Rabin Szalom Ber Stambler podczas uroczystości zapalenia menory chanukowej w Sejmie w Warszawie w 2022 roku. / foto: PAP
W czwartek po południu w Sejmie odbędzie się uroczyste zapalenie świec chanukowych z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, marszałka Sejmu Szymona Hołowni oraz prezydium Izby.
Poprzednia, wtorkowa, uroczystość, poświęcona żydowskiemu świętu Chanuki, została przerwana przez posła Konfederacji Grzegorza Brauna, który używając gaśnicy proszkowej, zgasił zapalone w Sejmie świece chanukowe.
Świece we wtorek zapalał rabin Szalom Dow Ber Stambler, przewodniczący Chabad-Lubawicz w Polsce, podobnie będzie w czwartek. – Miałem przywilej zapalić świecie w tym roku, tak jak robimy to od 17 lat – powiedział w rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM rabin Stambler.
– Jesteśmy zawsze przyjęci i zaproszeni przez Kancelarię Marszałka Sejmu i to jest temat, który stoi zawsze ponad kontrowersją, ponad podziałami politycznymi – dodał.
W związku z tym przypominamy obszerny fragment tekstu opublikowanego na portalu nczas.com, w którym wyjaśnialiśmy, czym jest Chabad-Lubawicz.
Wikipedia mówi, że jest to grupa chasydów powstała pod koniec XVIII wieku w białoruskiej miejscowości Lubawicze (jego nazwę sami wyznawcy tłumaczą z rosyjskiego jako „miasto braterskiej miłości”), w obwodzie smoleńskim. W swojej historii Chabad-Lubawicz miało 7 nauczycieli (rebe) wywodzących się z jednej dynastii.
Ostatni Menachem Mendel Schneerson zaniechał wyboru następcy i od jego śmierci w 1994 grupa nie posiada swojego rebe. Jest najszybciej rozwijającą się grupą chasydzką – liczącą ok. 200 tysięcy wyznawców na całym świecie. Chabad-Lubawicz zachęca osoby o żydowskich korzeniach, ale nieposiadające żydowskiej matki, do konwersji na judaizm.
Na stronach samej organizacji Chabad-Lubawicz znajdziemy jeszcze informację, że datuje się ona na wczesne lata czterdzieste, kiedy to władzę objął właśnie Mendem Schneerson.
Dalej czytamy, że „Obecnie 4000 rodzin – pracujących na pełen etat emisariuszy ruchu wciela w życie 250-letnie zasady i filozofię i kieruje ponad 3300 instytucjami”.
Chabad-Lubawicz reprezentowany jest w Polsce przez Fundację Chai. Działalność statutowa Fundacji Chai obejmuje „krzewienie kultury żydowskiej oraz działalność edukacyjną, a także szeroko pojętą pomoc osobom wyznania Mojżeszowego mieszkającym na terenie Polski. Fundacja współpracuje ściśle z międzynarodową organizacja żydowską Chabad-Lubawicz”. Dowiadujemy się także, że „prowadzone przez Fundację Centrum Żydowskie jest rekomendowane przez Chabad Lubawicz na świecie jako «Chabad Lubawicz w Polsce»”.
Dla szerszego audytorium organizowane są „wykłady na temat kultury i religii żydowskiej, kabały, świąt żydowskich itp. Spotkania te są uświetniane obecnością przedstawicieli świata biznesu, korpusu dyplomatycznego i władz miasta”.
Jest też działalność kulturalna, która „ma na celu przede wszystkim budowanie porozumienia między Polakami i Żydami. Fundacja stara się propagować kulturę żydowską zarówno poprzez kontakty z władzami lokalnymi i centralnymi (np. organizację spotkań przedstawicieli władz z wybitnymi rabinami), jak i poprzez akcje skierowane do szerszych grup społecznych”.
Krytycy przypominają, że członkowie Chabad-Lubawicz należą do ortodoksyjnych zwolenników Kabały i ich działalność ma charakter sekciarski. Pojawiają się też spekulacje na temat dość niejasnych kontaktów tego odłamu chasydów z politykami w kraju i na świecie.
Grzegorz Braun gaszący żydowski świecznik w Sejmie oraz Tomasz Sommer. / Foto: print screen X/NCzas (kolaż)
Nie milkną echa epickiego ugaszenia chanukiji w Sejmie RP przez posła Grzegorza Brauna. Redaktor naczelny „Najwyższego CZAS!”-u Tomasz Sommer zwrócił uwagę na kilka aspektów sprawy.
Przypomnijmy, że we wtorek 12 grudnia poseł Konfederacji Grzegorz Braun zgasił gaśnicą proszkową żydowski świecznik w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej, czym wywołał powszechne „święte oburzenie”. Ci sami, którzy domagają się świeckiego państwa, grzmieli o „antysemickim akcie”, gdy idea ta została wprowadzona w życie.
Na czwartek 14 grudnia na 16 zaplanowano ponowne zapalenie świec chanukowych.
Do ugaszenia menory chanukowej przez Brauna odniósł się Sommer. Zwrócił uwagę na kilka aspektów tej sprawy.
„Czego dowiedzieliśmy się dzięki jednej odpalonej gaśnicy?
że najważniejszą religią dla POPiS-u i lewicy jest judaizm
że wszyscy politycy tych partii boją się Żydów, jak ognia i gotowi są przed nimi poniżyć przekraczając granice skrajnego upodlenia
że w polskim sejmie od lat odprawiane są jakieś dzikie gusła i tylko jeden człowiek się temu procederowi sprzeciwia, a te gusła są oczywiście niczym innym, jak zaznaczaniem zdobytego terytorium, dokładnie tak samo, jak to się dzieje przy ekspansji islamu (polecam przy okazji „Światy islamu” Chodakiewicza, tam ten proces wasalizacji elit jest szczegółowo opisany)
że na jedno gwizdnięcie na kolana przed Panami padają prezydent RP Duda, biskup Ryś, wszyscy mainstreamowi dziennikarze i publicyści, a wesołek Hołownia posuwa się tak daleko, że szantażuje wicemarszałka Bosaka, próbując go zmusić do udziału w żydowskich obrzędach (czego jeszcze w historii Polski chyba nie było)
że nawet duża część Konfederacji wykazała się kręgosłupami miękkimi, jak plastelina
że, i to jest w sumie najsmutniejsze, ci wszyscy ludzie zawsze będą służyć Unii, Żydom, agenturom do których są w danym momencie przypięci i w nosie zawsze będą mieli jeden kraj: Polskę” – wskazał.
„Podziękujmy wszyscy Grzegorzowi Braunowi, że jedną gaśnicą znegliżował tę żałosną sytuację” – skwitował Sommer.
Czego dowiedzieliśmy się dzięki jednej odpalonej gaśnicy? – że najważniejszą religią dla POPiS-u i lewicy jest judaizm – że wszyscy politycy tych partii boją się Żydów, jak ognia i gotowi są przed nimi poniżyć przekraczając granice skrajnego upodlenia – że w polskim sejmie od lat…
Oddanie władzy nie jest sprawą prostą. Nie tyle nawet technicznie, co z przyczyn czysto psychologicznych. Nie zaskoczyło mnie więc, że mędrcy z PiS-u rzutem na taśmę wyciągnęli, niczym królika z kapelusza, swoją Wunderwaffe.
Komisja do spraw rosyjskich wpływów, bo to o niej mowa, przed odwołaniem jej członków przez Sejm nowej kadencji ogłosiła „cząstkowy raport” dotyczący rzekomych wpływów Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (FSB) na Służbę Kontrwywiadu Wojskowego. Miało to być ostatecznym ciosem w Donalda Tuska, okazało się jednak zwykłym kapiszonem. Interesujące jest jednak coś innego. Do „raportu” dołączono wykaz nazwisk agentów FSB, odwiedzających siedzibę SKW, wraz z datami i okolicznościami tych wizyt. Tyle że, jak ujawniły media, na liście znaleźli się także… bezcenni Ukraińcy. Ich nazwiska po cichu usunięto z raportu, który widnieje na stronach rządowych.
Przypomniało mi to o podobnej, niedawnej wpadce naszych asów wywiadu. W sierpniu ABW we współpracy z Prokuraturą Krajową rozbiła siatkę rosyjskiego wywiadu, która działała na terytorium Polski. Zatrzymano 16 osób. Jednak jak podał „The Washington Post”, polskie władze z powodów politycznych nie podały do publicznej wiadomości, że wśród zatrzymanych w ramach rozbitej siatki było aż 12 Ukraińców. Jako, że cała grupa miała liczyć łącznie16 członków jest to proporcja wręcz imponująca. Smaczku sprawie dodaje fakt, że większość z zatrzymanych Ukraińców ma w Polsce status uchodźców wojennych.
Warto w tym momencie powiedzieć: a nie mówiłem, czy w zasadzie: a nie mówiliśmy. Nie dla małostkowej satysfakcji. Ale by przypomnieć, że to my przed już niemal dwoma laty ostrzegaliśmy przed wpuszczaniem wszystkich faktycznych i mniemanych uchodźców „jak leci”. Na próżno. Polacy w geście źle pojętej gościnności szeroko otwarli serca i granice. Tym, którzy mówili, że pomagając należy zachować elementarną troskę o własne bezpieczeństwo natychmiast zamykano usta, przylepiając mało estetyczną etykietę „ruskich onuc”.
Tymczasem według najświeższych danych polskiej Straży granicznej od 24 lutego 2022 roku, czyli dnia początku wojny, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 17,59 miliona „uchodźców” z Ukrainy. Owi „uchodźcy” raczej średnio lękają się wojny, gdyż przynajmniej część z nich regularnie odwiedza swe domowe pielesze, na co dzień korzystając jednak z wygodnego życia na koszt naiwnych Europejczyków, w tym Polaków. Obecnie Polskę zamieszkuje ok 3 milionów obywateli Ukrainy z czego połowa była u nas już przed wojną.
Ilu spośród owych 17,59 miliona „uchodźców” odnotowanych przez straż graniczną lub choćby z owych 3 milionów obywateli Ukrainy mieszkających obecnie w Polsce stanowią agenci obcych (zapewne różnych) wywiadów? – nie wiemy. Na pewno jest to ułamek procenta. Tylko, że w przypadku liczb tak ogromnych nawet ułamek procenta to zatrważająco dużo. Tymczasem, szczególnie w pierwszych tygodniach wojny, do Polski wpuszczano wszystkich chętnych. Praktycznie bez żadnej kontroli czy weryfikacji. Ostrzeżenia, formułowane także przez publicystów naszego tygodnika, były przez podległe ministrowi Kamińskiemu służby konsekwentnie ignorowane. Zamiast podjąć działania na rzecz bezpieczeństwa państwa pisowscy aparatczycy zastosowali, także wobec nas, nielegalną cenzurę. Wszystko w zgodzie z koncepcją, że najprostszym sposobem pokonania gorączki jest zepsucie termometru.
Tymczasem problem infiltracji fali „uchodźców” przez obce służby, jakkolwiek istotny, nie jest bynajmniej jedyny. Poza nimi do Polski i Europy dostała się także cała masa pospolitych przestępców. Ich, zorganizowaną już obecnie działalność, muszą dziś zwalczać organy ścigania całego zachodniego świata.
Pozornie mniejszym, lecz perspektywicznie znacznie poważniejszym problemem może być przedostanie się na teren Polski ukraińskich środowisk neonazistowskich. Skrajni szowiniści spod znaku Stepana Bandery mogą obecnie jawić się jako skrajność, będą oni jednak rozsiewali swą zbrodniczą ideologię w ukraińskiej diasporze. To szczególnie niebezpieczne dla nas, gdyż nacjonalizm ukraiński zdefiniowany jest w sposób jednoznacznie antypolski i konfrontacyjny. Winien być zatem przez nas nie tylko potępiany, ale systematycznie zwalczany.
Różnorakich problemów zresztą jest więcej. Niedawno media alarmowały na przykład, że w ostatnim czasie liczba zakażeń HIV zauważalnie wzrosła.
Z danych GIS wynika, że w 2022 r. zarejestrowano w Polsce rekordową i nienotowaną dotychczas liczbę zakażeń HIV – 2380 przypadków, wobec 1248 przypadków zarejestrowanych w roku poprzednim – 2021. Oznacza to wzrost liczby zakażeń o ok. 90 proc. w stosunku rok do roku. Jako że w tak krótkim czasie nie zmieniły się drastycznie nawyki Polaków, nie pojawiły się też nowe, bardziej zakaźne odmiany wirusa, pozostaje tylko jeden logiczny wniosek. To pojawienie się u nas nowej, znaczącej liczebnie populacji było czynnikiem generującym zwiększenie liczby zachorowań. Tym bardziej, że w Polsce w roku 2021 zakażenie HIV stwierdzono u 27.557 osób. W analogicznym okresie na Ukrainie było to, przy podobnej wielkości populacji, ok 260.000 osób. Zatem dziesięciokrotnie więcej.
