Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Imigracja? Jakoś to będzie ?!?

Łukasz Warzecha imigracja-jakos-to-bedzie

Jeśli zagadnienie migracji pojawia się w obecnej kampanii wyborczej, to właściwie wyłącznie w karykaturalnej albo skrajnie powierzchownej postaci. Najnowsza odsłona tego dramatu czy może raczej farsy to afera wizowa.

Mamy tu trzy opowieści.

Pierwsza to opowieść obozu władzy. Zgodnie z nią były może jakieś nieprawidłowości, ale zostały szybko wykryte przez nasze dzielne służby, zaś za winowajców zabrała się już prokuratura. Nie ma wśród podejrzanych byłego wiceministra Piotra Wawrzyka, w sumie zaś może chodzić jedynie o kilkaset osób, które za sprawą układu korupcyjnego mogły się przedostać do Europy.  

Druga to opowieść największej partii opozycyjnej, zgodnie z którą mamy do czynienia z aferą tysiąclecia, a za sprawą układu w polskim MSZ na kontynent przedostały się setki tysięcy nielegalnych imigrantów, będących potencjalnymi terrorystami.

Trzecia opowieść to, jak się zdaje, dobrze udokumentowana historia, opisana przez Andrzeja Stankiewicza na portalu Onet, pokazująca wycinek działania korupcyjnego mechanizmu. Co ważne: poza jednym detalem – kwestią tego, czy Polska zaczęła działać sama na rzecz wykrycia patologii (jak twierdzi minister Stanisław Żaryn) czy dopiero pod wpływem informacji ze służb USA (jak twierdzi redaktor Stankiewicz) – wersja rządowa w niczym nie zaprzecza informacjom Onetu. A obraz, jaki się z nich wyłania, jest nawet nie tyle karykaturalny, co memiczny: były wiceminister, który wraz ze swoim 25-letnim asystentem, nachalnie przez niego zresztą promowanym, próbował wymuszać na konsulacie w Mumbaju wydanie wielokrotnych wiz Schengen dla indyjskich „filmowców”, którzy z filmem mieli tyle wspólnego, co ja z kolektywem „Stop Bzdurom” (tym od „Margota”).

To, co wokół tej sprawy się dzieje w obecnej kampanii wyborczej, jest symptomatyczne dla poziomu dyskusji o imigracji. Nawet antyrządowy portal OKO Press (mimo swojej jednoznacznej orientacji czasem publikujący rzetelne teksty) wskazuje, że twierdzenie, jakoby Polska sprowadziła setki tysięcy muzułmanów czy Hindusów, jest absurdalne i bezpodstawne. A tak właśnie zaczęli twierdzić politycy Platformy Obywatelskiej. Oczywiście, że tak nie było – zdecydowaną większość sprowadzanych co roku setek tysięcy obcokrajowców stanowili do ubiegłego roku obywatele Ukrainy i Białorusi. To się zaczęło z oczywistych przyczyn zmieniać po 24 lutego 2022 r., aczkolwiek wciąż nie radykalnie.

W dodatku w tej sprawie jasny ogląd sytuacji utrudnia pomieszanie ze sobą kilku kategorii danych, odnoszących się do liczby obcokrajowców (spoza UE), pracujących w Polsce. Jedną stanowią pozwolenia na pracę (ich wydanie jest warunkiem przyznania wiz pracowniczych), drugą – wizy pracownicze, trzecią – pierwsze zezwolenia na pobyt w Polsce cudzoziemców związany z pracą. To oczywiście wina rządzących, że nie prezentują danych w czytelnej dla obywateli, jasnej i klarownej formie.

Mimo to najważniejsze liczby są jednoznaczne. Pisałem już o tym w kilku miejscach: liczby pozwoleń na pracę dla obywateli krajów, mogących budzić wątpliwości, wzrosły znacząco w 2022 r. Spójrzmy na najbardziej problematyczną grupę imigrantów zarobkowych: Gruzinów. Policyjna statystyka (opublikowana niedawno przez „Rzeczpospolitą”) wskazuje, że choć liczbowo w przypadku cudzoziemców w statystykach przestępczości przodują Ukraińcy, to jednak relatywnie do liczby osób przebywających w Polsce najgorzej wypadają właśnie Gruzini. W dodatku w ich przypadku nie chodzi głównie o – jak u Ukraińców – jazdę po alkoholu, ale o przestępczość pospolitą: kradzieże, włamania, rozboje.

W 2018 r. pozwoleń na pobyt związany z pracą Gruzinom wydano 4733. Jeszcze w 2021 r. było ich 6651. Zaś w roku ubiegłym już 14748. Wiz pracowniczych obywatelom tego kraju wydano około połowy tej liczby: 8413 (pozwolenia na pobyt mają niejako opóźnienie w stosunku do osób wjeżdżających do Polski na podstawie wiz pracowniczych). Gruzini są w tej statystyce trzeci, po wciąż pierwszych Ukraińcach (214 tys.) oraz Białorusinach (130 tys.). W następnej kolejności są Hindusi (12126), Turcy (11774) i Mołdawia (8325).

Jeśli spojrzymy na liczbę pozwoleń na pracę (pierwszy krok do wydania wizy pracowniczej) Ukraina jest na pierwszym miejscu (ponad 85 tys. – co jest ogromny spadkiem w relacji do poprzednich lat), później są Indie (ponad 41,5 tys.), następnie Uzbekistan (ponad 33 tys.), później Filipiny (22,5 tys.), dalej Nepal (20 tys.), Białoruś (18 tys.) oraz Bangladesz (13,5 tys.), który jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych kierunków sprowadzania imigrantów do pracy.

Jednocześnie po stronie rządzących nie ma nawet próby zmierzenia się z problemem migracji na poważnie. Suflowana jest wciąż ta sama retoryka: że wyłącznie PiS jest nas w stanie ochronić przed losem takim, jaki spotkał zachodnie społeczeństwa, gdzie imigracja stała się olbrzymim problemem. Przedstawiciele obozu władzy zapominają, że kłopoty między innymi Niemiec wzięły się właśnie ze sprowadzania masowo imigrantów zarobkowych.

A to, jak się zdaje, jest właśnie droga, na którą Polska wkracza. Różnica polega na tym, że Niemcy sprowadzali imigrantów – w olbrzymiej części Turków – do pracy we własnych firmach. Dzisiaj według oficjalnej statystyki w Niemczech mieszka około 1,5 mln osób z tureckim obywatelstwem, zaś łącznie osób o tureckim pochodzeniu jest blisko 3 mln. Na to nałożyły się problemy wynikłe z kryzysu imigracyjnego lat 2014-15.

Do Polski natomiast imigranci, w tym z krajów muzułmańskich, są sprowadzani przecież nie na zapotrzebowanie i „zamówienie” małych oraz średnich polskich przedsiębiorców, ale wielkich korporacji, w przeważającej części zagranicznych. Korporacje zyskują w ten sposób tanich pracowników, natomiast koszty obecności obcokrajowców – nie tylko finansowe, ale też społeczne – obciążają nasz kraj.

Próżno szukać w programach dwóch największych ugrupowań poważnego odniesienia się do problemu imigracji. Wiarygodność wiecowego przekazu Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej w tej sprawie jest w zasadzie żadna. Platforma Obywatelska ustawiała się zawsze po stronie proimigracyjnej, choć trzeba też przyznać, że wbrew kolportowanemu przez obecną władzę stereotypowi w latach 2014-15 Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, nie był entuzjastą niemieckiej Willkomenskultur i niejednokrotnie dawał temu publicznie wyraz. Prawo i Sprawiedliwość z kolei nigdy nie przedstawiło żadnej poważnej strategii migracyjnej, pozostając na poziomie najprostszego, żeby nie powiedzieć: prymitywnego przekazu.

Na czym w takim razie polega problem i dlaczego mamy prawo domagać się, żeby partie, które chcą być uważane za poważne, zaprezentowały rzetelne programy zmierzenia się z zagadnieniem imigracji?

Najpierw trzeba sobie zadać pytanie, czy jakakolwiek masowa imigracja do Polski jest konieczna. Niestety, realistyczna odpowiedź jest taka, że prawdopodobnie nie będziemy w stanie jej na jakimś poziomie uniknąć – chyba że nastąpi coś, co radykalnie napędzi naszą demografię. Na to się jednak nie zanosi.

Opublikowana niedawno prognoza demograficzna GUS na rok 2060 jest zatrważająca. Według niej w wariancie optymistycznym mielibyśmy mieć wówczas 34,8 mln ludności, w środkowym – 30,4 mln, zaś w pesymistycznym – jedynie 26,7 mln. Miejmy zarazem świadomość, że byłaby to ludność w ogromnej części w wieku poprodukcyjnym, co oznacza, że radykalnie wzrosłoby obciążenie każdej pracującej w naszym kraju osoby, która musiałaby utrzymywać znacznie więcej osób niepracujących niż dzisiaj. Skończyłoby się to nakładaniem kolejnych obciążeń, a te z kolei byłyby impulsem do emigracji. Mielibyśmy zatem błędne koło. Najlepszym wyjściem, jako się rzekło, jest radykalnie zwiększenie dzietności. Niestety, statystyka pokazuje, że sprawy zmierzają raczej w odwrotnym kierunku. Pozostaje nam w tej sytuacji jedynie umiejętnie i roztropnie zarządzana imigracja, choć oczywiście patrząca perspektywicznie władza powinna równolegle zdiagnozować przyczyny niechęci do posiadania dzieci i starać się im przeciwdziałać.

Druga kwestia to ta, że imigracja puszczona na żywioł musi się skończyć źle. Przykładów tego mamy wystarczająco dużo: Niemcy, Francja, Szwecja, Włochy. Rozsądna polityka imigracyjna musi być posadowiona na kilku parametrach. Po pierwsze – wpuszczamy jedynie tyle osób, ile jest absolutnie niezbędne. Po drugie – bardzo skrupulatnie wybieramy, skąd te osoby przyjeżdżają, biorąc pod uwagę wskaźniki przestępczości w danym kraju, doświadczenia innych państw, bliskość kulturową, wyznawaną religię. Bywa też tak, że brak bliskości kulturowej nie musi oznaczać problemów. Tak jest choćby w przypadku Wietnamczyków lub Filipińczyków.

Po trzecie – w przypadku doraźnych potrzeb przedsiębiorstw bierzemy pod uwagę przede wszystkim te polskie, a nie wielkie międzynarodowe korporacje.

Po czwarte wreszcie – i jest to punkt absolutnie najważniejszy – musimy dokładnie zaplanować politykę asymilacji tych imigrantów, których chcielibyśmy w Polsce zatrzymać. Trzeba tu podkreślić rozróżnienie między integracją a asymilacją właśnie. Integracja to poziom niżej, podczas gdy w przypadku tych, którzy mają trwale polepszyć nasze wskaźniki demograficzne, należałoby celować raczej w asymilację. Tu znów warto spojrzeć na mniejszość, która wydaje się znakomicie asymilować nie tylko w drugim pokoleniu: na Wietnamczyków. Szacunki dotyczące wielkości tej diaspory w Polsce mówią mało precyzyjnie o kilkudziesięciu tysiącach osób. Natomiast ważne jest, że Wietnamczycy urodzeni już w Polsce lub ci, którzy przyjechali tutaj jako dzieci czy w młodym wieku, asymilują się w zasadzie bezproblemowo. Mówią znakomicie po polsku, znają polską kulturę, mają polskich przyjaciół, dzieci chodzą do polskich szkół. (Jeśli chcą państwo zobaczyć, jak mogą w Polsce funkcjonować zasymilowani Wietnamczycy, polecam choćby kanał popularnonaukowy Emce Kwadrat, prowadzony od 2014 r. przez bardzo miłą Polkę wietnamskiego pochodzenia). I taka właśnie asymilacja powinna być naszym celem. Kierunki imigracji należy dobierać pod kątem podatności na działania asymilacyjne.

Oczywiście asymilacja nie nastąpi sama z siebie. Państwo musi mieć odpowiednią strategię. Polska jej nie ma. Nie ma zresztą również strategii integracji.

