Realne perspektywy wojenki na Ukrainie – widziane z USA. Dla Polski nadzieja tylko…

Realne perspektywy wojenki na Ukrainie – widziane z USA

Dla Polski nadzieja tylko w strasznych oczach Antka M.

Zacznę od tego, że w sprawie konfliktu na Ukrainie, w samej Rosji występują z każdym dniem coraz bardziej ostrzejsze podziały. Zasadniczo główna linia podziału dzieli dwie grupy na proputinistów i antyputinistów.

Proputiniści popierają politykę Putina wobec Ukrainy, by powoli wykańczać wojska ukraińskie, licząc że wcześniej nastąpi kapitulacja Ukrainy dzięki mediacji Zachodu i Zachód zaakceptuje zdobycze wojenne Rosji przy minimalnym zaangażowaniu militarnym wojsk rosyjskich, oraz przy jak najmniejszym zniszczeniu terenów przyszłej Noworosji.

Natomiast antyputiniści domagają się jak najostrzejszej rozprawy z banderowską Ukrainą, nazywając ją nazistowską, całkowitego zgniecenia jej przy pomocy siły militarnej, a następnie przy pomocy sił policyjnych doprowadzić do debanderyzacji. Dotyczy to również zniszczenia krajów sąsiednich, które pomagają banderowskiej Ukrainie, narażając na straty Rosję i śmierć jej żołnierzy.

Więc skoro Polacy według propagandy domagają się odsunięcia Putina od władzy, to w chwili jego odsunięcia są skazani na bezpośrednie ataki rakietowe na Polskę. Moim zdaniem powinniśmy się modlić, by Putin jednak pozostał u władzy w Rosji do czasu bezwarunkowej kapitulacji Ukrainy, w której to Ukraina straci dostęp do Morza Czarnego.

Przełomem był atak na most krymski, po którym to Rosja zaczęła podchodzić do swojej operacji debanderyzacji i demilitaryzacji Ukrainy w sposób poważniejszy i Rosja w dwa dni później rozpoczęła ataki na infrastrukturę krytyczną Ukrainy. Okazało się przy tym, iż Ukraina nie posiada skutecznych środków obrony przed tymi atakami. Jest to też dowodem na to, iż tzw. sojusznicy Ukrainy nie dostarczyli jej żadnych środków obrony przed tymi atakami, a jesli to okazały się sie one kompromitujące dla tych, którzy je dostarczyli.

Klasycznym tego przykladem są filmiki pokazujące ukraińskich żołnierzy którzy w akcie rozpaczy usiłują zestrzelić z karabinów maszynowych irańskie czy też rosyjskie drony, nadlatujące na cele infrastruktury energetycznej Ukrainy.

Bardzo symptomatyczne jest stanowisko Izraela, który to najpierw obiecał swojemu ziomalowi Żeleńskiemu system „Żelaznej Kopuły”, jednak po skutecznym ataku irańskich dronów, stanowczo odmówił jakiejkolwiek pomocy Ukrainie w instalacji swojego systemu obrony powietrznej. Czyżby Izrael bał sie ujawnienia braku skuteczności swojego systemu „Żelaznej Kopuły” wobec irańskich dronów?

Władze Iranu potwierdziły oficjalnie,  że maja zamówienia na swoje drony bojowe już od 22 krajów, głównie wrogów Izraela i USA, a ponadto rozpoczęły szeroką współpracę gospodarczą i wojskową z Rosją, obalając w ten sposób jakiekolwiek próby USA i UE wpływu na ceny ropy. Warto zauważyć, że od tego momentu Arabia Saudyjska zaczęła śpiewać z innego klucza wobec Iranu. Amerykanie na razie są bezradni wobec takiego rozwoju wydarzeń w Zatoce Perskiej, zwłaszcza że Iran zdołał przechwycić najnowszy dron podwodny armii amerykańskiej, co też będzie miało  złowieszcze konsekwencje dla armii amerykańskiej w najbliższej przyszłości.  Tymczasem na frocie walk na Ukrainie, starania ukraińskiej armii, by odnieść jakikolwiek sukces przed wyborami do Kongresu w USA, okazały się nieosiągalne. Rosjanie skutecznie się bronią, zadając wbrew propagandzie ukraińskiej, która zdominowała polską sferę informacyjną duże straty w kolejnych kontrofensywach, wykrwawiając w ten prosty sposób za pomocą artylerii i lotnictwa ukraińską armię.

W tej chwili na frontach walk panuje pora błotna, która to czyni dla obu stron raczej niemożliwe podjęcie jakichkolwiek ofensywnych działań na wielką skalę. Rosjanie w tej chwili cierpliwie czekają na porę zimową, kiedy to opadną liście z drzew i teren będzie zamarznięty, idealny do podjęcia kroków ofensywnych, zwłaszcza kiedy zmobilizowani i przeszkoleni żołnierze wejdą do boju wraz z nowym sprzętem, zgromadzonym niedaleko od linii frontowych.

Zaś Ukraina zdana wyłącznie na dostawy zachodniego sprzętu wojskowego, skazana jest na klęskę. Rosjanie miesiąc temu rozpoczęli niszczyć infrastrukturę energetyczną Ukrainy na całym jej obszarze od granicy z Polską do granic terenów zaanektowanych ostatnio. Tak więc dostawy broni zachodniej są teraz znacznie bardziej utrudnione, więc pozostaje tylko droga morska przez port w Odessie. Rosjanie sprytnie wykorzystali ostatni atak na swoja bazę w  Sewastopolu wycofując się z tzw. umowy zbożowej, w ten sposób zostawiając sobie otwatą furtkę do atakowania statków przez tzw. nieznanych sprawców, które będzie podejrzewała o dostarczanie broni. Pozostaje więc tylko Rumunia do transportu bronii na  Ukrainę. 

Podczas ostatniego nalotu Ukraina oświadczyła, że jej wojska zestrzeliły 44 z 50 rakiet, wiec wychodzi na to, że Rosjanie mogli trafić co najwyżej sześć różnych celów. Jednocześnie ukraińskie władze podały, że uszkodzonych zostało 18 obiektów infrastruktury krytycznej. Tylko nauka radziecka może wytłumaczyć takie przypadki. Nie wiem, może ukraińskie rakiety przeciwlotnicze dupnęły w te krytyczne obiekty dla Ukrainy, zamiast w irańskie drony i rosyjskie rakiety.

Żeby było jeszcze zabawniej nasza propaganda powtarza bezmyślnie za ukraińską, że Putin jest poważnie chory i lada dzień będzie wysadzony z prezydenckiego stolca przez konkurentów. Tylko że wśród tych konkurentów są same siłowniki, którzy chcą Ukrainę zbombardować, by w ten sposob zapewnić sobie strefę buforową między Rosją a Zachodem. Ciekawa jestem, jak by była potraktowana Polska, kierowana przez magdalenkowe eliciarstwo, które to wysługuje się każdemu, kto dysponuje odpowiednimi hakami. Najjaskrawszym tego przykładem zachowania eliciarstwa wiadomego chowu, było oświadczenie jeszcze w latach 90-tych ubiegłego stulecia, kiedy magdalenkowe władze oświadczyły, że dlatego przyszłe gazociągi muszą przebiegać przez Ukrainę, by Ukraina nie była ppozbawiona dochodów z tego tytułu. Rosjanie zaś proponowali Polsce przebieg  gazociągu przez Białoruś z pominięciem Ukrainy. A przecież Polska mogła postawić warunek Rosjanom na hub gazowy na terenie Polski.

Jak będzie wyglądała amerykańska pomoc dla Ukrainy po wyborach do Kongresu? Myślę że nic sie nie zmieni, ponieważ są to w dużej większości te same nazwiska od chyba już dwudziestu lat, więc pod tym względem republikanie tak tylko mówią, że zakończą wypisywanie czeków in blanco dla Ukrainy, zwodząc swoich wyborców. Tak więc nieistotne z punktu widzenia pomocy dla Ukrainy, kto wygra te wybory. Neokoni dalej bedą zatapiać gospodarkę USA., bo dla nich najważniejszy jest Izrael, zas Ukraina jest tylko narzędziem do zniszczenia gospodarki Niemiec, czyli Unii Europejskiej.

Nie pozostawia to Rosjanom żadnego wyboru, jak tylko jak najszybsze pokonanie wojsk Ukrainy, która to jest całkowicie zależna od dostaw bronii z państw NATO. Ukraińcy już teraz przyznają, że są bezsilni wobec najnowszych rosyjskich rakiet, które spadają na ukraińskie cele infrastruktury krytycznej.

Chciałabym więc znowu powtórzyć, że wojna była przez Ukrainę przegrana w chwili, gdy pierwszego dnia Ukraińcy stracili swoje lotnictwo, zaś dodatkowo nie znam z historii takiego przypadku, by kraj zależny całkowicie od dostaw broni od obcych państw, mógł wygrać wojnę, w dodatku z przeciwnikiem który dysponuje ogromna przewagą militarna nad konkurencją.

Napisałam również że tylko udział wojsk NATO na czele z US Army jest w stanie prowadzić równorzędną walkę z Rosją i myślę że tę wojnę Rosja by i tak wygrała militarnie. Chyba że otumanieni propagandą ukraińską co niektórzy, pokładają nadzieję w babciach  strącających słoikami od drzemów samoloty oraz cyganach kradnących ruskie czołgi.

Jak napisałam w poprzednich notkach, polskie eliciarstwo magdalenkowe będzie obok banderowskiej Ukrainy największym przegranym w tej wojnie, a my Polacy wraz z nimi.  Jest też bezspornym faktem, że Polska pod przewodem strategosa nad strategosami, jakiego świat do tej pory nie widział, dostarczając na Ukrainę cały ciężki sprzęt wojskowy jest teraz goła i wesoła, wystawiona na rosyjskie rakiety, które może strącać tylko Antek Macierewicz przy pomocy swoich strasznych oczu. Oby to była prawda.

O zaskakujących danych dotyczących rosyjskiego eksportu. Rosyjska gospodarka zmierza w przepaść…

“NYT” o zaskakujących danych dotyczących rosyjskiego eksportu. Na liście europejskie kraje. Rosyjska gospodarka zmierza w przepaść…

https://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/8579115,rosja-wojna-ukraina-eksport-gospodarka-europa-chiny-turcja-indie.html

Łączna wartość towarów eksportowanych przez Rosję wzrosła od czasu lutowej inwazji Ukrainy – podał dziennik “New York Times”, analizując dane handlowe. Choć import z większości krajów do Rosji zdecydowanie spadł, to niektóre kraje zwiększyły wymianę handlową z Rosją – zwłaszcza Turcja i Chiny.

Jak podaje “NYT”, wzrost rosyjskiego eksportu to głównie efekt wysokich cen ropy i gazu; choć rosyjska ropa jest sprzedawana o ponad 20 dol. za baryłkę taniej, wystarczyło to, by złagodzić skutki sankcji i recesję rosyjskiej gospodarki. Dane wskazują, że mimo drastycznego spadku zakupów rosyjskiej ropy przez państwa UE, rolę głównego nabywcy przejęły Chiny i Indie, które kupują ok. 55 proc. sprzedawanej przez Rosję surowca.

Rosja i Indie, Turcja, oraz Chiny

Zakup rosyjskiej ropy sprawiły m.in., że wartość wymiany handlowej Rosji z Indiami jest obecnie ponad 3-krotnie większa od średniej z ostatnich pięciu lat (wartość eksportu z Rosji wzrosła o 430 proc., choć import zmniejszył się o 19 proc.). Handel z Rosją – zarówno eksport, jak i import – zwiększyły też m.in. Turcja – o 198 proc. i Chiny – o 64 proc.

Mimo sankcji i ograniczeń…

Według “NYT”, mimo sankcji i ograniczeń w handlu, państwom Zachodu trudno jest zastąpić też inne kluczowe surowce, w których Rosja jest światowym liderem, w tym produkty pochodne żelaza, niklu, pszenicy, czy olejów roślinnych.

Państwa europejskie też handlują…

Wśród państw europejskich, zwiększone obroty – mimo mniejszego importu – Rosja zanotowała w wymianie z Belgią (81 proc.), Hiszpanią (57 proc.) i Holandią (32 proc.). Znacznie spadła natomiast wartość handlu Rosji z Wielką Brytanią (79 proc.), Szwecją (76 proc.) i USA (35 proc.). Mimo wzrostu importu surowców z Rosji, spadła też wartość całkowita wymiany z Niemcami (o 3 proc.).

Cytowany przez “NYT” ekspert ośrodka Carnegie Endowment for International Peace Gabujew uważa jednak, że sytuacja Rosji pogorszy się w przyszłym roku, w miarę jak [bla, bla… MD]

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński

Wystąpienie przedstawiciela Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Ostrzeżenie. 23 X 2022

https://thesaker.is/extremely-important-russian-warning-to-the-un-security-council-must-see/

Transkrypcja wystąpienia przedstawiciela Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ

23 X 2022

Najpierw chciałbym wyrazić swoje zdumienie.

Nie bardzo rozumiemy, jaką wartość dodaną, poza wydłużeniem czasu dzisiejszego spotkania,  niesie wpisanie na listę mówców przedstawicieli Słowacji, Polski, Niemiec i Grecji. My dzisiaj nie prowadzimy debaty, my przeprowadzamy briefing. Stanowisko tych państw znamy już bardzo dobrze. Mógłby je podsumować [jeden] przedstawiciel Unii Europejskiej. Nie widzimy w tym nic poza chęcią zaistnienia na ekranach telewizji. W przyszłości, Panie przewodniczący, chcielibyśmy prosić pana o większą roztropność przy sporządzaniu listy mówców na spotkania ONZ w tej sprawie.

Panie Przewodniczący, odnotowujemy briefing podsekretarza generalnego ONZ ds. politycznych, Rosemary Di Carlo i rezydenta koordynatora na Ukrainie, Denise Brown.

Widzimy, że… Sekretariat ONZ w końcu zajął się tematem niszczenia infrastruktury cywilnej. Niestety, znów jednostronnie. Nie usłyszeliśmy ani jednego słowa o zniszczeniach, które Kijów powodował przez 8 lat i nadal powoduje w Donbasie. Nie słyszymy też o ofiarach wśród jego ludności cywilnej powodowanych  atakami Sił Zbrojnych Ukrainy(SZU). Bez reakcji Sekretariatu pozostają potworne ataki terrorystyczne Kijowa na taką infrastrukturę cywilną jak most krymski, ostrzał elektrowni atomowej w Zaporożu i elektrowni wodnej w Kachowie.

 Nasi zachodni koledzy tłumaczyli potrzebę zwołania dzisiejszego spotkania, nasileniem przez stronę rosyjską ataków na ukraińską infrastrukturę cywilną i cele cywilne. Zobaczmy, jak sprawy mają się naprawdę. Przez ostatnie dwa miesiące,  reżim ukraiński i jego zachodni zwierzchnicy, najwyraźniej w wyniku euforii z taktycznego postępu wojsk ukraińskich na kilku kierunkach, osiągniętego kosztem astronomicznych strat w ludziach i sprzęcie, na wszelkie możliwe sposoby powtarzali tezę, że Rosja rzekomo wyczerpała swoje zasoby materialne i ludzkie i zaraz zacznie przegrywać na polu walki.

Jednocześnie, ukraińscy stratedzy, nadzorowani przez swoich zachodnich zwierzchników, już od dawna stosują terrorystyczne metody sabotażu na terytorium Rosji. Przykłady tego są liczne. Ale apogeum ich wysiłków stał się atak terrorystyczny na moście krymskim 8 października, dokonany przez ukraińskie służby specjalne. Zginęły cztery osoby, zniszczona została część drogi, która służyła ludności półwyspu do zaopatrywania jej w żywność, leki i inne niezbędne do życia towary.

Przedstawiciele Ukrainy, w tym wicepremier, szef ministerstwa ds. transformacji cyfrowej Ukrainy Michaił Fedorow i doradca ministra spraw wewnętrznych Ukrainy Anton Geraszczenko, otwarcie delektowali się tym przestępstwem. Entuzjastyczne wiadomości pojawiły się także na oficjalnym koncie Ministerstwa Obrony Ukrainy. I chociaż Kijów, najwyraźniej upomniany przez swoich zachodnich zwierzchników, bardzo szybko, zgodnie ze swoją tradycją, próbował przerzucić winę na Rosję, to minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmitrij Kuleba w ujawnionym w internecie materiale wideo, potwierdził, że to Kijów stał za atakami na most Krymski i w obwodzie biłgorodzkim. Oto jego słowa, udostępnione milionom użytkowników. Cytuję. “Jeśli zapytacie mnie, kto wysadza [infrastrukturę] na Krymie lub w Biełgorodzie, to prywatnie powiem wam, że, tak, to my”. Koniec [cytatu].

Po ośmiu latach gorzkich doświadczeń mieszkańców Donbasu, dobrze wiemy, do czego zdolny jest reżim  kijowski. Podjęto zatem decyzję o ostudzeniu bojowego zapału aroganckich kijowskich terrorystów. Za pomocą precyzyjnych uderzeń rakietowych i bezzałogowych statków powietrznych produkcji rosyjskiej zniszczono dużą liczbę instalacji wojskowych, a także obiektów infrastruktury, [zmniejszając] możliwości wojskowe i osłabiając potencjał represyjnego reżimu Zelenskiego.

Oczywiście, ta sytuacja nie odpowiadała Zachodowi i tym samym wywołała prawdziwą histerię wśród naszych zachodnich “kolegów”, którą możemy obserwować w całej okazałości  podczas dzisiejszego spotkania. Oczywiście, tak jak poprzednio, nie chcą oni widzieć prawdy i przyznać, że cele cywilne zostały trafione i uszkodzone tylko w tych przypadkach, gdy drony zostały zestrzelone w pobliżu tych celów przez ukraińską obronę terytorialną … i z tego powodu zboczyły z pierwotnego kursu. Albo [uszkodzenia nastąpiły], gdy cele cywilne zostały trafione przez ukraińskie rakiety obrony powietrznej, które nie były w stanie przechwycić swoich celów. Takich przypadków jest mnóstwo, także nagranych na wideo. Każdy kto chce, może je obejrzeć w Internecie.

Obecnie, Ukraina i jej zachodni zwierzchnicy, próbują nakręcić kolejną fałszywkę na temat rzekomych dostaw do Rosji irańskich UAV (bezzałogowców), z naruszeniem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2231. Odrzucamy wszelkie takie próby wciągnięcia Sekretariatu ONZ w tę pozbawioną skrupułów grę. Przykładem tego jest dystrybuowany dziś w Radzie Bezpieczeństwa przez Niemcy, Francję i Wielką Brytanię list z de facto petycją do Sekretariatu ONZ o naruszenie artykułu 100 Karty Narodów Zjednoczonych i mandatu, udzielonego w nocie przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa ONZ S/2016/44 z 16 stycznia, 2016. USA poszły jeszcze dalej i w swoim liście wprost zażądały od Sekretariatu przeprowadzenia dochodzenia, do którego Sekretariat nie jest upoważniony.

Jest to sytuacja godna potępienia i przedstawiliśmy nasze oceny prawne w odpowiedzi, która została rozesłana przed tą sesją. Czekamy na pełne potwierdzenie ze strony Sekretariatu, że nie zamierza on zgodzić się na naruszenie Karty Narodów Zjednoczonych [wymagane] przez te instrukcje państw zachodnich i nie będzie prowadził żadnego takiego “dochodzenia”. Jeśli eksperci ONZ, aby zadowolić zachodnie stolice, będą jednak otwierać takie pseudo-dochodzenia, bezpodstawnie powołując się na zapis rezolucji 2231, możemy zrewidować cały kompleks naszych stosunków z Sekretariatem ONZ, na którego bezstronności w takim przypadku nie będzie już można polegać.

Szanowni Państwo. Dzisiejszy spektakl w Radzie Bezpieczeństwa jest również rodzajem zasłony dymnej dla kijowskiego reżimu i jego zwierzchników. Zachód starannie tworzy wizerunek kijowskiego reżimu jako niewinnej ofiary rosyjskiej agresji, [która to ofiara] potrzebuje stałej pomocy wojskowej. W zeszłym tygodniu pojawiły się znowu zapowiedzi dostaw wojskowych dla Kijowa.

USA i UE wybrały systemy, które wykazały się najwyższą śmiertelnością wobec ludności Donbasu i terytoriów wyzwolonych. USA dostarczą Kijowowi kolejną partię pocisków M142 HIMARS MLRS oraz precyzyjnych pocisków kierowanych M31 GMLRS, a także lotniczych pocisków antyradarowych AGM-88 HARM. Z Paryża, Kijów ponownie otrzyma samobieżne działa artyleryjskie Cezar kalibru 155 mm. Dostawę amunicji 155 mm, zapowiedziały Niemcy. Przywódcy tych państw, tłumaczą własnym obywatelom, że ta broń, rzekomo,  pomoże reżimowi Zelenskiego w obronie Ukrainy.

Zobaczmy zatem, do czego są one faktycznie wykorzystywane. Według danych DPR-LPR, tylko na terytorium kontrolowanym przez republiki od… lutego do października, w wyniku ukraińskich ataków z użyciem ciężkiej broni, zniszczono ponad 10 tysięcy domów i ponad 2000 obiektów infrastruktury cywilnej, w tym 424 placówki edukacyjne i 109 medycznych. Do tych ataków aktywnie wykorzystywano amerykańskie MLRS HIMARS. Francuskie Cezary również wykorzystały okazję do pokazania swojej siły w nierównej walce z budynkami mieszkalnymi, szkołami i innymi celami cywilnymi. Bezpośrednio z francuskiej broni, w Doniecku od czerwca tego roku zginęło nie mniej niż pięć osób, dziesięć zostało rannych, zniszczono ponad 64 budynki.

Siły Zbrojne Ukrainy(SZU) uderzają również w głąb terytorium Rosji, celując w ludność cywilną i infrastrukturę cywilną. 10 października w rejonie Biełgorodu SZU wystrzeliło ponad 100 rakiet, w tym niesławne Toczki-U uzbrojone w głowice kasetowe. Zginęła kobieta, uszkodzone zostały cztery domy. W udręczonej wiosce Tetkino ,w obwodzie kurskim, która od wiosny jest celem zmasowanych uderzeń artyleryjskich SZU, mimo braku tam obiektów wojskowych, dwie osoby zostały ranne. 13 października ukraińskie uderzenia trafiły w budynek mieszkalny w Biełgorodzie, … wieś Krasny, punkt kontroli celnej w okręgu miejskim Szebekin i inne budynki cywilne.

Właśnie teraz, dosłownie w przeddzień naszego spotkania, Siły Zbrojne Ukrainy zniszczyły zakłady przemysłowe w tym okręgu. Warto przypomnieć, że wcześniej w tym rejonie, podobnie jak w Doniecku, SZU aktywnie i masowo wykorzystywały przeciwko ludności cywilnej systemy min zdalnych, w tym miny “Petal”.

16 października [ostrzelali] budynki mieszkalne w Nikolskoje, międzynarodowe lotnisko Szuchowa w Biełgorodzie, dwóch cywilów zostało rannych.


18 października ukraińskie wojsko po raz kolejny ostrzelało wieś Biełaja Bieriozka, obwód briański. Tego samego dnia Siły Zbrojne Ukrainy zaatakowały sześć miejscowości w obwodzie kurskim, ranna została kobieta, zniszczono kilka domów, wyłączono kilka linii energetycznych.

Wcześniej, ukraińscy dywersanci wielokrotnie próbowali dokonać aktu sabotażu przeciwko elektrowni atomowej w Kursku. W sumie, tylko od początku października masowy ostrzał artyleryjski Sił Zbrojnych Ukrainy, w tym z użyciem wspomnianych amerykańskich pocisków HARM, został skierowany na ponad 30 spokojnych osiedli w obwodzie bełgorodzkim i samym mieście Biełgorod.

Jednocześnie Kijów, … zachęcany przez swoich zachodnich nadzorców, otwarcie się tym chwali. Czy oni w Kijowie i w osłaniających Kijów stolicach poważnie …myślą, że będziemy to tolerować?

Korzystając z pobłażliwości dla wszelkich aktów przestępczych okazywanych przez ich zachodnich mocodawców,  reżim Zelenskiego celowo … uderza w infrastrukturę cywilną na swoich byłych terytoriach. Od pięciu miesięcy, SZU ostrzeliwuje miasto Nowaja Kachowka w obwodzie chersońskim. Dziennie nadlatuje tam do 120 pocisków, z czego większość to amerykańskie HIMARS, przy czym Ukraińcy celują nimi specjalnie w zaporę w Kachowce, aby ją naruszyć i tym samym podnieść poziom wody, co spowoduje zalanie przyległych terenów. Taki scenariusz może spowodować śmierć tysięcy cywilów, tysiące domów zostanie uszkodzonych.

Dziś wystosowaliśmy list do Rady Bezpieczeństwa, wzywając przywódców ONZ do zapobieżenia tej potwornej prowokacji.

Trwają nieodpowiedzialne ataki SZU na Zaporoską Elektrownię Atomową(ZEA), stwarzając poważne zagrożenia dla bezpieczeństwa tego obiektu. Skala ofiar cywilnych, w przypadku gdyby ZEA została poważnie uszkodzona, a co dopiero po pełnowymiarowej awarii ze skażeniem radioaktywnym, nie martwi Kijowa. Są oni gotowi na każdą ofiarę w ludziach, aby NATO mogło nadal prowadzić swoją wojnę zastępczą z Rosją i kontynuować dostawy broni na Ukrainę. Informowaliśmy przywódców ONZ o tych okropnych incydentach, ale jak dotąd nie otrzymaliśmy od nich żadnej sensownej odpowiedzi.

Ukraińskim bojówkarzom udało się poważnie uszkodzić mosty Kachowski i Antonowski na Dnieprze, przez które mieszkańcy Chersonia byli zaopatrywani w żywność, leki itd. Siły Zbrojne Ukrainy podjęły kolejną próbę zniszczenia mostu Antonowskiego  19 października. Rosyjskie systemy obrony powietrznej zdołały ochronić tę instalację, do ataków ponownie użyto amerykańskich systemów HIMARS. Wojska ukraińskie wykorzystały te same systemy wcześniej, do uderzeń na miejsce przetrzymywania więźniów z neonazistowskiego batalionu Azow w Jelenówce.

Kolejną przerażającą ilustracją tego, jak faktycznie władze w Kijowie traktują spokojnych ludzi, jest barbarzyńskie traktowanie ich rodaków, którzy opowiedzieli się za Rosją. 29 września Siły Zbrojne Ukrainy ostrzelały pod Kupiańskiem kolumny samochodów, które  opuszczały Ukrainę w kierunku Rosji. Zginęło około 30 osób. 30 września SZU ponownie ostrzelały uchodźców, którzy wyjeżdżali na wyzwolone tereny Zaporoża. Na miejscu zginęło 30 osób, a 88 zostało rannych. Wczoraj, 20 października, SZU ostrzelały przeprawę promową, która służyła do ewakuacji ludności cywilnej uciekającej przed ukraińskim ostrzałem i prowokacjami. W wyniku tej zbrodni są zabici i ranni, w tym dziennikarze i dzieci.

4 października została opublikowana wiadomość wideo od 38 żołnierzy z 8 kompanii 3 pułku 25 Brygady Desantowo-Szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy. Informowali w niej o otrzymaniu zbrodniczych rozkazów zabijania ludności cywilnej w obwodzie charkowskim.


MSW Ukrainy niedawno wydało oświadczenie o rozpoczęciu operacji poszukiwania wrogów Ukrainy, w ramach której w miastach obwodu charkowskiego zatrzymano do 40 tzw. “potencjalnych współpracowników”, którzy następnie są przesłuchiwani przez służby bezpieczeństwa.

Co się następnie dzieje z tymi ludźmi, pokazał w swoich opublikowanych na mediach społecznościowych 9 października filmach, członek ukraińskiej armii, były dowódca neonazistowskiej jednostki Azov, Maxim Żorin. Na nagraniu widać, że ciała rozstrzelanych przez nich cywilów, neonaziści porzucają w rowie. Sam Żorin napisał, że są to mieszkańcy miasta Kupiańsk, obwód charkowski, komentując, cytuję “Będzie kara”. Metadane klipu wskazują, że został on nagrany nieco ponad pół godziny przed publikacją. Zwłoki ubrane były w ciepłe ubrania, odpowiednie do październikowych warunków pogodowych. Przypomnę, że w Kupiańsku od początku września nie ma rosyjskich wojsk. Wszystko wskazuje na to, że ci nieszczęśnicy padli ofiarą bezprawnej egzekucji przeprowadzonej przez ukraińskich neonazistów w ramach oczyszczania miasta.

Gdzie jest choć jedno słowo potępienia tych działań ze strony zachodnich delegacji? Wasze milczenie jest najlepszym dowodem na to, że pomimo całej hipokryzji, nikogo na Zachodzie nie obchodzi los ukraińskiej ludności cywilnej. Wolicie ukrywać ten zbrodniczy reżim, który składa się z nacjonalistów, radykałów i jawnych nazistów, [wy] pomagacie im organizować prowokacje i promować kłamstwa o Rosji i działaniach wojsk rosyjskich.

Przy okazji chciałbym jeszcze raz przypomnieć, że mimo wszystkich monitów nadal nie otrzymaliśmy listy nazwisk ofiar ukraińskiej prowokacji w Buczy w kwietniu. To po raz kolejny potwierdza, że władze w Kijowie nie mają nic do zaprezentowania na poparcie swoich oskarżeń i domysłów. Nasi zachodni “koledzy” próbują udawać, że nie ma niczego do udowodnienia – wystarczy po prostu uwierzyć na słowo przedstawicielom kijowskiego reżimu w sprawie każdego ich twierdzenia.