HIV to najbardziej widowiskowy ale nie jedyny z istotnych problemów medycznych. Zakład Epidemiologii Chorób Zakaźnych i Nadzoru NIZP PZH odnotował dwukrotny wzrost liczby wykrytych przypadków kiły w stosunku do analogicznego okresu w zeszłym roku. W przedmiotowym okresie zanotowano też 4314 zachorowań na gruźlicę, co oznacza o 17,5% przypadków więcej niż w roku poprzednim. I tak dalej, i tak dalej. Dlaczego ten sam rząd, który zaledwie kilka tygodni wcześniej konsekwentnie zatruwał życie Polaków absurdalnymi „antypandemicznymi” pomysłami, zapomniał przebadać tłumy przekraczające naszą granicę? – pozostanie zagadką. To po prostu kolejne z szokujących zaniedbań, które obciążają polityczny rachunek rządu Mateusza Morawieckiego.
W pierwszej połowie 2022 roku Polacy gromadnie otwarli swe serca i domy. Wykazując się przesadną wrażliwością na faktyczną czy mniemaną krzywdę bliźniego zapomnieliśmy jednak o trosce o nasze wspólne sprawy. O elementarnej ostrożności i po prostu o zdrowym rozsądku. Teraz płacimy za to wysoką cenę. Pamiętajmy jednak, że w pro-ukraińskim, a de facto antyrosyjskim amoku, byli i tacy którzy zachowali zdrowy rozsądek. Dzisiejsze otrzeźwienie jest zapewne w dużej części ich (a więc i naszą) zasługą. To dobry prognostyk, który daje nadzieję na lepsze jutro.
Kiedy w mediach społecznościowych pojawiły się pierwsze nagrania z „akcji gaśniczej” w wykonaniu posła Grzegorza Brauna, pomyślałam sobie, że zrobił to o kilka lat za późno. Dlaczego lider Konfederacji Korony Polskiej, zadeklarowany chrześcijanin, nie zgasił menory odpalanej z okazji „Chanuki w Sejmie RP” we wcześniejszej kadencji?
Przecież jeszcze w 2017 roku, podczas jednego z wykładów zwracał uwagę na ukryte dno dorocznego chanukowego święta, które symbolizuje żydowską nietolerancję wobec wszystkich niekoszernych.
Braun przestrzegał wówczas, że podczas uroczystości zapalenia świec chanukowych rabin wygłasza skandaliczną „modlitwę dziękczynną”, w której dziękuje Bogu m.in. za „oddanie niekoszernych w ręce koszernych”.
Jest to więc de facto święto ścisłych podziałów i nie ma nic wspólnego z tolerancją, ani miłością do bliźniego. Przypominam, że w znaczeniu biblijnym bliźni to każdy człowiek. Natomiast w znaczeniu talmudycznym goje (niekoszerni) to zwierzęta pociągowe, które mają służyć żydom.
Faktem jest natomiast, że brawurowy wyczyn Brauna – dokonany w ostatnim kwartalne 2023 roku – zyskał szczególnie symboliczną wymowę. Oto bowiem w kraju nad Wisłą rozległ się ryk oburzonych, bo zgaszono ogień na jakimś żydowskim świeczniku. To samo towarzystwo nie pisnęło słówkiem, kiedy w ostatnich miesiącach żydowscy okupanci podpalili Strefę Gazy, mordując przy tym tysiące niewinnych Palestyńczyków, których minister obrony Izraela nazwał „ludzkimi zwierzętami”.
Wśród oburzonych zachowaniem Brauna obłudników, w pierwszej kolejności należy wymienić polskojęzycznych biskupów okupujących Kościół katolicki w Polsce. Pośpiesznie opublikowali oświadczenie Przewodniczącego Komitetu Konferencji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem. «W związku z wydarzeniem w Sejmie, którego dopuścił się pan poseł Grzegorz Braun gasząc świece chanukowe i oświadczając, że nie jest mu wstyd za to, co zrobił, oświadczam, że jest mi wstyd i przepraszam całą społeczność Żydów w Polsce» – oznajmił kard. Grzegorz Ryś.
Czy kardynał ten pochylił się kiedyś nad ofiarami żydowskich mordów w Palestynie? Nigdy! Czy było mu wstyd, kiedy żydowscy okupanci niszczyli chrześcijańskie świątynie w Palestynie? Nie!
Do głosu faryzeuszy dołączył red. Tomasz Terlikowski, który otrzymał od mainstreamu koncesję na bycie „czołowym katolickim publicystą w Polsce”. Na swoim profilu na Facebooku opublikował fotografię menory z podpisem «Solidarność».
To samo foto menory wrzucił do mediów społecznościowych poseł Roman Giertych, dołączając w opisie swój apel: «Mam propozycję do posłów. Niech każdy opublikuje takie zdjęcie».
Giertych w Sejmie X kadencji został członkiem Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Czy podnosił on alarm, aby wydostać z Gazy uwięzionych tam obywateli Polski, którym groziło śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony izraelskiego agresora? Nic o tym nie słyszałam! Dramat tych ludzi nagłaśniali na swoich kanałach niezależni dziennikarze Rafał Otoka-Frąckiewicz i Edyta Paradowska, podczas gdy polskojęzyczni politycy mieli ich los w głębokim poważaniu.
Politycy w Polsce wolą utyskiwać nad losem świec. Podobnie zresztą jak polskojęzyczni dziennikarze i celebryci, którzy tak jak politycy prześcigają się w potępieńczych oświadczeniach nt. zachowania Grzegorza Brauna.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia wykluczył posła Brauna z obrad parlamentu i zapowiedział złożenie zawiadomienia do prokuratury. Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński chciał dymisji Hołowni w związku z zachowaniem Brauna. Wkrótce potem Hołownia powiedział: «Nie możemy pozwolić, żebyśmy stali się zakładnikami Brauna» i zapewnił, że «Sejm nadal pozostanie otwarty dla wszystkich». Po czym odczytał przed parlamentarzystami „list od rabinów”, w którym Michael Schudrich i Szalom Dow Ber Stambler zaapelowali o ponowną możliwość zapalenia chanukowej świecy w Sejmie.
Hołownia od razu zareagował na tę propozycję, przekazując, że Kancelaria Sejmu zorganizuje to ponownie w środę. «Serdecznie państwa na tę uroczystość zapraszam, niezależnie od barw partyjnych, sympatii czy antypatii, bądźmy jutro wszyscy razem i pokażmy naszą solidarność w tym względzie» – ogłosił we wtorkowy wieczór marszałek.
Zareagował też zwierzchnik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP, biskup Jerzy Samiec, który wystosował list otwarty do Naczelnego Rabina Polski Michaela Schudricha. A w treści takie oto bicie pokłonów: «Wiele się nauczyliśmy, wiele zrozumieliśmy, ale wciąż mamy – jako chrześcijanie – wiele powodów do zawstydzenia. Mam nadzieję, że za stanowczą reakcją Pana Marszałka Sejmu RP podążą kolejne, zdecydowane działania. Modlę się, aby światło chanukowych świec, korespondujące z nadzieją adwentowego światła, wciąż trwało, rozpalając serca naszego społeczeństwa i naszych Kościołów.»
Lider Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk podkreślił, że wiele środowisk na świecie «obserwowało z niepokojem to, co wydarzyło się w Sejmie». Odnosząc się do polskich parlamentarzystów dodał z zadowoleniem, że nie widział żadnej różnicy między lewą stroną, prawą stroną i centrum, bo wszyscy zareagowali w taki sam sposób. Czyli potępili zgaszenie chanukowej świecy.
Do głosu oburzonych dołączyła nawet Konfederacja. Lider ugrupowania Sławomir Mentzen natychmiast poinformował w mediach społecznościowych: «Potępiam czyn Grzegorza Brauna. W najbliższej przyszłości podejmę dalsze kroki w tej sprawie.» Chwilę później na oficjalnym profilu Konfederacji pojawił się taki wpis: «Uchwała KP Konfederacja z 12 grudnia 2023 r.: Klub Poselski Konfederacja potępia zachowanie posła Grzegorza Brauna.»
Szef Kancelarii Sejmu Jacek Cichocki skierował do Prokuratury Krajowej wniosek o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez posła Grzegorza Brauna. Natomiast Anna Maria Żukowska z Lewicy, krzyczała w Sejmie: «W Polsce nie ma miejsca na zachowania antysemickie, rasistowskie i ksenofobiczne.»
Najciekawiej do sprawy odniósł się Janusz Korwin-Mikke, publikując w mediach społecznościowych wymowny komentarz: «Nie rozumiem, przecież WCz. Grzegorz Braun nie zrobił nic innego, jak tylko przychylił się do apelu lewicy o rozdziale religii od państwa…»
Zareagował też Adam Bodnar, który w rządzie Tuska ma zostać ministrem sprawiedliwości oraz prokuratorem generalnym. Na platformie X (dawniej Twitter) zamieścił on krótki wpis: «Art. 119, 157, 195 oraz 257 kodeksu karnego», do którego dołączył grafikę menory.
Kuriozum polega na tym, że art. 119 kodeksu karnego dotyczy dyskryminacji z powodu przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej czy wyznaniowej bądź bezwyznaniowej.
Tymczasem tuż po całej akcji, poseł Grzegorz Braun wytłumaczył swoje zachowanie następująco: «Nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu na terenie Sejmu RP!»
Fakty są bowiem takie, że to właśnie Chanuka jest przykładem dyskryminacji – żydów wobec gojów.
W tym pożarze nie mogło zabraknąć oświadczenia ambasadora Izraela w Polsce. Ja’akow Liwne, napisał na X (dawniej Twitter): «Wstyd. Właśnie zrobił to poseł polskiego parlamentu. Kilka minut po tym, jak świętowaliśmy tam Chanukę.»
Hola! A z jakiej racji żydzi świętują w polskim parlamencie?
Z kolei Mark Brzezinski, ambasador USA w Polsce napisał: «Jestem oburzony paskudnym antysemickim czynem, którego dzisiaj dopuścił się jeden z polskich parlamentarzystów. Stany Zjednoczone sprzeciwiają się antysemityzmowi, a ten skandaliczny akt należy potępić z całą surowością. Polska w swojej historii doświadczyła okrucieństw Holokaustu, a ten odrażający akt nienawiści przypomina nam wszystkim, dlaczego musimy zachować czujność i walczyć z antysemityzmem w każdej minucie każdego dnia.»
A czy jakikolwiek amerykański dyplomata wyraził kiedykolwiek oburzenie z powodu cierpienia Palestyńczyków – czyli prawdziwych Semitów (w przeciwieństwie do żydów chazarskich) – którzy od dziesięcioleci doświadczają okrucieństwa Holokaustu, jakie zafundował im syjonistyczni okupanci? Jakoś nie zauważyłam.
I wreszcie, czy pożar jaki właśnie wybuchł w kraju nad Wisłą, otworzy w końcu Polakom oczy i sprowokuje do ratowania naszej ojczyzny, by nie podzielić wkrótce losów Palestyńczyków? Nie sądzę.
bez wątpienia środowiska lewicowe na długo zapamiętają datę 12 grudnia 2023 roku. Bezpardonowa akcja gaśnicza naszego Prezesa rozeszła się szerokim echem po całym świecie, stanowiąc jednocześnie głośny protest wobec dyktatury organizacji żydowskich w polskim życiu publicznym. Już teraz wiadomo, że Grzegorz Braun zostanie pozbawiony uposażenia i diety poselskiej na kwotę ponad 62 tysięcy złotych. Pojawiają się też głosy o postawieniu mu zarzutów o rzekomy antysemityzm. Zdaniem naszego prawnika, akt zgaszenia żydowskiej Chanuki choć słuszny, może przerodzić się w długotrwałe problemy. Jakby tego było mało, portal Zrzutka.pl zablokował zbiórki funduszy na rzecz Grzegorza Brauna. Nie wiadomo jeszcze, czy zostaną odblokowane, a zebrane środki wypłacone adresatowi, czy też zwrócone darczyńcom. Można odnieść wrażenie, że blokada odbyła się na zlecenie polityczne. Tym nie mniej, wsparcia materialnego naszemu Prezesowi można udzielić bezpośrednio na konto Fundacji Osuchowa, do czego gorąco zachęcamy.
