„Programowanie predykcyjne” czyli jak zmiękczyć odbiór rzeczywistości.

Kategoria: Archiwum, Biologia, medycyna, Co piszą inni, Filmy, Kontrowersyjne, Polecane, Polityka, Polska, Pudło, Świat, Ważne

Autor: AlterCabrio https://www.ekspedyt.org/2022/07/25/programowanie-predykcyjne-czyli-jak-zmiekczyc-odbior/

Programowanie predykcyjne to subtelna forma psychologicznego uwarunkowania zapewniana przez media w celu zapoznania opinii publicznej z planowanymi zmianami społecznymi, które mają zostać wdrożone przez naszych przywódców. Jeśli i kiedy te zmiany zostaną wprowadzone, opinia publiczna będzie już z nimi zaznajomiona i zaakceptuje je jako naturalny łańcuch zdarzeń, zmniejszając w ten sposób możliwy opór i zamieszanie społeczne.

−∗−

Tłumaczenie artykułu z serwisu The Last American Vagabond na temat tzw. programowania predykcyjnego. Miałoby ono służyć osłabieniu reakcji społecznych na wprowadzane przez rządzących zmiany. //AlterCabrio

_______________***_______________

Programowanie predykcyjne, Objawienie Metody i COVID-23

Kiedy ważne wydarzenia dotkną miliony, a nawet miliardy ludzi, nieuchronnie pojawi się wiele opinii wyjaśniających kryzys. Od wyjaśnień politycznych po świadectwa religijne, myśliciele ze wszystkich środowisk starają się zanalizować te wydarzenia, które zmieniają życie mas.

Jeśli chodzi o to, co nazywam „społecznością badaczy spiskowych”, jedną z teorii często proponowaną jako wyjaśnienie chaosu naszego świata jest programowanie predykcyjne. Szukając konkretnych definicji tej teorii, można znaleźć uwłaczające analizy, prawdziwych wyznawców i tych ciekawskich.

Według badacza z Ohio University:

„Programowanie predykcyjne to teoria, według której rząd lub inne osoby na wyższym szczeblu wykorzystują fikcyjne filmy lub książki jako narzędzie masowej kontroli umysłu, aby społeczeństwo bardziej akceptowało planowane przyszłe wydarzenia. Zostało to opisane przez badacza Alana Watta, który tak definiuje to zjawisko «Programowanie predykcyjne to subtelna forma psychologicznego uwarunkowania zapewniana przez media w celu zapoznania opinii publicznej z planowanymi zmianami społecznymi, które mają zostać wdrożone przez naszych przywódców. Jeśli i kiedy te zmiany zostaną wprowadzone, opinia publiczna będzie już z nimi zaznajomiona i zaakceptuje je jako naturalny łańcuch zdarzeń, zmniejszając w ten sposób możliwy opór i zamieszanie społeczne»”.

Zasadniczo chodzi o to, aby operacje prowadzone przez ukrytą elitę były z wyprzedzeniem pokazywane opinii publicznej za pośrednictwem popularnych mediów, takich jak książki i filmy. Te wskazówki i odniesienia mają na celu „zmiękczenie” opinii publicznej wobec prezentowanych idei. Wprowadzając koncepcje, które wydają się nieprawdopodobne, a następnie stale je przypominając, z czasem zdają się one być bardziej prawdopodobne lub przynajmniej akceptowalne.

Uważa się, że „programowanie predykcyjne” w mediach może przemawiać do podświadomości w sposób, który powoduje, że społeczeństwo biernie akceptuje wydarzenia, które rozwijają się w prawdziwym życiu, zamiast stawiać opór lub sprzeciw.

Pisarz z Ohio University stwierdza: „Odkryłem, że większość ludzi wierzy, że rząd stwarza problem, więc populacja będzie szukać rozwiązania w rządzie. Jednak ponieważ rząd zaplanował kryzys, rząd zaproponuje rozwiązanie, które zostało zaplanowane na długo przed wystąpieniem kryzysu”. To, co opisują, jest często znane jako „problem-reakcja-rozwiązanie”.

Program telewizyjny The Simpsons jest często źródłem takich predykcyjnych twierdzeń programowych. Różne odcinki pokazują Donalda Trumpa kandydującego na prezydenta i odniesienia do 11 września 2001 roku. Na przykład odcinek The Simpsons z 1997 zatytułowany „Miasto Nowy Jork kontra Homer Simpson” przedstawia rodzinę Simpsonów odwiedzającą Manhattan, gdzie World Trade Center ma duży wpływ na fabułę. W jednej z często reklamowanych scen Lisa trzyma broszurę z ceną biletu autobusowego za 9 dolarów z World Trade Center pokazanym w tle. Razem 9 dolarów i bliźniacze wieże tworzą 9/11, co jest odniesieniem do ataków z 11 września.

W 2010 roku Bill Oakley, ówczesny producent wykonawczy serialu, powiedział The New York Observer: „9 dolarów zostało wybrane jako komicznie tania taryfa. I przyznam, że jest to niesamowite, biorąc pod uwagę, że to jedyny odcinek serialu, który składał się w całości z żartów o World Trade Center”.

Inny przykład tego rzekomego programowania predykcyjnego pochodzi z pilotażowego odcinka „The Lone Gunmen”, krótkiego spinoffu [wersja telewizyjna, np. filmu -tłum.] popularnego „The X-Files”. Pilot do The Lone Gunmen – który został wyemitowany sześć miesięcy przed atakami z 11 września – zawiera spisek, w którym porwany samolot jest wycelowany w World Trade Center. Atak terrorystyczny zostaje w końcu zażegnany, a wieże nie zostają trafione.

Oto próbka dialogu z jednej ze scen odcinka pilotażowego The Lone Gunmen:

„Twierdzisz, że nasz rząd planuje popełnić akt terrorystyczny przeciwko krajowym liniom lotniczym –” „Proszę bardzo, jak zwykle oskarżasz cały rząd. Frakcja, mała frakcja. “

„Co na tym mogą zyskać?”

„Zimna wojna się skończyła, John, ale bez wyraźnego wroga, przeciwko któremu można by gromadzić zapasy, rynek broni jest słaby. Ale posadź w pełni załadowany 727 na środku Nowego Jorku, a znajdziesz tuzin kiepskich dyktatorów na całym świecie, którzy od razu zaczną wrzeszczeć, że to oni są odpowiedzialni i błagać o sprytne zbombardowanie .https://youtu.be/9rsMG2hHsLo

Bezkrytyczną odpowiedzią na twierdzenia o programowaniu predykcyjnym jest odrzucenie ich jako działanie paranoiczne, noszenie aluminiowej czapki, „teorie spiskowe”. W celu wyjaśnienia programowania predykcyjnego zaproponowano wiele koncepcji.

Niektórzy badacze odrzucają te twierdzenia jako zwykłe zbiegi okoliczności. Simpsonowie są na antenie od ponad 30 lat, a niektóre z tysięcy odcinków z pewnością, jak twierdzą, w pewnym momencie będą odzwierciedlać rzeczywistość. Inni mówią, że istnieją upiorne przykłady sztuki „przewidującej” rzeczywistość, ale wierzą, że teoretycy cierpią na pareidolię, zjawisko widzenia wzorów w przypadkowych bodźcach. Ci, którzy szukają wzorców, z tego właśnie powodu częściej je zobaczą, a także z powodu efektu potwierdzenia.

Objawienie metody

Inną teorią proponowaną przez zwolenników programowania predykcyjnego jest idea, że ​​te tak zwane elity muszą pokazywać społeczeństwu swoje plany z tego czy innego powodu. Teoria ta stała się znana jako „Objawienie metody” [Revelation of the Method]. Pierwszą osobą, która, jak się wydaje, spopularyzowała użycie tego terminu, był badacz James Shelby Downard.

Przyczyna do infamii Downarda pojawiła się w wyniku napisania przez niego kontrowersyjnego eseju King-Kill 33, w którym oskarża on sieć masonów o udział w zabójstwie prezydenta Johna F. Kennedy’ego. W kolejnych pracach Downard dalej badał swoje idee dotyczące objawienia metody. W Sorcery, Sex, Assassination, and the Science of Symbolism pisze: „czyny dotyczące zabójstwa tkwią w zawieszeniu i zostaną ujawnione w przyszłości w tak zwanym «Objawieniu metody»”.

I kontynuuje, „ta metoda i proces masońskich machinacji znajduje podsumowanie w regule «ujawniać wszystko, co jest ukryte»” [Making Manifest of All That is Hidden].

Michael A. Hoffman II był uczniem i przyjacielem Downarda i kontynuował pisanie o tej koncepcji. Pisząc w książce Apocalypse Culture, Hoffman mówi: „Dochodzimy do obecnego stanu rzeczy w «Must Be» [musi się stać], termin alchemiczny, który pan Downard tłumaczy jako «Objawienie metody». Nawiązuje to do procesu, w którym mordercze czyny i jeżące włosy na głowie spiski obejmujące wojny, rewolucje, dekapitacje i wszelkiego rodzaju horrory są najpierw zakopywane pod płaszczem tajemnicy i uciszane palcem Harpokratesa, a następnie, gdy w końcu zostaną zrealizowane i zabezpieczone, powoli ujawniane niczego niepodejrzewającej ludności, która w zamrożonej apatii przygląda się odsłanianiu ukrytej historii”.

W wywiadzie dla programu radiowego Guns and Butter, Hoffman stwierdził:

„Objawienie metody faktycznie pochodzi od mojego mentora, Jamesa Shelby’ego Downarda. Poznałem go w Sankt Petersburgu na Florydzie w połowie lat 70, był bardzo niezwykłym człowiekiem. Kroczył na krawędzi między geniuszem a ekscentrycznością, ale miał umysł, którym był w stanie zobaczyć i wykryć wzorce. A miał także zmysł historyka w zakresie badań, które przeprowadził, i to on skierował mnie na tę ścieżkę Objawienia Metody. Nazwał to także «Musi się stać» [“Must Be”] lub «Ujawnianiem wszystkiego, co ukryte»” [“The Making Manifest of All that is Hidden”].

Niektórzy badacze tak zwanego „Objawienia Metody” również uważają, że istnieje duchowy lub religijny element tej praktyki. Wierzą, że dzieląc się wskazówkami lub informując o swoich planach, elity w jakiś sposób uwalniają się od złego postępowania w oczach swojego Stwórcy.

COVID-19

I tak zatoczyliśmy koło i dotarliśmy do COVID-19 i koncepcji o programowaniu predykcyjnym w różnych mediach, które zapowiadały twierdzenia o ogólnoświatowej pandemii i późniejszych autorytarnych środkach.

Na przykład powieść z 1981 roku „The Eyes of Darkness” Deana Koontza mówi o śmiertelnym wirusie używanym jako broń biologiczna o nazwie Wuhan-400. Jest też film ‘Contagion’ [Zaraza] z 2011 roku, opowiadający o śmiertelnej pandemii z udziałem wirusa pochodzącego od nietoperza i o dystansie społecznym.

W wywiadzie dla The Washington Post scenarzysta Scott Z. Burns powiedział: „To smutne i frustrujące… Jest dla mnie również surrealistyczne, że ludzie z całego świata piszą do mnie, pytając, skąd wiedziałem, że będzie to dotyczyć nietoperza albo skąd znałem termin «dystans społeczny». Nie miałem kryształowej kuli — miałem dostęp do ogromnej wiedzy. Tak więc, jeśli ludzie uznają, że film jest dokładny, powinno to dać im zaufanie do ekspertów w dziedzinie zdrowia publicznego, którzy teraz próbują nas poprowadzić”.

Być może najbardziej uderzającym przykładem potencjalnego programowania predykcyjnego lub, jeśli wolisz, zbiegiem okoliczności, jest film Songbird [polski tytuł ‘Songbird. Rozdzieleni’ -tłum.]. Opis filmu w IMDB stwierdza:

„W 2024 pandemia pustoszy świat i jego miasta. Skoncentrowany na garstce ludzi, którzy pokonują przeszkody, które obecnie gnębią społeczeństwo: choroby, stan wojenny, kwarantanna i strażnicy”.

Opis w Wikipedii dalej przedstawia podobieństwa do tego, co miało się wydarzyć w 2020 i 2021 roku:

„Do 2024r. koronawirus COVID-19 został zmutowany do COVID-23, a świat jest w czwartym roku kwarantanny. W Stanach Zjednoczonych rząd został przekształcony w faszystowskie państwo policyjne, a ludzie muszą sprawdzać temperaturę na swoich telefonach komórkowych, podczas gdy osoby zarażone COVID-23 są zabierane ze swoich domów wbrew ich woli i siłą umieszczani w obozach kwarantanny znanych również jako «Strefy Q» lub obozy koncentracyjne, w których niektórzy walczą z brutalnymi ograniczeniami. W tych obozach zarażonych pozostawia się by umarli lub przymusowo leczy“.

Chociaż to dość dziwne, że film ukazał się w 2020 roku „zainspirowany” wydarzeniem COVID-19, jeszcze bardziej osłabiająca jest świadomość, że film zawierał sceny z „paszportami odporności” przy użyciu telefonów komórkowych, przymusową kwarantanną i lockdownem dla ogromnej większości populacji, a nawet czarnym rynkiem paszportów cyfrowych.

Czas kręcenia filmu jest również nieco trudny do zrozumienia, biorąc pod uwagę fakt, że większość świata doświadczała lockdownu. Twórcy filmu twierdzą, że swój pierwszy telefon w sprawie projektu mieli 14 marca 2020r., mniej więcej w czasie, gdy świat dowiedział się o sytuacji związanej z COVID-19. Twierdzą, że do czerwca główni aktorzy, tacy jak Demi Moore, zostali obsadzeni w swoich rolach, a produkcja rozpoczęła się w Los Angeles 8 lipca 2020r.

Do 3 sierpnia 2020r. zdjęcia do filmu zostały zakończone, co czyni go pierwszym filmem, który został nakręcony w Los Angeles w czasie lockdownu. Podczas gdy społeczeństwo zostało zmuszone do pozostania w zamknięciu i pracy w domu, hollywoodzcy aktorzy i 40-osobowa ekipa mogli kontynuować pracę nad swoim filmem. Film ostatecznie miał swoją premierę 11 grudnia 2020 roku i otrzymał bardzo słabe recenzje.

Jeśli w ‘Songbird. Rozdzieleni’ jest jakieś programowanie predykcyjne, może to odnosić się do wydarzeń, które dopiero nadejdą. Na przykład to, że film rozgrywa się w 2024 roku, a na planecie szaleje wirus znany jako COVID-23.

Co to oznacza dla naszej przyszłości? Czy powinniśmy żyć w strachu przed tym, co może nadejść?

W filmowej wersji wydarzeń sprawy nie kończą się dobrze. Podczas gdy zakochanej młodej parze udaje się zdobyć czarnorynkowe paszporty i uciec w bardziej wolne miejsce, reszta rodziny i przyjaciele pozostają więźniami swoich rządów. Reszta osób pokazanych w filmie nadal żyje w bio-faszystowskim koszmarze tyranii.

Niezależnie od tego, czy programowanie predykcyjne jest prawdziwe, czy po prostu jest to kwestia zbiegu okoliczności i efektu potwierdzenia, nie powinniśmy pozwolić sobie na życie w strachu. Powinniśmy jednak zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby te światy fantasy nie stały się naszą rzeczywistością.

_________________

Predictive Programming, Revelation of the Method & COVID-23, Derrick Broze, July 23, 2022

−∗−

Powiązane tematycznie:

Względność wszystkiego czyli jak zacząć formowanie mas
Desmet zidentyfikował psychozę formacji mas jako metodę narzucenia totalitaryzmu wolnemu społeczeństwu poprzez wykorzystanie samotności lub braku więzi lub poczucia sensu u dużych grup ludzi, w celu przekonania ich do działania […]

_________________

Podstawiona rzeczywistość czyli rozrywanie umysłów na strzępy
Aby zagwarantować sobie kontrolę, musisz sprawić, by ludzie widzieli rzeczy, których nie ma, sprawić, by ludzie żyli w rzeczywistości, którą budujesz wokół nich, i zmuszać ich do przestrzegania arbitralnych, wzajemnie […]

_________________

A w mediach bez zmian…
Szokujące wypowiedzi sygnalistów [whistleblowers], ujawnione materiały wideo i tajne nagrania ukazują przestępstwa popełniane przez media. Project Veritas, Charlie Chester z CNN, Udo Ulfkotte, Julian Assange z WikiLeaks i nie tylko… […]

_________________

Głupi i Dumni – recenzja nieprzeczytanej książki
W tym cudownym czasie niewiele osób odważyło się sugerować, że wszystkie te nowe, zaawansowane technologicznie udogodnienia i ciągłe folgowanie sobie zepsują milenialsów. Przeciwnie, wielu ludzi naprawdę wierzyło, że będą najbardziej […]

Każde dziecko ma prawo do Mamy i Taty! Nie twórzcie furtek do homo-adopcji w Polsce!

https://citizengo.org/pl/fm/208575-nie-tworzcie-furtek-do-homoadopcji-w-polsce

CitizenGO zaczął tę petycję do Zbigniew Ziobro – 24.07.2022

Przewodnicząca Komisji Europejskiej niemal dwa lata temu zapowiedziała, że Unia Europejska wymusi na wszystkich krajach członkowskich uznanie, że można mieć dwie matki lub dwóch ojców, czyli prawo do tzw. homoadopcji.

Sprowadziła to technicznie do hasła – “jeśli jesteś rodzicem w jednym kraju, jesteś rodzicem w każdym kraju” – czyli uznania, że jeśli prawo np. w Holandii, czy Belgii pozwala na adopcję dziecka przez dwie kobiety, czy dwóch mężczyzn, to każde państwo członkowskie musi uznać ten stan.

Tymczasem artykuł 9 unijnej Karty Praw Podstawowych oddaje sprawy rodziny do wyłącznej kompetencji państw członkowskich. Jednakże w błyskawicznie ideologizującej się Unii Europejskiej nawet takie osoby jak Urszula von der Leyen, która mieni się przecież obrończynią praworządności, zupełnie nie zwracają na to uwagi.

Jest to jawna próba ze strony Unii Europejskiej wymuszenia zmiany polskiego prawa i narzucenia Polakom co mają myśleć w sprawie homoadopcji. Chcemy ostro przeciwko temu zaprotestować do Ministra Sprawiedliwości.

Dlaczego do niego? Albowiem dziś to polskie Ministerstwo Sprawiedliwości, próbuje dostosować się do unijnego postulatu tzw. transgranicznego uznania rodzicielstwa.

Przygotowało już projekt zmian w kodeksie rodzinnym i prawie o aktach stanu cywilnego, który przewiduje możliwość wydawania w Polsce zagranicznym parom jednopłciowym, które wychowują dzieci zaświadczenia o tym, że są one rodzicami dziecka.

Od tego jest przecież prosta droga do konieczności uznania rodzicielstwa polskich par jednopłciowych. Nietrudno bowiem sobie wyobrazić, że poczują się one dyskryminowane w stosunku do par zagranicznych i na drodze sądowej zmuszą Polskę do uznania także ich prawa do adopcji homoseksualnej.

Żądamy od Ministra Sprawiedliwości, by wycofał się z tego kontrowersyjnego rozwiązania, które może stać się furtką do faktycznego uznania w Polsce prawa do adopcji dzieci przez gejów i lesbijki.

