Wstrząsające! Komponenty wieży komórkowej 5G oznaczone jako „COV-19”
autor: Ethan Huffk Ludzie są wolni
Pojawiają się raporty , które pokazują, że niektóre komponenty elektryczne używane w instalacjach wież 5G mają oznaczenie „COV-19”, które tak się składa, że jest prawie identyczne z COVID-19, nazwą używaną do infekcji rzekomo spowodowanej przez koronawirus z Wuhan.
Stepan Bandera zawodowy szpieg Hitlera, zarejestrowany przez Abwherę pod pseudonimem – „Konsul II”),
w czasie swojego pobytu w obozie KL Sachsenhausen, wysyłał stamtąd rozkazy dotyczące ludobójstwa, zarówno polskiej ludności Wołynia i Małopolski Wschodniej
…Nie będę się również rozwodził na dwoma na biało ubranymi osobnikami w odzieży ochrony p. chemicznej lub p. radiacyjnej. Pomimo pracy w pogotowiu ratunkowym nigdy się nie spotkałem z takimi tworami, tak szybko na miejscu jakiegokolwiek wypadku.
Nie będę się również rozwodził, nad trwaniem spektaklu na scenie, w momencie kiedy to ekipy ratunkowe usiłowały walczyć o życie człowieka przez 30 minut??. Przecież ten spektakl trwał pomimo śmiertelnego wypadku, czyżby strzelające ognie miały utrudnić identyfikacje mordercy?
18.
Metody działań korporacji farmaceutycznych i logika, jaką się posługują, została wyjaśniona w poniższych artykułach:
MD; Niestety, gnojki nie dały odnośnika do polskiej wersji. Muszę wiec dać całość:
skrót wywiadu i konferencji z dr Mike Yeadon b. szef przez 20 lat Pfizera
Mike Yeadon, były główny naukowiec firmy Pfizer, stwierdził, że jest już za późno, aby uratować osobę, której wstrzyknięto szczepionkę Covid-19.
Wzywa tych, którym jeszcze nie wstrzyknięto śmiercionośnego związku, do walki o przetrwanie ludzi i życie ich dzieci.
Znany na całym świecie immunolog opisuje dalej proces, który według niego zabije ogromną większość ludzi żyjących obecnie.
Bezpośrednio po pierwszym wstrzyknięciu około 0,8% ludzi umiera w ciągu 2 tygodni.
Osoby, które przeżyły, mają przed sobą średnią długość życia ok. 2 lata, która jednak zmniejszy się po każdym doładowaniu lub wstrzyknięciu „przypominającym”. Opracowywane są szczepionki uzupełniające, które rozkładają niektóre narządy, w tym serce, płuca i mózg. Profesor Yeadon, który przez dwie dekady był zaznajomiony z działaniami i celami badań i rozwoju w farmaceutycznym gigancie Pfizer, wyjaśnia, że ostatecznym celem obecnie podawanego schematu szczepionek może być tylko masowe wyludnienie, przy którym wszystkimi wojnami światowymi wydają się być jak Myszka Miki. „Miliardy są już skazane na pewne, nieodwołalne i pełne bólu zgony.
Każda osoba, która otrzymała zastrzyk, z pewnością umrze przedwcześnie, a 3 lata to zrobiona na wyrost ocena tego, jak długo prawdopodobnie będzie żyła”. ( max 2 lata!!)
Muszę jeszcze powrócić do kwestii „szczepionek uzupełniających” (zastrzyków przypominających), gdyż jest to cała nowa narracja, którą, obawiam się, wykorzysta się, aby nałożyć na nas nieznaną dotychczas kontrolę.
PROSZĘ ostrzec każdą osobę, aby nie myślała nawet, nie ulegała [ namowom ] do uzupełniających szczepionek. Nie ma takiej potrzeby. Ponieważ nie są one potrzebne, a mimo to są produkowane przez BigPharma, a organa regulacyjne siedzą cicho (brak testów bezpieczeństwa), mogę tylko wywnioskować, że zostaną użyte do nikczemnych celów.
Na przykład, jeśli ktoś chciałby skrzywdzić, lub zabić znaczną część światowej populacji w ciągu najbliższych kilku lat,( 2-3 lata) systemy, które są obecnie wdrażane, umożliwią to.
Uważam, że jest całkowicie możliwe, że zostanie to wykorzystane do wyludnienia na masową skalę.”
„WEF, WHO, GAVI, Big Pharma, Big Tech, Bill Gates – wszyscy zalecali globalne zaszczepienie ludzkości bronią biologiczną, wstrzyknięcie nanolipidów 5,7 miliardom ludzi… Nie możemy już dłużej tolerować podmiotów, które promują podawanie trucizny” – powiedział w dramatycznym wystąpieniu Pascal Najadi, syn współzałożyciela Światowego Forum Ekonomicznego.
————————-
Pascal Najadi to syn Hussaina Najadiego, który do wczesnych lat 80. współpracował z Klausem Schwabem. Nazwał zastrzyki stosowane pod hasłami walki z covid-19 bronią biologiczną służącą „demobójstwu”.
„Demobójstwo” – wyjaśnia relacjonujący wystąpienie portal Life Site News – to sformułowany kilkadziesiąt lat temu termin odnoszący się do masowych zabójstw dokonywanych przez rząd na ludności cywilnej – bezpośrednio lub poprzez zaniechanie.
– Całe zło na świecie związane z demokracją, niestety pochodzi z Genewy – mówił Najadi, wskazując na cały szereg globalnych organizacji z siedzibami w tym mieście, a mających wpływ na światowe „zarządzanie pandemią”. Jak wskazał Najadi, akcja „wyszczepiania” ludności wielu państw przyniosła skutek w postaci śmierci około 50 milionów osób oraz niszczące dla zdrowia skutki wykryte u kolejnych dziesiątek milionów ludzi.
Szwajcarska metropolia stała się m.in. sercem Światowego Forum Ekonomicznego (WEF), Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) oraz Światowego Sojuszu na rzecz Szczepień (GAVI).
– Światowe Forum Ekonomiczne – którego mój ojciec był współzałożycielem zanim na początku lat 80. z odrazą opuścił Klausa Schwaba – ma „immunitet dyplomatyczny” od rządu szwajcarskiego – mówił autor wystąpienia.
– Jako obywatel Szwajcarii oświadczam tu teraz, że WEF nie kwalifikuje się już do immunitetu dyplomatycznego. Wzywam władze szwajcarskie i służby bezpieczeństwa do natychmiastowego aresztowania tych osób – powiedział Najadi.
Jak podkreślił, WEF, WHO, GAVI, Big Pharma, Big Tech, Bill Gates – wszyscy oni zabiegali o przeprowadzenie globalnej akcji szczepienia ludności preparatem będącym w istocie bronią biologiczną.
– A my, Szwajcarzy ich gościmy? Nie możemy dłużej tolerować żadnego podmiotu promującego wstrzykiwanie ludzkości trucizny – podkreślał.
Syn dawnego współpracownika Klausa Schwaba posłużył się własnym przykładem.
– Jestem ofiarą. Umieram z tego powodu [tak zwanych szczepień – PCh24.pl], i moja matka też – wyznał Najadi, który wcześniej opisał, że doznał poważnych obrażeń ciała, gdy szwajcarscy lekarze wstrzyknęli mu „truciznę”. Obecnie, jak podkreśla – wskutek przyjęcia zastrzyku Pfizera – cierpi na nieuleczalną chorobę autoimmunologiczną. Lekarze szacują, że jego życie skróci się o 25 lat.
– To demobójstwo – powtórzył wskazując na nagłe zgony dzieci i gwałtowny wzrost liczby tak zwanych turbo-nowotworów – przypadków błyskawicznie rozwijającego się i późno wykrywanego raka.
W marcu Najadi złożył pozew cywilny w Sądzie Najwyższym stanu Nowy Jork przeciwko firmie Pfizer, Inc.. Powód ma nadzieję, że sprawa położy kres produkcji i wprowadzaniu do użytku zastrzyków mRNA.
Pod koniec ubiegłego roku Najadi wniósł oskarżenie przeciwko prezydentowi Alainowi Bersetowi o nadużycie stanowiska publicznego w związku z jego rolą w stręczeniu Szwajcarom eksperymentalnego preparatu bez ich świadomej zgody.
Piszę do Państwa, aby podzielić się wyjątkowym doświadczeniem, jakim było uczestnictwo w konferencji Rome Life Forum, która odbyła się w Rzymie w tym tygodniu. Konferencja ta, zatytułowana „Sojusz antyglobalistyczny – Odnowienie świata w Chrystusie”, została zorganizowana przez katolicką, kanadyjską fundację medialną LifeSiteNews. Odbyła się ona tuż po sesji Synodu o Synodalności w Watykanie, który, według wielu, budzi obawy dotyczące formalizacji m.in. nieortodoksyjnych nauk dotyczących rodziny.
Celem konferencji było skonfrontowanie się ze złem „Głębokiego Kościoła” (tzw. Deep Church) i „Głębokiego Państwa” (tzw. Deep State) oraz ich zaangażowaniem w agendę Wielkiego Resetu. Wielu mówców wyrażało duże obawy związane z ich wpływem na wiarę chrześcijańską i Kościół Katolicki.
Termin „Głęboki Kościół” odnosi się do domniemanej, nieformalnej sieci wpływów wewnątrz struktur Kościoła Katolickiego, która jest porównywana do koncepcji „Głębokiego Państwa”. Mowa tu o osobach, które mają wpływ na decyzje i kierunek działania Kościoła, działając często w ukryciu i mając na celu promowanie swoich idei, które mogą być sprzeczne z oficjalnymi nauczaniem i wartościami Kościoła. Ideami takimi mogą być akceptacja zachowań permisywnych (rozwiązłości), promowanie błogosławieństwa par homoseksualnych w kościele oraz koncepcji globalistycznych i ekoglobalistycznych, a także eksponowanie tych wymienionych idei jako rzekomo najistotniejszych we współczesnej działalności Kościoła.
Honorowym gościem konferencji był kardynał Gerhard Müller, który wygłosił przemówienie podkreślające konieczność wierności objawieniu Chrystusa.
Kardynał Müller ostrzegł, że wszelkie próby „modernizacji” przekazu nauczania Ewangelii przez Kościół Katolicki „przyniosłyby tylko złudne rezultaty”.
Z wielką powagą kardynał Müller powiedział: “Papież i biskupi muszą trzymać się misji Kościoła ‘dla zbawienia świata w Chrystusie’, a nie służyć liberalnej ideologii ‘woke'”.
Podkreślił również, że jego zdaniem, Synod niestety ma na celu „przygotowanie nas do akceptacji homoseksualizmu…”
W odniesieniu do pokusy dostosowania Ewangelii do aktualnych trendów świata kardynał przywołał słowa św. Pawła:
“A zatem teraz: czy zabiegam o względy ludzi, czy raczej Boga? Czy ludziom staram się przypodobać? Gdybym jeszcze teraz ludziom chciał się przypodobać, nie byłbym sługą Chrystusa.” (List do Galatów 1, 10-12).
Kardynał dodał: “Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom“. (Hbr 13, 8-9).
W obliczu wyzwań dzisiejszego świata Kościół nie może dążyć do zdobycia aprobaty świata poprzez służenie świeckim ideologiom, lecz musi zawsze głosić „Chrystusa ukrzyżowanego, który jest (…) mocą Bożą i mądrością Bożą”. (1 Kor 1, 23-24).
Pragnę przypomnieć, że Kardynał Gerhard Ludwig Müller jest niemieckim duchownym katolickim, który pełnił funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary w Watykanie od lipca 2012 roku do lipca 2017 roku. Kongregacja Nauki Wiary, dawniej znana jako Święte Oficjum, jest jedną z najważniejszych dykasterii Kurii Rzymskiej, odpowiedzialną za głoszenie i ochronę doktryny katolickiej na całym świecie. Ksiądz Kardynał Müller jest również autorem wielu prac teologicznych i uważany jest za eksperta w dziedzinie dogmatyki. Po zakończeniu swojej misji jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, kardynał Müller pozostał wpływową postacią w Kościele, często wypowiadając się na tematy dotyczące doktryny i moralności katolickiej.
Konferencja, która odbyła się 31 października i 1 listopada, zgromadziła kilkaset osób z całego świata – z Kanady, Stanów Zjednoczonych, Irlandii, Australii, Wielkiej Brytanii, Ugandy, Włoch, Polski, Niemiec, Austrii, Słowacji i wielu innych krajów.
Na fotografii, od lewej strony: Matilde Giunti, reprezentująca CitizenGO Włochy oraz moja osoba.
Jako uczestniczka konferencji, miałam również przywilej zwiedzenia niezwykłych miejsc w Rzymie. Odwiedziłam Muzea Watykańskie, w których przechowywane są bezcenne dzieła sztuki zgromadzone przez wieki. Ogromne wrażanie ponownie zrobiła na mnie znajdująca się w Muzeach Kaplica Sykstyńska. Jedno z najbardziej znaczących dzieł renesansowej architektury i sztuki, słynie przede wszystkim z fresków, które zdobią jej wnętrze. Najbardziej znanym elementem jest sklepienie kaplicy, zaprojektowane i wykonane przez Michała Anioła Buonarrotiego w latach 1508-1512, które przedstawia serię scen z Księgi Rodzaju, w tym słynne „Stworzenie Adama”, gdzie Bóg wyciąga rękę, aby ożywić pierwszego człowieka.
Kaplica Sykstyńska jest również miejscem, gdzie odbywają się konklawe – zamknięte zebrania kardynałów, podczas których wybierany jest nowy papież.
Udałam się też do Bazyliki Świętego Piotra. Rzym, z jego bogatą historią i kulturowym dziedzictwem, stanowił idealne tło dla tematów poruszanych podczas konferencji, nadając wydarzeniu niezapomnianą atmosferę.
Jestem głęboko wdzięczna za możliwość bycia częścią tego wydarzenia i za Państwa nieustające wsparcie, które umożliwia nam wspólne dążenie do prawdy. Niech nasze wspólne wysiłki przynoszą dobre owoce.
Number of planned low-orbit satellites NOW EXCEEDS ONE MILLION Arthur Firstenberg <info@cellphonetaskforce.org> On Sunday, SpaceX launched 23 satellites from Cape Canaveral in the morning, and 22 more from Vandenberg Air Force Base in the evening. This brought the total number of operating satellites irradiating the Earth to about 8,800.SpaceX has been sending up satellite-laden rockets every few days this year, in its haste to satisfy an insatiable demand for bandwidth by the billions of human beings who use cell phones. But SpaceX is not the only one. Hundreds of companies are competing for a share of the global market to supply Internet from the sky to the world’s population.On January 5, 2022, I sent out a newsletter listing 147 companies and government agencies from 34 countries that were operating, launching, or planning fleets of satellites that, if they were all launched, would total about half a million in our skies, far outnumbering the visible stars. On October 17, 2023, the journal Science, reviewing filings with the International Telecommunication Union, informed the world that the number of filings and the number of planned satellites have again more than doubled. There are more than 90 filings for constellations of over 1,000 satellites each. Twenty-three have over 5,000 satellites, and eight have over 10,000 satellites. As of December 31, 2022, the number of satellites being planned by 300 companies and governments exceeded one million. And in June, 2023, E-Space, a company based in France and founded by Greg Wyler in 2022, filed a plan for a single megaconstellation containing 116,640 satellites. E-Space had previously filed a plan, via the government of Rwanda, for an even larger constellation containing 327,320 satellites. Two days after his new filing with the ITU, Wyler clarified that “Our filing in France is in addition to our filings in Rwanda.”Our new network, People Without Cell Phones, is more important than ever. The only way to diminish the demand for bandwidth that is turning the Earth into a giant computer, with all living beings electrocuted inside of it, is to stop using cell phones. Not to use them less frequently, but to throw them away. The ability to use them, no matter how infrequently, requires the entire planet to be irradiated. Please join our network by forming a local chapter where you live. You can set your own rules, but it is important to have meetings in person. Please contact me if you need help and let me know that you are doing it. Our goal is to establish an expanding global presence of communities that do not use cell phones. It is up to us.
This newsletter is also available for viewing and sharing as a webpage, as aPDF, and on Substack. This newsletter and the last 62 newsletters are available on the Newsletters page of the Cellular Phone Task Force, both in English and other languages.
Swoista schizofrenia panuje na francuskiej lewicy. Zieloni są prawdziwymi „strażnikami” laickości państwa, jeśli chodzi o chrześcijaństwo, ale nie mają nic przeciwko swojemu udziałowi w otwieraniu meczetów. Zielony mer Lyonu, Grégory Doucet, wywołał sporo kontrowersji po udziale w inauguracji meczetu.
W środę, 25 października, burmistrz Lyonu dokonał uroczystego otwarcia meczetu Imama Malika. Wielu polityków krytykuje go za dziwną „interpretację laicyzmu”. Ten sam mer bowiem odmawia od lat udziału np. w tradycyjnych i związanych z historią miasta ceremoniach katolickich, które od zawsze przebiegały z udziałem radnych.
„Laicyzm o zmiennej geometrii” – kpi opozycja na wieść, że ten polityk partii Zieloni (EELV) dokonał uroczystego otwarcia meczetu Imama Malika w 7. dzielnicy Lyonu. Ten sam polityk położył też kamień węgielny pod budynek meczetu jeszcze w 2020 r. Teraz uwieńczył swoje dzieło.
Niektórzy przypominają, że Doucet odmówił przybycia do bazyliki Fourvière na tradycyjne ślubowanie radnych. Mer jednak twierdzi, że „respektuje zasady sekularyzmu” i dbaniu, by o to, by wyznawcy religii mogli ją praktykować w „godnych warunkach”.
Ślubowanie radnych Lyonu to tradycja sięgająca roku 1643. Była to obietnica złożona przez rajców miasta Najświętszej Maryi Pannie za ocalenie od zarazy dżumy. Kiedy epidemia ustała, co roku miasto i jego przedstawiciele 8 września pielgrzymowali i składali hołd maryjny w bazylice Notre-Dame de Fourvière.
Takie uroczystości odbywają się w Lyonie co roku, z przerwą na okres rewolucji. Zielony mer tradycję przerwał w imię „zasady laickości Republiki”…
Refuser d’entrer dans la basilique de Fourvière pour le traditionnel Voeu des Echevins mais accepter de couper le ruban pour l’inauguration de la mosquée Imam Malik dans le 7ème à Lyon. Tout cela au nom de la “laïcité”. L’extrême gauche se perd dans ses incohérences.
Emanacja Złego. Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich.
Izabela Brodacka, 24 paźdz. 2023
Stan Kalifornia przyjął niedawno ustawę umożliwiającą odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie zgadzają się na poddanie dzieci procedurze zmiany płci. Procedura zmiany płci to nie tylko zmuszanie rodziców i nauczycieli żeby Jasia nazywali Małgosią, bo taką fantazję ma w danej chwili przekorny bachor. Procedura zmiany płci, która może odbywać się bez wiedzy i zgody rodziców, niejako za ich plecami, to podawanie dziecku ogromnych dawek hormonów rujnujących jego rozwijający się organizm, a następnie amputowanie właściwych jego płci genitaliów i z resztek tych genitaliów odtwarzanie namiastki narządów płci przeciwnej, rzekomo pożądanej.
To zabiegi czy operacje nieodwracalne, głęboko okaleczające poddaną im osobę. Pół biedy jeżeli poddaje się im kierowana modą czy faktycznym pragnieniem zmiany płci osoba dorosła. Sama ponosi konsekwencje własnej głupoty albo cieszy się uzyskanym efektem operacji. Do dorosłych stosuje się -choć nie zawsze- starożytna zasada volenti non fit iniuria czyli chcącemu nie dzieje się krzywda.
Nie zawsze – bo jeżeli dorosły zechce na przykład spalić swój dom, świadkowie nie tylko nie muszą mu w tym pomagać lecz wręcz przeciwnie, powinni mu przeszkodzić w realizacji tego pragnienia. Zasady „volenti non fit iniuria” w żadnym przypadku nie wolno jednak stosować do dzieci. Dziecko może zapragnąć na przykład wypić płyn borygo, albo wyskoczyć z dziesiątego piętra, albo zrezygnować z nauki w szkole i nikt nie ma chyba wątpliwości, że dorośli powinni realizacji tych marzeń przeciwdziałać.
Brak właściwej identyfikacji płciowej to zaburzenie czy dolegliwość psychiczna, która dotyczy nie tylko dorosłych lecz faktycznie zdarza się również w wieku dziecięcym. Skutecznie leczył to zaburzenie Andrzej Samson choć jego metody nie wszystkim przypadłyby do gustu. Andrzej Samson oskarżony o pedofilię podobno popełnił samobójstwo. Nie doczekał legalizacji pedofilii która -obawiam się -jest już bliska. Pracują nad tym liczni „ profesorowie”. Słowo „profesorowie” piszę w cudzysłowie bo za dawnych dobrych czasów takiego profesora, za przykładem Kmicica, pognano by batem po śniegu aż za ruską granicę.
Naiwnością byłoby sądzić, że to problemy amerykańskie i nas nie dotyczą. Kiedy wiele lat temu przetłumaczyłam książkę „Kinsey – seks i oszustwo” autorstwa Edwarda W. Eichel oraz Judith Reisman ( tak naprawdę miała to być tylko adiustacja lecz ze względu na błędy tłumaczki przerodziła się w tłumaczenie) znajomi nie chcieli czytać otrzymanych w prezencie moich autorskich egzemplarzy. „To nas nie dotyczy”- mówili. Mieli na myśli opisywane w książce lekcje seksu w szkołach oraz odbieranie dzieci rodzicom, którzy nie chcieli się na to zgodzić. Również opisywane przez autorów zajęcia integracyjne na wakacyjnych obozach, podczas których chłopcy mieli za zadanie badać sobie wzajemnie prostatę per rectum.
Gdy świadomi zagrożeń dziennikarze opisywali praktyki niemieckiego urzędu do spraw młodzieży ( Jugendamt) odbierającego dzieci rodzicom nie zgadzającym się na lekcje masturbacji w przedszkolu naiwni twierdzili, że to nieprawda albo że do nas to nie dotrze. Pomylili się.
Wprawdzie -mam przynajmniej taką nadzieję – w polskich przedszkolach nie odbywają się lekcje masturbacji, dłubania w nosie, puszczania bąków i innych fizjologicznych, niepożądanych w cywilizowanym świecie czynności lecz po przedszkolach chodzą różne drag queen i czytają dzieciom bajeczki. Zainicjował ten proceder w Wielkiej Brytanii niejaki Colin Jones występujący pod pseudonimem Donna La Mode. Poza czytaniem bajeczek podczas podobnych zajęć uczy się dzieci piosenek trans. Bajeczki też są specjalnie dobrane- jedna z nich opowiada o misiu który uświadamia sobie, że jest dziewczynką a nie chłopcem.
To obliczona na lata strategia przyzwyczajania ludzi od dzieciństwa, że pewne zachowania są powszechne, a więc normalne, w nadziei, że w przyszłości faktycznie staną się normą. Nie wystarczy więc nie zgadzać się na przeprowadzanie u naszego dziecka zmiany płci. Może się okazać, że za kilka lat nasze dziecko, poddawane przez całe lata praniu mózgu, samo zgłosi się do jakiegoś życzliwego, który pomoże mu okaleczyć się na całe życie. Podpowie, że zgodnie z polskim prawem trzeba podać do sądu własnych rodziców, zgłosić się do wskazanego seksuologa, czy psychiatry, który stwierdzi trans-seksualność i poddać się terapii hormonalnej a następnie chirurgicznej korekcie płci, która jest przecież zwykłym nieodwracalnym okaleczeniem człowieka.
Jeżeli nie podejrzewamy naszego dziecka o podobną głupotę zastanówmy się czy czasem nie nosi ono modnej obecnie wśród młodzieży tęczowej torby, czy nie oburza się gdy powiemy coś krytycznego na temat małżeństw homoseksualnych lub adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Pełną parą trwa indoktrynacja , czyli produkcja naiwnych Julek popierających wszelkie rozmiękczające ich mózg ruchy- obronę planety przed człowiekiem, obronę dzieci przed rodzicami, obronę kobiet przed mężczyznami.