Szanowni Państwo, Grzegorz Braun bez wątpienia nacisnął na odcisk środowiskom żydowskim. Z drugiej jednak strony, jego śmiała reakcja pokazała, że w Polsce jest mnóstwo ludzi, którzy rozumieją, że z naszym państwem, Parlamentem, urzędami oraz instytucjami dzieje się coś bardzo złego. Podwójne standardy, niezrozumiałe przywileje i ściganie z urzędu m.in. za mówienie prawdy o Holocauście. Komentarze w internecie wskazują, że większość z nas zdaje sobie sprawę, że jako Polacy, jesteśmy dyskryminowani we własnym kraju. Natomiast akt Grzegorza Brauna był dla wielu osób powiewem wolności, normalności i polskości w rzekomo polskim Parlamencie. Bez względu na to, jak się dalej potoczy historia “gaśnicy chanukowej”, apelujemy o solidarność. Nie tylko z naszym Prezesem, ale także między sobą. Jesteśmy w naszej Polsce marginalizowani na rzecz żydów, Ukraińców i innych mniejszości. Jeśli będziemy na to pozwalać, stracimy naszą państwowość, której i tak nam już niewiele zostało. Jednoczmy się zatem, uczmy się współpracować, angażujmy się w lokalne życie społeczne i w nadchodzące wybory samorządowe. Polska jest nasza, ale to MY musimy jej przypilnować. Polityczni przebierańcy i farbowani katolicy za nas tego nie zrobią. ZPB+ Rafał Gawenda Redaktor naczelny Monitora Koronnego Żeby działać profesjonalnie i skutecznie, potrzebujemy funduszy. Dlatego ośmielamy się prosić Państwa o wsparcie naszych działań. Nawet najdrobniejsze darowizny, ale dokonywane regularnie, pomogą nam zaplanować wydatki, tworzyć skuteczne kampanie społeczne oraz przygotowywać projekty ustaw. Już 5, 10 lub 20 złotych wpłacane co miesiąc będzie dla nas ogromnym wsparciem.
Nadawcą darowizny musi być osoba fizyczna, dokonująca wpłaty z konta prywatnego, zarejestrowanego w Polsce. Wpłaty z kont firmowych oraz zagranicznych przepadają na rzecz Skarbu Państwa. Odbiorca: Konfederacja Korony Polskiej Tytułem: Darowizna na cele statutowe Darowizny w PLN: 08 1020 1026 0000 1502 0519 5765
W kościele pw. św. Jakuba Apostoła złośliwie przeszkadzała w Mszy świętej znieważając to miejsce i obraziła uczucia religijne. Sąd umorzył sprawę posłanki Joanny Scheuring-Wielgus.
Posłanka miała zakłócać mszę świętą. Jest decyzja sądu
Sąd Rejonowy w Toruniu w piątek umorzył sprawę posłanki Joanny Scheuring-Wielgus oskarżonej o złośliwe przeszkadzanie w mszy świętej i obrazę uczuć religijnych innych z powodu braku znamion czynu zabronionego. Postanowienie zostało wydane na posiedzeniu.
fot. Andrzej Hulimka / / FORUM
Scheuring-Wielgus została oskarżona przez prokuraturę o to, że 25 października 2020 r. w toruńskim kościele pw. św. Jakuba Apostoła złośliwie przeszkadzała w mszy świętej znieważając jednocześnie to miejsce i obraziła uczucia religijne innych osób.
Posłanka w trakcie trwającej mszy świętej weszła do kościoła, stanęła tyłem do ołtarza i przodem do wiernych, prezentując z mężem tablice z napisami: “Kobieto sam możesz decydować” oraz “Kobiety powinny mieć prawo decydowania czy urodzić, czy nie, a państwo w oparciu o ideologię katolicką”. Następie obróciła się w kierunku ołtarza, pokazując tablicę księżom odprawiających mszę, po czym przeszła przez kościół w kierunku wyjścia, pokazując tablice wiernym i opuściła świątynię.
Sąd postanowił umorzyć postępowanie ze względu na brak znamion czynu zabronionego i obciążył kosztami postępowania sądowego Skarb Państwa.
Postanowienie o umorzeniu postępowania karnego zostało wydane na posiedzeniu bez kierowania sprawy na rozprawę, o co wnioskował prokurator i oskarżyciele posiłkowi.
Sędzia Sławomir Więckowski w ustnym uzasadnieniu postanowienia wskazał, że ze względu na brak znamion czynu zabronionego możliwe było wydanie postanowienia o umorzeniu na posiedzeniu.
Zwrócił również uwagę, że wcześniej wydane zostało postanowienie Sądu Rejonowego o umorzeniu sprawy wobec współdziałającego z posłanką jej męża Piotra Wielgusa, które zostało utrzymane w mocy przez Sąd Okręgowy. Stąd nieuprawnione było powoływanie się przez prokuraturę w akcie oskarżenia, że posłanka współdziałała z mężem. [—]
Publikacja tych wewnętrznych e-maili ujawniła, że od początku zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych ze szczepieniem przeciwko covid-19. Zarzuca się, że odpowiedzialny minister i szef urzędu ds. leków świadomie i celowo narazili niczego niepodejrzewającą włoską ludność na to ryzyko.
Włoski minister zdrowia wydał polecenie ukrywania zgonów spowodowanych szczepieniami – obecnie toczy się śledztwo w sprawie morderstwa
Od początku wiedzieli, że zastrzyki zabijają ludzi, i wydali polecenie, aby ukryć zgony https://rumble.com/embed/v3y9vwn/?pub=4
TRANSKRYPCJA
W sprawie byłego włoskiego ministra zdrowia Roberto Speranzy toczy się śledztwo w sprawie zabójstwa po tym, jak w e-mailach ujawniono, że od samego początku szczepień wiedział, że szczepionki zabijają ludzi, i wydał polecenia lokalnym władzom ds. zdrowia, aby ukrywały przypadki zgonów i poważnych skutków ubocznych, aby uspokoić obywateli Włoch co do ich bezpieczeństwa i aby nie zagrażać kampanii szczepień.
Sprawę opublikowano w niemieckich i włoskich stacjach informacyjnych.
Teraz podam tłumaczenie na język angielski.
Prokuratura rzymska prowadzi dochodzenie w sprawie Roberto Speranzy, ministra zdrowia włoskiego rządu, w okresie obowiązywania środków związanych z pandemią covid-19.
Był odpowiedzialny za kampanię szczepień. Dochodzenie jest wynikiem skarg związanych z tzw. e-mailami AIFA od Włoskiej Agencji Leków.
Śledztwo dotyczy także byłego dyrektora AIFA Nicola Magriniego.
Publikacja tych wewnętrznych e-maili ujawniła, że od początku zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych ze szczepieniem przeciwko covid-19. Zarzuca się, że odpowiedzialny minister i szef urzędu ds. leków świadomie i celowo narazili niczego niepodejrzewającą włoską ludność na to ryzyko.
Tak, zachęcali Włochów do szczepień.
Szczepienia stały się nawet obowiązkowe dla niektórych grup zawodowych. W rezultacie wyszło na jaw wiele skutków ubocznych, w tym śmiertelnych. Śledztwo dotyczy morderstwa, poważnych obrażeń ciała i nie tylko, ponieważ Speranza i Magrini najwyraźniej wydawali polecenia lokalnym władzom odpowiedzialnym za służbę zdrowia, aby ukrywały przypadki zgonów i poważnych skutków ubocznych, które wystąpiły bezpośrednio po rozpoczęciu szczepień, aby nie narażać kampanii szczepień i zapewnić obywateli o ich bezpieczeństwie.
Oczekuje się, że odpowiedzialny minister i szef AIFA odpowiedzą za te działania.
Jak wynika ze skarg policyjnych związków zawodowych i policji finansowej, a także prywatnej organizacji Listen to Me, która reprezentuje 4200 osób poszkodowanych przez szczepionki.
We Włoszech policjanci i nauczyciele zostali poddani obowiązkowym szczepieniom przeciwko covid-19.
Oto były minister zdrowia Roberto Speranza z dumą ogłaszający statystyki szczepień we Włoszech.
“Obecnie osiągnęliśmy niezwykle znaczny odsetek zaszczepionych osób we Włoszech – 89,41%. Dlatego obecnie we Włoszech nieco ponad 10% populacji pozostaje niezaszczepionych.”
Cóż, dzisiaj wobec Roberto Speranzy toczy się śledztwo w związku z kłamstwami, które rzekomo opowiadał na temat szczepionek.
Do przestępstw, o które jest oskarżony, zalicza się przestępstwo przeciw dokumentom [ideological falsehood] i morderstwo.
Spójrzcie, to jest dokument, który pokażemy wam wyłącznie dziś wieczorem.
Stwierdza on, że były minister Roberto Speranza oraz Nicola Magrini, były dyrektor generalny AIFA, są wpisani do akt dochodzeniowych rzymskiej prokuratury.
W zeszłym tygodniu Izba Reprezentantów Filipin przyjęła uchwałę o zbadaniu ponad 260 000 niewyjaśnionych dodatkowych zgonów w 2021r. i 67 000 niewyjaśnionych nadmiernych zgonów w 2022r.
Następnego dnia kraj nawiedziło trzęsienie ziemi o sile 7,6 w skali Richtera.
Zjednoczona Prawica zaufała niewłaściwym lekarzom i urzędnikom odpowiadającym za służbę zdrowia. Straciła w ten sposób tysiące wyborców (ponad dwieście tysięcy zmarło “nadmiarowo” podczas “pandemii”) i poparcie uczciwych lekarzy.
Niestety, poseł Brudziński ma rację. Szkoda, że doszedł do tych wniosków tak późno.
−∗−
Zakończyły się wybory do Parlamentu. Zwycięzca – Zjednoczona Prawica – ma przed sobą trudne, a być może niewykonalne zadanie pozyskania koalicjanta do utworzenia rządu. Tegoroczna uroczystość Wszystkich Świętych skłania do dodatkowej refleksji.
W poniedziałek powyborczy Joachim Brudziński, szef sztabu PiS, przyznał, że wyborcy zawiedli się m.in. na polityce rządu wobec pandemii. Ministerstwo Zdrowia nigdy nie rozliczyło się ze swojej “strategii przeciwpandemicznej” ani przed obywatelami – mimo trwającej kampanii wyborczej, ani przed Sejmem, ani nawet przed Rzecznikiem Praw Obywatelskich, który tego urzędowo oczekiwał.
Nie odniesiono się na przykład do tego, że OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) podawała, że Polska była w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o zgony nadmiarowe podczas “pandemii”. Faktu tego (wielokrotnie wyższych wskaźników umieralności niż w innych krajach) nikt nie podważał, gdyż statystyki zgonów mają charakter obiektywny.
Do dzisiaj nie ma jednak oficjalnego wyjaśnienia przyczyn tego stanu rzeczy. Rzecznik Praw Obywatelskich (RPO) dwukrotnie wzywał Ministra Zdrowia w 2022 roku (w styczniu i czerwcu) o wyjaśnienie: 1/ powodów zwiększonej umieralności na COVID-19 w Polsce w porównaniu z innymi krajami, 2/ przyczyn tzw. zgonów nadmiarowych, 3/ wysokiej śmiertelności pacjentów leczonych na oddziałach intensywnej terapii, podłączonych do respiratorów.
W odpowiedzi ze stycznia 2023 r. Minister Zdrowia poinformował, że 15 czerwca 2022 roku powołał Zespół do spraw analizy sytuacji zdrowotnej ludności Polski w czasie pandemii COVID-19 oraz jej konsekwencji zdrowotnych. Przewodniczącym Zespołu został Dariusz Poznański – Dyrektor Departamentu Zdrowia Publicznego w Ministerstwie Zdrowia, podlegający Wiceministrowi Zdrowia Waldemarowi Krasce. Zespół miał sporządzić raport w terminie do 31 grudnia 2022 r., czego nie wykonał. 7 grudnia 2022 r. przedłużono termin opracowania raportu do 31 marca 2023 r., a w dniu 30 marca 2023 r. wydano kolejne zarządzenie, w którym ostateczny termin ustalono jako 30 czerwca 2023 r. Jednakże do dzisiaj raportu nie ma.
Okoliczności te wzbudzały niepokój sejmowej podkomisji stałej do spraw zdrowia publicznego (złożonej z 5 posłów PiS, 3 posłów KO i 1 posłanki Lewicy). Przewodniczący podkomisji poseł Marek Hok (KO) zwołał w dniu 14 kwietnia 2023 r. posiedzenie, którego przedmiotem było rozpatrzenie informacji na temat przyczyn wysokiej umieralności w czasie pandemii COVID-19 oraz po jej zakończeniu. Na posiedzenie zaproszono Dyrektora Dariusza Poznańskiego, szefa ministerialnego zespołu. Obecna była też Marzena Bieńkowska zastępca dyrektora Departamentu Współpracy w Biurze Rzecznika Praw Pacjenta.
