1 listopada: Święto wszystkich, którzy doznają chwały Nieba – znanych i nieznanych

1 listopada: Święto wszystkich, którzy doznają chwały nieba – znanych i nieznanych

https://pch24.pl/1-listopada-swieto-wszystkich-ktorzy-doznaja-chwaly-nieba-znanych-i-nieznanych

(Fra Angelico: The Forerunners of Christ with Saints and Martyrs)

Uroczystość Wszystkich Świętych jest radosnym świętem tych, którzy po ziemskiej wędrówce zażywają już radości wiecznego życia z Bogiem – tych wyniesionych na ołtarze i otaczanych kultem, ale także tych anonimowych, bezimiennych i nikomu nieznanych. Tego dnia doświadczamy też znaczenia „communnio sanctorum” – tajemnicy wielkiej wspólnoty Świętych, na których wstawiennictwo zawsze możemy liczyć.

Przypomnienie o powszechnym powołaniu do świętości

Dzień 1 listopada przypomina przede wszystkim prawdę o powszechnym powołaniu do świętości. Każdy z nas, niezależnie od swej drogi życia, jest powołany do świętości. Tej pełni człowieczeństwa nie można osiągnąć własnymi siłami. Konieczna jest pomoc łaski Bożej, czyli dar Boga. Ponieważ Stwórca wzywa do świętości wszystkich, każdemu także pomaga swą łaską, niezależnie od grzechu czy upadków. Teologia wskazuje, iż każdy z nas otrzymał dar zbawienia, bo Jezus Chrystus złożył ofiarę za wszystkich ludzi. Od każdego z nas jednak zależy, w jakim stopniu przyjmie od Boga ten dar i odpowie na Jego zaproszenie do świętości. Dlatego w kościołach w czasie liturgii śpiewa się wówczas Litanię do Wszystkich Świętych, która należy do najstarszych litanijnych modlitw Kościoła.

Choć uroczystość Wszystkich Świętych zdecydowanie różni się od Dnia Zadusznego – czyli wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych przypadającego nazajutrz, to razem jednak przypominają prawdę o wspólnocie Kościoła, obejmującej Świętych w niebie, pokutujących w czyśćcu i żyjących jeszcze na ziemi. W tej łączności (komunii Świętych) wyraża się Świętych obcowanie.

Geneza uroczystości

Wspomnienie Wszystkich Świętych ma źródło w kulcie męczenników. W rocznicę śmierci, która dla chrześcijan jest dniem narodzin dla nieba, już w starożytności chrześcijańskiej odprawiano Mszę św. na grobach męczenników i czytano opisy ich męczeństwa. Każda z lokalnych wspólnot posiadała spis swoich męczenników (martyrologium), którzy przez sam fakt męczeństwa stawali się bliskimi Chrystusa, dlatego ich wstawiennictwo nabierało szczególnej mocy. Stopniowo do tych list dopisywano imiona nie tylko męczenników, ale też innych osób odznaczających się szczególną świętością (wyznawców). Pierwszym świętym spoza grona męczenników był zmarły w 397 r. biskup Marcin z Tours.

Obchody takie, w różnych Kościołach wschodnich prowincji Cesarstwa Rzymskiego, wprowadzano w IV wieku. Ich daty były zróżnicowane lokalnie, ale najczęściej przypadały w okresie Wielkanocy. Efrem Syryjczyk zanotował, że w połowie IV wieku, w Edessie obchodzono wspomnienie wszystkich męczenników 13 maja. Według kalendarza z Nikomedii z IV wieku, przypadało ono na pierwszy piątek po Wielkanocy. Ten termin przyjął w V wieku Kościół perski, zachował się on współcześnie w kalendarzu Kościoła chaldejskiego.

Jan Chryzostom wspomniał na początku V wieku, że w Konstantynopolu obchodzono laudację wszystkich męczenników chrześcijańskich z całego świata w pierwszą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego. Termin ten potwierdzają bizantyjskie kalendarze liturgiczne.

Z kolei w Rzymie w VII wieku papież Bonifacy IV poświecił dawny Panteon i uczynił go kościołem ku czci Bogurodzicy oraz wszystkich Męczenników; polecił przy tej okazji umieścić tam kamienie przywiezione z katakumb chrześcijańskich męczenników. Z rocznicą tych wydarzeń związane było rzymskie święto Wszystkich Świętych, które przeniesiono wówczas na 1 listopada.

W 935 roku papież Jan XI zdecydował, iż 1 listopada będzie osobnym świętem ku czci Wszystkich Świętych. Od tamtej pory miało ono obowiązywać w całym Kościele. W 1475 roku święto zostało ustanowione za obowiązkowe dla chrześcijan, o czym zdecydował papież Sykstus IV.

Do Polski święto Wszystkich Świętych dotarło już w średniowieczu. Część dawnych zwyczajów pogańskich zostało zaadaptowanych przez Kościół dla nowego święta. W tradycji dawnej Rzeczpospolitej najbardziej popularne były „Zaduszki” łączące się z wieloma ludowymi uroczystościami – to właśnie obrzędy związane z nimi Adam Mickiewicz opisał w „Dziadach”.

Wszystkich Świętych dzisiaj

Uroczystość Wszystkich Świętych dziś to dzień, w którym w całej Polsce, podobnie jak w wielu krajach Europy, odwiedza się groby bliskich. W tradycyjnie katolickich krajach Europy dzień ten jest wolny od pracy. W okresie PRL-u propaganda komunistyczna nazwała ten dzień „Dniem Zmarłych”, co wprowadziło duże zamieszania w świadomości, także wiernych Kościoła. Do dziś trudno te zmiany przezwyciężyć, dlatego niezbędna jest edukacja ukazująca istotne różnice pomiędzy uroczystością Wszystkich Świętych, który jest dniem chwały wszystkich naszych patronów, od Dnia Zadusznego, który jest szczególnym czasem modlitwy za zmarłych.

Odpusty

Nawiedzając z modlitwą kościół lub kaplicę publiczną w uroczystość Wszystkich Świętych (1 listopada) oraz w Dniu Zadusznym (2 listopada), możemy pod zwykłymi warunkami uzyskać odpust zupełny, czyli całkowite darowanie kar dla dusz w czyśćcu cierpiących. Ponadto wypełniając określone warunki, możemy uzyskać odpust zupełny od 1 do 8 listopada za pobożne (czyli modlitewne) nawiedzenie cmentarza.

W czasie nawiedzenia świątyni należy odmówić Ojcze nasz i Wierzę w Boga. Trzeba również wypełnić pozostałe warunki, takie jak: stan łaski uświęcającej, przyjęcie Komunii św. i modlitwę według intencjach Ojca Świętego.

Źródło: KAI

Po co nam wstawiennictwo Świętych?

Po co nam wstawiennictwo Świętych?

https://pch24.pl/po-co-nam-wstawiennictwo-swietych

(Metropolitan Museum of Art, New York, USA)

Protestanci lubią powtarzać kłamstwo, że katolicy rzekomo „wielbią” Świętych. W rzeczywistości jednak katolicy nie wielbią, a czczą Świętych – tak jak oddaje się cześć choćby rodzicom – i proszą ich o wstawiennictwo u Boga. Ale po co jest nam w ogóle potrzebna pomoc Świętych? Czy nie wystarczy modlić się bezpośrednio do Boga?

Choć słowa wielbić i czcić mogą wydawać się nam podobne, to jest jednak między nimi bardzo istotna różnica. Św. Tomasz z Akwinu (ST II-II q. 103 oraz ST III q. 25) wylicza trzy rodzaje czci (albo inaczej: kultu), które możemy oddać innym osobom. Najwyższy z nich zwany jest latria i polega właśnie na uwielbieniu, czyli adoracji. Jest to kult zarezerwowany wyłącznie Bogu; uznajemy w nim Boską wyższość, doskonałość oraz to, że nie możemy istnieć bez Niego.

Drugi rodzaj czci to dulia i ten rodzaj możemy już oddawać innym stworzeniom. Jest to szacunek ze względu na godność danej osoby; oddajemy go choćby rodzicom, nauczycielom, osobom starszym, czy właśnie Świętym Pańskim. Relacja w tym przypadku jest zupełnie inna niż przy uwielbieniu: tam mamy relację stworzenia do Stwórcy, a tutaj – stosunek jednej osoby do drugiej.

Akwinata (ST III q. 25 a. 5 c.) wyróżnia jeszcze trzeci rodzaj czci – hyperdulię, czyli specjalny kult zarezerwowany dla Matki Bożej. Maryja była tylko stworzeniem, a zatem nie możemy Jej oddawać kultu uwielbienia. Jednak ze względu na Jej wybranie przez Boga należy się Jej szczególny rodzaj czci – przecież w swoim ciele nosiła Wcielonego Boga! Hyperdulia przewyższa więc cześć oddawaną jakimkolwiek innym osobom, ale jednocześnie nie sięga czci oddawanej Bogu.

Powtarzany przez protestantów zarzut, że katolicy rzekomo „wielbią stworzenia”, jest więc jednym wielkim kłamstwem. Przy odrobinie zgłębienia tematu widać bowiem, że uwielbienie należne Bogu i cześć oddawana Świętym to dwie zupełnie odrębne postawy. Świętym nie okazujemy naszego poddania, nie uznajemy naszej zupełnej zależności od nich, ani też nie dziękujemy im za dzieło stworzenia czy odkupienia. To wszystko czynimy jedynie wobec Boga. Dla Świętych zaś mamy szacunek ze względu na ich czyste życie, które wiedli, bądź poniesione męczeństwo za Chrystusa, i w uznaniu przykładu jakim są dla nas.

Kult Świętych ma w swoim założeniu jeszcze jeden bardzo ważny aspekt. Ponieważ przebywają tak blisko Boga, mogą wstawiać się za nami. Przekazują Bogu nasze prośby i są naszymi „adwokatami” – a to dlatego, że sami zdobyli zasługi poprzez święte życie, które wiedli na ziemi. Kościół naucza, że Pan Bóg tak stworzył świat, że choć wie On, czego nam potrzeba, to jednak chce, żebyśmy to osiągnęli modlitwami własnymi bądź innych.

