa”, czyli postawę oddania się Niepokalanej bez żadnych zastrzeżeń. Podał też przykłady świadczące o tym, że śmierć współbraci niejednokrotnie poprzedzała jakieś dobre przedsięwzięcie – czy to początek wydawania „Rycerza Niepokalanej” (niedługo po narodzinach dla Nieba sługi Bożego ojca Wenantego Katarzyńca), czy wyprawę na poszukiwania terenu pod budowę Niepokalanowa. – Ci, co schodzą z tego świata, rozpoczynają dopiero „tam” swe dzieło – dowodził.
Dla większego dobra
Pod koniec marca 1938 roku ojciec Marian Wójcik z klasztoru pod Teresinem wybrał się na spotkanie z dziennikarzami zorganizowane w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Mówiono tam o narastającym niepokoju w Europie. To bodaj pierwsza w zbiorze konferencji ojca Maksymiliana wzmianka o zbliżającej się powoli wojnie. Święty powiedział też między innymi, że klasztor poprzedniego dnia odwiedził rotmistrz, który „cieszył się, że mamy obszerny szpitalik i wiele budynków, czyli że dużo zmieści się rannych”.
Podobnie jak w wielu późniejszych przemowach czciciel Maryi potraktował nadchodzącą pożogę jako okazję do uświęcenia się, do jeszcze gorliwszej służby Matce Najświętszej. – W jaki sposób mamy się przygotowywać by w razie takiej zawieruchy nie tylko nie stracić, ale jeszcze skorzystać i dla sprawy Niepokalanej zyskać? Ryby na zimę zaopatrują się w tłuszcz a nam trzeba zaopatrzyć się w gorącego ducha. Żeby się do tego przygotować, trzeba mieć jasno przed oczyma cel. Takim dobrym przygotowaniem jest powtarzanie słów świętego Bernarda: „Po coś tu przyszedł?”. Chodzi o to, żeby ten cel był żywy i by wszystko do niego zmierzało. Każdy do siebie te słowa może zastosować – radził.
Zaledwie kilka dni później wojna była już tematem omawianym powszechnie. Święty Maksymilian swą naukę wygłaszaną do zakonników poświęcił przygotowaniom do jej wybuchu. Nawiązał do pierwszych wieków Kościoła i trwających wówczas krwawych prześladowań, które dosięgały wyznawców Chrystusa. – Krew męczenników była posiewem nowych chrześcijan – przypominał. – Jeden z historyków ówczesnych pisze, że przez lat około czterdziestu, kiedy był spokój, napsuło się dużo chrześcijan. Dlatego radował się z tego, że znowu zaczęły się prześladowania. Tak samo i my możemy się cieszyć, bo w czasie różnych trudności będziemy się pobudzać do gorliwości. Zrozumiemy lepiej potrzebę większej modlitwy i umartwienia. Zbliża się bardzo poważna walka. Jakie będą jej etapy, trudno przewidzieć – wskazywał. Podkreślił, że „najszczytniejszym ideałem byłoby położyć życie dla Niepokalanej”. – Raz się żyje i raz się umiera. Ale najlepiej jak Niepokalana chce. Zresztą – to Niepokalanej rzecz, bośmy Jej własnością. Nasze sprawy są Jej sprawami, a my się troszczymy o Jej sprawy – zaznaczył.
1 maja 1938 r. mówił zaś do profesów solemnych między innymi: – Mogą przyjść prześladowania i wojny. Wojna jest bliższa niż się wydaje. Prześladowania w czasie wojny są możliwe. Wy, którzy macie być ojcami duchowymi Niepokalanowa, przygotujcie się na to. Oczywiście, że Niepokalana może dopuścić to tylko dla naszego dobra. Kiedy by nie było trudności, wytworzyłaby się przeciętność – podkreślał.
– Mówią, że kiedy się chce rozruszać ryby w stawie, wpuszcza się szczupaka. Tak samo i w zakonach. Gdyby nie było prześladowań, byłby zastój. Pan Bóg dopuszcza, żeby był nieprzyjaciel, żeby nie przyszła gnuśność i zanik heroizmu. Dziś dzieła Boże przechodzą bardzo duże walki. Gdybyśmy zaprzestali walki, daliby nam spokój. Im więcej się wysilamy, tym więcej nas prześladują – dodał.
Za najważniejsze dla dobrych przygotowań zakonników na wojen czas uznał gorliwość i poważne postanowienie dążenia do świętości. Zwracał uwagę, że o ile ludzie świeccy mają nieraz trudności z rozpoznaniem woli Bożej w swoim życiu, to już w przypadku duchownych wystarczy, że posłuchają przełożonych.
Przy innej okazji zapewniał braci: –Pan Bóg dopuszcza takich Stalinów, Hitlerów i prześladowania jak w Meksyku czy Hiszpanii. To wszystko jest dla większego dobra. Cała doskonałość w dążeniu do szerzenia chwały Bożej polega jedynie na tym, żeby być narzędziem Niepokalanej, żeby być Jej – żeby być Jej rzeczą i własnością – podkreślał.
– Starajmy się osiągnąć to, co Pan Bóg zamierzał względem nas dopuszczając wojnę – mówił z kolei 25 sierpnia 1940 roku. – Pan Bóg mógł jedynie zamierzyć większe dobro nasze, czyli uświęcenie, żebyśmy się poprawili. I dlatego trzeba, żebyśmy zwracali więcej uwagę na życie wewnętrzne, by żyć aktami miłości.
– Może jeszcze przeceniamy zewnętrzną działalność – kontynuował. – Pamiętajmy, że wszystkie prace bardzo dobre, bardzo wzniosłe, jak prowadzenie szpitali, szkół, misji, a nawet męczeństwo – jeśli nie miały w sobie miłości, nie są warte jednego aktu miłości. I ten jeden akt miłości pomaga więcej Kościołowi w uświęceniu dusz aniżeli wszystkie wspomniane rzeczy razem wzięte.
Pomogło bombardowanie
Krótko po wybuchu wojny starostwo powiatu sochaczewskiego, w związku z szybkim posuwaniem się wojsk niemieckich zarządziło ewakuację, w którą włączony został także klasztor franciszkanów. – Drogie dzieci, teraz idziecie na misje – oznajmił współbraciom ojciec Maksymilian. Przeprosił ich za zgorszenia i przykrości. Wezwał do tego, by pośród ludzi świecili dobrym przykładem. – Wspomnijcie na to, co tyle razy Wam powtarzałem, że Niepokalanów to nie te opłotki budynki czy maszyny. Gdzie znajduje się niepokalanowianin, tam także ma być Niepokalanów. Niepokalanów ma być w sercach i duszach Waszych – apelował. Dał słuchającym szereg praktycznych rad włącznie z tą by zakonnicy udający się do swoich rodzin, zabrali tych, którzy nie mają się gdzie podziać. Skłonił słuchających do złożenia przyrzeczenia, że nie będą pić wódki ani palić papierosów. – Po zakończeniu wojny, gdy już będą możliwości powrotu, to ogłosi się w prasie i przez radio, że już można wracać. Wówczas niech wszyscy wracają, ażeby stanąć do dalszej pracy – dodał, po czym pobłogosławił odprawianych w świat.
We wrześniu 1939 roku ojciec Kolbe wraz z braćmi został wywieziony do niemieckich obozów. Z Ostrzeszowa okupanci zwolnili go w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Do ponownego aresztowania 17 lutego 1941 roku przebywał w klasztorze.
Nie przestawał podnosić towarzyszy na duchu, wskazując na duchową szansę, jaką dają prześladowania i wojna. We wtorek 30 kwietnia 1940 roku brat Witalian Miłosz zanotował słowa mówiące o pokorze i uświęceniu. Współbracia usłyszeli między innymi: – Mówi się, że burza oczyszcza powietrze. Słyszy się też nieraz, że ta burza pomogła wielu ludziom i zakonnym osobom do dobrego. Słyszałem od jednego ze starszych zakonników, że ostatnie wypadki zrobiły duże wrażenie. Nie pomagały argumenty ani książki – bombardowanie pomogło. W takiej walce zastarzałe i zaśniedziałe dusze wzruszają się i oczyszczają. Gdyby bowiem nie było tych wypadków na większe dobro, to by ich Pan Bóg nie dopuścił.
Podczas sierpniowej kapituły ojciec Maksymilian przestrzegał przed luzowaniem zakonnych rygorów pod pretekstem nadzwyczajnych warunków. Mówił: – Słyszy się czasem, że niektóre przepisy nie obowiązują – bo wojna. Bardzo to niebezpieczne zdanie. Jeśli mamy kontakt z przełożonym, to nie możemy sami rozstrzygać, które przepisy obowiązują, a które nie. Prawda, że w czasach wyjątkowych, jeśli ktoś znajduje się sam, z dala od przełożonych, może swobodnie decydować według własnej roztropności. Jeśli jednak mamy możność porozumienia się z przełożonymi, oni rozstrzygają wszelkie wątpliwości – bo na to ślubowaliśmy posłuszeństwo – przypomniał.
Wojciech Cejrowski w „Studio Dziki Zachód” na antenie Radia WNET dyskutował z Krzysztofem Skowrońskim o pomyśle na dołączanie ukraińskich dzieci do polskiego sytemu edukacji. Jak podkreślał, obecnie odbywa się to ze szkodą zarówno dla polskich, jak i ukraińskich dzieci.
Skowroński podkreślił, że do Polski przybyło 800 tys. ukraińskich dzieci, które teraz trzeba objąć edukacją i opieką.
– 500 Plus dla Ukraińców, to jest nielegalne. Ta pani, która to ogłosiła w telewizji, powinna wylecieć z roboty (…). Otóż 500 Plus uchwalono po to, by Polacy się rozmnażali, więc teraz możemy Ukraińcom, jeżeli taka jest wola Polaków albo rządu, dać 500 zł, ale nie możemy im dawać 500 Plus z ustawy o 500 Plus – powiedział Wojciech Cejrowski.
– Wszystkie inne rozdawnictwa (…) są nielegalne, bo Polacy płacą w podatkach na szkoły. Ukraińcom możemy udostępnić pomieszczenia szkolne, bo chcemy pomóc, ale niech oni tam swoje nauczycielki usadowią, żeby one uczyły w ukraińskich klasach, zgodnie z ukraińskim programem nauczania – wskazał.
Skowroński stwierdził, że jest przecież ustawa, która „to wszystko legalizuje”, więc jest to „zgodne z polskim prawem”.
– No nie jest zgodne z polskim prawem – odparł Cejrowski. – Ta ustawa jest nielegalna. Polacy płacą podatki na szkoły, dla Polaków, nie dla uchodźców –wskazał.
– Polacy wybrali parlament, wybrali Senat, wybrali prezydenta i Sejm, Senat i prezydent się na to zgodził, więc to jest legalne, bo na tym polega legalizacja, że Sejm uchwala ustawy. I tyle – przekonywał Skowroński.
– Nie wszystkie ustawy, które uchwala Sejm czy Senat są legalne. To tak nie działa prosto (…) Tak się zasłaniali w Norymberdze różni zbrodniarze, że to było legalne, bo Hitler ustanowił prawo i wygrał w demokratycznych wyborach. Są rzeczy, które są uchwalone w takim trybie demokratycznym, ale nadal nie są legalne – podkreślił Cejrowski.