Trzeba wreszcie wspomnieć o wielkim ryzyku społecznym i politycznym, wynikającym z braku takiej strategii oraz z braku jakiegokolwiek imigracyjnego filtra.

Najlepiej dać tutaj za przykład ukraińskich uchodźców, przebywających obecnie w Polsce. Nie wiemy wprawdzie, jak duża ich część ostatecznie wyjedzie z Polski do innych krajów na Zachodzie albo wróci na Ukrainę. Można założyć, że całkiem spora – na to wskazywałyby opublikowane niedawno rezultaty badania zespołu pod kierownictwem dr. Roberta Staniszewskiego z Uniwersytetu Warszawskiego. Ukraińscy respondenci, przebywający w naszym kraju, w aż 47 proc. zadeklarowali chęć powrotu na Ukrainę po zakończeniu wojny, 3,3 proc. chce wyjechać do innego kraju, 16,5 proc. chce pozostać w Polsce przez jakiś czas po zakończeniu działań zbrojnych, zaś o osiedleniu się u nas mówi tylko 10,3 proc. Jeśli te deklaracje miałyby się spełnić, nie zrealizowałyby się nadzieje tej grupy komentatorów, którzy uważają, że ukraińscy uchodźcy będą ratować polską demografię.

Lecz nawet jeśli w Polsce pozostałoby w sumie niespełna 30 proc. spośród obecnie przebywających tu Ukraińców, wciąż byłaby to pokaźna grupa 200-300 tys. osób. Taka diaspora najpewniej nie uległaby asymilacji. Zresztą obecne relacje pomiędzy Polakami a goszczącymi u nas Ukraińcami, podobnie jak wcześniejsze doświadczenia z ukraińską imigracją zarobkową, wskazują, że Ukraińcy – być może paradoksalnie – nie tylko się nie asymilują, ale nawet słabo się integrują. Polacy i mieszkający dzisiaj w Polsce Ukraińcy to w zasadzie dwa światy, które się w dużej mierze nie przenikają. Ogólna socjologiczna prawidłowość jest taka, że im większa mniejszość, tym trudniej o jej integrację, o asymilacji nie mówiąc.

To zaś może z czasem doprowadzić do sytuacji, gdy ukraińska mniejszość zażąda przyznania jej pełnych praw obywatelskich i politycznych oraz zacznie na tej bazie tworzyć własną reprezentację polityczną. Byłby to naturalny proces i trudno byłoby o to mieć pretensję do Ukraińców. Natomiast jego konsekwencje społeczne mogą być dramatyczne. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której w jakimś 20-tysięcznym mieście Ukraińcy wygrywają wybory samorządowe i przejmują władzę. Tylko kompletny ignorant mógłby twierdzić, że nie stałoby się to źródłem olbrzymich napięć społecznych.

Strategia imigracyjna dla Polski powinna być jednym z głównych tematów publicznej debaty. Jeśli nie zamierzają jej podejmować partie polityczne, powinny się nim zająć organizacje pozarządowe, a przede wszystkim powinien tę dyskusję podjąć pan prezydent. Tak się jednak nie dzieje. Można odnieść wrażenie, że podobnie jak jest z wieloma innymi problemami, które w ciągu kilku lat zwalą się nam na głowę, tak i tutaj polityczna elita uważa, że jakoś to będzie.

Sezon „Marszowy” wchodzi na ostatnią prostą.

Centrum Życia i Rodziny
Szanowni Państwo,
Sezon „Marszowy” wchodzi na ostatnią prostą.
Przed nami przedostatni weekend, w którym ulicami polskich miast przejdą Marsze dla Życia i Rodziny.
Jeszcze w najbliższą sobotę i niedzielę będziemy mogli wziąć udział w tych prorodzinnych manifestacjach w kilku miejscowościach.
W sobotę 16 września odbędzie się Marsz w Jeleniej Górze (start o 14:00 na Placu Piastowskim), a w niedzielę 17 września Marsze w aż pięciu miejscowościach:

Białymstoku – start o 13:00 spod Bazyliki św. Rocha;Suwałkach – start o 13:00 spod kościoła śś. Apostołów Piotra i Pawła;
Rzeszowie – start o 15:00 spod kościoła akademickiego św. Jadwigi;Ostródzie – start o 12:45 spod kościoła Niepokalanego Poczęcia NMP.
Ten rok marszowy zamkniemy zaś 30 września w Śremie i
1 października – Marszem we Wrocławiu.
Więcej szczegółów dotyczących tych wydarzeń (w tym godziny rozpoczęcia Mszy świętych) znajdą Państwo na stronie 
Marsz.org.
To ostatnia szansa, aby jeszcze w tym roku przejść razem z Marszem dla Życia i Rodziny i wspólnie, pod hasłem „Dzieci przyszłością Polski” dawać świadectwo o wartości rodziny, małżeństwa i godności każdego życia już od poczęcia! Serdecznie zachęcam Państwa, szczególnie tych, którym nie udało się dotychczas jeszcze na żaden Marsz wybrać, aby skorzystać z tej okazji!
Tymczasem jednak pora powoli podsumować tegoroczne Marsze dla Życia i Rodziny.
Począwszy od maja, Marsze gościły zarówno w największych polskich miastach, jak i małych miasteczkach czy nawet wioskach. W niektórych z nich są już stałym elementem życia społeczności, bo odbywają się tam od lat. Ale są też miejsca, w których są pierwszy raz albo powracają po okresie ograniczeń.
Najważniejsze jest jednak to, że gdziekolwiek przechodzą, Marsze dla Życia i Rodziny niosą zawsze mocne i jednoznaczne przesłanie o wartości rodziny zbudowanej na fundamencie trwałego, kochającego się małżeństwa, o wartości rodzicielstwa, miłości matczynej i ojcowskiej, a także o godności każdego życia, którą teraz „postępowe” środowiska tak bardzo starają się zatrzeć.
Myślę, że to właśnie jest największą wartością wypływającą z organizacji tych wydarzeń: nasze wspólne świadectwo tego, że w świecie, który coraz bardziej otwarcie hołubi cywilizację śmierci, można żyć inaczej, budując cywilizację życia. A nigdy nie wiemy, na jaki grunt trafi to ziarno, komu da do myślenia, komu przyniesie nadzieję ani jaki wyda plon.
Dlatego bardzo się cieszę, że Centrum Życia i Rodziny jest koordynatorem tych marszów, które zmieniają lokalną rzeczywistość, promują prawo do życia, afirmują małżeństwo i bronią rodziny przed zapędami lewicowych aktywistów. Dostarczamy organizatorom zarówno materiały, jak plakaty czy banery, pomagamy w promocji, ale też służymy wsparciem merytorycznym i naszym doświadczeniem.
Jesteśmy przekonani, że ta ciężka praca przynosi wymierne efekty nie tylko dziś – tu i teraz – ale przede wszystkim jest pewnego rodzaju „zasiewem dobrych idei” na przyszłość.
Proszę sobie wyobrazić, że znam wiele przypadków, gdy na Marsze dla Życia i Rodziny przychodzą nastolatki lub studenci, którzy chcą wspierać te wydarzenia jako wolontariusze. To piękna postawa, ale najciekawsze jest to, że na Marsze przychodzą od kilku lub kilkunastu lat, ponieważ wcześniej zabierali ich ze sobą rodzice.
A zatem kiedyś przyprowadzani przez rodziców, a dziś już chętnie wspierający postawy pro-life i pro-family.Wspieram organizację takich wydarzeń!W ten sposób budujemy naszą marszową rodzinę, wspólnotę osób oddanych tym najważniejszym wartościom. Naszym celem nie jest przecież organizacja jednorazowego wydarzenia, ale tworzenie ruchu społecznego, środowiska osób skupionych wokół obrony pewnych podstawowych idei: obrony rodziny, małżeństwa, macierzyństwa i ojcostwa, obrony życia.
Przypuszczam, że zgodzą się Państwo ze mną, że dziś taka wspólnota ma do odegrania wyjątkowo istotną rolę. Proszę tyko spojrzeć, co dzieje się wokół nas.
W tym samym czasie, kiedy przechodzić będą ostatnie Marsze, przez Warszawę przejdzie Manifa. Pochód skrajnych feministek w tym roku obrał sobie wyjątkowo wymowne hasło: „Aborcyjna koalicja, a nie kościół i policja!”.
To jest alternatywa, jaka stoi przed młodym pokoleniem: rodzina, nierozerwalne małżeństwo i poszanowanie każdego poczętego dziecka jako daru albo… agresywne żądania możliwości zabijania tych najbardziej bezbronnych dzieci, zaprzeczanie naturalnym rolom kobiety i mężczyzny, odrzucenie rodziny jako opresyjnej, przestarzałej i nikomu już niepotrzebnej instytucji. A w zamian za to „wolne związki”, „prawo” do aborcji i pseudotęczowe postulaty ideologii LGBT.
Jaka jest stawka tego kulturowego sporu? To przyszłość naszych dzieci, wnuków, kolejnych pokoleń Polaków. To właśnie nasze najważniejsze zadanie: zawalczyć o to, aby pozostawić im zdrowy, mocny fundament wartości.
Jak Państwo dobrze wiedzą, organizacja Marszu dla Życia i Rodziny jest czasochłonnym i kosztownym wydarzeniem dla każdego z lokalnych środowisk. Dlatego wspomagamy je tak doświadczeniem, jak i poprzez pomoc w organizacji wydarzeń, a także w przygotowaniu i wydruku wielu materiałów promocyjnych.
Dlatego bardzo proszę Państwa o wsparcie tych działań dowolną kwotą: 30 zł, 60 zł, a jeśli mają Państwo taką możliwość nawet kwotą 100 zł lub 200 zł albo większą! Tylko dzięki Państwa pomocy Marsze dla Życia i Rodziny mogą odbywać się w całej Polsce, dając świadectwo i broniąc życia, małżeństwa i rodziny.Wspieram organizację Marszów dla Życia i Rodziny!Chciałbym zatem jeszcze raz zaprosić Państwa do udziału w ostatnich tegorocznych Marszach.
To nie tylko okazja do spędzenia czasu z rodziną, ale także do zamanifestowania naszego przywiązania do najważniejszych wartości. A takiego świadectwa, pięknych rodzin, małżeństw, szczęśliwych i spełnionych rodziców i radosnych dzieci, potrzeba nam dziś jak nigdy.
Szanowni Państwo, już dziś chciałbym serdecznie podziękować, że w tej wojnie cywilizacji walczymy wspólnie. To, że razem stajemy w kontrze do napierającej coraz wścieklej rewolucji kulturowej, daje wielką nadzieję.
Liczę na Państwa wsparcie i zaangażowanie!
Serdecznie pozdrawiam

Polski bal na „Titanicu”

Polski bal na „Titanicu”

Andrzej Szlęzak myslpolska

Rzadko śledzę debaty przed wyborami. Nie wiem czy to przypadek, ale trafiam na dyskusje o problemach sięgających swoimi skutkami najwyżej kilku lat w przyszłość.

Czyżby problemy, które już są, a będą skutkować na pokolenia, nie były przedmiotem debat przed nadchodzącymi wyborami?

Te problemy swoją skalą i zasięgiem czasowym są z natury trudne do ogarnięcia, ale przez to samo stają się najważniejszymi. Byłoby to fatalne, ale patrząc na poziom polskiego życia politycznego, to raczej nie dziwi.

W tych dniach Główny Urząd Statystyczny ogłosił, że Polska wchodzi w kolejny kryzys demograficzny, a potwierdzeniem tego ma być fakt, iż w roku ubiegłym urodziło się najmniej dzieci od zakończenia II wojny światowej.

Przez najbliższe 20 – 30 lat ludność Polski zmniejszy się co najmniej o kilka milionów. To tak jakby wymarły więcej niż dwa województwa podkarpackie. Przypomnijmy, że województwo podkarpackie aktualnie zamieszkuje nieco ponad dwa miliony osób. Trudno mi sobie wyobrazić, że jadę ze Stalowej Woli do Ustrzyk Dolnych i po drodze nigdzie żywego ducha.