Zaświadczenia wydawane przez polskie Urzędy Stanu Cywilnego zagranicznym parom jednopłciowym wychowującym dzieci, byłoby naruszeniem polskiego porządku prawnego. Polskie prawo nie przewiduje bowiem takiej formy rodzicielstwa i sporządzania aktu urodzenia, który za rodziców może uznać dwóch mężczyzn lub dwie kobiety.

W trwającym w tej chwili procesie opiniowania projektu Ministerstwa Sprawiedliwości zwracają na to uwagę między innymi Rządowe Centrum Legislacji oraz Stowarzyszenie Urzędników Stanu Cywilnego Rzeczypospolitej Polskiej.

Jednak potrzebna jest również silna presja opinii publicznej, by tego rodzaju pomysły nie stały się obowiązującym prawem.

Mamy w tej chwili coraz mniej czasu, albowiem proces opiniowania projektu zmierza do końca i jeśli na tym etapie Ministerstwo go nie skoryguje, to trafi on w obecnym brzmieniu niebawem na Komitet Stały Rady Ministrów, a stamtąd zostanie skierowany wprost do Sejmu. Chcemy by Ministerstwo poprawiło ten niefortunny projekt już na tym etapie.

Planowany termin przyjęcia projektu przez Radę Ministrów wyznaczony był na koniec czerwca 2022 roku, co może oznaczać, że praca nad nim, ze względu na opóźnienie, ulegnie teraz gwałtownemu przyśpieszeniu.

Nie czekając, chcemy jednoznacznie wyrazić nasze obawy i sprzeciw wobec otwierania w polskim systemie prawnym furtek umożliwiających adopcję dzieci przez pary jednopłciowe.

Każde dziecko ma prawo do Mamy i Taty!


Więcej informacji:

Projekt ustawy o zmianie ustawy – Kodeks rodzinny i opiekuńczy oraz niektórych innych ustaw – Rządowe Centrum Legislacji

https://legislacja.gov.pl/projekt/12359960/katalog/12881524#12881524

Kanada: Dlaczego indiańskie dzieci umierały?

Agnieszka Stelmach https://pch24.pl/ataki-na-koscioly-w-kanadzie-w-tle-spor-indian-z-rzadem/

Kanadyjskie władze, organizacje pozarządowe i media wypowiedziały wojnę Kościołowi katolickiemu, przypisując – bezpodstawnie – największą winę za działania władz, które ponad 100 lat temu podjęły nieudaną próbę asymilacji i integracji ludności tubylczej. Postuluje się odebranie (bądź opodatkowanie) majątku Kościoła, a także wypłatę rekompensat za krzywdy kolonializmu.

Czy ktoś w ogóle zadaje sobie pytanie, dlaczego indiańskie dzieci umierały? I czy skupienie się przez media na szkołach to nie próba odwrócenia uwagi opinii publicznej od prób uzyskania przez rdzennych mieszkańców Kanady rządowych reparacji za grabież ziemi?

Jeszcze przed obchodzonym 1 lipca Dniem Kanady tamtejszy przywódca konserwatystów Erin O’Toole mówił, że jest prawdopodobnie jedyną osobą kandydująca na stanowisko premiera, która jest dumna ze swego kraju. Jego komentarz pojawił się w związku z odwołaniem obchodów Dnia Kanady i opuszczenia flag narodowych wskutek odkrycia na terenie dawnej szkoły w Saskatchewan szczątków 751 osób. Odkrycie nastąpiło zaledwie kilka tygodni po odnalezieniu w Kamloops kości 215 dzieci. Wkrótce potem wezwano do wstrzymania się od fajerwerków z okazji Dnia Kanady. „Niedawne odkrycie w szkole Kamloops przypomniało nam, że Kanada pozostaje krajem, który zbudował swoje fundamenty na anihilacji i ludobójstwie rdzennych narodów, w tym dzieci” – podkreśliła grupa Idle No More, dodając, że „nie chcemy siedzieć bezczynnie podczas celebrowania brutalnej historii Kanady”. Lider konserwatystów wskazywał, że nie widzi podstaw, by zrezygnować ze wspominania 1 lipca weteranów, tubylczych wojowników, którzy brali udział w II wojnie światowej.

Na początku czerwca premier Justin Trudeau przypisał Kościołowi katolickiemu niemal całkowitą odpowiedzialność za politykę kanadyjskich władz, w tym i za politykę swego ojca, Pierre’a, który dwukrotnie pełnił stanowisko szefa rządu. Niecały miesiąc wcześniej ludność tubylcza zaprezentowała raport, domagając się od państwa odszkodowania za grabież ziem i wykorzystanie surowców naturalnych. Rząd podkreśla, że w katolickich szkołach szerzyła się przemoc fizyczna i seksualna.

Wcześniejszej na terenach dwóch innych szkół odkryto mogiły, w których odnaleziono szczątki należące odpowiednio do 600 i 215 nieletnich Indian. Należą one najprawdopodobniej do Indian Ktunaxa, w tym Lower Kootenay Band i sąsiednich społeczności. Jason Louie, przywódca Lower Kootenay Band, nazwał te odkrycia „głęboko osobistymi”, ponieważ jego krewni mieli uczęszczać do takiej placówki. Nie wahał się stwierdzić, że groby świadczą o „masowym morderstwie ludności rdzennej” i domagał się pociągnięcia duchownych do odpowiedzialności. – Naziści zostali pociągnięci do odpowiedzialności za swoje zbrodnie wojenne. Nie widzę różnicy we wskazaniu księży i zakonnic, braci, którzy są odpowiedzialni za to masowe morderstwo, pociągnięcia ich do odpowiedzialności za udział w tej próbie ludobójstwa ludności rdzennej – sugerował.

Z podobną narracją można spotkać się w mediach głównego nurtu, które praktycznie codziennie donoszą o szkołach mających asymilować rdzenną ludność i „holokauście kulturowym” w Kanadzie. Takie placówki powstały w wieku XIX i funkcjonowały do lat 70-tych XX wieku, funkcjonowały w ramach współpracy państwa ze związkami wyznaniowymi. Miało do nich uczęszczać ponad 150 tys. indiańskich dzieci, które chciano zasymilować z ludnością napływową, zwłaszcza z Brytyjczykami. Sugeruje się, że wskutek złych warunków i maltretowania zmarły tysiące dzieci.

Jak jednak wynika z badań naukowych – np. Eric Taylor Woods, „The Anglican Church of Canada and the Indian Residential Schools: A Meaning Centred-Analysis od The Long Road To Apology” – większa śmiertelność w tych szkołach niż w reszcie populacji wynikała m.in. z powodu złych warunków sanitarnych i przepełnienia z braku dofinansowania. Szerzyła się w nich ospa, gruźlica i grypa, dzieci karmiono zanieczyszczonym mlekiem, niezdatną do picia wodą itd. Dziś natomiast kwestie celowego niedofinansowania tych placówek i panujące w nich złe warunki sanitarne są pomijane w narracji medialnej, a szczególnie akcentuje się kwestie domniemanego maltretowania fizycznego oraz wykorzystywania seksualnego.

Agencja Reutera podaje, że prawie trzy czwarte ze 130 szkół rezydencjalnych było prowadzonych przez rzymsko-katolickie zgromadzenia misyjne (w praktyce 60 proc.). Pozostałe prowadzili prezbiterianie, anglikanie i członkowie Zjednoczonego Kościoła Kanady, największej dziś denominacji protestanckiej w tym kraju. Wraz z nagonką na Kościół katolicki, któremu przypisuje się największą winę za „rasizm” i całe zło, jakie jest obecnie w Kanadzie, ogłoszono, że grupa rdzennych przywódców odwiedzi Watykan jeszcze w tym roku, by domagać się od papieża oficjalnych przeprosin. Po odnalezieniu grobów w Kamloops papież Franciszek wyraził swój ból i wezwał władze religijne oraz polityczne, by rzuciły światło na „tę smutną sprawę”. Nie przepraszał jednak, czego domagali się nie tylko rdzenni mieszkańcy, ale także rząd na czele z Trudeau. Przeprosin oczekuje także – jest to jedno z 94 zaleceń – kanadyjska Komisja Prawdy i Pojednania.

Wskutek nagonki na Kościół katolicki w całym kraju płoną katolickie świątynie. Doszło również do licznych aktów wandalizmu. Podobnie jak ruch Black Lives Matter w Stanach Zjednoczonych, tak teraz aktywiści walczący z rasizmem i kolonializmem w Kanadzie obalają albo dewastują posągi świętych i wpływowych postaci Kościoła katolickiego. Premier Alberty, premier Kanady, który wcześniej swoimi wypowiedziami mógł zachęcić do ataków, potępili te akty wandalizmu. Szef Zgromadzenia Pierwszych Narodów (pan-indiańska organizacja ludów tubylczych Kanady, oficjalny partner rozmów z władzami federalnymi w kwestiach dotyczących statusu Indian i Inuitów) Perry Bellegarde również potępił wandalizm i palenie świątyń.

Bezpardonowy atak premiera na Kościół

Na początku czerwca Justin Trudeau praktycznie całą odpowiedzialnością za nadużycia, jakie miały miejsce w szkołach dla tubylców, oskarżył Kościół katolicki. – Jako katolik jestem głęboko rozczarowany stanowiskiem, jakie Kościół katolicki zajmuje teraz i w ciągu ostatnich wielu lat – podkreślił Trudeau w nagraniu video. – Oczekujemy, że Kościół wzniesie się i przyjmie odpowiedzialność rolę, jaką odegrał – dodał, grożąc „zaciągnięciem” duchownych przed sąd i domagając się, by jednostki kościelne wypłaciły odszkodowanie za domniemane przestępstwa. Gabinet premiera Trudeau przeznaczył 27 milionów dolarów na prowadzenie dalszych poszukiwań możliwych miejsc pochówku.

Odkrycie szczątków dzieci z Kamloops Indian Residential School w Kolumbii Brytyjskiej, która została zamknięta w 1978 roku, otworzyło stare rany. Od 1893 do 1969 r. szkołę Kamloops, niegdyś największą w Kanadzie, prowadziło zgromadzenie katolickie zgromadzenie Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Szefowa Tk̓emlúps te Secwépemc, Rosanne Casimir, na której terenie nadal stoi szkoła, powiedziała dziennikarzom, że naród nie otrzymał żadnych danych od Oblatów, które pomogłyby zidentyfikować dzieci. Jest to jednak nieprawda, bo zakonnicy przekazali już tysiące danych archiwalnych.

W 2008 roku rząd Kanady formalnie przeprosił za system szkół opłacanych przez państwo i prowadzonych przez związki wyznaniowe. Trudeau powiedział, że „zanim będziemy musieli postawić Kościół katolicki przed sądem, ma wielką nadzieję, iż przywódcy religijni zrozumieją, iż jest to coś, w czym muszą uczestniczyć, a nie ukrywać się”. Od czasu objęcia urzędu w roku 2015 kanadyjski polityk nie prezentował jeszcze tak ostrych komentarzy pod adresem Kościoła katolickiego.

Również arcybiskup Vancouver J. Michael Miller zasugerował, że Kościół powinien otworzyć swoje archiwa. Episkopat podkreśla, że każda diecezja posiada odrębny status i jest odpowiedzialna za swoje działania. Dodano, że „Kościół katolicki jako taki nie był związany ze szkołami rezydencjalnymi, podobnie jak kanadyjska Konferencja Biskupów Katolickich”. Presja na Kościół płynie także ze strony ONZ, która wezwała Kanadę i Watykan do zbadania przyczyn śmierci dzieci, których szczątki znaleziono w Kamloops. Kardynał Thomas Collins, arcybiskup archidiecezji Toronto, uznał presję na Kościół, a w szczególności naciski premiera Trudeau za „nieuprawnione”, a oskarżenia za „niesprawiedliwe”. Hierarcha zauważył, że poszczególne diecezje i archidiecezje zaangażowane w system szkół dla Indian przeprosiły za nadużycia. Wskazał ponadto na prywatne spotkanie, jakie papież Benedykt XVI odbył z rdzennymi przywódcami w 2009 roku, podczas którego wyraził swój „smutek”.

Społeczność rdzennych ludów walczy o dostęp do metryk szkół z internatem prowadzonych przez struktury katolickie, by móc występować z pozwami o odszkodowania. Tymczasem kanadyjski Sąd Najwyższy nakazał zniszczenie takich danych archiwalnych, które mogłyby obciążać władze państwowe. 6 października 2017 r. Sąd ten orzekł, że tysiące poufnych danych dotyczących nadużyć w szkołach, w których  uczyły się dzieci ludów tubylczych „są poufne i powinny zostać zniszczone”. W jednomyślnej decyzji skład sędziowski orzekł, że zbieranie dowodów w celu niezależnej oceny podstaw do odszkodowania zbiorowego miało być „procesem poufnym i prywatnym” oraz że „powodowie i domniemani sprawcy polegali na zapewnieniu poufności”. W związku z tym należy zniszczyć dowody w państwowych archiwach.

Ottawa obiecała w ramach ugody z 2006 r. 800 milionów dolarów na wypłatę odszkodowań dla osób, które uczyły się w szkołach rezydencjalnych, opierając kwotę zadośćuczynienia na ilości czasu spędzonego w placówce (10 tys. dol. za 1 rok i 3 tys. dol. za każdy następny rok). Oprócz tego rekompensaty miały być udzielane za „przemoc”, która skutkowała poważnymi konsekwencjami psychicznymi, zgłoszonymi w ramach niezależnego procesu oceny. Żyjący uczniowie musieli wyjawić „najbardziej prywatne i najbardziej intymne informacje osobiste” i każdy był zobowiązany do podpisania umowy o zachowaniu poufności. Ry Moran, dyrektor Narodowego Centrum Prawdy i Pojednania na Uniwersytecie w Manitobie, przyznał, że decyzja pozostawia „znaczną lukę” w zrozumieniu skali nadużyć w kraju. – Utraciliśmy całą integralność zapisów najgorszych okrucieństw wyrządzonych rdzennej ludności w historii tego kraju – komentował.

Sprawa ta podzieliła także rdzennych mieszkańców. Niektórzy uważają, że dowody powinny być zachowane jako zapis mrocznego rozdziału w historii Kanady, podczas gdy inni uważają, że kwestię tą należy odesłać do historii by „uniknąć dalszych szkód w przypadku potomków ofiar”. W mediach kanadyjskich coraz częściej pojawiają się sugestie, że papież musi oficjalnie przeprosić, co miałoby umożliwić dochodzenie odszkodowań od instytucji kościelnych. Pojawiają się żądania – zresztą nie po raz pierwszy – aby zbadać kwestię pozbawienia kanadyjskiego Kościoła katolickiego statusu organizacji charytatywnej, a także by opodatkować „ogromne sumy bogactwa, które organizacje te mogły gromadzić przez lata”. Sugeruje się, by pozbawić dotacji szkoły katolickie w Ontario i Albercie oraz przekierować je do systemu publicznego. Mówi się także o „bezpośrednich wypłatach” dla potomków rdzennej ludności, którzy mieli paść ofiarą katolickich księży, zakonnic i innych urzędników.

W 2007 r. w ramach porozumienia o ugodzie – Indian Residential Schools Settlement Agreement – katolickie jednostki kościelne zostały zobowiązane do przeznaczenia 25 milionów dolarów na programy pojednania dla „ocalałych”. Ale, jak donosiła gazeta „The Globe and Mail,” reprezentujące ich struktury miały uzyskać zaledwie 3,7 miliona dolarów. Kościół katolicki atakują także anglikańscy duchowni, tacy jak np. Michael Coren – wielebny, który wcześniej był katolikiem i chce doprowadzić Kościół katolicki do bankructwa za „uwikłanie w sprawy dotyczące wykorzystywania seksualnego i fizycznego na całym świecie, w tym w Kanadzie”.

Wprost pojawiają się zarzuty o mordowanie dzieci, w związku z tym sugeruje się, że Kościół powinien utracić wszystkie ulgi podatkowe i należy „skonfiskować znaczną część jego majątku (jako dochody pochodzące z przestępstwa). .Mówi się, ze „w tym momencie przeprosiny już nie wystarczą”. Sugeruje się, że jeśli władze wyższego szczebla boją się przejąć dobra kościelne, powinny to uczynić władze lokalne.

„Mroczna historia Kanady”

Na początku lat 90-tych ub. wieku Królewska Komisja ds. Ludności Tubylczej (RCAP) przeprowadziła badania dot. szkół dla Indian, których kulminacją był raport końcowy z 1996 roku. Większość badań komisji prowadzona została przez przedstawicieli ludów tubylczych. Ostateczny raport musiał zostać zatwierdzony przez kanadyjskich komisarzy.

Raven Kanatakta Polson-Lahache, popularny kanadyjski muzyk wywodzący się spośród rdzennej ludności, w swoim liście otwartym do Kanadyjczyków zamieszczonym na stronie straight.com wskazuje na kontynuację „kolonialnej” polityki rządu. Muzyk, który uważa, że chrześcijaństwo zostało mu narzucone siłą, nie przebiera w słowach potępiając obecne skandaliczne działania władz cywilnych, które podjęły „kolonialną decyzję o trwałym zatajeniu dokumentów”, potwierdzających rządowe zbrodnie przeciwko ludności tubylczej. Obecne nawoływania do pojednania uznaje za hipokryzję. Sugeruje, że to, co działo się w szkołach z internatem, to jedynie wycinek „mrocznej historii Kanady”, która się jeszcze nie zakończyła. Przypomina, że obecnie w ramach systemu edukacji czy opieki zastępczej jest trzy razy więcej rdzennych dzieci niż w latach czterdziestych XX wieku. I kiedy „pod tą opieką co trzy dni umiera dziecko tubylcze, jest to kontynuacja mrocznej historii Kanady”. „To ciągła spuścizna ludobójczej polityki Kanady” – podkreśla muzyk.

Mężczyzna przypomina chociażby własne doświadczenia z lat 90-tych ub. wieku, gdy policja wraz z wojskiem wpadła na teren rezerwatu, przystawiła lufy karabinów do skroni mężczyzn, dzieci i kobiet Mohawk, by odebrać im kawałek ziemi potrzebny… na powiększenie pola golfowego. „Ponad 4 500 żołnierzy i 2 tys. funkcjonariuszy policji, finansowanych przez kanadyjskich podatników, zostało rozmieszczonych w rezerwacie ponieważ Club de Golf d’Oka chciał zburzyć cmentarzysko Mohawk by powiększyć swoje dziewięciodołkowe pole golfowe do 18 dołków. Jako nastolatek doświadczyłem tego głębokiego uczucia bycia otoczonym przez kanadyjskich żołnierzy i oficerów z Sûreté du Québec i trzymania półautomatycznej broni przy prawej skroni. Byłem z rodziną. Cała nasza szóstka miała broń wycelowaną w głowy z powodu tego, kim byliśmy. Moje najmłodsze rodzeństwo miało zaledwie sześć lat. Byłem całkowicie zdruzgotany” – wspomina.