Informacje udzielone przez dyrektora Poznańskiego okazały się niezadowalające. Zasłaniał się on brakiem wystarczających danych z Głównego Urzędu Statystycznego i analiz z Państwowego Zakładu Higieny Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego oraz brakiem punktu odniesienia w postaci doniesień międzynarodowych.
Dyrektor Poznański przedstawił tylko sztampowe spostrzeżenia, że umieralność zmieniała się podczas pandemii, że była najwyższa w 2021 roku, że – w jego ocenie – jest związek między umieralnością a poziomem wyszczepienia, który w Polsce był niższy niż w krajach zachodnich oraz że polskie społeczeństwo jest mocno obciążone chorobami przewlekłymi niezakaźnymi (w stopniu wyższym niż w UE), a pandemia spowodowała wzrost umieralności w niektórych kategoriach tych chorób.
Płytkość tych wyjaśnień spowodowała ostrą reakcję uczestników posiedzenia. Dla zilustrowania zacytuję głos posła KO – pana Jerzego Hardie-Douglasa, lekarza:
“(…) Ze zdziwieniem patrzę, że im dalej jest od epidemii, która jak powiedział pan przewodniczący, zakończyła się tylko w sposób zwerbalizowany, bo tak naprawdę nie do końca, tym częściej będziemy słyszeli jak świetnie sobie państwo z tym poradzili. To absolutnie nieprawda. Ze zdziwieniem słuchałem liczb, które pan podawał na temat zgonów nadmiarowych. Powiedział pan najpierw, że w latach 2020-2021 60% przypisywano zachorowaniem na COVID, a potem już 90% to były zgony spowodowane COVID. W statystykach, które są dostępne padają zupełnie inne liczby. W tym czasie przypisywano COVID – można było to zrobić wyłącznie na podstawie danych wpisywanych do kart zgonu lub podawanych w szpitalach, gdzie pacjenci umierali – zupełnie inne liczby. Z nich wynikało, że jeśli przyjmiemy liczbę zgonów nadwymiarowych, nadlimitowych jako 100, to 30% stanowiły zgony spowodowane COVID, a reszta to zgony spowodowane głównie trudnościami z dostępem do opieki zdrowotnej i tym, że pacjenci byli przestraszeni nieudolną akcją informacyjną, po prostu nie zgłaszali się do lekarza.
Podawał pan dane dotyczące tego, że musimy zwrócić uwagę na to, że mamy więcej zgonów z powodu chorób kardiologicznych i nowotworowych niż np. państwa zachodnie. Nie wiem co to ma za związek ze zgonami nadmiarowymi. Nawet jeśli tak jest, a jest tak w niektórych chorobach, że mamy więcej zgonów niż kraje przyjęte za wyżej rozwinięte, to tak było również przed COVID. Nie porównujemy przecież tych danych z danymi państw zachodnich, ale z Polską – ile osób zmarło w Polsce w 2017, 2018, 2019 roku i ile w 2020, 2021 i 2022 roku.
Nie potrafili państwo w czasie epidemii – dziś możemy opowiadać sobie różne rzeczy – polemizować z tym, co było przez pewne grupy bardzo podnoszone, że zdecydowanie z powodu waszych akcji, różnych wytycznych o konieczności przechodzenia szpitali w stan ostry, co powodowało trudności z dostaniem się tam pacjentów, to wszystko spowodowało, iż pokazywano, że polityka restrykcyjna, różne lockdowny robią więcej szkody niż pożytku (…) Jeśli ten raport brzmi tak abstrakcyjnie, jak pan to przedstawił, to jest to raport na zamówienie, wybielający, który tak naprawdę absolutnie nie porusza istotnych spraw. Możemy się tu czarować, ale jaki koń jest każdy widzi i Polska była na samym końcu. Walka z COVID w Polsce była jedną wielką katastrofą. Znam życie. Za 5 lat nikt o tym nie będzie pamiętał. Jeśli uda się państwu taką retorykę utrzymać, będziecie sprzedawali niezwykle nieudolną działalność Ministerstwa Zdrowia jako swój olbrzymi sukces”.
“/Obecnie/ Nie ma nadmiarowości zgonów m.in. dlatego, że jest normalny dostęp do opieki zdrowotnej i dlatego, że wirus Omikron jest mniej zabójczy niż inne odmiany, które były wcześniej, przede wszystkim w 2020 roku i na początku roku 2021. Nie można stwierdzać, że w związku z tym nie ma teraz epidemii, bo jest. Mnóstwo pacjentów chorych na choroby górnych dróg oddechowych w ogóle nie robi testów. Ja też nie robię, bo uważam, że to w ogóle nie implikuje jakiejkolwiek zmiany sposobu postępowania terapeutycznego. Skoro nasza wiedza, czy mamy COVID czy nie, nie implikuje sposobu postępowania, to po cholerę robić te testy? Takie jest moje zdanie. Oczywiście można się z tym zgadzać lub nie.
Chciałbym jeszcze powiedzieć coś ze swojej działki, ponieważ zapomniałem o tym powiedzieć, gdy zabierałem głos po raz pierwszy. Przedstawiciel ministerstwa powiedział, że nie zaobserwowali państwo nadmiernej liczby zgonów na choroby nowotworowe w trakcie epidemii. To jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, bo z powodu raka nie umiera się w ciągu paru tygodni. Myślę, że poprze mnie pan profesor i każdy, kto działa w onkologii, tak jak ja, czynnie, kto przyjmuje pacjentów. Nie spotkałem się od wielu lat z taką liczbą pacjentów, którzy przychodzą z nowotworami w bardziej zaawansowanym stadium. Będzie to implikowało zwiększenie liczby zgonów nie natychmiast, ale za parę lat. Ludzie, którzy mogliby być całkowicie wyleczeni, albo byliby w grupie, która przeżyje co najmniej 5 lat, umrą po 3-4. To wynik tego, że był zły dostęp do leczenia onkologicznego przez to, że państwo nie potrafili przekonać pacjentów, Polaków, do tego, że większym niebezpieczeństwem jest zaniechanie pójścia do lekarza, niż wyjście na ulicę. To będzie zbierało żniwo. (…)”.
Podobne poglądy wyrażało wielu lekarzy, nie będących posłami, w kierowanych do rządu petycjach. Część z nich zawiązała nawet wyspecjalizowane stowarzyszenia i fundacje (Polskie Stowarzyszenie Niezależnych Lekarzy i Naukowców, Ordo Medicus) w celu sporządzania niezależnych ekspertyz i analiz. W ten sposób powstała m.in. znakomita “Biała Księga Pandemii Koronawirusa”.
Jedyną jednak reakcją, z którą ci lekarze się zetknęli, były procesy dyscyplinarne, które im wytaczały izby lekarskie za krytykę strategii rządowej. Stukilkudziesięciu lekarzy nadal jest objętych takimi postępowaniami. Część już została ukarana zawieszeniem praw do wykonywania zawodu lub bardzo wysokimi karami finansowymi.
Zjednoczona Prawica zaufała niewłaściwym lekarzom i urzędnikom odpowiadającym za służbę zdrowia. Straciła w ten sposób tysiące wyborców (ponad dwieście tysięcy zmarło “nadmiarowo” podczas “pandemii”) i poparcie uczciwych lekarzy.
Niestety, poseł Brudziński ma rację. Szkoda, że doszedł do tych wniosków tak późno.
Obraza uczuć religijnych! No… chyba, że chodzi o katolików. Prezes Ordo Iuris punktuje hipokryzję liberalnej lewicy
(fot. PAP/Paweł Supernak)
„Scheuring-Wielgus jest chwalona za zakłócanie Mszy. Nergal wciąż nie jest skazany za znieważanie obrazu NMP. Aktywiści LGBT drwią z ikony jasnogórskiej. To i poseł (Grzegorz Braun – red.) nie poniesie kary za wybryk wobec chanukowych świec”, podkreśla w mediach społecznościowych prezes Ordo Iuris mec. Jerzy Kwaśniewski.
We wtorek po południu na głównym korytarzu w Sejmie odbywały się uroczystości z okazji Chanuki – żydowskiego święta trwającego osiem dni. Upamiętnia ono ponowne poświęcenie Świątyni Jerozolimskiej w roku 165 p.n.e. [a wymyślili je żydzi w USA w XIX wieku.., por.: Chanuka jako święto NIETOLERANCJI ŻYDOWSKIEJ MD]
Z Chanuką związany jest rytuał zapalania świateł, świec lub lampek oliwnych, umieszczonych na specjalnym chanukowym świeczniku.
Poseł Konfederacji Grzegorz Braun przy użyciu gaśnicy zgasił zapalone w korytarzu sejmowym świece chanukowe.
Sprawa wywołała oburzenie. Braun natychmiast został ukarany przez Prezydium Sejmu odebraniem połowy uposażenia na trzy miesiące i całości diety na pół roku. Ponadto do prokuratury zostało skierowane zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa Szefa Kancelarii Sejmu.
„Uroczystość została zakłócona przez posła Grzegorza Brauna, który przy pomocy gaśnicy proszkowej zgasił świece Chanukowe, a następnie skierował strumień środka gaśniczego w kierunku uczestniczącej w uroczystości osoby fizycznej o ustalonej tożsamości, próbującej zapobiec temu czynowi”, napisano w zawiadomieniu podpisanym przez Szefa Kancelarii Sejmu Jacka Cichockiego.
„Jednocześnie informuję, że powyższe zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamery monitoringu wizyjnego Straży Marszałkowskiej. Na żądanie Prokuratury Straż Marszałkowska udostępni zapis z monitoringu”, czytamy w zawiadomieniu.
Sprawę skomentował prezes Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski, który przypomniał, że kiedy miały niedawno miejsce podobne akcje, tyle że dotyczące katolików, to ludzie, którzy teraz chcą jak najsurowszych kar dla Grzegorza Brauna bronili z całą mocą tych, którzy atakowali katolików, katolickie symbole i przerywali katolickie uroczystości religijne.
Kwaśniewski przywołuje m. in. wpis obecnego marszałka Sejmu Szymona Hołowni z 2021 roku. „Sąd w Płocku uniewinnił trzy osoby oskarżone o zniewagę uczuć religijnych poprzez rozklejanie wizerunku Tęczowej Matki Boskiej. W Polsce 2050 opowiadamy się za tym, aby obraza uczuć religijnych nie była ścigana z oskarżenia publicznego i aby nie groziła za nią kara więzienia”, napisał były publicysta „Tygodnika Powszechnego”.
Warto przypomnieć również wpis Krzysztofa Śmiszka – homoseksualnego polityka Lewicy – który wówczas odpowiedział Hołowni: „A z oskarżenia prywatnego i np. grzywna już tak? Pytam tylko dla pewności, że jesteście za całkowitą depenalizacją średniowiecznych (i to dosłownie) takich czynów”.
We wtorek obaj politycy prześcigali się w krytykowaniu Grzegorza Brauna i domagali się jego ukarania.
Podobną hipokryzją wykazał się nowy minister Sprawiedliwości Adam Bodnar, który w przeszłości bronił przerwania Mszy Świętej przez poseł Scheuring-Wielgus. Na Twitterze wyliczył on paragrafy, z których powinien być ścigany… Grzegorz Braun za… obrazę uczuć religijnych.
Niedawno Jego Eminencja Grzegorz kardynał Ryś w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” oświadczył, że jako naród „jesteśmy w stanie absolutnie krytycznym”, bo on „nie pamięta” społeczeństwa „aż tak zantagonizowanego”. Coś musi być na rzeczy, tym bardziej, że Eminecja zwierzył się z tego akurat w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, kierowanej przez Judenrat, który do tego „antagonizowania” wydatnie się przyczynia. Taktownie, albo może tylko przezornie, bo – jak powiada poeta – „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności” – nie wytknął tego wspomnianemu Judenratowi nieubłaganym palcem, bo jest tajemnicą poliszynela, że akurat on jest przez Judenrat przeciwstawiany innemu wybitnemu przedstawicielowi tubylczej hierarchii kościelnej, mianowicie JE abpowi Markowi Jędraszewskiemu, który w oczach nie tylko Judenratu, ale również mikrocefali tworzących środowisko tej gazety, uważany jest za czołowego wstecznika, żeby nie powiedzieć – delegata Belzebuba na Polskę. To oczywiście przesada, bo uznanym delegatem Belzebuba na Polskę jest oczywiście pan Adam Darski, używający pretensjonalnego pseudonimu „Nergal” – ale tak czy owak, krakowski ordynariusz lokowany jest na przeciwległym biegunie, niż Eminencja. Przejdźmy jednak do porządku nad tymi taktownymi objawami przezorności Eminencji i zajmijmy się analizą przedstawionej przez niego diagnozy polskiego społeczeństwa.