Jednak fakt, że Polska wymiera, to tylko część problemu. Bodaj większym problemem jest fakt starzenia się społeczeństwa. To rodzi większe problemy ekonomiczne, społeczne i polityczne niż wymieranie. Jeśli emeryt umarł, to koszt pogrzebu jest w zasadzie ostatnim kosztem, który wygenerował. Emeryt, który żyje, ale jest schorowany, zniedołężniały lub w inny sposób niezdolny do samodzielnego życia, generuje wysokie, dodatkowe koszty, choćby na opiekę medyczną. Polityczny problem polega na tym, że tacy emeryci stają się coraz większą siłą polityczną.

Powyższe fakty łączę z informacją o tym, że rząd PiS-u planuje budżet na przyszły rok z gigantycznym deficytem, czyli de facto zadłużeniem. Politycy PiS-u nawet tego nie kryją, że zadłużają państwo, by przekupić emerytów – wyborców. Dodatkowo w kampanii wyborczej obiecują, że nie podniosą wieku emerytalnego. Jeszcze kilkanaście lat temu mieliśmy w Polsce sytuację, gdy dwóch – trzech pracujących składało się na emeryturę jednego emeryta. Dużymi krokami zbliżamy się do sytuacji, w której jeden pracujący będzie musiał utrzymać dwóch – trzech emerytów. Kto to wytrzyma? Przecież już widać na horyzoncie punkt, w którym już nie da się ani zapożyczać, ani dodrukowywać pieniędzy. Taka polityka jest cynicznym oszustwem i prowadzi wprost do katastrofy w różnych wymiarach. Jednak póki co nie ma siły politycznej w Polsce, która miałaby odwagę powiedzieć to publicznie, a zwłaszcza w kampanii wyborczej. Żeby choćby próbować zapobiec tej katastrofie już teraz trzeba podjąć wiele bardzo niepopularnych decyzji.

Całość tych problemów odnoszę do swojej sytuacji osobistej, czyli kogoś, kto za kilka lat znajdzie się w wieku emerytalnym. Sytuacja życiowa zmusza mnie do pozostania w Stalowej Woli, a spodziewam się nędznej emerytury. Obecnie Stalowa Wola to najszybciej wyludniające się miasto w województwie. To miasto w czołówce miast z najmniejszym przyrostem naturalnym i jednocześnie to miasto w pierwszej trójce miast w województwie z najstarszą populacją. Za góra kilkanaście lat połowę dorosłych mieszkańców Stalowej Woli będą stanowić emeryci.

Co to oznacza dla takiego miasta? Najogólniej mówiąc ogromną degradację pod każdym względem. Stalowa Wola będzie przytłaczana problemami ludzi strych, w dużej części schorowanych i w dodatku niezamożnych. O ile wiem obecne władze miasta w ogóle nie zastanawiają się, jak przystosować miasto do innych zasad funkcjonowania, zwłaszcza pod względem finansowym. Stalowa Wola, podobnie jak całe państwo, jest ogromnie zadłużona i to zadłużenie będzie rosnąć. W którymś momencie to zadłużenie państwa, jak i miasta zderzy się z procesami społecznymi i gospodarczymi wpływającymi negatywnie na możliwości finansowe i państwa, i miasta. Emeryci to w polskich warunkach słabi nabywcy i płatnicy podatków.

Co wtedy? Szukaniem odpowiedzi na to pytanie nie zaprzątają sobie głowy żadne siły polityczne ani w państwie, ani w Stalowej Woli. Efekty takiego braku dalekosiężnego myślenia i jakiegokolwiek braku poczucia odpowiedzialności już nas poniewierają. Przez trzydzieści lat nie potrafiono zbudować ponadpartyjnego konsensusu, żeby przebudować i zmodernizować system energetyczny w Polsce. W efekcie mamy ciągle rosnące ceny energii elektrycznej, a skutkiem tego jedne z najwyższych w Europie. Stoimy pod ścianą wobec dostosowania naszego systemu energetycznego do wymogów Unii Europejskiej, co grozi katastrofalnymi konsekwencjami dla polskiej gospodarki. Kręcimy się w błędnym kole. Z jednej strony trzeba twardo powiedzieć emerytom i nie tylko, że dalsza polityka przekupywania ich różnymi świadczeniami socjalnymi obraca się przeciwko nim. Z drugiej strony emerytów jako rosnącej siły politycznej nie wolno sobie zrażać, bo nie będzie wygranej w wyborach, więc brnie się w ekonomiczne nonsensy.

I cóż w tej sytuacji czeka mnie w Stalowej Woli? Ano bieda i ból. Bieda, bo emerytura głodowa i prawie żadnej możliwości dorobienia, ponieważ ani kodeks pracy, ani inne ustawy mające na to wpływ nie tworzą systemu zachęcającego pracodawców do zatrudniania emerytów albo tworzenia dla nich miejsc pracy. Ból, ponieważ mam choroby, które wraz z wiekiem się nasilają i jak widzę wokół siebie, czynią życie udręką, a przy tym pogłębia się degradacja systemu opieki medycznej.

Jeśli Stalowa Wola ma pozostać ośrodkiem przemysłowym, to jest nieuchronnym, że pojawią się w dużej liczbie imigranci, jako siła robocza. Jeśli będą stanowić jedną trzecią liczby mieszkańców miasta (a wcześniej niż później będą), to staną się już nie tylko siłą ekonomiczną, ale i społeczną oraz koniec końców polityczną. Zarówno oni, a zwłaszcza urodzone w Stalowej Woli ich dzieci, mogą nie zechcieć łożyć na takich, jak ja. Co wtedy? Przecież te obszary przyszłych problemów i konfliktów gospodarczych, społecznych i politycznych już są widoczne gołym okiem. Zarówno w Stalowej Woli, jak i w całej Polsce o tym cisza. Czy znajdzie się siła polityczna, która ją przerwie? Niestety nie wygląda na to, żeby ujawniła się przed tymi wyborami. Po wyborach raczej też się nie ujawni.

Andrzej Szlęzak

Strategia demograficzna Polski (2021-2055). Pod warunkiem powrotu do Prawa Bożego

Opublikowane w przez Jan Nowak strategia-demograficzna-polski-2023-2055

Strategia demograficzna Polski (2021-2055) Pod warunkiem powrotu do Prawa Bożego!!!

Zanim przejdziemy do naszej przyszłości, spójrzmy jak było w minionych dwóch stuleciach.

W ostatnich stu latach poprzez aborcje wyzbyliśmy się w Polsce 33,5 mln dzieci nienarodzonych, I i II wojna światowa pozbawiła nas 15 mln osób, emigracja polityczna i zarobkowa uszczupliła nam około 4 mln osób. Największego spustoszenia demograficznego uczyniła antykoncepcja, pozbawiła nas około 115 mln istnień ludzkich.

Wizja optymistyczna

Czy są możliwe zmiany w wymiarze społecznym w Polsce? Przyjmę scenariusz optymistyczny, który zakłada, że liczba mieszkańców przestaje się kurczyć i z każdym rokiem rośnie. W ciągu dwóch dekad wskaźnik dzietności przekracza 3 punkty.

Czy to jest możliwe? By tak mogło się stać, potrzeba radykalnych zmian w wymiarze duchowym, moralnym i społecznym, a także politycznym. Należy kategorycznie zakazać, ścigając pod groźbą kary utraty wolności, używania jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych, wprowadzić absolutny zakaz pozbawiania życia dzieci nienarodzonych, absolutny zakaz rozwodów. Nakazać zamknięcie wszystkich domów publicznych, klubów nocnych.

Za handel narkotykami powinno grozić więzienie, i to bardzo surowe. Zabawy dla młodzieży powinny mieć charakter przyzwoity, lansować kulturę przyjaźni i wzajemnej życzliwości. Grupy społeczne i polityczne propagujące destrukcję wśród ludności powinny zostać zdelegalizowane. Władzę powinny przejąć osoby tworzące porządek zgodny z prawem Bożym i naturalnym.

Kolejna pilna potrzeba to przeprowadzenie zmiany podstawy programowej w szkołach na zrównoważoną edukację. Miałoby to polegać na odpowiedniej liczbie godzin nauk humanistycznych i tyleż samo godzin przedmiotów matematyczno-przyrodniczych. Na uczelniach nie powinno być poprawności politycznej. Badania naukowe powinny cieszyć się autonomią.

Nauka religii w szkołach powinna być jednym z najważniejszych przedmiotów, wychowująca dzieci i młodzież do właściwej relacji do Pana Boga i bliźnich. Kształtując odpowiednie postawy moralne i duchowe w młodym pokoleniu Polaków, po trzech dekadach społeczeństwo polskie w ogromnym procencie by się odrodziło.

Życie wymusiłoby budowę nowych szkół i przedszkoli. Świątynie byłyby wypełnione wiernymi, a kraj o ogromnym potencjale ludzkim rozwijałby się dynamicznie w wymiarze ekonomicznym. Powstałyby nowe osiedla domków jednorodzinnych, nowe osady pełne dzieci i młodzieży.

Jest to jedyna droga ratunku narodu polskiego. Powrót do Prawa Bożego. Ale, czy ideolodzy cywilizacji śmierci na to pozwolą? Czy znajdzie się mąż stanu, który uratuje naród polski, przed niebytem dziejowym?

Dekadentyzm polskiej rodziny – w 2022 r. w Polsce było 3 mln bedzietnych małżeństw. Aborcja, antykoncepcja, deprawacja.
Głosując na PO czy LEWICĘ wspierasz idee satanistyczne. Aborcja, antykoncepcja, rozwody, eutanazja.
Aborcja dzieci polskich – to zabicie Polski.
Dla polskiej młodzieży PO i LEWICA to obciach. Sekta satanistyczna. Aborcja i antykoncepcja.
Polacy w 2023 r. za życiem dzieci nienarodzonych. 78% Polaków broni życia dzieci nienarodzonych.
Faszyści lewicowi i skrajne feministki w latach 2021-2022 pozbawiły życia około 100 tys. polskich dzieci. Aborcja, antykoncepcja.
Masowa deprawacja i demonizacja młodzieży w klubach nocnych. aborcja, antykoncepcja.

W 2022 roku w Polsce urodziło się 305 tys. dzieci. To najmniej od zakończenia drugiej wojny światowej.

W 2022 roku w Polsce urodziło się 305 tys. dzieci. To najmniej od zakończenia drugiej wojny światowej.

tak-zle-jeszcze-nie-bylo

Dramatyczne dane. Tak źle jeszcze nie było w powojennej historii Polski

W 2022 roku w Polsce urodziło się 305 tys. dzieci. To najmniej od zakończenia drugiej wojny światowej. Spada liczba kobiet w wieku rozrodczym, w dodatku coraz później i coraz rzadziej decydują się na macierzyństwo, a wskaźnik dzietności nieznacznie przekracza 1,26.

Największym problemem w polskiej demografii jest rozpad więzi społecznych. Duży wpływ mają również kwestie ekonomiczneocenia Michał Kot, dyrektor Instytutu Pokolenia.

Z opracowania GUS „Sytuacja demograficzna Polski do 2022 roku” wynika, że pod koniec 2022 roku liczba ludności Polski wyniosła niecałe 37,8 mln, o ponad 141 tys. mniej niż rok wcześniej. Stopa ubytku rzeczywistego wyniosła –0,37 proc., co oznacza, że na każde 10 tys. ludności ubyło 37 osób.

Liczba ludności zmniejsza się od 2012 roku (z wyjątkiem 2017 roku), a pandemia w sposób szczególny pogłębiła niekorzystne trendy obserwowane na przestrzeni ostatniej dekady. Wpływa na nie przede wszystkim przyrost naturalny, który pozostaje ujemny od 10 lat.

Jeszcze kilka lat temu rodziło się w Polsce około 400 tys. dzieci rocznie, 40 lat temu było to ponad 500 tys., dzisiaj liczba urodzeń oscyluje wokół 300 tys. rocznie i najprawdopodobniej w kolejnych latach będzie spadać – mówi Michał Kot.