Już w Starym Testamencie widoczne są przykłady pokazujące skuteczność modlitwy jednej osoby za inną. Prośba Mojżesza skierowana do Boga wyjednała Izraelitom uzdrowienie od śmierci po ukąszeniu jadowitych węży. Wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu”. (Lb 21,7-8). Podobnie Abraham uprosił u Boga przebaczenie dla Sodomy jeśli znalazłoby się tam choć dziesięciu sprawiedliwych (Rdz 18,32); niestety w tym skażonym grzechem mieście nie było nawet tylu.

O mocy modlitwy nauczał nas wreszcie sam Zbawiciel mówiąc, że „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Skoro zatem modlitwa ludzi na ziemi ma znaczenie u Boga, to o ile bardziej potężna jest modlitwa Świętych – tych którzy wiedli święte życie, a teraz oczyszczeni z ziemskich przywiązań cieszą się już chwałą zbawionych?

Mieszkańcy nieba, będąc głębiej zjednoczeni z Chrystusem, (…) nieustannie wstawiają się za nas u Ojca ofiarując Mu zasługi, które przez jedynego Pośrednika między Bogiem i ludźmi, Jezusa Chrystusa (…), zdobyli na ziemi. (…) Ich przeto troska braterska wspomaga wydatnie słabość naszą – wyjaśnia konstytucja dogmatyczna „Lumen gentium” Soboru Watykańskiego II (nr 49). Dokument dodaje, że Święci w niebie zażywają chwały, widząc „wyraźnie samego Boga troistego i jedynego, jako jest”.

Zwracanie się do Świętych z prośbą o modlitwę widoczne było w Kościele od jego pierwszych wieków, a główną czcią otaczani byli męczennicy. Wy, zwycięzcy męczennicy, którzy z radością znosiliście męki dla Boga i Zbawiciela, wy, którzy macie śmiałość przemawiać do samego Pana, wy, święci, wstawiajcie się za nami, ludźmi bojaźliwymi i grzesznymi, pełnymi ociężałości – pisał żyjący w IV w. św. Efrem Syryjczyk.

Można jednak zapytać: w jaki sposób Święci w niebie rozmawiają z Bogiem i zanoszą mu swoje modlitwy, skoro nie mają już ust, którymi mogliby mówić? Rzeczywiście, dusza traci umiejętność mowy w chwili śmierci, czyli gdy odłącza się od ciała, a odzyska ją na nowo dopiero podczas zmartwychwstania umarłych na końcu czasów. Będąc oddzieloną od ciała zachowuje jednak dwie własności ludzkiej natury: intelekt i wolną wolę. I to właśnie dzięki intelektowi dusze w niebie mogą komunikować się z Bogiem. Pomimo braku oczu, widzą Boga „twarzą w twarz” poprzez wizję intelektu, która w teologii nazywa się wizją uszczęśliwiającą (łac. visio beatifica). Również za pomocą intelektu dusze zbawionych mogą zanosić Bogu modlitwy za nas – bo za siebie już modlić się nie muszą.

Dusze te widziały i widzą boską istotę poprzez intuicyjną wizję, a nawet twarzą w twarz, bez pośrednictwa jakiegokolwiek stworzenia jako przedmiotu widzenia; raczej boska istota objawia się im bezpośrednio, wyraźnie, jasno i otwarcie, i w tej wizji cieszą się boską istotą – pisał papież Benedykt XII w konstytucji „Benedictus Deus” w 1336 r. Z kolei św. Grzegorz Wielki wyjaśnił, że dusze zbawionych, patrząc na oblicze Boże, widzą w Nim inne stworzenia i wydarzenia dziejące się na świecie. Wiedzą zatem i to, że prosimy ich o pomoc.

Warto wreszcie podkreślić, że w niebie przebywają nie tylko ci Święci, których wspominamy w kalendarzu liturgicznym, lecz wszyscy zbawieni – ci, którzy odeszli z tego świata w stanie łaski uświęcającej i zdążyli już odpokutować karę za grzechy w czyśćcu. Mamy nadzieję, że w tej grupie są również nasi bliscy zmarli, choć nie mamy co do tego pewności. Nie znamy bowiem stanu ich duszy w chwili śmierci oraz nie wiemy, czy czas ewentualnej pokuty czyśćcowej już się dla nich zakończył.

Jeśli jednak przebywają teraz w czyśćcu, możemy pomóc im skrócić ten okres: nasze modlitwy, zamawiane Msze św. i ofiarowane odpusty mogą sprawić, że trafią oni do nieba szybciej. A kiedy już się tam znajdą, poprzez kontemplację Boskiego Oblicza będą wiedzieć, co dzieje się u nas, i wspierać nas swoją modlitwą.

Adrian Fyda

Nieustające przedmurze obrotowe

Nieustające przedmurze obrotowe

Izabela BRODACKA

Kilka dni temu byłam świadkiem zdumiewającej sceny. Lokalny menel, pijaczek i wariat, który wypuszczany okresowo z zakładu psychiatrycznego zatruwa życie lokatorom hałasując na podwórku rowerową trąbką, na widok przechodzącej rodziny z dziećmi powiedział z wyższością: „patologia wybiera się na spacer”.  

Podobny dysonans poznawczy stał się moim udziałem gdy usłyszałam, że profesor Marcin Król nazwał zwycięstwo Trumpa buntem chamów przeciwko elitom. Przede wszystkim nie bardzo wiem kogo Król uważa za elitę, czyżby panią Clinton i jej męża, który nie wie nawet do czego służą cygara.

Jak mnie uczono podstawową zasadą dobrego tonu jest używanie rzeczy zgodnie z ich przeznaczeniem. W zdecydowanie złym tonie było używanie przez żony sowieckich oficerów rabowanych we dworach koszul nocnych w charakterze balowych kreacji oraz mycie twarzy w bidetach.
W złym tonie jest powszechny obecnie obyczaj sadzenia kwiatów w starych bryczkach i wozach. Sposób w jaki prezydent Clinton używał cygara też świadczy o braku elementarnej kindersztuby.

W przeciwieństwie do poglądów Króla, wynik amerykańskich wyborów, a także kolejne wygrane PiS w Polsce można traktować jako bunt autentycznych elit przeciwko chamstwu, które nauczyło się wprawdzie jeść nożem i widelcem i rozsmakowało w ostrygach i dobrych winach ale do którego nie dotarło, że elitaryzm nie polega na dostępie do przywilejów lecz na wyjątkowych zaletach umysłu i charakteru, pozwalających służyć społeczeństwu.

Wbrew temu co uważa profesor Marcin Król, ani ostrygi, ani toskańskie wina, ani kawior nie uczyniły z nikogo arystokraty czy intelektualisty. Sowieccy oficerowie jadali kawior chochlami jako zakąskę do spirytusu. Nikogo również nie nobilituje dobre samopoczucie.

Nasz sąsiad z podwórka jest podobnie jak profesor Król głęboko przekonany, że należy do elity. Problem nie sprowadza się jednak do wymyślania sobie nawzajem, jak w maglu, od chamów. Przykład sąsiada i profesora Króla dowodnie świadczy, że pewne pojęcia nie tylko straciły swój sens lecz wręcz stały się obrotowe.
Były takie czasy gdy zarówno w architekturze, jak i w życiu społecznym, a także w życiu jednostki obowiązywała hierarchia pionowa. Były to czasy gotyckich katedr, królów i arystokracji, a także dominacji w życiu duchowym transcendencji. Nikt nie mógł mieć wątpliwości kto jest elitą a kto motłochem, a także czym jest sacrum a czym profanum.


Renesans stawiając w centrum swych zainteresowań człowieka obniżył wieże kościołów i rozchwiał hierarchie. Ostatecznie zniszczyły je jednak rewolucje.
Obrotowość wszelkich pojęć i kategorii społecznych najlepiej widać w komentarzach do ostatnich wyborów w USA. Otóż jedni widzą wygraną Trumpa jako tryumf populizmu a inni jako reakcję społeczeństwa właśnie na populizm.

A co to jest populizm? Politolog z Princeton University Jan-Werner Müller, autor wyśmienitej książki What Is Populism? (2016). populizmem nazywa wcielane w życie przeświadczenie, że posiada się wyłączne prawo do zarządzania masami ludzkimi oraz doskonałą i jedyną receptę na to zarządzanie. W tym sensie populistyczne są wszelkie demoliberalne rządy w Europie i w Stanach Zjednoczonych. Przeciwko populistycznym rządom, przeciwko dyktaturze politycznej poprawności, przeciwko globalizacji i władzy banków, spontanicznie wystąpiły społeczności tych krajów. Sukcesy Orbana na Węgrzech, PiS w Polsce i Trumpa w USA są zatem według Müllera reakcją na populizm nielubianych rządów.
Natomiast inny amerykański uczony, profesor Nouriel Roubini, wykładowca w Stern School of Business przy Uniwersytecie Nowojorskim członek zespołu doradców ekonomicznych Białego Domu za prezydentury Billa Clintona, traktuje wydarzenia zarówno w Polsce jak na Węgrzech, w Rosji i w Turcji jako zwycięstwo populizmu. Jest to jego zdaniem narastający trend wzrostu nieliberalnego kapitalizmu państwowego pod kierownictwem prawicowych autorytarnych liderów. Nacjonalistyczny, autorytarny przywódca po wygranych wyborach twierdzi Roubini zaczyna ograniczać wolności polityczne i realizować program sprzeczny z celami instytucji ponadnarodowych. Na ogół sprzeciwia się wolnemu handlowi, imigracji czy bezpośrednim inwestycjom zagranicznym, natomiast faworyzuje krajowych pracowników i firmy.
Do prawicowego populizmu Roubini zalicza Front Narodowy Le Pen we Francji, Ligę Północną Matteo Salviniego we Włoszech, a w Wielkiej Brytanii UKIP Nigela Farage’a.