Takie zantagonizowanie społeczeństwa, które niewątpliwie jest faktem, musi przecież mieć jakąś przyczynę. Myślę, że jest nią okoliczność, nad którą Eminencja zdaje się przechodzić do porządku, a która ma dla tej diagnozy znaczenie zasadnicze. Otóż – jak wielokrotnie pisałem – chodzi o to, że od roku 1944 historyczny naród polski został zmuszony dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą, która posługuje się językiem polskim tylko dlatego, że w swojej masie nie zna biegle żadnego innego języka – ale poza tym nic jej z historycznym narodem polskim nie łączy – może z wyjątkiem pragnienia pasożytowania na nim i wysługiwania się każdemu, kto tę możliwość wspomnianej wspólnocie obieca.
Korzeni tej wspólnoty możemy doszukać się w początkach września 1939 roku, kiedy to prezydent Mościcki wydał rozporządzenie o amnestii, którego celem było rozładowanie więzień w obliczu wojny z Niemcami. Przewidywało ono szereg warunków, ale w miarę rozpadania się struktur państwowych w obliczu postępów niemieckiej ofensywy, nikt nie miał już głowy do ich przestrzegania i służba więzienna po prostu uwolniła wszystkich więźniów, jak leci. Zdecydowaną większość z nich stanowili kryminaliści, którzy po powrocie w rodzinne strony, bardzo szybko oddali się swojemu tradycyjnemu zajęciu, czyli bandytyzmowi. Sprzyjała temu okupacja, podczas której Niemcy kontrolowali głównie miasta i miasteczka, podczas gdy na wieś zaglądali sporadycznie.
Toteż właśnie tam bandytyzm stał się wkrótce plagą, nad którą ubolewał np. Adam hrabia Ronikier, będący prezesem Rady Głównej Opiekuńczej – jednej z dwu polskich organizacji oficjalnie działających w Generalnym Gubernatorstwie – bo drugą był Polski Czerwony Krzyż, kierowany przez hrabinę Marię Tarnowską. Władze polskiego państwa podziemnego próbowały jakoś opanować sytuację na tym odcinku, ale bez większego powodzenia, bo ZWZ, a potem Armia Krajowa, były w fazie organizowania się, a poza tym warunki okupacyjne temu nie sprzyjały. Jakościowa zmiana na gorsze dokonała się po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w roku 1941. Kiedy Stalin ochłonął już z pierwszego szoku, powołany został w Moskwie Sztab Partyzancki kierowany przez Pantelejmona Ponomarienkę, który wkrótce zaczął wysyłać emisariuszy, żeby po drugiej stronie frontu organizowali partyzantkę podporządkowaną Moskwie. Ci emisariusze docierali do wspomnianych band rabunkowych, przedstawiając im propozycje nie do odrzucenia: albo przyjmą naznaczonych przez Sowietów dowódców i politruków, albo nie zostanie z nich nawet mokra plama. Bandyci warunki przyjmowali tym chętniej, że wcale nie musieli zmieniać dotychczasowego trybu życia, a w dodatku zyskiwali politycznego protektora. Świadczą o tym choćby dzienniki bojowe tych partyzanckich formacji, w których czytamy np. że w wyniku akcji bojowej zdobyta została „bielizna damska i pościelowa”. Jasne, że nie na SS-manach, tylko w jakimś napadniętym i obrabowanym dworze. Pod koniec wojny, w 1944 roku ci partyzanci zasilili szeregi PPR i MBP, czyli komunistycznego aparatu terroru – i tak już zostało aż do roku 1989, kiedy to nastała sławna transformacja ustrojowa.
Dzięki niej drugie pokolenie tych „ojców założycieli” PRL sprawnie uwłaszczyło się na rozkradanym majątku państwowym, zakładając w ten sposób fundamenty pod uprzywilejowaną pozycję materialną, społeczną i polityczną w nowych warunkach ustrojowych. Warto bowiem dodać, że wspomniana transformacja została wynegocjowana między Amerykanami i Sowietami, a szczegóły zostały przekazane tubylczemu wywiadowi wojskowemu, który tę całą operację wykonał, jak tam potrafił. Drugie pokolenie tych „ojców założycieli” PRL tworzy tak zwaną elitę – ale po staremu deklaruje gotowość wysługiwania się każdemu, kto tylko obieca im możliwość dalszego pasożytowania na historycznym narodzie polskim.
Znakomitym przykładem jest niedawne głosowanie w Parlamencie Europejskim nad uchwałą stwierdzającą konieczność nowelizacji traktatu lizbońskiego. Jak wiadomo, za tą uchwałą głosowali m.in. tacy przedstawiciele polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, jak Wielce Czcigodny Włodzimierz Cimoszewicz, Wielce Czcigodny Leszek Miller, czy niemniej Wielce Czcigodny Marek Belka. Nie tylko głosowali, ale nawet wystąpili na konferencji prasowej, piętnując „eurofobów”, którym się wydaje, że proponowana nowelizacja doprowadzi do przekształcenia Polski w coś w rodzaju Generalnego Gubernatorstwa. Dokładnie takie samo stanowisko zajmuje Judenrat „Gazety Wyborczej”, który na tym etapie, wraz ze wszystkimi środowiskami żydowskimi, ściśle koordynuje swoją politykę z polityką niemiecką, której celem jest zbudowanie IV Rzeszy metodą pokojowego „jednoczenia Europy”, czyli przekupywania biurokratycznych gangów, administrujących poszczególnymi państwami europejskimi. O skuteczności tej korupcji świadczy choćby sytuacja na granicy polsko-ukraińskiej, której rozładowanie wymaga decyzji Komisji Europejskiej – bo to ona zawarła z Ukrainą umowę dopuszczającą ukraińskich przewoźników do działalności bez licencji. I właśnie Komisja Europejska ogłosiła, że żadnej zmiany nie będzie, między innymi dlatego, że w marcu br. rząd polski nie tylko zgodził się, ale nawet nalegał na przedłużenie tej umowy z Ukrainą. Ów rząd tworzyło to samo środowisko, które obecnie próbuje drapować się w kostium męczenników świętej sprawy niepodległości Polski. Rychło w czas!
Wspominam o tym przede wszystkim dlatego, że we wspomnianym wywiadzie Eminencja wskazuje na potrzebę pojawienia się „polityków i duchownych”, którzy „będą łączyć podzielne społeczeństwo”. Kandydatów nie brakuje; pchają się drzwiami i oknami – ale w jakim właściwie celu tak bardzo pragną nas „łączyć”? Czy przypadkiem nie w takim, byśmy bez oporu dali się znowu zapędzić do wspólnej obory?
W 10. dniu pierwszego posiedzenia Sejmu X kadencji jako jeden z pierwszych głos z mównicy zabrał poseł Konfederacji Grzegorz Braun. Prezes Konfederacji Korony Polskiej odniósł się do słów Jarosława Kaczyńskiego, jakie padły na koniec dnia poprzedniego.
Przypomnijmy, że w poniedziałek, po tym jak gabinet Mateusza Morawieckiego nie uzyskał wotum zaufania, Sejm wybrał w ramach tzw. drugiego kroku konstytucyjnego Donalda Tuska na premiera.
– Nie wiem, kim byli pana dziadkowie, ale wiem jedno: pan jest niemieckim agentem, po prostu niemieckim agentem – zwrócił się do Tuska z mównicy sejmowej Kaczyński.
Do tych właśnie słów odniósł się we wtorek Braun. – Szczęść Boże, Wysoka Izbo – rozpoczął poseł Konfederacji.
– Panie marszałku, kiedy zamykał Pan wczorajszy dzień, ciągle jeszcze pierwszego posiedzenia Sejmu X kadencji, z tego miejsca bez trybu Pan prezes premier naczelnik Kaczyński wygłosił zdanie, które nie miało charakteru ocennego. On stwierdzał fakt: Donald Tusk agentem niemieckim – wskazał polityk.
– Rozumiem, że Pan premier prezes naczelnik, w swoim czasie szef komitetu bezpieki rządu własnej kreacji, nie dopełnił obowiązków, a może przekroczył uprawnienia. Być może wszedł w posiadanie informacji, do których nie miał prawa docierać. A być może nie dopełnił obowiązków, ponieważ, jak rozumiem, nie uruchomił żadnych procedur, które by doprowadziły do zbadania i przykładnego napiętnowania przypadku zdrady narodowej – wskazał Braun.
– Panowie Kamiński, Wąsik et consortes również – dodał.
– Najwyraźniej nie dopełnili obowiązków. Z tego miejsca padały już podobne zdania. I powinni byli siedzieć albo Milczanowski albo Oleksy, albo Morawiecki albo Pan redaktor Szymowski. Ktoś powinien wreszcie siedzieć. To nie jest sprawa – mówił dalej poseł.
Przerwał mu jednak marszałek Szymon Hołownia. – Panie pośle – apelował do Brauna w związku z przekroczeniem wyznaczonego czasu.
– To nie jest sprawa, Panie marszałku, jak był Pan łaskaw to dziś podsumować, prywatnego chamstwa i braku zdolności do przestrzegania współżycia społecznego. Proszę nie sprowadzać tego na tory prywatnego konfliktu dwóch zgryźliwych tetryków. Mówmy o sprawach – kontynuował poseł Konfederacji. Hołownia jednak wyłączył mu mikrofon.
– Panie pośle, przekroczył Pan czas dwukrotnie. Naprawdę nie mogę więcej tego tolerować. Serdecznie Panu posłowi dziękuję – powiedział marszałek.
– Pytam, kto będzie siedział? Kto będzie siedział? – mówił Braun, już poza mikrofonem.
– Dowiemy się w swoim czasie, na razie proszę, żeby to Pan usiadł – skwitował prowadzący obrady.
Gościem redaktora naczelnego „Najwyższego CZAS!”-u Tomasza Sommera był Stanisław Michalkiewicz. Rozmawiali m.in. o zmianach w Sądzie Najwyższym.
Sommer stwierdził, że gościem „w historycznym dniu” jest Stanisław Michalkiewicz. – Muszę się odnieść polemicznie do pańskiej opinii, że mamy historyczny dzień. Nie. Historyczny dzień to ewentualnie będzie dopiero po 19 grudnia – odparł Michalkiewicz.
– A cóż się stanie 19 grudnia? – zdziwił się Sommer.
– 19 grudnia wchodzi w życie rozporządzenie Pana prezydenta Dudy o zmianie regulaminu Sądu Najwyższego – wskazał publicysta. Przypomniał, że „dotychczas uchwały pełnego składu Sądu Najwyższego i połączonych izb mogły zapadać większością 2/3 głosów, przy obecności 2/3 liczby sędziów. Pan prezydent to obniżył i te uchwały mogą zapadać większością zwykłą, przy obecności połowy liczby sędziów”.
Michalkiewicz wyjaśnił, że „w Sądzie Najwyższym jest dosyć liczna reprezentacja neo-sędziów, których Donald Tusk i jego ferajna chce dusić gołymi rękami”.
– Jeżeli taka jest sytuacja, to ci neo-sędziowie, na co zwrócił uwagę Pan sędzia Laskowski z Sądu Najwyższego, mogą sami podjąć decyzję ws. ważności wyborów, która jeszcze nie została podjęta – wskazał.
– Sądząc po tym, jaką decyzję podjęli ws. tego referendum, to – że się tak wyrażę – mięknie im rura – ocenił Sommer.
– Bardzo możliwe, że się nie odważą na to, bo przyjdzie oficer prowadzący, powie: „no, wiecie rozumiecie, co wy tutaj kurczę, praworządność ma być itd.”, ale instynkt samozachowawczy może im podpowiedzieć, że jak wy tak, to my tak – odparł Michalkiewicz.
– Zobaczymy. Nigdy się co prawda coś takiego nie zdarzyło, ale każdy duży chłopczyk i każda duża dziewczynka wie, że zawsze musi być ten pierwszy raz, więc dlaczego nie teraz – dodał.
– To rozporządzenie zostało kontrasygnowane przez Pana Morawieckiego, żeby było jasne. Chyba, że Pan prezydent Duda nie wie, co robi, ale myślę, że aż tak źle to z nim nie jest i to nie jest przypadek, że akurat teraz Pan prezydent wydał to rozporządzenie i wejdzie w życie tuż przed Świętami – stwierdził publicysta.
– Jeżeli np. tuż przed Wigilią Sąd Najwyższy ogłosi, że wybory były nieważne, to zanim się Donald Tusk pozbiera, zanim wszyscy wrócą, zanim wytrzeźwieją po Sylwestrze i po sześciu królach, to już będzie za późno na jakieś reakcje – skwitował.
– To może być ten historyczny moment, bo konstytucja nic nie mówi, co się wtedy dzieje. Co się wtedy dzieje z tym wybranym-niewybranym sejmem, z powołanym-niepowołanym rządem, bo przecież ex nihilo nihil fit, z niczego nic nie może powstać – dodał Michalkiewicz.