Panie Przewodniczący, zanim skończę, chciałbym z góry poinformować, że nie będę dzisiaj słuchał kolejnej porcji tyrad przedstawiciela ukraińskiego reżimu w murach Rady Bezpieczeństwa, pozwalając mu tym samym doświadczać tej dziwacznej i grzesznej przyjemności, którą [najwyraźniej] z tego czerpie, nie, nie będę. Myślę, że każdy, kto czytał jego ostatnie obraźliwe komentarze na temat rosyjskich dyplomatów w mediach społecznościowych …[niezrozumiałe] Niestety, takie wybryki odzwierciedlają obecny stan ukraińskiej dyplomacji i są dowodem niezdolności i nieprzygotowania Kijowa do jakiegokolwiek dialogu. Nie mówiąc już o cywilizowanym.

tłum. Sławomir Soja

Polska między Schwabem a Putinem. Jak wyjść z potrzasku. Nie powtarzać starych błędów.

Polska między Schwabem a Putinem. Jak wyjść z potrzasku.

Tomasz Sommer – 8 października 2022 https://nczas.com/2022/10/08/polska-miedzy-schwabem-a-putinem-klimatyzm-jak-nazizm/

Klaus Schwab i Władimir Putin.
Klaus Schwab i Władimir Putin. / Fot. Flickr/PAP/kolaż

W 1939 r. Polska znajdowała się między Stalinem a Hitlerem. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Dziś sytuacja się powtarza: Polska jest pomiędzy Putinem a Schwabem. I polscy politycy zachowują się dokładnie tak samo, jak przed II wojną światową. A mogą przecież zachować się inaczej.

Ta analogia na pierwszy rzut oka nie jest oczywista, ale głębsza analiza ideologicznej i goestrategicznej rzeczywistości w jakiej się znaleźliśmy w pełni ją usprawiedliwia. Po upadku Związku Sowieckiego, Europa Środkowa, w tym Polska znalazły się w strefie próżni i zarówno Rosja jak i Niemcy tylko w ograniczony sposób wpływały na jej życie.

Dokładnie taka sama sytuacja panowała w Europie po 1921 r. Zarówno sto lat temu, jak i teraz, po przezwyciężeniu największych problemów wywołanych politycznymi zapaściami, jednak zainteresowanie Rosji i Niemców Międzymorzem szybko wzrastało. Przed wojną Rosja Sowiecka otwarcie mówiła, że chce „odzyskać” wschodnią część ówczesnej Polski, z kolei narodowosocjalistyczne Niemcy, chciały nie tylko koncesji terytorialnych, ale także dążyły do postawienia Polski w roli wasala

Podobnie sto lat później Rosja zaczęła dążyć do reintegracji z Białorusią i Ukrainą co doprowadziło do toczącej się obecnie wojny. Z kolei Niemcy reintegrowali swoje niegdysiejsze peryferia, w tym Polskę, przy pomocy Unii Europejskiej. Równocześnie, zarówno przed wojną jak i obecnie, Rosja i Niemcy toczą własną, zmienną grę, ponad głowami sąsiadów. W dzisiejszych czasach tak gra miała doprowadzić do tego, że Niemcy stałyby się oficjalną hurtownią rosyjskiego gazu na Europę. Plan ten jednak, w wyniku wybuchu wojny na Ukrainie, na razie został zamrożony.

Rosja i Niemcy dzisiaj

Oczywiście zarówno Rosja jak i Niemcy są z pozoru obecnie zupełnie inne niż były 100 lat temu. Czy jednak ta odmienność jest rzeczywiście tak duża, jak się na pierwszy rzut oka wydaje? Przed wojną Rosja była krajem imperialno-komunistycznym. Rosyjskie imperium po 1989 r. częściowo się  rozpadło, jednak imperialny charakter tego państwa, nastawiony na zwiększanie swoich wpływów i swojego terytorium, przetrwał. Rosyjski prezydent Władimir Putin niejednokrotnie mówił, że dąży do rewindykacji straconych wpływów i terytoriów, a rozpad Związku Sowieckiego ma za największą katastrofę w dziejach Rosji, i rzeczywiście powoli, ale stanowczo ten program realizuje. W dodatku w Rosji nie ma opozycji, która byłaby przeciwna takim planom. Wręcz przeciwnie – zarówno komuniści jak „nawalniści” chcieliby rewindykować tylko „lepiej”. Wielu komentatorów pisze wprost, za Władimirem Bukowskim, że jedyną drogą do zatrzymania imperialnego myślenie w przypadku Rosji jest jej rozpad. Bez rozpadu, gdy tylko Rosja poczuje się wystarczająco silna, natychmiast stawia na ekspansję.

Z kolei w Niemczech, gdzie doszło do tzw. denazyfikacji, wzrost sił centalizujących i ekspansjonistycznych objawia się w postaci trwających właśnie prób dokonania imperializacji UE. Kanclerz Niemiec Olaf Scholz stwierdził wprost, że Niemcy będą dążyć do centralizacji władzy w UE, w tym likwidacji zasady jednomyślności, by Unia stała się sterowna i gotowa na przyjęcie kolejnych państw w tym Ukrainy, a w dalszej kolejności i Turcji czy Białorusi. Jak zwykle niemiecka władza wykorzystuje przy tym kolejną szaloną ideologię tzw. klimatyzmu, która, tak się jakoś przez przypadek złożyło, daje korzyści tylko gospodarce Niemiec utrwalając jej dominację i niszcząc gospodarki od niej niezależne. Klimatyzm, podobnie jak przedwojenny socjalistyczny rasizm, ma też doprowadzić do totalnej kontroli społecznej. Tak jak przed wojną ludność była kontrolowana i segregowana pod względem rasowym, tak teraz ma być kontrolowana pod względem klimatycznym. Nie jest już wcale tajemnicą, jak taka kontrola ma być dokonywana.

Klaus Schwab, twarz i organizator World Economic Forum już teraz całkiem otwarcie przewiduje, że „za 10 lat każdy człowiek będzie miał chipy w mózgu” połączone z już istniejącymi aplikacjami mierzącymi jego „ślad węglowy”. Ślad węglowy będzie z kolei penalizowany od jakiegoś przypisanego poziomu. Dzięki takiemu mechanizmowi imperium europejskie ma mieć, wedle wizji tych utopistów, pełną kontrolę nad każdym aspektem zachowania swoich poddanych. Muszę w tym miejscu podkreślić, że powyższe zdania nie są żadną przesadą, są dosłownym przytoczeniem planów ideologów klimatyzmu. Oczywiście ich spełnienie się jest na szczęście równie prawdopodobne, co planowany przez Lenina „wszechświatowy komunizm” i planowana przez Hitlera „tysiącletnia rzesza”. Co nie znaczy, że jakaś forma tej utopii nie zostanie na jakiś czas rzeczywiście wprowadzona w życie.

Polska wobec Putina i Schwaba

Obecne zachowanie Polski wobec putinowskiej Rosji i schwabowskich Niemiec bardzo przypomina zachowanie polskich władz wobec Związku Sowieckiego i Trzeciej Rzeszy przed II wojną światową. Wobec Rosji mamy do czynienia z całkowitym izolacjonizmem, właściwie zamrożeniem stosunków dwustronnych, co niestety zaowocowało na Białorusi, gdzie Polaków jest ciągle dużo, państwowym antypolonizmem. Można powiedzieć wręcz, że dokładnie jak przed wojną, jesteśmy w stanie zimnej wojny z Rosją, bez prób i możliwości przełamania tej sytuacji, czego ubocznym efektem są cierpienia resztek polskich mniejszości, wymordowanych wcześniej niemal doszczętnie podczas operacji antypolskiej w latach 1937-1938.

Podobnie polskie władze ewidentnie od lat prowadzą konwergencję z systemem unijno-niemieckim, tak jak przed wojną robiły konwergencję z niemieckim systemem nazistowskim. Od samego początku był to zasadniczy błąd, gdyż ośmielał Niemcy do stopniowo coraz większej ingerencji w sprawy Polski, która to ingerencja prowadzona jest głównie poprzez instrumenty ideologii klimatyzmu. Niestety polskie władze są na tyle ślepe, że konsekwentnie realizują wymagania ideologii klimatyzmu na swoim terytorium, nawet dzisiaj, gdy już wyraźnie widać, jak bardzo ta ideologia jest szkodliwa w sensie gospodarczym i do jakiej katastrofy społecznej może doprowadzić. Wydaje się, że, jak przed wojną, wielu polskich polityków uwierzyło w niemiecką ideologię, bez względu na jej obiektywne wariactwo i nie mogą się oni spod wpływu tej utopii wydobyć.

Jak wyjść z potrzasku

Zachowanie polskiej klasy politycznej wobec obecnej sytuacji geopolitycznej, jak pokazałem, do złudzenia przypomina zachowanie przedwojennej sanacji. Wprawdzie ta grupa polityków miała świadomość, że Polska coraz bardziej wpada w potrzask, czego dowodem były niezrealizowane plany wojny prewencyjnej z Niemcami, jednak ostatecznie z tej desperackiej próby ocalenia Polski nie skorzystano.

Dziś, świadomość, że wpadamy coraz bardziej w podobny potrzask też na szczęście wzrasta. Także na szczęście, Rosja i Niemcy, mimo podobnego, co sto lat temu myślenia ich klasy politycznej, funkcjonują w innym otoczeniu politycznym i nie mają aż takiej dominacji nad sąsiadami, jaką cieszyły się ich wcielenia sprzed stu lat.

Rosja jest relatywnie znacznie słabsza niż za czasów Związku Sowieckiego, w dodatku jej sytuacja demograficzna jest katastrofalna. Podobnie Niemcy, choć chcą narzucić swą dominację i kolejną wariacką ideologię ościennym krajom, de facto ciągle są okupowane przez Stany Zjednoczone i dopóki się tej okupacji nie pozbędą, nie mają prawdziwej swobody manewru – to właśnie dlatego prowadzą swoją politykę głównie pod przebraniem w postaci Unii Europejskiej. Z ich gry doskonale zdają sobie sprawę działające z pozycji hegemona Stany Zjednoczone, które po latach chaotycznej polityki wobec UE, jak się wydaje, grają obecnie na osłabienie niemieckiej dominacji. Polska w tej sytuacji powinna w tym osłabianiu Niemiec wziąć udział. Oczywiście nie przy pomocy wojny prewencyjnej, którą planował przed wojną Józef Piłsudski, tylko przy pomocy otwartego i zdecydowanego zakwestionowania niemieckiej ideologii klimatyzmu.

Klimatyzm jak nazizm

Klimatyzm jest obecnie najważniejszą wartością dla Niemiec. Dlaczego tak paranoidalna ideologia zapanowała nad milionami obywateli tego kraju? Z kilku powodów. Po pierwsze to postchrześcijańskie państwo potrzebuje jakiejś zastępczej etyki, jakiegoś ersatzu systemu wartości i religia „zmiany klimatycznej”, jakkolwiek idiotycznie by to brzmiało, dobrze spełnia tę rolę. Po drugie klimatyzm, w imię „słusznego celu”, wymusza połączenie gospodarek państw ościennych z gospodarką niemiecką w stosunku podrzędności. Bo to Niemcy dekretują co jest „klimatycznie koszerne”, a co nie i to oni produkują technologię, która w imię tej religii jest „dobra”. Po trzecie wreszcie to Niemcy zainstalowali w Europie klimatyzm, w związku z tym narzucają też hierarchów i doktrynę tej nowej religii, a wszystkie państwa przystępujące do niej są jedynie konwertytami. Hierarchia, po prostestancku związana z państwem, rezyduje pomiędzy Berlinem a Monachium i stamtąd prowadzi misję i nadaje stanowiska eklezjalne. W dokładnie taki sam sposób działały Niemcy podczas II wojny światowej – wszystkie okupowane i „sprzymierzone” kraje musiały wziąć udział w ówczesnej misji narodu niemieckiego, jaką było oczyszczenie Europy z Żydów. Wszystkie też, z wyjątkiem Węgier, z tej misji gorliwie się wywiązywały.

Otwarte zakwestionowanie klimatyzmu oznaczałoby więc otwarte sprzeciwienie się wizji odbudowy niemieckiej dominacji w Europie. Ponieważ jednak ta utopie właśnie doprowadziła do katastrofy gospodarczej na Starym Kontynencie, nie ma lepszego momentu, żeby taki sprzeciw właśnie teraz zgłosić zgłosić. Dodatkowo, wskutek wojny na Ukrainie, Niemcy utraciły możliwość otwartej współpracy z Rosją, co dodatkowo naraża klimatyzm na upadek, gdyż miał on być przecież wspomagany właśnie rosyjskim gazem.

Schwab fałszywie tryumfuje

W połowie września na stronie World Economic Forum ukazała się tekst, w którym napisano wprost, że restrykcje kowidowe na świecie były tylko próbą generalną przed wprowadzeniem pomiarów i ograniczeń „indywidualnego śladu węglowego”. Autor tekstu cieszy się, że eksperyment wyszedł pomyślnie, ludzie się totalitaryzmowi terapeutycznemu poddali i konkluduje, że z penalizacją „ekscesywnego śladu węglowego” będzie podobnie. Wydaje się, że to jednak nie jest prawda. Tak samo jak nie udało się Schwabom tego świata doprowadzić do pełnego tryumfu kowidianizmu, tak samo skazani są na klęskę we wprowadzaniu klimatyzmu. Polska, kwestionując tę fałszywą religię jako pierwsza, może zaś znacznie poprawić swoją sytuację geopolityczną.

Tomasz Sommer

Czekając na desant Putina

Stanisław Michalkiewicz„Najwyższy Czas!”    11 października 2022 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5264

W niedzielę 2 października wyszedłem na przystanek autobusowy przy ulicy Dobrej, żeby podjechać na Targi Książki w Arkadach Kubickiego na Zamku Królewskim. Niestety przyjazd autobusu się opóźniał i w ogóle zauważyłem, że na ulicy Dobrej ruch kołowy całkiem zamarł. Przyczynę wyjaśnił mi starszy pan, oznajmiając, że autobusy ani samochody w ogóle tędy nie jeżdżą, bo ruch został zamknięty. Rzeczywiście, na skrzyżowaniu Dobrej z Tamką zauważyłem bariery i kręcących się policjantów. Ruszyłem tedy pieszo, a gdy dotarłem do skrzyżowania, zapytałem zziębniętą policjantkę, czy Putin już wylądował, a te bariery wyznaczają miejsce pod barykady, które lud Warszawy z entuzjazmem zbuduje, gdy tylko dowiozą odpowiednie materiały i w ten sposób będziemy znakomicie przygotowani do historycznej rekonstrukcji Powstania Warszawskiego? Policjantka niestety udzieliła mi odpowiedzi wymijającej, więc dopiero po przyjściu na Targi dowiedziałem się, że to nie Putin, tylko jakieś biegi, ale nie wiadomo, czy za czymś, czy przeciwko czemuś.

Dlaczego takie wyjaśnienie nie przyszło mi do głowy, tylko Putin? To zrozumiałe. O próbę wysadzenia w powietrze bałtyckich gazociągów Putin podejrzewa Polskę i Stany Zjednoczone. Tymczasem nie tylko obóz „dobrej zmiany”, ale również obóz zdrady i zaprzaństwa, aż wyłażą ze skóry, żeby te podejrzenia odsunąć od USA. Obóz „dobrej zmiany” od razu zdemaskował Księcia-Małżonka, jako ruskiego agenta, kiedy ten za detonacje podziękował Stanom Zjednoczonym, a z kolei Biuro Polityczne obozu zdrady i zaprzaństwa zmłotowało Księcia-Małżonka, żeby natychmiast ten „skandaliczny” wpis usunął. Działania obydwu obozów są zrozumiałe, bo – po pierwsze – nic tak nie gorszy, jak prawda, po drugie – skoro w maju prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski w walce o przywództwo w Volksdeutsche Partei z Donaldem Tuskiem, postawił na Amerykanów, to jest – na tamtejszych Żydów – to trudno, by tolerował dokazywania Księcia-Małżonka, zwłaszcza gdyby były prawdziwe. Wreszcie – po trzecie – gwałtowność zaprzeczeń z naszej strony i brak jakichkolwiek merytorycznych argumentów wzbudza podejrzenia, że Nasz Najważniejszy Sojusznik wydał władzom naszego bantustanu taki rozkaz, na wszelki wypadek uzupełniając go „bezzwrotną” pożyczką w wysokości 288 mln dolarów, żeby zaprzeczali możliwie jak najgłośniej. W ten jednak sposób, w miarę oczyszczania z podejrzeń Stanów Zjednoczonych, obsesje Putina siłą rzeczy muszą kierować się w stronę Polski, chociaż nie wydaje mi się, by nasza niezwyciężona armia, a zwłaszcza – marynarka wojenna – była w stanie umieścić w pobliżu gazociągów niedaleko Bornholmu, na głębokości 70 metrów, kilka 500-kilogramowych ładunków wybuchowych – bo tak właśnie, według armii duńskiej, miał wyglądać cały incydent. Amerykanie, to co innego – ale podejrzewać ich nie wolno, bo taki jest rozkaz, a kto rozkazu nie posłucha, ten jest ruskim agentem, a przynajmniej – onucą. Kim są ci, którzy słuchają rozkazów ściągających podejrzenia Putina na Polskę – tajemnica to wielka, chociaż prawdopodobnie są nieposzlakowanymi patriotami. Jak bowiem niedawno wyjaśnił na spotkaniu w Nysie Naczelnik Państwa, jeśli zdrada Polski jest warunkiem utrzymania władzy przez obóz patriotyczny, to nie ma co się wahać, bo czyż nie lepiej będzie, jeśli Polskę zdradzą patrioci, niż gdyby miał ją zdradzić obóz zadrady i zaprzaństwa? Wtedy chodziło mu o ratyfikację traktatu lizbońskiego, ale przecież nie tylko traktat lizboński stwarza okazję do zdrady naszej biednej ojczyzny lecz i inne wydarzenia – ot, choćby próba wysadzenia w powietrze gazociągów.

Dlatego właśnie pomyślałem sobie, że skoro tak się sprawy mają, to dlaczego Putin nie miałby wylądować w Warszawie, stwarzając nam w ten sposób znakomitą okazję do zorganizowania Powstania Warszawskiego – zgodnie z narodową tradycją, że „poszli nasi w bój bez broni” – jako że rząd „dobrej zmiany” całą broń przekazał Ukrainie, z którą Polska prędzej czy później się zleje? Wbrew pozorom oprócz plusów ujemnych taka sytuacja miałaby też wiele plusów dodatnich. Po pierwsze, nastąpiłaby konsolidacja naszego mniej wartościowego narodu tubylczego wokół obozu „dobrej zmiany”, co samo w sobie jest wartością nie do przeceniania tym bardziej, że w ten sposób Naczelnik Państwa przeszedłby do panteonu narodowych bohaterów, stając obok Józefa Piłsudskiego, jako Unus Defensor Patriae i umacniając przy okazji blaknący ostatnio kult prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wprawdzie walczylibyśmy jak lwy aż do ostatecznego zwycięstwa, ale wiadomo, że człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi, więc ostateczne zwycięstwo mogłoby oddalić się w bliżej nieokreśloną przyszłość. Ale jeśli nawet, to ostatecznie przecież przyjść by musiało, no bo jakże inaczej? A w jakiej postaci? Ano w takiej, że wtedy już bez żadnych zahamowań i wahań moglibyśmy proklamować kolejny program polityczny „dążenia” do uzyskania reparacji wojennych również od Rosji.

Wprawdzie program „dążenia” do reparacji od Niemiec napotyka pewne trudności, bo chociaż pan minister Rau, najwyraźniej podkręcony przez Naczelnika Państwa, wysmażył eunuchoidalną „notę”, która „zamierza” przekazać niemieckiemu rządowi, to niemiecka minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock, po przybyciu do Warszawy wylała na rozgorączkowane głowy naszych statystów kubeł zimnej wody, oświadczając ministrowi Rau, że „kwestia reparacji jest zamknięta”, więc musimy się zadowolić „wspólną przyszłością w Unii Europejskiej”. Ale nawet ten plus ujemny zawiera plusy dodatnie, bo – jak wyjaśnił Wielce Czcigodny poseł Mularczyk – wszystko nam sprzyja. Konkretnie chodzi o inflację. Dzięki inflacji bowiem wartość reparacji, do jakich właśnie „dążymy”, wzrośnie do niebotycznego poziomu, oczywiście razem z odsetkami, które Instytut Strat Wojennych pod kierownictwem pana Arkadiusza Mularczyka, będzie naliczał na bieżąco. Jeśli potrwa to odpowiednio długo, to w ten sposób kwota reparacji może zrównać się w wartością majątkową Republiki Federalnej Niemiec, która Polska w ten prosty i nieinwazyjny sposób mogłaby przejąć. Identyczna sytuacja wystąpiłaby w przypadku reparacji od Rosji, do których „dążylibyśmy” tak samo, jak „dążymy” od Niemiec. W ten sposób Polska mogłaby przejąć również Federację Rosyjską aż do Władywostoku, a potem zlać się z Ukrainą, realizując w ten sposób gigantyczną wizję prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którą Aleksander Smolar, w żydowskiej gazecie dla Polaków nazwał „postjagiellonskimi mrzonkami”. Ale żeby do tego doszło, najpierw Putin powinien wylądować w Warszawie, a tymczasem się ociąga.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Do pana Dymitrija Miedwiediewa – od Polaka, nie od rządu w Warszawie

Do pana Dymitrija Miedwiediewa

ZorardUncategorized 9 października, 2022

Za pośrednictwem swojego kanału na Telegramie Dymitrij Miedwiediew zwrócił się 18 sierpnia bezpośrednio do nas, obywateli krajów UE niezadowolonych z antyrosyjskiej polityki swoich rządów. Przeszło to prawie bez echa (ktoś się tylko z tego wpisu wyśmiewał w naszej prasie).

Oto co napisał Dymitrij Miedwiediew:

Socjologia mas przeciw polityce idiotów: kto kogo?

Rządy państw europejskich, a przodują w tym zwłaszcza biedni Bałtowie, oszaleli Polacy i Finowie uciekający do NATO, rywalizują o to, kto wredniej powie o swoim pragnieniu zerwania wszelkich relacji z Rosją. Dosłownie: gardzimy Rosjanami i nie chcemy ich nigdzie puścić. Wizy anulować. O książkach zapomnieć. Obrazów nie oglądać. Muzyki nie słuchać. Gazu i ropy – brać nie będziemy. Ale nie… z tym ostatnim trudniej, zwłaszcza oczekując na mroźną zimę. Ale jak dotąd wszyscy europejscy politycy starają się dbać o kondycję – żadnych związków z Rosjanami. Od teraz i na zawsze!

Ale tymczasem zwykli obywatele, sądząc po wynikach badań opinii publicznej, nie stracili zdrowego rozsądku. Ponad połowa mieszkańców krajów UE wcale nie pali się do zrywania kontaktów z Rosją. Chcą normalnych relacji, jak to było wcześniej. Normalne kontakty osobiste, rosyjskiej energia w kotłowniach, naszego rynku dla swoich towarów, udanego handlu, naszych turystów w swoich muzeach i kawiarniach. 

Ich mózgi, oczywiście, zostały solidnie popieprzone. Ale istnieje granica ciśnienia fekaliów w propagandowych kanałach. Po jej przekroczeniu świadomość społeczna zaczyna się dusić w miazmacie cynicznych kłamstw, wylewając cuchnący strumień na głowy zmęczonych Europejczyków. I jak u Orwella, zimno w kaloryferach to ciepło europejskiej solidarności, a wzrost cen w sklepach spożywczych to minimalna cena za zachowanie europejskiej demokracji, która może umrzeć z powodu uduszenia w ramionach rosyjskiego niedźwiedzia.

Od trzech czwartych do 90% obywateli UE kategorycznie nie chce brać udziału w działaniach wojennych po stronie reżimu w Kijowie. Chociaż, sądząc po sondażu socjologicznym, wciąż nie wykluczają tego debilni politycy europejscy. A antyrosyjskich sankcji (także według sondaży) nie popiera więcej niż połowa, a w niektórych państwach ponad dwie trzecie ich obywateli. Tym bardziej, że wsparcie jest tylko na swój, własny rachunek. I przy tym te wszystkie bzdury – od oszczędzania na kremacji ciał po mycie papieru toaletowego – po to, by ukarać odległą „prowincjonalną Rosję”, która swoją operacją na Ukrainie nie zaszkodziła żadnemu obywatelowi UE. I obywatel zaczyna się zastanawiać: czemu mam płacić za cudze grzechy?

My oczywiście chcemy pokojowej współpracy, handlu, wymiany i innych normalnych rzeczy dla wszystkich. Nie zamykamy się przed nikim, popieramy wszelkie sensowne propozycje. 

Prawda, my z kolei chcielibyśmy zobaczyć, jak obywatele Europy nie tylko wyrażają po cichu niezadowolenie z działań swoich rządów, ale także mówią coś bardziej zrozumiałego. Na przykład pociągają ich [rządzących] do odpowiedzialności, karząc ich za oczywistą głupotę. Zwłaszcza jeśli „ceną za europejską demokrację” jest zimno w mieszkaniach i puste półki w lodówkach, taka „demokracja” jest dla obłąkanych. I właśnie dlatego w krótkim czasie już cztery rządy w Europie poszły w odstawkę. I krzyż im na drogę. A to jeszcze przecież nie koniec. Głosy wyborców to potężna dźwignia wpływu nawet na najbardziej odmrożonych polityków.

Tak działajcie, europejscy sąsiedzi! Nie milczcie. Pociągnijcie swoich idiotów do odpowiedzialności. I my was usłyszymy. Korzyść jest oczywista – zimą w towarzystwie z Rosją jest znacznie cieplej i wygodniej niż w dumnej samotności z wyłączoną kuchenką gazową i zimnym kaloryferem.

Postanowiłem odpowiedzieć panu Dymitrijowi Anatoljewiczowi na jego wiadomość. Oczywiście szanse, że to co tu napiszę dotrze do Dymitrija Miedwiediewa są bliskie zeru, ale warto spróbować, zwłaszcza, że żadnej innej drogi przesłania odpowiedzi nie mam.

Szanowny Panie Miedwiediew!

Pan zapewne jest dobrze poinformowanym człowiekiem, ale najwyraźniej – przynajmniej oficjalnie – wydaje się Pan nadal mieć złudzenia co do natury „europejskich demokracji”. Demokracja w wydaniu europejskim jest całkowitym oszustwem, mówiąc kolokwialnie „ściemą”. Politycy, którzy „dzierżą zewnętrzne znamiona władzy” są wybierani przez zakulisowe gremia, a następnie promowani przez media głównego nurtu. Nikt, kto jest spoza tego grona nie ma żadnych szans na objęcie władzy na szczeblu wyższym niż (być może) lokalny. Szczytem możliwości jest śladowa obecność w parlamentach, taka jaką ma AfD w Niemczech czy Konfederacja w Polsce. Jak sądzę obecność ta jest dopuszczana by kanalizować nastroje tych spośród nas, którzy są niezadowoleni jednocześnie pogłębiając złudzenie, że na drodze wyborów cokolwiek można zmienić. Dzięki temu wielu nie robi nic do dnia wyborów ani też po nim, wierząc w magiczną moc wyborczej kartki, która w rzeczywistości nie istnieje.

Ale na tym nie koniec. Społeczeństwa Zachodu są przez nieustającą propagandę – którą Pan słusznie porównuje do tłoczenia fekaliów – wprowadzone w stan histerii przy którym wyrażenie zdania odbiegającego od „głównego nurtu” skazuje co najmniej na ostracyzm. Spotykało to wielu ludzi, którzy śmieli wyrazić wątpliwość co do rzekomej pandemii, bezpieczeństwa szczepionek czy sensowności zamykania gospodarek.

O ile w Polsce naród wykazał dużą odporność na propagandę Covid-19 (równie wysoką jak naród rosyjski, dużo wyższą niż Holendrzy, Francuzi czy Hiszpanie), o tyle kiedy rozdmuchano propagandę antyrosyjską (która z mniejszym lub większym natężeniem trwa od 2010 roku) padło to u nas na podatny grunt. Polacy zapomnieli o ofiarach Wołynia, zapomnieli o SS-Galizien i zaczęli bratać się z Ukraińcami dokładnie tak, jak kazano im z telewizora.

W głównym nurcie nie było głosu sprzeciwu wobec dehumanizującej narracji nazywającej Rosjan „orkami”. We wszelkich mediach, niezależnie od opcji politycznej jest narracja antyrosyjska, w nich każde słowo z Rosji to kłamstwo, a każde słowo władz Ukrainy to najświętsza prawda. Przyjmuje to groteskowe formy bo mimo stałego postępu wojsk rosyjskich media co chwile obiecują, że już już lada chwilę Rosja przegra. W Sejmie w zasadzie tylko jeden, samotny poseł Grzegorz Braun ma odwagę i rozsądek by otwarcie przeciwstawiać się temu szaleństwu. Jest całkowicie cenzurowany w oficjalnych mediach.

Jak się Pan domyśla należę do tych Polaków, którzy uważają, że na tym etapie historii i w kwestii problemu nie tylko Ukrainy ale i w ogóle wielobiegunowości świata Polska mogłaby się z Rosją dogadać. A nawet powinna. Jakaś forma sojuszu z Rosją jest obecnie dla Polski niezbędna, bo choć Rosja dziś może stanowić jakieś zagrożenie polityczne czy gospodarcze, to nie jest zarządzana przez szaleńców owładniętych antyludzką i antycywilizacyjną ideologią. A Zachód właśnie taki jest – chce zniszczyć rodzinę, zniszczyć religię i podstawowe wartości, zniszczyć wreszcie gospodarkę w imię zielonego szaleństwa. Niestety, kolejne szanse na dogadanie się z Wami są marnowane przez nasze lokalne marionetki działające ściśle pod dyktanto ich globalistycznych panów. Wielka szkoda, że zamiast wspólnie budować Jamał-2 musieliście budować Nord Stream by nas omijać. Wielka szkoda, że zamiast wspólnie stabilizować Ukrainę i zapobiegać rozwojowi banderyzmu Polska poparła przewrót 2014 roku.