Groźna mutacja marksizmu czyli marksizm kulturowy postawił wszystkie karty na deprawację nieletnich a w drugiej dopiero kolejności na podbój instytucji kulturalnych, uniwersytetów, kin, teatrów czyli ten wielokrotnie opisywany „długi marsz przez instytucje”. Często nie doceniamy stopnia zindoktrynowania naszych dzieci, bo zgodnie ze strategią lewactwa jest to indoktrynacja miękka, w wersji soft. Penalizując tak zwaną „mowę nienawiści” odebrano nam wolność słowa i przekonań. Narzucono nam autocenzurę. Nie cenzuruje nas obecnie urząd z ulicy Mysiej ale dla świętego spokoju, dla uniknięcia kłopotów w pracy sami cenzurujemy nasze wypowiedzi. Wystrzegamy się nie tylko mocnych słów lecz nawet jednoznacznych opinii. Nasza mowa stała się mdła, pokrętna, niejednoznaczna. A przecież jak mówi Pismo Święte: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi (Mt 5,1-7,29)”.
Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że okaleczanie dzieci pochodzi od Złego nawet jeżeli potraktować jego imię tylko jako figurę retoryczną. [Tylko jego wyznawcy, oraz uwiedzeni, tak go traktują. Mirosław Dakowski].
W wywiadzie udzielonym współzałożycielowi LifeSiteNews, Steve’owi Jalsevacowi, dr Trozzi szczegółowo opisał, w jaki sposób branża medyczna została psychologicznie osaczona i zmuszona do odgórnego podporządkowania się nieustannym rządowym komunikatom dotyczącym COVID.
Kanadyjski bojownik o wolność medyczną, dr Mark Trozzi, ujawnił ciemne pieniądze, naciski polityczne, korupcję establishmentu i fałszywe wiadomości, które sprawiły, że kampania propagandowa COVID-19 stała się operacją terrorystyczną, która rzuciła świat na kolana.
W wywiadzie dla współzałożyciela LifeSiteNews, Steve’a Jalsevaca, Trozzi szczegółowo opisał, jak jego dziesięcioletnie doświadczenie w medycynie urazowej w Ontario stało w jaskrawym kontraście z narracją COVID-19 śpiewaną przez media głównego nurtu i establishment medyczny na początku tak zwanej “pandemii”.
“CBC, CNN i wszyscy ci propagandyści mówili ludziom, że szpitale są pełne ludzi chorych na COVID, umierających z powodu COVID” – powiedział Trozzi. “Cóż, byłem w szpitalach i były puste. W rzeczywistości nigdy w mojej karierze nie miałem tak spokojnego czasu”.
[Mój znajomy ordynator mówi, że dostał propozycje na spędzenie czasu od chyb a 16-tej do rana na „kowidowym Stadionie Narodowym” – za 15 tysięcy zl. Odmówił, a mógł takich spokojnych popołudni i nocy mieć z 10. Podobnych relacji, np. o 45 tys. zł za dobę, było w swoim czasie dużo. Mirosław Dakowski]
Niestety dla Trozziego ten “spokojny czas” był ciszą przed „burzą kulturową”, która miała ogarnąć jego zawód.
Kiedy zaczął studiować objawy COVID-19 i jego implikacje, nieustanne komunikaty alarmowe dotyczące COVID-19 od rządów i ich agencji wstrząsnęły całą branżą medyczną. Szpitale, lekarze i szkoły medyczne zostały psychologicznie osaczone i zmuszone do odgórnie narzuconej zgodności.
“Lekarze byli poddawani wielkiej presji psychicznej… Panowała panika, mimo że nic się nie działo” – wspomina Trozzi. “Powiedziano nam, że w każdej chwili drzwi zostaną wyłamane, a my zostaniemy zalani ludźmi”.
Kontynuował: “Od samego początku było to przedstawiane jako całkowicie nowatorskie, jak nic, co kiedykolwiek widzieliście. Zapomnij o wszystkim, co myślisz, że wiesz o leczeniu zapalenia płuc i chorób wirusowych... Dość szybko stało się również jasne, że kwestionowanie rzeczy nie będzie tolerowane – to na pewno. Stało się to bardzo oczywiste”.
Wielu kolegów Trozziego było oczarowanych i „przekonanych” rządową kampanią strachu przed COVID-19. Zauważa jednak, że inni odkryli, że przestrzeganie nakazów zakładu dotyczących leczenia COVID-19 – takich jak przeprowadzanie tylko testów PCR lub wymazów z nosa – opłacało się nawet o 20% więcej niż zwykła praca w ich normalnej praktyce.
Kampania mająca na celu narzucenie globalnej populacji tak zwanych “szczepionek” na COVID-19 niosła ze sobą również ogromne wynagrodzenia pieniężne.
“Jak rozumiem, te zastrzyki wszędzie bardzo dobrze się opłacały” – powiedział Trozzi. “Jednym z przykładów jest to, że jeden z moich kolegów jest chirurgiem ucha, nosa i gardła w Niemczech i przestał wykonywać operacje. Powiedział: “Wykonuję tylko minimalną ilość specjalistycznej pracy V.A., aby zachować licencję, ponieważ zarabiam o wiele więcej pieniędzy, wykonując zastrzyki podczas tego szczytu”.
Jeszcze niedawno język jakim europejski establishment medialno-polityczny mówił o migracji zawierał sporo zasłon i zwodów. Była więc mowa o „kontrolowaniu migracji”, „zarządzaniu migracją”, „ubogaceniu kulturowym” a nade wszystko powoływano się na powody humanitarne, podciągając każdego pukające do granic czy wchodzącego bez pytania do kategorii „uchodźca”.
Cyniczna gra miłosierdziem Europejczyków doszła jednak do granic. Nawet najbardziej naiwni ludzie zaczynają rozumieć, że nie można umiłować tak samo każdego człowieka na świecie, że żaden lewicowy bełkot nie zniesie konieczności porządku miłowania czyli ordo caritatis. A zatem w pierwszej kolejności troska o nasz dom, potem o rodzinę, wspólnotę lokalną, ojczyznę. A już na pewno nie można narażać tych wspólnot na śmiertelne ryzyko w imię miłosierdzia. Taki skutek ma właśnie masowa migracja z krajów skrajnie dalekich kulturowo. To po prostu nie działa, niosąc gwałty, mordy, handel ludźmi, sztyletowanie nastolatków i ogólny radykalny spadek poziomu codziennego bezpieczeństwa.
Zalana migrantami Europa ma dość. Już w Niemczech kombinują jak zawrócić z tragicznie błędnej ścieżki zapraszania na wszystkich, choć pomysł mają szatański: przerzucić problem do Polski, także dlatego, by Niemcom zszedł z oczy zaraźliwy przykład możliwej i skutecznej innej polityki migracyjnej.
Jednocześnie jednak postępuje inne zjawisko. Czujący się panami świata establishment nie zamierza dokonywać żadnej korekty. Odwrotnie, czując swoją siłę, wiedząc iż potrafi zniszczyć i wykluczyć każdego kto się im przeciwstawi, nie chcąc bawić się już w niuanse, mówi wprost: tak, migracja jest może nieprzyjemna ale będzie kontynuowana. Przymusowo i w skali z której sobie nie wyobrażaliście.
Taki sens mają choćby dwie medialne publikacje, bardzo ważne i reprezentatywne.
Pismo Michnika ogłosiło właśnie iż
albo wpuścimy świeżą krew z Afryki albo Europa będzie muzeum dla bogatych Chińczyków.
Zostawiam na boku oczywisty idiotyzm tego „równania”, bo akurat Chińczycy sami mają gigantyczny problem demograficzny – i jakoś nie odpowiadają na niego ściąganiem migrantów, ani z bliska ani z daleka.
Istotą tego tekstu jest brutalne powiedzenie czytelnikom, że te tłumy młodych mężczyzn dokonujące właśnie inwazji na kontynent to nie żaden błąd, żadna nieudolność zarządców kontynentu – to jest właśnie plan. Na zimno przyjęty, brutalnie wdrażany.
Tekst chwilowo na stronach GW niedostępny, ale pewnie się po wyborach odnajdzie. Zajawki zostały.
W tym samym medium niedawno ukazał się wywiad z Agnieszką Holland, która dokładnie w tym tonie i równie szczerze doprecyzowuje ile ma być tej „świeżej krwi”.
Za dwadzieścia lat a najdalej za pięćdziesiąt pół ludności Afryki tu już będzie i żadne mury nie pomogą — stwierdziła.
ten cytat, powielany wcześniej, też jakby zniknął z wywiadu.
I też pewnie się po wyborach odnajdzie.
Kiedy więc patrzymy na inwazję setek tysięcy młodych mężczyzn na Europę pamiętajmy, że plan jest taki, by za nimi przyszły miliony, dziesiątki milionów, a potem pół kontynentu. To dokładnie nam szykują.
Najnowsza adhortacja papieża Franciszka – jak podkreślają różni komentatorzy – traktuje o „katastrofalnych” zmianach klimatu i ma mobilizować społeczeństwa do podjęcia jeszcze bardziej zadecydowanych działań w celu zwalczania domniemanego problemu globalnego ocieplenia. Jednak „Laudate Deum” to przede wszystkim dokument polityczny poświęcony kwestii władzy. I co istotne, Franciszek jest w awangardzie ruchu, który dąży do takiego przemodelowania globalnej architektury, aby możliwa była szybsza i głębsza federalizacja świata. Można w adhortacji dostrzec kluczowe trendy globalne zmierzające do zmiany paradygmatu w wielu dziedzinach życia.
——————————-
„Laudate Deum” składa się z 73 punktów. Głównymi cytowanymi tam źródłami są opracowania Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) oraz agend środowiskowych ONZ, w tym UENP i NOAA. Ponadto papież przywołał poświęcone zmianom klimatu dokumenty biskupów z USA, Afryki i Madagaskaru oraz Synodu Panamazońskiego z lat 2019-2022, własne encykliki Laudato si’ oraz Fratelli tutti, adhortację Evangelli gaudium, wreszcie przemówienie Pawła VI z okazji 25-lecia powstania oenzetowskiej agencji żywnościowej FAO. Powołał się także na „Krótką opowieść o Antychryście” Włodzimierza Sołowiowa, biolog-feministkę Donnę Haraway, autorkę książki When Species Meet z 2008 roku i działaczy środowiskowych Sverkera Sörlina i Paula Warde, autorów pozycji Making the Environment Historical. An Introduction.
Webinarium Ruchu „Laudato Si’”
Założony przez Watykan Ruch Laudato Si’ w związku z ogłoszeniem najnowsze adhortacji 4 października zorganizował wideokonferencję. Przedstawiciele Watykanu, aktywiści na rzecz walki z ociepleniem klimatu i globalnej elity odpowiedzialni za propagowanie programu zmierzającego do transformacji obecnego systemu polityczno-ekonomicznego wyjaśniali tam, dlaczego adhortacja jest ważna.
Kard. Michael Czerny, podsekretarz Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju zaznaczył, że Laudate Deum to „pilny apel skierowany do wierzących i niewierzących, by połączyć siły w walce z kryzysem klimatycznym”. Dodał, iż najnowsza adhortacja Franciszka „ani nie powtarza, ani nie zastępuje niczego w Laudato si’”, lecz rozwija nauczanie, które jest „skoncentrowane bardzo jasno, zdecydowanie na kryzysie klimatycznym, nie dotykając wielu powiązanych z tym kwestii, jak: bioróżnorodność, zanieczyszczenie wody i ich społecznych implikacji”. To nie znaczy, że nie są one ważne, niemniej jednak papież koncentruje się na „dramatycznej pilności kryzysu klimatycznego”, na rzekomo katastrofalnym pogorszeniu sytuacji, z jaką nie mieliśmy dotychczas do czynienia w przeszłości.
Stąd pierwsza część dokumentu poświęcona jest „kwestii solidnego konsensusu naukowego odnośnie tego, jaką niestety my, ludzie odegraliśmy rolę, wywołując ten kryzys”. Innymi słowy, istnieje ponoć wielki problem ocieplenia klimatu, za które to zjawisko ma odpowiadać człowiek. Kryzys ów ma dotykać przede wszystkim osoby ubogie i dlatego konieczna jest współpraca międzynarodowa, aby poradzić sobie z wyzwaniem.
Trzy kolejne rozdziały dotyczą multilateralizmu i szczytu klimatycznego w Dubaju. Kard. Czerny dodaje, że papież apeluje o ścisłą współpracę w kwestii szybkiej transformacji energetycznej, by pozbyć się paliw kopalnych.
O wiele istotniejsze wydaje się to, co powiedział Johan Rockström, szwedzki uczony, współzałożyciel Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Zmian Klimatu, uznany na arenie międzynarodowej za swoją pracę nad globalnymi zagadnieniami zrównoważonego rozwoju. Uchodzi on za specjalistę w stosunkowo młodej dziedzinie nauki: Earth System Science, Water Systems and Global Sustainability na uniwersytecie sztokholmskim. Jest autorem koncepcji „granic planetarnych”. Zapewnił on, że „alarmistyczne twierdzenia papieża o kryzysie klimatycznym są poparte przez naukę”, podobnie, jak konkluzja Franciszka, iż nie osiągnęliśmy żadnego postępu i grozi nam wielkie ryzyko klimatyczne, którym nie będzie już dało się zarządzać.
Profesor, poza tym, że tradycyjnie straszył katastrofą z powodu wzrostu temperatury i przekroczenia 5 spośród 16 granic planetarnych regulujących klimat, wskazał, że należy ignorować „denialistów klimatycznych”, których nawet przybyło w ostatnich latach. Trzeba też bardzo szybko przeobrażać świat, zmierzając w kierunku „zrównoważonej przyszłości”. – Jesteśmy u progu likwidacji paliw kopalnych będących podstawą naszej ekonomii. To są zaawansowane zmiany. Transformacja w kierunku zrównoważonego rozwoju dokonuje się, chociaż za wolno i nie ma od niej odwrotu – ocenił. Przekonywał, że „zero-emisyjność jest bardzo atrakcyjna i skalowalna”, „nie powinniśmy się przejmować hałasem denialistów, lecz jeszcze bardziej zdecydowanie zmierzać w kierunku zeroemisyjnej przyszłości”.
Na watykańskim webinarium wypowiadała się również Christiana Figueres, architekt porozumienia paryskiego w sprawie klimatu z 2015 roku. Apelowała, by chronić i „pojednać się z naturą”, „zapewnić ochronę naszemu planetarnemu domowi dla obecnych, ale w szczególności przyszłych pokoleń”.
Tzeporah Berman, założycielka Fossil Fuel Treaty podkreśliła, że „adhortacja pojawiła się w dobrym momencie i widzimy sejsmiczne zainteresowanie tematem zmian klimatycznych”. Dodała, że podczas 27 spotkań COP (spotkania stron w sprawie zmian klimatu) nie rozmawiano o paliwach kopalnych, a jedynie o ograniczeniu emisji i produkcja w oparciu o paliwa kopalne rosła. Dopiero we wrześniu tego roku ONZ po raz pierwszy od 30 lat uznała, że „ropa, gaz i węgiel to są korzenie kryzysu klimatycznego i musimy się ich pozbyć”, a „papież wsparł zabiegi międzynarodowych negocjatorów zabiegających o wycofanie paliw kopalnych z gospodarki”. W połowie września sześć państw oficjalnie ogłosiło, że zamierzają całkowicie się zdekarbonizować. Wskazała ona, że to ma istotne znaczenie przed spotkaniem w Dubaju (COP28) i konieczna jest mobilizacja społeczeństwa, które wywrze presję na polityków.
Fletcher Harper z organizacji Green Faith – ekumenicznej grupy aktywistów – odwoływał się do „moralnego momentu kulturowego”. Zaznaczył, że dokument papieża wskazuje na „moralną odpowiedzialność trucicieli i producentów korzystających z paliw kopalnych”. Napiętnował ich.
Daniel Horan OFM uznał zaś, że „duchowy wpływ Laudate Deum jest nawet większy niż Laudato si’”, ze względu na „wewnętrzne dziedzictwo stworzenia, związek ze wszystkimi stworzeniami i oczywiście z Matką Ziemią”.
Z kolei wielebny Justin Welby przywołał przemówienie sekretarza generalnego ONZ Antonia Guterresa o „zielonym świecie” i kryzysach. Jednocześnie podkreślił, że „Laudato Deum pojawia się w czasie, gdy doświadczamy wielkiego kryzysu klimatycznego” i jest „apelem o zjednoczenie ludzkości, by służyć stworzeniu oraz by kościół mówił z nadzieją o transformacji i przyszłości”.
Prof. Rockström dodał, że „kryzys klimatyczny” to coś więcej, to „kryzys godności, ekonomii, pokoju, bezpieczeństwa, dobrobytu”. Tu chodzi o „stabilność ludzkiej wspólnoty, przyszłość bez paliw kopalnych”, która ma być „inteligentniejsza, tańsza i bardziej atrakcyjna”.
Prezentacja w Ogrodach Watykańskich
Podczas prezentacji Laudate Deum dla prasy w Ogrodach Watykańskich 5 października, Matteo Bruni, dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej przedstawił prelegentów, pośród których byli m.in.: Ridhima Pandey, bohaterka filmu „List” i Alessandra Sarmentino, animatorka Laudato Si’ z archidiecezji Palermo czy Giorgio Leonardo Renato Parisi, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki (2021). Ten ostatni przekonywał, że chociaż „może wydawać się nieco dziwne wydanie dokumentu papieskiego rozpoczynającego się od naukowego wyjaśnienia”, to jednak problem zmian klimatu ma być bardzo poważny i dlatego papież zdecydował się mu poświęcić adhortację. Zdaniem fizyka, mamy do czynienia z „problemem ludzkim i społecznym”, a antidotum na kryzys jest rozwijanie zasobów energii odnawialnej, szczególnie w krajach o niskich dochodach.
Vandana Shiva, naukowiec i aktywista oraz Carlo Petrini, socjolog i aktywista nacisk kładli na teorię złożoności i podkreślanie, że „wszyscy jesteśmy połączeni, zjednoczeni ze stworzeniami przez Boga”. Obydwaj zachęcali do rozwoju „innego rodzaju gospodarki”, „systemu, który uwzględni rolę Ziemi”.
Uczestnicy prezentacji straszyli, że świat od czasu ukazania się encykliki Laudato si’ nie poczynił „żadnych wielkich kroków” a naszej planecie grozi katastrofa. Dlatego apelowali o większe zaangażowanie i determinację w budowaniu sieci ruchów klimatycznych, które doprowadzą do masy krytycznej (potrzebne jest poparcie około 30% społeczeństwa dla globalnych zmian).
Amerykański pisarz Jonathan Safran Foer apelował do naszych sumień, do „zbiorowego przebudzenia” i odrzucenia „najgorszego grzechu zaprzeczenia” jakim jest „udawanie zaniepokojenia i nicnierobienie”.
W watykańskiej konferencji brała udział także Luisa-Marie Neubauer, liderka Piątków dla Przyszłości w Niemczech. Apelowała o włączenie się młodych „w rewolucję kulturową”.
„Intuicja Teilharda de Chardin”
Ksiądz Robert Athickal, założyciel i dyrektor działającej w 23 stanach Indii od 1988 roku organizacji Tarumitra, skupiającej się na ochronie różnorodności biologicznej i promowaniu wrażliwości ekologicznej uważa, że „obecny papież, podobnie jak Jan Paweł II, kładzie nacisk na intuicję Teilharda de Chardin”. Uważał on, że „wszechświat i przyroda mają duchowość, którą należy szanować i chronić”. Przywołanie de Chardina, potępionego przez Kościół jezuity, który propagował panteistyczną wizję świata (ewolucjonizm i marksizm), nie dziwi w kontekście budowania globalnej etyki.
Jezuita Ricardo da Silva zaznaczył, że Laudate Deum jest „najbardziej rozpaczliwą adhortacją” papieża Franciszka, w której często pojawiają się słowa takie jak: „beznadzieja”, „desperacja”, „pesymizm”, „bezpośredni atak” i „alarm”. „Jest to druzgocący opis obecnego stanu działań człowieka w sprawie zmian klimatu na poziomie globalnym i podkreśla, że nie radzimy sobie z niemal każdym punktem odniesienia. Warto zauważyć, że papież Franciszek bezpośrednio celuje w nieodpowiedzialny styl życia wielu mieszkańców Stanów Zjednoczonych, zauważając, że emisje na osobę w Stanach Zjednoczonych są około dwa razy większe niż w przypadku osób mieszkających w Chinach (…)” – stwierdził.
Co do tego fragmentu to już się pojawiły komentarze, że papież źle zacytował dokument IPCC, w którym nie było mowy o dwa razy większych emisjach, ale o niespełna 50 procentach.
Jezuita zaznaczył, iż papież koncentruje się na nieodpowiedzialnym stylu życia, „jest ostry i krytyczny” i stara się pobudzić ludzkość do rozliczenia. Wielokrotnie przypomina nam, że jest już za późno, aby adekwatnie zareagować na „kryzys klimatyczny”. Ponadto uznaje, że to ludzie odpowiadają za „globalne ocieplenie” i odnosi się do zarzutów, że „przyjmuje rolę klimatologa”.
W rozdziałach od drugiego do piątego Laudate Deum papież dotyka kwestii filozoficznych, nauk społecznych i politycznych oraz stosunków międzynarodowych. Dopiero w ostatniej części ma proponować „bardziej teologiczne i duchowe podejście”.
W drugiej części Franciszek skupia się na „paradygmacie technokratycznym”, do którego mają odwoływać się ekonomiści, finansiści i technolodzy.
Rozdziały trzeci, czwarty i piąty to ostra krytyka światowych supermocarstw, istniejących mechanizmów współpracy międzynarodowej, głównie multilateralizmu w jego obecnym rozumieniu.
Ostatnia część adhortacji poświęcona jest „pojednaniu ze światem”.
Z punktu widzenia Giorgio Parisi, „wielką przewagą dokumentu papieża nad zwykłymi raportami i artykułami pisanymi przez czołowych naukowców jest – jak stwierdził – to, że jest on napisany w sposób „jasny, zorganizowany i bardzo czytelny dla każdego”.
Franciszkanin ojciec Daniel P. Horan, teolog i dyrektor Centrum Duchowości Saint Mary’s College w Notre Dame (stan Indiana) przekonuje katolików, że Laudato si i Laudate Deum są częścią moralnego nauczania Kościoła [Sic!!! co za bzdura! MD] . Duchowny zachęcał ludzi, aby pomagali swoim parafiom w rozpowszechnianiu nauk papieża i zmniejszaniu „śladu węglowego” Kościoła.
Analiza
W I części adhortacji („O kryzysie klimatycznym”) papież Franciszek wskazuje, że „(…) nasz świat się rozpada i być może zbliża się do punktu krytycznego” z powodu „zmian klimatycznych” oraz naszej niedostatecznej reakcji na niego. Dlatego „będziemy odczuwać ich skutki w dziedzinie zdrowia, miejsc pracy, dostępu do zasobów, mieszkań, przymusowej migracji i w innych dziedzinach” (pkt 2).
Papież przekonuje, że „zmiana klimatu jest jednym z głównych wyzwań stojących przed społeczeństwem i wspólnotą światową”. Mamy do czynienia z „dramatem” i „grzechem strukturalnym” (pkt 3).
Franciszek wyjaśnia, że „zmiany klimatu” są oczywiste i nie można im zaprzeczać. Mamy „globalny kryzys klimatyczny”, a „niektóre wywołane przez człowieka zmiany klimatu znacznie zwiększają prawdopodobieństwo częstszych i bardziej intensywnych zdarzeń ekstremalnych” (pkt 5).
Franciszek w dalszej części („Opory i nieporozumienia”) krytykuje tych, którzy wyrażają wątpliwości co do globalnego ocieplenia, powołując się „na rzekomo naukowe dane, takie jak fakt, że planeta zawsze miała i zawsze będzie miała okresy ochłodzenia i ocieplenia”. Franciszek dodaje, że ci krytycy tej teorii „pomijają inny istotny fakt, mianowicie: że to, czego obecnie jesteśmy świadkami, to niezwykłe przyspieszenie ocieplenia (…)” (pkt 6).
Dodaje – co też często robią propagatorzy teorii o globalnym, katastrofalnym ociepleniu, nadinterpretując tę teorię i przemianowując na „zmiany klimatu” – że „ekstremalne oziębienia” mogą także wystąpić, ale „zapomina się, że te i inne niezwykłe zjawiska są jedynie alternatywnymi przejawami tej samej przyczyny: globalnego zaburzenia równowagi, spowodowanego globalnym ociepleniem” (pkt 7).