Ze szkodą dla obu stron
Dalej stwierdził, że całkowicie „nie zgadza się z tym, że to jest dobry pomysł”.
– Dzieci ukraińskie nie znają polskiego, polskie dzieci nie znają ukraińskiego. Sadzamy je we wspólnej klasie. To jest zły pomysł. Dwa różne programy nauczania. Wszystkim się obniża poziom edukacji poprzez takie wymieszanie. Powinny być osobne klasy z programem ukraińskim. Tych dzieci tutaj najechało mnóstwo. Nauczycielki też przyjechały. One znają program nauczania ukraiński i powinny ciągnąć te dzieci. One mają tylko miesiąc przerwy w szkole od początku wojny, w związku z tym można nawet nadrobić tak, żeby nie miały żadnego opóźnienia – zaznaczył.
– Wymieszanie w polskiej klasie powoduje, że nauczycielka niewłaściwa dla połowy uczniów. Połowa uczniów realizuje obcy sobie program – to głupi pomysł. Udostępnijmy im szkoły na drugą zmianę, jeżeli chcemy, ale rozmnożenie też klasy z 30 do 60 powoduje, że wszyscy tracą – wskazał.
W dalszej części programu wyjaśnił również, że szkoła nie ma służyć integracji, ale nauce.
„Rozwiązanie tymczasowe”
Odniósł się także do argumentu, że jest to tylko doraźne rozwiązanie.
– Jeżeli to jest sytuacja tymczasowa, to tym bardziej głupim pomysłem jest mieszanie dwóch systemów nauczania w jednej klasie. Gdyby to miało trwać następne dwa albo trzy lata i docelowo już wiemy dzisiaj, że te ukraińskie dzieci zostaną w Polsce, to wtedy, być może bez zwłoki, powinny być dosypywane do polskich klas, żeby się szybko nauczyły polskiego i żeby przeszły na polski program nauczania. Ale jeżeli na razie pomysł mamy taki, że to jest tymczasowa sytuacja, no to niech się uczą w osobnych klasach – wskazał.
Skowroński dodał jednak, że być może te ukraińskie dzieci zostaną w Polsce na kolejnych 30 lat, a sama wojna przeciągnie się w latach.
– A czemu tylko ty to mówisz, a nie mówi tego premier Morawiecki, wszystkim patrząc w oczy? – zapytał Cejrowski. – To chyba wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że tak może się zdarzyć – odparł dziennikarz.
– No nie, ja bym chciał usłyszeć pytanie, czy polski naród rozważa taką opcję i czy jest jej przychylny. Bo to, że przyjęliśmy spod bomb uciekających ludzi, było naturalnym odruchem tysięcy Polaków. Natomiast czym innym jest koncepcja, że zostawiamy tych wszystkich ludzi, przyjmujemy ich na zawsze – zwrócił uwagę Cejrowski.
– Trzeba określić jasno cel. Ja nie mam pretensji o żaden, tylko cel musi być jasno określony, czy pomagamy tymczasowo w oczekiwaniu, że ci ludzie za chwilę wrócą do siebie, bo się wojna skończy czy spodziewamy się sytuacji takiej, że pomagamy, już docelowo mają się tu osiedlić, bo ta wojna się albo nigdy nie skończy albo nie będzie do czego wracać – dodał.
ARVE Error: The [[arve]] shortcode needs one of this attributes av1mp4, mp4, m4v, webm, ogv, url
Początkowo odbywało się to subtelnie, a widzieli to tylko ci, którzy szukali. Potem coraz więcej ludzi budziło się na to, co się dzieje, ale zbyt wielu nadal tłumaczyło i usprawiedliwiało rosnący autorytaryzm potrzebą „dobra wspólnego”, ponieważ nie chcieli dostrzec natury tyranii, jak również odbierania kolejnych swobód.
−∗−
W menu na dziś danie nienasycone. A konkretnie o samozwańczych despotach, którzy posmakowali tyranii i nie zamierzają na tym poprzestać. Materiał nie tylko o politykach, ale o zachowaniu mediów, tzw. Big Tech i serwisów społecznościowych w przejmowaniu coraz większej kontroli nad społeczeństwem. Felieton pisany z perspektywy amerykańskiej.
Zapraszam do lektury.
____________***____________
Teraz, gdy już zasmakowali tyranii, media, liberałowie, Big Tech i media społecznościowe chcą znacznie więcej
Jest takie powiedzenie, że „Władza absolutna korumpuje absolutnie”, a to, co obserwujemy, to samozwańczy dyktatorzy, którzy poczuli już „smak tyranii” i zdecydowali, że chcą to utrzymać.
Na przestrzeni dziejów widzieliśmy prawdziwość tego stwierdzenia i im starsza jest „Ameryka”, tym bardziej absolutna staje się korupcja. Zauważamy, jak podstępnie tyrania i tendencje dyktatorskie przeniknęły prawie każdy aspekt rządów, mediów, mediów społecznościowych i Big Tech.
◊ ◊ ◊
Początkowo odbywało się to subtelnie, a widzieli to tylko ci, którzy szukali. Potem coraz więcej ludzi budziło się na to, co się dzieje, ale zbyt wielu nadal tłumaczyło i usprawiedliwiało rosnący autorytaryzm potrzebą „dobra wspólnego”, ponieważ nie chcieli dostrzec natury tyranii, jak również odbierania kolejnych swobód.
Nie łudźcie się, gdy już raz wolność zostanie odebrana, jej odzyskanie bez rozlewu krwi jest praktycznie niemożliwe.
Przykładem tego był 11 września i to jak w imię „bezpieczeństwa” Amerykanie pozwolili politykom żądnym władzy pozbawić Amerykanów praw za pomocą Patriot Act. Praw, których nigdy nie odzyskaliśmy.
ZAWSZE BĘDZIE JAKIEŚ KOLEJNE „ZAGROŻENIE”
Niektórzy przywódcy państwowi, media, media społecznościowe i Big Tech, wraz z reżimem Bidena i ich „nakazami”, które wciąż są odrzucane przez sądy, zasmakowali potęgi tyranii i nie już chcą z niej rezygnować.
Słyszeliśmy już trochę o sprawie fatalnego laptopa Huntera Bidena, więc nie będziemy się w to zagłębiać. Stefan Stanford wykonał świetną robotę w poprzednim artykule, ale niedawne ujawnienie zmowy mającej na celu ukrycie tych wiadomości przed Amerykanami, zaraz po pandemicznych lockdownach, w których politycy i reżim Bidena wzięli Amerykanów pod but, daje nam spojrzenie na szerszy obraz… i nie jest to nic miłego.
Chociaż moglibyśmy cofnąć się w historii znacznie dalej, tylko w ciągu ostatnich kilku lat pod pozorem „dezinformacji”, pandemii, a teraz tej wojny daleko, daleko od nas, możemy dostrzec skalę różnych grup tyranów koordynujących ataki na Amerykanów, aby zmusić ich do „posłuszeństwa”.
W każdym przypadku Amerykanie byli zmuszani poświęcić swoje swobody, pieniądze, mowę, a wszystko to pod hasłem, że „to sytuacja awaryjna!”.
Zawsze zza rogu wyłoni się jakaś kolejna sytuacja kryzysowa, w której dyktatorzy skłonni będą próbować przejąć kontrolę nad narodem.
„PLANDEMIA”
Te ohydne próby zaby w subtelności zakończyły się, gdy po raz pierwszy potwierdzono Covid i kiedy to przywódcy uznali, że mają prawo do zamykania całych państw, uznawania, jakie przedsiębiorstwa są „niezbędne”, a które „nieistotne”, co skutkowało utratą miejsc pracy i dochodów przez miliony pracowników oraz zniszczeniem łańcuchów dostaw, a zwłaszcza zaopatrzenia w żywność.
Kiedy Biden zaczął okupować Biały Dom, Demokraci dali osłonę liberalnym przywódcom stanowym i dużym korporacjom, by mogli „nakazywać” zachowania. Noś maskę lub zostaniesz zwolniony. Zamaskuj się lub nie wejdziesz do sklepu, nie zjesz obiadu, nie pójdziesz na siłownię, do baru, lokalu rozrywkowego.
Odwiedź swoich sąsiadów a zostaniesz ukarany grzywną lub inną karą, jak to miało miejsce w wielu stanach rządzonych przez liberałów, na przykład w Michigan pod rządami samozwańczej dyktatorki, Gretchen Whitmer. Inni grozili swoim wyborcom karą, jeśli mieli więcej niż (tu wstaw liczbę) ludzi w swoim domu na obiedzie.
Oto tylko jeden akapit z oryginalnych rozporządzeń G. Whitmer dot. lockdownu, z marca 2020r.:
Od godz. 12:01 w dniu 24 marca 2020r. przez co najmniej trzy tygodnie osoby fizyczne mogą opuścić swój dom lub miejsce zamieszkania tylko w ściśle określonych okolicznościach i są zobowiązane przestrzegać środków dystansowania społecznego zalecanych przez CDC, w tym pozostawanie w odległości co najmniej sześciu stóp od osób spoza gospodarstwa domowego danej osoby, w zakresie, w jakim jest to wykonalne w danych okolicznościach.
Od tego momentu wszystko się zmieniło, a to tylko jeden przykład, z jednego stanu/miasta rządzonego przez liberałów.
Następnie rozpoczęły się „nakazy dotyczące szczepień”, wobec których sądy federalne były bardzo krytyczne i orzekły, że są one niezgodne z konstytucją i stanowią nadużycie władzy, ale wcześniej miliony Amerykanów już zostały zmuszone do przyjęcia eksperymentalnego preparatu do swoich ciał, a odmowa groziła utratą pracy.
Szkody w gospodarce, niedobory żywności, roszczenia bezrobotnych itp. były druzgocące dla dziesiątek milionów Amerykanów.
Tyrani naprawdę zasmakowali w niekontrolowanej władzy podczas fazy o nazwie Covid.
INFLACJA? ZAMKNIJ SIĘ I RADŹ SOBIE
Teraz jest wojna. Daleko, między Rosją a Ukrainą, gdzie reżim Bidena, Demokraci, z pomocą mediów głównego nurtu, mediów społecznościowych i Big Tech, używają jej jako powodu inflacji, niedoborów żywności i podwyżek cen gazu, a to wszystko to wina ROSJI.
Oczywiście należy całkowicie zignorować i/lub zapomnieć, że wszystkie te kwestie narosły jeszcze przed wybuchem wojny.
Niepokojące, że połowa Ameryki im wierzy, a przynajmniej udaje, że wierzy. Myślę, że odpowiedź na to pytanie zależy od przekonania, czy oni są skorumpowani, czy po prostu głupi.
Nie tylko próbują odrzucać winę, ale po raz kolejny wykorzystują „zagrożenia”, lub to, w co chcą, abyśmy wierzyli, że jest zagrożeniem dla USA, domagając się od Amerykanów racjonowania zakupów, ograniczenia jazdy samochodem, zużywania mniejszej ilości energii elektrycznej lub mówiąc wprost… PODPORZĄDKUJ SIĘ! Po prostu zamknij się i radź sobie.
Nie jeździj tyle! Obniż temperaturę ogrzewania zimą! Zwiększ temperaturę w klimatyzacji latem!
I jedno z moich ulubionych „Pomóż Ukrainie. Przestań narzekać na wyższe ceny paliwa”.
