– Jeśli nie otrzymamy pomocy międzynarodowej, to skończy się to katastrofą (…) – ostrzegał prezydent Andrzej Duda podczas konferencji prasowej z Kamalą Harris. Jak poinformował, państwo polskie potrzebuje wsparcia zagranicy, aby skutecznie wspomóc uchodźców wojennych.
– Sytuacja jest bardzo trudna. Mówiłem o tym bardzo dużo wiceprezydent Kamali Harris. Dzisiaj mamy kryzys uchodźczy jeszcze cały czas, dlatego, że Polska jest w stanie przyjąć i znaleźć miejsce zamieszkania dla tych osób, które do nas przybywają, ale to jest prawie 1,5 mln w ludzi w ciągu kilkunastu dni – mówił Andrzej Duda podczas wspólnej konferencji prasowej z wiceprezydent Stanów Zjednoczonych.
– Milion ludzi przybyło do nas w 10 dni. Nigdy nie mieliśmy w historii takiej sytuacji, więc jest to dla nas coś zupełnie nowego. Mierzymy się z tym ogromnym wyzwaniem, mierzy się całe nasze społeczeństwo – kontynuował prezydent.
Zaznaczył, że Polska „zdaje sobie sprawę z tego, że to jest wzrastający problem, z którym musimy dać radę, a nie mamy doświadczenia”. – W związku z powyższym wczoraj przeprowadziłem długą rozmowę z panem Antonio Guterresem, sekretarzem generalnym Organizacji Narodów Zjednoczonych, któremu sygnalizowałem ten problem, na bieżąco mu opisywałem, jak on wygląda, jak polskie społeczeństwo i polskie władze radzą sobie, jak do tej pory z tym problemem, ale jednocześnie powiedziałem mu, że jeżeli nie otrzymamy pomocy międzynarodowej, to przy dalszym takim napływie uchodźców do Polski, skończy się to po prostu katastrofą uchodźczą – relacjonował Andrzej Duda.
Zwierzchnik polskiego państwa poprosił Guterresa zarówno o pomoc materialną, finansową, jak również ekspercką. – ONZ dysponuje ekspertami, którzy widzieli już niejeden taki kryzys i którzy, jestem przekonany, mają wypracowane metody radzenia sobie na różne sposoby i rozwiązywania problemów, jakie w związku z taką kryzysową sytuacją występują – wyjaśniał Duda.
Prezydent powiedział, że wszystkie te informacje przekazał także wiceprezydent USA.– Pomoc Stanów Zjednoczonych w tym zakresie jest dla nas bezcenna i bylibyśmy ogromnie wdzięczni, gdybyśmy mogli jak najszybciej z tej pomocy skorzystać. Rozmawialiśmy także o uchodźcach z Ukrainy, którzy mają rodziny w Stanach Zjednoczonych, którzy chcieliby przynajmniej na czas tej sytuacji wojennej spotkać się z tymi rodzinami, być w USA i móc tam przeczekać ten czas wojenny po to, żeby wrócić do swoich domów. Prosiłem o to, żeby procedury konsularne dla takich osób, które dzisiaj są w Polsce, związane z możliwością wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, zostały w miarę uproszczone tak, żeby te osoby rzeczywiście, jak najszybciej mogły się ze swoimi rodzinami połączyć i mogły w ten sposób uzyskać pomoc i przetrwać ten czas – informował.
– Działamy i szukamy wsparcia międzynarodowego, bo rzeczywiście zdecydowana większość uchodźców z Ukrainy przybywa do naszego kraju (…). Sądzę, że dlatego, że jesteśmy rzeczywiście krajem dużym i że sytuacja materialna przeciętnego obywatela Polski jest z całą pewnością lepsza, niż sytuacja materialna przeciętnego obywatela Ukrainy, choć nie jesteśmy bogatym Zachodem Europy, ale sytuacja Polaków w ciągu ostatnich lat poprawiła się znacząco. Ale przede wszystkim sądzę, że przybywają dlatego, bo wierzą, że dzięki także obecności armii Stanów Zjednoczonych w Polsce i dzięki obecności naszych sojuszników z NATO, z Kanady, Wielkiej Brytanii, Rumunii i innych państw, których żołnierze stacjonują u nas, Polska po prostu jest krajem bezpiecznym – ocenił prezydent.
Wychodzi na jaw coraz więcej „kwiatków” jakie rząd PiS próbuje przepchnąć pod przykrywką specustawy o pomocy Ukraińcom. Jednym z nich był wcześniej przez nas opisany powrót #BezkarnośćPlus. Czas jednak odkrywa kolejne kontrowersje, jakie władza próbuje przeprocedować pod płaszczem niesienia całkowicie przesadnej pomocy uchodźcom.
Wyrafinowani specjaliści obozu rządzącego doskonale zdają sobie sprawę, że obecny czas wyłączenia racjonalnego myślenia większości Polaków, za jakie odpowiadają reżimowe media. Daje im jedyną możliwość przepchnięcia niekorzystnych przepisów. Bo przecież, który z polityków odważy się sprzeciwić teoretycznej chęci niesiania pomocy „pokrzywdzonym” Ukraińcom.
W bardzo niekorzystnej dla Polaków specustawie o pomocy uchodźcom wyrafinowani politycy PiS chcieli kolejny raz zapewnić sobie bezkarności popełniającego przestępstwo podczas walki z pseudo covidem.
Punkt ten dzięki czujności posła Grzegorza Brauna oraz innych posłów z Konfederacji na szczęście został wykreślony.
Niestety pazerność partii PiS nie zna granic. Władze przecież od ponad dwóch lat nie jedzą łyżeczka, tylko chochlą.
Kolejny „kwiatek” w medialnej ustawie pomocowej Ukraińcom, których władza użyła do swoich gierek politycznych, został znaleziony przez posłankę Annę Bryłka z Konfederacji. Jak się okazuje Morawiecki i reszta elity pod płaszczykiem pozornie niesionej pomocy pragnie przyznać sobie szereg uprawnień sprzecznych z konstytucją i innymi ustawami.
– Specustawa ws. pomocy obywatelom Ukrainy rozszerza na stałe kompetencje premiera – będzie on mógł wydawać polecenia przedsiębiorcom. Proponowane zmiany to naruszenie swobody działalności gospodarczej i powinny obowiązywać tylko w stanach nadzwyczajnych – pisze poseł Bryłka.
Poniżej przedstawiamy pełne brzmienie kontrowersyjnego fragmentu specustawy:
„Art. 7a. 1. W sytuacji kryzysowej Prezes Rady Ministrów może, z własnej inicjatywy albo na wniosek Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów lub ministra kierującego działem administracji rządowej, wydawać polecenia zobowiązujące:
1) organy administracji rządowej; 2) państwowe osoby prawne oraz państwowe jednostki organizacyjne posiadające osobowość prawną; 3) organy jednostek samorządu terytorialnego, samorządowe osoby prawne oraz samorządowe jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej; 4) osoby prawne i jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej oraz przedsiębiorców. 2. Polecenia, o których mowa w ust. 1, są wydawane w celu: 1) zapewnienia właściwego funkcjonowania, ochrony, wzmocnienia lub odbudowy infrastruktury krytycznej; 2) przejęcia kontroli nad sytuacją kryzysową, której wpływ na poziom bezpieczeństwa ludzi, mienia lub środowiska, jest szczególnie negatywny; 3) usunięcia skutków sytuacji kryzysowej, o której mowa w pkt 2″.
KONKLUZJA:
Warto w tym miejscu dodać, że powyższy zapis, jaki Morawiecki i spółka chcą przepchać w specustawie pomocowej uchodźcom, będzie naruszał między innymi art. 22 Konstytucji RP, art. 232 i 232 ust 3 Konstytucji RP.
Czy zatem Morawiecki chce wykorzystać exodus Ukraińców i nieuwagę otumanionych Polaków do przyznania sobie władzy absolutnej?
Z całym tekstem specustawy można zapoznać się TUTAJ.
Od 24 lutego, gdy rozpoczęła się rosyjska agresja w Ukrainie, do Polski przybyło łącznie 1,33 mln uchodźców z Ukrainy, wśród nich 93 proc. to Ukraińcy – podała w środę rano na Twitterze straż graniczna. W środę do godz. 7 granicę przekroczyło 33,5 tys. osób.
Oprócz obywateli Ukrainy granicę przekraczali obywatele Polski (1 proc.) oraz obywatele prawie 100 różnych państw (6 proc. – to jest 80 tysięcy) – podała SG.
We wtorek do Polski funkcjonariusze odprawili 125,8 tys. podróżnych z Ukrainy. W niedzielę 6 marca było ich najwięcej od początku rosyjskiej agresji – wtedy odprawiono 142,4 tys. osób, a w poniedziałek 7 marca 141,5 tys. uchodźców.
„Czy wiemy, ile to jest dzieci? Jaki jest koszt? Czy są nauczyciele polskiego? Jak sprawić, żeby w związku z koniecznością nadganiania przez dzieci z Ukrainy nie obniżył się poziom nauczania polskich dzieci? Jest jakiś plan? Kalkulacja? Cokolwiek?”
W programie „O co chodzi?” gościem Magdaleny Ogórek był szef MEiN Przemysław Czarnek. Minister przedstawił swoją wizję tego, jak ma w Polsce wyglądać edukacja ukraińskich dzieci, które uciekły przed wojną.
– Pójdą do polskich szkół i oczywiście przyjmiemy wszystkie te dzieci, które chcą przyjść do polskich szkół. Przypominam, że dzieci uchodźców ukraińskich, którzy są na terenie Polski, znajdują się tu legalnie. A skoro znajdują się legalnie, podlegają również obowiązkowi edukacyjnemu. A skoro podlegają obowiązkowi edukacyjnemu, więc mogą być też, muszą być, powinny być przyjmowane do polskich szkół przez dyrektorów szkół bezpłatnie – powiedział Czarnek.
Jak stwierdził, „w tym sensie ten system już ich wszystkich obejmuje”. – W tym systemie już mamy kilka tysięcy, ponad 3 tys. dzieci, zapisanych – spośród tych, które przekroczyły granicę po 24 lutego – do polskich szkół. Są to najpierw głównie dzieci, które mówią w języku polskim, mogą z łatwością być zapisane do już funkcjonujących klas polskich w polskich szkołach – dodał.
Minister powiedział, że większość z ponad miliona ukraińskich uchodźców to kobiety z dziećmi. Samych ukraińskich dzieci w wieku szkolnym jest w tej grupie około pół miliona.