W pkt. 9. na szczęście papież ostrzegł przed upraszczaniem rzeczywistości i obwinianiem ubogich za „posiadanie zbyt wielu dzieci” oraz próbą rozwiązania problemu poprzez okaleczanie kobiet w krajach mniej rozwiniętych. Punkt ten zdaje się sugerować, że papież sprzeciwia się polityce depopulacyjnej wymierzonej głównie w mieszkańców uboższych krajów, czy unijne instytucje chętnie serwujące sterylizację, aborcję i długotrwałą antykoncepcję pod pretekstem walki z ubóstwem i śmiertelnością kobiet. W gruncie rzeczy zaś zależy im na ograniczeniu liczby ludności, którą obwinia się za emisję dwutlenku węgla.
W raportach IPCC podkreśla się, że głównymi czynnikami powodującymi „zmiany klimatu” są: przyrost demograficzny i wzrost produkcji na świecie. Franciszek przyznając, iż ludzie odpowiadają za „zmiany klimatu” pośrednio jednak ogranicza wymowę swego stanowiska o polityce globalnej względem szybko rosnącej populacji w krajach uboższych.
Papież uznaje, że przejście na odnawialne źródła energii i adaptacja do zmian klimatu to rozwiązania, które „politycy i przedsiębiorcy” muszą natychmiast wdrożyć.
W części poświęconej „Przyczynom ludzkim” pojawia się niestety niefortunne zdanie: „Nie można już wątpić w ludzkie – antropogeniczne – przyczyny zmian klimatycznych” (pkt 11).
Globalistom bardzo zależało, żeby obwinić człowieka za „zmiany klimatu”. Przez długi czas nie mogli na to wskazać bezpośrednio w raportach IPCC, ponieważ klimat jest niezwykle złożonym systemem i ma na niego wpływ wiele czynników. Wpływ człowieka, nawet jeśli jest rzeczywisty, to marginalny i z punktu widzenia statystycznego nie miałby znaczenia – uważa znaczna grupa uczonych.
Kwestii dowiedzenia tej tezy papież poświęca sporo miejsca w adhortacji, szczegółowo pisząc o wahaniach temperatur. Komentuje w pkt. 13: „Nie da się ukryć zbieżności tych globalnych zjawisk klimatycznych z przyspieszonym wzrostem emisji gazów cieplarnianych, zwłaszcza od połowy XX wieku. Zdecydowana większość naukowców zajmujących się klimatem popiera tę korelację i tylko niewielki odsetek z nich próbuje zaprzeczyć takim dowodom”.
Papież skrytykował także „pewne lekceważące i nierozsądne opinie, które znajduje nawet w Kościele katolickim” odnośnie tego, że „przyczyną niezwykłej szybkości tak niebezpiecznych zmian jest niezaprzeczalny fakt: ogromny rozwój związany z nieograniczoną ingerencją człowieka w przyrodę w ciągu ostatnich dwóch stuleci” (pkt 14).
W części dotyczącej „szkód i zagrożenia” Franciszek alarmuje, że „niektóre przejawy tego kryzysu klimatycznego są już nieodwracalne przez co najmniej setki lat, takie jak wzrost globalnych temperatur oceanów, zakwaszenie i wyczerpywanie się tlenu” (pkt 15).
Trzeba jednak uniknąć dalszych szkód i koniecznie nie można dopuścić do osiągnięcia „punktu zwrotnego”, po przekroczeniu którego miałaby nastąpić „lawinowa kaskada zdarzeń”. To wyraźna aluzja do teorii „granic planetarnych” Rockströma.
Franciszek, podobnie, jak w encyklice Laudato si’ ponownie powtórzył – nawiązując do teorii złożoności – że „wszystko jest połączone” i „nikt nie ocali się sam” (pkt 19).
W części poświęconej „rosnącemu paradygmatowi technokratycznemu” papież potępił pokładanie całej nadziei w technologii i ekonomii, zwłaszcza w teorii opartej na „idei nieskończonego czy też nieograniczonego rozwoju” (pkt 20).
W pkt. 21 i kolejnych pobrzmiewa krytyka transhumanizmu, „idei istoty ludzkiej, która nie posiada ograniczeń, której zdolności i możliwości, dzięki technologii, mogą być poszerzane w nieskończoność” oraz nieograniczonej władzy.
Warto zwrócić uwagę na to, o czym piszą eksperci ds. bezpieczeństwa, że dzisiejsze możliwości technologiczne oraz globalizacja przyczyniły się do wzrostu zagrożeń dla bezpieczeństwa przez nielicznych. Dlatego elity światowe – chcąc nad tym zapanować – propagują cyfryzację i system globalnego nadzoru cyfrowego połączonego ze stosowaniem teorii szturchania oraz ograniczenie wolności słowa.
Papież również wyraża ubolewanie z tego powodu że „coraz większa zdolność technologii daje „tym, którzy posiadają wiedzę – a nade wszystko władzę ekonomiczną, aby ją wyzyskiwać – niezwykłe panowanie nad całym rodzajem ludzkim i nad całym światem. Ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą, i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzysta, zwłaszcza biorąc pod uwagę sposób, w jaki się nią posługuje. (…) W jakich rękach spoczywa i w jakie ręce może wpaść tak wielka władza? Straszliwie groźne jest to, że leży ona w rękach małej części ludzkości” (pkt 23).
Dalej przechodzi płynnie do kwestii „przemyślenia na nowo naszego wykorzystywania władzy”. W pkt. 24 Franciszek ubolewa, że „brak jest dziś odpowiednio solidnej etyki, kultury i duchowości, które rzeczywiście by ją ograniczały i utrzymywały w ryzach”.
Zamiast zwiększać władzę technokratyczną nad światem, papież postuluje budowanie harmonijnej relacji ze środowiskiem, opartej na doświadczeniach rdzennych kultur. Papież apeluje o „przemyślenie kwestii ludzkiej władzy, jej znaczenia i granic”.
I niestety, w pkt. 29 pobrzmiewa echo reform zaproponowanych przez szefa ONZ Guterresa w Our Common Agenda, czyli zapewnianiu tzw. integralności informacji. Franciszek pisze o „fałszywych informacjach”, które są wykorzystywane przez tych, którzy mają zasoby i oszukują innych propagując swoją politykę, zwiększając zagrożenia dla klimatu. Jest to powielenie oskarżeń formułowanych pod adresem wszelkich krytyków globalistycznej agendy i zapowiedź cenzury.
Franciszek krytykuje „merytokrację”, rządy tych, którzy „urodzili się w lepszych warunkach do rozwoju”.
W części poświęconej słabości polityki międzynarodowej w pkt. 35 autor adhortacji krytykuje „multilateralizm” rozumiany jako „światowa władza skoncentrowana w jednej osobie lub elicie z nadmierną władzą”. Jednocześnie wskazuje na potrzebę „istnienia jakiejś formy globalnego autorytetu, regulowanego przez prawo”. Ma na myśli przyznanie władzy sieci „organizacji światowych, obdarzonych autorytetem”, które miałyby zapewnić powszechne dobro wspólne, uporać się z głodem i ubóstwem, a także gwarantować przestrzeganie podstawowych praw człowieka. Co więcej, dodaje, że taka sieć powinna „być wyposażona w rzeczywistą władzę, aby zapewnić realizację pewnych niezbywalnych celów”.
W ten sposób stworzona sieć i sprawowana przez nią władza nie zależałaby od „zmieniających się okoliczności politycznych lub interesów nielicznych kręgów” i byłaby stabilna ( pkt 35).
W pkt. 36. Franciszek pisze: „Godne ubolewania jest to, że globalne kryzysy są marnowane, chociaż mogą być one okazją do wprowadzenia zbawiennych zmian. Tak stało się w przypadku kryzysu finansowego z lat 2007-2008 i powtórzyło się w przypadku kryzysu Covid-19. Ponieważ „wydaje się, że rzeczywiste strategie, które zostały następnie rozwinięte w świecie, były ukierunkowane na większy indywidualizm, większą dezintegrację, większą wolność dla prawdziwie możnych, którzy zawsze znajdują drogę wyjścia bez szwanku”.
Franciszek zaproponował „zmodyfikowanie multilateralizmu”, mającego polegać na „rekonfiguracji i odtworzeniu w świetle nowej sytuacji światowej” władzy. Po raz kolejny wskazał na znaczenie sieci i przekazanie władzy globalnej z rąk państw narodowych do rąk ludzi działających w sieci złożonej z przedstawicieli organizacji pozarządowych i innych zainteresowanych stron skupionych na walce ze „zmianami klimatu”.
W pkt. 38 pisze, że: „W perspektywie średnioterminowej globalizacja sprzyja spontanicznej wymianie kulturowej, lepszemu wzajemnemu poznaniu i sposobom integracji narodów, które doprowadzą do „oddolnego” multilateralizmu, nie będącego jedynie decyzją elit władzy. Żądania pojawiające się oddolnie na całym świecie, gdzie osoby zaangażowane z najróżniejszych krajów pomagają sobie i towarzyszą sobie nawzajem, mogą w końcu wywrzeć presję na czynniki władzy. Pożądane jest, aby stało się tak w odniesieniu do kryzysu klimatycznego. Dlatego powtarzam, że „jeśli obywatele nie kontrolują władzy politycznej – ogólnokrajowej, regionalnej i samorządowej – to nie jest również możliwe udaremnienie szkód ekologicznych”.
Papież sugeruje także to, o czym mówi obecny szef ONZ, że trzeba przebudować architekturę globalną, by uwzględniała wielobiegunowość i wschodzące potęgi światowe. Ponieważ „nie udało się jeszcze stworzyć modelu dyplomacji wielostronnej, który odpowiadałby nowej konfiguracji świata (…)”, wciąż znaczenie ma „stara dyplomacja” przeżywająca jednak kryzys (pkt 41).
Dodaje w pkt. 42., że „świat staje się tak wielobiegunowy, a jednocześnie tak bardzo złożony, że do skutecznej współpracy potrzebne są inne ramy”. Nowe ramy współpracy miałyby być skoncentrowane na „wyzwaniach środowiskowych, zdrowotnych, kulturowych i społecznych, zwłaszcza w celu umocnienia poszanowania najbardziej podstawowych praw człowieka, praw społecznych i troski o wspólny dom”. Papież wskazuje na potrzebę ustanowienia skutecznych zasad ochrony globalnej przed tymi wyzwaniami. Pobrzmiewa tutaj nawiązanie do trwających negocjacji w sprawie nowej umowy pandemicznej WHO i Paktu przyszłości, którego losy będą decydować się w dużej mierze w 2024 r. i latach następnych (nowa umowa społeczna).
Słyszymy więc w pkt 43 o „nowej procedurze procesu decyzyjnego oraz legitymizacji takich decyzji”, o „większej „demokratyzacji” w sferze globalnej.
W części poświęconej „konferencjom klimatycznym: postępom i porażkom” Franciszek ubolewa z powodu słabych wyników konferencji stron (COP) odnośnie zmian klimatu, zarzucając krajom brak sumienia i odpowiedzialności z powodu stawiania wyżej własnych interesów narodowych niż globalnego dobra wspólnego. Jednocześnie mobilizuje przywódców przed COP28 w Dubaju, aby doprowadzić do „stanowczego przyspieszenia transformacji energetycznej, ze skutecznymi zobowiązaniami, które mogą być monitorowane w sposób stały”. Konferencja ma być „punktem zwrotnym, udowadniającym, że to wszystko, co zostało osiągnięte od 1992 roku było poważne i właściwe, w przeciwnym razie będzie wielkim rozczarowaniem i zagrozi temu dobru, jakie udało się dotychczas osiągnąć” (pkt 54).
Papież martwi się, że za wolno przechodzimy na OZE i za wolno wdrażamy „istotne zmiany”. Uważa, że „zmiany klimatu” to „szeroki problem humanitarny i społeczny na wielu poziomach, dlatego wymaga zaangażowania wszystkich (…)”. Domaga się presji na polityków ze strony całego społeczeństwa.
Oczekuje, że w Dubaju państwa zobowiążą się do pozbycia paliw kopalnych i łatwo to będzie można egzekwować. „Ma to na celu zainicjowanie nowego procesu, który byłby drastyczny, intensywny i mógłby liczyć na zaangażowanie wszystkich. Nie stało się to dotychczas, ale jedynie poprzez taki proces można przywrócić wiarygodność polityki międzynarodowej, ponieważ tylko w ten konkretny sposób możliwe będzie znaczne zmniejszenie emisji dwutlenku węgla i uniknięcie w porę najgorszego zła” – czytamy w pkt. 59.
W części poświęconej motywacji duchowej, Franciszek apeluje o mobilizację wszystkich ludzi różnych wyznań, by zaangażowali się w wywieranie presji na rządzących w sprawie polityki klimatycznej, zaznaczając, że jesteśmy zjednoczeni ze wszystkimi stworzeniami. „Cały świat jest strefą kontaktu” i nie możemy pozwolić, aby paradygmat technokratyczny odizolował nas (pkt 66).
W pkt. 67. papież – co prawda nie pisze o konieczności przejścia na paradygmat ekocentryczny, na co wskazują zwolennicy walki ze zmianami klimatu, czyli zrównania człowieka ze wszystkimi istotami, a nie uznawania go jako korony stworzeń – lecz wprowadza pojęcie „antropocentryzmu umiejscowionego”. „Światopogląd judeochrześcijański podtrzymuje szczególną i centralną wartość istoty ludzkiej pośród wspaniałego koncertu wszystkich istot, ale dziś jesteśmy zmuszeni uznać, że możliwy jest tylko antropocentryzm umiejscowiony. Oznacza to, że ludzkie życie jest niezrozumiałe i niemożliwe do utrzymania bez innych stworzeń. Istotnie, wszystkie byty wszechświata, będąc stworzonymi przez tego samego Ojca, są zjednoczone niewidzialnymi więzami i tworzą rodzaj uniwersalnej rodziny, wspaniałej komunii pobudzającej do świętego, serdecznego i pokornego szacunku” – czytamy w pkt. 68.
Można byłoby pokusić się o interpretację tego, co papież miał na myśli. Otóż wydaje się, że chodzi o ograniczenie aktywności człowieka, który musi uwzględniać „granice planetarne” i nowe systemy społeczne, o czym dywaguje się pośród naukowców.
Innymi słowy, działalność człowieka musi być tak ograniczona, aby nie doprowadzić – jak to papież ujmuje – do wymarcia jakiegoś gatunku. Ludzie mają pojednać się ze światem przyrody, jak nawołują do tego przedstawiciele tzw. ekologii głębokiej. Jednocześnie papież sugeruje, że aby umożliwić to pojednanie, konieczne będą „wielkie decyzje polityki krajowej i międzynarodowej” (pkt 69). Na to wskazują np. eko-socjaliści, którzy mówią, że będzie można tworzyć wielką cywilizację planetarną, po wcześniejszym przestawieniu gospodarki na odpowiednie tory za pomocą centralnego sterowania.
Franciszek uznaje potrzebę wielkiej transformacji kulturowej (pkt 70) i zmiany „nieodpowiedzialnego stylu życia związanego z modelem zachodnim”, do czego od lat 70. nawołują globalni propagatorzy koncepcji systemowej zrównoważonego rozwoju. Taka zmiana miałaby długoterminowy skutek i „bylibyśmy na drodze do wzajemnego uzdrowienia”.
Wreszcie papież kończy w pkt. 73. następującym stwierdzeniem: „list ten jest zatytułowany Pochwalony bądź, Panie. Bowiem człowiek, który chce zastąpić Boga, staje się najgorszym zagrożeniem dla samego siebie”.
Wybitnie polityczny charakter adhortacji
Warto pamiętać, że adhortacja papieża Laudate Deum ma charakter wybitnie polityczny i wpisuje się w inne propagowane przez niego dokumenty dotyczące środowiska, klimatu i „zrównoważonego rozwoju”.
Franciszek lansuje etykę środowiskową, która ma więcej wspólnego z etyką świecką niż religijną, chociaż odwołuje się do grzechu. Etyka świecka koncentruje się na naszej odpowiedzialności za przyrodę, odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń, sprawiedliwości międzypokoleniowej i wewnątrzpokoleniowej oraz wartości wszystkich istot. Etyka religijna skupia się na tym, co w danej denominacji religijnej jest istotne. Obie wzajemnie się uzupełniają i dlatego trwają prace nad skonstruowaniem jednej wspólnej etyki dla wszystkich ludzi na świecie, która zapewni skuteczne zasady postępowania, wskazując na działania pożądane i niepożądane ze względu na „zmiany klimatu”.
A ponieważ – jak podkreśla się w literaturze metodologicznej – zrównoważony rozwój musi przyjmować podejście interdyscyplinarne (tj. nie można go analizować z perspektywy czysto naukowej lub czysto etycznej, ale musi uwzględniać wiele perspektyw), takie właśnie podejście prezentuje nie tylko encyklika Laudato si’, ale także adhortacja Laudate Deum. Przy czym ta ostatnia powinna być analizowana przede wszystkim z perspektywy politologicznej.
Chociaż różne teorie naukowe, filozoficzne i teologiczne definiują globalną równowagę środowiskową w różny sposób, to jednak w znacznej mierze odnoszą się ono po prostu do koncepcji śladu węglowego czy szerszego śladu ekologicznego, mierząc wykorzystanie zasobów Ziemi w przeliczeniu na mieszkańca.
Franciszek wzywa do ograniczenia konsumpcji w imię solidarności z przyszłymi pokoleniami. Oto też apeluje sekretarz generalny ONZ. Jednak solidarność to cnota oparta na wzajemnych zobowiązaniach i wspólnym wysiłku na rzecz spójności społecznej. Jest ona trudna do zastosowania w odniesieniu do przyszłych pokoleń (tj. nieokreślonych jednostek). Franciszkowi po prostu bliżej do ekonomicznej teorii degrowth (odwzrostowienia, redukowania gospodarki).
Warto także odnotować, że papież odwołuje się do nowej formy multilateralizmu, o której dywagują prawnicy i politolodzy na świecie. Nie chodzi już bowiem o multilateralizm polegający na uzgadnianiu stanowiska co najmniej trzech państw na forum międzynarodowym w jakiejś kwestii (klasyczna definicja), ale o zastąpienie – albo częściowe, albo całkowicie w skrajnym wariancie – państw narodowych w procesie decyzyjnym poprzez podmioty niepaństwowe, w tym różne sieci organizacji społecznych, pozarządowych, federacje, korporacje, biznesmenów itp.
Globalne zarządzanie, zakorzenione w multilateralizmie powojennym, które odżyło w latach 90. XX wieku, obecnie boryka się z licznymi wyzwaniami, właśnie ze względu na rosnącą rolę podmiotów niepaństwowych w instytucjach wielostronnych – począwszy od międzynarodowych korporacji po organizacje pozarządowe, społeczności lokalne, ludność tubylczą, wybranych światowych przywódców, burmistrzów, fundacje, lobby branżowe itp.
Multilateralizm jest warunkiem wstępnym globalnego zarządzania i może obejmować pewne praktyki polityczne, standardy, różne formy miękkiego i twardego zarządzania.
O zmianie zasad stanowi Our Common Agenda szefa ONZ, także kładącego nacisk na usieciowienie i podejmowanie kluczowych decyzji – w przypadku różnych wyzwań globalnych – przez określoną grupę „interesariuszy”. Reszta świata miałaby się podporządkować narzuconym procedurom i zasadom.
Coraz częściej można spotkać się z nowym multilateralizmem w kontekście globalnego zarządzania globalnymi dobrami wspólnymi. Przyjmuje się pespektywę, że tym, co będzie jednoczyć mieszkańców naszej planety będą wspólne wartości np. o zagrożeniu klimatycznym i przekonanie, że korzyści ze współpracy przewyższą koszty.
Miałoby to wyeliminować napięcia między państwami westfalskimi (koncepcja równowagi sił), skutkujące konkurencją lub zbyt luźną współpracą.
Wszystkie te trendy znajdują odzwierciedlenie w najnowszej adhortacji papieża Franciszka Laudate Deum, która jest przede wszystkim dokumentem politycznym, a nie religijnym.
Umożliwi im to monitorowanie wydatków swoich obywateli i tłumienie sprzeciwu. Cyfrowe identyfikatory będą działały w jednej wspólnej sieci, w której będzie można odmówić podróżowania tym którzy wyrażają sprzeciw wobec takiej tyranii. Na tym polega problem, gdy mamy do czynienia z zawodowymi politykami, ponieważ nie są oni po naszej stronie, lecz siedzą nad nami i patrzą na nas z pogardą.
W weekend w New Delhi grupa G20 przyjęła pod przewodnictwem Indii ostateczną deklarację w tej sprawie. Celem waluty cyfrowej jest wyeliminowanie szarej strefy. Rezygnacja z pieniądza papierowego uniemożliwi płacenie gotówką pod stołem. Twierdzą, że wyeliminuje to wszelką przestępczość, taką jak napady na banki, a nawet prostytucję. Twierdzą również, że wyeliminuje to możliwość zaistnienia runów na banki. Szacunki dotyczące nieopodatkowanej strefy gospodarki wahają się od 20% do 40%. Choć sprytnie stwierdzili, że nie ma dyskusji na temat wyeliminowania kryptowalut, to chcą przejąć wszystkie kryptowaluty, które pozwoliły by nadal na istnienie szarej strefy.
Christine Lagarde przyznała, że cyfrowej waluty będą miały wbudowane systemy kontroli. G20 ogłosiło, że zgodziło się na budowę infrastruktury niezbędnej do wdrożenia cyfrowych walut i identyfikatorów. Jak ostrzegałem, to wszystko jest częścią roku 2032. Te wszystkie działania się nie powiodą ale ostatecznie doprowadzą do rewolucji. Cyfrowa waluta przynosi zerowe korzyści ekonomiczne. Robią to wyłącznie po to, by kontrolować gospodarkę i eliminować szarą strefę.
Serwilizm jest – niestety – stałym elementem polskiej polityki zagranicznej, i to już od XVIII w. Jeśli spojrzeć retrospektywnie na ostatnie 100 lat historii Polski, to okaże się, że wśród polityków pełniących najważniejsze funkcje w państwie, niewielu było takich, w działalności których nie znaleźlibyśmy tego czynnika. Brak go w polityce prowadzonej przez Józefa Piłsudskiego, który – niezależnie od tego, jak go oceniać – kierował się interesem państwa. Drugim, i jak dotychczas chyba ostatnim politykiem, wolnym od skazy serwilizmu był… Władysław Gomułka. Realizując „polską drogę do socjalizmu” doprowadził do wycofania z PRL doradców radzieckich i to w okresie, który w obecnej polityczno-propagandowej retoryce określa się jako „okupację sowiecką”. W porównaniu z aktualnymi przywódcami partii i państwa tow. Wiesław urasta zatem do rangi męża stanu.
Wyjątkowo żenującym przykładem politycznego serwilizmu było niedawne zachowanie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Dudy, bawiącego w Nowym Jorku przy okazji sesji ONZ. Trudno nie dostrzec, że Duda od dawna nadskakuje Wołodymirowi Zełenskiemu, co odpowiada oficjalnej linii polskiej polityki; rzecznik MSZ Łukasz Jasina ogłosił przecież wszem i wobec, że Polska jest „sługą narodu ukraińskiego”. Dla dopełnienia obrazu dodać należy, iż Duda występował w Nowym Jorku już po tym, jak Kijów zapowiedział, że po wprowadzeniu embarga na wwóz ukraińskiego zboża na terytorium RP skieruje do Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organization) skargę przeciwko Polsce. Wydawało się oczywiste, że po takim oświadczeniu Warszawa powinna ze swej strony zapowiedzieć retorsje wobec Ukrainy i zastosować je po wniesieniu przez Kijów skargi do WTO. Nic takiego jednak nie nastąpiło; wprost przeciwnie – przedstawiciele polskich władz prześcigali się w zapewnieniach, że nadal będą wspierać Ukrainę w jej wojnie przeciwko Rosji, powtarzając tym samym – przy użyciu innych sformułowań – deklarację MSZ. Trudno się zatem dziwić, że Kijów nałożył embargo na import polskich produktów rolnych, embargo dotkliwe, z uwagi na znaczenie rynku ukraińskiego dla polskiego eksportu.