Te przykłady nie mają końca… ale wszystkie wskazują na jedną rzecz. Kontrolę. My powiemy ci, co masz robić, a ty po prostu bądź posłuszny bez marudzenia.
Niedobory jedzenia? Cóż, w stolicy proponują racjonowanie!
„ROSYJSKA DEZINFORMACJA”
Media, Big Tech i media społecznościowe również poczuły prawdziwy smak tyranii. Od chwili, gdy New York Times przestał kłamać na temat skandalicznych i obciążających informacji z laptopa Huntera Bidena i przyznano, że jest to jednak prawdziwa historia, a nie, jak fałszywie twierdziły media, „rosyjska dezinformacja”, zobaczyliśmy do jakiego stopnia Big Tech i media społecznościowe przejęły władzę po tym, jak się rozzuchwaliły gdy uszło im na sucho zbanowanie urzędującego prezydenta, kiedy Trump był w Białym Domu.
Media mówią, że to fałsz. Big Tech manipuluje wynikami wyszukiwania, aby upewnić się, że każdy, kto chce dowiedzieć się czegoś o tej historii, jest przekierowany do informacji z mediów, które twierdzą, że była to jednak rosyjska dezinformacja. Media społecznościowe blokowały lub zawieszały każdego, kto dzielił się prawdą, utrzymując, że rozpowszechnia rosyjską dezinformację.
Cóż, wszystko to miało miejsce, dopóki NYT w końcu się nie przyznał… ale już po wyborach.
PODSUMOWANIE
Uzurpatorzy władzy nie próbują już być subtelni w swoim pragnieniu jeszcze większej władzy i kontroli nad amerykańską ludnością, ale ostatnie wydarzenia pokazały nam, jak smak tyranii prowadzi bezpośrednio do starego przysłowia: Władza absolutna korumpuje absolutnie.
Pytanie na koniec: Jak myślicie, jakie będzie następne „zagrożenie”, aby samozwańczy dyktatorzy, wraz z całą tą tyranią, mogli przejąć jeszcze większą kontrolę nad Amerykanami
Wszystko dla naszego dobra czyli tyrania szczerze praktykowana Pytanie brzmi: dlaczego traktuje się nas jak głupie dzieci, które nie mogą tak po prostu wybrać, ale muszą zrobić sobie „szczepienie”, a następnie dostać „zielone przepustki” na podróż, pracę lub […]
___________
A w mediach bez zmian… Szokujące wypowiedzi sygnalistów [whistleblowers], ujawnione materiały wideo i tajne nagrania ukazują przestępstwa popełniane przez media. Project Veritas, Charlie Chester z CNN, Udo Ulfkotte, Julian Assange z WikiLeaks i nie tylko… […]
___________
‘Pandemia’ to nie błąd Zrujnowali życie, kraje i światową gospodarkę w wyniku świadomej polityki na bazie rozległej sieci kłamstw, a ostatnim aktem oszustwa będzie twierdzenie, że to był „błąd”. Tymczasem ta sama agenda, która […]
___________
Ilekroć pojawia się kryzys… czyli jak zwiększyć kontrolę Ilekroć pojawia się kryzys – czy to kryzys militarny, polityczny, gospodarczy, finansowy czy społeczny – tłum domaga się silnych przywódców, by się nim zaopiekowali. To doskonale pasuje do osób, które […]
___________
Kto nam zbudował plac zabaw czyli czytajcie Suttona Sutton nie zajmował się jakimiś nierealnymi spekulacjami. Był wybitnym badaczem akademickim, który w kilku pracach nienagannie udokumentował swoje wnioski. Nie będąc w stanie przeciwstawić się jego badaniom, establishment (w tym […]
Słowem wstępu. Nie mogę jechać do Buczy, więc jak ktoś oczekuje ode mnie materiału z miejsca wydarzenia, to niech przestanie. Do dzisiaj w ogóle nie wiedziałem, że taka miejscowość istnieje.
Sypać wyrokami kto i czemu jest winien również nie zamierzam. Przejrzałem kilkanaście relacji z miasta i wypowiem swoją opinię na ten temat – drążyć go można będzie jeszcze długo, w najbliższych dniach będą pojawiać sie nowe fakty i „fakty”.
W ukraińskich mediach (nie piszę w polskich, bo te przepisują wspomniane na żywca) pojawiła się informacja o tym, że Rosjanie wycofując się z miasta dokonywali masowych egzekucji ludzi, przy czym w zależności od źródła, zabijali albo w miejscach obok masowych grobów, albo po całym mieście. Fotografie i wideo z miejsca są podpisywane tak: trupy leżące dosłownie wszędzie – to wynik rosyjskiej masowej egzekucji dokonanej podczas odwrotu.
Rosyjskie Ministerstwo Obrony oświadczyło, że wycofało swoje siły 31 marca. Z kolei burmistrz miasta publikował wideo o ukraińskim ostrzale miasta (bardzo silnym) skierowanym w siły Federacji Rosyjskiej (i tutaj samego profilu nie znalazłem i ciężko mi stwierdzić, czy było to 31 marca – wcześniej, czy 1 kwietnia, kto ma czas niech szuka, uzupełnia) i że o ten rejon toczyły się ciężkie walki.
Z nagrania jakie opublikował wynika, że Ukraina dokonała bardzo ciężkiego ostrzału i na pewno takie miały miejsce wcześniej – i możliwe, że wcześniej Rosjanie również ostrzeliwali miasto zanim je zdobyli (o ile prowadzono o nie walki). Również ważny jest inny materiał przestawiony przez burmistrza 31 marca/1 kwietnia, w którym mówi o wyzwoleniu miasta, nie informuje jednak o masowych egzekucjach. Do niego jeszcze wrócimy.
2 kwietnia do Buczy przyjeżdżają pierwsi (na których trafiłem) dziennikarze z Ukrainy i informują o ogromie zniszczeń, minach-pułapkach oraz o znalezionych ciałach ze związanymi rękoma.
Na jednym polskojęzycznym portalu „wyznawców Putina” znalazłem wpis, w którym „informowano”, że białe opaski u cywilów to wyraz sympatii względem Rosji. Nieprawda. Oznaczają one, że cywil jest „z tej strony frontu” i dla mężczyzn noszenie takiego znaku jest obowiązkowe – nie zawsze, ale jednak. Sympatia nie ma tutaj nic do rzeczy.
Obecni w Buczy dziennikarze agencji Reuters podkreślili, że wiele z ciał leżało tam już od kilku dni, a nawet tygodni. Miejscowi powiedzieli dziennikarzom, że to wszystko to ludzie zabici przez Rosjan strzałem w tył głowy. Zdaniem pracowników agencji, ludzie mogli zginąć i za sprawą odłamków itd. I mnie wydaje się, że co najmniej przeważnie tak było – ciała znajdują się w większości w przypadkowych miejscach – ktoś jechał na rowerze, ktoś w samochodzie. To oznacza, że albo Rosjanie w pewnym momencie otwarli ogień do mieszkańców, którzy z jakiegoś powodu zapełniali ulice (co samo w sobie brzmi niewiarygodnie), albo ludzie ginęli od ostrzałów tam gdzie one ich dosięgły, na przestrzeni jakiegoś czasu.
Przy tym o masowych mogiłach pisano juz w pierwszej połowie marca. Wątek „katyński” wydaje mi się tutaj działaniem propagandowym.
Podobna sytuacja z grobami jest w Mariupolu, gdzie zabitych chowano nawet w lejach od artylerii, bo robić tego nie było ani komu, ani kiedy. Do tej pory na obszarach, gdzie nie trwają regularne walki, można zauważyć ciała zabitych. Przez prawie miesiąc większość ludzi siedziała w piwnicach, jak sami mówią. Jednocześnie toczyły sie ciężkie walki i ostrzały, oczywistym jest, że ludzie (w tym i żołnierze) ginęli i gdzieś ich pochować trzeba było. Zwłoki widoczne w materiałach opublikowanych w kwietniu, to najpewniej zabici w wyniku ostatniej fazy starć i ostrzałów, o których mówił burmistrz. W takich warunkach pochować ich nie było komu (a i wygodniej było tego nie robić)
Krew. Spotkałem się z opiniami, że zabici od kul, czy od odłamków, powinni leżeć w kałużach krwi. Przez ostatnie lata widziałem bardzo dużo ofiar wojny i z całym zdecydowaniem stwierdzam, że jest odwrotnie – w większości przypadków, które widziałem krwi było bardzo mało, albo w ogóle. To tylko na filmach latają kończyny, a ludzie po strzale odlatują na kilka metrów. W rzeczywistości wlot kuli jest bardzo mały, podobnie odłamki również mogą być drobne i ich skutki analogiczne z postrzałem. Zabici moim zdaniem wyglądają jak ofiary ostrzałów, zwłaszcza w takiej scenerii.
Druga kwestia to zabici mający zawiązane ręce za plecami. Wersje są dwie: rosyjskie egzekucje, albo ciała podrzucone przez Ukraińców jako operacja fałszywej flagi i jakby się komuś to podobało czy nie – obie wersje są możliwe. Ale. W wypadku egzekucji sadzę, że byliby to żołnierze wroga, albo dywersanci. Wersja z masowymi egzekucjami cywilów do mnie nie przemawia. Dlaczego akurat tam? A nie np. w Berezowo, gdzie byłem i żadnych takich działań nie podejmowano. Dlaczego pozostawiono przy życiu mieszkańców i burmistrza, który to podobno przez miesiąc sie ukrywał jednocześnie będąc aktywnym medialnie? Jeżeli doszło do egzekucji żołnierzy to mamy oczywiście do czynienia ze zbrodnią wojenną i to bez wątpienia. Zastanawia mnie jednak w dalszym ciągu losowe rozrzucenie ciał ze związanymi rękoma i brak chęci zatarcia za sobą śladów.
Wersja z ukraińskimi działaniami propagandowymi jest przedstawiana głównie przez stronę rosyjską. Według niej szereg ciał miało zostać przywiezionych po wycofaniu sie sił Federacji Rosyjskiej, w celu spreparowania dowodów. Tutaj Ukraińcy mieliby na to jakieś dwa dni i taka akcja musiałaby być zaplanowana wcześniej – np. w celu przykrycia ostatnich informacji o strzelaniu do rosyjskich jeńców. Ja bym w tym przypadku nie zawracał sobie głowy rozrzucaniem zwłok po mieście, tylko wykopał dół na obrzeżach miasta i tam wrzucił wszystkie przywiezione ciała.
Widziałem na razie tylko jeden materiał z wypowiedziami mieszkańców – strasznie, ostrzały, brak prądu. O masowych egzekucjach z tego co widzę na razie mówi tylko burmistrz.
Na wieści z Buczy szybko zareagowali rosyjscy blogerzy. Przedstawiono fragment nagrania, na którym leżące zwłoki miały sie poruszać. Informacja szybko została skorygowana przez nich samych – zwłoki się nie ruszały, mylnie przyjęto plamę na szybie i perspektywę w lusterku samochodu za ruch.
Przed kilkoma godzinami do sprawy odniosło się rosyjskie Ministerstwo Obrony, które całe wydarzenie uznało za ukraińską prowokację propagandową. Posłużono sie dwoma fotografiami z internetu. Według interpretacji rosyjskiego MON-u, część ciał podrzucono, dla lepszego efektu. Argument dla mnie słaby – część ciał można było już zabrać, zwłaszcza z drogi, dla bezpiecznego przejazdu. Faktem fakt, że Kreml nie ma w tej chwili możliwości skutecznej obrony – nie ma jak przedstawić dowodów na to, że czegoś nie zrobili jego żołnierze.