Szef MEiN odniósł się też do pytania o ukraińskie dzieci, które nie mówią po polsku. – Jeśli mówimy o dzieciach, które nie mówią w języku polskim, to mówimy o niemal wszystkich dzieciach, które przekroczyły granicę, bo tylko niektóre mówią w języku polskim – te, które miały kontakt z Polską, które miały rodzinę w Polsce. Przytłaczająca większość po polsku nie mówi – przyznał.
– I dlatego najlepszym rozwiązaniem dla tych dzieci jest utworzenie dla nich oddziałów przygotowawczych w ramach szkoły. Oddział przygotowawczy to jest klasa złożona z dzieci ukraińskich, w której to klasie odbywają się zajęcia adekwatne do poziomu rozwoju tych dzieci, edukacyjnego rozwoju na Ukrainie i z językiem polskim dla tych dzieci, bo te dzieci najpierw trzeba przygotować do systemu polskiego. To daje podwójne możliwości, a nawet potrójne możliwości bardzo korzystne dla tych dzieci, dla systemu oświaty – twierdził Czarnek.
W dalszej części programu minister Czarnek stwierdził, że w większości przypadków edukacja ukraińskich dzieci będzie odbywała się właśnie w oddziałach przygotowawczych, w grupie do 25 osób. Jak podkreślał, naznaczone traumą wojenną dzieci „w swoim gronie mniej się stresują niż w zupełnie obcym i obcojęzycznym gronie”.
Jak dodał, zajęcia mogą odbywać się „niekoniecznie w infrastrukturze szkolnej dzisiaj zajmowanej przez polski system oświaty, ale w innych obiektach”. Ma to też ochronić polskie dzieci przed „zakłóceniami” w systemie oświaty.
Do wypowiedzi ministra odniósł się Łukasz Warzecha. Dziennikarz zadał kilka „niewygodnych” pytań.
„Czy wiemy, ile to jest dzieci? Jaki jest koszt? Czy są nauczyciele polskiego? Jak sprawić, żeby w związku z koniecznością nadganiania przez dzieci z Ukrainy nie obniżył się poziom nauczania polskich dzieci? Jest jakiś plan? Kalkulacja? Cokolwiek?” – pytał publicysta.
Wojna na Ukrainie skomplikowała również życie potencjalnych najemców, którzy czekają na przydział lokali na krakowskich Klinach. W ramach rządowego programu Mieszkanie Plus powstało tam osiem bloków, w których bezpieczne schronienie mają znaleźć uciekający przed wywołaną przez Rosję wojną uchodźcy. Krakowianie załamują ręce. – Trzeba pomagać, sami to robimy, ale czemu odbywa się to naszym kosztem? – pytają.
Odpowiedzialna za realizację programu spółka PFR Nieruchomości tłumaczy, że w obliczu kryzysu humanitarnego wywołanego rosyjską agresją nie mogła pozostać bezczynna. – Przed oddaniem najemcom lokale przejdą remont – zapewnia PFR.
Nie mają wątpliwości co do tego, że trzeba pomagać uchodźcom, którzy uciekają do Krakowa przed wojną na Ukrainie. Sami brali udział w zbiórkach żywności oraz ubrań. Nadal chcą wspierać Ukraińców, których ojczyzna została brutalnie zaatakowana przez reżim Władimira Putina. Ale jednocześnie pragną w końcu na dłużej zamieszkać w jednym miejscu, a nie co parę lat wraz ze swoimi rodzinami tułać się między kolejnymi wynajmowanymi mieszkaniami.
– Nieśmy wsparcie dla Ukrainy, ale organizujmy akcje pomocowe z głową. Nie naszym kosztem – mówią nam krakowianie, którzy czekają na przydział lokali na Klinach, które wybudowano w ramach rządowego programu Mieszkanie Plus. Na razie odpowiedzialna za niego spółka chce umieszczać tam uchodźców. Nawet na pół roku. Później lokale trzeba będzie jeszcze remontować. To oznacza, że oddanie kluczy najemcom znów się opóźni. Bo przypomnijmy, że wstępnie do nowych budynków najemcy liczyli wprowadzić się już przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia.
“Nie można pomagać uchodźcom naszym kosztem”
Do naszej Redakcji zgłosił się mężczyzna, który z żoną i córką liczą na przydzielenie im mieszkania przy ulicy Anny Szwed-Śniadowskiej. – W maju zeszłego roku został przeprowadzony nabór wniosków w ramach programu Mieszkanie Plus, w którym wzięliśmy udział. Punktowano nas według różnych kryteriów. Pozytywnie przeszliśmy pierwszy etap. Drugi się nie odbył. Przyczyną są problemy z kanalizacją na nowym osiedlu – poinformował nas mężczyzna. Nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem, podobnie jak pozostali nasi rozmówcy. Już spotkali się z falą hejtu. – Już jesteśmy krytykowani za to, że nie chcemy pomagać uchodźcom. A przecież każdy z nas w jakiś sposób już pomógł, np. biorąc udział w zbiórkach – mówi nam kobieta, która również pozytywnie przeszła pierwszy etap naboru.
O problemach z kanalizacją informowaliśmy już w grudniu 2021 r. Okazało się wówczas, że inwestycja na Klinach zaliczyła poślizg. Wcześniej wszystko wskazywało na to, że najemcy mieszkań plus spędzą w nich święta Bożego Narodzenia. Tak się nie stało. Realizująca rządowy program spółka PFR Nieruchomości tłumaczyła opóźnienie w taki oto sposób:
“W związku z potrzebą dokonania weryfikacji efektywności osiedlowej kanalizacji deszczowej, termin udostępnienia mieszkań przesunie się w czasie. Cały proces potrwa kilka miesięcy. Przed przekazaniem pierwszych kluczy chcemy mieć pewność, że najemcy będą mogli bez przeszkód korzystać z mieszkań i osiedlowej infrastruktury”.
PFR potwierdza w odpowiedzi na nasze pytania, że drugi etap naboru faktycznie wciąż się nie odbył. – Weryfikacja czynszowa została odwołana w zeszłym roku z uwagi na konieczność analiz stanu technicznego systemu kanalizacji deszczowej. Sprawa ta jest znana wnioskodawcom. Przekazujemy im aktualny status na bieżąco. Zostali poinformowani, że raportu z analiz systemu kanalizacji deszczowej spodziewamy się w drugiej połowie kwietnia tego roku – przekazała nam dyrektor biura prasowego spółki PFR Nieruchomości Ewa Syta.
Wybuch wojny sprawił, że dla potencjalnych najemców pojawiły się kolejne problemy. – Otrzymaliśmy wiadomość, że mieszkania zostaną przeznaczone na pół roku dla uchodźców, uciekających przed wojną. Nie mamy nic przeciwko pomaganiu naszym sąsiadom zza granicy. Sam zawiozłem paczkę z darami na stadion Wisły, gdy trwała tam zbiórka. Ale nie można pomagać uchodźcom naszym kosztem – mówi jeden z potencjalnych najemców.
Od około 13 lat wynajmuje mieszkania. – Co dwa, trzy lata trzeba zmieniać lokal, bo wynajmujący np. sprzedaje mieszkanie. Mieliśmy nadzieję, że w końcu osiądziemy na dłużej w jednym miejscu. Tymczasem możemy zostać z niczym. PFR tłumaczy, że na razie żadne z mieszkań i tak nie jest nasze, nie wpłacaliśmy żadnych zaliczek. Nie wiadomo, czy zostałoby nam przyznane. Ale nadzieja była. Teraz przygasła – dodaje.
“Nie mogliśmy pozostać bezczynni”
PFR tłumaczy, że w obliczu kryzysu humanitarnego wywołanego rosyjską agresją na Ukrainie spółka nie mogła pozostać bezczynna. – Polską granicę przekraczają głównie matki z dziećmi, które nie mają żadnych perspektyw na samodzielne znalezienie bezpiecznego dachu nad głową. Dlatego zarząd Polskiego Funduszu Rozwoju, PFR Nieruchomości oraz Fundacji PFR podjął decyzję o nieodpłatnym udostępnieniu wolnych zasobów mieszkaniowych w Krakowie, Dębicy i Mińsku Mazowieckim – przekonuje nas Ewa Syta.
Podkreśla, że wsparcie, którego pragnie udzielić spółka, ma charakter doraźny i tymczasowy. – Nie wyklucza ono oferowania mieszkań przy ul. Anny Szwed-Śniadowskiej osobom, biorącym udział w naborze. Zakładamy, że wsparcie zostanie udzielone na okres 6 miesięcy – dodaje Syta. Najemcy, którzy czekają w kolejce na lokale podkreślają, że po pół roku ich użytkowania przez uchodźców nie dostaną już nowych mieszkań. – Mamy je później odświeżać na własny koszt? – pytają. PFR uspokaja. – Jak podkreślaliśmy w korespondencji, która trafiła do osób biorących udział w naborze, zanim mieszkania udostępnimy naszym najemcom, zostaną wyremontowane i doprowadzone do stanu pierwotnego – mówi Syta.
Osiedle przy Anny Szwed-Śniadowskiej to łącznie 481 mieszkań w ośmiu budynkach, które mają pozwolenie na użytkowanie. – W niektórych finalizowane są prace związane z wykończeniem mieszkań – dodaje Syta. Zapewnia, że zakwaterowanie uchodźców odbędzie się w ścisłej współpracy z jednostkami administracji samorządowej i rządowej, tak by pomoc trafiła do osób najbardziej potrzebujących. Kiedy lokale trafią do docelowych najemców, tego nie wiadomo. Uchodźcy mają w nich mieszkać pół roku. Ale później spółka PFR chce sobie dać jeszcze trzy miesiące na odświeżenie lokali.
W środę (2.03.2022) media poinformowały, że w geście solidarności z Ukrainą, zaatakowaną przez Rosję, część polskich restauratorów zmienia nazwę ruskich pierogów na pierogi ukraińskie.– Wiemy, że to tylko symboliczny gest, ale to też jest ważne w obliczu tej strasznej tragedii narodu ukraińskiego. Dzisiaj, w Środę Popielcową symboliczne danie główne to barszcz ukraiński i właśnie pierogi ukraińskie. Słowo „ruskie” ostentacyjnie wykreślamy z menu i wpisujemy „ukraińskie” – powiedział w rozmowie z PAP właściciel restauracji Polna w Zakopanem. Wyjaśnił jednocześnie, że ruskie pierogi zawdzięczają swoją nazwę historycznemu województwu ruskiemu i są typowo polskim daniem. W Rosji zaś są mało znane.