Muzyk pisze o celowym przejmowaniu i niszczeniu przez rząd żywności przeznaczonej dla ludności tubylczej żywności. „Te wspomnienia o kolonializmie Kanady trwają do dziś i nie zostały uciszone” – dodał. Mężczyzna podkreśla, że przymusowego odbierania dzieci w przeszłości i umieszczania ich w szkołach dokonywały władze kanadyjskie. Było to bardzo bolesne doświadczenie i obce rodzimej kulturze. Dodaje, że odkrycie nowych grobów w finansowanej przez rząd Kamloops Indian Residential School przywołuje traumę. Muzyk sugeruje, że jest żywym dowodem na to, iż nienawiść wciąż pojawia się na kanadyjskiej ziemi, a jej wyrazem jest zachowanie policji, kopanie, jakiego doświadczył w rezerwacie, w którym żyje itp. „Ten kraj jest źle poinformowany (…), żyje w nieświadomości mając niewielką wiedzę na temat problemów, które nadal dotykają ludy rdzenne” – konkluduje, wskazując na regulacje prawne, zgodnie z którymi nawet nie jest Kanadyjczykiem, ponieważ wybrał życie w rezerwacie. Raven Kanatakta Polson-Lahache uderza w cały kanadyjski system edukacji, który „wyhodował rasistowskie i bigoteryjne nastawienie wobec ludów tubylczych”. Przypomniał, że twierdzenia byłego premiera z przemówienia na szczycie G20 w Pittsburghu w 2009 roku, jakoby Kanada „nie miała historii kolonializmu”, to kłamstwo.

Niektórzy kanadyjscy politycy ubolewają, że liberałowie od czasu dojścia do władzy w r. 2015 regularnie zwiększają finansowanie programów dla ludności tubylczej, ale żadna kwota nie rozwiąże tego, co nieżyjący już kanadyjski audytor generalny Michael Ferguson określił w serii raportów z lat 2016-2018 jako „niezrozumiałą porażkę” w zlikwidowaniu społeczno-ekonomicznej przepaści między rdzenną ludnością Kanady a innymi Kanadyjczykami.

Ojciec Raymond Marquis, oblat, który od 2015 roku jako wolontariusz pomaga Komisji Pojednania (NCTR), mówi, że od 2011 roku dostarczył centrum w Winnipeg tysiące dokumentów dotyczących szkół rezydencjalnych. Przeciwko misjonarzom złożono pozew zbiorowy związany z 190 domniemanymi ofiarami z Quebecu. Rząd tymczasem blokuje dostęp do swojego archiwum. Władze federalne przerzucają winę na prowincje, twierdząc, że akta zgonów sprzed 1986 r. są przechowywane w archiwach prowincji.

Kanadyjskie problemy nie dotyczą tylko szkół z internatem dla Indian, ale także i szkół stacjonarnych. To kontekst, w którym władze blokują dostęp do archiwów, przekierowując uwagę na placówki prowadzone wraz ze związkami wyznaniowymi. Obecnie za opóźnienia w zakresie ujawniania archiwów obwinia się pandemię.

Komisja Prawdy i Pojednania: ponad 4 tys. nieletnich ofiar

Komisja Prawdy i Pojednania, działająca w latach 2008-2015, szacuje, że w szkołach rezydencjalnych – do których od XIX wieku do lat 70-tych minionego stulecia wieku uczęszczało około 150 tys. dzieci –  zmarło co najmniej 4100 dzieci. Jako przyczyny zgonów wskazano „choroby lub wypadki”. W szkołach dochodziło także do przestępstw seksualnych, przemocy fizycznej i psychicznej. Zgodnie z wizją władz kolonialnych, szkoły z internatem miały prowadzić politykę wykorzeniania i asymilacji ludów tubylczych z osadnikami. Gdy ta się nie powiodła, naciskano na utrwalenie systemu segregacji, pozbawiając statusu obywatelstwa rdzenną ludność chcącą pozostać w rezerwatach.

Dobrze opisano sytuację dzieci w szkołach anglikańskich, gdzie kładziono szczególny nacisk na ukształtowanie nowego obywatela w duchu brytyjskim. W placówkach tych stosowano kary fizyczne za nieposłuszeństwo i zakazywano używania rdzennych języków. Część dzieci była wykorzystywana homoseksualnie i heteroseksualnie. Istnieją dowody, że wiele dzieci zmarło w szkole z internatem lub w domu – po powrocie ze szkoły – z powodu chorób nabytych podczas pobytu w placówce edukacyjno-wychowawczej. W latach 70-tych rząd zaczął zamykać takie szkoły w całej Kanadzie. Ostatnia z nich, Gordona w Saskatchewan, działała do roku 1996. 1 czerwca 2008 r. rząd federalny ustanowił pięcioletnią Komisję Prawdy i Pojednania, aby umożliwić Indianom dzielenie się swoimi historiami.

Początkowo wielu rdzennych przywódców wspierało wysiłki na rzecz edukacji swoich dzieci, pomimo programów nauczania narzuconych przez związki wyznaniowe i rząd. Do I wojny światowej rząd opracował standardy dla budynków szkolnych i ustanowił harmonogram dotacji na mieszkańca. Po 1928 r., gdy rdzenna populacja Kanady rosła, zmniejszono dotacje, przerzucając jednak na organizacje religijne obowiązek edukacji i zajmowania się sierotami. Po II wojnie światowej Ottawa zaczęła kwestionować panującą praktykę kościelno-państwowej edukacji. W 1952 r. władze cywilne przejęły pełną kontrolę nad programem kształcenia nauczycieli i nauczania. Na początku lat sześćdziesiątych związki wyznaniowe wraz z rządem doszły do wniosku, że system szkół z internatem zawiódł. 1 kwietnia 1969 r. pozostałe przykościelne schroniska i szkoły zostały przejęte przez rząd, który planował ich jak najszybsze zamknięcie lub przekazanie w ręce grup rdzennych.

W ciągu dwóch dekad, od późnych lat osiemdziesiątych, wielu ocalałych ze szkół z internatem przedstawiło swoje historie, w tym dotyczące przemocy fizycznej i seksualnej oraz doświadczenia utraty własnej kultury. Takie sprawy nagłaśniali hollywoodzcy aktorzy. W 1991 r. zwołano Królewską Komisję ds. Ludów Tubylczych, której zadaniem było zbadanie nadużyć. Również w 1991 r. anglikanie powołali fundusz mający wspierać pojednanie z grupami tubylczymi. W 1993 roku, anglikański prymas „arcybiskup” Michael Peers przeprosił za rolę, jaką odegrała jego wspólnota religijna. W 1998 r. powołano specjalną fundację mającą świadczyć pomoc dla tubylców.

Przedstawiciele Indian, Inuitów i Metysów rozpoczęli także wieloletnie batalie o odszkodowania za doznane krzywdy. W 2005 r. rząd wynegocjował częścią ugodę. W 2007 r. byli uczniowie otrzymali możliwość rezygnacji z pomocy i prowadzenia niezależnych sporów sądowych albo uzyskania symbolicznej rekompensaty. Zdecydowana większość zaakceptowała odszkodowania i dodatkowe kwoty za każdy rok pobytu w szkołach rezydencjalnych . Szacuje się, że w 2005 r. żyło 80 tys. osób, które uczęszczały do takich właśnie instytucji.

Porozumienie ugodowe określało powołanie Komisji Prawdy i Pojednania oraz krajowego centrum badawczego. Rząd formalnie przeprosił za politykę i nadużycia w roku 2008. Struktury protestanckie również przeprosiły za rolę odegraną w nadużyciach. Równocześnie dd 2020 r. rząd federalny próbował zablokować uchwalenie raportu statystycznego przedstawiającego roszczenia dotyczące nadużyć w szkołach. W maju tego roku ukazał się kolejny raport ludności tubylczej, w którym szczegółowo wyceniono krzywdy uczniów, jednocześnie prowadzone są spory sądowe. Ludy tubylcze występują wobec rządu z nowymi roszczeniami, w tym także tymi dotyczącymi odszkodowania za zagrabioną ziemię i korzystanie z jej bogactwa.

Odnajdywane nieoznakowane groby dzieci mogą obejmować ofiary epidemii. Raporty medyków np. z 1907 r. donosiły o nieproporcjonalnie dużej liczbie dzieci umierających z powodu gruźlicy szerzącej się w niedofinansowanych placówkach. Duncan Campbell Scott, zastępca nadinspektora generalnego do spraw Indian, przyznał, że około połowa dzieci, które uczęszczały do instytucji z internatem, nie dożyje wieku w którym mogłaby korzystać z efektów odebranej edukacji. Do 1999 roku wszczęto 2,5 tys. spraw dotyczących nadużyć mających miejsce w takich szkołach. Nie wiadomo dokładnie, ilu uczniów doświadczyło wykorzystywania seksualnego. W latach 80-tych szerokim echem odbiły się incydenty wykorzystywania seksualnego, które liberałowie łączyli z „kulturą asymilacji”, tworząc obraz szkół dla Indian jako symboli degradacji i kulturowego ludobójstwa.

W zachowanych dokumentach dot. zeznań osób, które uczęszczały do takich placówek, nie odnajdziemy wyłącznie negatywnych opinii i sugestii, że dochodziło do nadużyć, a doznana trauma przyczyniła się do powszechnego alkoholizmu wśród rdzennej ludności i innych patologii ją dręczących. Wielu byłych uczniów jest zbulwersowanych demonizacją ich szkół.

Rod Lorenz, obecnie katolicki misjonarz świecki pośród Metysów w Lloydminster wskazuje, że w tych szkołach tubylcy mogli się uczyć nowych rzeczy, których potrzebowali do przetrwania. Wspomina, że jego matka uczęszczała do katolickiej szkoły w Lebret od 1909 do 1916 r. i wielokrotnie opowiadała mu, jak zakonnice nauczyły ją wszystkiego: jak szyć, gotować, czytać i pisać. Dodał, że europejski styl dyscypliny różnił się od rodzimej kultury. Oddzielanie dzieci od rodzin było trudne. „Pewnie, popełniono błędy, ale istnieją dwie strony tej historii i trzeba spojrzeć na pozytywy” – podkreślał.

Tubylca Stanley Cuthand, obecnie emerytowany kapłan anglikański, dorastał w Saskatchewan Reserve, zakwaterowany w szkole rezydencjalnej La Ronge w 1944 roku, był kapelanem La Saskatchewan Ronge and Gordon Residential Schools oraz St. Paul’s School przy Blood Reserve w latach 60-tych XX wieku. „Szkoły wcale nie były okropnymi miejscami” – wspomina. „Z pewnością nie były to więzienia, chociaż dyrektorzy byli trochę surowi” – dodał Cuthand. Duchowny wspomina tylko jeden przypadek seksualnego wykorzystywania ucznia w Gordon Reserve, gdzie jeden z pracowników został później skazany na kilka lat więzienia. Wskazuje, że dzieci tęskniły za domem, a czasem dochodziło do prób ucieczki. „Było też mnóstwo jedzenia; rodzynki, ryby, ziemniaki, pieczywo smalec, gulasz” – mówił.

Mężczyzna zauważa, że do uczęszczania do szkół z internatem zmuszano jedynie sieroty i dzieci pochodzące z ubogich rodzin. „Twierdzenie, że wszystkie dzieci były zmuszane do uczęszczania do szkół, jest przesadą” – podkreśla Cuthand. Dodaje, że jednak pomysł oddzielanie uczniów od rodziców i krewnych pochodził z Anglii. Praktycznie wszyscy Anglicy należący do klasy wyższej odbierali edukację w szkołach z internatem. W Kanadzie główną ideą w tamtym czasie była cywilizacja i edukacja dzieci, a tego nie dałoby się osiągnąć, gdyby pozostały w domu. Cuthand dodaje, że plemiona miały wpływ na edukację swoich dzieci. „Rezerwat Little Pine chciał mieć własną szkołę dzienną, a w 1910 roku po złożeniu petycji do Ottawy dostaliśmy własna szkołę dzienną. Rodzice nigdy wcześniej nie mieli szkół, ale chcieli, żebyśmy uczyli się angielskiego. Gdy szkoła powstała, współpraca była tak dobra, że wszyscy w rezerwacie wysyłali tam swoje dzieci”. Mężczyzna wyjaśnia, że dzieciom zabraniano mówić w ich własnym języku, bo przeklinały i nadawały swoim przełożonym pseudonimy. „Dzieciaki nie były świętymi. Ale generalnie język nie był problemem” – wskazuje.

Ojciec Antonio Duhaime (oblat) był od 1962 do 1968 dyrektorem Duck Lake Residential School, a następnie, w latach 1968-1980, dyrektorem St. Mary’s Residential School on the Blood. Relacjonował, że rodzice sami przywozili dzieci we wrześniu i mówili: „Ojcze, chcę, by moje dziecko uczyło się angielskiego”. Teraz jednak oskarżają o zabieranie dzieci i zakazywanie im mówienia w językach ojczystych. „Jeśli niektórzy tubylcy odnoszą dziś sukcesy, mogą podziękować szkołom. Nikt inny nie był wtedy zainteresowany Indianami”- puentuje. Dzieciom stwarzano warunki do rozwoju, np. w sporcie. Działały sekcje koszykówki, a zespoły tubylców podróżowały po całym świecie.

Dora Cardinal przypomina sobie jeden przypadek kary fizycznej w szkole św. Antoniego w Onion Lake. „Pewnego razu jedna ze starszych dziewczynek została przypięta pasami, ponieważ uciekła. Ale zakonnice ogólnie były bardzo opiekuńcze i mieliśmy dużo zabawy” – wspomina. „Zwłaszcza moja nauczycielka z pierwszej klasy zawsze starała się mnie pocieszyć. Ona nigdy na nas nie krzyczała. Z mojego punktu widzenia dzieciom było lepiej niż dzisiaj” – stwierdza stanowczo. „Dzieciom dziś wszystko uchodzi na sucho. Ja w szkole nauczyłam się dużo cierpliwości, samodyscypliny oraz wytrwałości” – dodaje Cardinal.

Powszechnie przyznaje się, że dzisiejsze rezerwaty dotykają liczne problemy społeczne. Według Statistics Canada, wskaźnik samobójstw wśród tubylców jest od pięciu do ośmiu razy wyższy niż średnia krajowa. Śmiertelność niemowląt jest prawie dwukrotnie wyższa, ubóstwo jest trzy do pięciu razy bardziej powszechne i aż 60 proc. mieszkańców rezerwatów zależy od świadczeń opieki społecznej. W latach 1995-96 22 proc. wszystkich osadzonych stanowili tubylcy. „Ale czy można winić szkoły rezydencjalne za tę straszliwą nędzę?” – pyta Rita Galloway, która dorastała w rezerwacie Pelican Lake Cree w Saskatchewan. Dziś jest nauczycielką. „Miałam wielu przyjaciół i krewnych, którzy uczęszczali do szkół z internatem” – podkreśla. „Oczywiście były elementy dobre i złe, ale ogólnie ich doświadczenia były pozytywne. Dziś ci ludzie są teraz (…) specjalistami, konsultantami, ludźmi biznesu. Nauczyli się etyki ciężkiej pracy” – dodała.

Rita Galloway uważa, że obwinianie placówek edukacyjno-wychowawczych za warunki panujące w nich jest niesprawiedliwe. „Wskaźniki samobójstw są bardzo wysokie. W rezerwacie jest wiele nadużyć seksualnych; niektórzy z moich krewnych byli wykorzystywani seksualnie w szkołach. Ale moi rodzice nigdy nie chodzili do szkoły z internatem i nadal mieli problemy; mój ojciec stracił interes z wyrębem z powodu picia. Wiele z tych problemów było obecnych jeszcze przed szkołami. Kiedy umieszczasz grupę ludzi na małym obszarze, jak w rezerwacie, to z pewnością będą problemy. Jednak zawsze łatwiej jest obwiniać innych” – wskazuje.

Zdaniem Galloway każdego roku środki przekazywane dla mieszkańców rezerwatu rozchodzą się i nie wiadomo kto tak naprawdę z nich korzysta. Kolejne kwoty nie rozwiążą problemów. „Za 10 lat znów będziemy toczyć tę samą dyskusję i będą te same wymówki dla przyznania większych pieniędzy. Ale więcej pieniędzy niczego nie rozwiązuje. Ktoś musi mieć odwagę powiedzieć, że potrzebujemy odpowiedzialności; tylko wtedy zobaczysz prawdziwe zmiany i rozwój” – komentuje. Jej zdaniem obwinianie szkół za problemy, z jakimi mierzą się ludy tubylcze, jest „nadmiernym uproszczeniem”. Galloway jest zdania, że szkoły posiadają ogromną rolę do odegrania, zwłaszcza dziś, gdy tak wiele dzieci jest porzucanych przez rodziny, gdy nie otrzymują one wsparcia w domu, którego potrzebują i gdy zbyt duży nacisk kładzie się w rezerwatach na rozrywkę.

Emerytowany zakonnik, o. Duhaime, uważa, że oczernianie szkół rezydencjalnych pomniejsza ofiarę wielu świeckich pracowników i księży misjonarzy, którzy oddali swoje życie w służbie dzieci z indiańskich plemion. „To bardzo rozczarowujące” – podkreśla. „Przez te wszystkie lata pracowaliśmy w tych szkołach, a dziś słyszysz, że to wszystko było złe. Bardzo trudno to znieść” – dodaje. Ale nawet i dziś rząd nie rozwiązał problemu odbierania dzieci rdzennym Kanadyjczykom. Według danych ze spisu powszechnego w 2016 r. ponad 52 procent dzieci w pieczy zastępczej pochodziło spośród rdzennej ludności, a stanowią one zaledwie 7,7 procent w całej populacji kraju.

Skupienie się na szkołach rezydencjalnych to próba odwrócenia uwagi opinii publicznej od raportu Yellowhead Institute, opracowanego przez ośrodek badawczy rdzennej ludności, w którym domaga się ona różnych form reparacji za grabież ziemi. Z roszczeniami względem kanadyjskiego rządu występują już plemiona indiańskie, które zmuszone zostały do przeniesienia się na teren Stanów Zjednoczonych. Systemowe niedofinansowanie rdzennych narodów jest jedną z najbardziej centralnych i brutalnych form kolonizacji w dzisiejszej Kanadzie(…). To niedofinansowanie ma miejsce w kontekście ciągłego wzbogacania się firm i Kanadyjczyków dzięki ziemiom rdzennych mieszkańców i zasobom, które kryje – komentuje Shiri Pasternak, dyrektor ds. badań w Yellowhead Institute i współautor raportu. Poza przykładami tego, jak kanadyjska gospodarka korzystała i korzysta na grabieży, raport prezentuje cztery sposoby, dzięki którym Kanada nadal podtrzymuje kolonialny charakter relacji między Koroną a Pierwszymi Narodami. Autorzy raportu wskazują równocześnie 10 konkretnych podstaw, na których opiera się kampania na rzecz odszkodowań.

Spiskowa praktyka dziejów. Kto projektuje nam przyszłość?

Roman Motoła https://pch24.pl/spiskowa-praktyka-dziejow-kto-projektuje-nam-przyszlosc/ #globalizm #NWO #przyszłość #technologia

Według Jana Białka, autora książki „Tech. Krytyka rozwoju środowiska technologicznego”, co najmniej od 50 lat w książkach, raportach, analizach i innych różnego rodzaju opracowaniach zamieszczane są realizowane obecnie „scenariusze dla ludzkości”. Nie są to publikacje wychodzące spod piór anonimowych tropicieli i kreatorów sensacji. Ich wydawcami są poważne instytucje w rodzaju renomowanych fundacji, służb wywiadowczych światowych potęg czy tak zwane think-tanki.