W ubiegłym roku urodziło się ok. 305 tys. dzieci. To o niemal 27 tys. mniej niż rok wcześniej i jednocześnie najgorszy wynik w powojennej historii Polski.

GUS – na podstawie trendów z ostatnich 30 lat – określa sytuację ludnościową w kraju jako trudną i ocenia, że w najbliższej perspektywie nie można się spodziewać znaczących zmian gwarantujących stabilny rozwój demograficzny.

Spadek liczby urodzeń w kolejnych latach jest spowodowany dwoma czynnikami. Po pierwsze, jest mniej kobiet, które mogą urodzić dzieci. Kobiet w wieku 20–39 lat jest około 4,8 mln, ale jeszcze 20 lat temu było to 5,5 mln. Natomiast dziewczynek w wieku od 0 do 19 lat jest w tej chwili 3,7 mln, czyli za 20 lat będziemy mielijeszcze mniej kobiet, które mogą urodzić dziecko. Liczba kobiet w wieku rozrodczym spadła o około 1/3– mówi dyrektor Instytutu Pokolenia. – Drugim czynnikiem jest spadek średniej liczby dzieci, którą urodzi kobieta w ciągu swojego życia.

Współczynnik dzietności to miara określająca przeciętną liczbę dzieci, które urodziłaby kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego. Aby zapewnić stabilny rozwój demograficzny kraju, w danym roku na każde 100 kobiet w wieku 15–49 lat powinno przypadać średnio co najmniej 210–215 urodzonych dzieci, obecnie jest to ok. 126. Jeszcze w 1990 roku wskaźnik ten wynosił 1,99.

Rodziny coraz później decydują się na dzieci. W 1990 roku średni wiek kobiety w momencie urodzenia pierwszego dziecka wynosił 22,7, a obecnie – 28,8. W latach 1990–2022 udział matek w wieku co najmniej 30 lat podwoił się – w ubiegłym roku stanowiły one 55 proc. kobiet rodzących. Coraz więcej pań decyduje o posiadaniu mniejszej liczby dzieci lub nawet o samotnym życiu.

Około 30 proc. kobiet w wieku 40 lat nie ma żadnego dziecka, ze względu na wiek i na biologię prawdopodobnie już tego dziecka nie urodzi. Kiedy przyglądamy się badaniom osób bezdzietnych, dlaczego tych dzieci nie mają, to najczęstszym wskazaniem jest to, że kobiety nie znalazły odpowiedniego partnera. Czyli można powiedzieć, że samotność, rozpad więzi społecznych to najważniejszy problem polskiej demografii. Wpływ na to mają też kwestie ekonomiczne – mówi Michał Kot. – Największym wyzwaniem są kwestie mieszkaniowe, zwłaszcza problem „uwięzienia” młodych ludzi w małych mieszkaniach. Często są to mieszkania, na które jest wzięty kredyt, czasami jest to kredyt we frankach szwajcarskich, co utrudnia zmianę tego lokum.

Z ubiegłorocznego sondażu Ipsos dla OKO.press wynika, że według 41 proc. badanych kobiety nie decydują się na macierzyństwo ze względu na lęk przed utratą pracy. Niewiele mniej (39 proc.) wskazuje na wysokie wydatki związane z utrzymaniem dziecka. Trzecim z najważniejszych czynników jest ryzyko związane z zajściem w ciążę. Kobiety obawiają się, że nie będzie ich stać (finansowo i psychicznie), aby podjąć się samodzielnego wychowania dziecka. Co czwarta wskazuje na zbyt małe mieszkanie, a 22 proc. – brak pomocy ze strony ojca dziecka.

Pojawia się często w debacie publicznej taki argument, że zmiana prawa aborcyjnego dokonana przez Trybunał Konstytucyjny wpłynęła na spadek dzietności, ale pytanie, czy to jest prawda. Nie ma żadnych wiarygodnych badań, które potwierdzałyby tę tezę, natomiast kiedy przyjrzymy się liczbie urodzeń w poszczególnych miesiącach przed wyrokiem i po nim, to widzimy, że nie było istotnego spadku. Nie widać, by liczba urodzeń spadła bardziej, niż wynika to z długoterminowych trendów – podkreśla ekspert. – Badania społeczne pokazują, że Polacy i Polki chcą mieć dzieci, chcą mieć zdecydowanie więcej dzieci, niż mają, według wskazań z różnych badań to jest mniej więcej 2,1–2,2 dziecka na osobę. Gdybyśmy te rodzinne aspiracje mieli zrealizowane, to nie mielibyśmy w ogóle problemu demograficznego, bylibyśmy jedynym krajem europejskim z poziomem dzietności powyżej 2, z zastępowalnością pokoleń.

Eksperci GUS podkreślają, że nie należy oczekiwać powrotu do wysokiego poziomu dzietności sięgającego istotnie ponad wartość 2. Utrzymywanie się przez długi czas niskiej dzietności grozi wejściem w tzw. pułapkę niskiej płodności, z której wyjście jest bardzo trudne. Skoro teraz rodzi się mało dzieci, to gdy to pokolenie dorośnie, nie będzie miało licznego potomstwa.

Będziemy mieli przez najbliższe dekady do czynienia z takimi trendami, że będzie coraz więcej zgonów i coraz mniej urodzeń. To oznacza spadek liczby ludności, oczywiście bez uwzględnienia migracji, starzenie się ludności. Oznacza to, że więcej osób będzie w wieku emerytalnym czy poprodukcyjnym, mniej osób w wieku produkcyjnym. Ma to konsekwencje dla bardzo wielu zjawisk ekonomiczno-społecznych – ocenia dyrektor Instytutu Pokolenia.

Wyniki „Prognozy ludności na lata 2023–2060” GUS wskazują, że w scenariuszu głównym liczba ludności Polski do 2060 roku spadnie do 30,4 mln osób, jednak w scenariuszu niskim może to być jeszcze głębszy spadek – do 26,7 mln. W dodatku kurczyć się będą zasoby ludności w wieku produkcyjnym. Według wyliczeń ZUS na 1 tys. osób w wieku produkcyjnym w 2023 roku będzie przypadać ok. 390 osób w wieku poprodukcyjnym, w 2061 roku – 806 osób, a w 2080 roku – 839 osób. Zmiany demograficzne przełożą się też na wyższe koszty opieki zdrowotnej.

Zdaniem eksperta powinniśmy czerpać z przykładów krajów, którym udało się odwrócić negatywny trend demograficzny, np. Czech. Raport Instytutu Pokolenia „Czeski sukces demograficzny” wskazuje, że jest to kraj z jednym z najwyższych wskaźników dzietności w UE (1,71), podczas gdy jeszcze 20 lat temu miał jeden z najniższych na świecie – 1,14. W przeliczeniu na 1000 kobiet w wieku rozrodczym rodzi się tam zdecydowanie więcej pierwszych (36 proc. więcej) i drugich dzieci niż w Polsce. [Ale wskaźnik (1,71) znczy, że wymierają, tylko.. odrobinę wolniej… MD]

Przyczynami czeskiego „sukcesu demograficznego” jest przede wszystkim to, że Czesi nie kopiowali innych państw, tylko znaleźli swoją drogę, swoją politykę społeczną, która była zakorzeniona w ich systemie wartości. Czesi w praktyce mocno cenią rodzinę, bardziej niż pracę zawodową i bardziej niż mieszkańcy innych krajów – tłumaczy Michał Kot.

Rodzice w Czechach otrzymują w przeliczeniu 60 tys. zł do wykorzystania na pokrycie kosztów opieki nad dzieckiem od siódmego miesiąca życia dziecka do ukończenia przez nie czwartego roku życia jako zasiłek rodzicielski.

Czeszki budują więzi, zajmują się dziećmi, a dopiero po ukończeniu przez nie trzeciego roku życia wracają do aktywności zawodowej, czyli przerwa w aktywności zawodowej wśród Czeszek jest elementem, który wyróżnia ich politykę od innych krajów. Czesi są krajem, w którym dzieci od 0 do 3 lat mają najmniejszy odsetek opieki instytucjonalnej i największy odsetek opieki przez rodziców, a jednocześnie kobiety, które wychowują dzieci do lat trzech, mają najniższy wskaźnik aktywności zawodowej spośród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Z kolei po ukończeniu przez dzieci trzeciego roku życia mają najwyższy wskaźnik aktywności zawodowej – wyjaśnia ekspert.

W Czechach wskaźnik zatrudnienia matek mających dziecko w wieku 6–14 lat wynosi 92 proc., dla porównania w Polsce jest to 79 proc.

Na pytanie, czy urodzenie i wychowanie dziecka jest obowiązkiem wobec społeczeństwa, dwa razy więcej młodych Czechów odpowiada twierdząco niż wśród młodych Polaków. Natomiast na pytanie, czy praca zawodowa jest obowiązkiem wobec społeczeństwa, to Polacy częściej odpowiadają „tak”. Na tym systemie wartości Czesi zbudowali swój system polityki społecznej – podkreśla dyrektor Instytutu Pokolenia.

===========================

MD, komentarz:

Chiny: Katastrofa demograficzna – ale “tajna”.

Chiny: Rekordowo niski wskaźnik urodzeń chiny-rekordowo-niski-wskaznik-urodzen

Ze wstępnych danych Chińskiego Centrum Badań nad Ludnością i Rozwojem wynika, że wskaźnik dzietności w 2022 r. osiągnął rekordowo niski poziom 1,09 – podał we wtorek chiński dziennik ekonomiczny „Meiri Jingji Xinwen”. Artykuł, który wywołał falę dyskusji w mediach społecznościowych, został usunięty, podobnie jak komentarze w mediach społecznościowych.

Cytowany w artykule chiński demograf Liang Jianzhang wśród przyczyn niskiego wskaźnika urodzeń wymienił malejącą populację młodych ludzi, mniejszą liczbę małżeństw, które i tak zawierane są później niż w poprzednich pokoleniach, wysokie koszty opieki nad dziećmi i zmiany w postawach społecznych.

Ekspert wskazał, że „możemy uczyć się na doświadczeniach” państw, które wprowadziły programy prorodzinne. Zasugerował, że w ramach takiego programu rodzinom z 2 dzieci powinno przysługiwać świadczenie w wysokości 1000 juanów (560 PLN), a w przypadku rodzin wielodzietnych rząd wypłacałby 2000 juanów na każde dziecko do ukończenia 20. roku życia.

Ponadto chiński rząd powinien zwolnić rodziny z trójką dzieci z podatku dochodowego i składek na ubezpieczenie społeczne.

Według szacunków eksperta gdyby te środki zostały wdrożone, byłyby w stanie zwiększyć współczynnik dzietności o około 20 proc.

Publikacja natychmiast wzbudziła zainteresowanie internautów. Temat oznaczony hashtagiem „Ogólny współczynnik dzietności w Chinach spadł do 1,09” szybko stał się najpopularniejszym na Weibo, chińskim odpowiedniku Twittera.

Internauci zwracali uwagę, że same dopłaty nie sprawią, że ludzie zaczną decydować się na większą liczbę dzieci. „Kluczem jest to, że koszty opieki medycznej i edukacji są zbyt wysokie, i cierpią na tym dzieci” – napisał jeden z nich.

Dyskusja została wyciszona we wtorek późnym popołudniem zarówno na Weibo, jak i w całym Internecie.

Z portalu internetowego szanghajskiego dziennika zdjęto tekst, a próby wyszukania podobnych publikacji prowadziły do stron z komunikatem „nie znaleziono szukanej strony”. Na Weibo wpisy oznaczone hashtagiem o dzietności nie pojawiały się.

Komentujący ruch cenzury internauci z ironią nawiązywali do oświadczenia biura statystycznego, które również we wtorek poinformowało o zawieszeniu publikacji danych dotyczących bezrobocia wśród młodzieży.

„Żadnych wskaźników bezrobocia, żadnych wskaźników dzietności, po prostu dobra sytuacja i wygrana” – pisze z ironią internauta o pseudonimie „t20130217”.