Tym samym Nasi Bracia przystąpili do wojny ekonomicznej przeciwko Polsce, prowadzonej już przez Niemcy, które wykorzystują do tego instytucje Unii Europejskiej. Prócz tego podsycają zimną, aczkolwiek zażartą wojnę domową w Polsce a poprzez podporządkowanie naszego ustawodawstwa dyrektywom płynącym z Brukseli, doprowadzili do anarchizacji państwa, co oznacza postępujący paraliż jego funkcji (wygląda na to, że jeden [!] z ministrów polskiego rządu zdaje sobie z tego sprawę; myślę o Zbigniewie Ziobrze).
Właśnie z uwagi na zachowanie większości dostojników państwowych i rządowych Polska jest tak lekceważona na forum międzynarodowym i pomiatana przez B-B (Berlin-Brukselę) jako najgorzej traktowany członek Unii Europejskiej. Ani w stosunku do Węgier, ani w stosunku do Republiki Czeskiej, gdy jej prezydentem był Vaclav Klaus, Niemcy nie pozwalali sobie na takie afronty dyplomatyczne, jak wypowiedź przewodniczącego grupy Europejskiej Partii Ludowej w Europarlamencie Manfreda Webera na temat PiS-u. A przecież już wcześniej Uschi von der Leyen, jeszcze jako ministerka w rządzie RFN (swą obecną funkcję naczelnej komisarki UE zawdzięcza patriotycznym europosłom PiS-u), otwarcie deklarowała poparcie dla polskiej opozycji, walczącej z PiSem o władzę. W stosunku do żadnego państwa ambasadorowie „sojuszników” nie pozwolili sobie na otwarte wystąpienie z krytyką polityki wewnętrznej rządu państwa przyjmującego. Jest to sprzeczne z Wiedeńską konwencją o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku, ale któż by się dzisiaj przejmował prawem…
Gdy nieustraszony ukraiński prezydent na oczach całego świata nasrał Dudzie na głowę (excusez le mot; dosadność sformułowań jest jednak w publicystyce dopuszczalna, a niekiedy nawet wskazana), ten ostatni zapewnił, że Zełeńskij jest jego przyjacielem. Andrzejowi Dudzie brak elementarnego poczucia godności osobistej, problemem jest jednak nie ta cecha jego osobowości, lecz funkcja, jaką pełni.
Co prawda premier Morawiecki po antypolskim wystąpieniu prezydenta Ukrainy w Nowym Jorku i po ogłoszeniu przez Kijów sankcji gospodarczych wobec Polski, zapowiedział wstrzymanie pomocy wojskowej dla Naszych Braci, aliści po negatywnej reakcji Waszyngtonu wszystko odszczekano. Wracamy zatem do „służby”, której wartość już dawno przekroczyła 100 mld złotych (nie licząc udziału Polski we wspieraniu Ukrainy poprzez UE i inne organizacje międzynarodowe). Gdy na przełomie lutego i marca 2022 roku po raz pierwszy wypowiadałem się na temat wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą (de facto NATO) przewidywałem, że udział w niej będzie nas kosztować krocie. Czasem myślę o tym, aby już niczego nie przewidywać, bowiem moje pesymistyczne przepowiednie z reguły się sprawdzają…
A zatem już po raz ostatni ogłaszam prognozę – tym razem dotyczy ona załamania się budżetu państwa. Oprócz służby u Naszych Braci, rujnującej publiczne finanse na różnych poziomach, Polska wydaje gigantyczne kwoty na zbrojenia. Rzecz jasna nie można krytykować zamiaru stworzenia silnej armii. Problem polega na tym, że w kontekście polityki zagranicznej RP, nawet najsilniejsza armia nie zapewni Polsce suwerenności, z której zresztą już niewiele zostało. Polskie władze, podobnie jak ogromna większość społeczeństwa, nie dostrzegają zagrożeń ze strony globalizmu i Unii Europejskiej, która jest jego instrumentem.
Breżniewowska doktryna „ograniczonej suwerenności” to niemal raj wolności w porównaniu z obecną sytuacją Polski. Bo przecież sowiecki okupant przed 1989 rokiem nie decydował o wycinaniu drzew w Puszczy Białowieskiej, czy też o obsadzie najwyższych sądów w Polsce. Niestety, polska polityka skupia się na antyrosyjskim dżihadzie, nie chcąc przyjąć do wiadomości elementarnych faktów, determinujących zagrożenia dla suwerenności państwa: Ukraina – mówiąc oględnie – jest państwem Polsce nieżyczliwym, zaś Unia Europejska, w której Niemcy pełnią „przewodnią rolę”, konsekwentnie dąży do odebrania RP resztek samodzielności. Może zatem dojść do tego, że Polska będzie dysponowała potężną armią, wyposażoną w najnowocześniejszy sprzęt amerykański, a równocześnie jej działalność na arenie międzynarodowej będzie się sprowadzała do realizacji decyzji podejmowanych w Waszyngtonie i w Berlinie. No dobrą sprawę ten etap podległości już osiągnięto.
Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby po wyborach w Polsce Komisja Europejska interweniowała na rzecz Kijowa w sporze dotyczącym embarga na wwóz ukraińskich produktów rolnych. Przecież już wiosną tego roku Uschi przypomniała władzom w Warszawie, kto w Polsce rządzi: o zakazie wwozu ukraińskich zbóż decyduje Bruksela, a nie polski rząd. Komisja Europejska może zaostrzyć sankcje finansowe wobec Polski. Czołowa niemiecka eurodemokratka – Katarina Barley (swego czasu ministerka sprawiedliwości w rządzie federalnym, dziś w Europarlamencie), proponowała już komisji ”zagłodzenie Węgier”. W obecnej chwili interwencja B-B byłaby niezręczna, bo nawet proniemiecka opozycja udaje, że troszczy się o polskich rolników. W rzeczywistości rodzime władze szkodzą im od lat, czego przykładem może być śmiertelny niemal cios zadany polskiemu sadownictwu, poprzez zakaz eksportu owoców do Rosji i na Białoruś (a przecież jeszcze nie tak dawno Polska była największym eksporterem jabłek w Europie!).
Potężna armia ma odstraszyć Putina od ataku na Polskę – zapewniają rządowi dygnitarze. Po co Putin miałby zaatakować państwo należące do NATO – nie wie nikt, kto analizuje polityczne realia, zamiast obracać się w wirtualnym świecie, skonstruowanym przy propagandę i media masowej manipulacji. Rzeczywiste powody wojny na Ukrainie są w Polsce nieznane, choć tę wojnę zapowiadano od lat, podając przy tym jej rzeczywiste przyczyny, w przeciwieństwie do wojen prowadzonych przez naszego Najważniejszego Sojusznika – przeciwko Jugosławii, Irakowi, Syrii, Libii (jako lekarstwo na ignorancję polecić wypada film „Maidan: The Way to War”, dostępny – jeśli cenzura go nie zablokowała – pod polskim tytułem na portalu „Wolne Media”).
Niemniej jednak polska armia może się przydać, bowiem – zakładając dalszą eskalację konfliktu NATO – Rosja – Waszyngton może jej użyć do bezpośrednich działań na froncie. Joe Biden zarządził przecież długą wojnę a w myśl oficjalnej doktryny, ogłoszonej przez amerykańskiego ministra wojny Lloyda Austina, chodzi obecnie o zadanie Rosji jak największych strat (oznacza to co prawda również wzrost strat po stronie Ukrainy, tym jednak w Waszyngtonie nikt się nie przejmuje). Dlatego też NATO dostarcza na Ukrainę coraz bardziej śmiercionośne oręże: ostatnio bomby kasetowe i samoloty F-16, w najbliższej przyszłości pociski ze zubożonym uranem, w dalszej przyszłości rakiety cruise. Amerykański przemysł zbrojeniowy, związany z Partią Demokratyczną, ma się w tej chwili doskonale.
Finansowanie wojny na Ukrainie obciąża co prawda budżet Stanów Zjednoczonych, aliści państwo to już jest bankrutem, i to od wielu lat; dług publiczny USA nie zostanie spłacony do końca świata. I dopóki amerykański dolar – od 1971 roku bez pokrycia w złocie – pozostaje główną walutą rezerwową świata, można go po prostu drukować na potrzeby wojen. Ale i sojusznicy nie chcą pozostać w tyle: niemiecki Rheinmetall zapowiedział uruchomienie produkcji na Ukrainie, aby zaoszczędzić koszty transportu uzbrojenia z RFN na linię frontu. W moim przekonaniu Joe Biden byłby skłonny zaopatrzyć Ukrainę w broń atomową, rzecz jasna tylko w „celach obronnych”. Jej użycie wyrządziłoby Rosji (ale nie tylko) ogromne straty, a że Ukraina – i kraje sąsiednie – leżą daleko od Stanów Zjednoczonych, wymiana uderzeń nuklearnych na ternie Europy Wschodniej nie stanowiłaby dla USA bezpośredniego zagrożenia. Zważywszy na przewagę NATO w dziedzinie sił konwencjonalnej i zawrotne tempo zbrojeń w Stanach Zjednoczonych, nie można wykluczyć, że w wypadku niekorzystnego rozwoju działań wojennych Moskwa sięgnie do taktycznej broni nuklearnej (z tego niebezpieczeństwa zdaje sobie sprawę Viktor Orbán, chyba jako jedyny szef rządu w tej części Europy).
W dłuższej perspektywie czasowej możliwe jest otwarcie przez NATO drugiego frontu – np. w rejonie Bałtyku. Z uwagi na odruchy warunkowe, którymi kierują się politycy Polski i krajów bałtyckich, sprowokowanie konfliktu i przypisanie winy Putinowi nie stanowiłoby większych trudności. Obecnie USA realizują wypracowaną przez RAND Corporation koncepcję wywoływania wojen na granicach Rosji. Nie udało się co prawda doprowadzić do „kolorowych rewolucji” na Białorusi i w Kazachstanie, natomiast Armenia „zmieniła front” – na prozachodni i planuje wspólne manewry z wojskami amerykańskimi. Służby specjalne Ukrainy z nadania Waszyngtonu starają się zorganizować regime change w Gruzji, odmawiającej dotychczas przystąpienia do wojny z Rosją.
Nawet jeśli teraz miałoby dojść do zawieszenia broni na Ukrainie albo do traktatu pokojowego, kolejna wojna NATO z Federacją Rosyjską jest tylko kwestią czasu. Szanse na wstrzymanie rozlewu krwi na Ukrainie wzrosną, jeśli Joe nie wygra kolejnych wyborów prezydenckich w USA (dla przypomnienia: za rządów Donalda Trumpa nasz Najważniejszy Sojusznik nie zaatakował żadnego państwa, a nawet nie wywołał żadnej nowej wojny). Zamrożenie konfliktu będzie zatem tylko przejściowe, a to dlatego, że globalizm, podobnie jak stosunkowo niedawno sowiecki komunizm, ma w sobie immanentną potrzebę ekspansji. Skoro stratedzy globalizmu zdecydowali się na wojnę z Rosją, która stoi na przeszkodzie totalnej hegemonii światowej USA, to nie po to, aby się teraz z tego konfliktu wycofać. A RAND Corporation opracowuje już koncepcje wojny Stanów Zjednoczonych z Chinami.
Tak czy inaczej pola do popisu dla polskiej armii nie powinno zabraknąć. Przecież nasi chłopcy już przyczynili się chwały polskiego oręża, odnosząc u boku naszego Najważniejszego Sojusznika błyskotliwe sukcesy w wojnie przeciwko Jugosławii, przeciwko Irakowi, czy też walcząc w Afganistanie. Jeden z polskich ministrów spraw zagranicznych deklarował, że Polska gotowa jest wziąć udział w wojnie USA (i Izraela) z Iranem. Swego czasu późniejszy minister był aktywistą ruchu pacyfistycznego, niechętnego rządowi Stanów Zjednoczonych (prezydentem był wówczas Ronald Reagan).
Wracając do perspektywy załamania się budżetu państwa: nie potrafię podać jego konkretnej daty. Prawdopodobne jest jednak, że finansowa katastrofa w Polsce nastąpi wcześniej niż na Ukrainie, bowiem jej budżet jest zasilany bezpośrednimi transferami z postępowego świata. A jego przywódcy deklarują przecież, iż będą wspierać Ukrainę tak długo, dopóki będzie to konieczne, czyli do „ostatecznego zwycięstwa” (po niemiecku Endsieg).
Polska zmierza zatem do kolejnej dziejowej katastrofy. Ale czyż już obecnej sytuacji nie należy uznać za katastrofę? Kraj szarpany jest od lat zimną wojną domową (gdyby posłów wybierano w myśl demokratycznej ordynacji wyborczej w systemie JOW, nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji), stracił suwerenność w dziedzinie ustawodawstwa, obronności, polityki zagranicznej, gospodarki, energetyki, zainfekowany jest ideologią gender i czeka go załamanie finansów publicznych. A szans na zmianę nie widać. Czyli jest już bardzo źle. Ale będzie jeszcze gorzej.
Zełenski zasugerował, że jeśli Zachód ograniczy pomoc, może spodziewać się buntu ukraińskich tzw. uchodźców. -Ukraińcy za granicą „zachowali się dobrze” i są „bardzo wdzięczni” osobom, które ich udzieliły. Jeśli Zachód ograniczy pomoc dla Ukrainy, doprowadzi to nie tylko do kontynuacji wojny, ale także stworzy „ryzyko dla Zachodu na jego własnym podwórku.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział to w wywiadzie dla „The Economist”.Według niego Ukraińcy za granicą „zachowali się dobrze” i są „bardzo wdzięczni” osobom, które ich udzieliły. „Ta hojność” ma nie zostać zapomniana przez ukraińskich obywateli. Nie da się jednak przewidzieć, jak miliony ukraińskich uchodźców w krajach europejskich zareagują na fakt, że ich kraj zostanie pozostawiony bez wsparcia.
Przypomnijmy: tzw. uchodźcy coraz śmielej poczynają sobie w państwach takich jak Polska. Rośnie wśród nich alkoholizm i przestępczość, w tym jazda samochodami po spożyciu, napady i pobicia.
NASZ KOMENTARZ [Magna] : To oczywiste, że Ukraińcy, którzy uciekli przed wojną na Zachód, nie będą zadowoleni z faktu, że tenże Zachód ograniczył, lub całkowicie ściął swoją pomoc dla Kijowa. Radzimy jednak, by w pierwszej kolejności rozliczyli samych siebie. Dlaczego są w krajach ościennych, zamiast bronić Ojczyzny? Na co liczą? Polacy i inni Europejczycy mają walczyć za nich?
Podstawy związane z pandemią covid-19 stanowią prolog do tego, co stanie się zdobyczą państwa policyjnego, czyli wtargnięcie za nową, stosunkowo niezbadaną granicę, tj. przestrzeń wewnętrzną, w szczególności wewnętrzne funkcjonowanie (genetyczne, biologiczne, biometryczne, umysłowe i emocjonalne) rasy ludzkiej. Zastanów się, na ile jeszcze sposobów rząd mógłby „chronić nas” przed nami samymi pod przykrywką zdrowia i bezpieczeństwa publicznego…
Nowa Nienormalność: maniacy autorytarnej kontroli chcą mikrozarządzania naszym życiem
„Człowiek rodzi się wolny, ale wszędzie jest w łańcuchach” (Jean-Jacques Rousseau).
Autorytarna kontrola połączona z obsesją na punkcie mikrozarządzania naszym życiem, stała się nową normalnością lub, ściślej mówiąc, nową nienormalnością, jeśli chodzi o sposób, w jaki rząd odnosi się do obywateli.
Ten apodyktyczny despotyzm, który poprzedzał histerię związaną z pandemią covid-19, jest czystą definicją państwa nadopiekuńczego [Nanny State], w którym przedstawiciele rządu (wybrani i wyznaczeni do pracy dla nas) przyjmują autorytarne przekonanie, że rząd wie najlepiej i dlatego musi kontrolować, regulować i dyktować niemal wszystko, co dotyczy życia publicznego, prywatnego i zawodowego obywateli.
Rzeczywiście, to niebezpieczny czas dla każdego, kto wciąż trzyma się idei, że wolność oznacza prawo do samodzielnego myślenia i odpowiedzialnego działania, zgodnie ze swoją najlepszą oceną.
To przeciąganie liny w kwestii kontroli i suwerenności nad sobą wpływa na prawie każdy aspekt naszego życia, niezależnie od tego, czy mówimy o decyzjach dotyczących naszego zdrowia, naszych domów, tego, jak wychowujemy nasze dzieci, co konsumujemy, czym jeździmy, co nosimy, jak wydajemy pieniądze, jak chronimy siebie i naszych bliskich, a nawet z kim się zadajemy i co myślimy.
Nie można już kupić kuchenki, zmywarki, rączki do prysznica, dmuchawy do liści ani żarówki bez narażania się na konflikt z państwem nadopiekuńczym.
W ten sposób pod pozorem pseudożyczliwości rząd wymierzył tę biurokratyczną tyranię w taki sposób, aby unieważnić niezbywalne prawa jednostki i ograniczyć nasze wybory do tych nielicznych, które rząd uważa za wystarczająco bezpieczne.
Jednak ograniczony wybór to żaden wybór. Podobnie wolność regulowana nie jest żadną wolnością.
Rzeczywiście, jak wynika z badania Instytutu Cato, w ciągu ostatnich 20 lat poziom wolności przeciętnego Amerykanina ogólnie spadł. Jak wyjaśniają badacze William Ruger i Jason Sorens: „Naszą koncepcję wolności opieramy na ramach praw jednostki. Naszym zdaniem jednostki powinny mieć możliwość dysponowania swoim życiem, swobodami i majątkiem według własnego uznania, o ile nie narusza to praw innych osób”.
Wyraźne oznaki despotyzmu coraz bardziej autorytarnego reżimu, który podaje się za rząd Stanów Zjednoczonych (i ich korporacyjnych partnerów w zbrodni), są wszędzie wokół nas: cenzura, kryminalizacja, tzw. shadow banning i zamykanie kont w mediach społecznościowych osób wyrażających poglądy niepoprawne politycznie lub niepopularne; nadzór bez nakazu sądowego nad przemieszczaniem się i komunikacją Amerykanów; naloty oddziałów SWAT na domy Amerykanów; strzelanie przez policję do nieuzbrojonych obywateli; surowe kary wymierzane uczniom w imię zerowej tolerancji; ogólnospołeczne lockdowny i nakazy zdrowotne, które pozbawiają Amerykanów swobody poruszania się i integralności cielesnej; uzbrojone drony latające w przestrzeni powietrznej kraju; niekończące się wojny; wydatki wymykające się spod kontroli; zmilitaryzowana policja; rewizje osobiste przy drogach; sprywatyzowane więzienia z zachętą do zysku za przetrzymywanie Amerykanów w więzieniach; centra monitoringu, które szpiegują, gromadzą i rozpowszechniają dane na temat prywatnych transakcji Amerykanów oraz zmilitaryzowane agencje posiadające zapasy amunicji, żeby wymienić tylko niektóre z najbardziej przerażających.
Jednak bez względu na to, jak bezczelne mogą być te naruszenia naszych praw, są to niekończące się drobne tyranie — surowe, zagrożone karami dyktaty wydawane przez obłudną biurokrację Wielkiego-Brata-Który-Wie-Najlepiej dla przeciążonej, poddanej nadmiernym regulacjom i niedostatecznie reprezentowanej populacji – co wyraźnie ilustruje stopień, w jakim naród jest postrzegany jako niezdolny do przejawiania zdrowego rozsądku, osądu moralnego, uczciwości i inteligencji, nie mówiąc już o podstawowym zrozumieniu, jak żyć, założyć rodzinę lub być częścią funkcjonującej społeczności.
Kiedy nakazy drobnych biurokratów mają większą wagę niż indywidualne prawa obywateli, to mamy kłopoty, ludzie.
Rządy federalne i stanowe wykorzystały prawo jako pałkę do prowadzenia sporów sądowych, stanowienia prawa i mikrozarządzania naszym życiem poprzez nadmierną regulację i nadmierną kryminalizację.
Tak się dzieje, gdy biurokraci sterują przedstawieniem, a rządy prawa stają się niczym więcej niż poganiaczem bydła mającym na celu zmuszenie obywateli do maszerowania ramię w ramię z rządem.
Nadmierna regulacja to tylko druga strona medalu wobec nadmiernej kryminalizacji, czyli zjawiska, w którym wszystko staje się nielegalne, a każdy staje się przestępcą.
Nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć liczne przykłady przepisów państwa nadopiekuńczego, które infantylizują jednostki i pozbawiają je możliwości samodzielnego decydowania o swoich sprawach. W 2012 roku ówczesny burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg niechlubnie zaproponował zakaz sprzedaży napojów gazowanych i dużych słodkich napojów w celu zapobiegania otyłości. W innych miejscowościach wprowadzono zakazy wysyłania SMS-ów podczas przechodzenia przez jezdnię, noszenia obwisłych spodni, utrzymywania nadmiernego błota na samochodzie, palenia na zewnątrz, przechowywania śmieci w samochodzie, niewłaściwego sortowania śmieci, przeklinania w zasięgu słuchu innych osób lub piszczenia oponami.
Choć państwo nadopiekuńcze ma nieograniczone możliwości mikrozarządzania naszym życiem, sytuacja staje się naprawdę złowieszcza, gdy rząd przyjmuje mechanizmy umożliwiające mu monitorowanie nas pod kątem naruszeń w celu narzucania licznych przepisów.
Państwo nadopiekuńcze, poznaj wszystkowidzące, wszechwiedzące Państwo Nadzoru i jego pomocnika, prężne Państwo Policyjne.
Widzisz, w dobie nadmiernej kryminalizacji – kiedy prawem wymachuje się jak młotkiem, aby wymusić przestrzeganie nakazów rządu, jakiekolwiek by one nie były – nie musisz zrobić nic „złego”, aby zostać ukaranym grzywną, aresztowanym lub poddanym nalotom, konfiskatom i nadzorowi.
Wystarczy po prostu odmówić marszu krok w krok z rządem.
Jak ostrzega analityk polityczny Michael Van Beek, problem nadmiernej kryminalizacji polega na tym, że na szczeblu federalnym, stanowym i lokalnym obowiązuje tak wiele przepisów, że nie jesteśmy w stanie ich wszystkich poznać.
„Niemożliwe jest również egzekwowanie wszystkich tych praw. Zamiast tego funkcjonariusze organów ścigania muszą wybrać, które z nich są ważne, a które nie. W rezultacie wybierają prawa, których Amerykanie naprawdę muszą przestrzegać, ponieważ to oni decydują, które prawa są naprawdę ważne” – podsumowuje Van Beek. „Przepisy federalne, stanowe i lokalne – zasady stworzone przez niewybranych biurokratów rządowych – mają tę samą moc prawną i mogą sprawić, że staniesz się przestępcą, jeśli naruszysz którekolwiek z nich… jeśli naruszymy te zasady, możemy być ścigani jako przestępcy. Bez względu na to, jak przestarzałe lub śmieszne, nadal stoi za nimi pełna moc prawa. Pozwalając na to, aby tak wiele z nich istniało, aż w końcu zostaną użyte przeciwko nam, zwiększamy siłę organów ścigania, która oferuje wiele opcji oskarżenia ludzi o naruszenia prawa i przepisów”.
Oto supermoc państwa policyjnego: wzmocnione przez państwo nadopiekuńcze, otrzymało władzę zmiany naszego życia w biurokratyczne piekło.
Rzeczywiście, jeśli wytrąciło cię z równowagi szybkie pogorszenie się kwestii prywatności w ramach państwa nadopiekuńczego, przygotuj się na przerażenie jakie wywoła matryca nadzoru, która zostanie wprowadzona przez państwo nadopiekuńcze współpracujące z państwem policyjnym.
Reakcja rządu na covid-19 obarczyła nas państwem nadopiekuńczym skłonnym do wykorzystania swoich drakońskich uprawnień związanych z pandemią, aby chronić nas przed nami samymi.
Podstawy związane z pandemią covid-19 stanowią prolog do tego, co stanie się zdobyczą państwa policyjnego, czyli wtargnięcie za nową, stosunkowo niezbadaną granicę, tj. przestrzeń wewnętrzną, w szczególności wewnętrzne funkcjonowanie (genetyczne, biologiczne, biometryczne, umysłowe i emocjonalne) rasy ludzkiej.