Teren ten obecnie kontroluje Ukraina i napływają już informacje o setkach znalezionych ciał – przy czym zwracam uwagę, że jest różnica pomiędzy zwłokami rozstrzelanego człowieka, a ofiarą ostrzału artyleryjskiego. Obszar który kontrolowali Rosjanie był na 100% ostrzeliwany przez Ukraińców i wpisywanie ofiar takich działań na konto rosyjskiej inwazji, „bo to oni napadli”, albo „strzelali sami do siebie” – jest już czystą propagandą.
Na miejscu powinny się od razu pojawić międzynarodowe komisje, wczoraj – najpóźniej dzisiaj. Nie natrafiłem na informacje, żeby takie dotarły. Niezbędna jest ekshumacja zwłok, ustalenie przyczyny śmierci i tożsamości zabitych. Czy tak sie stanie? Zobaczymy. Nie należy wykluczać jeszcze wariantu wznowienia przez Rosję działań na tym odcinku, co zostanie zinterpretowane jako próba zatarcia śladów (tylko po co w takim razie było się wycofywać, pozostawiając ewidentne dowody?).
Z propagandowego punktu widzenia, całe wydarzenie jest bardzo na rękę Ukrainie, tak jak filmik z jeńcami był korzystny dla Rosji. Rosjanie mają Mariupol z „Azowem”, a Ukraińcy Buczę. Opór Ukraińców wobec Rosji wzrośnie gwałtownie, co do tego nie powinno być wątpliwości.
Moje zdanie na temat tego kto jest winien? Przede wszystkim podkreślam rozróżnienie ofiar ostrzałów (działań wojennych) od egzekucji. To dwie całkowicie różne kwestie. Jak napisałem na początku, przesądzać nie będę – za dużo tutaj niepewnych i rzeczy, które muszą zostać wyjaśnione, a raczej nie będą. W najbliższych zresztą dniach powinny pojawić się nowe informacje i może rzucą na tę sprawę nieco więcej światła.
Dawid Hudziec, Donieck
Za: Myśl Polska (4-04-2022) | https://myslpolska.info/2022/04/04/co-sie-stalo-w-buczy/
Srebrenica 12 lipca 1995 r. czyli największe oszustwo polityczne, medialne zachodu i USA w sprawie tzw. „najgorszego ludobójstwa w Europie po II WŚ”. Tytuł mojego tekstu zostanie zapewne uznany co najmniej za kontrowersyjny, ale ważne, że przynajmniej da do myślenia tym, którzy chcą jeszcze myśleć.
Minęła kolejna rocznica tzw. masakry w Srebrenicy, gdzie wg mainstreamowych mediów i Salonu w lipcu 1995 roku bośniaccy Serbowie na rozkaz prezydenta Radovana Karadzicia i gen. Ratko Mladicia mieli wymordować 7 000-8 000 bezbronnych, bośniackich muzułmanów. Wielu ludzi wierzy w tę wersje wydarzeń, jednakże wystarczy bliżej przyjrzeć się całej sprawie i chcieć dotrzeć do prawdy, aby przekonać się, że od samego początku ta cała historia wygląda inaczej niż wmawia nam mainstream. Z różnych źródeł cały czas napływają nowe fakty, które przeczą temu, co mówi oficjalna, politycznie poprawna wersja.
Niezależne badania wykazują jednak, że chodzi o 2000 muzułmańskich bojowników – nie żadnych cywilów – którzy polegli podczas bitwy o Srebrenicę. I tyle tylko ciał udało się odnaleźć śledczym z Hagi. Tak twierdzi szwajcarski badacz Alexander Dorin, który poświęcił tej sprawie ubiegłe 14 lat. Wg Dorina, który dotarł min. do dokumentów sporządzonych przez samych muzułmanów ok. 3000 z rzekomych ofiar głosowało w 1996 roku w wyborach. Ofiarami masakry mieli być też muzułmanie, którzy wyemigrowali za granicę oraz żołnierze armii BiH polegli w walce oraz zmarli z odniesionych ran.
Do zbadania rzekomego ludobójstwa w Srebrenicy ukonstytuowała się niezależna, samofinansująca, grupa naukowa ds. Srebrenicy składająca się z naukowców, dziennikarzy i byłych pracowników misji ONZ w Bośni. Kierował nią prof. Ed Herman z Uniwersytetu Pensylwania. W lipcu 2005 r. ta grupa naukowa przedstawiła swoje wnioski, z których wynikało min., że:
– w Srebrnicy nie mogło zginąć 7-8 tysięcy muzułmanów, bo miejscowość ta liczyła ok. 40 000 mieszkańców, z tego ponad 35 000 ewakuowano, a 3000 żołnierzy armii BiH dotarło do Tuzli, przy czym nie poinformowano o tym fakcie ich rodzin, zaliczając żyjących muzułmanów w poczet ofiar masakry.
– zginęło ok. 2000 muzułmanów, w większości podczas walk
– zanim bośniaccy Serbowie mieli dokonać zbrodni, w latach 1992-95 muzułmanie pod dowództwem bandyty Nasera Oricia regularnie atakowali Serbów, dokonując najokrutniejszych zbrodni, głównie na serbskich cywilach
– do listy ofiar rzekomej masakry dopisano nie tylko żyjących, którzy głosowali w wyborach 1996r. (listy zatwierdziła OBWE), ale także żołnierzy armii BiH poległych przed 1995r. Dwa lata temu portal wp.pl podał, że do 2010r. dzięki DNA udało się ekshumować w rej. Srebrenicy ok. 6 500 ciał ofiar z 21 masowych grobów. Z kolei 11 lipca br. media podały, że do tej pory pochowano 5 137 osób. Tyle, że nie powiedziano jakiej narodowości były to ofiary, ani w jakich okolicznościach poniosły śmierć. W latach 1992-95 muzułmańscy bandyci zamordowali 3000-5000 Serbów z rejonu Srebrenicy. Urządzano nawet polowania na kobiety i dzieci, którym po złapaniu podrzynano gardła.
Niewykluczone więc, że dużą część serbskich ofiar włączono w poczet rzekomo zabitych muzułmanów. Swoją drogą czy to nie dziwne, że w 1943 roku Niemcy zdołali w ciągu kilku miesięcy ekshumować i zidentyfikować ciała kilku tysięcy polskich oficerów zamordowanych przez NKWD w Katyniu, a współcześni badacze nie mogą od tylu lat zrobić tego samego, choć mają do dyspozycji nowoczesny sprzęt, duże środki finansowe, nieograniczony czas, wsparcie władz BiH, NATO, USA, ICTY itd.? Nie jest prawdą, że oddziały armii Republiki Serbskiej dowodzone przez generałów Mladicia i Kristicia zaatakowały bezbronną, muzułmańską enklawę. Mimo że główne siły muzułmańskie Oricia zostały zawczasu wycofane, to walki w rej. Srebrenicy były zacięte. Atakujący bośniaccy Serbowie i ich sprzymierzeńcy w liczbie ok. 9000 stracili ok. 300 zabitych i rannych oraz 2 czołgi, zaś z 5500-6500 obrońców zginęło ok. 2000. Walki trwały od 6 lipca, a Srebrenica padła ostatecznie 12 lipca 1995r. W rejonie miasta boje trwały jeszcze dłużej, gdyż muzułmanie przebijali się do swoich linii.
Z innych źródeł (np. książki pt. „NATO na Bałkanach” czy relacji niektórych muzułmańskich polityków i dowódców) można dowiedzieć się, że władze BiH umyślnie sprowokowały atak serbski w lipcu 1995 roku, by wymusić na NATO i USA podjęcie interwencji wojskowej na Bałkanach. Są relacje, które mówią, że już w 1993 r. Clinton obiecał prezydentowi BiH, że jeśli Serbowie dokonają masakry co najmniej 5000 muzułmanów, dojdzie do militarnej interwencji Zachodu. I tak też się stało.
Po ujawnieniu masakry, choć przedstawione dowody (np. zdjęcia satelitarne, które potem „zaginęły”) były mocno wątpliwe, NATO rozpoczęło naloty bombowe wymierzone w Serbów oraz wsparły ofensywę sił chorwackich i muzułmańskich w Krajinie i Bośni. „Obiektywne” media (także polskie), które tak dużo mówiły o zbrodniach bośniackich Serbów w Srebrenicy milczały, gdy Chorwaci przeprowadzali operację „Burza” i dopuszczali się w Krajinie masowych zbrodni. Nie podawano do publicznej wiadomości, że bośniaccy muzułmanie również popełniali zbrodnie na serbskich cywilach i jeńcach wojennych, gwałcili, palili, niszczyli i grabili wszystko co nie muzułmańskie. Robili tak samo, jak wtedy gdy mordercy Oricia wyrzynali całe serbskie miejscowości, co zostało uwiecznione na zdjęciach i filmach.
Po przeanalizowaniu tych wszystkich informacji z różnych źródeł, moim zdaniem w Srebrenicy w lipcu 1995r. nie doszło do żadnego ludobójstwa, ani wielkiej masakry. Bośniaccy Serbowie faktycznie dokonali egzekucji pewnej liczby schwytanych muzułmańskich mężczyzn, lecz był to raczej odwet za zbrodnie muzułmanów, niż zimna wykalkulowana i precyzyjnie przeprowadzona w imię ideologii masowa zbrodnia. Całą sprawę rozdmuchano jednak po to, żeby jeszcze bardziej oczernić Serbów i mieć pretekst do interwencji na Bałkanach i podzielenia tego regionu wg własnego planu (plan ten opracowali i wprowadzili w życie głównie Niemcy i Amerykanie). Muzułmanie z kolei mogli ugruntować swój wizerunek jako ofiar, którym należy współczuć, i które trzeba przepraszać. To muzułmanie powinni przeprosić za za rzeż Ormian (ok. 1 500 000 zabitych), za kolaborację z Hitlerem, za terroryzm, za zbrodnie w rejonie Srebrenicy, za tysiące innych swoich zbrodni.
Ciągle otwarte pozostają pytania: dlaczego NATO nie interweniowało, by przerwać masakrę, skoro musiało o niej wiedzieć jeszcze w trakcie jej trwania? Dlaczego niektórzy żołnierze z holenderskiego batalionu strzegącego „bezpiecznej strefy” twierdzili później, że nie doszło do żadnej masakry, a bośniaccy Serbowie nie traktowali źle muzułmanów? Dlaczego na rozkaz gen. Mladicia ewakuowano ponad 35 000 muzułmańskich kobiet, dzieci i starców, skoro byliby ono najłatwiejszym celem do eksterminacji? Dlaczego holenderscy żołnierze, którzy mieli dopuścili do rzekomej masakry zostali później odznaczeni i są stawiani za wzór w holenderskiej armii? Dlaczego siły VRS, które 25 lipca 1995 r. zajęły drugą muzułmańską enklawę w Żepie, nie dokonały tam żadnej masakry, analogicznej do tej, jaka miał mieć miejsce w Srebrenicy?