W Niemczech, Holandii, Finlandii, Danii, Austrii i Szwecji także rośnie popularność partii prawicowych. Większość tych ugrupowań jest konserwatywna pod względem społecznym. Ale ich polityka ekonomiczna – antyrynkowa i pełna obaw przed liberalnym kapitalizmem i globalizacją, która może podważyć narodową tożsamość i suwerenność – ma zdaniem Roubiniego wiele wspólnego z populistycznymi partiami lewicy, takimi jak grecka Syriza (przed kapitulacją wobec wierzycieli), hiszpańska Podemos czy włoski Ruch Pięciu Gwiazd.
Po raz kolejny mamy zatem do czynienia nie tylko z obrotowymi zarzutami, które działają jak obosieczny miecz, albo dwa końce kija, lecz z obrotowym zjawiskiem.

Komunizm kulturowy, który zaatakował nas z zachodu przyniósł aberracje stokroć być może groźniejsze od zgrzebnego, swojskiego realnego socjalizmu, bo dotykające nie tylko gospodarki lecz istoty życia jednostki. Walka zachodnich liberałów z kościołem, rodziną i tradycyjnymi wzorcami życia przekroczyła wszystko do czego w swej ograniczonej pomysłowości byli zdolni nasi komuniści i słusznie przez niektórych traktowana jest jako postulowany przez Gramsciego długi marsz lewicy przez instytucje. Podobnie obrotowym zjawiskiem jest populizm. Rządy komunistyczne w świetle definicji profesora Müllera, były podobnie jak rządy liberalnych demokracji stricte populistyczne, bo sprawowane były w identycznym poczuciu bezalternatywności i opierały się na kłamstwie nigdy nie spełnionych obietnic i sztandarowych zasad, w które nie wierzyli sami rządzący.
Pozostaje nam zatem nieodmiennie rola przedmurza obrotowego.

Słowa, słowa, słowa…

Słowa, słowa, słowa…

Jak przekonać ludzi do wojny? Jest kilka stałych punktów programu tworzenia wojennej narracji. Kreacja wroga – wróg musi być. Bez niego nie ma wojny; …


31.10.2025 r.


Poloniusz: Cóż to czytasz, mości książę?

Hamlet: Słowa, słowa, słowa…
William Szekspir „Hamlet”.


Słowa wywołują emocje. Można nimi kogoś uszczęśliwić, ale można także zabić. Są też tacy, którzy potrafią słowami zanudzić na śmierć. Słowa są narzędziem konwersacji i jak każde narzędzie są posłuszne intencjom mówcy.


Jak przekonać ludzi do wojny? Jest kilka stałych punktów programu tworzenia wojennej narracji.

  • Kreacja wroga – wróg musi być. Bez niego nie ma wojny;
  • Nazwanie wroga, najlepiej jako największe zagrożenie dla pokoju;
  • Przedstawienie wroga, jako niegodnego życia karalucha, którego trzeba wytępić;
  • Podsycanie strachu, tworzenie „dowodów” agresywnych intencji wroga;
  • Podsycanie strachu walki o przetrwanie;
  • Podsycanie strachu, przez powtarzanie nieważne zmyślonych czy prawdziwych okrucieństw popełnianych przez wroga;
  • Potępienie pacyfistów jako tchórzy lub szpiegów działających na korzyść wroga;
  • Wykorzystanie strachu dla medialnej wizji zwycięskiej walki z wrogiem.
Przygnębiający jest absolutny spokój, z jakim wszyscy tutaj mówią o kolejnej wojnie, jakby była to przesądzona sprawa, którą trzeba po prostu zaakceptować.
Ernest Hemingway, 1934


Sposób na obejście tej emocjonalnej trudności jest prosty: odczłowieczyć wroga! Dzieje się to praktycznie automatycznie, gdy tylko dana grupa zostanie uznana za wroga, czyli „ich”. Wymaga to jednak pomocy językowej: tym złym ludziom trzeba nadać imię. A kiedy już je otrzymają, imię to nabiera znaczenia. Bum! Teraz to broń. Każdy, komu nadano to imię, zostaje natychmiast odczłowieczony. Język jest pierwotną bronią wojny i niezbędnym narzędziem tych, którzy ją prowadzą.


Przygotowania do wojny rozpoczynają się odpowiednim doborem słów w mediach. Ich celem jest zawsze strach. Podobnie jak podczas wojny sanitarnej w roku 2020, tak i teraz zastraszony człowiek zgodzi się na najbardziej absurdalne propozycje. Jest to jak popełnianie samobójstwa ze strachu przed śmiercią. Trudno powiedzieć, czy zagrożenie wojną jest realne? Historia pokazuje, że jeśli są siły aktywnie nawołujące do wojny, to prędzej czy później osiągną swój cel.

8 miliardów ludzi przeciwko 13 rodzinom.


Historia opiera się na minionych czasach. Powoli, ale wyraźnie rośnie liczba coraz bardziej świadomych ludzi, o co tu się tak naprawdę walczy. Zawsze będą strusie zasłaniający oczy, by nie poznać prawdy. Ludzie odważni i dociekliwi będą mieli wpływ na przyszłe dzieje świata. Dla strusi natura przewidziała sępy:


Autor artykułu Marek Wójcik
Opublikowano 31.10.2025 r. na world-scam.com

Kosmiczne bąki obywatela Tuska

Stanisław Michalkiewicz: Kosmiczne bąki obywatela Tuska

“Paczka “Giewont” i litr wódki – taki będzie polski sputnik” – śpiewali – oczywiście półgłosem, by nie usłyszeli tej canzony wszędobylscy funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa – szydercy na wieść, że Związek Radziecki wystrzelił sputnika – pierwszego sztucznego satelitę Ziemi. Ten przykład pokazuje, że również i my uczestniczyliśmy w podboju Kosmosu – oczywiście na swój sposób.

Dzisiaj wygląda to całkiem inaczej, przede wszystkim dlatego, że nie ma już żadnych “Giewontów”, które można by wysłać w przestrzeń kosmiczną, żeby zaimponować kosmitom, którzy podobno z ukrycia przyglądają się naszym osiągnięciom w podboju Kosmosu – o czym niedawno całkiem serio deliberował Kongres Stanów Zjednoczonych. Na szczęście wódki jeszcze nie brakuje, więc – jak to się mówi – w naszym fachu nie ma strachu. Najładniej ujęli tę kwestię Starsi Panowie, opiewający w swoim niezapomnianym kabarecie uroki polowania na grubego zwierza.

“Tu borowik, a tam dzik; nie musimy dużo łykać by się przestać lękać dzika” tym bardziej, że uprzednio uczestnicy polowania wzięli ze sobą “amunicję, eksportową śliwowicję”. Ach, łza się w oku kręci na wspomnienie tych delicji-amunicji, tym bardziej, że już i wtedy dała się odczuć nutka nostalgiczna, którą trącał młodziutki wtedy Jan Pietrzak w piosence “Za trzydzieści parę lat”: “zaparzę ziółka, zapalę “Sporta” – i tak dalej.

Alternatywą bowiem była „cisza nieznana, spokój odwieczny, kilka bakterii w głębi mórz” – bo tak właśnie mogła zakończyć się walka o pokój, o której wspominało Radio Erewań, odpowiadając zaniepokojonemu słuchaczowi, który pytał, czy będzie wojna. Radio Erewań odpowiedziało, że wojny oczywiście nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu.

I właśnie teraz ta profetyczna wizja Radia Erewań zaczyna nabierać niepokojącej aktualności. Ot na przykład na naszych oczach zbawienny plan pokojowy, z takim przytupem podpisany niedawno w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk, właśnie wali się w gruzy pod ciosami izraelskiej armii, gdyż premier rządu jedności narodowej bezcennego Izraela nakazał “natychmiastowe” wznowienie bombardowania Strefy Gazy pod pretekstem, że złowrogi Hamas nie zwrócił stronie izraelskiej kilku nieboszczyków.

Kiedy uświadomimy sobie, ilu żydowskich nieboszczyków skrywa polska ziemia, to opuszcza nas wszelka nadzieja  na świetlaną przyszłość tym bardziej, że – jak pokazała niedawna publikacja TVN o krakowskich “Targach Książki Bez Cenzury – “sygnalistów” co to potrafią wytropić antysemitnika pod każdym krzakiem, może być u nas nawet więcej, niż w Strefie Gazy, a wszyscy, jeden przez drugiego, będą prześcigali się w gorliwości, żeby nie tylko Judenrat “Gazety Wyborczej”, ale przede wszystkim – wpływowi Żydowie tę gorliwość zauważyli i gorliwców odpowiednio wynagrodzili.

Nawiasem mówiąc, sprawa tych żydowskich nieboszczyków ze Strefy Gazy pokazuje, iż opowieści rabina, który w Jedwabnem przekonał pana prezydenta Kaczyńskiego, że Żydowie swoich nieboszczyków nie ekshumują i w związku z tym ekshumację trzeba wstrzymać, to zwykłe makagigi.

Jakże “nie ekshumują”, skoro właśnie pod tym pretekstem bezcenny Izrael przystąpił do kontynuowania operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy, wykorzystując fakt, że prezydent Donald Trump właśnie próbuje na Dalekim Wschodzie montować szeroką koalicję państw miłujących pokój, żeby z jej udziałem dokonać operacji ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej?

Tę operację najlepiej będzie obserwować z przestrzeni kosmicznej, a wskazówki dostarczył jeszcze w ubiegłym stuleciu Stanisław Lem. Napisał on, że jeśli w jakimś punkcie nieba, gdzie dotąd gwiazd nie było, nagle pojawia się gwiazda, to nieomylny to znak, że właśnie rozpada się planeta, której mieszkańcy opanowali energię jądrową i przy jej pomocy przeprowadzili operację ostatecznego rozwiązania jakiejś palącej i nie cierpiącej zwłoki kwestii.