O ile przed około wiekiem ludzkość wchodziła w erę „industrialną” (elektryfikacja, budowa fabryk, powstawanie wielkich miast itp., mechanizacja), to obecnie, aż do 2050 roku mamy i mieć będziemy do czynienia z „przejściem postindustrialnym”. Zmiany, zarówno tamte, jak i dzisiejsze, a także dokonujące się na przestrzeni ostatniego stulecia, projektowane były w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Istotą rewolucji sprzed wieku była kontrola produkcji a drogą do jej osiągnięcia – stworzenie i wcielenie w życie ideologii komunistycznej.

Dzisiaj globaliści dążą już do bezpośredniej kontroli człowieka. Ludzie mają zostać wypchnięci ze swych środowisk pracy m.in. poprzez automatyzację procesów produkcyjnych. Jeśli plany globalistów się zrealizują, państwa narodowe przestaną istnieć. Radykalnie zredukowana liczebnie, zmodyfikowana genetycznie ludzkość będzie stanowić zarządzaną przez elity jednolitą, zdalnie sterowaną masę, poddaną transhumanizmowi i wyznającą kult „matki Ziemi”.

To wizja zawarta w wydanej kilka lat temu książce Jana Białka. Nie jest produktem wyobraźni autora, lecz efektem badań nad oficjalnie wydawanymi publikacjami architektów i promotorów nowego porządku.

– Mamy badania korporacyjne sprzed 10 lat wskazujące na to, że oni wszystko zaplanowali – mówił autor pod koniec zeszłego roku w wywiadzie dla kanału You Tube „Buntownik Jutra”. Chodziło tu o przebudowę światowego systemu energetycznego do roku 2050. Zgodnie ze scenariuszem ujawnionym przed dekadą, mniej więcej do roku 2040 ceny prądu czy gazu będą wciąż raptownie szły do góry, aż osiągną niebotyczne poziomy. Dopiero około 2050 roku spadną do wartości z okresu, w którym powstała prognoza, czyli początków poprzedniej dekady.  

Jak podkreślał Jan Białek, głównym problemem przebudowy systemu z punktu widzenia globalistów nie będzie sam ten proces, lecz przerzucenie jego kosztów na zwykłych ludzi, czyli na społeczeństwa. W najbliższych latach Zachód proponuje nam kolejne 20–30 lat kolejnych kryzysów na każdym poziomie, łącznie z brakami żywności. Dlatego co bardziej wpływowi na świecie ludzie skupują ziemię już co najmniej od 10 lat. Duże przedsiębiorstwa pozyskują gigantyczne połacie gruntów w Europie, Afryce, Stanach Zjednoczonych.

Autor w swej książce cytuje dane pochodzące z kilkuset dokumentów. Informacje nie są tajne, lecz są rozproszone. Instytucje, które planują naszą przyszłość, powołali 100 lat temu ówcześni bilionerzy, czyli osoby nominowane przez ogarniającą świat koronę brytyjską do ról monopolistów w handlu złotem, tytoniem, herbatą czy opium. Właśnie mniej więcej przed stuleciem, w perspektywie „zwijania” z mapy świata imperium, jego finansowe elity postanowiły utrzymywać własne wpływy za pomocą formowanych przez siebie lokalnych namiestników.

Z tej właśnie grupy wyłonił się największy think-tank na świecie, to jest Chatham House (dawniej: Royal Society of International Affairs). Na bieżąco wydawane są też tak zwane white papers czy też blue prints międzynarodowych organizacji typu ONZ, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy. Swoje opracowania publikują również organizacje w rodzaju Fundacji Rockefellera czy Carnegie.

Szczegóły projektów dla świata wyłaniają się też m.in. z publikacji wywiadów potęg anglosaskich.

– W dokumentach z 2010 roku pisali, że jeżeli ludzie będą chcieli wrócić do państw narodowych, czyli będzie się zwijać Unia Europejska, czy różnego rodzaju inne unie międzynarodowej współpracy, a globaliści będą tracić swą siłę, wywiady zapowiedziały przeprowadzenie trzech głównych uderzeń mających na celu utrzymanie globalnego systemu kontroli: będzie to epidemia, masowe migracje i konflikty wokół Arktyki –mówił Jan Białek we wspomnianym wywiadzie.

Gospodarz audycji zwrócił uwagę na wprowadzany na całym świecie przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone porządek cywilizacyjny, narzucający po II wojnie światowej poszczególnym krajom zasady życia społecznego. Jednym z ich głównych filozoficznych wyznaczników jest – obok darwinizmu – tak zwana krytyczna teoria zasobów zawarta w wydanej na początku XIX stulecia książce Thomasa Malthusa. Zgodnie z tą koncepcją, na świecie żyje zbyt wielu ludzi, w związku z czym Ziemi grozi zagłada. Wyjściem z sytuacji jest konsekwentna, prowadzona na różnych poziomach polityka depopulacyjna. Szeroko rozumiana kontrola ludności stanowi jedną z kluczowych kwestii dla nowego porządku.

W sukurs ideologom idzie dzisiejsza „nauka” zdolna do udowodnienia wszystkiego, czego życzą sobie zleceniodawcy. Jej rola jest kluczowa dla przebudowy świata. Naukowcy przejąć mają rolę religijnych  kapłanów, ich wskazania to nowe dogmaty niepodlegające krytyce.

Prorocy nowego porządku

Wśród autorów w ten sposób postrzegających kształt przyszłej ludzkości są między innymi: Julian i Aldous Huxleyowie, Herbert George Wells, Bertrand Russell. Określali oni nowy system jako socjalizm naukowy.

Jeden z uznanych „dobroczyńców ludzkości”, twórca szczepionki na polio Jonas Salk to autor wydanej w latach 60. minionego wieku książki „Przetrwanie najmądrzejszych”. Dzieli on ludzkość na mędrców i polluters („zaśmiecaczy”). Tych drugich uważał za nadających się co najwyżej do wykorzystania w eksperymentach. Zapowiedział nadejście „niedługo” nowej ery, której przejawem będzie przemiana człowieka wywołana mutacją – albo naturalną, albo genetyczną, poprzez zastrzyki.

Swego rodzaju „podręczniki dla elit” nowego świata tworzyli też Carroll Quigley, wykładowca z Georgetown („Tragedia i nadzieja”) czy Anthony Sutton. Ten ostatni opisał między innymi zaprojektowanie przez zachodnich demiurgów zbrodniczych systemów: sowieckiego oraz hitlerowskiego. [Ale on przed konsekwencjami OSTRZEGAŁ. MD]

Wiele szczegółów projektu nowego świata ujawniał Jacques Attali, prognozujący m.in. masowe migracje, wojny, różnego rodzaju przewroty. Ich celem jest doprowadzenie świata do chaosu, z czasem totalnej anarchii, czego przedsmak obserwujemy już dzisiaj chociażby na przedmieściach francuskich miast. Ludzkość dotknąć ma powszechna bieda i bezprawie. W końcu mieszkańcy zwrócą swój gniew przeciwko władzom państw, które staną się bezradne wobec wszechobecnej anarchii. Nie będą też w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwa socjalnego na elementarnym poziomie. W takiej sytuacji pojawią się z ofertą nie do odrzucenia, „całe na biało” prywatne firmy ubezpieczeniowe. Zagwarantują one ludziom byt ekonomiczny w zamian za osobistą wolność.

Rządzące elity będą mogły zarządzać światem z dowolnego miejsca. Stąd niezbędna jest totalna cyfryzacja i budowa systemu zarządzania technologicznego, teleinformatycznego, dzięki któremu staną się nieosiągalne dla potencjalnie zbuntowanych społeczeństw.

Krwio-obiegiem świata będą korporacje i banki wyzwolone z ograniczeń nakładanych dziś przez państwa. Stąd rozwój i promocja informatyki, nanokomputerów, dążenie do kontroli percepcji i biologii człowieka.

Od zainteresowania projektantów przyszłości nie jest wolna też sfera religijna. Klub Rzymski zaplanował zmianę do 2050 roku religii chrześcijańskiej w „kult Ziemi”. Attali i jego ideowi koledzy odpowiedzi na religijną potrzebę ludzkości upatrują w transhumanizmie, dzięki któremu człowiek dokonać ma zbiorowego „samozbawienia” przybierając bliższą rzekomo doskonałości formę siebie.

Przewidziano „produkowanie” człowieka genetycznie zmodyfikowanego już około 2030 roku.

Jak podkreśla Jan Białek, system technokratyczny zmierza do odebrania państwom narodowym władzy nad ważnymi dziedzinami w poszczególnych krajach. Władza przejdzie w ręce specjalistów –  ponadnarodowych agend, think-tanków itp. „Eksperci” podlegać mają elitom.

W przekonaniu autora książki, jedynym wyjściem ratującym państwa oparte na wspólnocie narodowej jest objęcie nadzorem prawa korporacji, opodatkowanie ich w taki sposób by nie dawać paliwa do ich totalnej emancypacji, a tym samym rosnącej, niekontrolowanej władzy.

Jan Białek, „Tech. Krytyka rozwoju środowiska technologicznego”, Wydawnictwo Garda, Warszawa 2017.

Przygotowania do ostatecznego zwycięstwa

Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5218

„Goniec” (Toronto)  •  24 lipca 2022

Rosja, która na Ukrainie wojuje z całym NATO, już ledwie zipie i tylko patrzeć, jak poniesie sromotną klęskę. Takim obrotem sprawy tłumaczę sobie czystkę w ukraińskiej bezpiece i prokuraturze. Jak wiadomo, prezydent Zełeński „odsunął” nie tylko szefa Służby Bezpieki Ukrainy, ale również szefów z kilku obwodów. „Odsunął” także panią Irinę Wieniediktową, która piastowała urząd prokuratora generalnego. Po raz pierwszy usłyszeliśmy o niej, kiedy w sieci pojawiło się nagranie, jak to bohaterscy żołnierze ochotniczego pułku „Azow”, będącego rodzajem prywatnej armii żydowskiego oligarchy Igora Kołomojskiego, maltretują, torturują i rozstrzeliwują rosyjskich jeńców.

Wzbudziło to zainteresowanie nawet w Kongresie Stanów Zjednoczonych, a w tej sytuacji nie było rady; trzeba było odkryć rosyjską zbrodnię wojenną w Buczy i podsunąć ją pod nos skonsternowanemu światu, żeby zapomniał o scenach z udziałem bohaterskiego pułku „Azow”. Wprawdzie początkowo ukraińskie władze obiecywały, że rząd sprawę nagrań potraktuje „bardzo poważnie”, ale potem okazało się, że to wszystko zainscenizowali Rosjanie, w związku z czym pani Irina już żadnego „śledztwa” nie musiała w tej sprawie wszczynać.

Skoro wszystko zakończyło się wtedy wesołym oberkiem, to skąd obecna czystka w bezpiece i prokuraturze?

Myślę, że jej przyczyną jest zbliżające się nieubłaganie ostateczne zwycięstwo. Jak wiadomo, klęska jest sierotą, podczas gdy sukces, zwłaszcza w postaci ostatecznego zwycięstwa, ma wielu ojców. Zatem prezydent Zełeński musiałby dzielić się sławą zwycięzcy z jakimiś bezpieczniakami i panią Iriną. A po co miałby się dzielić, skoro może się nie dzielić? Dzięki rewolucyjnej czujności okazało się tedy, że na Ukrainie aż roi się od „zdrajców i kolaborantów”, którzy sypią piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów. Skoro tak, to nieuchronnie musi pojawić się pytanie, kto za to odpowiada. No i się pojawiło, a w odpowiedzi prezydent Zełeński nieubłaganym palcem wskazał winowajców. Myślę, że to dopiero początek, bo w miarę jak ostateczne zwycięstwo będzie się przybliżało szybkimi krokami, liczba „zdrajców i kolaborantów” będzie się zwiększała w tempie stachanowskim, aż w końcu okaże się, że jedynym sprawiedliwym w Sodomie i Gomorze był prezydent Zełeński i jego przyjaciele z kabaretu.

Widocznie Ukraińcy też czują pismo nosem, bo chociaż ostateczne zwycięstwo zbliża się wielkimi krokami, to jednocześnie polscy wolontariusze alarmują, że do naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju, napływa coraz więcej uchodźców z Ukrainy. Nie ma w tym nic dziwnego; skoro już wiadomo, że na Ukrainie aż się roi od „zdrajców i kolaborantów”, to na wszelki wypadek trzeba się stamtąd zawczasu oddalić na bezpieczną odległość, bo w przeciwnym razie trzeba będzie udowadniać, że nie jest się wielbłądem, a wiadomo, że takie zadanie bywa z reguły niewykonalne, zwłaszcza gdy ze stolicy przyjdą odpowiednie rozkazy.

Tymczasem w Polsce nikt uchodźców nie ośmieli się przepytywać, czy przypadkiem nie byli „zdrajcami”, albo „kolaborantami”, więc nie ma się co namyślać, tylko zwiewać z Ukrainy jak najdalej.

Obecnie w naszym nieszczęśliwym kraju zapanowała podobna sytuacja. Czystki wprawdzie jeszcze nie ma, bo ostateczne zwycięstwo zostało zaplanowane dopiero na przyszłoroczne wybory parlamentarne, ale w czeluściach obozu „dobrej zmiany” rozpoczęły się przygotowania do wyznaczenia winowajcy. Bo wprawdzie jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, ale właśnie Wielce Czcigodny poseł Janusz Kowalski, piaskujący w rządzie „dobrej zmiany” stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych kierowanym przez pana ministra Jacka Sasina, opublikował wyliczenie, z którego wynika, że w Polsce w zimie zabraknie gazu. Ponieważ tajemnicą Poliszynela jest napięcie, jakie utrzymuje się między premierem Morawieckim, a ministrami Ziobrą i Sasinem, aż nawet sam Naczelnik Państwa musiał nawoływać do opamiętania, wyliczenie posła Kowalskiego może być sygnałem, że panu Mateuszowi Morawieckiemu już złocą rogi, jako przeznaczonemu na zaszlachtowanie najpóźniej na wiosnę przyszłego roku.

Bo pan premier Morawiecki nadaje się do tej roli, jak mało kto. Jak pamiętamy, został premierem gwoli „ocieplenia” stosunków Polski z Unią Europejską. Po prawie pięciu latach jego rządów, stosunki Polski z UE są gorsze, niż kiedykolwiek, a poza tym pan premier Morawiecki popodpisywał rozmaite cyrografy i podjął decyzje, w następstwie których Polska stoi w obliczu kryzysu energetycznego.

Podczas jednego ze spotkań, jakie pan premier odbywa ze specjalnie zaproszonymi obywatelami, któryś zadał mu pytanie, czy przypadkiem Polska nie kupuje aby ruskiego gazu. Pan premier spontanicznie odpowiedział, że kupujemy gaz „na giełdzie”, co zostało zrozumiane, że gaz po staremu jest ruski, tylko Polska teraz kupuje go przez pośredników.

Z węglem jest jeszcze gorzej, bo wskutek „dekarbonizacji” oraz wstrzymania importu rosyjskiego węgla, z którego korzystały przede wszystkim gospodarstwa domowe i spółdzielnie mieszkaniowe, okazało się, że w składach węglowych niemalże nie ma żadnych zapasów. W tej sytuacji pan premier zachęca obywateli do „ocieplania” domów, a inni ministrowie udzielają zbawiennych rad, żeby mniej jeść – i tak dalej. To trochę podobne do spostrzeżenia Jerzego Urbana z początku stanu wojennego, że „rząd się wyżywi”, więc widać, że ciągłość jest większa, niż nam się wydaje.

Tymczasem pan Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli, którego Naczelnik Państwa z zagadkowych przyczyn chciał wysadzić w powietrze, właśnie złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie zakupu respiratorów. Jak pamiętamy, pan minister Szumowski, który dzisiaj, zgodnie z zaleceniem greckiego filozofa hedonisty Epikura, „żyje w ukryciu”, kupił w imieniu rządu te respiratory od pewnego handlarza bronią, co oczywiście kieruje naszą uwagę w stronę starych kiejkutów, no bo kogóż innego? Toteż bez zdziwienia przyjęliśmy informację, że sprzedawca owych respiratorów właśnie taktownie umarł i już nic żadnemu prokuratorowi nie powie. Wyobrażam sobie, z jaką ulgą musiał przyjąć tę wiadomość pan Szumowski, podobnie jak stare kiejkuty, które dzięki temu będą mogły spokojnie korzystać z wyprowadzonego w nieznanym kierunku szmalcu, tak, jak w przypadku „Amber Gold”.

Tymczasem rząd na wrzesień właśnie zaplanował nową falę epidemii, tym razem spowodowaną przez mutację koronawirusa nazwaną „Centaurem”. Najwyraźniej jednak urzędnicy resortu zdrowia wyciągnęli wnioski z poprzednich, niezbyt fortunnych doświadczeń, więc wprawdzie ogłaszają, że ten cały „Centaur” jest jeszcze bardziej zaraźliwy, niż poprzednie mutacje, ale za to znacznie od nich łagodniejszy, więc jak tylko się zaszczepimy, żeby rozładować nagromadzone w rządowych magazynach krocie „dawek”, to będziemy musieli nauczyć się z nim żyć, a kto wie – może nawet się zaprzyjaźnić. I słusznie – skoro musimy przyjaźnić się z uchodźcami, to dlaczego nie z „Centaurem”?

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).

Czas na dymisję Adama Niedzielskiego. [Lub wywiezienie go na taczkach z gnojem].

[druga część tytułu – MD]

Nie ma wątpliwości, że obecne sygnały płynące z rządu to zapowiedź kolejnego lockdownu i wszystkiego złego, co się z nim wiąże. Jeśli teraz nie uda się zahamować decyzji o nowych restrykcjach, spirala covidowego szaleństwa zacznie znowu się nakręcać

Proszę wyobrazić sobie, że właśnie teraz, w gorącym lipcu, gdy Polacy udali się na upragnione wakacyjne wyjazdy… Minister Zdrowia znowu zaczyna straszyć restrykcjami i wracającą „pandemią”! Nie do wiary, prawda? Ja też początkowo nie mogłam w to uwierzyć. Z nieba leje się żar, a Adam Niedzielski zupełnie serio zaczyna opowiadać o zwiększonej zachorowalności na koronawirusa, tego samego, o którym kilka tygodni temu mówił, że powinien być traktowany jak zwykła infekcja i nie ma podstaw, aby z jego powodu wprowadzać nadzwyczajne środki ostrożności.

I znów się pozmieniało! Minister już przepowiada, kiedy będą kolejne zachorowania (środek sierpnia). A może po prostu planuje wtedy podkręcić statystyki…????

Wraz z alarmującymi informacjami z rządu wraca znowu ten sam motyw: SZCZEPIENIA. Rozpoczyna się nowa odsłona stręczenia Polakom szczepionek produkowanych na liniach płodowych. Wszystkie podawane w Polsce szczepionki na Covid czerpią z aborcji. Aby opracować i testować (Pfizer, Moderna) lub wprost produkować (Astra Zeneca, Johnson&Johnson) każdy z preparatów, użyto linii płodowych wyprowadzonych wprost od zabitych dzieci. Linie te są w obiegu od wielu lat, lecz starzeją się, zatem tworzy się popyt na kolejne linie. Dochodzi do kolejnych aborcji na potrzeby przemysłu farmaceutycznego.