«To jest druga Srebrenica» – głosi nagłówek głupiej, włoskiej gazety w odniesieniu do domniemanej masakry dokonanej przez Rosjan w Buczy na Ukrainie. Wśród wielu medialnych wrzasków masowej dezinformacji – embedded w NATO – prawdopodobnie właśnie ten jest najbardziej wierny rzeczywistości: otóż faktycznie, masakra w Srebrenicy jest historycznym fałszerstwem, które USA wykorzystały, aby zniszczyć Jugosławię, zbombardować Serbię, oskarżyć Miloszevicia i zagrabić Bałkany.
Po rozpowszechnieniu pogłosek, że na zdjęciach satelitarnych – oczywiście amerykańskich – widać masowe groby, pojawił się raport Czerwonego Krzyża (kolejnej gałęzi Sojuszu Atlantyckiego), według którego, w roku 1995 Serbowie bośniaccy zabili w Srebrenicy 8 000 ludzi: liczba ta wywodziła się z faktu, że Serbowie bośniaccy wzięli 3 000 jeńców, a 5 000 osób pozostawało poza ewidencją.
Potem okazało się, że kilka tysięcy osób wyjechało i znalazło schronienie zarówno w środkowej Bośni, jak i w samej Serbii, ale Czerwony Krzyż odpowiedział bezczelnie, że nie jest w stanie wykreślić nazwisk osób odnalezionych przy życiu z listy pięciu tysięcy zaginionych, ponieważ (sic!) “nie otrzymał ich nazwisk”.
Ostatecznie 8 000 osób znajdujących się w masowych grobach zredukowało się do 1 883, w tym tylko jednej kobiety, co było wynikiem trzyletnich walk, toteż prawie połowę zabitych stanowili Serbowie bośniaccy.
Aby usprawiedliwić ów sfabrykowany fałsz historyczny, stwierdzono, że tysiące ludzi wywieziono ciężarówkami-chłodniami i zakopano w miejscach utajnionych. Oczywiście nie ma najmniejszego dowodu na potwierdzenie tej tezy, ani w zeznaniach, ani w informacjach pochodzących z amerykańskich satelitów, które wykonywały osiem przelotów dziennie nad terenem działań wojennych.
Majstersztykiem hipokryzji i oszustwa jest to, że w trybie późniejszym, sam trybunał haski musiał wycofać się z owego oskarżenia z powodu braku dowodów, ale nie mogąc zamknąć sprawy w stosunku do tego, co stało się niepodważalnym dogmatem, wysunął tezę, która jest prawdziwą herezją prawniczą:Serbowie mieli nie dopuścić się pewnych zbrodni jedynie z obawy przed tym, że zostaną zdemaskowani.
Sąd posunął się do tego, że wymierzył karę za przestępstwo – w sposób oczywisty nie popełnione – jedynie ze względu na przyczyny, dla których nie-sprawca nie dopuścił się go.
Właściwie, jedynie zagadkowa śmierć, w odstępie sześciu dni, Miloszevicia i Babicia, dwóch głównych oskarżonych, uratowała twarz sądu i USA. Jak widać, barbarzyństwo prawne uprawiane przez opłaconych i stronniczych sędziów zaczęło się już kilka ładnych lat temu. Jeszcze ciekawsze jest jednak to, że według Philipa Corwina, wysokiego rangą urzędnika ONZ, który prowadził dochodzenie w sprawie tamtych wydarzeń, prezydent Clinton wyraźnie zażądał od swojego bośniackiego odpowiednika Izetbegovicia “co najmniej pięciu tysięcy ofiar śmiertelnych”, aby móc rozpętać odwet na Serbach. Szkoda, że słów nie można przechowywać w lodówce, podobnie jak innych prezydenckich produktów ubocznych.https://edition.cnn.com/ALLPOLITICS/1998/02/09/time/cohen.html
Na przekór wszystkiemu, o masakrze w Srebrenicy wciąż mówi się tak, jakby wydarzyła się naprawdę, ponieważ każdy, kto interesuje się prawdą, nie spotyka się z zaprzeczeniem, lecz ze zgnieceniem: faktycznie, zbyt wiele by kosztowało odkrycie, że NATO wykorzystuje fałszywe masakry innych, by przeprowadzać prawdziwe na własną rękę. Ale jest to stara historia, wystarczy spojrzeć na to, co stało się w Syrii, gdzie winą za gaz użyty przez “umiarkowanych” terrorystów, przyjaciół USA, obarczono Asada. A teraz mamy do czynienia z martwymi mieszkańcami Buczy, rzekomo ofiarami Rosjan – których istnienie zostało sfilmowane dopiero cztery dni po opuszczeniu miasta przez Rosjan. Fakt, że zwłoki porzucone na ulicy wydają się mieć wiele dni, a nawet tygodni, nasuwa podejrzenie, że zostały wykopane.
Ponadto, fakt, że Ukraińcy po opuszczeniu miejscowości przez Rosjan przeprowadzili ostrzał armatni, sugeruje makabryczną inscenizację, taką jak ta w szpitalu w Mariupolu, gdzie naziści zabarykadowali się, aby osłonić się chorymi i kobietami w trakcie porodu. [Por.: Jak się produkuje przejmujące reportaże – kłamstwa. „Łowi momient!” Mariupol. md]
Teraz okazuje się, że zdjęcia, na których widać, jak świeżo upieczona matka jest przenoszona na noszach do karetki, to czysta kinematografia: na różnych kadrach widać, że nosze – które miały do pokonania zaledwie około dwudziestu metrów – były za każdym razem niesione przez inne osoby. Wybierzcie sobie lepszego reżysera. Nawet Jim Jatras, politolog i były doradca ds. polityki zagranicznej w Senacie USA, zauważył, że informacjom napływającym z Kijowa nie można ufać. Dodał, że dla Ukrainy bardziej opłacalne jest kontynuowanie działań propagandowych.
Faktem jest, że wojska rosyjskie wycofały się z Buczy 30 marca – na znak dobrej woli w związku z rundą rozmów pokojowych toczących się w Turcji, ale oczywiście są tacy, którzy absolutnie nie chcą słyszeć o pokoju. Rzecznik Ministerstwa Obrony Rosji Igor Konaszenkow powiedział, że nie jest zaskoczeniem, iż wszystkie tak zwane “dowody zbrodni” w Buczy pojawiły się dopiero po 4 dniach, kiedy do miasta przybyli funkcjonariusze SBU i przedstawiciele ukraińskiej telewizji.
Szczególnie znamienne jest to, że wszystkie ciała osób, których zdjęcia opublikował kijowski reżim, po co najmniej czterech dniach nie zesztywniały, nie mają charakterystycznych dla zwłok plam, a w ranach nie ma skrzepów krwi. Wszystko to niezbicie potwierdza, że zdjęcia i nagrania video z Buczy są kolejną produkcją kijowskiego reżimu dla zachodnich mass mediów, podobnie jak to miało miejsce w Mariupolu ze szpitalem położniczym, a także w innych miastach. https://ilsimplicissimus2.com/2022/04/04/e-come-sebrenica-30-anni-di-cinema-nato/
Co tu ukrywać; Matka Boska najwyraźniej opiekuje się Polską, nawet jeśli musi chronić ją przed nami samymi, a ściślej – przed naszymi Umiłowanymi Przywódcami. Jak pamiętamy, 15 marca Naczelnik Państwa w towarzystwie swojego pierwszego ministra i dwóch cudzoziemskich premierów, odbył swoją wyprawę kijowską, podczas której zaprezentował koncepcję, by NATO wysłało na Ukrainę uzbrojoną po zęby misję pokojową. Prezydent Zełenski, który coraz natarczywiej domaga się umiędzynarodowienia konfliktu ukraińsko-rosyjskiego tak, żeby wojna rozlała się przynajmniej na kraje Europy Środkowej, wprost nie mógł dla Naczelnika Państwa znaleźć słów wdzięczności.
„Lecz tymczasem na mieście inne były już treście” – pisze poeta. Okazało się, że „koncepcja” była prywatną inicjatywą Naczelnika Państwa, który ani od Unii Europejskiej, ani od NATO nie miał żadnych pełnomocnictw, toteż zanim jeszcze Naczelnik Państwa odpoczął po swojej wyprawie, sekretarz generalny NATO Stoltenberg oświadczył, że NATO nie jest i nie zamierza stać się stroną w tym konflikcie. To oczywiście prawda, chociaż tylko częściowo, bo tak naprawdę, to NATO na Ukrainie wojuje z Rosją – ale ukraińskimi rękami i do ostatniego Ukraińca. Wydawało się, że w tej sytuacji wszytko zakończy się wesołym oberkiem i najwyżej Naczelnik Państwa dostanie od prezydenta Dudy order Virtuti Militati – ale Jen Psaki rzeczniczka Białego Domu oświadczyła, że koncepcja będzie „rozważana”. Wzbudziło to podejrzenia, że prezydent Józio Biden, po fiasku prowokacji z MiG-ami 29, zwęszył kolejną okazję do wepchnięcia Polski w wojnę. Podejrzenia te nabrały rumieńców tym bardziej, że zarówno pan premier Morawiecki, jak i prezydent Duda wygłaszali coraz bardziej buńczuczne deklaracje.
I stało się, że prezydent Józio Biden znowu przyjechał do Europy, ale tym razem już nie z gałązką oliwną. Jednak podczas rozmów z poważnymi państwami Europy Zachodniej zorientował się, że nie wykazują one najmniejszego entuzjazmu dla koncepcji Naczelnika Państwa, najwyraźniej zrezygnował z „pozwolenia” Polsce na jej zorganizowanie, oczywiście zaznaczając z naciskiem, że to będzie nasza „suwerenna decyzja” z którą USA nie ma nic wspólnego. Ale kiedy przyleciał do Warszawy, żeby naradzić się z prezydentem Dudą, co przystoi mu czynić dalej, to jeszcześmy tego nie wiedzieli. Dopiero na Zamku Królewskim wszystko się wyjaśniło; prezydent Biden obsypał Polskę komplementami, zachęcił, byśmy się „nie lękali”, a nawet przypomniał sobie o Kukuńku, ale na nic nam nie „pozwalał”, toteż można było odetchnąć z ulgą.
Nawiasem mówiąc, listę osób dopuszczonych na spotkanie z prezydentem Bidenem w Warszawie układała amerykańską bezpieka, a nie – dajmy na to – Kancelaria Prezydenta Dudy, co pokazuje rangę naszego Umiłowanego Przywódcy lepiej, niż wszelkie przemówienia. Prezydent Biden oświadczył tam tylko, że Putin „nie może pozostać u władzy”. Najwyraźniej nakręcił się emocjonalnie własnym przemówieniem, ale wiadomo każdemu, że prezydent Biden aż takiej mocy sprawczej, by pozbawić władzy Putina to nie ma, bo biorąc pod uwagę, że na Ukrainie walczy on z całym Sojuszem Północnoatlantyckim, to radzi sobie całkiem nieźle. Niestety w tej euforii, że staje się „partnerem” Stanów Zjednoczonych, pan prezydent Duda nawet nie pomyślał, by przedstawić amerykańskiemu gościowi propozycję sfinansowania przez USA 200 tysięcy dodatkowych żołnierzy, o których Polska zamierza powiększyć armię – chociaż mógłby w ramach wzmacniana wschodniej flanki NATO. Ustawa o obronie Ojczyzny przewiduje bowiem, że na wojsko zostanie przeznaczone 3 procent PKB, czyli około 90 mld zł rocznie, czyli jakieś 20-25 mld dolarów, w zależności od kursu.