Zastanów się, na ile jeszcze sposobów rząd mógłby „chronić nas” przed nami samymi pod przykrywką zdrowia i bezpieczeństwa publicznego.
Na przykład pod pozorem zdrowia i bezpieczeństwa publicznego rząd mógłby wykorzystać opiekę psychiatryczną jako pretekst do atakowania i zamykania dysydentów, aktywistów i wszystkich osób, które niefortunnie znalazły się na rządowej liście obserwacyjnej.
W połączeniu z postępem technologii masowej inwigilacji, programami opartymi na sztucznej inteligencji, które mogą śledzić ludzi na podstawie ich biometrii i zachowań, danymi z czujników zdrowia psychicznego (śledzonymi za pomocą danych z noszonych opasek i monitorowanymi przez agencje rządowe, takie jak HARPA), ocenami zagrożeń, ostrzeżeniami dotyczącymi wykrywania zachowań, inicjatywy prewencyjne, przepisy dotyczące zagrożeń związanych z dostępem do broni i programy pierwszej pomocy w zakresie zdrowia psychicznego, mające na celu przeszkolenie strażników w rozpoznawaniu, kto może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Te zapobiegawcze programy zdrowia psychicznego mogą równie dobrze sygnalizować punkt zwrotny w wysiłkach rządu mających na celu ukaranie osób angażujących się w tak zwane „myślozbrodnie”.
Tak to się zaczyna.
Amerykanie na co dzień rezygnują już (w wielu przypadkach dobrowolnie) z najbardziej intymnych szczegółów swojej tożsamości – budowy biologicznej, swoich wzorców genetycznych i danych biometrycznych (cechy i budowa twarzy, odciski palców, skany tęczówki oka itp.) — aby poruszać się po coraz bardziej zaawansowanym technologicznie świecie.
Uwarunkowawszy populację w przekonaniu, że bycie częścią społeczeństwa jest przywilejem, a nie prawem, dostęp taki można łatwo uzależnić od oceny wiarygodności społecznej, wiarygodności poglądów politycznych lub stopnia, w jakim dana osoba jest skłonna przestrzegać nakazów rządu, bez względu na to, jakie by one nie były.
W czasie, gdy rząd ma rosnącą listę – udostępnianą ośrodkom monitorowania i organom ścigania – zawierającą ideologie, zachowania, powiązania i inne cechy, które mogą oznaczyć daną osobę jako podejrzaną i skutkować etykietą potencjalnego wroga państwa, nie trzeba wiele, aby kogokolwiek z nas uznać za przestępcę lub terrorystę.
W końcu rząd lubi używać zamiennie słów „antyrządowy”, „ekstremistyczny” i „terrorystyczny”. Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego [DHS] szeroko definiuje ekstremistów jako osoby, „które są głównie antyrządowe, odrzucające władzę federalną na rzecz władz stanowych lub lokalnych lub całkowicie odrzucające władzę rządową”.
W pewnym momencie bycie indywidualistą zostanie uznane za równie niebezpieczne jak bycie terrorystą.
Kiedy dzieje się cokolwiek, gdy dzieje się to w imię bezpieczeństwa narodowego, walki z przestępczością i terroryzmem, „my, naród”, mamy niewielką lub żadną ochronę przed nalotami oddziałów SWAT, inwigilacją wewnętrzną, strzelaninami policyjnymi w kierunku nieuzbrojonych obywateli, przetrzymywaniami na czas nieokreślony i tym podobnymi, niezależnie od tego, czy zrobiłeś coś złego, czy nie.
W dobie nadmiernej kryminalizacji już jesteś przestępcą.
Rząd potrzebuje tylko dowodu na to, że łamiesz prawo. I to też dostaną.
Jak wyjaśniam to w moich książkach, nie jest kwestią to, czy rząd będzie zamykał Amerykanów za przeciwstawienie się jednemu z ich licznych nakazów, ale kiedy.
Proces przejęcia czyli mali ludzie kopią własne groby Ludzie nie wygrywają. Przegrywają. Ale ten śmiertelny atak na ludzkość wciąż można odwrócić, jeśli choćby nieznaczna większość powstanie i weźmie odpowiedzialność za własne życie i wolność. Jeśli obecny trend się […]
__________________
Stałość zagrożeń czyli w drodze do całkowitego uzależnienia Wszystkie te rzeczy oraz nieskończona ilość innych zagrożeń, w tym groźba wojny nuklearnej, załamania finansowego, niedoborów żywności, ekstremalnej inflacji prowadzącej do ekstremalnych cen, nowych sytuacji kryzysowych związanych z „pandemią”, ograniczeń […]
__________________
Smartfon, konsumpcja i brak oporu – ks. Marek Bąk ‘Ludzie przyzwyczaili się do nieprawości rządzących. Czują się bezsilni pod hasłem, że ‘nic się nie da zrobić’. Wręcz usprawiedliwiają swoich tyranów i niewiele robią, albo nic nie czynią. Otóż opór […]
__________________
Globalizm czyli „szatańskie” przygotowania – Abp Carlo Maria Viganò Stwierdził, że „niezbędne” jest, aby katolicy „zrozumieli, że Sobór Watykański II i Novus Ordo były dla Kościoła tym, czym Rewolucja i Deklaracja Praw Człowieka były dla społeczeństw obywatelskich, ponieważ u […]
W środku tak zwanej pandemii Covid-19, w 75. rocznicę powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych, państwa członkowskie miały zobowiązać się do wzmocnienia systemu globalnego zarządzania. We wrześniu 2021 r. Sekretarz Generalny ONZ przedstawił raport zatytułowany „Our Common Agenda” [Nasz wspólny program], w którym przedstawił wstępnie kierunek reform. Od początku 2023 r. sukcesywnie w kolejnych miesiącach w zarysach polityki (policy briefs) uszczegółowił, na czym ta reforma ma polegać.
We wrześniu 2024 r. odbędzie się Szczyt Przyszłości, który ostatecznie ma doprowadzić do zawarcia Paktu Przyszłości.
Podczas tegorocznego szczytu SDG (poświęconego realizacji celów zrównoważonego rozwoju) [a co to za nowe gówno? MD] w Nowym Jorku państwa miały uzgodnić ramy „Paktu na rzecz Przyszłości”.
Jak zaznacza szef ONZ, celem Our Common Agenda jest przyspieszenie i urzeczywistnienie realizacji celów Agendy 2030 na całym świecie poprzez lepsze zarządzanie i wspólne działanie. Zarysowana przez Guterresa wizja przyszłości współpracy międzynarodowej zawiera praktyczne zalecenia dotyczące wypełnienia – jak to określił – „luk w globalnym zarządzaniu”, aby móc stawić czoła kryzysom.
Zaproponowane reformy dotyczą 11 obszarów:
– większego uznania praw przyszłych pokoleń (Future genereations),
– zwoływania przez Sekretarza Generalnego ONZ Platformy Awaryjnej w razie kryzysów takich, jak: pandemia, kryzys finansowy, zagrożenie dla funkcjonowania łańcuchów dostaw itp. (Emergency Platform),
– zwiększenia udziału młodzieży w procesie podejmowania decyzji na wszystkich szczeblach władzy (Youth Engagement),
– opracowania nowych ram rachunkowości dla państw, wykraczających poza wskaźnik PKB (Beyond Gross Domestic Product),
– opracowania ram porozumienia w sprawie ułatwienia cyfryzacji gospodarki globalnej (Global Digital Compact),
– stworzenia regulacji w celu walki z fałszywymi i wprowadzającymi w błąd informacjami (Information Integrity),
– przyjęcia nowej architektury finansowej uwzględniającej obecny układ sił państw i umożliwiającej realizację celów Agendy 2030 (International Financial Architecture),
– opracowania regulacji w sprawie zarządzania coraz bardziej zatłoczoną przestrzenią kosmiczną (Outer Space),
– przyjęcia Nowej Agendy na rzecz Pokoju (New Agenda For Peace),
– upowszechnienia edukacji transformacyjnej, której celem jest promocja realizacji celów Agendy 2030 (Transforming Education),
– reformy systemu ONZ (United Nations 2.0) polegającej przede wszystkim na cyfryzacji i większym wykorzystaniu behawioralnych eksperymentów oraz teorii szturchania (nudge), zaproponowanej ponad 10 lat temu przez Cassa Sunsteina i Richarda Thalera, co zaowocowało powołaniem przez rządy i Bank Światowy ponad 500 zespołów doradców, którzy pomagają w kształtowaniu polityki publicznej.
Facylitowaniem i koordynowaniem negocjacji w sprawie uzgadniania ram Paktu Przyszłości zajmują się przedstawiciele Niemiec i Namibii.
Guterres scharakteryzował Szczyt Przyszłości jako „jedyną okazję do ożywienia globalnych działań, ponownego zaangażowania się w fundamentalne zasady i dalszego rozwijania ram multilateralizmu, aby były one odpowiednie na przyszłość”. Zaznaczył, że Szczyt Przyszłości będzie „jedyną na pokolenie okazją do zacieśnienia współpracy w obliczu krytycznych wyzwań, by usunąć luki w globalnym zarządzaniu”.
„Wybierzmy przyszłość”
Pierwsza propozycja reform dotyczy uznania „praw” przyszłych pokoleń. Ich akceptacja i respektowanie pozwoliłoby na wzmocnienie globalnego zarządzania, wymuszając np. określone działania w sprawie szybszego pozbycia się węgla i innych paliw kopalnych, wyłączenia spod jurysdykcji państw lasów czy innych „zagrożonych” ekosystemów, uznanych za kluczowe dla zachowania systemu Ziemi itp.
Szef ONZ proponuje: powołanie wysłannika ONZ, który będzie głosem przyszłych pokoleń; lepsze wykorzystanie prognozowania, nauki i danych (będą one podstawą do decyzji np. sędziów o skutkach globalnego ocieplenia dla przyszłych pokoleń. Sędziowie mogliby rozliczać rządy z niepodjętych lub niewystarczających działań, choćby w sprawie redukcji emisji itp.); stworzenie deklaracji na temat naszych konkretnych obowiązków wobec przyszłych pokoleń; przyspieszenie wdrożenia deklaracji i dzielenie się najlepszymi praktykami.
Termin „przyszłe pokolenia” odnosi się do wszystkich ludzi, którzy przyjdą po nas. Niektóre konstytucje już wspominają o przyszłych pokoleniach. Pojawia się coraz więcej ustaw i orzeczeń sądowych, uwzględniających interesy przyszłych pokoleń, zwłaszcza w sprawach dotyczących środowiska, ochrony różnorodności kulturowej i biologicznej.
Odniesienia te stały się częstsze od 1972 r., czyli pierwszej konferencji ONZ w sprawie środowiska. W oświadczeniu w sprawie upamiętnienia 75. rocznicy powstania ONZ, kraje członkowskie zobowiązały się do wzmocnienia „globalnego zarządzania na rzecz wspólnej przyszłości”, a także „obecnych i przyszłych pokoleń”.
Szef ONZ wskazuje, że ochrona „praw” kolejnych generacji, zwłaszcza w kontekście „sprawiedliwości klimatycznej”, jest jednym z najpilniejszych wyzwań. Kwestia ta jest podnoszona w kontekście ograniczenia emisji dwutlenku węgla i pozbycia się paliw kopalnych, ustalania wysokości emerytur, w kontekście edukacji i polityki zdrowotnej. Istnieje międzynarodowa Sieć Instytucji dla Przyszłych Pokoleń.
Wysłannik ONZ ds. przyszłych pokoleń pełniłby funkcje doradcze. Deklaracja z kolei miałaby „zawierać stanowcze zobowiązanie do zabezpieczenia interesów przyszłych pokoleń we wszystkich procesach decyzyjnych poprzez identyfikację, zarządzanie i monitorowanie globalnego ryzyka egzystencjalnego oraz poprzez skupienie polityk i programów na długoterminowym zrównoważonym rozwoju”. Należałoby uznać, że grozi nam katastrofa i podjąć szereg działań w wybranych dziedzinach, ustalić standardy postępowania, monitorować politykę państw, raportować, zwołać komisję lub forum ONZ dla przyszłych pokoleń jako spółkę zależną Walnego Zgromadzenia i/lub regularnie zwoływać nieformalne posiedzenia Walnego Zgromadzenia w celu podzielenia się doświadczeniami, wywierać presję na rządy. W forach lub komisji powinny brać udział dzieci i młodzież. Niektóre państwa w trakcie konsultacji odnośnie propozycji reform w tym zakresie wyraziły swoje zastrzeżenia.
Drugi obszar reform wiąże się ze wzmocnieniem pozycji Sekretarza Generalnego ONZ i przyznaniem mu „stałego upoważnienia do zwoływania i automatycznego uruchamiania Platformy Awaryjnej” przy minimalnych konsultacjach z przedstawicielami wybranych rządów. By zwołać „Platformę Awaryjną” musiałby się skonsultować w wyprzedzeniem z przewodniczącym Zgromadzenia Ogólnego, przewodniczącym Rady Bezpieczeństwa, odpowiednimi władzami krajowymi, organizacjami regionalnymi i innymi odpowiednimi agencjami ONZ oraz innymi instytucjami wielostronnymi, „które zostały upoważnione przez państwa członkowskie do reagowania na sektorowe konkretne kryzysy”. Sekretarz nie miałby obowiązku konsultowania się ze wszystkimi rządami. Ważne międzynarodowe decyzje o daleko idących konsekwencjach ekonomicznych, społecznych i politycznych dla wszystkich krajów mogłyby zapadać bez konsultacji z rządami innych państw.
„Platforma Awaryjna” miałaby być zwoływana w celu przezwyciężenia przeszkód i „wąskich gardeł” w skutecznej reakcji na kryzysy. Miałby to być „elastyczny” mechanizmu reagowania, który będzie gwarantował, że uczestniczące w nim podmioty podejmą jasne zobowiązania, z których będą rozliczane np. dostarczenie zasobów finansowych, technicznych, zmiany polityki itd.
Chociaż zastrzeżono, że „Platforma Awaryjna” powinna być zwoływana na określony czas, to jednak sekretarz generalny mógłby w razie potrzeby przedłużyć jej pracę, co oczywiście rodzi niebezpieczeństwo jej nadużywania i centralnego sterowania globalną polityką.
Guterres wskazuje, że przyszłe wstrząsy mogą zagrozić osiągnięciu celów zrównoważonego rozwoju, prawom człowieka i równości płci. Platforma ma pomóc wzmocnić odpowiedź na złożony, globalny szok. Chodzi tak o kryzysy zdrowotne np. pandemie, jak i ekonomiczne np. kryzys inflacyjny.
Platforma byłaby zwoływana w przypadku „kryzysów o wystarczającej skali i wielkości, niezależnie od rodzaju i charakteru”. Zaliczono do nich: kryzys klimatyczny, pandemie, kryzysy związane z wykorzystaniem czynników biologicznych, zdarzenia prowadzące do zakłóceń globalnych przepływów towarów, osób lub finansów, cyber-zagrożenia, ważne wydarzenie w przestrzeni kosmicznej, które powodowałaby poważne zakłócenia w jednym lub kilku krytycznych systemach na Ziemi, nieprzewidziane ryzyko (zdarzenia „czarnego łabędzia”) itp.
Istotne jest to, że Platforma ustalałby politykę, sposób działania i wymagała respektowania narzucanych reguł. Reakcja miałaby być spójna i wielostronna. Państwa musiałyby dostarczyć środki finansowe na takie operacje.
Rewolucyjna siła w młodzieży
Kolejna propozycja reform dotyczy zaangażowania młodych w procesy polityczne. Młodzież, która stanowi obecnie 1,2 mld populacji globalnej, miałaby szybko napędzać zmiany globalne i zapewnić przełom w walce z „potrójnym kryzysem planetarnym”, obejmującym kryzys klimatyczny, bioróżnorodności i marnotrawstwa. Młodzi mają do odegrania rolę także w walce o „sprawiedliwość rasową” i równość.
Szef ONZ chce obowiązku angażowania młodzieży w podejmowanie decyzji na wszystkich poziomach władzy i wzmocnienia pozycji Delegatów Młodzieżowych ONZ. Reprezentacja młodzieży powinna być zróżnicowana (pod względem rasy, płci, „orientacji seksualnej”, pochodzenia religijnego, etnicznego, wieku, niepełnosprawności, statusu imigracyjnego i innych cech).
Młodzież ma kluczowe znaczenie dla Agendy 2030 (około 90 wskaźników odnosi się do niej). Dlatego Guterres sugeruje, że w każdym kraju powinien istnieć młodzieżowy organ doradczy, który wpłynie na kształt polityki w państwach i należy ustanowić jasne, skuteczne ramy monitorowania, umożliwiające śledzenie postępu w zakresie realizacji tych zobowiązań poprzez regularne raportowanie na ten temat do Walnego Zgromadzenia ONZ. Państwa miałyby także wyrazić zgodę na zmianę statusu niektórych organów ONZ, by lepiej odzwierciedlały one stanowisko młodych. Docelowo dąży się do obniżenia czynnego prawa wyborczego do 16 lat.
Gospodarka na nowo
Czwarta propozycja zmian dotyczy opracowania nowych ram oceny stanu gospodarki wykraczających poza wskaźnik PKB, który pomija wiele aspektów ekonomii, nadając nieproporcjonalną wartość działaniom wyczerpującym planetę. Sugeruje się, że PKB nie uwzględnia dobrobytu ludzi, zrównoważenia środowiskowego, bezpłatnych usług domowych, negatywnego wpływu ludzi na innych i środowisko np. utratę bioróżnorodności .
Nowe wskaźniki winny uwzględniać wzajemne powiązania systemów społeczno-gospodarczego i planetarnego, płeć, społeczne i ekonomiczne koszty przemocy wobec kobiet, inkluzywność, miary degradacji i zubożenia środowiska, system rachunkowości środowiskowo-ekonomicznej, rachunkowość ekosystemową i dopiero na tej podstawie opracować uniwersalny i kompleksowy pomiar postępu oraz zrównoważonego rozwoju w celu uzupełnienia PKB.
Trzy konkretne zalecenia dla państw dotyczą: odnowionego zaangażowania politycznego na rzecz stworzenia ram koncepcyjnych, które będą w stanie dokładnie „wycenić to, co się liczy” dla ludzi, planety i przyszłości, odzwierciedlających cele Agendy 2030 i zasadnicze zobowiązanie, aby „nikogo nie pozostawić w tyle”. Wiąże się to z opracowaniem solidnej dokumentacji technicznej dotyczącej nowej statystki i przepływu zdezagregowanych danych do systemu ONZ, budowaniem potencjału i zasobów, aby umożliwić państwom członkowskim efektywne wykorzystywanie nowych ram rachunkowości.
ONZ przypomina, że PKB nie uwzględnia zanieczyszczenia powietrza, wyczerpywania się naturalnych zasobów, degradacji środowiska i utraty różnorodności biologicznej. Te negatywne efekty zewnętrzne często powodują wzrost PKB bez uwzględnienia szerszej, długoterminowej perspektywy szkody społeczno-gospodarczej i środowiskowej.
PKB nie oddaje także pełnego zakresu gospodarki nieformalnej, nie uwzględnia wartości społecznej działań, takich jak opieka zdrowotna czy wartości bezpieczeństwa. Nie pozwala także na efektywne usuwanie nierówności dotyczących kobiet, uchodźców, migrantów, wszelkich mniejszości. W niewystarczającym stopniu uwzględnia nowe zjawiska gospodarcze np. cyfryzację i korzystanie z bezpłatnych usług cyfrowych, wykorzystanie zasobów kryptograficznych, danych itd.
Dlatego ONZ chce zmienić system rachunkowości jak najszybciej. Ma to związek z rosnącym zadłużeniem państw i utrudnionym dostępem do tanich pożyczek krajów o niskim poziomie PKB. Zmiany w tym zakresie wiążą się z szeroką reformą międzynarodowej architektury finansowej.
System rachunkowości zmieniano już w 1968, 1993 i 2008 r. Obecny jest poddawany przeglądowi, który ma zakończyć się do 2025 r. Nowy System Rachunków Narodowych miałby koncentrować się na pomiarze cyfryzacji i globalizacji, uwzględniać dobre samopoczucie i wszystkie cele zrównoważonego rozwoju. Trwają zabiegi, by poszerzyć go o tzw. usługi ekosystemowe np. wycenę wartości zapylania kwiatów itp.
ONZ wskazuje, że państwa członkowskie będą musiały rozwijać kompleksowe krajowe systemy danych do analizy oraz dostarczać zdezagregowane dane w celu oceny postępów w realizacji zobowiązania dotyczącego „niepozostawiania nikogo w tyle”, jak stanowi Agenda 2030. Zwraca się uwagę na potrzebę nowej umowy społecznej na rzecz solidarności i inkluzywności, w której korzyści ekonomiczne będą wspólne.
Nowe ramy winny być zaprojektowane tak, aby osiągnąć trzy główne rezultaty: dobre samopoczucie i sprawczość, szacunek dla życia i planety, ograniczyć nierówności i zapewnić bardziej równy podział dobrobytu.
Guterres proponuje powołanie niezależnej grupy ekspertów wysokiego szczebla z odpowiednim mandatem na przedstawienie do marca 2024 tablicy wartości początkowej zawierającej ograniczoną liczbę kluczowych wskaźników (najlepiej nie więcej niż 10–20), które wykraczają poza PKB. Następnie państwa podczas Szczytu Przyszłości je rozpatrzą. Prace ekspertów będą się odbywały za pośrednictwem Komisji Statystycznej, która opracowała globalne ramy wskaźników celów zrównoważonego rozwoju i zadań Agendy 2030. Ponadto proponuje się znaczne wzmocnienie ONZ, jeśli chodzi o gromadzenie danych i ich udostępnianie oraz przekazanie środków finansowych na ten cel. Mówi się o potrzebie zmiany paradygmatu statystycznego dotyczącego mierzenia postępu.
Cyfrowy świat
Kolejna propozycja reform dotyczy Global Digital Compact, czyli porozumienia, które ma wprowadzić wspólne standardy, ujednolicić regulacje i zniwelować luki w cyfryzacji świata.
Porozumienie określałoby zasady, cele i działania prowadzone na rzecz digitalizacji. Chodzi o rozwój infrastruktury publicznej na całym świecie, upowszechnienie przepływu danych w każdej dziedzinie życia, tworzenie cyfrowych bliźniaków oraz przewidywanie zagrożeń i zapobieganie im. Wskazuje się na konieczne pilne inwestycje we „wspólne dane”, większe wykorzystanie systemów sztucznej inteligencji, tworzenie inteligentnych miast z duża liczbą czujników i monitoringiem, tworzenie aplikacji, które np. umożliwią kobietom i dziewczętom zapoznanie się z nowoczesnymi metodami antykoncepcji, zdobycie informacji co do „usług reprodukcyjnych i seksualnych” (czytaj: aborcja i tzw. operacje zmiany płci).
Umowa miałaby ułatwić inwestycje w cyfrowe rozwiązania w krajach globalnego Południa w celu upowszechnienia cyfrowego rolnictwa (biotechnologia, precyzyjne systemy nawadniania, automatyzacja itp.), produkcji szczepionek, zdalnej edukacji, telemedycyny, monitorowania zużycia wody, wdrażania gospodarki o obiegu zamkniętym, lepszego monitorowania gospodarki i przepływów finansowych (m.in. wskaźniki ESG).
Guterres nie kryje, że ONZ chce większej kontroli za pomocą nowych technologii. Stawia także na behawioryzm i „szturchanie”, czyli takie manipulowanie społeczeństwem, aby zachowywało się w pożądany dla władzy sposób. Umowa przewidywałaby także mechanizmy ograniczenia dostępu do internetu w związku z „dezinformacją”, „mową nienawiści” oraz złośliwą i przestępczą działalnością w cyberprzestrzeni.
Szef ONZ zaleca zrównoważyć zachęty dla rządów i przemysłu do takiego działania, by zmaksymalizować gromadzenie danych, jednocześnie zachowując prawo do prywatności, co po prostu wyklucza się. Niemniej Guterres tłumaczy, że dane osobowe powinny być zbierane wyłącznie w określonych, jednoznacznych i prawnie uzasadnionych celach, a ich przetwarzanie musi być istotne i ograniczone do tego, co jest konieczne dla tych celów.