Niech mnie ktoś uszczypnie, bo po prostu nie wierzę własnym oczom, gdy to czytam. W geście solidarności z Ukrainą zmieniania jest nazwa polskiego dania, które z Rosją nie ma nic wspólnego. Żeby było ciekawiej, pierogi ukraińskie naprawdę istnieją, ale to inne danie niż pierogi ruskie, które teraz mają być pierogami ukraińskimi. Jeżeli to ma być „symboliczny gest”, to na czym ma polegać ten symbol? Na robieniu ludziom wody z mózgu? Swoją drogą, ciekawe, czy restauratorzy wycofują z oferty bliny z kawiorem? A może należy zamknąć wszystkie restauracje serwujące w Polsce dania kuchni rosyjskiej? To dopiero byłby „gest solidarności”, prawda?
Rosja napadła na Ukrainę 24 lutego. Dziś jest 3 marca. Przez tydzień Polska przyjęła 575 tysięcy uchodźców, przy czym nie trafiają oni do obozów tymczasowych, ale do polskich domów. I to jest autentyczny gest solidarności. Inną sprawą jest to, czym skończy się ten gest, ale to temat na osobny felieton. Oby Ukraińcy mogli jak najszybciej wrócić do swoich domów.
A co do uchodźców, którzy nie są obywatelami Ukrainy, powinni oni niezwłocznie udać się do krajów ich pochodzenia. Wiceminister Maciej Wąsik zapewnił, że dla uchodźców z państw trzecich Polska jest krajem przejściowym. – Wszyscy, którzy nie posiadają dokumentów i nie potrafią udowodnić ukraińskiego obywatelstwa, są dokładnie sprawdzani. Jeśli jest potrzeba, trafiają do specjalnych ośrodków Straży Granicznej – powiedział w środę na antenie Polsat News. Mam nadzieję, że tak jest faktycznie.[!!! Optymizm, czy ponury dowcip? MD]
A teraz wróćmy do naszych baranów, czyli do wojny z ruskimi pierogami. Takich kwiatków jest więcej. W ramach „gestu solidarności” dziennikarze piszą i mówią teraz „w Ukrainie”, a nie „na Ukrainie”. Usprawiedliwieniem dla kaleczenia języka polskiego ma być to, że Ukraina jest suwerennym państwem, więc należy jej się przyimek „w”, a nie „na”, bo ten jest stosowany w odniesieniu do obszarów niesamodzielnych. Czyli ponieważ mówimy „na Mazowszu”, to nie należy mówić „na Ukrainie”. Jest to oczywisty idiotyzm. Przecież mówimy „na Węgrzech”, „na Litwie”, „na Łotwie” i „na Cyprze”. Czy to oznacza, że nie uznajemy Węgier, Litwy, Łotwy i Cypru za państwa? A może należy zacząć mówić „w Węgrzech”, „w Litwie”, „w Łotwie” i „w Cyprze”?
W ramach „gestu solidarności” z Ukrainą polskie filharmonie ogłosiły, że nie będą grały utworów kompozytorów rosyjskich, w tym Czajkowskiego, Szostakowicza i Rachmaninowa. Opera Narodowa odwołała wystawienie „Borysa Godunowa”. O ile zrozumiałym jest, że wobec agresji Federacji Rosyjskiej zerwana zostaje współpraca z rosyjskimi instytucjami kulturalnymi, o tyle rugowanie samej muzyki z repertuaru jest obłędem. Czy za chwilę będziemy wyrzucać z bibliotek książki Dostojewskiego, Tołstoja, Czechowa? Czy wolno jeszcze czytać „Biesy”, czy też podpada to pod bycie „ruska onucą? Ale co tam „Biesy”! Czy wolno jeszcze czytać „Ogniem i mieczem”, czy też w ramach solidarności z Ukrainą mamy wyrzucić Sienkiewicza do kosza razem z ruskimi pierogami i określeniem „na Ukrainie”?
To jest amok! Jedyny plus tego amoku polega na tym, że z mediów zniknęła pandemia. Nikt już nie podaje liczby zakażeń i zgonów, a dziennikarze i politycy przestali apelować o wprowadzenie rozwiązań dyskryminujących osoby niezaszczepione. Przy okazji, czy którykolwiek z pandemicznych zamordystów, nawołujących do segregacji sanitarnej Polaków, powiedział chociaż słowo na temat konieczności wprowadzania takiej segregacji w odniesieniu do uchodźców z Ukrainy? Przecież poziom wyszczepienia na Ukrainie to 35%. I co? I cisza. Taka to właśnie pandemia.
Niestety, chociaż sanitarny reżim zniknął z mediów, nie zniknął z placówek medycznych. Od 1 marca wyrzucani są z pracy niezaszczepieni pracownicy tych placówek. To jest efekt rozporządzenia ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, który jednocześnie ogłosił, że polskie szpitale przeznaczają 7 tysięcy łózek dla uchodźców z Ukrainy. Czyli co? Po dwóch latach odcięcia od służby zdrowia znowu mamy kryterium lepszych i gorszych pacjentów? Priorytetowe leczenie dla Ukraińców, a dla Polaków stukanie kijem w parapet w przychodni? To musi rodzić złą krew. Jeśli w ramach solidarności z Ukrainą rząd postanowił traktować Polaków jako obywateli drugiej kategorii, to nie trzeba będzie długo czekać na zatrute owoce takiej polityki. Czy ci, których zabiegi diagnostyczne i operacje zostaną po raz kolejny przesunięte, mają prawo wyrazić swoje niezadowolenie z tego faktu, czy też mają siedzieć cicho, żeby nie wpaść do kategorii „ruskie onuce”?
Powtarzam, to jest amok! Polacy zgłupieli do stopnia, w którym wydaje im się, że w ramach solidarności z Ukrainą Zachód ruszy do boju i pokona Rosję raz na zawsze. A jak jest w rzeczywistości? Podczas, gdy w Polsce trwa wojna z ruskimi pierogami, Czajkowskim i zwrotem „na Ukrainie”, dwa rosyjskie banki, Sbierbank i Gazprombank, mają być wyłączone z sankcji ze względu na transakcje dotyczące dostaw energii do Unii Europejskiej. Natomiast z wewnętrznej analizy ekspertów Urzędu Kanclerskiego, do której dotarł „Die Welt” wynika, że Niemcy nie planują wstrzymania importu gazu, ropy i węgla z Rosji. Dlaczego? Bo byłoby to ze szkodą dla Niemiec. I tyle w temacie solidarności z Ukrainą. Nie wolno jeść ruskich pierogów i grać Czajkowskiego, ale biznesy z Rosją to już inna bajka. Ciekawe, kiedy Polacy to zauważą? Czy w ogóle zauważą?
Wczoraj usłyszałem historię „z życia wziętą”. Jeden z przedsiębiorców zatrudnia ukraińskich pracowników, pracują w Polsce od lat, normalni, spokojni ludzie, ale też głowy rodziny, które boją się o bliskich. Pierwsze co zrobili, to porozmawiali z pracodawcą jak mają sobie poradzić ze ściągnięciem żony i dzieci, czy dzieci będą mogły pójść do polskiej szkoły i tak dalej. Za całość zapłacili sami, a ponieważ są znani lokalnej społeczności, to nikt z widłami ich nie gonił i o żadnych „inżynierach” zagrażających Polsce nie krzyczał. Dlaczego o tym piszę? Z prostego powodu, jest to wręcz modelowy przykład na to, jak racjonalnie powinno wyglądać wsparcie dla uciekających z Ukrainy i przy takich rozwiązaniach tylko niespełna rozumu ludzie będą krzyczeć o „banderowcach”.
A jak to wygląda w skali, która dawno wymknęła się spod kontroli? Do Polski może przyjechać kto chce, nie tylko obywatele Ukrainy, ale każdy przebywający na terenie Ukrainy. Nie ma znaczenia, czy ludzie przyjeżdżają z tej części Ukrainy gdzie rzeczywiście mają miejsce bandyckie ataki Putina, czy z miejsc gdzie się zupełnie nic nie dzieje. Patrząc na mapę Ukrainę widzimy, że na 70 do 80% powierzchni kraju nie spadła ani jedna rakieta, nie przeleciał ani jeden pocisk. Żeby daleko nie szukać kompletnie nic się nie dzieje we Lwowie i w związku z tym powstaje naturalne pytanie ilu Ukraińców ze Lwowa trafiło do Polski? Jest to jedno z wielu pytań, których nie wolno w przestrzeni publicznej zadawać, bo każda próba kończy się sponiewieraniem pytającego, w najlepszy razie brakiem empatii, w standardowym „szczuciem” i „ruską onucą”. Polska nie prowadzi polityki migracyjnej, nie ma nawet pomysłu jak zracjonalizować ten proces, żeby z jednej strony pomagał tym, którzy pomocy rzeczywiście potrzebują, z drugiej chronił Polskę przed opłakanymi konsekwencjami ekonomicznymi i społecznymi. Panuje jeden wielki szantaż wewnętrzny i zewnętrzny, który prowadzi do irracjonalnych i krzywdzących Polaków „gestów solidarności”.
Nie sposób wyjaśnić rozumem, ale też sercem, jeśli używa się serca właściwie, takich pomysłów, które są przywilejami dla uchodźców i sankcją dla Polaków. O ile jeszcze jakoś da się wytłumaczyć darmowe przejazdy komunikacją publiczną, bo wiadomo, że wielu, podobnie jak w opisanej powyżej historii, jedzie do pracujących w Polsce krewnych, to nijak nie da się wyjaśnić całego szeregu innych profitów. Polskie uczelnie oferują specjalne stypendia socjalne dla Ukraińców poza normalnym systemem, co oznacza wykluczanie polskich studentów. Darmowe wizyty w przychodniach i co więcej znów w specjalnym trybie „tylko dla Ukraińców”. I wcale nie chodzi o ranne ofiary terroru, tacy Ukraińcy zwyczajnie przez granicę nie przychodzą, ale chodzi o to, że Polak czekający trzy tygodnie na wizytę u kardiologa, będzie przesunięty o kilka kolejnych tygodni, a Ukrainiec zostanie przyjęty od ręki. Niedzielski mówił o przygotowaniu 7 do 10 tysięcy miejsc w szpitalach dla Ukraińców, nie dla osób chorych bez względu na pochodzenie, tylko specjalnie dedykowane miejsca dla Ukraińców. Darmowe ubezpieczenia OC to już kompletne kuriozum i szkodliwy populizm, za który także zapłacą Polacy.