Agencja Reutera przypomina, że w maju przewodniczący Xi Jinping przewodniczył spotkaniu w celu omówienia problemu. Rząd oświadczył, że skupi się na edukacji, nauce i technologii, aby poprawić jakość populacji, i będzie dążył do utrzymania „umiarkowanego poziomu płodności” w celu wsparcia wzrostu gospodarczego w przyszłości.

============================

mail:

Chiny przez lata ukrywały prawdę o populacji? Nadchodzi “kryzys, jakiego nie widziano od tysięcy lat” kryzys-jakiego-nie-widziano-od-tysiecy-lat

Dość bezczelnych kłamstw aborcjonistek!

Centrum Życia i Rodziny
Szanowni Państwo,
Bezczelnych kłamstw aborcjonistek nie da się już dłużej znieść!
To, co działo się w Polsce w ostatnich dniach, mogę określić jako wielki festiwal manipulacji, kłamstwa i okrucieństwa.
Najpierw historia pani Joanny, którą eksploatowano medialnie i politycznie przez ponad tydzień. Bohaterka ze skrzywdzonej, nieśmiałej „zwykłej kobiety” zmieniła się w pewną swoich praw i przekonaną o własnej sile nową liderkę proaborcyjnych protestów i to… ze sporym doświadczeniem.
Jak się okazało, ta pani ma już na swoim koncie wiele tzw. performansów w obronie „praw kobiet” i w swoich artystycznych występach nie żałuje widzom ani szokującej formy, ani też wyzywających i wulgarnych treści.
Nie chcę tu jednak wydawać wyroków w tej sprawie. Jestem przekonany o jednym – każda osoba w kryzysie zasługuje na opiekę i troskę, także ze strony organów państwa i odpowiednich służb.
Jednak to, w jaki sposób organizacje proaborcyjne wykorzystały tę tragiczną historię, to już zupełnie co innego.Od pierwszego dnia zaczęto postulować dekryminalizację aborcji. Bo to rzekomo było w tym wypadku problemem: policjanci „rzucili się” na niczemu niewinną kobietę, bo dokonała aborcji.
Nie minęło długo, zanim ta narracja okazała się wierutną bzdurą – policja zjawiła się na miejscu w sprawie podejrzenia możliwego targnięcia się na życie – ale wtedy jak za dotknięciem magicznej różdżki zaczęły wypływać inne historie.
„Pani Ola”, która zainspirowana odwagą pani Joanny opowiedziała o swoim doświadczeniu poronienia, które było badane przez prokuraturę. O tej tragedii opowiedziały oczywiście… „Wysokie Obcasy”.
Zwieńczeniem tego proaborcyjnego szaleństwa były manifestacje solidarności z panią Joanną i spotkanie Zespołu Parlamentarnego ds. „praw reprodukcyjnych”. I kolejny zalew zmanipulowanych wersji wydarzeń.
Nie chcę tu jednak opowiadać od nowa całej historii. Wszystkich Państwa zapraszam natomiast do lektury artykułu na portalu Marsz.info, gdzie cała sprawa została gruntownie omówiona.Wspieram demaskowanie kłamstw aborcjonistek!Chciałbym natomiast zwrócić Państwa uwagę na to, jak z wykorzystaniem tragedii kobiet, dziewczynek (nie mówiąc już o nienarodzonych dzieciach, które są również niekwestionowanymi ofiarami każdej z tych historii) kręci się kolejne propagandowe kłamstwa.
A wszystko to przy aprobacie i wsparciu mainstreamowych mediów. Choć aprobata czy wsparcie to właściwie za małe słowa. Te media są po prostu na usługach środowisk feministycznych i lewicowych.
I nie jest to jedna stacja czy jeden tytuł prasowy. To medialny moloch, który wiedzie w Polsce prym, śmiąc przy tym nazywać się „wolnymi mediami”.
Do odbiorców takich przekazów nie trafi ani słowo o tym, że w całej historii pani Joanny, „pani Oli” czy którejkolwiek ze spraw przytaczanych w tych dniach, chodziło przecież o życie.
O życie małego, niewinnego dziecka.
A co słyszymy od zwolenników zabijania nienarodzonych?
„Taki żelek… mój żelek” – mówi pani Joanna. Żeby nie było wątpliwości: mówi w ten sposób o szczątkach swojego nienarodzonego dziecka.
Pani poseł (!) Anna Maria Żukowska twierdzi, że aborcja to przecież tylko „większe krwawienie miesiączkowe”. A inna reprezentantka Polaków, Joanna Scheuring-Wielgus wprost przyznaje, że pomaga w aborcjach i jest z tego dumna.
Niestety, dla takich osób liczy się tylko jedna strona: kobieta. Nikt nie pomyśli nawet o dziecku. Co najwyżej pogardliwie nazwie je „żelkiem” albo „większym skrzepem”.
Nie wiem, jak Państwo, ale ja w takich chwilach czuję po prostu ogromne rozgoryczenie. To niewiarygodne, że w Polsce doszliśmy do takiego momentu, gdy można w największych mediach mówić z taką dumą o tym, że pomaga się zabijać dziesiątki niewinnych istot.Pomagam walczyć z aborcyjną propagandą!Takie sytuacje wymagają od nas szczególnej mobilizacji i gotowości do dawania świadectwa oraz służby eksperckim głosem na temat ochrony życia poczętego.
Dlatego w czasie tych dni, gdy w mediach królowały historie o „prawach kobiet”, przedstawiciele Centrum Życia i Rodziny pojawiali się tam także z przypomnieniem o tym, że aborcja nie jest „prawem”, a w każdej z tych opowieści chodzi tak naprawdę o dwie osoby: zarówno matkę, jak i dziecko.
Gościliśmy w mediach ogólnopolskich: w Polskim Radiu 24 i w programach informacyjnych Telewizji Polskiej (zarówno w „Wiadomościach”, jak i „Panoramie” czy „Teleexpressie”), a także na antenie TVP Info: w serwisach informacyjnych i w programie „Minęła 20” oraz na łamach portali Marsz.info i PCh24.
I mogę z radością powiedzieć, że tak jest coraz częściej. Nasza praca jest doceniana, a szczere oddanie obronie najważniejszych wartości jest zauważane.
Kluczowym polem naszej medialnej obecności pozostaje jednak portal Marsz.info. To miejsce, gdzie możemy demaskować fałszywą narrację feministek i środowisk proaborcyjnych. Miejsce, gdzie możemy też wprost pokazywać prawdziwe twarze polityków, którzy nie wahają się wykorzystywać kobiet i ich dramatów, ilekroć tylko jest to dla nich opłacalne.
Ale to też przestrzeń, gdzie przede wszystkim oddajemy głos życiu, przytaczając historie matek, które w swojej miłości poszły o krok dalej, ponad własne „ja” i zdecydowały się dać życie dziecku niekiedy w niewyobrażalnie trudnych okolicznościach. Pokazywanie piękna miłości rodzicielskiej, która przewyższa trudy codzienności, to także część naszej misji.
Dlatego w ramach wolnego dostępu na platformie YouTube zdecydowaliśmy się udostępnić widzom nasz film „Miłość większa niż strach” (link w PS).W tym czasie to właśnie tę produkcję polecam Państwu szczególnie. Opowiadamy tam o rodzinach, które przyjęły życie swoich dzieci mimo ich chorób i trudności. Gwarantuję, że działa jak natychmiastowa odtrutka na wszystkie kłamstwa aborcjonistek, oddanych im polityków i mediów.
I myślę, że zgodzicie się Państwo ze mną, że w takich momentach, gdy środowiska wrogie życiu i rodzinie zdają się krzyczeć tak głośno, że nieomal zagłuszają prawdę, potrzebujemy wytężonej pracy organizacji pro-life.
Postawienie tamy takiej kłamliwej narracji nie jest łatwe. Aby przebić się do równie szerokiego grona odbiorców, jakie mają proaborcjonistki, z przekazem o wartości życia, o odpowiedzialności czy miłości rodzicielskiej potrzebna jest konkretna pomoc finansowa.
Przekłada się ona na wynagrodzenie dla pracowników naszego zespołu, którzy każdego dnia, każdy w swoim dziale, solidnie pracują na rzecz życia i rodziny, a w momentach „próby” wychodzą zza biurek, by dawać świadectwo w mediach. Przyczynia się także do wyprodukowania dobrych filmów i do promocji dobrych wartości w Internecie.
Dlatego bardzo proszę Państwa o wsparcie działalności Centrum Życia i Rodziny dobrowolnym datkiem w wysokości 30 zł, 60 zł czy 100 zł lub nawet większej, jeśli mają Państwo taką możliwość. Tylko dzięki pomocy osób, które są świadome tego, jak ważna jest to walka, możemy nadal realizować naszą misję obrony życia i rodziny!
Wspieram walkę z aborcjonistami!
W najbliższych miesiącach będziemy zapewne jeszcze niejednokrotnie świadkami podobnych ataków na życie nienarodzonych dzieci. To gorący okres, z czego zapewne zdają sobie Państwo doskonale sprawę. Przed nami przecież wybory, a to oznacza, że ta próba „przeciągania liny” pomiędzy różnymi siłami politycznymi i społecznymi będzie jeszcze ostrzejsza i bardziej brutalna.
Ale to także czas, w którym nie możemy się poddać! Musimy bronić życia i rodziny, bronić wartości, na których chcemy budować przyszłość dla kolejnych pokoleń. Bez wyraźnego i bezkompromisowego głosu, który trafi do opinii publicznej, to się nie uda. 
Dzięki Państwa wsparciu takim właśnie głosem może być Centrum Życia i Rodziny.
Serdecznie pozdrawiam
 PS. Film „Miłość większa niż strach” mogą Państwo obejrzeć TUTAJ.Wspieram Centrum Życia i Rodziny!
Dane do przelewu:
Centrum Życia i Rodziny
Skrytka pocztowa 99, 00-963 Warszawa 81Nr konta: 32 1240 4432 1111 0011 0433 7056, Bank Pekao SAZ dopiskiem: „Darowizna na działalność statutową Centrum Życia i Rodziny”
SWIFT: PKOPPLPWIBAN: PL32 1240 4432 1111 0011 0433 7056

Kamala Harris: Jeżeli zredukujemy populację, będziemy oddychać czystym powietrzem

Kamala Harris: Jeżeli zredukujemy populację, będziemy oddychać czystym powietrzem

zredukujemy-populacje-bedziemy-oddychac-czystym-powietrzem

„Inwestując w elektryczne pojazdy, czystą energię i redukując populację spowodujemy, że więcej naszych dzieci będzie oddychać czystym powietrzem” – powiedziała wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, Kamala Harris. Rządowe media ruszyły prostować rzekomą gafę, tłumacząc, że demokratycznej polityk chodziło o „redukcję zanieczyszczeń” (ang. pollution).
W piątek Harris wygłosiła przemówienie na Coppin State University w Baltimore w stanie Maryland, w którym opisała plany Demokratów dotyczące ograniczenia emisji gazów cieplarnianych o połowę do 2030 r. i osiągnięcia zerowej emisji netto do 2050 r.

W pewnym momencie polityk stwierdziła, że celem zeroemisyjnych strategii jest również…redukcja populacji. „Inwestując w elektryczne pojazdy, czystą energię i redukując populację spowodujemy, że więcej naszych dzieci będzie oddychać czystym powietrzem” – powiedziała.
W oficjalnym transkrypcji przemówienia Białego Domu słowo „populacja” (ang. population) zostało przekreślone i zastąpione słowem „zanieczyszczenie” (ang. pollution), które chciała powiedzieć Harris. Waszyngton konsekwentnie odmawia komentarza w sprawie.

Nagranie zrobiło furorę w sieci. „Czy należysz do populacji, którą [Harris – red.] chce zredukować?” – pytał kongresmen Thomas Massie, republikanin z Kentucky. Z kolei niedoszła gubernator Georgii, Marjorie Taylor Greene, zapytała: „Co rozumiesz przez zmniejszenie populacji? Aborcję? Wspomagane samobójstwo? Lub jakie inne środki sugerujesz, aby pomóc zdrowiu publicznemu?”.