Ale trudno; Matka Boska nie może załatwić wszystkiego; wystarczy, że uratowała nas przed skutkami pomysłów Naczelnika Państwa, który – mówiąc nawiasem – podobnie jak Donald Tusk na Zamku Królewskim się nie pojawił. Oficjalny powód był taki, że czekał na wynik testu w sprawie zbrodniczego koronawirusa, ale może poczuł się dotknięty, że listę gości układała amerykańska bezpieka, albo – horrible dictu! – że go pominęła – zaś co do Donalda Tuska, przewodniczącego Volksdeutsche Partei, to Amerykanie mogli uznać go za delegata na Polskę niemieckiego kanclerza Scholza, z którym prezydent Biden spotkał się już wcześniej. Ciekawe, że i prezydent Zełeński po wizycie prezydenta Bidena w Warszawie nagle oświadczył, że „nie rozumie” koncepcji Naczelnika Państwa i w ogóle ją skrytykował. Najwyraźniej musiała do niego dotrzeć wiadomość, że prezydent Biden mógł się na Naczelnika Państwa zirytować, że kombinuje bez jego pozwolenia, co sprzeczne jest z zasadą: co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie!
Tymczasem według oficjalnych danych, liczba uchodźców z Ukrainy do Polski przekroczyła już 2,5 mln, a w miarę, jak ukraińska armia odnosi sukces za sukcesem, przybywa ich coraz więcej w ilości kilkudziesięciu tysięcy na dobę. Na pierwszy rzut oka jest to trudne do wytłumaczenia, chociaż pewne światło na tę zagadkę rzuca apel, jaki prezydent Zełeński skierował pod adresem przywódców państw Europy Zachodniej: „jeszcze możecie nas uratować!” Ale odpowiedzią na ten dramatyczny apel było głuche milczenie, a stanowisko to wyjaśnił węgierski premier Orban, że wprawdzie „współczuje” Ukraińcom, ale „to nie nasza wojna”. Polscy Umiłowani Przywódcy uważają odwrotnie, a nawet zamrażają kontakty w węgierskim premierem, a ta gorączka udziela się również generałom. Oto generał Skrzypczak, ni z tego, ni z owego, zaczął zgłaszać roszczenia do Okręgu Królewieckiego. Być może nawet niczego nie palił, ale to chyba jeszcze gorzej, bo pokazuje, że – jak to nazywał Aleksander Smolar – „postjagiellońskie mrzonki” nie były tylko przypadłością prezydenta Lecha Kaczyńskiego, tylko okazały się zaraźliwe.
Tymczasem w Stambule 29 marca rozpoczęły się negocjacje ukraińsko-rosyjskie z udziałem tureckiego prezydenta. Ukraina przedstawiła swoje stanowisko – że mianowicie gotowa jest porzucić myśl o przystąpieniu do NATO, chociaż już nie do Unii Europejskiej – ale pod warunkiem udzielenia jej gwarancji bezpieczeństwa przez Kanadę, Turcję, Izrael i Polskę. To ciekawe, czy te gwarancje miałyby być bezwarunkowe, czy też państwa gwarantujące musiałyby zawarować sobie jakiś wpływ na postępowanie Ukrainy, bo gwarantowanie jej niepodległości i integralności bez względu na to, co będzie robiła, byłoby chyba nazbyt ryzykowne, może nawet jeszcze bardziej, niż koncepcja misji pokojowej Naczelnika Państwa, a w tej sytuacji nawet Matka Boska – jak to w swoim czasie powiedział pan Zagłoba – „w słuszną cholerę wpaść by mogła”.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
[Nie wiem, czy wszystko tu przedstawione to prawda. Sam blog – np. relacje o „kosmitach” – wątpliwy. Ale w dobie wojny dez-informacyjnej – uznałem za konieczne opublikowanie. Filmiki – w oryginale. Nie chcę obciążać mego serwera, który i taki ledwo zipie pod atakami… MDakowski]
=========================
Podczas gdy zachodnie media wykorzystują żydowskie dziedzictwo Wołodymyra Zełenskiego, by odeprzeć oskarżenia o wpływy nazistowskie na Ukrainie, prezydent oddał się siłom neonazistowskim i teraz polega na nich jako na siłach frontowych.
W październiku 2019 r. gdy wojna na wschodzie Ukrainy przeciągała się, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski udał się do Zołote, miasta położonego mocno w „szarej strefie” Donbasu, gdzie zginęło ponad 14 000 osób, głównie po stronie prorosyjskiej.
Tam prezydent natknął się na zatwardziałych weteranów skrajnie prawicowych [to głupawa definicja, jak i wzięte od rewolucjonistów – morderców francuskich pojęcie „prawica”, czy „lewica” md] oddziałów paramilitarnych, które toczyły walkę z separatystami zaledwie kilka kilometrów dalej.
Wybrany na platformie deeskalacji działań wojennych z Rosją, Zełenski był zdeterminowany do egzekwowania tzw. Formuły Steinmeiera, opracowanej przez ówczesnego niemieckiego ministra spraw zagranicznych Waltera Steinmeiera, która wzywała do wyborów w rosyjskojęzycznych regionach Doniecka i Ługańska.
W konfrontacji twarzą w twarz z bojownikami neonazistowskiego batalionu Azow, którzy rozpoczęli kampanię sabotowania inicjatywy pokojowej pod nazwą „Nie dla kapitulacji”, Zełenski natknął się na mur oporu.
Po zdecydowanym odrzuceniu apeli o wycofanie się z linii frontu Zełenski załamał się przed kamerą. „Jestem prezydentem tego kraju. Mam 41 lat. Nie jestem frajerem. Przyszedłem do was i mówię: usuńcie broń” – błagał bojowników Zełenski.
Gdy wideo z burzliwej konfrontacji rozprzestrzeniło się w ukraińskich mediach społecznościowych, Zełenski stał się celem gniewnej reakcji .
Andrij Biletsky, dumny faszystowski przywódca batalionu Azow, który kiedyś obiecał „poprowadzić białe rasy świata w ostatecznej krucjacie… przeciwko dowodzonemu przez Semitów Untermenschen”, obiecał sprowadzić tysiące bojowników do Zołote, jeśli Zełenski będzie naciskał dalej. Tymczasem parlamentarzysta z partii byłego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki otwarcie fantazjował o tym, że granat rozerwał Zełenskiego na kawałki.
Chociaż Zełenski osiągnął niewielkie wycofanie się, neonazistowskie paramilitarne eskalowały swoją kampanię „bez kapitulacji”. W ciągu kilku miesięcy walki w Zołocie znów się zaogniły, rozpoczynając nowy cykl naruszeń porozumienia mińskiego .
W tym momencie Azov został formalnie włączony do ukraińskiego wojska, a jego uliczne skrzydło straży, znane jako Korpus Narodowy, zostało rozmieszczone w całym kraju pod nadzorem ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i razem z Policją Narodową . W grudniu 2021 r. Zełenski wręczył nagrodę „Bohatera Ukrainy” przywódcy faszystowskiego Prawego Sektora podczas ceremonii w parlamencie Ukrainy.
Zbliżał się konflikt z Rosją na pełną skalę, a dystans między Zełenskim a paramilitarnymi ekstremistami szybko się zmniejszał.
24 lutego, kiedy rosyjski prezydent Władimir Putin wysłał wojska na terytorium Ukrainy z określoną misją „demilitaryzacji i denazyfikacji” tego kraju, amerykańskie media rozpoczęły własną misję: zaprzeczyć władzy neonazistowskich oddziałów paramilitarnych nad wojskiem kraju i sfera polityczna. Jak nalegało finansowane przez rząd amerykańskie Narodowe Radio Publiczne , „język Putina [o denazyfikacji] jest obraźliwy i nie jest zgodny z faktami”.
W dążeniu do odwrócenia się od wpływów nazizmu we współczesnej Ukrainie, amerykańskie media znalazły swoje najskuteczniejsze narzędzie PR w postaci Zełenskiego, byłej gwiazdy telewizji i komika z żydowskiego pochodzenia. Jest to rola, którą z chęcią przyjął aktor, który stał się politykiem.
Ale jak zobaczymy, Zełenski nie tylko oddał ziemię neonazistom pośród siebie, ale powierzył im rolę na pierwszej linii frontu w wojnie swojego kraju przeciwko siłom prorosyjskim i rosyjskim.
Żydowskość prezydenta jako narzędzie PR mediów zachodnich
Na kilka godzin przed przemówieniem prezydenta Putina z 24 lutego ogłaszającym denazyfikację jako cel rosyjskich operacji, ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski „zapytał, w jaki sposób ludzie, którzy stracili osiem milionów swoich obywateli w walce z nazistami, mogą wspierać nazizm”, według BBC .
Wychowany w niereligijnej rodzinie żydowskiej w Związku Radzieckim w latach 80. Zełenski w przeszłości bagatelizował swoje dziedzictwo. „Fakt, że jestem Żydem, ledwie stanowi 20 na mojej długiej liście błędów” – żartował podczas wywiadu w 2019 r ., w którym odmówił wchodzenia w szczegóły dotyczące jego pochodzenia religijnego.
Dziś, gdy wojska rosyjskie atakują miasta takie jak Mariupol, który faktycznie znajduje się pod kontrolą batalionu Azow, Zełenski nie wstydzi się już nadawać swojej żydowskości. „Jak mogłem być nazistą?” zastanawiał się głośno podczas publicznego przemówienia. Dla amerykańskich mediów zaangażowanych w totalną wojnę informacyjną przeciwko Rosji żydowskie pochodzenie prezydenta stało się podstawowym narzędziem public relations.
Kilka przykładów rozmieszczenia Zełenskiego przez amerykańskie media jako tarczy przeciwko zarzutom szalejącego nazizmu na Ukrainie znajduje się poniżej (zobacz wideo powyżej):
PBS NewsHour odnotował komentarze Putina na temat denazyfikacji z kwalifikatorem: „mimo że prezydent Wołodymyr Zełenski jest Żydem, a jego stryjeczni wujkowie zginęli w Holokauście”.
W Fox & Friends były oficer CIA Dan Hoffman oświadczył, że „szczytem hipokryzji jest wzywanie narodu ukraińskiego do denazowania – w końcu ich prezydent jest Żydem”.
W MSNBC demokratyczny senator z Wirginii Mark Warner powiedział, że „terminologia Putina jest skandaliczna i wstrętna, jak to jest – „denazify” tam, gdzie, szczerze mówiąc, masz żydowskiego prezydenta w osobie pana Zełenskiego. Ten facet [Putin] jest na własnym rodzaju osobistego dżihadu, aby przywrócić większą Rosję”.
Republikańska senator Marsha Blackburn powiedziała w Fox Business, że „jest pod wrażeniem prezydenta Zełenskiego i jego postawy. I żeby Putin poszedł tam i powiedział „zamierzamy denazować”, a Zełenski jest Żydem”.