Jak mówił, „jak wybory były nieważne, to i Sejm jest nieważny, a jak Sejm jest nieważny, to i rząd jest nieważny”. – Konstytucja milczy na ten temat, nikomu najwyraźniej (…) taka ewentualność nie przyszła do głowy – powiedział.
– Prawna podstawa jest, tym bardziej, że grubo ponad tysiąc protestów w sprawie wyborów wpłynęło do Sądu Najwyższego, no i zobaczymy. Wtedy nie będą się liczyły żadne prawnicze dyrdymały, tylko kto kogo aresztuje – skwitował.
– Podobne rozumowanie było w sprawie tego referendum nieszczęsnego, bo tam wpłynęło nie tysiąc, tylko ponad dwa tysiące (protestów – przyp. red.) i mówiono tak, że w referendum stwierdzą, że zostało przeprowadzone w sposób wadliwy, w związku z czym trzeba będzie je powtórzyć – wtrącił Sommer.
Sąd Najwyższy stwierdził w czwartek 7 grudnia ważność referendum ogólnokrajowego z 15 października br., w którym Polacy odpowiadali m.in. na pytania o wyprzedaż majątku państwowego i likwidację bariery na granicy z Białorusią.
Jak przekazano podczas posiedzenia, w sprawie ważności referendum do SN wpłynęło 2 tys. 275 protestów przeciw ważności referendum. Za zasadne SN uznał 316, spośród których 285 miało tożsame zarzuty. Jeden protest został uznany za częściowo zasadny. Natomiast 44 protesty uznano za niezasadne, a 1 tys. 914 pozostawiono bez dalszego biegu.
– Decyzja ws. referendum zapadła jeszcze przed wejściem w życie tego rozporządzenia, a decyzja ws. wyborów pojawi się już po wejściu w życie tego rozporządzenia, tak że może być całkiem inna. Nie wiem, jak będzie, ale gdyby Sąd Najwyższy uznał, że wybory były nieważne, to to by był historyczny moment – stwierdził Michalkiewicz.
Policja na proteście przewoźników w Dorohusku. / foto: screen X: @MeklerRafal (kolaż)
W poniedziałek wójt Wojciech Sawa zadecydował o rozwiązaniu protestu polskich przewoźników na granicy w Dorohusku. Późnym wieczorem do akcji wkroczyła policja. W sieci pojawiły się nagrania „dantejskich scen”, jakie miały miejsce w Dorohusku.
„Wójt gminy Dorohusk wydał decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia. Osoby protestujące powoli opuszczają już miejsce. Ruch zaczyna wracać do normy” – przekazała sierż. szt. Angelika Głąb-Kunysz z chełmskiej policji.
Sekretarz gminy Dorohusk Katarzyna Rafalska powiedziała, że protestujący otrzymali w poniedziałek dwa ostrzeżenia od wójta, żeby sami zakończyli protest, bo w przeciwnym razie zostanie wydana decyzja o rozwiązaniu zgromadzenia.
Około godz. 14 wójt Wojciech Sawa pojechał na granicę, żeby przeczytać protestującym decyzję o rozwiązaniu protestu. W ciągu 72 godzin zostanie im ona przekazana na piśmie. Protestujący mają od poniedziałku 7 dni na odwołanie się od tej decyzji do Sądu Okręgowego w Lublinie.
„Ukraincy kilka godzin temu pisali w ich mediach że jutro będzie odblokowane przejście w Hrebennem. Przed chwilą pojawiła się informacja że jutro będą podjęte takie kroki. Ukraińcy wiedzą wcześniej jakie kroki podejmą nasze władze″ – napisał na portalu X Rafał Mekler.
Późnym wieczorem w sieci pojawiły się nagrania „dantejskich scen”, do jakich doszło na granicy polsko-ukraińskiej. „Policja przeprowadza drogą pod zakaz 5t. Przewoźnicy chcieli zablokować przejazd, na co policja ustawiła kordon z tarcz. Polska 2023” – poinformował Mekler.
„Tak zwana polska policja broni przed polskimi przedsiębiorcami ukraińskich przewoźników, którzy, jak widać, wiozą na Ukrainę artykuły pierwszej potrzeby. To, co się dzisiaj wydarzyło na granicy polsko-ukraińskiej, jest zwyczajnie hańbą polskiego państwa, które broni policyjnymi tarczami obcego interesu. Dla mnie absolutnie porażające” – skomentował wydarzenia na proteście przewoźników publicysta Łukasz Warzecha.
„Takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem. Rząd PiS przygotował operację i wydał polecenie realizacji po głosowaniu o zmianie premiera?” – pyta z kolei wicemarszałek Krzysztof Bosak z Konfederacji.
Nad ranem poseł Krzysztof Mulawa, który w nocy był na miejscu, poinformował za pośrednictwem swoich mediów społecznościowych, że „wraca z Dorohuska. Policja ma wyraźne nakazy (nie chcą podać odpowiedzialnego) żeby udrażniać granicę łamiąc przepisy o przepuszczaniu (!) ukraińskich ciągników drogami nieprzystosowanymi. Interweniowałem i udało się zablokować kolejne partię ukraińskich aut”.
Po uzyskaniu przez Donalda Tuska wotum zaufania w sejmowym głosowaniu, gdy marszałek Sejmu Szymon Hołownia ogłaszał zakończenie rozpatrywanie punktów obrad zaplanowanych na dzień dzisiejszy, na mównicę sejmową wszedł Jarosław Kaczyński i zarzucił Tuskowi, że ten jest niemieckim agentem.
Prezes PiS wszedł na mównicę, a pytany o to, w jakim trybie chce wystąpić, odpowiedział, że „jest taki tryb, jeśli ktoś kogoś obraża”.
„Ja nie wiem, kim byli pana dziadkowie, ale wiem jedno, pan jest niemieckim agentem, po prostu niemieckim agentem” – powiedział Kaczyński zwracając się do Donalda Tuska.
Wasz specjalny, parlamentarny sprawozdawca ma zaszczyt przedstawić Wam stenogram exposé premiera Mateusza Morawieckiego. W kilku miejscach mogą być nieścisłości, którymi opłaciłem chęć jak najszybszego dostarczenia Wam relacji. Zapraszam do pełnej empatii lektury.
EXPOSEPPUKU
Drodzy Rodacy, i tacy i tacy. Rodacy i Rodaczki! Czworacy i Czworaczki!
Staję tu przed wami z podniesionym czołem. To nie my wybieramy. To Polska nas wybiera. Polska to miłość. Nie urząd. Jesteśmy zobowiązani dla naszych wnuków, prawnuków i praprawnuków. Nikt nie żyje w próżni. No, może z wyjątkiem kilku bakterii, ale i to nie jest pewne. Nie będzie naszej zgody. Na prawie wszystko. Ale podpiszemy wszystko. Bez zgody. Z miłością. Dla przyszłych pokoleń.
Nie pozwolimy na odbieranie kompetencji naszemu krajowi. Wprawdzie przez 8 lat pozwalaliśmy, ale teraz nie będzie naszej zgody. Na pewno zrobią co chcą, fir dojczland, ale bez naszej zgody. Bo my dumnie kroczymy w przyszłość. Budując polską drogę do wielkości filmu, który wam wyświetlaliśmy. Dziś taśma filmowa się urwała. Powiem więcej, Polacy zasługują na politykę wiarygodności a nie wiarołomności i taśmozerwaności. Show must go on. We are the champions. Jak zapowiada od lat premier Jarosław Kaczyński, brat profesora, prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Odpowiedzialność, to jest to dla nas najważniejsze. Dziś świat stawia przed nami wyzwania jak budować Polskę, z której nasze dzieci nie będą wyjeżdżały. Jak polepszać los seniorów, juniorów i tych pośrodku.
Szanowni Rodacy, droga izbo, droga chatko Baby Jagi na kaczej stopce. Mamy dość wiązania końca z końcem. Od dziś, albo od jutra będziemy wiązać początek z końcem albo nawet koniec z końcem.
Koniec z umowami śmieciowymi i z mafiami śmieciowymi i ze zmorą bezrobocia. Zatrudnimy was przy sortowaniu śmieci. Nie będzie Niemiec nam pluł w twarz śmieciami. Polacy mogą polegać na swoim państwie, które zlikwidowaliśmy walcząc o suwerenność. Dzisiaj pod naszym sukcesem chcą podpisać się wszyscy. To cywilizacyjna zmiana. W procencie do PKB, oczywiście.
Oni wyprzedali i zagarnęli. My zagarnęliśmy i wyprzedaliśmy – to różnica cywilizacyjna.
Sami możemy wyznaczać trendy w europejskiej polityce. Wyrwać Polskę z pułapek – to nasze hasło. Unia chce nas pochłonąć, ale my ją zmienimy od środka. Zmienimy Sasinem, Kujdą i Mejzą. I to nie jest nasze ostatnie słowo. Uzdrowiliśmy sytuację w dziesiątkach branż i sektorów. I nie zaprzestaniemy. Dla Polski, dla was, drodzy Rodacy. Kryzys za nami, teraz nam odbija. Odbicie przed nami. Wprowadzimy pakiety. I innowacje. Oraz wiele innych rozwiązań, które rozwiążą wszystko. Dziś nastał moment wyjątkowy. to efekt najniższego klina podatkowego. A mówili, że Polska to kraj leniów i nierobów.
Teraz przed nami nowy obowiązek i nowe wyzwania. Skokowy wzrost. Nowy plan i nowe projekty. Żeby żyć pełnią życia i mieć nowe marzenia. Postawiliśmy na taką wizję rozwoju, gdzie Polska staje się krajem wkorzystywanych frajerów. I już niedługo będziemy mogli spełnić sen naszych pradziadków, by spełnić marzenia prawnuków.
Świat jest niebezpiecznym miejscem. Rosną różne potęgi i zapowiadają różne kresy. Zapytajmy kim chcemy być w światowym teatrze geopolityki – podmiotem, pomiotem czy, drodzy Rodacy, wymiotem. Nie ma drugiego takiego kraju w Europie i na świecie a może i dalej, który tak wielokrotnie podnosił wszystko. Polska pod naszym kierownictwem podniosła wszystko. Tak jak Majewski. On też podniósł i przeniósł. Bo wiedział, że zwyciężymy. Skończył, skorygował, a teraz konfrontuje. Życzę każdemu rządowi polskiemu takich wyników w kolejnych latach. A nadchodzący rok może być jeszcze lepszy. Przemysł rośnie, eksport wzrósł – zagraniczna prasa wskazuje nas jako kraj, który będzie fundamentem światowego rozwoju.
To realny skok cywilizacyjny. Polska to kraj globalnych przepływów. Jedni płyną stylem klasycznym, inni żabką. Dajmy Polsce szansę wybić się na wielkośc. Tylko silna Rzeczpospolita będzie mocna. No i będzie potęgą wspieraną przez naszego najlepszego sojusznika. To szansa na przełom cywilizacyjny opłacany liczbą specjalistów.
W pandemii cały świat bał się zrywania łańcuchów dostaw. One, te łańcuchy odradzają się teraz w Polsce. Nie zrzucim łańcuchów skąd nasz ród… Taka jest prawda i nie może być innej. No, chyba, że zadzwoni do mnie Ronald Lauder lub Klaus Schwab i zmieni wytyczne.
Wskaźnik aktywności zawodowej kobiet i aktywności przestępczej wojsk stacjonujących w Polsce wzrasta. Kobiety razem z żołnierzami walczą dzielnie z wykluczeniem. Rozwiąże to problem demografii. I problem ataku na rodziny. W dekalogu polskich spraw wpisaliśmy bon na szczęście. Oprocentowany.
W moim domu matkę całowało się w dłoń. A inni kopali matki, fir dojczland. A przecież miejsce kobiety jest tam, gdzie je sobie wybierze. Wszyscy jesteśmy równi.
Jak mogłaby wyglądać Polska w nowej konfiguracji? Musimy się posunąć i zrobić miejsce dla kobiet i dla młodych.
Uczyniliśmy elektronikę częścią naszego życia codziennego. Elektroniczne piły, pity, elektroniczne pice, wice i kobity. Przemysł gier komputerowych, by zrobić z młodzieży uległe krowy. Gry komputerowe to szansa – jak mówi mój mistrz Harari – by zrobić z homo sapiens homo szympansa. Big Data posuwa nas do przodu, ale jednocześnie nas oplata w łańcuchu dostaw. Internet musi być wolny, a wolność musi być internetowana. Dziś walczymy o to, by praca dawała gwarancje dostatniego życia, chociaż przecież niedługo już pracy nie będzie a my będziemy i tak szczęśliwi.