Czy zwracanie uwagi na te ewidentnie krzywdzące decyzje polityczne, które zapadły w amoku emocjonalnym i w ramach ślepego wyścigu na gesty solidarności, jest szczuciem? Odsyłam do początku felietonu i jeszcze raz podkreślam, nie mam nic przeciw naturalnej tresce od ukraińskie rodziny, ale w tym procesie powinni brać udział sami Ukraińcy, łącznie z ponoszeniem kosztów, natomiast Polacy muszą mieć co najmniej równy dostęp do wszystkich świadczeń i instytucji publicznych.
Wrzucanie Ukrainy do jednego banderowskiego worka jest rzeczywiście propagandą Putina i bezmyślnym wspieraniem tej propagandy, ale poniewieranie Polaków we własnym domu, którzy domagają się rozwiązywania problemów zgodnie z prawem i sprawiedliwością jest chuligaństwem, nie empatią. Nikt i nikomu nie może zabronić oddania domu i pieniędzy komu tylko chce, ale też nikt i nikogo nie powinien do tego zmuszać, szczególnie wbrew logice i prawu.
Uczestniczymy w wielopiętrowej operacji, płonie wielki grill, przy którym duzi gracze najedzą się do syta, a naiwni robią za ruszt albo i węgiel drzewny. Z uwagi na fakt, że jest to operacja zakrojona na gigantyczną skalę nie da się przewidzieć jej następstw przy pomocy prostych i dotychczas obowiązujących schematów. Każdego dnia dowiadujemy się czegoś nowego i z reguły te wieści nie są dla Polski dobre.
Tradycyjnie jesteśmy w samym centrum boju, pomiędzy Wschodem i Zachodem, przekleństwo geopolitycznego położenia spada nam na głowy. I tego rzecz jasna uniknąć nie możemy, nie przeniesiemy Polski do ciepłych krajów, czy w inne bezpieczne miejsce na świecie. Gorzej, że nie wyciągamy z historii żadnych wniosków i niczym ćmy do świecy pchamy się w polityczne i społeczne kłopoty.
W tej chwili Polska wzięła na siebie największy ciężar związany z wydarzeniami na Ukrainie. We wszystkim jesteśmy pierwsi, oddaliśmy najwięcej samolotów, wysyłamy najwięcej paczek i przede wszystkim przyjmujemy najwięcej uchodźców, różnych, nie tylko ukraińskich.
Stan na dziś to 450 000 i nic nie wskazuje, żeby to była liczba ostateczna, wręcz przeciwnie do końca tygodnia możemy się zderzyć z okrągłym milionem. Głównym czynnikiem generującym liczbę uchodźców jest sianie wojennej histerii, w czym Polska też bryluje. W zależności od tego jakie jeszcze akty terroru z udziałem bandziorów Putina będą miały miejsce na Ukrainie, fala uchodźców może się uspokoić albo wezbrać jeszcze mocniej. Polska do tej pory nie ma żadnego planu A, nie wspominając o planie B, po prostu przyjmujemy wszystkich jak leci i co gorsza z otwartymi ramionami zapraszamy następnych. Na zachętę Morawiecki oferuje 500+, Niedzielski pełną opiekę zdrowotną, bez względu na status „szczepienia”, a cały rząd gwarantuje, że każdy dostanie wikt i opierunek. Nasza szlachetna postawa na początku wzbudziła podziw świata, ale ten etap właśnie mija.
Co do zasady można się zgodzić, że fala się podzieli, jedni na Ukrainę wrócą, drudzy zostaną w Polsce, jeszcze inni pojadą dalej na Zachód. Niestety jest w tym prostym rozkładzie bardzo dużo luk. O ile pewnym jest, że „uchodźcy”, którzy ominęli Białoruś chcą do Niemiec, to już niekoniecznie tak się dzieje w przypadku studentów z Ukrainy, którzy żyli tam parę lat.
Zwracam też najwyższą uwagę, że pomimo najwyższej troski, jaką otoczono uchodźców i ocenzurowania wszystkich aktów agresji z jakimi spotkali się Polacy, w tym ratownicy medyczni, amerykańskie CNN i niemieckie MSZ od wczoraj grzmią o polskim rasizmie. Niemcy jednym ruchem mogą uszczelnić swoją granicę i nikt im nic nie zrobi. W dodatku nie muszą tego robić zasiekami tylko zapisami prawnymi wspieranymi przez propagandę. Póki co to Polska zapewnia prawie półmilionowej grupie odpowiednie warunki bytowania i jakoś szerokiej fali pomocy humanitarnej z Unii Europejskiej nie widać. Ostra rozgrywka polityczna z udziałem pięknych słów i twardych cynicznych działań, to dyscyplina, w której Polska od zawsze zbiera baty i tak to wygląda również tym razem. Empatia, nie zawsze właściwie pojęta, zastąpiła wszelkie myślenie, generacja emocji na najwyższym poziomie zagłusza każdy apel o obronę własnego interesu.
Jako domorosły socjolog z tytułem magisterskim, mogę powiedzieć, że nie ma mądrych przy takiej skali zjawisk społecznych. Moglibyśmy sobie w prosty sposób podzielić uchodźców, gdyby to było 10, no powiedzmy 50 tysięcy, ale przy 500 tysiącach procesy wymakają się spod kontroli. Wpadamy w pułapkę, w imadło, które nas ściska coraz bardziej, z jednej strony sami się wpakowaliśmy w niekontrolowaną solidarność z Ukrainą, z drugiej będą z nas robić rasistów pozbawionych wrażliwości, żeby zatrzymać uchodźców w Polsce.
Gdyby to było takie oczywiste, że Niemcy wezmą większość, to dziś dworzec w Berlinie byłby oblegany, a nie w Przemyślu. Teraz wygląda to źle, ale strach pomyśleć, co się będzie działo jeśli nie daj Boże dojdzie do oblężenia Kijowa, o Lwowie nie wspominając. Na szczęście szanse na to są niewielkie, jednak sama propaganda i gotowanie w wojennym kotle wystarczą, żeby nowe fale wywołać.
Ratownicy z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Przemyślu poinformowali w mediach społecznościowych o tragicznym w skutkach zdarzeniu.
We wpisie czytamy:
Niestety doszło do pierwszego ataku na personel medyczny…..44 letni obywatel Turkmenistanu podczas transportu do szpitala zaatakował Zespół Transportu Medycznego, uderzając, kopiąc i gryząc. Wskutek ataku jeden z naszych kolegów stracił palec wskutek odgryzienia. Napastnik zbiegł i jest poszukiwany przez Policję.
Otrzymałem informację o zwyzywaniu i pobiciu kobiety w pociągu relacji Przemyśl – Warszawa. Mowa o dr hab jednej z warszawskich uczelni. Sprawcy to grupa mężczyzn o “arabskich rysach twarzy”, która w licznej grupie podróżowała spod granicy polsko-ukraińskiej…
We wtorek (1.03.2022) posłowie Konfederacji przedstawili niepokojące informacje o sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej. Wśród tłumu uchodźców znajdują się mężczyźni, którzy nie wyglądają na Ukraińców i przedstawiają się jako „studenci” z ukraińskich uniwersytetów, co wydaje się mocno wątpliwe. Istnieje uzasadnione podejrzenie, że są to nielegalni imigranci, którzy wcześniej szturmowali granicę polsko-białoruską.
– Okazuje się mnóstwo ludzi to mężczyźni spoza Europy. I nie są to mężczyźni w wieku studenckim oraz nie posługują się nawet w szczątkowym zakresie językiem angielskim, nie mówiąc już o ukraińskim – powiedział poseł Konrad Berkowicz, który odwiedził przejście graniczne w Medyce. – Na ile jest kontrolowany przepływ na granicy? Czy ludzie bez dokumentów potwierdzających ich obecność na Ukrainie w ramach np. jakichś studiów, są sprawdzani? – zapytał.
Berkowicz poinformował też, że dochodzą do niego sygnały o problemach Polaków, którzy próbują wydostać się z Ukrainy. – Często są traktowani gorzej niż inni, którzy chcą się przedostać do Polski– podkreślił.
Poseł Krzysztof Tuduj również wybrał się na przejście graniczne w Medyce, gdzie zaobserwował wiele osób, które nie wyglądają na Ukraińców. Jeden z takich mężczyzn miał uderzyć funkcjonariuszkę Straży Granicznej. – Według informacji, które uzyskałem, konieczne było oddanie strzału ostrzegawczego, żeby uspokoić sytuację – poinformował Tuduj. – Będziemy dopytywać Straż Graniczną o potwierdzenie tych informacji – dodał zaznaczając, ze źródło, z którego uzyskał informację o tym incydencie, jest wiarygodne.
– Mam też informacje od wolontariuszy na miejscu, że te osoby wpychają się do autobusów, potrafią odepchnąć kobiety z dziećmi, żeby sobie zaklepać miejsce jako pierwsi. Mamy do czynienia z trudna sytuacją, gdzie migracja ekonomiczna, która napiera na Europę, łączy się w tym momencie z migracją prawdziwych uchodźców z Ukrainy – podkreślił Tuduj.
Polska “w ciemno” popiera Ukrainę, oraz bierze ją sobie na “kroplówkę finansową”.Czy “na pewno” Amerykanie nie wciągnęli na listy “swych sukinsynów” także polskich Ukraińców?” -[bo że wciągnęli tych “radzieckich”, to wiadomo i nikt tego obecnie nie ukrywa].
Kto tu właściwie jest celem agresji?
Szanowny Panie Profesorze, z zainteresowaniem odsłuchałem dziś nagranie pt. “KONFEDERACJA Grzegorz Braun: “Polska i Podkarpacie wobec zagrożeń wojennych” ( youtube.com/watch?v=Rt1P0kyd1CM ) gdzie PP. Grzegorz Braun i Andrzej Zapałowski omawiają problemy związane z aktualną sytuacją na Ukrainie. Chciałbym spytać Pana, co Pan sądzi o innym wyjaśnieniu “dziwnej wojny” tamże prowadzonej przez Putina.