W wywiadzie dla Wolfa Blitzera z CNN gen. John Allen potępił użycie przez Putina terminu „de-nazify”, podczas gdy dziennikarz i były lobbysta Izraela potrząsali głową z obrzydzeniem. W osobnym wywiadzie dla Blitzera, tak zwany „ukraiński demaskator” i urodzony na Ukrainie Alexander Vindman narzekali, że twierdzenie jest „patentownie absurdalne, naprawdę nie ma żadnej zasługi… wskazałeś, że Wołodymyr Zełenski jest Żydem… społeczność żydowska [jest] objął. To jest centralne miejsce w kraju i nie ma nic w tej nazistowskiej narracji, tej faszystowskiej narracji. Jest sfabrykowany jako pretekst”.
Za spinem korporacyjnych mediów kryją się złożone i coraz bliższe relacje administracji Zełenskiego z siłami neonazistowskimi, którym państwo ukraińskie powierzyło kluczowe stanowiska wojskowe i polityczne, oraz władza, jaką cieszą się ci otwarci faszyści od czasu zainstalowania przez Waszyngton reżimu sprzymierzonego z Zachodem poprzez zamach stanu w 2014 roku.
W rzeczywistości główny sponsor finansowy Zełenskiego, ukraiński żydowski oligarcha Igor Kołomojski, był kluczowym dobroczyńcą neonazistowskiego batalionu Azow i innych ekstremistycznych milicji.
Batalion Azowski maszeruje z inspirowanymi nazistami flagami Wolfsangel w Mariupolu, sierpień 2020 r.
Wspierani przez czołowego finansistę Zełenskiego, neonazistowscy bojownicy wywołują falę zastraszania
Włączony do Ukraińskiej Gwardii Narodowej Batalion Azowski jest uważany za najbardziej ideologicznie gorliwą i zmotywowaną militarnie jednostkę walczącą z prorosyjskimi separatystami we wschodnim Donbasie.
Z inspirowanymi nazistami insygniami Wolfsangel na mundurach bojowników, którzy zostali sfotografowani z nazistowskimi symbolami SS na hełmach, Azov „jest znany z powiązania z ideologią neonazistowską… [i] uważa się, że brał udział w szkoleniach i radykalizacji Amerykańskie organizacje białej supremacji”, zgodnie z aktem oskarżenia FBI skierowanym do kilku amerykańskich białych nacjonalistów, którzy przyjechali do Kijowa, by trenować z Azowem.
Igor Kołomojski, ukraiński baron energetyczny pochodzenia żydowskiego, był głównym sponsorem Azowa od czasu jego powstania w 2014 roku. Dofinansował także prywatne milicje, takie jak bataliony Dnipro i Aidar, i rozmieścił je jako osobisty oddział bandytów, aby chronić swoją interesy finansowe.
W 2019 r. Kołomojski wyłonił się jako główny zwolennik kandydatury Zełenskiego na prezydenta. Chociaż Zełenski uczynił z walki z korupcją sztandarową kwestię w swojej kampanii, „Pandora Papers” ujawniły , że on i członkowie jego wewnętrznego kręgu przechowują duże płatności od Kołomojskiego w mrocznej sieci zagranicznych kont.
Prezydent Zełenski (C) spotyka się z miliarderem oligarchą i wspólnikiem biznesowym Ihorem Kołomojskim 10 września 2019 r.
Kiedy Zełenski objął urząd w maju 2019 r., Batalion Azowski utrzymał de facto kontrolę nad strategicznym południowo-wschodnim miastem portowym Mariupolem i okolicznymi wioskami. Jak zauważyła Otwarta Demokracja : „Azow z pewnością ustanowił polityczną kontrolę nad ulicami Mariupola. Aby utrzymać tę kontrolę, muszą reagować gwałtownie, nawet jeśli nie oficjalnie, na każde wydarzenie publiczne, które wystarczająco odbiega od ich programu politycznego”.
Ataki Azowa w Mariupolu obejmowały między innymi ataki na „feministki i liberałów” maszerujących w Międzynarodowy Dzień Kobiet.
W marcu 2019 r. członkowie Korpusu Narodowego Batalionu Azowskiego zaatakowali dom Wiktora Medwedczuka, czołowego działacza opozycji na Ukrainie, oskarżając go o zdradę stanu za przyjazne stosunki z Władimirem Putinem, ojcem chrzestnym córki Medwedczuka.
Administracja Zełenskiego eskalowała atak na Medwedczuka, zamykając kilka kontrolowanych przez niego mediów w lutym 2021 r. za otwartą aprobatą Departamentu Stanu USA, a trzy miesiące później skazując lidera opozycji za zdradę . Zełenski uzasadniał swoje działania tym, że musiał „walczyć z niebezpieczeństwem rosyjskiej agresji na arenie informacyjnej”.
Następnie, w sierpniu 2020 r., Korpus Narodowy Azowa otworzył ogień do autobusu z członkami partii Medwedczuka Patriots for Life, raniąc kilku pokrytymi gumą stalowymi kulami.
Zełenskiemu nie udało się powstrzymać neonazistów, skończył z nimi współpracę
Po nieudanej próbie zdemobilizowania neonazistowskich bojowników w mieście Zołote w październiku 2019 r. Zełenski wezwał bojowników do stołu, mówiąc dziennikarzom: „Wczoraj spotkałem się z weteranami. Wszyscy tam byli – Korpus Narodowy, Azow i wszyscy inni”.
Kilka miejsc dalej od żydowskiego prezydenta był Yehven Karas, przywódca neonazistowskiego gangu C14.
Zełenski spotyka się z „weteranami”, w tym z Jehvenem Karasem (z prawej) i Dmytro Szatrowskim, dowódcą batalionu Azowskiego (na dole po lewej).
Podczas Majdanu „Rewolucji Godności”, która obaliła wybranego prezydenta Ukrainy w 2014 roku, aktywiści C14 przejęli kijowski ratusz i otynkowali jego ściany neonazistowskimi insygniami, zanim schronili się w kanadyjskiej ambasadzie .
Jako byłe skrzydło młodzieżowe ultranacjonalistycznej partii Svoboda, C14 wydaje się czerpać swoją nazwę od niesławnych 14 słów amerykańskiego przywódcy neonazistów Davida Lane’a: „Musimy zabezpieczyć istnienie naszego narodu i przyszłość dla białych dzieci”.
Oferując dokonanie spektakularnych aktów przemocy w imieniu każdego, kto jest gotów zapłacić, chuligani nawiązali przytulne relacje z różnymi organami rządzącymi i potężnymi elitami w całej Ukrainie .
W raporcie Reutersa z marca 2018 r . stwierdzono, że „C14 i władze miasta Kijowa podpisały niedawno porozumienie umożliwiające C14 ustanowienie „straży miejskiej” do patrolowania ulic”, skutecznie dając im sankcję państwa na przeprowadzanie pogromów.
Jak donosił The Grayzone , C14 we współpracy z kijowską policją przeprowadził nalot w celu „wyczyszczenia” Romów z dworca kolejowego w Kijowie .
Ta działalność została nie tylko usankcjonowana przez rząd miasta Kijowa, ale sam rząd USA nie widział z tym problemu, goszcząc Bondara w oficjalnej instytucji rządowej USA w Kijowie, gdzie chwalił się pogromami. C14 przez cały 2018 r. nadal otrzymywał fundusze państwowe na „edukację narodowo-patriotyczną”.
Karas twierdził , że ukraińskie służby bezpieczeństwa „przekażą” informacje o wiecach proseparatystycznych „nie tylko nam, ale także Azowowi, Prawemu Sektorowi i tak dalej”.
„Ogólnie rzecz biorąc, pracują dla nas deputowani wszystkich frakcji, Gwardii Narodowej, Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Możesz tak żartować – powiedział Karas.
Przez cały 2019 r. Zełenski i jego administracja pogłębili swoje więzi z elementami ultranacjonalistycznymi w całej Ukrainie.
Ówczesny premier Oleksiy Honcharuk na scenie na koncercie neonazistowskim „Weterani Silni”
Po udziale premiera w koncercie neonazistów Zełenski uhonorował lidera Prawego Sektora
Minister ds. Weteranów Zełenskiego nie tylko wzięła udział w koncercie, na którym wystąpiło kilka antysemickich zespołów metalowych, ale także promowała koncert na Facebooku.
Również w 2019 roku Zełenski bronił ukraińskiego piłkarza Romana Zolzulyi przed hiszpańskimi kibicami, którzy szydzili z niego jako „nazistę”. Zolzulya pozował obok zdjęć nazistowskiego kolaboranta Stepana Bandery z czasów II wojny światowej i otwarcie wspierał Batalion Azowski. Zełenski odpowiedział na kontrowersje, ogłaszając, że cała Ukraina poparła Zolzulyę, opisując go jako „nie tylko fajnego piłkarza, ale prawdziwego patriotę”.
W listopadzie 2021 r. jeden z najwybitniejszych ultranacjonalistycznych ukraińskich milicjantów Dmytro Jarosz ogłosił , że został mianowany doradcą Naczelnego Wodza Sił Zbrojnych Ukrainy. Yarosh jest zdeklarowanym zwolennikiem nazistowskiego kolaboranta Bandery, który kierował Prawym Sektorem w latach 2013-2015, przysięgając , że poprowadzi „derusyfikację” Ukrainy.
Dmytro Yarosh pozuje z dowódcą sił zbrojnych Ukrainy
Miesiąc później, gdy zbliżała się wojna z Rosją, Zełenski przyznał dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło odznaczenie „Bohater Ukrainy”. Znany jako „Da Vinci”, Kosyubaylo trzyma w swojej pierwszej bazie wilka i lubi żartować odwiedzającym reporterom, że jego bojownicy „karmią go kośćmi rosyjskojęzycznych dzieci”.
Zełenski wręcza dowódcy Prawego Sektora Dmytro Kotsubajło nagrodę „Bohatera Ukrainy”
Ukraiński wspierany przez państwo neonazistowski przywódca afiszuje się z wpływami w przededniu wojny z Rosją
5 lutego 2022 r., zaledwie kilka dni przed wybuchem wojny na pełną skalę z Rosją, Jewhen Karas z neonazistowskiego C14 wygłosił w Kijowie straszne przemówienie publiczne, którego celem było podkreślenie wpływu, jaki jego organizacja i inne jej podmioty cieszyły się na politykę ukraińską.
„LGBT i zagraniczne ambasady mówią, że na Majdanie nie było wielu nazistów, może około 10 procent prawdziwych ideologicznych” – zauważył Karas. „Gdyby nie te osiem procent [neonazistów], skuteczność [przewrotu na Majdanie] spadłaby o 90 procent”.
Głosił, że Majdan „Rewolucja Godności” z 2014 roku byłaby „paradą gejów”, gdyby nie instrumentalna rola neonazistów.
Karas kontynuował opinię, że Zachód uzbroił ukraińskich ultranacjonalistów, ponieważ „zabijanie sprawia nam przyjemność”. Fantazjował też o bałkanizacji Rosji, deklarując, że należy ją podzielić na „pięć różnych” krajów.
Jewhen Karas wygłasza nazistowski salut.
„Jeśli zginiemy… zginiemy w świętej wojnie”
Kiedy 24 lutego siły rosyjskie wkroczyły na Ukrainę, okrążając ukraińskie wojsko na wschodzie i zmierzając w kierunku Kijowa, prezydent Zełenski ogłosił narodową mobilizację, która obejmowała uwolnienie przestępców z więzienia, w tym oskarżonych morderców poszukiwanych w Rosji. Pobłogosławił także dystrybucję broni wśród przeciętnych obywateli i ich szkolenie przez zaprawione w bojach oddziały paramilitarne, takie jak Batalion Azowski.