Aby preparaty były zdatne do użytku, trzeba było pobierać tkanki z dzieci żywcem i bez żadnego znieczulenia – w krótkim momencie pomiędzy wyjęciem dzieciątka z macicy a jego śmiercią. Aż trudno wyobrazić sobie, jak ogromny ból musiał odczuwać mały człowiek wyrwany z bezpiecznego łona mamy i poddany okrutnej procedurze usunięcia narządów żywcem… Teraz szczepionki powstałe dzięki liniom płodowym mamy wszyscy uznać za zdobycz cywilizacji i masowo je stosować. Straszenie kolejną falą koronawirusa jest niczym innym jak tworzeniem popytu na preparaty skażone gigantyczną zbrodnią.

Przemysł aborcyjny jest powiązany z niektórymi gałęziami przemysłu farmaceutycznego i na tej podstawie próbuje się oswajać ludzi z tezą, że aborcja nie zawsze przynosi samo zło. Promotorzy zabijania dzieci bardzo chcą, abyśmy przyznali, że czasem z zabicia niewinnego dziecka wypływa dobro. Dlatego rozpętywanie strachu wokół konkretnego wirusa, kreowanie statystyk zachorowań i wmawianie opinii publicznej, że jedynym ratunkiem są szczepionki skażone aborcją – jest świetną okazją, aby relatywizować zbrodnię. W świadomości przeciętnego człowieka może wówczas pojawić się myślenie, że nie wszystkie aborcje są tak samo złe, w zależności od celu, do jakiego wykorzysta się ciała zamordowanych dzieci. To utylitarne myślenie o życiu człowieka pomaga ruchowi aborcyjnemu w osiąganiu jego celów – akceptacji aborcji (przynajmniej niektórych) i zarabianiu na nich wielkich pieniędzy.

Dlatego z przerażeniem obserwuję, jak polski rząd ponownie rozpoczyna kampanię strachu, kreowanie popytu i wmuszanie ludziom preparatów, które czerpią ze zbrodni aborcji.

Potrzeba masowego sprzeciwu, aby znowu nie wprowadzono restrykcji, lockdownu i nachalnej akwizycji szczepionek na Covid!

Chciałabym, aby w najbliższym czasie jak najwięcej osób zadzwoniło do Kancelarii Premiera i przekazało Mateuszowi Morawieckiemu, że nie chce:

żadnych restrykcji ani lockdownów, żadnych testów, a przede wszystkim żadnych szczepionek z abortowanych dzieci,
– wydawania pieniędzy podatników na preparaty skażone zbrodnią aborcji ani na ich namolną promocję.

Ponadto pora na dymisję Adama Niedzielskiego i mianowanie Ministrem Zdrowia kogoś, kto nie będzie ulegał lobby aborcyjnemu.

Nie ma wątpliwości, że obecne sygnały płynące z rządu to zapowiedź kolejnego lockdownu i wszystkiego złego, co się z nim wiąże. Jeśli teraz nie uda się zahamować decyzji o nowych restrykcjach, spirala covidowego szaleństwa zacznie znowu się nakręcać. Być może w kolejnym roku szkolnym dzieci znowu nie pójdą do szkół. Być może znowu doświadczymy zamknięcia placówek ochrony zdrowia. Czy chcemy znowu zamknięcia branż gospodarki i szantażu, że jeśli nie weźmiemy skażonych aborcją szczepionek, to branże te nie będą mogły się otworzyć…? Czy chcemy selekcji wiernych w kościołach? Nalotów Policji na świątynie, gdzie zgromadziło się zbyt wielu wiernych? Zakazu spotkań powyżej określonych przez władzę limitów?

Są wakacje. Mimo to nie zwalniamy tempa i wiemy, że właśnie TERAZ potrzeba pilnego i efektywnego działania. Uruchomiliśmy stronę internetową www.telefondopremiera.pl. Znajdują się na niej numery telefonów do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz krótka zachęta, aby zadzwonić i przekazać Mateuszowi Morawieckiemu, że nie ma zgody na rozkręcanie kolejnej fali restrykcji i promocji szczepień na Covid-19.

Cierpienie dzieci, które zostały poddane aborcji i usunięciu tkanek, by wyprodukować szczepionki, to nie jest abstrakcja. Te dzieci to nasi bliźni, najsłabsi, niemogący się bronić, ginący na ołtarzu wielkiego biznesu i ogromnych pieniędzy. Protestujmy przeciw nieludzkiej polityce kreowania popytu i wymuszania szczepień preparatami, które powstały przy użyciu ciał tych niewinnych maleństw…

Wesprzyj naszą inicjatywę!

Kaja Godek Fundacja Życie i Rodzina

Post-Zachód, Węgry i wojna na Ukrainie. Viktor Orban – mąż stanu.

Post-Zachód, Węgry i wojna na Ukrainie. Viktor Orban.

https://www.bibula.com/?p=135378

Tradycyjnie latem podczas Bálványos Summer Free University and Student Camp w Siedmiogrodzie Viktor Orban wygłosił wykład na temat sytuacji międzynarodowej i pozycji Węgier.

Orban powiedział, że „Zachód przeniósł się do Europy Środkowej w sensie duchowym”, Zachód jest tutaj i toczy bitwa między dwiema połówkami Europy. Europa Środkowa chce, aby każdy mógł sam decydować, z kim i jak chce żyć, „ale Postzachód odmówił tego i nadal walczą z Europą Środkową w celu upodobnienia nas do nich”. Postzachód walczy z Europą Środkową, a Bruksela, w stylu Sorosa, chce „zmusić do nas do przyjmowania imigrantów”.

Orban powiedział, że wojna zachwiała współpracą polsko-węgierską, która stanowiła oś współpracy między Czwórką Wyszehradzką, mimo że ich strategiczne interesy były zbieżne: Polacy chcą, aby Rosjanie nie zbliżali się do nich, chcą zachowania suwerenność Ukrainy i demokracji.

O ile jednak Węgrzy chcą trzymać się z dala od wojny dwóch narodów słowiańskich, o tyle Polacy uznają, że to jest ich wojna, dlatego trzeba zrobić wszystko, co możliwe żeby po tej wojnie uratować polsko-węgierski sojusz strategiczny – wskazał premier.

W związku z wyzwaniem, jakie stawia wojna rosyjsko-ukraińska, Viktor Orbán zwrócił uwagę, że wojna rosyjsko-ukraińska przyniosła już Węgrom krwawe ofiary: według danych do tej pory zginęło 86 Węgrów, więc Węgry mają prawo, jako kraj sąsiedni, powiedzieć, że pokój jest jedynym rozwiązaniem. Viktor Orbán uważa, że na każdą wojnę można spojrzeć z wielu różnych perspektyw, ale podstawowym aspektem każdej wojny jest fakt, że „matki opłakują swoje dzieci, a dzieci tracą rodziców”. Według niego takie podejście powinno przeważyć nad wszystkim innym, nawet w polityce.

Podkreślił, że dla węgierskiego rządu oznacza to, że ich głównym obowiązkiem jest, aby węgierscy rodzice i węgierskie dzieci nie znaleźli się w takiej sytuacji. Jednocześnie zaznaczył, że są kraje, które krytykują Węgry, ponieważ według nich wystarczająco nie pomagają Ukraińcom, ale te kraje są daleko i udzielają Ukrainie co najwyżej wsparcia finansowego lub zbrojeniowego.

Podkreślił, że w związku z tym podtrzymuje stanowisko, że „to nie jest nasza wojna”. Węgry są członkiem NATO i zakładają, że Rosja nigdy nie zaatakuje znacznie silniejszego NATO, ale znalazła się w delikatnej sytuacji po tym, jak UE postanowiła  nie będąc stroną walczącą, dostarczać broń Ukrainie  i nakłada surowe sankcje gospodarcze, co stwarza ogromne ryzyko eskalacji konfliktu– wyjaśnił.

Przypomniał, że Rosjanie postawili jasne żądanie  bezpieczeństwa: Ukraina nigdy nie powinna być członkiem NATO, a gdyby Donald Trump był teraz prezydentem USA, a Angela Merkel kanclerzem Niemiec, nie sądzi, żeby ta wojna wybuchła.

Wyjaśnił, że zachodnia strategia opiera się na tym, że Ukraina wygra wojnę dzięki anglosaskiemu szkoleniu i broni, i na tym, że sankcje zdestabilizują przywództwo Moskwy, i że Zachód może sobie poradzić sobie z ekonomicznymi skutkami sankcji, a świat opowie się za nim. Tymczasem  dzieje się odwrotnie.

„Siedzimy w samochodzie [UE] z przebitymi wszystkimi czterema oponami” – powiedział Viktor Orbán, wskazując, że w kontekście wojny Europa potrzebuje nowej strategii, która powinna skupić się nie na wygraniu wojny, ale na wynegocjowaniu pokoju i sformułowaniu dobrej oferty pokojowej. Viktor Orbán podkreślił, że zadaniem Unii Europejskiej nie jest teraz „stanie po stronie Rosjan czy Ukraińców, ale stanie między Rosją a Ukrainą”.

To, co dzieje się w tej chwili, przedłuża wojnę, ponieważ Rosjanie chcą przesunąć się tak daleko, żeby nie było możliwe zaatakowanie Rosji z terytorium Ukrainy, więc im lepszą broń będą mieli Ukraińcy, tym dłużej ta wojna będzie trwać.

Podkreślił, że dopóki nie dojdzie do rosyjsko-amerykańskich negocjacji, nie będzie pokoju. „My, Europejczycy, straciliśmy naszą szansę na wpływanie na rzeczy” po 2014 r., kiedy przy zawieraniu porozumienia mińskiego wyłączono Amerykanów, a przez co realizacja tego porozumienia nie mogła być egzekwowana, wyjaśnił. Dodał, że dlatego „Rosjanie nawet nie chcą teraz negocjować z nami”, ale z tymi, którzy mogą wymusić na Ukrainie to, na co się zgodzą.

Wymienił kwestię energetyki i gospodarki jako jedno z wyzwań stojących przed Węgrami. Chodzi o to, aby zrozumieć, kto korzysta z sytuacji wojennej. Zwrócił uwagę, że korzystają na tym ci, którzy mają własne źródła energii. Rosjanie mają się dobrze, ponieważ ich przychody są determinowane nie tylko ilością sprzedanej energii, ale także jej ceną, Chińczycy – wcześniej zależni od świata arabskiego – są teraz są w stanie kupować rosyjskie surowce, dobrze mają się też duże amerykańskie firmy, które zwielokrotniły swoje zyski. Z drugiej strony UE radzi sobie źle, a jej deficyt energetyczny potroił się.

Podkreślił też znaczenie fundamentów duchowych: „Węgry wciąż mają swoją ideę narodową, mają swoje uczucia narodowe, mają swoją kulturę”. Nazwał też ważnym, aby Węgry miały ambicje, ambicje wspólnotowe, a nawet narodowe. Aby „utrzymać nasze narodowe ambicje w trudnym okresie, który nadchodzi, musimy pozostać razem, ojczyzna musi być zjednoczona, a Siedmiogród i inne zamieszkane przez Węgrów terytoria w Kotlinie Karpackiej muszą pozostać razem” – zakończył swoją prezentację Viktor Orbán.

Za: Magyar Hirlap

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (23-07-2022) | https://myslpolska.info/2022/07/23/postzachod-wegry-i-wojna-na-ukrainie/

==============

mail:

Wiktor Orbán mówi to w Siedmiogrodzie, obecnie w granicach Rumunii.
Czy którykolwiek polski przywódca odważyłby się na podobną wypowiedź we Lwowie, ale choćby w Warszawie.

Wielki Powrót – czyli pandemia bez końca. Nowe objawy: „ból gardła i chrypka”. A czasem – pocenie !!! A Józio B. ma po raz czwarty!!

AlterCabrio https://www.ekspedyt.org/2022/07/23/wielki-powrot-czyli-pandemia-bez-konca/

Małpia ospa brzmi głupio, polio umarło na samym wejściu, fala upałów już się skończyła, a ludzie są znudzeni Ukrainą. Muszą wrócić do Covid, ponieważ nie mają nic więcej.

−∗−

Tłumaczenie artykułu z serwisu Off-Guardian na temat powrotu narracji covidowej i to pomimo pełni sezonu letniego. Tym razem wiele wskazuje na to, że zjawisko może pozostać z nami na dłużej. //AlterCabrio

____________***____________ 

Przywracają COVID… tym razem już na stałe

Covid powraca w każdym nagłówku. Ponieważ nowo-normalne hordy desperacko starają się przestraszyć ludzi, by zaakceptowali Wielki Reset, wracają do swojego starego ulubieńca, aby przyzwyczaić nas do wiecznej pandemii.

Według Krajowego Urzędu Statystycznego liczba „przypadków Covid” w Wielkiej Brytanii wynosi (podobno) nawet 3,8 miliona. Podobno jest tak samo źle w UE, gdzie „przypadki” (rzekomo) potroiły się w ciągu sześciu tygodni.

Za oceanem również sprawy wyglądają dość ponuro, a „przypadki” „narastają” w całych Stanach Zjednoczonych.

Nie jest lepiej po drugiej stronie (rzekomo) ideologicznego podziału. Rosja, Chiny i Indie – mimo że są odważnymi wielobiegunowymi wojownikami zamkniętymi w szachowej rozgrywce 5D przeciwko machinacjom globalistycznej elity – również odnotowują „przypadki” „nowego wariantu”.

Bez względu na to, gdzie mieszkasz, „przypadki” są na tapecie. Ale, jak wszyscy wiemy, „przypadki” w rzeczywistości oznaczają „ludzi, którzy uzyskali wynik pozytywny” i jest to sfałszowana statystyka wykorzystywana wyłącznie do celów propagandowych.

Nowa „fala” to tak naprawdę tylko sprzedaż jednego wielkiego pomysłu: pandemia nigdy się nie skończy.

Marketwatch jest liderem, jeśli chodzi o takie ‘precyzyjne’ [on-the-nose] nagłówki:

„Stany Zjednoczone przodują na świecie w liczbie nowych przypadków COVID, ponieważ BA.5 nadal się rozprzestrzenia i ilustruje, że do zakończenia pandemii jeszcze daleko”

Do zakończenia pandemii jeszcze daleko – to zakodowana wiadomość, która teraz krąży i wcale nie jest zawoalowana. WHO dosłownie to wyraziła, prawie słowo w słowo:

„WHO ostrzega covid „nigdy się nie kończy”, ponieważ liczba odmian rośnie w USA i Europie”

Zmieniają też symptomy, przy czym „subwariant BA.5” wytwarza nowe objawy, w tym „ból gardła i chrypkę”.

Genialnie dodali nawet nocne pocenie i kłopoty z zaśnięciem do listy objawów Covid w… środku fali upałów. Genialne rzeczy.

Ten „wzrost” prawdopodobnie nadal będzie się wzmagał, ponieważ urzędnicy WHO żądają od krajów „wzmocnienia monitorowania”, co oznacza więcej testów, a to oznacza więcej przypadków. Jest to gra, którą wszyscy dobrze znamy, a to wszystko jest bez znaczenia.

Tak samo jak bezsensowne jest mówienie o nowym wariancie „centaurus”.

Musieli postawić na „centaurusa” lub coś innego, ponieważ następną grecką literą po omikronie jest pi, a Wariantu Ciasteczkowego [Pie Variant] nikt się nie przestraszy. [homofonia między określeniami litery ‘pi‘ oraz słowa ‘pie‘ czyli ‘ciasto, placek’ -tłum.]

Czym odróżnia się „wariant centaurus”? Najwyraźniej może być bardziej zakaźny i cięższy. Najważniejsze jednak, że: „

może pomóc wirusowi uciec przed przeciwciałami wywołanymi przez obecne szczepionki

Jest to oczywiście niezbędne, jeśli zamierzasz zagarnąć tę słodziutką kasę za boostery [dawki przypominające].

Aby podkreślić ten element w oczach opinii publicznej, nagłośnili nawet pozytywny test na Covid u starego biednego Józia Śpiocha, mimo że był „wyszczepiony” po kokardki.

Co to oznacza dla jego długoterminowej przyszłości, dopiero się okaże. Może Joe niedługo odejdzie na – ekhem – emeryturę, kto wie.

Pamiętaj, że wiadomość [news] to konstrukt – i gdyby Joe miał pozytywny wynik testu, a nie byłoby to wygodne dla narracji, po prostu nigdy byśmy o tym nie usłyszeli.

Do diaska, wiemy, że nie noszą maseczek, gdy nie ma przy nich kamer, więc nie ma żadnego powodu, by sądzić, że faktycznie zawracają sobie głowę testowaniem. A niby dlaczego mieliby to robić?

Po prostu ogłaszają „pozytywny wynik testu” dla każdego polityka, który potrzebuje trochę wolnego czasu, gdy chcą wzbudzić sympatię lub wzmocnić prawdziwość przekazu.

To interesujące jakimi torami podążają, gdy „w pełni zaszczepieni” zaczynają mieć pozytywny test. Z jednej strony potrzebują „szczepionek”, aby przekonać niezaszczepionych do zastrzyku… ale z drugiej strony chcą, aby „szczepionki” nie zadziałały, by przekonać zaszczepionych, aby przyjęli swoje dawki przypominające.

Najwyraźniej w tej chwili widzą większe pieniądze w ponownym szczepieniu niż w nowym. Co ma sens, gdyż wszelkie odmowy szczepień [rezygnacje] są prawdopodobnie z ich punktu widzenia przegraną sprawą.

Co to oznacza w szerszej perspektywie?

Cóż, potencjalnie oznacza to powrót do nakazów maskowania, dystansu społecznego i dodawania 5/6/7ego boostera do i tak już dość zatłoczonego harmonogramu szczepień. (Być może dadzą ci zniżkę, jeśli weźmiesz polio, małpią ospę i 2 lub 3 zastrzyki przeciw Covid za jednym razem).

Może dostaniemy miły jesienny lockdown, a szkoły opóźnią swoje otwarcie po wakacjach. Być może w planach jest większa narracja. Gazeta „I” już przygotowuje grunt pod „złą zimę”.

Mówiąc bardziej ogólnie, plan polega po prostu na normalizacji półtrwałej „pandemii”.

The Guardian już mówi, że ta fala „osiąga szczyt” i musimy „przygotować się na następną”. New York Times jest bardziej dosadny: „Endemiczny Covid-19 wygląda dość brutalnie”

The Atlantic wyszedł z wariantem (ech!) tego samego nagłówka: „Fala BA.5 – tak wygląda covidowa normalność”

Podczas gdy San Francisco Chronicle zupełnie nieironicznie używa wyrażenia „nowa normalność” w nagłówku. [W tekście oryginalnym występuje błędny link, autor prawdopodobnie miał na myśli ten artykuł: People are getting COVID again and again… and again. Is this the new normal? -tłum.]

Tymczasem zarówno Bloomberg, jak i Washington Post stawiają pozytywny test Bidena w centrum uwagi, twierdząc, że „pokazuje on siłę pandemii” i „testuje jego powrót do normalnej strategii”.

Przesłanie jest jasne – nie ma powrotu do normalności. Endemiczny Covid, wieczna wojna nie do wygrania i koniec zabawy.

Z bardziej optymistycznego punktu widzenia powrót Covid prawdopodobnie oznacza, że ​​hordy Wielkiego Resetu stają się z lekka zdesperowane.