(takich przykładów można przytoczyć znacznie więcej) Otóż zasadniczo mówi się o agentach pozyskanych do “pracy operacyjnej” na terenie b. ZSRR, ale przecież OUN/UPA miała swoich ludzi nie tylko tam. Czemu więc zakładać, że “na pewno” Amerykanie nie wciągnęli na listy “swych sukinsynów” także Ukraińców — członków bądź sympatyków UPA — którzy po wojnie pozostali w PRL? Do czego zmierzam: otóż Ukraińcy w Polsce robią autentyczne kariery po 1989 r. — kariery, do których musieli przecież być przygotowywani. Onyszkiewicz, Siemoniak, Bodnar i in. przecież nawet nie ukrywają, że są Ukraińcami. Np. Siemoniak jest aktywnym działaczem Związku Ukraińców w Polsce. I co się dzieje: przez szereg lat Polska “w ciemno” popiera Ukrainę, oraz bierze ją sobie na “kroplówkę finansową”, nie za bardzo wiadomo, na jakiej właściwie zasadzie. Zawierane są skrajnie niekorzystne dla Polski umowy (np. ta emerytalna). Znosi się kolejne nietakty — a wręcz prowokacje – strony ukraińskiej. Oczywiście można na ten temat jeszcze długo — a i Pan tę tematykę zna — więc przejdźmy od razu do wydarzeń bieżących. W nagraniu, które mnie zainspirowało do napisania niniejszej wiadomości, p. Zapałowski mówi, że do akcji na Ukrainie skierowano raptem 50 tys. żołnierzy rosyjskich. Czyż nie wygląda to zastanawiająco: 50 tys. ludzi do uchwycenia obszaru o powierzchni nawet dwukrotnie większej, niż Polska? Nie za mało trochę? Jednocześnie jak ta wojna jest niesamowicie “humanitarnie” prowadzona (według doniesień medialnych): precyzyjne, wręcz “chirurgiczne” uderzenia na cele wyłącznie wojskowe, straty pośród ludności cywilnej jeśli w ogóle jakiekolwiek, to wyłącznie chyba wskutek omyłek czy awarii użytego sprzętu — takich “eleganckich” wojen historia wojskowości chyba dotąd nie znała! Przyjrzyjmy się jednak bliżej, co my właściwie o tej wojnie wiemy? Właściwie tylko to, co nam telewizja pokaże. Okazuje się, że jako “wieści z frontu” pokazywane są jakieś stare, wyjęte z archiwów nagrania, albo nawet fragment gry komputerowej pokazano jako “moment zestrzelenia rosyjskiego myśliwca”. Jednocześnie zwróćmy uwagę, iż obecnie mamy dostępne kamery Internetowe dostępne “na żywo” 24h/dobę; dość wpisać w wyszukiwarce Google frazę np. “Kyiv live cam” — i wybrać którąś z dostępnych kamer — aby przekonać się, że Kijów jakoś nie chce przypominać miasta obleganego przez krwiożerczych napastników i na obrazie przekazywanym z tych kamer wygląda na to, że… życie toczy się tam raczej normalnie. W każdym razie normalniej, niż toczyło się w Polsce w marcu 2020 r., gdy urządzono nam pierwszy “lockdown”. Więc okazuje się, że w Kijowie w trakcie wojny(?) ludzie żyją o wiele normalniej. Wygląda zatem na to, że Ukraina wcale jakoś nie ma takiego znowu wielkiego problemu z domniemaną “agresją”. Wydaje się, że o wiele większy problem ma… Polska, zalewana przez nieprzerwany strumień “uchodźców”. Wpuszczanych w ogóle bez żadnej kontroli, bo “bylibyśmy chyba bez serca” itd. Nagle — jakby się spora grupa krajowych polityków, a i wielu samorządowców zmówiła — wszędzie wprowadza się niesłychane przywileje dla Ukraińców. Deklaruje się np. możliwość przeprowadzenia (poza kolejnością) tysięcy operacji w czasie, gdy dla Polaków — którzy płacą za to wszystko – dostępne są jedynie “teleporady”. Nie będę wymieniał teraz tego wszystkiego, bo to są sprawy znane.
To wszystko każe zadać sobie pytanie, kto tu właściwie jest celem agresji? Czy faktycznie celem agresji jest Ukraina — czy też może jednak celem agresji Rosji I SPRZYMIERZONEJ Z NIĄ UKRAINY nie jest czasem Polska, z którą toczy się niewypowiedzianą “wojnę hybrydową”? Pod koniec ub.r. w porozumieniu z Łukaszenką przeprowadzono na granicy białoruskiej “próbę generalną”, która ujawniła, że Polacy — co tu owijać w bawełnę — są safandułami i pierdołami niezdolnymi do zatrzymania przestępców nielegalnie przekraczających polską granicę ostrzeżeniem: “stój, bo strzelam!” — i strzałem, w przypadku nieusłuchania takiego wezwania. Zatem po upewnieniu się, że “biedni uchodźcy” są całkowicie bezpieczni, obecnie zastosowano tego rodzaju atak na skalę masową. Innymi słowy: właśnie dokonuje się chyba “ostatni etap” przejmowania polskiego państwa przez obcych, metodą potęgowania chaosu w społeczeństwie oraz powodowania katastrofy finansowo-gospodarczej. Co Pan o tym sądzi? Uszanowanie,
ZB
=====================
Umieszczam. Co Czytelnik o tym sądzi?
MD
===========================
mail:
Ruch banderowski doszczętnie po wojnie zlikwidowany w granicach ZSRR, zachował się na Zachodzie.
Nagłe zmartwychwstanie tego ruchu na terenie Republiki Ukraińskiej nie mogło się odbyć inaczej, jak wskutek poparcia przez KGB.
Tak więc Rosja oficjalnie walcząc z banderyzmem, po cichu go popiera i uniemożliwia w ten sposób powstanie naturalnego porozumienia między ludnością polską i ukraińską.
Trudno by władze polskie nie zdawały sobie sprawy z tego, że popierając banderowców, nie tylko bezczeszczą pamięć ich ofiar, ale działają na korzyść Putina.
Polska przyjmuje uchodźców z objętej wojną Ukrainy. Jednak to, co dzieje się na przejściach granicznych i w punktach recepcyjnych jest co najmniej niepokojące. Wśród uchodźców „z Ukrainy” pojawiło się wielu czarnoskórych.
W tłumie Ukraińców, którzy szukają schronienia przed wojną, pojawiło się wiele czarnoskórych postaci. Doskonale widać to w punktach recepcyjnych – zwłaszcza na dworcu PKP w Przemyślu.
—————————-
„Dworzec PKP Przemyśl….czy ktoś to jeszcze kontroluje ? Gdzie maseczki ? Polska Policja Straż Graniczna czy leci z Nami pilot ?” – pisał na Facebooku Słabek Sławicki, załączając zdjęcia.
Dworzec PKP Przemyśl….czy ktoś to jeszcze kontroluje ? Gdzie maseczki ? Polska Policja Straż Graniczna czy leci z Nami pilot ?
Owi „młodzi imigranci ukraińscy”, to przybysze z Afryki i Bliskiego Wschodu. Jeszcze niedawno takie grupy usiłowały się przedrzeć do Polski z Białorusi, szturmując granicę.
Cały nasz europejski dorobek przed wami, dla was.. Władze w naszym imieniu składają ręce w uwielbieniu, a rozkładają nogi z radością.
Bob Gedron 💯 🇵🇱@Bob_GedronKrótka relacja reporterki @tvp_info z Przemyśla po przyjeździe pociągu z Ukrainy ujawnia brutalną prawdę. Przywieziono właśnie mnóstwo osób z krajów trzeciego świata. Kamera TVP próbowała wypatrywać dzieci ale w tle ciągle ludzie o ciemnym kolorze skóry. Jak pilnujecie granic 🇵🇱?
Watykan ogłosił, że papież Franciszek przeznaczył 100 tys. euro na migrantów, którzy przebywają w pasie granicznym pomiędzy Polską i Białorusią. W dobie przestępstw i agresji migrantów wobec polskich służb mundurowych, decyzja hierarchy jest wręcz skandaliczna.
O sytuacji na granicy polsko-białoruskiej nie mówi się tak wiele jak kilka miesięcy temu, jednak nie znaczy to, że migranci z Bliskiego Wschodu nie próbują przedostać się przez płot do naszego kraju. Straż Graniczna cały czas informuje o licznych próbach nielegalnego przekraczania naszych granic.
To nie przeszkodziło papieżowi w obdarowaniu nielegalnych migrantów dużą pulą pieniędzy w wysokości 100 tys. euro. Pieniądze trafią między innymi do polskiego oddziału charytatywnej organizacji katolickiej Caritas. Mają posłużyć do „uporania się z kryzysem migracyjnym na granicy pomiędzy tymi dwoma krajami”.
Informując o dotacji Franciszka, Watykan poinformował, że od ubiegłego lata tysiące migrantów, z których większość pochodzi z Bliskiego wschodu i targanej wojną domową Syrii, podjęły próbę przekroczenia granicy pomiędzy Białorusią i Polską.
To właśnie tą drogą próbowali oni przedostać się na terytorium Unii Europejskiej. W komunikacie nie poinformowano o przestępstwach, których masowo dopuszczają się migranci oraz o doniesieniach polskiego MSWiA wskazujących na powiązania terrorystyczne, a nawet skłonności zoofilskie wśród części migrantów przebywających na granicy (PRZECZYTAJ).
Jak podaje w swoich najnowszych raportach ubezpieczeniowa firma OneAmerica, śmiertelność osób w grupie wiekowej 18-64 lat w Stanach Zjednoczonych wzrosła o 40%, w porównaniu do okresu przedpandemicznego.
“Obserwujemy właśnie najwyższą śmiertelność jaką kiedykowliek zanotowaliśmy w historii prowadzenia naszej działalności biznesowej, a dotyczy to nie tylko firmy OneAmerica”- powiedział prezes firmy, Scott Davidson w wywiadzie w zeszłym tygodniu, i dodał, że „Dane te są spójne i zgodne ze wszystkimi biznesowymi podmiotami w naszej gałęzi biznesowej”.
Mieszcząca się w Indianapolis (stan Indiana) korporacja OneAmerica działa nieprzerwanie od 1877 roku, zatrudnia 2400 pracowników i posiada aktywa przekraczające 100 miliardów dolarów.
Davidson powiedział, że wzrost zgonów reprezentuje „potężne, ogromne liczby” i dotyczy osób w sile wieku, pracujących, a nie ludzi starych czy emerytów. „Aby uzmysłowić wam o czym jest mowa i pokazać jak tragiczna jest sytuacja, powiem, że rozkład normalny [na poziomie three-sigma] mógłby wskazać zaistnienie jednej na 200 lat katastrofy ze wzrostem 10% w stosunku do okresu przedpandemicznego. Zatem 40% jest rzeczą niesłychaną”.