Takich jak ja jest więcej, ale z pewnością nie więcej jak – optymistycznie licząc – 15%. Porozumiewamy się przez zamknięte grupy na komunikatorach takich jak Telegram, przez specyficzne strony – taka „mała konspiracja”. Dlaczego? Bo za otwartą postawę pro-rosyjską grozi co najmniej ostracyzm oraz szykany, do wzywania na policję włącznie.

A ponad to owa otwarta postawa nic pozytywnego nie daje, bo jak pisałem wyżej – nie mamy w ogóle wpływu na to, co się dzieje. Panu zapewne chodziło o to, by ludy Europy otwarcie sprzeciwiły się swoim władzom. No to proszę – była wielka manifestacja w Pradze, były manifestacje w Niemczech. I co? I nic! Rządy tych krajów dalej robią swoje a nawet niemiecka pani minister otwarcie powiedziała, że będą robić swoje a zdanie wyborców się nie liczy.

Tak więc na naszą pomoc ciężko liczyć, bo nic nie możemy!

Szanowny Panie Miedwiediew! My jednak liczymy na Was, na Rosję. Liczymy na Was w jednej ważnej sprawie: że jako ludzie rozsądni i patrzący długofalowo na polityke rozumiecie, że wpływy USA w końcu stąd znikną ale my, ludy Europy wschodniej, tu zostaniemy z Wami i jakoś trzeba będzie wspólnie żyć. Liczymy więc, że nie użyjecie broni jądrowej przeciwko nam, a zwłaszcza naszym miastom i cywilom. Liczymy, że jeśli będziecie musieli kogoś karać to ukarzecie rzeczywistych sprawców, tych, którzy siedząc u szczytów władzy wpychają nas w ten konflikt – a także ich amerykańskich panów. Liczymy, że pamiętacie by nie dać satysfakcji amerykańskim globalistom, którzy marzą o tym by narody Polski i Rosyjski zawsze były sobie wrogie.

Liczymy też, że Wam się uda. Demilitaryzacja i denazyfikacja Ukrainy jest w interesie wszystkich w Europie poza Wielką Brytanią i jej Amerykańskimi zwierzchnikami. Wypchnięcie z Europy USA z ich antyludzką ideologią „NWO” i usunięcie ich marionetek, z jakich składają się obecnie Europejskie rządy, to podstawowy warunek przetrwania Europy i jej cywilizacji. Także Polski. A nie ma na naszym kontynencie poza Rosją żadnej siły zdolnej do tego, by do tego doprowadzić.

Z poważaniem, A. Zorard


Wersja rosyjska (na wypadek gdyby to jednak do pana Miedwiediewa dotarło)

Уважаемый господин Медведев!

Вы, вероятно, хорошо информированный человек, но, по-видимому – по крайней мере, официально – у вас все еще есть иллюзии относительно природы „европейских демократий”. Европейская демократия – это полный обман, фикция. Политики, „обладающие внешними признаками власти”, выбираются закулисными групами, а затем продвигаются основными СМИ. Никто из тех, кто не принадлежит к этому кругу, не имеет никаких шансов добится к власти на уровне выше (возможно) местного. Вершиной возможности является присутствие в парламентах, например, AfD в Германии или Конфедерации в Польше. Как я вижу, этому присутствию позволено направлять настроение тех из нас, кто недоволен, и в то же время углублять иллюзию, что что-либо можно изменить с помощью выборов. В результате многие ничего не делают ни до, ни после дня голосованя, веря в магическую силу избирательного бюллетеня, которая на самом деле не существует.

Но на этом все не заканчивается. Западные общества благодаря непрекращающейся пропаганде – которую вы справедливо сравниваете с откачиванием фекалий – вводятся в состояние истерии, когда выражение мнения, отклоняющегося от „мейнстрима”, обрекает человека как минимум на остракизм. Так было со многими людьми, которые осмеливались выражать сомнения по поводу предполагаемой пандемии, безопасности вакцин или мудрости закрытия экономики.

Если в Польше народ демонстрировал высокую сопротивляемость пропаганде Covid-19 (такую же высокую, как у россиян, гораздо более высокую, чем у голландцев, французов или испанцев), то когда антироссийская пропаганда раздувалась (что продолжается с большей или меньшей интенсивностью с 2010 года), она падла на благодатную почву в нашей стране. Поляки забыли о жертвах Второй Мировой Волыни, забыли о SS-Galizien и начали брататься с украинцами именно так, как им говорили по телевизору.

В мейнстриме не было ни одного голоса несогласия против дегуманизирующего нарратива, называющего русских „орками”. Во всех СМИ, независимо от политической ориентации, существует антироссийский нарратив, в котором каждое слово из России – ложь, а каждое слово украинских властей – самая святая правда. Это принимает гротескные формы, поскольку, несмотря на неуклонное продвижение российских войск, СМИ то и дело обещают, что чут, чут и Россия потерпит поражение. В Сейме, по сути, только один-единственный депутат, Гжегож Браун, имеет смелость и здравый смысл открыто выступить против этого безумия. Он полностью подвергается цензуре в официальных СМИ.

Как вы можете догадаться, я один из тех поляков, которые считают, что на данном этапе истории и в связи с проблемой не только Украины, но и многополярности мира в целом, Польша могла бы поладить с Россией. И даже должна. Союз с Россией в той или иной форме необходим Польше в настоящее время, потому что, хотя Россия сегодня может представлять нам определенную политическую или экономическую угрозу, ею не управляют безумцы, одержимые античеловеческой и антицивилизационной идеологией. А Запад именно таков – он хочет разрушить семью, уничтожить религию и фундаментальные ценности, и, наконец, разрушить экономику во имя зеленого безумия. К сожалению, все больше шансов найти с вами общий язык растрачивается нашими местными марионетками, действующими строго под диктовку своих глобалистских хозяев. Очень жаль, что вместо совместного строительства „Ямала-2” вам пришлось строить „Северный поток” в обход нас. Очень жаль, что вместо того, чтобы совместно стабилизировать Украину и предотвратить развитие бандеризма, Польша поддержала переворот 2014 года.

Таких, как я, больше, но, конечно, не более – оптимистично подсчитав – 15%. Мы общаемся через закрытые группы в мессенджерах, таких как Telegram, через определенные сайты – своего рода „маленькя конспирацйа”. Почему так? Потому что открытая пророссийская позиция карается как минимум остракизмом и преследованиями, вплоть до вызова в полициу.

Кроме того, такое открытое отношение не приносит ничего позитивного, потому что, как я уже писал выше, мы совершенно не влияем на происходящее. Вы, вероятно, хотели, чтобы жители Европы открыто выступили против своих властей. Была большая демонстрация в Праге, были демонстрации в Германии. И ничего ето не изменило! Правительства этих стран продолжают поступать по-своему, и даже немецкий министр открыто заявила, что они будут поступать по-своему и что мнение избирателей не имеет значения.

Поэтому трудно рассчитывать на нашу помощь, ведь мы не можем рассчитывать ни на что!

Уважаемый господин Медведев, мы рассчитываем на Вас. Однако мы рассчитываем на вас, на Россию. Мы рассчитываем на вас в одной важной вещи: что вы, как разумные люди с долгосрочным взглядом на политику, понимаете, что влияние США со временем исчезнет отсюда, но мы, народы Восточной Европы, останемся здесь с вами и должны будем как-то жить вместе. Поэтому мы рассчитываем, что вы не будете применять ядерное оружие против нас, особенно против наших городов и гражданского населения. Мы рассчитываем, что вы, если вам придется кого-то наказать, накажете настоящих виновников, тех, кто, сидя на вершине власти, толкает нас в этот конфликт – и их американских хозяев. Мы рассчитываем на то, что вы будете помнить о том, что нельзя давать поблажки американским глобалистам, которые мечтают о том, чтобы польский и русский народы всегда враждовали друг с другом.

Мы также рассчитываем на ваш успех. Демилитаризация и денацификация Украины в интересах всех в Европе, кроме Великобритании и ее американских хозяев. Вытеснение США с их античеловеческой идеологией „NWO” из Европы и устранение их марионеток, из которых сегодня состоят европейские правительства, является основным условием выживания Европы и ее цивилизации. Польша включала. И нет такой силы на нашем континенте, кроме России, которая была бы способна это осуществить.

С уважением, А. Зорард

[Prośba: podaj dalej, w ten sposób jest szansa, że dotrze do adresata]

Na trupie Polski wejdą do Moskwy

Na trupie Polski wejdziemy do Moskwy – Tomasz Jankowski

Nieco już trąci myszką „bardziej nienawidzą Rosji niż kochają Polskę” Romana Dmowskiego, ale fraza ta jest nie tylko warta przywołania, lecz należy ją zaktualizować.

Podwójna naiwność

Jeżeli bowiem w polskiej przestrzeni publicznej, ze strony obozu władzy, pojawiają się wezwania do „zwycięstwa Ukrainy za wszelką cenę” czy nawet ściągnięcia do Polski amerykańskiej bomby atomowej, to znaczy że władze w Warszawie zupełnie serio rozpatrują opcję dołączenia III RP do wojny. I to nie w formie zaplecza terytorialno-materiałowego, jak obecnie, ale jako „pełnoprawny uczestnik konfliktu zbrojnego”.

Te rachuby opierają się o podwójną naiwność. Po pierwsze na wierze w ukraińskie środki masowego przekazu, które po kilka razy dziennie potrafią (dez)informować o (p)odbijaniu przez Kijów tej samej rosyjskojęzycznej miejscowości i grają na cel nadrzędny, jakim jest utrzymanie wsparcia kolektywnego Zachodu dla Ukrainy. Wiara w ten obraz jest w Polsce narzucana siłą i nie zadaje się pytań o to czy aby na pewno dostępne wiadomości są prawdziwie. Z tego zaś wysuwany jest wniosek, że owszem Rosję można niewielkim wysiłkiem pokonać.

Chcą eskalacji

I rzecz druga, nieuleczalna. Warszawa chyba poważnie wierzy, że eskalacja konfliktu Polsce służy, bo zwiększa możliwość wejścia do wojny NATO. Nic oczywiście na korzyść takiej tezy nie świadczy – Amerykanie dalej utrzymują przecież niewielkie siły w bezpośredniej granicy strefy NATO i konfliktu na Ukrainie, ich wypowiedzi są dosyć ostrożne, a imperatywem powtarzanym przez Joe Bidena czy Antony’ego Blinkena jest „uniknięcie wojny z Rosją”. Nic to. Polscy jastrzębie chętnie to sprawdzą. Na sobie. A właściwie na nas, zwykłych Polakach.

Dziennikarze reżimowi, ale także ci z koncesjonowanej opozycji, nie zamierzają jednak o nic pytać. Ukontentowani swoim statusem, wierzą chyba, że nie ma sensu wylądować na półce „prorosyjskich”, bo przecież troska o losy Polski jest tak dzisiaj określana. To kompletny upadek etosu, ale o tym innym razem.

Kosztem ruin i zgliszcz

I wreszcie, elementarne: w Polsce trudno jakoś przychodzi nam do głowy, że nawet jeśli kijowska propaganda to krynica prawdy, a Waszyngton gotowi się do wojny z Rosją, zaś NATO ją zwycięży – to przecież po Polsce i tak zostałoby w takim wypadku morze ruin. I to całkiem możliwe, że po broni atomowej.

Radość z „wzięcia Moskwy”, nie byłaby więc w żadnym wypadku naszym udziałem. W trzeciej wojnie światowej bylibyśmy w najlepszym razie „zasobem”, w najgorszym zaś „koniecznym kosztem”. To faktycznie mógłby być „bój nasz ostatni”, a hekatomba Powstania Warszawskiego czy innych samobójczych zrywów narodu, zostałaby praktycznie wymazana z historii opowiadanej przez bezprecedensowy przykład narodowego samounicestwienia w imię wsparcia ambicji części elit kraju sąsiedniego.

Tomasz Jankowski

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (6-10-2022) | https://myslpolska.info/2022/10/06/jankowski-na-trupie-polski-wejdziemy-do-moskwy/

Dugin: Zaczęło się…

Wciągu ostatnich kilku dni na Ukrainie doszło do znaczących zmian układu sił. Trzeba się nad tym całościowo pochylić.

Kontrofensywa Kijowa zakończyła się porażką w regionie chersońskim, lecz początkowym sukcesem w obwodzie charkowskim. Właśnie sytuacja na Charkowszczyźnie i wymuszone wycofanie się sił sojuszniczych stanowi przełomowy moment. Jeśli odłożymy na bok efekty psychologiczne i całkowicie uzasadnione zakłopotanie patriotów, należy stwierdzić, że w całej historii Specjalnej Operacji Wojskowej (SOW) doszliśmy do punktu bez odwrotu.

Jak jeden mąż, wszyscy (w Rosji) sugerują podjęcie przełomowych działań, które mogłyby przełamać obecny stan; część tych propozycji jest całkiem racjonalna. Nie rościmy sobie tu pretensji do jakiejś oryginalności, lecz postaramy się jedynie podsumować najważniejsze wątki i rekomendacje oraz umiejscowić je w globalnym kontekście geopolitycznym.

III. wojna światowa

Znajdujemy się na progu III wojny światowej, do której uparcie popycha nas (Rosję) Zachód. Nie jest to już obawa czy przewidywania, lecz fakt. Rosja walczy z kolektywnym Zachodem, z NATO i jego sojusznikami (choć nie wszystkimi – Turcja i Grecja mają odrębne stanowisko, a szereg państw europejskich, przede wszystkim Francja i Włochy, lecz nie tylko, nie chcą brać udziału w wojnie z Rosją).

Groźba III wojny światowej jest jednak coraz bliższa.

Kwestią otwartą jest, czy dojdzie do użycia broni jądrowej. Jednak prawdopodobieństwo atomowego Armagedonu rośnie z dnia na dzień. Stało się całkiem jasne to, co otwarcie przyznają niektórzy amerykańscy wojskowi (niedawno, na przykład, były dowódca wojsk Stanów Zjednoczonych w Europie, gen. Ben Hodges), że Zachód nie zadowoli się nawet naszym (Rosji) całkowitym ustąpieniem z terytorium dawnej Ukrainy, lecz będzie próbował nas dobijać na naszych ziemiach, żądając od Rosji „bezwarunkowej kapitulacji” (Jens Stoltenberg), „deimperializacji” (Hodges) i rozczłonkowania.

W 1991 roku Zachód cieszył się z rozpadu ZSRR i naszej ideowej kapitulacji, a przede wszystkim przyjęcia przez nas zachodniej ideologii liberalnej, systemu politycznego i gospodarki pod nadzorem zachodnich kuratorów. Obecnie Zachód taktuje, jako czerwoną linię, sam fakt istnienia suwerennej Rosji, nawet tej w granicach Federacji Rosyjskiej.

Kontrofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy na Charkowszczyźnie to uderzenie Zachodu wprost w Rosję. Wszyscy wiedzą, że natarcie zostało zorganizowane, przygotowane i przeprowadzone pod dowództwem i kuratelą Stanów Zjednoczonych i NATO. Chodzi nie tylko o wykorzystanie natowskiego sprzętu, lecz także bezpośrednie wsparcie zachodniego satelitarnego wywiadu wojskowego, najemników i instruktorów. Według Zachodu, miał to być początek naszego końca.

Skoro pokazaliśmy słabość w obronie kontrolowanych przez nas obszarów obwodu charkowskiego, to można zwyciężać nas i dalej. To nie po prostu jakiś niewielki sukces kontrofensywy Kijowa, lecz pierwsze widoczne zwycięstwo prowadzonego przez NATO “Drang nach Osten”. (Czyli mamy do czynienia ze wznowieniem realizacji zamrożonego od II. WŚ Generalplan Ost – przyp. JR).

Można oczywiście złożyć to wszystko na karb przejściowych „trudności technicznych” (Rosji) i odłożyć rzeczywistą analizę sytuacji na później. To byłoby jednak jedynie opóźnianie uświadomienia sobie istniejącego faktu, które mogłoby nas wyłącznie osłabić i zdemoralizować.

Trzeba zatem chłodno przyznać: Zachód wypowiedział nam (tj. Rosji) wojnę i już ją prowadzi. My tej wojny nie wybraliśmy, my jej nie chcieliśmy. W 1941 roku też nie chcieliśmy wojny z nazistowskimi Niemcami i do ostatniej chwili nie chcieliśmy w nią uwierzyć. Ale w obecnej sytuacji, gdy de facto prowadzona jest ona przeciwko nam, nie ma to już decydującego znaczenia. 

Teraz ważne jest tylko zwycięstwo w niej, które obroni prawo Rosji do istnienia.

Koniec SOW (Specjalna Operacja Wojskowa)

Zakończyła się SOW jako ograniczona operacja mająca na celu wyzwolenie Donbasu i niektórych obszarów Noworosji.

Przekształciła się ona stopniowo w całkowitą wojnę z Zachodem, w której sam kijowski nazistowski reżim odgrywa rolę wyłącznie instrumentalną. Nie powiodła się próba jego spacyfikowania i wyzwolenia niektórych kontrolowanych przez ukraińskich nazistów terenów Noworosji, przy jednoczesnym zachowaniu istniejącej geopolitycznej równowagi sił na świecie, swoista operacja techniczna; udawanie, że po prostu kontynuujemy SOW, temat peryferyjny w opinii publicznej, nie ma już po prostu sensu.

Wbrew naszej woli, znaleźliśmy się na wojnie i dotyczy to każdego obywatela Rosji: każdy z nas jest na celowniku wroga, terrorysty, snajpera, grupy dywersyjnej.

Jednocześnie sytuacja jest taka, że, nawet jeśli bardzo byśmy chcieli, nie jest już możliwy powrót do warunków sprzed 24 lutego 2022 roku. Wydarzyło się coś nieodwracalnego; nie mają już sensu  jakiekolwiek ustępstwa czy kompromisy z naszej strony. Wróg zaakceptuje wyłącznie naszą całkowitą kapitulację, zniewolenie, rozczłonkowanie i okupację. Nie mamy zatem po prostu wyboru.

Zakończenie SOW oznacza konieczność głębokiej transformacji całego systemu polityczno-społecznego współczesnej Rosji, przestawienia kraju na tory wojenne: w polityce, gospodarce, kulturze, sferze informacyjnej. SOW mogła być wprawdzie istotną, ale nie jedyną treścią życia publicznego Rosji. Wojna z Zachodem podporządkowuje sobie wszystko.

Front ideologiczny

Rosja znalazła się w stanie wojny ideologicznej. Wartości, na gruncie których stoi globalistyczny Zachód – LGBT, legalizacja dewiacji i narkotyków, łączenie człowieka z maszyną, totalne przemieszczenie ludności w wyniku niekontrolowanej migracji itd. – są nierozłącznie związane z jego militarno-polityczną hegemonią i systemem jednobiegunowym. Liberalizm zachodni i wojskowo-polityczna oraz ekonomiczna dominacja Stanów Zjednoczonych i NATO to jedno i to samo.

Walka z Zachodem i jednoczesne przyjmowanie (nawet częściowe) jego wartości, w imię których prowadzi on przeciw nam wojnę na wyniszczenie, jest po prostu absurdem.

Własna, całościowa ideologia nie tylko byłaby dziś dla nas „pożyteczna”. Jeśli nie będziemy jej mieli, przegramy. Zachód będzie nas nadal atakować z zewnątrz, rękoma uzbrojonych i wytresowanych ukraińskich nazistów, ale także od wewnątrz – rękoma piątej, liberalnej kolumny, rozkładającej świadomość i degenerującej dusze młodego pokolenia Rosjan. W tej sytuacji, nie mając ideologii, która wyraźnie określi, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, będziemy niemal bezsilni.

Ogólny zarys ideologii należy ogłosić natychmiast, a jej istotą powinno być całkowite i bezpośrednie odrzucenie ideologii Zachodu, globalizmu i totalitarnego liberalizmu, wraz z jego wszystkimi instrumentalnie traktowanymi podgatunkami – neonazizmem, rasizmem i ekstremizmem.

Mobilizacja (rozpoczęła się w 6 dni po ukazaniu się artykułu – przyp. JR)

Mobilizacja jest nieuchronna. Wojna dotyczy wszystkich i każdego z osobna. Mobilizacja nie oznacza jednak przymusowego wysyłania na front poborowych. Tego akurat można uniknąć, choćby przez sformowanie pełnowartościowego ruchu ochotniczego, ze wszystkimi niezbędnymi ulgami i państwowym wsparciem.

Warto postawić na weteranów i liczyć na szczególne wsparcie bojowników Donbasu. Rosja ma też zwolenników za granicą, choć niewielu. Nie powinniśmy wahać się przed sformowaniem antynazistowskich, antyglobalistycznych brygad międzynarodowych składających się z porządnych ludzi z krajów Wschodu i Zachodu.

Przede wszystkim jednak nie można nie doceniać Rosjan. Jesteśmy narodem – bohaterem. Nie raz i nie dwa pokonywaliśmy w naszej historii straszliwych wrogów, płacąc za to ogromną cenę. Tym razem też zwyciężymy, jeśli tylko wojna przeciwko Zachodowi stanie się wojną narodową. Wygrywamy właśnie wojny narodowe, do udziału w których budzi się naród-olbrzym.

Mobilizacja zakłada całkowitą zmianę polityki informacyjnej. Trzeba unieważnić normy czasów pokoju (w istocie będące ślepym kopiowaniem zachodnich programów rozrywkowych oraz strategii wiodących do rozkładu społeczeństwa). Telewizja i wszystkie media powinny stać się patriotycznymi narzędziami mobilizacji czasu wojny. Wszystkie koncerty powinny odbywać się dla frontu, znajdowanie się na tyłach ma być również działaniem dla frontu. Powoli tak już się dzieje, lecz dotyczy to na razie niewielkiego odsetka kanałów. A tak powinno być wszędzie.

Kultura, informacja, edukacja, oświata, polityka, sfera socjalna – wszystko to powinno jednogłośnie działać na rzecz wojny, czyli pracować dla Zwycięstwa.

Gospodarka

Każde suwerenne państwo może emitować tyle waluty narodowej, ile potrzebuje. Pod warunkiem, że jest prawdziwie suwerenne. Wojna z Zachodem sprawia, że traci wszelki sens dalsza gra w gospodarce według jego zasad. Gospodarka czasu wojny musi być suwerenna. Na rzecz Zwycięstwa wydawać trzeba tyle środków, ile potrzeba. Warto jedynie zwracać uwagę, by emisja środków koncentrowała się na określonej sferze, przeznaczona była na cele strategiczne. Korupcja w tych warunkach powinna zostać uznana za zbrodnię wojenną.

Wojna i komfort to rzeczy sprzeczne. Trzeba wyrzec się komfortu jako celu, jako życiowej orientacji. Prawdziwe wojny na pełną skalę wygrywają wyłącznie narody gotowe cierpieć niedostatek.

W warunkach takich zawsze pojawia się nowa plejada ekonomistów, których celem jest uratowanie państwa. To najważniejsze. Dogmaty, szkoły, metody, podejścia są drugorzędne.

Gospodarkę taką można określić mianem mobilizacyjnej, lub po prostu wojennej.

Nasi sojusznicy

Na każdej wojnie bardzo ważną rolę odgrywają sojusznicy. Dziś Rosja nie ma ich wielu, jednak jacyś są. Chodzi tu przede wszystkim o te kraje, które odrzucają jednobiegunowy, liberalny porządek zachodni. O zwolenników wielobiegunowości, takich jak Chiny, Iran, Korea Północna, Serbia, Syria, Republika Środkowoafrykańska, Mali, a także w pewnym stopniu Indie, Turcja, szereg krajów islamskich, afrykańskich i latynoamerykańskich (przede wszystkim Kuba, Nikaragua, Wenezuela).

Do pracy z nimi należy zaangażować całe posiadane przez nas zasoby, dyplomację nie tylko profesjonalną, ale także publiczną. A do tego również potrzebna jest ideologia. Powinniśmy przekonać sojuszników, że postanowiliśmy nieodwracalnie zerwać z globalizmem i hegemonią zachodnią i gotowi jesteśmy iść do końca w budowaniu świata wielobiegunowego. Powinniśmy być w tej sprawie konsekwentni i zdecydowani. Czasy półtonów i kompromisów się skończyły. Wojna Zachodu przeciwko Rosji dzieli ludzkość na dwie różne strony barykady.

Czynnik duchowy

Centralnym punktem rozpoczętego światowego starcia jest aspekt duchowy i religijny. Rosja znalazła się w stanie wojny z walczącą z Bogiem cywilizacją antyreligijną, która odrzuca podstawy wartości duchowych i moralnych – Boga, Cerkiew, rodzinę, płeć, człowieka. Niezależnie od wszelkich różnic między prawosławiem [on katolicyzmu zupełnie nie dostrzega?? md] a tradycyjnym islamem, judaizmem, hinduizmem czy buddyzmem, wszystkie religie i zbudowane na nich kultury uznają boską prawdę, duchową i etyczną godność człowieka, czczą tradycje i instytucje – państwo, rodzinę, wspólnotę.

Współczesny Zachód wszystko to unieważnił, zastępując wirtualną rzeczywistością, skrajnym indywidualizmem, likwidacją płci, wszechobecną inwigilacją, totalitarną „kulturą kasowania”, społeczeństwem postprawdy.

Na Ukrainie kwitnie otwarty satanizm i czysty rasizm, a Zachód wszystko to wspiera. 

Mamy do czynienia z tym, co prawosławni mędrcy określają mianem „cywilizacji Antychrysta”. Dlatego rola Rosji polega na zjednoczeniu wierzących różnych wyzwań w tej decydującej bitwie.

Nie można czekać aż światowy wróg zniszczy wasz dom, zabije waszego męża, syna czy córkę… W pewnej chwili będzie już za późno. Nie daj Boże, byśmy dożyli takiej chwili.

Ofensywa wroga na Charkowszczyźnie to właśnie coś takiego. Początek prawdziwej wojny Zachodu przeciwko nam.

Zachód pokazuje, że ma zamiar rozpocząć przeciwko nam wojnę na wyniszczenie – III. wojnę światową. Powinniśmy skoncentrować cały nasz wielki, narodowy potencjał, by odeprzeć ten atak. Wszystkimi sposobami – myślą, mocą wojenną, gospodarką, kulturą, sztuką, mobilizacją wewnętrzną wszystkich struktur państwa i każdego z nas.

prof. Aleksander Dugin

Źródło: https://ug.tsargrad.tv/articles/nachinaetsja-glavnaja-statja-aleksandra-dugina_625556.

========================================

To trzeba koniecznie przeczytać, aby dowiedzieć się i zrozumieć, o co walczy Rosja…i co z tego dla nas wynika..

Nowa amerykańsko-rosyjska zmiana dotarła na ISS. „Łagodzą tam napięcia”. Anna Kikina na Crew Dragon też.

Na podst.: Mateusz Mitkow https://space24.pl

Rakieta nośna Sojuz-2.1 po raz kolejny z powodzeniem wystartowała z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Tym razem jej zadaniem było wyniesienie na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) dwóch Rosjan i jednego Amerykanina w ramach amerykańsko-rosyjskiej kooperacji, która ma na celu m.in. złagodzenie napięcia między stronami.

Do startu doszło dnia 21 września. Rakieta wyniosła w przestrzeń kosmiczną rosyjski, załogowy statek kosmiczny Sojuz MS-22, na pokładzie którego znaleźli się rosyjscy kosmonauci Siergiej Prokopjew i Dmitrij Pietielin oraz amerykański astronauta Francisco Rubio. Pojazd rozpoczął dokowanie do rosyjskiej części ISS. Ich pobyt na międzynarodowej stacji zaplanowano na 188 dni.

W ramach kooperacji, oprócz rosyjskiego startu z Amerykaninem na pokładzie zobaczymy także po pierwszy raz w historii obywatelkę Rosji – Annę Kikinę, lecącą na pokładzie pojazdu Crew Dragon firmy SpaceX. Nie będzie to jedyna wymiana załóg, gdyż jak donosi rosyjska agencja prasowa TASS, umowa polegać ma także na kooperacji przy kolejnych dwóch lotach. [tyż będą łagodzić… MD]

Ikona w ogniu

Ikona w ogniu
[z książki Opowieść ojca, Michael D. O’Brien, str. 763 i nn.

Chociaż Agłaja urodziła się po Rewolucji, ssała pierś matki wychowanej w dawnych czasach, która starała się żyć tak, jak gdyby Rewolucja w ogóle się nie zdarzyła. W bardziej odległych regionach Syberii było to jeszcze w latach dwudziestych możliwe.

– Nasze kłopoty zaczęły się z kolektywizacją powiedziała Agłaja. W roku tysiąc dziewięćset trzydziestym mieszkaliśmy w bezpośrednim sąsiedztwie pewnego miasta po drugiej stronie jeziora Bajkał, w pobliżu gór Chamar-Daban. Mój ojciec był szewcem. Miał na imię Paweł. Był bardzo religijny, podobnie jak moja matka, która miała na imię Marfa. W naszej wiosce, odległej o rzut kamieniem od miasta, mieszkał świątobliwy kapłan. Przyjeżdżali do niego z zewsząd pielgrzymi, żeby go zobaczyć i wysłuchać duchowej rady. Był wielkim postnikiem i męczennikiem. Całe jego życie to biała pasja, na koniec zaś – czerwona pasja krwi.