Małpia ospa brzmi głupio, polio umarło na samym wejściu, fala upałów już się skończyła, a ludzie są znudzeni Ukrainą. Muszą wrócić do Covid, ponieważ nie mają nic więcej.

To tak, jakby starzejący się zespół rockowy niechętnie wracał do swoich klasycznych hitów pod koniec koncertu, po tym, jak publiczność chrapała przy ich eksperymentalnym nowym albumie.

Szczerze? To raczej smutne.

______________

They’re bringing COVID back…& this time its permanent, Kit Knightly, Jul 22, 2022

−∗−

Powiązane tematycznie:

Czy to już koniec epoki c-19?
Nigdy dość powtarzania, że: ograniczenia dotyczące szczepionek Covid kończą się nie dlatego, że szczepionki mRNA odniosły sukces, ale dlatego, że zawiodły. Głębia tej porażki jest tak ogromna, że ​​wyjaśnienie jej […]

______________

”Szczepić, szczepić, szczepić’ czyli czas na nieprzyjemne pytania
„Szczepionki przeciw Covid spowodowały 20 razy więcej poważnych skutków ubocznych i 23 razy więcej zgonów niż wszystkie inne szczepionki w ciągu ostatnich 20 lat łącznie”. […]

______________

Pandemia 2 czyli małpia ospa wchodzi do gry
Mimo że „przypadków” jest zaledwie kilkadziesiąt, Światowa Organizacja Zdrowia już zwołała nadzwyczajne spotkanie, co jest rzeczą dziwną, gdyż ich coroczne zgromadzenie zaczyna się dosłownie jutro. Ale myślę, że kiedy wprowadzasz […]

______________

Wejście Ninja czyli mutacje są wieczne
„Ludzie niezaszczepieni tak bardzo nie chorują. Najważniejsze jest to, że im więcej dawek tego trującego zastrzyku wziąłeś, tym bardziej będziesz chory i tym bardziej prawdopodobne jest, że wkrótce umrzesz”. […]

Prof. Simon żali się w TVN24: „Społeczeństwo się nie sprawdziło”.

Prof. Simon żali się w TVN24: „Społeczeństwo się w znacznym stopniu nie sprawdziło”. Ziemkiewicz nie wytrzymał: „Człowieku, zejdź już ludziom z oczu. Dobrze radzę. Zejdź.”

https://nczas.com/2022/07/23/prof-simon-zali-sie-w-tvn24-spoleczenstwo-sie-w-znacznym-stopniu-nie-sprawdzilo-ziemkiewicz-nie-wytrzymal/

Prof. Krzysztof Simon znów przemówił na antenie TVN24, gdzie utyskiwał na „niezdyscyplinowanych” Polaków. Stwierdził m.in., że „społeczeństwo się w znacznym stopniu nie sprawdziło, znaczy w tych 40 proc.”. Na słowa pandemicznego eksperta krótko, ale stanowczo, zareagował Rafał Ziemkiewicz.

Prof. Simon stwierdził, że lepszym sposobem jest „zachęcanie” do noszenia masek niż wprowadzanie nakazu maskowania. Żalił się, że „społeczeństwo jest takie, jakie jest – w wielu krajach, nie tylko w Polsce, tylko u nas to jest kilkadziesiąt (procent – przyp. red.), a w innych krajach zdecydowanie mniej”.

– Niedawno byłem w Londynie na zjeździe hepatologicznym. Tam nie ma obowiązku, ale rząd zachęca w informacjach prasowych, telewizyjnych: „proszę nosić w miejscach zamkniętych”. Jak będzie szczyt epidemii (…) to zachęcałbym do noszenia ludzi: noście w komunikacji, nie rozmawiajcie sobie twarzą w twarz bardzo blisko, (…) w pomieszczeniach zamkniętych używajcie masek. Czy kogoś przekonamy? Przekonajmy połowę osób, to już będzie sukces – grzmiał.

– Takie mamy społeczeństwo. Jak każą nie przechodzić przez jezdnię, to wszyscy akurat w tym miejscu przechodzą. Tacy jesteśmy – przekorni – stwierdził szef Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii. Stwierdził, że to „typowo po polsku”.

Na tym jednak nie koniec oskarżeń kierowanych pod adresem Polaków. – W Ameryce jak mieszka pani obok milionera, to wszyscy są dumni, że coś takiego. A u nas natychmiast donos, że na pewno ukradł – zwrócił się do dziennikarki.

Co więcej, ubolewał nad tym, że w czasie mniemanej pandemii „społeczeństwo się w znacznym stopniu nie sprawdziło, znaczy w tych 40 proc.”. W ten sposób lekarz nawiązał do odsetka niezaszprycowanych w Polsce.

Jednak 60 proc. społeczeństwa nie uwierzyło tym bredniom, mediom rosyjskim czy wschodnim, (…) jednak przekonało się, zaszczepiło, bo ludzie jednak chcą dbać o swoje zdrowie, życie. (…) Pozostała część jest egocentryczna, nastawiona na czubek własnego nosa. Ma w nosie babcię, dziadka, swoich rodziców itd. Tacy jesteśmy. I tu się (społeczeństwo) nie sprawdziło – grzmiał były członek Rady Medycznej.

Do słów prof. Simona odniósł się krótko Rafał Ziemkiewicz. „Człowieku, zejdź już ludziom z oczu. Dobrze radzę. Zejdź” – napisał.

Największy kryzys od pokoleń zacznie się jesienią?

Największy kryzys od pokoleń zacznie się jesienią? Ekonomista mówi o prawdziwym armagedonie

https://nczas.com/2022/07/23/najwiekszy-kryzys-od-pokolen-zacznie-sie-jesienia-ekonomista-mowi-o-prawdziwym-armagedonie/

P. Nouriel Roubini, znany amerykański ekonomista, uważa, że największy kryzys od pokoleń zacznie się jesienią i zepchnie wojnę na Ukrainie na dalszy plan.

Przewidział on już zapaść gospodarczą w 2010 roku. Teraz mówi on o prawdziwym armagedonie i mieszance tego, co świat przeżył w 1973 roku z powodu gwałtownego wzrostu cen energii, i kryzysu finansowego sprzed 12 lat.

Jego zdaniem, rekordowa inflacja nie jest przejściowym, tylko trwałym zjawiskiem, a główna przyczyna szybkiego wzrostu cen nie leży w wadliwej polityce monetarnej banków centralnych i władz państwowych po obu stronach Atlantyku, lecz w czynnikach zewnętrznych: zwyżce cen energii po wybuchu wojny na Ukrainie, zerwaniu powiązań produkcyjnych z powodu pandemii, bezwzględnej polityce walki z covidem, która ma dać przywódcy Chin niepodzielną władzę.

Także Fed, EBC czy Bank Anglii spodziewają się gwałtownego, a nie łagodnego spowolnienia. Z powodu niespotykanego wzrostu cen energii i częściowo z powodu walki z pandemią globalne zadłużenie prywatne i publiczne skoczyło od 2010 roku z 200 do 350% PKB co spowoduje, że podniesienie ceny pieniądza doprowadzi do kaskady bankructw: państw, przedsiębiorstw i poszczególnych rodzin.


Tekst ukazał się w segmencie Postępy Postępu w numerze 29-30 (2022) „Najwyższego Czasu!”, który można nabyć TUTAJ.

Covid plus klimat czyli bój się prognozy pogody

AlterCabrio https://www.ekspedyt.org/2022/07/22/covid-plus-klimat-czyli-boj-sie-prognozy-pogody/

Chcą, żeby to był nowy covid, ale żeby to osiągnąć, potrzebują ludzi, którzy poczują „podwyższony poziom osobistego zagrożenia”. Oznacza to mocne uderzenie zagrożeniami związanymi ze zmianami klimatu. Oznacza to fałszowanie liczby zgonów i tworzenie alarmujących statystyk. Oznacza to faszerowanie nagłówków wpływowymi postaciami – takimi jak Hillary Clinton – które nazywają zmiany klimatyczne „kryzysem zdrowia publicznego”.

−∗−

Tłumaczenie artykułu z serwisu Off-Guardian na temat tzw. ‘nowego covidu’, czyli próbach zastosowania rozwiązań z okresu pandemii do walki ze ‘zmianami klimatu’. //AlterCabrio

___________***___________

Chcą, abyś czuł, że zmiana klimatu jest „osobistym zagrożeniem”. Oto dlaczego.

Kryzys klimatyczny to kryzys zdrowia publicznego”, to tweet z oficjalnego konta twitterowego Hillary Clinton opublikowany wczoraj po południu.

Tweet zawierał link do wiadomości, w której twierdzi się, że w zeszłym tygodniu Hiszpania i Portugalia zanotowały ponad tysiąc zgonów z powodu fali upałów (od tego czasu zmienili tę liczbę do ponad 2000).

Kryzys klimatyczny to kryzys zdrowia publicznego. https://t.co/klk2fgccWQ – Hillary Clinton (@HillaryClinton) 20 lipca 2022r.

Nie chcę zagłębiać się w matematykę, ale w dwóch krajach, które zamieszkuje około 58 milionów ludzi, 2000 na tydzień to raczej niewiele.

I, jak zauważyłem na Twitterze, w świecie postcovidowym nie możemy być pewni, co w ogóle oznacza „zmarł z powodu upału”.

Najwyraźniej #Heatwave2022 zabije tysiące ludzi.

Ale jeśli #COVID19 nauczył nas czegokolwiek, oznacza to, że osoby umierające we wrześniu zostaną wymienione jako „zgony związane z falą upałów”, ponieważ „zmarli z jakiejkolwiek przyczyny w ciągu 60 dni odkąd było bardzo gorąco”. — Kit Knightly (@kit_knightly) 17 lipca 2022

Przykład – już widzimy utonięcia nazywane „zgonami spowodowanymi falą upałów” ponieważ… nie pływaliby, gdyby nie było tak gorąco.

Ale nie jesteśmy tutaj, aby potwierdzać jeszcze więcej danych lub definicji. Celem tego artykułu jest uzmysłowienie przekazu kryjącego się za tym tweetem i że nie jest to coś nowego. Wszystko sprowadza się do przejęcia uprawnień, które państwa nabyły poprzez „covid”, a następnie zastosowania ich do „zmian klimatu”.

Może to oznaczać „lockdowny klimatyczne”, „paszporty klimatyczne”, racjonowanie paliwa lub zakaz podróży… ale bez względu na to, jakich terminów lub wyrażeń w końcu użyją, jest to zdecydowanie ucieleśnienie jakiejś totalitarnej fantazji.

To jest celem i było od samego początku.

Od najwcześniejszych dni „pandemii” podejmowano konsekwentne (i niedorzeczne) próby skojarzenia w świadomości społecznej pojęć „Covid” i „klimat”.

Zaczęli od bezpośredniego łączenia tych dwóch i do dziś próbują twierdzić, że zmiany klimatu spowodują więcej pandemii odzwierzęcych. Ale to nigdy nie przyniosło zamierzonych skutków.

Bardziej spójnym i wszechobecnym przekazem jest próba przemianowania „zmian klimatycznych” z problemu środowiskowego na problem „zdrowia publicznego”.

Komunikat ten pojawił się po raz pierwszy w marcu 2020r., kiedy pandemia trwała niespełna trzy miesiące. British Medical Journal opublikował artykuł zatytułowany „WHO powinna ogłosić zmiany klimatu jako stan zagrożenia dla zdrowia publicznego”, w którym argumentowano, że globalne ocieplenie jest znacznie bardziej niebezpieczne niż zwykły wirus i powinno być traktowane równie poważnie.

Nikt wtedy tak naprawdę nie zwracał na to uwagi. W ciągu dwóch lat, odkąd tylko próbowali to w kółko przypominać – nigdy nie poskutkowało.

Zaledwie kilka tygodni po wprowadzeniu lockdownów już nam wmawiano, że to one uleczą planetę, a dziennikarze pytali „jeśli możemy to zrobić dla covid, dlaczego nie dla klimatu?

Do września 2020r. mówili o „unikaniu lockdownu klimatycznego”.

W marcu 2021r. pojawiły się raporty, w których twierdzono, że potrzebujemy „covidowego lockdownu co dwa lata”, aby osiągnąć cele klimatyczne.

Latem 2021r. najnowszy raport IPCC nakłaniał do rozmów o „przechodzeniu od covidu do klimatu”, które nigdy tak naprawdę nie wystartowały.

W marcu tego roku think tank Public Policy Project powtórzył żądanie, aby WHO uznała zmiany klimatyczne za „stan zagrożenia zdrowia publicznego”.

A wczoraj BMJ wrócił do tego, publikując dwa artykuły na ten sam temat. Jeden stanowiący ostrzeżenie o „Niewygodnych prawdach dotyczących zdrowia i kryzysów klimatycznych, których nie można po prostu zignorować” i drugi zatytułowany Dzień Świstaka: oznaki kryzysu klimatycznego znów są z nami.

Teraz w pracach nastąpił nowy impuls, a myśl towarzysząca jest jasna.

Po dziesięcioleciach propagandy, która dostrzegała, że ​​„globalne ocieplenie” przekształciło się w „zmiany klimatu”, a to w „globalne upały” i ostatecznie „kryzys klimatyczny”, ludzie po prostu się już tego nie boją.

Może to podświadoma wiedza, że ​​to kampania propagandowa, a może to dosłownie 60 lat nieudanych proroctw, ale cokolwiek to jest, ludzie się nie boją, a przynajmniej nie tak bardzo jak Covid.

Rządzący sami to przyznali. Pojawił się demaskujący artykuł na ten temat w Sky News przed zaledwie kilku dniami, zatytułowany:

Dlaczego tak trudno sprawić, by ludzie zajęli się zmianami klimatu?

Podczas covid widzieliśmy, że Zespół ds. analizy behawioralnej [Behavioural Insights Team] rządu Wielkiej Brytanii opublikował notatkę, w której stwierdzono, że ludzie nie są wystarczająco przestraszeni covidem, a komunikaty muszą się zmienić, aby przestraszyć ludzi i nakłonić do podporządkowania:

„Postrzegany poziom osobistego zagrożenia należy zwiększyć wśród osób, które zachowują się beztrosko, używając mocnych emocjonalnych komunikatów”.

To samo myślenie dotyczy zmian klimatycznych. Chcą, żeby to był nowy covid, ale żeby to osiągnąć, potrzebują ludzi, którzy poczują „podwyższony poziom osobistego zagrożenia”.

Oznacza to mocne uderzenie zagrożeniami związanymi ze zmianami klimatu. Oznacza to fałszowanie liczby zgonów i tworzenie alarmujących statystyk. Oznacza to faszerowanie nagłówków wpływowymi postaciami – takimi jak Hillary Clinton – które nazywają zmiany klimatyczne „kryzysem zdrowia publicznego”.

Dlatego mówi się o fali upałów w tak absurdalny sposób. Właśnie dlatego Wielka Brytania ogłosiła swoją pierwszą w historii „falę upałów” jako krajową sytuację nadzwyczajną i dlatego Biden rozważa ogłoszenie „zagrożenia klimatycznego” (cokolwiek to oznacza).

To dlatego widzimy ostrzeżenia o „tysiącach umierających” i nagle pojawiają się „pożary” (które okazują się być podpaleniami).

Dlatego lekarze zaczęli dosłownie diagnozować „zmiany klimatu”, jakby to była choroba.

Chcą – i potrzebują – zmienić dyskusję o klimacie. Nie będzie już chodziło o środowisko, ale o „zdrowie publiczne”.

Zmiany klimatu zmieniają kategorię – nie będą już zagrożeniem dla planety, od teraz są zagrożeniem dla Ciebie.

I jak tylko to przesłanie dotrze do ludzi, oni odwrócą się i powiedzą „a więc co do tych lockdownów klimatycznych…”.

=================

[odnośniki do oryginalnych wypowiedzi – w oryginale. Tu tym nie zaśmiecam. MD]

_______________

They want you to feel climate change is a “personal threat”. Here’s why, Kit Knightly, Jul 21, 2022

−∗−

Powiązane tematycznie:

Poza pandemię czyli co dalej z klimatem
Przez dosłownie dziesięciolecia podsycali publiczny strach przed „nową epoką lodowcową”, kwaśnymi deszczami i dziurą w warstwie ozonowej oraz niezliczonymi innymi rzekomo rozpoczynającymi się katastrofami klimatycznymi, i nigdy nawet nie otarli […]

_______________

Wirus i klimat czyli wspólnota kryzysu
Choć niektórym może się to wydawać końcem tak zwanego kryzysu, jest to dopiero początek piekła na ziemi. Kolejne kilka miesięcy pokaże, jak będą próbowali wprowadzać każdy możliwy przejaw tyranii. A […]

_______________

Lockdowny? To jeszcze nie koniec…
Wygląda na to, że w zamian zostaną przemianowane na „lockdowny klimatyczne” i albo wymuszane, albo po prostu groźnie trzymane nad głową społeczeństwa. − ♦ − W ramach „lockdownu klimatycznego” rządy […]

_______________

Great Zero Carbon czyli od wirusa do ubóstwa„W bardzo cyniczny sposób jest to triumf nauki, ponieważ w końcu coś ustabilizowaliśmy – a mianowicie szacunki dotyczące nośności planety, czyli poniżej 1 miliarda ludzi” W menu na dziś danie… […]

Brave and digital Ukraine

Ukraine sets out its vision for 2030.

Laura Dodsworth https://lauradodsworth.substack.com/p/brave-and-digital-ukraine

Ukraine has produced and released a number of slick media assets during the war with Russia. In one of the latest, Mykhailo Fedorov, Vice Prime Minister of Ukraine and Minister of Digital Transformation of Ukraine, has promised that by 2030, Ukraine will be the freest and most digital country in the world.

(Multiple objectives coalesce in 2030. See the United Nations’ Sustainable Development Goals and the World Economic Forum’s 2030 Vision and the WHO’s Immunization Agenda 2030.)

This is the latest ‘infomercial’ in a series which resemble snazzy Hollywood film trailers. Despite the difficulties of war and the uncertainty about the outcome, the Ukraine government has set out a very clear vision for the future. It is characteristic of wartime propaganda to imagine a brighter future that all must work towards, but the scope of change it sets out for the people of Ukraine is quite breathtaking.

The video depicts a brave, digital world, which will be convenient. It’s interesting that convenience is the benefit used to justify such a gargantuan paradigm-shift in government and society.

Scripts will replace bureaucrats, and ‘‘the Ukrainian government is digital. More like an IT company, in terms of the efficiency of implementing decisions”. I think people all over the world would agree governments should be more efficient. But promising that 80% of civil servants will be successfully integrated into a “new economy” (ie they will lose their jobs) is radical. And if artificial intelligence (because that is what is meant by scripts) is to make government more efficient, wouldn’t other industries also benefit from similar efficiencies? In which new economy are these redundant bureaucrats to find new jobs?

Beyond government, the judiciary will also change. Courts will make decisions using AI.

Schools will be digital.

Digital payments will replace cash.

Ukrainians will need smart phones if they want to register a car, a plot of land, build a home or start a business.

Health will be monitored remotely.

Ukraine will be “the freest and digital”.

[—] i dalej takie brednie. Przykre, że ich autorzy chcą „spełnienia” MD

„Zielony komunizm”. Czy Panama podzieli los Sri Lanki? Kolejna – Polska? Kontr-rewolucja !