Umowa przewidywałby stworzenie kodeksu postępowania w związku z cyfryzacją i rozwinięcie standardów bezpieczeństwa w cyfrowym świecie (budowa globalnej kultury cyfrowego zaufania i bezpieczeństwa). Państwa miałyby zobowiązać się do nieniszczenia infrastruktury cyfrowej.
Wskazuje się na potrzebę ustalenia standardów zarządzania rozwojem sztucznej inteligencji, znacznego zwiększenia finansowania cyfryzacji, przestawienia edukacji w celu budowania umiejętności cyfrowych itp. W szczególności mówi się o powołaniu 1 miliona „cyfrowych mistrzów” na rzecz zrównoważonego rozwoju, z czego jedna czwarta przypadałaby na Afrykę.
Mówi się o jeszcze większym zobowiązaniu do inwestowania w cyfrowy rozwój globalnych dóbr publicznych, łączeniu baz danych, budowaniu ponad granicami infrastruktury w zakresie sztucznej inteligencji, identyfikacji luk w danych dotyczących celów zrównoważonego rozwoju i wygenerowaniu 90 procent danych śledzących realizację wszystkich celów we wszystkich krajach do 2030 roku.
Szczególne obszary zainteresowania to: rolnictwo, edukacja, energia, zdrowie i ekologiczna transformacja. Należałoby ustanowić cyfrowe prawa człowieka ze szczególnym naciskiem na kobiety i dzieci, wszelkie mniejszościowe grupy, szczegółowo raportując na ten temat.
Kraje miałyby nie tylko powstrzymać się od ataków na infrastrukturę krytyczną, ale także zobowiązać do utrzymania neutralności sieci, niedyskryminacyjnego zarządzania ruchem, opracować kryteria odpowiedzialności i standardy dla platform cyfrowych i użytkowników, by zająć się dezinformacją, „mową nienawiści” i innymi kwestiami szkodliwych treści w Internecie.
Miałby powstać odrębny organ doradczy ds. sztucznej inteligencji, który wydawałaby zalecenia w kwestii regulacji prawnych itd.
Z propozycją zawarcia umowy w sprawie cyfryzacji ściśle wiąże się propozycja dot. integralności informacji na platformach cyfrowych. Dotyczy to walki z dezinformacją, z malinformation, czyli prawdziwymi, ale szkodliwymi wiadomościami, które mogą np. polaryzować społeczeństwo, zniechęcać do szczepień oraz z „mową nienawiści”.
Kontrola przepływu informacji
Szef ONZ podkreśla, że chociaż nie ma globalnych definicji tych pojęć, to są robocze pojęcia stosowane przez ONZ. W oparciu o nie należałoby prowadzić walkę o zachowanie integralności informacji. Dezinformacja zgodnie z roboczą definicją ONZ to „fałszywe informacje rozpowszechniane celowo, aby spowodować poważną szkodę społeczną”. Malinformation to treści prawdziwe, ale np. niedokładne i powodujące szkody. „Mowa nienawiści” oznaczać ma z kolei „każdy rodzaj komunikacji w mowie, piśmie lub zachowaniu, które atakują lub wykorzystują język pejoratywny, lub dyskryminujący w odniesieniu do osoby lub grupy ze względu na religię, pochodzenie etniczne, narodowość, rasę, kolor skóry, pochodzenie, płeć kulturową lub inny czynnik tożsamości”.
Zdaniem szefa ONZ, szczególnie groźne są dezinformacje w sprawie zmian klimatu, szczepionek, podważających zaufanie do wyników wyborów, ataki na mniejszości. Dlatego proponuje budowanie „uczciwości przekazu” na platformach cyfrowych, wymagając od nich zaangażowania w usuwanie wybranych treści, poszanowania praw człowieka, zniechęcania użytkowników do pewnych działań.
Platformy winny przekazywać dane o wpisach, które zagrażają integralności informacji, winno się stworzyć lepszy system monitoringu, przekazywania danych ekspertom, którzy będą przewidywać niepożądane zdarzenia i zawczasu zostanie podjęta prewencja. Państwa członkowskie będą poproszone o wdrożenie Kodeksu Postępowania na poziomie krajowym, zobowiązując się do walki z dezinformacją, „mową nienawiści” w sposób skoordynowany. Winno się inwestować w szkolenie niezależnych organizacji weryfikujących fakty i media powinny być w większym stopniu rozliczane z tego, czy zapewniają dokładne informacje, zgodne z międzynarodowymi normami i standardami pracy i praw człowieka. Powinna także być większa przejrzystość platform cyfrowych, ich algorytmów, danych, moderowania treści i reklam. Winny być transparentne dane dot. finansowania mediów. Platformy cyfrowe powinny odejść od modelu biznesowego, którego priorytetem jest budowanie zaangażowania ponad prawami człowieka.
Sekretarz Generalny ONZ uznał wzmocnienie integralności informacji na platformach cyfrowych za pilny priorytet społeczności międzynarodowej. Bez tego nie będzie można osiągnąć zrównoważonej przyszłości. Konieczna jest więc silniejsza współpraca globalna.
Więcej władzy dla międzynarodowych gremiów
Zarys polityki odnoszącej się do reformy międzynarodowej architektury finansowej zakłada formalne zerwanie z powojennym systemem z Bretton Woods. Nowy system ma uwzględniać wielobiegunowość, obecny układ sił gospodarczych na świecie i nowe realia gospodarki cyfrowej wraz z zagrożeniami dla planety.
Krótki opis polityki dotyczący globalnej architektury finansowej wskazuje na konieczność zmiany międzynarodowej architektury finansowej w celu zwiększenia inwestycji w „globalne dobra publiczne”, działania na rzecz klimatu, bioróżnorodności, wsparcia dla krajów rozwijających się na programy eko-transformacji i celów zrównoważonego rozwoju. Wskazuje się na potrzebę zwiększenia wpływów podatkowych, reformę Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), który zyskałby niezwykłe uprawnienia, Światowej Organizacji Handlu (WTO), banków rozwoju itp. Należałoby zredukować zadłużenie niektórych państw, ułatwić dostęp do tanich kredytów dla krajów rozwijających się, które mogłyby pożyczać na 30, 50 lat pod warunkiem przeznaczenia środków na cyfryzację, eko-transformację i realizację celów Agendy 2030. Mówi się o nowych podatkach globalnych, które zapewniłyby sprawiedliwy i włączający zrównoważony rozwój.
Międzynarodowa architektura finansowa ma zapewnić ochronę i stabilność funkcjonowania globalnej waluty i systemów finansowych. Proponuje się większe zaangażowanie międzynarodowych banków rozwoju w finansowanie eko-transformacji, cyfryzacji, wzmocnienie MFW, który uzyskałby znacznie większe uprawnienie odnośnie emisji wspólnych praw ciągnienia (SDR) i ich przekierowywania od państw, które ich nie wykorzystały do krajów w potrzebie, Mówi się o ustanowieniu nowych standardów finansowych dot. norm zarządzania finansami prywatnymi, linii swapowych, regulacji w sprawie oddłużenia niektórych państw, udzielania pożyczek na cyfryzację i działania klimatyczne, dekarbonizację. Cała gospodarka miałaby być dostosowana do potrzeb eko-transformacji, cyfryzacji i celów Agendy 2030.
Kraje uboższe miałyby być w większym stopniu obecne w międzynarodowych instytucjach finansowych (większy udział w globalnym zarządzaniu, nowe zasady głosowania). Inaczej byłyby oceniane programy naprawcze MFW (mniejszy nacisk na PKB, większa kontrola polityczna). Zmieniłyby się zasady udzielania pożyczek (umowy musiałyby uwzględniać realizacje celów klimatycznych i Agendy 2030; zmiana zasad ratingowych; inne analizy zdolności kredytowej).
Kosmos dla zrównoważonego rozwoju
Kolejne zmiany dotyczące szybszego wycofywania finansowania paliw kopalnych i położenie większego nacisku na realizację Agendy 2030, raportowanie pozafinansowe, konsolidowanie i zwiększanie finansowania działań klimatycznych, adaptacji, odporności, szybka operacjonalizacja strat i korzyści w celu pozyskania nowych źródeł finansowania, utworzenie wielostronnego instrumentu wymiany walut, aktualizacja przepisów rynkowych, standardów i praktyk, stawiania celów zrównoważonego rozwoju, działań klimatycznych w centrum uwagi funkcjonowania rynków i gospodarek. Każda instytucja miałaby mieć klarowne plany realizacji celów Agendy 2030. Duży nacisk kładzie się na raportowanie i rozliczanie, walkę z rajami podatkowymi, nielegalnymi przepływami finansowymi, niskim opodatkowaniem korporacji, digitalizację systemu gospodarczego itd.
Program reform odnośnie przestrzeni kosmicznej wiąże się z uregulowaniem ruchu w coraz bardziej zatłoczonej przestrzeni i zapewnieniem bezpieczeństwa. Przestrzeń ta miałaby być wykorzystywana jedynie do celów pokojowych i dla dobra wszystkich państw.
Problemem jest nie tylko wzrost liczby obiektów w przestrzeni kosmicznej, śmieci i ryzyko kolizji z powodu braku szczegółowych informacji co do poruszania się obiektów, brak ustalenia zasad pierwszeństwa poruszania się, ale nade wszystko uznanie przestrzeni kosmicznej przez niektóre kraje za domenę wojenną. Kraje rywalizują o zasoby mineralne planet (platynę, nikiel, kobalt i inne).
Szereg krajowych strategii bezpieczeństwa, doktryny, koncepcje i polityki opisują przestrzeń kosmiczną jako obszar działań wojennych lub domenę operacyjną (rozwój zdolności wojskowych do odmowy, zakłócania i degradowania lub niszczenia systemów kosmicznych przeciwników). Satelity, systemy laserowe, możliwości elektromagnetyczne i cybernetyczne, a nawet użycie broni nuklearnej – to główne wyzwania w zakresie bezpieczeństwa kosmicznego. Podkreśla się, że obiekty satelitarne mają podwójny charakter zdolności np. dowolny satelita jest zdolny do manewrowania w celu zmiany orbity, by uniknąć kolizji, ale może także uszkodzić inny obiekt.
Szef ONZ chce, by państwa zobowiązały się do wykorzystania potencjału przestrzeni kosmicznej dla osiągnięcia celów zrównoważonego rozwoju. Chce powołania Komitetu ds. Pokojowego Wykorzystania Zewnętrznej Przestrzeni, który opracuje zasady wykorzystania kosmosu dla celów Agendy 2030. Ewentualnie miałaby powstać Komisja Pokojowa, która opracowałaby zasady wykorzystania przestrzeni kosmicznej i zaproponowała nowe ramy zarządzania ruchem kosmicznym, usuwaniem śmieci i eksploatacją zasobów kosmicznych.
Ministerstwo bezpieczeństwa globalnego
Kolejna propozycja reform w ramach Nowej Agendy dla Pokoju: nowe mechanizmy wzmocnienia multilateralizmu, wielostronnego systemu globalizacji, który miałby być bardziej sprawiedliwy, powiązany i skuteczny. Nacisk kładzie się na potrzebę globalnego zarządzania i dostosowanie tego systemu do wielobiegunowości.
Należy więc dążyć do eliminacji broni nuklearnej, wzmocnić dyplomację prewencyjną w epoce podziałów, zmienić wewnętrzny paradygmat zapobiegania i utrzymywania pokoju. Państwa powinny przyspieszyć wdrażanie celów Agendy 2030 (ma ona oferować rozwiązanie podstawowych problemów i wyeliminować czynniki powodujące przemoc i brak bezpieczeństwa). Państwa winny przekształć dynamikę władzy, w większym stopniu uwzględniając kwestie płci, pokoju, bezpieczeństwa. Winny zająć się powiązaniami między klimatem, pokojem i bezpieczeństwem, ograniczyć środki na zbrojenia, wzmocnić mandat operacji pokojowych i partnerstw, zająć się egzekwowaniem pokoju, wspierać Unię Afrykańską i subregionalne organizacje, które zajmą się misjami pokojowymi w regionie, większy nacisk położyć na cyfryzację i innowacje w celu przewidywania i reagowania na zagrożenia, zbudować silniejszy mechanizm bezpieczeństwa zbiorowego, wzmocnić zarządzanie globalne itd.
Proponuje się reformę Rady Bezpieczeństwa, wzmocnienie reżimu nieproliferacji broni jądrowej, zwiększenie uprawnień Sekretarza Generalnego w celu utrzymania otwartych kanałów dyplomatycznych, wzmocnienia zdolności ONZ odnośnie podejmowania inicjatyw dyplomatycznych. Większą rolę odgrywaliby wysłannicy ONZ.
Z tą reformą łączą się uprawnienia związane ze zwoływaniem Platformy Awaryjnej, walka z wszelkimi formami przemocy, w tym w szczególności wobec kobiet i dziewcząt, podejście obejmujące całe społeczeństwo, oparte na zrównoważonym rozwoju, który nie pozostawia nikogo w tyle, uznanie fundamentalnego znaczenia praworządności, ale także zapewnienie równego udziału kobiet na wszystkich poziomach podejmowania decyzji dotyczących pokoju i bezpieczeństwa, w tym poprzez parytet płci w rządzie krajowym, gabinetach i parlamentach oraz na szczeblu lokalnym. Wymaga się kompleksowego ustawodawstwa, by zająć się m.in. „mową nienawiści” ze względu na płeć kulturową, uznać klimat, pokój i bezpieczeństwo jako priorytet polityczny i wzmocnić powiązania między wielostronnymi organami, aby zapewnić, że działania klimatyczne i budowanie pokoju wzmacniają się nawzajem.
Rada Bezpieczeństwa winna uwzględniać kwestie pokoju, bezpieczeństwa i skutków zmian klimatycznych, projektując operacje pokojowe. Powinno utworzyć się pod egidą Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu specjalną grupę ekspertów ds. działania w dziedzinie klimatu, odporności i budowania pokoju w celu opracowania rekomendacji dotyczących zintegrowanego podejścia do klimatu, pokoju i bezpieczeństwa.
Winien pojawić się nowy Fundusz Budowania Pokoju (działania klimatyczne). ONZ, UE i inne regionalne organizacje powinny mieć wspólne regionalne centra ds. klimatu, pokoju i bezpieczeństwa. Powstać ma więcej regulacji dotyczących zakazu broni masowej, ograniczenia wydatków na zbrojenia. Sekretarz generalny miałby przygotować zaktualizowane badanie dotyczące społecznych i gospodarczych skutków wydatków wojskowych itd.
Propozycje reform w dziedzinie edukacji transformacyjnej odnoszą się do edukacji dla zrównoważonego rozwoju i klimatu. Nie jest istotne zdobywanie wiedzy, ale doświadczenia dot. zagrożeń i uczenia się radzenia sobie w coraz bardziej niepewnej przyszłości.
Szef ONZ wskazuje, że chociaż nie udało się zresetować systemów edukacji na całym świecie, to przynajmniej trzeba upewnić się, iż wszyscy są przygotowani na niepewną przyszłość świata, w którym pogłębia się nierówność i zaostrza rywalizacja.
Podczas Szczytu Przyszłości państwa winny wywiązać się z podjętych zobowiązań w Agendzie 2030 i w Agendzie 2022 w sprawie edukacji transformacyjnej, zobowiązać się do urzeczywistnienia nowej wizji uczenia się skupionej na: budowie zintegrowanego systemu edukacji i uczenia się przez całe życie, zapewnienia równości i inkluzywności, tworzenia programów nauczania i pedagogiki istotnych na dziś i na jutro, zmianie pozycji zawodu nauczyciela, aby nauczyciele w coraz większym stopniu pełnili rolę kreatywnych przewodników i facylitatorów. Należy wykorzystać narzędzia i zasoby cyfrowe w celu poszerzenia dostępu i ulepszenia uczenia się, zwiększania swoich możliwości poruszania się w świecie cyfrowym, inwestowania w bardziej efektywną edukację, by osiągnąć zrównoważony rozwój, „wzmacniając pozycję kobiet i dziewcząt”. Wiąże się to oczywiście z upowszechnianiem dostępu do antykoncepcji, zaangażowania młodzieży w podejmowanie decyzji, ochroną „praw przyszłych pokoleń”, zapewnieniem integralność informacji i rozwojem umowy Global Digital Compact.
Gender, klimat, zrównoważona konsumpcja i produkcja, zaangażowanie w sprawy klimatyczne, globalne obywatelstwo, zrównoważony rozwój to kluczowe tematy edukacji transformacyjnej, która ma być bardziej ekologiczna, włączająca, zapewniająca większą spójność społeczną.
Nowe, jeszcze lepsze ONZ
Ostatnia propozycja dotyczy reformy ONZ 2.0. Chodzi o upowszechnienie cyfryzacji i zarządzanie za pomocą „szturchania”. Duży nacisk kładzie się na behawioryzm, jak najszersze wykorzystanie sztucznej inteligencji, „wzmacnianie pozycji kobiet i dziewcząt” (ograniczenie dzietności), bo bez tego nie ma mowy o osiągnięciu postępu.
ONZ 2.0 to wizja nowoczesnego systemu Narodów Zjednoczonych, odmłodzona przez kulturę myślenia przyszłościowego, oraz dzięki nowym technologiom. To wizja, która dąży do fuzji danych, innowacji, cyfryzacji, predykcji za pomocą cyfrowych bliźniaków i wykorzystania wiedzy w zakresie nauk behawioralnych. To połączenie określa się mianem „kwintetu zmiany”.
Silniejsza kultura organizacyjna ONZ 2.0 ma przynieść bardziej zwinną, różnorodną, responsywną i wpływową ONZ, by przyspieszyć zmiany systemowe i zapewnić wszystkim, w tym kobietom i dziewczętom, potencjał wpływu. ONZ chce sprawniej budować sieci wpływu na wszystkich poziomach, lepiej wykorzystać dane i dawać konkretne wytyczne państwom.
Ogromną wagę przywiązuje się do nowoczesnych ekosystemów danych, możliwości ich transmisji. Obecnie 67 procent podmiotów ONZ sformułowało odpowiednią strategię. Do 2025 roku na świecie co roku ma być generowanych około 180 bilionów gigabajtów danych. Dzięki statystyce, analityce i uczeniu maszynowemu pracownicy ONZ nie tylko zrozumieją, co się stało, ale także dlaczego tak się stało i co może się wydarzyć w następnej kolejności, a także jak zareagować. Znowu priorytetem jest wzmacnianie kobiet i dziewcząt i budowanie silnej sieci liderów.
Program reform systemu globalnego zarządzania zarysowany przez szefa ONZ Antonia Guterresa – w niektórych kwestiach już jest wdrażany. W innych trwają konsultacje międzyrządowe. Działania podejmowane są wieloaspektowo na różnych poziomach.
Warto zauważyć, że chociaż wielu analityków wątpi, by udało się zrealizować znaczną część celów zapisanych w Agendzie 2030, to jednak globalne elity nie rezygnują z celów zrównoważonego rozwoju, które są przedstawione jako jedyny, uniwersalny program rozwoju dla całego świata, także po 2030 r.
Wszyscy mamy zmierzać do transformacji eko-cyfrowej. Program Agendy 2030 jest skorelowany z międzynarodowymi porozumieniami w sprawie klimatu i bioróżnorodności, a zasadniczym celem jest przyspieszenie wdrażania „zrównoważonej bio-gospodarki” oraz globalnego systemu zarządzania. Ogromną rolę odgrywa monitorowanie i raportowanie aktywności każdego z nas, bo „nikt nie może pozostać w tyle”. Program, który jest narzucany odgórnie będzie miał ogromne skutki dla sposobu życia miliardów ludzi, prawa własności, suwerenności państw i systemu przekonań.
Jeszcze podczas sierpniowego szczytu państw BRICS, szef ONZ nie ukrywał, że najbardziej zależy mu na: „przeprojektowaniu dzisiejszej przestarzałej, dysfunkcyjnej i nieuczciwej globalnej architektury finansowej” oraz „drastycznej intensyfikacji działań klimatycznych w zakresie sprawiedliwości klimatycznej” (Pakt solidarności klimatycznej), by jak najszybciej zdekarbonizować świat. Oczekuje, że kraje rozwinięte, do których zalicza się także Polska, osiągną zero-emisyjną gospodarkę o 10 lat wcześniej niż zakłada to porozumienie paryskie w sprawie klimatu, a kraje rozwijające – przed 2050 rokiem.
Od kilku miesięcy do Niemiec przybywa znacznie więcej osób ubiegających się o azyl. W pierwszych ośmiu miesiącach tego roku wniosek o azyl po raz pierwszy złożyło 204 461 osób. Dla porównania: W całym 2022 roku było ich tylko nieco więcej – a mianowicie 217 774 wniosków wstępnych. To więcej niż Francja i Włochy razem wzięte. Tymczasem brakuje mieszkań, miejsc w szkołach i środków na utrzymanie nielegalnych migrantów, za których odpowiedzialne są landy i gminy. Te coraz głośniej wołają o pomoc, w tym finansową. Migranci są upychani w szkołach, namiotach, a nawet garażach podziemnych. Prezydent Frank-Walter Steinmeier uznał ostatnio, że Niemcy nie są w stanie przyjąć więcej ubiegających się o azyl. „Niemcy, podobnie jak Włochy, osiągnęły granicę swoich możliwości” – powiedział Steinmeier w wywiadzie dla włoskiego dziennika „Corriere della Sera”.
Według sondażu przeprowadzonego przez instytut Insa dla „Welt am Sonntag” 51 proc. Niemców uważa, że rząd federalny powinien ograniczyć migrację. W grudniu ub. r. było to jeszcze 33 proc. Masowy napływ migrantów jest zresztą jednym z elementów napędzających wzrost popularności Alternatywy dla Niemiec (AfD), która stała się drugą siła polityczną w kraju (21 proc. poparcia), podczas gdy zaledwie 19 proc. obywateli jest – jak wynika z badania ARD Deutschlandtrend – zadowolonych z pracy koalicji rządowej z SPD, Zielonych i FDP. Pewnie dlatego kanclerz Olaf Scholz postanowił obwinić Polskę za wzrost liczby migrantów w Niemczech, czyniąc aluzję do tzw. afery azylowej. „Nie chcę, żeby [ludzie] byli przepuszczani z Polski, a potem my mamy dyskusję o naszej polityce azylowej” — powiedział wiecu wyborczego w Norymberdze. Uchodźcy przybywający do Polski powinni być jego zdaniem tam rejestrowani i tam przechodzić procedurę azylową”. (Ach, czy ktoś jeszcze pamięta jak w listopadzie 2021 r. politycy Zielonych i SPD, jak rzecznik SPD w Bundestagu Lars Castelucci, nazywali zabezpieczenie granicy z Białorusią przez Polskę „nieludzkim działaniem”? Tak dawno to było, Olaf Scholz na pewno zapomniał).
Poza tym brzmi to dobrze, prawda? Wystarczy, że Polska przestanie wydawać wizy komukolwiek i problem zniknie. Pomijając fakt, że tzw. afera wizowa jest rozdmuchana do granic możliwości i niesłusznie wydanych wiz było zaledwie kilkaset, to nie stanowi to odpowiedzi na pytanie, dlaczego nielegalnych migrantów ciągnie w większości do Niemiec. Zapewne nie chodzi o malownicze Nadreńskie krajobrazy, ani Bawarskie wursty? Nie, jest to raczej hojne państwo socjalne i rozbudowany systemu wsparcia dla azylantów. Jak donosił miesiąc temu tygodnik „Focus” tzw. zasiłek obywatelski (Bürgergeld, wcześniej Hartz IV) otrzymuje obecnie 587 000 migrantów z m.in. Syrii, Afganistanu i Iraku, którzy są zdolni do pracy, ale nie pracują. Miesięczny koszt: ok. 436 milionów euro, czyli średnio 743 euro od osoby. „Większość beneficjentów zasiłku obywatelskiego przybyła w ostatnich latach do Niemiec i otrzymała azyl; każdy ma co najmniej tymczasowe prawo pobytu i spełnia wymogi prawne, aby otrzymać zasiłek” – czytamy. Na dodatek szefowa MSW Nancy Faeser chce przyznawać zasiłek obywatelski w przyszłości także „uchodźcom” bez prawa pobytu. Ponadto migranci mają dostać możliwość uzyskania niemieckiego paszportu po pięciu latach pobytu – a nie jak dotąd po ośmiu – po spełnieniu konkretnych warunków. Szczególnie dobrze zintegrowane osoby powinny uzyskać obywatelstwo już po trzech latach. Urodzone w Niemczech dzieci imigrantów mają w przyszłości automatycznie otrzymywać niemieckie obywatelstwo.