Pewnego dnia w styczniu weszła do naszej wioski, nie wypowiem raczej jej nazwy – milicja polityczna GPU. Przyszli, żeby „oczyścić dom”, jak to określili. W tamtym okresie Stalin starał się wymusić na chłopach kolektywizację. Mój ojciec był również kułakiem ale biednym. Miał mały kawałek ziemi to nie było wiele, bądź pewien: nie był barinem. Uprawiał trochę zboża. Wielu kułaków zesłano do obozów, wielu zabito. Stalin postanowił złamać naszego ducha, niszcząc nasze kościoły. Tysiące miejsc świętych spalono lub przekazano miejscowym komunistom. Cerkiew w naszej wiosce też została spalona. Zastrzelili mojego ojca i innych starszych z parafii, ponieważ mężczyźni ci próbowali zapobiec rozlewaniu benzyny z kanistrów wszędzie na podłogę. Nie widziałam jego śmierci i jestem za to wdzięczna. Ale widziałam równie złe rzeczy. Torturowali kapłana: na placu przed cerkwią odcięli mu dłonie i stopy. Cerkiew była pod wezwaniem świętych męczenników Borisa i Gleba. I ten kapłan, jak umierał, wzywał ich po imieniu. Ciągle słyszę dźwięk jego głosu, ponieważ chociaż miałam tylko sześć lat cała wioskę zmusili do” oglądania egzekucji. Moja matka trzymała rękę na mojej buzi, żebym nie krzyczała. Krzyk się nie wydobył, więc wszedł głęboko w moje wnętrze. Nadal krzyczę. Ale ten krzyk przybrał formę łez i błagań. Czy wiesz, co ten kapłan krzyczał, gdy wykrwawiał się na śmierć? Nie? To ci powiem.

Wypraszał u swych świętych braci, żeby modlili się za tych, którzy odbierali mu życie. Przy każdym ciosie błagał Boga, żeby zmiłował się nad Rosją i jej ludem. Błagał, żeby reszta stada ocalała i jednego dnia odbudowała Kościół. Obserwowałam, jak jego krew rozlewa się na śniegu. Umierał tak długo, że w końcu oni po prostu przyłożyli mu pistolet do głowy i zastrzelili go.

Aglaja się wzdrygnęła.

— Ciągle słyszę ten strzał, kiedy mam zły sen.

Co zrobiła wtedy wasza matka?

Moja matka? Moja świątobliwa i piękna matka to była prawdziwa święta, nie ma co do tego wątpliwości. Zanim podłożyli ogień pod cerkiew, dla szczególnej zniewagi, odarli ją z wszystkich ikon. Wyrwali nawet te duże z ikonostasu. Ułożyli ogromny stos na placu przed cerkwią. Żołnierze chodzili po całej wiosce, włamywali się do wielu domów i ściągali ze ścian święte obrazy. Te też wrzucono na stos. Przez cały ten czas żołnierze pili. Można było zauważyć, że niektórzy z młodych, mimo że byli komunistami, czuli się winni z powodu tego, co robili, i jeden czy drugi (Boże, zmiłuj się nad nimi) nawet się przeżegnał, jak rzucał ikony na stos. Więc widzisz, potrzebowali tej wódki, żeby zabić ból. Większość z nich jednak nie czuła żadnej winy, o nie, skakali z radości. Byli jak diabły. Ci też się upili, ale dla przyjemności. Jeden po drugim ludzie odchodzili do swych domów, gdzie gorzko płakali i modlili się. Moja matka zaprowadziła mnie do domu i ukryła twarz w poduszce. Płakała tak, jak nigdy wcześniej później nie widziałam jej tak płaczącej. Ciało mego ojca leżało zamarznięte na placu. Nie było sposobu go pochować ani pochować innych ciał. Ziemia była jak żelazo. Żołnierze nie pozwalali nam zabrać ciał.

Tej nocy żołnierze rzucili płonące szmaty do wnętrza cerkwi i drewniana podłoga zajęła się od benzyny. Moja matka położyła mnie do łóżka, odmówiła ze mną pacierz i pozostawiła pod opieką babci swojej matki. Wyszła, zabierając ze sobą sanie. Zbudował je ojciec, żeby zwozić drewno na opał. Miały dobre płozy i długą linkę. Można było przewieźć na nich dużo ładunku. Babcia powiedziała mi, że mama chce poprosić żołnierzy, żeby wydali jej ciało mego ojca oraz ciało księdza, żeby można było ich pochować. Miała nadzieję, że gdy żołnierze odejdą, za dzień, za tydzień, za miesiąc, mieszkańcy wioski będą mogli wykopać dziurę i oznaczyć miejsce. Pewnego dnia mogliby na grób księdza męczennika przybyć i modlić się pielgrzymi. Gdy jednak dotarła do cerkwi, zobaczyła, że ta się pali. Ciało księdza ciśnięto na tył ciężarówki, później jego odcięte członki, razem z ciałami pozostałych mężczyzn, których zastrzelono. Mama pomyślała, że ciało ojca też tam jest, chociaż pewności nie miała. Zdawało się jej, że to koniec świata. Ciężarówka zabrała zabitych; nie wiem gdzie. Do dzisiaj nikt nie Wie. Była już późna noc i cerkiew stała w płomieniach. Pijani żołnierze biegali dokoła, wrzeszcząc, śpiewając i śmiejąc się.

Jeden z nich wylał trochę benzyny na stos ikon i rzucił zapałkę. Wybuchł ogień. Moja matka przeczołgała się na czworakach przez plac. Nikt jej nie zauważył. Wyciągnęła z ognia jedną ikonę. Metalowe gorące pokrycie oparzyło ja, ale jej nie upuściła. Wepchnęła ją pod połę płaszcza. To samo zrobiła z następną i następną. Największe płomienie były na szczycie stosu, lecz chociaż wyciągała ikony od spodu, płomienie pełzały też w dół.

Zabrała, ile zdołała i wyczołgała się do alei. Tam zrobiła z tych ikon mały stos. Wróciła do ognia. Zabrała jedną, drugą, trzecią. Zabrała cztery, pięć, sześć. Przód jej sukni był wypalony i teraz ikony dotykały skóry. Każda następna parzyła coraz bardziej. W większości były to małe ikony, ale pod koniec zdołała wyciągnąć kilka większych. Odczołgała się do alejki, ochłodziła ikony w śniegu i dołożyła do stosu uratowanych.

Zaczął padać śnieg, tak jakby niebo płakało nad tym świętokradztwem, nad tymi, którzy zginęli, nad ślepotą żołnierzy. To przytłumiło nieco płomienie, dając jej więcej czasu. Żołnierze patrolowali plac, jeżeli można to nazwać patrolowaniem, bo wszyscy się zataczali. Gdyby w pewnym momencie dostrzegli moją matkę, zastrzeliliby ją na miejscu. Udało jej się ponownie przedrzeć pomiędzy pijanymi, i tak wędrowała tam i z powrotem całymi godzinami.

Oj, moja matka! Moja matka co to była za wielikaja dusza! › jej ręce były w stanie opłakanym, krwawiły inie miały na dłoniach skóry, zostało żywe mięso. Jeszcze raz powróciła. Gdy już dochodziła, z drugiej strony stosu wyszedł chłopak z karabinem. Był pijany, ale nie tak jak pozostali. I oto co zobaczył? Zobaczył kobietę na kolanach sięgającą ręka do ognia, żeby wyciągnąć ostatnia ikonę ręką ogarnięta płomieniami. Wycelował. „Wybaczam ci” powiedziała zamykając oczy. Lecz on nie wystrzelił. Gdy otworzyła oczy, żeby zobaczyć, dlaczego jej nie zabił, spostrzegła, że w oczach miał przerażenie i wstyd. Opuścił karabin i odszedł. Nie powiedział nie pozostałym. Poszedł na drugą stronę placu i wpatrywał się w kamienną ścianę. Mama wyciągnęła z ognia ostatnią ikonę: Bogorodicę Władimirską. Już się paliła. Posypała ją śniegiem, żeby ugasić płomienie, wepchnęła pod płaszcz i wyczołgała się ku alejce. Potem załadowała wszystkie ikony na sanie i zaciągnęła do domu.

Mieszkaliśmy nad rzeką Selengą, która na wschodzie wpływa do Bajkału. Moja babka zabandażowała ręce mamy. Ona z bólu okropnie płakała, a jeszcze straszniej szlochały obie, gdy się obejmowały, starając się, żebym tego nie słyszała. Babcia Powiedziała, że musimy uciekać do naszej rodzinnej wioski, wysoko w górach Chamar—Daban, gdzie nadal żyje część rodziny, która może nas przygarnąć. Mama nie była pewna. Uważała, że to jest zbyt niebezpieczne, że GPU dotrze wszędzie. Moglibyśmy trafić do miejsca ucieczki tylko po to, żeby znowu wycierpieć to, co udało się nam przetrzymać. Słyszała pogłoski, że z Chamar—Daban nie zostanie kamień na kamieniu.

Moja babcia powiedziała, że w Listwiance na zachodnim brzegu Bajkału ma siostrę, która wyszła za mąż za człowieka z tamtych okolic. Może latem spróbują popłynąć tam łódką, jeżeli znajdą kogoś, kto zawiezie je w dół rzeką Selengą do Świętego Morza. Będzie to sto dwadzieścia kilometrów rzekąi dodatkowo dwieście po jeziorze. Długa podróż. jeżeli uda się im przeżyć do wiosny, to na pewno popłyną.” Gdy jeszcze to mówiły, usłyszały we wsi strzały z broni palnej, wiele strzałów. Żołnierze biegając po ulicach, strzelali do ludzi, podkładali ogień pod domy. Jakiś głos krzyczał: „Śmierć kułakom! Na śmietnik historii z wami!”

O, jak my się modliłyśmy! Żołnierze mijali nasz dom, biegali tu i tam. W każdej chwili mogli wrócić i wedrzeć się do nas. Sanki stały w szopie przy naszych tylnych drzwiach, ciągle załadowane ikonami. Podczas gdy babcia ubierała mnie w zimowe rzeczy, mama kładła na sanki chleb i koce. Potem wszystkie wyszłyśmy tylnymi drzwiami, mama, babcia i ja. Był środek nocy. Położyły mnie na sankach i przykryły. Zawinęły ikony w płótno i przywiązały tobołek do ramy sań. Moja głowa spoczywała na tej stercie. Obie kobiety ciągnęły sanki wzdłuż alei i dalej w ciemność pól. Śnieg ciągle padał, przykrywając nasze ślady. Aniołowie ukrywali nas przed wszelkim wzrokiem. Doszedłszy do końca pola, zeszłyśmy zboczem ku zamarzniętej rzece, skręciłyśmy na zachód i przez całą noc szłyśmy po lodzie. Nie rozumiałam, co się dzieje. Nadal krzyczałam w duchu, mając przed oczyma widok placu kościelnego. Lecz mimo to nie mogłam utrzymać oczu otwartych. Płakałam, a potem zasnęłam. Rano obudziłam się i zobaczyłam, że jesteśmy daleko od miejsc zamieszkanych przez ludzi.

Wzdłuż brzegów Selengi gruby szron pokrywał drzewa i krzewy. Słońce wschodziło na świat wielkiego piękna. Wszystko było białe i krystaliczne. Kobiety siedziały na końcu sanek i jadły chleb. Dały mi porcję tak dużą jak ich. „Mała rośnie” powiedziała babcia, głaszcząc mnie po policzku. „Potrzebuje jedzenia bardziej niż ja”. Od tej pory nie jadła już więcej, tylko dawała mi swoje porcje. Szłyśmy dwa dni i jedną noc, spałyśmy raz nad rzeką W stodole na sianie. Obrałyśmy lewy kanał i po południu trzeciego dnia dotarłyśmy do brzegu Bajkału.

Mama i babcia padły na kolana, przeżegnały się i dziękowały Bogu. Babcia była bardzo zmęczona i ciągle biła się w piersi, bo podróż bardzo osłabiła jej serce. Mama kazała jej położyć się na saniach i wyruszyłyśmy w drogę przez jezioro. Przez jakiś czas szłam, pomagając ciągnąć sanie. Błogosławieństwem było, że wiatr całkowicie zawiał jezioro. Biała kołdra śniegu przykrywała lód na tyle, żeby łatwiej posuwać się szybko, bez ślizgania. Słońce zaszło i zaczął wiać paskudny wiatr bardzo gwałtowny i ostry. Mimo to nie było widać gwiazd. Wschodzący księżyc sprawił, że jezioro świeciło się jak lustro z baśni. Spodziewałam się w każdej chwili ujrzeć trójkę galopującą z północy, powożoną przez książęta, którzy się zatrzymają, zabiorą nas i zawiozą do Listwianki.

W nocy mama padła na kolana i lamentowała. Ten głos był bardziej nie do zniesienia niż odgłos strzału. Kiwała ciałem, a jej ręce cierpiały katusze. Do tego czasu nie słyszałam z jej ust ani słowa, ani jęku, lecz teraz nie była w stanie iść dalej. Babcia też była bardzo słaba i powiedziała, że musimy odpocząć, bo wszystkie umrzemy. Zrobiłyśmy zaporę przeciwwiatrowa z dużej ikony Władimirskiej i drugiej, przedstawiającej Borisa i Gleba, również dużej, tej, która została wydarta z ikonostasu. Wtedy wszystkie trzy położyłyśmy się razem, trzymałyśmy się mocno nawzajem, przykryte kocami i chronione przez Bogorodicę i obu Braci.

Było niewyobrażalnie zimno, tak zimno, że nawet teraz moje kości o tym pamiętają. Mama i babcia trzymały mnie między sobą i chociaż byłam wyziębiona i się trzęsłam, nie groziło mi zamarznięcie. Gdy się rano obudziłyśmy babcia nie żyła. Do dzisiaj widzę jej siną twarz, otwarte usta, oczy również otwarte, ze strużka zamarzniętych łez na policzkach. Nie opowiem ci reszty, bo to zbyt trudne. Powiem tylko, że zostawiłyśmy babcię na lodzie i myślę, że dla mamy nie było bardziej tragicznego momentu niż ten. Dorównywała mu tylko śmierć mojego ojca. Ale on został oderwany od niej siłą. Teraz zaś opuszczała tę, która nosiła ją w swym łonie, tę, która dała jej życie.

Wieczorem następnego dnia osiągnęłyśmy zachodni brzeg Bajkału. Mama nie pozwalała mi dużo chodzić, tylko tyle, żebym od czasu do czasu trochę się rozgrzała. Potem wysyłała mnie z powrotem na sanie. Zjadłyśmy resztę chleba. Skręciłyśmy na południe i szłyśmy wzdłuż Gór Primorskich, kilka stóp od brzegu. Te błogosławione góry chroniły nas przed wiatrem. Było cieplej. Byłyśmy wyczerpane. Niebawem weszłyśmy do wioski rybackiej. To było Oziero Bajkał. Poszłyśmy do pierwszego domu, akurat tego, w którym mieszka dzisiaj Irina Filippowna. Wówczas mieszkało tam stare małżeństwo. Przyjęli nas, jak większość ludzi wówczas, byli chrześcijanami. Chociaż widać było, że jak wszyscy inni cierpią z powodu złych czasów, mieli ryby i pełno drewna na opał. Oziero było tak mizernym miejscem, że ludzie władzy rzadko zauważali jego istnienie.

Żeby skrócić to długie opowiadanie, Alik, powiem ci, że nigdy nie udałyśmy się do Listwianki. Po latach dowiedziałyśmy się, że ciotka mamy umarła wskutek choroby, a jej mąż został zabrany do łagru. On też był kułakiem, jednym z tych milionów, które zginęły.

W sercach starej pary wezbrała litość. Powiedzieli nam, że jest możliwość schronienia się powyżej wioski, gdzie mają małą oborę.

Byli zniedołężniali, a ich dzieci opuściły dom. Jeden z synów zginął jako żołnierz armii białych w walce z bolszewikami. Gdy powiedzieli to mamie, wiedziała, że można im zaufać, ponieważ ta informacja była czymś, co mogło zakończyć ich życie, gdyby państwo się o tym dowiedziało. Ot, jeden z wielu sekretów Bajkału.

Ci starzy ludzie potrzebowali gwałtownie służącej. Mężczyzna kulał, a kobieta chorowała na płuca. Nie mieli pieniędzy. Naprawdę nie mieli. Mogli jednak zaoferować schronienie i jedzenie w zamian za pracę. Mama i ja wprowadziłyśmy się do tej oto chaty, która wówczas była świńskim chlewem. Owego pierwszego roku dzieliłyśmy to pomieszczenie ze świnia, ale później przeprowadziłyśmy stworzenie do groty. Ona za bardzo chrząkała i jadła nasze ubrania, gdy jej nie pilnowałyśmy.

Na wygojenie się oparzeń potrzeba było sześciu miesięcy. Wdała się infekcja. Stara kobieta pielęgnowała mamę, aż wyzdrowiała. Raz widziałam ciało mamy, gdy zmieniała bandaże. Klatka piersiowa była pomarszczona, poorana okropnymi szramami, z których sączyła się krwista ciecz. Ręce wyglądały jeszcze gorzej. Do końca życia miała kłopot z używaniem rąk. Przypominały łapy i patrzyło się na nie ze zgrozą. Nauczyła mnie pracować. Zawsze lubiłam pracę fizyczną.

Agłaja spojrzała z niepokojem na swego gościa.

– Więcej herbaty?

Krocząca “banderyzacja” Ukrainy. Rośnie poparcie dla OUN-UPA. 81%

12.09.2022

https://prawy.pl/122044-kroczaca-banderyzacja-ukrainy-rosnie-poparcie-dla-oun-upa/

Aż 74 procent Ukraińców ma pozytywne podejście do postaci Stepana Bandery – wynika z sondażu przeprowadzonego przez grupę Reiting. To znaczny wzrost w porównaniu z poprzednimi latami.

Jak wynika z badania przeprowadzonego 27 kwietnia br., aż 81 procent ankietowanych uznaje zbrodniczą organizację OUN-UPA za uczestników walki o niepodległość Ukrainy. Przeciwny kultowi tych ugrupowań jest zaledwie 10 procent badanych.

Socjologowie podkreślają, że od 2010 roku odnotowano blisko czterokrotny wzrost poparcia, zaś od 2015 roku dwukrotny.

Podobna sytuacja występuje w przypadku postaci Stepana Bandery, czyli przywódcy ruchu. Obecnie pozytywne nastawienie do niego ma 74 procent obywateli, a zaledwie 14 procent jest przeciwnych uznawaniu go za bohatera. Dla porównania w roku 2012 lidera Ukraińskiej Powstańczej Armii dobrze wspominało zaledwie 22 procent ankietowanych.

Warto podkreślić, że tak ogromny wzrost to przede wszystkim “zasługa” Federacji Rosyjskiej. Dla większości obywateli Ukrainy Bandera oraz jego organizacja odpowiedzialna jest za walkę o niepodległość przeciwko Sowietom.

Nigdy nie doprowadzać do jednoczesnego konfliktu z Niemcami i Rosją. – A może w tym szaleństwie jest metoda? –

Nigdy nie doprowadzać do jednoczesnego konfliktu z Niemcami i Rosją.

W tym szaleństwie jest metoda? – Andrzej Szlęzak

Przysłuchując się dyskusji o reparacjach, jakie Niemcy miałyby zapłacić Polsce za zniszczenia z okresu drugiej wojny światowej, nasunęło mi się pytanie, dlaczego ta sprawa została tak nagłośniona właśnie teraz?

A po tym pytaniu pojawiło się kolejne, czyli jaka najważniejsza przestroga dla polskiej polityki zagranicznej wypływa z ostatnich dwustu lat naszej historii? Zacznę od odpowiedzi na to drugie pytanie. Ta najważniejsza przestroga uczy, żeby nigdy nie doprowadzać do jednoczesnego konfliktu z Niemcami i Rosją. Taki konflikt przypominał dwa młyńskie koła, które zbliżając się do siebie, ścierają na pył wszystko, co się znajdzie między nimi. W tym wypadku ścierana na pył była Polska. Druga przestroga dotyczy traktowania z najwyższą ostrożnością sojuszy z mocarstwami anglosaskimi. Tyle odnośnie tego, co najważniejsze wypływa z polskich tragicznych doświadczeń historycznych.

Tymczasem to, co wyprawia pod tym względem rząd PiS-u można elegancko określić, że historia uczy, że przynajmniej polityków PiS-u niczego nie nauczyła. Obecna forma polskiej państwowości jest już więcej niż jedną nogą na wojnie z Rosją i rokowania na sukces w tej wojnie są raczej marne. Polska jeszcze nie militarnie, ale już na pewno gospodarczo tę wojnę przegrywa. Nie wykluczone, że dojdzie do wręcz gospodarczej katastrofy.

Historyczne doświadczenie podpowiada, żeby w tak trudnym momencie nie szukać konfliktu z Niemcami, ponieważ fakt, że jesteśmy razem w Unii Europejskiej i NATO niczego nie przesądza. Geopolityczne mechanizmy w naszej części świata działają tak, że jednoczesny konflikt Polski z Rosją i Niemcami sprawia, że porozumienie Niemiec z Rosją kosztem Polski staje się niemal naturalną konsekwencją tego konfliktu. Z tego wyłania się odpowiedź na pytanie dlaczego akurat teraz nagłośniono sprawę reparacji od Niemiec?

Jeśli ktoś w PiS poważnie myśli o tym, żeby Niemcy zapłacili choć część z owych ponad sześciu bilionów złotych, to powinien zrobić wszystko, żeby zgłosić żądanie reparacji w momencie, w którym Niemcy albo będą chcieli, albo będą musieli to zrobić. Tymczasem żądanie zapłacenia reparacji w tym momencie nie daje szans, żeby Niemcy czuli się zmuszeni, a tym bardziej, żeby chcieli zapłacić. Jedynym efektem tego posunięcia pisowskiego rządu jest już nie dalsze psucie, ale wręcz dewastacja stosunków z Niemcami.

Zatem mamy już prawie otwartą wojnę z Rosją i stosunki z Niemcami bliskie kryzysu o rozmiarach nie znanych od zjednoczenia Niemiec.

Ciśnie się pytanie, które stale narzuca się przy ocenie polskiej polityki, czyli jak można być tak głupim? Niemcy mają nieporównanie więcej możliwości – nomen omen – odpłacenia Polsce pięknym za nadobne niż Polska uzyskania kiedykolwiek choć drobnej części z sześciu bilionów złotych. Jedną z tych możliwości Niemiec jest dogadywanie się z Rosją. Już tu kiedyś napisałem, że nikt w Berlinie nie będzie marzł za Kijów. Polityka rządu PiS-u jak mało co sprzyja dogadywaniu się Niemiec z Rosją. Uważam, że nie trzeba będzie zbyt długo czekać na jej efekty. Być może pokażą to pierwsze mroźniejsze powiewy zimy. Oczywiście Niemcy będą używali swoich wpływów w Unii Europejskiej, by szkodzić Polsce, co z resztą już i tak robią.

Na tym tle wyskok z reparacjami staje się jakimś gestem rozpaczy, żeby za wszelką cenę pokazać Niemcom, że ma się jeszcze jakieś możliwości sprawienia im kłopotów i osłabienia ich politycznej pozycji. Tylko kto się w Europie tym przejmie?

A może w tym szaleństwie jest metoda? Jeśli już, to ta metoda zasadza się na „bez- alternatywnym sojuszu” z USA. Według polityków PiS-u to Amerykanie za pośrednictwem NATO wezmą za łeb Europę zachodnią z Niemcami na czele i poprowadzą ją na wojnę z Rosją do ostatecznego zwycięstwa, czyli rozpadu Rosji w obecnym kształcie. Słuchając tego, co o tym mówi Jarosław Kaczyński nie mogę wyjść ze zdumienia, że on na prawdę w to wierzy.

To dla mnie na pewno szaleństwo, ale ta metoda wcześniej doprowadzi obecną formę polskiej państwowości do klęski w wielu wymiarach niż w poważnym stopniu zagrozi integralności Rosji. Jednym z wymiarów tej klęski będzie jakaś forma porozumienia Niemiec z Rosją kosztem Polski. Słuchając czołowych polityków PiS-u, wypowiadających się o relacjach z Rosją i Niemcami, jakbym słyszał polityków sanacji, że nie oddamy ani guzika, albo, że Polska od morza odepchnąć się nie da. A potem był pierwszy września i siedemnasty września 1939 roku.

Andrzej Szlęzak

Za: Mysl Polska – myslpolska.info (5-09-2022) | https://myslpolska.info/2022/09/05/szlezak-w-tym-szalenstwie-jest-metoda/

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁA]

Jak zniszczyć Rosję. Raport Rand Corporation z 2019 r.: Sprowokuj przeciwnika do nierozważnego ataku w celu wytrącenia go z równowagi.

Jak zniszczyć Rosję. Raport Rand Corporation z 2019 r.: Sprowokuj przeciwnika do nierozważnego ataku w celu wytrącenia go z równowagi.

„Przesadzanie i nierównowagi w Rosji”

Autor : Manlio Dinucci Global Research, 03 września 2022

=======================

Poniżej znajduje się artykuł Manlio Dinucci opublikowany 25 maja 2019 r., który zawiera podsumowanie Raportu think-tanku Rand Corporation, zatytułowanego: Overextending and Unbalancing Russia .

Sprowokuj przeciwnika do nierozważnego ataku w celu wytrącenia go z równowagi, a następnie zniszcz go. To nie jest opis wydarzeń z maty judo, ale plan przeciwko Rosji opracowany przez Rand Corporation, najbardziej wpływowy thinktank w USA. Z zespołem tysięcy ekspertów Rand zachwala się jako najbardziej wiarygodne na świecie źródło wywiadu i analiz politycznych dla przywódców Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.

Rand Corp szczyci się tym, że przyczynił się do opracowania długoterminowej strategii, która umożliwiła Stanom Zjednoczonym wygranie zimnej wojny, zmuszając Związek Radziecki do konsumowania własnych zasobów gospodarczych w strategicznej konfrontacji.

To właśnie ten model z tamtej epoki zimnej wojny był inspiracją dla nowego planu Overextending and Unbalancing Russia, opublikowanego przez Rand [1].

Według ich analityków Rosja pozostaje silnym przeciwnikiem Stanów Zjednoczonych w pewnych fundamentalnych sektorach. Aby poradzić sobie z tą opozycją, USA i ich sojusznicy będą musieli realizować wspólną długofalową strategię, wykorzystującą słabości Rosji. Tak więc Rand analizuje różne środki, za pomocą których można zrównoważyć Rosję, wskazując dla każdego z nich prawdopodobieństwo sukcesu, korzyści, koszty i ryzyko dla USA.

Analitycy Rand szacują (w roku 2019), że największą słabością Rosji jest jej gospodarka, ze względu na jej duże uzależnienie od eksportu ropy i gazu. Dochody z tego eksportu można zmniejszyć poprzez zaostrzenie sankcji i zwiększenie eksportu energii Stanów Zjednoczonych. Celem jest zmuszenie Europy do zmniejszenia importu rosyjskiego gazu ziemnego i zastąpienia go skroplonym gazem ziemnym transportowanym drogą morską z innych krajów.

Innym sposobem destabilizacji rosyjskiej gospodarki w dłuższej perspektywie jest zachęcanie do emigracji wykwalifikowanej kadry, zwłaszcza młodych Rosjan o wysokim poziomie wykształcenia.

W sferze ideologicznej i informacyjnej należałoby sprzyjać wewnętrznej kontestacji, a jednocześnie podkopywać zewnętrzny wizerunek Rosji, wykluczając ją z forów międzynarodowych i bojkotując organizowane przez nią międzynarodowe imprezy sportowe.

W sferze geopolitycznej uzbrojenie Ukrainy umożliwiłoby USA wykorzystanie głównego punktu zewnętrznej słabości Rosji, ale należałoby to dokładnie obliczyć, aby utrzymać Rosję pod presją bez popadania w poważny konflikt, który by ona wygrała.

W sektorze wojskowym USA mogłyby odnieść w ten sposób duże korzyści, przy niskich kosztach i ryzyku, zwiększając liczbę wojsk lądowych z państw NATO działających jako siły antyrosyjskie.

USA będą mogły cieszyć się dużym prawdopodobieństwem sukcesu i dużymi korzyściami, przy umiarkowanym ryzyku, zwłaszcza inwestując głównie w bombowce strategiczne i rakiety dalekiego zasięgu skierowane przeciwko Rosji.

Wyjście z traktatu INF i rozmieszczenie w Europie nowych pocisków nuklearnych średniego zasięgu wycelowanych w Rosję wiązałoby się z dużym prawdopodobieństwem sukcesu, ale wiązałoby się również z dużym ryzykiem.

Rozważając każdą opcję, aby uzyskać pożądany efekt – konkludują analitycy Rand – Rosja zapłaciłaby najcięższą cenę za konfrontację, ale USA musiałyby też zainwestować ogromne środki, które w związku z tym nie byłyby już dostępne na inne cele. Jest to również ostrzeżenie przed nadchodzącym poważnym wzrostem wydatków wojskowych USA/NATO na niekorzyść budżetów socjalnych.

To jest przyszłość, którą planuje dla nas Rand Corporation, najbardziej wpływowy think tank Deep State – innymi słowy podziemne centrum realnej władzy opanowane przez oligarchie gospodarcze, finansowe i wojskowe – które determinuje strategiczne wybory nie tylko w USA, ale w całym świecie zachodnim.

„Opcje” określone w planie są w rzeczywistości jedynie wariantami tej samej strategii wojennej, której cenę w postaci poświęceń i ryzyka płacimy wszyscy.

Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w Il Manifesto. Przetłumaczył  Pete Kimberley.