Jakub Bożydar Wiśniewski https://www.prokapitalizm.pl/zielony-komunizm-zbiera-swoje-zniwo-czy-panama-podzieli-los-sri-lanki/

Pierwszym krajem, który uległ błyskawicznemu i spektakularnemu rozpadowi wskutek wdrożenia zielonego komunizmu zaordynowanego przez klikę z Davos, była Sri Lanka. Tymczasem dokładnie w kwietniu 2021, czyli wtedy, gdy na Sri Lance wprowadzono flagowy element owego komunizmu – zakaz używania nawozów sztucznych – również zarząd Kanału Panamskiego zobowiązał się do wdrożenia lokalnej wersji rzeczonej ideologii, inicjując „program dekarbonizacji”.

Na chwilę obecną Panama, gdzie koszt paliwa wzrósł o 50% od początku roku, szybkimi krokami zmierza w stronę Sri Lanki, a największe od dekad protesty grożą sparaliżowaniem tego jednego z najważniejszych obok Hong Kongu i Szanghaju węzłów spedycyjnych, wywołując kaskadę kolejnych załamań w globalnej gospodarce.

Zielony komunizm idzie zresztą w tym wielkim dziele zniszczenia ręka w rękę z komunizmem czerwonym, który wcześniej sparaliżował Hong Kong i Szanghaj przy użyciu totalitaryzmu hipochondrycznego.

Innymi słowy, czego w wymiarze totalnej destrukcji klasyczny „realny” komunizm nie był w stanie dokonać przez dekady, tego jego współczesne wersje „środowiskowe” i „zdrowotne” dokonają w ciągu kilku lat – i to w skali globalnej.

Pod warunkiem oczywiście, że w świecie nie dokona się wreszcie prawdziwie globalna i gruntowna rewolucja antykomunistyczna, która w sposób rzeczywisty, a nie pozorny, raz na zawsze oczyści ziemię z wszelkich śladów tej diabolicznej ideologii. Aby taka rewolucja w końcu nadeszła – tego pozostaje życzyć wszystkim ludziom dobrej woli, jednocząc się z nimi we wszelkich ich wysiłkach, tak żeby inspirujący ich Duch faktycznie i do końca odnowił oblicze tej ziemi.

=================

MD: Bunty mas przewidują, mają w planach. Konieczna jest więc kontr-rewolucja, czyli odwrotność rewolucji.

JEDNOSTKA 731

  Sławomir M. Kozak www.oficyna-aurora.pl https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/jednostka-731,p469912724

Od dwóch lat zmagamy się z diabelskim wirusem, który rzucił się na ludzkość. Nie zamierzam debatować w tym miejscu nad tym, czy jego objawienie było zaaranżowane przez międzynarodową szajkę komiwojażerów handlujących eksperymentalnymi preparatami, strzykawkami, respiratorami, maseczkami, płynami do dezynfekcji itp. Nie będę też dywagował nad tym, czy wirus uwolnił się samoczynnie z jakiegokolwiek laboratorium, czy ktoś mu z niego utorował drogę na świat. Próbom odpowiedzi na tego typu pytania poświęciłem książkę 

„Covidowe Jeże”.

Dziś natomiast, chciałbym przypomnieć tylko, że biologiczne ataki na nieświadomych niczego ludzi, miały miejsce od stuleci, poczynając od zatruwania ospą strumieni jeszcze przed naszą erą, studni z wodą w czasach starożytnych, rozdawanie Indianom skażonych koców przez amerykańską armię w 1763 r., uwolnienie śmiertelnego sarinu w tokijskim metrze w roku 1995, czy wysyłanie listów z wąglikiem do republikańskich senatorów krótko przed wprowadzeniem ustawy Patriot Act w roku 2001.

To wszystko są fakty, które większość zna. Wiemy też z książek wydawanych na zachodzie przez rosyjskich dysydentów, którym udało się wydostać zza żelaznej kurtyny, o biologicznych laboratoriach ZSRR z czasów tak zwanej zimnej wojny, a ze współczesnych portali internetowych, o podobnych ośrodkach chińskich, a także rozsianych po całym świecie, amerykańskich. Z opracowań historycznych dowiadujemy się też wiele o zabójczym iperycie z czasów I Wojny Światowej, jak i o biologicznych doświadczeniach niemieckich „naukowców” przeprowadzanych na więźniach obozów koncentracyjnych w latach II Wojny Światowej.

Jednak, w ogóle lub w bardzo małym stopniu, mówi się o bestialskich eksperymentach, które na ludności kilkunastu krajów azjatyckich, prowadziła na przełomie lat 30 i 40 XX w., armia japońska. 

Jednostka 731, dorównująca wielkością niemieckiemu obozowi śmierci Auschwitz-Birkenau, mieściła się w Pingfang w Mandżurii. W kompleksie Pingfang mieściły się budynki administracyjne, laboratoria, koszary, budynek do przeprowadzania autopsji i więzienie. W trzech ogromnych piecach palono zwłoki pomordowanych ludzi. W mniejszym obozie  Mukden, w Mandżurii, trzymano amerykańskich, brytyjskich, australijskich i nowozelandzkich jeńców wojennych.  Tam również przeprowadzano ohydne eksperymenty na ludziach. Pod pozorem szczepionek mających chronić przed chorobami zakaźnymi, jeńcom wojennym podawano trucizny. Całością dowodził major 

Ishii Shiro, uznany mikrobiolog. Więźniów infekowano wąglikiem i nosacizną. Zarażone dżumą pchły zwabione z myszy były wykorzystywane do produkcji bakterii, które wstrzykiwano więźniom. W specjalnej komorze poddawano ich działaniu silnie trującego fosgenu, zabijano zastrzykami cyjanku potasu, rażono prądem.

Szczególną uwagę poświęcano odmrożeniom, które znacząco obniżały efektywność wojsk w czasie ostrych, mandżurskich zim, stąd więźniowie byli poddawani działaniu ujemnych temperatur, a potem próbowano różnych technik „odmrażania”. Więźniom wstrzykiwano powietrze, jak również koński mocz do nerek, do pożywienia dodawano bakterie cholery, heroinę, nasiona oleju rycynowego.

Jednostka 731 prowadziła również eksperymenty prowadzące do udarów i zawałów serca, a także dokonywała aborcji. Jeden z wydziałów jednostki był ukierunkowany na dyzenterię. W wyniku nieludzkich działań Jednostki 731 zmarło blisko 10 000 osób.

Doświadczenia zdobyte na jeńcach wykorzystywano podczas działań wojennych, między innymi przeciw armii Chin. Na bazie swych zbrodniczych badań, późniejszy generał Ishii opatentował ponad 200 wynalazków i opublikował wiele opracowań naukowych, co pozwoliło mu wieść dostatnie życie, aż do śmierci spowodowanej nowotworem, w roku 1959.

O jednostce 731 napisał wnikliwą książkę prof. Sheldon H. Harris, zatytułowaną 

„Factories of Death”. Została wydana przez Routledge w Londynie w roku 1995.

Wiele osób zaangażowanych w japońskie eksperymenty odniosło sukces po wojnie.  Wielu z nich znalazło zatrudnienie na uniwersyteckich etatach w dziedzinie medycyny. Jeden stanął na czele wiodącej japońskiej firmy farmaceutycznej. Inni działali na prestiżowych stanowiskach,  od prezesa Japońskiego Stowarzyszenia Medycznego, po wiceprezesa renomowanej korporacji Green Cross.  

W latach powojennych Amerykanie, będąc w posiadaniu relacji składanych przez jeńców, którzy zdołali przeżyć, starali się zrobić wszystko, żeby dokumentacji japońskiego zbrodniarza nie przejęli naukowcy sowieccy. Oba rządy porozumiały się szybko w tej kwestii. W 1948 roku wszystkim członkom jednostki Ishii’ego zaoferowano immunitet w zamian za dane i współpracę z rządem amerykańskim. Prokuratorom oskarżającym w Tokio w procesach o zbrodnie wojenne, nakazano by nie poruszali tego wątku. Alianckich jeńców wojennych zaprzysiężono, by zachowali tajemnicę.

Milczenie trwało przez blisko 40 lat, do roku 1986, kiedy sprawa po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w USA. Podkomisja Izby Reprezentantów dowiedziała się wtedy, że akta i dokumenty dostarczone rządowi amerykańskiemu przez Ishii’ego, zostały w latach 50. … zwrócone Japonii i rzekomo nie zrobiono żadnych kopii. Spośród ocalałych 200 jeńców, do przesłuchania, które trwało zaledwie pół dnia, dopuszczono jednego.

Dwa lata wcześniej na trop jednostki, zupełnym przypadkiem trafił młody człowiek. Dzielnica Kanda, na obrzeżach Tokio, jest pełna antykwariatów, odwiedzanych przez studentów uniwersyteckich. W 1984 roku student medycyny przeglądający pudło starych, porzuconych papierów, należących do byłego oficera japońskiej armii, odkrył istnienie Jednostki 731. Dokumenty ujawniały szczegółowe raporty medyczne na temat osób cierpiących na tężec, zakaźną i zazwyczaj śmiertelną chorobę. Co było bardzo dziwne, raporty te szczegółowo opisywały jej początek i cały przebieg, aż do śmierci chorego. W ten przypadkowy sposób świat dowiedział się o japońskich zbrodniach. Ishii, uznawany za „ojca japońskiego programu broni biologicznej” był jej wielkim zwolennikiem, twierdząc jeszcze u zarania swej drogi, że musi ona być wysoce skuteczna, bo inaczej „nie zostałaby zdelegalizowana przez Ligę Narodów”. Musiał był niezwykle przekonujący, skoro uzyskał poparcie i ogromne środki na swoje działania od ministra wojny. Po raz kolejny w historii, jeden zdegenerowany osobnik zamienił życie tysięcy ludzi w koszmar.

I nic niestety nie wskazuje na to, by ludzkość wyciągała z tego wnioski na przyszłość.

Felieton ukazał się w 29 numerze Warszawskiej Gazety

Międzynarodówka “Ratujmy Planetę. Przeciw Pierdzeniu”.

Źle się bawimy

Stanisław Michalkiewicz    21 lipca 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5216

Ciepło energii atomowej stopi lodowce biegunowe, bo siła, którą kryje atom, da ludziom zdrowie, ciepło, światło” – pisał przed laty poeta proletariacki. Na tamtym etapie bowiem, Partia nakazywała wierzyć w „atom”, bo Sowiety właśnie budowały swój arsenał nuklearny, toteż poeci proletariaccy uwijali się, jak w ukropie. Minęło jednak 70 lat, zmieniło się oblicze świata, między innymi w ten sposób, że coraz więcej państw albo już zbudowało, albo właśnie buduje swój arsenał nuklearny, a w tej sytuacji coraz trudniej utrzymywać, że „siła, którą kryje atom, da ludziom zdrowie”. Poza tym, perspektywa „stopienia lodowców biegunowych”, którą wtedy poeci proletariaccy tak się zachwycali, dzisiaj przez pannę Gretę Thunberg i jej licznych wyznawców, zostałaby uznana za początek apokalipsy. Toteż Partia, która pilnie wsłuchuje się w odgłosy dobiegające z czeluści demokratycznych społeczeństw, wyznaczyła inne priorytety. Teraz już nie chcemy topić biegunowych lodowców, przeciwnie; ich topnienie jest koronnym argumentem za globalnym ociepleniem, z którym trzeba walczyć w obronie „planety”.

Tedy aktyw partyjny „już z nowym wrogiem toczy walkę” – jak wspominał autor nieśmiertelnego poematu „Towarzysz Szmaciak” – a Partia nieubłaganym palcem wskazuje tego wroga. Są nim „gazy cieplarniane”, które powstają nie tylko ze spalania węgla, gazu i ropy naftowej, ale również – excusez le mot – z pierdzenia, któremu oddają się z upodobaniem zwierzęta hodowlane.

Na podstawie tych odkryć rozwinął się niebywale dynamiczny ruch społeczny i polityczny, który – w ramach długiego marszu przez instytucje, których w międzyczasie przybywa w tempie stachanowskim – wywiera coraz większy wpływ na postępowanie rządów, skorumpowanych przez rozmaite „unie”, zaczynają swoje pomysły wprowadzać w życie. Lichwiarska międzynarodówka, której przekierowanie uwagi młodych ludzi na walkę z „klimatem”, jest bardzo na rękę, bo pozwala jej utrzymać w cieniu jej własne machinacje, chętnie te przedsięwzięcia finansuje. A ponieważ coraz więcej młodych ludzi chciałoby wypić i zakąsić bez specjalnego wysilania się, to chętnie zostają „aktywistami”, nawet jak losy „planety” specjalnie ich nie obchodzą. A ponieważ polityczne gangi, które pod pretekstem demokracji, pasożytują na historycznych narodach, są zasilane z tej samej kroplówki, chętnie się do „ratowania planety” przyłączają.

W ten sposób doszło do proklamowania w Unii Europejskiej tak zwanego „zielonego ładu”, w ramach którego Europa zaczęła odchodzić od dotychczasowych źródeł energii, ku tak zwanym „źródłom odnawialnym”. Ponieważ w instytucjach Unii Europejskiej odsetek wariatów i szubrawców wydaje się większy, niż gdziekolwiek indziej, to narzuciła ona członkowskim bantustanom program „dekarbonizacji”. Początkowo wyglądało to racjonalnie w tym sensie, że jeśli bantustany wyrzekną się korzystania ze źródeł energii, którymi dysponują, to nie będą miały innego wyboru, jak kupować rosyjski gaz od Niemiec, które do spółki z Rosją, w ramach strategicznego partnerstwa, kończyły właśnie budowę gazociągu Nord Stream 2.

Naprzeciw temu przedsięwzięciu wyszły odkrycia skorumpowanych docentów, którzy zauważyli, że o ile dwutlenek węgla powstający ze spalania węgla kamiennego i brunatnego, jest silną trucizną dla „planety”, to dwutlenek węgla powstający przy spalaniu gazu ziemnego jest gazem szlachetnym, który „planecie” w zasadzie nie zagraża.

I kiedy wydawało się, że trick się udał, w sprawę wtrąciły się Stany Zjednoczone, dla których perspektywa niemieckiego monopolu w rozprowadzaniu rosyjskiego gazu na Europę była nie do przyjęcia, bo któż wtedy chciałby kupować gaz amerykański? Toteż w bantustanach znajdujących się pod amerykańską kuratelą nasiliła się propaganda „dywersyfikacji”. Dywersyfikacja jest bowiem wtedy, gdy zamiast rosyjskiego gazu bantustany kupują gaz amerykański. Toteż rządy, między innymi tubylczy rząd „dobrej zmiany”, istniejące dzięki amerykańskiemu poparciu, skwapliwie się w „dywersyfikację” zaangażowały, podejmując stosowne inwestycje.

Najwidoczniej to jednak nie było wystarczające, bo nie przełamywało niemieckiego monopolu. Ale od czego mamy wojny? Jak zauważył pruski teoretyk wojny, Karol von Clausewitz, wojna jest kontynuacją polityki, tylko prowadzonej innymi środkami. Toteż po wizycie, jaką amerykański prezydent Józio Biden złożył w czerwcu ubiegłego roku w Europie, podczas której odbył dwie długie rozmowy z zimnym ruskim czekistą Putinem, po kilkumiesięcznych przygotowaniach, rozpoczęła się wojna na Ukrainie, która wstrząsnęła całym miłującym pokój światem, a konkretnie – państwami należącymi do NATO, którego politycznym kierownikiem są Stany Zjednoczone oraz państwami zależnymi od USA, jak Tajwan, Korea Południowa, a nawet Japonia, Australia i Nowa Zelandia. Umiłowanie pokoju z kolei polega na tym, że państwa „wstrząśnięte” zostały przez USA nakłonione do zastosowania wobec Rosji całego pakietu sankcji ekonomicznych, między innymi – żeby nie kupować od Rosji surowców energetycznych.

Nasz nieszczęśliwy kraj nie dał się tutaj nikomu wyprzedzić i już z ruskiego gazu nie korzysta, to znaczy – jak wypsnęło się premierowi Morawieckiemu – korzysta, ale oficjalnie nic o tym nie wie, bo gaz kupuje „na giełdzie”. Z węgla też nie korzysta, w związku z czym cena węgla opałowego poszybowała w górę, Toteż rząd „dobrej zmiany”, bohatersko walcząc ze skutkami własnych działań, właśnie wprowadził cenę urzędową w wysokości 996 zł za tonę – ale tylko „dla odbiorców indywidualnych i spółdzielni”. Dzięki temu będzie mogła powstać nowa struktura biurokratyczna, którą będzie kontrolowała, czy nikt nie ulega pokusie łatwego zarobku na spekulowaniu węglem.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że ruscy szachiści właśnie wprowadzili konserwacyjną przerwę w funkcjonowaniu gazociągu Nord Stream 1, która ma potrwać 10 dni, ale wśród odbiorców wywołała przerażenie, co by było, gdyby potrwała dłużej. Toteż Komisja Europejska w podskokach skasowała sankcje w postaci blokowania tranzytu z Rosji przez Litwę do obwodu królewieckiego, a prezydent Zełeński z ubolewaniem zauważył, że poza Stanami Zjednoczonymi i Polską, która, nawiasem mówiąc, już chyba nie ma niczego do przekazania, reszta państw NATO wykazuje coraz większą niechęć do futrowania Ukrainy.

Przede wszystkim jednak nasuwa się pytanie, co w tej sytuacji będzie z „zielonym ładem”? Dopóki bowiem w przewodach płynie tani prąd, dopóki ciepłownie dostarczają ciepłą wodę, dopóki kryzys energetyczny nie zagraża podstawom egzystencji całych krajów, to panna Greta, czy Wielce Czcigodna pani Spurek, może bezkarnie forsować swoje fantasmagorie, Teraz jednak powstała sytuacja o której pisał pozbawiony złudzeń ksiądz biskup Ignacy Krasicki w bajce „Dzieci i żaby”: „Chłopcy przestańcie, bo się źle bawicie; dla was to jest igraszką, nam idzie o życie!

Websites that help kids commit suicide must be stopped! 

07/20/2022
Dear Prof. Miroslaw Dakowski,

At a school board meeting recently in Pennsylvania addressing an After School Satan Club, one concerned mother recounted the story of her daughter who was aided to commit suicide by a satanic website. Her daughter was walked through the steps by a person on the site.
How many sites are there like that? How many people have committed suicide because of sites like that? How can you fight them?
Please read:
Fighting Websites Designed to Make Young People Comfortable with Suicide11,440 signatures have been collected thanking a pro-life insurance company for doing the opposite of what most companies have been doing. Instead of helping their employees kill their children, Buffer Insurance is assisting their employees that choose life. Please help us reach our new goal of 14,000 by signing and sharing with your family and friends.
Sign Now to Thank Buffer Insurance for Defending Life“I studied Marx, so I know how stupid [socialism] is” was one of the many expressions of support our ten TFP volunteers received in Miami Florida on the St. Anthony Mary Claret Caravan to crush socialism. Please read:
TFP Visits Miami in Florida Tour Against SocialismPope Leo XIII crushed Americanism and Modernism in one blow. This article is an excerpt from the book Liberation Theology: How Marxism Infiltrated the Catholic Church written by Julio Loredo de Izcue.
Read the fascinating story of the Americanist heresy and the reaction to it.
Leo XIII Condemns AmericanismPhotoUntil next time, I remain
Sincerely yours,Signature
Gary J. Isbell
Tradition Family Property
www.tfp.orgP.S. – If you are happy with the work of the American TFP, please consider giving a small tax deductible gift today so we can expand our spiritual crusades. Thank you! May God bless you.