Podczas niedawnej konferencji prasowej prowadzonej przez gubernatora stanu Indiana, dr Lindsay Weaver, główny lekarz stanowy powiedział, że liczba hospitalizacji jest wyższa niż przed wprowadzeniem [tzw.] szczepionek przeciwko Covid, co więcej – jest wyższa niż w którymkolwiek roku w ciągu ostatnich 6 lat. Większość łóżek szpitalnych w oddziałach intensywnej terapii (91,1%) jest zajętych, lecz jedynie 37% z nich to osoby z pozytywnym wynikiem kowidowym, a 54% to osoby z innymi chorobami.
Na informację tę zareagował dr Robert Malone, pisząc, że JEŚLI zostanie ona potwierdzona, świadczy to, iż:
„szczepionki genetyczne tak agresywnie promowane zupełnie zawiodły”;
kampania zabraniająca prewencyjnego podejścia i wczesnego leczenia przyczyniła się do masowych, a możliwych do uniknięcia, zgonów;
jesteśmy świadkami całkowitego fiaska polityki prowadzonej przez rząd amerykański i agencje odpowiedzialne za system zdrowotny (HHS);
żyjemy w czasach masowej, globalnie skoordynowanej propagandy i cenzury, największej w całej historii rodzaju ludzkiego. Wszystkie główne media i media społecznościowe skoordynowały działania aby zdusić jakąkolwiek dyskusję o ryzyku genetycznych szczepionek oraz o alternatywnych sposobach leczenia;
JEŚLI te informacje potwierdzą się, MUSZĄ być wyciągnięte konsekwencje.
Nadprzeciętny wzrost śmiertelności w ciągu ostatniego roku – czyli w czasie wyszczepiania społeczeństw eksperymentalnym preparatem zwanym „szczepionką przeciwko Covid-19” – notowany jest również przez inne statystyczne źródła, np. US Mortality Monitoring – Death, Excess, Ranking, Map, Historical.
Wiele zgonów w zeszłym roku to skutek błędnej (czytaj: celowej) polityki lockdownów, pozbawiania ludzi środków do życia, stresu oraz efekt działania tzw. szczepionek, których długofalowe skutki nigdy nie były testowane przed wprowadzeniem ich na rynek, a które właśnie ujawniają się masowymi zgonami, kalectwem i chorobami autoimmunologicznymi.
Można jedynie dodać, że wobec nagłego spadku populacji w wieku produkcyjnym, nie powinny dziwić napisy „Help wanted” wystawione dziś na każdej szybie każdego biznesu, proszące się o pracowników i ręce do pracy. Nie powinny dziwić niezwykłe odwołania lotów samolotów, zakłócenia na rynku dostaw, brak kierowców, a nawet nie powinno dziwić przyzwolenie na nielegalną imigrację poprzez południową granicę USA (ponad 2 miliony osób wtargnęło w zeszłym roku, zupełnie przez nikogo „nie zauważonych” – osoby te otrzymują później pełne wsparcie i darmowe utrzymanie). Nielegalna imigracja pozwoli rządzącym zamaskować tragiczne żniwo „szczepionek” i ich ludobójczej polityki.
Można również przewidywać, że i w Polsce lawina nielegalnych nachodźców ruszy z impetem, gdy rządzący zorientują się, iż nie można dłużej utrzymać dotychczasowej cenzury i manipulacji danymi, a jedynym dla nich wyjściem będzie wywołanie chaosu społecznego z przyzwoleniem na rój „imigrantów”.
Łuków, miasteczko w północno zachodniej części województwa lubelskiego. Jest sobota, godzina 3:00, ruchu drogowego praktycznie brak, policjanci z Komendy Powiatowej Policji o tej porze są praktycznie niewidoczni… Drogą wojewódzką zmierza pięć busów z polskimi tablicami rejestracyjnymi. Kierowcą jednego z nich jest Czeczen z miejscowego ośrodka dla… Czeczenów. Busy jadą w kierunku dworca PKP i parkują w ciemnym zaułku. Z busów wysiada około 30 smagłych młodych byczków a średnia wieku nie przekracza dwudziestu kilku lat.
Nie ma w grupie żadnych kobiet, żadnych dzieci ani starców. Same byczki w sile wieku. Widać od razu, że grupa ta ma przewodnika, który prowadzi wszystkich na peron. Busy natychmiast rozpływają się w mroku. Każdy członek tej zorganizowanej grupy jest objuczony różnymi tobołkami ponad miarę. Czuć od nich aromat osób w długiej podróży. Grupa zachowuje się głośno i swobodnie. O godzinie 4:41 odjeżdża niepokojona pociągiem Kolei Mazowieckich do Warszawy Wschodniej. Nikt nie reaguje. https://www.salon24.pl/u/jeremyf/1190252,przemyt-nachodzcow-z-bialorusi-kwitnie-nowy-szlak-polska-koleja
Przekonuje się nas, że imigracja przynosi Szwedom korzyści. Jeżeli jest to prawda, powinny być one też widoczne w statystykach przestępstw. Zgodnie z najnowszymi ustaleniami, które prezentuję w niniejszym studium, rzeczywistość empiryczna przeczy tym zapewnieniom. (…) W latach 2013-17 ponad 70 proc. wyroków skazujących i podejrzeń o popełnienie zabójstwa lub morderstwa (w tym usiłowań) dotyczyło ludności napływowej, względnie jej potomstwa. Wskaźnik morderstw u imigrantów w Szwecji zwiększył się w ostatnim czasie czterokrotnie w stosunku do tubylczej populacji.
Pracowałem w policji 40 lat, ale nigdy nie widziałem czegoś podobnego.
– Rick Fuentes, były szef policji z New Jersey, o szwedzkich gangach (link)
Znajdujemy się w stanie wojny. Sytuacja jest dramatyczna. Uzbrojeni po zęby kryminaliści walczą o dominację w przestępczym podziemiu niczym oddziały paramilitarne; są niezwykle niebezpieczni. Nigdy wcześniej nie było tu zbrodni tego rodzaju – ataki z użyciem granatów, strzelaniny na ulicach.
– Jale Poljarevius, rzecznik policji w Uppsali (link)
Wedle doniesień szwedzkich służb, lokalne gangi używają obecnie materiałów wybuchowych z częstotliwością niespotykaną dla kraju, który nie jest pogrążony w konflikcie zbrojnym.
[W Szwecji] jest bardzo dużo kobiet, dziewczynek, gwałconych każdego dnia. (…) W tej chwili po zmroku kobiety boją się wyjść z domu. Ludzie mają przy sobie pilniczki do paznokci, noże, spraye różne. Każdy boi się wyjść.
Odsetek szwedzkich kobiet padających ofiarą przemocy seksualnej od lat wykazuje tendencję wzrostową. Oficjalne statystyki są mocno niedoszacowane i nie przedstawiają realistycznej skali nasilenia zjawiska. Z treści rządowego raportu wynika, że w roku 2017 po ekstrapolacji rezultatów sondażu wiktymizacyjnego w przybliżeniu 112 tysięcy osób w wieku powyżej lat szesnastu doświadczyło gwałtu albo zostało wykorzystanych seksualnie. Dla porównania w analogicznym okresie w Szwecji policja zarejestrowała 5236 zgłoszeń o zgwałceniu; z tej puli skazano raptem 190 indywidualnych sprawców.
Impulsem do napisania tego komentarza stał się dla mnie wywiad, jakiego portalowi Wirtualna Polska udzielił Jerzy Sarnecki, profesor kryminologii na Uniwersytecie w Sztokholmie. Pada w nim kategoryczna uwaga, że wpływ imigrantów na proces degradowania wizerunku Szwecji to wyłącznie propagandowy nonsens, wykreowany przez skrajnie populistyczne ruchy prawicowe o korzeniach neonazistowskich. W celu obalenia rzekomo ksenofobicznej narracji, forsowanej przez te środowiska w internecie, Sarnecki udostępnił prymitywny wykres swojego autorstwa, korelujący dynamikę przyrostu imigranckiej populacji z długofalowymi wskaźnikami zabójstw. I wyszło mu, że między jednym a drugim nie występuje żaden związek. Ba, stwierdził wręcz, że kiedyś było gorzej – dawniej pijani (biali) Szwedzi atakowali innych (białych) Szwedów nożami. W konsekwencji średnia liczba morderstw była wyższa niż obecnie. Jak można wywnioskować po wklejonych cytatach, nie podzielam hurraoptymizmu pana profesora (dalej JS) i zamierzam pokazać, że wbrew jego uspokajającym deklaracjom imigracja odciska niekorzystne piętno na statystykach szwedzkiej przestępczości.
Po pierwsze, gdy JP przekonuje, że trzydzieści lat temu policja indeksowała więcej zabitych w przeliczeniu na sto tysięcy mieszkańców niż dzisiaj, to ma rację, ALE trzeba tu powiedzieć, że w relacji do współczesności dysproporcja ta jest naprawdę niewielka. W najgorszej dekadzie po wojnie (1985-1995) Szwecja zanotowała wskaźnik 1.4 (zobacz str. 23), później objawił się trwały kurs spadkowy, który wyhamował i uległ odwróceniu w okolicach 2013 roku. Aktualnie współczynnik zabójstw wynosi tam 1.2.
Po drugie, krytykom szwedzkiej polityki imigracyjnej chodzi nie tyle o to, że wraz z napływem kolejnych fal imigrantów przemoc eskaluje rekordowo ponad historyczną normę, lecz o udział tychże przybyszów w ogólnej puli przestępstw oraz ich nadreprezentację względem populacji autochtonów. JS wywinął się od odpowiedzi na tak postawione pytanie, klepiąc wyświechtane frazesy o dyskryminacji i biedzie, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że odpowiedź musi być tylko jedna: bez imigrantów przestępczość w Szwecji zmalałaby drastycznie, w idealnym wariancie scenariusza nawet o ~60 proc. Co się zaś tyczy najgroźniejszych dla zdrowia i życia deliktów, to tutaj spośród czterech nadrzędnych kategorii:
morderstwa/zabójstwa zostałyby zredukowane o 60-70 proc. [1]
napady rabunkowe też o 60-70 proc.
gwałty o 55-60 proc. [2]
napaści o 50-60 proc.