Manlio Dinucci jest pracownikiem naukowym GlobalResearchCenter

Oryginalnym źródłem tego artykułu jest Global Research

Prawa autorskie © Manlio Dinucci , GlobalReasearch, 2022
Za tłumaczenie i redakcję tekstu w języku polskim: Jan Rybski


Komentarz JR:

Rozważaliśmy, nie ukrywam, opcję “dogrania” przez Rosję jej Specjalnej Operacji Wojskowej rozpoczętej 24 lutego br na Ukrainie z Bestią. Powyżej cytowany Raport ostatecznie rozwiewa prawdopodobieństwo tego scenariusza. Mieli rację liczni rosyjscy geopolitycy (Rosjanie z krwi i kości) niezłomnie twierdząc, że dla anglosaskiej z miejsca zamieszkania (USA i UK, ale i Niemiec), chazarskiej z pochodzenia i kabalistycznej z religii Bestii Rosja od czasów Romanowów stanowiła i stanowi nadal najważniejszego i najtrudniejszego do pokonania wroga, którego należy zniszczyć na drodze do opanowania, czytaj: zniewolenia całego świata.

Masońska Rewolucja Październikowa się udała – imperium rosyjskie zostało przejęte i podporządkowane, ale potem ze Stalinem poszło coś nie tak; mason Gorbaczow (RIP) stworzył warunki pod grabież Rosji, pijany Jelcyn to przyklepał i tak dobrze już szła ta grabież Rosji chazarskim rosyjskim pobratymcom Bestii (90% rosyjskich tak zwanych oligarchów to Żydzi, podobnie jak ukraińskich), aż tu wygląda na to, że zimny i wyrachowany czekista Putin urwał się jej ze smyczy i zaczął grać własną grę. Ale może grał on ją od początku skrywając ją za grą pozorów? Co za pech… Stoimy na pewno w obliczu bardzo ciekawej i ostatecznej rozgrywki. Jak dalece “wspaniali chłopcy” z Rand nie przewidzieli obecnego scenariusza, w którym świat przestał być nagle jednobiegunowy a oś świata przeniosła się na Wschód, pokazują ostatnie konwulsyjne ruchy Bestii na Ukrainie i w samych Stanach Zjednoczonych.

Bestia już wie, że przegrała tą grę o władztwo nad światem. Kwestią jest tylko, jaką ofiarę ten świat za tą porażkę ma złożyć… Gra ta o tyle dla nas powinna być interesująca, że w jej wyniku zadecydują się losy Polski: czy będzie suwerennym i niepodległym bytem na mapie świata, czy też  zostanie tego bytu pozbawiona i stanie się ponownie “hipotezą teoretyczną”, jak mawiał Stalin w Jałcie o Polsce, nie zważając przytomnie na zdanie odmienne swoich kłamliwie i dla pozorów zaangażowanych w sprawę Polski tymczasowych sojuszników.

Ale, czy Polska będzie po upadku Bestii sprowadzona do roli pozbawionej własnego bytu państwowego “hipotezy teoretycznej”, czy też obroni, ba, wzmocni swe niepodważalne miejsce w sercu Europy – zależy przede wszystkim od nas samych. Czas zatem wrogom naszej Ojczyzny, tym zbrodniczym zdrajcom z rządu warszawskiego powiedzieć BASTA!   

-- 
Serdecznie pozdrawiam

Jan Rybski

Remembering Mikhail Gorbachev as He Was, Not as the Optimistic West Imagined Him to Be

August 31, 2022 | John Horvat II  https://www.tfp.org/remembering-mikhail-gorbachev-as-he-was-not-as-the-optimistic-west-imagined-him-to-be/

Mikhail Gorbachev died in obscurity in Moscow [30 August 2022]at the age of 91. He was a bright star on the world stage at the end of the Cold War. He held the West spellbound by his crafty proposals as academics, pundits and the man on the street were transfixed by his image, rhetoric and actions. His two signature programs, glasnost and perestroika, entered political discourse and suggested hope for the future.

Many are now remembering his accomplishments that led to the downfall of the Soviet Union. However, most are repeating a false narrative that lionizes the person and his programs while ignoring the reality of his goals to reform Socialism.

The real story is very different. The last Soviet leader was a failure, not a success. His contribution to world peace has proven ephemeral.

Communist Gone Rogue?

The false Gorbachev narrative consisted of a high communist official gone rogue. However, nothing in his life indicates opposition to the Communist Party. The young Gorbachev grew up in the Stalinist era with parents who supported the new regime. Everything in his upbringing and education was that of a typical and brutal Party member who survived the purges of Soviet dictators until he took power as General Secretary in 1985.

The communist leader, with a deceitful smile, was quick to propose a new program for the nation. Like all communist countries, the economy was in shambles. Western trade and technology provided life support to the regime while the weight of military expenses dragged the nation down.

The U.S.S.R. needed even more Western support to survive. Thus, glasnost or opening was conceived to open the closed nation to the West and allow more freedom of expression inside the country. Perestroika, which means restructuring, was heralded as a way of making radical market-driven changes to the socialist economy. However, as the encyclopedia Britannica notes, “he resisted any decisive shift to private ownership and the use of free-market mechanisms.”

The false narrative portrays Gorbachev’s reform as too little, too late. The impetus of opening markets proved too great to keep the programs on track. The Soviet Union imploded, and everything came tumbling down—including the fortunes of Gorbachev, who even made a commercial for Pizza Hut in Russia.

He is remembered as a leader with good intentions that went awry.

The Real Narrative Is Different

The real narrative is different. He should be remembered not for his role in the demise of Communism but for his fortunate failure to keep Communism in power.

At the height of his prestige in 1987, Mikhail Gorbachev released, in all major languages, his bestselling book, Perestroika, New Thinking for Our Country and the World. In his book, he insists that perestroika did not seek to defeat Socialism but to refine it—to make it more socialist. He hoped to transform the centrally-planned Soviet-style Communism into a more advanced Marxist decentralization called self-managing Socialism. It would result in more Socialism, not less. Indeed, the more he insisted on his socialist goals, the more the optimistic West claimed that the reforms were market-driven and opened up Western doors, publicity and aid.

Mr. Gorbachev should be remembered negatively as a failed leader who did not succeed in making his socialist revolution prevail.

His failure to implement perestroika is due to his second major policy failure, which was equally disastrous.

Opposing Lithuanian Freedom

The last Soviet leader is credited with the dissolution of the Soviet Union, either by design or blunder. However, his restructuring plan did not seek the regime’s end but merely a cosmetic rearranging that would allow it to continue in the face of the economic catastrophe it faced.

While Mr. Gorbachev preached freedom and democracy for all under the Communist yoke, the reality was quite different. When Lithuania sought to regain its independence, Gorbachev showed his true colors by opposing the move with threats and brutal force.

Indeed, the Soviet master did not recognize the desires of the Lithuanian people. However, many in the West saw through the maneuver. In 1990, the Societies for the Defense of Tradition, Family and Property (TFP) organized a worldwide petition drive that called for the freedom and independence of Lithuania. The massive effort secured 5.2 million signatures, which the 1993 edition of the Guinness Book of Records recognized as the largest such petition in history (pp. 477-78).

The support of so many people in the West encouraged Lithuanians to resist and demand their independence, even to the point of confronting tanks in the streets. The Soviet measures to keep Lithuania under its yoke unmasked the regime and eventually led to its downfall. People saw the contradiction of a leader smashing peaceful Lithuanian protesters with his tanks while accepting the 1990 Nobel Peace Prize.

A Third Way Turns Sour

If the figure of Gorbachev is to be remembered, let him be recognized as one who sought to make the Soviet Union more socialist, not less. He was much more popular in the West than in Russia. After his fall, he was showered with gifts and prestige from the liberal establishment.

Above all, the West should celebrate his failure to implement the programs that would have provided a “third-way” model for the world to embrace self-managing Socialism. The ideologues of the left saw in perestroika the realization of a new kind of Socialism. When it failed, the left became demoralized.

The world is still paying the price of the resulting chaos. What the West and Russia needed then and now is a moral regeneration. Mikhail Gorbachev should be

remembered as the evil man he was, not as the optimistic and unrepentant West imagined him to be.

Rozdarte serce Rusi. Cz I.

Ryszard Mozgol

Zawsze Wierni nr 4/2022 (221) https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/3069

Od Redakcji: Prezentujemy czytelnikowi artykuł, który ukazał się na łamach „Zawsze Wierni” przed dwudziestu jeden laty. Okazuje się, że nic nie stracił na aktualności, ale wręcz przeciwnie – zyskał. Niniejsza wersja artykułu została rozszerzona i zaktualizowana przez Autora.

====================

Rozgrywające się na naszych oczach tragiczne wydarzenia na Ukrainie skłaniają do postawienia pytań o tożsamość Rusi, o jej związek z Moskwą, o rolę prawosławia i podstawy historyczne dzisiejszych wydarzeń. Czy jest możliwe, aby dawne wydarzenia odgrywały znaczącą rolę w dzisiejszych sporach politycznych? Są one sprężyną tych wydarzeń czy tylko propagandowym ozdobnikiem uzasadniającym zbrodnie, chciwość i bezwzględność polityków? Zastanówmy się nad tym, rozpatrując przeszłość i tradycję prawosławia oraz Rusi.

Rosja od stuleci jest dla Europy zagadką. Od XVII/XVIII-wiecznego przełomu dokonanego przez cara Piotra I przywykło się traktować Rosję jako wschodnią rubież Europy. Powtarzana za rosyjskimi i francuskimi myślicielami teza oświecenia o granicy Europy przebiegającej na Uralu na dobre zadomowiła się w umysłach. Jednak pod cienką powłoką europejskiej glazury Rosja ujawnia swoje azjatyckie – tatarskie, turańskie – oblicze, całkowicie różne od zachodnioeuropejskiego (łacińskiego).

Dzisiejsi historycy traktują Moskwę jako „genetyczne” przedłużenie Kijowa, dokładnie tak samo jak prawosławie, identyfikowane jako element łączący Ruś Kijowską z Księstwem Moskiewskim. Jest to błąd opierający się na nadinterpretacjach prawosławnej historiografii z wcześniejszych stuleci, która za punkt honoru przyjęła udowodnienie powyższych tez. Moskiewskie zainteresowanie Kijowem datuje się na XVI wiek, na czasy panowania króla Zygmunta II Augusta, który bezskutecznie usiłował doprowadzić do zawarcia wieczystego pokoju z Iwanem IV. To wtedy sformułowano pierwsze poważne roszczenia terytorialne względem Rusi Kijowskiej i miast ruskich, jako ojcowizny carów, pozostającej w granicach wrogiego państwa polsko-litewskiego.

Ruś Kijowska stanowiła ważny i uznany element średniowiecznego Christianitas; schizma z 1054 r. nie oderwała jej od Kościoła katolickiego, bo to nastąpiło dopiero po tragicznym w skutkach najeździe tatarskim w XIII wieku. W tym samym czasie kiedy upadł Kijów, rozpoczął się dynamiczny rozwój Moskwy, która – aby podnieść swą rangę – zawłaszczyła przeszłość Rusi. Wrogość wobec katolicyzmu pogłębiał związek Moskwy z podupadającym cesarstwem bizantyjskim: carowie moskiewscy uważali się za jego politycznych i religijnych spadkobierców. Musimy jednak pamiętać, że tradycyjnie ruskim wyznaniem jest katolicyzm w obrządku greckim, nie zaś prawosławie.

W 861 r. silna flota ruskich Normanów (Waregów) znienacka zaatakowała Konstantynopol. Sytuacja miasta była na tyle trudna, że dopiero dyplomatyczne wybiegi patriarchy Focjusza i „cud” uratowały stolicę cesarstwa przed spaleniem. Tak wyglądały pierwsze kontakty Bizantyjczyków z Rusią.

Pierwsze, ale nie ostatnie, ponieważ następny najazd, pod dowództwem kniazia Igora (Ingwara), zagroził Konstantynopolowi w 941 r. Dla przebywających na Rusi dumnych wareskich wojowników Konstantynopol był ostatecznym celem politycznym. Budowane na terytorium całej Rusi – od Skandynawii po brzegi Morza Czarnego – bazy etapowe były traktowane nie jako zalążek państwa ruskiego, ale zaplecze potrzebne do ostatecznego zwycięstwa nad Grekami.

Chrześcijańska Ruś Olgi

Początki chrześcijaństwa na Rusi wiążą się z panowaniem księżnej św. Olgi (Helgi), chociaż ślady pierwszych kontaktów z chrześcijaństwem są dużo wcześniejsze. Już od pewnego czasu na wybrzeżach Morza Czarnego istniały dobrze zorganizowane gminy chrześcijańskie, dla których Ignacy, patriarcha Konstantynopola, wyświęcił biskupa. Nie pozostała również bez echa misja na Rusi św. św. Cyryla i Metodego wśród wyznających judaizm i pogaństwo Chazarów. W 944 r. w Kijowie istniał już Kościół, a pierwszym biskupem ruskim został, przysłany na prośbę Olgi przez Ottona I, mnich Adalbert. Niestety, jego misja zakończyła się niepowodzeniem w związku z oporem pogan. Chrześcijańska księżna Olga w dalszym ciągu utrzymywała serdeczne kontakty z katolickim Zachodem, reprezentowanym przez cesarza Ottona. Po rządach zatwardziałego poganina Świętosława za panowania jego starszego syna Jaropełka pojawiły się w Kijowie poselstwa z Rzymu i Konstantynopola, co odnotowano w ruskich latopisach. Pierwszymi męczennikami Rusi byli prawdopodobnie chrześcijanie obrządku łacińskiego, Waredzy policzeni w poczet świętych – św. św. Jan i Teodor, zabici w Kijowie przez pogan w 983 r. Całe niemalże słownictwo kościelne stosowane na Rusi, jak udowodnili badacze, pochodzi z łaciny, która dotarła tam przyniesiona w języku niemieckim i dialektach skandynawskich. Pochodzące z czasów św. Włodzimierza ruskie prawodawstwo religijne jest nierozerwalnie związane z kanonicznym prawodawstwem pochodzenia niemieckiego, co tak bardzo starała się zafałszować historiografia prawosławna1. Wreszcie bezpośredni wpływ na przyjęcie chrześcijaństwa (987) przez księcia Włodzimierza, późniejszego świętego, którego Daniel-Rops opisuje jako „lubieżnego olbrzyma, nieokrzesanego żołnierza, który zmarł w zgrzebnej szacie pokutnika i wsławił się miłosierdziem i łagodnością”, miał prawdopodobnie normański wódz Olaf Tryggvason, król Norwegii w latach 995–1000, który w czasie jednej ze swoich wypraw przywiózł do Kijowa bp. Pawła z Konstantynopola. Skandynawskie sagi informują o serdecznych stosunkach łączących św. Włodzimierza z Olafem i przekazują wieści o nawróceniu Włodzimierza przez Normana. Ruś wprawdzie przyjęła chrzest z Konstantynopola, ale genetycznie chrześcijaństwo ruskie wiąże się nierozerwalnie z kręgiem kultury zachodniej.

Łacińskie wpływy czy łacińska Ruś?

Od momentu przyjęcia chrztu na Rusi niemalże co parę lat pojawia się poselstwo z Rzymu. W 989 r. poselstwo papieża Jana XV przywiozło na Ruś czczoną do dziś relikwię głowy św. Klemensa, papieża, o której jeszcze przyjdzie nam pisać. Tworząc chrześcijański porządek europejski w 1000 r., papież Sylwester II i cesarz Otton III nie pominęli również Rusi, wpisanej w funkcjonowanie tzw. Rzeszy Słowiańskiej pod panowaniem Bolesława Chrobrego. Nie dziwi w tym kontekście wytężona praca na Wschodzie biskupa kołobrzeskiego Rainberna. W 1007 r. do Kijowa przybył św. Brunon, przyjaciel Ottona III, nauczyciel cesarza św. Henryka II, goszczony przez św. Włodzimierza. Książę kijowski, żegnając Brunona na granicy swojego państwa, odśpiewał hymn Piotrze, czy mnie kochasz? Paś owce moje, będący „łacińskim” wyznaniem wiary Włodzimierza. Przyjęcie chrztu z Konstantynopola nie oznaczało wcale popadnięcia w ścisłą zależność od patriarchy i cesarza bizantyjskiego. Wzajemne kontakty bizantyjsko-ruskie były raczej chłodne.

Panowanie księcia Jarosława Mądrego (1019–1054) skutkowało dalszym zacieśnieniem kontaktów Rusi z papiestwem i chrześcijańskim Zachodem. Tuż przed rozłamem kościelnym zachodnioeuropejska krew Rurykowiczów powróciła w polityczny krwiobieg europejskiej Res Publica Christiana poprzez małżeństwa licznego potomstwa kniazia z domami panującymi Szwecji, Polski, cesarstwa, Norwegii, Węgier i Francji. Tylko jedno z tych licznych małżeństw połączyło politycznie Ruś z Bizancjum. Syn księżnej Anny Jarosławówny i króla Francji Henryka – Hugo de Vermandois – był jednym z przywódców pierwszej wyprawy krzyżowej. Córka Bolesława Chrobrego wyszła za mąż za syna kniazia – Świętopełka. Całe panowanie księcia Jarosława Mądrego było politycznie ukierunkowane na łaciński Zachód czy to w momencie gdy w 1021 r. poprosił papieża Benedykta VIII o uzyskanie niezależnego od Konstantynopola biskupa2, kiedy patriarcha odmówił kanonizacji księcia Włodzimierza, czy wreszcie gdy wbrew Bizancjum osadził na tronie metropolity prołacińskiego Rusina Filarona. Schizma dokonana w XI wieku przez bizantyjczyków zastała Ruś wrośniętą w Christianitas.

Schizma minor Focjusza

Wielowiekowa niechęć pomiędzy mieszkańcami wschodniej i zachodniej części cesarstwa została podbudowana sprawą Focjusza (IX w.), stając się zarazem przygrywką do majaczącego na horyzoncie historii rozłamu w chrześcijaństwie. Pomimo zupełnego podporządkowania Kościoła władzy świeckiej w Bizancjum znajdowali się jeszcze duchowni zdolni do przeciwstawiania się zepsuciu i nadużyciom cesarskiego dworu. Jednym z nich był patriarcha Ignacy, wspierający odsuniętą od władzy świątobliwą cesarzową Teodorę. Widząc niemoralne, wręcz bluźniercze zachowanie młodego basileusa Michała III, a także rozprężenie panujące wśród zauszników cesarskich, z których np. minister Bardas żył w jawnym związku z własną synową, Ignacy wystąpił przeciw nim. Bardas, potraktowany przez patriarchę w należny jawnogrzesznikom sposób, poprzysiągł starcowi zemstę. Nie trzeba było długo czekać. Sprytna intryga dworska zakończyła się upadkiem Ignacego i zamknięciem go w klasztorze, jednak wywołała ona nieprzewidywalny w skutkach kryzys religijny.

Miejsce po Ignacym zajął gruntownie wykształcony, ambitny i… oddany cesarzowi Focjusz. Problem był jeden – Focjusz był osobą świecką. Nie była to jednak przeszkoda nie do pokonania, a przypadek św. Ambrożego stanowił potrzebny precedens. W ciągu czterech dni od 20 grudnia 858 r. otrzymał wszystkie siedem święceń, łącznie z kapłańskimi, i w Boże Narodzenie był już patriarchą. Drugi kłopot tkwił w fakcie, że święceń udzielał biskup obłożony przez Ignacego karami kościelnymi. Poprzedni patriarcha trwał w świętym uporze, a równolegle kształtowało się stronnictwo przeciwne Focjuszowi. Toteż gdy do Rzymu wpłynął zwyczajowy „list synodalny”, będący czymś w rodzaju wniosku o uznanie święceń wschodnich patriarchów, papież Mikołaj I (858–867) odpowiedział niejednoznacznie i wysłał do Konstantynopola legatów w celu zbadania całej sprawy oraz przekazania cesarzowi żądania zwrotu zagrabionych przez Bizancjum terytoriów. Jednak legaci zwiedzeni przez Focjusza zupełnie nie wywiązali się ze swoich obowiązków, za co zostali pozbawieni urzędu przez Mikołaja. Ferment pogłębiła wizyta zwolenników Ignacego w Rzymie (nie mieli oni poparcia samego Ignacego!) i prośba, traktowanego przez Bizancjum jak lennika króla Bułgarów Borysa, o misjonarzy łacińskich z Rzymu. Focjusz i cesarz byli niezadowoleni. W Konstantynopolu zawiązano wielki spisek, mający na celu detronizację papieża. Na synodzie konstantynopolitańskim Focjusz zaatakował papieża, miotając oskarżenia o sprzeniewierzenie się dogmatom i „nieuzasadnione pretensje”, po czym wschodni hierarchowie zadeklarowali wolę pozbawienia papieża urzędu. Jednak tryumf „patriarchy” okazał się chwilowy, bowiem zdjęty z urzędu papież niespodziewanie zmarł w listopadzie 867 r., w chwili kiedy Focjusz chciał go ostatecznie pognębić. Kilka dni później, po serii morderstw, tron cesarski objął żołdak Bazyli I, założyciel dynastii macedońskiej. Po skrytobójstwie Bardasa i Michała III przyszła kolej na Focjusza, który uratował życie, ale stracił urząd. Ten polityczny nuworysz musiał ze względów politycznych zażegnać napięcia religijne, przeto „rehabilitował” Ignacego i poszedł na ustępstwa wobec Rzymu. Spór z Focjuszem poszedł w niepamięć, ale ujawnił głęboki rozdźwięk pomiędzy chrześcijaństwem zachodnim (rzymskim) a wschodnim (bizantyjskim). Wbrew pozorom nie były to różnice doktrynalne, dogmatyczne, lecz chodziło o prestiż, nadęty w Konstantynopolu do monstrualnych rozmiarów. Dyplomata Focjusz dyskretnie sprawował urząd do ok. 886 r., nie rzucając się w oczy, ale jego traktaty – przeczący prymatowi biskupa Rzymu Przeciw tym, którzy twierdzą, że Rzym jest główną siedzibą i O Duchu Świętym zwalczający łacińskie rozumienie filioque – przygotowały grunt pod schizmę z 1054 r.

Rzymskie sandały Humberta i bizantyjski pył

Reformatorska polityka „kluniackiego” papieża Leona IX (1049–1054) wzbudziła w połowie XI wieku popłoch w patriarchacie konstantynopolskim. Następcą Focjusza na tronie patriarszym został Michał Cerulariusz, potomek senatorskiego rodu bizantyjskiego, u którego wybujałe ambicje łączyły się z surową ascezą i uwielbieniem teologii. Nowy patriarcha wychodził z założenia, że jego godność nie jest „niższa od godności purpury czy diademu”, planując wyłączenie spraw Kościoła bizantyjskiego spod władzy cesarza i ograniczenie wpływów Rzymu poprzez nadanie swemu urzędowi rangi „papieża Wschodu”. Przez pewien czas skrzętnie ukrywał swoje plany, powoli sącząc jad inspirowany dziełami Focjusza. Kazimierz Zakrzewski przypisuje Cerulariuszowi autorstwo absurdalnych zarzutów wysuwanych przez ortodoksów pod adresem łacinników: o używanie do Komunii „martwego chleba”, czyli opłatka zamiast chleba drożdżowego, jedzenie mięsa z niewykrwawionych zwierząt, czczenie soboty jako dnia świętego, zniesienie Alleluja w czasie Wielkiego Postu i… golenie bród. Emigracyjny badacz prawosławny Gieorgij P. Fedotow, zwracał uwagę na specyficzny charakter tych zarzutów, ich brak związku z dogmatami i teologią, sytuując je „w sferze rytualnego tabu” obecnego we wschodnich obrządkach. Fedotow w swojej obszernej pracy na temat ruskiej religijności we wczesnym średniowieczu zwraca uwagę i podkreśla, że bizantyjskie klątwy dotyczące przaśnego chleba, spożywania mięsa z duszonych zwierząt i potraw z krwi czy nieprzestrzegania postu poprzedzającego Wielki Post nie były respektowane na obszarze Rusi pomimo probizantyjskiej postawy metropolity kijowskiego Jana II (†1089). Wręcz przeciwnie, pochodzący z Grecji metropolita w dokumentach wymieniających rzekome błędy katolików stwierdzał autorytatywnie, że przyjmowanie Komunii św. w obrządku łacińskim „w razie potrzeby i z miłości do Chrystusa” jest dopuszczalne i ważne. Prawosławie moskiewskie kilkaset lat później zabroni wszelkich takich przypadków.

Jak na złość ambitnym planom Michała Cerulariusza, początek lat 50. XI wieku przebiegał w duchu pełnej współpracy pomiędzy papieżem, cesarzem bizantyjskim Konstantynem IX a cesarzem łacińskim Henrykiem III. W Europie krążyła przepowiednia, według której „lew i lwiątko miały pokonać i ujarzmić dzikiego osła”. Przepowiednia zwiastowała pokonanie islamu przez sojusz cesarski. Jednak plany wielkiej europejskiej polityki przewidywały miejsce tylko dla trzech graczy, czego patriarcha Konstantynopola nie chciał zaakceptować. Cerulariusz podjął niebezpieczną grę.

Papież Leon IX przez pewien czas nie reagował na prowokacje patriarchy, prowadząc wobec Konstantynopola elastyczną politykę. W tym czasie Cerulariusz rozkazał zamknąć wszystkie kościoły i klasztory łacińskie w stolicy Bizancjum, wyklinając przy tym łacińskie duchowieństwo, które dopuściło się herezji „azymityzmu” (używanie opłatka). Trzy największe władze europejskie starały się uspokajać sytuację w związku ze wspólnym zagrożeniem normańskim w południowej Italii. Patriarcha miał jednak duży posłuch u fanatycznie nastawionego motłochu miejskiego, który już kilka razy udowodnił Konstantynowi, co to znaczy vox populi… Ostatni raz miało to miejsce podczas ogłaszania ekskomuniki nałożonej na „ulegających żydowskim przesądom” łacinników, gdy rozpoczęły się rozruchy, w czasie których w jednym z łacińskich kościołów sprofanowano konsekrowane Hostie. Reakcja papieża była natychmiastowa. Leon IX wysłał do Konstantynopola legatów w osobach kard. Humberta z Moyenmoutier, zdolnego, oddanego, zdecydowanego rzecznika reformy kościelnej, oraz kanclerza kurii Fryderyka Lotaryńskiego, odznaczającego się dużymi zdolnościami umysłowymi, późniejszego papieża Stefana IX (1057–1058). Obaj mieli dobre rozeznanie w sytuacji Kościoła bizantyjskiego i mogli liczyć na przychylność wschodniego cesarza.

Walka z Cerulariuszem nie była łatwa, tym bardziej że całkiem liczni zwolennicy Rzymu w Kościele wschodnim znajdowali się daleko od areny wydarzeń. Kardynał Humbert udzielił patriarsze Cerulariuszowi odpowiedzi na zadane przez niego w prowokacyjnych listach pytania. Papież nie miał już ochoty tolerować impertynencji w stylu: „Jeśli ty uczcisz moje imię chociaż w jednym kościele w Rzymie, ja zobowiązuję się uczcić twoje na całym świecie”, co zostało skwitowane przez legata wezwaniem skierowanym do patriarchy w imieniu papieża o jedność z Rzymem, bo w przeciwnym razie Kościół wschodni stanie się „zgromadzeniem heretyków, zbiorowiskiem odszczepieńców i przybytkiem szatana”. Słowa Humberta odniosły skutek. Traktat o błędach łacinników spalił w obecności cesarza mnich Nicetas, akceptując autorytet papieski. Reszta hierarchów Kościoła bizantyjskiego, pomimo zbicia argumentów patriarchy, przerażona lub wściekła pozostała przy swoich błędnych mniemaniach. Michał Cerulariusz, pozostając w ukryciu, nie odważył się osobiście, twarzą w twarz, spotkać z legatami papieskimi. W związku z tym 15 lipca 1054 r. (podawana jest również data o dzień późniejsza), decydując się na pozbawienie Cerulariusza patriarchatu, kard. Humbert wraz z otoczeniem wkroczył do bazyliki Hagia Sophia, przerywając uroczystości, i złożył na ołtarzu bullę wyklinającą patriarchę. Opuszczając ją, strząsnął bizantyjski pył z rzymskich sandałów na znak zerwania wszelkiej łączności z odszczepieńcami. Schizma stała się faktem. Konstantyn IX chciał jeszcze załagodzić spór, ale ekskomunikowany patriarcha skontrował jego działania, wypuszczając na ulicę antyłacińskie masy. 24 lipca 1054 r. synod Kościoła wschodniego, obradujący w bazylice Hagia Sophia, przyjął edykt wyklinający łacinników. Ze względu na pogorszenie się sytuacji politycznej na Bliskim Wschodzie, śmierć papieża i przedłużający się okres wyboru jego następcy sytuacja nie uległa zmianie. Głosy przeciwników Cerulariusza na Wschodzie – m.in. patriarchy Antiochii Piotra – zostały zagłuszone. Wzrastała wzajemna wrogość, podsycana pismami w rodzaju Traktatu o Frankach, z którego można było się dowiedzieć, że na Zachodzie podczas Mszy kobiety nieprzyzwoicie zabawiają się z kapłanami…

„Mniejszą” schizmę Focjusza od „większej” schizmy Cerulariusza dzieli przepaść intelektualna. Ich przyczyną była wyłącznie walka o władzę – jak to napisał Kazimierz Zakrzewski – pomiędzy głównymi ośrodkami władzy kościelnej i odrzucenie osadzonego głęboko w tradycji Kościoła prymatu św. Piotra. Bunt Focjusza poszukiwał swojego uzasadnienia czy może skrywał swoje intencje za parawanem rzekomych różnic dogmatycznych. Cerulariusz nie był tak drobiazgowy, poprzestając na skutecznym oddziaływaniu propagandowym skierowanym ku ciemnym masom nierozumiejącym subtelnych różnic dogmatycznych. Przykład Cerulariusza jest zapowiedzią rzucającego się w oczy nieuctwa teologicznego, na które zwracał uwagę Feliks Koneczny, pisząc o prawosławnej literaturze religijnej i historiografii.

Można włożyć między bajki opinie mówiące o filioque jako głównej przyczynie rozłamu w Kościele, co czynią przede wszystkim prawosławni, np. Mircea Eliade3. Pobieżny przegląd prawosławnej teologii średniowiecznej dotyczącej pochodzenia Ducha Świętego ukazuje istnienie w jej wnętrzu w pełni „łacińskiego” rozumienia problemu filioque.