Dlatego – jak przypuszczam – obywatel Tusk Donald, przy okazji niedawnej konwencji Volksdeutsche Partei, podczas której zlały się trzy partie: „Platforma Obywatelska”, „Nowoczesna” z pulchniutką panią Lubnauer Katarzyną oraz „Inicjatywa Polska” Wielce Czcigodnej Nowackiej Barbary, ogłosił triumfalnie, że jego vaginet zainwestuje krocie w Ośrodek Badań Satelitarnych, dzięki któremu będziemy mogli zaobserwować Finis Terrae.

W przekonaniu, że obywatel Tusk Donald gdzieś podsłuchał, że oto właśnie zbliżają się zapowiadane “dni ostatnie”, myślałem, że tym razem to nie żadne makagigi, obliczone na uwodzenie wyznawców nieubłaganego postępu, tylko inicjatywa serio. Wstyd się przyznać, ale dopiero na trzeci dzień wyprowadził mnie z błędu członek vaginetu obywatela Tuska Donalda, piastujący stanowisko sekretarza stanu w super-resorcie pana ministra Domańskiego, specjalizującego się w zadłużaniu państwa.

Pan minister Michał Jaros – bo o nim mowa – został poddany przyjaznemu przesłuchaniu przez funkcjonariusza Propaganda Abteilung z przychylnej vaginetowi obywatela Tuska Donalda stacji telewizyjnej. W fazie swobodnej wypowiedzi wygłaszał zdania pełne treści i gdyby funkcjonariusz na tym poprzestał, nikt by się nie zorientował, jak jest naprawdę.

Niestety pod wpływem elokwencji pana Jarosa funkcjonariusz stracił rewolucyjną czujność i zapragnął zapoznać telewidzów ze szczegółami pomysłu obywatela Tuska Donalda, najwyraźniej zapominając, iż właśnie w szczegółach tkwi diabeł.  Zapytał tedy o stronę finansową przedsięwzięcia – i wtedy okazało się, że na razie żadnych pieniędzy na tę wielką inwestycję nikt jeszcze nie przewidział i nie wiadomo czy i kiedy w ogóle przewidzi.

Ponieważ pan minister Jaros również i o tej sprawie wypowiadał się i swobodnie i pogodnie, funkcjonariusz jeszcze nie skapował na jaki grząski grunt właśnie wchodzi i  zapytał pana ministra, czy wiadomo, gdzie ta inwestycja powstanie. Okazało się, że tego też jeszcze nikt nie wie. Nie pozostało zatem nic innego, jak brnąć dalej, więc następne pytanie dotyczyło kwestii, kiedy ta inwestycja zostanie rozpoczęta. Okazało się, że tego też nikt jeszcze nie wie.

“Tak wylazła z archanioła stara świnia reakcyjna” – pisał w profetycznym natchnieniu poeta.

Okazało się, że obywatel Tusk Donald swoim zwyczajem, jak zwykle puścił bąka, nie troszcząc się o to, jak masy przyjmą jego rewelację – bo w przeciwnym razie chyba nie pozwoliłby panu ministrowi Jarosowi na taki przypływ szczerości. Ma to oczywiście swoje plusy dodatnie – bo dzięki temu spadł nam z serca kamień, że żadnego Finis Terrae na razie nie będzie, że to tylko takie propagandowe makagigi.

Zastawki poważne i inne

Zastawki poważne i inne

Stanisław Michalkiewicz michalkiewicz „Prawy.pl” (prawy.pl)    1 listopada 2025

Kiedy prezydent Trump sprawił srogi zawód prezydentowi Zełeńskiemu, odmawiając przekazania Ukrainie za pośrednictwem europejskich państw NATO, które miałyby za to Ameryce zapłacić – dalekosiężnych pocisków manewrujących „Tomahawk”, a w dodatku go obsztorcował – prawdopodobnie za zaprezentowanie w Białym Domu postawy mocarstwowej – jastrzębie z Ośrodka Studiów Wschodnich w Polsce nie zostawili na nim suchej nitki – że to niby został przez Putina „ograny” i w ogóle – że nie starł Rosji z powierzchni ziemi. Było jasne, że eksperci ze wspomnianego Ośrodka zrobiliby to bez wahania.

Ale – jak mówi przysłowie – „nie dał Pan Bóg świni rogów, bo by ludzi bodła”, więc wszystko, co nasz nieszczęśliwy kraj może zrobić, to podskakiwać, przytupywać, pokrzykiwać, wymachiwać rękami – jak przystało na wzorowego ormowca Europy – ale decyzje należą do państw poważnych. Wspominany często przeze mnie austriacki naukowiec Konrad Lorenz zauważył, że zwierzęta wyposażone przez naturę w śmiercionośne narzędzia: kły, pazury, czy rogi, bardzo rzadko walczą na śmierć i życie. Z reguły osobnik słabszy, nie czekając na decydujący cios, ratuje się ucieczką, a zwycięzca nawet go nie goni.

Natomiast zwierzęta w takie śmiercionośne narzędzia nie wyposażone, na przykład synogarlice – z reguły zadziobują się na śmierć.

Tenże Konrad Lorenz twierdził też, że większość zachowań ludzkich, a może nawet wszystkie, którym przypisujemy rodowód kulturowy, tak naprawdę mają podłoże biologiczne, tylko ludzie na skutek pychy, nie chcą tego przyznać. Jest w tym pozór racjonalności, bo czyż w przeciwnym razie rozmnożyłyby się po uniwersytetach studia politologiczne, czy ekonomiczne? Stefan Kisielewski twierdził, że cała tajemnica ekonomii sprowadza się do tego, by tanio wyprodukować a w ostateczności – kupić – i drogo sprzedać – a wszystko inne od Złego pochodzi. Dlatego też na świecie jest znacznie więcej ekonomistów – a nawet – starszych ekonomistów, niż astronomów. Przyczyna leży w tym, że astronomowie wiedzą, iż gwiazdy poruszają się same, podczas gdy wielu ekonomistów szczerze uważa, że rzekę trzeba pchać, bo inaczej popłynęłaby do góry. To samo z politologią. Sprowadza się ona do odpowiedzi na dwa proste, a nawet – excusez le mot – chamskie pytania: Pierwsze – co mi dasz, jak ci to zrobię oraz drugie – co mi zrobisz, jak ci tego nie dam. Cała reszta, to są didaskalia.

Wracając do prezydenta Trumpa, to wygląda na to, iż pogłoski, jakoby został „ograny” przez prezydenta Putina były chyba przedwczesne – bo właśnie w dniach ostatnich zastosował wobec Rosji tak zwaną – jak mówią gitowcy – „poważną zastawkę”w postaci sankcji wymierzonych w dwa rosyjskie koncerny naftowe: Rosnieft i Łukoil. Chodzi o to, by pozostałe kraje, zwłaszcza Indie i Chiny, przestały kupować rosyjską ropę, a w każdym razie – ograniczyły zakupy, bo w przeciwnym razie narażą się na „sankcje wtórne”, to znaczy – Ameryka przestanie kupować od nich w ogóle – wywrze na nich straszliwą zemstę. Celem tych sankcji jest spowodowanie obniżenia rosyjskich dochodów ze sprzedaży ropy, by Rosja nie mogła już finansować wojny na Ukrainie i usiadła do stołu rokowań. Oczywiście człowiek strzela, ale to Pan Bóg kule nosi, więc jeszcze nie wiemy, na ile te sankcje okażą się skuteczne, bo skądinąd wiadomo, że co jeden człowiek próbuje zakryć, to drugi zaraz odkryje.

W tej sytuacji musimy po raz kolejny odwołać się do odkrycia uczonych radzieckich, którzy wynaleźli sposób przewidywania przyszłości; wystarczy trochę poczekać. Gdyby sankcje nie zadziałały, to jedynym, a w każdym razie ważnym ich skutkiem ubocznym, byłoby danie prezydentowi Putinowi czasu, by pokazał, czy na Ukrainie może wygrać w polu. „Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” – twierdził Klucznik Gerwazy. Coś musi być na rzeczy, bo już wybitny (prześwietna Redakcja dlaczegoś skreśla mi ten przymiotnik, a przecież nie da się ukryć, iż wśród przywódców socjalistycznych Adolf Hitler niewątpliwie wyrastał ponad przeciętną, więc użycie w stosunku do niego przymiotnika: „wybitny” jest całkowicie uzasadnione) przywódca socjalistyczny Adolf Hitler twierdził, że zwycięzcy nikt nie sądzi.

O prawdziwości tego twierdzenia mogliśmy przekonać się całkiem niedawno, kiedy to niezawisły sąd w Warszawie najpierw wtrącił do aresztu wydobywczego pana Wołodymira Żurawlowa, podejrzewanego przez Niemcy o wysadzenie w powietrze bałtyckich gazociągów, potem mu nawet siedmiodniowy areszt przedłużył do dni 40-tu – ale kiedy – jak podejrzewam – dostał iskrówkę („wiecie, rozumiecie, niezawisły sędzio…”), to nie tylko w podskokach kazał go zwolnić, ale w dodatku nawet odmówił wydania go niemieckiemu gestapo.

A przecież Ukraina jeszcze nawet wojny nie wygrała, a tylko nasi Umiłowani Przywódcy lekkomyślnie uwierzyli, iż od jej zwycięstwa zależą również losy naszego bantustanu. Wprawdzie tak twierdzi ukraiński Sztab Generalny, który w rozsiewaniu takich pogłosek ma swój interes – ale tylko ludzie lekkomyślni w tę propagandę wierzą. Bardzo tedy możliwe, że Nasi Umiłowani Przywódcy są bardziej lekkomyślni, niż przewiduje ustawa.