Republikański senator z Missouri, Eric Schmitt, dodał: „Wiceprzewodnicząca Kamala Harris mówi na głos to o czym szepczą podobni jej alarmiści klimatyczni, promotorzy antyludzkich ideologii”.

Nie rozsądzając kwestii ew. pomyłki wiceprezydent USA, należy jednakowoż zauważyć, że administracja Joe Bidena jest jednym z największych promotorów radykalnej polityki aborcyjnej w historii. Obecna administracja daje zielone światło aborcjom do 9 miesiąca, pozwala pracownikom poczty dostarczać pigułek poronnych, staje w obronie precedensu aborcyjnego Roe vs. Wade, grozi odebraniem funduszy placówkom medycznym odmawiającym przeprowadzania dzieciobójstwa, używa narzędzi administracyjnych do prześladowania środowisk pro-life, a także uzależnia zagraniczną pomoc humanitarną od zawarcia w jej programach zapisów pro-aborcyjnych.

Źródło: neewsweek.com / dailymail.co.uk / Twitter.com

“Ja uwielbiam seks, ale jak dziecko będzie chore, to je usunę”

ZiR
Mail nieczytelny? Zobacz wersję www

Szanowny Panie, Drogi Obrońco Życia Dzieci!

Nie będę dziś długo pisać, bo obraz, który Pan zobaczy, mówi sam za siebie. 

Śląska komórka Fundacji pikietowała w Katowicach pokazując prawdziwe oblicze aborcyjnej zbrodni. W ramach akcji „Sejm bez aborterów” informowaliśmy także, że tamtejsza posłanka PiS Bożena Borys-Szopa głosowała przeciwko życiu. 7 marca, gdy w Sejmie rozpatrywany był projekt „Aborcja to zabójstwo”, Borys-Szopa zdecydowała, że da wolną rękę aborterom i pomoże odrzucić obywatelską ustawę.

To nie przypadek. Wcześniej – w poprzedniej kadencji Sejmu – katowicka poseł zapisała niechlubną kartę w swojej karierze usiłując na wszelkie sposoby blokować projekt „Zatrzymaj Aborcję”.

W trakcie pikiety podchodziło wielu zwolenników mordowania dzieci i atakowało Wolontariuszy Fundacji. Zapis tych niecodziennych rozmów znajdzie Pan na nagraniu, które zamieszczam poniżej. 

Drogi Panie! Widziałam już wiele razy agresję i brak logiki u zwolenników zabijania. Jednak to, co widać na filmie, przeraziło mnie. Oglądałam to video już kilka razy i za każdym razem mam tę samą myśl: trzeba działać i bronić bezbronnych dzieci, bo tyle osób tak bardzo chce je mordować… Dlatego jestem wdzięczna śląskim Wolontariuszom, że odważnie stawiają czoła Cywilizacji Śmierci wychodząc na ulice i prowadząc edukację o tym, czym jest aborcja.

Video jest dostępne także na Banbye: https://banbye.com/watch/v_g4Aiw-6m4Uxi

Oraz na Rumble: https://rumble.com/v2zldf2-ja-uwielbiam-seks-ale-jak-dziecko-bdzie-chore-to-je-usun.html

Wszystkie akcje prowadzimy dzięki wsparciu modlitewnemu i finansowemu Przyjaciół Fundacji. Dziękuję za wszystko, co robi Pan dla ratowania dzieci.

Serdecznie Pana pozdrawiam!

Kaja Godek
Podpis

Kaja Godek
Inicjatywa #ZATRZYMAJABORCJĘ
Inicjatywa #STOPLGBT
Fundacja Życie i Rodzina
zycierodzina.pl

Dzieci przestały się rodzić w Polsce. Przyczynami samolubstwo, pogoń za pieniądzem, lenistwo, bambinizm, zdziecinnienie. [poprawione]

Dzieci przestały się rodzić w Polsce. Przyczynami samolubstwo, pogoń za pieniądzem, lenistwo, bambinizm, zdziecinnienie.

prawdziwe-powody-dla-ktorych-w-polsce-nie-rodza-sie-dzieci

Od czasów tzw. pandemii, w Polsce doszło do załamania się dzietności. Dzieci rodzi się dramatycznie mało, a widoków na zmianę trendu nie widać.

Dzieci w Polsce przestały się rodzić. To brutalna prawda i problem, przed którym stoimy wszyscy. Rząd próbuje załatwić sprawę tymi samymi metodami, jakie przećwiczyły w przeszłości kraje Zachodniej Europy – rozbudowanym socjalem oraz ściąganiem do kraju setek tysiecy imigrantów, w tym z krajów islamskich.

Zarówno lewicowy rząd PiS jak i lewicowa opozycja spod znaku PO, Hołowni i “Lewicy”, twierdzą, że główną przyczyną spadku dzietności są problemy lokalowe i finansowe Polaków, jak też brak żłobków. Skrajna lewica utrzymuje ponadto, że za brak dzieci odpowiada lęk kobiet związany z wprowadzonym jakiś czas temu zakazem aborcji, co może prowadzić do masowych zgonów kobiet w szpitalach. Pojawiają się postulaty, które mają te kwestie rozwiazać tj. podniesienie 500+, tanie kredyty mieszkaniowe, a w przypadku lewactwa, oczywiście aborcja na życzenie. Jak się jednak okazuje, według wyników ankiety przeprowadzonej przez Centrum Badań i Analiz Rynku, główną przyczyną braku posiadania dzieci jest… chęć utrzymania większego komfortu życiowego.

Poniżej przedstawiamy wyniki badań. Na czerwono podkreśliliśmy eksploatowany przez skrajną lewicę problem powikłań szpitalnych.

Jak widzimy, faktyczne powody spadku dzietności w Polsce mają się nijak do kwestii omawianych w mediach głównego nurtu. Kwestie mieszkaniowe, finansowe i związane ze żłobkiem, to łącznie zaledwie 12,4% decyzji o braku posiadania potomstwa. Przereklamowany jest także nagłaśniany przez skrajną lewicę problem powikłań, którego obawia się zaledwie 3,5% ankietowanych. Na pierwszych miejscach widnieją zupełnie inne kwestie. Realnymi przyczynami braku dzieci są potrzeby skupienia się na sobie i swoim rozwoju (samolubstwo, pogoń za pieniądzem), brak chęci posiadania dzieci i potrzeba braku odpowiedzialności (lenistwo, bambinizm, zdziecinnienie). Łącznie czynniki te wyniosły aż 68,9%.

NASZ KOMENTARZ: Tylko właściwe zdiagnozowanie problemu może pomóc w jego rozwiązaniu. Jak zatem walczyć z czynnikami, odpowiadającymi za ponad 2/3 decyzji o braku posiadania potomstwa? Naszym zdaniem, rozwiązaniem jest wyłącznie zmiana mentalności społeczeństwa. Polaków należy na powrót przekonać do wartości katolickich, narodowych i monarchistycznych. Należy przywrócić wartość wyśmiewanego przez lewactwo hasła “matka Polka”, które dawniej wiązało się ze szczególnym szacunkiem wobec polskich kobiet.

Należy promować model rodziny z trzema i większą ilością dzieci, zakazać pornografii oraz promowania kłamliwej lewicowej ideologii, zgodnie z którą kobieta zajmująca się dziećmi stoi w miejscu, nie rozwija się.

Według nas kobieta zajmująca się dziećmi rozwija się i realizuje jako człowiek znacznie lepiej niż pracując na etacie, gdyż do tego przeznaczył ją natura. Taka kobieta ma też wyjątkową wartość społeczną i narodową, jest godna najwyższego szacunku. Potępiamy myślenie, że kobieta robiąca kawę szefowi w pracy, to coś lepszego niż żona robiąca kawę mężowi w domu.

Demograficzne Seppuku czyli hara-kiri Japonii. Po legalizacji pigułek aborcyjnych władze zezwoliły na sprzedaż tabletek „dzień po” bez recepty.

Demograficzne Seppuku czyli hara-kiri Japonii. Po legalizacji pigułek aborcyjnych władze zezwoliły na sprzedaż tabletek „dzień po” bez recepty.

japonia-po-legalizacji-pigulek-aborcyjnych-wladze-zezwolily-na-sprzedaz-tabletek-dzien-po

Japońskie ministerstwo zdrowia zgodziło się na przeprowadzenie próbnej sprzedaży tabletek „dzień po” bez recepty – podał we wtorek dziennik „Japan Times”. Sprzedaż będzie prowadzona w części aptek w całym kraju. Decyzja ta, podjęta wkrótce po legalizacji pigułek aborcyjnych, jest istotną zmianą w polityce zdominowanych przez mężczyzn władz.

Do marca przyszłego roku apteki, które spełnią określone warunki, będą mogły sprzedawać tabletki „dzień po”. W tym czasie ministerstwo zdrowia będzie monitorować sprzedaż i prowadzić ankiety wśród sprzedawców, kupujących i na oddziałach położniczo-ginekologicznych.

Ministerstwo zdrowia rozważy powszechną dostępność antykoncepcji awaryjnej we wszystkich aptekach na podstawie zebranych danych „tak szybko, jak to możliwe” – zapewniło ministerstwo po spotkaniu komisji roboczej

„Antykoncepcja awaryjna” to środki zapobiegające niezamierzonej ciąży np. po niepowodzeniu antykoncepcji lub akcie przemocy seksualnej. Obecnie kobiety, w tym ofiary napaści na tle seksualnym, mogą kupić tabletki wyłącznie na receptę.

Aktywnym składnikiem dostępnych pigułek jest lewonorgestrel. Badania kliniczne w Japonii i na świecie potwierdziły jego 80 proc. skuteczność w przypadku zastosowania w ciągu 72 godz. po stosunku.

Grupy działające na rzecz zniesienia zakazu sprzedaży w aptekach uzasadniały to tym, że wiele kobiet zachodzi w ciążę i „jest zmuszanych do aborcji, ponieważ nie są w stanie natychmiast udać się do lekarza w nocy lub w święta”. Są też takie, które zostały wykorzystane seksualnie i mają opory przed wizytą u lekarza.

Ta decyzja odczytywana jest jako ważny krok w kierunku dołączenia Japonii do dziesiątek innych krajów, które już zezwalają na sprzedaż takich leków bez recepty w aptekach.

Decyzja została ogłoszona zaledwie dwa miesiące po wydaniu zgody na stosowanie pigułek aborcyjnych. Wcześniej dostępne były tylko aborcje chirurgiczne w pierwszych dziewięciu tygodniach ciąży za zgodą współmałżonka lub partnera.

Japonia zmaga się z kryzysem demograficznym. W ubiegłym roku w kraju tym urodziło się zaledwie 771tys. dzieci, najmniej od 1899 r., kiedy zaczęto prowadzić statystyki.

===================

Por.: Japonia walczy z demografią. Skutek: KATASTROFA.

Zapraszamy na Marsz dla Życia i Rodziny 18 czerwca w Warszawie

Od początku istnienia CitizenGO podkreślamy nasze wsparcie dla życia i wartości rodzinnych. Z entuzjazmem angażujemy się w Marsze dla Życia, które odbywają się w różnych stolicach i miastach Europy, Afryki, obu Ameryk i Australii.

Serdecznie zapraszamy Państwa na Narodowy Marsz dla Życia i Rodziny, który odbędzie się w niedzielę, 18 czerwca. Rozpocznie się on o godzinie 11:00 na Placu Zamkowym w Warszawie atrakcjami dla dzieci.

Tegoroczny temat przewodni marszu brzmi “Dzieci przyszłością Polski“. Spotkajmy się na tym ważnym marszu, abyśmy mogli wspólnie wyrazić nasze poparcie dla rodziny. 

Jak podkreśla hasło marszu, dzieci są głównymi bohaterami marszu. Dlatego przed jego rozpoczęciem dzieci będą miały okazję cieszyć się licznymi atrakcjami na Placu Zamkowym.

Z radością zapraszamy Państwa do udziału w tym wydarzeniu! Będzie nam miło, jeśli dołączycie do nas i wspólnie będziemy nieść nasze transparenty. Rozpoznacie nas po dużym banerze z logo CitizenGO.

Prosimy, udostępnij nasze zaproszenie na FB.