Traktaty Nicetasa z Maronei, Nicefora Blemmydesa, Jana Bekkosa powstałe już po schizmie w XII i XIII wieku opierały się, jak pisze o. Benedykt Huculak OFM, na wschodniej tradycji teologicznej, „rozciągającej się od I Soboru Nicejskiego (325) do Nicaenum II (787)”, udowadniając osadzenie rozumienia pochodzenia Ducha Świętego od Ojca i Syna (filioque) w greckiej tradycji. Stworzone przez Focjusza, a przejęte przez Cerulariusza koncepcje również na Wschodzie były uważanie za co najmniej podejrzane teologicznie, żeby nie powiedzieć heretyckie, co dostrzegł już kard. Humbert w pamiętnym roku 1054.

[cdn]

Daria Dugina, córka głównego ideologa Putina, zginęła w zamachu.

https://nczas.com/2022/08/21/daria-dugina-corka-glownego-ideologa-putina-zginela-to-byl-zamach-video-foto/

W wybuchu samochodu na autostradzie pod Moskwą zginęła Daria Dugina, córka Aleksandra Dugina, nazywanego „mózgiem” lub „filozofem” Władimira Putina i absolutnego zwolennika inwazji na Ukrainę.

Świadkowie mówią, że samochód eksplodował podczas jazdy w rejonie miasta Odincowo pod Moskwą. Według potwierdzonych przez rosyjską agencję TASS informacji, znajdowała się w nim Daria Dugina. Kobieta zginęła na miejscu.

To Aleksander Dugin miał jechać autem.

Na opublikowanych w sieci materiałach filmowych widać płonące auto, w którym zginęła Daria Dugina. Jak twierdzą lokalne media, chwilę wcześniej miała zabrać swojego ojca. „Guru” Kremla w ostatniej chwili zmienił zdanie i wsiadł do innego pojazdu, unikając w ten sposób śmierci. To sugeruje, że prawdziwym celem zamachu był Aleksander Dugin. W dostępnych w internecie nagraniach widać trzymającego się za głowę Aleksandra Dugina stojącego w pobliżu płonącego samochodu terenowego córki, która wracała z festiwalu „Tradycja”.

Aleksandr Dugin uznawany jest za jednego z głównych doradców rosyjskiego prezydenta Władimira Putina. Kremlowski ideolog jest m.in. zwolennikiem ekspansywnej polityki Rosji, a także wojny na Ukrainie.

Nazywany „mózgiem Putina” filozof uważa, że Moskwa właśnie poprzez zajęcie Ukrainy powinna rozpocząć budowę „imperium euroazjatyckiego od Dublina po Władywostok”, stając się alternatywą dla chylącego się ku upadkowi Zachodowi. Zdaniem Dugina powstałym w ten sposób mocarstwem powinni kierować Rosjanie.

Główne media twierdzą, że ideologie Dugina mają istotny wpływ na politykę Kremla. Zwolenniczką tych poglądów była także jego córka, która pracowała jako dziennikarka i była redaktor naczelną „United World International”.

=============================

Straszne. Pomódlmy się do Boga w Trójcy o miłosierdzie nad światem.Mirosław Dakowski

Męczeństwo Mikołaja II punktem zwrotnym w historii świata

Agnieszka Piwar https://www.bibula.com/?p=135222

Agnieszka Piwar: W lipcu wspominamy rocznicę męczeńskiej śmierci Mikołaja II Romanowa. Jakie konsekwencje wynikły z zamordowania Cara Rosji?

Protosingel Hiob (Kadyło) – Tak, w nocy z 16 na 17 lipca mijają już 104 lata od tego strasznego wydarzenia, które zmieniło historię Rosji i historię całego świata. I chociaż jest to ono kluczowe dla zrozumienia tego, co się działo przez ostatnie 100 lat w Rosji, nadal nie doczekało się pełnego zgłębienia i zrozumienia, nie tylko na świecie, ale również w samej Rosji. Oczywiście wiele napisano o politycznej, czy historycznej stronie śmierci Św. Rodziny Carskiej, w zasadzie odtworzono okoliczności śmierci Śww. Męczenników. Bez żadnej wątpliwości znane są fakty, które rzucają światło na to straszne zabójstwo, znany jest skład osobowy oprawców, ich nazwiska, jak na przykład nazwisko dowodzącego egzekucją Jankiela Jurowskiego, Szai Gołoszczokina, który dowodził paleniem ciał Męczenników i Jakowa Swierdłowa, który w dość tajemniczych okolicznościach organizował całe morderstwo, znane są napisy, pozostawione przez oprawców na ścianach piwnicy i wyjaśniona została ich treść. To, i wszystkie inne okoliczności pozwalają zrozumieć, co się wtedy stało. Zrozumieć nie tylko na płaszczyźnie historycznej, czy politycznej – to nie jest bardzo trudne – ale na płaszczyźnie duchowej. Jak powiedziałem, jest to wydarzenie kluczowe w najnowszych dziejach historii Rosji i historii świata. Historii świata – gdyż został zamordowany ostatni władca chrześcijański, posiadający realną władzę w swoich rękach, którą sprawował z Bożej łaski, z cerkiewnym, Bożym namaszczeniem, nie zwykły prezydent czy konstytucyjny król, ale władca absolutny pobłogosławiony przez Boga i Jego mocą sprawujący swoje rządy. Historii zaś Rosji – gdyż do momentu morderstwa na Pomazanniku Bożym można mówić jeszcze o Rosji, już objętej paroksyzmem rewolucji, bolszewizującej się, ale Rosji; zaś pod morderstwie Św. Rodziny Carskiej można mówić już tylko o Sowiecji, rosyjskojęzycznej, ale bolszewickiej i bluźnierczej. Co prawda zewnętrzna forma, by tak rzec – ciało imperium ze stolicą w Moskwie niewiele się zmieniło, ale zmieniła się, i to całkowicie, jego treść społeczna i duchowa. Rosja cara Mikołaja (ze wszystkimi ludzkimi słabościami) była krajem chrześcijańskim prawosławnym, z cerkwią państwową, z oficjalnym państwowym kultem Świętej Trójcy, Najświętszej Bogurodzicy i Świętych, którym cześć oddawał cesarz – ojciec narodu wierzącego, zaś Sowiecja – stała się zbrodniczym, demonicznym imperium, które w pierwszym rzędzie wymordowało rosyjskie chrześcijańskie, prawosławne elity – tysiące biskupów, kapłanów i mnichów, zaś po wymordowaniu milionów Rosjan, Ukraińców i Białorusinów zaczęła mordować i terroryzować okoliczne narody, w tym również Polaków.

Dlatego tych dwóch organizmów – Rosji i Sowiecji, mimo iż zajmowały to samo terytorium nie wolno mieszać ze sobą. Z duchowego punktu widzenia to są dwa różne, całkowicie przeciwstawne porządki. Mieszanie ich, nagminnie dzisiaj praktykowane w Polsce (przez tych, chcą udowadniać, że „Rosja zawsze była zła”) i w dzisiejszej Rosji (przez tych, chcą udowadniać, że „Sowiety nie były złe, w głębi serca to była nasza stara Ruś”) – z duchowego punktu widzenia jest nieprawdą i fałszem. Te dwa porządki rozdziela całkowicie i zupełnie męczeństwo Cara Mikołaja II i jego Rodziny.

Bezpośrednią konsekwencją abdykacji i męczeństwa Cara Mikołaja były oceany krwi, które zalały ziemię rosyjską i okoliczne ziemie. Dla prostego narodu rosyjskiego, który, jak każdy prosty naród, nie myślał dogmatycznie, ale przeżywał rzeczywistość emocjonalnie, car był bezpośrednim reprezentantem, jakby wcieleniem (nie w sensie dogmatycznym, a symbolicznym) Boga na ziemi. Miłość do niego płynęła z ludowej miłości do Boga; zaufanie – z zaufania, które lud zawsze ma wobec Boga; wiara w jego potęgę – z wiary we wszechmoc Boga. Gdy zewnętrzne wobec Rosji moce duchowe i polityczne, posługując się naiwnością ludu i zepsuciem rosyjskich elit zdołały najpierw doprowadzić do abdykacji cara, a potem go zamordować – dla ludu był to szok. Prości ludzie nie byli w stanie dogłębnie zanalizować tego, co się stało, tym bardziej, że znajdowali się pod presją propagandy, w warunkach terroru i wojny domowej. Dlatego dla wielu prostych ludzi śmierć cara, śmierć męczeńska biskupów i kapłanów, których kochali, którym ufali i którym wierzyli – była jak śmierć Boga. Lub jak dowód na to, że Go nie ma. Od tego momentu zaczęły się realizować w Rosji słowa Dostojewskiego – „jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”. Popłynęła krew i to w tak straszny sposób, że my w Polsce i w dzisiejszych czasach nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić. Pisze o tym na przykład w swoich wspomnieniach książę Żewachow, w czasach carskich wiceprokurator Świętego Synodu. Opisów zbrodni bolszewickich, na przykład w Kijowie – gdzie rozbijano głowy ofiar młotami, wyciągano mózgi i składowano je pod podłogą w siedzibie CzK, albo w Odessie, gdzie żywych ludzi powoli wkładano do rozpalonego pieca, począwszy od nóg, by mogli poczuć przed śmiercią zapach palonego swojego ciała – czy w wielu innych miejscach, gdzie z największą wymyślnością, bardzo powoli, nabijano mnichów na pal, czy żywcem wyciągano ludziom żyły patrząc im z sadystyczną radością w oczy – a jest to tylko niewielka część tych opisów – po prostu nie da się czytać. W swoim planowym i sadystycznym wyniszczaniu narodu rosyjskiego bolszewicy osiągnęli najbardziej przepaściste głębie demoniczności. I, jak pisze książę Żewachow, większość nazwisk komisarzy dowodzących terrorem, nie była rosyjska. Lenin, który przecież sam również miał nierosyjskie pochodzenie, powiedział: „niech zginie nawet 90% narodu rosyjskiego, byleby w momencie rewolucji światowej zostało przynajmniej 10%”.

Mikołaj II jest świętym Cerkwi Prawosławnej. Co było przesłanką do kanonizacji?

– Św. Męczennik Car Mikołaj i jego Rodzina byli kanonizowani dwu, a nawet trzykrotnie. Najpierw nieoficjalnie przez Cerkiew serbską w 1938 roku, za przyczyną wielkiego świętego naszych czasów, św. Mikołaja Serbskiego (Velimirovicia) potem zaś już na początku lat 80-tych zeszłego stulecia przez rosyjską Cerkiew Zagraniczną. Była to cerkiew, która powstała na emigracji, w Sremskich Karlovcach w Serbii, gdzie zebrali się biskupi, którzy uciekli przed bolszewickimi prześladowaniami za granicę. Była to cerkiew antymodernistyczna i pryncypialnie antykomunistyczna. Car Mikołaj został przez nią kanonizowany za swoją męczeńską śmierć za Chrystusa, na którą jako pomazannik Boży szedł świadomie i przyniósł jako ofiarę za swój wpadający w otchłań apostazji i bezbożnictwa naród. W dziennikach cara Mikołaja jest zapis: „jeśli konieczna jest ofiara za ratunek Rosji, ja będę tą ofiarą”.

Jeszcze raz car Mikołaj był kanonizowany przez Patriarchat Moskiewski w 2000 roku. Cerkiew Zagraniczna i Patriarchat Moskiewski nie znajdowały się wtedy w łączności kanonicznej, jako hierarchie reprezentujące zasadniczo dwie różne orientacje porewolucyjne – z jednej strony antykomunistyczno-antymodernistyczną (dzisiaj powiedzielibyśmy – antyglobalistyczną) i z drugiej modernistyczną, lojalistyczną wobec Sowiecji, tak zwaną sergiańską (od metropolity Sergiusza Stragorodskiego który w 1927 roku podjął otwartą i oficjalną współpracę z władzą bolszewicką).

Powtórna kanonizacja, to jest kanonizacja w Patriarchacie Moskiewskim, nie odbyła się bez głosów sprzeciwu, nawet ze strony biskupów. Niestety, Sowieci swoją propagandą tak dalece splugawili osobę Św. Męczennika w oczach ludzi sowieckich, że ulegali temu również niektórzy duchowni. Jednak cuda, które się działy w Rosji na skutek modlitw do Śww. Męczenników, mirotoczywe ikony i objawienia, były niepodważalne i nikt nie mógł się im skutecznie sprzeciwić. Ale Patriarchat Moskiewski nie kanonizował Św. Rodziny Carskiej jako męczenników, nie uznał ich śmierci za śmierć za Chrystusa, a jako „strastotierpców” (w polskim dość niezgrabnym tłumaczeniu jako „cierpiętników”), czyli kogoś, kto przez całe życie niósł pobożnie wszelkiego rodzaju cierpienia, ale nie zginął śmiercią męczeńską za Chrystusa. Mimo to lud jednak najczęściej nazywa świętych męczennikami, bo nie jest jasne, dlaczego synod Patriarchatu Moskiewskiego tak postanowił. Jednym z przypuszczeń, które się nasuwa jest to, że synod chciał po prostu przemilczeć temat rytualnego charakteru śmierci Carskiej Rodziny, o którym to charakterze wiadomo już od samego początku (dowody były odkryte przez śledczych z białej armii jeszcze w latach 1918-1919, byli oni na miejscu zdarzenia w około dwa tygodnie po samej tragedii).

Z jakimi największymi problemami borykał się Car Mikołaj II za swojego panowania?

– Historycy szeroko opisali polityczne aspekty rządów Cara Mikołaja. Ja zwróciłbym uwagę na jeden fakt, o którym pisze się mało, a w Polsce świadomość jego jest nikła. Chodzi o całkowite osamotnienie Św. Cara Męczennika i jego Rodziny. Odziedziczył on Rosję u szczytu potęgi, którą chciał zachować i umocnić. Wbrew temu, co dzisiaj najczęściej myślelibyśmy w Polsce, Rosja carska była bardzo swobodnym krajem, w którym cenzura działała słabo, a aparat represji był stosunkowo miękki. Na przykład w niektórych kręgach drukowano wówczas pocztówki, w których car Mikołaj przedstawiany był jako kogut ofiarny: był narysowany kogut ofiarny z głową cara w koronie, trzymany za nogi przez człowieka w chałacie i kapeluszu. Takie coś funkcjonowało wtedy w obiegu! W naszych „demokratycznych” czasach byłoby to nie do pomyślenia. A przecież i czysto rosyjskie elity już w latach 60-tych XIX wieku chwaliły się i szczyciły swoją nieznajomością Prawosławia, niechęcią do cerkwi, wyśmiewały cara, carycę, wiarę, chciały być zachodnie, francuskie, republikańskie i wolnomyślicielskie. Prosty zaś naród, w sytuacji niezwykle dynamicznego rozwoju gospodarczego i uprzemysłowienia Rosji pod rządami Cara Mikołaja, coraz bardziej był podatny na propagandę komunistyczną. Od ducha buntu nie byli wolni też nawet członkowie rodziny Romanowów, krewni cara. Niejeden z nich był związany z masonerią, jak na przykład wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, który później uczestniczył w obaleniu cara. Masowo produkowano to, co dzisiaj nazywamy fake newsami, o carze, o carycy, o jej rzekomych romansach z Grigorijem Rasputinem, rzeczy ekstremalnie obraźliwe i nieprawdziwe. Ale to był początek XX wieku i prości ludzie święcie wierzyli w pisane słowo, może i bardziej, niż dzisiaj narody wierzą w telewizyjną propagandę, więc gdy otrzymywali pisanе komunistyczne, antycarskie paszkwile, nietrudno ich było zbuntować.

Car był więc człowiekiem otoczonym przez podburzany naród i ciągłą krytykę niezadowolonych z jego pobożności, prostoty, rodzinności i sumienności Romanowów. Jakim był człowiekiem z natury, widać wyraźnie w korespondencji między nim, a Carycą Aleksandrą, przed kilku laty ukazała się ona po polsku. Car i Caryca nie byli ludźmi rautów, salonów i dworskich intryg. Popierali monarchię, tradycję, wiarę, cerkiew, rodzinę. To budziło niezadowolenie zepsutej wolnomyślicielstwem Rodziny Romanowów. Car pisał w swoich dziennikach – „my chcemy wielkości Rosji, a oni chcą mocnych wrażeń”. Ten stan ducha narodu doprowadził do abdykacji Cara. W przejmujący sposób opisuje to księżna Natalia Urusowa w swoich wspomnieniach Macierzyński płacz Świętej Rusi: po abdykacji cara zapanował chaos, pijane żołdactwo tygodniami wchodziło na dzwonnice cerkiewne i biło w dzwony, kapłani uroczyście czytali akt abdykacji z ambon, ku powszechnej radości większości ludzi, hierarchia cerkiewna już na drugi dzień usunęła w całym kraju wszelkie wspomnienia liturgiczne o cesarzu z cerkiewnych nabożeństw, wszyscy „świętowali wolność”… A dosłownie chwilę potem, zaraz po tej radości, jak opisuje księżna, popłynęły łzy i krew dokładnie tych samych ludzi, którzy przecież złamali przysięgę składaną na wierność carowi. Nie zrozumieli, że nie buntują się przeciwko politykowi ubranemu w „śmieszne, starodawne ubrania”, a przeciwko Bożemu pomazannikowi, który nosił na sobie moc powstrzymywania sił demonicznych.

Niektórzy zarzucają carowi, że był zbyt łagodny. Oczywiście wedle ludzkiej logiki łatwo sądzić i to 100 lat po tamtych wydarzeniach. Car jednak doskonale zdawał sobie sprawę ze stanu rzeczy, z nastrojów społecznych i z nastrojów w elitach i w wyższym duchowieństwie, które w dużej mierze było przesiąknięte duchem modernizmu i republikanizmu. Wiedział bardzo dobrze, że zduszenie narastającego buntu byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby on sam przelał rzeki ludzkiej krwi. Rozumiał doskonale, że gdyby to uczynił, tak, czy inaczej oznaczałoby to koniec monarchii w Rosji, bo monarchia tym się różni od tyranii, że nie może ona stać na krwi, a tylko na dobrowolnym posłuszeństwie, wynikającym z wiary w Boga i w ustanowiony przez Boga porządek. Nie wybrał więc car drogi terroru, a usiłował utrzymać monarchię, umacniając cerkiew, tradycję, rodzinę, wiarę ludu i pokładając nadzieję w Bogu. Zrobił to z przekonaniem, że jeśli miałaby się przelać czyjaś krew, to raczej jego, niż narodu. I tak się stało.

Został zmuszony do abdykacji na progu zwycięstwa, tuż przed wielką i decydującą o losach I wojny światowej ofensywą, która bez wątpienia zakończyłaby się zwycięstwem Rosji, gdyż jej przewaga na wiosnę 1917 roku na froncie wschodnim była ogromna. Car został zdradzony przez najbliższych mu generałów (większość z nich zginęła potem z rąk bolszewików) i krewnych. W dniu abdykacji napisał w swoich dziennikach słynne słowa: „Dookoła zdrada, tchórzostwo i kłamstwo”. I został zamordowany wraz z całą rodziną również w samotności, opuszczony przez własny naród. Często podkreślał, że urodził się 19 maja, w dzień pamięci św. Sprawiedliwego Hioba – i rzeczywiście stał się Hiobem naszych czasów, człowiekiem, który miał wszystko i oddał wszystko, by przynajmniej mistycznie ratować własny naród, skoro się nie dało tego uczynić politycznie.

A mimo to w postbolszewickiej propagandzie, w dzisiejszej Rosji, często można usłyszeć o „Mikołaju Krwawym”. Ba, takie słowa można było usłyszeć z ust najwyższych przedstawicieli obecnej władzy rosyjskiej.

Spotykam się z opiniami, że za caratu był ucisk i straszne rozwarstwienie społeczne, co spowodowało, że lud chętnie dołączył do bolszewików i dał się podburzyć przeciwko Carowi. Pewien Rosjanin, z wykształcenia profesor historii, w prywatnej rozmowie wyznał mi kiedyś, że jest komunistą, bo dzięki temu systemowi jego dziadek – prosty człowiek z nizin – osiągnął niesamowity awans społeczny. Jak Ojciec skomentuje taką argumentację?

– Cóż, na pewno Rosja cara Mikołaja nie była krajem po ludzku doskonałym. Ale czy w ogóle można porównywać „ucisk” w czasach carskich i sadystyczno-satanistyczny terror bolszewicki? Historie zaś bywają różne. Ja znam na przykład takie – jak ludzie pochodzący z arystokracji w wyniku rewolucji tracili wszystko – pracę, majątek, szacunek społeczny, życie, a nawet nazwiska – gdyż musieli je zmieniać i kupować fałszywe dokumenty, by przeżyć, a dzieciom i wnukom nie wolno było odkryć prawdy, bo to oznaczało śmierć. W trakcie każdej zawieruchy historycznej są jednostki, które materialnie i społecznie zyskują i te, które tracą. I jest jasne, że ci, którzy zyskali w wyniku rewolucji, i ich potomkowie, będą jej wierni. To jest nam znane również w dzisiejszej Polsce. Jednak trzeba zapytać, jaka była cena tego, że Pani znajomy profesor, a raczej jego dziadek, wspiął się na wyżyny społeczne? Cena była taka, że bolszewicy stworzyli z narodu rosyjskiego naród sowiecki, gdyż ci Rosjanie, którzy się sprzeciwiali, zostali albo zamordowani, albo uciekli za granicę. A ci, co zostali, albo popierali zbrodnie bolszewików, albo nauczyli się milczeć, nie tylko przed przyjaciółmi, dziećmi, ale często i sami przed sobą. Bolszewicy zdołali więc całkowicie przeformatować naród. Tak, etnicznie pozostał on ten sam, ale nie duchowo. Radować się z awansu społecznego dziadka, gdy się chodzi szerokimi ulicami Moskwy, pod którymi leży gruz ze zburzonych świątyń, czy wysiada się na pięknej stacji metra, zdobionej mozaikami wydartymi ze ścian zrównanych z ziemią cerkwi, albo się jedzie na daczę (mówię obrazowo), która stoi na kościach tysięcy pomordowanych ludzi – może tylko człowiek, który „takie widzi świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy”. W momencie wybuchu rewolucji w Rosji było ponad 150 milionów ludzi. Dzisiaj, według oficjalnych danych, jest również tyle (nieoficjalne mówi się o mniejszych cyfrach). Po 100 latach! Gdyby nie rewolucja i rządy bolszewików, bo przecież również oni dowodzili w bardzo określony sposób armią sowiecką w II wojnie światowej, dzisiaj, wedle szacunków demografów, w Rosji żyłoby 800-900 milionów ludzi. Dopiero te liczby uzmysławiają nam skalę katastrofy, która została tam przeprowadzona.

Jeśli ktoś po tym wszystkim mówi, że jest komunistą, bo jego dziadek społecznie awansował, i to ktoś, kto jest, jako profesor, człowiekiem elity – to tylko dowodzi, że „robota” bolszewicka przyniosła zamierzone skutki i mentalność takiego człowieka, chociaż jest profesorem, pozostała prostacka, dokładnie taka, jakiej chcieli komuniści, jak chciał Lejba Bronsztajn, czyli Lew Trocki, gdy mówił – rzucimy Rosjan na kolana i uczynimy z nich białych murzynów.

Wydaje się jednak, że we współczesnej Rosji nastąpiła pewna rehabilitacja zamordowanych Romanowów. Kilka lat temu wraz z Międzynarodowym Motocyklowym Rajdem Katyńskim dotarłam do uroczyska Ganina Jama, gdzie zbudowano Monaster Świętych Męczenników Carskich. Rosjanie wyraźnie się wtedy ucieszyli, że Polacy nawiedzili miejsce poświęcone Mikołajowi II i jego rodzinie. Czy Ojca zdaniem faktycznie nastąpiła rehabilitacja Carskiej Rodziny i pozostałych Ofiar komunizmu?

– To jest pytanie, na które trudno dać jednoznaczną i ostateczną odpowiedź, gdyż sięga ono głębi duszy rosyjskiej. Oczywiście, na poziomie oficjalnym, by tak rzec – sądowym, na poziomie cerkiewnym – przez formalną kanonizację – taka rehabilitacja w dużej mierze się dokonała. Ale już historycznie – dominuje w ocenie Cara Mikołaja bolszewicka narracja. Często robi się z niego człowieka słabego, nieudolnego, w przeciwieństwie do Stalina, którego się stawia a za wzór mocnego, prawdziwego władcy. Jest to kolejny dowód na skalę katastrofy, również duchowej, która dokonała się w Rosji. Świadczy o niej również nakręcony przed kilku laty bluźnierczy film „Matylda”, o rzekomym romansie następcy tronu Mikołaja Romanowa z polską nomen omen baleriną. Przeciwko temu filmowi były głośne protesty w Rosji, sprawa oparła się nawet najwyższe piętra współczesnej władzy rosyjskiej. I co? Film bez żadnych przeszkód był rozpowszechniany na terenie Federacji. Zmarły już protojerej Wiaczesław Czaplin, wieloletni rzecznik OWCS, w bardzo ostrych słowach wypowiadał się wtedy na ten temat, mówiąc, że Rosja zasłużyła na gniew Boży przez znieważenie cara, który przecież sam siebie i całą rodzinę przyniósł w ofierze za naród. Czy Rosja zasługuje na gniew – to oczywiście sprawa Boża. W zasadzie wszyscy, jako ludzie grzeszni, zasługujemy na gniew Boży. Jednak dzięki pokajaniu (a pokajanie, czyli po grecku metanoia, nie jest tylko emocjonalną skruchą serca, a realną przemianą życia) i dzięki wstawiennictwu świętych – ten gniew od nas się oddala, a wstępuje na jego miejsce Boże miłosierdzie. Mistycznie i duchowo ofiara świętego męczennika Cara Mikołaja jest dla Rosji niezwykle ważna – została przyniesiona przez prawdziwego, błogosławionego przez Boga ojca narodu, za swój naród; ona wyjednuje Boże miłosierdzie, daje duchowe światło tym, którzy się unurzali pokoleniami w komunizmie i jego efektach, w bezbożnictwie i apostazji; niektórzy to uczynili przez bezpośrednie zbrodnie, inni przez milczenie ze strachu lub rozsądku, inni przez to, że korzystają z owoców tych zbrodni i dlatego je akceptują, jak wspomniany przez Panią profesor. Te duchowe – bo o nich mówimy – skutki komunizmu można przezwyciężyć w Rosji – właśnie dzięki Śww. Męczennikom. Z tego punktu widzenia brak szacunku wobec ich ofiary jest po prostu szaleństwem, bo gniew Boży może być naprawdę straszny i myślę, że Rosjanie wiedzą o tym lepiej do wszystkich innych narodów.

Oczywiście są miejsca w Rosji, i nie jest ich mało, gdzie się czci świętych carskich męczenników. Jest Ganina Jama. Niestety, Ipatijewski Dom, gdzie dokonało się morderstwo, został zniesiony z powierzchni ziemi w latach 80-tych na rozkaz Borysa Jelcyna, który był wtedy w Swierdłowsku (tak się nazywał Jekaterynburg, od nazwiska organizatora kaźni Carski Męczenników, Jakowa Mojsiejewicza Swierdłowa), I sekretarzem partii. Są ludzie, którzy autentycznie modlą się i oddają cześć Carskiej Rodzinie. Odważę się jednak stwierdzić, że jest ich mniejszość i nie jest to mniejszość wpływowa. Gdyby było inaczej, film „Matylda” nie byłby rozpowszechniany na terenie RF. Niestety, mówię to z bólem, wygląda na to, że znacznie bliższa przeciętnym mieszkańcom postsowieckiej Rosji jest postać Stalina. Ileż to filmów o II wojnie światowej wypuszczono, w których Stalin pokazany jest, jako mądry, dzielnie znoszący ciężkie okoliczności władca, przy kominku palący fajkę i bohatersko przyjmujący tragiczne, ale konieczne decyzje, które ostatecznie „wszystkim wyszły na zdrowie”. A czy było tyle samo pozytywnych fabularnych filmów o carze? Tłumaczących jego wielki trud i ofiarę, budujących jego prawdziwy, święty wizerunek w „masach ludowych”?

Niestety, trudno nie odnieść wrażenia, że dotychczasowa polityka symboliczna w Rosji sprzyjała jakiejś przedziwnej syntezie tego, co komunistyczne, z tym, co carskie. Albo mówiąc inaczej – zachowaniu komunistycznego, czyli w istocie materialistyczno-modernistycznego światopoglądu z jakimś „prawosławnym face liftingiem”. Tę syntezę widzimy wszędzie – niby wszystko się dzieje pod flagą trójkolorową, dwugłowym orłem, ale jednocześnie na Kremlu są czerwone gwiazdy, na Placu Czerwonym Lenin leży „jak zawsze”, chodzi się po ulicach Marksistskiej, Leninskiej, Proletarskiej, Sowieckiej… A ile jest ulic św. Cara Mikołaja w Rosji? – ciekawie by było policzyć i porównać.