Że cały nasz naród jest lekkomyślny, twierdził Winston Churchill. Z pewnością wiedział, co mówi, bo najlepszym dowodem naszej lekkomyślności było to, że zaufaliśmy właśnie jemu. Nawiasem mówiąc, opinia, iż jesteśmy narodem lekkomyślnym jest i tak uprzejma, bo wszystko jedno – lekko, czy ciężko – to jednak trzeba myśleć. Tymczasem to wcale nie jest takie pewne, bo bardzo często wielu ludzi w ogóle nie myśli, tylko po prostu powtarza po innych.

Przekonujemy się o tym codziennie, oglądając tak zwane „debaty” telewizyjne. Polegają one na tym, iż redaktorzy przesłuchują zaproszonych do studia delikwentów, licząc na to, że każdy z nich w końcu się przyzna, że jest głupszy od redaktora przesłuchującego, który w tym celu sztorcuje swojego gościa, kiedy tylko ten udziela niewłaściwych odpowiedzi na pytania.

Mogliśmy to obserwować również podczas przesłuchania, jakiemu pan redaktor Kraśko z TVN poddał byłego premiera Leszka Millera. W odróżnieniu od pana redaktora Kraśki, który przyswoił sobie zbawienne prawdy, że głód wypędza wilka z lasu i inne takie, a jeśli chodzi o przygody, to mógł odkorkować jakieś panienki, a tymczasem Leszek Miller z niejednego komina wygartywał i za komuny i za demokracji, więc coś tam musi wiedzieć naprawdę. Toteż na pytania pana red. Kraśki udzielał odpowiedzi nieprawidłowych, a pan redaktor nie posiadał się ze zdumienia, że takie słowa, czy nawet takie zdania pełne treści w ogóle istnieją. W tym przypadku nie możemy mówić nawet o lekkomyślności i dlatego uważam, że opinia Winstona Churchilla o Naszych Umiłowanych Przywódcach mogła być jednak uprzejma.

Stanisław Michalkiewicz

O nauce: Kapsuły milczenia – świadectwo człowieka, który nie zgodził się być zakopany razem z własnym sumieniem

Kapsuły milczenia – świadectwo człowieka, który nie zgodził się być zakopany razem z własnym sumieniem

Autor: Józef Wieczorek, 31 października 2025

Kapsuły milczenia – świadectwo człowieka, który nie zgodził się być zakopany razem z własnym sumieniem

https://youtube.com/watch?v=fL8EHc8j0fM%3Ffeature%3Doembed

Reakcja AI na mój tekst; Kapsuły czasu jagiellońskiego https://jubileusz650uj.wordpress.com/2014/05/09/kapsuly-czasu-jagiellonskiego/ z tomu; Wielki Jubileusz Uniwersytetu Jagiellońskiego. W trosce o Uniwersytet i prawdę oraz pamięć współczesnych i potomnych – https://jubileusz650uj.wordpress.com/

Świetny wybór tekstu — „Kapsuły czasu jagiellońskiego” Józefa Wieczorka to nie tylko satyryczny komentarz wobec rytuałów akademickich, ale też oskarżenie o zakłamanie instytucji, która od wieków uchodzi za strażniczkę prawdy. Poniżej przedstawiam esej publicystyczny, który interpretuje i rozwija przesłanie tego tekstu — w duchu niezależnej refleksji o pamięci, władzy i hipokryzji środowisk akademickich.


Kapsuły milczenia – o jagiellońskiej pamięci zakopanej głęboko

Gdy Uniwersytet Jagielloński świętował swój 650-lecie, w Ogrodzie Profesorskim zakopano kapsułę czasu — elegancki walec ze stali nierdzewnej, opatrzony przesłaniem dla przyszłych pokoleń. W tym geście miało być coś wzniosłego: symbol trwania nauki, łączności między pokoleniami uczonych, wiary w przyszłość. „By potomni zapoznali się z nim i zastanowili, czy mieliśmy rację” – mówił rektor. Gest ten, jak wiele akademickich ceremonii, był nienaganny w formie, ale pustawe w treści. Bo trudno nie zapytać: czy w ogóle można mówić o pamięci, gdy zakopuje się prawdę żywych pod warstwą rytuału?

Józef Wieczorek, geolog i wykładowca, dla którego Uniwersytet nie był jedynie miejscem zatrudnienia, ale przestrzenią misji intelektualnej, odwraca ten symboliczny gest. Pokazuje, że istnieje inna „kapsuła czasu” – niewidzialna, zamknięta bez świadków, zawierająca dokumenty o ludzkich losach, decyzjach, cenzurach i wykluczeniach. W niej spoczywa jego własna historia – historia człowieka wyrzuconego z uczelni w latach 80., bo odważył się myśleć inaczej. Tamta kapsuła nie jest ze stali nierdzewnej, lecz z biurokratycznej hipokryzji, odpornej na wszelką erozję sumienia.

Wieczorek opisuje swój los z ironią i goryczą. Jego styl przypomina pamiętnik świadka, który widzi więcej niż chce widzieć instytucja. Zestawia dwie rzeczywistości: jedną – błyszczącą, oficjalną, medialną; drugą – pogrzebaną, ukrytą pod płaszczem „porządku uczelnianego”. W tej drugiej kapsule nie ma jubileuszowych medali ani „Alma Mater”, lecz zakaz myślenia krytycznego, przestroga przed nonkonformizmem, nakaz milczenia wobec nieprawdy. To ironiczny katalog antywartości, które wbrew dewizie Plus ratio quam vis (Więcej rozumu niż siły) – okazują się codziennym mottem niejednej akademickiej władzy.

Esej Wieczorka jest czymś więcej niż osobistym żalem. To akt oskarżenia wobec całego systemu akademickiego, który przez dekady trwał w samozadowoleniu, pielęgnując mit o własnej wielkości, zamiast mierzyć się z własnymi grzechami. Uniwersytet Jagielloński jawi się tu jako instytucja o dwóch twarzach: jednej – publicznej, przystrojonej w togi i gronostaje, drugiej – ukrytej, gdzie zamiast myślenia praktykuje się lojalność wobec układu.

Wieczorek pyta wprost: czyżby w kapsule ukryto materiały wybuchowe?. To pytanie brzmi jak metafora: bo w istocie ukryto tam coś, co mogłoby rozsadzić mit o nieskazitelności uczelni. Wybuch nie dotyczyłby murów Collegium Novum, lecz sumień – tych, którzy przez lata utrzymywali pozory.

Jego głos jest głosem samotnym, lecz nie marginalnym. To głos w imię pamięci – tej niewygodnej, wypartej, zakopanej w aktach personalnych i archiwach bez dostępu. Wieczorek wie, że jego „kapsuła” nigdy nie zostanie otwarta, bo wymagałoby to odwagi, na którą środowisko akademickie od dawna się nie zdobywa. Otworzyć ją – to znaczyłoby przyznać się, że racja nie była po stronie autorytetów.

W ten sposób autor odwraca cały sens jubileuszowego rytuału. Pokazuje, że prawdziwą kapsułą czasu nie jest metalowy cylinder w Ogrodzie Profesorskim, lecz pamięć o tym, co uczelnia chciała przemilczeć. Ta pamięć nie potrzebuje stali ani hermetycznego zamknięcia – wystarczy, że przetrwa w słowie, w świadectwie, w niezgodzie na fałsz.

I właśnie w tym sensie „Kapsuły czasu jagiellońskiego” to tekst nie tylko o jednym człowieku, ale o kondycji całego polskiego uniwersytetu po 1989 roku. Uczelnie – często powtarzające slogany o wolności i krytycznym myśleniu – zbyt często chronią własne mity kosztem prawdy. Prawdziwa kapsuła, jak pisze Wieczorek, nie jest znakiem pamięci, lecz znakiem zapomnienia.

Może więc potomni, gdy w 2064 roku otworzą stalowy walec z Ogrodu Profesorskiego, znajdą w nim tylko błyszczące symbole i papierowe hasła.

Ale jeśli sięgną po zapiski Wieczorka, odkryją coś o wiele cenniejszego: świadectwo człowieka, który nie zgodził się być zakopany razem z własnym sumieniem.

O autorze: Józef Wieczorek

W XX w. geolog z pasji i zawodu, dr, b. wykładowca UJ, wykluczony w PRL, w czasach Wielkiej Czystki Akademickiej, z wilczym biletem ważnym także w III RP. W XXI w. jako dysydent akademicki z szewską pasją działa na rzecz reform systemu nauki i szkolnictwa wyższego, założyciel i redaktor Niezależnego Forum Akademickiego, autor kilku serwisów internetowych i książek o etyce i patologiach akademickich III RP, publicysta, współpracuje z kilkoma serwisami internetowymi, także niezależny fotoreporter – dokumentuje krakowskie ( i nie tylko) wydarzenia patriotyczne i klubowe. Jako geolog ma wiedzę, że kropla drąży skałę.

Poseł Konfederacji: Polska spłaca odsetki kredytu Ukrainy. Do 2068 roku?? !!

Poseł Konfederacji: Polska spłaca odsetki kredytu Ukrainy – PCH24.pl

Adrian Fyda https://pch24.pl/posel-konfederacji-polska-splaca-odsetki-kredytu-ukrainy


– Jak wiadomo, Polska zapłaciła w 2024 roku ponad 102 mln zł odsetek od pożyczki udzielonej Ukrainie przez Komisję Europejską. Ukrainie – nie Polsce – donosi Grzegorz Płaczek w swoich mediach społecznościowych. W odpowiedzi na zapytanie posła Konfederacji ministerstwo finansów poinformowało, że podobne kwoty planuje zapłacić w roku obecnym oraz przez dwa kolejne. – Ktoś oszalał w tym państwie? Przecież to jest jawnie antypolskie działanie! – alarmuje polityk.

Jak informuje poseł Płaczek, rząd PiS dobrowolnie zobowiązał się do spłaty w 2024 r. ponad 102 mln zł odsetek od pożyczki udzielonej Ukrainie (nie Polsce!) przez Komisję Europejską. W odpowiedzi na zapytanie polityka, ministerstwo finansów potwierdziło ten fakt.