Są to kolejne czynniki zachęcające (pull factors), obok wysokich zasiłków, dodatków integracyjnych oraz istniejących od dawna programów łączenia rodzin. Nie wspominając o 2 mln euro, które niemieckie MSZ chce płacić organizacjom pomocowym, transportującym migrantów do włoskich portów, co doprowadziło do ostrego spięcia z Rzymem. W najbliższym czasie 400 tysięcy i 800 tysięcy euro ma popłynąć do organizacji zajmujących się ratownictwem morskim. Niemcy więc przyciągają migrantów zasiłkami, oraz płacą (często zresztą niemieckim) NGO’som za to, że przywożą ich do włoskich portów, skąd wielu z nich udaje się dalej w podróż do republiki federalnej. Tymczasem szefowa MSW Nancy Faeser, partyjna koleżanka Scholza, co chwila zmienia zdanie: najpierw chciała przyjmować migrantów z Lampedusy, potem jednak nie, i zamiast tego obiecywała, że jeśli zostanie premierem Hesji (odbędą się tam 8 października wybory) to da uchodźcom prawo do głosowania w wyborach samorządowych, by po medialnej burzy się z tego znów wycofać. Teraz mówi o wprowadzeniu kontroli na granicy z Polską i Czechami. Schwytani migranci mieliby być zawracani do tych krajów. Zapewne po to by mogli po raz kolejny próbować przekroczyć granicę. Minister Faeser milczy jednak na temat terminu, kiedy miałoby to nastąpić. W telewizyjnych wystąpieniach natomiast powtarza znane i wyświechtane hasła o prawie do azylu i historycznej odpowiedzialności Niemiec. Oczywiście są jeszcze deportacje, a osób, których podania o azyl zostały odrzucone jest ponad 250 tys. Tyle, że takich deportacji udaje się przeprowadzić zaledwie kilkaset rocznie To m.in. wina biurokracji oraz NGO’sów, które oprotestowują każdy samolot wylatujący do Afganistanu czy Syrii z migrantami na pokładzie.
Skoro tak, to znaczy, że Niemcy stać na utrzymywanie azylantów, z których – jak podkreślił w rozmowie z „Redaktionsnetzwerk Deutschland” rzecznik ds. wewnętrznych frakcji CDU/CSU w Bundestagu Alexander Throm – „ponad połowa nie pracuje i żyje z zasiłków”. Chadecja chciałaby zmusić tych migrantów do pracy, choćby społecznej, ale SPD się temu stanowczo sprzeciwiła. Przyszli azylanci mogą się zresztą cieszyć.
Od 1. stycznia 2024 zasiłek obywatelski zostanie podniesiony o 61 euro, do 563 euro miesięcznie w przypadku osób żyjących samotnie i do 506 euro w przypadku osób żyjących w związkach małżeńskich czy partnerskich.
„Każdy, kto twierdzi, że atrakcyjność poziomu życia oraz łatwość uzyskania prawa do świadczeń socjalnych i pobytu nie stanowią zachęty, musi uważać migrantów za idiotów. Oni nie są bezmyślną masą, ale aktorami zdolnymi do działania.” – zaznaczył niemiecki badacz migracji Stefan Luft w rozmowie z „Die Welt”. Według niego z biegiem lat tzw. tolerowanie migrantów na terytorium Niemiec zamieniło się w prawo do stałego pobytu, a prawa osób tolerowanych są stale poszerzane. „W badaniach nad migracją panuje silna orientacja ideologiczna, która głosi, że migracja jest normą. To nieprawda. 95 procent światowej populacji nie migruje. Jednak teza, że migracja jest normą, prowadzi do konkluzji, że nie da się nią sterować, tylko jest to zjawisko, które należy po prostu zaakceptować, jak zaćmienie słońca” – dodał Luft. A za tym idzie bezradność polityki.
Co ma z tym wspólnego Polska? Ano, absolutnie nic. Niemcy same zgotowały sobie ten los, dzięki naiwnej Willkommenskultur, i same będą musiały ten problem rozwiązać.
W niedzielę (24.09.2023) prezydent Andrzej Duda wziął udział w Dożynkach Prezydenckich, które odbyły się na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego w Warszawie. Oczywiście w myśl zasady, że dzień bez Ukrainy to dzień stracony, prezydent wplótł wątek ukraiński do swojego przemówienia i powiedział tak:
Zboże z Ukrainy do niedawna było dostarczane do wielu regionów świata, zwłaszcza tam, gdzie było najbardziej potrzebne i niejednokrotnie ratowało przed klęskami głodu. Rosyjska napaść na Ukrainę przecięła szlaki dostaw, uniemożliwiła często produkcję rolną i zablokowała możliwości eksportu. Pewną część ziarna wytransportowanego z Ukrainy zalała polski rynek. Stało się to z ogromną szkodą dla naszego rynku i konieczna była interwencja polskich władz. Sytuacja ta doprowadziła do napięć. Proszę, żebyście Państwo winą za tę sytuację nie obarczali obywateli Ukrainy, zwykłych ludzi, tych zwłaszcza, którzy przybyli do naszego kraju po to, by schronić się tutaj przed wojną. Zwykłe społeczeństwo Ukrainy nie ma z tym nic wspólnego. Są oni naszymi braćmi w biedzie, którzy cały czas potrzebują pomocy.
I tak oto obok naszych żydowskich „braci w wierze” pojawili się ukraińscy „bracia w biedzie”. Prezydent Duda troszczy się o jednych i drugich niczym kwoka o pisklęta. Szkoda, że odbywa się to kosztem Polaków, którzy przez „braci w wierze” są obarczani winą za niemieckie zbrodnie na Żydach, a od „braci w biedzie” nie mogą doprosić się o ekshumację i pochówek polskich ofiar pomordowanych przez Ukraińców na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
Oj, nie mamy szczęścia do prezydentów, nie mamy.
A co słychać u ukraińskiego prezydenta? Wygląda na to, że Wołodymyr Zełenski, postanowił stanąć twardo w obronie ukraińskich oligarchów oraz zachodnich agroholdingów i w ramach wojny o zboże sponiewierał Polskę na forum ONZ, gdzie oświadczył: Otworzyliśmy tymczasowy morski korytarz eksportowy. Pracujemy nad zachowaniem dróg lądowych. Niepokojące jest to, że niektórzy w Europie odgrywają solidarność w teatrze politycznym – zamieniając ziarno w thriller. Może się wydawać, że odgrywają swoje własne role. W rzeczywistości pomagają przygotować scenę dla moskiewskiego aktora.
Tym sposobem prezydent Ukrainy oskarżył Polskę o bycie „ruską onucą”. Czy Zełenski nie zdawał sobie sprawy, że jego wypowiedź wywoła w Polsce nastroje antyukraińskie? Musiałby być rozwielitką, żeby tego nie rozumieć. A ponieważ nie jest rozwielitką, oczywistym jest, że Zełenskiemu jest absolutnie obojętne, czy Polacy nadal będą roztkliwiać się nad „braćmi w biedzie”, czy też obrażą się i już nie będą jedli ukraińskich pierogów, nie będą śpiewali „Czerwonej kaliny” i nie będą wznosili okrzyku „Sława Ukrainie!”.
Kto miał wyjść na głupka, ten wyszedł. I koniec z wielka przyjaźnią. A jak wyliczyła Konfederacja – kosztowała nas ta „przyjaźń” ponad 100 miliardów złotych. Jak jednak widać, prezydentowi Dudzie jeszcze mało, więc nadal snuje opowieści o konieczności pomocy dla ukraińskich „braci w biedzie”. A prezydent Zełenski już się Niemcom w pas kłania i apeluje o przyznanie im stałego miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Zaskoczeni?
Wszystkim zdziwionym, że Ukraina atakuje Polskę i podlizuje się Niemcom, przypominam, że według koncepcji banderowców, czyli obecnych bohaterów naszych „braci w biedzie”, Samostijna Ukraina miała powstać na trupie II Rzeczypospolitej i być wiernym sojusznikiem III Rzeszy. Ukraińcy mieli Hitlera za bohatera! Dziś oddają cześć nie tylko Ukraińskiej Powstańczej Armii, która mordowała Polaków w myśl koncepcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, ale również ukraińskim członkom niemieckich formacji wojskowych i policyjnych, którzy dokonywali zbrodni jako kolaboranci III Rzeszy. I teraz przechodzimy do prawdziwej perełki, czyli uhonorowania w kanadyjskim parlamencie członka 14 Dywizji Grenadierów Waffen SS, czyli tzw. Dywizji SS-Galizien.
Do tego wiekopomnego wydarzenia doszło w piątek (22.09.2023), podczas wizyty prezydenta Zełenskiego w Kanadzie. Prezydent Ukrainy spotkał się z premierem Justinem Trudeau i obaj udali się do Izby Gmin, gdzie Zełenski wygłosił przemówienie. Aby uczcić wizytę tak znamienitego gościa, przewodniczący Izby Anthony Rota ogłosił, że na widowni zasiada inny znamienity gość, czyli 98-letni Jarosław Hunka, którego Rota określił jako „ukraińsko-kanadyjskiego weterana II wojny światowej, który walczył o ukraińską niepodległość z Rosjanami”. Rota nazwał też Hunkę „ukraińskim bohaterem, kanadyjskim bohaterem, któremu dziękujemy za jego służbę”. Ukraińsko-kanadyjski bohater dostał owacje na stojąco. Klaskali kanadyjscy parlamentarzyści, klaskał premier Trudeau, klaskał prezydent Zełenski. O mało nie popłakali się ze wzruszenia.
Ale już w niedzielę (24.09.2023) atmosfera się popsuła, ponieważ profesor Uniwersytetu w Ottawie, Ivan Katchanovski, zamieścił na Twitterze zdjęcia Hunki w niemieckim mundurze i napisał: „To są zdjęcia weterana Dywizji SS-Galizien, który otrzymał owacje na stojąco od kanadyjskiego parlamentu, premiera Kanady i prezydenta Ukrainy. On sam opublikował te zdjęcia (dokumentujące członkostwo -przyp. KTS) w dywizji podczas szkolenia w Niemczech”. „Ten weteran napisał, że zgłosił się do Dywizji SS-Galizien na ochotnika w 1943 roku” – dodał Katchanovski i załączył informację na temat zbrodni popełnionych przez członków SS-Galizien na Polakach i Żydach.
Po upublicznieniu tych rewelacji organizacje żydowskie w Kanadzie potępiły owacje parlamentu dla „ukraińsko-kanadyjskiego weterana II wojny światowej”, a Centrum Studiów nad Holokaustem Przyjaciół Szymona Wiesenthala wydało oświadczenie, w którym domagało się przeprosin dla „każdego ocalonego z Holokaustu i każdego weterana II wojny światowej, który walczył z nazistami”. – Należy wyjaśnić, w jaki sposób ta osoba weszła do czcigodnych sal kanadyjskiego parlamentu i otrzymała uznanie od przewodniczącego izby i owację na stojąco – napisano w oświadczeniu.
Na to dictum przewodniczący kanadyjskiej Izby Gmin wystosował przeprosiny oraz oświadczył, że żałuje tego, co zrobił. Zapewnił też, że nikt z parlamentarzystów ani z członków ukraińskiej delegacji nie wiedział o tym, iż zamierza on uhonorować „osobę obecną na galerii”. Warto podkreślić, że Rota skierował swoje przeprosiny do „społeczności żydowskiej w Kanadzie i na całym świecie”. Polacy nie zostali przeproszeni, chociaż takich przeprosin zażądał ambasador RP w Kanadzie.
Sprawa owacji dla ukraińskiego członka zbrodniczej formacji SS opisywana jest z oburzeniem. Jak to się mogło stać? Ano zwyczajnie. Ukraińcy konsekwentnie fałszują historię i ze zbrodniarzy robią bohaterów. A jeśli nawet w Polsce, w której wiedza o ukraińskim ludobójstwie na Polakach nie jest wiedzą tajemną, mamy do czynienia z ukrainofilskim amokiem, to nie ma co się dziwić, że obywatele państw, które nie doświadczyły ukraińskiego „braterstwa”, nie mają zielonego pojęcia, komu biją brawo.
Co prezydent Zełenski ma do powiedzenia w sprawie hołdu dla weterana SS-Galizien? Oczywiście nic. Nie będzie przecież potępiał ukraińskiego bohatera. Dlatego ubawił mnie twitterowy wpis byłej premier Beaty Szydło, która napisała tak:
Oklaskiwanie przez @ZelenskyyUa i @JustinTrudeau weterana SS Galizien w kanadyjskim parlamencie to część szerszego problemu. Kanadyjscy politycy – chociaż nie świadczy o nich to zbyt dobrze – mogli nie wiedzieć, komu biją brawo. Ale czy prezydent Ukrainy nie domyślał się, co w czasie II wojny światowej robił 98-letni „ukraiński bohater”? Być może prezydent @ZelenskyyUa nie zauważył problemu, tak jak niezbyt zwracał uwagę na coraz bardziej powszechny na Ukrainie kult współpracujących z nazistowskimi Niemcami ukraińskich formacji z II wojny światowej. W ciągu ostatnich miesięcy Ukraińcy dzielnie walczyli z Rosją i wydawało się, że mają nowych bohaterów. Mam nadzieję, że ukraińska tożsamość nie będzie budowana na fundamencie czerwono-czarnej tradycji.
Nadzieją matką głupich i tak będzie w tym przypadku.
Ukraińska tożsamość nadal będzie budowana na fundamencie czerwono-czarnej tradycji, a to oznacza, że nasi „bracia w biedzie” będą gloryfikować sprawców ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Mrzonki o jakichś nowych bohaterach, którzy zastąpią UPA i SS-Galizien, to tylko mrzonki. Gdy ostrzegałam, że tak będzie, to ogarnięci amokiem ukrainofile wyzywali mnie od „ruskich onuc”. Teraz skrobią się po głowach i nie rozumieją, co się stało. A stało się to, co miało się stać, bo było oczywiste, że się stanie.
Sojusz niemiecko-ukraiński nabiera rumieńców, a my jesteśmy rozbrojeni, zadłużeni i oburzeni. Niemcy tradycyjnie wykorzystują Ukrainę do glanowania Polski, a Ukraina tradycyjnie prowadzi polityką antypolską, przy czym tradycyjnie kwitnie tam korupcja, złodziejstwo i gnojenie czerni przez królewięta.
Nic się nie zmieniło, chociaż polscy ukrainofile myśleli, że zmieniło się wszystko. I że teraz to już będziemy żyli długo i szczęśliwie w polsko-ukraińskiej przyjaźni i braterstwie. A teraz szok, bo Zełenski opluł Polskę jako „ruską onucę” i bił brawo weteranowi Dywizji SS-Galizien. Polskim ukrainofilom zszokowanym i oburzonym, że zamiast wdzięczności Ukraina pokazała Polsce kły, powiem tak: trzeba było uczyć się historii, to wtedy byście wiedzieli, że nie tylko Ruski zły, ale Ukrainiec też.
To jak, nadal „Sława Ukrainie”, czy już wróciliście do rozumu? [A czy „oni” byli kiedyś przy rozumie? md]
Ludzie nie wygrywają. Przegrywają. Ale ten śmiertelny atak na ludzkość wciąż można odwrócić, jeśli choćby nieznaczna większość powstanie i weźmie odpowiedzialność za własne życie i wolność. Jeśli obecny trend się utrzyma, jeśli większość tej populacji będzie nadal chować się przed prawdą, jeśli większość będzie oczekiwać, że to ktoś inny ich uratuje – wszystko będzie stracone. Ale jeśli pojawi się jakakolwiek prawdziwa, chętna do podjęcia działań i świadoma masa ludzi – ten system upadnie. To nigdy nie stanie się w wyniku jakichkolwiek wyborów i żaden polityk nie będzie w stanie zmienić kursu, którym podążamy, ponieważ poleganie na jakimkolwiek władcy uczestniczącym w tym nikczemnym systemie rządów jest uosobieniem porażki i może jedynie prowadzić do wiecznego zniewolenia.
Ten długo planowany schemat przejęcia świata jest bardziej zaawansowany, niż jakikolwiek normalny człowiek jest w stanie pojąć
„Dążeniem Rockefellerów i ich sojuszników jest utworzenie jednego rządu światowego łączącego superkapitalizm i komunizm pod jednym namiotem, a wszystko pod ich kontrolą. Czy mam na myśli spisek? Tak. Jestem przekonany, że istnieje taki spisek o zasięgu międzynarodowym, planowany od pokoleń i z niewiarygodnie złymi intencjami”.
(Uwaga: Lawrence McDonald zginął [prawdopodobnie zamordowany] w samolocie koreańskich linii lotniczych, lot 007, 1983, kilka miesięcy po złożeniu tego oświadczenia.)
Na początek zacznę swoje uwagi od stwierdzenia, że jest to próba prostego wyjaśnienia bardzo skomplikowanych przestępstw finansowych i gospodarczych stosowanych wobec Amerykanów, ale także wobec całej populacji świata, w celu stworzenia i utrzymania całkowitej kontroli nad ludzkością. Ma to przejawić się w koncepcji jednego światowego zarządzania, „Wielkiego Resetu”, czyli Nowego Porządku Świata. Może się to wydawać odważnym stwierdzeniem, ale tak nie jest. A kiedy już zrozumiesz, że wszystko, co działo się przez wiele dziesięcioleci, jest ze sobą powiązane, zwłaszcza od czasu zaplanowanego i ukartowanego wydarzenia pod fałszywą flagą zwanego „11 września”, powinieneś być w stanie rozpoznać ogromną liczbę oczywistych powiązań, które są niewiarygodnym złem.
Ostatnio coraz częściej wśród alternatywnych serwisów informacyjnych i blogerów pojawia się pogląd, że wielu się budzi i że ludzie wygrywają bitwę o wolność. Moim zdaniem tak nie jest, a wręcz jest to mylące, gdyż siłą napędową takiego myślenia jest fałszywa nadzieja. Jest oczywiste, że coraz więcej osób twierdzi, że jest przeciwna tyranii rządu, ale jak dotąd nie zrobiono absolutnie nic, aby zmniejszyć lub wyeliminować władzę państwa na jakimkolwiek szczeblu. Ponadto nikczemne wysiłki państwa i jego kontrolerów w dalszym ciągu się nasilają, a dążenie do jeszcze bardziej drakońskiej polityki nigdy się nie kończy. W obecnym otoczeniu nie wiadomo, jaka może być reakcja mas, biorąc pod uwagę rozległy i nieuchronny szereg tak zwanych „sytuacji nadzwyczajnych”, które z pewnością wystąpią, gdy ta kontrolująca klika będzie starała się realizować swoje programy, ale jeśli przeszłość może o czymś świadczyć, to raczej należy oczekiwać podporządkowania się.
Schemat przejęcia przez tych rządzących psychopatów opiera się zawsze na pierwowzorze problem-reakcja-rozwiązanie, z których wszystkie są fałszywymi, zaplanowanymi wydarzeniami i fałszywymi sytuacjami kryzysowymi. W rzeczywistości spiskami, mającymi na celu zaszczepienie strachu, nienawiści lub wywołanie zamieszania, aby państwo mogło udawać, że przybywa na ratunek swojej nieszczęsnej klasie niewolników. Strategia ta okazywała się skuteczna za każdym razem, gdy została użyta, a stado po prostu zgadza się, pomimo rozpowszechnianej błędnej retoryki, że ta populacja wygrywa. Tak nie jest i dopóki państwo będzie kontynuować swoje wysiłki zmierzające do przebudowania i przekształcenia społeczeństwa, czy to pod względem psychologicznym, finansowym, czy ekonomicznym, i dopóki państwo będzie odnosić sukcesy, władza klasy rządzącej i jej systemu rządów przyspieszy transfery bogactwa, monopol monetarny i wysiłki depopulacyjne.
Aby bandyci państwowi mogli zrealizować swoją misję przejęcia świata, konieczna jest manipulacja i kontrola psychologiczna, ale kontrola finansowa i ekonomiczna jest obowiązkowa. To prowadzi nas do prawdziwego pytania: kto jest właścicielem i kontroluje ten świat? Z pewnością są to wielkie kartele bankowe, w tym wszystkie banki centralne, wielcy magnaci korporacyjni, fundacje organizacji pozarządowych chronione przez rząd i oczywiście cały światowy przemysł aktywów, który do 2020r. kontrolował znacznie ponad 100 bilionów dolarów. Ale kto jest właścicielem i kontroluje wszystkie te podmioty? Kto ma kontrolę nad wszystkim na ziemi? To Blackrock i The Vanguard Group i jak wyjaśniłem rok temu:
„Istnieje kilka tysięcy instytucjonalnych firm inwestycyjnych, które są właścicielami każdego dużego banku, każdej dużej korporacji, każdej dużej firmy inwestycyjnej, każdego serwisu informacyjnego, każdej dużej firmy komunikacyjnej, każdej dużej firmy farmaceutycznej, każdej dużej firmy transportowej. Innymi słowy, większość dużych firm na świecie jest własnością tych inwestorów instytucjonalnych. Z kolei małe instytucjonalne firmy inwestycyjne są własnością większych instytucjonalnych firm inwestycyjnych, a większe firmy inwestycyjne są własnością jeszcze większych firm inwestycyjnych. Dwie instytucjonalne spółki inwestycyjne, które są głównymi właścicielami i kontrolerami wszystkich pozostałych na świecie, to Vanguard Holdings i Blackrock, a Vanguard jest największym akcjonariuszem (właścicielem) Blackrock. Oznacza to, że Vanguard i Blackrock są właścicielami i kontrolują tę planetę.”
Obecnym dyrektorem generalnym Vanguard jest Tim Buckley, a szefem i założycielem potężnej instytucji Blackrock jest Larry Fink. Należy zauważyć, że Fink i Blackrock osiągnęli pozycję skrajnej i niemal nieskończonej władzy nad finansami i ekonomią i według wielu są obecnie czwartą władzą. Powiązania Finka niesamowicie dużo mówią o władzy dzierżonej przez Blackrock. Blackrock skutecznie kontroluje Rezerwę Federalną i Departament Skarbu USA, a także banki na całym świecie. Należy zauważyć, że Fink został powołany do Zarządu Światowego Forum Ekonomicznego (WEF) 22 sierpnia 2019r., czyli w momencie rozpoczęcia oszukańczej „pandemii covid”, która została wywołana, utrwalona i rozpoczęła się w tym samym miesiącu, w którym Fink objął stanowisko w zarządzie WEF. Aby uzyskać pełny obraz dzisiejszej historii Finka i Blackrock, obejrzyj ten wspaniały dokument Jamesa Corbetta: „Jak Blackrock podbił świat”. Corbett wyjaśnia w nim, z pełnymi odniesieniami w formie wideo i tekstu, w jaki sposób zorganizowano całą mistyfikację dotyczącą „covid”, która była przede wszystkim finansowym zamachem stanu pod przewodnictwem Blackrock. To połączenie kropek i ludzi ma ogromne znaczenie.
Jak wspomniałem wcześniej, jest to bardzo uproszczony pogląd na te wydarzenia, ale konieczne jest połączenie kilku rzeczy razem, aby wszystko było należycie powiązane, a co wskazuje na rozległy spisek szerzony od długiego czasu. Wszystkie tak zwane „sytuacje nadzwyczajne” od czasu oszukańczej wewnętrznej roboty [inside job] związanej z 11 września, mają wiele wspólnego, a dlaczego nie miałyby mieć, skoro dominacja w zarządzaniu światem zawsze była głównym celem. Weźmy pod uwagę tylko trzy wydarzenia, chociaż w tym czasie było ich o wiele, wiele więcej.