We współczesnej, postsowieckiej Rosji uważa się często, że Związek Sowiecki to historyczna Rosja. W tym sensie wielu dzisiejszych Rosjan nie różni się niczym od niektórych polskich i polskojęzycznych, apriorycznie (lub zadaniowo) antyrosyjskich „autorytetów”, które twierdzą dokładnie to samo. Otóż nie. W duchowym sensie Sowiecja to jest antyteza Rosji. Swego czasu, przed kilku laty, usiłował to wytłumaczyć w niedzielnym talk-show Sołowiowa Janusz Korwin-Mikke. Gdy poruszył temat konieczności oddzielenia tego, co rosyjskie od tego, co sowieckie, słusznie twierdząc, że Sowiecja była wrogiem Rosji, spotkał się z bardzo ostrą i negatywną reakcją w studiu. To pokazuje miejsce, w którym się dzisiaj znajdują postsowieckie elity w Rosji, których przedstawicielem jest Sołowiow i wielu jego gości. W tym zakresie przykładem dla Rosji powinna być Serbia, która przecież również, jak i Rosja, była komunistyczna, ale dziś jest jedynym chyba krajem na świecie, gdzie stoją pomniki Św. Cara Mikołaja, są jego ulice, we wszystkich cerkwiach są jego ikony i cały naród serbski ma wobec niego wielki szacunek i miłość. W rozumieniu osoby i dziejowej, ogólnoświatowej roli św. Cara i jego męczeństwa, Serbia znacznie wyprzedziła Rosję, zachowując wdzięczną pamięć o jego decyzji, by Rosja, mimo iż nieprzygotowana do wojny w 1914 roku, weszła w nią, by ratować Serbię.

Mikołaj II był także królem Polski, o czym prawdopodobnie nie ma pojęcia przeciętny Polak. Co więcej, za przypomnienie tego faktu mogę zebrać cięgi od moich Rodaków. Tymczasem jako monarchistka nie mam najmniejszego problemu by o tym rozmawiać, a nawet zadać pewne śmiałe pytanie. Czy postać Cara Męczennika mogłaby niejako połączyć zwaśnionych dziś Polaków i Rosjan? W końcu komuniści zabili nam wspólnego władcę, który był namaszczony przez Boga.

– Pytanie rzeczywiście jest śmiałe, a to, że car Rosji był królem Polski – to fakt historyczny. Z tym, że car Mikołaj II nie był koronowanym królem Polski, a jedynie nosił ten tytuł. Ostatnim koronowanym królem Polski był car Mikołaj I, zdetronizowany dnia 25 stycznia 1831, przez Sejm Królestwa Kongresowego. Gdy Sejm zdetronizował cara Mikołaja I jako Króla Polski, przewodniczący Senatu, książę Adam Czartoryski, wypowiedział znamienne słowa: „Zgubiliście Polskę”. Jak pamiętamy, entuzjazm detronizacji skończył się tragedią przegranej przez Polskę wojny z Rosją, a także represjami i likwidacją wcale nie takiej małej autonomii organizmu państwowego, jaką było Królestwo Polskie, połączone unią personalną z Cesarstwem Rosyjskim.

Takie są fakty. Oczywiście to, że św. Męczennik Car Mikołaj II był „Carem Wszechrusi i Królem Polski” raczej nie jest czymś, co Polacy wspominaliby chętnie. Mimo wszystko była to władza, która nastała w wyniku rozbiorów kraju. Poza tym polski ruch niepodległościowy, już od czasów Kościuszki miał charakter mniej lub bardziej „jakobiński”, republikański, a więc z zasady co najmniej niemonarchiczny, a często – antymonarchiczny. Józef Piłsudski był zamieszany w zamach na cara Aleksandra II. Adam Mickiewicz w „Wielkiej Improwizacji” wkłada w usta Konrada największe bluźnierstwo wobec Boga, które, jak pamiętamy, polega na tym, że Konrad nazywa Go nie „królem”, a „carem”… A jakże pisze tenże Mickiewicz w „Reducie Ordona” – „gdy poselstwo francuskie twoje stopy liże, Warszawa jedna twojej mocy się urąga, podnosi na cię rękę i koronę ściąga, koronę Bolesławów, Mieszków z twojej głowy, boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasylowy” – literacko słowa niezwykle obrazowe i mocne. Tego wszyscy się uczyliśmy w szkole, przeżywając te słowa głęboko, gdyż to się wszystko dokonywało w młodym przecież wieku. W naszych natomiast czasach często słyszymy w piosence Pietrzaka, jak to „zrzucał uczeń portret cara”. Mówiąc krótko, stereotyp polski związany ze słowem „car” jest ekstremalnie negatywny i zadziwiająco mocny, żywy, do tego stopnia, że często np. Stalina określa się potocznie mianem „czerwonego cara”, co w zamierzeniu jest przecież pejoratywnym określeniem. Na pewno przyczyniły się do tego również czasy komunizmu, w których oczerniano wszystko, co carskie. Myślę, że ktoś, kto wyrósł w naszej, polskiej kulturze i wiedzę o Carze Mikołaju zaczerpnął tylko ze szkolnych podręczników historii, nie może zrozumieć Cara Mikołaja. Tylko ten, kto się tym szczerze zainteresuje, zacznie te sprawy zgłębiać, spróbuje dotrzeć do osnowy zjawisk, spojrzeć na wszystko szerzej, zrozumie, jakie ogromne znaczenie w historii świata, а i Polski, ma Męczeństwo Cara Mikołaja i jego Rodziny. Posługując się nieco złośliwie, znowu słowami Mickiewicza – to tylko powierzchowna i stereotypowa informacja o carze Mikołaju wydaje się „twarda i plugawa”, ale jej „wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi”. Jednak trudno oczekiwać, aby w Polsce udało się uczynić z Cara Mikołaja II, męczennika, jakiejś postaci, która wszystkim przemawiałaby pozytywnie do wyobraźni. Zwłaszcza w naszych trudnych czasach, w których bardzo wielu ludzi automatycznie i stereotypowo utożsamia ZSRS z Rosją carską.

Ale jednocześnie myślę, wracając do Pani pytania, że wcale nie ma potrzeby „godzić zwaśnionych” Polaków i Rosjan. Ja tego zwaśnienia nie widzę i nie widziałem przez ostatnie 30 lat. Z racji swojego powołania, a także osobiście jestem od lat blisko związany z Rosjanami mieszkającymi w Polsce i muszę powiedzieć, że ani razu Rosjanie ci na przestrzeni tych lat nie spotykali się z jakimiś aktami wrogości. Tak, w Polsce nie lubi się Putina, nie lubiliśmy nigdy komuny rosyjskojęzycznej, ale zawsze Polacy umieli odróżnić tych, którzy rządzą i system polityczny – od samego narodu rosyjskiego. Oczywiście dzisiejsza bardzo mocna polskojęzyczna propaganda przeciwko wszystkiemu, co rosyjskie, niezależnie, czy jest proputinowskie, czy nie, propaganda wojenna, która, jak myślę, często bardzo świadomie miesza sowieckie z rosyjskim, bardzo stara się zmienić ten stan rzeczy. To jednak zobaczymy w przyszłości. A to, jak było dotychczas – pokazuje jeden godzinny filmik na you tube, w którym młody Polak chodzi z mikrofonem po Krakowie i pyta przypadkowych ludzi co sądzą o Rosjanach. I proszę sobie wyobrazić, że padają tylko pozytywne odpowiedzi. Generalnie pokrywa się to z moim osobistym doświadczeniem.

Podczas nawiedzania Monastyru Świętych Męczenników Carskich dowiedziałam się, że ustawione w centralnej części klasztoru popiersie Mikołaja II to dar od obywateli Ukrainy. Czy dostrzega Ojciec szansę, aby w wyniku dokonania należytej rehabilitacji Cara Męczennika nastąpiło pojednanie rosyjsko-ukraińskie? I wreszcie, czy brak pełnej rehabilitacji mógł niejako doprowadzić do sytuacji, że za naszą wschodnią granicą prowadzą teraz bratobójczą wojnę niegdyś bliskie sobie narody?

– To jest pytanie o bardzo bardzo skomplikowaną i niejednoznaczną naturę stosunków rosyjsko-ukraińskich. Jest w nich sporo i subtelnych, i trudnych momentów. Mówienie o tym wymaga spokoju i wyważenia. Trudno o to w czasie dzisiejszym, wojennym, który żąda jednoznacznych, jednostronnych i ostrych odpowiedzi.

Oczywiście nie sądzę, by kwestia Cara Mikołaja miała jakikolwiek bezpośredni wpływ na wybuch konfliktu. Przyczyna, z punktu widzenia prawosławnego duchownego, jest znacznie szersza, niż tylko kwestia czci bądź jej braku dla jednego ze świętych. A jest ona taka, że po okresie sowietyzmu ani większość Rosjan, ani większość Ukraińców nie powróciła realnie do wiary przodków, to znaczy do Prawosławia. Gdyby Prawosławie było rzeczywiście żywe w Rosji i na Ukrainie, i to Prawosławie nie pojmowane tylko formalnie i obrzędowo, a rozumiane jako realne i prawdziwe życie w Tradycji Świętych Ojców i Apostołów, w duchu najkrócej i aksjomatycznie zdefiniowanym przez wielkiego serbskiego świętego, męczennika Księcia Lazara (który zginął w bitwie kosowskiej w 1389 roku) – i który powiedział, że „ziemskie królestwo jest na krótko, a niebieskie na wieki i na zawsze” – nie byłoby w ogóle mowy o konflikcie zbrojnym. Na pewno udałoby się znaleźć inne wyjście z sytuacji, niż wzajemne przelewanie krwi. Nie trzeba byłoby dzisiaj się spierać, o to, kto jest winny, czy „rosyjski agresor i imperialista”, czy „ukraiński majdan i faszyści”.

Niestety, do Prawosławia powróciła mniejszość tak jednych, jak i drugich. Te dwa narody, etnicznie były i są odrębne, ale od XVII wieku ich losy bardzo mocno się splątały, dzisiaj mnóstwo Ukraińców ma rosyjskie nazwiska, a czystych Rosjan ukraińskie… I to, co te dwa narody powiązało to właśnie był wiara prawosławna. Gdy ona została zniszczona, przyszła sowiecka urzędowa jedność, a gdy i ona upadła, okazało się, że ludzie ci nie potrafią się porozumieć. Z duchowego punktu widzenia – a on jest znacznie ważniejszy i bliższy prawdy, niż punkt widzenia duszewno-emocjonalny, czyli polityczny – przyczyną katastrofy i wzajemnego przelewania krwi jest niewiara, tak narodów, jak i ich wodzów.

W postsowieckiej sytuacji, gdy żywa była pamięć bolszewickich bestialstw, odradzała się, a raczej – wyłoniła się z podziemia trwająca i rozwijająca się od XIX wieku tożsamość narodowa ukraińska. Ten proces trwa obiektywnie i dynamicznie. I w dodatku rozwinął się w sposób najbardziej niekorzystny dla Rosji – to znaczy ma ostrze antyrosyjskie, a w warunkach obecnie trwającej wojny nastawione na eliminację wszystkiego, co rosyjskie, bez rozróżniania sowieckiego od rosyjskiego.

Dlatego Św. Męczennik Car Mikołaj – jako ruski car, mimo iż był przecież carem tak Wielkorusów, jak i Małorusów (dzisiaj mówimy – Ukraińców) nie jest w tej chwili żadną szansą dla, jak Pani powiedziała, pojednania. Patriarchat Moskiewski jest obecnie cerkwią rosyjską, a na Ukrainie – istnieje krwawiący podział cerkiewny. Obecnie jesteśmy świadkami przechodzenia parafii z Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej (związanej z Patriarchatem Moskiewskim) do Prawosławnej Cerkwi Ukrainy (narodowo-ukraińskiej), ma to nierzadko dramatyczny charakter. Można było na przykład zobaczyć w sieci, jak jedna z parafii, głosami zebranych wiernych postanowiła przejść w jurysdykcję PCU. Dotychczasowego, „moskiewskiego” kapłana poproszono o opuszczenie parafii, przyjechał nowy, z PCU, wszedł do cerkwi i triumfalnie ściągnął z ołtarza ikonę Św. Carskich Męczenników, których najwyraźniej szczególnie czcił dotychczasowy duszpasterz. Następnie pokazał z oburzeniem ludowi Bożemu jako „dowód zdrady” – „patrzcie, do kogo się tamten modlił, do ruskiego cara!!!”.

Taka wygląda rzeczywistość. Na Ukrainie trwa wciąż dramatyczny proces wzrostu świadomości narodowej, to się niektórym podoba, innym nie, ale to jest fakt. Ukraińcy walczą i tworzą swoją czystą narodowo, ukraińską cerkiew. W kontekście całego wieloletniego już konfliktu politycznego z Rosją, na płaszczyźnie narodowej i emocji związanych z obroną kraju, na pewno musiało dojść do zbliżenia PCU z Kościołem Greko-Katolickim. Zbliżenia ludzkiego – psychologicznego, ale też politycznego – społecznego, a może nawet i duchowego. W każdym razie na pewno sprzyja temu coraz bardziej oczywiste otwarcie na modernizm ze strony wielu przedstawicieli PCU. Tymczasem to właśnie Kościół Greko-Katolicki, jego środowisko, było pierwszym nośnikiem ukraińskiej świadomości narodowej, jeszcze w XIX wieku: i to ten kościół Austro-Węgry z politycznych względów zawsze próbowały uformować jak najbardziej antyrosyjsko (a przy okazji i antypolsko) – co wcale nie było trudne, zważywszy na to, że dogmatycznie i kanonicznie są to katolicy (a więc – nieprawosławni), a liturgiczny ich korzeń jest w zasadzie rusko-bizantyjski (czyli nie łaciński). To w Galicji najczęściej padają słowa, że „Rosję należy zniszczyć”, czy, sam słyszałem z ust jednej z galicyjskich posłanek do ukraińskiego parlamentu – „my żyjemy po to, by zniszczyć Moskwę. To jest nasza misja”. Jeśli takie myślenie dominuje również w PCU, a wydaje się, że w dużej mierze tak jest, to wniosek jest oczywisty – w panteonie ukraińskich wartości, czy świętych czczonych w PCU na pewno nie ma w tej chwili miejsca na św. Cara Męczennika, gdyż utożsamiany jest po prostu absolutnie stereotypowo i bezrefleksyjnie ze zbitką Putin-Stalin-Lenin, z agresją Rosji, z bombardowaniem. Tak po prostu jest. To jest tragiczny błąd, częściowo nieświadomy, często zamierzony. Ten błąd, utożsamiania bolszewii z Rosją przynosi dzisiaj w Polsce, Rosji i na Ukrainie propagandowe korzyści, ale bardzo utrudnia zrozumienie tego, co się naprawdę dzieje, o co chodzi i gdzie w tym wszystkim jest góra, a gdzie dół.

Świętego Cara Męczennika mogą zrozumieć ci, niezależnie od narodowości, dla których najważniejszą płaszczyzną dzisiejszego światowego konfliktu jest konflikt prawdy Bożej, chrześcijaństwa, prawosławia, z globalistyczną apostazją, przygotowującą nadejście antychrysta. Natomiast wielowarstwowy i łączący w sobie wątki duchowe, historyczne, polityczne i międzynarodowe konflikt na Ukrainie jest przeżywany przez naród ukraiński jako konflikt par excellence i wyłącznie państwowo-narodowy. Dlatego widzi on w Carze Mikołaju jeszcze jednego Moskala, który został kanonizowany tylko po to, by „wywyższyć rosyjski imperializm”. Oczywiście nie jest to prawdą, czego dowodzi chociażby wspominana już przez mnie wewnętrzna rosyjska i postsowiecka opozycja wobec kanonizacji Śww. Męczenników. Tu chodzi o coś znacznie głębszego i większego, niż polityczne losy jednego tylko państwa i narodu. Ale w obecnej sytuacji na Ukrainie na pewno tego nie są w stanie ani zrozumieć, ani przyjąć.

Zaś co do Rosji, pozostaje nadzieja, że dramatyczne wydarzenia, których jesteśmy świadkami, pomogą Rosjanom powrócić do pełni swojej duchowej i narodowej tożsamości i zrzucić z siebie pozostałości sowietyzmu. Tę drogę właśnie wskazuje męczeństwo Cara Mikołaja. Niektórzy publicyści i autorzy, również w Polsce, często chcą widzieć w Rosji ostatniego obrońcę wartości cywilizacji. Zapewne z ich perspektywy, ludzi, którzy dobrze znają Zachód z jego genderyzmem i głębią moralnego upadku, Rosja na jego tle rzeczywiście wygląda dobrze i daje jakąś nadzieję. Jednak obrona wartości jest sprawą świętą i bez Bożej pomocy niemożliwą. Gdyż wartości nie istnieją abstrakcyjnie, same w sobie, a są Chrystusowe. W obliczu totalnego i demonicznego na nie ataku, nie da się ich skutecznie bronić pod czerwonym sztandarem z sierpem, młotem i czerwoną gwiazdą, pod którymi to symbolami mordowano świętych i burzono cerkwie. Profesor Dugin, którego Państwo też często drukujecie (który, nota bene, w Polsce przez niektórych jest uważany przesadnie za „symbol Prawosławia”) wskazuje, że w dzisiejszej Rosji brakuje ideologii. Tą ideologią, to udowadnia trwająca wojna, nie może być postsowietyzm. Ale nie może nią być też żaden euroazjatyzm, jak proponuje Dugin, bo to są polityczne ideologie, odwołujące się do emocji i ludzkich pożądliwości (tego, co nazywamy po cerkiewno-słowiańsku strasti). Pustkę ideologiczną może w Rosji zapełnić tylko Chrystus, do którego drogą jest Święte Prawosławie. Nastał już ostateczny czas na powrót do niego.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Piwar

Ojciec Hiob
Ojciec Hiob

Notka biograficzna rozmówcy: Protosingel Hiob (Kadyło) – mnich i kapłan prawosławny, ur. w 1969 roku w Gliwicach. Absolwent Wydziału Prawa i Administracji oraz Wydziału Filozoficznego (Instytutu Socjologii) UJ, a następnie pracownik naukowy i doktorant tych wydziałów. Po przyjęciu Prawosławia w latach 90-tych – w 2002 otrzymał święcenia kapłańskie w PAKP. Od 2016 w jurysdykcji Eparchii Raszko-Prizreńskiej i Kosowsko-Metochijskiej (na wygnaniu) Serbskiej Cerkwi Prawosławnej.

Za: Myśl Polska: https://myslpolska.info/2022/07/16/meczenstwo-mikolaja-ii-punktem-zwrotnym-w-historii-swiata/

Przemysł rosyjski od ZSRR do sankcji – czyli w pogoni za statusem imperium.

pink-panther http://pink-panther.szkolanawigatorow.pl/przemys-rosyjski-od-zsrr-do-sankcji-czyli-w-pogoni-za-statusem-imperium

Tak dawno temu, że najstarsi ludzie nie pamiętają było sobie państwo, którego powierzchnia wynosiła 22.402.200 km2 a liczba ludności 286.730 tysięcy. Nosiło ono nazwę Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Zasadniczo jego misją było niesienie ludzkości szczęścia, zdrowia i pomyślności. I pokoju.
Zapewne dlatego miała największy na świecie arsenał broni , największą armię i największy przemysł zbrojeniowy. Bo chciała nieść szczęście, zdrowie i pomyślność oraz oczywiście pokój na wszystkie strony świata.
W tamtych czasach tj. przed i po II WW potęgę gospodarczą państw mierzono kilkoma prostymi wskaźnikami. Były nimi: wydobycie węgla, produkcja stali, produkcja cementu, energii elektrycznej i z czasem wydobycie ropy naftowej dla gwałtownie rozwijającego się transportu.

Warto je w skrócie przedstawić, bowiem znaczyły one bardzo wiele w systemie kształtowania świadomości jego obywateli. Liczby świadczące o wielkich osiągnięciach przemysłu ZSRR bombardowały z gazet państwowych, radia państwowego i z plakatów na ulicach i placach jego miast.

Produkcja stali w mln ton:

1935

1.USA – 36,2 2. Niemcy – 16,5 , 3. ZSRR – 11,0, 4.UK – 10,2 , 5. Francja – 6,6

1955

1.USA – 104,7 , 2. ZSRR – 48,1, 3. Niemcy – 26,3, 4. UK – 20,9, 5. Francja – 13,3

1970

1.ZSRR – 121,6 , 2.USA -111,3, 3.Japonia -90,9, 4. Niemcy – 40,9, 5.UK – 24,5

1985

1.ZSRR – 157,7 , 2.Japonia -101,7, 3.USA – 76,9, 4.Chiny – 49,6, 5.Niemcy – 38,7

Eksport broni w mln USD

1950

1.ZSRR –3.977 , 2.UK – 2.282, 3.USA – 1.427, 4.Holandia – 199, 5. Włochy – 141,0

1960

1.ZSRR – 6.360,0, 2.USA – 6.019,0, 3.UK -2.164,0, 4.Francja -944,0, 5.Czechosłowacja -598,0

1970

1.ZSRR – 9.932,0, 2.USA -9.328,0, 3.Francja – 1.732,0. 4.Niemcy -1.540,0, 5. Chiny -936,0

1980

1.ZSRR -17.768 , 2.USA – 11.119, 3.Francja – 3.801, 4.UK – 1.799, 5. Niemcy

1995

1.USA – 11.160, 2.Rosja – 3.857, 3.Niemcy – 1.550, 4.UK – 1.497, 5.Francja -1.118

Produkcja cementu w mln ton

1960

1.USA -58,7 , 2.ZSRR – 51,7 , 3.Niemcy -27,4, 4.Japonia – 25,1 , 5.Włochy – 18,2

1975

1.ZSRR – 137,1, 2.Japonia -75,8 , 3.USA – 74,8 4.Chiny – 44,9, 5.Niemcy – 37,5

1990

1.Chiny – 209,7, 2. ZSRR – 135,9, 3.Japonia – 85,9, 4.USA – 70,8, 5.India – 49,3

Nadszedł rok 1991 i imperium pod nazwą ZSRR opuściło w pośpiechu kilka niewdzięcznych państw i pozostawiło osamotnione twarde jądro czyli Rosję. Powierzchnia tego nowego-starego państwa zmniejszyła się do 17 mln km 2 a ludność w roku 2020 wynosiła 143 mln (bez Krymu).

Ponieważ jednak większość zakładów przemysłu ciężkiego oraz kopalnie cennych minerałów oraz ropy i gazu znajdowała się na terenie Rosji, uznano, że jeśli coś było dobre kilkadziesiąt lat, to nie ma potrzeby aby to zmieniać.

Co oznacza, że jeżeli od lat 20-tych XX w. w ZSRR gałęzie przemysłu lekkiego pozostawały do roku 1989 w formie szczątkowej , w Rosji nie dokonano radykalnej zmiany w tym zakresie.

Niezbędne produkty po prostu importowano a po roku 2000 zezwolono na wejście kapitału zagranicznego i na budowę niewielkich zakładów produkcyjnych np. chemii gospodarczej czy samochodów osobowych.

I było świetnie. Miliarderzy importowali luksusową markową odzież i meble i wyposażenie łazienek z Włoch i Francji a dla ciemnego rosyjskiego ludu ciuchy sprowadzano oczywiście z Chin.

Nawyki klas rządzących nabyte w złotych czasach ZSRR, kiedy niezadowolenie robotników niemieckich w 1953 roku , węgierskich w 1956 r. czy czeskich w 1968 – neutralizowała Armia Czerwona pozostały .

Pozostały tym bardziej, że zachwyceni zagraniczni inwestorzy z „zaprzyjaźnionych państw” tj. Niemiec, Francji, Holandii czy Wielkiej Brytanii zapewniali o swoim podziwie, szacunku i notorycznie chcieli wszystko „konsultować z potęgą światową”.

Tymczasem lata mijały i statystyki zaczęły mówić o innym położeniu Rosji światowych rankingach. Ale chyba nowe statystki dały do myślenia właścicielom jachtów za 200 mln USD (z doczepioną małą łodzią podwodną) oraz nieruchomości w Londynie i na francuskiej Riwierze.

Jak więc wyglądało w statystykach położenie przemysłu rosyjskiego w roku 2020.

Najlepiej miał się nadal przemysł zbrojeniowy ale z innymi „filarami przemysłu” było już gorzej. W porównaniu z konkurencją.

Przemysł zbrojeniowy w mld USD

1.USA – 9.372 , 2. Rosja – 3.203, 3.Francja – 1.995, 4.Niemcy -1.232. 5. Hiszpania -1.201

Produkcja stali w mln ton

1.Chiny – 1.064,8, 2.India – 100,3, 3. Japonia – 83,2, 4. USA – 72,7, 5. Rosja – 71,6

Wydobycie węgla w mln ton

1.Chiny – 3.902, 0 2. India – 756,5, 3. Indonesia – 562,5, 4.USA – 484,7, 5.Australia – 476,7, 6. Rosja – 399,8, 7. RPA – 248,3

Produkcja cementu w mln ton

  1. Chiny – 2.500 , 2. India – 330, 3.Wietnam – 100, 4.USA – 92, 5. Turcja – 76, 6.Indonezja -66, 7.Brazylia – 65, 8.Iran – 62, 9. Rosja – 56

Produkcja energii elektrycznej w TWh

1.Chiny – 7.051, 2.USA – 4.417, 3. India – 1.636, 4. Rosja – 1.127, 5.Japonia – 1.101, 6. Kanada – 663

Produkcja samochodów w mln sztuk

1.Chiny – 26,1, 2. USA – 9,17, 3. Japonia – 7,85, 4.Indie – 4,4 , 5. Korea Płd. – 3,5 , 6.Niemcy – 3,3 , 7,Meksyk – 3,1, 8.Brazylia – 2,3, 9.Hiszpania – 2,1, 10. Tajlandia – 1,7, 11. Rosja – 1.57, 12. Francja – 1,35.

Powyższe dane statystyczne pokazują, że jedynym przemysłem dającym przewagę nad innymi państwami był przemysł zbrojeniowy. Co do innych danych, to  imperialną wielkością nie powiało. 
W przypadku przemysłu samochodowego Rosja miała tradycję rodem z ZSRR produkcji samochodów osobowych (Żyguli, Moskwicz, Łada, Wołga) i ciężarowych (Kamaz). Tyle, że była to produkcja dla ścisłej elity ZSRR a obecnie przemysł samochodowy na świecie ma pracować dla szarego człowieka.

Żeby zamknąć rozdział „historyczny” czasów wielkiej chwały przemysłu ZSRR godzi się wspomnieć o produkcji energii elektrycznej w elektrowniach atomowych.

W roku 2020 Rosja w produkcji energii elektrycznej w elektrowniach atomowych zajmowała czwarte miejsce po USA , Chinach i Francji z produkcją 201.821 jednostek. USA wyprodukowały 789.919 jednostek, Chiny 344.748 a Francja – 338.671. Jednostki te określono tajemniczo GbHll. Albo podobnie.

Jak więc widać, w tzw. starych przemysłach Rosja jeszcze przed wojną już nie należała do ścisłej czołówki, jakkolwiek mieściła się w pierwszej dziesiątce.

Gorzej sytuacja przedstawiała się z przemysłami ,które burzliwie rozwijały się od lat 80-tych XX w a w Europie nawet wcześniej bo przed II WW. Chodzi o przemysł chemiczny. Obecnie nazywany „matką wszystkich przemysłów”.

Jest to grupa gałęzi przemysłu opierająca się na takich surowcach jak ropa naftowa, gaz ziemny, powietrze i inne a oferująca ponad 70 tysięcy produktów: od tabletek na ból głowy i opon po mydełko Fa, szampony, kremy ale też pianki poliuretanowe, kleje , żywice melaminowo-formaldehydowe i setki innych produktów mających zastosowanie zarówno w gospodarstwie domowym, w lecznictwie ale też w budownictwie, przemyśle samochodowym, w produkcji podłóg, okien, tekstyliów, nawozów, środków ochrony roślin i tak dalej i tak dalej.

No więc w przemyśle chemicznym, który zdominował przełom wieku XX i XXI Rosja występuje jedynie śladowo. Z jakimiś pozostałościami z czasów ZSRR : produkcja nawozów, trochę wyrobów petrochemicznych na bazie ropy naftowej no i oczywiście najsłynniejszy wyrób o symbolu chemicznym C2H5OH. Taki żart.

Statystyki roku 2020 w przypadku przemysłu chemicznego są dla Rosji porażające. Wśród 25 największych firm światowych tej branży nie ma ani jednej rosyjskiej.

Wg statystyk organizacji producentów chemicznych CEFIC w roku 2020 wartość sprzedaży przemysłu chemicznego w mld euro krajów największych producentów przedstawiała się następująco:

  1. Chiny –      547,
  2. EU (27) –    499 ( w tym Niemcy – 190, Polska – 57)
  3. USA –          426,
  4. Japonia –   144,
  5. Płd. Korea – 102,
  6. India –          92,
  7. Tajwan –      66,
  8. Brazylia –     54
  9. Rosja –         40

Jak podaje organizacja producentów przemysłu chemicznego CEFIC , dane za rok 2020 wg organizacji producentów przemysłu chemicznego dla krajów należących do EU przedstawiają się następująco :

          Kraj                Obroty w mld Euro                 Zatrudnienie             Liczba fabryk

  1. Niemcy                        190,6                                  464.437                         2.061
  2. UK                                   85,8                                  161.000                        3.700
  3. Francja                           68,4                                  168.420                           300
  4. Hiszpania                       64,5                                 209.300                         3.088
  5. Holandia                       62,0                                     46.000                            390
  6. Belgia                            61,0                                     95.500                            720
  7. Polska                            57,0                                   323.000                      13.000
  8. Włochy                          51,0                                    110.000                        2.800
  9. Turcja                            47,0                                    370.000                      22.000
  10. Szwecja                         36,0                                      53.000                        2.520
  11. Finlandia                       21,7                                     34.100                           852
  12. Czechy                           15,5                                   129.000                       1.839
  13. Austria                           15,1                                      46.800                         223
  14. Norwegia                       10,7                                     13.000                          b.d.

Jeśli chodzi o konsumpcję produktów chemicznych do dalszego przetwórstwa w roku 2020 Rosja nie znalazła się w pierwszej dwunastce.

Natomiast wiadomo, że w ostatnich latach poprzedzających inwazję Rosji na Ukrainę inwestowały tam największe firmy chemiczne z branży gospodarstwa domowego, kosmetyków i farmaceutyków ale głównie w sieci sklepów i eksport bezpośredni.