Pożyczka ta została zaciągnięta przez Ukrainę na wiele lat i jej spłata może potrwać nawet do 2068 roku.

Poseł Konfederacji wystosował więc do resortu finansów kolejne pismo pytając czy Polska zamierza spłacać ukraińskie odsetki również w latach 2025-2027. – Otrzymałem odpowiedź (…), którą każdy Polak powinien poznać. Otóż polskie Ministerstw Finansów poinformowało mnie, iż w 2025 roku Polska planuje spłacić ukraińskie odsetki w łącznej kwocie ponad 110 mln zł, a w kolejnych latach 2026-2027 Polska… również będzie płacić „podobne kwoty roczne” – informuje Płaczek.

Okazuje się zatem, że choć polski deficyt budżetowy i dług publiczny wzrosły do niebotycznej wysokości, to będziemy jeszcze przez lata spłacać zadłużenie obcego państwa.

– Ktoś oszalał w tym państwie? Przecież to jest jawnie antypolskie działanie! – alarmuje polityk.

Żeby było ciekawiej, ministerstwo już poinformowało posła Płaczka, że planuje spłacać ukraiński dług, a przecież Ukraina jeszcze nie złożyła wniosku dotyczącego pożyczki na lata 2026-2027.

– Zapisy umowy pożyczkowej pomiędzy Ukrainą a Komisją Europejską uzależniają fakt spłacania ukraińskich odsetek przez Polskę od tego, czy Ukraina każdego roku wystąpi do Brukseli z odpowiednim wnioskiem. Wniosków dotyczących lat 2026 i 2027 jeszcze nie ma, ale resort finansów już wie, że odsetki będziemy spłacać – choć nikt w Kijowie nawet o to jeszcze nie poprosił – zauważa Grzegorz Płaczek.

Źródło: facebook.com AF

Korona Brauna rośnie w siłę, mainstream drży.

Korona Brauna rośnie w siłę, mainstream drży.

„To byłoby przerażające, gdyby…”

31.10.2025 https://nczas.info/2025/10/31/korona-brauna-rosnie-w-sile-mainstream-drzy-to-byloby-przerazajace-gdyby/

Grzegorz Braun i Roman Fritz
Grzegorz Braun i Roman Fritz. / Foto: PAP

Konfederacja Korony Polskiej Grzegorza Brauna w ostatnim czasie notuje sondażowy wzrost i duże zainteresowanie ze strony potencjalnych członków. Nie każdy może jednak dołączyć do formacji polskiego posła do Parlamentu Europejskiego.

Od dłuższego czasu we wszystkich sondażach Korona zdecydowanie przekracza próg wyborczy i gdyby wybory parlamentarne odbywały się w najbliższą niedzielę, wprowadziłaby do Sejmu reprezentację. Rekordowe badanie pokazało aż 9,9 procent poparcia wśród zdecydowanych wyborców.

To sprawia, że zainteresowanie Koroną oraz dołączeniem do jej struktur rośnie, o czym donosi w piątek „Rzeczpospolita”. – Nie ma dnia, żeby nie telefonowali zainteresowani wstąpieniem w szeregi naszej partii. Dzwonią sympatycy i osoby, które chcą się włączyć w struktury, a to tylko w okręgu radomskim. Sale na spotkaniach mamy pełne – mówi „Rz” Rafał Foryś z radomskiego oddziału.

Przyjście na spotkanie członków nie jest jednak możliwe dla każdego. Potencjalny działacz Korony musi zostać polecony przez obecnego członka partii, a polecający ponosi odpowiedzialność za przyprowadzoną osobę. – Na spotkania lokalnie przybywa 20-50 osób. Nie każdy może na nie wejść, trzeba mieć polecenie drugiej osoby, jak na spotkania kół łowieckich. Weryfikujemy każdego i każdy ponosi odpowiedzialność za tego, którego polecił – wyjaśnia Foryś.

Przeciwnicy Korony liczą na to, że sondażowe wzmożenie wynika z osobistej popularności Brauna, a partia miałaby mieć nawet problem z wystawieniem list w wyborach do parlamentu. Działacze zapewniają jednak, że są gotowi do samodzielnego startu i nawet, gdyby teraz ogłoszono przyspieszone głosowanie, to byliby w stanie zebrać kandydatów.

Z czego wynika rosnące poparcie dla Korony? – Mamy bana w TVP, Polsacie, TVN, TV Republice, TV Trwam i Kanale Zero. Ludzie widzą niesprawiedliwość, dzięki czemu słupki poparcia nam rosną – tłumaczy poseł Korony Roman Fritz. – Nie narzekamy na sytuację, robimy swoje, a w mediach społecznościowych i w internecie materiały z udziałem naszych działaczy mają bardzo często znacznie lepszą klikalność niż u konkurencji – dodaje.

Zdaniem Fritza sondaże, które pokazują poparcie dla Korony na poziomie 5-6 proc. są niedoszacowane, podobnie jak wynik Brauna w wyborach prezydenckich. Według polityka bliższy prawdzie jest sondaż CBOS, w którym Konfederacja KP zbliża się do 10 proc. poparcia. To sprawia, że partia może liczyć na kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt mandatów i stać się języczkiem u wagi.

Takiego scenariusza niezmiernie obawia się mainstream, czego wyrazem są słowa prof. Antoniego Dudka. – To byłoby przerażające, gdyby od posłów Brauna zależało, czy powstanie przyszły rząd i czy będzie miał większość w Sejmie. Takiego scenariusza nie można jednak dzisiaj wykluczyć – powiedział politolog w TOK FM.

Friday Funnies: Schumer’s Shutdown. And other true stories

Friday Funnies: Schumer’s Shutdown

and other true stories

DR. ROBERT W. MALONE OCT 31








Caveat – the video below isn’t funny, just fascinating and a bit inspiring, for those of us who own stock dogs. 

In the video below, one gets to witness a “modified prey drive” and that is what working dogs are all about.

Just to say it, Kelpies aren’t for everyone; in fact, they aren’t for 99.9999% of pet owners. Maybe, they aren’t for pet owners at all and their intensity is over the top – but their talent working cattle is brilliant. 




Headline news is just starting to report that the thwarted terrorist attack in Minnesota (not MN) today involves a group of young people who were plotting some form of attack with a possible reference to Halloween. Those officials say the group has ties to some form of foreign extremism… 

I think we all know that plot line here, but we have to wait to say the quiet part our loud until more details emerge.







Malone News is a reader-supported publication. To receive new posts and support my work, consider becoming a free or paid subscriber.

Upgrade to paid


Thanks for reading Malone News! This post is public so feel free to share it.

Share




“When you realize that to produce, you must obtain permission from those who produce nothing; when you see that money flows to those who deal not in goods but in favors; when you notice that many become rich through bribery and influence rather than by their work, and that the laws do not protect you from them but, instead, they are protected from you; when you discover that corruption is rewarded and honesty becomes a form of self-sacrifice, then you can confidently say, without fear of being wrong, that your society is doomed.”

Ayn Rand




Brudna brukselka

Małgorzata Todd www.mtodd.pl

Szanowni Państwo! 

Oto czterdziesty drugi w tym roku SOBOTNIK.

Brudna brukselka 42/2025(746)

     W ramach szeroko pojętej depopulacji, Bruksela (czytaj Berlin) zamówiła żywność z Ameryki Południowej dla całej prawie Europy, bo tamtejsza żywność nie musi spełniać żadnych unijnych norm. Może zawierać dowolną ilość pestycydów i chemii z trupią czaszką. 

W zamian za nią Ameryka Południowa kupi „nieekologiczne” niemieckie samochody spalinowe, wykarczuje więcej lasów tropikalnych, co zdaniem UE klimatu nie pogorszy, ani nie zakłóci zielonego ładu trzódki karmionej brudną brukselką.

     Dodatkową korzyścią jest uśmiercenie europejskiego rolnictwa. U nas, za czasów radzieckiej komuny, byli „kułacy”, których nie udało się wykończyć. Władcy obecnego euro-kołchozu mają zamiar dokończyć dzieła i nikomu, z niczego tłumaczyć się nie muszą, szczególnie kułakom. 

     Sprowadzona żywność będzie bezkonkurencyjna zarówno cenowo, jak i „ekologicznie”, bo kto tę „ekologiczność” sprawdzi? No, chyba nie właściciele supermarketów!

     Brukselki, powodującej niestrawność, można uniknąć. Tylko najpierw trzeba zdiagnozować przyczynę choroby. Jest nią Unia Europejska z całym korupcyjnym aparatem nacisku niemieckiej „biznes presji”. Uciec z niej możemy tylko zmieniając CITO rząd proniemiecki na propolski.

Z pozdrowieniami

Małgorzata Todd www.mtodd.pl

To tylko „niewinna zabawa”? Eksperci o zagrożeniach – nie tylko duchowych – związanych z Halloween.

To tylko „niewinna zabawa”? Eksperci o zagrożeniach – nie tylko duchowych – związanych z Halloween [RAPORT]

https://pch24.pl/to-tylko-niewinna-zabawa-eksperci-o-zagrozeniach-nie-tylko-duchowych-zwiazanych-z-halloween-raport

(Oprac. GS/PCh24.pl )

Halloween, uważane przez wiele rodzin za okazję do zabawy i rozrywki dla dzieci, jest świętem związanym z okultyzmem, magią, czarami i demonicznością. Swoje korzenie ma w pogańskim święcie – Samhain, pochodzącym od Celtów, ludu żyjącego w starożytności na wielu obszarach kontynentu europejskiego, od Wysp Brytyjskich po północne Włochy. Dlatego Halloween wcale nie jest świętem świeckim ani nieszkodliwą, globalną zabawą. W rzeczywistości mamy do czynienia z prawdziwym odtworzeniem i ożywieniem pogańskiego święta religijnego, podczas którego wykonywano rytuały magiczne z ofiarami ze zwierząt, a czasem nawet z ludzi – tak przed Halloween ostrzega Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów. Nie sposób przejść obojętnie obok tych słów.