Wizualizacje danych za tekstem Adamsona (po kliknięciu ilustracje otworzą się w pełnej rozdzielczości w oddzielnych oknach), dystrybucja ludności przyjezdnej w szwedzkim społeczeństwie → link
W minionym dziesięcioleciu udokumentowano również wyraźny wzrost ulicznych strzelanin w Szwecji. Te bezprecedensowe zmiany napędzają w ogromnej większości przypadków młodzi mężczyźni, uzbrojeni w nielegalną broń palną z rejonu Bałkanów, zasiedlający muzułmańskie getta (w debacie publicznej tudzież oficjalnych raportach rządowych zawsze używa się na ich określenie szyfrogramu “disadvantaged neighborhoods”, czytaj: ubogie dzielnice imigranckie). W przytoczonej podgrupie sprawców zwyżka przemocy była wyjątkowo jaskrawa – wskaźnik śmiertelności obrażeń postrzałowych skoczył siedmiokrotnie na przestrzeni analizowanego interwału. Przy okazji chciałbym uczulić, że oba wykresy na pewno nie oddają faktycznej skali problemu, urywają się bowiem w newralgicznym momencie, tj. na roku 2015, kiedy nastąpiła intensyfikacja wojen miejscowych klanów, zbieżna zresztą z przybyciem 162 877 azylantów, głównie z Syrii, Afganistanu, Iraku i Somalii.
Rysunki 1 i 3 z pracy Sturupa et al. odwzorowane dla poprawy czytelności.
W rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski JS zasugerował też, że najbardziej klasycznym argumentem prawicy jest bałamutne straszenie społeczeństwa (w którym odbywa się akurat polityczna dyskusja na temat przyjmowania uchodźców z Afryki Północnej i terenów Bliskiego Wschodu) hordami “arabskich gwałcicieli” – że przyjadą do nas Arabowie i będą prześladować nasze kobiety. Amerykańska lewica czyni dokładnie to samo: próbuje bagatelizować fenomen murzyńskich, międzyrasowych gwałtów na białoskórych kobietach, szydząc i insynuując, że są one jedynie urojeniem garstki rasistów, nie zaś dobrze rozpoznanym w literaturze przedmiotu, dominującym trendem statystycznym. Owszem, jest prawdą, iż na skutek szeregu modyfikacji, zaszczepianych stopniowo w szwedzkim kodeksie karnym w latach poprzednich, gruntownym przeobrażeniom uległa bazowa definicja gwałtu. Zazwyczaj były to poprawki rozszerzające jej zakres. Najradykalniejsze korekty wprowadzono w roku 2005 i od tamtej pory zaraportowane incydenty poszybowały w górę:
Choć kwestia ta niesamowicie komplikuje albo wręcz uniemożliwia robienie porównań między krajami z powodu głębokich różnic w podejściu do definiowania, rejestrowania i klasyfikowania poszczególnych deliktów przez lokalne organy ścigania (patrz cytat z tej publikacji), to jednak absolutnie nie oznacza, że nic merytorycznie sensownego nie da się wydukać o niepokojąco rosnącym zagrożeniu przemocą seksualną w Szwecji. Istnieją sprawdzone, alternatywne narzędzia do szacowania częstości występowania gwałtów w populacji; mało tego – niedawno ukazał się zrecenzowany artykuł, rzucający snop światła na bez przesady najpilniej strzeżoną tajemnicę szwedzkich kronik kryminalnych, mianowicie udział obcokrajowców w statystykach zgwałceń. Wystarczy powiedzieć, że po ujawnieniu tych “drażliwych informacji” sygnatariusze referatu znaleźli się na radarze prokuratury za rzekome złamanie zasad etyki naukowej.
Na początek warto sobie uzmysłowić, że oprócz Szwedów są w Europie jeszcze ledwo dwie nacje, które przy kompletowaniu danych wsadowych nt. gwałtów posługują się ekwiwalentną metodyką. Należą do nich Duńczycy oraz Belgowie (zobacz tabela z podlinkowanego paragraf wyżej sprawozdania Brå). Dzięki temu możemy bezpiecznie zestawić ze sobą długoterminowe wskaźniki, pochodzące bezpośrednio z ich policyjnych źródeł. Rezultaty takiego zabiegu każą przypuszczać, że pod wierzchnią warstwą słodkiej, medialnej propagandy złe rzeczy dzieją się w sielankowym państwie szwedzkim [3]:
Brå (link), Danmarks Statistik (link), Eurostat (link)
Obiektywnie najlepszym sposobem mierzenia poziomu przemocy w ujęciu całego kontynentu pozostają mimo wszystko sondaże wiktymizacyjne. Ich pryncypialną zaletą jest standaryzacja formularzy z pytaniami, ujednolicenie kluczowych pojęć i brak konieczności opierania się na, nierzadko wadliwych i wybiórczo egzekwowanych, normach protokołowania meldunków przez policję. Najszerzej zakrojone przedsięwzięcie badawcze, jakie kiedykolwiek uruchomiono na tym polu w granicach Unii Europejskiej, które dotyczyło problematyki napaści seksualnych na kobiety w państwach członkowskich, przeprowadziła w roku 2012 Europejska Agencja Praw Podstawowych (The European Union Agency for Fundamental Rights, akronim FRA). Próba: losowa, 42 tysiące respondentek (średnio 1500 osób na kraj). Procedury: ankiety połączone z anonimowymi wywiadami; kobietom zapewniono komfort psychiczny, izolując je od partnerów; kwestionariusze odpowiednio doprecyzowano, żeby uniknąć nieporozumień z interpretacją rozmaitych określeń. Otrzymane wyniki potwierdziły tylko spekulacje wysnuwane z policyjnych statystyk: Szwecja cechuje się relatywnie wysokim stopniem natężenia przemocy wobec kobiet (dla kontrastu Polska uplasowała się na dolnych szczeblach rankingu [4]):
Dane w oryginalnej formie graficznej sprzed reprodukcji → link (po kliknięciu oba diagramy otworzą się w pełnej rozdzielczości w oddzielnym oknie).
Czas wsadzić kij w mrowisko i poruszyć ekstremalnie toksyczne (zwłaszcza w lewoskrętnych kręgach polityczno-kulturalno-akademickiej elity intelektualnej, do której niewątpliwie aspiruje także JS) zagadnienie – kto w końcu gwałci w tej Szwecji? “Gazeta Wyborcza” skłania się ku opcji, że lepiej tego nie wiedzieć. Ja z kolei kilka akapitów wcześniej napomknąłem o pewnym artykule naukowym. W abstrakcie czytamy, że większość gwałcicieli (blisko 60 proc.) rekrutuje się z grupy “imigranckiej”. Ale co to właściwie znaczy w tym kontekście? Proponuję spojrzeć na tablicę nr 2 ze zbiorczym opisem pochodzenia 3039 skazańców.
Najpierw ogólna obserwacja/przestroga/rada: w celu identyfikacji miejsca urodzenia sprawców i ich biologicznych rodziców Khoshnood et al. posłużyli się (zamiast gradacją rasową/etniczną) podziałem na regiony geograficzne, czyli najbardziej chyba rozmytym i neutralnym kryterium. Przykładowo: w tabeli uwzględnili Europę Wschodnią i Azję, tj. dwa olbrzymie i zróżnicowane narodowościowo terytoria. Na obszarze azjatyckim żyją przecież afgańskie plemiona/Talibowie (dopuszczający się wszelakich, motywowanych doktryną szariatu, okrucieństw wobec kobiet) i Japończycy (mentalnie ich totalne przeciwieństwo). Europa Wschodnia natomiast rozciąga się od Rosji poprzez Bułgarię, a na Polsce kończąc, przy czym cudzoziemcy z Polski mogli trafić równie dobrze do koszyka zachodnioeuropejskiego (unijnego), gdyż autorzy pracy w żadnym momencie tego nie klarują. W efekcie jakiekolwiek twarde konkluzje powinny być mitygowane świadomością, że w gronie imigrantów-gwałcicieli znajdują się nacje, których przedstawiciele minimalnie wykrzywiają szwedzkie statystyki przemocy seksualnej i nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego. Działania prewencyjne i represje, aby były skuteczne, muszą być zogniskowane na tzw. podejrzanych wysokiego ryzyka.
Ostatnia uwaga na marginesie: mówimy wyłącznie o przestępcach skazanych prawomocnym wyrokiem. Jest rzeczą udowodnioną i bulwersującą (patrz komunikat Amnesty International na wstępie), że lwia część gwałtów w Szwecji nigdy nie kończy się aresztowaniem napastnika, zaś w przypadku aresztowania raptem niewielki procent oskarżonych staje przed sądem. W okresie 2011-2015 wskaźnik skazań był tam prawie 35 razy niższy aniżeli wskaźnik zgłoszeń odebranych przez policję:
Wracając do publikacji Khoshnooda et al. – przez szesnaście lat Murzyni z Afryki + Arabowie z Bliskiego/Środkowego Wschodu, ewentualnie ich potomstwo urodzone na terenie Szwecji (w sumie 853 osoby) popełnili niemalże 30 proc. wszystkich gwałtów i usiłowań zgwałceń, zwieńczonych wyrokiem sądowym, choć reprezentują ~7 proc. ludności (link). Jeśli zawęzić ich wkład jedynie do subkategorii “imigranckiej”, to odsetek gwałcicieli wzrasta do 47 proc.
Teraz już wiadomo, czemu za obnażenie tych statystyk poszczuto badaczy prokuraturą.
Na trop trzeciej hipotezy naprowadził mnie mój afgański przyjaciel, biegły tłumacz sądowy. Na podstawie setek rozmów, jakie odbył z młodymi mężczyznami z Afganistanu w ciągu ostatnich kilku lat profesjonalnej kariery, doszedł do wniosku, że głównym motywem ich zachowania jest głęboka i niesłabnąca pogarda dla zachodniej cywilizacji. W ich mniemaniu, Europejczycy to wrogowie, zaś europejskie kobiety stanowią swoiste łupy wojenne, podobnie zresztą taktują mieszkania socjalne, zasiłki pieniężne i paszporty. Lokalne prawa nie mają dla nich znaczenia, bo w ostateczności Europa i tak ma upaść pod naporem najeźdźców, na których czele kroczą właśnie oni. Asymilacja z tubylcami i ciężka praca mijają się z celem – Europejczycy są za słabi, by należycie karać ich za łamanie prawa. Dni Europy są policzone.
Do refleksji.