W związku z toczącymi się walkami Narodowy Korpus Azowa zgromadził setki zwykłych cywilów, w tym babć i dzieci, do trenowania na placach i magazynach od Charkowa przez Kijów do Lwowa.
27 lutego na oficjalnym koncie Gwardii Narodowej Ukrainy na Twitterze pojawił się film, na którym „Bojownicy Azowa” smarują swoje kule słoniną, aby upokorzyć rosyjskich bojowników muzułmańskich z Czeczenii.
Dzień później Korpus Narodowy Batalionu Azowskiego ogłosił , że policja Obwodowa Batalionu Azowskiego zacznie wykorzystywać miejski budynek Obwodowej Administracji Państwowej jako kwaterę główną obrony. Nagranie opublikowane następnego dnia w Telegramie pokazuje, że budynek okupowany przez Azowa został trafiony przez rosyjskie naloty.
Oprócz zezwolenia na uwolnienie zatwardziałych przestępców do przyłączenia się do walki z Rosją, Zełenski nakazał wszystkim mężczyznom w wieku bojowym pozostać w kraju. Bojownicy Azowa przystąpili do egzekwowania tej polityki, brutalizując ludność cywilną próbującą uciec przed walkami wokół Mariupola.
Według greckiego mieszkańca Mariupola, z którym niedawno rozmawiała grecka stacja informacyjna: „Kiedy próbujesz odejść, ryzykujesz wpadnięciem na patrol ukraińskich faszystów, Batalion Azowski”, powiedział, dodając „zabiliby mnie i są odpowiedzialni za wszystko.”
Nagranie opublikowane online wydaje się pokazywać umundurowanych członków faszystowskiej ukraińskiej milicji w Mariupolu, którzy brutalnie wyciągają uciekających mieszkańców ze swoich pojazdów na muszce.
Inne wideo nagrane w punktach kontrolnych wokół Mariupola przedstawiało bojowników Azowa strzelających i zabijających cywilów próbujących uciec.
1 marca Zełenski zastąpił regionalnego administratora Odessy Maksymem Marczenko, byłym dowódcą skrajnie prawicowego batalionu Ajdar, oskarżanego o szereg zbrodni wojennych w Donbasie.
W międzyczasie, gdy ogromny konwój rosyjskich pojazdów opancerzonych uderzył w Kijów, Yehven Karas z neonazistowskiego C14 umieścił na YouTube wideo z wnętrza pojazdu prawdopodobnie przewożącego myśliwce.
„Jeśli zginiemy, to cholernie wspaniale, bo to oznacza, że zginęliśmy w świętej wojnie” – wykrzyknął Karas. „Jeśli przeżyjemy, będzie jeszcze lepiej! Dlatego nie widzę w tym wad, tylko zalety!”
Pokazuje się że związane to jest z nowym sposobem wyciągania pieniędzy z budżetu przez –przypuszczalnie – urzędników samorządowców.
Znajoma zaproponowała przed paru tygodniami swój dom – jako możliwość przyjęcia sześciorga Ukraińców. Z nich się do niej na razie nikt nie zgłosił. Natomiast wczoraj przyszli policjanci z pytaniami, jak obsługuje swoich sześcioro Ukraińców. Chcieli wejść do domu by to sprawdzić.
Odpowiedziała im przy furtce, że żadnych Ukraińców nie ma, a do ich wejścia do domu konieczny jest nakaz prokuratorski. Widocznie zauważyli z jej reakcji że mówi prawdę.
Po paru godzinach zawiadomili ją, że sprawdzili w gminie i okazało się że ktoś te „należne jej” 7400 na miesiąc wziął i podpisał, że ci Ukraińcy są właśnie u niej.
Ponieważ ten proceder bardzo się ostatnio rozszerzył, cieszymy się, że policja ma nowe, niespodziewane zajęcie.
Rubel gazowy. Nowa światowa waluta rezerwowa – Pepe Escobar
Rosyjski rubel ma się obecnie dobrze, odzyskał wartość sprzed sankcji i ma szansę stać się jedną z głównych walut wymiany towarowej.
=====================
Saddam, Kaddafi, Iran, Wenezuela – wszyscy oni próbowali, ale im się to nie udało. Rosja, to jednak zupełnie inny poziom. Piękno tego geopolityczno-ekonomicznego jujitsu, zastosowanego przez Moskwę polega na jego niezwykłej prostocie.
Co było do przewidzenia, dekret prezydenta Rosji Władimira Putina o nowych warunkach płatności za produkty energetyczne, został źle zrozumiany przez Zachód. Rząd rosyjski nie żąda bezpośredniej zapłaty za gaz w rublach. Moskwa chce, aby zapłata była dokonywana w wybranej walucie w rosyjskim Gazprombanku, a nie na koncie Gazpromu w jakiejkolwiek instytucji bankowej w zachodnich stolicach.
To kwintesencja wyrafinowania w stylu, „mniej znaczy więcej”. Gazprombank będzie sprzedawał walutę obcą – dolary lub euro – zdeponowaną przez klientów na moskiewskiej giełdzie i przekazywał ją na różne rachunki w rublach w ramach Gazprombanku.
W praktyce oznacza to, że waluta obca powinna być wysyłana bezpośrednio do Rosji, a nie gromadzona w zagranicznym banku, gdzie łatwo może stać się zakładnikiem lub zostać zamrożona.
Wszystkie te transakcje powinny być odtąd przekazywane pod jurysdykcję rosyjską – co eliminuje ryzyko przerwania lub całkowitego zablokowania płatności.
Nic więc dziwnego, że ubezwłasnowolniony aparat Unii Europejskiej (UE) – aktywnie zaangażowany w niszczenie własnych gospodarek narodowych w imię interesów Waszyngtonu – nie jest intelektualnie zdolny do zrozumienia złożonej kwestii wymiany euro na ruble.
Gazprom ułatwił zrozumienie sytuacji w piątek, wysyłając oficjalne zawiadomienia do swoich partnerów na Zachodzie i w Japonii.
Putin osobiście został zmuszony do pisemnego wyjaśnienia kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi, jak to wszystko działa.
To bardzo proste. Klienci otwierają konto w Gazprombanku w Rosji. Płatności dokonywane są w walucie obcej – dolarach lub euro – przeliczane na ruble zgodnie z aktualnym kursem wymiany i przekazywane na różne konta Gazpromu.
To 100 procentowa gwarancja, że Gazprom otrzyma zapłatę.
Stanowi to wyraźny kontrast wobec tego, do czego Stany Zjednoczone zmuszały Europejczyków: płacenia za rosyjski gaz na konta Gazpromu w Europie, które następnie byłyby natychmiast zamrażane. Konta te zostałyby odblokowane dopiero po zakończeniu operacji „Z”, czyli rosyjskich operacji wojskowych na Ukrainie.
Amerykanie chcą, by wojna trwała w nieskończoność, by Moskwa „ugrzęzła”, jakby to był Afganistan w latach 80. Surowo zabronili więc ukraińskiemu komikowi, na tle zielonego ekranu – na pewno nie w Kijowie – zaakceptowania jakiegokolwiek zawieszenia broni czy porozumienia pokojowego.
Konta Gazpromu w Europie byłyby więc nadal zamrożone.
Gdy Scholz wciąż próbował ogarnąć to, co oczywiste, jego ekonomiczne pachołki wpadły w szał, przedstawiając pomysł nacjonalizacji spółek zależnych Gazpromu – Gazprom Germania i Wingas – na wypadek, gdyby Rosja postanowiła wstrzymać przesyły gazu.
To oczywiście niedorzeczność. Wygląda na to, jakby funkcjonariusze w Berlinie wierzyli, że spółki zależne Gazpromu produkują gaz ziemny w swoich centralnie ogrzewanych biurach w całych Niemczech.
Nowy mechanizm „rubel za gaz” w żaden sposób nie narusza istniejących kontraktów. Jednak, jak ostrzegł Putin, istniejące kontrakty mogą rzeczywiście zostać wstrzymane: „Jeśli takie [rublowe] płatności nie zostaną dokonane, uznamy to za niewykonanie zobowiązań przez nabywców ze wszystkimi tego konsekwencjami”.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stanowczo stwierdził, że w obecnych, tragicznych okolicznościach mechanizm ten nie zostanie cofnięty. Nie oznacza to jednak, że przepływ gazu zostanie natychmiast odcięty. Płatności w rublach od „państw wrogich”, czyli głównie USA, Kanady, Japonii i UE – będą oczekiwane w drugiej połowie kwietnia i na początku maja.
Dla przytłaczającej większości krajów Globalnego Południa sytuacja jest krystalicznie czysta. Oligarchia atlantycka odmawia zakupu rosyjskiego gazu niezbędnego dla funkcjonowania mieszkańców Europy, jednocześnie sprowadzając na nich toksyczną inflację.
Co jeszcze kryje się za rublem gazowym?
Mechanizm „gaz za ruble” – nazwijmy go Rubel gazowy – to tylko pierwszy konkretny element budowy alternatywnego systemu finansowo-monetarnego, powiązany z wieloma innymi mechanizmami: wymianą rubel – rupia, saudyjskim petrojunem, irańsko-rosyjskim mechanizmem obejścia SWIFT oraz najważniejszym z nich – projektem kompleksowego systemu finansowo-monetarnego, opracowanym przez Chińsko-Eurazjatycką Unię Gospodarczą (EAEU), której pierwszy projekt zostanie przedstawiony w najbliższych dniach.
Wszystko to jest bezpośrednio związane z nagłym pojawieniem się rubla, jako nowej waluty rezerwowej, opartej na zasobach naturalnych.
Po przewidywalnej, początkowej fazie wyparcia, UE – a właściwie Niemcy – muszą stawić czoła rzeczywistości. Unia Europejska jest uzależniona od stałych dostaw rosyjskiego gazu (40 procent) i ropy (25 procent). Histeria związana z sankcjami wywołała już pierwsze konsekwencje.
Gaz ziemny zaspokaja 50 procent zapotrzebowania niemieckiego przemysłu chemicznego i farmaceutycznego. Nie ma realnego substytutu, czy to z Algierii, Norwegii, Kataru czy Turkmenistanu.
Niemcy są potęgą przemysłową UE. Tylko rosyjski gaz jest w stanie zapewnić niemieckiej – i europejskiej – bazie przemysłowej nieprzerwane funkcjonowanie, i to po bardzo przystępnych cenach w przypadku kontraktów długoterminowych.
Zakłócenie tego układu prowadzi do przerażających turbulencji w całej UE i poza nią.
Nieoceniony Andrzej Martjanow podsumował to w ten sposób: „Tylko dwie rzeczy określają świat: realna gospodarka i siła militarna, która jest pochodną tej pierwszej. Wszystko inne to pochodne, ale nie można żyć z pochodnych”.
Amerykańskie kasyno turbo-kapitalistyczne wierzy we własną pochodną czyli „narrację”, która nie ma nic wspólnego z realną gospodarką. UE zostanie w końcu zmuszona przez rzeczywistość do przejścia od wyparcia do akceptacji. Jednocześnie Globalne Południe będzie szybko przystosowywać się do nowego paradygmatu: Wielki Reset z Davos został zdruzgotany przez Reset Rosyjski.