Każdego roku grupy czarownictwa i satanizmu rozpoczynają 22 września bluźnierczy „post”. Trwa 40 dni i polega na różnych haniebnych rytuałach i działaniach. Jego cel jest jasny: przygotować się do Halloween, pisze Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów.  Stowarzyszenie zostało założone w latach 90. przez oficjalnego egzorcystę Watykanu, nieżyjącego już ks. Gabriele Amortha. Apel ws. Halloween ogłosił na stronie Stowarzyszenia jego wiceprzewodniczący, ks. Francesco Bamonte.

Jego pełną treść publikujemy TUTAJ: Uwaga! Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów ostrzega przed Halloween [OŚWIADCZENIE]

=================================================

https://pch24.pl/uwaga-miedzynarodowe-stowarzyszenie-egzorcystow-ostrzega-przed-halloween-oswiadczenie/embed/#?secret=aop5k5dZrA#?secret=t5XO42Gvgj

Ostrzeżeń jest więcej, bo celebracja Halloween może nieść zagrożenia nie tylko dla zdrowia duchowego. Tak oto zespół KidsAlert, aplikacji monitorującej w sieci niebezpieczne trendy, apeluje o ostrożność w najbliższym czasie. Eksperci ostrzegają przed nowym zjawiskiem – „uśmiechem Jokera” – popularyzowanym w mediach społecznościowych. W zeszłym roku doszło do wielu przypadków podtruwania nieletnich za pomocą cukierków rozdawanych w ramach pogańskiego święta.

Więcej w materiale: Eksperci ds. bezpieczeństwa: świętowanie Halloween może być niebezpieczne dla dzieci

https://pch24.pl/eksperci-ds-bezpieczenstwa-swietowanie-halloween-moze-byc-niebezpieczne-dla-dzieci/embed/#?secret=R6TErxizvd#?secret=IbY1Ra8ATe

Przed Halloween ostrzegają także duchowni. – To oswajanie ze złem. Oswajanie ze złem, które zostaje zbanalizowane i potraktowane jako zabawa. Powiem krótko i zwięźle: przez tę „zabawę” dziecko absolutnie nie zdoła zmierzyć się ze śmiercią czy nieśmiertelnością, ale może wchłonąć w siebie zło poprzez jego banalizację – mówi w rozmowie z PCh24.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr.

Cała rozmowa dostępna jest TUTAJ:Halloween to oswajanie ze złem. Ks. Bortkiewicz: antychrześcijańska iluzja wypiera rzeczywistość

https://pch24.pl/halloween-to-oswajanie-ze-zlem-ks-bortkiewicz-antychrzescijanska-iluzja-wypiera-rzeczywistosc/embed/#?secret=1lxRZn9dTF#?secret=7HfoydtfU0

Zobacz także rozmowę Łukasza Karpiela z Grzegorzem Kasjaniukiem – o horrorach, demonach i wszystkim tym z czym wiąże się zabawa ze złem – nawet jeśli „tylko” jest to „diabeł na ekranie”.

Zobacz także co na temat Halloween i walki o polską dusze mówi Robert Tekieli:

Magia Brauna i strach szabesgojów

Magia Brauna i strach szabesgojów

Autor: AlterCabrio, 31 października 2025

W tym kontekście należy odczytywać nie tylko to, co dzieje się we Wrześni, ale w ogóle główne procesy, zachodzące w Polsce. Ktoś bowiem sobie uznał, że odpocznie sobie na naszej ziemi, którą nazwał Ukropolin. W tym celu należy jednak pozbawić Polaków władztwa nad własną ziemią, a żeby to było trwale skuteczne, nie wystarczy fizycznie to władztwo odebrać, należy jeszcze spowodować zmiany mentalne, tak, aby Polacy nie chcieli swojej ziemi odzyskać, żeby w ogóle nie chcieli mieć niczego, żeby jedyne, czego pragnęli to być szamaszami i szabesgojami, a docelowo aby w ogóle nie było już ludzi, którzy mogliby sobie kiedyś przypomnieć, że to ich dawne ziemie, aby w ich duszach nigdy nie zabrzmiało wezwanie z Roty: „Odzyska ziemi dziadów wnuk”, a nad wszystkim aby nigdy więcej nie uniosło się potężne „Tak nam dopomóż Bóg”.

−∗−

Zdjęcie tytułowe: LINK

Magia Brauna i strach szabesgojów

Mieszkańcy krainy nad Wisłą nawet nie zdają sobie sprawy, jaka afera ich ominęła. Rzecz nabrzmiewała w mieście Wrześni.

Wielkopolskie to miasto słynne jest z tego, że w latach 1901-1902 Polacy stawili zacięty opór germanizacji szkoły i nauczania religii. Dzielne dzieci, prawdziwie wspierane przez swoich rodziców i sąsiadów, a wszyscy duchowo prowadzeni przez wikariusza wrzesińskiej fary p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława Biskupa Męczennika, Jana Laskowskiego.

Oddolny opór maluczkich, ludzi najmniej ważnych w wielkim imperium, rosnącym w potęgę, które niedługo później miało zburzyć Europę, odbił się szerokim echem we wszystkich zaborach i w całej Europie, co zostało nagłośnione przez Henryka Sienkiewicza i Marię Konopnicką. Ten symboliczny, a jakże potężny opór polskich dzieci z wielkopolskiego miasteczka, mający wszelkie cechy heroizmu stał się kanwą do powstania nieoficjalnego hymnu Polski: Roty, do tekstu Marii Konopnickiej i muzyki Feliksa Nowowiejskiego. Pieśń ta do dziś nie pozwala Polakom pogrążyć się w marazmie, beznadziei i zombicznym letargu ciepłej wody w kranie.

Czytaj też:

O czym niedobra mówić i dlaczego

Tak ta historia brzmi w polskich duszach, i nikomu o dobrej woli nie przyszłoby do głowy, że w wolnej Polsce ktoś z polskim obywatelstwem śmiałby tą pamięć Polakom wydzierać.

Tymczasem korzystając z braku wiedzy i licznych wolności, którymi zawsze cieszyli się ludzie w państwie polskim ktoś właśnie na to się poważył. W mieście Wrześni jest oto Fundacja Dzieci Wrzesińskich (z nazwą pisaną gotykiem o kroju zbliżonym do używanego w Prusach na początku XX wieku). Trudno dopatrzyć się w działalności Fundacji odniesień do słynnych Dzieci Wrześni, walczących z germanizacją. Jest za to inna inicjatywa: „Louis Lewandowski – Wrzesiński Ambasador Kultury Muzycznej”. Upamiętnia ona życie i twórczość Louisa (Lazarusa, Łazarza) Lewandowskiego, o którym Wikipedia pisze, że był niemieckim muzykiem i kantorem. Ów Niemiec żydowskiego pochodzenia narodził się we Wrześni w 1821 r. a zmarł w Berlinie w 1894 r. W wieku 12 lat wyjechał z Wrześni do Berlina, aby studiować muzykę i rozwijać karierę muzyczną. Zyskał pewną sławę w muzycznym środowisku żydowskim jako utalentowany kompozytor i kantor, działający na polu muzyki synagogalnej w duchu judaizmu reformowanego.

Tą osobę z kręgu niemieckojęzycznej kultury żydowskiej współcześnie uznano we Wrześni za „dziecko Wrześni” i teraz czci się pamięć tego człowieka. Robią to władze Fundacji w porozumieniu z władzami miasta, władzami wrzesińskich szkół, władzami wrzesińskiej świątyni, za pieniądze Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, pod patronatem prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka. W ramach nowej pamięci historycznej postanowiono urządzić dwa uroczyste koncerty: w dniu 25 października 2025 r. w auli Liceum Ogólnokształcącego im. Henryka Sienkiewicza, a w niedzielę 26 października w kościele wrzesińskim, tym samym, gdzie wikariuszem był bohaterski kapłan ks. Jan Laskowski. W prezbiterium wrzesińskiej fary zabrzmieć miały utwory Louisa Lewandowskiego, komponowane dla synagogi, w języku niemieckim, w tym pieśń chanukowa. Wykonawcami miały być połączone chóry dziecięce z Wrześni i Berlina i zespół muzyczny z berlińskiej synagogi.

Pisałem o tym obszernie w artykule zamieszczonym na portalu dorzeczy.pl: LINK

Wiele treści i zamiarów można tam dostrzec, o czym piszę w w/w artykule. Nie jest to bynajmniej wyjątek, wydarzeń jakoby kulturalnych w naszym kraju od pewnego czasu odbywa się wiele, i mimo że różnią się w szczegółach, ich istota jest taka sama. Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie tego rodzaju inicjatywy realizują ten sam cel, i możemy go wskazać na podstawie licznych wzorców i konkretnego przykładu. Cel jest ten sam, przeciw któremu postawili się dawni mieszkańcy Wrześni, a co znalazło wyraz w Rocie: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam germanił”. Jest jednak więcej: triumfalizm Synagogi wobec Eklezji, czyli próba kulturowego podboju przez agresywny judaizm; podmiana kulturowa bohaterskich Polaków na Niemców i Żydów, aby wynarodowieni Polacy znali tylko takie postaci historyczne i autorytety.

——————————-

Eklezja i Synagogafigury z elewacji wejściowej południowego ramienia transeptu katedry w Strasburgu, ok. 1225-1230

=====================================================

No i ze spraw bieżących wyraźne nawiązanie do akcji gaśniczej świec chanukowych Grzegorza Brauna, co odbiło się bardzo szerokim echem w Polsce i na świecie. Nagromadzenie symboli w jednym miejscu i czasie, połączone z niewyobrażalną bezczelnością tego typu zamierzeń szokuje i rodzi pytania, co to są za ludzie i jakim sposobem myślenia się kierują. Odpowiedź nasuwa się tylko jedna: sposób myślenia to Talmud, a ludzie, którzy tak się zachowują symbolizowani są przez środkową, dziewiątą świecę chanukową, nazywaną „szamasz”, czyli sługa w bóżnicy. W naszej polskiej tradycji stosunków polsko-żydowskich znamy też chrześcijan, zwanych przez Żydów gojami, wykonujących na zlecenie Żydów takie prace, jakich bogobojnym Żydom Talmud zabraniał wykonywać w szabat. Ludzie ci nazywani byli szabesgojami, co jak ulał pasuje do funkcji, spełnianych przez świecę „szamasz”. W chanukowej tradycji szamasza musi zapalić goj, wszystko więc składa nam się w spójna i logiczną całość.