Musimy myśleć jak żyć w świecie, w którym nie będzie już pracy. Będzie warunkowy dochód podstawowy w świecie postpracy. Polska musi otworzyć instytuty, które będą projektować strategię życia w świecie bez pracy, w rewolucji przyszłości. Ta rewolucja nie ominie niczego, żłobków, rolnictwa, mafii pod okiem Banasia, handlu wizami i sprowadzania trzeciego świata do drugiego świata. A drugi świat, zapytałby ktoś? Drugi świat będzie doganiał pierwszy świat. No i ten zerowy, korporacyjny. Dogonicie? Dogonimy!!! Tak nam dopomóż Prezes!
Musimy inwestować w gminy, powiaty, miasteczka i wioski, szkoły, drogi powiatowe, szpitale i płoty.
Jakiej administracji Polak potrzebje w nadchodzącym świecie postpracy? Skoro nie będzie pracy, to nie będzie łapówek. Jak sobie poradzić z tym wyzwaniem? Przygotujemy podstawy nowej reformy administracyjnej, której sednem będzie usieciowienie nepotyzmu.
A co z seniorami? Wdrożymy politykę srebrnego wieku i złotego standardu do rozpoznawania infekcji każdym wirusem. Nie będziemy niewdzięczni wobec seniorów, przewrócimy, przepraszam, przywrócimy im status.
Wprowadzimy polskie pracownicze plany kampingowe, przepraszam, kapitałowe. Wybudujemy budownictwo, zaangażujemy zaangażowanie naszych seniorów, nasze babcie, naszych dziadków. Niech sobie dorobią. Stróżem być każdy może, jeden lepiej, inny gorzej.
Stworzymy w miastach wspólne przestrzenie międzypokoleniowe. Poddronowe. Lojalnościowe.
Stworzymy kulturę. Która zalegała. W świecie jutra, w świecie szympansów mojego mistrza Harariego kultura odgrywać będzie kluczową rolę. Przemysły kreatywne, wyrównujące szanse, sięgające wyżej i wyżej – aż do gwiazd na których będziemy chceli założyć mediateki. Tylko społeczeństwo, które ma dostęp do kultury może tworzyć kulturę. Kreatywność, edukacja, dobra duchowe w połączeniu z nowymi technikami – aby tworzyć opowieści, które chce poznać cały świat. Żeby oczekiwać tego, co nieoczekiwane w technologii rozszerzonek rzeczywistości. Rozszerzonki rzeczywistości to nasza przyszłość, naszych wnuków i tłuków. To nadejdzie bardzo szybko. Gombrowicz, Sienkiewicz, Kopernik. Ale musimy skończyć z mikromanią i szukaniem akceptacji w oczach innych. Musimy być dojrzali a nie zdziecinniali. Dlatego zaproponuję dyskusję nad pakietem demokratycznym.
Musimy podnieść standardy demokracji, dostarczyć więcej narzędzi do działania. Ciepło myślę też o referendach.
Jaka będzie Polska? Polska będzie taka jacy będziemy my, Polacy. A my, Polacy będziemy tacy, jaka będzie Polska. To jest obustronne. Tak. Taka ma być Polska. Ma być mostem, pomostem i nie spać pod mostem.
Podsumowując: tylko Polska w którą wierzę będzie mogła zmierzyć się z wyzwaniami. Które wstają. I stoją.
Wierzę w Polskę będącą jak pomost dla zachodu w globalnej walce sił, w świecie sił, automatyzacji, robotyzacji, cyfryzacji, innowacji i nielimitowanego odpoczynku postpracowego.
Wierzę w Polskę ambitną, ktora wyrasta na europejskie i światowe centrum. Jednak aby taka Polska stała się faktem, musimy skończyć wojnę, wybrać dialog i przetrzeć nowe ścieżki rozwoju. By spełniać nadzieje na dobrą przyszłość następnych pokoleń.
Nowa polska zrodzi się z głębi naszych serc i z naszej odwagi. Nie będziemy mieć nic, wiedzieć nic i chcieć nic – a będziemy szczęśliwi. Szczęśliwi do gruntu. Podstawowo i gwarantowanie szczęśliwi. I o to właśnie chodzi.
Dlatego to zwiążmy i przetnijmy. Stwórzmy i zburzmy, i przejdźmy nad tym do porządku dziennego.
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 10 grudnia 2023 tekst
Wprawdzie pan marszałek Szymon Hołownia, który – ze względu na panującą pod jego przewodnictwem atmosferę w Sejmie już zdążył dorobić się przezwiska „Kotłownia” – odroczył posiedzenie Sejmu do 11 grudnia, kiedy to premier Mateusz Morawiecki ma przedstawić expose swego rządu tymczasowego, a następnie odbędzie się dintojra w postaci odmowy udzielenia mu votum zaufania – ale się nie nudzimy, bo jak nie Volksdeutsche Partei, to komisja do zbadania ruskich wpływów w naszej – pożal się Boże! – polityce, jak nie komisja, to Kukuniek – i tak aż do ostatecznego zwycięstwa, to znaczy – do pojawienia się rządu Donalda Tuska.
Wiele wskazuje na to, że ten rząd objawić się może w całej straszliwej postaci 13 grudnia, co nawiązywałoby, a zarazem wypełniało pewną tradycję. Jak wiadomo, 13 grudnia 1981 roku generał Jaruzelski ogłosił stan wojenny, w ramach którego administrująca Polską polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza podjęła próbę zdławienia siłą niepodległościowych aspiracji historycznego narodu polskiego. 13 grudnia 2007 roku Donald Tusk i jego minister spraw zagranicznych w osobie Księcia-Małżonka Radosława Sikorskiego, bez czytania podpisali traktat lizboński, który amputował Polsce ogromny – w dodatku nikt dokładnie nie wie, jaki – kawał suwerenności politycznej – no a teraz – rząd pod egidą Volksdeutsche Partei. Rzymianie mawiali, że omne trinum perfectum, co się wykłada, że wszystko, co potrójne, jest doskonałe, więc gdyby wspomniany rząd objawił się w straszliwej postaci właśnie 13 grudnia, to nowej, świeckiej tradycji stałoby się zadość.
Jak tam będzie, tak tam będzie, ale i bez tego wcale się nie nudzimy. Oto po ekspresowym uchwaleniu ustawy o finansowaniu przez państwo zapładniania w szklance, w Sejmie pojawiła się kolejna, nie cierpiąca zwłoki ustawa. Teoretycznie dotyczyła ona stabilizacji cen energii, ale okazało się, że to był tylko pretekst, bo tak naprawdę chodziło o coś całkiem innego. Zacznijmy jednak od Adama i Ewy. Oto wkrótce po październikowych wyborach Nasza Złociutka Pani Urszula von der Layen, cała w skowronkach zakomunikowała, że na powitanie zwycięstwa demokracji Polska dostanie 5 mld euro zaliczki. Tak się akurat złożyło, że ta informacja zbiegła się w czasie z hiobowymi wieściami, jakoby niemiecki koncern Siemens miał 4 mld euro manka. Nikt by może nie dopatrzył się związku między tymi wydarzeniami, gdyby nie to, że Wielce Czcigodna Paulina Hening-Kloska, kiedyś w Nowoczesnej, a obecnie – z Trzeciej Drogi, wniosła do Sejmu projekt wspomnianej ustawy, w której pilni czytelnicy dopatrzyli się, że nie tyle chodzi o stabilizację cen energii, tylko o to, by Polska kupiła od koncernu Siemens wiatraki za 5 mld euro, które można by stawiać nawet w odległości 300 m od zabudowań i w dodatku wywłaszczać grunty pod ich instalowanie, ponieważ postawienie takiego wiatraka zostało tam uznane za „inwestycję publiczną”, taką samą, jak np. autostrada.
Wybuchł klangor, w następstwie którego Trzecia Droga przerzucała się z Volksdeutsche Partei projektem tej ustawy, niczym gorącym kartoflem – że to nie ich pomysł. A w takim razie – czyj? Mimo, iż pojawiły się wzruszające wątpliwości, czy Wielce Czcigodna Paulina Hening-Kloska byłaby w stanie napisać taką ustawę – a zresztą każdą inną też – to pytanie to początkowo zawisło w powietrzu bez odpowiedzi. Wreszcie Wielce Czcigodna Paulina Hening-Kloska wydusiła z siebie, że te 300 metrów to ona sama wymyśliła, ale ponieważ mleko się rozlało, to pojawiły się skrzydlate wieści, że chyba nie zostanie ona „ministrą” do spraw klimatu w rządzie pod egidą Volksdeutsche Partei, a sama ustawa – chociaż podobno z jej uchwaleniem nie można było czekać ani chwili dłużej – ma zostać „wycofana”. W tej sytuacji nie od rzeczy będzie przypomnienie opowieści pana Pawła Piskorskiego z KL-D, jak ta partia, której przewodził m.in. Donald Tusk, była finansowo futrowana przez Niemców. Tedy obóz „dobrej zmiany”, którego funkcjonariusze właśnie mają być już wkrótce tarzani w smole i pierzu przez sejmowe komisje śledcze: do spraw „wyborów kopertowych”, afery wizowej i „Pegasusa”, domagają się powołania kolejnej – właśnie w sprawie „afery wiatrakowej”. Jak już się tarzać, to się tarzać ponad podziałami!
W tak zwanym międzyczasie większość sejmowa rozgoniła komisję do badania ruskich wpływów w naszej – pożal się Boże! – polityce pod przewodnictwem pana doktora Cenckiewicza, która zdążyła jeszcze złożyć pocałunek śmierci w postaci „raportu cząstkowego”, z którego wynika, że Donald Tusk, Książę-Małżonek, Bogdan Klich, Tomasz Siemoniak i jeszcze inni mężykowie stanu drobniejszego płazu, powinni dostać szlaban na piastowanie funkcji publicznych. Zostało to potraktowane wzruszeniem ramion, bo chociaż w pierwotnej wersji ustawy ta komisja wyposażona została w taką sankcję, to na skutek pomruków z czeluści Unii Europejskiej, wystraszony pan prezydent Duda wyrwał jej ten jadowity ząb. Wygląda jednak na to, że Donald Tusk i jego komanda już wkrótce powoła „swoją” komisję, która nieubłaganym palcem wskaże winowajców – ale oczywiście już całkiem innych. Wprawdzie i ta komisja żadną sankcją nie będzie dysponowała, mimo to jednak sam fakt jej istnienia najwyraźniej musi budzić jaskółczy niepokój w Judenracie „Gazety Wyborczej”, bo jużci – pan redaktor Michnik bywał w Klubie Wałdajskim, gdzie zimny ruski czekista Putin karmił i poił swoich gości, którzy rewanżowali mu się swoimi złotymi myślami.
Tymczasem Kukuniek, który właśnie w Strasburgu wygrał – tym razem nie w totolotka, jak to bywało za pierwszej komuny – 30 tys. euro za męczeństwo w służbie praworządności, szykuje się do kolejnego męczeństwa dla Polski. Chodzi o to, że znienawidzony IPN, przed którym Kukuniek zeznawał w charakterze pokrzywdzonego, doszedł do wniosku, że jego zeznania w sprawie podpisów na zobowiązaniu do współpracy, ręcznych donosach i co najmniej 50 pokwitowaniach pieniężnych dla SB, nie były szczere, to znaczy – że kłamał mówiąc, iż to nie jego podpisy, ani donosy. Prokuratura zaangażowała sztab specjalistów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, którzy – porównując podpisy i pismo na dokumentach przekazanych IPN-owi przez panią Marię Kiszczakową i dokumenty podpisane przez prezydenta Lecha Wałęsę, „kategorycznie” orzekli, iż wszystkie podpisy zarówno na zobowiązaniu do współpracy z SB, jak i na pokwitowaniach pieniężnych oraz na ręcznie pisanych doniesieniach są autentyczne. W tej sytuacji Kukuńkowi grozi proces o fałszywe zeznania. Czy jednak pod rządami Volksdeutsche Partei, która będzie walczyć o przywrócenie praworządności do niego dojdzie – to całkiem inna sprawa. Toteż Kukuniek swoim zwyczajem oczywiście wszystkiemu zaprzecza, domagając się przy okazji likwidacji złowrogiego IPN („Ach, pójdę aż do piekła, byleby moją zbrodnię wieczysta noc powlekła” – wołała Pani, która zabiła Pana w balladzie Adama Mickiewicza „Lilie”), ale na wszelki wypadek, gdyby jednak coś poszło nie tak, deklaruje, że jak będzie trzeba, to pójdzie do więzienia i w ten sposób poświęci się dla Polski.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Stanisław Michalkiewicz 9 grudnia 2023 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5512
„Cepeliada, cepeliada, w ogródeczku panna Mania, Chmurka się przejęzyczyła, jaja nie do wytrzymania” – wyśpiewywał za głębokiej komuny Jan Kelus, ilustrując w ten sposób tak zwaną „propagandę sukcesu”, która zdominowała rządową telewizję – bo innej jeszcze stare kiejkuty nie założyły – w latach 70-tych. Obliczona była ona na infantylizowanie telewizyjnej publiczności, żeby w końcu granica między rzeczywistością, a światem przedstawionym w telewizji się zatarła. Powodzeniu tej operacji sprzyjała okoliczność, że zdecydowaną większość naszego społeczeństwa stanowili i zresztą nadal stanowią ludzie niepewni siebie, którzy często ukrywają tę niepewność za parawanem tupetu. Ale czasami prawda wyłazi na wierzch, na przykład w teatrze. Jeśli ktoś chciałby to sprawdzić, niech pójdzie do pierwszego-lepszego teatru warszawskiego – wszystko jedno którego, bo wszystkie, co do jednego, wystawiają Scheiss. I do pewnego stopnia słusznie, bo po co mieliby się wysilać, skoro publiczność – jeśli już kupiła bilety – to na pewno będzie sztukę oklaskiwać w przekonaniu, że jeśli nawet się nie podobała, to przecież „powinna” się podobać, więc klaskanie należy do teatralnego rytuału. Zresztą nie tylko w teatrze.