Budynki, które zawaliły się 11 września, zamieniły się w proch, co byłoby niemożliwe w przypadku pożaru spowodowanego paliwem do silników odrzutowych. Proszę wziąć pod uwagę, że samochody będące z dala od jakiegokolwiek pożaru spłonęły doszczętnie. Stopiony metal, aluminium i szyby przednie. Wszystko jak w wyniku samozapłonu. Ale to samo wydarzyło się podczas pożarów w Paradise w Kalifornii w 2018r., z wieloma podobieństwami, włączając w to niewiarygodne uszkodzenia samochodów, które nie znajdowały się nawet na drodze pożarów, a które musiały być wywołane znacznie wyższą temperaturą niż poziom ciepła charakterystycznego dla pożaru. To samo miało miejsce w zeszłym miesiącu w Lahainie na Hawajach. Czy to możliwe? Nie byłoby możliwe, gdyby wcześniej nie zaplanowano podobnych lub identycznych metod zniszczenia i nie przeprowadzono ich za pomocą przestępczych środków państwowych (wojskowych). To samo dzieje się na całym świecie, a wszystko to jest fałszywie wyjaśniane przez współwinne i kontrolowane media głównego nurtu.
Bardzo wymownym aspektem wszystkich tych fałszywych „sytuacji nadzwyczajnych” od 11 września po Maui jest to, że Wall Street i firmy finansowe, instytucjonalne firmy zajmujące się aktywami, banki centralne, kontrahenci w dziedzinie obronności i kontrolowane przez wojsko firmy technologiczne, i w tym także Blackrock, miały tendencję do osiągania ogromnych zysków, zdobywania (kradzieży poprzez zawłaszczanie ziemi) większej ilości majątku, kontraktów rządowych i ogromnych pieniędzy na pomoc finansową, a jednocześnie wychodziły z katastrofy znacznie bogatsze i potężniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Stało się tak w przypadku 11 września, załamania finansów i budownictwa mieszkaniowego w 2008r., fałszywego spisku „covid”, a teraz z ostateczną bronią przeciwko ludzkości, całkowicie nielegalnym programem „zmian klimatycznych”. I ten program umieścił Blackrock na szczycie światowej listy tego przestępczego oszustwa.
Każda sytuacja nadzwyczajna powoduje powstanie większego i potężniejszego państwa, większych ograniczeń, większej liczby regulacji, nakazów, lockdownów, mniej podróży oraz większego nadzoru i cenzury. Wszystko to jest zaplanowane i nigdy nie jest zbiegiem okoliczności czy przypadkiem, ponieważ wszystko to jest celowym spiskiem przeciwko ludzkości. Niezależnie od względów politycznych czy partii, ten atak na nas wszystkich trwa i stale się rozszerza. Każdy incydent, każda manipulacja, każda „sytuacja nadzwyczajna” została zaplanowana ze znacznym wyprzedzeniem, a przejęcie świata jest teraz coraz bliżej.
Podczas gdy państwo w dalszym ciągu buduje swój nowy porządek świata, ogół populacji jest trawiony przez kolejne wydarzenia pod fałszywą flagą, zwane „sytuacją nadzwyczajną” lub nowym „zagrożeniem”, jak twierdzi klasa rządząca zdecydowana przejąć władzę nad światem. Podczas gdy masy skaczą sobie do gardeł, państwo kontynuuje dążenie do całkowitej dominacji. Oznacza to, że ludzie są współwinni własnego niewolnictwa z powodu niezdolności dostrzeżenia szerszego obrazu sytuacji, gdyż koncentrują się na każdym rozproszeniu uwagi rzucanym im przez tę nikczemną siłę rządzącą.
Ignoruje się fakt, że ten świat został już przejęty i jest w pełni kontrolowany przez nielicznych, a walka jednych przeciw drugim w dalszym ciągu pomaga w tym spisku przejęcia. Koncentrując się na każdym rozproszeniu uwagi ze strony despotów, ludzie otworzyli się na dyktatorskie zarządzanie i w trakcie tego procesu stracili wszelką zdolność do powstrzymania totalitarnej uzurpacji wobec ich życia i własności z rąk kliki finansowej nastawionej na rządzenie światem.
Przez traktowanie każdego błędu jako niezależnego od rzeczywistego celu, do którego dążą, nie robi się nic, aby powstrzymać państwo w jego wysiłkach na rzecz pełnej kontroli wszystkich ludzi na ziemi. Przez uczestniczenie w procesie politycznym i „głosowaniu”. Procesie zaprojektowanym i wdrożonym wyłącznie w celu kontroli. Poprzez koncentrację na aspektach politycznych, poprzez wysiłki by wykorzystać skorumpowane sądy państwowe do uzyskania zadośćuczynienia za autorytarne posunięcia, poprzez akceptację panującego systemu jako legalnego, poprzez zezwolenie Rezerwie Federalnej i wszystkim bankom na możliwość monitorowania i kontrolowania majątku poprzez całkowitą cyfryzację – mali ludzie kopią własne groby.
Być może jest już za późno by kontynuować ten idiotyczny i daremny trud, ponieważ nieliczna klasa rządząca kontroluje już systemy, które pozwolą im sfinalizować plan przejęcia. Jedyną odpowiedzią na tę niegodziwą próbę zniszczenia nas z korzyścią dla tych kilku najpotężniejszych jest zanegowanie całego rządu, zanegowanie i zniesienie systemu rezerwy federalnej, uniemożliwienie kartelom bankowym jakiejkolwiek kontroli, zastopowanie wszelkich wysiłków monopolizacji systemu gospodarczego i monetarnego na rzecz tworzenia i wdrażania jakichkolwiek walut cyfrowych banku centralnego oraz brak akceptacji dla jakichkolwiek nowych pozorowanych stanów nadzwyczajnych dotyczących zdrowia, fałszywych „zmian klimatycznych”, groźby wojen, nienaturalnych wydarzeń lub jakichkolwiek innych zamierzonych czynów przestępczych mających na celu spowodowanie niepotrzebnego strachu wśród pozornie bezradnego proletariatu.
Ludzie nie wygrywają. Przegrywają. Ale ten śmiertelny atak na ludzkość wciąż można odwrócić, jeśli choćby nieznaczna większość powstanie i weźmie odpowiedzialność za własne życie i wolność. Jeśli obecny trend się utrzyma, jeśli większość tej populacji będzie nadal chować się przed prawdą, jeśli większość będzie oczekiwać, że to ktoś inny ich uratuje – wszystko będzie stracone. Ale jeśli pojawi się jakakolwiek prawdziwa, chętna do podjęcia działań i świadoma masa ludzi – ten system upadnie. To nigdy nie stanie się w wyniku jakichkolwiek wyborów i żaden polityk nie będzie w stanie zmienić kursu, którym podążamy, ponieważ poleganie na jakimkolwiek władcy uczestniczącym w tym nikczemnym systemie rządów jest uosobieniem porażki i może jedynie prowadzić do wiecznego zniewolenia.
„Jedyną rzeczą, której człowiek się boi, jest nieznane. W takim scenariuszu jednostki będą chętnie zrzekać się praw w zamian za gwarancję dobrobytu przyznaną im przez Rząd Światowy, Nowy Porządek Świata”.
Armageddon albo czy sami damy radę [2021r] „Po raz pierwszy w życiu zacząłem zdawać sobie sprawę, że to nie zło i brutalność, ale prawie zawsze słabość jest przyczyną najgorszych rzeczy, które dzieją się na tym świecie”. […]
If you don’t know what freedom is, better figure it out now!
3 komentarze
AlterCabrio 24 września 2023 godz. 16:24
Warto sobie przypomnieć. 10 paź 2020.https://www.youtube.com/embed/o-P0Rk8HYwA?si=QYGN1ULXk3b2bFvt
CzarnaLimuzyna 24 września 2023 godz. 17:49
Kolejny dobry artykuł. Zacytuję z komentarza pod innym wpisem:
Nigdy nie zapominaj: Plan A Hegemona to kolejna Wieczna Wojna. Nie ma planu B.Wojna ma trwać do samego końca czyli całkowitej klęski ludzkości.
Warto tez przypomnieć sobie, że tak jak podkreśla ks. Marek Bąk nie musimy przegrać, ale żeby wygrać musimy zacząć walczyć. Każdy przegrywa, gdy nie walczy. To dotyczy rozgrywek sportowych, a tym bardziej wojny, która jest wywołana po to, aby wielu z nas zabić, stłamsić i okraść ze wszystkiego: wolności, godności, własności.Fałszywe „sytuacje nadzwyczajne” tworzą coś, co można określić mgłą wojny. W ich cieniu dokonują się zbrodnicze operacje.
AlterCabrio 24 września 2023 godz. 18:00
Dla zainteresowanych: PONEROLOGIA POLITYCZNA: Najlepsze wyjaśnienie niepoprawnej kabały psychopatów, którzy rządzą światem.Publikujemy amerykański tekst dr Jamesa Lindsay’a, oparty na przemyśleniach książki wybitnego Polaka Andrzeja Łobaczewskiego pt. „Ponerologia polityczna. Nauka o naturze zła w adaptacji do zagadnień politycznych”.Na podstawie tej książki objaśnia tworzenie i funkcjonowanie obecnej pseudo-rzeczywistości przez psychopatów na różnych szczeblach władzy. Lektura artykułu, podobnie jak książki, nie jest łatwa, ale pozwala zrozumieć obecną rzeczywistość i jej funkcjonowanie. Doceniono tu myśli wybitnego polskiego psychiatry, dopiero po jego śmierci, w wyniku potrzeby zrozumienia obecnych czasów.Psychopatia i początki totalitaryzmu, James Lindsay, 01.2021r.____________________Jedyny wywiad z A. Łobaczewskim. Tłumaczenie i wstęp Bald TV [lektor].https://www.youtube.com/embed/mYRzwo-Z8rA?si=LsGYM6XNJAUi4n1G____________________Dla bardzo zainteresowanych:Analiza stanu demokracji (przedstawicielskiej) w obecnej epoce neoliberalizmu i wpływ propagandy na społeczeństwo w systemie demokratycznym.ILUZJA DEMOKRACJI, NEOLIBERALIZM I PROPAGANDA CZYLI DLACZEGO OWCE MILCZĄ?, [2019r.]
Marina Abramović pozuje z Jacobem Rothschildem przed obrazem „Szatan wzywający swoje legiony”
Pełniący funkcję prezydenta Ukrainy, Zełenski poprosił Marinę Abramovic, aby została ambasadorką Ukrainy i pomogła w odbudowie szkół. Informację podał The Telegraph.
Zostałam zaproszona przez Zełenskiego, abym została ambasadorem Ukrainy i pomogła poszkodowanym dzieciom przy odbudowie szkół.
Abramovic znana jest z popierania Ukrainy, a samych Ukraińców nazywa „dumnymi, silnymi i dostojnymi”.
#BalenciagaGate /afera Balenciagi, jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek na rynku luksusowym- przypis red./ nakłoniła tysiące ludzi do bliższego przyjrzenia się światu mody oraz coraz wyraźniejszemu okultyzmowi i satanizmowi obecnemu na najwyższym poziomie. Artystka Marina Abramovic to jedna z najbardziej ukochanych postaci mody, ale ma przerażającą historię tworzenia niepokojącej, kanibalistycznej i pedofilskiej sztuki.
Twórczość Mariny Abramovic niepokoi i przypomina okultyzm
Jeśli byłeś wiernym obserwatorem Vogue’a przez ostatnie kilka lat, prawdopodobnie widziałeś prace Mariny Abramovic, niezależnie od tego, czy wtedy o tym wiedziałeś, czy nie. To 76-letnia serbska artystka konceptualna, która od kilkudziesięciu lat współpracuje z najpotężniejszymi i najbardziej znanymi ludźmi na świecie i jest filarem świata mody. Na papierze twórczość Abramovic ma na celu eksplorację sztuki feministycznej, możliwości umysłu i ograniczeń ciała. Niewiele jednak trzeba, by zauważyć, że jej prace ociekają odniesieniami do okultyzmu, satanizmu, pedofilii i innymi niepokojącymi tematami.
Zacznijmy od jednej z jej najsłynniejszych okładek magazynu, wydania ukraińskiego Vogue’a z 2014 roku. Stoi za czymś, co wydaje się być młodą dziewczyną, stoi groźnie z rękami na jej ramionach. Obie mają na sobie jednolicie czerwone ubrania, a ich włosy są przedzielone pośrodku i zaczesane do tyłu. Wygląda to w najlepszym razie złowieszczo. Pozostała część rozprzestrzeniania się jest głęboko niepokojąca.
Na innym zdjęciu Abramovic trzyma zakrwawioną, pozbawioną skóry głowę kozy, co najwyraźniej przedstawia magiczną moc czerpiącą z Baphometa, pogańskiego bożka Kościoła satanistycznego.
Na innym zdjęciu z tej rozkładówki Abramovic stoi za rzekomo martwym ciałem – kobietą leżącą na stole zupełnie nagą, z wylewającymi się na nią wnętrznościami i narządami. Abramovic wykonuje znak ręką, który ma być kojarzony z okultyzmem. Jest jeszcze jedno przerażające zdjęcie „martwej” modelki siedzącej, trzymającej własne narządy wylewające się z jej ciała, a Abramovic stoi tuż za nią bohatersko pieszcząc ją jedną ręką i wykonując drugą ręką ten sam znak, który rzekomo jest z nią kojarzony z okultyzmem.
Marina Abramovic ma bliskie relacje z wieloma wpływowymi, sławnymi osobami.Dlaczego tego typu kobiety miałyby być tak zaangażowane w kręgi mody i polityki? Jednak jest coraz gorzej. Jeden z użytkowników Twittera zauważył, że Abramovic znajduje się na liście płac Departamentu Stanu USA. (…)
“Mijają dni, a skandal nie ustaje. Balenciaga, jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek na rynku luksusowym, popełniła „błąd”, który nie tylko będzie ją kosztował miliony, ale także rozpoczął społeczną debatę na temat prawdziwej ceny rozgłosu. Czy naprawdę możesz przekroczyć dowolną granicę, aby uzyskać więcej polubień, więcej odwiedzin, więcej reakcji?Ale być może najgorsze ze wszystkiego jest to, że to, co mogło umknąć oku niewtajemniczonemu w sadomasochizm, nie umknęło tym, którzy mają wiedzę na ten temat. Maski, opaski, stroje identyczne z tymi, jakie noszą futrzaki (przebieranie się za zwierzęta w celu odbycia anonimowego seksu grupowego), łańcuchy, bicze…Każdy element kampanii, w którym chłopcy i dziewczęta pozują bez uśmiechu ani razu – trzymając torbę lub leżąc bezpośrednio twarzą w dół na sofie, bardzo blisko stołu z do połowy wypitymi kieliszkami czerwonego wina – jest tak naprawdę hieroglifem nasyconym znakami. że pedofile umieją czytać prosto i że inni rozumieją nawet bez znajomości „języka”. I oczywiście sieci eksplodowały.Potem było to, co zawsze: zdziwienie, oburzenie, olimpijskie umycie rąk przez jednego z fotografów odpowiedzialnych za zdjęcia, pojedyncza reakcja jednej z twarzy marki (Kim Kardashian) i głośna cisza. Nicole Kidman, która w środku skandalu bez problemu zamieściła swoje zdjęcie w kreacji z nowej kolekcji marki…” /link/_______________________
Zełenski podobno poprosił Marię Abramovic, osławioną „satanistkę i kucharkę”, aby została ambasadorem Ukrainy. Zełenski zlecił jej stworzenie przerażającego pomnika w Kijowie w 2021 roku. Zełenski jest blisko z satanistyczną czarownicą, która zadaje się z Podestą i Hillaryhttps://twitter.com/WarClandestine/status/1705317140792848559
minka 24 września 2023 godz. 00:38
Jak odnotował The People’s Voice w 2016 r., Spirit Cooking odnosi się do „sakramentu w religii Thelemy założonej przez Aleistera Crowleya” i obejmuje szatański występ, podczas którego krew menstruacyjna, mleko matki, mocz i nasienie są wykorzystywane do wywołania niepokojącego „ obraz”.https://www.youtube.com/embed/qfL5KwUuvMc?feature=oembed
Przypominam tekst “Satanizm w Toruniu” zamieszczony w 2019 r. na Legionie i omawiający osobę Mariny Abramović i wystawę jej “dzieł” zorganizowaną w toruńskim Centrum Kultury Współczesnej pod kuratelą Marka Żydowicza i Camerimage. Omówione też zostało jej uwikłanie w komunizm, satanistyczne orgie w Hollywood i kto na nich bywa.
Pajacyk z Kijowa, nie potraktowany zbyt poważnie przez polityków w USA (z wyjątkiem Dudy – zdradzonego, a zawsze wiernego w miłości) postanowił widocznie sięgnąć po czary. To zresztą nic nowego, bo od wieków wszelkie Horpyny jak ta u Sienkiewicza i inne czarcie badziewie zawsze tam się lęgło. Życzymy powodzenia Ukrainie pod takimi rządami.
Stanisław Michalkiewicz • 23 września 2023 michalkiewicz
„Wariat na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie” – przestrzegał Czesław Miłosz. Cóż dopiero – całe stada wariatów, którym w dodatku udało się przechwycić władzę polityczną? To jest niebezpieczeństwo jeszcze gorsze od upadku asteroidy, bo wtedy, chociaż nastąpiło masowe wymiernie, to przecież życie na Ziemi przetrwało, a nawet się odrodziło w imponująco licznych i złożonych formach, podczas gdy wariaci prawdopodobnie doprowadzą do całkowitej zagłady nie tylko życia ludzkiego, ale i każdego innego.
Przed laty odwiedziłem w prowincji Alberta w Kanadzie muzeum dinozaurów. Zgromadzono tam mnóstwo szkieletów tych gadów; okropne gnaty, których oglądanie szybko mi się znudziło. Ale obok gnatów były również modele kuli ziemskiej w różnych epokach geologicznych i to było arcyciekawe. Oglądając uważnie te modele, zauważyłem, że w epoce kredy na Ziemi musiało być bardzo ciepło, bo poziom mórz wyższy był od obecnego o 200 metrów, a na planecie w ogóle nie było lodu nawet na biegunach. Potem jednak z zagadkowych przyczyn musiało się ochłodzić, bo poziom mórz obniżył się mniej więcej do obecnego, jako że znaczna część wody została uwięziona w czapach lodowych na biegunach (lodowiec na Antarktydzie ma od 2 do 5 kilometrów grubości), w wiecznych śniegach, lodowcach w górach i tak dalej. Jakie przyczyny to sprawiły, skoro na Ziemi nie było ludzi, więc ówczesne – dość zasadnicze, jak widzimy – zmiany klimatyczne nie mogły mieć przyczyn antropogenicznych, czyli spowodowanych działalnością człowieka?
Jakie są to przyczyny – o tym mówiłem i na konferencji anty-klimatycznej w Gliwicach i przy innych okazjach, więc nie będę tu tego powtarzał. Jeśli nawiązuję do tamtych odwiedzin w muzeum dinozaurów w kanadyjskiej prowincji Alberta, to dlatego, że przed kilkoma dniami odwiedził to muzeum mój Honorable Correspondant z Kanady i natychmiast zawiadomił mnie, iż pozostały tam tylko gnaty jurajskich gadów, natomiast modele kuli ziemskiej z różnych epok geologicznych zostały stamtąd usunięte, zaś personel nie potrafił, albo nie chciał udzielić mu odpowiedzi, dlaczego tak się stało. Jesteśmy tedy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i domyślajmy się! Otóż ja się domyślam, że szajka wariatów i łajdaków, którzy dla zagadkowych przyczyn dotychczas wariatów politycznie wspierają, usunęła te modele na wszelki wypadek – żeby nikt już ich nie oglądał i nie wyciągał żadnych wniosków, ani też nie dopuszczał żadnych wątpliwości wobec zatwierdzonej przez wariatów do wierzenia antropogenicznej przyczyny zmian klimatycznych.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to najpewniej chodzi o pieniądze, toteż obok wariatów wspomniałem również o łajdakach, którzy na lansowaniu antropogenicznej przyczyny zmian klimatycznych robią lukratywne geszefty w postaci wypłukiwania złota z powietrza. Kiedyś marszałek Piłsudski, chcąc zilustrować jakiś absurd, wspomniał o spółce do wypłukiwania złota z powietrza. Tymczasem dzisiaj, po 100 latach, wypłukiwaniem złota z powietrza, czyli handlowaniem limitami dwutlenku węgla, zajmują się rozmaite goldmany-sachsy i inni finansowi gradziarze. A dlaczego? A dlatego, że pomogli wariatom uchwycić władzę polityczną, dzięki czemu wariaci mogli wylansować i narzucić wszystkim – zwłaszcza biednym, głupim dzieciom – pogląd, że zmiany klimatu mają przyczynę antropogeniczną.
Ale nie tylko o pieniądze tu chodzi. Chodzi również o tresurę miliardów ludzi, których będzie można wziąć za mordę jak nie pod pretekstem epidemii zbrodniczego koronawirusa, to pod pretekstem globalnego ocieplenia – ale żeby to było możliwe, to najpierw trzeba wszystkich oduraczyć, a któż lepiej oduraczy, jeśli nie wariaci? Toteż z niepokojem przyjąłem wiadomość, że w Kongresie USA, a więc mocarstwa trzymającego palec na atomowym cynglu, odbyła się debata na temat UFO i kosmitów, połączona z zaprzysięganiem jakichś świadków, których – jak zauważył Rejent Milczek – „nie brak na tym świecie”. Teraz jacyś zasuszeni kosmici zostali nawet pokazani, co prawda na niezbyt wyraźnych fotografiach, więc pojawiły się fałszywe pogłoski, że to tylko ususzone zwłoki alpak – ale NASA się odgraża że będzie prowadziła intensywne badania w tym kierunku.
Takie badania muszą sporo kosztować; to się rozumie samo przez się, więc nic dziwnego, że naukowcy zbiegną się tam jak muchy do… – no, mniejsza z tym – i na pewno namnożą mnóstwo „koncepcji” – jeszcze więcej, niż Kukuniek jest w stanie wyprodukować w ciągu godziny. I pomyśleć, że członkowie sekty Antrovis, do której należała pani Barbara Labuda, co to podobno odbywała międzyplanetarne podróże na miotle, a w międzyczasie urzędowała jako minister w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi – załatwiali te sprawy bezinwestytyjnie, jeśli oczywiście nie liczyć kosztów wódeczki i jakichś ziółek!
Ale UFO i kosmici, to jeszcze nic w porównaniu z projektami z pozoru bardzo ambitnymi, ale przypominającymi utwór literacki autorstwa Fryderyka Bastiata, dowcipnego francuskiego prawnika i szermierza wolnego rynku. Chodzi mi oczywiście o tak zwane porozumienie paryskie z 2015 roku, na podstawie którego wariaci, co to opanowali Organizację Narodów Zjednoczonych, nakłonili wiele państw do podjęcia przedzjazdowego zobowiązania, że obniżą temperaturę na Ziemi o półtora stopnia Celsjusza.
Ponieważ jest forsa do przejęcia, to w środowisku wariatów pojawiło się mnóstwo pomysłów, jak to zrobić. W ten oto sposób narodziła się nowa dyscyplina naukowa w postaci „geoinżynierii”. Jednym z pomysłów podsuniętych przez wariatów – geoinżynierów, jest przysłonięcie Słońca. Tu wariaci – jak to wariaci – różnią się między sobą w pomysłowości. Jedni chcieliby umieścić w przestrzeni kosmicznej mnóstwo luster, które odbijałyby promienie słoneczne i zaraz na Ziemi zrobiłoby się chłodniej. Inni z kolei nie chcą żadnych luster, tylko chcą zwiększyć jasność chmur – żeby to one odbijały słoneczne promienie. Znowu inni wariaci uważają, że najlepiej będzie rozpylać w atmosferze aerozole, przede wszystkim – związki siarki – które też będą odbijały promienie słoneczne. Zwracam uwagę, że wszystkie te pomysły zmierzają do ograniczenia wpływu Słońca na Ziemię.
Z identyczną inicjatywą wystąpili jeszcze w XIX wieku – o czym właśnie pisze Fryderyk Bastiat w swoim utworze któremu nadal formę petycji do króla – producenci świec, lamp i innych urządzeń oświetlających. Domagali się oni od króla, by podjął starania na rzecz zlikwidowania nieuczciwej konkurencji ze strony Słońca, które nie tylko wciska się w każdą szparę, ale w dodatku – w odróżnieniu od nich – nie płaci podatków. Jak widzimy wariactwo ma swoją długą tradycję, z tym, że w XIX wieku wierzono jeszcze w omnipotencję króla, to znaczy – państwa – podczas gdy dzisiaj bardziej wierzy się w naukę i wynajętych ekspertów, co to za pieniądze udowodnią wszystko.