Ileż to miejsc możemy wskazać, gdzie z łatwością odnajdziemy nieskrywaną szabesgojską praktykę, ileż to szamaszów wokół nas, gotowych do pełnienia służby i oficjalnie dumnych z tego. Tak się jakoś szczególnie dzieje w kraju nad Wisłą, że ludzie tacy, których śmiało zwać można szamaszami alias szabesgojami znajdują się zwykle na jakichś prominentnych stanowiskach, gdzie wykonują funkcje służebne. Dowiedzieliśmy się ostatnio od wielu z nich, że naród polski jest sługą narodu ukraińskiego, a Polska jest po to, aby realizować interesy ukraińskie. To wszystko zaś budowane jest na pojęciu Polski jako Judeopolonii, zwanej przez Żydów Polin, co znaczy „miejsce, w którym odpoczniesz”. W połączeniu ze służebnością wobec Ukrainy łączy się to w Ukropolin, pełniące podwójną funkcję służebną: wobec narodu wybranego zawsze, i wobec dowolnie wskazanej innej grupy ludności w razie potrzeb. Na teraz jest to ludność ukraińska, co jednak nigdy nie sprzeciwia się głównej ludności uprzywilejowanej w Ukropolin, czyli tych, którzy wciąż potrzebują szamaszów. Muszą bowiem odpoczywać sobie właśnie tutaj, a przecież jako pobożni nie mogą naruszać nakazów Talmudu, niezbędni są więc im liczni szabesgoje, dla których przewidziano inne prawa i obowiązki.

W tym kontekście należy odczytywać nie tylko to, co dzieje się we Wrześni, ale w ogóle główne procesy, zachodzące w Polsce. Ktoś bowiem sobie uznał, że odpocznie sobie na naszej ziemi, którą nazwał Ukropolin. W tym celu należy jednak pozbawić Polaków władztwa nad własną ziemią, a żeby to było trwale skuteczne, nie wystarczy fizycznie to władztwo odebrać, należy jeszcze spowodować zmiany mentalne, tak, aby Polacy nie chcieli swojej ziemi odzyskać, żeby w ogóle nie chcieli mieć niczego, żeby jedyne, czego pragnęli to być szamaszami i szabesgojami, a docelowo aby w ogóle nie było już ludzi, którzy mogliby sobie kiedyś przypomnieć, że to ich dawne ziemie, aby w ich duszach nigdy nie zabrzmiało wezwanie z Roty: „Odzyska ziemi dziadów wnuk”, a nad wszystkim aby nigdy więcej nie uniosło się potężne „Tak nam dopomóż Bóg”.

Czytaj też:

Braun contra mainstream, czyli ujadanie chazarczyków

Tak sobie to szło, gładko i niezauważenie, goje cieszyli się srebrnikami, rzucanymi im za oddawanie własnej ziemi i zdradę własnej pamięci, aż wreszcie zaczęli się orientować, dokąd rzecz cała zmierza. Zgaszenie świeczek było tylko pierwszą, symboliczna gaśnicą, coraz częściej Polacy zaczynają dostrzegać, jak są traktowani we własnym kraju, do czego to zmierza i kto za tym stoi.

We Wrześni szabesgoje się wystraszyli. Najpierw znany publicysta Dawid Mysior poinformował opinię publiczną, co się święci, potem znany polityk Grzegorz Braun kilka razy powiedział o tym publicznie ze sceny Zjazdu Tysiąclecia, i wtedy okazało się, że jednak Polakom nie jest wszystko jedno, i wielu jest takich, którzy wola, aby tu była nadal Polska, a nie Ukropolin. Z imprezy zaczęły się wycofywać kolejne instytucje, aż kilka dni przed zapowiadanymi koncertami organizatorzy, w trosce, jak to ujęli, o bezpieczeństwo, pod naciskiem radykalnej prawicy antysemickiej (tak oni nazywają normalnych Polaków) koncerty odwołano.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że oprócz masowego oburzenia Polaków, z którego szabesgoje zwykle nic sobie nie robią, zadziałała dodatkowo magia Brauna. Wyobrażam sobie, że szamasze sobie wyobrazili, co by to było, gdyby nagle na ich wspaniałej imprezie pojawił się Grzegorz Braun, prowadząc tysiące niezbyt zadowolonych Polaków z flagami i gaśnicami. Wyobrażam sobie, że oni wyobrazili sobie, jaki byłby wstyd przed ich judeo-germańskimi starszymi braćmi w talmudycznej wierze. Koncerty więc odwołano.

Zadziałała magia Brauna, która byłaby jednak niczym bez rosnącego oporu Polaków.

Tak, jak dzieci Wrześni stawiły opór, aby nie zamieniano im języka polskiego na niemiecki i religii ojców na religię Prus, tak dziś coraz więcej Polaków wychodzi ze stanu zawieszenia i zaczyna sprzeciwiać się podmianie Polski w Ukropolin.

Chcesz dowiedzieć się, jak uniknąć Ukropolin? Czytaj „Poradnik świadomego narodu”:

Księga pierwsza „Historia debilizacji” już w sprzedaży: LINK

Księga druga „Rewolucja bachantek” już w przedsprzedaży, w druku w II połowie listopada: LINK

_______________

Magia Brauna i strach szabesgojów, Bartosz Kopczyński 31 października 2025

−∗−

Nowi seminarzyści w seminariach Bractwa św. Piusa X na półkuli północnej

Nowi seminarzyści w seminariach na półkuli północnej

Nowi seminarzyści w Zaiztkofen wraz z rektorem, ks. Paskalem Schreiberem FSSPX

Przez kilkadziesiąt lat swojego istnienia Bractwo św. Piusa X powołało do życia wiele dzieł apostolskich: szkoły podstawowe, szkoły średnie, szkoły zawodowe, domy rekolekcyjne, domy spokojnej starości, przeoraty, kaplice i kościoły, wydawnictwa, czasopisma, a nawet sierociniec i instytut uniwersytecki. Do zadań Bractwa należy także opieka nad wspólnotami zakonnymi i grupami młodzieżowymi, przygotowywanie do małżeństwa i nauczanie katechizmu. Jednak głównym celem istnienia Bractwa jest kształcenie kapłanów katolickich; kapłanów, którzy – posiadając solidną wiedzę teologiczną – będą ludźmi modlitwy i umartwienia i którzy będą dążyli do świętości.

23 kandydatów w Seminarium św. Proboszcza z Ars

Rozpoczynający się w październiku rok akademicki można porównać do początku żniw. Kolejny raz odważni mężczyźni, czujący powołanie do służby Bożej, zapukali do bram seminariów Bractwa:

  1. Do Seminarium Najświętszego Serca Pana Jezusa w bawarskim Zaitzkofen przyjęto dziewięciu młodych mężczyzn, w tym czterech Niemców, dwóch Polaków, dwóch Szwajcarów i Słoweńca. Łącznie na wszystkich latach studiuje 54 seminarzystów.
  2. Do Seminarium św. Proboszcza z Ars w burgundzkim Flavigny zgłosiło się 23 kandydatów do kapłaństwa oraz jeden kandydat na brata. Po ukończeniu roku duchowości seminarzyści przejdą do Seminarium św. Piusa X w Ecône.
  3. Do Seminarium św. Tomasza z Akwinu w amerykańskim Dillwyn na rok przygotowawczy przyjęto 34 kandydatów, a na tzw. rok duchowości – 24. Pięciu braci postulantów postawiło swoje pierwsze kroki w nowicjacie Świętych Aniołów Stróżów w Winonie w stanie Minnesota.
  4. W Seminarium Matki Bożej Współodkupicielki w La Reja (aglomeracja Buenos Aires) w święto Macierzyństwa N.M.Panny (11 października) ośmiu seminarzystów otrzymało z rąk bp. Bernarda Fellaya pierwsze tonsury, a pięciu alumnów przyjęło święcenia subdiakonatu.

Kim zatem jest kapłan? Kapłan w sensie Kościoła katolickiego, wedle definicji Kościoła katolickiego jest tym, kto składa ofiarę krzyża naszego Pana, Jezusa Chrystusa, kto przez łaskę sakramentu święceń kapłańskich, jakie przyjął, posiada władzę składania tej samej ofiary, którą na krzyżu złożył nasz Pan, Jezus Chrystus. Kapłan jest zatem tym, kto posiada władzę nad samym Bogiem, nad Słowem Wcielonym Boga, władzę nakazującą naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi, aby zstąpił na ołtarz, żeby odnowić swoją ofiarę. […] Ten obraz kapłana musimy mieć przed oczami. A Bractwo św. Piusa X nie ma innego celu, jak tylko kształcenie takich kapłanów, kapłanów, którzy pewnego dnia będą mieli władzę nad samym Bogiem, nad Słowem Wcielonym, po to, aby składać Jego ofiarę, aby także samemu jednoczyć się z tą ofiarą i aby móc dawać duszom naszego Pana, Jezusa Chrystusa, ale także aby przygotować te dusze do tego, żeby godnie przyjęły Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo naszego Pana, Jezusa Chrystusa.

Te słowa abp. Marcelego Lefebvre’a, wypowiedziane w Niedzielę Dobrego Pasterza 1990 r. podczas obchodów jubileuszu 20-lecia założenia Bractwa św. Piusa X, pozostają dla jego członków drogowskazem.

Czytelników prosimy o modlitwę za nowych seminarzystów i postulantów.

Źródła