Józef Mackiewicz w „Drodze donikąd” opisuje, jak to po „wkroczeniu” Armii Czerwonej na Kresy Wschodnie, urządzona została w jakiejś miejscowości agitacyjna masówka, na którą spędzono miejscową ludność. Przemawiała jakaś agitatorka, którą publiczność nagradzała entuzjastycznymi okrzykami i brawami. Kiedy masówka się skończyła i wszyscy wracali do domów, jedną z takich grup minęło auto, w którym owa agitatorka siedziała. – A to kurwa jej mać! – zaklął na jej widok jegomość, który podczas masówki wykrzykiwał na jej cześć i ją oklaskiwał. – To dlaczegoś pan klaskał? – zapytał go idący obok. – No a jakże inaczej? – odparł tamten autentycznie zdziwiony.
Właśnie rozpoczął swoją działalność Sejm, na którego tle produkuje się pan Szymon Hołownia, który najwyraźniej myśli, że wreszcie znalazł odpowiednią dla siebie scenę. Odnoszę wrażenie, że on również, a może nawet on przede wszystkim nie dostrzega już żadnej różnicy, między widowiskiem, a rzeczywistością, więc koncentruje się na widowiskowej stronie polityki. Inna rzecz, że przy obecnym składzie Sejmu może to być całkiem uzasadnione. Zgodnie bowiem z aktualnymi statystykami resortu zdrowia, około 20 procent obywateli naszego nieszczęśliwego kraju cierpi na rozmaite zaburzenia psychiczne. Myślę, że ta statystyka jest znacznie zaniżona, ponieważ na przykład sodomczykowie, gomorytki, albo nawet osoby nie będące do końca pewne, czy są chłopczykiem, dziewczynką, kozą, czy psem, w tych statystykach nie są ujmowane, bo od 1990 roku, kiedy to biurokratyczny gang patetycznie nazywający się „Światową Organizacją Zdrowia” przez głosowanie uchwalił, że te przypadłości nie są żadnymi przypadłościami, tylko szlachetnymi „orientacjami”, których leczyć nie tylko nie trzeba, ale nawet nie wolno.
Wskutek tego osób niestabilnych psychicznie może być u nas znacznie więcej niż 40 procent, a ponieważ jest rozkaz, by „przywrócić demokrację”, to jest sprawą oczywistą, że ta część społeczeństwa powinna mieć swoją reprezentację parlamentarną. No i ma, o czym możemy przekonać się przyglądając się sejmowemu jarmarkowi. Nazwisk oczywiście nie będę wymieniał z obawy, by któryś z zadowolonych ze swego rozumu w Wybrańców Narodu nie zaciągnął mnie z tego powodu przed niezawisły sąd, który – zwłaszcza teraz – powinność swojej służby na pewno by zrozumiał – ale i bez tego każdy wie, o kogo chodzi. Ma to zresztą pewne uzasadnienie, bo po co niby powoływać w naszym bantustanie Sejm, który próbowałby politykować, skoro od politykowania są państwa poważne? Toteż tubylczy Sejm, w którym osoby niestabilne psychicznie mają reprezentację parlamentarną chyba we wszystkich klubach i kołach ponad oficjalnymi podziałami, koncentruje się – jak widać – na widowiskowej stronie polityki, zapowiadając igrzyska w tarzaniu w smole i pierzu rozmaitych delikwentów. Zwraca uwagę, że większość sejmowa skwitowała głuchym milczeniem propozycję Konfederacji, by utworzyć komisję śledczą do zbadania paroksyzmów, jakim poddany został nasz nieszczęśliwy kraj pod pretekstem pandemii.
Ale nie mówi się o sznurze w domu wisielca, więc nic dziwnego, że większość sejmowa, której uczestnicy do tych pandemicznych paroksyzmów przykładali rękę, wolałaby, by tę zbrodnię na narodzie „wieczysta noc powlekła”. Toteż rada w radę uradzili, że najbezpieczniej będzie powołać trzy komisje śledcze; jedna w sprawie wyborów kopertowych („przysyłaj zabójcze koperty, niech myślą, że wciąż kochasz mnie” – miał wyśpiewywać pan marszałek Tomasz Grodzki, nie bez powodu też kojarzony z kopertami), druga w sprawie afery wizowej i trzecia – w sprawie zbrodniczego izraelskiego „Pegasusa”. Nawiasem mówiąc, w sprawie wyborów kopertowych chodzi – bagatela! – o 70 milionów złotych, podczas gdy paroksyzmy pandemiczne kosztowały kraj i obywateli grube miliardy. Ale tu by zostali ruchnięci wszyscy winowajcy, podczas gdy te trzy bezpieczne komisje pozwolą na skoncentrowaniu się przede wszystkim na wątku rozrywkowym. Jestem pewien, że państwa poważne za tę inicjatywę Donalda Tuska pochwalą, a może nawet dadzą mu jakąś trafikę w Brukseli, żeby przez resztę życia się nie nudził – bo dzięki temu jest szansa, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy, zajęty obserwowaniem tarzania w smole i pierzu niedawnych dygnitarzy, nawet nie zauważy, jak traktat lizboński zostanie pomyślnie znowelizowany, dzięki czemu pewnego dnia obudzimy się w Generalnym Gubernatorstwie i żarty się skończą.
Mamy tedy znakomitą ilustrację tego, jak nowy Sejm koncentruje się na sprawach rozrywkowych. Oto na granicy polsko-ukraińskiej trwa protest, w ramach którego polscy transportowcy walczą o życie w sytuacji, gdy na skutek umowy zawartej między ukraińskim rządem i Komisją Europejską, transportowcy ukraińscy nie tylko zostali zwolnieni z obowiązku uzyskiwania licencji, ale w dodatku rząd, uważający się za „sługę narodu ukraińskiego” dopuścił do sytuacji, że tylko w takim województwie lubelskim zarejestrowało się wiele ukraińskich firm przewozowych o zagadkowym kapitale.
Ale tym nikt się nie zajmuje, natomiast Sejm właśnie uchwalił ustawę o finansowaniu przez budżet państwa tak zwanego zapładniania w szklance. Głównym pretekstem były katiusze jakich doświadczają bezpłodne pary, których nie stać na sfinansowanie tego zabiegu. Co to jednak znaczy, że będą one finansowane przez budżet państwa? Że wszyscy obywatele będą musieli się składać na to, by jakaś pani się w ten sposób zapłodniła. Tymczasem gdyby państwo nie finansowało ani tych zabiegów, ani żadnych innych, gdyby nie dopłacało do teatrzyków piątej klepki, czy do telewizji i obniżyło podatki, to chętną parę byłoby stać na zapłacenie za zapłodnienie w szklance bez łaski rządu. Zrozumienie tego nie przekracza możliwości umysłu ludzkiego, a jednak Sejm właśnie przegłosował co innego. Widać, że utworzenie w Sejmie reprezentacji politycznej obywateli niestabilnych emocjonalnie już ma i będzie miało daleko idące konsekwencje.
Lekarze rozpoznają więcej niż wcześniej rzadkich postaci nowotworów, chorób z nietypowym przebiegiem lub bardzo zaawansowanych. – Nikt nie wie, dlaczego tak jest, a jedyną zmienną była pandemia i COVID, który prawie każdego dosięgnął – zaznacza chirurg onkolog dr n. med. Paweł Kabata. [skrajna ślepota czy skrajny brak logiki? MD]
1. Nowotworowe tsunami wśród młodych
Każdego dnia kilkaset osób w Polsce dowiaduje się, że ma raka. Prognozy są mało optymistyczne – z wyliczeń GLOBOCAN wynika, że liczba zachorowań i zgonów na nowotwory do 2040 r. globalnie zwiększy się co najmniej o połowę. To oznacza, że za 20 lat co piąta osoba będzie walczyć z chorobą onkologiczną. Eksperci wskazują też na systematyczne obniżanie wieku pacjentów, u których jest rozpoznawany rak.
– Kończymy właśnie 11. edycję akcji Avon Gabinety z Różową Wstążką. Przebadaliśmy 200 pacjentek i wykryliśmy i potwierdziliśmy już pięć raków piersi w grupie wiekowej 42-48 lat – wskazuje ginekolog i położnik dr n. med. Jacek Tulimowski.
– Kiedy zadzwoniłem by skonsultować się w tej sprawie z kolegami z Instytutu Onkologii, mówiąc, że mam dużo tak młodych pacjentek z rakiem piersi, to usłyszałem, że widzą to samo. Jest znacznie więcej pacjentek leczących się w Centrum Onkologii w Warszawie, średnia wieku kobiet, które się teraz zgłaszają do COI, to 45- 55 lat. To się pokrywa z prognozami WHO, mówiącymi, że w 2050 r. zaobserwujemy wzrost śmiertelności na nowotwory w grupach osób młodych o 80 proc., w stosunku do 2020 r. – opowiada lekarz w rozmowie z WP abcZdrowie.
2. Wysyp agresywnych nowotworów
Dr n. med. Paweł Kabata, chirurg onkolog z Wojewódzkiego Centrum Onkologii Copernicus mówi o wysypie “dziwnych raków”.
– Obecnie mamy bardzo dużo bardzo zaawansowanych raków. Nikt nie wie, dlaczego tak jest, a jedyną zmienną była pandemia i COVID, który prawie każdego dosięgnął, nie wiemy, czy to ma jakiś związek. Natomiast widzimy, że pacjenci, którzy teraz do nas trafiają, chorują inaczej. Widzimy zmianę: albo mamy do czynienia z bardzo zaawansowanymi chorobami, albo z bardzo nietypowymi przebiegami, które odbiegają od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni.
– Coraz częściej widzimy wyjątkowo agresywne nowotwory, bardzo rzadkie postaci nowotworów, albo takie, które przebiegają w sposób zupełnie inny, niż by nakazywała wiedza medyczna odnośnie do samej biologii nowotworów. Jest też bardzo dużo zaawansowanych nowotworów. Mamy młode osoby z bardzo agresywnymi postaciami. Mamy osoby starsze, 90-letnie z tak agresywnymi postaciami, że kiedyś w ogóle nikt by nie przypuszczał, że może to dotyczyć pacjenta w tak podeszłym wieku, bo jest pewna określona biologia nowotworów – wskazuje dr Kabata.
Chirurg onkolog przyznaje, że trudno wyjaśnić przyczyny tego zjawiska. Nasuwa się pytanie, czy może to mieć związek m.in. z pocovidowym deficytem odporności, o którym mówi się coraz częściej.
– Rak jest jednak dość jasno powiązany z odpornością i z zaburzeniami odporności, więc nie jest wykluczone, że globalnie mamy do czynienia z upośledzeniem, zmianą systemu odpornościowego, które może mieć wpływ też na kwestie nowotworów – wskazuje lekarz.
3. Przyczyny opóźnionej diagnostyki
Eksperci zwracają uwagę też na ogromny problem “przechodzonych raków” i opóźnionej diagnostyki w Polsce.
– Zdarza się bardzo dużo pacjentek, które przychodzą do nas dopiero po 4-5 latach przerwy. To, co najbardziej przeraża, to fakt, że zmiany rakowe wykrywamy też u bardzo młodych pacjentek. Najmłodsza pacjentka z rakiem szyjki macicy, która trafiła do mojej poradni, miała 32 lata – mówi ginekolog dr n. med. Michał Bulsa, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie.
[—-]
=================================
mail: A zrobiliście korelację z wyszczepieniem? Czy brał szpryce? Ile??