Po atrakcjach dla dzieci przejdziemy Krakowskim Przedmieściem do kościoła Świętego Krzyża, gdzie o godzinie 13:00 wydarzenie zakończy się Mszą świętą dla chętnych.

Chciałabym również zwrócić uwagę na fakt, że czerwiec na całym świecie obchodzony jest jako tzw. Pride Month, czyli miesiąc dumy LGBTGłówna, stołeczna Parada Równości odbędzie się 17 czerwca, a już dzień później, 18 czerwca, z zupełnie innym przekazem, my wyjdziemy na ulice Warszawy.

Szanujemy życie już od pierwszych chwil. Traktujemy dzieci jako dar i szczęście, promując postawę otwartości na życie.

Przyjdźmy razem na Marsz 18 czerwca w Warszawie, aby pokazać poparcie dla życia i rodziny. Cenimy miłość między kobietą a mężczyzną, trwałe, wierne i nierozerwalne małżeństwo.

Mam nadzieję, że spotkamy się na Marszu. Dziękuję za wszystko, co Państwo robicie.

Sylwia Mleczko z całym zespołem CitizenGO

PS: Jeśli nie możecie Państwo uczestniczyć w Marszu, proszę, przekażcie to zaproszenie innym osobom, które mogą być nim zainteresowane.

Demograficzna katastrofa Polaków. Po 2035 r. ulegnie przyspieszeniu.

Demograficzna katastrofa. Po 2035 r. ulegnie przyspieszeniu.

demograficzna-katastrofa-ulegnie-przyspieszeniu

Liczba ludności w wieku produkcyjnym w Polsce będzie stopniowo spadać i za niespełna 17 lat zmaleje o 8,4 proc. – wskazali eksperci CBRE. Według nich zmiany te może odczuć m.in. sektor biurowy i rynek mieszkaniowy.

Eksperci firmy CBRE powołali się na prognozy Oxford Economics, z których wynika, że do końca 2040 r. liczba ludności w wieku produkcyjnym w Polsce będzie stopniowo spadać. „Tempo to ulegnie przyspieszeniu zwłaszcza po 2035 r.” – wskazano.

Analitycy przewidują, że za niespełna 17 lat liczba ludności w wieku produkcyjnym zmaleje o 8,4 proc., „co spowoduje wzrost wskaźnika obciążenia demograficznego z 30 proc. w 2022 r. do 40 proc. w 2040 r.”. W ocenie CBRE zmiany te może odczuć sektor biurowy.

Agnieszka Mikulska z CBRE zwróciła uwagę, że zmiana demograficzna, z którą mamy do czynienia, a która będzie postępowała, wynika ze starzenia się społeczeństwa i spadku współczynnika dzietności. „Te dwa trendy oddziałują mocno na siebie, co już w 2040 r. zobaczymy wyraźnie w wielu aspektach życia społecznego.

==========

[dalej wata – w oryginle md]

Polska wymiera

Polska wymiera. Najnowsze dane nie budzą wątpliwości

polska-wymiera

Współczynnik dzietności (TFR) w Polsce w 2022 r. wyniósł 1,26, co w uproszczeniu oznacza, że na jedną kobietę rodzi się u nas 1,26 dziecka. “By nas nie ubywało, TFR powinien wynosić około 2,2” – zauważa ekonomista Rafał Mundry. To kolejne dane, które potwierdzają, że Polska wymiera.

Współczynnik dzietności (TFR) to bardzo ważny wskaźnik, który pokazuje przeciętną liczbę dzieci, jaką statystycznie urodzi kobieta przez cały swój wieku reprodukcyjny przy założeniu, że utrzyma płodność na poziomie obserwowanym w danym roku.

Poziomi od 2,1- 2,2 to taki, który zapewnia jedynie wymienialność pokoleń, nie rozwój.

Pogłębiający się kryzys demograficzny nie jest niespodzianką

Te dane, jak podkreśla ekonomista Rafal Mundry, potwierdzają, że Polacy chcą mieć i z roku na rok mają mniej dzieci, a współczynnik dzietności w 2022 r. jest najniższy od 9 lat.

Jak zauważa z kolei Oskar Sobolewski, ekspert emerytalny i założyciel Debaty Emerytalnej, nie jest to niespodzianką. Wskaźnik dzietności jest niski od lat. W 1990 r. było to jeszcze 1,99 i do tego czasu odnotowujemy głęboką tendencję spadkową.

Jak podał GUS, w tym czasie znacznie wzrósł także średni wiek kobiety w momencie urodzenia pierwszego dziecka.

W 2022 r. było to 28,8 lat, gdy w 1990 r. – 22,7 lat.

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda, gdy dane o liczbie narodzin zestawimy z danymi o liczbie zgonów. Tych ostatnich „z powodu pandemii” [wziąłem w cudzysłów, bo te ponad 200 tysięcy nadmiarowych zgonów to skutek polityki „zdrowotnej”, nie kowida. md] było ostatnio nadprogramowo dużo, liczba narodzin załamuje się z kolei prędzej, niż mówiły o tym wcześniejsze prognozy. W rezultacie za rządów PiS – mimo zapowiedzi rozwiązania problemów demograficznych przez program 500 plus – Polska wymiera.:

Z prognozy Eurostatu wynika, że mediana wieku w Polsce wzrośnie z 42 lat w 2022 roku do 50,4 lat w 2100 r.

Chociaż 2100 r. to bardzo odległa perspektywa, to problemy związane z niekorzystną demografią zaczną narastać dużo wcześniej. Starzejące się społeczeństwo nie jest w stanie rozwijać się w szybkim tempie, co sprawia, że kryzys demograficzny może zagrażać wizjom dogonienia poziomem życia krajów Zachodu.

Obecnie jeszcze jesteśmy młodszym społeczeństwem od Niemiec czy Francji, ale wskaźnik dzietności mamy dużo niższy od nich, co sugeruje, że lada moment może się zmienić i my będziemy starsi. Tymczasem w starzejącym się społeczeństwie zmieniają się priorytety. Środki na rozwój przesunięte zostają na utrzymanie świadczeń.

System emerytalny z roku na rok coraz większym obciążeniem

Dodatkowo polski system emerytalny jest zaplanowany tak, że świadczenia obecnych emerytów finansuje się ze składek obecnie pracujących osób. Im więcej jest emerytów i im mniej pracujących, tym ten system stanowi większe obciążenie dla finansów kraju i tym mniejsze są wypłacane emerytom świadczenia.

Chociaż sam ZUS wylicza, że nie zbankrutuje, to z drugiej strony nie ukrywa, że wypłacane emerytury będą z roku na rok coraz niższe.

Mówi o tym tzw. stopa zastąpienia, czyli stosunek wysokości emerytury do ostatniej wypłaconej nam pensji. W 2022 r. wynosiła ona 54%.

Oznacza to, że jeśli ktoś, przechodząc na emeryturę, zarabia 5000 zł na rękę, może (statystycznie) liczyć na około 2700 zł emerytury na rękę. [No i – koniecznie uwzględnijmy inflację.. MD

Oddziały położnicze w całej Ameryce są zamykane z powodu “nagłego” spadku liczby urodzeń.

Oddziały położnicze w całej Ameryce są zamykane z powodu “nagłego” spadku liczby urodzeń

maternity-wards-across-america-are-closing-down

Oddziały położnicze w całej Ameryce są zmuszone do zamknięcia z powodu gwałtownego spadku liczby urodzeń po wprowadzeniu szpryc [szczepień] .

Według raportu firmy konsultingowej Chartis, 217 szpitali w Stanach Zjednoczonych zamknęło dotychczas swoje oddziały porodowe.

Z zestawienia CNN wynika, że w ciągu ostatniego roku ogłoszono co najmniej 13 zamknięć.

Raport Chartis mówi, że stany o największej utracie dostępu do opieki położniczej to Minnesota, Teksas, Iowa, Kansas i Wisconsin – każdy z nich stracił ponad 10 placówek.

Jedną z przyczyn zamknięć jest niska ilość porodów.

Według danych opublikowanych przez March of Dime w zeszłym roku, ponad 2,2 miliona kobiet w wieku rozrodczym w USA żyje w pustyniach opieki położniczej. To zostało powiązane ze zwiększonym ryzykiem śmierci matki po porodzie.

Wskaźnik urodzeń we Włoszech osiągnął historyczne minimum. Pesymistyczne prognozy i postępująca kolonizacja. Kiedy lepsze czasy??

Wskaźnik urodzeń we Włoszech osiągnął historyczne minimum. Pesymistyczne prognozy i postępująca kolonizacja. Kiedy lepsze czasy??

-urodzenia-pesymistyczne-prognozy-i-postepujaca-kolonizacja/

Wskaźnik urodzeń we Włoszech osiągnął historyczne minimum – to główny wniosek płynący z raportu krajowego Instytutu Statystycznego Istat. Notuje się mniej niż 7 urodzeń i ponad 12 zgonów na tysiąc mieszkańców.

Trend spadkowy częściowo jest równoważony przez imigrację, czyli obok depopulacji autochtonów postępuje kolonizacja. Dalsze starzenie się społeczeństwa.

Po raz pierwszy od zjednoczenia Włoch w 1861 roku liczba urodzonych w zeszłym roku dzieci spadła poniżej 400 tysięcy – wyniosła 393 tys.

Jak wskazano w raporcie Istat, po raz ostatni wzrost liczny urodzeń zanotowany został w 2008 roku. Od tamtego momentu liczba urodzonych dzieci spadła o 184 tysiące, w tym najwięcej począwszy od 2019 roku.

Kolejne stwierdzone zjawisko to wzrost liczby cudzoziemców, mieszkających we Włoszech – o prawie 4 procent w porównaniu z minionym rokiem. Obecnie obcokrajowców jest ponad 5 milionów w kraju, gdzie liczba ludności wynosi 58,8 mln.

Ogólnie liczba ludności spadła o około 180 tysięcy w ciągu minionego roku. Trend spadkowy częściowo jest równoważony przez imigrację, czyli obok depopulacji autochtonów postępuje kolonizacja.

Średni wiek mieszkańca Włoch to 46 lat i 4 miesiące. Osoby w wieku powyżej 65 lat stanowią 24 proc. ludności kraju. W ciągu ostatnich 20 lat trzykrotnie wzrosła liczba włoskich stulatków. Jest ich teraz 22 tysiące.

Wg scenariusza Instytutu Statystycznego Istat populacja może spaść do 54,2 mln w 2050 i 47,7 mln w 2070. Są jednak bardziej pesymistyczne scenariusze.

W najbardziej pesymistycznym scenariuszu można sobie wyobrazić, że jeśli wszystko pójdzie najgorzej, populacja Włoch może się podzielić przez dwa w ciągu najbliższych 30 lat – przewiduje Luisa Salaris z Uniwersytetu w Cagliari.

Włosi uważają, że przyczyną rekordowo niskich urodzin jest brak polityki prorodzinnej. Włodarze stawiają więc na… zasiłki. Na każde dziecko przysługuje od niedawna miesięczny czek, a jego wysokość (od 50 do 175 euro) uzależniona jest od dochodów gospodarstwa domowego. Włosi wprowadzają więc swoiste 500+, które – jak pokazał przykład polski – absolutnie nie rozwiązuje problemu. Nad Wisłą, choć program obowiązuje od sześciu lat, również obserwujemy spadek liczby urodzin. Z drugiej strony jest to jeden z czynników proinflacyjnych, przez drożyznę realnie ubożeje społeczeństwo, a wobec braku jasnych perspektyw finansowych część odkłada plany rodzicielskie na „lepsze czasy”.

[„lepsze czasy” już były...md]

Percentage of Pregnancies Aborted by Country [Tabele, rysunki, nie bój się !]

Percentage of Pregnancies Aborted by Country
(countries listed by name)

https://www.johnstonsarchive.net

compiled by Wm. Robert Johnston https://www.johnstonsarchive.net/policy/abortion/wrjp336pd2.html
last updated 3 July 2022 [Usunąłem małe kraje, dla przejrzystości. Całość w oryginale, zachęcam. Mirosław Dakowski]

TOTAL, 1921 – 2018: 941,600,000 reported abortions, estimated 1,052,600,000 total abortions

Estimated current rates: 11,650,000 abortions per year or 970,000 abortions per month.