W tej dziedzinie najbardziej zaangażowane były takie firmy jak: Henkel, Procter& Gamble, Unilever , których produkty takie jak proszki do prania, szampony, pampersy, kosmetyki, mydełka etc. pojawiły się w sklepach sieciowych.

Są informacje, iż np. największy niemiecki i światowy producent chemiczny BASF ma na terenie Rosji 12 fabryk, ale szczegółów brak , przynajmniej w prasie ogólnodostępnej. I tak jest z innymi wielkimi korporacjami chemicznymi. Miewają po jednej lub kilka niewielkich instalacji albo po prostu magazyny w rejonie wielkich miast.

Na przykład Procter& Gamble kupił fabrykę w Nowomoskowsku, w której produkuje proszki do prania. A w St. Petersburgu ma fabrykę Gilette. Na rosyjskim rynku oferuje 70 marek, które i my znamy: Head& Shulders, Ariel, Always, Gillette, Oral-B i tak dalej.
Dopiero po roku 2015 zaczęły się pojawiać w prasie branżowej komunikaty o zamiarach budowy niewielkich jednostek chemicznych , jak na przykład instalacja melaminy w miejscowości Gubakha w rejonie Permu na bazie technologii szwajcarskiej firmy Casale we współpracy z rosyjską firmą Metafrax.

W przypadku przemysłów XXI w. czyli w tzw. high tech sytuacja wyglądała w ostatnich latach przed inwazją na Ukrainę jeszcze ciekawiej,

Jak pokazuje lista TOP -40 eksporterów high tech za rok 2018 czyli jeszcze przed covid Rosja zajmowała ambitne 31 miejsce ale za to z dwukrotnie mniejszą wartością eksportu niż miało nasze małe lecz dumne imperium, które zajmowało 23 miejsce.

Oto wzmiankowana lista wartości eksportu high-tech w mld USD wg krajów za rok 2018:

1.EU ogółem – 763,2

2. Chiny – 654, 2

3.Germany – 207,4

4.Korea Płd – 188,5

5.Hong Kong – 158,6

6. USA – 156,5

7.Singapur – 154,1

8.Francja – 116,4

9.Japonia – 110,3

10. Malezja – 87,72,

11-Holandia – 84,61

12.UK – 76,29

13.Meksyk – 75,41

14.Wietnam – 74,11

15.Tajlandia – 42,95

A potem długo nic i

20. Włochy – 33,84

21.Kanada – 30,45

22.Szwajcaria – 30,09

23. Polska – 21,75

a dalej

30. Brazylia – 11,04

31. Federacja Rosyjska – 10,14

32.Dania – 9,47


Chyba zostawimy bez komentarza.

=========================

W kategorii pod nazwą „Mobile internet Speed” Rosja zajmuje dumne 97 miejsce z wynikiem 17,85 Mbps (cokolwiek to jest) a przed nią na przykład Nepal na 91 miejscu – 18,42.

Polska zajmuje  45 miejsce – 37,79, USA – miejsce 22 z wynikiem 53,31

a pierwsza piątka to: 5. Chiny – 96,84, 4.Katar – 97,90, 3. Korea Płd – 104,98, 2. Norwegia – 116,55 i 1. Emiraty Arabskie -136,42.

Jak można się domyślać, w kierownictwie Federacji Rosyjskiej , które pamięta jeszcze świetlane czasy ZSRR, dane dotyczące produkcji  high tech , liczby smartfonów na obywatela , czy szybkości połączeń internetowym  na terenie kraju  były do chwili nałożenia sankcji  problemem z gatunku nieistniejących.  Ewentualnie  luksusowy model smartfona zdobionego brylancikami  w rękach córki  jakiegoś oligarchy mógł był wzbudzić emocje.  Poważni mężczyźni w poważnej rosyjskiej polityce   uznawali  za najbardziej zasługujący na uwagę i troskę  przemysł zbrojeniowy. Niezależne od tego , ile potrzebował gwoździ. Bo dla tego przemysłu gwoździe musiały się znaleźć.  Jego  produkty były promowane osobiście przez samego pana Putina. I który to przemysł budził oczekiwaną grozę i szacunek w oczach świata.

Przemysł ten jest co prawda nieco kosztowny zarówno w projektowaniu jak i w testowaniu ale ze względu na cele strategiczne Federacji Rosyjskiej, które objawiły się nam w całej pełni 24 lutego, jak najbardziej konieczny. Chodzi oczywiście o tzw. „zbieranie ziem ruskich”.

Od roku 2014 i przejęcia Krymu bez jednego wystrzału oraz zajęcia części obwodów Doniecka i Ługańska pod pretekstem obrony rosyjskojęzycznych obywateli było jasne przynajmniej dla władz Federacji Rosyjskiej, że chwila otwartej konfrontacji nadejdzie i wobec tego takie cele jak dobrostan obywateli Rosji, poziom życia emerytów, praca i mieszkania dla ludzi młodych muszą zejść na plan dalszy.

Wszystkie ręce zostały rzucone na pokład czyli na utrzymanie zbrojeniówki jako priorytetu. Jeśli gdzieś zabrakło prądu, wody albo drogi czy łącza internetowego to sorry, ale Matuszka Rosja ma ważniejsze problemy i cele.

No i nadszedł dzień 24 lutego 2022 r. I następne 3 dni oraz następne 130 dni, w czasie których cały świat w osłupieniu oglądał w trybie on-line coś, co fachowcy od sprzedaży nazywają : anty-promocją produktu.

Pan Putin i jego generałowie dzień po dniu i godzina po godzinie prezentują nam owoce pracy rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego oraz wyniki głębokiej pracy umysłów członków sztabu generalnego Federacji Rosyjskiej. A całą tę prezentację sprzętu wojskowego uważnie obserwowali potencjalni kupcy.

I co oni mogli pomyśleć po tym, jak w ciągu 5 tygodni armia rosyjska utraciła w konfrontacji z o wiele słabszym przeciwnikiem : 1000 czołgów, co najmniej 50 helikopterów, 26 myśliwców, 350 sztuk artylerii i zadziwiająco wysoką liczbę jednostek marynarki wojennej.

Oni mogli pomyśleć, że rosyjska broń ofensywna jest ROZCZAROWUJĄCA (cytuję rozżalonego komentatora rosyjskiego). Podobno wskaźniki awaryjności pocisków sięgały aż 50-60% z powodu wad konstrukcyjnych. Co musiało u potencjalnych kupców „wzbudzić poważne wątpliwości”.

Co mówią o tej sytuacji ludzie z branży?

Po pierwsze pojawiła się opinia, że „…STRATA ROSJI TO ZYSK CHIN…” , bowiem Chiny chcą zająć miejsce Rosji w handlu bronią. A jest o co walczyć, bowiem w latach 2015-2020 Rosja zarobiła na eksporcie broni łącznie 34 mld USD.

Chiny nie mogą jeszcze konkurować z bronią USA czy europejską ale w obliczu , mówiąc grzecznie, braku sukcesu broni rosyjskiej, mogą już się przygotowywać np. do budowy okrętów wojennych, bowiem mają bardzo dużą flotę handlową. Dzisiaj Chiny mają udział 4,6% w handlu bronią, USA 39% a Rosja – 20%.

Następne skutki tej wyjątkowej „anty-promocji” rosyjskiego uzbrojenia to: zwycięstwo amerykańskich producentów broni na rynkach oraz przystąpienie wielu krajów do produkcji własnej broni.

Co oznacza , że Rosja ma problem z jedynym przemysłem, w którym pozostała do roku 2020 w ścisłej czołówce światowej i miała z niego , poza ropą i gazem całkiem spore dochody w eksporcie.

Podobno 3 z największych 40 importerów broni czyli Pakistan, Bangladesz i Birma kupują już broń u Chińczyka.

A 90% eksportu broni rosyjskiej to około 10 krajów.

A konkretnie, jak pisze Al. Jazeera , do :

1.India – 6,5 mld USD (23,3%),

2. Chiny – 5,1 mld USD (18,2%)

3. Algieria – 4,2 mld USD (14,9%),

4.Egipt – 3,3 mld USD (11,8%)

5.Wietnam – 1,7 mld USD (5,9%)

6.Kazachstan – 1,2 mld USD (4,3%)

7.Irak -1,2 mld USD (4,3%)

Czy to się utrzyma w przyszłości? Przypuszczam, że wątpię.

Tyle o sytuacji na „froncie wewnętrznym”. Jak widać, nie jest ona lekka.

Na „froncie wewnętrznym” też nie jest lepiej a raczej gorzej.

Oto wczoraj podano informację, iż produkcja przemysłu samochodowego padła o 96,7%. Oczywiście z powodu braku komponentów do produkcji bo wyczerpały się zapasy a tzw. kontrabanda nie została skutecznie uruchomiona na poziomie , jaki utrzymałby produkcję.

W wywiadzie z ekspertem od rosyjskiego przemysłu samochodowego panem Siergiejem Asłanianem puszczonym na youtubie mogliśmy usłyszeć m.in. takie informacje:”… Cudzoziemcy pracowali za nas a my w tym czasie nie robiliśmy niczego. Lecz cudzoziemcy uznali, że my jesteśmy faszystami, agresorami. Jeśli Henry Ford sponsorował za swoje pieniądze NSDAP, to oni tą drogą NIE PÓJDĄ. Oni nie będą popierać faszyzmu…”.

Komentatorka Oksana Yatsenko napisała: „… Putin powiedział :”… A co wam samochód, jeśli dróg nie ma…”. I rzeczywiście Rosja ma relatywnie niewielką sieć dróg jak na tak wielkie terytorium i coraz więcej miejscowości cierpi tam na coś, co w Polsce nazywa się „wykluczeniem transportowym”.

Podobne problemy dotykają inne branże przemysłów, bo braki części zamiennych i podzespołów , dostarczanych do niedawna z importu właśnie teraz narosły do poziomu uniemożliwiającego produkcję. Pan Putin może zmuszać przez jakiś czas właścicieli fabryk do wypłacania całości lub części wynagrodzeń aby nie ujawniać bezrobocia, ale to nie może trwać w nieskończoność.

Tymczasem zachodnie wielkie koncerny, które zarabiały miliardy na eksporcie do Rosji, zwłaszcza produktów i półfabrykatów chemicznych starają się odkładać ostateczną decyzję o odejściu. Proces decyzyjny odbywał się w kilku fazach. Tuż po 24 lutego były to oświadczenia o „rozważaniu odejścia” i oczywiście potępienie wojny. I czekały na zwycięski koniec działań armii rosyjskiej na Ukrainie.
Kiedy po kilku tygodniach to nie nastąpiło, koncerny zwłaszcza niemieckie i francuskie zaczęły wydawać oświadczenia, że „będą dostarczać do Rosji jedynie produkty niezbędne do życia ludności” . Co nie jest proste z uwagi na kolejne pakiety sankcji.
A ostatnio pojawiły się komunikaty zagranicznych koncernów, które rozpoczęły jakiejś inwestycje produkcyjne w Rosji lub miały takie w planie – iż rezygnują z inwestowania w Rosji. A niektóre z nich wycofały się z zapasami a nawet maszynami.

W tym tygodniu odeszli z rosyjskiego rynku dwaj najwięksi dostawcy smartfonów . W efekcie ruszył rynek smart fonów „z drugiej ręki” a władze rosyjskie w ramach programu państw ego „ZASTĘPUJEMY” (zastępujemy zagraniczne produkty) już ogłosiły, że wprowadzą na rynek smartfona produkcji własnej o tajemniczej nazwie „Tyyiva”.

Gorączkowe poszukiwania krajów chętnych do odegrania roli „kanału przerzutowego kontrabandy” dla ponownego uruchomienia zakładów przemysłowych w Rosji są w toku , ale nie wydaje się, aby pojawiali się entuzjastyczni kandydaci. Ryzyko staje się zbyt duże. A czy Rosja się później odwdzięczy?

A tymczasem cena ropy spadła poniżej 100 USD .
Marzenia o powrocie do statusu imperium pierwszej wielkości oddalają się z prędkością światła. Na razie Rosja musi się zadowolić statusem „imperium trzeciej wielkości”. A może być jeszcze gorzej.

I nie pomoże gorące poparcie Niemiec i Francji , które z chciwości najbardziej przyczyniły się do niedorozwoju wielu branż Federacji Rosyjskiej , traktując ją jak republikę bananową. Na jej własne życzenie zresztą.

No i pozostaje jeszcze pytanie najbardziej dręczące tutejszych gorących patriotów: „Kiedy i gdzie Rosja napadnie na Polskę?” Nieśmiało podpowiem, że najpierw musi „ zwyciężyć na Ukrainie”.

A rzucanie bomb atomowych na kraj, w którym jest tyle zakładów przemysłowych i konsulatów największych przyjaciół Rosji czyli Niemiec i Austrii to byłoby chyba nieco przeciwskuteczne.

Roczna produkcja amunicji amerykańskiej… a gospodarka Rosji.

Rainer Rupp https://www.bibula.com/?p=134934

Jednym z największych błędów popełnianych przez decydentów USA/NATO i ich doradczych „ekspertów” jest to, że całkowicie nie docenili rosyjskiej gospodarki, jej głębi i niezwykłej odporności, i nawet teraz nadal trwają w swoich głupich uprzedzeniach, że Rosja jest „ stacją benzynową posiadającą broń jądrową”. Komentatorzy twierdzą, że rosyjska gospodarka nie jest większa niż w Teksasie czy Belgii i pojawiają się pytania, czy Rosja produkuje coś poza gazem i ropą na eksport.

Jednak ci ludzie nigdy nie pytają, jak duży jest rosyjski program kosmiczny, ile atomowych okrętów podwodnych produkuje ten kraj, ile nowych stacji metra, lotnisk lub mostów buduje się i otwiera w Rosji rocznie, ile typów samolotów i ciężarówek jest wyprodukowane przez Rosję lub ile żywności jest uprawiane i eksportowane. Zamiast tego dokonuje się głupich porównań ze wskaźnikami, które raczej zniekształcają niż mierzą siłę realnej gospodarki Rosji, licząc głównie nadęty balon bilansów,nagromadzone jako fikcyjne bogactwo w zachodnich systemach finansowych i bankowych, rozdęte ponad wszelkie wyobrażenia.

Gdyby mieli za podstawę porównania użyć rzeczywistej produkcji rosyjskiej gospodarki, zamiast stale zajmować się absurdalnym produktem krajowym brutto (PKB) w przeliczeniu na rubla dolarowego, to zainteresowani politycy już dawno zrozumieliby, że rosyjska gospodarka jest prawie samowystarczalna. Ale tak wiele intelektu nie można oczekiwać od podżegaczy wojennych USA/NATO, zwłaszcza że zniszczyłoby to ich wiarę we własną propagandę. Pozostają więc przekonani, że rzekomo słaba gospodarka rosyjskiej „stacji benzynowej z bronią jądrową” wkrótce upadnie na skutek zachodnich sankcji. A jeśli nie teraz, to trzeba dorzucić jeszcze kilka szalonych sankcji, które – jak teraz widać – przede wszystkim niszczą unijne gospodarki i wzmacniają Rosję.

Dobrze znany think tank US Air Force „RAND” opracował nawet całą strategię ruiny Rosji na podstawie tego błędnego przekonania. W ważnym raporcie z 2019 r. RAND zauważa, [zob. tutaj] że ​​„największa bezbronność Rosji” leży w jej rzekomo jednowymiarowej gospodarce, która jest stosunkowo niewielka, całkowicie zależna od eksportu energii na Zachód, a zatem łatwo może być zniszczona przez sankcje.

Pomimo obecnego boomu na propagandę wojenną w fałszywych wiadomościach na temat Ukrainy i Rosji, zawsze od czasu do czasu zdarza się odrobina szczęścia, dzięki której zainteresowana publiczność może dojrzeć przebłysk prawdy, która w czasie wojny jest bardzo nieśmiała, w medium specjalizującym się w analizie wojskowej. Omawiana sprawa dotyczy raportu opublikowanego na stronie internetowej szacownego think tanku brytyjskiego wojska, Royal United Services Institute (RUSI), który bada strategiczną głębię zachodniego i rosyjskiego przemysłu obronnego. Tytuł wykładu autora RUSI Alexa Vershinina brzmi „The Return Of Industrial Warfare” i w ten sposób autor nie dostarcza niczego więcej i niczego mniej niż klucz do zrozumienia obecnej i przyszłej trajektorii wojny na Ukrainie i poza nią.

W swoim wystąpieniu Vershinin podkreśla, że ​​wojna na Ukrainie pokazała, że ​​era wojny przemysłowej jeszcze się nie skończyła, ponieważ masowe zużycie wszelkiego rodzaju ciężkiej broni, pojazdów i amunicji wymaga dużej bazy przemysłowej dla uzupełnień. Vershinin przywołuje dobrze znaną rosyjską formułę wojskową: „ilość wciąż ma swoją jakość”, jeśli chodzi o zaopatrywanie setek tysięcy walczących żołnierzy w polu. W tym kontekście wymienia kilka interesujących liczb dotyczących układu sił w wojnie ukraińskiej. Zgodnie z tym, Ukraina rozmieściła 250 000 żołnierzy od początku wojny, dodając kolejne 450 000 niedawno zmobilizowanych, ale słabo wyszkolonych żołnierzy. Według Vershinina przeciwstawia się im 200-tysięczne wojska rosyjskie i sojusznicze z Republik Ludowych Donbasu.

Czytelnik powinien się tu na chwilę zatrzymać.

Jeśli te liczby są prawidłowe,a nie widzę powodu, by nie ufać liczbom RUSI, zwłaszcza że rzucają one w złym świetle brytyjskiego protegowanego Ukrainę, to pokazuje to, że Ukraina, pomimo ogromnej przewagi liczebnej nad rosyjskimi i sojuszniczymi siłami zbrojnymi Ludowych Republik ma zamiar przegrać lub już przegrała bitwę w Donbasie.

Jednak tradycyjna nauka wojskowa zakłada, że ​​atakujący musi mieć przewagę 3 do 1 nad obrońcą w dobrze ufortyfikowanych instalacjach, aby mieć jakąkolwiek szansę na sukces. W Donbasie proporcja jest jednak odwrotna, ponieważ Rosjanie mają przewagę liczebną. Walczą siłami ekspedycyjnymi złożonymi z oddziałów zawodowych wywodzących się ze stałej armii w czasie pokoju.

Rosja nie ogłosiła mobilizacji, w przeciwieństwie do Ukrainy, w wyniku czego przez pozostałą część wojny około 650 000 ukraińskich żołnierzy stanęło w obliczu 200 000 wojsk rosyjskich i sojuszniczych, a Ukraina przegrała pomimo wsparcia Zachodu. Powodem tego jest „wojna przemysłowa”, którą Rosjanie doskonale opanowali, podczas gdy baza przemysłowa Ukrainy została już zniszczona, a USA i inne kraje NATO straciły tradycyjne moce produkcyjne i zapasy amunicji i części zamiennych ponieważ zamienili tę starą, kosztowną metodę na tańszą metodę „just in time”.

A potem autor Vershinin wyjaśnia, dlaczego zaopatrzenie tych armii w setki tysięcy żołnierzy i tysiące dział, czołgów itp. w broń, amunicję, części zamienne, paliwo, smary, żywność, leki itp. jest ważnym zadaniem. Dla Ukrainy zaopatrzenie w amunicję stało się szczególnie trudne, ponieważ Rosjanie ze swoimi zdolnościami i precyzyjnymi atakami rakietowymi głęboko w głębi Ukrainy zniszczyli nie tylko tamtejszy przemysł zbrojeniowy, ale także magazyny amunicji, węzły logistyczne i sieci transportowe .

Chociaż armia rosyjska również ucierpiała od kilku ukraińskich ataków transgranicznych i aktów sabotażu, były to ukłucia szpilki niewspółmierne do olbrzymich strat Ukrainy.

Jednak tempo zużycia amunicji i sprzętu armii ukraińskiej może utrzymać tylko duża baza przemysłowa. Po zniszczeniu własnej bazy Ukraina zwraca się do Zachodu o pomoc, ale na Zachodzie nie ma już takiej zdolności przemysłowej do prowadzenia wojny na dużą skalę z setkami tysięcy żołnierzy, ponieważ w ciągu ostatnich 30 lat USA/NATO Zachód przygotowały tylko w przypadku konfliktów o niskiej intensywności przeciwko trzeciorzędnym siłom militarnym, w których to siły powietrzne USA, a nie siły lądowe, poniosły główny ciężar. Rzeczywistość na Ukrainie, zdaniem Vershinina, jest więc konkretnym ostrzeżeniem dla krajów zachodnich o ograniczonych zdolnościach wojskowo-przemysłowych, które obecnie mogą nie mieć nawet zdolności przemysłowej do prowadzenia wojny lądowej na dużą skalę.

Następnie Vershinin zwraca się do aktualnego zużycia amunicji w walkach na Ukrainie. Jednak ani ukraińskie, ani rosyjskie siły zbrojne nie publikują dokładnych danych o zużyciu amunicji. Ale okrężną drogą, np. na podstawie oficjalnie ogłoszonych danych z misji ogniowych, ogłaszanych przez rosyjskie Ministerstwo Obrony podczas codziennego briefingu prasowego, zużycie rosyjskiej amunicji można oszacować przy różnych założeniach lub ograniczyć do pewnego pułapu.

Viershinin szczegółowo opisuje, ile amunicji zużywa rosyjska bateria z sześcioma działami podczas misji strzeleckiej. Omawia różne operacje ogniowe o różnym zużyciu amunicji. Według jego szacunków wypuszcza się 7176 pocisków dziennie we wszystkich potyczkach ogniowych, choć podkreśla, że ​​szacunki te są zaniżone, zwłaszcza że zużycie amunicji przez artylerię sił zbrojnych dwóch republik Donbasu – Doniecką i Ługańską nie jest liczone przez rosyjskie Ministerstwo Obrony.

Opracowane przez autora liczby dla rosyjskich sił zbrojnych nie są idealne, ale dają wyobrażenie o logistycznym wyzwaniu. Vershinin porównuje następnie dane dotyczące produkcji w USA dla różnych rodzajów amunicji artyleryjskiej. Zauważa, że ​​w ostatnich latach Stany Zjednoczone zmniejszyły swoje zapasy amunicji artyleryjskiej. W 2020 roku zakupy amunicji artyleryjskiej spadły o 36 procent, do 425 milionów dolarów. Plan na 2022 r. zakładał zmniejszenie zamówień pocisków artyleryjskich kal. 155 mm do 174 mln USD, czyli 75 357 „głupich” pocisków M795 dla zwykłej artylerii. Dostępnych jest również 1400 pocisków XM1113 do wysoko ocenianych haubic M777 dostarczonych już na Ukrainę oraz 1046 pocisków XM1113 i 426 precyzyjnie naprowadzanych „inteligentnych” pocisków Excalibur.

Łącząc wszystko razem, Vershinin dochodzi do szokującego wniosku dla wszystkich ekspertów USA/NATO, że roczna produkcja amunicji artyleryjskiej w USA wystarczyłaby w najlepszym razie na dziesięć dni do dwóch tygodni dla intensywnej walki na Ukrainie.

Według Vershinina Stany Zjednoczone nie są jedynym krajem stojącym przed tym wyzwaniem. W niedawnej symulacji wojny z udziałem sił amerykańskich, brytyjskich i francuskich siły brytyjskie wyczerpały krajowe zapasy amunicji krytycznej już po ośmiu dniach. Nawiasem mówiąc, przypomina to zupełnie niesprowokowaną angielsko-francuską wojnę agresywną przeciwko Libii w 2011 roku, w której dwaj agresorzy już po kilku dniach zużyli swoją precyzyjną amunicję do zniszczenia libijskiego systemu obrony powietrznej, bez żadnego spektakularnego sukcesu i zwrócili się do USA o pomoc w dostawach, które następnie same stały się stroną wojenną za namową amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton.

Vershinin stwierdza dalej, że sytuacja w zakresie dostaw i zaopatrzenia USA dla naramiennych pocisków przeciwpancernych i pocisków przeciwlotniczych, takich jak Javelins i Stingers, nie jest dużo lepsza niż w przypadku amunicji artyleryjskiej. Stany Zjednoczone wysłały na Ukrainę 7000 pocisków Javelin – około jednej trzeciej ich zapasów – a kolejne dostawy mają nastąpić. Ale Lockheed Martin, producent Javelinów, produkuje tylko około 2100 rakiet rocznie, co może wzrosnąć do 4000 w ciągu kilku lat, jeśli zostaną podjęte odpowiednie działania. Jednak Ukraina twierdzi, że każdego dnia zużywa 500 pocisków Javelin. Ta liczba z pewnością nie jest prawidłowa, ale nawet gdyby Ukraina wystrzeliwała tylko 50 tych pocisków dziennie, w ciągu siedmiu tygodni wojny zużyłaby całą roczną produkcję USA.

W szczególności, Vershinin wydaje się być pod wrażeniem tempa zużycia pocisków manewrujących i taktycznych pocisków balistycznych przez rosyjskie siły zbrojne. Według jego obliczeń Rosjanie wystrzelili już od 1100 do 2100 rakiet. Stany Zjednoczone kupują obecnie rocznie 110 pocisków manewrujących PRISM, 500 JASSM i 60 Tomahawk. Oznacza to, według autora, że ​​w ciągu trzech miesięcy walki Rosja wystrzeliła czterokrotność rocznej produkcji rakiet w USA.

Jednak rosyjskie tempo produkcji można jedynie oszacować. Rosja rozpoczęła produkcję tego typu pocisków w ograniczonych początkowych seriach w 2015 roku, a nawet w 2016 roku serie produkcyjne szacowano na 47 pocisków. Oznacza to, że rosyjska produkcja rakiet trwa na pełną skalę dopiero od pięciu do sześciu lat.

Nie wiadomo, jakie były początkowe zapasy rosyjskich pocisków na luty 2022 r., ale biorąc pod uwagę zużycie w przeszłości i potrzebę zatrzymania znacznych zapasów na wypadek wojny z NATO, nie wydaje się, aby Rosjanie byli szczególnie zaniepokojeni i oszczędni w użyciu rakiet. W rzeczywistości wydaje się, że mają dość, aby używać pocisków manewrujących przeciwko celom taktycznym nawet na poziomie operacyjnym. Według Vershinina założenie, że Rosja ma w swoim ekwipunku 4000 pocisków manewrujących i pocisków balistycznych, „nie jest nierozsądne”. A ta produkcja prawdopodobnie wzrośnie pomimo zachodnich sankcji. W kwietniu br. na przykład rosyjska firma ODK Saturn, produkująca silniki rakietowe do modelu Kalibr, szukała kolejnych 500 wykwalifikowanych pracowników.

Konsekwencją tego wszystkiego jest to, że w długiej, dużej, konwencjonalnej wojnie między dwoma równie silnymi przeciwnikami zwycięzcą będzie ten, kto ma najsilniejszą bazę przemysłową w swoim kraju, a nie polega na dostawach „just-in-time“ z zewnątrz, być może nawet z nieprzyjaznych. krajów i nie musi na te dostawy czekać. Twój kraj musi albo mieć zdolność produkcyjną, aby produkować ogromne ilości amunicji, albo mieć inne gałęzie przemysłu, które można szybko przekształcić w produkcję amunicji.

Na szczęście zachodnie imperialistyczne państwa wyzyskiwaczy i podżegaczy wojennych nie mają już tych zdolności.

Rainer Rupp

Tłumaczył: Paweł Jakubas, proszę o jedno Zdrowaś Maryjo za moją pracę.

Oryginalny tekst ukazał się 1.07.2022 na stronie https://apolut.net/die-jahresproduktion-von-us-munition/

Wesprzyj naszą działalność [BIBUŁY md]

BRICS Summit Reaffirms that Russia Not as Isolated…

BRICS Summit Reaffirms that Russia Not as Isolated as NATO Suggests

Jun 28, 2022 https://www.zerohedge.com/geopolitical/brics-summit-reaffirms-russia-not-isolated-nato-suggests

The recent BRICS summit managed to run its course this past week with very little fanfare, despite the fact that Russia is in the midst of a conflict with Ukraine that has led to a worldwide economic war. China is edging towards a potential invasion of Taiwan, and much of the planet is in the middle of a stagflationary crisis in the meantime.

The one major takeaway from the summit was the reaffirmed stance of the BRICS that they would continue to work closely with Russia in economic terms.  

Since the beginning of the invasion of Ukraine, there has been a running narrative in the western media that sanctions and the removal of Russian access to the SWIFT network would crush the country within a few months, leaving them penniless and unable to project military power.  This has not happened.

A picture was painted by journalists and politicians of a completely isolated Russia, destroyed by a global cancel culture campaign that would de-nation them.  In reality, Russian trade, specifically their oil trade, has actually expanded.  Both China and India have increased their purchases of Russian oil while enjoying discounted prices.  Simultaneously, Europe and the US are suffering from oil and gas inflation and the EU is cutting vital oil and gas supplies from Russia.

Any economist with a brain and a familiarity with the BRICS could have predicted this outcome, but the bias within the mainstream media is a powerful thing.  If there were any doubts that the BRICS might distance themselves from Russia, these were put to rest in the BRICS statement on the Ukraine situation.  While supporting humanitarian efforts within Ukraine as well as diplomatic solutions, the BRICS member took swipes and NATO countries for opportunism and instigation.  In other words, there will be no breakup with Russia and BRICS markets will continue to remain open to them. 

This means that Russia’s war with Ukraine will be sustainable for many months to come, which means that sanctions and economic warfare will continue for many months to come.  Supply chain disruptions will continue unabated as Russian commodities remain off the market for the west, and this will add to the already high inflation we are currently dealing with.

Further economic escalation could even lead to BRICS allies engaging in trade warfare as well.  The situation has a powderkeg potential beyond anything the world has seen in decades.