_______________________
[1] Posiłkując się trochę inną próbą z szesnastu lat, Khoshnood et al. dostali odsetek = 43 proc. (tabela, link)
[2] Średnią 55 proc. potwierdzili niezależnie Khoshnood et al. (tabela, link)
[3] Co ciekawe, szwedzka sonda kryminalna NTU zanotowała skok dopiero w roku 2015 (wykres, link).
[4] Polska na tle Unii Europejskiej odznacza się najniższym wskaźnikiem krzywdy doświadczanej przez kobiety od obecnego lub dawnego partnera i najwyższym wskaźnikiem raportowalności przypadków przemocy policji. Dane te stoją w jawnej sprzeczności z forsowaną często w mediach tezą, że na wyniki badania decydujący wpływ miały czynniki kulturowe, rozumiane jako brak społecznego przyzwolenia na mówienie o sprawach intymnych. Gdyby istotnie tak było, wtedy liczba zgłoszonych aktów przemocy na policji byłaby wprost proporcjonalna do liczby samych incydentów. Tymczasem sytuacja kształtuje się dokładnie odwrotnie – w krajach skandynawskich wysoki odsetek kobiet powyżej piętnastego roku życia, deklarujących przestępczą wiktymizację, łączy się z niską liczbą interwencji policji, która rzadko przekracza poziom kilkunastu procent, w Polsce zaś przy najniższej wśród krajów Unii deklarowanej liczbie aktów przemocy, niemalże 30 proc. indagowanych kobiet poświadcza taką interwencję, co w przypadku nie-partnerów stanowi najwyższy wskaźnik w UE (patrz tabela 3.5).
[5] Cheryl Benard poświęciła całe swoje dorosłe życie na pomaganie uchodźcom z różnych podupadłych rejonów globu. Tematem jej tekstu jest przestępczość w Europie wśród przybyszów z Afganistanu, z naciskiem na przemoc seksualną. Według Benard, zjawisko to jest trudne do zrozumienia (zarówno pod względem skali, jak i charakteru) i pokazuje, co czeka Europę, jeśli dominujące na kontynencie polityczne trendy nie zostaną wyhamowane. Autorka przedstawia generalnie dwie hipotezy, racjonalizujące “zdziczenie” Afgańczyków, które są powszechnie używane jako usprawiedliwienie dla ich agresji, oraz hipotezę trzecią, o której można tylko szeptać na salonach:
wpływ alkoholu (z automatu eliminuje tę teorię);
szok powstały na skutek zderzenia z obcą kulturą (tę wersję również wyklucza);
nienawiść do zachodniej kultury i przekonanie o jej zerowej wartości.
Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nieco się ustabilizowała – oczywiście, jak na garbatego (prosty, jak na garbatego), ale widać, że zanosi się na dłuższą wojnę, może nawet pozycyjną. Białoruskie wojsko buduje bowiem dla egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki miasteczko niedaleko granicy, wokół wielkiego magazynu, w którym turystów osadzono. Wprawdzie podobno mają telefony, ale obawiam się, że ich głównym źródłem informacji są białoruskie media i politrucy z tamtejszej armii, więc wygląda to na bombę z opóźnionym zapłonem.
W dodatku okazało się, że 600 takich jegomościów, umieszczonych w specjalnym ośrodku w Wędrzynie w pobliżu granicy niemieckiej, właśnie się zbuntowało i pragnie przedrzeć się do Niemiec, więc trwają wysiłki, żeby ich jakoś uspokoić.
Najgorsze są nieproszone rady, ale przypominam sobie film oparty zresztą na prawdziwych wydarzeniach, jak to zaraz po wojnie niemieccy jeńcy zamknięci w obozie, zarządzanym przez jakiegoś Kanadyjczyka o miękkim sercu, uparli się, by dokonać egzekucji na swoim koledze-jeńcu, który tuż przed zakończeniem wojny został przez niezawisły Gericht skazany na śmierć za dezercję. Kanadyjski komendant o miękkim sercu nie wiedział, co zrobić, więc Niemcy, kierowani przez swoich oficerów, zaczęli przybierać coraz groźniejszą postawę. Kiedy usiedli na placu apelowym, tłukąc w menażki, któryś z oficerów z załogi obozu kazał otworzyć ogień z karabinów maszynowych, co natychmiast przerwało demonstrację.
Więc to jest jedna metoda uspokajania egzotycznych buntowników. Druga metoda polegałaby na wysłaniu tam kompanii psychologów, którzy poradziliby sobie z buntownikami po dobroci. Nawiasem mówiąc, rola psychologów bardzo wzrosła w miarę, jak w społeczeństwie zaczęła lawinowo narastać liczba mazgajów. Mazgajstwo bowiem zaczęło przynosić profity, więc nic dziwnego, że nawet ci, którzy mazgajami tak naprawdę nie są, chętnie się pod nich podszywają. Jak tak dalej pójdzie, to każdy mazgaj będzie miał swojego psychologa, który będzie utulał go do snu, śpiewając mu kołysanki. W końcu trzeba dla tych psychologów wymyślić jakieś rządowe posady, bo inaczej to i oni zaczną się buntować, ale jeszcze się taki nie urodził, któremu udałoby się uśmierzyć bunt psychologów. Może w tej sytuacji zrobić desant psychologów na Mińsk, doprowadzić ich jakoś do prezydenta Łukaszenki, żeby go zawstydzili, a potem już wszystko pójdzie gładko; zawstydzony Aleksander Łukaszenka ze łzami w oczach ustąpi miejsca pani Swietłanie i uda się na pokutę do jakiejś pustelni, dzięki czemu Białoruś wkroczy na drogę dynamicznego rozwoju, a problem egzotycznych turystów zostanie po cichu ostatecznie rozwiązany ku zadowoleniu świata cywilizowanego. Czym innym bowiem jest urządzanie ostatecznych rozwiazań z pozycji wstecznych, a czym innym – z pozycji nieubłaganie postępowych.
Tymczasem kiedy na froncie polsko-białoruskim zapanował póki co względny spokój, rząd “dobrej zmiany”, który prowadzi wojny hybrydowe na wschodzie i na zachodzie, właśnie próbuje otworzyć trzeci front. Po wrogach zagranicznych przyszła kolej na krajowych. Ale doświadczenia nabyte przez rząd “dobrej zmiany” podczas dwóch wojen hybrydowych skłoniły go do przyjęcia bardziej skutecznej strategii. Z wrogami zewnętrznymi, rząd, jak dotąd daje sobie radę samodzielnie, to znaczy – niezupełnie, bo wrogowie, a właściwie sojusznicy – jak to sojusznicy – działają przy użyciu sankcji finansowych, na które Polska jest wyjątkowo wrażliwa. Zresztą próżno tu szukać sojuszników w sytuacji, gdy trzon nieprzejednanej opozycji, czyli folksdojcze, słuchają się Naszej Złotej Pani, która zresztą już wkrótce ustąpi miejsca Naszemu Złotemu Panu, co to stanie na czele rządu skleconego z SPD i Zielonych. SPD, czyli Czerwoni z Zielonymi?
Hm. Mieszanka koloru zielonego z czerwonym, jak wiadomo, daje kolor brunatny, co w przypadku Niemiec może budzić rozmaite wspomnienia.
Ale nie martwmy się na zapas, bo chodzi przecież o otwarcie przez rząd “dobrej zmiany” kolejnego, trzeciego już, a może nawet czwartego frontu. Nie możemy bowiem zapominać o dintojrze przeciwko Polsce, jaka, z udziałem German Marschall Fund, odbyła się w Kongresie USA, a słychać, że wkrótce przybędzie tam pan Rafał Trzaskowski, który zreferuje Amerykanom stan demokracji w Polsce. Nie ulega wątpliwości, że nie będzie to recenzja pozytywna, bo skoro pan Rafał przegrał wybory prezydenckie z panem Andrzejem Dudą, no to jasne, że z demokracją w Polsce nie jest dobrze. Próżno zatem liczyć tu na sojuszników. Jak pisał Franciszek Villon, “tu się pomocnik nie nadarzy; sami se zżują, dobrzy ludzie”.
Natomiast na froncie wewnętrznym – aaa, to co innego! Właśnie kierowniczka Sejmu, pani Elżbieta Witek urządziła spotkanie, podczas którego nasi Umiłowani Przywódcy namawiali się, jakby tu zrobić porządek z obywatelami niezaszczepionymi, którzy okazali się nie mniej groźnym wrogiem od Aleksandra Łukaszenki. Po tym spotkaniu na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, jakoby Lewica stanęła na nieubłaganym stanowisku, że obywatele niezaszczepieni, to wrogowie klasowi, może nawet kontrrewolucjoniści. Z kolei Platforma Obywatelska stanęła na stanowisku, że obywatele niezaszczepieni swoją postawą dokonują tchórzliwego zamachu na niemieckie dzieło odbudowy, a takie zachowania nie były puszczane płazem nawet w Generalnej Guberni.
Obóz “dobrej zmiany”, w którym też zarysowała się różnica zdań, na razie przybrał postawę wyczekującą i tylko, na wszelki wypadek, zapowiedział obniżenie cen paliw, dzięki czemu ostateczna rozprawa z obywatelami niezaszczepionymi może zostać przez zdrowe siły przyjęta ze zrozumieniem, a może nawet – z zadowoleniem. Pojawia się bowiem coraz więcej ormowców, gotowych nie tylko donosić na wszystkich rodaków niezaszczepionych, ale nawet na podejmowanie ochotniczych przedsięwzięć, mających na celu utrudnianie im życia, aż albo się do tego życia zniechęcą, albo machną ręką na wszystko i się zaszczepią.
W socjalizmie bowiem, który pod przewodnictwem rządu “dobrej zmiany” intensywnie budujemy, nie ma miejsca na różnorodność. Wszystko ma być takie samo, więc i otwarcie kolejnego, wewnętrznego frontu walki przeciwko obywatelom niezaszczepionym wymaga uprzedniego ustalenia, czy są oni przede wszystkim wrogami klasowymi, czy też sprawcami tchórzliwych zamachów na niemieckie dzieło odbudowy, czy może – i myślę, że to najbardziej zadowoliłoby kierowniczkę Sejmu, panią Elżbietę Witek i oczywiście – Naczelnika Państwa – gdyby ci obywatele zostali uznani za wrogów klasowych, którzy dokonują tchórzliwych zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w General… – to znaczy pardon; nie w żadnym Generalnym Gubernatorstwie, tylko w demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.