==============================

Percent of known pregnancies ending in legal abortions (excluding those ending in miscarriage), most recent data

countryyear%notes
Andorra201818.59#
Argentina20202.62 
Armenia201923.95 
Australia202117.81E
Austria20052.23I
Azerbaijan202021.53 
Bahrain201510.15 
Bangladesh20184.72 
Belarus201919.51 
Belgium201913.28 
Bermuda201930.83 
Bosnia and Herzegovina20197.23 
Brazil20170.06 
Bulgaria202024.65 
Burundi20192.41 
Canada202017.14E
Chile20170.05 
ROC Taiwan201813.54 
PR China202042.71 
Croatia20206.75 
Cuba201940.17 
Czech Republic202013.29 
Denmark201818.77 
Dominican Republic20198.10 
Ecuador20140.32E
Estonia202120.38 
Ethiopia20149.00E
Finland202015.20 
France202022.95 
French Guiana202028.43 
Georgia202029.05 
FR Germany202011.45 
Greece201519.01 
Greenland201951.51 
Guadeloupe202040.55 
Guyana20154.71 
Hong Kong201913.53 
Hungary202020.67 
Iceland201819.88 
India20162.94E I
Ireland202010.52 
Israel20208.48 
Italy202014.31 
Japan202014.40 
Kazakhstan201916.10 
South Korea201712.21 
Kosovo20064.61 
Latvia202013.96 
Lithuania202010.13 
Luxembourg20206.62 
Martinique202035.92 
Mexico20190.72I
Moldova202021.25 
Mongolia202015.84 
Montenegro20198.33 
Nepal201913.72I
Netherlands202015.68 
New Zealand202018.66 
North Macedonia201916.04 
Norway202017.30 
Panama20000.02 
Paraguay20184.25 
Poland20200.39#
Portugal202014.52 
Puerto Rico20127.39 
Qatar20120.55#
Reunion202025.21 
Romania202013.85 
Russia202027.81 
Serbia202014.47 
Seychelles202024.49 
Singapore202014.70 
Slovakia201910.48 
Slovenia202013.56 
South Africa20209.85 
Spain202020.58 
Sweden202023.43 
Switzerland202011.48 
Tajikistan20204.59 
Tunisia20097.39 
Turkey20163.20 
Turkmenistan20206.62 
Ukraine202018.04 
United Arab Emirates20190.12#
United Kingdom202024.76 
United States202120.54E
Uruguay201921.41 
Uzbekistan20194.74 

Notes: Data generally included in-country occurences regardless of residency of those obtaining abortions. (#) indicates values which include abortions by country residents obtained abroad. (E) indicates results based on estimates developed for the Abortion Worldwide Report. (I) indicates values known to be substantially incomplete. See respective country pages for sources.

The above map shows the estimated demographic impact of legal abortion

================================

https://www.johnstonsarchive.net/policy/abortion/mapeuropeabrate3big.gif

Mężczyźni są coraz mniej płodni. Alarm naukowców: To grozi przetrwaniu ludzkości.

Mężczyźni są coraz mniej płodni. Alarm naukowców: To grozi przetrwaniu ludzkości.

Aleksandra Sobieraj 21.11.2022 https://zdrowie.radiozet.pl/W-zdrowym-ciele/Zdrowie-mezczyzny/mezczyzni-sa-coraz-mniej-plodni-to-zagraza-ludzkosci

Naukowcy alarmują, że na całym świecie – już nie tylko w Europie czy Stanach Zjednoczonych – spada jakość męskiego nasienia. U Azjatów, Afrykańczyków i mieszkańców Ameryki Południowej także spada liczba plemników. Odpowiedzialność za mniejszą liczbę rodzących się dzieci i niższą płodność spada więc w równym stopniu na mężczyzn, co na kobiety.

Spada płodność mężczyzn na całym świecie

Nowe badania potwierdziły, że jakość męskiego nasienia spada nie tylko w Europie czy USA, ale na całym świecie – informuje pismo „Human Reproduction Update”. Pierwszą meta-analizę wykazującą spadek liczby plemników u mężczyzn z Ameryki Południowej i Środkowej, Azji i Afryki opublikował międzynarodowy zespół kierowany przez profesora Hagai Levine’a z Hadassah Braun School of Public Health na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie wraz z prof. Shanną Swan z Icahn School of Medicine w Mount Sinai w stanie Nowy Jork.

Dzieci będzie mniej na całym świecie

Już w roku 2017 ten sam zespół naukowców zaobserwował spadek liczby plemników wśród mężczyzn w Ameryce Północnej, Europie i Australii. Co niepokojące, stwierdzony wówczas trend spadkowy nadal się utrzymuje, a nawet przyspiesza.

Tym razem analizą objęto dane z 53 krajów, uwzględniając dodatkowe siedem lat gromadzenia informacji (2011-2018) i koncentrując się na trendach liczby plemników wśród mężczyzn w regionach, które nie były wcześniej badane, zwłaszcza w Ameryce Południowej, Azji i Afryce. Dane pokazują po raz pierwszy, że u mężczyzn w tych regionach świata również doszło do znacznego spadku całkowitej liczby plemników (TSC) i koncentracji plemników (SC), obserwowanego wcześniej w Ameryce Północnej, Europie i Australii. Na całym świecie zaobserwowano również przyspieszenie spadku tych parametrów po roku 2000.

Alarm: to może zagrozić przetrwaniu ludzkości

Zdaniem autorów badań, spadki liczby i koncentracji plemników odzwierciedlają globalny kryzys związany ze zmieniającym się środowiskiem i stylem życia oraz mają szerokie implikacje dla przetrwania ludzi jako gatunku. – Ogólnie rzecz biorąc, w ciągu ostatnich 46 lat obserwujemy znaczny światowy spadek liczby plemników o ponad 50 proc., który przyspieszył w ostatnich latach – podsumował prof. Hagai Levine.

Choć badanie nie dotyczyło przyczyn spadku liczby plemników, to prof. Levine zwrócił uwagę na niedawne badania wskazujące, że zaburzenia w rozwoju układu rozrodczego w życiu płodowym są związane z upośledzeniem płodności w ciągu całego życia i innymi objawami dysfunkcji rozrodczych. Ponadto wyjaśnił, że „wybory stylu życia i chemikalia w środowisku niekorzystnie wpływają na rozwój płodu”.

– Mamy poważny problem, który, jeśli nie zostanie złagodzony, może zagrozić przetrwaniu ludzkości. Pilnie wzywamy do podjęcia globalnych działań w celu promowania zdrowszego środowiska dla wszystkich gatunków oraz ograniczenia narażeń i zachowań, które zagrażają naszemu zdrowiu reprodukcyjnemu – ostrzegł naukowiec.

Prof. Shanna Swan podkreśliła, że niska liczba plemników nie tylko wpływa na płodność mężczyzn, ale ma też poważne konsekwencje dla ich zdrowia i długości życia. I wiąże się z innymi niekorzystnymi trendami, określanymi razem jako zespół dysgenezji jąder.

– Niepokojące spadki koncentracji plemników i całkowitej ich liczby o ponad 1 proc. rocznie, jak podano w naszym artykule, są zgodne z niekorzystnymi trendami w wynikach zdrowotnych mężczyzn, takimi jak rak jąder, zaburzenia hormonalne i wady wrodzone narządów płciowych, a także pogorszeniem zdrowia reprodukcyjnego kobiet – podkreśla prof. Swan.

Źródło: H. Levine , N. Jørgensen, A. Martino-Andrade, J. Mendiola, D. Weksler-Derri, M. Jolles, R. Pinotti, S. H. Swan, Temporal trends in sperm count: a systematic review and meta-regression analysis of samples collected globally in the 20th and 21st centuries, Human Reproduction Update, 2022 / PAP/Paweł Wernicki

Więcej: https://zdrowie.radiozet.pl/W-zdrowym-ciele/Zdrowie-mezczyzny/mezczyzni-sa-coraz-mniej-plodni-to-zagraza-ludzkosci

Japonia walczy z demografią. Skutek: KATASTROFA.

Japonia walczy z demografią. Skutek: KATASTROFA.

“Sięgniemy po bezprecedensowe środki”. Rząd Japonii chce, by rodziło się więcej dzieci

https://www.money.pl/gospodarka/siegniemy-po-bezprecedensowe-srodki

Rząd Japonii sięgnie po bezprecedensowe środki, by odwrócić trend spadającej liczby urodzeń – ogłosił w poniedziałek premier Fumio Kishida na otwarciu sesji parlamentu. Według szacunków władz w 2022 roku w kraju po raz pierwszy urodziło się mniej niż 800 tys. dzieci.

======================

Środki na rzecz odwrócenia negatywnego trendu będą “najskuteczniejszą inwestycją w przyszłość” – ocenił Kishida. Premier Japonii zapowiedział budowę “społeczeństwa i gospodarki, w których dzieci są na pierwszym miejscu”.

W kwietniu pracę rozpocznie nowy organ rządowy, Agencja ds. Dzieci i Rodzin, która będzie odpowiedzialna za politykę dotyczącą dzieci. – Do czerwca rząd wytyczy plan podwojenia wydatków na zwiększanie dzietności – powiedział Kishida, cytowany przez agencję Kyodo.

Japonia walczy z demografią

Japonia od wielu lat boryka się z problemem starzenia się społeczeństwa. W 2021 roku w kraju urodziło się niecałe 812 tys. dzieci, najmniej od 1899 roku, gdy zaczęto prowadzić statystyki. Według wstępnych szacunków rządu w 2022 roku liczba po raz pierwszy spadła poniżej 800 tys.

Kishida obiecał również zwiększanie płac, przeciwdziałanie wzrostowi cen i zapewnienie stabilnych źródeł energii, a także poradzenie sobie z „trwającą obecnie ósmą falą zakażeń koronawirusem”.

Premier zapowiedział wzmocnienie zdolności obronnych, przypominając, że rząd planuje pięcioletni budżet obronny w wysokości 43 bln jenów (ponad 330 mld dolarów). Jedna czwarta z tej sumy ma pochodzić z podniesionych podatków – przekazała publiczna stacja NHK.

W grudniu rząd w Tokio ogłosił plany największych zbrojeń od zakończenia II wojny światowej, w tym pozyskania pocisków zdolnych do uderzania w cele na terytorium potencjalnych wrogów. Kyodo wpisuje te decyzje w narastające zagrożenie militarne ze strony Chin, Rosji i Korei Północnej.

====================

GW:

Żeby ratować się przed wyludnieniem, rządzący będą zwracać singlom koszt poszukiwania małżonka i zapłacą za szkolenie swatek

7 lipca, gdy Japonia świętuje festiwal Tanabata, azjatyckie walentynki, 40 kawalerów i 40 panien spotka się w Tokio na wieczorku zapoznawczym. W roli swatki wystąpi jednak nie agencja matrymonialna, tylko zespół rządowo-parlamentarny. Władza chce sprawić, by Japończycy się żenili i płodzili dzieci.

– To sprawa bezpieczeństwa narodowego – mówi przewodnicząca zespołu, była minister obrony Yuriko Koike.

Dla Japonii spadek urodzeń jest groźniejszy od rakiet Kim Dżong Una – tłumaczy brytyjski dziennik “Daily Telegraph”. I nie jest to problem nowy. Zaczął się w 2004 roku, kiedy więcej ludzi umarło, niż się narodziło. Od tego czasu Japończyków ubywa – w 2013 roku o 244 tys. osób. Kraj Kwitnącej Wiśni nie tylko się wyludnia, ale także starzeje: dziś 22 proc. Japończyków ma powyżej 65 lat. Wielkimi krokami zbliża się chwila, gdy emerytów będzie więcej niż dzieci. Spece od marketingu prognozują, że za sześć lat sprzedaż pieluch dla dorosłych będzie większa od sprzedaży pieluch dla niemowląt.

[—- dalej leją już za forsę. md]