SANKTUARIUM W GIETRZWAŁDZIE: ŻYDOMASONI JUŻ TU RZĄDZĄ!

20 lipca 2022

SANKTUARIUM W GIETRZWAŁDZIE: ŻYDOMASONI JUŻ TU RZĄDZĄ!

Coś przerażającego! Matka Boska jako monstrancja w tzw. Kaplicy Pokoju, umieszczonej w Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym, podlegającym bezpośrednio abp. Józefowi Górzyńskiemu. Pozbawiona wnętrza, włącznie z sercem, które zawsze było znakiem jej miłości do ludzi oraz bez stóp miażdżących węża uosabiającego Szatana, za to z półksiężycem przypisanym satanistycznej bogini Dianie i będącym także znakiem islamu.

=================================================

Od ponad 45 lat hołduję starej reporterskiej zasadzie, która mówi: „Jeśli coś wygląda jak gówno i śmierdzi jak gówno, to na pewno jest gównem”. Nie zawiodła mnie nigdy, toteż nie widzę powodu, aby jej nie zastosować także wobec sprawców postępującej dewastacji Sanktuarium Maryjnego w Gietrzwałdzie, na czele z abp. Józefem Górzyńskim, metropolitą warmińskim. Nie interesuje mnie też, czy ww. jest żydomasonem, czy „tylko” narzędziem w żydomasońskich rękach.

Monstrancję została umieszczono w oknie, widocznym – niczym witryna sklepowa – dla każdego, kto przechodzi obok Domu Rekolekcyjnego. Jedni reagują znakiem krzyża, inni mijają obojętnie, a zdarzają się również właściciele psów załatwiających tuż obok potrzebę fizjologiczną…

Ważniejsze są bowiem realne konsekwencje jego działań lub jego przyzwolenia, dostrzegalne przez świadomych pielgrzymów na każdym kroku; od budowy nowego „ołtarza polowego” o której obszernie informowaliśmy w materiale DEWASTACJA POD SPECJALNYM NADZOREM poprzez dokonywane z premedytacją odzieranie tego miejsca kultu z jego dotychczasowego charakteru, co znalazło odbicie w tekście SANKTUARIUM DO LIKWIDACJI?, aż do jawnego profanowania oczywistych świętości dla wyznawców wiary rzymskokatolickiej, włącznie ze sposobem przedstawienia Matki Bożej jako monstrancji dla tzw. Kaplicy Pokoju, umieszczonej w Archidiecezjalnym Domu Rekolekcyjnym, podlegającym bezpośrednio abp. J. Górzyńskiemu, co pokazujemy na zdjęciach w niniejszej publikacji. Tu nie może być żadnych wątpliwości, co do intencji przyświecających sprawcom skandalicznej metamorfozy Sanktuarium Maryjnego w Gietrzwałdzie. Do wyjaśnienia pozostaje jedynie kiedy i w jakim stopniu uda im się ostatecznie sfinalizować żydomasońskie cele.

Wystrój tej kaplicy (zlokalizowanej także w Domu Rekolekcyjnym) nie pozostawia żadnych złudzeń co do jej protestanckiego charakteru. Zapomina się jednak, że głównymi reżyserami II Soboru Watykańskiego byli żydomasoni, traktujący „religię” Lutra tylko jako zakamuflowany środek do niszczenia katolicyzmu od wewnątrz.
Figura Matki Bożej na rachitycznym zydelku między wejściami do dwóch hotelowych pokoi (zaiste – godne miejsce!), a przed nią posadzka w formie szachownicy, stanowiącej znak rozpoznawczy świątyń masońskich. W wierzeniach „fartuszkowców” taka mozaika oznacza przeznaczenie oraz walkę z przeciwnościami losu. Dodajmy, te zdjęcia – podobnie jak wszystkie poprzednie – pochodzą z Domu Rekolekcyjnego, nadzorowanego przez abp. J. Górzyńskiego.

=====================================

A propos odniesień do żydomasonerii, kłócących się ze skutecznie upowszechnionym pojęciem tego samego słowa lecz bez żydowskiego przedrostka… W świetle faktów (nie mylić z tzw. prawdą historyczną) pojęcie „masoneria” jest tak samo zasadne jako pojęcie „nazizm” wobec niemieckiego narodowego socjalizmu, czyli innej formy żydokomuny przedstawianej w podobny sposób – co za paradoks! – jako „komuna”.

Otóż masoneria i masoni to narzędzie wymyślone i całkowicie kontrolowane przez żydów, czemu dali wyraz ponad 120 lat temu ich naczelnicy.

Od ponad 16 lat na tym portalu udostępniam pełną treść tzw. Protokołów Mędrców Syjonu, publikacja których zakazana jest, nawet pod groźbą bezwzględnego więzienia, w wielu krajach „demokratycznej” Europy zachodniej. Odwołania do masonerii pojawiają się w tym dokumencie ponad 40 razy. Poniżej kilka ciekawszych:

Słowa liberalnego, w istocie zaś naszego, żydo-masońskiego hasła „wolność, równość, braterstwo”, kiedy już obejmiemy panowanie, zastąpimy przez słowa już nie hasła, lecz ideologii ,,prawo wolności, obowiązek równości, ideał braterstwa”

W jakimże innym celu wymienialiśmy i nakazaliśmy gojom całą tę politykę, nie dając im możności zbadania jej treści – jeżeli nie tym – żeby drogą okólną osiągnąć to, co jest prostą drogą niedosięgłe dla naszego plemienia rozsianego. Posłużyło to jako fundament dla naszej organizacji masonerii tajnej, która nie jest znana oraz dla celów, których istnienia nawet nie podejrzewają te bydlęta – goje, znęceni przez nas do szeregów armii lóż masońskich ,,na pokaz”, istniejących dla zamydlania oczu gojom.

Wszystkie loże poddamy jednemu, znanemu tylko przez nas zarządowi, złożonemu z mędrców naszych Najtajniejsze projekty polityczne będą znane i podległe naszemu kierownictwu od chwili powstania…

Jest to naturalne, że my, nie zaś ktoś inny, będziemy kierowali sprawami i czynnościami masonerii, ponieważ wiemy, dokąd prowadzimy, znamy cel ostateczny każdego działania; goje zaś nie wiedzą, nawet nie znają wyników bezpośrednich, obchodzi, ich zwykle tylko chwilowe zadowolenie ambicji przy wykonywaniu projektów…

Śmierć jest nieuniknionym końcem każdego życia. Lepiej jest przyśpieszyć koniec tych, którzy przeszkadzają naszej sprawie niż nas, którzy jesteśmy jej twórcami. Masonów będziemy tracili w taki sposób, że nikt prócz braci nie będzie mógł się domyśleć, nawet same ofiary; wszystkie one umierają w chwili, kiedy zachodzi potrzeba tego, na pozór wskutek chorób normalnych. Wiedząc o tym, nawet bracia nie ośmielą się protestować. Stosując środki podobne, wyrwaliśmy z masoństwa wszelki zarodek protestu przeciwko zarządzeniom naszym. Głosząc gojom liberalizm, jednocześnie trzymamy naród nasz i agentów w ryzach bezwzględnego posłuszeństwa.

Powyższe cytaty nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do faktycznego rodowodu oraz kierownictwa masonerii. Warto w tym kontekście przypomnieć entuzjazm głupszego z bliźniaków Kaczyńskich (choć drugi, żyjący też inteligencją nie grzeszy), z jakim przyjął fakt reaktywacji w Polsce 15 lat temu (we wrześniu 2007) loży B’nai B’rith – najstarszej organizacji żydowskiej, zwanej lożą wszystkich lóż, której działalność w Polsce została zakazana w 1938 roku. Swoją drogą, nie do pozazdroszczenia jest ostateczny – przedstawiony w powyższych cytatach – los zakompleksionych durniów, nakładających na podbrzusza fartuszki i dumnych ze wspinania się po kolejnych szczeblach (ponoć trzydziestu trzech) żydomasońskiego wtajemniczenia. Gdy ich faktyczni dysponenci osiągną zamierzone cele, zostaną bowiem wybici co do jednego.

Póki co jednak, żydomasoński karnawał trwa w najlepsze.

Także w diecezji warmińskiej pod niewątpliwie światłym przewodnictwem abp. Górzyńskiego. Oto ledwie dwa miesiące temu w internecie pojawiła się informacja, której osobliwa treść i wiernopoddańcza forma wręcz wymaga zacytowania w całości:

Dnia 14 maja 2022 r. na mocy uchwały Rady Zakonu Wielkiego Wschodu Francji, na wniosek Sprawiedliwej i Doskonałej Loży Gwiazda Morza na Wschodzie Gdańska, podczas ceremonii Zapalenia Świateł powołana do życia została Loża Misyjna Kamień nad Łyną ukonstytuowana na Wschodzie Olsztyna.

Loża misyjna, jako formacja wolnomularska pozwala zbierać się Wolnomularzom w Olsztynie. Nie jest jeszcze pełnoprawną lożą i w ciągu 3 lat od Zapalenia Świateł powinna otrzymać pełne prawa masońskiego warsztatu. Organem założycielskim jest Szanowna i Doskonała Loża Gwiazda Morza na Wschodzie Gdańska”.

„Fartuszkowi” z Misyjnej Loży Wolnomularskiej Kamień nad Łyną na Wschodzie Olsztyna (tak brzmi pełna nazwa tej sekty) mają pełną świadomość, że nie mogą zmarnować wspomnianych trzech lat „od Zapalenia Świateł”. Muszą wykazać, że są godni zauważenia i docenienia przez żydomasońskich współbraci. Inaczej nie otrzymają pełnych praw masońskiego warsztatu”. A do osiągnięcia tego celu są potrzebne nie tylko inicjatywy tożsame z celami wyznawców Szatana ale także stosowne i godne miejsce ich realizacji. Wprawdzie w Olsztynie istnieje dawny, przedwojenny budynek loży „Kamień nad Łyną” lecz aktualnie i pełnoprawnie należy on do osoby prywatnej, wynajmującej go m.in. na bank toteż trudno założyć, aby właściciel lekko pozbył się takiego źródła zysku.

Jest jeszcze dawny budynek czysto żydowskiej, a więc jak najbardziej koszernej i najważniejszej loży B’nai B’rith, mieszczący się przy tej samej ulicy Kajki w Olsztynie. Jego aktualnego właściciela dałoby się wprawdzie ustalić lecz nie sądzę, aby „fartuszkowi” od „Misyjnej Loży Wolnomularskiej Kamień nad Łyną na Wschodzie Olsztyna” (tak brzmi pełna nazwa sekty) odważyli się porwać na własność – choćby niegdysiejszą – loży wszystkich lóż. Szybko odczuliby bowiem, skąd im nogi wyrastają i to w najłagodniejszym wymiarze kary. Myślę, że nawet nie ważą się spojrzeć na ten fragment ulicy Kajki.

Arcybiskupie Górzyński! Pańskich dokonań w gietrzwałdzkim Sanktuarium Maryjnym nie uda się wyciszyć. Wprost przeciwnie – będą nagłaśniane coraz intensywniej przez katolików, którzy z pewnością nie oddadzą tego miejsca kultu bez walki. Wierzymy, że z pomocą Królowej Polski będzie to walka wygrana.
Foto: domena publiczna

Mają jednak szczęście i to w osobie samego abp. J. Górzyńskiego, metropolity warmińskiego. Realizowana przez niego – przyjmijmy, że nieświadomie – desakralizacja miejsca udokumentowanych i zatwierdzonych przez Stolicę Apostolską objawień Matki Bożej wpisuje się w cele żydomasonerii wielkimi literami. Podobnie jak daleko zaawansowana budowa „ołtarza polowego” w formie dewastującego sanktuaryjne błonia amfiteatru z trzema „zakrystiami” (czytaj: garderobami) oraz taką samą liczbą toalet i magazynów podręcznych. Zdecydowanie bardziej przypomina to zaplecze typowego obiektu estradowego niż sakralnego.

A w dalszych planach jest (choć podwładni abp. J. Górzyńskiego mało przekonywująco twierdzą, że to nieaktualne) budowa hotelu i restauracji na tychże samych błoniach.

Już widzę oczami wyobraźni, jak żydomasońska hołota ulokowana wygodnie w hotelowych apartamentach drwi z widoku pielgrzymów przeciskających się jeszcze dostępnymi skrawkami sanktuarium, aby oddać hołd Królowej Polski. Fantazja? Nie będzie nią, jeśli do głosu nie dojdzie pospolite katolickie ruszenie.

Co po raz kolejny polecam nie uwadze lecz działaniu wszystkich Polaków, którzy czują się katolikami. Zwłaszcza, ze służba Królowej Polski nigdy nie przyniesie rozczarowań, jakie stały się udziałem tych, którzy uwierzyli np. pomagdalenkowym politykom czy posoborowym hierarchom kościelnym.

Tekst i zdjęcia:
Henryk Jezierski
(20.07.2022)

P.S.
Tekst niniejszy polecam szczególnej uwadze wiernym czytelnikom książek niejakiego Stanisława Krajskiego, wypluwanych z częstotliwością króliczych miotów, choć ciągle z niemal identyczną zawartością. Ww. uchodzi za absolutny autorytet w kwestiach dotyczących masonerii, nie mylić z żydomasonerią. Sęk w tym, że Krajski pilnuje wyjątkowo pieczołowicie, aby do świadomości odbiorców jego publicystyki (także w wersji wizyjnej) nie dotarła wiedza o żydowskim rodowodzie i żydowskim przewodnictwie nad masonerią wszelkich lóż. To samo dotyczy niechęci wyżej wymienionego do ujawniania żydomasońskich wpływów w Kościele, polskiego nie wyłączając. Można powiedzieć – działa dokładnie według scenariusza nakreślonego ponad 120 lat dla naczelników żydostwa; pozwolimy gojom pisać o masonerii lecz bez ujawniania naszych wpływów na nią. Goj, który złamie tę zasadę poniesie karę. Krajski zdaje się rozumieć to przesłanie i nie ryzykuje. Szkoda tylko, że odbywa się to kosztem czytelników nieświadomych tego, że płacą za grafomańskie popłuczyny niczego nie wyjaśniające lecz wręcz zaciemniające prawdziwy obraz żydomasonerii.

H. Jez.

«Polin» w piekielnym uścisku amerykańskich «elit»… Groźne “odpady jądrowe”.

Date: 19 luglio 2022Author: Uczta Baltazara

[to-to łyse – decyduje o ODPADACH JĄDROWYCH… W USA i pewnie dla Polski. md]

Amerykański transgender admirał Rachel Levine i zastępca asystenta sekretarza ds. energii jądrowej Sam Brinton w Ambasadzie Francji na przyjęciu z okazji Dnia Bastylii

«Asystent sekretarza ds. zdrowia Bidena, Rachel Levine: Musimy “uprawnić” dzieci tak, aby mogły poddawać się blokadzie dojrzewania i operacji zmiany płci».

=======================

Biden Assistant Secretary for Health Rachel Levine: We need to “empower” kids to go on puberty blockers and get sex reassignment surgery.

Levine: We need to “empower” kids to change their gender

Diabolizmy wykończą się nawzajem. Nie złapmy się na ich lep.

Sprawą kluczową jest zatem to, żeby wykorzystać ów wyjątkowy czas do osobistego oczyszczenia z wszelkich związków z jakąkolwiek formą diabolizmu, korzystając z faktu, że wszystkie one ukazują się obecnie ludzkości w bezprecedensowo przejrzystej postaci.

Jakub Bożydar Wiśniewski https://www.prokapitalizm.pl/diabolizmy-wykoncza-sie-nawzajem-nie-zlapmy-sie-na-ich-lep/

Chcąc opisać trwający gorący konflikt między tzw. Zachodem a Rosją i przyległościami przy użyciu maksymalnie precyzyjnych pojęć, należy określić go jako konflikt między diabolizmem gnostyckim a diabolizmem pogańskim.

Diabolizm gnostycki, którego główną siłą kierowniczą na poziomie systemowym jest klika z Davos i pokrewne polityczno-korporacyjne sitwy nadające ideologiczny ton tzw. zachodnim instytucjom, ma na sztandarach bunt przeciw naturalnemu porządkowi zawierający się w ideach takich jak neomarksizm, maltuzjanizm czy „transhumanizm”.

Z kolei diabolizm pogański, reprezentowany przez władze Kremla i ich sojuszników, to naturalistyczny kult brutalnej fizycznej siły połączony z czysto formalistycznie rozumianym szacunkiem dla tradycji.

Z pewnej odległości owemu konfliktowi przygląda się jeszcze klasyczny diabolizm totalitarno-marksistowski, reprezentowany przez Chiny i wciąż wahający się co do tego, z którą stroną w większym stopniu się zrzeszyć.

To, że rozmaite formy diabolizmu walczą z sobą zamiast się jednoczyć, nie powinno dziwić nikogo, kto zna metody działania złego, opisane bardzo przejrzyście już choćby w klasycznym dziele C. S. Lewisa pt. „The Screwtape Letters”. Grunt właśnie w tym, żeby w ramach owego konfliktu wtłoczyć jak największą liczbę osób na którąś ze stron, zaćmiewając w nich świadomość, że wszystkie owe strony służą w ostatecznym rachunku temu samemu celowi: zbrukaniu ludzkiej duszy sojuszem z upadlającą, autodestrukcyjną wizją świata i roli człowieka w świecie.

Jednocześnie należy pamiętać, że finał owego pozornie wielostronnego starcia może być tylko jeden: rozmaite formy diabolizmu, będąc w różnych aspektach immanentnie samobójczymi, muszą z konieczności wyeliminować się nawzajem – i na tym w finalnej perspektywie polegać będzie trwające w tej chwili wielkie oczyszczenie świata. Sprawą kluczową jest zatem to, żeby wykorzystać ów wyjątkowy czas do osobistego oczyszczenia z wszelkich związków z jakąkolwiek formą diabolizmu, korzystając z faktu, że wszystkie one ukazują się obecnie ludzkości w bezprecedensowo przejrzystej postaci.

Pomyślną przyszłość będą mieli zapewnioną tylko ci, którzy wytrwają do końca nie dając się złapać na lep któregokolwiek z rzeczonych bałamuctw – a im szybciej nabiorą na nie wszystkie trwałej odporności, tym skuteczniej będą w stanie zabezpieczyć przed nimi jak największą liczbę swoich bliźnich. Dla korzyści tak własnej, jak i cudzej, warto zatem zadbać jak najpilniej o oczy do patrzenia i uszy do słuchania, zdolne do przeniknięcia bieżącej pstrokacizny i kakofonii. Nie wymaga to w gruncie rzeczy wielkiego wysiłku – tymczasem rezultaty będą ogromnie owocne.

=================

To oczywiście ogromne [ale potrzebne] – uproszczenie. Bo, przecież między innymi, jest ważny, chyba najważniejszy, diabolizm w Watykanie, usiłujący wytworzyć Najwyższego Kapłana Zjednoczonych Religii. A ekipa hodowlana syna biskupa i zakonnicy – antychrysta… I oni wszyscy, współpracując, wzajemnie się nienawidzą. Pfuj. md